Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-08-2020, 00:09   #201
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 86 - 2037.V.12; wt; wieczór

Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Ruben, Lena, Ishaki, Cole i Vita




- Nie wiem czy to był dobry pomysł. Ona nie jest od nas. - Lena widząc plecy odchodzącej dziewczyny nachyliła się ku Rubenowi by podzielić się z nim swoją opinią.

- No nie. A widziałaś jej tyłeczek i cycuszki? - Ace bez trudu odparował te wątpliwości wiedząc w jaki ton uderzyć w rozmowie z szefową biolabu.

- Widziałam. - brunetka jeszcze raz spojrzała znad swojego drinka na dziewczynę jaka znikała już w tłumie. No rzeczywiście było na czym oko zawiesić. Jeśli ktoś lubił kobiece wdzięki. A wiadomo było, że Lena lubi. On też.

- I co? - Ruben nie dał się zbyć i dalej ciągnął koleżankę za język. Ta w końcu roześmiała się rozbrojona taką bezpośredniością.

- Ładne. - przyznała bo faktycznie dziewczyna była całkiem niczego sobie. No i gdyby chodziło o jakąś przypadkową pracownicę czy klientkę nocnego klubu to by pewnie nie miała żadnych wątpliwości. No ale nie była.

- No właśnie! Całkowicie się z tobą zgadzam! Wiedziałem, że mnie zrozumiesz. - kierowca i hardware’owiec entuzjastycznie pokiwał głową rad, że przyznała mu rację.

- No ale ona jest od Alvareza. - przypomniała mu dość ironicznym uśmieszkiem o tym nie do końca wygodnym fakcie. No niby mieli z Alvarezem zakopany topór wojenny no ale trudno było nazwać te relacje za przyjazne. A jeszcze nie wiedzieli czy sprawa Baileya jakoś nie stanie się ością niezgody między nimi. Na razie Vita nic takiego nie mówiła.

- A jakby była od nas? - Ruben uniósł chytrze brwi w szelmowskim uśmiechu. Wcale nie planował tu spotkać Vity czyli Vitorii, Latynoski z warsztatu jaki należał do Alvareza. Właściwie nikogo z nich nie spodziewał się spotkać. Chociaż to, że alvarezowcy buszują w jego głównym barze to nie powinno chyba dziwić. Ale tym razem spotkał ją samą i przy barze. Jakoś tak sama bajera poszła, że wrócił z nią do wspólnego stolika na drinka czy dwa.

- No ale nie jest. - Lena wzruszyła ramionami na znak, że nie bardzo widzi związek między jednym a drugim.

- No ale jakby była? Nie chciałabyś by pracowała obok ciebie? - Ruben nie wychodził z roli adwokata diabła i z szelmowskim uśmiechem dalej toczył ten wątek.

- A ona nie jest jakimś mechanikiem? No nie wiem po co nam mechanik w biolabie. Nie sądze by była skłonna pracować z mikroskopem. - Lena pokręciła głową spoglądając na miejsce gdzie Vita zniknęła jej z widoku.

- No to w dzień by mogła robić gdzieś z Frankiem czy Arnim. Ale po godzinach? A wiesz, że zgodziła się podejść do stolika jak powiedziałem, że jestem z seksownymi kociakami? - Ruben bawił się w najlepsze i z satysfakcją czekał na reakcję koleżanki.

- Naprawdę? Myślisz, że lubi dziewczyny? - tak jak przypuszczał brunetka okazała znaczne ożywienie i zainteresowanie. No może nie do końca tak było jak gadał z Latynoską przy barze no ale z pewnym przymrużeniem oka można było uznać, że tak.

- Jak wróci z kibla możesz ją sama zapytać. - zaśmiał się Law. Nie był jeszcze pewny co dokładnie robi i co to ma być ale uznał, że dobrze będzie sprawdzić reakcję szefa działu na taki na razie luźny pomysł. Z tym sztywniakiem Lawem pewnie nie pójdzie tak łatwo. Nawet nie wiedział jakby z samą Vitorią poszło. Ale nawet jakby nic nie wyszło to przecież mogli po prostu miło spędzić wieczór nie? I umówić się na kolejny. - Zresztą na razie może po prostu mogła dla nas pracować na miejscu. Mielibyśmy tutaj kogoś swojego. - na wypadek gdyby próbwa werbunku Vity była skokiem na zbyt głęboką wodę to miał w zanadrzu mniejszą płyciznę. Wtyka też by była niezła. A kogo by nie zwerbowali to i tak musiałby mieć jakiś okres próbny.

- O wracają. - Lenę z zamyślenia nad pomysłem bliższego poznania się z uroczą panią mechanik z lokalnego warsztatu wyrwała powracająca z parkietu para. Pomysł właściwie jakoś spontanicznie wyewoluował. Najpierw knuła z Ishaki jak się lepiej poznać z Cole zanim ta opuści bazę no a teraz jak już z nimi zostawała to było jeszcze lepiej. Potem Ruben przyszedł by zapytać czy z nim nie pojedzie do “The Hood” a może i do nielegalnego sklepu Chena. Sam jeszcze nie był pewny gdzie ich drogi poniosą. No a u Chena ostatnio był właśnie z Leną to tak mu przyszła do głowy w pierwszej kolejności. No a Lena z kolei była z Ishaką i obie wpadły na pomysł, że skoro “The Hood” to świetna okazja by zabrać Cole. Przecież się zgodziła do nich dołączyć ale Law postawił warunek by przy wyjściach na zewnątrz towarzyszył jej ktoś z xcomowców. W takiej sytuacji Ruben nie wahał się ani chwili. Myślał, że pojedzie tylko z jedną z uroczych koleżanek a tu się trzy same wręcz pchały by z nim pojechać do klubu. No a już wewnątrz prawie z miejsca trafiła się ta czwarta. Więc przez chwilę czuł się królem życia jak tak z kazdej strony obsiadały go te wszystkie ślicznotki. Szkoda, że nie przyjechali tu na balety.

- Ojej tu jest super! Jak na filmach! - Cole wróciła do stolika zdyszana, rozgrzana i zachwycona. Tyle lat na to czekała! Tyle razy widziała to na filmach czy z jakichś relacji na żywo z klubów na całym świecie. Tyle razy skakała, tańczyła i śpiewała razem z innymi. Ale sama. Zamknięta w swojej złotej klatce. A teraz wreszcie mogła się wyszumieć osobiście! I to już na drugi dzień jak gadała z Lawem.

- No widzisz? Mówiłem ci. A masz 20 dolców? - jedyny mężczyzna w tej pstrokatej gromadce kobiet skinął głową jakby to była tylko formalność z tym, że to co mówi się sprawdza. Właściwie to był raczej środek tygodnia i w porównaniu do ruchu w weekendy to było dość pusto. Ale widocznie Cole to wystarczało i była tak samo szczęśliwa jak zdyszana. On jednak postanowił sprawić jej małego psikusa.

- Tak, mam. A czemu pytasz? - ku zaskoczeniu całej trójki oryginalnych xcomowców ciemnowłosa cybernetyk potwierdziła, że ma prawdziwe, przedwojenne dolary.

- Naprawdę?! A pożyczysz? - Murzyn się zdziwił ale skoro trafiła się okazja to nie zamierzał nie skorzystać.

- Weź. A po co ci? Przecież nic się już za nie nie kupi. - Cole była w tak dobrym humorze, że bez wahania sięgnęła do torebki, wyjęła z niej portfel a z niego plik kilku, przedwojennych banknotów.

- Muszę kupić gumową lalę. Dla kolegi! - Ruben wyjaśnił ze stoickim spokojem przyjmując i sprawnie przeliczając te kilka banknotów. Dziewczyny, zwłaszcza Cole, zmrużyły oczy nie bardzo wiedząc jak to traktować.

- Gumową lalę? Taką pompowaną? Z sex shopu? - Cole pytała niepewnie czy dobrze to rozumie. Znów popatrzyła na nowego kolegę i koleżanki. Ale je akurat większość tego co rano Ruben bajeorwał przy śniadaniu albo wczoraj na linii z High Ridge ominęła więc też nie bardzo były w temacie gumowej lali.

- A dla kogo to? - Ishaki zapytała też patrząc dość wątpiąco na “Ace’a” który w końcu w całej bazie dał się poznać jako żartowniś i kawalarz. Więc znów mógł wyciąć komuś jakiś dowcip. Na przykład im teraz.

- Dla George. No i wiecie jak to z gumowymi lalami, już zostawię koledze te pompowanie. - kierowca oznajmił im dobrodusznie chowając prawie cudem i przypadkiem zdobyte banknoty do kieszeni. Nie miał pojęci skąd Cole je miała ale na pewno im się przydadzą na mieście. I spojrzał z zadowoleniem na zbliżającą się, kobiecą sylwetkę.

- Chyba mnie nie obgadywaliście? - zapytała Vita wracając na swoje miejsce. A widząc różnorodne miny na twarzach zapytała pół żartem pół serio. Dla niej Cole mogła być ich kolejną koleżanką a najbardziej kojarzyła Rubena bo i raz był “gościem” alvarezowców no i był w klubie chyba najczęściej z nich wszystkich.

- Nie… Ruben kupuje gumową lalę dla Goerge’a… A który to George? - Cole odpowiedziała jej nieco skonfundowana. Ale musiała się nowych kolegów i koleżanek zapytać o kogo chodzi bo na razie zbyt krótko z nimi była by na wyrywki kojarzyć każdą twarz i imię.

- Gumową lalę? - Vita popatrzyła nie mniej zdziwiona niż przed chwilą zdziwiona była reszta dziewczyn. Po czym zakończyła swój przegląd na Rubenie. - A tak w ogóle to widziałam przyszedł ten kolo co ci mówiłam. Tam siedzi, przy tamtych filarach. Taka neonowa kurtka. - niejako przypomniało jej się o czym rozmawiała z Rubenem gdy dziewczyny poszły na parkiet. Ten z miejsca się ożywił. Mimo, że czas leciał słodko i przyjemnie to jednak niestety nie przyszli tu na balety. Przynajmniej on nie.

- Dzięki! Jesteś wspaniała! - uśmiechnął się do niej promiennym uśmiechem Eda Murphy’ego i wstając pocałował ją w policzek a potem przeszedł dalej. Miał tu w końcu parę rzeczy do sprawdzenia.



Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Path; lab Baileia
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho, cicho



George, Yoshiaki i Bailei



Skoro Law pojechał do centrum za tymi łuskami a Ruben do “The Hooda” to na George’a i Yoshiaki spadło pogadanie z Bailey’em o zdobytych profilach. Próbowali się z nim skontaktować od południa no ale gdzieś pojechał a z tych techników co zostali ci nie bardzo się czuli władni gadać bez szefa. W końcu ich szef wrócił pod wieczór i odezwał się, że już jest i chętnie z nimi pogada. W końcu więc oboje skanerów wybrali się do niepozornej kamienicy, jednej z wielu w tej dzielnicy. No ale ta była dość wyjątkowa a tą wyjątkowość kryła na ostatnim piętrze.

George mógł się czuć wobec koleżanki jak przewodnik bo w końcu był tutaj ledwo parę dni temu w ostatnią niedzielę na tej interwencji to sobie przy okazji całkiem dokładnie zwiedził tą kamienicę. Zwłaszcza ostatnie piętro. Ale dzięki temu wydawało się, że jest tutaj dość swojsko. A jeszcze bardziej swojsko było jak nowo wstawione drzwi uchyliły się i za nimi się ukazała znajoma twarz.

- Cześć. Właźcie. - Junior uśmiechnął się do nich przyjaźnie. Widocznie na niego spadła warta przy drzwiach. Dunkierka miała swoje stanowisko gdzieś na dachy więc jej w środku nie było widać. No i był jeszcze sam Bailey który od ostatniej niedzieli zrobił się całkiem sympatyczny.

- Tak, to chodźcie do mojego biura. I mówcie o co chodzi z tymi profilami bo przez holo nie bardzo zrozumiałem o co chodzi. - dał znać by poszli za nim i tak przeszli przez to ciche i nieruchome laboratorium do wyrobu prochów wszelakich. Nieme ale wymowne świadectwo zastoju w interesie. Biuro wyglądało dość skromnie. Jakby ktoś ustawił biurko i parę krzeseł w dawnym magazynku czy schowku. I tak pewnie było.

Tam usiedli we trójkę no i duet xcomowców mógł zaprezentować profile podejrzanych jakie udało się zdobyć parę godzin temu. Bailey wysłuchał o co chodzi z tymi profilami, pokiwał głową i zaczął oglądać te policyjne akta. - Nawet nie chcę wiedzieć skąd to macie. - mruknął cicho uśmiechając się nieco ironicznie ale chyba był pod wrażeniem wyciągnięcia policyjnych akt z archiwum policji.

- Zaraz, zaraz… - mruknął nagle zatrzymując się przy jakimś z profilów. Ale George i Yoshiaki nie bardzo widzieli nad którym. Wyczuli jednak, że rozmówcy gul skoczył wyraźnie. Zbystrzał i wpatrywał się w te zdjęcia szbko przelatując przez nie oczami.

- To ta dziwka! - krzyknął rozjuszonym głosem goraczkowo stukając w twarz kobiety na profilu. Odwrócił go teraz w stronę swoich gości by mogli zobaczyć, że chodzi mu o Gretę Gjesdal. - No tak! Teraz wszystko jasne! - wypalił gotując się ze złości. Potem zaczął mówić, prawie krzyczeć jak z karabinu dość chaotycznie ale jednak po kawałku pomagając ułożyć te fragmenty na swoje miejsce.

- To ja zadzwonię do Lawa. - rzuciła szybko i cicho Yoshiaki dając znać koledze i gospodarzowi, że na chwilę musi wyjść. Wyglądało na to, że znaleźli jakiś trop.




Czas: 2037.V.12; wt; wieczór; g. 21:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek IV Univercity; Midtown; wnętrze furgonetki
Warunki: wnętrze pojazdu, ciepło, cicho na zewnątrz światła wielkiego miasta


Law i Matylda



- Właściwie jakby zmrużyć oczy to można by uznać, że jest romantycznie. - kierowca spojrzała na swojego pasażera. Tego co się stało ani nie planowali ani się nie spodziewali. Taka niespodzianka. Kto by pomyślał? - No sam zobacz. Światła wielkiego miasta, demoniczny splendor neonów, autostrady danych, nocne życie w pełni, po prostu przygoda. No dobra, może bardziej przygoda niż romantyzm. - Matylda pozwoliła sobie na dość swobodny ton. Z pewnym przymrużeniem oka można było się z nią zgodzić. Właściwie to miała rację. Mijali ulice pełne ludzi, sklepów, butików, nocnych klubów, restauracji. Wszystko ładne, błyszczące, kolorowe, nowoczesne. Nowe miasto zdawało się całkowicie już przykryć te stare, brzydkie, zniszczone i ponure budynki jakich jeszcze pełno było w dalszych sektorach miejskiego molocha. Kto wie? Może tak wkrótce będzie wyglądało całe miasto? Albo i cały świat? Pewnie tak. Jeśli nikt nic nie zrobi ze Starszymi i ich zwolennikami.

Tylko nie bardzo można było się cieszyć tymi atrakcjami nowoczesnego miasta jak ktoś miał coś za uszami. Na przykład należał do najbardziej poszukiwanej organizacji terrorystycznej na tym globie. Gdyby tylko policja czy ADVENT wiedzieli kto sobie siedzi w tej niepozornej furgonetce… A może wiedzieli?! Za nimi rozległ się błysk świateł i radiowóz nakazał im się zatrzymać. Matylda spojrzała nerwowo na Lawa ale posłusznie zjechała do krawężnika. Jeśli legendy zadziałąją jak trzeba a oni nie dadzą się złapać to jeśli chodziło o rutynową kontrolę to powinno być dobrze. Jeśli…

Czekając na to aż obaj policjanci do nich podejdą i powiedzą o co chodzi mieli okazję wspomnieć to co się działo od południa. Law zdecydował sprawdzić te sklepy z bronią a jak reszta jego zespołu miała już inne zadania no to spadło to na niego. I jakoś tak trafił na Matyldę która była w garażu i też miała coś do załatwienia na mieście. Poza tym w topografii okolicy pewnie była wraz ze swoimi ludźmi najlepiej zorientowana w ich bazie. Wydawała się więc odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu.

Więc zaopatrzeni w legitymacje nowych legend pojechali do tych sklepów. Frank im sprokurował zgrabny pakiet danych by nie musieli pokazywać rzucających się w oczy wystrzelonych łusek. I tak sobie jeździli po centrum od sklepu do sklepu sprawdzając czy nie posiadają w swoich zasobach odpowiedniej partii .45-ek.

Sprzedawcy sprawdzali te partie mniej lub bardziej chętnie. I ferowali bardzo zbliżone odpowiedzi. Nie, nie mieli takiej partii nabojów. I to musiała być jakaś stara partia. Pewnie jeszcze z wojny. Jakby klienci mieli pudełko to by mogli powiedzieć więcej, może nawet zakład i rok produkcji. No ale klienci nie mieli nic więcej poza tym co z nich wyciągnął zespół Franka. Więc niejako potwierdzali ekspertyzę Polaka z X-COM.

W końcu niejako na deser pojechali do tego Bogdanowa. Było to jedno z niewielu nazwisk jakie rano wyciągnął Law z policyjnej kartoteki jakie mogli sprawdzić prawie od ręki. W bazie danych było jego nazwisko i danych więc nie mieli żadnych trudności by go namierzyć. Mieszkał w nowoczesnym bloku jaki był odpowiednikiem dawnych kamienic. Dostali się do odpowiedniej klatki i piętra. Przy okazji Japończyk z satysfakcją zauważył, że wszystkie zabezpieczania od bramy ogrodzenia, przez domofon i windę były elektroniczne więc “w razie czego” mógłby się do nich dość łatwo włamać. Dopiero gdy gospodarz otwarł im drzwi mieszkania zobaczyli tam klasyczną zasówkę na łańcuch. Ale ta była zdjęta.

- Tak? - gospodarz, Jurij Bogdanow wyglądał lepiej niż na fotce z akt policyjnych. Włosów na głowie trochę mu ubyło, kilogramów przybyło i sprawiał wrażenie przeciętniaka w średnim wieku. Dalej to jednak był ten sam facet. No i oni wiedzieli z kim mają do czynienia a on ich widział po raz pierwszy. Ale po paru standardowych zdaniach w drzwiach gospodarz nagle odwrócił się do tyłu i zdecydował się ich mimo wszystko wpuścić. - No dobra to wejdźcie. - powiedział z ociąganiem. Oboje weszli a on zamknął za nimi drzwi. - Tam, prosto, do salonu. - rzucił za ich plecami. Mieszkanie wyglądało jak mieszanka nowoczesności i rupieciarni. Nowoczesna plazma na ścianie i system audio kontrastował ze starymi tosterami i drukarkami. Ale największa niespodzianka czekała na nich w salonie.

- No, no… Cześć sąsiedzi… - druga strona też zdawała się zaskoczona spotkaniem tak samo jak dwójka xcomowców. Rando był nawet trochę podobny do Rubena. Też czarnoskóry, nieźle umięśniony i z bezczelnym cwaniactwem wypisanym na twarzy. No i pracował dla Alvareza. Teraz stał na środku salonu z rękami założonymi na piersiach. Obok niego stał ten jego gruby kumpel o aparycji czarnoskórego rapera.

- To wy się znacie? - Bogdanow wydawał się nie mniej zaskoczony. Patrzył to na jednych to na drugich nie bardzo wiedzieć co począć i powiedzieć.

- A Rubena nie ma? Szkoda. - jakoś tak się układało, że we wzajemnych kontaktach obu nielegalnych organizacji najczęściej Rando reprezentował jedną a Ruben drugą. To się obaj zdążyli najlepiej poznać. - No nic. My już będziemy lecieć. - facet który miał być mechanikiem samochodowym na południowych krańcach miasta wzruszył ramionami, uśmiechnął się i poklepał gospodarza po plecach. Dał znać grubemu koledze i ten też ruszył do wyjścia. Ale gdy ten cwaniak przechodził obok Lawa nachylił się nad nim by coś szepnąć w przelocie. A potem wyszedł za kolegą zamykając za sobą drzwi i oboje xcomowców zostało samych z Bogdanowem.

