Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2018, 21:52   #21
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Grupa, do której po pewnym czasie dołączył BX, ruszyła w dalszą drogę. Przemieszczali się kanionami, które pozwalały im skutecznie ukryć się przed nieprzyjaznymi oczyma. Był to niezwykle szczęśliwy zbieg okoliczności. Po paru godzinach marszu droid komandos zameldował bowiem, że wcześniej zaobserwowany przez niego pojazd, nadlatuje od strony wraku. Wkrótce potem sami moli go zobaczyć, gdy na maksymalnej mocy repulsorów przeskoczył nad wąwozem, którym właśnie maszerowali. Platforma, zapewne wciąż z dwunastoosobową załogą, która najwyraźniej była w doskonałych humorach, sądząc po pijackich okrzykach, pomknęła przed siebie i odgłosy zabawy szybko przestały być dla nich słyszalne.

Późnym wieczorem Danpa zaobserwował na tym niewielkim fragmencie nieba, jaki był przez nich widoczny, kilka obiektów. Po bliższym przyjrzeniu się im przez makrolornetkę Wulf oznajmił to co wszyscy podejrzewali:

- Lambdy z osłoną TIE-fighterów. Pięć sztuk.

Imperialne promy lądowały na planecie. Rozpoczął się pościg.


Porucznik Lydia Atyde stała sztywno z założonymi za plecy rękoma i spoglądała na rozbity statek, który już w niewielkim stopniu przypominał U-winga. W zasadzie, gdyby nie wiedziała jakiego typu jest to statek, po samym wyglądzie miałaby niewielkie szanse na poprawne nazwanie go. Głównym powodem takiego stanu rzeczy nie była jednak katastrofa, ani nawet eksplozja spowodowana ostrzałem myśliwców. Po raz kolejny miejscowi szabrownicy okazali się szybsi od imperialnych oddziałów. Zabrali praktycznie wszystko co mogło mieć jakiekolwiek zastosowanie. Na miejscu pozostały tylko częściowo lub zupełnie stopione kawałki metalu. Kobieta zanotowała sobie w myślach, by wspomnieć w raporcie o zbyt długim czasie, jaki potrzebują siły szybkiego reagowania, na podjęcie akcji. Z kolei w chwili obecnej nie widziała sensu dłużej pozostawać w tym miejscu.

- I jak kapitanie? - zagadnęła towarzyszącego jej oficera.

Kapitan Orvile Lefton był dowódcą jednej z dwóch kompanii piechoty, jakie zostały przydzielone do tej misji i faktycznie dowodzącym całą operacją. Lydia była jedynie obserwatorem z ramienia wywiadu floty, który z racji braku przedstawiciela IBB, otrzyma w ten sposób pierwszeństwo do zajęcia się więźniami, gdy tylko zostaną oni schwytani. To, że mają kogo ścigać było bowiem zupełnie jasne. We wraku nie znaleźli ani jednego ciała. Wyjątkowo niefortunny rozwój wydarzeń, chociaż musiała przyznać, że większa ilość jeńców to więcej wydobytych z nich informacji. Do tego przesłuchujący nie muszą się hamować, bo nawet jeśli doprowadzą do śmierci lub obłędu przesłuchiwanego, zawsze mają kolejnych, z których coś wydobędą.

- Dwa tropy – odpowiedział około trzydziestoletni kapitan. - Ślady stóp prowadzące w stronę kanionu, co potwierdzałoby relację naszych pilotów, że to tam załoga statku poszukała schronienia. Niestety na tym podłożu ślady są rzadkie i zasadniczo uniemożliwia to dłuższe podążanie nimi.

- Ale jest spora szansa, że będą poruszać się kanionami, co ułatwi odtworzenie trasy ich ucieczki.

- Dokładnie. Wydałem już rozkazy jeźdźcom.

Lydia rzuciła okiem w stronę drużyny szturmowców dosiadających olbrzymie jaszczury, sprowadzone tutaj specjalnie z Tatooine. W pustynnych warunkach Dewbacki sprawdzały się o niebo lepiej od ścigaczy. Dziesiątka żołnierzy zbliżyła się do stromej ściany wąwozu, a następnie zmusiła swoje wierzchowce do niebezpiecznego zejścia na dół. O dziwo udało im się to bez jednego choćby upadku. Czwórka jeźdźców ruszyła na północ, a szóstka na południe.

- A drugi trop? - spytała kapitana.

- W tamtym miejscu – Lefton wskazał palcem – niedawno wylądował pojazd nieznanego typu, najpewniej szabrownicy, sądząc po kondycji wraku. Nie sądzę, by załoga U-winga się z nimi porozumiała, ale jeśli na statku zostali jacyś ranni, szabrownicy mogli ich zabrać ze sobą. Z danych milicji wynika, że w odległości pozwalającej na dostanie się tutaj przed nami, znajduje się pięć osad szabrowników. Powinniśmy sprawdzić je po kolei.


Noc spędzili pod rozgwieżdżonym niebem. Nie śmieli rozpalić ogniska, zresztą i tak nie znaleźliby potrzebnego drewna. Wędrówka kanionami była długa i męcząca. Po pierwsze wielokrotnie musieli nadkładać drogi, bo wąwóz zakręcał nagle i dalej ciągnął się po łuku. Po drugie taszczenie ze sobą Wulfa znacząco ich spowalniało, a do tego męczyło. BX obliczył, że gdyby nie musieli tego robić, pokonaliby dystans trzykrotnie większy niż miało to miejsce, ale nie podzielił się z nikim tą informacją. Po trzecie panująca na tej planecie wysoka temperatura, do której w większości nie byli przyzwyczajeni, wylewała z nich siódme poty i to pomimo tego, że większość czasu skryci byli w cieniu. Toteż nadejście nocy wszyscy przyjęli z radością.

W dalszą drogę ruszyli dwie godziny przed świtem. Około południa BX zameldował o wykryciu dużego skupiska istot. Ich liczbę szacował na około pięćdziesięciu, ale pozostawił sobie duży margines błędu w postaci +/- pięciu osób. Gdy wytknęli głowy z wąwozu, na co pozwalało dość łagodne zbocze, ich oczom ukazało się obozowisko kilkudziesięciu białych, półkolistych namiotów. Na jego środku parkowało kilka pojazdów, w tym platforma, którą mieli już okazję wcześniej zobaczyć. Pomiędzy namiotami przechadzały się liczne dwunożne istoty, praktycznie każda z bronią i rzadko która ograniczała się do jednej sztuki.
 
Col Frost jest offline  
Stary 08-04-2018, 13:07   #22
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Nocą, Kara położyła się w pobliżu Wulfa. Chciała w razie czego mieć oko na jego stan i gdyby coś się pogorszyło - móc odpowiednio wcześnie zareagować.
Usiadła na piaszczystym podłożu, przyglądając się w milczeniu jak wszyscy przygotowywali się do spędzenia niezbyt spokojnej nocy pod gołym niebem.
Wiedziała, że wszyscy oceniali ją przez pryzmat podejmowanych przez nią decyzji. Wiedziała, że większości - jak nie wszystkim - nie podobało się to, że zdecydowała się targać rannego Wulfa ze sobą. Czy się przejmowała? Zdecydowanie nie.
Nie ona zdecydowała o tym, że ma zostać “drugą”. O to pretensje mogli mieć jedynie do Wulfa - lub do samych siebie, że nie byli wystarczająco godni jego zaufania.
Nie uważała też, że nadawała się najlepiej do dowodzenia tą misją. Nie była żołnierzem. Zazwyczaj pracowała w samotności, zdając się jedynie na siebie. To było znacznie lepsze, niż współpraca z innymi ludźmi, na których nie zawsze można było polegać. Często bowiem mieli odmienne zdanie, a Kara nie lubiła chodzić na kompromisy.

Spojrzała na Wulfa. Mimo rany i braku czucia w nogach, dobrze się trzymał. Pewnie teraz też jej nienawidził za to, że zmusza go do życia jako potencjalny kaleka. Nie wzruszało jej to. Żył - to bylo najważniejsze. Z obecną techniką mógł tak naprawdę znów zacząć chodzić. O ile oczywiście przeżyją na tej pustyni.

