22-07-2018, 17:38 | #1 |
Reputacja: 1 | [Star Wars] Na Łasce Huttów
Ostatnio edytowane przez Jacques69 : 22-07-2018 o 20:49. |
22-07-2018, 21:33 | #2 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Vetala : 22-07-2018 o 21:54. |
23-07-2018, 10:32 | #3 |
Reputacja: 1 | Młody zabrak był dobrze zbudowany, ale jednocześnie ruszał się z gracją drapieżnika. Na pierwszy rzut oka było widać, że problemy które go spotykały nie zostawały rozwiązane na drodze pertraktacji. Oczywiście dla oponentów bez znaczenia był fakt, że ów sposób rozwiązania nie sprawiał przyjemności Rhailowi. Mimo młodości, zdawał się być nieco sztywny. Może przez to, że zawsze był konkretny. Nie był mistrzem pogaduszek dla zabicia czasu. Nawet gdy pił w kantynie nie wyglądało to na relaks, a raczej zaplanowane i zrealizowane zadanie natury towarzyskiej. Pod luźnym płaszczem nijakiego koloru mogła się kryć w zasadzie każda broń, z wyjątkiem tych największych. Szerokie rękawy także zachęcały stać się domem dla niedużych blasterów. Pod płaszczem zazwyczaj nosił ciemne ubrania. Jedynym odstępstwem był pas z czerwonej skóry, na tyle zużyty był odgadnięcie gatunku zwierzęcia stało się niemożliwe. Skryte w rękawach dłonie osłaniały rękawice. Widząc zamieszanie przed wyjściem poczekał chwilę patrząc jak się to rozwinie, ale że nie zanosiło się na to, więc podszedł i się wtrącił: - Kapitanie, widzę że jesteś zajęty. Puścisz mnie do miasta? Mam spotkanie z pewną damą i jak się spóźnię spotka mnie to co ciebie teraz. |
23-07-2018, 19:40 | #4 |
Reputacja: 1 | Do komnaty wkroczyła drobna Cereanka, której sylwetka znamionowała jednak siłę. Siłę, która nabrała od dziecka pracując dla różnych kupców na swoim rodzimym świecie. Czego ona tam nie robiła... Ratowała nawet ładunki z rozbitych statków! Teraz ta siła pomaga jej przedostawać się w różne trudno dostępne... nadal polegała na tej umiejętności bardziej niż na umiejętności skradania, którą zaczęła ćwiczyć dopiero po przybyciu do tego podstępnego świata kipiącego od intryg intryg. Cereanka po zamknięciu drzwi energicznie odpięła pas, do którego był przytroczony sztylet molekularny, a następnie zawiesiła go na stojaku, który stał w rogu i wyjąwszy broń położyła ją na biurku stojącym przy oknie. Po rozbrojeniu się Alette niecierpliwie podeszła do toaletki, aby obmyć swoje dłonie i twarz. Gdy zakończyła z lustra patrzyła na nią spiczasta głowa, którą zwieńczały długie, wąskie loki, a z jasnej twarzy bacznie obserwały świat już trochę uspojone żółte oczy. Już od jakiegoś czasu chodziła podniecała wizja współpracy Suddotem Cratem Ordo, który jest najemnikiem z Mandolare. Oczywiście po sprawdziła go w bazie danych. To co tam zobaczyła sprawiło, że aż siadła z wrażenia… Informacji o Mandolarinem było podejrzenia mało, a i w tym co było znalazła się zastawiająca luka... odnośnik do rejestru o Damenie Till, który został przez kogoś skasowany. Zajmijmy się tym co Cereanka znalazła. Ordo pracuje dla Grakkusa dopiero od nie dawna, a już zaskarbił opinię nie lada wojownika między innymi rozwalając bandę piratów, z którymi ponoć miał jakieś porachunki. Dla kogoś takiego znajomości na arenie, np. czempionem Gerdarrem-Dowutinem, nie są niczym dziwnym. Dodatkowo dowiedziała się, że najemnik lata na pożyczonym od Grakkusa statkiem z swoim drugim pilotem Henderem. Z tego wszystkiego Alette szybko domyśliła się, że Ordo nie potrzebuje pomocy w zakresie mokrej roboty, choć potrafiłaby zdjąć mu z głowy jakiś kmiotów... pewnie chodzi o to z czym nie poradzi sobie brutalna siła, zatem chodzi o ingwiwilację. Jeszcze w czymś takim nie uczestniczyła i od tej pory zachodziła w głowę jak miałoby to wyglądać. Po skończeniu ablucji i zdjęciu efektownych, ale tanich błyskotek Alette udała się do garderoby, gdzie sprawnie pozbyła się krzykliwego stroju, który nosiła na zewnątrz tylko dlatego, żeby nie rozniosło się, że Grakkus skąpi czy coś w tym stylu, a na jego miejsce założyła skromną acz wygodną szatę. Po zrobieniu ze sobą porządku po imprezach, na które chodziła tak jak przyjaciółka głównie po to, aby trzymać rękę na pulsie Nar Shadaa, bo obie gustowały w innych rozrywkach... ukojenie nie przynosiły wielkie wieże z metalu, które świeciły się światłem krzykliwych neonów tylko spokój wsi i natury, a zabawniejsze od klubowych szaleństw zabawniejsze są prowincjonalne festyny, a szczególnie zawody sprawności wieśniaków. Biorąc to wszystko Cereanka doskonale wiedziała dlaczego, przyjaciółka czuła się jak niewolnica, swoją drogą ją, gdy zauważyła, że lista artefaktów do odzyskania zaczęła zdecydowanie się kurczyć, też ta sytuacja zaczęła też męczyć... a do tego doszły te plotki o przebranżowieniu szmuglerki na tancerki, aż paraliżowały. Mimo, że Tina to silna kobieta, Alette wiedziała, że przyjaciółka nie przeżyłaby długo wystawienia na żer zboczeńców. Jest ona na to zbyt niezależna! Sama Alette zastanawiała się to się stało, że wciągnęła przyjaciółkę i siebie w to bagno... Upadek Republiki zastał ją jako dorastającą dziewczynę, która wtedy była przewodnikiem dla różnych kupców, urzędników i tym podobnych, a także pośrednikami między nimi, a kilkoma grupami robotników, których zorganizowała w rodzimej dzielnicy slumsów... wzbogacenie oferty o obsługę przybyłych