12-03-2020, 22:33 | #161 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 66 - 2037.V.08; pt; południe Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 11:20 Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; kanały Warunki: kanały, silne zadymienie, ciemno, gorąco na zewnątrz ciepło i syfiasty deszcz Dwójka xcomowców odłączyła się od pozostałej czwórki. I wózka. Po czym zniknęła z pola widzenia i słuchu. Dla Lawa w tych ciemnościach jedynym kontaktem z całą resztą grupy i świata był uścisk dłoni Skandynawki jaki spoczywał na jego barku. No i może jeszcze odgłosy. Niby te skafandry miały jakieś aparaty słuchowe co powinny odtwarzać dźwięk jak najnaturalniej ale jakoś i tak wszystko wydawało się przytłumione. Więc te odgłosy jak szurali butami po tej pewnie mokrej i brudnej podłodze kanału były jednym z niewielu śladów ludzkiej obecności poza tym dotykiem dłoni na barku. Wydawało się jakby od kilku godzin błądzili po trzewiach jakiegoś potwora. Nawet jeśli logika i czasomierze podpowiadały, że to dopiero kilkadziesiąt minut. W końcu zbliżyli się do tej drugiej kraty na tyle by Law mógł użyć emitera szarego szumu. Właściwie mógł go używać cały czas ot zasięg nie był większy niż kilkanaście kroków na tyle silnego szumu by zagłuszyć większość standardowych sygnałów i może drugie tyle gdzie fale stopniowo słabły powodując coraz mniejsze i słabsze zakłócenia w postaci migania obrazu czy pasów na ekranie. To, że doszedł do kraty powiedziały mu dłonie. Gdy natknął się na pręty. Musiał liczyć na to, że emiter załatwi sprawę bo trzeba było zapalić światło aby sprawdzić jakie tutaj są zabezpieczenia. Gdy zapalił małą latarkę żaden alarm się nie włączył. Przynajmniej tutaj nie było nic widać ani słychać. Za to było widać podobną kratę jak przy wejściu. Tu też był mechaniczny zamek i czujniki podpięte do alarmów. A kilka kroków dalej też była zamocowana kamera która jednak w tej chwili powinna być ogłupiona przez emiter szarego szumu. Tylko tutaj wszystko było bardziej zamglone, ta para czy dym był tu gęstszy niż przy wylocie. Nawet w świetle latarki było widać coś w miarę na kilka kroków i coraz słabiej na kilka dalszych. No i te opary w połączeniu z temperaturą jak z sauny dały się otoczeniu we znaki. Wszystko zdawało się być zerodowane, farba która oryginalnie pokrywała ten metal, żelbet czy plastik miejscami odchodziła na boki odsłaniając materiał bazowy. Ale xcomowcom to akurat nie przeszkadzało. Japończykowi pewnie było tak samo trudniej operować w rękawicach kombinezonu i przez szybkę na jakiej cały czas coś się skraplało albo ściekało jak koleżance z ciężkich przy mechanicznym zamku. Ale poszło im dość sprawnie. Tylko był pewnien problem. - Nie wiem… powinno być otwarte… ale ani drgnie… - szepnęła cicho Aija gdy szarpnęła kratą. Ale ta ani drnęła. - Może niech chłopaki spróbują. - Skandynawka poddała się machając na to ręką. Wyglądało na to, że wspólnie zlikwidowali zabezpieczenia tej zapory i zostało liczyć, że to po prostu ten nie ruszany od dawna metal po prostu tak wrósł w okolicę, że nie było go łatwo ruszyć. Więc zostało im ściągnąć resztę. Chłopaki rzeczywiście otworzyli tą kratę. I to na zawsze. Bo krata stawiła im autentyczny opór. A i tak było miejsca najwyżej na dwie osoby wokół siebie. W końcu Faust ze Straussem próbowali wykopać, wyłamać, wygiąć, wybić, podważyć tą cholerną kratę i się nieźle zasapali i chyba zdziwili gdy za którymś razem obaj wpadli z impetem na tą kratę a ona niespodziewanie poleciała razem z nimi na drugą stronę kanału. Obaj razem z nią upadli na dno wielkiej rury w jakiej się znajdowali. No ale wreszcie przebyli i tą zaporę. No ale za kratą zaczynała się terra incognita. Bo tam już rozpoznanie drona nie sięgało. Ale według pomiarów skanera jaki miał Law powinni być gdzieś na pograniczu kompleksu dawnego Boeinga. Czyli którędy by nie szli to powinni wyjść gdzieś na terenie kompleksu. No ale najlepiej jakby wyszli przy tym przy jakim byli umówieni. Niestety ich kontakt, Cole, nie miał pojęcia co jest pod ziemią i jak powinni iść. Ot, miał