Przeniosła spojrzenie na pozostałych towarzyszy. Marlona, Jerona, Danpę i Jayltre. Ciekawe czy gdyby to oni zostali ranni i nie mogli chodzić, to czy dalej byliby tacy chętni do porzucania ich przy wraku statku na pastwę zbliżających się imperialnych? Albo czy tak ochoczo przyjęliby strzał z blastera między oczy, calkowicie kończący ich żywot - nawet jeśli istniała perspektywa wyjścia z tej ciężkiej sytuacji?
Pokręciła głową z dezaprobatą, bo odpowiedź na te pytania pewnie brzmiała “nie”. Potem położyła się i spróbowała zasnąć, gotowa na to, że jej sen nie będzie wcale spokojny.

Jak za każdym razem, kiedy spała gdzie indziej niż w podroży statkiem kosmicznym, dręczyły ją koszmary. Znów była w Akademii Jedi. Ponownie przeżywała tragedię, która dotknęła ją, kiedy jeszcze tak naprawdę była dzieckiem. Widziała śmierć. Umierających kolegów i koleżanki. Wielkich mistrzów padających bez życia, kiedy próbowali obronić młodych padawanów.
Znów biegła przez korytarze, potykając się o martwe ciała Jedi. Znów chwytała za znaleziony miecz świetlny, którego ostrze następnie przebijało na wylot jednego z klonów. Jej pierwsze zabójstwo…

* * *

Następnego dnia ruszyli w dalszą podróż. Nastroje nie dopisywały. Najwidoczniej nie tylko Kara się nie wyspała tej nocy. Cóż, nie zamierzała wcale się przymilać do pozostałych. Nie trzymała ich na smyczy, w każdej chwili mogli pójść w swoją stronę. Nie zależało jej wcale na tym, by z nią zostali.
Mimo wszystko była wdzięczna Marlonowi, że pomagał jej w transportowaniu rannego Wulfa. Po rozbiciu się zrobił na niej nieprzyjemne wrażenie, kiedy jako pierwszy próbował pozbyć się Wulfa. Była wtedy gotowa sięgnąć po ostateczność, po przedmiot, który skrywała w torbie i którego tak dawno nie miała okazji wyciągnąć.
Kiedy jednak Marlon odpuścił, a później zaproponował swoją pomoc, Kara nieco zmieniła swój stosunek do niego. Nie ufała mu co prawda, ale była skłonna to zrobić. Zastanawiała się tylko, czy to nie jest tylko gra pozorów mająca na celu zamydlić jej oczy. Może coś kombinował? A może po prostu popadała w paranoję?

- Dziękuję, Marlon - powiedziała, kiedy przemierzali pustynię, taszcząc ze sobą Wulfa. Uśmiechnęła się do starszego z braci Sarów.

Kiedy dotarli do obozowiska szabrowników, Kara zaklęła pod nosem. Z jednej strony dotarli do JAKIEJŚ cywilizacji - z drugiej zaś był to obóz szumowin, z którymi mieli niewielkie szanse się dogadać.
Cóż mogli zrobić? Padło kilka propozycji. Większość z nich była bardzo ryzykowna. Nie wszystkim się to podobało, ale nie mieli innego wyjścia. Trzeba było zaryzykować.
- Bez ryzyka nie ma zabawy - skomentowała ostateczny plan i uśmiechnęła się.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 09-04-2018, 01:22   #23
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Kolejny dzień pełen wrażeń miał się już ku końcowi. Marlon położył się na piasku usiłując zasnąć. Lecz sen nie nadchodził, a starszy z braci Sar zaczął analizować minioną dobę. Był zdania, że utrata dwóch U-Wingów w ciągu jednego dnia nie może być przypadkiem, ktoś u Gerrery musiał być informatorem Imperium. Pewien był tylko, że jedyną osobą, która na pewno nie mogła nim być był Jeron. Marlon zbyt dobrze go znał.
Pilot szybko zmienił obiekt rozmyślań. Nie wiedział co ma sądzić o nowych towarzyszach, w zasadzie miał o nich zbyt mało informacji. Wówczas był w stanie powiedzieć, że Jayltre i Danpa zdawali się być rzeczowymi, wycofanymi wojownikami, jakich u Sawa było przynajmniej kilku. Zdaniem Marlona na takich można było w miarę polegać. O BX wiedział tylko tyle, że sterował nim pewien algorytm, a jego konstrukcja sięga czasów wojen klonów, co czyniło z niego pewnego sojusznika. Wulf, mimo tego, że w trakcie lotu zdawał mu się być sympatycznym człowiekiem, aktualnie był jedynie balastem. Nie rozumiał dlaczego Kara tego nie rozumiała, choć domyślał się, że coś musiało ich łączyć. W ogóle Lang była zdaniem Marlona jedną wielką zagadką. Zamknął oczy.
Szwadron imperialnych bombowców typu TIE leciał w kierunku planety utrzymując formacje. Mężczyzna w czarnym kombinezonie pilotów marynarki wcisnął jeden z guzików na swoim hełmie.
- Tu Pięść Jeden, szwadron Pięści Imperium potwierdzić gotowość - zaczął, a po otrzymaniu odpowiedniej liczby potwierdzeń dodał - Chyba nigdy nie mieliśmy łatwiejszego zadania, nie. Chyba nawet Ciemny Trzy da radę.

- Tatusiu, patrz! Myśliwce! Jakie ładne! - Mała dziewczynka trzymająca na rękach futrzane zwierzątko krzyknęła do swojego ojca.
***

Marlon obudził się z krzykiem i dopiero, gdy promienie słoneczne zaczęły ogrzewać mu twarz dotarło do niego, że nie siedzi już za sterami tamtej maszyny.

Szli w milczeniu, on z Karą nieśli rannego. Wrócił myślami do wydarzeń ze snu. Wciąż sobie nie wybaczył. Tylu zamordowanych niewinnych, tyle nowych sierot i wdów.

- Dziękuję, Marlon - zwróciła się do niego Kara, dostrzegł także uśmiech na jej twarzy. Także się uśmiechnął i spróbował nawet zażartować. - Ja tylko wykonuje rozkazy
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 11-04-2018, 00:01   #24
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Szabrownicy - stwierdził Jeron. - Co gorsze, uzbrojeni po zęby. Nie chcę być tym, który przekazuje złe wieści, ale żołądek mi mówi, że nie zajdziemy więcej niż kilka klików zanim Imperialni nas dopadną.

Poprawił sprzączki skafandra. Poruszanie się w nim przez piaszczysty, gorący kanion było mordęgą. Miał szczerą ochotę dać się odstrzelić - i nie obchodziło go, czy wiązkę z blastera wpakuje mu szturmowiec czy szabrownik.

- Jeśli mogę dać radę na temat robienia interesów z niezbyt uczciwymi ludźmi... - dodał jeszcze. - Nikt mnie oczywiście nie pyta, ale mam w tej kwestii z naszej grupki chyba najlepsze kwalifikacje. W każdym razie, jeśli mogę, to zapytam. Mamy w rękawie jakikolwiek atut? Układanie się z takimi istotami to śliska sprawa - wskazał palcem na obóz. - Jeśli będziemy na straconej pozycji, to z miejsca jesteśmy pogrzebani.

Kara nie mogła się nie zgodzić. W swojej złodziejskiej karierze nie raz miała do czynienia z podobnymi typami. Tylko wtedy działała sama. I sprawy wyglądały zupełnie inaczej.

Danpa pokiwał głową. - Oddaj im jakieś znalezisko, udowodnisz się i cię wezmą. - stwierdził. - Z pustymi rękoma zastrzelą albo pogonią. Chyba, że kobietę. - westchnął. Z wielu rodzajów skupisk na jakie mogli wpaść, to było tylko nieco bardziej pomocne od jakiegoś plemienia dzikich tubylców. Ci przynajmniej znali normalne języki... Choć to nie tak, że Danpa miał zamiar z nimi wielce dyskutować. Spojrzał na Karę.
- Może i da się skraść plutonowi ścigacz. - powrócił do jej pomysłu z poprzedniego dnia. - Jeżeli imperium uzna, że my się tam schowaliśmy, to ich wystrzela. W chaosie coś się znajdzie. Imperium stwierdzi, że szabrownicy zwiali. Nie my. Chyba, że nas zobaczą. - bladoskóry usiadł wygodnie na ziemi. - Pytanie, jak tu przywołać imperialnych?

