Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2019, 21:13   #101
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 36 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 07:20
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; droga obok Waffle House
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


“Udało się!”. Chyba wszyscy xcomowcy czy w pojazdach czy ci co byli w HQ w bazie zachłysnęli się entuzjazmem. Wjechali w paszczę lwa, nie stracili zimnej krwi i wyjechali z niej zwycięsko! Do mety zaproponowanej przez Lawa to samochodem nie było tak daleko. Parę skrętów w tę i w kolejną. Ciężarówka przejechała spokojnie obok policjantki Campbell i jej kolegi, potem minęła dwóch gliniarzy z bronią długą stojących za radiowozami i skręciła w prawo zaraz potem. Zaczęła zbliżać się do rzeki której jeszcze nie było widać a w końcu do już trochę znajomego rejonu dawnych koszar Gwardii Narodowej w której podziemiach do niedawna gnieździły się chryzalidy. Minęli je po prawej w odległości zaledwie kilkuset metrów. Z okien samochodów widać było wieżę na jakiej wcześniej miała posterunek Dunkierka i Law mógł z daleka dostrzec bydynek w jakim wówczas działali. Teraz wyglądał o wiele gorzej. Straszył wyrwanymi oknami i osmoleniami na murach. Widać wybuch wywołał pożar i oba te czynniki zostawiły swoje piętno na dawnym budynku koszar.

Budynek muzeum był po sąsiedzku. I był zbudowany w podobnym neoklasycznym stylu z czerwonej cegły. Główne wejście było dość wysoko i wchodziło się po kilku schodkach. Znad gruntu widać było małe, piwniczne okienka. Wszystko kiedyś musiało wyglądać ładnie i elegancko. Akurat jak na muzeum z epoki wojny domowej wypadało. - Dobra, to chyba tutaj. - Ruben zwolnił przed głównym wejściem i zerkał na bryłę budynku. No tak, musiało być tutaj. Nadal zachowała się zaniedbana ale czytelna tabliczka przed budynkiem.





- Tak to tutaj. - upewnił ich głos Chinki jaki zabrzmiał w komunikatorach. Czyli dojechali na miejsce. Tylko znów pojawiły się pewne komplikacje.

- Cholera gdzie tu zaparkować? - problem z ukryciem trzech wozów był widoczny. Zwłaszcza dla latających dronów trzy pojazdy w tym ciężarówka, zaparkowane przed opustoszałym muzeum mogły być widoczne. Przez chwilę trwała telekonferencja z udziałem Yoshiaki jako opiekuńczym okiem nad okolicą.

- Obok jest jakiś budynek. Chyba garaże. A z drugiej strony jest jakaś dziura w muzeum. Chyba bomba wybuchła bo jakiś lej jest. - głos Azjatki był skoncentrowany i mówiła trochę wolno gdy pewnie patrzyła w ekran z kamery drona.

- Sprawdzimy to. - rzuciła Dunkierka i razem z Juniorem ruszyli w kierunku garaży. Ruben zaś wolno objechał ciężarowką budynek aby zorientować się jak wygląda z tą dziurą.

- Ale pieprznęło. - mruknął gdy jedna ze ścian budynków runęła w jedno gruzowisko a na dole rzeczywiście kończył się lej po jakimś wybuchu który zachaczał krawędzią o ścianę. - No będzie ciężko. Ale spróbujemy. - kierowca powoli ruszył do przodu. Ciężarówka napierw niepokojąco przechyliła się na dół gdy pojechała w dół leja i zadarła nosem do góry gdy zaczynała z niego wyjeżdżać. Koła zabuksowały się walcząc z osuwiskiem ziemi i gruzu ale maszyna powoli zaczynała wyjeżdżać z tego dołka.

- Garaże są okey ale ciężarówka się nie zmieści. - usłyszeli w słuchawkach głos Dunkierki.

- No to się pakujemy. - Frank nie czekał tylko pojechał w tamtą stronę. Musieli jeszcze tylko wyłamać kłódkę i oba mniejsze pojazdy zniknęły wewnątrz małych garaży. Ciężarówka rzeczywiście była zbyt wielka, przede wszystkim zbyt wysoka aby móc się tam zmieścić.

- No dawaj mała, jeszcze trochę… - Ruben z przejęciem zaklinał ciężarówkę. Maszyna trzęsła się i zgrzytała gdy cały czas mieliła oponami gruz z drażniącym uszy i nerwy dźwiękiem. Wydawało się, że lada chwila coś musi się schrzanić. Ale niespodziewanie w pewnym momencie maszyna złapała przyczepność na już względnie stabilnej podłodze wewnątrz budynku i kryzys minął. Jeszcze trochę siłowała się z gruzem i rumowiskiem ale wyjechała na prostą. I to jak! Jak z procy! Przedni zderzak właściwie grzmotnął w jakąś ścianę wewnątrz budynku a dwójką załogantów mocno bujnęło ale byli wewnątrz. No tak prawie.

- Cholera trochę wystaje. - mruknął Ruben gdy wysiadł z szoferki i poszedł na tył aby sprawdzić jak to wygląda.

- No stąd widać. - potwierdziła Yoshiaki mając wgląd z drona. Zresztą teraz też widzieli krążącego w powietrzu drona. Tył ciężarówki i kontenera jednak trochę wystawał z dziury w ścianie. A przez te ściany nie można było wjechać nią głębiej. Z drugiej jednak strony trzeba by podjechać czy podlecieć akurat z tej strony budynku aby móc zobazyć dziurę w ścianie i to co się w niej zajmuje.

- Ale będzie słodko stąd wyjeżdzać. I to tyłem. - skrzywił się Ruben zerkając na lej jaki znajdował się tuż przed ścianą a jaki znów musieli pokonać przy wyjeździe. Odwrócił się bo usłyszeli za sobą kroki. Do sali wróciła obsada dwóch mniejszych pojazdów.

- No i jak? Idziemy do tego schronu z naszym blaszanym drwalem? - Dunkierka zapytała wskazując na kontener gdzie był MEC. No to poszli.


---



Na początku szedł Junior a za nim Dunkierka. Lei dudnił krokami gdzieś w środku i wskazywał drogę. Przeszli przez parter muzeum. Widać było, że dawno zostało rozszabrowane, zdewastowane, porzucone i zapuszczone wiele lat temu. Gruz, błoto, napisy na ścianach, wyrwane drzwi, zakleszczone drzwi stanowiły dość przygnębiający widok. Nadal jednak nawet po tylu latach i samych resztkach wystaw i eksponatów dało się poznać, że to było muzeum. Amerykańskie muzeum z amerykańskiej wojny Amerykanów z Amerykanami. Starodawne szare i granatowe mundury, rozbite gabloty nie wiadomo po czym, czarno białe zdjęcia ludzi w mundurach indywidualne albo zbiorowe. Opisy, mapki nawet jedna stara armata. Na podłodze leżały manekiny lub ich resztki wciąż reprezentujące wygląd dawnych armii.

- To wszystko kiedyś było nasze. - brodacz od zbrojnych zatrzymał się przed mapą dawnych Stanów zawieszonej na ścianie. Była trochę porwana i poplamiona, ktoś ją pobazgrał tam i tu ale nadal była czytelna. Były na niej zaznaczone miejsca najważniejszych bitew z wojny domowej, daty a w ramkach na obrzeżach pomocnicze napisy. No tak, kiedyś tak to wyglądało. Teraz granice na mapie wyglądały całkiem inaczej. I ani Amerykanie, ani ludzie, nie byli już władni wyznaczać jakiekolwiek granice bo nie byli już panami tej planety.

- Nie rozklejaj się, nie mamy czasu na zwiedzanie. - Dunkierka klepnęła go w plecy popędzając do dalszego marszu. No tak, sierżant Lei był zbyt gorącym i trefnym towarem aby paradować sobie po ulicach.

- O! Zobaczcie! - Junior pokiwał głową i ruszył dalej ale gdy uniósł głowę to dostrzegł coś ekscytującego. Wskazał to palcem i gdy reszta też podniosła głowy to dostrzegli stary, spłowiały, gwiaździsty sztandar.




- Idziemy, nie ma teraz na to czasu. - strzelec wyborowy znów klepnęła go w ramię chociaż flaga wyglądała jakoś tak, że łapała za serce. Pewnie nie tylko Juniorowi szkoda było jej zostawiać. No ale zostawanie na powierzchni rokowało zwiększenie ryzyka. Ruszyli więc dalej.

Z parteru przeszli do piwnicy. Ta była zagracona jakimiś paczkami i skrzyniami. Widac tu były kiedyś magazyny muzeum bo tak samo jak na górze widać było mniej lub bardziej zdewastowane resztki eksponatów. Na dole nadal zachowały się tabliczki i napisy w większości czytelne. “Magazyn B”, “Kotłownia”, “Szatnia”, “Droga Ewakuacyjna” czy to co najbardziej ich interesowało “Do Schronu” z odpowiednimi strzałkami.

- To chyba tutaj. - powiedział raczej proforma Junior gdy znaleźli się na schodach prowadzących w dół. Nie wyglądały zbyt przyjemnie. Czarne czeluści mrocznego korytarza. Zapalił więc latarkę w karabinie aby oświetlić wnętrze. Ukazał się zdewastowany, pełen kałuż i gratów korytarz. Dość wąski więc wygodnie się szło tylko w pojedynkę. Sierżant Lei musiał się mocno pochylić aby się zmieścić. Kolejka nieco rozproszyła się. Był krótki korytarz potem niewielkie pomieszczenie z prysznicami. Komora dekontaminacyjna. Ale dawno pewnie już nieszczelna i nie mogąca służyć oryginalnym zadaniom ale potwierdzała dobitnie, że są w jakimś schronie. Potem jeszcze kolejne drzwi i korytarze i nagle Junior dał znak aby się zatrzymać.

- Widzę światło. Ktoś tam chyba jest. - szepnął tak cicho, że usłyszeli go tylko dzięki sieci wspólnych komunkatorów. Dunkierka podeszła do niego gdy zrobił jej miejsce i też wyjrzała zza róg.

- No jest. Zostańcie tutaj, sprawdzimy to. - dwójka zbrojnych z uniesioną bronią ruszyła wzdłuż korytarza. Kolejnym był Law i Ruben więc to na nich spadło filowanie zza winkla. Na tle ciemności sylwetki żołnierzy X-COM były widoczne tylko jako mętne kształty przesłaniające promienie latarek taktycznych. Ale rzeczywiście na korytarz, ze trzy drzwi dalej były kolejne, chyba uchylone i z nich biła na ścianę korytarza jakaś poświata.