uciekinierów z teren ów zajętych przez Imperium, zwłaszcza, że dzięki wertowaniu ich rzeczy dowiadywała się o opuszczonych posiadłościach czy miejscach katastrof, które następnie czyściła. Właśnie wtedy jak sprzedawała Tinie, której była ulubionym dostawcą, kontrabandę została zauważona, przez obrotnego Tarla, Twi'leka, który był lokajem Shaila, Rycerza Jedi poległego w walce z Imperium, jak sprzedawała rzeczy z jego stron. Lokaj, postanowiwszy zarobić pokazał Aletcie zaszyfrowany datapad z informacjami o ukrytych artefaktach po martwym adepcie mocy i dał wstępny namiar na Grakkusa. I to był właśnie ten moment najpierw wkręciła siebie, a potem biedną Tinę! W imię czego? Ano chciała zostać słynną znalawczynią pozostałościach po zapomnianych mistrzach, a także zostać przynajmniej asystentką kolekcjonera, aby móc wykorzystać jego kolekcję do odnowienia świata zniszczonego po imperialnym butem… Absurdalne? Jeszcze jak! Mimo tej świadomości poszukiwaczka jakoś nie mogła się pozbyć tych marzeń, nawet gdy przestały spływać namiary od innych służących z obszarów okupowanych... Nadal zbierała jak naiwna każdy skrawek informacjach o artefaktach do datapadu od Tarla. Teraz tak wiernie zbierane dane dzięki notatce o aukcjach nagle nabierają znaczenia. Gdy w końcu poszukiwczka otrząsnęła w się końcu tego zamyślenia wzięła notatkę, datapadem od Tarla i zamknąwszy garderobę ruszyła do biurka przy, którym usiadła. Gdy wygodnie się rozsiadła otworzyła notatkę i bliżej się jej przyjrzała. Zobaczyła na niej krótką listę artefaktów i proponowane za nie ceny. Cereanka następnie wzięła datapad i zaczęła do niego przepisywać takie rzeczy jak Amulet Mistrza Zheoz i pradawny sztylet Sithów czy Maska kogoś zamazanym imieniu i ich ceny otwarcia i sprzedaży. Gdy skończyła przepisywanie schowała notatkę do jednej z szuflad i poczęła się zastanawiać co dalej… Najpierw powinien wrócić do tego baru i przypilnować czy nie przyuważy kolejną aukcję, następnie... do tego najlepiej się nada Rhail, trzeba z nim o tym pogadać przy najbliższej okazji. Następnie przydatne może się okazać przydatne kogoś do obsługi, o tym trzeba porozmawiać z Tarlem za pośrednictwem Tiny, ale teraz dla Aletty było za skomplikowane, aby o tym myśleć. Teraz wzrok poszukiwaczki padł na listę w datapadzie... Przecież gdzieś ich nazwa może wypłynąć! Jak nie teraz to wkrótce. Skoro Orflick wie jak do nich się dobrać niech się tym zajmie. Jednak, żeby mu pomóc wzięła datapad i zaczęła tworzyć nową bazę danych, do których zaczęła wpisywać poszczególne pozycje z listy i hasła, które powinne wykorzystywać na ich temat informacji z ostatniego czasu. Po ukończeniu tej listy przypomniała sobie, że artefakty mogą wymagać specjalnych warunków transportu albo przechowywania zatem utworzyła nowy zbiór danych, do którego wpisała różne hasła z dziedziny logistyki. Te zajęcia informatyczne zajęły Cereance parę godzin, zatem postanowiła, że pora się wyspać przed nowym zadaniem. Jednak, gdy po otwarciu przypadkowo spojrzała na notatkę zauważyła pozycję, którą z jakiegoś powodu pominęła. Była to jakaś mapa górnicza... co też może być cennym tropem, ale jeszcze nigdy się tym nie zajmowała i dlatego postanowiła odłożyć ten temat na póżniej, gdy będzie miała świeże siły, zatem odłożyła datapad na jego miejsce i zaczęła przygotawnia do snu.
__________________ Szukam tajemnic i sekretów. Ostatnio edytowane przez archiwumX : 24-07-2018 o 00:50. Powód: Poprawiłem imiona. |
24-07-2018, 00:19 | #5 |
Reputacja: 1 | - Chyba wiem, kim jesteś i domyślam się, czego szukasz w tym mieście szumowin…- Słowa ponownie rozbrzmiały w głowie Hokk’a, odbijając się po czaszce lekkim echem. Uprzednie uczucie niepokoju i zdumienia ustąpiło wprawdzie miejsca ciekawości, lecz nautolanin starał się zachować zimną krew i opanowanie. Czyżby próba szantażu? Imperium z pewnością byłoby zainteresowane obecnością jednego z niedobitków Jedi. Stojąca przed nim istota nie sprawiała wrażenia nieprzyjaźnie nastawionego imperialnego agenta, aczkolwiek, jak zdążył się boleśnie o tym przekonać w przeszłości, pozory mogą zmylić, nawet kogoś takiego jak Jedi. Nie był gotowy zaufać na tyle by się nawet przedstawić, a już na pewno wyjawić to kim jest. Intrygowało go jednak, skąd całkowicie obca istota ma rzekomo pojęcie o jego pochodzeniu i celu w jakim zdecydował się pozostać na Nar Shaddaa. Postanowił zagrać w tą grę, na swoich zasadach. - Chyba mnie z kimś mylisz kolego? Ale z chęcią posłucham co mi powiesz. Dawno nie miałem okazji do śmiechu. - dodał nieco zadziornym tonem. Polis Massanin wsparł ręce o biodra i rozluźnił się, by wyglądać naturalniej. Obok na głównej drodze przejeżdżał powoli Grakkusowy milicjant na speeder-bike’u. - Widziałem twój naszyjnik… - rozległo się w twojej głowie po chwili. Mimo twojej zaczepki głos wciąż był całkowicie poważny. - Wiem do czego służy ten kryształ i wiem, że ty też wiesz. Na pewno nie nosisz go przypadkiem, dla ozdoby.