Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2020, 00:30   #221
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 96 - 2037.V.18; pn; ranek

Czas: 2037.V.18; pn; poranek; g. 09:20
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Gdyby brać pod uwagę tylko scenę przy stole to można by ulec wrażeniu, że mają do czynienia z jakimś biznesmenem. Alvarez nie miał ani zakazanej gęby, ani nie posługiwał się ulicznym żargonem. Przed nimi siedział nienagannie ubrany, zadbany mężczyzna w średnim wieku, porządnym garniturze o latynoskich rysach twarzy. Z takim wizerunkiem i manierami bez problemu mógłby się wtopić w centrum aglomeracji zamieszkałej przez różne korposzczury i urzędników nowej władzy. Ale nie mógł. Bo był poszukiwany listem gończym przez przedstawicieli tej nowej władzy za kierowanie grupą zorganizowanej przestępczości.

Teraz też pozornie wydawał się przyjacielski. Chociaż “The Hood” wydawał się typowym klubem nocnym co potwierdzało wrażenie, że o tak wczesnej porze był właściwie pusty. Dlatego można było się w nim spokojnie spotkać. I o dziwo coś zjeść. I to całkiem coś co wyglądało bardzo apetycznie. Gospodarz nawet wskazał im menu i by sobie coś wybrali. A ładna kelnerka przy barze czekała w gotowości jeśli miałaby im służyć pomocą. Sam ojciec chrzesny w spokoju kroił kolejne drobne kęsy frytek, jajek sadzonych i steku jakby naprawdę przyszedł tutaj zjeść w spokoju te smaczne śniadanie. Ale wszyscy wiedzieli, że nie tylko po to tu przyszedł. Na początku bowiem gdy obaj xcomowcy podeszli do jego stolika nie był sam. Siedział z nim Bailey.

Obaj z Rubenem mieli się okazję temu przyjrzeć gdy przy wejściu jeden z ludzi Alvareza, też odstawiony w garniak, zatrzymał ich i przeszukał ich sylwetki skanerem. I chociaż widział broń w kaburach i skaner pikał na nią to jednak ani po nią nie sięgnął ani nie kazał im jej zostawić. No ale zanim skończył ten sprawdzian obaj xcomowcy widzieli jak w głębi sali, przy jednym ze stołów siedzi sobie Alvarez. A naprzeciwko niego Bailey. O ile mafioz zachowywał się spokojnie i swobodnie to szef chemików siedział jak trusia. Jakby bał się głębiej odetchnąć. Ale gdy podeszli bliżej do samego stolika Alvarez zaprosił ich gestem.

- Dzień dobry, cieszę się, że już jesteście. Mam nadzieję, że nic nie jedliście i dotrzymacie mi towarzystwa. Bo jak widzicie wasz kolega Bailey stracił apetyt. A może zmieniłeś zdanie Bailey co? - gdyby nie to, że wszyscy tutaj dość dobrze wiedzieli kto jest kto to naprawdę można by uwierzyć, że to takie tam sympatyczne i miłe rozmówki biznesmena z klientem. Tylko niemy strach chemika psuł efekt. Nie odważył się nawet odezwać tylko nerwowo pokręcił głową, że nadal nie jest głodny. A mafioz jowialnym tonem kontynuował dalej.

- Nie wiem czy wiecie ale Bailey zmienił swój biznesplan. Uznał, że jeszcze z nami troszkę zostanie. Narobił sobie troszkę zaległości no i musi je spłacić. Prawda? - powiedział Alvarez jakby wyjaśniał za kolegę skąd ta zmiana planów.

- Tak, tak, zostaniemy panie Alvarez. Oczywiście, że zostaniemy. Tu jest świetny, chłonny rynek dla naszych produktów. Bardzo przepraszam jeśli pana zawiodłem. To już się nie powtórzy. - nagle szef chemików zaczął trajkotać jak nakręcana zabawka z początku mówiąc do dwóch pozostałych gości ale szybko zaczął tłumaczyć się szefowi podziemia. I to tak gorliwie jakby wczoraj wieczorem wcale nie planował wyjechać stąd jak najszybciej zanim właśnie ten facet po drugiej stronie stołu się połapie co i jak. Ale wyglądało na to, że się połapał.

- Oczywiście Bailey, nie ma o czym mówić, już to sobie wyjaśniliśmy. Raz. Raz Bailey. Takie wyjaśnienia składam tylko raz. - uniósł palec do góry i chociaż nie zrobił żadnego gwałtownego, ani groźnego ruchu, ani nie podniosł nawet głosu to i tak wiadomo było, że to jest ostrzeżenie. Ostatnie ostrzeżenie zanim pora negocjacji się skończy i trzeba będzie przejść od słów do czynów. Szef chemików otworzył usta i coś zaczął tłumaczyć ale mafioz uciszył go gestem ręki niczym natrętną muchę i podobnie dał mu znać aby odszedł. Co ten skwapliwie uczynił. Posłał w przelocie dówm xcomowców przestraszone spojrznie po czym szybko odszedł jakby ostatkiem sił zmuszając się aby nie wybiec. A Alvarez na zwolnione miejsce zaprosił swoich kolejnych gości. No i właśnie pozwolił im coś zamówić i zachowywał się jak ciepły, jowialny gospodarz.

- X-COM. - powiedział patrząc ze swojej strony na Japończyka i Murzyna po drugiej stronie stołu ubranych w swoje barwy i firmowe emblematy. Latynos pokiwał w zadumie głową i zaczął kroić kolejny kęs. Już mu niewiele na tym talerzu zostało.

- Tak, doszły mnie słuchy, że są nowi kowboje w mieście. - powiedział wsadzając sobie kawałek do ust. Pokiwał głową przeżuwając i rozmyślając nad czymś aż przełknął.

- Mam pewien sentyment do waszej firmy. No ale sentyment czy nie muszę dbać o swoich ludzi i dbać o interesy. - westchnął po chwili i spojrzał na swój talerz. Chwilę tak go oglądał jakby zastanawiał się czy będzie jeszcze jadł czy nie. Uznał widocznie, że nie bo odsunął talerz. Jeden ze stojących obok ochroniarzy widząc to pstryknął palcami i ta smukła kelnerka zaraz ruszyła w ich kierunku aby zabrać talerz.

- Kawę poproszę Cindy. I może dla naszych goście jeśli czegoś sobie życzą. - dał znać, że jak Law i Ruben mają na coś ochotę to mogą sobie zażyczyć. Zresztą Cindy też zaczekała czy im coś przynieść. A potem poszła. Widocznie Alvarez na to czekał bo zaczął mówić dopiero gdy już była ładny kawałek od nich.

- Więc tak, robienie interesów… - rozparł się wygodnie na swojej sofie i wznowił to o czym przerwał przed chwilą. - Widzę, że chcecie sobie wykroić swój kawałek z tortu. Jestem skłonny to zrozumieć. To naturalne u takich rzutkich chłopaków jak my. Nie mam o to żalu. - powiedział pojednawczym tonem co chyba zaskoczyło Rubena bo zmrużył oczy jakby podejrzewał, że się przesłyszał. Posłał więc na Lawa szybkie spojrzenie by sprawdzić jego reakcję.

- Chcecie sobie wyrobić markę, mieć swoją firmę, swoją działalność no ja to wszystko rozumiem. I wierzę, że dojdziemy do biznesowego porozumienia. No ale panowie. Jak mamy się traktować jak partnerzy i robić interesy to musimy grać w tej samej drużynie. W końcu mamy tych samych wrogów. Myślicie, że dla nich X-COM czy Alvarez to jakaś różnica? Żadna. Każdego z nas przerobią na befsztyk gdy tylko będą mieli okazję. - powiedział biznesowym tonem. I chociaż grupa zorganizowanej przestępczości miała całkiem inne cele strategiczne niż X-COM to dla władz rzeczywiście byli takimi samymi szkodnikami które należy wytępić. Dał im czas by to przemyśleć. A także by odebrać kawę od Cindy która z sympatycznym uśmiechem wróciła do nich z zamówieniem na tacy. A potem wróciła na swoje stanowisko za barem.

- No a wy przyjeżdżacie na nasze podwórko, my was witamy z otwartymi ramionami, jak nowych kolegów a wy co? Udajecie, że nie widzicie tej wyciągniętej dłoni. Mieliście kłopoty z zaopatrzeniem. Pomogliśmy wam. Znaleźliśmy pudełko z blaszanym drwalem w środku. Oddaliśmy go wam w zamian za przysługę o jaką się jeszcze nie upomnieliśmy. Potrzebowaliście miejsca by zmyć swoje brudy. Znaleźliśmy wam takie miejsce. Potrzebowaliście jakieś miejsce rozrywki dla swoich ludzi. Wszyscy goszczą was jak swoich. Chcecie firmować nową aptekę swoim logo by sobie wyrobić markę na ulicy. Mogę się na to zgodzić. Ale jak my przychodzimy do was po koleżeńskiej prośbie. Że nas wspólny wróg złapał naszych kolegów. I chce ich przerobić na befsztyk. To wy udajecie, że nie słyszycie. Że was to nie dotyczy. Doprawdy? Nie interesuje was, że trójkę ludzi. Moich ludzi a nie waszych. Ale ludzi. Prawowitych mieszkańców tej planety. Jakieś kosmiczne sukinsyny przerobią na befsztyk. To was nie obchodzi? Was? X-COM? Obrońców tej planety? Obrońców ludzi? - w miarę jak mafioz mówił powoli tracił swój wystudiowany spokój. Zaczynało być słychać napięcie. I rodzącą się złość. Albo stopniowo ujawnianą złość. Gdy punkt po punkcie wyliczał coś co widocznie uważał za swoją pomoc i ustępstwa względem drużyny gości a jak sam nie mógł doczekać się podobnego traktowania. Ale chociaż głos mu trochę stężał to nadal nie krzyczał. Właściwie nawet trudno było powiedzieć aby podniósł głos.

