Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-04-2017, 02:34   #31
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Rozległ się dzwonek do drzwi. Elizabeth szybko je otworzyła, by ujrzeć uśmiechniętego Michaela z dwiema butelkami w dłoniach. Rozpoznała w nich czerwone wino oraz czystą wódkę.

- Nie wiedziałem na którą się zdecydować - powiedział przekraczając próg i natychmiast skierował się do kuchni.

- Pozwolisz, że od razu włożę jedną do schłodzenia? A cóż to za zapachy? Gdybym wiedział, że zaproszony zostałem na królewską ucztę, to ściągnąłbym służbę - roześmiał się cicho. W istocie czas spędzony na przygotowaniach zleciał jak z bicza strzelił, ale udało się ze wszystkim wyrobić. Potrawy przyrządzone, właściwy strój założony, mieszkanie przygotowane. Nawet znalazła czas na kolejną próbę wzięcia szybkiego prysznica. Tym razem zakończoną sukcesem.

- Cześć - przywitała się Julie i bezceremonialnie wzięła sobie talerzyk oraz widelec.

- To ja wezmę sobie tegotego - powiedziała, zaglądając do garnka.




- Panie Blanchard, czas na badania - powiedziała ta sama lekarka, którą Sara widziała wcześniej, kiedy jeszcze owa pracownica flirtowała z sanitariuszem.

- Przepraszam panią bardzo, proszę przyjść jutro - poinstruowała gościa policjanta z całkiem przyjemnym, niewielkim uśmiechem. Doktor Rosalie Richmond. Przynajmniej taki trójwymiarowy napis unosił się na piersi kobiety.

- Okazuje się, że wszystko co dobre, musi się skończyć... zbyt szybko. Dziękuję za odwiedziny - rzekł Blanchard, kiedy jego łóżko z nim na pokładzie, jak wierny pies podążało za dr Richmond.




Na pierwszy ogień poleciały nagrania umieszczone w sieci. Rzeczywiście z trafieniem na nie Madeleine nie miała żadnego problemu. Gorzej z ich przejrzeniem, ponieważ było ich więcej niż można było przypuszczać, ponieważ trafiła zdawało się jej, że mogło być około trzydziestu różnych, ale był one powielane w nieskończoność. Przez to wielokrotnie trafiała na ten sam plik. Jedne były krótsze, inne dłuższe.

Oczywiście nie było to nic szczególnie trudnego, lecz wymagało pewnej dozy cierpliwości oraz dysku, na którym można było zapisywać najbardziej interesujące z filmików.
Na dotychczasowo przejrzanych zwykle żaden z zaginionych znajomych nie występował, a jeśli się pojawiał, to zwykle nie robił nic interesującego. Protestował. Żaden z ludzi dookoła nie wyglądał też podejrzanie. Nawet kilku z nich Mad rozpoznała jako nieszkodliwy czynnik manifestujący.
W końcu jednak natknęli się na coś.

- Patrz! - powiedział Ivan wskazując paluchem na krótko ostrzyżoną kobietę z wysokim kołnierzem skórzanej kurtki. Madeleine wiedziała czemu jej towarzysz zwrócił na nią uwagę. Tutaj zaczepiła Isaaca, natomiast wcześniej rozmawiała z drugim z Ivanów. Tym zaginionym.
Teraz podjęli jej trop, ponownie przeglądając zgromadzone materiały i okazało się, iż rozmawiała także z dwoma innymi osobami - kobietami, których twarzy nie było widać przez to, iż stały tyłem, zaś ich poszukiwanie nie przyniosło pożądanego rezultatu.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 04-05-2017, 02:59   #32
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Ta krótko ścięta zdzira porwała mi faceta... - skomentowała na głos przeglądanie materiałów z internetu. - Te dwie muszą z nią być. Gdyby uczestniczyły w manifestacji byłyby gdziekolwiek na filmikach. Możemy zabrać się za wspomnienia. Szukaj ten pindy i jej koleżaneczek.

- No to odpalamy - powiedział spokojnie Ivan, przybierając wygodniejszą pozycję w fotelu.

Nagle Madeleine ponownie znalazła się pośród wrzeszczącego tłumu. Zaczęła od momentu, w którym się rozdzielili. Doskonale wiedziała jaki jest scenariusz wydarzeń, ale Sensen z najwyższą dokładnością odtwarzał wszystkie wspomnienia ze wszystkimi doznaniami. Gdzieś na granicy wzroku wydawało jej się, że dostrzegła kobietę z krótko ostrzyżonymi włosami, ale nawet kiedy zatrzymała wspomnienie, widzenie peryferyjne okazało się na tyle niedokładne, by nie zarejestrować niczego poza ruchem oraz sylwetki mogącej, ale nie muszącej być poszukiwaną.

Ponownie widziała twór Errorystów pojawiący się nagle pomiędzy ludźmi. W całym zamieszaniu dostrzegła coś, czego nie widziała wcześniej. A raczej widziała, lecz jej własny mózg kazał jej skupić uwagę na znacznie ważniejszym wtedy elemencie. Teraz widziała po drugiej stronie Franka. Kiedy protestujący odskakiwali i cofali się, potrącili go wyrywając z… zamyślenia? To nie była naturalna reakcja. Ludzie wrzeli od emocji, a on wyglądał na nieobecnego, jakby zapatrzył się na coś w rozszerzonej rzeczywistości Sensena. Kiedy odzyskał świadomość, zamrugał szybko i błyskawicznie dostosował się do reakcji pozostałych.

- Ooooo - usłyszała z oddali głos Ivana.

- Co? - rzuciła po chwili bez żadnego zaangażowania. Sama ze skupieniem dalej odtwarzała własne wspomnienia.

Co do cholery było z tym Frankiem? Ominęło go całe zamieszanie... I nagle nadrobił zaległości i wmieszał się od razu w tłum? Co za bzdura... Ignorował całe zamieszanie, wiedząc, co się dzieje. co do cholery robił w tej rozszerzonej rzeczywistości?

