04-11-2016, 23:16 | #1 |
Reputacja: 1 | [Traveller] Chrysomallos
__________________ He who runs away lives to fight another day Ostatnio edytowane przez Uzuu : 04-11-2016 o 23:21. |
06-11-2016, 10:06 | #2 |
Reputacja: 1 | Habitat normalnie pełnił funkcję mieszkalną dla kilkunastu ludzi, ale ten prowizorycznie przystosowano dla ograniczonej planetarnej administracji, co oznaczało tak naprawdę Nirada Sariffa, jego samego oraz sekretarkę. Był jeszcze gubernator Duvall, który choć wciąż dostawał wszystkie dokumenty do podpisu spędzał czas marnując cenną energię na wirtualne sny i ukrywanie się przed wszystkimi. Biuro gubernatora byłoby właściwym miejscem dla człowieka, który praktycznie przejął jego funkcję, ale Carl gubernatorem nie był, poza tym wśród kolonistów wciąż pojawiały się głosy o wojskowym zamachu stanu, dlatego pracował na improwizowanym biurku obok Elizy Meere, która właśnie delikatnie stukała w klawiaturę, wprowadzając do kompa wynik wczorajszej inwentaryzacji dostępnych środków czystości. Gdy pojawiła się Dominique, wiedział z czym przychodzi. Utrzymywał regularny kontakt z medycznym, wiedział o stanie jej męża. - Pani Elizo, będziemy w pokoju posiedzeń Gabinetu, o ile dobrze mi się zdaje powinien być teraz pusty. Zapraszam. Carl otworzył gościowi drzwi i zaprosił by usiadła. Pokój posiedzeń Gabinetu brzmiał dumnie, ale przypominał małą jadalnię na jakieś dziesięć osób. Jedyne co mówiło, że służy to ważniejszych celów to holoprojektor na środku stołu i wiszące na ścianach: flaga i godło Imperium Harlańskiego oraz ręcznie namalowany portret gubernatora, który najwyraźniej miał przypominać kto jest u władzy. Reszta była identyczna jak w mieszkalnych habitatach pozostałych osób. Problem z którym przyszła Pani Bouleau nie był niczym, z czym jego wojenne doświadczenie mogło pomóc. Na Kirke złamanych ludzi, którzy stawali się obciążeniem zwyczajnie utylizowano, w społeczeństwie gdzie żywność i przestrzeń życiowa były racjonowane nie było miejsca na skrupuły. Zwykle oznaczało to lobotomiczne i farmaceutyczne zabiegi, zmieniające chorego w posłusznego drona o minimalnej woli i inicjatywie używając podobnych, choć prymitywniejszych metod jak w przypadku szeregowego Mgujo, który był solidny i posłuszny, ale nieszczególnie lotny. A jego ulubioną rozrywką było powtarzalne czyszczenie broni. Dopiero później, gdy wojna się skończyła, a Karl przeszedł do służby cywilnej, odchodzić od "dostosowywania", choć tradycjonaliści wciąż nalegali by utrzymać stare procedury. - Ma Pani rację, oczywiście. Na wojnie jest to częsty przypadek, gdy żołnierz się załamuje, wtedy odpowiedzialność spada na jego oficera. Są odpowiednie reguły i porady, harlańscy oficerowie jednak zawsze bazują na podstawach. Żołnierz to nie cywil, i to co żołnierzowi by pomogło, cywila może złamać jeszcze bardziej. Mam jednak inne rozwiązanie. Kabbage wyciągnął notatnik i zapisał sobie krótki tekst. - Proszę wybaczyć, ale spraw jest wiele, a moja pamięć nie młodnieje. Jutro na porannym zebraniu poproszę Pannę Locke, by skontaktowała się z medycznym. Widziała wystarczająco dużo stref wojny by widzieć zarówno dotkniętych tym cywilów jak i żołnierzy, z wieloma zapewne rozmawiała. Jestem pewien że jej doświadczenie pomogą w rozwiązaniu tego problemu. Pingnął komunikator. - Panie Kabbage, mamy prośbę na użycie sterowca, najwyraźniej grupa zwiadowcza upolowała coś dużego. - Skontaktuj się z Orbitalnym Elizo i sprawdź czy nie przeszkodzi im to w niczym, jeżeli tak mają zgodę. Upewnij się też, że Panna Ama dowie się z wyprzedzeniem o wadze i rozmiarach zwierzęcia. Wciąż obowiązuje zakaz używania pojazdów paliwowych, ale jeżeli sterowiec nie da rady zleć analizę ile hydrogenu zejdzie, gdy trzeba będzie tam pojechać transporterem i prześlij ją Niradowi. To wszystko. Były oficer przerwał połączenie, gdy sekretarka potwierdziła otrzymanie poleceń i powrócił do swojego gościa. - Obowiązki - powiedział przepraszająco do Dominique - Wiem że oczekiwała Pani ode mnie bardziej bezpośredniego działania, ale doświadczenie nauczyło mnie, by pozwolić ludziom, którzy znają się na czymś lepiej ode mnie na spokojne wykonywanie ich obowiązków. Choć bywa to męczące daje lepsze efekty niż słuszny zapał amatora. Pani mąż oddał nam nieopisane usługi i proszę być pewną że równie niecierpliwie czekamy na jego wyzdrowienie.
