Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-09-2019, 20:32   #121
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 46 - 2037.III.29; nd; popołudnie

Czas: 2037.III.29; nd; wieczór; g. 21:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Na zewnątrz panowała ponura słota. Ale wewnątrz to nie robiło większej różnice. Mimo ponurej, obdrapanej i zdawałoby się porzuconej dekady temu facjaty browaru Lempa, zakamuflowane wnętrze było całkiem wygodne. Ogrzane, oświetlone i klimatyzowane. Co pozwalało się odprężyć i zrelaksować albo po prostu pracować w całkiem znośnych warunkach. I można było udawać, że ten ponury i niebezpieczny świat poza ponurymi i obdrapanymi murami nic, nikogo nie obchodzi. A przynajmniej gdy się wracało do tego zakamuflowanego domu po wypadzie na zewnątrz. Nawet poza granice tego megapolis gdzie stare mieszało się z nowym.

No ale udało się. Było nerwowo, było niepewnie, poruszali się po omacku nie znając ani terenu, ani wątpliwej jakości przeciwników a nawet niby “swoje” MECi ADVENTu też były mało standardowe. Pierwotny plan Lawa co prawda nie poszedł bez problemów i mieli małą wtopę na samym początku gdy niespodziewanie ostrzelał ich stróżujący MEC ale ostatecznie wyszli z tej przygody bez szwanku. Wszystkie roboty padły chociaż połączone siły ludzi nie wyszły z tego bez szwanku. Właściwie tylko xcomowcom udało się wyjść cało z tej przygody.

Może dlatego po walce w robotami nie było kolejnej, tym razem między ludźmi o podział łupów albo o cokolwiej innego. Ludzie Kelley’a zostali mocno przetrzebieni a sam Kelley zginął. Ze złomiarzy też mało kto wyszedł bez szwanku. I pewnie każdy umiał kalkulować, że walka pomiędzy najmniejszą chociaż najlepiej uzbrojoną grupką a zgrają słabiej uzbrojonych i poranionych zapowiadała się na wyrównanym poziomie. Czyli krwawo a wynik był niepewny. Zresztą o co mieli się bić? Skoro xcomowcy nie rościli sobie pretensji do czegoś więcej niż uzgodnili z obydwoma szefami przed walką? Więc w końcu wszyscy zaczęli szabrować skrzynie do swoich samochodów. Najwięcej ambarasu było z zapakowaniem MEC-a. Potem jeszcze zdobyczne skrzynki, dwójka xcomowców i nagle ta furgonetka zrobiła się jakaś taka ciasna i mała. Aż dziwne, że na cztery osoby jak wyjeżdżali z bazy to wydawała się taka obszerna i pusta.

- Wiesz co będzie jak nas shaltują z takim towarem na pace? No to kombinuj by nas nie shaltowali. Chyba, że ta seksowna Monica. Znów bym ją zbajerował. Leci na mnie, od razu widać. - Ruben zagadnął właściwie nie wiadomo do kogo gdy ruszał z opustoszałej drogi przy jeziorze Rain Tree Lake. Chyba do Lawa bo siedział obok na miejscu pasążera ale i dwójka zbrojnych z braku miejsca siedziała na ławce tuż za kierowcą bo resztę zajmował MEC i skrzynie ze zdobyczą.

- No pewnie. Wszystkie na ciebie lecą. - zaśmiał się ironicznie Junior zerkając po skosie na szefa skanerów równie ironicznym spojrzeniem. Chyba miał wątpliwości co do tego, że płeć piękna tak w ciemno szaleje za ich kierowcą.

- Dokładnie! A żebyś wiedział! - Ruben bez wahania przyklasnął temu pomysłowi, zupełnie jakby nie dostrzegał jawnej ironii kolegi.

- To jedź tak aby nas nie shaltowali bo będzie kocioł. Nie wytłumaczymy się z tego. Jak gliny to może jakaś szansa, że trafimy na przekupnego jak ADVENT to kocioł. - Dunkierka nie dała się wciągnąć w zabawę i wylała kubeł zimnej wody na swoich kolegów. Co prawda nie mówiła nic nowego ale wieźli naprawdę gorący towar. Każdy glina mógł ich z miejsca aresztować za handel, przemyt i posiadanie nielegalnych, kosmicznych technologie. Ale jeszcze była szansa, że jakiś sprzedajny by się trafił. Ale ADVENT to z miejsca by złapał za spluwy.

- Spoko, wjedziemy tak jak wyjechaliśmy, przez dzielnicę Alvareza. A dzięki niemu rządowi się do nas nie zapuszczają. - Ruben uspokoił resztę a może siebie samego. Co by nie mówić w sektorze jaki u siebie xcomowcy nazywali VIII-mym, sił rządowych rzeczywiście było raczej skromnie. Gdyby musieli jechać do centrum czy przez centrum, to prawie na pewno trafiliby na jakąś kontrolę. Ale nawet w ich domowych pieleszach zawsze było ryzyko napotkania bystrego drona czy jakiś zagubiony patrol.

Pakowanie się zeszło im z godzinę. Odjechali nie niepokojeni przez żadną z pozostałych grup. Obie podobnie były zajęte pospiesznym pakowaniem i szykowaniem się do odjazdu. Nikt nie chciał ryzykować pozostania na pobojowisku dłużej niż konieczne. Gdy xcomowcy odjeżdżali złomiarze próbowali chyba uruchomić starą ciężarówkę a może tylko chcieli coś z niej wymontować. Tego się już nie dowiedzieli bo odjechali.

Droga do St. Louis była dość ponura. Pogoda typowo wiosenna czy jesienna, do tego zapadający zmierzch i wczesny wieczór. Jazda przez pustkowie, nawet samochodów na drodze było tak sobie. Na pograniczu miasta widzieli unoszące się rządowe drony no ale te prawie zawsze latały po obrzeżach miasta niczym mechaniczne, rządowe sępy wiecznie węszące za świeżą krwią i padliną. Zwłaszcza ludzką. Oficjalnie strzegły prawa i porządku oraz wzywały pomoc w razie popełnienia przestępstwa. Tak dla dobra praworządnych obywateli. No ale właściwie prawie zawsze podnosiły raban gdy krzywda działa się ludziom. Albo siłom rządowym. Dlatego dla wszelkich dysydentów, gangów, mafiozów, konspiratorów te latające drony jednoznacznie kojarzyły się z sępami.





Ale jakoś się udało. Latający dron nie wyłuskał ich furgonetki spośród innych pojazdów. W końcu minęli bezludne peryferia, przedmieścia i ulice. Zaczynali się zbliżać do już całkiem znanych rejonów starego browaru aż wreszcie ujrzeli jego pozornie odstręczającą, porzuconą sylwetkę z brudnej, pociemniałej cegły. I parę chwil później już byli w środku wśród znajomych wnętrz i twarzy.

A ile było radości z tego powrotu! Wrócili bez strat i to z łupami! Skrzynie i mechaniczne truchło MEC-a zawleczono do rusznikarskiego warsztatu wywołując wielką radość. - Kanistry Meld! O rany, prawdziwy Meld! I to całe! Człowieku wiesz co z tego można zrobić?! Tylko cholera daj mi sprawdzić czy to naprawdę to na co wygląda! - Frank nie posiadał się z radości gdy otworzył pierwszą skrzynię i z miejsca nie zorientował się w zawartości. No tak, te rdzenie były trzonem do wielu nowoczesnych technologii i urządzeń bez jakich trudno było je zastąpić. Właściwie niemożliwe nawet bo standardowa ziemska technologia nawet dzisiaj miała kłopoty aby dorównać za technologią kosmitów.





Meld. Tajemnica substancja złożona z nanomaszyn które potrafiły łączyć substancje organiczne a nawet nieorganiczne w niesamowity sposób. Kluczowy element w tworzeniu modyfikacji genetycznych, cybernetycznych czy nawet potężnych żołnierzy MEC. Oraz wielu innych technologii. Oczywiście o ile mieć odpowiednie laboratorium do prac nad takimi technologiami. Na razie żadnego takiego nie mieli, chociaż z nowojorskiej bazy macierzystej obiecali przysłać MEC Lab ale i tak sukces i radość z takich trofeów była ogromna i powszechna w bazie.

No a teraz był wieczór. Dość wczesny ale na zewnątrz już dawno panowała deszczowa noc. I Law, pewnie jak i inny uczestnicy dzisiejszej akcji miał wreszcie chwilę spokoju. Na dobre czy na złe, ominęła go cotygodniowa narada szefów działów. Barb miała go zastąpić bo była szefową PR a razem ze skanerami tworzyli II-kę czyli Informacyjny. Więc gdy szefa Działu nie było na naradzie to powinien go zastąpić szef drugiego Wydziału. Zresztą znalazł na swojej skrzynce streszczenie najważniejszych spraw o czym mówiono na naradzie. Tydzień był raczej spokojny a większościach atrakcji albo uczestniczył sam albo ktoś z jego działu. Więc raport tym razem był dość skromny i nacechowany przygotowaniami na przyjęcie MEC Labu w przyszłym tygodniu i ewentualną akcją w Denver też pewnie już niedługo.

A co do akcji w Denver to jutro Nancy i Bencze powinni spróbować wywinąć ten numer “na reporterkę” i z podrzuceniem ogona w Blue Lab. No ale to jutro. Chyba, że coś się zmieni do tego czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-09-2019, 21:41   #122
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kwatera kierownika Działu Informacyjnego

Law był pod wrażeniem. Nadal nie mógł uwierzyć, że ostatnia misja poszła im tak gładko. Nie licząc strat po stronie sprzymierzonej, X-COM znów zabłysnął i zdobył cenne zasoby dla placówki St. Louis. Meld z kolei był najcenniejszym zasobem, na jaki mogli natrafić. Każda jego ilość znacząco zwiększała ich siły. Pozwalał na rozwój technologii mechanicznej, cybernetycznej i genetycznej. Gdyby tylko mieli go nieograniczoną ilość, każdy członek X-COM biegałby z jakimś wszczepem, genetycznym usprawnieniem albo w grubym pancerzu jednostki MEC. Pomyśleć tylko, jaką by stanowili wtedy potęgę.

To były tylko marzenia i Japończyk był tego świadom. Leżąc na swojej pryczy, wpatrywał się uporczywie w sufit. Euforia, jaka spłynęła po bezpiecznym powrocie do bazy mieszała się ze zdenerwowaniem, jakie przynosiły myśli o dniu jutrzejszym. To wtedy miało się okazać, czy agentka Nancy wykona swoją robotę w Denver, czy też zostanie zdemaskowana. Porażka miała być kosztowna. Poza straceniem niesamowitego agenta ryzykowali spaleniem położenia ich bazy. Misja w Blue Lab musiała przynieść oczekiwany skutek, inaczej ich dzisiejsze zwycięstwo niewiele się liczyło.

Haker potarł zmęczone oczy, próbując odepchnąć czarne myśli. Dziwne uczucie kołatało się w jego głowie. Rozglądając się bezradnie nie mógł na początku dostrzec, co mu nie pasowało. Nie chodziło nawet o stres.

Dopiero po chwili zrozumiał, co mu przeszkadzało. Był wieczór a on nie miał właściwie nic do roboty. Wszyscy wyczekiwali jutra i obecnie Law nie był zaangażowany w żaden większy projekt. Mógł teoretycznie pójść wcześniej spać, ale wątpił, że dałby radę zasnąć.

Mężczyzna podniósł się do siadu, wpatrując się rozkojarzony w drzwi. Jak dobrze znał swój zespół, Ruben i George zapewne włóczyli się gdzieś po browarze. Pierwszy podrywał operatorki, drugi opowiadał głupie kawały. Jeśli im się przyfarciło, może nawet dobrali się do jakiegoś alkoholu. Natomiast znając „BlackR4in” ta musiała siedzieć po godzinach w Biurze Wywiadu, serfując po przestworzach sieci. Chociaż nie miał wątpliwości, że zespół za nim przepadał, nikt właściwie go teraz nie potrzebował.

Na myśl przyszła mu Matylda, kierowniczka Działu Wsparcia. Może powinien ją odwiedzić? Ich relacja – choć na razie czysto koleżeńska – układała się całkiem dobrze. Law nie wiedział, co ona właściwie o nim myśli. Sam ją szanował i podziwiał za wykonywaną pracę. Nie mógł jej też odmówić urody. Jeśli nie była aktualnie czymś zajęta, być może doceniła by małą wizytę.

Nie będąc do końca przekonany, wstał i gasząc po sobie światło, opuścił kwaterę. Nie udał się do swojego zespołu ani nawet do Matyldy. Zamiast tego skierował się do koszar. Chciał poznać sierżanta Yuan Lei, MEC’a, za którego ryzykował głowy oddziału. Właściwie nie miał czasu z nim porozmawiać od powrotu z tamtej misji. Pragnął wysłuchać jego historii. Dowiedzieć się nieco więcej o wydarzeniach z czasu inwazji. Czasu, kiedy ojciec Lawa działał w pierwszym X-COM.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 20-09-2019, 02:16   #123
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 47 - 2037.III.30; pn; popołudnie

Czas: 2037.III.29; nd; wieczór; g. 23:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho




Sierżanta Yuana nie było zbyt trudno znaleźć. Nie mieli dla niego kwatery bo baza osiągnęła limit populacji i trzeba było coś z tym wkrótce zrobić. Inaczej trudno było myśleć o dalszym rozwoju. Zwłaszcza, że generatory też dochodziły do szczytu swojej wydajności więc montowanie kolejnych modułów robiło się równie problematyczne.

Dlatego sierżant Yuan nie miał jeszcze własnej kwatery. No ale sytuacja powinna się poprawić gdy na dniach powinien dojść moduł do obsługi MEC-ów. Przynajmniej częściowo bo też nie było zbyt wygodne dla nikogo gdyby na przykład lekarz mieszkał w swoim gabinecie gdzie przyjmował pacjentów.

Law zastał Chińczyka gdy ten oglądał telewizję. A raczej zmieniał co chwila kanały jakby szukał czegoś konkretnego albo ciekawego do oglądania.

- Dużo się zmieniło przez te dwie dekady. - odwrócił głowę w stronę Japończyka który stanął przy nim. No tak. Obudził się z kriosnu kilka dni temu a gdy zasypiał 20 lat temu świat był całkiem inny. Chwilę tak siedzieli oglądając tv. Law miał wrażenie, że Chińczyk głównie przegląda różne wiadomości i programy informacyjne.

- Nie wygląda to dobrze. Wygląda jakbyśmy przegrali wojnę. Jakby odebrali nam ten świat. - rzekł z fatalistycznym nastawieniem. - Nie o taki świat walczyliśmy 20 lat temu. - dodał ponurym, może nawet smutnym głosem. Przy jego masywnej sylwetce jego głowa która pozostała z oryginalnego ciała wydawała się nieproporcjonalnie mała do reszty ciała. To i głos aż trochę dziwne było, że ten pancerny golem ma taki zwyczajny. Taki ludzki. Z taką gamą ludzkich emocji.

- Na tych poluję. - wskazał pilotem na jakiś patrol żołnierzy ADVENT-u na ulicy. Oficer, z charakterystycznym czerwono - czarnym szalikiem i dwóch szeregowców. - Nie znam ich. Takich za naszych czasów nie było. Były inne. - dodał tonem wyjaśnienia zatrzymując się na tym programie gdzie kamera ukazywała właśnie tych adventystów. Nawet głos był ściszony tak, że ledwo go było słychać ale Lei chyba nie po to patrzył w ekran aby słuchać oficjalnej propagandy.

- Tego też nie było. - urywek z wrogimi żołnierzami skończył się to MEC znów przełączył aż ukazał się wielki pomnik. Gigantyczny. Pomnik przyjaźni ludzko - kosmicznej. Wyraz wdzięczności ludzkości do starszych do przyjęcia Ziemi do społeczności kosmicznej oraz ich dobroć na każdym kroku i w każdej dziedzinie. W czasach Inwazji w tym miejscu stała Statua Wolności.

- Wkurza mnie to. - Leu pokręcił głową i chociaż mówił spokojnie i zachowywał się spokojnie siedzący obok Japończyk wyczuwał, że obecna sytuacja na tej planecie po której panoszyli się obcy, ich pomagierzy i porządki musiała być dla niego bardzo ciężka. Przecież dwie dekady temu po to stanęli do walki aby uniknąć takiego losu.

- Mam wiele zaległości. Muszę się dużo nauczyć. O tych wszystkich nowych kosmitach i ich tworach jakich za moich czasów nie było. A w ogóle to wiesz może kiedy ruszę do akcji? - Chińczyk który dzięki hibernacji był pewnie o pokolenie starszy od siedzącego obok Lawa spróbował zachować jednak pogodę ducha. Law nie mógł mu precyzyjnie odpowiedzieć bo kluczową sprawą było pozyskanie modułu do obsługi MEC-ów. No i MEC wymagał specyficznej misji. Czyli czysto bojowej bo nadawał się właściwie tylko do walki. Tam gdzie trzeba było cokolwiej dyskretniejszego już był właściwie albo kłopotliwy albo bezużyteczny. Nawet transport przez miasto opanowane przez patrole, skany i kontrolę sił rządowych robił się bardzo ryzykowny. Niemniej nie było przecież rzeczy niemożliwych.

- Kiedyś było inaczej. Znaczy kiedyś to dla was, dla mnie to było wczoraj… - zaczął mówić po jakimś czasie gdy Law zapytał go jak to było podczas tej Inwazji. Chińczyk zmitygował się na tą różnicę swojej i obecnej czasoprzestrzeni która go rozbawiła nawet.

- No więc 20 lat temu mieliśmy całą ludzkość na wsparcie. Armie całego świata stanęły do walki z kosmicznym najeźdźcą. Więc mieliśmy do pomocy różne czołgi, bwp-y, śmigłowce, samoloty, artylerię, flotę… no wszystko… nie to co wy teraz. Bez urazy. Po prostu bardzo rzuca mi się w oczy ta różnica. Byłem w waszej zbrojowni. No bez urazy ale… No ja pamiętam inne standardy. Trudno mi się przyzwyczaić. - Lei wznowił opowieść jak to było kiedyś ale znów prawie od razu pod wpływem impulsu porównał stan X-COM-u “jego” a obecnego. Law na tyle dobrze znal historię najnowszą, że wiedział iż tak kiedyś było. Tylko on jako “młody” stan obecny uznawał za normalny i do jakiego przywykł a ten sprzed dwudziestu lat był taki abstrakcyjny. Przecież teraz nawet jakby mieli jakiś czołg czy bwp to rządowi zaraz by go namierzyli i zniszczyli. Mienie takiej machiny obecnie było raczej kłopotem niż jakimś wsparciem. Teraz X-COM działał jako partyzantka. I do Lei chyba to docierało i nie chciał rozmówcy robić przykrości.

- No w każdym razie mimo wszystko to my, X-COM, byliśmy głównym koordynatorem działań. Tworzyły go najważniejsze państwa na całej planecie dlatego mieliśmy główne bazy na całym świecie. No i wysyłaliśmy drużyny w punkty zapalne na całym świecie. Trzeba było tak kombinować aby nikogo nie zostawić bez pomocy bo po paru takich odmowach jakiś rząd mógłby spakować manatki i wycofać swoje finansowanie skoro płaci a efektu nie ma. - Chińczyk opowiadał dalej jak to kiedyś wyglądała ta walka z kosmitami. No tak, teraz X-COM też działał na całym globie. Ale raczej w podobnych bazach jakie w tym roku założyli tutaj.

- Bo widzisz, my wtedy już mówiliśmy, że to Inwazja. Tylko ona była taka ślamazarna. No wiesz, nie było jakiegoś jednego dnia zagłady, że przylatują spodki i robią inwazję. Nie, nic takiego. Dostawaliśmy zgłoszenia z USA, Kenii, Azji no z całego świata. Tam widziano jakichś obcych, gdzieś było jakieś UFO, potem jak nauczyliśmy się je strącać i się udało to lecieliśmy aby zbadać wrak. Ale to była taka pełzająca wojna. Bez frontów i mas wojska, bez baz wroga jakie można by zniszczyć czy opanować. Taka szarpanina po całej planecie. Jak kładłem się spać to jeszcze nie wiedzieliśmy jak to się skończy. Czy to już był punkt krytyczny i obcy słabną czy to jakaś forpoczta dopiero. Jak to Amerykanie mawiali “Wydawało mi się, że wygrywamy tą wojnę”. - sierżant zakuty w ciężki, mobilny pancerz cierpliwie i monotonnie tłumaczył kolejny aspekt sytuacji sprzed dwóch dekad. Zakończył z autoironicznym uśmiechem cytując sławne zdanie z czasów wojny w Wietnamie które padło podczas nagłej ofensywy Tet. Wtedy, wbrew oficjalnym zapewnieniom amerykańskiemu rządowi, że wojna idzie dobrze i ma się ku końcowi, komuniści niespodziewanie zaatakowali prawie wszystkie duże miasta w Wietnamie Południowym kompletnie zaskakując wszystkich, zwłaszcza amerykańskie społeczeństwo. Widocznie obecnie tak czuł się sierżant MEC patrząc jak to się potoczyło przez dwadzieścia lat.

Czasu zeszło nie wiadomo ile i kiedy. Zbliżała się już północ i Law zamierzał się zbierać do siebie bo wysiłek i stres minionego dnia zaczynał mu już ciążyć. No i właśnie wtedy Lei go niespodziewanie zagadnął. - Słuchaj ty to się chyba trochę znasz na komputerach i innych takich co? - zapytał tak chyba aby coś zacząć tak dla zdrowotności psychicznej. - Taki łebski koleś z ciebie nie? - upewnił się jeszcze chociaż po paru dniach pewnie chociaż z grubsza orientował się kto jest kto w bazie. - To słuchaj, pewnie przechlapana sprawa. Ale chciałbym wiedzieć co się stało z resztą mojego oddziału. Wysłałbym ci listę to może sprawdziłbyś co się z nimi stało co? Chciałbym wiedzieć. Dla spokoju sumienia. Pewnie już ich nie ma ale nawet wtedy bym wolał to wiedzieć. - Chińczyk poprosił Lawa o przysługę. Ale nie zapowiadało się na różowe zakończenie tych MEC-owych historii. Najpierw Inwazja a potem dwie dekady rządów kosmitów gdzie MEC z natury rzucały się w oczy i były trudne do ukrycia. A to wszystko nie sprzyjało przetrwaniu kogoś z nich. Cud, że Lei jakimś właśnie cudem przetrwał do dzisiaj prawie w nienaruszonym stanie.




Czas: 2037.III.30; pn; popołudnie; g. 16:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz pogodnie i nieprzyjemnie


- Idę po kawę. Komuś coś przynieść? - George wstał od swojego stanowiska i rozejrzał się po pomieszczeniu. W pomieczeniu panował półmrok aby światło z jarzeniówek nie przeszkadzało operatorom konsolet i ekranów w pracy. Warunki były całkiem znośne a nawet niezłe. Zapewne niejeden korposzczur czułby się tutaj jak w swojej korporacji. Zapewne po obdrapanych i pokrytych liszajami murach z brudnej cegły starego browaru nikt by się nie spodziewał takiego nowoczesnego wystroju głęboko w trzewiach kompleksu.

- Ja jeszcze mam. - Yoshiaki wskazała na swój osobisty kubek w ciekawym zdobieniem przez co z daleka widać było, że to jej kubek.

- A ja poproszę. Bez cukru i śmietanki. - agent Carter złożył skanerowi zamówienie co ten przyjął skinieniem głowy.

- Goła czarna? Ostro. - zaśmiał się chyba próbując być zabawny ale coś nikt nie podchwycił jego humoru. Było zbyt nerwowo. - Szefie? - George spojrzał na Lawa aby i jego zapytać o ewentualne zamówienie. Co tu nie mówić kawa i inne wzmacniacze by się bardzo przydały. W końcu siedzieli tutaj jak na szpilkach prawie od rana. Czyli od czasu gdy “panna Aston” dziennikarka z lokalnych mediów przekroczyła z panem Bensze bramy Blue Lab. I tyle ich widzieli.

- Ile można taki wywiad przeprowadzać? - BlackR4in zapytała na głos coś co pewnie przychodziło do głowy wszystkim. A z każdą godziną było to coraz bardziej retoryczne pytanie. Od rana nie mieli o ich agentce żadnych wiadomości.

- Nancy nie poszła tam robić wywiad. To przykrywka. Obawiam się, że coś się stało. - Carter z irytacją zmiął papierowy kubek i pięknym rzutem posłał go do śmietnika. Nie musiał mówić, że to “coś” nie oznaczało nic dobrego.

- Złapali ją? - George chociaż niby już mógł iść po tą kawę i resztę jednak coś się nie kwapił. Popatrzył pytająco na szefa wywiadu który z całej obsady centrum dowodzenia był chyba najbardziej biegły w takie klocki.

- Musimy się z tym liczyć. - agent powoli wydmuchnął powietrze kładąc dłonie na biodrach chyba zaczynając myśleć o tym, że misja się jednak nie powiodła.

- To co teraz? - George nadal pytał szefa agentów. Ale teraz właściwie chyba wszyscy czekali na to co powie.

- Odbijemy ją? - zapytała cicho Yoshiaki.