- Hokk zdębiał. Chłodny impuls paniki przeszył na chwilę jego świadomość, gdy przypomniał sobie, że istotnie, nosi na szyi kryształ, który wydobył ze swojego miecza. Niestety musiał pozbyć się broni, będącej wizytówką Zakonu. Wpadnięcie w łapy Imperium ze świetlnym mieczem za pazuchą, skończyłoby się dla niego fatalnie. Nie potrafił jednak po prostu wyrzucić kryształu. Wszystko inne można było zastąpić nowymi częściami. Kryształ był unikalny. Zestrojony z nim i Mocą. A teraz dyndał na jego szyi tak jakby szydził z lekkomyślności swojego właściciela. W którymś momencie musiał wysunąć się spod ubrań, bezczelnie obwieszczając każdemu kto znał jego znaczenie, kim potencjalnie może być noszący. Zwinnym ruchem wdusił, kamyk wraz z rzemieniem pod połę kamizelki absorpcyjnej. Czuł jak piekące uczucie zakłopotania rozlewa się czerwienią na jego obliczu. Szybko okiełznał emocje. Był dyplomatą i brał udział w niejednej negocjacji, choć po prawdzie, zawsze w obecności i pod przewodem swojego mistrza, będącego w tej kwestii znacznie bardziej wprawnym zawodnikiem. -Kamyk jak każdy inny, wprawdzie komuś może wydawać się ładny, ale to chyba nie powód żeby zaczepiać obcych na Nar Shaddaa? To zwykła rodzinna pamiątka. Kim tak w ogóle jesteś, kolego, że domniemasz wiedzieć o mnie więcej niż powinieneś? - - Nazywam się Bogg’dan - Poliss Massanin lekko się pokłonił, składając ręce przy brzuchu. - Wydaje mi się, że mamy wiele wspólnego. - Bogg’dan wyciągnął w twoją stronę swą chudą dłoń o podłużnych palcach - Czuję, że Moc jest w tobie silna… - wyszeptał, a ty poczułeś coś więcej poza jego głosem w swym umyśle. Jakby na moment postanowił zerknąć na ciebie od środka, ale bardzo szybko się wycofał, gdy napotkał twój opór. - Wybacz - powiedział po chwili, tym razem jednak nie w twoim umyśle, lecz przez wbudowany syntezator głosu, który wydawał nieco robotyczny dźwięk. - Nie chciałem cię wystraszyć. Ale teraz jestem pewny, że ty nie zbłądziłeś… - Nawet jeśli Polis Massanin był łowcą Jedi, Hokk zdawał sobie sprawę, że dalsze udawanie ignorancji nie ma sensu. Nawet jeśli dalej by zaprzeczał, jego rozmówca wiedział że dysponuje Mocą. Było za późno by czegokolwiek uniknąć. Mógł jedynie brnąć dalej i poznać intencje tajemniczego tubylca. Logicznie rzecz biorąc, mógł nieświadomego zagrożenia Jedi położyć od razu strzałem w plecy, lub powiadomić swoich przełożonych i spokojnie obserwować z ukrycia, zamiast się ujawniać i płoszyć “zdobycz”. Z drugiej strony mógł okazać się jednym z ocalałych Jedi. Możliwe, że byli też inni, a niepozorny jegomość, o trupio bladej i pozbawionej wyrazu twarzy, to po prostu ich emisariusz, werbujący kolejnych ocalałych do podziemia Jedi? Mężczyzna pozwolił sobie na chwile rozmarzenia, lecz szybko się otrząsnął. Tym razem chciał być przygotowany. Stanął lekko bokiem i przeniósł ciężar ciała na przednią nogę. Ukryta za jego sylwetką dłoń, dyskretnie zacisnęła się na metalowej powierzchni force pike’a, blado błyszczącej się w świetle neonów. Jeśli Moc zdecydowała, że jego koniec ma być tu i teraz to może pozwoli również na ostatni zryw? Może nie zginie jak zaszczuty wompszczur? Może dosięgnie swojego oprawcę nim błyskawice blastera rozerwą mu pierś? -Podałeś mi swoje imię, lecz nadal nie wiem kim jesteś? Jeśli z kolei twierdzisz, że wiesz kim jestem ja, to z pewnością rozumiesz mój brak serdeczności. Zatem skończmy tą grę. Jeśli masz mi coś do powiedzenia to mów, a jeśli jesteś tu po trofeum… to zapraszam, ale wiedz że nie zamierzam stać i czekać. Oby twój pierwszy strzał był celny, bo drugiego możesz już nie oddać. - Hokk miał nadzieje, że blef się opłaci, a przynajmniej zasieje ziarno niepewności w potencjalnym napastniku. Nie mógł być pewien, że zdąży cokolwiek zrobić nim pierwsze pociski go dosięgną. Nie mógł być również pewien tego czy Polis massanin jest sam, lecz w głębi duszy, ufał Mocy. - Wybacz za to podejście… ja po prostu nie sądziłem, że spotkam tu innego… Jedi… nie mam złych zamiarów. - Polis Massanin uniósł ręce w geście niewinności. - Musiałem się upewnić, że mam rację. Nie musisz się mnie obawiać. Ja też należałem do Zakonu… może pójdziemy porozmawiać w jakieś lepsze miejsce, chciałbym ci wszystko wytłumaczyć i lepiej cię poznać. Być może mamy ten sam cel. To co posiada w swej kolekcji Grakkus, kusi każdego. Nie znasz może jakiejś spokojnej knajpy? Sam rzadko zaglądam w takie miejsca. - Napięcie nieco zelżało i Hokk odpuścił bojową postawę. Przybysz sprawiał wrażenie uczciwego. W tej sytuacji, każda przyjazna istota, cenniejsza była od sterty kredytów. - To dla mnie... niezmiernie wspaniała nowina. Myślałem już że jestem ostatnim… myślałem, że do tej pory wszystkich już wyłapano. Miejsce, tak… miejsce - Hokk w przypływie euforii odrobię plątał się w myślach. Nie cierpiał gdy ta cecha się ujawniała lecz w tej chwili był zbyt pochłonięty radością by czuć zawstydzenie okazaną słabością. -Znam miejsce! Znaczy, znam ustronny przybytek gdzie można spokojnie rozmawiać! - Był szczęśliwy i zarówno zakłopotany szczeniackim zachowaniem, niegodnym Jedi. Nic na to nie mógł poradzić. Zawsze był pogodny i nieco niepoważny, za co często zbierał rugi od swojego mentora. -Chodźmy! - wskazał skinieniem kierunek i ruszył. -Knajpa zwie się “Stryczek”. To całkiem niedaleko! - dodał Hokk wymachując ręką w stronę sporego skrzyżowania, pełnego wszelkiej maści tłuszczy, przewalającej się po nigdy niezasypiającym globalnym mieście. Polis Massanin rozejrzał się jeszcze wokół, po czym podreptał z lekkim niedowierzaniem za dziarsko maszerującym nautolaninem.