__________________ Bez podpisu. Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 16-11-2016 o 21:52. |
06-11-2016, 13:13 | #3 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Kevin "222" Walker - pilot z fantazją Upolowali? Kevin zdziwił się sysząc ten zwrot użyty przez kolegów w rozmowie przez radio. Ale gdy skierował wzrok na widok odległy o paręnaście kroków od niego musiał przyznać, że tak. Chyba ten widok wpisywał się w klasyczny obrazek polowania. Choć klasycznie to chyba nie używało się terenówek jako głównej broni w tym polowaniu. Coś mu świtało, że chyba raczej rzadko się ich do takich celów używało. Ale nie był pewny. Nie był przecież ani łowcą ani myśliwym. Znaczy nie takim znaczeniu. Jak już to polował na inną zwierzynę. Taką uzbrojoną, poruszającą się z machowymi prędkościami, używającą różnych sztuczek i specsprzętu przeciw jego sztuczkom i specsprzętowi. Tak. To było podobne. Na pewno też tak się czuł i teraz. Zaraz po walce. Gdy przeżył, gdy wygrał, gdy pokonał przeciwnika to tak. Czuł się podobnie jak przy zestrzeleniu świetnie pilotowaną, nowoczesną maszynę. Bo zwierzak był trudnym przeciwnikiem. No i mimo swoich rozmiarów zaskoczył Walkera. Przecież zaczęło się tak głupio niewinnie. Miał odgonić stworka który i tak wydał mu się sporawy a potem wpadł w całe stado tych nosorożcowych stworów z czego jeden coś miał chyba do niego osobiście. No i zaczęły się te szaleńcze motorodeo. Góry, doły, lasy, młodniki, polany a tak i kamole czy pieńki pokryte w trawie które non stop wpadały pod koła ale raz mu akurat w decydującym momencie pomogły wyślizgać się z taranujących kłopotów. Ale w końcu wygrał. Przetrącił kark bestii taranując ją swoją rozpędzoną terenówką. Więc tak. Wygrał. Napocił się i namęczył by wygrać ale mimo to się udało! Więc zaraz po walce odczuwał typową euforię zwycięstwa gdy zobaczył jak przeciwnik upada i już się nie podnosi. Potężny zdawałoby się na pierwszy rzut oka niezniszczalny przeciwnik zdolny chyba staranować drzewo i zdemolować samochód razem z obsadą. A mimo to został pokonany! Potem jednak pilot miał czas ochłonąć. Euforia przeszła w znużenie i nawet lekkie osowienie. Wyczerpanie walką dawało znać. Obejrzał więc swój pojazd ale jak na tak ciężkie traktowanie to wyszedł z tej przygody bez szwanku. Usiadł więc na mascje opierając się o przednią szybę jak o oparcie kanapy i chrupał jakiegoś batonika popijając napojem izotonicznym. Mógł się w spokoju napatrzeć na to co w głównej mierze dopomógł uczynić. Leżało teraz te truchło i nawet teraz było większe od ich terenówki. Upolowali to? Tak, chyba tak. Można było to chyba tak zakwalifikować. Choć w ogóle tego aż dotąd nie planował ani nie nazywał polowaniem. Bronił się, atakował, walczył, uciekał ale polował? Chyba nie. No ale jakoś tak widocznie i tak wyszło. Teraz mieli tą padlinę dla siebie. - Rany... Myślałem, że mnie załatwi... - powiedział uśmiechając się lekko i zapatrzony w nieruchome obecnie truchło. Bał się. Tego, że stwór go dopadnie i zmasakruje razem z maszyną którą desperacko prowadził by mu umknąć. Albo fart przestanie mu sprzyjać i wpadnie na jakąś niewidoczną w trzęsącym się pojeździe przeszkodę czy wjedzie w coś co go wywali czy utknie. - Myślicie chłopaki, że nadaje się do jedzenia? - odezwał się do towarzyszy gdy już najpierw ochłonął a potem doszedł do siebie po tym nieplanowanym terenowym wyścigu. - Na moje oko nie ma co kombinować. Sterowiec przyleci to zabierzmy się razem z nimi. - podzielił się z resztą swoją opinią. Właściwie mieli się rozjrzeć po okolicy i może właśnie co upolować na spróbowanie co i jak tu wygląda. Jakieś próbki mieli jak wygląda ten świat poza obozem, sprzęt został sprawdzony i zdaniem Walkera sprawdził się. A wracać kołowo nie widział potrzeby jeśli można było wrócić drogą powietrzną. Poza tym w takich wypadkach zawsze wolał taki rodzaj transportu. Zwłaszcza jak pilotował takie latadełko.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
