Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-11-2017, 17:33   #11
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Ionachkt podniósł się na nogi i rozejrzał po pomieszczeniu. Nie dostrzegł żadnego ruchu. Cherubiny Makamete zrobiły dobrą robotę zanim psychiczna więź z ich właścicielką została zerwana. Aptekarz chyba pierwszy raz pomyślał o uciążliwej grubej szlachciance w pozytywny sposób.

- Tak Beshan. Wyobraź sobie, że zauważyłem inwazję. Była na tyle upierdliwa, że odciągnęła mnie od pracy - odpowiedział w typowy dla siebie sposób. - Poza tym munitorum jest pod kontrolą. Dla mnie wygląda pięknie, ale wam się chyba nie spodoba.

Ionachkt najpierw podszedł do Sykorax. Złapał ją za nadgarstek i podniósł na wysokość oczu. Obracał samicę w powietrzu krocząc w kierunku drzwi i jednocześnie oceniając obrażenia. Była nieprzytomna, ale mimo to jęknęła z bólu.

- Do Sykorax nie macie co nadawać . Jej stan jest krytyczny, ale jest też dobra wiadomość, bo jej stan jest lepszy od Makamete. Jedną może uratuję, ale do obu potrzebuję sekcji medycznej, a ta jest, z tego co słyszałem od Sharaeela właśnie rozpierdalana.

Ionachkt odkładając ciało w jakieś najmniej plugawe miejsce. Często przyłapywał się na tym, że zapominał o zachowaniu sterylności w stosunku do wyznawców innych Mrocznych Bogów.

Teraz przyszła kolej na Makamete. Z fascynacją patrzył jak w ledwo zauważalnym tempie żyły pod skórą wypełniały się czarnymi toksynami. Nigdy jej nie lubił, ale jednak należała do rady i funkcja jaką on sam pełnił do czegoś go obligowała. Poza tym Kaliban na pewno będzie mu zawracał głowę jeśli po prostu pozwoli jej umrzeć.

Rozważył opcje. Z tego co się dowiedział poprzez VOX od Beshana to sekcja medyczna była zajęta przez wroga. Jego sługi są w samym środku walki lub, co bardziej prawdopodobne, już nie żyją. Została tylko próba zrobienia tego co się da w tych okolicznościach, a potem powrót do sekcji medycznej. Wyzwanie było spore - Ionachkt mimowolnie uśmiechnął się do siebie.

Chwilę zastanowił się nad dawką Mortis, dla pewności dodał 10% po czym wstrzyknął ją w pierś Makamete używając swojego Narthecium. Jeśli wszystko pójdzie po jego myśli to wprowadzenie jej w stan zbliżony do śmierci na około godzinę zatrzyma rozprzestrzenianie się toksyn.

- Jak nam będzie dane to zajmę się tobą jak odbijemy sekcję medyczną… jeśli oczywiście do tego czasu przeżyjesz. – rzucił bardziej do siebie niż Makamete.

- Teraz ty moja piękna – Ionachkt odwrócił się do Sykorax. Zawsze miał do niej słabość. Pożerał ją wzrokiem zawsze kiedy się poruszała z perfekcyjną gracją. Do tego była cicha jak śmierć. Odwrócił ją na plecy i dokonał analizy.

- Lewe żebra połamane i wbite w tułów. Skóra w miejscu uderzenia ukazuje zaawansowane stadium nekrozy. Organy wewnętrzne z jednej strony na pewno do niczego się nie nadają – mamrotał do siebie dokonując pierwszego nacięcia laserem wbudowanym w Narthecium. Sykorax zarzęziła z bólu.

Po otwarciu jej brzucha czarna krew chlusnęła na podłogę. Środek ukazywał obraz jakiego Ionachkt się spodziewał. Organy poczerniałe i postępująca martwica. Należało działać szybko. Kolejne wiązki lasera odpowiednio usuwały połamane kości, splugawioną tkankę mięśniową i organy, a następnie zamykały naczynia krwionośne. Wężowa kobieta jęczała w czasie zabiegu. Ionachkt zastanawiał się czy efekt wywołany bólem była agonalny czy ekstatyczny. Myśl o tej drugiej ewentualności wzbudziła w aptekarzu stan dawno zapomnianego podniecenia. Sam nie wiedział, czy to jego szybkie działanie czy jej szczęście spowodowało, że nie trzeba było usuwać niczego co było niezbędne do funkcjonowania jej wężowego organizmu lub organu nie posiadającego duplikatu. Na koniec nałożył na ranę płat nowej skóry i zespolił ją z ciałem.

Ionachkt był zadowolony ze swojego działa. Z jednej strony był prawie pewien, że uratował jej życie, a z drugiej wiedział, że w takim stanie Sykorax nie będzie w stanie wrócić do pełnej sprawności. Jedynym dla niej rozwiązaniem było wrócić do niego na rekonstrukcję tego co musiał wyciąć.

- Beshan, wracam do sekcji medycznej - rzucił w VOX. - A jak ruszyli moje próbki to sami się nimi staną… Oh… dowiedza się jaką Ionachkt potrafi mieć fantazję… - dodał już bardziej do siebie i niewidocznych wrogów.

Tylko odgłos jaki wydawały pancerne buty aptekarza o pokład mógł sugerować jak bardzo jest wściekły. Po nim samym nie było nic widać.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 14-11-2017 o 17:35.
Raga jest offline  
Stary 14-11-2017, 22:38   #12
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Nie mogąc wyłuszczyć żadnych konkretów z zamieszania jakie panowało na ogólnych kanałach, Alpha podłączył się pod kanał Rady. Przechodząc przez kantynę lustrował "szkody".

- Legionista do członków Rady Regencyjnej. W wyniku lokalnej inkursji w Kantynie zginął Radny Oberon. Straty wśród obecnych na miejscu... około 90%. Sytuacja chwilowo stabilna. Gdzie jest potrzebne me wsparcie?

Komunikat był prosty, bez ubarwnień. Wypowiedziany tonem typowym raczej dla Lojalisty, niż Chaosyty. Legion już dawno się przekonał, że na wojnie silni wojownicy przegrywali ze skoordynowanymi żołnierzami i porzucanie pierwotnych doktryn Astartes cechowało głupców.

Czekając na odpowiedź Legion zlustrował wnętrze Kantyny. Pośród krwi, trupów, trzewi i ciężkich do określenia mutacji kilku "szczęśliwców" próbowało dojść do siebie. Niektórzy liźnięci Osnową zyskali dodatkowe dary Mrocznych Bogów. O chociażby taki Huan, który klęczał obok swojej "małżonki". Tęga kobieta ze spanikowana próbowała się odsunąć od męża, którego głowa zamieniła się w płonącą czaszkę. Osłaniała się od niego ręką, która teraz od połowy przedramienia stanowiła coś na wzór rzeźnickiego majchra. Jej dolna szczęka rozszczepiła się i teraz burdel mama przypominała co najmniej jakiś eksperyment z pod ręki xenos.

Dla odmiany żadne tego typu następstwo nie sięgnęło jednej z tancerek, która teraz pod sceną wymiotowała kawałkami jednego z widzów. Chwilę wcześniej wyrywała w szale zębami mięso i trzewia z jego brzucha. Teraz kiedy się opamiętała miała twarz zbielałą. Trzęsła się niczym przerażone zwierze. Kolejna porcja krwawych wymiocin poszła na podłogę, kiedy zobaczyła jak z pomiędzy kilku trupów podniósł się nieszczęśnik, a raczej dwójka nieszczęśników którzy wyjątkowo pechowo zostali scaleni.

Legion w końcu dotarł do miejsca w którym siedział przed falą szaleństwa. Trix nie było. Ogłuszając dziewczynę Legion okazał jej litość. Ale czy na pewno? Nieprzytomna i tak musiała się zmagać z koszmarami jakie zesłała na nią Osnowa. Czy Morze Dusz wciągnęło ją? A może przebudziła się w szaleństwie i leży teraz pośród martwych? Co stało się... z najnormalniejszą kobietą w tym przybytku?

To były pytania, które Legionista postanowił pozostawić bez odpowiedzi. Musiał teraz zająć się innymi rzeczami, dużo ważniejszymi. Podniósł z ziemi jedną ze strzelb, któregoś z martwych gości przybytku. Trójlufowa. Ścięta. Gruby śrut. Chyba ktoś tu wiedział jak sobie radzić z nieproszonym towarzystwem. W parę chwil znalazł truchło posiadacza. Człeka przeciął ktoś na pół tępym talerzem. Zdarza się. Chociaż szkoda było, że tak rozsądni ludzie ginęli w taki sposób. Marine podjął pas z amunicją poukładaną w zgrabne triplety. Załadował nowe naboje.

- Legion Alpha do Rady. Gdzie jest potrzebne wsparcie? - powtórzył komunikat na kanale vox.