powyłączać alarmy i przygotować ten właz przy jakim mieli się spotkać. Znakiem rozpoznawczym miał być lightstick emanujący promieniowanie podczerwone które powinno być widoczne w noktowizji ale nie zwykłym wzrokiem czy kamerą. Problem taki jak z każdym promieniowaniem elektromagnetycznym czyli, że musieli być we właściwym korytarzu aby je zobaczyć. Posuwali się tak jeszcze z kilkanaście, może nawet ze dwadzieścia minut po przejściu tamtej drugiej kraty w tym dymie. Mijali jakieś korytarze i krzyżówki. Tutaj pod kompleksem tych kanałów było zdecydowanie więcej i gęściej. A jedynym wskaźnikiem jak iść był punkcik zaznaczony na holomapie Lawa. Tam miał być ten właz. Tylko bez mapy podziemi trzeba było iść trochę na chybił trafił i patrzyć czy odległość się skraca czy nie no i tak mniej więcej na azymut. Wszystkim chyba udzielała się ta nerwowa atmosfera niepewności. W końcu niby byli już na terenie na jakim nie powinno ich być. Terenie mocno strzeżonym. No i to, że nie widzieli żadnych oznak alarmu nie oznaczało, że żaden się nie włączył. Może już tam przy włazie na nich czekają z wycelowanymi lufami? Albo ten cały Cole to podpucha? Albo w magazynie gdzie miał ich zaprowadzić? Albo przy pierwszej kracie? Poza tym rzeczywiście niewiele w tym dymie było widać. - Tam chyba coś jest. - idący za Lawem Faust który mimo, że szedł za nim i tak miał głowę ponad jego głową mruknął cicho wskazując coś przed sobą. Law gdy podszedł jeszcze z krok czy dwa też dostrzegł jak zieleń noktowizora zaczyna świecić jaśniej. Tak dziwnie bo na podłodze. Jeszcze z kilkanaście kroków i okazało się, że to ten lightstick leżący na ziemi. Rzeczywiście na ścianie była drabina i trochę nad głowami zamknięty właz. Przy włazie blado świeciły jakieś przyciski kontrolera ale to widać było dopiero jak się stało tuż pod tym włazem i zadarło głowę do góry. - No to ta część się zgadza. - Ayia podniosła ten lightstick i nim pomachała. Patyczek z chemicznym światłem rozjarzył się ciut jaśniej od tej dodatkowej kinetyki. - To co dalej? - Faust popatrzył pytająco na Lawa. Właściwie mogli się jeszcze wycofać. Jeśli nie obudzili żadnego alarmu jak dotąd to była szansa, że rozwaloną kratę odkryje może jakaś rutynowa kontrola czy serwis ale nie więcej. - Nie możemy tutaj zdjąć kombinezonów. Ugotujemy się. Dopiero tam na górze będzie można. - Ayia rzuciła na wszelki wypadek tą uwagą techniczną jakby się obawiała, że komuś może przyjść do głowy taki pomysł. Law po obejrzeniu panelu zorientował się, że jest zamknięty. Czyli i właz był zamknięty. No ale jeśli ktoś znał kod i czekał po drugiej stronie to powinien go otworzyć jak drzwi do standardowej windy. No mógł go jeszcze spróbować shakować ale to jak zawsze wiązało się z pewnym ryzykiem. No i mógł jeszcze wysłać wiadomość przez holo na podany przez Cola kontakt. Tamten jeśli nie wiedział o tym co się dzieje w podziemiach a właściwie bez kamer czy czujników to nawet nie miał jak o tym wiedzieć no to i nie powinien wiedzieć, że xcomowcy są już na miejscu, tuż pod włazem.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
19-03-2020, 21:29 | #162 |
Reputacja: 1 | Kanały
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
25-03-2020, 16:40 | #163 | ||||||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 67 - 2037.V.08; pt; południe Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 11:30 Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; magazynek Warunki: magazynek, zielonkawa poświata lightsticka, cicho Law nie doczekał się odpowiedzi od Cole’a. Przynajmniej nie głosowej. Ale za to na podany kontakt przyszła krótka wiadomość. Cytat:
Gdy odpisał, że pod włazem prawie od razu przyszła krótka odpowiedź. “Zaraz”. Głowy xcomowców za szybkami hełmów popatrzyły na siebie w napięciu nie wiedząc czego się spodziewać. Faust odruchowo pomacał swoją spluwę, Ayia chyba próbowała podrapać się po twarzy ale oczywiście dłoń w rękawicy cicho stuknęła o szybkę hełmu zostawiając na niej brudną plamę. Nikt zresztą po przejściu tych kanałów nie był zbyt czysty. Z góry dobiegł jakiś odgłos i zamki włazu szczęknęły metalicznie po czym małe, blade światełko przy włazie zmieniło kolor z żółtego na zielony. Cytat:
Zaraz potem przyszła kolejna wiadomość. Faust zaproponował, że może jednak on wejdzie pierwszy. Tak na wszelki wypadek. Jak będzie w porządku to wróci z powrotem do kanałów. Ale ostatecznie nie robił problemów i dał wejść pierwszemu szefowi skanerów. Wiec to Law jako pierwszy wspiął się po krótkiej drabince i ręcznie otworzył właz. Teraz gdy rygle zostały odblokowane wystarczyło unieść pokrywę włazu. Wcale nie była taka lekka. Zwłaszcza jak się stało na drabinie i trzeba było mocować się jedną ręką. Ale ostatecznie właz nie stanowił zbyt wielkiej przeszkody. Pierwsze co zobaczył to kot. Mechaniczny kot. Trochę większy od standardowego, domowego sierściucha. Siedział po kociemu w słupka i wpatrywał się w osobę jaka właśnie ukazała się we włazie. Czyli w xcomowego szefa skanerów właśnie. Gdy Law wygramolił się na poziom podłogi sierściuch też się ruszył. Po kociemu odwrócił się do niego tyłem, zadarł ogon do góry i ruszył kilka kroków odwracając się by sprawdzić czy dwunóg podąża za nim. Zupełnie jakby żywy sierściuch prowadził go do lodówki. Wnętrze okazało się jakimś magazynem. Dość zagraconym. I niezbyt dużym. Ot o rozmiarach przeciętnego pokoju w mieszkaniu. Ale były w nim ustawione liczne półki a na nich jakieś skrzynie, graty i nie wiadomo co jeszcze. Przez co sprawiał wrażenie jakiegoś zapomnianego i zagraconego strychu czy piwnicy. W pomieszczeniu było właściwie ciemno. Świecił się tylko rzucony przy włazie lighstick kąpiąć pomieszczenie w bladej, zielonkawej poświacie. Przez co dalsze zakamarki pomieszczenia były ciemne a te co były widoczne pełne były cieni rzucanych przez te wszystkie graty i ażurowe regały. Cytat:
Kot w oczach albo gdzieś przy głowie musiał mieć zamontowany wyświetlacz holo bo dalszy komunikat wyświetlił się przed jego głową i mogli przeczytać go wszyscy. Za Lawem po kolei wyszła cała czwórka jaka miała zgodnie z planem wyjść. Trzeba było się przegramoilić przez właz a następnie zdjąć skafandry. - Niezłe cacko. Niezły bechawior. - mruknął z uznaniem Ivan z ciekawością obserwując drona w kształcie kota. Pod względem zachowania kot rzeczywiście był bardzo koci. A jak tak stał w progu przymkniętych drzwi to jak żywy zachowywał się jak prawdziwy kot co to skoro widzi otwarte drzwi to właśnie zaczyna swoje dumania czy ma ochotę przez nie wejsć czy nie. A dron przycupnął sobie w progu półprzymkniętych drzwi dzięki czemu widział zarówno wnętrze magazynu jak i to co się dzieje na korytarzu. Cytat:
Na moment znów powietrze przed drzwiami rozjarzyło się holograficznym napisem. Brodacz sapał ściągając z siebie gumiasty kombinezon i zdejmując niezbyt wygodne butle z tlenem. Law już zdążył z siebie zdjąć ten komplet pozostała trójka była na różnym etapie rozbierania w najmniejszym Ayia która weszła jako ostatnia. - Czyli możemy rozmawiać? - zapytał Ivan zerkając na mechanicznego kota siadając na podłodze aby zdjąć z siebie buty skafandra. Cytat:
Mechaniczny zwierzak znów wyświetlił komunikat. Potrzymał go ze dwie sekundy więc trzeba było szybko czytać zanim napis zniknął. A dron odwrócił głowę by zlustrować korytarz jeszcze niezbyt widoczny dla czwórki nieproszonych gości. - I jak to wygląda? - z dołu usłyszeli pytanie Fausta z którego widać było głównie sztywny kaptur i ramiona w kanarkowych barwach mocno przybrudzonych kanałowym syfem. - Ale to śmierdzi. - mruknęła z dezaprobatą dziewczyna ze zbrojnych nachylając się aby ściągnąć dół jednoczęściowego kombinezonu. No rzeczywiście. Wcześniej dzięki hermetycznym kombinezonom tego nie czuli. Ale teraz gdy je pozdejmowali dał się wyczuć fetor i żar jaki walił tak z otwartego włazu jak i od ściąganych skafandrów. - Wszyscy idziemy? Cała czwórka? - Jarl chciał wiedzieć coś innego. Ten zagracony magazynek był niezły jako przebieralnia no ale jednocześnie był pierwszym i ostatnim etapem w nadziemnym etapie tej wycieczki. Cytat:
Koci dron spojrzał głową w stronę jednego z regałów. Była tam skrzynka z czymś co w pierwszej chwili wyglądało na stertę szmat pasujących do tego zapomnianego miejsca. Ale jak się podeszło bliżej i wzięło je do ręki okazało się, że są to jednoczęściowe, brązowe kombinezony robocze. Takie jakie do dzisiaj były w użytku w różnych serwisach czy choćby dawniej w służbach obsługi lotnisk zwłaszcza wojskowych. Kombinezonów było pięć. Jak się w nie przebrać i takie tu panowały standardy no to chociaż na pierwszy rzut oka mogli zacząć wtapiać się w lokalny koloryt. Ale znów trzeba było się przebrać. Jarl szturchnął Lawa spojrzeniem pytając go co zrobić z bronią. Miał przy sobie mały zasobnik z pistoletem i nożem. Wcześniej Cole w instrukcji mówił aby nic takiego nie zabierać do bazy. No ale przecież byli na niezbyt przyjaznym terenie zdani na kocią łaskę niewiadomego pochodzenia. Kot akurat lustrował korytarz no i w zamieszaniu przy przebieraniu była okazja skitrać jakiś drobny przedmiot gdzieś do kombinezonu czy nawet pod spód.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||||||
01-04-2020, 19:36 | #164 |
Reputacja: 1 | - Trzymamy się planu - skinął głową Law, próbując dostrzec w półmroku twarze swoich towarzyszy. - Idziemy za kotem i staramy się nie zwracać na siebie uwagi. Jakby co jesteśmy nowym zespołem.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
02-04-2020, 20:44 | #165 | ||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 68 - 2037.V.08; pt; południe Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 11:40 Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; biuro Cole Warunki: barak, wnętrze biura, jasno, ciepło, sucho, cicho na zewnątrz syf z deszczem Jarl chyba nie bardzo był zadowolony z decyzji Lawa. Ale koniec końców odłożył pistolet obok otwartego włazu. Czwórka xcomowców kończyła się przebierać w brązowe, robocze kombinezony. Wreszcie ostatnie zamki zostały zasunięte i można było przeszukać magazynek w poszukiwaniu chociaż czegoś czym można by komuś dać w szczękę gdyby zaszła taka potrzeba. Po chwili szperania przy selednowym świetle lighsticka zbyt wiele nie znaleźli. Albo to coś było zbyt wielkie i nieporęczne aby to zabierać albo zbyt kruche by można było tego z sensem używać chociaż jako broni improwizowanej. - A mogłem wziąć kastet… - mruczał niezadowolony technowiking gdy zbierali się już do wyjścia i podążania za elektronicznym kotem. Jedynie dziewczynie z ciężkiego udało się znaleźć coś co z bliska mogłoby posłużyć do przyłożenia komuś. No ale jasne było, że w starciu z ochroną uzbrojoną w broń letalną i obezwładniającą ich szanse wyglądały mizernie. Ich jedynym atutem było zaskoczenie i przebranie. A na razie w magazynie i na korytarzu panowała cisza. Nie wyły syreny ani nie płonęły lampy alarmowe co zwykle było uruchamiane podczas alarmów wszelakich czy kiedyś czy dziś. Cytat:
Cole wysłał przez holo swojego zwierzaka kolejny komunikat. Jarl pokręcił głową ale zamknął okrągły właz jaki odciął ich zarówno od sauny panującej w kanałach jak i widocznych pomarańczowych sylwetek czekających na dole. Ale faktycznie po zdjęciu szczelnych kombinezonów w magazynku zrobiło się zarówno śmierdząco jak i gorąco gdy rozgrzana para napływała ciągle przez ten otwarty właz. Pocieszające było to, że światła na panelu nadal świeciły jako zamknięte ale nie zaryglowane. Więc niby w każdej chwili można było ręcznie szarpnąć właz by go otworzyć. Ale też w każdej chwili można było zamknąć te rygle na dobre. Cytat:
Kot sięgający trochę powyżej kolan z łba wyświetlił ostatni komunikat zanim kocim ruchem nie ruszył korytarz. A ten okazał się raczej ciemny niż widny. Wyglądało na to, że ta końcówka korytarza nie jest oświetlona. Ale mechanoid kierował ich w stronę światła na drugim końcu korytarza. Tam przeszli przez krótki korytarz a mechaniczny kot trącił nosem drzwi które okazały się przymknięte. Tam z kolei wyszli na świat zewnętrzny. Pogoda przez ostatnią godzine nie zmieniła się. I z nieba padał ten sam syfiasty deszcz wymieszany z jakimś paskudztwem. W efekcie wyglądało jakby z nieba padał deszcz błota. Ale tym razem ta