- Mam ją - znów wypowiedź napłynęła, jakby z innego świata, lecz mózg Mad był niemal całkowicie zaangażowany w odtwarzanie przeszłości.

Po chwili również na coś trafiła. Jedna z kobiet, z którą rozmawiała ta krótko ostrzyżona jak gdyby nigdy nic wychodziła spomiędzy tłumu wpatrującego się wyłącznie w widziadło i… odeszła poza pole widzenia Madeleine, jakby zamierzała po prostu wrócić do domu.

Nagle rozległ się głośny łomot. Ktoś walił w drzwi, jakby nie było przy nich dzwonka.

- Policja! Proszę otworzyć!

Madeleine z niechęcią oderwała swoje myśli od zamieszania. Scena zwolniła, by nie umknęły jej kolejne szczegóły.

- VI, daj mój głos na wejście - poleciła odczukując chwilę, następnie jej ton zmienił się na szorstko obronny wrzoda na dupie, który za nic nie ma zamiarów współpracować. - Wy tu czego? Bez nakazu - wypier*alać.
 
Proxy jest offline  
Stary 06-05-2017, 16:30   #33
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Sara popatrzyła za ‘wyjeżdżającym' z pomieszczenia łóżkiem. Uśmiechnęła się lekko
- Dużo zdrowia panie Blanchard i do następnego! - rzuciła tak, by na pewno usłyszał, po czym westchnęła. Ta rozmowa zdecydowanie dała jej odpocząć, ale kiedy znów została sama to dała jej też sporo do myślenia. Sara opuściła więc szpital, by udać się do hotelu. Do swego puszystego kompana i do swoich rzeczy. Wreszcie miała też chwilę, by pomyśleć o zdarzeniu z Klarą. Wyciągnęła z torebki krzyżyk, który upuściła jej siostra i przyjrzała mu się uważnie. Czy to miało jakiekolwiek znaczenie? I czym było to widziadło, które zakazało jej wsiąść do tamtego pojazdu wraz z siostrą? Wiele pytań, a ona potrzebowała odpocząć. Czekała też oczywiście na jakieś wieści w sprawie siostry… A te nie nadchodziły. Krzyżyk trzymany przez Klarę także nie odznaczał się niczym charakterystycznym. Ot srebrny, prosty wyrób pozbawiony jakichkolwiek dekoracji. Jedynym elementem nadprogramowym było kółko na szczycie służące do zawieszenia go na łańcuszku. Miał tam ślady zadrapań. Ciężko było powiedzieć czy jej siostra nosiła go na szyi, ponieważ nie widziały się od dawna, ale Sara była całkowicie pewna, iż Lolli bez przerwy nosiła łańcuszek, który otrzymała na komunię. Miała go nawet wtedy, gdy niespodziewanie wpadła do mieszkania Sary.
Po drodze do hotelu czarnowłosa zahaczyła o sklep zoologiczny, w końcu musiała czymś swego kociaka nakarmić. Kobieta zastanawiała się cały czas jakim cudem Klara wplątała się w to wszystko i czemu to musiało mieć tak krytyczne konsekwencje. Niemal ją głowa rozbolała od tego spięcia i myślenia, więc w końcu poszła i coś przekąsić. Dopiero po tym powróciła do hotelu.

