Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 12-08-2019, 20:05   #71
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
- Its back… my old frenemy is back… - Wycedziła gdy pozostała część gęby wilczycy wykrzywiła się w czymś co pewnie miało być uśmiechem. - “Where have you been?” -
Dorzuciła w myślach starając się postawić do pionu. Zawsze miała mieszane uczucia co do swojej klątwy, jednak nieraz obecność ratowała jej dupę tak jak teraz. - Tak Panie Doc. To moja klątwa… czy też jak niektórzy mówią iskra. Będzie ok… i think. - Dotknęła ręką wijących się macek. - Drużyna zwracać uwagę na zachowanie ryb. W miarę możliwości będziemy ich unikać tych jebanych robotów. - najgorsze było to że maska wilczycy straciła już swoją funkcjonalność. Sprawdziła chociaż czy chip zapisujący nagrania jest cały. Był on ważna kartą przetargową o Bonnie.
Doc pokręcił głową i rzucił lusterko w ręce Eidith. - Przynajmniej następnym razem nie upewniaj się własną mordą. - zasugerował z westchnieniem. Falco spojrzała na wilczyce krzyżując ręce. Chyba była obwiniana o skradzenie pomysłu. Chyba, bo przecież Falco nie mogła mówić.
- This fucking pebble is making us merge. I’m not sure if I like it. Your dumb ass is a nice ride, but I don’t want to be a part of it this close. You can keep your fetishes to yourself.
Eidith obejrzała się dokładnie w lusterku. Nie do końca było jej do twarzy z obecnością na wierzchu.
- “Well enjoy your stay.” - Rzuciła w myślach, po czym wyjęła z maski chip z nagraniem, który na szczęście był cały. Schowała go do wewnętrznej kieszeni kurtki, po czym złapała za swój karabin. Latarka jeszcze działała więc nie będą łazić na oślep. Trochę niepokoił ją stan Yse, nie prędko będzie mogła walczyć. - Idziemy dalej i się nie zatrzymujemy. Reszta tych puszek już pewnie wie, gdzie jesteśmy. - Zarządziła, wracając na oryginalną trasę, bacznie zważając na zachowanie ryb. Znów miała swoje zdolności więc opuszczenie tego miejsca powinno być łatwiejsze.
Biegnąc wzdłuż korytarza, drużyna minęła wiele obszernych pomieszczeń. Były one kwadratowe, z niską podłogą i wysokim sufitem. Wewnątrz przywiązane do ścian znajdowały się różne jednostki Toborów. Musiały one być groźniejsze od reszty albo przeprowadzane na nich eksperymenty były bardziej niebezpieczne.
Dobiegając do końca drogi ewakuacyjnej, drużyna musiała zatrzymać się naprzeciw podobnego, obszernego pomieszczenia. Sufit był na wyciągnięcie ręką, podłoga znacznie niżej. Z bocznych ścian i dna wystawały dziesiątki czarnych kolców. Na końcu przejścia znajdowały się drzwi windy. Doc skrzywił się.
- To wygląda komicznie. - stwierdził. - Pewnie zabezpieczenie, gdyby jakiś obiekt wydarł się z pomieszczenia i dążył na powierzchnię, tylko jak badacze korzystają z tego wyjścia?
- Yse patrz nam na tyły czy któreś z tych kurewstw się nie uwolni i nie wskoczy nam na plecy. Daj znać, a nie walcz. Ja i Falco zobaczymy po ścianach czy są jakieś przełączniki, czy czytniki. - Zarządziła Eidith, świecąc po ścianach. Dotarło do niej, że nawet jak znajdzie jakiś czytnik to nie ma w pobliżu naukowca, który by oferował swoją pomoc. Ostatecznie może “przenieść” każdego po kolei macką obecności.
Na ścianach nic nie było.
Wilczyca głośno wciągnęła powietrze nosem.
- FU- zaraz. - Eidith wyglądała jakby się na moment zawiesiła, jednak pytała o coś swoją klątwę.
-’Can you reach with tentacle to the doors? We can make a makeshift rope bridge.” -
“Forget it. It’s too far. I could pull you in if you want to leave all the others behind, but I’ve got no way to pull them in.”
- ” While i have no love for filthy eggheads, i can't leave my puppies here.” - Odpowiedziała lokatorowi umysłu, po czym przemówiła na głos:
- Fucking turd tits. Musimy poszukać jakiegoś pokoju ochrony, muszą tam mieć jakieś procedury ewakuacji. Nawet jebane warzywniaki mają takie rzeczy. - Zakomunikowała, po czym odwróciła się do reszty.
- Panie Doc, jest pan w stanie opatrzyć Yse? Wiem, że proszę o wiele ale to dla dobra naszej ewakuacji. - W barze był w stanie elegancko zamknąć mordę Falco, to może i w tych warunkach da radę połatać kosmitkę. Eidith macała się jeszcze po tej ciemnej stronie twarzy i rzuciła w powietrze. - Am i gonna stay like this? -
"For now. I'm not even going to try fixing this while you're still surrounded".
Doc obejrzał Yse z góry na dół. - Te kilka ran, które otrzymała, same się zagoiły, a raczej stopiły. - wzruszył ramionami.
- Jestem po prostu zmęczona. - wyjaśniła Yse. - Za cholerę nie powinnam zionąć tak mocno za jednym zamachem, ale nie widziałam innej opcji.
- Jeżeli chcesz korzystać z tego wyjścia, mogę tu zostać i je zabezpieczyć, gdy wy szukacie mapy. - zaproponował Doc.
W sumie nie powinna wilczycy dziwić postawa Doca, to w końcu Biskup, na pewno poradzi sobie z paroma robotami. - Dobrze, ale jeszcze przed wyjściem proszę o pozwolenie zdjęcia knebla z ust Falco. W większe kłopoty już nie wpadniemy przez nią. - Kończąc zdanie, skierowała broń w stronę korytarza z którego przybyli, świecąc czy aby jakieś cholerstwo się nie zbliżyło.
- Nie chce mi się. - odparł krótko Doc. - Jak będzie grzeczna, to oddam jej mowę, gdy się rozejdziemy. - postanowił.
- Ok then. Yse zostań tutaj i odpocznij chwilę. Ja z Falco poszukamy tej zajebanej mapy i protokołów. - Oznajmiła wilczyca, kierując się tam skąd przybyli. Tym razem każde dziwne zachowanie ryb będzie traktowała jako zagrożenie i ma zamiar używać wcześniej otrzymanego lusterka, by zaglądać za róg. Drugi raz nie da się w buzie postrzelić. Eidith szukała drogowskazów typu “ochrona” czy “pokój ochrony”. No chyba, że jej się poszczęści i znajdzie jakiegoś żywego naukowca.
Para nie miała wyboru oprócz biegania na oślep. Nie minęło długo, nim musieli opuścić względnie bezpieczne skrzydło laboratorium, a poza nim regularnie potykali się o ślady walki i martwe, często spalone ciała. Na korytarzach panowała już względna cisza, więc ci którzy pozostali, muszą ich właśnie szukać.
Zatrzymując się z lusterkiem przy jednym z narożników, Eidith spostrzegła trójkę Toborów w oddali. Dwie mocno rozebrane maszyny kroczyły w towarzystwie trzeciej, opancerzonej i uzbrojonej w porządne działa. Albo niektóre Tobory były przetrzymywane w dobrym stanie, albo wykorzystywały znajdujący się w laboratorium ekwipunek do ulepszeń.
Wilczyca, gdy już zbadała sytuację, miała w zamiarze wystrzelić granat w najciężej uzbrojoną maszynę i szybko schować się za ten sam róg, by obejrzeć efekt przy pomocy lusterka. Widząc marny stan dwóch pozostałych maszyn, może rozsypią się od tego jednego strzału.
Widząc nadlatujący granat, dwie słabsze maszyny rzuciły się na niego swoim ciałem. Eksplozja podrzuciła ich ciała do góry. Wstała tylko jedna. Zaczęła koślawo kuśtykać w stronę zakrętu, na tyle zawzięcie, że nawet pospiesznie. Wyraźnie była jednak ranna. Z kolei uzbrojony żołnierz zaczął pędem biec w stronę, z której strzelała wilczyca.
Poświęcenie tych maszyn było poza pojmowaniem wilczycy, najgorszym było że ta najbardziej uzbrojona pędziła w jej stronę. -” Its your time to shine. Smash this heavily armed shit when it comes out of the corner.” - rzuciła w myślach czając się za rogiem. Widząc stan mniej uzbrojonej maszyny była niemal pewna że pierwsza dobiegnie to uzbrojona. Jak tylko przekroczy róg korytarza przywita ją obecność w swojej pełnej krasie.
Uzbrojona maszyna wyszła zza rogu, natychmiast kierując się i celując w stronę wilczycy. Cień nie reagował, a w broniach maszyny zaczynało pojawiać się światło nagrzewanego silnika generatora plazmy. Wtedy, z cienia kobiety wyskoczyły dwie czarne macki zatykające wyloty, co spowodowało eksplozję broni w lufach, niszcząc Tobora. Wyskakujący krótko po nim podniszczony robot spotkał się ze sfrustrowaną Falco, która naskoczyła na niego i posyłając ich dwóch na ziemię, zaczęła okładać pięściami.
"I do what I want. Keep that in mind." obecność ostrzegła Eidith w myślach.
Wyglądając zza rogu, kobieta zobaczyła, że w miejscu eksplozji jej granatu pojawiły się niewielkie pęknięcia na wierzchniej warstwie szyby. Korytarze były wytrzymałe i odporne na ataki z zewnątrz, ale prawdopodobnie dużo słabsze względem uszkodzeń uzyskanych od wnętrza. Korzystanie z broni wybuchowych może być niebezpieczne.
Pęknięcia faktycznie były niepokojące, musiała zaniechać używania granatnika.
“Don’t be like that, there is no “I” in duo.” Rzuciła w myślach, zbliżając się do Falco. Obserwowała krótką chwilę, jak łeb maszyny odbija się od podłogi tylko po to by znów spotkać się z pięścią kobiety.
“This isn’t right. Machines don’t feel pain, or fear. I can’t hurt them… I can’t make them suffer. There is no joy in this.” Połowa twarzy Wilczycy jakby posmutniała. “Man… i need someone to shoot. Snap their neck, strangle them, cut open like fish. Beat them senseless with stock of my rifle.” Kontynuowała wywód tylko do jednej istoty która, ją słuchała. “Ey Fiend… What was your first kill?” Zapytała w końcu, rozglądając się dookoła za jakimiś drogowskazami. “You never forget your first time.”
"You do when you don't care about it." - odpowiedziała obecność. - "See, here's the difference between us. I'm the monster. You're the psycho."
Gdy Falco podniosła się z resztek maszyny, dwójka mogła ruszyć dalej. W końcu, czystym szczęściem, trafili na skrzyżowanie, którego szukali. Jedna ze stron prowadziła na korytarz z napisem "Ochrona", druga, miała napis "Pomieszczenia socialne"
“Thats so fucking cool.” Skomentowała Eidith odpowiedź zmory, po czym zbliżyła się do drzwi ochrony. Oparła się o ścianę obok i samą ręką usiłowała pchnąć drzwi. Nie wiedziała co może być w środku więc zachowywała ostrożność. Kiwnęła ręką na Falco by zrobiła to samo tylko z drugiej strony drzwi.
Drzwi otworzyły się na podłużny korytarz pełen kałuży krwi i popękanych ścian. Na jego końcu znajdowały się trzy pomieszczenia: szatnia, nadzór, oraz zbrojownia. To ostatnie zamknięte było przez metalowe drzwi, które dwóch uzbrojonych toborów próbowało przetopić wiązkami laserowymi. Towarzyszyły im trzy kościste warianty, uzbrojone w pistolety.
Eidith postanowiłą poczekać aż maszyny uporają się z drzwiami, wtedy to wyładuje w nie cały magazynek, wyściubiając zaledwie lufę i połowę czarnej gęby. Może w środku jest sprzęt który mógłby im pomóc się stąd wydostać?
Seria Eidith powaliła dwa szkielety i uszkodziła ramię jednego z uzbrojonych robotów. Sekundy po tym, jak kobieta schowała się, żeby zmienić magazynek, z korytarza zaczęły wylatywać wiązki laserowe w ogniu zaporowym.
Wilczyca natychmiast padła na ziemię tuż przy drzwiach i wystawiła w kącie drzwi jedynie lufę, by ponownie ostrzelać maszyny tym razem jednak na oślep. Ogień zaporowy nie pozwalał jej na porządne obranie celu. Zaczęła tuż czuć adrenalinę, dawno nie czuła świstających pocisków koło ucha. Spowodowało to na jej twarzy mimowolny uśmiech, a czarna część z wijącymi się mackami wyszczerzyła się jeszcze szerzej.
Ciężko było powiedzieć czy wilczyca trafiła w ten sposób cokolwiek. Gdy chodziło o atakowanie uzbrojonych modeli toborów, trafienie w byle co nie wystarczało, aby przebić blachy. Gdy Eidith przeładowywała drugi magazynek, przeciwnicy również przestali strzelać. Falco zerknęła, co się dzieje, po czym przytuliła się plecami do ściany w wyraźnej panice, wymachując rękoma w stronę dziury. Wilczyca też zajrzała. Z takim ostrzeżeniem musiała się dowiedzieć, o co chodzi. Wyrzutnia plazmowa. Kaliber godny działaniom przeciwczołgowym. Przeżyły z "zombie" modeli toborów musiał wygmerać je ze zbrojowni podczas ognia zaporowego. Teraz czekał, aż generator się nagrzeje, celując prosto w stronę wejścia. Wilczyca nie była pewna czy i ile kul zostało w magazynkach uzbrojonych żołnierzy ale tak czy siak, musiała coś wymyślić. Pomieszczenia bywały dość zabezpieczone, aby znieść tę zabawkę, jednak same korytarze dalej stanowiły jakieś wzmocnione szkło.
Eidith pamiętała, jak maszyny reagują na granaty, więc postanowiła szybko wykonać pewną dywersję. Zza osłony rzuciła pocisk do granatnika, który jedynie miał na ułamek sekundy odwrócić uwagę maszyn, gdy Wilczyca przestawiając karabin na pojedyncze strzały, szykowała się do jednego strzału prosto w łeb maszyny trzymającej działo plazmowe.
Ku zdziwieniu Eidith, uzbrojony w działo plazmowe szkielet robota rzucił swoją broń na podłogę, po czym skoczył ciałem na nieaktywny granat. Ta decyzja zdziwiła nawet jego uzbrojonych partnerów. Jeden z nich odstrzelił głowę wadliwego tobora, w jakiś sposób wyrażając zażenowanie, mimo braku twarzy czy innych elementów odpowiedzialnych za mimikę. Korzystając z zamieszania, wilczyca mogła wychylić się i dwoma celnymi strzałami wyłączyć pozostałe maszyny.

Wygrana była tym razem czysta. Para zdobyła z niej działo plazmowe, które z uwagi na wagę podniosła Falco. W zbrojowni znajdowało się nieco granatów, magazynków i standardowe bronie. Karabiny tego samego typu, z którego korzystały roboty. Były tu też tarcze balistyczne. Eidith nie była w stanie korzystać z nich używając dwuręcznego karabinu. Zauważyła jednak, że uzbrojone wersje maszyn zakładały te tarcze na głowy. Dlatego nie wyglądały na tak zużyte, jak ich oszpeceni partnerzy. Oznaczało to też, że ich tył głowy powinien być odsłonięty.
- Know your fucking place TRASH! - Eidith splunęła na jedną z maszyn. - Fucking robots. - Dodała opierając karabin na ramieniu, nie czując żadnej radości z rozwalenia tych puszek, pomaszerowała w stronę drzwi z napisem “Nadzór”.
Niewielki pokój wypełniony był monitorami nadzorującymi kamery w jednej-czwartej rejonu stacji. Przeglądając obrazy, Eidith spostrzegła przedziwne maszyny zwisające z pomieszczenia socjalnego straży, który był obok niej. Na ścianie znajdowała się też mapa. Pokój socjalny naukowców znajdował się w odnodze, którą ominęła i był wypełniony martwymi ludźmi. Większość korytarzy była zalana krwią. Znajdujące się gdzieniegdzie grupy toborów poruszały się w sposób losowy, przeglądając wszystkie pomieszczenia po drodze. Niewiele laboratoriów dawało radę utrzymać się przy życiu, strzelając do próbujących się wedrzeć maszyn.
Sposród wind, jedyną aktywną była ta, przy której czekali Doc i Yse. Pozostałe były odcięte od zasilania za sprawą dużej grupy toborów oblegających generatory. Ich odbicie bez naruszania aparatury było możliwe, ale zdecydowanie trudne.
Na sam koniec, przeskakując ostatni raz między kamerami, wilczyca zobaczyła nienaruszonego Toborczyka biegającego po pobliskich korytarzach. Wydawał się dążyć do pokoju socjalnego, zatrzymując się przy każdym skrzyżowaniu.
- Zaryzykuje stwierdzenie, że ten ludek ma jakiś interes z tym dziwacznym złomem w socjalnym. Falco poszukaj jakichś dokumentów na temat procedur ewakuacji, ewentualnie przycisk. Tylko go nie włączaj jak coś. Ja zobaczę co ta kurwa kombinuje. - Z tymi słowami wilczyca zaczaiła się za rogiem na maszynę, do ostatniego momentu obserwując, co kombinuje. W przypadku przedwczesnego wykrycia przez robota, lub też odwalane “hokus-pokus” na kuriozalnej maszynerii, Inkwizytorka go podziurawi. Eidith brała też pod uwagę, że ta pojedyncza jednostka mogła “Ożywić” stertę, czemu też miała zamiar zapobiec.
Chwilę zajęło, nim widziana w ekranach toborczyca zjawiła się na korytarzu prowadzącym do ochrony. Nie zauważyła siedzącą za drzwiami nadzoru Eidith i skierowała się prosto do pomieszczenia socjalnego straży. Widząc niewielkie maszyny na suficie, zaczęła strzelać do nich z prawdopodobnie skradzionego pistoletu. Metalowe, pająkopodobne stworzenia zaczęły lądować na suficie, krwawiąc zieloną cieczą.
Eidith trochę zdurniała widząc Toborkę. Nie miała pojęcia dlaczego wyglądała jak przekąska, ani dlaczego strzelała do swoich. Obserwowała dalej jak eliminowała maszyny, lecz na wszelki wypadek wycelowała jej w głowę. Trwając tak chwilę odezwała się w końcu.
- Dwa pytania. Dlaczego walisz do swoich? Kto przyczepia do maszyn takie zajebiste cycki? -
Tobor uniosła dłonie do góry. - Są tak zniszczeni, że nie wiedzą, co robią. Do martwych strzelać żadna zbrodnia. - broniła się. - Dyrektor tego laboratorium. - dodała na drugie pytanie.
- Człowiek kultury widzę. Znaczy był póki go na pół nie rozerwał robot. Jedyna działająca winda jest otoczona kolcami. Wiesz jak je wyłączyć? - Zapytała nie spuszając toborki z muszki.
- Dopiero się dowiedziałam jak ją znaleźć. - skinęła głową na mapę w pomieszczeniu. - Może naukowcy wiedzą? - zaproponowała.
Eidith z poważnej miny powoli przechodziła na rozbawioną, można było to wywnioskować po drgającej górnej wardze.
- Kurwa… Tego nie grali. Bratobójcza seks lalka w podwodnym laboratorium. Hah… - Opuściła broń. - Tak się składa że ja i moja… grupa, też się chcemy stąd wydostać. Jestem Eidith. W pokoju ochrony jest Falco. Tępa jak łyżka. Szukaliśmy sposobu na otwarcie tej zajebanej windy. Możesz dołączyć. - Przemówiła białowłosa.
- Chętnie. Nazwano mnie S3X. Zostałam złożona przez tutejszych naukowców z części innych Toborów. - wyjaśniła. - Widziałam kilku naukowców zabunkrowanych w kuchni. - zaproponowała. Wcześniej Eidith widziała też kilka innych ugrupowań, nieco dalej niż kuchnia, jednak pod mniejszym oblężeniem niż naukowcy w jadalni. Kwestią było, jak bardzo im się śpieszy.
- HAH “S3X” kurwa too good. - Zarechotała wilczyca. - Idziemy do jadalni. Pierdolniemy bajeranckie pozy i powiemy że jestesmy z grupy ratunkowej. - Podyktowała Eidith, po czym krzyknęła na Falco.
- EY YO FALCO! Nie zgadniesz co znalazłam. Dawaj tu -
Falco podeszła zaciekawiona. Na widok S3X wyrzuciła trzymane dokumenty na ziemię i skoczyła, wyprowadzając prawy sierpowy w twarz kobiety, która prawie się przywitała. Zielonoskóra wylądowała na ziemi z miną kogoś, kto ma serdecznie dość życia, a nie jest pewny do kogo się w tej sprawie dopierdolić.
- PRRRR Falco! Nie psuj jej będzie mi… nam potrzebna. Pokaż te papiery. - Powiedziała unosząc Toborkę za kołnierz do góry. Ma wiele planów związanych z lalką więc nie chciała jej uszkodzić.
Dokumenty były serią raportów o wykroczeniach na stacji. Wydawały się one bez znaczenia. Większość dotyczyła szczania na deski, kradzieży papieru z toalet bądź jedzenia z lodówek, uszkodzeń automatów, poślizgnięć, wypadków przy chemikaliach oraz nieprzestrzegania zasad BHP przy obsłudze maszyn. Jeden z nich mówił o Januszu Podolskim, który próbował dostać się do windy działu sanitarnego (przy której czeka teraz Doc) boso, określając skutek jako złamanie karku przy zderzeniu z ziemią.
- Ey… dział sanitarny. Tam jest wyjście? Tam moi właśnie czekają. Also ruszamy do tych jajogłowych w kuchni. Zarządziła Eidith sprawdzając ile pocisków ma w magazynku.
Drużyna przytaknęła skinieniem głowy. S3X była zdolna wybaczyć agresję Falco, biorąc pod uwagę wcześniejsze ostrzeżenie co do jej intelektu, oraz ogólną sytuację, w jakiej się znajdowali.
Kuchnia, o której wcześniej wspominała S3X, znajdowała się w części socjalnej. Zabarykadowani za serią stołów i ciężkich żelaznych szaf kuchennych naukowcy starali się przepędzić atakujące ich maszyny, strzelając z karabinów energetycznych. Niestety naukowców było tylko czterech, a oddział robotów składał się z ośmiu zombie, sześciu uzbrojonych maszyn i jednego, który był do tej pory najmniej uszkodzonym okazem, nie licząc samej S3X. Ten ostatni zdawał się wydawać polecenia reszcie. Wyglądało na to, że starał się wypróżnić magazynki zabunkrowanych naukowców, prowokując ich do ataków.
Przypominając sobie wcześniejszą strategię Eidith, Falco wyskoczyła na korytarz, wykonując przedziwną pozę, prezentującą jej muskulaturę i biust. Chciała chyba też wykrzyczeć hasło, ale jednak miała zaszyte usta, dzięki czemu maszyny jej póki co nie zwróciły na nią uwagi.
Z uśmiechem politowania spojrzała na S3X, w niemym komentarzu co wyprawia Falco. Eidith mogła tylko sobie być winna za jej postępowanie. Odezwała sie w końcu do toborki
-[i] Kasuje dowódcę, ty sie postaraj ustrzelić jakiegoś zbrojnego. Nie mają pancerza z tyłu głowy W dwa ognie ich rozjebiemy. Falco nie daj się postrzelić, ale wszystko co próbuje do nas lecieć wręcz jest twoje.[i]- wydała polecenie, a sama wilczyca zza oslony wycelowala w dowódcę.
Eidith wyskoczyła zza rogu i wydała celny strzał w twarz 'dowódcy'. Uderzenie pocisku rzuciło jego ciałem na bok. Zakrył dłonią ranę i skoczył za narożnik. Cokolwiek miał w głowie nie musiało być niezbędne do życia.
S3X wyszła powoli zza rogu i zaczęła strzelać, niestety roboty przestawiły się na tyle szybko, że nie miała dostępu do ich słabych stron. Strzelając, zaczęła śpiewać.

'Cause another and another comin' up out of the gutter
Till I'm drowning in an ocean of entitled motherfuckers
And they're pushin' all my buttons
But they never seem to wonder why
Another and another, ask each other


W tonie i rytmie jej głosu znajdowało się coś nietypowego. Eidith czuła się żywsza, jej strzały stawały się szybsze i dokładniejsze. Toborczyca miała w sobie niespodziewanie pomocne funkcjonalności. Dobrze się złożyło, ponieważ oddział, któremu się przeciwstawili, okazał się dużo bardziej agresywny niż wilczyca się spodziewała. Wcześniej trzech stanowiło zagrożenie. Sześciu strzelających przez zasłonę ośmiu szarżujących zombie, to było znacznie więcej niż byli w stanie przezwyciężyć ot, tak. Nie minęło długo, nim Falco zaczęła siłować się z nadciągającymi golasami, rzucając nimi o podłogę i wyrywając ich kończyny, tylko po to, aby wstali lub próbowali naprawić się resztkami swoich kompanów. Eidith i S3X cofali się powolnymi krokami, przeładowując i wysyłając strzały. Wszyscy otrzymywali rany. Bok i noga toborczycy niedługo dymiły od oparzeń, Eidith otrzymała dziurę w prawym ramieniu, a później pod łokciem tej samej ręki. Na szczęście strzelała tą drugą.
Nie było pewności czy drużynie się powiedzie. W pewnym momencie obecność zaczęła pomagać, lecz jej zasięg był ograniczony. Szczęśliwie sami naukowcy zebrali w sobie resztki odwagi i wyskoczyli za plecy zajętych oddziałem ratunkowym robotów, odstrzeliwując im głowy.
Wilczyca opuściła poranioną rękę i rzuciła na prędce do Toborki i Falco.
- Nie pozwólcie uciec dowódcy szybko! - Odwróciła wzrok do jajogłowych, powstrzymując chęć wybicia ich. - Mili państwo przybył ratunek. Jednak pozostaje kwestia windy otoczonej kolcami. Ręka do góry kto umie to obejść. - Patrzyła na każdego naukowca po kolei. Niesamowicie gardziła ich profesją, ale to nie był czas na wyżywanie się za dawny koszmar.
Niedługo po tym, jak Falco i S3X ruszyli w głąb korytarza, dowódca robotów wyskoczył zza niego, rzucając się na plecy naukowców, którzy opuścili defensywną pozycję, aby wspomóc potyczkę Eidith. Falco była jednak szybsza, złapała tobora za ramiona i powaliła go na ziemię, a nowa towarzyszka drużyny odstrzeliła mu głowę.
- To atrapa. Pułapka psychologiczna. - wyjaśnił jeden z jajogłowych. - Wystarczy po prostu przejść. Proszę, eskortujcie nas tam.
- Hol up… jak to kurwa atrapa? Przecież na własne oczy te kolce widziałam. - Wilczyca była widocznie skonfundowana. - Tak czy inaczej to w tą stronę. Póki jesteście z nami i macie amunicje nic wam nie będzie. - Zapewniła Eidith, gestem ręki zapraszając do przemieszczenia się daleko stąd.’
Po krótkim i względnie bezpiecznym spacerze, nie licząc zastrzelenia kilku pozbawionych szans zombie po drodze, drużyna dotarła do miejsca zbiórki.
- To ferrofluid. - tłumaczył jeden z naukowców, gdy podeszli do przejścia. - Reaguje z żelazem w podłodze, tworząc kolce, jeżeli jednak spróbujemy przejść, te zaczną zbierać się pod stopą z uwagi na metalowe obicia w podeszwie. - wyjawił, wchodząc w przepaść. Tak jak obiecał, kolce efektywnie zmieniły się w most pod jego stopami.
- Oczywiście nie zadziała to, jeżeli jesteśmy nadzy, bądź w inny sposób pozbawieni metalu w stopach. - wyjaśnił inny naukowiec dla pewności, gdy wszyscy ruszyli wężykiem.
Doc przyjrzał się Eidith, Falco i S3X. Wzruszył ramionami. Wyjął spod laboratoryjnego fartucha pistolet i wycelował zielonoskórej w głowę.
- YO Panie Doc stop! - Wilczyca wyskoczyła przed Toborkę. - Bez niej byśmy tu nie wrócili. Zabieram ją. Na moją odpowiedzialność. - Zapewniła. - Sexy nic nie odjebie i będzie grzeczna. Prawda? - Spojrzała na Toborkę wzrokiem nie cierpiącym sprzeciwu.
- PRAWDA?! - Wrzasnęła po chwili.
- Nie jestem Toborem. - odpowiedziała zielonoskóra. - Zostałam stworzona tutaj, na miejscu, z części toborów. - wyjaśniła. Doc zastanowił się chwilę. Zmróżył oczy, łapiąc cel między oczami kobiety. Zmierzył ją od stóp do głów, po czym podniósł broń i odwrócił się. - Ta. Tobory mają małe. - zgodził się.
Wilczyca wyszeptała do ucha zielonoskórej.
- Tihii mówił o cyckach. - Zaraz po tym wilczyca klasnęła w dłonie, zapominając że jedna jej ręka nie działa za dobrze więc syknęła z bólu.
- Dobra ferajna spierdalamy stąd. Musze jeszcze jedną sprawę na tej skurwiałej planecie załatwić. - Zakomunikowała z gestem windowego chłoptasia zaprosiła wszystkich.
Na górze drużyna zastała siłę wojskową planety organizującą jednostkę ratunkową. Doc wytłumaczył im, że nie ma czego zbierać i najlepiej, jakby wysadzili całe laboratorium, zanim zacznie się dochodzenie. Inaczej ryzykują przeciek danych.
Bonnie czekała wraz z oddziałami. Instrukcja dyrektora placówki dotarła do policji, zanim doszło do incydentu, więc dziewczyna była cała i zdrowa.
- Jeżeli coś wam tu zostało, macie dwie godziny za nim odlecę. - poinformował Doc.
-”Like hell im seeing your lazy ass piloting ship by yourself”. - Rzuciła w myślach, jednak widok Bonnie ją znacznie uspokoił. Już miała w planach by zesłali jej pancerz wspomagany, ale na szczęście obędzie się bez tego. - Zajebiście było nie? Wracajmy… potrzebuje się napić kawy. - przemówiła wilczyca, macając się po tej “obecnościowej” części twarzy.
-”I really want to be pretty again. Can you fix this? Pretty please with cherry on top.” - Rzuciła w myślach.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 17-08-2019 o 16:30.
Fiath jest offline  
Stary 17-08-2019, 16:29   #72
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith obudziła się w swoim łóżku w katedrze centralnej. Powrót z wczorajszego lotu był mało interesujący. Bonnie załatała jej ramię, choć najpierw je otworzyła skalpelem, nie komentując, czy to potrzebne. Jakimś cudem nie było żadnych śladów. Dziura w twarzy łatała się bardzo wolno, ale teraz wilczyca czuła, że jej twarz jest cała.
Miała się dzisiaj stawić do nowego biskupa po zadanie, choć nie powiedziano kiedy, więc mogła póki co odpocząć. Doc miał ich serdecznie dość, choć technicznie nie odnieśli żadnej porażki, więc na zlecenia od niego chwilowo nie mogli liczyć.
Obecność pozwolił jej przespać kolejną noc, co zdarzało się coraz częściej. Zanim chociaż założyła majtki na tyłek wstawiła sobie w automacie kubek kawy. Gdy się przygotowywała, Eidith poszła się szybko odświeżyć. Jak już wyszła spod prysznica, na swoim małym terminalu odpaliła kanał z kreskówkami. Oglądała je póki nie skończyła się kawa w kubku.
- Damn this vampire can stop time? That’s sick. - Komentowała co widziała na ekranie, do jedynej istoty która mogła ją teraz usłyszeć. - Holy shit and his ghost is fast too. Can you do shit like that Fiend? - Zapytała w końcu, widząc jak kreskówkowy duch wampira zderzał się z zawrotną prędkością ze zjawą nastolatka w uniformie ucznia.