- No ale nie. Wy uważacie się za lepszych. Brzydzicie się nami. Nie chcecie się z nami zadawać. Bo my jesteśmy wstrętnymi kryminalistami a wy dzielnymi bojownikami o wolność. Ale trudno. Jak się wybiera moją ścieżkę kariery to to jest wliczone w cenę. Nie musimy się lubić by robić razem interesy prawda? - głos mu znów złagodniał i nawet zaśmiał się cicho. Chociaż ironicznie. Podmuchał swoją kawę sprawdzając ustami czy ostygła już wystarczająco. Ale widocznie uznał, że nie bo nie upił z niej ani trochę.

- W takim razie dobrze. Niech tak będzie. Róbmy interesy. No ale przy interesach nie wypada mieć partnera za głupca prawda? Z głupcami nie robi się interesów. - wskazał spojrzeniem na dość odległe okno za jakim Bailey odjeżdżał swoim samochodem.

- A interes wygląda tak. Macie możliwości jakich my nie mamy. A my takie jakich wy nie macie. Mamy też wspólnego wroga który nas tak samo gnębi i chce zniszczyć. I my i wy chcemy się go pozbyć zanim on pozbędzie się nas. Nie jestem gołosłowny. Nie będę obrażał waszej inteligencji i możecie sprawdzić choćby w mojej kartotece, że też mam z nimi na pieńku. Wszyscy mamy. - dodał znów wracając do biznesowego tonu. Tym razem mówił szybciej i bardziej zdecydowanie a z głosu zniknęła jowialność jaką prezentował na początku rozmowy.

- Dlatego oczekuję, że pomożecie nam odbić naszych ludzi. Mamy sprzęt, mamy ludzi, wozy. Mamy już sporo. Ale brakuje nam przykrywek. Legitymacji, zezwoleń i tego całego chłamu potrzebnego by przejechać przez centrum miasta. No i tacy spryciarze jak wy by nam się przydali. Im bardziej będzie to dyskretne tym mniejsza szansa na chryję. A biorąc pod uwagę miejsce akcji chryja nie jest nam na rękę. Dlatego oczekuję, że będziecie tam z nami i solidarnie nas wesprzecie. Razem wchodzimy w to i razem wychodzimy. - Alvarez przedstawił zarys planu i rolę jaką przewidział dla xcomowców. Na razie bez wnikania w detale skoro nie wyrazili swojej zgody.

- Naturalnie to jest moja oferta. I jako partnerzy w tym biznesie możecie zgłosić swoje obiekcje i uwagi. Chętnie je z wami omówię. Możecie też odmówić. Wtedy każdy z nas wróci do siebie. Ale pozstanie mi wówczas uznać, że nie jesteśmy po tej samej stronie. A jesteście zbyt silni i sprytni by was ignorować. Dlatego będę musiał was uznać za osoby niepożądane w tym mieście i prosiłbym was o opuszczenie miasta do końca miesiąca. Jeśli nie to obawiam się, że będziecie musieli sobie wywalczyć ten kawałek torta. I każdy kolejny. Ale taka walka bynajmniej nie zaszkodzi naszemu wspólnemu wrogowi. Z którym podobno przyjechaliście tu walczyć. Daję wam okazję z nim walczyć. A nawet swoje wsparcie. Moi ludzie zostali uznanych za tak niebezpiecznych i groźba ich odbicia jest tak duża, że pilnuje ich ADVENT. A chyba macie na pieńku z tymi odmieńcami. - szybko dokończył przedstawiać swoje ultimatum. Przedstawił je jak na rasowego biznesmena przystało. Chociaż odmowa wsparcia jego działań oznaczała ciężkie konsekwencje, może nawet otwartą wojnę z Alvarezem.

- A jeśli sobie pomożemy. To takie głupotki mogą pójść w niepamięć. - wskazał z uśmiechem na miejsce gdzie za oknem odjechał szef chemików. - Tutaj jest wystarczająco miejsca i dla was i dla nas. Możemy sobie pomóc nawzajem. Oczywiście nie musicie odpowiadać od razu. Rozumiem, że musicie to przemyśleć. Możemy się umówić na przykład na jutro. Zapraszam na śniadanie, naprawdę pyszne tutaj robią śniadania. - jowialny ton i uśmiech znów wrócił mu na twarz jakby mieli do czynienia z dobrym wujkiem i dobroczyńcą całej okolicy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-10-2020, 22:32   #222
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
The Hood

Podczas spotkania z Alvarezem Law-Tao zachowywał wszelkie pozory i zimną krew, na jaką go było stać. Siedział prosto ale nie sztywno, nie unikał kontaktu wzrokowego, nie dawał się zastraszyć ani wyprowadzić z równowagi, chociaż kilka razy powieka mu mrugnęła a dłonie lekko spociły. Niemniej nie mógł okazać słabości ani lęku. Alvarez mógł sprawiać złowrogie wrażenie, ale nie zapraszałby ich tutaj i nie prowadził tej rozmowy, gdyby nie czuł respektu do X-COM. Mafioza musiał się z nimi liczyć podobnie jak oni musieli się liczyć z nim, dlatego rozmawiał jak równy z równym.

Kierownik skanu nie zamówił nic do jedzenia, jednak nie odmówił kawy, w przeciwieństwie do Rubena, który poprosił o jajka na bekonie a na dokładkę pączka. Muskularny technik miał swoje zapotrzebowanie kaloryczne.

Japończyk wysłuchał ultimatum swojego rozmówcy, nie wtrącając mu się w słowo. Kiwał głową i popijał kawę, jakby rozmawiał ze swoim partnerem biznesowym. Kiedy tamten skończył, Law odczekał chwilę, zbierając słowa, po czym odpowiedział.

- Na początku chciałem wyjaśnić, że X-COM nie jest zainteresowany produkcją i dystrybucją leków czy innych substancji wśród cywili. Nawet gdybyśmy chcieli, nie mamy do tego środków. Sprawa z Baileyem była wyjątkiem mającym na celu uniknięcie rozlewu krwi u naszych progów - haker zrobił krótką pauzę. - Co do odrzucenia waszej poprzedniej prośby o pomoc... nie chcę się tłumaczyć za decyzje rady. Cenimy sobie nasz układ z waszym... ugrupowaniem. Dlatego w obecnej sytuacji myślę, że powinniśmy rozpatrzyć waszą propozycję raz jeszcze - dodał dyplomatycznym tonem.

Graham przysłuchiwał się temu wszystkiemu, zerkając zza swoich przyciemnianych okularów i przegryzając pączka. Pewnie, że mu zależało na kontynuowaniu współpracy z Alvarezem. Co prawda wizja bitki z jego gangsterami brzmiała dobrze, zwłaszcza, że niektórym miał ochotę przetrącić nos, ale wiązało się to też z brakiem dostępu do „Hooda” a tego by nie przeżył.

- Przedyskutuję to z radą i dam ci odpowiedź jutro - kontynuował Law. - Osobiście pragnął bym uniknąć niepotrzebnego rozlewu krwi. Słusznie podkreśliłeś, że choć dzielą nas ideały, stoimy po tej samej stronie i prawdziwy wróg jest tam - powiedział, wskazując palcem za drzwi.

Skaner już miał wstawać i żegnać się z Alvarezem, jednak przysiadł jeszcze na chwilę, jakby mu się coś przypomniało.

- Skoro już zagraliśmy w otwarte karty... Ostatnio rozbiliśmy szajkę Czerwonych Dłoni. Masz jakieś informacje, którymi mógłbyś się z nami podzielić? Mam nadzieję, że to nie byli twoi partnerzy biznesowi. Powinniśmy się obawiać odwetu ze strony innego ugrupowania? Jesteśmy też na tropie Zamaskowanych...


Z nowymi informacjami o gangsterach czy bez Law pożegnał się z Alvarezem w zgodzie, zabierając ostatecznie pączka na wynos. Ruben dodatkowo zgarnął kanapkę, którą przegryzał w drodze powrotnej, jedną ręką trzymając za kierownicę.

Sytuacja wydawała się jasna. Tym razem nie mogli odmówić Alvarezowi. Nie mieli nic, co mogliby mu oddać jako barter pokojowy. No może poza MEC’iem, ale na to X-COM by się w życiu nie zgodził. Pozostało więc podjąć się nowego zadania, na co Law miał zamiar tego dnia nalegać na awaryjnym posiedzeniu rady.

Jutro chciał dać mafiozie pozytywny feedback i poprosić o więcej informacji. Wyglądało na to, że Alvarez potrzebował wsparcia głównie ze strony wydziału skanu. To dobrze, przynajmniej tym razem Law nie będzie narażał zbrojnych.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 31-10-2020, 22:06   #223
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 97 - 2037.V.19; wt; ranek

Czas: 2037.V.19; wt; poranek; g. 08:45
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz umiarkowanie, mżawka, sła.wiatr


- Czułem, że zrobimy świetny interes. Przyjemnie się współpracuje z inteligentnymi ludźmi. - kolejnego, tym razem wtorkowego poranka. Szef lokalnego podziemia nie ukrywał swojego zadowolenia gdy Law i Ruben wrócili ze zgodą na tą współpracę. Po wczorajszym zebraniu Law zwołał zebranie rady z szefami wszystkich działów i komandorem bazy.


