Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-06-2018, 04:32   #1
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
X-COM

Ciężarówka sapnęła hamulcami, zgrzytnęła mechanizmami i wreszcie zatrzymała się. Podobnie jak mniejszy pojazd przed nią i za nią choć te reagowały na te zatrzymywanie mniej spektakularnie. We wszystkich pojazdach oczy i głowy i ciekawsko i czujnie rozglądały się po okolicy. Uliczka jak uliczka, budynki jak budynki. Niczym specjalnym się nie wyróżniały od tych co mijali przed chwilą, kilka przecznic temu czy kiedykolwiek po drodze. Ale według planu to było właśnie “tutaj”.

- No to jesteśmy na miejscu. - kierowca ciężarówki wskazał na budynek. Spory. Chyba jakaś stara fabryka czy inny hangar albo kombinat. Chociaż tak naprawdę niegdyś był to browar co uczestnicy wyprawy wiedzieli z przygotowywanego od miesięcy rozpoznania. Brudne szyby albo tylko ich resztki ładnie kompletowały się z zaciekami od deszczów kwaśnych i tych mniej kwaśnych. Niebo też było tak pochmurne, że raczej można było liczyć na deszcz niż ładny, słoneczny początek.

Bo przecież to miał być początek. Początek, nowego roku, był w końcu dopiero styczeń. Styczeń 2037-go. Ale wszyscy w kościach czuli, że ten nowy rok przyniesie zmiany. Że będzie przełomowy. Że wydarzy się “coś”, coś wielkiego, coś na co czekano i z nadzieją, i z obawą. I początek nowej bazy jaką właśnie przyjechali tu założyć. W okolicach New St. Louis. Wciąż rozbudowywany miejski moloch budowany w okolicach dawnej metropolii dzięki której zawdzięczał swoją nazwę. Takie połączenie starego i nowego świata, społeczeństwa no i własnej i nowej cywilizacji.

I właśnie na nich spadło zbudowanie tutaj nowej bazy. Centrala stwierdziła, że przydałby się jakiś punkt pośredni między jedną bazą w Kaliforni i drugą przy Nowym Jorku. Tak mniej więcej w pół drogi było właśnie St. Louis. Obydwa, i te stare, i te nowe. A więc po etapie rozpoznania, wyboru tego konkretnego adresu, przygotowań z wyborem sprzętu, personelu, no i samej podróży wreszcie tutaj byli. No i właśnie tym się mieli zająć zbudowaniem kolejnej bazy X-COM. Naukowcy, inżynierowie, żołnierze, spece od kontaktów międzyludzkich, rozpoznania, kierowcy, mechanicy, managerowie i kontrahenci. Ta wyselekcjonowana i dość mała grupka miała stanowić zalążek nowej bazy i jej obsady. Kolejni ludzie czy zapasy mogły przybyć później z innych baz ale docelowo każda baza musiała być względnie samowystarczalna. Więc trzeba było postawić na miejscowe zasoby. Które trzeba było zwerbować, odnaleźć, namierzyć, zdobyć. Mieli na to wedle planu trzy miesiące. Czyli akurat pierwszy kwartał tego nowego 2037-go roku.

Jakiś tydzień temu byli w swojej bazie obchodząc kolejny Nowy Rok i składając sobie życzenia już ze świadomością, czekających ich podróży. Była okazja do składania sobie życzeń powodzenia i okazja do spotkania się w większej grupie by się pożegnać. Na nie wiadomo jak długo. Mimo rozpoznania każda, dalsza, dłuższa i większa wyprawa wyruszała w nieznane i jej wynik był wielką niewiadomą i wielkim ryzykiem. No ale tym razem udało się i dotarli cało na miejsce.

Na miejscu zaś było średnio przyjemnie w tym styczniu. Temperatury zwykle balansowały w dzień na kilka stopni powyżej a w nocy poniżej 0*C. Więc widać było tego efekt. Na brudnej i zaśmieconej ulicy widać było kałuże, który im bliżej nocnej pory tym bardziej miały tendencję do zamarzania. W zacienionych miejscach było widać brudny śnieg albo inny osad który spadł z nieba tak samo zdezelowanego jak ten ziemski padół albo który wiatr naniósł z niewiadomo skąd. Tak przynajmniej było tutaj, na peryferiach wciąż rozbudowywanego miejskiego molocha. Tam w centrum, zaledwie kilkadziesiąt kilometrów stąd, biła łuna kolorowych świateł zupełnie jak z innego świata. Tam było wielomilionowe centrum zamieszkałe przez ludzkich i mniej ludzkich mieszkańców. Światła, neony, reklamy, kluby, muzyka, przedstawicielstwa najważniejszych i najsłynniejszych korporacji, urzędy, szpitale, sklepy czyli te wszystkie miejsca pracy i rozrywki jakie zwykle określały ludzką cywilizację nawet przed 17-ym. Tam też były posterunki policji i sił rządowych, bramki kontrolne i patrole zdarzały się zdecydowanie częściej niż tutaj na peryferiach.

Niemniej to właśnie największą stawką do wygrania w tej partii był przecież rząd serc i dusz ludzi zamieszkałych tym centrum i okolicy. Nie było też co łudzić się, że rozwiną na poważnie działalność w tym terenie bez wizyt i rozwinięcia działalności w centrum tego megacity. Musieli skądś czerpać rekrutów, zdobywać medykamenty, amunicję, informacje i inne zasoby. Rozbudować sieć informatorów i sympatyków z X-COM. Jasne było, też, że siły rządowe w końcu się zorientują o nowej komórce na swoim podwórku jedynie kwestia kiedy i w jaki sposób. Zależność była prosta, im mocniej dadzą się rządowym we znaki tym szybciej i bardziej zawzięcie będą ich szukać ale sami mogli zyskać na notowaniach w centrali i miejscowego społeczeństwa. A im bardziej się przyczają, zrezygnują z aktywnych akcji tym być może będzie spokojniej.

Tu znowu niejako wiązał się kolejny konflikt interesów czyli jak poza rozbudową bazy obrać strategię względem sił rządowych i miejscowego społeczeństwa. Zacząć od czegoś wielkiego? Małego? Zachowywać się agresywnie czy defensywnie? Jak traktować różnych mutantów, uchodźców czy zbiegów? Jak ostrą selekcję nowych członków prowadzić? Im ostrzejsza tym gęstsze sito odrzucało więcej członków więc w teorii powinno być skuteczniejsze w odsiewaniu elementu niepewnego. Ale gwarancji nie było, że nie zwerbuje się jakiegoś agenta rządowców czy po prostu słabe ogniwo. Brak nowych członków w dłuższej perspektywie oznaczał jednak stopniowe wykruszanie się załogi bazy. Centrala zostawiała bardzo dużo swobody w zachowaniu i samodzielności obsadzie nowej bazy co można by było lapidarnie skrócić do “Róbcie co chcecie ale zadanie ma być wykonane.”. A zadaniem było założenie i utrzymanie bazy no i walka z najeźdźcą. Mieli wiele swobody w planowaniu i działaniu ale odpowiedzialność za bazę i jej funkcjonowanie też spadała tylko na nich.

- Wjeżdżamy. - kierowca uruchomił ponownie ciężka maszynę gdy obsada lżejszego łazika na początku kolumny otworzyła wrota do garażu i przygotowała wjazd do środka. Ciężarówka ruszyła zagłębiając się w trzewia budynku który nawet w dzień był dość mroczny, ponury i w tak dużym pomieszczeniu ta bezludność i cisza aż biła w oczy i kuła w uszy sprawiając dość odpychające pierwsze wrażenie. A jednak właśnie to miał być ich nowy dom. Te ściany i pomieszczenia wkrótce miały się zapełnić ludzką bytnością, ich głosami, krzykami, śmiechem i łzami. Trzeba było porozstawiać generatory jakie przywieźli i jakie miały być sercem wszelkich mechanizmów w tej nowej bazie w tym pierwszym etapie. Ale nie starczą na zbyt długo więc trzeba było rozejrzeć się za kolejnymi. Zadbać o kamuflaż by baza nie przykuwała ciekawskich i wścibskich spojrzeń ludzi, patroli, kamer, satelitów i dronów. Rozbudować kontakty z miejscowymi, zapewnić sobie ich przychylność, zastanowić się jak ich traktować i się do nich odnosić. Rozmieścić anteny do łącz satelitarnych by skanerzy mogli trzymać rekę na informacyjnym pulsie i mogli utrzymać bezpieczny kanał łączności z resztą X-COM. Tak, najbliższe godziny, dni, tygodnie i miesiące zapowiadały się bardzo interesująco i pracowicie. Nawet koniec kwartału nie oznaczał końca roboty a jedynie zakończenie prac nad pierwszym etapem utworzenia nowej bazy. Pierwszy który może zaważyć czy centrala uzna za bardziej obiecującą bazę w New St. Louis czy będącej na bliźniaczym stanowisku bazie w Luizjanie. Bo pewnie ta baza dostanie priorytet na następny kwartał.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Pipboy79 : 16-07-2018 o 12:27.
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-06-2018, 20:41   #2
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację

Jakiś czas wcześniej

Mdłe światło skromnej toalety przygasło, by po chwili rozjarzyć się ponownie. Rozebrany do pasa mężczyzna wyprostował się znad umywalki, jednocześnie sięgając po biały ręcznik. Kiedy już skończył się osuszać, w lustrze przed nim pojawiła się młoda, może dwudziestokilkuletnia twarz. Wąskie, lekko skośne oczy, smukła szczęka i delikatnie żółta cera zdradzały Azjatyckie pochodzenie.

Oblicze operatora X-COM wyrażało mieszaninę stresu, zawziętości i zmęczenia. Nie narzekał. Od tego miał ludzi. Pozwalał im stękać, żalić się i marudzić – zwłaszcza George, który był w tym najlepszy. Sam jednak nigdy nie wyraził słowa zwątpienia. Był specjalistą, geniuszem od cyberbezpieczeństwa i sieci komputerowych, ale przede wszystkim był kierownikiem wydziału. Jego zadaniem było spajać swoją drużynę i wykorzystywać ich potencjał. I jeśli czegokolwiek nauczył się odkąd wstąpił do X-COM, to właśnie szacunku do własnych obowiązków.

Law-Tao spojrzał na zegarek. „8:55” wyświetlało się na elektronicznym ekraniku. Zarządził zbiórkę własnego wydziału w swojej kwaterze na godzinę dziewiątą. Miał jeszcze pięć minut, plus kolejne pięć, przez które zwyczajowo powinien się spóźnić Ruben. Czarnoskóry technik nie przepadał za musztrą jeszcze bardziej od George’a, w czym zresztą rywalizowali. Jego ludzie nie byli żołnierzami, więc nie mógł od nich za wiele wymagać. Mimo to starał się trzymać ich w ryzach.

- Ciekawe, który dział tym razem - westchnął mężczyzna, zerkając w stronę lampki podwieszonej pod sufitem. Jakby w odpowiedzi zamrugała ponownie, na co mężczyzna pokręcił tylko głową i wyszedł z toalety.

***


Pierwsza weszła Yoshiaki, pseudonim „BlackR4in”. Szarowłosa, drobna Azjatka wemknęła do kwatery Lawa niemal niepostrzeżenie. Jej postura oraz ubiór nigdy nie rzucał się w oczy, jakby był to celowy zabieg. Prawda była taka, że dwudziestosiedmioletnia hakerka po prostu nie cierpiała bycia w centrum uwagi. Unikała ludzi jak mogła, a komunikację z kompanami ograniczała do minimum. Chociaż nie robiła powalającego wrażenia, Yoshiaki była piekielnie dobra w łamaniu zabezpieczeń. I tyle wystarczyło, by zasłużyć sobie na szacunek załogi.

Law siedzący na krześle w centrum niezbyt przestronnego pokoju skinął jej głową na powitanie i wskazał ręką, by zajęła miejsce na kanapie obok. Ta jednak podciągnęła drugie krzesło i usiadła na nim jak najbliżej wyjścia. Narzucony na głowie kaptur zakrywał część jej oblicza, a schowany za grzywką, spuszczony wzrok nie zachęcał do wszczęcia z nią rozmowy.


Drugi był George Bitterstone, znany również jako „Bo1”. Młodszy o rok od Lawa Kanadyjczyk miał skwaszoną minę, jednak wchodząc do kwatery szybko się rozchmurzył, szczerząc zęby do swojego przełożonego. To była jedna z wielu cech George’a. Kochał narzekać jednocześnie pozostając niepoprawnym optymistą. Znali się z Lawem od szkoły średniej, gdzie razem założyli pierwszy zespół i ramię w ramię dotarli aż do tego dnia. Kiedy Law zachowywał wyrachowanie i chłodno kalkulował, Bitterstone poddawał się swoim emocjom i działał gwałtownie. Był za to dobrym hakerem i nie powstrzymywał się przed podejmowaniem ryzyka. Włamywanie się do punktów dostępowych w centrum miasta lub sabotowanie systemów placówek tuż pod nosem Adventu to była dla niego pestka. Zaś przede wszystkim był lojalny. Gotów skoczyć za swoim przyjacielem w ogień.

„Bo1” zawołał coś wesoło, nie przestając się przy tym szczerzyć i żywo wskoczył na kanapę, rozglądając się przy tym zaciekawiony po kwaterze Japończyka.


