23-12-2018, 07:50 | #61 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 - 2037.II.21; sb; wieczór Baza X-COM - Ała dostałam! - w pokoju operacyjnym, wypełnionym przez liczne holo monitory rozległ się zdenerwowany głos Chinki. Oczywiście nie ona dostała tylko dron jakim zdalnie sterowała ale impresja w sterowanie i całą akcję musiala być silna. W końcu dziewczyna patrzyła bezpośrednio w obraz dronowych kamer niczym pilot tego latadełka ktorym właściwie w tej chwili była. Tylko nie w bezzałogowym dronie a tutaj, w bezpiecznym centrum xcomowej bazy. Na pomysłowy manewr dronem, tubylczy "element" zareagował żywiołowo i bez zastanowienia. Zwłaszcza, że akurat jeden cel naziemny czyli przebiegający przez zaśnieżoną ulicę Moritz, zaczynał właśnie być na skraju zasięgu broni krótkiej jaką dzierżyła większość z nich. Uwierzyli w fortel xcomowców czy nie, prawie z miejsca wzięli na celownik "rządowego" drona. No i chociaż dron był względnie krótko pod ostrzałem akurat jakaś pechowa dla niego kula zdążyła go trafić. Pomysł Hodowskiego, aby użyć systemu publicznych szczekaczek może by i zadziałał. W innej, mniej zdewastowanej dzielnicy. Ale obecnie, bez przygotowania, Law musiał wbić się do systemu komunikacji miejskiej tylko po to aby odkryć, że ich domowa strefa jest pod tym wględem taką samą, systemową czarną dziurą jak po kątem kamer bezpieczeństwa czy innych podobnych systemów. Pewnie nawet jak jakieś jego resztki były to rozwalone, rozkradzione albo w ogóle nie było. W tym czasie zdołał zameldować się "Amadeo". Udało mu się dzięki temu fortelowi bezpiecznie zwiać przez ulicę a potem przez całą alejkę. W pewnym stopniu nadal z głębi lejki widział parking chociaż dość wąski odcinek. Nieco wcześniej przyjął tylko rozkaz z centrali i dał dyla zostawiając powalonego Rubena. Potem z racji swojej ucieczki i pogorszenia widoczności stracił z nim kontakt. Za to miała go Yoshaki. Chociaż musiała też odbić w inny rejon bo dłuższe przebywanie w okolicach parkingu groziło kolejnymi trafieniami a, że był to dron zwiadowczy a nie bojowy no to zbyt oporny nawet na ostrzał z broni lekkiej nie był. - Nie wiem ile jeszcze pociągnie. Możemy go stracić. Mam wracać czy nie? - zapytała już nieco spokojniej patrząc na Lawa. Sądząc po kolorze wskaźników drona maszyna mogła rzeczywiście w każdej chwili lądować awarynie. Wtedy trzeba by z ziemi ją jakoś odzyskać. No ale jeszcze latała i w tej chwili był to ich jedyny wgląd w sytuację. Sytuacja zaś na chwilę przed odlotem drona była taka sobie. W międzyczasie przed klub wypadł całkiem spory tłumek miejscowych, z czego chyba z połowa z bronią i wszyscy reprezentowali zgodny światopogląd. Znaczy najpierw posyłali ołów ku uciekającemu Zygfrydowi a potem ku "rządowemu" dronowi. Rządowi najwyraźniej nie cieszyli się wśród tubylców zbyt dobrą opinią. W każdym razie ADVENT za jaki podała się Yoshaki na pewno. Niemniej chyba miał też i swoistą renomę bo klub prawie wybuchł od gwałtownie go opuszczających klubowiczów. Niestety większość z nich kierowała się na parking ku swoim pojazdom co skutecznie zaciemniło obraz. Trzeba było zatrzymać obraz kamer aby wyłowić co się dalej dzieje z nieprzytomnym Rubenem. Okazało się tyle dobrego, ze warsztatowcy, mimo, że dopadli go prawie zaraz po tym jak zostawił go "Amadeo" nie rozwalili go od ręki. Ale też nie zostawili w spokoju, mimi skrzeczącego nad głowami "AVENT-u". Dwóch czarnych znowu wzięło trzeciego, powalonego, między siebie i zaczęło biec ską przybiegli. Dziewczyna i Azjata zaś strzelali w stronę drona najwyraźniej ich osłaniając. Chwilę potem gdy parking zaroił się od innych klubowiczów cała piątka podbiegała ku temu samemu samochodowi przy którym przydybał ich "Amadeo". - Mam ich ścigać? Mogę zorganizować jakieś auto póki jest