Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2019, 02:40   #91
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 31 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; świt; g. 05:45
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; wybrzeże Mississippi
Warunki: na zewnątrz, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła


- Psia pogoda. - jeden z ciemnoskórych mężczyzn chuchnął w dłonie w rękawiczkach z obciętymi palcami. Mruknął pod nosem do drugiego który siedział za kierownicą ciężarówki. No rzeczywiście świat na zewnątrz ciężko było nazwać idealnym miejscem i podogą na wakacje. Budził się kolejny dzień i weekend. Panował ponury świt gdzie noc powoli przegrywała walkę o dominację z nadchodzącym dniem ale jeszcze nie ustępowała z pola całkowicie. Do tego rzeka robiła swoje więc było wilgotno i mgliście. Mgła czy może po prostu jakieś podejrzane opary unoszące się nad rzeką nie była strasznie gęsta gdy patrzyło się z perspektywy pieszego. Albo miejsca parkingowego jakie zajmowała dwójka z mężczyzn siedzących w szoferce. Chociaż ogrzewanie działało bo było pewnie ledwo kilka stopni powyżej 0*C ale przez tą wilgoć chłód wydawał się bardziej gęsty, lepki i przenikliwy.

Mgła pozwalała widzieć do następnego zakrętu a nawet dalej. Jednak już utrudniała orientację w ocenie dalszych odległości i dostrzeżeniu detali. Drugi brzeg rzeki czasem przez te opary był widoczny a czasem nie. Zwykle nie był. Według opinii zawodowca, czyli Dunkierki, widoczność bez optoelektroniki wzmacniającej lub zasepującej ludzkie zmysły była od 400 do 800 m. Zależy jak akurat w danej chwili wiatr zawial lub rozwiał nieprzyjemne, wilgotne opary. Więc teren bezpośrednio wokół obserwatora był widoczny całkiem nieźle no ale nie było widać tego co dalej, ani mostu ani drugiego brzegu rzeki, ani resztę metropolii która w tej okolicy przypominała wymarłe, bezludne miasto. Przynajmniej o tej wczesnej, sobotniej porze.

Grupce ludzi doskwierało to co zwykle tuż przed akcją: czekanie. I towarzyszące temu stresujące napięcie. Przez ostatnie kilka dni trwały gorączkowe przygotowania, ustalenia, negocjacje i ogólnie był ruch w interesie. No ale w końcu co miało być zrobione zostało. Teraz trzeba było to spróbować zrobić. Albo to wystarczy albo nie. Czekali teraz przy albo w dwóch ciężarówkach. Mieszana grupka xcomowców i ludzi Alvareza. Przyjechali tutaj, na ten zapomniany przez wszystkich parking jak jeszcze była ciemna noc. Byli świadkami jak na nocnym pochmurnym nocnym niebie pojawiają się pierwsze ślady nieśmiałych jeszcze promyków dnia. Potem jak poczyniają sobie coraz śmielej. No aż do teraz gdy panowała już szarówka i na niebie i na ziemi. Mgła musiała być dość niskopienna bo nie zasłaniała całkowicie nieba nawet jeśli mocno ograniczała widoczność w poziomie.

Na zewnątrz stali mężczyźni i kobiety. Xcomowców reprezentowała dwójka od zbrojnych czyli Dunkierka i Junior. Stali przy jakimś koksowniku razem z dwoma ludźmi jakich przysłał lokalny szef dzielnicy. Rzeczywiście wyglądali bardzo wiarygodnie. Starszy i młodszy, zupełnie jakby prowadzili jakiś rodzinny interes albo starszy szef miał młodszego pracownika od brudnej roboty. Obaj mieli w pogotowiu żółte kaski, kamizelki odblaskowe i całościowo wyglądali jak stereotyp amerykańskiej klasy pracującej. Zwłaszcza, że starszy, miał na sobie w tej chwili znoszoną, wytartą i postrzępioną bejzbolówkę z naszytym gwiażdzistym sztandarem więc wyglądał jak zawodowy kierowca TIR-a. Młodszy miał jakąś wełnianą czapkę. Obaj przy swoim dźwigu, wyglądali tak klasycznie, że mogliby brać udział w dawnych reklamach zachęcających do lokat w jakimś banku czy funduszu emerytalnym.

I mieli przyzwoite papiery. Law nie wiedział czy naprawdę byli tym za kogo się podawali czy mieli tak świetnie podrobione papiery. Ale firma, jakiej logo mieli wymalowane na swoim dźwigu, w sieci była naprawdę zarejestrowana, miała podany numer telefonu jaki działał więc nie było się za bardzo do czego przyczepić. Pamiętali nawet by wyrobić sobie pozwolenie na roboty wydobywcze w miejscu gdyby ktoś miał ich legitymować. Tu jednak już znalazł coś co mógł poprawić. Pozwolenie było lipne. Co prawda wystarczyłoby zapewne na pobieżną, drogową kontrolę bo na wyświetlaczu pokazywało co trzeba z odpowiedniego urzędu. Ale każdy informatyk gdyby miał je sprawdzać odkryłby, że to pic na wodę. Tak jak on właśnie to odkrył. Ktoś, kto robił to zezwolenie był na tyle dobry by zrobić je jak trzeba ale nie odważył się aż tak grzebać głęboko w systemie aby pod tą wierzchnią warstwą dorobić odpowiednią historię zgłoszenia wniosku, udzielenia zezwolenia i to właśnie odkrył gdy sprawdzał ich zezwolenie. W każdym razie obecnie udało mu się tak edytować system urzędu, że ktoś już naprawdę musiałby wiedzieć czego i gdzie szuka albo porównywać z jakimiś zapasowymi kopiami systemu do jakich zdalnie nie miał dostępu. Tego już nie mógł ominąć więc nie było co się tym więcej przejmować.

- Uwaga, zaczynamy przedstawienie. - w komnikatorach padł sygnał od ludzi Alvareza wyznaczonych do dywersji. Przez ostatnie dni plany samej dywersji nieco uległy zmianie. Skoro lokalsi mieli ją robić to woleli zrobić ją po swojemu. Stwierdzili, że skoro dywersja i głównie chodzi o obsadę sztucznej wyspy to pójdą na całość. Plan brzmiał tak szalenie, że aż do ostatniego momentu wydawało się, że to tylko podpucha dla xcowmowców i jednak wrócą do tej wersji z mostem czy samochodem.

- O ja jebię… - Ruben mruknął widząc, że jednak coś plan lokalsów nie uległ od wczoraj zmianie. Przez rzadką na tych odległościach zasłonę mgły widać było kanciasty kształt sunący po rzece.

- Zrobią to? Powaga? - Junior podszedł do szoferki cieżarówki i podobnie jak inni chuchał w ręce aby je rozgrzać. Patrzył jednak na rzekę.

- Na 100%. Kapitan ma z nimi stare porachunki. Sam to zaproponował. - Ruben chociaż pewnie najlepiej z rozmawiających orientował się w lokalnych klimatach i warunkach też wydawał się być pod wrażeniem. Przedstawienie bowiem zaczynało się na całego. Nawet w dziupli, na ekranach przesyłanych przez drona Yoshiaki robiło się dziwnie gdy widziało się obły z góry kształt nieuchronnie zbliżający się do kanciastej plamy oznaczającej sztuczną wyspę obsadzoną przez siły rządowe. No i zaczęło się. Ci w końcu też się zorientowali na co się zanosi.

Rzeczna krypa zawyła ostrzegawczo syreną. Raz i drugi. Za chwilę znowu. Nawet gdy nie było się z rzecznym światkiem za pan brat za bardzo kojarzyło się z ostrzegawczym klaskonem samochodu by zabrzmiało wystarczająco zrozumiale i ostrzegawczo. Na wyspie rozbłysły światła i reflektory sunący ku nadpływającej jednostce. Poleciał nad nią dron dotąd patrolujący okolicę. Przez głośniki dało się słyszeć głosy gdy z wyspy wzywali łajbę. Nie słychać było słów ale gdy słyszało się barwę głosu i widziało co się dzieje całosć stawała sie dość czytelna. A jak miało się ustawiony na rzeczny kanał radio to można było słuchać tego słowo w słowo.

Najpierw poszło ostrzeżenie, że łajba wpływa do zastrzeżonej strefy. Kapitan zgłosił awarię steru i silników i z mozolnym tempem rzecznej łajby nie zmienił kursu ani na metr. Poszło więc ostrzeżenie, że kurs kolizyjny zostanie odebrany jako atak na siły rządowe. Kapitan powtózył, że próbuje co może ale ma awarię którą właśnie starają się zapobiec. Robiło się już groźnie. Deystans już nawet gołym okiem widać było, że jest kolizyjny z pływającą wyspą. Automatyczne wieżyczki w milczeniu śledziły zbliżający się ruchem prostolinijnym cel. W głośniku pojawiło się ostrzeżenie o groźbie otwarcia ognia. Szef rzecznej barki ostrzegł, że ma niebezpieczne substancje na pokładzie i rozwalenie łajby grozi ich rozprzestrzenieniem. U rządowców z miejsca zakwalifikowano to jako terroryzm i podjęto odpowiednie działania. Coś eksplodowało przy burcie krypy chociaż chyba nie z wieżyczek. Maszyna była jednak zbyt wiela i cieżka aby zatrzymać się czy chociaż spowolnić od eksplozji która pewnie załatwiłaby motorówkę na wodzie czy osobówkę na lądzie. Nieuchronna, rzeczna zagłada zbliżała się do nadbrzeża wyspy.

Na nadbrzeżu widać było biegające sylwetki. Jedne machały rękami, inne próbowały gorączkowo uruchomić motorówki, ścigacze, kutry i te wszystkie policyjne łajby jakie grzecznie stały zacumowane na policyjnym nabrzeżu. Już było widać, jak masywny dziób barki pruje wprost na nie. Ale wodje jednostki rządzą się innymi prawami niż lądowe. Masa i prędkość wymusza odmienną, nieco ociężałą fizykę reakcji. Na lądzie gdyby chodziło o samochody na parkingu zapewne chociaż część zdążyłaby zostać uruchomiona i zejść z linii ruchomego taranu. Ale nie na rzece.

I przy wyspie i w eterze zapanował chaos. Odezwały się działka automatyczne które ostrzelały barkę. Nad wodą poszło echo szybkostrzelnej kanonady. Pociski z działem pruły burty i nadbudówki łajby jak papier. Ale zwyczajnie były zbyt słabe aby w tak krótkim czasie zniszczyć tak duży cel. Przy burtach znów coś eksplodowało. W eterze brzmiało jakby darli się wszyscy na wszystkich. Ktoś od rządowych kazał zastopować łajbę, kapitan darł się na nich, że do niego strzelają, ktoś kazał coś ewakuwać a kolejny groził poważnymi konsekwencjami. W końcu niespodziewanie przez to wszystko przebił się jeden, zdecydowany okrzyk bojowy.

- Baanzaiiiii! - zawył kapitan ostrzeliwanej jednostki która nie miała jak odpowiedzieć ogniem. Ale nie musiała. Los policyjnych kutrów i ścigaczy był już przypieczętowany. W ostatniej chwili jakaś sylwetka w policyjnym mundurze zdołała zeskoczyć na pomost albo nawet dowody. Udało się uruchomić i odpłynąć tylko jakiejś motowrówce. A pozostałe uległy rzecznemu taranowi. Barka nawet nie zatrzymała się gdy przecięła w pół jakiś policyjny, smukły kuter ani kolejny. Jakąś inny ścigacz zepchnęła dziobem a potem burtą do brzegu. Z lądu nie było widać co się z nią stało ale dron pokazał z góry ujęcię wyginającej się i pękającej jednostki. Kilka innych zostało odepchniętych na zewnątrz, ku rzece więc wyszły z tej masakry względnie cało. Ale z połowa została jak nie pokiereszowana, przechylona na bok to przełamana i zatopiona na miejscu. Ale i działka oraz eksplozje zbierały swoje żniwo dziurawiąc coraz bardziej bezwładną i ociężałą jednostkę.

- Zaczynajcie drugą fazę. - w komunikatorach padł sygnał do przejścia do właściwej fazy operacji. Dywersja chyba się udała bo skoncentrowała aż nadto całą obsadę wyspy. Wszyscy skoncentrowali się na atakującej wyspę łajbie. Ale obsady dwóch ciężarówek stojących dotąd na nadbrzeżnym parkingu miały swoje zadanie do wykonania.

- Jego brata obcy zabili podczas Inwazji. A gliny zastrzeliły syna ze dwa czy trzy lata temu. Chciał choć trochę wyrównać rachunki. - Ruben cisnął peta za okno gdy rozbrzmiewały silniki uruchamianych ciężarówek. Obie maszyny wyjechały z zaśmieconego i zarośnietego kępkami trawy parkingu zostawiając go bez żalu za sobą. Kątem oka widać było dramat rzecznej łajby która tak skutecznie ściągnęła na siebie uwagę sił rządowych umieszczonych na wyspie.

Dwoma ciężarówkami na nadbrzeżu nikt się nie zainteresował. Przynajmniej nikt z wyspy. Wyglądało na to, że mają w tej chwili pilniejsze sprawy. Część z nich próbowała ratować co się dało ze swojego parku wodnego, w powietrze wzbił się latacz ADVENT który zawisł nad łajbą i sylwetki w czerwonych mundurach i charakterystycznych hełmach dokonali desantu z powietrza. Gdy Junior i Dunkierka nurkowali w zimnej i mętnej wodzie mocując liny i zapięcia to z kilometr dalej kończono aresztowanie “terrorystów”. Ostrzelana i nieco przechylona na burtę barka dryfowała smętnie przy brzegu wyspy. W powietrzu krążyło już kilka rządowych dronów, kilka razy przeleciały nawet nad dwoma ciężarówkami ale nie przejawiały jakiegoś specjalnego zainteresowania ani nimi ani tym co robią.

Obsadzie lądowego dźwigu udało się unieść kontener z mułu i pełnej mułu wody w powietrze a potem ociekający wodą i błotem kloc umieścić na platformie ciężarówki. Wreszcie młodszy z nich sprawnie pozapinał co trzeba aby unieruchomić ładunek podczas gdy dwójka bojowych xcomowców, ociekając wodą i błotem tak samo jak pojemnik wskakiwali do tylnej kabiny szoferki ciężarówki.

- Gotowe! Ruszajcie! - młody robotnik zastukał dwa razy w drzwi szoferki po stronie Rubena dając mu znak do odjazdu. No to odjechali. Z każdym przejechanym metrem i zakrętem zostawiali za sobą wyspę, jej mieszkańców, łajbę, jej załogę, rzekę i mgłę coraz bardziej za sobą. Yoshiaki monitorowała okolicę z powietrza przekazując obraz na monitory zamontowane w przenośnej dziupli.



Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; stare Tesco
Warunki: spustoszone Tesco, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła


- Zaraz tu będą, przygotujcie się. - Frank pochylony nad ramieniem Lawa dał znak swoim ludziom. Ci pokiwali głowami ale właściwie byli gotowi od połowy nocy gdy tu przyjechali. Póki nie dostaną się do konteneru właściwie mogli tylko czekać a warunki w dziupli były równie przyjemne jak na zewnątrz. Dziuplę znaleźli ludzie Alvareza i wydawała się w sam raz. Jakieś stare Tesco. Jedne z tych większych, na skraju metropolii gdzie całe rodziny mogły obkupić się na cały tydzień. Bez problemu do środka mogła wjechać ciężarówka czy nawet dziesięć. W głębi dawnych sal nie powinny być widoczne od strony i tak opustoszałych ulic ani z powietrza. Poza trójką xcomowców było tu trochę ludzi Alvareza którzy z jednej strony robili za czujki a z drugiej mieli dopilnować podziałów łupów.

- Są. - mruknął któryś z nich słysząc trzask czegoś rozjeżdżanego ciężkimi oponami i wolne obroty ciężkiego silnika. Ruben musiał bardzo zwolnić, jakby wjeżdżał do garażu aby wjechać tam gdzie trzeba. Potem jechać za jednym z miejscowych który kierował go we właściwe miejsce pomiędzy opustoszałymi półkami i galeryjkami. Zaś jego kompani zadbali by zamaskować wjazd i ledwo przejechał przez rozwalone okno ci, jak zgrany zespół, od razu zaczęli tarasować je aby wyglądało jakby nigdy żadna ciężarówka tu nie wjechała. W końcy syknięcie hydraulicznych hamulców mechanicznego monstrum oznajmiło koniec jazdy gdy stanęła w wyznaczonym miejscu. Z ciężarówki wysiedli Rando i trójka xcomowców zaś ku ciężarówce i jej ładunkowi ruszyli Law i zespół Franka.

Teraz nadeszła kolej na fazę trzecią czyli rozwałkowanie mokrego i zajeżdżającego bagnem kontenera. Najpierw musiał się za to zabrać szef skanerów aby spróbować zdezaktywować zamek i ewentualne blokady. Gdy stanął przed nim okazało się, że sprawa jest całkiem obiecująca. Model wyglądał na dość leciwy. Taki akurat sprzed dwóch dekad. Widać było timer odmierzający czas. Nadal się nic nie zmieniło i zostało jakieś 36 godzin więc “godzina 0” powinna być bez zmian jakoś o północy z niedzieli na poniedziałek.

Zamek i orpogramowanie też były już dość leciwe. Sprzed kilku generacji obu rodzaju sprzętu. Niemniej w swoim czasie musiały być najwyższej klasy więc nawet obecnie nie były zbyt łatwe do sforsowania. Co więcej w miarę postępu prac Law zorientował się, że całość wygląda na standardowe, wojskowe zabezpieczenia. Co dawało nadzieję, że kontener nadal przechowuje oryginalną zawartość sprzed dwóch dekad. Sprawne palce i umysł skanera, wsparte specjalistycznymi programami jakie miał w naręcznym komputerze po kolei odcinały systemy alarmowe i unieruchamiały zabezpieczenia. W końcu rozbroił ostanie z nich. Komputer kontenera wyświetlił “OPEN” na ekraniku zamka i zaraz potem nastąpił cichy szczęk a potem cała ich seria. Klamry zamykające drzwi puściły. Z zewnątrz z cichym sykiem uszło zamknięte od dwóch dekad powietrze zanim ciśnienie nie wyrównało się z tym atmosferycznym.

- Ostrożnie, nie wiadomo co tam jest! - Dunkierka ostrzegła resztę i wycelowała swój pistolet w zamknięte jeszcze drzwi. Junior i większość członków z obu grup postąpiła ponownie. Znów dało się wyczuć napięcie gdy mieli stanąc twarzą wtwarz z nieznanym.

- I tak musimy to otworzyć albo zabieramy się z powrotem do domu. - zauważył Frank i razem ze swoimi ludźmi podeszli z łomami do półotwartych drzwi. Wsadzili łomy w szczeliny i naparli na nie otwierając podwoje kontenera. Do środka wdarło się światło latarek tylko po to aby ujrzeć kolejne pudło.

- Skrzynka w skrzynce. Ale śmieszne. - Rando prychnął zniesmaczony gdy ich zniecierpliwionym oczom zamiast skrzynek z bronią czy granatami ukazała się ścianka czegoś co było niewiele mniejsze niż kontener zewnętrzny.

- Dajesz Law. - Frank zaprosił słowem i gestem Japończyka aby sforsował kolejną przeszkodę swoimi metodami. To coś w środku musiało mieć jakieś źróło zasilania bo widać było diodki migające tu i tam. Ale i tak trzeba było zacząć od panelu kontrolnego. Law znów musiał zrobić użytek ze swoich umiejętności. W środku musiało być coś ważnego bo zabezpieczenia nie były tylko formalnością. Musiał napocić się nad nimi tak samo jak z drzwiami kontenera.

- W środku musi być jakaś zabaweczka. To kontener na sprzęt. - zawyrokował szef lekkich korzystając z okazji i oświetlając wewnętrzne pudło latarką aby się lepiej przyjżeć.

- Zabaweczka? Jaka zabaweczka? - któryś z ludzi Alvareza zapytał stojąc w wejściu kontenera i obserwując to samo co Frank. W tym momencie jednak Law pokonał zabezpieczenia i na kolejnym ekranie wyświetliło się “OPEN”. Szczęknęły rygle tej wielkiej skrzyni i drzwi stanęły otworem. Tym razem same więc pewnie nadal miały własne zasilanie.

- O ja jebię… - Rando cicho gwizdnął z wrażenia gdy jarzeniówki wewnątrz mniejszej skrzyni same się rozświetliły ujawniając swoją zawartość.

- Wiecie co to jest?! Cholera wiecie co to jest?! - Frank wyglądał na prouszonego gdy też rozpoznał czym jest “zabaweczka”. Klasnął w dłonie i roześmiał się pod wpływem impulsu.

- Słyszałem o takich. Ale nigdy żadnego nie widziałem. - Junior też podszedł bliżej aby się przyjżeć z bliska ich zdobyczy. Zresztą wieść rozeszła się jak pożar po stepie i chyba wszyscy w pobliżu kontenera, nieważne skąd pochodzili, pchali się ku jego trzewiom aby ujrzeć dzieło dawnej, ludzkiej myśli technicznej.

- Czy… czy to żyje? Działa? - zapytał ktoś z tego pstrokatego tłumu tłoczącego się wewnątrz i na zewnątrz kontenera.

- Cholera nie jestem lekarzem. Ale można sprawdzić. - Frank sam nie wyglądał na pewnego. Ale podszedł do zawartości skrzyni i zaczął sprawdzać jakieś przewody, rurki i wskaźniki.

- MEC. Prawdziwy MEC. - Dunkierka która pewnie była najstarza wiekiem w tym gronie wreszcie pierwsza na głos powiedziała to co wszyscy już od paru chwili widzieli. To był MEC! Prawdziwy, przedinwazyjny MEC!





- Chwila, chwila… Ale jeden? Jest tylko jeden? - Rando pierwszy dostrzegł pewien feler owego znaleziska. Jego słowa ostudziły wszystkich. No tak, prezent był po bogatości. Ale był wybitnie niepodzielny. Dwie dotąd współpracujące ze sobą grupki popatrzyły na siebie z nagłą podejrzliwością. Mieli podzielić się po równo!

- Szefie? Mamy problem… - Rando z miejsca zaczął dzwonić do wiadomo kogo odchodząc w bok od kontenera. Reszta jego ludzi przyjęła wyczekującą pozę i dwie grupki zaczynały rozdzielać się coraz wyraźniej. MEC był jeden, kontener był jeden, ciężarówka była jedna a wszyscy spodziewali się jakichś skrzynek czy czegoś podobnego co da się podzielić, zapakować w zwykłe wozy i rozjechać się do domów! Ale nie takiego kloca!

- Eee… Ups! - w nagle zapadłej nerwowej ciszy rozległo się ciche i podejrzanie zaniepokojone syknięcie technowikinga.

- “Ups”? Co za “Ups”? Co zrobiłeś? - Frank też wyglądał na poddenerwowanego gdy podszedł do podwładnego jakby spodziewając się kłopotów.

- Chyba się coś włączyło. To nie ja! Samo się włączyło! - technowiking odsunął się od jakiegoś wskaźnika aby szef mógł sam ocenić sytuację. Polak pochylił się nad panelem sprawdzając co tam się dzieje.

- Włączyliście coś? To wyłączcie to z powrotem! - zawołał w zdenerwowaniu któryś z tubylców. Mówił jakby nie był jeszcze pewny ale podejrzewał jakiś szwindel.

- Nie ma powodów do paniki! Wszystko pod kątrolą! Zaraz to… - Frank machnął uspakajająco ręką w swobodnym geście ale minę miał jednak poważną a sam zaczął coś szybko wciskać. Ale nie zdążył.

- O kurwa… - szepnął Junior przykuwając uwagę chyba wszystkich. Potem spojrzeli tam gdzie się patrzył. Tam gdzie była głowa szturmowca MEC. Jego uśpione dotąd rysy twarzy ożywiły się. Facet zamrugał oczami i otworzył oczy. Wydawał się jeszcze zaspany ale z każdym oddechem spojrzenie miał coraz bystrzejsze.

- Zgłaszam gotowość do służby. Podaj kod identyfikacyjny. - odezwał się dziwnie sztucznym głosem operator MEC.

- O kurwa! On to wysłał w eter! Zgłoszenie do służby! - oczy Hodowskiego rozszerzyły się ze strachu gdy zorientował się, że MEC poza zgłoszeniem do służby wysłał też w eter swoje kody identyfikujące aby baza przyjęła jego zgłoszenie. W jego czasach obudziłby się w bazie X-COM czy jakiejś wojskowej. Ale obecnie takich baz ludzie już nie mieli. Zostały z nich wypalone zgliszcza albo zostały przejęte przez siły rządowe. Gdzieś w okolicy pewnie więc na czyjść rządowy panel nadszedł sygnał o gotowym do służby MEC-cu.

- Co wysłał w eter?! Jakie zgłoszenie?! Co?! Co wy kombinujecie!? - wrzasnął wyraźnie już zdenerwowany tubylec. Wszyscy byli zdenerwowaani bo cokolwiej się tu działo na pewno nie działo się tak jak to sobie zaplanowali.

- Podaj kod identyfikujący. Inaczej zostaniesz uznany za podejrzanego. Próba ucieczki lub ataku zostanie uznana za działania wrogie. Zostałeś ostrzeżony. - MEC z typową robocą obojętnością czekał na kod weryfikujące sojusznicze jednostki. Brak tych kodów mógł uznać ich wszystkich za jednostki niepowołane albo po prostu wrogie.

- Law! Włam się do baz danych z jego okresu! Jemu trzeba podać kody takie jakie ma w pamięci! Sprzed dwudziestu lat! Ja spróbuję go spowolnić! - Frank coś próbował coś gorączkowo uruchomić albo zatrzymać ale krzyczał przez ramię w stronę jedynego skanera w tej grupie. Na pewno nikomu nie uśmiechała się walka z właśnie przebudzonym MEC-iem ale też nie chciał czekać na przyjazd policji. Chociaż kto wie, do aktywnego MEC-a to może nawet pofatygowałyby się drużyny szturmowe ADVENT-u.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-05-2019, 01:44   #92
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Stare Tesco

Sytuacja wyrwała się spod kontroli, o czym wszyscy zdążyli się już przekonać. Każda sekunda groziła nagłym wybuchem paniki, co w najgorszym przypadku mogło się skończyć masakrą. Operatorzy X-COM z bronią przyboczną, uzbrojeni po zęby ludzie Alvareza a do tego przebudzony MEC. Kiedy padnie pierwszy strzał, wszyscy otworzą do siebie ogień. Sprawa była o tyle niekorzystna dla X-COM, iż znajdowało się tutaj dwóch operatorów IV rangi, których śmierć mogła pociągnąć za sobą destabilizację w szeregach.

Pomimo ogromnego stresu, Law zdołał zachować zimną krew. Natychmiast włączył komlink i skontaktował się z siedzącą w bazie Yoshiaki.

- Mamy MEC’a. Dzwoń do Nowego Yorku po kody identyfikujące. Potrzebuję na już. - Komunikat był krótki, ale konkretny. Nawet gdyby się wysiliła, „Bl4ckRain” nie była w stanie wychwycić z głosu Lawa, iż dosłownie groziła mu właśnie śmierć. Przynajmniej szybka, biorąc pod uwagę kaliber uzbrojenia MEC’a.

- Wszyscy, zachować spokój! Bez gwałtownych ruchów, bo nie będzie co z nas zbierać! - wtrącił się Law, próbując utrzymać w ryzach Rando i jego chłopaków. - Dajcie mi się tym zająć, zanim przerobi nas wszystkich na sito - dodał, dobywając swoje holo i zbliżając się do MEC’a. Musiał przyznać, że potężna, mechaniczna sylwetka robiła wrażenie i zmiękczała kolana. Na szczęście chęć przeżycia dodawała odwagi.

- Spocznij, żołnierzu. Spójrz na mój mundur. Jestem starszy inżynier Law-Tao. Przygotuj się na wprowadzenie kodów identyfikacyjnych po dokonaniu wstępnej analizy układu sterującego.

Law nie miał pojęcia, czy MEC go rozumiał i czy był zdolny do rozmowy. Mimo to nie zaszkodziło spróbować perswazji, kiedy zaczął dobierać się do jego panelów. Chciał go zhakować, by przejąć nad nim kontrolę. Kody może znajdowały się w Nowym Yorku, ale zanim dostaną odpowiedź, MEC był w stanie już ich sprzątnąć. Dlatego trzeba było zadziałać natychmiast.

Plus, kontrolując MEC’a stawiali chłopaków Rando w szachu, którzy bez zastanowienia wpakowaliby skanerom i lekkim kulkę w łeb, zgarniając go dla siebie. Alvarez nie był kretynem. Musiał wiedzieć, ile wart jest najprawdziwszy i w pełni sprawny MEC. Law był przekonany, iż mafioza lekką ręką zerwałby ich sojusz dla takiej zdobyczy.

Nie mógł do tego dopuścić.

Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, może jeszcze dojdą do jakiegoś porozumienia. Jednak zanim to nastąpi, należało wyeliminować zagrożenie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-05-2019, 12:06   #93
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 32 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:20
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; stare Tesco
Warunki: spustoszone Tesco, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła


- MEC?! Prawdziwy MEC?! O rany! Dobra już się łączę z NY! - mimo powagi sytuacji pełna zaskoczenia reakcja Chinki była całkiem naturalna. MEC-i zniknęły z horyzontu razem z końcem zwycięskiej dla obcych inwazji. Nikt nie był pewny czy wszyscy operatorzy MEC zostali zabici, schwytani, przejęci przez obcych czy stało się z nimi jeszcze coś innego. Ale powszechnie podejrzewano, że raczej spotkał ich marny koniec. Była to wysoko wyspecjalizowana jednostka potrzebująca sporej infrastruktury specjalistycznej w porównaniu do standardowego żołnierza piechoty czy nawet robota albo pojazdu. No i na pewno nie szło się nią ukryć w tłumie. Była reliktem swojej minionej ery i wymarła wraz z nią tak samo jak dinozaury i mamuty. A tu proszę! Prawdziwy, sprawny i żywy MEC! Więc nie tylko Yoshiaki była kompletnie zaskoczona tym co kryło się w kontenerze. Potem się nie odzywała zajęta pewnie zdobywaniem kodów identyfikujących.

W tym czasie w rozwalonym i zapomnianym Tesco gorączka i nerwy sięgały zenitu. Frank razem z Technowikingiem grzebał w aparaturze pod jaką wciąż był podpięty MEC. Law zaś, podpięty pod inną aparaturę próbował swoim komputerem osobistym chociaż chwilowo zdezaktywować operatora MEC. Ludzie Alvareza wyglądali na skołowanych. Jeszcze nie uciekali, jeszcze nie strzelali. Ale wydawało się, że mogą im puścić nerwy w każdej chwili. Ciężka broń MEC-a, jego wręcz legendarna siłą i odporność na dość lekką broń jaką dysponowali miejscy banici Alvareza jednak dawały do myślenia. Swoje robił też sam Alvarez który przez holo Rando ustawione na tryb głośnomówiący pomagał utrzymać ich w karbach. Ale sytuacja ważyła się na ostrzu noża.

Sam operator MEC był dziwny. Było coś nieludzkiego w tym zestawieniu ogromnego cielska z nowoczesnych metalów i kompozytów, oplecionego najnowocześniejszą przed Inwazją optoelektroniką i bardzo ludzkiej twarzy na samym końcu. Facet nie był już młody i wciąż ludzka mimika zdradzała dezorientację i zagubienie w całej sytuacji. Patrzył na znane sobie emblematy X-COM na mundurze Lawa ale nie miał od niego kodów uwiarygodniających jego tożsamość jako sojusznika. Miał też denerwujący zwyczaj wodzenia swoją ciężką lufą po ludziach co było bardzo deprymujące. Zarówno xcomowcy jak i wyrzutki nowoczesnej metropolii reagowali bardzo nerwowo gdy wielolufowe działko celowało właśnie w ich stronę. Law chyba kupił jednak wszystkim czas gdyż emblematy X-COM chyba chociaż na chwilę przykuły uwagę mechanoida. A jednak nie wszystko poszło gładko.

- Podaj kod identyfikujący. - domagał się MEC mówiąc swoim dziwnym, dudniącym głosem wzmacnianym przez jakiś głośnik przez co brzmiał potężnie i władczo ale też elektronicznie i odpychająco. Law zaś pracował na swoim naręcznym komputerze próbując przełamać zabezpieczenia mechanicznej części mechanoida. Ale tego było! Nawet po dwóch dekadach robiło wrażenie. Co prawda software i hardware przez ten czas wyewoluował w innym kierunku ale tak elitarna jednostka miała od groma tych zabezpieczeń które trzeba było pokonać lub obejść. Ale szef skanerów sprawnie pokonywał je jedne z adrugimi chociaż dawno nie pracował na takim systemie operacyjnym. Słyszał co prawda o “Ghost” ale powszechnie sądzono, że to tajne, przedwojenne oprogramowanie którego jednak nie zdążono ukończyć przed Inwazją. A tu proszę! Jednak ukończono i zainstalowano w MEC-ach! A przynajmniej w tym.

MEC się zniecierpliwił czy raczej upłynęły jakieś jego wewnętrzne limity przewidziane procedurami i postanowił działać. - Próba przejęcia kontroli przez niezidentyfikowaną jednostkę! - zaalarmował i uniósł swoją potężną łapę do ataku. Nie było wiadomo czy chciał trzasnąć Lawa czy zastrzelić bo na tą łapę rzucił się Technowiking. Masa wojownika Lekkich spowodowała, że potężna łapa została opuszczona w dół. Ale żaden człowiek, nawet najpotężniejszy, nie był godnym przeciwnikiem dla operatora MEC. Mechanoid bez trudu cisnął człowiekiem tak, że ten poleciał jak pusty manekin testowy. Odbił się od ściany kontenera i osunął się na nią z jękiem. Ludzie Alvareza wycelowali broń w MEC-a i chyba by już otworzyli ogień do niego gdyby nagle nie znieruchomiał. Ramiona mu się opuściły i stanął z powrotem w pozie spoczynku przylegając do swojej aparatury dokującej. Law przełamał wreszcie zabezpieczenia “Ghosta”. Zmusił go do restartu i autoanalizy co powinno dać im trochę czasu. Chociaż z parę minut gdy MEC ponownie będzie nieaktywny.

- Dobra, musimy się zabezpieczyć przed chujkiem. - sapnął ze złością jeden z alvarezowców i wszedł do kontenera wyjmując z torby ładunek wybuchowego plastiku i chcąc go chyba umieścić na unieruchomionym MEC-u.

- Gliny są na zewnątrz! Węszą! Jeden radiowóz. - przez radiostacje i komunikatory dobiegło ostrzeżenie od jednej z czujek. - A mnie też jeden. - potwierdził jeden ze strażników z drugiej strony dawnego supermaketu.

- Potwierdzam. Aktywność na policyjnym kanale. Jadą w waszą stronę kolejne radiowozy. - w głośnikach rozległ się głos Yoshiaki która widocznie wróciła do operowania dronem latającym nad okolicą.

- Oj, szefie ale heca z tym MEC. Chyba będziemy w xcomowej gazetce jako temat miesiąca. Mówią, że powinni mieć gdzieś te kody ale wiesz, to trochę potrwa, nikt ich nie używał od dwudziestu lat. - zawtórował jej głos George'a który chyba próbował rozładować chociaż trochę napięcie.

- Ale ma parę w łapach… - jęknął Technowiking gdy zaczął się zbierać z podłogi kontenera. MEC trzasnął go zdrowo i chociaż człowiek Franka mocno oberwał to jednak jakoś zdołał przy pomocy Rubena powstać z podłogi. No ale oberwał mocno.

- Chłopaki, ADVENT do was leci. Muszę przesunąć dalej drona bo domyślą się, że coś jest w tym Tesco. Daję wam na HUD. - głos Chinki zmroził chyba wszystkich. Na wyświetlaczach xcomowców pojawiły się punkty oznaczające zarówno policyjne radiowozy jak i jednostkę ADVENT.

- Spokojnie. Na razie węszą. Uderzą gdy nas namierzą albo będzie im się tak wydawać. - Moritz odezwał się uspokajającym tonem nie wpadającego w panikę weterana niezliczonej ilości wojen, bitew i potyczek. No tak. Właściwie tak. Najbliżej były dwa policyjne radiowozy. Prawie, że tuż za ścianą. Jeździły powoli próbując namierzyć podejrzany kontakt. Póki nie wpakowaliby się akurat do starego Tesco wydawało się, że są bezpieczni. Z góry też chyba nie powinno dać się wypatrzyć całej zbieraniny partyzantów i wyrzutków. To brzmiało nieźle. Ale jeśli MEC wysłałby kolejny sygnał mogli namierzyć go dokładniej. Zapewne też gdy wkrótce zjedzie się więcej sił porządkowych dokładniej przeczesają ten teren. No i pozostawanie w Tesco nie było celem samym w sobie ani xcomowców ani alvarezowców. Musieli jakoś się stąd wydostać, najlepiej zanim zacznie się regularna obława. Rando ze swoimi ludźmi coś gorączkowo omawiał. W końcu większość z nich rozsypała się w kordon ochronny wokół zgromadzonych pojazdów chociaż jasne było, że mają tutaj siły aby sprostać obsadzie jednego czy dwóch radiowozów ale nie mają większych szans z pozostałymi siłami ADVENT i policji.

- On nie będzie strzelał do policji. W jego czasach policja i wojsko to były jednostki sojusznicze. Za to pewnie bez ostrzeżenia wywali do każdego kosmity czy ADVENT jakiego namierzy. - Moriz skorzystał z chwili spokoju by podzielić się swoimi refleksjami na temat chwilowo dezaktywowanego operatora MEC.

- Możemy spróbować mu odłączyć główne zasilanie. Będzie miał jeszcze rezerwowe no ale na długo mu nie wystarczy. W ogóle ma bardzo niskie stany energii, długo nie pochodzi. No ale jak to się uda no to zmienia się w bezwładny kloc. Próbować? - Frank podszedł do Lawa i ocierając rękawem czoło zaproponował własne rozwiązanie. Nie wiedzieli kiedy z Nowego Jorku doślą te kody. Gdyby szybko mieliby potężną jednostkę ciężkiego wsparcia. Jednak jeśli zbyt długo by z tym zeszło to wkrótce MEC doszedłby do siebie po tych autoformatach zadanych mu przez szefa skanerów i albo sytuację trzeba by powtórzyć albo wymyślić coś innego. Rozwiązanie Franka dawało szansę znacznie ograniczyć zdolności bojowe MEC-a na dobre i na złe. Gdyby MEC miał działać przeciw nim to to rozwiązanie mogłoby działać na ich korzyść ale gdyby przesłano kody z Nowego Jorku wówczas raczej nie było to im zbyt na rękę. Z tego co mówił George kody miały nadejść “wkrótce”. No ale “wkrótce” mogło się tu zaroić od glin i reszty oficjalnej ferajny.

- Musimy stąd pryskać zanim się gliny i reszta zjadą. - Rando również podszedł do nich patrząc podejrzliwie na nieruchomego MEC-a. - Mamy drogę ewakuacji. Możecie się z nami zabrać. Ale ten kloc nie przejdzie przez wejście. I pojazdy trzeba będzie zostawić. - poinformował ich o kolejnej opcji proponowanych przez te siły samoobrony lokalnego kolorytu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-05-2019, 20:52   #94
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Stare Tesco

Law zerkał skołowany to na Rando, to na MEC’a, to w stronę okien. O ile sytuacja przed chwilą znajdowała się na ostrzu noża, o tyle teraz ten nóż zaczął ją powoli rozpruwać. Lada moment miały wjechać w nich siły policji wspierane przez ADVENT, a na dodatek morderczy MEC tylko czekał, kiedy jemu oprogramowaniu wrócą siły.

Jakże haker żałował, że nie ma z nimi „Amadeo”. Stary wojak posiadał większą odporność na stres i potrafił sobie radzić w każdej nerwowej sytuacji. Co prawda Law miał do dyspozycji dwójkę jego ludzi, ale ani „Junior” ani Dunkierka nie posiadali jego doświadczenia.

Co miał zrobić Japończyk? Propozycja Franka była bezpiecznym rozwiązaniem, ale nie przynosiła żadnej korzyści. Nie byli w stanie wynieść stąd dezaktywowanego MEC’a. Mogli go zapakować na ciężarówkę, ale duży pojazd był łatwym celem dla węszących sił porządkowych. Podobnie pozbawiony zasilania MEC był prostą zdobyczą dla ADVENT-u, z którym zapewne chciałby stoczyć pojedynek.

Nie, dezaktywacja mechanicznego żołnierza nie wchodziła w grę. Jedyny sposób na wyciągnięcie go stąd, to jeśli wyjdzie o własnych siłach. Nie mogli go do tego zmusić bez kodów aktywacyjnych, więc wszystko od nich zależało. Chociaż Lawowi przyszedł jeszcze jeden pomysł do głowy.

O ile Law był dobrze poinformowany, to żołnierz MEC nie był swoim pancerzem. Ochotnicy, którzy decydowali się na ten program zostawali pozbawiani swoich organicznych kończyn, w miejsce których montowano protezy. Dzięki temu mogli swobodnie żyć w koszarach X-COM, które nie były raczej przystosowane do goszczenia olbrzymich maszyn. Natomiast kiedy przychodziło do wysłania na misję, żołnierz MEC został dosłownie montowany do swojej maszyny, stając się z nią jednością.

Czy byliby w stanie wyciągnąć świadka pierwszej inwazji obcych ze swojego zabójczego kostiumu? Nawet bez całego MEC’a ten żołnierz był dla nich wartościowy. Mógł na przykład posiadać wiedzę o innych kontenerach z podobnymi niespodziankami. Może znał lokalizacje jakiś strategicznych punktów, albo słyszał o jakiś słabościach obcych? Nie zaszkodziłoby spróbować… gdyby tylko mieli do tego warunki. Niestety mieli dosłownie minuty a nikt z tu obecnych nie miał pojęcia o mechanizmach rządzących MEC’ami. Równie dobrze mogli go zabić, próbując, o ile wyciągnięcie go z pancerza żywym było w ogóle możliwe. Przecież to on musiał go między innymi podtrzymywać przy życiu przez te wszystkie lata.

Pomysł był ambitny, ale zdaniem Lawa niewykonalny, dlatego nawet nie miał zamiaru się nim dzielić.

- Poczekaj - sapnął Japończyk do Rando. - Daj nam jeszcze kilka minut. Przyjdą kody, to go stąd wyciągniemy. Mając MEC’a po swojej stronie bez trudu się stąd wydostaniemy. Potrzebujemy go. Z jego pomocą wyzwolimy dzielnice St. Louis z okupacji obcych. Alvarez by tego chciał.

- Szefie, jeśli teraz stąd nie spierdolimy, możemy nie mieć drugiej szansy - wtrącił Ruben, który zdołał już pozbierać technowikinga.

- Przygotuj ludzi - odparł mu Law. - Jeśli kody nie przyjdą za kilka minut, to zmywamy się stąd natychmiast. Wyłączenie go nie ma sensu, łatwiej tylko wpadnie w łapy ADVENT-u. Gdyby nasz plan się nie udał, damy mu stoczyć ostatnią bitwę z siłami obcych.

Po tych słowach, zarówno Ruben, jak i zbrojni oraz niektórzy z Lekkich spojrzeli na MEC’a z pewnym sentymentem. Pewnie wyobrazili sobie tego potwora walczącego z niekończącą się falą ADVENT-u. Żołnierza, który dekady temu oddał swoje człowieczeństwo w nadziei na ocalenie ludzkości. Zapomnianego a później odnalezionego tylko po to, by zakończyć jego żywot.

- Wytrzymajmy jeszcze chwilę. Jeszcze dziś będziemy słuchać jego wojennych historii - dodał Law z nutą determinacji, po czym wrócił do swojego holo. - Yoshiaki, przekieruj mnie do sieci Nowego Yorku. Może uda mi się ich wesprzeć w poszukiwaniach.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 12-05-2019, 21:56   #95
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 33 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; stare Tesco
Warunki: spustoszone Tesco, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła


Na zewnątrz zapewne wstawał już dzień i szarówka świtu ustępowała powoli pełni dnia. Ale wewnątrz zdezelowanego i wielokrotnie rozszabrowanego marketu w najlepszym razie panował półmrok.

- Dobra, czas minął. Gliny niedługo zaczną tu grzebać. - Rando zgodził się poczekać te parę minut o jakie prosił go Law siedział czy raczej stał jak na szpilkach. Wszyscy byli nerwowi, nieważne skąd pochodzili. Wiadomo było, że przeciągają strunę która w każdej chwili może pęknąć i zaowocować wjazdem policji czy nawet ADVENT na chatę. Czyli do tego zdezelowanego Tesco w jakich na razie się chronili. Nerwowo zerkali w stronę zewnętrznych ścian za którymi było słychać wolno przejeżdżające samochody. Czasem widać było ostry promień szperacza jakim radiowozy sprawdzały różne ciemne zakamarki ulicy. Albo słychać było silnik drona czy latacza nad budynkiem dając znać, że czujne żywe i elektroniczne oczy mają baczenie na okolice.

- A ty gościu chyba śnisz jak sądzisz, że wydostaniesz się z tym czymś przez ulice których nie znasz. - Rando zwrócił się bezpośrednio do szefa xcomowców wyrażając swój sceptycyzm. Minęło już kilka minut. I jeszcze kilka. Dał znać i ludzie Alvareza zaczęli się zbierać aby dać dyla. Ruben i ludzie Franka wydawali się rozdarci pomiędzy podszeptami aby wybrać rozsądek i bezpieczeństwo no i prysnąć z zacieśniającego się okrążenia razem z alvarezowcami a niechęcią do pozostawiania tutaj trójki kolegów i obcego MEC-a. Wyraźnie zwlekali z odejściem chociaż widać było jak alvarezowcy zwijają się z tego adresu.

- Zgadzam się. Wyjście na zewnątrz to prawie pewne wykrycie. Jesteście uzbrojeni i w pancerzach z naszymi emblematami. Trudno to będzie przegapić nawet jeśli nie zabierzecie ze sobą MEC-a. - w słuchawkach komunikatorów zabrzmiał spokojny głos Moritza. - Wyjście na zewnątrz zapewne zaowocuje powtórzeniem obławy jaką zamówił sobie Frank. Przenikanie ma małe szanse powodzenia więc prawie na pewno będzie to przebijanie się. Wtedy zalecałbym skorzystanie z samochodów. Mają większą mobilność i MEC nie byłby aż tak widoczny. - szef zbrojnych doradzał z centrum dowodzenia w porzuconym browarze Lempa.

I gdzieś w tym momencie Law usłyszał w słuchawkach nowy głos. - Mamy to! Już wam przesyłam! - zakrzyknął uradowany technik z ich macierzystej, nowojorskiej bazy. Na ekran naręcznego komputera informatyka spłynęły wirtualne klucze pozwalające zidentyfikować MEC-owi sojuszniczą jednostkę. Udało się! Jeszcze tylko chwila… I gotowe! W samą porę! Pierwotny restart systemów operacyjnych metaloida zakończył się i znów otworzył on oczy patrząc po wnętrzu kontenera we względnie przytomny sposób.

- Kod identyfikacyjny przyjęty. Sierżan Yuan Lei zgłasza swoją gotowość do służby. Uwaga! Generatory mocy na 15%! Potrzebne doładowanie. - oznajmił elektronicznym, sztucznie i nienaturalnie brzmiącym głosem. Patrzył po xcomowcach i uzbrojonych cywilach twarzą nie skażonymi żadnymi emocjami więc nie było wiadomo co tam sobie myśli pod kopułką.

- Teraz go nie doładujemy. Trzeba by go pewnie ładować cały dzień u nas w bazie albo coś koło tego. - Frank odezwał się szybkim komentarzem na to zgłoszenie niskiego stanu energii u operatora MEC.

- Fajno. My spadamy. Róbcie co chcecie. - Rando odezwał się gdy po chwili okazało się, że MEC zaczął zachowywać się sensowniej i przyjaźniej. Machnął na swoich ludzi i pstrokata grupka truchtem ruszyła w kierunku zaplecza marketu.

- Law? - Ruben popatrzył niepewnie na swojego szefa sprawdzając czy w zaistniałej sytuacji ma dla nich jakieś nowe wytyczne.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-05-2019, 23:22   #96
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Stare Tesco

Starszy inżynier Law myślał, rozgorączkowany. Udało im się wyeliminować zagrożenie i pozyskać MEC’a. Teraz przyszedł czas na podjęcie następnego kroku, bo pewnym było, że zostać tutaj nie mogą.

Tylko co zrobić? Ucieczka z ludźmi Rando brzmiała dobrze. Bezpieczne przeprowadzenie przez kanały pozwalało im na opuszczenie zagrożonej dzielnicy bez narażania życia żadnego z operatorów X-COM. Law musiał brać to pod uwagę, bowiem na misji za nich odpowiadał. Ruben, Frank, jego chłopaki oraz dwójka zbrojnych. Ich życie leżało niemal dosłownie w jego rękach i jeśli mu na nich zależało, zapewne powinien wycofać ich razem z mafiozami.

Tylko co z sierżantem Yuan Lei. Nie mogli go zabrać do kanałów, zwyczajnie by się nie zmieścił. Z kolei pozostawienie go na pastwę ADVENT-u oznaczało porażkę.

Już nawet nie chodziło o to, że ich misja zakończyła by się fiaskiem. Yuan, podobnie jak Law czy reszta, należał do X-COM. Chociaż tamta organizacja sprzed dwudziestu lat różniła się nieco od obecnej, duch i idea pozostawała ta sama. Był jednym z nich.

Gdyby MEC nie wysłał tego sygnału, wszystko byłoby prostsze. Co prawda wtedy pozostawali ludzie Alvareza, ale Law zdecydowanie wolał się mierzyć z nimi, aniżeli z siłami porządkowymi New St. Louis, którzy nie przebierali w środkach.

MEC był sprawny i posłuszny z niewielką rezerwą energii. Jednym wyjściem z tej patowej sytuacji było posłanie sierżanta do walki w pojedynkę. W ten sposób ściągnąłby na sobie całą uwagę ADVENT-u, zabezpieczając przy tym odwrót pozostałych. Chociaż mało etyczne posunięcie było z drugiej strony korzystne taktycznie i niejeden dowódca by się z tym zgodził.

Życie szóstki ludzi, z czego dwóch kierowników wydziałów, będących integralną częścią wciąż rozwijającej się bazy na szali dopiero co pozyskana pół-maszyna pół-człowiek, niezwiązana z ich małą społecznością.

Wybór wydawał się prosty, chociaż takim nie był.

Law zacisnął pięść i spojrzał na zgromadzonych w półkolu operatorów. Wpatrywali się w niego nerwowo, jednak Japończyk nie był pewien, co o tym wszystkim myślą. Zrobić głosowanie? Dyplomatyczne posunięcie chociaż słabo wpasowujące się w ideał lidera. Czekali na jego rozkaz i skaner wiedział, że zrobią tak, jak im poleci.

Haker włączył komlink, tak by nawet baza go słyszała.

- Ja i Ruben pakujemy się do ciężarówki. Będziemy prowadzić. Frank, zabierzesz ze sobą rannego Jarla i pojedziecie za nami naszą furgonetką. Junior, Dunkierka, al-Hammir, zgarnijcie tamten pickup. Zamkniecie konwój - zaczął Law, przedstawiając kolejność poruszania się.

- No to kurwa będzie się działo - mruknął pod nosem Graham.

- Teraz słuchajcie mnie. Ciężarówka jedzie z przodu, bo chcę mieć możliwość taranowania wszelkich przeszkód, na jakie możemy się natknąć. Sierżant Yuan, o ile to będzie możliwe, będzie prowadził ostrzał z wnętrza kontenera. Może dron będzie w stanie namierzać jego ataki. Frank, powinniście być w miarę bezpieczni w środku konwoju. Junior, chcę, żebyście z Dunkierką prowadzili ostrzał z paki pickupa. Al-Hammir, potrafisz prowadzić? Jak nie, to Dunkierka złap za ster, a ty spróbuj może jakoś wykorzystać swoje umiejętności saperskie. Przeszukaj teraz na szybko wozy Alvareza, może mają jakieś ładunki albo chociaż kanistry z benzyną, które będzie można wyrzucić i wysadzić celnym strzałem.

Głos Japończyka nabierał pewności siebie, z każdym momentem, jak prezentował kolejne elementy swojego planu.

- A teraz najważniejsze. Jeśli sytuacja będzie beznadziejna, jeśli siły ADVENT-u będą nas zatrzymywać… wtedy dam sygnał i rozjeżdżacie się. Furgonetka i pickup w różne strony. Zjedziecie z głównych ulic, spróbujecie umknąć obławie. MEC pozostanie w ciężarówce i to on będzie ściągał uwagę przeciwnika. Zrozumiano?

- Normalnie bym tego nie powiedział, ale że jesteśmy równi stopniem… Popierdoliło cię, Law, jeśli myślisz, że ujdzie to nam płazem - mruknął Frank, mierząc Japończyka wzrokiem.

- Jak nie pasuje, to masz szansę zwiać z Rando - odparł chłodno skaner.

- Wiesz co… ja byłbym bardziej popierdolony, gdybym zrezygnował z takiej zabawy - dopowiedział Hodowski, szczerząc się pod wąsem. Po tych słowach Law odetchnął z ulgą.

- No dobra, ruchy. Obsadzić pojazdy, zgarnąć, co możliwe - popędził starszy inżynier, na co grupka X-COM’owców się rozbiegła. Law w tym czasie zajrzał do kontenera.

- Sierżancie Lei, niestety nie mamy dużo czasu na odprawę, więc będę się streszczał. Obcy namierzyli naszą pozycję. Musimy ewakuować się do bazy w trybie natychmiastowym. Macie radio? Przełączcie się na nasz kanał. Na moje polecenie otworzycie ogień w wyznaczone cele, a przynajmniej spróbujecie z wnętrza kontenera. Aha i jeszcze jedno… Wszystkie siły policji oraz wojska kolaborują z UFO, powtarzam ziemskie siły porządkowe zostały przeciągnięte na stronę obcych. Jeśli zajdzie taka potrzeba, będziecie musieli otworzyć do nich ogień. Przyjął? Wasza rezerwa energii musi na razie wystarczyć, doładujecie się w bazie. Tak swoją drogą, to jak prezentuje się wasz arsenał?

Wydawanie poleceń ludziom to jedno, jednak Law jeszcze nigdy nie miał okazji rozkazywać prawdziwemu MEC’u. Było to dziwne uczucie, bo przecież tamten był w stanie rozerwać Japończyka w pół swoimi mechanicznymi rękoma. Jak tu posiadać autorytet nad taką potęgą?

- Law, serio zamierzasz to zrobić? Powiedz, błagam powiedz, że robisz sobie jaja - odezwał się w słuchawce George, kiedy skaner odszedł od kontenera.

- Przekaż Yoshiaki, żeby informowała nas na bieżąco - zbył go poleceniem haker.

- Słyszę cię - wtrąciła się Chinka. - Będę nad wami czuwać. I powodzenia.

- Dzięki, przyda się - westchnął starszy inżynier.

Frank miał rację. To był popierdolony plan, ale przynajmniej najwięcej ryzykował on no i Ruben. Pozostali mieli jakąś szansę ucieczki nawet w środku pościgu. Jednak ciężarówka… ona miała dojechać do celu, albo wcale.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 17-05-2019, 22:28   #97
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 34 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:40
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Oakville; stare Tesco
Warunki: spustoszone Tesco, chłodno, wilgotno, szarówka, mgła




20 km. Samochodem spokojnej jazdy to jakieś dwadzieścia minut. Może nawet kwadrans jakby puste drogi były. Gdzieś taka czasoprzestrzeń dzieliła stare Tesco od jeszcze starszego browaru Lempa. Niby niezbyt daleko. Kwadrans spokojnej jazdy, może trochę więcej. Nic strasznego. Nie ma się czego bać. Ale jednak sytuacja zmieniała się diametralnie gdy chodziło o grę w kotka i myszkę z całą kawalkadą rządową na kołach i w powietrzu. Wówczas taka trasa zapowiadała się iście karkołomnie.

Dla xcomowców problemem było to, że mieli tylko jednego kierowcę z prawdziwego zdarzenia. Czyli Rubena. Dlatego on zasiadł za kierownicą najważniejszego pojazdu czyli alvarezowej ciężarówki z kontenerem i MECiem na pace. Pozostali zajęli miejsca w xcomowej furgonetce i pickupie używanym wcześniej przez Rando.

Przeszukiwanie wozów nie okazało się zbyt owocne. Alvarezowcy albo nie mieli albo nie zabrali na akcję żadnych obciążających dowodów jakich mogłyby się okazać trefne w razie policyjnej rewizji. Nie było broni, narkotyków czy ładunków wybuchowych. A jeśli było coś to musieli zabrać ze sobą. Znalazł się tylko mały kanister benzyny który można było spożytkować na jakąś pomocniczą bombę czy eksplozję. Prawdziwa bombę przyniósł jednak George.

- Law… Słuchaj… Carter chce z tobą gadać. - George zaczął mówić tak jakby nie chodziło o dobre wieści. Ale szybko urwał i w słuchawkach dał się słyszeć głos szefa xcomowych szpiegów w tym mieście.

- Law, nie macie zezwolenia na bezpośredni powrót do bazy. - wywiadowiec nie bawił się w owijanie w bawełnę tylko od razu przeszedł do rzeczy. Ruben siedzący już za kierownicą spojrzał na szefa wytrzeszczając oczy z niedowierzania jakby sprawdzał czy ten usłyszał właśnie to samo. - Zbyt duże ryzyko, że przyjadą za wami jak po sznurku i zdemaskują bazę. Przyprowadzicie kota pod mysią dziurę. Nie macie zezwolenia na bezpośredni powrót do bazy. Znajdźcie jakąś dziuplę i tam spróbujcie zgubić pogoń. Wrócicie gdy się uspokoi. Przeszukujemy dane aby coś wam na szybko znaleźć ale nie obawiajcie się wykazać własną inicjatywą. Przykro mi. Bez odbioru. - gdy w słuchawkach partyzantów przebrzmiał głos agenta w kabinie zapanowała głucha cisza. W innych pewnie też. Na logikę każdy z partyzantów zdawał sobie sprawę, że HQ z bazy ma rację. Prawie na pewno pakowali się w kłopoty z rządowcami w roli oponentów. Wystarczyłby jakikolwiek dron, radiowóz czy nawet przypadkowy gliniarz w niewłaściwym czasie i miejscu aby dojrzeć jak podejrzane pojazdy znikają w czeluściach starego browaru. A przecież na tym etapie świeżo założonej bazy nie mieli innych przygotowanych kryjówek nie mówiąc o zapasowej bazie. Do tej pory była szansa, że miejscowe władze jeszcze nie zorientowały się o nowej kryjówce X-COM w tym mieście. A tu wpadliby w sam środek znienawidzonego wroga.

A jednak wiadomość z HQ nie podziałała zbyt budująco. Teraz gdy zaciskała się pętla na szyi, gdy szykowali się do powrotu do jedynego bezpiecznego miejsca jakie znali odmówiono im azylu w tym miejscu. Zostali sami, wewnątrz zaciskającego się krodonu sił rządowych w praktycznie obcym dla siebie mieście i trefnym towarem na pace kontenera.

- To słuszna decyzja. - odezwał się mechanicznie wzmocniony głos sierżanta Lei. Dalej brzmiał dziwnie obco. Ale wydawało się, że ludzki umysł powoli budzi się z trwającego dwie dekady letargu. Na razie chyba jednak wciąż głównie uaktualniał najbardziej potrzebne dane jak to gdzie i kiedy jest.

- Chrzanię to! Znam kogoś kto zna lepiej to miasto. - Ruben ze złością uderzył w kierownicę i z zaciśnietymi zebami sięgnął po holo. Szybko wybrał jakiś numer i przyłożył do ucha. - Rando? Słuchaj brachu jesteśmy w dupie. Potrzebujemy drugiej dziupli. Tak. Na trzy wozy. Dobra dzięki. - skończył rozmawiać pewnie w krócej niż pół minuty. Podał swoje holo szefowi siedzącemu obok. - Ma przysłać namiar. Wrzuć na GPS jak poda. - zwrócił się do szefa nieco spokojniej.

- Tu Dunkierka. Jesteśmy gotowi do odjazdu. - snajper najwidoczniej przejęła dowodzenie nad obsadą pickupa i zameldowała się zgodnie z wojskową tradycją.

- My również Law. Nie jest dobrze ale nie możemy za długo zwlekać. - z drugiego wozu poparł ją Frank siedzący za kierownicą furgonetki jaka miała jechać w środku.

- Pod Muzeum Wojny Domowej jest schron. - niespodziewanie odezwał się MEC. Od razu zaznaczył na xcomowych mapach budynek o jakim mówił. Nie było aż tak daleko. Po prostej z 5 km. Drogami trochę więcej. Muzeum było po sąsiedzku z dawnymi koszarami gdzie niedawno xcomowcy wykonywali nieszczęsną misję w gnieździe chryzalidów. Ale było o wiele bliżej niż Lemp.

- Ściany są grube. Żaden skan nie powinien nas wykryć. To jednak schron cywilny. Nie ma połączenia z inną infrastrukturą wojskową. Chyba, że coś się zmieniło przez dwie dekady. No i pojazdy trzeba będzie zostawić na górze. - sierżan Lei doprecyzował to co wiedział o wskazanym miejscu. W praktyce oznaczało to, że jeśliby udało się dotrzeć do schronu była szansa przeczekać w nim całą zawieruchę. Gdyby jednak znaleźli ich rządowi to znaleźliby się w pułapce. Niepewne zostawały wozy. Gdyby udało się wyjechać z Tesco bez wzbudzania podejrzeń być może policja i reszta przepuściłaby ich jako kolejnych uczestników drogi. Jeśli jednak wyszłaby jakaś heca to wszystkie trzy pojazdy trafiłby na czerwoną listę i policja przeszukałaby okolicę w jakiej by je namierzyła. Czy znalazłaby wejście do schronu nie wiadomo.

Zanim się zdecydowali zabrzęczało holo Rubena trzymane przez Lawa. Przyszła wiadomość z jakimś adresem. Po wbiciu w GPS okazało się, że to jakieś nieciekawe magazyny na terenie podtopionym przez rzekę. To było prawie dwa razy dalej niż wskazany przez MEC-a adres. Zaraz na północ od kanału odwadniającego jaki obecnie stanowił jakby półmetek do starego browaru zajętego przez xcomowców. Ale Ruben też dzwonił więc miał i coś do powiedzenia.

- To stare magazyny. Powinny być puste. Najwyżej jakieś menele. Jak się uspokoi możemy was stamtąd odebrać. Przerzucimy was dalej. Jak się da, to porzucimy tam kogoś od nas ale nie wiem czy zdąży przed wami. Czym prędzej mińcie 255-kę zanim psy ją zablokują. Będą poruszać się głównymi arteriami. Póki się da nie rzucajcie się im w psie pyski. Ich zawsze jest więcej i zawsze latają jakieś gówniane drony. Jak zacznie się syf najpierw rozwalcie drony inaczej nigdy ich nie zgubicie. No i jak im pokażecie waszego blaszanego drwala no to szału dostaną aby go dorwać. Nara. - Ruben mówił szybko ale wydawał się być pewny tego co mówi. 255-ka o jakiej mówił to ta międzystanówka przez jaką przechodził most nieco na północ od sztucznej wyspy od jakiej wszystko zaczęło się kilkadziesiąt minut temu.

- Tak naprawdę oba namiary są w miarę po drodze. To dokąd szefie? - Ruben naniósł oba adresy na mapę. Można było jechać jedną trasą i po prostu zdecydować czy skręcając ku muzeum czy jadą dalej do magazynów. Po mapie magazyny wyglądały bardziej obiecująco. Były zalane wodą ale na tyle, że pewnie dało się tam dojechać skoro Rando tam im wskazał adres. Były też na tyle duże, że podobnie jak Tesco w jakim teraz byli, dało się wjechać samochodem a nawet ciężarówką.


---



No to ruszyli. W obu wypadkach powinni kierować się na północ i trzymać się dość blisko rozlanej rzeki. Pierwsza na ulicę wyjechała ciężarówka z kontenerem. Za nią pozostałe dwa wozy. Rando miał na tyle silne nerwy, że jechał dość spokojnie. - Zaraz z przeciwka nadjedzie radiowóz. Policyjny dron leci w waszą stronę. - w słuchawkach zabrzmiał skoncentrowany głos Yoshiaki. Rzeczywiście Law zauważył za oknem latającego szpiega w tradycyjnych barwach policyjnej pandy. A ledwo ujechali kawałek z przecznicy wyjechał wolno jadący radiowóz. - Spokojnie, bez nerwów. Nie róbcie nic głupiego. Schowajcie broń. - w słuchawkach zabrzmiała Dunkierka wzywając do opanowania się.

Rzeczywiście wolno jadąca kolumna minęła radiowóz który dał im się minąć. Za przednią szybą widzieli dwóch umundurowanych policjantów którzy im się uważnie przyglądali. Jeden coś gadał do drugiego a może przez radio ale radiowóz stał spokojnie. - I jak? Jadą za nami? - Rando który jechał na czele miał najsłabszy wgląd na tył kolumny. Pytał więc przez komunikator innych.

- Nie. Zostali na skrzyżowaniu. Oj. Ruszyli za wami. Macie ze 100 m przewagi. Ale macie ogon. No i drona. - w głosie Chinki najpierw było słychać cień ulgi gdy radiowóz z miejsca nie zaczął pościgu ale to znikło gdy na bieżąco przekazała im gorsze wieści. Gliniarze widać może nie byli pewni czy trzy pojazdy są jakoś podejrzane czy nie ale też i czuli pismo nosem. Na szczęście na razie był tylko jeden radiowóz.

- Spokojnie na razie tylko nas śledzą. Jak coś zwęszą to włączą syreny i zaczną nas gonić. - Dunkierka nie traciła zimnej krwi i próbowała pomóc w tym reszcie. Wtedy jak na zamówienie usłyszeli za plecami policyjną syrenę.

- Przyspieszyli! Skracają dystans! - Yoshiaki meldowała co widzi dzięki latającemu szpiegowi. Chociaż po słyszalnej syrenie za plecami można było się tego samemu domyślić.

- Wstrzymać ogień! Nie strzelać! Bez paniki! - snajper podniosła głos na wypadek gdyby kogoś kusił zbyt szybki cyngiel.

- Ej co jest? - zdziwił się Junior który siedział obok niej.

- Ktoś strzelał?! To oni?! Strzelają do nas? - Frank ze środkowego wozu też pewnie słyszał to co i inni. Ale mieszało się z syrenami i warczącymi silnikami. Niemniej brzmiało jakby rzeczywiście ktoś strzelał za ich plecami.

- Nie, chyba nie! Nawet się nie wychylili! Zwalniają! Zatrzymali się! - sądząc po zdumionym tonie głosu Dunkierki sama też musiała być tym zaskoczona co widzi. Ale odgłos syren rzeczywiście zaczął cichnąć.

- Tam ktoś jest! Ktoś do nich strzela! Ale słabo widzę kto to. Ktoś w kapturze. - zaskoczenie musiało się udzielić i Chince.

- Skręcamy. - Rando z ulgą skręcił w następny zakręt i cała policyjna strzelanina zeszła na dalszy plan.


---



Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 06:45
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; droga obok Waffle House
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


Ledwo parę minut i zakrętów później zbliżali się do 255-ki. Rando miał rację. Z obu stron ślimacznicy, i od mostu i od strony miasta, nadjeżdżały kolejne radiowozy. Ale zdarzały się jeszcze i zwykłe samochody. Na razie trzy jadące pojazdy chyba aż tak się nie wyróżniały z tego samochodwego tłumu ale tutaj widać było jak na dłoni jak poważnie rządowi traktują sprawę sygnału wysłanego z MEC. Zapowiadało się oblężenie dzielnicy podobne jakim niedawno poczęstowano Dutchtown. Widać było i zwykłe radiowozy, i specjalistyczne furgonetki i ciężarówki. Nawet jeden pojazd naziemny ADVENT-u do pacyfikowania zamieszek mieszał się z radiowozami. Ale większość kierowała się w stronę z jakiej nadjeżdżały trzy pojazdy.

- No to jak do muzeum to zaraz powinniśmy gdzieś skręcać w prawo. A jak do magazynów to dalej prosto. - Ruben odezwał się dopiero gdy przejechali przez ruchliwą ślimacznicę. Wydawało się, że zdążyli opuścić najbardziej podejrzany rejon gdzie szanse zatrzymania były największe.

- Dwa radiowozy przed wami. Zaraz powinniście ich zobaczyć. Chyba sprawdzają samochody. - w słuchawkach znów usłyszeli głos droniary.

- Widzę. - Rando jej odpowiedział ale zza łagodnego łuku widać było już tą zawalidrogę. Jeszcze trochę i stały rzędem trzy osobówki. W poprzek drogi stały dwa radiowozy. Dwie sylwetki w mundurach stały za nimi a dwie najwidoczniej przeprowadzały rutynową kontrolę pierwszego z zatrzymanych pojazdów.

Ciężarówka i dwa jadące za nią samochody zwolniły. Ale i tak mieli mało czasu do namysłu. Zanim by dojechali do zderzaka najbliższego pojazdu była jeszcze jedna przecznica w jaką można było zjechać. Tylko była ona ślepa, prowadziła w jakieś jednorodzinne domki. Ciężarówka co prawda pewnie mogła się przebić przez płoty i ogrody no ale to by już pewnie zwróciło uwagę policji i dronów. Do muzeum nie było już tak daleko. Z 1.5 km po przekątnej, ulicami czy trawnikami pewnie trochę więcej. Minuta czy dwie szalonej jazdy. Ale pewnie z glinami na karku. Do magazynów było jeszcze dalej.

- Cholera a może się uda? Zobacz szefie, chyba sprawdzają tylko papiery. - Rando zbystrzał gdy właśnie pierwsza para gliniarzy skończyła kontrolę i dała przejechać pierwszej osobówce. Drugi pojazd zajął miejsce pierwszego i po gestach widać było jak para gliniarzy salutuje na przywitanie i pewnie gada standardową gadkę aby pokazać dokumenty i trzymać łapy na kierownicy. Gdyby się udało prześlizgnąć no to mieliby z górki. Dalej mogliby przenikać zamiast się przebijać. Do muzeum, do magazynów no albo do kolejnej zawalidrogi. No ale jak się nie uda może być krucho. Co prawda były tam tylko dwa radiowozy i czwórka gliniarzy. Ale prawie tuż za plecami trzech pojazdów była ruchliwa 255-ka i prawie dowolna ilość pojazdów wsparcia. Z trzeciej strony gdyby mieli taranować to właśnie teraz bo ciężarówka musiała mieć odpowiednio dużo miejsca na rozbieg aby uderzyć w zawalidrogą z pełną mocą. Tylko wtedy zacznie się już pościg pełną ręką, nawet bez dronów ci na wiadukcie jaki właśnie minęli zorientowaliby się w czym rzecz.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-05-2019, 22:36   #98
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Blokada

Law-Tao zacisnął pięść, dając niewielki upust napięciu. Wiedział, że miało dojść do konfrontacji z policją, był na to gotowy zaraz po wyjechaniu ze starego Tesco. Byli o włos od starcia, kiedy tamten radiowóz na drodze próbował ich zatrzymać. Kiedy jednak przez dziwny zbieg okoliczności radiowóz został zatrzymany przez anonimowego strzelca, Japończyk odetchnął z ulgą. Przez chwilę uwierzył, że jednak jego plan pójdzie po dobrej myśli i zatrzymają się w najbliższej dziupli, nie wszczynając alarmu.

I oto stała przed nimi blokada.

Sugestia Rubena wydawała się całkiem rozsądna. Mieli przecież na sobie legendy, za którymi mogli się schować. Problem pojawiłby się dopiero wtedy, kiedy funkcjonariusze zdecydowaliby się zajrzeć na naczepę. Uzbrojony po zęby, przedwojenny MEC nijak nie wpasowywał się nawet w najlepszą legendę Lawa.

Dlatego instynkt podpowiadał skanerowi bardziej bezpośrednie rozwiązanie. Staranowanie blokady powinno się udać niemal na pewno. Problem pojawiał się dopiero potem, kiedy zacznie się pościg za uciekinierami. Ruben był kierowcą i to nie najgorszym. Niestety pozostałe dwa wozy jechały na autopilocie, a chyba żaden pościg nie odbywał się zgodnie z przepisami ruchu drogowego. Równało się to temu, że zarówno furgonetka jak i pickup nie miały szans uciec obławie.

- Słuchajcie - odezwał się Law, odpalając komlink. - Spróbujemy to rozegrać na spokojnie. Wygląda, że nie trzepią dokładnie, dlatego schowajcie broń i nie wychylać się. Gdyby jednak nas nakryli, przygotujcie się do walki z czwórką funkcjonariuszy. Będziemy musieli uporać się z nimi szybko, zanim dostaną wsparcie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-05-2019, 21:40   #99
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 35 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 07:00
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; droga obok Waffle House
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


No i zaczęło się to charakterystyczne, nerwowe czekanie. Gdy nerwy były napięte jak postronki i mogły każdemu strzelić w każdej chwili. Czas i przestrzeń zdawały się ślamazarnie wydłużać gdy trzy pojazdy ustawiły się w szeregu za dwoma innymi. Para gliniarzy i cywile w samochodach grzebali się niemiłosiernie. A jednocześnie każdy ich ruch czy słowo przybliżał nieuchronnie próbę konfrontacji z czujnością i gorliwością policji. Do tego te latające nad głowami policyjne drony, czająca się gdzieś w powietrzu jednostka uderzeniowa ADVENT i tworzący się policyjny kordon na ślimacznicy za plecami. Wszystko w zasięgu wzroku i słuchu. Poziom presji rósł i tężał z każdą kolejną chwilą tego nerwowego oczekiwania.

W końcu kolejny pojazd został przepuszczony przez policyjną kontrolę a potem kombi za jakim zatrzymała się ciężarówka z kontenerem na pace. Bezduszne zegarki wskazywały, że to wszystko zajęło tylko kilka minut na pojazd a jednak subiektywnie przeżywamy stres wydłużał te oczekiwanie niemiłosiernie. Ale w końcu się doczekali. Kombi przejechał przez blokadę a policjanci dali znać, że ciężarówka ma zająć jego miejsce.

- Proszę się zatrzymać. Funkcjonariusz Monica Campbell. Proszę zgasić silnik i otworzyć drzwi. I dokumenty poproszę. - para policjantów podeszła do kabiny ciężarówki zaczynając rutynowa kontrolę. Schemat rutyny znów się powtarzał. Ruben zgasił silnik i wykonał polecenia policjantki. Drugi z gliniarzy podszedł do szoferki od strony pasażera i podobnie powtórzył tą samą procedurę z pasażerem.

Ruben popatrzył na Lawa. Na razie szło całkiem nieźle. Gliniarze przejechali czytnikami po dokumentach wozu i obsady. Sprawdzali co wyszło i chyba nie wyszło nic zdrożnego bo policjanci nie bili na alarm.

- Nie jest pan właścicielem wozu. - policjantka zwróciła uwagę na ten detal. No Ruben według papierów na pewno nie był właścicielem wozu. Pewnie był nim któryś z ludzi Alvareza.

- No nie, szef kazał wsiadać i jechać to wsiadamy i jedziemy. Wie pani jak to teraz jest z pracą. - Ruben starał się wcisnąć swoją bajere bo jeszcze tego brakowało aby spróbowali zatrzymać ich za kradzież samochodu.

- Sprawdzimy to. - młoda i nawet nie brzydka policjantka zaczęła kogoś wywoływać przez komunikator. Dwójka xcomowcow, pod okiem pary policjantów, obserwowali procedury dochodzeniowe w użyciu. Funkcjonariuszka Campbell dodzwoniła się gdzieś. Chyba naprawdę do właściciela wozu. Law z Rubenem nawet nie byli pewni kto nim właściwie jest. Ale chyba ktoś z głową na karku. Bo nie zgłaszał kradzieży a nawet potwierdził kurs swojego pojazdu.

- No dobrze, to proszę jeszcze otworzyć kontener. Musimy go skontrolować. - Campbell cofnęła się o krok od szoferki aby kierowca mógł wysiąść na ziemię i mógł podejść na tył wozu aby wykonać to polecenie.

- Ah tak? A dlaczego? Coś się nie zgadza? - Ruben rzucił okiem na szefa gdy się odezwał do policjantki w odpowiedzi.

- Papiery są w porządku. Rutynowa kontrola. Proszę wykonać polecenie. Jeśli będzie wszystko w porządku mogą panowie jechać dalej. Chyba nie mają panowie nic do ukrycia? - młoda policjantka wydawała się jakby rzeczywiście chciała odbębnić swoje i zająć się kolejnym wozem. Ale też chyba jednak nie chciała czegoś przegapić w służbowych procedurach.

- Nie skądże, tak tylko z ciekawości pytam. - Ruben popatrzył pytająco na szefa. Teraz z wyłączonym silnikiem szansa na szybkie wyrwanie się z matni drastycznie spadły. Procedury policyjne były pomyślane właśnie na takie przypadki. Otwarte drzwi kabiny nie pozwalały na skryte użycie broni. Czy pierwsi zdążyliby sięgnąć po broń policjanci czy para xcomowców to było jak rzut beretem. Z odległości kroka czy dwóch raczej by się pewnie trafiali niż pudłowali. Strzelania zapowiadała się więc bardzo krwawo i chaotycznie. Do tego było tych dwóch gliniarzy za radiowozami. Dla nich dwójka w szoferce ciężarówki było jak tarcza typu popiersie na strzelnicy. Co prawda druga strona miała zbrojnych w samochodach za ciężarówka ale na ba stężenie ołowiu to nie zwiększało szans na przeżycie w tych pierwszych momentach rozpoczęcia strzelaniny.

To wysiąść i otworzyć kontener? No można było. Ale po otwarciu kontenera MEC nie dało się przegapić. Niemniej trochę opóźniło to co nieuniknione no i była szansa, że rozdzieli parę najbliższych gliniarzy. Cokolwiek zresztą by nie planowali rozegrać tą scenę musieli zrobić to natychmiast zanim gliniarze zaczną coś podejrzewać. Na razie chyba nie dopatrzyli się niczego zdrożnego skoro obsada wykonywała polecenia, wóz nie był kradziony a papiery były w porządku. No ale gliniara chciała sprawdzić co ciężarówa wiezie na pace.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 28-05-2019, 22:14   #100
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Blokada drogowa

Law poczuł, jak zlewa go zimny pot. Funkcjonariusze chcieli skontrolować ich kontener, a to mogło się skończyć w tylko jeden sposób – masakrą. Haker wyobrażał sobie, jak to będzie. Wraz z Rubenem wysiądą z szoferki, zaprowadzą dwójkę policjantów na tyły, otworzą kontener a wtedy… MEC plunie ołowiem w dwójkę nieszczęśników wykonujących swoje obowiązki. Jak tylko ta dwójka zginie, przyjdzie czas na kolejną. Później zlecą się okoliczne jednostki. X-COM będzie utrzymywać pozycję, aż nie skończy się im amunicja, po czym wszyscy zginą od broni ADVENT-u.

Wszystko na nic. Trzeba było taranować blokadę i spróbować ucieczki, kiedy mieli na to szansę. Dlaczego Japończyk zgodził się na kontrolę? Przecież instynkt podpowiadał mu inaczej.

Kurwa, kurwa i jeszcze raz kurwa. Zabił ich. Zabił ich wszystkich.


- Bo wie pani władzo… Monica, tak? - odezwał się Ruben, kontynuując rozmowę z funkcjonariuszką. Czarnoskóry technik nie tracił zimnej krwi i uśmiechając wesoło do kobiety, usiadł wygodniej na fotelu. - Rozumiem, iż macie obowiązek sprawdzić nasz ładunek i naprawdę chcemy współpracować, tylko… tylko nie możemy tego zrobić tutaj - kontynuował Graham, improwizując swoją bajerę. Chyba szybko pokapował się, że na Lawa nie ma co liczyć, gdyż tamtego ścięła go panika. Zresztą „Ace” zawsze był bardziej wygadany.

- Tutaj, czyli na drodze. Jeśli chcesz zajrzeć nam na pakę, Monico, to musimy zajechać w jakieś sterylne miejsce, z dala od strefy zamieszkałej. Wieziemy szkodliwe dla środowiska odpady. Jak tylko otworzysz nasz hermetycznie zapieczętowany kontener, to zatrujesz najpierw nas i siebie, a następnie wszystkich kierowców stojących w kolejce. - Głos Rubena miał sprawiać wrażenie wyluzowanego, jakby należał do kogoś, kto siedzi w tej robocie już od wielu lat i taka sytuacja nie jest dla niego nowością, jednak mimo to martwi się o bezpieczeństwo i podchodzi do obowiązków z głową.

Funkcjonariuszka Campbell pozwoliła się wygadać kierowcy ciężarówki, robiąc przy tym niedowierzającą minę. Widać było, że do jego bajki podeszła sceptycznie, najwyraźniej przyzwyczajona do tego, że ktoś próbuje się wyłgać. Z początku nie odezwała się ani słowem, tylko ponownie sprawdziła coś w swoim holo.

W tym czasie drugi z funkcjonariuszy przyjrzał się uważniej Lawowi, który ze wszystkich sił starał się ukryć zdenerwowanie. Na jego korzyść działał fakt, że wyglądał stosunkowo niegroźnie. Raczej szczupły, zadbany i sprawiający wrażenie oczytanego. Niezbyt wpasowywał się w rysopis jakiegoś zbira. Haker odparł tylko ukradkowym spojrzeniem i kiwnięciem głowy, jakby na znak potwierdzający słowa Rubena.

- Ten przejazd nie jest zarejestrowany na przewóz środków szkodliwych, panie kierowco. Jak więc mam uwierzyć, że to co mówicie, jest prawdą? Może jednak próbujecie coś ukryć, hm? - odezwała się policjantka, mierząc Grahama wzrokiem.

To koniec, pomyślał znowu Law. Funkcjonariuszka nie kupiła bajery Rubena i tak czy siak zostaną skontrolowani. „Ace” do końca próbował powstrzymać rozlew krwi, za co skaner był mu w duchu wdzięczny. Było to jednak na nic, skoro koniec końców dojdzie do strzelaniny. Co więcej mogli zrobić? Powstrzymać ich siłą i dać się zastrzelić? Już lepiej było zaprowadzić ich na tyły i wykorzystać do brudnej roboty MEC’a. Mieli wtedy większą szansę przetrwania.

W czasie, kiedy Law-Tao czarnowróżył, Graham nie dawał się zbić z tropu. Odwzajemniał spojrzenie Campbell. Chociaż sprawiała wrażenie czujnej, nie wydawała się ani poirytowana ani przesadnie dociekliwa. To dawało technikowi szansę na kontynuowanie rozmowy. Być może była bardziej naiwna, niż na jaką wyglądała, a może to urok osobisty Rubena i figlarne podejście otwierało mu ostatnią furtkę na wyciągnięcie ich z tego bagna.

- Wiem - westchnął ostentacyjnie „Ace”. - Ten stary dureń, którego nazywamy szefem, nie przywiązuje dużej wagi do takich detali. Większość przejazdów organizujemy planowo, ale czasem coś wyskoczy i nasza logistyka nie zdąży wprowadzić poprawek do systemu. Ja tu jestem tylko od naciskania na pedał - wzruszył ramionami. - Z drugiej strony zerknij na nasz kontener. Nie widujesz takie na co dzień, co? Bajerancka technologia. Zdradzę ci sekret, że właśnie w takich skrzynkach te paskudne korporacje wywożą swoje brudy. Serio, Monico, szkoda twojej urody, żebyś zaczerpnęła chociaż jeden haust tego gówna w usta.

Policjantka zamilkła na moment, trawiąc słowa technika. Faktycznie rzuciła spojrzenie na wspominany kontener. Musiała być młoda albo zwyczajnie nieobeznana, bo nie poznała się na technologii wojskowej sprzed inwazji. Pojemnik musiał zrobić na niej wrażenie, bo pokiwała głową, jakbym przyjmując do wiadomości, że w takich kontenerach najwidoczniej wywozi się szkodliwe odpady.

Mijały kolejne napięte sekundy, w czasie których nawet Ruben zaczął tracić nadzieję. Powoli godził się z losem, że ta urocza funkcjonariuszka za kilka chwil padnie sztywna na asfalcie, przedziurawiona przez działka ich mechanicznego kolegi.

Monica Campbell jeszcze raz przejrzała dokumenty pojazdu oraz pasażerów, rozejrzała się bezradnie, jakby naprawdę szukała miejsca, w którym mogliby przeprowadzić inspekcję ładunku, po czym westchnęła, zrezygnowana.

- Zabierajcie te śmieci z powrotem do siebie, nie chcę tutaj katastrofy - odparła, oddając dokumenty.

- Dzięki i przepraszam, naprawdę nie chcieliśmy sprawić kłopotu. Jesteś aktywistką środowiskową, prawda? Szanuję, powinniśmy dbać o nasze otoczenie - odezwał się Ruben ze skrywaną ulgą. - Hej, nie mógłbym dostać twojego numeru? Wiesz, moglibyśmy wyskoczyć po pracy na jakieś piwko, no chyba, że wolisz kawę...

- Zjeżdżajcie mi stąd, powiedziałam - odrzuciła propozycję technika, jakby znużona faktem, że kolejny facet się do niej przymila, co musiało zdarzać się nie tak rzadko w czasie jej służby.

- Już, już jedziemy. Chciałem być uprzejmy. Miłego dnia! - rzucił Graham na odchodnym, odpalając silnik i ruszając przez blokadę.


Musieli mieć szczęście, bo ani furgonetka, ani pickup nie wpadli. Wszyscy bezproblemowo przejechali, nie niepokojeni przez władze.

- To było niesamowite - odezwał się po dłuższej chwili milczenia siedzący jak zamurowany Law, kiedy odjechali na kilkadziesiąt metrów.

- Oj wiesz, szefie, bo do kobiet to trzeba ze sposobem. Tylko to trzeba czasem odejść od komputera - odparł żartobliwie Ruben, po czym buchnął śmiechem. I ku jego zdziwieniu nawet Law zaczął się śmiać. Ten „jebany służbista Japończyk”, jak zdarzało się Rubenowi mówić za jego plecami, śmiał się na całe gardło, jakby nie robił tego nigdy w życiu.

Stres musiał dać mu nieźle popalić.


- Nie wiem, jaką szopkę tam odwaliliście, ale dobra robota. Dokąd teraz jedziemy? - odezwał się po chwili w słuchawce Hodowski.

Law wziął kilka głębszych wdechów, uspokajając się, po czym włączył nadawanie.

- Sierżant Yuan Lei wspomniał coś o tym przedwojennym schronie. Jest niedaleko. Myślę, że nie powinniśmy już więcej poddawać nasze szczęście próbie. Zaszyjmy się i poczekajmy, aż się nieco uspokoi. Będziemy kontynuować jutro. Jak przyjęli?

- Przyjąłem. Trochę daleko od bazy, ale może faktycznie nie ma co ryzykować - odpowiedział mu głos Franka.

- Pickup przyjął. Może znajdziemy tam jakieś fajne przedwojenne zabawki. To tak jak pójść do muzeum znajdującego się pod muzeum, nie? - wtrącił się „Junior”.

- Mam nadzieję, że przynajmniej w tym muzeum mają jakiś alkohol, bo przydałoby mi się znieczulić po tym, jak nasz blaszany kolega się z nami przywitał - dodał technowiking jadący w furgonetce.

- Trzymajcie się, będziemy tam za kilka minut. Bez odbioru - uciął dyskusję Law.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172