Wedle przewidywań Lawa, ostatni zjawił się Ruben “Ace” Graham. Czarnoskóry Kubańczyk bez dwóch zdań wyróżniał się na tle kolegów i koleżanek. Był umięśniony a jego ciało pokrywały skomplikowane tatuaże. Sprawiał wrażenie groźnego i może bardziej nadawałby się do roli nieustraszonego gangstera, a nie informatyka. Można by doszukiwać się w tym ziarna prawdy, bowiem Ruben nie był uzdolnionym hakerem. Znał się jednak na sprzęcie. Kiedy pozostała trójka obracała się głównie w softwarze, jego światem był hardware. Elektryk, elektronik i mechanik-amator w jednym. Kiedy coś się zepsuło albo trzeba było coś zepsuć, wtedy wchodził „Ace”. Nie wspominając już o tym, że jego mięśnie przydawały się również w pracy z ludźmi. Graham był otwartym człowiekiem. Lubił alkohol, kobiety i hazard, przy czym to ostatnie zaliczało się jako jego nałóg (chociaż Law posądzał go o wszystkie trzy rzeczy).

Ruben pozdrowił swoich towarzyszy niezbyt wylewnie i zajął miejsce obok George’a, który przez wzgląd na posturę tamtego, musiał ustąpić mu trochę miejsca. Od „Ace’a” cuchnęło papierosami i browarem, co oznaczało, że obficie zaczął poranek.

I oto byli. Zbieranina przeróżnych ludzi, którzy z jakiegoś powodu podążali za Lawem i wykonywali jego rozkazy. Każdy z własnymi wartościami i przekonaniami oraz celem w życiu. Połączeni przez jednego człowieka. Przed zwerbowaniem do X-COM członkowie jego grupy hakerskiej, teraz operatorzy Wydziału Skanu w Dziale Informacyjnym. Żołnierze niepodległej Ziemi.



- Powiesz o co chodzi, czy będziesz się tak na nas gapił? - odezwał się basowym głosem Ruben, drapiąc się jednocześnie po łopatce.

- Dołączam się do pytania. Nie żeby coś, ale w bufecie serwują właśnie jajka w majonezie i chciałbym, żeby coś dla mnie zostało - zawtórował „Bo1”. Na reakcję Yoshiaki nie mieli co liczyć.

Law wziął głęboki wdech, po czym przemówił, patrząc przy tym każdemu po kolei w oczy.
- Dobrze wiecie, po co tu jesteście. Znacie naszą misję i swoje obowiązki. Za parę dni, może tydzień opuszczamy Nowy Jork i jedziemy do New St. Louis. Chciałem wam tylko przypomnieć, że nasz czas się zbliża. Kiedy pojedziemy do nowej placówki, mogą minąć miesiące, nim opuścimy miasto. Muszę was upomnieć, że nie będzie powrotu. Nie od razu. - Law zrobił przerwę, upewniając się, że wszyscy go słuchają.

Ich twarze wyrażały nonszalancję albo brak zainteresowania, ale on wiedział, że się boją. On również się bał. Do tej pory gnieździli się pod ciepłym skrzydłem starszych i bardziej doświadczonych operatorów X-COM. Wszystko już działało, kiedy tu przybyli. Musieli jedynie dbać o to, by tak pozostało. Jednak w New St. Louis to oni będą tymi, którzy założą nowy system i sieć. Jeśli nawalą, placówka nie wystartuje, albo zostanie spalona. Ryzykowali życiem swoim i dziesiątek operatorów z innych wydziałów. Znali stawkę.

- Załatwcie, co macie tutaj do załatwienia. W miarę możliwości nie zostawiajcie nierozwiązanych spraw. Nie chciałbym, żeby coś was później rozpraszało. Wypocznijcie. Czeka nas mnóstwo pracy. Zabierzcie wszystko, co potrzebujecie. Środki mamy ograniczone, dlatego nie możecie wybrzydzać. I pamiętajcie… losy mieszkańców New St. Louis będą zależeć od naszych czynów. Jeśli chcemy ich wyzwolić, musimy dać dobry przykład. Nie zepsujmy tego. - Cisza, jaka nastała, pozostawiła wszystkich w chwili zadumy. Nawet Bitterstone wyjątkowo nie rzucił kąśliwym komentarzem. Law nie chciał ich straszyć. W końcu nie posyłał ich na front razem z wydziałem szybkiego reagowania. Wiedział natomiast, że może na nich polegać.

- Zabrać większy zapas gumek, przyjąłem, szefie - odezwał się Ruben, przerywając milczenie. Spowodował tym samym speszenie u „BlackR4in” oraz uśmieszek na twarzy George’a. Law westchnął tylko, przewracając przy tym oczami.

- Pytania? Brak? No to możecie się rozejść - zakomenderował kierownik wydziału, na co pierwsza wstała Yoshiaki będąca najbliżej drzwi. W ślad za nią podążył „Ace”, rozciągając się przy tym i ziewając na zmianę.
W pokoju zostali tylko Law i George, który przyglądał się swojemu przełożonemu ukradkiem.

- Wierzysz, że sobie poradzimy, prawda? - zapytał „Bo1”, pozbawiony chwilowo głupkowatości. Law-Tao odpowiedział zamyślonym spojrzeniem, jakby sam dopiero co zadawał sobie to pytanie.

- Tak. Jeśli ma się udać, to właśnie nam - odezwał się po chwili Japończyk. Odważył się przy tym na delikatny uśmiech.

Bitterstone kiwnął żywo głową, po czym wstał z kanapy, jakby gdzieś się śpieszył. Bez słowa ruszył do drzwi, jednak zatrzymał się w progu, odwracając się jeszcze do Lawa.

- Spoko przemowa, ojciec byłby dumny. Tylko… mogłeś na końcu użyć „nie spierdolmy tego”, zamiast „nie zepsujmy”. Taka tam luźna sugestia - rzucił z rozbawieniem, po czym zniknął za drzwiami. Law mógł jeszcze usłyszeć niosące się po korytarzu: „jeśli nie będzie już jajek, to dam im zamoczyć moje w majonezie!”.

***

Był już późny wieczór, jednak Law jeszcze nie spał. Zamiast tego wpatrywał się tępo w ekran komputera, na którym otwarty miał czysty dokument tekstowy. Musiał napisać wiadomość. Do matki i siostry. Jedynej rodziny, jaka mu pozostała. Nie potrafił jednak zacząć. Od dwóch godzin zastanawiał się nad tym, co napisać. Wiedziały o tym, co robi, chociaż dla ich dobra nigdy nie podawał im szczegółów.

Jak miał im wyjaśnić, że nie odwiedzi ich po nowym roku? Że wyjeżdża na parę miesięcy i że może już nigdy nie wrócić?

Law nigdy nie szczycił się wylewnością, co nie oznaczało, że był pozbawiony uczuć. Już kiedy opuszczał dom, by dać się zrekrutować do X-COM było ciężko. Jednak do tej pory mógł się z nimi widywać i je odwiedzać. Był niemal na miejscu i zawsze mógł pomóc.

A teraz… zostawi je, jak ojciec. Ojciec, którego przez całe życie podziwiał. I którego losy nie są im znane aż po dziś dzień.


„Kochana mamo, droga siostro…” zaczął, pochylając się nad klawiaturą.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 12-06-2018, 23:26   #3
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość

Lena stanęła przed drzwiami Kapitana Edwarda Greya zwanego „NightWalker”. Poprawiła pospiesznie ubranie, wyjęła z kieszeni lusterko i sprawdziła czy nie rozmazała makijażu. Sprawdziła czy ma wszystkie potrzebne dokumenty i zapukała do gabinetu. Kiedy usłyszała zaproszenie weszła bez żadnych dodatkowych ceregieli. Za biurkiem siedział postawny pewny siebie mężczyzna. Mimo iż czas odcisnął się na jego twarzy, nie widać był aby stracił choć trochę ze swojej sprawności. Spojrzał do góry surowym wzrokiem i westchnął. Widać, że może na polu walki nic mu nie było straszne, ale przeprawa z panną Grey nie jest dla niego łatwa.

Cześć tatusiu – rzuciła Lena i podeszła ucałować ojca w policzek. Szybko przytuliła się do niego. Wreszcie jeszcze nie tak dawno myślała, że nie żyje. Stary odwzajemnił uścisk, choć widać, że nie jest przyzwyczajony do okazywania uczuć. Wskazał milcząco krzesło naprzeciwko i czekał.

- Tato mam nadzieje, że udało ci się przedstawić mój pomysł wyżej. I jak zaakceptowali.? Udało się?

- Spokojnie. Tak przedstawiłem twój pomysł wraz z opinią i rekomendacją profesora Saharuka. Dostaniesz swoją szansę. Niedługo zostanie otwarta nowa baza. Będziesz miała możliwość spróbować zrealizować swój pomysł. Ponieważ profesor odmówił poprowadzenia Wydziału Biologicznego ty zostaniesz jego dowódcą. Skompletuj zespół i potrzebne ci zapasy. W styczniu ruszacie.

-Ach super. – dziewczyna podskoczyła i zaczęła całować ojca po całej twarzy. Następnie wybiegła z pokoju. Kapitan opadł ciężko z sapnięciem na fotel.

Drzwi otworzyły się nagle – Tatku w teczce masz dossier potrzebnych mi ludzi. Załatw ich przeniesienie, a ja z nimi już pogadam. To pa. Całus. – I wybiegła. Mężczyzna wyjął z szafki butelkę whisky double bullet, nalał sobie szklaneczkę i wypił duszkę.

***

Lena wstała z łóżka i poszła pod zimny prysznic. Nic tak dobrze nie robi po milej nocy jak zimna woda zmywająca pot miłosnych igraszek. Kiedy wróciła z łazienki obudziła pocałunkiem Isake.

- Wstawaj maleńka. Ja idę poćwiczyć, a ty się ogarnij. Spotkanie mamy za 2 godziny w labie. Musimy omówić kilka rzeczy z resztą ekipy –

Azjatka przeciągnęła się kusząco.– To może potrenujesz ze mną. Zobaczysz jaki dam ci wycisk, aż opadniesz z sił.- I wciągnęła Lene z powrotem pod pościel.

***

Kiedy Lena wchodziła do Labu wszyscy już czekali. Widać, że każdy był podekscytowany i wszyscy rozpoczęli już pakować potrzebnych rzeczy. Wszędzie stały ciężkie plastikowe walizki do spakowania i zabezpieczenia sprzętu laboratoryjnego, który będzie potrzebny w nowej bazie.

- Hej. Super, że już jesteście. – zawołała Lena od drzwi. Dziewczyna na oko miała mniej niż 30 lat. Bardziej wyglądała na studentkę ostatniego roku medycyny niż nowego szefa Wydziału Biologii w nowej bazie w Saint Louis, ale kto wie może w tej pięknej główce uda się znaleźć coś mądrego.

Wraz z Leną do pomieszczenia weszła Isaka Ishihara. Była to świetna lekarka, podobno połowa oddziału szybkiego reagowania zawdzięczała jej życie i zdrowie raz, a druga polowa co najmniej kilka razy. Niestety brzydziła się wszelką formą przemocy, a przysięgę Hipokrates traktowała poważnie.

[MEDIA]http://lastinn.info/attachment.php?attachmentid=1039&stc=1&d=152883545 7[/MEDIA]

- Cześć chłopaki – Lekko skłoniła się przed profesorem, a pozostałym chłopakom przybiła piątkę.


Profesor Shan Saharuk człowiek legenda. Od samego początku związany jest z X-com. Podobno prowadził jedne z pierwszych sekcji obcych. Na ich budowie i funkcjonowaniu zna się jak nikt inny. Młodsi koledzy żartują sobie za jego plecami, że sypia z trupami obcych.

- Pani Leno Grey cieszę się, że udało się pani do nas dołączyć. Z tego co słyszałem nie uda nam się zabrać całości sprzętu w pierwszej turze. To jest niedorzeczne. Jak mamy podjąć pełnię badań w tej nowej bazie jeżeli nie będziemy odpowiednio wyposażeni. Mam nadzieje, że to jakaś pomyłka.


- Niestety panie profesorze. Dowiedziałam się dopiero wczoraj, że na początek uda nam się jedynie otworzyć jeden Biolab. Dlatego musimy podzielić nasz sprzęt odpowiednio na kilka części. W pierwszej musimy wziąć wszystko co niezbędne do rozpoczęcia badan. Reszta zostanie dowieziona potniej kiedy uda nam się zaadoptować więcej pomieszczeń do odpowiednich standardów. Rozumiem, że tak znakomity specjalista powinien pracować na sprzęcie najwyższej jakości, jednak słyszałam nie raz od Kapitana Greya, że pierwsze badania przeprowadzał pan nawet w gorszych warunkach z doskonałym skutkiem i efektami. – Lena wiedziała, że profesor lubił być czasem połechtany i doceniony.

- A co z moim sprzętem? Jak będziemy mieć na początek jedynie biolab, to bida. Do dupy z taka robotą. Słyszałaś Isaka, gdzie teraz będziemy pracować nad nowymi rączkami i nóżkami dla twoich kolegów z szybkiego.– Wyburczał rozgniewany Ivan. Kilka serwomechanizmów poruszyło się na jego cybernetycznej ręce kiedy w gniewie zaciskał i rozluźniał mechaniczne palce.


- Spokojnie Ivan. Znajdziemy dla Ciebie jakaś robotę. Może zamiast dotykać tylko tego mechanicznego sprzętu uda ci się nawet dotknąć jakiegoś żywego ciałka , jak będziesz grzeczny- zadrwiła Lena przytulając się do azjatki. Ivan od razu poczerwieniał i obrócił się w stronę stołu udając, że coś tam pakuje.