 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 14-11-2017 o 23:12.
Stalowy jest offline  
Stary 14-11-2017, 23:28   #13
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
[- Tyle czasu ile wytrzyma Charon. Odczepieniem świątyni się nie przejmujcie. Najpierw Charon, a potem oficer - ] Beshan błyskawicznie zwrócił komunikat Proteusowi [ - Charon, Proteus jako wsparcie za 15 minut - ] ostatnie czarnoksiężnik wrzucił już na wspólny kanał

[ - Którą wybierasz, Ionachkt? Której ja mam pomóc? -] prywatny vox niósł kwestie życia i śmierci prosto do właściwych uszu

[ - Legion Alpha do Rady. Gdzie jest potrzebne wsparcie? - ] powtórzony komunikat tym razem trafił do odbiornika marine Tysiąca Synów.
[ - Według mnie, w Enginarium. Choć bardziej twoje przywództwo niż wsparcie. Lub na pokładzie medycznym - ] natychmiast skorygował polecenie dla Eve o wieści przekazane przez Legionistę. Miała cel. Godny cel.

[ - Znalazłem drogę poza Sztorm. Opuszczamy Immaterium za 15 minut - ] Beshan ogłosił na wspólnym kanale lekko podniesionym głosem
- Jeden z nas może bezpiecznie opuścić rytuał i ratować Charona - powoli cedząc słowa przez głośniki hełmu obwieścił efekt współtwórcom tego sukcesu. To on był nawigatorem i wskazywał okrętowi drogę między gwiazdami - ale bez nich nie byłby nawet w stanie zebrać dość mocy by zacząć. Niewidoczny pod hełmem, krytycznie spojrzał na Hydrę, ale w końcu skinął głową
- Albo dwaj ... skoro parę setek przypadkowych żyć jest tego warte. Bracie Gwrhyr, twoja decyzja? Idziesz ze wsparciem? - zapytał Apostoła jako pierwszego - Hydra? Czy idę sam? -
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 19-11-2017 o 12:31.
TomBurgle jest offline  
Stary 16-11-2017, 05:53   #14
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację

Ionachkt przemierzał drogę z powrotem do sekcji medycznej znacznie szybciej niż robił to w przeciwną stronę. W uniesieniu szczególnie uważnie rozglądał się za wrogami. Na tym pokładzie w polu widzenia w bocznych korytarzach miał jedynie pojedyncze nurglingi, które jednak nie były warte uwagi aptekarza.

Z jednej z odnóg korytarza usłyszał opętańczy krzyk bólu. Po kilku krokach, gdy minął róg, dostrzegł kilka nurglingów rozrywających na kawałki jakiegoś kultystę czy może neofitę. Nawet nie zwalniając, z czystej przyzwoitości posłał im strugę ze swojego miotacza nie zmieniając jednak kierunku w jakim podążał. Mikstura, własnej roboty, jakiej używał jako paliwa nie działała tak dobrze na sługi Nurgla jak na innych, ale wysoka temperatura była wystarczająca. Nawet nie sprawdził czy stwory zginęły czy tylko je przegonił, ale w każdym razie krzyk ucichł.

Ionachkt walczył z pokusą aby zignorować pytanie, które Beshan zadał przez vox. Jednak było to pytanie zadane konkretnie jemu, poza tym z czarnoksiężnikiem miał chyba najlepsze relacje spośród członków Rady. To wystarczyło, aby jednak zmusić się do odpowiedzi.

- Sykorax i Makamente zostały w munitorum. Obie możesz przenieść w bezpieczne miejsce. - W vox słychać było cięcie miecza energetycznego i odgłos padających zwłok. - Sykorax jest stabilna i nią sam się zajmę jak opanujemy ten burdel. Makamete oberwała włócznią demona Nurgla – aptekarz kontynuował relację a towarzyszył temu odgłos pazurów zgrzytających o pancerz, kolejne kilka cięć i gardłowe, agonalne odgłosy przeciwników. - Pewnie nigdy nikt jej tak porządnie nie spenetrował jak dzisiaj – śmiech jaki padł zaraz po wypowiedzeniu tego zdania był mocno niepokojący. Beshan chyba pierwszy raz doświadczył takiego słowotoku i poczucia humoru u Ionachkta. Nie było to normalne.

- Tak szczerze to bym ją tak zostawił, niech ma trochę przyjemności – dokończył aptekarz gdy już opanował śmiech. – A Ty jeśli już koniecznie chcesz się bawić z nią w medicae to się zabezpiecz, bo nowa zabawka Makamete jest mocno toksyczna.

Przez chwile słychać było tylko odgłos pancernych butów.
- Za rogiem będę miał sekcję medyczną – zakończył komunikat aptekarz.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 16-11-2017 o 05:55.
Raga jest offline  
Stary 16-11-2017, 11:56   #15
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
-Legion Alpha do Rady. Gdzie jest potrzebne wsparcie? - Legionista powtórzył komunikat na kanale vox.
-Według mnie, w Enginarium. Choć bardziej twoje przywództwo niż wsparcie. Lub na pokładzie medycznym. - Padła odpowiedź od Beshana.
Sharaeel uznał że powinien się wtrącić, w końcu to on miał pełny ogląd sytuacji. Kto mógłby lepiej pokierować Alphę na właściwe miejsce?
-Przeliczam dane... Dotarcie do maszynowni powinno Ci zająć trzy minuty i czterdzieści dwie sekundy mniej niż do sterowania świątynią. - Odezwał się przez vox młody Magos. - Ubytek mocy zablokował niektóre windy, wyznaczam optymalną trasę. Konwertuję plik i wysyłam. - Przesłał Legioniście zapis drogi w formie informacji głosowej. Jeśli nie napotka po drodze komplikacji, powinien błyskawicznie dotrzeć na miejsce. Przewodnik zawierał jeszcze jedną, dodatkową wiadomość. Brzmiała ona "Postaraj się nie zniszczyć cyber-komponentów", Sharaeel nie byłby sobą gdyby nie spróbował pozyskać nowych materiałów do badań.
-Setebos, Alpha jest trzy minuty drogi od was. Wytrzymajcie. - Poinformował Regenta czekającego na wsparcie.
-Ionachkt, wyślę Ci wsparcie jak tylko będę miał kogoś do przekierowania. - Nadał do medyka pokładowego, choć przeczuwał że rozwścieczony Aptekarz zdąży do tego czasu pozamiatać swoją pracownię.
Szybko zrobił diagnostykę uszkodzeń, czekało go bardzo dużo pracy, zakładając że nic więcej nie zostanie zniszczone... miał nadzieję, że jego własne eksperymenty zbytnio na tym nie ucierpią.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 16-11-2017 o 12:03.
Eleishar jest offline  
Stary 18-11-2017, 01:14   #16
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Ta szarada zaczynała go już męczyć. Przyziemne problemy oddalały go od bogów, aż z duchowego uniesienia pozostała tylko pustka i gniew.

Odłączył się od rytuału - może trochę zbyt gwałtownie, jak na gust Hydry - i spojrzał Beshanowi w skryte pod wizorami hełmu oczy. Starożytny astartes tworzył imponujący na pierwszy rzut oka obraz. Kroczył onegdaj ramię w ramię z owianymi legendą bohaterami i złoczyńcami, osobiście pomagał Fałszywemu Imperatorowi ziścić jego bzdurne majaki o ludzkości rządzącej galaktyką, i był pośród tych błogosławionych wojowników którzy pierwsi odrzucili jarzmo Imperium i złamali bat jego obłudy. Dziesięć tysięcy lat walki o wolność i dobro ludzkości, dziesięć tysięcy lat doświadczenia w prowadzeniu wojny, dziesięć tysięcy lat na gromadzenie wiedzy o rzeczach, które wywróciłyby umysł śmiertelnika na lewą stronę w pojedyncze mgnienie oka. Imponujące - na pierwszy rzut oka. Gwrhyr znał prawdę.

Dziesięć tysięcy lat porażek. Dziesięć tysięcy lat szans, by zgnieść Imperium w proch. Dziesięć tysięcy lat roztrwonionych na wewnętrzne niesnaski i dbanie o własne interesy. Gdy Ghwryr patrzył na tak zwanych Weteranów Długiej Wojny, czuł obrzydzenie, dobrze ukryte pod płaszczem szacunku i kultu starych bohaterów. Pocieszał się czasem, że może taka jest wola Bogów - że nie pojawili się jeszcze słudzy godni tego, by zanieść żagiew zniszczenia w samo serce Imperium. To miało się szybko zmienić, pomyślał z błyskiem szaleństwa w przekrwionych oczach. Tymczasem jednak, mimo brzemienia dziesięciu mileniów zaprzepaszczonych nadziei na swoim koncie, Beshan był jednym z najpotężniejszych i najbardziej przydatnych sług Chaosu jakich Gwrhyr miał okazję poznać. Apostoł uśmiechnął się więc i przetarł zakrwawioną z wysiłku twarz pancerną dłonią, a szpony i zadziory jego rękawicy otworzyły na jego skórze świeże rany.