Eidith wstała z łóżka z uśmiechem na twarzy. Dłońmi zmierzyła swoje piersi. Małe. W tym wieku raczej nie urosną. Niech jej jednak będzie. Przeszła do szafy, z której powyrzucała ubrania na podłogę. Większość jej nie pasowała. Zbyt obcisłe, wojskowe, albo z logami zespołów muzycznych, które jej nie interesowały. Ostatecznie zdecydowała się na czarne jeansy i koszulę.
Korzystając z wolnego czasu, udała się do baru, w którym lubiła koczować jej załoga. Zgromadzenia wyglądały podobnie do poprzednich. S3X nie miała za co grać w karty, więc siedziała w koncie oglądając telewizję, mimo że telewizor zagłuszała muzyka z radia.
Eidith usiadła przy barze, zastanawiając się, co zamówić.
- Huuu… tost… tak tost! -Rzuciła w końcu wskazując palcem na menu. Czekając na swoje zamówienie omiotła pomieszczenie wzrokiem. Z jakiegoś powodu miała bardzo dobry humor, i czuła, że nic go nie może spierdolić.
Eidith obejrzała się po menu. - Co lubi Alice?
- Czystą wódkę. - odpowiedział barman.
- To wezmę whisky z lodem.
Słysząc tą wymianę, Alice posłała Eidith śmiertelne spojrzenie, na które kobieta odpowiedziała wystawiając język.
- Może jeszcze tosta do tego. - dodała.
Kiwała głową na boki w rytm muzyki którą słyszy, do tego machała nogami w przód i tył siedząc na stołku jak jakaś małolata. Cieszył ją fakt że Alice wybaczyła jej ostatnie pieszczoty które między nimi zaszły. W końcu byli watahą, siedzieli w tym gównie razem więc musieli się trzymać w grupie. - Alice chcesz zagryźć to whisky jakimś tostem? - Zapytała, zerkając na telewizor.
W telewizorze leciała jakaś kreskówka o wampirach.
Eidith w milczeniu wgryzła się w tost. Był chrupiący, ciepły, z dobrą wędliną, stopionym serem oraz lekko ostrym sosem.
- Za dużo na raz. - mruknęła pod nosem. Nie smakował jej.
Zapiła whisky. To wchodziło lepiej. Rozsiadła się w fotelu i zaczęła rozglądać po drużynie, zastanawiając się, komu zwrócić uwagę.
- Yo Sin… co ci się stało na ostatniej misji? - Rzuciła do zmiennokształtnego. Jakoś nie wyobrażała sobie, że gość który może się zamieniać w najróżniejsze potworności dał się tak łatwo zranić. - W ogóle ktoś pije kawę? Chyba zamówię… nom zamówię. - Rzuciła do barmana z delikatnym gestem ręki.
- Nah. On wygląda, jakby miał chuja w dupie. - odpowiedziała sobie pod nosem Eidith. Wstała z miejsca i udała się do S3X. Rzuciła jej na kolana talerz z nadgryzionym tostem. - Spróbuj. - zaproponowała, siadając obok. Toborczyca zaczęła ostrożnie badać niezidentyfikowany obiekt z każdej strony.
- Wtedy w laboratorium zaśpiewałaś jakąś nutę i nas to jakoś...ożywiło. Co to było? - spytała zielonoskórą.
Czekając na jakąkolwiek odpowiedź wilczyca spojrzała na cycki S3X. Bez żadnego ostrzeżenia chwyciła garścią za pierś i wcale nie zamierzała puścić.
S3X nie reagowała na molestowanie, choć dziewczyny przy stole nie były pod wrażeniem.
- Odpowiednie fale dźwiękowe potrafią wywoływać efekty na ludzkim ciele. - wyjaśniła zielonoskóra. - Profesor próbował mnie nauczyć jak sprawić, żeby ktoś się spuścił w gacie, ale nie mogliśmy znaleźć odpowiedniej częstotliwości dźwięku. - wyjaśniła, po czym wgryzła się w tost.
- Damn… ale cycki ci świetne przyczepił, jakby były prawdziwe. - Rzuciła kompletnie olewając dezaprobatę innych członków watahy. - Jak tost? - Spytała, puszczając pierś.
- Podoba mi się. Zasobność kaloryczna jest ograniczona, ale wrażenia smakowe są stymulujące.
Eidith zaśmiała się pod nosem, słysząc dobór słów.
- To spoko. Anyway. YO WATAHA! Od jakiego biskupa bierzemy misję? Vlad i mój mistrz mają przydziały. Ten koleś Vlad mi wygląda na niezłego zwyrola. Nie że ja nie jestem lepsza but still.
Z mistrzem dawno nie strzelałam do niczego. Uwielbiam tego gościa.
- skończyła wywód, odklejając się od piersi S3X.

- Beka. - Eidith wstała z kanapy i podeszła do stołu karciarzy, opierając się o niego dłońmi. - Wchodzę w następną. - zadecydowała, kładąc kredyty na stół. Danpa przytaknął skinieniem głowy.
Falco podeszła do Eidith. Pochyliła się i zaczęła głośno wąchać nosem.
- Myłam się, ale nie mam teraz perfum. - zażartowała Eidith.
-”Czy ja to naprawdę powiedziałam?” - Wilczyca zadała sobie pytanie, coś było nie tak ale nie była w stanie stwierdzić. Wszystko wyglądało normalnie… na ile można tak określić tą gromadę. Na pewno się jej zdawało.
- Jakie sumy tutaj przepierdalamy? - Zapytała patrząc po graczach.

Falco zatrzymała się na moment. Jej zmarszczony wyraz twarzy zdradzał, że próbowała wytężyć swoje szare komórki do działania. W końcu poddała się i zasunęła Eidith prawego sierpowego w ryj.
- Fuck...none of that. Have it back. - Powiedziała Obecność. Chwilę później Eidith zaczęła czuć swoje ciało na nowo. Miała obitą mordę i złamanego zęba. Do tego obiła sobie dupę przy lądowaniu na podłogę.
- Co się kurwa dzieje?! What the fuck Falco?! Dlaczego mi przyjebałaś? - Wilczyca wyglądała na równie ogłupiałą co wściekłą. -”Did you controlled my body you fucking fiend!?” - Rzuciła wściekle w myślach, podnosząc się do pionu. To że obecność może sobie na aż tyle pozwolić nie było dobrym znakiem.
Falco wzruszyła ramionami. - Nie byłaś sobą. Chyba. - stwierdziła.
"The corruption is blurring the line between us. I warned you, didn't I?"
-” You haven’t said shit bout losing control over my body you fucking freak. Fucking fuck shit cunt piss...fuck” - Brakło jej wyzwisk. Oparła się ręką o stół, drapiąc się po głowie.
- W pizdu… kurwa mać… - Drapała się dalej w tym samym miejscu. Jak ktoś się jej przyglądał widział jak miejsce gdzie ją “swędziało”, a dokładniej włosy zaczęły zachodzić szkarłatnym kolorem.. - Hold it together… hold it together… - powtarzała w kółko jak obłąkana.
Niezainteresowana drużyna dalej zajmowała się sobą. Ostatecznie nie rozdali Eidith kart przy nowej rundzie.
Białowłosa w końcu oderwała się od stołu i wyleciała z kantyny. Cały czas trzymała się za głowę, w miejscu gdzie wydrapała sobie ranę. Musiała się zobaczyć z Klausem, on na pewno jej coś doradzi.

***

Klaus znajdował się w swoim biurze. Początkowo sekretarka nie chciała wpuścić Eidith do środka, ale też nie chciała się z nią zadawać. Być może za mało jej płacą, w każdym razie ostatecznie otworzyła wilczycy drzwi. Jej mentor siedział za mahoniowym biurkiem, paląc fajkę i przerabiając jakieś dokumenty w dość pośpiesznym tempie. Prawdopodobnie zalegał w pracy, mimo, że miał niedługo wylecieć na misję.
- Witam. Wybacz, ale jestem nieco zajęty. - przeprosił Klaus, nie podnosząc głowy znad biurka. - Jeżeli chcesz zgłosić się na misję, na którą zapraszam, zbiórka jest na lotnisku, miało być w ogłoszeniu. - widać nie był pewien, czy wszystko zapisał.
- Nie.. było… Ale ja nie o tym. - Eidith postąpiła w przód by stanąć naprzeciwko Klausa i jego papierów. - Ta istota która mnie opętała… straciłam panowanie nad własnym ciałem. Twierdzi że linia między nami się zaciera przez korupcję. Mistrzu czy ja zniknę? Nie mogę zniknąć. Jest jeszcze tyle do zrobienia… - Chwyciła się za głowę.
- A czy on zniknie? - zapytał profesor, podnosząc głowę znad papierów. - Od małego jesteście razem w jednym ciele. Z biegiem działania korupcji prawdopodobnie zostaniecie czymś nowym. Bardziej złożonym. Sumą. Nie znikniesz. - biskup z troską wymalowaną na twarzy starał się uspokoić Eidith.
Twarz wilczycy rozpromieniała, gdy słyszała słowa Klausa.
- Wyściskałabym cię mistrzu, ale jestem ujebana w krwi. - Uśmiechnęła się durnie, po czy stanęła obok mentora zerkając na stos papierów.
- Widzę że mistrz ma dużo pracy. Może warto się wstrzymać z tym polowaniem? Załatwię zlecenie Vlada i wtedy do ciebie przyjdę. Tak to na spokojnie mistrz pozałatwia swoje sprawy.-
Skrzyżowała ręce pod piersiami.
- Nie ja ustalam terminy. - odpowiedział Klaus. - Musiałabyś się dogadać z papieżem. Możesz mi też po prostu wysłać trzy osoby. Raczej nic się nikomu nie stanie, to wyjątkowo prosta misja. - stwierdził. - Po prostu potrzeba w niej wiele rąk.
- I przegapić szansę na wycieczkę z mistrzem? Nigdy. W takim razie wyślę trzy osoby do Vlada. Muszę lecieć, się szykować, przejrzeć karabin, sprawdzić granaty, skalibrować maskę. Do zobaczenia na lotnisku mistrzu! - Krokiem rusałki na polu, opuściła pomieszczenie, po drodze do wyjścia puściła całusa do sekretarki.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 01-09-2019, 15:09   #73
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Silver
292016062SH
Anielska Brama

W drodze powrotnej z przetargu Silver zobaczył kobietę, która rano przybyła na stację. Piła ona piwo w stosunkowo zaludnionym barze. Z jakiegoś powodu inni biesiadnicy zachowywali przynajmniej metr dystansu od niej. Biorąc pod uwagę, że zajmowała jeden z końców lady barowej, stwarzało to zator przy drugim jej końcu, przy którym wszyscy inni próbowali zamawiać swoje drinki.
Pewny siebie, Demon podszedł do baru i sam zamówił piwo. Konkretniej, zamówił dwa razy to, co ona pije, na co otrzymał dwa kufle piwa. Słysząc, że się do niej odnosi, kobieta pokazała mu środkowy palec, nie odwracając wzroku w jego stronę.
~Urocza, aż dziwne że siedzi sama. - Zaśmiał się w duchu Silver. Niezrażony wziął oba kufle i ruszył w jej stronę. Kiedy przekroczył “magiczną granicę” za którą wszyscy się trzymali, nic się nie wydarzyło. Usiadł obok dziewczyny i podsunął jej piwo.
- Jeszcze mi buty wyliż. - zaproponowała.
-Dziękuję za tak szczodrą ofertę, ale jestem zmuszony odmówić. - Odpowiedział, obracając sprawę w żart. Z gorszymi już musiał się zadawać, choćby w trakcie studiów. Pociągnął łyk piwa i spojrzał na nią znad kufla. - Jeśli wielki napis “SPIERDALAJ” mnie kiedyś powstrzyma, to będzie znak że się starzeję.
Kobieta złapała spód kufla, z którego pił Silver i zaczęła wpychać mu go w gardło. Mężczyzna zaczął dusić się trunkiem, więc szybko wstał z miejsca, aby uwolnić się od napaści. Kobieta uśmiechnęła się do siebie.
Jak dziecko, dobrze że mu garnituru nie upierdzieliła… Odstawił swój kufel na blat i odkaszlnął.
-Możemy uznać że powitanie mamy za sobą i napijemy się na spokojnie, czy będziemy dalej wymienić uprzejmości? - Zapytał, trzaskając stawami szponiastej ręki.
Silver mógł wyczytać chęć walki z twarzy kobiety, która praktycznie zaciskała zęby ze złości. Ograniczyła się jednak do ściskania w milczeniu kufla, na którym zaczynały pojawiać się pęknięcia.
- Myślę, że pan powinien już wyjść. - zaproponował barman. - Jestem po pana stronie, ale teoretycznie to pan ją nęka. - zauważył.
Demon spojrzał na barmana ze zrozumieniem, chyba nikt nie lubił burd w swoim lokalu. Dopił jedno piwo, po czym sięgnął po drugi kufel i również szybko go opróżnił.
-Dziękuję za piwo. Udanego dnia życzę. - Pożegnał się z barmanem i ruszył do wyjścia. Gdy był przy drzwiach obrócił się jeszcze i rzucił. - A sprzedawanie alkoholu dzieciom jest nielegalne. - I wyszedł, akurat w momencie gdy suce kufel roztrzaskał się w dłoni. Pora było wrócić na okręt.

Po powrocie na okręt Silver spotkał Holmesa rozmawiającego z profesorem Opusem wewnątrz jadalni.
- Niech pan do nas dołączy, chce pan to usłyszeć. - zaprosił Holmes, z wyraźną ekscytacją w głosie.
- Póki co to tylko hipoteza. - rosły, białowłosy Opus kontynuował wątek jakiejś przerwanej rozmowy - Każda iskra wydaje się związana wyłącznie z konkretnym, ścisłym tematem. Podobno magowie potrafią ukazać adeptowi zakres całej magii jako takiej. To może jednak nie być niezbędne. Wiele iskr da się zastosować w sposoby spokrewnione z ich zakresem. Być może dałoby się w ten sposób poszerzyć swój zakres magiczny. - wyjawił.
Ta hipoteza nie była już tylko hipotezą, co wykazał eksperyment Silvera kilka godzin wcześniej. Nie wyprowadzał jednak profesora z błędu, był ciekaw co ten ma w tej kwestii do powiedzenia.
-Czy ma Pan na to jakiś przykład profesorze?
- Oryginalnie, moja iskra służyła znajdowaniu...elementów zainteresowania. Aktywując ją, byłem w stanie podświadomie znaleźć artefakty, uszkodzenia w mechanizmach, słabe punkty u przeciwników. Zacząłem ją jednak trenować w dwie strony: po pierwsze zacząłem uczyć się szukać konkretnych rzeczy, po drugie analizować widziane przedmioty. Początkowo były to zwykłe ćwiczenia, jednak kilkakrotnie miałem wrażenie, że przez to magiczne wytężenie zderzyłem się z czymś większym. - wyjaśnił Opus. - Wydaje mi się, że jeżeli będę w stanie tak prowokować magię, to przełamię jakąś jej barierę. - wyznał z nadzieją w głosie.
To z kolei pokrywało się z sugestią, którą przekazał Holmesowi. Czy raczej potwierdzało jego własną hipotezę, że wydajność Iskry można poprawić. Dwa i dwa zazwyczaj daje cztery, ale tu mogło dać coś nowego. Rozwój Iskry to jedno, ale przejście do czegoś większego…
-Brzmi to bardzo obiecująco profesorze, jednakowoż mam pewne wątpliwości. - Podjął Silver po chwili namysłu. - Nie jestem znawcą dziedziny magii, ale doskonale rozumiem prawa którymi rządzi się wszechświat. Myślę, że mogę pokusić się o ekstrapolację z zakresu mojego wykształcenia… - Znów na chwilę się zamyślił, szukając odpowiedniego porównania. - Przyjmijmy że człowiek i jego Iskra, to izolowany układ kwantowy. Zmiany zachodzące wewnątrz tego układu to korzystanie z możliwości Iskry, bądź jej rozwój. Układ wciąż pozostaje izolowany, więc nie zaburza to równowagi fazowej. - Zrobił pauzę by Opus mógł sobie przyswoić jego słowa. Był wprawdzie profesorem, ale jego dziedziną niekoniecznie musiała być fizyka kwantowa. - Przełamanie bariery jak to Pan określił, przerwałoby izolację układu, nagle znalazł by się jednocześnie w równowadze i nierównowadze z różnymi stanami rzeczywistości. Konsekwencji takiego zjawiska nie da się przewidzieć. - Przedstawił swój punkt widzenia. Nie chciał ekstrapolować za daleko, miał bardzo niewiele danych.
- Szaleństwo. - odpowiedział Opus, po czym napił się herbaty. - Znam kilku magów i adeptów. - przyznał. - Wszyscy są w pewien sposób szaleni. Nie wiem, czy fizyka kwantowa jest tu najlepszą alegorią, w każdym jednak razie obcowanie z zaawansowaną magią wydaje się zbyt wymagające dla ludzkiego mózgu, czy też duszy, jeżeli ta miałaby istnieć. Mówimy o tak nadludzkich zdolnościach, że to raczej dziedzina metafizyki. - z głosu Silver mógł wyczytać, że Opus nie jest zadowolony z własnych słów. Raczej nie był teistą.
-Magia to wymiar rzeczywistości, którego nadal do końca nie pojmujemy. Podobnie jest z kwantami. - Odparł Silver, nalewając herbaty dla siebie. Mimo upływu całych milleniów nadal nie udało się wyprowadzić zunifikowanej teorii która łączyłaby fizykę kwantową i klasyczną. Pociągnął łyk. - Zna pan KILKU magów? - W jego głosie przebrzmiało lekkie niedowierzanie. - Zdawało mi się zawsze, że są to istoty dość unikalne, z racji iż raczej niechętnie dzielą się swoją wiedzą, a tym bardziej mocą. - Nie wspominając o tym, że aby przejść od użytkownika Iskry do bardziej zaawansowanego adepta należało spełnić warunek, którego nikt nie znał… - Spotkać kilku z nich za jednego żywota, musiał pan naprawdę sporo widzieć.
- Trzech. - sprecyzował Opus.
- Wedle moich badań w zakresie historii magii. - odezwał się Holmes. - Magów było tylko kilku, nie jestem pewien ilu, i to może nawet miliony lat temu. Iskry to pozostałości ich mocy. Jakim cudem magowie mogą istnieć dalej?
- Druga generacja. - odparł Opus. - A może nawet i trzecia. Magowie mają moc tworzenia nowych magów, która jest dziedziczna. Choć każda kolejna generacja ma słabszy potencjał. - wyjawił profesor.
-Jak pan myśli profesorze, ten spadek potencjału wynika z że tak powiem “rozwodnienia” mocy magicznej, czy raczej z faktu że magowie są tak zazdrośni o swoje moce iż nawet następcom nie pokazują wszystkiego? - Zapytał Silver. Bardzo często ci, którzy mieli najwięcej, jednocześnie najmniej byli gotowi dać. Magia może nie była materialna, ale potęga i władza też nie, a jednak dzielenie się nimi działało analogicznie. Niemniej, mogło to też przebiegać tak samo jak przekazywanie energii w fizyce, zawsze była jakaś strata. - I czy tych magów można rzeczywiście spotkać, czy pojawiają się tylko kiedy zechcą?
- No, możesz się z kimś spotkać przypadkowo. - wzruszył ramionami Opus. - Jeżeli chodzi ci o wytropienie kogoś, to nie znam żadnych cech, które ułatwiłyby ci poszukiwania. - stwierdził. - A sam spadek z generacji na generację...myślę, że to może być jakaś forma adaptacji? Magia nie jest czymś, co ludzki rozum może pojąć. Większość magów jest w ten czy inny sposób niestabilna umysłowo. Być może przez te setki tysięcy lat zaczęliśmy rozwijać adaptacje mające odciąć nas od magii dla własnego bezpieczeństwa. - zaproponował profesor.
-Ciekawy pomysł, przyznam nie spodziewałbym się przebiegu ewolucji w tę stronę. - Demon podrapał się po brodzie. - Człowiek z reguły rozwijał się tak, by móc wykorzystywać nowe narzędzia, czyli powinny się zwiększać nasze możliwości umysłowe, by pojęcie magii nie groziło szaleństwem. Zamiast tego nasze ciała, umysły, bądź dusze z czasem coraz bardziej się od magii izolowały i to mimo, że magia od zawsze człowieka przyciągała. - Choć w tak zwanych pokazach magicznych bardziej chodziło o sprawne ręce, to niejeden dzieciak z pewnością dzięki nim pragnął zostać czarodziejem. Kamień Filozoficzny, przemiana ołowiu w złoto, te idee były czysto magiczne a za ludzkością ciągnęły się od tysiącleci. Ciekawe czy…
-Nie wie Pan aby profesorze, czy Merlin był prawdziwym magiem? - Była to znana postać mitologii na wyspach. Gdyby okazał się prawdziwy, może Silver zdołałby prześledzić genezę swojej Iskry.
- Nie znam się specjalnie na historii, ale to bardzo możliwe. Magowie często zmieniali imiona, więc wiele mitycznych figur mogło być jedną magiczną postacią z przeszłości. - stwierdził Opus, zamyślony. - Sugeruje pan, że magia nie jest narzędziem, tylko drapieżnikiem? - zaproponował.
-Porównałbym ją raczej do żywiołu. Fascynuje ludzi od zarania dziejów i jest niepowstrzymana. Mocy ognia czy wody nie da się w pełni okiełznać, można jedynie naginać je do swojej woli. Tak samo jest z magią, jak mówiłem nie jestem ekspertem, ale chyba żaden z magów nie był wszechmocny? - Spojrzał pytająco na swoich rozmówców. - I niezależnie od tego, że nad cząstką żywiołu można zapanować, przed jego pełną mocą należy się chronić. Oczywiście to tylko moje przypuszczenia.
- To brzmi sensownie. - przyznał Opus. - Też nie jestem autorytetem. Proszę nie traktować moich spostrzeżeń jako bezwzględną prawdę. - ostrzegł.
-Mimo wszystko, pańskie wypowiedzi dają mi całkiem dobry punkt odniesienia. No i ma pan doświadczenie, którego mi brakuje. Nigdy nie spotkałem kogoś, kto przekroczyłby próg między Iskrą a magią, to z pewnością poszerza horyzonty. - Demon zakręcił filiżanką i pociągnął łyk. - Skoro przy żywiołach jesteśmy, czy nie sądzi pan że magia mogłaby się rozwijać w sposób niekontrolowany? Na przykład gdyby sięgnąć po nią siłą?
- Ciężko to określić nie znając jej pełnej natury. - stwierdził Opus. - Magia potrafi się mocno różnić od osoby do osoby. Być może niektóre jej, nazwijmy to, rodzaje, mogłyby prędko wymykać się spod kontroli? - zasugerował. - Myślę, że za mało wiem na ten temat. - przyznał się.
-Osobiście przypuszczam, że każda magia mogłaby się rozwijać w sposób niekontrolowany. Jednakże nie zawsze, właśnie zależnie od rodzaju byłyby widoczne efekty tego rozwoju. - Teoretyzował dalej Silver. - Dla przykładu, gdyby ktoś dysponował magią zwiększającą siłę, jego mięśnie mogłyby zacząć się nadmiernie rozrastać. Ale ktoś taki jak pan, posiadający Iskrę detekcyjną moim zdaniem nie zdradzałby zewnętrznych symptomów. Oczywiście znów czyniąc na ślepo założenie, że niekontrolowana magia prowadziłaby do jakichś manifestacji. - Młody Armstrong spojrzał na Opusa znad filiżanki. - Jeśli ma pan kontakt z którymś z tych magów profesorze, zawsze może ich pan o to zapytać. Gdyby mi się zdarzyło jakiegoś spotkać, pewnie będę miał do niego lub niej miliony pytań.
- Nie pamiętam pacjenta, który sam wyjaśniłby swoją chorobę. - zaśmiał się Opus, po czym skinął do Silvera i Holmesa. - Muszę się powoli zabierać. Jeżeli będziecie chcieli więcej porozmawiać, będę jutro na balu. Z tego, co się orientuję, to wszyscy są zaproszeni.
- Nie wiem, czy pójdę. - stwierdził Holmes. - O ile chętnie bym podyskutował, nie do końca mam powód się tam pakować.
- Póki będziecie na stacji, pewnie zdarzy się wiele okazji.
-Zatem dziękuję za pouczającą rozmowę profesorze. Miło mi było pana poznać. - Odrzekł Silver wstając i wyciągając rękę by się pożegnać.
Mając dużo wolnego czasu przed balem, Silver postanowił wytestować limity swojej iskry. Jego pierwszym testem było sprawdzenie, jak dużo energii jest w stanie pochłonąć. Największym źródłem na statku były baterie tachionowe, które aktywują się na wypadek awarii głównego zasilania okrętu. W zapasie mają ich zawsze aż nadto, więc wykorzystanie jednej nie stanowiło problemu.

Próbując pochłonąć energię baterii, Silver spostrzegł, że po pochłonięciu pewnej ilości energii, jego ciało zaczęło stawać się ociężałe. Najpierw ruszał się powoli, później praktycznie nie mógł drgnąć. Były to ogromne pokłady mocy, porównywalne z działem antyplanetarnym. Jego limity były absurdalne w porównaniu z siłą ognia współczesnego uzbrojenia.

Pochłanianie tak dużej ilości energii pozwoliło też Silverowi zaobserwować naturę przyciągania. Im dłużej pochłaniał energię, tym szybciej i więcej jej wcierało do jego ciała. Nie wybierał garściami energii z baterii, energia ta wpływała do niego. Oznaczało to, że gdy chciał przestać, nie mógł zrobić tego natychmiastowo.

Gdy eksperyment był zakończony, Silver miał problem z znalezieniem uwolnienia dla energii. Nigdy nie ćwiczył jej wykorzystywania, zwykle nie zauważał jej obecności w jego ciele, a ta znikała sama. Z tą ilością było nieco inaczej.

Po zakończeniu pierwszego eksperymentu Silver dostał wiadomość: Corvus wracał na swój pokład. Młody Armstrong był bardzo zaciekawiony przez swoje poprzednie eksperymenty na nieświadomym recollectorze i chciał spróbować ponownie. Najpierw jednak musiał pozbyć się obciążającej go energii. Spojrzał na swoją rękawicę. Był to symbiotyczny artefakt, który zwiększał jego predyspozycje fizyczne, zwłaszcza gdy był wzmacniany przez pochłoniętą energię. Jak skuteczny będzie, jeżeli dostanie jej aż tyle? Silver skierował swoją moc w stronę ręki. Ta szybko zaczęła się rozrastać. Jej skalista powłoka zaczęła obejmować ciało Silvera w zastraszającym tempie, a ten nie wiedział, jak ją zatrzymać. Całkiem niedługo, całe jego ciało było objęte przez artefakt.