- Jeron, jestem pewien, że masz doświadczenie w rozmawianiu z bandziorami, ale zdaje mi się, że zawsze kontakty te kończyły się dość niepomyślnie dla ciebie. - włączył się do rozmowy Marlon. Doskonale zdawał on sobie sprawę z przeszłości brata i wiedział, że rzeczywiście jest on najlepszą osobą do takich rozmów, lecz nie byłby sobą, gdyby nie skomentował tego w złośliwy sposób.

Starszy z Sarów natomiast w przeszłości z szabrownikami spotykał się głównie podczas przesłuchań albo pacyfikacji. Rzadziej miał kontakt z tymi, którzy sprzedawali Imperium ludzi, w tym nawet swoich znajomych i rodzinę. O dziwo nie brzydził się nimi, w pewien sposób nawet ich szanował. Ich lojalność wobec kredytów i obawa przed reperkusjami ze strony systemu fascynowała go. - Wiem jak sprowadzić tu szturmowców, a nawet oficerów. Mamy pewien atut. - tu przerwał na chwilę - Mnie. Sprzedamy im mnie, Imperialnego dezertera.

- Czy wyście powariowali? - Jeron pokręcił głową. - Chcecie nam ściągnąć na głowę całą bandę imperialnych, jakimś cudem przedostać się obok nich, ukraść statek i liczyć, że może nie zdecydują się nas zestrzelić? - Westchnął. - To absurd, szanse na powodzenie są... jakie są szanse BX? A ty braciszku wybrałeś sobie kiepski moment na zwierzenia.

- Szansa powodzenia… - zawahał się na moment droid, w rzeczywistości jego układy logiczne przeprowadzały skomplikowane obliczenia - ...minimalna - dokończył po kilku sekundach.

- Tylko podsunąłem pomysł mocnej karty przetargowej. Za resztę nie mnie obwiniaj. - Niemal błyskawicznie zripostował Marlon, a następnie głową skinął ku Danpie. - To jego pomysł. A bardziej poważnie to czy ktoś ma jakiś inny plan, skoro ten nie podoba się panu “dobry interes”?

-Nie będziemy się przekradać. - Danpa spróbował uspokoić Jerona. - Bitwa będzie w obozie, my poza nim. Zgarniemy jakiś statek z obrzeży. Szybka osoba albo dwie go zgarną i polecą po resztę, wliczając Wulfa. - westchnął. - BX, ile by zajęło imperialnym zareagować na taką kradzież? - spytał droida, niepewny jak duże zamieszanie w obozie ten przewidzi.

- Jednostka może nadać sygnał na niekodowanej częstotliwości, duże prawdopodobieństwo przechwycenia - zasugerował BX możliwość mającą największe szanse na zwabienie wrogich sił.

- Jakkolwiek jest to szalony pomysł, wydaje mi się on lepszy niż próby dogadywania się z szabrownikami - odezwała się Kara, która do tej pory przysłuchiwała się wymianie zdań, głównie między braćmi. A że miała już powoli dość ich przekomarzania się, postanowiła uciąć sprawę. - Nie mamy im nic do zaproponowania, a na dobrą wolę nie ma co liczyć. Niech zatem imperialni pomyślą, że jesteśmy przetrzymywani w jednym z tych namiotów. BX nada sygnał. Któryś z was - słowa te skierowała do braci Sarów - będzie musiał udać się po statek. Chyba najlepiej znacie się na prowadzeniu tych latających puszek. Wybierzcie, który z was jest szybszy. BX będzie osłaniał ochotnika.
- Co do naszej reszty… Nie możemy się przez ten czas rzucać w oczy.

Danpa nie będąc pewnym, czy wolałby przytaknąć, czy wzruszyć ramionami, zrobił obie te rzeczy na raz jednocześnie. Faktycznie któryś z Sarów musiał odebrać ścigacz, a BX najbardziej nadawał się do akcji czysto morderczych, przy czym dwie osoby wystarczą. Wobec tego bladoskóry położył się na ziemi i zaczął przysypywać z wierzchu piaskiem. Pustynia była gorąca, toteż za dnia wykrycie przez termowizje im nie grozi, zamiast tego ryzykiem była dehydratacja, o którą w tym momencie jeszcze nie musieli się martwić. Skoro tak, to pozostało pozostać niewidocznym. - W sumie...to reszta czeka tutaj, czy szukamy jakiejś nory w okolicy? - zapytał, zdając sobie sprawę, że lokacja nie była aż tak genialna, ale z drugiej strony, łatwo byłoby się stąd do wnętrza skradzionego statku załadować. Ich największym wyzwaniem pod względem ukrywania się i transportu był oczywiście Wulf, chociaż poza nim również zasoby, które ostały się ze statku. Przynajmniej jedną skrzynię prowiantu powinni zachować, co by się nie działo.

- Jeron, jesteś może chętny? - spytał brata Marlon nie ukrywając ironii w głosie - Masz doświadczenie w pożyczaniu rzeczy od niewłaściwych osób na czas nieokreślony. Raz chociaż zrobiłbyś to w słusznej sprawie.

- To naprawdę nie jest najlepszy moment, byście zaczęli się przekomarzać jak dwójka gówniarzy - syknęła Kara w stronę braci Sar. - Jesteśmy tutaj zbyt widoczni. My i sprzęt. Powinniśmy znaleźć jakieś prowizoryczne schronienie, gdzie będzie nas trudniej zauważyć - dodała, odpowiadając na słowa Danpy. - Ruszajmy. BX i jeden z Sarów, kiedy już się zdecydują, zostaną tutaj i zaczekają na nasz znak, kiedy już się schowamy. Wtedy BX nada komunikat.

Obozowisko szabrowników było na szczęście otoczone kanionami, dzięki czemu mogli je obejść dookoła nie ryzykując wykrycia. Niestety nie natknęli się na żadną jaskinię, podobną do tej, w jakiej schronili się po katastrofie. Znajdowali jedynie jamy jakichś zwierząt, w których od biedy mógłby zmieścić się jeden człowiek, może dwóch, jeśli byłyby dostatecznie głębokie i oczywiście niezamieszkane. Na ostatnie nie było jednak co liczyć, świeże odchody w pobliżu wskazywały na coś zupełnie przeciwnego. Takich nor naliczyli cztery. Każda w sporej odległości od innych. Dwie od zachodu i po jednej od północy i południa od obozu.
O wiele lepszą kryjówką mogłaby być pieczara, którą wypatrzył Danpa. Niestety wejście do niej znajdowało się na powierzchni, a jakby tego było mało, było skierowane w stronę namiotów, pomiędzy którymi co chwila można było dojrzeć sylwetkę przechadzającej się osoby. Pieczara znajdowała się około 50 metrów od obozowiska i 30 od skraju kanionu.

~*~

- Masz flary sygnałowe? - Jeron odwrócił się do Kary. Poklepał się po bandolierze. - Mogę ci oddać moje. Gdybyście nie znaleźli jednej kryjówki, możecie je w ostateczności wystrzelić, żebyśmy was zlokalizowali. - Wyjął z kieszeni skafandra Taurex i połknął go. Potrzebował chemikaliów, żeby przezwyciężyć zmęczenie i, przy odrobinie szczęścia, dobiec do statku.

- Wystarczy jedna - powiedziała Kara. - W końcu jeśli już będziemy musieli ją wystrzelić, to będzie to ostateczność. Dzięki, Jeron.

Rzucił plecak bratu.
- Nie zgub go, to moje życie - Ze sobą poza tym, co miał na sobie, wziął jedynie blaster. - Jesteśmy gotowi BX? - Nadal nie uważał planu za zbyt sensowny, ale nie potrafił wymyślić niczego lepszego. I miał już dosyć słuchania Kary. Zachciało się jej pouczania go o marnowaniu czasu, po tym jak przez ociąganie się z Wulfem prawie doprowadziła do śmierci ich wszystkich. Że też nie było żadnego innego zaufanego znajomka Wulfa, którego ten mógłby zabrać Sawowi na drugiego... ”Spast”, zaklął bezgłośnie.