Popołudnie Sara spędziła na wiszeniu przy rozmowach. Nie miała już ochoty nigdzie wychodzić, włączyła więc sobie wiadomości na hotelowym ekranie i głaskała kota, tłumacząc swoją nieobecność i brak zakończenia niektórych części projektu na dziś. No cóż, ktoś najwyraźniej nie chciał tam na górze pozwolić jej tego skończyć. Pomyślała więc, że zajmie się swoją pracą dopiero na wieczór, zwłaszcza że wtedy najlepiej jej się myślało. Cały czas nie mogąc wyrzucić z głowy wydarzeń ostatnich dwóch dni...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 08-05-2017, 23:37   #34
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Kolejne składniki lądowały w średniej wielkości garnku, wypełniając kuchnie wonią egzotycznych przypraw. Tajska zupa, w wersji krewetkowej, idealnie nadawała się na starter. Lekka, przyjemnie pobudzająca kubki smakowe ale nie zapychająca na tyle by miejsca brakło na główne danie. W tym wypadku miał nim być wellington, wspomnienie dawnych lat, który właśnie powoli dochodził w piekarniku. Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem. Zimne desery chłodziły się w lodówce, ciepłe grzecznie czekały by zająć swe miejsce w piekarniku. Stół został odpowiednio zastawiony i udekorowany. Nawet udało się jej skoczyć pod prysznic między zawijaniem wellingtona, a dekorowaniem delikatnych przystawek, które czekały na przybycie obu braci Thompson. Udało się jej także ubrać nieco stosowniej co tego wieczoru oznaczało błękitną tunikę do połowy uda z lekką, złotą narzutką, nieco dłuższą niż sama tunika. Stój ten ani nie był szczególnie elegancki, ani nie znajdował się na liście codziennych, więc nadawał się idealnie na taką kolację, w gronie najbliższych.
Pojawienie się Michaela obwieściło zakończenie przygotowań, które to Liz powitała z ulgą. Była już nieco zmęczona, więc z chęcią skorzystała z tego by sięgnąć po kieliszek delikatnie musującej wody mineralnej nasyconej miętą.
- Jul… Tegotego to zupa, przyda ci się miseczka - poinformowała pracownice z lekkim uśmiechem na ustach. - Zaraz wyjmę ciepłe przekąski - poinformowała obojga, sama podkradając z blatu cieniutki listek łososia. - Służba pewnie by się przydała, chociaż kolacji daleko do królewskiej uczty - dodała, zwracając się do Michaela, który już zdążył się rozgościć jakby był u siebie. I dzięki bogom, bo nie miała ochoty na niańczenie swych gości.
- Wspaniale! A o której to mój braciszek wraca do domu? - zapytał, zaś od strony Julie napłynęło ciche:
- Najlepiej nieprędko.
Elizabeth przewróciła oczami słysząc Jul. Nie miała ani siły, ani też ochoty żeby się teraz zajmować jej niechęcią do Nat’a. Co do pytania Michaela, to po prawdzie sama by chciała znać na nie odpowiedź.
- Nie mam pojęcia, Mike - odpowiedziała zgodnie z prawdą, bo w końcu był rodziną. - Poinformowałam go o kolacji, jednak nie ustaliliśmy czy się na niej zamierza pojawić czy nie. Zapewne wkrótce się pojawi, wbrew życzeniu niektórych - dodała, nie omieszkując podkreślić swojego niezadowolenia karcącym spojrzeniem, którym obrzuciła Jul. Chciała żeby to było przyjemne spotkanie. Coś, przy czym będzie mogła się zrelaksować i nacieszyć włożonym w przygotowania wysiłkiem. Jeżeli któreś z nich, czy to jej pracownica czy Nat, przekroczą tego wieczoru granicę, istniało spore prawdopodobieństwo, że zwyczajnie wybuchnie.
- No dobra, to pomóc ci w czymś? - zapytał, zdejmując na wpół sportową marynarkę.
- Wszystko jest już właściwie gotowe - odparła, odstawiając szklankę z wodą i biorąc przygotowany koszyk z pieczywem, który to wciąż znajdował się w kuchni. - Skoro jednak tak nalegasz to czy mógłbyś to podrzucić na stół? - zapytała, wręczając mu ów twór z wikliny, z którego dobywał się cudowny zapach świeżego chleba. Na tyle smakowity, że Liz poczuła iż jest naprawdę, ale to naprawdę głodna. Gdyby jeszcze Nat raczył się pospieszyć to mogliby siąść i skorzystać z owoców jej pracy.
- Będziemy na niego czekać czy zaczniemy sami? - zapytał Mike z okolic stołu.
- Poczekamy te parę minut - zdecydowała, przelewając zupę do wazy, której zadaniem było utrzymanie jej w stanie ciepłym. - Nie mam jednak zamiaru czekać całego wieczoru. Co powiesz na danie mu piętnastu minut, Mike? - rzuciła propozycją, wedle jej opinii rozsądną. No i jakby nie spojrzeć przekąsek nie brakowało więc przez te parę minut z głodu nikt umrzeć nie powinien.
- Jestem za, a jak będzie później to niech traci - rzucił, z szerokim uśmiechem wracając do kuchni.
- To co? Może po małej lampce za spotkanie? Dobry rocznik - zaproponował, gdy butelka, która znalazła się w jego rękach zwróciła się etykietą w stronę Elizabeth.
Ta zaś pokręciła przecząco głową. Niby niektóre badania wykazywały pewne korzystne skutki okazjonalnego picia wina w trakcie ciąży, to jednak nie miała zamiaru ryzykować i wolała trzymać się swoich, może i nieco przestarzałych, ale sprawdzonych zasad.
- Dla mnie wystarczy to - wskazała na swoją szklankę, która czekała na nią na blacie. - Ale się nie krępuj - dodała, podnosząc wazę z zupą, z zamiarem przeniesienia jej na stół. On jednak wzruszył tylko ramionami i odstawił butelkę. W końcu usiadł przy stole.
- No, to opowiadaj co u ciebie ostatnimi dniami się wydarzyło. Coś mi się o uszy obiło, że android ci nawalił - ułożył się wygodniej, prawy łokieć zarzucając na tylne oparcie.
Informacje najwyraźniej podróżowały z zawrotną szybkością. Elizabeth nie zamierzała dochodzić tego, kto poinformował Michaela o robocie. Pewnie Nat, a może Jul, nie było to aż tak istotne.
- Tak, mieliśmy drobne kłopoty - potwierdziła, także siadając na swoim miejscu. Przy stole wyznawała zasadę, że każdy posiadacz rąk mógł się sam obsłużyć, więc dopóki nie nadejdzie pora głównego dania, nie miała zamiaru nikogo obsługiwać. Nikogo, ma się rozumieć, poza sobą. Już w następnej chwili, na jej talerzu pojawiła się spora porcja przekąsek, tak zimnych jak i ciepłych. Umierała z głodu…
- Dostałam informację że powodem było przyjęcie dużej ilości danych na dysk androida. Nie mam pojęcia jak to się mogło stać, a jeszcze nie miałam okazji sprawdzić nagrań - wyjaśniła, biorąc jedną z przekąsek w dłoń z zamiarem umieszczenia jej w ustach. Ruch ten został jednak zatrzymany w połowie. - Dziś dzwonił do mnie technik, który się tym zajmuje. Powiedział coś dziwnego… Coś związanego z sygnaturą. Podobno nie był w stanie rozpoznać tej, należącej do urządzenia z którego te dane przesłano - dokończyłą, a następnie dokończyła przerwane zajęcie, rozkoszując się cudownie kremowym smakiem pasty z łososia, na kontrastującym z nią, kruchym spodzie.
- Skoro ktoś zrobił to celowo, to faktycznie można by było przejrzeć nagrania. Albo wspomnienia, bo któraś z was chyba była wtedy na sali, nie? Zobaczysz, złapią dzieciaka i dołożą mu taką grzywnę za wandalizm, że mu się odechce - powiedział idąc w ślady Liz. Dołączyła do nich Julie. Dziewczyna z impetem opadła na krzesło, po czym nałożyła sobie pokaźną ilość przekąsek.
- O czym gadacie? - zapytała z pierwszą porcją w ustach.
- O problemach z androidem - poinformowała ją Liz, która nie do końca podzielała optymizm Michaela. - Sprawdzę nagrania - dodała, zwracając się do jedynego w tym gronie mężczyzny. - Wiem, ze powinnam to zrobić jak najszybciej ale do tej pory byłam tak zajęta innymi sprawami, że stale mi to wylatywało z głowy. I jeszcze ta dzisiejsza awaria. Jakby nie było dość problemów z tym co się dzieje w mieście. - Rzuciła Michaelowi zmęczone spojrzenie, po czym odłożyła nadgryzioną przekąskę na talerz. Coś jej w niej nie podeszło, sprawiając że żołądek fiknął koziołka. Chyba że to efekt stresu związanego z ostatnimi godzinami? Dniami w sumie, gdy nad tym chwilkę pomyślała wstając.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 09-05-2017, 00:30   #35
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nim Madeleine zdążyła ponownie wejść we własne wspomnienia, drzwi do mieszkania otworzyły się. Ivan nagle poderwał się z miejsca, lecz wewnątrz było już dwóch funkcjonariuszy policji z wycelowanymi karabinami.

Zdążyła jeszcze zarejestrować dziwny dźwięk wystrzału.




Kiedy weszła do pokoju hotelowego natychmiast usłyszała jak coś miękko tąpnęło o podłogę i z mruczeniem przybiegło do drzwi. Czarny ogon kota sterczał w sufit jak świeca.

Klara niewątpliwie zachowywała się dziwnie. Nie odzywała się przez tyle czasu, a wczoraj niespodziewanie wpadła do mieszkania, posiedziała nie więcej niż pięć minut. Zapytała wtedy czy Sara nie planuje wyjazdu z Alsrein, zostawiła do siebie numer i wyszła.
Natomiast dzisiaj rano zorganizowała napad terrorystyczny na niewyróżniającą się niczym kawiarnię. Jeśli Sara się nie myliła, to w wyniku tej akcji nie było ani jednej ofiary, natomiast jej siostra ostatecznie wyszła, przemówiła do zgromadzonych i... wyczyściła sobie pamięć. Jakimś sposobem. Ostatecznie wypuściła z dłoni krzyżyk.
Każde jej zachowanie od wczoraj wydawało się być całkiem irracjonalne.

Po co przybyła skoro nie miała zamiaru zostać? Po co zostawiała do siebie numer, skoro następnego dnia zamierzała przeprowadzić akcję terrorystyczną? Po co ją przeprowadzała, skoro nie ucierpiał żaden człowiek? Czemu przyłączyła się do Errorystów pomimo własnej wiary?

Sara otworzyła własny projekt i stwierdziła natychmiast, iż jest znacznie dalej od celu niż pierwotnie sądziła.
Twarz projektu była kanciasta oraz delikatnie nieproporcjonalna, choć poprzednio wydawało jej się, że ten etap poszedł jej całkiem nieźle.

Nagle przed oczami, w górnym rogu pola widzenia wyrosło menu Sensena informujące o nadchodzącym połączeniu.

- Dobry wieczór, pani Bishop. Sierżant Paul Charpientier. Pani siostra jest z powrotem u nas, więc może ją pani odwiedzić w dowolnym momencie. Chciałbym jednak przy tym być, ponieważ chciałbym zadać kilka pytań. Przybędzie pani dzisiaj czy w innym terminie? - zapytał uprzejmie.







Madeleine obudziła się w czymś, co definitywnie nie było jej mieszkaniem. Była otoczona białymi ścianami z dwóch stron. Podłoga i sufit wyglądały identycznie. Dwie pozostałe ściany wyglądały z goła inaczej, ponieważ były całkiem przezroczyste. Jedna odgradzała jej celę od sąsiedniej, natomiast druga była frontowa. Za nią znajdował się pusty korytarz.

W menu Sensena, w prawym, górnym rogu pola widzenia pojawiła się mrugająca ikona przedstawiająca literę "i". Kiedy rozciągnęła się do postaci okna okazało się, iż jest to komunikat informujący, iż znajduje się w celi więzienne. Została poinformowana, że przysługuje jej prycza wysuwająca się ze ściany poprzez polecenie Sensena. Miejsce to zostało podświetlone na pomarańczowo. W ten sam sposób zaprezentowano jej toaletę oraz sposób na zaciemnienie przezroczystej ściany odgradzającej cele. Zatem pomieszczenie nie było tak puste, jak mogło się wydawać na pierwszy rzut oka.

Sąsiednia cela również nie była pusta. Na pryczy leżał młody chłopak. Mógł mieć nawet dwadzieścia lat. Leżał na plecach stopami skierowany w jej stronę. Z podłożonymi pod wygoloną na bokach głowę dłońmi spoglądał na Mad. W oczy rzucała się nieco powycierana, brązowa kurtka ze skóry oraz oliwkowe bojówki.

- Za co cię zgarnęli? - zapytał bezpośrednio z szerokim uśmiechem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 22-05-2017, 00:32   #36
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Powieki Madeleine zacisnęły się po przebudzeniu. Sięgnęła dłonią do oczu, by i im pomóc w odzyskaniu sprawności. Okolica nie spełniała oczekiwań. W ogóle nie przypominała mieszkania. Wywlekli ją stamtąd siłą. Je*ańce... Wróciła pamięcią do ostatniej sytuacji, którą pamiętała.

- Co? - rzuciła na odczep między wiązanką bluzgów.

Nie interesowała ją osoba jakiegoś gościa. Była skupiona na sobie. Tak oto była cała i zdrowa. Ubranie nie było podziurawione. Nie była poobijana. Właściwie poza samym strzelaniem do niej, potraktowano ją całkiem łagodnie. Od kiedy strzelało się do osoby nie stawiającej oporu? Gówno na nią mieli, a wyje*ali z taką akcją. Istna kpina.

- Za co cię zgarnęli? - zapytał nie zmieniając pozycji.

- Kur*ie wywlekli mnie z własnego mieszkania - rzuciła wściekle poświęcając chwilę sensenowi i jego poblokowanej możliwości komunikacji głosowej. - Ja wam, kur*a, dam strzelać do mnie - przecisnęła zaciekle, postanawiając wyładować swoją agresję na jednej z szyb. Równie dobrze, gdyby nie oberwała ogłuszeniem, to we własnym mieszkaniu obrzuciłaby gnidy wszystkim, co napatoczyłoby się do ręki. - Co do h*ja się tu odpier*ala!? - darła się domagając wyjaśnień jak i swoich praw...
 
Proxy jest offline  
Stary 22-05-2017, 02:13   #37
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Nim zdążyły zamknąć się za nią drzwi usłyszała jeszcze:
- Hej, Julie? Co pijesz?
- Na pewno nie te szczyny pawiana.
Elizabeth usiadła wygodnie i zalogowała się do firmowego serwera, na którym przechowywane były nagrania. Szybko przewinęła je do odpowiedniego miejsca w czasie, na podglądzie obserwując karykaturalnie przyspieszone ruchy ludzi oraz pracowników zarówno organicznych, jak nieorganicznych. Android wydawał się spisywać bez zarzutu, gdy nagle wyłączył się wpadając na doskonale zapamiętaną kobietę. Wtedy wyszedł ten niezadowolony klient. Niby nie działo się nic znaczącego, ale coś się w całym obrazku nie zgadzało. A jednak wyglądało jak należy. Obejrzała fragment jeszcze raz. Android idzie, wyłącza się i wpada na kobietę. Facet podnosi się i wychodzi dość szybko po zaistnieniu całego wydarzenia. Oczywiście wyglądał na zbulwersowanego całą sytuacją, ale… Cofnęła się do momentu, w którym ów mężczyzna wszedł do środka. Zajął miejsce przy stoliku, zamówił czekoladę. Nagle zdała sobie sprawę, że owy człowiek jedną rękę cały czas trzyma w kieszeni, a przez dłuższy czas pozostaje w całkowitym bezruchu. Dopiero kiedy android odmówił posłuszeństwa ocknął się, zaś po chwili oburzony wstał i wyszedł. Nie dokończył nawet czekolady.

Zatem nie dość że najwyraźniej uszkodził jej androida przesyłając mu gigantyczną ilość danych, to jeszcze wzgardził jej gościnnością. Jakby nie spojrzeć, klienci jej lokalu traktowani byli jak goście, a co za tym szło, Liz oczekiwała, że jak takowi będą się zachowywać. No, poza drobnym odstępstwem w postaci uiszczania opłat za gościnę. Ten jednak… Jaki był jego cel? Do głowy nie przychodził jej żaden sensowny powód takiego czynu. Nie miała wrogów, a przynajmniej nie wiedziała o takowych. Może chodziło o Nat’a? Tylko dlaczego niby ktoś miałby psuć jej androida żeby jemu przysporzyć problemów. To się jej nijak nie kalkulowało. Nic z tego nie rozumiała więc zgrała interesujący ją fragment z zamiarem podzielenia się nim z pozostałymi, po czym wylogowała się z serwera i powróciła do biesiadników.

- Jesteś pewna, że to nie jest po prostu wandalizm? - zapytał Michael, spoglądając z ukosa na Elizabeth znad dwóch pustych kieliszków. Julie natomiast bawiła się resztkami jedzenia na talerzu nieskutecznie udając niezainteresowaną.
- Niczego nie jestem pewna, Mike - odparła zgodnie z prawdą. - Nie mam pojęcia o co w tym chodzi ale z chęcią bym się tego dowiedziała. Myślisz że powinnam to zgłosić na policję? - zapytała, wstrzymując się chwilowo z mówieniem mu o swoich innych podejrzeniach przez wzgląd na wciąż obecną Jul.

- No pewnie. Dlaczego nie? Złapią wandala i po sprawie - uśmiechnął się do Elizabeth i położył dłoń na jej ramieniu.
- Tylko nawet nie myśl, żeby się tym zajmować dzisiaj.
- Nie, oczywiście że nie - zapewniła, wzdychając. - W końcu tak czy siak o mały włos, a bym kompletnie o tym zapomniała. Za dużo mam na głowie ostatnio - poskarżyła się kładąc dłoń na brzuchu. O tak, miała sporo na głowie i nikogo z kim mogłaby się swoimi przemyśleniami podzielić. Gdzie do diabła był Nat gdy go potrzebowała?
- Chyba przydałyby mi się wakacje, Mike. Ostatnio nie jestem sobą - poskarżyłą się, dolewając sobie wody, chociaż po prawdzie to miała ochotę na coś mocniejszego. - No ale póki ta cała afera z Errorystami się nie uspokoi to raczej nie ma na co liczyć.
Posłała przyjacielowi zmęczony uśmiech. Z kim jak z kim ale z Michaelem mogła rozmawiać swobodnie. Nie tak swobodnie jakby mogła gdyby Jul nie było w pobliżu ale i ta namiastka jej wystarczała.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 24-05-2017, 23:43   #38
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Chłopak pokręcił głową z dezaprobatą widząc jak Madeleine ciska się po własnej, niewielkiej celi. Obserwował ją przez dłuższą chwilę, po czym wstał ze skrzywioną twarzą, jakby właśnie zjadł cytrynę w całości.

- Zluzuj, laska. Dwa cztery jeszcze nikomu nie zaszkodziło - odezwał się i pacnął dłonią w panel dotykowy znajdujący się przy szybie. Momentalnie stała się szara i nieprzepuszczalna, a kobieta była zostawiona sama sobie.




Minęło kilka godzin, choć ciężko było określić ich dokładną ilość, gdy usłyszała syk otwieranych drzwi. Przejście w jednej ze ścian stanęło otworem, zaś za nim znajdowało się dwóch funkcjonariuszy.

- Proszę z nami - powiedział jeden z nich.




Nathaniel przyszedł w środku nocy za nic mając sobie gromiące spojrzenie jego brata. Od kiedy przestąpił próg mieszkania atmosfera prysła. Po prostu usiadł przy stole i bez słowa nałożył sobie zimnego już jedzenia. Oczywiście nie był zdziwiony kolacją po tym, jak jego Sensen zasypany został wiadomościami od Mike'a.

Coś lub więcej cosiów tego dnia wyraźnie nie poszło tak jak miało pójść. Mike szybko oświadczył, że raczej na niego pora i ulotnił się. Nate natomiast mruknął tylko, iż jest zmęczony i idzie spać. Dokładnie tyle go było tego wieczora.

Julie natomiast bardzo, ale to bardzo mocno powstrzymywała się przed jakimkolwiek komentarzem, co Elizabeth widziała już na pierwszy rzut oka. Kiedy upewniła się, że nie jest już potrzebna, również się położyła.

Tym oto sposobem Liz została sama.




- Aua! Puszczaj, bo cię jebnę!

Kolejna noc z rzędu nie obyła się bez przeszkód. Krzyk Julie wyrwał Elizabeth ze snu, a kiedy wyszła zobaczyć co się dzieje, zastała dość osobliwą scenę. Nate przyciskał dziewczynę twarzą do ściany z ręką wykręconą za plecami.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 30-05-2017, 00:26   #39
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Wyśmienicie, kur*a! - warknęła z agresją i wyrzutem na policjantów. - Może trzeba było tak zrobić u mnie w mieszkaniu, co kur*ie?! Strzelacie do ludzi na ich prywatnym terenie! Bez żadnego ostrzeżenia! Myślisz, że wszystko tobie wolno, zje*ie?! Będziecie mieli za to przesrane! Je*ani bandyci! - wydzierała się dalej.

- Pójdzie pani sama, czy potrzebna pomoc? - odezwał się chłodno drugi.

- Pomoc? W dupe sobie teraz wsadź pomoc! Je*ani łaskawcy - rzuciła agresywnie, lecz podniosła się i udała do drzwi. - Ani się, kur*a, ważcie mnie dotykać, piździelce! Bo rozdrapie oczy jednemu i drugiemu!

- Nawe... nie chciał - mruknął cicho jeden z policjantów bardziej do siebie niż kogokolwiek. Madeleine nie usłyszała dokładnie wszystkiego, ale na podstawie całej reszty mogła się domyślić ogólnego przesłania.

Kiedy wyszła na zewnątrz dostrzegła, iż jej cela była wyłącznie jednostronnie przejrzysta. Od wewnątrz. Z drugiej strony wyglądała identycznie do zaciemnionej ścianki działowej między celami. Idąc stosunkowo długim korytarzem skręcającym dwukrotnie w prawo dotarli do masywnych, stalowych drzwi. Oczywiście jej uwagi nie uszło to, iż mijała kilkanaście pomieszczeń identycznych do tego, które opuściła.

Metalowa płyta zagradzająca im drogę przesunęła się na rolkach zadziwiająco gładko, ukazując klasyczny pokój przesłuchań. Jeden szperacz i jedna ściana identyczna do widzianych przed kilkoma chwilami. Ktoś mógł siedzieć po drugiej stronie i obserwować. Wewnątrz czekał lekko zaokrąglony powyżej pasa wysoki mężczyzna z kilkudniowym zarostem oraz przekrwionymi oczami osadzonymi nad sinymi z niewyspania worami.

- Proszę usiąść wygodnie. Nazywam się Mark Graff i chciałbym zadać pani kilka pytań. Zacznijmy od opowieści. Proszę nam powiedzieć, co robiła pani ostatniej nocy? - zapytał z rękami założonymi za plecami.

Projektantka kpiąco prychnęła pod nosem. Splotła swoje ręce pod biustem i zatrzymała się zaraz za wejściem.

- Trzeba było zadawać pytania PRZED - uniosła agresywnie głos - strzelaniem do ludzi w ich własnym domu, po nielegalnym wtargnięciu, lalusiu. Na takie rzeczy h*ja macie, a nie paragraf.
 
Proxy jest offline  
Stary 30-05-2017, 01:22   #40
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację


Elizabeth miała ochotę zabijać. Dosłownie. Gdyby nie to, że przemoc nie leżała w jej naturze, ktoś z pewnością zaliczyłby bliższe spotkanie z wyposażeniem kuchni. Taki wałek czy tłuczek do mięsa wydawały się wręcz stworzone dla takich właśnie sytuacji. Po co w ogóle fatygował się przychodzić? Po co ona fatygowała się z robieniem kolacji i zapraszaniem na nią kogokolwiek? Mogła po prostu zamówić jedzenie na wynos i wyszłoby na to samo. Nie, właściwie to wyszłoby lepiej bo mogłaby zjeść spokojnie, a następnie iść spać zanim jego wysokość raczyłby powrócić do swojego zamku. O tak, była wkurzona. Była wkurzona tak, jak nie była już od dawna. Z tego też powodu nawet ucieszyła się, że Nat nie próbował z nią rozmawiać, że Mike zmył się wcześniej niż zwykle, a Jul postanowiła zrezygnować ze swoich tyrad. Tak było zdecydowanie lepiej. Mogła w spokoju zająć się sprzątaniem po kolacji, wkładaniem naczyń do zmywarki, resztek jedzenia do lodówki i popijaniem wody z miętą dla uspokojenia. Tak, takie samotne zakończenie tego wieczoru… właściwie to całego dnia, odpowiadało jej jak najbardziej. To, że czuła przy tym niesmak i pustkę i rozgoryczenie i całą gamę innych, niekoniecznie pozytywnych emocji, nie miało tu znaczenia. Przynajmniej nie było nikogo na kim mogłaby się wyładować co jak nic skończyłoby się późniejszymi wyrzutami sumienia i dowalaniem sobie. Nie potrafiła zrozumieć dlaczego wszystko nagle zaczęło przybierać taki, a nie inny obrót. Kiedy straciła nad tym kontrolę?


Sen nie przyniósł ukojenia. Nie dość, że był zbyt krótki to jeszcze miała nieodparte wrażenie, że to co się jej śniło, nie było wesołe. Co jednak, tego nie mogła sobie przypomnieć. Nie miała też na to czasu. Krzyki Jul skutecznie odciągnął jej myśli od nocnych mar.
- Co tu się, do cholery, dzieje? - zadała pierwsze pytanie jakie pojawiło się w jej głowie gdy zobaczyła powód całego zamieszania. Jej wciąż rozespany umysł próbował poradzić sobie ze sceną, którą widziały oczy. Nat? Jul? Odgarnęła włosy z oczu, próbując zmusić się do myślenia, do racjonalnego wytłumaczenia zachowania człowieka, który przecież nigdy nie wykazywał pociągu do agresywnych zachowań. Nawet w przypadku ludzi, których nie darzył sympatią, a do tych zdecydowanie ich pracownica należała. Co więc sprowokowało go do tego? Nie chciała wysnuwać zbyt szybkich wniosków, które by krzywdziły jedno lub drugie. Jej lojalność jednak, wbrew chwilowym kłopotom w ich małym gniazdku, leżała po stronie Nat’a. Tym bardziej, że Jul ostatnio wcale nie starała się umocnić jej wiary w jej osobę. Jednak…

- Zapytaj swojego gościa - warknął w odpowiedzi.
- Puszczaj, chuju! Nic nie zrobiłam! - wydarła się i kłapnęła zębami, próbując dosięgnąć jego ręki.
- Jasne, włamanie do systemów mieszkania naszego i sąsiadów to zupełnie nic.
- Nie moja wina, że jako jedyna tutaj mam mózg! - zakończyła z bolesnym syknięciem po kolejnej próbie wyszarpnięcia się.

- Jul, przeczysz sama sobie - Liz postanowiła nie komentować warczenia Nat’a. Porozmawiają o tym później, gdy będa tylko we dwoje. O tym i o paru innych sprawach, które czekały w kolejce, przepychając się między sobą, próbując zająć pierwsze miejsce. Teraz trzeba było przede wszystkim załatwić sprawę kelnerki.
- O co chodzi? - zapytała ponownie, tym razem samej dziewczyny, podchodząc przy tym bliżej do drzwi wejściowych, przy których młoda francuska została unieruchomiona. - Tylko nie kłam, nie mam na to nastroju i siły. Najpierw ten brak prądu, który niby nie był spowodowany twoimi działaniami, a teraz to. Julie, ja naprawde chcę ci wierzyć ale przychodzi mi to coraz ciężej. Wytłumacz się nam albo nie będę miała innego wyboru jak tylko zgłosić to na policję i pozwolić im zająć się całą sprawą.
Elizabeth nie czuła się dobrze grożąc przyjaciółce. Wręcz czuła się bardzo, ale to bardzo niedobrze. Chciałaby móc wierzyć, że to wszystko to tylko jedno, wielkie nieporozumienie ale zwyczajnie nie mogła. Nat nie zareagowałby w ten sposób gdyby nie miał solidnych podstaw do tego. Bardzo solidnych, uściśliła w myślach, przenosząc spojrzenie na partnera. Naprawdę chciałaby móc znów z nim porozmawiać jak zwykle, bez ściany gniewu i zawodu, która między nimi wyrosła.

- Wszyscy. Dosłownie, kurwa, wszyscy i ty też przeciwko mnie? - zapytała z wyraźnym żalem w głosie.
- Znam się trochę na tym gównie i wiem, że do wyłączenia pieprzonego prądu potrzebny jest taaaaaki smok na prąd. Nie wystarczy, że włączysz czajnik i telewizor, a wypierdoli całe piętro. Więc jako jedyna... - podkreśliła wściekle w kierunku Nat’a.
-... zaczęłam szukać powodu. A raczej tego, co rozpieprzyło cały system! A teraz puszczaj, troglodyto! - wrzasnęła, zaś skonsternowany mężczyzna spojrzał na Elizabeth i powoli puścił Julie.

- Nie jestem przeciwko tobie tylko próbuję zrozumieć co tu się wyprawia - tym razem to Liz zaczęła warczeć. - Twoje zachowanie samo wskazuje na winę, Jul. Dlaczego nie mogłaś po prostu poprosić o dostęp? Nie mówię oczywiście o sąsiadach, o tym póki co nawet nie mam ochoty myśleć. Do cholery, przecież wystarczyło normalnie porozmawiać zamiast kombinować za moimi… Za naszymi plecami - poprawiła się szybko. - I przestań z łaski swojej obrażać Nat’a póki jeszcze nad sobą panuję. Nat puść ją. Oboje do kuchni - rozporządziła głosem, który jasno dawał do zrozumienia że dla własnego dobra powinni jednak posłuchać. Nie patrząc czy robią to co im powiedziała, sama ruszyła do kuchni. Filiżanka białej herbaty wydawała się w tej chwili odpowiednim wspomagaczem. Jej ukochana kawa niestety musiała ustąpić miejsca. Liz czuła że i tak w obecnej chwili jest pobudzona w stopniu nadmiernym więc gdyby dodała do tego dawkę kofeiny to by się mogło źle skończyć.

- Mam dość! Wynoszę się stąd. Dziękuję za gościnę! - wydarła się, obróciła na pięcie i poszła po swoje rzeczy.

- No i arrivederci Roma - warknął Nat.

Jak dzieci… Gorzej nawet niż dzieci. Liz miała ich dość. Obojgu. Nie miała jednak zamiaru odpuścić Jul tak łatwo. Jeżeli dziewczyna myślała że uniknie tłumaczenia się strzelając focha i wychodząc, to się przeliczyła. Tyle tylko że Elizabeth nie miała zamiaru za nią biegać. Może uspokoi się trochę zbierając swoje rzeczy. No i nie mogła przecież wyjść jeżeli drzwi będą zamknięte, prawda?
- Nat, bądź tak miły i zablokuj drzwi - poprosiła partnera, nie patrząc jednak w jego stronę. Herbata… To był obecnie jej główny cel i na tym postanowiła się skupić.
- Jeżeli jej się wydaje że wyjdzie bez wyjaśnienia wszystkiego to życzę jej powodzenia. Jak mnie wkurwi do reszty to zadzwonię po policję - mruczała pod nosem niezbyt zainteresowana tym czy Nat ją słyszy czy nie.

Nie był zadowolony z prośby, ale skrzywił się i bez słowa podszedł do drzwi. Chwilę później szczęknęły zamki. Spakowanie bajzlu, jaki zrobiła w zajmowanym przez siebie pokoju zajęło dłuższą chwilę, lecz ostatecznie wyszła z dumnie uniesioną głową, a kiedy przejście nie chciało się otworzyć, spojrzała wściekle po domownikach. Niemal natychmiast jednak opuściła głowę i znieruchomiała.

- Jul - Liz zaczęła spokojnie, a przynajmniej starałą się kontrolować na tyle żeby nie wrzeszczeć. - Po prostu wyjaśnij nam to wszystko na spokojnie. Naprawdę nie mam ochoty się z tobą kłócić czy na ciebie wrzeszczeć ale włamanie do systemu? Do tego w tajemnicy? Nie twierdzę że byłabym zachwycona słysząc że chcesz to zrobić naszym sąsiadom ale wolałabym o tym wiedzieć. Uważasz że to oni stoją za tym brakiem prądu? Jeżeli tak to dlaczego nic nie powiedziałaś? Jul, do cholery, przecież takim zachowaniem wręcz zmuszasz nas do uznania twojej winy. Już nie wspomnę o tym co by się stało gdyby nakrył cię ktoś inny, szczególnie teraz, gdy całe miasto oszalało.

Nagle coś stuknęło w sypialni, zaś dziewczyna lekko uniosła głowę.
- Sprawdzę - powiedział Nat, po czym zniknął w sypialni. Drzwi zamknęły się za nim i… kliknęły, zamykając się, zaś wyjście na korytarz stanęło otworem.
Pracownica kawiarni uniosła głowę i wyszła z Sensena. Najwyraźniej wcale nie słuchała tego, co Liz mówiła.
- Drzwi się zatrzasnęły - oznajmił z sypialni właściciel.
- Narciarz - burknęła Julie i ruszyła do wyjścia z bagażami.

- Jul… - Liz zawołała za nią jednak nie przeszkadzała już w opuszczeniu przez dziewczynę mieszkania. Zamiast tego weszła do Sensen żeby odblokować drzwi do sypialni. Poziom jej gniewu wzrósł o dobrych kilka stopni gdy się okazało że nie jest w stanie tego zrobić.
- Jul wracaj natychmiast - warknęła, wychodząc z Sensen i ruszając za tą… Liz brakowało już określeń na tą dziewczynę.

- Nie zmuszaj mnie, żebym zamknęła cię w mieszkaniu jak Mad - rzuciła przez ramię.

Elizabeth przełknęła cisnące się jej na usta pytanie o Mad i zdusiła w zarodku swoje podejrzenia. Zamiast tego, z marnie tamowanym gniewem zwróciła się do dziewczyny.
- Nie mam zamiaru ci dalej przeszkadzać. Idź sobie gdzie chcesz. Nie sądzisz jednak że odcinanie dostępu do systemu zarządzania to lekka przesada?

- Nie! Nie uważam! Nikt nie ma do mnie za grosz zaufania! Zero! Z resztą, gówno. Za kwadrans wszystko wróci do normy. Ten nie jest trwały - odparła i ponownie ruszyła przed siebie.

- Dziwisz się? - Liz nie mogła się powstrzymać przed zadaniem tego pytania. - Twoje zachowanie wcale nie działa pozytywnie na zaufanie. Wręcz przeciwnie, robisz wszystko żeby wszelkie zaufanie jakim ktoś cię obdarzył posłać w diabły. Jesteś jednak dorosła, rób co chcesz. - Elizabeth nie miała już siły zajmować się Jul. Jej zachowanie wytrącało ją z równowagi, sprawiając że zaczęła się zastanawiać co takiego widziała w tej dziewczynie. Jak nic Nat będzie szczęśliwy. Najwyraźniej miał co do niej rację, a ona się pomyliła. Skoro jednak miała kwadrans do ponownego stawienia czoła Thompsonowi to zamierzała ten czas wykorzystać na próbę zrelaksowania się. Oczywiście, gdy tylko Jul zniknie jej z oczu…

- Tak! Dziwię się, bo myślałam, że mnie lepiej znasz po całym tym czasie wspólnej pracy! Jutro dostaniesz wymówienie. Wgram je na androida - zakomunikowała i ruszyła schodami na dół, zostawiając Elizabeth samą sobie.

Elizabeth zaś wróciła do kuchni. Tak jak powiedziała nie zamierzała jej dalej powstrzymywać. Zamiast tego dokończyła przygotowywanie herbaty. Na szczęście proces ten nie wymagał współpracy ze strony systemu zarządzającego mieszkaniem. Był prosty i kojący, pozbawiony dramy i nie strzelający fochów. Nie musiała przy nim użerać się z nadpobudliwymi francuskami ani z rozwścieczonym matematykiem. Była tylko ona, czajnik, filiżanka i wydzielające przyjemny, kojący zapach listki. Wszystko inne zwyczajnie nie miało znaczenia.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172