Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2018, 21:57   #71
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Rhail rzucił flarą i wdrapał się na kontener zwinnym ruchem. Przetoczył się i przyklejając na krawędzi, wychylił się, ujrzał ochroniarza, który właśnie wyciągał z kieszeni strzykawkę ze stimpackiem.
Rhail zareagował błyskawicznie, praktycznie bez wycelowania trafiając rannego ochroniarza, który wolno osunął się na ziemię, wydając z siebie ostatnie tchnienie. Zabrak odnotował, że jego karabin zdawał się lekko przegrzewać i nie był pewien, jak zadziała przy następnym razie.

Otoczony ze wszystkich stron nieszczęśnik pomiędzy Cereanką a Hokkiem mógł tylko patrzeć, jak nadciągała jego zguba w postaci rozjuszonego, szczerzącego kły Sekiego. Rozległ się jęk giętego metalu, gdy jeden cios Dashade wgniótł żołnierza w ścianę kontenera.

Oszołomiony odniesionymi obrażeniami Gerrdar, wycofał się wzdłuż kontenera próbując otrząsnąć się z szoku jaki wywołało trafienie potężną salwą.
Mimo filozoficznych różnic Hokk nie mógł pozwolić na cierpienie żywej istoty. Alette związała przeciwnika walką, więc nautolanin doskoczył do Gerdarra. Tym razem postanowił użyć jedynie umiejętności medyka, w obawie że Moc mogłaby znów poprowadzić go w kierunku Ciemnej Strony. Nie chciał w przypływie negatywnych emocji dobić wielkoluda swoją próbą leczenia. Wraz z asystą Alette, a pod osłoną Dashade, zdołał przywrócić Gerdarra do równowagi. Alette skierowała swą uwage w strone kolejnego przeciwnika. Otoczony ochroniarz nie miał już żadnej szansy na obronę, Alette zaś nie miała dla niego litości. Gdy tylko Seki przyparł go do ściany kontenera, Cereanka wbiła mu nóż w oczodół i pozwoliła, by spokojnie upadł na ziemię, sama zaś pokierowała się dalej wzdłuż kolejnego kontenera.

Hokk uporał się z przywróceniem na nogi Gerdarra, gdy zza skrzyń po prawej i lewej stronie wyskoczyły po trzy droidy bojowe.

- Zlokalizowano cel - odezwały się niemal jednocześnie modulowanym głosem.
Trójka z lewej strony zaczęła ostrzał w Sekiego, który osłaniał medyków i rannego. Mimo dzielnej postawy skupił na sobie zbyt wiele uwagi, tarcza nie zdołała w całości go osłonić. Oberwał w swój potężny kark, ale nie drgnął ani o centymetr, dalej osłaniając towarzyszy. Z drugiej strony droidy najpierw postanowiły obrzucić stłoczonych w jednym miejscu ludzi granatem. Alette wraz z Hokkiem byli w stanie zareagować, nim ładunek wybuchł, jednak Gerdarr, który przysiadł, by dać się leczyć Nautolanowi, zdążył się jedynie obrócić i osłonić ręką twarz. Potężny wybuch poranił cały jego bok i plecy, a fala uderzeniowa zmiotła pozostałych pod sąsiednie ściany. Szczęśliwie Alette i Hokk zdołali uniknąć obrażeń uskakując z pola rażenia.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 16-10-2018, 22:57   #72
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Mrucząc coś pod nosem o zawodnej technice, Rhail przeskoczył na kolejne kontenery. Przykląkł i strzelił do droida.
Rhail ani razu nie trafił w żadnego z droidów, pospiesznie celując, zanim Hokk z Alette nie rzucili się na nich do walki wręcz. Zaprzestał dalszego ostrzału, obawiając się trafienia w któregoś z sojuszników.
Dashade przystąpił do kontrataku, osłaniając się tarczą doskoczył do droidów po lewej, zaczął kręcić młynka swoją maczetą i choć nie udało mu się nikogo trafić, to dał świetną okazję do ataku Gerdarrowi.
Gerdarr dostał z jakiegoś działa… potem oberwał z disruptora… a teraz wybuchł przed nim granat… Wstał i wyglądał już na porządnie wkurwionego… Ruszył szarżą z bronią w ręku na oddział droidów.
Dowutinowi puściły nerwy. Daaawno tak mocno nie oberwał w takim krótkim czasie. Rycząc na całe gardło, zaszarżował z uniesioną vibro piłą, na widok czego droidom aż aktywowały się zaprogramowane procesy zachowania rozsądku, czy też prościej mówiąc, wystraszyły się. Jeden z nich próbował uciec, ale broń Gerdarra była dłuższa. Rozsiekał droida na kawałeczki, a potem z obrotu, nie tracąc pędu, poharatał drugiego, ucinając mu obie ręce, po czym dobił odrąbianiem blaszanego łba. Ostatni z droidów, widząc, że nie ma szans na ucieczkę, odsunął się jedynie tyle, by móc wycelować i strzelił. Gerdarr akurat użył drugiego stimpacka, gdy oberwał po raz kolejny tego dnia.
Hokk ruszył z piką, próbując dźgnąć jednego z droidów, jednak niczego nie wskórał.
Alette pobiegła mu pomóc. W pędzie wpadła na jednego droida, dźgając go po głowie niezwykle ostrym sztyletem, dla którego pancerz i wzmocniona blacha droida nie była przeszkodą. Cereanka dźgała go jak poduszkę, aż wreszcie padł na ziemię w robotycznych spazmach.
Pozostałe dwa droidy skupiły się na Nautolanie. Dobyły swych vibromieczy i wzięły go z dwóch stron. Hokk jednak nauczył się kiedyś sztuki walki z wieloma oponentami i skutecznie odpierał ich ataki, odbijając ich miecze swoją długą piką.
Gdy Alette zwróciła się przeciw nim, usłyszała coś pod ścianą w rogu magazynu. Wnet oślepił ją mocny błysk, z którym równocześnie rozległ się potężny huk. Rozrywający pocisk disruptora, którego nie zdążyła uniknąć, poleciał w jej kierunku. Alette padła na ziemię, trafiona w górną część torsu. Ciężko łapiąc oddech, próbowała się rozejrzeć, jednak niczego nie widziała. Ogarnął ją mrok. Oślepła. Nie dostrzegła tego, co Hokk, mianowicie, że ten pocisk kompletnie zniszczył drugiego z droidów. Prawdopodobnie gdyby nie on, to Alette skończyłaby rozerwana na strzępy.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 16-10-2018 o 22:59.
archiwumX jest offline  
Stary 18-10-2018, 00:15   #73
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Barah zeskoczyła na dół. Przed sobą w ciemności dostrzegła czyjąś sylwetkę. Przeszedł ją dreszcz, gdy wyobraziła sobie dowódcę terrorystów ze śmiercionośną bronią skierowaną ku niej. Z prawej strony zaś widziała już znacznie lepiej trójkę droidów biegnąca wzdłuż ściany w głąb magazynu. Usłyszawszy hałas z tyłu, zwróciły się w jej stronę. Obok siebie miała kontener. Zostając tutaj, ryzykowała ostrzałem na krzyż. Musiała pobiec na dowódcę lub droidy, by uniknąć pewnej śmierci.
Barah podszła bliżej szefa i rzuciła w niego granatem.
To, co wydawało jej się w ciemności sylwetką dowódcy, skoczyło na bok, widząc, co się święci. Granat minął cel, a odłamki trafiły go ze zbyt daleka, by zadać maksymalne obrażenia.
Dowódca unikając wybuchu, naraził się za to na ostrzał Hastala. Jego karabin po raz kolejny pokazał siłę, w zbroi na brzuchu pozostała wielka dziura. Szef ryknął z bólu, ale ustał na nogach. Splunął krwią i złowieszczo łypnął na Mandalorianina.
Droidy, które miały zamiar pomknąć za Zeltronką, nie spodziewały się zeskoku kolejnego przeciwnika. Widząc wycelowany w ich stronę karabin, próbowały wszystkie naraz schować się za jakąś osłoną, wpadając na siebie nawzajem. Dziwnym zbiegiem okoliczności jednak uniknęły w ten sposób trafienia, być może rozpraszając Mandalorianina swoją nieporadnością.
Marka nie czuł się na tyle pewnie z blasterem, by ryzykować strzelanie w tłum - żaden był z niego strzelec wyborowy, najpewniej czuł się za sterami statku kosmicznego. Zamiast tego spróbował strzelić do jednego z droidów.
Szmugler wylądował na ziemi obok swojego przyjaciela i od razu przystąpił do dzieła. Przycelował krótko w jednego ze zdezorientowanych droidów i wypalił. Jego pistolet może i nie był najcelniejszy, za to potężny. Strzał blasterowy przebił przeciwnika w tułowiu na wylot, a maszyna padła bezwładnie na ziemię.
Pozostałe dwa droidy postanowiły pomścić towarzysza. W popłochu otworzyły ogień, trafiając w Markę, mimo iż zdążył się częściowo schować za osłoną. Ich karabinki były mocne na krótkich dystansach, szmugler oberwał naprawdę solidnie i ledwo utrzymał się na nogach. Zdążył schować się za rogiem, pod osłoną zaporowego ognia Sudodtha.
Rhail ruszył biegiem, dopasował kroki do długości kontenera.Trzeci krok wypadł na krawędzi, wybił się wysoko. Przeleciał nad głowami Alette i Hokka. Wprost na droida. Lewa noga trafiła go w bark, prawa w głowę. Siła uderzenia powaliła robota w tył. Rhail wylądował w przyklęku z chrzęstem i jękiem giętego metalu. Głowa droida rozprysła się na boki, jego kończyny przez chwilę dygotały, by znieruchomieć na wielki.
Zabrak wstał, przerzucając wiszący na pasku karabin na plecy. Jak dobrze wrócić do formy. Blastery są dla lamerów.

Dashade po udanej szarży Dowutina mógł się skupić na ostatnim przeciwniku. Efekty jego ataków były jednak średnie, maczeta nieszczególnie sprawdzała się na droidy. Przeciwnik wciąż był gotowy odpowiedzieć ogniem.
Gerdarr zaszarżował na dwa zdatne do użytku droidy. Pierwszy stracił głowę, drugi zgiął się wpół po potężnym uderzeniu. Kolejny cios, z góry, wprasowął go w podłogę.
Dowódca postanowił wziąć odwet na Zeltronce. Kobieta zdążyła schować się za kontenerem, jednak szef i tak wypalił w nią z disruptora. Na otwartej przestrzeni pocisk na pewno byłby zabójczy, Barah była bardzo blisko. Główna część pocisku jednak trafiła w róg skrzyni, pozostała część w tułów i nogi Bary. Widzącwycelowaną w siebie lufę, wiedziała, że będzie bolało. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że aż tak. Z ust wyrwał jej się zduszony wrzask. Zeltronka zatoczyła się i wpadła na jakiś złom za plecami. W tym czasie Dowódca ruszył biegiem do wyjścia, koślawym krokiem, wciąż trzymając się za ranny brzuch. Wpadł do maszynowni i zamknął za sobą drzwi, a te automatycznie zdalnie się zablokowały.
Hokk znał pewne sztuczki, które wykorzystał przy leczeniu podobnych uszkodzeń. Utrata wzroku nie była permanentna, to wiedział na pewno. Czując ręce Hokka, dała mu się prowadzić, krzycząc przy tym, że nic nie widzi.
Hastal dobił ostatniego, jak się okazało, droida na polu walki - tego walczącego z Sekim. Ostatni zaś z ochroniarzy - dowódca, zdołał uciec mu sprzed nosa.

Dowutin widząc, że szef całej tej ekipy uciekł i zatrzasnął za sobą drzwi, ryknął z wściekłości. Zaraz jednak odwrócił się i ruszył biegiem do drzwi od fabryki. Stamtąd było drugie przejście do wyjścia.
- Marka, znajdź wózek repulsorowy i załaduj sprzęt. Pozbierajcie broń i granaty - zadudnił jeszcze do pozostałych.
Kiedy podszedł do drugich drzwi, zobaczył, że też są zablokowane.
- Ktoś może w końcu otworzyć te drzwi - rzucił zdenerwowany. Niepotrzebnie stracił czas, idąc do nich. Wrócił więc do tych, za którymi zniknął szef. Po drodze zawołał jeszcze Sekiego, żeby razem spróbowali je otworzyć siłą.
Dashade najpierw pobiegł dopatrzeć, w jakim stanie jest Barah.
- Zawiodłem panią, proszę o wybaczenie. Seki zabije tego parszywca. - Dashade sięgnął do podręcznej torby i podał swojej szefowej stimpacka. Dopiero potem ruszył pomóc Dowutinowi. Tym razem otwarcie drzwi było trudniejsze. Drzwi już nie tylko swobodnie opadały, siłowniki jeszcze dociskały je do ziemi. Siłowa walka z nimi zajęła Dowutinowi oraz Dashade dobrych dziesięć minut, a dalej czekała ich kolejna niespodzianka. Drzwi na schody również zostały zamknięte i zablokowane.
-Seki, gdyby nie ty i Gerdarr, byłoby tu o wiele gorzej - powiedziała Barah, siląc się na pogodny ton, który jednak zabrzmiał dosyć żałośnie: nigdy nie oberwała z czegoś tak potężnego. Potem z wdzięcznością przyjęła od Dashade strzykawkę i zaaplikowała ją sobie. Chwilę posiedziała przy stercie złomu, łapiąc oddech. Wreszcie wstała chwiejnie, by dołączyć do reszty ekipy. Jako towarzyska istota była niezwykle ciekawa, kim byli nowoprzybyli.
Gerdarr przeklął, widząc kolejne zablokowane drzwi. Za to po lewej znajdowały się inne, zwykłe drzwi na kluczyk, prowadziły najpewniej do jakiegoś schowka mechanika. Dowutin wyrwał je z zawiasów i wtargnął do środka. Rzeczywiście znalazł się w małym warsztacie mechanika. Na jednej ścianie znajdowała się ogromna półka z różnymi narzędziami, częściami zapasowymi do silników, generatorów czy innych rzeczy, zaś po drugiej był stół z imadłami i wiertarką, a pod nim mały przenośny generator prądotwórczy i parę innych gratów, między innymi uniwersalny skaner.
Gdy grupa przeszukała pomieszczenia, Alette chwyciła uniwersalny skaner i powiedziała: - Spróbuję pootwierać te drzwi przez terminal.
Następnie ruszyła do terminali przy wrotach i spróbowała go zhakować przy użyciu dataspike’a.
Alette nie udało się zhakować całego kompleksu, zamiast tego otworzyła tylko jedne drzwi na peron.
Rhail przeszukał ciała zabitych najemników, licząc, że może znajdzie karty pozwalające otworzyć drzwi.
Alettte powróciła do towarzyszy i powiedziała: - To steruje tylko wrotami na peronie.

Z transporteru zawołała Lyssa:
- Hej, skończyliście już zabawę? Wiem, jak stąd wylecieć na powierzchnię!
- Dobra! Lyssa chyba wie, jak się stąd wydostać! - Alette krzyknęła do towarzyszy, chwyciła generator prądotwórczy i ruszyła do transportera.
- Marka, wsiadaj do wózka i ładuj, po co przyszliśmy i wszystko inne, co cenne. Opyli się. - Dowutin rzucił w stronę towarzysza. Następnie spojrzał na cereankę: - Czubata, spróbuj jeszcze tamte otworzyć. - Wskazał paluchem na grodzie do fabryki. - A ty... - Wskazał na Nautolanina - ...weź ogarnij Markę i cycatą i daj ten palnik, to otworzymy se te drzwi.
Alette wyjęła z torby wytrychy i ruszyła ku wskazanym przez czempiona grodziom, które zaczęła ostrożnie otwierać.
-Zabierzmy to, co mamy też i z peronu i zwijajmy się stąd. Mogą mieć przyjaciół, zwłaszcza że jeden zwiał - zwrócił się Mandalorianin, aby następnie przyjrzeć się pozostałym: - A potem chciałbym zapytać, skąd się wzięła taka wesoła gromadka, ten świat jest jednak mały -
-O, właśnie, miło cię znów widzieć, w trochę lepszych okolicznościach. - Barah pomachała zaczepnie do Ordo, puszczając mu oczko. Stimpack musiał zdziałać cuda, bo promieniała jak zwykle, mimo że wciąż trzymała się za postrzelony bok. - Przywitałabym się wcześniej, ale jakoś nie było okazji...
Potem zbliżyła się nieco do Hokka, obrzucając go uważnym spojrzeniem od stóp do głów. Wydawało się, że w przeciwieństwie do niej wyszedł z walki bez szwanku.
Alette próbowała jeszcze otworzyć główne wrota do fabryki, ogromne drzwi, niczym na krążowniku. Terminalu nie dało się jednak tak łatwo zhackować, zwłaszcza bez drugiego dataspike’a. Mimo usilnych starań jej próby spełzły na niczym.
Gdy w końcu Alette przyznała się do klęski, wróciła do magazynu i powiedziała: - Z tych terminali nic nie zdziałam. Trzeba wymyślić coś innego...

Z jednego z hełmów pokonanych wydobył się odgłos wbudowanego comlinka.
- Oddział “Dancers”, odbiór, tu dowództwo, wysyłamy wam tunelem od strony fabryki dwa speedery ze wsparciem, a za trzy minuty pluton szturmowy dotrze do Pijalni. Wytrzymajcie…. “Dancers”? Odbiór!
- Mamy towarzystwo! - krzyknęła Alette. - Musimy się zmywać! - rzuciła się do łupów, które dało się utrzymać w rękach, i zaczęła biec do transportera, gdzie rzuciła do Lyssy: - Zaraz tu będzie gorąco!
Dowutin zerwał hełm z ciała i powiedział do niego, uruchamiając comlink:
- Oni są już dawno martwi. Zapraszamy następnych. - I zarechotał do słuchawki, rozłączając się. Hełm wziął ze sobą, bo przyda im się ich częstotliwość, ale skupił się na tym, aby pomóc Marce i Sekiemu załadować do końca sprzęt, po który przyszli.
Alette, która dobiegła ze swymi zdobyczami do transportera, zauważyła, że dwaj robotnicy, których porwali z poprzedniej fabryki, leżeli na ziemi peronu. Pilot miał na twarzy świeżą ranę po pazurach. Lyssa uśmiechnęła się zawadiacko.
- Musiałam go skłonić do rozmowy. Na złomowisku, tam gdzie mają tę swoją bazę treningową, jest wylot na powierzchnię. Będziemy musieli lecieć na pełnej prędkości, żeby się przebić, przyda się jakiś lepszy pilot.
Alette krzyknęła w głąb peronu: - Bierzcie, co się da i lecimy na złomowisko! - I następnie dała Lyssie, aby pobiec po pozostałe łupy.
Seki przywiózł ostatni wózek ze sprzętem Zaka, pozostali nieśli zdobycze z pokonanych przeciwników.
Hastal dopiero teraz, po walce, miał okazję przyjrzeć się wszystkim towarzyszom uważniej. Istna menażeria. Każdy ze swoją historią i tajemnicami. Coś kiedyś w ich żywotach doprowadziło wszystkich do tej chwili i miejsca. Mandalorianin, jeden z dwóch, pomagał pozostałym ogarnąć sytuację, po czym załadował się do transportera, wciąż nie wypuszczając karabinu z ręki. Oparł się gdzieś w rogu, tak aby mieć dobry widok na pozostałych i cały czas obserwować tunel, wypatrując zagrożenia. Żadnemu z nowych towarzyszy nie mógł ufać. W milczeniu więc, przy okazji, lustrował każdego, zastanawiając się nad kolejami losu, które ich tu sprowadziły.
- Ja pilotuję - rzucił krótko Marka, kiedy skończyli pakować złom. Bez niego się stąd nie ruszy, za dużo zdrowia stracił na tej eskapadzie. - Pakujcie się i trzymajcie łapy z dala od moich kontrolek.
- Marka, będziesz mi musiał powiedzieć, co takiego kradniemy. Czuję, że to jakaś głębsza historia - rzucił krótko Mandalorianin, pakując się do samochodu i sprawdzając swoją broń. Jeżeli nadciągąły posiłki, wolał być gotowy na ewentualność dogonienia ich.
- Nic nie kradniemy. Odbieramy złodziejom czyjąś własność - odpowiedział Marka, odpalając gorączkowo śmigacz. - Ale masz rację - westchnął ciężko i spojrzał na kompana. - To bardzo długa historia.
- Okej, pilocie, słuchaj - odparła Lyssa, pozwalając mu zasiąść za sterami. - Ten speeder ma wbudowane namierzanie i nie wyłączymy go bez usuwania, co znowu zajęłoby nam przynajmniej pół godziny w warsztacie… A przy wylocie na złomowisku są dwa działka przeciwlotnicze. Będą doskonale wiedzieć, kiedy nadlatujemy i kiedy zacząć strzelać…
- Wiesz co? - zwróciła się Alette do Lyssy. - Pokaż ten nadajnik, może da się go zhakować! - Miała nadzieję przynajmniej trochę ogłupić wrogie działka.
- Spróbuj zhakować łeb droida. - Rhail podał jej oderwaną w międzyczasie głowę. - Może coś w bankach pamięci będzie.
- Dobra! Spróbuję uzyskać dla was dostęp, a w tym czasie znajdźcie jakieś złącze do tego namierzania! - zgodziła się Alette.
Droid nie miał niczego wspólnego z tym pojazdem, jego pamięć była praktycznie pusta. Alette zaczęła majstrować przy nadajniku. Zajęło jej to dużo czasu i w międzyczasie przepaliła jakieś obwody, prowadzące do nie wiadomo jakich podsystemów. Mogło to być coś związanego z pompą paliwa albo po prostu tylnymi światłami, o tym nie przekonają się od razu. Można jednak stwierdzić, iż hackowanie się powiodło. Alette mogła wyłączyć nadajnik, mogła też wysyłać do centrali fałszywy sygnał, na przykład, że polecieli w innym kierunku.
- Zrobione? - Marka wychylił się i zajrzał Cereance przez ramię. - Nadajnik nie działa? - Miał nadzieję, że uda mu się przeciążyć silniki śmigacza i uniknąć strzałów działek przeciwlotniczych. Na zewnątrz, jak na całym Nar Shaddaa, powinno być na tyle złomu i ciasnych uliczek, żeby szybko mógł się za czymś skryć.
A przynajmniej taką miał nadzieję.
- Jest nawet lepiej! Mogę podawać nawet fałszywą pozycję! Tylko chwila - odkrzyknęła Alette i zablokowała nadawaną pozycję. - Już możesz ruszać!
Po zrobieniu tego zaczęła szykować skrypt, który ma podawać namiar z losowym przesunięciem od faktycznego położenia pojazdu, tak aby działka strzelały do fantomów.
Marka wyszedł z ostatniego zakrętu i kilkaset metrów przed sobą ujrzał światełko w tunelu. Wcisnął gaz do dechy, rozwijając maksymalną prędkość. I gdy już się zdawało, że maszyna szybciej nie poleci, Marka jakimś sposobem wycisnął z niej jeszcze więcej, aż wgniotło go w fotel. Pozostali polecieli do tyłu, a skrzynie i sprzęt w luku transportowym przesunęły się na koniec pomieszczenia. Transporter z hukiem niczym z armaty wystrzelił z tunelu na powierzchnię. Wylot był stosunkowo nisko, ledwie 10 metrów nad powierzchnią. Wokół rozciągały się ogromne połacie złomowiska. Obsługa dział przeciwlotniczych miała koniec tunelu na muszce, lecz Marka z Alette zupełnie ich przechytrzyli. Przestrzeń była jednak otwarta, więc mieli jeszcze szansę nadrobić stratę i zaczęli strzelać w tył transportera.
Marka sprytnie obniżył lot, przez co jedno działko strzelające pociskami blasterowymi nie mogło sięgnąć celu, jednak drugie działko strzelało rakietami. Jedna z nich zdążyła namierzyć cel, nim zniknął poza zasięgiem widzenia. Gdy już wszyscy myśleli, że udało im się uciec, potężny wybuch rozległ się z tyłu transportera, który rozerwał sporą część kadłuba w luku bagażowym. Przez dziurę zaczęły wylatywać pojedyncze sztuki zdobytej broni, wcześniej pośpiesznie wrzucone do środka. Ponadto objawiła się awaria, którą zapoczątkowała Alette rozbrajająca nadajnik. Styki kabli, które uszkodziła, odpowiadały bowiem za sterniki. Dopóki lecieli w tunelu, nie miało to znaczenia, jednak teraz Marka miał duże problemy. Pojazd wpadł w korkociąg i zaczął opadać coraz niżej wzdłuż wzgórza, nad którym się znaleźli. Wszyscy pasażerowie latali po pokładzie jak szmaciane lalki, nie mogąc oprzeć się tym siłom ciążenia. Jedynie Gerdarr ustał w miejscu, ale głównie dlatego, że w środku było zbyt mało miejsca i prawie się zaklinował. Marce prawie minutę zajęło opanowanie transportera, jednak wreszcie ustabilizował lot, gdy już wydawało się, że uderzy w ziemię. Wleciał pomiędzy zabudowania i tuż nad ziemią odleciał w kierunku Pałacu. Transporter ledwo co się trzymał kupy, dymił, jakby był zasilany kotłem węglowym i zakręcał znacznie wolniej, ogólnie zaś nie mógł już więcej przyśpieszać. Zagrożenie jednak minęło, Pałac znajdował się niedaleko, a przy nim warsztat Zaac Zaka.

 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 18-10-2018 o 00:19.
archiwumX jest offline  
Stary 18-10-2018, 16:46   #74
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Alette gdy poczuła się w miarę bezpiecznie, wzięła comlink i połączyła się z Evirą:
- Evira, tu Alette! Lecimy od strony złomowiska do warsztatu Zaac Zaka. Co do szturmu na spiskowców, to musicie uważać na obronę przeciwlotniczą!
- Na razie musimy omówić sprawę w Radzie Grakkusa - odparła Evira nieco znużona ciągłymi wiadomościami od Alette. - Gdy wrócicie, złożysz mi szczegółowy raport. Bez odbioru.
- To co teraz robimy? - spytała Lyssa. - Wieziecie ten sprzęt do Zaaka, tak? A co z tymi skrzyniami z bronią? Teoretycznie należą do Grakkusa, w końcu zostały skradzione z jego fabryki…
- Na Pałac może pójść jakaś ofensywa, a tego ten airspeeder raczej nie wytrzyma... lepiej polecieć do Zaka, wymontować ten namiar i iść do Grakkusa piechotą. Jeśli martwisz się o towar, to możemy wystawić jakieś czujki - odpowiedziała Alette Lyssie.

Następnie znowu zajęła się namiarem... utworzyła fantoma, który posłała kilkadziesiąt metrów w bok i gdzieś tam rozbiła, a następnie po odczekaniu jakiegoś czasu wyłączyła nadajnik.
Chociaż wprawne ręce Hokka prędko postawiły Barę na nogi po postrzale, Zeltronka przeczuwała, że lufa tamtego potwornego karabinu jeszcze nie raz przyśni się jej w nocy. Po czymś takim brawurowy lot nie zrobił na niej aż takiego wrażenia. Gdy wszyscy pasażerowie się pozbierali, czuła jedynie, że podczas korkociągu paru towarzyszy podróży zaliczyło bliskie spotkanie z jej biustem.
Kiedy Cereanka skończyła rozmawiać przez comlink, Barah wreszcie miała okazję, by lepiej przyjrzeć się pozostałym. Spoglądała po nich z zaciekawieniem, na ustach mając zachęcający uśmiech. Mimo że wiele osób na jej miejscu pewnie wypadłoby sztucznie, Zeltronka emanowała samą szczerością i dobrą wolą, gdy rzuciła:
- Cóż, chyba zebrało się tu doborowe towarzystwo. Miło poznać, choć okoliczności niezbyt sprzyjają zawieraniu znajomości. A niektórych równie miło widzieć po raz drugi… - Tu z lekka zaczepnie zerknęła na Ordo.
Mandalorianin przyjrzał się uważnie kobiecie i odwzajemnił jej uśmiech. - Dziękuję. Lepsze okoliczności - powiedział spokojnie, po czym dodał, stwierdzając fakt: - Wyglądasz dużo lepiej niż wczoraj - zdecydowanie z tym karabinem i po takiej akcji wydawała się atrakcyjniejsza.
- Kolejne twarde lądowanie - Marka rzucił do Gerdarra, po czym dodał głośniej: - Najpierw Zak dostanie swój złom, a potem reszta trafi do Hutta.
Zeltronka odrzuciła grzywkę z czoła i zaśmiała się cicho w odpowiedzi na słowa Ordo, po czym odparła:
- Złomowiska mi nie służą. Przy okazji, jestem Barah. - Potem, gdy usłyszała Markę, dorzuciła: - No tak, jeszcze nie koniec roboty… - Wydawała się nieco zawiedziona, że na razie towarzyskie rozmowy będą musiały poczekać.
- Wy tak na serio zrobiliście ten rozpierdol dla tego złomu? - zapytał zabrak, zbierając swoje graty.
- Rozpierdol zrobiliśmy dla rozpierdolu - odpowiedział Dowutin, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. - A złom należy do kogoś pod ochroną Grakkusa. Gdyby nie te zamknięte drzwi, to bym jeszcze wysadził tamto miejsce. Marka, trzeba wrócić jeszcze po wóz Zaka.
- Sudodth Crat z klanu Ordo - przedstawił się łowca. - Miło mi poznać. Zróbmy to co trzeba, skrzynie oddajmy Huttowi, bo lepiej nie mieć go na głowie.
- Rhail, ty wysadziłeś ich bunkier detonatorem termicznym, a wcześniej wytłukliśmy cały garnizon i bez chęci odzyskania jakiegoś złomu - odezwała się Lyssa z rozbawieniem. - Myślę, że zasłużyliśmy na ciastko od Grakkusa. O ile jeszcze się tam na górze nie powybijali nawzajem. Kto by się spodziewał, że jego prawa ręka przeciw niemu uknuła taki spisek...? Castantowi lepiej nie pokazujmy się na oczy.
- Ja zrobiłem to w samoobronie. - Zabrak wzruszył ramionami.
- Castant uknuł spisek przeciw Grakkusowi? - zapytał Gerdarr, którego chyba coś ominęło.
- Strasznie smutno by było, gdyby się powybijali - powiedział Mandalorianin, choć jego mina wskazywała, że nie spędziłoby mu to snu z powiek. Potem popatrzył na Gerdarra. - Tak. To byli jego ludzie albo blisko z nimi współpracował. Chyba znudziło mu się bycie w cieniu Hutta.
Eksplozja rakiety i korkociąg dały się we znaki wszystkim. Hastal ledwie co uratował swój karabin, który wypadł mu z rąk, kiedy zaczęli spadać, łapiąc w ostatniej chwili za flintpas. Pilot na szczęście ocalił ich przed katastrofą. Teraz strzelec stał na tyle i w milczeniu obserwował okolicę przez ziejącą w rufie dziurę, wypatrując zagrożenia i próbując zapamiętać otoczenie. Opierał się o ścianę, a jedną nogę miał opartą wysoko na skrzyniach, które ocalały, by móc w razie czego oprzeć się na niej i mieć stabilną pozycję strzelecką. Kiedy zaczęły się rozmowy, jeszcze raz poprzyglądał się towarzyszom. Z tego co wyłapał, wszyscy, mniej czy bardziej, zdążyli się już poznać wcześniej. Tylko sam jeden pozostawał tutaj nowy. Miał zamiar się nie odzywać, ale kiedy drugi Mandalorianin się przedstawił, poczuł się zobowiązany, by uczynić podobnie.
- Jestem Hastal, z klanu Skirata - zaczął. - Przyleciałem na Nar Shaddaa kilka dni temu i widzę, że dobrze trafiłem.
Część z nich wydawała się pracować dla Grakkusa. Ciekawe, ile mogli wiedzieć na temat jego działalności i czy znajomość z nimi mogła być opłacalna.
- Jeden z watażków, którego zabiliśmy, sugerował, że wszystko zacznie się po walkach na arenie. - Hastal przypomniał sobie słowa Arkanianina. - Może ta informacja wam coś więcej powie.
-A więc wszyscy tutaj są od Grakkusa? - spytała Barah po wysłuchaniu tej wymiany zdań. Potem zerknęła na Hastala i dodała: - Chyba też dobrze trafiłam, również od niedawna jestem na Nar Shaddaa. - Mimo to czuła się trochę nieswojo, gdy reszta wymieniała informacje o spisku przeciwko Grakkusowi. Ona w przeciwieństwie do pozostałych miała zrobić coś przeciwko temu Huttowi. Zastanawiała się, jak to wszystko może wpłynąć na jej misję.
- Płaci - odpowiedział spokojnie Sudodth. - Na tym księżycu trudno zmienić pracodawców. - Nie zamierzał wchodzić w szczegóły jego współpracy z Grakhusem ani czy mu się to podobało. Faktem było, że to jego pracodawca, przynajmniej jeszcze przez jakiś czas.
Gdy Alette usłyszała, co mówił Hastal o terminie ataku, znowu chwyciła comlink i zapytała Hastala: - Słyszeliście coś więcej o ataku?
- Może zbierzmy wszystkie informacje do kupy, zanim zaczniemy działać? - odezwała się Lyssa. - Hastal z Rhailem przesłuchali paru ludzi, wy zapewne również. Nie chcę wszystkiego poświęcać, żeby ratować Grakkusa… przynajmniej dopóki nie będę mieć pewności, że się odwdzięczy.
- Co masz na myśli? - zapytała zdziwiona Cereanka. - Chcesz nagrodę od Hutty?
- To chyba normalne? Właśnie wykryliśmy spisek i zlikwidowaliśmy sporą część żołnierzy z bandy Tylo Agika. Jeśli mam mu dalej służyć, to w lepszych warunkach. A najlepiej, jakby mnie puścił wolno - powiedziała na wpół z żalem, na pół ze złością. - Nie wiem jak wy, ale ja nie mam zamiaru ciągle płaszczyć się przed nim i nadstawiać dla niego karku do końca życia. Jest tyle systemów gwiezdnych do zwiedzenia, ile można siedzieć na Nar Shaddaa? - Lyssa widocznie nie przejmowała się, że ktoś może donieść o jej nieprzychylnej postawie wobec przełożonego.
Alette przy tej tyradzie przypomniała sobie o wszystkich minusach pracy dla Hutty, ale nie mogła sobie pozwolić na zbyt szybki bunt! Nie chodziło tylko o jej plan związany z listą licytowanych artefaktów, ale i tym, jakie zagrożenie się z tym wiązało... gdy przybyła na Nar Shaddaa, popełniła parę niewybaczalnych błędów. Sprowadziła tu Tinę i lekkomyślnie zostawiła namiary na swój rodzinny świat, gdzie można znaleźć jej matkę!
- To Hutta! - gwałtownie zaoponowała Cereanka. - Wiesz, jak kto to jest... łatwo cię nie puści, a gdy zrobisz coś nie przeciwko niemu albo spróbujesz uciec, to zabije. A z kolei ta rewolucja niepewna rzecz... możesz zamienić jednego Huttę na drugiego! - starała się przemówić Lyssie do rozsądku.
- Pośpiech raczej nie jest tutaj wskazany. - Hastal postanowił się wtrącić, swoim niemalże stoickim i obojętnym głosem, widząc, jak gorączkowo Cereanka ściska w dłoni commlink. - Nie możecie być pewni, komu można zaufać w Pałacu. Ani nawet, czy możemy ufać sobie nawzajem. Catharka ma rację. Skoro już siedzimy w tym wszyscy, powinniśmy się gdzieś zatrzymać i omówić, kto co ma, zanim podejmiemy pochopne kroki.
Mandalorianin dużo powiedział jak na niego, ale trzeba wylać ten kubeł wody na głowy. Trochę odwykł już od towarzystwa. Nie wiedział też, czy walka przeciw spiskowcom będzie się opłacać w dłuższej perspektywie. Teraz okoliczności ich do tego zmusiły, kto wie, co będzie dalej.
Po przemowie Mandalorianina Cereanka wyjęła swój datapad, otworzyła katalog z plikami wydobytymi z centrali i dała mu je, mówiąc: - Te dane wydobyliśmy z ukrytej centrali w fabryce blasterów. Tam jest sporo szczegółów na temat spisku... można tu sprawdzić, kto w tym siedzi i o co mu chodzi.
Poza dwoma ważnymi mailami, które wskazała Hastalowi Alette, Mandalorianin przeczytał parę innych wiadomości, z których większość odnosiła się do dosyć banalnych spraw i zbyt niczego nowego nie wnosiły. Od jakiej raporty dostarczenia skrzyni z bronią, zdobycia dodatkowych ładunków, pochwała wykonania misji, zrekrutowanie nowego bojownika. Żadnej więcej wymiany planów czy strategii.

Marka doleciał już do warsztatu Zaaka. Ostrożnie wylądował pod budynkiem, Gran już chciał przeganiać klientów z uszkodzonych klientem, ostrzegając, że został okradziony i nie może pracować, gdy z wnętrza wyskoczyli kolejno wszyscy członkowie tej interesującej wyprawy. Mechanik przypatrywał się temu z rozdziawioną gębą.
- Marka, czemu wróciliście cudzym transporterem, z ogromną dziurą w kadłubie? Gdzie mój transporter i co to za ekipa?
- Lepiej zastanów się, czy koniecznie chcesz znać odpowiedzi na wszystkie te pytania - powiedział spod kaptura zabrak.
- Potrafię sam odpowiadać na pytania - burknął szmugler, mijając Rhaila. Cała sytuacja wymknęła się spod kontroli i wplątał się w niezły burdel. Czyli dokładnie w to, czego wolał uniknąć. - Potraktuj swój transport jako opłatę za załatwienie tej sprawy. I następnym razem lepiej zabezpiecz swój warsztat.
- Ach, czyli odzyskaliście sprzęt - rzekł z ulgą Gran. - Dzięki wielkie, Marka, szkoda tylko tego transportera, co z nim zrobiliście? Aha, i jeszcze jedno, jakiś Trandoszanin był tu o ciebie wypytywać. Nie wyglądał na tutejszego, musiał niedawno przybyć na Nar Shaddaa. Chyba nie miał dobrych intencji. Komuś wisisz kasę?
Marka zamarł.
- Czy miał… ręce? - Jeśli to był Ssyssk, powinien być na wpół kaleki. Ale z drugiej strony, miał kuzynów jak każdy Trandoshanin. - To znaczy, wiesz, w pełni wyrośnięte ręce? - Oblizał wargi.
- Umm… wyglądał trochę… niesprawnie. To znaczy niezdarnie się poruszał, kulał. Ale miał obie ręce. W końcu to jaszczur. To co z tym transporterem? - spytał, uznając najwyraźniej, że sprawa została wyjaśniona, nie odnotowując w ogóle zdenerwowania na twarzy szmuglera.
Durn nie przewidział, że proces odrastania kończyn zajmie tak krótko, ale najwidoczniej nie wziął pod uwagę tego, że Ssyssk był wciąż młody jak na swoją rasę. Liczył na rok albo dwa.
Teraz nie mógł opuścić nowo poznanej grupy, zostanie samemu było zbyt niebezpieczne.
- Nie mam go, jak widzisz. Słuchaj, prawie dałem sobie odstrzelić łeb w twoim imieniu i zadarłem z organizacją terrorystyczną. Nie wiem, w jakim jest stanie, ale ja nie będę leciał go odzyskać.
Gran machnął ręką, wracając do wnętrza warsztatu po wózek repulsorowy.
- Już dobrze, dobrze, mam nadajnik, później po niego wrócę, jeśli nie dostał się w ręcę tych… terrorystów. A teraz muszę zabrać się za naprawę waszych speederów. Wróćcie tu tuż po walce na arenie, obydwa będą gotowe, ale jeszcze nie wiem, który pierwszy.
Gran załadował swoje graty na wózek i odwiózł do środka. Nie zwracał zbytniej uwagi na ostatnie sztuki broni i skrzynie.
- O, nawet odzyskaliście więcej niż mi skradziono, dzięki.
Marka skinął tylko głową i obrócił się szukać Gerdarra albo Sudodtha. Do walki jeszcze kilka godzin, a w obecności któregoś z nich będzie się czuł nieco bezpieczniejszy.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 22-10-2018, 11:43   #75
 
Jacques69's Avatar
 
Reputacja: 1 Jacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputacjęJacques69 ma wspaniałą reputację

Zanim wszyscy się rozeszli, postanowili podzielić się łupami z ich niebezpiecznej wyprawy. W pobliżu znajdował się niezależny handlarz, który przyjął wszystkie niepotrzebne bronie i wypłacił kredyty. Cena nie była zbyt dobra, ale trudno było wymagać czegoś lepszego. Rynek na Nar Shaddaa był już przesycony tymi zabawkami.

Barah i Hokk

Zeltronka z Nautolanem postanowili wrócić po swojej nieoczekiwanie emocjonującej wyprawie do Polis Massanina. Zak nie domagał się więcej pomocy ani nie dopominał się więcej o swój transporter, toteż Barah zrezygnowała z pomysłu odzyskania go spod Pijalni. Hokk również był temu dosyć nieprzychylny, w pamięci mając ładunki wybuchowe, które próbowano podłożyć pod trasnporter. Co jeśli w międzyczasie podłożono kolejne? Lepiej niech Gran daruje sobie odbijanie pojazdu, a w zamian zachowa sobie ten, którym przylecieli z tunelu.

Bogg'dan czekał już na nich w swojej kryjówce. Z jego twarzy jak zwykle nie dało się niczego wyczytać, ale z ruchu ciała można było wywnioskować, że czuł zdenerwowanie.
- Mój agent wpadł - rzekł telepatycznie, w głowach przybyłych zabrzmiał już zapomniany głos. - Czymś sobie podpadł. Zostawił mi wiadomość w skrytce, że zdobył sporo ważnych informacji. Miałem się z nim spotkać i zapłacić mu 1000 kredytów za informacje, jednak się nie zjawił, bo go zapuszkowali i prawdopodobnie skończy na arenie... A dowiedział się między innymi, kto zabił Damena Tilla, dawnego mentora poznanego wczoraj Sudodtha Ordo, a mojego sojusznika na dworze Hutty. Damen Till dostał od Grakkusa misję wykrycia i wyeliminowanie spiskowców wśród swojej świty, ale najwidoczniej ci byli lepiej zorganizowani, niż im się wydawało i Grakkus chyba zrezygnował z robienia czystek. Szkoda, bo wielki konflikt w Pałacu pomógłby naszej akcji. - Bogg'dan zamilkł na dłuższą chwilę. Pozwolił Barze i Hokkowi się odprężyć po ich niebezpiecznych przygodach. Dostrzegł ranę na ciele Zeltronki. Wyciągnął w jej kierunku dłoń, a rozległe poparzenia po strzale disruptora powoli zaczęły zanikać, pozostawiając ledwie widoczną bliznę.
- Byłem po drodze u Zaka i wiem, że go okradziono. Wnioskuję jednak, że mu pomogliście? Ale ta rana... wyglądała paskudnie... Coście narobili? Speedera nie zdobyliście, a co z tamtym Orflickiem?
Barah opowiedziała Massaninowi o ich przygodach i o ich odkryciu.
- Castant wyglądał na taką szuję - skomentował Bogg'dan. - Ale dopóki to nie wypłynie, w niczym nam to nie pomoże. Szkoda tylko, że zwróciliśmy przeciw sobie również bandę Tylo Agika, ale jak widać i oni niczym się nie różnią. Nawet lepiej, że nie próbowaliśmy się z nimi dogadać. Skoro są w zmowie z Castantem, to prędzej czy później by nas zdradzili. Cóż... Mam na razie dwie sprawy do załatwienia. Pierwsza dotyczy Pałacu. Wiem już, że istnieją tajne tunele, którymi część personelu się porusza. Niektóre tunele prowadzą daleko poza Pałac. Jeśli znajdziemy kogoś z takich osób, to wydobędziemy z nich informacje o tych tunelach. Moglibyśmy też spróbować znaleźć jakiegoś architekta zajmującego się tą budowlą i zdobyć konkretne plany zagospodarowania. Grakkus prowadził niedawno jakieś remonty. Druga sprawa dotyczy bezpośrednio skarbca Grakkusa. Wiem już, kto zajmuje się katalogowaniem i organizowaniem jego bezcennej kolekcji. To Neimoidian o imieniu Lenteroot. Niegdyś pracował dla Federacji Handlowej, prawdopodobnie i dla Separatystów. To przez niego w Pałacu znajduje się tyle reliktów po tej frakcji. To on zdobył dla Grakkusa Magnaguardy. Być może ma jeszcze jakieś urządzenie, którym mógłby sterować wszystkimi droidami... No i oczywiście wie wszystko o kolekcji artefaktów. Dobrze by było się nim zająć. Najbliższą okazją, żeby go spotkać, będą walki na arenie. Tłum zapewni wam tło konspiracyjne. Może... może uda wam się jakoś dostać do mojego agenta. Nazywa się Krestis, prawdopodobnie rzucą go dzisiaj na arenę do pożarcia bestiom... Bilety już macie. - Bogg'dan zabrał ze stolika dwa kwitki, po czym podał je Hokkowi. - Musiały ci wczoraj wypaść. Chcielibyście poruszyć jeszcze jakąś kwestię?

Alette

Hastal przekazał Cereance zaszyfrowany datapad. Alette po krótkim przeglądzie doszła do wniosku, że nie da rady go odczytać w biegu i będzie potrzebować więcej czasu. Być może Orflick by sobie z nim poradził, ale kontakt z nim przepadł. Tak czy inaczej wszyscy i tak udali się w tym samym kierunku, do Pałacu. Alette dopiero w środku odłączyła się od reszty, kierując do swej kajuty, by nieco się odświeżyć. Prawdę mówiąc, otarła się o śmierć, a przynajmniej o trwałe kalectwo. Wciąż mroczyło jej przed oczyma i nie widziała tak dobrze jak wcześniej. Prawdopodobnie jednak sen wystarczy, by wszystko wróciło do normy. Hokk skutecznie ją wyleczył.
Cereanka bardzo dużo się dziś dowiedziała, ale też zrobiła sobie wielkiego wroga - Castanta. Trudno było ocenić, jak wielu miał sojuszników, ale na pewno wiedział, że to ona jest odpowiedzialna za włam do podziemi fabryki. W końcu ich misja była oficjalna. Lepiej jednak było nie składać raportu Tohrowi, Alette udała się na spotkanie z Evirą. Opowiedziała jej, co się wydarzyło w podziemiach, o tunelach, o spisku, o potężnej organizacji terrorystów Tylo Agika i ich współpracy z Castantem. Twi'lekanka wyglądała na wielce zmartwioną.
- Nie wiem już, komu można ufać w tym Pałacu... Jakby już wcześniej to było proste. Muszę się zastanowić, z kim Castant miał na pieńku, a z kim się kumpluje... Najczęściej się kłóci z Valem Randonem, próbuje ograniczać jego kompetencje. To może być nasz jedyny sojusznik. Z resztą ważnych osób raczej się przyjaźni... Szczególnie z Redajjem, mistrzem areny... Ale i z twoim przełożonym, Letenrootem. Musisz mieć się na baczności, Alette. Odeślę Goulla do ciebie na stałe. Będzie pilnował twojego statku. Jedyne co udało mu się dotychczas ustalić, to że te droidy, które was wczoraj napadły, faktycznie nie dostały się tutaj z zewnątrz. Ktoś je złożył i uruchomił na miejscu. W żadnych raportach słowa o nich nie ma, nie są autoryzowane. Co zaś do tego spisku, to nie jestem w stanie sama nic zdziałać. Musiałabym najpierw naradzić się z Valem, zbadać ten tunel, zdobyć więcej dowodów. Castant to prawdziwy krętacz, na pewno już coś przygotował na swoją obronę. Dziękuję ci, Alette. Będziemy w kontakcie.
Wiele można było mówić o szujach i oszustach na dworze Hutty, ale Evira naprawdę sprawiała wrażenie osoby kompetentnej z poczuciem jakieś misji, a nie wyłącznie zainteresowanej własną ciepłą posadką i kredytami. Osoby takie jak ona sprawiały, że Alette nie czuła się jeszcze wśród ludzi Grakkusa jak w kompletnej dżungli, gdzie prawo silniejszego działa w stu procentach.
Alette po tej rozmowie wróciła do Tiny. Na statku czekał już Goull, którego należało gdzieś zakwaterować. Cereanka chciała zająć się aukcją, ale warunki były obecnie średnio sprzyjające. Miała też zaszyfrowany datapad, który mógł zawierać kolejne ważne informacje dotyczące spisku. Hastal znalazł go w bunkrze wśród terrorystów Agika.

Gerdarr i Marka

Dowutin z każdym przebytym metrem stawiał coraz cięższe kroki. Miał kilka godzin do walki na arenie, a dał się tak sponiewierać w trakcie tej bitwy. Wszystko dla tych paru części i paruset kredytów. Ale musiał przyznać - było warto. Wreszcie mógł poczuć prawdziwą adrenalinę. Jako Dowutin czuł się dziś niemal spełniony. Szkoda tylko, że tamtemu dowódcy udało się uciec.
Gerdarr wrócił do swojego pokoju, ze sobą wziął Markę, który postanowił mu potowarzyszyć aż do rozpoczęcia walk na arenie.
Masażystka od razu zajęła się Dowutinem. Kazała kłaść mu się na stół i zaczęła smarować go Bactą. Jego rana po strzale z działa wyglądała paskudnie. Gdyby Gerdarr był wielkości zwykłego człowieka, to rana miałaby rozpiętość całych pleców. Przy okazji wystrzał uszkodził jego pancerz, ale tym zajął już Garm Baize. Uzupełnił mu też skład stimpacków.
Po udanym masażu przyszła pora na Markę. Besalisska, nie zwracając uwagi na jego protesty, zaciągnęła go na stół do masażu, a jako że niewiele ustępowała w wielkości Gerdarrowi, to nie miała z tym żadnych problemów. Przy donośnym rechocie Gerdarra zaczęła wcierać w Markę Bactę, zdjąwszy uprzednio jego koszulę i kamizelkę. Szmugler oberwał parę razy z blastera w tors, jego rany nie były tak poważne. Bacta zadziałała cudownie, ale ciężkie dłonie Besalisski przygniatały go do stołu. Kobieta ugniatała biednego szmuglera jak ciasto drożdżowe. Używała tylko jednej pary rąk do masażu, pozostałymi przytrzymując Markę, by nie uciekł ze stołu. Gerdarr zaś z tyłu śmiał się coraz głośniej. Kiedy masażystka skończyła, Marka powoli wygramolił się ze stołu. Myślał już, że Besalisska połamie mu wszystkie kości, jednak kiedy wstał, poczuł się zadziwiająco dobrze. Właściwie to od dawna nie czuł się tak wspaniale. Po krótkim prysznicu powrócił w lepszym humorze do Gerdarra i razem z Weequayem usiedli przy stoliku w jego salonie, popijając różne drinki. Wyglądało na to, że do walki nie mieli zbytnio nic do roboty. Marce jednak nie dawało spokoju widmo spotkania z Ssysskiem. Może warto byłoby coś powęszyć i dowiedzieć się, skąd może nadejść zagrożenie? Mieli też odzyskane skrzynie z fabryki Grakkusa. Nikt inny nie chciał się nimi zająć.

Sudodth

Mandalorianin wreszcie zdobył jakiś pancerz warty jego uwagi. Nieważne, że zdobyczny, nadawał się na niego świetnie. Wprowadził parę drobnych modyfikacji po powrocie. Pomalował pancerz w swoje ulubione barwy, po czym zostawił do wyschnięcia i w międzyczasie postanowił ulepszyć swój karabin, ale potrzebował do tego specjalisty. Słyszał o jednym mechaniku w Pałacu, więc odwiedził go ze stosem kredytów. Długo zajęło mu uzyskanie zamierzonych efektów, mechanik nie radził sobie najlepiej i ostatecznie Ordo wydał prawie wszystkie zdobyte kredyty na nowe części i usługę mechanika.
Gdy wrócił do siebie, pod drzwiami spotkał Evirę. Stała wsparta o ścianę, ze skrzyżowanymi rękoma. Nie zwracała na niego uwagi, dopóki nie zbliżył się do samych drzwi.
- Alette opowiedziała mi o waszej misji. To ten sam spisek, w który zamieszany był twój mentor. Uważaj na siebie, bo on przypłacił życiem wtargnięcie Castantowi w biznes. - Evira widocznie próbowała ukryć swe rozżalenie, wypowiadając to słowa. Próbowała brzmieć obojętnie, jednak sama ewidentnie wydawała się być zrozpaczona tym, jak skończył Damen. - Myślę, że jest pewna osoba, która może nam pomóc… Ale na pewno nie będzie chciała współpracować. Syjjeie to były wspólnik Castanta, również Devaronianin. Współpracowali niegdyś, zanim przybyli na Nar Shaddaa, ale tylko Castant dostał się na dwór Grakkusa. Ten drugi, jak wynika z raportu Alette, działa zaś w naszej domniemanej opozycji, u boku Tylo Agika i na pewno zna wszystkie jego plany. Na Syjjeie ciąży kilka wyroków śmierci. Ściga go między innymi Jabba z Tattooine, więc dobrze się ukrywa. Ale jest jedno wydarzenie, którego nie chce przegapić. Dzisiejsza walka na arenie. Jest jednym z graczy w zamkniętych zakładach. To też jedyna okazja, żeby mógł się osobiście spotkać ze swoim przyjacielem Castantem. Ale nie będzie mógł dołączyć do niego w loży VIPów. Będzie siedział wśród zwykłych mieszkańców. Z łatwością go wytropisz.

Rhail i Hastal

Zgodnie z obietnicą Zabrak pomógł dostać się Mandalorianinowi na dwór Grakkusa. Za sugestią Alette przedstawił snajpera pierw Evirze, która zaś odesłała ich do Val Randona - weterana wojen klonów, obecnego dowódcy oddziału szturmowego. Jeśli Hastal chciał pełnych przywilejów na dworze, musiał otrzymać jego zgodę. Miał dwie możliwości: zatrudnić się jako samodzielny Łowca Nagród lub dołączyć do jego elitarnego oddziału. Pierwsze dawało mu większą swobodę, drugie pozwalało na łatwiejszą infiltrację struktur…
Rhail zaś z Lyssą mieli mu do przedstawienia raport z ich walki w bunkrze, co również powinno pomóc Hastalowi w uzyskaniu zgody.
Val Randon był zadowolony z przebiegu ich akcji, choć nie przedstawili oni wszystkich szczegółów. Wystarczyło jednak wspomnieć o zabiciu ludzi Tylo Agika, by zadowolić starego klona.
- Wyślę tam jeszcze kogoś na zwiady, żeby lepiej przyjrzeć się temu bunkrowi. Evira opowiedziała mi o spisku. Lepiej się nie wychylajcie, dopóki nie ustalimy jakiegoś planu - Rando wyglądał, jakby już knuł jakiś perfidny plan. Po chwili wskazał na Hastala. - A jego z chęcią przyjmę, jeśli się przysłużył. Niech sam zdecyduje, jakie woli stanowisko. Aha, Rhail, Lenteroot czegoś od ciebie chce, coś z tymi waszymi artefaktami. Ponoć lepiej się nadasz do jego misji od Alette. Tylko uważaj, kto wie, czy on sam nie jest jednym ze spiskowców.

 
Jacques69 jest offline  
Stary 24-10-2018, 21:23   #76
 
Vetala's Avatar
 
Reputacja: 1 Vetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputacjęVetala ma wspaniałą reputację
.....Barah słuchała Polis Massanina z wyraźnym skupieniem, w duchu jednak biła się z myślami – wróciły do niej rozterki, które chciała już uznać za zamknięty rozdział. Czy było warto znów plątać się w intrygi i robić sobie nowych wrogów? Jednego już miała, potężnego i mogącego się pokazać nie wiadomo kiedy. Może jednak powrót do Bogg’dana nie był trafionym pomysłem? Może wyrzuty sumienia, które miała po ucieczce, znikłyby, gdyby dłużej prowadziła swawolne życie na własną rękę…
.....Polis Massanin umilkł, zerkając pytająco na nią i Hokka. Zeltronka wybuchnęła cichym śmiechem, od którego zadrżały jej ramiona.
.....Czy chcielibyśmy poruszyć jeszcze jakąś kwestię? – powtórzyła po Bogg’danie, spoglądając na niego z pełnym niedowierzania rozbawieniem. – Hm, od czego by tu zacząć? – Pokręciła głową i spoważniała. – No dobra, jeśli mamy za niedługo wpakować się do pałacu Grakkusa, chciałabym mieć jakiś konkretny plan. Jest ten… Lenteroot, tak? Co z nim, mamy przekonać go do gadania, przetrząsnąć mu szafki w pokoju albo przegrzebać kieszenie? Jeśli jest jakąś wielką szychą u Hutty, to możemy wkopać się w niezłe bagno, cokolwiek z nim zrobimy. No i ten… Krestis.... No cóż, akurat dostanie się do niego może być zastraszająco proste, wystarczy, że ktoś nas przyłapie. – Uśmiechnęła się promiennie, jednak jej oczy mówiły zgoła co innego. Barah lubiła ryzyko, lecz istniała pewna granica, za którą zmieniało się ono w głupotę. Czuła, że dryfowali właśnie niebezpiecznie blisko tego miejsca. Przypomniała sobie jednak jeszcze coś, o czym nie wspomniała w swojej relacji z wyprawy po speedera, a co utkwiło jej w pamięci: – Ach, i jeszcze jedno, Bogg’danie… Ponoć jeden z tych typków z podziemi mówił, że “wszystko zacznie się po walkach na arenie”. Kto wie, może i będziesz miał ten wielki konflikt w pałacu… – Umilkła, skrzyżowawszy ręce na piersiach i spoglądając z ukosa na swego przyjaciela.

.....Moja droga, nie posłałbym was przecież na pewną śmierć i bez żadnego przygotowania. – Choć Bogg’dan nie miał oblicza, to Barah gdy na niego spojrzała, spodziewała się ujrzeć jakiś uśmieszek. Jego twarz jednak pozostała biała i pusta. Polis Massanin wyciągnął z kieszeni trzy małe przedmioty. Okazało się, że były to jakieś robaki, tyle że metalowe. – To mikrodroidy podsłuchowe. Wystarczy, że podejdziesz do Lenteroota i wrzucisz mu to na ubranie. Dla pewności możesz zaaplikować dwa. Trzeciego zostaw na później. Poza tym… mam dla was jeszcze prezenty. – Bogg’dan podszedł do wielkiej szafy w głębi pomieszczenia, otwarł ją i pokazał im wnętrze. Na jednej kupce leżały złożone czarne spodnie i koszule, a obok elementy lekkiego opancerzenia, w ciemnoszarych, czasami również czarnych barwach. Choć to dziwne, wyglądały, jakby były śliskie. Na haczykach zaś wisiały dwa hełmy z wbudowanymi comlinkami. – To opancerzenie będzie znacznie lepsze od waszego. Wspomaga koordynację, ułatwia skradanie, tłumi obrażenia z pocisków szokujących i elektryczności i jest bardzo wytrzymałe na uderzenia broni białej. Co zaś do Krestisa… Liczyłem, że może uda wam się zdobyć jakiś kontakt ze środowiska Areny, u któregoś z gladiatorów lub strażników, i poprosicie, żeby przełożyli przynajmniej dzień jego stracenia. Jeśli się uspokoi po walkach, to może sam zdołam się do niego przekraść. – Bogg’dan zamilkł na chwilę, pogrążając się w myślach. W końcu dodał: – Jeśli chcecie, to mogę wam pomóc nauczyć się czegoś. Znam wszystkie sztuczki Jedi, no, może poza medytacją bitewną. Do walki powinniście opanować podstawy.

.....W porządku, Bogg’danie, następnym razem zastanowię się pięć razy, zanim spróbuję w ciebie zwątpić. – Barah obrzuciła wręczone jej mikrodroidy krytycznym spojrzeniem, po czym przeniosła wzrok na przyjaciela i uśmiechnęła się porozumiewawczo. Potem z podziwem zmieszanym z niedowierzaniem przejechała dłonią po jednym z pancerzy w szafie. – Może jeszcze wyciągniesz z którejś szuflady miecz świetlny, co? – Westchnęła.
.....Wybrała jeden strój dla siebie i udała się na stronę, żeby go założyć. Przez chwilę pozostałych dobiegała seria elastycznych trzeszczeń, gdy Zeltronka wbijała się w obcisły ubiór. W jednym momencie zrobiła nawet głośny wydech, by dopiąć się tu i ówdzie. Po wszystkim, choć nowy pancerz przypadł jej do gustu, czuła się zdecydowanie zbyt ubrana jak na swój gust. Kiedy ostatnio miała na sobie coś tak zabudowanego? Chyba jeszcze zanim natura zmusiła ją do noszenia staników szytych na miarę… Może w wolnej chwili trzeba będzie uczynić ten nowy przyodziewek nieco bardziej odpowiednim dla jej potrzeb. Ciekawiło ją jednak, jakim cudem Bogg’dan tak idealnie trafił z rozmiarem.

.....Wróciła do reszty w pełnym rynsztunku, przeczesując włosy. Zerknęła jeszcze na Polis Massanina, jakby podczas przebierania się podjęła jakąś niełatwą decyzję, i rzekła z nietypową dla siebie powagą:
.....Bogg’danie… Skoro już wspomniałeś o nauce, to… chciałabym przypomnieć sobie to i owo o wpływaniu na umysły. Obawiam się, że od śmierci Vivkosa zupełnie wyszłam z wprawy, nie… po prostu się tym nie zajmowałam. – Nie chciała się chwalić, zwłaszcza przy Hokku, że zanim wróciła do Bogg'dana, próbowała zapomnieć o wszystkim, co związane z Zakonem. Bezskutecznie, jak się okazało...
..... Oczywiście, pomogę ci. Do walki na arenie jeszcze sporo czasu. A ty, Hokk? Czym chcesz się zająć? I co myślisz o naszych planach?

 
Vetala jest offline  
Stary 24-10-2018, 22:11   #77
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Hokk, przyzwyczajony do życia w zakonie, bezceremonialnie, obecnie praktycznie nagi, ubierał się w pancerz. Nie miał nic do ukrycia i nigdy nie było to istotną sprawą. Spojrzał na nieco skonsternowanych kompanów, dopinając ostatnie dobrze zamaskowane suwaki.



- Jestem gotów. Z zakonu Jedi niewiele pozostało, a to, co najcenniejsze leży w skarbcu Grakkusa. Jeśli droga do wskrzeszenia Jedi wiedzie przez niego, niech tak będzie - dodał już nieco poważniej.
Zamieszanie w fabryce odcisnęło swoje piętno. Na swej drodze healera był świadkiem niejednego cierpienia, ale nigdy nie doświadczył tak bezpośredniego… bestialstwa. Cała ta sytuacja wystawiała jego zasady na próbę. Najgorsze, że czuł gdzieś głęboko tlące się w nim zarzewie gniewu. Ten księżyc miał na niego zły wpływ.
- Mistrzu - zwrócił się bezpośrednio do Bogg’dana. - Z przyjemnością wysłuchałbym twoich rad odnośnie posługiwania się Mocą. Wyszedłem nieco z wprawy, a chętnie przypomnę sobie podstawy. -
- Pomogę ci - zadudnił stanowczy głos w głowie Nautolana. Bogg’dan podszedł do niego i chwycił jego elektryczną pikę. - Mogę? - spytał, trzymając ją oburącz pośrodku. Parę razy zakręcił niczym mieczem świetlnym i odszedł na drugą stronę pomieszczenia. W tym starym budynku brakowało zabezpieczeń przy otworach wentylacyjnych i innych nieużywanych szybach. W rogu pomieszczenia jeden taki szyb prowadził prosto w dół przez podłogę, miał szerokość stopy. Bogg’dan zajrzał w dół, po czym bezceremonialnie wrzucił pikę do środka. Hokkowi serce zabiło szybciej, w mgnieniu oka doskoczył do dziury. Bogg’dan chwycił lampkę i dostawił ją do rogu. Szyb był bardzo długi, ale pika nie spadła na sam dół. Zatrzymała się na jakimś gzymsie, tak że jej wyższy koniec znajdował się jakieś trzy metry poniżej podłogi.
- To będzie dodatkowa motywacja - rzekł z zadowoleniem, tym razem przez modulator głosowy. - Bardziej się postarasz, próbując odzyskać drogą ci rzecz... Użyj Mocy, Hokk. Skup się na twojej broni, ale nie patrz na nią. Zamknij oczy i wyobraź sobie, jak po nią sięgasz przedłużeniem swego ramienia. Nie musisz jej widzieć, żeby ją złapać. W końcu to twoja pika. Jesteś z nią zżyty, od lat jej używasz, jak mniemam… Weź głęboki wdech… I… użyj… Mocy… - Bogg’dan zamknął oczy, wziął głęboki wdech i sięgnął w dół. W kominie coś drgnęło. Z samego dna zaczął wzlatywać jakiś przedmiot, minął pikę Hokka, po czym gwałtownie przyśpieszył i wylądował w dłoni Massanina. Hokkowi zajęło chwilę, by zrozumieć, że jego ‘mistrz’ wydobył właśnie z szybu podwójny miecz świetlny. Bogg’dan odchylił pancerz na nogawce, w środku znajdowały się zatrzaski, włożył tam swoją broń i schował. Miecz był długi na całe jego udo, ale pod pancerzem w ogóle nie w sposób było go zauważyć.
- To może się w końcu przydać - rzekł nonszalancko, po czym zwrócił się do Bary: - Hokk ma już zajęcie, pora, byś ty się czegoś nauczyła. Chodźmy na zewnątrz.-

Błyszczące czarne oczy nautolanina odprowadziły pozostałą dwójkę do drzwi. Hokk nie spodziewał się gruntownego treningu, ale wrzucenie przedmiotu do szybu i hasło “aport” nie było tym, czego oczekiwał. - Cóż, trzeba się brać za robotę - powiedział pod nosem sam do siebie. Postępował wedle instrukcji. Nie zajrzał do szybu, by namierzyć pikę. Usiadł kilka stóp od otworu. Skrzyżował nogi, wyprostował plecy, a lewą dłoń oparł na kolanie. Prawa ręka, wyciągnięta w kierunku celu lekko drżała. Czuł poprzez Moc całe swoje otoczenie. Wyczuwał nawet na zewnątrz Barę i Bogg'dana. Upłynęło kilka minut, zanim zdołał się wyciszyć, a w jego umyśle zaczął formować się obraz. Z ciemności wyłonił się dobrze znany kształt broni. Widział ją wyraźnie na tle szarej ściany. Była na wyciągnięcie ręki. Wyobraził sobie, że chwyta za pikę. Mógłby nawet przysiąc, że czuł chłód i ciężar metalu. - W górę - pomyślał stanowczo. Nic się nie stało. Obiekt nie poruszył się nawet o milimetr. Wyszedł z wprawy. Przez dekadę używał mocy tylko doraźnie. By pozostać w ukryciu, starał się nie afiszować ze swoimi zdolnościami. Używał wtedy, kiedy nie miał wyjścia. Frustracja nie pomagała. Nie tędy droga. Musiał odrzucić wszelkie odczucia, by oczyścić dostatecznie umysł. Skupił się ponownie. Wypuścił powietrze z płuc i skoncentrował się na przedmiocie. Nie próbował tym razem czegokolwiek rozkazywać. Po prostu wywołał w umyśle wrażenie ruchu ręką, tak jakby podnosił broń fizycznie z podłogi. Pika odskoczyła od ściany i poszybowała nieco w górę. Nagły przypływ euforii wybił go z rytmu. Broń opadła, odbiła się od półki i poleciała w głąb szybu. Chwilowa utrata koncentracji i porażka chłodnym cięciem ukróciły niepotrzebne uczucie radości. W mgnieniu oka odzyskał skupienie, wyobraził sobie, że chwyta broń. Pika zatrzymała się w powietrzu. Była już dosyć głęboko, ale to nie miało znaczenia. Rozmiar czy ciężar nie jest istotny wobec ogromu Mocy. Ponownie pomyślał, że sięga i unosi pikę. Metalowy cylinder poszybował z powrotem na górę. Wystrzelił z ziejącego w podłodze otworu i zawisł nad nim. Hokk umysłem przyciągnął broń do siebie, tak jakby zrobił to ręką. Pika ruszyła w jego kierunku i wyhamowała ze zgrabnym klaśnięciem w jego szeroko otwartej, wyciągniętej przed siebie dłoni. Spojrzał z zadowoleniem na trzymany przedmiot. Udało się. Zakręcił bronią w powietrzu młynka, jednocześnie wstając. Wsunął pikę na swoje miejsce na plecach i rozejrzał się po pomieszczeniu.
- Dobra, to co następne? - powiedział do siebie ze zwyczajowym lekkim uśmiechem na swoim zielonym obliczu.
- Łap to! - krzyknął Dashade, rzucając w Hokka ciężkim stalowym kufrem. Nautolan nawet nie zdawał sobie sprawy, że Seki został z nim w kryjówce, a teraz musiał się ratować.

Poczucie humoru Sekiego doskonale uzupełniało jego zdolności bojowe, niestety w obu przypadkach brutalność była wspólnym mianownikiem. Hokk nie poczuł Dashade’a poprzez Moc, gdyż jego gatunek nie był jej częścią. Natomiast lecąca w kierunku Jedi durastalowa skrzynia zaburzała otaczającą tkankę Mocy niczym wrzucony do stawu głaz. Chwilowe zaskoczenie szczęśliwie ustąpiło zmysłom i refleksowi Jedi. Hokk odruchowo przyklęknął na jedno kolano i wystawił przed siebie w geście obronnym na wpół ugięte ramiona. Nie musiał nawet intensywnie się skupiać, gdyż instynktownie pomyślał, że łapie skrzynię w locie. Pojemnik nagle zatrzymał się w powietrzu tuż nad jego głową. Na twarzy Nautolanina malował sie nieskrywany wysiłek. Wstrzymany oddech pozwalał skoncentrować się na zadaniu. Skrzynia jednak lewitowała bezpiecznie kilkanaście centymetrów od jego rąk. Wyobraził sobie, że odstawia kontener na bok. Pojemnik powoli osunął się na ziemię i z głuchym, metalicznym trzaskiem osiadł na podłodze. Seki z rozdziawioną w szelmowskim uśmiechu paszczą przyklasnął swoimi wielkimi łapskami w wyrazie aprobaty. Hokk był nieco wzburzony popisem lekkomyślności kolegi, acz był w pewnym sensie wdzięczny Sekiemu, że poddał go tej próbie. Przynajmniej wiedział teraz, że w podobnej sytuacji zareaguje prawidłowo. Podszedł niespiesznym krokiem do najemnika. Stanął w lekkim rozkroku, wsparł dłonie na biodrach i z poważną miną spojrzał na szkaradną gębę Sekiego, który teraz również spoglądał na Jedi, zaintrygowany i lekko rozbawiony. Poważny wyraz twarzy Hokka rozwiał nagle zwyczajowy uśmiech. Klepnął przyjacielsko olbrzyma w ramię i po chwili niezręcznej ciszy obaj mężczyźni głośno zarechotali, a echo pomieszczenia potęgowało jeszcze efekt głupawki.

- Towarzyszyłem kiedyś Mistrzowi Jedi w jego podróżach po Zewnętrznych Rubieżach - podjął rozmowę Seki. Wyglądało na to, że Hokk uaktywnił w nim jakąś drzemiącą w środku spokojniejszą duszę, która wzięła górę nad tym brutalem.
- Potrafił unieść siłą woli cały frachtowiec YT. Obładowany po brzegi złomem Jawów. Kogoś takiego Seki już nigdy nie spotka - westchnął w zamyśleniu - chyba, że nie pozwolę cię zabić. Za kilkanaście lat może mu dorównasz. Ale jak się sam obronisz przed inkwizytorami?-

-Jedi nigdy nie jest sam - odparł Hokk. - Moc jest ze mną wszędzie tam, gdzie podążam. Jeśli taka jej wola, to uchroni mnie przed nieszczęściem. Jeśli jednak pisane mi zginąć w walce z siłami Imperium, niech i tak będzie. Zresztą nie jestem już sam. Barah i Bogg’dan to również Jedi, a Jedi trzymają sie razem jak… jak rodzina. Ty też jesteś z nami, “wielkoludzie”. - Uśmiechnął się szczerze do Dashade. - Nie posiadam wiele, by zapłacić za twoje wsparcie, tak jak Barah, ale zawsze możesz liczyć na moje umiejętności medyka i Jedi. W grupie chyba damy radę? - Spojrzał pytająco na Sekiego, jednocześnie wyciągając dłoń w geście uścisku.

- Oczywiście. Zostanę z wami. Już mnie znudziło to bycie płatnym mordercą - odparł niewinnie. - Chodźmy poszukać Bogg'dana.-

Hokk spojrzał głupawo na wyciągniętą dłoń, a potem na oddalające się plecy Dashade. Po raz drugi na tym księżycu zignorowano jego przyjacielski gest. - Czy oni tu wszyscy nie wiedzą, co znaczy wyciągnięta dłoń? - pomyślał bezradnie, a potem podreptał za potężną sylwetką najemnika.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 25-10-2018, 12:18   #78
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- Ja zawsze uważam - odparł zabrak. Powiedział Hastalowi, jak go może potem znaleźć i pożegnał się. Ruszył od razu do Lenteroota. Po drodze oczyścił w końcu rękawice z resztek organicznych.
Neimoidian przebywał w swoim biurze w pobliżu głównego wejścia do kolekcji Grakkusa. Na końcu korytarza przy pancernej bramie stało dwóch ciężko uzbrojonych Chissańskich wojowników, pełniących bardziej wartę honorową niż stanowiący faktyczną ochronę. Same drzwi wydawały się nie do spenetrowania, a w środku znajdował się jeszcze szereg automatycznych zabezpieczeń przed włamywaczami, o których niestety Rhail niedużo wiedział, poza tym że były zabójcze.
Po wkroczeniu do środka biura Rhail spotkał Lenteroota stojącego przy holomapie galaktyki. Na widok Zabraka odwrócił się.
- Wyglądasz okropnie, pobiłeś się z kimś? - Jego głos brzmiał strasznie monotonnie, jakby rzeczywiście w ogóle się tym nie przejmował.
Zabrak wzruszył ramionami i rzekł:
- Nie ma się czym przejmować, wszyscy nie żyją. - Mówiąc to, zerknął uważnie spod kaptura na rozmówcę. - Słyszałem, że jakiś interes z artefaktami jest. O co chodzi?
Neimoidian mlasnął parę razy.
- Otóż potrzebny mi ktoś, kto ma specjalny dar… przekonywania. - Lenteroot uśmiechnął się krzywo, wyłączając mapę. Wcisnął parę guzików na projektorze, a po chwili zamiast galaktyki pojawiła się projekcja osobnika rasy Nikto, z twarzą pełną zrogowaciałych płytek i przeraźliwie żółtą cerą, a po nim Fallena o łysej głowie, z pojedynczą długą kępką włosów na potylicy.
- Ten pierwszy to wojownik z areny. A przynajmniej był. Odniósł wiele sukcesów… głównie dzięki temu, że nie natknął się na Gerdarra… ale też dzięki temu, że posługiwał się specjalną bronią. Ostatnio zbadałem ją i okazało się, że to jakiś starożytny miecz, z wyglądu przypominający rytualną broń Sithów. Tych prawdziwych, czystej krwi Sithów z czasów jeszcze poprzedzających Starą, tfu, Republikę. - Neimoidian z każdym słowem zaczynał coraz bardziej się emocjonować. - Ale gdy zażądałem wydania mi tej broni, ten drugi osobnik, jego agent, Falleen, o imieniu Tarisun Kaan, wycofał go z walk u Grakkusa i teraz podobno toczy bójki gdzieś na nielegalnych podziemnych turniejach. Tarisun zaś znalazł sobie nowych gladiatorów i szkoli ich pod błogosławieństwem Redajja. Po godzinach zaś dorabia, jeżdżąc na walki z tym Niktem… I jego antycznym mieczem. Jest na pewno wykonany z jakiegoś stopu cortosis lub nawet czegoś lepszego. Jest w stanie rozciąć najgrubsze pancerze przeciwników. To niemal jak miecz świetlny. Musisz dorwać Tarisuna i dowiedzieć się, gdzie przebywa jego podopieczny. Ale to będzie bardzo ryzykowne, Redajj go chroni, a wraz z nim połowa gladiatorów. Nie chcę cię stracić, jesteś zbyt dobry w swym fachu. Nie powinieneś go zaczepiać tu na miejscu, tylko wyśledzić, jak opuszcza pałac. Teraz na pewno będzie na miejscu, za parę godzin zaczyna się Wielka Walka. Ponoć Gerdarr ma wreszcie dostać baty, więc na miejscu pojawi się prawdziwy tłum.
- Czy ma zniknąć po wszystkim?
- zapytał zabrak. - Czy wystarczy tylko miecz, a jego puścić wolno?
- Zależy mi tylko na mieczu. Na mnie nikt się nie odważy mścić, więc wszystko mi jedno, jak skończą. Jeśli uznasz, że lepiej będzie któregoś z nich zabić, to zrób to.
- Jeśli to wszystko, to biorę się do pracy.
- Zaczekaj, łap!
- Neimoidian rzucił wychodzącemu Zabrakowi coś w rodzaju gogli, lecz tylko jednej strony, zakładane za prawe ucho. Zabrak rozpoznał to urządzenie. Subtelne, ledwo widoczne szkiełko wyświetlało ruch z pomocą fotoreceptorów i elektroreceptorów, pozwalając na szybszą reakcję walczącego.
- Przyda się, dzięki - powiedział Rhail, wychodząc.

Wrócił do siebie i oczyścił rękawice, wykąpał się i zmienił ubranie. Ogarnąwszy się, ruszył do sali treningowej gladiatorów. Tam stając w progu i chłonąc atmosferę potu i krwi, rozglądał się za Gerdarrem.
 
Mike jest offline  
Stary 26-10-2018, 10:24   #79
 
Dark_Archon_'s Avatar
 
Reputacja: 1 Dark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłośćDark_Archon_ ma wspaniałą przyszłość
Pierwszy cel osiągnięty - dostać się do Pałacu. Teraz należało zdobyć zaufanie odpowiednich ludzi. Wymagało to czasu i cierpliwości, ale tego akurat Hastalowi nie brakowało. Miał odpowiednio silną motywację. Przy okazji miał też nadzjeję, że Alette uda się odczytać dość szybko ten datapad i nie zapomni się podzielić zawartymi w nim informacjami.
Razem z Zabrakiem i Catharką udał się na spotkanie z ludźmi Grakkusa. Val Randon - próbował przypomnieć sobie, czy gdzieś już nie spotkał się z tym nazwiskiem - okazał się być tak samo weteranem poprzedniej wielkiej wojny. Będzie musiał go kiedyś o ten fakt zapytać. W tej chwili jednak Mandalorianin został postawiony przed wyborem, jaką ścieżką pójdzie. Hastal nie wahał się, wybór był dość prosty. Choć kariera łowcy nagród była dla niego bardziej naturalna, to zbyt długo pozostawał na „emeryturze” i za bardzo wyszedł z wprawy.
- Co to za oddział? - zapytał więc.
- Szturmowy Oddział Interwencyjny - odparł z niemałą dumą Val. - Jesteśmy elitarną jednostką Grakkusa. Zajmujemy się obławami na przestępców, pacyfikacją buntów, ścigamy wrogów Grakkusa na Nar Shaddaa i Nal Hutta… Niegdyś zaś strzegliśmy też porządku w Pałacu, część z nas stanowiła gwardię Grakkusa. - Randon zmarkotniał nieco, mówiąc to. - Niestety od paru lat ciągle zmniejsza się nasze kompetencje i tworzy nowe formacje. - Teraz konspiracyjnie zniżył ton. - Niektórzy bali się, że staniemy się zbyt potężni… Prawda jest taka, że my dalej jesteśmy potężni i poradzimy sobie z każdym spiskiem… - Dowódca zamilkł nagle, jakby uświadomił sobie coś bardzo głupiego. - Znowu za dużo gadam. Słuchaj, sprawa wygląda tak: dołączasz do nas, robimy ci krótki test, najlepiej po Arenie, bo teraz przed walkami będzie za dużo zamieszania. Dostajesz pancerz z naszymi symbolami, który musisz nosić przez cały czas. Na dyżurze jesteś zawsze. Ostatnio jednak jest taki spokój w mieście, że poważne wezwania dostajemy średnio raz na dwa dni i nie wszystkich powołujemy. Ale kto wie, jak to będzie z tymi terrorystami Agika w najbliższym czasie. Poza tym wysyłamy patrole po dwóch, trzech żołnierzy na parę godzin, czasami przeprowadzamy śledztwa, chociaż wolimy oddać te sprawy Łowcom Nagród.
- Niech tak będzie - odpowiedział Mandalorianin. Cóż, wyglądało to na niemalże zwykłą, żołnierską robotę, jaką znał. Tyle że tutaj miałby raczej zdecydowanie mniej swobody, niźli przywykł. Do tego pancerz z emblematem jednoznacznie identyfikowałby jego powiązania z Huttem. Musiałby przy tym porzucić, przynajmniej na jakiś czas, klanowe barwy. Długo ich jednak nie używał. Wszystko to były małe poświęcenia, by znaleźć się bliżej całej świty Grakkusa. Cel uświęca środki.
- Mam się zameldować do ciebie po walkach?
- Arnuf zaprowadzi cię do twojej nowej kwatery i wybierze zbroję w odpowiednim rozmiarze. Oprowadzi cię po Pałacu, resztę zaczniemy, jak już wspomniałem, po walkach. - To powiedziawszy, uruchomił comlink i wezwał wymienionego Arnufa, który po niecałej minucie zjawił się w biurze. Był to pomarańczowoskóry Twi’lek, dobrze zbudowany, o masywnej sylwetce. Ubrany w bezrękawnik i proste spodnie, uzbrojony jedynie w pistolet blasterowy. Zaprowadził Hastala do kwater. Znajdowały się w miarę blisko, Mandalorianin dostał pokój na samym końcu korytarza, z oknem na zewnątrz Pałacu, skąd widział między innymi złomowisko, a z boku fabryki. Wyposażenie kwatery było standardowe: biurko z monitorem, krzesło, stolik, fotel i piętrowe łóżko. O współlokatorze nie było jednak mowy, zresztą pokój nie wyglądał na używany, więc raczej Hastal nie musiał się obawiać dzielenia swojej noclegowni.
Arnuf nie był zbyt rozmowny, ale nie wydawał się zły czy sfrustrowany tym, że musi oprowadzać nowicjusza. Zabrał teraz Hastala do zbrojowni. Po krótkiej przymiarce wybrali najodpowiedniejszy rozmiar.
- Broni na razie nie dostaniesz. Cięcia budżetowe - skomentował gburowato Twi’lek. - Zresztą twój karabin to prawdziwe cacuszko.
Arnuf pokazał Hastalowi tylko najbliższą okolicę, potem zabrał go do terminalu i pokazał mapę wnętrza, którą Mandalorianin mógł sobie zgrać. Znajdował się na środku północnej ściany. Kilka pięter nad nim, na samej górze, nieco bliżej centrum budynku swoją komnatę miał Grakkus. Kilka zaś ścian dalej, na parterze, znajdowała się jego sala tronowa, gdzie przeprowadzał audiencje. Stamtąd zaś w kierunku wschodnim wychodził na swą honorową lożę nad Areną. Hangary znajdowały się przy zachodniej ścianie, tam też mieszkali szmuglerzy i większość Łowców Nagród. Między innymi Rhail czy Alette. Mały hangar znajdował się też przy biurze Vala, skąd ich oddział wyruszał na błyskawiczne akcje.
- Jesteś spryciarzem, więc z tą mapą sobie poradzisz - rzucił mu na odchodnym Arnuf, ruszając wolnym krokiem do kwater. - Ja wracam do siebie.
Hastal kiwnął głową na pożegnanie. Na szczęście ten Twi’lek, podobnie jak on, nie był zbyt wylewny. Działaniem zdobywało się szacunek, nie gadaniną. Poza tym, mógłby zacząć zadawać niewygodne pytania. Odprowadził Arnufa jeszcze wzrokiem i spojrzał na zgraną mapę, analizując rozkład Pałacu. Zanim jednak pójdzie pozwiedzać, wrócił do swojej kwatery i rozejrzał się po pokoju. Nic nadzwyczajnego, standardowe koszary, poza podsłuchami, które zapewne gdzieś tu się czaiły. Odłożył i schował swoją dotychczasową ochronę. Poprawił na sobie nowy, uprzednio w pośpiechu założony pancerz. W końcu mógł poczuć na plecach ciężar czegoś porządnego. Swoją starą zbroję niestety dawno sprzedał, by mieć na życie i używki. Głównie używki. Powoli wracały wspomnienia i pamięć mięśni. Łowieckie gogle na szczęście dało się dopasować do hełmu. Niemalże wyglądał jak Mandalorianin, gdyby nie barwy oddziału Grakkusa. Trochę tego mu brakowało, lecz w tej chwili się to nie liczyło. Różne barwy w swoim życiu nosił i ten epizod niczego nie zmieni. Hełm na koniec przypiął do pasa, by nie ograniczał swobody.
Wyjrzał przez okno. To chyba było złomowisko, z którego wylecieli, a obok prawdopodobnie ta fabryka blasterów. Przymierzył się karabinem i rozejrzał przez lunetę po okolicy, próbując dostrzec coś ciekawego. Do walk na arenie zostało jeszcze parę godzin. Postanowił jednak nie marnować tego czasu. Mając do dyspozycji mapę, skierował się w rejon areny, przy okazji ucząc się rozkładu korytarzy. Wychodził z założenia, że kiedy zacznie się zamieszanie, lepiej, by był rozeznanym w terenie.
Hastal po krótkim spacerku dotarł w okolice Areny i zaczął kręcić się w najbliższym sąsiedztwie. Dzięki jego zbroi nikt nie zwracał na niego zbytnio uwagi. Mógł zajrzeć nawet do środka jednej z lóż na najwyższych poziomach. Arena robiła wrażenie, aż trudno było uwierzyć, że mieściła się w Pałacu. Jej średnica u podstawy, gdzie odbywały się igrzyska, wynosiła przynajmniej dwieście metrów, a na trybunach kilkadziesiąt rzędów siedzeń wzbijało się coraz wyżej, tworząc dookoła nieco eliptyczny pierścień. Mniej więcej pośrodku nich znajdowały się tunele ewakuacyjne dla gawiedzi. Około dziewięć na cały przybytek. Nieszczególnie dużo, jak na taki obiekt. Zapełnienie i opróżnienie trybun musiało zajmować sporo czasu. A wejść tutaj mogło na oko nawet dziesięć tysięcy osób.
Hastal przeszedł dalej, udał się do wschodniego skrzydła. Natrafił na sale treningowe i kwatery gladiatorów oraz całej ekipy odpowiedzialnej za organizację. Tutaj spotkał Rhaila, który z progu przyglądał się trenującym wojownikom.
 
Dark_Archon_ jest offline  
Stary 29-10-2018, 15:55   #80
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
- Witajcie! - oznajmiła Alette, gdy wkroczyła do kajuty zajmowanej przez przyjaciółkę i jakiegoś osobnika.
- Alette! - krzyknęła, właściwie niemalże pisnęła z radości Tina, widząc Cereankę. Rzuciła się jej na szyję i przytuliła. - W fabryce ponoć doszło do jakiejś awarii i dużo tam było zamieszania, ale zakazali komukolwiek się w to wtrącać. O rety - westchnęła Tina, widząc stan swojej przyjaciółki. Dziewczyna przyjrzała się twarzy Cereanki, Masz jakieś ślady wokół oczu i poparzenia. Dobrze się czujesz?
- Spokojnie! Ze mną jest w porządku, potrzebuję tylko trochę odpoczynku - uspokoiła Tinę Cereanka. Gdy się ta uspokoiła: - A co fabryki, to się okazało, że jest w niej wejście do tuneli, z których korzystają jacyś terroryści... ta awaria to tak naprawdę nasze walki z nimi. Był tam też Rhail, brał udział w wysadzeniu ich bunkra w powietrze.
Po zdaniu tej relacji Alette czekała na reakcję Tiny.
- Łał, to naprawdę krótka wersja wydarzeń. Cóż… więcej opowiesz mi później. Lenteroot szykuje dla nas ponoć jakąś misję w zewnętrznych rubieżach w następnym tygodniu. Nie mogę się doczekać, żeby wyrwać się z tej planety. Bałam się wychodzić ze statku sama, więc robiłam porządki. I znalazłam ciekawą rękojeść do miecza lub sztyletu. Wydaje się być bardzo wygodna, może sobie wymienisz? Jeszcze parę gratów odkurzyłam, może coś ci się spodoba.
- Świetnie, ale o misji i tych rzeczach porozmawiamy później - odparła Alette. - Ta walka z terrorystami jeszcze się nie skończyła... Dowiedzieliśmy się, że mają zaatakować Pałac po walkach na arenie i mają tu ludzi, a może i roboty... zdaje się w nocy walczyłyśmy właśnie z jednymi z nich.
- No dobrze… Zatem co zamierzasz?
- Przed walkami na arenie nic nie wskóramy... Pozostaje tylko spróbować wydobyć jak najwięcej informacji z tego co mamy i dobrze byłoby, żebym mogła się trochę tu przespać - zastanawiała się Cereanka. - Oprócz bitwy w fabryce i włamania do twojego statku słyszałaś o jakichś innych incydentach?
- Atmosfera była dosyć napięta po tym incydencie w fabryce, ale niczego konkretnego nie słyszałam. W końcu jestem tylko zwykłą szmuglerką.
- Hmm… - zadumała się Cereanka. - O innych włamaniach, a te nasze droidy ewidentnie poszły do ładowni i tam czegoś szukały... Tina, jak robiłaś tam porządki, zauważyłaś tam coś niezwykłego?
- Noo… Trochę się nam zebrało tych artefaktów… Nie wszystkie oddaliśmy Lenterootowi. Między innymi został twój starożytny miecz z tym dziwnym chwytem.
- Nie, to nie to! - żachnęła się Alette. - Gdyby nie szukali czegoś konkretnego, to by nie ryzykowali takiej wpadki... Powinniśmy się dobrać do ich banków pamięci. Chodźmy zabrać je do warsztatu! - zdecydowała w końcu.
Alette ruszyła do swojego pokładowego warsztatu i od razu zabrała się do roboty. Poszło jej znacznie lepiej, niż sądziła, ledwie parę minut wystarczyło, aby złamać zabezpieczenie, a potem nieco dłuższą chwilę, by znaleźć odpowiednie dane. Droidy otrzymały priorytetową misję zdobycia jakiegoś przedmiotu na statku Tiny, z trybem pełnej agresji w razie napotkania oporu. Alette wyświetliła obraz przedmiotu, jaki miały znaleźć. Na hologramie pojawiła się malutka piramidka ze ściętym czubkiem. Wyglądała dokładnie jak… holocron Sithów. Z tym że Alette nigdy takiego nie posiadała, a znała jedynie z dokumentów. Co ciekawsze, Alette doszła do wniosku, że to Lenteroot był właścicielem owych droidów, choć raport aktywności wskazywał, że od dawna nie były używane.
- Cholera! - warknęła Cereanka. - Wygląda na to, że Latenroot robi nam krecią robotę... - Jednak wzięła głęboki oddech i zmieniła temat: - Teraz nie mamy na to czasu. Zajmiemy się tym. - Wyjęła zaszyfrowany datapad i skopiowała po kawałku tekstu z miejsc, gdzie powinny się znajdować początki plików do swojego datapada, w którym zaczęła przeglądać dane wykradzione z centrali pod fabryką w poszukiwaniu kluczy, którymi możnaby odszyfrować skopiowane dane z zaszyfrowanego datapadu.
Cereanka tak gładko przeszła do następnego problemu, że nie zauważyła zakłopotania na twarzy Tiny i jej ogólnego podenerwowania.
- J-jasne, pomogę ci, ale… - urwała, odwracając wzrok. - Nieważne.
Alette odwróciła się do przyjaciółki. - C-co? - zapytała, uważnie obserwując Tinę.
- Alette, ja wiem, czego one szukały… - odparła Tina niemal ze łzami w oczach. - Ale nie wiedziałam, że to tak ważne… Chodź! Pokażę ci.
Tina zaprowadziła przyjaciółkę do swojej kajuty. Sięgnęła do jakiejś skrytki pod łóżkiem, jak przystało na szmuglerkę, i wyciągnęła to. Holocron Sithów. Krwistoczerwony, żarzący się w dłoniach Tiny jak rozgrzane węgliki. - Ja nie wiedziałam, że to coś ważnego… - Jej głos załamywał się od płaczu, uspokoiła się jednak, gdy mocniej zacisnęła dłonie na holocronie. Jej głos zmienił się w diaboliczny. - Ale to coś… sprawia, że czuję się lepiej, tylko o tym myśląc… gdy trzymam to w dłoni… czuję się silna… czuję pasję, jakiej nigdy w życiu nie czułam… Ale nie potrafię jej użyć - zakończyła bezradnie, upuszczając holocron, który bezgłośnie upadł na ziemię. Nie! Nie upadł, zatrzymał się o milimetry od podłoża i lewitował.
- Już dobrze! - Alette przytuliła Tinę, a następnie wzięła chustkę i owinęła nią holocron. - Przestań już o tym myśleć - pocieszała przyjaciółkę - ja już pomyślę, co zrobić z tym dalej. Teraz wróćmy do tych datapadów.
Gdy już ruszyły z powrotem do warsztatu, Cereanka postarała się na szybko przypomnieć sobie coś o dokumentach, które mówią o tym tajemniczym artefakcie.
Alette wiedziała tyle, że holocron można było nazwać swego rodzaju bazą danych, choć stworzoną nie z obiektywnych danych, lecz z przemyśleń i mądrości tworzącego go Sitha. Holocronu nie mógł stworzyć byle kto, potrzebna była do tego prawdziwa Moc. Z holocronu zaś można się było nauczyć przeróżnych rzeczy, poznać pewną filozofię życia, nauczyć się konkretnych rytuałów lub ruchów. Ale też nie mogła ich używać pierwsza lepsza osoba, lecz wieloletni adept Mocy.
Gdy przyjaciółki dotarły do warsztatu, Alette rzekła: - Jak będę miała wolny czas, postaram się zbadać, co to jest i co z tym zrobić... A, to teraz pora zająć się tymi datapadami.
Alette po parunastu minutach oględzin nie potrafiła wytropić żadnego klucza w szyfrze. Kompletnie nie zgadzał się z tym, którego używali terroryści. To wyglądało na coś znacznie trudniejszego. Stworzonego przez najlepszych specjalistów w galaktyce, z imperium lub jakiejś innej międzysystemowej. Jedyny pomysł, na jaki wpadła Cereanka, to zdobyć oprogramowanie łamiące, które na siłę zdobędzie klucz szyfru, ale z tym wiązało się ryzyko uszkodzenia danych i spore pieniądze. Nie wiadomo było, czy jest to tego warte. Alette zaś nie mogła się skupić, przed oczami wciąż miała żarzący się na czerwono holocron. Gdy się rozejrzała, dostrzegła Tinę skuloną pod ścianą, rękoma obejmującą kolana. Wciąż nie wyglądała najlepiej.
- Alette, co jeśli oni po to wrócą? I co to jest? Źle się czuję. Gdy rzuciłam to na ziemię, czułam, jakbym wyrzuciła cząstkę siebie.
Widok kulącej się Tiny napełnił ją strachem i smutkiem.
- Już spokojnie... - Cereanka przyklęknęła przy przyjaciółce, nakierowała jej twarz w swoją stronę i poprosiła: - Pozwól się zbadać.
Pierwsze co zrobiła Alette, to dotknęła jej czoła. Było rozpalone. Tina drżała z zimna. Cereanka naturalnie postanowiła położyć ją do łóżka i przykryć pierzyną. Dopiero później mogła myśleć o tym, co robić dalej. Jednak gdy poprowadziła ją korytarzem, Tina wyrwała się nagłym przypływem nadludzkiej siły.
- Nie! - krzyknęła, wskazując na swój pokój. - Tam nie.
Prawdopodobnie chodziło jej o holocron, który wciąż tam leżał. Tina dała się położyć dopiero w kajucie gościnnej. Alette odetchnęła z ulgą, gdy Tina się uspokoiła. Coś jej jednak nie pasowało. Gdy zamknęła oczy, wyczuła niedostrzegalne wcześniej drżenie. Aż jej ciarki po plecach przeszły, gdy poczuła aurę ciemnej mocy wokół swojej przyjaciółki. Zwykła medycyna mogła jej nie pomóc…
Gdy udało się ustabilizować Tinę, rzekła: - Zrobię coś na uspokojenie i gdy będziesz gotowa, wtedy porozmawiamy. Dobrze?
- Mhm… - mruknęła cicho, kiwnąwszy głową.
Alette poszła do kuchni, gdzie zrobiła dla siebie i Tiny herbatę z ziół uspokajających skołatane nerwy. Gdy napary były gotowe, wróciła z nimi do przyjaciółki i podzieliła się napojem. Zrobiwszy to, też zaczęła pić herbatę, cierpliwie czekając, aż Tina nawiąże rozmowę.
- Uważaj, gdy będziesz tego dotykać - powiedziała po dłuższym milczeniu. Wydawała się już w pełni uspokojona, choć zdążyła się przez ten czas porządnie spocić. - Nie daj mu się przekonać - dodała chwili, zawieszając spojrzenie na suficie.
- Zatem najlepiej go nie dotykać... dobrze, że zawinęłam go w chustkę... - Przemyślała tę sprawę, a później zapytała: - Teraz pozwolisz, że spróbuję ustalić, co to jest. Możesz opowiedzieć, jak ten holocron trafił w twoje posiadanie? - Powiedziawszy to, wyjęła z kieszeni swój datapad, aby móc znaleźć informacje związane z misją, przy której do tego doszło.
- To było jakieś pół roku temu. Nie pamiętam, na jakiej planecie... Ty z Rhailem przeszukiwaliście jakieś podziemne ruiny. Ja czekałam przy statku… nudziło mi się… poszłam na spacer. - Tina mówiła całkiem beznamiętnie, wciąż wpatrując się w sufit. - Znalazłam tę piramidkę pod drzewem, była cała brudna. Nie sądziłam, że to coś ważnego. A potem, gdy ją wyczyściłam, nie mogłam się od niej oderwać. Podejrzewałam, że to coś niedobrego, ale nie chciałam o tym mówić. Poza tym on… mi zabronił…
Alette odfiltrowała z listy misje z podanego okresu, podczas których przeszukiwała z Rhailem podziemne ruiny, a następnie zapytała: - Zakazał ci mówić? Holocron czy jakiś kosmita? - Duch z Holocronu - odparła głosem pełnym grozy.
- Jak wyglądał, brzmiał i co mówił? - drążyła dalej Alette.
Tina nie od razu odpowiedziała. Najpierw rozejrzała się po pokoju.
- Wygląda jak Mistrz Jedi. Taki jak w twoim albumie, który dostałaś od lokaja. Tylko że nosi maskę na twarzy i ma nasunięty kaptur. I jest przeźroczysty. Mówi niewiele i zawsze wolno, a jego głos brzmi trochę jakby mówił przez wiadro. Po prostu jak duch! Zabronił mi o nim mówić i kazał dobrze schować holocron. Kiedyś ktoś przybędzie po niego i się odpłaci za przechowanie go. Ale on zbyt często się nie pojawiał. Może z cztery razy, odkąd znalazłam tę… piramidkę. Poza tym, gdy ją trzymałam, to sama czułam... że z nikim nie powinnam się tym dzielić. Sterowała moimi emocjami. Teraz to zrozumiałam… Ten holocron działał jak narkotyk. Czułam się z nim lepiej. Ale kiedy się oddalałam, to traciłam nad sobą kontrolę... Nie wiem, skąd ktoś mógł się dowiedzieć o tym holocronie. Może… może mają jakieś ukryte kamery? Podsłuchy?
Alette otworzyła w datapadzie bazę danych o użytkownikach mocy, a następnie wprowadziła zapytanie wyszukujące na podstawie szczegółów, które wyłowiła z opisu Tiny. Tak wyszukane wyniki spróbowała skorelować ich historie z regionami, w których miały misje w interesującym okresie.
Pytanie o kamery trochę zirytowały Cereankę, ale udało się to przed przyjaciółką jakoś ukryć...
- Nasłuch, kamery? - zapytała się Alette. - Roboty poszłyby prosto do ciebie. Nie! Wszystko jest tu! - Pomachała znacząco datapadem. - W swojej bibliotece ma wiele wiedzy. Poskładał znalazł poszlaki i złożył je do kupy. Właśnie teraz próbujemy odtworzyć jego wyczyn... tylko od drugiej strony.
Baza danych po Lenteroocie nie była jednak szczególnie pomocna. Może gdyby chociaż znała miejsce znalezienia tego holocronu, ale Tina nie potrafiła sobie przypomnieć. Alette wpadła na pomysł, jak jej pomóc. Przyniosła swój raport, ponad 50 misji z ostatnich dwóch lat. Zaczęła od tych, które najbardziej pasowały czasowo i opowiadała Tinie, jak wyglądała planeta, którą odwiedzili i co tam robili. Może przez spojrzenia przyjaciółce się przypomni. Alette opisywała jej rdzennych mieszkańców trzynastej planety, gdy Tina podskoczyła na łóżku.
- Tak, ludzie-psy, Bothanie! To na ich planecie znalazłam ten Holocron. Teraz pamiętam… paru tubylców nieprzychylnie się wtedy do mnie odnosiło, nie podobało im się, że grzebiemy przy ich ruinach… Teraz myślę, że to mogli być jacyś strażnicy… - Zamyśliła się, wkrótce jednak pokręciła głową. - Nie… nie pozwoliliby mi tego zabrać…
Gdy już udało się namierzyć planetę Alette wysłała do bazy danych Latenroota kwerendę odwrotną do poprzedniej, czyli korelującą miejsca z historiami użytkowników, a następnie zgłębiła się do pamiętnika tej misji, starając się złapać trop.
Lista Jedi, którzy mogli się pojawić w ostatnim stuleciu, była przeogromna. Alette spędziła trochę czasu, żeby ustalić, którzy z nich przebywali tam dłużej, by mieli czas stworzyć holocron, jednak lista i tak była wciąż duża. A prawdopodobnie i tak miała spore braki. Lenteroot sam przyznał, że nie posiada informacji o przynajmniej dwóch trzecich wszystkich istotnych Użytkowników Mocy. O Sithach zaś Alette mogła posiłkować się informacjami z ogólnych historii lub biografii, które były bardzo skąpe i nie były zbyt dobrze skatalogowane i otagowane. Ale i z tym Alette sobie poradziła. Na szybko przeprogramowała wyszukiwarkę i udało jej się znaleźć dziesięciu Sithów, którzy w ciągu 1500-1000 lat przed powstaniem Imperium przebywali na Bothawui. Na tym jednak kończyło się jej odkrycie. Informacji o nich było bardzo mało, Alette mogła wykasować z rejestru tylko jednego Trandoszańskiego Sitha, który na pewno nie zgadzał się z opisem Tiny. O pozostałych Alette nie wiedziała nic poza imionami, reszty informacji musiałaby poszukać w porządniejszym archiwum.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.

Ostatnio edytowane przez archiwumX : 29-10-2018 o 16:02.
archiwumX jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172