zamieszanie. Zapamiętałem część numerów. - w słuchawkach odezwał się "Amadeo". Meldował, że stracił kontakt co w tym zamieszaniu i niewygodnej pozycji jaką zajął nie było wcale dziwne. Rzeczywiście może i miał szansę, "zorganizować" jakiś pojazd póki wszyscy latali po parkingu i próbowali z niego wyjechać w jednym momencie. I był na tyle przytomny by zapamiętać część numerów pojazdu warsztatowców oraz kolor i markę. - Ja mogę polecieć wyżej. W tym śniegu trudno będzie dojrzeć drona jak się wyłączy światła i resztę. No ale nie wiem na jak długo to starczy. - Yoshiaki też zaproponowała swoją pomoc. Z tym samym jednak zastrzeżeniem co przed chwilą, że dron w każdej chwili może spaść na ziemię i nie wiadomo czy uda się go odzyskać. - Możemy być tam w 5 minut. - "Faust" zgłosił swoją gotowość do działania tak samo jak kilka minut wcześniej. Zbrojni siedzieli razem z lekkimi w furgonetce za zamkniętymi drzwiami garażu i czekali na sygnał do akcji. - No cóż. Nie rozwalili go od ręki. Więc zabiorą go aby go przesłuchać jeśli wzięli go za szpiega albo go ocalić jeśli wzięli go za swojaka. Wtedy jeśli mają trochę oleju w głowie to też powinni go przesłuchać. Jest nawet szansa, że nie zrobią tego sami tylko ktoś im w tym pomoże. Chyba, że sytuacja będzie podbramkowa wtedy jest szansa, że rozwalą go profilaktycznie. - agent Carter wyraził swoją opinię na temat zmienionej sytuacji jaką ostatnio zarejestrował dron skanerów.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
02-01-2019, 23:19 | #62 |
Reputacja: 1 | Biuro Wywiadu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
04-01-2019, 17:44 | #63 |
Reputacja: 1 | Hodowski przyjął rozkaz od Lawa. Wyposażenie mieli pod ręką, ale skoro trzeba było zgarnąć drona, w furgonetce musiało być trochę więcej miejsca. To oznaczało mniej ludzi. Dlatego wziął ze sobą al-Hammira, Urquela oraz Juniora. W czterech powinni mieć dostateczną mieszankę zdolności i siły ognia, aby w razie problemów odeprzeć atak byle brudasów. Frank wziął strzelbę, Arab zgarnął pistolet maszynowy, a Wojskowi wzięli co preferowali. Tak czy tak czworo chętnych do działania x-comowców załadowało się do furgonetki i wyjechało z bazy. - Trzeba ten procesor zdobyć. - rzekł na łączu Frank - Do hakowania satelitów, aby nie polegać wiecznie na dobroci straży wiejskiej. |
05-01-2019, 08:56 | #64 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 18 - 2037.II.21; sb; wieczór Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Rzeka; ulice Warunki: mało ruchliwa ulica, zimno, plamy światła i ciemności, pada śnieg “Amadeo” - To nie ten. Zgubiłem ich. - szef sekcji wojskowych nie bawił się w podchody i ładne słówka tylko przedstawił lakoniczny meldunek. Gdy otrzymał polecenie z HQ zrobił co mógł aby je wykonać. Wrócił biegiem przez ciemny, mokry i zaśnieżony zaułek aby dotrzeć na klubowy parking. Tam sytuacja przypominała godziny szczytu albo zaczątek karambolu. Wszyscy chcieli wszystko w jednej chwili. Głównie wyjechać z parkingu i oddalić się jak najdalej zanim przybędzie ten cholerny ADVENT czy choćby policja. Samochody więc odpalały, ruszały tylko po to aby zaraz zatrzymać się z piskiem opon przed kolejnym ruchomym lub nie pojazdem, zderzały się, ocierały, niektórzy taranowali parkingowe słupki i łańcuchy aby tylko wydostać się z matni. A nawet jak ktoś się wydostał to i tak natrafiał na korek na ulicy. To oczywiście był kryzys, nie mógł potrwać zbyt długo. W końcu liczba pojazdów na parkingu i w okolicy była dość ograniczona i z biegiem kolejnych minut ten korek musiał się rozładować. Ale na tą chwilę ten korek jak na potrzeby Moritz’a był idealny. Poza samochodami, zwykle starszymi modelami z kilkoma dekadami na karku i wieloma milami na licznikach, biegali i krzyczeli ludzie. Wyglądało na to, że zdecydowana większość jeśli nie wszyscy w okolicy nie mieli ochoty mieć nic wspólnego z siłami rządowymi. Jakimikolwiek i w jakikolwiek sposób. “Amadeo” jako niedawnego “gliniarza” albo w tym chaosie nikt nie rozpoznał albo miał inne priorytety niż go ścigać. Szefowi zbrojnych pomógł ten cały rwetes i chaos. Dojrzał jak jakiś gość chyba nie mógł w nerwach odpalić swojego samochodu a ktoś zaczął się właśnie drzeć, że gliny już jadą. Więc facet po prostu wyskoczył ze swojego kombiaka i zaczął uciekać pieszo. Nawet drzwi za sobą nie zamknął. Moritz szybko zajął jego miejsce i wystarczyło trochę opanowania aby stwierdzić, że samochód jest sprawny. Jeszcze trochę przeciskania się pomiędzy innymi uciekającymi i wyjechał z tego karambolu. Przyspieszył aby ruszyć w stronę gdzie wydawało mu się dojrzał odjeżdżający wóz warsztatowców. Jechał w rowzleczonym sznurze szybko jadących samochodów ale w końcu go dogonił. Niestety gdy zbliżył się do jego rufy stwierdził, że to nie ten. Podobna bryła, podobny ale nie taki sam kolor no i inne blachy. Nawet widział ludzi w środku no ale to nie był ani Ruben ani nikt z obsady warsztatu. Zgubił ich. Miał tylko kierunek w którym odjeżdżali z warsztatu. Musieli skręcić w którąś z licznych odnóg wcześniej albo byli znacznie bardziej do przodu na tej drodze. Niestety w tej dzielnicy byli u siebie więc poruszali się po niej płynnie i mieli pewnie spore możliwości ukrycia samochodu i siebie. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:45 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VII - The Hill; klub “Hood” Warunki: klubowy parking, zimno, plamy światła i ciemności, pada śnieg Furgonetka - To gdzieś tutaj. - z racji braków kadrowych pod względem profesjonalnych kierowców za kierownicą furgonetki zasiadł kierowca handlowców. Zbrojni ani Lekcy swojego kierowcy bowiem nie mieli. Znaczy u zbrojnych był “Amadeo” no ale w tej chwili robił co innego. Poza ludźmi Hodowskiego na pace furgonetki siedział jeszcze umięśniony olbrzym z jeszcze większym dwuręcznym młotem bojowym czyli Dave “Faust” oraz technik i paramedyk z lekkim pm czyli Thomas “Junior”. Kierowani namiarami z HQ na “zranionego” drona mieli dość łatwą robotę. Yoshiaki udało się wylądować względnie bezpiecznie więc nadajnik robota nadal działał. Ale rejon przeszukania był na tyle duży, że z samochodu było to dość trudne do zrobienia. Namiernik zaprowadził furgonetkę kilka budynków od klubu. Gdy się zatrzymali i wysiedli zostało poszukać go osobiśćie. Powinien być gdzieś w jednej z dwóch sąsiadujących ze sobą mrocznych i zaśnieżonych uliczek abo pobliskiej okolicy. - O cholera. Jest. - Dave mruknął zwracając uwagę innych. Zobaczyli jak stoi z łysą głową zdartą do góry i postąpili podobnie. Dojrzeli drona. A raczej jego fragment. Wystawał albo ze szczytu schodów przeciwpożarowych albo z dachu. Z dołu trudno było to ocenić. No ale był. Pozostało wbiec szybko po schodach aby zgarnąć drona z powrotem. To akurat poszło dość gładko. Udało się odzyskać postrzelanego drona i wrócić z nim do pojazdu. Mogli więc zameldować do HQ, że pod tym względem osiągnęli sukces. W świetle lampki sufitowej zamonotowanej w pace furgonetki okazało się, że dron oberwał swoje od kul. Swoje zrobiło też awaryjne lądowanie. Ale na oko i lekkich i Thomasa raczej powinno dać się mu przywrócić sprawność. Uszkodzenia nie były takie tragiczne. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho HQ W centrali panował nerwowy spokój. Wszyscy starali się robić swoje ale wiadomo było, że akcja nie poszła tak jak to sobie zaplanowali. Już wiedzieli, że zgubili warsztatowców i Rubena. Moritz z samochodu potrafił tylko podać przybliżony do kilku przecznic rejon gdzie ich zgubił. Najgorsze, że tamci byli lokalni czyli poruszali się po swoim podwórku. Mogli potem skręcić w kolejne ulice albo skitrać się w jakiejś kryjówce. To ostatnie sugerował agent Carter. Jeśli bowiem łyknęli to, że lada chwilę w okolicę mają ściągnąć siły rządowe to te zwykle wspomagały się rozpoznaniem z powietrza. Mogli więc chcieć się przed tym schować zanim nadlecą. No ale to była czysta spekulacja. Drugą jaką postawił szef szpiegów była taka, że skoro nie rozwalili go od ręki na parkingu tylko trudzili się aby go zabrać to pewnie coś od niego chcą. Co dawało nadzieję, że zaginiony xcomowiec jeszcze może żyć. Niestety nie było pewne jak długo. Pewnym pocieszeniem było to, że mieszanej obsadzie furgonetki udało się odzyskać drona. I przy współpracy ze Yoshiaki przy stawianu diagnozy doszli do wniosku, że raczej są go przywrócić do stanu lotnego całkiem szybko. Może nawet bez potrzeby brania na warsztat w bazie. Ale ta sprawa była w toku. Wszystkich zaalarmowała kolejna wiadomość od “Amadeo”. - Mam telefon od Rubena. Odebrać? - w pierwszej chwili reakcja wszystkich w HQ była podobna jakby szef zbrojnych poinformował, że dostał telefon z zaświatów. A w kolejnej chwili wszystkie głowy zwróciły się ku Lawowi który koordynował całą akcję. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40 Miejsce: ??? Warunki: wnętrze pomieszczenia, zimno, plamy światła i ciemności Ruben - Witamy z powrotem. - czarnoskóry xcomowiec akurat zamrugał oczami i poruszył głową czując jej ciężkość. Zresztą też mu w niej szumiało jakby był po nie wiadomo jakiej imprezie. Czuł też ciężkość swoich członków. Próbował nimi poruszyć ale zorientował się, że one nie są jakoś specjalnie ciężkie tylko przywiązane. Siedział na krześle do którego był przywiązany. Ręce miał skrępowane na plecach, za oparciem i chyba przywiązane do niego. A kostki do nóg krzesła. I jeszcze w pasie też do krzesła. Ale poza tym był chyba cały. Nadal był w swoim ubraniu. Chociaż został w samej koszuli. Ale zostawiono mu spodnie, buty i resztę. Brakowało więc tylko tego tajniackiego pancerza jaki sprokurowali mu ludzie Hodowskiego na tą akcję. Czyli budził się w całkiem innej sytuacji niż ta w którą pamiętał ostatnio. Czyli klub “The Hood”, światła, muza, tańczące dziewczynki, drinki, roześmiane twarze Rando i reszty warsztatowców wokół siebie. Miał kompletną dziurę w pamięci jaka dzieliła te dwie czasoprzestrzenie. Gdy podniósł głowę dostrzegł parę innych rzeczy. Po pierwsze trząsł się z zimna. Byli w jakimś nieogrzewanym pomieszczeniu więc temperatura i warunki były podobne jak na zewnątrz. Słaby pomysł by siedzieć tylko w podkoszulce a to właśnie mógł sprawdzić osobiście. Poza krzesłem siedział w plamie światła jaka dawała lampa umieszczona gdzieś nad nimi. Poza tym okręgiem światła w którego był prawie w samym centrum reszta pomieszczenia tonęła w mroku. Nie miał pojęcia gdzie się znajduje. Może jakś magazyn, piwnica czy garaż. Chyba raczej nie w mieszkalnym pomieszczeniu. Czyli jak na razie to mógł być gdziekolwiek. No i nie był sam. - Fajnie, że się obudziłeś. Mamy do pogadania. - facet który do niego mówił sięgnął gdzieś poza światło i ręka wróciła mu z krzesłem. Postawił je oparciem w stronę Rubena i usiadł na nim opierając się frontem o to oparcie. Wpatrywał się w xcomowca uważnym spojrzeniem. Dzieliło ich może krok. Ruben znał go. To był jego nowy kumpel, Rando. Tylko na razie siedział i mówił jakby swojego nowego kumpla Rubena podejrzewał o coś. O co to pewnie się zaraz od niego dowie. Ale technik zdawał sobie sprawę, że na razie jeszcze chyba ma szansę się wygrzebać. Skoro podejrzewają go o coś ale nie mają pewności bo inaczej by się obudził z sycylijskim uśmiechem na gardle albo trzecim okiem w czole. A tak jeszcze gadali. No o tym że trafił na jakichś psychopatów co mogą go wykończyć dla zasady, profilaktycznie albo bo nie mają innych planów na tą sobotę lepiej było nie myśleć. - Ciekawe wdzianko. - Rando wskazał gdzieś w bok. Gdy Ruben posłał tam swoje spojrzenie dojrzał tego grubego Ebera który badał ten pancerz jaki dotąd miał na sobie “Ace”. Byli gdzieś za jego plecami dlatego musiał bardzo odwrócić głowę aby tam spojrzeć. Była tam jeszcze ta latynoska dziewczyna. Stali przy jakimś biurku, stole czy warsztacie oświetlonym małą ale mocną lampką. Gruby trzymał w ręku jakieś ustrojstwo. Pewnie sprawdzali czy nie ma podsłuchu czy czegoś podobnego. Nigdzie nie widział tego Azjaty. - Opowiesz mi skąd masz takie ciekawe wdzianko. I o co chodziło z tym starym piernikiem co był w klubie zanim się zmył. Co to za typ? Co cię z nim wiąże? - Rando przeszedł do sedna. Oparł się ramionami o oparcie krzesła i po zadaniu serii pytań czekał co odpowie skrępowany kumpel. A skrępowany kumpel wiedział, że gra o najwyższą stawkę. Mogli go tutaj skasować w każdej chwili. Jedyną chyba metodą aby się z tego wyślizgać to sprzedać odpowiedni tekst. Taki po jakim go nie rozwalą. Rando chciał wiedzieć co go łączy z “tym starym” czyli Moritzem jakiego wyłuskali z klubowych gości parę stolików dalej. Musiał coś wymyślić. Na pewno dobre było to, że nie zabrał ze sobą żadnego nadajnika. Co prawda nie wiedział co wiedzą o nim w bazie no ale jakby tacy nowi koledzy znaleźli przy nim nadajnik to już by pewnie się nie obudził. A tak to poza częściowym rozebraniem i pewnie przeszukaniem nic właściwie mu jak na razie nie zrobili. Z “ciekawym wdziankiem” nie było jeszcze tak źle. Co prawda nie był to powszechny ubiór ale w pewnych mało codziennych kręgach coś takiego było zrozumiałe. Więc dowód niby sam w sobie to niby nie był. No ale ze “starego piernika” musiał się jakoś wytłumaczyć. No i nie wiedział co oni już wiedzą. Ani w bazie co wiedzą.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-01-2019, 03:11 | #65 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
10-01-2019, 13:46 | #66 |
Reputacja: 1 | Lekcy siedli w vanie i zaczęli dłubać przy próbie. - Co tam słychać w eterze, chłopaki? - Namierzają. Macie chwilę spokoju. Al ściągnął powłoki na stronie, a Jodłowski zaczął dłubać wewnątrz maszyny. Okazało się że kule poprzerywały część kabelków i trzeba było się ostro skupić. Kilka minut przycinania, wymieniania, skręcania i izolowania pozwoliły przywrócić drona do sprawności. Lekcy musieli jeszcze załatać miejsca trafień. W końcu podłączony komputerek diagnostyczny oświadczył że dron jest gotowy do działania. - Naprawione. - zakomunikował Frank - Dron może wrócić do akcji. |
12-01-2019, 23:18 | #67 | ||
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 19 - 2037.II.21; sb; wieczór Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:40 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho HQ - Mamy twojego człowieka. - głos w słuchawce należał do jakiegoś mężczyzny. Odezwał się z jeden oddech po tym gdy nastąpiło połączenie. Facet wydawał się być albo bardzo spokojny albo bardzo skupiony przez co brzmiał bardzo poważnie a w zainstniałych, niejasnych okolicznościach mogło zabrzmieć niepokojąco. Chinka skupiła się na złapaniu jak najlepszego namiaru na połączenie więc czasem tylko zerkała na szefa a głównie zawzięcie stukała w holoklawisze wpatrzona w bladolice holoekrany. - Po co go do nas wysłałeś? - rozmówca nie przedstawił się i zaczynało to trochę przypominać rozmowy z porywaczami czy rabusiami dawnych banków którym nie całkiem plan się udał. Agent Carter usiadł tak aby był widoczny dla Lawa. Podpiął się do głosowej klawiatury dzięki czemu mógł mówić szeptem a urzdzenie przekształcało jego głos w widocznie na ekranie litery. Cytat:
Tekst na ekranie przestał się pojawiać i szef wywiadowców czekał na dalszy przebieg rozmowy. W tym czasie Bl4ackRain robiła swoją robotę. Postukała w jeden z ekranów na którym była wyświetlona mapa miasta. Zakreśliła podejrzany obszar. Z racji tego, że wież przekaźnikowych nie było w tych prowincjonalnych sektorach tak gęsto jak bliżej serca odbudowanej i odbudowywanej metropolii to zakreślony rejon był w dzielnicy Path, w pobliżu rzeki. Ledwo kilka kilometrów od klubu “The Hood” i starego browaru w jakim xcomowcy mieli swoją bazę. Nadal był to jednak rejon na przecznic czyli kilkadziesiąt budynków. Niektóre domy i ulice położone bliżej rzeki były już przez nią częściowo zalane albo chociaż podtopione inne były już poza strefą bezpośredniej działalności wody. W większości budynki było podobne jak do okolic browaru Lempa czyli stare magazyny, składy, hurtownie i tego typu dość spore budynki gdzie bez problemu można było wjechać nawet całą kawalkadą samochodów. W okolicy klubu nadal była furgonetka z mieszanym lekko - zbrojno - handlowym składem i właśnie naprawionym dronem. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:45 Miejsce: ??? Warunki: wnętrze magazynu, zimno, plamy światła i ciemności Ruben - No widzisz brachu taki jest problem, że ten stary piernik nie był nikim od nas. Pierwszy raz go tam widzieliśmy. - Rando rozłożył ramiona w geście bezradności jakby było mu też żal, że tak samo jak jego nowy, skrępowany na krześle kolega, tak samo nie kojarzy “starego piernika”. - Ale ty też byłeś tam pierwszy raz bo nie widzieliśmy cię tam wcześniej. - ten gruby Eber zauważył trochę w oskarżycielskim tonie. Stanął na pograniczu plamy światła i ciemności i skrzyżował swoje pulchniutkie ramiona na swojej potężnej piersi przez co jeszcze bardziej upodobnił się do jakiegoś klasycznego wizerunku zbuntowanego rapera. - No wiesz Eb, naszego nowego kumpla Jay’a to my zaprosiliśmy. - Rando pokiwał odwrócił się na chwilę do drugiego warsztatowca jakby nie do końca był przekonany o winie czy podejrzanych koneksjach Rubena. Eb po chwili wymiany tych spojrzeń wzruszył ramionami i ten wątek się urwał. - No to fajnie Jay. Ale powiedz jak wyjaśnisz to? - odezwała się trzecia z tego zespołu czyli latynoska dziewczyna. Też weszła w krąg światła dającego przez górną lampę a nawet stanęła tuż przed krzesłem “Jay’a”. Ten zorientował się, że coś trzyma w ręku. Gdy przysunęła to do swojej twarzy zorientował się, że właściwie jest całkiem zgrabna i holo w jakim buszuje to wygląda jak jego własne. Po chwili miał pewność. Pochyliła się do przodu tak bardzo, że miał okazję puścić żurawia w jej dekolt. Dla oka na tyle przyjemny, że aż nie chciało się poprzestawać na samym patrzeniu. Jednak znacznie bliżej podsunęła mu holo pod samą twarz. Wyświetlało ostatnią wiadomość jaką posłał z klubu. Cytat:
- No Jay. Też jesteśmy ciekawi. Bo tak gadaliśmy właśnie i jakoś nam wychodzi, że ten stary piernik zmył się właśnie jakoś zaraz jak wróciłeś z kibla. - Rando też złożył ręce na piersi i stanął po boku jednej strony krzesła. Inez gdy pewnie uznała, że ich gość już napatrzył się na to na co dała mu się napatrzeć wyprostowała się i stanęła z drugiej. Przez co oboje górowali nad nim, przykutym do krzesła. Musiał wymyślić coś ekstra. Przy okazji okazania holo zorientował się, że niedługo będzie północ. Czyli film urwał mu się może na godzinę, może trochę mniej. Nadal jednak nie miał pojęcia co się działo przez ten czas. Jego holo było aktywne więc dawało nadzieje, że w bazie chyba mogliby namierzyć chociaż okolicę w jakiej się teraz znajdują. Tylko nie był pewny co dalej. Jak dalej byli w tych klubowych okolicach to nawet z bazy dałoby się zawęzić podejrzany obszar do kilku przecznic. Trochę mało precyzyjny namiar na chirurgicznie przeprowadzoną akcję ratunkową. Na razie jednak siedział przywiązany do krzesła pośród trójki ludzi którzy pewnie byli jakoś powiązani jak nie z Alvarezem to pewnie innym światkiem przestępczym. I wyczuwał, że podejrzewali go o bycie na czyichś usługach i nie znalazł się w warsztacie przypadkiem i nie działa solo. Tylko pewnie nie byli pewni czyich. Najgorszy scenariusz jaki mógł mu się teraz przytrafić to albo okażą się bandą psychopatów i go zaraz zaczną ćwiartować albo wezmą go za gliniarskiego szpicla i zaczną go ćwiartować. Inne scenariusze przy tych dwóch chyba nie wyglądały tak najgorzej.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić | ||
17-01-2019, 00:50 | #68 |
Reputacja: 1 | Biuro Wywiadu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
18-01-2019, 20:29 | #69 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 20 - 2037.II.22; nd; noc Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:50 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho HQ Gdy Law powiedział swoje wydawało się, że cały świat wokół niego zamarł. W centrum dowodzenia zapanował absolutny bezruch i cisza. Zaraz po tym jak wszystkie głowy w piorunującym tempie zwróciły się na szefa informatyków a potem zamarły z wytrzeszczonymi oczami. Wydawało się, że wszyscy bali się choćby odetchnąć czy przełknąć ślinę. Zresztą rozmówca Lawa zareagował podobnie. Law nie doczekał się sensownej odpowiedzi. Po jakichś dwóch nerwowych oddechach względnej ciszy coś chyba próbował powiedzieć, nawet nie był pewny czy do niego. A potem odłożył słuchawkę. - Okey. Bez paniki. Stało się. - agent Carter chyba otrząsnął się jako pierwszy. Podszedł do Lawa i poklepał go pocieszająco po ramieniu. - No cóż. Jeśli to ludzie od Alvareza no to co jak co ale oni chyba nie polecą z tym info na policję czy ADVENT a to głównie przed nimi się ukrywamy i z nimi walczymy. - szef szpiegów chciał chyba jakoś podnieść na duchu Lawa, resztę obsady HQ a może i siebie. Reszta coś pokiwała głową, ktoś coś mruknął, skrzywił się, uśmiechnął ale chyba wszyscy nadal za bardzo byli w szoku aby zareagować jakoś sensownie. Próbowali zająć się swoimi obowiązkami ale wychodziło im to jakoś sztucznie i automatycznie. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 23:50 Miejsce: ??? Warunki: wnętrze magazynu, zimno, plamy światła i ciemności Ruben - Taa. - Rando mruknął krótko i to była właściwie cała odpowiedź za ich trójkę. Wpatrywali się intensywnie w Rubena jakby chcieli tam dojrzeć nie wiadomo co. Po chwili odszedł Rando a zaraz za nim pozostała dwójka. Odeszli gdzieś w bok, do tego oświetlonego stanowiska z boku przez co Ruben trochę ich widział. Wyglądało na to, że naradzają się i to całkiem gwałtownie. Ale pilnowali się by nie usłyszał o czym rozmawiają. W końcu dominującą pozycję zdobył widocznie Rando bo uciszył pozostałą dwójkę, wziął jakieś holo, Ruben nie widział dokładnie czy jego czy jakieś inne i zaczął z kimś rozmawiać. Najpierw mówił, potem słuchał, wyglądało jakby coś komuś relacjonował. A, że często zerkał w jego kierunku to pewnie on był właśnie tematem tej rozmowy. W końcu Rando przeniósł się z rozmową gdzieś w cień znikając mu z oczu. Pozostała dwójka wydawała się zaniepokojona może nawet zdenerwowana. Zerkali jakby nie mogli się zdecydować czy mają patrzeć na przywiązanego do krzesła Rubena czy na kierunek gdzie zniknął ich rozmawiający z kimś kolega. Rando w końcu wrócił. Chwilę rozmawiał z pozostałą dwójką i wydawało się, że wrócił z jakimiś dyspozycjami. Po chwili wrócili całą trójką w stronę rubenowego krzesła i znowu w milczeniu przez chwilę uważnie mu się przyglądali jakby widzieli nie wiadomo kogo. W końcu Rando machnął głową i Inez narzuciła na głowę Rubena jakąś torbę czy coś podobnego przez co w ogóle już niewiele widział a i słuch miał nieco przytłumiony. Czas: 2037.II.22; nd; noc; g. 00:35 Miejsce: Old St.Louis, Sektor VIII - Marina Villa; baza X-COM Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho HQ Napięcie oczekiwania szarpało nerwy chyba wszystkim. Nie było żadnych wieści ani od Rubena, ani o Rubenie, ani od jego porywaczy. Furgonetka krążyła po podejrzanej okolicy ale nie mogła namierzyć niczego podejrzanego. Raporty w jej wnętrza oraz z kamer drona były mało optymistyczne. Podejrzanych samochodów nie było a kryjówek w okolicy było sporo. Mogli się zadekować w prawie każdym budynku. Xcomowcy musieliby mieć niesamowity fart aby trafić na nich. Jak już to pewnie gdyby tamci zdecydowali się opuścić kryjówkę i wrócić na ulicę. Ale póki byli w jakiejś dziupli szanse ich znalezienia były dość mizerne. W końcu zadzwonił numer Rubena. - X-COM co? - w głośniku odezwał się inny głos niż za pierwszym razem. W głosie jakiegoś faceta brzmiała rezerwa i powątpiewanie. - Bardzo śmieszne. - głos jakoś nie wydawał się zbyt rozbawiony. - Molo przy River City Casino. 7 rano. Jeden głupi ruch i po waszym człowieku. Jedna osoba. Niech wjedzie samochodem na koniec mola. Niech to będzie ktoś do sensownego pogadania. Zobaczymy jaki z was X-COM. - i facet rozłączył się. Yoshiaki szybko znalazła wskazany adres i zrobiła jego powiększenie na jednym z ekranów. Nie było tak daleko. Zwłaszcza od Perth. To było tuż nad rzeką a raczej tam gdzie dawniej przebiegała linia rzeki. Obecnie było to już na zalanych wodą dzielnicach. Chociaż do samego molo chyba powinno dać się dojechać samochodem bo nadal ledwo bo ledwo ale wystawało z wody. - Chce się upewnić, że to nie jest pułapka. Ktoś na tym molo będzie jak na widelcu z obydwu stron rzeki. Na pewno będą nas obserwować. Wziął cię za szefa. Pewnie przez analogię do swojej pozycji i organizacji. Dlatego liczy się z tym, że nie stawisz się tam osobiście bo on pewnie by się nie stawił. Pytanie czy się zgadzamy jak tak to kogo wysyłamy jak nie to jakie mamy alternatywy. W każdym razie przynajmniej do tego spotkania nie powinni zabić Rubena. - agent Carter zaczął mówić wpatrzony w mapę wyświetlaną przez Chinkę ale w końcu skończył mówiąc głównie do Lawa. Znowu wszyscy w centrali czekali na jego decyzję. Czas: 2037.II.21; sb; wieczór; g. 00:35 Miejsce: ??? Warunki: wnętrze magazynu, zimno, plamy światła i ciemności Ruben Długo tak z torbą na głowie na krześle się nie nasiedział. Odwiązali go od krzesła i gdzieś zabrali. Do samochodu. Gdzieś pojeździli. Po ciemku trudno było mu określić czy długo czy nie. Rozum podpowiadał, że chyba nie. Ale zmysłom wydawało się to strasznie długo. Komu wierzyć? Ale w końcu się zatrzymali. Złapali go i gdzieś powlekli. Znowu posadzili go na jakimś krześle. I zaraz potem ściągnięto mu torbę z głowy. Światło nie było zbyt silne ale i tak w pierwszej chwili go poraziło. Ale zaraz potem zaczęło wracać do normy i zaczął dostrzegać więcej detali. Obok niego i za nim stała znana mu już trójka warsztatowców. Za to przed nim stał facet jakiego dotąd widział tylko na zdjęciu. Szef miejscowego światka podziemnego. Alvarez. Stał w swoim eleganckim, klasycznie a nie nowomodnie skrojonym garniturze jakby chciał tym podkreślić odporność na nowoczesne trendy. Stał i w milczeniu przez chwilę się Rubenowi przyglądał. - Coś ty za jeden? Podobno mnie szukałeś. No to znalazłeś. Co teraz? Jaki masz do mnie biznes? - facet gadał jak rasowy biznesmen. Wydawał się skoncentrowany ale pod tą maską kryły się jakieś emocje. Tylko Ruben nie mógł rozczytać jakie. Wyczuwał jednak, że nie zbędzie faceta gadką szmatką. Dawał mu szansę na przedstawienie oferty. Mówił płynnie po angielsku ale jednak dało się wyczuć, że ten język nie jest jego rodzimym.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
24-01-2019, 20:24 | #70 |
Reputacja: 1 | Biuro Wywiadu
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |