Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-12-2016, 02:41   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
[SF] Parchy

Zostaliśmy skazani na śmierć, prawda? Osądzili cię,wykonali wyrok i skończyłeś tutaj. Razem z całą resztą potępieńców.


Szczury Blasku





Orbita Yellow 14; statek - matka; sala odpraw; czas 70 min do zrzutu.



- Opuścić mesę i przejść do wyjścia nr. 3. Czas 10 sekund. Nie przekraczać czerwonej linii. - z głośników zamontowanych w ścianach i suficie rozległ się znany już, modulowany komputerowo głos. Wezwanie. Powiedziane jak zwykle uprzejmo - obojętnym głosem z głośnika. System standardowo nie prosił, nie tłumaczył, nie przepraszał tylko informował. Grupka 10 osób, kobiet i mężczyzn w takich samych obrożach i kombinezonach zebrała się przy bramce numer trzy. Dotąd była ona zamknięta i nikt i nic od nich nie chciał od tego wejścia. Dopiero teraz. Więc to już. Już zaczęły się bezpośrednie kroki zmierzające wysłać ich na egzekucję w scenerii i scenariuszu zaplanowanym przez system. W wyznaczonym czasie grupka zebrała się za otwartymi właśnie drzwiami. Jakieś trzy kroki za nimi, już w korytarzu, znajdowała się namalowana, czerwona linia. Biegła po każdej ścianie i suficie nawet oddzielając czerwoną pręgą przestrzeń wyznaczoną obecnie dla więźniów.


Dziesięć sekund minęło. Drzwi zasunęły się z metalicznym szumem stukając cicho choć dość wymownie. Przez szybę drzwi widać było jak jak zwykle rozpoczyna się procedurę czyszczenia śladów bytności Parchów. Jak skończą walić ciężkim promieniowaniem, zraszaczami czegoś tam, to znów będzie czyste, chłodne, neutralne pomieszczenie mesy. Takie samo jakie te dziesięć osób zastało kilka dni temu. Po nich pewnie przyjdą kolejni. Choć nie wiadomo czy na tej misji. Czy ktoś z nich przeżyje najbliższe godziny i dnie by tu wrócić ponownie tego żadna z tej dziesiątki osób nie wiedziała. Ale parchata statystyka mówiła, że raczej niewielu z nich jeśli komukolwiek, się to uda.


System zezwolił na ruch. Przy zamkniętych drzwiach zbyt dużego wyboru nie było. Naprzód. Tylko naprzód. Korytarz kończył się szybko i przywitał ich kolejnymi drzwiami. Tym razem otwartymi. Za nimi było pomieszczenie wystrojem przypominające typową salę konferencyjną albo odpraw. Na głównym miejscu stał szeroki, prostokątny stół z dwoma rzędami po piątce siedzeń naprzeciw siebie. Swobody siadania oczywiście nie było. System musiał mieć kontrolę nad wszystkim co tylko dało się kontrolować. Obroże wyświetliły każdemu Parchowi holo schematu stołu z zaznaczonym miejscem do zajęcia. Na całą operację zajmowania miejsc mieli zwyczajowe dziesięć sekund.


- Uwaga. Odprawa trwa 20 min. Czas swobodny 20 min. Po tym czasie należy opuścić salę odpraw. Czas w zbrojowni 20 min. Czas na zajęcie miejsc w kapsule 5 min. Obowiązuje standardowa procedura. - głośniki w sali odpraw poinformowały więźniów o ich sytuacji. Twarze znad blatu biurek spojrzały na siebie bystro. 20 min? Zazwyczaj, wielbiący porządek i regulaminy system dawał po 30 min na każdy z trzech głównych kroków. 30 min na zapoznanie się z celami misji, 30 “czasu wolnego” czyli gdyby pracowali w jakiejś prawdizwej firmie z żywymi ludźmi poza nimi byłby to ten moment na zadawanie pytań czy wyjście na faję. Tu nie było dokąd wyjść ani zadać pytań. Choć dalej można było jeszcze próbować coś wygrzebać z podanych danych. Albo od razu udać się do zbrojowni by tam rozejrzeć się jak sprawa wygląda. Czas na pobranie sprzętu też był okrojony o ⅓ choć nadal byłoby trochę nerwowo ale do zrobienia. Na szkoleniu też każdy z nich dawał radę oporządzić się w tym czasie na różnych symulacjach. Dawał radę bo inaczej by go tu teraz nie było. Nie zaszedł by tak daleko jak ta dziesiątka rozsadzona obecnie przez system po różnych stronach stołu. Tylko czas na przejście do kapsuły i zajęcia w nim miejsc był niezmieniony.


Czyli “specjalne okoliczności”. System przewidywał możliwość skrócenia tych wszystkich procedur przedstartowych jeśli uznał, że istniały “specjalne okoliczności”. Czyli, że było już beznadziejnie nawet jak na standard Parchów. Była potrzebna natychmiastowa interwencja “na wczoraj”.


Światła w pomieszczeniu przygasły i przed każdym siedzącym więźniem rozjarzyło się holo sypiąc zarówno głosem, dźwiękiem jak i obrazem. Na początek system przedstawił im ich kody wywoławcze indywidualne i grupy. Byli grupą Black I. I każdy z nich miał swój numer od 1 do 10. Twarze poprzez półmrok i odblask od wyświetlanych hologramów znów spojrzały na siebie. Black? Jeśli “standardowa procedura” została zachowana to byliby siódmą grupą pierwszej fali. Rzymska jedynka mówiła, że są z pierwszej fali interwencyjnej. Choć kolor, przyznawany każdej grupie w zależności od miejsca docelowego, obszaru działania czy kolejności w tej fali mówił, że byliby siódmą grupą. Po White, Yellow, Orange, Red, Green i Blue był Black. Siódma grupa. Czyli wysłaliby przed nimi już sześć grup. I nie pomogło. Teraz skracali czas przedstartowy siódmej grupie i wysłali ją gdzieś tam do przemielenia.


System jednak nie dał im czasu do namysłu czy konferencji. Zaczął sypać danymi. Wyświetlał na każdym z dziesięciu stanowisk a i pewnie Obrożom pewnie też przesłał już te dane. Ale ludzie reagowali znacznie wolniej niż maszyny i komputery musieli więc przetrawić kolejne porcje wizerunków, liczb, obrazów, zapisów, map i innych danych.


Relict. Tak się nazywał system do jakiego przylecieli. Dr. Evander skojarzył od razu. To ten system z tą starą gwiazdą. Co to była nadzieja zbadać jak wyglądały gwiazdy w początkach istnienia kosmosu. I anomalią w układzie. Taki rozkruszony dysk kosmicznej drobnicy orbitujący wokół tej gwiazdy. Dlatego gdy spotkał wzmiankę o tym w ogólnych danych o sytemie nie był tym zaskoczony. Krunt, Mathias i Rain skojarzyli nazwę z ciekawostkami o jakiejś nietypowo starej gwieździe. Reszta zaznajomiła się tego z mniejszym lub większym zaangażowaniem z wyświetlanych przed nimi danych.


Wstęp był dość krótki. W końcu nie mieli latać na kosmiczne zakupy i wycieczki po układzie tylko zrobić parchatą robotę której nikt inny nie chciał. Więc po układzie, gwieździe przyszedł czas na planetę. A właściwie księżyc. Mieli lądować na jakimś terrformującym się wciąż księżycu gazowego giganta. Sądząc po skali Krunt czyli Black 5 wiedziała, że nad głowami majaczyć im będzie olbrzymia tarcza tego giganta zasłaniająca większość nieboskłonu. Przy nim centralna gwiazda powinna być widoczna jako o wiele mniejsza, świecąca piłeczka tenisowa. Na jej oko pilota w takiej dwoistej atmosferze latanie musiało być skomplikowane. Już łatwiej było latać w jednorodnej jaka by ona nie była. Niskie latanie zawsze wymagało uwagi od pilota ale latanie w tych kanionach i dolinach albo tuż nad nimi wymagało pewnie dodatkowej uwagi. Przekraczanie linii dwóch atmosfer dla nieprzystosowanego odpowiednio pojazdu byłoby pewnie dość niebezpieczne dla niego i załogi. Ale w takich terraformujących się światach wymogi awiacji wymagały by każdy pojazd dopuszczony do użytkowania był odpowiednio przystosowany.