Silver przybrał demoniczną formę ogromnej bestii. Czuł się niepomiernie silniejszy, a jego twarde ciało musiało zyskać ogromną wytrzymałość. Nie czuł się jednak zbyt szybki, wolniejszy niż zwykle nawet. O ile normalnie artefakt zwiększał jego zwinność i prędkość, przy tak dużej masie ten bon się wyrównywał. Mężczyzna nie miał pojęcia, jakie możliwości ma ta forma. Prędko jednak zobaczył, że powłoka na jego ciele się kruszy. Moc musiała być tymczasowa.

Silver szybko poinformował załogę, co zaszło, po czym udał się na mostek. Czekał tam na niego lekarz okrętowy, Meredith. Plan był prosty: Silver spróbuje ukraść iskrę Victora, odbierając ją jak energię. Meredith zadba o jego bezpieczeństwo.
Używanie iskry w jego obecnej formie różniło się nieco od robienia tego w zwykłym stanie: teraz pobierana energia naprawiała wykruszone elementy nowej formy, a dopiero gdy ta była nienaruszona, reszta się magazynowała w ciele Silvera.

Pobieranie dużych ilości energii nie różniło się zbytnio od przeprowadzania rytuału. Gdy Silver zaciągnął energię z Victora, ten się zatrzymał. Rozejrzał się, po czym zawiesił wzrok na okręcie Silvera. Jego oczy wędrowały po przeróżnych oknach okrętu. Nie wiedział, kto to robi, wiedział tylko skąd. Victor nie uciekał ani nie szarżował. Stanął skierowany w stronę okrętu, w niewzruszonej posturze człowieka z rekordowym ego i patrzył. Patrzył z uśmiechem na twarzy. Silver miał wrażenie, że Corvus stawia mu wyzwanie.

Początkowo Armstrong nie miał pojęcia, czemu Victor jest tak pełny siebie. Energia mężczyzny przechodziła prosto w Silvera w zastraszającym tempie. Nic jej nie powstrzymywało, mógł z niej korzystać, tak bardzo, jak chciał. Naturalnie, Silvera nękały myśli na temat tego, ile tej energii musi tam być. Wyobrażał sobie iskrę jako coś niewielkiego, prostego do przejęcia. Na jego rachubę już powinno być po wszystkim, a jednak Corvus wydawał się mieć pojemność większą od baterii tachionowej. Silver skupił się, aby spróbować ocenić limity Corvusa. Pominąć część energii i zasięgnąć tej dalszej, zejść na dno pojemnika i wygarnąć wszystko w drodze powrotnej. Wtedy zrozumiał.

Nie ma dna.

Corvus był nieskończonym źródłem energii. Jego magia była energią, a całe jego jestestwo było z niej stworzone. Był nieskończoną galaktyką, uniwersum, wymiarem energii, a przynajmniej bramą do niego. Nie było mowy, aby Silver faktycznie skradł magię Victora, magia tak nie działała, a przynajmniej nie magia tego człowieka. Silver postarał się odciąć od przepływu. Jego siła przyciągania była jednak zbyt duża. Energia napływała do jego ciała zbyt prędko, nie mógł jej z łatwością odrzucić. Gdy już udało mu się odciąć, czuł, jak jego żyły pulsują, jak jego skóra płonie. Czuł się, jak poparzony prądem. Meredith szybko zabrała się do roboty. Kątem oka Silver widział, jak Victor wraca na pokład zadowolony z siebie.

Bolało jak jasna cholera… Nie chodziło jednak o ciało, taka była cena ryzykownych eksperymentów. Zdecydowanie bardziej ucierpiała duma Demona, został pokonany… Każda rana fizyczna w końcu się zagoi, ale to będzie się go trzymać dopóki jakoś nie powetuje tej porażki. Niemniej, teraz należało się zająć obrażeniami, na które było lekarstwo. Silver poddawał się więc cierpliwie zabiegom młodej pani doktor. Wydawało mu się, że dostrzega błysk ekscytacji w jej oczach, eh... ta żyłka szalonego naukowca…
- Jak paskudnie teraz wyglądam? - Zapytał.
- Xeno na dziesięć. - stwierdził Jack.
- Nie aż tak źle. Załatam to w jakieś dwie godziny. - Odparła Meredith.
-Myślę, że raczej Demon na dziesięć. - Odparł Raidenowi, po czym zachichotał zdając sobie sprawę z kalamburu który przypadkiem powiedział. - Dwie? To ja w tym czasie pozwolę sobie kuć żelazo, póki gorące. - Jakby nie patrzeć był naładowany energią po same brzegi. Gdzieś w jego rozumowaniu krył się błąd, żeby go znaleźć musiał przyjrzeć się przede wszystkim sobie. Rozbić mechanikę działania Iskry i przy okazji swojego artefaktu na czynniki pierwsze, skoro współdziałały musiała zachodzić tu jakaś zależność.
Poprawił się, by dać Meredith dostęp do uszkodzonych obszarów swojego ciała i wszedł w trans. Tym razem jednak nie rozszerzał swojej świadomości na zewnątrz, a kierował ją w głąb siebie. Chciał przeanalizować przepływ energii, wyodrębnić jego składowe, może nawet udałoby mu się zacząć naginać go do swojej woli. Gdyby moc Demonicznej Dłoni mogła rozejść się na całe ciało, albo dodatkowo wzmocniła ten “Tryb Demona” jak go w myślach ochrzcił, zyskałby na tym znacząco.
Dekonstrukcja działania samej Iskry była prosta. Przekazywanie energii było naturalnym zjawiskiem. Akcja wywoływała reakcję zgodnie z trzecią zasadą termodynamiki Newtona. Jego Iskra negowała tę zasadę i normalna reakcja nie występowała, energia zostawała uwięziona. Jednakże nadal musiał przeanalizować interakcję swojej mocy i organizmu. Skąd brał się ten ciężar i jak artefakt wchłaniał energię nagromadzoną w jego ciele?
Ostatnie przeżycia i eksperymenty wyczuliły Silvera na ruch energii w jego ciele, na zachowanie wchłanianej magii. Teraz gdy spędził czas skupiony w sobie, był w stanie zaobserwować naturę tych procesów. Wpierw odczuł ruch energii w stronę artefaktu. Dłoń wciągała ją do siebie, regenerując się w ten sposób. Silver już wiedział, że rękawica stanowiła jakiś symbiotyczny organizm. Nie wiedział, czy jest świadoma, czy myśli. Teraz miał jednak pewność, że próbuje się odbudować. Zaczyna to przez odtworzenie swojej skamieniałej skóry, po czym nie może zdziałać nic więcej, ponieważ Silver zajmuje przestrzeń, którą powinny wypełnić organy. Gdyby rękawica znajdowała się na martwym źródle energii, prawdopodobnie wróciłaby do życia.

Eksperymentując z przepływem energii do rękawicy, Silver zauważył, że zawsze może go spowolnić, oddalając energię. Robił to punktowo, a punktem musiała być jego iskra. Działało to...jak magnes. Jego przyciągająca iskra funkcjonowała jak źródło magnetyzmu zdolne do przyciągania i, jak teraz zdał sobie sprawę, odpychania energii od wybranego punktu. Myśląc o tym w medytacji, Silver poczuł się, jak gdyby nie był sam. Rozglądając się z zamkniętymi oczyma, wydawał się znajdować w nieskończoności wszystkiego, w bieli, w której coś było. Ta wizja trwała zaledwie momenty.

Gdy Silver otworzył oczy zorientował się, że odpoczywał kilkanaście godzin. Meredith nie wybudziła go z transu po skończonej pracy. Czując się teraz zdrowo i rześko, Silver był gotów przygotować się na bal.

Cytat:
Discovered Nature: Magnetism
Magic +1
Znowu się mylił… Choć tym razem nie do końca. Jego Iskra faktycznie ingerowała w termodynamikę, ale jednocześnie była czymś znacznie więcej. Ten eksperyment zdecydowanie można było uznać za udany, w przeciwieństwie do zajścia z Corvusem. Niepokoiło go jednak drugie odkrycie, jeśli artefakt wykorzystywał go by odtworzyć swoją oryginalną formę, mogło to stwarzać zagrożenie dla jego życia, gdyby “nakarmił” go zbyt dużą ilością energii. Będzie to wymagało dalszych badań, ale teraz musiał się szykować do balu.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 12-10-2019 o 20:22.
Fiath jest offline  
Stary 04-09-2019, 17:19   #74
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Eidith: Retrospekcja

Lata wcześniej

Nastoletnia Eidith patrzyła na wykrwawiającego się adepta, którego to postrzeliła w brzuch.
- Ty mała… kurwo… - Jęczał, czołgając się do tyłu. Dziewczyna spokojnym krokiem za nim podążała. Widząc to, adept uniósł dłoń i zaczął zbierać w niej energię. Przerwało mu tę czynność potężne kopnięcie w szczękę, gdy wilczyca go dopadła.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić Eidith na niego usiadła i zaczęła go tłuc po twarzy kolbą. Nie miała pojęcia ile razy to zrobiła, ale gdy się opamiętała, mag twarzy już nie miał, gdyż zamieniła się w krwawą miazgę. Przyglądała się krótką chwilę, zwłokom Cieszyło ją to. Sprawiało jej to radość. Gdy bydle skomlało z bólu, białowłosa czuła szczęście. Kiedyś ją to nurtowało, dlaczego taka jest, ale to już minęło…
Podniosła się ze zwłok i nabrała powietrza w płuca.
- ~AŁUUU! - Dała upust gotującym się w niej emocjom. Usłyszała szelest w pobliskich krzakach, natychmiastowo tam wycelowała ze swojej broni.
- Eidith… wow. Załatwiłaś go na cacy. - Chłopak był z tej samej grupy, z tym że nie posiadał tyle sprzętu co ona. - Skąd ty to wszystko masz? - zapytał, drapiąc się po głowie.
- Ze zwłok. - Odparła, po czym zaczęła grzebać adeptowi po kieszeniach. Nie miał przy sobie nic przydatnego więc odpuściła.
- Wiesz… to chyba dzisiaj. Uda nam się! Szkoda tylko, że została nas garstka. - Westchnął smutno, na co dziewczyna mu odpowiedziała.
- Selekcja naturalna. Nie przeskoczysz. - Wzruszyła ramionami, po czym zaczęła iść w stronę swojego małego obozu. Faktem było, że wystarczyło poczekać aż dzień się skończy.
Eidith była bardziej niż pewna, że jej się uda. Żaden z adeptów nie był dla niej zagrożeniem, nawet ci potężniejsi nie byli w stanie przechytrzyć kuli przelatującej przez ich mózgi.
- Yyy… jak już wrócimy będziesz chciała… no ten… - Ewidetnie nie mógł się wysłowić, zanim cokolwiek mógł dodać Eidith mu odpowiedziała.
- Nie. - Stanowczo zgasiła wszelkie jego zapędy, a chłopak jedynie opuścił głowę podążając za wilczycą.

W drodze do obozu dwójka rekrutów usłyszała krzyk… bardzo długi i głośny jakby kogoś obdzierano ze skóry. Na ustach Eidith pojawił się szeroki uśmiech, nie wiedziała kto ale pięknie krzyczał. Towarzyszący jej chłopak zerknął na nią i przemówił.
- Z czego się cieszysz? Ja mam ciary na plecach. - Wzdrygnął się
- Zaraz zobaczymy. - Odparła idąc w stronę skąd przybył hałas. Gdy się zbliżyli zobaczyli scenę z horroru. Ciała rekrutów były dosłownie porozrywane na strzępy, wbite w drzewa, i poskręcane jak zepsute zabawki. Pośród nich stał osobnik odziany w skafander, mierzył dobre dwa metry i był bardzo barczysty, na głowie miał hełm z czerwoną kopułą. Ciężko było stwierdzić czy to był jakiś pancerz wspomagany czy nie. Dało się też słyszeć jak ciężko oddycha, jakby każdy wdech sprawiał mu trudność.

- Gomi… zettai gomi. - Bełkotał astmatycznym głosem, gdy zwrócił głowę w stronę Eidith i chłopaka, ponownie przemówił. - Wy jesteście… ostatni… dobrze. - Z saszetki przy pasie wyciągnął jakiś mały przedmiot. Wyglądało jak inhalator i zapewne nim było bo przyczepił go do przodu hełmu, nacisnął przycisk i wziął głęboki wdech.
- O..o..o.. - Jąkał się chłopak próbując pojąc co właśnie widzi. Chciał już dobyć swojej broni gdy kolos nagle wykonał wymach ręką. Chłopak został przepołowiony razem z drzewem które za nim stało. Eidith z niedowierzaniem patrzyła co się dzieje, ten bydlak ewidentnie był magiem.
Wilczyca zaczęła do niego strzelać, lecz osobnik tylko uniósł rękę na wysokość głowy i zaczął iść w jej stronę. Dziewczyna pierwszy raz widziała takiego maga, w ogóle się nie przejmował tym że trafiają go pociski. Te jakby wytracały prędkość tuż przed kontaktem ze skafandrem.
Mimo tego strzelała dalej ciągle się cofając do tyłu. Gdy już skończyła się jej amunicja odrzuciła karabin na bok i złapała za mały toporek który ze sobą miała.
- Strata surowców … śmieci… beztalencia. - Mówił zbliżając się do wilczycy.
- Ale z pewnością… umiesz bardzo… ładnie śpiewać. - Kolos wyciągnął ręką by pochwycić wilczycę, ta odskoczyła w tył przy okazji tnąc jego rękawice. Został na niej widoczny ślad, lecz nie została rozcięta. - Chisei okami… Pokaż czy chociaż ty… masz kły. - Zaraz po tych słowach zamachnął się ręka do tyłu i zaciśniętą piesćią miał zamiar uderzyć w głowę dziewczyny. Zwinny unik uchronił ją od tego, a tam gdzie stała wcześniej ziemia była popękana.
- “On ledwo oddycha a ma tyle siły?! Czym on jest?!” - pytała się w myślach nie pojmując tego. Jedyne co jej przyszło do głowy to uciekać, zerwała się więc do pionu i zaczęła biec. Gnała tyle ile miała sił w nogach, w głowie miał tylko jeden cel, przetrwać.
Osobnik w skafandrze oparł dłonie na biodrach i pokręcił głową. - Mendokusai… - Wysapał, po czym skulił się delikatnie przygotowując się do biegu.

Eidith dyszała ciężko nie przerywając biegu, a gdy obejrzała się za siebie zobaczyła go… biegł sprintem, to wielkie bydle biegło sprintem taranując co mu stało na drodze. Doganiał Eidith w zastraszającym tempie. Nie minęło długo gdy poczuła jego uścisk na karku. Uniósł dziewczynę jak szczeniaczka do góry, po czym rzucił ją za siebie jak szmacianą lalkę. Wilczyca obiła się o drzewo i głośno zakaszlała.
- Czym… ty kurwa jesteś?! - Wycedziła ledwo, a kolos przechylił lekko głowę w bok.
- Jestem… Yato… - Przedstawił się, gdy powoli zbliżał się do dziewczyny. Eidith w tym czasie się podniosła i ustawiła w pozycji bojowej. Walczyła już z adeptamii, nie rozumiała dlaczego trzęsły się jej ręce. Tym razem to ona pierwsza zaatakowała, zaszarżowała prosto na niego lecz tuż przed wykonałą wślizg między jego nogami, uderzając toporkiem w zgięcie kolana. Tym razem się wbiło, widziała krew. Uśmiechnęła się do siebie, skoro krwawi to może go zabić. Kolos jednak nie wyglądał na specjalnie poruszonego.
- Oh? - Wydał z siebie, oglądając się przez ramię na Eidith. Ta już była gotowa to kolejnego natarcia. Yato ponownie sięgnął po inhalator, to był moment w którym wilczyca zaatakowała. Z rozbiegu wykonała skok z zamiarem wbicia toporka prosto w hełm bydlaka. Nie wiedziała kiedy ją chwycił za twarz i zawisła w locie. Kolos nie przerywał inhalacji, gdy Eidith wierzgała w powietrzu. Gdy skończył odłożył przedmiot i zacisnął pięść. Uderzył dwa razy w brzuch wilczycy i cisnął ją do przodu. Czuła jakby dostała kowadłem bo bebechach, ból był tak silny że zwymiotowała.
- Powinniśmy już… kończyć… mam inne… obowiązki. - Powolnym krokiem zbliżył się do Eidith. Nie zdążyła się pozbierać przez ból, gdy nagle poczuła kolejny. Z całej swojej siły nadepnął jej na kolano, doszczętnie je miażdżąc. Dziewczyna wydała z siebie krzyk, lecz zaraz po tym złapała za toporek i zaczęła nim bezskutecznie tłuc no nodze Yato. Ten jedynie pokręcił głową i chwycił za nogę którą nadeptywał. Smagnął Editih jak biczem o ziemię. Spotkanie z glebą złamało jej nos i wybiło parę zębów. Leżąc na glebie zaczęła się czołgać do przodu.
-”Zginę… zginę… zginę…” - Yato w tym czasie wykonał wymach ręką, rozcinając swoją umiejętnością oba ścięgna achillesa dziewczyny. Wydała z siebie kolejny krzyk, gdy łzy mimowolnie zaczęły jej spływać po policzkach.
-Zaśpiewaj mi… ten ostatni raz. - Przemówił łapiąc za toporek, który wcześniej upuściła.
Drugą ręką złapał ją za szyję i uniósł na wysokość swojej twarzy. Patrząc jej prosto w oczy, zaczął wciskać trzonek toporka pod obojczyk dziewczyny. Robił to bardzo powoli, a z gardła dziewczyny wydarł się przeraźliwy, płaczliwy pisk. Głowa kolosa pokiwałą się na boki, gdy wzdychał ewidentnie się tym rozkoszując.
- Subarashii… przepięknie śpiewasz… Na zawsze zostaniesz… w moim sercu… - Wyszarpał trzonek broni i palcem otarł łzy Eidith.
- Zaraz będzie… po wszystkim… - Tym razem chwycił dziewczynę oburącz za szyję i uniósł do góry. Powoli patrzył jak ucieka z niej życie, lecz nagle dojrzał że jej usta się poruszają… coś szeptała. Yato zaciekawiony nadstawił ucha by usłyszeć.
- Pom-pomóż mi, pomóż mi. - Szlochała cicho. Kolos pokręcił głową. - Nie tak… się błaga o litość… żegnaj piękna… - Gdy już miał dodać ostatni skrawek siły by złamać jej kark jak zapałkę, stało się coś czego nigdy by się nie spodziewał. Czarne łapska wyskoczyły z barków Eidith i cięły pazurami po torsie Yato, tworząc cztery głębokie rany.
Od razu odskoczył w tył jak oparzony, trzymając się za klatkę piersiową.
- Nani? - Wydał z siebie,

“Yet again i have to save your sorry ass… Alright sushi dick, you dance with me now”

Prócz rąk wychyliłą się jeszcze rogata głowa z pleców Eidith mająca cztery pary oczu. Pojawiły się do tego macki które owinęły się wokół nóg dziewczyny, a następnie wbiły w przecięte ścięgna. Ból był tak potężny że białowłosa zalałą się pianą i zemdlała. Jej głowa dyndała bezwładnie gdy powoli podnosiła się do góry za sprawą obecności.
- Kuro… oni… - Wycedził Yato ustawiając się w pozycji bojowej. Czarne łapska rozchyliły się na boki, zapraszając swojego przeciwnika. Nie musiał czekać długo kolos wykonał wymach posyłając niewidzalną falę energii w kształcie ostrza, na co zmora odpowiedziała upadając nisko do podłogi.
“Childs play, i've seen your petty attack boy.”
Z tej pozycji ruszył na czworaka dosłownie taranując Yato rogami. Kolos jednak się zaparł i nie pozwolił się przewrócić, wtedy to wyrosły kolejne ręce. Jedna chwyciła go za twarz, a druga zadała cios wyprostowanymi palcami w nerkę. Pazury zjawy wbiły się z głośnym mlaskiem w bok, co spowodowało pomruk bólu. Łapsko które trzymało bydle za hełm wydłużyło się i zakręciło szerokie koło w powietrzu, zaraz po tym z impetem wbiło Yato w ziemię. Obecność odskoczył w tył. Jedna para rąk klaskała, druga pokazywała środkowe palce.
- Yaro… - Wysapał podnosząc się do pionu. Niedługo po tym stało się coś kuriozalnego, Yato zacisnął pięść i zaczął się nią okładać po ranie w boku którą podarowałą mu zmora. Wydawał z siebie okropne pomruki, całe jego ciało się trzęsło. Obecność przyglądał się temu z zaciekawieniem. Kolos chwycił ponownie za inhalator, wziął z niego bardzo głęboki wdech i zmiażdżył przedmiot w swojej garści. Zaraz po tym jego głowa zaczęła się trząść, bardzo szybko jakby ktoś na nagraniu przyśpieszył odtwarzanie dziesięciokrotnie, to tego wydał z siebie ryk, który w żaden sposób nie był ludzki.
Wtedy nagle zaczął wykonywać najróżniejsze wymachy, z prędkością o której nikt by nigdy nie podejrzewał takiego gościa.
“This again? Please…” Skomentował upiór szykując się do uniku. Jednak nic nie nadleciało, a sam Yato teraz zapraszał do ataku kiwnięciem dłoni.
“You little fuck, enough of you.” Z pleców dziewczyny zaczęło wyrastać dziesiątki macek, każda zaostrzona na szpicu i wymierzona prosto w Yato.
“Die.”

Macki wystrzeliły jak pociski w stronę kolosa, by zrobić z niego sito. Ten jednak z niesamowitą zwinnością ich unikał. Salta, przewroty, piruety w powietrzu robił to tak długo aż okrążył zmorę, by stała plecami do miejsca gdzie on stał ostatnio. Gdy już wylądował macki przestały go ścigać, cofnęły się z powrotem by ponownie naprężyć się do ataku.
Wtedy Yato wykonał gest jakby chciał do siebie coś przyciągnąć.
“Something not right…” Skomentował upiór, gdy nagle szybko odwrócił się do tyłu. Czuł że nadchodzi fala energii, lecz o wiele potężniejsza i szybsza niż ostatnio.
“Fuck, he can delay those?! I dont have time to dodge!”
W ostatniej chwili obecność skrzyżowała dziesiątki macek przed sobą tworząc swoistą tarczę. Cały skumulowany atak uderzył, niszcząc macki a dziewczynę razem ze zmorą posłała daleko na ziemię.
“Ugh… I had my fill, he can rip you to shreds for all i care.” Zmora zniknęła w ciele Eidith a sama dziewczyna leżała jak zepsuta lalka pod drzewem.
Yato trzymając się za bok zaczął powoli zbliżać się do wilczycy.
- Chisei… okami… - Wydyszał stojąc nad nią. Przyłożył dwa palce do jej tętnicy by sprawdzić jej puls. Żyła, ale prędko przytomności nie odzyska. Wziął ją na ręce i zaczął iść w swoją stronę.

Eidith otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła to kręcący się wiatrak na suficie. Chciała się podnieść ale nie była w stanie była obolała jakby potrącił ją pociąg. Dźwignęła się do góry i rozejrzała dookoła. Była w jakimś pokoju medycznym, a dopiero w odbiciu lustra zauważyła że jest całą zabandażowana jak mumia.
- Żyję… Żyję? Dlaczego… - Nie rozumiała dlaczego tamten potwór jej nie zabił. Zaraz obok łóżka na szafce stał kosz z owocami, obok niego kwiaty i mała kartka. To pewnie od Klausa, gratulacje, że przeżyła. Złapała za kartę i ją rozłożyła by przeczytać zawartość.

“Hej piękna, jednak czasami da się znaleźć diament w gównie które zbiera Klaus Życzę szybkiego powrotu do zdrowia, i mam nadzieję że będziesz o mnie śniła, ja na pewno będę o tobie <3 Witam w Magica Icara.”
P.S. Chciałbym jeszcze kiedyś usłyszeć twój śpiew xoxo
Pozdrawiam i całusy
Yato


Eidith tętno przyspieszyło, łzy ponownie zaczęły płynąć jej po policzkach. Przyrządy do których była podpięta zaczęły głośno piszczeć, co spowodowało że za chwilę pojawił się cały oddział pielęgniarek. Cieszyła się że przetrwała… ale wolała nigdy nie poznać Yato.
 
__________________
"My common sense is tingling..."

Ostatnio edytowane przez Deadpool : 04-09-2019 o 17:27.
Deadpool jest offline  
Stary 12-09-2019, 08:51   #75
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Bal w Anielskiej Bramie
Na Bal z Silverem przyszedł Jack w roli ochroniarza. Holmes nie był fanem imprez, a Corvo nikt nigdzie nie widział od ostatnich kilku godzin.
Goście schodzili się do ogromnej, okrągłej sali balowej z balkonem pod północną ścianą służącym za scenę. To tam za godzinę pojawi się Tsar, aby przeprowadzić apel, po czym dojdzie do podpisania umów. Zaraz po tym, Silver może wrócić do swoich przygód.

Silver znał niewiele osób na stacji. Spośród tłumów wyróżnił Corvusa, którego gruby towarzysz stał przy jednym ze stołów, testując wszystkie przystawki. Wiecznie agresywnej kobiety nie było widać. Tsar przygotowywał się do przemówienia gdzieś za ścianą, a Opus rozmawiał z przypadkowymi ludźmi na sali. Cifer czekał przy schodach na balkon aż wezwą go na górę, delektując się winem.

Demonowi wiele można było zarzucić, jeśli chodziło o nastawienie do świata biznesowo-politycznego, jednakże z pewnością wiedział jak robić wrażenie. Jego strój galowy składał się z uszytego na miarę garnituru trzyczęściowego, krawata z brylantową spinką, odświętnej koszuli, długiego klasycznego płaszcza, butów typu Oxford i krótkich, arystokratycznych rękawiczek. Korciło go, by założyć również cylinder, ale oparł się pokusie z racji niepraktyczności tego dodatku. Wszystkie elementy harmonizowały ze sobą różnymi odcieniami srebra oraz bieli i lśniły pięknie dzięki użyciu nici z dodatkiem srebra, platyny i tytanu. Przy pasie miał paradny model swojego wiernego Excalibura w ozdobnej pochwie, równie zabójczy co oryginał, ale zdecydowanie bardziej zdobny, dopasowany rzecz jasna kolorystycznie do stroju.
Rozejrzawszy się po sali wyłapał te nieliczne osoby które znał lub kojarzył. Jednakże jego uwagę przyciągnął jeden konkretny punkt na sali, był to bufet. Przez absorbujące eksperymenty z dnia poprzedniego i dzisiejszego, praktycznie nic nie jadł od obiadu w czasie minionego przetargu i zobaczywszy bogactwo dań w końcu zorientował się jak bardzo jest głodny. Ruszył więc niezwłocznie w tamtym kierunku, by dołączyć do testującego catering mechanika.
Na stole znajdowała się wystawa szeregu niewielkich dań, które można było jeść na stojąco. Różnorodność przysmaków pozwalała zapomnieć, że stacja pozyskiwała wszystko lokalnie. Znajdowały się tu dania z kuchni zarówno Europejskich, jak i Azjatyckich.

- Przepiękna, prawda? - zapytał tłuścioch, wkładając do ust kanapkę z krakersa, kawioru, krewetki i czekolady, jak gdyby nie było w tym nic dziwnego. - Mam na myśli stację. - dodał, wycierając rękę o garnitur. - Klejnot Cesarstwa. Nieprzebijalna obrona, niepowstrzymywalne działo, samowystarczalność. - uśmiechał się od ucha do ucha. - Szkoda, że wymyślone przez Toborów. Mieli inspirację, ale nie posiadali zasobów, więc zawarli kontrakt z Cesarstwem. Nikt jednak o tym nie mówi. Nikt nawet nie pamięta, kto zawarł umowę, nikt nie może jej znaleźć. Więc gdyby ktoś pytał, to xeno propaganda.
-Skoro nikt o tym nie mówi, nie pamięta, a oficjalnie również nie wie, to skąd pan czerpie informacje, panie…? - Zapytał Silver, wybierając z bogactwa przekąsek apetycznie wyglądający, wielowarstwowy verrine. Zignorował fakt że mechanik zachowywał się jak ostatnia fleja, jednego wroga w gronie zaproszonych przez Tsara gości już sobie zrobił. W oczekiwaniu na odpowiedź rozpoczął konsumpcję.
- Miałem swoje podejrzenia, ale teraz jak tu jestem, to mam pewność. Jestem w stanie rozpoznać technologię. Ludzie tak nie budują. Tym bardziej za czasów powstania tej stacji. - wyjaśnił. - Myślisz, że działo byłoby nieaktywne, gdyby Cesarstwo wiedziało, jak ma działać? - spytał. - Cały jego interfejs jest przystosowany pod Toborów.
-Potrafią obsłużyć czy nie, to bez znaczenia. - Mruknął Demon, między kolejnymi łyżeczkami swojej przekąski. - Jeśli interesuje Pana moje zdanie, to działo nigdy nie powinno zostać użyte, więc może nawet lepiej jeśli obsługa stacji nie wie jak to zrobić. - Odstawił pustą szklankę i sięgnął po talerzyk z sushi. - Ja też znam się na technologii i nie uważam by generator grawitonowy był poza zasięgiem nawet pośledniejszej firmy zbrojeniowej. Aczkolwiek przyznaję, nie spotkałem się jeszcze z wykorzystaniem go na taką skalę. - Wziął kęs i tym razem spojrzał na swojego rozmówcę. - Ale abstrahując od tematu, skoro postanowił Pan przejść ze mną na Ty, myślę że wypadałoby się najpierw przedstawić.
- Jan Twadrowski. - odpowiedział bez większej troski. - Gdyby tego typu działo było tak proste do zrobienia, wszyscy by je mieli. Jak z bombami atomowymi, musisz mieć argument, żeby wziąć udział w dyskusji. Tak wszyscy są zdani na łaskę Cesarstwa. A przynajmniej byliby, gdyby stacja mogła się poruszać. - zauważył.
-Silver Armstrong, miło mi. - Młody Recollector przełożył talerz do lewej ręki i wyciągnął prawą na przywitanie. - Nie uważam tego działa za zbyt skomplikowane, panie Twardowski. Jednakże za zbyt niebezpieczne, również dla użytkownika, jak najbardziej. Jego użycie mogłoby wywołać komplikacje, których konsekwencji nie dałoby się w żaden sposób zmitygować. - Dodał po chwili. - Niemniej, wydaje się Pan dobrze znać na tej robocie, jak to możliwe że wcześniej o Panu nie słyszałem? - Silver miał świetne obeznanie ze światem zarówno korporacyjnym, jak i inżynierskim, jednakże nazwisko Twardowski jeszcze nigdy nie obiło mu się o uszy.
Tłuścioch uścisnął rękę na przywitanie. - Inżynierowie zajmujący się technologią xeno rzadko chcą być znani. - wyjaśnił. - Pan jest od energii tachionowej? Jak plany z ostatnimi zmianami? To w końcu prawda, czy plotka? - spytał.
-Przyznam, nie jestem do końca na bieżąco. O jakich zmianach Pan mówi? - Spojrzał pytająco na Twardowskiego. - I tak, jestem z tych Armstrongów. A technologia xeno bardzo mnie interesuje, skoro mowa o pańskiej specjalizacji.
- Cesarstwo zdelegalizowało wojska prywatne. Chcą zostawić tylko armię Cesarską, są nawet dyskusje o usunięciu policji. - przypomniał Twardowski. O tym Silver wiedział. - W efekcie firmy niepaństwowe zajmujące się produkcją zbrojeniową mają zostać przejęte przez Cesarstwo. Były plotki, że wasza firma zostanie przekazana pod nadzór i kontrolę...jak oni się zwą? Cośtam industries. - pod koniec zdania Jan z ledwością powstrzymał się przed beknięciem. Jego rewelacje były czymś, o czym Silver jeszcze nie słyszał.
-Firma prywatna miałaby w związku z tym przejąć firmę prywatną? Ktoś musiałby zapłacić naprawdę kosmiczną łapówkę, albo to plotka by podkopać naszą pozycję. - Silver autentycznie nie dowierzał temu co słyszał, choć Twardowski raczej nie miał powodu by kłamać i pokrywało się to z urywkami, którymi posługiwali się Tsar i Cifer. - W każdym razie legalnie się tego zrobić nie da, zwłaszcza że Auger Industries też zajmują się produkcją broni.
Układy bywały różne, ale jeśli Auger nie dogadywało się na lewo z rządem, co byłoby nielegalne, to choć byli porównywalnym kolosem, nie mieli szans by zająć Futuristics. Choć na pewno mieli na nich chrapkę już od dawna, konkurowali ze wszystkimi, w każdej dziedzinie i lubili przejmować inne firmy, o czym choćby przekonał się rodzinny biznes Cifera.
- Auger ma zostać przejęte przez Cesarstwo, ale bez restrukturyzacji. Byliby rządową organizacją tylko z nazwy. Następnie Armstrong Industries byłoby im przypisane przez merger. - wyjaśnił. - Nie jestem specem od prawa, ale zgadzam się, że to jakiś kosmiczny przekręt. W ten czy inny sposób z niego wyjdziecie. - komentarz zabrzmiał jak stwierdzenie.
-Jak na kogoś kto woli trzymać się na uboczu, to bardzo dobrze wyznaje się Pan w sytuacji. - Przyznał Silver. Gdyby Armstrongowie postanowili przestać produkować broń, by nie wpaść w łapy tych ścierw, raczej wiele by na tym nie stracili w długoterminowej perspektywie. Oczywiście, na początku aukcje poleciałyby dość znacząco w dół, ale po przeniesieniu nakładu sił ze zbrojeniówki na energetykę i transport szybko by się odbili, a może nawet zaczęli myśleć o jakimś nowym polu rozwoju. Demon zjadł ostatnie kawałki sushi z talerzyka i odłożył go. Wyciągnął z kieszeni garnituru staromodnie wyglądający wizytownik, a z jego wnętrza pojedynczy arkusik i podał go między dwoma palcami w stronę Twardowskiego. - Gdyby był Pan kiedyś zainteresowany nawiązaniem współpracy, zapraszam do kontaktu. - Xeno wprawdzie pogardzano w Cesarstwie, oficjalnie byli wręcz wrogami. Jednakże zaawansowane technologicznie rasy mogły stanowić dobre źródło nowych pomysłów.
- Mhm. - Twardowski odebrał kartę bez patrzenia i włożył ją pod płaszcz. Moment później Cifer zaczął machać do Silvera ze schodów. Czas na apel.

Silver, Cifer i Victor stali na tyłach balkonu, a Tsar zadowolony wyszedł na mównicę. Miał szeroki uśmiech na twarzy, światło sali odbijało się na jego niemalże białej cerze. - Moi drodzy, zgromadziliśmy się tutaj, aby świętować dwa ważne wydarzenia: zawarcie umowy z firmami pana Armstronga i Cifera w celach modernizacji sali, co rozpocznie nową erę jej losów. - ogłoszenie spotkało się z oklaskami. - Oraz moje zaręczyny z Johanną Corvus. - wiwaty podwoiły się. - Niestety z uwagi na jej chorobę, Johanna nie mogła się tu dzisiaj z nami spotkać. Udało mi się jednak zaprosić jej ojca, którego poproszę o kilka słów w imieniu córki. - otwartą dłonią Tsar wskazał na Victora, po czym zszedł z mównicy.

Wysoki, ponury, długowłosy Victor Corvus wyglądał jak wszystko, tylko nie ojciec. Mężczyzna podszedł do mównicy wolnym, pełnym premedytacji tempem. Położył dłonie na krańcach mównicy, nachylając się nad nią, po czym zacisnął ręce z siłą, która spękała drewno. - Nazywam się Victor Corvus. Szósty Admirał Floty Cesarskiej oraz Recollector. - Źle. Szóstym był Tsar Raz. - Zostałem wysłany tu z polecenia Cesarzowej, aby rozwikłać problem infiltracji sił cesarskich przez nieludzkie ścierwo, jakim jest Tsar Raz. Humanoidalny xenomorph z niemalże wymarłej rasy Serafinów. - Wyjaśnił. Wyprostował się. - Zarówno osoby cywilne, jak i wojskowe proszę o nieopuszczanie stanowisk i niewchodzenie w drogę procesowi aresztu. Zostaniecie poproszeni o pomoc, jeżeli ta będzie niezbędna.

Victor Corvus odwrócił się powoli, prosto w stronę Tsara. Zasuwając czapkę na oczy, białoskóry mężczyzna unikał wzroku nowego szóstego Admirała floty.
Rewelacje Corvusa nie do końca przemawiały do Silvera. Obecnie na wysokich szczeblach kręciły się poważne szwindle i to mógł być kolejny. Usunięcie lojalnego admirała by posadzić na stołku kogoś bardziej skorego do współpracy wydawało się całkiem sensownym motywem. Zwłaszcza że jako ex-żołnierz, niedoszły teść Tsara nie za bardzo miał jak zostać awansowany na admirała, przynajmniej legalnymi kanałami. Znów ta szara strefa...
-Czy są na to dowody? - Odezwał się po chwili zastanowienia. Nie musiał przemawiać głośno, nowy “admirał” stał ledwo kilka kroków od niego. Zbytnie nagłośnienie jego wątpliwości, mogłoby wywołać prawdziwą lawinę, to był jakby nie patrzeć niebezpieczny człowiek. - Testy DNA, niepodważalne zeznania, cokolwiek? Ostatnie zmiany nastrojów na wysokich szczeblach Cesarstwa poddają w uzasadnioną wątpliwość rzeczone oskarżenie, jeśli nie ma niezbitych dowodów na jego poparcie. - Dodał, cały czas spokojnym i lekko wręcz przyciszonym głosem. Nie znał Tsara i szczerze to wciąż nie do końca mu ufał, ale takie coś? To już była “lekka” przesada, nie wspominając o fakcie podejrzanej nominacji oskarżyciela.
- DNA. - odparł jednym słowem Corvus, wyciągając z kieszeni rozetę admiralską i zawieszając ją na płaszczu. - Pójdziesz po dobroci? - spytał Tsara, podchodząc do niego.
Nawet Silver nie był w stanie zauważyć momentu, gdy noga Raza znalazła się na twarzy Corvusa. Kopnięcie było na tyle potężne, że Demon o mało się nie przewrócił od fali uderzeniowej. Corvus nie drgnął z miejsca, choć miał teraz złamany nos. Victor uśmiechnął się, podniósł rękę, która zaczęła się świecić. Zaraz potem Tsara nie było w pomieszczeniu.
Victor powolnym krokiem podszedł do mównicy. - Ostrzegam, że pomaganie Tsarowi będzie równoznaczne z dezercją. - ostrzegł.
Coraz bardziej wyglądało mu to na jakieś osobiste porachunki. Corvus zdecydowanie nie zachowywał się jak ktoś dokonujący aresztowania, bardziej jak ktoś wbijający nóż w plecy.
-Oczywiście nie będzie problemu by ten dowód zobaczył i porównał niezależny ekspert? - Zapytał retorycznie Silver, odmowa jasno by oznaczała że rzeczone badanie DNA było spreparowane. Jemu zaś nie można było w tym konflikcie zarzucić stronniczości. Gdyby okazało się że oskarżenia Victora są prawdziwe, Tsar straciłby w oczach Demona całą wiarygodność. Ex-komandor też nie był tu na pewno bez winy, udawał admirała marynarki cesarskiej, bądź otrzymał awans na lewo. Niezależnie od tego który wariant był prawdziwy, miał obciążone sumienie (metaforycznie rzecz jasna, gdyż Silver nie spodziewał się by to indywiduum posiadało sumienie).
- Pytania proszę kierować do dowództwa, panie...? - Victor zmrużył oczy, po czym wzruszył ramionami. - Nie zawracaj mi dupy. - stwierdził w końcu, nie mogąc rozpoznać Silvera, po czym zaczął schodzić z balkonu po schodach.
BOOM, wszystko wskoczyło na swoje miejsce. To całe aresztowanie było przekrętem. Łącznie z faktami o wojsku które Silver skojarzył, sytuacja była właśnie jasna, ale i tak nieprzyjemna.
~Corvo, Tsar jest ścigany. Zgarnij go i ukryj. Zmobilizować zbrojnych, wygląda na to że właśnie zaczął się przewrót.
-Chyba nie ma innego wyjścia… - Westchnął i podszedł do mównicy. - Victorze Corvus! Na mocy prawa nadanego mi przez licencję Recollectora aresztuję Cię pod zarzutami podszywania się pod Admirała Floty Cesarskiej, bezprawnej próby zatrzymania oficera i nadużycia władzy! Wszelkich praworządnych obywateli Cesarstwa Ludzkości wzywa się do pomocy w dokonaniu zatrzymania uzurpatora i jego ludzi! - Nadał donośnym, dźwięcznym głosem. Błyskawicznym ruchem dobył Excalibura, był gotów na to że zaraz rozpęta się piekło.
Victor zatrzymał się w połowie schodów i wybuchł śmiechem. - Recollector Admirała aresztuje. - powtórzył. - Zgłoś się do mnie, jak już dorwę Tsara, aresztuję cię za utrudnianie działalności wojskowej. - obiecał i machnął ręką na salę. - Proszę aresztować tego pana. - rzucił na odchodnym, żołnierze stanęli na baczność. Ochroniarze spod ścian dobyli pistoletów. Victor szedł w stronę wyjścia z pomieszczenia, strażnicy stali, czekając, co zrobi Silver.
- Wybacz, ale nie jestem teraz na statku. Muszę coś potwierdzić. Odezwę się za dwie minuty.
Zaraz będzie mógł dorzucić stawianie oporu. Sięgnął po moc swojej Iskry by ogłuszyć Corvusa, nie udało mu się jednak zgromadzić jej dość dużo i efekt się rozproszył. Silver nie miał czasu, musiał działać, zanim żołnierze go dopadną. Bardzo szybko zmienili front… Demon postanowił wykorzystać fakt, że ex-komandor widocznie go lekceważy i wpaść w niego z impetem. Nie chciał go zabić, o ile nie będzie miał wyboru, obrócił więc miecz tak by koniec rękojeści wbił się Victorowi w plecy, skupiając siłę uderzenia.
Silver rzucił się na Corvusa ile sił w nogach, chcą przyłożyć w mężczyznę z impetem. Ten jednak wyślizgnął się mu przez drzwi sali balowej. Żołnierze z rogów sali zaczęli rozglądać się jedne na drugiego, w chwili, gdy cywile zgromadzili się w niewielkie grupy pod ścianami sali. Na razie nie reagowali. Silver wyczuwał z ich strony niepewność. Wtedy Corvo się odezwał
- Na stacji jest pełno bomb. - usłyszał w słuchawce Silver. - Skanując komunikatory stacji, rano znaleźliśmy nietypowy sygnał. Nie mogliśmy go zidentyfikować, więc poszedłem go sprawdzić osobiście. Nie znam tego modelu. Wydają się dość słabe, przy czym znajdują się w miejscach, w których eksplozja nie zagroziłaby funkcjonalności stacji. Są to przejścia, łączniki, wąskie korytarze. - wyjaśnił Attano. - Dla bezpieczeństwa sugerowałbym opuszczenie stacji...ale to twoja decyzja.
~Musimy najpierw dopaść Corvusa, inaczej będziemy poszukiwani. Długa historia, w każdym razie nie może opuścić tej stacji żywy… - Nadał przez interfejs. Udawany admirał czy nie, Victor na pewno miał dość kontaktów by wystawić na niego list gończy. Wówczas jego życie nadmiernie by się skomplikowało, nie mówiąc już o kłopotach w jakie wpędził by resztę rodziny. Ścigał go więc, świadom że o wiele łatwiejszym rozwiązaniem było siedzieć cicho gdy ogłaszał aresztowanie Tsara. Jednak czy było by to właściwie? Raczej nie...
Po wyjściu z sali balowej Silver nie widział nigdzie Victora. Na ziemi były ślady spalenizny, wyglądające jak po uderzeniu pioruna.
- Wiesz, gdzie może się znajdować? - spytał Corvo. - Masz jakieś pomysły co zrobić z bombami?
Słuchając Corvo, Silver usłyszał też hałas ze strony hangarów. Nie mając lepszych wskazówek, ruszył w jego stronę. Chwilę później wyglądał z korytarza na dużą, pustą salę, gdzie trzymająca dwa miecze niekoleżeńska znajoma Silvera stała naprzeciw doktora Opusa, który w pełnym pancerzu wspomaganym szykował się do ataku ogromnym młotem.
~Zapewne zmierza byle dalej od Victora, pierwsze walki zaczęły już wybuchać. - Nadał zbliżając się powoli do profesora i suki. - Skoro nasze czujniki wyłapują bomby, można spróbować zakłócić ich sygnał. Może uda mi się jakoś skomunikować z Tsarem, wtedy dam Ci znać. - Spróbował ogłuszyć to babsko, ale coś jego moc ostatnio nie chciała zbytnio go słuchać i znowu nie wypaliła. Przynajmniej suka się nie połapała i dalej go ignorowała.
Kobieta skoczyła na Opusa, który zamachnął się i celnie wyprowadził uderzenie w jej tors, odrzucając nią w sufit. Kobieta uderzyła z impetem, który wyrwał sporą część tynku, wraz z którym spadła na ziemię. Wyglądała na martwą. Niewiele ras w galaktyce potrafi przeżyć takie uderzenie. Opus wyglądał jednak niespokojnie. Po zaledwie kilku sekundach kobieta podniosła się z ziemi, zacisnęła ręce na broni, wypluła trochę krwi i rzuciła się do ataku jeszcze bardziej wściekła niż poprzednio.
-O nie suko, tym razem jesteś moja… - Mruknął Silver czując przypływ mocy, szarpnął nią i mieczniczka legła jak długa. Ruszył w te pędy by skrócić dystans do minimum.
Widząc, że jego przeciwnik się nie rusza, Opus uniósł młot i włączył rakietowy napęd głowicy. Broń uderzyła prosto w głowę kobiety, wywołując wstrząs, który poruszył całe pomieszczenie. Profesor oderwał swój młot od ciała kobiety i zrobił krok w tył, wtedy Silver do niego zrównał.
Ich przeciwniczka powoli podniosła się z ziemi.
- Myślisz, że coś takiego jak żywiołak gniewu może istnieć. - spytał Opus, ponownie zaciskając dłonie na swoim młocie.
-Jeśli to żywioł, poradzę sobie. - Powiedział sięgając swoją Iskrą w stronę szarowłosej. Skoro moc gniewu trzymała ją przy życiu, on ją jej pozbawi.
Kobieta wyskoczyła w górę, celując nogami w Opusa. Ten zablokował uderzenie młotem, od którego czarownica odskoczyła, lecąc ze swoimi mieczami na Silvera. Skupiony Demon wyczuwał coś w kobiecie, nie miał jednak dość czasu, aby do tego dotrzeć. Spróbował odskoczyć w tył, jednak nie zdążył. Zasłonił się więc dłońmi, a uderzenie mieczy odbiło się od jego nanopancerza.
Czas uciekał, z każdą chwilą Victor był coraz bliżej Tsara, a oni jakoś nie mogli sobie z nią poradzić. Chyba zamiast wymyślnych strategii trzeba było uciec się do prostszych rozwiązań. Silver dobył Excalibura i ruszył do natarcia, pora się przekonać które z nich jest szybsze.
Silver wyprowadził czyste, płynne cięcie w stronę kobiety, podrzynając jej gardło czubkiem miecza. Niesamowicie rozwścieczona kobieta wykonała paniczne cięcie, zrzucając obie uzbrojone dłonie na Silvera, który wystawił swój miecz nad głowę, przyjmując oba ciosy i odpychając kobietę w tył, przewracając ją. Gdy ta wykrwawiała się na ziemi, Opus zrzucił na nią młot na wszelki wypadek. Kaszlnęła krwią i zemdlała.

Dwójka ledwo mogła złapać oddech, nim, w ciągu kilku sekund, rana na gardle zagoiła się, a kobieta otworzyła oczy i zaczęła siłować się z przygniatającym ją młotem.
Na początku Silver wcale nie chciał jej zabijać, a jedynie zatrzymać i może potem przesłuchać. Wyglądało jednak na to, że sucz nie odpuści, dopóki nie padnie trupem. Demon opadł więc szybko do przyklęku, spuszczając jednocześnie ostrze znad głowy, chcąc ją zdekapitować, póki była względnie unieruchomiona.
W momencie, w którym głowa kobiety odłączyła się od jej torsu, jej cała forma zmieniła się w coś przypominającego ogień. Rozproszył się on po sali, zebrał w jednym punkcie i ponownie przybrał formę kobiety. Była teraz tak rozwścieczona, że w jej oczach widać było sam biel.
Opus zarzucił młot na ramię, kręcąc głową.
- Jeszcze raz, czy masz lepsze pomysły?
Czym ona była? Czy to Iskra, a może była magicznym konstruktem? Musieli coś wymyślić i to szybko…
-Znajdź słaby punkt, ja spróbuję utrzymać ją na dystans. - Zdecydował. W Iskrze Opusa była chyba ich jedyna nadzieja. On w tym czasie sięgnął do swojej nowo odkrytej mocy i zaczął z całej siły odpychać. Sucz była przepełniona energią, albo się z niej wręcz składała, miał więc nadzieję że to kupi im dość czasu.
~Jack! Rusz tu swój cyber zadek, albo przynajmniej zgarnij Twardowskiego! - Nadał do Raidena, który chyba nie ogarnął sytuacji.
- No to jedno albo drugie, ale nie wiem, kim jest Twardowski? - dopytał Jack.
Opus z kolei zacisnął ręce na młocie. - To już trzeci raz, kiedy definitywnie umarła. Choć jestem pewien, że nie raz zgniotłem jej organy przy zwykłych wymachach. - wyjaśnił. - Nie zdziwię się, jeżeli wyłącznie ten szał trzyma ją przy życiu, ale nie mamy na to czasu. W tej zbroi jestem zbyt wolny, aby jej uciec. Mogę ją więc zająć, a do ciebie będę miał prośbę. - spojrzał kątem oka na Silvera, czekając na atak kobiety. - Wzdłuż tą drogą i w dół tunelem jest droga ewakuacyjna do biura Tsara. Ogłoszenia z mównicy przeszły głośnikami po całej stacji, więc Raz nie miał innej opcji niż skorzystać z tego przejścia, aby dostać się do swojego gabinetu. Tam ma drogę do kapsuł ewakuacyjnych. Ktoś go jednak gonił. Wymknij się stąd i mu pomóż, póki jeszcze jest na to czas.
~To ten mechanik z którym rozmawiałem przy bufecie. Pracuje z Corvusem, więc niech nam nie wchodzi w paradę.
Chcąc spróbować jeszcze jednej rzeczy, Silver skupił swój magnetyzm, nastawił go w przeciwności do kobiety, i skierował w jej stronę. Płomienista energia, z której ta się wcześniej uformowała, zaczęła opuszczać jej ciało. Płomień jednak walczył i kierował się spowrotem do swojego źródła, walcząc z odpychaniem. Powstała w ten sposób spirala wypychanej energii, która szukała drogi powrotnej.
Pod wpływem tego zaklęcia kobieta wyglądała przez chwilę na skonfundowaną, a jej twarz zrelaksowała się z wyrazu wiecznej złości. Sytuacja szybko jednak wróciła do normy, a dziewczyna skoczyła na Opusa. Mężczyzna bronił się trzonem młota i rękawicami przyjmując jedno, drugie, jak i trzecie cięcie. Jego zbroja zaczynała wykazywać ślady obrażeń. Sam staruszek musiał przystopować po natarciu, aby się ustabilizować.
- Mówi, że cię nie zna i kazał mi przynieść więcej udek. Co mam z nim zrobić? - Rozpraszający głos Jacka zabrzmiał w implancie Silvera.
~Pilnuj go, jeśli opuści salę, obezwładnij i zawlecz na okręt. - W komunikacie Demona było słychać napięcie, gdy z całych sił starał się zachować koncentrację. Sposób okazał się działać, trzeba jednak było go usprawnić. Młody Recollector zaczął więc przesuwać punkt naporu swojej Iskry, tak by znalazł się w celu. Jednocześnie postawił na bardzo ryzykowne rozwiązanie, skoro energia szukała miejsca do którego mogła wrócić, należało jej je zapewnić.
-Będzie bolało… - Mruknął przez zaciśnięte zęby, otwierając się by biały ogień wpływał w niego.
Wbrew przewidywaniom Silvera, przyjęcie płomieni odpychanych z kobiety wcale nie było bolesne. Było jednak frustrujące. Mężczyzna zaczynał czuć się gniewnie. Wszystko, co sprawiało mu problem, irytowało go czy drażniło, zaczynało robić to ze wzmocnioną siłą. Utrzymanie koncentracji stawało się coraz trudniejsze.

W tym czasie kobieta otworzyła dłonie. Jej miecze opadły na ziemię, a ich ostrza zniknęły, pozostawiając same rękojeści. Zaraz po tym wyjęła swój trzeci miecz. To również była sama pochwa. Opuszczające ją płomienie zebrały się w niej, tworząc nowe, tym razem dwuręczne ostrze. Agresywnie, lecz z pewną dozą opanowania, przyjęła ona postawę szermierczą, po czym skoczyła na Opusa. Profesor zamachnął się, żeby skontrować jej natarcie uderzeniem, jednak był zbyt wolny. Nim się obejrzał, kobieta odcięła mu dłoń, a młot spadł na ziemię.
Działało, ale kurwa za wolno… Nadal było w niej dość tego szału, by była niebezpieczna. A Demon powoli zatracał trzeźwość umysłu, przejmując jej gniew. Nie był jednak jeszcze bezmyślny, postanowił więc przekuć tę narastającą w nim furię w działanie. Miał w sobie coraz więcej mocy, trzeba było ją jakoś wykorzystać. “Nacisnął” samego siebie i zaczął tłoczyć energię do punktu którym wypychał ogień z suczy (nadal nie wiedział jak miała na imię). Pojęcia nie miał, czy to podziała, nigdy wcześniej tego nie próbował, zwłaszcza że dopiero parę godzin wcześniej odkrył naturę swojej Iskry, ale musiał spróbować zanim krew się w nim zagotuje i cały plan trafi szlag.
Silver eksperymentował ze swoją mocą. Nie znalazł sposobu na wykorzystanie pochłanianej emocji jako źródła zasilania dla swojej iskry, jednak jej nagromadzenie i determinacja zmieniły jego nastawienie. Nim Silver się zorientował, zaczął wyrywać i wybierać płomienie nienawiści kobiety. Zabierał je z zachłannością, jak gdyby starał się wyrwać samą jej duszę.

Ta wyraźnie traciła na złości, co w efekcie ubocznym pozwalało jej się lepiej skupić na walce. Wydawała się ignorować demona, póki Opus stał przed nią. Wzięła zamach, aby zdekapitować profesora.
Ten z kolei wyciągnął kikut w stronę nadlatującego ostrza. Proteza w formie energetycznej rękawicy zajęła miejsce odciętej dłoni. Tak stworzona, półprzeźroczysta, pseudoholograficzna ręka zatrzymała nadchodzące cięcie, łapiąc miecz. A podnosząc się, Opus wykorzystał drugą dłoń by uderzyć kobietę w brzuch. Impet był na tyle mocny, że targnął nią w tył. Nie zgodziła się wypuścić broni z ręki, przez co wylądowała na podłodze pod Opusem, który przycisnął nogę do jej pleców.
Profesor spojrzał na Demona. - Długo ci to zajmie frajerze? - spytał z pogardą.

Silver nie potrzebował jednak dużo czasu. Miał już w sobie większość mocy kobiety. Lada moment i wydarł z niej cały nadmiar agresywnej emocji. Wtem, nagle, słychać było trzask kości, rany na ciele kobiety otworzyły się, a jej głowa odpadła. Nie posiadając swojej przeklętej energii, nic nie trzymało nieznajomej przy życiu. Odrzucone w czasie walki obrażenia powróciły natychmiastowo.

- Kurwa zajęło ci. Tej kurwie jebanej też. - W tonie Opusa brakowało szacunku dla kogokolwiek. Nim para nacieszyła się wygraną, usłyszeli eksplozję w oddali. Czyżby walka trwała zbyt długo? - Ja pierdolę, i co kurwa jeszcze? - zeźlił się Opus. - Słuchaj debilu, muszę pójść zająć się tą raną. I przy okazji zamknąć gdzieś to ścierwo. Zapierdalaj do miejsca eksplozji i sprawdź, co się odjebało. Tylko tego nie spierdol.
Nakazowi Opusa towarzyszył raport Corvo: - Kurwa, zjebałem. Gdzie jesteś frajerze? Goniłem ciotę Victora, który gonił Tsara. Bomby wybuchły tak, że efektywnie zamknęły ich w arenie. Huj teraz?
O dziwo jego umysł nie zatracił jasności po wchłonięciu tak ogromnej ilości furii. Ale skąd ta zmiana w zachowaniu Opusa? Gdy odezwał się Corvo, do Silvera dotarło. Efektem ubocznym pochłoniętej energii było zaburzone postrzeganie rzeczywistości. Czuł też podświadomie, że jego własne reakcje będą mocno przez tę złość zniekształcone. Musiał więc być jak najmilszy, by nikomu postronnemu nie zrobić krzywdy.
Podszedł do Opusa i ciągnąc za brodę szybkim ruchem ściągnął mu łeb w dół. Tak by ich spojrzenia się spotkały.
-Zdechłbyś dziadu, gdyby nie ja… - Wycedził, a profesor mógł zobaczyć w jego oczach ten sam wściekły ogień, co wcześniej u suki. Miał raczej dość wysokie IQ by zrozumieć iż Silver stara się być miły, tylko nie jest w stanie. Puścił i podszedł do ciała, by zgarnąć miecze i pochwy. Pojęcia nie miał czy będzie w stanie ich użyć, ale i tak było to niezłe znalezisko. Zapiął pas i schował rękojeści na miejsce.
~Jebło to jebło, zapierdalam do Ciebie. - Nadał do Corvo i ruszył od razu z kopyta we właściwym kierunku.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 12-10-2019 o 20:22.
Fiath jest offline  
Stary 26-09-2019, 20:42   #76
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith

- Cieszę się, że postanowiliście mi pomóc. - Klaus przyglądał się grupie, która przyszła mu na pomoc. Eidith, a za jej poleceniem: Danpa, Alice i Mors.
- Wszystko jest lepsze od Vlada. - Alice splunęła na ziemię.
- Proszę szanować swojego mentora. - Klaus pokiwał głową niezadowolony z komentarza. - No nic, czeka nas prosta praca. Jesteśmy obecnie na planecie Ares.
Eidith i reszta drużyny stali na wysokim wzniesieniu, obserwując krajobraz zawierający gęsty las, przeludnioną kolonię, zapracowaną kopalnię i przepiękny ocean. Wilczyca pamiętała to miejsce. Gdy zaczynała trening do oddziałów wojskowych Magica Icaria, tutaj odbył się jej egzamin. Musiała przetrwać miesiąc na planecie przeludnionej magami. Większość chętnych umarła. Ona sama ledwo uszła z życiem.
- Co roku sprowadzamy tu rekrutów pod pretekstem misji. Tym razem myślą, że jest tu kult, który nagromadził mnóstwo artefaktów. Ich zadaniem jest zdobyć przynajmniej jeden. - wyjawił Klaus. - Waszym zadaniem jest sprawdzić ich zdolności bojowe i usunąć tych, którzy nie nadają się do tej kariery.
Klaus rozpalił fajkę i zaciągnął się nią. - Chcę przynajmniej sześciu rekrutów. Nie zabijcie przypadkiem całej generacji. Ludność niezwiązaną z testem też macie zostawić w spokoju.
Wilczyca wzdrygnęła się na wspomnienia związane z tym lasem, a raczej na egzaminatora na którego wpadła. - Yato… - rzuciła pod nosem obserwując las. Sprawdziła swoją broń i rzuciła do reszty.
- Któreś z was już się w to bawiło? Ja to nawet nie wiem od czego zacząć. Znaczy mam pewien pomysł… ale… no… - Wilczyca ewidentnie nie wiedziała co powiedzieć, ale nie zamierzała się przyznać.
- Tym razem. - Klaus zaciągnął się fajką, po czym wypuścił kłębek dymu. - Chcę, żebyście wybrali jakąś lokację i założyli w niej bazę waszego "kultu". Ja będę podrzucał reszcie wskazówki jak was znaleźć. Podstawcie jakieś udawane artefakty w środku. Ich zadaniem nie będzie was zlikwidować, tylko okraść. Jak komuś się cudem uda, to zda. - zdecydował Klaus. - Możecie też kogoś zaliczyć, jeżeli jego zdolności do was przemówią.
Alice spojrzała na Eidith.
- Nie w ten sposób. - ubiegła myśli kobiety. Danpa też wyglądał na lekko zawiedzionego.
- Aww… - Podzielała zawód Danpy, lecz zaraz po tym przemówiła.
- Rozumiem wszystko wraz z kostiumami i surowcami załatwiamy sami czy… - Z jej twarzy dało się tylko ujrzeć brwi które się uniosły.
Klaus wyciągnął z garnituru kartę kredytową i podał ją Eidith. - Mogę wam zaoferować co najwyżej tyle.
Wilczyca zawiesiła karabin na ramieniu i obiema dłońmi złapała kartę. Zaraz po tym wzniosła ją do góry jakby to był święty graal.
- Hell fucking yea! Wiecie, co to jest dziamdziaki!? Dzięki temu możemy balować i wykonać misję. Sweet! - Eidith przytuliła kartę do siebie, skacząc w miejscu. Gdy już się trochę uspokoiła, przemówiła do drużyny.
- Bunkrujemy się w jakimś zapuszczonym magazynie na przedmieściach. Robimy na dachu gniazdko dla Alice i ona sobie tam siedzi wypatrując petentów. Danpa, ty porozstawiasz wybuchowe prezenty na terenie, zaraz za płotem. Użyjemy tego jako selekcji naturalnej, jak przez to nie przejdą, to nie są nawet karmą dla psów. Mors… Mors… ty będziesz ze mną w środku, czaił się gdzieś w cieniu między regałami albo gdzieś będziesz się udzielał wedle uznania, albo straszył świeżaczków, jak wolisz. Ja będę siedzieć zaraz obok makeshift ołtarzyka, na którym będą kamienie pomalowanie fluorescencyjną farbą. W środku przydałyby się jakieś haki albo klatka, by potrzymać sobie jednego, aby im pokazać że my tak na serio. No i jeszcze znaki by się przydały z jakimś ostrzeżeniem i możliwie jak największą liczbą błędów ortograficznych. “Tutej som nasze czary marki, won bo zjemy” czy ki chuj. - Skończyła wywód, po czym zaczęła oglądać każdego członka swojej drużyny. - Co do strojów… celujemy w modern kultystów. Polecicie ze mną po przebrania, osobiście was udekoruje. Hohohoooo to będzie zajebiste. I macie nie wypadać z roli. Pierdolić jakieś głupoty i rzadko kiedy ma to mieć sens. No to wataha… lecimy. - Zanim jeszcze wyruszyli Eidith stanęła na krawędzi wzniesienia, i z całej swojej pojemności płuc zawyła jak wilk.
- A to do mnie suka mówią. - Alice westchnęła z dezaprobatą. Danpa zawył, a Mors odwrócił się onieśmielony.


Drużynie udało się znaleźć niewielki magazyn, który kiedyś był wykorzystywany przez sklep z elektroniką. O ile zgromadzili narzędzia, o tyle zrobienie bocianiego gniazda ot, tak będzie wymagało wiele pracy. Konstrukcja na ten moment nie wsparłaby dodatkowego wzniesienia. Szczęśliwie, Alice stwierdziła, że może spokojnie wybijać gości z dachu tak, jak jest.
Danpa rozstawił miny wedle wskazówek Eidith, a Mors przygotował się do nadchodzącej walki. W końcu nadszedł czas ustalić grafik.

Day 1
Pierwszy dzień był bardzo powolny. Przeciwnicy pojawili się dopiero w trzeciej fazie dnia. Widać Klaus potrzebował chwili, aby rozesłać informacje. Dwójka adeptów chciała wejść i sprawdzić budynek od frontu, ale Alice zabiła ich bez ceregieli. Później, nocą, ktoś wdepnął w jedną z min Danpy.

Zbierając informacje, Mors zauważył, że policja otworzyła śledztwo w sprawie kultu. Nie wiedział jak wytłumaczyć im sytuację, więc podczas swojego zwiadu musiała to zrobić Eidith.


Day 2 - Blood
Eidith zbierała informacje o egzaminowanych w mieście. Dowiedziała się, że część z nich zaczęło organizować się w drużynę. Nie mogła ich jednak znaleźć.
Alice odstrzeliła trzy osoby wchodzące na teren opuszczonego magazynu. Danpa i Mors grali w karty z nudów.

Bone
Ktoś robił rekonesans od strony lasu. Wdepnął w minę.
Alice odkryła monopolowy niedaleko magazynu.

Flesh
Chodząc po mieście, Eidith została zaczepiona przez młodą dziewczynę o średnim wzroście. Była szczupła, wysportowana choć nieumięśniona. Miała narwany wyraz twarzy. Nosiła brudną kurtkę, od której śmierdziało prochem. Jej broń wyglądała na samoróbkę.
- Heeej....Magica Icaria? - spytała.
-[i] Tak. W czym kochanie ci mogę pomóc?[i]-
Eidith z delikatnym uśmiechem przyglądała się każdemu ruchowi dziewczyny. Nigdy nie wiadomo na jakiego psychola można trafić.
- Szukamy chętnych do wspólnego sztormu na bazę kultystów. - wyjaśniła. - Co powiesz siostro?
-[i] To byłoby nie fair, gdybyście mieli ze sobą inkwizytorkę, Edith Lothun. Znana też jako wilczyca.[i] - przedstawiła się. -[i] Jestem jedną z wielu par oczu które was obserwują. I jak na razie nie idzie wam najlepiej…[i] - westchnęła smutno białowłosa.
- Oh. - zdziwiła się kobieta. - Wyglądałaś jak rekrut. - stwierdziła, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła w głąb miasta.


Dwójka ciężko uzbrojonych mężczyzn próbowała wtargnąć na magazyn od frontu. Jednego ustrzeliła Alice. Drugi wskoczył do środka, gdzie spotkał się z Morsem. Mors zwyciężył, choć jest teraz lekko ranny.


Danpa narzekał, że Mors hałasował w trakcie jego pracy.

Mind (uncommon encounter)
Sześć nieznajomych osób zebrało się wokół budynku, z każdej strony. Alice ustrzeliła dwóch. Trzech umarło od min. Ostatni wskoczył do środka przez okno.
Był to niski, osiwiały mężczyzna o mocno umięśnionym ciele zawodowego zapaśnika.
- Ja' se moge do was dotrzyć, to mog wam wpierdolić. - ogłosił, idąc środkiem magazynu w stronę Eidith, wyraźnie pewny siebie.
- Zesrać. - Odparła chrypowatym głosem wilczyca, łapiąc za piłę spalinową nieopodal. Gdy ją odpaliła rozruszała szyję na boki, po czymn dorzuciła, już z rykiem. - BRING ME YOUR FLESH LEATHER!! - I także zaczęła iść w jego stronę trzymając piłę w gotowości, z zamiarem cięcia go po skosie. Skoro zgred był taki pewny siebie, musiał posiadać jakieś zdolności.
“You can intervene whatever you want to… but you “Doing what you want” anyway.” Rzuciła do zmory.
Staruszek zatrzymał się, podniósł ręce nieco wyżej i, pokazując Eidith otwarte dłonie, wziął bardzo powolny krok w tył. - Myślałem...że wy tu używacie broni palnych...?
Wilczyca zatrzymała się wpół kroku.
-[i] A ja myslalam ze ikarki magikarki som gupie. Som som. Gupie gupie. Mówiłam tyle razy byście nie łazili w butach po przedpokoju.[i] - bełkotała, zaraz po czym przyśpieszyła i rzuciła się na zgreda z oryginalnym planem.
Mężczyzna odskoczył na bok, po czym wyprowadził pięść w twarz Eidith, odpychając ją do tyłu. Zabolało, ale człowieka na poziomie inkwizytorki nie miał szansy zabić. Chyba sam o tym wiedział, ponieważ zaczął biec ile sił w stronę ołtarza.
Wilczyca obróciła się na pięcie i także puściła się sprintem za dziadkiem.
- MOJE CZARKI MARKI! WRYYYYYYYYYY!! - Wydała z siebie przeraźliwi pisk, z zamiarem wbicia mu odpalonej piły prosto w plecy. Ktoś kogo paraliżuje strach na widok narzędzia do wycinki drzew nie ma miejsca w szeregach inkwizycji.
Gdy Eidith dopadła do staruszka, zobaczyła, jak jego plecy otwierają się na boki, tworząc wolne miejsce dla piły. Siwobrody dopadł jednej z atrap na ołtarzu, krzycząc: - Jak ni mogę zapierdylić, to chociaż rozpierdylę! - po czym podniósł wysoko rękę, szykując się do zamachu.
Wilczyca od razu zareagowała na tą dziwaczną umiejętność, wyprowadzając silnego kopniaka na wysokości łydek, z zamiarem podcięcia zgreda. Mogła szarpnąć piłą w górę czy w dół i go rozpłatać, ale jak już będzie leżał zapyta go o szczegóły umiejętności. Trochę zaintrygował Eidith.
Przeracając się, staruszek uderzył głową w ołtarz, wypuszczając zabrany przedmiot.
Białowłosa natychmiastowo oparła mu ostrza piły na szyi, a od rozpłatania jej dzieliło go naciśnięcie przez wilczyce spustu. Głos Eidith przestał być udawany, mówiąc już swoim własnym przemówiła.
- Jak ci na imię, skąd jesteś i czym jest twoja umiejętność? Ostrzegam cię, dobrze dobieraj słowa. - Jej ton nie był grożący, ale też nie cierpiący sprzeciwu. Życie staruszka było w jego własnych rękach w tamtym momencie.
- Izydyr Bukarski. Dwarwia. Otwyram ciao, aby uniczyć kul. To yskra. - wyjaśnił się sinobrody, wzrokiem analizując piłę.
Eidith zdjęła maskę, by ukazać mu swoje mimo wszystko uśmiechnięte oblicze.
- A poza “uniczyniem kul” coś jeszcze umiesz z tym zrobić? Jesteś w połowie testu. Narazie na plus. - Widząc jak przygląda się pile przydepnęła go jeszcze butem. - Ilu świeżaków jeszcze jest? Mają jakieś obiecujące umiejętności? A może widziałeś dziewucha co capi prochem strzelniczym, i ma muszkiet samoróbke? - Pytała przyciskając buta jeszcze mocniej. Każdy gwałtowny ruch zgreda, spowoduje uruchomienie piły przez wilczyce.
- Yyy, nie mogę, a... - staruszek wydawał się zastanawiać przez chwilę. - A reszty nie sprzedam. - postanowił.
Eidith była niepocieszona z faktu że nie chciał się wygadać, ale nie zamierzała tracić przez to twarzy.
- Brawo! Ciekawa umiejętność surwiwalowa i nie sprzedałeś pierwsze co swoich. Make no mistake, gdybym naprawdę chciała wydusiła bym z ciebie nawet zeznania, że twoi rodzice są niedźwiedziami. Wstawaj, zdałeś. - Oznajmiła wyciągając rękę, do starca by pomóc mu wstać.
Staruszek uścisnął dłoń i dał się podnieść. Gdy tylko stanął na nogach, dało się usłyszeć trzask. Odwracając się, Eidith ujżała Morsa leżącego na ziemi, a przy nim Klausa. Chłopak był na tyle przerażony nagłym pojawieniem się mistrza Eidith, że musiał stracić balans.
- A więc to twój pierwszy wybór? - spytał Klaus, drapiąc brodę. - Trochę stary, ale z tą zdolnością na pewno się przyda. - zgodził się. - Plus, to pierwszy który zdołał zajść tak daleko.
- Dotarł tu, mało tego prawie położył ręce na artefakcie. Ale najbardziej mi zaimponował nie sprzedając swoich gdy miał piłę na szyi. Jakby tylko zaczął śpiewać już by go tutaj nie było. - Stwierdziła Eidith, uśmiechając się szeroko. - NIestety mistrzu nie mam cię czym tutaj ugościć. Flaszki zabrała Alice. - Wzruszyła ramionami, po czym dodała. - Gratulacje Izydyrze Bukarski z Dwarwi. Nie ma emerytury w Magica Icaria, wiedz o tym. - Kończąc to zdanie puściła oczko
"Anybody can act smart when they know it's an exam. He'd probably fail if we crushed a few bones." Obecność wydawała się wyrażać dezaprobatę, gdy Klaus podchodził do Izydora.
- Za młoda jesteś dla mnie panienko. - odpowiedział siwobrody, widząc jej gest. Klaus przykrył go swoim płaszczem, a mężczyzna zniknął.
- Przyszedłem tylko po nowego inkwizytora. Pomyślimy o celebracji, jak już będzie po egzaminie. - zaproponował Klaus, zarzucił swój płaszcz, i już go nie było.
-” Oh they always do…” - Odpowiedziała Wilczyca obecności.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 12-10-2019 o 20:21.
Fiath jest offline  
Stary 12-10-2019, 20:21   #77
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Bal w Anielskiej Bramie
Goniąc za eksplozją, Silver dotarł do rumowiska. Część wąskich korytarzy na rozwidleniu dróg zawaliła się, blokując dalsze przejście. Kilku mężczyzn pracowało nad usunięciem przeszkód, a pośród nich znajdował się wysoki, powykręcany kosmita z kościstą, przerażającą twarzą. Pracujący przy nim mężczyźni wydawali się podwajać swoje starania, gdy tylko bestia spojrzała w ich stronę.
Rumowisko, pracownicy stacji zapierdalają i nadzoruje ich jakiś cholerny xeno?! Co tu się działo?!
~Corvo, gdzie Cię kurwa wcięło?! I co to za koścista pokraka?! - Nadał do szpiega. Wciąż roznosiła go zaabsorbowana wściekłość, nie wiedział jak na takie zachowanie zareagują jego ludzie, ale nie było czasu się zastanawiać.
- Czego? Staram się dotrzeć do Corvusa i Tsara. Ogarnij dupe. - odpowiedział Corvo. - Nie wiem, o kim jęczysz.
-Ja pierdolę, chyba zaczynam wariować… - Silver złapał się za głowę. - Mam przed oczami pierdolonego, w chuj powykręcanego szkieletora. - Spojrzał na Attano spomiędzy palców i zamrugał kilka razy.
~Zajebałem tę sukę, pracującą dla Victora. Ale teraz jestem w stanie nadludzkiego wkurwu i jeszcze mi się do chuja obraz przestawia. Dla mnie non-stop klniesz i kurewsko mnie obrażasz co chwila. - Nadał mu przez interfejs wyjaśnienie, niepewny dla kogo pracują ludzie którym Corvo stał nad głowami. - Nie możesz nas po prostu przerzucić za to pierdolone osuwisko?
- Muszę widzieć, gdzie chcę wylądować. - wyjaśnił, podważając sporych rozmiarów kamień nożem. Skała zsunęła się na podłogę. - Plus, jeżeli chcesz stworzyć drogę ucieczki dla tej cioty Tsara, to nie widzę innej opcji. - zauważył.
- Ekhm. - Holmes odezwał się w głowie Silvera. - Corvo poprosił mnie o sprawdzenie Victora. - odezwał się. - Nie kłamał. Został wysłany, aby pojmać bądź zneutralizować kosmitę i zająć jego miejsce w kadrze admiralskiej. - wyjawił Holmes.

Rewelacji towarzyszyło uderzenie kolby karabinu o rumowisko. Jeden z żołnierzy wtrącił jakiś mniejszy kamień, tworząc otwór pokazujący wnętrze. Ranny i zakrwawiony Tsar stał pod ścianą na kilka metrów od pewnego siebie Victora. Corvo spojrzał na Silvera pytającym spojrzeniem.
Rychło, kurwa w czas… Demon nie wiedział jakim cudem to wszystko było możliwe, ale w tym momencie mało go to interesowało. Zabijając podwładną Corvusa definitywnie zajął stronę.
-To już nieistotne, tkwimy w tym gównie po uszy. Victor musi zdechnąć. - Zdecydował. Przepchnął się przez żołnierzy oczyszczających zawalisko. - Suńcie się… - Wycedził i wyciągnął Excalibura. Błyskawiczną nawałnicą cięć zredukował gruz do żwiru.
-Ruszamy. - Zakomenderował i wyrwał się do przodu. Trzeba było coś zrobić z tą żądzą mordu, którą suka zostawiła mu “w spadku”.
Gdy Silver ruszył do przodu, usłyszał, jak stojący za nim żołnierze podnoszą bronie do góry. Stojący przy gruzowisku na drugim końcu korytarza Tsar osunął się na ziemię z westchnieniem ulgi. Jego żołnierze z powrotem opuścili bronie i spojrzeli na Corvusa, skonfundowani. Nowy admirał uśmiechał się zadowolony. Na widok Silvera zaczął klaskać.

- Więc to ty myślałeś, że przezwyciężysz moją magię. Jak to jest patrzyć jej oczyma? - spytał, patrząc na gniewną twarz Silvera. Z jakiegoś powodu Demon miał wrażenie, że pobrana przez niego emocja nie wpływa na jego percepcję ani Viktora, ani Tsara. W dalszym jednak ciągu ogarniała go w pełni, o czym świadczyła demoniczna aparycja Corvo.
- Chciałbym odkupić jej moc. Co powiesz na półżywe Serafińskie ścierwo w zamian? - zaproponował. - Nie wiem co was łączy, ale jeżeli aż tak ci zależy, to mogę się zlitować. - stwierdził.
Tsar miał mocno poparzone ciało, liczne obicia i pęknięte kości. Najgorzej ucierpiały jego nogi. Na ten moment ledwo dyszał.
-Testowałem swoje możliwości, akurat padło na ciebie, zasrany buraku. - Złość przebijała z głosu Silvera tym mocniej, że Victor poruszył jego zranioną dumę. - Idzie zrozumieć czemu była taką jebniętą suką. Ktoś miał nieźle nasrane we łbie wymyślając tę Iskrę.
-Dla zaspokojenia twojej durnej ciekawości, z tą miękką fają nic mnie personalnie nie łączy. - Demon miał nadzieję, że Tsar zrozumie iż nie jest teraz w stanie wyrażać się kulturalnie. - Wlazłem w to gówno, bo czułem że tak jest kurwa słusznie. I nie zamierzam się do chuja wycofać. - Jego twarz wykrzywił jeszcze silniejszy grymas. - Zatem, może się spróbujemy jeszcze raz leszczu? Twoja pedalsko-świecidełkowa moc, przeciwko mojej.
- Try Me. - wyszczerzył się Corvus. Tsar był zbyt otępiony, żeby rozpoznać Silvera. Żołnierze z drugiej strony byli bardzo zaniepokojeni agresywnością demona.
-Tylko potem nie płacz, pało. - Wycedził Armstrong.
Gdy Silver sięgnął do po energię Victora wyczuł ją. Gdy jednak próbował ją przyciągnąć, ta nie była w stanie wyjść poza wnętrze podejrzanego mężczyzny. Była tam pewna bariera, limit, który zabraniał mu nadpisania zasad i zachowań tej obcej przestrzeni. - Mhmmhmm...kakaka! - zarechotał rozbawiony Victora. - Not even a flame. - poluzował kołnierz i wystawił dłoń. Nosił na niej rękawicę o zaostrzonych palcach. Energia zaczęła kumulować się między nimi, powoli tworząc kulę. - Moja kolej, czy rozumiesz swoje miejsce?
Niby był gotów na rewanż, a jednak tym razem się odciął. Popsuł tym Demonowi plany, ale jednocześnie dał sugestię, że nie czuje się tak pewnie, na jakiego pozuje.
-Czyżbyś się spietrał? - Zadrwił. - I to ma mnie niby przestraszyć? Dawaj dziwko. - Silver nigdy nie bał się pocisków energetycznych. Raz że był szybki, a dwa jego Iskra chroniła również przed nimi, nawet jeśli nie w pełni.
Mimo że Silver nie był w stanie skraść magii wprost z ciała Victora, mógł przyciągać energię którą ten zbierał poza nim. Nie był w stanie rozwiać jego kuli, ale mógł się nią zasilić.
- Czym byś nazwał swoją magię? Złodziejstwem? - zapytał Victor. - Wiesz, że nie zostaniesz magiem, póki nie dasz się opętać jednej z twoich natur? Hehehe...LET THE FLAME CONSUME YOU! - Niespodziewanie, Victor zacisnął dłoń na formowanej przez siebie kuli. Ta spłaszczyła się i uformowała długi, energetyczny miecz. - Will this even cut you? - Victor pochylił się, wyraźnie szykując atak. Corvo wykonał krok w przód z nożem w ręku, aby przyjąć cios w miejscu Silvera.
-Po pierwsze kurwa, ochujałeś do reszty?! On Cię zajebie! - Demon warknął na szpiega. Attano oprócz wywiadu był doskonale wyszkolony również w walce, ale przeciwko Corvusowi miał gorszą pozycję niż Armstrong. Bełkotu Victora nie rozumiał, ale sytuacja wskazywała na możliwe znaczenie zadanego pytania.
~Czekaj na okazję grzmocie. Gdy będzie zbyt zajęty mną, wsadź mu ten majcher w dupę, aż do mózgu. - Przekazał mu przez interfejs wiadomość, która w domyśle miała oznaczać “Nie narażaj się, chyba że będziesz mógł go wykończyć natychmiastowo”. Silver nie lubił takich metod, ale tu honorowa walka raczej daleko go nie zaprowadzi.
-Po drugie kurwa, to ja posiekam ciebie cipciu. - Wycedził. Skierował strumień zebranej od ex-komandora mocy do Demonicznej Dłoni i z pełną prędkością ruszył do natarcia.
Silver wyskoczył do natarcia naglej i prędzej niż Victor się tego spodziewał. Nim mężczyzna podniósł broń, Silver dopadł do niego i zalał go uderzeniami. Excalibur odbijał się od bariery energetycznej otaczającej ciało maga, za każdym jednak razem przebijał się przez wierzchnie warstwy pancerza i zostawiał krwawiącą ranę, nim moc maga go wyparła. Victor był zadowolony, niemal roześmiany, aż któreś uderzenie Demona posłało go kilka kroków w tył, zostawiając znaczną ranę na brzuchu mężczyzny, który podniósł się i stanął gotowy do walki.
Pole ochronne zdolne powstrzymać jego ostrze energetyczne, ten kutasiarz był niezły… ale nie dość dobry jak widać.
-Obyś lubił wątróbkę kurwiu, bo zaraz nakarmię cię twoją własną. - Wycedził i lewą ręką wyszarpnął z pochwy jeden ze zdobycznych mieczy. Ostrze było zmaterializowane, miła niespodzianka po tym jak nie odczuł by zaabsorbowany szał wzmocnił go w jakikolwiek sposób. Ponownie zaatakował jak błyskawica, jednakże tym razem wszystkie jego ciosy odbiły się od bariery, którą Corvus był otoczony.
-SZLAG! - Ryknął.
Wykorzystując szał i nieskuteczność broni Silvera, Viktor obniżył się i wyprowadził celne i eleganckie pchnięcie w stronę Silvera, a przynajmniej takie miał wrażenie. Przebił tylko wizualną pozostałość tego, co było w miejscu poprzednio zajmowanym przez demona, wystawiając się na atak.
-Ups, pomyłka fajfusie! - Wysyczał złośliwie Demon, zasypując Corvusa kolejną lawiną ciosów. Tym razem zostawił ex-komandorowi nowy zestaw krwawiących ran, a na zakończenie płynnym uderzeniem z góry odciął mu rękę dzierżącą miecz.
Victor wziął krok w tył, widząc, jak jego ręka upada na ziemię. Jego dłoń nie krwawiła, kikut był prawdopodobnie pokryty tą samą barierą, co reszta ciała początkującego maga. - Szkoda. Liczyłem, że poczuję więcej tej mocy, krzyżując nasze miecze. - wyznał, podnosząc rękę do ucha. - Skończyłem.
Najpierw Silver zobaczył, jak ostrze jego excalibura wyłączyło się. Ułamek sekundy później zgasło światło na stacji, a głowa demona zaczęła wydzielać niesamowity ból, doprowadzający go do jeszcze większego szału.