~*~

Danpa pokazał palcem na pieczarę. - Łatwiej będzie nas stamtąd zabrać. - rzucił swój argument na wybór lokacji. Nie każda wada była zawsze wadą. Choć nie miał zamiaru kłócić się z decyzją, jaką podejmie Kara. Zastrzelenie zwierząt w jamach i rozproszenie się pomiędzy nimi nie powinno być specjalnie trudne, a gwarantowało trochę więcej bezpieczeństwa przed kradzieżą pojazdu, w zamian za spowolnienie ewakuacji po jego zdobyciu.

- Zgadzam się - odparła Kara, patrząc w miejsce, które wskazał Danpa.
Z zaskoczeniem też stwierdziła, że kiedy już miał coś do powiedzenia, to miało to sens. Miała nadzieję, że to nie tylko chwilowe pozytywne wrażenie.
- Skoro już i tak ryzykujemy, to postawmy wszystko na jedną kartę - dodała, uśmiechając się lekko. - Chodźmy!
 
Fyrskar jest offline  
Stary 13-04-2018, 11:20   #25
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Przeszukiwanie, jak to określił kapitan Lefton, przebiegało sprawnie, Lydia nazwałaby to jednak pacyfikacją. Szturmowcy zdawali się być bardziej zainteresowani wyniszczaniem miejscowej społeczności niż przeszukiwaniem ich namiotów i lepianek. W sumie trudno im się było dziwić. Nie jeden imperialny patrol nigdy nie powrócił z misji na pustyni. Pewnie większość tych żołnierzy straciła w ten sposób kogoś znajomego. A kogo można było za to winić jeśli nie uzbrojone prymitywnie, ale jednak po zęby, kanalie takie jak te żyjące tutaj?

Pomimo wszystkiego pani porucznik wolała trzymać się od tego z daleka. Stała przy jednej z Lambd w otoczeniu dwóch szturmowców, przydzielonych jako jej osobista ochrona. Strzały i krzyki były wszystkim, co do niej docierało. Nie musiała oglądać trwającej rzeźni. Wystarczy, że był tam obecny Lefton.

W pewnym momencie usłyszała jeszcze jeden dźwięk. Ktoś w pośpiechu schodził po trapie promu. Odwróciła się i ujrzała jednego z pilotów. Czarny hełm zasłaniał jego twarz, ale w sumie nie miało to żadnego znaczenia. I tak nie miała pojęcia jak wyglądają obaj piloci.

- Pani porucznik! - ubrany w czarny skafander mężczyzna stanął przed nią na baczność i zasalutował. - Odebraliśmy wiadomość od jednej z miejscowych grup szabrowników.

- Tak? - Lydia nieomal nie przewróciła oczami. Co kogo obchodziła jakaś wiadomość od szabrowników, zapewne wysłana po pijaku przez jakiegoś żartownisia? - No i co jest w tej wiadomości? - spytała ze zrezygnowaniem.

- Podobno złapali naszego dezertera. Chcą go oddać w nasze ręce.

- Dezertera?! - Atyde usłyszała za swoimi plecami głos Leftona. Nawet nie zauważyła kiedy pacyfikacja dobiegła końca. Z obozu zaczęli wyłaniać się szturmowcy, których zbroje miejscami plamiła krew. - Mamy w tej chwili ważniejsze rzeczy na głowie.

- Mówili co to za dezerter? - spytała Lydia, której coś nie dawało spokoju.

- Jakiś pilot. Nazywa się Marlon Sar.

Pilot! To było coś niezwykłego. Gdyby był to szturmowiec z jakiegoś zaginionego patrolu, ale pilot? Dlaczego dezertujący pilot miałby uciekać na pustynię, skoro mógł odlecieć do innego systemu? Porucznik spojrzała na kapitana. Nawet on pojął w lot, że coś jest nie tak.

- Ładować tyłki na pokład! Ruchy! To jeszcze nie koniec!


- Usiądź - polecił generał Draven, a więc usiadł.

Zastępca szefu wywiadu siedział po drugiej stronie biurka. Pomieszczenie było dość mroczne, światła w nim było niewiele, a te jego niewielkie ilości skierowane było na biurko. Czuł się bardziej jak na przesłuchaniu niż odprawie.

- Niedawno namierzyliśmy grupę odszczepieńców Gerrery na planecie na Zewnętrznych Rubieżach, zwaną Socorro. Nie wiemy jakie jest ich zadanie, ale wiemy kto dowodzi misją. Ex-porucznik Wulf. Słyszałeś o nim?

- Obiło mi się o uszy. Podobno niezły agent. Przynajmniej do czasu, aż się załamał po... Nie wiedziałem, że pracuje dla Gerrery.

- Sami dowiedzieliśmy się o tym ledwie miesiąc temu.

- Jakie jest moje zadanie?

- Zadanie jest proste, choć wykonanie już z pewnością nie. Musisz dowiedzieć się czego nasz były przyjaciel tam szuka. Gdy już się tego dowiesz, melduj. Postanowimy co dalej. Jakieś pytania?

- Jedno. Jaki w tej misji jest status ludzi Wulfa?

- Potencjalni wrogowie. W ostateczności masz pozwolenie na ich likwidację.


Niedługo musieli czekać na reakcję Imperium. Jeron odniósł wrażenie, że ledwie BX wysłał komunikat, a już na niebie dostrzegł zbliżające się statki, choć nadlatywały z nieco innego kierunku niż rozbity U-wing. Najpierw widział tylko czarne kropki, które szybko zmieniły się w promy typu Lambda, w sumie pięć sztuk. Niedługo potem wokół nich pojawiły się kolejne kropki, które z czasem przybrały kształty czterech TIE-fighterów osłony.

Tymczasem z kanionu wypełzła reszta grupy. Najgorzej mieli Kara i Marlon, którzy taszczyli ze sobą kalekiego Wulfa. Starali się trzymać blisko ziemi, ale nie zdołali przejść nawet połowy drogi do pieczary, kiedy w obozie podniósł się krzyk. Ktoś musiał ich zauważyć, bo nie minęła dłuższa chwila, a w ich stronę posypały się czerwone smugi energii. Na szczęście żadna nie trafiła w nich. Widać było, że szabrownicy nie grzeszą celnością, a może po prostu byli zbyt pijani by trafiać, ale z każdym strzałem byli coraz bliżej sukcesu.

I wówczas głośny ryk rozdarł powietrze. Żaden z szabrowników nawet nie zauważył nadlatujących statków Imperium, toteż gdy już się pojawiły, zaskoczeni ostrzelali również je. Odpowiedziały im TIE'e, które z charakterystycznym wizgiem przeleciały nad obozem bombardując go bezlitośnie zielonymi smugami. W powietrze wzbił się pył oraz kilka ciał. Ludzie krzyczeli.

W międzyczasie Lambdy wylądowały i wysypał się z nich tłum żołnierzy w białych zbrojach. Kilku padło schodząc po trapie, ale reszta zaszarżowała na szabrowników. Ci, którzy przetrwali ostrzał, rzucili się pomiędzy namioty. Szturmowcy pognali za nimi. Przy Lambdach zostało tylko dwóch, obaj stali przy rampie statku stojącego najbliżej Jerona i BX'a. Dziwnym zbiegiem okoliczności nikt z imperialnych nie zauważył leżących na ziemi Rebeliantów.
 
Col Frost jest offline  
Stary 20-04-2018, 21:51   #26
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Imperium złapało haczyk, a przynajmniej tak mogła sądzić Kara, przyglądając się nadlatującym statkom. Łatwo poszło, więc teraz tylko wystarczyło, że wszystko pójdzie zgodnie z założeniami i wywiąże się konflikt między szabrownikami a imperialistami.

Na nieszczęście Kara i pozostali, poza Jeronem i BX, zostali przyuważeni przez szabrowników. Kara zaklęła pod nosem i spojrzała w tamtą stronę.
- Zauważyli nas, niech to szlag - powiedziała i zaraz później między nimi przeleciało kilka laserowych wiązek z laserów. - Na nasze szczęście nie potrafią strzelać. Szybko, ruchy, ruchy!