- Póki tam jest nie ma szans. To forteca. A na miejscu jest tylko James. Nie ma nawet legendy aby próbować dostać się do środka. Musimy poczekać aż ją spróbują przewieźć. Już nawet z posterunku policji byłoby łatwiej ją wydostać. Gorzej jeśli będą ją trzymać na miejscu aż wycisnął z niej co się da. - główny wywiadowca bazy popatrzył gdzieś wysoko w sufit chociaż nawet jego pewnie nie widział. Powoli przedstawiał jakie opcje mieli i widocznie na tą chwilę nie mieli ich zbyt wiele.

Przez kolejną godzinę omawiali kolejne plany i warianty postępowania ale wszystkie kończyły się podobnym wnioskiem: dziurą informacyjną. No nic nie wiedzieli. Nawet to czy Nancy wciąż jest w środku albo czy w ogóle żyje. Trudno było myśleć o inwigilacji czy bardziej bezpośredniej akcji. W końcu więc Carter zasugerował aby czekać aż sygnał z telefonu Nancy albo Bencze gdzieś wypłynie. Co by dawało nadzieję, że ktoś z nich znalazł się poza ośrodkiem i można było ich namierzyć i może przechwycić.

- Ale jak namierzymy to co dalej? - George zapytał rozglądając się po pomieszczeniu. Wydawało się, że chociaż Bensze w końcu powinni te korpy wypuścić. James miał oko na drogę z kompleksu i dzięki kamerkom na jego mieszkanie. Gdyby pracownik Blue Lab był sam a do tego James działał by z zaskoczenia, to pewnie mógłby sobie z nim poradzić. No ale co dalej?

- Dobre pytanie. - Carter zgodził się i znów im zeszło na omawianiu poszczególnych wariantów. Mogli zostawić jak jest i czekać. Gdyby wypuścili w końcu Bensze to sam James by pewnie wystarczył aby się do niego dostać. Mógłby się go wypytać co się stało w firmie no i co z Nancy. Co prawda Carter przewidywał, że od schwytania mogli ich trzymać oddzielnie no ale to i tak dowiedzieliby się czegokolwiek.

Drugim wariantem była policja. Mogli przekazać jedno z nich czy oboje policji aby stanęli przed sądem. Tutaj samotny James już miałby bardzo ograniczone możliwości działania. Carter widział tutaj dwa warianty. Atak uzbrojonej grupy na radiowóz i odbicie Nancy. Albo wysłanie Laury aby zwyczajnie w sądzie spróbowała wybronić “dziennikarkę”. Pierwszy wariant był ryzykowny. Trzeba było wysłać ekipę samochodem no nawet jakby wyslać ich odrazu tego wieczora to byliby tam jutro. Czasu na przygotowania i planowanie było mało. Co prawda na miejscu był James który był nieźle zaznajomiony w miejscowych realiach i znalazł już bezpieczne mieszkanie dla tej ekipy. Niemniej był ryzyk bo każda kontrola na takiej trasie to ryzyko dekonspiracji i/lub opóźnienia albo i zaniechania takiej wyprawy. W czarnym scenariuszy nawet obławę na xcomowców z której nie wiadomo czy by udało im się ujść. Ale gdyby udało się tam przedostać i wystarczająco wcześnie udałoby się namierzyć Nancy to akcja grupki zbrojnych na zwykły radiowóz miała spore szanse na powodzenia. Tylko jeszcze trzeba by się ulotnić najpierw z miejsca napadu a potem z miasta.

- Szkoda, że tam nie mamy znajomości z takim Alvarezem. Przydałoby się teraz. - westchnął cicho Carter przecierając zmęczonym ruchem czoło. Tak. Drugim wariant, “prawniczy” wydawał się mniej ryzykowny. Wystarczyło, że Laura Nadel by tam pojechała. Skanerzy mogliby wymyślić legendę dla niej. Nancy jakby miała głowę na karku i dotrwała do procesu mogła sama o nią poprosić. Jej szef chyba po cichu na to liczył. No ale wtedy przebywałaby w areszcie z którego trudniej byłoby jej odbić. No i cała procedura procesu trwałaby pewnie parę dni a wynik był niepewny. Tutaj do konsultacji przydałaby się Laura no ale w tej chwili jej nie było na miejscu. Ale już ją wezwano i obiecała wieczorem przyjechać do bazy.

Były też dwa naprawdę niewesołe scenariusze. Pierwszy to taki, że Nancy już mogła nie żyć. Gdyby została przyciśnięta do ściany i bałaby się, że może sypnąć X-COM mogła próbować popełnić samobójstwo. Gdyby stosowano na niej jakieś chemikalia aby zmusić ją do mówienia też było pewne ryzyko śmierci bo to były silne środki.

Drugi czarny scenariusz był podobny do “policyjnego”. Tylko zamiast lokalnej policji Blue Lab potraktuje sprawę priorytetowo i wezwie ADVENT. No to wtedy nawet zbrojni Moritz’a mogli mieć trudności z odbiciem Nancy. Zwłaszcza jakby przylecieli po nią wprost do Blue Lab.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-09-2019, 22:48   #124
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Jak zwykle Law zachował zimną krew. Brak odzewu od agentki w terenie mógł oznaczać wiele, ale z pewnością nic dobrego. Jednak dopóki nie dowiedzą się, co naprawdę wydarzyło się z Nancy, nie powinni zakładać najgorszego.

- Wysyłamy zespół. Natychmiast - odezwał się Japończyk, skupiając na sobie uwagę w Biurze Wywiadu. - Nancy jest dobra. Nawet jeśli wpadła, nie mogła ściągnąć na siebie ADVENT’u.

- Na pewno chcemy zagrać tak ostro? - dopytał nieprzekonany George, drapiąc się po potylicy. Zapewne była to dla niego niecodzienna sytuacja, iż próbował stopować swojego przełożonego. Zwykle to on wyskakiwał z szalonymi pomysłami.

- Szef ma rację - wtrącił Ruben. - Nie ma się co pieścić. Wyciągamy Nancy i wracamy do domu. Mamy inne sprawy do załatwienia niż szlajanie się po komisariatach.

- Denver już i tak jest spalone. Im szybciej się stamtąd zbierzemy, tym lepiej - dopowiedział Law, po czym zwrócił się do Yoshiaki. - Połącz mnie z Jamesem. Trzeba mu przekazać o naszych zamiarach. I polecić, by dorwał Bencze i wywiedział się, o co poszło.

- Robi się - odparła mu Chinka.

- I niech ktoś powiadomi Mortza. Ruszają na misję. My w tym czasie przejrzymy wszystkie możliwe drogi z Blue Lab na najbliższy komisariat i wytyczymy im punkt uderzenia w drodze - zakomenderował kierownik skanu.

Atmosfera była nerwowa. Dlatego trzeba było jak najszybciej ją rozładować.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 27-09-2019, 21:09   #125
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2037.IV.02; wt; ranek; g. 07:10
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Przełom miesiąca okazał się bardzo zajęty i nerwowy. Wydawało się, że cała baza żyje wydarzeniami w Denver. Pospieszne pakowanie się i wyjazd całego oddziału zbrojnych pod wodzą starego Moritza nie uszedł uwadze w tej dość małej xcomowej społeczności. Wszyscy chyba zadawali sobie pytanie czy uda im się odbić Nancy i trzymali za nich kciuki.

Chociaż wczoraj, we wtorek, przybył oczekiwany transport z nowojorskiej bazy macierzystej. I ciężarówka z oznaczeniami firmy od przeprowadzek przywiozła w swoim wnętrz gotowy moduł MEC Labu. Cały dzień trwało jego ustawianie i podłączanie a dzisiaj miało być jego oficjalne otwarcie. Sam sierżant Yuan nie ukrywał radości, że wreszcie będzie mógł skorzystać z odpowiedniej aparatury który potrafiła obsługiwać cielska mechanicznych golemów takich jak on. No i posiadanie tak rzadkiego modułu bazy jak i to, że mieli w bazie prawdziwego MEC-a chyba wszystkim sprawiało satysfakcję i podnosiło na duchu.

Dobre wieści przyniósł też Sam, zawodowy zwiadowca ze stajni Leny Grey. Okazało się, że znalazł lokum który mógł się nadawać na dziuplę dla handlowych. Dzięki temu ludzie Matyldy zyskiwali miejsce do przeładunku poza bazą, kryjówkę do przyszłych wypadów albo skrytkę na coś czy kogoś.

Ale czy Law, Carter i reszta obsady HQ będą mieli okazję uczestniczyć w tej nieoficjalnej imprezie. Bo od dwóch dni mieli mnóstwo roboty aby dać maksymalne wywiadowcze i zdalne wsparcie ludziom Moritza jacy działali już w okolicach Denver. Dzięki tym połączonym wysiłkom wywiadowców, skanerów i zbrojnych udało się dość przyzwoicie przygotować teren pod przyszłą akcję.

James na miejscu niejako “odebrał” ludzi Moritza wczoraj prawie w samo południe. Zaprowadził ich do tego opuszczonego domu który znalazł nieco wcześniej na kryjówkę. Tam mogli zostawić furgonetkę, odpocząć, rozpakować się i przygotować do akcji odbicia agentki Nancy. James też woził pojedynczo wojaków trasą z Denver do Blue Lab aby mogli zapoznać się z terenem i wybrać miejsce do przechwycenia sił wiozących schwytaną agentkę.

Czasu okazało się mieli nawet sporo. Bo chociaż spodziewali się, że Nancy mogą przewieźć w każdej chwili to jednak wyraźnie z tym zwlekali. Szef xcomowych szpiegów uznał, że widocznie chcą spróbować wycisnąć ze schwytanej agentki wszystko co się da. Na to jednak nikt ani w bazie w St. Louis ani ekipa ratunkowa na miejscu w Denver nie miał żadnego wpływu. Mogli tylko przygotowywać się i czekać. Chociaż niepewność zżerała chyba każdego chociaż z tym stresem różni ludzie różnie sobie radzili.

Alarm przyszedł z godzinę temu. Skanerzy którym udało się podpiąć pod sieć informatyczną lokalnej policji udało się wyłapać zgłoszenie z placówki badawczej poza miastem którą oni znali pod kodową nazwą Blue Lab. Pracownik koncernu NAS zgłaszał zatrzymanie podejrzanej i prosił aby policja kogoś przysłała aby odebrał zatrzymaną. Operatorka policji przyjęła zgłoszenie i obiecała kogoś wysłać. To postawiło w stan alarmu tak HQ w St. Louis jak i miejscową ekipę ratunkową. Z miasta do Blue Lab była mniej więcej z godzina jazdy samochodem w jedną stronę. Radiowóz musiał tam dojechać, odebrać zatrzymaną a potem wrócić na komisariat. Co znów dawało około godziny trasy powrotnej plus to ile by potrwało przekazanie Nancy policji. Ten czas mieli xcomowi zbrojni aby dojechać na miejsce gdzie zamierzali przechwycić powracający radiowóz w którym powinna być Nancy i może Bencze. Bo imigranta z Węgier też nie udało się namierzyć ani w jego mieszkaniu ani jego telefonu czy komputera. Więc prawdopodobnie podobnie jak Nancy wciąż był przetrzymywany wewnątrz kompleksu badawczego.



Czas: 2037.IV.02; śr; ranek; g. 07:10
Miejsce: Denver, Mt. Flora; posterunek obserwacyjny X-COM
Warunki: zapuszczony budynek, pogodnie, jasno, chłodno





Ostatnie dwie doby upłynęły zespołowi Moritza na dosć nerwowych przygotowaniach. Najgorsze dwie rzeczy jak dotąd się nie wydarzyły. Czyli Nancy nie przewieziono na komisariat czy do ADVENT zanim zbrojni przybyli do Denver no i udało im się jakoś bez żadnych kontroli przejechać ponad pół doby z St. Louis do Denver bez większych przygód. Nawet jak mijali jakieś radiowozy czy drony policji czy ADVENT-u to widocznie ich furgonetka nie rzucała się w oczy bardziej niż inne pojazdy a na żadną rutynową kontrolę się nie napatoczyli. I dobrze bo za cholerę by nie wyjaśnili skąd mają te wszystkie pancerze, broń i resztę ewidentnie wojskowego sprzętu która była 100% nielegalna. Co prawda musieli jeszcze wrócić do St. Louis no ale tym będą się martwić później.

No i dobrze, że mieli na miejscu James’a oraz zdalną pomoc skanerów z bazy. To mogli być jak prowadzeni za rączkę a sami mogli skupić się na przygotowaniach do misji przejęcia radiowozu. Do misji przejęcia latadła ADVENT-u nie było sensu się szykować bo zwyczajnie nie mieli środków do strącania czy ataku takich jednostek latających. Jakby ADVENT przyleciał po Nancy do Blue Lab to mogliby najwyżej filmik nagrać z tego wydarzenia. Wszelki atak bronią ręczną jaką posiadali przy sobie byłby tylko zdradzeniem swojej obecności i zaalarmowania całej okolicy.

A tak mieli okazję zbadać całą trasę z miasta do kompleksu badawczego North American Specialities. Na szczęście dla zasadzkowiczów rozsądna i najprostsza trasa była tylko jedna. Wiodła dolinami położonymi wśród wzgórz na zachód od miasta. Owa trasa, dawna 40-ka, szła prawie pół drogi idealnie na zachód a potem na drugie pół prawie równo na północ. Cały czas dolinami wśród wzgórz a na tym skrzyżowaniu od północno - wschodniej strony była góra Mt. Flora. Z jej szczytu i zboczy był ładny punkt widokowy na pasma sąsiednich wzgórz ale także i na spory odcinek doliny poniżej. I to na odcinku kilku kilometrów i w obie strony. Co prawda ze szczytu góry były momenty, że przydrożny las zasłaniał samą drogę ale i tak w okolicy był to najlepszy punkt widokowy jaki zbrojni Moritza znaleźli. A ten kilkunasto kilometrowy odcinek drogi wydawał się najlepszy do przechwycenia pojazdu.

Ale w końcu stało się. Najpierw do Dunkierki nadszedł sygnał ostrzegawczy z rodzimej HQ w St. Louis o zgłoszeniu przestępstwa w Blue Lab i prośbie o przejęcia podejrzanej. Z kwadrans później doszło do tego potwierdzenie, że radiowóz wyruszył w drogę opuszczając komisariat. Z pół godziny później umieszczony na szczycie góry Mt. Flora snajper X-COM rzeczywiście w noktowizyjnym okularze swojej broni głównej, zauważyła sunącą drogą na dole policyjną “pandę”. Przejechała sobie spokojnie, bielejąc w ciemnościach przedświtu jaśniejszymi fragmentami karoserii i skręciła na północ w stronę placówki badawczej NAS i w końcu zniknęła mu z oczu między meandrami doliny. Z kwadrans później dojechała do niej reszta ekipy która potrzebowała podobną ilość czasu co radiowóz aby dojechać tutaj ze swojej kryjówki na mieście. Parę minut później umiejscowiony jako eko fanatyk James co robił za jednoosobową demonstrację przeciw trującym środowisko korporacjom dał znać, że radiowóz dojechał na miejsce przeznaczenia.

- Na razie czekamy. Musimy mieć pewność, że w środku jest Nancy. Mogą dajmy na to wywieźć Bencze albo kogokolwiek innego. - Moritz upominał i uspokajał swoich ludzi. No tak, gdyby chodziło o to by “stuknąć” radiowóz to sama Dunkierka pewnie by sobie poradziła z tego miejsca co teraz byli. Ale nie chodziło o radiowóz ani gliniarzy tylko o odbicie Nancy.

- No jak tak dalej pójdzie to może jeszcze będzie jakaś nadzieja dla środowiska. - w słuchawkach usłyszeli zrzędliwy głos “ekologa”. Było to umówione hasło oznaczające, że dojrzał i rozpoznał w powracającym do miasta radiowozie Nancy. Mieli jakieś 15 - 30 minut zanim radiowóz pojawi się z powrotem przy górze Mt. Flora. O ile atak czwórki zbrojnych na dwóch policjantów którzy powinni być zaskoczeni nie wydawał się arcytrudny to jednak trzeba było się liczyć z szybką kontrakcją sił porządkowych spieszących na wsparcie zaatakowanej załodze. Akcja musiała być przeprowadzona błyskawicznie. Przedłużanie walki groziło pojawieniem się wsparcia na polu walki. A jeszcze trzeba było oderwać się i zwiać zanim zacznie się regularna obława sił rządowych.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-10-2019, 22:39   #126
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Mt. Flora

- Jak to robimy? - odezwał się w słuchawce Law.

- Myślę… - zaczął Mortiz, patrząc przez lornetkę i pocierając podbródek. Co prawda Japończyk był dowódcą operacji, ale to „Amadeo” przewodził w terenie. Poza tym chyba nie trzeba było wspominać o doświadczeniu, jakim szczycił się stary żołnierz.

- Jeśli chcemy przechwycić agentkę, po pierwsze musimy zatrzymać radiowóz a następnie go unieruchomić - stwierdził oczywiste żołdak. - Pojazd jest kuloodporny, więc seria z broni ręcznej go nie zatrzyma. Musimy więc rozstawić zasadzkę.

- Obawiam się, że mamy ograniczone środki - westchnął skaner przez słuchawkę.

- Poradzimy sobie z czym mamy - odparł „Amadeo”, zerkając gołym okiem na okolicę, po czym wracając do obserwacji przez lornetkę.

- Widzę to tak. Faust podejdzie z KM’em jak najbliżej drogi w dogodnej pozycji strzeleckiej i się zamaskuje. Ja z Juniorem wpakuję się do furgonetki i będziemy czekać na skraju drogi. Zaczekamy, aż radiowóz się zbliży, po czym zajedziemy mu przed maskę, zmuszając do zatrzymania się. W tym czasie KM otwiera ogień i wali po oponach, by ich unieruchomić. Dunkierka obserwuje z góry i nad nami czuwa. Jak już pojazd zostanie unieruchomiony, wysypujemy się z Juniorem i odbijamy Nancy. Młody ma strzelbę, więc się przyda na małym dystansie. Pakujemy się z powrotem do wozu, zgarniamy Fausta i Dunkierkę i zwiewamy. Posiłki na pewno zostaną wezwane natychmiast, dlatego musimy się streszczać. Jak cała akcja zacznie się przeciągać, obrzucamy ich dymem i spadamy.

Law nie odzywał się przez kilka chwil, jakby trawiąc słowa zbrojnego.

- Brzmi jak plan - powiedział w końcu. - Tylko musimy uważać na cywili. Nie chcemy ofiar po ich stronie. I jeśli zdołacie... zmuście policjantów do poddania się, albo przynajmniej nie rańcie ich śmiertelnie...

- To zrozumiałe - przytaknął Mortiz.

- Dam znać Jamesowi, by czekał w kryjówce na wasz powrót - dodał skaner.

- Przyjąłem. Nie zostało nam dużo czasu, więc proponuję przejść już na pozycje - odparł żołnierz.

- Do dzieła. I powodzenia.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 07-10-2019, 01:20   #127
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 49 - 2037.IV.02; śr; ranek

Czas: 2037.IV.02; śr; ranek; g. 08:20
Miejsce: Denver, droga 70 do Denver; wnętrze furgonetki X-COM
Warunki: wnętrze pojazdu, pogodnie, jasno, ciepło


Podobno rzadko jakiś plan przechodzi pomyślnie próbę jego praktycznej realizacji. Ale tym razem wydawało się, że rzeczywistość przeczy tej zasadzie. Akcja zbrojnych z St. Louis na tym pustkowiu w górach Kolorado przeszła zaskakująco pomyślnie. Cała czwórka zbrojnych dowodzonych przez Morrisa zajęła wyznaczone miejsca. Junior usiadł w szoferce obok szefa z karabinkiem gotowym do użycia. Podrzucili na dół Fausta którego cielsko wysiadło przez boczne drzwi i uderzył łapą aby dać znak do odjazdu. No więc furgonetka pojechała dalej a Faust poszedł znaleźć sobie kryjówkę przy poboczu drogi. A nad nimi, niczym anioł stróż, czuwała Dunkierka na wysokim zboczu Mt Flory gotowa ostrzec ich przed niebezpieczeństwem czy zapewnić precyzyjne wsparcie ogniowe. Ona też dała znać, że policyjna “panda” jest już widoczna.

- Klient jedzie. OCP* za do 2 minut. - zbrojni xcomowcy usłyszeli w słuchawkach jej spokojny ale skoncentrowany głos. Czekali. Sami jeszcze go nie widzieli. Fragment drogi jaki Moritz wybrał na zasadzkę akurat tutaj miał kilka, typowych dla górskiego krajobrazu serpentyn gdzie zakręty były prawie o 180* zmuszając pojazdy aby mocno zwolniły. Zasadzka miała się odbyć przed jednym z takich zakrętów gdzie radiowóz musiał mocno zwolnić przed zakrętem. A przy okazji był zjazd na niewielki, pusty parking na jakim zaparkowała furgonetka X-COM-u. Co z jednej strony wydawało się naturalne a z drugiej ściana lasu skutecznie zasłaniała widok obydwóm pojazdom. Ale ci w radiowozie nie mieli schowanego na poboczu Fausta który czekał na odpowiedni moment aby dać sygnał do początku akcji.

- Widzę go, zaraz będzie na miejscu. - Davy ostrzegł dwójkę w furgonetce, że akcja zbliża się w zasadniczą fazę. Już widział przód radiowozu który spokojnie jechał swoim pasem i zaczynał właśnie zwalniać przed ostrym wirażem.

- Nasłuch? - Moritz w tej chwili jeszcze mógłby w ostatniej chwili odwołać akcję. Gdyby na przykład coś ostrzegło gliniarzy o planowanej zasadzce. Wydawało się to prawie niemożliwe by dostrzegli spokojnie zaparkowaną furgonetkę za lasem albo schowanego przy nasypie drogi pojedynczego człowieka. Nawet tak dużego jak Davy.

- Pusto. - Law mógł z HQ w St. Louis zapewnić szefa zbrojnych bo miał nasłuch na pasmo policyjne. A tam panował względny spokój. Jak ci z “ich” radiowozu zameldowali, że odebrali aresztanta i wracają do miasta to właściwie przez ten kwadrans czy prawie dwa nic się właściwie nie działo. Czyli ani oni nic nie meldowali ani ich nikt, przed niczym nie ostrzegał.

- Zaczynamy! - Moritz uruchomił silnik vana i podgazował silnik aby był gotów do nagłego zrywu. Głos miał zachrypnięty ale tak silny, że nawet ludzie w HQ sprężyli się jakby zaraz kazał im gdzieś skakać. Jeszcze ostatnie chwile, wszyscy czekali na sygnał jaki powinien dać Faust i wreszcie się doczekali!

- Teraz! - skryty przy krawędzi drogi Faust krzyknął rozkaz. Moritz i Junior musieli mu zaufać bo przed sobą widzieli tylko nadal pustą drogę o poranku. Szef zbrojnych jednak miał zaufanie do swoich ludzi bo puścił hamulec i furgonetka wyrwała do przodu jak z procy.

- Ale wiesz, że jak Dave się pomylił to zaliczymy zjazd po zboczu na przełaj przez las? - Junior może chciał zażartować a może czuł się na serio niepewnie bo nie trudno było sobie wyobrazić jak wylatują przez te barierki a dalej właśnie tak jak mówił, reszta zbocza i lasu.

- Za dużo gadasz. - mruknął Moritz gdy wcisnął hamulce wozu i ten z piskiem zaczął hamować. Barierki zbliżały się coraz bardziej, że nie wiadomo było czy zdążął się przed nimi zatrzymać. Ale kątem oka widać było drugą maszynę. Ci gliniarze w “pandzie” byli kompletnie zaskoczeni. Moritz widział jak pasażer odruchowo zasłonił się rękami a kierowca odsunął się maksymalnie do tyłu jakby to go miało uchronić od zderzenia. Obie maszyny wyhamowały prawie w tej samej chwili. No ale xcomowcy mieli plan i wiedzieli co ma się stać a gliniarze dopiero kończyli etap hamowania gdy szef zbrojnych wydał kolejny rozkaz.

- Teraz! Ruchy, ruchy, ruchy! - krzyknął otwierając drzwi od kabiny i wysiadając razem ze swoim karabinkiem. Junior miał trochę dalej bo musiał obiec szoferkę. O ile dwaj policjanci może jeszcze mieli złudzenie, że to jakiś niefortunny wypadek to widząc uzbrojonego w karabinek szturmowy meżczyznę zrobili wielkie oczy ze zdziwienia. Zwłaszcza, że obok niego biegł kolejny z już po wojskowemu wycelowaną bronią a oni jeszcze nawet nie mieli swoich klamek w garści. Ale najgorze dla nich dopiero miało nadejść.

Z pobocza wyłonił się jakiś gigant z gigantyczną spluwą. I wrzeszcząc dziko pociągnął serią masakrując nie tylko przednie koło ale też całe nadkole i pewnie silnik. Coś tam pod maską wybuchło, maska odskoczyła i zasypała okolicę swoimi odłamkami podziurawionej blachy z których część wbiła się w przednią szybę. A łomot ckm-u na chwilę zagłuszył wszystkie inne głosy i odgłosy.

Zszokowani policjanci kompletnie nie stawiali oporu. Moritz kazał im wyjść i kolejno skuł ich kajdankami osłaniany z bliska przez Fausta i z daleka przez Dunkierkę. W tym czasie Junior podbiegł do tylnych drzwi, otworzył i wyszarpał na zewnątrz skutą kobietę.

- Cholera, coś z nią nie tak! - zawołał widząc, że nie wita go radosny uśmiech wyzwalanej ani nic z tych rzeczy.

- Żyje?! - Moritz który akurat skuwał kierowcę mógł tylko rzucić okiem na tą scenę więc zostało mu zdać się na podwładnego.

- Tak! Ale jest jakaś zamroczona! - odparł zwiadowca siłując się z zamroczoną kobietą aby pomóc jej wysiąść z tylnej kanapy radiowozu. Bynajmniej nie pomagało to, że wciąż miała skute z tyłu ręce.

- Trudno, potem się nią zajmiemy! Dawaj ją do wozu! - Moritz wstał i zaczął obchodzić maskę radiowozu aby skuć drugiego gliniarza. Faust szedł kawałek za nim gotów rozpruć ołowiem ze swojej broni każdego kto by stawiał opór.

- Dobra! - zwiadowca już wyszarpał jakoś Nancy z wozu i chociaż ta ledwo powłóczyła nogami to jednak kierował ją do kufra furgonetki. W tym czasie szef skuł drugiego funkcjonariusza i wstał rzucając ostatni raz okiem na te pobojowisko z poszarpanego radiowozu.

- Spal to. - rzucił Faustowi wskazując kciukiem na radiowóz. Dave skinął swoją łysą głową i dobył granat termiczny który odbezpieczył i cisnął w stronę radiowozu. Ten wpadł do środka i gdy Faust biegł w stronę bocznych drzwi furgonetki a Moriz siadał za kierownicą to rzucony pocisk eksplodował zalewając ogniem wnętrze radiowozu. Jeszcze chwila aby Faust wsiadł do środka i już furgonetka z xcomowcami cofała się a potem zawróciła w stronę drogi głównej porwadzącej do Denver.

- Co z nią? - Moritz zapytał swoich ludzi kierując pojazdem. Nie mógł jechać zbyt szybko aby nie podpaść głupim radarom ani pościgowi który wkrótce zacznie przeczesywać okolicę.

- No żyje. Ale jakaś taka drętwa jest. Chyba nie kontaktuje. Hej! Nancy! Słyszysz mnie?! - Junior który położył odbitą kobietę na podłodze furgonetki klęczał przy niej aby się jej lepiej przyjżeć. W końcu podniósł głos aby Nancy zwróciła na niego uwagę.

- Może trzeba dać jej po twarzy? - zaproponował Faust unosząc wymownie swoją wielką łapę jakby chciał im pomóc w tej materii.

- Sobie daj po twarzy! - syknął na niego zirytowany zwiadowca. - Cholera nie wiem szefie! Nie jestem lekarzem! Może jest na jakiś prochach? - Junior był zdenerwowany nie wiedząc co jest przyczyną takiego stanu koleżanki. A nie był przecież lekarzem.

- Gniazdo, macie tam jakiegoś medyka? Przesyłka jest w kiepskim stanie. - Moritz nie tracił czasu wiedząc, że nie mają przy sobie żadnego lekarza. No ale mogli się połączyć z HQ i poprosić o konsultacje. A na razie musiał zjechać na pobocze i poczekać aż dołączy do nich Dunkierka. W końcu musiała na piechotę, zejść z tego zbocza na jakim miała stanowisko i to na przełaj przez wiosenny las. A nie mogli tam po nią wjechać samochodem ani ona póki trwała akcja nie mogła zejść wcześniej. I to tak z pół kilometra. Ale chociaż wydawało się, że trwało to wiecznie to w końcu ją usłyszeli.

- To ja, nie rozwalcie mnie przez przypadek. - mruknęła ze słyszalną zadyszką w głosie gdy pewnie przetruchtała ten kawałek ale już była blisko.

- Właź i nie rób scen lala. - Faust otworzył tylne drzwi aby mogła wejść i pozwolił sobie na pewną poufałość. Moment był dość niebezpieczny bo karabinu wyborowego nie dało się zamaskować a ostatni kawałek strzelec wyborowa musiała pokonać po odkrytym poboczu drogi. Ale pokonała i chyba nikt ich nie widział więc wreszcie byli w komplecie i Faust dał walnięciem w blachy znak do odjazdu.


---



I tak sobie jak ruszyli to jechali dalej coraz bardziej zbliżając się do Denver. Byli cali, w komplecie i mieli “przesyłkę” chociaż ta wciąż była jakaś drętwa. Junior przez radio opisywał stan Nancy a gdy do HQ przybyła Lena to mówił jej co widzi a ona kazała coś mu sprawdzić znowu albo mruczała coś sama do siebie. Ale po jakimś czasie doszła do wniosku, że skoro krwi nie ma, nie widać żadnych poważnych obrażeń poza siniakami i otarciami które nie powinny doprowadzić do utraty przytomności no to jeszcze może być wstrząs mózgu, jakaś zapaść albo narkotyki. Akurat przedstawiała ten wniosek tak załodze furgonetki jak i tej w HQ gdy Law zorientował się, że coś się dzieje. Jeszcze chwila sprawdzania skanerów i Yoshiaki potwierdziła.

- Tak, już w Denver wiedzą o napadzie na radiowóz. Wysłali dwa radiowozy, mają rysopis waszej furgonetki. - Chinka szybko przedstawiła sytuację. Law w tym czasie zorientował sie dzięki mapie i podglądowi z ulicznych kamer, że oba radiowozy też jadą 70-ką. Co było dość naturalne bo była to najprostsza i najbardziej oczywista trasa i do Blue Lab i do miejsca zasadzki. A mając rysopis furgonetki i jadąc tą samą drogą tylko w przeciwnym kierunku musieliby ją spotkać. Czy by ją zauważyli? Rozpoznali? Co by zrobili? Dali spokój jadąc na miejsce pierwotnego zdarzenia czy podjęli pościg. Law zaś mając na mapie wskazania gdzie jest furgonetka X-COM-u i oba radiowozy zdawał sobie sprawę, że przy około 20 km co je dzieliło w tej chwili to jadąc w przeciwbieżnych kierunkach to daje jakieś 5 minut zanim się nie spotkają na trasie. O ile nic by się nie zmieniło.

- Jakieś sugestie? - Moritz zapytał przez radio o zdanie HQ. W końcu on miał ograniczone pole widzenia do kawałka drogi przed i za sobą oraz wnętrza furgonetki. A w HQ powinni mieć globalnie lepsze rozeznanie sytuacji. Przejechali już ze dwie trzecie drogi do Denver i za jakieś 20 minut powinni wjeżdżać do miasta. Potem jeszcze trochę przez miasto i do tej dziupli co im znalazł James.


---



*OCP - oczekiwany czas przybycia czyli kiedy dany transport powinien przybyć pod wskazany adres. Tutaj kiedy radiowóz wjedzie w przygotowaną zasadzkę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 12-10-2019, 22:45   #128
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Law-Tao obserwował przejazd furgonetki od dłuższego czasu. Liczył się z tym, że po udanej napaści, siły policji Denver zareagują natychmiast. Niestety tym razem nie mieli na akcji MEC’a z granatami EMP, toteż nie byli w stanie odciąć funkcjonariuszy od łączności radiowej. Dlatego zamiast zapobiegać przybyciu posiłków, musieli je wyminąć.

Mortiz pytał o sugestie i w tym momencie wszystkie twarze w biurze zwróciły się na Japończyka. Ten jeszcze bardziej skupił się na obserwowanej w tej chwili mapie, przeskakując pomiędzy ekranami.

- Amadeo, weźcie zjazd na szóstkę w stronę kopalni Walstrum. Jak miniecie kopalnię, pojedziecie dalej na wschód aż do Denver - polecił kierownik skanerów.

- Będziemy obserwować sytuację na częstotliwości policyjnej. Jeśli któryś z patroli ruszy szóstką z Denver, odbijecie na sto dziewiętnastkę w kierunku północnym. Tam pomyślimy nad jakimś objazdem - dodał po chwili.

- Przyjąłem - usłyszał tylko w odpowiedzi.

Law potarł oczy, westchnął i rozparł się na krześle. Następne chwile miały zdecydować, czy furgonetce wypełnionej grupą uderzeniową uda się umknąć pościgowi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 03-11-2019, 20:59   #129
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 50 - 2037.IV.05; nd; południe

Czas: 2037.IV.05; nd; południe; g. 14:20
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Nadeszła pora cotygodniowej narady. Znów spotkali się szefowie wszystkich działów. Law jako szef informacji, Lena od naukowców, agent Carter odpowiadający za połączone działy wywiadu i zbrojnych, Frank z produkcyjnego, Matylda z działu wsparcia no i szef adminów a patronował im wszystkim szef całej bazy.

Ostatni tydzień upłynął głównie pod znakiem operacji przeprowadzonej w Denver. To zajęło sporą cześć niezbyt licznej obsady bazy w St.Louis albo pośrednio albo bezpośrednio. Wyniki były takie sobie. Na minus trzeba było zaliczyć to, że nie udało się zdobyć żadnych informacji co się dzieje w Blue Lab a agentka i jej informator zostali zdemaskowani i pochwyceni. Pod tym względem operacja zakończyła się kompletną porażką. Nie było wątpliwości, że kolejna próba ifiltracji tego obiektu jest nadal możliwa ale zapewne trzeba by wymyślić inny sposób a środki bezpieczeństwa zostaną pewnie wzmocnione. A już teraz okazały się całkiem skuteczne.

Na plus zaś można było zaliczyć to, że chociaż Nancy wpadła jak śliwka w kompot i była w tym obiekcie spalona a los Bencze był nieznany to jednak dzięki kombinowanej akcji zbrojnych, skanerów i wywiadu udało się jednak odzyskać Nancy. Chociaż była w ciężkim stanie i nawet teraz głównie odsypiała całą tą przygodę a Lena zaleciła spokój i odpoczynek. Ale agentka zdawała się wracać do zdrowia. Sama jednak niewiele pamiętała ze swojej wizyty w Blue Lab. Prawdopodobnie było to skutkiem ubocznym silnych środków farmakologicznych jakie jej tam podano po zdemaskowaniu. Ale jeszcze parę dni i powinna wrócić do normy. Przynajmniej taką diagnozę postawiła Lena.

Sam odwrót z przecwycenia pod Mt. Floora okazał się bardzo nerwowy. Furgonetka ze zbrojnymi i nieprzytomną Nancy chyba tylko dzięki namiarom z monitoringu miejskiego jaką podawali im skanerzy mogła ominąć oczka blokady. A atak na radiowóz i odbicie przewożonego aresztanta poruszyło siły policji w całej mieście. Dobrze, że wcześniej James znalazł ową kryjówkę bo udało się tam przeczekać ze dwie doby gdzie zbrojni pod instrukcjami James’a przerobili jak się dało wygląd furgonetki. Wywiadowca zaopatrywał ich też w żywność kupowaną na mieście bo ryzyko było zbyt duże aby ruszyć samochodem a na piechotę w tej odludnej okolicy było mocno daleko. Dopiero wczoraj, w nocy z piątku na sobotę, wspólnie uznali, że sytuacja w Denver na tyle się unormowała by można było zaryzykować powrót do domu. Powrót był nerwowy ale mimo wszystko bezproblemowy. I wczoraj na wieczór furgonetka ze zbrojnymi i senną Nancy wróciła w trzewia pozornie bezludnego browaru Lempa.

Co do samej akcji przechwycenia Nancy zarówno Moritz jako bezpośredni wykonawca akcji jak i Law jako jego wspierające, niewidzialne oko dostali pochwały. Bo akcja poszła błyskawicznie, obyło się bez strat w ludziach. Po żadnej ze stron. A Nancy została odbita w jednym chociaż nieprzytomnym kawałku a następnie zbrojni oderwali się od przeciwnika i kierowani przez skanerów ominęli zakładane blokady. Prawie w ostatniej chwili bo jeszcze kilkanaście, może 10 minut dłużej i na trasę ruszyła regularna, policyjna obława, łącznie z dronami i drużynami SWAT w latadełkach zdolnymi do odbicia aresztowanej i konfrontacji z napastnikami. Na szczęście wówczas firgonetka X-COM już przemykała opustoszałymi przedmieściami Denver aby znaleźć schronienie w kryjówce w jakiej czekali przed akcją.

Ale teraz już byli w komplecie. Ponownie. I dzisiaj narada była trochę wcześniej niż zwykle bo w końcu dzisiaj wypadała wielkanoc. A świetnie wszyscy pamiętali jak w ostatnie świeta, te w grudniu, wszyscy mniej lub bardziej głośno zastanawiali się czy dotrwają w nowej bazie do wielkanocy. A dotrwali! I w porównaniu do tego z czym zaczynali na początku stycznia to baza rozwijała się całkiem nieźle. Zdobyli prawdziwego MEC-a czym nawet starsze i większe bazy nie mogły się pochwalić! I może nie wszystko szło gładko i zgodnie z planem no ale wciąż istnieli i działali na tym polu szkodzenia tym cholernym kosmitom.

Po naradzie planowana była wspólna impreza. Tak by wreszcie wszyscy mogli się spotkać nieważne z jakiego działu pochodzili. Spotkać, porozmawiać, najeść się, napić, nawet zatańczyć bo dzięki obrotnemu Polakowi okazało się, że mają w swoich szeregach DJ-a i można sobie troszkę odpocząć od szarej, ryzykownej pracy jaką wykonywali na co dzień. Wśród zebrancyh wyróżniał się sierżant Yuan. Który dzięki przywiezionemu niedawno laboratorium dla MEC mógł wreszcie odpocząć od swojego wielgachnego cielska i wrócić do standardowo ludzkich rozmiarów. Ale jego metalowe kończyny i tak wyróżniały go na tle innych uczestników zabawy. Nawet Nancy była na sali chociaż ona głównie grzecznie siedziała przy stole i cieszyła oczy tą zabawą więc pewnie wciąż odczuwała skutki uboczne swojego krótkotrwałego pojmania.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-11-2019, 20:38   #130
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Każda kolejna narada sprawiała, że Law zaczynał coraz mniej się przed nimi stresować. Powoli godził się z odpowiedzialnością, która na nim spoczęła. Przyzwyczajał się do tego, że w jego rękach leżał los jego ludzi i czasami ludzi z innych działów. Decyzje przychodziły coraz łatwiej, jednak konsekwencje zawsze odbijały się wyraźnie w jego psychice.

Podczas ostatniej misji zaryzykował odbicie agentki Nancy, narażając przy tym grupę uderzeniową i prowokując starcie z policją. Tym razem opłaciło się. Nancy była bezpieczna a ludzie „Amadeo” umknęli obławie.

Dlatego też z czystym sumieniem mógł przedstawić raport na obecnym posiedzeniu rady. Poza środkami, jakie przeznaczyli na przygotowanie tej misji nie stracili nic ani nikogo... nie licząc świeżo-zrekrutowanego agenta Bencze, ale była to niewielka strata w porównaniu do tego, jakie konsekwencje mogłoby przynieść wydobycie informacji o placówce X-COM od Nancy.

Podsumowując, Denver nie wypaliło i raczej wszyscy mogli się zgodzić, że dalsze próbowanie infiltracji Blue Lab mija się z celem.

Po złożeniu raportu Law-Tao zaskoczył zebranych, przechodząc na temat sierżanta Yuana. Opowiedział pokrótce, o czym ostatnio z nim rozmawiał i podzielił się jego zainteresowaniem dotyczącym losu innych jednostek MEC.

- Powinniśmy ich odnaleźć - sugerował Japończyk. - Mając jednego MEC’a znacznie zwiększyliśmy swoje zdolności bojowe. Pomyślcie, do czego będziemy zdolni dysponując całym oddziałem - ciągnął swoją wizję skaner. - Nawet gdyby nie udało nam się odnaleźć kolejnej sprawnej jednostki, części zamienne i broń przysłużą się naszej sprawie równie dobrze.

Na koniec Law zagaił kierowniczkę Wydziału PR „Barb”, mając w pamięci, że ta przygotowywała dla nich kampanię reklamową. Teraz kiedy mieli warsztat MEC, a ich jednostka mogła być wysyłana na misje i serwisowana w bazie, użycie jej jako „twarzy” placówki w St. Louis miało większy sens.

- Może już czas na bardziej bezpośrednie starcia - gdybał haker. - Większe ryzyko, większa nagroda - dodał, proponując organizację grubszej akcji.


Kiedy narada dobiegła końca, Law skierował się do swojej kwatery. Była niedziela Wielkanocna i wszyscy świętowali. Tym razem kierownik Działu Informacyjnego miał zamiar się przyłączyć, jednak zanim usiądzie z operatorami do kielicha, chciał zrobić jedną rzecz.

Zasiadł do swojej stacji i zaczął pisać list. Ostatni kwartał tak szybko zleciał i często zapominał pisać do matki oraz siostry. W tak specjalny dzień postanowił dopilnować, by jego rodzina dowiedziała się, że wszystko u niego się układa i by nie martwili się.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172