Silver obudził się w celi swojego własnego okrętu gwiezdnego, przez okno jeszcze widział wnętrze Anielskiej Bramy — jeszcze nie opuścili stacji. Chcąc się ruszyć, mężczyzna zorientował się, że jest w pełni zakajdanowany. Słysząc jego wybudzenie, Jak zerwał się spod ściany i podbiegł pod celę.
- Siemasz, śmieciu. Rozjebałeś korytarz jak jebany zwierz, aż cię przygniótł jak debila. Związaliśmy cię na wypadek, gdyby ten zjebany okres nie przeszedł. Co masz w tym pustym łbie?
-Ja pierdolę, moja głowa… - Jęknął Demon. - Rozwiąż mnie kutasiarzu, to się przekonasz co mam w głowie. - Warknął. Nie wiedział jak długo był nieprzytomny, ale najwidoczniej szał sam się z niego w tym czasie nie ulotnił. - Spierdalaj chuju, bo jeszcze i ciebie jebnie. - Wycedził i zaczekał aż Jack odsunie się na nieco większy dystans. Mógł wypchnąć energię z innych, teraz pozostało sprawdzić czy zdoła wypchnąć ją z siebie. Nie chciał żeby przeniosła się na kogoś innego.
Nie wymagało to żadnego trudu. Silver uwolnił trzymaną w sobie energię, a ta rozproszyła się i zniknęła, nie mając odpowiedniego pojemnika.
- Powiedziałeś dwa razy "głowa". - zaśmiał się Jack zza drzwi do celi. - Coś zrobiłeś? - spytał.
-Złość ogłupia, ciężko o rozbudowane słownictwo. No chyba że chodzi o wulgaryzmy. - Odparł młody Recollector, masując sobie skronie. - Musiałem to z siebie wyrzucić, nie chciałem żeby przeszło na Ciebie. Już mi lepiej, ale teraz niech mi ktoś wyjaśni… Co się właściwie stało, gdzie jest Victor i czy Tsar żyje? - Pytania pytania, Silver miał ich więcej, ale te były chyba najważniejsze.
Bez zwłoki Jack otworzył celę i pomógł Silverowi wyjść. - Zegarek Twardowskiego był jakimś artefaktem. Wyłączył stacje i wszystkie urządzenia na niej. Pamiętasz ten chip, który mamy w mózgu? Właściwie wszyscy oprócz Corvo, on ma ten swój wszczep zza sił specjalnych, ale różnicy to nie zrobiło. Tego typu rzeczy są projektowane z założeniem, że nie przestaną działać. Silą się energią elektryczną z aktywności mózgu, tak mało jej potrzebują. Skoro jednak miał nie działać, to jej nie brał, a wręcz zaczął wypychać, co zaskutkowało bólem w szarej masie. Zakładamy, że od tego odwaliło ci do reszty. - podsumował. - Ja też to wiem z drugiej ręki, bo właściwie straciłem przytomność, jak tylko odpalił to dziadostwo. W całym tym zamieszaniu Victor z Twardowskim zwyczajnie odlecieli. Tsar umarł na chorobę popromienną. Jeszcze nie wiemy, co było źródłem. Nikt inny w tym zapadłym korytarzu nie był napromieniowany. - wyjaśnił.
Że co kurwa?! To on wyłaził z siebie, naraził się admirałowi marynarki i mało sam nie skończył martwy, żeby go ratować, a Raz i tak umarł? Nie ma to jak ironia losu… Gdyby stanął po stronie Victora wynik byłby ten sam, tylko nie musiałby przechodzić przez tę ścieżkę zdrowia…
-Nikt się nim nie zajął? Trzeba go było oddać Meredith, jeśli ktoś miałby połatać to co z niego Victor zrobił, to na pewno ona. - Silver wyraźnie był, delikatnie rzecz ujmując nie w humorze. Przełączył się na interfejs, żeby nie musieć powtarzać każdemu z osobna
~Chcę dostać dokładny raport z tego co się wydarzyło. Ciało Tsara niech zbada nasz lekarz, załatwcie to z obsadą stacji. Jak będą marudzić idźcie z tym do Opusa. - Nadał. Meredith na pewno nie przepuści okazji, by pobrać próbki materiału z ciała xeno, którym Raz najwidoczniej był. - I niech mi ktoś kurwa przyniesie aspirynę!
- Opus się nim zajmował. - wyjaśnił Jack. - Mówił, że masz do niego przyjść, jak dojdziesz do siebie. Tylko może najpierw meliskę sobie strzel. - zasugerował.
-Inżynier się pacjentem zajmował, no co mogło pójść nie tak… - Westchnął Silver. - Nie każmy mu zatem czekać. Gdzie go znajdę?
- W jego mieszkaniu. Obiecał nigdzie się nie ruszać.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 02-11-2019, 17:09   #78
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Day 3
Blood

Chodząc po mieście, Eidith została zaczepiona przez mężczyznę o fioletowo zabarwionej skórze, włosach do barków i przystojnej twarzy: - Przepraszam najmocniej. Czy jest pani zajęta? - spytał, delikatnym, choć pewnym siebie i zdecydowanym głosem. - Przyszedłem tu w pewnych sprawach biznesowych, ale moje spotkanie zostało przesunięte. Szukam kogoś, kto pomógłby mi zabić trochę czasu. Co państwo powiedzą na wizytę w restauracji? - zapytał.
- Państwo? Tylko ja tu jestem. - Wskazała na siebie palcem. Po chwili jednak dodała.
- Jedzeniu nie odmówię, panie…? - Pozwoliła, by osobnik się przedstawił.
- Maximilian - uśmiechnął się szeroko mężczyzna, po czym otwartą dłonią wskazał na drugą stronę ulicy. Znajdowała się tam droga restauracja dla zamożnych VIP, którzy z okna oglądali burdy w tanim barze zaraz obok. - W takim razie zapraszam.
Jej choroba zawodowa dzwoniła do niej z każdej strony z jedna wiadomością. "Pułapka". Z drugiej strony pewnie się martwiła na zapas.
"Whats your take on this? He's cute, but totally not my type. Also i think he knows about you, Horny."
- Wow… no dobra, zajmijmy taki stolik bym całą restauracje widziała. - postanowiła kierując się do wnętrza.
Maximilian zaprowadził Eidith do restauracji. Na ich widok, recepcjonista stanął na baczność, nieśmiało zerkając na wilczycę. Max poprosił o miejsce z widokiem na restaurację, więc dwójka dostała miejsce w rogu restauracji, w rogu drugiego piętra, daleko od okien i na widoku wszystkich zgromadzonych.
Gdy Max się rozsiadał, kelner, który zaprowadził ich na miejsce, zaczepił Eidith. - Przepraszam, to pani jest dowódcą tej grupy inkwizytorskiej? - spytał. - Chcielibyśmy wiedzieć, ile państwo tu zostaną...zwłaszcza pani z ambasady Danpii pięć... o ile można.
Wilczyca spojrzałą na kelnera zdumiona takim pytaniem. Jednak zaintrygowała go wspomniana przez niego “Pani z ambasady”.
- Jak tylko skończymy skarbie. I kim jest ta pani z ambasady o której mówisz? -
- Mówię o panience Alice - imię wyszeptał, wyraźnie zaniepokojony tym, że podjął się tematu. - Oczywiście nie skarżę się. Panienka reguluje wszystkie należności na bieżąco. Zwyczajnie wielu naszych gości chce wiedzieć, jak długo będą w... stanie... delektować się jej regularną obecnością.
- Jak tylko skończymy… teraz poproszę o menu.[\i] - Powiedziała nawet na niego już nie patrząc. Jej wzrok spoczywał teraz na Maxie. - Jakimi biznesami się zajmujesz Max? - zapytała opierając łokcie na stole.
- Transport, uzbrojenie, kolonizacja, eksterminacja, polityka... Cokolwiek steruje światem. - uśmiechnął się, odbierając menu od kelnera. - Jeżeli latałaś typowym statkiem lub okrętem, jeżeli nie był robiony przez jedną z moich firm, to przynajmniej miał komponenty z moich produkcji. - obiecał. - Chyba że nigdy nie zeszłaś z okrętów magica icaria... słyszałem, że wszystkie części robicie własnoręcznie. Choć wiem, że sporo komponentów było mocno wzorowane na moich własnych. - przynajmniej na temat samoróbstwa, Maximilian się nie mylił. Zautomatyzowana technologia stanowiła taboo dla magica icaria, więc wszystko było robione samodzielnie, w sposób jak najmniej zelektryzowany. Jednakże jako inkwizytor, Eidith nie miała styczności z kastą robotniczą. - Polecam rybę z dusicielem, jeżeli nigdy jej nie miałaś. - zaproponował, przeglądając menu.
“Uwaaa, we dealing with a collar here.” Jęczała w myślach.
- Co ja tam wiem. Mi tylko pokazują palcem co mam robić. - Wzruszyła ramionami, po czym zerkając na menu rzuciła.
- Hmm brzmi ciekawie… spróbujmy tą rybkę. - Odłożyła menu, po czym zaczęła się w ciszy przyglądać Maximilianowi.
- Jak lecą testy? - spytał. - Jeden mężczyzna ostatnio włamał się do waszej małej bazy. Nie wyszedł z niej, ale biorąc pod uwagę iskrę, jestem pewien, że zdał. - Max oddał menu, zamawiając rybę i drogie wino. - Wasze testy to zawsze interesujące show. Jakich mocy się spodziewasz albo szukasz? Masz w ogóle preferencje? - zastanawiał się.
Sporo wiedział na ten temat i był bardzo spokojny w obecności Eidith. Musiał mieć duże plecy.
-Po prostu interesujących zdolności. To moje pierwsze rodeo z egzaminami, więc sama do końca nie wiem co robie. - Przyznała z delikatnym uśmiechem. - Rozumiem, że od dawna śledzisz testy? - Zadała pytanie.
Niespecjalnie. Znam wszystkich kandydatów, więc nie ma już czego oglądać. Wyniki będą raczej oczywiste. - wyznał. - No ale o czymś trzeba rozmawiać, nie będziemy tu przecież siedzieć w ciszy.
Na moment po tym komentarzu zjawił się kelner z winem i potrawami. Przed Eidith i Maximilianem pojawiły się talerze z rybą, w której ustach siedział pokaźny, skorupiasty robak o kolczastym uzębieniu.
- Dusiciel to pasożyt. Wgryza się w język i wyjada składniki odżywcze z krwi ryby. O dziwo pomimo jego kilkucentymetrowych rozmiarów nie utrudnia rybie spożywania jedzenia. Przeszkadza za to w oddychaniu, dlatego ryby są mniejsze.
- Huuuh… wiesz, że przeciętna dziewczyna na widok takiego dania by raczej uciekła? - Zapytała wilczyca widocznie rozbawiona. - W sumie nawet nie wiem jak, sie za to zabrać… - Rzuciła, nabijając pasożyta na widelec. - Rozumiem że to miejscowy przysmak. - Dodała oglądając kreaturę z każdej strony. Czekała aż Maximilian się weźmie za jedzenie.
- Powiedzmy. Hodują te pasożyty, ale nie sprzedają się za dobrze. Właśnie przez wygląd. - przyznał. Pasożyta zjadł zwyczajnie, bez namysłu, po czym zaczął filetować rybę, usuwając z niej ości.
Wilczyca także uraczyła się paskudnie wyglądającym robalem. Jedno było pewne, że smakowało lepiej niż wyglądało.
- Specyficzne, ale nie najgorsze. - Oceniła, po czym wzięła się za swoją rybę, rozdzierając ją sztućcami i zgarniając na widelec poszarpane kawałki powoli je jadła.
- Wspominałeś że znasz kandydatów, mógłbyś się tym ze mną podzielić? - Zapytała.
- Być może. Coś konkretnego cię interesuje?
- Młoda dziewucha, muszkiet samoróbka, zielona kurtka i śmierdzi prochem strzelniczym - Opisała jej wygląd.
- Oh, ona nie ma mocy. Jakiś adept terroryzował jej planetę, więc zorganizowała ruch powstańczy z miejscowymi, stworzyła samodzielnie bronie, po czym stawiła opór. Raczej by przegrała, ale wasze siły stawiły się tam na czas i oswobodziły planetę. - Maximilian wyglądał na rozbawionego, opisując tę sytuację. - Chyba wpadłaś na nią ostatnio?
- Oh… to ją kompletnie wyklucza… biedne dziecko. A nie wydaje mi się by miałą większe zdolności rusznikarskie niż mistrzowie dziedziny w inkwizycji. - Wzruszyła ramionami delektując się rybą. - Gdy się spotkaliśmy chciała mnie rekrutować do ekipy szturmującej. Przeurocze. - Pokręciła głową. - Posłuży za przykład, chyba że jakimś cudem wykona zadanie. - Postanowiła wilczyca.
- Ooh, patrzcie na tego biednego robaka. Jest taki słabszy i gorszy, co za szkoda, będziemy go zabijać, będzie przykładem! Muahahaha. - parodiował Maximilian, dłubiąc widelcem w oku ryby. - Myślisz, że to cool wygląda? - spytał.
- Nie przyleciałam tu wyglądać cool. - Spojrzała ostro na Maxa. - Nie wykaże się to zginie. Tyczy to każdego kandydata. - Poprawiła swoje poprzednie słowa.
Mężczyzna zaśmiał się. - Tylko cię prowokuję. Zastanawia mnie czy cokolwiek cię prowadzi, bo w tym momencie mam wątpliwości. Spotykanie młodych adeptów jest zawsze intrygujące, choć nie zawsze emocjonujące. - w tym wypadku jego twarz nie wyrażała zbyt dużo ekscytacji.
Maximilian oparł się o fotel i założył nogę na nogę. - Nie uczą was za dużo o magii w icarii, co? Prawda jest taka, że magia uwielbia ludzi bez celu. To jak podpałka, suchy papier. Nie ma w nich niczego, co mogłoby odwrócić ich uwagę od czarodziejstwa. Iskra dławi się sama z siebie, płomień pali, a ogień pochłania. Innymi słowy, im większą ma się magię, tym większą ma się obsesję i szybciej się ona rozrasta. - wyjawił, bawiąc się widelcem. - Każdy ogień chce jakiegoś paliwa, a czarodziej ostatecznie nie może powstrzymać się przed jego dodawaniem. Aż nic nie zostanie z jego samoświadomości.
"He's right, you know."
- O tyle mnie zaciekawiłaś, że nie wiem jaki płomień jest w tobie. Czy to tylko iskra, czy może ktoś więcej.
-”He doesn’t even know the half of it, acting all knowing. If he’s right, then what your fuel? ” - Rząchnęła się w myślach wilczyca.
- We mnie nie ma żadnych płomieni… - Powiedziała po czym dodała. - To brzmiało lepiej w moich myślach. - Przyznała biorąc kolejny kęs potrawy. Przeżuła powoli zanim znów się odezwała.
- Cały czas słysze o iskrach, płomieniach, ogniu. Kiedy ja swojej… powiedzmy “zdolności” nie przypisałabym pod żadne z tych zagadnień. Każdego adepta którego musiałam odstrzelić mógł panować nad swoją iskrą. Ja nie mogę. - Przerwała na moment by napić się wina. Rzadkością było by sięgała po alkohol, ale powiadają że lampka wina jest bardzo zdrowa do obiadu.
- Nawet teraz, tutaj. Cały czas słucha o czym rozmawiamy. - Skończyła mówić, po czym odłożyła sztućce.
"You can try to guess while we break his skull, how about that? You know, the usual."
- Oooh? - zdumiał się Maksimilian. - W takim razie może masz rację. Może nie masz iskry. - przyznał mężczyzna. - Powiedz, wierzysz w przeznaczenie? Mam nadzieję, że nie, bo nie istnieje. - otarł podbródek. - Jednak przy tym, jak funkcjonuje magia, są momenty, którepo prostu będą miały miejsce. Niezależnie od tego, jak i kiedy. Nie da się ich powstrzymać. Jestem pewien, że w końcu wyjdzie na jaw, jaka jest natura twojego płomienia. A przynajmniej tego, który jest w tobie. - stwierdził. - Jeżeli nie masz żadnego celu w życiu, żądania, czy pasji, to bardzo prawdopodobne, że magia będzie do ciebie lgnąć, aby przypisać ci swoją własną. Chyba że się mylę? - spytał. - Może pani, która siedzi na teście, czekają na byle co i robiąc to, co jej ktoś każe ma jakieś osobiste powołanie?
- “Really tempting” - Odpowiedziała zmorze, po czym przemówiła do Maxa.
- Skąd u ciebie taka ekspertyza w dziedzinie magii? I jakim cudem tak spokojnie opowiadasz o niej komuś o mojej profesji? - Skrzyżowała palce, po czym oparła na nich podródek. Przyglądała się Maximilianowi z ciekawością, a także delikatnym uśmiechem. - Moja praca ma jedno powołanie i staram się je wykonywać. -
- Miałem dzisiaj w planach spotkanie z kimś dużo gorszym, słabszym i mniej znaczącym ode mnie. - oparł ręce za głową. - Skoro ta osoba nie przyszła, musiałem znaleźć inną, która spełnia te kryteria. Rozumiesz, nikt nie psuje mi planów. Nie byłoby w tym jednak sensu, gdybyś nie miała pojęcia o różnicy między nami.
Eidith słysząc te słowa, zaczęła przeszywać Maxa wzrokiem. Pełnym furii i nienawiści, nawet naczynka krwionośne w jej oczach się znacznie uwydatniły. Zaczęła też ciężko oddychać przez nos. Jednak dało się dojrzeć że skutecznie tłumi w sobie te emocje, ale jakby zbliżała się limitu.
Nagle ni stąd ni zowąd… wybuchła serdecznym śmiechem, porzucając wcześniejszą fasadę. Nie mogła jednak zapanować nad śmiechem i przykryła usta dłonią. Machając ręką jakby chciała odgonić muchę w końcu przemówiła.
- Ałuuu~ Przepraszam najmocniej ale na mnie już czas. Z pewnością jeszcze się spotkamy. - Z tymi słowami odeszła od stołu i minęła Maximiliana kierując się w stronę wyjścia. Gdy tylko się odrobinę oddaliła zatrzymała się w pół kroku i przemówiła patrząc mu prosto w oczy z serdecznym uśmiechem. - We hate you with every fiber of our bodies - W połowie tego zdania jej oczy mignęły białym światłem, po czym opuściła restaurację. Kierowała się prosto do Klausa opowiedzieć mu o tym spotkaniu.
- Myślisz, że to cool wygląda?

Bone

Eidith skierowała się prosto do placówki Magica Icaria, wydłużając swój patrol. Przebijając się przez serię schodów i dziesiątki zapracowanych agentów, udało jej się przecisnąć do biura Klasua. Mężczyzna przyglądał się różnym, przeważnie młodym ludziom przez system kamer. Jednak gdy wilczyca weszła do jego pokoju, natychmiast je wyłączył, nie chcąc pozbawiać młodych inkwizytorów wszelkich szans.
- Jak wrażenia? Mamy podgląd też w restauracjach. - wyjaśnił.
- Ja właśnie w sprawie restauracji. - Zaczęła wilczyca drapiąc się po głowie.- Spotkałam tam najpewniej adepta magii. Maximilian biznesmen, posiada parę firm i załatwiał tu jakieś sprawy. Sposób w jaki nadawał do mnie do magii wydawał mi się... niecodzienny. Jakby był w pełni świadom, że jest tutaj inkwizycja i gówno mu możemy zrobić. Dwukrotnie odnosił się do różnicy w siłach. Nie wierze że jakiś mag dożył takiego wieku zwykłymi kłamstwami. Naturalnie chciałam go zabić, ale się powstrzymałam w ostatnim momencie. Dopóki nie będę miała o nim więcej informacji nie rzucę się w ciemno, zwłaszcza sama. Pomyślałam że powinieneś o tym wiedzieć mistrzu. - Skończyła mówić, po czym jej wzrok zawisł na monoklu mentora.
- Oglądałem, choć nie mam tu dźwięku. Gdybyś go zaatakowała, przyszedłbym cię powstrzymać. - wyjaśnił. - Herbaty? - spytał. - Maximilian to mag drugiej generacji. Wbrew pozorom jest raczej niegroźny, przynajmniej sam z siebie. Niestety ma takie znaczenie polityczne, że nie możemy go tknąć bez nieprzewidzianych konsekwencji. Jeżeli jakakolwiek korporacja ma wpływy porównywalne z naszymi, to właśnie jego. - westchnął. - Powiedzmy, że jest ostatnim na liście magów do eksterminacji.
- Wolałabym kawę jeśli to nie problem. - Uśmiechnęła się po czym dodała.
- Więc dlatego był taki pewny siebie. Fucking political filth. Chciałabym pokazać mu jego flaki i zapytać “Myślisz że to cool wygląda?” - Gestykulowała czynność wyobrażając sobie tą scenę.
- O jakich wpływach tu mówimy? Ciężko mi uwierzyć, że ten gość statusem dogania Papieża. -
Biorąc pod uwagę posiadane firmy i patenty, jest właściwie małżonkiem cesarstwa. Nie żyjemy w demokracji, ale gdyby Cesarzowa chciała ot, tak przejąć jego własności, miałaby miejsce wojna domowa, przynajmniej kilkuletnia. Tym samym, gdyby umarł bez zapowiedzi, górne warstwy jego korporacji zaczęłyby bić się o prawa własności. Ekspres do kawy jest tam pod ścianą.[/i] - wskazał. - W każdym razie jest faktycznym magiem, więc warto słuchać tego, co ma do powiedzenia, tak na wszelki wypadek.
Eidith od razu podeszła do ekspresu by przygotować sobie napitek.
- To może spróbować asasynacji? Co nam do tego, że jego psy się nawzajem pozagryzają?- wzruszyła ramionami i z przygotowanym kubkiem kawy usiadła naprzeciw biurka mentora.
- Faktycznie wydawał się mnie pouczać. Potem ze mnie drwił. Skurwiel jebany cały czas drwił ze mnie. - Zacisnęła palce na kubku.
- Eidith! Służymy ludziom, nie sobie. Nasza działalność ma osowobodzić ludzi z manipulacji magii. Ludzkie życie jest zawsze naszym priorytetem. Niech nikt inny ci nie wmówi inaczej. Tyle cię proszę jako twój nauczyciel. - domagał się Klaus
- Uhh… - Zacięła się na moment. - “Im confused now i literally killed a fuckton of people.” - Rzuciła w myślach do zmory. - Tak mistrzu. Przepraszam zapomniałam się. - Upiła łyka kawy. Nawet ją fascynowało podejście Klausa do organizacji, mimo tego że z pewnością wie jakie czystki potrafi przeprowadzać Magica Icaria.- Mistrzu… jak odróżnić iskrę od ognia? Płomień od iskry, i tak dalej? Co ja mam? - Zadała serię pytań
Klaus zastanawiał się nad swoją odpowiedzią przez dłuższą chwilę. - Grzech. Zostańmy na tym. - ostatecznie magia stanowiła taboo. - Jeżeli zaś chodzi o innych, iskra oznacza pojedynczą zdolność. Jej zastosowania mogą być różnorodne, ale podstawa mocy jest ta sama. Płomienie adeptów to rozbudowane serie zdolności, mniej lub bardziej konkretnych, wynikających jedna z drugiej. Ogień magów jest teoretycznie pozbawiony ograniczeń, choć z drugiej strony sam ogranicza możliwości maga.
- Grzech… - Powtórzyła, głęboko się zastanawiając nad czymś. Nie mogąc jednak wyciągnąć z tego sensownej konkluzji zmieniła temat.
- Mistrzu jesteś przy każdym jednym teście rekrutów? Czy mój test też oglądałeś? - Zapytała popijając kawę.
- Tak, oglądałem. Jednak to nie ja organizowałem ten test. Biskupi mają obowiązek oglądać rekrutacje, jeżeli nie posiadają wymaganej ilości studentów. - wyjaśnił. - Jeżeli masz jakieś pytania, postaram się odpowiedzieć.
- Yato działał z czyjegoś polecenia czy to była samowolka? - Wypaliła od razu. - Do samego końca byłam pewna że to mag… no i że zginę. - Dopiła kawę. Na samo wspomnienie tego potwora poczuła dreszcz na plecach, jeszcze ten “uroczy” liścik. Było to dawno temu ale nadal pamiętała każdy szczegół. Cóż, póki była przytomna przynajmniej.
- No i każdy z biskupów widział mój grzech… - Dodała
- Każdy, kto znaczy cokolwiek w Magica Icaria, wie wszystko o mocach czarnych owiec. - zaśmiał się Klaus. - Nie pamiętam, kto był organizatorem twojego testu, mogę to sprawdzić w wolnym czasie. Pamiętam za to formę: wypuściliśmy na wolność kilku adeptów i kazaliśmy rekrutom na nich polować. Pośród rekrutów było dwóch egzaminatorów. Niestety korupcja Yato wymknęła się spod kontroli i zaczął działać wbrew instrukcjom.
- I knew it! Ten potwór robił co chciał. Mam nadzieje że poniósł konsekwencje. - Nie pamiętała przebiegu walki, ale była pewna że obecność ją uratował. - Nie będę ci już zabierała czasu mistrzu. Dziękuje za kawę i wracam do pracy. - Powiedziała kłaniając się delikatnie, jednak gdy opuszczała pomieszczenie jeszcze pomachała do Klausa. Miała jeszcze trochę roboty, a przez tego zasranego maga ma potrzebę się wyżyć na kimś.
Gdy Eidith zbliżała się do swojego magazynu, musiała się zatrzymać i schować. Słyszała nieustanne strzały, a ściany magazynu wykruszały się od pocisków. Pod jej nieobecność, magazyn stanął pod ostrzałem snajperów. Nieustannym i nieprzerwanym, do stopnia, w którym nawet Alice nie mogła wychylić się z gniazda.
- Oh no. My puppies! - Wilczyca wpadła w małą panikę widząc ten zmasowany ostrzał. Przyłożyła palec do ucha w którym tkwił komunikator.
- Wataha raport z sytuacji! I nie ważcie się wychylać. Spróbuje ich zlokalizować.- Oznajmiła Eidith, po czym zwróciła się do zmory.
- Fiend, keep all eight of your eyes for reflecting sunlight from their scopes. They should be some if they using analog ones. - stwierdziła samemu pozostając w ukryciu.
Cienista twarz wynurzyła się na tyle głowy Eidith i zaczęła rozglądać po okolicy.
- Są w mieście, po prostu. - odpowiedziała Alice. - Napierdalają z bloków i nie mamy jak wyjść, nie licząc tyłów na las. Idę o zakład, że w lesie jest druga zasadzka.
- W takim razie obejdę szerszym łukiem tyły magazynu i sprawdzę czy coś tam jest. Jak będzie czysto to dam znać. - Zakomunikowała Eidith i zaczęła ostrożnie przekradać się w dane miejsce. Najgorszym było że wszystkie rzeczy zostawiła w magazynie. Żałowała że dawno oduczyła się nosić pistoletów, tak w razie czego.
Nie trwało to długo, nim biegnąc przez las Eidith zaczęła słyszeć kule świstające koło jej ucha. Szczęśliwie była zbyt szybka dla tych snajperów, którzy ją zauważyli. Będąc w lesie zdała sobie sprawę, że przeciwnicy są schowani również na drzewach, obserwując tyły budynku: lufy broni wystawały spomiędzy gałęzi wyższych gatunków drzew. Wskakując w gęste krzaki, Eidith zyskała chwilę spokoju. Biorąc pod uwagę grube betonowe ściany magazynu, to ona była teraz w największym niebezpieczeństwie.
- Ey Fiend… time to crack some skulls. Be a sweetie and grab a rock. Then throw it with all your might at one of them in the trees. - Poprosiła cicho Eidith, wzrokiem rozglądając się za najbliższym snajperem ukrytym w drzewach. Kamień nie ma dźwięku wystrzału, ale rzucony z siłą obecności, roztrzaska łeb na kawałki. Póki nie zdobędzie ich karabinu będzie musiała być ostrożna.
Kamień roztrzaskał całą gałąź, łamiąc część drzewa. Nie wywołało to większej reakcji. Kilkanaście sekund później, lufa znajdująca się na trafionym drzewie wystrzeliła ponownie.
- Sentry. - Wywnioskowała wilczyca, w takim razie trzeba ściąć całe drzewo. Postanowiła obiec strzelca od martwego punktu i wtedy siłą obecności uderzyć w pniak, by go roztrzaskać doszczętnie. Ryzykowała ostrzał, ale to nie był pierwszy jej taniec.
Eidith skutecznie obeszła pole ostrzału i zbiła drzewo, zrzucając na ziemię machinę strzelecką. Broń wyglądała na samoróbkę, była to bardzo przedawniona strzebla, której jedynym atutem było przyjmowanie naboi, a nie prochu. Przymocowana była łańcuchem do pudełka, które naciągało łańcuch, a po wystrzale luzowało. Nie było tu żadnej sztucznej inteligencji, która mogłaby zmienić kierunek strzału.
Wilczyca podniosła karabin przeładowała go i oparła na ramieniu.
- Wataha, zasadzka w lesie to archaiczne wieżyczki, bez mechanizmu celowania. To może być to samo w blokach. - Znając działanie tej śmiesznej zasadzki, wilczyca miała zamiar przekraść się do magazynu. Bez wątpienia jest to robota tej małolaty którą spotkała w mieście. Mimo że nie ma nadnaturalnych zdolności sprawia duży problem. Czyżby była kolejnym kandydatem do inkwizycji? Tak czy inaczej musiała się śpieszyć, bo Eidith się już tam zbliżała.
Gdy Eidith skradała się do magazynu, kula świsnęła jej koło głowy, a sekundę później, kolejna trafiła w ramię.
- What if they aren't all fake? Just some of them. Maybe most. - zasugerowała obecność, gdy drobna macka wyszła z dziury na ramieniu, wypychając kulę i tamując krwawienie.
- Uwaaa, little shits. - Mruknęła wilczyca wskakując za jedno z drzew. - We have to look which rifles actually moves. Then I’m gonna nail them in the mouth hole. - Obecność nie musi się bać postrzelenia w głowę, więc liczyła na niego, aby wyłapał jakiś ruch karabinów. Nie za bardzo podobała się jej broń jaką miała, ale na tą chwilę musiała przełknąć ten niesmak i poczekać jak dotrze do swojej ślicznej giwery w magazynie.
- It's not like I'm getting paid, you know. - macka wystająca z rany Eidith otworzyła oko i wyjrzała zza drzewa. Moment później wycofała się, ustępując gradowi kul. - Z osiem strzelb. Dwie albo trzy ruchome.
- Eidith. Problem. - odezwał się w słuchawce Danpa.
Chyba pierwszy raz usłyszała, jak ktoś z watahy odzywa się do niej po imieniu i jeszcze to był Danpa!
- Słucham. - Przemówiła do słuchawki. Wolała na razie nic nie robić póki Danpa nie opowie o tym problemie.
- Weszli kanałami. - odpowiedział Danpa, po czym BOOM, prawy tylny narożnik magazynu wybuchł, ściana, jak i dach rozleciały się we wszystkich kierunkach, rozrzucając grad drzazg i pocisków odłamkowych stworzonych z tego, co było kiedyś kafelkami dachu.
- KURWA DANPA - wydarła się w słuchawce wyprowadzona z równowagi Alice, której gniazdo snajperskie wychylało się teraz, jak wieża w Pizie.
- Fuck… - Jęknęła gdy jeszcze jej piszczało w uszach. Snajperzy też musieli być jeszcze ogłuszeni od eksplozji, więc pognała do magazynu. Nie miała teraz czasu być wkurwiona na temat kanałów które, chyba wzięły się znikąd.
Gdy Eidith przebiegała do magazynu, Alice również zeskoczyła do środka, strzelając w jedno z drzew w drodze na dół, choć nie było widać czy kogoś w nim trafiła.
Danpa machał do dziewczyn, aby przeszły do pokoju z 'ołtarzem', w którego miejscu znajdowała się teraz ogromna dziura.
- Zagłuszyli nas ostrzałem, w tym czasie przepalając dziurę w podłodze termitem. - wyjaśnił Danpa. - Mors poszedł ich wyrżnąć.
Wilczyca przewróciła oczami idąc w stronę swojej broni i maski bojowej.
- Alice jebnił w łeb Danpe za tą eksplozje ja ide powstrzymać Morsa przed wymordowaniem kandydatów. - Kończąc to zdanie założyła maskę, odbezpieczyła karabin i wskoczyła do dziury. Dziewczyna miała łeb by skombinować taki plan, szkoda by było kogoś takiego zabić.
Musiała się śpieszyć, Mors już był pewnie w trakcie wyrzynania świeżaków.
- Mamy iść z tobą? - spytała Alice, szarpiąc Danpę za regał, sekundę przed tym, jak kula uderzyła w ścianę na poziomie głowy.
- Zostańcie! - krzyknęła do góry, włączając noktowizor w masce. Wilczyca z wycelowana bronią w przód, zaczęła iść śladem Morsa i świeżaków.
Idąc za śladem martwych, młodych ludzi i kałuż krwi, Eidith dotarła do Morsa, który opierał się o ścianę, bawiąc się nożem. Na widok Eidith pokazał palcem na słuchawkę, którą miał w uchu.
Wilczyca widząc ścierwa uśmiechnęła się szeroko pod maską. Na szczeście nie widziała wśród nich swojej ulubionej kandydatki. Gdy Mors wskazał na słuchawkę, do Eidith dotarło że był tylko niemy, a nie też głuchy. Podczas wybuchów najprostsze rzeczy mogą się popierdolić delikatnie mówiąc.
- Mors. Gówniara w zielonej kurtce, kurwiki w oczach i długie brązowe włosy. To moja kandydatka i ona ma przeżyć, możesz ją poturbować ale nie zabijaj. Jeśli ktoś jeszcze nas przeżyje to też zda. Wsio jasne? - Spojrzała na niego, mijając go.
Mors kiwnął głową i ruszył za Eidith, wbiegł na ścianę, a po niej na sufit kanalizacji, gdzie nie było go widać.
Biegnąc przed siebie, Eidith spostrzegła połysk metalowych elementów w oddali, była jednak poza zasięgiem strzału, więc mogła tylko iść dalej.
- STOP! - usłyszała nagle z oddali. Kobieta w kurtce z karabinem własnego autorstwa wyszła zza rogu. To o tej kobiecie myślała Eidith. - To inkwizytorka, nie kultysta! - poinformowała swoją drużynę. Przyglądając się, Eidith była w stanie stwierdzić, że ściana przed zakrętem jest fałszywa, skrywały się za nią co najmniej trzy osoby. Za kratami bocznych wylewów kanałów również było widać sylwetki, które starały się być nieruchome.
Kobieta czekała, patrząc na Eidith, najpewniej nie wiedząc, co ma zrobić bądź powiedzieć.
Wilczyca rozejrzała się wokoło. Dziewucha miała wszystko rozplanowane, co niezmiernie imponowało białowłosej. Zaciągnęła maskę na czubek głowy, po czym przemówiła.
- Osoba odpowiedzialna za ten atak, za pułapki w lesie i ogólne planowanie tego cyrku. Oraz nieomal odjebanie mnie, wystąp kurwa i to szybko ci radze. - wskazała palcem pod siebie. Wyglądała na bardzo wściekłą, lecz byly to jedynie pozory. Ciekawa była reakcji dziewczyny.
Wszystkie ukryte lufy skierowały się w stronę Eidith, a kobieta przed nią podniosła dłoń, żeby uspokoić zebranych. - Umm... słucham? - spytała, nie ruszając się z miejsca.
Eidith grymas złości wcale nie zmalał.
- Podejdź skarbie. - nadal trwała w pozycji, która wskazywała tuż pod jej nogami.
Eidith zauważyła, że Mors znajduje się nad głową młodej kobiety, czekając na jakieś polecenia.
- Bo uwierzę na słowo komuś przebranemu za psychopatę. - Nie podnosząc dłoni, kobieta pociągnęła za spust, uwalniając z lufy granat dymny. Gęsta mgła natychmiastowo zakryła korytarz, nie mając gdzie się ulotnić.
- Dear oh me. Mors upierdol jej kończynę, reszta jest do odjebania. - Aktorska furia wilczycy przeistoczyła się w całkiem prawdziwą. Ma dzienny limit na obelgi. Zasunęła maskę z powrotem na twarz. Gęsta mgła była niczym dla maski Eidith, w której widziała idealnie sylwetki osób, dzięki termowizji. W tym zimnym kanale widziała ich jak na dłoni. Ogniem maszynowym zaczęła strzelać do reszty rekrutów. - Aiming at me, you little fucks… fiend go crazy… - Mamrotała pod nosem do obecności.
Mors spadł z sufitu, a macki uwolniły się z cienia Eidith w tym samym momencie, co grad kul rozbrzmiał w zadymionym przejściu. Odnogi Eidith przebiłby gardła najbliższych atakujących, których co poniektóre kule wbiły się w ciało kobiety. Nim wilczyca ruszyła do następnych celów, nagła eksplozja sufitu zablokował jej drogę. Zakręt zapadł się, a Eidith straciła wgląd na morsa i pozostałych inicjatów.
Wilczyca spojrzała po sobie oceniając swój stan. Bywało gorzej, jednak powstała przed nią ściana trochę skomplikowała jej dalsze prowadzenie egzaminu. A może to była pora by coś wypróbować? Jedynie obecność może ją teraz wyśmiać jak się nie uda. Przewiesiła karabin przez plecy i wpatrywała się w nowo powstałą przeszkodę.
-” I really want to smash this debris, use your horns fiend" - wydała polecenie obecności i rozpoczęła bieg w stronę przeszkody.
Macka obecności wyskoczyła z cienia Eidith, łapiąc ją za kostkę. Dziewczyna zaliczyła zderzenie z podłogą.
- I don't think so. It'd be a shame if I let my bottle smash against a wall. I can patch up your dumb face, but not a spilt out brain.
Eidith leżąc tak plackiem, twarzą do podłogi zaczęła chichotać, po czym łamliwym głosem powiedziała.
-[i] So..so.. You really do care about me… I think im… i think im gonna.[i/] - Podciągnęłą się do góry. Przez maskę nie można było stwierdzić czy się zgrywa czy nie. Usiadła na tyłku i sięgnęła, po swój karabin. Załadowała granat, po czym oddaliła się odrobinę od nowopowstałej ściany. Bez większych ceregieli wystrzeliła granat prosto w gruzowisko. Albo pogorszy sprawę albo przerzedzi gruz. I tak wielu możliwości teraz nie miała.
- Yes, I care about myself. - przyznała obecność, gdy granat Eidith rozbił się o ścianę gruzu, rozrzucając kamienie na boki, część również w stronę Eidith. Wybuch nie zrobił dużego wrażenia na stercie skał — granaty zabijały odłamkami, nie samą siłą eksplozji. Żeby rozrzucić skały, musiałaby mieć dynamit i dobrze go rozłożyć, albo znaleźć inne bomby, które może umieścić wewnątrz gruzu, zamiast rzucać o niego.
- So sweet of you fiend. - Rzuciła zaczesując włosy do tyłu. Postanowiła rozglądnąć się za jakimiś alternatywnymi ścieżkami. Te okratowane dziury wyglądały obiecująco, gdzie dogorywał sobie jeden ze świeżaczków. Skoro tam się znalazł, to musiał tam skądś wleźć, co za tym idzie za nim powinna być droga. - Break this iron bars for me. Pretty please with a sugar on top. - Rzuciła do obecności zbliżając się do krat.
- So, we're leaving the silent guy? You know, the one who stood where the rocks are at? Didn't see him jump anywhere in all that smoke. - Macka z cienia kobiety wyskoczyła w stronę krat i wyrwała je z wystarczającą siłą, aby wyciągnąć też kilka cegieł, tworząc otwór. - He was less annoying the loud ones, or you for that matter.
Wilczyca jakby nagle olśniło, pojedyncza zębatka przeskoczyła jej w móżdżku.
- Oh fuck...no… - Wymamrotała, po czym dziko rzuciła się do sterty gruzu. Odrzuciła karabin na bok i zaczęła odgarniać kamienie. - Why!? Why haven’t you said that earlier you fucking horned demon?! - Zaczęła wykrzykiwać, używając siły obecności do odgarniania kamieni. Krzyknęła jeszcze do słuchawki.
- Alice, Danpa! Do mnie natychmiast! - W jej głosie było słychać panikę, jakby pod tą górą kamieni było jej własne dziecko.
- Mamy wziąć też Klausa? Albo Morsa? - spytała Alice.
Eidith się zatrzymała. - Mors jest z wami? - Zapytała.
- No Klaus z nim przylazł po tym jak Danpa podpalił las.
- Kurwa mać. - Zaklęła wilczyca, po czym zaczęła chichotać do siebie. Dała się ograć jak dziecko, jeszcze musiał interweniować jej mistrz. - Wracam do was, gówniara mi uciekła. - Zakomunikowała, po czym złapała za swój karabin i wróciła do magazynu.
Z magazynu nie zostało wiele. Okna były przestrzelone, a ściany i podłoga podziurawione. Danpa stał przy nowym wyjściu na tyły budowli, gdzie przyglądał się, jak siły przeciwpożarowe starały się ugasić podpalony przez niego las. Połysk w oczach zdradzał jego zadowolenie z widowiska. Dużo mniej zachwycona była Alice, która opierając się o jego ramię, doiła butelkę drogiego whisky z gwinta.
Głębiej w budowli Klaus pił herbatę wraz z teraz jednoręką kobietą, która wcześniej zorganizowała napad na magazyn. Zamaskowany Mors siedział wraz z nimi, w milczeniu wpatrując się w swoją pełną filiżankę.
Wilczyca nasunęła maskę na czubek głowy i powolnym krokiem zbliżyła się do swojego mistrza.
- Mistrzu wybacz. Wszystko wymknęło mi się spod kontroli. - Uchyliła nisko głowę. Miała nadzieję na zasłużoną reprymendę od Klausa, gdy niezbyt lubiła, to zawsze potrafił ją przywołać do porządku.
Klaus przytaknął skinieniem głowy. - Też jestem pod wrażeniem, jak dobrze im się udało. Choć dowódca tutaj prawie zabiła się własną pułapką. - wskazał filiżanką na jednoręką kobietę. - Jaka jest twoja opinia? - spytał.
- Dziewucha ma zmysł dowódcy. Coś w czym ja raczkuje. - Przyznała Eidith. - Miała plan na wszystkie ewentualności, najbardziej mi zaimponowały atrapy snajperów, do ostatniej chwili nie widziałam, że to taki prosty mechanizm. No i zwyzywała mnie od psychopatek. - Nie wiadomo czy się zgrywała czy naprawde była niepocieszona tym faktem. - If you ever been in my shoes, you would blow your fucking brains out, lil’ slut. - Przemówiła patrząc na dziewczynę, po czym dodała. - Myślę że się odnajdzie w Icarii, jeśli nie jako kombatant, to lider, dowódca. Taka jest moja opinia mistrzu. - skończyła mówić, a jej wzrok zawisł na Klausie.
- Świetnie, mamy kolejną agentkę. - zadowolił się Klaus. - Pytanie, co z resztą. Twój kult upadł i ciężko będzie to ukryć przed pozostałymi uczestnikami. Możliwe, że będziemy musieli zorganizować drugi test w innym terminie. - stwierdził zamyślony. - Chyba że chcesz za nimi biegać osobiście, "polować", na pozostałych.
Miała serdecznie dość tego całego cyrku. - Nie ma potrzeby tego ciągnąć na siłę. Świeżaczki rozgromiły kult, powinszować, gratsy itd. - Oparła karabin na ramieniu. Marzyła by wskoczyć pod prysznic i nie myśleć już o tej planecie aż do następnego testu.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
Stary 07-12-2019, 09:26   #79
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
U Opusa
"Mieszkanie" Opusa było w rzeczywistości ogromnym laboratorium z łóżkiem wciśniętym w kąt. Pomieszczenie było ogromną halą pełną stołów laboratoryjnych i urządzeń badawczych. Wejście było po stronie zachodniej, wschodnią ścianę zdobiła kolekcja przedziwnych pancerzy wspomaganych, a centrum północnej ściany mieściło ogromną szafę zamykaną polem energetycznym, za którą znajdowała się kolekcja artefaktów, całych bądź w częściach, obok których znajdowały się grube notesy.


Opus siedział przy jednym ze stołów. Towarzyszyła mu wysoka kobieta o zielonej skórze i włosach, okrągłej głowie oraz spiczastych uszach. Ubrana była w obcisły kombinezon, który dawał świadectwo jej rozwiniętej muskulatury. Silver nigdy wcześniej nie spotkał tego gatunku kosmity osobiście. Społeczność Elrenów była szacowana na około 1% populacji galaktyki. O ich kulturze wiadomo było głównie tyle, że często zadają się z Toborami i nie posiadają jednostki rządzącej.


Machając mechaniczną protezą dłoni, Opus przywitał Silvera. - Miło cię widzieć. Usiądź. To LinLin. - wskazał na towarzyszkę. - Chciałbym przedstawić ci sytuację i rolę tej stacji, biorąc pod uwagę, że wplątałeś się w jej los. Choć zrozumiem, jeżeli nie będzie chciał mieć z nami nic wspólnego.
Prawie jak w domu, jego ojcu z pewnością spodobałoby się w tej pracowni, nawet jeśli technologie których używał profesor nie były tak zaawansowane jak ich własne. Młody Recollector czuł ogromne zaciekawienie tym, co mógłby tu znaleźć.
-Ciebie również, mimo nieprzyjemnych okoliczności. - Odparł Demon - Zgłoś się z tą ręką do mojego lekarza okrętowego, powinna być w stanie odtworzyć Ci dłoń. - Niewiele było rzeczy na polu medycyny, których Meredith nie umiała dokonać.
Skinął głową zielonoskórej kosmitce, osobiście nie był xenofobem.
-Silver, miło mi. - Przywitał się z nią. Spojrzał ponownie na Opusa - Wybacz, nie usiądę. W tym miejscu jest zbyt wiele interesujących obiektów, by tkwić w jednym punkcie. Ale nie przeszkadzaj sobie, mów. Słucham Cię uważnie, skoro już jak zauważyłeś wplątałem się w losy tej stacji, chciałbym wiedzieć na czym stoję. Czy raczej w co się wpakowałem. - Zaczął wędrować po laboratorium i przyglądać się jego zawartości.
- Dziękuję za ofertę, ale postanowiłem włożyć w jej miejsce coś twardszego i bardziej użytecznego. - odpowiedział Opus. - Proszę niczego nie dotykać. - dodał po chwili.
- Tsar Raz. - zaczął Opus. - Był kosmitą, który przybył do tej galaktyki w pogoni za inną osobą z jego rasy, Louise Cypher. Należą oni do rasy Serafinów, gatunku ekstremalnie podobnego do ludzi. Pośród różnic między nami jest ich wysoki współczynnik naturalnej predyspozycji magicznej. To właśnie Louise była pierwszym magiem w naszej galaktyce i to ona podzieliła się nim z ludźmi. - wyjaśnił. - Tsar podejrzewał, że prędzej czy później Louise spróbuje zawładnąć nad gatunkiem ludzkim za pośrednictwem swojej magii, dlatego próbowaliśmy się na nią przygotować. Nie przewidzieliśmy jednak, że Victor będzie po jej stronie. Zakładamy, że jej zamach na Tsara był deklaracją wojny z ludzkością.
Wpuść dziecko do sklepu z cukierkami i powiedz mu, że ma niczego nie ruszać. Młody Recollector mało się nie roześmiał. Profesor najwidoczniej nie wiedział z kim ma do czynienia i Silver postanowił go uświadomić. Na jednym ze stołów rzucił mu się w oczy znajomy zestaw części, podszedł i uśmiechnął się pod nosem. Szybciej niż Opus był w stanie zaprotestować lub go zatrzymać, poskładał całe urządzenie do kupy.
-Generator Twardego Światła model Mannan, dobry ale nieco przestarzały. - Rzekł spokojnie i spojrzał poważnie na starszego wynalazcę. - Zaprojektowałem go w ostatniej klasie liceum. Nauczyciel mnie oblał, bo uznał że nie mogłem zrobić tego samodzielnie. Wyregulowałem polaryzator, co według moich obliczeń powinno podnieść wytrzymałość konstruktów o dwadzieścia pięć procent. - Odstawił gotowe urządzenie na stół.
-Spokojnie, słuchałem uważnie jak obiecałem. - Uśmiechnął się. - Największy xenofob Cesarstwa został uniżonym sługą kosmitki, czy tylko ja widzę w tym ironię losu? Wygląda na to, że znałeś tego skurwiela, przydałyby mi się wszelkie informacje jakie masz na jego temat. - Zamyślił się na chwilę. - No i zastanawiam się, co teraz stanie się z tą stacją. Tsar nie żyje, a Victor rzeczywiście został admirałem, jeden z moich ludzi sprawdził rejestry. Tylko że jego to miejsce najwidoczniej nie interesuje, chociaż tyle.
- To teraz go rozłóż. Potrzebuje soczewek i rezystorów ze środka. - Kosmitka kiwała głową niezadowolona z popisu Silvera. Opus zaśmiał się gromko jak ucieszony dziadek.
- Znałem Victora bardzo pobieżnie. Wzięliśmy udział w jednym, prostym wypadzie, po czym się rozstaliśmy. W tym czasie miałem też styczność z Louise, choć nie zdałem sobie sprawy, że jest nietypowa. - wyjaśnił naukowiec. - Stację zamierzamy przenieść, tylko w tym jest problem. Możemy jednorazowo teleportować ją do innego systemu magią. Będzie to groźne, ale bezpieczniejsze. Tym bardziej teraz, gdy Victor — i za jego pośrednictwem Louise — mogą się o nią ubiegać. - zauważył. - Victor uciekł stąd bez słowa, bo nie wie, że stację da się poruszyć, albo sam nie przygotował jeszcze niezbędnej do tego magii. - teoretyzował naukowiec. - Jeżeli jednak użyczysz nam swojej pomocy i wywiążesz się z umowy handlowej zawartej z Tsarem, zyskalibyśmy dużo bezpieczniejszą mobilność.
- Stacja była konstruowana przez Toborów. To oni pomogą nam ją ukryć przed Cesarstwem i przy szczęściu zdemontować. - wyjaśniła LinLin. - Jeżeli jednak nam pomożesz, to już z tego nie wyjdziesz. Będziesz częścią wielkiej walki przeciwko międzygalaktycznym magom. Nie będzie odwrotu. - ostrzegła.
Bez większego wysiłku Silver rozebrał generator z powrotem na czynniki pierwsze. Podał młodej xeno części, których potrzebowała.
-Co konstruujesz? - Zapytał, by trochę zyskać na czasie. Musiał przetrawić informacje, które mu przedstawili. Nie do końca był w stanie dojść do jednoznacznych wniosków, miał tylko coraz więcej niewiadomych w tym pokręconym równaniu.
-Nie mam powodu, by wycofywać się z naszego kontraktu. O ile rzecz jasna wciąż macie czym zapłacić, to zapewnimy wam silniki i zasilanie zgodnie z umową. - Odparł po chwili zamysłu. - To ilu właściwie jest tych magów? Nie wystarczyłoby wyeliminować tej całej Louise? I czy konieczne jest konspirowanie wbrew Cesarstwu? Jeśli zaś macie tu kogoś, kto potrafi kłamać choć w połowie tak przekonująco jak Tsar, zawsze możecie sprzedać dowództwu wojskowemu jakąś historyjkę o Victorze, na ten przykład… że postanowił prewencyjnie wyrżnąć WSZYSTKICH obecnych na stacji, a gdy spotkał się z oporem uciekł. To chyba całkiem wiarygodne, a może pozbawić go piastowanego urzędu. - Zręczne operowanie prawdą było czasami lepszym sposobem niż kłamstwa.
- Zdziwiłbyś się jakie znaczenie mają admirałowie floty. Gdyby Corvus odpowiedział, że uznał nas za xenofilów, cała stacja byłaby skazana na egzekucję. - stwierdził, opierając głowę na rękach. - Jak by ci to wytłumaczyć... Chcemy chronić ludzkość, a nie Cesarstwo. - stwierdził Opus. - Głównie dlatego, że nie wiemy, czy cesarstwo istnieje.
- Istnieje, tylko nie wiadomo w jakiej formie. - sprostowała kosmitka. - Muszę lepiej skondensować laser. - odpowiedziała Silverowi.

Opus się wyprostował. - Każda osoba widzi Cesarzową w innej formie. Jej wygląd zawsze odpowiada czyjemuś wyobrażeniu, jak powinna wyglądać. Jednakże jeśli opiszesz ją na głos, nikt nie zobaczy problemu. Tylko ludzie z iskrą i kosmici są w stanie spostrzec niezgodności.
- A biorąc pod uwagę, że jesteśmy tak aktywnie eksterminowani, to raczej więcej, niż mechanizm obronny. - stwierdziła kosmitka. Opus przytaknął skinieniem głowy.

- W teorii to mogłaby być magia bądź artefakt dbający o bezpieczeństwo Cesarzowej, ale zbyt wiele innych teorii nas niepokoi, aby w to uwierzyć. W tym wypadku, kim jest Cesarzowa? Na czym opiera się rząd Cesarstwa? W rzeczywistości większość decyzji podejmowana jest przez radę admirałów floty, na polecenie Cesarzowej. Dlatego Admirałów flot jest zawsze niewielu. Tsara odesłano na tę stację, żeby nie mieszał w polityce Cesarstwa. Nie ufano mu. - objaśnił Opus. - Zabicie Louise jest naszym głównym celem, ale problem stanowi jej znalezienie.

-To by wyjaśniało, czemu tak naprawdę klan Armstrongów nie jest zbyt lubiany na “dworze”. Iskra jest naszym dziedzictwem rodowym. - Demon wyraził na głos pierwszą myśl, która przyszła mu do głowy. - A co jeśli Cesarzowej nie ma? Jeśli Admirałowie wykorzystują jakąś sztuczkę by utrzymać pozory, a w rzeczywistości sami pociągają za sznurki? - Wprawdzie brzmiało to w jego uszach jak teoria spiskowa z niezbyt ambitnego filmu akcji, ale jednocześnie wydawało się jedną z dopuszczalnych możliwości.
-To kim właściwie jest Louise? Magiem zerowej generacji, czy pierwszej? I ilu magów pierwszej generacji jest uwikłanych w cały ten bajzel? Nie ma żadnego zdolnego ją namierzyć? - Pytania mnożyły się w głowie Silvera. - Chociaż… nie wiem czy to zadziała, ale Drake zna się na wykrywaniu magii. Może zdołałby śledzić statek Corvusa i dzięki temu ją odnaleźć?
Po krótkiej przerwie, by jego rozmówcy przetrawili dotychczasową porcję pytań i informacji, młody Recollector podjął dalej.
-Z bardziej przyziemnych kwestii, będę potrzebował dostępu do ciała Tsara. Może mój lekarz okrętowy zdoła zidentyfikować konkretne źródło tej choroby popromiennej. Zapewne czeka mnie w przyszłości kolejne starcie z Victorem, wolałbym nie narażać się na podobny los. - Tak niewiele brakowało, już praktycznie miał tego kutasa na widelcu, a on mu uciekł zadając kolejny cios jego dumie. Kolejny pojedynek wydawał się wręcz nieunikniony. - I w sumie mam jeszcze coś, czym chciałbym się z wami podzielić. - Wziął baterię z rozłożonego przed chwilą generatora. - To w kwestii naszej wcześniejszej dyskusji o rozwoju Iskry. Moja moc pierwotnie służyła do absorbowania energii, odkryłem jednak że to nie jest cała prawda na jej temat. - W tym momencie akumulatorek zaczął się unosić, by po chwili spokojnie lewitować około trzydziestu centymetrów nad dłonią Demona. - Naturą mojej Iskry jest magnetyzm. Mogę nie tylko przyciągać, ale również odpychać. Dojście do tego co leży u podstawy mocy, daje szersze zrozumienie samej magii. Nie mam pojęcia, czy już tego próbowałeś.

- Boże, powoli. - pokiwał głową Opus, zapisując na kartce pytania Silvera. - Usiądź, uspokój się, pogadajmy. Ja już mam swoje lata, wiesz? - zaśmiał się mężczyzna.
- Zero jest lepszym określeniem na Louise. Wedle naszych danych, miała dwunastu apostołów. Mamy sprzymierzeńców w siłach najemnych i policji, którzy próbują zawrzeć z nimi kontakt. Liczymy, że przynajmniej kilku stanie po naszej stronie, ale raczej nie wszyscy. Oryginalnie to oni odepchnęli Louise z tej galaktyki. - wyjawił Opus. - Problem w tym, że ciąży nad nimi zaklęcie nieśmiertelności. Nie da się zabić maga, nie znając jego imienia, tym problemem my się zajmujemy. Wiemy od Tsara, że Louise używa swojego prawdziwego imienia, jakby z nas drwiła. Nie jesteśmy jednak pewni jej towarzysza, March. - zaprezentował zagwozdkę. Następnie wyprostował się, spojrzał na swoją listę.
- Ciało Tsara już przebadaliśmy, próbowaliśmy go ocalić, gdy byłeś nieprzytomny. Bez dwóch zdań to magia Victora. Napromieniował jego organy, a raczej przypisał im naturę promieniowania. Nie dało się tego usunąć lekami, a nie mamy zdolności do usuwania tego typu zaklęć. Jakkolwiek Victor to zrobił strzeż, się walki z nim. Osobiście natura mojej iskry to ciekawość, ciężko ją przez to rozwijać. - westchnął. - Jeszcze raz, co chcesz wiedzieć?
-Mimo to, prosiłbym żebyście dali Meredith dostęp do ciała. Mam pewną hipotezę i jeśli okaże się słuszna, zyskalibyśmy asa w rękawie na czas nieuniknionej konfrontacji z Louise. A Victor nie jest aż tak groźny. W tych parę sekund obciąłem mu rękę i prawie wyprułem wnętrzności, gdyby nie ingerencja Twardowskiego stygłby sobie w kostnicy. - Silver był spokojny, ale nie ustępował. Nie mógł też odmówić sobie, możliwości pochwalenia się, jego duma zbyt wiele wycierpiała przez ostatnie dni. - Zatem jakie jest jej prawdziwe imię? Bo ten kalambur, to raczej próba błyśnięcia humorem. - Niemalże dosłownie zresztą. Louise Cypher, Lucyfer czyli "Niosący Światło" (warto było uczęszczać do szkółki niedzielnej), ta która przyniosła ludzkości światło magii. Ciekawe czy to ona stanowiła pierwowzór biblijnego diabła, w końcu była starsza od ludzkości. Demon podrapał się w zamyśleniu po głowie.
-March… dwunastu… January, February, March, April, May i tak dalej? - Zapytał, robiąc skupioną minę. - Wszechmowa, jak nazywa to zjawisko mój szacowny ojciec to ciekawa sprawa. Choć każde z nas, prawdopodobnie mówi w innym języku, brzmimy dla siebie jednakowo. Dlatego też nie potrzeba tłumaczy w kontaktach z xeno. - Zaczął kolejny wywód. - Jednakże gdy używamy obcojęzycznych nazw własnych, jak choćby imion… zachowują one swoje oryginalne brzmienie, a jednocześnie wszyscy je rozumieją.
Opuścił akumulator na dłoń i położył go na stół. W jego mniemaniu Iskra oparta o ciekawość wydawała się idealna do szybkiego rozwoju, może dlatego że właśnie ona go napędzała.
-Skoro Louise ma wśród swoich popleczników magów, to zwycięzcą tego konfliktu zostanie zapewne ten, kto zgromadzi ich po swojej stronie więcej. Czy przeciw niej występuje jakikolwiek przedstawiciel pierwszej generacji, czy poza Marchem żaden już nie pozostał?
- Już nawet ja Cię poproszę, żebyś mówił wolnej. - poprosiła LinLin. - Teraz nie mam pewności czy coś mieszasz w tej ekscytacji. March jest po stronie Louise, nie naszej. - sprostowała. - A Louise ma na imię Louise.
- Imię jest jak pojedyncze słowo, znaczy to, co słychać, więc magia nie tłumaczy go usilnie. - wydał swoją tezę Opus. - Tsar to mój przyjaciel, a nie obiekt badawczy. - oznajmił nagle. - Jak mi powiesz w szczegółach, co chcesz zrobić z jego ciałem, to się zastanowię.
-Na litość Lugha… - Westchnął Demon. - Wiem że March jest po jej stronie. Pytanie brzmi, czy oprócz niego ostał się ktokolwiek z pierwszej generacji, a jeśli tak czy któryś działa przeciwko Louise. - Starał się mówić powoli, co nie było łatwe gdy tyle kwestii czeka na rozwiązanie.
-DNA. - Odparł krótko Opusowi. - W genach zawarte jest praktycznie wszystko, możliwe że również predyspozycje gatunku do magii. Gdyby udało się zidentyfikować i zmapować te sekwencje, które odróżniają Serafinów od ludzi, wystarczyłoby zaprojektować insert, który by je inaktywował. - Objaśnił. - Oczywiście, nawet jeśli okazałoby się to skuteczne, Louise nie straciłaby dostępu do swojej mocy, mogłoby ją to jednak osłabić.
- Możemy Ci w takim razie dać jego genom. - zgodził się Opus, zainteresowany pomysłem. - I tak, pozostali magowie żyją. Nie wiemy jeszcze jak wielu, nasza organizacja zajmuje się ich poszukiwaniem. Śledzimy informacje i staramy się nawiązać kontakt. Wiemy, że jeden zrezygnował z życia, a jego ciało ma Magica Icaria, w chwili, gdy inny mag im pomaga. Jeszcze inny jest w kosmosie, ale nie jest zainteresowany ingerencją w stan rzeczy. - wyjaśnił Opus, LinLin kontynuowała:
- Policja zlokalizowała planetę, którą zajmuje jeden z magów, obecnie szukają jego kryjówki. Udało nam się też ustalić, że inny mag został zamknięty w jakimś artefakcie, prawdopodobnie przez Marcha. Nie znamy jednak szczegółów.
- Szef organizacji planuje spotkanie z kolejnym w niedługim czasie. Oznacza to, że jest już tylko jeden, o którym nie wiemy praktycznie nic. - podsumował Opus. - Z biegiem czasu będę Cię wdrażał w sytuację, gdy już uda nam się dogadać z chociaż jednym. Jestem pewien, że wtedy dowiemy się bardzo wiele na temat magii.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar

Ostatnio edytowane przez Fiath : 07-12-2019 o 09:29.
Fiath jest offline  
Stary 07-12-2019, 09:27   #80
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
-Oj z matematyki to kolega jest słaby… - Westchnął Silver. - Była mowa o dwunastu magach pierwszej generacji. Licząc Marcha wymieniliście do tej pory siedmiu, czyli pozostaje pięciu o których nie wiadomo nawet czy żyją czy nie.
-Nawiasem mówiąc, czy nie jest to wyjątkowa hipokryzja, że Magica Icaria współpracuje z magiem? Przecież ich głównym celem jest wytępienie magii i przy okazji cofnięcie nas do średniowiecza… - Zauważył, choć raczej nie było to nic odkrywczego.
- Czekam na raport o reszcie, niedawno Tsar mówił, że potwierdziliśmy ich istnienie i być może nawet lokalizację. Niestety nie znam jeszcze szczegółów. - poprawił się Opus. - Podobno ich założyciel był magiem, plus mają oddział używający iskr. Jest też dużo informacji na temat ich czołowych agentów, tak zwanych biskupów, mających rozbudowane predyspozycje magiczne. Za nic bym im nie ufał, choć nie wiem, co knują.
-Wygląda to, jakby chcieli zostać jedynymi użytkownikami magii w Cesarstwie. Gdyby ich krucjata zakończyła się sukcesem, zostali by wtedy najpotężniejszym ugrupowaniem w galaktyce. - Zasugerował Demon. - Najlepszym rozwiązaniem wydaje się dać im namiar na Louise i niech się wytłuką nawzajem, a potem wysprzątać niedobitków. - Jako posiadacz Iskry, Silver prędzej czy później też znalazłby się na ich celowniku, a nie uśmiechało mu się to.
- Problemem Icarii jest papież. Zachowuje się, jak gdyby nikt nie był godzien współpracy z jego organizacją.
- Morda jakby żarł gówno. Długie włosy. Śmierdzi magią na kilometr. - zobrazowała LinLin.
- Albo jest zbyt pewny siebie, albo boi się wpuszczać osoby trzecie w pobliże swoich planów i interesów. Tak czy siak, czeka ich niemiła niespodzianka. Z demilitaryzacją galaktyki, uzbrojenie inkwizycji zostanie skonfiskowane. Albo sami się rozbroją, albo zostaną organizacją terrorystyczną. Nie wiem, jakie papież ma układy, ale nie będzie w stanie odwlekać tego procesu w nieskończoność.
-To całe rozbrojenie śmierdzi mi jeszcze gorzej od Icarii. - Zauważył młody Recollector. - Albo ktoś rozpalił admirałom ogień pod dupami, albo sami kręcą jakiś szwindel. W obu wypadkach bez najemników czy armii rodów arystokratycznych nikt nie będzie mógł im się przeciwstawić. - Skrzywił się, na myśl o ostatniej części tej układanki. - No i zapewne chcą położyć łapy na technologii tachionowej. Auger zamierza nas przejąć przekrętem, który jest możliwy tylko przy układzie z najwyższymi szczeblami władzy.
- Większość technologii wojskowej cesarstwa w ten czy inny sposób wywodzi się od Auger Industries, zwykle przez długie łańcuchy dywizji, ugrupowań, i jak to tam leci. Nie znam się polityce. - wyjaśnił Opus, a przynajmniej spróbował - Gdyby mi ktoś powiedział, że Auger to sekretny właściciel cesarstwa, nie byłbym zdziwiony...
LinLin wyglądała na zamyśloną, po czym odezwała się nieco poważnym tonem.
- Co jeżeli Louise ma wtyki w Cesarstwie? Jeżeli rozbroją wszystkie ugrupowania w galaktyce, Cesarskie wojsko będzie musiało samodzielnie bronić się przed jej atakiem, prawdopodobnie jednocześnie walcząc z innymi organizacjami, jak Magica Icaria czy firmy na poziomie Armstrong Futuristics. - zasugerowała.
- Cóż, biorąc pod uwagę, że Victor jest teraz admirałem, to jeżeli nie miała wtyki wcześniej, ma ją teraz.
-Mój klan nie należy do stronnictw zaangażowanych politycznie. A technologia tachionowa ma bardzo wiele potencjalnych zastosowań, więc jeśli zabronią nam produkować broń, zajmiemy się czymś innym i wyjdziemy na swoje. - Odparł Silver uspokajającym tonem. - Aczkolwiek jeśli to tylko pretekst by przejąć Futuristics… mogę ręczyć że moi rodzice nie będą siedzieć z założonymi rękami. - Korporacja była wielopokoleniową schedą Armstrongów, jedynie ktoś niespełna rozumu mógłby uznać że oddadzą ją dobrowolnie.
-Prawdziwe pytanie brzmi, jak ktoś kto zdradził Cesarstwo został Admirałem? - Ta część kwestii wtyczek Louise zastanawiała go najbardziej.
- Zakładam, że tylko my to wiemy. - Stwierdził Opus. - Nie widzę innej drogi. Gdy poznałem Louise, ona sama była agentką Cesarstwa, zresztą, nawet Tsar zdołał zostać admirałem. Serafini potrafią chować się pod nosem cesarskich. Jeżeli nikt nie ma zielonego pojęcia, że Victor w ogóle się z nią zadaje, to bardzo ciężko byłoby udowodnić jego xenofilię.
- Plus, bez urazy, nie chciałabym wygrać tej wojny za pomocą xenofobii. - zauważyła LinLin. - Budowanie społeczeństwa na tego typu sentymentach nie jest mi na rękę.
-Pytanie co w tej sytuacji jest gorsze. Xenofobia czy polowanie na czarownice? - Silver zrobił strapioną minę. - Przedstawienie Louise jako cesarzowej obcej rasy, może spowodować zaostrzenie stosunków z xeno w ogóle. Zaś skupić się na tym, że jest potężnym magiem, to włożyć Magica Icaria broń do ręki. W żadnym z tych dwóch wypadków nie da się uniknąć komplikacji. - Skrzywił się, a po chwili przez jego twarz przebiegł wyraz olśnienia. - W sumie, jak to możliwe, że Auger do tej pory nie zostało uznane za organizację xenofilską? Przecież w ich wyścigu szczurów biorą też udział kosmici. Widać istnieje szansa by przebić się przez uprzedzenia rządu. - Zapewne ta szansa opierała się o wręczanie pokaźnych łapówek, ale i to można było wykorzystać.
- To chyba tylko zalegalizowane rasy? - spytał Opus, patrząc na LinLin.
- Nie jestem pewna. W każdym razie kosmita nie może wygrać. Raz się zdarzyło to dostali nagrodę, ale oficjalnie za zwycięzcę pozował człowiek. To propaganda. - wyjaśniła LinLin. - Co nie zmienia faktu, że Auger istnieje od bardzo dawna. Jakiś brud na nich musi istnieć, trzeba się tylko dobrze rozejrzeć. Ewentualnie ich skonfrontować. - kobieta spojrzała na Silvera i Opusa. - Ktoś z was nie może po prostu...umówić się na wizytę? Obydwaj macie dużą renomę. Plus, Silver, masz firmę i jesteście teraz w rywalizacji.
-Prezes Auger to dziwny przypadek, mimo że prowadzi jeden z największych koncernów w Cesarstwie, mało kto zna jego tożsamość. Aż można by zacząć się zastanawiać, czy nie jest to prywata któregoś z admirałów. - Nie takie wały już się kręciły w Cesarstwie, więc nie było to nieprawdopodobne.
Silver wyprostował się. Z nadchodzącym pytaniem chciał zaczekać, aż sam sprawdzi kilka kwestii, ale z racji iż coraz więcej smrodu biło od sytuacji którą drążyli, trzeba było nieco zmienić kolejność.
-Zmienię nieco temat. Czy kiedykolwiek próbowałeś użyć swojej Iskry, do uzyskania odpowiedzi na pytanie?
- Tak jakby. - Opus podrapał się po brodzie. - Moja iskra działa na tej zasadzie: określam coś, co mnie interesuje, po czym rzeczy z tym powiązane wydają mi się "podświetlone". Innymi słowy, gdy jestem czegoś ciekawy, uniwersum podpowiada mi, co powinienem drążyć. Im bardziej precyzyjne pytanie, tym bardziej precyzyjna odpowiedź. Niestety nie działa to na koncepcje abstrakcyjne, jak myśli, czy nawet litery. Jeżeli w jakiejś książce jest coś, co może mi się przydać, to będę ją widział inaczej ale magia nie podkreśli mi właściwej linijki czy strony.
-To jednocześnie dobrze i źle. - Odparł Silver. - Dobrze, bo może takiej pośredniej metody detekcji Louise nie przewidziała i zadając odpowiednie pytania będziemy mogli ją wyśledzić. Źle, cóż liczyłem że z twoją pomocą uzyskam kilka konkretnych odpowiedzi. A co jeśli odpowiedź na dane pytanie ogranicza się do "Tak" lub "Nie"?
Opus pokiwał przecząco głową. - Sam próbowałem cwaniaczyć z tą zdolnością, ale nie ma tak lekko. Jest pomocna, ale nie przesadnie. - westchnął. - Co planujesz teraz zrobić? - spytał.
-Skoro jej naturą jest ciekawość, próbowanie wszelakich kombinacji wydaje się tu naturalne. Mimo wszystko, chyba zdołasz pomóc mi w jakimś stopniu, w moich poszukiwaniach. - Podsumował Demon. - Najpierw muszę się skontaktować z ojcem, przekazać mu umowę i poinformować o przekręcie który szykuje Auger, jeśli jeszcze o tym nie słyszał. Potem wrócę do swojego bardziej powszedniego zajęcia, czyli polowania na artefakty. Mogę ich potrzebować jeszcze bardziej, niż sądziłem. - Przedstawił pokrótce swoje najbliższe plany. - A jako, że jest to mocno nieprzewidywalne, nie wiem co dalej. Zostawię wam komunikator, będziemy w łączności niezależnie od tego na jakie zadupie trafię. Jeśli trafię na jakieś przydatne informacje, dam znać, liczę że vice versa. Zanim jednak się rozstaniemy na czas bliżej nieokreślony, chciałbym skorzystać z twojej pomocy. Czy będzie to problem?
- Zależy o co poprosisz, ale postaram się zrobić co mogę. - odparł Opus. LinLin przytaknęła skinieniem głowy.
-Nic wykraczającego poza twoje, całkiem spore możliwości. Chciałbym byś przy użyciu swojej Iskry pomógł mi namierzyć kilka tropów, dobrze? - Sformułował swoją prośbę młody Recollector.
- Tak, spróbuję, ale nie wiem, czy mi się uda, póki nie powiesz mi co mam zrobić. - zaśmiał się Opus. - Jaki masz pomysł?
-Przyznam, w tym momencie to raczej prywata. Aczkolwiek, zanim dotrzemy do końca mogę wymyślić coś, co nam pozwoli poczynić postępy w poszukiwaniu jeśli nie Louise, to choćby Victora. Ale po kolei i pojedynczo... - Silver uniósł prawe przedramię. - To nie jest, wbrew temu co zazwyczaj mówię proteza, tylko symbiotyczny artefakt. W wyniku ostatnich zdarzeń odkryłem, że stanowiła kiedyś część czegoś większego. Chciałbym odnaleźć kolejne fragmenty, czymkolwiek to jest. Wiesz, ciekawi mnie co z tego wyniknie.
Opus wzruszył ramionami. - Mogę rozglądać się za jakimiś informacjami na jej temat. Dam ci znać, jak coś znajdę. - obiecał.
- Spróbuj przepytać Magica Icaria. - z miejsca zaproponowała LinLin. - Pieczętowanie osób żywych było specjalnością ich założyciela. Artefakty są dziełami magów.
-Może nieco to uprościć… - Mruknął Demon i sięgnął do paska. Po chwili po blacie przeturlała się mała kulka, stanęła na środku, otworzyła “oko” i zaczęła wyświetlać projekcję. - To trójwymiarowy obraz Drogi Mlecznej, bardzo dokładny. Może pozwoli Ci przybliżyć lokalizację. - Zaproponował.
- Nie słuchasz mnie specjalnie, to tak nie działa. - oko Opusa zaświeciło się na niebiesko, gdy ten patrzył na obraz. - Magia wyróżnia mi twój pas z otoczenia, prawdopodobnie dlatego, że jest on w stanie wskazać lokalizację artefaktu. Być może nawet tego, który masz na ręce. - wyjaśnił naukowiec. - Nie winię cię za próbę, ale gdyby ta zdolność była tak skuteczna, już dawno mielibyśmy Louise na dłoni.
-Myślałem, że mając szerszy obraz będziesz w stanie chociaż wskazać sektor galaktyki, w którym powinienem szukać. Jak już mówiłem wcześniej, nie jestem znawcą magii. - Silver wzruszył ramionami, mówi się trudno. - Louise raczej nie chce być odnaleziona, a skoro jest tak stara i zapewne równie potężna, zapewne umiałaby się ukryć przed tak bezpośrednią metodą.
-Jako że przez swój brak zrozumienia wybiegłem z planami nieco za daleko, od dalszych pytań się powstrzymam. Za to prosiłbym, żebyś udostępnił mi informacje które posiadacie na temat magów Pierwszej Generacji. - Odezwał się znowu po chwili zastanowienia.
- Chyba powiedzieliśmy mu wszystko? - Opus spytał LinLin. - Chyba. - ta odpowiedziała. Opus klepnął się dłonią w nogę. - Żeby podsumować. - zaczął staruszek. - Louise to oryginalny mag, miała "dwunastu" apostołów. Juliusza Cesara zabili inni magowie, March jest po jej stronie, January i February nie chcą się w nic mieszać, policja szuka May, Zachary chce się skontaktować z Septemberem, August może być zamknięty w jakimś artefakcie, a November współpracuje z Magica Icaria. - przez chwilę przeliczył w myślach. - Wydaje mi się że to wszystko.
-A wiecie jakie mają specjalizacje? Moc każdego maga obraca się wokół jakiejś domeny, jak energia/promieniowanie w przypadku Victora. Czy magów Pierwszej Generacji to nie dotyczy? - Zapytał o ten dość istotny detal, który jednak został pominięty.
Opus i LinLin spojrzeli na siebie. - Nie wiemy. - przyznał wprost. - Będziesz musiał o to spytać kogoś innego.
-Może któryś z tych bardziej skorych do współpracy “pierwszaków” będzie chciał podzielić się wiedzą. - Powiedział Silver niezrażony. - Skoro jeszcze przy magii jesteśmy, czy coś z tamtej gablotki... - Wskazał chronioną polem energetycznym szafę z artefaktami. - jest na sprzedaż?
- Niestety nie. Oddałbym za darmo, gdybym mógł, ale staram się znaleźć zastosowania technologiczne dla tych rzeczy.
-Połączenie technologii i magii? Moim zdaniem to fascynujący pomysł, jednakże do tej pory okazywał się niemożliwy w realizacji. - Głos młodego Armstronga zdradzał duże zainteresowanie. - Trzymam kciuki zatem. A nad czym tam pracujesz? Może będę w stanie coś Ci zasugerować. - Nie bez kozery Silver miał trzy doktoraty.
- Obawiam się, że musiałbyś zostać w moim laboratorium na dłuższy czas. Staram się tworzyć interfejsy do amplifikacji mocy artefaktów. Uchwytem urządzenia będzie sam artefakt, który aktywujesz normalnie. Efekt jego wykorzystania będzie przechodził przez aparaturę urządzenia, które ma wzmocnić efekt.
-W przypadku artefaktów o właściwościach emisji rozwiązanie wydaje się całkiem proste. - Zaczął Silver, gdy obraz Drogi Mlecznej zniknął z projektora, a zaczęły pojawiać się części maszyn. - Tego typu zjawiska najprościej wzmocnić metodą rezonansu. Poznawszy częstotliwość, można dobrać odpowiednie materiały i stworzyć komorę rezonansową. - W projekcji pojawił się hipotetyczny schemat, bazujący na świeżo zdobytych przez niego ostrzach energetycznych. - Jednakże w przypadku artefaktów podobnych do mojej ręki odpowiedź nie jest już taka prosta. Mogę podjąć własne próby w trakcie podróży, a nuż uda mi się coś wymyślić. Niestety jesteśmy tu skazani na metodę prób i błędów.
Opus przytaknął skinieniem głowy. - Artefakty, które robią coś więcej bądź coś innego od projekcji energii, są prawdziwą zagadką w tym zakresie. Wiele z nich też lubi przeczyć prawom fizyki, czy wymyślać swoje własne, nowe. - zdradził Opus. - Myślę, że dlatego te eksperymenty się do tej pory nie powodzą. Nie można traktować artefaktów jak przedmiotów z innej planety, tylko jak przedmioty z innego wymiaru. To oznacza, że należy poznać je od podstaw, a to zajmuje dużo czasu.
-Artefakty jak mniemam można podzielić na dwie główne kategorie. Jedne są źródłami energii, nawet jeśli jej nie emitują, dajmy na to kielich zamieniający wodę w wino. Drugie energii potrzebują tudzież ją absorbują, jak choćby te ostrza. - Wysnuł hipotezę Silver. - Aby znaleźć skuteczny sposób amplifikowania mocy artefaktu, trzeba najpierw zidentyfikować do której z tych dwóch kategorii należy. I tu kończy się łatwiejsza część zadania. Jak sprawić by wykorzystywał więcej swojej mocy lub skuteczniej ją pobierał? Oto jest pytanie… - Westchnął ciężko. W przypadku Demonicznej Dłoni intensywność absorpcji dało się regulować magicznie, ale nie dawało to odpowiedzi, jak podobny efekt osiągnąć z pomocą technologii.
Opus wzruszył ramionami. Chyba nie wiedział, czy jest coś, co może dodać.
- To co, wracamy do pracy? - spytała Lin. Opus zastanowił się chwilę.
- Jeszcze jedna rzecz. - stwierdził i udał się do jednej z szuflad. Wyjął z niej ksero dokumentów. - To notatki Tsara na temat czegoś, co nazwał "nadmagią". Sam jeszcze ich nie zrozumiałem, ale jeżeli je rozgryziesz, mogą ci się przydać.
Silver odebrał papiery i wstał od stołu.
-W takim wypadku, nie będę wam dłużej przeszkadzał. Dziękuję za wszystko Profesorze i miło było Cię poznać LinLin. - Wyciągnął rękę by się pożegnać. - Przyślę posłańca po próbki DNA. Jeśli uda mi się coś zdziałać, w obu kwestiach, na pewno dam znać. Powodzenia i do zobaczenia.
Zawinął się i ruszył z powrotem na okręt.

***

~Przyślijcie kuriera po próbki do Opusa, niech mu też zaniesie jeden z naszych komunikatorów. I przygotujcie mi połączenie z ojcem. Zaraz będę z powrotem. - Wydał dyspozycje zdalnie. W krótkim czasie dużo się wydarzyło, sporo się też dowiedział, a przez to wszystko miał jeszcze więcej pytań. Trzeba było działać.
Gdy już dotarł na Balmoral wrzucił notatki Tsara do skanera, dzięki temu mógł zająć się rozmową która go czekała, a informacje w tym czasie spokojnie będą mu spływać do głowy. Odpalił video-konferencję.
- Cześć, synu. - Ojciec uniósł się znad jakiejś sterty papierów. - I jak wrażenia z misji handlowej? - spytał. Wyraźnie nikt z załogi nie doniósł mu o ostatnich wydarzeniach.
-Cześć tato. Tu masz umowę, wprawdzie tylko na niewielką część asortymentu, ale uzyskałem niezłe przebicie względem ceny minimalnej. Nawet nie musiałem się specjalnie targować. - Przywitał się i przesłał ojcu dokument. - Mam też trochę wieści, część może nie jest dla Ciebie nowa, ale i tak się podzielę. - Dał swojemu tacie chwilę na przestudiowanie kontraktu, gdyby miał jakieś uwagi. Jeden temat naraz, nie każdy był tak szybki jak on i trzeba jednak było się do tego przyzwyczaić.
Starszy mężczyzna szybko przeleciał wzrokiem tekst pojawiający się na jego ekranie.
- Całkiem dobrze. Wytargujemy więcej w trakcie konstrukcji. - zdecydował.
-Z uzbrojeniem może być problem. - Silver zaczynał od złych wieści. - W związku z demilitaryzacją, Admirałowie zamierzają puścić ustawę zakazującą koncernom prywatnym produkować broń. Każda firma dostanie dwa wyjścia, albo zostanie spółką państwową, albo zostanie przez jedną z nich przejęta, oficjalnie dla nadzoru. - Skrzywił się, nadchodziła najgorsza informacja. - Auger ma zostać firmą państwową, ale tylko z nazwy. Z zaufanego źródła wiem, że nie przejdą żadnej restrukturyzacji i w ramach rzeczonego nadzoru mają przejąć nas.
- Wiem. - wiadomość nie wzruszyła ojca. - Dlatego potrzebuję wprawnych rąk do pracy. Biznes nie będzie łatwiejszy, im dłużej zwlekasz, tym cięższe będzie przed tobą wyzwanie. - ostrzegł. - Nie martw się Auger. Na razie to mój problem.
-Najprostszym rozwiązaniem wydaje się przebranżowienie tej części firmy. - Podjął Demon. - Nasza technologia daje ogromne pole do popisu, jeśli przestaniemy produkować broń możemy z powodzeniem skupić się na czymś, co do tej pory miało dla nas znaczenie niszowe. - Zasugerował. Było to łatwiejsze do wykonania niż użeranie się z Auger, przynajmniej w jego opinii. - Złych wieści ciąg dalszy. Wiedziałeś że Cesarzowa może nie istnieć?
Ojciec zamrugał, zdziwiony. - Wytłumacz się.
-Tytułem wstępu… Nasz klan, choć jest jednym z najbardziej znaczących w Cesarstwie nigdy nie należał do popularnych. Oficjalnie wynika to z faktu, że rząd nie ma wyłączności na produkowaną przez nas broń. - Taką wersję wydarzeń znali wszyscy Armstrongowie. - Trzymamy się z dala od polityki, praktycznie o niej nie rozmawiamy. I dla rządu jest to wygodne, ponieważ nie mogliśmy zauważyć pewnej nieścisłości. Dla każdego Cesarzowa wygląda i brzmi inaczej. Jednakże jeśli nie posiadasz Iskry, gdy ktoś Ci ją opisze uznasz że widzi ją tak samo jak Ty. A co jest naszą spuścizną, oprócz korporacji? - Zapytał retorycznie na koniec wywodu.
Mężczyzna machnął ręką. - Artefakt albo iskra. To oczywiste, że Cesarzowa ma dostęp do magii, musi się jakoś przed nią chronić. Nie zaczynaj od razu teorii spiskowych.
-To nie kwestia teorii spiskowych, wszelkie decyzje istotne dla Cesarstwa podejmuje rada Admirałów, oficjalnie z namaszczenia Cesarzowej. - Silver spojrzał na ojca poważnie. - Nagła demilitaryzacja galaktyki, embargo na produkcję broni przez firmy prywatne i tajemnica tego kim Cesarzowa jest naprawdę. Dodaj dwa do dwóch i wychodzi coś śmierdzącego. Admirałom ktoś rozpalił ogień pod dupami, albo coś szykują. Tsar nie zgadzał się z ich planami, dlatego został zesłany na to zadupie, by odsunąć go od podejmowania decyzji.
- Najwidoczniej wysłanie cię tu było błędem, ale nie mogłem wiedzieć, że nowy admirał okaże się tak radykalny. A mimo to ta zła rada admiralska nadała mu ten najwyższy stopień. - zauważył. - Nie obchodzi mnie, jak coś wygląda czy ci się wydaje, jak nie masz dowody na zdradę wewnątrz cesarstwa, to uważaj na to co mówisz, zanim wpędzisz nas wszystkich w tarapaty. Admirałowie nie robią niczego, co jest poza ich kompetencją, a Cesarzowa spełnia swoje obowiązki.
-Przecież nie twierdzę, że mamy zaczynać wojnę domową… - Westchnął młody Recollector. - Sam mówiłeś, że znam się na ludziach. Zaufaj więc mojej intuicji, gdy mówię że coś paskudnego tu się kroi. Nie wiem jeszcze co, ani na jaką skalę, ale trzeba zachować ostrożność żeby nie obudzić się z ręką w nocniku, albo co gorsza tonąc w gównie. - Patrząc na reakcję ojca, Silver postanowił przemilczeć rewelacje o kosmitach inflitrujących Cesarstwo, nie miał na to dowodów innych niż to co widział.
Ojciec westchnął. - Co planujesz teraz? - spytał. - Obiecałem dać ci trochę wolnego po tej misji.
-I zamierzam ten czas dobrze wykorzystać. Jak mówiłem, nie wiem co się tu właściwie dzieje. Chcę się tego dowiedzieć, bo intuicja mi podpowiada że to może nam zagrozić. - Odpowiedział spokojnie. - Wiem, że dla Ciebie moje Recollectorstwo to młodzieńcze wybryki, ale dla mnie to szansa żeby przysłużyć się rodzinie na swój własny sposób. Zawsze będziecie dla mnie na pierwszym miejscu, pozwólcie mi to okazywać po mojemu. - Patrzył na ojca z rozrzewnieniem, choć zdaniami różnili się w tej kwestii jak pies i kot, kochał tego zrzędę.
-Mam dla Ciebie coś na osłodę, odkrycie którego niedawno dokonałem. - Odjechał na krześle, by po chwili wrócić z małą bateryjką w ręku. Podobnie jak to było u Opusa, zasilacz zaczął lewitować nad jego dłonią. - Udało mi się zgłębić naturę Iskry, to magnetyzm. Pozwala energię nie tylko przyciągać, ale również odpychać. Każde z was może dokonać tego przełomu, wystarczą trzy kroki. Po pierwsze trzeba się solidnie naładować. Po drugie zasiąść do rytuału, ale skierować go do wewnątrz siebie zamiast na zewnątrz. I po trzecie, spróbować wpłynąć Iskrą na przepływ energii wewnątrz ciała. Może chociaż tym razem dowiedziałem się czegoś przed Tobą. - Zachichotał na koniec.
Ojciec podrapał się po brodzie. - Były notatki, że nasi poprzednicy od czasu do czasu byli lepsi w magii. Myślałem, że to jakiś wrodzony talent. - zdziwił się. - Opisz konkretnie swój proces w wolnej chwili i prześlij mi go. To może być niesłychanie pomocne. - uśmiechnął się.
-I nikt z poprzednich pokoleń nie podzielił się swoimi odkryciami z klanem? Obłęd… - Silver westchnął, takie zachowanie wśród jego przodków przeczyło ideałom, które mu wpajano. - Jasne, zrobię notatki. Jeśli odkryję sposób na dokonanie kolejnego przełomu, albo dowiem się jak wypełnić kontrakt też dam znać. Każda przewaga którą możemy uzyskać jest istotna. Na tę chwilę nie mam więcej wieści, Ty chciałbyś się czymś podzielić?
Mężczyzna wzruszył ramionami. - Niespecjalnie. W rodzinie wszystko dobrze, firmą nie musisz się martwić, o tym pogadamy, jak już się nacieszysz przygodami. Nie zapomnij nas odwiedzać. - przypomniał.
-Może nawet wam jakieś pamiątki przywiozę. - Odparł Demon z uśmiechem. - Ucałuj mamę, notatki podeślę niedługo. Powodzenia tato. - Pożegnał się i zakończył transmisję. Odpalił zeskanowane notatki w swojej głowie i zaczął je przeglądać, a mając wolne ręce dopadł Cerbera, by nieco wynagrodzić mu to iż ostatnio miał dla niego mało czasu.
Dzienniki były dość długie i zagmatwane. Nie była to instrukcja czy list, tylko dziennik. Tsar analizował wiedzę ludzi o magii, to jak oni ją operowali i to, jak ta na nich wpływała. Był to rozbudowany materiał, na który Silver będzie musiał przeznaczyć wolny czas. Będzie miał go pełno jak już ruszy w drogę, choć zostanie na ten czas w anielskiej bramie, też było jakąś opcją.
Nie mogło choć raz być prosto. Przynajmniej Tsar nie pisał przy użyciu szyfrowania, ale i tak czekało go sporo pracy by odsiać informacje i wnioski od zwykłych opinii. Na szczęście na tym znał się całkiem dobrze, na zbieraniu danych i prowadzeniu poszukiwań. Póki co jednak skupiał się na mizianiu swojego pupila. I tak musiał zaczekać aż wróci posłaniec z materiałami do analizy. Potem trzeba będzie zwołać kadrę oficerską i omówić całą sytuację.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:39.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172