Jedyny, który milczał rozwalony na jednym z krzeseł był Sam Kewiński. Najnowszy nabytek Leny. Udało się jej go wywalczyć. Bił się o niego zarówno Wywiad jako Siły Szybkiego Reagowania. Świetny specjalista od podejścia wroga i jego unieszkodliwienia. Lena chciała za jego pomocą pozyskać jak najwięcej jak najmniej uszkodzonych ciał obcych i hybryd. Jednak jego głównym zadaniem miało być przyszkolnie i dopracowanie wspólnie narzędzi i metod pozyskania żywych hybryd i obcych. Bo tylko informacje i materiał do badań zdobyty na żywych będzie miał największe znaczenie. Dodatkowo jeżeli pozyskamy żywych to będzie można na nich spróbować przeprowadzić badania w celu uzyskania np. bio broni przeciwko obcym, a także ich genomu. Sam najwięcej czasu spędzał z profesorem chłonąć wiedzę na temat już przebadanych hybryd i możliwość ich eliminacji.

No dobra zabierajmy się do pakowania – rzuciła Lena

***

Kilka godzin później kiedy cały sprzęt znajdował się już ładnie zapakowany w pudlach, podzielony na grupy i dobrze opisany, Lena wyciągnęła z lodówki na próbki kilka butelek whisky double bullet i zaczęła rozlewać do szklaneczek.
Popracowaliśmy, to teraz się zabawmy. Nasze zdrowie. ...
 
Załączone Grafiki
File Type: jpg Lena Grey.jpg (17.6 KB, 270 wyświetleń)
lastinn player
File Type: jpg isake.jpg (15.1 KB, 268 wyświetleń)
lastinn player
File Type: jpg ivan.jpg (16.8 KB, 268 wyświetleń)
lastinn player
File Type: jpg sam.jpg (18.5 KB, 267 wyświetleń)
lastinn player
File Type: jpg profesor.jpg (15.7 KB, 269 wyświetleń)
lastinn player
Raging jest offline  
Stary 27-06-2018, 02:39   #4
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 1 - 2037.I.25; zmierzch

Czas: 2037.I.25; nd; zmierzch; g. 19:30
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho



Dwa tygodnie minęły jak z bicza strzelił. Xcomowcy z nowej bazy mieli w tym czasie ręce pełne roboty. Uruchamianie przywiezionych generatorów, montowanie nowych kwater mieszkalnych, środków łączności, budowa nowych laboratoriów a do tego zapoznawanie się z nową okolicą i środowiskiem. Każdy miał co robić i wydawało się, że w tym ludzkim młynie nie ma ani chwili spokoju. A jednak gdy nawet wtedy spojrzało się z perspektywy kilku dni wstecz widać było postęp który zwykle cieszył oko i dawał satysfakcję. No i wreszcie po tych dwóch tygodniach kociokwiku, pod koniec trzeciego tygodnia stycznia większość prac była ukończona albo zbliżała się do końca. Niestety oznaczało to, że i większość zapasów jakie ze sobą przywieźli została rozdysponowana. A do funkcjonowania bazy, nie mówiąc o jej rozwoju i rozbudowie potrzeba było kolejnych. I z tego zdawali sobie sprawę wszyscy, bez względu na Dział albo rangę.

- Witam. Skoro już jesteśmy wszyscy w komplecie to możemy zaczynać. - agent Carter, szef wywiadu a przy okazji szef całej IV-ki rozpoczął naradę. Rano miała miejsce cotygodniowa narada szefów Wydziałów tradycyjnie nazywana “radą siedmiu” i na niej zdecydowano, że byt nowej bazy jest na tyle zabezpieczony, że można przystąpić do zwiększenia aktywności w rejonie St. Louis. Szefowie Wydziałów tradycyjnie przekazali wnioski, plany i projekty z tej narady szefom Działów a ci swoim zespołom.

Okazało się, że baza jest dość ciasna. Co prawda w dawnym browarze było jeszcze sporo niewykorzystanego miejsca ale admin nie zostawiał złudzeń. Jeśli chcieli myśleć o dalszej rozbudowie bazy musieli zdobyć materiały na kolejne kwatery. I zdobyć kolejny generator. No to jeszcze można było spróbować odwlec w czasie zwiększając sprawność obecnych lub montując kolejne baterie słoneczne które pomogły by zaoszczędzić trochę energii. Więc wszyscy mieli mieć to na uwadze.

Podobnie obydwa Działy produkcyjne niezbyt miały co produkować bez swoich warsztatów. A bez tego byli skazani na korzystanie z posiadanych zasobów a te nie były nieograniczone. Alternatywą dla produkcji sprzętu było jego zdobywanie. Ale na to trzeba było albo kredytów, albo banknotów, albo kolejnych zasób na wymianę. A żeby mieć się z kim bezpiecznie wymieniać trzeba było rozpoznać teren i środowisko na co trzeba było czasu i trudno było coś tutaj wyrokować ile to mogłoby zająć czasu i środków. Dlatego te dwie opcje i wymiana i produkcja się nawzajem równoważyły, uzupełniały i konkurowały o skromne zasoby nowej bazy.

Szef Wydziału Wsparcia przekazał spostrzeżenia swoich zespołów. Handel skarżył się na “lokalny koloryt” jak to ujął. Czyli lokalną bandę która go zatrzymała i wymusiła haracz. Na razie nie było to nic strasznego ale w dłuższej perspektywie mogło być uciążliwe a nawet groźne. Jedynym słowem zbyt bezpiecznie w sąsiedztwie nie było.

Pani prawnik, jedyna mieszkająca poza bazą, też zgłaszała własną propozycję. Wiadomo, że nie wszyscy się nadawali i nie wszystkim to pasowało ale można było pomyśleć by chociaż kilka osób zamieszkało na mieście. Takie rozwiązanie miało kilka i wad i zalet. Do wad zaliczało się rozproszenie xcomowców będących poza bazą, mniejszą możliwość kontroli i większość podatność na “złe wpływy”. No i oderwanie od wszelkich prac i projektów prowadzonych w bazie. Do tego takiej osobie należało przygotować odpowiednią legendę i papiery a ona sama musiała się wykazać wybitną samokontrolą by utrzymywać się w ramach odgrywanej roli. A w ramach tej roli musiała chodzić do pracy i po prostu żyć tą rolą przez co ograniczało jej możliwości na inne sprawy.

A do zalet zaliczało się rozładowanie tłoku w bazie. W razie nalotu na bazę zwiększały się szanse, że osoba poza nią uniknie kotła. Ale w razie gdyby ja zdemaskowano trudno byłoby jej pomóc chociaż jej wpadka z kolei nie musiała oznaczać zdemaskowanie głównej bazy. Przynajmniej nie od razu a to dawało partyzantom czas na reakcję. No i kasa. Osoba będąca w oficjalnym systemie dostawała wypłatę w kredytach co dla nielegalnej organizacji jaką był X-COM było zawsze cennym źródłem finansowania i oknem na legalne zakupy. Więc było nad czym się zastanawiać z tą propozycją prawniczki.

- Wiecie jak jest. Może zaczynamy i mamy od centrali trochę forów na star to nie wysłano nas tutaj na wakacje nad uroczą rzeką. Musimy zabrać się do roboty. - agent Carter zaczął nieco ironicznym słowem wstępu. Popatrzył po kilkuosobowej grupce i rozłożył ręce. Potem pilotem nieco przygasił światło i uruchomił holoekran. Na nim bez trudu dało się rozpoznać plamę świateł megacity w jakiego sercu właśnie byli. Widać było, że świateł po wschodniej stronie rzeki jest zdecydowanie więcej, gęściej i rozciągają się na większym obszarze. Nie było to dziwne bo właśnie na wschodnim brzegu rzeki koncentrował się nowo budowany moloch ze szkła, stali i plastiku. No i ludzkich planów i nadziei. Tam właśnie koncentrowało się życie tego megacity jakby na pohybel dawnym czasom i ludziom gdzie dominował i nadawał charakteru zachodni brzeg. Ładnie wpisywało się to w model polityki władz do celowego zacierania dawnych granic, różnic i zwyczajów, odcinanie się grubą krechą od tego co dawne i stare oraz kreowanie nowego świata, społeczeństwa i człowieka. I nawet miała na tym polu wiele sukcesów. Dawała opcję pokojowej koegzystencji z potężnymi kosmitami którzy już 20 lat temu udowodnili, że są nie do pokonania nawet dla niesławnego obecnie X-COM. Tamta wojna spustoszyła planetę a jej skutki były odczuwalne do dzisiaj. I dla wielu ludzi to był moment gdy mieli dość i chcieli po prostu żyć w spokoju. A nowe władze i ich porządek im to umożliwiały. Było to jedno z większych zagrożeń przed jakimi stał X-COM: zniechęcenie, znużenie i zobojętnienie zwykłych ludzi bez którego wsparcia nie mógł istnieć żaden ruch partyzancki.

- To jest Night City. - agent Carter powiększył pilotem wschodnią część megacity aż obejmowało odpowiednią dzielnicę. W pobliżu tej lepszej części rzeki. Bez wiecznego stanu wysokiej wody która na wschodnim wybrzeżu podchodziła całkiem niedaleko opuszczonego browaru Lempa gdzie xcomowcy założyli swoją bazę. Obecnie jeszcze dochodził stary, brudny, rozjeżdżony i zadeptany śnieg bo na zewnątrz wciąż utrzymywały się regularne temperatury kilku stopni poniżej 0*C. Wedle termometrów na zewnątrz było teraz wieczorową porą jakieś -3*C. Ale tutaj, w ogrzewanym i klimatyzowanym pokoju narad było znacznie przyjemniej.

- Night City czyli główne centrum rozrywki w tym mieście. Kluby, night kluby, kasyna, puby, kawiarnie, bary, bary z dziewczynkami, multipleksy, całodobowe sklepy no chyba wszystko gdzie uczciwie pracujący korposzczur może legalnie się zabawić przepuszczając ciężko zarobione premie. - Carter wyjaśnił ogólną charakterystykę terenu w jakim przyjdzie im działać. Z obecnych osób tylko Lena była zorientowana jak to wygląda w praktyce. Chociaż pewnie przy tej ciągłej rozbudowie pewnie wiele się zmieniło od czasu kiedy opuściła miasto.

- To jest “Night Girl”. - szef wywiadu przybliżył mapę jeszcze bardziej aż pokazywała ulicę z zaznaczonym konkretnym budynkiem. Przy zaznaczonym budynku pojawiły się linie prowadzące do odpowiednich ramek w których pojawiły się zdjęcia budynku od frontu i ogólne informacje. Więcej danych spłynęło do osobistych datapadów które każdy z szefów Działów miał na zebraniu by mogli albo teraz, albo potem przejrzeć je na spokojnie to co udało się o lokalu dowiedzieć do tej pory.

- A to jest nasz cel. - wywiadowca pilote wysunął na frontowe miejsce ekranu facjatę jakiegoś faceta.





- Jeff Collins. Szef działu North American Specialties. - na głównym ekranie i datapadów pojawiły się nowe dane o panu Collinsie i wzmiankowanej firmie. Wychodziło, że to typowy korporacyjny moloch powstały ze sklejenia kilku dużych konsorcjów ocalałych z wojny plus niezliczonej ilości pomniejszych firm. Więc jak każdy moloch zajmował się co najmniej kilkoma gałęziami przemysłu. Lena kojarzyła nazwę, że firma wytwarza między innymi sprzęt laboratoryjny oraz opracowuje i stosuje genotechnologie, głównie do jeszcze wydajniejszej produkcji żywności. Law zaś wiedział, że jakiś pododdział tej firmy był dawniej samodzielną firmą produkujacą software dopóki by przetrwać nie dołączyła do NAS. Do tej pory było w użyciu oprogramowanie opracowane przez tamte zespoły choć obecnie już pod marką NAS no i nowocześniejsze wersje.

- Zaobserwowaliśmy, że zachowuje się bardzo dwuznacznie. Na tą chwilę obserwacja trwa za krótko by wyciągać coś na pewno. Niemniej nasze obserwacje i profil psychologiczny przygotowany przez PR i prawników wskazują, że facet wykazuje pewną chwiejność. Nie znaczy, że jest podatny na nasze wpływy ale warto go mieć na oku. Niestety nie możemy czekać. Dostał awans i mają go przenieść do nowo otwartej filii w Tokyo. Więc mamy mało czasu by coś zdziałać. Ponieważ nie mamy możliwości zwerbować go w porządny sposób więc postanowiliśmy go zinfiltrować. Z waszą pomocą. - Carter przedstawił tło tego jak wygląda akcja jaką szykował wywiad. Popatrzył na zebranych przez chwilę wodząc bacznym spojrzeniem po siedzących przy stole twarzach uczestników narady.

- Pan Collins zwykle, każdą sobotę bawi w “Night Girls”. Nie bawi tam sam oczywiście, zawsze towarzyszy mu dyskretna ochrona. Jeden typ gdzieś w pobliżu ale nie na tyle by rzucać się w oczy od razu i drugi w samochodzie. Korporacyjna ochrona i zawodowcy. Byli ochroniarze, kontraktorzy i gliniarze z bogatym doświadczeniem w swoim fachu, dobrze wyposażeni i opłacani, przykładają się do roboty i traktują ją poważnie. Znają się z Collinsem bo jeżdżą zwykle w stałym składzie, ufają sobie i może nawet się lubią. To wszystko znacznie nam utrudnia robotę. Ale nie uniemożliwia. - Carter pewnym siebie głosem objaśniał kolejne detale czekającej ich misji. Na ekranach pojawiły się różne ujęcia typów w garniturach, albo samych marynarkach i wyglądali tak jak dyskretna ochrona powinna wyglądać. Jak szybko oszacował Mortz nie mieli widocznej broni więc pewnie ograniczali się do broni krótkiej. Coś cięższego oczywiście mogli mieć w samochodzie.

- Nasz plan polega na podesłaniu panu Collinsowi naszej agentki. Facet to pies na baby i postaraliśmy się ucharakteryzować naszą agentkę według naszych speców tak by była w jego typie. I tu zaczyna się wasza rola. - szef wywiadu i całej IV-ki uniósł na chwilę palec by podkreślić, że teraz zaczyna się dokładnie ta część po którą zostali wezwani do pokoju sztabowego.

- Lena. Przydałby nam się jakiś usypiacz. Najlepiej by coś wrzucić do drinka i nie dało się tego wykryć. I niech usypia po jakimś kwadransie, do pół godziny. Tak by nie ścięło go od razu po wypiciu drinka i nasza agentka miała czas na działanie. - Carter popatrzył na młodą szefową Biolaba mówiąc czego od niej oczekuje na tym kroku. - I niech to wygląda na zwykłe zasłabnięcie z przepicia, nie zostawia żadnych wykrywalnych skutków ubocznych innych niż zostawiłby kac. Nawet gdyby z jakiegoś powodu zrobiono mu badania krwi cz coś podobnego. - doprecyzował jeszcze dodatkowy warunek co nieco też utrudniało zadanie laboratorium chociaż nadal powinno być wykonalne.

- Nasza dziewczyna postara się go zwabić do pokoju dla VIPów i zostać tam z nim sama. Takie numery już przechodziły z innymi dziewczynami według naszych informacji więc mamy nadzieję na powtórzenie tego schematu. Ochroniarz jeśli będzie jak zwykle nie wejdzie do środka tylko zostanie przed drzwiami. Gdy środek podziała nasza dziewczyna wypchnie wentylacją datapad który powinien mieć przy sobie. I tu jest zadanie dla waszej dwójki. - szef wywiadu wskazał machając palcem między szefową biolaba a szefem skanerów.

- Law, skanerzy muszą włamać się do tego datapadu tak by nikt się nie skapnął, że tam w ogóle coś majstrował. W superwersji zamontuj mu lokalizator, szpiega czy co uznasz za stosowne o ile tego nie wykryją. Bo jak wykryją no cała sprawa się rypnie, zaczną węszyć kto i kiedy mu to podłożył. - agent popatrzył na informatyka wyjaśniając mu jego część zadania. Sprawa z otwarciem i potem zamknięciem datapadu wydawała się względnie prosta. Albo się uda albo nie. I koniec. Gorzej było z tym zgrywaniem danych bez pozostawiania śladów. Zależało ile by tych danych było i jak były zabezpieczone. Beż żadnych danych co ten Collins może mieć na swoim nośniku danych trudno było coś oszacować co do czasu albo trudności jakie trzeba było na to poświęcić. Najtrudniejsze wydawała się próba podłożenia czegoś co było niejako sprzeczne z ideą nie zostawiania śladów po sobie. Też możliwe no ale nawet kiedyś tam Collins mógł się kapnąć, że mu ktoś coś podłożył i wówczas odpowiedni ludzie mogliby dojść do tego kiedy to się stało. Podobne ryzyko było przy logowaniu się zainfekowanego niechcianym oprogramowaniem datapadu w innych systemach korporacji czy nawet w domu które też mogły wykryć wirusa. Chociaż to jeszcze nie oznaczało wykrycia tego kto podłożył tego wirusa.

- Lena a sprawa co do Biolabu to facet jest szefem działu farmaceutycznego. Pomóżcie skanerom oszacować co jest w tych danych ważne, czego ma szukać i co zgrywać w pierwszej kolejności. Macie na to jakieś 10 - 30 minut czyli tyle co usypiacz będzie działał plus jakiś zapas trzeba dać naszej agentce na odebranie datapadu i odłożenie go na miejsce. No i na różne, niespodzianki jakie mogą wyjść. - facet z wywiadu znowu zwrócił do Grey i Tao podkreślając, że w tej części zadania jest miejsce dla członków obydwu ich zespołów albo i ich samych.

- Law, co do ciebie na wszelki wypadek bądź gotów odciąć łączność Collinsowi i ochroniarzom albo i w całym klubie jak dasz radę. Na pewno nie zaszkodzi takie zabezpieczenie. - szef wywiadu postawił kolejne wymagania. Law zdawał sobie sprawę, ze to też jest do zrobienia. Najprościej było wnieść jakieś urządzenie do generowania szarego szumu albo uszkodzić czy wyłączyć okoliczne przekaźniki sieciowe co jednak oznaczało wcześniejsze włamanie się do wież systemowych. To jak zawsze wiązało się z ryzykiem jak każda próba hakowanie oficjalnych systemów.

- Ponadto cała akcja dzieje się w Night City czyli w centrum. By tam w ogóle się dostać potrzebujemy odpowiednich legend dla każdego kto ma tam pojechać. - wywiadowca przypomniał o tym detalu który mógł być niezauważalną drobnostką dla ludzi żyjących w zgodzie z oficjalnym systemem władzy ale z miejsca piętrzyło trudności dla każdego spoza systemu np. dla członków organizacji terrorystycznej za jaką był uznawany X-COM. A sprokurowanie każdemu kto miał tam wejść odpowiedniej legendy wymagało paru godzin pracy na jedną legendę. A potem jeszcze każdy uczestnik akcji musiał jeszcze wkuć tą legendę i w stresowej sytuacji nie wyjść z roli.

- W samym klubie też jest lokalna ochrona ale zwykle stoją na bramce przed wejściem lub są wzywani do wynoszenia nawalonych klientów do taksówek. W razie potrzeby jednak interweniują ręcznie. Ponadto jest jeszcze szynowy system ochrony który ich wspomaga no i system kamer. W VIProomie ich nie ma dlatego tam chcemy załatwić sprawę. Wedle planu ma to wyglądać tak, że Collins skuszony wdziękami dziewczynki, idzie się z nią zabawić do VIProomu i tam morzy chłopaka na moment. Ale szybko dochodzi do siebie, rozstają się w zgodzie i każde zadowolone wraca w swoją stronę. No ale to plan. - kamera, chyba z jakiegoś holofonu, pokazywała sufit a dokładniej szyny. Przez chwilę złapała niewielkie urządzenie leniwie sunące pod sufitem. Wyglądało jak skrzyżowanie wielofunkcyjnej kamery z wyrzutnią mini granatów, pewnie z granatami łzawiącymi czy czymś podobnym do pacyfikowania tłumów. Sądząc po złapanych w kadrze szynach to trochę ich było i mogły wydatnie wspomóc siły ochrony. Przynajmniej do czasu przyjazdu sił policji.

- Teraz co do broni to klientom jest zabroniona do wnoszenia. Obstawa Collinsa i jemu podobnych którzy tam przychodzą mają specjalny kontrakt ktory zezwala im przychodzić z bronią. Bez tego nie jest prosto wnieść tam jakąś broń. My na razie ograniczaliśmy się do obserwacji to nie była nam tam potrzebna więc to nam nie przeszkadzało. - agent popatrzył głównie na Mortza gdy mówił o systemie ochrony i sprawach czysto militarnych.

- Przewóz broni do Night City, nawet w samochodzie, przed i po akcji, jest również dość ryzykowny. Poza bramkami kontrolnymi ADVENT czy Policja przeprowadza wyrywkowe kontrole. Więc czy brać i jak brać to jaką i jak broń polecam przemyśleć poważnie. - Carter przypomniał o dyskretnym ale nieustającym uroku państwa policyjnego w jakie zmieniły się megacity pod rządami nowej, Rady, współpracującej z kosmitami.

- Co do Działu Zbrojnego Mortz. - agent wreszcie zwrócił się do szefa odpowiedzialnego za zbrojne akcje X-COM. - Jesteście w odwodzie. Gdyby jednak sprawa się sypła i jednak potrzeba było użyć siły. Jak ochroniarze się jednak jakoś połapią co jest grane, albo sam Collins po prostu zadzwonią po Policję. To centrum miasta w najlepszym wariancie pierwszy radiowóz będzie w ciągu paru minut, w najgorszym jakiś radiowóz będzie akurat zaraz za rogiem. Wówczas waszym zadaniem jest wesprzeć i ewakuować naszych ludzi. - agent popatrzył na żołnierza zaznaczając ryzyko jakim obarczona jest akcja w tak trudnym terenie. Ewentualna konfrontacja z siłami porządkowymi musiałaby się odbywać w skrajnie niekorzystnych warunkach.

- Mamy teraz 25-go, niedzielę wieczór. Akcję szykujemy w następny weekend, w sobotę wieczorem 31-go. W czwartek, jest następne zebranie by podsumować na czym stoimy. Piątek jest w rezerwie i wieczorem będzie odprawa z ostateczną wersją planu. Jeśli coś by wyszło po drodze walcie do mnie śmiało nawet jak mnie nie będzie ktoś mi przekaże co trzeba. Jakieś pytania? - agent skończył odprawę z czekającym ich zadaniem i znowu popatrzył na zebrane w pomieszczeniu osoby. Była okazja popytać, naradzić się i porozmawiać zanim rozejdą się do swoich Działów i przygotowywania swojej cegiełki do tej planowanej dopiero budowy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 02-07-2018, 00:16   #5
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Tura 0 - Drużyna Przemysłu Lekkiego



Duet kuzynów o mało oryginalnym przezwisku Black and White był zajęty ładowaniem do skrzynek narzędzi i przyborów wspólnego warsztatu rusznikarskiego. Sama przeprowadzka na “swoje” ich cieszyła. Nie cieszyło ich to, że najważniejsze rzeczy - maszyny przemysłowe do gwintowania, szlifowania, frezowania, skrawania i wszelkich innych sposobów kształtowania metalu miały zostać w Nowym Jorku. W praktyce tracili możliwość wytwarzania od podstaw broni. Oczywiście dla polsko-szkockiej zaradności nie było to nic wielkiego, ale odpowiednie rytualne obsobaczenie całej sprawy, wypicie paru kielichów i uprawianie czarnowidztwa musiało zostać odbębnione. No i na koniec zapał z jaką rytuał ten został odprawiony przyniósł wymierny skutek w postaci planu notorycznego podłączania się pod akcje bojowe, aby zbierać z pól walki kompletną broń, z której części potem będzie można konstruować różnego rodzaju frankensteiny. Oczywiście zwykli żołnierze psioczyli na taki sprzęt, że to nieporęczne, a to za mały magazynek, a to nieergonomiczne. Może, ale Czarny Hodowsky przyznał, że nigdy nie czuł takiej satysfakcji jak wywalił funkcjonariuszowi Adventu z czterolufowej strzelby.
Impreza praktycznie zgasła, ale wtedy zjawili się pozostali niezastąpieni członkowie Czwartego Robotniczego Konglomeratu Przemysłu Lekkiego Nowojorskiego Wydziału Extraterrestials Combat.



Jarl Technowikingów o chlubnym imieniu Hateemelson przytoczył keg niskoprocentowego napitku. Ten to nie miał wielkich problemów - póki miał lutownicę, multinarzędzia i kompa był w stanie zrobić większość swojej roboty. No, chyba, że musiałbym od podstaw komuś klepać pancerz i elektronikę, którą się parał, wklejać ręcznie. Techno-wiking wyjątkowo entuzjastycznie przyjął wiadomość o przeniesieniu. Nie lubił Nowojorczyków i gdyby ktoś chciał znać jego opinię to najchętniej by wysadził to miasto “platfusów i tchórzy”. Niemniejszy entuzjazm przejawiał Moshe. Chociaż szkoda mu było dobrej współpracy jaką miał z Handlowym z NY, to podróż do Saint Louis była nowym wyzwaniem dla rabina Applebauma. On z resztą zawsze mówił, że “Aj waj! To ty sobie, bracie w księdze, bez zabawek nie poradzisz? Zdrowie, doświadczenie i chęci, a Bóg w reszcie dopomoże”.
Jedynym, który nie przejawiał ani niepokoju, ani wielkich chęci był al-Hammir. Muzłumański saper i x-comowy bomberman po prostu przyjmował to jako obowiązek i już. I tak jak mawiał kolega rabin jemu wystarczy że w bazie będzie kuchnia i wszystko zdoła uwarzyć. W ogóle z tymi dwoma to była ciekawa sytuacja potwierdzająca prastarą prawdę, że nic tak nie zbliża ludzi jak wspólny wróg.
Wraz z przybyciem posiłków zabawa rozgorzała na nowo, bo trzeba było wszystko obgadać, obsobaczyć i oblać, a potem pomyśleć. Skończyło się na oblaniu, a w ramach myślenia postanowiono przespać się z problemami wynikającymi z relokacji.
Ot, typowe zachowanie Lekkich z Produkcyjnego.


Tura 1 - Saint Louis


Wieść że nową siedzibą będzie dawny browar odegnały wszelkie wątpliwości odnośnie nowego przydziału. Trochę to przygasło, kiedy okazało się, że w browarze od dekad nie ma już browaru, ale i tak Produkcyjni potraktowali to jako dobry omen.
Przez te pierwsze dni, kiedy ustanawiano poszczególne sekcje, Produkcyjni rzeczywiście mieli sporo pracy. Oczyszczenie budynków, wyłożenie sprzętu, przenoszenie sprzętu, montowanie sprzętu, naprawianie sprzętu który zepsuł się w trakcie transportu i takie tam. Do tego kładzenie linii, instalowanie podsystemów, komputerów, oprogramowania, kamer, czujników, anten i innych takich.
Było dobrze. Ludzie mieli pracę i się nie nudzili.
Do momentu.

***

Dla Lekkich zajęcia służbowe się wyczerpały. Co prawda Hodowsky i al-Hammir mieli pomysły na dalsze okopywanie i “utwardzanie” pozycji obronnych, ale Dział Ciężki zaczynał marudzić, żeby się Lekcy nie wpieprzali w ich robotę. No i były też złe wieści, które Rebe przyniósł z Handlowego. Ponoć tutejsza bandyterka namierzyła ich i kazała zapłacić sobie haracz. Wyjątkowo to żyda wzburzyło, bo jak tak można traktować uczciwych handlarzy.
Hodowski zebrał swoich ludzi wieczorem 24. stycznia, aby ustalić jakieś postulaty do szefa Wydziału, a przez niego do Naczelnego i Rady, oraz oczywiście aby napisać raport. Raport nie był problemem, ale już postulaty były. Kwestia była taka, że musieli wykazać się pomysłowością i fantazją w odpowiedzi na problemy ich nowej siedziby.
Rebe Applebaum forsował stanowisko, że trzeba ogarnąć sprawę z bandziorami, zająć ich aktywa, a potem wszystko mądrze zainwestować. Tutaj wszyscy zgodzili się, bo im dłużej pozostawią “konkurencję” tym ta może więcej się o nich dowiedzieć, a w dalszych perspektywach próbować przehandlować nie-wiadomo-komu te informacje. Dział Lekki był gotów ostro dołożyć się do akcji, nawet swoimi skromnymi personami, jeżeli mogłoby to załatwić szybsze uporanie się z tym problemem. Wszak aktywa i spokój w handlu był podstawą napędu ekonomicznego bazy.
Hateemelson zauważył, że na zadupiach zawsze dobrze stała gorzała. Zakładając to tu to tam systemy spostrzegł niemało rur i zbiorników, które przy odrobinie chęci można było przerobić na kotły i odpowiednie “narzędzia alchemiczne” do produkcji gorzałki. Problemem była odpowiednie surowce do zasilenia procesu, jednak z pewnością zniknięcie paruset kilogramów cukru i jakiejś biomasy będzie przykuwało mniej atencji niż handlowanie bronią. Al-Hammir że i tak Allah patrzy już na nich krzywo za zmarnowanie miejsca w jednej z ciężarówek na beczkę z tą szejtańską cieczą, więc niewiele pogorszy sprawę dalsze jej produkowanie. Nie miał bowiem nic przeciwko, aby niewierni i ich gwiezdni mocodawcy lali w siebie diabelski płyn. Applebaum dowalił do pieca zauważając, że kosmici swego czasu przez łapy Adventu zakazali produkcji i sprzedaży gorzałki, jako społecznie wyjątkowo szkodliwego narkotyku. Z powodu gwiezdnego niezrozumienia ważnej funkcji alkoholu w ziemskiej cywilizacji sprawili że płyn ten (w szczególności taki dobrej jakości) stał się rzadszy i jeszcze bardziej pożądany przez swoich entuzjastów.
Hodowski pogładził wąsa. Raport spisał na data-padzie, po czym w drugim pliku spisał sprawy do przełożonego.

1. Lekki zgłasza chęć pomocy w zajęciu się “niewygodnymi sąsiadami”.
2. Lekki proponował przeprowadzenie operacji “Zuchwały Bimbrownik” mającej na celu przygotowanie instalacji pozwalającej na przemysłową produkcję nielegalnych substancji odurzających. W dalszych planach dział handlowy miał pozyskać odpowiedni surowiec do rozpoczęcia wytwarzania.
3. Lekki zgłasza niemożliwość osiągnięcia pełnej wydajności pracy z powodu braku odpowiedniego wyposażenia i prosi o wyznaczenie dodatkowych zadań.

Frank nie miał zamiaru głośno mówić swoim towarzyszą o punkcie numer trzy, ale wiedział, że jeżeli wyższe szczeble nie wyznaczą im nic do roboty to niedługo zaczną robić co chcą, a to mogło się skończyć różnie. Wszyscy w Lekkim wykazywali się kreatywnością i inicjatywą i trzeba było tą energię ukierunkować. Niczym siłę ładunku prochowego.
Póki co Lekcy nie byli się w stanie dogadać czy coś jeszcze można dodać do listy. Jednak pora zaczęła robić się późna, więc ostatecznie udali się na spoczynek.

***
Hodowski wręczył wydruk z data-pada swojemu przełożonemu, po czym zasalutował i opuścił jego pokój. Z jednej strony Chorąży Frank Hodowski cieszył się, że nie musi brać udziału w naradach i brać odpowiedzialności za całą bazę. Z drugiej drażniło go, że przez to są rzeczy na które nie mają wpływu i niewiele mogą z nimi zrobić. W ogóle czuł się rozdrażniony tym, że nie mają tego cholernego warsztatu i muszą szukać sobie zajęć zastępczych. Ciekawe jak bardzo zirytuje szefa punkt numer 2? A może jest na tyle szalony że uzna, iż to doskonały pomysł na zajęcie szwendającej się po terenie bandy majstrów? Hodowski pogładził wąsa delektując się myślą jaką zgraję indywiduów stanowi Lekki z Saint Loius i jaką swobodę uzyskali. Kiedy tylko dostaną swoje maszyny i narzędzia będą mogli przystąpić do pracy. Z ich warsztatu popłynie rzeka ekwipunku, który będzie niósł śmierć Adwentystom i Kosmitom. W umyśle Franka już od jakiegoś czasu gnieździły się pomysły na iście makiaweliczne oręża. Niestety póki nie ma pracowni te mokre rusznikarskie sny nie mogły wyjść poza oprogramowania ich laptopów.
Pozostało tylko forsować jak najszybszą rozbudowę bazy o kolejne sekcje.

***

- Że w jakim sensie mamy "wziąć się do roboty?" - zapytał Mike, kiedy po naradzie Frank został wezwany do szefa, a potem powrócił z hiobowymi wieściami.

Po samym Franku widać było, że odpowiedź Rady zadziałała naniego jak lodowaty drink chluśnięty w twarz. Pedalsko bo to drink, otrzeźwiająco bo zimny. Mógłby zacytować klasyka co właśnie się stało z misternym planem. Nie żeby był to jakiś wspaniały plan, ale jednak.

- A co z chip buuz? - dopytywał się dalej Mike.

- Szef taktownie przemilczał sprawę, a potem powiedział, że powinniśmy się w końcu zacząć zachowywać jak na nasz wiek przystało. - odpowiedział Hodowski z wyraźnym marsem na twarzy - I że praca na zewnątrz bazy przeniesie zyski, informacje... takie tam. Bo nikt nie ma zamiaru wykładać zasobów na dziwne pomysły.

- Dziwne pomysły?! Nasz wiek?! Fook! - czarnoskóry szkot przewrócił oczami - Zasuwamy w tym biznesie dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat i żaden z nas nie nabawił się ani shell shocku, ani żadnych skrzywień, ani żadnego PTSD, ani tym bardziej depresji, a oni każą nam podchodzić do tego poważnie! Robimy kastomowy sprzęt dopasowany pod każdego cholernego agenta. Jesteśmy specjalistami! Gdzie my niby mamy pracować?

Zapadło milczenie. Co racja to racja. Dwadzieścia lat rozwoju pod butem kosmitów sprawiły, że świat się ostro zmienił. Masa zawodów wyszła, bo jeden człowiek z laptopem i zgrają robotów mógł zrobić wszystko. Co prawda na przedmieściach zachowały się jeszcze różnego rodzaju profesje, ale tylko dlatego, że nikogo tam nie było stać, aby zatrudnić lalusia z laptopem. No i drony, które robiły masę rzeczy za ludzi.

- No możemy założyć własną firmę. - odezwał się w pewnym momencie Rabin Applebaum.

Hateemelson podrapał się z konsternacją po głowie, a al-Hammir też niezbyt tryskał entuzjazmem. W sensie jako młodsza część zespołu, która nie znała w ogóle realiów życia w mieście czy przed inwazją obcych, nie mieli za bardzo pojęcia co z tym całym fantem zrobić. Pierwszy był tylko gangerem, a drugi całe życie siedział w X-comie.

- I co niby mielibyśmy robić. - Mike rzucił rabbiemu sceptyczne spojrzenie.

- Nic konkretnego. Zrobiły przedsiębiorstwo handlowo-usługowe. Gdzieś na uboczu metropolii, aby było z tego trochę szekli, ale też aby władza się nie czepiała. Rzeczywiście zdobędziemy trochę środków, trochę znajomości, trochę informacji... może będziemy robić robótki dla gojów z Miasta, których im nie wypada robić. Może uda się dowalić tym bubkom, którzy narzucają się naszemu Handelkowi. - Moshe snów swobodnym tonem wizję własnego interesu - W sensie i tak nawet gdyby Rada chciała znaleźć nam coś do zrobienia to zanim by zorganizowali potrzebne nam maszyny minie parę tygodni.

cdn.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 07-07-2018 o 23:07.
Stalowy jest teraz online  
Stary 07-07-2018, 00:14   #6
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

IV Dział Obrony: Wydział Zbrojny


kpr. Zygfrid “Amadeo” Mortz
st. szer. Sofia “Dunkierka” Bekker


szer. Thomas “Junior” Zander
st. szer. Cyrrus “Black” Strauss


i oczywiście…









st. szer. Davy “Faust” Urquell


Serce na dłoni… muchy by nie skrzywdził… chyba, że by podleciała w zasięg jego długich rąk.

~* ~


Jego nos spotkał się z twardą ziemią. Stęknął boleśnie i wybił się w górę. Klasnął za krzyżem, przed piersią i wylądował. Ponowił pompkę.
- Sześciesiąt siedem. Sześciesiąt osiem. Sześćdziesiąt dziewięć.
Doliczył do planowanych stu, a potem dobił jeszcze siedemnaście nim po prostu padł plackiem na glebę. Dał sobie pół minuty po czym wstał, wziął na plecy 60 litrowego kega i rozpoczął przysiady.
- Raz. Dwa. Trzy…
Trening trwał jeszcze godzinę, a za sobą miał już pół godziny plus godzinę kardio w ramach rozgrzewki.

~* ~


Strauss siedział na strzelnicy z Dunkierką. Prowizorycznej i niegotowej. Dotąd były inne priorytety. Oboje byli świetni w tym co robią i byli tam tylko po to aby utrzymać poziom. Nie mogli stać się lepsi bez konkretnego programu treningowego, a tych jeszcze nie było i nie było na nie czasu. Nie odzywali się do siebie. Po prostu strzelali. Gdy Sofia skończyła tylko kiwnęli do siebie głowami na pożegnanie.

Cyrrus został i wciąż strzelał starając się możliwie symulować warunki bojowe… broń opuszczona… nagłe poderwanie i strzał bez celowania. Na glebę, pompka i to samo. Rundka wokół, innym razem 50 metrów sprintu. Wierzył, że to takie ćwiczenia dają najwięcej. A fakt, że będąc we wczesnej czterdziestce wciąż żył i miał się dobrze zdawał się ten fakt potwierdzać. Dunkierka była jeszcze starsza niż on, ale ona była snajperem. To inna para kaloszy. Jeśli ona znajdowała się pod ostrzałem oznaczało to, że ktoś dał ciała. Zakończył trening cztery godziny później. Zjadł coś, umył się i poszedł spać. Taki właśnie był. Służbista i pracoholik. Kiepski kumpel, średni przyjaciel, bardzo dobry żołnierz.

~* ~


Po treningu Davy wziął prysznic, zjadł, dopił białka i poszedł się zobaczyć z Juniorem.
- Za nasz oddział geriatryczny!
- Facet. No kurna.
- No co? Strauss jest pod pięćdziesiątkę, Dunkierka starsza dobre półdekady, a Amadeo to w młodości za dinozaurami ganiał! Tylko my tu jesteśmy w wieku gdzie normalne wojsko by nas dopuściło do czynnej służby na polu walki!
- A kogoś więcej potrzeba? - zaśmiał się Faust - Wyciągaj lepiej pady i odpalaj swoją maszynę. Nie jestem tu po to aby obgadywać nasz oddział

~* ~


Kpr. Zigfrid Mortz reprezentował wydział zbrojny na zebraniu. Słuchał w ciszy odprawy i notował najważniejsze fakty i założenia na kartce (którą później osobiście zniszczy ale to inna sprawa).

- Wprowadźmy tam mojego człowieka. St. szer. Urquell czuje się jak ryba w wodzie w takich miejscach, a nawet bez broni jest wysoce skuteczny.

- Jednak trzeba by go ucharakteryzować. Mamy tu kogoś kto mógłby się tym zająć? On ma swoją przeszłość i oficjalnie to jest na listach gończych. Dać mu perukę i może przyciemnić, czy rozjaśnić skórę, dać kolorowe soczewki kontaktowe… to powinno wystarczyć.

- Czy przemysł lekki byłby w stanie skonstruować jakiś pistolet, albo choćby nóż z tworzyw sztucznych? Tonfa też byłaby bardzo porządana. Żadne z nich nie musi być żywotne. Ważne by dało się tego użyć na jednej akcji a potem to wyrzucić. To powinno nie dać się wykryć na wejściu, a w sytuacji awaryjnej może być ważne.

 

Ostatnio edytowane przez Arvelus : 07-07-2018 o 00:19.
Arvelus jest offline  
Stary 07-07-2018, 19:08   #7
 
Raging's Avatar
 
Reputacja: 1 Raging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłośćRaging ma wspaniałą przyszłość
Lena wysłuchała całej odprawy z uwaga. Dobrze, że baza zakończyła wstępną rozbudowę, ale najgorsze dopiero nadejdzie kiedy zaczną kurczyć się zasoby i będzie trzeba je pozyskiwać. Na pewno każdy dział będzie tu ostro konkurował. Dla niej najważniejsze jest aby jej wydział wypadł dobrze i udało się wreszcie zacząć konkretne badania, a ich nie da się wykonać bez pozyskania żywych lub choćby martwych obcych. Ale jak widać do tego jeszcze daleko. Na razie mają konkretne zadanie. Wspomóc najbliższą misję realizowaną przez wywiad jak to tylko najlepiej się da.

Na razie mają tylko podstawowe laboratorium, tak więc Ivan nie miał na razie co do roboty. Pomysł prawniczki wydał się całkiem do rzeczy. Trzeba będzie dla niego poszukać pracy, na zewnątrz. Może tam jakoś uzyska dostęp do danych, materiałów, lub informacje gdzie warto będzie przeprowadzić następną misje, chociażby aby pozyskać maszyny i sprzęt.


Kiedy agent Carte skończył przemowę, Lena zaczekała chwilę czy nikt nie ma nic do dodania. Kiedy nikt nie zabrał głosu, to odchrząknęła i powiedziała:

- Jako, że znam teren i często bywałam w klubach na tamtej stronie rzeki, a na dodatek mogę wspomóc agentów biorących udział w akcji co do wyboru i selekcji danych w trakcie trwania akcji to zgłaszam się na ochotniczkę do misji, oczywiście o ile zostanie uznane, że jestem potrzebna. Co do wyboru danych, mogę pomóc również w stworzeniu słownika do przeszukiwania datapadu Collinsa w celu lepszego wyboru danych do skopiowania. Oczywiście nie będzie to tak przydatne jak osoba z odpowiednią wiedzą.

Mój zespół oczywiście przygotuje usypiacz dla agentki. Powinien być gotowy, na czwartek lub piątek.


***

Po powrocie z odprawy zebrała swój zespół:

Lena: Dobra ludzie mamy pierwsze zadanie. Potrzebujemy usypiacza dla agentki która musi go zaaplikować kochasiowi w intymnej sytuacji w celu spenetrowania... Co się tak głupio uśmiechacie. Tylko seks wam w głowach. Jego datapadu, datapadu.

Isaka: To może trzeba go schować tam gdzie będzie no ten tego penetrował. I ryknęła śmiechem.

Profesor
: Ach dzieci, dzieći. Może przejdźmy do konkretów. Czas działania? Wykrywalność? Skutki uboczne? Jakieś konkrety.

Lena
: Tak, do rzeczy. 15-30 minut, nie wykrywalny i bez skutków ubocznych.

Profesor: Sposób aplikacji? Kropelkowy? Spray? Tabletka? W napoju? Dotykowy?

Isaka: Dotykowy, dotykowy profesorze, na rączkach agentki, może na języczku - Isaka zaczęła ponętnie oblizywać się po ustach.

Lena: Genialne Isaka. Szminka!! Tak zrobimy to w ramach jej szminki, w czasie pocałunku łatwo zaaplikuje to prosto do mocno ukrwionej buzi i bach jest. Jej podamy wcześniej antidotum i po sprawie. Dobra mamy plan. Ja Isaka i Profesor przygotowujemy tą szmineczkę. To pierwsza akcja i ma być na tip top z naszej strony, aby jak coś się spierniczy to nie było na nas.

Ivan: A ja, tu nawet nie ma sprzętu dla mnie. Jestem bez użyteczny przez następne tygodnie. Pierdolone główno.

Lena: Ivan, zachowuj się. Dla Ciebie również mam zadanie. NIe możesz się nam nudzić. A gdzie będziesz miał najlepsze cybernowinki jak nie w firmach legalnie działających na rynku. Może uda Ci się tam pozyskać dla nas cenne informacje, dane i może następny cel misji, np. przejęcie transportu cennych dla nas materiałów lub maszyn do przyszłych labów. Wstępnie przeanalizuje i przygotuj dla mnie na czwartek na zebranie listę firm które mogłyby by być przydatne w tym zadaniu i czy rekrutują. W razie jakiś prawnych wątpliwości kontaktuj się bezpośredni z nasza prawniczką. Dobra to wszyscy do roboty. Sam ty zostań na chwilę.


Lena: Sam na razie nie łapiemy jeszcze obcych ani hybryd, ale nie znaczy że będziesz się nudził. Mam dwa zadania. Pierwsze: Podobno na tym terenie kręci się grupa, gang który przeszkadza w działaniu działu handlowego. Zbadaj to. Pamiętaj utrzymuj niski profil. Nikt cię ma nie widzieć i nikt cię ma nie słyszeć. Dodatkowo zbadaj tereny wokół bazy, czy da się je jakoś zabezpieczyć? Pułapki i ten tego ty się na tym znasz. Raport na czwartek przed następna odprawą. Jeżeli potrzebujesz więcej czasu lub czegoś to też daj znać. Nie wchodź w konflikt z naszymi. Jeżeli widziałbyś jakieś znaki hybryd na tym terenie od razu melduj. Dobra ruszaj.

Sam tylko skinął głową i wyszedł z pomieszczenia.
 
Raging jest offline  
Stary 09-07-2018, 00:16   #8
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Tura 1

Niedziela, popołudnie

W świeżo upieczonej placówce X-COM panował zgiełk. Chociaż większość przewidzianych projektów wstępnych dobiegało finiszu, nadal na każdym kroku można było wpaść na zapracowanego operatora.

Główną salą starego browaru przechadzał się operator Law-Tao, szef Wydziału Skanu. Z rękoma zaplecionymi z tyłu, zerkał po stanowiskach pracy, postawionych naprędce strukturach i zmyślnych konstrukcjach. Jego twarz nie zdradzała wielu emocji, jednak z jego oczu dało się wyczytać pewien podziw. Oto był świadkiem, jak z połączonej siły ludzkich rąk oraz umysłów powstała kolebka ruchu oporu w St. Louis. Miejsce, z którego dla mieszkańców megacity wszystko miało się zacząć. Skończyć, jeśli zawiodą.

Zatopiony w zadumie inżynier o mało nie wpadł na przechodzącego mu przed nosem mężczyznę. Postawny Afroamerykanin zręcznie odskoczył, unikając kolizji.
- Wszystko w porządku, szefie? - odezwał się operator, skupiając swoją uwagę na Azjacie.

- Tak, przepraszam. Zamyśliłem się - odparł Law, odwracając się do swojego podwładnego. Ruben Graham jak zwykle nosił nieprzepisowy strój oraz roztaczał wokół siebie woń tytoniu.

- Ciężko uwierzyć, że się udało, co? - zagaił „Ace”, również zerkając na ściany i sklepienie browaru. Uśmiechał się przy tym półgębkiem.

- Ciężko. - Głos Azjaty nie podzielał entuzjazmu Rubena. Zamiast tego był krytyczny i chłodny niczym lód w niezaczętym drinku.

- No ale szefie. Postawiliśmy system oraz podpięliśmy się do naszej sieci. Miesiące szkoleń chyba nie poszły na marne, nie? - Rzeczowy operator nie ustępował w przekonaniu, że coś jednak osiągnęli.

- Zgadza się. Dobrze się spisaliście. Wszyscy. Mimo to nie możemy osiadać na laurach, zanim na dobre zaczniemy. Zbierz wieczorem ludzi. Po naradzie będę chciał z wami porozmawiać - Law szybko przeszedł do konkretów, zostawiając zadumę daleko za sobą.

- Ta jest! - Ruben zasymulował wojskowy salut, a przynajmniej gest do tego podobny. - Zaprosić jakieś panienki? W trójce można znaleźć parę gorących sztuk. - Głupawy uśmieszek technika nie schodził z jego twarzy, co tylko sprowokowało bezradne westchnienie Lawa.

- Macie być do tego czasu trzeźwi i z gaciami na dupie, jasne? Spodziewamy się pierwszego większego zadania i chciałbym, żeby mój wydział wywiązał się ze swoich obowiązków.

- Jak słoneczko na Florydzie, szefie.

- Doskonale - Law skłonił z ulgą głowę. - Teraz wracaj do tego, co robiłeś - zakomenderował, ruszając wolnym krokiem ponownie przed siebie. Zatrzymał się jednak po paru metrach. - A co tak właściwie robiłeś? - zapytał Azjata.

„Ace” uśmiechnął się tajemniczo, wzruszając ramionami.
- Opierdalałem się - odparł niewinnie.

- No tak… - mruknął Law, zostawiając Rubena za sobą.


Niedziela, narada

Kiedy agent Carter przedstawił wytyczne nowej misji oraz wypowiedzieli się co ważniejsi rangą, głos zabrał Law-Tao.

- Odcięcie łączności nie powinno być większym problemem. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli zajmiemy się tym tuż u samego ujścia, to jest okolicznych przekaźników. Sprawdzimy, ile z nich obejmuje swoim zasięgiem „Night Girl” i zamontujemy na nich urządzenia zagłuszające. Zespół moich techników uda się do Night City i zainstaluje je przed misją. - Młody Azjata szybkimi gestami pracował nad swoim datapadem, przywołując mapę miejsca ich zadania.

- Dla zwiększenia bezpieczeństwa misji, włamiemy się do systemu klubu i spróbujemy wyłączyć bądź uszkodzić ich obronę. Uważam, iż najkorzystniej będzie, jeśli zajmiemy się tym już w czasie akcji. - Law ponownie zaczął grzebać coś w swoim podręcznym komputerze. Wyglądał przy tym jak android, operujący jednocześnie w świecie rzeczywistym oraz wirtualnym.

- Mój wydział przygotuje przepustki dla wszystkich członków akcji. Kalkuluję, że do piątkowej narady powinniśmy wykonać takich od sześciu do dziesięciu. Dwie z nich przewiduję dla moich ludzi, reszta trafi do pozostałych działów.

- Jeśli chodzi o zhakowanie datapadu Collinsa, wszystkim się zajmiemy. Zgranie danych odbędzie się zdalnie, a ich treść pozwolę sobie wybrać według słownika pani Grey. Zastanawiam się jeszcze między instalacją oprogramowania szpiegującego bądź montażem osobnego urządzenia do wnętrza obudowy. Detale jednak omówię już z moim zespołem.

Narada trwała dalej, jednak Law-Tao nie musiał już zabierać głosu.


Niedziela, po naradzie


- Teraz uwaga - zaczął szef Wydziału Skanu, kładąc dłonie na oparciu stalowego krzesła. Wraz ze swoim zespołem, znajdowali się w Biurze Wywiadu. Trójka informatyków siedziała w półkole, wpatrzona w przełożonego.
- Wstępny brefing już dostaliście, więc chciałbym tylko dopracować szczegóły. „Bo1”, „Ace”, oddelegowuję was w teren.

Wywołani spojrzeli po sobie, robiąc ni to zaskoczone ni zadowolone miny. Ostatecznie uśmiechnęli się lekko, zapewne zmotywowani opuszczeniem placówki X-COM po trzytygodniowym zamknięciu.

- Co mamy robić? - zapytał rzeczowo George, pochylając się na krześle.

- Zacznijmy od tego, co my wszyscy mamy zrobić. Przepustki na miasto. Im więcej, tym lepiej. Chcę, żebyśmy zrobili też dwie dla was. Kiedy już dostaniecie się do Night City, zamontujecie urządzenia zagłuszające na przekaźnikach sieciowych. Z tego, co zdołałem już ustalić, w bliskiej okolicy „Night Girl” znajdują się takie dwa. Cztery kolejne postawiono już nieco dalej, jednak nadal mogą odpowiadać za transmisję między klubem a siecią zewnętrzną.

- Odciąć im łączność, jasne - wtrącił Ruben, kiwając głową.

- Wstrzymujemy się z tym do momentu, kiedy zrobi się gorąco. Pamiętajmy, że za działanie tych przekaźników ktoś odpowiada. Nie chcemy zwracać ich uwagi, jeśli nie będzie to potrzebne. Po misji z kolei zdejmiecie wszystkie. Co do jednego. Żadnych śladów, jasne?

- Masz to jak w banku, szefuniu - odparł wesoło „Bo1”.

- W porządku. Co dalej? Systemy obronne lokalu. Tuż przed misją włamujemy się tam i szukamy sposobu na wyłączenie tych cholernych wieżyczek z granatnikami. Podobnie jak z przekaźnikami, nie interweniujemy, jeśli nie zajdzie taka potrzeba - kontynuował Law. Wszyscy pokiwali głowami.

- No dobra, a co z datapadem tego chłoptasia? Jak to rozwiązujemy?

- Doskonale, że pytasz, Ruben. Dla ciebie mam specjalne zdanie. Wraz z naszą agentką udasz się do klubu. Nie musisz się z nią integrować, po prostu bądź na zawołanie. Kiedy da ci halo, dorwiesz się do urządzenia Jeffa Collinsa. Podepniesz do niego nasz adapter, przez który zhakujemy datapad zdalnie. Danych szukamy według słownika, który dostarczy nam Wydział Biologiczny - mężczyzna zrobił krótką pauzę, przeskakując spojrzeniem po swoich ludziach. Dotychczas tylko Yoshiaki nie zabrała głosu. Na jej szczęście, nie było to teraz wymagane.

- Jak już się z tym uporamy, „Ace”, chcę żebyś zamontował pluskwę w datapadzie. Nie wiemy, jak jest zabezpieczony, więc nie naciskaj, jeśli stwierdzisz, że możesz coś zepsuć. Pamiętaj, że nie zostawiamy śladów. Jeśli montaż zewnętrznego urządzenia się nie powiedzie, wgrywamy mu robaka i znikamy. „BlackR4in”, jesteś odpowiedzialna za przeprowadzenie zgrywania danych i przygotowanie robaka. - Na słowa inżyniera, szarowłosa dziewczyna kiwnęła tylko głową, nie wypowiadając ani słowa. - Jakieś pytania?

- Czy będę mógł... skorzystać z atrakcji nocnej dziewczynki? - zapytał frywolnie czarnoskóry technik, szczerząc przy tym białe zęby.

- Świetna uwaga, Graham - odezwał się z pełną powagą Law. - Przed misją zażyjesz leki, które po zmieszaniu z alkoholem doprowadzą do ataku serca. Z kolei na twoje krocze zamontujemy małe ładunki wybuchowe, które po wykryciu erekcji uruchomią zapłon.

Przyzwyczajeni do pełnych racjonalizmu i specjalistycznych uwag swojego przełożonego, trójka skanerów zamilkła na dobre pięć sekund, nim zdołali zareagować w jakikolwiek sposób. Następnie wszyscy parsknęli śmiechem, a z tłumu wyróżnił się cienki chichot Yoshiaki, która zakrywała dłonią usta.

- Wracać do zajęć, ludzie - rozkazał z uśmiechem Law-Tao.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 11-07-2018, 19:54   #9
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Tura I - ciąg dalszy

- Nie nie nie! Z al-Hammirem skończymy zawijając kebaby pod biurowcem, a ty będziesz sobie na luzie poganiać Franka i Hatemela do tynkowania ścian. - Mike nie przestawał marudzić.

- W sumie na kebabiarzy nikt nie zwraca uwagi... dopóki nikt się nie zatruje. - stwierdził Frank, którego za tą uwagę kuzyn spiorunował wzrokiem.

- Ekhm. - odchrząknął w końcu al-Hammir jak zawsze spokojny - Może zamiast się wykłócać, sprawdźmy czy ktoś nie ma dla nas zajęcia w bazie. Jeżeli nie, to poszukamy pracy poza nią. Praca o niewysokim profilu zawsze stwarza możliwość łatwiejszej infiltracji niektórych części miasta i środowisk.

- A kto w ogóle narzeka na to że nic nie robimy? - zapytał Jarl.

- Sędzia Anna Marian Wesołowska.- odparł Hodowski

- Kto?

- Prawa i Sprawiedliwa.

- Mów po ludzku.

- No dział prawny.

- No to może niech ona pomoże, harr? - Skandynaw zrobił zawadiacką minę - Pójdziemy, ładnie oddamy się do jej dyspozycji. Może trochę ją zabawimy to załatwi nam jakieś fajne robótki.

- Albo poszukamy sami. To nie może być aż takie trudne. - dopowiedział Muzułmanin.

- Trzeba sprawdzić co Handlowi mają zamiar zrobić ze swoim problemem. - dodał Żyd

- A jak i to się nie uda to zawsze pozostaje opcja z food truckiem i najostrzejrzym kebsem w mieście. - podkręcił wąsa Polak.
 

Ostatnio edytowane przez Stalowy : 11-07-2018 o 19:57.
Stalowy jest teraz online  
Stary 15-07-2018, 03:49   #10
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 2 - 2037.I.30; zmierzch

Czas: 2037.I.30; pt; zmierzch; g. 20:30
Miejsce: Old St. Louis, Marina Villa; baza X-COM;
Warunki: pomieszczenie, ciepło, jasno, sucho


Dział Biolab, Skanerzy i Zbrojny



No to się udało. Sporo się udało załatwić przed planowaną na sobotę akcją chociaż jak to w starciu teorii planowania z praktyką w rzeczywistości nie wszystko co by się chciało. Law zabrał się raźno do pracy i udało mu się sprokurować w poniedziałek aż dwie przygotowane legendy. Miał dobrą rękę, dzień i pomysł to mu się udało do wieczora to osiągnięcie. Już więc na początku tygodnia para informatyków z 2-jki mogła pojechać całkiem legalnie na miasto i zamontować przygotowane aparaty zagłuszające na wybrane wcześniej przekaźniki.

Później szczęście nieco przestało mu sprzyjać lub jakby powiedział artysta wena go opuściła i przez kolejne dwa dni szło mu dość opornie. W końcu to nie było takie proste. Poza przygotowaniem samej, plastikowej karty z odpowiednim zdjęciem, czipem i danymi trzeba było też przygotować odpowiednią legendę w systemie informatycznym. Inaczej sama karta mogła co najwyżej oszukać ludzkie oko ale już nie wytrzymywała słownej weryfikacji przez radio albo jakiegokolwiek skanu. A w końcu to były standardowe procedury bezpieczeństwa stosowane powszechnie od służb ADVENTu po bazy X-COM. Więc trzeba było przygotować jeszcze metryki urodzenia, historię ukończonych szkół, kariery zawodowe, ewentualne śluby, rozwody, mandaty i tego typu detale. Sprawdzić czy to ma ręce i nogi i pod kątem systemowym czy komputery i skanery nie dopatrzą się czegoś podejrzanego i tak zwyczajnie po ludzku bo programy i generatory puszczone samopas chociaż w 100% logiczne w świecie zero - jedynkowym to potrafiły takich kwiatków nasadzić, że szło to czasem między śmieszne, na wpół legendarne żarciki włożyć. Zwłaszcza opracowując legendę dla Davy’ego musiał się napracować bo facet nie dość, że zwyczajnie z powodu gabarytów i charakteru rzucał się w oczy to przede wszystkim był poszukiwanym przez system dezerterem a nie zwykłym panem Smith. Co prawda kartotekę dalej robiło się tak samo jak i inne niemniej jednak było ryzyko, że zbieg zostanie rozpoznany przez systemy bezpieczeństwa.

Ale dzięki temu, że pracował bez wytchnienia udało mu się skończyć gdzieś na godzinę czy dwie, przez piątkowym zebranie ósmą kartotekę. Niestety na opracowanie czegoś jeszcze, na przykład specjalistycznej wyszukiwarki z odpowiednimi słowami już nie miał kiedy się zająć. Zresztą Lena też coś przez cały tydzień nie pofatygowała się w tej sprawie.

Lena czyli z kolei szefowa III b miała też masę roboty przez ten tydzień roboczy. Pozostałym pewnie wydawało się dość proste “zróbcie szminkę usypiającą” no ale jednak jak się miało odpowiednią wiedzę, a ona i trzy z czterech osób w jej zespole przecież miały, no to można było dostrzec komplikację tego z pozoru prostego zadania.

Zmajstrowanie samego usypiacza było dość proste samo w sobie. Jednak kolejne “ale” schodkowo podwyższyło poziom trudności tego zadania. To, że ma działać po określonym czasie, to, że ma działać na określony czas, że ma mieć określoną formę, przenikać do organizmu w określonym miejscu, nie dać się rozpoznać przez efekty uboczne i to wszystko z niemą ale wyczuwalną presją czasu na karku. Dodatkowo tak naprawdę trzeba było opracować dwie substancje. Tą drugą było antidotum jakie wcześniej musiała zażyć agentka. No i te dwie substancje też musiały być ze sobą dopasowane jak dwie połówki tego samego owocu.

W efekcie tego cały roboczy tydzień zszedł całej trójce na tego co banalnie można było określić jako “zrobienie szminki usypiającej” i nie starczyło czasu właściwie na nic innego. Na przykład na ten programowy wyszukiwator jaki mieli w niedzielę w planie przygotować ze skanerami z II-ki. No ale udało się, najważniejszy produkt Lena mogła przynieść i pochwalić się gotowcem na piątkowym zebraniu. Jedna pozornie zwyczajnie wyglądająca szminka i do tego antidotum.

- I to ma być nasza tajna broń? Szminka? - James trzymał niewielki pojemniczek odsłaniający swoją zawartość i przyglądał się jej krytycznym wzrokiem.

- Oh, James, nie wszystko da się załatwić spluwą i pięścią. Czasem trzeba użyć finezji i subtelności. - Nancy która jutro wieczorem miała mieć tą szminkę na własnych ustach wzięła ją z ręki drugiego wywiadowcy który dał ją sobie odebrać nie przeciwstawiając się. Wyglądało na zwykłe droczenie się tej parki ale agentka też przyglądała się tej odkręconej szmince. Ta jednak była przygotowana jak należy czyli wyglądała jak zwyczajna, nie wyróżniająca się niczym specjalnym szminka.

- No właśnie. Czasami. Czasami ta finezja i tak dalej jest nawet dobra. Ale czasami. I nie wiem co masz do spluw i pięści. - James wzruszył ramionami i przyglądał się koleżance przyglądającej się tej kluczowej szmince. Jutro wieczorem, za niecałe 24 h, sporo będzie zależeć od tej szminki i ust Nancy na których miała być nałożona. I od antidotum jakie miała wziąć wcześniej. I od przepustek przygotowanych przez skanerów. I od klasycznego farta. Jak choćby tego czy akurat jutro pan Collins nie zażyczy sobie zostać w domu albo nagle zmienić lokal. Sporo było tych “ale”. Jak przed każdą akcją.

- To czemu nie latasz po ulicy ze spluwą w łapie i lejąc ludzi po buzi? - zapytała agentka zezując na partnera z ironicznym uśmieszkiem i podstawiając szminkę bliżej nozdrzy by sprawdzić jej zapach. Oboje byli jedną z nielicznych osób które przebywały na tym terenie zanim prawie trzy tygodnie temu przyjechał pierwszy konwój z Nowego Jorku by założyć nową bazę. Ale to była dość standardowa procedura w końcu nikt nie zakłada nowej bazy odległej przez pół kontynentu na pałę. Dlatego cały dział wywiadu był całkiem nieźle wtopiony w miasto i posiadał już odpowiednie przykrywki. James udawał prywatnego detektywa a Nancy agenta nieruchomości. Obie role pozwalały im na dość dużą samodzielność a James nawet miał prawo do noszenia broni i odznakę prywatnego detektywa. Co prawda to nie był tak mocny zestaw jak broń i odznaka gliniarza nadal jednak potrafił zrobić odpowiednie wrażenie i otworzyć sporo drzwi. Chociaż nie do “Night Girl” i choć po mieście James mógł dość swobodnie poruszać się z zarejestrowaną bronią to jednak w klubie musiał ją zostawić u ochroniarzy.

- No takie rozkazy. Nie znaczy, że bym nie chciał. A w ogóle szminka? To musi być szminka? Nie można było czegoś w igle? Ja bym go mógł dźgnąć przypadkiem oczywiście, nawet by się nie zorientował co i jak. - James wzruszył ramionami i trudno było okreslić czy żartuje czy tak na poważnie chciałby latać z tą bronią w łapie i prać ludzi po buzi. Tak samo było z marudzeniem na formę usypiacza jakiego mieli użyć w jutrzejszej akcji.

- Oj, przyznaj się, że jesteś zazdrosny, że będę się całować z tym Collinsem. Myślę, że to nie będzie aż takie straszne. Z tego Jeffa to nawet całkiem niezłe ciacho. Lena jak myślisz? - Nancy zmrużyła oczy i popatrzyła z namysłem na agenta a potem na zdjęcie ich jutrzejszego celu do jakiego musiała się zbliżyć i na koniec jeszcze na szefową biolabu która prócz niej była jedyną kobietą na zebraniu. Wyglądało, że się specjalnie droczy z Jamsem aby zrobić mu tą drobną złosliwostkę. Właściwie to w bazie nikt tak naprawdę nie orientował się czy oboje są po prostu świetnie zgranymi partnerami z pracy czy łączy ich coś więcej. Obydwoje cieszyli się jako wywiadowcy sporą niezależnością a w połączeniu z ich przykrywkami sprawiało, że w bazie w starym browarze bywali dość rzadko, o wiele częściej porozumiewali się przez telekonferencję lub inne formy pośrednie. Ale dziś, dzień przed akcją w której mieli wziąć udział oboje stawili się osobiście.

- Zazdrosny? O takiego wymoczka? Takiego leszcza? No weź, mnie nie rozśmieszaj… - agent z odznaką prywatnego detektywa machnął niefrasobliwie ręką zbywając ten pomysł jakby nie było o czym rozmawiać.

- Dobra czyli skracając szminkę z usypiaczem i antidotum do niej na jutro mamy. Tak samo jak wejściówki na miasto i do klubu. - do rozmowy dwójki agentów i swoich podwładnych wtrącił sie agent Carter który kierował całą operację. Wziął przygotowany przez biolab szminkę i z wymownym stuknięciem odstawił ją na środek stołu. Na stole leżało już trochę gratów poza tymi które przynieśli ze sobą uczestnicy narady.

Przede wszystkim leżał sprzęt na jaki mogli, chcieli, albo mieli nadzieję zabrać jutro na akcję. Wszyscy jak jeden mąż, mieli udawać praworządnych obywateli nowego ładu społecznego którzy przybyli do “Night Girl” zabawić się w sobotni wieczór. Skorzystać z obfitości barów, zaszaleć na parkiecie, pokibicować tańczącym dziewczynkom albo zabawić się z nimi czy ze sobą w wynajętym VIP roomie. Tu też wyszła kolejna sprawa bo trzeba było zamówić dwa, sąsiadujące ze sobą VIP roomy na jutrzejszy wieczór. Ale to akurat było proste jak zamawianie biletów do kina więc gdy były wolne miejsca dało się to załatwić od ręki. Jak się okazało, wolne miejsca były więc dwa takie pomieszczenia powinny oczekiwać jutro wieczorem na swoich gości.

Kamuflaż jaki był możliwy dzięki współpracy działu skanów umożliwiał więc przedarcie się przez systemy ochrony na mieście a potem w samym klubie. Niestety nie dawał możliwości wniesienia czegokolwiek podejrzanego co nie pasowało do wizerunku sobotniego imprezowicza.

Najmniej problemów było z komunikacją osobistą. Komlinki w uszach były i legalne i popularnie prawie jak własne holo. A dzięki nim można było się porozumiewać na bieżąco gdy znało się odpowiedni kanał. Wadą tych małych komunikatorów było to, że gdyby Law odpalił zagłuszacze to również odcinało to łączność z komunikatorami xcomowców. Posiadały co prawda możliwość pracy w trybie zwykłej krótkofalówki jednak zasięg w porównaniu do globalnego jaki miało się dzięki pośrednictwu komunikatorów i dalej satelitów był żałośnie słaby. I w zależności od “gęstości” terenu i “zabrudzenia” eteru innymi sygnałami i zakłóceniami ograniczony od kilku kilometrów do kilkuset czy nawet kilkudziesięciu metrów. Law orientował się, że przy odpalonych zakłócaczach i miejskim chaosie centrum metropolii to zasięg pewnie będzie na kilkaset metrów, góra kilometr. Czyli w okolicy samego klubu, uczestnikom akcji powinno wystarczyć z nawiązką ale już z bazą kontakt była realna szansa, że się urwie póki działałyby zakłócacze.

Można było to obejść znajdując lub budując jakiś wzmacniacz sygnału lub podobną antenę w pobliżu klubu która przebiłaby się przez szum zakłóceń i posłała sygnałem radiowym sygnał do bazy. Albo zamontować taki staroć jak kabel którym można było przesłać sygnał do przekaźników które były już poza strefą planowanych zakłóceń i tam działały już normalnie. No albo nie dawać obsłudze i gościom klubu powodów do wysyłania alarmowych sms i wezwań na policję ale to już raczej nie zależało od samych skanerów. Jak się orientował szef skanerów mógł chyba do jutra zmajstrować odpowiednią ilość kabla i raczej jak nic przypadkowego się nie natrafi zamontować go wcześniej. Mógł też przygotować do jutra wzmacniać czy antenę ale raczej nie ogarną tych dwóch rzeczy w czasie jaki im pozostał do rozpoczęcia akcji.

Sprawa z ewentualnym uzbrojeniem jaka najbardziej interesowała Davy’ego przedstawiała dużo większy problem. Więc lekcy byli mistrzami inżynierii i rusznikarstwa no ale nie magikami ani cudotwórcami. Bez swojego warsztatu, czyli podstawowego miejsca pracy mieli tak samo związane ręce jak spece z innych działów których nie zdążono jeszcze postawić. Czyli nie mogli zmajstrować żadnej broni. Zresztą w czym się orientował znowu Law przemycenie broni czy innych niebezpiecznych przedmiotów i przez sieć miejskiego skanu i tego klubowego było trudne i ryzykowne. Skany nie tylko działały na zasadzie prymitywnego wykrywacza metalu ale też badały różnorakie promieniowanie, prześwietlały ludzi, pojazdy i przedmioty w poszukiwaniu podejrzanych kształtów i jeszcze wyłapywały z powietrza niebezpieczne cząsteczki. Na przykład zapach prochu czy materiałów wybuchowych. To wszystko zależało oczywiście od modelu i generacji takich czujników niemniej działały one zwykle dość dobrze. Przynajmniej na standardowe sposoby jak choćby ostre narzędzia wykonane z nie-metalu.

Niemniej na wszystko albo chociaż część był sposób. Obydwa działy produkcyjne i lekki, i ciężki przyłożyły się do zadania i choć nie wykonały żadnej broni udało im się domajstrować przy silniku jednej z furgonetek niewielką skrytkę. Akurat by pomieścić jakiś pistolet, magazynek, nóż, granat czy podobny przedmiot. Ta kieszeń była wpisana w silnik na tyle dobrze, że ten, zwłaszcza gdy pracował, całkiem skutecznie ją maskował. Pozwalało to dość bezpiecznie przewieźć drobny przedmiot przez miasto i bramy bazy X-COM. Law mógł tylko westchnąć gdy okazało się, że obsada działów produkcyjnych właśnie “na żywo” udowodniła mu, że coś przez systemy bezpieczeństwa bazy da się jednak przemycić. No ale była więc też szansa, że skany miejskie w wieżach strażniczych i punktach kontrolnych też zareagują podobnie. Niemniej nawet wówczas pozostawały skany na wejściu do klubu gdzie już nie można było wjechać samochodem.

Kolejnymi przedmiotami leżącymi na stole były paralizatory. Kolejna broń defensywna dozwolona przez obecne prawo. Te już były widoczne i miały wielkość przeciętnego holo ale nadal można było je wepchnąć w kieszeń albo wrzucić do torebki. Wydobywanie przedmiotu z kieszeni czy torebki nie było tak szybkie jak z przywieszki czy kabury ale nadal można było to mieć przy sobie o ile strażnicy przy wejściu to przepuszczą. Wedle przepisów klubu nie było to zabronione no ale nie wiadomo było czy nie będą mieć jakiegoś “ale”. Paralizator pozwalał powalić właściwie każdego przeciwnika bez względu na rozmiar o ile nie miał na sobie jakiejś osłony. No i o ile się trafiło. Poza ochroniarzem Collinsa który pewnie miał pod gajerem jakiś pancerz, pewnie z dość dyskretnych, cywilnych modeli, to jednak zdecydowana większość gości pewnie będzie ubrana dość lekko.

Dużo mniej wątpliwości budziły małe, pojemniczki z gazem pieprzowym. Też była to broń defensywna do samoobrony więc była jak najbardziej legalna. Tu było prawie pewne, że strażnicy nie powinni się tego przyczepić. Też było na tyle małe by wsadzić do kieszeni czy torebki. Sprey działał na kilka kroków i przy trafieniu zwykle stopował przeciwnika przerywając jego akcję. Przed takim atakiem chroniła oczywiście gazmaska ale w klubie raczej nie powinno za dużo o ile w ogóle.

Broni z prawdziwego zdarzenia więc właściwie na jutrzejszą akcję nie przewidywano bo w końcu nie miała to być akcja bojowa. Wedle planu Nancy powinna zacząć jakoś bajerować Collinsa, cmoknąć go jakoś zaciągając przy okazji do VIP roomu i tam go uśpić. W tym czasie skanerzy i Linda mieli przejrzeć jego datapad i zgrać co ciekawsze rzeczy po czym oddać pad Nancy a ta powinna odłożyć go na miejsce i przywitać Collinsa gdy ten sie ocknie zwalając to na jego słabą głowę i za dużo drinków. Po czym wszyscy mieli się rozstać, rozejść i rozjechać. Do żadnego z tych elementów jutrzejszej akcji broń nie była potrzebna. A jej przenoszenie w tak trudny teren stanowiło spore ryzyko.

Byli teraz wszyscy uczestnicy jutrzejszej akcji. Agent Carter, chociaż ten akurat miał zostać w bazie i siedzieć na łączu. Poza tym para agentów wywiadu, Law, który miał posłac jutro w tą misję swojego człowieka albo dwóch, Lena która miała tam być osobiście no i Dave ze zbrojnego jako twarda rezerwa na wszelki wypadek. Nie licząc wywiadowców więc zostawało wykorzystanych z połowa przygotowanych przez skanera legend. Mogli więc jeszcze z pewną rezerwą kogoś dokoptować albo zostawić sobie te legendy na inne okazje. W końcu zwykle dla bezpieczeństwa i tak używało się danej legendy tylko raz.

- Dobry wieczór, cieszę się, że was widzę. - swoje 5 minut miała też Laura Nadel czyli szefowa działu prawnego. Jak zwykle mówiła z ekranu bo w bazie chyba jeszcze nikt jej nie widział przez ostatnie 3 tygodnie. Nadel wyglądała jakby uparła się udowodnić, że ktoś o wyglądzie etatowej blondynki z plakatu może być inteligentnym, bystrym przedstawicielem trudnej i wymagającej profesji. Pani prawnik mówiła szybko i zdecydowanie widocznie znając na wylot temat na jaki mówiła ale w końcu chodziło o jej profesyjne sprawy.

- Jeżeli sprawy się posypią i z jakiegoś względu zostalibyście zatrzymani przez służby porządkowe to nie traćcie głowy. Póki przykrywka działa to prawdopodobnie zostaniecie zatrzymani tylko za to co przeskrobiecie na bieżąco albo prewencyjnie. Za to zwykle są symboliczne wyroki które można wybronić lub dostać niski wyrok i wyjść za kaucją. Wyrok i tak obciąża wasze fałszywe konto więc nie dotyka was jako was. - prawnik przedstawiła podstawy potencjalnego zatrzymania przez policję. Wyglądało na to, że agent Carter chyba chciał się przygotować na każdą obecnie przewidywalną możliwość więc ściągnął i prawnika na telekonsultację w sytuacji gdyby jednak nie poszło wszystko zgodnie z planem.

- Dlatego nie utrudniajcie mnie i sobie życia szarpiąc się ze służbami porządkowymi czy robiąc inne tego typu głupoty pt. “stawianie oporu przy aresztowaniu”. Ustawiłam sobie grafik tak by w poniedziałek rano mieć dyżur. Będę więc obrońcą z urzędu i postaram się byście trafili do mnie. Jeśliby się okazało, że ktoś trafił do kogoś innego powymyślajcie coś, że chcecie innego prawnika i wtedy traficie do mnie. Jest nas w poniedziałek cała trójka więc dużego wyboru nie ma. Ale sądy otwierają się w poniedziałek rano więc do tego czasu będziecie musieli spędzić w areszcie. Tam też starajcie się nie narobić sobie problemów. Problemy przykuwają uwagę a przy fałszywej tożsamości to szkodliwe i niebezpieczne. No i jak mówiłam utrudnia mi robotę. - Nadel, poniedziałkowy obrońca z urzędu, przedstawiła kolejną porcję instrukcji co do szans i zachowania swoich potencjalnych klientów. Na koniec jeszcze życzyła uczestnikom jutrzejszej akcji powodzenia i trzymała kciuki by jej pomoc nie okazała się konieczna.


---



Dział Produkcji Lekkiej



Dział Produkcji Lekkiej też miał swoje do zrobienia. Najpierw wspólnie z ciężkimi musieli zmajstrować skrytkę w silniku furgonetki ale to było dość proste jak na tak mocny, kombinowany zespół do takiego zadania. W opuszczonych fabrykach i budynkach wystarczyło znaleźć odpowiedni materiał izolacyjny i w połączeniu z odpowiednim wprofilowaniem w silnik i wydzielane przez niego emisje dało się stworzyć na tyle pomysłową skrytkę by dało się w nią schować niewielki przedmiot a skrytka powinna zlewać się dla standardowych czujników w jedno z bryłą pracującego silnika.

Poza tym szefostwo chętnie przystało na początkowe wnioski przesłane przez Hodowskiego. Zgodzono się na założenie bimbrowni i produkcję bimbru na użytek zewnętrzny. Jako środek wymiany ze światem zewnętrznym mógł być całkiem uniwersalnym środkiem płatniczym i handlowy był bardzo temu rad. Pod warunkiem oczywiście, że ów wytwór nie obniży sprawności bojowej samych xcomowców.

Pomysł by chwilowo nie pracujący w swoim zawodzie “lekcy” zajęli się problemem handlowych też przypadł do gustu i górze i samym handlowym. Przez parę dni mieli okazję zaznajomić się z tematem. Nawet pojechać w teren na miejsce zdarzenia i obejrzeć owe zagrożenie w postaci miejscowego folkloru względnie z bliska choć bez interakcji tym razem.

Zagrożenie była małe lub duże, bo wiadomo, punkt widzenia zależał od punktu siedzenia. Owa banda przede wszystkim co rzucało się w oczy od razu była młoda. Bardzo młoda. Jakieś wyrostki w wieku nastu lat, głównie w latynoskich barwach. Pewnie spora część nadal była nieletnia a jednocześnie byli już na tyle dorośli by sprawnie machać pałą, nożem czy strzelać z pistoletu. Więc gdyby patrzeć z punktu widzenia działu zbrojnego, pełnoprawnej operacji bojowej czy po prostu grzejąc tyłek w bazie to taka zbieranina małolatów nie wydawała się poważnym zagrożeniem. Za to dla kogoś w pojedynkę, bez zbrojnych argumentów, na przykład dla samotnego kierowcy dostawczego vana, to już taka banda była całkiem sporym zagrożeniem. Tak też wyglądało z relacji kierowcy handlowców ostatnie wydarzenie.

Zwolnił na zakręcie bo i dziury, i wraki, i zakręt. Bandę oczywiście widział rozpaertą leniwie i w najlepsze na klatce i schodach starej kamienicy. Jak to często mieli w zwyczaju. Ale tym razem zamiast dalej siedzieć na schodach obskoczyli furgonetkę która na tym zakręcie musiała zwolnić prawie do zera. W rękach mieli kije, łańcuchy, noże, któryś miał miał nawet gnata. Urwali lusterka, rozbili przednią szybę, potrzaksali reflektory, poobijali karoserię. Kierowca nie mogąc ani się urwać z matni, ani nie mogąc sensownie stawić czoła takiej hordzie zostawało wynegocjować sobie przejazd. Co prawda udało się i zaspokojona łupami banda po prostu wróciła na swoje schody ale zubożyło to i tak skromne zasoby w przewożonym wozie. No i mało było prawdopodobne by to był ostatni raz a przecież handlowcy nie mogli spędzać czasu w bazie i musieli jeździć i wracać do niej regularnie. Chwilowo można było co prawda przydzielić ochroniarza czy dwóch z innych działów no ale jasne było, że to niewygodne dla obydwu działów bo odciągało skromne zasoby ludzkie od innych działań a wynik był niepewny. Krwi małolatów na rękach X-COM mieć nie chciał ale też i dłuższe tolerowanie ich wybryków było uciążliwe. Nawet jeśli nie wiedzieli, że obskoczyli furgonetkę xcomowców.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172