---


Wczoraj wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji. Chociaż ultimatum Alvareza uwierało. Mniej lub bardziej. Niejako wśród szefów najbardziej w opozycji do siebie byli Frank i Matylda. Polak zdawał się mieć wciąż w pamięci pamiętną akcję na początku roku i od tamtej pory żywić osobistą awersję do mafioza i jego ludzi. Dla odmiany szefowa zaopatrzenia co chyba najczęściej ze swoimi ludźmi wyjeżdżała i wracała z bazy buszując po terytorium gdzie dominowali avlarezowcy nie miała wobec nich żadnych zastrzeżeń. Jej ludzie i ona sama byli niejako najbardziej narażeni na kontrakcję lokalnych watażków więc zależało jej na utrzymaniu obecnego statusu gdzie mogli działać w spokoju. A Alvarez jaki by nie był i kim by nie był był w tej materii niezawodny. Odkąd ukrócił napady na furgonetki xcomowców zaopatrzeniowcy mogli działać w spokoju.

- On nawet nie musi nic robić. Wystarcyz, że da znać, że już nas nie ochrania. Rzucą się na nas wszyscy. Co wtedy zrobimy? Dacie nam ochroniarza na każdy wóz? - zapytała ironicznie wąsacza i niejako resztę. No tak, gdyby xcomowcy musieli walczyć “o kawałek torta” jak to rano zgrabnie ujął latynoski mafioz to tak by to wyglądało. Praktycznie wszyscy zbrojni musieliby ochraniać furgonetki. A wynik był niepewny. W końcu jakie szanse miała obsada zaskoczonej furgonetki, nawet z jednym czy dwoma zbrojnymi jeśli by napdała ją taka banda podobna do ludzi Hooka? Raczej kiepskie. I dlatego Matylda w pełni poparła projekt by dogadać się z mafiozem.

- Dla nas to może być niezła szansa. - Carter niespodziewanie dla co niektórych też dostrzegł plusy takiego rozwiązania. - My tutaj działamy tylko we trójkę. No może jeszcze to co ludzie Lawa czy Matyldy się dowiedzą z sieci czy na mieście. - szef szpiegów miał pewnie na myśli swoją komórkę wywiadowczą jaka działała w okolicy. No i dwa inne wydziały z czego skanerzy buszowali w sieci a zaopatrzeniowcy po okolicy więc w naturalny sposób mogli usłyszeć i zobaczyć to i owo.

- Ale oni są tutejsi. My na razie wciąż jesteśmy tu nowi, dopiero budujemy nasze siatki i agenturę. Oni siedzą tu od dawna. Możemy sobie nawzajem pomóc. My mamy źródła wywiadu elektronicznego i mamy wieści spoza miasta. Oni za to znają na wylot to miasto. Gdzie moi ludzie się nie natknął na coś nielegalnego to prędzej czy później pojawiają się jakieś powiązania z Alvarezem. - podsumował Carter niejako przyznając, że tutejszy mafioz może mieć na terenie miasta znacznie rozleglejszą sieć szpiegów, informatorów i obserwatorów niż X-COM zdążył zbudować przez te parę miesięcy. Na razie mieli właściwie jednego przekupionego policjanta którego zresztą właściwie zwerbował Ruben. Ilu przekupionych policjantów miał Alvarez można było się tylko domyślać. Ale pewnie więcej niż jednego. Więc koniec końców szef agentów też proponował by Law spróbował wybadać podczas kolejnego spotkania czy mogliby dojść w tej kwestii do porozumienia. Skoro i tak rozważają współpracę z nim w tej czy innej formie.

- Gdyby ktoś mi 20 lat temu powiedział, że będę współpracował z mafią w walce z kosmitami to bym mu pewnie nie uwierzył. Ale 20 lat temu świat był inny. - swoje chrypiące trzy grosze postanowił dorzucić Moritz. Wszyscy spojrzeli na starego wiarusa walczącego podczas Inwazji. I chyba nie tylko on dostrzegł ironię tej sytuacji.

- Jesteśmy za słabi na wojnę z nim. Jesteśmy na jego terenie. Jesteśmy słabsi. Nie wiem czy wie gdzie mamy bazę. Ale pewnie jest w stanie się tego dowiedzieć skoro ma nas pod nosem. Nawet nie musi nas szturmować. Wystarczy, że urządzi nam blokadę. Mamy generatory więc i wszystko co na energię będzie działać. Ale ile mamy zapasów? Ile wytrzymamy bez dostaw z zewnątrz? - zapytał raczej retorycznie. Chwilę jeszcze rozważał dostarczenie posiłków z bazy macierzystej. Co i dla nich i tutaj byłoby mocno kłopotliwe. A wynik był niepewny. Jedyną szansę jaką widział w razie konfliktu to likwidacja samego Alvareza. Ale najpierw trzeba by go namierzyć a na razie był nieuchwytny o ile sam się z nimi nie kontaktował. A gdyby to nie wyszło to liczenie na to, że koszt takiego oblężenia będzie dla Alvareza zbyt wysoki, zbyt niedochodowy. Chociaż zapewne miał większe możliwości niż xcomowcy a samo oblężenie mocno ograniczyłoby możliwości ich bazy.

I chociaż dyskusja jeszcze trochę trwała ostatecznie uznano, że lepiej będzie przychylić się do wniosku japońskiego szefa skanerów i pójść na współpracę z Alvarezem bo ma to więcej plusów niż minusów. No i właściwie przynajmniej ta akcja wpisywała się w cele xcomowców skoro koniec końców chodziło o to by zagrać na nosie siłom rządowym a nawet ADVENT-owi.

- Myślę, że to można ładnie rozegrać. - Barb ożywiła się gdy doszli do omawiania tej wspólnej akcji. - Pomyślcie jak to można ładnie zaznaczyć. Tak różni ludzie o różnych przekonaniach i celach współpracują w walce z kosmicznymi najeźdźcami. - powiedziała z zapałem w głosie i spojrzeniu rozglądając się po zebranych twarzach. - Jeśli się uda to wow! Pomyślcie! Odbijemy więźniów z najbardziej strzeżonej części miasta! Strzeżonego przez rządowych sprzedawczyków i ADVENT! Taki news pójdzie na całe miast, można to rozrzucić na cały świat! Taka spekakularna akcja! - zawołała podniecona taką wizją. No i rzeczywiście jakby się udała taka gruba akcja…

- A jak się nie uda? - zapytał kwaśno Frank któremu ta współpraca z mafiozem dalej była nie w smak. Ale widział, że opcja Lawa zaczyna zdobywać przewagę gdy większość szefów działów albo poparło pomysł współpracy albo chociaż nie wyraziło sprzeciwu.

- No to trochę gorzej. Ale numer tej klasy i tak pokaże naszą determinację, wolę walki i to, że ludzkość nie dała się ujarzmić i nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Że X-COM wciąż istnieje i walczy, że rzuca wyzwanie ADVENT-owi i kosmitom tam gdzie wydaje się być najsilniejszy. - szefowa od PR w ich bazie odparła bez zastanowienia. Mówiła z przekonaniem tak jakby nawet w razie porażki można było wyciągnąć z takiej akcji jakieś korzyści. Całkiem spore. Rzeczywiscie X-COM od dawna jakby przycichł i nie docierały do nich tak spektakularne akcje. Co prawda wieści z rządowych newsów nie można było uznać za wiarygodne i pewnie niechętnie by przyznali się do takiego wypadku ale wtedy dalej z wewnętrznej sieci X-COM coś powinno dotrzeć. No chyba, że gdzieś ktoś wyżej w hierarchii uznał, że jeśli coś takiego miało miejsce to lepiej sie tym nie chwalić nawet przed swoimi. Zwłaszcza jeśli akcja nie poszła zgodnie z planem.


---



- Czerwone Dłonie są poza naszą rodziną. Może się to zmienić ale w tej chwili są poza rodziną. Kręcili się po obrzeżach, mieli bazę w Imperial. Ale nie są stąd. Przybyli tu z parę miesięcy temu, jakoś pod koniec zeszłego sezonu. - wczoraj Alvarez nie odpowiedział na pytanie o gangi o jakie zapytał go Law. Powiedział, że sprawdzi to. Może naprawdę musiał sprawdzić a może czekał na odpowiedź xcomowców. I wrócił do tematu dopiero przy dzisiejszej rozmówcy gdy Law przyszedł ze zgodą na współpracę. A odpowiedź niejako znaczyła, że los ludzi Hooka niezbyt go interesuje skoro nie pracują dla niego.

- Ale ciekawe, że pytasz o Zamaskowanych. - latynoski biznesmen wydawał się być naprawdę zaintrygowany pytaniem o kolejną grupę. - Mają zaskakująco dobry towar, w zaskakująco dużej ilości, w zaskakująco niskiej cenie. To zaskakujące. - przyznał, że nawet jego coś zaskoczyło w możliwościach dostawców półproduktów dla Bailey’a. Dodał też, że jego ludzie dowiedzieli się tyle, że przyjeżdżają gdzieś z południa. Spoza miasta. Co by tłumaczyło dlaczego nie jest ich tak łatwo namierzyć. Też był zainteresowany dowiedzeniem się czegoś więcej o tych nowych, tajemniczych dostawcach spoza miasta.

- A teraz jeśli chodzi o naszą aktualną sprawę. Moi ludzie wprowadzą was w nasze przygotowania. - Alvarez jednak wolał się skoncentrować na sprawie odbicia swoich ludzi z aresztu w centrum miasta. Skinął ku sąsiedniemu stolikowi i od niego wstało dwóch ludzi. Jeden był w garniaku i wyglądał jak sam el jefe i jego osobista obstawa. A drugiego Law a zwłaszcza Ruben zdołali poznać całkiem nieźle przez ostatnie miesiące. Rando skinął głową w ich kierunku i w przeciwieństwie do ważniaka w garniturze uśmiechnął się do nich.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-11-2020, 22:54   #224
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
The Hood

Law cieszył się, że rada niemal jednogłośnie przystanęła na propozycję, czy raczej ultimatum Alvareza. Część doszukiwała się w tym korzyści, inni zwracali uwagę na bardziej przyziemne rzeczy, jak bezpieczeństwo operatorów X-COM na ulicach i brak przewagi w ewentualnym starciu nie tylko z siłami Alvareza, ale wszelką hołotą z miasta.

Doszli do porozumienia, teraz pozostało dopiąć plan działania i odbić gangsterów.

- Mówiliście, że potrzebujecie przykrywki - zaczął Japończyk, kiedy do stolika dołączyła dwójka ludzi Alvareza. - Załatwimy legendy dla waszych ludzi, tak, żeby przeszli ewentualną kontrolę i mogli legalnie kręcić się po mieście – to oczywiste. Interesuje mnie natomiast, czy macie już gotowe rozeznanie? Jeśli nie, to będę potrzebował dnia na rozpoznanie terenu, polatanie dronem i zmapowaniem wszelkich lokacji, które mogą okazać się przydatne lub niebezpieczne w czasie akcji - przemawiał, zerkając to na Alvareza, to na Rando i jego towarzysza. Law nie odwzajemnił uśmiechu Rando, za to Ruben zaszczycił go wyszczerzonymi zębami. W końcu spędzili ze sobą już kawał czasu, przelali razem morze trunków i powciągali niejedne prochy.

- Mówicie, że macie sprzęt i ludzi, dlatego będę opierał się na waszych siłach. Jeśli jednak akcja ma przebiegnąć gładko, chcę dowodzić w terenie. Na nic się zdadzą wam przykrywki, jeśli ktoś w czasie akcji zacznie podejmować nierozsądne decyzje - zaznaczył dobitnie swój warunek, patrząc spokojnie na rozmówców. - Plus nie macie lepszego hakera w New St. Louis ode mnie. Wezmę dwóch swoich ludzi do ochrony i naszego MEC’a, który będzie czekał jako wsparcie. Nasz dron będzie obserwował na miejscu. Wchodzimy pod przykrywką i tak też próbujemy się wydostać, jednak musimy być gotowi na stoczenie bitwy, kiedy będziemy się wycofywać.

Haker zrobił pauzę, samemu się zastanawiając, co dalej. Musiał przyznać, że akcja faktycznie szykowała się gruba. Pocieszał go fakt, że w większości ryzykował życiem nie swoich ludzi, niemniej nadal to byli ludzie, sojusznicy. Im lepiej powiedzie się misja, tym lepsze względy otrzymają od Alvareza, więc warto było się starać. Poza tym profesjonalizm Japończyka nakazywał mu, by niczego nie spaprać.

- A teraz podzielcie się wszelkimi informacjami o tamtym miejscu - dodał na koniec.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 07-11-2020, 18:16   #225
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 98 - 2037.V.19; wt; przedpołudnie

Czas: 2037.V.19; wt; przedpołudnie; g. 10:00
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; klub “The Hood”
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz umiarkowanie, mżawka, sła.wiatr

Wyglądało na to, że ludzie Alvareza znają się na swojej robocie. Przygotowania do odbicia były dość zaawansowane a i rozpoznanie było zrobione całkiem nieźle. Mieli plany budynku sądowego gdzie już niedługo miała nastąpić ostatnia rozprawa i zapaść wyrok. Nikt nie miał złudzeń, że skazujący.

- Mamy z tym sądem problem by się tam dostać. Nie mamy tam swoich ludzi. Nie mamy jak przekazać grypsu naszym ludziom. - powiedział Brown. Ten ponurak w gajerze jaki dosiadł się do nich razem z Rando. Trudno było powiedzieć czy Brown to jego imię, ksywa czy nazwisko. W każdym razie szef przedstawił go jako Browna no i tak zostało. Brown widocznie był ten łebski, od myślenia i planowania. Pod względem powagi i humoru był odpowiednikiem Lawa tak jak Rando pasował do Rubena. Mieli swoich ludzi na mieście. Na tyle, ze sama trasa do sądu i cała okolica była spenetrowana całkiem nieźle. Wydawało się, że tutaj niewiele xcomowcy mogliby zdziałać. Ale był właśnie pewien problem.

- Możemy legalnie wejść aż pod same drzwi. Nawet do budynku sądu. W końcu to budynek publiczny, chociaż rozprawa ma się odbywać za zamkniętymi drzwiami, bez publiczności. No ale tylko jako legalni, uczciwi obywatele. - Rando rozłożył ramiona wyjaśniając w czym twkił szkopuł. Otóż to. Ta cała skomplikowana i zazebiająca się sieć skanerów, bramek, wyrywkowych kontroli sprawiała, że raczej nie było realnych szans by przez całe miasto wnieść coś nielegalnego. Do tego do wnętrza tak dobrze pilnowanego budynku. Broń, narkotyki, elektronika bez licencji i to wszystko co współczesne władze uznawały za nielegalne. Ci poszukiwani listem gończym także. Co mocno ograniczało możliwości odbicia więźniów. Bo jak to zrobić? Rzucać się na uzbrojonych strażników i ADVENT z gołymi rękami? Jak przyznał niechętnie Rando część bramek po drodze może by ominęli no ale im bliżej centruum tym robiło się ich gęściej. A we wszystkich drzwiach sądu zamontowano detektory podobne do tych co xcomowcy mieli u siebie czy nawet w tym nielegalnym składziki Chena w Chinatown. A takie wykryłyby właśnie wszelką broń.

- Dlatego pomyśleliśmy, że trzeba by się podszyć pod kogoś kto ma broń i może ją tam nosić. Pomyśleliśmy o policji. - powiedział Brown patrząc na dwóch przedstawicieli drugiej strony.

- Mamy jeden radiowóz. Osobówkę, taka klasyczna panda. I furgonetkę. Bankowóz. Ale przerabiamy ją by wyglądała jak trzeba. - Rando wyświetlił ze swojego holo zdjęcia wspomnianych pojazdów. Policyjny radiowóz rzeczywiście jak wyglądał jak autentyczny radiowóz. Zupełnie jakby zostawili do policjanci i poszli na pączki czy co. Stał w jakimś hangarze czy innym bezimiennym magazynie. Furgonetka była ciemnobrązowa, krępa i solidna. Pasowała do przewozu cennych ładunków czy osób.

- Właśnie tutaj mamy dylemat jak ją naszykować. Albo jako policyjną albo więzienną. Zależy jakie papiery zrobicie i pod kogo mamy się podszyć. Wtedy mamy furgonetkę co ma zabrać więźniów no i eskortujący ją radiowóz. - wyjaśnił Brown tłumacząc poniekąd dlatego taka trochę bezimienna wydawała się teraz ta furgonetka.

- Przydałby się drugi radiowóz. Może wyglądać dziwnie jak takie gwiazdy będzie eskortować tylko jeden wóz. Ale pracujemy nad tym. Na dniach powinniśmy coś mieć. Ale po przemalowaniu furgonetka będzie zajeżdżać lakierem. Trzeba będzie odczekać 24 by dało się użyć. Dlatego im szybciej ją przemalujemy tym lepiej. - Rando szybko uzupełnił wypowiedź kolegi i jako mechanik samochodowy to pewnie znał się na tych technicznych detalach ich lakierowania.

- Mamy też policyjne mundury. Ale dość gołe. Insygnia i inne można przyszyć. Znów zależy pod kogo byśmy mieli się podszyć. - Brown przewinął na swom ekranie i pokazał fotki tych granatowych mundurów. Wyglądały jak ten radiowóz. Czyli bardzo autentycznie. Przynajmniej na tym zdjęciu. Trochę detali jak naszywki stopni czy plakietki a nazwiskami i można je było dostosować do potrzebnej roli od szeregowego stójkowego po wysokiego oficera.

- No i tu coś musicie wymyślić. Bo wedle planu naszych ludzi ma zabrać ADVENT a nie gliny. Więc musicie jakoś to odkręcić by dostali rozkaz, że policja ma ich odwieźć do więzienia. Czyli my. Inaczej nas spławią albo trzeba będzie się z nimi strzelać już przed sądem. - Rando zaznaczył kolejną trudność z jaką alvarezowcy mieli kłopot. Może te mundury i radiowozy jeszcze by jakoś załatwili. No ale taki rozkaz to już była wyższa szkoła jazdy. Trzeba było nie tylko przygotować jakiś elektroniczny papier by się wylegitymować, i to przed ADVENT-em ale i wysłać rozkaz elektronicznie. Tak by wyglądało jak polecenie z ich bazy albo chociaż potwierdzenie. Bo na okazanie takiego papieru na oczy pierwsze co zrobi taki oficer to sprawdzi w swojej bazie czy coś o tym wiedzą. Jak nie będzie potwierdzenia to sprawa się sypnie. W najlepszym razie wtedy by zignorował takich gliniarzy. O mniej optymistycznych scenariuszach można było nie myśleć.

- No chyba, żeby w sądzie wywalczyć by to lokalna policja przewiozła naszych do więzienia. - dodał ponurak w garniturze dość ponurym tonem. To byłoby najlepsze wyjście. Uprawnomocniłoby przybycie oddziału policji po więźniów. Ale też i najtrudniejsze i do zrealizowania i przewidzenia. Sąd mógł zwyczajnie odrzucić taką prośbę. Wtedy zostawała gra na zmiany w ostatniej chwili czyli ten wariant z zamieszaniem i przybyciem policji co mieliby na tyle mocne papiery by przejąć skazańców. Zapewne też dobrze by odpowiedni człowiek był na odpowiednim miejscu. By nie speszyły go negocjacje z oficerem ADVENT-u no i jednocześnie był elastyczny. Bo jak zareaguje ADVENT to też nie było do końca pewne. Niby byli karni, lojalni, nieprzekupni co sugerowało, że powinni wykonać oficjalny rozkaz i przekazać więźniów policji. No ale pewności nie było i wiele zależało od osoby przeprowadzającej tą rozmowę.

Plan alvarezowców w ogólnych zamierzeniach był dość prosty. Przebrać się za policję, załadować więźniów na pakę furgonetki i odjechać od sądu. Tyle, że nie do więzienia a dać dyla w długą. Nawet mieli przygotowane miejsce z samochodami do przesiadki. I przed Inwazją to co mieli już teraz pewnie by im wystarczyło do zaczęcia akcji samodzielnie bez pomocy z zewnątrz. No ale ten cały nowoczesny system zabezpieczeń nie pozwalał nawet wjechać swobodnie do centrum miasta. Co stawało taką akcję pod znakiem zapytania. Co innego właśnie gdyby pod te fury i kostiumy co już mieli dodać odpowiednie elektroniczne legendy i rozkazy w sieci. Wtedy taka przykrywka miała szanse powodzenia. Przynajmniej do tej kluczowej rozmowy z ADVENT-em. Jakby się udało to załadują pojmanych alvarezowców i odjadą. Ci rządowi pewnie zorientują się, że coś jest nie tak. Najpóźniej jak konwój nie zjawi się w więzieniu. A powinien tam dojechać w kwadrans, góra 20 min. Mogli też połapać się wcześniej. Ale do tego czasu alvarezowcy mieli nadzieję na podmianę samochodów w przygotowanym miejscu. Co znów powinno dać czas wyjechać poza centrum zanim system się połapie kogo teraz powinien szukać. I w ogólnych zarysach na tym miał polegać plan.

Rozmowy przeprowadzali już bez Alvareza. Ten widząc, że sprawy zaczęły się układać po jego myśli opuścił “The Hood” pozwalając się zająć detalami planu ludziom którzy już byli lub mieli być zaangażowani w przygotowania akcji i jej wykonania. Po krótkiej chwili zastanowienia zgodził się na warunek Lawa by dowodził tą akcją. Taki kredyt zaufania. Ale nie ukrywał, że będzie miał na uwadze tą akcję. I skoro oddawał Lawowi i xcomowcom kierownictwo nad akcją i wolną rękę w przeprowadzeniu to i jego pociągnie do odpowiedzialności gdy sprawa się sypła. Jego przedstawicielami byli właśnie Brown i Rando. Z czego wyglądało na to, że Brown raczej pracuje na miejscu, podejmuje decyzje, ma kontakty i jest tym od główkowania. A Rando w terenie trzymał rękę na pulsie by wszystko działało jak należy. Rano był poszukiwany przez policję więc nie bardzo mógł się pojawić w centrum. Przynajmniej nie pod własną twarzą i nazwiskiem. Plan z przebierankami dawał jakąś szansę na bezkrwawe załatwienie sprawy, opierał się na podstępie. Ale nie można było wykluczyć, że w każdej chwili od wjazdu do centrum może też przerodzić się w morderczą walkę o przetrwanie w bardzo niesprzyjającym terenie. A jak w końcu rządowi zorientują się co jest grane zapewne postawią na nogi całe miasto i okolice. W końcu gdyby udało się wyrwać im z paszczy te trzy ofiary to byłby to dla nich blamaż na 102.

Czasu na przygotowanie akcji nie było wiele. Był wtorek rano, późne rano. A w piątek od 8 rano miała zacząć się rozprawa, mowy końcowe i ogłoszenie wyroku. Prawie na pewno skazującego. System nie miał litości dla “bandytów” i “terrorystów” co mieli tyle wykroczeń na koncie jak ta schwytana trójka.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 13-11-2020, 20:23   #226
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
The Hood

Law z uwagą wysłuchał tego, co Brown miał mu do przekazania. Haker był pod wrażeniem zaangażowaniem i zmyślnością grupy Alvareza. Szczerze zakładał, że gangsterzy szykowali się do rzezi; okazało się wręcz przeciwnie, planowali rozegrać to najbardziej pokojowo jak się dało. Japończyk odetchnął w duchu z ulgą. Jeśli uda im się przeprowadzić operację bez rozlewu krwi, będzie to dla niego podwójny sukces. Oczywiście nie żal mu było ADVENT’u, jednak na miejscu mieli znajdować się też postronni cywile i funkcjonariusze policji.

- Plan z przejęciem więźnia ma szansę się udać. Przygotujmy scenariusz z konwojem więziennym - zaczął skaner, skupiając się już tylko na Brownie, kiedy Alvarez opuścił pomieszczenie. Wyrachowany planista taki jak ten jegomość był dla Lawa najlepszym rozmówcą. - Przygotujemy mundury i pojazdy. Jeśli możemy w czymś pomóc, zaoferuję pracę moich działów produkcyjnych. Co prawda nie mam profesjonalnych szwaczy, ale jest kilku uzdolnionych ludzi z naszego PR’u, którzy pewnie mogliby przyłożyć do tego rękę. Stroje straży więziennej i ubrania więźniów do przygotowania na początek. Także furgonetka i radiowozy. Jeśli chodzi o legitymacje i legendy, mój dział wszystko dla nas przygotuje - podzielił się wstępnymi przemyśleniami.

- Co do ADVENT’u - kontynuował po chwili zamyślenia. - Spróbujemy ich oszukać. Włamanie się do ich systemu nie będzie proste, ale z pomocą jakiegoś urządzenia komunikacyjnego należącego do ich jednostek powinno być prościej. Zakładam, że nie macie na stanie żadnego komunikatora ani datapadu ADVENT’u? - zapytał, chociaż nie spodziewał się twierdzącej odpowiedzi. - Jeśli nie, trzeba będzie jakiś skroić. Mógłbym wysłać moich najlepszych agentów, żeby przechwycili urządzenie od jakiegoś patrolu - zaproponował, myślami błądząc wokół postaci Jamesa i Nancy.

- Jeśli chodzi o obstawę furgonetki, będę potrzebował od was paru kierowców. Za oficera konwoju podstawiłbym któregoś z moich agentów. Sam zabiorę się jako funkcjonariusz, żeby dowodzić w terenie i hakować ichniejszy sprzęt - jeśli zajdzie taka potrzeba. Zaś do waszej dziupli poślę moją podwładną, która będzie sterować dronem. Resztę funkcjonariuszy, to jest dwóch-trzech, nie licząc kierowców, obstawiłbym waszymi ludźmi, o ile znajdą się jacyś niewidniejący w policyjnych bazach danych.


Plan z początku wydawał się bardzo ryzykowny, jednak odpowiednio rozegrany miał szansę powieść się bez żadnych nieprzyjemności.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 15-11-2020, 05:08   #227
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 99 - 2037.V.20; śr; zmierzch

Czas: 2037.V.20; śr; zmierzch; g. 20:10
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz nieprzyjemnie, pogodnie, sil.wiatr



- Rany już mi się mózg lasuje. Law weź to sprawdź proszę czy czegoś nie przegapiłam. - Yoshiaki przetarła skronie i oczy w oznace zmęczenia. Ale całą trójką mieli prawo odczuwać zmęczenie. Odkąd Law i Ruben wrócili wczoraj ze spotkania w “The Hood” z zielonym światłem na wspólną akcję z alvarezowcami w samym centrum miasta wszyscy dostali kota do roboty. Na barki 3 z 4 xcomowych skanerów spadło dorobienie legend do odpowiednich osób. Tak by tych xcomowców czy ludzi Alvareza system traktował jak porządnych funkcjonariuszy policji i straży więziennej. A chociaż nie była to wyjątkowo trudna robota a dla skanerów prawie rutynowa. To teraz jednak zrobiło się gorąco gdy musieli w parę dni wyprodukować sporo całkiem nowych legend dla całkiem nowych osób.

Więc od wczoraj siedzieli nad tymi facjatami produkując im życiorysy, ubezpieczenia, historię służby, rodzinę, adresy, konta bankowe a na samym końcu wpuszczając to w system by wyglądało jakby tam było od zawsze.

- To ile już mamy? Chyba z 8 co? - Greg przeciągnął dłonie nad głową. Dzisiaj mu dobrze poszło i kończył właśnie drugą legendę. Law i Yoshiaki mieli na koncie po jednej. Wczoraj szefowi skanerów tak dobrze poszło no dzisiaj już bardziej standardowo. Wyprodukowanie takiej elektronicznej biografii to jednak zazwyczaj zajmowało jeden dzień roboczy. W tej chwili faktycznie mieli 8 policyjnych facjat. Od biedy to już w tej chwili by starczyło na minimalną obsadę furgonetki i dwóch radiowozów. Więc takie minimum programowe pod tym względem właściwie już mieli.