Właśnie dzięki tej poświacie dojrzeli wyraźniej sylwetkę Juniora który pierwszy doszedł do tego sektora. Dunkierka go ubezpieczała gdy ten ostrożnie zaczął zaglądać przez drzwi. Widzieli jego napięcie na brodatej twarzy u czujność gdy celował do wnętrza ze swojej broni gotów otworzyć ogień do wroga. I nagleuśmiechnął się. Machnął na szefową aby też zajrzała i jej reakcja była podobna. Zajrzała do środka czujna i nie wiadomo czego się tu było spodziewać ale gdy tam zajrzała też uśmiechnęła się. Oboje wyglądali na wyraźnie ubawionych. Snajper spojrzała w kierunku załomu korytarza gdzie czekali Law i Ruben i dała im gestem dwa znaki. Aby byli cicho i aby podeszli bliżej.

A gdy podeszli para zbrojnych odsunęła się aby przez szczelinę w drzwiach dwaj informatycy mogli zajrzeć do środka. Juz gdy podchodzili słyszeli jakieś dziwne, rytmiczne skrzypienie. Ale dopiero gdy zajrzeli do środka zobaczyli co je powoduje. Zobaczyli goły, szybko poruszający się tyłek jakiegoś chłopaka. I kawałek dziewczyny którą brał od tyłu. On był w samej podkoszulce ona chyba też. Wydawali się być całkowicie sobą pochłonięci. Wnętrze z tego kawałka co było widać chyba było poza tym puste.Wyglądało na jedno ze starych, mieszkalnych części schronu z ławkami i pryczami. Nie widzieli ani nie słyszeli nikogo innego. No ale gdyby zbliżył się MEC to pewnie nawet oni by się w tym zorientowali.

- Ja odlatuję na trochę bo tu jakiś dron leci. Chyba gliny. - w słuchawkach usłyszeli spięty głos Yoshiaki.

- To co z nimi robimy? - Dunkierka zapytała cicho Lawa. No tak. Parka wewnątrz wyglądała na jakichś młodzieniaszków bardzo sobą zajętych no ale MECa na pewno by nie przegapili. Nie było raczej szans aby dało się go ukryć w którymś z bocznych pomieszczeń bo ani cichy ani dyskretny nie był. Podobnie jak całej grupki uzbrojonych ludzi. Rozsądek podpowiadał, że najlepiej byłoby udać, że się tu w ogóle nie było i zmyć. Ale jak nad okolicą miał latać policyjny dron to mogło go to wszystko zainteresować czemu trzy pojazdu wyjeżdżają z terenu opustoszałego muzeum. Kuper ciężarówki wystawał nieco z dziury więc i MEC byłby do zauważenia gdyby zaczął wsiadać do kontenera bo wejście było właśnie od tyłu. No to niby można było zostać tutaj. No ale właśnie co z tą młodą parką wtedy zrobić?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-06-2019, 20:35   #102
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Podziemia muzeum

Law zrobił skwaszoną minę. Ostatnio zaczęło się im układać, by znowu napotkać jakieś trudności. Cudem udało im się bez przeszkód przejechać blokadę. Zbyt dużo ryzykowali, odkąd Japończyk postanowił, że zabiorą MEC’a ze sobą. Nie miał więc zamiaru ponownie narażać się na czujne oczy ADVENT-u, kiedy będą próbowali opuścić schron i udać się do kolejnej kryjówki.

Skaner potrząsnął zrezygnowany głową i spojrzał na „Juniora” oraz Dunkierkę, po czym kiwnął w stronę drzwi.

- Zgarnijcie ich. Upewnijcie się, że nie mają przy sobie żadnej broni i zabierzcie ich komunikatory. No i niech nie zapomną się ubrać. Tę noc spędzą z nami w schronie - polecił Law, widocznie niezadowolony z przebiegu wypadków.

- Chcesz uprowadzić dwójkę dzieciaków? No no, robisz konkurencję ludziom Franka - zażartował Ruben, szczerząc się przy tym i zerkając za siebie.

- Nie wygłupiaj się, tylko pomóż w aresztowaniu. Nie chcę żadnego rozlewu krwi, jasne? - mruknął jeszcze na odchodnym Law.

Dwójka zbrojnych popatrzyła po sobie, wzruszyła ramionami i poprawiając uchwyt na broni, ruszyła do pomieszczenia.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 15-06-2019, 21:19   #103
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 37 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 07:35
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; schron pod Muzeum Wojny Secesyjnej
Warunki: piwniczny chłód, wilgotno, słabe światło, podziemia


Aresztowanie dwójki nie uzbrojonych i bardzo sobą zajętych nastolatków przez dwójkę uzbrojonych, zawodowych żołnierzy poszło bez większych komplikacji. Parka kryjąca się przed światem w trzewiach zapomnianego bunkra była całkowicie zaskoczona i przestraszona najściem obcych i uzbrojonych ludzi. Po paru chwilach gdy Dunkierka i Junior trochę pokrzyczeli i pomachali bronią młoda parka została skutecznie spacyfikowana. Szybkie przesłuchanie i przeszukanie reszty bunkra pozwoliło się upewnić, że więcej ludzkich lokatorów w tym starym schronie nie ma. Szczurów i śmieci można było się spodziewać po dwóch dekadach plądrowania i zapuszczenia.

Ale to nie parka nastolatków stanowiła zagrożenie. Właściwie zapewne para młodych wyrzutków jaką urządziła sobie tutaj kryjówkę nie stanowiła bezpośredniego zagrożenia. Niebezpieczeństwo nadeszło z innego kierunku.

- Oj, niedobrze. To policyjny dron. Ogląda waszą ciężarówkę. - w słuchawkach usłyszeli spięty głos Yoshiaki relacjonujący co się dzieje na powierzchni.

- Może się dziwi czemu ciężarówka wjechała w budynek? No co? Czasem takie rzeczy się zdarzają nie? - Ruben nie tracił dobrego humoru i jak zwykle potrafił znaleźć jakąś jaśniejszą stronę w napiętej sytuacji.

- Ojej, chyba wezwali radiowóz. Jedzie w stronę muzeum. Może jeszcze skręci… - z głosu Chinki nie znikało napięcie gdy na własne oczy, za pośrednictwem drona widziała co się dzieje o poziom czy dwa powyżej.

- Niedobrze. Jeśli mają cynk o MEC-u i znajdą ciężarówkę z kontenerem do obsługi MEC-a to prawie jakby im pokazać paluchem na mapie gdzie mają szukać. - Frank też wydawał się zaniepokojony takim rozwojem wypadków.

- Zwykli gliniarze poznają się na tym? - Jarl wydawał się mieć wątpliwości czy to takie oczywiste. Po chwili zastanowienia wąsacz w końcu wzruszył ramionami.

- Mogą coś węszyć. Maszyna do robienia lodów to widać, że to nie jest. Mogą capnąć to profilaktycznie. - Polak odpowiedział po chwili wahania.

- Jadą do muzeum. Zatrzymali się. Jeden radiowóz. Wysiadają. To chyba ci sami z blokady. On i ona. Pewnie byli najbliżej. Idą do ciężarówki. Rozglądają się dookoła. - Yoshiaki relacjonowała to co widziała za pośrednictwem drona.

- Myślicie, że biorą w łapę? - Ruben popatrzył na pozostałych zdobywając się na lekki i kpiący ton.

- A masz co im dać w tą łapę? - Frank odpowiedział pytaniem no ale rzeczywiście trudno było o lekkie fanty na wymianę a kredyty były idiotycznie łatwe do wyśledzenia.

- Jak jest ich tylko dwójka to jeszcze jest szansa, że ich zdejmiemy. Może nawet się poddadzą jak dobrze pójdzie. - Dunkierka zaproponowała coś z ramienia zbrojnych. Co prawda policja pewnie dość szybko by się zorientowała, że zaginęła im dwójka pracowników co pojechali sprawdzić podejrzany adres no ale zawsze była szansa, że xcomowcy zdążą ugrać trochę czasu. Ryzykiem było wszczęcie regularnej strzelaniny z dwójką policjantów i pewnie wezwanie przez nich posiłków gdyby taka siłowa akcja się nie powiodła.

- Bez ciężarówki trudno będzie przewieźć MEC-a przez resztę miasta. W kontenerze jest cały osprzęt i części do niego. Na chama można spróbować zapakować go do furgonetki no może się jakoś wciśnie. Ale w kontenerze jest sprzęt do niego. No i jak rządowi dostaną kontener to będą wiedzieli, że gdzieś tutaj jest MEC nawet jak im się wymkniemy. - Frank szybko dopowiedział swoją opinię techniczną gdy okazało się, że kontener byłby bardzo przydatny do obsługi MEC-a.

- Gliniarze podeszli do kontenera. Ale chyba nie mogą go otworzyć. Idą do środka. Straciłam ich z oczu. - zameldowała Yoshiaki i wyglądało na to, że para policjantów oglądała ciężarówkę jaką niedawno kontrolowali.

- Jak nic nie zrobimy to wezwą wsparcie. Jak nie po to by otworzyć kontener to po to by zabrać ciężarówkę. - Dunkierka dorzuciła swoją opinię o procedurach mundurowych i popatrzyła na Lawa. Właściwie wszyscy na niego popatrzyli. Cokolwiek by nie próbowali zrobić to należało to zrobić szybko. Na razie na górze była dwójka “znajomych” gliniarzy. Ale przeciąganie sprawy groziło oddaniem im inicjatywy i wezwaniem wsparcia.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 19-06-2019, 22:34   #104
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Schron

- Zdejmujemy ich - zaproponował rozgorączkowany „Junior”, poprawiając uchwyt na karabinie.

- Wstrzymaj konie, kowboju - mruknął Ruben, unosząc dłoń. - Jeśli to ta sama dwójka co z blokady, to jest wśród nich Monica. Ruda piękność, która straciłaby na urodzie przez twój nerwowy palec na spuście - dodał technik, robiąc przy tym złowrogą minę.

- W takiej sytuacji myślisz o dupach? - wtrąciła niedowierzająco Dunkierka, która jako zbrojna musiała popierać plan kolegi z oddziału. Snajperka rzuciła Grahamowi nieprzychylne spojrzenie.

- Musimy od razu uciekać się do takich środków? Mamy już dwójkę zakładników. Dodatkowa dwójka nie zrobi większej różnicy - włączył się do rozmowy Frank, za którym murem stali jego ludzie.

MEC przyglądał się obojętnie rozmowie, w ogóle nieporuszony. Najwidoczniej nie był w stanie okazać nawet odrobiny emocji, jeśli nie wydano mu wcześniej takiego rozkazu.

Law natomiast nerwowo pocierał czoło, wytężając swój i tak zmęczony umysł, by znaleźć wyjście z sytuacji.

- Frank ma rację - odezwał się w końcu skaner. - Nie ma potrzeby nikogo zabijać, oni tylko wykonują swoje obowiązki. Jednak przy próbie pojmania ich ryzykujemy tym, że wezmą wsparcie. Jeden komunikat wysłany przez radio i zlecą się tu siły całego New St. Louis - uciął, wyraźnie przybity.

- Sir, jeśli mogę coś zaproponować - odezwał się po chwili ciszy ich blaszany towarzysz. Wszyscy jak jeden mąż spojrzeli w jego kierunku. - Do mojej powłoki zamontowano taktyczny podsystem wyrzutni granatów EMP. Detonacja takiego granatu zaburza strukturę fal elektromagnetycznych w najbliższym otoczeniu, zagłuszając tym samym wszelką komunikację radiową oraz uszkadzając wrażliwe urządzenia elektryczne. Jedna detonacja powinna wyeliminować ich krótkofalówki.

- Potrafisz to zrobić? Niech mnie kule - zagwizdał Hodowski.

- Jak bliskie to otoczenie? - dopytał Law.

- Kilka metrów. Jeśli zachowamy dystans, granat nie wpłynie na nasze odbiorniki.

- To by się mogło udać. Jak wyłączymy im radia i skierujemy wszystkie nasze spluwy, włączając w to minigun MEC’a w ich piersi, szybko skapitulują - zgodziła się Dunkierka, która koniec końców nie była tak porywcza do walki jak „Junior”.

- No dobra… Robimy tak. Zwabiamy ich nieco w głąb piwnic muzeum jakimś hałasem. Coś, co od razu nie zgłoszą do centrali. Kiedy wpadną w pułapkę, sierżant Lei odpala granat i rozkazuje im się poddać. Junior i Dunkierka ich rozbraja, reszta ubezpiecza. Na koniec montujemy ich obok naszych młodocianych zakładników.

- A co z dronem? - zauważył Ruben.

- Jeszcze nie wiem. Może Yoshiaki mogłaby go zhakować… ale tym będziemy martwić się później. Najpierw zajmijmy się jedną sprawą.

- Nie dość, że porywamy cywili, to teraz jeszcze funkcjonariuszy policji, hm? - zachichotał Ruben, widocznie rozbawiony tą sytuacją. Raczej nikt nie popierał jego humoru.

- My… wytłumaczymy im, że jesteśmy z X-COM i że robimy to dla dobra nas wszystkich.

- Wiesz, co mówią o tych, którzy mieli dobre chęci? - mruknął techno-wiking, kręcąc zrezygnowany głową.

- Dość. Wszyscy na pozycje. Frank, niech jeden z twoich ludzi przypilnuje młodych, reszta szykujcie się. Zaraz postawimy wszystko na jedną kartę.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-06-2019, 06:33   #105
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 38 - 2037.III.21; sb; ranek

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 07:45
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; schron pod Muzeum Wojny Secesyjnej
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


Frank postanowił zostawić Jarla do pilnowania zastraszonych młodziaków. Reszta grupki wróciła do piwnic muzeum aby spróbować wciągnąć dwójkę policjantów w pułapkę. Gdy uznali, że już zajęli właściwe pozycję Dunkierka i Junior ruszyli do przodu aby wrócić na parter budynku i skierować na siebie uwagę funkcjonariuszy policji. Law, Ruben, Frank i Hammir widzieli jeszcze chwilę ich pochylone sylwetki z wycelowaną przed siebie bronią póki nie zniknęły na schodach prowadzących na wyższy poziom muzeum.


---



- Słyszałeś to? - ubrana w policyjny mundur kobieta zapytała cicho swojego towarzysza nakierowując światło latarki w głąb sali. Plama światła zatrzymała się na mroku bezimiennego przejścia.

- No. - jej partner skinął głową postępując podobnie. - Proszę powoli wyjść! Policja! Mamy kilka pytań! - krzyknął rozkazująco w ten mrok no ale po chwili czekania nikt nie wyszedł.

- Dobra, chodź, trzeba to sprawdzić. - partner policjantki położył wolną dłoń na kaburze i ostrożnie ruszył przed siebie oświetlając okolicę promieniem latarki.

- Tu 54-32. Mamy porzuconą ciężarówkę która niedawno przejechała przez nasz outpost. Idziemy sprawdzić budynek. Chyba ktoś tu jest. - Campbell skinęła głową i wzięła na siebie zameldowanie w bazie następnych ruchów.

- Zrozumiałem 54-32, bądźcie ostrożni. To nieciekawa okolica. - oboje usłyszeli odpowiedź w swoich wpiętych w uszy komunikatorów.

- To serio nieciekawa okolica. - mruknął kolega Monici wyjmując z kabury pistolet. Ona skinęła głową na znak zgody i uczyniła to samo.

Powoli zbliżyli się do mrocznego przejścia. Ale mrok ustępował pod naporem światła dwóch latarek. Oboje zachowywali się zgodnie z wyuczonymi procedurami osłaniając się nawzajem i powoli przeszukując korytarz prowadzący gdzieś na zaplecze.

- No bez jaj. - mruknął gliniarz gdy zatrzymali się na szczycie schodów prowadzących w niezgłębiony mrok. Nad tymi schodami latarki wyłuskały stary napis “DO SCHRONU” i strzałkę kierującą w dół tych schronów.

- Nie podoba mi się to. To mogli być jacyś przemytnicy. Wezwijmy wsparcie. - kobieta była napięta gdy podobnie oglądała ten mało zachęcający do zwiedzania mrok w wejściu do dawnego schronu. Dunkierka dłużej nie zdecydowała się czekać. Co prawda wolałaby aby oboje z gliniarzy zeszli na dół ale już i tak było nieźle. Nie idealnie ale nieźle. Udało ich się jej zwabić z Juniorem dość głęboko od ciężarówki.

- Lei! Teraz! - szepnęła rozkazująco w komunikator co odebrali wszyscy xcomowcy w grupce. W tym również prawie cudem odzyskany po dwóch dekadach sierżant MEC i stojący niedaleko niego Law z resztą chłopaków.

Szczerze mówiąc ten cały impuls EMP w praktyce nie wyglądał zbyt imponująco. Potężny MEC wystrzelił w górę schodów coś co wyglądało jak klasyczny granat. Chyba. Bo aby nie spłoszyć gliniarzy stali po ciemku to usłyszeli tylko ciche “Pop!” przy wystrzeleniu a chwilę potem jak to coś uderzyło w schody z metalicznym odgłosem i zaczęło się po nich kulać na dół. No i reakcję gliniarzy.

- Granat! - krzyknęli prawie jednocześnie. Law i reszta na dole widzieli tylko jak promienie latarek jakie buszowały już na podłodze przy wejściu nagle zniknęły i z góry dało się słyszeć jakąś szamotaninę. I ten odgłos staczającego się na dół granatu. Nawet jak wybuchł to w ogóle w tym zamieszaniu nie usłyszeli. Może jakiś cichy syk w słuchawce komunikatora. Jakby przejechali obok silnego kondensatora energii albo nadajnika. Tylko przecież nigdzie nie jechali.

Junior i Dunkierka na piętrze mieli lepszy widok. Zaczjeni przed zejściem do schronu mieli widok na to zejście i plecy dwójki policjantów. Widzieli jak rzucają się do klasycznego “Padnij!” jak najdalej od wejścia które według nich pewnie powinno teraz eksplodować od tego granatu.

- Teraz! - strzelec wyborowa zbrojnych dała znać do zaczęcia właściwej akcji. Dwie sylwetki zeskoczyły z galeryjki jakiej jedna para gliniarzy nie miała szans sprawdzić w tym zagraconym i sporym budynku. Ona i zwiadowca wylądowali na podłodze parteru ledwo ciut później gdy gliniarze padali po obu stronach podłogi wokół przejścia. Na dole Law i reszta po usłyszeniu tego sygnału ruszyła w kierunku schodów po których wciąż spadał granat EMP. Olbrzymi MEC ciężko dudnił swoim pancernym cielskiem przy każdym kroku.

- Łapy do góry! Do góry! Nie rusz tego! Zostaw to! Do góry łapy! - para zbrojnych błyskawicznie zbliżała się do dwójki leżących na podłodze policjantów. Dzieliło ich tylko kilkanascie kroków a wycelowane lufy automatów w twarz każdego z nich były wymownym uzupełnieniem tego rozkazu.

- Kocioł! Potrzebujemy wsparcia! 54-32 wzywamy wsparcie! - gliniarze odrzucili broń nie chcąc zaryzykować szybkiej kulki ale zdążyli wysłać sygnał alarmowy do bazy. Tylko, że nawet gdy ciężkie buty odkopnęły pistolety poza zasięg ich rąk i przygniotły ich do podłogi nie usłyszeli żadnego potwierdzenia z centrali. Zaraz potem na górę schodów wybiegł Law, Ruben i reszta. Na samym końcu zadudnił i wyłonił się olbrzymi MEC.

- O w mordę… - oboje policjantów widokiem sprawnego MEC-a byli chyba nawet bardziej zaskoczeni niż samą zasadzką.

- Prawdziwy MEC. Myślałam, że wszystkie zostały dawno zniszczone. - Cambell mruknęła z przejęciem nie mogąc uwierzyć w to co widzi. Podobnie zresztą jak z godzinę temu xcomowcy i alvarezowcy po otwarciu kontenera.

- Skujcie ich. - Dunkierka z wycelowanym automatem w kark gliniarza poleciła Lawowi i pozostałym aby zrobili użytek z policyjnych kajdanek na ich właścicielach. Gliniarze nie stawiali oporu więc obeszło się bez ekscesów.


---



- X-COM? Nieważne, napaść na policjanta jest przestępstwem. - skuty i rozbrojony policjant może i uwierzył, że to akcja najsławniejsze organizacji terrorystycznej na tej planecie no ale wedle obowiązującego prawa nie dawało to im prawa napadania na funkcjonariuszy policji.

- Oj Dany ale zobacz, to prawdziwy MEC. To jego szukamy. Wiesz co z nim zrobią jak go złapią. - jego koleżanka wydawała się wahać nie mogąc napatrzyć się na prawdziwego, sprawnego MEC-a.

- To nie nasza sprawa. My robimy tylko swoją robotę. - Dany pokręcił głową i wzruszył ramionami. Nie wyglądał na zbyt zadowolonego ale też pewnie nie widział innej opcji aby wyplątać się z systemu i świata w jakim przyszło im żyć. W świecie gdy zasady ustalali obcy i ich ludzcy pomagierzy a nie było miejsca na relikty dawnej myśli wojskowej.

- Ale to MEC, prawdziwy MEC. Mój wujek był MEC-iem. Przecież gdybyśmy byli gliniarzami dwadzieścia lat temu to… - Cambell zaczęła tłumaczyć i też miała mieszane uczucia. Byli na tyle młodzi by pewnie większość swojego życia przeżyć już po Inwazji i przywyknąć do tego świata jaki ich otaczał. Ale dwie dekady temu gliniarze włączeni byli w wysiłek wojenny przeciwko inwazji obcych. A teraz pilnowali aby ich zasady były respektowane.