Za to wszyscy bez trudu zrozumieli co oznacza informacja, że ciążenie jest trochę mniejsze niż na Ziemi. Można więcej! Więcej unieść, wyżej czy dalej skoczyć i w ogóle poczuć się dość lekkim ale bez tego irytującego uczucia przy słabszych grawitacjach objawiającą się różnymi dolegliwościami u sporej liczby ludzkiej populacji.


Im bliżej było do etapu “tu i teraz” tym więcej czasu system poświęcał temu. Informował i atakach terrorystów z “Dzieci Gai” sprzed kilku tygodni. Całej ich serii. Nazwę “kosmicznych amiszów” kojarzyli wszyscy i bez systemowych podpowiedzi. Tym razem skoro posunęli się do aktów terroru i to całej serii widocznie trafił się jakiś bardziej radykalny odłam albo znowu ekstremizm był u nich w modzie. Siedząc za kratami ciężko było być na bieżąco. Niemniej pierwsze ataki poszły im nieźle i wysadzili sporo kluczowych instalacji terraformujących. Siły porządkowe przeszły do kontrakcji i zaczęły się regularne łapanki, obławy i potyczki na księżycu. I gdzieś w ten okres jak szacował system musiały pojawić się pierwsze oznaki działalności potworów ale jeszcze dość nieśmiałe więc wtopiły się w ową wojnę ludzi z ludźmi. Gdy zaś już było wiadomo, że to potwory to sytuacja od razu zrobiła się zła. A potem pogarszała się z każdym dniem spychając ludzi od defensywy do rozpaczliwego utrzymywania jakiegokolwiek terenu przed obcą inwazją.


Jeżeli dane, liczby, kalendarze, grafiki nikogo nie przekonywały czy nie były wystarczająco wymowne to system miał jeszcze filmy. Wycinki nagrań różnorakich z ostatnich godzin, dni czy tygodni. Urywki tego co się dzieje na dole, pod nimi, w miejscu gdzie mieli zostać zrzuceni za kilkadziesiąt minut.


---



- Simonds! Simmonds! Simmonds kurwa odezwij się! - z holo darł się jakiś żołnierz sądząc po ekwipunku. Miał standardowy pancerz wojskowy i karabinek. Ale co wpadało w oko większość ładownic i przywieszek na magi i granaty miał już pustych. Kamera była chyba postawiona na jakiejś skrzyni, dość nisko dlatego nie było widać głowy żołnierza który chyba właśnie zerwał się do pionu i odwrócił w tę samą stronę co kamera. Chyba był to jakiś panel sterujący, może dronem a może łączności. Żołnierz i panel byli chyba na jakimś, płaskim dachu. Widać było otwarte drzwi pewnie do klatki schodowej prowadzącej na dniach. Z niej dobiegały szybkie rozbłyski rozświetlające ciemność schodów i współgrające z odgłosami wystrzałów. Ktoś tam strzelał. Gęsto i często. Słychać było też coś jeszcze. Jakiś skrzek czy syczenie. Ciężko było określić.


Żołnierz zaczął biec w stronę otwartego przejścia. Kamera pokazywała teraz cały tył jego sylwetki. Przebiegł te kilkanaście kroków już prawie do klatki schodowej gdy z wnętrza dobiegł ostry wrzask ranionego śmiertelnie człowieka. - Simmonds! - wrzasnął żołnierz i zajrzał z wycelowanym karabinem w głąb klatki schodowej. Prawie od razu wystrzelił triplet. Raz, drugi, trzeci. Potem zatrzasnął drzwi. Znów zaczął biec ale tym razem w stronę kamery. Nie dobiegł do niej gdy coś uderzyło w drzwi od razu za pierwszym razem przebijając się na razie pęknieciem na druga stronę. Żołnierz ślizgiem dopadł do panelu sterującego aż ten się zachybotał. Przytrzymał go jednak by nie spadł i w kamerze ukazała się jego twarz. Brudna od potu zmieszanego z pyłem i błotem, zachlapanego czerwonymi kroplami. Twarz zdesperowanego człowieka ale i żołnierza.


- Kruk 3 do gniazda! Simmondsa już nie ma! Nie ma kurwa! Zostałem sam! Nie mam już amunicji ani granatów! Zostałem sam kurwa! Nie wydostanę się! Dajcie mi Black Arrow! Powtarzam dajcie mi Black Arrow! - drzwi trzasnęły i żołnierz odwrócił się gwałtownie. Wystrzelił znów kilka szybkich triplet w ich stronę i zza nich dobiegł jakiś bolesny syk. Na pewno nie od człowieka. - Natychmiast kurwa! Dajcie mi Black Arrow na mój namiar! - wrzasnął żołnierz i zerwał się gdzieś przy okazji przewracając panel. Ten spadł na zapyloną powierzchnię dachu ukazując teraz pusty dach i fragment obudowy nad nim. Na oko Mathiasa akurat by użyć go jako osłony czy podpórki strzeleckiej.


Dalej już widać nie było za dużo co. Ale słychać było sporo. Drzwi chyba w końcu puściły a żołnierz strzelał z karabinku. Chyba miał do czego sądząc po odgłosach. Potem widocznie mag mu się skończył albo nie miał czasu przeładować bo zaczął strzelać z pistoletu. Też szybko, raz za razem. Potem słychać było jego wrzask. Wrzask umierającego człowieka, umierającego straszną rozdzieraną, parchatą śmiercią. W zasięgu kamery przesunął się upuszczony widocznie pistolet z czerwonymi kroplami na swojej powierzchni. Potem zaś wszystko znikło w odgłosach eksplozji które pochłonęły i dach, i okolicę, i obraz z kamery i chyba ją samą bo pojawił się napis “NO SIGNAL”.


---



Znów obraz z kamery. Tym razem czarno biały. Sądząc z jakości i scenerii chyba zapis z domowego systemu antywłamaniowego. Zupełnie jakby na tym księżycu też złodziei mieli albo ktoś cierpiał na jakieś fobie i manie. Kamera z podwórza od domu. Ładnie zadbane rośliny. Widać ktoś lubił swój ogródek. Kot. Wybiegający z domu i czmychający w jakąś dziurę. Dziecko, dziewczynka, wybiegająca zaraz po nim. Schyla się najwyraźniej próbując wydostać zwierzaka.


- Elly! Elly chodź tutaj! Do samochodu! - męski, zdenerwowany głos dochodzący z domu.


- Ale tato! Puszek mi uciekł! Przecież nie możemy go zostawić! - odkrzyknęła dziewczynka unosząc główkę w stronę domu i krzyczącego ojca.


- Elly nie mamy czasu! Zostaw go! - mężczyzna z rosnącym poziomem zdenerwowania i irytacji wyszedł też przez te same drzwi do ogrodu jak przed chwilą córka i jej zwierzak. Gdyby nie klasyczna strzelba w jednej dłoni można by prawie uznać, że scena jak rodzinny standard. Drugą wyciągał w stronę córki dając jej znać, że powinna podbiec do niego i ja chwycić.


- Tato! Tam coś jest! Na dachu! - dziewczynka krzyknęła nagle przestraszonym głosem wskazując palcem coś nad głową i za plecami ojca. W przeciwieństwie do niego patrzyła w stronę domu więc musiała zauważyć coś czego on jeszcze nie dostrzegł.


- Cholera! Kryj się Elly! Haarryy! - wrzasnął ojciec odwracając się w stronę dachu i unosząc broń w górę w stronę dachu. Ruch miał dość szybki. Za szybki, i zbyt nerwowy. Pociągnął za spust ale nic się nie stało. - Szchol! - syknął mężczyzna coraz bliższy paniki. Nie odbezpieczył broni! Teraz już broń szczęknęła pod jego dłonią i znów wycelował w górę ale już nie zdążył. Z góry runęło nie niego coś wielkości sporego psa ale o sześciu łapach, długim kolczastym ogonie. Zaczęło go szatkować pazurami i szczękami a mężczyzna zaczął wyć w agonii. Dziewczynka stała za drzewem i piszczałą w panice. Wtedy huknął gdzieś strzał. Trafił stwora bo go zrzuciło z poszarpanego człowieka. Stwora przygięło ale zanim zdecydował sie czy zdechnąć czy zrobić coś jeszcze oberwał drugi raz. Tym razem przygniotło go do ziemi. Ale wciąż ruszał się choć syczał w dość bolesny sposób. Trzeci strzał powalił go wreszcie na ziemię. Wciąż jeszcze drgał i syczał więc oberwał kolejny strzał z lufy strzelby jaka pojawiła się w drzwiach wreszcie uciszył i unieruchomił potwora na dobre.