- A tak na wszelki wypadek to co ci ten cwaniaczek szeptał tak romantycznie na uszko? Chyba nie myślisz, że nas im sprzedali? - zapytała nieco spiętym głosem Matylda czekając aż tu i teraz gliniarze do nich podejdą. Widocznie wtedy u Jurija nie usłyszała albo nie usłyszała wyraźnie co Rando mu wtedy powiedział. “El Jeffe jest bardzo zawiedziony waszą odmową współpracy. Przykre, że sąsiedzi sobie nie pomagają.”. Jakoś tak. Niby nic. No ale co zrobi mafioz jak naprawdę dojdzie do wniosku, że sąsiedzi mu nie pomagają i jest zawiedziony? To było ostrzeżenie? Złośliwość? Pogróżka? Trudno było powiedzieć. Na razie musieli martwić się gliniarzami jacy stali już po obu stronach wozu.

---


Okazało się, że tym razem chodziło o rutynową kontrolę. Z tego wszystkiego Matylda jechała bez zapalonych świateł. Wiec panowie policjanci zatrzymali ją by sprawdzić powód tego niedopatrzenia. Przy okazji zeskanowali i ich i samochód ale nie mieli przy sobie broni, nielegalnej kontrabandy a ich facjaty nie figurowały na liście poszukiwanych. Więc gdy Matylda przeprosiła za gapiostwo, zapłaciła upomnienie to panowie życzyli dobrej nocy i pozwolili im jechać dalej a sami wrócili do swojego radiowozu.

- O rany, myślałam, że już po nas. Za stara się robię do tej roboty. - powiedziała ciemnowłosa gdy wreszcie mogli odetchnąć z ulgą. Powoli wracali na coraz bardziej znajome rejony gdy Law odebrał wiadomość od Rubena.

Cytat:
“Już nie szukaj, mam te 20 dolców na gumową lalę dla George’a. Aha i mam namiar na ammo i prochy i chcę dołączyć Vitę Lena się zgadza”
Wiadomość była na tyle chaotyczna, że Japończyk musiał chwilę zastanowić się co ona oznacza. Z gumową lalą to pewnie to co rano i wcześniej Ruben cały czas nawijał a z prochami i ammo to pewnie coś znalazł w klubie. Ale to o Vicie to nie miał pojęcia o co mu chodziło. Więc pewnie znów musiałby do niego zadzwonić czy poczekać aż się spotkają by wyjaśnić o co chodzi. No ale zaraz potem odebrał zgłoszenie od Yoshiaki.

- Law? Jesteśmy z Georgem u Baileia. - zaczęła mówić skanerka. Całkiem szybko jakby stało się coś ważnego albo pilnego. - Słuchaj on rozpoznał tą Gerdę co znalazłeś w kartotece. Mówi, że ona jest z tej innej bandy. Tej co wcześniej ich zaopatrywali w półprodukty zanim zaczęli robić interesy z Zamaskowanymi. No i to pewnie oni zniknęli furgonetkę i resztę. - wyjaśniła szybko i z tego co Law widział chyba była na jakimś korytarzu. Całkiem możliwe, że u Bailey’a. Gdzieś niedaleko rozpoznał rozzłoszczony głos szefa laboratorium jak coś krzyczał o cholernych dziwkach i sukinsynach co dodatkowo pomogło zidentyfikować miejsce skąd mówiła.

- Co go użarło? - w kadr wszedł Junior którego widocznie zwabiły te krzyki Baileia. Patrzył podejrzliwie na przymknięte drzwi do biura szefa tego lokalu.

- Chyba wiemy kto skroił mu wóz, towar i ludzi. Law to co teraz robimy? - Yoshiaki odpowiedziała jednocześnie zbrojnemu i wróciła do rozmowy z szefem. No i nie chciała zbyt długo zostawiać samego George’a z rozzłoszczonym gospodarzem.

---


Mecha 86

Law i Matylda; trasa do centrum: Kostnica 9 > było blisko!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-08-2020, 23:57   #202
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Law i Matylda

Propozycja kobiety, by zabrała się z nim na miasto posprawdzać handlarzy broni, była zaskoczeniem; choć dość miło przyjętym. Lawowi wyleciało z głowy, że dwudziestopięcioletnia kanadyjka będzie idealną pomocą w tego typu zadaniu. Była obyta w kontaktach z wszelakimi sprzedawcami – no i przede wszystkim to była ona, Matylda. Ostatnio kierownik skanu miał tyle na głowie, że prawie w ogóle jej nie widywał. Wspólny wypad był przyjemną odmianą. Szybko też odkrył, że im dłużej z nią przebywał, tym swobodniej się czuł w jej towarzystwie. Gdzieś uleciała początkowa nieśmiałość, ustępując miejsca żartom i luźnej dyskusji – nie tylko o pracy.

Mimo to wciąż nie podejmował żadnych kroków poza podbudowywaniem przyjaźni, chociaż Ruben z tym swoim rubasznym usposobieniem nie raz próbował go podjudzić. Law dziękował bogu, że póki co „Ace” trzymał swój nos z dala od tej sprawy i nie próbował żadnych głupstw, by ich spinkąć. Być może z szacunku do przełożonego, a może wierzył w hakera, że on sam w końcu wyjdzie z inicjatywą.


Niespodziewane spotkanie u Bogdanowa na jakiś czas sprowadziło kierownika skanu na ziemię. Wziął bardzo na poważnie pogróżki ludzi Alvareza. XCOMu nie było stać na konflikt z mafiozem, jakkolwiek niewygodny było dla nich usługiwanie mu. Wystarczyło, że tylko raz odmówili pomocy, a już stracili w jego oczach. Co się stanie, jeśli Alvarez przyjrzy się sprawie Bailego i całego tego zamieszania z prochami?

Niestety, wszystkie podejmowane przez Lawa decyzje niosły za sobą konsekwencje. Jedne mniejsze drugie większe, ale zawsze jakieś. Jakże mu brakowało czasów studiów, kiedy i jemu i Georgowi za złe decyzje groziło co najwyżej powtórzenie semestru.

Niemniej, ostatnie miesiące w XCOM utwardziły skórę Japończyka, który przełknął skrywaną w słowach Rando groźbę bez większego stresu. Alvarez nie mógł tak po prostu wypowiedzieć im wojny. Mieli kupę broni no i MEC’a. Taki konflikt skończyłby się krwawo dla obu ze stron. Niemniej pan podziemi mógł utrudniać XCOM’owcom życie w tuzin innych sposobów, czego woleli uniknąć.

Będzie trzeba w najbliższym czasie skontaktować się z wątpliwym sojusznikiem i spróbować załagodzić sytuację, wynagradzając mu ostatnią odmowę współpracy w ten czy inny sposób.


Kolejna kontrola policyjna w ostatnim czasie, która cudem nie skończyła się tragicznie. Tym razem funkcjonariusze mieli okazję capnąć samego Lawa, co niosło za sobą dużo konsekwencji. Mimo to Japończyk nie martwił się o siebie tak jak o Matyldę. Przez moment przemknęło mu przez myśl, że gdyby przyszło co do czego, to próbowałby ją bronić własnymi rękami. Rosnąca w nim ostatnio impulsywność zaczęła go przerażać. Zrzucał to na stres oraz zadawanie się z Grahamem. Jak inaczej miał wytłumaczyć zachodzącą w nim przemianę i dojrzewającego buntownika, który wyciągał broń w tłumie i przemawiał, próbując zaskarbić sobie popleczników?

- Jak tak dalej pójdzie, nie zdążymy się zestarzeć w tej robocie - haker odparł żartobliwie na uwagę Matyldy, pozwalając, by stres go opuścił.

Wtem zasypała go fala wiadomości ze strony Rubena i Yoshiaki.

- Wracajcie do domu. Dam znać pozostałym. Widzimy się na miejscu - odpowiedział dziewczynie z jego wydziału.

- Rozumiem, że to koniec naszej romantycznej przygody? - rzuciła równie rozbawiona (z zastanawiająco rozczarowaną nutką w głosie) Matylda patrząc na Lawa, kiedy ten się rozłączył.

- Wracamy do pracy - skinął głową, odbiegając już myślami w przyszłość.


Biuro Wywiadu

Zebranie zostało zorganizowane tak spontanicznie, że właściwie wzięli w nim udział wszyscy XCOM’owcy, którzy jeszcze przed parenastoma minutami byli na mieście (nie licząc obstawy kamienicy).

... podsumujmy - odezwał się Law, który poprosił Yoshiaki i Rubena, by jeszcze raz przedstawili mu, czego się dowiedzieli. - Po pierwsze wiemy, że krew znaleziony w tamtym markecie należy jednak do Grety Gjesdal, tej od Czerwonych Dłoni, którzy zaopatrywali naszego nowego przyjaciela przed Zamaskowanymi. Zakładamy, że przejęła transport półproduktów do laboratorium. Dlaczego? Bailey w czymś jej podpadł czy zwyczajna rywalizacja między Zamaskowanymi? - rzucił pytanie, ale nikt nie mógł mu dać stuprocentowej odpowiedzi.

- Co by nie było, teraz wiemy kogo szukać - wtrącił George, który od dłuższego czasu unikał spojrzenia Rubena. Czarnoskóry technik wpatrywał się w niego z paskudnym uśmieszkiem na ustach odkąd tylko wrócił do bazy. Bitterstone domyślał się, że jego kolega coś kombinuje, ale wolał to na razie ignorować niż dawać mu satysfakcję.

- Mamy też namiar na handlarza broni i leków, które nas interesują. Greta cierpi na anemię i do tej pory musiała się gdzieś zaopatrywać. Spróbujemy podążyć tym śladem. Ktoś na mieście musiał ją widzieć ostatnimi czasy, chociaż po udanym skoku może spróbować zapaść się pod ziemię... - zakończył Law, z namysłem stukając palcem o ramię drugiej ręki.

- A może chciała upiec dwie pieczenie na jednym rożnie? - odezwała się po chwili Matylda. Wszystkie spojrzenia powędrowały w jej stronę. - Może chciała utrzeć nosa Zamaskowanym, zwiększając przy tym wpływy Czerwonych Dłoni a dodatkowo zdobyć półprodukty, z których sama wyprodukuje sobie leki na anemię? To jest, jeśli ma dostęp do jakiegoś labu i laborantów - zasugerowała, uśmiechając się przy tym perliście, jakby właśnie udało się jej rozgryźć jakąś zagadkę.

- Cóż, nie możemy tego wykluczyć... - dodała Lena. - Sprawdzając listę produktów, które stracił ten cały Bailey, mogę oszacować, czy coś z tego faktycznie by się jej przydało w tym celu.

- Trzeba też wycisnąć więcej szczegółów od niego - wszedł w słowo George. - Gdzie się z nią przedtem spotykał i kto jej towarzyszył. Może wie coś więcej, co pomoże nam ją namierzyć.


Law pokiwał z uznaniem głową, przysłuchując się jak jego zespół właściwie sam rozwiązuje tę sprawę. Ich zapał podnosił go na duchu.

- Doskonale, mamy nowe poszlaki. Bierzmy się do roboty.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 17-08-2020, 21:39   #203
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 87 - 2037.V.13; śr; ranek

Czas: 2037.V.13; śr; ranek; g. 08:15
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Zebranie



Znów się zebrali w komplecie. Znów w sali odpraw. I znów by podsumować to co kto się dowiedział od wczorajszego wieczornego spotkania i zastanowić się co z tym zrobić. Jak zwykle najbardziej chałaśliwy i bezpośredni był Ruben.

- No więc jak wczorak byłem w “The Hood” z czterema kociakami… - nie omieszkał o tym wspomnieć o okolicznościach w jakich był w tym nocnym klubie. I jak o tym opowiadał i zerkał porozumiewawczo na swoich kolegów i koleżanki to wyglądało jakby zorganizował sobie wczoraj jak nie swój prywatny harem to co najmniej grupkę adoratorek. A on oczywiście był głównym rozgrywającym w tej grze.

- Ale nie przejmuj się George! Nie zapomnieliśmy o tobie stary druhu! Też powinienieś się rozerwać bo zrobi się z ciebie taki sztywniak jak z Lawa. - zaśmiał się rubasznie wskazując kciukiem na szefa skanerów. I swojego bezpośredniego zwierzchnika. George za to posłał mu podejrzliwe spojrzenie nie bardzo wiedząc jak ma odbierać te słowa kolegi. Jak groźbę, przytyk czy obietnicę. Bo ten szczerzył się bezczelnie jak zwykle i może znów kombinował jakąś psotę.

- Chyba pojechałeś tam po coś konkretnego nie? - George wolał zmienić temat na bardziej bezpieczny, znany i służbowy. Taki w którym bardziej równali się obowiązkami i swobodą działania.

- Sztywniak no za dużo z Lawem przebywasz… - Ruben pokręcił głową całkiem udanie udając smutek i rozczarowanie. W końcu Yoshiaki też straciła do niego cierpliwość.

- Mów w końcu co się dowiedziałeś. - Chinka ponagliła kolegę by wreszcie wyciągnąć z niego te zeznania. Wczoraj wrócił dość późno i dyplomatycznie można było powiedzieć, że komunikacja z nim była mocno utrudniona.

- Ty też za dużo przebywasz z Lawem. - Ruben obdarzył ją podobnym spojrzeniem i uwagą jak przed chwilą kolegę. No ale już nie przeciągał struny i streścił czego się wczoraj dowiedział w klubie.

A mianowicie tak, dzięki Vicie i swoim świetnym jej bajerowaniu, ta dała mu namiar na typka co handlował prochami. Nawet w rozmowie wyszło, że Baileia kojarzy chociaż Ruben odniósł wrażenie, że chyba nie współpracują ze sobą zbyt regularnie. Albo Johan takie chciał odnieść wrażenie. Tak czy siak trochę jego też pobajerował, popłakał, pożalił się no i nawet zrewanżował się paroma ciekawymi plotkami o okolicy więc Johan w końcu przyznał, że ma różne prochy w tym także te na anemię. I nie bardzo chciał powiedzieć czy Greta albo ktoś inny się u niego zaopatruje. Ale świadomie czy nie jak Ruben mu pokazał jej fotkę to ją rozpoznał. W końcu przyznał, że czasem do niego przyjeżdża, zwykle jak jej się pewnie prochy kończą. Tak jakoś raz na miesiąc, raz na pół miesiąca albo rzadziej. No więc mieli dość konkretny dowód, że Norweżka kręci się gdzieś w okolicy.

No a i rozmowa z Bileiem okazała się bardzo owocna. Szef laboratorium prochów okazał się wczoraj wieczorem bardzo rozmowny i chętny do współpracy by zemścić się na Czerwonych Dłoniach za taki szwindel. Bez żadnych oporów podał adres w jakim wcześniej wymieniali się z Czerwonymi. Z opisu brzmiało to jak jakiś z pustostanów przy rzece na południowych peryferiach dawnego St. Louis. Potem nawet Law znalazł tą lokację na Google Map. Nie wyglądała zbyt zachęcająco. Jak kolejny, zaśmiecony i zdezelowany pustostan. Jeden z wielu w okolicy. Można było przejść czy przejechać obok nie zwracając na niego uwagi. I pewnie o to właśnie chodziło przy nielegalnych wymianach.

Niestety Bailey nie wiedział gdzie Dłonie mają swoją kryjówkę. Podejrzewał, że gdzieś w okolicach dawnej osady Imperial. Tak słyszał. Osada też wydawała się plamą szarości, obok szarego kleksa infrastruktury wielkiego miejskiego molocha. Wydawało się, że w porównaniu do dawnego St. Louis te Imperial to parę ulic na krzyż. Ot jedna z dzielnic - sypialni dla dawnych mieszkańców miasta. No ale jednak do “ręcznego” przeszukania to jednak trochę było. Samochodem to z terenu dawnego browaru byłoby może kwadrans albo dwa drogi do tego Imperial.

Z tego co mówił i Bailey i ten diler prochów i drugi od broni to wyglądało na to, że te Czerwone Dłonie to taka banda. Trochę jak gang. Czasem wynajmowali się do jakiejś roboty dla kogoś, czasem robili jakiś skok na coś czy kogoś, a czasem uczestniczyli w pośrednictwie. Tak jak do niedawno zapewniali dostawy dla Bailey’a. Właściwie nie wiedział skąd biorą te półprodukty i za bardzo go to nie interesowało. Podejrzewał właśnie, ze raczej sami ich nie wytwarzają a jedynie pośredniczą. Ale skąd mieli ten towar to nie wiedział. Poza tym namiarem na dawną sypialnię miejskiego molocha w Imperial to jedynym punktem gdzie można było oczekiwać Czerwonych to był “The Hood”. No ale właśnie jak podejrzewał Law nie było pewne czy teraz będą się tam pokazywać.

Sama banda liczyła… No tak dokładnie to Bailey nie był pewny. Na wymianę zwykle przyjeżdżała obsada furgonetki czyli dwie czy trzy osoby. No ale różni to podejrzewał, że w ogóle to może być ich z pół tuzina. Z tymi co miał jakiś kontakt podczas wymian czy robienia interesów. No ta Gerda rzucała się w oczy bo i była jedną z niewielu kobiet po obu stronach jak i często przyjeżdżała. Ale ona nie była szefem bandy, szefem był Hook. Nazwany tak bo miał cyberramię ze szczypcami zamiast ręki. Co trochę przypominało hak dawnych piratów to i pewnie stąd ksywa. Ale ta Gerda chyba była jego porucznikiem czy kimś takim. Bo zwykle ja była to z nią się gadało. A do tej pory współpraca układała się z Czerwonymi w porządku. Dostarczali towar zwykle na czas i bez komlikacji a sami odbierali gotowce. Troche taka jakby prowizja. Dostarczali półprodukty no a lab Bailey’a oddawał im część gotowych produktów. No ale z miesiąc temu jakoś dogadali się z Zamaskowanymi co oferowali to samo ale za niższą cenę. Więc Bailey postanowił się przerzucić na nich, zwłaszcza jak uruchomienie tego laba mocno ich kosztowało to ciął koszty gdzie tylko mógł. No ale takiego numeru od Hooka to się nie spodziewał! Dlatego teraz pałał żądzą zemsty i nie ukrywał, że nie miał nic przeciwko by xcomwocy “zrobili z nimi porządek”.

- No to jak powinęli furgonetkę Baileya no to pewnie zabrali ją do siebie. I jeśli nie zwinęli manatków to nadal mogą tam być. A jeśli nie opchnęli dalej tych prochów no to może nadal tam są. - Ruben rozważał na głos to co już zdołali sobie powiedzieć o tych nowych faktach w sprawie zaginionej furgonetki chemików. Mimo wszystko ani szef tych chemików ani żaden z handlarzy nie mieli pojęcia jaki jest aktualny status Czerwonych Dłoni i porwanej furgonetki. Czasu nie mieli zbyt wiele. Jak Bailey miał wznowić produkcję to powinien ją zacząć dziś, najpóźniej jutro no jak częściowo by mieli dać tylko partię tego co robi się najprędzej to w piątek.

- No ale jak ich znaleźć? I co z nimi zrobimy jak ich znajdziemy? - Yoshiaki zapytała na głos wodząc po zebranych twarzach. Jakby chcieli się wywiązać z obietnicy danej lokalnym mieszkańcom w zeszłą niedzielę no to nie mieli zbyt wiele czasu do działania. A namiar był tak sobie dokładny. Chociaż na tyle dokładny by coś zacząć tam szukać. Pytanie kto by miał się za to zabrać i co zrobić jak już by znaleźli kryjówkę bandy Hooka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-08-2020, 21:34   #204
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Kończy nam się czas - skomentował Law, zerkając na swoje holo, którego ekran wyświetlał mapę wokół Imperiala. - Musimy działać szybko, ale musimy działać rozsądnie. Mamy tylko jedną szansę na złapanie Czerwonych Dłoni. Jak na bandę tego typu podejrzewam, że gdy tylko wywęszą kogoś, kto podąża ich tropem, zapadną się pod ziemię, a wtedy już więcej ich nie odnajdziemy.

Japończyk nie musiał tego mówić, wszyscy skanerzy byli świadomi sytuacji. Oprócz nich nikogo nie było w biurze tym razem.

- Podstęp? - zasugerował George. - Podstawimy naszego agenta w Imperialu, który niby szuka kogoś, kto załatwi półprodukty. Jeśli skontaktują się z nami Czerwone Dłonie, ustawimy spotkanie i przejmiemy towar na ich modłę.

- Masz na myśli rabunek? - upewnił się Ruben z uśmiechem, po czym klasnął w dłonie. - Wspaniale!

Kierownik skanu nie odpowiedział od razu, wyraźnie rozważając propozycję Bitterstone’a.

- To mogłoby się udać. Pod warunkiem, że agent dotrze do Czerwonych Dłoni. Przechwycenie ładunku powinno pójść po z górki, zbrojni by się tym zajęli. Pytanie co z ludźmi Bailego, którzy wpadli w czasie poprzedniej wymiany? Mogą być przechowywani w kryjówce Czerwonych, a do niej raczej nas nie zaprowadzą... - pociągnął temat Law.

- ... chyba, że będziemy ich śledzić - zasugerowała nieodzywająca się dotychczas Yoshiaki. - Agent może podrzucić kontaktowi Czerwonych pluskwę i czekać, aż robaczek zaprowadzi nas do gniazda - dodała z lekkim uśmieszkiem.

- ... i nawet jeśli nie uda podrzucić się pluskwy, zakładając, że agent się przy tym nie spali, nadal mamy plan B czyli upozorowana wymiana - podsumował George.

- Tak, to brzmi dobrze - odparł po chwili zastanowienia Law. - Tylko kto będzie naszym agentem? Wstępnie obstawiam Nancy. Trzeba będzie też zluzować zbrojnych z pilnowania Bailego, by mogli odsapnąć przed akcją.

- Hej, a co ze mną?! - oburzył się Graham. - Czemu ja nie mogę być agentem, hm?

Law przewrócił oczyma.

- Bo nie jesteś w tym przeszkolony, a nam bardzo zależy na powodzeniu. Od tego zależy reputacja XCOM w St. Louis - wytłumaczył Japończyk, na co czarnoskóry technik pokręcił z niedowierzaniem głową. - Gdyby nie ja, nic z tego byście nie wiedzieli.

- W porządku... możesz robić za goryla Nancy. Załóżmy, że doda to wiarygodności - zgodził się w końcu Law. - Z jednym ale... zostawiasz całą gadkę naszej agentce. Ty masz tylko wyglądać... no jak wyglądasz - dodał z uśmieszkiem a Ruben tylko parsknął.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-08-2020, 00:57   #205
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 87 - 2037.V.13; śr; popołudnie

Czas: 2037.V.13; śr; popołudnie; g. 17:30
Miejsce: pd od St.Louis, poza miastem; Imperial; kręgielnia “Super Bowl”
Warunki: pomieszczenie, gwar głosów, ciepło, jasno, sucho



Tak, czas im się kończył. Cały ranek główkowali jak ugryźć temat. A gdy wymyślili to potem jeszcze trzeba było skontaktować się z Bailey’em by uzyskać dodatkowe dane. Szef chemików jak wczoraj nie wiedział to i dzisiaj też gdzie w tym Imperial można by chociaż zacząć szukać kryjówki Czerwonych Dłoni. Po prostu nigdy u nich nie był ani nie pytał. A oni zrewanżowali się tym samym. Ale gdy tak usłyszał o co chodzi powiedział, że musi to przemyśleć i oddzwoni. I jakiś kwadrans później rzeczywiście zadzwonił. To już tak późny ranek przechodził w południe.

- Jest taki lokal… - zaczął obiecująco. I chwilę tłumaczył o jaki lokal chodzi no i co to może mieć wspólnego z bandą Hook’a. Potem jeszcze trzeba było ściągnąć Nancy, wyjaśnić jej o co chodzi, przygotować się, ustalić detale co im zeszło przez większość południa i jeszcze trochę. No i wreszcie pojechać do tego Imperial. Koniec końców zrobiło się popołudnie. Całkiem wietrzne. Chociaż było pogodnie i słonecznie to wiatr wiał, że wydawało się jakby miał zaraz wyłamać szyby w samochodzie. A i furgonetka czasem zgrzytnęła blachą czy resorem gdy walczyła z niewidzialną ścianą podmuchów tego wiatru. A jednak dojechali jakoś bez przeszkód do tej kręgielni. Przeszli oboje schyleni by łatwiej zmagać się z wiatrem. I z ulgą zamknęli za sobą drzwi odcinając się wreszcie od tego sztormowego wiatru.

- Całkiem się pochrzaniła ta pogoda. To na pewno przez kosmitów. Nawet pogodę potrafią spieprzyć. - mruknął Ruben jakby co najmniej osobiście przepłynął Atlantyk a nie wyjechał furgonetką kawałek za miasto. Nancy jako wyszkolona agentka była niczym ludzki kameleon. Gdy w czasie misji w Denver musiała udawać reporterkę to w garsonce i zgrabnej ale nie za krótkiej mini wyglądała jak reporterka. A teraz jak miała udawać dealera czy klienta dealera to bluza z kapturem i luźne ubranie, niedbale, jakby w pośpiechu palony szlug świetnie kreował ją w standardy takiej roli. No a Ruben w swoim luzackim stylu i stylu bycia też nieźle wpasowywał się w taki standard. Wydawał się odpowiednim partnerem dla Nancy do takiej roli.

Bo właśnie Bailey przypomniał sobie o kręgielni. O dziwo mieściła się nadal w dawnej, przydrożnej kręgielni. Położona na wygodnym, południowym wylocie z miasta była akurat jakby ktoś z okolicy czy nawet z południowych rejonów St. Louis chciał wyskoczyć na kręglę no to ten “Super Bowl” to umożliwiał. Chociaż z zewnątrz nie wyglądał zbyt interesująco. Ot, szaro - biała, nijaka budowla płaska i równie romantyczna co jakiś skład albo magazyn. Nawet okien nie bardzo było widać. Ale jak większość powierzchni stanowiły tory do kręgli i to całe zaplecze no to jeszcze dało się to zrozumieć. Jedynie szyld reklamowy nad głównym wejściem był kolorowy i zachęcający.

No i tutaj plan jaki uknuli od samego rana albo się całkowicie posypał albo sprawdził się nadspodziewanie dobrze. Nancy z Rubenem mieli się rozejrzeć, złapać języka, może jakoś ustawić z kimś od Hooka. No ale niespodziewanie odkryli tutaj całą ich bandę. Więc Nancy zarządziła postój przy barze aby się zastanowić jak to rozegrać.

- Z tej Gerdy to właściwie niezła dupa. - Ruben kiepsko znosił bezczynność i brak zajęcia. Więc poświęcał swoją uwagę albo na obserwację Czerwonych albo Nancy. Agentka wywiadu X-COM niejako sama wręcz się prosiła by ją oglądać. Bo kazała mu się nie gapić tak nachalnie na te Dłonie. No to niejako zmuszało Rubena do gapienia się na coś czy kogoś innego. No ale na szczęście Nancy też okazała się całkiem przyjemna do oglądania. Nawet z bliska. No ewentualnie jeszcze barmanka. Skoro miał nie prowokować Czerwonych swoimi spojrzeniami.

- No ale nie jest tutaj sama. - z tym akurat Nancy mogła się zgodzić. Tego się nie spodziewali. Że będzie ktoś tu od nich no to może - może… Bailey wcale nie był pewny czy tu będą. Bywali tak samo jak w “The Hood” no ale tutaj mieli bliżej i czasem któryś z nich coś wspomniał o tych kręglach. Nie mówił, że akurat tutaj no ale to była jedyna czynna kręgielnia w Imperial. No i niespodziewanie “Bingo!”. Zastali tutaj cała bandę. Ze zdjęć co prawda mieli tylko fotkę Gerdy wyciągniętą z policyjnej kartoteki. No ale ten facet co tam z nimi grał pasował tym mechanicznym ramieniem do opisu Hooka jaki zaserwował im Bailey. A reszta towarzystwa miała podobną stylistykę i widać, że byli ze sobą zżyci i nie ma tam obcych. Z pół tuzina. Byli głośni i weseli, jakby coś świętowali czy ktoś tam miał urodziny czy inną okazję no to przyjechali sobie na kręgle.

- Może wcale z nimi nie gadać? Tylko podłożyć pluskwę? - zaproponował Ruben widząc, że koleżanka coś nie kwapi się do inicjatywy w rozmowie i działaniu.

- Jak wiesz które to ich fury na zewnątrz to się nie krępuj. - koleżanka lekko machnęła głową w stronę wyjścia obserwując w barowym lustrze odbicie wesołej zgrai. Teraz Ruben westchnął. Tego akurat nie wiedzieli. A pluskwy mieli na jedną, może na dwie fury. Marne szanse, że w ciemno przyczepią je do tych właściwych jakie stały na parkingu. A gości trochę było. Tak jak i samochodów przed wejściem.

- No to jak? Idziemy do nich i sprzedajemy tą bajkę o towarze? - “Ace” wzruszył ramionami i wrócił do tego co ustalili przed wyjazdem. Bailey dał im namiar na jakiegoś latynoskiego dealera Ernesto. Ernesto ostatnio zgarnęła policja no to nawet by pasowało dlaczego jego klienci mogliby szukać nowego dealera i towaru. No i skąd by mogli mieć namiar na kręgielnie i bandę “Hooka”. Niby tak. Chociaż pierwotnie spodziewali się, że będzie ktoś z tej bandy w sztuce jedne, dwóch czy zerowej. No a tu było ich rozwrzeszczane pół tuzina. Chociaż jakby to dobrze rozegrać i by kupili tą bajkę to właściwie ich liczebność nie grała roli. Gorzej jak nie kupią i wyszedłby jakiś szajs. Wtedy tak we dwójkę to mogliby mieć problem z przewagą liczebną 1:3 czy 1:4.

- Można. Zastanawiam się czy nie dałoby się w nich wkręcić. Chyba coś świętują. Można by z nimi zagrać w tą grę. - Nancy zastanawiała się jak to rozegrać. Właściwie jakby dobrze zagadać to może by się wkręcili się w to towarzystwo. W gruncie rzeczy przecież chodziło o to by tamci zabrali ich do kryjówki. Albo chociaż do samochodu. By podłożyć pluskwę. No ale jak nie? Ci od Hooka mogli mieć jakąś wewnętrzną imprezę i nie chcieć gadać z obcymi.

- Ja mogę zagrać w grę z Gerdą. Zwłaszcza taką na tylnym siedzeniu samochodu. - Ruben z zadowoleniem wrócił do przyjemniejszych rozważań.

- Wzięliśmy furgonetkę. Nie mamy tylnego siedzenia. Możemy też poczekać aż skończą i pójść za nimi. - Nancy rozważała kolejną opcję. Właściwie nie musieli w ogóle z nimi gadać. Samą pluskwę mogli im podłożyć po wyjściu z kręgielni. Chociaż to mogło być nerwowo i mało czasu, trzeba by zgrać. No a potem można by za nimi pojechać. Do znalezienia kryjówki to chyba powinno wystarczyć. Chociaż wtedy nie było wiadomo czy pluskwę uda się podłożyć w tak ograniczonej czasoprzestrzeni. Ostatecznie mogli jeszcze za nimi pojechać nawet jakby nie udało się przyczepić pluskwy. No i bez kontaktu osobistego odpadało to wszystko co się mogli dowiedzieć podając się za zwykłych gości szukających rozrywki przy kręglach albo towaru od Ernesto.

- No to jeszcze lepiej! Wiesz ile miejsca jest na pace furgonetki? - Ruben kompletnie nie rozumiał gdzie koleżanka widzi problem. Zamierzał pociągnąć ten temat ale widział jak tamta dała mu znak oczami. Spojrzał w lustro za barem i też zobaczył jak od hałaśliwej grupki oderwała się Norweżka i ruszyła w stronę baru. Czyli gdzieś mniej więcej w ich stronę. Mieli tylko ten kawałek jaki potrzebowała by podejść do baru by zdecydować czy coś do niej zagadać czy zignorować.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-08-2020, 20:25   #206
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
”Super Bowl”

Law-Tao przysłuchiwał się rozmowie dwójki operatorów XCOM w kręgielni. Musiał przed sobą przyznać, że był pod wrażeniem ich szczęścia w odnalezieniu Czerwonych Dłoni. Nie mieli już czasu a dzisiejsza akcja była ich jedynym strzałem. Gdyby tego dnia nie namierzyli oprychów, musieli by zacząć myśleć nad planem awaryjnym i łagodzeniem strat, jakie miało przynieść nie wywiązanie się z obietnicy.

Niestety, co za dużo to niezdrowo. Tak liczna banda nie sprzyjała w przeprowadzeniu delikatnej operacji, jaką miało być zdobycie kontaktu i podrzuceniu pluskwy. Im większą liczbą par oczu dysponował przeciwnik, tym trudniejsze mogło się okazać dopięcie celu. Co by nie było, mieli tylko jedną szansę i musieli to rozegrać najlepiej, jak potrafili.

- Nancy, Ace - odezwał się Japończyk, kiedy tamci dali mu znać o zbliżającej się Grecie. - Rozegrajcie to na towarzysko. W bliskim kontakcie macie lepszą szansę podłożyć pluskwę. Jeśli was nie wpuszczą do swojego grona, spróbujcie jeszcze uderzyć w temat Ernesto. Gdyby wszystko zawiodło, śledźcie ich - polecił kierownik skanu.

Lawem targnęło złe przeczucie. Już raz stracili Rubena, kiedy posłużyli się nim do kontaktu z Alvarezem. Był przetrzymywany i przesłuchiwany. Jednak Alvarez to gruba ryba i pan podziemia, kierujący się swoimi zasadami i szukający zysku. Grupa Hooka była małą bandą, zdolna właściwie do wszystkiego i przez to nieprzewidywalna.

Że też haker ich w to wszystko wpakował...
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 28-08-2020, 14:00   #207
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 89 - 2037.V.13; śr; zmierzch

Czas: 2037.V.13; śr; popołudnie; g. 18:30
Miejsce: pd od St.Louis, poza miastem; Imperial; kręgielnia “Super Bowl”
Warunki: pomieszczenie, gwar głosów, ciepło, jasno, sucho


- Właściwie to towarzysko idzie im chyba całkiem nieźle. - Chinka oświetlana bladą poświatą monitorów za jakimi siedziała przykryła palcem mikrofon słuchawek by jej terenowi operatorzy X-COM nie słyszeli. Zerkała na Lawa z mieszanymi uczuciami. Wydawała się jednocześnie zmieszana, zaniepokojona, zaskoczona i rozbawiona jednocześnie. No bo faktycznie. Od jakiejś godziny mieli tutaj w centrum niezłe słuchowisko co tam się dzieje w podmiejskiej kręgielni. Te małe komunikatory całkiem dobrze wyłapywały głos i dźwięki, świetnie nadawały się do słownej komunikacji w obie strony a przy tym mogły udawać kolczyk czy inny detal. W każdym razie Ruben i Nancy założyli je jako małe kolczyki. No ale niestety te sprytne urządzonka nie przekazywały obrazu więc wizualnie nie było wiadomo co tam się dzieje z dwójką agentów.

Ale na słuch jak na razie to można chyba było zgodzić z opinią Yoshiaki. Oboje wysłanych xcomowców było całych i zdrowych, śmiali się, żartowali, przekomarzali się między sobą i nawet z tymi gangsterami z Dłoni. A ci chociaż głośni i nonszalanccy to jednak zachowywali się jak dotąd całkiem znośnie. Przynajmniej tak to w HQ starego browara Lempa na słuch brzmiało. No ale jednak był pewien aspekt jakiego chyba ani para skanerów w sterowni ani ta druga w podmiejskiej kręgielni jednak nie się nie spodziewała. A jaka nieoczekiwanie okazała się bardzo sprzyjać tej towarzyskiej integracji obu stron.


---


Godzinę wcześniej


Skoro Nancy dostała zielone światło z bazy to natychmiast przystąpiła do działania. Dała znak Rubenowi by się przygotował ale już na więcej czasu nie mieli bo Greta już podeszła do baru z tacą pełną pustych szklanek i butelek i ze swobodą stałej klientki zamówiła nową porcję dla swoich chłopaków. I agentka X-COM wykorzystała tą chwilę zwłoki by się do niej odezwać.

- Cześć. Gracie partyjkę? - zapytała z przyjaznym uśmiechem wskazując na grupkę z jakiej właśnie przyszła wykolczykowana i wytatuowana dziewczyna. Ta obdarzyła ją krótkim spojrzeniem z góry do dołu.

- No gramy. A co? - zapytała dość neutralnym tonem jakby jeszcze nie była pewna czy spławić tą nową, w zęby jej dać czy po prostu o drogę ta nowa pyta.

- A nic. Bo my tu nowi jesteśmy. Rozrywki szukamy. Ładnie gracie to pomyśleliśmy czy może dałoby się zagrać razem. - Nancy wskazała na Rubena który po partnersku stanął tuż obok i potwierdził jej słowa kiwaniem głowy. No i skorzystał z okazji by z bliska bez skrępowania przyjrzeć się gangerce.

- Bo inaczej to chyba czeka nas zabrać butelkę i tylne siedzenie furgonetki. - Ace nie omieszkał wspomnieć o alternatywie która tak naprawdę nie wydawała mu się aż taka straszna. Greta roześmiała się wesoło słysząc taki ton a Nancy szturchnęła go łokciem ale widząc, że uwaga rozbawiła Norweżkę no to na tym poprzestała.

- A umiecie w to grać? - oficer bandy skinęła bokiem głowy tam gdzie balowała reszta jej grupy.

- No tak trochę. - przyznała Nancy z niepewnym uśmiechem. Na chwilę rozmowę przerwała im kelnerka która postawiła przed Gretą kolejną tacę, tym razem z pełną baterią szkła.

- To chodźcie. Ale wy stawiacie następną partię i kolejkę. - gangerka jakoś nie robiła specjalnych trudności. Skinęła głową by iść za nią więc Ruben i Nancy po wymianie szybkich spojrzeń między sobą ruszyli za nią.

- Chyba nas jeszcze będzie stać na to. Ostatnio zarobiłem 20 dolców. Zbieram na gumową lalę dla kolegi. - uwaga Rubena, chociaż jak najbardziej prawdziwa, po raz kolejny rozbawiła Norweżkę która chyba wzięła to za jakiś żart.

Potem nie było aż tak strasznie. Greta robiła za gospodynię domu która przedstawiła nową parę a członkowie dłoni przedstawili siebie. Było ich łącznie chyba 8 osób. Z czego poza Gretą nie było innych dziewczyn. Ale były jeszcze dwie takie co chyba były dziewczynami chłopaków z gangu ale czy to ich partnerki czy dziewczyny wyrwane na tą imprezę to już trochę trudno było ocenić. W każdym razie one nie miały ich bandan, chust, kurtek i innych znaków świadczących, że należą do gangu jak reszta. A i tak bawiły się świetnie.

- To mówicie, że chcecie się zabawić? To może zagramy rozbieraną partyjkę? - zaproponował Hook który się zresztą tak przedstawił. Okazało się, że rysopis Bailey’a był całkiem trafny.

- Eee… Rozbieraną partyjkę? - uśmiech na twarzy Nancy trochę zamarł i popatrzyła niepewnie na szefa gangu, na Gretę i w końcu na Rubena gdy reszta towarzystwa podłapała pomysł szefa z żywym aplauzem.


---



Obecnie



- Oh, możecie sobie wybrać co teraz. - Hook pozwolił sobie na wspaniałomyślny ton gdy zwracał się do dwójki nowych znajomych. Stać go było na to. Jako przedstawiciel drużyny gospodarzy w dotychczasowych rozgrywkach stracił tylko bluzę i kamizelkę. Teraz więc paradował w samym podkoszulku a cały dół miał nie ruszony. Greta która była z nim w parze podobnie. A te jej wytatuowane ramiona i płaski brzuch nawet ładnie się prezentowały w tym jej krótkim podkoszulku. Natomiast drużyna gości odnotowała znacznie większe straty.

- Ja jestem wątłego zdrowia. Jak się przeziębię od tych przeciągów to będzie to wasza wina. - Ruben nie mógł znieść w ciszy kolejnej przegranej więc gdy usiadł na krzesełku by zdjąć skarpety to musiał sobie coś pokomentować. Gdy ściągnął te skarpety to już został tylko w szortach i podkoszulku.

- Pomożesz mi? - poprosiła Nancy wyciągając dłoń do Grety. Ta roześmiała się ale podała jej rękę by nowa mogła się pochylić i ściągnąć z siebie swoje skarpety. - Dzięki. - uśmiechnęła się do gangerki po czym na bosaka wróciła na swoje krzesełko obok kolegi.