- To było dwadzieścia lat temu. A teraz to teraz. Zaraz zaczną nas szukać jeśli się nie zaraz nie zameldujemy. I co chcesz im powiedzieć? Że spotkaliśmy X-COM i MEC-a na którego się tak bardzo najarali? - uwaga policjanta chociaż powiedziana niechętnym i ironicznym tonem była celna. Jeszcze mieli trochę czasu ile to nie było wiadomo ale centrala zaraz zacznie się dopytywać o dwójkę milczących na przeszukaniu porzuconego budynku funkcjonariuszy. Jeśli nie uzyska od nich odpowiedzi wyśle drona albo kolejny patrol aby to sprawdził.

- To prawda. Musicie dać nam wrócić do samochodu i skontaktować się z bazą. Jeśli nas tu zostawicie no będzie wiadomo, że ktoś nas napadł. - funkcjonariuszka zwróciła się tym razem do otaczających ich xcomowców. Ci zawahali się i popatrzyli po sobie nawzajem na końcu kończąc na szefie skanerów. Trudna decyzja. Przecież nie po to spalili łączność gliniarzom aby dać im teraz wyjść na zewnątrz i zadzwonić do innych gliniarzy. Z drugiej strony mieli jednak rację, jeśli się nie odezwą w ciągu paru minut to w ciągu następnych kilku zjadą się tu ich koledzy aby przetrzepać okolicę i znaleźć swoich kolegów. Tylko czy mogli liczyć na dobrą wolę dwójki ludzi z przeciwnej strony barykady? Można było przecież wykonać pierwotny plan czyli skuć ich i zostawić tutaj a samemu odjechać. Była szansa, że odjadą na tyle daleko aby zgubić ewentualny ogon zanim reszta glin połapie się co jest co. No ale wtedy skuci gliniarze przecież będą musieli coś powiedzieć swoim kolegom kto ich napadł i tak zostawił. W żadnym z wariantów nie mieli wpływu na to co dwójka policjantów powie swoim kolegom gdy zostaną sami bez kajdanek i wycelowanych luf. No ale te minuty upływały jedna po drugiej i na cokolwiek by się nie zdecydowali to musieli zdecydować się teraz. Właściwie Law miał zdecydować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 25-06-2019, 21:51   #106
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Schron

Law-Tao przez kilka dłuższych chwil dumał, pocierając podbródek. Sytuacja w schronie była napięta, ale kiedy tak właściwie ostatnio nie była napięta? Praca pod ciągłym stresem z życiem własnym oraz towarzyszy na szali wyczerpywała i wprowadzała w obłęd. Poświęcenie, jakie ich wszystkich to kosztowało było wcale sprawiedliwe; a jednak nie narzekali.

Zastygły niczym skała, kierownik skanerów w końcu się poruszył i przykucnął przed skutą oraz posadzoną na ziemi funkcjonariuszką Campbell. Kobieta odruchowo odsunęła się i zmierzyła Japończyka wzrokiem. Nie była świadoma, że to on dowodził operacją i jego słowo było rozkazem.

- Monica, tak? - zaczął, odwzajemniając spokojne spojrzenie. Nie musiał wysilać się na opanowany wzrok, był zwyczajnie zmęczony i chciał, by cała ta kabała z powrotem do bazy już się skończyła.

- Ten MEC nazywa się Yuan Lei. Przed dwudziestu laty był kiedyś zwykłym człowiekiem, tak jak twój wspomniany wujek. Miał rodzinę, pragnienia, sympatie i antypatie. Był żołnierzem, ale poza wyszkoleniem bojowym nie różnił się bardzo od każdego innego człowieka. Pewnie marzył o tym, by któregoś dnia odłożyć broń i spocząć w domostwie, otoczony najbliższymi. Jednak kiedy obcy przybyli, nie zawahał się. Powierzył własne życie, wszystko co miał X-COM'owi i oddał człowieczeństwo, by chronić tych, których kochał. Stał się maszyną, by inni mogli pozostać wolnymi ludźmi. Spójrz na niego, spójrz dokładnie.

Głos Lawa był nostalgiczny, a jednak zdołał w nim przemycić kilka nut bólu i gniewu, jakby nie mógł wybaczyć tego, co przydarzyło się sierżantowi Lei. Oczywiście historię blaszanego żołnierza zmyślał, przecież nie znał Azjaty przed inwazją. Jednak czy to było ważne? Sierżant Lei był symbolem wskazującym na tych wszystkich ludzi, którzy z pewnością współdzielili taką historię.

- Teraz, po dwudziestu latach, kiedy świat, który znał, zdążył się zmienić nie do poznania, raz jeszcze zaczerpnął powietrza i zgłosił gotowość do służby, mamy go oddać w ręce ADVENT-u? W ręce ciemiężyciela i najeźdźcy? By ten ostatni raz mogli go położyć na swoim stole chirurgicznym i pociąć na kawałki, badając śrubka po śrubce, bit po bicie? Tak kończą bohaterowie, którzy w ogniu walki na własną pierś przyjmowali pociski przeciwnika? - Law zrobił pauzę i wygiął twarz w gniewnym grymasie.

- Nie. Nie zgadzam się. Wyciągnę stąd sierżanta, choćbym miał go ciągnąć własnoręcznie i ani ADVENT, ani żaden kolaborant mi w tym nie przeszkodzi. Posłuchaj mnie uważnie. Wyjdziesz teraz ze schronu i skierujesz się do radiowozu. Zameldujesz w centrali, że wszystko pod kontrolą. Macie tu porzucony pojazd ale żadnego śladu po pasażerach. Zgłosisz, że teren jest zabezpieczony i odwołasz drony. Zrozumiałaś? Twój kolega będzie tu na ciebie czekał. Mam nasłuch na wszystko, co przemyka w eterze. Spróbuj jakiś sztuczek, a będziesz musiała się pożegnać z partnerem. I nie myśl, że się zawaham. Pracujecie dla obcych, w oczach X-COM jesteście zdrajcami. I wiem, to nie ty o tym zadecydowałaś, jak potoczyły się losy ludzkości. Jednak wciąż możesz zdecydować, jak potoczą się twoje losy.

Kiedy skończył, wstał, zostawiając wszystkich w chwilowej ciszy. Następnie zwrócił się do Rubena.

- Przygotuj się, być może będziemy musieli szybko opuścić schron. Kiedy do tego dojdzie, niech MEC pomoże ci wypchnąć ciężarówkę a później zapakuj go do kontenera. W tym czasie reszta będzie już w pojazdach. Nie pozwolę nam natknąć się kolejne siły porzadkowe.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 28-06-2019, 00:26   #107
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 39 - 2037.III.21; nd; popołudnie

Czas: 2037.III.21; sb; ranek; g. 08:05
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Mehlville; schron pod Muzeum Wojny Secesyjnej
Warunki: otwarty teren, chłodno, wilgotno, widno, rzadka mgła


Para skutych własnymi kajdankami policjantów popatrzyła na mówiącego do nich Lawa a gdy skończył to na siebie nawzajem. Naradzali się niemo tymi spojrzeniami nim nie odezwał się policjant. - Idź, zrób co mówią. Nie bój się, nic mi nie będzie. - Dany uspokoił partnerkę łagodnym słowem i w miarę spokojnym jak na tę okoliczności głosem.

W końcu więc poszli razem z funkcjonariuszka Campbell która miała grać główną rolę w sztuce wyreżyserowanej przez szefa xcomowych skanerów. Szli razem aż do sąsiedztwa sali wystawowej w jakiej zaparkowali ciężarówkę ludzi Alvareza. Tam trzeba było rozkuć policjantkę i puścić ją wolno. No i trzymać kciuki aby wszystko poszło zgodnie z planem.

Widać było najpierw plecy wracającej do światła dnia Campbell a potem jej sylwetkę przez okna i szczeliny w budynku. Jak najpierw znika na dnie leja, potem wychodzi po drugiej stronie o wraca do zaparkowanego radiowozu.

Teraz była już poza zasięgiem xcomowcow. Nie mieli już wpływu na to co młoda policjantka zamelduje do bazy. Pozostawało mieć nadzieję, że lojalność i troska o partnera są w niej silniejsze niż chęć zameldowania o tym co naprawdę się tutaj dzieje.

Przez okno widać było jak Campbell otwiera radiowóz i sięga po radiostacje. Rozmawia przez chwilę, popatrzyła w górę na pochmurne niebo i po jakimś czasie policyjny dron rzeczywiście odleciał. Co xcomowcy wiedzieli głównie od Yoshiaki bo z wnętrza budynku i tak nie było go widać. No ale jednak odleciał.

- Dobra nasza! Zrywamy się! - Rubenowi udało się w krótkim, radosnym okrzykiem zdołał wyrazić to co czuli jeśli nie wszyscy to pewnie większość kitrających się w trzewiach budynku xcomowcow. Wstrzymana dotąd machina ruszyła z miejsca.

Ludzkie sylwetki wysypały się z sal i korytarzy. Część ruszyła na zewnątrz ku garażom kryjącym mniejsze pojazdy a Law z Rubenem i przy wsparciu mocarnych ramion sierżanta Yuan musieli zmierzyć się z wyjazdem tyłem i pokonaniem gruzowiska i leja po bombie. W tym czasie para zbrojnych ponownie przechwyciła Campbell i zaprowadziła ją do jej kolegi. Skuli ją tak samo jak jego ale zgodnie z poleceniem Lawa zostawili im kluczyki aby się mogli wyzwolić po odjeździe xcomowców. Pilnowali ich póki ciężarówka nie wygramoliła się z gruzowiska a potem leja po bombie czyli raczej dość krótko. Potem Dunkierka i Junior pobiegli przez porzucone i zagracone korytarze mrocznego schronu rozchlapując butami kałuże na boki. Jeszcze schody, piwniczny korytarz, muzealne zaplecze i już pusta sala wystawowa. Dunkierka jeszcze zatrzymała się aby zniszczyć radiostację w radiowozie po czym wskoczyła na swoje miejsce w pickupie i odjazd!


---



Czas: 2037.III.22; nd; popołudnie; g. 17:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Tak. To było wczoraj. Wczoraj rano. Teraz wydawało się to wszystko nie wiadomo jak dawno. Gdy się siedziało w klimatyzowanym wnętrzu sali narad gdzie zwykle odbywały się właśnie większe i mniejsze narady to tamte mgliste nabrzeże, akcja na rzece, bezpańskie i spustoszone Tesco a potem ten schron pod muzeum i nadbrzeżne magazyny wydawały się jakoś dawno temu. Mimo, że ledwo minęło trochę ponad dobę od tego wszystkiego.