__________________ "You have to climb the statue of the demon to be closer to God." Ostatnio edytowane przez katai : 02-08-2018 o 10:03. |
26-07-2018, 00:33 | #6 |
Reputacja: 1 | Lyssa przewijała się w tych stronach czasami i pewnie nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby właśnie nie jej niecodzienny wygląd. Samo to że Catharka, wzbudziłoby uwagę gdyż rasa ta nieczęsto była widziana poza swoją planetą. Te humanoidalne istoty, przypominające mieszankę kota z człowiekiem znane były ze swego temperamentu i ostrych pazurów. Poza rodzinną planetą żyły raczej jednak w klatkach, a do zdominowania galaktyki niczym ludzie, było im daleko. Ta tutaj, wyglądała jeszcze dziwniej. Lyssa nie miała futra na twarzy, która wyglądała niemal jak ludzka. Nie było jej też na ramionach. Jej dość blady kolor skóry także był sprzeczny ze standardami rasy gdzie dominował bardziej złotawy odcień, o jaśniejszych lub ciemniejszych tonach. Śnieżnobiałe włosy miała krótko ścięte, a zza nich wystawały sympatyczne kocie, ciemne uszy. Wyginały się one w różnych kątach, zbierając uważnie dźwięki otoczenia. Dłonie dziewczyny zakończone były dość długimi, zadbanymi pazurami, które nie wiadomo czy potrafiły się chować jak u kota, czy też były takie na stałe. Szpony nie wyglądały na zabawkę do zaczepki i sprawiały wrażenie potrafiących sprawić ból, gdyby tylko wbiły się dość w skórę. Gdzie Catharka nie poszła najbardziej jednak zwracał na siebie uwagę długi, futrzasty ogon, który ciągnął się za nią aż do ziemi i tam lekko podwijał. Nigdy nie trwał długo w bezruchu, kręcąc na boki niespokojnie, zależnie od emocji jakie ogarniały kobietę. Tym razem był aż nadto nieruchomy, lekko nastroszony i co jakiś czas jakby z irytacją uderzał sobie o ziemię, zawijając się na końcu. Kolor futra na ogonie był ten sam co jej uszu, błądząc pomiędzy metaliczną szarością i granatem. Wysoka na jakiś metr siedemdziesiąt kobieta ubrana była w skórzane spodnie i kamizelkę, które wydawały się dobrze na nią skrojone. Ogólnie jej figura była bardzo smukła i zgrabna, niczym u osy, a do tego lekko wysportowana. Kobietę otaczał też delikatny zapach perfum na bazie egzotycznych owoców z Kashyyyk, markowej firmy Layve. Przez ramię, na solidnym pasie, przewieszony miała karabin blasterowy E-11 do którego była chyba tak przyzwyczajona że zdawała się w ogóle go nie zauważać. Gdzieniegdzie przez jasną skórę przebiegały ciemniejsze pręgi, a teraz najbardziej widoczne były na policzkach. Rysy twarzy miała wyraźne, ostre i nieco dzikie jak można było się spodziewać po jej rasie. Wyraziste, wiśniowej barwy, prawie czerwone tęczówki jej dużych oczu biły siłą charakteru, a jednak wciąż w jej sposobie poruszania się dało się wyczuć jakąś kobiecą nieśmiałość. - Farssin, nie bądź taki. - Prosiła. - Przecież nie ucieknę.. Muszę wyjść, kupić kilka drobiazgów które są kobiecie NIEZBĘDNE do funkcjonowania. Jak już miałam przepustkę to musiałam się troszkę wyszaleć i zapomniałam. Proszę.. proszę? Proszę? - Robiła najsłodsze oczy jakie tylko mogła i chociaż mężczyzna i ona oboje zdawali sobie sprawę z jej próby wyłudzenia na nim zmiany zdania, to i tak często działało. A nawet jeśli nie, to mógł albo się zgodzić albo słuchać cały dzień jej jęczenia nad uchem. Taktyka zazwyczaj się sprawdzała. - Mogę Ci po drodze coś kupić.. tytoń? Coś innego? Przyprowadzić panienkę? - Uśmiechnęła się lisio, starając się być miła. Ferssin rozejrzał się dookoła. Może, ale tylko może! gdyby był nią sam na sam, uległby tym maślanym oczkom. Kapitan był jednak nieugięty w kwestii przestrzegania reguł, zwłaszcza w otoczeniu swoich przełożonych oraz innych postronnych osób. Dobrze pamiętał, że jej limit przepustek wynosi jeden dzień w tygodniu. Saer musiał więc zapomnieć przekazać o jego zwiększeniu… albo catharkę oszukał. Obok stały jeszcze trzy postronne osoby, w tym jeden strażnik i zabrak który.. Widząc zamieszanie przed wyjściem poczekał chwilę patrząc jak się to rozwinie, ale że nie zanosiło się na to, więc podszedł i się wtrącił: - Kapitanie, widzę że jesteś zajęty. Puścisz mnie do miasta? Mam spotkanie z pewną damą i jak się spóźnię spotka mnie to co ciebie teraz. - Dobra, Rhail, a tak naprawdę? - Ferssin podejrzliwie zmrużył oczy. - Słuchaj, nie wiem, co z tą paniusią zrobić, bardzo jej zależy, żeby stąd wyjść, może weźmiesz ją na spacer, co? Chciałbym mieć spokój na koniec zmiany... Zabrak nie skomentował pierwszego pytania. Po co kłamać niepotrzebnie. Obejrzał kłótliwą laskę z góry na dół i zapytał: - Będziesz taka kłótliwa cały czas? I gdzie ci tak pilno? - dorzucenie tekstu o wyprowadzeniu kotka na spacer uważał za obarczone zbyt wielkim ryzykiem. Chociaż Catharka zdała się wyraźnie zaskoczona