- Bracia i siostry. - Odezwał się w stronę Beshana, ale jego głos rozbrzmiał w syrenach i głośnikach ukrytych w paszczach gargulców i ustach posągów na całym statku. Nie przedstawiał się - każdy na statku znał jego głos. - Myliłem się, moje dzieci. Jak mogłem się tak bardzo pomylić! - Zawył. - Myślałem, że bogowie wystawiają nas na próbę. Tymczasem, inwazja nieprzyjaciela jest ich darem dla nas! Zrozumiałem to, kiedy zobaczyłem słabość, miałkość i strach tych, którzy ośmielili się podnieść na nas rękę. Zobaczyłem, jak niegodni są naszej uwagi, a co dopiero uwagi naszych patronów! Chwała Chaosowi!- Ryknął, odwracając się od Beshana i schodząc z podium. Upiór, którego Apostoł wysłał wcześniej do walki, wypłynął spomiędzy plastalowych płyt tworzących podłogę świątyni i położył mu niematerialne dłonie na ramionach, ciągnąc się za swoim mistrzem jak płaszcz sinego dymu. - Teraz wróg błaga nas o litość! O przebaczenie! O MIŁOSIERDZIE! - Zjawa zarechotała na te słowa obłąkańczym śmiechem. - Bracia i siostry, znam dobrze zawartość naszych zbrojowni. I choćbym szukał w nich tysiąc lat, nie znalazłbym tam tych rzeczy! Znalazłbym… miecze! Topory! Piły! Karabiny! BOMBY! RAKIETNICE! GŁOWICE! MIOTACZE PŁOMIENI I GRANATY! - Ghwryr z każdą mijającą chwilą nakręcał się, praktycznie wywrzaskując kolejne słowa przez vox. - Więc nasi nieproszeni goście, nasz dar od Bogów, będą musieli zadowolić się NIMI! Nie będę okazywał miłosierdzia! Będę WALCZYŁ! BĘDĘ WALCZYŁ! RRRRRAAAAAAAAAAAAAAAAAA! BĘDĘ WALCZYŁ! WALCZYŁ! WALCZYŁ! WALCZYŁ! - Na potwierdzenie swoich słów Apostoł zmiażdżył tąpnięciem buta baraszkującego mu pod stopami nurglinga. - Bogowie patrzą na MNIE, bracia i siostry, a JA patrzę na WAS! Ten, kto okryje się dziś chwałą, zasiądzie po MOJEJ prawicy! Radujcie się! CHWAŁA CHAOSOWI! - Połączenie zostało przerwane, a Gwrhyr zstąpił w przepastne czeluście świątyni, by tam dokonać woli bogów i roztrzaskać kości ich fałszywych sług.


***


Apostoł kroczył między śmiertelnikami jako półbóg z niebios. Siła, żywotność, nieokiełznana potęga jego formy była tak ordynarnie i bezsensownie wykorzystywana przez zaplute Imperium jako zwykłe narzędzie do prowadzenia wojny, kiedy oczywistym było że miał potencjał do znacznie wyższych celów. Gardził co prawda dekadencją i rozpustą niektórych swoich towarzyszy w Radzie, ale rozumiał potrzebę symboliki ksiąg spisanych krwią, płaszczy zszytych ze skóry i czaszek dyndających z każdego kolca zbroi, które pomagały zrozumieć prostym śmiertelnikom zawiłe meandry tego czym była i co znaczyła posługa bóstwom Chaosu. Musiał jednak przyznać, że sam nie był idealny i zupełnie odporny na prostą przyjemność jaką była walka.

Dlatego nie mógł powstrzymać szelmowskiego uśmieszku gdy Siewca Zarazy z którym walczył uwiesił mu się na nadgarstku mimo bycia odciętym od dolnej części ciała i chlasnął go po twarzy pokrytymi zakrzepłym brudem szponami. Apostoł obrócił się na pięcie i cisnął bulgoczącą kreaturą w stronę Charona, zamiatając po drodze kilka innych.

Rozpalony do białości daemonhost nawet ich nie zauważył. Otaczająca go ściana piekielnego ognia zamieniła żywy pocisk rzucony przez Gwrhyra w popiół jeszcze zanim ten na dobrą sprawę się do niego zbliżył. Apostoł musiał przyznać, że w bitewnym szale Charon był naprawdę inspirującym widokiem - wypalał zarazę demonów Nurgla strumieniami płomieni, rozgrzewając pomieszczenie w którym się znajdowali do poziomu trudno akceptowalnego nawet dla Gwrhyra.

Apostoł, jego upiór Mael i Charon powinni byli poradzić sobie z zagrożeniem w miarę sprawnie, tak się jednak nie działo. Bitwa przeciągała się i była niesamowicie krwawa - mała grupka kultystów których zgarnął po drodze Gwrhyr została starta w proch już w pierwszych momentach potyczki, a kolejne fale demonów nieprzerwanie nadwyrężały cierpliwość i siłę wojowników. Bolter Apostoła wypluł ostatni pocisk i leżał teraz gdzieś pod stosem gnijących ciał Siewców Zarazy i nurglingów, z powodu natężenia energii Osnowy Mael fluktuował pomiędzy możliwością wpływu na świat materialny a pełnym frustracji syczeniu gdy rozpływał się w nicość wbrew swej woli, i tylko Charon wydawał się pełen niespożytej energii, a jego furia stała się ciałem. Przeklęty Crozius Gwrhyra, okrutny morgensztern z zaklętym weń demonem, zaśpiewał zwycięską pieśń gdy jego właściciel nonszalanckim ruchem roztarł atakującego go demona na lepką miazgę, ale sam Apostoł nie widział powodów do śpiewu. Potrzebowali wsparcia, inaczej świątynia zostanie odłączona od Ostatniej Nadziei Ludzkości i stracona pośród prądów Osnowy…

Nagle, pomiędzy sylwetkami napierających demonicznych falang, Gwrhyr dostrzegł inny charakterystyczny kszałt.

- To niemożliwe. - Powiedział cicho Apostoł. Byli w trakcie skoku przez Osnowę. Demoniczne wtargnięcia nie były niczym niezwykłym, wszak same demony były stworzone z czystej materii Osnowy. Jednak pomiędzy Siewcami i nurglingami które go teraz atakowały kroczył Czarnoksiężnik Rozkładu. W jaki sposób dostał się na statek?

Wrogi psyker wyciągnął ku Charonowi rękę, a fala gęstej, duszącej miazmy która z niej spłynęła otoczyła daemonhosta i przygasiła jego płomień. Napór ciał przysłonił Ghwryrowi widok, ale nagłe ucięcie pełnego nienawiści wrzasku piromanty było bardzo wymowne. Po chwili Apostoł zobaczył bandę nurglingów która rozpierzchła się pomiędzy Siewcami, zazdrośnie przyciskając do mikrych piersi kończyny i kęsy mięsa daemonhosta.

- Kto śmie? - Warknął Apostoł, zamiatając przed sobą Croziusem. - Kto śmie podnosić rękę na mnie? Na Ostatnią Nadzieję Ludzkości? -

Odpowiedziała mu tylko cisza czarnoksiężnika i kolejna szarża jego demonów. Gwrhyr zaparł się piętami i szybko ocenił, jakie on i Mael mają szanse wyjść z tego cało, teraz gdy Charon został rozdarty na kawałki. Mogli jedynie grać na czas, dopóki…

- Kapłanie. - Lekko kpiący, uprzejmy głos Helike rozbrzmiał tylko kilka chwil przed tym jak jej boltpistolety zawtórowały mu symfonią zniszczenia. Obok niej do pomieszczenia wtarabanił się Proteus na czele swojej prywatnej gwardii trzydziestu zaprawionych w bojach, ciężkozbrojnych kultystów.

- Nie spieszyliście się. - Apostoł ukrył ulgę z taką samą łatwością, z jaką ukrywał wszystkie inne emocje przy reszcie załogi.

- Musisz nam wybaczyć. Potrzebowaliśmy czasu, żeby okryć się chwałą. W końcu któż nie chciałby zasiąść po TWOJEJ prawicy? - Śmiech Helike, chrapliwy i zniekształcony przez aparat oddechowy która nosiła, był niemal tak zaraźliwy jak plagi samego Nurgle’a. Mimo to, Gwrhyrowi nie drgnął nawet mięsień na poharatanej, pokrytej zakrzepłą krwią i cuchnącym śluzem twarzy.

- Koncentrować ogień! Niech utoną we własnych martwych! - Darł się Proteus, wymachując maczugą energetyczną. Apostoł podziwiał jego wstrzemięźliwość - był naprawdę znakomitym wojownikiem, ale rozumiał też swoją przydatność jako lider i taktyk.

Gwrhyr przygotował się do odparcia ataku jednego z Siewców, gdy ten po prostu rozpadł się na kawałki w połowie kroku. Apostoł znał to rękodzieło, i rzeczywiście, po chwili pomiędzy walczącymi dostrzegł wynaturzoną postać Kalibana, zrodzonego z ciemności zabójcy, przez którego Gwrhyr nauczył się strzec własnego cienia. Niczym jakiś okrutny, nieludzki tancerz Kaliban wirował, rozpływał się w mroku i skakał pomiędzy skupiskami walczących, a jego ostrza zamieniały przeciwników w rzadzką papkę.

Mając przy sobie taki zespół było bardzo niewiele rzeczy których Apostoł mógł się obawiać. Niedługo mieli wyjść z Immaterium, a wtedy demony zostaną z łatwością dorżnięte i Rada będzie mogła na spokojnie zająć się szacowaniem strat, oraz szukania powodu całego ambarasu.

Wrogi czarnoksiężnik wydawał się usłyszeć myśli Apostoła. Rzeczywistość zadrgała wokół niego gdy zaczął tkać zaklęcie, a od mocy Osnowy którą naginał do swej woli kapłanowi ścierpły zęby.

- Helike! - Krzyknął, wskazując na czarownika, ale archeotechnologiczne pociski kobiety z sykiem zdezintegrowały się w kontakcie z polem refrakcyjnym nieprzyjaciela. Gwrhyr ruszył ku niemu, ale było już za późno - zaklęcie zostało związane mocą, a jego efekt był od razu widoczny i przerażający - wszyscy walczący, wraz z konsolą sterowania świątynią, zostali zamknięci w bańce temporalnej. Czas płynął w niej szybciej, co miało dać czarnoksiężnikowi i jego sługom czas by poradzić sobie z załogą i odłączyć świątynię zanim Ostatnia Nadzieja wróci do Materium. Gwrhyr stracił swojego największego sprzymierzeńca - czas. Teraz obie strony mogły tylko mieć nadzieję że wyrżną drugą i dopną swego, a mroczni bogowie sekundowali im przy akompaniamencie wrzasków i wiwatów swych sług.

***


Wszystko było stracone.

Gwrhyr rozejrzał się wokoło. Kaliban miotał się jak szalony, ale w końcu Siewcy otoczyli go. W chwili, gdy mieli utopić go pod lawiną ciosów i przegniłych ciał, tajemniczy zabójca implodował pół-materialną, czarną cieczą, i zniknął jak kamfora. Nieopodal leżała Helike - nieprzytomna i ciężko ranna. Kikut jej prawej ręki, odciętej mieczem jednego z demonów, wydawał się zielenieć i rozkładać prosto na oczach Apostoła. Proteusowi nie wiodło się wiele lepiej - był śmiertelnie ranny na jakiekolwiek standardy, a jeśli do jego rozległych obrażeń dodać skażenie plagami Nurgle’a, Ghwryr miał wątpliwości czy zdążyliby go wsadzić do komory stagnacyjnej. Nawet, gdy jego oddział został rozniesiony na strzępy, Proteus nie poddawał się - także teraz, na granicy śmierci, nie pozwolił sobie by upaść. Stał oparty o ścianę, przygnieciony do niej cielskami zamordowanych przez siebie Siewców.

Przez co najmniej pół godziny walczyli z przeważającymi siłami demonów. Czarnoksiężnik był potężny - nawet po rzuceniu czaru zakłócającego miejsce w czasie pomieszczenia brał czynny udział w walce, chociaż widać było ile wysiłku kosztuje go utrzymanie czar. Gwrhyr pojedynkował się z nim przez, jak mu się wydawało, całą wieczność, i czuł że zdobywa nad nim przewagę, gdy nagle jeden po drugim jego towarzysze padli pod naporem nieprzyjaciela. Teraz Siewcy Zarazy zmusili go do klęknięcia przy konsoli sterowania Świątynią, jego domem, a czarnoksiężnik z okrutną powolnością wstukał odpowiednią kombinację w klawiaturę, a jego ręka zawisła nad przyciskiem który wystrzeli całą konstrukcję ku zagładzie.

- Wiesz… Zawsze zastanawiałem się… - Stęknął Apostoł, plując krwią. - Czy to, że dziadek Nurgle odebrał wam… możliwość czucia bólu. - Zaintrygowany, czarnoksiężnik obrócił głowę ku Ghwryrowi. - Jest błogosławieństwem czy… bardziej… przekleństwem. - Astartes wyszczerzył pokryte krwią zęby. Czarnoksiężnik zaś drgnął, chcąc zakończyć sekwencję, ale coś było nie tak - nic się nie stało. Nagle zrozumiał, widząc gładko obcięty kikut w miejscu, gdzie wcześniej było jego ramię. - Tego szukasz? - Apostoł potężnym ruchem strząsnął z siebie Siewców Zarazy, chwycił spod stóp czarnoksiężnika jego odciętą rękę i przyfanzolił mu nią prosto w czerep, jak maczugą. Upiorny Mael, w końcu powróciwszy do świata materialnego, wyszczerzył się w złym uśmiechu i zlizał bulgoczącą od chorób krew czarnoksiężnika ze swojego miecza.

Czarownik padł do tyłu, oszołomiony, ale Gwrhyr już stał nad nim, gotów zatłuc go na śmierć jego własną kończyną.

- Czego. Spodziewałeś się. Ty. Żałosna. Kreaturo. - Każde słowo wypowiedziane przez Apostoła było zaakcentowane potężnym uderzeniem. Mael odganiał demony od dwójki walczących śmiercionośnymi ciosami swojego miecza. - Nie jesteś godzien nawet tego, by zarazić mnie katarem. Popełniłeś błąd, atakując Ostatnią Nadzieję Ludzkości! Bogowie patrzą na MNIE! - Ostatnie uderzenie zmieniło hełm czarownika w eksplozję kwawałków ceramitu. - A ja… na twoje nieszczęście… spojrzałem na ciebie. - Wydyszał astartes, odrzucając zmasakrowaną kończynę. Ku jego obrzydzeniu, z szyi jego przeciwnika nie trysnęła krew, ani nawet śluz - stado szczurów zaczęło nagle opuszczać zbroję martwego czarownika wszystkimi możliwymi otworami. Część była martwa, wysypując się bezwładnie spomiędzy pancernych płyt, ale inne z piskiem rozpierzchły się po komnacie i zniknęły w jej zakamarkach.

Gwrhyr splunął na pustą zbroję i z trudem sięgnął po swój Crozius. Czuł, jak kości w jego ciele chroboczą i trą jedna o drugą w nienaturalny sposób. Zapewne miał wiele wewnętrznych krwotoków, nie wspominając już o wszelkiej maści plugastwie które atakowało teraz jego system odpornościowy. Apostoł nie czuł się już jak półbóg między śmiertelnikami, ale niech go szlag trafi jeśli nadal tak o sobie nie myślał.

- Bogowie patrzą na mnie. - Powtórzył mocnym głosem, stając plecami do konsoli i stawiając czoła hordzie Siewców Zarazy i nurglingów która właśnie zbierała się do kontrataku. Mael zmaterializował się u jego boku. Widok ten chwyciłby Gwrhyra za serce, w innym życiu, w innym czasie. - Chodźcie, i bierzcie z tego wszyscy! - Warknął Apostoł. Miał nadzieję, że w akcie oporu demony zrobią odwrotnie niż im każe. Mylił się. Wataha opadła dwóch chaosytów, kapłana i monstrum, i pochłonęła ich całkowicie.
 

Ostatnio edytowane przez Krieger : 18-11-2017 o 01:43.
Krieger jest offline  
Stary 19-11-2017, 12:23   #17
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Ofiara z ambicji

Pozostawiony sam na sam z rytuałem Hydra radził sobie nawet lepiej niż Beshan przewidywał. Wszak ta część - wyprowadzenie okrętu z Immaterium w już znanym miejscu - wymagała dokładnie takich kompetencji jakie wyznawca Nurgla posiadał.
Oczywiście, bogowie bywali kapryśni. Ale opuszczali ich już królestwo, i ich długie ręce nie karciły tu swoich wybrańców tak okrutnie jak na swoich ziemiach.

Czarnoksiężnik opuścił świątynię przez wielkie, rzeźbione wrota, nawołując wolną od walk załogę do zebrania się wokół niego. Zaprzężone do pracy doświadczenie tysięcy generałów piszących Tactica Imperialis i setek Mistrzów Zakonnych współtworzących Codex Astartes - ze wszelakimi apokryfami dodawanymi przez Legiony - oceniało ludzi, dzieliło ich na oddziały i rozsyłało z zadaniami po okręcie. Wyznaczał bezpieczne, trudne do odgadnięcia trasy, wyraźnie zaznaczał że mają pieczołowicie pozbierać co im rozkazał(i co z tych rzeczy mogło ich zabić, gdyby nie posłuchali instrukcji) i wskazał bezpiecznie kryjówki gdzie mieli to ukryć. Mieli wiele do zyskania - co najmniej, bogactwo i łaskę - i jeszcze więcej do stracenia, bo, jak czarnoksiężnik Tysiąca Synów nie omieszkał zademonstrować załodze przy okazji schwytania inkwizytorskiego Śledczego - nikt o zdrowych( i nawet większość bez nich) zmysłach nie chciał trafić na jego warsztat tortur. Nagroda i kara, kij i marchewka, jasne zadania i starannie przemyślany plan - to musiało wystarczyć. Już był gotów ruszyć, gdy odebrał raport Proteusa o stanie rzeczy w sterowni.
Śmiertelni musieli radzić sobie sami, i na pohybel im jeżeli nie podołają prostym zadaniom które im zlecił.

Ale też ubyło im przeszkód.

Pozbawiony swoich przybocznych - którzy mieli swoje zadania w tym wielkim planie - zawrócił w kierunku sterowni z dziesiątą częścią najlepiej uzbrojonych załogantów, poganiając ich tak by zdążyli na czas. Mijane korytarze nabierały detali, a postrzeganie Immaterium wyostrzało się w miarę jak alchemiczna Róża z Prospero wpływała w żyły Marine. Dłuższą chwilę poświęcił psychicznemu obmacywaniu bytu który wisiał nad okrętem. Ale kiedy z odległości dalszej niż ktokolwiek mógł podejrzewać rozpoznał bitewny zgiełk, skupił się na tu i teraz. I zaobserwował obecność innego psionika. Potężnego, zapewne dokładnie tego którego kazał Proteusowi upolować.




- Pan Planów patrzy. ZAWSZE! - ryknęła znienacka odpowiedź czarnoksiężnika, wspomagana nagłośnieniem hełmu, kiedy ten zsunął z siebie dar Tzeentcha i włączył się do walki w sterowni zrzutu świątyni, dając też sygnał do walki ludziom których przywiódł ze sobą i siejąc ferment wśród kontratakujących zgodnie z najlepszymi regułami zasadzek.
Silna, ledwie stabilna wiązka mocy Osnowy wniknęła kolejno w ciała Gwrhyra i Proteusa, zasklepiając rany i wzmacniając ciało do jeszcze jednego zwarcia - tym razem ramię w ramię z szukającym godnego przeciwnika czarnoksiężnikiem. Bo horda nurglingów, choć była bezpośrednim zagrożeniem, nie stanowiła wartego uwagi pokarmu ani dla Brzytwy, ani dla Płomienia Ludzkości. Wirował między przeciwnikami, chroniony obie więzi, i swoimi wyostrzonymi alchemią zmysłami szukał nici którą miał przeciąć by zakończyć ten najazd.


Koniec końców, wszystko będzie tylko pyłem
Jedna z hipno-mantr 1 Bractwa Tysiąca Synów
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 19-11-2017 o 14:26.
TomBurgle jest offline  
Stary 24-11-2017, 13:03   #18
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację





Cytat:
Trzydziestoma-siedmioma kluczami Tzeentcha
otwieramy drogę dla naszych braci.
Tysiącem szeptów Slaanesha wołamy do nich.
Dwunastoma plagami Nurgla powalamy ich wrogów.
A z potężnym toporem Khorna otwieramy dla nich świat.
Ostatnia Nadzieja Ludzkości płynęła przez osnowę. Wielki Leviatan wciąż krył ich swym cielskiem. Zamysł, czy zwykły przypadek? Nikt nie mógł ocenić.
- Leć! - okrzyk Hydry pogonił Beshana by wspomógł towarzyszy walczących poniżej.
Gdy on wydawał polecenia ludzie i Regenci umierali poniżej. Czy jego wcześniejsze przybycie uratowałoby kilku z nich? Tzeentch raczy wiedzieć.



Enginarium
Legion biegł ciemnymi zaułkami okrętu. Obserwował i słyszał na voxie co się działo. Chaos na okręcie. Ludzie walczyli z demonami, bądź poddawali im się w rozpaczy i beznadziei. Ratowała ich Rada i kilka innych wyjątkowych jednostek na pokładzie… ich rolą było tylko utrzymać przez jakiś czas te części okrętu którymi wróg i tak nie bardzo się interesował i nie kierował tam swoich większych sił.

Demony Nurgla całkowicie zalały enginarium. Legion widział to z dziury w suficie. Odsunięty stalowy panel pozwalał widzieć co dzieje się dwadzieścia metrów niżej. A nie działo się dobrze. Demon Kuźni wyglądał jakby próbował zjeść główną konsolę, ale nie miał siły i miast tego co chwilę wyżygiwał na nią tysiącletnie odchody… nawet Sharaeel nie wiedział co się dzieje i jedynie spekulował, że to jakaś jego forma komunikacji z duchami maszyn.
- Jak to mówią… - uśmiechnął się do siebie Legion - na pochybel skórwysynom.
i miotaną prosto w demona plastikową butelką domestixa, bardzo silnego środka do czyszczenia kibli z przytwierdzonym do niego taśmą świętym granatem jakiego bardzo niewiele istot spoza ordo malleus kiedykolwiek choćby na oczy widziało.
Jeszcze nim granat dotarł celu Legion zeskoczył za nim…

Pokład Medyczny
~Nie ma tu tych których szukasz~ nie usłyszał, a “zaswędział” Ionacht gdy otwierał gródź swej domeny. Zwolnił wtedy. Wszedł ostrożnie by zobaczyć swoją pracownię całkowicie wybebeszoną. To czego tajemniczy goście nie mogli zabrać i zrabować to zniszczyli. Gniew narósłby w apatycznym sercu nurglity, gdyby miał na to czas. A nie miał, bo na samym środku leżała wielka kupa gówna i zwłok (które musiały zostać tu specjalnie zniesione), z której właśnie kończył formować się Siewca Zarazy… A patrząc po wielkim dzwonie, zwanym Trzynastym Hymnem i odciętej kończynie chyba wiedział który to dokładnie.
“Rozmowa nie była długa”. Demon starał się zrozumieć odmowę, ale nie był w stanie… będąc tak bardzo częścią czystego chaosu, jednocześnie tak wysoko w hierarchii i tak głęboko w apatii nie docierały do niego idee lojaności czy niechęci-bycia-dziwką-większego-demona. Walka się powtórzyła. Była szybka. Była brutalna. Ionacht walczył z gniewiem którego dawno nie czuł, bo walczył w zgliszczach swej ukochanej pracowni. Lata badań poszły w cholerę.

* * *

Ionacht wyszedł ze swej pracowni chwiejąc się. Jego zmutowane demoniczne ciało kotłowało się pod nim gdy walka rozgrywała się wciąż, ale teraz w jego umyślę. Ryknął raz i drugi dodając sobie sił, ale nie… nie dał rady.
Herold Nurgla wygodnie usadowił się w głębi jego duszy…



Lata świetlne dalej




Ibrys zapłonął. W ostatnich chwilach życia jego dusza wzywała Imperatora z większą duąmą niż admirał wygrywający niemożliwą bitwę! W świętym uniesieniu wspanialszym niż siostra bitwy będąca świadkiem cudu! Z miłością większą niż tysiąc matek pierwszy raz widzących swe dzieci! Z duszą tak wspaniałą, że…

Umierał… umierał po tysiąckroć i jeszcze i jeszcze… kilku przeżyło razem z nim. Potężne umysły. Potężne dusze. Które miały w przyszłości nieść słowa swych panów między gwiazdami. Ale z nim było inaczej. Blask Astronomicanu wypalał mu oczy. Wypalał mu ciało i kości, a gdy już ginął zupełnie zmieniając się w pył nagle był znowu. Potężniejszy niż kiedykolwiek. Wspanialszy niż kiedykolwiek… i znów płoną na nowo zasilając Astronomican z mocą większą niż tysiąc tur psykerów ofiarowanych mu w ofierze.

Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.
Śmierć. Odrodzenie.

Zawsze silniejszy. Zawsze wspanialszy.
Nagle stał już sam. Jedenastu proto-astropatów adło jak wznak, a Ibrys… stał w pełnej chwale Astronomicanu… pełnej chwale Imperator niewzruszony. Nagi. Potężny. Tytaniczny. Jakby równać się miał z prymarchami!

ŚWIĘTY BLASK JEGO GRACJĄ!
PARA SKRZYDEŁ JEGO OPOKĄ!
NIECH ZADRŻY WSZELKI WRÓG!
Imperator Chroni

Spłonął po raz ostatni zabierając ze sobą jedenaście dusz przypieczętowanych Imperatorowi. I wraz ze światłem Astronomicanu udał się w galaktykę nieść Słowo Imperatora… Słowo wielkie i potężne. Słowo brzmiące WOJNA!



Wszyscy

Nagle wszystko się zakończyło… właśnie mieli wyjść z warp gdy osnowa… przestała być osnową. Wielki Leviatan uciekł w panice, chcąc się schować gdzieś w zakamarkach spaczni gdy złote światło skąpało ich wszystkich. Cały okręt przesiąkł nim po praz pierwszy go dostrzegli. Astronomican.
Piękny i wspaniały. Odrażający i zdradziecki.
Piękny czy zdradziecki?
Odrażający i wspaniały!

Podróże przez osnowę powodowały swe własne fenomeny. Szaleństwo, inwazje, wizje… ta wizja była wyjątkowa. Nie było w niej strachu, ani pogardy. A jednocześnie była na swój sposób straszniejsza i bardziej miażdżąca niż cokolwiek co widzieli Regenci… co widziała załoga...


Wasza ostatnia walka nim wyskoczycie z warp.
Światło astronomianu potężniejsze niż ktokolwiek żyjący pamięta rozświetliło galaktykę a jego święty blask trafił bezpośrednio tysiące okrętów aktualnie będących w czasie podróży przez osnowę. W tym was.

W wizjach widzicie samych siebie. Ale innych. Widzicie siebie jako wierne sługi Imperium. W pełnej chwale i glorii. Odnajdujących się w służbie i znajdujących radość w byciu częścią całości. W gromieniu wrogów Imperium.

Obserwujecie to tak jak wam się podoba. Trzecia osoba, pierwsza… może wasza percepcja wyląduje w oczach jakiegoś waszego towarzysza, albo całość będzie od początku do końca rozgrywać się bezpośrednio w waszej wyobraźni a wizją uczyni to niezależność tego jak te wyobrażenia się toczą od waszej woli.

Chcę zobaczyć emocje. Pokażcie, że wasze postaci nie są jednowymiarowe i nawet w ich skorupach nienawiści i pogardy są pęknięcia… albo i nie. Pokażcie jak potężne one są. Jak niewiele już zostało ludzkich emocji w waszych umysłach, jaką pogardą darzycie tamte byty, ale chcę widzieć te emocje.


 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 26-11-2017 o 15:52.
Arvelus jest offline  
Stary 24-11-2017, 18:28   #19
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Zidiociali, niekompetentni, bezużyteczni megalomani! Niedorozwinięte wypierdki przecenionej i przestarzałej inżynierii genetycznej! Wściekłość na Beshana i Gwrhyra wzbierała w Sharaeelu wręcz niemożebnie. Gdyby te niewydarzone, nieskończenie zadufane w sobie tępaki słuchały w potrzebie poleceń mądrzejszych od siebie, zamiast w kółko zgrywać nieomylnych i niezastąpionych, poniesione przez nich straty byłyby znacznie mniejsze.
Ale oczywiście winnych tego stanu rzeczy będą widzieli we wszystkich, tylko nie w sobie. Beshan przez dziesięć pierdolonych tysięcy lat nie nauczył się, że gdy sytuację ogarnia ktoś bardziej kompetentny, to się robi co mówi zamiast tracić czas na pokazywanie jakim to się jest wielkim i niezależnym. A Gwrhyr, szkoda słów... wielki boży wybraniec od siedemdziesięciu siedmiu nurgle'owskich boleści. Powinien zostać przy rytuale, tam gdzie się do czegoś przydawał, zamiast gnać w najgorszą siekaninę na złamanie karku jak jakiś pierdolnięty Khornita! Czy on się z Nyxem i Styxem na mózgi pozamieniał?! Albo ten jego Crozius spadł mu na głowę o jeden feralny raz za dużo. Sharaeelowi aż zrobiło się słabo, na szczęście wspierał się obiema dłońmi na konsoli, by utrzymywać połączenie ze swoim jedynym na tę chwilę kompetentnym współpracownikiem. Oni byli ostatnią nadzieją Ostatniej Nadziei Ludzkości.
Młody Magos zachodził ostro w głowę jakim cudem wytrzymał z nimi te wszystkie cholerne lata. Jedna nieprzewidziana sytuacja kryzysowa i wszelkie ich niezliczone, wszechobecne przechwałki okazały się mniej warte niż zjełczały smar do narzędzi, z dodatkiem piasku na domiar złego. Wrodzona, niemalże nadludzka potęga Astartes dawała im złudne poczucie wszechmocy, przyćmiewała zdrowy rozsądek i trzeźwy osąd sytuacji, za to rozdmuchiwała ego do kosmicznych rozmiarów. W rezultacie byli nieświadomi własnych, przyziemnych ograniczeń, albo uważali że są one jedynie urojeniem otoczenia. Przecież byli najdoskonalsi w całej galaktyce, aby ich krwawe ogary... Tym samym ci "wybrańcy" przedstawiali często niższą wartość, niż ludzie na podobnym poziomie wyszkolenia. Półbogowie niech to Tzeentch przeklnie i Nurgle obsra, też sobie wymyślili. Półmózgi co najwyżej.
Kto ratował teraz statek? Żaden cholerny Space Marine, tylko on dowodząc na mostku i Hydra prowadząc rytuał w świątyni, bo tamta dwójka była zajęta wygrzebywaniem się z przeogromnej sterty obrzydliwego gówna i innego, jeszcze gorszego plugastwa, w którą wpadli nie umiejąc posłuchać głosu rozsądku. Legionista był niewiele lepszy, wprawdzie znikające sygnatury demonów świadczyły o jego niewątpliwej nawet teraz skuteczności, jednakże z niezrozumiałych dla młodego hereteka powodów, ten Astartes od zawsze miał bzika na punkcie Imperium. Cholernego Imperium! Czym zupełnie odstawał od całej reszty Rady, warto zauważyć. Możnaby było od tego zwariować, gdyby jego cybernetyczny mózg był jeszcze podatny na szaleństwo. Lekceważące podejście Ionachkta do higieny w sekcji medycznej to przy tym wszystkim żadna wada, zwłaszcza że był Nurglitą. Przynajmniej próbował zachować czystość gdy zajmował się mniej zakaźnymi członkami załogi. I wtedy, gdy jego wewnętrzna tyrada miała osiągnąć swoje apogeum, potężnie jak nigdy rozbłysł Astronomican...

Sharaeel widział Świętego Marsa, jego ogromne, starożytne kuźnie i niezliczone tabuny pracujących w nich bez wytchnienia, czy słowa skargi Adeptus Mechanicus. Tech-kapłanów zaszczyconych tym, że trafili do pierwotnej kolebki swego wspaniałego kultu. Widział też... widział siebie samego! najmłodszego Arcymagosa w historii, tworzącego na chwałę Imperium potężne machiny bojowe i pławiącego się w glorii Omnissiaha, gdy jego rozliczne, olśniewające dzieła siały zniszczenie wśród plugawych sług Chaosu. Potężnego, metalicznego, wolnego od zmutowanej tkanki, oczyszczonego z wszelkiej słabości ciała, otoczonego gronem wiernych akolitów czekających na nauki, których miał im udzielić. Gdyby inni Magi mogli czuć zazdrość, zapewne zżerałaby ich nieustannie, gdy tylko przebywali w jego pobliżu.
Doskonałego, szczęśliwego jako... zaraz szczęśliwego?! To było niczym grom z jasnego nieba. Jak to pokraczne coś, pozbawione możliwości czucia czegokolwiek i zamknięte w skamieniałych, przeżartych do cna rdzą dogmatach tech-kapłanów mogło być szczęśliwe? Czy on w ogóle wiedział, co to znaczy szczęście?! Czy znał jakiekolwiek ludzkie emocje? Gdzie znalazł spełnienie przepełniającej jego jestestwo żądzy wiedzy? Gdzie postęp i perfekcja, których tak bardzo pragnął przez całe swoje życie? Bezmiar odkryć wciąż na niego czekał, nawoływał go z oddali, a on zadowalał się stagnacją i rozkładem?
Fałsz bijący z tego, przeraźliwie wręcz karykaturalnego obrazu przepełnił Sharaeela bezgranicznym obrzydzeniem. Imperium bezustannie zmuszało ludzi do tkwienia w sztywnych ramach i wmawiało im, że dzięki temu są szczęśliwi. Wręcz zmuszano obywateli, by w to uwierzyli. Biada tym, którzy nie dawali się zmanipulować... "Imperator Chroni" i inne tego typu bzdety, dobre kurwa sobie. Groteskowe truchło powstrzymywane przed rozkładem przez technologię, którą gdyby odkryto dziś, uznano by od razu za bluźnierczą. Potęga zbudowana na herezji, ukrytej pod płaszczykiem cudów. Hipokryzja w każdym calu. Młody Magos dawno już przejrzał te kłamstwa, poznał prawdziwą drogę. Teraz gdy znienawidzony Imperator próbował mu zaszczepić tę obłudną, fałszywą wizję, tę groteskową parodię życia którego pragnął, jego determinacja stała się jedynie jeszcze silniejsza, umocniona przez przełamanie kolejnych kajdan, które planowano mu dziś założyć.
Furia, gniew, nienawiść... wszystkie uczucia jakie obudziły się w nim tamtego pamiętnego dnia, gdy zrozumiał jak go przez lata oszukiwano, choć wtedy przytłoczone ekscytacją nową ścieżką (a może raczej, odnalezieniem właściwej ścieżki?), teraz niczym nieskrępowane powróciły ze zdwojoną siłą. Wściekłość na Imperium napędzała go często w równym stopniu, co wrodzona dociekliwość i perfekcjonizm, choć na ogół nie był tego świadom. Wiedział, że nigdy nie ulegnie ich propagandzie i słodkim obietnicom, skrywającym plugawą truciznę błogiej nieświadomości i ciemności niewiedzy. Nie gdy wiedział, jak wiele by utracił poddając się temu czemuś, co błądzącym w ciemnogrodzie imperialnej propagandy mogłoby wydawać się rajem. Nie straci siebie i wszystkiego co osiągnął i co mógł osiągnąć, na rzecz gnuśności i stagnacji. Będzie nieustannie kroczył ku nowemu i wzniesie się ponad granice tego co znane.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.

Ostatnio edytowane przez Eleishar : 10-12-2017 o 01:00.
Eleishar jest offline  
Stary 24-11-2017, 23:50   #20
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Dawno temu, kiedy Legionista wraz ze swoimi braćmi zostali skazani na bliższe kontakty z Osnową i kiedy przyszło mu poznać pewne sekrety Immaterium, zastanowiła go sprawa tego całego odbijania świadomości i emocji na tym co było za zasłoną. Inkurzja w kantynie była najlepszym dowodem tego co się dzieje, kiedy będąc zanużonym w Morzu Dusz skupia się swoje odczucia. Rozerwanie kogoś samą nienawiścią do niego.
Pojawiało się jednak zgoła inne pytanie. Czy demony nieczystości w wyniku przebywania w przestrzeni na pół-immaterialnej stają się bardziej podatne na to co służy do utrzymania czystości?
Zaraz miał się o tym przekonać.
Wyczekał moment i zeskoczył za ciśniętym przed chwilą ładunkiem

***

Trix otworzyła oczy i natychmiast zaczęła wrzeszczeć z przerażenia. Krzepkie dłonie wyznawców nurgla przytrzymywało ją. Wydawało się jej, że gdy zapadła ciemność tam w kantynie to zabrało ją morze, a potem wyrzuciło gdzieś daleko. Morze? Wielki zbiornik wodny. Wydawało jej się, że nigdy nie widziała czegoś takiego na żywo, ale jednak ta wizja znalazła się w jej umyśle… w jej śnie. A teraz sen się skończył. Przebudziła się w koszmarze. Wokół znajdowała się maszyneria okrętowa, potężne generatory połączone razem i zasilające jakieś inne mechanizmy. Gdzieś w oddali ludzie walczyli z demonami, jednak tu - sługi Nurgla opanowały tą sekcję Generatorium. Mechaniczny Koszmar - fuzja maszyny i demona próbowała coś zrobić z głównym panelem sterującym lecz to się nie udawało. W koło tłoczyły się małe, ohydne stworzenia oraz parę innych kreatur rodem z Ogrodów Pana Much. Byli też ludzie… kultyści, którzy nawiedzeni przez demony popadli w religijną ekstazę. Słysząc wrzaski kobiety Demon Kuźni wskazał wielki symbol Nurgla, który ktoś wymalował krwią, śluzem i nie wiadomo czym jeszcze.
- Zuuuooożyć ofiiaaaarę - wybulgotał z siebie do kultystów, którzy wydając z siebie nieartykuowalne dźwięki rzucili dziewczynę na środek znaku.
Inny kultysta w tym momencie zgarnął blaszanym kubkiem wymiociny, które padły na konsolę i zbliżył się do kobiety ściskając rdzewiejące w oczach naczynie. Pozostali kultyści dopadli do niej. Jeden przyciskał ją do ziemi, drugi chwycił jej głowę i siłą rozwarł usta.

Głośne łupnięcie przedarło się przez harmider walki. Coś uderzyło Demona Kuźni w łeb. Istota sięgnęła do swojej głowy i zdjęła coś co zagłębiło się w jej gnijącą tkankę.
W ciągu sekundy Demon zrozumiał, że ktoś sobie z niego bezczelnie zakpił. Gruby plastikowy kanister wyjątkowo agresywnego środka czystości już powoli się rozkładał pod jego dotykiem. Jednak to co było na odwrocie…
Drugiej sekundy na zastanowienie nie było.
Przedmiot, który nie powinien się znaleźć na takim okręcie eksplodował.

***

Kawałki poświęconego srebra wymieszane z gęstą substancją żrącą rozerwały tkankę demonicznego konstruktu, zmiotły rój nurglingów, poszatkowały kultystów i rozpruły demony. Z pysków plugawych istot dobył się ryk bólu i gniewu, kiedy poświęcony materiał zamian rozłożyć się w kontakcie z nimi zagłębiał się coraz bardziej w ich ciała. Żrąca substancja, która powinna nic im nie zrobić, tutaj gdzie granica między Materium, a Immaterium była płynna zyskała nadzwyczajną moc przez…koncepcję i jej przeznaczenie. Trix wyrwała się wyjącym z bólu kultystom i chyba tylko ona zwróciła uwagę na jakiś niezwykły świetlny fenomen, który zaraz po eksplozji opadł na mechanicznego demona. Bestia ryknęła jeszcze głośniej i zaczęła się miotać. Przez jej pysk i tors dymiący od ran przechodziła teraz długa poszerzająca się szrama. Wymachując mieczem i odnóżami demon zdołał tylko zabić kultystę z nieczystym naczyniem oraz swoich pomniejszych pobratymców. Przez ułamek sekundy zdołał dostrzec przeciwnika. Ludzki kształt, który się rozmywał, rozchodził… którego otaczały rozbłyski i dziwne świetlne anomalie. Ten ktoś wyślizgiwał się także osnowicznym zmysłom…
Jednak broń którą dzierżył w dłoni była wyraźna ponad wszystko.
I była rzeczą która tym bardziej nie powinna się znaleźć na okręcie heretyków.

Półmetrowe ostrze, które dzierżył napastnik, przecięło powietrze i zabiło jednym ciosem dwóch pozostałych kultystów. Kilka mniejszych demonów, którym oszczędzono kontaktu z poświęconymi odłamkami i domestixem rzuciło się z nienawiścią na wroga. Zawtórował im okaleczony Siewca Zarazy wymachując swoim Ostrzem Plagi. Przeciwnik jednak rozmył się w powietrzu niczym jakaś iluzja, a po chwili i demoniczne byty wyły rozsypując się w skwierczący pył. Demon Kuźni zaszarżował próbując trafić przeciwnika szerokim zamachem mechanicznej ręki. Na próżno. W ripoście tamten odciął mu trzy nogi z mechanicznego cielska. Demon zawył, kiedy jego esencja była wypalana od kontaktu z orężem wroga.
Nie mogąc namierzyć przeciwnika Plugawiec zebrał moc Osnowy i wtłoczył ją w swoje ciało. Ze zgniłej tkanki pospiesznie zaczęły wylęgać się opasłe muszyska… cały rój. Demon się wycofał pod główną konsolę rozsiewając wokoło gęstą chmurę owadów. Jednak zaledwie dwa metry od jego lewej flanki chmura była przerzedzona. Demon nie omieszkał rzygnąć w tamtym kierunku strumieniem plugastwa. Przerzedzenie przesunęło się na prawo, a za nim szedł strumień ohydztwa. Kiedy już miał sięgnąć swoją ofiarę, ta wyskoczyła w powietrze prosto nad głowę Plugawca. Ten zwinnie przewrócił się na grzbiet i wygiął ciało, aby pochwycić bezczelnego śmiertelnika mechanicznymi odnóżami. Z tej pułapki przeciwnik miał już się nie wywinąć.

***

Kiedy tylko Trix zrozumiała, że oto przybył dla niej ratunek wymknęła się swoim oprawcom. Nie daleko jednak, główna konsola znajdowała się bowiem na rozległej platformie zawieszonej gdzieś w połowie wysokości Enginarium. Stąd mechaniści mogli spokojnie obserwować i nadzorować pracę serwitorów i ludzi. teraz miejsce to roiło się od nurglingów i ciał zabitych ludzi. Kobieta szybko pochwyciła leżący między zwłokami pistolet maszynowy. Sprawdziła magazynek. Było w nim jeszcze trochę naboi. Za jej plecami toczyła się walka nieznanego sojusznika z Demonem. Biorąc pod uwagę z jaką łatwością ten rozprawił się z istotami z Osnowy miał szansę wygrać z mechanicznym koszmarem. Widząc jednak toczącą się w dole batalię postanowiła pozostać na platformie. Schowała się tylko za jednym z pulpitów oddychając szybko i mając nadzieję, że nic jej tutaj nie znajdzie. Na moment jednak wyjrzała zza swojej kryjówki by spojrzeć na walkę toczącą się przy głównej konsoli.

To co zobaczyła… nie miało prawa zaistnieć…

***

Czempion Imperatora w połowie akrobacji w powietrzu dobył zza pasa trójlufowy obrzyn i wypalił z niego w zbliżający się mechaniczno-cielesny odwłok ubrojony w ostre odnóża. Siła wystrzału obróciła wojownika w powietrzu i odrzuciła ciało demona. Ten wylądował na nim wykonując długie cięcie świetlistym ostrzem. Potwór zawył rzygając znów strumieniem entropii i nieczystości, lecz nie zdołał uchwycić przeciwnika, który zręcznie stoczył się z niego i wykonał następne cięcie. Jego pancerz był czarny niczym kosmiczna pustka poprzetykana punktami i konstelacjami o intensywnej niebieskiej barwie. Zaniedbana heraldyka na naramiennikach i nakolannikach jarzyła się niczym rozgrzane węgle. A oczy… oczy płonęły złocistym płomieniem. Czempion Szwadronów Śmierci skoczył w przód, kończąc kolejnym ciosem, tym razem wymierzonym w tors demona. Ostrze przeszło przez pancerne płyty bez żadnego oporu. Bestia próbowała jeszcze się zamachnąć, lecz seria szybkich cięć odrąbała kończynę, wyrwała kolejne ochłapy demonicznej tkanki, a na koniec zdjęła łeb z ramion. Ciało rzucało się w konwulsjach, kiedy głowa demona, jeszcze mrugając swoim jednym okiem i plując jadem potoczyła się po podłodze. Czempion spokojnym krokiem podszedł do żywej głowy. Chwycił ją za jeden z rogów i ruszył do barierki.

***



Pamiętał dzień, kiedy walczył pod wodzą swojego Primarchy. Pamiętał dzień w którym osobiście dowodził nimi sam Imperator.Wydawało mu się… że zapomniał tamte dni. Że te wspomnienia zatraciły się po wieczność w tysiącach lat, które przeżył i przez które walczył. Przypomniały mu się wizje jakie roztaczał przed swoimi synami Imperator. Wizje… nie wizje… marzenia, które miały się ziścić dzięki Primarchom i Legionom Astartes. O Zjednoczonej Ludzkości. O Imperium, w którym każdy człowiek mógł żyć spokojnie, nie obawiając się xenos i ich machinacji. O Imperium, które miało być rządzone rozumnie i sprawiedliwie.
Pamiętał tamte dni. Kiedy wraz z resztą legionów i ludzi stanowili Wielką Krucjatę. Kiedy każdy z nich był elementem większej całości. Kiedy razem zdobywając kolejne światy, systemy i gwiazdy… przynosili coraz większą chwałę Imperium Ludzkości. Ileż to światów zostało zjednoczonych dzięki Legionowi... Ileż wspaniałych zwycięstw odnieśli w trakcie Krucjaty… Byli Jednym. Byli Wieloma. Byli Legionem.
A potem to wszystko przeminęło. Rozpoczęła się Herezja Horusa i wszystko obróciło się w niwecz. Znikło… niczym łzy na deszczu.
Syn pokazał, że Ojciec nie był w stanie wszystkiego przewidzieć i nad wszystkim panować. Pociągnął za sobą połowę potomków Zbawcy Ludzkości, skazując ich na potępienie. Na wieczną wojnę z tym w co przeistoczyło się Imperium, kiedy jego Twórca nie mógł już osobiście go doglądać. Lojalni Primarchowie jeszcze próbowali ratować co się dało, ale Ludzkość z ery podbojów, rozumu i rozwoju… stoczyła się w czasy zacofania, tajemnic, wiary i zamknięcia. Ale czy mieli wybór? Czy mieli wybór w walce z Chaosem? Przeciw bogom zrodzonym z emocji, pragnień i żądz Ludzkość musiała wystawić własnego boga. Boga-Imperatora. Wiara, którą tak skrzętnie Imperator tępił stała się potrzebna do jego odwiecznej batalii przeciw Rujnującym Potęgom. Zamknięcie i zacofanie stało się potrzebne, aby utrzymać w ryzach tysiące światów gotowych upaść w pod wpływem Chaosu i xenos. Miał okazję ujrzeć to na własne oczy, jak Imperium coraz bardziej odbiegało od wizji swojego Twórcy. Walczył za nie, jak i przeciw niemu. Nie. On nie walczył za to Imperium. On walczył za Imperium z przeszłości. Za marzenie, które wyniosło Ludzkość do gwiazd. Marzenie, które miało zjednoczyć Ludzkość. Marzenie… które przeminęło.

Przeminęło?

W tej mrocznej godzinie, na tym przeklętym przez bogów okręcie zaświecił Blask Imperatora. Czuł na sobie ciepłe objęcia Światła Nadziei. Czuł jakby iskra, którą umieścił w jego ciele Zbawca znów ożyła i zaświeciła jasno. Ostatni raz czuł coś takiego, kiedy walczył u boku swoich braci…i wtedy, kiedy dołączył do Lojalistów. Wtedy kiedy zdobył swój pancerz. Kiedy wraz z tymi odległymi potomkami Primarchów walczył z horrorami wszechświata. Brak im było szlachetności i mocy ich Przodków, ale wierzyli w swoje dziedzictwo i kultywowali je z wielkim namaszczeniem. Z całych sił starając się dorównać swoim pierwowzorom. Czyż nie było to wspaniałe? Czyż nie zasługiwało na szacunek? Czy nie kryła się w tym nadzieja, że Upadłe Imperium może się jeszcze podnieść?
Uczyli się jak pomimo różnic działać ze sobą. Każdy z nich był inny, ale dążyli do bycia Jednym. Do bycia Wieloma w Jednym i Jednym w Wielu. Do bycia jak Legion.


Spokojnym krokiem czempion podszedł do barierki i wzniósł jeszcze żywą głowę demona wysoko. Miał wrażenie, że wszystkie oczy - i te ludzkie i te demoniczne spoczęły na nim, a walka całkowicie ucichła. Po chwili, która wydawała się ciągnąć w nieskończoność wojownik nabrał powietrza i zakrzyknął.

- ZA IMPERATORA! NA CHWAŁĘ DAWNYCH DNI!

***

- POMIOTY OSNOWY! OTO WASZ HERSZT!

Oblicza demonów zwróciły się na platformę kontrolną Enginarium. Pomioty Osnowy wyczuwały, że coś się wydarzyło. Coś strasznego dla nich. A tam nad nimi było coś co miało wiele wspólnego z tym zjawiskiem. Wyraźnie wyczuwalna dla nich aura świętego ostrza nie pozwalała im pozostać obojętnymi. Demony ignorowały całkowicie ludzi, którzy schowani za barykadami próbowali się bronić przed nawałą demonicznych sił. Siewcy Zarazy, nurglingi i bestie patrzyły jak marine w sfatygowanym pancerzu zwiadowcy wznosi wysoko głowę Demona Kuźni. Najsilniejszego z tych, które pojawiły się w tym miejscu. Ludzie nie byli w stanie usłyszeć krzyków nadczłowieka ponad kanonadę i wycie maszynerii. Widzieli, że przyciągnął uwagę demonów… widzieli też coś jeszcze.

Widzieli że cielsko ubitego demona pokracznie zachodzi od tyłu kosmicznego marine… jednego z Rady. Jednak nim bezgłowe ciało wzniosło się, aby przebić Radnego, ten przeszył ostrzem jednooki łeb. Po hali poniósł się ryk bólu. Demoniczna tkanka zwęgliła się i zamieniła w popiół. Cielsko padło do tyłu w konwulsjach podzielając ten sam los.

- PODZIELICIE JEGO LOS! - oświadczył Radny po czym rozwiał się niczym upiór.

Chwilę potem pierwsze ryki zabijanych istot Osnowy oznajmiły całemu Enginarium, że Legionista Alpha nie rzucał słów na wiatr.

Przez te kilka chwil... przez te kilka minut był Heroldem Astronomicanu. Był posłańcem Światła Nadziei.
Był zapowiedzą tego co miało nadejść.

I oto nadeszła... i zmyła brud istot zrodzonych ze Spaczni.

Fala Światłości.

Złocista. Gorąca.

Piękna.


 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 25-11-2017 o 00:12.
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172