paskudna pogoda mogła im sprzyjać bo raczej jak ktoś nie musiał to pewnie nie wychodził na zewnątrz w taką aurę. Wyglądało na to, że wyszli w jakiejś okolicy magazynowej. Cholera to może nawet mogły być jakieś dawne hangary na samoloty. W końcu tutaj składano przed Inwazją Hornety i inne samoloty. Kot przeprowadził ich całkiem szeroką aleją jaką bez trudu mogły się zmieścić ciężarówki ale właśnie nawet kołujące czy holowane samoloty. Przeszli tak do skrajnego budynku który dla odmiany miał urok nudnego baraku. Płaski, parterowy dach i konstrukcja pewnie jeszcze sprzed wojny. Ale dopiero tutaj były drzwi i okna ludzkich gabarytów a do tego z kilku z nich świeciły się okna więc ktoś mógł tam być. Kot szturchnął drzwi do tego baraku wchodząc do środka. Za nim weszła czwórka w już mokrych kombinezonach roboczych. Tam był dość wąski korytarz a kot czekał na nich przed jednym z bocznych wejść w którym zniknął. Weszli za nim do środka. I chyba widokiem wycelowanych adventowych luf trójka towarzyszy Lawa nie byłaby bardziej zaskoczona niż widokiem postaci jaka wstała za jednego z biurek na ich wejście. Kot bez wahania podszedł do niej i całkiem po kociemu zaczął łasić się do jej kolan. - Cześć. Jestem Cole. Ustawcie się spokojnie muszę was zeskanować do zdjęć na identyfikatorów. - Powiedziała młoda, ciemnowłosa kobieta. I obeszła biurko trzymając podręczny skaner w dłoni aby zrobić ów skan. - Nie mamy dużo czasu. Dobrze, że ten deszcz pada. Zaraz wam wyrobię identyfikatory to pójdziemy do magazynu. Mam nadzieję, że nie macie broni ani niczego głupiego. Bo skany to wykryją. Wiecie jak w tych bramkach skanujących na mieście. - mówiła szybko wyraźnie się spiesząc z tym skanowaniem ale jak rozpoznał Law miała w tym niezłą wprawę. Z drugiej strony to nie było jakoś przesadnie trudne. Pozostali zezowali to na nią to na swojego dowódcę widocznie woląc by to on ciągnął te dialogi.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||
08-04-2020, 20:29 | #166 |
Reputacja: 1 | Biuro Cole
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
09-04-2020, 04:16 | #167 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 69 - 2037.V.08; pt; południe Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 12:00 Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; magazyn broni Warunki: hangar, wnętrze hangaru, jasno, chłodno, sucho, cicho na zewnątrz syf z deszczem - Nie. To całkiem normalne, że w środku dnia, wpadają do mojego biura całkiem obce osoby które za cholerę nie mają uprawnień aby tutaj być. Każdy wzorcowy pracownik naszej firmy wie co powinien zrobić w takiej sytuacji. - ciemnowłosa dziewczyna sarknęła ironicznie gdy tak stała chwilę przy każdym z nowo przybyłych aby pobrać skany twarzy. Chociaż możliwe, że tą złośliwością przykrywała zdenerwowanie. Które było widoczne także w nerwowych i pośpiesznych ruchach a nie tylko na twarzy czy spojrzeniu. - A co? - zapytała Aija którą akurat skanowała pracownica tego kombinatu. - Wezwać ochronę. - odpowiedziała cierpko Cole i przeszła do brodacza z załogi biolabu. - Co to za zwierzak? Ma niezły behavior. - Ivan wskazał palcem na mechaniczne zwierzę które jak żywy kot wskoczyło na biurko i stanęło w skupieniu obserwując grupkę dwunogów. - Dzięki. Włożyłam w niego sporo pracy. To mój pieszczoch. - przez maskę zdenerwowania ciemnowłosej przebił się jednak uśmiech gdy mówiła o swoim zwierzaku jaki obserwował i ją i całą grupkę. Ivan chyba chciał zapytac o coś jeszcze ale był ostatni do skanowania więc Cole odwróciła się od nich i wróciła do swojego biurka. - Złaź z biurka Zorro! - trzepnęła i odezwała się do swojego pieszczocha jak pewnie wielu opiekunów kotów na całym świecie. Ten rzeczywiście zwinnie zeskoczył z biurka na podłogę. No i teraz trzeba było trochę poczekać aby zgrać zeskanowane twarze na komputer a potem na przygotowane identyfikatory. A ponieważ chodziło o same plakietki a nie całe legendy to zajmowało parę chwil. Takie plakietki nie zdałyby się na nic przy dokładnym skanie. Ale na sam wygląd by komuś pokazać no to mogło się udać. Zwłaszcza, że