Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2018, 06:29   #361
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=zA52uNzx7Y4[/MEDIA]
Sprawdzało się powiedzenie, że biednym zawsze wiatr w oczy i chuj w dupę. Zwłaszcza biednym, uciskanym i niesłusznie skazanym ofiarom kajdaniarskiego systemu, szykanowanym i na dokładkę terroryzowanym co krok przez elementy w psich mundurach, jakby te ostatnie godziny przed śmiercią nie mogły im minąć na podziwianiu pokazu Promyczka, albo coś w ten deseń. Niestety zamiast długonogich blondyn, okolica roiła się od trepów w wojskowych pasiakach. Dobrze chociaż, że jeden konkretny kundlowaty pendejo na razie trzymał się z daleka, dzięki czemu Diaz mogła się skupić na robocie i przełykaniu gorzkiej guli, gdyż robota owa, niestety, była legalna… znaczy bolesna.
Wychowawczego liścia od obroży szło przeżyć, bardziej zabolała godność. No ale nie było tego złego co ku dobremu iść nie mogło. Black 2 przemywając gębę wodą rozminęła się z nalotem MP, słuchając przez sklejkowe drzwi jak tamci wożą się po rewirze. Ktoś oberwał, krzyknął boleśnie, a latynoska morda ozdobiła się szerokim wyszczerzem. Dobrze tak chujowi, tak dla zasady.
Wyszła do reszty dopiero, gdy zamieszanie minęło, strząsnęła z kłaków resztki wody i zaraz podbił do niej ten brodacz… jak on się tam wabił. Piromance przypominał oposa… też taki mało przyjemny na pierwszy widok i z wytrzeszczem w małych, kaprawych ślepiach. Wzięła od niego torbę, ważąc ją w dłoni jakby sama ta operacja mogła dać odpowiedź na pytanie co takiego znajduje się w środku.
- Macie tu szlauch? - spytała kolesia, zakładając prezent na ramię z miną jakby właśnie wpadła na arcygenialny pomysł.

- Szlauch? - brodacz wyglądał na całkiem zaskoczonego takim pytaniem. Sądząc po minie kompletnie nie miał pojęcia czy ambulatorium dysponuje taki urządzeniem. Spojrzał pytająco na Kozlova ale ten najwidoczniej nie był podatny na takie subtelności.
- Jest tu jakiś szlauch? - zapytał więc słownie siedzącego przy stole lekarza. Ten zrewanżował mu się niezbyt przytomnym spojrzeniem. Roy spróbował jeszcze raz, tradycyjnie mówiąc trochę wolniej i głośniej. Ale efekt był podobny jak za pierwszym razem. W końcu więc odwrócił się do Black 2 i rozłożył bezradnie ręce.
- Jak ci potrzebny to chyba sami musimy poszukać. Po co ci w ogóle szlauch? - zapytał rozglądając się po ambulatorium z zastanowieniem jakby próbował zgadnąć czy i jak tak to gdzie może być ten kawał zwiniętego węża do polewania.

- Mierda… do szczęścia mi potrzebny, nie wnikaj cabrón - Diaz przewróciła oczętami dając jasny znak jak się poświęca dla dobra ogółu musząc kooperować z podobnym elementem. Westchnęła ciężko do kompletu i splunęła na podłogę - Szafka pożarowa, macie tu coś takiego? To by było według norm BHP. Wy białasy lubicie takie gówna.

- Chyba gdzieś coś powinno być. - odpowiedział niepewnie chemik znowu rozglądając się po otoczeniu. Po chwili oglądania ścian, tablic, oznaczeń, kodów i napisów wreszcie znaleźli coś obiecującego. Na korytarzu przed wejściem do ambulatorium była skrytka z gaśnicami, toporkami, łomami i właśnie przewodem do toczenia wody czy innych substancji gaśniczych. Pozostawiony żandarm obserwował ich dzieląc uwagę między ich dwójkę kręcącą się przy tym schowku a dziwnym kamieniem który sobie nadal świecił, buczał i lewitował w pomieszczeniu naprzeciwko. No i nadal kręcił się tam i coś zapisywał przy świecy starszy naukowiec w okularach ale na ich dwójkę już kompletnie nie zwracał uwagi.

Hełm, taki czerwony. Strażacki. Latynoska z bólem serca stwierdziła, że przydałby się jej teraz, bo wyglądałby całkiem w pałkę. Co prawda od wody wolała ogień, ale w obecnej sytuacji zmuszona była iść na ustępstwa dla dobra świata i takie tam. Szybko odwinęła węża, rozprostowując go na ziemi. Pewnie chwyciła odpowiedni koniec z sikawką i odkręciła kurek szczerząc się jakby właśnie nadeszła pora krojenia chałupy znienawidzonego sąsiada, białego na dodatek. I z policji.

W pierwszej chwili chemik był trochę chyba zaskoczony gdy odgadł zamiary latynoskiej piromanki. Ale chyba ciekawość wzięła górę bo skoncentrował się na roli obserwatora a na twarzy zaczął mu rosnąć wyraz oczekiwania i dziecinnej radości z planowanego psikusa. Gdy Chelsey odkręciła spust węża od razu poczuła szarpnięcie cieczy pod ciśnieniem. Z początku trochę szarpnęło ale lekarz chyba był zbyt zamroczony by zareagować na nowy czynnik w jego ambulatorium. Zaraz potem gdy Diaz opanowała już moc węża i skierowała go na właściwy cel reakcja była znacznie bardziej żywiołowa.

Uderzony biczem wodnym Kozlov krzyknął, czy raczej próbował gdy ściana wody chlusnęła go w pierś i głowę. Zaskoczonym mężczyzną rzuciło do tyłu. Próbował zasłaniać się ramionami zaczynając coś krzyczeć ze zdziwienia i gniewu ale przez szum wody trudno było zrozumieć słowa. W końcu gdy tak machał rękami by zasłonić się przed wodnym atakiem stracił równowagę i grzmotnął na podłogę. Przez co stół przy jakim siedział trochę zasłonił go przed wzrokiem Diaz i jej biczem wodnym. Roy roześmiał się na całego.

Zaciekawiony żandarm też podszedł bliżej i patrzył na to widowisko z ciekawością.
- Co wy robicie? - zapytał patrząc na szalejący po ambulatorium strumień spienionej wody.

System Obroży nie potraktował wody jako atak, cóż. Pechowo dla ruskiego konowała, dobrze dla Diaz. Wyszczerzona ponad wszelką miarę, z radością tańczącą na dnie ocząt, zrobiła trzy kroki w bok aby móc znowu bezpośrednio polewać cel bez zapór z jakiś zjebanych desek.
- Por tu puta madre, polla, nie widać? Skurwol napruty jak mój stary w dzień wypłaty. - zatrzepotała rzęsami na gada w mundurze przybierając pozę żywego wcielenia niewinności. Tylko lejąca się woda atakująca starucha na glebie trochę temu przeczyła, ale oj tam, oj tam. Szczegóły.
- Wytrzeźwiałkę robimy - dodała z pełnią powagi, wracając do obserwacji typka na glebie.

- No dobra. Tylko nie przesadźcie. - żandarm pokiwał głową i wrócił stopniowo na swoje poprzednie stanowisko. Widowisko się już raczej skończyło. Gdzieś na krawędzi stołu pojawiła się przemoczona dłoń Kozlova a nawet w korytarzu słychać było jego jęki, kaszel, wypluwanie wody i złorzeczenia. Pierwsza próba powrotu do cywilizowanej pozycji nie przyniosła skutku i chwilowo lekarz wciąż leżał na podłodze ambulatorium razem z wylaną na niego wodą.

- Chodź zobaczymy jak to teraz wygląda. - zaproponował chemik i wrócił do ambulatorium.

Pacjent wracał do normalności, coś ruszało się do przodu. Black 2 przerzuciła wąż przez ramie z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, chociaż wolałaby chujka zlać napalmem, niestety miała swoje ograniczenia. I dobre serce oczywiście, pełne empatii, miłosierdzia i miłości do bliźniego, jak to każdy Chrześcijanin miał w pakiecie startowym.
- Que tal, puta? - zapytała doktorka wesoło, idąc ramię w ramie z Hipsterem - Wróciłeś już do nas czy ci potrzebna repeta?

Kozlov chyba miał jeszcze trochę kłopoty z wysławianiem się. Nawijał coś chyba w sporej mierze po rosyjsku a z tego co dało się zrozumiale wyłapać to dało się wyłowić coś o bandyckiej napaści i braku poszanowania dla ludzi nauki. Czy coś w ten deseń. Roy pomógł mu podnieść się do pionu i sadzając na tak samo mokrym jak on krześle. Lekarz usiadł na nim wycierając twarz czym się dało, głównie własną dłonią i rękawem.
- Czego do cholery się tak na mnie uwzięłaś?! - zapytał z pretensją patrząc gniewnie na skazańca ze szlauchem.

- Zbieraj się i ruszasz dupę z nami.- wyjaśniła prosto i łopatologicznie, bujając końcówką szlaucha - Condor mówił że jesteś potrzebny, claró? Najebiesz się potem, teraz łap konowalskie zabawki i pokurwiamy wężykiem tam, gdzie trzeba. - wzruszyła ramionami, przekrzywiając głowę na brodacza. Gapiła się na niego chwilę, potem wzrokiem zjechała na ciurkający wąż, a potem znowu popatrzyła na męska gębę i nagle uśmiechnęła się radośnie - Este bastón - machnęła łapą na miejsce gdzie lewitował pokurwiony do kwadratu kawałek żwiru - Myślisz że jest wodoodporny, que?

- Banda zwyrodnialców… chwili spokoju człowiekowi nie dadzą… zawsze coś… no co chwila… a mogłem wziąć urlop…
- lekarz zebrał się w sobie i z krzesła i chyba uznał wyższość argumentów drugiej strony przechodząc do biernego oporu werbalnego czyli marudząc i utyskując po drodze. Ale zaczął się przebierać, zdejmując z siebie mokry fartuch i sweter, potem z jakiejś szafki wyjął inny, podobny zestaw no i wyglądało, że pomagając sobie zrzędzeniem i gderaniem jednak szykuje się do drogi.

- Oj, nie wiadomo jak zareaguje. Może dojść do nieprzewidzianej reakcji chemicznej. Gwałtownej. Na przykład wybuchnie czy coś. - Roy któremu cała heca ze szlauchem chyba przypadła do gustu i pozwalała się chociaż na chwilę szczerze pośmiać i rozerwać teraz nagle spoważniał słysząc propozycję Diaz. Wydawał się nawet być zaniepokojony przeprowadzeniem takiej próby.

- Wybuchnie powiadasz… - Black 2 wydawała się za to zafascynowana tym detalem, łeb automatycznie obrócił się we właściwym kierunku zaplecza, na gębie pojawił się wyraz czystej zadumy. Byłoby bien gdyby durny kamyk wziął i się rozjebał. Od razu odpadłby im jeden kłopot.
- Bierz konowała, Hipster, i zatargaj go do rannych. Kudłaty powie ci co i jak - mruknęła do brodacza, chociaż uwagą była już przy trepach, czterookim grubasie i latającej skale do których ruszyła.

- Trzeba być z tym bardzo ostrożnym. To naprawdę może być coś, nie wykonane ręką człowieka. Znaczy nie wiadomo jak zareaguje na różne, obce czynniki. Reakcja może być trudna do przewidzenia. - chemik z słyszalną w głosie obawą dopowiedział swoje uwagi. Jednak posłuchał się Diaz i razem z Kozlovem zaczęli zbierać się do wyjścia. Lekarz jakoś się ogarnął ale nie zapomniał wyglądać i przypominać wszystkim, że jest na nich obrażony za takie poniżenie jakie go spotkało. Zwłaszcza na Diaz oczywiście. Niemniej obydwaj w końcu wyszli z zaciemnionego ambulatorium i ruszyli równie ciemnym korytarze przyświecając sobie lighstickami. Żandarm albo miał wyczulenie na podejrzane zachowania albo coś może usłyszał z ostrzeżeń chemika bo obserwował Black 2 wyraźnie podejrzliwym spojrzeniem. Jedynie Jensen wydawał się całkowicie pochłonięty swoją pracą, badaniami czy co on tam robił. Chyba jakieś pomiary bo coś oglądał przez monookular powiększający na jednym oku, dość długo, a potem zapisywał to szybko w jakimś papierowym notesie. Bo wszelkie elektronicznie pewnie szlag trafił tak samo jak światło.

Trep gapił się na Parcha jakby ten miał coś niecnego w planach. Skandal, no za grosz zaufania do drugiego człowieka: jego dobrej woli i takich tam pierdów. Skrzeki konowała puściła między uszami, pakując je tam, gdzie w tej chwili winny się znaleźć, czyli miała je głęboko w dupie. Ten też niewdzięczny padalec. Nikt nie doceniał starań Latynoski, co za parszywy los.
- Co tak się gapisz bonita, jakbym ci miała zaraz detonować claymore’a pod nogami? - zagaiła wesoło do typka w mundurze, opierając się o ścianę tuż obok niego. - Que tal? Kumple cię za wabia zostawili, a sami wycięli kurwy obracać? No nie dziwię się - pokiwała głową z mądrą miną - Świnie pierwsza klasa tu mają, koks tak samo. A jacuzzi… mówię ci, cabrón. pierwsza klasa… co ty taki spięty, que? Po chuja was tu zrzucali? Mało im niewinnych ofiar tu na dole?

Typ w czarnym mundurze obserwował Diaz niemniej czujnym spojrzeniem jak przed chwilą. Zupełnie jakby puścił jej gadkę mimo uszu tak samo jak ona utyskiwania lekarza.
- Co ty kombinujesz? - zapytał patrząc na nią podejrzliwie. Co prawda w tej ciemnicy rozjaśnianej jedynie upiornym, nienaturalnym światłem kawałka skały jaką sobie lewitowała od jakiegoś czasu i zapalonymi tam i tu świecami czy lighstickami nie było widać jak przy porządnym świetle ale wystarczająco by wychwycić mimikę twarzy osoby z jaką się rozmawiało. No i żandarm coś chyba miał jakieś dziwne, niewytłumaczalne podejrzenia względem Latynoski.

- Ja? Coś kombinuję?! - popatrzyła na niego z wyrzutem i przyłożyła dłoń do urażonej piersi, kryjącej niemniej urażone serce. Pierdolony rasista! - Mierda, co ty taki uprzedzony, que? Podbijam do ciebie, zaczynam nawijkę bo dobra dupa z twarzy z ciebie i bym cię najchętniej wycięła z tej blachy i zaciągnęła gdzieś na bok żeby ci spuścić ciśnienie bo coś spięty jesteś, a ty mi się tak odwdzięczasz - westchnęła równie ciężko co dramatycznie.

- No pewnie. - facet pokiwał głową i coś chyba nie był skory zmieniać zdania ot, tak. - Po co ci ten szlauch? Skończyłaś swoje to go odłóż. - wskazał brodą na urządzenie gaśnicze jakie Latynoska wciąż miała trochę przy sobie a trochę na sobie.

- Jak możesz mi nie ufać… ja tu do ciebie z sercem na dłoni, a ty… - zrobiła dramatyczną pauzę, ponawiając wzdychanie i kręcenie głową - Por tu puta madre, ściśnij rowa i daj na luz, si? Mamy wystarczająco przejebane żebym was wysadzała tak o, dla samej radochy. Jeszcze się przydacie… a dla ciebie bym nawet miała parę zastosowań - wyszczerzyła się po zwyrolsku, obcinając go od góry do dołu i z powrotem - Nawet więcej niż parę… - dodała niskim pomrukiem i parsknęła wskazując na czterookiego i jego zabawkę - Coś wam nie idzie zabranie tego dziadostwa, broni się? Nie chce dać zapakować w skrzynkę i wywieźć na orbitę, que? Próbowaliście łapami? Może być jak generator. Przepnie się to się wyłączy. Wtedy da się go przenieść i w nim majstrować - zrobiła się poważna jak na jej standard, wylewając na kamyk całą nagromadzoną niechęć - Ma swoje zasilanie, kto wie? Może nie lubić wody. Grubas może to sprawdzić, albo i soy. Najpierw małą dawką, a jak nie wypierdoli nas w kosmos to da się pomyśleć o cięższym kalibrze. Jest tu sala operacyjna z szybą. Dacie radę się schować na wszelki, gdyby jednak wziął i pierdolnął. Wam zależy żeby się stać zmyć, nam żeby to gówno przestało zakłócać sieć, bo co? W tym stanie chyba sobie w kakao go zapakujecie i balonem wyniesiecie na orbitę. Żaden latacz z tym na pokładzie nie wystartuje. Trudne sprawy - pokiwał głową.

- A jak chcesz to przenieść do tej sali operacyjnej? - wojskowy gliniarz chyba miał więcej wspólnego z gliniarzami właśnie niż z wojskowymi. Na nazwisko miał Armstrong co Diaz rozczytała z jego plakietki na pancerzu. Propozycja na temat ruchów i manewrów z tą lewitującą skałą chyba go zastanowiła na poważnie. I sądząc po tym z jaką niechęcią zaakcentował “to” chyba nie żywił do “tego” ciepłych uczuć. Albo też był podobnie ufny jak względem zamiarów rozmówczyni.

- A po chuja to przenosić? - Latynoska zdziwiła się szczerze, kiwając brodą na przeszkloną salę - Wy się tam skitracie - wyjaśniła rozbrajającą, susząc klawiaturę. Podniosła rękę i przeparadowała palcami do napierśniku trepa, wydymając lekko usta w smutnym grymasie - Dobrzy chrześcijanie muszą sobie pomagać, si? Szkoda takiej duperki żeby się jej coś stało. Potknęła się i zarysowała tą zacną buźkę - zaniuniała do trepa, czy tam gliniarza, un polla - Grubas ma cywilne łachy, ty tylko ten pajacyk… - spojrzała w dół, na własny hermetyk i sapnęła - Jak się spierdoli mnie mniej zaboli, zresztą co to za zabawa jak jucha nie leci.

Wojskowy gliniarz czy może gliniarski wojskowy spojrzał w dół na kobiecą dłoń na swoim napierśniku. Zastanawiał się nad tym co proponowała. Popatrzył na lewitujący kamień, na badającego go naukowca, w końcu zajrzał ponad ramieniem Diaz na ambulatorium i widoczne w głębi pomieszczenie o jakim mówiła. I chyba po tej chwili namysłu zdecydował się w końcu.
- Dobra, niech będzie. Mądre głowy coś chyba nie mają pojęcia jak to cholerstwo wyłączyć. - wskazał kciukiem ogólnie na całą zawartość kanciapy Kozlova gdzie dominowała dziwna poświata od nieregularnej bryły która uparła się przeczyć prawom grawitacji. Dalej poszło dość szybko chociaż niekoniecznie gładko. Żandarm wszedł do pomieszczenia i chwilę przekonywał naukowca do opuszczenia pomieszczenia. Gdy słowne argumenty okazały się nie wystarczająco Amstrong pomógł sobie w przekonywaniu chwytając Jensena za łokieć i “po przyjacielsku” mówiąc coś o względach bezpieczeństwa o jakie miał dbać zaprowadził go do ambulatorium. Ten oczywiście opierał się protestując i mówiąc coś o niespotykanej dla ludzkości szansie. Ale w twardej relacji z młodszym i bardziej wprawnym w takich bezpośrednich argumentach mężczyzną był na dość straconej pozycji. W końcu więc Black 2 została sama, ze szlauchem na ramieniu, lewitującym kamieniem promieniującym dziwnym blaskiem lewitującym nad stołem kanciapy Kozlova.

Brakowało tylko nostalgicznych skrzypiec w tle, bolejących muzycznie nad głupotą parchatej piromanki, której zachciało się bawić w tą całą naukę, no ale skoro miały być wybuchy, mogła iść na ustępstwa. Poczekała aż towarzystwo znajdzie się za szybą i zakluczy za sobą klapę.
- Szkoda że cię tu nie ma Wujaszku - mruknęła pod nosem, a potem nagle uniosła wąż i odkręciła kurek, posyłając promień wody nad kamień. Zaraz się jednak zmitygowała i chlusnęła po nim pełnym ciśnieniem.

I stała się ciemność. No prawie. Jakiś lightstick ocalał oświetlając błękitnym, bladym światłem wnętrze kanciapy jaka zwykle służyła miejscowemu lekarzowi do pijatyk. Gdy tylko skumulowany strumień wody zderzył się z lewitującą skałą zmagał się z nią ledwo ze dwa szybkie oddechy a potem wszystko zgasło a kamień ciśnięty siłą skumulowanego strumienia wody poleciał gdzieś w ciemność. Wraz z nim znikła dziwna, niezdrowa poświata jaką wydzielał, ucichł dziwny burczący dźwięk i nastała właśnie cisza i ciemność. Szalejąca rozbryzgami woda pogasiła te kilka świec i palników jakie były ustawione właśnie głównie na stole nad jakim dryfował w powietrzu kamień. Został tylko jakiś lightstick którego podmuch wody też zdmuchnął gdzieś na podłogę. W jego świetle Diaz namierzyła skałę która wreszcie zachowywała się jak na okruch skały przystało. Czyli leżała cicho i bez ruchu na podłodze i w ogóle nie świeciła.

Pierś latynoski urosła o trzy rozmiary, gdy zaczęła ją rozsadzać duma wewnętrzna.
- I na chuja komu te całe mądre głowy - mruknęła tryumfalnie, odrzucając wąż i łapiąc za broń. Pstryknęła pstryczkiem latarki, aby rozjaśnić sobie życie, a także okolicę przy okazji. Niestety latarka jak nie działała, tak nadal się opierdalała i świecić nie zamierzała.
- Naprawiłam! - krzyknęła do dwójki za szybą - Gruby pakuj to w walizkę i nie majstruj więcej, claró? Chyba że też chcesz trafić ekspresem na wytrzeźwiałkę. Nadal chujem wieje od elektryki, ale może przejdzie. Mierda… napiłabym się. Dupeczko masz coś do chlapnięcia? Albo… ten zapijaczony ryj musiał tu coś jeszcze schować - domruczała do siebie, idąc po lightstick.

Zza pleców Black 2 doszły pośpieszne kroki i zdenerwowany głos naukowca. Ale zarzymał się w progu kanciapy do której wyprzedził żandarma okazując przy tym całkiem sporo zapału.
- Co zrobiłaś?! - krzyknął z pretensją. Zaraz rzucił się do przodu i uklęknął po tym jak jeszcze w pośpiechu zawadził biodrem o róg stołu. Ukląkł przy leżącym bezwładnie kamieniu i zaczął mu się uważnie przypatrywać wyciągając skądeś własnego lighsticka. W drzwiach zjawił się też Armstrong obserwując całą scenę wewnątrz.

- Doktorze, potem pan sobie to zbada. Proszę to zapakować. Musimy się stąd zwijać. Skoro nie ma już kłopotu z zabraniem tego czegoś to nie ma na co czekać. - zwrócił się do naukowca który chyba był w lekkim szoku. Ale, że ten nie zareagował jakoś w odpowiedni sposób więc żandarm wszedł do kanciapy i znowu musiał pomóc mu w spojrzeniu na sytuację przy pomocy odpowiednich argumentów.

Przeszukanie flaszek przyniosło wymierny skutek. Diaz znalazła niedopitą butelkę, co szybko nadrobiła bo co się będzie tak szkło i procenty marnować? Zostawiła dopitkę i zabełtała nią, podnosząc torbę Hipstera. Dumna i uśmiechnięta przeszurała się w okolicę trepa.
- To co, pendejo? - zagadała pogodnie - Zwijacie manele i wypierdalacie latającym zestawem na lotnisko? Jak tam będziesz pozdrów ode mnie Harcereczkę. Tama mała chica w biżuterii. Brown 0... trochę szkoda że się zwijacie - mina zrobiła się jej smutna, powiało nostalgią gdy patrzyła na wojskowego gada. Wreszcie westchnęła melancholijnie i nagle skoczyła do przodu, wpadając na niego i zarzucając ramiona na szyję. Czuła jak stężał zaskoczony i zamarł z uchylonymi ustami, które zaraz zamknęła swoimi w mocnym, intensywnym pocałunku w którym prócz warg, brał udział ruchliwy język. Nie mieli czasu na wyciąganie z puszek i wygibasy w poziomie, a zmarnowana szansa gryzłaby meksykańską duszę... jak z Majstrem.
Jego też nie zdążyła wyruchać.

 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 31-07-2018, 01:43   #362
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Ciszę, która zapanowała w zdewastowanej toalecie dało się kroić nożem. Ciężka, dusząca, osaczała siedzącego pod ścianą Parcha na podobieństwo całunu, utrudniając złapanie głębszego oddechu i choć nagranie dawno się skończyło, ludzka sylwetka trwała w bezruchu, wpatrzona niewidzącymi oczami w puste miejsce, gdzie jeszcze chwilę temu wyświetlał się obraz - mizerne, odległe echo obecności utrwalonych na nim ludzi. Nash miała tylko je, nic namacalnego i dającego zrewidować stan Meksa w tej chwili. Było stare, sprzed kilkudziesięciu minut, a na Yellow przez ten czas wszystko mogło się zmienić niczym w koszmarnym kalejdoskopie. Równie dobrze coś mogło go właśnie żreć żywcem, a on tego nie odnotowywał, uśpiony zastrzykiem paramedyczki. Bezwolny i niezdolny do obrony.

Krótki filmik dał saper kilka odpowiedzi, lecz razem z nimi przyniósł nowe pytania. Co się stało, że cholerny kaktus zachowywał się niczym naćpany, wyraźnie mając problem ze skontaktowaniem się z racjonalną częścią mózgu? Napruli go czymś ze względu na ból kontuzji, albo chodziło o coś kompletnie innego. O co konkretnie - tego dało się dowiedzieć tylko w jeden sposób, wracając na lotnisko… ale czemu zdradliwe ciało nie chciało się słuchać i podnieść do pionu? Rudy skazaniec miał wrażenie, że do jego korpusu ktoś złośliwy przyczepił cztery worki wypełnione żwirem i równie mobilne. Mięśnie nie słuchały rozkazów przesyłanych siecią neuronów, pozostając w zastoju na podłogowych płytkach. Zmęczenie atakowało z każdej strony, zmieniając głowę w słoik pełen tłuczonego szkła. Jak niby miała walczyć w takim stanie? Zmusić się do czegoś konkretnego…

Powoli, jakby poruszała się w gęstej smole, uniosła dłoń do Obroży, odtwarzając nagranie raz jeszcze do momentu, gdy pokazała się nieprzytomna twarz o karnacji kawy z mlekiem. Wtedy zatrzymała obraz, patrząc na niego przez mgłę dobre dwie minuty. Żył, tego należało się trzymać. Wziąć w garść i wracać do pracy, wszak zostało tyle do zrobienia. Sven na nią liczył, co gorsza nie tylko on. Sycząc ze złości Parch wyłączyła holoekran, podrywając się na równe nogi. Koniec użalania, nie było na nie czasu. Szybko przemyła twarz zimna wodą, wymijając okruchy rozbitego lustra i wyszła na korytarz z wysoko uniesiona brodą, rozglądając się w prawo i lewo aż z przywieszki odczepiła tubkę z liofilizowanym żarciem. Odkręciła ją i wetknąwszy między zęby zaczęła wysysać słoną papkę w myśl zasady, że nie istnieje sytuacja tak zła, by węglowodany nie mogły jej poprawić. Smakowało paskudnie jak zwykle, lecz dostarczało kalorii, a wraz z nimi energii - istotna rzecz na nadchodzące godziny. Pomogło też zrobić pierwszy krok w kierunku improwizowanego pokoju saperów. Pozostali powinni wrócić z szabru, a Nash… wypadało aby pojawiła się tam na czas.

Gdy wróciła do pomieszczenia które w obecnych okolicznościach miało posłużyć za warsztat domowego piromana kręciła się po nim półtoraręka Jackson. Trochę pokracznie i nienaturalnie wyglądało gdy ustawiała jakieś pudła i kartony z czymś ale zachowywała tyle energii i pogody ducha, że jej niesprawność schodziła na dalszy plan. Pomagał jej Duszan, starszy nauczyciel który trochę się jąkał i chyba najbardziej kłopotało to jego samego. Korytarzem odchodziła kolejna para która widocznie musiała niedawno coś przynieść. Pogodny student Ray, i gotka i wyeksponowanych barwach i fryzury i ubioru. Student chyba coś do niej mówił albo się pytał ale dziewczyna przynajmniej gdy obserwowało się głównie ich plecy nie reagowała jakoś na to co do niej ma. Zaraz też mieli zniknąć za rogiem jednego z bocznych korytarzu.

Z bliska Black 8 miała okazję chwilę pogrzebać i poszperać w pudłach i kartonach. Dla amatora pewnie wyglądało to jak zbiór z jakiś wiosennych porządków ze strychu czy piwnicy. Ale gdy miało się odpowiednie, spojrzenie, wiedzę i doświadczenie można było dostrzec coś więcej niż brudne słoiki, puste butelki, kawałki drutów, szmat, i różnych płynów. Wydawało się, że coś da się z tego sklecić. Ale co to jeszcze wymagało posegregowania aby zaplanować kiedy, na kiedy, ile da się czego wyprodukować. Niemniej początek był obiecujący.

- I co? Będzie coś z tego? - zapytała Jackson na chwilę ocierając ocalałym ramieniem czoło i patrząc na jedynego, profesjonalnego sapera w ich przypadkowej zbieraninie. Zanim rudowłosa saper zdołała coś mruknąć czy wyklikać w odpowiedzi dostrzegła minimalną zmianę w spojrzeniu jednorękiej dziewczyny. I zaraz potem usłyszała męski głos za sobą.

- Black 8. - powiedział pewnie dla ludzkiej wygody i przyzwyczajenia. Chyba ślepy mógłby tylko nie dostrzec oznaczeń na pancerzach skazańców. Gdy Nash się odwróciła dostrzegła beztwarzowy hełm jednego z ludzi Aki.
- Mam paczkę dla ciebie. - powiedział bez cienia drwiny i zdjął z pleców plecak wpychając go w ręce saper. Ta poczuła, że plecak jest wypchany jakimiś klamotami, do lekkich nie należy i do tego dźwięczy plastikowymi i metalicznymi stuknięciami. - Z pozdrowieniami od Mayi. Mówiła, że będziesz wiedziała co z tym dalej zrobić. - skinął pewnie broda w stronę plecaka ale przy pełnym hełmie przełożyło się to na ruch całego hełmu. Niemniej gest był czytelny. A potem odwrócił się i zaczął odchodzić korytarzem.

Ciężka paczka przykuwała uwagę, złote oczy same ku niej uciekały. Tym bardziej gdy usłyszała kto jest nadawcą. Ledwo padło imię zmęczoną, piegowatą twarz przeciął cień uśmiechu, a wzrok złagodniał. Młoda dbała o nich nawet gdy znajdowali się na dwóch aktualnie dostępnych krańcach lokacji… coś jednak nie dawało jej spokoju. Conti mówiła swoje, informacje zaś należało potwierdzić nim przynajmniej o to jedno naiwny człowiek przestanie się martwić.

Skrzeknęła za najemnikiem, ruszając za nim szybkim krokiem z plecakiem przerzuconym przez ramię. Zostawiać go nie zamierzała przynajmniej do momentu aż sama zapozna się z jego zawartością i zastanowi się co dalej robić.

- Maya. Brow 0. Widziałeś ją - wystukała na holoklawiaturze, dokładając do tego suchy zgrzyt zębów - Nie tak dawno. Co z nią, jest bezpieczna? Nie znęcają się nad nią? Jak wygląda sytuacja? MP? Orbita? Otten utrzymuje sygnał? - zadała serię krótkich pytań i prychnęła krótko - Złapali kogoś tam? - wskazała ruchem głowy do góry i w stronę, gdzie zostawili lotnisko.

Facet szedł chwilę całkiem raźnym krokiem więc rudej było nie tak łatwo dogonić go, utrzymać tempo i jeszcze klikać po drodze w nieistniejące w świecie materialnym guziczki. W końcu jednak słysząc kolejne pytania zatrzymał się i maska jego hełmu spojrzała prosto w złotookiego sapera.
- Jak odjeżdżaliśmy była cała. I została prawicą porucznika z MP. A gdy wieża lotniska straci łączność od razu się tego dowiemy. - powiedział znów ruszając w przerwany marsz gdy poklepał się palcem w bok hełmu pod którym gdzieś tam miał pewnie komunikator. Saper zauważyła, że na nadgarstku ma urządzenie sterujące dronami, podobne miał Patinio i jemu służyło do operowania różnymi dronami.

Widok przywołał widmo nieprzytomnej, ściągniętej bólem twarzy. Black 8 odegnała je, potrząsając głową na boki.
- Dzięki za paczkę. Nie musiałeś - zmusiła mięśnie do ułożenia się w szybki uśmiech,potem zjechała spojrzeniem na przedramię najemnika - Umiałbyś tym włamać się do systemu drona MP?

Facet odwrócił głowę czyli maska hełmu skierowała się na urządzenie sterownicze do dronów. Potem maska spojrzała na idącą obok Black 8.
- Mogę się podpiąć pod takiego drona do którego mam kody. Bez kodów dostępu nic nie zrobię. - idąc korytarzem wzruszył ramionami raczej chyba nie przywiązując więcej wagi do tego o czym rozmawiali. Chociaż nie widząc twarzy drugiego człowieka rozczytanie jego emocji było trochę kłopotliwe.

- Trupy w lesie. Ludzie. Żołnierze. Wasza zasługa? Dron na niebie. 6h temu. Ponad barykadą. Twój? - lektor wyszczekał parę krótkich pytań, Parch zwolniła i z beznamiętną miną rozsunęła zapięcie plecaka, zaglądając do środka i poniekąd czekając na odpowiedź, choć do szczęścia nie była jej potrzebna.

- A dla kogo te przesłuchanie? Daj sobie siana paniusiu co? - zaproponował zamaskowany hełmem facet nieco już z zauważalną irytacją i ostrzeżeniem słyszalnym w głosie. Nie zwalniał chodu przez co dla Black 8 zrobiło się dość karkołomne grzebanie w plecaku, dotrzymanie mu kroku a pisanie na klawiaturze lektora po prostu niewykonalne. W plecaku było po trochu wszystkiego. Automatyczne strzykawki stimpaków, pudełeczka medpaków, magazynki do karabinów, wkłady do piłomiecza, granaty wyglądało to jak wór z prezentami od brązowego Mikołaja dostarczony przez tego zamaskowanego typa. Typa który najwyraźniej nie miał ochoty na tematy o które zapytała go rozmówczyni albo może w ogóle nie miał ochotę na konwersację.

- Tak czy nie. To wy? - saper rzuciła torbę na ziemię i klęknęła obok, rozszerzonymi ślepiami chłonąc widok jaki oto miała przed sobą. Jedną ręką grzebała w zapasach, drugą stukała po klawiaturze i też nie wyglądała na bliższe zapoznawanie - Ktoś usunął ludzi. Nikt z mundurowych. Obcy element. Niewiadomy. Wiszą mi tamte trupy, chodzi o fakt. To wy, czy mam szukać innych idiotów przed którymi trzeba chronić moich ludzi? Mayę też. Tak czy nie.

Facet skorzystał z okazji i nie odpowiedział. Przy różnicy tempa poruszania się i braku poruszania się klęcząca na podłodze Nash od razu została z tyłu. Facet zniknął jej z oczu za jakimś rogiem. Sama mogła zapoznać się nieco lepiej z zawartością plecaka jaki jej zostawił. Ale dokładniejsze sprawdzenie potwierdziło tylko te pierwsze wrażenie.

Przynajmniej jednej idiota zszedł parchowi sprzed oczu, zostało ich całkiem sporo, na szczęście w sporym oddaleniu. Wyciągnąwszy dwa wkłady do paneli technicznych ponownie zapięła placek i przerzuciła go przez ramię, odpalając komunikator z szarymi Parchami.
- Wasz status. Lokalizacja. - zaskrzeczała po kanale syntetycznym głosem, zatapiając nos w mapie - Zbierzcie się w jednym miejscu, mam coś dla was. Ale. Dyskretnie. Zanim trepy nas namierzą i zarekwirują zabawki.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 02-08-2018, 00:43   #363
 
Perun's Avatar
 
Reputacja: 1 Perun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputacjęPerun ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=BLja1dwJtDg[/MEDIA]
Obsługa w lokalu była zdecydowanie do dupy. Tak samo jak serwowane żarcie i napitki. Bezużyteczne automaty serwowały tanie gówno w foliowych kondomach, a o czymkolwiek z alkoholem można było tylko pomarzyć.
- Co za gówniany lokal - Grey 35 po przeszperaniu wszystkich kątów stołówki w końcu stanął pod automatem i zaklął pod nosem, mamrocząc do siebie. W rozchełstanym kombinezonie trzymającym się tylko na pasku i zdjętym do połowy, w podkoszulku uwalonym juchą wyglądał jakby uciekł z zakładu dla obłąkanych albo z ubojni. Jedno i to samo.
Miało być piwo, wyszła chujnia. Nie było co siedzieć, skoro żreć nie miał ochoty. Pokręcił się jeszcze chwilę między stołami, a potem wyszedł na korytarz i tam się zatrzymał, drapiąc po głowie. Gdzie na tym zadupiu kosmosu mógł znaleźć browara bez konieczności wyłażenia poza schron? Pomyślał, podumał, a potem machnął ręką, wracając do sali medycznej. Równie dobrze mógł się zrobić alkoholem etylowym do odkażania. Jeden chuj.

Sytuacja w ambulatorium schronu wyglądała inaczej niż gdy jakiś czas temu Grey 35 zostawiał to pomieszczenie za sobą. Obecnie wyglądało to jak izba przyjęć na nocnym dyżurze na jaki trafiła się jakaś wycieczka nieco przeciągnięta przez jakieś krzaki i inne przygody ale w gruncie rzeczy bardziej hałaśliwa niż z poważniejszymi przypadkami. Niemniej skutecznie zapełniała sobą i swoim jazgotem tak pomieszczenie jak i obsługę. Wszyscy wydawali się jak nie zajęci jakimiś przypadkami w przypadku personelu to czekaniem na swoją kolej w przypadku pacjentów. Wyglądało na to, że mają czym i komu, co robić. Czy był to efekt zebrania zapasów zarządzonych przez kpt. Hassela czy to jakoś kpr. Mahler w końcu dostarczył co trzeba tego tak na pierwszy rzut oka nie dało się stwierdzić. Ani jednego ani drugiego tutaj nie było. Ale działo się.

Nigdzie nie widział tych poranionych żołnierzy jacy wcześniej byli tutaj pierwszymi pacjentami jakimi sam się zajmował zanim przybyła reszta medycznego personelu. Więc chyba gdzieś ich przeniesiono. Co miało sens jeśli już byli po udzieleniu odpowiedniej pomocy medycznej. Kolejny problem ze zdobyciem promili był taki, że na pierwszy i drugi rzut oka nie było go w ogóle widać w tym ludzkim chaosie jaki zapanował w ambulatorium.

- Wasz status. Lokalizacja. - Black 8 zaskrzeczała po kanale syntetycznym głosem, zatapiając nos w mapie - Zbierzcie się w jednym miejscu, mam coś dla was. Ale. Dyskretnie. Zanim trepy nas namierzą i zarekwirują zabawki.

- Trzeźwy w ambulatorium
- Blondas burknął w szczekaczkę, dobierając się po pierwszej szafki z brzegu. Metodą prób i błędów musiał, kurwa, w końcu coś znaleźć. - Za trzeźwy. Nigdzie tu kurwa nie ma wódy? Powiedz że coś masz, ruda. Chociaż browara. Póki tamten padalec się nie pojawi na horyzoncie i znowu nie zacznie nam życia układać, a wam w głowach mieszać. Ja pierdolę… niby u ruskich siedzimy, a idzie się zesrać zamiast promile zgarnąć. W stołówce chuj. Tutaj chuj… jeden, wielki kutas. - skończył mamrotać i wylewać gorzkie żale.

- Mam coś lepszego - syntetyczny głos zlał się w jedno z niskich charkotem, z grubsza imitującym jojczenie medyka - Będę. Meh. Pracownia pirotechniczna. Domowy terrorysta, idźcie na namiar. A całą wódkę wypiłam. Spóźniłeś się, było wcześniej podbić. Inni?

-Miałaś wódę i się nie podzieliłaś? - w głosie G35 zabrzmiała szczera boleść. Pieprznął drzwiczkami od szafki, odpalił też HUD sprawdzając gdzie rudego padalca wywiało - I jeszcze powiedz że wychlałaś z tym całym Hasselem - domamrotał z pretensją tak wyraźną jak ślady po pazurach noszone na parchatych pancerzach przez każdego w Obroży na tym pokurwiałym księżycu.

Po łączu rozeszło się zirytowane prychnięcie, do którego dołączył ostrzegawczy syk i odgłos tłuczenia czegoś szklanego.
- Pracownia. Bez odbioru - lektor wyszczekał swoje i zamilkł,a w eterze pyknął rozłączany kanał.

Przemaszerowanie po wnętrzu podziemnych pomieszczeń na konkretny namiar z jedno pomieszczeń aż tak proste nie było. Namiar podawany przez HUD nie był aż tak dokładny i nie pokazywał rozkładu pomieszczeń, co najwyżej budynków. Niemniej układ pomieszczeń w schronie był dość prosty więc gdy nie było presji czasu i stresu było tylko kwestią czasu znaleźć jakieś poszukiwane pomieszczenie. Gdy Grey 35 trafił do improwizowanej pracowni saperskiej było tam ze dwie czy trzy osoby i żadna z nich nie była ani skazańcem ani mundurowym. Wyglądało na to, że wspólnie z Black 8 selekcjonują i przygotowują jakieś nie wiadomo co. Głowy podniosły się na nowoprzybyłego ale wszyscy bardziej wydawali się zajęci przygotowywaniem tego co wydawało się połączeniem jakiegoś skupu złomu z improwizowaną kuchnią albo jakimś laboratorium.

Grey 35 przekroczył próg pomieszczenia uśmiechając się równie czarująco co szeroko. W półmroku sztucznego oświetlenia lśniły nieśmiało drogie licówki, gdy Parch rozglądał się po wnętrzu i kątach, a także ludziach. Wyglądało, że ktoś znalazł sobie robotę po godzinach, zamiast odpoczywać, albo… chociażby kołować alko i rozkręcać balet gdzieś w kanciapie, na tyłach wroga.
- Jestem tylko ja? - rozejrzał się teatralnie dookoła - Czyli zgarniam najlepsze fanty? Mów co masz, gdzie i skąd? I gdzie swojego pieszczoszka zgubiłaś? - zasypał saper pytaniami, podchodząc na odległość nie większą niż wyciągnięte ramię.

- Czekamy. Jeszcze 4 min. - Nash wystukała na syntezatorze bez podnoszenia wzroku znad kupki wymieszanego ze sobą śmiecia, z którego wystawały kable, druty i chyba nawet rozebrany granat. Pochylała się nad konstruktem, skrzypiąc monotonnie pod nosem, a jej ręce pracowały pewnie, łącząc ze sobą kolejne elementy pokracznej układanki.
- Paczka. Od Młodej. Z lotniska. Dla ciebie też jest. Coś - dodała dla świętego spokoju, nie dając się sprowokować resztą nawijki medyka.

Blondas przewrócił oczami i skrzyżował łapy na piersi, opierając się przy okazji o blat szafki.
- “Coś” to trochę rozległy termin - wyjojczył z pretensją - Weź sprecyzuj. Coś, czyli co? AIDS, wpierdol, rycyna, gacie ze strapem albo bilet na drugi koniec tęczy? Jest parę możliwości, ciężko zgadnąć. A Młoda… Maya tak? Kochana dziewczyna że o nas pamiętała - uśmiechnął się mniej bezczelnie, za to miło i nawet sympatycznie - Temu jej facetowi też coś zostawmy. Na wypadek jakby go koledzy z MP nie dopieścili. A tak na marginesie mogłabyś chociaż udawać że się cieszysz na mój widok, albo co. Spojrzeć, pogadać. Mniej olewać… takie tam, codzienne sprawy śmiertelników. - skończył sarkastycznie.

- Rozczarowanie rośnie w miarę istnienia - szczekaniu lektora towarzyszył skrzypiący śmiech, choć nie trwał on długo. Saper szybko się uspokoiła, wciąż uparcie wgapiając się w konglomerat metalu i gumy. Przekrzywiała kark, przypatrując mu się pod różnymi kątami, zaś rude brwi spotkały się prawie na środku czoła.
- Naboje do miecza. I nie tylko. Dla Kudłatego mam już odłożone wkłady techniczne. Tak samo dla Diaz. - skrzywiła się, sięgając w międzyczasie po niewielkie cążki - Mam robotę. Ale. Rozmawiamy. Czekamy.

- Mhm… i rozumiem, że jest to wyjątkowo ważne zajęcie.
- Sanders rzucił niby lekkim tonem, nagle szczerząc się bardziej zębato - Co właściwie robisz? Naprawiasz im tostery?

- Atomówkę skręcam -
odpowiedź padła po chwili, równie beznamiętnie jak każdy tekst wypowiedziany przez syntezator, którego właścicielka wciąż i wciąż gapiła się na swoje dzieło nie przerywając pracy. Nie uśmiechała się, ani nie sprawiała wrażenia że żartuje.

- Pierdolisz - G35 prychnął, ale nagle jakoś zaczął się uważniej przyglądać dziwnej konstrukcji. Przysiadł tyłkiem na blacie po drugiej stronie, łypiąc podejrzliwie na rudą - Nie daliby ci tego robić ot tak, żebyś mogła przypadkowo nas tu wszystkich wysadzić. Ten cały Hassel nie zgodziłby się żeby mu coś odznakę podrapało, albo co gorsza plam na niej narobiło. - oczywiście nie zmarnował okazji aby poruszyć i obgadać temat przewodni jego wszelkich nieszczęść na Yellow 14. Zamilkł jednak szybko, gdy składana przez rudzielca paczka zaczęła cykać. Chuj wiedział, może laska mówiła prawdę.
Albo blefowała...ale jeżeli mówiła prawdę.
- Kurwa... napiłbym się - mruknął ściskając kąciki oczu aby odgonić ból głowy.

 
__________________
Jak zaczęła się piosenka, tak i będzie na końcu,
Upał na ulicy i plamy na Słońcu.

Hej, hej…
Perun jest offline  
Stary 05-08-2018, 00:15   #364
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Parchata integracja (współwinni zbrodni: Proxy, Perun, Zuzu, Pipboy i Zombi)

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=A8rpm0Eue-o[/MEDIA]
- Co za gówniane miejsce... - rzuciła pod nosem Grey 32.

Nie było tu nic. Wszyscy mieli wszystko w dupie. Nikt nie pracował razem. Wyśmienicie. Może jeszcze typ uważający się za największego ważniaka wyjebie wszystkich Parchów na serce roju tylko w samych gaciach. Technik bardzo wątpiła w to, że niby zebrane materiały posłużą komukolwiek innemu niż jego ludziom.

- Wasz status. Lokalizacja - zaskrzeczała Nash po kanale syntetycznym głosem, zatapiając nos w mapie. - Zbierzcie się w jednym miejscu, mam coś dla was. Ale. Dyskretnie. Zanim trepy nas namierzą i zarekwirują zabawki.

- Zajebiście, że teraz zachciało się tobie współpracować... - skomentowała pod nosem Grey 32 czując niechęć właściwie do wszystkiego, co oddychało i chodziło na własnych nogach. Nie poczuwała się do odezwania w pierwszej kolejności. Polezie na szarym końcu. Tą nic nie znaczącą decyzję niech podejmują sobie sami. Czegokolwiek Black 8 nie miała, z pewnością nie byłyby to zasobniki do multitoola. Wychodziło na to, że wojskowi droniarze byli najsensowniejszą opcją. Trzeba było ich wyhaczyć w tym zapyziałym schronie. Trzeba było, ale wtedy dojebią jej kolejny brak współpracy z zespołem. Przy okazji też rozmowa radiowa była prowadzona dalej. Nie brzmiało jakby Black 8 spokojnie czekała. Przy Eaglu nie raczyła poświęcić chwili nawet na zadanie pytania "32 i 35, co tu się kurwa odjebało?". Jebie po swojemu i nie ogląda się na nic. Fantastyczne towarzystwo i fantastyczny zespół.

- Idę - zakomunikowała na radio najbardziej spartańsko jak tylko się dało. Grey 32 po drodze jedynie podeszła do jednej z map schronu, które już tyle razy studiowała i pi razy drzwi porównała przesłane namiary. Niech jej tylko kurwa zarzucą brak współpracy...

Po paru korytarzowych zawijasach Grey 32 trafiła na miejsce. Improwizowana pracownia saperska mieściła już cztery lub pięć osób. Oczy ponownie uniosły się na nową twarz i wróciły do zajęcia preparowania ustrojstwa.

- Jestem... - wymamrotała monotonicznie oglądając facjaty parchów, z którymi miała na pieńku najbardziej. Następnie uwaga nie mogła być nie przyciągnięta montowanym ustrojstwem. - Na chuj wam to...

- A na chuj ty tu? - Grey 35 splunął pod nogi pokraka z podobnym do jego pancerzu i pokręcił z pogardą blond głową - Dla ciebie nic tu nie ma, wypierdalaj - wskazał uprzejmie kierunek z którego G32 przybyła.

Od strony stanowiska produkcyjnego doleciało zirytowane prychnięcie. Coś syknęło, w powietrzu zaśmierdziało palonym plastikiem, gdy Nash bawiła się dalej zestawem małego terrorysty, rozłożonym na blacie.
- Spokój - wystukała na holoklawiaturze, a lektor udźwiękowił przekaz - Czekamy. Na Diaz. I resztę. Zjeść, odpocząć. Póki okazja - pisała jedną ręką, drugą chwytając śrubokręt. Wciąż gapiła się na stolik i na nim skupiałą uwagę. - Gdzie inni grey? Hassel?

- Reszta Grey? - odpowiedziała również monotonnie kobiecie, całkowicie ignorując narwanego blondaska. - Ochujałaś? Nie ma ich. Jest jeszcze jedna wojskowa, co nie dźwiga ciężaru. Jak ktoś został, to go pytaj - wskazała olewawczo Grey 35 - Reszta się nie zmieściła do Eagle.

- Nie ma? A to ciekawe - Blondas wyszczerzył się ironicznie, odpalając HUD i wymownie spojrzał na portrety pozostałych przy życiu Parchów - Albo są spięcia na linii, albo pierdolisz bzdury jak zwykle. I jesteś równie bezużyteczna. Chuja tu dostaniesz, możesz już wypierdalać jak cię tak ładnie koledzy proszą.

- Leeman. Gomes. G83, 84, 86, 87, 88. Wy. My z Diaz. To wszystko co mamy - syntezator wymamrotał, Black 8 wyjęła papierosa z paczki i niezapalonego wetknęła między spękane, obite wargi - Propagandą się podetrzyj G32. Mam oczy, własny rozum. Czekamy.

- I dla was to sukces... - uniosła brwii Grey 32. - Zajebiście. To skoro tak pozytywnie jesteście nastawieni, to może pomożecie i w tym - technik rozpięła zaczep od pancerza i zaprezentowała partyzancką kamizelkę ładunków wybuchowych połączonych przewodami. - Nie mój, kurwa, rozmiar. Jest nawet zapalnik. Ponoć uzbrojony. Oddam w gratisie.

Gdy Grey 32 stanęła prezentując swoje wnętrze reszcie i skazanców i chwilowych mieszkańców schronu wyznaczonych do zadania upichcenia domowej roboty ładunków wybuchowych do sali weszli Grey 84, 86 i 87. Rozejrzeli się ciekawie po wnętrzu i zebranych osobach. Blondas złapał pozdrawiające kiwnięcie nieco już łysej głowy od grenadiera z którym wcześniej przebijał się do schodów prowadzących do schronu. Cekaemista stanął nieco z boku Grey 32 i spojrzał niechętnym i krytycznym wzrokiem na to co prezentowała na sobie techniczka. Splunął na podłogę i chyba chciał coś powiedzieć ale wszedł ktoś jeszcze. Górował rozmiarami nad wszystkimi obecnymi i na twarzy jak zwykle trudno było dostrzec jakieś emocje czy nawet myśli. Wszedł beztrosko jakby wchodził do własnego, wynajmowanego pokoju i bez żenady rozepchał się pomiędzy Grey 32 i Grey 84.

- Hej kurwa uważaj co?! - syknął ze złości popchnięty Bugden patrząc ze złością na wielkoluda z miotaczem ognia. Długo na reakcję nie czekał.

- Co kurwa? Masz coś? - łysy facet o fizjonomi zaginionego ogniwa ewolucji spojrzał na niego z góry gotów zareagować na zaczepkę od ręki. Chwilę tak mierzyli się wzrokiem dopóki w końcu cekaemista chyba uznał, że gra nie warta świeczki więc wzruszył ramionami i odsunął się.

- O co chodziło z tą dostawą? Macie coś? - Douglas też machnęła ręką ale włączyła się do dyskusji w bardziej pokojowy sposób. Popatrzyła na tych co już byli w środku gdy weszła przyglądając się głównie tej która wysłała wiadomość.

- Fajna dupa. - Grey 20 nie znalawszy zaczepki chwilowo dał sobie spokój poświęcajać się nic nierobieniu. Ale wzrokiem lustrował postacie stojące przed nim. Akurat padło zarówno na Kurson, Douglas jak i Bugdena. Dwójka ostatnich wydawała się zaskoczona i nieco spłoszona tym niespodziewaną uwagą. Kasztanowłosa cofnęła się szybko pod jedną ze ścian tak by nie być tyłem do operatora miotacza ognia.

- Weź spierdalaj co? - cekaemista też się cofnął i znacząco położył dłoń na lufie ckm. Grey 20 mierzył ich oboje spojrzeniem a w końcu zawędrowało ono z powrotem do tyłka Grey 32.

- Kur*a... - wytchnęła obserwowana właścicielka tyłka. - 20, teraz to się odjeb, zjebałeś swoją szansę. Patrz tu - wskazała palcem na środek montowanego miejsca
- największe jebnięcie, jakie będziesz widział. Tamto sobie pomacaj


Grey 35 wyszczerzył się do grenadiera widziąc jego łysinę odbijającą światło lamp gdy się tak pochylała na przywitanie. Zrewanżował się więc wystawieniem całej idealnej klawiatury zębów. Z podobną miną powitał blondynę od dronów, żółtka i Leticię… no ale potem oczywiście się spierdoliło, a jak. Co prawda jako “dobrą dupę” obstawiał Douglas, ale co on się tam znał na gustach neandertalczyków, wyciętych prosto z epoki lodowcowej.
- Kogoś z was trzeba polepić? - zadał sakramentalne pytanie, zmieniając pozycję i stając jakoś tak obok kierowcy-pilota.

Ze swojego miejsca przy stole Nash westchnęła ciężko… jakby tym razem jej na barkach położono ciężar grzechów całej, zjebanej do kwadratu okolicy. Odłożyła śrubokręt, przememlała fajka z lewego kącika ust do prawego i podniósłszy się powoli aż sapnęła, gdy plecy w okolicach kręgosłupa zadrapały bólem obitych tkanek. Skoro uczucie przebijało się przez morze środków przeciwbólowych Parch wolała nie myśleć co działoby się z nią bezwspomagania. Niestety na odpoczynek jeszcze długo się nie zapowiadało, a prawdopodnobnie już nigdy nie dane jej będzie przespać się paru chwil… dobrze. Nic wartego odnotowania jako strata.
- Leeman. Tamta świnia ci nie starczyła to weź ją na drugą turę. Widać jak nogami przebiera - machnęła brodą w stronę drzwi, za którymi kręciła się ciemnowłosa koleżanka Amandy. Skrzywiła się przy tym prawie po ludzku, chociaż złote oczy pozostawały skupione i czujne. Omiotły założony ładunek, by przymknąć się na całe trzy sekundy.
- Dasz radę to zdjąć? - saper wystukała do olbrzyma, stając bezpośrednio przed nim, a fajkiem wskazując problem. - Ja będę zajęta a się przyda. Po cholerę ma rozwalać jednego chwasta, skoro da się to usprawnić. Podrasować. Wtedy zdejmie dwudziestu. Przyda się więcej c4 - niezapalony papieros powędrował tam, gdzie rozbebeszona konstrukcja na blacie.
Krótka przerwa na zmielenie kraczacego przekleństwa i Black 8 stukała dalej, przechodząc od piromana do rudzielca od Greyów.
- Jest paczka z pozdrowieniami od Młodej - uśmiechnęła się krótko, pokazujac ruchem brody wypakowany plecak leżący pod stołem. - Z lotniska. Leki, granaty, ammo. Zapasy. Niewiele. Lepsze niż nic - wzruszyła ramionami, podchodząc do przesyłki i zaczęła rozpinać suwak wolną ręką. - Przetrzebiło nam sprzęt. Wam też. Ale. Nie ma was i nas. Teraz już - zaprzestała pisania na dwa oddechy i podjęła. - Siedzimy w jednym dole z gównem. Większa szansa się wyślizgać wspólnie. Workteam.

- Por tu puta madre, que panda de maricónes! - nagle rozległo się swojskie, latynoskie jojczenie gdzieś od strony progu, albo i sprzed niego, gdyż mówiąca darła się… znaczy wyrażała emocje ze zwyczajową, południową ekspresją. - Widzisz ich, Kruszynko?! No żesz ja jeszcze kurwa nie pierdolę nikogo… taka ich familia! Putanas! Sami się będą jebać, nikt do brudnej dupy mojej babki Mercedes nie pomyśli, że może też byśmy kogoś przeleciały. Albo chociaż, mierda, jebnęły po zatokach. Albo klina. Albo pierdolnęły w płuco… lub do kurwy zjebanej jak ten gadzi ryj od MP z nasranymi pagonami… chociaż rozłożyły rozklapciochy na te parę minutos, bo na razie popierdalamy legalnie jak jakieś pierdolone białasy… no do pizdy nie podobne - Black 2 przekroczyła próg sali z wybitnie niezadowoloną miną. Jedną witą obejmowała Kruszynkę, drugą asekurowała wiszącą na ramieniu torbę i wznosiła udręczone oczęta ku sufitowi, biorąc go na świadka z jakimi to lambadziarzami się użerać musi.
- Dobra… jebać - w końcu dała za wygraną, bo od tych zgryzot znów jej się zbierało na czarną melancholię. Stanęła więc i rozejrzała się po zgromadzonych paszczach - Co jest kurwa, ktos sie znowu zrzygał tęczą? Albo zasiłki dają? Dają? - tu zazezowała na rudego kurwia w czarnym pancerzu. - Latarenka, znowu rozdajesz szpej? Mierda… ale chyba o mnie pamiętałaś, que? - zmrużyła oczy do wielkości szparek, gapiąc się podejrzliwie na saper. Na odpowiedź nie trzeba było czekać. Zaraz w powietrzu poszybował podłużny walec, a Latynoska gęba od razu się rozpromieniła, zaczynając siać miłość i braterstwo ponad podziałami.
- Balle, gracias chica - wymruczała ładując w kiermanę zapasowy wkład do panelu technika, a gdy to zrobiła wróciła do obserwacji parchatej tęczy. - Que tal, cabrónes? Jak tam fiesta? Pierwsza stacja drogi krzyżowej odjebana, si? Nie dygajcie. Teraz będzie już tylko weselej!

Całe zdarzenie i to co, kto do niego mówił i w ogóle chyba dość mocno skonfundowało Leemana. Słysząc co mówiła do niego Kurson obserwował z uwagą jej dolne rejony ciała. Gdy odezwała się Nash spojrzał ponad głowami innych na stojącą nieśmiało w progu brunetkę. Tami uśmiechnęła się sympatycznie i pomachała rączką w odpowiedzi. Potem znowu operator miotacza zdawał się rozważać na poważnie za który tyłek i w jaki sposób się zabrać. A do tego jeszcze przybyła wesoła i głośna Latynoska zlewając otoczenie sobą i swoim szczebiotem co znowu przerwało procesy myślowe łysola. Ale w końcu chyba się zdecydował.

Bez ceregieli złapał za ramię Grey 32 i popchnął ją w stronę jednego ze stołów. Ledwo poczuła krawędź stołu na swoich biodrach gigant popchnął ją na ten stół i z satysfakcją strzelił ją w tyłek. Wreszcie po chwili jego dłonie przesuwać zaczęły się nieśpiesznie wyżej ku jej plecom i zamontowanemu ładunkowi. Nie dało się nie zauważyć, że przy okazji bezczelnie korzysta z okazji i ją obmacuje, przyszpilając sobą do stołu.

Gdzieś w tym momencie wróciła do pomieszczenia dwójka z wysłanych po różne materiały amatorów saperstwa. Krótkowłosa, zaczesana Alex i ubrany bardziej standardowo Roy. Oboje na chwilę zatrzymali się w drzwiach trochę zdezorientowani tym całym tłumem jaki się tutaj zmaterializował od czasu gdy zostawili to pomieszczenie za sobą. Roy spojrzał ciekawie na też stojącą w progu Tami a Alex parsknęła coś pogardliwie i weszła do środka więc chłopak podążył za nią. Oboje złożyli jakieś kartony wypełnione różnorodnym złomem i śmieciem na jednym ze stołów. Operacja na żywym organizmie przeprowadzaną przez łysego skazańca o ciele człowieka pierwotnego wyraźnie jednak zdezorientowały ich jeszcze bardziej.

- Czy… czy to jest bomba? - Roy niepewnie wskazał na ładunek umieszczony na plecach Grey 32. - Prawdziwa? - zapytał jeszcze z mieszaniną zdenerwowania i zaciekawienia.

- No. - Leeman który coś już majstrował bardziej przy bombie niż jej nosicielce burknął nawet nie patrząc na niego.

- O matko… wybuchnie? - Roy lekko się cofnął już bardziej zdenerwowany niż zaciekawiony. Zwłaszcza, że Leeman obojętnie wzruszył ramionami niespecjalnie się przejmując ani nim ani odpowiedzią.

- Czy oni nie powinni gdzieś z tym wyjść? - Jackson wskazała ocalałą ręką na parę rozgniecioną na stole i najwyraźniej pytała głównie Black 8.

- No może pieprznąć. Wtedy będzie mokra plama - zgodził się Fush obwieszony granatami grenadier.

- Połatali nas jak przyszliśmy. Ale dzięki. - odpowiedziała blondasowi Douglas patrząc jednak na wielkoluda który wydawał się ucieleśniać wszelki antyarchetyp inteligentnego i skupionego sapera. Pasował raczej do machania maczugą czy podobnie skomplikowanej czynności.

- No. Ej a robimy zakłady? Kto jak stawia? - Gomes też chwilę obserwowała manewry wielkoluda na tyłach Kurson ale w końcu wyciągnęła skądeś małą butelkę z promilami i łyknęła z niej po czym wskazała nią na parę pośrodku pomieszczenia.

- Ależ tak się, się n-nie godzi… Prze… Przecież tu ch-chodzi o ż-życie l-ludzkie… - odezwał się starszy nauczyciel który chyba miał opory by się odezwać ale jednak się przemógł. Jąkał się jak zwykle co maskował odchrząkując czy kaszląc co jednak nie poprawiało płynności jego wymowy a raczej przedziwnie.

Kurson nie wierzgała, ani nie stawiała się wielkoludowi. Trzymała się blatu, by nie fruwać od ściany do ściany z uwagi na siłę Grey 20. Po minionych przygodach na Yellow i całkowitemu niepowodzeniu w realizacji jakiegokolwiek zadania, zarówno narzuconego przez obrożę, czy współpracę z innymi Parchami, Grey 32 była obojętna i dość pozbawiona inicjatywy, z jaką wylądowało na księżycu. Na wszystko mogła po prostu wzruszyć ramionami.

- Dziadek, o chuj ci chodzi... - przecisnęła w grymasie małej walki trzymania się bratu. - Każdy z obrożą to trup. Gadasz ze zwłokami, o jakim ty ludzkim życiu pierdolisz...

- Stawiam stimpaka że pierdolnie - Diaz od razu wczuła się w położenie drugiej strony. Użyła całej dostępnej empatii, pociągnęła nosem jakby jej coś śmierdziało gdzieś w okolicy i dodała - I paczkę orzeszków za to pierdolenie. Magister, co się tak z putą cackasz? Kończ i idziemy jebnąć w szyję, si? Ile, por tu puta madre, można na sucho chodzić?

- Nie jebnie - Nash rzuciła okiem na pracujące dłonie olbrzyma, chwilę się im przyglądała by finalnie pokręcić głową w poziomie. Wyglądało że się znał na rzeczy, a specyfikacja HUD nie myliła fachów, ani nie kłamała. Zamiast przejmować się drobiazgami, rozpoczęła wypakowywanie prezentów z wora parchatego mikołaja o numerze kodowym “0” w brązie.
- Reszta zapasów będzie w CH. Greypoint. Na lotnisku - wymamrotała lektorem, samej zgarniając apteczkę. - Niedaleko. Pionolotem. Gorzej piechotą.

- Tak się nie godzi - starszy mężczyzna o tatuśkowatym wyglądzie po chwili wahania jednak odważył się nie zgodzić z opinią nosicielki bomby.

- Dobra, to dawać fanty! Kto mówi, że pieprzenie to do hełmu, kto, że nie to do czapki! - Gomes wesoło podchwyciła ton i klimat zakładów i wsadziła butelczynę do kieszeni a w zamian sięgnęła po hełm i czapkę. Zaczęła od Black 2 wyciągając ku niej hełm na zadeklarowanego stimpaka.

- On w ogóle się na tym zna, że tak sobie przy tym grzebie? - Jackson pokręciła głową z niedowierzaniem obserwując jak łysy olbrzym majstruje przy bombie na plecach pochylonej a raczej przygniecionej do stołu kobiety. Na pewno, nawet na filmach, nie była to standardowa pozycja to rozbrajania bomb a raczej do innych zabaw ale to raczej z filmów dla dorosłych.

- Ja mówię, że pierdolnię. Na pewno coś spierdoli - mruknął Kai kręcąc głową gdy obserwował pracującego Grey 20. To mówiąc sięgnął do swoich przywieszek i wrzucił zasobnik z amunicją do strzelb do hełmu Gomes.

- Ktoś jeszcze? - cekaemistka zawołała wesoło wczuwając się w rolę wodzireja i popatrzyła na zebrane w sali twarze.

- A co tam! Ja mówię, że to głupie ale stawiam, że będzie okey! - zawołała Douglas i wrzuciła do czapki magazynek do pistoletu. Gomes podeszła do Black 8 gdzie ta wrzuciła do czapki granat.

- Wedle papierów to się zna. Chociaż po twarzy… - grenadier o kodowej nazwie Grey 87 pokręcił głową gdy zastanawiał się nad tymi sprzecznościami i odpowiadając na wątpliwości jednoręcznej kobiety.

- Ja bym wolał, żeby nie wybuchło - odezwał się niepewnie student i po chwili zastanowienia wrzucił do czapki baterie.

- Wybuchnie jak chuj. Wszyscy zginiemy! - syknęła ze złością Alex i wcisnęła z impetem do hełmu składany nóż.

- Dobra cwaniaku nie filozofuj tylko mów jak obstawiasz - Gomes wróciła do grenadiera wyciągając przed nim oba nakrycia głowy. Ten skrzywił się i spojrzał ponad jej ramieniem na pracującego Leemana. Wahał się jeszcze chwilę i w końcu wydobył granat i znowu się zawahał. Ale w końcu wrzucił go do hełmu.

- Ty? - cekaemistka zwróciła się do jąkającego się nauczyciela. Ten jednak pokręcił przecząco głową i wzmocnił gestem odmownym ręki. - Ty? - Gomes zwróciła się do Jackson. Ta zawahała się spoglądając na twarze i Kurson i Leemana które były prawie naprzeciwko niej.

- To głupie - burknęła zła, że musi brać w tym udział ale w końcu wyjęła z kieszeni holo i wrzuciła je do czapki. Gomes rozejrzała się dookoła sprawdzając czy ktoś jeszcze jakoś chce obstawić.

- No to ja mówię, że nie pierdolnie. A w ogóle to co wygrałem? - Grey 20 wymruczał z zastanowieniem zerkając na chwilę na stojącą z obydwoma nakryciami głowy, już nieźle wypchanymi.

- Leeman, jesteś przedmiotem zakładów więc nie możesz obstawiać. Zresztą ona też nie - jęknęła Gomes, że musi tłumaczyć takie rzeczy.

- Dobra, to zaraz zamykamy zakłady. Chyba, że jeszcze ktoś - cekaemsitka rozejrzała się znowu dookoła.

- To ja też bym chciała. Ale ja nic nie mam - odezwała się w końcu nieśmiało Tami lekko podnosząc rękę do góry.

- No to jak nic nie masz to nie masz co obstawić - Grey 27 wzruszyła dość obojętnie ramionami patrząc na koleżankę Amandy.

- Ej, ale może wziąć w dupę. Dobrze bierze w dupę - Leeman natychmiast ożywił się i na moment zdawał się mieć bardzo podzielną uwagę. Tami zrobiła trochę zakłopotaną minę ale w końcu pokiwała głową a Gomes na odwrót, patrzyła na nią i na Leemana krytycznie.

- I jak niby chcesz branie w dupę postawić w zakład? - cekaemiskta wzruszyła ramionami na tyle na ile pozwalały jej trzymane przedmioty.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 05-08-2018, 03:06   #365
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Parchata integracja (współwinni zbrodni: Proxy, Perun, Zuzu, Pipboy i Zombi) cz. II

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xg83si1gJBU[/MEDIA]
- Ja tam ją chętnie zapnę jak wygram - Sanders pomacał się po pustych przywieszkach i z którejś mniej pustej wyłuskał czynnik zasadowy. Nieduża fiolka trafiła do czapki. - Ale jako pierwszy.

- Mierda, Kruszynka… por que aferę kręcisz? - Diaz westchnęła ciężko, kręcąc głową z naganą i zaraz wyjaśniła z szerokim uśmiechem. - Es muy simple - podniosła palucha jakby chciała zaznaczyć kwestię. - Jak źle obstawi to weźmie w dupę od każdego wygranego. Chyba że to laska, wtedy… no może jej pierdolnąć minetę. Albo się ogarnie gacie ze strapem - wzruszyła ramionami, rozwiązując dylemat od ręki i z marszu. - Co kto lubi.

- Może też postawić flachę. Albo prochy - Black 8 dołączyła do ogólnej radości, stając przy biurku i opierając o nie pośladki. Memlała kiepa, dopisując krótkie - Albo diamenty. Mówiła że ma.

- Ja chcę zobaczyć jak 35 robi wszystkim gałe, może się, kurwa, w końcu utemperuje - wycisnęła niby obojętnie, niby nie obojętnie Grey 32. - Jesteście, kurwa, skończonymi kretynami.

- Oj kiciu nie zgrywaj takiej ostrej jakbyś jakaś lepsza była. Na razie wylądowałaś pod Leemanem z bombą na plerach od swoich kolegów - Gomes prychnęła patrząc na wpółleżącą na stole Kurson. - Dobra, zakłady zamknięte! Fanty dzielą się między tych co obstawili właściwie! - ogłosiła Grey 27 unosząc oba nakrycia głowy nad własną głowę.

Tami też wydawała się zadowolona bo na słowa Black 2 energicznie i z uśmiechem pokiwała czarną głową. Zastanowiła się chwilę i popatrzyła w sufit z zastanowieniem. - No mam… Ale nie przy sobie tylko u siebie w pokoju… Musiałabym wrócić - przyznała po chwili do tego o czym mówiła Nash.

- Serio weźmiesz od wszystkich w dupę? - Douglas wydawała się tym zaciekawiona bardziej niż rozbrajającym bombę Leemanem. Koleżanka Amandy uśmiechnęła się beztrosko, machnęła ręką jakby nie było o czym mówić i pokiwała twierdząco głową.

- Zaraz kurwa… A ja kogo będę ruchał? To kurwa niesprawiedliwe! Jak nie mogę obstawiać to przecież nie mogę wygrać! - do Grey 20 dotarł ten fakt w końcu i aż się wyprostował pełen oburzenia i pretensji patrząc na zgraję która chciała go tak podstępnie wyrolować.

- W sumie to ona też nie obstawia bo przyjmuje zakłady to może się dogadacie? - zaproponował Kai ze złośliwym uśmieszkiem wskazując na Gomes.

- Spierdalaj - syknęła cekaemsitka tak uniwersalnie, że każdy z nich mógł to odnieść do siebie. Douglas nie wytrzymała i roześmiała się z tego wszystkiego.

- O nie, ja na-na pewno nie b-będę brał u-udziału w takim ż-żenującym z-zachowaniu - powiedział Duszan i zrobił się cały czerwony po czym obszedł stolik i wyszedł z tego pomieszczenia.

- Idź na kawę pendejo i wróć za kwadrans - Diaz machnęła ręką za typem i zaraz wróciła do dopingowania towarzystwa i fiesty z piniatą pełną prezentów. Atmosfera zrobiła się rodzinna, wesoła i radosna do tego stopnia, że nawet Latarence szwy puściły i przestała spinać rowa jakby jej kto go zacementował na poważnie.
- Ty cabrón nie bądź taki do przodu, bo ci tyłu zabraknie - wyszczerzyła się do grenadiera jakby miała go ochotę ugryźć. - I por tu puta madre, ja się pytam… por que znowu ktoś się na jebanie ustawia, a mnie w tym pomija? - obruszyła się do żywego, splatając ramiona na piersi i splunęła na podłogę. - To jest kurwa, muy niesprawiedliwe… i jeszcze nikt kurwa nie pomoże… a niby familia… jasne. Widać… - westchnęła tak ciężko że od słuchania serce pękało, gapiąc się wymownie to na Blond Ksieżniczka, to na typa od ckmu. Była ciekawa czy pojmą dyskretną aluzję i sugestię… może tak. Jak nie zostały jeszcze metody bezpośrednie.[/i]

- Można to nagrać - głosowi lektora towarzyszył wizg duszącego się człowieka. Black 8 śmiała się w najlepsze, wskazując to na czarnowłosą dziwkę, to na całą zbieraninę parchacizny i elementów pokrewnych. - Puścimy w sieć, zbierzemy tantiemy. Zrobimy fundusz na wódę w pierdlu dla niesłusznie skazanych… - tu popatrzyła na Diaz - Ofiar kajdaniarskiego systemu. Anarchia. - parsknęła na koniec.

- Na chuj obstawiać na jebnięcie, kurwa... - syknęła Grey 32. - Wykurwi na cały schron...

- Dawajcie, drugi zakład ile kutasów weźmie ta czarna zanim jej szwy w dupsku nie puszczą? - Sanders zaśmiał się, klepiąc z rozmachem po udach. Potem spojrzał na Latynoską ofiarę nieszczęść i pecha. Zmienił uśmiech na wyszczerz, przebujał się obok i objął ją coby taka samotna i opuszczona nie stała. - Nikt cię nie pomija. Najpierw zakład. Zakład to świętość - pokiwał blond łbem dla potwierdzenia ważnej prawdy życiowej.

- No co ty… Nie pęknie. Mówię, że sprawdzałem. - Leeman trochę się chyba obruszył na Blondasa jakby ten podważał jego umiejętności wynikające z życiowej pasji. Czarnowłosa dziewczyna pokiwała znowu energicznie główką i sięgnęła po coś do mini-mini torebeczki jaką miała przy sobie.

- Możemy i teraz jak już mamy połączenie to można od razu puścić, może nawet na żywo… Tylko ktoś by musiał trzymać kamerę albo jakoś ją ustawić… - Tami wydawała się wcale nie przejęta wyzwaniem i raczej koncentrowała się na problemach technicznych zadowolona, że udało jej się wkręcić na imprezę. Wyciągnęła z torebeczki swoje holo i zaczęła coś w nim ustawiać.

- Zaraz, jak to nagrać? Jak to na żywo? - Roy roześmiał się trochę nerwowo i wyraźnie poczerwieniał rozglądając się po twarzach i osobach zebranych w tej improwizowanej pracowni saperskiej.

- Ale z ciebie mięczak - burknęła z pogardliwą wyższością krótkoostrzyżona gotka wzruszając do tego ramionami.

- Mnie nie zależy. Ale mogę wam nagrać - odezwała się nagle jednoręka Jackson i wyciągnęła swoją jedyną rękę ku pracownicy lokalu piętro wyżej. Tami więc uśmiechnęła z wdzięcznością i podeszła do niej przekazując jej swoje holo.
[MEDIA]https://www.fitforfilms.com/wp-content/plugins/widgetkit/cache/olivia-testimonial2-b2d325bcefdc79805ce1084a4f728bcf.jpg[/MEDIA]

- A co będzie robić przegrana drużyna? - zapytała zaciekawiona Douglas patrząc na resztę.

- Oj, chyba nie ma tu takich frajerów co by sobie jakiegoś zajęcia nie znaleźli co? - Kai podszedł do Diaz na wyciągnięcie ręki i obsztorcował ją zainteresowanym wzrokiem z góry na dół.

Humor parchatej piromance z miejsca się poprawił. Objęła skrzydłem blond padalca, drugą witą przyciągnęła ckmistę któremu to nagle się zebrało na obserwacje i inne bzdury. Od razu zrobiło się rodzinnie, miło, ciepło i w ogóle świat nabrał różowych kolorów, a gdzieś po boku popierdalał srający tęczą jednorożec.
- Dobra, to co z tym zakładem? Pierdolnie czy nie pierdolnie? Bo soy się trochę spieszy - wymruczała niskim głosem, wodząc wzrokiem i dotykiem raz po jednym, raz po drugim trzymanym lambadziarzu. - Grafik napięty, tyle do zrobienia i tak mało czasu… - zakończyła bolesnym westchnieniem, które zrekompensowała sobie wymacaniem guzika szybkiego wypięcia pancerza. Na razie swojego.

- Możesz założyć papierową torbę na gębę jak się wstydzisz - Sanders poradził Royowi, ale coś jego uwaga i łapska spełzły niżej, tam gdzie nagle rozpuszkowane ciało Latynoski. Bardziej niż chętnie zapoznał się z nimi za pomocą badania organoleptycznego. Macał co ciekawsze fragmenty odkrytej skóry, zaczynając od łopatek aż wsunął palce pod paski bluzki na piersiach.

- Kurwa! - podniosła głos rozłożona na blacie technik, która jeszcze nie była uwolniona z zaminowanej kamizelki. - Leeman, rozbrajaj to, do chuja. Zajebie cię jak się rozmyślisz, a zapierdolę jak zajmiesz się tymi dupami przed ściągnięciem tego chujstwa! - Perspektywa uwolnienia się od ciężaru nieco została rozwodniona. Znowu Blondas nie mógł wytrzymać i wyrywał się przed czasem. - Plecaka sobie szukaj, zjebie narwany, jak nie potrafisz się wstrzymać! - Kurson była coraz mniej zadowolona, co też chciała wyrazić siłowo... Niestety jakiekolwiek próby nawet nie ruszyły zwalistego Parcha. - Ściągaj to ze mnie, do chuja... - wysyczała ponaglając.

Parchata saper przekrzywiała kark raz w lewo, raz w prawo aby złapać perspektywę tego, co właśnie się odstawiało. Siedziała nadal na stole, przy okazji przetaczając w dłoni zapalniczkę… aż wreszcie dała za wygraną i odpaliła papierosa. Od jednego małego, kontrolowanego źródła ognia nic nie powinno się stać, jeżeli będzie w dłoniach specjalisty - wymówka naciągana, ale w miarę wygodna.
- Ale ból dupy. Leeman, przepchaj rurę dla pewności. By nie było wątpliwości - lektor stęknął swoje, Ósemka paliła powoli papierosa uśmiechając się samymi oczami - I dawaj, bo ci impreza spierdoli.

- No coś ty. Rozwaliłem to gówno jak żeście paplali nad uchem - powiedział z wyższością beztrosko ściągając materiał wybuchowy razem z resztkami ubrania Kurson tak, że właściwie w tej chwili była naga od pasa w górę. - I przepchać rurę? - Leeman wyprostował się znowu przybierając poważny i zamyślony wyraz twarzy więc pewnie całkowicie się skupiał na analizowaniu czegoś. Zapewne tego co widział przed sobą czyli rozłożonej na stole półnagiej kobiety widocznej od swojej ulubionej tylnej strony.

- Oookeeey! Więc mamy wyniki! - krzyknęła Gomes obwieszczając koniec tej loterii i zawodów. - Wygrywa czapka, hełm przegrywa! - zawołała radośnie i przez chwilę dały się słyszeć zwyczajowe ochy i achy, stłumione przekleństwa lub wesołe uśmieszki w zależności kto, w której stronie się znalazł. - Chodź no tutaj, będziesz moją asystentką - cekaemsitka zawołała Tam słowem i gestem i czarnowłosa dziewczyna w kusej spódniczce raźno podbiegła do niej. - Mamy pulę przegranych i robimy losowanie co kto bierze - powiedziała Gomes jakby była całkiem obyta w tego typu zabawach. Wzięła jakieś puste pudło, przesypała do niego zawartość hełmu i zaczęła przywoływać do siebie kolejnych z drużyny zwycięzców.

Pierwszy podszedł Grey 35 i jemu z przykrytego jakąś szmatą pudła wylosowało się stimpak który niedawno dorzuciła do puli Diaz. Potem wesoło podeszła kasztanowłosa Douglas i jej przytrafił się składany nóż Alex. Następnej w kolejce Nash przypadł granat odłamkowy jaki dołożył do puli łysiejący grenadier. Jednorekiej Jackson został ostatni z fantów czyli amunicja do shotguna wrzucona do puli przez Grey 84. Gdy nadeszła kolej młodego studenta okazało się, że skromna pula fantów już się skończyła. Ale Gomes nie straciła rezonu.

- Skarbie, daj naszemu zwycięzcy coś na osłodę. - Grey 27 machnęła głową w stronę swojej uroczej, czarnowłosej asystentki i ta uśmiechnęła się sympatycznie. Podeszła do Roya który miał trochę speszoną a trochę zaciekawioną minę a potem pocałowała go w usta. Najpierw wolno i ostrożnie ale z każdą chwilą pocałunek stawał się bardziej zdecydowany i soczysty.

- A, no, w oralach też jest dobra - powiedział Leeman widząc tą scenę jakby przypomniał sobie o tym fakcie dopiero teraz. Tami w końcu odkleiła się od Roya a temu chyba chwilowo zabrakło tchu z wrażenia.

- I co? Jesteś zadowolony? Starczy ci taka nagroda? - Gomes uśmiechnęła się ironicznie widząc młodego rybka który niezbyt umiał się zabrać do złotej rybki nawet jak mu się już trafiła. Roy pokiwał głową bojąc się chyba odezwać i wrócił gdzieś w okolice miejsca gdzie stał wcześniej.

- Świetnie! Więc teraz czas na nagrodę dla wszystkich zwycięzców! - zawołała radośnie Gomes i sięgnęła po czapkę pełną fantów zwycięskiej drużyny i przesypała je do tego samego pudła. Potem gestem zaprosiła członków zwycięskiej drużyny do kolejnego losowania.

- No to mamy pierwszego zwycięzcę! - Leticia ogłosiła wynik losowania podnosząc do góry rękę Grey 35. Potem puściła ją a Tami objęła swojego partnera w swoje zręczne rączki opromieniując przemiłym uśmiechem. Z losowania wyszło, że potem powinna być Grey 86 czyli kasztanowłosa Douglas, potem Roy, Jackson i Nash.

- Wiesz co? Oni chyba będą troszkę zajęci to może poznamy się lepiej co? - Kai coś wcale nie wydawał się nieszczęśliwy z takie wyniku kolejnego losowania bo złapał za biodra Diaz i przyciągnął ją do siebie tak, że opierała się plecami o jego napierśnik i miała swoje nogi między jego nogami gdy tak stali oparci o jakąś szafkę.

- Żenada - prychnęła pogardliwie Alex wściekając się właściwie nie wiadomo na kogo, do kogo i za co. Złożyła ręce na krzyż i patrzyła wrogo na całe towarzystwo.

- A ta kamera to konieczna? - Roy zapytał przełykając nieco ślinę w zdecydowanie nerwowym geście i robiąc się jeszcze bardziej czerwony na twarzy. Wydawało się, że z jednej strony jest przerażony jak nigdy w życiu i chciałby jak najszybciej stąd wyjść a z drugiej jakby właśnie przeżywał najfantastyczniejsza przygodę swojego życia.

- No tak, trzeba by znaleźć sobie jakieś zajęcie - Fush pokiwał łysiejącą głową zerkając po towarzystwie szacującym wzrokiem.

- Jej, i naprawdę zrobisz mi minetę? - Douglas popatrzyła z zafascynowaniem na Tami która na chwilę odwróciła się do niej i pokiwała twierdząco główką.

- Właściwie to mogłabym was obrobić oboje na raz. On z tyłu a ty z przodu - powiedziała niefrasobliwie wskazując kciukiem na Blondasa, siebie i pytającą.

- No mogłabyś - Sanders zgodził się łaskawie na propozycję, ściągając uwalany krwią podkoszulek, a potem rozpinając równie zachlapane krwią spodnie więziennego kombinezonu. Sam też wyciągnął rękę do rudej szarej, uśmiechając się czarująco. - Obrobię ją, a potem ciebie. Dam radę wam obu - parsknął autoreklamą.

Blondas poszedł w tango a jego "ulubienica" w końcu mogła zostać uwolniona od chomąta, do którego założenia doprowadziła jego wyrywność. Z przyłożoną siłą postawiłą się saperowi, by w końcu móc zmienić pozycję i odkleić się od blatu. Było nie było brak okrycia górnego zaprezentowało wszystkie tatuaże, jakie Kurson miała na tym obszarze ciała. Plecy, ramiona, szyja, nad cyckami, pod cyckami, na bokach, na brzuchu. Były wszędzie i z większych rozmiarów. Goła klata to zarówno goła sylwetka, która mimo pokrycia czarnym atramentem była bardzo dobrze wyrobiona. Mniej wyrobiona była jej twarz z pasywnie nieprzyjaznym wyrazem twarzy.

- Teraz się, kurwa, ode mnie odsuwasz. Zrobiłeś swoje - zakomunikowała bardziej stanowczo stojąc przed saperem, nie odczuwając problemów z uwagi niepełnej garderoby.

Dopalony papieros Ósemki wylądował na ziemi, gdzie przydeptał go ciężki bucior, a Parch wyjęła kolejną rakotwórczą pałeczkę, choć najchętniej by się upiła w sztok. Miast tego usiadła wygodniej na stole obok toreb ze szpejem, robiąc za milczącego sfinksa i tylko skurwysyńskie błyski tańczyły na dnie złotych oczu, skanujących wnętrze pomieszczenia wraz z coraz bardziej zajętymi sobą ludźmi.
- Masz jakąś wódę? - odpaliła komunikator i połączyła się z Mahlerem. - Jak masz to chodź. Tam gdzie Sven ogarnął salę saperów. Przyda mi się towarzystwo. I wóda. Jest cyrk, sam zobaczysz.

W tym czasie Latynoska była połowicznie zostawiona na pastwę losu do chwili, gdy ją tak bezczelnie złapano od dupy strony, ale jeszcze bez podtekstów. Obrócila się przez ramię, obcinając lambadziarza z ckmem powłóczystym spojrzeniem.
- Balle, przekonałeś mnie - w końcu wyszczerzyła się i wymacała guzik szybkiego wypięcia pancerza za plecami, okręcając się frontem do jego frontu. Nie traciła czasu, od razu stając na palcach i atakując ustami gadające usta.

Tami położyła dłoń na torsie Blondasa i wprawnym, przynoszącym przyjemność ruchem przesunęła w dół i w górę przesuwając dłoń po szyi w stronę twarzy by w końcu pocałować zwycięzce. - Proszę, poczekaj chwileczkę - szepnęła cicho przesuwając dłonią po jego policzku. Odwróciła się do niego tyłem w stronę podekscytowanej brunetki. - Oczywiście ale musisz mi trochę pomóc - powiedziała kuszącym głosem do drugiej kobiety przyzywając ją gestem jeszcze bliżej. Gdy ta stanęła tuż przed nią to raczej czarnowłosa pracownica klubu pocałowała ją a Douglas dość biernie przyjęła ten pocałunek. Wyglądała jednak na podekscytowaną całą sytuacją jak jasna cholera.

Tami następne zaczęła zsuwać się dłońmi po napierśniku Grey 86 coraz niżej, i niżej aż znalazła się przy zapięciu jej spodni. A przy okazji wygięła się w odwrócone “L” gdzie biodrami i pośladkami wciąż ocierała się o biodra Blondasa. - Oh, widzisz, z facetami jest prościej. Wystarczy ich rozpiąć z tego wszystkiego. Z dziewczynami się trzeba trochę nagrzebać - Tami powiedziała cicho jakby zdradzała jakiś wielki sekret. Ellie przygryzła wargę z ekscytacji i pokiwała brązową główką pozwalając by druga z dziewczyn rozpięła jej spodnie. Dłonie klubowej dziewczyny ściągnęły wprawnie spodnie Douglas od razu do kolan, razem z bielizną jaką miała na sobie. - A tutaj właśnie potrzebowałabym twojej pomocy. Zajmiesz się tym? - zapytała z udaną niewinnością wskazując na właśnie ściągnięte do połowy spodnie. Douglas energicznie pokiwała głową i schyliła się by jak na wyścigi zacząć ściągać nogawki ale, że miała wciąż na sobie ciężkie, wojskowe buciory to nie zapowiadało się, że szybko to jej pójdzie. Ale jednocześnie Tami drugą dłonią podwinęła swoją kusą kieckę do góry w ten sposób prezentując swoje zgrabne tylne wdzięki przede wszystkim Blondasowi. W jego kierunku też wykonała zapraszający ruch palcem odwracając się do niego i puszczając kuszące oczko.

- O kurwa… - Leeman widząc swój najbardziej fetyszowy kawałek anatomii i tak blisko sapnął kompletnie tracąc zainteresowanie całą resztą. Ruszył do przodu jak rozwścieczony, sprowokowany buhaj gotów do szarży.

- Stój! Stój Leeman! Do cholery umawialiśmy się! - drogę zagrodziła mu Gomes krzycząc na niego i zastawiajac sobą drogę.

- Właśnie Leeman, umawialiśmy się. Zgodziłeś się to teraz nie rób siary - grenadier też poparł cekaemistkę dołączając do niej i wzmacniajac żywą barierę.

- Właśnie kurwa weź chłopie wyluzuj. Mało masz dup dookoła? - Kai też poświecił temu zdarzeniu moment uwagi ale miał ręce pełne roboty więc więcej się w to angażować chyba nie zamierzał. Też ściągał z siebie pancerz i ubranie jak na wyścigi w przerwach krótko i mocno i w pośpiechu całując usta Diaz albo dłońmi i też ustami badając zachłannie jej piersi. W końcu zmiótł pudło wcześniej używane do losowania i posadził na tej szafce Diaz. Widocznie przymierzał się by wziąć ją właśnie tam.

- Ja, uważam, że umowy powinno się respektować - powiedział cichutko i nieśmiało Roy i trochę przesunął się bliżej w stronę Nash która wydawała się być względną osobą i oazą spokoju nie zaangażowaną w to co się tutaj działo.

- No śmiało, narób sobie siana przed widzami - Jackson obchodziła z wolna pomieszczenie trzymając przed sobą holo Tami i nagrywając całą akcję. Leeman spojrzał wściekle na nią jakby szacując czy zdzielić ją czy nie.

- A co się stało? Jaki cyrk? Dobra, zaraz tam będę. - w słuchawce Nash usłyszała odpowiedź Mahlera.

- Niezłe dziary - za sobą Kurson usłyszała głos tej krótkowłosej gotki która chyba jako jedyna przyjżała się w tym całym zamieszaniu jej tatuażom. Grey 32 zlustrowała ją wzrokiem.

- Co, napatrzyłaś się, i już ci mokro? - rzuciła od niechcenia zbierając górną część garderoby i naciągając ją na siebie. Tatuaże w większości zostały przykryte, choć ramiona i szyja wypływała atramentem jak wcześniej. - Dziary, jak każde inne - dodała lekceważąc zainteresowanie, lub właściwie... starając się zmienić temat. - Przylep się do innej i sobie ulżyj.

Zamiast dzielenia fantów nastało dzielenie płynów ustrojowych. Sanders nie narzekał, o nie. Nie miał najmniejszego zamiaru. Mając dwie zabawiające się ze sobą laski zaraz obok. Na dole na wyciągnięcie ręki i jeszcze zajęcie dla siebie miał. Tylko głupi by narzekał. Złapał tak chętnie podstawione biodra, przejeżdżając po nich dłońmi. Miękka, ciepła skóra uginała się pod mało subtelnym badaniem. Medyk skrócił je, wypinając się z resztek odzieży i gdy nic już nie stało na przeszkodzie znowu złapał mocno za biodra czarnowłosego kociaka. Po krótkiej rozkminie splunął w dół, roztarł ślinę gdzie trzeba i wbił się w mniejsze ciało od razu tak głęboko jak się dało. Stęknął przy tym, zacisnął szczęki i zaczął zabawę, gapiąc się na to co działo się na dole i trochę z przodu, między parchatą pilotką, a dziwką z klubu.

- Por tu puta madre… sama mam się wypakować? - Black 2 zajojczyła z pretensją, ściągając z grzbietu ostatnie paski. Zostały spodnie, więc położyła się płasko na szafce, zaczynając gmerać przy pasku. Gapiła się z głodem w oczach na padalca przed sobą. Nie taki zły. Chociaż do wujaszka było mu daleko, no ale nie każdy mógł być taki kochany i zajebisty jak Wujaszek.
- Bien… muy bien - chrypnęła, ściągając obcisłe spodnie z ud na wysokość kolan i dalej. Aby zdjąć je do kostek musiała unieść nogi i biodra ku górze, przy okazji całkowicie przypadkiem wystawiając się greyowi na widok.

Nieśmiałe błąkanie gdzieś z boku wywołało u Nash reakcję uniesienie lewej brwi ku górze. Bardzo powoli obróciła twarz w kierunku oponenta, wypuszczając dym aż jego sylwetka utonęła w siwej mgle, przynajmniej dla oczu saper. Młody, zagubiony i chyba nieśmiały chłopak. Jeszcze naiwny i głupi. Nieskażony.
- Jesteś warty tyle, ile twoje słowo - powiedziała lektorem, wyciągając ku niemu paczkę papierosów. - Masz na holo jakąś muzykę? Skoro to ostatnia nasza impreza. Muzyka. Musi być - skrzywiła się, zaciągając się od serca.

- Może się napatrzyłam a może nie - Alex wydęła wargi krzywiąc się ze złością w stronę Kurson. - I sama spierdalaj. Nie mów mi co mam robić! Nienawidzę cię! Nienawidzę was wszystkich! Wszyscy zginiemy! - wyszydziła ze zjadliwością czarnowłosa gotka zaciskając ze złości pięści.

W trójkącie skazaniec - dziwka - skazaniec też zapanował moment chaosu. W chwili gdy Grey 35 wszedł bez zawahania w Tami ta zajęczała jak marzenie. Trochę tak jakby ją bolało ale i też tak, jakby nie chciała by przestało. Szybkie ruchy sprawiały, że musiała jakoś złapać się czegoś by utrzymać równowagę. Najbliższym miejscem do chwytu okazały się biodra Douglas. Więc chwyciła się za nie podczas gdy rozgorączkowana Grey 86 akurat była na etapie walki o zdjęcie własnych spodni. Sapała i wściekała się na ten oporny materiał nogawek zakleszczony z butami bardzo podobnie jak posuwana od tyłu Tami. Dziewczyny na chwilę znalazły wspólny rytm i język gdy obydwie pochylone ku sobie i wsparte o siebie znów wymieniły się śliną. Tym razem jednak Ellie okazała się równorzędną partnerką dla Tami.

- Z-zostaw, jed-no wys-tarczy… - wysapała gdzieś w międzyczasie czarnowłosa gopsodyni klubu, gdy Douglas udało się jakimś cudem wyswobodzić z ubraniowej matni jedną nogę. Teraz wyglądała dość niesymetrycznie bo na jednej nodze miała wciąż wijący się komplet rozbebeszonej nogawki i buta a drugą miała kompletnie nagą gdy jakoś udało się jej ściągnąć but i całą resztę. Tami popchnęła ją nieco by ta usiadła na jakiś stole i zgodnie z obietnicą zanurzyła twarz w jej wnętrzu. Efekt był widoczny od razu i parchata pw wydawała się w siódmym niebie chwilowo zapominając o całej reszcie.

- Niezłe spodnie. Ale to pod nimi jednak lepsze - skwitował Kai widząc szybko postępujący proces synchronicznego rozbierania się. Grey 84 widać nie był samolubnym egoistą jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka i złapał za wystawione ku górze łydki i kostki Latynoski. W przeciwieństwie do koleżanki z grupy jaka musiała radzić sobie sama on miał znacznie lepsze możliwości w tej materii więc poradził sobie dość sprawnie. Najpierw jeden but, potem drugi a na końcu spodnie w ciekawe wzorki jakie miała na sobie Chelsey powędrowały gdzieś w przypadkowe zakamarki pomieszczenia. Gdy po tej bohaterskiej akcji uwalniania wdzięków kobiety z okowów ubrania Kai pokiwał z satysfakcją głową wydawał się być świadom dobrze spełnionego obowiązku. Sam też został już tylko w spodniach ale i te szybko rozpinał i ściągał z siebie.

- Dobra chodź tu! - powiedział niecierpliwie zbliżając się między udami Latynoski do jej trzewi, łapiąc za biodra i przesuwając po stole w swoją stronę. Nie zamierzał się bawić w zbędne ceregiele tylko zaspokoić jak najszybciej i jak najmocniej swoje rządze.

- Eee… Tak… Tak mam coś… - Roy wydawał się zagubiony w tym wszystkim kompletnie. Nawet trochę chyba zaskoczony, że ktoś w ogóle go widzi i odzywa się do niego. A jednak pulsujące i emocje widać było na czerwonej z wrażenia twarzy. Chyba nawet ucieszył się, że Nash znalazła mu jakieś zajęcie. Podszedł do panelu sterującego przy drzwiach i chwilę przy nim pogmerał wyciągając coś z kieszeni. Po chwili gdy się odwrócił próbując przejść przez ogarnięte coraz większym chaosem pomieszczenie z głośników w sali popłynęła muzyka a przy panelu był wpięty mały nośnik pamięci używany pewnie przez niego do słuchania muzyki właśnie.

- A ty taka samotna na swoim posterunku? - zapytał Fush podchodząc do Jackson. Kamerzystka zaś dzielnie nagrywała całą akcję ale sądząc z przygryzanych warg i przyspieszonego oddechu nie była widowisku obojętna. Kikut ręki trzymała gdzieś na wysokości swojego brzucha. Nie było trudno w wyobraźni poprowadzić linię jaką by tworzyła rękę gdyby była cała. I pewnie gdzieś kończyłaby się na wysokości zapięcia spodni.

- Odsuń się. Nie widzisz, że nagrywam? - jasnowłosa Jackson ofuknęła go nieco zerkając na Parcha jaki stanął przy jej boku z zaciekawieniem i złośliwym uśmieszkiem obserwując kikut jej dłoni.

- No to nie trzęś kamerą - podpowiedział jej grenadier przesuwając się nieco za jej plecy a potem dłonią po jej okaleczonym ramieniu.

- Co ty robisz?! - syknęła zaskoczona kaskaderka zerkając na niego trochę spłoszonym wzrokiem.

- Pomagam ci. Znasz te filmiki kręcone z ręki? - łysiejący facet uśmiechnął się gdy dłoń skończyła wędrówkę po kikucie ramienia i zaczęła sunąć po brzuchu dziewczyny zjeżdżając w końcu do guzików jej spodni.

- No to zostałyście wy dwie - Leeman namyślił się widocznie wystarczająco i widząc, że tylko dwie osoby jeszcze nie są niczym i nikim zajęte popatrzył i na Kurson i na Alex obliczając coś w swojej łysej głowie.

Drugi kiep wylądował na podłodze, przyduszony ciężkim, wojskowym butem. Jego miejsce zajął trzeci papieros, zaś złote oczy tkwiły zawieszone gdzieś ponad głowami tłumu - puste i niewidzące. Otoczona gwarem, dźwiękami i ruchem, Black 8 przypominała milowy kamień, zagubiony gdzieś na pustej, pylistej drodze. Tak oto zamiast bomb i materiałów wybuchowych, w niewielkiej pracowni Parchy zrobiły burdel. I to na kólkach. Jednak nie było to nic negatywnego, ot rozpaczliwe zrywy kończących się żywotów, do których Ósemka chętnie by dołączyła, gdyby nie paląca wnętrze kieszeni na piersi pieprzona moneta.
- Włącz cokolwiek. Chcesz dołączyć, idź do Diaz. Ona z tych otwartych - lektor podrapał plecy studenciaka, następna chmura siwego dymu zakotłowała w powietrzu na rudą głową.

- Sam się rusz i chodź, putana! - Diaz prychnęła, przyciągając do siebie parchaciznę skoro była taka miła i sama się jej pakowała pod łapy. Co prawda koleś z dużym działem nie był tak uroczy jak Promyczek, ani tak kochany jak Wujaszek, ani nie miał tak wielkiego działa jak Majster, ani takiej zajebistej dziary jak Condor… no ale był. I to całkiem namacalnie, intensywnie. Dało się wyczuć roznoszącą go chcicę, przyspieszającą pracę serca i te litry czerwonej salsy płynące szybko przez rurki z mięsa, żyły. Jeden chuj, wiadomo o co chodzi, si?
Piromanka poczekała aż typek na nią wlezie, a szafka zatrzeszczy pod podwójnym ciężarem. Dopiero wtedy, na mgnienie oka przed tym, gdy zadomowił się między jej nogami, zakleszczyła go udami w pasie i szarpnęła w bok, zrzucając ich oboje na podłogę. Szarpnęło, ktoś tam zasyczał i chyba nawet nie ona. Poderwała się i wykorzystując zaskoczenie wdrapała się na leżącego na plecach faceta, wskakując od razu na siodło żeby zacząć galop.

Sanders na ten mały pokaz też wydawał się wniebowzięty. A może miało to coś wspólnego z ciężką, sumienną i rytmiczną pracą, wykonywaną z całym zaangażowaniem i sercem na jakie było go w tej chwili stać? Gdzie się nie obejrzał, tam ktoś się do siebie dobierał, lizał, rozbierał, albo już pieprzył. Posuwał brunetkę coraz szybciej, coraz mocniej zaciskając palce na jej biodrach i jakoś nie umiał się przejąć że wbija je mocno w bladą skórę zostawiając na pewno ślady.

Temperatury większości żywego asortymentu saperskiej kanciapy wzrastały w oczach. Niedobitki miały nieprzyjemność konfrontacji z Leemanem... Będzie to ciężki orzech do zgryzienia, lub przyjęcia...

- Nie ma chuja, nie jesteś w moim typie - burknęła technik i wskazała brodą ostatnią krótkowłosą kruszynę. - Tą sobie bierz, ode mnie się odjeb - zaakcentowała równie stanowczo, co ostatnio. Po tym spojrzała na gotkę. - Ty laluniu fjuta nie masz, żaden z ciebie materiał. Łap ogiera.

Roy spojrzał w kierunku stanowiska zajmowanego przez wspomnianą Diaz i cekaemistę. No troszkę się tam przemodelowali w pionie i w poziomie ale nadal wydawali się sobą mocno zaangażowani. Potem spojrzał na kobietę z czerwonymi włosami i złotymi oczami. - A ty? Wiesz, pytam bo właściwie jesteś trochę po mnie i… - student zapytał i zaczął tłumaczyć ale trochę zgubił głos i słowa gdy machnął ręką w stronę czarnowłosej nagrody zwycięzców obecnie zajętej pierwszą ich parą jaka górowała nad nią z przodu i z tyłu. Tylko ta nagroda coś jakoś nie zachowywała się jakby była zdominowana.

- A powiedz Roy, chyba nie jesteś jakiś lewy co? Bawiłeś się już w takie rzeczy co? - zapytała Gomes podchodząc do nich i świdrując studenta kpiącym spojrzeniem.

- Noo… nie… znaczy tak! W ogóle tak! No ale nie tak… no w innych sytuacjach… - Raymond jeśli to w ogóle możliwe poczerwieniał jeszcze bardziej i otarł nerwowo pot z czoła. Mokre miał nawet końcówki włosów przy skórze chociaż właściwie nie wykonywał żadnej aktywności fizycznej w tej chwili.

- Rozumiem - powiedziała ze zrozumieniem cekaemistka patrząc ponad nagle zwieszoną głową młodzika na złote oczy Nash i wydawała się rzeczywiście rozumieć wszystko i bawić przy tym znakomicie.

W tym czasie przy już stole a nie na, też przeżywała rozterki i emocje zaskakującej zmiany ról. Kai chyba takiego numeru w ogóle się nie spodziewał. Jęknął coś zaskoczony gdy niespodziewanie zamiast stać przed gołą laską rozłożoną na stole zdzielił się z podłogą a ona razem z nim. Do tego szybko wpakowała się na niego do reszty zmieniając biegunowość ich układu. Ale operator ciężkiej broni szybko się otrząsnął z zaskoczenia i przystosował do nowej roli. Złapał za biodra ujeżdżającej go kobiety by pomóc utrzymać jej rytm. Czasem puszczał ją by złapać za jej trzęsące się w rytm podskoku piersi ale w końcu chyba nawet to mu się znudziło. - A chodź tu wreszcie! - syknął napędzany testosteronem i rozgrzaną żądzą łapiąc ją i pociągając na swój tors. Uniósł ich oboje nieco na własnych nogach i unieruchomił ją mocnym chwytem ramion a sam zaczął ją bezlitośnie pompować rewanżując się za rytm jaki wcześniej ona nadawała.

Sanders miał zdecydowanie gorsze pole do obserwacji na wdzięki i gracje dwóch kobiet przed sobą. I to pomimo, że cały czas był w jednej z nich jak najbardziej osobiście. Wszystko wydawało się trząść przez te coraz szybsze tempo jakie nadawał a jakie siłą rzeczy przenosiło się na dwa pozostałe ciała. Elle dyszała coraz mocniej i w końcu odchyliła się do tyłu na rękach pozwalając Tami buszować po sobie bez oporu. Musiało być jej nieco niewygodnie bo w końcu założyła nagą nogę na plecy czarnowłosej przyciskając ją nieco do siebie. Tami zaś pracowała jak sprawnie naoliwiona maszyna bezbłędnie zajmując się dwójką zwycięzców naraz. - Zdejmij to. Będzie lżej - zdołała szybko wysapać pukając pięścią w napierśnik Douglas jaki ta wciąż miała na sobie. Pilot i kierowca posłuchała i skorzystała z przycisku szybkiego wypięcia odrzucając swój pancerz który upadł na skrzynki a potem stuknął o podłogę. Potem znów jak na wyścigi zaczęła się rozbierać tym razem górę odsłaniając coraz więcej swojego ciała.

- Mówiłam ci spierdalaj. I się nie rządź - odpysknęła Alex prowokująco patrząc na Kurson. - Nic mi nie zrobicie! Inaczej Obroża was rozwali! A ja mogę z wami zrobić wszystko! - syknęła ze złością patrząc na obydwoje skazańców, i wielkiego, łysego mężczyznę i kobietę z podgolonymi białymi włosami. Leeman zmrużył oczy więc pewnie znów wszedł w etap myślenia i zastanawiania się. Zaś Alex podeszła do Kurson i popatrzyła na nią z bliska. Potem nagle złapała ją za ramiona i pociągnęła w dół. - Zrobisz co zechcę albo każę Obroży cię usmażyć! - syknęła do niej zjadliwie.

Fush zaś w tym czasie zaczął już “pomagać” Jackson na całego. Klęczał już przy niej i właśnie ściągał z niej spodnie. Choć ta jeszcze miała na sobie majtki. - No, nieźle, naprawdę nieźle, masz się czym pochwalić. - powiedział zadowolonym tonem a kaskaderka miała wyraźne trudności i z koncentracją i z utrzymaniem holo od Tami na którejś ze scen jaką nagrywała.

Co prawda rozmiarem działa aktualny przydupas Black 2 nie wyróżniał się niczym przyciągającym uwagę, ale po długiej odsiadce dało się odczuć że go nosi i roznosi. Radził sobie dobrze, tak dobrze że ramiona piromanki same oplotły się wokół jego karku, pomagając wybijać się do góry i opadać na naprężony, ciężko pracujący tłok. Znowu zrobiło się jej gorąco, oddech gdzieś tam zaczął się rwać i rozłazić w palcach, aż zrobiło się duszno.
- Rapidamente! - syknęła ostro, wbijając pazury w łopatkę operatora ciężkiej broni i szarpnęła ku dołowi, zostawiając na plecach cztery czerwony, zdarte do mięsa krechy. Tak na zachętę.

- O chuj ci chodzi, laluniu - burknęła Kurson do gotki. Nie podobało się jej takie traktowanie, a krótkościęta była znacznie wątlejsza. Nie taka była kolej rządzenia. Odbiła się do góry, łapiąc dziewczynę za ręce. Obróciła ją i objęła ciaśniej od tyłu. Przylgnęła twarzą do ucha krótko ściętej. - Jak taka jesteś zajebista, to dawaj trójeczkę. Ładunek jest wystarczająco duży, że wysadzi i twój łeb. Słabo wychodzi tobie to upuszczanie ciśnienia, ślicznotko. Za cholerę mi nie wyglądasz na dominę, więc stul dziób - rzuciła dość szorstko, po czym równie szorstko uwolniła jedną rękę bez rozluźniania uścisku i wcisnęła ją pod jej ubranie. - Rzucaj się, to będzie mniej przyjemnie - dodała odchylając głowę od jej ucha i spoglądając na wielkoluda. - Leeman, rozgrzewaj lalunię.

Gdzieś w międzyczasie Ósemka miała nieodparte wrażenie, że młody studenciak próbuje ją wyrwać, aby pozbyła się przed nim łachów i dała przelecieć w ferworze ogólnej radości, chwilowego zatracenia… albo rozpaczliwej tęsknoty za czymś normalnym u schyłku życia. Złote oczy skrzyżowały się ponad jego głową z oczami Gomes. Wróciły do chłopaka i znów przeskoczyły wymownie na kobietę naprzeciwko. Ich nic nie męczyło, ani nie paliło gdzieś w okolicach splotu słonecznego. Żaden kolorowy idiota nie będzie im mędził… jeśli się tylko obudzi, a ona dotrze na czas i sama nie zginie.
- Ja - powtórzyła lektorem za chłopakiem i naraz na chwilę opuściła maskę, ukazując zmęczone, obolałe oblicze o pustych, podkrążonych oczach. Mimo wyczerpania uśmiechała się półgębkiem, z cieniem ironii lśniącym w tęczówkach - Lecę tylko na mydło. Kradzione - parsknęła, by szybko odkaszlnąć i wrócić do powagi wody stojącej w bajorze. - Idźcie. Dobrej zabawy.

Cekaemista zawył gdy niespodziewany ból rozorał mu plecy.
- Wiedźma! - wrzasnął z bólu i zaskoczenia uderzając w Obrożę i łapiąc za szyję Diaz. Ścisnął ją mocno naciskając jednocześnie więc odchyliło jej głowę do mocno tyłu aż prawie poczuła na potylicy swoje plecy. Kai jednak odczuwał widocznie zbyt wielkie pożądanie którego był zbyt blisko do spełnienia by rezygnować z tej przyjemności. Za długo wiec nie stopował akcji na zbędne pierdoły. Wznowił sztukę poziomego pompowania zbliżając się do kulminacyjnego momentu co można było poznać po oddechu i zgrzytających zębach.

- Spierdalaj! Jesteś śmieciem! Wszyscy jesteście żałosnymi śmieciami! Nic nie znaczycie! - gotka szarpała się w uchwycie Grey 32 ale ta była wyraźnie od niej silniejsza więc próby spełzły na niczym. Przestała dopiero gdy dłoń drugiej kobiety zawędrowała pod jej podkoszulkę. Pod nią wyczuła poruszające się w rytm przyśpieszonego oddechu, żywe ciało brzucha, potem wyżej stanik i niezbyt dorodne piersi dziewczyny. Dziewczyna zacisnęła zęby ze złości ale przestała się przynajmniej chwilowo szarpać. - Nienawidzę cię! - szepnęła ze złością do stojącej za nią wyższej i silniejszej kobiety. Leeman chyba nadal był na etapie myślenia. Bo krytycznie przyglądał się obydwu kobietom chyba z zafascynowaniem. Chociaż z jego ubogą mimiką twarzy dość trudno było odczytać bardziej subtelne emocje. Wpatrywał się w swój ulubiony kawałek anatomii a z jego perspektywy ten kawałek anatomii należał do Kurson która swoją osobą dość skutecznie zasłaniała mu gotkę.

- Na co? Na mydło? Kradzione? - Roy chyba wziął jak najbardziej na poważnie odpowiedź Nash więc oczywiście nic z tego nie zrozumiał i to było widać na jego twarzy. Gomes może zrozumiała a może nie, może bardziej wyczuwała emocje i intencje Nash a może też chciała się po prostu zabawić. W każdym razie wybawiła ją z bezpośredniego sąsiedztwa studenta.

- To taki parchowy slang - powiedziała kładąc mu palce na brodzie i kierując jego twarz w swoją stronę. Roy zaczął wodzić wzrokiem po tej obecnie znacznie bliższej siebie twarzy i po chwili już się całowali. W końcu Leticia pociągnęła go gdzieś dalej by zostawić Black 8 w spokoju i oboje zaczęli się zajmować sobą znacznie bardziej śmielej i z większym zaangażowaniem.

 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...
Zuzu jest offline  
Stary 06-08-2018, 02:41   #366
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=UrJYeTFGBn4[/MEDIA]

Fush również zajmował się jednoręką kamerzystką z coraz większym zaangażowaniem. Jackson w końcu jęcząc i dysząc coraz wyraźniej oparła się o skrzynki wciąż trzymając w sprawnej dłoni holo czarnowłosej. Grenadier zaś zdołał już dobrać się do jej majtek które obecnie były gdzieś w okolicach jej kostek i sam zajmował się samym centrum jej ciała na przemian to ustami to palcami i chyba obojgu ta zabawa bardzo odpowiadała.

W zwycięskim trójkącie też zabawa trwała w najlepsze. Sądząc po reakcji Douglas właśnie była u szczytu rozkoszy. Oddech zaczął jej się uspokajać i wreszcie otworzyła oczy które ostatnio częściej miała zamknięte niż otwarte. Popatrzyła na pozostałą dwójką gdzie mężczyzna wciąż pracowicie i z zaangażowaniem obrabiał drugą kobietę która z kolei tak wdzięcznie obrabiała ją. - I co? - wysapała Tami patrząc w górę na twarz siedzącej na skrzynkach kobiety.

- Zajebiście… - wysapała zdyszana pilot uśmiechając się wreszcie ze szczęścia. Nagle przygryzła wargę i zastanowiła się nad czymś. - A obrobiłabyś mnie też od tyłu? Tak jak na filmach? - zapytała z taką samą ciekawością z jaką wcześniej pytała się o obrabianie od przodu.

- No pewnie. Dawaj. - Tami znów zgodziła się tak samo chętnie i radośnie jak poprzednim razem. Wykonała dłonią gest obracania się i Grey 86 zeskoczyła zwinnie ze skrzynek, zaszurała ciągniętymi po ziemi ubraniami i odwróciła się tyłem do posuwanej przez Grey 35 dziewczyny. Ta lekko popchnęła jej plecy tak, że ta w końcu oparła się o te skrzynki a czarnulka bez wahania przystąpiła do swojej części wypłacania nagrody ustnej. Gdy już obie nieźle zagłębiły się ten etap Tami nagle przerwała swoją część zabawy i znów odwróciła się do Blondasa. Przyzwała go gestem i pozwoliła sobie wyśliznąć się z jego objęć ale w zamian stanęła przy kasztanowłosej prezentując mu jej wdzięki.

Brak tlenu podnosił piromance i tak wysokie ciśnienie. Pociemniało jej w oczach, śmiech zamarł wyduszony z gardła stalowym uściskiem paluchów na krtani, zmieniając się w chrapliwy jęk, wizgający tymi wątłymi haustami powietrza jaki w ferworze posuwania facet popuszczał, a im ciemniej przed oczami, tym bliżej Black 2 było do dogonienia go gdzieś tam na szczycie wspólnych działań. Nadal wbijała mu pazury w ciało, nogami ścisnęła gdzieś na wysokości brzucha. Było zacnie, normalnie jak za starych dobrych czasów. Brakowało tylko rozbitej wagi, ale taka posiniała też była całkiem zacna.


Dwójka ubranych kobiet, gdzie silniejsza uciskała mniejszą, rozkręcała się podobnie jak cała reszta ferajny.
- Nienawidzisz...? - rzuciła w pasywnym niezadowoleniu technik. - Jebie mnie to - zawyrokowała, po czym mocniej wierzgnęła jej ciałem, by poprawić jej dopasowanie.
Jedno ramię Kurson zmniejszyło swoją wysokość i obejmując dziewczynę w biodrach przycisnęła ją mocno do siebie. Druga ręka sunęła bardzo stanowczo pod jej ubraniem. Dłoń mocno wpijała się od obojczyków, pod gardłem, po dekolt, piersi i brzuch. Kurson przylgnęła twarzą do brunetki.
- Jak tak się wyrywasz, to cię zerżniemy - zapowiedziała przygryzając jej ucho i ściskając jej pierś.
Niewielkie ukąszenia zębami schodziły od ucha, po kości policzkowe i kończywszy na szyi, gdzie nieznacznie nasiliły się. Biodra gotki były cały czas dociskane do bioder silniejszej, a wolna ręka synchronicznie ściskała jej piersi, gdy zęby zatapiały się w rozgrzanej skórze szyi. Tempo narzucane przez Kurson nacierało na tą, która się szarogęsiła. Ręka zajmująca się piersiami na chwilę uwolniła się od nich. Palce chwyciły ubranie dziewczyny i zadarły całość do góry, uwalniając jej biust na wolne powietrze i na oczy części obecnych w partyzanckiej saperowni. Rozbrajająca ręka zamieniła się miejscami z drugą. Zamiast bioder dłoń ściskała piersi, zamiast ściskania piersi dłoń pomknęła w dół i zanurzyła się między jej udami. Kurson wierzgnęła dziewczyną, by ułatwić sobie dostęp do głębszych obszarów. Dłoń naparła mocno na materiał spodni, nie szczędziła ruchów, a te celowo miały być wyczuwalne. Po paru razach zostało zaatakowane zapięcie a poły materiału rozchyliły się. Nie przerywając pracy zębami na szyi jak i pracy przy piersiach, dłoń powtórzyła poprzednie czynności między udami, z tymże z diametralnie mniejszą barierą materiału. Dłoń zagarniała miękką i rozgrzaną skórę i nie szczędziła właścicielki. Nie była przewidziana przerwa na złapanie tchu. Dłoń napierała między udami, aż w końcu podjechała do podbrzusza, by opaść intensywnie w dół wsuwając się pod materiał bielizny. Bezpośredni dotyk nie przewidywał dawania żadnych forów, a przykładana siła, była pożytkowana na intensywność doznań niżeli na brutalność. Nie mniej palce nie zagłębiały się w środek ciała dziewczyny, a brylowały na jego obrzeżach. W końcu i to uległo zmianie, choć nie bezpośrednio. Dłoń sięgająca najniżej wzbiła się do góry, a palce Kurson wilgotne od rozpalonego ciała sięgnęły do ust brunetki, by jej własną śliną zwilżyć to, co było już nieuniknione. Mokre palce jednym zdecydowanym ruchem znalazły się na dole i dostały do rozpalonego wnętrza. Pozycja trzymanej w dwóch punktach została ponownie poprawiona, choć brak powierzchni, o którą można było się oprzeć doskwierał. Siła Kurson pozwoliła na oderwanie się od szyi gotki i uniesienie ją nieco by postawić przed regałem z półkami zastawionymi gratami. Wolne ręce i nogi dziewuchy w końcu nie mogły się szarpać, jeśli musiały kontrować docisk ciała wygolonej blond. Zakusy na większą walkę były intensywnie rozpraszane przez ciągłe intensywne pieszczoty.

W głowie Sandersa pojawiła się głupia myśl, gdy na kolanach przeparadował te parę kroków między jedna dupą a drugą, szykując się do dalszej ciężkiej pracy, dla dobra pacjenta oczywiście. W przeciwieństwie do załadowania kurewki, w parcha wszedł powoli i ostrożnie, żeby nie sprawić więcej bólu niż cała zabawa mogła być warta. W uszach dźwięczał mu wykład na temat przenoszenia się chorób wenerycznych, wyjątkowym braku higieny, który właśnie odpierdalali we trójkę, tylko jakoś przejąć się nie umiał. Nie gdy ilość godzin do końca swojego życia mógł policzyć na palcach rąk.
- Uśmiechnij się - szarpnął tułów skazańca do pionu, przyciągając do siebie ramieniem i szepcząc jej do ucha, gdy dalej się pieprzyli, a jego skóra kleiła się do jej pleców. - Do kamery.

Towarzystwo zostawiło Ósemkę w towarzystwie paczki fajek i świętego spokoju, co wydawało się jej odpowiadać. Wstała zza stołu na chwilę, wypinając się z ciężkiego pancerza, choć nie w celu prokreacji, a wygody. Szybko wróciła na blat, opierając plecy o ścianę i prostując nogi, których stopy spoczęły na oparciu stojącego obok blatu krzesła. Zaciągała się od serca, kręcąc co pewien czas głową albo parskając krótko przez nos, a między palcami o zdartych kostkach, kręciłą się niewielka, złota moneta. Rozbawione spojrzenie skazańca przeczesywało wnętrzne pomieszczenia, rozsądek zamknął się na cztery spusty w piwnicy i nie wychodził… dobrze.
Dobrze było zrobić coś nierozsądnego, tak raz na jakiś czas. Integracja w grupie wchodziła na nowe poziomy i figury, zaś Nash paliła fajka za fajkiem, kiepując je na ścianie.

Facet od ckm nie zwalniał tempa ani na moment i pompował Latynoskę bez chwili przerwy czy zwalniania tempa. Przy tak rozbuzowanych hormonach, sokach i emocjach dość szybko musiało dojść do momentu kulminacyjnego. Kai złapał nagle Diaz bardziej kurczowo, trochę bezwładnie i wreszczie poczuła jak przy wtórze sapnięć, jęków i zgrzytania zębów oddaje jej to co kryje w sobie. Na chwilę oboje znieruchomieli gdy dwa wyprężone ciała leżały na sobie, jedno na drugim, ona na nim a on wsparty tylko o własne barki i stopy. W końcu mogli sobie pozwolić na oddech ulgi i poczucie dobrze spełnionego obowiązku integracyjnego. Złapać i uregulować oddech i dać chwilę by odpocząć spoconym i rozgrzanym ciałom. - No, nie pamiętam kiedy ostatni raz coś posuwałem… - mruknął półprzytomnie cekaemista w chwili błogiej słabości i poczucia miłości do chyba wszystkich naokoło a zwłaszcza do kobiety leżącej tuż obok. Zaczął machinalnie grzebać w kieszeni już trochę za bardzo ściągniętych spodni i wyjął z nich paczkę fajek z włożoną do środka zapalniczką częstując z nich i ją i siebie.

Czarnowłosa, krótko ostrzyżona dziewczyna poddawała się dość biernie zabiegom drugiej krótkowłosej tyle, że z białymi włosami. Zaciskała zęby, oddychała coraz szybciej i starała się dać odczuć Kurson jak bardzo nią gardzi i ma za nic swoim biernym lekceważeniem. Prychnęła ze złością gdy dłoń Parcha pozbyła się jej koszulki i stęknęła gdy druga dłoń zawędrowała do złączenia jej ud a potem jeszcze głębiej. W tym momencie Kurson już miała najważniejsze detale anatomii gotki do swojej dyspozycji. Okazało się, że ta też ma sporo tatuaży i prezentuje raczej bladolicy typ urody, szczupłej dziewczyny o niezbyt dorodnych piersiach. I mimo, że zdawała się okazywać na każdym kroku, stęknięciu, oddechu czy grymasie twarzy, że to Kurson jest winna temu wszystkiemu to jednak zdradzała wszelkie typowe objawy kobiecego podniecenia. Chociaż jeszcze temperowane przez jej pogardliwe zachowanie. Prawdopodobnie w końcu Kurson udałoby się ją wystarczająco zmiękczyć albo po prostu zdominować by sprawy układały się po jej myśli ale w końcu na scenę wkroczył nowy czynnik.

Zajęta Alex Kurson nie usłyszała go póki nie poczuła szarpnięcia. Leeman korzystając ze swojej siły i masy no i przewagi zaskoczenia bez większych trudności popchnął je obie na stół tak, że najpierw zaległa na nim zaskoczona Alex, na nią niemniej zaskoczona Kurson. Zanim zdążyły coś zrobić operator miotacza ognia dopadł do nich i bez ceregieli wsadził łapy między biodra obydwu kobiet by rozpiąć zapięcie spodni Grey 32. Chwilę potem jeden ruch jego łapy i jej spodnie powędrowały w dół obnażając jej dolne wdzięki i wywołując pomruk satysfakcji i podniecenia u łysego olbrzyma.

Douglas pod wpływem manewrów pozostałej dwójki wydawała się trochę i zaciekawiona, podekscytowana i wykazywała też nieco obaw. Ale chyba mimo wszystko ciekawość i buzujące podniecenie przezwyciężyły nad innymi czynnikami bo dziewczyna zacisnęła szczęki, zmrużyła oczy i cicho stękała gdy Blondas w nią wchodził. Po chwili gdy znaleźli wspólny rytm sytuacja wydawała się opanowana gdy oboje znowu zdawali się czerpać przyjemność z tego co właśnie robili. Dość szybko oswoili się z tym doświadczeniem i w końcu Grey 86 wyprostowała się i odchyliła do tyłu by objąć głowę Blondasa i go pocałować. Widząc, że pozostała dwójka już znalazła wspólny rytm i czuje się z tym już całkiem swobodnie do gry wróciła też Tami. Wyładowała się na skrzynki na jakich dotąd opierała się lub siedziała Ellie i przypomniała jej o sobie trącając ją stopą. - Hej, a chcesz się zamienić? - zapytała czarnowłosa dziewczyna tą kasztanowłosą. To mówiąc zapraszająco rozchyliła własne uda i kasztanka roześmiała się po czym skorzystała z zaproszenia rewanżując się Tami za jej wcześniejsze dobroci.

Siedząca na swoich saperskich włościach Black 8 miała całkiem przyzwoity widok na wszystkie pomniejsze i dziejące się na raz sceny. Najbliżej był chyba trójkąt Alex - Kurson - Leeman gdzie ten ostatni chyba poukładał sobie coś pod łysą kopułką i przystąpił do działania atakując obydwie dziewczyny naraz. A na pierwszy ogień poszła Kurson a raczej jej tyłek. Diaz i en cekaemista Greyów chyba właśnie skończyli swoje zabawy i byli na etapie zapalania papierosa a trójkąt zwycięzców nieco się przemeblował w swoich układach ale dalej wydawał się bardzo zajęty sobą. Do tego jeszcze Fush był bardzo zaangażowany w bliższe poznanie się z kamerzystką. I to chyba szło im nieźle ale niekoniecznie chyba mogło pomóc w nagrywaniu wszystkiego. Grenadier bowie już wyłuskał cały dół ubrania kaskaderki i właśnie brał ją na stojaka od tyłu gdzie od czasu do czasu jego ręce wędrowały pod górą jej ubrania po jej przodzie, zwłaszcza górnym przodzie. Jackson nie stawiała oporu i mimo tych trudności z jakimś dzikim uporem trzymała wciąż holo Tami przed sobą próbując nagrywać co się dało. A w kącie wciąż stukało krzesło na jakie Gomes osadziła Roya i wydawało się, że tą podscenke zdecydowanie zdominowała właśnie ona. Roy siedział na krześle a ona go dosiadała regulując rytm tej zabawy chociaż chyba oboje byli z tego powodu całkiem zadowoleni.

Właśnie gdzieś na tą chwilę bez ostrzeżenia drzwi na korytarz otworzyły się i stanął w nich podglolony marine. Stanął i dobrą chwilę chyba zbaraniał sądząc po tym jak się rozglądał po wszystkich tych podscenkach dookoła. W końcu zobaczył siedzącą na stole Nash więc machnął do niej głową, wszedł, zamknął drzwi i przeszedł powoli przez pomieszczenie omijając te wszystkie pary i trójkąty jakie się tutaj porobiły. - Aha. To taki cyrk? Okey. Myślałem, że znowu coś się stało. Ale no… chyba nie… - powiedział w ramach przywitania rozglądając się dookoła nieco jeszcze rozkojarzonym wzrokiem.

W odpowiedzi Ósemka zarechotała krótko, robiąc mu miejsce na stole. Poklepała blat zachęcająco, a potem kantem dłoni parokrotnie uderzyła o szyję w uniwersalnym geście kojarzącym się od wieków z piciem. Marine zareagował szybko i bezbłędnie. Ledwo obły przedmiot pojawił się w przesyconym papierosowym dymem powietrzu, saper porwała go chciwie, odkręcając korek i przytulając szyjkę do ust. Napiła się, przełykając raz, drugi i czwarty, a potem nabrała z sykiem powietrza, i zrobiła powolny wydech aż mrużąc oczy z przyjemności… albo ulgi, ciężko szło zdecydować.
- Młoda przysłała nam paczkę - wystukała na holoklawiaturze, by wraz z butelka podać trepowi wkład do panelu technika. - Przyda ci się, nie będziesz musiał żydzić - parsknęła przekrzywiając kark aż zachrupały kręgi.

Gdzieś w rogu, leżąc na operatorze ciężkiej broni, dochodziła do siebie Black 2, a pomagał w tym fajek i możliwość wyciągnięcia kości na płasko, gdyż walnęli się oboje na glebę aby odciążyć mięśnie po intensywnej zabawie.
- Nooo… w chuj dawno - Diaz mruknęła zadumana, smyrając zakrwawionymi paluchami po klacie ostatniego ruchadełka. - Faktycznie… dawno już niczego nie obracałam. Tak z kwadrans albo i lepiej. Prawie dwa… skandal - westchnęła, biorąc solidny wdech dymu, a potem pocałowała gada pod i przy sobie. - Was dopiero jebli z orbity, nie mieliście okazji. Nie sraj ogniem jak tamta puta estupida z gratisem, idzie nadrobić - pokiwała głową jakby zgadzała się świece z własną opinią i obserwacją.

Rzut kamieniem dalej Grey 35 kontynuował zabawę. Laski mu się zmieniały i gibały, a on miał swoją niszę którą intensywnie zapełniał a potem opuszczał tylko po to żeby znowu do niej wrócić. Jechali bez gumy, bez niczego co przypominałoby rozsądek, ale kurwa! Dawno się tak nie bawił, bez durnych zasad. Przyjemnie, co kumulowało się razem ze zwiększeniem tempa posuwania przy końcu którego przygięło go do ziemi. Opadł na Douglas, przygniatając ją do skrzynek i pchnął parę ostatnich razów, nim znieruchomiał z błogim uśmiechem na gębie. Dyszał ze zmęczenia obejmując laskę ramieniem i całując w skroń bo jeszcze nie dało się zebrać aby powiedzieć coś słowami.

- Dzięki - kapral marine ucieszył się biorąc do ręki zasobnik multitoola i wymieniając pusty na pełny w urządzeniu na swoim ramieniu. Black 8 mogła obserwować i słuchać te ciche kliknięcia i trzaski gdy podoficer wymieniał te wkłady. Wyglądało to podobnie do wymiany magazynków w broni. Tylko by tego używać trzeba było już wiedzieć co i jak. - No. Dzwoniłem do niej. Ale zajęta. Zalewają kanały parą by potopić to cholerstwo - kapral trochę zmarkotniał oddając się chwilę myślą o tej która została na lotnisku. Po chwili milczenia po prostu sięgnął po butelką którą przyniósł i upił z niej łyk. Westchnął czy odetchnął, otarł usta rękawem i popatrzył dookoła. - Integracja widzę w pełni - powiedział kwitując to co widział, że się działo dookoła w różnych częściach sali.

W tym czasie parka która właśnie zakończyła swoje zabawy i oddawała sie konteplacji otoczenia też mogła się nacieszyć chwilą spokoju. Facet zaciągnął się papierosem wkładając sobie jedną rękę pod potylicę niczym zaimprowizowaną poduszkę a drugą przyciągając do siebie, drobniejsze, latynoskie ciało. - To da się tu zamoczyć? No, no, to życie może być nawet nie takie parszywe - roześmiał się cicho Kay obserwując manewry pozostałych grupek. - Zobacz jak jej się ręka trzęsie. Myślisz, że ona tam w ogóle coś nagra? - roześmiał się nieco głośniej wskazując na jednoręką kamerzystkę. No i rzeczywiście sądząc po ruchach jej ręki trzymającej kamerę to zapowiadało się na bardzo “skoczny” filmik. Jasnowłosa kaskaderka nie była jednak temu winna osobiście i miała współwinnego w postaci łysiejącego grenadiera z bródką który brał ją od tyłu i na stojaka co wprowadzało jej ciało a więc i rękę trzymającą holo, w rytmiczne ruchy.

Na skrzynkach cała trójka też zdawała się uspokajać. I mężczyzna i dwie kobiety władowali się na te skrzynki i wsparli o siebie i na sobie by nacieszyć się w spokoju właśnie zakończonymi zabawami. Ciała łapały oddech, uspokajały się i pozwalały by wytracić nadmiar skumulowanej podczas wspólnych zabaw gorączki. - O rany… Ale to było super… - Douglas wyglądała na przeszczęśliwą i gdy wreszcie mogła coś powiedzieć to właśnie chciała się podzielić wrażeniami z pozostałą dwójką. Pocałowała miękko i delikatnie w usta i ją i jego. - No nie ma sprawy - powiedziała wesoło czarnowłosa dziewczyna z klubu też chyba zadowolona z takiego numeru. - Coś chyba reszta zwycięskiej drużyny jest trochę zajęta - powiedziała wesoło Tami rozglądając się po pozostałych grupkach rozsianych po sali. Właściwie następny w kolejce powinien być Roy ale nim skutecznie zajmowała się Leticia dosiadając go na krześle tak, że widzieli głównie jej plecy, podskakujące włosy i kolana studenta. Nie wyglądali na to by potrzebowali jakiejś pomocy czy by im ktoś miał przeszkadzać. Latynoskę i cekaemistę bardziej słyszeli niż widzieli i sądząc z rozmowy byli już też chyba na etapie palenia papierosa. Gdzieś na podłodze chociaż nikt z trójki na skrzynkach nie zarejestrował kiedy się przenieśli ze stołu na tą podłogę. Fush i Jackson też chyba doszli właśnie do finału. Bo kobieta opadła na stół podpierając się kikutem okaleczonej ręki a zaraz potem po chwili zgrzytów i sapnięć brodaty grenadier opadł na jej plecy. Oboje ciężko dyszeli po dobrze skonsumowanym akcie integracyjnym a kaskaderka wciąż trzymała w ocalałym ręku holo Tami nagrywając cały czas to co się działo dookoła. Jedynymi którzy nie przyłączyli się do imprezy integracyjnej była Nash i kapral Mahler który wziął się nie wiadomo skąd, kiedy i od jakiego czasu tu był.

Miedzy ostatnia dwójką krążyła butelka, przekazywana sprawiedliwie po dwóch łykach z każdej strony. Przy nowej wymianie Ósemka dorzuciła lektorem, łypiąc z ukosa na wygolonego żołnierza i uśmiechając się krzywo.
- Integracja pełną gębą, dupą. Czym tam chcesz - parsknęła, mocząc usta w wódce i westchnęła przeciągle. - Już wiesz. Czemu poprosiłam żebyś przylazł - wzięła drugi łyk, po czym oddała szkło. - Wolałam nie rozsiewać pesymizmu sama. Stetryczenia. Braku umiejętności zabawy - zakrakała, co było jej wersja chichotu i machnąwszy łapą, wskazała na orgię skazańców oraz okolicy. - Ale jak chcesz to leć, sami swoi - dodała już poważniej, trącając trepa barkiem jakby na zachętę, choć wątpiła aby poszedł. Tak samo jak nie polazła ona - oboje byli głupi.


Black 2 zarechotała widząc finał zmagań kamerzystki i ich szaraka. Ułożyła się wygodniej, wbijając łokieć w klatę swojego aktualnego Greya na najbliższe parę minut, aby móc się rozwalić po pańsku.
- Też możesz zrobić bajeczkę - puknęła kciukiem jego obrożę - w kolorze i w HD, co tam ci pod kopułą się urodzi. - Dopaliła, kiepa pstryknęła w stronę drzwi i przegibała się, siadając okrakiem nad nowym kolegą. Popatrzyłą na niego uwaznie, mrużąc oczęta i marszcząc brwi.
- Będziesz Świstak. Musisz mieć ksywę - pokiwała głową zgadzając się z opinią własna i spostrzeżeniami. Pokazała na ławkę jaśnie państwa co się alkoholizowali ciągle w ciuchach. - Tam siedzi Latarenka z Kudłatym, 20 to Magister, a 27 Kruszynka. 35 Blondas… albo Księżniczek. Tu każdy ma ksywę[/i] - wzruszyła ramionami. - No dobra kurwa. Ten kto zasłuży, claró?

- Świstak? Bez sensu! Dlaczego świstak? - Kai zaoponował przeciwko przezwisku wymyślonemu przez siedzącą na nim partnerkę. Wcześniej popatrzył kolejno na osoby jakie kolejno wskazywała i przedstawiała Black 2 kiwając głową ale jednak własna wymyślona dla niego ksywa coś widocznie niezbyt mu podpasowała.

- Ech, mierda. Que… - Latynoska pokręciłą głową, tym razem z naganą i wyjaśniła dobitnie, pokazując tupa palcem. - Jak się śmiejesz, to ci el viento pokurwia między lewą dwójką a trójką - postukała paluchem w zęby. - Ale nie przejmuj się, mam na to metodę - wymruczała, pochylając się i zatykając drugiemu parchowi morde własną mordą i językiem.

- No - kapral pokiwał podgoloną głową zerkając znowu na rozruszane towarzystwo ale jak przewidywała Nash coś nie kwapił się by do nich dołączyć. - Ich zdrowie. Nasze też - powiedział cicho i unosząc butelkę z mocnymi promilami do ust w toaście. Upił znowu łyk i oddał z powrotem czerwonowłosej saper. Ostatnia para, Gomes i Roy, wydawała się właśnie zakończyć swoją część zabawy. Gomes wyrzuciła głowę daleko do tyłu tak, że włosy częściowo zasłaniały jej plecy i dla trójki na skrzynkach czy dwójki na podłodze widzieli głównie właśnie to. Dla dwójki obserwatorów zaś ta parka na krześle była widoczna z profilu więc widzieli i ją i jego. Gdy minął szczytowy moment tego siedząco - skocznego numeru Kruszynka jak ją nazywała Diaz, wróciła do pionu, pochyliła się nad Royem i pocałowali się jeszcze. W końcu chyba zaczęli coś rozmawiać bo Gomes przesiadła siadając na udach młodego mężczyzny bokiem i obejmując jego szyję ramionami. Fush i Jackson też już się rozdzielili z wzajemnego uścisku i po prostu łapali oddech siedząc na jakimś stole. Ostatnią trójką w akcji była Alex - Kurson - Leeman.

Nieprzygotowana technik naparta orężem Leemana aż zaniemówiła na chwilę. Falą opadła mocniej na wpół leżącą pod nią Alex, a ręce mimowolnie poleciały do przodu, by kontrować poczynania wielkoluda. Kurson nie taki miała plan. To nie ona miała brać udział w ciśnieniu Grey 20, a gotka. Miało nastąpić jej przygotowanie, a następnie związanie jej własnymi ubraniami do regałów i "podanie do stołu". Kurson nie miała być daniem, a jedynie nakrywającym. Nie taka też była deklaracja wcześniejsza. Wielkolud w typie nie był, a się zabrał do roboty mimo sprzeciwu. Nie była to współpraca, co rozdrażniło technik. Próby siłowania się z Leemanem, by jego wielkości były marną próbą. Tak samo jak Alex mogłaby siłować się z Kurson, tak Kurson mogła siłować się z Leemanem. Nie było takiej możliwości. Była to druga rzecz, która rozdrażniła technik. Sposób, w jaki Kurson realizowała sprawy intymne również nie odpowiadał. Nigdy nie robiła tego tak, by nie mieć własnego zdania. Zawsze musiała mieć przynajmniej na równym poziomie, jak nie górować nad drugą osobą. Przy sile Leemana była na samym dole. Była to trzecia rzecz, która rozdrażniła technik i przelała czarę goryczy.
- Wypierdalaj ode mnie, kurwa - warknęła wściekła siłując się bez żadnego skutku.
Własnymi rękoma nie mogła nic zdziałać. Polegała tylko na widzimisię Grey 20. Człowiek też nie miał szans z Xeno gdyby miał walczyć z nimi gołymi rękoma. Dlatego każdy żołnierz ma pancerz, broń i masę wspomagającego sprzętu. Inaczej nie ma szans. Kurson też nie miała szans w starciu na gołe ręce. Problem można było rozwiązać narzędziem. Takowe narzędzie było na wyposażeniu. Wystarczyło je sięgnąć i miast ostrzem noża, dziabnąć wielkoluda oszołamiającym dodatkiem, którego dobrała podczas odprawy.

Alex stęknęła i zdawała się trzeszczeć w szwach gdy właściwie wylądowały na niej dwa większe i cięższe ciała. Podobnie zachybotał się stół na jakim z kolei wylądowało całe trio. Uwięziona między nagimi plecami gotki a sztywnym pancerzem Leemana, Kurson miała minimalne pole do manewrów. Zwłaszcza, że facet za nią zdążył jej częściowo ściągnąć spodnie co dodatkowo blokowało swobodę jej ruchów. Sięgnęła po nóż mając nadzieję oswobodzić się od podstępnego ataku wielkoluda ale ten miał największe pole manewru z całej ich trójki. Ledwo zdążyła sięgnąć do pochwy i wyjąć ostrze na jej rękę spadł stalowy uścisk łysego giganta. - A co to?! Stawiasz się!? Mi się stawiasz!? - wrzasnął operator miotacza przejmując nadgarstek kobiety i boleśnie wykręcając go do tyłu aż wypuściła nóż na podłogę. Chwyt niejako wymusił by przygięła się jeszcze bardziej w dół i trochę w bok. Sytuację wykorzystała ciemnowłosa gotka która wyślizgnęła się spod Kurson i teraz Leeman właśnie ją przygniatał do stołu podobnie jak przed chwilą ona robiła to z Alex.

- Wypierdalaj powiedziałam! - stęknęła Kurson w wykrzywionym grymasem na twarzy. Zarówno w złości, jak i z bólu. Technik była uparta. Cholernie uparta. Strata noża i większe przyszpilenie spowodowało tylko jeszcze zacieklejszą walkę. Leeman był co prawda w przytłaczającej przewadze, lecz jednocześnie jego najsłabszy punkt był na dosłownym wierzchu. Ostatnią ręką zrezygnowała z kontrowania naparcia wielkiego jak dąb kloca, co przypłaciła większym szorowaniem twarzą o bat. Sięgnęła nią w dół, między swoje nogi. Klejnoty rodowe samców, nieważne jak wielkich, zawsze były ich słabym punktem.

Gotka po wyśliznięcia się z udziału w scenie załatwiła sobie miejsce w widowni w pierwszym rzędzie. Właściwie to stała może z krok od szamoczącej się dwójki, wciąż z opusczonymi do kolan spodniami i odkrytym ciałem od tych kolan w górę. Stała i obserwowała z fascynacją dziejący się na żywo spektakl. Reszta par, trójek i grupek w tej saperowni też już albo skończyła albo kończyła swoje zabawy więc zmaganie trójki czy raczej dwójki przy stole przyciągały zaciekawione spojrzenia ale raczej chyba nikt w tej chwili nie kwapił się do interwencji.

- Robimy kolejną turę zakładów? Kto kogo w końcu puknie? - zaproponowała wesoło Gomes siedząca na kolanach Roy’a, który z kolei siedział na krześle.

- Ja stawiam na dużego - zawołał od razu leżący na podłodze z “czarną” Latynoską Kai.

- No ciekawe, ciekawe… - Fush siedząc na stole obok Jackson która trzymała wciąż holo i obecnie koncentrowała jej oko kamery właśnie na tą ostatnią nierozstrzygnietą jeszcze grupkę spóźnialskich. Towarzystwo zaczynało się chyba na poważnie zabierać do tego pomysłu z nowymi zakładami gdy nastąpiła dość gwałtowna zmiana sceny.

- Chodź tu! - Leeman syknął wyciągając nagle wolną rękę w stronę gotki. Ruch chyba całkiem ją zaskoczył a dalej jak zwykle wzięła górę siła i masa łysego olbrzyma. Szarpnął nią tak, że wylądowała na kolanach tuż przy boku pozostałej dwójki. Gdzieś w tym momencie Grey 32 właśnie zdążyła wśliznąć się między swoje a jego biodra i ścisnąć w słabiznę. Olbrzym wrzasnął boleśnie ugodzony i puścił ją przyklękając na jedno kolano. Stękał boleśnie trzymając się za te nagle zaatakowane miejsce.

Chwila słabości była wykorzystana od razu. Technik, gdy została uwoniona od bioder Leemana odwróciła się od stołu. Oczy obserwowały sytuację a dalsze kroki mogły być bardziej dopasowane do zmienności wydarzeń. Leżący nóż z dodatkiem oszałamiającym został pochwycony, a Kurson z wciąż opuszczonymi gaciami nie szczędziła wielkoluda i bez namysłu zdzieliła chłopa dodatkiem do broni białej.

Uderzony nożem Grey 20 po chwilę wcześniejszym ciosie zachwiał się i upadł. Podtrzymał się jednak wolną ręką więc w końcu wylądował na czworakach. Wzrok miał trochę mętny ale przebijała się przez niego złość. Wciąż klęcząca Alex roześmiała się pogardliwie widząc upadek olbrzyma który na parę chwil zdominował całą trzyosobową scenę. Z reszty sali też dobiegły mniej lub bardziej otwarte śmiechy podszyte ironią, szyderstwem i złośliwością.

- Ej, ale jakby co to nie było otwarcia zakładów nie? - zapytał wesoło cekaemista o kodzie wywoławczym Grey 84.

- No. Za wolno się grzebaliście - skrzywiła się trochę Gomes widząc, że sytuacja już raczej niezbyt sprzyja dalszemu obstawianiu.

- Mówiłam, kurwa, że nie jesteś w moim typie - warknęła Kurson, choć zrzucając wielkoluda z siebie wyraźnie się uspokoiła i nie planowała dalszej eskalacji. Nóż wciąż dzierżyła w dłoni i wpatrywała się w Leemana i jego chwili słabości. Nieomieszkała tego skomentować Alex, która najwidoczniej za nic miała wszystkich z obrożami. Zirytowany wzrok Kurson padł na krótkowłosą.

- I co mi zrobisz tym nożem, śmieciu? - odpyskowała Alex. - Zrób mi coś, to cię zabije, śmieciu - wywyższała się ponad parchów mimo swojej częściowej nagości i klęczenia na podłodze. Kurson zerkając kontrolnie na Grey 20, podciągnęła własne spodnie do góry, schowała nóż na miejsce i zbliżyła się do smarkuli. Jej wywyższająca mina zadrżała nieco, gdy została złapana za włosy, a jej głowa odgięta do tyłu. Twarz skierowana do sufitu spotkała się z obliczem górującej technik.

- Ciebie trzeba, kurwa, wytresować - warknęła Grey 32.

Nie szczędziła dziewczyny. Bardzo szorstko i siłowo obchodziła się z tym, co uznała za odpowiedni sposób nauczenia jej odpowiedniego podejścia. Praca zespołowa. Praca zespołowa i jeszcze raz praca zespołowa. Jak ktoś nie potrafił, to trzeba było go zmusić. Leeman przegiął, bo za bardzo się uwziął, trzeba było go odsunąć. Alex przeginała, bo za bardzo miała wyjebane... trzeba było nauczyć ją pokory. Plan, którego realizację przerwał Grey 20, mógł zostać przywrócony. Kurson uwijała się szybko i zabrała się za ściąganie ubrań z cwaniary, a ta gdy się sprzeciwiała została sprowadzona do parteru i przyparta kolanem. Zniknęły z niej wszystkie ubrania. Na werbalne obelgi odpowiedzią było zapchanie jadaczki ściągniętymi właśnie majtkami. Alex została postawiona do pionu i przyparta ponownie przodem do zagraconych regałów. Plany przywiązania jej rąk do pionowych dźwigarów musiały być asekurowane intensywnym penetrowaniem jej ciała dla odwrócenia uwagi. Tak w końcu została przywiązana własnymi ubraniami do regału, z zakneblowanymi ustami własnymi majtkami.

- Dobra, zjeby - odezwała się Kurson do zebranych w pomieszczeniu. - Chcecie zakładów, to kurwa macie. Kto więcej razy ją posunie, wygrywa - ogłosiła po czym przed oddaniem niewielkiego ciała gawiedzi, prostolinijnie zrobiła między nogami Alex wszystko, by tylko otworzyć konkurs jej pierwszym uniesieniem.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 06-08-2018 o 02:46.
Proxy jest offline  
Stary 06-08-2018, 08:48   #367
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - Impreza integracyjna (38:45)

“-Alarm?
- Wyłączony. I nie mieli czasu wyłączyć nadawania na żywo. Ale kiedy wejdziemy na antenę będziemy mieli jakieś cztery minuty, zanim pojawi się FedSec“
- “Szczury Blasku” s.5





Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klubu “H&H”; schron cywilny; 32 620 m do Blackpoint 4; 4 220 m od CH Grey 301;
Czas: dzień 1; g 38:45; 315 + 60 min do Blackpoint 4
Czas: dzień 1; g 38:45; 75 + 60 min do Greypoint 301




Black 2, 8; Grey 32, 35; saperownia



Spojrzenie jaki chwilowo powalony Leeman obdarzył stojącą nad nim Kurson jasno wskazywało, że nie zapomni jej tego numeru i raczej nie ma co liczyć, że zostaną przyjaciółmi. Chwilowo jednak przedstawienie jakie urządziła specjalistka od pułapek z rozbieraniem i wiązaniem czarnowłosej, wytatuowanej dziewczyny chyba przykuło uwagę wszystkich w pomieszczeniu. Ludzie reagowali różnie ale w większości chyba się pomysł spodobał co wyrażali mniej lub bardziej otwarcie. Zwłaszcza, że Alex raczej zrezygnowała ze stawiania oporu. Czy był to efekt zdecydowanych działań białowłosej kobiety, zastraszenia czy czegoś innego nie było do końca wiadomo. Ale widać było, że w końcu skończyła przywiązana i zakneblowana własnymi ubraniami i bielizną wystawiona bladym, szczupłym wytatuowanym tyłem do reszty towarzystwa.

Widząc ten tył, zwłaszcza już nieco oporządzonym przez Grey 32, Leeman nie mógł dłużej oprzeć się pokusie. Doszedł już do siebie i intensywnie obserwował manewry jakie ze sobą toczyły dwie wydziarane kobiety. I teraz ruszył do szturmu bez ceregieli odtrącając Kurson tak, że ta zatrzymała się dopiero na stole. Ale tym razem olbrzym o impecie i temperamencie rozjuszonego buhaja ruszył szturmować tylne uroki Alex. A ta o ile wcześniej nawet można było się zastanawiać czy jest bardziej wyniośle ponad degenerackie zabawy skazańców czy może na odwrót jej ciche jęki i zduszone majtkami sapnięcia można było brać za jęki niekoniecznie niechęci i pogardy. To teraz czując szarżującego Leemana tuż za swojego plecami krzyknęła naprawdę przestraszona na tyle na ile pozwalał jej knebel z własnej bielizny.

- Grey 20! Dyscyplinarka I stopnia! - przez pomieszczenie rozległ się rozkazujący głos kaprala marine. Efekt był natychmiastowy. Buhaj który już prawie dopadał nagiej ofiary zawył boleśnie gdy wyładowania Obroży objęły go we władanie. Upadł na kolana, syczał, klął coś i w końcu zogniskował wściekłe spojrzenie na kapralu który również podniósł się ze stołu na jakim dotąd siedział. Wyładowania w końcu ustały a olbrzym podniósł się na nogi patrząc wściekle na podchodzącego do niego i uwiązanej Alex. Zupełnie jakby chciał sprowokować Leemana do kolejnego ataku. - Spływaj. Nikt jej tu nie ruszy. Żadnych gwałtów. Tylko to co kto zechce. - warknął marine wskazując podgoloną głową na resztę pomieszczenia i towarzystwa.

- Jakby nie to gówno zgniótłbym cię jak robaka! -
wycharczał rozwścieczony operator miotacza nachylając się by zbliżyć swoją twarz do mahlerowej. Wskazał ze złością kciukiem na swoją Obrożę.

- Kazałem ci spływać. - kapral marine też wyglądał na wkurzonego i nie cofnął twarzy ani na jotę. Wskazał bokie głowy na resztę pomieszczenia. Przez chwilę wydawało się, że Leeman jest tak wściekły, że zaatakuje marine lub zrobi coś równie głupiego. Ale w dyskusję wtrąciła się Black 8 a raczej jej lektor.

- Leeman. Bzyknij za mnie Tami. - rzucił sztuczny głos elektronicznego lektora. To spowodowało, że na moment chyba wszyscy spojrzeli na złotooką saper a potem na czarnowłosą krupierkę jaka wciąż leżała na skrzynkach z Blondasem i Douglas. Czarnulka wydawała się zaskoczona, że nagle padło jej imię i wszyscy się na nią popatrzyli z rozwścieczonym Leemanem włącznie. Ale szybko uśmiechnęła się zachęcająco i rozłożyła ramiona w geście “no co ja mogę?”.

- No jak oddajesz swoją kolejkę to pewnie. - Tami powiedziała wesoło zeskakując ze skrzynek na podłogę. Odwróciła się do nich przodem czyli tyłem do Leemana i większości towarzystwa po czym kusząco wygięła się opierając się o te skrzynki. Jej krótka kiecka była gdzieś zawinięta wokół jej brzucha jak szeroki pas ciemnego materiału i odsłaniając całkowicie i górne i dolne wdzięki. Dziewczyna posłała Leemanowi buziaka przez całą długość niezbyt wielkiej sali i na deser trzepnęła się w nagi, zgrabny i kusząco wypięty pośladek. To widocznie przeważyło szalę bo operator miotacza runął z powrotem przez całą salę i dopadł czarnowłosej bez chwili wahania. Prawie od razu dały się słyszeć kolejne fale jęków, przyśpieszonych oddechów tej dwójki oraz skrzypnięć i stukotów skrzynek.

- Ej, poczekaj chwilę. - wraz z rozwojem sytuacji emocje i hormony które zdołały już nieco odpocząć, odsapnąć, złapać oddech tak samo jak ciała w jakich buzowały znowu zaczęły wykazywać tendencję zwyżkową. Zwykle raczej bardziej rozebrane niż ubrane towarzystwo znowu zaczynało się interesować sobą nawzajem i wzajemną integracją. Marine zaś zabrał się za uwalnianie przywiązanej Alex ale zdążył tylko wyjąć jej majtki z ust gdy podeszła do niego Kruszyna. Odwrócił więc swoją głowę by spojrzeć na Leticię.

- Czego chcesz? Nikt tu nikogo nie będzie gwałcił. - odpowiedział marine wskazując najpierw na czarnowłosą gotkę a potem ogólnie na resztę sali. Spojrzał na brunetkę jaka do niego podeszła a która została obecnie w samym podkoszulku ale w ogóle tym nie wydawała się skrępowana.

- A kto tu mówi o jakiś gwałtach? Poza tym akurat jej by się knebel przydał. Niech tak sobie postoi może coś zmądrzeje. - Leticia zaproponowała uśmiechając się przyjacielsko do kaprala.

- Nienawidzę was. Róbcie co chcecie i tak wszyscy zdechniecie! - syknęła ze złością wciąż uwiązana gotka gdy kapral właśnie sięgał do jednego z jej nadgarstków by ją rozwiązać. Słysząc to pokręcił w zniechęceniu głową.

- No sam słyszysz. - Leticia wskazała z tym razem ironicznym uśmiechem na Alex bo ta zachowywała się jakby chciała udowodnić wszystko tylko nie to, że kapral ma rację. - A ty? Wyglądasz na całkiem milutkiego. - cekaemistka uśmiechnęła się jeszcze sympatyczniej i położyła dłoń na napierśniku marine. Ten spojrzał w dół na tą kobiecą dłoń na swoim podrapanym i postrzelanym pancerzu.

- Ja jestem zajęty. - powiedział patrząc na dłoń która w międzyczasie zaczęła sunąć po jego brzuchu pancerza.

- Tak? Bardzo? Jesteś pewien? Będzie 100% dyskrecji. Nikt się nie dowie. Nie spełniłbyś ostatniej prośby skazańca? - dłoń brunetki zeszła z dolnych krawędzi pancerza i zawędrowała w okolice zapięcia spodni marine. Atmosfera między tą dwójką, nawet od samego patrzenia wydawała się zagęszczać i podgrzewać z każdym, coraz szybszym oddechem.

- Ona też jest skazańcem. Jedną z was. Ona przysłała ten plecak. - Mahler walczył przez chwilę ze sobą ale w końcu się przełamał i wystękał ciężkim głosem. Wskazał kciukiem na leżący gdzieś przy Black 8 plecak ze skarbami.

- Ah. - Leticia jakby dopiero teraz załapała z kim i o kim mówią. Też zawahała się a dłoń już na zapięciu spodni kaprala zatrzymała się. W końcu westchnęła też z podobnym żalem cofając dłoń i w zamian łapiąc marine za szczękę po czym pocałowała go w policzek. - Lubię facetów z zasadami. - powiedziała uśmiechając się do niego ciepło. - Ale tym się nie przejmuj, zajmę się tym. I żadnych gwałtów nie będzie. - powiedziała wskazując głową na wciąż czekającą na wyrok Alex. Marine pokiwał głową ze zrozumieniem i wrócił z powrotem na miejsce które niedawno zajmował.

- Daj tą wódkę. - ponaglił Nash słowem i gestem gdy siadał obok niej nagle dziwnie ponury. Potem zapił ten ponury nastrój promilami z butelki. Po chwili wyjął holo i pogrzebał w nim przez chwilę. Black 8 siedziała na tyle blisko by widzieć jak zatrzymał się na zdjęciach na jakich była Maya albo oni oboje razem. Tak po samych zdjęciach to gdyby nie Obroża czarnowłosej dziewczyny na zdjęciu jak ulał pasowaliby do jakiejś szczęśliwej pary.

- A ty co? Chcesz coś zrobić ale żeby to inny odwalili za ciebie robotę? - Gomes odezwała się i popatrzyła ironicznie na Kurson która miała już znacznie więcej niż trzeba czasu by pozbierać się po tym jak Leeman cisnął ją na stół. W tej chwili miała go chyba z głowy bo był zajęty pompowaniem Tami w swój ulubiony otwór i ulubionej pozycji. A ta jakoś dawała radę mimo, że przy rozmiarach i agresywnej taktyce olbrzyma wydawało się, że powinien rozerwać każdego kogo by dorwał w ten sposób.

W tym czasie Leticia odwiązała Alex ale złapała ją za nadgarstek i zmusiła do klęknięcia przed sobą. Sama oparła jedną drogę o krzesło by ułatwić gotce robotę a potem złapała ją za jej krótkie, czarne włosy i przyszpiliła do siebie. Jeśli cywilna dziewczyna była tym zaskoczona to szybko odnalazła się w sytuacji. Po chwili Gomes ją puściła i w wymownym geście uniosła ręce do góry jakby dobitnie chciała pokazać, że już jej nie trzyma. A czarna głowa gotki pracowicie pracowała dalej między jej udami. - I żadnych gwałtów. - uśmiechnęła się cekaemistka ze spełnionej obietnicy.

Black 2 też na nudy nie narzekała. Podobnie jak wcześniej Kurson tak i Diaz udało się zrealizować przerwany przez okoliczności plan. A dokładniej zapoznać się bliżej nie tylko ze Świstakiem ale i z Blondasem. - Przecież to jakaś bzdura! Bzdura totalna! - Kaiowi chyba niezbyt podpasował przydomek wymyślony mu przez Latynoskę ale, że właśnie zaraz potem zaczęło się dziać na sali gdzie chyba powszechnie zaczynała się druga runda wzajemnych integracji i wymiany wszelakiej z wymianą partnerów na czele to i kwestia przydomku zeszła na dalszy plan.

- A temu co się stało? - Douglas podeszła do stołu na jakim siedziała i Nash z Mahlerem i nieco dalej opierał się Fush. Pytała o studenta. Ten siedział nadal na krześle ale tym razem z łokciami opartymi o swoje kolana i twarzą ukrytą w dłoniach. Przy nim stała jednoręka Jackson która chyba coś mówiła do niego. Ale zanim zdołał on jej odpowiedzieć sama mogła to usłyszeć z ust studenta.

- Jak… jak mogłaś to puścić… na żywo?!... jak mogłaś to nagrać… o matko brałem udział w pornuchu… zostałem aktorem porno… i wszyscy to zobaczą… na uczelni i moi starzy… o matko moi starzy… jak ja im w oczy spojrzę?...

Roy wyglądał na kompletnie załamanego. Jackson chyba niezbyt wiedziała co powiedzieć i przypatrywała się tylko trzymanemu holo którym widocznie jednak coś udało jej się nagrać a nawet wysłać. - A to serio poszło w świat? - zaciekawiła się szczupła brunetka i specjalistka od prowadzenia pojazdów i latających i naziemnych jednocześnie. Fush pokiwał swoją łysiejącą głową.

- Myślałem, że wie. Przecież było mówione na początku. - powiedział wskazując dłonią na studenta który wyglądał teraz jak siedem nieszczęść. - A ty co? Znudziło ci się? - zapytał grenadier wskazując na skrzynki z jakich właśnie zeskoczyła kierowca a na których Leeman zapinał Tami. Brunetka też tam spojrzała a w końcu wzruszyła ramionami.

- Próbowałam. No ale za bardzo tam się wszystko trzęsie. No nie da się podłączyć. - powiedziała wracając spojrzeniem do grenadiera i taksując go wzrokiem.

- Na mnie nie licz. Ja już swoje lata mam i nie ta kondycja jak u was młodych. - Fush roześmiał się ironicznie przyjmując ton starszego, doświadczonego wujka. Douglas zmarszczyła nosek gdy ta odpowiedź niezbyt przypadła jej do gustu. Popatrzyła na Roya, ale ten w tej chwili wyglądał na ruinę człowieka niezdolną do jakiejkolwiek akcji. Popatrzyła na Mahlera ale ten był zatopiony w swojej wódce i tęsknocie a po akcji z Leticią nie wyglądało by był skory do jakichś zabaw. Diaz zgarnęła obydwu ostatnich facetów a Leeman pompował Tami. Kasztanowłosa westchnęła robiąc reset po kobiecych postaciach. Leticia wydawała się uczyć moresu Alex i szło jej całkiem nieźle. Gotka się przymknęła i robiła co jej kazano i coś nawet bez większych scen, żali i oporu. Do Diaz i Tami raczej nie było co podchodzić więc zostawały Nash, Jackson i Kurson. Nash rozsiewała wokół siebie aurę nie przystępności i ledwo raczyła zdjąć pancerz czy buty nie integrując się z nikim. Nie wyglądało to zachęcająco. W końcu kasztanka westchnęła i podeszła do Mahlera.

- Dasz trochę? - zapytała marine wskazując na trzymaną przez niego butelkę. Ten bez słowa podał jej butelkę więc mogła się z niej napić. Potrzymała ją chwilę i popatrzyła na holo jakie ten oglądał. - Kto to jest? - zapytała wskazując palcem z trzymaną butelką na zdjęcia.

- Moja dziewczyna. Została na lotnisku. Maya. Po waszemu Brown 0. Cudowna dziewczyna. Po prostu cudowna. - kapral westchnął i pilot pod wpływem impulsu oddała mu butelkę.

- Kochasz ją? - zapytała kasztanowa dziewczyna idąc dalej tym tokiem rozumowania. Johan z zaskoczeniem spojrzał na stojącą przed nim młodą, nagą kobietę o kasztanowych włosach i z wciąż z wlokącymi się za nią spodniami, w jednym bucie i drugą nagą stopą. Ellie wydawała się, że przez chwilę żałowała, że zadała te pytanie ale już nie było jak się wycofać z tej wtopy.

- Tak. Tak kochamy się. Nie wiem jeszcze jak ale wyciągnę ją jakoś z tego. - kapral po dłuższej chwili pokiwał podgoloną głową jakby sam był zaskoczony własną odpowiedzią. Ale gdy powiedział już pierwsze “tak” to dalej poszło mu pewniej i bardziej zdecydowanie.

- No ale jak? Przecież ona jest parchem. Tak jak ja. I my tu wszyscy. - Douglas wydawała się zafascynowana tym co mówił siedzący po turecku na stole mężczyzna z holofonem i oglądającego zdjęciami innego parcha.

- Nie wiem jak. Ale coś wymyślę. Jakoś ją wyciągnę. Ona zasługuje na coś lepszego. Na coś najlepszego. - Mahler pokręcił głową machając do tego dłonią. Z głosu i postawy przebijała mu mieszanina twardego postanowienia i miękkości gdy mówił o osobie jaka została na lotnisku.

- O rany. - powiedziała cicho kasztanka i chyba była pod wrażeniem tego co to wszystko oznaczało. W końcu po chwili wahania usiadła z drugiej strony Johana i przez chwilę wpatrywała się w majtające na dole własne nogi które zamiatały spodniami podłogę. Wyjęła z jego dłoni butelkę i upiła łyk. - Rany. Chciałabym mieć takiego faceta co by za mnie tak świrował. Chociaż raz. - powiedziała tak cicho, że siedząca z drugiej strony Mahlera Nash ledwo ją usłyszała przez te wszystkie jęki, krzyki, stękania i muzykę. Ale nawet w tym ledwo słyszalnym głosie dało się słyszeć żal i tęsknotę.

- Pewnie sobie jeszcze kogoś znajdziesz. Śliczna z ciebie dziewczyna. - powiedział w końcu Johan gdy najpierw spojrzał zakłopotany na rudowłosą saper chyba zaskoczony takim obrotem rozmowy. Przez moment złapał jeszcze spojrzenie kaskaderki która też zdawała się bardziej słuchać o czym rozmawiali niż żali studenta.

- Daj spokój. Wiesz gdzie nas wysyłają. Daj trochę. - burknęła smętnie Douglas ocierając nadgarstkiem oczy. Potem wyciągnęła rękę i marine podał jej butelkę z której ta upiła łyk. A po chwili smętnego wpatrywania się w podłogę złożyła głowę na ramieniu Mahlera. Ten po chwili wahania objął ją przyciągając do siebie i na dłuższą chwilę oboje zamilkli.

- Masz szluga? - grenadier zwrócił się do siedzącej obok Nash widząc, że ta ćmi szlugi całkiem często a byli od siebie dość blisko. Na wyciągnięcie ręki. Facet chyba chciał przerwać milczenie jakie nastało albo jakoś inaczej przekierować uwagę nad tą zaskakującą i dziwną rozmową. - Może porobimy zakłady? Kto kogo i w jakiej pozycji? Gomes jest zajęta to odpada jej fucha wodziryja. - zaśmiał się cicho wskazując kciukiem za siebie gdzie rzeczona brunetka właśnie rozsiadła się wygodniej na krawędzi stołów by nacieszyć się nagle całkiem cichą i posłuszną Alex.

- No a ja może pójdę coś nagram. - powiedziała w końcu Jackson znowu ustawiając coś w holo klubowej krupierki. Też chyba wyczuwała, że lepiej będzie się zmyć z okolicy. Niespodziewanie w sukurs przyszła jej Douglas.

- Zatańczysz ze mną? - zapytała tak nagle i niespodziewanie jak nagle i niespodziewanie oderwała głowę od ramienia marine i popatrzyła na niego z wielką nadzieją. Ten wydawał się najbardziej ze wszystkich zaskoczony. Chwilę się wzbraniał tłumacząc, że nie umie ale w Ellie w końcu go uprosiła jakby wrócił jej młodzieńczy, dziewczęcy urok i radość życia. I w końcu zaczęli tańczyć a raczej on się trochę gibał od biedy można było uznać, że do rytmu a ona zgrabnie pląsała i nawet wciąż włóczące się za nią spodnie jakoś ani jej, ani jemu, nie przeszkadzały. Widok był tak pocieszny i tak kontrastowy jak to tylko możliwe. On prawie wygolony na zero ona z bujnymi, kasztanowymi włosami. On ubrany i wekwipowany jakby zaraz miał iść na akcję ona właściwie goła jeśli nie liczyć tych nie do końca ściągnietych spodni. Ona wiotka jak osika a on dość postawny. Nawet Jackson się roześmiała i już miała pomysł co zacząć nagrywać w pierwszej kolejności. Fushowi też chyba wrócił dobry humor i pomachał przypominająco do Nash żeby przypomnieć o pytaniu o papierosa. - To co? Zakładamy się kto prędzej dojdzie? - zapytał łobuzersko łysiejący grenadier patrząc na kolejne pary i zestawy jakie już zdążyły się porobić znowu w tej saperowni.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 06-08-2018 o 09:25.
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-08-2018, 06:41   #368
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tCXeYq6KYZc[/MEDIA]
Człowiek, który pozostał w osamotnieniu chociaż przez chwilę nigdy nie zapomina czym jest samotność. Odczuwa ją nawet gdy wokół tkwi tłum…
Tłum ludzi zaś jest jak pustynia. Przyjaciel jest zaś oazą - bardzo cenną, bardzo rzadką i wyjątkowo trudną do znalezienia. No i czasami okazuje się fatamorganą…
Spuszczone z federacyjnej smyczy parchate psy wreszcie sięgnęły po kooperację oraz współpracę. Wreszcie zamiast kul wyciągali do siebie ramiona, a także inne części ciała, oplatając się, parząc i kopulując bez większego ładu, tudzież składu. W tej chwili nie liczyła się czarna przyszłość, ból rano. Nie liczył następny Checkpoint. To będzie potem, za jakiś czas. Teraz było “tu i teraz” magazynu wypełnionego pulsującymi ognikami istnienia jednostek, które mimo całego syfu w jakim wylądowały, bardzo nie chciały umierać. Nikt normalny by nie chciał. Zaklinali więc rzeczywistość za pomocą dotyku, smaku. Ulotnie rozkosznym sekundom zapomnienia, towarzyszącego spełnieniu fizycznemu… a potem ciszą. Dudniącą w uszach powoli uspokajającym się tętnem własnego organizmu. Spoglądając na wielorasową orgię rozgrywającą się w miejscu, gdzie do jasnej cholery miała pracować, Nash widziała raptem zgraję ludzi rozpaczliwie chwytających się życia. Boleśnie świadomych kruchości własnych żywotów, a także wyrywających się z piersi oddechów: policzonych aż do tego ostatniego tchu.

Parchy zajmowały się sobą, albo przypadkowo napatoczonemu towarzystwu cywilbandy. Łączyli się zbijając w dwu, bądź wieloelementowe konstrukcje, rozpadające się tylko po to aby odnaleźć nowe połączenie. Temperatura w pracowni saperskiej wzrosła do tropikalnej, powietrze wypełniła woń wszelkiej maści płynów fizjologicznych, wymieszana z drapiącym zapachem palonego tytoniu i doprawione smarem. Plus kwasową wonią chemikaliów.
I tylko jeden ponury element psuł wspólną integrację. Siedział w milczeniu na stole, paląc papierosa za papierosem i chcąc wreszcie móc zabrać się do pracy. Ożywił się dwukrotnie: wpierw gdy Mahler dał się porwać, zostawiając saper samą na blacie z prawie pustą butelką. Wtedy też ruda brew drgnęła nieznacznie, zaś złote oczy się zwięzły. Szybko jednak na piegowatą gębę powróciła maska spokoju. Do czasu gdy padło pytanie o papierosa.
Oczywiście, że miała fajka. Zgarniała wszystkie paczki jakie tylko dała radę znaleźć po drodze. Wystawiła więc do grenadiera pognieciony kartonik w uniwersalnym geście poczęstunku. Na werbalne propozycje pokręciła głową, darując sobie na razie odpalanie lektora.

Grenadier sięgnął po papierosa i podziękował skinieniem łysiejącej głowy. Przez chwilę był zajęty procesem odpalania papierosa. Potem wydmuchnął pierwszy kłąb dymu i przyglądał się tańczącej parze. Albo tylnym urokom Jackson która akurat właśnie ich nagrywała. Gdzieś tam jeszcze pod ścianą, już bardziej przed Nash niż przed nim siedział przybity student. Za to bliżej niego były drzwi na korytarz i stos trzeszczących i stukających skrzyń na których Leeman maltretował Tami. Ze swojej lewej, miał trójkąt czarno - szarych skazańców a za plecami oboje mieli dwójkę szarych kobiet i jedną od cywili.

- Co to za typ? - grenadier zapytał wskazując na ledwo gibającego się na podłodze marine. Za to Douglas wydawała się nadrabiać jego braki taneczne za ich oboje zwinnie pląsając przed nim albo wokół niego. Marine rzeczywiście w całej tej dość przypadkowej zbieraninie był jedynym który nie był ani skazańcem ani nie należał do cywili z improwizowanego zaplecza frontu walki z xenos.

Ósemka przymknęła ciężące powieki, przesuwając się aby sięgnąć do pieprzonego komunikatora. Na oślep przepiła gorzką żółć zbierającą w garde i wystukała krótko:
- Technik. Swój. W porządku - lektor szczeknął z połową decybeli, ówcześnie przyciszony aby nie robić sensacji.

- A ta dziewczyna? Ta z telefonu? - zapytała Jackson która cofnęła się o krok i oparła tyłkiem o krawędź złączonych stołów na jakich stała większość przyniesionych dotąd przez improwizowanych saperskich pomocników fantów. Trzymała holo w wolnej ręce ale pozwoliła ją sobie dla wygody zgiąć i oprzeć łokieć o własny korpus.

- Młoda. Brown 0. Maya. - tym razem skrzek lektora zgrał się z niskim, poddenerwowanym warkotem Black 8, wodzącej spojrzeniem po okolicy z oponentami w pierwszej linii. Nie znała ich, nie obchodzili jej. Kalekę widziała pewnie pierwszy i ostatni raz w życiu. Saper wzięła głęboki oddech, wydychając powoli powietrze przez usta. Ni chuja nie pomogło za wiele. Już wolałaby siedzieć w ciszy, nie z obcymi. Po jaką cholerę miała nimi zawracać sobie dupę, skoro za parę godzin i tak zostanie z niej mokra plama między gruzami, o ile dostąpi tego zaszczytu pozostawienia po swej marnej egzystencji tych paru komórek na chodniku. - Jest na lotnisku.

- Oni znali się wcześniej?
- zapytała jednoręka kamerzystka wskazując głową na poruszającego się kilka kroków przed nią żołnierza FMC. Wydawała się zaciekawiona jakim cudem wolny obywatel Federacji mógł się związać ze skazańcem z prawie samobójczej jednostki. I to w takiej arcyciekawej sytuacji jaką mieli na tym księżycu.

- Nie - Obroża Ósemka szczeknęła krótko podczas gdy jej właścicielka dopiła resztę wódki i odpaliła nowego papierosa. Wokół miejsca gdzie koczowała znajdowała się ich już całkiem spora kolekcja. Pusta butelka podskoczyła w powietrzu, by dać się złapać za szyjkę i odstawić na biurko obok uda rudego skazańca. Oczywiście głupia, kaleka pizda nie mogła się odpierdolić… to by było zbyt piękne. O nie, musiała pierdolić swoje wyssane z dupy “100 debilnych pytań do…” i kurwa niestety padło na Nash. Złote oczy rzuciły ukradkowe spojrzenie na kamerę, pod zwichrowaną kopułą urodził się i zaskomlał mało inteligentny pomysł, ale cóż. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, a oni winni się chwytać każdej potencjalnej szansy na odciążenie chłopaków chociaż odrobinę.
- Nie znali się wcześniej - dostukała niechętnie, wpatrując się niczym zahipnotyzowana w pomarańczowy żar na końcu białawego rulonika - Brown dostali za zadanie znalezienie i zabezpieczenie jednostek sojuszniczych. W kanałach, tam gdzie gnidy. Dużo - splunęła na podłogę nie przerywając pisania - Została tylko Młoda. Sama, pod ziemią. 300 m od jednostek sojuszniczych o nieznanym statusie. - zmieniła pozycję, siadając na krawędzi blatu i stawiając nogi na podłodze - Znalazłam ich, wyciągnęłam z gówna na powierzchnię. Bo akurat też kogoś szukałam - dorzuciła wzruszenie ramion - Tak się poznali. Młoda i on. Był w grupie jednostek sojuszniczych.

Pozostała dwójka trawiła chwilę słowa saper zapatrzeni w podłogę i gdzieś w głąb swoich myśli. Grenadier spokojnie palił podarowanego papierosa a kaskaderka trzymała holo krupierki.
- A ty? Co się podkusiło by się zgłosić? Nie jesteś skazańcem. Lubisz robić “to” ze skazańcami? - Fush zrewanżował się kaskaderce własnym pytaniem ze strony parchów. Przy “to” lekko wskazał brodą na Leemana i Tami. Blondynka parsknęła cicho trochę rozbawiona.

- Nie chciałam siedzieć na tyłku aż się wszystko skończy i te gnidy po mnie przyjdą. Poza tym mieli rację. Zwłaszcza Hassel. Też jestem stąd. - Jackson wzruszyła ramionami i odpowiedziała poważniej po chwili przemyśleń.

Na dźwięk nazwiska gliniarza Black 8 zgrzytnęła zębami tłumią ochotę, aby zacząć skrzeczeć ile sił w płucach na pozostałych. Miast psuć im zabawę, sama zwlekła dupsko ze stołu, zostawiając na blacie dwa papierosy. Niech łysiejący skurwysyn ma przedwczesną gwiazdkę.
- W torbie jest szpej, pilnujcie aby nikt nie zajebał wszystkiego - wystukała lektorem, patrząc na parcha od granatów. Przybrała poważną minę, zresztą chyba inna nie gościła na jej gębie od dłuższego czasu - Przejdę się, poszukam czegoś co mogliście przegapić - tym razem złote oczy przeniosły się na kalekę.

Grenadier spojrzał na wskazany plecak i skinął głową. Uwagę Jackson przykuła tańcząca para która właśnie skończyła swój taniec albo raczej kapral przestał się gibać i wrócił w stronę wcześniej zajmowanego miejsca. Douglas próbowała go jeszcze zatrzymać ale ten jej podziękował i usiadł na stole. Kasztanowłosa dziewczyna z Greyów rozejrzała się i w końcu z uśmiechem spoczęła na Roy’u którego zaczęła motywować do tańca aż w końcu właściwie zwlokła go z krzesła na jakim siedział do tańca.

- Myślicie, że ile mamy czasu? Zanim nas ruszą. - grenadier zapytał nie wiadomo kogo ze stojąco - siedzącej przy albo na stołach czwórki.

- Jeszcze z godzinę będzie trwała burza. Do tego czasu nie ma co wychodzić na powierzchnię. Teraz jest tam -77*C, sztorm i odczuwalna temperatura ze dwa razy większa.
- Jackson odpowiedziała sczytując dane o jakich mówiła z holofonu chwilowo chyba przestając nagrywać. - Potem jeszcze z kolejną godzinę zanim sytuacja się unormuje i kolejne dwie czy trzy zanim względnie wróci do normy. No wiecie, żar tropików i te sprawy. - kaskaderka odpowiedziała lekko wzruszając ramionami i zerkając na pozostałą siedzącą na stołach trójkę.

- No to pewnie te jaskinie będziemy robić już we względnej normie. - kapral odezwał się nieco zamyślonym tonem wpatrzony gdzieś w podłogę przed sobą.

Szkoda, że pojęcie “norma” nie obowiązywało w słowniku Yellow 14. Tutaj istniało tylko “gorzej” i “ jeszcze gorzej”, wymienne na “właśnie się pierdoli poza granice wszelkich norm i tolerancji.”
- Pancerze. Eagle. - lektor Obroży szczekał swoje, podczas gdy jego właścicielka zakładała metodycznie pancerz płyta po płycie, próbując nie robić wrażenia iż się spieszy - MP przylecieli po Jenkinsa i jego artefakt. Ogarną jak go przetransportować i odlecą, my powinniśmy lecieć z nimi. Inną maszyną - przeniosła spojrzenie na Mahlera. On akurat musiał uważać na kumpli po fachu i nie pchać się im przed oczy - Czeka nas dużo pracy. Przygotowań. Skończy się burza trzeba będzie wysłać drona na zwiad, sprawdzić głowicę w bombie. Przygotować zapasy drobne. Dokończyć robotę - westchnęła kanciasto, darując gadanie po próżnicy o pozostałych troskach, które aktualnie wiały im nad karkami - Na upartego dam radę wrócić do latacza zanim pogoda się unormuje.

- Nigdzie nie pójdziesz. MP pilnują wyjścia. Ich drony też. A obydwa latacze są na autopilocie ponad burzą. Pomijam, że pomysł samotnego wyjścia na powierzchnię brzmi po prostu durnie.
- kapral ożywił się i odezwał zdecydowanym i pełnym dezaprobaty głosem. - MP nie odlecą póki się pogoda nie poprawi. Mają już to po co przylecieli więc teraz już nie muszą się śpieszyć. Poza tym ten ich kapitan całkiem ładnie dogadał się z naszym. Nie wyglądało mi jak odchodziłem by MP mieli się pakować lada chwilę. - marine streścił to co się działo w innych rejonach schronu zanim wezwała go Black 8.

- Ktoś będzie musiał tam wrócić - Black 8 dopięła ostatnie napy, wzięła też karabin woląc nie zostawiać przyjaciela samopas. Jeszcze ktoś go podprowadzi, a ona zostanie bez broni. Nie mogła na to pozwolić. Prychnęła kanciasto, spluwając na ziemię i prześlizgując wzrokiem po marine dostukała - Jest medyk, zapasy. Zdąży postawić tamtych z lotniska na nogi zanim zacznie się dalsza część cyrku i przyjadą nowe małpy. Potrzebujemy Ortegi i. Tamtych dwóch - dokończyła, zatrzymując się nagle i oglądając przez ramię na siedzącą w miarę statecznie zgraję - Będę na kanale otwartym. Wy się bawcie, to nie dla mnie - wskazała brodą na licząco-dymające się ciała i machnąwszy z rezygnacją ręką, skierowała się do wyjścia. Przed siebie, byle dalej od zgiełku i chmary obcych ludzi, którym nie zamierzała psuć nastroju. Nie potrzebowali jej teraz, gdy było bezpiecznie.

- Ta, pewnie. - Mahler mruknął kręcąc do tego wygoloną głową, wrócił do stołu po swoją broń a potem wyszedł razem z Black 8 na korytarz. Szli we dwójkę przez korytarz po którym czasem mijali kogoś a czasem nie. Podobny tłok i chaos widać było w otwartych drzwiach sal jakie mijali. W końcu stanęli przy końcu korytarza który prowadził do zewnętrznego łącznika z wyższymi poziomami klubu. Najbliższe sale najwidoczniej zajęli mundurowi.
- Sven jest tam. Ale pewnie robi swoje. - kapral wskazał na zamknięte drzwi przed którymi stało dwóch żandarmów. - Poczekaj chwilę. - Johan podszedł do tych drzwi i chwilę rozmawiał z jednym z żandarmów. Najpierw jeden coś mówił, potem kapral pokiwał twierdząco głową, chyba czekali na coś, po chwili obaj pokiwali głowami i marine wrócił z powrotem do Nash.
- Przekazałem, że chciałem z nim pogadać, powiedział, że zaraz wyjdzie. - przekazał saper to czego się dowiedział.

Po paru chwilach drzwi otworzyły się i wyszedł z nich kapitan Policji.
- Co się stało? - zapytał patrząc na nich oboje.

Od czego zacząć, gdy ręce drętwieją, a w głowie szaleje burza porównywalna z tym co działo sie wysoko ponad ich głowami? Lodowate, zimne piekło pełne wyjącego wichru i trujących oparów zasnuwających szare komórki na podobieństwo wypuszczonego na pobojowisko gazu bojowego? Spłycał on oddech, mieszał myśli i potęgując wrażenie osaczenia, sączył w uszy podszepty, aby oddalić się w trybie natychmiastowym.
- Jest lekarz i zapasy. Trzeba się zwijać - pokonawszy słabość, Ósemka wystukała na holoklawiaturze, patrząc Raptorowi prosto w oczy martwym, szklanym wzrokiem lalki - Czekają na nas. Na lotnisku. Pośpiech, krioburza minie i bierzemy się za robotę. Nie starczy czasu potem. Chcę iść. Daj mi iść. Tam jest Patino. Ranny, nieprzytomny. Widziałam nagranie od Conti. Czymś go przyćpali, bo cierpi. - przełknęła gorzką żółć zalegającą w ustach, strzelając do kompletu kostkami dłoni - To samobójstwo. Może. Mam to gdzieś. Muszę. Spróbować. - zrobiła krótką przerwę potrzebna na odpalenie papierosa. Zaciągnęła się dwa razy i dopiero dokończyła.
- Herzog. Da się ustanowić połączenie? Muszę ją o coś spytać. Bez świadków. Zwłaszcza tych - wskazała na krążące po okolicy czarne sępy MP.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
Stary 28-08-2018, 23:41   #369
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Po chuju z taką zabawą... - zareagowała Kurson na przystopowanie imprezy z gotką. - Delikutaśny się znalazł. Jakby niczego nie chciała, to by wyszła jak stary - skwitowała wzruszając ramionami.

Dalej Grey 32 nie angażowała się w zabawy. Wolała nie bawić się wcale, niż bawić się na innych zasadach, które lubiła. Rozjebała się na stole jak żaba na liściu i przyglądała bez większego zaangażowania całego grupowemu kopulowaniu. Mimowolnie przychodziło jej przysłuchiwanie się rozmowom po drugiej stronie pomieszczenia. Brał ją dziw, że można było zabujać się w parę godzin w typiarze z obrożą. Najwidoczniej ktoś miał nierówno pod sufitem. Brał ją również dziw, że w całym kurwidołku Yellow 14 można było upchać swoje własne interesy i sprawunki. Dotychczasowe wrażenie Kurson skłaniało do określenia księżyca jako poligonu, gdzie epicentrum napierdalanki jest wszędzie tam, gdzie tylko można było się pojawić. Wzrok w końcu wylądował na preparowanej bombie.

- Te, zjeby - zaczepiła wszystkich, gdy Black 8 wraz z Mahlerem opuścili pomieszczenie - Gniazdo to wyjebujemy tym ustrojstwem, czy macie jakiś bardziej zjebany pomysł? Na przykład wyjebanie gniazda tym właśnie gównem, mając ze sobą tylko tą gównianą torbę zaopatrzenia?
 
Proxy jest offline  
Stary 31-08-2018, 15:43   #370
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - Apel (39:30)

“Siedziałem i patrzyłem jak śpi. Gdybym wiedział co nas wszystkich czeka, sięgnąłbym wtedy po ten granat i wyciągnąłbym zawleczkę.“ - “Szczury Blasku” s.32



Miejsce: zach obrzeża krateru Max; klubu “H&H”; schron cywilny; 32 620 m do Blackpoint 4; 4 220 m od CH Grey 301;
Czas: dzień 1; g 39:30; 270 + 60 min do Blackpoint 4
Czas: dzień 1; g 39:30; 30 + 60 min do Greypoint 301




Black 2, 8; Grey 32, 35; sala 2



No i skończyło się balowanie. Cela bez ścian upomniała się o swoich skazańców. Zupełnie jak koszary i komisariaty o swoich mundurowych. Zarówno w komunikatorach jak i przez głośniki rozlegały się wezwania z których jasno wynikało, gdzie i kiedy zaczyna się koncentracja. Koncentracja mozajki sił zbrojnych jakie zdołały schronić się w schronie. Wojskowych, komandosów, policjantów, ochotników i skazańców.

Koncentracja odbyła się w jednej z najbliższej wejścia do bunkra sal. W ciągu kolejnych minut pstrokaty, poszatkowany ranami, wgnieceniami na pancerzach, z licznymi pustymi ładownicami zaczynał gromadzić się w tej sali zaczynając doskonalić jedną z niezmiennych i niezbędnych czynności na każdej wojnie. Czekanie.

Skazańcy w Obrożach też czekali. Okazało się, że uzbierało się ich około tuzina. Większość w szarych barwach z dwóch rozbitych jeszcze na powierzchni grup. Gdzieś w międzyczasie Obroże poinformowały swoich właścicieli o śmierci Green 4. Nie zdążył wykonać zadania w wyznaczonym czasie więc jego Obroża wykonała na nim odroczony wyrok jaki wisiał nad każdym parchem. Skazańcy obsiedli dwie, podwójne prycze zyskując “swój” kącik. Pozostałe prycze były obsadzone przez podobne grupki z innych formacji. Jak nie wszyscy to większość z nich wykorzystała czas by doprowadzić się do względnego porządku. Rany były opatrzone, mundury niekiedy jeszcze mokre od prania, krew i błoto zmyte z broni i pancerzy. Nadal trudno było mówić, żeby ktoś tu miał paradny wygląd, widać było, że to ludzie którzy niejedno już przeszli by się tu dostać ale już nie wyglądali jakby ktoś właśnie wyrzucił ich z wyżymaczki.

Wśród skazańców jedynie Black 8 mogła się spodziewać tego co nastąpi. Nie tak dawno rozmawiała z jedną z najważniejszych osób w tym podziemnym schronieniu na jakie wszyscy tak bardzo wierzyli i zdawało się być ostatnią ostoją w tym chaosie.

- Wyjść na zewnątrz? W tej chwili? Odmawiam. - kapitan na chwilę uniósł brew i lekko przekrzywił głowę jakby sprawdzał czy się nie przesłyszał i właściwie zrozumiał to o czym mówiła złotooka saper. - W tej chwili na górze panuje sztorm kriogeniczny. Nie masz środka transportu a pieszo i sama nie wiem czy uda ci się dotrzeć chociaż na powierzchnię. - kapitan Raptorów pokręcił głową i z niechęcią mówił o pomyśle Nash. Przez chwilę zastanawiał się w milczeniu patrząc gdzieś w bok nim znowu się odezwał.

- Ale będziemy organizować transport Grey’ów na lotnisko. Bo pieszo też mają marne szanse tam dotrzeć. Możesz się z nimi zabrać. - dorzucił swój pomysł jaki mu wpadł do głowy albo o jakim dyskutował za zamkniętymi do niedawna drzwiami. Szarym skazańcom czas podstawowy już był liczony w ostatnich kwadransach w kilkukilometrowa przestrzeń, nicowana huraganowym wiatrem, mglistą krioburzą, lejami po bombardowaniach i chmarami xenos nie rokowała zbyt dużych szans, że ktokolwiek z nich dotarłby na czas do swojego checkpoint.

Z bezpiecznych połączeń z Herzog za wiele pomóc nie mógł. Głównie dlatego, że nie był w stanie stwierdzić jakimi możliwościami w tym względzie dysponuje blondwłosa paramedyczka. Zapewne dzięki Mayi i przez pośrednictwo anten wieży to Brown 0 mogłaby zorganizować jakieś połączenie ale paramedyczka prawdopodobnie musiałaby być właśnie przy Mayi w wieży. A Black 8 musiałaby mieć inny środek łączności niż służbowy komunikator i udawać, że Obroża niczego nie słyszy i nie nagrywa. W takim świetle jakimś wyjściem wydawało się zwykłe holo. Podał jej numer do Herzog. Nash mogła teraz zadzwonić do paramedyczki lub wysłać jej wiadomość jeśli miała własne holo.

- A o Elenio się nie martw. Jest w dobrych rękach. Jest poważnie ranny więc lepiej by tego nie czuł, pewnie dlatego podali mu te środki usypiające. I na pewno nic mu nie pomożesz jeśli dasz się teraz zabić. - Hassel dodał po chwili łagodnym i pokrzepiającym tonem. Położył dłoń na ramieniu saper by dodać jej otuchy. Przez chwilę nikt z całej trójki się nie odzywał.


---



No i się zaczęło. W szeregu zbiórka. W sali naprzeciwko gdzie zsunięto wszystko co się dało pod sciany więc powstała pusta przestrzeń pozwalająca na takie manewry większych grup. Okazało się, że razem jest ich z kilkudziesiąt osób. Samych skazańców było z około tuzina. Do tego resztki różnych wojskowych i policyjnych pododziałów. Zdawali się reprezentować całą rozpiętość możliwych specjalności, wyposażenia i typów ludzkich. Mężczyźni i kobiety, większość młoda, krótkowygolona, ze śladami walk na poszarpanych ciałach i pancerzach. Przed nimi wszystkimi przeszło się trzyosobowe grono inspekcyjne złożone z dwóch kapitanów, z Policji i MP, oraz jakiegoś cywila. Mówił głównie ten policyjny kapitan a wszyscy słuchali. Wygladało jak klasyczna inspekcja i apel w jakiejś wojskowej, policyjnej jednostce. Albo w standardowym więzieniu gdy do tego samego celu zbierano więźniów na placu czy korytarzu. Wszystko kamerowała jak zawsze czujna i obecna reporterka IGN.

- Na górze trwa krioburza. I jeszcze trochę potrwa. Ale my, a raczej Grey’e nie mogą czekać zbyt długo bo ich Obroża wykończy. Dlatego opuszczą naszą pogodną przystań i spróbują złapać powietrzną taksówkę. - kapitan zaczął apel mówiąc jednocześnie do wszystkich zebranych. Nakreślił też zrąb planu. Wszyscy skazańcy, mieli dostać się do dropshipa jaki będzie czekał na dachu klubu lub przed klubem. Black 8 lub Grey 86 miały dać znać gdzie im bardziej pasuje LZ. Jedynie maszyna latająca dawała szansę na dotarcie na lotnisko na czas we względnie bezpieczny sposób. Problemem oczywiście było najpierw przedrzeć się przez budynek klubu do tego LZ i czekającego tam latacza. Czas wyjścia z bunkra za 10 min. Rozejść się.

Po odprawie obydwaj oficerowie przeszli między rozchodzącymi się ludźmi do grupki skazańców. - Dostaniecie na wsparcie jednego kraba. - kpt. Hassel wskazał głową na kapitana żandarmerii wojskowej a ten skinął twierdząco głową. - Krab odprowadzi was do latacza a potem wróci do nas. Gdy będziecie wychodzić na parter dajcie nam znać. Sprowadzimy latacza na wyznaczone przez was lądowisko. Wcześniej nie ma sensu ryzykować uszkodzenia maszyny. Na lotnisku już wiedzą o waszej wyprawie. Słuchajcie komunikatów z HQ. Od chwili startu przechodzicie pod ich dowodzenie. Sytuacja na lotnisku jest kolorowa więc pilnie radzę słuchać co do was mówią. Przy wejściu MP wydadzą wam uzupełnienia na drogę a lekarze udzielą pomocy medycznej jeśli ktoś potrzebuje. - machnął głową w stronę stołu przy jakim stało dwóch żandarmów i jeden lekarz. Na stole leżały jakieś skrzynie i pudła. Patrzyli w ich stronę więc widać musieli być przygotowani na taki obrót sprawy. - Jakieś pytania? - popatrzył na tuzin twarzy czekając na jakąś reakcję.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172