15-04-2017, 22:41 | #91 |
Elitarystyczny Nowotwór Reputacja: 1 |
__________________ Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena |
16-04-2017, 04:08 | #92 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 13 - Checkpoint Black 1 Miejsce: zach obrzeża krateru Max; Checkpoint Black 1; 2000 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 33:00; 120 + 60 min do CH Black 2 Z pięciu ostatnich minut jakie mieli z oryginalnego czasu zostało im ze cztery. Black 6 bez wahania użył stimpaków Black 5 by ją postimpakować. Wystarczyły mu 3 zwykłe stimpaki by Krunt choć dalej zachlapana dżunglowym błotem wpadającym przy tym szaleńczym offroad przez rozbite szyby i własną krwią to jednak z każdą wstrzykniętą dawką leczniczych stymulantów czuła się lepiej. Ból przestawał być dominujący, w końcu był znośny by wreszcie zostawić blondynę za kierownicą w spokoju. Płuca też uregulowały swój rytm pozwalając wrócić do normy. Tylko nadal było jej gorąco. Piekielnie gorąco. Ale to już raczej kwestia tropikalnego, wilgotnego zaduchu w jaki wjechali. Teraz gdy kierowca czuła się lepiej ruszyli ponownie do przodu. Przez rozbite okna wdzierała się chłodna bryza, przyjemnie chłodząca dżunglową parnotę. Krzaki, trawy i błoto znów taranowane przez zderzak i maskę autobusu gięły się, łamały, rozbryzgiwały na wszystkie kierunki przy okazji zostawiając się także na pasażerach żółtego “Pussy Wagon”. Krunt potrafiła wyciągnąć z poharatanej maszyny która nie była w końcu dedykowaną terenówką całkiem niezłą prędkość. Dało się to odczuć zarówno pasażerom jak i samej maszynie. Żywą zawartością rzucało po siedzeniach, że musieli się skupić na samym utrzymaniu się w nich, zwłaszcza Black 4 i 5 z trudem koncentrowali się na czymkolwiek innym i Krunt prowadziła pojazd właściwie instynktownie i na czuja. Przy tak słabej widoczności i szaleńczej jeździe równie dobrze mogła staranować jakąś pomniejszą przeszkodę w ogóle jej nie zauważając albo rozkraczyć wóz na jakiejś większej. Sam wóz też tak zgrzytał, jęczał i zawodził zarówno silnikiem jak i zawieszeniem, że blondyna za kierownicą była pewna, że coś mu tam w końcu wysiądzie. Tylko nie była pewna co i kiedy. Czasu na przegląd jednak nie było. Kolejne metry skracały dystans do celu ale stoper też bezlitośnie odmierzał każdą sekundę tak samo jak licznik kolejne metry. Ścigali się z czasem i złośliwością terenu. Kolejna przeszkoda podobna do tej jaką właśnie minęli mogą pogrzebać ostatecznie szanse na dotarcie na miejsce na czas. Żółty, postrzelany autobus w końcu zahamował rzucając wszystkimi żywymi pasażerami na siedzenia czy kierownicę jakie były przed nimi. 3 minuty! Bliżej jednak podjechać się nie dało, trzeba było wysiąść z maszyny i ruszać na przełaj przez dżunglę. Sama kapsuła desantowa w ogóle z tej zarośniętej przesieki nie była widoczna. Gdyby nie podana pozycja na holomapach podawanych przez Obroże to ten fragment dżunglowego pobocza niczym nie różnił się od tego co mijali od czasu zjechania z głównej drogi. Zostało im jeszcze jakaś setka, może z półtorej czy dwie setki metrów na przełaj. Zależy co się trafi po drodze w tej dżungli. I ze 3 ostatnie minuty! Ruszyli w dżunglę. Jak tylko zeszli z przesieki i weszli w prawdziwą dżunglę otoczył ich parny półmrok a buty przy każdym kroku zagłębiały się w butwiejącą mieszaninę ściółki i błota hamując każdy krok tak samo jak krzaki, liany czy korzenie drzew jakie trzeba było przerąbywać lub omijać. Minęli nawet jeden wiatrołom sądząc po leju pewnie uczyniony przez jakąś bombę lotniczą lub artyleryjską. Nieustannie zbliżali się do Checkpointa. Ilość metrów zbliżała się do granicznych 100 które przekroczyła, odległość zmalała do wartości dwucyfrowych i nadal mijali taką samą bezosobową dżunglę jak i do tej pory. Coś zaczęło się zmieniać dopiero jakieś 20 czy 30 m od celu. Dopiero wówczas widać było przez drzewa jakieś rozjaśnienie zwiastującą jakąś polanę czy coś podobnego. Samą kapsułę zobaczyli też właściwie dopiero gdy doszli do granicznej ściany dżungli wyrżniętej i wypalonej lądowaniem kapsuły. Byli wtedy zaledwie jakieś ostatnie kilkanaście metrów od celu. Wtedy też zobaczyli ciała. Na skraju samej dżungli było kilka ciał kreatur. Już szybko dojrzałych w tym tropikalnym ukropie i zapowiadający się z paru kroków brzęczeniem padlinożerców. Wszystkie były martwe i nosiły ślady przestrzelin i szrapneli jakie je pewnie uśmierciły. Było też ludzkie ciało. Jakiegoś mężczyzny w kwiecie wieku, ubranego po cywilnemu choć z pustą kaburą przy biodrze. Wyprute czy wyżarte trzewia i zastygła w skuleniu embrionalna pozycja w kałuży zastygłej krwi jasno mówiła o przyczynie jego brutalnej i gwałtownej śmierci. Podobnie jak ślady palców odciśnięte na ziemi jakie ciągnęły się od tego ciała do kapsuły oraz leżący przy nich pistolet. Przy samej kapsule były kolejne ciała. Trzy psowatych xenos i jedno kolejnego mężczyzny. Te ciała też były poszatkowane szrapnelami a do tego xenosy miały przestrzeliny. Brodacz przy wejściu wciąż miał nałożony bandaż na zranionej dłoni ciągnący się prawie do łokcia i zabandażowaną głowę. Do tego zaczepiony na pasku pistolet maszynowy. Na spalonej ziemi leżała też strzelba. Panel od kapsuły był zdjęty odsłaniając swoje elektroniczne wnętrze. Wewnątrz wciąż było widać krwiste rozmazy czerwonej krwi ludzi i żółtawej xenos upstrzone szrapnelami. Panel choć dyndał przy ścianie kapsuły wciąż działał na tyle by pokazywać komunikat o awarii i uszkodzeniu mechanizmu otwierającego drzwi. System jednak rozpoznał Obroże i kapsuła po prostu otworzyła się po zidentyfikowaniu. Parchów z odpowiedniej grupy. Jej wnętrze stanęło więc przed nimi otworem. Systemy sterownicze i zapasy wydawały się raczej nie naruszone bardziej niż powinny. Po chwili grzebania w pseudopanelu sterowniczym można było odtworzyć zapis lotu, lądowania i tego co działo się wokół kapsuły już po wylądowaniu. Każda Obroża po przekroczeniu progu kapsuły czyli przejściem nad tym rozprutym brodaczem od razu aktualizowała dane. Dotarli na miejsce na jakąś ostatnią minutę przed oryginalnym terminem. Od razu więc system podał następny cel. Checkpoint Black 2 znajdował się w linii prostej o jakieś 2 km na południowy zachód od tego miejsca. Ale po prostej w większości oznaczałoby na przełaj przez dżunglę. Zaś licząc od przesieki z powrotem do głównej drogi i potem już drogami które były na mapie to się robiło prawie dwa razy więcej. Jednak póki mieli pojazd na chodzie nie było to takie straszne. Sam Checkpoint Black 2 był też dość blisko do Brown 3. Dzieliło je jakieś pół kilometra. A sądząc po holomapie to droga przechodziła obok Checkpoint brązowych bo czarni mieli swój nieco dalej na wschód niż oni. Wyglądało więc, że mają wedle planu o jakąś ⅓ krótszą trasę niż teraz mieli. Czasu jednak też było o ⅓ mniej. 2 h zamiast 3 h. No i zwyczajowa 1 h rezerwy. Zadaniem zaś było dotrzeć do laboratorium badawczego z którego dochodził sygnał SOS. Odnaleźć i zabezpieczyć jednostki sojusznicze. Oraz utrzymać je przy życiu do czasu ewakuacji co niejako wymuszało utrzymania lądowiska dla latacza. Jednostek do ewakuacji była równa dziesiątka z czego dwójka z personelu medycznego i ósemka ich pacjentów. By system uznał zadanie za wykonane należało wsadzić na pokład jednostki ewakuacyjnej chociaż jednego żywego z tej dwójki personelu medycznego. Ponieważ grupa Brown również miała zadanie eskorty i ewakuacji cywila więc ewakuację obydwu celów przeprowadziłaby pewnie ta sama jednostka. Przeciwności zaś było dość sporo. Poza tym, że czas standardowo wywierał presję na wszystkich Parchów tym razem musieli się spieszyć. Zwiad satelitarny wykrył nadciągającą hordę xenos jaka zbliżała się do zachodniej krawędzi krateru. Przewidywany czas osiągnięcia rejonów Checkpointów i grupy Black i Brown to ok 60 -120 min. Wówczas artyleria i wsparcie lotnicze zbombarduje teren nieważne czy z Parchami czy bez. Pozostanie na powierzchni podczas takiej nawały ogniowej nie wróżyło zbyt dużych szans wyjścia z tego bez szwanku. Jasne było, że system nie przejmował się kompletnie czy Parchy wyjdą z tego cało czy nie. Jasne było dla każdego Parcha, że latacz ewakuacyjny nie wyląduje podczas bombardowania a te mogło zabić ich cele. Gdy cele zginął Obroże nie uznają im wykonania zadania więc zlikwidują nieudolne Parchy. Trzeba było się więc spieszyć odnaleźć te cele i wpakować je do latadełka przed rozpoczęciem nawały. Nie byłoby też takie złe znaleźć jakieś schronienie przed ostrzałem bo naturalnie nie dostali zaproszenia do ewakuacji a zwykły dom dawał złudną osłonę przy trafieniu czymś co za godzinę czy dwie miały tu wybuchać. Kolejnym powodem do pośpiechu była informacja w sygnale SOS o ciągłych atakach xenos. To, że jeszcze ktokolwiek tak daleko w xenosowym interiorze jeszcze w ogóle miał go nadać zawdzięczano prawdopodobnie automatycznemu systemowi ochrony jakiemu na razie udawało się powstrzymywać te ataki chodź wydźwięk meldunku nie wróżył nadziei, że potrwa to zbyt długo. Właściwie wyglądało na to, że system ledwo zipie. Na sam koniec był podany załącznik z nagranym sygnałem alarmowym. - Starszy paramedyk Renata Herzog! Wzywamy pomocy! Mam ośmioro pacjentów, w tym dzieci! Nie mamy broni i jesteśmy odcięci w Seres Laboratory! Cały czas jesteśmy atakowani przez te potwory! Nasz ambulans został rozbity! Nie mamy jak się stąd wydostać! Nie wiem ile wytrzymamy! Prosze o ewakuację! Czy ktoś mnie słyszy?! Wzywamy pomocy! Słyszy mnie ktoś?! O cholera! - zmęczona i zdenerwowana blondynka mówiła szybko rozglądając się dookoła równie często jak patrząc w oko holokamery. Gdzieś tam gdzie była dochodził terkot broni maszynowej i nawet coś wybuchło. Pod koniec dziewczyna patrzyła głównie na kamerę nie będąc chyba pewna czy wiadomość w ogóle została gdziekolwiek przekazana. Ale coś jej przerwało. Bo gdy przeklęła spojrzała nagle gdzieś w bok i wpatrywała czy nasłuchiwała tam intensywnie z jakąś sekundę po czym bez słowa odbiegła poza oko kamery.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
22-04-2017, 17:28 | #93 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Black05 rozglądnęła się po pobojownisku w bezpośredniej bliskości kapsuły zaopatrzeniowej. Nie trzeba było być geniuszem, by się domyślić, iż zabici próbowali się do niej dobrać z nadzieją na dozbrojenie się przed nadchodzącym zagrożeniem, co niestety się im nie udało… heh. Zginęli, bo nie byli Parchami, co za ironia losu. Pierwszy Checkpoint zaliczony, liczniki w Obrożach wyzerowane, kapsuła pod nosem… pierwszy krok wykonany, ciekawe ile jeszcze ich zostało? Póki co żyła, miała się lepiej niż 3 innych, martwych już Parchatych, było więc dobrze. Z uśmiechem na pobliźnionej gębie zajęła się przeglądaniem zapasów w kapsule, gdy usłyszała odtwarzany komunikat, wzywających o pomoc, i będący w sumie ich kolejnym zadaniem. Z powodu pewnych słów, jakie się w owym komunikacie pojawiły, z jej ust zniknął uśmiech, a rysy twarzy lekko stężały. - Jedziemy Pussy Wagon, nie? - Spytała reszty - Jeszcze trochę wytrzyma… będzie szybciej, wygodniej, można i do niego wpakować cywilów. No przecież nie będziemy walić z buta przez dżunglę? -Ciągniemy nim aż koła odpadną - Black 6 schylił się po peem zabitego sprawdził magazynek po czym sprawdził czy przy zwłokach nie ma zapasu- następnie wszedł do kapsuły i zabrał zapasy amunicji do swojej broni (i znalezionej jeśli coś pasuje), środków medycznych po czym z zainteresowaniem popatrzył co jeszcze mogłoby się przydać. - No, tośmy są w dupie. Kto chce się założyć, że ten Checkpoint ma być dla nas ostatnim? - stwierdził niefrasobliwie Owain, gdy system zakończył przedstawianie celów misji. Ściągnął na swoją Obrożę załącznik z danymi, po czym zabrał się do przeszukiwania trupów pod kątem wartościowych przedmiotów, jak również tego kim byli i co robili w dżungli. - A o co się chcesz założyć panie pesymistyczny? - Isabell spojrzała w stronę Owaina, objadając się zapasami z kapsuły. Do tego i piła, dużo piła, pozwalając sobie również na odrobinę luksusu i wlania pół zdobycznej manierki z wodą za kołnierz, na plecy, i nieco również z przodu ciała, dla ochłody…* - O blond-lalkę. Jak przegram, biorę ją pierwszy, a jeśli wygram, będę wam powtarzał “a nie mówiłem” przez resztę wieczności w piekle. - wyszczerzył zęby Owain. Black05 parsknęła śmiechem. - No wiesz… może być długa kolejka, a co jak pani Doktor nie będzie chętna? - Mrugnęła do Black04. .
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
22-04-2017, 20:23 | #94 |
Reputacja: 1 | Padre obrzucił spojrzeniem pobojowisko. - Wygląda, że spotkał ich ten PS cośmy go po drodze mijali. Albo jest ich tu więcej. Bierzcie graty, ja postoję na warcie, potem zmieni mnie Owain. Przyda się też parę granatów EMP, na wszelki wypadek. Black 6 zgarnął automat zabitemu. Magazynek w broni wyglądał biednie i niewiele z niego zostało do wystrzelania. Zabity brodacz miał też jeszcze jeden zapasowy mag przy sobie i koniec. Jednak model i broni i magazynku był standardowy więc w kapsule właściwie mógł brać magów także do tej polewaczki właściwie bez oporu. Ot kwestia jak bardzo chciał się obciążyć i czy na stałe czy tylko wracając do busu. Black 4 zaczął przeszukiwać ciała zabitych mężczyzn. Znalazł dokumenty z których wynikało, że jeden nazywał się Zerbino Rossigol a drugi Miki Petersen. Obaj nie byli z Topaza ani nawet z tego systemu. Znalazł u każdego holo choć w obydwu już na końcówce baterii. Dało się jeszcze jednak obejrzeć ich zawartość gdy się poświęciłoby temu chwilę czy dwie. Obydwaj też mieli wisiorki z roślinnymi motywami. Nie