ich brak podczas gdy wszyscy je mieli na pewno rzucał się w oczy. Zwłaszcza u czterech osób na raz. - A magazyn… No po sąsiedzku… Powinien być pusty… Dużo regałów z wielkimi spluwami i rakietami… Na pewno coś sobie znajdziecie dla siebie… Jak się obejdzie bez strzelanin i wybuchów no i nikogo nie będzie to parę minut roboty, może kwadrans i możemy zabierać się z powrotem. - Cole mówiła mimochodem. Gdy z dużą wprawą wklepywała kolejne komendy na holograficznej klawiaturze. Z 10 minut później ciemnowłosa wstała trzymając cztery gotowe identyfikatory. - To lipa. Wygląda jak prawdziwy ale żaden skan tego nie przepuści. Więc lepiej nie dajcie się zeskanować. - oświadczyła wręczając każdemu kawałek plastiku z nowymi personaliami. Law zdawał sobie sprawę, że raczej ma rację. W tak krótkim czasie trudno było zrobić coś więcej. Ale plan zapowiadał się taki, że nie mieli nikogo spotkać ani z nikim się skanować. - Chodźcie ze mną. Ja otworzę swoim. Zorro, chodź, idziemy! - ciemnowłosa dziewczyna wezwała swojego pupila gdy ubierała płaszcz przeciwdeszczowy. Poprowadziła ich znów na tą paskudną pogodę na jaką ten płaszcz był odpowiedni. Sama założyła na niego niezbyt duży plecak a w ręku miała hermetyczną walizkę w jednej ręce i niewielki neseser w drugiej. Świat na zewnątrz nie zmienił się od ostatniego spotkania z kilkanaście minut temu. Nadal z pochmurnego nieba padało to paskudne błoto mieszając się z tym co już napadało wcześniej a teraz chlupotało pod butami. Kobieta w płaszczu i kapturze szła tak samo jak niedawno czwórka intruzów. Bez wahania minęła magazyn z jakiego wyszli i szła dalej. Tak minęli kilka hangarów aż znaleźli się przy jakimś skrajnym. Tam Cole zatrzymała się przed osobowym wejściem i postawiła swoją dużą walizkę na zabłoconym asfalcie. Przytknęła swój identyfikator do skanera po czym drzwi spokojnie otworzyły się na oścież. Światło musiało być automatyczne bo błysk jarzeniówek dał się dojrzeć zanim weszła do środka. - Chodźcie. To tam dalej. Tam stoją wózki. - rzekła wprowadzając swoich gości do środka i wskazując na stojące pod ścianą wózki. Środek rozbłysł światłami i rozświetlił wnętrze dudniącego od deszczu hangaru. Spora przestrzeń została poszatkowana przepierzeniami i ścianami z drucianej siatki na mniejsze fragmenty. Powstał istny labirynt. Ale przewodniczka zostawiwszy swoje bagaże zaraz przy wejściu poruszała się całkiem pewnie. Gdy mijali kolejne sektory czasem dało się dojrzeć różne skarby. Wyglądało trochę jak magazyn wojskowy czy hurtowej ilości demobil dawnej armii amerykańskiej. Było tu chyba wszystko od gazmasek i mundurów po skrzynki z amunicją i granatami. Cole poruszała się zerkając od czasu do czasu na jakieś małe holo jakby tam sprawdzała drogę czy coś innego. A i tak od wyjścia z biura na czele poruszał się czterołapy Zorro. W końcu dało się poznać, że są już na miejscu gdy mechaniczny kot podrapał jedne z siatkowych drzwi. - No tak. Tutaj już mój identyfikator nie pomoże. Mam nadzieję, że sobie z tym poradzicie. Nie udało mi się zdobyć kodu. - rzekła ciemnowłosa zatrzymując się przed tymi drzwiami. Dało się zauważyć, że o ile na zewnątrz królowały nowoczesne zabezpieczenia to tutaj, wewnątrz, poszczególne zamki były zamykane na klasyczne kłódki i zamki. Wewnątrz były co prawda kamery no ale póki co chyba nie robili nic podejrzanego bo żaden alarm się nie włączył. - Jasne. - Aija parsknęła przeczesując swoje włosy pełne brudnej wody gdy podeszła do zamku aby go obejrzeć z bliska. - Dajcie mi chwilę. - rzekła kucając przy tym zamku i wyjmując swój multitool. - Ale sprzętu… To co bierzemy? - technowiking złapał za siatkę i przytknął do niej twarz aby się lepiej przyjrzeć. A było co oglądać. Jakby natknęli się na tajną skrytkę jakiegoś Rambo. Karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet, karabinki szturmowe, wyborowe, automaty, strzelby bojowe… no było co wybierać. - Ale nie widzę ammo. - zorientował się po chwili marszcząc brwi. - Amunicja jest tam dalej. BHP. - odpowiedziała Cole machając ręką w głąb korytarza. Tam miała być