07-11-2016, 00:50 | #4 |
Reputacja: 1 | Mel położył ciężki but na głowę "Bronto" po czym zwrócił się do drona. - Złap mój lepszy profil. I zmieść chłopaków w kadrze.- Po tym nastąpił cichy pstryk a osobisty dron doktora Sofitresa potwierdził zrobienie zdjęcia krótkim komunikatem. Chwilę później obraz wyświetlił się na lewym "ekranie" okularów Mela, a ten szybkim mrugnięciem oka przesłał je do innych urządzeń w sieci. Zdjęcie, a raczej krótki pokaz slajdów ukazywał całą drużyną zwiadowczą z ich ofiarą w centrum kadru. Po lewej na dalszym planie stał Fireant Melatiosa, pomarańczowy, krzykliwy lakier pięknie odbijał promienie słońca, na prawo od niego stał Frank wpatrujący się jakby w niebo, jakby spoglądający zza horyzont. Był jak myśliwy nadal skanujący okolicę, choć prawdą było, że akurat w tym momencie starał się skontaktować z bazą i nawet nie wiedział o robionym zdjęciu. Niemniej pełny rynsztunek, karabin trzymany w jednej ręce i oparty na ramieniu oraz postawa łowcy powodowały, że był niekwestionowanym mistrzem drugiego planu. Bardziej na prawo i w samym centrum zdjęcia był oczywiście profesor. Mel w swoim brązowym płaszczu, bez zbędnych gadżetów i wielkim gnatem za pasem wyglądał jak szeryf z dzikiego zachodu. Dodatkowo rozwiane wiatrem czarne włosy i but na czole bestii dawały mu wizerunek twardziela jakiego rzadko znajduję się po tej stronie dyplomu z xenoantropologii. Z prawej strony obrazka stał drugi pojazd. Geep rudas również lśnił w blasku słońca, choć nie tak intensywnie jak krzykliwy Fireant. Na jego masce odpoczywał prawdziwy myśliwy tego polowania. Walker w przeciwieństwie do pozostałych dwóch "twardzieli" został uchwycony jako luzak. Typ który zabił bo mógł, a przy okazji nie zadrapał za bardzo auta. Przy zderzaku Geepa, w lekkim przysiadzie znajdował się ostatni członek drużyny. Anders przyglądał się właśnie stanowi pojazdu gdy dron złapał go na zdjęciu. Jeremiasz z twarzy nie wyglądał na inteligenta, niemniej technik mechanik w głowie olej ma. Do tego jak każdy marines miał wymagany rozmiar w bicepsie i szóstkę z plusem z zabijania. Kolejny twardy skurwysyn na pamiątkowej fotce z pierwszego polowania kolonistów. Byle tylko w podręcznikach do historii nie pojawiło się, że był to zwykły roadkill. Mel pomyślał patrząc z uśmiechem na zdjęcie. W końcu do jego uszu dotarła rozmowa dwóch z trzech towarzyszy. - Walker ma rację, nie ma co się bawić w obozy. Zanim go rozbijemy już trzeba będzie go zwijać. Można jednak rozpalić palę ognisk dla odstraszenia drapieżników. Zwłaszcza jeśli w okolicy szaleje kolejny z tych pierdolniętych jaszczurów. Co do żarcia Kev to powiem ci to co powiedzieli mi kiedyś pewni autochtoni z Vargasa IV. Wszystko da się zjeść jeśli to dobrze przyprawisz. A z własnego doświadczenia wiem, że białe mięso zawsze smakuje jak kurczak, czerwone jak krowa, a zielonego lepiej nie jeść.- Melatios zakończył zdanie salwą śmiechu w kierunku młodego kierowcy, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni płaszcza sporą manierkę.- A to na odtrutkę.- I wziął porządny łuk gorzkiego alkoholu.
__________________ Man-o'-War Część I Ostatnio edytowane przez Baird : 12-11-2016 o 17:16. |
07-11-2016, 15:38 | #5 |
Konto usunięte Reputacja: 1 | Tula przewróciła oczami. Jej mina wyraźnie mówiła „zabijcie mnie”. Nie lubiła odpraw i ogólnego pierdolenia utartych tekstów, a szczególnie nie tolerowała takich gładkich typów jak Benjamin Taro. Śmierdzieli i to na kilometr. Doświadczenie nauczyło Tulę, że im miększy zdawał się „przełożony” w obyciu, tym większym był chujem naprawdę. A że sprawa z TL 23-R i jednym z przywódców tamtejszych osadników ciągnęła się za kobietą latami, teraz wolała uzbroić się w pancerz nieufności. Pytań zresztą nie miała. Wychodziła z założenia „co będzie, to będzie”. Bardziej interesowali ją ludzie, z którymi przyjdzie jej lecieć, a potem być może żyć. Przyjrzała się każdemu z osobna. Choć sama Moorie nie wyglądała szczególnie sympatycznie ze swoją ekscentryczną fryzurą i wytatuowanym ciałem, raczej nie widziała w tej grupie nikogo z gatunku „pokrewnych dusz”. Był natomiast jeden android, co akurat Tuli przypadło do gustu. Wolała relacje z SI niż z ludźmi – były bardziej bezpośrednie.
__________________ Konto zawieszone. Ostatnio edytowane przez Mira : 07-11-2016 o 15:45. |
07-11-2016, 16:30 | #6 |
Reputacja: 1 | Dialog Tuli z Vivi „Mobilna jednostka” na pierwszy rzut oka prezentowała się jak typowy, służebny android. Wiele takich można było znaleźć na cywilizowanych światach o przyzwoitym poziomie technologicznym, a ten konkretny był wyjątkowo popularny i rozpowszechniony po całym Imperium. Dało się jednak zauważyć wiele modyfikacji, które wyróżniały tą konkretną jednostkę pośród fali niemal identycznych modeli. Dodatkowo przeciętny android nie nosił na nadgarstku przenośnego komputera, a w dłoni nie dźwigał skrzynki z narzędziami. |
07-11-2016, 18:57 | #7 |
Reputacja: 1 | Aurelia i Benjamin
__________________ Our obstacles are severe, but they are known to us. |
11-11-2016, 23:42 | #8 |
Reputacja: 1 | Błysk fleszy, dźwięki migawki przykuły jego uwagę. Odwrócił się. Sofitres dumnie wypinał klatę, wentylator drona rozwiewał mu włosy, a zdjęcia cykał mu ten sam dmuchający dron. Po każdym zdjęciu robot odtwarzał nagrane "Och, taak!", "Pięknie, Profesorze. Piękne zdjęcie!" albo "Wszystkie nagrody będą należeć do Pana, ale Pan jest trochę weselszy!" Dante przewrócił oczami. Olbrzymi Profesor nie próżnował. A w radiu odezwał się głos z bazy, nadający komunikat. - Nie wiem czy zjadliwe. Ale można się przekonać. Do przylotu sterowca mamy trochę czasu. Hm? - rzekł podchodząc i znacząca pokazując na szablę. - Parę steków z dino-rożca? Dante nie czekał na aprobatę. Podszedł do uda zwierzęcia i błyskawicznym cięciem przeciął jego skórę, grubą prawie na półstopy imperialnej. Dalej przystąpił do odkrojenia grubego płata mięśnia. -Łap! - rzucił mięso do Mela - Dość się napstrykałeś fotek. Pokrój to na cieńsze plastry, a ja rozpalę ogień. Niech każdy weźmie mały kawałek, i posmaruje sobie zgięcie łokcia. Jest tam delikatna skóra, jak coś w mięsie będzie szkodliwego, to wyjdzie zaczerwienienie, dość szybko. Później spróbujemy po małym kawałku. Jak po kwadransie nikt, no, większość nie będzie wymiotować, to możemy się brać za zjedzenie reszty. Jak powiedział, tak zrobił.
__________________ "Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej." |
14-11-2016, 17:44 | #9 |
Reputacja: 1 | Nae przysłuchiwał się całej odprawie z pewną dozą obojętnego namaszczenia uwagi. Był tu dość długo, wystarczająco długo by znać Przystań w sposób na tyle intymny, że niejednemu to poznanie graniczyłoby z nudą i właśnie takie odczucia miał Tinnoe. Przystań była jak wakacje. Dobre z początku, ale ostatecznie nużące i monotonne.
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |
14-11-2016, 20:03 | #10 |
Reputacja: 1 |
|