Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2019, 05:48   #141
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 56 - 2037.IV.15; śr; popołudnie

Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 17:25
Miejsce: Old St.Louis, Old Jamestown; okolice zakładu metalowego
Warunki: otwarty, podmokły teren, nieprzyjemnie, jasno, słonecznie, lekka mgła przy rzece



Trójka xcomowców pod wodzą Moritza zebrała się w garażu i czym prędzej wsiadła do drugiej furgonetki “zorganizowanej” kilka tygodni temu na pewnym miejskim parkingu. Czym prędzej wyjechali z pozornie opuszczonego browaru i ruszyli niezbyt ludnymi ulicami. Moritz który jednocześnie pełnił rolę kierowcy skierował się na zachód przy jakimś kanale skręcił na północ. Według mapy i satelity najszybciej byłoby ruszyć po prostu na północ bo Old Jamestown było prawie na przeciwległym, północnym krańcu dawnej metropolii. Ale ta najkrótsza droga wiodła przez centrum. A centrum miasta było także centrum władzy, również wykonawczej. Więc gdy miało się coś tak nielegalnego jak broń bez licencji pchanie się tam było proszeniem się o kłopoty. Dlatego ex kurierska furgonetka skierowała się objazdem prawie dwa razy dłuższą trasą. Te prawie pół setki kilometrów miejskimi drogami pokonała w kilkadziesiąt minut. Przez ten czas ani trójce ludzi w tej furgonetce ani tym w HQ nie udało się nawiązać łączności z “Sokołami”.

- Są! - Dave który niecierpliwie się wychylał z kufra w przerwie między przednimi siedzeniami krzyknął gdy wyjechali zza ostatniego zakrętu i zobaczyli przed sobą znajomą furgonetkę. Pod wpływem emocji wskazał na ten cel paluchem chociaż pewnie cała trójka dojrzała nieruchomy pojazd w tym samym momencie co on. Dzięki wskazówkom przesyłanym na wskaźnik GPS dało się dość dobrze namierzyć zgubę. Na swoim ekranie w browarze Lempa Law widział jak na wyświetlanej mapie obie kropki oznaczające dwa różne pojazdy prawie stykały się ze sobą.





- Widzę. Nie drzyj się. - wychrypiał ciężko “Amadeo”. Tym razem dla odmiany zwolinł i zatrzymał się chociaż nie gasił silnika. Furgonetka “Sokołów” stała nieruchomo ale z wciąż zapalonymi światłami. Było jeszcze widno ale mgła chociaż nie była gęsta jak mleko to jednak utrudniała dalszą perspektywę. Dlatego zanim Faust wrzasnął i machnął paluchem najpierw dojrzeli dwa świetlne punkty przednich świateł, potem zarys sylwetki jakiejś furgonetki i dopiero gdy jeszcze podjechali dało się rozpoznać, że to ich furgonetka. Dodatkowym potwierdzeniem był namiar z lokalizatorów ale w tak dużej skali już nie był tak użyteczny jak “własnoręczna” obserwacja. Wskazywał tylko, że zagubiony lokalizator powinien być gdzieś w tej okolicy.

- To chyba Dunkierka. - łysy wielkolud z trudem hamował zniecierpliwienie ale nie chciał się narazić na kolejną strofujacą uwagę szefa. Mówił o postaci leżącej może o krok od otwartych drzwi tej drugiej szoferki. Właściwie nie dało się stąd rozpoznać kto to jest. I tylko dlatego, że widzieli jak ubrana była właśnie odnaleziona trójka dało się zgadnąć, że to chyba właśnie tam leży strzelec wyborowy która dowodziła tamtą trójką. Leżała na brzuchu, nieruchomo z twarzą w przeciwną stronę. Więc nie było wiadomo czy żyje czy nie. Pozostałych dwóch ciał nie było nigdzie widać. Ani przez w większości wypadków rozbite okna pobliskich budynków. Ale wojskowy umysł, nauczony wieloletnim doświadczeniem spodziewał się zasadzki.

- Szefie? - Dave się jednak niecierpliwił. Nie chciał czekać, chciał działać! No ale nie mógł bez rozkazu. Więc spiął się w sobie aby upomnieć się o rozkaz.

- Sprawdź to. Załóż gazmaskę. Ale poczekaj aż zawrócę. A ty go osłaniaj. - szef zbrojnych podjął wreszcie decyzję. Dave skinął głową, zerwał się z miejsca chwytając gazmaskę aby szarpnąć swoim potężnym ramieniem za boczne drzwi furgonetki i wyskoczyć na cienką, kałużę jaka pokrywała tutaj asfalt. Cienka ale za to sięgała jak okiem siegnąć. Gdy kierowca pozbył się pasażerów od razu zaczął zawracać pojazd aby “w razie czego” mieć możliwość natychmiastowego odwrotu. Kilka zgrzytów, kilka ruchów kierownicą i już maska ex kurierskiej furgonetki była skierowana na południe skąd właśnie przyjechali.

- Faust. - odezwał się “Amadeo” przez swoje chrypiące gardło które tak próbował oszczędzać. Pozostała dwójka usłyszała go tylko dzięki komunikatorom.

- Szefie? - wielkolud przez założoną już gazmaskę mówił trochę z przytłumionym pogłosem ale zniecierpliwienie by pomóc powalonym kolegom i tak dało się wyczuć.

- Uważaj na siebie. Jeśli oni nie żyją to tam może nadal być coś co ich zabiło. - mruknął ponuro weteran xcomowych bojów do swojego młodszego i sprawniejszego podwładnego.

- Spokojnie szefie. Mam gazmaskę. - mięśniak wskazał na swoją ochronę przed aerozolami jakiej nie mieli ci z Sokołów.

- Idź. Ostrożnie. I mów co widzisz. - w końcu Moritz uznał, że nie ma co dłużej czekać i trzeba się zabrać za właściwą część operacji. Faust skinął swoją łysą głową i rozchlapując buciorami powszechną tutaj wodę ruszył ku nieruchomej furgonetce z zapalonymi światłami.

Law siedząc w kwaterze dowodzenia słyszał tą całą rozmowę jakby też siedział w tamtej furgonetce. Chociaż w przeciwieństwie do Moritza i reszty nie widział co tam się dzieje. Ale słyszał przyspieszony oddech Fausta i poza tym ciszę. Sekundy upływały gdy żołnierz podchodził do nieruchomego pojazdu.

- To Dunkierka. Leży przy szoferce. Chyba próbowała uciec. Drzwi zostały otwarte. - relacjonował umięśniony zwiadowca w gazmasce. Brakowało mu jeszcze ostatnie kilkanaście kroków. Potem kilka. Wciąż widział głównie nieruchome nogi i plecy już nie najmłodszej operatorki karabinu wyborowego.

- Oh… - mruknął w pewnym momencie przez chwilę irytując wszystkich słuchaczy bez względu na to gdzie siedzieli tym enigmatycznym zaskoczonym westchnieniem.

- Co się stało? - Moritz widząc, że jego podwładny już prawie podszedł na wysokość szoferki drugiego pojazdu ale się tam zatrzymał i przyglądał Dunkierce więc zapytał.

- Puściła pawia. Sporo. Źle to wygląda. Znaczy ale ja się nie znam na tym. - odezwał się w końcu Faust przypatrując się ciału koleżanki.

- Czy ma udrożnione drogi oddechowe? - do rozmowy wtrącił się profesor Saharuk wezwany z biolabu na konsultację.

- Co? - Dave zgłupiał słysząc tak niestosowne pytanie.

- Sprawdź czy oddycha. Przystaw palce do nozdrzy i powiedz czy czujesz na nich oddech. Jeśli oddycha połóż jej głowę na boku aby się nie zadusiła językiem i wymiocinami. - profesor instruował odległego o kilkadziesiąt kilometrów żołnierza tak spokojnie i cierpliwie jakby mówił do studenta na szkoleniu o kilka kroków od niego.

- Dobra. - Dave skinął głową chociaż to widział pewnie tylko Moritz a nie ludzie w browarze Lempa i podszedł do nieruchomego ciała leżącego w niekończącej się tutaj kałuży na asfalcie.

- Jeśli są wymioty to może być jakiś rodzaj zatrucia. - profesor rzucił chyba raczej do Lawa i ludzi w sali dowodzenia ale przez to, że mówił też do komunikatora w Old Jamestown też go musieli usłyszeć.

- Żyje! Oddycha! - w słuchawkach dał się słyszeć entuzjastyczny krzyk Fausta który właśnie wyczuł puls i oddech u bezwładnej koleżanki.

- Zostaw ją. Sprawdź furgonetkę. Brakuje nam jeszcze dwóch pisklaków. - Moritz nie dawał się tak łatwo ponieść emocjom albo lepiej nad sobą panował. Dave więc wstał i czym prędzej zajrzał przez rozwalone na oścież drzwi szoferki.

- Są! Obaj! Z tyłu na pace! Leżą nieruchomo. Też puścili pawia. Zaraz ich sprawdzę. - krzyknął najpierw entuzjastycznie a potem dodał z niepokojem obiegając samochód i prawie urwał klamkę bocznych drzwi gdy wpadł do środka i klęknął przy ciałach kolegów.

Po chwili jego amatorska ręka wydała podobne orzeczenie jak w przypadku powalonej Dunkierki. Czyli jeszcze żyli ale byli kompletnie bezwładni a na podłodze furgonetki były całe kałuże wymiocin.

- Możemy ich zabrać? - Moritz słysząc to wszystko włączył się do gry zaskakując chyba pytaniem Fausta który zaczął coś mówić ale ten go uciszył.

- No nie potrafię postawić diagnozy na tak wątłych przesłankach. - profesor Saharuk rozłożył ramiona w geście bezradności ale to znów widzieli tylko ludzie w HQ. - Wszystko wskazuje na jakąś toksynę niewiadomego pochodzenia. Jeśli to była jakaś chemia, jakiś środek trujący w aerozolu to prawdopodobnie można ich bezpiecznie przywieźć tutaj. Ale jeśli czynnik był biologiczny, jakaś bakteria czy wirus, to może może to być zaraźliwe. Szybkość działania tego nieznanego czynnika wskazywałby na działanie jakiejś chemii. Ale po tym co się stało po Inwazji nie można wykluczyć, że to też jakiś czynnik biologiczny. - siwowłosy profesor czuł i sporą odpowiedzialność za swoje słowa i niesmak, że musi prawie zgadywać przy tak małej ilości danych z tak niepewnego źródła jakim był żołnierz o walecznym sercu i wspaniałych mięśniach ale niezbyt lotnym umyśle.

- To co robimy Gniazdo? - Moritz zapytał głucho ludzi decyzyjnych w HQ. Czyli właściwie szefa skanerów. Decyzja nie była łatwa. Na szali było życie trójki xcomowców a na drugiej być może reszty bazy. Gdyby powalone Sokoły dostały się pod jakiś czynnik trującego gazu można by ich przewieźć do bazy i spróbować uratować. Ale jeśli to jakiś patogen każdy kto się z nimi zetknął mógł skończyć tak samo jak oni. Dlatego Moritz i Saharuk nie kwapili się z podjęciem decyzji.

- Jak to co robimy?! Chyba ich tutaj nie zostawimy?! - Faust nie wytrzymał i bez zezwolenia włączył się w tą dyskusję nie mogąc jednocześnie uwierzyć, że ona się w ogóle odbywa. Dla niego sprawa była prosta. Musieli zabrać kumpli i przyjaciół do bazy i ich uratować! No ale właśnie jego horyzonty były dość wąskie i dlatego zbrojnymi kierował “Amadeo” a nie on. Przynajmniej w strategicznych decyzjach i planowaniu. Faust był świetny w boju i prowadzenia innych do boju, dawał przykład samym sobą i gdy krzyczał “Za mną!” to aż nogi same rwały się by podążać za nim w bój. Ale jednak brakowało mu myślenia strategicznego właśnie dlatego od tego zwykle był Moritz. A obaj nawzajem się świetnie uzupełniali. Teraz również znów szef kazał mu się przymknąć aby czekać na decyzje z centrali.



Czas: 2037.IV.15; śr; popołudnie; g. 16:35
Miejsce: Old St.Louis, Overland; sklep Chena
Warunki: jasno, sucho, ciepło, wnętrze sklepu, na zewnątrz nieprzyjemnie i słonecznie


Dwóch Azjatów słuchało dialogu dwójki nowych klientów z trochę zaskoczonymi minami. Ale nie skomentowali tego. Za to Young znów polał gorącej, mocnej herbaty. Xcomowcy nie byli pewni czy naprawdę jest z Chin ale na pewno była bardzo mocna.

Lena bardzo chętnie by zabrała się nad badaniami nad psioniką. Ale z tego co wiedziała z ocalałych danych z, tuż przed i tuż po Inwazji to dziedzina psioniki była nawet wówczas bardzo słabo poznana i zbadana. Zdawała sobie sprawę, że chyba z ziemskich organizacji to właśnie dawny X-COM miał największe sukcesy na tym polu. I obcy. Niektórzy. Niektóre gatunki. Podobno nieliczni ludzie byli w naturalny sposób uzdolnieni pod tym względem. No ale informacje jak to się sprawdzało, jak można było rozpoznać takich utalentowanych ocalały w tak marnym stopniu, że właściwie nie było co badać. Trzeba było zaczynać prawie od 0. Chyba, że znów może skanerom udałoby się coś wygrzebać no ale na razie chyba grzebali za dawnymi tropami prowadzącymi do MEC-ów. A laboratorium psionicznego to nawet w Nowym Jorku nie mieli. Ale z jeszcze kolejnej strony to na razie materiału biologicznego obcych zbyt wiele w bazie do badania nie mieli. To już tutaj było więcej. Może rzeczywiście byłoby się łatwiej wymienić tutaj niż samodzielnie polować na obcych i ich pokraczne i niebezpieczne eksperymenty.

- Broń? No pewnie! A co macie? Klamki, rozpylacze, szturmówki, granaty, wyrzutnie, ciężką broń? - Young widząc chwilę przestoju w dyskusji klientów zwrócił się chyba raczej do Rubena który wydawał się przodować w tym temacie w porównaniu do koleżanki. “Ace” zaś widział, że trochę nadwyżek w zbrojowni mają. Ale niezbyt wiele i głównie broń lekka. Szturmówki mieli właściwie tylko dla zbrojnych a broni ciężkiej poza Faustem chyba nikt nie używał to zbyt wiele tego nie mieli na stanie. No i tak musiałby to uzgodnić w bazie chociaż z Lawem albo z Moritzem. Bo zbrojownia podlegała głównie pieczy zbrojnych. Każdy xcomowiec miał prawie w standardzie własną klamkę do samoobrony chociaż rzadko z nich korzystali. Głównie dlatego, że poza turowymi wypadami do “The Hood” i zaopatrzeniowcami to mało kto opuszczał bazę. A jeszcze rzadziej korzystał z broni.

Chwilę rozmawiali o tym uzbrojeniu. W sklepie najchętniej by wymienili się na klamki i granaty bo na nie był największy popyt. No i były najtańsze w porównaniu do większych i cięższych broni. Ale po prawdzie mogli wymienić się na większość broni ręcznej.

- A na przykład jakie rzeczy możecie nam załatwić? - co do reszty propozycji Rubena no to Yong chciał wiedzieć coś więcej aby się jakoś do tego ustosunkować. Ale wstępnie wyglądał na zainteresowanego.

- I co wy? Bawicie się w X-COM? - prychnął Nong którego chyba zaciekawił inny wątek rozmowy dwójki xcomowców. Prychnął jakby podejrzewał jakiś żart bo na twarzy malowało mu się niedowierzanie i zaintrygowanie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 17-12-2019, 23:25   #142
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Law rozparł się w fotelu i odchylił głowę, jednocześnie zaciskając i rozluźniając pięść. Nie mógł pogodzić się z tym, do czego doszło. To on posłał ich do tego przeklętego Old Jamestown, chociaż mógł wybrać inne miejsce. Wydawało mu się, że będzie to najbezpieczniejsze rozwiązanie, tymczasem naraził trzech operatorów X-COM na śmierć i jeśli chciał ich ratować, mógł zagrozić całej placówce.

Jak zwykle wydawanie rozkazów przychodziło z ceną, jaką trzeba było zapłacić.

- Mortiz - zaczął Japończyk, nadal nie patrząc na ekran. - Niech Dave zapakuje nieprzytomnych z powrotem do furgonetki sokołów. Następnie ma się skierować do miasta do naszej kryjówki handlowych i tam ich wnieść. W tym czasie ty wracasz do placówki po profesora Saharuka oraz sprzęt i zawozisz go do kryjówki. Profesor ich zbada na spokojnie. Jeśli nie będzie zagrożenia dla bazy, przewozimy ich tutaj - polecił kierownik skanu.

Musiał ich z tego wyciągnąć, ale nie mógł przy tym zagrażać pozostałym. Przetransportowanie ich do kryjówki dawało im większą szansę przetrwania niż pozostawienie na pastwę losu, jednocześnie zabezpieczając bazę przed epidemią.

Trzeba jeszcze się tylko upewnić, że aktualnie nikogo w kryjówce nie ma, a jeśli jest, to go odwołać.


Sklep Chena

- X-COM? X-COM nie istnieje - odparł z szelmowskim uśmiechem Ruben, popijając herbatę.

- Możemy dogadać się co do wymiany na sprzęt. Oczywiście nie mam klamek przy sobie, ale jak już ustalimy co i jak, to spodziewajcie się dostawy. Poza tym jeśli macie jakieś robótki, którymi trzeba się zająć, może moglibyśmy wam pomóc. Znam odpowiednich ludzi do tego - kontynuował Graham, po czym odwrócił się do Leny.

- Może na początek zamówimy coś, co nie będzie wymagało dużego wkładu badawczego? Ta cała gadka o magii umysłu brzmi fajnie, ale chyba nie mamy sprzętu ani specjalistów od tego, by się teraz tym zająć.

- Nie, chyba nie - odparła smutno kierowniczka biologicznego.

- W takim razie pomyśl, co z ich zbiorów pomogłoby na przykład... ulepszyć nasze apteczki. Chłopaki to docenią - zasugerował „Ace” i znowu odwrócił się do Azjatów.

- To co, zamówimy sobie coś u was, dogadamy się na broń lub ewentualnie robótkę dla was i wpadniemy następnym razem sfinalizować wymianę. Umowa stoi? - zapytał, wyciągając rękę.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 27-12-2019, 22:58   #143
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 57 - 2037.IV.17; pt; południe

Czas: 2037.IV.17; pt; południe; g. 13:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Atmosfera w sali narad była dość napięta. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że dzisiaj przed świtem, po około 24-godzinnej obserwacji w dziupli logistyków na mieście przewieziono trójkę zatrutych w Old Jamestown z powrotem do bazy. Ich stan był ciężki ale jak raportowała Lena raczej stabilny. W ciągu tygodnia to raczej nie ale może trochę dłużej ale powinni raczej wrócić do zdrowia. W środę przed zmierzchem udało ich się Moritzowi przewieźć z zalanej wodą północnej dzielnicy dawnej metropolii do jakiegoś pozornie bezpańskiego mieszkania w mało ludnej, południowej dzielnicy. Tam też wkrótce dojechał doktor i mentor Leny, profesor Saharuk. On właśnie udzielił trójce pierwszej pomocy medycznej i postawił wstępną diagnozę: zatrucie chemikaliami. Ale by mieć pewność zaordynował 24-godzinną obserwację podczas której pobrał próbki i coś tam badał po swojemu. Aby nie ryzykować zarażenia innych które wciąż jednak było możliwe został z trójką pacjentów sam w tym mieszkaniu. Nie zgodził się nawet na przyjazd Leny gdy ta już wróciła popołudniu z wyprawy do St. Ann. Ta po chwili zastanowienia właściwie mogła mu przyznać rację. W końcu po ustabilizowaniu sytuacji zostało głównie czekać co pokażą wyniki badań a do tego jedna przeszkolona osoba wystarczała w zupełności. Można było tylko mieć nadzieję, że do żadnej kryzysowej sytuacji nie dojdzie.

Wczoraj około północy, gdy minęła doba obserwacji i nie pojawiły się, żadne nowe objawy a wyniki nie wksazywały żadnego groźnego czynnika biologicznego profesor Saharuk dał znać do bazy, że poszkodowanych można przewieźć do bazy głównej. Przy okazji zaznaczył, że wyspecjalizowana klinika na pewno przyśpieszyłaby powrót do zdrowia wszelkich poszkodowanych.

Transport zorganizowali zbrojni. Moritz wyznaczył porę tuż przed świtem, w godzinie gdzie miasto wydawało się najbardziej wymarłe. Jedną furgonetką wraz z Faustem i Blackiem pojechali do kryjówki logistyków i zapakowali na pakę furgonetki trzy nieprzytomne ciała. Zabierając przy okazji profesora Sharuka. Operacja przebiegła szybko i bez komplikacji z racji późnej lub wczesnej pory i bezludnej okolicy w której siły rządowe prawie się nie pokazywały. Kilkadziesiąt minut później Jarl, Junior i Dunkierka byli już we własnych łóżkach. Rzeczywiście jakaś izba chorych pomogłaby doglądać wszystkich poszkodowanych na raz i monitorować na bieżąco ich stan. Co obecnie zaraportowała Lena bo specjalizacja jej komórki była najbliżej medycznej więc na nich zwykle spadała opieka nad rannymi i chorymi. Co jednak odciągało ich od ich własnych badań.

- Dobrze ale co by nie mówić, z tego co mówił Jarl to tam jest ten generator. I to w stanie nadającym się do użytku a do tego przez nikogo nie pilnowanym. - agent Carter niejako wrócił do początku. Do tego dlaczego trójka xcomowców pojechała na północne krańce metropolii. Pod tym wględem wyprawa okazała się sukcesem. Wyglądało bowiem na to, że czeka tam gotowy do zabrania generator który na pewno by się przydał w ich bazie.

- No ale póki tam jest ten gaz to raczej nic nam po nim. - Frank odpowiedzialny za techniczną część tej i innych spraw rozłożył ramiona w geście bezradności.

- Niekoniecznie. - Lena uniosła lekko palec do góry aby zwrócić na siebie uwagę. - Teraz gdy profesor pobrał próbki i wiemy z czym mamy do czynienia możemy się zabezpieczyć. Powinny wystarczyć standardowe stroje ochronne przezd skażeniami. No i sam generator oraz pojazdy trzeba by gdzieś przemyć odkażaczami zanim wróci się tutaj. - brunetka zmarszczyła swój mały nosek gdy zastanawiała się nad tym zagadnieniem.

- A mamy takie wdzianka? Same gazmaski nie wystarczą? - Carter popatrzył na cały zespół więc pewnie wywiadowcy nie dysponowali niczym takim. Może poza standardowymi gazmaskami jakich kilka na stanie w bazie mieli.

- Nie. To środek dusząco - parzący. Atakuje drogi oddechowe, śluzówki i skórę. Same gazmaski nie wystarczą. - Lena zaprzeczyła ruchem głowy i pewność w jej głosie sugerowała, że jest tego pewna.

Przez chwilę zastanawiali się jak można by zorganizować taki sprzęt. Frank doszedł do wniosku, że mógłby chyba zmajstrować coś takiego. No ale musiałby z chłopakami przerwać prace nad usprawnianiem generatorów. I przez jakiś tydzień mogliby chyba jeden, dwa, może trochę więcej wyprodukować. Alternatywą był czarny lub legalny rynek. Na czarnym może w “The Hood” dałoby się znaleźć kogoś kto by miał coś takiego na zbyciu. Albo po prostu pojechać do sklepu i kupić za legalne kredyty. Z tym, że o ile w alvarezowym klubie mogli wymienić się na różne szpeje i usługi to jednak w legalnym sklepie musieli płacić kredytami których na razie jeszcze trochę mieli ale ze źródłem ich uzupełnienia było już gorzej. Właściwie to na tą chwilę nie mieli legalnych źródeł dochodów.

Podobnie było z odkażaczami jakich Lena zalecała użyć przed wpakowaniem generatora do bazy. Na razie ich nie mieli. Chociaż jak przypuszczała Lena chyba potrafiliby w biolabie zorganizować coś takiego w ciągu paru dni, może tygodnia. A jeśli by nie chcieć czekać no to można było też spróbować nabyć to innymi sposobami albo przechować generator w jakimś ustronnym miejscu do czasu jego dekontaminacji.

- Albo dać sobie spokój z tym Jamestown i zrobić któryś z pozostałych adresów. - mruknął w zamyśleniu Carter. Ale pozostałe dwa adresy to siedziba firma ochroniaskiej w Pacific albo dawne centrum kryzysowe w Edwardsville. W jednym trzeba by wydobyć jakoś generator z centrum aktywnie działającej formy a w drugiej właściwie nie wiadomo było czego się spodziewać.

- No ale właśnie, na dzisiaj umówiłam się z Rubenem na wymianę u Chana. - Lena przypomniała o tym punkcie programu na dzisiejszą drugą połowę dnia. No tak, bo w środę umówili się z Yongiem i Nongiem na “za dwa dni” czyli właśnie dzisiaj. Tamci mieli przygotować półprodukty z hybryd i nieziemskich organizmów które Lena planowała przerobić na ulepszone wkłady do apteczek jakie mieli w tej chwili na wyposażeniu. To pozwoliłoby na skuteczniejsze ich wykorzystanie nawet przez niewykwalifikowany personel. No ale trzeba coś naszykować na wymianę. Czy obaj uwierzyli, że Murzyn i Azjatka są czy nie są z X-COM trudno było zgadnąć. Gdy Ruben próbował zażartować z tej najbardziej zakazanej organizacji na tym globie obaj popatrzyli na siebie przez chwilę i nie drążyli dalej tematu. Ale czy to z powodu tego, że takie wyjaśnienie im wystarczyło czy z kurtuazji dla nowych klientów no nie szło zgadnąć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 09-01-2020, 19:30   #144
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Zostajemy przy Jamestown - odezwał się Law, siedzący przy biurku ze spuszczoną głową. Coś klikał na swoim holo, bowiem było słychać charakterystyczne dźwięki a światło wyświetlacza mrugało na jego twarzy.

- Mamy już rozeznany teren. Wiemy, że poza lokalnym skażeniem nic nam nie zagraża. Wręcz przeciwnie, tamte chemikalia zapewniają nas, że nikt postronny nie będzie się tam kręcić - kontynuował, podnosząc spojrzenie na zebranych. - Kupimy te kombinezony ochronne w normalnym sklepie. Nie potrzebujemy tego dużo, prawda? Dwie, trzy sztuki powinny wystarczyć myślę. Tu jednak pojawia się inna kwestia - Japończyk zrobił pauzę, przygryzając wargę. - Sierżant Yuan. Nie wejdzie w standardowy kombinezon. Nie znam też do końca jego biologii. Chcę, żebyście zbadali jego odporność na te chemikalia. Mówiłaś - tu zwrócił się do Leny. - że substancja atakuje skórę. Z tego co rozumiem, część narządów jednostki MEC pozostaje ludzka? Trzeba będzie pomyśleć nad zabezpieczeniem go, może ludzie Franka się tym zajmą.

Krótka przerwa i znowu jakieś operacje na holo.

- Co się tyczy substancji odkażających, tu prosiłbym biolab o przygotowanie substancji. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, dajcie o tym znać - zwrócił się ponownie do Leny, która skinęła tylko głową.

- A co z zakupami, szefie? - wtrącił się Ruben.

- Zakupy, właśnie. Myślałem o tym, o czym wspominaliście. Zmodyfikowane apteczki faktycznie mogą przydać się na polu bitwy. Domyślnie chcę, by na każdego zbrojnego przypadała jedna ulepszona apteczka. Weźcie broń, którą dotychczas nadwyżkowo wyprodukowaliśmy i wymieńcie się na ile da radę materiału do medykamentów. Pogadajcie też produkcyjnymi, jak można schować tę broń w furgonetce. Wiem, że przed skanerami ciężko będzie ukryć taki ładunek, ale żeby chociaż zabezpieczyć się przed rutynową kontrolą patrolu.

To był pracowity tydzień a zapowiadał się jeszcze cięższy. Law miał zamiar pospinać tyle rzeczy, ile będzie to możliwe, zabezpieczając tym samym energię placówki oraz życie zbrojnych, zanim podejmą następne kroki ekspansyjne. Potrzebowali akcji, czegoś, co odbije się echem. Powoli przychodził czas, kiedy spróbują poderwać ludność do boju i odzyskać wpływy na tym skrawku ziemi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 11-01-2020, 07:36   #145
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 58 - 2037.IV.18; sb; popołudnie

Czas: 2037.IV.17; pt; popołudnie; g. 17:40
Miejsce: Old St.Louis, Overland; sklep Chena
Warunki: jasno, sucho, ciepło, wnętrze sklepu, na zewnątrz nieprzyjemnie i słonecznie


Z obsługą ze sklepu Chena całkiem ładnie robiło się interesy. Gdy piątkowym popołudniem Ruben i Lena pojechali do dzielnicy St. Ann w sklepie zastali Younga. Azjata uśmiechnął się jakby do sklepu weszła dwójka stałych klientów. Tym razem było mniej nerwowo i niepewnie niż za pierwszym razem. Najbardziej niebezpieczny wydawała się droga przez miasto. Nawet jeśli jechało się obrzeżami dawnego, miejskiego molocha to było ryzyko jakiegoś rutynowego patrolu i skanu. A czy by wieźć nielegalną broń czy nielegalną substancje obcego pochodzenia to pewnie skończyłoby się to próbą aresztowania. Tym razem xcomowcom los sprzyjał i przyjechali bez większych przygód chociaż ze dwa radiowozy mijali albo mijały ich. W tym jeden na poboczu gdzie gliniarze kogoś zatrzymali.

- O, coś widzę, że będziemy robić interesik! - ucieszył się Young który na widok dwójki klientów. Musieli się jednak trochę pokręcić po sklepie by inny klient wyszedł ze sklepu i gospodarz mógł ich wprowadzić na zaplecze. A potem znaną juś trochę trasą przez podwórze i zdezelowane piwnice kamienicy. Jednak za pierwszymi drzwiami znów powitał Nong. Który otworzył drzwi dopiero jak się przywitał z Youngiem. Wówczas zgrzytnęły pozornie zapuszczone, zwykłe, piwniczne drzwi i ukazała się dawna piwnica która robiła obecnie za przedsionek.

- No cześć. Znacie już procedurę. - Nang machnął ręką na blat biurka gdzie goście mieli zostawić swoją broń i całą resztę zbędnego szpeja. Young zaś wziął torbę w jakiej Lena i Graham przywieźli spluwę na wymianę i przeszedł z nią przez kotarę. Sprawdzał pewnie czy poza bronią nie ma żadnych podsłuchów czy innych namierzaczy. Zaraz potem przez tą samą kotarę i bramkę skanującą przeszła pozostała dwójka gości.

- Pukawki. Han, co o tym myślisz? - Young wyjął z torby dwa standardowe pistolety i obejrzał je sobie. Pomachał nimi i zwrócił się do tej Azjatki z cyberręką która pracowała w innym pomieszczeniu. Nie było jej widać ale Young podszedł do jakichś otwartych drzwi i pomachał tymi pukawkami. Przez chwilę nic się nie działo gdy dziewczyna pewnie podeszła do drzwi bo ukazała się w wejściu. Spojrzała na gości, skinęła im głową na powitanie chociaż bez uśmiechu i wzięła jedną a potem drugą spluwę. Sprawdziła jak chodzą, rozłożyła na podstawowe części po czym je złożyła z powrotem.

- Standard. Mogą być. - rzuciła krótko i znów zniknęła w bocznym pomieszczeniu. Wtedy Young z uśmiechem wrócił do dwójki klientów kładąc obie spluwy na stole. Sam podszedł do jakiejś odgrodzonej siatką części dawnej piwnicy i otworzył jakąś szafkę. Z niej wyjął jaką torbę i z nią wrócił do stołu stawiając obok spluw xcomowców.

- No to robimy interesik! - zawołał pociesznie otwierając torbę. Tym razem Lena miała okazję sprawdzić co jest co. Wyjmowała jakieś plastikowe pojemniki z czymś co dla Rubena wyglądało jak jakieś kości czy coś takiego. Wyjęła owinięte w pazłotko coś co zidentyfikowała jako kły i rogi chryzalida a Ruben musiał uwierzyć jej na słowo. W tak fragmentarycznych szczątkach trudno było laikowi uzmysłowić sobie jak mógł wyglądać organizm całościowo. Jeszcze jakieś słoiki w których pływało jakieś nie wiadomo co a co wedle biolog miało być jakimiś gruczołami żmii. Może i tak. W każdym razie Lena wydawała się w pełni usatysfakcjonowana taką wymianą więc. Uznała, że z tego powinno wystarczyć jej materiału na ulepszenie kilku apteczek. A na pierwszy raz to wystarczy. Yuan też wyglądał na zadowolonego z wymiany tych organicznych szczątków na dwie pukawki więc obie strony wydawały się usatysfakcjonowane taką wymianą.

Potem była jeszcze droga powrotna. Znów trzeba było nadłożyć drogi aby nie zbliżać się do centrum. Tym razem też im się udało. Nawet nie widzieli żadnego radiowozu tylko z raz czy dwa na górze widzieli patrolujące okolicę policyjne drony. Ale to był widok równie codzienny jak ptaki na niebie. Póki dron nie kołował jak sęp nad padliną to można było uznać sytuację za standardową.

Po powrocie Lena nie mogła się doczekać aby nie zabrać nowych zabawek do laboratorium i zabrać się do pracy. Szacowała, że zmajstrowanie jednej apteczki wzbogaconej o nowe składniki powinno jej zająć dzień lub dwa. Po prosu musiała opróżnić zasobniki apteczek, przygtować nowy substrat po czym znów zapakować nową mieszankę do tych samych apteczek. Niektórych rzeczy nie dało się skrócić więc trzeba było na to tą dobę czy dwa. Do tego czasu mieli do dyspozycji standardowe wyposażenie medyczne.



Czas: 2037.IV.18; sb; popołudnie; g. 17:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho




Tak, z sierżanta Yuana pod jakimkolwiek względem, trudno było zaliczyć do standardowych kategorii. Także gdy chodziło o kombinezony ochronne. Te standardowe udało się jeszcze popołudniu, po zebraniu, pojechać do miasta i całkiem legalnie kupić za legalne kredyty w legalnym sklepie. Tym zajęli się logistycy w podobnym czasie gdy Graham i Lena pojechali do St. Ann w sektorze Overland. Logistykom było o tyle łatwiej tym razem, że nie przewozili ze sobą nic nielegalnego. Ani w jedną, ani w drugą stronę. Zresztą udało im się przejechać cało przez bramki skanujące i żaden patrol nie uwidział sobie ich furgonetki do zatrzymania. Niemniej nie dało się zapomnieć tu, w centrum, że władza trzyma się tutaj całkiem mocno a aparat kontroli działa całkiem sprawnie.

W sklepie za 120 kredytów udało się kupić cztery komplety ochronnych skafandrów. W cywilnym rynku były dostępne do prac przy toksycznych chemikaliach jak choćby malowanie czy składowiska odpadów. Więc logistycy wrócili z centrum z mocno już uszczuploną kartą kredytową oraz czterema, wściekle pomarańczowymi zestawami ochronnymi. Na miejscu zarówno Frank jak i Lena uznali, że taka ochrona powinna wystarczyć przed tą chemią jaka zalęgła się nad rzeką przy Old Jamestown.

No ale został sierżant który był MECiem. Nie było szans aby wcisnął się w któryś z kombinezonów. Ale i według Franka sam był takim kombinezonem. Znaczy jego powłoka zewnętrzna powinna być hermetyczna. Przynajmniej póki pancerz nie zaliczy przebicia. Pozostawała jedynie niechroniona niczym głowa która była “oryginalna” czyli taka sama jak u każdego innego człowieka. A to czyniło MEC-a podatnym na te chemiczne toksyny tak samo jak każdy inny człowiek.

Na to Frank miał jednak pewien patent. Najłatwiej było użyć hełmu jednego z kupionych kombinezonów. To oznaczało rozkompletowanie jednego z kompletów i de facto ograniczało ewentualną załogę do wydobycia generatora do trzech innych osób. Drugim sposobem było zmajstrowanie takiego hełmu w warsztacie. Wąsacz i jego ludzie mogli się tym zająć ale musieliby przerwać swoje usprawnianie generatora na ten jeden dzień.

Z samym załadunkiem generatora wydawało się, że sprawa powinna być do zrobienia. Z tego co Jarl zdążył powiedzieć o tym generatorze to Frank znalazł jego specyfikę w sieci. I po masie i wymiarach uznał, że powinien się zmieścić o furgonetki. A za pomocą pasów, ramp no i MEC-a powinno dać się załadować na samą furgonetkę. Chociaż tu znów pojawiał się kolejny problem.

Bo generator mógł się zmieścić no ale zajmował większość przestrzeni ładunkowej furgonetki. Dwóch ludzi mogło się zmieścić w szoferce. Jeden czy dwa na pace obok generatora. Ale no to by oznaczało, że albo z trudem wejdzie MEC albo ktoś inny. Tak czy siak ktoś by musiał zostać.

Rozwiązaniem mogło być zabranie dwóch pojazdów. Albo zdobycie jakiejś ciężarówki z solidną paką. Tak czy siak furgonetka obciążona generatorem pewnie mocno by “siadła na tylne koła” jak to określił Frank. Co mogło zainteresować jakiegoś gliniarza. Sam transport generatora przez całe miasto też wydawał się mocno ryzykowny. Co by mieli powiedzieć gliniarzom gdyby ich zatrzymali? Że co wiozą? Zresztą jakby odkryli MEC-a to raczej żadna ściema by nie była pomocna. I z miejsca by pewnie wezwali ADVENT. Tak, więc nawet jeśli już sporo rzeczy mieli przygotowane do tego skoku na północny kraniec St. Louis no to nadal czekało ich kilka, zasadniczych decyzji jak dokładnie to wykonać.

No i była jeszcze sama procedura dekontaminacji. Nie można było tego przeprowadzić w bazie. Bo groziłoby to skażeniem jakiegoś jej fragmentu. Chyba, żeby wybudować szczelne pomieszczenie specjalnie do tego celu. No ale na to w tej chwili nie mieli ani sił ani środków. Tak przyszłościowo można było o tym pomyśleć. Albo odłożyć ściągnięcie generatora do czasu wybudowania takiego pomieszczenia. Alternatywą było znalezienie jakiegoś ustronnego miejsca gdzie najpierw można by przewieźć generator, odkazić go a następnie zabrać do bazy. Lena obliczała, że potrzebowałaby ze 2 - 3 dni na wyprodukowanie odpowiedniej ilości chemii która powinna zutylizować te toksyny z Old Jamestown. Więc znów trzeba było albo przewieźć ten generator na nową lokację i poczekać aż biolab wyprodukuje co trzeba albo po prostu wstrzymać się z tą operacją do tego czasu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 16-01-2020, 22:34   #146
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biolab

Lena właśnie pracowała nad swoją nową zdobyczą, jaką przywieźli wczorajszego dnia wraz z Rubenem z miasta. Zestaw próbek obcych miał posłużyć za modyfikację ich standardowych substancji medycznych, pozwalając pacjentowi, który użył ich na sobie, wrócić do zdrowia w znacznie szybszym czasie. Mało rzec, że dla zbrojnych takie cacko mogło realnie ocalić komuś życie.

- Grey? - odezwał się Law, który niepostrzeżenie dla kobiety wszedł do jej laboratorium i stanął za jej plecami.

- Oh? - naukowiec odwróciła się gwałtownie, która jeszcze przed chwilą była zupełnie pochłonięta nad pracą. - Law, miło cię widzieć - odezwała się z uprzejmym uśmiechem, kiedy jej zaskoczenie zniknęło.

- Nie przeszkadzam za bardzo? - odpowiedział lekko onieśmielony Japończyk, wsuwając palce do kieszeni.

- Nie, skądże - Lena odparła ze śmiechem, po czym poprawiła okulary i rozejrzała się po pomieszczeniu. Nie było tu nikogo poza nią i hakerem. - Wygląda na to, że moja załoga zrobiła sobie przerwę. Chyba coś wspominali, żebym wyszła z nimi, ale musiało do mnie nie dotrzeć - dodała rozbawiona. Jak zwykle sprawiała wrażenie totalnie zakręconej.

- Właściwie ja tylko na chwilkę. W sprawie tych apteczek….

- Tak? - dociekała zaintrygowana naukowiec, lustrując mężczyznę.

- Chciałbym cię prosić, żebyś wstrzymała prace na kilka dni i zajęła się tymi chemikaliami do odkażania generatora. Jest to grubsza sprawa i chciałbym ją załatwić jak najszybciej. Na razie i tak nie planujemy żadnej akcji zbrojnych, więc apteczki mogą poczekać - wyjaśnił skaner.

Kobieta wydawała się lekko zawiedziona, pewnie na myśl o tym, że będzie musiała przełożyć zabawę z obcą tkanką. Bądź co bądź nie codziennie miała takie cuda w rękach.

- Um, w porządku. Rozumiem, że energia ma dla nas chwilowo wyższy priorytet - westchnęła, jednak zaraz się uśmiechnęła i skinęła głową. - W porządku, zajmę się tym z zespołem jak najszybciej. Pytanie tylko… jak chcesz przeprowadzić to odkażanie?

- O tym jeszcze napiszę maila do wydziałów. Na razie przygotujcie materiał i zapakujcie go do beczek gotowych do transportu. Nie ma sensu budować specjalnej konstrukcji tutaj dla tego jednego zadania, więc pewnie przeprowadzimy odkażenie gdzieś na mieście. Gdzie konkretnie to dam ci znać później - odpowiedział na jej pytanie.

- Rozumiem. No dobrze, w takim razie ja robię swoje a ty swoje, co nie? - zagaiła z uśmiechem.

- Tak, dokładnie. I dzięki - odparł, tym razem również z delikatnym uśmiechem. - Nie zapomnij zrobić sobie przerwy - dodał z kiwnięciem głowy, po czym odwrócił się do wyjścia.


Biuro Wywiadu

- Chciałeś mnie widzieć - bardziej stwierdził niż zapytał Mortiz, stając przed biurkiem Lawa.

- Usiądź proszę - odezwał się Japończyk, wskazując wolne krzesło żołdakowi. Ten jednak tylko pokręcił głową. - No dobrze, nie będę ci zabierał dużo czasu. Potrzebuję dwóch twoich ludzi - przeszedł do sedna haker.

“Amadeo” zrobił nieprzyjemną minę. Wciąż się złościł, że dwóch jego żołnierzy ledwo uszło z życiem pod rozkazami Lawa. Trudno mu się było dziwić, w końcu to był jego oddział a nawet rodzina.

- Planujesz wrócić do Old Jamestown - mruknął starszy mężczyzna.

- Tak. Tym razem będziemy przygotowani. Zakupiliśmy specjalne kombinezony ochronne, natomiast biolab przygotowuje dla nas środek do dezynfekcji, tak by sam generator nie stanowił zagrożenia dla bazy - wytłumaczył skaner.

- Junior i Dunkierka odpadają, są wyłączeni na najbliższe dni. Zostają Strauss i Faust.

- Właśnie ich miałem na myśli. Dodatkowo chciałbym posłać MEC’a. Pomoże w transporcie generatora.

- Spora siła ognia. Davy i sierżant Yuan to już dwuosobowa armia. Spodziewamy się kłopotów? - zapytał Mortiz, unosząc brew.

- Nie. Mam nadzieję, że nie. Jednak generator jest dla nas istotny, jeśli chcemy dalej rozwijać naszą placówkę i poszerzać wpływy. Ładunek musi dotrzeć do bazy.

- Rozumiem. Jak z transportem i kiedy ruszamy?

- Weźmiemy nasze obie furgonetki. Jedną na generator, drugą na MEC’a. Zaczniemy, jak tylko biolab skończy produkcję specyfiku do dezynfekcji oraz znajdziemy odpowiednią miejscówkę, gdzie ową dezynfekcję będziemy mogli przeprowadzić. Jest jeszcze czas - wyjaśnił skaner.

- W porządku. Daj znać, jak będziesz miał więcej informacji - skwitował Mortiz, po czym skinął głową i wyszedł z biura.

Law odetchnął głęboko. Od czasu wypadku w Jamestown starał się unikać kierownika zbrojnych. Wcześniej myślał, by wysłać do niego maila, ale nie chciał wyjść na tchórza. Koniec końców cieszył się, że “konfrontacja” przebiegła pomyślnie.

Tymczasem Law-Tao wrócił do kopmputera. Szybko wystukał maila do Hodowskiego, prosząc, by przekształcił jedną maskę ze skafandra ochronnego na potrzeby MEC’a. Kierownik skanu przewidywał, że w akcji weźmie udział czwórka operatorów. Dwóch zbrojnych, sierżant Yuan oraz ktoś z produkcji ciężkiej do koordynacji demontażu i transportu generatora. Po jednym zbrojnym za kółkiem w furgonetce, mechanik z generatorem w jednej, MEC w drugiej.

Plan był prosty. Mieli już niemal wszystkie potrzebne elementy układanki. Poza jednym. Warsztatem, w którym mogliby zdezynfekować generator. Mogli takie pomieszczenie wybudować samemu, ale to pochłonęłoby czas i środki. Prostszym wyjściem był outsourcing. Znalezienie odpowiedniego miejsca i to dodatkowo na poboczu, tak by nie zwracać niepotrzebnej uwagi było trudne.

Chyba czas odezwać się do starego przyjaciela, Alvareza. Ruben będzie musiał go poszukać w “The Hood” i zapytać o to, czy nie ma takiego miejsca na wynajem.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 19-01-2020, 21:20   #147
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 59 - 2037.IV.26; nd; przedpołudnie

Czas: 2037.IV.25; sb; wieczór; g. 22:45
Miejsce: Old St.Louis, VIII Rzeka; klub “The Hood”
Warunki: półmrok, sucho, ciepło, głośna muzyka, wnętrze klubu, na zewnątrz nieprzyjemnie i pochmurnie






- I to jest życie brachu! Sobotnia noc! - dłoń czarnoskórego cwaniaka wskazała na salę przed sobą. Rzeczywiście było na co popatrzeć, czego posłuchać, napić się a nawet skorzystać z mniej standardowych substancji. To była wolność! Podobno nawet przed wojną nie było takiej swobody jaką mógł się cieszyć człowiek w “The Hood”. Nocny klub pod dyskretnym parasolem Alvareza zapewniał chyba wszystko. Wódę, koks, dziewczynki i lasery. Do tego wydawało się, że zjeżdżają się tutaj wszyscy spragnieni rozrywki, nocnej przygody i zapomnienia. Wydawało się, że dominują młode, skoczne, jędrne skąpo ubrane ciała które przyszły się wyszumieć. A lokal nadawał się do tego znakomicie. Jakaś policja czy ADVENT wydawały się tylko złym snem z innego życia. Do tego lasery, dym, klimatyzacja, kilka głównych sal tanecznych, ileś barów i pomniejszych pomieszczeń. Także tych nieco bardziej stonowanych, z sofami, stolikami i przyciemnionym światłem gdzie można było usiąść i pogadać. Czy to z partnerką dla towarzystwa czy z partnerem od interesów.

Właśnie taką wygodną wnękę zajmowało parę osób. Po jednej stronie siedziała jedna strona reprezentowana przez Rando i pozostałą trójkę jaka oficjalnie była tylko załogą warsztatu samochodowego w niedalekiej okolicy. Był ten gruby Eber który chyba był u nich jakimś specem, latynoska foczka o powabnych kształtach i ten Azjata który pokazywał się najrzadziej z nich wszystkich. Właściwie to siedzieli wszyscy zblazowani jakby byli kolejnym elementem lokalnego folkloru co przyjechał tutaj przetrącić kolejną, sobotnią noc. Nie oszczędzali swoich gardeł pijąc kolejne drinki a nawet wciągając jakieś białe kreski.

Rando i jego azjatycki kumpel przez chwilę bezczelnie obcinali i komentowali jakieś dziewczyny parę stolików dalej. I poziom niżej. Rzeczywiście wyglądały bardzo atrakcyjnie i jakby właśnie przybyły do klubu aby się zabawić. A takie połączenie zdawało się w naturalny sposób przyciągać męskie spojrzenia nie tylko ich dwóch.

- Mówię ci! Do północy będą moje! - Rando rzucił pewnym siebie tekstem jakby chodziło o typowo testosteronową przechwałkę.

- Nie ma mowy! Prędzej Bianca je wyrwie! - Azjata wcale nie był nie wyglądał na przekonanego. A nawet prowokacyjnie wskazał na siedzącą obok latynoską dziewczynę.

- Które?! - skoro o niej wspomnieli to ich koleżanka wyciągnęła się aby zorientować się o jakim towarze jest mowa.

- Żadne! One już są moje! - Rando zrobił odcinający ruch dłonią jakby to była tylko formalność. I trochę może by zmienić temat a może trochę dlatego, że uznał się nad stołem by zbliżyć się do drugiej strony. Bo wbrew pozorom przy okazji tego sobotniego wieczoru przyszli załatwić parę interesów z przedstawicielami lokalnego X-COM.

- A więc chcecie u nas zmyć swoje brudy co brachu? - “brachu” była chyba standardową odzywką Rando bo zwracał się tak prawie do każdego. A ci z X-COM co przyjechali na spotkanie dostali tą wiadomość wczoraj. Że spotkanie odbędzie się właśnie tutaj w dzisiejszy wieczór.

Właśnie kończący się tydzień przyniósł jednak parę dobrych wiadomości. Trójka poszkodowanych chemikaliami w Old Jamestown nadal była wyłączona z akcji. Ale rokowania mieli coraz lepsze. I załoga biolabu jaka z racji braku prawdziwego lekarza stanowiła prowizoryczny personel była zdania, że mogą jeszcze trochę poleżeć. Ale raczej powinni dojść do pełnego zdrowia. Może w ciągu tygodnia. Może trochę lepiej.

Ludzie Franka też mieli dobre wieści. W poniedziałek skończyli prace przy 1-ce czyli pierwszym z generatorów. I zanotowali zauważalny wzrost mocy. Jeszcze parę dni obserwacji i okazało się, że poszło zgodnie z planem i moc faktyczna jest zgodna z tą w przewidywaniach teoretycznych. Frank był wniebowzięty. Mówił, że to jeszcze nie wszystko i może podkręcić ten generator jeszcze trochę. No ale to już była wyższa szkoła jazdy, musiałby przeprowadzić dodatkowe obliczenia no i zrobić listę potrzebnego sprzętu. Więc na razie łatwiejsze chyba było podobnie jak 1-kę zmodyfikować kolejne dwa generatory. No a gdyby zdobyć generator alenium… Ależ to by była wydajność! Jeden taki generator alenium miał bazową moc dwóch zwykłych generatorów! No ale na razie było to równie realne jak znalezienie kolejnego MEC-a.

Co do innych MEC-ów to Yoshiaki wiele nie znalazła. Ale jednak kilka dni temu natknęła się na pewien ślad. Chociaż to było aż w Australii. W teorii można było po prostu wsiąść w samolot i tam polecieć. Albo przekazać sprawę centrali i liczyć, że ma tam jakąś komórkę. Bo nawet jakby tam tuż pod australijskim piaskiem leżał zardzewiały MEC no to rejsowym samolotem nie było szans go zabrać. A ślad był taki sobie. Po prostu niezbyt wyraźne zdjęcie czegoś o zmroku na australijskiej pustyni zrobione z dziesięć lat temu. Nie było widać co to właściwie jest. Rzeczywiście wyglądało na jakiegoś kanciastego humanoida o rozmiarach MEC-a. Ale równie dobrze mógł to być jakiś robot Ziemian lub obcych albo jeszcze coś innego. Za atutem zdjęcia przemawiało to, że Chinka nie znalazła przy nim śladów retuszu a źródło wydawało się wiarygodne. Zostało zdecydować co z tym zrobić i czy mówić o tym sierżantowi Lei czy nie zawracać mu głowy.

Lena też miała swoje sukcesy. Mniej więcej do połowy tygodnia jej zespół wyrobił się z przygotowaniem substancji odkażającej jakiej miał być poddany przywieziony z Old Jamestown generator. Zdołali też uzupełnić 4 apteczki wzmocnioną substancją leczącą. Teraz te leżały w zbrojowni gotowe do użycia. I właśnie wówczas, gdy odkażacz był gotowy Ruben skontaktował się z Rando aby rozmówić się co do tej lokalizacji. Rando nie mógł sam podjąć takiej decyzji więc musiał pogadać z szefem. Odpowiedź przysłał wczoraj, że właśnie pogadają o tym dzisiaj i tutaj. No i właśnie zaczynali o tym gadać.

- Normalnie szef bierze 10% za pośrednictwo. I 25% za współudział. - Rando oparł się na łokciu pochylając się nad stołem i w drugiej ręce trzymał swojego drinka którym niefrasobliwie sobie machał jakby dalej gadali o ślicznotkach na sąsiednim poziomie.

- Czyli za wskazanie miejsca 10%. A jak my mamy zabezpieczyć teren by nikt wam nie przeszkadzał to 25%. - wyjaśnił jakie tutaj panują zasady co do załatwiania takich spraw. Ale dało się wyczuć, że jest w tym jakieś “ale”. No i było.

- No ale 10 czy 25% waszych brudów niezbyt nas interesuje. - roześmiał się tubylczy cwaniak rozkładając do tego rękę ze swoim drinkiem jakby go to bardzo bawiło.

- Ale szef mówi, że możemy się wymienić. Usługa za usługę. - to mówiąc Rando odstawił szklankę i sięgnął po coś do kieszeni. Wyjął mały nośnik danych który położył mniej więcej na środku stołu.

- Paru naszych psy dorwały. Tutaj macie detale. - wskazał na właśnie położony nośnik. - Trzymają ich w centrum. Jak ich wyciągnięcie to my załatwimy wam tą miejscówkę na cacy. Zadzwonię do was w poniedziałek. Jeśli nie no to bulicie hajs lub fanty jak każdy. - Rando wzruszył ramionami i znów wziął w dłoń swojego drinka.


---



Czas: 2037.IV.26; nd; przedpołudnie; g. 11:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Wycieczki xcomowców do “The Hood” w ramach przepustek cieszyły się sporą popularnością. Zwłaszcza, że klub był względnie blisko i właściwie niewiele miał alternatyw w okolicy. No i w takiej dzielnicy jak ta interwencja policji czy ADVENT-u wydawała się mało prawdopodobna. W tubylcach był ten wyssany z mlekiem matki pierwiastek niechęci to wszelkiej władzy własnej czy obcej. A “dzwonienie po psy” było śmiertelną zniewagą. Ale jeśli człowiek szedł się wybawić do tego klubu na obrzeżach dawnego St. Louis to zwykle nie wracał rozczarowany.

Co by nie mówić o “The Hood” miało to miejsce swój urok. Trudno tam było zostać sztywniakiem albo narzekać na nudę. Zwłaszcza w weekendowe noce. No ale wadą było to, że jak ktoś tam zabalował to nazajutrz mógł mieć pewne kłopoty ze wstaniem. Zwłaszcza jak to była niedziela rano a przez większość swojej służby był uwięziony w budynku starego, zdezelowanego browaru.

No ale były też i niedzielne poranki po takich wizytach. I właśnie od tego rana to na skanerów spadła rola przejrzenia co takiego jest na tym holodysku od Rando. A właściwie pewnie od jego szefa. Otóż było trzech zatrzymanych. Dwóch mężczyzn i kobieta. Sądząc po dacie i miejscu aresztowania - Dutchtown - mogło być to jakimś pokłosiem obławy sił rządowych jaką sprowadził na okolicę telefon Franka.

Zostali zatrzymani za posiadanie nielegalnej broni i narkotyków. Za narkotyki i awantury byli już zatrzymywani wcześniej. Do tego doszły paragrafy za stawianie zbrojnego oporu podczas aresztowania, obrażanie majestatu władzy i podobne huligańskie zachowania. No ale jak dali się złapać z bronią w łapie i to pewnie strzelając do władzy no to już robiło się grubo.

Raz w tygodniu byli przewożeni na rozprawę. Rozprawy dopiero się zaczęły więc pewnie jeszcze z kilka takich podróży do i z sądu odbędą. Gorzej, że i sąd i areszt były w centrum miasta więc samo przemycenie broni do centrum było sporym wyzwaniem. No a trzeba by jeszcze jakoś zorganizować siłowe odbicie owych aresztowanych. A potem odwrót z tego centrum miasta gdzie siły rządowe zjawiały się w ciągu minuty czy dwóch. No chyba, że wymyślić jakiś inny fortel. Rando miał dzwonić po odpowiedź jutro. A dzisiaj po południu było cotygodniowe zebranie rady no i Lawa czekało zreferowanie tego co się dowiedział z dysku no i omówienie tego wszystkiego z innymi.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-01-2020, 22:36   #148
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kwatera kierownika skanu, sobota wieczór

Law kończył pracę na dziś. Właśnie wysyłał maila do produkcyjnych. Wiadomość o ukończonej modernizacji generatora ucieszył hakera. Teraz mieli rezerwę drogocennej energii, którą mogli wykorzystać do zasilenia kolejnego modułu bazy. Japończyk jeszcze nie wiedział, co będzie tym kolejnym modułem, ale już teraz chciał pogratulować ludziom Franka dobrej pracy i poprosić, by zajęli się dalszą produkcją broni. Po ostatniej wymianie handlowej wyszło na jaw, że to całkiem chodna waluta w tych rejonach. I wyglądało na to, że potrzebowali jej jeszcze więcej.

Dostał też raport od Yoshiaki w temacie poszukiwań MEC’a. Wskazówka, jaką znalazła, mogła ich doprowadzić do kolejnej działającej jednostki a przynajmniej do części zamiennych i modyfikacji. Niestety odległość tego znaleziska praktycznie wykluczała możliwość działania jednostki z St. Louis na tamtym terenie. Oczywiście było to możliwe, ale wymagało to olbrzymich nakładów środków, których zwyczajnie nie mieli. Dlatego Law-Tao mając na uwadze morale sierżanta Yuana postanowił oddelegować to zadanie do jednostek z Australii, do których napisał wcześniej.

Pozostała tylko kwestia „The Hood”. Ruben wybrał się do klubu Alvareza porozmawiać z jego ludźmi na temat warsztatu, w którym mogliby przeprowadzić dezynfekcję generatora z Old Jamestown. Law spodziewał się, że szef półświatka rzuci jakąś ceną. Japończyk zastanawiał się, jaką.

Razem z Grahamem kierownik skanu posłał Matyldę. Kierowniczka Wydziału Handlu miała przypilnować frywolnego technika a przy okazji dopilnować, że negocjacje przebiegną uczciwie.

Para długo nie wracała i Law zastanawiał się, czy aby za bardzo nie zaimprezowali. Najwidoczniej źle ocenił pannę Sidmeier. Haker już miał przebierać się do snu, kiedy ktoś zapukał do jego kwatery. Mężczyzna ruszył do drzwi, spodziewając się zastać za nimi czarnoskórego przyjaciela.

- Matylda? - odezwał się zaskoczony. Kobieta jak zwykle prezentowała się dobrze. Miała lekko szkliste oczy, zarumienione policzki i włosy w delikatnym nieładzie. Dodatkowo miała nieprzepisowo odpięte kilka guzików kombinezonu operatora X-KOM i ledwo wyczuwalnie chwiała się na nogach.

- Nie śpisz jeszcze? - zapytała z uśmiechem, opierając się o framugę. Brzmiała na wstawioną, ale nie była w najgorszym stanie. Musiała wypić coś do towarzystwa, ale najwidoczniej z umiarem.

- Nie, właśnie się zbierałem. Gdzie Ruben? - zapytał bardziej szorstko niż powinien.

- Nic mu nie będzie, on... chrapie już smacznie na pryczy. Miał ciężką noc i wiesz... - odpowiedziała wymijająco, po czym mrugnęła.

- Ten nigdy się nie nauczy - westchnął Law. - No a jak ludzie Alvareza? Rozmawialiście z nimi?

- Oj jeszcze jak rozmawialiśmy - zachichotała zasłaniając usta dłonią. Zaraz jednak odchrząknęła i spróbowała przyjąć bardziej profesjonalną minę. - Jak najbardziej udostępnią nam miejscówkę. Oczywiście za opłatą. Liczą sobie dwadzieścia pięć procent za obstawę albo dziesięć za samo wskazanie lokum.

- Rozumiem - Japończyk kiwnął głową. - Czego chcą w zamian?

Matylda szybko wytłumaczyła skanerowi, jakie są warunki transakcji, na co Law kręcił nosem.

- Nie podoba mi się ta robota. Naraziłbym taką akcję gdyby to dotyczyło kogokolwiek z was ale nie dla jakiś zbirów Alvareza. Pozostaje więc nam wymiana. Kredytów nie mamy więc pozostaje nam broń. Dobrze, że tej mamy zapas. Dajcie znać, że przywieziemy im spluwy za samo wskazanie miejsca odpowiedniego do przeprowadzenia operacji. Nie potrzebujemy obstawy, mamy od tego zbrojnych i MEC’a - wyjaśnił Law.

- Będzie jak uważasz - odparła Matylda, wycierając dłonie o biodra.

- W porządku, to chyba wszystko - skwitował skaner.

Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wpatrywała się w hakera. Nastała niezręczna cisza i poziom skrępowania Lawa przekraczał limity.

- Jasne. To ja ten. Pójdę już do siebie. Mam magazyn do ogarnięcia czy coś... - mruknęła dziewczyna i odwróciła się. Po krótkiej przerwie postąpiła kilka kroków.

- Hej - zatrzymał ją speszony Japończyk. Ta spojrzała na niego z uniesioną brwią.

- Dziękuję ci. Że wiesz. Przypilnowałaś Rubena i w ogóle. Doceniam twoją współpracę - wydukał najsprawniej jak potrafił.

Matylda pokręciła głową, ale uśmiechnęła się szczerze i ruszyła dalej.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 31-01-2020, 22:32   #149
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2037.IV.30; cz; zmierzch; g. 20:45
Miejsce: Mehlville, Sektor VIII Rzeka; przedmieścia
Warunki: jasno, sucho, ciepło, cicho, wnętrze pojazdu, na zewnątrz chłodno i pogodnie


Z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że zima się wreszcie kończy i w powietrzu czuć było wiosnę. Zwłaszcza jak się wyjechało poza betonową plamę miasta. No a trzeba było wyjechać aby dotrzeć na miejsce wskazane przez alvarezowców jako odpowiednie do przeprowadzenia dekontaminacji. No i trzeba było przyznać, że miejsce rzeczywiście jest w sam raz. Jakieś stare magazyny kolejowe czy coś takiego. Przy samej rzece, na południe od miasta. A samochodem to był może kwadrans drogi, może trochę więcej od browaru Lempa w jakim xcomowcy mieli swoją bazę. Magazyn pozwalał na nieco prywatności czy to przed wścibskim okiem z pustych ulic czy z powietrza. Więc wydawał się w sam raz.

Trudniejsze było to, że trzeba było przejechać trochę miejskich kilometrów zanim można było wjechać z gorącym towarem do tego magazynu. Bo najpierw trzeba było przewieźć zbrojnych z pozornie opustoszałego browaru na północ, tam gdzie dawne miasto właściwie się kończyło. Do zamglonych, porzuconych przez wszystkich przedmieść. Do tego z MEC-iem i bronią. Wystarczyła by jakakolwiek kontrola i ani z pancernego X-COM-owca ani nielegalnych spluw nikt by się chyba nie wytłumaczył. Nawet gdy jechało się zachodnimi krańcami metropolii, jak najdalej od najmocniej patrolowanego centrum, nie można było wykluczyć jakiejś wyrywkowej kontroli.

Ale udało się dojechać do Old Jamestown bez przeszkód chociaż wszyscy wydawali się mieć dusze na ramieniu. Teraz gdy już wiedzieli czego się spodziewać w porzuconej fabryczce w tej mglistej okolicy sprawa wydawała się względnie prosta. Dojechali mniej więcej na ten sam adres co poprzednio ekipa Dunkierki. Tylko w przeciwieństwie do nich teraz xcomowcy założyli niedawno kupione w sklepie skafandry z demobilu. Krótkowłosy Strauss, umięśniony Faust założyli na siebie jaskrawe kombinezony. Podobnie jak jedyna kobieta w tym zespole Aija, którą oddelegowali “ciężcy” jako swojego eksperta od tej techniki sprzed dwóch dekad. Właściwie nikt nawet nie wiedział czy Aija to imię, nazwisko czy ksywa. Ponoć pochodziła ze Skandynawii i jej pełne imię i nazwisko było nie do wymówienia właściwie dla każdego. Więc zostało na Aija. Czwarty z pasażerów był zbyt wielki by wejść w jakikolwiek standardowy kombinezon. Ale jego hemetyczny pancerz sprawiał, że go nie potrzebował. Dlatego sierżant Yuan założył tylko miękki hełm od czwartego kombinezonu który ludzie Franka zmodyfikowali tak by pasował do oryginalnego pancerza MEC-a.

Aija zachichotała cicho gdy ujrzała mocarnego sierżanta “na wyjściowo”. No rzeczywiście wyglądał dość osobliwie. Taki mocarny, pancerny wielkolud z jaskrawożółtą “główką” jakby z innej bajki. Jakby jakiś wielki dzieciak postanowił pozamieniać główki swoim zabawkowym figurkom.

- Wyglądasz bardzo zabawnie. - zauważyła Skandynawka pozwalając sobie na uśmiech zanim zabrali się do roboty. Reszta jednak była bardziej wstrzemięźliwa w komentarzach albo po prostu nie mieli nastroju na żarty. Teraz trzeba było ostrożnie podjechać furgonetką przez tą wodę jak najbliżej fabryczki by było jak najkrócej do przeniesienia ten generator. Bowiem według wyliczeń Franka MEC co prawda mógł robić za jednoosobowy dźwig i ładowacz tego generatora. No ale nie transport. Siłowniki mogły wytrzymać krótką pracę pod takim przeciążeniem ale nie długotrwały wysiłek. Czyli właśnie trzeba było możliwie skrócić dystans.

Dlatego Strauss szedł przed furgonetką a Aija powoli prowadziła pojazd przez coraz głębszą wodę. Trochę to trwało ale dzięki tej ostrożnej taktyce udało im się dojechać na jakieś kilkadziesiąt metrów od porzuconego budynku. Sam budynek wyglądał na porzucony. Ale czy coś się zmieniło od wizyty zespołu Dunkierki nie dało się stwierdzić bo teraz nikogo z tamtych osób nie było. Ale poza tępym oporem sięgającej połowy ud wody i nieco ograniczoną przez mgłę widocznością nie napotkali żadnych przeszkód. Aija zidentyfikowała który z tych wszystkich gratów to ten działający generator i stwierdziła, że nadal działa tak jak to wcześniej raportował technowiking.

Trzeba było się zabrać za demontaż maszyny. Tu pod kierownictwem dziewczyny od produkcyjnych musieli coś odpinać, odkręcać, zdejmować by wreszcie na sam deser MEC swoimi mocarnymi łapami złapał za ten wielki, skomplikowany kloc i ze zgrzytem uniósł go do góry. Wcześniej musiał wyrwać zardzewiałą kłódkę i unieść żaluzje bramy aby mógł wyjść razem z tym klocem. Widok rzeczywiście był niczego sobie. Jakby jakiś legendarny siłacz mierzył się z równie wielkim ciężarem. Słychać było jak coś tam w podłodze trzeszczy, jak się zgina, jak warczą siłowniki i skacze poziom zużywanej mocy. Wreszcie ze zgrzytem wielka bryła została uniesiona w górę wciąż ociekając wodą. Niektórzy zaczęli nawet bić brawo nawet jeśli tylko uzestniczyli w tym pośrednio i siedzieli w HQ.

Później jednak nie było łatwiej. MEC szedł z generatorem przed sobą i jak sam mówił szedł na ślepo bo bryła jaką dźwigał przed sobą kompletnie blokowała mu widok. Musiał więc być nawigowany przez pozostałą trójkę która szła przed nim i obok niego aby pomóc mu w tym krótkim przedsięwzięciu.

Wreszcie wrócili do furgonetki której resory zajęczały pod ciężarem generatora a potem jeszcze MEC-a i pozostałych którzy do niej wsiedli. Wóz był wyraźnie przeciążony ale zdaniem Aiji tą dość krótką trasę na południe miasta powinien wytrzymać. Jeszcze tylko po wyjeździe z Old Jamestown musieli się zatrzymać i zdjąć z siebie kombinezony ochronne które w bardziej ludnych okolicach mogły rzucać się w oczy.

Podróż do zatoki Arnolg trwała z godzinę. Obciążona furgonetka jechał miarowym tempem zachodnimi rogatkami dawnej metropolii aby trzymać się jak najdalej od centrum. Wydawało się, że jest to jeszcze bardziej niebezpieczny kawałek niż droga do Old Jamestown. Ryzykowali tak samo ale prócz MEC-a mieli na pokładzie nielegalny generator a nie było co liczyć, że przeciążona furgonetka da radę uciec jakiemuś pościgowi. Ale po jakiejś godzinie wyjechali z miasta na te wiosenne błonia za miastem. Co prawda na upartego można było stwierdzić, że sporo roślinności jest uschnięta ale i tak wiosna wydawała się tutaj bardziej dostrzegalna niż w mieście.

W magazynie zaś już czekała załoga Leny gotowa aby przystąpić do odkażania wszystkich i wszystkiego. Generatora, załogi, skafandrów i samochodu. Nastąpił proces “prania”. Biolodzy przemywali, spryskiwali, osuszali i okadzali z dobre parę godzin. Niestety jak twierdziła Lena gdyby mieli automaty to wszystko by pewnie poszło może w godzinę. A tak jak musieli zasuwać ręcznie, czekać aż wszystko wyschnie, sprawdzić jeszcze raz czujnikami poziom skażenia no to jednak schodziło.

Ale samo miejsce sprzyjało takim zabiegom. Zresztą gdy Rando w poniedziałek zadzwonił po odpowiedź to wymiana poszła dość gładko. Umówili się na wtorek gdzie Ruben przywiózł spluwy, Rando je obejrzał, sprawdził i z kolei zawiózł Rubena “na koniec świata”. Bo jak się pierwszy raz jechało do tego nadrzecznego magazynu to tak to właśnie wyglądało. Właśnie tam, jak mu pokazywał ten magazyn rzucił Rubenowi tekst który mógł dać do myślenia.

- A z tymi naszymi kumplami to może przemyślcie jeszcze sprawę. Jeszcze trochę ich tam potrzymają. Jak zmienicie zdanie to daj znać. Teraz jesteśmy sąsiadami. Musimy sobie pomagać brachu. Mamy tych samych wrogów. Źle wam tutaj? Ktoś wam dokucza? Potrzebujecie czegoś? Źle się bawicie w “The Hood”? No? No to po co to psuć? Pomyśl o tym brachu. - zagaił gdy już skończyli obchód tego magazynu. Brzmiało jakby ot tak sobie rzucił luźną uwagę dla nowego kolegi na dzielni nie chcąc by ten wpakował się w jakieś kłopoty. Ale więcej do tego ani on, ani reszta alvarezowców nie wracał.

Gdy Ruben już znał adres tej kryjówki mógł zaprowadzić innych. Głównie tych którzy mieli tutaj przyjechać z generatorem no i Lenę która miała przygotować wszystko do odkażania oraz przeprowadzić to odkażanie. A to jeszcze z jeden czy dwa dni zajęło no aż dzisiejszego późnego poranka przeciążona furgonetka wjechała do opustoszałego magazynu. Odkażanie trwało większość dnia więc dopiero gdy dzień miał się ku końcowi znów można było zapakować już odkażony generator do odkażonej furgonetki i obsadzić ją odkażoną załogą. Można było opuścić ten magazyn nad rzeką aby zacząć powrót do browaru Lempa. Była nadzieja, że będzie się można ogrzać. Bo w tym magazynie było chłodno jak w psiarni. Dzień może i był pogodny i słoneczny ale chłodny. A w pobliżu rzeki efekt był jeszcze spotęgowany przez rzeczną wilgoć. No i babranie się w tym całym moczeniu i suszeniu podczas kilku godzin odkażania.

- Moc mi spada. Ale jeszcze nic poważnego. - zameldował Yuan gdy wyjeżdżali z magazynu. Jeszcze kwadrans, może trochę dłużej i powinni wjeżdżać do bazy.

Przeciążona furgonetka jechała już pomiędzy dawnymi przedmieściami południowego St. Louis gdy coś dupło. Dosłownie. Huknęło jak przy pojedynczym wystrzale i jednocześnie zarzuciło całym pojazdem. Zaskoczona Ayia zaregowała może o ułamek sekundy za późno a może zbyt gwałtownie. Furgonetka zakręciła w poprzek, zjechała na pobocze i tam usunęła się do rowu melioracyjnego. Wszystkimi w samochodzie rzuciło do przodu gdy zderzak i maska wbiły się w mokrą, zaniedbaną ścianę tego rowu. Przez chwilę nic się nie działo. W samochodzie panował bezruch i cisza. Ale dały się słyszeć pierwsze jęki i mamrotanie. Jedno, drugie, trzecie w końcu czwarte.

- Co się stało?! Ktoś do nas strzelał?! - zapytał Strauss ocierając krew z rozbitego barku. Nie był przypięty pasami których na pace nie było więc siedział przy tylnych drzwiach i pilnował widoku z tyłu pojazdu. Widział więc najmniej z całej czwórki. Gdy grzmotnęli w rów wpadł na generator i rozciął sobie łuk brwiowy. Ale poza tym właściwie nic mu nie było.

- Opona poszła. Mamy zapasową? - Faust który pierwszy wyskoczył z miejsca pasażera na zewnątrz z miejsca mógł zobaczyć co się stało bo akurat poszła przednia opona z jego strony.

- Tak, mamy. Tam u was z tyłu jest. - Ayia skinęła głową. Mówiłą trochę niewyraźnie bo ona z kolei rozwaliła sobie podczas uderzenia nos. Teraz szukała chusteczek aby zatamować te niegroźne ale upierdliwe skaleczenie.

- Jest. Ale na mnie nie liczcie. Nie sięgnę tam. - sierżant Yuan siedział między szoferką a generatorem wciśnięty w znacznie za małą na swoje potrzeby przestrzeń. Dojrzał zapasową oponę pod ławeczką ale miał zbyt grube ramiona aby je wcisnąć między generator a tą ławkę.

- Cholera. Mam nadzieję, że wyjedziemy. - Ayia trzymając chusteczkę przy twarzy wyszła na zewnątrz aby zobaczyć jak to wygląda. No nie wyglądało zbyt prosto. Van uderzył w zbocze rowu odwadniajacego. Ten był gdzieś do połowy pełny mętnej, bagiennej wody. Teraz samochód stał po skosie. Jedna tylna opona od strony kierowcy jeszcze zahaczała o asfalt a przednie koło było częściowo zanurzone w tej wodzie. Najgorzej było z tym kołem od strony pasażera bo ten narożnik pojazdu przygrzmocił najmocniej. I chociaż dzięki niezbyt wielkiej prędkości uszkodzenia nie były zbyt poważne no to większość tego koła była zanurzona w tej wodzie. A właśnie to koło poszło i trzeba było je wymienić na nowe. Ale by to zrobić dobrze by było mieć pojazd na równej powierzchni. Czyli trzeba było jakoś wyjechać z tego rowu. A to biorąc pod uwagę zatrawione, grząskie zbocza, zaczynając od zerowej prędkości, na wstecznym i na jednym flaku nie zapowiadało się na zbyt lekkie zadanie.

Ale tu już był nieco większy ruch i ledwo czwórka xcomowców miała czas pozbierać się i zastanowić się co robić dalej gdy za nimi pokazał się jakiś samochód. Osobówka. Zatrzymał się widząc wypadek i mężczyzna który prowadził pojazd wysiadł z samochodu nie gasząc silnika.

- Czy coś wam się stało? Potrzebujecie pomocy? - zawołał z przejęciem spodziewając się chyba jakiegoś strasznego wypadku. Był w kwiecie wieku, w modnym garniturze jakby pracował w jakiejś korporacji w centrum miasta.

- Puszczę sygnał na policję niedługo tutaj przyjadą. - zawołała młoda kobieta, też z przejęciem gdy chciała pewnie uspokoić wypadkowiczów bo zaraz przyjedzie wezwana policja i im pomoże.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-02-2020, 21:56   #150
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Mehlville

Grupa na mieście nie mogła tego widzieć, ale siedzący przy stanowisku Law napiął się, słysząc, że mogą być pod ostrzałem. Szybko jednak dostał potwierdzenie od Fausta, że to tylko opona, co uspokoiło Japończyka. Przynajmniej tymczasowo.

Dobrzy samarytanie mogli w kilka chwil zwalić na nich policję i wpakować w jeszcze większe tarapaty.

Na szczęście Ayia miała dość oleju w głowie, by połączyć wezwanie policji z kłopotami. Szybko przetarła nos na ile mogła i z uśmiechem odezwała się do kobiety, próbując powstrzymać ją od wybrania numeru.

- Och, dziękuję, ale naprawdę nie trzeba! Jechała za nami przyjaciółka. Już do niej przedzwoniliśmy, więc podjedzie tutaj i pomoże nam wyjechać z tego rowu. Poza tym mamy tu takich mięśniaków, że to żaden problem - to mówiąc oparła się o stojącego również na zewnątrz Fausta, eksponując jego mięśnie. Ten spojrzał na nią skonfundowany, zwłaszcza kiedy do niego mrugnęła, ale chyba zrozumiał, co miała na myśli, więc szybko odchrząknął i również wygiął swoją ciosaną gębę w czymś co można było nazwać uśmiechem.

- Dokładnie. Zanim misiaki przyjadą, sami sobie poradzimy - dodał z kiwnięciem głowy.

- Dziękujemy wam bardzo. Miło widzieć, że są jeszcze ludzie, których obchodzi los inny - wtrąciła Ayia. - Jestem Greta - dodała, przedstawiając swoje imię z legendy.


W tym czasie Law zlecił Yoshiaki przechwycenie rozmowy kobiety i oddelegował Lenę do reszty grupy. Chinka miała namierzyć nadajnik, przy jakim obecnie znajdowała się grupa na mieście i przechwytywać wszystkie połączenia wychodzące na policję. Nie wiedziała, jakim numerem posługiwała się kobieta, ale liczyła, że w tamtym obszarze nie będzie za dużo takich połączeń w tym samym momencie. Wystarczyło, żeby zakłócała połączenie tylko przez chwilę, aż grupa przekona kobietę, by zrezygnowała z powiadamiania policji.

Jeśli jednak policja została już powiadomiona, wtedy nie mogli już nic zrobić. Trzeba było liczyć, że Lena przyjedzie wystarczająco szybko, by użyć koła zapasowego z drugiej furgonetki i by wyholować samochód z rowu. Jeśli nie będą otwierać pierwszej furgonetki z generatorem i MEC’iem, może obejdzie się bez kłopotów. Zwłaszcza jeśli nad ich głowami będzie tylko krążyć dron a nie szwendać się wścibscy policjanci.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172