Danpa wyjął spod kurtki swój laserowy pistolet. Z tym kalibrem miał największą wprawę, plus bardzo nie lubił noszenia broni na widoku. Naciągnięcie TIE go ucieszyło: w zasadzie nie chciał strzelać z odwetem. Lasery idące gdzieś w pustynię wyglądały przypadkowo, te wracające z pustyni w szabrowników, wyglądały już podejrzanie. Toteż wstrzymał ogień, przyglądając się ich świadkom. Jeżeli któryś znowu wyceluje w ich kierunku, dopiero wtedy dostanie. To było przyjmując, że któryś dalej żyje i ma zamiar podnieść się z piasku. Bladoskóry cierpliwie czekał, aż Kara z Marlonem poradzą sobie z nieprzytomnym Wulfem, trzymając się o krok od nich.

- Szybko, za pieczarę! Nie ma sensu próbować dostać się do środka - oznajmiła Kara. - Danpa, Jayltre, osłaniajcie nas.

Rebelianci ruszyli w stronę pieczary, ale osłona okazała się niepotrzebna. Nikt nie zwracał na nich już uwagi. Walki toczyły się już wewnątrz obozu, a stojący przy promach szturmowcy niezbyt chętnie spoglądali w innym kierunku niż namioty.
Po krótkiej chwili grupa skryła się za wzniesieniem, w którym znajdowało się wejście do pieczary. Samo wzniesienie nie było zbyt wysokie i aby mieć pewność, że niepożądany wzrok ich nie dosięgnie, nadal musieli leżeć plackiem na ziemi. Nie widzieli w ten sposób ani obozu ani imperialnych Lambd, ale bez żadnych przeszkód mogli podziwiać nadlatujące z głośnym wizgiem TIE’e, które ponownie otworzyły ogień do szabrowników.

Kara odetchnęła z ulgą. Przez chwilę obawiała się, że ich plan spali na panewce, kiedy zostali przyuważeni, lecz szabrownicy szybko musieli zmienić cel swojego zainteresowania. Teraz zajęci byli imperialistami i cała nadzieja pozostała w Jeronie i BX, których zadaniem było zdobyć środek transportu.

- Mam nadzieję, że uda im się załatwić coś co lata - odezwał się Marlon, gdy tylko schowali się za pieczarą - Wulf, może powiesz nam dlaczego Imperium aż tak bardzo się nami interesuje? Jaki jest prawdziwy cel misji?

- W tym momencie są zainteresowani pilotem dezerterem - wtrąciła się Kara, po czym sięgnęła do komunikatora, by skontaktować się z Jeronem i BX. Ostatecznie jednak zrezygnowała, chcąc im dać czas na spokojne przeprowadzenie operacji.

- Niech ci wystarczy, że imperialni nie mają pojęcia o celu naszej misji - Wulf odpowiedział Sarowi. - Jeśli by mieli, nie ganiali by za nami po pustyni.

Kara spojrzała kątem oka na Wulfa. Przypomniała sobie od razu sytuację sprzed katastrofy, zanim jeszcze się rozbili na tej przeklętej planecie.

Cytat:
- Tutaj masz wszystko – Wulf wręczył jej wyciągnięty z wewnętrznej kieszeni kurtki niewielki holodysk. - Prawdziwy cel misji, hasło kontaktowe, wszystkie informacje jakie mamy o tej planecie. Nie ma tego wiele, w wolnej chwili zaznajom się z tym, najlepiej gdzieś na uboczu, a potem zniszcz dysk. Wiem, powinienem ci to dać przed odlotem, ale nie było czasu... W każdym razie daję ci to teraz. Schowaj to, na co czekasz?

- Hej, Wulf, taka drobna rada. Zmień zapach wody kolońskiej, bo ten zupełnie do ciebie nie pasuje. Zbyt... delikatny - rzuciła w jego stronę, puszczając mu oczko, na co on zareagował delikatnym uśmiechem i kręceniem głowy, a następnie ruszył na swoje miejsce. Ona z kolei udała się do toalety, gdzie się zamknęła i zajęła holodyskiem.

W pierwszej kolejności jej oczom ukazała się podobizna młodego mężczyzny, na oko 25-30 latka. Był to przystojny blondyn, z zaczesanymi do tyłu włosami i przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu. Jej wzrok przykuwał też dołeczek na brodzie. Mężczyzna ubrany był w mundur, ale i bez niego Kara od razu poznałaby w nim imperialnego oficera.

I nie myliła się. Po chwili na hologramie pojawiły się dane osoby ze zdjęcia. Nazywał się Sahn Lox, urodził się na Corellii dziesięć lat przed upadkiem Republiki. Pochodził ze średniozamożnej rodziny, jego ojciec był technikiem w jednej z corelliańskich stoczni. Po zakończeniu podstawowej edukacji dostał się do prestiżowej akademii imperialnej na Coruscant, którą ukończył z wyróżnieniem. Potem rozpoczął karierę we flocie.

Jego pierwsze przydziały nie były niczym wyjątkowym, pozwoliły mu dosłużyć się stopnia porucznika. Wówczas przyjął propozycję pracy w wywiadzie. Dane dotyczące jego dalszych poczynań były niepełne, najpewniej utajniono je, a szpiedzy Gerrery nie byli w stanie do nich dotrzeć. Kara mogła poznać jedynie miejsca, w których Lox służył: Ord Mantell, Utapau, Mandalora, Kessel, Cato Neimodia i teraz Socorro. W międzyczasie otrzymał awansu na kapitana i jakieś odznaczenie. Nie wiadomo za co, ale można się było łatwo tego domyślić.

Przed Karą rysował się profil ponadprzeciętnego oficera, którego kariera właśnie nabierała tempa. A może jednak nie? Dziewczyna przetarła oczy ze zdumienia, gdy dotarła do kolejnego akapitu. Okazało się, że Sahn Lox to uczestnik, czegoś co nazwano operacją "Zaplecze". Co więcej, była to operacja Sojuszu Rebeliantów! Lox był szpiegiem Rebelii!

Jego kryptonim to Fulcrum-23, po ostatnim przeniesieniu stracił jednak kontakt ze swoim dowództwem. Gerrera, przed opuszczeniem Sojuszu, wykradł listę rebelianckich agentów i teraz zamierzał przejąć nad nimi kontrolę. Wulf otrzymał zadanie infiltracji stacji TML-474, na której służył Lox i dotarcie do niego. Podając się za łącznika miał pozyskać do współpracy, niezdającego sobie sprawy kto naprawdę go wysłał, agenta.

Hasło kontaktowe brzmiało: "Najpiękniejsze zachody słońca są na Coruscant", a odzew "Podobno najlepiej je obserwować z okien Senatu", na co z kolei należało odpowiedzieć "Nie wiem, jedyne na co mogłem liczyć to okna akademii".

Potem wyświetliły się dane dotyczące samej planety, ale było tego naprawdę niewiele. Od ponad dziesięciu lat planeta jest pod ścisłą wojskową kontrolą. Na jej powierzchni znajdują się trzy większe miasta, których zbliżone współrzędne zapisano na holodysku. Populacja mieszana, z przewagą gatunku ludzkiego, duży odsetek osób związanych ze światkiem przestępczym. Flora i fauna uboga, większość planety zajmują pustynie kamienne lub wulkaniczne. Prawdziwą wartość przedstawiają pasy asteroid, z których wydobywa się rudę doonium.

Po zapoznaniu się z informacjami Kara przełamała dysk na pół.
Dopiero w tej chwili zdała sobie sprawę, że Wulf nie będzie w stanie tego dokonać. Zrozumiała w pełni swoją rolę, jaką przyszło jej odegrać w tym przedstawieniu. "Niech cię szlag, draniu" przeszło jej przez myśl. To jej zadaniem będzie udawanie łącznika i "pozyskanie" współpracy agenta Fulcrum-23.
Zaczęła zastanawiać się kiedy wyjawić te informacje pozostałym i czy w ogóle powinna była to robić. Wulf miał w końcu jakieś powody, by zataić przed nimi prawdziwy cel misji. Czyżby komuś nie ufał? Komu?
 
Pan Elf jest offline  
Stary 22-04-2018, 01:05   #27
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Marlon, gdy tylko usłyszał strzały, rzucił się ku najbliższej osłonie. Prawie tak, jak uczono go w Akademii Imperialnej. Tylko, że tym razem wraz z Karą niósł Wulf'a, co ograniczało ich zdolność błyskawicznej reakcji. Jednak w momencie, w którym dopadli pieczary strzały ustały. Starszy z braci Sar rozpoznał charakterystyczny świst TIEów. Było ich zdecydowanie za dużo, jak na pościg za rozbitkami i plotki o pilocie dezerterze. Zaczął co raz bardziej podejrzewać, że cel misji był zgoła inny.

- Niech ci wystarczy, że imperialni nie mają pojęcia o celu naszej misji - Wulf odpowiedział Sarowi. - Jeśli by mieli, nie ganiali by za nami po pustyni.


Więc był inny cel, o którym, on, Marlon Sar, była wschodząca gwiazda Marynarki Imperialnej, nie mógł wiedzieć. Brzmiało to dość podejrzanie. Czyżby mu nie ufano? Czyżby cała misja związana była ze szpiegostwem w imperialnych strukturach?
Wiedział, że już i tak nic od niego nie zależało, więc czekał na pojawienie się brata i droida.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
Stary 23-04-2018, 20:57   #28
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
- I jak ci idzie? - hologram Sahna rozciągał się i zwężał, raz na jakiś czas znikał. Połączenie było bardzo niestabilne. Cóż, prom był już dość wiekowy, dlaczego aparatura do komunikacji miałaby działać poprawnie? Nowszy sprzęt oddawano jednostkom frontowym, a na zapleczu bywało z tym różnie.

- Natrafiłam na interesujący ślad - odpowiedziała Lydia, mając nadzieję, że przyjaciel dobrze ją słyszy. - Otrzymaliśmy wezwanie o dezerterze-pilocie, który został pochwycony przez szabrowników. Jednak, gdy znaleźliśmy się na miejscu, otworzyli do nas ogień.

- Pułapka? - zdziwił się Sahn. - Na co liczyli? Na kilka sztuk blasterów i amunicję?

- Nie sądzę, by to oni nas wezwali. Gdyby chcieli przygotować pułapkę, zrobiliby to staranniej. Tymczasem wydawali się zupełnie zaskoczeni naszym przybyciem. Spanikowali i otworzyli ogień, takie jest moje zdanie. Niestety Lefton o tym nie pomyślał i rzucił wszystkie siły na obóz, nie zostawiając żadnych odwodów prócz mojej obstawy i pilotów.

- Nie podoba mi się to, bądź ostrożna. Najlepiej niech piloci nie gaszą silników.

- Dobry pomysł. Atyde, bez odbioru.

Hologram zniknął, a Lydia uśmiechnęła się mimowolnie. Troska Sahna o nią zawsze sprawiała jej dziwną przyjemność. Odkąd mieli okazję się bliżej poznać, zdawał się być w stosunku do niej nadopiekuńczy, jak brat dla siostry. Chwilami łudziła się, że może nie są to wyłącznie braterskie uczucia, a coś więcej. Niestety doskonale zdawała sobie sprawę, że jego serce bije dla kogoś innego. Była to o tyle bolesna myśl, że tym kimś była jej starsza siostra Lisa, która uczęszczała do imperialnej akademii w tym samym roczniku co Lox. Tam go zresztą poznała sama Lydia, gdy wraz z rodzicami odwiedzała siostrę. Już wówczas byli parą, ale od tamtego czasu spotykali się wyjątkowo rzadko. Służba...

Pokrętny los sprawił, że ten sam przydział co Sahn Lox dostała młodsza z sióstr Atyde, która wówczas w akademii, widząc go po raz pierwszy, powzięła decyzję o pójściu w ślady siostry i wstąpieniu do wojska. Prawdę mówiąc i tak nie wiedziała co ze sobą zrobić po ukończeniu podstawowej szkoły. Nigdy nie była patriotką, ale kariera we flocie wydawała się ciekawą opcją. No i służyłaby w tych samych siłach co Sahn. Oczywiście galaktyka była ogromna i trudno było liczyć, że oboje trafią choćby do tego samego sektora, jednakże gdy usłyszała, że Loxowi zaproponowano stanowisko w wywiadzie, sama zgłosiła się na kurs organizowany przez IBB, a potem dostała się do wywiadu floty. Jej siostra wolała zostać w regularnych formacjach, marząc o tym, że kiedyś będzie miała okazję dowodzić własnym gwiezdnym niszczycielem. I dlatego była daleko, a ona, Lydia, na tej samej planecie co Sahn. Jak dziwnie układają się losy ludzkie.

Porucznik weszła do kabiny pilotów i bez zbędnego wstępu wydała rozkaz:

- Włączyć silniki, utrzymywać gotowość do startu, ale nie podnosić rampy. Macie wystartować w kilka sekund po otrzymaniu rozkazu.

- Tak jest - odparli chórem ukryci pod czarnymi hełmami piloci.

Lydia natychmiast opuściła kabinę i powróciła do głównego pomieszczenia. Z zewnątrz dobiegł jej uszu jakiś dziwny dźwięk, jakby coś ciężkiego upadło na ziemię. Nie była jednak pewna, czy po prostu jej się nie wydawało. Odczekała krótką chwilę, ale niczego już nie usłyszała.

- Żołnierzu? - rzuciła w dół trapu do pilnujących wejścia szturmowców, samemu nie wyglądając jednak zza rogu. - Wszystko w porządku? - ręka samoczynnie sięgnęła do kabury.


Zakradnięcie się do imperialnych okazało się o wiele prostsze niż mogli na to liczyć. Obaj spoglądali wciąż tylko w stronę obozu, obawiając się zapewne czy zaraz nie wyskoczy naprzeciw nim jakiś drab z blasterem wymierzonym prosto w nich, albo też cała ich banda. Dlatego też, chociaż przygotowani byli na szybką reakcję, broń mieli odbezpieczoną, a palce trzymali na spustach, nie byli w stanie oprzeć się atakowi BX'a.

Jeronowi wydawało się, że droid nie wydaje najmniejszego dźwięku. Szturmowcy zdawali się to potwierdzać, bo ani razu nie odwrócili się w jego stronę. A nawet ze sobą nie rozmawiali, wsłuchując się tylko w odgłosy walki dochodzące spomiędzy namiotów, które jednak oddalały się coraz bardziej. Gdy już znalazł się za plecami pierwszego z żołnierzy, BX jednym płynnym ruchem chwycił go za hełm i obrócił gwałtownie, skręcając nieszczęśnikowi kark. Jeszcze gdy tamten upadał na ziemię, droid ruszył pędem w stronę drugiego, który najwyraźniej dojrzał jakiś ruch kątem oka, bo obrócił się w jego stronę. Wystrzelić jednak już nie zdążył. BX wpadł na niego i przewrócił. Broń wypadła żołnierzowi z rąk, a droid zacisnął stalowe dłonie na jego gardle. Na nic zdały się rozpaczliwe wysiłki żołdaka, który szarpał się z całych sił, próbował uderzać droida po rękach i głowie, nie uwolnił się. Po niewiele ponad minucie przestał próbować i znieruchomiał. BX nie zwalniał uścisku jeszcze przez kolejną minutę, aż wreszcie sensory zawiadomiły go o ustaniu funkcji życiowych ofiary. I wówczas on i Jeron usłyszeli kobiecy głos dobiegający z wnętrza Lambdy:

- Żołnierzu, wszystko w porządku?


- Dobry strzał, KR-2544 - pochwalił go jego skrzydłowy. - Trafiłeś im chyba w skład broni.

Rzeczywiście na to wyglądało. Jeden z namiotów po prostu zniknął pochłonięty przez niebieską kulę energii, która po chwili zamieniła się w słup ognia. Szabrownicy, którzy znaleźli się w jego pobliżu nie mieli najmniejszych szans na ucieczkę. Jeśli nie padli w wyniku eksplozji, czekała ich bolesna śmierć, chyba że któryś z piechurów skróci ich męki.

Ale pilot myśliwca TIE w ogóle się tym nie przejął:

- Dzięki RS-7481 - odpowiedział. - Dajmy im jeszcze trochę popalić. Nawrót na mój sygnał.

- Przyjąłem, KR-2544. Nie sądzisz jednak, że ostrzał może być w tej chwili zbyt groźny dla oddziałów naziemnych?

- Damy radę, wykonuj rozkaz.

- Tak jest, przyjąłem.

Oba TIE'e rozpoczęły nawracanie po szerokim łuku, uważając by nie wpaść na dwa inne myśliwce, krążące nad okolicą. I wówczas pilot dojrzał coś, czego wcześniej nie widział, jakąś ciemną plamę oddaloną i kilkaset kroków od namiotów. Wciskając kilka przycisków zrobił skan tego obszaru i odkrył kilka źródeł ciepła, zbyt dużych na miejscowe okazy fauny.

- RS-7481, wykryłem grupkę szabrowników, która umknęła z pola walki. Spójrz na prawo od obozu, widać ich jak na dłoni. Zajmijmy się nimi.


Kryjówka zdawała się dobrze sprawdzać. Kara, Marlon, Danpa, Jayltre i Wulf byli praktycznie niewidoczni od strony obozu, i mogli w spokoju oczekiwać na rozwój wypadków. Niestety nikt z nich nie przewidział, że niewielkie wzniesienie nie zasłoni ich przed oczami pilotów TIE'ów fruwających w górze i bezlitośnie bombardujących namioty szabrowników. Pierwszym, który zdał sobie sprawę z ich błędu był Danpa:

- Myśliwce z lewej! Lecą prosto na nas!
 
Col Frost jest offline  
Stary 03-05-2018, 21:16   #29
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
- Żołnierzu, wszystko w porządku?

BX zwolnił uścisk manipulatorów ze zmiażdżonej krtani wrogiego klona, szybkim ruchem ściągnął mu hełm i zakładając go na swoją mechaniczną głowę uruchomił procesor infiltracyjny by ten w ułamku sekundy przeszukał bazę danych w poszukiwaniu stosownej odpowiedzi na pytanie wyższego stopniem.
- To tylko jedno z lokalnych zwierząt, bitwa je spłoszyła. - procesy myślowe sztucznej inteligencji wybrały jedną z bardziej trywialnych odpowiedzi, co miało dać czas jednostce na pełne przywdzianie pancerza i rozpoczęcie infiltracji statku. Droid przekazał pełną kontrolę podzespołom bojowym w razie gdyby oficer nie nabrał się na blef, przygotował się do szybkiego skoku w jego kierunku w razie niepowodzenia.

- Zrozumiałam. Na drugi raz melduj o wszystkim nietypowym zawczasu - dobiegł ich głos z wnętrza promu.

Oficer odpowiedział twierdząco co dawało im wymagany czas na przywdzianie pancerzy i schowanie ciał w otaczających ich piaskach, droid zakładając biały pancerz dał znak za pomocą manipulatora Jeronowi, by ten zajął się drugim z ciał.

Jeron skinął droidowi głową i ruszył usunąć martwego szturmowca z widoku. Był pod wrażeniem, z jaką skutecznością BX rozprawił się z żołnierzami - widział w akcji droidy Neimoidian, ale nie tego typu co jego towarzysz.

Obaj zabrali się za ukrywanie ciał martwych imperialistów, ale zdążyli je tylko odsunąć kilka kroków w bok, gdy zdarzyło się coś niespodziewanego. Nagle trap promu, którego pilnowali szturmowcy zaczął się powoli podnosić. Co więcej stojąca obok Lambda włączyła swoje silniki, a sądząc po dźwiękach, po niej zrobiły to kolejne. Pierwsza miała je włączone już wcześniej.

- Spast! - Jeron zaklął. - Nie ma czasu na zdjęcie zbroi - syknął do droida i wskazał na trap Lambdy. - Szybko, wskakujemy

Sar chwycił się podnoszonego trapu, który był już wówczas w pozycji poziomej, a następnie podciągnął się i wsunął na niego. BX wybrał rozwiązanie bardziej efektowne. Podskoczył i szczupakiem wylądował na pokładzie statku, tuż za swoim towarzyszem, ledwie unikając odcięcia obu nóg przez zamykający się trap. Obaj gramolili się z ziemi, gdy usłyszeli ten sam kobiecy głos, który wcześniej zadał pytanie martwym szturmowcom:
- A teraz bez gwałtownych ruchów. Klęknijcie i podnieście ręce do góry.

Przed nimi, w odległości uniemożliwiającej dopadnięcie jej szybkim ruchem, stała imperialna oficer i mierzyła do nich z blastera.

Jeron wysunął ręce przed siebie w uspokajającym geście, ale blaster wciąż miał w ręce.
- Jesteśmy w dwóch, ty tylko jedna. - Postanowił zachować kamienną twarz. Celowali do niego nie raz, a teraz reszta na niego liczyła. Nie może się poddać. - Nie zlikwidujesz nas obu jednym strzałem. Przynajmniej jeden przeżyje i zginiesz. - Zmierzył ją wzrokiem. - Nie masz kogoś, dla kogo wolałabyś być żywa? Niech pilot obniży lot. Zeskoczycie z trapu. Powiecie, że was wyrzuciliśmy. Może was zdegradują... ale przeżyjecie.

- Chyba nie spotkałeś w swoim życiu zbyt wielu imperialnych oficerów - odpowiedziała pewnie kobieta, choć Jeronowi zdało się, że wyczuł delikatne drżenie w jej głosie. - Z radością oddajemy życie za Imperatora, jeśli przyjdzie taka potrzeba. Ale nie liczę na to, że takie rebelianckie ścierwo, jak ty to zrozumie. Jeśli wykonasz jeszcze jakikolwiek ruch przed opuszczeniem blastera na ziemię, strzelę! - przestała mierzyć raz do Sara, raz do BX’a i skierowała lufę wprost na Sara.

- Spotkałem paru - odpowiedział spokojnie i zgodnie z prawdą. - A pomimo tego stoję przed tobą. Dasz radę zabić tylko jednego z nas. Drugi zabije ciebie... i pilota. - dodał głośniej, licząc, że wspomniany go usłyszy. - Nie mam interesu w waszej śmierci. Poddajcie prom, a nikt nie zginie.

Droid czekał tylko na moment nieuwagi ze strony oficera, zagadujący ją Jeron miał większe szanse na odciągnięcie jej uwagi gdyż był człowiekiem i oficer mógł myśleć że stary komando droid jest jedynie bezmyślną marionetką. Wcześniej gdy oficer kazała im klęknąć droid przy pomocy swojej sztucznej inteligencji i podzespołów bojowych wykalkulował działanie. “Klęknięcie” w rzeczywistości było ładowaniem siłowników w kończynach dolnych dodatkową porcją energii, droid obliczył kąt pod jakim musi wyskoczyć i kolejny pod którym odbije się przy uderzeniu w sufit ładowni tak by dopaść do wrogiego oficera. W momencie gdy przestała celować do droida ten zwolnił kondensatory w kończynach dolnych dając im wykonać resztę pracy.

Ruch droida zaskoczył ją całkowicie. Mimowolnie nacisnęła przycisk blastera, którego wiązka osmaliła prawie ramię Jerona, ale nie wyrządziła mu większej krzywdy. Próbowała wycelować w BX’a, ale nie miała szans zdążyć. Blaszak skoczył na nią całym ciężarem ciała, obalając na podłogę. Blaster wyleciał z jej dłoni, a ona krzyknęła z bólu. Hałas przywołał jednak dwójkę pilotów, którzy wybiegli ze swojej kabiny, do której drzwi znajdowały się za plecami Sara.

Szybkim ruchem obrócił kobietę trzymaną w żelaznym uścisku manipulatorów w stronę pilotów, którzy wybiegli z kabiny zapewne zaalarmowani szamotaniną w ładowni.
- Rzucić broń i na ziemię bo ona zginie! - odezwał się wcześniej podkręcił głośność wypowiedzi do poziomu krzyku i przyłożył szybkim ruchem do krtani oficera włączone wibroostrze. Uruchomił podzespoły bojowe szykując się na ewentualną odmowę, pierwszy który wyciągnie blaster stanie się celem rzutu wibroostrzem, nie potrzebował broni by zagrozić trzymanej kobiecie.

Piloci nie protestowali. Wolnym ruchem położyli swoje blastery na podłodze, a następnie sami się na niej położyli.
- Do cholery, Jeron, co się tam dzieje?! - niespodziewanie odezwał się komunikator Sara.

- Zabierz im broń i zwiąż ich. - polecił towarzyszowi droid, samemu odkładając wibroostrze na plecy i chwytnym dolnym manipulatorem sięgnął po leżący na podłodze blaster.

- Nastąpiły pewne... nieprzewidziane okoliczności. - Zmierzył wzrokiem Imperialnych. - Ale już po wszystkim. Trzymacie się?

Wziął się za związanie pilotów i oficer.
- Muszę iść do sterów. - Popatrzył na kobietę. - Powinniśmy was zastrzelić, ale damy wam szansę ocalić swoje życie... chyba, że spróbujecie zrobić coś głupiego.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 06-05-2018, 22:46   #30
 
Gormogon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputacjęGormogon ma wspaniałą reputację
Znów znalazł się na polu bitwy i był z tego zadowolony. Starszy z braci nie umiał inaczej żyć, latanie i bijatyka - tylko to miał w głowie od małego. No, a potem, gdy wyrosły mu na twarzy pierwsze włosy do awanturniczego życia syna rolników wkroczyły jeszcze kobiety. Najprawdopodobniej dlatego zgłosił się do akademii imperialnej, choć jego rodzice, i pewnie też brat, byli pewni, że chodzi o awans społeczny i lepsze życie po zakończeniu służby. Oficer Marynarki Imperialnej, to brzmiało dumnie. Szkoda, że ten tytuł spowodował śmierć staruszków.
Teraz, będąc już bardziej doświadczoną życiowo jednostką, walczył by obalić ten krwiożerczy reżim. A to mógł osiągnąć tylko u boku Sawa Gerrery.

- Myśliwce z lewej! Lecą prosto na nas!
- Kara! Pomóż mi z Wulfem! Jayltre, Danpa! Osłaniajcie nas! - wrzasnął Marlon.

Osłaniajcie przed TIE, dobre sobie. Danpa miał przed sobą dwie możliwości: rzucić się na ziemię licząc, że lambda zaraz tu będzie, albo próbować zniszczyć całego TIE. To zwróciło by na nich dużo uwagi. Niestety nie miał powodu sądzić, że grupa przy statkach zaraz tu będzie, a nie lubił polegać na dobrej nadziei. Sięgnął pod kurtkę i wyciągnął okrągły przedmiot.
Mimo swojej miłości do bomb Danpa był wyposażony w tylko jeden granat, przynajmniej gdy chodziło o wybuchowe. Po wczorajszej próbie BX'a wiedział, że zestrzelenie pilota jest niebywale ciężkim zadaniem, nie wspominając, że akurat Danpa miał na stanie tylko blaster, a większych gabarytów się nie tykał. Jeżeli jednak uda mu się wysadzić granat naprzeciw dość dużego kokpitu TIE, zniszczy układ sterowania maszyny i zabije pilota, a przynajmniej na to liczył. Planował trafić w cel, gdy statek będzie się zniżał do ostrzału. Aby ułatwić sobie rzut, zrobił kilka kroków po wzniesieniu pieczary. Zaraz po uwolnieniu granatu planował skoczyć w piach. Nad tym, gdzie uciekać, pomyśli po pierwszej salwie.
Lecący na przedzie TIE otworzył ogień. Dwie serie zielonych smug uderzyły w ziemię wzbijając w powietrze masę pyłu. Szczęściem nikt nie oberwał, ale tuż za nim leciał drugi. Danpa odbezpieczył termodetonator na kilka sekund przed tym, jak podrzucił go do góry, tuż przed iluminator lecącego nisko myśliwca. Rzut był celny. Wybuch wepchnął przednią część kabiny pilota do środka, a oba panele oderwał od kokpitu, w efekcie czego cały TIE rozleciał się na kawałki. Pilot nie miał nawet czasu, by się zorientować, że ginie. Jego kolega poderwał swoją maszynę i ledwo wyminął szczątki pierwszego myśliwca. Nie zdążył oddać strzału, ale pewnie niedługo zapragnie naprawić swój błąd.
Niestety tak bliska eksplozja nie mogła nie pozostawić śladów na członkach drużyny. Najbardziej oberwał znajdujący się najbliżej Danpa, który dostał odłamkiem w lewy bark, z którego obficie teraz krwawił. Znacznie mniejszą ranę miał natomiast Marlon, któremu odłamek rozciął prawą nogawkę spodni oraz skórę na nodze, co jednak nie przeszkadzało mu w chodzeniu. Reszta wyszła z całego zamieszania bez szwanku. TIE tymczasem powoli nawracał, by zaatakować.

- Jeron, BX, sprężcie się - zakomunikowała Kara - bo zaraz nie będziecie mieli po kogo wracać.
Kolejny TIE nadlatywał, a oni chyba nie mieli więcej termodetonatorów. Blasterami nic nie mogli wskórać przeciwko imperialnemu myśliwcowi. Czyżby byli na z góry przegranej pozycji?
- Niech to szlag - mruknęła pod nosem. Nie liczyła za bardzo na to, że pomysł, który przyszedł jej do głowy w ogóle się powiedzie, ale nie miała lepszego. Przymknęła powieki, próbując skupić myśli tylko na nadlatującym TIE. Gdyby tylko miała odrobinę szczęścia, może chociaż udałoby się zniszczyć jego działka, a w najlepszym wypadku spowodować rozbicie się o piaszczyste podłoże? Musiała tylko skupić swoją uwagę na nadciągającym myśliwcu. Wyobrazić sobie, że był zwykłym kamieniem, jak wtedy, podczas nauk w Akademii. Zmienić jego tor lotu.

“Co ona, zasnęła?” pomyślał Danpa patrząc na Karę. - Drugiego nie mam. - wspomniał o detonatorze. - Rozproszcie się! - krzyknął do zebranych. Nawet gdyby chcieli uciekać, to nie do końca mieli gdzie. Sam Danpa, mając nadzieje, że walka w obozie rozgorzała na tyle aby nikt nie oglądał jego peryferii, zaczął biec po pieczarze z zamiarem zrzucenia się z niej na piach i wtoczenia do wnętrza niczym kłoda. Z niezadowoleniem ściskał swoje ranne ramię, mentalnie przygotowując się na ból jaki spowoduje przetaczanie się po nim nawet na stosunkowo miękkim piasku.
Wizg myśliwca był coraz głośniejszy. Kara nie musiała go jednak słyszeć, by wiedzieć gdzie znajduje się wróg. Widziała go doskonale, pomimo zamkniętych powiek, skoncentrowała się tylko na nim. Myśliwiec otworzył ogień. Wyczuła to jeszcze zanim usłyszała, jeszcze zanim się to wydarzyło. Zielone smugi mknęły w dół, ale... uderzyły kilka metrów od Danpy, który znalazł się najbliżej obozu spośród wszytkich członków grupy. Haniebne pudło, jakby to określił Marlon. Czy to w ogóle możliwe, by nawet średniej jakości pilot oddał taki strzał? Tak czy siak TIE przeleciał nad nimi nie wyrządzając nikomu krzywdy. Znad obozu nadlatywały już jednak kolejne dwa.

- Kogo oni teraz przyjmują do Akademii Imperialnej? - ironicznie spytał Marlon - Ani latać, ani strzelać nie potrafią!
- Przy kolejnych dwóch nie będziemy mieli tyle szczęścia - odpowiedziała Kara, po czym chwyciła Wulfa pod ramię. - Pomóż mi, Marlon. Pójdziemy w ślady Danpy i spróbujemy dostać się do pieczary.
Oboje popędzili w stronę pieczary, nie przejmując się zbytnio, że ciągną Wulfa po ziemi. Wrzucili go do niej głową w dół, Danpa pomógł im wciągając go do środka, a następnie wskoczyli tam w ślad za nim. Ostatni zameldował się na miejscu Jaytlre, który w pieczarze znalazł się na równi z odgłosem wybuchu oraz pyłem przez niego wzburzonym. Miraluk musiał wyprzedzić wiązkę energii o włos. Nie uchroniło go to jednak przed odniesieniem niewielkiej rany. Jakiś ostry kamyk przeciął mu spodnie i skórę na prawym udzie.
- Do cholery, Jeron, co się tam dzieje?! - Kara odezwała się do komunikatora, kiedy już wszyscy byli w miarę bezpiecznie ukryci w pieczarze.
- Nastąpiły pewne... nieprzewidziane okoliczności. - wkrótce nadpłynęła odpowiedź. - Ale już po wszystkim. Trzymacie się?
Marlon chciał jakoś odpowiedzieć bratu, ale zbytnio nie wiedział jak.
 
__________________
„Wiele pięknych pań zapłacze jutro w Petersburgu!”
Gormogon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172