obrotem spraw, to nie wyglądał on tak źle. Nawet jeśli owy Rahil, którego nie znała nie zgodziłby się na prośbę Ferssina, to wiedziała już że jej męczenie go jest skuteczne. Duże oczy Lyssy powiodły od jednego do drugiego mężczyzny szybko, a palcami lewej dłoni przeciągnęła po kocim uchu w krótkim zamyśleniu. - Oczywiście że nie. - Stwierdziła niemal od razu, dotykając piersi jakby ta opinia raniła jej serce. - Nie śmiem Ci przeszkadzać.. Chcę tylko zrobić trochę zakupów. Spojrzała niewinnie, ale nie kpiąco i uniosła ramiona, a nawet się ładnie uśmiechnęła do zabraka, bo przecież od niego wszystko teraz zależało. - Rhail? - Ferssin spojrzał na Zabraka zmęczonym wzrokiem. Nawet takiego nadgorliwca czasami dopadało zmęczenie. - Będziesz jej pilnował? Tylko jej nie zgub, bo będziesz miał kłopoty. - Jakie kłopoty? Niespecjalnie mi zależy na kłopotach. - mężczyzna nie palił się do narażania karku. Był zbyt blisko celu by nagle stracić to co wypracował. - Możesz zaręczyć, że nie będzie chciała uciekać? - spytał kapitana. .
__________________ In the misty morning, on the edge of time We've lost the rising sun Ostatnio edytowane przez Kata : 26-07-2018 o 00:37. |
26-07-2018, 16:19 | #7 |
Reputacja: 1 | Weteran westchnął ciężko. Przebył tyle lat świetlnych, aby znaleźć się tak blisko czegoś, o czym przez lata starał się zapomnieć. Pierwszej wskazówki do rozwiązania mrocznej zagadki sprzed lat. Gdzieś w tym pałacu powinna się ukrywać, trzeba było tylko się do niej zbliżbyć. I w takiej właśnie chwili musiał trafić na barierę w postaci tego młokosa przed nim, który nie chciał wpuścić go do środka. Błąkał się po tej okolicy od wczoraj i trochę zaczynało dopadać go zmęczenie. Fakt, był już kiedyś na Nar Shaddaa, lecz dawno temu, w innym życiu, i zupełnie nie pamiętał tych okolic. Cóż, widocznie będzie musiał poczekać, cierpliwości wciąż mu nie brakowało. Postanowił jednak spróbować szczęścia. - Gdybym był takim pistolecikiem, jak większość z was tutaj, pewnie grzecznie bym poczekał do jutra -rzekł chłodno, acz spokojnie do strażnika, patrząc mu prosto w oczy. - Wojowałem już, kiedyście jeszcze pewnie nie nauczyli się chodzić. Powiedz mi, ilu z was pamięta czasy Wojen Klonów? W przeciwnym razie wskaż mi chociaż, gdzie mógłbym się zatrzymać. Hastal odrobił pracę domową i kilku rzeczy dowiedział się o tutejszym mafijnym bossie. Hutta interesował temat Wojen Klonów i Jedi, a jego zainteresowaniami bardzo interesowały się także inne siły. Postanowił więc zagrać tym faktem. Nie liczył jednak wielce na to, że nagle zostanie wpuszczony, ale powiedział to na tyle głośno, aby zostać usłyszanym przez tę osobliwą parę przy drugim strażniku, którą kątem oka obserwował już jakiś czas. Czerwonoskóry Zabrak wyglądał na miejscowego, o w miarę wyrobionej pozycji. Być może mógłby go więc wykorzystać... Kocie ucho wygięło się w bok, zbierając oburzenie Hastala i skłoniło na moment dziewczynę, by zerknąć na obcego. Sytuacja jednak paliła naprzeciw i lekko naburmuszona Catharka założyła ręce na siebie. - Czy wyście obaj powariowali? Czy ja wyglądam na skończoną idiotkę? Gdzie niby i po co miałabym uciekać? Myślicie, że gdybym chciała dać nogę to różnicę robiłoby to, czy zrobię to teraz, czy za kilka dni? Nie mam zamiaru podpadać Grakkusowi. Ogon Catharki falował niczym litera "s", a gestykulując dłonią jakoś mimowolnie nastroszyła pazury. Czasem wydawało jej się, że faceci potrafili wytworzyć problem z niczego tylko po to, by czynić swoje życie bardziej skomplikowanym. - Gdybyś coś ukradła i teraz śpieszyła się zanim ktoś się połapie, a w porcie czekał by statek gotowy do odlotu, to miałoby sens -powiedział Rhail. - Zatem Olyo będzie miał robotę - westchnął Ferssin, choć widocznie nie wierzył, że może to być prawdą.. - A ten przybysz? - Kapitan wskazał na doświadczonego wojnami Mandalorianina. - Pokażesz mu przy okazji, gdzie może poczekać do rana? I tak już ci wiszę kolejkę za Lyssę, więc co mi tam, postawię ci dwie… - Dobra, jak spróbuje uciec to ją po prostu zabije - westchnął Zabrak - Ty, weteran. Chodź, pokaże ci jakąś norę, przetrzymasz tam do jutra. A ty mała też mi wisisz przysługę. I nie, nie chodzi o sex. Dasz mi to, co masz ale o tym nie wiesz… - zawiesił na chwilę głos - To żart, taki zabracki folklor. Słysząc te słowa, dziewczyna o mało nie wybuchłaby śmiechem, ale na szczęście umiała się powstrzymać. Co prawda nie wiedziała, kim Rhail jest dla Grakkusa, ale on chyba najwyraźniej także nie wiedział kim ona jest, gospodarując jej życiem z taką łatwością. Przyjęła jednak tę uległą rolę grzecznie, wiedząc że w tej chwili jest ona jej na rękę i nie skomentowała, choć słowa same się na język pchały. - Nie jestem jedną ze szmat Grakkusa.. - Syknęła pod nosem, oburzona że ktoś mógł tak pomyśleć. Oparła dłonie na biodrach i wpatrywała zmieszana, bo chyba nie zrozumiała jego żartu. - Więcej szacunku dla tych, które miały mniej szczęścia niż ty - mruknął Zabrak ni to do siebie, ni to do dziewczyny.- Dobra, idziemy. W oczach Catharki można było dostrzec drobny błysk, gdy do tego ukazała mimowolnie kiełki. Wiele samokontroli wymagało od niej trzymanie swojego pyskatego języka za zębami dziś. Skinęła tylko głową, zgadzając się z częścią, że trzeba iść i spojrzała na Mandalorianina, bo najwyraźniej miał do nich dołączyć. Czy mógł przeszkodzić jej w planach? Starszy, będący blisko czterdziestki człowiek rzeczywiście zdawał się wyglądać na weterana niejednej bitwy. Co więcej, na Mandalorianina, choć niewiele tak naprawdę na to wskazywało. Brakowało mu charakterystycznego dla nich pancerza. Przez plecy przewieszony miał myśliwski blaster. Mało kto jednak w tej profesji dożywa jego wieku, więc coś musiało być na rzeczy. Spostrzegawcze oko mogło wszakże, na jednym z ramion jego płaszcza, dostrzec ledwie widoczny wizerunek czaszki mythosaura. Twarz tegoż żołnierza wyglądała na zmęczoną trudami życia, a oczy na puste, choć dostrzec można było w nich silną determinację. Zdobiły ją krótkie, czarne włosy oraz kilkudniowy zarost, próbujący przykryć kilka zmarszczek i blizn. Kiedy strażnik zaproponował przewodnika, spojrzał błyskawicznie na Zabraka, jakby próbował go przeszyć wzrokiem na wylot i ocenić. A przynajmniej tak mogło się przez chwilę zdawać. Przeniósł następnie wzrok na Catharkę, która wcześniej wydawała się nieistotna, i wsłuchał się w ich przekomarzania. Kocica wyraźnie chciała pójść swoimi kocimi drogami. - Jeśli nie będzie to problemem. - Zwrócił się do Zabraka - Pokaż mi tę “norę”. Skierował następnie swe kroki za nowymi towarzyszami. Skrzywił się trochę na myśl o “norze”, do której zaraz miał trafić, ale chyba będzie musiał się przyzwyczaić do mniej “cywilizowanych” uwarunkowań Księżyca Przemytników, niż do tej pory był przywyknięty. - Jesteście miejscowi? - spróbował zagaić rozmowę, kiedy już kawałek się oddalili. Ostatnio edytowane przez Dark_Archon_ : 26-07-2018 o 16:25. |
26-07-2018, 21:33 | #8 |
Reputacja: 1 | - Z grubsza - odpał zabrak - jestem Rhail, jak ciebie nazywać? Mam propozycję darmowej pracy. Może dzięki temu zaplusujesz u mojego szefa, a może nie. Włóczysz się z nami i pomożesz pilnować by Lyssa wróciła na kwaterę? W zamian postawię ci drinka i odpowiem na pytania o ile nie będą zahaczały o bezpieczeństwo. Catharka z miejsca fuknęła, nie wierząc w to co słyszy. Wcześniej miała nadzieję że Rhail mówi tak tylko przy strażniku, starając się zrobić wrażenie. Wychodziło na to że mylnie go oceniła. - Hejże! - Uniosła się z buntem w głosie i “pokazała pazur” w porównaniu do tego jak miła starała się być jeszcze chwilę temu. - Koniec tego przedstawienia! Nie jestem waszą własnością i umiem o siebie zadbać. Nie potrzeba mi niańki która będzie za mną łazić, o którą będę się potykać, ani kolejnych pięciu osób które będą sobie mnie przekazywać. Zrobię swoje zakupy i możemy spotkać się w pałacu, albo na mieście. Twój wybór Rhail i pamiętaj, że nie odpowiadam przed Tobą, a to że dałeś się wrobić w prośbę Ferssina to tylko Twój problem i wasze łamanie rozkazów. Dajcie mi spokój i nie plątajcie się pod nogami. Lyssa wyładowała na zabraka trochę złości, która zebrała się w niej podczas tej rozmowy, czując się traktowana jak jakieś popychadło. Mandalorianin nie był w sumie niczemu winien, ale znalazł się tu i teraz, i musiał usłyszeć cały ten jej wybuch. Ostatecznie catharka postarała się ochłonąć i być grzeczna więc wyraźnie złagodniała. - Skończmy z tą całą manią ucieczki, nawet gdybym odleciała z planety to jest cholerny kartel i dorwą mnie tylko po to by zrobić przykład dla innych. Grakkus za wiele za mnie zapłacił by.. - zmieszana ugryzła się w język bo powiedziała w sumie więcej niż chciała. Machnęła tylko ręką dając spokój z kontynuowaniem tego zdania. - Nawet jakby cię złapali i zrobili przykład to ja oberwę bo cie nie dopilnowałem - odparł spokojnie zabrak - mam swoje plany i w nich jest pięcie się po szczeblach kariery. Idziemy razem, albo wracasz do domu. Tym bardziej, że Grakkus wiele zapłacił. Szkoda by było być odpowiedzialnym za stratę inwestycji. Nie zamierzam być złośliwy czy wkurzający bardziej niż będę musiał. Idziemy czy wracasz? - Skoro Ci to nie na rękę, po co się zgodziłeś? - Zapytała retorycznie i zmrużyła oczy zatrzymując się i nerwowo podwijając ogon. -Myślisz że mnie zmusisz? Jestem egzekutorką i zabijam ludzi na polecenie. Nie szukam z Tobą kłopotów, ale Ty sam je tworzysz wymyślając najgorsze możliwe scenariusze. - Po minie dziewczyny widać było że gdzieś w tej rozmowie musiał nadepnąć jej na odcisk, ale nie zamierzała pozwolić mu być jej nowym “Panem”. [i]- Czy to źle mieć przysługę u kapitana?[i/] - odparł Rhail - To pomaga w robieniu kariery. A to, że jesteś egzekutorką nie czyni cię wyjątkową. Nie chcę z tobą walczyć, ale jeśli będę musiał nie będzie taryfy ulgowej. Co ci nie pasuje w tym, że cię popilnuje? Planujesz jakiś przekręt? Jedna z dłoni dziewczyny sięgnęła do kieszeni na pasie i tam zamarła, ściskając coś. Poza tym jednak nie zrobiła nic więcej, nastroszona jakby rzeczywiście miała zaraz walczyć z zabrakiem. - Może nie czyni wyjątkową, ale sprawia że równie dobrze to Ty możesz skończyć swoją karierę równie nagle, jak mnie dziś poznałeś. Masz w sobie za dużo pewności siebie, szczególnie wobec osób o których nic nie wiesz. Może ja nie mam nic do stracenia? - jej warga drgnęła nerwowo. - MOŻE NIE PASUJE MI TO ŻE CIĄGLE KTOŚ MNIE PILNUJE!? - Krzyknęła wręcz na Rhaila, po czym zacisnęła zęby i dodała cicho. - Dobrze, zrobimy po Twojemu.... - Złościsz się na mnie, bo dałem ci wybór? Możesz iść ze mną, możesz zostać. Czy to takie złe? - odparł zabrak nie zrażony wybuchem. - Chodźmy już… - Odparła siląc się by pozostać spokojną i nie udzieliła odpowiedzi. Wyglądała na obrażoną, a rękę dalej trzymała w kieszeni nie przejmując się tym co on sobie o tym myśli. - Skoro tak bardzo chcesz mnie pilnować to zapraszam do sklepu z ubraniami, na początek ,La Tuso’. Jak na wcześniejsze wybuchy poddała się zbyt łatwo jak na gust zabraka. - Prowadź - rzekł krótko. Mandalorianin już prawie wyciągał rękę do Zabraka, kiedy Catharka wybuchła. Delikatnie, mimochodem, odsunął się od nich o krok, nie chcąc brać udziału w tej awanturze i tym, co mogło z niej wyniknąć. Dopiero co tu przyleciał i wolał unikać kłopotów, przynajmniej na razie. Obserwował jednak tę dwójkę uważnie. Ciekawe rzeczy można było wywnioskować z tego co mówili oraz z ich postawy… - Niczym stare dobre małżeństwo… - skwitował i zamyślił się chwilę. - Chciałbym tylko przypomnieć, że jesteśmy w przestrzeni Huttów, a oni zawsze pilnują swoich interesów. Wydaje mi się, że dla naszego wspólnego dobra lepiej by było, gdybyśmy wrócili we trójkę. - Podsumował weteran i dodał - Jeśli skończyliście… Jestem Hastal Skirata. Ty jesteś Lyssa, tak? - zwrócił się do Catharki, po czym spojrzał na Zabraka - Myślę, że nie ucieknie - a przynajmniej nie na długo, dodał sobie w myślach. Z jego tonu i spojrzenia można było wyczytać niezwykłą pewność co do tej deklaracji. - Szukam „ciekawej” roboty. O ile dobrze słyszałem, czym interesuje się wasz pracodawca, to wydaje mi się, że dobrze trafiłem. Mógłbym sobie przypomnieć stare dobre czasy… - Pierwszy raz ją na oczy widzę - powiedział zabrak - Nie jest tajemnicą, że Grakkus zbiera artefakty z czasów wojen klonów. Jeśli masz jakieś… wspomnienia o tym to myślę, że doceni twoje wspominki. - O, i to jest rozsądny człowiek. - Lyssa wskazała otwartą dłonią na Mandalorianina. - Lyssa Fae’vell. Też widzę tego zabraka pierwszy raz na oczy. Kocia dziewczyna posłała lekko drażliwe spojrzenie Rhailowi. - Możemy najpierw przejść się z Hastalem, szkoda marnować jego czasu na moje potrzeby. - Myślę, że chętnie nam potowarzyszy. Przy okazji popyta, obejrzy okolicę. |
27-07-2018, 17:01 | #9 |
Reputacja: 1 | Te miernoty znowu przyszły podziwiać potęgę. Jak inaczej można było nazwać te wychodzone stwory. Szczególnie tych rodian przypominających robaki do zmiażdżenia pod butem. Większość z nich nawet nie uniosłaby jego broni o jakiejkolwiek walce nie wspominając. Żałosne, słabe istoty. Ale niczym wszystkie słabe istoty dążyły do silnych, aby żyć w ich cieniu, bo przy silnych byli chronieni, bo przy silnych mogli przetrwać. Oddawali mu cześć, należną mu oczywiście. W końcu był czempionem. Należała mu się. A im niczym wiernym wyznawcom należało się trochę uwagi. W końcu jego chwała musiała trafiać też do innych, a nic tak tego nie zapewniało jak zadowoleni maluczcy. Cieszył się z uwielbienia i rzucał im ochłapy. Tu pomachał od niechcenia ręką, tu odburknął jakieś komentarze, tu się z kimś przywitał, tam rzucił jednym zbyt nachalnym fanem w tłum co wywołało aplauz. Standardowo. Ale byli męczący. A on potrzebował odpocząć. Dlatego wszedł do zamkniętej części pałacu pozwalając strażnikom zatrzymać tłum. Teraz tylko do pokoju i się zdrzemnąć… Ale nie… No bo skąd. Musiał się przypałętać ślepak. Chłopak na posyłki, bo do niczego innego się już pewnie nie nadawał. No chyba że był czyjąś dziwką. No w sumie to był dziwką na zawołanie Redajja. Nie chciało mu się teraz iść do Zygerrianina, ale może akurat miał coś ciekawego. Jakieś wyzwanie, które byłoby godne chwały. Tak… może coś ciekawego z tego wyjdzie. Dowutin poczłapał więc przez pałac. Cholernie duży pałac. I jeszcze windy były do bani. Ale po drodze można było zgarnąć coś do picia. W pierwszej kantynie Dowutin wziął zimną butelkę lekkiego alkoholu i sukcesywnie opróżniał ją w trakcie marszu. Jakiś podrzędny oficer zauważył go w tych bardziej oficjalnych rejonach i po jego twarzy można było odczytać, że nie podoba mu się, że wielkolud idzie i żłopie po drodze. Dowutin podniósł butelkę i ostentacyjnie pociągnął łyka. Nie zatrzymywał się tylko szedł dalej rechocząc. Mijając sale treningowe patrzył czy był tam ktoś godny uwagi i wyśmiewał tych najbardziej fajtłapowatych. W końcu doszedł do komnaty Zygarrianina. Butelka wzięta z kantyny była już pusta, więc rzucił ją w kąt i wszedł do środka. Jak tylko przestąpił próg bąbelki dały znać, że chcą zostać uwolnione. Pomieszczenie wypełnione więc zostały donośnym beknięciem, po którym Dowutin mlasnął ze smakiem. - Masz coś dla mnie? - Zapytał wprost Redajja wbijając mu do biura. Kiedy Dowutin wkroczył do środka od razu spostrzegł iż coś jest nie tak. Przestronna komnata Redajja wypełniona była różnego rodzaju wojakami. Paru gladiatorów, paru żołnierzy. Zygerrian zawsze trzymał przy sobie kilku gwardzistów dla bezpieczeństwa, ale na twoją wizytę stanowczo przesadził. Cóż, twoja sława cię wyprzedzała. Wszyscy skupili na tobie swoją uwagę. - Gerdarr, przyjacielu - rzekł Zygerrian głosem w pełni podszytym cynizmem. - cieszę się, żeś zdrów. Jednak do rzeczy. Powiem wprost. Mam dla ciebie ofertę nie do odrzucenia… widzisz…. Wszyscy lubią twoje walki, kochają jak zwyciężasz. I tu tkwi problem. Nigdy, nigdy nie przegrywasz - Zygerrian wypowiedział te słowa, jakby naprawdę bardzo go to bolało. - Grakkus również lubi twoje walki, ale lubi też pieniądze. Tak się jednak składa, że ty przestałeś przynosić zyski. Tracimy na zakładach z tobą od dziesięciu walk, bo nikt nie śmie obstawiać na twych przeciwników… jednak mam pewien plan, który pozwoli zarobić mnóstwo kredytów na twojej następnej walce, jednak wymaga twojej współpracy. Jesteś bystrym chłopakiem, więc chyba wiesz do czego zmierzam… - Do dupy ten Twój plan. - Skomentował Dowutin - Jak chcesz żebym przegrał, to wystaw kogoś kto mnie pokona. A jak zawsze wygrywam to zmień zasady zakładów. Zamiast obstawiać czy wygram niech obstawiają jak szybko wygram. Potem możesz mi powiedzieć jak długo mam się bawić z ofiarą - Dodał na koniec z drapieżnym uśmiechem na ustach. W czasie wypowiedzi wszedł głębiej do pomieszczenia stając po środku tych wszystkich, którzy mieli być obstawą Redajja pokazując im tym samym co sądzi o zagrożeniu jakie dla niego stanowią. Redajj uśmiechnął się szeroko, jakby doskonale wiedział, że Dowutin pokaże swą butę i brawurę, wstępując w sam środek tej watahy. Szybko wcisnął przycisk w swoim panelu na naramienniku. Gerdarr przeczuł co się święci. Jego gabaryty wszakże nie pozwoliły na odpowiednio szybką reakcję. Nim choć zdążył się ruszyć, otoczyło go niewidoczne pole siłowe, krępujące wszelkie ruchy. Redajj parsknął śmiechem, z udawanym współczuciem rzekł: - Och, Gerdarr, jednak aż tak bystry nie jesteś. - Po chwili wstał i przybrał znacznie poważniejszy ton, spojrzał na ciebie spode łba. - Nie zaprosiłem cię tutaj, by wysłuchiwać twoich koncepcji przy kieliszku correliańskiej. Na arenie może i jesteś “gość” ale tutaj rządzę ja. Jutro stoczysz walkę z Trandoszańskim barbarzyńcą, jest silny, ale nikt go nie zna. To debiutant. Stawka w zakładach na niego będzie astronomiczna. Przegrasz z nim, moi przyjaciele zarobią fortunę, a ty będziesz mógł dalej kontynuować swoją karierę. I może dostaniesz jakąś premię, jeśli się poddasz wiarygodnie… Pole siłowe… typowe rozwiązanie tchórzy. Ale jedyne dzięki któremu Redajj mógł się czuć choć trochę bezpieczny. Dowutin wysłuchał tego co władca Areny miał do powiedzenia. Zarechotał na jego słowa. - Da się zrobić. Skończyłeś już? Czy masz coś jeszcze? - Skończyłem - odparł nieprzejęty zaczepką. Wstał i udał się do tylnego wyjścia prowadzącego do jego salonu. - Nie zawiedź mnie - rzucił jeszcze z progu, ledwo słyszalnie. Po chwili pole siłowe osłabło, a wszyscy strażnicy wielce sugestywnie wskazali Gerdarrowi swoimi elektrycznymi pikami drzwi. Dowutin czuł się nieco jak bestia, jak budzący grozę rancor. Gerdarr spojrzał po pozostałych w pomieszczeniu strażnikach. Uśmiechnął się tym rodzajem uśmiechu, który mógł wywołać ciarki u przeciwnika. Zrobił krok w kierunku biurka Redajja zamiast drzwi i wziął ze znajdującej się na blacie miski jabłko. Dopiero z nim w ręku odwrócił się i odgryzając kawałek wyszedł. |
27-07-2018, 21:49 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem! |