- Oho. Ruben dzwoni. Przełącze na ogólny. - Yoshiaki spojrzała na zgłoszenie przychodzące i facjatę ich wytatuowanego czarnoskórego kolegi zdradzającą kto dzwoni.

- Ten to zawsze się wyślizga od uczciwej roboty. - George spojrzał trochę jakby z niechęcią a trochę z podziwem na holo Ace’a którego z nimi od wczoraj raczej nie było. Niby wszyscy wiedzieli, że jest od specyfiką od czego innego niż software no ale z jego bezczelną, złodziejską naturą łatwo było pomyśleć, że miga się gdy inni pracują. Chinka pokiwała głową i pacnęła przycisk odbioru uruchamiając połączenie.

- Cześć! Widzicie tą ślicznotkę? Widzicie? - Ace dla odmiany od trójki kolegów w centrum ich bazy wykazywał się młodzieńczą energią i żywiołowością. Właściwie jego głos. Bo w kamerze widać było tył jakiejś ślicznotki. Całkiem śliczny tył. Zwłaszcza, że się pochylała dokładnie tyłem do Ace i jego kamery gdy ściągała z siebie kombinezon roboczy zdradzając zgrabne nogi i krótkie spodenki na biodrach. Też musiała usłyszeć xcomowca bo odwróciła się do niego czyli i do trójki widzów. Prychnęła z niedowierzaniem, pokręciła głową i w końcu pokazała mu środkowy palec. Chociaż na końcu to chyba jednak troszkę jakby się uśmiechnęła. To była ta latynoska koleżanka Rando z warsztatu, Vita, na jaką widocznie Ruben miał chrapkę od jakiegoś czasu.

- Pokażesz nam coś ciekawego Ace? - zapytała Yoshiaki raczej cierpkim tonem jakoś nie mdlejąc na widok wdzięków nowej koleżanki Rubena.

- Pewnie! Patrzcie tutaj? Widzicie jaka ślicznotka? Jak nowa! - Ruben widocznie był w tym hangarze gdzie trzymali te wozy jakie mieli zamiar użyć na akcji. Ten jeden radiowóz to już wczoraj był gotowy do akcji. Wczoraj po uzgodnieniu detali przemalowano też bankowóz na barwy służby więziennej. Teraz też wyglądał jak nowy i już lakier wysechł na tyle, że można było go użyć. Więc mieli dwa z trzech planowanych wozów gotowych do akcji.

- A to ich nowy kolega! - kamera nieco odwróciła się i Ruben pokazał im kolejny osobowy radiowóz. Widocznie alvarezowcom udało się zdobyć gdzieś ten samochód. Więc plan samochodowy mieli wykonany na piątkową akcję.

- O, Nancy dzwoni. - Ruben jeszcze nie skończył bajerować o tych nowych furach gdy przyszło kolejne połączenie. Tym razem od agentki terenowej. Ponieważ jeszcze do końca nie było wiadomo czy ona czy James będzie przebrany za oficera to Carter wysłał ich oboje w okolice sądu i tej FOB by obejrzeli okolicę własnym okiem. Bo może coś znajdą ciekawego.

- Spójrzcie kogo znalazłam. - prychnął nieco zaskoczony głos agentki. A podobnie jak Ruben ustawiła swoje holo na nagrywanie przekazując obraz do centrali. Pokazywało już dość dobrze znajomy widok sądu od frontowej strony. I koncentrowało się na sylwetce młodej kobiety jaka schodziła po schodach na ulicę. Była ubrana jak to w sądzie, urzędzie czy korporacji wypadało. Więc wydawała się właściwą osobą na właściwym miejscu. Ale w pierwszej chwili niczym specjalnym się nie wyróżniała. Nawet silny wiatr szarpał jej ubraniem tak jak i innymi.

- Wydawało mi się, że poznaję jej twarz. Sprawdziłam ją. To jest Nuria Weel. - powiedziała Nancy gdy widocznie uznała, że koledzy i koleżanki w centrali się już jej wystarczająco przyjrzeli. Samo nazwisko też jakoś nie wywołało u skanerów jakichś skojarzeń. Chociaż Law coś zaczęło drapać od środka czaszki.

- To ta co się zatrzymała z tym kolegą jak chciała wezwać policję gdy wieźliśmy Yuana do bazy. Ale ten świat mały. - agentka zaśmiała się sama zdziwiona na ten zbieg okoliczności. Teraz gdy przypomniała tamtą akcję to skojarzyli. Pechowo furgonetka zjechała z drogi a życzliwi przejezdni chcieli pomóc wzywając policję. Gest szczery i przyjazny dla bliźnich w potrzebie no ale gdyby przyjechała policja i odkryła na pace vana MEC-a z czasów Inwazji… No ale jakoś dali się przekonać, że już wezwali kogo trzeba więc pojechali razem dalej bez wzywania policji.

- Wczoraj też ją widziałam. I dzisiaj. Chyba pracuje w tym sądzie. Teraz też wyszła jakby skończyła pracę. - agentka dopowiedziała resztę swojego odkrycia na temat ten młodej kobiety jako wróciła na scenę po przypadkowym spotkaniu na bezimiennej drodze kilka tygodni temu.

- No ale co z tego, że tam pracuje? - George chyba nie bardzo widział związek pomiędzy tą Weel a piątkową akcją. Jak na razie ich plan jakoś nie przewidywał jej udziału w tej akcji.

- No jeszcze nie wiem. Pomyślałam, że wam powiem co odkryłam. Mam spróbować kontaktu z nią czy dalej penetrować teren? - Nancy musiała przyznać, że sama jeszcze nie bardzo ma pomysł co zrobić z tym odkryciem. Właściwie adres tej Weel mieli jeszcze z poprzedniego sprawdzania. Nawet jej telefon. A w parę minut mogli się dowiedzieć wiele choćby z przeglądania mediów społecznościowych. Ale czy sięgać jakoś po tą kartę czy zostawić w spokoju? Na razie ta młoda brunetka szła chodnikiem w stronę strzeżonego parkingu gdzie pewnie miała zaparkowany samochód lub rower.

Co do spraw sądowych swoje trzy grosze miała też xcomowa prawniczka. Jak na razie była ich jedynym kontaktem wewnątrz sądu. Co więcej xcomowcem a nie alvarezowcem. I to takim co pracowała w tym sądzie od paru miesięcy więc nikogo nie dziwiło, że jest w środku. Gdy wczoraj Law się z nią skontaktował wprowadzając wstępnie w temat dość stanowczo postanowiła się wtrącić. Tu nastąpił mały łamaniec by poprzez Mr. Browna i nie wiadomo kogo jeszcze obecni adwokaci z urzędu poprosili by Laura Nadel została dokoptowana do składu obrony by w ogóle miała szansę zabrać głos.

Laura też dzwoniła niedawno. Większość dnia zapoznawała się ze sprawą tej oskarżonej trójki. Przyznała, że nie przeczytała wszystkiego. Ale jak znała cel jaki chciał osiągnąć X-COM czyli ustępstwo by aresztowanych do więzienia przewiozła służba więzienna ludzi a nie ADVENT to było jej łatwiej.

- Szkoda, że tak na ostatnią chwilę. Nie wiem czy sąd się zgodzi. Jakbym przejęła tą sprawę wcześniej może coś by się udało ugrać, przełożyć termin rozprawy albo coś takiego. - powiedziała w swoje holo. Jutro był ostatni dzień rozprawy i jutro będzie próbowała uzyskać to drobne ustępstwo. Więc okaże się to jutro. Ale uważała, że wobec takiej presji i dowodów winy wyrok skazujący jest raczej formalnością. Tak jak w stalinowskich procesach pokazowych przed II wojną światową. Niemniej miała zamiar walczyć o zmianę środka transportu a nie wyroku więc może się to uda. A może nie.

- Cześć. Zerknijcie na tych cudaków. Robimy ich? - zanim skanerzy zdążyli odpowiedzieć Nancy co jej radzą z tą Nurią to zgłosił się sam. Też przekazał obraz z kamery. Sądząc po specyficznym profilu pewnie z celownika swojej broni.





Oficer ADVENT. I dwóch żołnierzy ADVENT. Czyli standardowy patrol ADVENT. Sam obserwował ich z ukrycia. Jeszcze tydzień temu nie przyszłoby mu do głowy, że obserwując wroga z ukrycia będzie leżał obok członka zorganizowanej grupy przestępczej. A piętro niżej i w samochodzie będzie czekać paru innych. Ale to właśnie alvarezowcy go tutaj przywieźli gdy chodziło o szansę zdobycia komunikatora i datapadu ADVENT-u. Miejsce rzeczywiście wydawało się niezłe. Tak już raczej poza peryferiami centrum, na raczej pustych kwartałach ulic gdzie mało kto mieszkał. Taka strefa pośrednia i niczyja. Jeszcze zapuszczały się takie o piesze patrole ADVENT-u ale jeszcze teren nie był pod taką kontrolą Alvareza lub zależnych od niego grup jak przy rzece i dalszych peryferiach miasta. Więc była szansa, że jakby uderzyć szybko i zdecydowanie to będzie można zlikwidować ten patrol, zabrać co trzeba i zwiać zanim doślą posiłki.

- Jak mamy ich robić to przyślijcie wsparcie. Ja jestem sam. I mam tylko trzech od Alvareza. A mówią mi, że te pajace będą się tu kręcić jeszcze gdzieś do północy. - Sam przekazał informację. Co prawda ze swojego karabinu wyborowego mógłby ich zaatakować od razu. I miałby spore szansę na odwrót zanim tamci go namierzą i odpowiedzą ogniem. Ale to wywołałoby alarm. Miałby nikłe szanse dobiec czy podjechać do nich by zabrać co trzeba. A wystarczyłby jeden zdolny do walki by mu na to nie pozwolił. Zaś ci trzej od Alvareza mieli tylko broń krótką i automaty, bezużyteczne na tym zasięgu kilkuset metrów. No ale mieli mu tylko pokazać to miejsce i przywieźć. Też nie byli gotowi na konfrontację. Ale w godzinę czy dwie mogli tu ściągnąć większe siły. I od X-COM i od Alvareza. Może udałoby się uzyskać chociaż lokalną i czasową przewagę nad pojedynczym patrolem ADVENT-u. Na tyle by ich wszystkich rozbić względnie szybko zanim dotrze do nich odsiecz. A odsiecz można było opóźnić jakby udało się zakłócić ich łączność. No i zlikwidować tego drona który latał nad tym patrolem działając na ich korzyść ostrzegając przed niebezpieczeństwem lub wysyłając alarm do innych jednostek gdyby było potrzeba. Chociaż ta silny wiatr co miotał nawet grubymi gałęziami sprawiał też kłopoty tak drobnym dronom.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 20-11-2020, 15:55   #228
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Praca skanerów wrzała. Mieli gotowych kilka legend; wystarczająco, by obsadzić wszystkie pojazdy na najbliższą misję. Teraz wystarczyło ubrać taki zespół w mundury straży więziennej, wpakować do radiowozów i maskarada była gotowa. Oczywiście po wykonanej akcji wszyscy podrabiani policjanci musieli się ulotnić na mieście i podszyć z powrotem pod cywili. Do tego miały posłużyć kolejne legendy, które na szczęście mieli już w zapasie.

Graham był bardzo zainteresowany dziewczyną od Rando, jednak najwidoczniej udało mu się skupić na tyle, by przygotować pojazdy na akcję. Law obawiał się, że „Ace” wpakuje ich w jakieś kłopoty z tą Vitą, bo to, że prędzej czy później technik zarobi przez nią w zęby Japończyk dobrze wiedział. Nie było jednak teraz czasu na rozwiązywanie takich problemów.

Przynajmniej Nancy nie sprawiała żadnych kłopotów w terenie. Rozpoznała okolice sądu i namierzyła niejaką Nurię Weel. Kierownik skanu nie miał jeszcze pomysłu, jak wykorzystać taką informację. Mogli co prawda prześwietlić kobietę. Jeśli miała wpływy w sądzie, okazałaby się cennym atutem w przypadku jej zwerbowania w szeregi X-COM. Jednak taka rekrutacja zajęłaby zdecydowanie za dużo czasu, niż go aktualnie posiadali przed misją. Pozostawał szantaż, który mógłby podziałać doraźnie, ale po co mieli grozić Weel? Co najwyżej mogli spróbować skontaktować z nią Laurę, X-COM’ową prawniczkę. Kto wie, może by się dowiedziała czegoś ciekawego o sędzim, który miał prowadzić rozprawę gangsterów.

Pozostawała jeszcze kwestia ADVENT’u. Jeśli X-COM’owcy chcieli zdobyć urządzenia komunikacyjne, to była ich jedyna szansa. Sam, snajper z biolabu, był na miejscu, jednak miał do dyspozycji tylko trójkę partyzantów. Jeśli mieli zdjąć cały patrol, potrzebował większego wsparcia. Mogli mu je zagwarantować, ale ilość miejsc w pojazdach i czas był ograniczony.

Przede wszystkim trzeba było zająć się dronem, który skanował okolicę. Law-Tao myślał posłać „BlackR4ain”, by zhakowała drona i dezaktywowała na czas akcji, tak by nie mógł nikogo powiadomić. Jeśli Law chciał błyskawiczną akcję, był w stanie posłać tylko jedną osobówkę, a więc pozostawały mu trzy miejsca. Wysłanie trzech zbrojnych, co w kombinacji z Samem oraz trójką ludzi Alvareza dawało siódemkę, a więc całkiem dobra liczba przeciwko trójce ADVENT’ystów, zwłaszcza, że X-COM miał po swojej stronie element zaskoczenia.


- Skontaktuję się z Mortizem - odparł Law na wezwanie Sama. - Wyślę do ciebie wsparcie. Oczekuj na dalsze instrukcje - przekazał mu i zakończył połączenie.

“Faust”, “Junior” i Strauss dobrze nadawali się do bezpośredniego starcia. Ze wsparciem Sama i alvarezowców mieli szansę rozgromić patrol. Co prawda wcześniej jeszcze nie walczyli z ADVENT’em więc nie do końca wiedzieli, czego się spodziewać. Niemniej jedno było pewne. Musieli zaatakować szybko i silnie. W przypadku wezwania posiłków należało się jak najszybciej zmywać. To nie była akcja, dla której chcieli ryzykować życia.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 23-11-2020, 13:01   #229
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 100 - 2037.V.21; cz; popołudnie

Czas: 2037.V.21; cz; popołudnie; g. 17:45
Miejsce: Old St.Louis, Sek VIII Rzeka; Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho na zewnątrz nieprzyjemnie, deszcz, powiew


- Jesteście tam? To słuchajcie… - w centrum dowodzenia w bazie X-COM jaka dla niepoznaki mieściła się w trzewiach pozornie opuszczonego browara Lempa rozległ się brzęczyk połączenia a ikonka pokazała facjatę xcomowej prawniczki. Gdy odebrali połączenie Laura przekazała wiadomość z sali sądowej. Wieści miała dobre. Udało jej się urobić sędziego na tyle, że wywalczyła takie ustępstwo, że sędzia zgodził się by to przedstawiciele ludzkich instytucji rządowych odwozili i przywozili aresztowanych. Właściwie na sam koniec bo jutro miał zapaść wyrok.

- Przydała się ta Nuria. Nie miała wcześniej zbyt wiele do czynienia z tym sędzią to nie bardzo wiedziałam jak go podejść. A mi powiedziała co nieco. Ta Nuria pracuje w administracji swoją drogą. - Laura miała dobry humor. Przyznała, że gdyby nie wiedziała o tej akcji na jutro to by się martwiła bo szanse na wybronienie jej klientów były właściwie zerowe. Nawet na złagodzenie wyroku szanse były niewielkie. Więc pewnie by skończyli wysłani na Kubę gdzie z tej wyspy Fidela kosmici zrobili sobie eksterytorialną bazę gdzie nawet rządowi nie bardzo mieli wstęp. Tam właśnie trafiali skazańcy, zwłaszcza różnej masci wywrotowcy chcący obalić obecny porządek rzeczy. No ale skoro jej prawdziwym celem było wywalczenie podkładki pod przybycie xcomowców przebranych za służby mundurowe no to się jej udało.

Zadzwoniła w samą porę. Law wraz z całym zespołem właśnie skończyli przygotowania pod ten włam do ADVENT-u. To ta wisienka na torcie im się przydała. W takim razie jutro ADVENT nie powinien być zdziwiony jak policja pospołu ze strażą więzienną podjedzie pod sąd. No ale dalej była potrzebna podkładka, że to właśnie oni są tymi co mają odebrać skazańców.

Jak rozmawiali z Laurą to jeszcze tego nie wiedzieli ale zaraz po tej rozmowie wprowadzili odpowiednie poprawki i mogli się zabrać za przeprowadzenie tego cyberataku na bazę przeciwnika. Nawet Ace miał tym razem swój udział. W końcu o ile nie był geniuszem klepania w klawiaturę ale już na obsłudze hardware znał się całkiem dobrze. A teraz właśnie mieli nieco roboty właśnie na tym polu jak wczoraj koło północy Sam i reszta wrócili do bazy z komunikatorami i datapadem zdobytymi na zaatakowanym patrolu ADVENT-u.

Jeszcze w nocy Ruben przysiadł nad tymi cackami i próbował je rozgryźć pospołu z kolegami. Dokończyli już w nocy. Przy okazji Yoshiaki wróciła z wieściami, że broń i większość sprzętu ADVENT-ystów jest jakoś z nimi sprzężona i rozpada się na bezużyteczny złom zaraz po ich śmierci. Takie wieści słyszeli już z innych baz ale teraz mogli się o tym przekonać osobiście. Podobno był sposób by to obejść no ale potrzeba było zebrać więcej próbek resztek broni i zbadać je. Szkoda, bo taka zdobyczna broń mogłaby być znacznym wsparciem a arsenale xcomowców czy nawet ludzi Alvareza. A tak to mieli tylko pokawałkowany złom.

Na razie jednak to było zmartwienie na przyszłość. W tej chwili zająćsię musieli tą sprawą zdalnej podkładki na rozkaz przejęcia więźniów. Baza okazała się mocno zabezpieczona. Zwłaszcza jak nie mieli żadnych punktów zaczepienia. Aż do czasu jak wczoraj przywieźli ten datapad i komunikatory. To dało hakerom wgląd jak jest urządzony system, jakie ma aktualizacje i jakby wytrych do zamka. Nadal jednak ryzyko było spore. Ale modyfikując kod osobisty zabitego oficera ADVENT-u udało im się zalogować w bazie i tam skierować się do centrum lokalnego zarządzania. I sprokurować rozkaz na jutro by ADVENT jaki będzie ochraniał budynek sądu nie angażował się gdy policja i straż więzienna przyjadą odebrać więźniów. Gdy to zrobili wycofali się grzecznie jakby nigdy ich nie było. I od hakerskiej strony to było wszystko co mogli zrobić na jutro.

Samo zdobycie sprzętu ADVENT-u poszło zaskakująco gładko. Połączenie wiedzy i znajomości terenu tubylców od Alvareza ze specjalistyczną wiedzą i ekwipunkiem X-COM przyniosło zaskakująco dobre rezultaty. To Alvarezowcy sprzedali namiar Samowi na świetnie miejsce do zasadzki a Sam wezwał wsparcie. Law co przyjął to zgłoszenie wysłał kogo uznał za stosowne stawiając na prędkość działania niż liczebność. 4 xcomowców przyjechało do czekającej już trójki i rozeznało się w terenie.

Akcję zaczęła niepozorna Yoshiaki wysyłając swojego drona aby wyłączył z akcji latacza wrogiego patrolu który ubezpieczał ich z góry i mógł zaalarmować gdyby dojrzał zbrojnych skradających się do zasadzki na ten patrol. Wiedząc na co ma się nastawić Chinka zabrała z bazy jeden z granatów EMP i zamontowała go w swoim dronie. Co prawda impuls elektromagnetyczny skasował także ich własnego drona ale gdy podleciała nim na tyle blisko by pole rażenia objęło wrogą maszynę to oba poszybowały bezwładnie gdzieś dalej aż pewnie spadły gdzieś na ziemię. Tego już nie mieli jak sprawdzić. Ale ADVENT stracił swoją czujkę i latającą kamerę jednocześnie. Ale na tyle subtelnie, że trójka przeciwników nie zorientowała się od razu, że dron już nie lata gdzie powinien. A z ziemi często te drony znikały z oczu za dachami więc jak przez chwilę nie było ich widać to jeszcze nie było co robić larum.

Pozbycie się drona pozwoliło xcomowcom i ich sojusznikom na skrócenie dystansu. Tylko Sam ze swoim karabinem wyborowym został tam gdzie był bo miał dobry widok na całą ulicę jaką szli żołnierze kosmitów. Faust ze swoim ckm-em też zajął miejsce niedaleko by móc siać pociskami wzdłuż całej ulicy. Strauss i Junior podbiegli z trójką miejskich partyzantów bliżej. Oni mieli karabinki a alvarezowcy automaty. Zatrzymali się u wylotu uliczki by móc razić ich od frontu. Ludzie Alvareza zaś co mieli broń niezłą do wymiatania na krótki dystans właśnie musieli skrócić dystans najbardziej by móc wymiatać. Poszli więc wnętrzem budynków i w końcu zajęli okna na pierwszym piętrze.

Akcję zaczął Sam oddając celny strzał w plecy oficera ADVENT-u. Ten zaskoczony uderzeniem zachwiał się i jęknął a w optyce zwiadowca z biolabu dostrzegł rozbryzg pomarańczowej krwi na pancerzu. Po tym pierwszym wystrzale na ADVENT runęła lawina ognia z każdego kierunku. Zaskoczeni nagłością i siłą ataku przez chwilę nie robili nic sensownego próbując się zorientować co się dzieje i skąd padają strzały. Oficer oberwał od kogoś po raz kolejny ale jednak oni też mieli pancerze i widocznie nie każde trafienie miało siłę przebić się przez ten pancerz.

W końcu zareagowali ruszając pomimo ognia do jakichś kryjówek. Dopadli do jakiegoś kontenera na śmieci, wraku samochodu i kawałka murku zyskując prowizoryczną osłonę i stając się trudniejszym do trafienia celem. Oficer padł ledwo zdążył dobiec do tego murku. Dwaj jego podwładni spojrzeli na jego nieruchome, zakrwawione ciało i odpowiedzieli ogniem. Celowali a trójkę alvarezowców jacy byli najbliżej nich. Ale wzięci w dwa ognie od frontu przez nich i dwójkę szturmowców X-COM oraz od tyły przez karabin wyborowy i maszynowy Sama i Fausta nie mieli większych szans. Najpierw padł jeden a chwilę potem drugi z nich. Przy takiej kondensacji ognia nawet pancerze szturmowe nie mogły wybronić każdego trafienia. A wojacy ADVENT-u nawet jeśli trochę mocniejsi i wytrzymalsi od ludzi to jednak aż tak się od nich nie różnili i po paru trafieniach z karabinów, automatów i karabinków wreszcie musieli paść. W samą porę. Xcomowcom właśnie skończyło się ammo w broni. Przeładowali i znów byli gotowi do otwarcia ognia. Ale okazało się, że żadne z trzech ciał przeciwników nie zdradza oznak świadomego życia. Mieli jeszcze czas by podbiec do ciał i zabrać co dali radę po czym zmyć się do samochodów nim koledzy rozstrzelanych ADVENT-ystów połapią się, że utracili kontakt z tym patrolem i wyślą im wsparcie.

Sama walka stała się powodem do radości i małego święta. W końcu było to pierwsze świadome i bezpośrednie starcie X-COM z ADVENT-em i ci pierwsi wyszli z tego zwycięsko. Wiadomość błyskawicznie rozniosła się po salach i korytarzach starego browaru wywołując entuzjazm i pozytywne nastawienie przed jutrzejsza akcją. Wreszcie dokopali ADVENT-owi! Nawet taka mała potyczka i atak na pojedynczy patrol podniósł wszystkich na duchu. No a właśnie skanerzy dostali tak bardzo potrzebny materiał do zbadania który dzisiaj tak ułatwił im shakowanie tego rozkazu na jutro. A teraz zbliżał się wieczór i czas było na podsumowanie tych przygotowań i ostateczne przydzielenie zadań. Jak przewidywała Laura jutro koło 11-12 powinno być już po wszystkim i pewnie trzeba będzie odwieźć tych skazańców. Ale od rana wszyscy powinni już zajmować miejsca w FOB i czekać na sygnał. Dzisiejszy wieczór więc był w sam raz by ostatni raz dograć wszystkie szczegóły.


---


Mecha 100

Hakowanie bazy ADVENT > podkładna pod rozkaz (Law; Hakowanie 10); rzut: Kostnica 5,4 > 4 ; 10-3=7; 7-4=3 > ma.suk

Walka w sądzie > nakaz przejęcia skazańców (Laura Nadel; Prawo 8); rzut: Kostnica 2,8 > 2 ; 8-4+1=5; 5-2=3 > ma.suk
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 26-11-2020, 20:45   #230
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

Wszystko szło po ich myśli. Udało się załatwić przeniesienie w sądzie (z pomocą nowej koleżanki). Udało się zgładzić patrol ADVENT’u i przejąć ich urządzenia komunikacyjne. Udało się wyrobić legendy i zdobyć sprzęt. Więc dlaczego Law-Tao czuł narastające napięcie?

Nie było co ukrywać, że najtrudniejsze było przed nimi. Laura wiele nie ryzykowała – gdyby przegrała w sądzie, to nic by się jej nie stało. Patrol ADVENT’u był na przegranej pozycji w czasie zasadzki, ale nawet gdyby udało im się wezwać posiłki, X-COM’owcy zdążyli by uciec. Jednak jutro wszystko miało się rozstrzygnąć. Można rzec, że wjeżdżali w paszczę lwa – wszak będą w centrum miasta, gdzie roi się od policji i gdzie ma kręcić się ADVENT. Tam dużo mogło pójść nie tak. I dużo mieli do stracenia, zarówno X-COM jaki i Alvarez. X-COM straciłby nawet podwójne, ponieważ w przypadku niepomyślnej misji, Alvarez oskarżyłby ich o fiasko, co mogło nieść za sobą kolejne nieprzyjemne konsekwencje.

Dlatego Japończyk dzisiaj cały dzień chodził zestresowany, sprawdzając po kilkanaście razy, że wszystko mają przygotowane. Wyglądało jednak na to, że już nic więcej nie mogli zrobić, poza dobraniem odpowiednich ludzi na akcję.

Kierownik skanu po dłuższym namyśle zdecydował się, żeby rolę oficera przejęła Nancy. Miała z nich wszystkich najlepiej gadane i potrafiła doskonale odgrywać role. Law chciał, by jechała z nim w pierwszym wozie. On sam byłby przebrany jako zwykły strażnik; i chociaż pomimo braku wyróżnień na mundurze, to właśnie on miał dowodzić operacją. Plus miał służyć wsparciem hakerskim.

Furgonetka była zarezerwowana dla Rubena, który nie wybaczyłby Lawowi, gdyby ten nie pozwoliłby mu wziąć udział w takiej akcji. Poza tym, nie mieli lepszego kierowcy od niego. Do towarzystwa z kolei miał dostać trójkę Alvarezowców. Japończyk miał nadzieję, że Rando nie wystawi na misję Vity, bo ta byłaby zbyt wielkim rozproszeniem dla technika, ale ostatecznie nie Law o tym decydował.

Ostatni radiowóz miał być obsadzony przez dwójkę kolejnych gangsterów. Koniec końców w teren X-COM wystawiał trójkę swoich ludzi Alvarez z kolei piątkę.

Czwartą operatorką X-COM, która nie miała brać udziału w konwoju była Yoshiaki. Jej zadaniem było stacjonowanie w FOB’ie i (o ile było to możliwe), obserwowanie operacji przez drona/CCTV.


Byli dobrze przygotowani. Plan został też niezgorzej obmyślany. Więc co mogło pójść nie tak?

„Mam nadzieję, że nic”, mruknął w myślach Law, wstając od swojego stanowiska, by trochę odpocząć.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172