Chronologicznie to sama akcja nie trwała nawet przeciętnej, ośmiogodzinnej dniówki. Większość xcomowców wyjechała ze starego browaru jeszcze ze dwie godziny przed świtem aby zająć odpowiednie pozycję nad brzegiem rzeki. A w południe byli już z powrotem. Wszystkiego może 4 czy 5 godzin. Z czego ponad połowa to czekanie na nabrzeżach przed albo po akcji. Sama nerwówa w Tesco gdy otwarli kontener i potem w schronie trwała może góra godzina. Niby nie tak długo. A i tak chyba wszystkim dało to w kość. Pewnie dlatego w tej robocie było tylu sercowców i ludzi ze zszarpanymi nerwami. Same nerwowe momenty. Najpierw czy uda się wydobyć kontener, potem gdy okazało się co jest w środku, kolejny gdy okazało się, że dawne procedury MEC-a ściągnęły im na głowę kordon sił rządowych, potem prawie czołówka z jadącym radiowozem co wyglądał jakby miał ochotę ich zatrzymać i zrewidować no i wreszcie cała chryja z gliniarzami. Najpierw na blokadzie a potem w muzeum. Właściwie dopiero w tych magazynach o jakich Rando wspomniał Rubenowi było pusto. Bez żadnych dronów i gliniarzy. A gdy rzeczywiście przyszedł ktoś kto wyglądał jak bezimienny obszczymur szperający po ruinach dawnego świata ale okazało się, że to właśnie człowiek Alvareza to wreszcie spotkali pierwszą przyjazną chociaż zarośniętą twarz odkąd rozstali się z ludźmi Rando.


---



W tych nadbrzeżnych magazynach pojawiła się w końcu ekipa ludzi Alvareza. Pokazał się nawet Rando. Zajęli się zabraniem ciężarówki oraz rozdziawianiem jap na widok prawdziwego, sprawnego MEC-a. Wszyscy wiedzieli kim byli operatorzy tych bojowych mechów ale zapewne nikt z nich od dwóch dekad żadnego nie widział.

- No i co brachu? Nie poradziłbyś sobie na dzielni bez swojego czarnego brata. Psy by was obsiadły gdybym im kości nie rzucił. - Rando zagaił niby do Rubena ale słyszała go pewnie większość xcomowców. Nie mógł wytrzymać aby nie pochwalić się, że to on właśnie ostrzelał tył radiowozu który jechał za ciężarówką i resztą konwoju z MEC-iem. I chyba był z tego powodu strasznie dumny a także go to bardzo bawiło.

- No ale mam wiadomość od szefa. - spoważniał gdy wrócił do spraw biznesowych. Patrzył i mówił głównie do Lawa i Rubena najwyraźniej ich uważając za najważniejszych w xcomowej grupce. - Szef mówi, że MEC mu nie potrzebny i możecie go sobie wziąć. No ale mieliśmy się podzielić tym co znajdziemy w kontenerze fifty - fifty. Więc musicie coś dać za połówkę MEC-a. Na razie nic pilnego. Powiedzmy, że wisicie nam przysługę. Ale zgłosimy się po nią. Więc nie myślcie, że to tak za frajer ten cały dzisiejszy ranek. Większość ludzi, sprzętu i kryjówek była nasza. - Rando przedstawił jak to jego szef widzi sprawę dzisiejszej wspólnej operacji. Na razie im odpuścił ale miał się zgłosić i pewnie nie puści swojej pomocy w tym wspólnym przedsięwzięciu w niepamięć. W końcu stracili łajbę, mieli pewnie aresztowaną załogę i zamieszanie rządowych po sąsiedzku a i użyczyli ciężarówki i kryjówek. Dawał czas nowych sojusznikom na złapanie oddechu i przygotowanie się. Więc przynajmniej nie skończyło się to jakąś chryją. Nawet jego ludzie przynieśli coś do jedzenia i zorganizowali nową ciężarówkę, tym razem śmieciarę, którą użyczyli xcomowcom do przewiezienia sierżanta Yana do swojej bazy.


---



Tak. Więc Alvareza mieli na razie z głowy. Pewnie wróci niczym rykoszet no ale na razie mieli go z głowy. Za to mieli MEC-a! Prawdziwy, działający MEC! No tego nikt się nie spodziewał gdy w przed sobotnim świtem wyjeżdżali z porzuconego browaru. Dlatego gdy wjechali śmieciarką do browaru a z wnętrza wylazł sierżan Yuan Lei to do garażu zbiegła się chyba cała baza. Wszyscy chcieli go zobaczyć, dotknąć, zagadać coś, fotkę strzelić no zupełnie jakby odwiedziła ich jakaś gwiazda filmowa czy co.

Szok rozpełzł się błyskawicznie od środka kontynentu aż po Wschodnie Wybrzeże. Ponieważ to George musiał z nimi gadać aby w gorączkowym momencie gdy Law i reszta rozpakowali kontener i spodziewali się wizyt rządowych lada chwila to właśnie on przekazał szefowi tamte wrażenie. Znaczy najpierw nikt w ich macierzystej bazie nie chciał uwierzyć, że mają prawdziwego MEC-a. No i nie było za bardzo czasu gadać. No ale potem gdy Law jeszcze koczował razem z resztą w częściowo zalanych wodą magazynach z ludźmi Alvareza George mógł swobodniej porozmawiać ze swoimi kolegami z Nowego Jorku. No i sądząc z jego relacji to reakcje były pewnie podobne jak Law sam widział na własne oczy w garażu a sam przeżył trochę wcześniej w starym Tesco. Przecież nawet ludzie Rando czy w Tesco czy w magazynie reagowali tak samo a nie byli przecież xcomowcami.

Dlatego sobotni wieczór niejako spontanicznie przerodził się w iprezę na cześć sierżanta Yuana no i Lawa i jego ekipy którzy go ocalili od łap rządowych. Przez całą bazę przeszła fala entuzjazmu. Teraz zwyciężymy! Przecież jeden MEC jest wart dziesięciu żołnierzy! Nawet podczas inwazji kosmici mieli cholerny problem wszędzie gdzie walczyli właśnie oni. No to teraz damy bobu ADVENTowi i reszcie!

Spokój w bazie zapanował dopiero w późnych godzinach nocnych. Swoją drogą była w końcu weekendowa noc, idealna do świętowania a większość załogi miała mocno limitowaną możliwość szukania rozrywki poza murami starego browaru. Był co prawda alvarezowy “Hood” ale mimo, że pod względem rozrywki sprawdzał się bardzo dobrze i niewidzialny parasol Alvareza sprawiał, że można było się tam czuć całkiem bezpiecznie to jednak z całej bazy zwykle można było tam ciurkać po parze czy dwie na raz. Więc chociaż przepustki do tego klubu rozładowywały napięcie i stres to jednak całościowo w bazie nadal dało się odczuć brak porządnej świetlicy czy innych możliwości rozrywek. Więc nuda, monotonia, w połączeniu z napięciem, i stresem, i akcji, i konspiracji i zamknięcia wewnątrz starej fabryki piwa robiły swoje. Teraz zaś trafiła się okazja aby spotkać się i zabawić, poświętować i zapomnieć o tym co poza ścianami tego browaru. No i każdy albo większość chciał chociaż rzucić okiem na sierżanta Yuana nie mówiąc, że można było z nim pogadać, poklepać ten jego potężny pancerz i w ogóle przekonać się, że ten MEC istnieje naprawdę a nawet siedzi po drugiej stronie stołu.


---



No ale to też było jeszcze wczoraj. No może nawet dzisiaj. Dzisiaj można było pospać dłużej i w ogóle odpocząć. Przynajmniej z rana. Trochę gorzej jak się było szefem Działu. Bo gdzieś od południa trzeba było mieć na uwadze popołudniowe, cotygodniowe zebranie aby obgadać kończący się właśnie tydzień i ustalić plany na nadchodzący. Dlatego te pół niedzielnego dnia później Law siedział właśnie tutaj, w sali narad i naradzał się z tej okazji z pozostałą siódemką. No a mieli do uradzenia całkiem sporo.

- Jeśli chodzi o sierżanta Yuana no to jego mechaniczne części nie są w najlepszym stanie. Możemy je posztukować no ale bez specjalistycznego sprzętu to będzie zatykanie tamy palcem. - Frank mówił chwilę o temacie jaki wczoraj przywieźli do bazy i był teraz topowy chyba u wszystkich. Może nawet u tych z Nowego Jorku. Ale podsumowanie było krótkie i dość oczywiste: potrzebowali laboratorium MEC aby móc serwisować i naprawiać MEC. Bez tego ryzyko bojowego użycia MEC-a było spore. Każde uszkodzenie mogło być nie do naprawienia standardowymi narzędziami jakie mieli u siebie lekcy.

- Zaś jeśli idzie o stan biologiczny no to też nie jest dobrze. Obawiam się, że przeleżał zbyt długo w zbyt kiepskich warunkach. Długotrwałe uśpienie i wpływ chemikaliów, prawdopodobnie nieodpowiednie natlenienie spowodowały, że ma kłopoty z pamięcią i własną osobowością. Na razie zbadałam go dość pobieżnie i potraktowałam jak standardowego pacjenta. Nie jestem specjalistką od MEC-ów i nie wiem jaki mechanizmy i oprogramowanie mają wpływ na ludzką psychikę operatora. I jeszcze nie wiem czy to jest stan przejściowy czy trwały. - Lena postawiła swoją diagnozę o sierżancie Yuan którego miała okazję już zbadać a z racji wykształcenia ona i jej zespół mieli najlepsze kwalifikacje do takiego zadania.

- A tak bardziej po ludzku to co mu jest? - szef złożył dłonie w piramidkę i poprosił o bardziej czytelny raport.

- Nie pamięta zbyt wiele ze swojej przeszłości. Im dalej tym gorzej. Parę podstawowych faktów, kim jest, skąd pochodzi, parę najbliższych imion czy twarzy. Trochę ostatnich wspomnień przed wyłączeniem. No ale jest na świeżo więc nie wiem czy to trwałe czy będzie się to zmieniać. Też bym prosiła o jakieś wsparcie z baz danych na ten temat bo nawet nie mamy do czego porównać i działamy w dziewiczym terenie. - Lena płynnie wyjaśniła tak prosto jak tylko potrafiła. Szef podziękował za to skinieniem głowy przyjmując do wiadomości kolejne zamówienie z kolejnego działu jakie padło na tej naradzie.

- No dobrze, cieszę się, że Lawowi udało się uratować naszego kolegę sprzed dekad. Niemniej cała akcja była dość głośna. W eter poszedł sygnał MEC-a, zlecieli się rządowi, zaczęli go szukać. Jasne, udało się wymknąć i to bez strat ani żadnej strzelaniny co jest naprawdę na plus. - Nathan na którego i tak wszyscy mówili Carter albo agent Carter zaczął jakby chciał podkreślić plusy i zasługi siedzącego kilka krzeseł dalej szefa skanerów ale jednak też i z miejsca dało się wyczuć jakieś “ale”. No i miał te “ale”.