Facet który przeszedł przez drzwi miał spory brzuszek i sporą łysinę do tego co nadawało mu klasycznie tatuśkowaty wygląd. Strzelba jednak jaką dzierżył wyglądała już o wiele bardziej poważnie. Podbiegł dwa kroki jakie dzieliły go od poszarpanego ojca Elly i przyklęknął. - Ben! Ben! Już ok! Ben! Nie zasypiaj! Ben! - krzyczał impulsywnie do dogorywającego faceta ale dla tamtego widocznie nie było już ratunku. Krztusił się krwią, charczał, miał wnętrzności na zewnątrz i musiał umrzeć w ciągu kilku chwil. Tych jednak nie mieli. - Przykro mi Ben. - powiedział w końcu facet i puścił dłoń umierającego powstając znów na nogi.


- Chodź Elly! Do samochodu! - wstał wyciągając dłoń w stronę dziewczynki prawie w identycznym geście jak przed chwilą jej ojciec. - Chodź! Musimy jechać bo nie zdążymy! - facet podbiegł do chyba będącej w szoku dziewczynki i złapał ją za rękę. Ona wciąż była zapatrzona w ciało umierającego ojca. - Nie patrz na to! Biegnij do samochodu! - dorosły złapał dziewczynkę w objęcia i zaczęli biec w stronę wejścia domu omijając ciało zmasakrowanego przed chwilą człowieka. Oboje zniknęli z widoku kamery. Ale system płynnie przeskoczył na kolejną.


Kolejna była chyba ustawiona pod sufitem na główne wejście do domu. Ale, że drzwi były otwarte pokazywała co się dzieje przed nimi choć w dość wąskim zakresie. Samochód. Ludzie wewnątrz. Chyba rodzina. Nerwowe ruchy ludzi w samochodzie przekładające się na ruchy samego samochodu. Wrzaski, panika, strach. Czerwone rozbryzgi na szybach. Coś obcego. Intruz, ruch, rozdzierane szponami ludzkie ciała. Jakiś chłopak. Otworzył drzwi i wypadł częściowo na ulicę. Twarz wykrzywiona bólem, zakrwawione ubranie.


- Nie! - biegnący łysiejący facet który trzymał dziewczynkę wrzasnął rozpaczliwie gdy ogarnął to wszystko jednym rzutem oka. Bezwłocznie postawił Elly na podłogę. - Czekaj w kuchni Elly! - krzyknął do niej wskazując gdzieś na korytarz z którego właśnie przybiegli. Dziewczynka pobiegła znikając z obrębu widoku kamery a facet uniósł strzelbę i zaczął iść i celować w stronę samochodu. Nie wiadomo było czy by strzelił czy nie bo ledwo zrobił dwa kroki w przód przekraczając próg i zniknął z widoku gdy coś tam rzuciło się na niego przewalajac od razu. Widać było jeszcze jego buty jak podrygują gwałtownie najpierw podczas krótkiej i beznadziejnej walce a potem niekontrolowanych konwulsjach.


---



Znów obraz z kamery bezpieczeństwa. Korytarz. Coś jak wnętrze jakiegoś hotelu czy biurowca. Bezruch. Cisza. Gdyby nie chaos porzuconych ubrań, walizek, toreb, w różnych kombinacjach pootwieranych czy pozamykanych drzwi możnaby uznać za przeciętny, średnego standardu hotel czy biurowiec właśnie. No i te nieruchome nogi widoczne przez szczelinę na wpół otwartych drzwi też nie pasowały do standardu. Leżały zbyt nieruchomo i w zbyt ciemnej i wciąż błyszczącej,nieregularnej plamie by to było standardowe.


Niestandardowy był też gość hotelowy czy klient w biurze. Sześciołapy, ogoniasty stwór. Przebiegł szybko, przez korytarz a zaraz po nim kolejny podobny. Oba zniknęły za rogiem korytarza. I znów panował bezruch i cisza dobrą chwilę. Ale niezbyt. Jedne z uchylonych drzwi uchyliły się i wyłoniła się z nich ludzka postać. W jakiejś bluzie z naciągniętym kapturem spod której wystawał tylko daszek czapki. Postać przemknęła się mając mały plecak na plecach i zatrzymała się przy rogu korytarza. Chyba nasłuchiwała chwilę. Potem ostrożnie wyjrzała za róg. I przebiegła za niego ale w przeciwną stronę niż pobiegły dwa stwory.


Inna kamera. Chyba jakaś większa kuchnia. Jak w hotelu czy restauracji. Kilka świateł się wciąż paliło. Ale większość tonęła w mrokach i półmrokach. Cisza. Choć na tych kamerach nie było głosu tylko sam obraz. Cisza i bezruch. Nieruchome regały z wciąż ustawionymi talerzami. Zlewozmywaki pełne wody i czegoś tam jeszcze. W jednym wciąż był odkręcony kran i woda przelewała się od nie wiadomo jak długiego czasu przez krawędź. Blade światło drobnego holo ustawionego gdzieś w rogu wciąż puszczające jakieś gadające głowy.


Sylwetka. Człowiek. Ten sam co na górze w kapturze i z plecakiem. Sylwetka biegła przez bezgłośny kadr. Zatrzymała się na chwilę spoglądając w tył i dookoła. Krótkimi, nerwowymi ruchami. Sięgnęła po coś leżącego na blacie. Nóż. I tasak. Znów zaczęła biec znikając z kadru. Przez jakieś dwa oddechy nic się nie działo. A potem z kierunku skąd wbiegła postać przebiegł stwór. Sześcionogi, bardzo podobny do takich jak przed chwilą pokazywało na korytarzu. Stwór był niższy od człowieka ale poruszał się bardziej w poziomie jak zwierzę niż w pionie jak człowiek. Na długość mógł mieć pewnie tyle co dorosły człowiek lub podobnie.


Stwór zatrzymał się prawie w tym samym miejscu co wcześniej człowiek. Też nasłuchiwał czy węszył. Ogon mu znieruchomiał poruszając tylko końcówką która wyglądała na ostrą i zdatną do cięcia czy kłucia. Stworzenie nagle odwróciło łeb. Dokładnie w tą sama stronę gdzie zniknęła postać w kapturze. Szczęka stwora poruszyła się jakby stwór wydał jakiś dźwięk choć w niemym holo nic nie było słychać. Po czym zerwał się do biegu. Sprintu nawet. Szybszego niż ludzie. Momentalnie zniknął z pola widzenia kamery. Z jakąś sekundę potem zgasły wszystkie światła i film też się skończył.


---



Znów kolejne bity danych. Kolejne urywki, obrazy, filmy. Znów jakiś wpadł w oko. Kamera. Trzęsąca się, dron. Plecy szczupłej kobiety w zapylonym i zabrudzonym, średniokrótkie brązowe włosy. Zbiegała prędko po schodach w dół. W ręku klasyczny mikrofon. Reporterka. Utarło się, że reporterzy muszą mieć co podstawiać pod twarz rozmówcom by było wiadomo, że wywiad jest. Na razie jednak słychać było z holo jakiś regularny trzask lub szmer. Pasowało do odgłosów szponów na betonie. Kamera musiała zbliżać się do jakiejś strzelaniny bo była coraz głośniejsza.


Kobieta zbiegła po schodach i wypadła na korytarz. Niebieska linia wzdłuż ściany, dyspozycyjne strzałki nieco wyżej, recepcja… Szpital. Przebiegła kilkanascie kroków do wyjścia głównego. Tam kamera pokazywała różnorako umundurowane i wyekwipowanie postacie. Z pół tuzina, może paru więcej. Wszystkie strzelały używając ambulansów i radiowozów jako improwizowanych barykad. Jakaś postać w czarnym uniformie pancerza z odblaskowym napisem SWAT chyba zmieniała mag bo stała przodem do wejścia przez które wybiegła właśnie reporterka. Stała za zasłoną jaki dawała jej dość wysoka buda ambulansu. Postać uniosła i wycelowała broń w stronę kobiety i prawie od razu strzeliła szybko kilka razy. Plecy biegnącej kobiety zostały w tym momencie zachlapane jakąś cieczą a blisko kamery rozległ się jakiś bolesny, agonalny skrzek i wycie. Grzechoczący odgłos umilkł.


- Są w środku! - dziewczyna zatrzymała się przy gliniarzu krzycząc do niego na całe gardło by przekrzyczeć strzelaninę. Na zewnątrz było kilkoro ludzi i wszyscy strzelali do widocznych zaledwie o kilkadziesiąt a czasem już tylko kilkanaście kroków stworów.


- Co?! Gdzie?! Ile?! - facet w czarnym uniformie jednostki antyterrorystycznej spojrzał na kobietę a potem na środek budynku z którego właśnie wybiegła.


- Nie wiem! Kilka! Na korytarzu pierwszego piętra! Nie liczyłam ich! - odkrzyknęła kobieta wskazując dłonią mniej więcej na wysokość pierwszego piętra.


- Wycofujemy się! Są w środku! Ames, bierz Thomas’a i zablokujcie górę by nie wylazły na dach! - wrzasnął gliniarz z antyterrorów wskazując na dwie sylwetki. Jakiś żołnierz z miotaczem ognia i gliniarz w mundurowej koszuli na krótki rękaw i tylko pistoletem oderwali się zgodnie od samochodów i ruszyli do środka. - A ty trzymaj się ich! Leć za nimi! - krzyknął znowu do reporterki.


- Wytrzymacie do przylotu lataczy?! - krzyknęła wyraźnie zaniepokojona brunetka zerkając szybko na przebiegających obok mężczyzn.


- No pewnie! Biegnij! Nie oddzielaj się! - SWATowiec odwrócił się plecami do reporterki i znów do czegoś zaczął strzelać po drugiej stronie ulicy. Dwóch kolejnych, jakiś marine i chyba ktoś z jakiejś firmy ochroniarskiej zaczęli biec do środka. Dziewczyna i jej latająca kamera również. Dwaj pierwsi już znikali w przejściu. Kamera zaczęła sunąć w powietrzu za nimi. Reporterka znalazła się na podjeździe do głównego wejścia, jeszcze ostatnie parę kroków przed nim gdy ci dwaj pierwsi otworzyli ogień. Ten gliniarz zaczął szybko strzelać ze swojego pistoletu w głąb szpitalnego korytarza a moment później ten został zalany strugą ognia. Dziewczyna zatrzymała się chowając za framugą wejścia. Kontraktor i żołnierz byli widoczni gdy każdy z nich stanął za filarem zadaszenia nad podjazdem.


- Dobra poradzimy sobie! Lećcie na górę! - krzyknął żołnierz. Pierwsza para ruszyła w głąb szpitalnego holu kierując się ku schodom po których przed chwilą zbiegała dziewczyna. Zginęli z widoku kamery gdy tam wbiegli.


- Kurwa, wychodzą z piwnic! - krzyknął któryś z tych dwóch przy pylonach ale już spoza zasięgu oddalającej się kameru skoncentrowanej na reporterce. Ta biegła znowu w stronę schodów, potem na półpiętro i z niego znów widać było młodego gliniarza w błękitnej koszuli i krótko ostrzyżonego marines z miotaczem. Stali na piętrze i strzelali do czegoś za rogiem.


- Szybkie są! - krzyknął ten gliniarz do marine. Ten nie odpowiedział tylko znów puścił strugę żywego ognia w głąb kolejnego korytarza.


- Dobra zablokowałem ich! Jazda na górę! - kamera pokazała, że gdy ci dwaj ruszali na górę antyterror i jakiś żołnierz dobiegli właśnie na parter schodów. Obaj na moment wycelowali w górę schodów więc wyglądało, że prosto w kamerę. Ta ruszyła na górę za biegnącą znowu reporterką. Dół schodów na parterze łapała więc już tylko coraz bardziej fragmentarycznie. Ale coś tam chyba skoczyło na tych dwóch na dole i rozległ się wrzask zranionego człowieka. Kamera pędziła dalej tak samo jak i reporterka.


Byli już na kolejnym piętrze. Marine zatrzymał się tylko na chwilę by rzucić granat gdzieś w głąb. Pobiegł zaraz dalej, na kolejne piętro. Eksplozja targnęła korytarzem wzbijając chmurę pyłu i dymu. Dziewczyna zasłaniając twarz ramieniem wbiegła w nią i zaraz wybiegła wciąż trzymając się drugą dłonią poręczy. Kolejne piętro.


Już korytarz szpitalny tak bardzo. Porady, plakaty, reklamy holo i na kolorowym papierze, ogłoszenia, typowo szpitalne jasne barwy. Jednym słowem szpitalny standard. Mało standardowy były chaos porzuconych przedmiotów. Drobne codzienne przedmioty jakie może mieć ze sobą w szpitalu każdy, jakieś walające się kitle, ubrania, rozwalony automat z napojami i przekąskami i łóżka. Rozstawione wzdłuż ścian korytarza, Rozświetlone ciemniejszym od normalnego awaryjnym oświetleniem. Gliniarz znów strzelał do czegoś. Coś tam oberwało bo doszedł złośliwy wrzask jakiejś poczwary. Marine uniósł miotacz do kolejnego strzału.


- Nie! Tam już są ludzie! - krzyknął gliniarz w błękitnej koszuli zbijając lufę miotacza w dół. Marine spojrzał na niego krzywo ale nic nie powiedział. Zawiesił miotacz i dobył własnego pistoletu.


- Tym to możemy ich po pupci posmyrać. - burknął i obydwak z wycelowanymi pistoletami ruszyli w głąb kolejnego korytarza. Strzały! Zza rogu! Ktoś tam strzelał! Obydwaj zaczęli biec a kamera zaczęła sunąć wzdłuż pogrążonego w chaosie korytarza i biegnącą za nimi dziewczyną. Ta jednak nie była aż tak odważna by wychylać się za róg więc machnęła dłonią na drona by zrobił to za nią. Gdy ten wyleciał na środku korytarza, z kilkanascie kroków od dwóch strzelców był widoczny jeden ze stworów. Wyglądało jakby już dogorywał na środku korytarza siekany kolejnymi pociskami z trzech luf. Trzecią lufą dysponował jakiś facet na szpitalnym łóżku z brzegu korytarza. Wciąż na nim leżał na plecach wychylając się by strzelać do zdychającej już bestii. Ta w końcu upadła, zaczęła sunąć się po podłodze by zniknąć w drzwiach od jakiejś sali. Dwaj strzelcy odwróceni plecami do kamery podbiegli rozchlapując butami żółtawą juchę. Zatrzymali sie przed wejściem za jakim zniknął stwór i znów otworzyli ogień z pistoletów. Po chwili przestali choć wciąż trzymali wycelowane tam lufy.


Kamera podleciała w ich stronę przy okazji łapiąc w kadr tego faceta na łóżku. Miała charakterystyczny kombinezon i obrożę na szyi. Kamera nie poświęciła mu jednak zbyt dużo uwagi bo odwróciła się w przeciwną stronę na nadbiegającą brunetkę. Przy okazji złapała też dwóch z obsady na dole.


- Dawaj ten miotacz! Już tu są! - wrzasnął jeden z nich spoglądając na marine’a. Ten pobiegł do nich po drodze chowając z powrotem pistolet i dobywając swoją główną broń.


- Gdzie reszta?! Jak strzelę to nie przejdą! - krzyknął do tych dwóch którym udało się dotrzeć na ostatnie piętro budynku.


- Nie ma reszty! Tylko my! Strzelaj! - odkrzyknął jeden z tej dwójki i marine puścił płonącą strugę w dół schodów.


---




Orbita Yellow 14; statek - matka; sala odpraw; czas 50 min do zrzutu.



Dane. Liczby. Litery. Tabele. Bity. Nagrania. Dużo nagrań. Więcej niż można było przejrzeć w tak krótkim czasie. Nagrania z tego co działo się na dole. A nie działo się dobrze. Jak zawsze kiedy dochodziło do interwencji Parchów.


- Cel: dotrzeć do Checkpoint 1. - głośniki oświeciły w końcu jakie jest zadanie Parchów z grupy Black. Na wyświetlonej od razu mapie ukazał się schemat z zaznaczonymi punktami. LZ przy zachodniej, krawędzi krateru Max, wewnątrz niego. Pierwszy Checkpoint był na mapie dość blisko. 3200 m wedle mapy. Czas na dotarcie 3 h. Czas rezerwowy 1 h. Proste. Dotrzeć z punktu “A” do punktu “B”. Bez żadnych celów pobocznych i dodatkowych. Trochę więcej niż 3 km do przebycia pieszo. W 3 h. Prościzna. Czyli nawet system uznawał zadanie za tak trudne, że nie obarczał nawet Parchów, dodatkowymi celami.


- Czas na opuszczenie sali odpraw 20 min. Zbrojownia została otwarta. Czas do zajęcia miejsc w kapsule 40 min. Rozpoczęcie manewru zrzutu za 50 min. - system swoimi głośnikami poinformował dziesiątkę skazańców wciąż siedzących przy stole jakie przewidział dla nich plany na najbliższe kilkadziesiąt minut. Drzwi, przeciwne do tych przez które weszli otwarły się. Widniał za nimi korytarz, prowadzący do wspomnianej zbrojowni.


System nie wyganiał ich z sali odpraw. Jeszcze przez dwadzieścia minut grupa Black miała ją dla siebie. Każdy kto chciał mógł jeszcze pobuszować i spróbować wycisnąć więcej danych z danych. Mógł też udać się do zbrojowni by przygotować się na misję. Zmniejszona grawitacja miejsca akcji pozwalała zabrać trochę więcej niż normalnie. Nie tylko żywej obsadzie ale i samej kapsule.


Na dole panowała ładna tropikalna pogoda. 29 godzina lokalnej, księżycowej doby. Początek dziennej pory która powinna potrwać jeszcze jakieś 30 następnych godzin. A później zacznie się lokalna noc która potrwa następne 1.5 standardowej ziemskiej doby. Temperatura przypowierzchniowa w kraterze wynosiła 44*C i prognozy przewidywały dalszy jej wzrost w ciągu następnych kilkunastu godzin. Machina już ruszyła odmierzać czas i metry.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-12-2016, 12:21   #2
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum, adveniat regnum tuum, fiat voluntas tua sicut in caelo et in terra.

Szerokie plecy pokrywał tatuaż przedstawiający miecz z rękojeścią w kształcie gotyckiego krzyża kruszący okowy. Dzięki kunsztowi artysty zdawało się, że pryskające na boki ogniwa zaraz zaczną wirować i połyskiwać.
- Procedura wyjścia z celi rozpoczęta. - poinformował komputerowy głośnik klęczącego mężczyznę

Panem nostrum quotidianum da nobis hodie; et dimitte nobis debita nostra, sicut et nos dimittimus debitoribus nostris, et ne nos inducas in tentationem, sed libera nos a malo. Amen.


Języki piekielnych płomieni w tle zadrżały gdy poruszyły się mięśnie prawego ramienia robiącego znak krzyża.
- Pozostało 23 sekundy na zajęcie pozycji - nagabywał komputer.

In nomine Patris, et Filii, et Spiritus Sancti. Amen.

Mężczyzna wstał z kolan i ruszył spokojnym krokiem w kierunku prostokąta namalowanego na podłodze. Na ścianie za sobą pozostawił wymalowaną krwią repliką tatuażu. Wsunął ramiona w rękawy więziennego kombinezonu wciągniętego do tej pory tylko do bioder i założył go. Zasunął suwak, ukrywając wytatuowaną napisami pierś.

---------------

Niecały rok temu
Spojrzał w oczy klęczącej kobiety. Patrzyła z miłością i ufnością. Splecione kiedyś w ciasny warkocz włosy teraz zmieniły się w zlepione potem strąki.
- Zaczekaj - powiedziała szeptem - Weź to - Ich palce zetknęły się na moment, który zdawał się trwać i trwać.
- Requiem aeternam dona vos, - zaczęli jednocześnie, wciąż patrząc sobie w oczy- Domine, et lux perpetua luceat vos. Requiescant in pace. Amen.
Twarz kobiety znikneła w strudze ognia. Ciało bezgłośnie osunęło się na podłogę. Padre opuścił pistolet. Holograficzny smok wciąż szczerzył zęby po bokach lufy, z której sączył się dym zwijając się wokół jego stóp niczym żywy.
Popatrzył w bok, siedem innych ciał z pełnym rynsztunku bojowym leżało na podłodze z przestrzelonymi głowami. Jego apostołowie. Alarm dekompresyjny wył potępieńczo. Kanonada z korytarza zbliżała się coraz bardziej.
Odwrócił się do drzwi rozkładając ramiona.
- Oto jestem - oznajmił wpadającym komandosom celującym do niego z karabinów.

---------------

Obecnie
Padre włączył system rozszerzonej rzeczywistości, nad parchami pojawiły się ich imiona i nazwy kodowe. Przywołał mapę, ale jedynym efektem był komunikat “niewystarczające uprawnienia”. Jakby miał jakiekolwiek.
Przywołał na terminalu formularz zamówienia, dopisał dodatkową amunicję i granaty. Dodał też broń długą do zwarcia.
- Wysyłam prośbę co do ekwipunku Checkpoint1 - powiedział w przestrzeń - Nie wiem czy uwzględnią czy nie. Dodałem dodatkową amunicję, trochę zwykłej trochę ekspandującej i granaty, dla siebie broń zwarcia, uwzględnić w tym i was?

- Nazywam się Emanuel “Padre” Zciwicki, byłem pułkownikiem kompanii najemnej.
Niektórym to nazwisko mogło wydać się znajome. Zwłaszcza tym śledzącym losy Federacji na Pograniczu.
- Zanim wyruszymy musimy coś ustalić, jeśli chcemy wrócić. - powiedział odwracając fotel do pozostałych. - Przejmuję dowództwo od chwili lądowania. Wiem, że połowa z was może chcieć mi wpierdolić już teraz, z czego połowie tej połowy może się to nawet udać. Nie mamy czasu na obmacywanki. Ilu z was było w wojsku lub innych formacjach? Ilu ma doświadczenie dowódcze? I ilu z was chce wrócić?
Milczał przez chwilę.


Ci co “słyszeli” dajcie znać to wyślę info.

 
Mike jest offline  
Stary 15-12-2016, 21:42   #3
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Dość wysoki, szczupły mężczyzna garbiący się nieco przy stole mówi:
Jak załatwisz, żeby mi oddali APDO... mojego drona to pójdę za Tobą wszędzie. ~Nie będziesz się kłócił ze świrem, nie jesteś psychiatrą, to nie twoja specjalizacja - nakazał sobie w myślach gdy tylko przypomniał sobie książkę napisaną przez "Ojczulka" Zcivickiego (przeczytał zanim zakazali), fanatyków wykrzykujących cytaty z niej, i reportaże z planet, które on i jego wesoła kompania odwiedzili... a poza tym, trzeba przyznać, miał kompetencje do dowodzenia bandą straceńców. A gdyby chciał wszystkich "obdarować" tak jak swoich ostatnich podkomendnych (Vaughn wzdrygnął się wewnętrznie przypominajac sobie materiał z wnętrza stacji) to mały wirus wpuszczony w obrożę powinien załatwić sprawę (wirus nic nie zrobi, ale system zauważy ingerencję i powinien zrobić to co pokazywano na szkoleniu, przed założeniem obroży, by Parch wiedział, żeby przy niej nie manipulować).

- sądząc po obrazkach które widzieliśmy, amunicja, która przebija pancerz też może się przydać. Na wypadek gdyby te milusie wije miały większych kuzynów. Chociaż te obrazki... - przerywa na chwilę.

- Materiały dla nas składał bot - mówi wyraźnie niezadowolony ze sposobu doboru przekazywanych im informacji. Po chwili uświadamia sobie co to znaczy - cholera, nawet nie mieli czasu tego obrobić.

Dajcie mi chwilę, a wyciągnę dodatkowe info - mówi cicho - w poprzednim życiu byłem dobry w kontaktach z maszynami - uśmiecha się przypominając sobie sprzęt na jakim kiedyś pracował. Ten tutaj pod względem skomplikowania i możliwości nie równał się z tym, na którym pracował w korporacji Tanaka. Ba, nawet w domu miał lepszy.

- Nie potrzebuję do tego pomocy. Możecie się zająć czymś innym teraz. Powiem Wam wszystko do czego się dokopię - nigdy nie był zbyt dobry w gadce i zjednywaniu sobie przyjaciół. Nawet jeśli chciał komuś pomóc czy tak jak teraz, oszczędzić czasu, zdarzało się, że nie był rozumiany lub wręcz rozumiany opacznie. - Jeśli w zbrojowni znajdziecie jakieś drony, roboty albo detektory odłóżcie je proszę dla mnie. A, nazywam się Vaughn. Dr Vaughn... ale teraz to nieistotne. Krótko - coś nie działa, a ma działać - zajmę się tym. Coś działa, a ma przestać - również. - kończy.

Podczas kiedy mówi jego palce i oczy przeszukują bazy danych w poszukiwaniu słów kluczowych, próbuje ściągnąć dokładne mapy i plany budynków publicznych w okolicy, a używając swojego mózgu szuka dodatkowego info oddzielając ziarna prawdy od plew szumu informacyjnego. Staram się dowiedzieć co się tak naprawdę stało z poprzednio wysłanymi parchami - skoro obroże nagrywają wszystko to powinniśmy to też mieć, a nie dostaliśmy niemal nic. Oraz jakie silne i słabe strony mają te potworki - spodziewam się już że były jakaś sekcje zabitych i coś tam wiadomo - czy i jaki mają pancerz, gdzie celować, żeby zadać największe obrażenia (a nuż mają dodatkowe zwoje mózgowe w odwłoku i odstrzelenie głowy mało pomaga), jaka amunicja była przeciwko nim najskuteczniejsza, itp.
 
__________________
Ostatni
Proszę o odpis:
Gob1in, Druidh, Gladin

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 18-12-2016 o 12:20.
hen_cerbin jest offline  
Stary 16-12-2016, 05:45   #4
 
kinkubus's Avatar
 
Reputacja: 1 kinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputacjękinkubus ma wspaniałą reputację
Odprawa. To już czas.

Kobieta wzięła bardzo długi oddech. Pora na kolejną kompromitację. Znowu będą mieszać ją z bydłem. Przynajmniej tutaj nikt nie sypał o jej pochodzeniu, niemniej wciąż...
Zgarnęła fotografię - jedyny personalny przedmiot, który pozwalali jej ze posiadać - i poddała się procedurze bez najmniejszego jęknięcia. Grzecznie czekała na rozkazy, które przestawiały ją po kątach, aż trafiła do sali rozpraw.
Była postawną kobietą; wysoką i dobrze zbudowaną. Mierzyła nieco więcej, niż przeciętny facet, ale nie górowała nad innymi. Oprócz postury, wyglądała na wskroś... zwyczajnie. Nie przejawiała nad wyraz dużych emocji, nie wyglądała ja masowy morderca, blizny nie szpeciły jej twarzy, na ciele nie dało się zauważyć najmniejszego śladu wszczepów, jedynie kilka mniejszych, zagojonych ran, które w żadnym stopniu nie wyróżniały jej spośród współwięźniów.
Unikała spoglądania na innych. Nie utrzymywała kontaktu wzrokowego dłużej, niż jedną sekundę. Zajęła swoje miejsce i czekała na wytyczne. Przez cały briefing, nie odezwała się do nikogo słowem, nawet, jeżeli zadawali pytania. Nie zwracała na to uwagi, mówiąc dosłownie: olała ich.

Dopiero drugie nagranie jakby ją wzburzyło. Chociaż starała się zachować kamienną twarz, zdradzały ją te małe sygnały, które potrafili odczytać tylko najbardziej spostrzegawczy. Delikatne drganie powiek, nieco bardziej nerwowe zwilżenie warg, ledwie widoczny pot, zraszający skroń. Po nagraniu, wypuściła nagromadzone powietrze, które nawet nie zdawała sobie sprawy, że zatrzymywała przez ostatnie sekundy wiadomości.

Humor nie poprawił się również po wszystkim. Chciała skierować się bezpośrednio do zbrojowni, ale któreś z bydła musiało przemówić ludzkim głosem. Jeden chrzanił coś o dodatkowych informacjach, a drugi... chyba się przesłyszała.

Słuchaj dziesięć — nie miała zamiaru posługiwać się ich imionami — jeżeli naprawdę masz doświadczenie militarne, to stul mordę i sam wykonuj rozkazy. Checkpoint jeden, trzy godziny, tyle samo kilometrów. Skup się na tym, to nikt ci dupy nie odstrzeli.

Wkurwił ją ten cały „Padre”. Wystarczyło, że zamienili ledwie jedno zdanie. Wstała i chciała już wyjść. Nie dało się ukryć, że chętnie spuściłaby wpierdol temu gościowi, ale to by jedynie skończyło się porażeniem z obroży. Lepiej było rozruszać się jakimiś drobnymi ćwiczeniami fizycznymi - zamiast mordobiciem - zanim przyodzieje się pancerz wspomagany.
 

Ostatnio edytowane przez kinkubus : 16-12-2016 o 08:14. Powód: Drobne błędy
kinkubus jest offline  
Stary 18-12-2016, 01:21   #5
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Rzeźnia... krew i obrazy migające z szybkością która nie pozwalała oczom na pełną rejestrację klatek. Fonia skutecznie uzupełniała całość, dzięki czemu mimo kiepskiej jakości nagrań, człowiek doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co działo się na miejscu docelowym. Dobrze, że obroże zapisywały dane, da się potem odtworzyć zapisy jeszcze raz... znaczy dałoby się, gdyby Zoe one obchodziły. Siedziała sztywno na przydziałowym krześle, trawiąc pozyskane właśnie informacje - cicha, niemrawa i zapatrzona w jeden punkt piegowata kobieta o krótkich, rudych i potarganych włosach, która nawet stojąc nie sprawiała wrażenia żołnierza. Wzrostem plasowała się w granicach przyjętej średniej, muskulaturą nie grzeszyła. Jedynym co zwracało uwagę były oczy, świecące nieustannie przelewającą się czerwienią, wymieszaną ze złotem tęczówek... jakby w dwóch niewielkich dyskach zamknięto płynny ogień.

Dopiero koniec przekazu ją uaktywnił, zmuszając do poruszenia czymkolwiek poza ślepiami. Wpierw przekręciła kark w lewo, a kręgosłup trzasnął cicho. Następnie powtórzyła czynność, tym razem z prawą stroną.
Więc w taki oto sposób przyjdzie im zdechnąć - dostali małą próbkę, coś na kształt zwiastuna, bądź holozajawki przed właściwym spektaklem.

Zapowiadało się chujowo - nawet obcięli im zwyczajową pulę minut przed wyrokiem, a jeśli Trójka mówił prawdę, nie zawracali sobie głowy przygotowaniem pakietu informacji w sposób zjadliwy. Cięcia czasowe. Jebana Federacja.

Czemu mieliby się przejmować mięsem? Mięso miało spełnić swoje zadanie, w razie porażki zastąpi je kolejna partia. Krwisty, drgający, zawodzący w agonii stek. Po nim kolejny i kolejny. I jeszcze jeden, aż do skutku. Podpadli społeczeństwu, każdy ze znajdującej się w sali dziesiątki skazańców. Ich sumienia zbrukały czyny niegodne porządnego obywatela, więc dostali szansę na odpokutowanie przewin... lub powrót do ciasnych, klaustrofobicznych cel, gdzie jedyną rozrywką zostawało walenie łbem w sterylne ściany. Wszechobecna, obezwładniająca nuda potrafiła zabijać skuteczniej, niż ołów i szpony... była też karą o wiele surowszą, niż zesłanie na szybką, brutalną egzekucję. Zwłaszcza w perspektywie odsiadki liczonej w dekadach.

Ale mogli wyciąć tym skurwielom z góry brzydki kawał: przeżyć i dalej kłuć w oczy swoją obecnością... aż do następnej misji. Wystarczyło wyjąć łeb z dupy i nie zgrywać jaśnie-kurwa-hrabiostwa, co okazywało się trudne. Nash nie uśmiechała się współpraca z kimkolwiek - gardziła ludźmi, irytowali ją.

Przyglądała się więc im po kolei, rozsadzając dupsko wygodnie na krześle. Wciąż miała masę czasu, prawdopodobnie ostatnich chwil względnego spokoju w życiu. Część niej rwała się do działania: chciała łamać, gryźć i palić. Druga, ta bardziej racjonalna, stawiała na spokój. Cierpliwość. Jeszcze tylko trochę... dwa wdechy, splecenie rąk na piersi. Odpoczynek przed finałową fazą. Jeszcze się namęczy, a czołgając się w błocie i krwawiąc, będzie przeklinać własną głupotę.

W pewnym momencie skrzywiła się, marszcząc górą wargę i odsłaniając zęby. Słuchała szczekania, sapania i warkotu pozostałej dziewiątki. Chujomierzenie, ustalanie granic terytorium i hierarchii. Jedni lepsi od innych, przynajmniej we własnym mniemaniu. Gdy odezwał się "Padre" proponując dokooptowanie sprzętu, uniosła rękę, by zatoczyć palcem niewielkie koło. Następnie zamknęła niewidzialny kształt w dłoni i energicznie rozprostowała paluchy, posyłając byłemu żołdakowi nieme "boom", po czym wskazała na siebie. Przekaz był jasny, taką żywiła nadzieję. Krótka rozmowa, przekazanie najpilniejszych informacji, mimo iż z jej gardła nie dobył się żaden dźwięk.

 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 18-12-2016 o 01:23.
Zombianna jest offline  
Stary 18-12-2016, 15:20   #6
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Blizny.

To było pierwsze, co rzucało się w oczy, gdy ktoś spoglądał na tą kobietę. Blizny na twarzy, blizny na szyi, na dekolcie, na ramionach... blizny, blizny, blizny. Zwyczajowy kombinezon miała założony jedynie do połowy, związany w pasie. Biały podkoszulek odsłaniał kilka egzotycznych tatuaży. Blizny-pamiątki, szpecące jej ciało, pozostałości po burzliwej karierze kryminalistki. A że nie miała kredytów na ich usunięcie, pozostały do dnia dzisiejszego, czym mogła co najwyżej się pochwalić wśród współwięźniów.




Mogłaby, gdyby nie spędzała większość czasu w izolatce.

Poruszyła się dziwnie w fotelu, niby nerwowo, po czym podkuliła nogi aż pod brodę. Wyciągnęła zmiętolonego fajka i odpaliła, a w pobliżu jej osoby, na suficie, włączył się wentylator, z samego stołu zaś wysunęła się popielniczka. W końcu w sali odpraw często miały miejsce tak zwane "burze mózgów", toteż palenie było tu dozwolone.

Black 05 odchrząknęła, rozglądając się po reszcie towarzystwa. Nie rozpoznawała nikogo, z kim mogła mieć styczność w trakcie szkolenia. A szkoda...

Pomysł z amunicją przeciwpancerną wpadł jej samej do głowy już w trakcie oglądania owych kilku materiałów video. Do tego z powodu zmniejszonej grawitacji mogłaby dodatkowo zabrać Detektor, mógł się w końcu przydać. Wysyłają ich więc do walki z potworami. Wysyłają do walki z potworami własne potwory, a kod Black oznaczał, iż nie byli pierwszą grupą. Ba, jeśli się nie myliła, byli grupą numer siedem. Grupą liczącą 10 osób. Więc poprzednie grupy zawiodły, i licząc na spokojnie, mające przynajmniej po 5 osób, już nie istniały. Zginęło więc już około 30 Parchów. Oni byli następni. No i było to pierwsze spotkanie z obcymi istotami, z nie-ludźmi. I jak w wielu filmach, obcy okazali się żądnymi krwi maszkarami.

Zaciągnęła się papierosem, aż zaskwierczało.

Szanse na przeżycie były minimalne. Z opowiastek, jakie krążyły po licznych więzieniach, nie słyszano jeszcze nigdy, by jakiś Parch przeżył kilka misji... a do tej pory jeszcze nikt nie walczył z obcą rasą. No ale jak to z opowiastkami, gówno były warte, i z reguły sprawy miały się zupełnie inaczej, niż w owych konspiracjach przekazywanych szeptem między celami. Może przeżyje.

Pierwszy z mężczyzn się odezwał. Niejaki "Padre", od razu rzucając hasło o dominacji, chcąc być samcem Alfa. Isabell jedynie syknęła wyjątkowo cicho jako komentarz na jego słowa. Może wiedział co mówi, może nie była to czcza gadka... przemówił kolejny, chyba jakiś jajogłowy, chcący zagłębić się w dane, jakie mieli do dyspozycji. Później była kobieta. Delikatnie mówiąc babo-chłop, od razu na "dzień dobry" ociekająca jadem w kierunku owego "Padre". No cóż, zapowiadało się nieźle. Ciekawe kto jeszcze był małym psycholem.

- Black 05, Pilot i Driver - Odezwała się do wszystkich - Isabell - Dodała po chwili wahania, jakby się minimalnie uśmiechając. W każdym bądź razie drgnęły jej kąciki ust - Ale o tym pewnie już wiecie...

Nie miała nic więcej do dodania, nie miała żadnych pytań, ani potrzeby brania udziału w mierzeniu, kto ma większego. Opuściła więc towarzystwo, ledwie skończyła palić, odchrząkując coś w stylu "to chwilowa narka".


....


- Halooooo? - Trzasnęła nieco mocniej dłonią w automat żywieniowy, chcąc zwrócić na siebie uwagę "tych co obserwowali" - Mogłabym dostać jeszcze jedno piwko? No nie bądźcie takie żyły, od 3 lat nie piłam! - Mówiła głośno do... automatu, rozglądając się nieco na boki. Szukała bezczelnie kamer czy mikrofonów na ścianach, jakby nie wystarczała posiadana przez nią Obroża, by zwrócić na siebie uwagę kogo trzeba.
- Piwo! Piwo! - Black 05 jeszcze kilka razy pacnęła dłonią w automat - Albo chociaż fajki! Macie tu jakąś puszkę, co mi fajki wyrzuci? Przydział się należy! - Wyszczerzyła ząbki.

Kobieta miała skromną nadzieję, że kopsną się z tym jej jednym albo drugim pomysłem, a nie, że ją kopsną obrożą.

Heh.







.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 19-12-2016 o 18:09. Powód: Nieporozumienie fabularne
Buka jest offline  
Stary 18-12-2016, 20:36   #7
 
Ehran's Avatar
 
Reputacja: 1 Ehran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputacjęEhran ma wspaniałą reputację
Dostali trochę mniej czasu. Co samo w sobie było dość interesujące. Fakt ten zdradził Hektorowi, że coś było gorzej niż powinno być. Jednak... samo to niewiele znaczyło. I tak wiedział, że będzie bardzo źle. Po przekroczeniu pewnego progu, to jak bardzo źle było, nie miało już większego znaczenia, najzwyczajniej brakło skali.
byli siódmą grupą. A to się ciekawo składało, bo on był Black 7. Czyli wspaniały siódmy z wspaniałej siódemki. Czy nie był kiedyś tam taki film? Ale tam chyba było ich siedmiu a nie, że siódmą grupą byli... no ale nieważne, chyba na końcu też prawie wszyscy byli martwi...

Hektor przyglądał się danym. Dzieci Gai? tak? Znał tą grupkę. Może różnili się ideologią, ale jak ktoś był gotów dokopać korpom i rządowi, to miał u Hektora piwo za darmo.
Nagrania. Tu było ciekawiej. prawie jak w kinie. Brakowało tylko gołych cycków. Ale Hektor bacznie obserwował. Oceniając działanie poszczególnej broni na potwory. Trzy strzały z strzelby na stwora rozmiarów psa... liczył sobie w myślach. Przyjrzał się również obrażeniom jakich dokonywały stwory. Doceniał ich zwinność. Będzie ciekawie.

Hektor przyglądał się również pozostałym parchom. W szczególności dziewczętom. Tak dawno nie miał już miękkiego kobiecego ciałka w palcach. Łysy mięśniak oblizał obleśnie spierzchnięte wargi. Cholerne obroże... Znów się wkurzył a żyły na byczym karku napęczniały groźnie.
Hektor odgiął się na krześle do tyłu. założył ramiona na karku. Był masywnie zbudowanym mężczyzną. Do połowy założony kombinezon odsłaniał odzianą jedynie w podkoszulkę szeroką i owłosioną klatkę piersiową.
Wyglądał trochę jak chodząca reklama środków na budowę masy mięśniowej, z tą jednakże różnicą, że nie był ni w ząb przystojny. Gębę można było określić jedynie mianem parszywej. Nie pomagały też liczne blizny i tatuaże, czy szybko rosnący zarost, który wyglądał jak trzydniowy w chwile po goleniu. Przez lewą stronę twarzy przechodziła poszarpana blizna która musiała kosztować go zarówno oko jak i krtań, gdyż oba wymienione były na wszczepy z zimnego metalu.

- zamów med-paki i ammo do ckmów. - rzucił Hektor oschle, na pytanie, co Padre ma zamówić dodatkowego. Jego głos był chrapliwy i zniekształcony przez protezę krtani, po części syntetyczny i elektrycznie zimny.
Dużo więcej nie trzeba było mu do szczęścia. - No może jeszcze piwo i cygaro? - zaproponował jednak po chwili namysłu.

- A ja jestem Hektor Ortega Navarro. - przedstawił się, z jakby dumą, łysy olbrzym. - Padre, he? - zagadnął.
- Chyba o tobie coś słyszałem. - rzekł sięgając pamięcią wstecz.
- W wojsku nie byłem, ale powiedzmy, że bywałem tam, gdzie rządowi i korpy kopały hmm, nazwijmy to organizacje cywilne. I też ich nieco kopałem. - Hektor zaśmiał się chrapliwie z średnio udanego żartu. Ci, którzy się nieco orientowali, mogli słyszeć o aktach terrorystycznych, krwawych jatkach i pirackich atakach, w które Hektor miał być zamieszany.
- Niech będzie, kieruj tą hołotą. - tu rozejrzał się dookoła. - Tylko bez głupich akcji, będę krył twoje dupsko, puki będziesz dbał o nasze przetrwanie.- Hektor szybko zrobił rachunek co się najbardziej opłacało.
- Kto się na nas wypnie, temu huj w dupę. - rzekł do reszty, podkreślając powagę sytuacji.
 
Ehran jest offline  
Stary 19-12-2016, 15:20   #8
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Livia, czy raczej Black 9, nie zwracała na siebie uwagi inaczej niż jako „fajne cycki” i „niezła dupa”. Jeśli jednak ktoś starał się ocenić potencjał bojowy, wydawało się, że jest w grupie Parchów przez przypadek. Co taka drobna babeczka mogła zrobić obcemu? Loda? O ile aktualnie na księżycu nie kręcono międzygatunkowego pornola, to raczej niewielkie były jej szanse na przeżycie. A jednak kobieta zdawała się całkowicie opanowana i spokojna. Wydawało się nawet, że z zadowoleniem przyjęła fakt skrócenia odprawy - o ile lekki uśmiech, który pojawił się na jej wargach, można było nazwać wyrazem zadowolenia. Livia nie okazywała praktycznie żadnych emocji, choć też nie można było mówić o braku zainteresowania czy wycofaniu. Nic z tych rzeczy. Kobieta wysłuchała z uwagą instrukcji, a gdy komunikaty przestały się wyświetlać, poświęciła każdemu członkowi zespołu niemal tyle samo czasu na ogląd fizjonomii. Nikt nie zwrócił jej uwagi bardziej, nikogo nie pominęła – wszystkich traktowała tak samo.

Gdy zaś nawiązał się dialog między członkami zespołu, odczekała do momentu aż nikomu nie wejdzie w zdanie i zabrała głos.
- Livia, Black 9. – przedstawiła się – Preferuję walkę w zwarciu. Jestem szybka. I dokładna. Jeśli ktoś zostanie ranny, mogę go poskładać. Lub zakończyć jego cierpienie. Wedle woli. Chyba więc pełnię rolę medyka. – po tych słowach uśmiechnęła się mimochodem, po czym zwróciła do Isabell – Ja nie partolę tak roboty. – wskazała palcem na kilka z jej blizn, tych najbardziej wyraźnych.

Samozwańczego przywództwa niejakiego Padre nawet nie skomentowała. Jakby jej to zupełnie nie obeszło. Albo nie dotyczyło.

Po krótkim przedstawieniu kobieta wstała i skierowała się do zbrojowni, by tam skrupulatnie przejrzeć przydzielone wyposażenie, a potem się w nie zaopatrzyć. Jeśli starczy czasu, planowała jeszcze raz przejrzeć i przesłuchać filmiki, by wyłowić z nich jak najwięcej informacji, których nie zawierał opis misji.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-12-2016, 16:46   #9
 
Leminkainen's Avatar
 
Reputacja: 1 Leminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputacjęLeminkainen ma wspaniałą reputację
- Wygląda na to że Pan wyznaczył nam naszą próbę…- Stwierdził mężczyzna siedzący na jednym z krzeseł, był dosyć wysoki choć raczej szczupły, kombinezon miał nienagannie zapięty a włosy krótko ostrzyżone, w jego oczach tlił się płomień kiedy spoglądał na ekran. Przez cały czas projekcji nie odrywając wzroku w palcach obracał pętlę koralików zatrzymując się nad każdym na dłuższą chwilę.

-Myślę zero że jakbyś był najwybitniejszym strategiem we wszystkich odkrytych sytemach to jednak nie siedziałbyś tu z nami. I myślę że kara która cię spotkała jest winą twojego braku pokory.
 
__________________
A Goddamn Rat Pack!
Leminkainen jest offline  
Stary 20-12-2016, 00:21   #10
 
Zuzu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputacjęZuzu ma wspaniałą reputację
Zaczęło się!

System wydał serię komend, więźniowie przemieścili się z celi do poczekalni, a potem prosto do sali narad albo odpraw... czy jak się to nazywało. Chelsey nie wiedziała, ekscytacja nie pozwalała się jej skupić. Całą drogę korytarzem nuciła pod nosem, a w jej głowie obijała się wciąż ta sama zwrotka ulubionej piosenki.

"The roof, the roof, the roof is on fire."

Szum hydraulicznych zamków otworzył pokój ze stołem i krzesłami. Dziesięciu ludzi zajęło wyznaczone miejsca. Holoekrany ukazały jak bardzo mają przesrane. Dziewczyna mimo makabry wyświetlanej tuż przed twarzą, uśmiechała się szeroko, uderzając palcami o udo w rytm słyszanej tylko przez nią muzyki.

"The roof, the roof, the roof is on fire."

Przekaz się skończył, zaczęto gadać. Diaz rozglądała się ciekawie, licząc że najbliższe minuty pozwolą jej zorientować się choć w przybliżeniu z kim ma do czynienia i na co ich stać. Zdziwiła się, robiąc wielkie oczy, kiedy odezwał się Zero. Znała go, nie osobiście, ale słyszała parę rzeczy. Od zawsze lubiła książki, przeczytała ich całą masę - mniej lub bardziej ambitnych. Nie wybrzydzała przy doborze lektury. Uśmiech na jej twarzy zrobił się szeroki i radosny, przez co jeszcze bardziej przypominała rozentuzjazmowane dziecko.

"The roof, the roof, the roof is on fire."

Wiekowo na pewno była najmłodsza: wysoka, szczupła, krótko ścięta brunetka o lekko latynoskich rysach. Gdy położyła ręce na stole dało się dostrzec, że skórę na nich pokrywają niewielkie, półokrągłe blizny jak od paznokci i lśniące plamy po poparzeniach. Westchnęła cicho, na moment tracąc pogodę ducha, gdy zaczęły się pierwsze rozmowy.

- We don't need no water, let the motherfucker burn... - zanuciła cicho pod nosem, wstając z krzesła i dla odmiany siadając na stole. Trafiła się im ekipa jak z kiepskiego dowcipu: trepy które już zakładały koalicję, niemowa, gender któremu nikt nie będzie wmawiał że feminizm to przeżytek, jajogłowy o aparycji pensjonariusza obozu pracy, doktorek Mengele z plakatowym cycem pewnie robionym na zamówienie, wyluzowany jak guma w gaciach kierowca powietrznego autobusu z predyspozycjami do klaskania na stojąco i pedancik z kijem w dupce, a także imieniem Pana na ustach. Reszta... cóż, na razie nimi się nie przejmowała. Ta gromadka wystarczyła aż nadto. Do tego zestawu wypłoszowata gówniara z tikami nerwowymi i wytrzeszczonymi, czarnymi oczami pasowała idealnie. Normalnie poczuła się jak w domu. Szkoda tylko że większość nie dożyje do przyszłej doby. Chujnia tak trochę.

- Chcemy dodatkowe paliwo do miotacza! Plugawi muszą się palić... a jak nie, spalimy to co w ich pobliżu - odezwała się do Zero, unosząc rękę jakby była w szkole i odpowiadała na pytanie nauczyciela. Siedziała na stole i machała nogami, szczerząc się pogodnie do ponurego otoczenia. Naraz klasnęła w dłonie i obróciła się do Szóstki - Gdy wróg twój łaknie, nakarm go chlebem, gdy pragnie, napój go wodą - żar ognia zgromadzisz na nim, a Pan ci za to zapłaci. - pokiwała energicznie głową i znowu gadała do "Padre" - Chelsey, Licha śpi. Nie wiedziałyśmy, że cię złapali. Szkoda... dobrze piszesz. Dobra książka, miałyśmy jedną, ale nam zabrali - zrobiła na koniec smutną minę, a pod kopułą przewijał się jej jeden wers.

"Burn motherfucker, burn."
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Mam złe wieści. Świat się nigdy nie skończy...

Ostatnio edytowane przez Zuzu : 20-12-2016 o 00:34. Powód: literówki
Zuzu jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:40.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172