amunicja wszelaka. Od granatów ręcznych, do granatników, przez ammo do lufowej broni ręcznej aż do rakiet do ręcznych wyrzutni. - Cholera, za dużo tego… A nie wiem czy zawartość tego wózka uda nam się wnieść do kanałów… - Ivan był skonfundowany tym nadmiarem. Bo aż chciało się brać garściami. Ale miał rację co do limitu. Trzeba było wybrać co władować do koszyka na tej wyprzedaży. Zwłaszcza, że raczej nie mieli szans by wrócić tutaj ponownie. - Macie 10, góra 15 minut. Ja właściwie też nie bardzo mam powód tu być. I tak już długo tu jesteście. Musimy się zwinąć jak najszybciej. - na Cole ten arsenał chyba nie robił za bardzo wrażenia. Znów wyglądała na zdenerwowaną jakby chciała się stąd ulotnić jak najszybciej. W końcu czwórka intruzów była na terenie kombinatu już od ponad pół godziny.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
14-04-2020, 19:31 | #168 |
Reputacja: 1 | Magazyn broni
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
16-04-2020, 04:30 | #169 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 70 - 2037.V.08; pt; południe Czas: 2037.V.08; pt; południe; g. 13:01 Miejsce: Chesterfield, Sektor 18 Chesterfield; St.Charles; kanały Warunki: kanały, ciemno, sauna, wilgotno, cicho na gorąc i pogodnie Czwórka xcomowców rozbiegła się po dwóch magazynach wskazanych przez Cole. Jeden z amunicją a drugi z bronią. Do tego jeszcze wzięli się za widoczne półki i regały z wyposażeniem dodatkowym. W tym czasie dziewczyna o granatowych włosach niecierpliwiła się sprawdzając czas. W końcu wróciła do wejścia głównego aby tam poczekać na szabrowników. Law zajęty pakowaniem i przenoszeniem kolejnych fantów na wózek stracił ją z oczu. Minuty uciekały w zastraszającym tempie. Tyle można było zabrać! Ale wózek miał swoją pojemność a każda minuta zmniejszała margines bezpieczeństwa. W końcu ktoś mógł się połapać, że czwórka magazynierów ładuje ten wózek bez opamiętania. Ale przyspieszonym oddechom i zgrzanym skroniom towarzyszył tylko brzdęk ładowanej broni, skrzynek i pudeł, odgłos pośpiesznych kroków czy przyciszone głosy. Ale żadna syrena alarmowa. W końcu Law uznał, że to odpowiedni moment między pojemnością wózka a czasem. Zdawało się, że dopiero co weszli z Cole do magazynu, na wózek jeszcze można było trochę załadować militarnych skarbów a już minął kwadrans. Jak szybko! Skaner więc dał sygnał do odjazdu. Pozostała trójka jeszcze rzuciła ostatnie ładunki na bezładny stos wewnątrz wózka i w pośpiechu ruszyli do wyjścia. Tam zastali czekającą na nich naukowiec. - No nareszcie! Co tak długo! - była wyraźnie zdenerwowana. Byli już wewnątrz wrogiej bazy już prawie godzinę. Nie wiadomo było ile potrwa ta cisza. - Idźcie za mną. Jak kogoś spotkamy i by się czepiał to spróbuję go spławić albo zagadać. - mówiła szybko gdy już stała w drzwiach. Wyszła pierwsza poprzedzana przez Zorro. Ale czy na dobre, czy na złe na zewnątrz nadal panowała ta błotna plucha. Ale przy okazji i bezruch. Na zewnątrz nie czekali na nich strażnicy z wycelowaną bronią. Albo ktoś znacznie gorszy. Cole wyszła na zewnątrz. Law nie był pewny czy chociaż przez chwilę zdjęła kaptur z głowy od momentu gdy w biurze założyła płaszcz. - Długo wam jeszcze zajmie? - w słuchawkach usłyszeli pytanie Fausta który pewnie wciąż stał pod włazem. Akurat jakoś mijał ten kwadrans jak Law się do niego odezwał mówiąc o tym kwadransie. Ale już wracali! Jeszcze parę minut! Mechaniczny kot torował im szlak. Widzieli jego ciemny kształt kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów przed sobą. - Zorro mówi, że jest pusto. Pospieszcie się zanim ktoś się nami zainteresuje. - dziewczyna musiała być ostro zestresowana. Jakby pułapka miała się zatrzasnąć z każdym kolejnym krokiem. Ale jakoś się nie zatrzasnęła. Ciągnąć i popychając wózek pełen wojskowego szpeja z dawnych armii dotarli do magazynu z włazem. Nadal wewnątrz było ciemno. Wepchnęli wózek do środka chociaż był ciężki jak cholera nawet dla kilku osób. Zwłaszcza jak dopiero teraz zwrócili uwagę na te trzy schodki jakie dzieliło wejście od gruntu. Wcześniej po prostu po nich zeszli nie zawracając sobie nimi głowę. No ale już byli wewnątrz magazynu. Cole z ulgą zamknęła drzwi i chwilę przy nich gmerała zamykając je nie tylko na klamkę. Teraz musieli wepchnąć wózek wzdłuż prostego korytarza. Ten nadal był ciemny więc ktoś musiał oświetlać drogę latarką. Aż dotarli do magazynku z włazem. I tutaj trzeba było zostawić wózek. I znów stracili prawie kolejny kwadrans na tym by teraz rozładować wózek z wojskowego złomu. Faust i Strauss, wciąż zgromadzeni pod włazem, w swoich kanarkowych kombinezonach, odbierali podawane z góry egzemplarze broni. - O tak, to lubię! - zaśmiał się chrapliwie numer 2 wśród zbrojnych gdy dostał do swoich łap pierwszy egzemplarz zdobycznej, ciężkiej broni. Rzeczywiście wyglądali na dobraną parę i pasowali do siebie. Niestety wózka nie dało się przepchnąć przez właz więc musieli go zostawić w zagraconym magazynku. A tam czwórka xcomowców i Cole musieli jeszcze się przebrać w kanarkowe skafandry ochronne. Tylko Cole miała inny bo czerwony. Ale widocznie tak samo spełniał swoje zadanie. Gdy już skończyli kompletować kombinezony i ostatni z nich przechodził przez właz, tylko tym razem na dół okazało się, że w bazie od momentu gdy przełazili przez ten właz w przeciwnym kierunku minęło prawie 1,5 godziny. - Zbieramy się! Ruchy, ruchy! - Faust górował nad wszystkimi wzrostem. Część zdobycznego wyposażenia mogli wziąć na siebie a część na wózek jaki ze sobą przywieźli. I znów mogli zanurzyć się w te duszne, ciemne kanały. Chociaż było łatwiej. Bo oślepione wcześniej systemy bezpieczeństwa pozwalały na użycie latarek. Więc chociaż pchając i ciągnąc wózek tym razem pełen a nie pusty to poruszali się chyba jednak szybciej. Ale jeszcze nie byli bezpieczni. Wciąż byli pod kompleksem Boeinga. A w razie alarmu powierzchnią ci wszyscy strażnicy, drony i pojazdy na pewno będą poruszać się szybciej niż oni tutaj kanałami. Latarki dodawały otuchy ale skłębiona para, sprawiała, że światło szybko w niej grzęzło. Z odległości kroku widać było tylko skłębioną parę i może plecy kogoś przed sobą. Bardziej już pomagało oznajmić innym o swojej pozycji. Tak dotarli do drugiej kraty. Właściwie w drodze powrotnej to była to pierwsza licząc od włazu do rupieciarni. Czyli dowyjścia z kanału było jeszcze z jakieś 300 m w linii prostej. Z parę minut marszu. - Ruchy, ruchy, ludzie! - dopingujący głos Fausta było bardziej słychać w słuchawkach niż go widać. Chyba, że ktoś akurat szedł tuż za nim lub przed nim. - Cześć. Chciałam wam tylko dać znać, że właśnie przestało padać. Przejaśnia się. - niespodziewanie w słuchawkach usłyszeli głos Bl4ckRain która prawie nie odzywała się odkąd weszli do kanałów. - To źle? - zapytał Ivan zastanawiając się pewnie co to zmienia w ich sytuacji. - Nieważne! Ruchy, ruchy ludzie! Już niedaleko! - wielkolud po raz kolejny ponaglił niewielką grupkę zapakowaną w jaskrawe skafandry z niewygodnymi butlami tlenowymi na plecach. Zdążyli zrobić parę kroków gdy wydawało się, że ktoś się przewrócił. Co nie zdarzyło się po raz pierwszy od zejścia do kanałów bo nawet ze światłem w tej gęstej parze szło się prawie po omacku. Ludzie więc co chwila potykali się, popychali, wpadali na siebie no a czasem się przewracali w tym nerwowym chaosie i pośpiechu gnani presją alarmu za swoimi plecami i nad swoimi głowami. Ale tym razem temu odgłosowi towarzyszył męski krzyk pełen strachu. - Co jest?! Co tam się dzieje?! Kto tam się tak drze?! - w słuchawkach słyszeli na raz szybkie pytania Fausta i krzyki mężczyzny. Chyba Ivana. Pozostali próbowali się połapać które z bladych plam światła należy do niego bo grupka trochę się rozproszyła skoro i tak musieli iść gęsiego. - Rozrywa mnie! Rozrywa! - wśród krzyków dał się słyszeć rozpaczliwy głos Ivana który coś zbyt długo się szamotał jak na zwykły upadek. --- Mecha: Kto będzie miał pecha: Kostnica 4 > Ivan Przytomność Ivana: Kostnica 4 > suk
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
22-04-2020, 20:32 | #170 |
Reputacja: 1 | Kanały
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |