Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2018, 21:35   #31
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Van skanerów

Ruben po raz trzeci spróbował odpalić zapalniczkę. Tym razem się udało. Niezwłocznie przyłożył płomień do papierosa, by po chwili zaciągnąć się dymem. Zerknął z fotela kierowcy na Georga siedzącego obok. Jak zwykle wyszczekany chłopak coś stukał w trzymanym holo.

- Mówię ci młody, skosztowałbyś Leny, to zaraz by ci jaja urosły - rzucił z rozbawieniem Graham. Udało im się wydostać z obławy i stres nagromadzony przez ostatnie minuty zaczął schodzić.

- Nie wierzę, że się z nią lizałeś - odparł nieco z obrzydzeniem ale też z wyczuwalną nutą zazdrości Bitterstone.

- Gdyby nie ci pojebani Azjaci, to pewnie nie skończyłoby się tylko na tym - mrugnął „Ace”.
Przekomarzania operatorów przerwał nagły sygnał od ich przełożonego.

- Chłopcy, zgłoście się - usłyszeli w swoich komlinkach.

- Tu komandosi, zgłaszamy się - odpowiedział kierujący pojazdem czarnoskóry technik.

- Miałem chwilowo odwróconą uwagę przez Wydział Produkcji Lekkiej, ale już do was wracam - wytłumaczył się Law.

- Czyżby lekcy nie mieli wcale takiej lekkiej roboty? - zażartował George, uśmiechając się do siebie.

- Co do tych przekaźników - kontynuował niezrażony Law. - Chcę, żebyście zdemontowali nasze dwa ostatnie zagłuszacze poza kordonem policji. Powinniście się z tym uporać bez większego problemu.

- Szefie… wewnątrz kordonu istnieje większa szansa, że do przekaźnika zawita ich technik. Na pewno nie lepiej będzie skupić się na tamtym jednym? - zaproponował „Ace”.

- Nie, nie wjeżdżacie już tym vanem do strefy. Wystarczy, że Lenę zatrzymali a Nancy przepadła. Poza tym… nie chcę tracić tego pojazdu. No i was.

Na słowa przełożonego George rzucił Rubenowi wymowne spojrzenie.
- Zasrany materialista - mruknął pod nosem młody haker.

- No dobra, będzie, jak rzekniesz - odpowiedział już głośniej Bitterstone.

- Jeszcze jedno - wtrącił „Ace”. - Mamy dodatkową klamkę… Co z nią zrobimy?

- Skąd ty… - zaczął Law, ale nie skończył. Najwidoczniej nie widział potrzeby. - Schowajcie ją gdzieś, najlepiej zakopcie. Zgarniemy ją przy najbliższej okazji, jak opróżnimy schowek - zarządził Japończyk.

- Wszystko jasne.

- Doskonale. Uważajcie na siebie i powodzenia. Ja muszę się jeszcze zająć pozostałymi.


Biuro Wywiadu

Law przetarł po raz setny zmęczone oczy. Wielogodzinny blask monitorów nie był najprzyjemniejszym doznaniem. Przeklinał się w duchu. Najchętniej znalazłby się ze swoimi ludźmi na miejscu. Tam czułby, że ma większy wpływ na przebieg misji.

Niestety jako dowódca nie raz przyjdzie mu posłać podwładnych w odległe miejsca, licząc na ich umiejętności i to, że nie stracą po drodze życia.

- Łączyć? - zapytała nieśmiało Chinka.

Law kiwnął głową, wyrwany z zamyślenia.

- James, Faust, słyszycie mnie? - zapytał, kiedy ponownie uruchomił radio. Kiedy usłyszał potwierdzenia, kontynuował. - Pierwsza sprawa. James, chcę, żebyś podjechał po Fausta. Później pokręćcie się trochę wokół kordonu. Może Nancy jakimś cudem udało się nawiać i teraz błąka się po okolicy, bez możliwości kontaktu z nami. Rozejrzyjcie się, ale nie zwracajcie na siebie uwagi. Jasne?

- Spokojnie, nerdzie, możesz na nas liczyć - odparł James. Law nie był jego bezpośrednim przełożonym, podobnie jak dla Fausta, więc nie mógł liczyć na ich bezgraniczną subordynację. Mimo wszystko Japończyk był kierownikiem Wydziału, więc należał mu się pewien szacunek.

- W porządku. Jak skończycie, pojedziecie odebrać pannę Lenę Grey z aresztu. Moja operatorka podeśle wam zaraz adres.

- A więc to pewne, że wpadła? - wtrącił się Faust.

- Nasze legendy są mocne jak pańskie mięśnie, panie Urquell. Jestem przekonany, że wypuszczą ją zaraz po przesłuchaniu. Nie wiem, czy moi operatorzy będą wtedy zajęci, więc chcę, żebyście się tym zajęli.

- Jeśli trzeba będzie ją odbić… mogę się tym zająć - dodał z zapałem Faust.

- To nie będzie raczej potrzebne. Tymczasem uważajcie na siebie.

- Bez odbioru - Law usłyszał jeszcze w słuchawce, po czym zamknął połączenie. Następnie rozparł się na fotelu, podkładając dłonie pod głowę.

- Yoshiaki? - zagaił z namysłem. Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko czekała na dalsze słowa przełożonego. Być może przeczuwała, że coś dla niej ma.

- Spróbuj się włamać do miejskiego monitoringu w zasięgu kilku przecznic od klubu. Być może trafisz na ślad Nancy albo porywaczy Collinsa. Jak już wszyscy nasi wrócą do domu, zaczniemy się zastanawiać, komu ten korporacyjny król nacisnął na odcisk.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 22-09-2018, 13:01   #32
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Osaczeni szybko wymienili się swoimi opiniami.

- Jak przyjadą nasi to będzie trzeba się bawić w GTA i wciągniemy ich w całą tą zabawę.

- Przy pałach będzie trzeba dalej uciekać.

- Ale możemy ich tak nakierować, aby zajęli się tym El Lesbem. Tylko cholera.. jak otoczą perymetr to się kurna nigdzie nie schowamy.

- Czekajcie. Gdzieś tu w okolicy jest jedna z kryjówek. Możemy wykorzystać zamieszanie i tam się schronić.
- rzucił pospiesznie Handlowy.

- Będziemy wzywać władze. - zawyrokował Hodowski - Hateemelson. Rebe zadzwoni z twojego holo, a potem je wyłączysz, aby nas nie namierzali. Szofer. Sprawdź na mapach trasę do safehouse'a oraz jaki jest adres tutaj.


Szef rusznikarzy nadał jeszcze smsem wiadomość do HQ, a potem skupił się na bieżącej sprawie.

Postanowił, że znów spróbuje numeru z cegłówką, tym razem rzuci ją jednak w któryś z budynków koło szkoły... a potem. A potem będą musieli się ukryć i czekać. Moshe sciszonym głosem przez holo właśnie nawijał do 997, czy jaki tutaj był numer na psiarskich. Rola świetnie mu wychodziła, jak jakiemuś biednemu żuczkowi, który dostał się w sam środek gangsterskich porachunków. Handlowy po podaniu adresu zagłębił się w spis swoich map. Reszta nasłuchiwała. Hodowski ostrożnie podszedł blisko jednego z okien, wziął z ziemi kawałek gruzu i nie wychylając się, ani nie stając w samym świetle futryny obejrzał okolicę szukając dobrego celu. Jak na złość sąsiednie budynki byłe przeszukiwane, więc to cholera nie zadziała...
Nagle jego wzrok przykuła studzienka kanalizacyjna. Zgrzyt zamykanej studzienki mógł zwrócić uwagę... ba... w okolicy było tyle śmiecia że nawet jeżeli spostrzegą odbity od włazu kamulec to będą się zastanawiać czy ktoś tam nie zwiał. Niby nie powinien być w stanie, a jednak...
Hodowski zamachnął się i cisnął w właz kanału po czym schylił się i bez pośpiechu wrócił korytarzem.
Czas zabawić się w chowanego. Jeżeli Handlowy opracuje do tego czasu trasę to będą nawet wiedzieli którym wyjściem prysnąć ze szkoły.
Trzeba będzie mieć tylko oczy i uszy otwarte, aby przypadkiem nie wpaść z deszczu pod rynnę... i zamiast przed gangsterami nie zaczynać uciekać przed policją.
 
Stalowy jest offline  
Stary 23-09-2018, 09:13   #33
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość
Lena

Lena starała się uwijać przy opatrywaniu faceta na parkingu jak mogła najszybciej, ale niestety ranna nie była na tyle łatwa i nie udało jej się zrobić tego przed przyjazdem policji. No cóż teraz przyjdzie pora na weryfikacje legendy chłopaków. Miała nadzieje, że się przyłożyli do swojej pracy, a nie zrobili na odpieprz, a resztę czasu przebimbali. No ale to wyjdzie jak zacznie ją sprawdzać Policja,

B]Hej. Z chęcią posiedzę z wami w wozie. Jest naprawdę zimno. Twój kolega miał szczęście że się tylko poturbował.[/b]- Kolega rannego zaproponował czekanie w ciepłym wnętrzu auta, wiec czemu miała by nie skorzystać. Lepsze to niż marznięcie na zewnątrz w oczekiwaniu zgarnięcia prze pały. W aucie pani doktor rozpoczęła miła konwersację, miała nadzieję, że chłopaki ją zapamiętają pozytywnie i w razie czego będzie mogła ich podać jako świadków na komisariacie. A przy okazji może okaże się, są kimś ważnym i mogą być potencjalnym źródłem informacji na przyszłość. Kto wie fortuna jest przewrotna panią.


W autobusie starała się trzymać znanych jej facetów z parkingu, zawsze to osoby, które postrzegały ją pozytywnie, którym pomogła. Szybko zauważyła azjatę kilka siedzeń od niej. Kto wie czy to jeden z tych którzy porwali ich cel, czy może jakiś inny. Kiedy pomyślała o zrobieniu zdjęcia spojrzała na holo i zobaczyła, że znów ma możliwość połączenia się z bazą. A chwilę później mignęła jej twarz Jamesa w aucie obok autobusu. Aby nie wzbudzać podejrzeń dziwną rozmową napisała szybko wiadomość zarówno do Jamesa jak i Law. "Z pod klubu zabrała mnie policja. Wiozą mnie gdzieś na komisariat z przypadkowymi ludźmi. Ze mną nie ma nikogo więcej z naszych z imprezy.. Widziałam Jamesa w aucie. W autobusie podróżuje azjata postaram się jak to możliwe zrobić jego fote, żebyście zweryfikowali czy to ten z klubu. Dajcie znać działowi prawnemu." Po napisaniu i wysłaniu szybko ja usunęła. Wiedziała, że informatycy w razie czego zawsze mogą coś znaleźć, ale dlatego starała aby w treści nie było nic niezwykłego.