- A to jeszcze długo ta partyjka będzie trwać? - na wszelki wypadek Ruben zapytał prowadzącą w tych zawodach parę. Chociaż na ekranie wyników widać było, że zostały jeszcze dwie gry. Akurat jak na tą resztkę ubrań jakie jeszcze mieli na sobie. A co tu mówić wyszło na to, że ci bywalcy kręgielni to nabrali sporej wprawy w te kręgle bo gościom trudno było nawiązać równorzędną walkę w strącaniu tych pionków na końcu toru. Co zresztą było widać po stopniu roznegliżowania obu par. Ale właśnie niechcący bardzo sprzyjało tej towarzyskiej integracji. Ci z Dłoni chyba nie podejrzewali, że mogą mieć do czynienia z kimś więcej niż przygodną parką do oskubania. I to nawet bez oszukiwania czy używania siły. Co bawiło ich niepomiernie a para nowych otaczała fala niespodziewanej życzliwości. Niemniej przez to wszystko jakoś nie nadarzyła się okazja by komuś podłożyć pluskwę albo zapytać o adres zamieszkania.

- A co? Śpieszy się wam gdzieś? Teraz? Jeszcze kwadrans i wszystko się wyjaśni. - Hook wydawał się bawić przednie i pytał dość ironicznie. Jakby przypuszczał, że dwójka nowych chce się wycofać z podkulonymi ogonami zanim okryją się sromotą.

- Może zrobimy małą przerwę? - zaproponowała Nancy ugodowym tonem. Szef Czerwonych chwilę na nią patrzył, spojrzał w bok na Norweżkę i ta wzruszyła ramionami minimalnie kiwając głową. Nie zapowiadało się by nowi nagle okazali się orłami w tej grze a nawet jakby wygrali dwie ostatnie rundy to trudno by im było chociaż wyrównać. Więc wspaniałomyślnie oboje zgodzili się na tą przerwę i para xcomowców zyskała chwilę do namysłu. Ruben siedział z jedną z kuli na kolanach i się nią bawił. Nancy siedziała z jedną nogą podkuloną pod siebie i skubała swoją wargę. Wyglądało pewnie jakby się naradzali jak z tego wybrnąć z twarzą i po części tak było. Chociaż ich głosy było słychac także kilometry dalej w cichym centrum dowodzenia operacjami terenowymi lokalnej bazy X-COM.

- Właściwie to pewnie byśmy mogli ubrać się, wstać, wyjść i odjechać. - mruknął cicho Ruben tak zaznaczając pro forma, że takie wyjście pewnie byłoby do zrobienia. Najwyżej w oczach gangerów wyszliby na lamusów.

- Pewnie tak. Ale wtedy dalej nie będziemy wiedzieć gdzie mają dziuplę. - Nancy zgodziła się z kolegą. Jak się tak siedziało w samej bieliźnie to ta opcja co wspomniał Ace wcale nie wydawała się taka zła. Chociaż oznaczałaby niewykonanie podstawowego zadania po jakie tu przyjechali.

- Ale jak zostaniemy to nas orżnął. Nie chciałbym zawstydzać tych wszystkich białasów swoją pięknością. Jeszcze wszystkie dziewczyny by omdlały na taki niesamowity widok i mogła by ich zazdrocha wziąć. - Ruben nie tracił animuszu chociaż na słuch to trochę brakowało mu zwyczajowej werwy w takich przechwałkach. Co by nie mówić nie zapowiadało się, że nowi dadzą radę ograć weteranów kręgielni w dwóch ostatnich grach.

- Na razie to ta twoja piękność chyba cierpi na gwałtowne ochłodzenie. - mruknęła przekornie Nancy zerkając krytycznym wzrokiem na szorty kolegi.

- Bo trochę tu pizga. - Ace nie wydawał się tym urażony. A jak tak już chwilę siedzieli w tym roznegliżowanym stanie to rzeczywiście trochę zrobiło się chłodno. Ogrzewanie było widocznie policzone na gości w ubraniach.

- Kombinuj co dalej z tym zrobić. - przypomniała mu koleżanka też zastanawiając się jak najlepiej wykorzystać tą przerwę. Może i ślubowała walczyć o sprawę wygnania z Ziemi kosmitów o odzyskania jej dla Ziemian no ale niekoniecznie miała ochotę paradować nago po jakichś kręgielniach.

- Może pójdziesz z Gretą do kibla? I tam jej jakoś spróbujesz podrzucić co trzeba? Chyba cię lubi. - Ruben nie miał większych kłopotów z zaproponowaniem jakiegoś rozwiązania.

- A może ty pójdziesz z Hookiem do kibla? Chyba cię lubi. - Nancy zrewanżowała mu się prawie od razu.

- Coś ty. Z dwoma facetami to dziwnie wygląda a u dziewczyn to standard. - chwilę nad tym główkowali półgłosem. Tak naprawdę to była to jakaś szansa. Jakby ktoś z nich lub oboje zostali sam na sam z kimś z bandy. Wtedy szansę by coś jej czy jemu podrzucić byłby chyba większe niż tak tutaj przy wszystkich. Na tyle głów to tutaj praktycznie w każdej chwili ktoś na nich patrzył. Zwłaszcza, że byli w dość skromnym odzieniu. Zwłaszcza Nancy zdawała się interesować w przeważającej części męską część bandy. No to może jakby tak złapać kogoś na solo to byłoby łatwiej? A taka wizyta w toalecie była całkiem naturalnym pretekstem. Chociaż nie było pewne czy Greta się zgodzi pójść czy na przykład tylko wskaże drogę.

- Może zaproponować przenieść imprezę gdzie indziej? To kto wie? Może zabraliby nas do siebie? Tylko jak tak to raczej byśmy musieli się z nimi pointegrować. I nie wiadomo czy się zgodzą nas zabrać. - Nancy w tym czasie cicho przedstawiła kolejną opcję. No z jednej strony to byłby wariant optymalny gdyby się udał. To już nawet bez żadnych pluskiew Dłonie same by ich zawiozły na swoją metę. I nic by nie trzeba było podkładać. A agenci by mogli zobaczyć ich metę na własne oczy. Ale czy Czerwoni zgodzą się ich zabrać? A gdyby się zgodzili no to już całkiem dwójka agentów byłaby w istnej jaskini lwa. Tutaj to chociaż teren był względnie neutralny, nikt tutaj nie był u siebie.

- To może trochę inaczej? Szybki numerek na parkingu? W ich wozie. Mam nadzieję, że nie jeżdżą jakimś Tico czy innym Smartem. - Ruben wrócił do tego o czym mówił na samym początku wizyty w kręgielni. Norweżka wyglądała całkiem ciekawie. Nie miałby nic przeciwko temu by poznać ją lepiej. No a gdyby tylko dostali się do ich wozu to pewnie byłoby łatwiej podłożyć pluskwę niż tutaj przy wszystkich. Przyjemne i pożyteczne w jednym. Tylko znów nie było pewne czy druga strona zgodzi się na takie rozwiązanie. Do tej pory integrowali się miło i było całkiem przyjemnie. Ale czy aż tak by sfinalizować taki kontakt to nie było wiadomo póki się nie spróbuje.

- Albo bez kombinacji i spróbować podłożyć im coś tutaj i się zmyć jak para lamusów. Tylko przydałoby się jakieś zamieszanie to druga osoba mogłaby spróbować podłożyć co trzeba. - agentka wywiadu X-COM wspomniała o jeszcze jednym rozwiązaniu. Mogło przynieść najszybsze wyniki. Ale też najszybciej sprawa by się sypła gdyby ich złapali. Albo mogło się nie udać podłożyć pluskwy a kontakt by się urwał. Od biedy póki by ich nie złapali za rękę no to potem jeszcze była szansa śledzić ich samochód jak skończą imprezę.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 03-09-2020, 18:43   #208
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Law pocierał w zastanowieniu skronie. Czuł się dość niekomfortowo w obecnej sytuacji, choć pewnie nie aż tak, jak dwójka agentów w terenie. Japończyk zaskoczony przyznał przed sobą, że łatwiej przychodziło mu ryzykowanie czyimś życiem niż godnością.

Oczywiście jednym z lepszych opcji było zaciągnięcie kogoś z bandy Czerwonych Dłoni do samochodu i tam podrzucenie pluskwy, co jednak wiązało się z czynnościami, których ani Nancy ani Ruben mogli nie chcieć wykonać.

Kolejnym z najlepszych było przekonanie Hooka bądź Grety, by zabrali ich ze sobą. To zaś niosło ryzyko jakim było wysłanie dwójki nieprzygotowanych do tego agentów w siedlisko grupki przestępczej. Law nie miał jeszcze oddziału zbrojnych w terenie, by wysłać ich na ratunek, gdyby do tego doszło.

Dlatego bezpieczniejszym rozwiązaniem było rozegranie tego bez ekscesów, ale też by działanie agentów mogło przynieść oczekiwany skutek.

- Nieczęsto to przyznaję, ale Ruben ma rację - odezwał się w końcu kierownik skanu. - Nancy, spróbuj odciągnąć Gretę na bok, tak by osoby postronne nie miały was na widoku i spróbuj podrzucić jej pluskwę. Jesteś lepiej przeszkolona od „Ace”. Nie proszę cię, byś... uprawiała z kimkolwiek stosunek, po prostu zbliż się do niej na tyle, byś mogła wsunąć jej nasz nadajnik.

- Szefie, na pewno „Dziunia” ma iść sama? Chętnie bym pooglądał jak panienki się liżą... - wtrącił Graham. „Dziunia” była nowym kryptonimem Nancy w terenie.

- W twoich mokrych snach "Czekoladowy Książę" - mruknęła agentka. Jej głos wyrażał niezadowolenie, niemniej nie był to pierwszy raz, kiedy stąpała po cienkiej linii i kiedy musiała nagiąć swoje zasady moralne. - W porządku, zobaczę co da się zrobić - westchnęła, przewracając oczami, czego kierownik skanu nie mógł zobaczyć.


Gdyby Law miał to w zwyczaju, zacząłby obgryzać zestresowany paznokcie. Manewr, jaki zlecił agentce Nancy był z pozoru prosty ale jednak niebezpieczny. Co jeśli Greta ją przyłapie? W jednej chwili intymne wyjście na ubocze może skończyć się katastrofą, za którą życiem mieli przypłacić zarówno Nancy jak i Ruben.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 10-09-2020, 18:40   #209
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 90 - 2037.V.13; śr; zmierzch

Czas: 2037.V.13; śr; popołudnie; g. 19:30
Miejsce: pd od St.Louis, poza miastem; Imperial; autostrada do St. Louis
Warunki: wnętrze furgonetki, cisza, ciepło, jasno, sucho


Furgonetka jaka jechała autostradą na północ była tylko jedną z wielu maszyn jakie przemykały po tej arterii komunikacyjnej prowadzącej do St. Louis. Wewnątrz też wydawała się nie wyróżniać niczym specjalnym. Ot, czarnoskóry, muskularny kierowca i jego młoda pasażerka zapatrzona w swoje holo. No może pasażerka była w mało standardowej, swobodnej pozie by wyłożyła swoje zgrabne nogi na deskę rozdzielczą.

- Noo iii? - Ruben nie zdzierżył i w końcu zapytał na głos o coś co uważał koleżanka sama powinna wpaść na to by się podzielić.

- Chyba się zbierają. Przynajmniej Greta. Zaraz wam prześlę obraz. - odpowiedziała Nancy wpatrując się w swoje holo. Poza tym, że służyło do komunikacji wszelakiej i miało mnóstwo zamontowanych aplikacji to jedna z nich była podobna do klasycznego GPS. Pokazywała okolicę, drogi i tak dalej. A nawet był na niej zaznaczony mały punkcik. W tym wypadku obok kręgielni “Super Bowl” jaką dopiero co opuścili. Właściwie to nawet działało podobnie jak GPS tyle, że odbierany sygnał należał do malutkiego nadajnika który udało jej się podrzucić wytatuowanej gangerce.

- Mamy to. - w głośniku dał się słyszeć głos Yoshiaki gdy ta na jednym z ekranów dostała podobny obraz jak do tej pory agentka X-COM widziała na swoim holo. Uniosła kciuk do góry chociaż tamta rozwalona wygodnie na fotelu pasażera nie mogła tego widzieć. Chociaż już Law co siedział na sąsiednim stanowisku już mógł. Tak samo jak okolice Imperial z zaznaczonym punkcikiem wyznaczanym przez nadajnik Grety. Chyba faktycznie wyszli już z lokalu bo kropka migała tuż obok budynku.

- O rany! Nie o to pytałem! Jak tam było z nią! - Ruben nie zdzierżył i wybuchnął. Był pewny, że koleżanka to celowo się tak z nim droczy i w ogóle na złość robi. Jeszcze był świadkiem jak siedząca w samej bieliźnie Nancy wstała, objęła wytatuowane ramię porucznika gangu i wręcz zalotnie poprosiła i właściwie zaprosiła ją na wizytę w toalecie. I Greta jakoś nie miała większych oporów by jej wskazać drogę a nawet zaprowadzić. No i tak poszły odprowadzane zazdrosnymi spojrzeniami mężczyzn. Na pocieszenie Ruben mógł mieć to, że koledzy Norweżki chyba mieli bardzo podobny punkt widzenia jak on. Co było jeszcze bardziej widoczne gdy obie wróciły. Pół godziny później. I ćwierkały do siebie jak dwie najlepsze psiapsióły tryskając szampańskim humorem. A dla równowagi męskiej części wspólnej grupy humor odpowiednio skwaśniał. Nawet grać nie mogli bo była tura nowych no a Greta skitrała partnerkę Rubena. Więc gdy jeszcze obie wróciły takie uhahane to gra już się jakoś nikomu nie kleiła. I wszyscy zaczęli się powoli zbierać. Tylko para xcomowców jeszcze dosłownie musiała się ubrać z powrotem w przegrane wcześniej ciuchy.

Ale mimo wszystko rozstawali się w miłej atmosferze. Zwłaszcza obie dziewczyny. Umawiali się na kolejne gry i wydawało się, że Czerwone Dłonie zaakaceptowali nowych znajomych od kręgli i nie mają do nich żadnych zastrzeżeń czy podejrzeń. W końcu para xcomowców uwinęła się się szybciej no to szybciej wyszli na parking i odjechali spod kręgielni. Wtedy właśnie Nancy pozwoliła sobie ściągnąć buty i zajęła taką frywolną pozę i wyjąć swoje holo. Nadal zdawała się tryskać radością i satysfakcją nie nawiązując ani słowem o wizycie w toalecie czym niezmiernie irytowała kierowcę. Aż się wreszcie zapytał o to bezpośrednio.

- Udało mi się podrzucić pluskwę. Do jej spodni. I dała mi swój numer. Powiedziała, że mogę dzwonić kiedy tylko zechcę. - Nancy nie mogła się powstrzymać i odpowiedziała jak najbardziej profesjonalnie patrząc na kierowcę z uśmieszkiem pełnym złośliwej wyższości.

- Dała ci swój numer? A możesz go nam przesłać? - Chinka siedząca na swoim stanowisku w bazie odległej o kilkadziesiąt minut jazdy ożywiła się słysząc te wieści. Dla hakerów taki numer to był bardzo ciekawy ślad jakim można było podążyć.

- Pewnie. Też chcesz do niej dzwonić? - Nancy w paru ruchach przesłała doc entrali otrzymany od Grety numer. I zaraz pozwoliła sobie na wesołe zapytanie czym jak widział Law nieco speszyła Chinkę.

- Dzięki. Po prostu sprawdzimy ten numer. - odparła hakerka zabierając się do pracy. Jak już mieli numer to uzyskanie jakichś danych o tym numerze nie było aż tak trudne.

- Dobra to co teraz robimy? - Ruben uznał, że nie będzie tej rozwalonej obok ślicznotki prosił o jakieś szczegóły jakich był tak ciekaw. Aż tak nisko nie upadł. Chociaż był przekonany, że z Gretą poradziłby sobie lepiej niż Nancy. A przynajmniej nie gorzej.

- Chyba ruszają. Nie wiem. Mamy do was wracać? Pokręcić się gdzieś? - Nancy wróciła do obserwacji tego samego obrazu jaki Law widział w centrum. Rzeczywiście kropka skierowała się na drogę i jechała gdzieś w stronę Imperial z taką prędkością, że prawie na pewno samochodem. Teraz już para wysłanych xcomowców nie musiała mieć z nimi kontaktu wzrokowego to mogli sie trzymać na dalszą odległość. Można było tylko trzymac kciuki aby Greta pojechała prosto do ich bazy a nie gdzieś indziej bo w końcu tylko jej udało się założyć podsłuch.

- Właśnie szefie. Przydałoby się rozejrzeć jak ta ich dziura wygląda. Z GPS to najwyżej będzie na zewnątrz. Właściwie to co teraz z nimi będziemy robić? Rozwalamy ich czy co? - kierowca furgonetki zwrócił się przez komunikator do centrali. Miał rację z tym widokiem. Nawet jakby nadajnik Grety zaprowadził ich na miejsce to dalej by się przydało jakieś dokładniejsze rozpoznanie co to właściwie za miejsce. Zwłaszcza jakby mieli tam robić jakiś grubszy numer. A margines czasu kurczył się z godziny na godzinę. Najlepiej by było odzyskane prochy przekazać Baileya w nocy, może jutro rano albo potem w dzień. Im wcześniej tym lepiej.

- Rozwalić ich? Gretę też? - Nancy zapytała i myśl, że gangerce mogłoby coś się stać w takiej akcji chyba nie była jej zbyt miła. - A może ja naprawdę do niej zadzwonię? Umówię się z nią gdzieś. Odciągnę ją od miejsca akcji. No i może coś się dowiem. - zaproponowała szybko jakąś alternatywę.

- Telefon jest zarejestrowany na Marię Hondo. W St. Louis. - do rozmowy włączyła się Yoshiaki która w międzyczasie sprawdziła podstawowe dane jakie udało jej się znaleźć w systemie o tym numerze przesłanym przez Nancy. Na mapie zaś kropka zatrzymała się na dłużej. W okolicach jednego z budynków po wschodniej stronie Imperial. Na mapie wyglądało to na jakiś średni sklep w podmiejskiej okolicy. Znaczy na dawnej mapie i dawny sklep teraz nie wiadomo co w tym budynku było. Może i siedziba Czerwonych Dłoni a może coś innego. W każdym razie tutaj od paru minut kropka jak się zatrzymała to się nie ruszała.



---

Mecha 90

Zaciągnięcię Grety na stronę: Gadka Nancy 8 vs Greta 5: Kostnica 3 > N 5+8=13; s 13-5=8; rzut 3 = 8-3=5 > śr.suk

Podkładanie pluskwy: Agent Nancy 8 vs Greta Percepcja 7: Kostnica 3, 8 > 3; N 5+8-2=11; G 7-2=5; s 11-5=6; rzut = 3; 6-3=3 > m.suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-09-2020, 16:51   #210
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Rozparty na fotelu Law-Tao zacisnął pięść i odetchnął z ulgą. Udało się. Podrzucili pluskwę. Pierwszy wymagany sukces w tej operacji, a więc złapanie kontaktu z Czerwonymi Dłońmi i śledzenie ich został osiągnięty. Kolejnym punktem było namierzenie ich bazy. Ostatnim z kolei był wjazd na chatę i przejęcie towaru. To jest, o ile wciąż go mieli i przechowywali u siebie.

- Na razie obserwujemy, dokąd udaje się Greta i sprawdzamy te miejsca. Możecie zacząć od tego budynku, w którym teraz się zatrzymali. Tylko ostrożnie i z daleka. Nie chcemy zostać zauważeni - polecił Japończyk, wpatrzony w czerwony punkt na holo-mapie przed nim. - Yoshiaki, sprawdź w tym czasie tę Marię. Ma jakąś historię w sieci? Gdzie obecnie rezyduje? Wątpię, że meldowała się w miejscu, gdzie Czerwoni prowadzą swoje interesy, ale może to być jakaś poszlaka. Ja skontaktuję się ze zbrojnymi. Jak tylko namierzymy placówkę, uderzamy. Mamy za mało czasu, żeby bawić się z tą Gretą. Potrzebujemy tego towaru na już - wyjaśnił kierownik skanu.

Pośpiech mu się bardzo nie podobał. Lubił podejmować dobrze przemyślane decyzje. Niestety w obecnej sytuacji nie miał za dużego wyboru, jeśli zależało mu na dotrzymaniu słowa. Poza tym kto będzie tęsknił za taką bandą śmieci jak ta grupa Hooka?
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:12.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172