Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2018, 23:51   #51
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
George

Chłopak z Wydziału Skanu czuł, jak rozpiera go energia. Przeprowadzona z powodzeniem kradzież pojazdu napompowała go adrenaliną i wlała ogień w jego żyły. Przypomniał sobie, jak kilka lat temu włamywał się do uczelnianej pracowni, by wykraść rozwiązanie egzaminu, którego analogową formę trzymał tam jeden z profesorów. Pomagał mu wtedy Law, który siedząc w pokoju ich akademika, obserwował teren przez kamery. George uśmiechnął się na tę myśl. Beztroskie lata jeszcze przed X-COM. I Law, bardziej wesoły i częściej uśmiechnięty. Zawsze zamyślony a jednak pełen życia.

Ile by dał, żeby wrócić choć na chwilę do tamtych dni.

- Dwóch cieciów i pies - padło w słuchawce. Przez moment Bitterstone był pewien, że się przesłyszał.

- Amadeo, mówiłeś coś? - zagaił do operatora prowadzącego osobówkę.

- To Jarl. Ma kłopoty - odrzekł szef zbrojnych.

- Niech to macierz... - mruknął „Bo1” i uderzył dłonią o kierownicę. - Dwójka z psem? Brzmi na rutynowy patrol. Jeśli rozegra to spokojnie, nie powinno być problemu - dodał, myśląc intensywnie. - Amadeo… mógłbyś podjechać bliżej rendez-vous? W razie gdyby Jarl wszedł z niebieskimi w sprzeczkę, dobrze, żebyś mógł go wesprzeć. Ja pokręcę się z dala, żeby nie ściągać uwagi. - W głowie hakera już układał się plan.

Nie czekając na odpowiedź żołnierza, wybrał połączenie do bazy.

- Law, słyszysz mnie?

- George? Mieliście się nie kontaktować, dopóki nie skończycie - głos w słuchawce niewątpliwie należał do kierownika skanerów.

- Jest problem. Jarl ma gości. Być może będziemy potrzebować drugiej dziupli. Dasz radę poszukać jakiegoś mniej uczęszczanego miejsca i podesłać mi namiary? Jeszcze nie wpadliśmy, ale wolę być przygotowany.

Chwila ciszy sugerowała, że Law trawi wiadomości.

- Jasne, już rzucam okiem. Może znajdzie się coś w Spanish Lake, powinno być trochę dalej od centrum miasta.

- Super, wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć. Czekam na halo, over - odparł George, rozłączając się. Teraz musiał ze wszystkich sił skupić się na jeździe, by nie popełnić jakiegoś wykroczenia lub by z kimś się nie stuknąć. Wszystko, co ściągało policję na niego i ten wóz było dla niego katastrofą. Nawet gdyby zdołał opuścić pojazd i powiedzmy bezpiecznie dotrzeć do bazy, w furgonetce zostawały jego odciski palców i ślady DNA. Jako iż pojazd jest kradziony, niewątpliwie takie dowody powędrowałby prosto do bazy na komendzie, a tego by nie chcieli.


Ruben

Czarnoskóry technik nie okazywał zdenerwowania. Był przekonany, że w razie złego obrotu spraw, zdoła złapać za jakiś klucz czy młot i odpędzić agresorów, nim wycofa się do wozu. Chociaż szczerze nie chciał tego robić. Polubił tych ludzi na ile człowiek pracujący pod przykrywką i walczący z najazdem obcych mógł polubić płotki lokalnej mafii. Jednak rozumiał tych ludzi i szanował za fach. Gdyby znaliby się dłużej, chętnie pomógłby im i zajrzał pod maskę wozu, który mieli na warsztacie. Potem może piwko oraz partia czy dwie pokera i chwila moment zostaliby „przyjaciółmi”.

Niestety ta banda była z innego świata. Graham nie był święty i swoje za uszami miał. Kradł, groził i oszukiwał, nie raz komuś obił mordę albo skasował samochód. Tak było kiedyś, będąc jeszcze obszczymurem. Nigdy jednak nie wpadł w przestępczość zorganizowaną albo inne kliki, co sprawiało, że rozumiał tych ludzi, ale nie był taki jak oni.

Chociaż… Czy aby X-COM nie był czasami terrorystami?

- … jak mówiłem, brachu, kręcimy się w okolicy od niedawna, ale szybko zwietrzyliśmy, że St. Louis to miejsce pełne okazji. Okazji, które łatwo można osiągnąć, łącząc siły z kimś, kto myśli podobnie i ma ten sam cel, ta? Okazji, które łatwo można zaprzepaścić, uginając się pod presją ciemiężycieli, ta? Rozważcie tylko, co mówię - powiedział Ruben najbardziej dyplomatycznie, na ile było go stać. Chciał przy tym mrugnąć do laski, którą zresztą już od jakiegoś kwadransa posuwał w myślach na zapleczu warsztatu, ale zdołał się powstrzymać. Przypomniał sobie, jak przyjemnie może mu tu być, jeśli dobrze to rozegra.

- Jakby co, kręcę się po The Hill - dodał, powoli wycofując się do drzwi. - Zapraszam, gdybyście reflektowali na jakiegoś bilarda. Ostatnio poznałem kilka legitnych miejscówek - uśmiechnął się przyjaźnie.

- Dobra, ja spierdalam, bo mam jeszcze parę spraw do załatwienia. Trzymaj się, Rando, narka, ludzie - pożegnał się i opuścił warsztat.

Odjeżdżając sprzed budynku czuł na sobie spojrzenie tamtych. Oceniali go. Sprawdzali. Pewnie właśnie w tej chwili jeden z nich już dzwonił do kogoś z „góry”. Jeśli nie byli w ciemię bici, nie zignorowaliby najścia obcego, wypytującego o szefa.

Ruben mógł mieć tylko nadzieję, że tym razem też mu się poszczęści.

„Kurwa, mogłem studiować socjologię czy inne gówno” - pomyślał jeszcze, ruszając w drogę powrotną.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 29-11-2018, 23:43   #52
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - 2037.II.20; pt; południe

Czas: 2037.II.19; cz; zmierzch; g. 22:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; baza X-COM
Warunki: garaż, chłodno, jasno, wilgotno



Furgonetka



Jarlowi granie głupa poszło tak średnio. A może po prostu trafił na średnich ochroniarzy. Takich co to są już zbyt zmarznięci i zmoknięci aby wykazywać gorliwość i zaangażowanie a jeszcze na tyle profesjonalnych aby wykonać swoje obowiązki służbowe.

- No jakby moja siostra się z kimś takim umawiała to też bym nie był taki spokojny o nią. - rzekł z namysłem jeden z ochroniarzy wodząc światłem po sylwetce technowikinga. Widać masywna sylwetka obcego faceta znalezione go w podejrzanym miejscu i czasie nie wzbudzała jego zaufania.

- Daj spokój, chyba tylko ślepy by się chciał umówić z twoją siostrą. - ten drugi pozwolił sobie na mały żarcik. Obydwaj trochę się uspokoili widząc, że podejrzany zachowuje się spokojnie. Stanęli jednak o trzy kroki od niego, poza zasięgiem możliwość nagłego ataku z jego strony. I z bliska dojrzeli komunikator wetknięty w ucho. A furgonetka coś nie dojeżdża na miejsce. Potem poszło dość standardowo.

Klęknij. Łapy na kark. Przeszukanie. Jeden przeszukiwał a drugi ubezpieczal celując z broni i latarki. Po chwili Jarl zorientował się, że to paralizator. Co było w pewnym sensie nawet gorsze niż standardowy pistolet bo każde trafienie mogło powalić i obezwładnić nawet tak rosłego chłopa jak on.

Ochroniarze znaleźli broń i toporek. Sprawdzili torbę. I zawartość torby chyba nawet bardziej ich zdziwiła niż broń. - No popatrz Harry, tym razem nie dealer. - rzekł jeden do drugiego. Na pistolet prawie nie zwrócili uwagi. Trochę dłużej i z większym zainteresowaniem oglądali nietypowy toporek. A Jarl klęczał na ziemi z łapami na karku gdy kradzione auto wciąż się nie pokazywało.

- Rekwirujemy to. - usłyszał w końcu xcomowiec gdy dwóch facetów w przeciwdeszczowych płaszczach po krótkiej i niespiesznej rozmowie urodziło co robić dalej. Nie miał pozwolenia ani na pistolet ani na toporek. Zeskanowali go jak jakiś czas temu gliniarze zeskanowali obydwu Hodowskich. Tyle, że nie było to tak groźne bo skaner i komputer łyknęły legendę przygotowana przez oddział Lawa. Gorzej, że pobrano mu próbkę krwi małym naparstkowym ustrojstwem bo tego legenda już nie obejmowała. No ale dopóki nie było tych danych w systemie to nie było z tym strachu. Widocznie nie było bo żaden alarmowy brzęczyk nie zadzwonił.

- Zabieraj się stąd i umawiaj się ze swoją panną gdzie indziej. - Jarl w końcu usłyszał co ma robić. W końcu widocznie ochroniarzom wystarczyło ochronienie obiektu, spisanie podejrzanego i zarekwirowanie nielegalnej broni. Nie wezwali policji ani nie zatrzymali podejrzanego na dalsze wyjaśnienia. W końcu więc wyszedł z pechowej dziupli cało i o własnych siłach a, że w torbie z narzędziami niczego złego się nie dopatrzono no to miał co najważniejsze do wykonania głównego zadania czyli oczyszczenie kradzionej bryki. Po spotkaniu została mu pamiątkowa wizytówka gdzie miał się zgłosić gdyby marzyło mu się odzyskanie zarekwirowanych sprzętów. Wyglądało jak na jakieś główne biuro siedziby “Skorpiona” czyli owej firmy ochroniarskiej do jakiej należała para strażników.


---



Spotkali się wkrótce we trójkę. Cała heca z nieplanowaną przygodą Hateemelsona spowodowała dodatkową porcję nerwów oraz stratę czasu. A czas był ważny.

Od szefa skanerów dostali tylko rejon w którym nie było kamer podpiętych pod sieć. Można było założyć, że policja dysponuje podobnymi możliwościami. Sytuacja była podobna do tej z Dutchtown. Więc teren dla skanera był trudny bardzo trudny lub po prostu był czarną dziurą. Bez względu na to dla której strony ten skaner pracował.

W końcu jednak znaleźli we wskazanym przez Lawa rejonie rudere gdzie dało się wjechać furgonetką. W ostatniej prawie chwili. Komputer pokładowy odebrał sygnał alarmowy od prawowitego kierowcy który widać już zauważył brak swojej maszyny. Ale pokładowy skaner i mechanik już nad tym pracowali likwidując i software i hardware poszczególnych systemów alarmowych i namierzaczy. Musieli się streszczać by policja nie zdążyła dojechać na te zakuprze. Chyba się udało bo pokładowy kierowca ruszył gdy tylko dali znać, że gotowe.

Z pierwszym radiowozem minęli się ledwo przejechali kilka przecznic. Jechał wolno po drugiej stronie przecznicy. Widać czegoś szukał. Na przykład skradzionej furgonetki. Albo i nie. W każdym razie pojechał dalej mniej więcej w kierunku skąd właśnie wyjechali xcomowcy.

“Amadeo” zdecydował się na wielki objazd. Furgonetka jechała za jego osobówką. Szef zbrojnych wydawał się kierować w samo centrum czarnych dziur w systemie monitoringu miejskiego jakie podawał mu zdalnie Law. Aż właściwie wyjechał z dawnej metropolii od zachodu i wjechał ponownie od południa. Tamtymi zrujnowanymi i zapuszczonymi sektora mi poszło już łatwiej. Tylko nad Dutchtown nadal widać było światła dronów, posterunków i patroli sił rządowych. Ale gdy minęli te kłopotliwe sąsiedztwo byli już właściwie w domu. Zaraz potem zamknęła się za nimi brama garażu starego browaru.




Czas: 2037.II.20; pt; południe; g. 13:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Ruben



- No hej. Będziemy jutro wieczorem w “Hood”. Chcesz to wpadnij. - holo Rubena odezwało się niespodziewanie głosem Rando. Krótka informacja, zbyt krótka aby dało się coś wyciągnąć. Ot miejsce i czas.

Okazało się, że ten “Hood” to klub. Jeden z tych co działały jeszcze w tej okolicy. Dlatego siłą rzeczy był popularny w tej okolicy. “Hood” był też tym lokalem w jakim według wywiadu lubił pokazywać się Alvarez. Może nawet był to jego klub czy po prostu płacił mu haracz za ochronę. Zresztą podobnie jak warsztat i pewnie wiele innych punktów w tej albo i nie tylko tej dzielnicy. Przypadek? Samochodem do klubu nie było daleko więc wydawało się, że to dość naturalne, że brygada warsztatowa lubi wpadać właśnie tam. Z drugiej strony oba miejsca wydawały się mieć powiązania z lokalnym “biznesmenem”.

- Chcą się spotkać na swoim terenie. Tylko nie wiadomo po co. - zauważył agent Carter gdy Ruben podzielił się z resztą tą informacją. No to było pewnie. Ruben albo przypadł im do gustu jako bratnia rogata dusza no albo czymś podpadł. - Skoro Alvareza tak długo nikt nie złapał to znaczy, że umie się ukrywać i jest ostrożny. - zwrócił uwagę szef wywiadu gdy czołówka szefów wydziałów zastanawiała się co może na Rubena czekać w tym klubie. Carter nie był taki pewny czy ot, tak przedstawią mu od razu Alvareza. No ale może? Na swoim terenie? Kto wie…

W każdym razie dziś była połowa piątku a Ruben jeśli miał się stawić w klubie no to jutro wieczorem. Mieli więc jeszcze trochę czasu aby coś przygotować na tą okazję. Brać spluwę czy nie? Ktoś ma iść z Rubenem czy nie? Ma brać jakiś komunikator czy nie? Jak weźmie mogą go wziąć za kapusia jak nie no to właściwie będzie zdany na siebie. To samo z jakimiś nadajnikami. Jak weźmie mogą go wziąć za szpicla jak nie no to nie będą wiedzieć gdzie się znajduje. Nie było wiadomo czego się spodziewać w tym klubie i po tej warsztatowej załodze. Może popiją piwo, pograją w bilard, pożartują i rozejdą się w swoje strony? No a może mieli niecne zamiary i gdy Ruben tam pójdzie to wpakuje się prosto w pułapkę?
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 06-12-2018, 21:10   #53
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Nie jestem do końca przekonany, ale… -

- … nie mamy innych opcji - wtrącił Ruben, przerywając swojemu przełożonemu.

Od kilku minut dyskutowali o dzisiejszym spotkaniu Grahama z prawdopodobnymi mechanikami Alvareza. Ruben pochwalił się wiadomością, którą dostał od Rando. Law nie był przekonany co do spotykania się na obcym terenie. Wolałby wszystko samemu zaplanować.

- No już się tak o niego nie martw, szefie. Bardziej niebezpieczne było posłanie go do tamtego warsztatu - dodał George, kręcąc się na krześle.

- Tak, ale wtedy byli zaskoczeni i nie znali jego zamiarów. Teraz jest ruch Alvareza i nie wiem, jak zareaguje na wywołanie - mruknął Law, drapiąc się w łokieć. - W porządku. Poślę kogoś przed tobą. Wtopi się w tłum a w razie czego zareaguje. Przy okazji odkopie ten pistolet, który ukryliście z Georgem. Wrzuci go potem do skrytki furgonetki i przywiozie do nas.

- Nie wiem jeszcze, jak jest z monitoringiem w tamtym rejonie, ale mogę użyć drona - zaproponowała Yoshiaki.

- Będziecie mnie podglądać jak niemowlaka na kamerze? - westchnął „Ace”, przewracając oczami.

- To ważne, Ruben. Alvarez jest jedynym graczem w New St. Louis, który może wspomóc naszą sprawę. Jeśli zaprzepaścimy tę szansę, zrobimy sobie tylko kolejnego wroga - odpowiedział rzeczowo Law. - Pogadam z „Amadeo”. Najlepiej, gdyby to on poszedł do „Hooda”. Będzie pod bronią. W końcu nadal jesteśmy w USA. Dla pewności Ty jednak pójdziesz na czysto, Ruben.

- Niech będzie. I tak miałem zamiar miło spędzić ten wieczór - wyszczerzył się „Ace”.

- Dobrze. Yoshiaki ogarnij monitoring lub drona. Ja pogadam ze zbrojnymi. Ty George… Ostatnio za dobrze się bawiłeś. Strzel mi jakąś legendę przez weekend.

- No bez jaaaj… - mruknął Bitterstone, załamując ręce.

- Bez narzekań mi tu. Ja jeszcze odezwę się do naszego agenta. Zobaczymy, czy uda mu się czegoś dowiedzieć na temat tamtego aresztowanego Azjaty z „Night Girl”. A teraz rozejść się - skwitował Law.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 07-12-2018, 00:14   #54
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Dobrze, że wróciliście cali. - przywitał mikro-konwój Frank wewnątrz garażu - Trochę nam tymi cieciami napędziłeś stracha Hateemelson.

Jarl był bardzo niepocieszony. Wysiadł z furgonetki i postawił torbę na stole warsztatowym. Gniewne spojrzenie miał wbite w ścianę.

- Zabrali moją broń. - warknął.

Szef Lekkich pokiwał posępnie głową i spojrzał na pozostałych członków grupy GTA. Jego twarz znów się rozpromieniła.

- Zemsta potem, teraz cieszmy się, że można odtrąbić sukces i że jest co majsterkować. I sprawdźmy jakież to łupy udało się zgarnąć.

***

Dowiedziawszy się o wieczornej akcji Wydział Lekki ostro się zastanowił czy są w stanie dopomóc towarzyszom w tejże eskapadzie. Mieli niewiele czasu, a przydałoby się jeszcze w miarę możliwości pomóc Ciężkim w przeróbce furgonu.
Ostatecznie po małym spotkaniu spod znaku coffee-managment w kuchni Lekcy doszli do wniosku, że w wypadku wycieczki do baru najlepiej będzie postawić na dyskrecję. Dlatego też Hodowski w wersji białej i czarnej zabrali się za lekką modyfikację terenowych strojów na dzisiejsze wyjście. Pobrali miary z Amadeo i Rubena po czym zaczęli coś majstrować, aby ukryć w ich ciuchu włókno balistyczne, jakąś garotę albo chociaż igłę do podania trucizny. Ruben miał pójść na golasa (czy jak tam Wywiad wolał "na czysto") więc u niego skupili się na ochronie. Amadeo miał przywilej wybrać sobie zabawki jakie chciałby ze sobą wziąć. Al-Hammir postanowił do wieczora zmajstrować prowizoryczny granat z w gazowej zapalniczce. Moshe poszedł do biolabu aby wyciągnąć od nich jakieś trutki, którymi można by się pobawić - o na przykład umieścić dozownik w pochwie noża albo jakąś mikrostrzykawkę gdzieś na ubraniu, aby szybko skasować rzucającego się delikwenta.
W pracy nad strojami sporo działał Jarl jednak widać było, że sytuacja z cieciami go gryzła. Kiedy była przerwa wyskoczył do biura wywiadu i siadł nad kompem szukając wszystkiego co tylko mógł znaleźć w necie o firmie ochroniarskiej Skorpion. Trzeba go było stamtąd wyciągać, ale Hodowski wiedział, że ta sprawa pochłonie Jarla jeszcze na jakiś czas. W głowie Techno-wikinga gdzieś tam gotował się gar z prywatną zemstą, ale czy będzie okazja wylać ten gorący wywar na wroga... to się miało jeszcze okazać w przyszłości.
 
Stalowy jest offline  
Stary 09-12-2018, 21:39   #55
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: 2037.II.20; sb; południe; g. 14:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Dział Produkcji Lekkiej



Ludzie Hodowskiego mieli sporo roboty. Ale takiej jaką lubili i byli w końcu świetni w te klocki. Po wzięciu pomiarów z dwóch kolegów wytypowanych do akcji wewnątrz klubu przystąpili do pracy. Mieli zapas odpowiednich materiałów by zmajstrować na tyle delikatny pancerz aby nie różnił się od zwykłego ubrania. Co prawda ochrona balistyczna i przed innymi atakami w porównaniu do standardowych wojskowych pancerzy była dość symboliczna ale zawsze jakaś była. Tym razem jednak priorytetem była dyskrecja więc i tak nie mogli sobie pozwolić na zbytnie pancerne ekstrawagancje a mocniejszy pancerz byłby trudny do zamaskowania. Ostateczny produkt wyglądał mniej więcej jak trochę sztywna bluza czy lekka kurtka i miał odporność lekkich, cywilnych kamizelek kuloodpornych.

Do tak lekkiego stroju udało się zamontować po jednym ukrytym detalu. Małym ostrzu, wytrychach, komunikatorze czy zasobniku ze strzykawką. Al Hamir zdążył prawie na ostatnią chwilę, zmajstrować zapalniczkę. Która wyglądała jak zapalniczka ale kryła w sobie wybuchowe wnętrze. Ładunek wybuchowy był relatywnie mniejszy niż w standardowym granacie więc taki ukryty granat mógł raczej działać jak petarda hukowa, mógł rozsadzić zwykły zamek w zwykłych drzwiach ale promień rażenia był zbyt mały aby traktować go jako odpowiednik prawdziwego granatu. Niemniej w odpowiedniej sytuacji mógł stanowić niezły gambit. Chociaż nie w takich dzielnicach i lokalach jak w Nice City bo tamtejsze skanery miałyby sporą szansę zeskanować i wykryć niebezpieczne substancje. Swoje dołożył też biolab który zajął się dostarczeniem materiału obezwładniającego do zasobnika który można było ukryć w “bluzie”.

No i mieli nieco ograniczone zasoby. Z części zabranych z nowojorskiej bazy starczyło na oba stroje ochronne z dodatkami i jeszcze sporo zostało. Z drugiej strony jak na razie nie udało im się nijak uzupełnić tych zapasów. Magazyn półproduktów nie świecił jeszcze pustkami ale z pięciu skrzyń z częściami i półproduktami musieli otworzyć i zużyć większą część pierwszej.



Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 22:30
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; klub “Hood”
Warunki: wnętrze lokalu, ciepło, jasno, sucho



Klub






Okolica klubu świetnie wpasowała się w całą resztę w większości opustoszałej dzielnicy, pozbawionej nowoczesnych udogodnień. Gdzie zamieszkałe domy, działające sklepy i kluby były chaotycznie przemieszane z całymi ulicami porzuconymi na pastwę losu, rabusiów, pogody i czasu. Pogoda tym sobotnim wieczorem też była niezbyt udana. Było zimno, kilka stopni poniżej 0*C i jeszcze do tego sypało brudnym śniegiem. W ogóle nie chciało się wychodzić na dwór z przyjemnie ciepłych i ogrzanych wnętrz na ten mroczny i zimny świat mokrych ulic.

Przy okazji przygotowań do sobotniego spotkania Rubena z załogą warsztatu wyszło parę rzeczy. Po pierwsze klub nie był podpięty do reszty sieci więc Chinka z Wydziału IIA czyli skanów nie miała jak się wczepić w systemy ochrony klubu. W Night City czy bardziej cywilizowanych rejonach megacity takie miejsce świeciłoby czarną, sieciową dziurą rzucając się w oczy każdemu informatykowi który ujrzałby taki schemat na mapie. Ale w całym, The Hill i południowych rejonach zachodniej metropolii ta czarna dziura raczej była normą więc jak najbardziej pasowało to do tej okolicy. Przy okazji zapewne też utrudniało infiltrację pośrednią nie tylko xcomowcom ale też i rządowym. - Można by spróbować jeszcze bardziej bezpośrednio. - powiedziała cicho Yoshiaki. No ale bardziej bezpośrednie metody oznaczały, włam w samym klubie czyli ktoś ze skanerów musiałby tam działać wewnątrz.

Więc stanęło na lekkim, latającym dronie który szybował nad okolicą klubu. Musiał zastąpić oko wszystkowidzącego brata i spełniał swoje zadanie całkiem przyzwoicie jeśli chodzi o dach klubu czy jego okolicę. Ale nie mógł dać wglądu co się dzieje w środku.

Właśnie okiem tego drona obsada bazy w starym browarze widziała jak najpierw stary wojak wchodzi i znika w klubie a jakiś czas potem Ruben. A poza tym cała masa innych gości wchodziło lub opuszczało lokal, a przechodnie go mijali. Kolejny, sobotni weekend w godzinach rozrywkowego szczytu więc tendencja była raczej przychodząca.





To co się dzieje wewnątrz w pierwszej kolejności dowiedzieli się od “Amadeo”. Atmosfera miała być taka jak w popularnym klubie, w sobotni wieczór można by się spodziewać czyli ubaw po pachy ale nie za darmola. Stary wojak pasował tam jak pięść do nosa. Udało mu się wejść do środka nie niespokojnym. Mimo, że przeszedł przez bramkę kontrolną to nikt się go nie czepiał. Sądząc jednak po widocznych wśród niektórych gościach kastetach, nożach i kaburach to albo byli słabo ukrytymi tajniakami klubowej ochrony, mieli jakieś zezwolenie na mienie takich rzeczy albo po prostu można było z nimi wchodzić do klubu. Ale ogólnie o broni widocznie nikt nie myślał za to wszyscy byli skupieni na zabawie.

Jakiś czas później do klubu przyszedł Ruben. Dość szybko namierzył czy może raczej został namierzony przez warsztatową załogę. Obsadzali jakiś stolik pod ścianą. No i zaczęła się zabawa. Zaczęło się od krótkiego “No cześć, siadaj.” A potem poszło. Kolejne kolejki, śmiechy, niewybredne żarty, wsadzanie sztonów w skąpe stroje tancerek. Taka rogata dusza jak Ruben mogła się poczuć jak ryba w wodzie.

Przy okazji zapoznał się bliżej z całą załogą. Czarnoskóry, wysoki Rando wydawał się być liderem tej grupki. Czarnoskóry Eber miał aparycję klasycznego czarnoskórego rapera czyli był pulchniutki jak pączek i miał sporo przykuwającej wzrok biżuterii na sobie. Dziewczyna o latynoskiej urodzie miała na imię Inez a równie drobny Chen wydawał się na oko jakimś krajanem Lawa albo Yoshiaki. Wszyscy byli mechanikami i znali się na samochodach chociaż każdy specjalizował się w czym innym. Na Rando wołali “Kardio” bo zajmował się sercem każdego pojazdu czyli silnikiem. Eber pracował nad elektroniką. Inez zajmowała się zawieszeniem, podwoziem i kołami a Chen blacharką. Tak w tych wszystkich żartach i przechwałkach, na raty, Ruben czyli jak go zdążyła ta rubaszna, hałaśliwa paczka ochrzcić Jay, poskładał z chaotycznych wypowiedzi. Właściwie zachowywali się jak na typową załogę warsztatu w wolny, sobotni wieczór przystało. Byli też ciekawi czym się zajmuje “Jay”. Gdzie robi i dla kogo.

Przy okazji nomen omen, ich uwagę przykuł siedzący samotnie, starszy, tykowaty facet który pił oszczędnie i roztaczał wokół siebie aurę sztywniactwa i milczenia. A jednocześnie chociaż nie siedział po sąsiedzku był widoczny z ich stolika czyli i sam pewnie widział ich stolik. No ale Ruben musiał przyznać, że w tym otoczeniu, sztywniacki, stary wojskowy, nawet bez munduru, to “Amadeo” pasował jak pięść do nosa. Warsztatowa czwórka zastanawiała się leniwie, że nigdy go tu wcześniej nie widzieli i czego może tu szukać. Albo robi jakieś biznesy i czeka na kogoś bo na szpicla to chyba ktoś nieżyczliwy mu musiał go tu wysłać. Ale jednak Ruben wyczuwał, że ów obcy dla nich facet widocznie prowokuje ich podejrzliwość i nieufność co szybko przeradzało się w rosnący poziom agresji. Chłopakom bowiem w końcu przyszło do głowy, że może nie jest sam i zaczęli rozglądać się po barze szukając innych podejrzanych typków.

Ruben nie był pewny czy na gadaniu i gderaniu się skończy czy jednak warsztatowa czwórka postanowi jednak coś zrobić z “Amadeo”. Miał szansę dać mu jakiś znak aby spadał. Ale chociaż spławienie “podejrzanego” mogło uspokoić towarzystwo to pozbawiłby się jedynego, pewnego sojusznika jakiego miał w tym lokalu.




Czas: 2037.II.20; sb; wieczór; g. 23:15
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



Szef skanerów siedział w głównym pokoju operacyjnym który robił za zdalne centrum dowodzenia operacjami poza bazą. Wraz z nim była i sterująca dronem Yoshiaki i osobiście lub zdalnie szefowie innych zaangażowanych w wieczorną akcję działów. Na razie akcja w “The Hood” rozwijała się mniej więcej zgodnie z planem i bez kłopotów. Z lokalu nie doszedł ani od Moritza ani od Rubena żaden sygnał alarmowy, Yoshiaki z zewnątrz też nie widziała jak na razie niczego podejrzanego. Ruben widocznie był zajęty barową integracją z warsztatową czwórką. Wyglądało więc, że wszystko gra. Mógł się zająć materiałami przysłanymi niedawno przez ich nowo zwerbowanego agenta.

Według papierów zatrzymany w klubie Azjata był Chińczykiem. Nazywał się Sung Kuo. Miał 31 lat i pochodził z Singapuru i tam spędził większość życia. Chociaż miał na koncie trochę wyjazdów zagranicznych, głównie do terenów dawnego USA. 2 tygodnie temu wylądował w LA w celach biznesowych. Pracował dla azjatyckiego korporacyjnego molocha, “White Sun”. Azjatycka korporacja była równie potężna i zróżnicowana jak NAS na amerykańskim kontynencie. Na azjatyckim dalekim wschodzie była jednym z dwóch głównych graczy. Drugim był japoński “JapTec” wywodzących się głównie z wysp japońskich.

Facet na przesłuchaniu był lakoniczny do czasu przybycia prawnika a potem gadał jego prawnik przesłany przez jego korporację. Prawnik był miejscowy ale z tych droższych. Wyciągnął go w podobnym czasie gdy Laura wyciągnęła Lene. Ponieważ policja znalazła u niego pustą kaburę i pas na zapasowe magazynki to podejrzewano, że jest z jakichś resortów siłowych swojej firmy. Miał bowiem odpowiednie licencje na jej posiadanie i używanie. Policja podejrzewała, że był jakoś zamieszany w “sytuację” w klubie “Night Girls” ale nie mieli na tyle twardych dowodów by go zatrzymać. Zarejestrowano jego powrót do Singapuru więc był już z powrotem w Azji. Policja też doszukała się, że w ową podróż biznesową przyleciał i odleciał z kilkoma kolegami z pracy. Liczebnie i opisowo istniała zauważalna zbieżność pomiędzy nimi a grupką Azjatów jakich xcomowcy spotkali owej pamiętnej, ostatniej nocy stycznia w “Night Girls”. Wszyscy pracowali dla “White Sun”.

- Coś się dzieje. - odezwała się Yoshiaki. Gdy Law spojrzał w holomonitor widział obraz z unoszącego się ponad budynkiem drona. Na zbliżeniu widać było główne wejście do klubu zasypywane wciąż kolejnymi falami brudnego śniegu. Wyglądało na to, że jakaś grupka opuściła właśnie lokal. Dwóch czarnych pomagało iść trzeciemu. Ten trzeci ledwo powłóczył nogami, właściwie to go wlekli. Za nimi szła jeszcze jakaś dwójka która najwyraźniej była z nimi. Ten w środku to był ubrany jak Ruben. Ale widocznie był wyraźnie nie w sosie skoro dwaj inni koledzy musieli pomóc mu iść. Szli spokojnie, w kierunku parkingu na zapleczu klubu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 15-12-2018, 17:48   #56
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Ruben

Czarnoskóry technik korzystał w najlepsze. Nie był zawodowym agentem. Nic więc dziwnego, że podczas operacji o takiej naturze, nie kontrolował się w pełni. Jego przełożony Law-Tao posłał go do „Hooda”, ponieważ Ruben potrafił się bawić i tej jednej rzeczy nie trzeba było mu tłumaczyć. Tak więc pił co było na barze i palił co podsunęli mu nowi koledzy. Na dobrą sprawę poza próbą wyciągnięcia czegoś o mechanikach z warsztatu, nie miał innych wytycznych. Lepszej operacji nie mogli mu przydzielić.

Kiedy temat rozmowy zaczął uparcie krążyć wokół podejrzanego typa przy barze, Graham wciąż na tyle trzeźwy, by zareagować z rozwagą, postanowił skorzystać z toalety. Będąc w kabinie, skorzystał z holo, by wysłać do kolegi z organizacji wiadomość.

„Rzucasz się w oczy. Wyjdź z klubu pięć minut po moim powrocie z kibla. Udaj, że z kimś rozmawiasz i jesteś wściekły.”


Będąc znów wśród „swoich”, Ruben odprężył się jeszcze bardziej. Czuł, że go zaakceptowali, chociaż wiedział, iż takie znajomości bywają kruche i nowi towarzysze szybko mogą się od niego odwrócić. Co prawda istniała szansa, że przez cały ten czas go zwodzą i „Ace” był dla nich zaledwie ofiarą. Jeśli tak było, to do tej pory nie zdradzili się niczym, a jego czekała nieprzyjemna niespodzianka.

- Co tu wiele gadać - zaczął Ruben, kiedy padło pytanie o jego zajęcie. - Podobnie jak wy zaglądam pod maskę, ale komputerów - odparł z uśmiechem. - Układy scalone, kontrolery, sterowniki, generalnie cały hardware. Jak dla odmiany potrzebujecie podkręcić procesor zamiast silnik, to możecie na mnie liczyć - dodał, pocierając z rozbawienia kąciki oczu. Póki co postanowił przemilczeć o tożsamości swojej organizacji.

- Słuchajcie… jak wam się żyje po… no wiecie - zakręcił palcem wokół, jakby chciał wskazać coś, co ich otaczało. - … inwazji - sprecyzował, ściszając głos. - Myślicie, że teraz żyje się nam lepiej?

Nie mógł palnąć wprost, że był z tego potępionego przez media X-COM’u. Zamiast tego wolał najpierw wybadać teren. Prędzej czy później oni albo Alvarez musieli się dowiedzieć o naturze ich ewentualnej współpracy. Może to był najlepszy czas, żeby zacząć realizować plan.

Niestety dostęp do używek był ciągły, a woli do ich brania nie brakowało. Z tego też powodu nawet Ruben zaczął się robić jeszcze bardziej rozluźniony i swawolny. Nadal podejmował rozmowy o UFO, chociaż te były coraz mniej zrozumiałe.

Ostatecznie urwał mu się film.


Biuro Wywiadu

- Nadawaj, Amadeo - polecił Law przez radio.

- Ruben przekazał mi, żebym opuścił lokal. Podobno zwracałem za dużo uwagi… Nie wiem, jak ten czarnuch ma zamiar sobie poradzić bez wsparcia. Kiedy wychodziłem, wlewał w gardło coraz więcej i doprawiał się ziołem. Jeśli oni go nie zajebią, to sam to zrobi - mruknął niezadowolony szef zbrojnego ramienia X-COM.

- Przyjąłem. Weź pistolet ze skrytki w furgonetce i zostań w pobliżu „Hooda”, wciąż jeszcze możesz mu być potrzebny. Do tego czasu nie prowokuj nikogo pod lokalem i trzymaj się z dala od pijanych grupek.

- Wiem, jak się zachowywać w terenie operacji - warknął Zigfrid i być może chciał jeszcze coś nawrzucać na kierownika skanów, ale chyba się w porę powstrzymał.

- Doskonale. Odezwę się, jak coś zauważymy - skwitował Law i zamknął komunikację.

Japończyk rozparł się na krześle i potarł twarz. O ile Ruben i George co jakiś czas opuszczali placówkę, wysyłani na kolejne misje, o tyle Law i Yoshiaki siedzieli zamknięci w czterech ścianach już od dawna. Najpierw Nowym Jorku, teraz tutaj. Chinka nie dawała oznak niezadowolenia, co może wynikało z jej charakteru. Zawsze była skryta i nieśmiała, przez co wolała unikać spojrzenia ciekawskich.

Law może nie posiadał duszy towarzyskiej, jednak doceniał każde odejście od komputera i działania w terenie. Wydawało mu się, że jeszcze parę tygodni w zamknięciu i w końcu zwariuje. Gdyby tak wszyscy mogli sobie wziąć od X-COM’u urlop…


- Law, mamy coś - odezwała się po jakimś czasie „Bl4ckRain”. Wyglądała na bardzo poruszoną.

- Co jest? - zapytał Law, zaglądając na monitor.

- Lepiej sam zobacz. To chyba...

- Ruben - dokończył Japończyk. - Gdzie go prowadzą?

- Chyba w stronę parkingu. Na tyły klubu.

- Cholera. Amadeo, zgłoś. Mechanicy wynoszą Rubena. Obserwuj ich, czy zapakują go do naszego samochodu. W przeciwnym razie reaguj. Nie możemy pozwolić, żeby go przechwycili - nadał zdenerwowany kierownik skanu.

- Mówiłem, że ten czarnuch sam się załatwi… Dobra, zobaczę, co mogę zrobić.


Amadeo

Stary wojskowy tylko na to czekał. Konfrontacja była jego naturą. Nigdy nie odmówił walki i tym razem również nie zamierzał tego zmieniać.

Niestety dysponował skromnym wyposażeniem. Wyszabrowany pistolet pod „Night Girl” oraz wybuchowa zapalniczka było wszystkim, czym miał odpędzić potencjalnego agresora.

Zigfrid rozumiał powagę sytuacji. Jeśli mechanicy działali świadomie i próbowali porwać Rubena, to X-COM miał problemy. Poważne problemy. Co innego, kiedy ginie agent a co innego, kiedy trafia na przesłuchanie. Informacje o bazie X-COM w St. Louis, jej położenie, załoga, najbliższe cele. To wszystko, co było w głowie Rubena, mogło ich zrujnować. Nawet jeśli mechanicy faktycznie pracowali dla Alvareza i te dane nie miały trafić od razu do ADVENT’u, to szef mafii zyskiwał nad nimi ogromną przewagę. I zamiast współpracy wpakują się w bycie szantażowanym.

Dlatego „Amadeo” był gotowy zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. W razie, gdyby koledzy Rubena zaczęli coś kombinować, miał użyć zapalniczki, by spowodować zamieszanie, a potem odbić pijanego technika za wszelką cenę. Do zabijania miał się uciec w ostateczności, jednak było ono brane pod uwagę.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 15-12-2018, 22:15   #57
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Hateemelson był niepocieszony. Firma nie była kontrowersyjna więc nawet nie miał materiału na łatwe trollowanie w sieci. Ostatecznie poszedł do warsztatu i zaczął majstrować nad gromowym młotkiem. O młotek nie będzie się nikt chyba rzucał.

Tymczasem Hodowski nasłuchiwał relacji z akcji. Kiedy tylko Zbrojny Szef musiał wypadać z klubu Polak zazgrzytał zębami.

- Cholera. Nie wiadomo czy go zabierają na rozmowę z szefem czy go jakoś wychujają. - rzucił do kumpli.

- Amadeusz czwórce maliniaków da radę - rzekł Czarny H

- Klamka i gadżety a nie wiadomo ile oni mają uzbrojenia. Cholera. Może zbrojni powinni przygotować wóz?

- I co? Kolejne starcie z lokalami? Po tamtym już pewnie wyznaczyli nagrody za nasze głowy.

- No kurde. Ale jak oni Asmodeusza sprzątnąć?

- To może niech Amado uda że chce kropnąć Rubena. Te bambusy pomyślą że jest jakimś ważniakiem?

- Skąd wiesz że nie są jednak życzliwi wobec Rubena?

- Wolę zakładać najgorsze.

- Panowie. - przez wewnętrzną sieć odezwał się głos Naczelnego - Możecie nie rozmawiać na ogólnym? Doceniam wasze zaangażowanie i spostrzeżenia ale wolę je otrzymywać w streszczonej treści.

- Ta jest! - odparł Hodowski.

Wyłączył interkom i zwrócił się do pozostałych.

- Szykujcie sprzęt.

- Dla siebie?

- Dla zbrojnych. Dla siebie też. Na wypadek jakby się wszystko kompletnie zjebało
 
Stalowy jest offline  
Stary 16-12-2018, 15:34   #58
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 16 - 2037.II.21; sb; wieczór

Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:25
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; klub “Hood”
Warunki: klubowy parking, zimno, plamy światła i ciemności, pada śnieg



Klub



Trudno było powiedzieć. Czy Ruben ma farta czy pecha. Właściwie w tym stanie było mu chyba wszystko jedno. Leżał przy mokrym od śniegu kole samochodu i na równie mokrym asfalcie klubowego parkingu będąc w błogiej nieświadomości całego otaczającego go świata. Na pewni farta nie miał zaś szef zbrojnych który klęczał obok niego. Huknął kolejny strzał i szyba pojazdu obsypała go szklanymi okruchami.

- Jebany gliniarski szpiclu! Dorwiemy cię! - wrzasnął rozwścieczony klubowicz. W ciągu ostatniej nerwowej minuty Zigfrid mógł dobitnie się przekonać, że w okolicy coś chyba nie przepadają za policją. Oraz, że wyglądało na to, że każdy tu pod kurtką nosi broń. Której teraz bardzo chętnie używa. No a przynajmniej tych co opuścili w pośpiechu klub. A przez chwilę wyglądało na to, że się uda…

Po otrzymaniu najpierw ostrzeżenia od jeszcze nie tak zalanego Rubena wyszedł na zewnątrz. Średnio przyjemne w tą śnieżną słotę. A po otrzymaniu polecenia od kierującego akcją Lawa wzmógł czujność. Miał granat - zapalniczkę zmajstrowaną przez lekkich w jednej kieszeni i zdobyty przez Rubena pistolet w drugiej. Ruszył za dość chaotycznie poruszającą się grupką. Wyglądali jak trochę zawiani goście klubu którzy wynoszą przedwcześnie zawianego kolegę. Nie było to nic podejrzanego. Dopóki nie wiedziało się, że ów najbardziej zawiany to Ruben. Dwóch największych niosło go między sobą a drobniejsza dwójka, jakiś Azjata i latynoska dziewczyna, szła parę kroków za nimi. Wyglądali tak bardzo klubowo i zwyczajnie, że chyba już bardziej się nie dało.

“Amadeo” przystąpił do akcji gdy okazało się, że warsztatowcy nie prowadzą Rubena do jego samochodu. Co właściwie nie było takie dziwne. Ruben w tym stanie nie był w stanie prowadzić się nie mówiąc o prowadzeniu czegoś czy kogoś. Szli więc w inny fragment parkingu. Na parkingu był dość mały ruch. Pogoda nie zachęcała do przebywania na zewnątrz więc jedynie gdy ktoś wjeżdżał albo wyjeżdżał z parkingu to tam przebywał. Chociaż sądząc po rytmicznym skrzypieniu jakiegoś vana ktoś tam pewnie korzystał z uroków życia aby zapoznać się z kimś lepiej i głębiej. W ciemnym fragmencie parkingu było jakichś dwóch co nawet bez widocznych detali wyglądali jakby właśnie załatwiali podejrzane interesy. Ale to wszystko szef zbrojnych minął bez większego trudu tak samo jak idąca przed nim grupka.

Do akcji przystąpił gdy tamci zatrzymali się przy jakimś samochodzie, otwarli go i najwyraźniej mieli zamiar wsadzić Rubena do środka. Wtedy dał znać do bazy, że przystępuje do działania no i w ruch poszła “zapalniczka”. Efekt był bardzo efektywny i efektowny. Walnęło jak przy klasycznym flashbangu. Lekcy nie dali rady zmieścić w tak małym przedmiocie zbyt wiele mocy więc promień rażenia był wyraźnie mniejszy od standardowego granatu tego typu używanego przez wojsko czy policję. Ale na szczęście dla xcomowców cała warsztatowa grupka skoncentrowała się przy samochodzie więc byli w promieniu rażenia tej niby zapalniczki. No Ruben też ale jemu chyba i tak akurat to nie robiło w tym momencie różnicy.

Zaskoczenie było kompletne. Rozległy się zaskoczone krzyki i przekleństwa, jeden z mężczyzn trzymających Rubena puścił go łapiąc się za uszy, drugi jeszcze trzymał ale chwiał się na nogach. “Amadeo” nie dał im dojść do siebie tylko zaatakował. Może nie miał takiej masy i wprawy jak jego podkomendny, “Faust” ale zaskoczenie i zdecydowanie robiło swoje. Wpadł w tą kupkę oszołomionych warsztatowców i wyrwał im Rubena. Został jednak rozpoznany. - To ten szpicel z klubu! - krzyknął ktoś z nich. Ale nie mieli okazji jak go zatrzymać.

Szło świetnie. Odbił Rubena i zaczął go targać przez zaśnieżony parking zostawiając za sobą jęki i krzyki zaskoczonej obsługi warsztatu. Ruben jednak okazał się bardzo niewdzęcznym klocem do dźwigania. I ten kloc wyraźnie blokował jedno ramie Zigfrida oraz jeszcze wyraźniej go spowalniał. Ale szło nieźle. Oddalał się od zaatakowanej grupki. Mijał tego vana co wcześniej. Rytmiczne skrzypienie ustało. Za to ktoś tam dopytywał się co to było i pewnie miotał się po wnętrzu wozy próbując się ubrać czy rozejrzeć co jest grane. Dwóch wcześniej widzianych typków coś krzyczało z dużą ilością przekleństw w swoich agresywnych wypowiedziach. Ktoś wybiegł z klubu. Wszyscy wydawali się zdezorientowani i zaskoczeniu. - To szpicel! Gliniarski szpicel! - Zigfrida dogonił okrzyk warsztatowców. Robiło się nieciekawie. Coraz więcej osób pokazywało się na parkingu. Coraz więcej agrsywnie nastawionych osób co najwyraźniej nie lubiły gliniarskich szpicli. Zaskoczenie minęło. Pojawiła się złość i chęć odwetu. Utknął. Pod ogniem. Tamci się nie krępowali strzelać do niego wciąż biorąc go za policyjnego szpicla. A może Rubena. Nie było wiadomo o kim krzyczą. Ale mieli przewagę liczebną i zaczynali go oskrzydlać. W pojedynkę nie miał szans wyrwać się z matni. Na pewno nie ze spowalniającym go nieprzytomnym Rubenem.

- Nie dam rady sam. Potrzebuję wsparcia albo ewakuacji. Nie dam rady sam go zabrać. - nadał do centrali gdy zorientował się w sytuacji. Mówił zdecydowanym ochrypłym głosem chociaż jak na sytuację był względnie spokojny. Musiał albo zostawić Rubena albo liczyć się z tym, że podzieli jego los, cokolwiek wkurzeni warsztatowcy i goście “The Hood” planowali im zgotować.




Czas: 2037.II.20; sb; południe; g. 23:25
Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



HQ



- Nie dam rady sam. Potrzebuję wsparcia albo ewakuacji. Nie dam rady sam go zabrać. - usłyszeli w głośnikach zdecydowany ale spokojny głos szefa zbrojnych. Ze swojego drona w centrali mogli mieć lepszy widok na całokształt sytuacji niż kucający za samochodem “Amadeo”. Z góry widać było, że z jednej strony parkingu w pościg ruszyli ci z warsztatu. Mieli broń i byli gotowi jej użyć. To już dawało czwórkę przeciw jednemu. A z drugiej strony, od strony baru wybiegło kilka osób. Z czego ze dwie wyraźnie miały broń wycelowaną w stronę chowającego się za samochodami Zigfrida. Ten miał jeszcze dwie strony względnie wolne. Mógł uciekać przez ulicę i dalej. Jeśli by nie oberwał to miał jakąś szansę, zwłaszcza jakby tłum wkurzonych klubowiczów nie podjął pościgu a sam jakoś pechowo nie oberwał w ciągu najbliższych paru chwil. Ale dźwigając bezwładnego Rubena wydawało się to skrajnie mało prawdopodobne. Niebezpiecznie by to wydłużyło pokonanie otwartej przestrzeni ulicy wystawiając ich na kolejne możliwe postrzały.

Widzieli jak Zigfrid spróbował zmienić pozycję. Dźwignął bezwładnego informatyka i szarpnął nim. Przeszedł przez długość samochodu do kolejnego gdy eksplodowały szyby i blachy odgięły się od trafień pociskami. Zigfird poleciał w jedną stronę dając susa, za kolejny samochód a Ruben upadł bezwładnie na zaśnieżony chodnik przy tym za jakim chowali się dotąd. Ledwo kilka samochodów dalej był jakiś kolejny typ który podobnie jak Moriz korzystał z samochodów jako osłony aby się przekraść. Z centrali nie było widać czy “Amadeo” o nim wie czy nie. Ale wydawało się, że jeśli w ciągu paru najbliższych chwil “Amadeo” nie pryśnie to reszta go okrąży albo trafi na tyle poważnie, że wyłączy go z akcji. Nie było pewne czy uda mu się pod ostrzałem wrócić po Rubena a zabranie go wydawało się jeszcze mniej prawdopodobne.

- Albo załatwiamy to wywiadowczo albo militarnie. - odezwał się w centrali szef wywiadowców. Popatrzył na ekran który przekazywał obraz z drona i pokazywał dramatyczną sytuację w jakiej znalazł się “Amadeo” i Ruben. - Wywiadowczo to zostawiamy Rubena i niech “Amadeo” spróbuje zwiać. Jeśli tamci skapnęli się, że Ruben jest podstawiony pewnie go załatwią. Tutaj albo gdzieś potem. Jeśli tutaj to nic nie zrobimy. Jeśli gdzieś indziej to będą musieli go przewieźć i może chociaż dowiemy się gdzie. Jeśli się nie skapnął kim jest Ruben no to taka akcja nawet może go uwiarygodnić. - szef wywiadowców mówił szybko bo i akcja na ekranie toczyła się szybko. - Militarnie to możemy też posłać ludzi by ich ewakuowali. Ale wtedy cała akcja, łącznie z Rubenem, raczej jest spalona. Wówczas jeśli chcemy nawiązać kontakt z Alvarezem będziemy musieli wymyślić coś innego. - agent Carter przedstawił jak widzi obecną sytuację. Czekał jednak na decyzję Lawa który koordynował całą operację.

- Możemy być tam w 5 minut. - w słuchawkach usłyszeli głos “Fausta”. Ten był w garażu i ze swoimi ludźmi oraz ludźmi Hodowskiego, mościli się już w furgonetce. Czekali tylko na sygnał do wyjazdu. 5 minut niby nie długo. Ale na parkingu do tego czasu sytuacja mogła się całkowicie rozwinąć albo definitywnie zakończyć.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-12-2018, 02:10   #59
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Biuro Wywiadu

- Nie możemy go tam zostawić! - zaoponował głośno George, unosząc się z fotela. Być może nie zawsze dogadywał się z Rubenem i czasami miewał dość jego zaczepek, ale ostatecznie byli z jednej drużyny. Bitterstone nie znał czegoś takiego jak zostawianie swoich.

- Sam to na siebie sprowadził... - mruknął z niechęcią Law, opierając się ciężko o konsolę ze zwieszoną głową. - chociaż błąd popełniłem ja, posyłając go na tę misję. Nie chcę jednak by to Amadeo miał za to zapłacić. - Dopowiedział szef skanerów, zerkając na swojego podwładnego.

- Ale… - spróbował jeszcze raz George, jednak został uciszony ruchem ręki.

- Zigfrid, odbiór. Wynoś się stamtąd, zrozumiano? Powtarzam, zostaw Rubena i uciekaj, zanim zrobią z ciebie sito. - Głos Lawa nie drgnął, chociaż po jego twarzy można było odczytać, że wypowiadał te słowa z trudem.

W Biurze Wywiadu zapadła martwa cisza. Nawet Yoshiaki wydała się bardziej małomówna niż zazwyczaj. Wyglądało to tak, jakby na Grahama zapadł wyrok śmierci.

- Bl4ckRain, użyj drona jako starszaka. Polataj im przed nosami, tylko postaraj się nie zostać zestrzelona. Może nabiorą się, że to ADVENT ich obserwuje i wezmą nogi za pas - wydał polecenie przełożonej, po czym przełączył się na inny kanał. - Faust, słyszysz mnie? Póki co zostajecie w bazie. Może obejdzie się bez walki.

Law-Tao opadł na fotel, jakby nie mógł dłużej wytrzymać tego ciężaru. Chinka z kolei od razu wzięła się do pracy. Tym razem mogła się popisać umiejętnością pilotażu drona.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 21-12-2018, 09:13   #60
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
- Dodałbym jeszcze syreny z nagłośnienia nieopodal - dorzucił swoje trzy grosze Hodowski.

On i jego ludzie byli gotów wskoczyć do furgonetki i pojechać ze zbrojnymi rozpirzyć klub, ale Wywiad, macierzysty wydział Rubena, postanowił użyć wyjścia wywiadowczego... bo raczej tamci się nie przestraszą.

- Im bardziej uwiarygodnimy że jest poszukiwany czy coś tym potem będzie miał łatwiej. Pały ostro działają w okolicy, może łykną taki fortel.

Dlatego Frank nie cierpiał tych wszystkich wywiadów i innych. Za dużo nie pewnych i strzałów w ciemno. W warsztacie wiedział co i jak - coś się zepsuło, to gdzieś błąd. Wyeliminujesz błąd, problem się kończy.
 
Stalowy jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172