Z autobusu przeprowadzili ich na stołówkę gdzie dalej na początku starał trzymać się Bila i Teda poznanych na parkingu. Starała się zlokalizować gdzie usiądzie azjata, tak aby móc tam niedaleko przysiąść się z facetami. - Hej Ted, Bill, wiem że sytuacja może nie jest śmieszna, ale za kilka dni pewnie będziemy ją wspominać na imprezie w towarzystwie. To może wspólne zdjęcie. Wreszcie jak często policja nas zgarnia na komisariat.
Lena zaśmiała się nerwowo, acz słodko. Miała nadzieje tak zrobić kilka zdjęć aby choć na jednym znalazł się azjata. Dobre, nie dobre, lepszego nie będzie miała. Wysłała je do Law, aby mógł sprawdzić czy coś wie o nim lub czy to jeden z klubu.

Chwile później. Chłopaki, pójdę się rozejrzeć może jest tu ktoś kogo znam, zobaczę czy wszystko w porządku. Lena ruszyła po stołówce aby znaleźć ludzi których mogła kojarzyć z klubu, może piła z kimś drinka, może rozmawiała. Zawsze to dodatkowi świadkowie którzy mogli zeznać, że ja widzieli bawiąca się w razie jakiś problemów. Po kilku krótkich rozmowach szybko wróciła do chłopaków i wypełniła formularz rozdany przez policje.

Kiedy usłyszała swój numerek ruszyła do pokoju przesłuchań. Miała nadzieje, że będzie traktowana jak następna ofiara, a nie jak podejrzana. W pokoju przywitała ją już lekko zmęczona policjantka. Pewnie została ściągnięta w środku nocy, a teraz musiała przesłuchiwać sporą grupę osób.
- Dziękuje bardzo za wodę, napiłam się w stołówce. ... Rozumiem, że jest nagrywana. Co pamiętam. Do klubu przybyłam gdzieś koło ... , poznałam kilka osób, potańczyłam. Poszłam do pokoju vip z jednym poznanym kolesiem. Byliśmy tam chwile, kiedy nagle usłyszałam jakieś huki i krzyki. Wyjrzeliśmy z pokoju, a tam ludzie w panice próbowali wydostać się z klubu. Ktoś krzyczał gaz, że strzelają. Chyba ogarnęła mnie panika i rzuciłam się za nimi, dobrze nie pamiętam. Tam było tak strasznie. Ktoś upadł, słyszałam jak ktoś płacze i krzyczy. Chciałam się tylko stamtąd wydostać. Udało nam się uciec bo ktoś otworzył boczne drzwi na parking. Tam zimne powietrze trochę mnie otrzeźwiło. Słychać było już syreny policji, wiec wiedziałam, że będzie dobrze. Na parkingu zobaczyłam rannego, a że byłam na kursie pierwszej pomocy to starałam się mu jakoś pomóc. Mam nadzieje, że nie ma za dużo rannych. A co tam się stało? Lena starała się mówić prosto na temat. Nie kłamiąc za dużo, raczej przemilczając niewygodne fakty, a kładąc bardziej nacisk na te mniej istotne i bardziej emocjonalne. Miała nadzieje, że zostanie potraktowana, jak większość, czyli jak nieistotny świadek zdarzenia.


SAM

Sam miał dylemat. Chciał pomóc chłopakom z Działu Lekkich, ale zdawał sobie sprawę, że jest za daleko, a dywersja tu na miejscu raczej mogła zaszkodzić jemu niż pomóc chłopakom. Dlatego jedyne co to zawiadomił centrale o problemach Lekkich. Miała nadzieje, że ci w centrali są myślący i nie wezwą adwentu. Bo w tedy raczej i lekcy i oprychy mają przewalone. Natomiast sam miał zamiar dalej obserwować młodocianych bezpiecznie z ukrycia. Porobić trochę zdjęć, zobaczyć kto z kim i jak się zna.
 
Raging jest offline  
Stary 05-10-2018, 17:32   #34
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 8 - 2037.I.31; wieczór

Wydział Skanu


Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 23:30
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Law



Ta ostatnia noc stycznia zdawała się nie kończyć. Co chwila pojawiały się kolejne puzzle w tej układance, które jakoś trzeba było na gorąco dopasować na swoje miejsce gdy dopiero co jakoś udawało się dopasować i włożyć poprzedni. Atmosferę tę świetnie odmalowała reporterka SLN, Ashley Keller, która mówiła jakby mogła stać za plecami głównego skanera lokalnej komórki X-COM-u i chociaż jej kamera pokazała inną scenerię to atmosfera nadawania pozorów kontrolowania chaosu oddana była perfekcyjnie. Yoshiaki przełączyła więc jeden z ekranów aby pokazywał kanał SLN na bieżąco.





- Ta chłodna, ostatnia noc stycznia okazuje się zaskakująco gorąca. Jak państwo widzą stoję w korku jaki utworzył się przy wschodnim wjeździe na St. Lo Central Bridge. - kamera zjechała nieco w bok i obraz młodej, ciemnowłosej reporterki został zastąpiony obrazem nocnego korka pojazdów poruszających się w ślimaczym tempie w kierunku mostu.

- Przypomnijmy ostatnie wydarzenia. Jakąś godzinę temu, w modnym, nocnym klubie “Night Girls” wybuchła strzelanina sprowokowana przez nieznanych sprawców. Wiemy o przynajmniej jednej ofierze śmiertelnej ofierze tej strzelaniny oraz nieznanej w tej chwili liczbie ofiar pośpiesznej ewakuacji klubu. Policja otoczyła kordonem miejsce wydarzenia i nie można się tam w tej chwili dostać. - reporterka zaczęła krótkie streszczenie ostatnich wieczornych wydarzeń.

- Siły policji odwiozły wszystkich klubowiczów na posterunek prze National City, w dawnym areszcie miejskim gdzie ma zostać udzielona im wszelką pomoc i po zebraniu opisów zdarzenia będą mogli wrócić do domu. Rannym została udzielona pomoc medyczna a tych którym było to potrzebne odwieziono do szpitala Alliance Hospital. W sytuację mogą być zamieszane trzy tajemnicze samochody jakie według relacji świadków odjechały spod klubu z wielką prędkością tuż przed lub po strzelaninie. Zarówno my jak i policja prosimy o kontakt i przekazanie wszelkich informacji czy nagrań jakie mogłyby pomóc w wyjaśnieniu genezy tych wydarzeń. - Ashley Keller przedstawiała następstwa tych wydarzeń w okolicy modnego klubu nocnego i jak zwykle w takich momentach pod jej fizjonomią pojawił się nagłówek “Widziałeś coś ciekawego? Masz do opowiedzenia swoją wersję znanych wydarzeń? Masz ciekawe nagranie? Zgodzisz się na wywiad? Nie wahaj się ani chwili! Dzwoń natychmiast!”.

- A teraz przechodzimy do tego co dzieje się za moimi plecami. Ze względu na bieżące wydarzenia policja wzmocniła kontrolę na drogach skąd właśnie te korki jakie państwo widzą. Jak wielu kierowców próbowałam przedostać się na zachodni brzeg rzeki. Okazuje się bowiem, że w opuszczonych dzielnicach Dutchtown właśnie trwa policyjna obława na Murilo Alvareza o pseudonimie “El Lobo”. Przypomnijmy, że ów “El Lobo” kieruje zorganizowaną grupą przestępczą działająca na terenie całego miasta. Właśnie jego podejrzewa się o zorganizowanie zamachu bombowego na wspomniany przeze mnie wcześniej posterunek przy National City, który wówczas pełnił swoją pierwotną funkcję aresztu miejskiego. W wyniku tej akcji zbiegło wielu aresztantów z których część nie udało się zatrzymać ponownie a w komisariacie wybuchł pożar w wyniku czego placówkę tą zamknięto a jej remont wciąż trwa. Alvarez jest poszukiwany zarówno przez policję jak i ADVENT a za schwytanie go lub dostarczenie informacji o miejscu jego pobytu została wyznaczona wysoka nagroda. O! O wilku mowa, jak państwo widzą właśnie przeleciała nad nami maszyna ADVENT-tu kierując się na zachodni brzeg, prawdopodobnie aby wesprzeć policję w ujęciu tego groźnego przestępcy. - reporterka SLN informowała o najnowszych wydarzeniach na zachodnim brzegu rzeki tym razem przedstawiając głównie osobę imiennego podejrzanego. W rogu ekranu pojawiło się zdjęcie fizjonomii Alvareza oraz adnotacja o nagrodzie. Na sam koniec kamera zadarła swoje elektroniczne oko w górę gdzie rzeczywiście dało się dostrzec sunąca na tle nocnego nieba maszynę z wyraźnym napisem ADVENT jaka poszybowała w stronę rzeki nie zważając na naziemne korki.

- No to będziemy mieć ADVENT buszujący za płotem. - Yoshiaki skwitowała cicho tego newsa ale i tak mógł ją usłyszeć tylko szef. - Włamałam się do miejskiego monitoringu w okolicach klubu. Na razie nigdzie nie widzę Nancy. Ale sporo osób już zabrali spod klubu. - Chinka lakoniczne streściła wynik swoich poszukiwań jakie zlecił jej Law. Reportaż SLN na żywo trochę wyprzedził sms od Franka w którym ostrzegał przed tym, że wezwał siły rządowe.

Swoje raporty złożyli też chłopaki po wschodniej stronie miasta. James i Faust zdołali się odnaleźć nawzajem podjechać pod komisariat gdzie razem z innymi klubowiczami trafiła też xcomowa szefowa działu biologicznego. Sama zdołała jeszcze z autobusu wysłać wiadomość a z komisariatu zdjęcie jakiejś słabo uśmiechniętej trójki chyba klubowiczów i z Azjata w tle.

Analiza porównawcza przesłanego zdjęcia wykazała, że na 70 - 80% może to być jeden z owej grupki Azjatów jaka w klubie zawitała do sekcji dla VIP-ów. Lena przesłała też prośbę o pomoc prawną, jeszcze w autobusie i chyba mogła być potrzebna bo w końcu skorzystała z prawa do jednego telefonu. Podczas przesłuchania jej status zmienił się ze świadka na podejrzanego i zatrzymanego do wyjaśnienia.

Prawnik xcomowcow, Laura Nadel, poradziła nie tracić głowy i optymizmu. Na razie wyglądało jej to na standardową policyjną procedurę. Wówczas Lenę czekała niedziela w areszcie i rozprawa w poniedziałek rano. W nocy, policja pewnie będzie zbyt zajęta by robić coś jeszcze poza zatrzymaniem Leny w areszcie. W dzień może ktoś ją przesłuchać w sprawie klubowych wydarzeń. Ale Laura obiecała przyjechać rano na komisariat i porozmawiać z Leną.

Zameldowała się i dwójka z furgonetki. Spluwa została ukryta a blokery na zewnątrz kordonu zabrane. Na Nancy podobnie jak Yoshiaki za pomocą kamer też nie natrafili. Pytanie co dalej. Pakować się w korek na mostach, jechać pod komisariat, czekać dalej pod klubem czy robić jeszcze coś innego.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 23:30
Miejsce: East St. Louis, Night City; okolice klubu Night Girls;
Warunki: wnętrze furgonetki, ciepło, latarnie uliczne, sucho



Ruben i George







Obsada furgonetki, będąc w samym centrum rozświetlonej światłami nocy megapolis, znowu wykonała zadanie bez szwanku. Dla dwóch zawodowców podjechanie i zdjęcie dwóch blokerów jakie sami zakładali było proste. Nikt jakoś nie zainteresował się tym, że dwóch osobników grzebie przez chwilę w wieży przekaźnikowej. Dość szybko znaleźli się z powrotem w ogrzanym wnętrzu pojazdu.

Nieco więcej czasu zeszło im na odnalezienie odpowiedniej kryjówki dla bardzo trefnego towaru jakim był zdobyty przez Rubena pistolet. Akurat się z tym uporali gdy obok nich przejechał wóz koronera. Ale niedługo potem zatrzymał się na wezwanie radiowozu jaki szybko go dogonił. Dwaj xcomowcy niechcący byli świadkami tego spotkania.

Okazało się, że koronerzy zapomnieli coś zabrać czy podpisać. Przy okazji więc pogadali z mundurowymi z bratniej służby. Ukryci wewnątrz pojazdu skanerzy wyłapali z rozmowy na tyle, żeby zorientować się, że wóz patologów przewozi ciało znalezione wewnątrz klubu. Oraz charakterystyczne słowo “headshot”. Nie słyszeli wszystkiego ale tamci w mundurach raczej nie podejrzewali tego jako przypadkowej ofiary strzelaniny. Rozstali się ze słowami, że się długa noc szykuje skoro strzelają się po obu stronach rzeki a do Dutchtown po tego zasrańca Alvareza sam ADVENT się pofatygował bo ktoś go zakapował wreszcie. Więc z dwojga złego to już chyba i tak lepiej tutaj.

Tamci się wreszcie rozjechali każdy w swoją stronę. A obsada furgonetki została w swojej furgonetce. Z newsów SLN wiedzieli, że powrót przez mosty to stanie w korku i czujne kontrole przy tak zaognionej sytuacji po obu stronach rzeki. James z Faustem mieli być gdzieś pod komisariatem w National City a Lena wewnątrz. Nic nie było wiadomo o zaginionej agentce wywiadu odkąd ostatni raz widzieli ją uciekającą wewnątrz rozbawionego jeszcze wówczas klubu przed próbującym ją schwytać Azjata.



Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 23:30
Miejsce: East St. Louis, National City; National City Police Station;
Warunki: areszt komisariatu, ciepło, jasne oświetlenie, sucho



Lena



Coś poszło nie tak. Nie była pewna co. Na początku rozmawiały całkiem sympatycznie. Policjantka poprosiła, by mówić jej po imieniu skoro ona mówi po imieniu Lenie i można było odnieść wrażenie, że rozmawiają dwie koleżanki tyle, że jedna jest tu służbowo no i niestety musi rozpytywać tą drugą o niezbyt przyjemne wydarzenie. Petra okazywała Lenie współczucie i była taktowna nie chcąc chyba sprawić jej przykrości większej niż to konieczne przy spisywaniu zeznań.

Teraz gdy siedziała na pryczy wyszło jej, że to chyba poszło o te VIP-roomy. Niepotrzebnie o nich wspomniała. I Petra okazała się poza współczująca i sympatyczną dziewczyną także policjantką na służbie. Zaczęła wypytywać o detale pobytu Leny w VIP-roomie. Z kim, od której, kogo widziała, czy słyszała coś podejrzanego i młoda biolog poczuła, że tak zaczyna jej się plątać język i tracić wątek, że nawet jej samej wydało się to podejrzane. Petra ją dobiła ostatecznie, gdy ujawniła, że w tej okolicy klubu znaleziono ciało. Nie powiedziała czyje ale wszystko wskazuje na morderstwo. Wszyscy świadkowie którzy byli w tych prywatnych pokojach mogli być świadkami lub być zamieszani w tą sprawę. A sprawy morderstwa policja zawsze traktowała bardzo poważnie.

- Dobrze Brendo*, chodźmy, nie będę już cię dłużej męczyć. Ale nie mogę cię wypuścić, będziesz musiała zostać u nas. - policjantka dalej używała względem Leny personaliów z legendy gdy wskazała brunetce drzwi przeciwne niż ta weszła. Potem Linda przeszła przez mało wesoła procedurę identyfikacji danych personalnych, o wiele dokładniejszą niż przy wchodzeniu do autobusu. Na szczęście legenda od skanerów i jej własna zestresowana pamięć wytrzymały tą próbę. Musiała jeszcze zostawić rzeczy osobiste, łącznie z telefonem i przejść przez procedurę skanująca czy nie ma ukrytych przedmiotów, substancji czy czegoś podobnie zabronionego. Dostała też prawo do tradycyjnego telefonu ale już z automatu na ścianie komisariatu i Ross czekającą kilka kroków obok. Do bazy było niebezpiecznie dzwonić z takiego aparatu zostawał więcej prawnik albo któryś z chłopaków po tej stronie rzeki bo ci też działali pod przykrywką.

W końcu Petra odprowadziła ją do celi. Cela była na dwie, piętrowe prycze ustawione przy bocznych ścianach. W tylnej, naprzeciwko drzwi było małe, zakratowane okienko. Cela tak jak wiele pomieszczeń w tym remontowanym budynku pachniała świeżym malowaniem. Na górnej pryczy leżała jakaś kobieta która podniosła głowę sprawdzając kto przyszedł.


*Brenda - imię legendy jaką używa Lena w tej chwili.




Czas: 2037.I.31; sb; wieczór; g. 23:30
Miejsce: West St. Louis, Dutchtown; opuszczona szkoła;
Warunki: ulica, ziąb, mrok budynku, chłodna wilgoć



Wydział Produkcji Lekkiej



Pół tuzinowi xcomowcow udało się uniknąć wykrycia przez czwórkę miejscowych poszukiwaczy. Co prawda tym razem numer z cegłówką, jaki próbował wywinąć Frank, nie przyniósł zauważalnych rezultatów ale i tak porzucony dekady temu, mroczny, kilku poziomowy budynek na razie, bardziej okazał się sprzyjać ukrywającym niż szukającym. Szukający byli dość chaotyczni w swoich poszukiwaniach ale gdyby ukrywającym się przed nimi grupce powinęła się noga albo używali światła to pewnie wynik poszukiwań byłby inny. A tak przeszli przez większość budynku i wyszli gdy nie znaleźli nikogo ale skutecznie utrudnili plan opuszczenia budynku.

Sytuacja dalej nie ulegała zasadniczej zmianie. Czy plan zdobycia wozu, czy przedostania się do lepszej kryjówki oznaczał opuszczenie budynku szkoły i wyjścia na ulicę gdzie ryzyko wykrycia przez grupki tubylców było wiele większe.

Rebe zaś skorzystał z holo “wikinga” aby zadzwonić na policję. Był przekonywujący jak to on tylko potrafił. Jednak operator po drugiej stronie prosił o zachowanie spokoju i podanie precyzyjniejszych informacji. Czy pan ma obecnie kontakt wzrokowy z Alvarezem i gdzie dokładnie się znajduje. A tymczasem pan ani nikt z ich grupy nie miał ani przez chwilę kontaktu z Alvarezem poza tym przesłanym przez Moritza zdjęciem z listu gończego. Stary Żyd musiał więc improwizować no ale był w końcu w tym mistrzem. W każdym razie zgłoszenie zostało przyjęte i obiecano zaraz kogoś wysłać. Xcomowocom pozostawało czekać kto znajdzie ich pierwszy, ludzie Alvareza, ludzie Moritza, czy ludzie z policji. Bo szanse, że ktoś z nich, ich znajdzie wciąż były spore.

Kolejne nerwowe minuty uciekały gdy ludzie Hodowskiego musieli kitrać się w starej szkole obserwując jak bliższa i dalsza okolica jest przeszukiwana przez ludzi Alvareza. Wyznaczony termin do przybycia zbrojnych z bazy czy interwencji z policji skracał się niemiłosiernie wolno. Ale wreszcie się coś zmieniło. Gdzieś nad głowami i sufitami rozległ się w końcu odgłos latadełka. Rozproszone grupki albo zmarły z zaskoczenia zadzierając podejrzliwie głowy do góry albo od razu rzuciły się do kryjówek. Gdy silniki ustabilizowały swój wizg z czarnego nieba zaatakowało światło. Snopy oślepiających reflektorów przeorały ciemność ulicy w sąsiedniej przecznicy. Maszyna policji ujawniła swoją obecność błyskając niebiesko - czerwonymi kogutami a z głośników rozległy się wezwania do zaniechania stawiania oporu, zaprzestania prób ucieczki i złożenia broni. Wśród uliczników nastąpił kompletny popłoch.

Z tych co widzieli ludzie Franka większość rzuciła się do ucieczki. Samochody próbowały podobnie rozproszyć się i umknąć prześladowcom. Część odpowiedziała na wezwanie równie chaotyczny ogniem. Powietrzna machina zrewanżowała się zalewając ulice pociskami z gazem. Potem na moment obniżyła więc zasłoniły ją budynki ale po chwili znowu wyprysnęła w górę i zaczęła krążyć nad okolicą. Podobnie nocne niebo zaczęły przecinać mniejsze drony oświetlając i skanując okolicę w tym i okolice szkoły.

Z całej okolicy dochodziły światła, krzyki, syreny, silniki, wystrzały starć z policją. Grupki miejscowych chyba zaprzestały jakiegokolwiek oporu i poszły w rozsypkę gdy dotarły do nich dźwięki naziemnych syren oznaczające posiłki dla sił porządkowych i regularną obławę. Siły naziemne nie były tak mobilne jak aeromobilne siły szybkiego reagowania ale też powinny dotrzeć na Dutchtown raczej w ciągu minut niż kwadransów. Na szczęście dla ludzi Hodowskiego naziemne siły z ich bazy chociaż miały podobną do radiowozów mobilność to miały bliżej więc udało im się ich wyprzedzić.

- Dawać, dawać, dawać! Cztery osoby i spadamy stąd! Nie wiem czy uda mi się tu wrócić! - w słuchawkach lekcy usłyszeli ponaglający głos któregoś z chłopaków że Zbrojnego zgrany z podjeżdżającą i piszczacą hamulcami osobówkę z bazy. Przyjechał tylko kierowca by zabrać jak najwięcej osób. Ale do osobówki nie mogło się wepchnąć więcej niż trzy, może cztery osoby. A ich było pół tuzina. I tak jak krzyczał kierowca były spore szanse, że zanim wywiezie pierwszą partię i wróci to gliniarze zdążą obstawić teren. Trzeba było szybko wybrać kto ma wsiadać a kto zostać. Policja pewnie byłaby bardzo podejrzliwa i nieufna do szwendajacych się po terenie nocnej akcji uzbrojonych i opancerzonych ludzi ubranych jak do klasycznego napadu na bank: na czarno i w czarnych kominiarkach.


---



Sam



Narożnik zwiadowcy z którego obserwował skrzyżowanie w ostatnich kwadransach był względnie spokojny. Jeśli kogoś widział to zwykle niezbyt odbiegającego zachowaniem i wyglądem od zwykłego przechodnia. O ile ta okolica miała taki typ ludzki w zanadrzu jak zwykły przechodzień. W każdym razie ani tych podejrzanych typów ani tych małolatów za wiele nie uświadczył. Nie bardziej niż przejeżdżająca przez skrzyżowanie osobówka czy szybko przechodzący przez ulicę młody człowiek. Teraz gdy widział ich pojedynczo i już nie w tak oczywistej relacji z szefem czy ludźmi Franka to nawet nie był już pewny czy mają jakiś związek z bandą Alvareza czy są to jacyś przypadkowi mieszkańcy spłoszeni przez całą tą awanturę w okolicy.

Wszystko zmieniło się gdy dostał krótkie ostrzeżenie z bazy. Lekcy jednak wezwali rządowych. I rządowi wpadli na imprezę ze stylem i taktem na jaki pozwalał rządowy budżet, z latadełkami, snopami reflektorów z nieba i nieco wytłumionym przez budynki odgłosem eksplozji granatów. Częściowo widział ale bardziej słyszał co tam się dzieje. Grupka policyjnych szturmowców musiała tam interweniować osobiście. Ale nie tylko oni. Dostrzegł dzięki swojej optyce dostosowanej do nocnych działań jeszcze jeden kanciasty kształt unoszący się nad tamtym rejonem, nawet nad policyjną maszyną. Rozpoznał czerwono - czarnego szerszenia ADVENT który krążył w pogotowiu nad polem bitwy ale na razie nie interweniował. Ale w razie potrzeby i adventowej tradycji pewnie w każdej chwili mogli się z niej wysypać szturmowcy ADVENT albo jeszcze coś gorszego.

Nie był to jednak koniec konsekwencji wezwania sił rządowych. Od centrum miasta najpierw było słychać odgłosy zbliżających się syren a w końcu było widać nawet błyskająco czerwono - niebieskie światło. Siły naziemne też jechały na akcję. Wiele pojazdów. Zapowiadała się pełnowymiarowa akcja policji, może połączona z regularnym kordonem i czesaniem terenu. Widocznie rządowcy sprawę schwytania Alvareza potraktowali jak najbardziej poważnie. Kewinski widział na najbliższej, odległej o jakieś półtorej kilometra estakadzie już nadjeżdżające światła radiowozów. Do Dutchtown mogły dojechać w ciągu paru minut. Ale inne musiały nadjeżdżać z północy, te słyszał dalej, pewnie jechały drugą arterią miasta by domknąć okrążenie z kolejnej strony.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-10-2018, 12:20   #35
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Chłopacy z lekkiej bawią się z ogniem - mruknął Law, oglądając news z telewizji SLN. Dochodziła północ a on zaczynał tracić siły wykładniczo. - Za dużo się dzieje tego dnia. Liczę tylko, że nie wpadną - dodał, odzywając się do swojej podwładnej.

- Potrzebujesz do tego rachunek prawdopodobieństwa? - odparła Yoshiaki, uśmiechając się pod nosem. Stres i zmęczenie musiało zacząć się jej udzielać, skoro żartowała. Law zmierzył ją wzrokiem, ale tylko pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.

- James, Faust, zgłoście się - nadał kierownik skanerów, uruchamiając radio. - Panna Grey trochę posiedzi w celi. Nie czekajcie tam tylko wracajcie do bazy.

- Przyjęliśmy - usłyszał w odpowiedzi. - Spróbujemy przebić się przez te korki, ale nie spodziewajcie się nas prędko.

- Nie śpieszcie i uważajcie w punktach kontrolnych. Powodzenia i bez odbioru - zakończył Law i rozparł się na fotelu.

Skrzywił się, kiedy przez myśl przeszło mu pisanie raportu z dzisiejszej nocy. Oberwie mu się za Nancy oraz Lenę. No i Collinsa. Powinien był lepiej przemyśleć plan ewakuacji z klubu. Może gdyby zainterweniował, kiedy Azjaci byli wewnątrz budynku? Miał do dyspozycji użycie systemów obronnych przybytku, albo wcześniejsze zawiadomienie policji. W mniemaniu Japończyka zawiódł tej nocy i teraz pozostało mu minimalizowanie strat.

„BlackR4in” musiała dostrzec udrękę przełożonego, chrząknęła cicho, zwracając jego uwagę.
- Nie zapominaj, że należy patrzeć przed siebie - powiedziała uspokajającym głosem, poprawiając przy tym wpadającą w oczy grzywkę.

- Tak, wiem - westchnął Law i wziął głębszy oddech. - Trzeba będzie wydobyć jakoś informację z komisariatu National City o tożsamości jegomościa z klubu. Istnieje szansa, że napastnicy nie zabezpieczyli się legendami.

- Proponujesz włam do bazy danych? - zapytała, jakby to było coś prostego jak użycie schodów.

- Co prawda to nie ADVENT… - kiwnął głową. - … ale policja to też nie jakiś nocny klub. Wiąże się to z dużym ryzykiem, a bierz pod uwagę, że nie mamy stuprocentowej pewności, że to faktycznie człowiek z dzisiejszego wtargnięcia.

Dziewczyna spochmurniała lekko, jakby odmówiono jej zabawy. Przygryzła paznokieć i ucichła, zastanawiając się.
- Można spróbować dotrzeć do jakiegoś policjanta mającego dostęp do danych i spróbować wyciągnąć od niego taką informację. Przynajmniej nie ryzykujemy zdemaskowania naszego jednego proxy, którego użylibyśmy przy włamie.

- Tak… To jest dobra opcja. Potrzebujemy wykaz pracowników komisariatu. Trzeba znaleźć kogoś z dłuższym stażem. Kogoś z dużą rodziną i problemami finansowymi, kto znudził się już tą pracą i kto nie odmówi dodatkowego źródła dochodu. Znajdź mi taką osobę - powiedział Law żywo, kiedy plan układał się w jego głowie.

- Się robi. Potrzebujemy tego na już?

- Nie. Dzisiaj i tak nie wyślemy już nikogo na akcję wywiadowczą. Spokojnie mamy czas do jutra. Zamiast tego chcę, żebyś została oczami i uszami chłopaków z lekkiej. Z raportów naszej placówki widzę, że zbrojni podjechali po nich osobówką. Tylko czy oni się tam wszyscy pomieszczą? Jak będzie trzeba, nadaj jakieś fałszywe wezwanie, żeby szwendająca tam policja zajęła się czymś innym, dając naszym czas na wymsknięcie się.

- Zobaczę, co da się zrobić, ale nic nie obiecuję.


Van skanerów

- To co robimy? - zapytał podekscytowany George, niemal podskakując na fotelu.

- A co ty byś chciał dzieciaku robić? - odparł pytaniem na pytanie Ruben, wyraźnie znużony. Widać było, że nic co nie było zabawianiem kobiet, piciem alkoholu lub hazardem specjalnie go nie ruszało.

- No jak to co. Mamy trupa z klubu! Musimy ustalić jego tożsamość i przesłać ją do dowództwa - wyjaśnił Bitterstone, szczerząc się jak dzieciak.

Czarnoskóry technik ziewnął ostentacyjnie, zerkając na swojego towarzysza lekceważąco.
- Trupa. Super. Jeśli to jakaś kobitka to może nawet zaliczysz. No bo taka ci przecież nie odmówi, nie? - Szyderczy uśmiech Grahama mówił wszystko, co sądzi o pomyśle chłopaka.

- Aj, głupi jesteś jak cegła - pokręcił głową niezadowolony „Bo1”. - Jeśli to któryś z Azjatów, to może miał przy sobie coś, co doprowadzi nas do jego przełożonego. Law i reszta dowództwa na pewno będą chcieli wiedzieć, kto zwinął im sprzed nosa Collinsa. Nie rozumiesz?

- I co? Chcesz wejść do kostnicy jakby nigdy nic i przeszukać ciało nieboszczyka? - powątpiewał „Ace”.

- Coś wymyślimy na miejscu - wzruszył ramionami George. - Słuchaj, wiesz, jak wygląda sprawa na mostach. Równie dobrze możemy wpaść na którymś z punktów kontrolnych, a tak przynajmniej poczekamy, aż ruch drogowy się trochę rozładuje - nie ustępował haker.

- Szukanie kłopotów to twoje hobby, co? - mruknął Ruben.

- Co ja się ciebie pytam - machnął ręką George. - Law przekazał mi dowodzenie w terenie. Tak więc odpalaj silnik i jedziemy - poinstruował głosem nie znoszącym sprzeciwu. Zaraz też uruchomił komlink.

- Halo, halo, raz, dwa, trzy - odezwał się do słuchawki. - Szefie, mam dla ciebie operację...
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 12-10-2018, 09:31   #36
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Ładujcie się do samochodu. - nakazał towarzyszom Frank.

- Za mały bagażnik, w pięciu się nie zmieścimy. - rzucił Mike.

- Więc zostaniesz ze mną. I tak w nocy nikt ciebie nie dostrzeże. Bierzcie nasze strzelby, dajcie magazynki do pistoletów.

Ekipa załadowała się do środka w całkiem przyzwoitym czasie. Przed odjazdem Hateemelson rzucił jeszcze Hodowskim rolkę folii aluminiowej.

- Owińcie tym komóry. Klatka Faradaya. Jakby korzystali z namierzania. - sam swoje holo jeszcze w szkole zaraz po telefonie na policję owinął w "sreberko".

Frank tylko machnął ręką na pożegnanie i po chwili Hodowscy byli sami.

- Nie ma czasu. Potrzebujemy przebrań. W klasie widziałem barłóg po bezdomnych.

- Stary numer z menelami?

- Oczywiście.


Mike uśmiechnął się szeroko błyskając w nieprzeniknionej ciemności białymi zębami.

***

Mike zwinął płaszcze i wcisnął je pod stertę śmieci, a Frank tymczasem przegrzebał kupę śmierdzących jak jasna cholera ciuchów. Po chwili miał dla swojego kuzyna grube ponczo z dziurawego koca oraz beret, a dla siebie poplamioną kurtkę z kapturem. Przebrać dopełniała jeszcze kartonowa zawieszka "Ninja porwali moją rodzinę, potrzebuję 5$ na lekcję karate".

Wyszli ze szkoły na mniej odsłonięty teren i przemknęli do najbliższego z budynków, byle dalej od policyjnego helikoptera, dronów i lokalsów. Musieli się wydostać poza teren obławy. Mogli mieć tylko nadzieję że zmiana powierzchowności zapewni im łatwiejsze wyjście z opresji. Na pewno natomiast było im lżej po oddaniu strzelb.
 
Stalowy jest offline  
Stary 15-10-2018, 05:54   #37
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 9 - 2037.II.01; przedpołudnie

Czas: 2037.II.01; nd; przedpołudnie; g. 09:30
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Law



Ta zimna i paskudna noc zaczęła się wreszcie kończyć. A nawet się skończyła. Nowy dzień, niedzielny poranek, zaczął się ponuro. Zarówno jeśli chodziło o samopoczucie xcomowców jak i ponurą aurę na zewnąrz. Co prawda nie padało ale nad światem zapanowała ponura szarówka jeszcze bardziej uwypuklając wszelkie brudy i zniszczenia, tak w ludzkim charakterze po nieprzespanej nocy jak i zrujnowanej okolicy pełnej pustostanów na zewnątrz.

Szef skanerów mimo, że zdołał się w końcu przespać przy końcówce tej nocy to trudno było mówić, że się wyspał. Chyba nikt kto był na zewnątrz na jakiejś akcji nie wrócił do bazy na tyle wcześnie i spokojnie aby się wyspać. Promyczkiem słonecznej nadziei zaś było to, że stopniowo kolejni agenci zaczynali przez te nocne godziny ściekać do dawnego browaru Lempa jak krople wody ściągane siłą grawitacji na ziemię.

Najpierw wróciła osobówka kierowana przez zbrojnych która przywiozła większość grupy Hodowskiego. Ale bez Hodowskiego. Bez obydwu Hodowskich. Ze dwie godziny później dotarł Faust. Tyle czasu zajęło jemu i Jamesowi przedostanie się przez mosty w okolice bazy. Sam agent wywiadu nie pokazał się w mieście. Wrócił zgodnie ze swoją przykrywką do swojego mieszkania na mieście. Miał chyba nadzieję, że Nancy jak jakoś się wyrwała z matni to odezwie się a może trzeba by ją odebrać to wolał być na mieście. Ale podwiózł Fausta prawie pod próg. Niedługo potem do bazy wrócił Kewinski ktory wolał nie ryzykować przypadkowego nakrycia przez panoszące się po okolicy policyjne patrole a od paru godzin żadnego, ciekawego celu nie zauważył.

Gdy już świtało wróciła “para meneli”. Czyli obydwaj Hodowscy w zaimprowizowanym przebraniu. Śmierdzieli i byli zmarznięci i zmęczeni jak na bezdomnych przystało. Chociaż ostatni kawałek podwieźli ich zbrojni którzy wraz z nimi też zeszli z posterunku.

Gdy już był ten ponury poranek do bazy zadzwonił James. W głosie dominowała mu ulga. Przekazał informację, że do niego z kolei zadzwoniła Nancy. Dzwoniła ze szpitala. Okazało się, że podczas ucieczki upadła i została stratowana przez uciekających. Nieprzytomną i bez dokumentów ani rzeczy osobistych znaleźli ją policjanci i przekazali paramedykom. Ci przewieźli ją do szpitala w którym obudziła się dopiero teraz rano. Ale James już miał się zająć i nią, i jej bryką pozostawioną wciąż pod klubem “Night Girls”.

I jakąś z godzinę temu wróciła ostatnia para czyli dwuosobowa obsada skanerskiej furgonetki. Dopiero rano sprawa na mostach zaczęła się normować o tyle, że już wyglądała jak zwykłe korki choć o dość niezwykłej porze - niedzielny poranek. Ale jakoś chyba nie podpadli nijak systemowy bo przepuścił ich przez swoje sito i obydwaj skanerzy wróćili bezpiecznie do bazy.

Ledwo z kwadrans temu zadzwonił telefon w sprawie ostatniej brakującej w browarze czyli szefowej biolabu. Dzwoniła jej prawniczka, że już jest przed komisariatem i idzie na rozmowę z zatrzymaną. Odezwie się jak będzie wychodzić. I tak zaczynał się ten ponury, zziębnięty niedzielny poranek, pierwszy w nowym miesiącu.




Czas: 2037.II.01; nd; noc; g. 00:10
Miejsce: East St. Louis, Night City; okolice kostnicy miejskiej;
Warunki: wnętrze furgonetki, ciepło, latarnie uliczne, sucho



Ruben i George



Śledzenie furgonetki koronera do siedziby koronera mieszczącego się w głównej kostnicy miejskiej nie było takie trudne. I nie było tak daleko no ale w tym chaosie jaki panował na ulicach to nawet dość daleko od mostów i jak na sobotnią noc to ruch był całkiem spory. W każdym razie udało im się bez przeszkód dostać w pobliże budynku kostnicy. Mogli więc obserwować jak druga furgonetka zatrzymuje się przed bocznym wejściem czy raczej wjazdem, jej trzewia się otwierają i ze środka wytaczają nosze które zaraz po opuszczeniu wozu zmieniły się w wózek. Widać miejska kostnica nie była w priorytetach miejskich władz skoro nie miała noszy antygrawitacyjnych jak w nowoczesnych, pierwszoliniowych jednostkach. Pozwalały one nawet jednej osobie bez trudu dźwigać dowolnie ciężkiego człowieka. W gruncie rzeczy bowiem takie grawitacyjne nosze były takim specyficznym, wyspecjalizowanym dronem tak z konstrukcyjnego punktu widzenia.

Ale rozważania nad noszami grawitacyjnymi wydawały się dość abstrakcyjne bo tutaj, w tej furgonetce i tak ich nie mieli tylko klasykę, znaną jeszcze sprzed inwazji. Na tych noszach leżał bezwładnie worek na ciało pewnie z ciałem. Ale, że worek też należał do klasyki to nie dało się dostrzec do jest w środku. Potem jeden z koronerów zawiózł ciało do wnętrza budynku a drugi pojechał na parking zostawić wóz. Potem też wrócił do wnętrza budynku.

Para skanerów miała aż nadto czasu aby sobie obejrzeć tą kostnicę z róznych stron. Był to solidny budynek przerobiony kilka lat temu z dawnej placówki służby zdrowia którą podczas Inwazji lub tuż po, strawił pożar. Kilka lat temu zdecydowano o tym, że będzie służył jako nowa kostnica miejska.

Z wejściem do kostnicy było o tyle łatwo, że był to budynek służby publicznej otwarty non stop. O każdej porze można było wejść do środka no ale do recepcji i tam pewnie rozpytać się o coś czy kogoś. Poza tym budynek od zewnątrz wyglądał, że ma typowe rządowe zabezpieczenia. Czyli kraty w dolnych oknach, kamery, ogrodzenie z siatki i drutem brzytwowym na nim chociaż pod główne wejście dostęp był otwarty dla każdego. Zabezpieczenia nie wydawały się nie do sforsowania no ale też i trzeba było je rozpoznać. Koronerzy po prostu zatrzymali się przed boczną bramą która ich wpuściła i zamknęła się gdy wjechali no ale oni wracali do siebie. Najbezpieczniej i najszybciej można było wejść jako petent, przez główne wejście. Inne rozwiązania wydawały się dość ryzykowne tak iść na pałę.




Czas: 2037.II.01; nd; przedpołudnie; g. 09:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Wydział Produkcji Lekkiej



Trójka lekkich i jeden handlowy z najwyższym trudem wepchnęła się do jednego zbrojnego za kierownicą. Usiąść we trzech na tylnej kanapie osobówki było ciężko i niebezpiecznie, zwłaszcza gdyby trzeba było gwałtownie ewakuować się z trafionej czy płonącej maszyny. Ale w tak gardłowej sprawie nie mieli zbyt wielu opcji do wyboru. Żołnierz odjechał spod porzuconej szkoły z takim samym piskiem z jakim podjechał. I tyle ich z okien dwójka Hodowskich widziała.

Kierowca zbrojnych pruł ulicami ścigając się z czasem i nadciągającymi radiowozami. Ale fart im sprzyjał na tyle, że poza nerwami nie przydarzyło im się nic specjalnego na tyle by ich zatrzymać czy spowolnić przed wjazdem na teren dawnego browaru Lempa. Tam wysiedli wewnątrz bazy i okazało się, że nie ma kontaktu z Hodowskimi. Ranni z Wydziału Lekkiego zostali opatrzeni i mogli wreszcie odpocząć w domowych pieleszach. Jedynie sen z powiek mógł spędzać brak kontaktu z dwójką lekkich. Kierowca po nich pojechał znowu ale wrócił po jakimś czasie z pustym samochodem. Policja, tak jak się obawiali, odcięła już kordonem teren i nie udało mu się znaleźć żadnej luki. Nie natrafił też na Hodowskich więc wrócił aby nie ryzykować nadmiernego zainteresowania rozdrażnionej policji. Z bazy też nie było z nimi kontaktu więc albo utracili swoje środki łączności albo ich nie używali. Zostawało więc to co na wojnach robiło się tak często: czekać i modlić się.


---



Dwaj Hodowscy mieli pecha. Albo farta. Albo farta w pechu czy do pecha. No jakoś tak. Pech bowiem nie zdążyli wydostać się poza kordon radiowozów i policjantów. Pechowo znaleźli się namierzeni przez jakiegoś drona w snopie reflektorów, potem do tego doszedł pieszy patrol gliniarzy no i laba, wolność i swoboda się skończyła. Gliniarze byli całkiem skrupulatni. Głusi na wszelkie tłumaczenia, prośby i groźby, skuli dwóch podejrzanych i poprowadzili do jakiegoś starego sklepu. Tam na podłodze w kucki siedzieli już i inni, skuci zatrzymani. Najbliższa przyszłość nie rysowała się więc zbyt różowo i pech wydawał się dopaść do nich na stałe.

Ale też w tym pechu mieli i fart. Gliniarze przetrzymali ich tak ze dwie czy trzy godziny razem z innymi. Ale jeszcze gdy było ciemno zrobił się jakiś ruch. Chyba nie mogli wszystkich zabrać na posterunek czy coś takiego. Zaczęli więc przeprowadzać selekcję. Przede wszystkim pakowali do policyjnych furgonetek i autobusów tych młodych, agresywnych i sprawiających kłopoty. Tutaj okazało się działać ich przebranie. Wedle policyjnej logiki, para śmierdzących meneli nie miała o dziwo przy sobie broni, narkotyków, nielegalnych substancji a nawet o dziwo była bezpromilowa. Więc mimo, że ich zeskanowali pobierając wszelakie dane biometryczne od siatkówki oka, przez odciski palców i próbkę do zbadania DNA i co gorsza bez przykrywek i legendy były to prawdziwe dane obydwu Hodowskich to jednak gliniarze ich wypuścili pozwalając iść gdzie chcą.

Zostawało spróbować z buta wrócić przez kolejne ulice i kwartały do bazy. Im dalej oddalali się od policyjnego kotła tym robiło się spokojniej chociaż ani przez chwilę nie było spokojnie. Z odgłosów kończącej się nocy dalej przedzierały się dźwięki wielu silników, policyjnych syren, ludzkich krzyków czy szumu dronów nad głowami. Ale stopniowo to wszystko nikło gdy z każdą ulicą, krzyżówkami i zakrętem zwiększali odległość.

W pobliże bazy dotarli gdy już świtało. Na ulicach panowała szarówka. Rozpoznali osobówkę jaka wyjechała im na spotkanie i zatrzymała się przy nich jakby wiedziała od razu przed kim i gdzie ma się zatrzymać. Zostało jeszcze kawałek ale już w przyjemnie ogrzanym wnętrzu pojazdu a potem już byli w bazie. Niedługo potem wrócili zbrojni pozostawieni dotąd na czujkach wokół bazy jakie pewnie ich wypatrzył, rozpoznały i wysłały kierowcę w osobówce. Wreszcie znów byli bezpieczni i w komplecie.




Czas: 2037.II.01; nd; przedpołudnie; g. 09:30
Miejsce: East St. Louis, National City; National City Police Station;
Warunki: sala widzeń, ciepło, jasne oświetlenie, sucho



Lena



- Dzień dobry Brendo, nazywam się Laura Nadel, jestem twoim obrońcą z urzędu. - przedstawiła się ubrana wedle office dress code blondynka podając biolog rękę na przywitanie. Grała swoją rolę bez zarzutu, zupełnie jakby pierwszy raz się widziały. Chociaż na żywo, to rzeczywiście Lena pierwszy raz spotykała xcomową prawniczkę bo zwykle kontaktowała się telefonicznie albo przez holo podczas narad ale nie przypominała sobie, żeby pojawiła się w starym browarze jaki nowa komórka X-COM obrała za bazę.

Wcześniej w ten niedzielny poranek “Brenda” miała już za sobą niezbyt wyszukane śniadanie chyba z jakiś gotowych racji wojskowych wrzuconych do mikrofali i możliwość skorzystania z równie niewyszukanego prysznicu w kobiecej łazience. I niedługo potem, gdy przepisy już umożliwiały widzenia została przez jakąś policjantkę wezwana do sali widzeń z informacją, że przyjechała jej prawnik.

Prawnik zaś zajęła się swoją prawniczą robotą. Jej pewność siebie i spokój mogły nieść otuchę. Podobnie mogła działać kawa i pączki jakie prawniczka przyniosła ze świata zewnętrznego na osłodę rozmowy. - Nie przejmuj się Brendo na razie jesteś tylko zatrzymana jako podejrzana w niejasnej sytuacji w której ktoś zginął a sama złożyłaś zeznania które funkcjonariuszka Ross, uznała za niezbyt klarowne. - powiedziała przeglądając dokumenty z rozmowy Brendy z Petrą.

- No ale opowiedz mi jak było i pamiętaj, że na pewno jesteśmy teraz nagrywane. - blondnka uśmiechnęła się ciepło i trochę ironicznie dając okazję opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Gdy wysłuchała “Brendy” wydawała się pełna optymizmu. Nie mogła teraz jej wydostać bo musiała poczekać na rozprawę sądową jutro rano. To po prostu musiały odbębnić. Poinstruowała ją, że być może policja będzie chciała z nią jeszcze dzisiaj rozmawiać ale ona sama mogła skorzystać z prawa do odmowy zeznań. Gdyby zaś zdecydowała się złożyć zeznania to niech trzyma się tej wersji co mówiła już z Ross dorzucając do tego własne zagubienie, zdenerwowanie, depresję i obawy. Miała też prawo do jednego telefonu dziennie więc w razie potrzeby mogła do niej zadzwonić ale te rozmowy też na pewno były monitorowane.

- A teraz Brendo, czy mogłabym jakoś jeszcze ci pomóc? Potrzebujesz czegoś? - zapytała Laura gdy już skończyły omawiać się bieżące sprawy, i to jak to jutro pewnie wszystko będzie wyglądało w sądzie i mogły przejść do jakichś innych spraw.


---




Czas: 2037.II.01; nd; przedpołudnie; g. 09:30
Miejsce: Old St.Louis, Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Wszyscy którzy wrócili w nocy, o świcie czy już nad ranem do bazy wyglądali mizernie i podobnie się czuli. Zmarznięci, głodni i niewyspani. W pierwszej kolejności więc zostali zwolnieni z wszelkich obowiązków i dostali czas na odpoczynek. Zebranie przewidziano na 14:00. Na nim mieli omówić obydwie akcje i zastanowić się jakie dalej środki przedsięwziąć. Brakowało tylko Leny ale z tego co mówiła Nolan były spore szanse, że wyjdzie jutro rano po porannej rozprawie sądowej. Nancy się odnalazła i była już u siebie, pozostali z obydwu akcji wrócili do bazy. Ciało w miejskiej kostnicy jakie “śledziła” ze swojego vana para skanerów zapewne dalej będzie tam leżeć nie niepokojone. Kostnica podobnie jak sąd czy inne urzędy miejskie nie pracowały w niedziele więc najprędzej za jego sekcje koronerzy zabiorą się jutro rano.

Według Ashley Keller z SLN nie było potwierdzonych informacji o pochwyceniu tego mafioza Alvareza. Z miejsca zaczęły się więc spekulacje czy został zabity, ukrywa się, zbiegł czy może z jakichś powodów służby rządowe “zniknęli go” a oficjalnie się tylko do tego nie przyznają. Sytuacja w Dutchtown i na mostach zdawała się normować. Sądząc z newsów tylko klub “Night Girls” nadal był zapieczętowany taśmami i policjantami.

Kamery dziennikarzy wyłowiły też nieco postrzelaną i pogruchotaną limuzynę Collinsa. Złapały ją jak pakowano ją na lawetę i następnie ta odjechała z miejsca wypadku. Wedle newsa czarna, uszkodzona limuzyna należała do Jeffa Collinsa i była jego służbową maszyną. Jeff Collins pracował w North American Specialties (NAS). Na razie los pana Collinsa i przyczyny wypadku były nieznane ale przypuszczano, że mogły mieć związek z niewyjaśnioną dotąd strzelaniną przy klubie “Night Girls”. Kamery pokazywały też kolejną lawetę, pakującą kolejną czarną limuzynę na siebie która według komentarza reportera również mogła uczestniczyć w tych wydarzeniach. I rzeczywiście było widać i ślady po kulach, odkształconą przy uderzeniu karoserię. W szybach tkwiły charakterystyczne “pajączki” po trafieniach które nie dały rady ich przebić.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 18-10-2018, 22:32   #38
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- No brachu... oficjalnie teraz jesteśmy uważani przez system za bezdomnych!

- Za żuli, meneli, włóczęgów, wagabundów, włóczykijów i powsinogi. Za element zbędny dla zdrowo rozwijającego się społeczeństwa. Szkoda, jakbyśmy jeszcze mieli przy sobie tanie wina to już w ogóle bylibyśmy zakwalifikowani jako margines społeczny!

- Czyli takich, których można zniknąć i nikt się tym nie przejmie, nikt nie będzie pytał, nikt nawet nie zachlipa.

- Nie bardzo. Wątpię, aby kosmitom opłacało się kroić homo sapiens przeżarte przez etanol, siarę i inne specjały. Wiesz... oni mogą być na to wszystko uczuleni!

- To by wyjaśniało ich wielki wstręt do naszych prymitywnych człowieczych napoi wyskokowych i czemu wprowadzają własne podstępne drinki!


Taką miłą pogawędkę sobie urządzili Hodowscy w drodze do punktu sanitarnego.

- Nie zostałeś nawet draśnięty, ale na zebraniu zapłacisz za swoje. - rzekł Mike przechodząc przez drzwi szpitalika.

Frank zrobił kwaśną miną. Mike miał rację. Cholerną rację. Równoległa akcja w mieście też nie poszła tak dobrze jak planowano. Lena zatrzymali, wynikła strzelanina. Ogólnie... Chaos. Będzie się musiał ostro przysłuchać, aby ogarnąć co się wtedy wydarzyło i czy będzie w stanie coś do rzucić od siebie.

***

Jedynym sprawnym przez najbliższe dwa dni miał być Frank. X-Com nie był jakimś jebanym korpo czy tam budżetówką, aby trzeba było składać samokrytykę, kajać się, obciągać przełożonym i tak dalej. Jednak analiza własnych błędów potrafiła być bardzo dobijająca. Hodowski przed krótkim spoczynkiem udał się jeszcze do magazynku, aby sprawdzić czy wszystko zostało zdane co miało być zdane, a potem podrzucił holo do Wywiadu, aby tam sprawdzili czy nie mają ogona no i w czy jest konieczność przekonfigurowania sprzętu. W sumie skanery nie wykazały, aby coś tam im wsadzili. Hodowski żywo w dowcipach podtrzymywał teorię, że kosmici porywali od zawsze ludzi głównie po to aby wsadzać im metalowe gówna w różne części ciała. Miał nadzieję, że jednak nigdy jemu się to nie przytrafi. Co nie powstrzymywało go przed sugerowaniem biolabowi, aby wepchnąć kiedyś jakiemuś kosmicie do strepanowanej czaszki oporników ze starego radia i zostawić go tak parę dni w celi, by zobaczyć jak się z tym skurwiel czuje.

Kiedy formalności zostały dopełnione ruszył do kwater. Z niezadowoleniem zakonotował sobie w głowie, że za cholerę nie zdoła się wyspać. Miał tylko nadzieję, że nikt się do niego nie przyczepi, kiedy na popołudniowej naradzie pojawi się z talerzem kanapek i dużym kubkiem kawy.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 18-10-2018 o 22:48.
Stalowy jest offline  
Stary 19-10-2018, 01:33   #39
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Law-Tao

Prysznic wskrzeszał ciało i ducha, o czym mógł przekonać się Law tego poranka. Chociaż ciepła woda była racjonowana, to jego przydział zmył trudy nocy. Japończyk pozwalając sobie na chwilę wyciszenia, przestał rozmyślać oraz zamartwiać się i po prostu stał nieruchomo.

Wraz z Yoshiaki wyszli z Biura Wywiadu gdzieś około drugiej. Przełożony skanerów skierował się wtedy prosto do swojej kwatery, ale sen nie przyszedł od razu. Trochę czasu spędził jeszcze nad spekulacjami, a parę razy sprawdzał holo, by upewnić się, że ludzie w terenie nie komunikują jakiś kłopotów. Na koniec zaś przypomniała mu się matka oraz siostra. Wspomnienie o rozłące z rodziną tylko bardziej go przygnębiło, jakby jeszcze brakowało mu zmartwień. Ostatecznie zasnął, nie pamiętając nawet kiedy.

Po porannej toalecie założył na siebie swój mundur operatora X-COM, który zawsze leżał na nim schludnie. Następnie przysiadła na chwilę, by przejrzeć skrzynkę pocztową. Ucieszył się, czytając o Nancy. Co prawda wywiadowczyni skończyła w szpitalu, ale zawsze mogła wylądować w kostnicy albo jakimś bezimiennym grobie. Myśl o tym, że nikogo (no może poza Collinsem) nie stracili poprzedniej nocy podniosła go na duchu. Z lepszym humorem skierował się do kantyny, gdzie miał nadzieję złowić coś na śniadanie. Było przed godziną dziesiątą i Law nie pamiętał, kiedy ostatnio tak późno zaczynał swój dzień.


Yoshiaki

„BlackR4in” już po otworzeniu oczu została przygnieciona przez ból głowy oraz mięśni, zwłaszcza karku. Dziewczyna leżała skulona w ubraniu na pomiętej pościeli. Utalentowana hakerka, mistrzyni łamania zabezpieczeń nie potrafiła ogarnąć własnego posłania, przez co zazwyczaj spała jak jakieś stworzenie a nie człowiek. Oczywiście każdej nocy powtarzała sobie, że tym razem je pościeli.

Chinka zsunęła się z łóżka i zgrabnym krokiem podeszła do biurka, gdzie dorwała się do szklanki z wodą. Zgarnęła przy tym jeszcze holo, z którym usiadła na blacie. Szybko przeleciała przez wiadomości. Jako iż nic nie przykuło jej uwagi, odłożyła urządzenie z powrotem i wymaszerowała prosto do łazienki. Chciała być gotowa jak najszybciej zjeść śniadanie i usiąść do pracy. Zeszłej nocy Law przydzielił jej zadanie wyszukania potencjalnego policjanta z komisariatu National City, którego będą mogli skorumpować. Nie mogła się doczekać by sprawdzić, czy kogoś takiego znajdzie.


George i Ruben

Chłopaki ze skanu spali w najlepsze. Po powrocie do placówki pierwszy poległ Bitterstone, który przez całą drogę nie przestawał o czymś nawijać. Dopiero w kwaterze walnął się plackiem na swojej pryczy, jak upadający konar. Sen młodego hakera był tak mocny, że nawet inwazja obcych nie byłaby go w stanie obudzić.

Graham nim położył się spać, usiadł przy małym biurku, na którym wywalił nogi. Opróżnił przy tym kielich samogonu trzymanego na czarną godzinę oraz wypalił dwie fajki. Przymknął oczy, wspominając chwile w gabinecie dla VIP’ów. Lena może nie była do końca w jego typie, ale to jeszcze nie oznaczało, że odmówiłby sobie przyjemności. Wszak nie musiał się bać pójścia do łóżka z kimś mądrzejszym od siebie. „Ace” uśmiechnął się pod nosem na myśl o zgrabnych biodrach kierowniczki biolabu.
Dopiero kiedy odprężył się na tyle, by znużenie dopadło i jego, zwalił się do własnej pryczy, chrapiąc przy tym jak niedźwiedź.


Gdzieś po dziesiątej Law-Tao zajrzał po kolei do swoich podwładnych. Gdyby George i Ruben nie spali, pogratulowałby im udziału w akcji. Zamiast tego przegadał trochę z Yoshiaki, a później usiadł do sporządzania raportu. Miał nadzieję napisać na szybko choćby wstępny rys, by być przygotowanym na spotkanie w południe. Mężczyzna stresował się lekko tym, co mogło go tam czekać. W końcu przyszedł czas, by wziął na siebie odpowiedzialność.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 19-10-2018, 07:03   #40
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 2037.II.01; popołudnie

Czas: 2037.II.01; nd; południe; g. 16:15
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Zebranie Szefów Wydziałów



O tej 14 w sali narad zaczęło się zebranie szefów wydziałów biorących udział w wieczorno - nocnej akcji. Byli obecni wszyscy oprócz siedzącej a miejskim areszcie szefowej biolaba. Zamiast niej biolab przysłał Kewinskiego. Co prawda o akcji na wschodnim brzegu rzeki w którym brała udział jego szefowa wiele powiedzieć nie mógł ale tutaj uczestników pośrednich czy bezpośrednich było całkiem sporo. Sam zwiadowca biolabu miał za to niepowtarzalny wgląd na początek akcji ludzi Hodowskiego i tym co działo się tam w okolicy potem gdy ci odjechali.

Poza Kewińskim brał udział też Law jako główny koordynator akcji w klubie, Nathan jako szef wywiadu, “Amadeo” jako szef zbrojnych, Frank jako szef lekkich i główny wykonawca akcji która ostatecznie skończyła się w Dutchtown no i jak zwykle w trybie telekonferencji brała udział Laura jako główny ekspert co do dalszych losów Leny.

Na tym zebraniu mieli omówić co i jak poszło tak albo nie tak na tych obydwu misjach. Pod tym względem to zebranie nie różniło się procedurą postępowania od tego co znali z wcześniejszych poakcyjnych zebrań. Był jednak koniec a właściwie początek miesiąca. Dziś wieczorem lub jutro odbyć się musiała kolejna narada, tym razem podsumowująca, ta na której wezmą udział szefowie Działów i szef bazy i z której raport trzeba będzie posłać do centrali. Ten raport zaś zdecyduje o ilości i priorytecie jaki centrala przydzieli dla nowej bazy. Co prawda jako nowa baza mieli “żłobkowy”, kilkumiesięczny okres ulgowy ale gdy się skończy za podstawę o przyznanych środkach posłużą raporty z poprzednich miesięcy czyli właśnie pewnie i ten za który dziś lub jutro się zabiorą.

- Najważniejsze, że wśród personelu nie zanotowaliśmy żadnych strat bezpowrotnych. - to było jedno z kluczowych założeń działania małych grupek podziemia niepodległościowego i ten warunek na szczęście udało im się spełnić. Żadna z obu akcji co prawda nie poszła zgodnie z wieczornymi oczekiwaniami gdy na nią wyjeżdżali ale mimo wszystko do domu wrócili wszyscy. Poza Leną no ale były spore szanse, że brunetka wróci w ciągu najbliższej doby. Tak twierdziła blondwłosa prawniczka.

Inne wnioski były inne. Skanerzy dostali pochwałę za jakość legend. Jak na razie wszystkie puszczone na wschodni i uważany za trudniejszy, teren legendy sprawdziły się bez zarzutów. Nawet przechwycona Lena prawdopodobnie nie została rozpoznana jako Lena a jedynie zatrzymana jako osoba mogąca mieć coś wspólnego, choćby jako świadek, z morderstwem popełnionym w klubie. To wiedzieli od Lindy a raczej jej holo. Noel uważała, że albo panna Grey nie została rozpoznana i wówczas są spore szanse, że po poniedziałkowej rozprawie wyjdzie na wolność albo została rozpoznana ale ktoś zdecydował podjąć jakąś grę. Jaką to już nie była to jej specjalność. Tu wtrącił się wywiad czyli Nathan Carter. Uważał, że tak czy siak, i tak trzeba odebrać Lenę póki się da a najłatwiej wydawało się to osiągnąć legalnymi sposobami. Jeśli paluchy w tym maczał jakiś wywiad to będzie czekał z kim się Lena skontaktuje albo kto z nią się skontaktuje. A na razie najmniej podejrzane były kontakty z własnym prawnikiem. Do jutra więc mieli czas aby się zastanowić co i jak zrobić by odebrać Lenę i przywieźć ją do dawnego lokalu Lempa. Szykowała się więc kolejna operacja by sprawdzić czy nikt nie sprawdza Leny po opuszczeniu komisariatu. To jednak prawdopodobnie udźwignęli ludzie z wywiadu czyli James i Nancy ale przydałoby się czujne i przychylne oko skanerów na trasie.

Poza tym skanerom, a dokładniej Rubenowi, udało się pozyskać jedną sztukę broni palnej. Co prawda nie mieli jak jej zabrać do bazy ale została schowana w skrytce gotowa do zabrania. Przy okazji pogratulowano też i Frankowi bo zaprojektowana i wykonana tak przez Lekkich jak i Ciężkich silnikowa skrytka okazała się skuteczna. Przynajmniej przed automatycznymi skanerami w wieżach i bramkach kontrolnych.

Bolała natomiast utrata furgonetki. W bazie mieli ich dwie i jedną osobówkę. Teraz została jedna furgonetka i ta osobówka. Na tak wielką xcomową rodzinę i tak wiele adresów po i za miastem tylko dwa pojazdy okazywały się wąskim gardłem. Zwłaszcza, że praktycznie na stałe jedna furgonetka przypadała ludziom z handlowego którzy jeździli codziennie po zaopatrzenie bazy. Wyglądało więc na to, że dość szybko trzeba będzie zorganizować jakiś pojazd. Nie było jednak wiadomo jak z tymi wyjazdami będzie teraz. Na dziś wstrzymano kursy i odłożono sprawę do jutra.

Trudno było oszacować sprawę Collinsa. Ze standardowych notek jego korporacji Law wyłapał enigmatyczne “zachorował” i adres zastępczy do jakiegoś innego nazwiska do którego można było kierować telefony czy zgłoszenia normalnie kierowane do Collinsa. “Zachorował” było na tyle uniwersalne, że właściwie mogło się z nim stać cokolwiek. Od tego, że go podziurawiono kulami i umarł, dogorywał, czy zdrowiał w szpitalu aż to, że go porwano, wziął urlop na żądanie, wyjechał albo i w samej NAS nie wiedziano nic o jego losie. Nie sposób było się też dowiedzieć co z jego laptopem. Ani kim byli ci Azjaci. Przynajmniej tak od ręki, po samym przeczesaniu publicznych newsów i wiadomości. Jedyne w czym się wszyscy zgadzali to to, że w klubie Azjatów nikt się nie spodziewał. A dopóki się nie pojawili operacja przebiegała względnie planowo. Udało się bowiem zwabić i uśpić Collinsa, zabrać i zgrać dane oraz podrzucić go z powrotem. I gdzieś w tym momencie wkroczyła ta grupka obcych. Xcomowcy nadal nie wiedzieli kogo zabito w klubie ale pewnie właśnie to ciało “odprowadzili” do kostnicy Ruben i George. I nadal pewnie tam leżało skoro połowa niedzieli. Według wstępnej ekspertyzy tej dwójki do miejskie kostnicy dałoby się pewnie jakoś dostać no ale raczej nie “na pałę” bez przygotowania. Chyba, że przez recepcję no ale wówczas też trzeba było coś powiedzieć, pewnie pokazać jakieś dokumenty i tak dalej. Więc bez wyraźnych wytycznych i przygotowań zmyli się do bazy ale wydawało się, że jeśli wziąć tą kostnicę na tapetę to można by się do niej jakoś dostać gdyby na tym komuś zależało.

Sprawa operacji przeprowadzonej przez zespół Franka zaś była chyba jeszcze bardziej problematyczna. Nomen - omen, początek operacji przebiegał z początku gładko tak samo jak akcja w klubie. Lekkcy bez przeszkód wyjechali i dojechali na miejsce akcji i dopóki mieli do czynienia z zaskoczoną i przestraszoną gówniarzerią to sprawa szła po ich myśli. A skończyło się kilka godzin później regularną obławą i kordonem sił rządowych w tym również latacza ADVENTu chociaż nie było pewne czy ADVENTyści brali udział w akcji czy ograniczyli się do patrolowania z powietrza.

- No taki kocioł, tuż po sąsiedzku na pewno nie jest nam na rękę. - powiedział szef bazy i raczej trudno było się z tym nie zgodzić. Nawet teraz, w połowie niedzieli, w Dutchtown były wzmożone patrole policji a radiowozy często przejeżdżały niedaleko browaru Lempa. Nie było wiadomo ile ten podwyższony stan gotowości potrwa.

Sprawa była skomplikowana także dla skanerów. Jak to się mówiło “teren jest trudny”. Brakowało przekaźników, kontrolerów, anten, czujników, kamer, dronów no całej infrastruktyry zwykle używanej przes skanerów do podglądania, podsłuchiwania czy wymiany informacji. I to bez względu na to czy ci skanerzy byli w policyjnych czy xcomowych mundurach. Do tego teren był trudny do penetracji także ze względu na “miejscowy element” który wydawał się być bardzo anarchistycznie nastawiony do wszelkich obcych w tym także przedstawicieli władzy. Co bardzo utrudniało infiltrację osobową jak w żargonie wywiadu nazywano szpiegów i informatorów. Te dwa czynniki zadecydowały między innymi o takiej a nie innej lokalizacji bazy w tej okolicy. Bo okolica bardzo utrudniała rządowcom infiltrację. Wyglądało jednak na to, że ostatniej nocy lekcy pociągnęli za ogon kotka który okazał się leżeć tuż przy lwicy i te dwa czynniki zadziałały tym razem przeciw xcomowcom tak samo jak zwykle działały przeciwko siłom rządowym.