- Ale obawiam się, że po tej akcji daliśmy znać ADVENT-owi, że X-COM ma tutaj swoją komórkę. Raczej nie ma co liczyć, że para porwanych przez nas gliniarzy zatrzyma tą wiadomość dla siebie. Czyli trzeba się liczyć ze wzmożoną akcją poszukiwawczą rządowych i włączeniem wyższego stanu gotowości. Co prawda oni i tak zawsze i wszędzie szukają nas albo jakichś spisków i wichrzycieli no ale teraz dostali konkretną plotę, właśnie o nas. - szef szpiegów jako jeden z nielicznych nie okazywał zbyt wielu radości na tym zebraniu. Raczej był poważny i teraz wyjawił dlaczego. Wyglądało na to, że tutejszy X-COM zdjął przyłbicę i rzucił wyzwanie miejscowym siłom rządowym.

- No jeśli zamierzamy wycinać im jakieś numery raczej było pewne, że w końcu odkryją kto im tu miesza. - szef przyjął tą opinię spokojnie chociaż minę miał poważną. - Stało się. A myślę, że odzyskanie MEC-a było wspaniałym osiągnięciem. Co proponujesz teraz z tym zrobić? - szef popatrzył na głównego i w tej chwili jedynego agenta w bazie czekając na jego propozycje.

- No widzę dwie bardzo odmienne opcje. Pierwsza to dezinformacja. Czyli wmówienie rządowym, że to był zbieg okoliczności, ludzie którzy porwali gliniarzy tylko tak bajerowali o X-COM i tak dalej w ten deseń. Trzeba by popracować z ludźmi z PR, może z Alvarezem no i Law mógłby to jakoś puścić w sieci co trzeba. Druga opcja to przeciwnie. Przyznajemy się, że tu jesteśmy i zaczynamy firmować swoje akcje naszym logo. - agent Carter widocznie był przygotowany na te pytanie bo gładko przeszedł do omawiania kroków jakie mogli podjąć w tej sytuacji.

- Pierwsza opcja, w razie powodzenia, da nam trochę czasu względnego spokoju. No jeśli się nie uda to stracimy czas i zasoby a oni i tak będą nas szukać jakby wierzyli, że X-COM im się tu zalęgł. Druga opcja to rzucenie im otwartego wyzwania. Ale też pozwala nam na bardziej bezpośrednie działanie. No z tym, że będą nas szukać na całego. - szef szpiegów sprawnie przedstawił najważniejsze plusy i minusy obydwu podstawowych opcji jakie widział.

- W każdym razie powinniśmy mieć nową dziuplę. Na wypadek gdybyśmy musieli się stąd nagle zmywać. Może w mieście, może w okolicy. No i musimy zastanowić się co robić dalej. - agent przedstawił swój końcowy wniosek przelatując wzrokiem po innych twarzach siedzących wokół podłużnego stołu.

- No dobrze, to ja przekażę moim chłopakom. Może coś im wpadnie w oko. - Matylda pokiwała głową biorąc na siebie tą część zadania. W końcu jako szefowa handlarzy miała chyba najwięcej okazji i możliwości aby zapuszczać się poza bazę i badać okolicę.

- Ja mogę wysłać do tego zadania Sama. No ale on raczej gdzieś w pobliżu tak bez samochodu. Ale na przemykaniu i szwendaniu to się zna. - Lena chciała widocznie wesprzeć to zadanie kimś od swojego zespołu. Rzeczywiście Kewinski z jej zespołu bardziej pasował do zbrojnych czy może agentów i mało komu kojarzył się z działem bio.

- Dobry pomysł. Czy ktoś jeszcze ma coś do dodania? - szef pokiwał głową i popatrzył po reszcie twarzy zebranych wokół stołu. No do dodania było. Jutro, może pojutrze oczekiwali raportu agentów wysłanych do Denver. Mieli a właściwie Nancy miała podjąć próbę werbunku a James znaleźć dziuplę dla ekipy do ewentualnego wypadu do tego miasta. Zaś na miejscu mieli spróbować Ortegę który był lokalnym handlarzem. A właściwie to chyba Ruben miał spróbować. No i te dwie opcje Cartera co do przyjęcia odpowiedniej strategii trzeba było omówić chociaż szef dał każdemu czas do namysłu do następnej niedzieli.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-07-2019, 21:06   #108
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Droga ze schronu do kryjówki w dokach

- Kijowo wyszło, co? - zagaił Ruben po dłuższej chwili podróży w milczeniu. Jak poprzednio, razem z Lawem prowadzili ciężarówkę, na pace której znajdował się MEC.

- Nie mogliśmy nic więcej zrobić - westchnął Japończyk, przyglądając się swojemu zgaszonemu holo. - Wiem, że policjanci się wygadają, podobnie jak dzieciaki. Zostaliśmy spaleni. Jednak było to ryzyko, z którym liczyłem się od momentu, kiedy postanowiłem zabrać z nami sierżanta.

- E no, gówniażerii pewnie nie uwierzą, a Monica… No może przekona swojego kumpla do zachowania milczenia. W sumie nic im nie zrobiliśmy. No nie licząc uszkodzonego radia… W każdym razie trzeba czasem pomyśleć pozytywnie. Może nawet udałoby się ją zwerbować… - rozmarzył się technik.

- Ace.

- Ta?

- Patrz na drogę.


Kwatera kierownika Wydziału Skanu, sobotni wieczór

Ani Ruben ani George nie byli w stanie przekonać Lawa, by dołączył do nich na imprezie, o czym zresztą dobrze wiedzieli. Ten jak zawsze znalazł sobie jakąś wymówkę, toteż wydział skanu bawił się wraz zresztą placówki bez swojego szefa. Ten jedynie zajrzał do nich na pięć minut i napił się z nimi symbolicznie, ale następnie szybko wycofał się do swojej kwatery.

Tam rozsiadł się za swoim biurkiem, gdzie skrupulatnie sporządził raport z dzisiejszej misji, który też miał zamiar przedstawić na jutrzejszym zebraniu rady. Law był świadom tego, iż za podjęte przez niego decyzje mogło mu się oberwać. Jasne, zyskali MEC’a – niepowtarzalną jednostkę bojową, jaką mało która placówka X-COM na całym świecie mogła się pochwalić. Ten atut opłacił jednak dekonspiracją organizacji. Co prawda było na to tylko czterech świadków, nikogo bezpośrednio z ADVENT-u, ale zawsze stanowiło to pewną niedogodność.

Haker zastanawiał się również nad tym, w jaki sposób zakwaterować ich nowego lokatora. Nie dało się ukryć, iż ich blaszany kolega zajmował miejsca jak za trzech, a przestrzeń browaru była ograniczona. Nie wspominając o tym, że potrzebowali dla niego specjalnego warsztatu. Law miał nadzieję, iż wymagany moduł uda im się uzyskać od bazy w Nowym Jorku początkiem przyszłego miesiąca. Było jasne, iż jest to teraz priorytet.

Japończyk rozmyślał tak nad dniem dzisiejszym oraz jutrzejszym, kiedy nagle ktoś postanowił zapukać do jego kwatery. Law po dłuższej chwili ociągania wstał od biurka i ruszył ku drzwiom. Miał nadzieję, iż George już sobie odpuścił i przestanie go zadręczać. Najwidoczniej młodszy o rok kolega nie dawał za wygraną.

- Bitterstone, czy ty musisz dostać w pysk, żebyś zrozumiał, co się do ciebie... - zaczął oskarżycielskim tonem Law, otwierając drzwi, jednak uciął w pół słowa, kiedy po drugiej stronie nie zobaczył upierdliwego skanera a kierowniczkę wydziału Handlu.

- … och, Matylda.

- Cześć, Law. Wiesz jak to mówią, jak dają to bierz, jak biją to uciekaj. Przychodzę nie w porę? - zaczęła ciemnowłosa Kanadyjka, uśmiechając się uprzejmie.

- Tak. Nie, to znaczy nie. W czym mogę pomóc? - zapytał zakłopotany Law.

- Tak się składa, że potrzebuję pomocy... z tym - zagaiła kobieta, pokazując skrywaną za plecami butelkę. Law na pierwszy rzut oka nie był w stanie zidentyfikować zawartości, ponieważ szkło nie było oznaczone.

- A to jest, em...

- Wino. Wiesz, mam dostęp do zasobów naszej bazy. Można więc powiedzieć, że trzymam rękę na dobrach tego miejsca - dodała z szerszym uśmiechem. - No chyba okazja jest dla ciebie jasna. Gadałam z Rubenem. Wspomniał, że, jak to sam ujął, ten odludek skorzysta na odrobinie towarzystwa - wspomniała, rozbawiona.

- No tak, mogłem się domyśleć, że kogoś na mnie naśle - westchnął Law.

- Nie nasłał mnie na ciebie, sama chciałam przyjść. To co powiesz? Wypijesz ze mną po lampce i opowiesz ze szczegółami, jak to dzisiaj było?

- Z chęcią. Tak się składa, że właśnie skończyłem raport, mogę ci go nawet wyrecytować - odparł wyjątkowo rozbawiony Law, wpuszczając Matyldę do środka.


Niedziela, po zebraniu rady

Law opuścił właśnie salę narad. Zebranie potoczyło się lepiej, niż myślał. Członkowie rady byli zadowoleni z jego działań. Ciężko ich było winić, wszak posiadanie prawdziwego MEC’a na stanie bazy było niepodważalną korzyścią.

Poza sprawami organizacyjnymi padła jedna kluczowa decyzja. Mieli postanowić, jaką strategię przybierają po tym incydencie z policją. Law-Tao długo nad tym myślał. Rozum podpowiadał mu bierną postawę i kupienie sobie czasu. Wszak wszyscy wiedzieli, że mężczyzna nie należy do impulsowych. Jednak po zastanowieniu Japończyk zagłosował, by wyjść w końcu z cienia.

Oczywiście nie tak od razu. Potrzebowali jeszcze kilka dni, by załatwić sprawy w Denver. Jednak dla niego pewne było, że nie powinni ładować środków w dezinformację.

Spacerując korytarzami bazy, dogoniła go Barbara Gate, kierowniczka wydziału PR. Jeśli Law dobrze kojarzył, to na pulchną trzydziestoczterolatkę ze Szkocji wołali „Barb”.


- Law! - zawołała kobieta, przyśpieszając kroku.

- Barb. W sumie miałem później do ciebie podejść - odparł skaner, odwracając się do Szkotki. Jak zawsze musiał się wysilić, by zrozumieć jej akcent.

- Potrzebuję właściwie chwilki. To, co mówiłeś na zebraniu… Naprawdę chcesz to zrobić? Bo wiesz, mogłabym przygotować nam jakąś kampanię. Wiesz, oldschoolowe plakaty, hasełka i inną propagandę, którą zaczęlibyśmy rozprowadzać po mieście. - Kobieta mówiła poważnie, jednak widać było, że cała ta sytuacja ją ekscytowała. Co prawda ich propaganda pojawiała się już w sieci, jednak były to działania na zakrojoną skalę. Teraz jednak mogli reklamować się na ulicach i to wizerunkiem siejącego grozę MEC’a.

- Cóż, tak, taki mam zamiar. Jednak tak jak mówiłem na zebraniu, zanim się za to zabierzemy, powinniśmy skończyć misję w Denver oraz znaleźć nam drugą kryjówkę. Kiedy zaczniemy, nie będziemy mogli już skończyć. Dobrze więc się do tego przygotować - odpowiedział spokojnie Law.

- Super, chciałam się tylko upewnić - kiwnęła głową. - W takim razie wezmę się za przygotowanie materiałów. Poszukam też jakiejś zaufanej drukarni na mieście. O czas się nie martw, bo przygotowania też mi trochę zajmą.

- W porządku, dla mnie brzmi dobrze - zgodził się Law.

- No dobra, to nie zatrzymuję i lecę. Trzymaj się - zakończyła Barbara i nie zwlekając ruszyła w swoją stronę.

Law wsunął ręce do kieszeni i westchnął. Jak to było w jego zwyczaju, pewnie przez kolejne godziny będzie dumał nad podjętą decyzją. Jednak teraz jego zadaniem było dopilnowanie, że w Denver sprawy mają się dobrze oraz że nie brakuje im legend. Co by nie mówić, trochę ich ostatnio zużyli.

Pogrążony w swoich rozmyślaniach, ruszył z powrotem do kwatery.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 05-07-2019, 16:36   #109
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 40 - 2037.III.23; pn; zmierzch

Czas: 2037.III.22; nd; zmierzch; g. 18:15
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Jednym z wniosków do jakich najważniejsi w bazie ludzie doszli podczas wczorajszego, niedzielnego zberania było to aby odłożyć próbę rekrutacji nowego członka X-COM do czasu powiększenia przestrzeni życiowej w bazie. Już teraz byli wszyscy mocno ściaśnieni a trzeba było wygospodarować przestrzeń dla dość sporego w końcu MEC-a. Efekt? Na nowy werbunek właściwie nie mieli już miejsca. Co dawało niezły dylemat czy przy następnej dostawie z Nowego Jorku zamówić laboratorium MEC czy może moduły mieszkalne. Bez specjalistycznego sprzętu do obsługi MEC-a właściwie strach było go używać w akcjach bojowych poza bazą. A ze względu na swoją specyfikę do innych się niezbyt nadawał. A bez nowych modułów mieszkalnych byli ściśnięci jak sardynki.

Do tego dochodził problem energii. Na razie było w porządku, gdyby dołożyć do tego jeszcze jeden moduł, nieważne jaki, to też. Ale na tym wyczerpywała się możliwość generatorów jakie przywieźli ze sobą przy zakładaniu nowej bazy. Zdobycie noweg generatora też zaczynało być dość palącym problemem. Bez niego nie było co marzyć o rozbudowie bazy.

- No możemy zdobyć nowy generator. Możemy też usprawnić te co mamy. Ale do tego trzeba mieć warunki. - zauważył Frank gdy wyszedł problem z tymi kończącymi się zapasami energii. Wszyscy wiedzieli do czego pije. Można było zbudować odpowiednie biuro inżynieryjne gdzie można było prowadzić badania nad odpowiednimi technologiami, właśnie na przykład nad modyfikacją wydajności standardowych generatorów. No ale właśnie trzeba było mieć to biuro a to znów zajmowałoby miejsce przyszłej dostawy z bazy macierzystej. No ale dałoby każdemu generatorowi więcej mocy na podłączenie nowych instalacji.

- A jeśli chodzi o limit kwater mieszkalnych myślę, że my moglibyśmy pomóc. No ale na razie nie mamy do tego warunków. - do rozmowy wtrącił się szef logistyków ale pewnie chodziło mu o wydział socjalny jaki też reprezentował. No tak, jakby dać adminom odpowiednie warunki mogliby racjonalniej porozdzielać zasoby przestrzeni i ludzkie aby na niby tej samej przestrzeni pomieścić więcej osób bez zbytniej szkody dla warunków bytowania.

No tak, to też były jakieś rozwiązania. Wydawały się racjonalne no ale problem był taki, że na raz mogli urządzić tylko jeden moduł. Zmajstrowanie kolejnego zajęłoby cały miesiąc więc zamontowanie kolejnego modułu przesunęłoby się o ten właśnie miesiąc.



Czas: 2037.III.23; pn; zmierzch; g. 20:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


W HQ panowało przyjemne ciepło ale bez przesady. Klimatyzacja i ogrzewanie robiło swoje tak samo jak wygodne fotela by operatorom pracowało się tutaj jak najwygodniej. W końcu musieli tu spędzać całe godziny ci ze stałej obsady a goście, czyli zwykle ekipa która zarządzała daną operacją w terenie też zwykle musiała tutaj spędzić ze ćwierć czy pół zwyczajowej zmiany. W zależności od długotrwałości i skomplikowania sytuacji.

Obecnie w HQ z osób decyzyjnych przebywał Law jako szef skanów i zarządzający połączeniem na odległość. Plany werbunku nowego pracownika Matyldy zostały chwilowo anulowane bo na ten moment i tak nie mieli tu dla nikogo nowego miejsca. No ale czarnowłosa szefowa handlarzy okazała zrozumienie i nie robiła nikomu wyrzutów z tego powodu.

Teraz w HQ oprócz Lawa był też i Nathan Carter. Szef xcomowych agentów w bazie obserwował na ekranach widok z kamer ochrony zamontowanych w jednej z restauracji. W Denver było o godzinę wcześniej więc tam był mniej więcej czas gdy korpoludzie kończyli swoją pracę i mieli czas aby wyskoczyć do pubów czy klubów na mniej oficjalne życie towarzyskie. Właśnie taką porę wybrała agentka Nancy aby spróbować zwerbować pracownika Blue Lab.

- James już jest. - Yoshiaki zrobiła zbliżenie na jednego z gości restauracji. James wyglądał jak kolejny korposzczur w samej koszuli i już bez krawata co przyszedł zjeść kolację po ciężkim dniu pracy. Nawet jakoś pasował do podobnego otoczenia. Pewnie nie wyróżniałby się wśród innych gości gdyby go nie znali i nie wiedzieli, że powinien tu być.

- Jest Nancy. - Chinka pokazała zbliżenie z kamery przed wejściem gdzie widać było agentkę X-COM. Która zupełnie nie wyglądała jak agentka X-COM. Raczej jak jakaś sekretarka albo inna bizneswoman. Klasyczna ołówkowa spódniczka do kolan i biurowy żakiecik do koszuli. No i niewielka, bardzo kobieca torebka. No tak, jakaś bizneswoman albo sekretarka z górnej półki. Chociaż rozpięty guzik czy dwa w koszuli sugerowały, że nie jest tutaj w celach służbowych.

Zajęła miejsce przy jednym ze stolików. Pozwoliła sobie rozpuścić włosy i zdjąć na oparcie krzesła żakiet. Potem zabrała się za studiowanie menu na Jamesa nawet nie zerkając więcej niż na innych gości w lokalu. On zresztą też posłał w jej kierunku zaciekawione spojrzenie jak i większość panów w okolicy. Młoda, zgrabna, elegancka a jednak z dość frywolnym akcentem w zachowaniu kobieta zdawała się kusić męskie spojrzenia w dość naturalny sposób.

- Jest klient. - zameldowała Yoshiaki znów dając zbliżenie z tej samej kamery przed wejściem. Do środka wchodził mężczyzna w średnim wieku, z trochę siwiejącymi włosami. Kto wie czy naprawdę były siwiejące, może sobie farbował aby dodać sobie więcej powagi?





- Bencze Csepel. Lat 42, przyjechał do Stanów z Europy i tutaj zastała go Inwazja. Pracuje w Blue Lab od 5-ciu lat. - Chinka szybko przeczytała najważniejsze dane “klienta”. Resztę można było przeczytać na ekranie. Nancy bowiem przesłała wcześniej dane człowieka jakiego wybrała do zwerbowania a skanerzy Lawa mieli okazję sprawdzić go co się dało. Raczej nie było zbyt wielkich zgrzytów. Bencze, jeszcze przed Inwazją jako młody człowiek wyjechał z rodzimych Węgier na studia do Ameryki. Gdy nastąpiła Inwazja i okres wielkiego zamieszania trwający kilka lat bezpośrednio po nim była przerwa w jego życiorysie. Jak i zresztą wielu innych, także xcomowców. Później już próbował swych sił w nowym świecie i piął się powoli po kolejnych szczeblach NAS. Aż kilka lat temu dostał przydział do ich specjalistycznej placówki badawczej w Denver. Obecnie był technikiem badawczym czyli pewnie pełnił jakieś pomocnicze prace. Ale dla potrzeby bycia wtyczką w tej placówce w zupełności wystarczał względnie swobodny dostęp do chociaż części kompleksu bo na tym etapie nie było realnych szans by xcomowcy inaczej zinfiltrowali to laboratorium.

A jednak Lawowi udało się coś wygrzebać interesującego z przeszłości węgierskiego uchodźcy. Rok czy dwa po Inwazji był zatrzymany przez policję podczas rabunku sklepu. A pół roku później podczas handlu medykamentami i nielegalnymi substancjami. Ktoś przyzwoicie ukrył te dane w kartotekach policji ale nie udało mu się wymazać ich całkowicie. Nie przed takimi specami jak zespół Lawa. A chociaż w tamtych dniach chaosu takie postępki zapewne mogło sobie wpisać na konto wielu którzy byli wówczas w pełni sił to jednak w obecnie poukładanym świecie zbyt wielkiej chluby to nie przynosiło. Wtedy, prawie dwie dekady temu, w okresie spustoszenia, głodu, niepewności, band i rabunków, gdy jeszcze władza kosmitów nie zdołała wszystkiego solidnie złapać i ścisnąć a stara władza już odeszła w niebyt zapanował rok, dwa kompletnego chaosu. Ludzie dla samoobrony łączyli się w grupy, gangi, bandy aby nie dać się obrabować innym. Niektóre współczesne gangi i bandy przetrwały do dzisiaj jako mniej lub bardziej nieformalne grupy czy wręcz organizacje mafijne, podziemne, nielegalne. Ale większość rozpadła się, została zniszczona przez inne grupy czy siły nowego rządu który stopniowo zaprowadzał swoje porządki. Obecnie panował ład i porządek kosmitów. Sytuacja została opanowana, wyrosło już nowe pokolenie które sąsiadowało z kosmitami i ADVENTem i znało wielkie metropolie megamiast które były niczym państwa - miasta. A te megapolis były otoczone spustoszonymi i prawie bezludnymi krainami. Granica państw i narodów zatarły się. Powstał nowy porządek kreowany ręką kosmitów a X-COM zniknął z powierzchni ziemi jako kolejny relikt dawnych czasów. Wracał czasem jako niedobitki terrorystycznych reakcjonistów rozbijanych przez dzielne i czujne siły rządowe pokazywane w mediach głównego nurtu.

Teraz jednak obserwowali na ekranach jak prawie półtora tysiąca kilometrów na zachód od tego pomieszczenia mężczyzna w średnim wieku wita się przy stole z młodszą od siebie kobietą. Przywitali się jak parę dobrych znajomych wypadało, krótkim całusem w policzek i przystąpili do swobodnej rozmowy. Nancy udało się wcześniej spotkać z nim kilka razy więc oboje czuli się w swoim towarzystwie dość swobodnie. Niestety kamery nie przekazywały głosu więc mieli tylko nieme kino.

Rozmowa już trochę trwała. Wydawało się, że wieczorem spotkała się para dobrych znajomych a może nawet na jakąś schadzkę. Oboje wydawali się bawić w swoim towarzystwie świetnie. No ale w pewnym momencie dyskusja zeszła na poważniejsze tematy bo Mr. Csepel zamrugał oczami i posłał partnerce pytający uśmiech jakby sądził, że źle usłyszał albo ona żartowała. Jednak chyba nie bo rozmowa toczyła się dalej i dobry nastrój jakoś wyparował. Oboje zaczęli przypominać parę partnerów biznesowych jakby się umówili jednak na zrobienie jakiegoś interesu. Bencze nawet w pewnym momencie wydawał się spięty. Rozmowa trwała jeszcze jakiś czas ale w końcu oboje znów zaczęli się do siebie uśmiechać a w końcu wstali, uściskali się, ucalowali na pożegnanie i chociaż razem wyszli to na zewnątrz każde poszło w swoją stronę.

Nancy poszła w stronę swojego samochodu a niedługo potem, zupełnie przypadkowo, James też opuścił lokal i ruszył do swojego.

- Poszło jak widzieliście. Tak sobie. Miał opory przed zgodą na opowieści co się u niego w pracy dzieje nie mówiąc o przekazywaniu materiałów czy czegoś takiego. Użyłam więc tego coście wygrzebali z jego przeszłości więc trochę zmiękł. Powiedział, że musi się zastanowić. Umówiliśmy się na jutro wieczór. - agentka zadzwoniła ze swojego samochodu gdy czuła się na tyle pewnie aby móc to zrobić. Na szybkiego zdała relację z tego jak jej poszło.

- Do jutra? Trochę mało czasu na dokładniejszą infiltrację. Law, dacie radę wygrzebać coś jeszcze na niego? Cóż, grzeszki z młodości tego typu są dość powszechne a tutaj ryzykuje utratę stanowiska, pracy albo i areszt. Przydałoby się coś jeszcze. Albo coś co możemy mu zaoferować w zamian. - agent Carter zwrócił się do szefa skanerów z tym problemem. Czy dałoby się wygrzebać coś jeszcze? Może. Na razie mieli dość mało czasu, ledwo dzisiejszy dzień aby na poważniej zabrać się za pana Csepel. Wcześniej działali dość rutynowo zajęci raczej weekendową akcją i jej konsekwencjami co zaangażowało większość sił komórki skanu. Do jutrzejszego spotkania Nancy z potencjalnym kontaktem dawało prawie dobę aby coś spróbować zorganizować.

- Myślisz, że się komuś pochwali naszą małą randką? - Nancy zapytała z drugiej strony łącza. Carter wzruszył ramionami. Rzut monetą. Mógł komuś powiedzieć o sympatycznej nowej znajomej jaka byłaby ozdobą każdego mężczyzny. To nie byłoby takie złe. Gorzej jakby powiedział o czym rozmawiali pod koniec. Najgorszy scenariusz jakby powiedział to komuś z korporacyjnych służb bezpieczeństwa co właściwie miałby obowiązek zrobić. Na to jednak xcomowcy mieli już dość mały wpływ. Jakby okazał się niezłomnym i lojalnym pracownikiem Blue Lab jutro mogła czekać Nancy przykra niespodzianka. Ale też gdyby nic nie powiedział a przyszedł jutro na spotkanie szanse na werbunek zdawały się rosnąć.

- No to zostaje nam na jutro próba zbajerowania przez naszą agentkę, zwykłe przekupstwo albo szantaż. Żadna z tych metod nie jest stuprocentowo pewna no ale musimy spróbować. Gdyby udało się go namówić na wywiad i wprowadziłby Nancy do środka byłoby świetnie. Przy optymalnych wiatrach może nawet jakiś staż by udało się jej tam załatwić, chociaż przez jakiś czas. No ale to najpierw musiałby się zgodzić współpracować. - szef szpiegów przedstawił Lawowi podstawowe warianty opcji jakie mieli do dyspozycji w tym dość wąskim odcinku czasu do jutrzejszego zmierzchu. Jasne, że Nancy mogła spróbować użyć swoich kobiecych wdzięków aby zamieszać w głowie pracownika korporacji. No ale nie było gwarancji, że powie “tak” jak będzie po wszystkim. Ale dawało szansę, że jednak jakoś wpłynie to na jego decyzję bo wydawał się ją lubić a jej towarzystwo mu pochlebiać. Łapówka też nie zawsze była skuteczna. Mógł wziąć kasę i się na nich wypiąć a nawet poskarżyć własnej bezpiece. No ale gdyby okazał się przekupny mieliby na niego haka. Ale jeśli sam stanie się z czasem chciwy i zarząda więcej i więcej? No i trzeba było poświęcić jakieś własne zasoby na tą łapówkę. Ostatnia opcja wydawała się najskuteczniejsza. Bo gdyby znaleźli jakiś wstydliwy owód z przeszłości tego mężczyzny mógłby wyraźnie zmięknąć. Tylko na razie nie mieli takiego dowodu i nie było żadnej gwarancji, że jakiś tak isntiał. Nie było też gwarancji, że Bencze ugnie się przed szantażem. A mieli niecałą dobę na przygotowania się do drugiej tury rozmów.

- Można jeszcze dać sobie spokój i spróbować z kimś innym. Tylko ten tu, zostanie taki niepokryty. - Nancy zwróciła uwagę na jeszcze jedną opcję. No tak, mogli sobie darować tego Bencze i spróbować z kimś innym. No ale wtedy zostawał “bezpański” Bencze co już coś wiedział o próbie werbunku i nad którym tracono kontrolę a z nową osobą nie wiadomo jak by poszło. Po pierwsze znów zajęłoby trochę czasu samo znalezienie takiego kandydata a po drugie wynik werbunku znów był niepewny. Nie było powidziane, że drugi werbunek uda się na pewno.


Z dobrych wieści od agentów z Denver było to, że James znalazł całkiem przyzwoitą kryjówkę. Porzucony dom jednorodzinny z garażem. Pozwalał spokojnie przeczekać kilkuosobowej grupce wraz z pojazdem. Jakimś cudem w kranie na zewnątrz nadal działała woda. Więc chociaż nie było to tak wygodne jak woda w kranie w domu to jednak stanowiło źródło wody i pozwalało przeczekać nawet kilka dni w miarę znośnych warunkach. O ile ktoś nie miał oporów bytować w domu porzuconym przed dwoma dekadami. Bonusem był ładny widok na pobliskie pasma wzgórz bo dom był po zachodnich peryferiach dawnego Denver, w dzielnicy dawnych przedmieść. Obecnie w większości porzuconych a więc podobnych do okolicy browaru Lempa jaką mieli w St. Louis. Tylko nie tak podtopioną.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-07-2019, 22:38   #110
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Był wieczór i właściwie w biurze siedzieli tylko Law oraz Yoshiaki. Ruben z Georgem mieli wolne popołudnie i nawet ich przełożony nie wiedział, co aktualnie robili.

- Myślę, że powinniśmy więcej pogrzebać - odezwała się Chinka, która namiętnie wpatrywała się w swój ekran, jakby miała jej umknąć jakaś ważna informacja.

Law rozparł się na swoim krześle i przeciągnął. Ne potrafił się do końca skupić. Poza Denver miał na głowie jeszcze przygotowanie placówki pod przyjęcie nowego modułu, zaplanowanie rozbudowy zasilania oraz zakwaterowanie ich nowego towarzysza. Co do tego ostatniego to chyba musieli przecierpieć ograniczoną przestrzeń przez co najmniej najbliższy miesiąc. Priorytetem było dla nich laboratorium MEC.

No i wciąż miał w pamięci sobotę oraz wizytę Matyldy.

Oczywiście do niczego nie doszło. Nie znają się tak długo ani dobrze. Zgodnie z jej propozycją, wypili trochę wina i porozmawiali o ubiegłej misji jak i sytuacji w bazie. Law był zaskoczony. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak miło spędził wieczór. Jego analityczny umysł zastanawiał się nawet, dlaczego Kanadyjka postanowiła go odwiedzić. Właściwie różnili się na niektórych płaszczyznach i mieli inne metody postępowania. On był wyrachowany, kiedy ona poddawała się emocjom.

Może coś próbowała tym ugrać?

- Haloo, X-COM do Lawa - zagaiła ponownie Yoshiaki, która po dłuższej chwili milczenia ze strony przełożonego, oderwała się od monitora.

- Tak, przepraszam, już. Grzebać, grzebać, zgadza się - odparł speszony mężczyzna, poprawiając się na krześle.

Chinka uniosła pytająco brew, ale nic nie powiedziała.

- Szkoda poświęcać nasze kredyty, kiedy możemy znaleźć na klienta haka. W końcu potrzebujemy jego lojalności tylko na czas trwania misji w Denver, prawda? - dopytała hakerka.

- Zgadza się. Kiedy już dostaniemy, co chcemy, Bencze Csepel nie będzie nam potrzebny - potwierdził Japończyk. - Nie mamy dużo czasu. Spróbujmy coś znaleźć, żeby Nancy nie poszła na jutrzejsze spotkanie nieprzygotowana. Nie chcę narażać naszych zasobów, a tym bardziej przyzwoitości agentki, gdyby ta musiała użyć… kobiecych metod - odchrząknął Law i znowu się zamyślił. Czy Matylda planowała go uwieść jak Nancy tego całego Bencze, by zdobyć nad nim przewagę? Niestety Law-Tao nie znał się tak dobrze na kobietach jak znał się na komputerach.

- Wszystko w porządku? Dziwnie się ostatnio zachowujesz. Może potrzebujesz odpoczynku. Jak chcesz, to zawołam George’a, żeby cię zastąpił - zaproponowała wyraźnie zmartwiona Yoshiaki.

- Nie, wszystko w porządku. Bierzmy się do roboty - rzucił Law, pochylając się nad monitorem.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:10.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172