identyczne ale w podobnym stylu. U brodacza znalazł też staroświecki papierowy notes który na pierwszy rzut oka wyglądał na kalendarzyk z notatkami. - No jak to, miałaby odmówić pomocy potrzebującemu? Przysięga Hipokratesa i tak dalej, na pewno jakoś dojdziemy do porozumienia. - powiedział z przekonaniem Owain, zabierając dokumenty, wisiorki i przeglądając notatnik. Następnie odpalił oba holo. - Ja się tam nie znam na Hipopotamach… nigdy nie widziałam, a to im się co przysięga? - Palnęła Isabell z rozbrajającą miną, i Owain sam nie wiedział, czy mówiła serio, czy zachciało jej się głupich żartów - Bo wiesz… ja nigdy na Ziemi nie byłam... - Dodała kobieta, już nieco jakoś tak ciszej, po czym przecięgnęła się kilka razy, machając nieco prawą ręką. Oblane wodą piersi, mimo iż w lekkim pancerzu, wyjątkowo przyciągały oko… - Ugh - Black05 jęknęła - Ja chyba serio mam coś w ciele po tym pieprzonym robocie, bark boli i ramię, normalnie we mnie załadował, bez postawienia drinka nawet - Wyszczerzyła ząbki, mrugając przy tym teatralnie. - Heh, miejmy więc nadzieję, że pani doktór jest bardziej światowa lalka i ten argument ją przekona, z hipopotamem czy bez. A Ziemia żadne halo, taki sam syf, jak wszędzie, tylko drożej i więcej ludzi. - odpowiedział Owain. Black 6 wyrzucił niepełny magazynek i zamiast niego dobrał trzy pełne -Święta w tym roku wcześnie się zaczynają… Starał się nie obciążać za bardzo -Hmm mamy tu coś w stylu min Claymore? to by było przydatne jeśli mamy bohatersko polec broniąc szpitala czy czegoś tam… - Znaczy się… że co? Ja niby jestem redneck? - Obruszyła się Black05 i rzuciła w Black04 pustą manierką. Obserwując teren wokoło Black 0 zjadł i wypił. - Zależy, czy twoi starzy są spokrewnieni. - parsknął Cztery, pozwalając, by manierka odbiła się od niego i upadła na ziemię. - Z tego co wiem, to nie... - Wzruszyła ramionami 05 - A Twoi?? - Uśmiechnęła się krzywo. Zauważyła, że Black06 bierze od zabitego pm-kę… - Bierzesz dla siebie, czy może dla tych lekarzy, co mamy im pomóc? Bo oni broni nie mają? Ja im biorę pistolet… może ta Barbie z holo mi się za to odwdzięczy małym badankiem sam na sam - Poruszała wymownie brewkami, zerkając na Owaina. Spięła sobie również włosy w tak zwany “Koński ogon”... choć sama nie wiedziała dokładnie, co to ten koń. - Wątpię, typy, które lubią trzymać wszystko w rodzinie raczej nie wyrzucają bachorów do rynsztoka. Ale kto tam wie. - rzucił swobodnie Owain. Black 5 i 0 jako pierwsi skończyli się obciążać dodatkowym ekwipunkiem, reszta też wydawała się bliska kończyć przepakowywać. Owain w tym czasie zdołał przeprowadzić swoje śledztwo. Z przejrzenia zawartości holo rzucała się w oczy skąpa ilość kontaktów i historia połączeń. Zupełnie jakby obydwa holo były kupione niedawno i to chyba w zbliżonym czasie około sześciu do ośmiu tygodni temu. Część połączeń krzyżowała się w obydwu holo więc widocznie odbywały się między nimi jakieś rozmowy. Ostatnie połączenie odbyło się z jakieś trzy godziny temu z jednym z numerów jaki powtarzał się w obydwu holo. Zresztą większość kontaktów się powtarzała. Co jednak było zastanawiające wszystkie kontakty były pozbawione podobizn co się zdarzało rzadko. Najczęściej ludzie dodawali facjatę osoby a w tych dwóch albo ich nie było albo były jakieś symboliczne nic nie mówiące ikonki. Papierowy notes mimo, że miał wpisane daty jak każdy kalendarz był chyba traktowany dość swobodnie pod tym względem. Notatki były wpisywane jak leci bez zachowania chronologii z notesu. Były też pisane bardzo oszczędnie. Autor je musiał pisać raczej dla siebie niż dla użytku kogokolwiek innego. “Red, nie ufać, myślę, że kłamie, sprawdzić”. “Mamy za duże opóźnienie, prawie wszystko idzie źle”. “Thomas ani nikt od niego nie odzywa się od 30 h. Myślę, ze wpadli lub nie żyją”. “Nadszedł dla nas czas próby, Musimy być silni, silniejsi niż kiedykolwiek”. “Nasze Światło gaśnie. Nie wiem czy nie jest za późno.”. “Nie wiem co gorsze ulęgłe tu sługi ciemności czy rzesze głuchych ślepców”. “Zostałem tylko ja i Miki. Modlę się by tylko u nas”. Owain popatrzył na resztę grupy a reszta grupy popatrzyła na niego. Prócz niego byli właściwie już spakowani więc albo czekali aż on się też oporządzi albo wracali jak kto stał. Owain od razu zorientował się, z czym ma do czynienia. Wiedział z doświadczenia. Pierwsze lepsze holo kupowane na stratę, wykorzystywane tylko do aktualnej roboty albo w ogóle jedynie do nawiązania kontaktu, a następnie niszczone i wyrzucane. Typowy sposób działania przestępców, najemników i wszystkich innych szemranych typów w galaktyce. - Ha, trafiliśmy na naszych pierwszych bojowników o wolność tego wypizdówka czy o co oni się tam plują. - poinformował resztę, upychając do plecaka plastik i miny. - Szkoda, że żadnych konkretów, a samo propagandowe pierdolenie. No nic, może ich tajemniczy rozmówca będzie bardziej użyteczny. - to powiedziawszy, wywołał ostatni numer i połączył się z nim. Oczekując na kontakt, wypchał plecak plastikiem i minami. W tym czasie Black05 sama nieco przyglądała się trupom cywili, jednocześnie i mając oko na najbliższą okolicę. - To jak, wszyscy obładowani? Przekąsiliście też coś? Zbieramy dupy do Pussy Wagon, koniec grill-party… och, jak dawno na takim nie byłam... - Rozmarzyła się nagle.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" Ostatnio edytowane przez Cohen : 22-04-2017 o 20:25. |
22-04-2017, 23:57 | #95 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
23-04-2017, 11:22 | #96 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 14 - Zjazdy i odjazdy Miejsce: zach obrzeża krateru Max; przesieka w dżungli; 1450 m do CH Black 2 Czas: dzień 1; g 33:15; 105 + 60 min do CH Black 2 Owain czekał na odbiór któregoś holo a reszta grupy Black czekała na niego. W końcu wszyscy się doczekali. Holo trzasnęło połączeniem i w tropikalnym półmroku dżungli wyświetlony został obraz jakiejś półprzezroczystej głowy obcego mężczyzny. Ten jednak gdy najwyraźniej zorientował się, że nie rozmawia z oryginalnymi właścicielami holo od razu się rozłączył nim ktoś coś zdążył powiedzieć. Zanim jeszcze Black 4 zdołał dokończyć pakowanie zorientował się, że coś jest nie tak z tymi holo. Dokładniej to ekrany zaczęły się sypać, śnieżyć jakby nagle weszły w strefę silnego oddziaływania EMC lub podobnego. Jednak efekt dotyczył tylko holo i reszta posiadanego sprzętu działała poprawnie. Marsz przez dżunglę z powrotem do busa wydawał się jeszcze bardziej uciążliwy niż był do tej pory. Obciążone dodatkowym ekwipunkiem Parchy sunęły z mozołem przez trawy, krzaki, omijali wystające korzenie i przechodzili nad powalonymi pniami. Tak samo jak poprzednio dżungla wydawała się być idealnym miejscem na zasadzkę. Z paru kroków mógł się ukryć stwór wielkości przyczajonego człowieka, a w promieniu kilkunastu znalazłaby się pewnie jakaś kryjówka dla znacznie większego. Gdy dotarli wreszcie do dżunglowej przesieki upstrzony krwistymi i błotnistymi zaciekami Bus, udekorowany przyklejonymi liśćmi i drobniejszymi gałązkami, żółty kadłub z niebieskim napisem “Pussy Wagon” wydawał się być oazą cywilizacji i nie wiadomo jakim schronieniem a nawet luksusem. Gdy władowali się do środka i wreszcie mogli zrzucić z siebie nadmiar dźwiganego balastu i usiąść. Był już z kwadrans odkąd Obroże wyzerowały im licznik wyskalowując pod nowy Checkpoint. Wewnątrz okazało się, że nikt im chyba niczego nie zakosił z busem włącznie ani niczego nie podrzucił. A jeśli już to tak umiejętnie, że w chaosie łusek, błota, śladów butów, przyklejonych liści, traw i gałązek nie było widać żadnej różnicy. Za to Black 8 odkryła pewną różnicę. Ale nie w wystroju pojazdu tylko we własnym. Coś co na pierwszy rzut oka a nawet jedno i drugie trzepnięcie dłonią wydawało się jakimś przyczepionym kawałkiem dżungli czy innego błota okazało się lekko poruszać i uginać przyczepione do jej łydki. Gdy się przyjrzała dokładniej wyglądało na jakiegoś robala dossanego do jej ciała. Chociaż nic nie czuła w tym miejscu, żadnego ukąszenia czy swędzenia. Nawrót maszyny długiej na kilkanaście metrów o 180* na drodze która była tak szeroka, że osobówka mogłaby dostać klaustrofobii wymagało solidnej ekwilibrystyki od kierowcy. Właściwie Krunt musiała po prostu wjechać w dżunglę na ponad połowę maszyny, potem w drugą i wreszcie można było myśleć o nawracaniu na pierwotny kierunek jazdy z którego przyjechali. Przed sobą znów mieli około 1 km prawie idealnie prostej aż do drogi głównej. Tym razem jechali na południe i droga dopiero co została oczyszczona mniej więcej chociaż z krzaków i zarośli staranowanych przez jadący autobus. Pobliźniona blondynka za kierownicą znów dała po garach. Znowu wszystkie głowy zaczęły podskakiwać i szarpać się na wszystkie strony jakby uparły się zerwać właścicielom z ramion. Dzięki temu jednak byli w ruchu i to jak na takie bezdroże całkiem szybkim ruchu. Przejechali i przeskakali większość przesieki i główną drogę już było widać jako jaśniejszą plamę u wylotu dżunglowego tunelu. Brakowało im z jakieś ostatnią setkę czy dwie metrów co rozpędzony i usyfiony “Pussy Wagon” mógł pokonać w paręnaście sekund. Pokonał prawie kilometrową w jakąś minutę czy dwie znacznie prędzej niż pieszy mógł przedrzeć przez dżunglę do niego. Black 5 jednak nie była pewna ile jeszcze ten pojazd wytrzyma. Na słuch i po kontrolkach wypadało się nim zająć jeśli mieli mieć z niego jeszcze jakiś użytek. Pojazd oberwał tak samo jak i oni choć oni używali stimpaków a “Pussy Wagon” nie. Teraz zostawało zdecydować w którą stronę głównej drogi zjechać. Mogli zjechać w prawo czyli na zachód jeśli chcieliby wrócić do klubu HH odległego o jakąś minutę jazdy asfaltową drogą. Albo skręcić w lewo, na wschód, co drogą było wedle mapy na jakieś 2 - 2.5 km czyli parę minut jazdy. Pierwszy kwadrans zbliżał się do końca. Obroże pokazywały im 1.5 km do celu w linii prostej i 105 min podstawowego czasu. Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klub Haven - Hell; 1750 m do CH Brown 3 Czas: dzień 1; g 33:15; 90 + 60 min do CH Brown 3 Brown 0 razem z latynoskim żołnierzem z Armii bez przeszkód dotarli na dach. Tam ich cel okazał się dość jasny bo anteny były widoczne z daleka. Dach jako najbardziej zewnętrzna warstwa budynku był najbardziej narażony na wszelkie ataki czy to z powietrza czy od jakiejś artylerii więc chociaż większość drogi do przekaźników przeszli bez przeszkód to jednak kilka miejsc musieli ominąć lub poruszać się ostrożnie gdzie warstwa dachu wydawała się niepewna lub po prostu ziały dziury. - Uśmiechnij się. Jesteś w latającej kamerze. - Latynos po wyjściu na dach wskazał z uśmiechem na latający, kanciasty kształt na nieboskłonie który patrolował okolicę. Dalej, w stronę ściany krateru wznoszacej się całkiem blisko widać było w oddali drugi dron. Ale Brown 0 nie była pewna czy to ten sam co latał tu wcześniej czy jakiś inny. Z bliska anteny wydawały się być znacznie mniej w porządku niż gdy je widzieli przy wyjściu z klatki schodowej. Posiekane odłamkami, z urwanymi jakimiś częściami budziły wątpliwości czy wymiana przekaźników coś zmieni. Jednak już tu byli więc nie szkodziło spróbować. Przekaźniki faktycznie wyglądały na trafione, spalone i gdy tylko Maya zdjęła wierzchni panel nadal ulatywały spod niego delikatne smużki dymu. Jej dłonie sprawnie wymieniły spalony i posiekany odłamkami zespół na nowy, dopiero co wzięty z magazynu. Widok martwych dotąd kontrolek zabłyskających światłami na pewno dodawał otuchy. Jednak z trzech jedna świeciła się na zielono, druga mrugała żółtą alarmową barwą a trzecia dalej się nie świeciła. Patino popatrzył na Vinogradovą a Vinogradova na Patino i w końcu oboje spojrzeli na wymieniony podzespół i kontrolki. Właściwie zrobili co się dało albo jakoś pomoże albo nie. Teraz najpewniej najlepiej byłoby to sprawdzić ze sterówki. - Dobra, mamy cholerę, wracamy. - w słuchawkach zatrzeszczał głos Hollyarda. Para na dachu widziała ich całkiem dobrze. Tak samo jak nawet lepiej niż z ziemi kraterowisko lejów po bombardowaniu w jakie zmienił się parking i widoczna okolica. Z jednego z nich właśnie wyszedł Mahler dźwigając podłużne kształty, pewnie te rakiety po jakie poszli. - A dlaczego to ja mam dźwigać? Wziąłbyś chociaż jedną. - słuchawki zabrzmiały nieco przerysowaną skargą i pretensją wygolonego marine. - Dawaj, dawaj, może wreszcie jakieś mięśnie sobie wyrobisz. - zażartował bez żenady Elenio widząc problemy kumpla ale pomachał wesoło obydwu towarzyszom na dole. Karl odmachnął ale Johan dźwigając rakiety nie mógł. - Ja tu pilnuję prawa i porządku Johan. Jestem tu by cię chronić. - Karl poklepał się wymownie po swoim karabinie wyborowym spoglądając z wyższością na obładowanego kolegę. [b][i]- Chłopak z Policji ma chronić marynarza? No to jak do tego doszło to mamy przechlapane. - wygolona głowa marine zaczęła kręcić się a w głosie znów była słyszalna smutne pogodzenie się z tragicznym losem. - Elenio ściągaj tu tego latacza, trzeba go załadować. Jak wam poszło? - Karl przeszedł do bieżącej sytuacji. Po krótkiej wymianie zdań wyszło na to, że Elenio i Johan spróbują załadować drona zdobycznymi rakietami a Karl spróbuje ze sterówki nawiązać jakąś łączność ze światem zewnętrznym.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-04-2017, 23:05 | #97 |
Reputacja: 1 | Zrzuciwszy plecak z nadmiarowym ładunkiem cieszył się jazdą przez uroczy zakątek prawie nie tknięty stopa człowieka. Gdy mijali miejsce śmierci Black 1 zrobił znak krzyża i zmówił modlitwę. Gdy dojeżdżali do rozstajów powiedział do piątki: - Zaczekaj chwilę. - A potem przełączył się na częstotliwość Brązowej - Brązowa, tu Black 0. Mamy checkpointy blisko siebie, jedziesz z nami? Mamy też miejsce na twoich narzeczonych jak chcesz ich zabrać. |
28-04-2017, 23:29 | #98 |
Reputacja: 1 |
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. |
29-04-2017, 21:16 | #99 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Jak ojczulek chciał, tak w drodze wyjątku (hu-hu) Parchata05 postąpiła… a czekając na rozwój wydarzeń, z Pussy Wagon mruczącym na luzie, zapaliła kolejnego fajka. Jej wzrok na moment zatrzymał się na obu posiadanych, przeładowanych plecakach. Heh, sprzętu tyle, jakby na wojnę się wybierali, podobnie zresztą u pozostałych… no ale w sumie, czy nie byli już w środku wojny z obcą rasą? Co prawda prymitywną, bez żadnej technologii i broni oprócz kłów i pazurów i ciul wie czego jeszcze, ale było to jak z obrazka. Prawdziwa inwazja obcych, a oni, Ostatnie Szumowiny Galaktyki, stanowili jedyną, istniejącą jeszcze linię obrony. Wstała z fotela kierowcy, po czym spojrzała po towarzystwie w busie. - Wiecie co? Nie jesteśmy już żadne Parchy, jesteśmy OSG-Black 08! Ostatnie Szumowiny Galaktyki! - Palnęła nagle, uśmiechając się półgębkiem, z fajką w kącikach ust, po czym nie czekając na reakcje (a miała nadzieję, że nie polecą w jej stronę żadne śmieci i puste butelki) ukłoniła się wielce wylewnie do przodu, z jedną ręką na pasie, a drugą odchyloną mocno w bok, parodiując jakieś wielce eleganckie zachowanie. - Dziękuję, dziękuję! - Powiedziała. - Uch, zlituj się, Padre. - jęknął Owain. - Jak tylko widzę te pizdy z Federacji, to świerzbi mnie spust. Bierzmy tę lalkę, a z nimi chuj. - No, nie wiem - przekrzywił głowę, patrząc na Krunt. - W końcu są jeszcze poborcy podatków. To niedościgniony ideał, jakby mnie kto pytał. Następnie zaczął wypakowywać i segregować zabrane z kapsuły materiały wybuchowe. - Mogą się przydać, nie dość, że mają naszego drona to i mogę dać się zamiast nas zagryźć - Powiedział Padre na kanale czarnych. - Co z ludźmi z bunkra? - po kanale ogólnym przyszła wiadomość od Brown 0 - Mają tam zapasy, nie tylko cywili. Trzeba go otworzyć, zajmę się tym ale potrzebuję paru minut. Na razie nie ma pośpiechu skoro zaliczyliście swój CH, a zaplecze się przyda. Lepiej je mieć niż nie mieć. Potem pojedziemy dalej. - przekaz się skończył. - Jeśli chcesz ich śmierci to ich wyjmij z bunkra. - Odparł Padre - Za niecałą godziną artyleria zrówna z ziemią nasze checkpointy, bo zbliża się kurewsko wielkie stado. Krótka piłka, jedziesz albo nie. My mamy SOS do uratowania. Jak zginą to koniec pieśni. Nie mamy czasu na otwieranie puszki. Decyduj! - Też mam informacje o stadzie na Obroży - Brown 0 wydawała się spokojna, ale fonia mogła odkształcać rzeczywisty stan rzeczy - Hiperbola. Sytuacja nie wygląda aż tak tragicznie, aby musieć ruszać w tej właśnie chwili. Parę minut, poza tym nie wyjąć, a wsadzić. Ten doktor który z wami przyszedł nie przetrwa tu, nie umie obsługiwać broni. Zginie jeśli pojedzie dalej z nami. Jedyne rozsądne rozwiązanie to zostawić go tutaj, pod ziemią. Może i jesteśmy Parchami, ale to nie oznacza że za sobą mamy pozostawiać tylko śmierć i zniszczenie. - Ale to właśnie za sobą zostawimy, takie jest życie - Odparł Black 0 - Decyduj. Jedziesz czy nie. Nie mamy czasu na zabawy. Jak wykończą nam ocaleńców to idziemy do piachu. Nie planuje nadstawiać głowy za jednego, gdy kilkoro może w tym czasie zginąć. Black 8 przysłuchiwała się wymianie zdań, kręcąc powoli głową. Rana od robala wydawała się… normalna - nie babrała się. Trochę krwawiła, lecz nie odbiegało to od zwyczajowego ugryzienia pijawki, bądź innego badziewia podobnego kalibru. Nie czuła drętwienia, mrowienia, ani nic jej nie puchło, istniała więc spora szansa, że cholerstwo nie było jadowite. W pewnym momencie westchnęła ciężko, podnosząc się do pionu. Przeszła te parę kroków, zgarniając po drodze plecak i załadowawszy parę rzeczy do środka, przerzuciła go przez ramię. Krakała przy tym pod nosem, spluwając co parę “zdań” i prychając wybitnie niezadowolona. Humanitaryzmu się młodej zachciało, kurwa jej mać. W bydłowozie wciąż pozostawali Krunt, Terrance i reszta skazańców. Ze wsparciem Ortegi poradzą sobie, co innego druga grupa. Nash nienawidziła zostawiać za sobą niedokończonych spraw. - Daj po garach Isa - Obroża zaszczekała syntetycznie, gdy jej właścicielka wysiadała z busa, poprawiając plecak - Dogonimy was. Nim złapała karabin, wystukała krótką wiadomość do Brown: “Sprężaj się. Znajdźcie furę. Idę do was.”
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
30-04-2017, 00:18 | #100 |
Reputacja: 1 | Post wspólny - Cohen, Buka, Mike, MG, Zombianna, Leminkainen - Ej, ale ona to chyba zwędziła Obrożę jakiemuś trupowi. - stwierdził Owain, mający kłopot z uwierzeniem w to, co usłyszał. - Serio, co taka naiwna idiotka mogła zrobić, żeby wyhaczyć wyrok dający opcję służby w tej szlachetnej formacji? - Z innej beczki, warto by zaplanować wycofanie, gdyby nasi władcy postanowili zostawić nas na lodzie po całej hecy. - dodał po chwili. - Gdzie ty leziesz?? - Fuknęła Black05 do wychodzącej z busa Black08 - No ej, Nash… kurwa mać - Dodała nieco ciszej Isabell - Pussy Wagon by trzeba trochę wyklepać, bo długo nie pociągnie, to zajmie kilka minut, to wtedy można te cipy z piwnicy wyciągnąć… no kurde, nie mamy kilku minut? - A ilu ludzi można zabić w minutę? - powiedział Black 0 - Wyklepiemy jak ogarniemy cywilów. - Cipy z piwnicy? - Diaz podchwyciła jeden ze wspomnianych z wątków. - Zaraz, zaraz tam jest ten ciołek z Red Ball co ma odstawić Promyczka na orbitę! Czekaj Nash, my idziemy z tobą! - krzyknęła Latynoska i zachęcająco pociągnęła za sobą blondynkę. Po chwili obie przebiegły przez bus do wyjścia i stanęły obok Black 8. - Pierdolę to. Nie wiem co nas czeka ale ja chcę wcześniej coś zaliczyć. A te cipki w kurwiej dziurze brzmią zachęcająco. - po chwili ważenia sprawy Black 7 ruszył swoje pancerne cielsko i zgrzytając serwomotorami wytoczył się na zewnątrz pojazdu. W międzyczasie Black 8 miała okazję obejrzeć pojazd z zewnątrz. To, że był cały usyfiony błotem, wyrwanymi źdźbłami trawy, liśćmi, gałęziami to właściwie wyglądał tak jak należało się spodziewać po takiej jeździe. Ale tej cichutko syczącej wypalonej dziury w masce co zżerała ją jakimś kwasem to prawie na pewno nie mieli gdy wsiadali do maszyny po powrocie z CH. “Coś nam nasrało kwasem na maskę i dymi. Uważajcie na łby i patrzcie do góry” - Ósemka wystukała szybką informację do zebranych wokół busa, a przez piegowatą mordę przeszedł cień uśmiechu, gdy patrzyła na parę Latynosów. Posłała Krunt buziaka, machając ręką na bar. Owain wyskoczył z autobusu, obrócił się i przyjrzał dachowi pojazdu, a za jego spojrzeniem podążała lufa karabinu. W związku z tym, że nic tam nie zobaczył, ani nic z góry się na niego nie rzuciło, szybko obszedł wehikuł. - Chyba coś po drodze rozjebaliśmy, po prostu. - oznajmił, przyglądając się uszkodzeniu maski, rozpryskowi ciągnącemu się od przodu do boku Parchobusa. - No, Padre, lalka, to co robimy, jak wycieczka jest bardziej zainteresowana złapaniem syfa, niż przetrwaniem? - rzucił, odpalając mapę okolicy i ześrodkowując ją na okolicy szpitala, zaznajamiając się z terenem i szukając możliwych dróg w głąb krateru. - Ruszamy dalej. - odparł Padre. - Trzeba przyznać że mają jakąś wyjątkowo paskudną odmianę gołębi na tej planecie… - mruknął Black 6 - To jazda, dwa kliki chyba nie zrobią różnicy temu wrakowi. - powiedział Black 4. W międzyczasie, Isabell wyłączyła w końcu busa, po czym idąc za przykładem Owaina, zrobiła obchód Pussy Wagon z karabinem w łapkach, oglądając stan maszyny. Co chwilę zdziwiona mrugała ślipkami, widząc jak co moment opuszcza ich kolejny Parch lub Parchata, lecąc na piechotę do baru, by pomóc Brązowej00, mundurowym, i cywilnym palantom, chowającym się w bunkrze. - Eeee… - Odezwała się w końcu wielce elokwentnie - Znaczy się, jak “ruszamy dalej” i “jazda”?? Chcecie wszystkich zostawić w pizdu? Nie poczekamy na nich nawet 5 minut? - Spojrzała na obu mężczyzn jakoś tak “z ukosa”.* - W przeciwieństwie do tych cywilów co to wołają o pomoc, oni dadzą sobie radę - powiedział Black 0 - Im dłużej czekamy tym więcej ich może zginąć. A cywilów mamy ich ograniczoną liczbę. 7 i 8 wiedzą co ryzykują. - Tak jak oni zaczekali na ciebie, uprzednio grzecznie zapytawszy, co ty byś chciała zrobić? - zadrwił Owain. - Cóż, nie ma co ronić łez, trzeba pogodzić się z tym, że więcej dla nich znaczą typy znalezione w kanałach i kurwy, niż przetrwanie z kumplami spod celi. - Nie, nie rozumiem - Odpowiedziała Isabell, przekładając kciukiem zabezpieczenie karabinu, z “safe” na “full auto” - Przecież w barze nikt nie odjechał, reszta czekała na spóźnialskich? Sami nie damy rady obronić cywili, serio nie macie czasu, nie macie pieprzonych 5 minut dla pozostałych, wśród dwóch godzin, jakie mamy do dyspozycji? Może centrala nam naliczy jakiś bonus, za uratowanie dodatkowych cywili? Nie bądźcie tacy pesymistyczni panowie... - Trzymała karabin niby zwyczajnie, zwrócony gdzieś w bok względem jej tułowia, ot zwyczajna sytuacja… - Ta, poprzednio były trzy godziny, a i tak ledwo zdążyliśmy przez te wasze dobroczynne zapędy. - uśmiechnął się drwiąco Owain - Teraz się wracają żeby co, dopingować tych pierdolców przy tym, co oni tam robią? Chica chce szukać jakiegoś typa, żeby jej wywiózł na orbitę tę jej kurwę. Jak myślisz, jak to się skończy? Ortega poszedł poruchać, co akurat wyjątkowo może się udać. I gdy oni wszyscy skończą z tym swoimi niedojebanymi aktywnościami rekreacyjnymi i łaskawie zgodzą się udać zrobić to, co musimy, to ile zostanie nam czasu? O ile te pierdolce ze szpitala w ogóle dotrwają do tego momentu. Także nie mędrkuj, lalka, tylko siadaj za kółkiem i jedziemy. Na miejscu się zobaczy, co i jak.
__________________ Now I'm hiding in Honduras I'm a desperate man Send lawyers, guns and money The shit has hit the fan - Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money" |