Niemniej tak samo jak z Azjatami w klubie, tak samo i tutaj, nikt z xcomowców chyba nie spodziewał się, że zdawałoby się banda przypadkowych małolatów będzie miała powiązania takie aby ściągnąć tu “szefa organizacji przestępczej” w trybie pilnym. Co teraz zrobić z tym Alvarezem albo co zrobi teraz ten Alvarez zostawało sprawą otwartą. Nikt nie wiedział czego się właściwie teraz można spodziewać. Nawet nie było wiadomo czy żyje, czy został zabity, schwytany, ukrył się czy zwiał. W każdym razie jak pokazała ostatnia noc jego ludzie, zwłaszcza zaskoczeni, nie mogli się równać w starciu z elitarnymi oddziałami policyjnych szturmowców wspartych przez szybkozaciskający się kordon obławy regularnych policyjnych sił. Ale “Amadeo” nie pozostawiał złudzeń “my też nie” odparł lakonicznie nie uznając nawet za stosowne rozważanie scenariusza takiego potencjalnego starcia innego niż natychmiastowa ucieczka. - Ale Frank, dałeś znak do bazy, że nie wszystko idzie zgodnie z planem zdecydowanie za późno. Nawet nie wiedzieliśmy, że coś u was idzie nie tak. A przecież bez tego nijak nie mogliśmy was wspomóc. Popracuj nad koordynacją działań z innymi Frank. Nie chciałbym aby taka sytuacja się powtórzyła. - szef zwrócił uwagę Polakowi, dość łagodnym tonem. Z drugiej strony do nikogo więcej tego typu uwagi nie zastosował.

Inny problem i to może nawet poważniejszy niż się wydawało, dostrzegał Law: Hodowscy zostali zeskanowani. I to gdy nie mieli na sobie żadnej legendy. Sam aż za dobrze wiedział jak działają takie skanery. Były niewrażliwe na smród, bród, promile czy pijaną gadkę. Skanowały. Wzrost, masę i budowę ciała, wykrywały implanty, ukrytą broń, większość nielegalnych substancji, pobierały materiał genetyczny, skan siatkówki oka i tak dalej. I obydwaj Hodowscy trafili już do bazy danych. A to oznaczało, że są w nim zbitkiem danych a komputerom brak imienia zeskanowanego człowieka kompletnie nie przeszkadzał. Od tej pory jeśli w jakiejś sprawie, ktoś wstuka odpowiednią kombinację która będzie pokrywać się z danymi któregoś z Hodowskich, to mu pokaże te dane z wczorajszej nocy. Jednego czy drugiego “menela” schwytanego podczas obławy w Dutchtown w ostatniej styczniowej nocy w 2037 roku. Nieważne czy będzie chodziło o awanturę w restauracji, ślady krwi na miejscu zbrodni, podejrzany profil na bramce kontrolnej i to czy za tydzień, kwartał, rok czy dziesięć lat. Zostali zeskanowani i byli w rejestrze. A sieć rozprowadzała dostęp do tego rejestru do każdego miejsca na tej planecie gdzie była sieć. Alternatywą było albo niebezpieczne włamanie się do centrali i próba usunięcia czy chociaż zamiany tych danych czego raczej nie robiło się od reki, albo jakiś bardziej bezpośredni numer który mógł usunąć te dane. Albo dla własnego bezpieczeństwa obydwaj Hodowscy nie powinni się ruszać z bazy bez porządnej legendy.

- Podsumowując. Brakuje nam środków transportu, mieszkamy obok kopniętego mrowiska, nie mamy pojęcia co się stało z Alvarezem, w kostnicy leży jakiś klubowy sztywniak, Collins i ci Azjaci nam gdzieś też zniknęli, na jutro musimy skombinować powrót Leny, Hodowscy lepiej by nie opuszczali bazy bez legendy i wciąż mamy dane z datapadu Collinsa do rozszyfrowania i przejrzenia. Coś pominąłem? Czy ktoś chce jeszcze coś powiedzieć? Jakieś pomysły, spekulacje, hipotezy? Bo następna narada już jutro. Dziś już dajmy sobie spokój. Mam nadzieję, że już z Leną. Na 18 może być? Świetnie. Więc spotykamy się jutro o 18 bo musimy zredagować to miesięczne cholerstwo. Pierwsze z naszej bazy więc na pewno wezmą je w centrali pod lupę. - szef oparł łokcie o blat stołu zbierając się do zakończenia narady. Popatrzył na zebrane głowy które były uczestnikami zdarzeń sprzed kilkunastu godzin dając im szansę na zabranie głosu i przedstawienie swoich propozycji i pomysłów na kalejną dobę zanim jutro wieczorem zabiorą się za majstrowanie raportu miesięcznego.




Yoshiaki



Drobna Chinka pracowała i pracowała nad klawiaturą od rana. Musiała się wspomagać kawą bo bez niej stresujący wieczór i noc były naprawdę męczące. Kilkugodzinne napięcie psychiczne było równie trudne do zniesienia jak niejeden wysiłek fizyczny. Ale mimo to zabrała się od niedzielnego poranka za wykonanie przydzielonego przez szefa polecenia.

Problem z obsadą personalną posterunku przy National City okazał się specyficzny. Na stałe właściwie miał obecnie dość szkieletową obsadę i to złożoną z załóg wysyłanych rotacyjnie przez inne posterunki. Po prostu mieli pilnować by robotnicy albo inni “życzliwi” nie rozkradli tego co tam już czy jeszcze było, nie wysadzili czegoś, nie podpalili i do tego wspomagali skromną obsadą łączności radiowozy w okolicy i inne posterunki. Ale do zgłoszeń w okolicy i tak zwykle jeździły już załogi z “prawdziwych” komisariatów. Gdy docelowo remont się skończy zapewne zostanie obsadzony jak każdy inny pełnowymiarowy posterunek no ale jeszcze nie teraz. A raczej nie aż do ostatniego wieczora gdy ewakuowano tam w trybie pilnym klubowych gości i równie alarmowo ściągano kogo się dało z innych posterunków. Obecnie więc kto jest, był czy będzie na tym komisariacie co jeszcze nie do końca był komisariatem a gdzie przetrzymywano pannę Grey, nie było takie jasne.

Yoshiaki więc musiała więc jak prawdziwy detektyw sprawdzać kolejne wątki odnalezionych biografii, zdjęć, ludzi, porównywać je z różnymi wydarzeniami z mniej i bardziej odległych czasoprzestrzeni podążając za tymi tropami po całym świecie na przestrzeni ostatniej dekady czy dwóch. Ale dokładniej mogła sprawdzić tylko kilka tropów. Niemniej znalazła coś interesującego co mogło się okazać wytrychem otwierającym zamek.


Francis Wall, sierżant, lat 43. Agresywny sądząc po dyskusji jaką znalazła na jakimś lokalnym forum w którym właściciel baru, barman i paru klientów skarżyło się na agresywnie zachowującego się, pijanego mężczyznę który wymachiwał bronią i odznaką mimo cywilnego ubrania domagając się, właściwie nie wiadomo czego. Gdy prześledziła “karierę” Wallsa uzbierała z kilka takich wybryków. Ładnie wpisywał się w stereotyp zgorzkniałego, nadużywającego alkoholu gliniarza. Nawet jak na swój wiek i wysługę lat miał dość niski stopień co świadczyło, że albo do geniuszy nie należał albo coś czy ktoś blokował jego awans. Całkiem możliwe, że ze względu na te notoryczne awantury i skargi tak na służbie jak i w cywilu.

Maurice Ethier, też sierżant, 33 lata. Rozwodnik. Żona, już wówczas była żona, zgłosiła do sądu pozew oskarżając Ethiera o próbe gwałtu i pobicia. Twierdziła, że exmąż napadł ją gdy wracała wieczorem sama do domu i groził jej śmiercią. Sprawa po sądowych perypetiach nadal była w toku. Chinka nie była prawnikiem aby zrozumieć coś więcej z tego prawniczego bełkotu poza właśnie tym, że nadal co parę miesięcy była jakaś rozprawa, odwoływano jakąś rozprawę z jakiegoś powodu albo wyznaczano jakiś inny termin. Żona była aktorką teatralną, raczej lokalnej sławy ale sądząc po zdjęciu całkiem atrakcyjną. Znalazła też artykuł prasowy w którym grupka policjantów była przez dziennikarzy oskarżana o posiadanie i handel kosmicznymi artefaktami potajemnie wywożonych z policyjnych magazynów lub rekwirowanym przestępcom. Nikomu jednak nic nie udowodniono ani nawet nikogo nie postawiono w stan oskarżenia więc mocnych dowodów mimo mocnych słów w nagłówkach dla sądu jednak nie było.


Lindsey Boggs, st. sierżant, lat 32. Policjantka zza biurka, zajmująca się kadrami, magazynami i podobną biurokracją. Na nią znalazła najmniej i jej kariera wydawała się nudnymi, regularnymi awansami i raczej nieciekawymi opiniami. W tym nudnym życiorysie rzucało się w oczy dość nagłe przeniesienie do St. Louis z Nowego Jorku. Płaca nie była raczej wyższa, stanowisko podobne więc motyw finansowy raczej odpadał. Sprawę załatwiono w ciągu dwóch miesięcy więc na standardy rządowe czy korporacyjne zaskakująco szybko. W Nowym Jorku zaś, na dawnym posterunku Boggs w podobnym czasie kilku funkcjonariuszy przeniesiono w podobnym trybie, kilku przeszło na wcześniejsze emerytury, kilku się zwolniło co całościowo budziło spore zastanowienie. Chociaż na więcej zabrakło jej czasu i wątków aby to zbadać.

I była jeszcze funkcjonariuszka Petra Ross, lat 27, policjantka która przesłuchiwała między innymi Lenę ostatniego wieczora czy już raczej nocy. Właściwie młoda kobieta była ledwo kilka lat na służbie po ukończeniu akademii i na razie zdawało się ma zbyt krótki staż aby z czymś wpadła. W służbowej karierze Chinka nie znalazła u niej nic podejrzanego. Ale co znalazła na jej profilu społecznościowym policjantka Ross, miała specyficzne hobby: cosplaye. Więc drobna Azjatka mogła ujrzeć policjantkę nie tylko w służbowym mundurze ale także wielu, różnych kostiumach. Często przebierała się za heroiny z dawnych gier, filmów i komiksów. Co co prawda nie było nielegalne, czy raczej jeszcze nie było nielegalne, niemniej oficjalne czynniki były bardzo nieprzychylne kultywowaniu ziemskich tradycji sprzed “Dnia Przybycia” jak go nazywano oficjalnie czy “Dnia Inwazji” jak ten dzień nazywali w X-COM. Takie hobby było więc potencjalnie kłopotwórcze dla kogoś z oficjalnych władz. Dotarła też do nagrania z wówczas jeszcze 17-letnią Ross, przebraną za Batgirl, skutą i prowadzoną do radiowozu. Zamieszki podczas jednego z cosplay przerodziły się w demonstracje i zamieszki przeciw władzy które ruszyła tłumić policja. Niemniej Ross chyba nie napsociła wówczas na tyle aby postawiono ją w stan oskarżenia więc po nocy spędzonej w areszcie i porannej rozprawie puszczono ją do domu. I to był pierwszy i ostatni konflikt z prawem jaki Azjatka znalazła w biogramie Petry Ross.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172