Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-05-2019, 21:59   #91
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Zawada borykała się z technologicznym cackiem, do jakiego Zbyszek wolałby się nawet nie zbliżać. Kowalikowi wydawało się to nawet sensownym podziałem obowiązków, mógł spokojnie zająć się organizacją transportu. Gdyby nie drobny problem z zastaną rzeczywistością. Jakiekolwiek wozy pod okiem Lubosza wychodziły z rachuby, jeszcze zanim zaczął się nad nimi poważnie zastanawiać. Bebok miał jeszcze przyczepkę i zapewne z entem mogliby spokojnie ją załadować i przetransportować gdzie trzeba, ale jakoś tak niespecjalnie się to kalkulowało. Leśni mieli do dyspozycji coś w rodzaju sań, czy raczej nosz, które opcjonalnie można było załadować potrzebną amunicją i środkami wybuchowymi, jednak zdawało się, że szturm będzie musiał się opierać głównie na tym, co ze sobą przynieśli.


Czekając na rozwój sytuacji, starał się zdrzemnąć, chociaż nie wychodziło mu to najlepiej. Co chwila jakieś dźwięki, lub wahania tła wybudzały go z nerwowej drzemki. Nie był to pierwszy raz, kiedy miał problemy z uśnięciem. Niestety pigułki nasenne w obecnym momencie były wykluczone. Potrzebował sprawności bojowej i możliwości szybkiego reagowania. Leżał więc tylko z rękoma pod głową i zamkniętymi oczyma, sortując w głowie obrazy i wrażenia od czasu wyruszenia ze Świebodzina. Miał nadzieję, że pomoże mu to w starciu z czerwonymi, którzy zdawali się być solidnie zaopatrzeni na punkcie magicznym. W którymś momencie musiał odpłynąć, bo przed oczyma stanął mu częstujący go papierosem Rokita. Od razu rozpoznał go po kopytach i ogonie, zupełnie takich, jak na ilustracji w książce z dzieciństwa, o Polskich diabłach. Otworzył szeroko oczy i niemalże podskoczył, na szczęście, okazało się to tylko snem.


Informacje wyciągnięte przez Zawadę, okazały się bardziej niż przydatne. Z drugiej strony były mocno niepokojące. *Jeśli tamte tunele były tylko bocznym wejściem, to w środku muszą siedzieć psychole pierwszej wody.* - Przebiegło przez myśl trolla. - Szkoda, że nie mamy dużo cięższego sprzętu, kilka tunelownic wypchanych materiałami wybuchowymi byłoby ciekawe. No ale na bezrybiu... - Żachnął się Kowalik na głos i obładował magazynkami jak się tylko dało, chociaż nie był pewien, czy jego ręce w tamtym miejscu nie będą bardziej zdatne do walki niż karabin. Zdawało się, że ruscy mieli takie dostawy magicznego śmiecia, że było się czego obawiać.


Droga przez tunele MRU potwierdziła część obaw Zbyszka. Cokolwiek próbowali zrobić kacapi, udawało im się to robić pod nosem zielonych na dużą skalę. - Oni tą energię tylko więzili, czy odprowadzali i w coś przelewali? Jeśli to drugie, to od jak dawna? - Zapytał cicho mechanik. Podróż przez tunel, mimo niebezpiecznie fantastycznego zabarwienia, nieco spowszedniała trollowi, przy którejś z kolei cysternie zauważył, że z granicy panicznego zwierzęcego niemalże strachu, zszedł w okolice metaludzkiego trzęsienia portkami, nie było więc najgorzej. Przynajmniej do czasu, kiedy nie przedarli się przez śluzę. *Witamy w rzeźni.* - Pomyślał gorzko Kowalik i zgarbił się nieco, by być mniejszym celem. Nie był przygotowany na to, co się tutaj działo, chyba nikt do końca nie był, ale mieli rację. Trzeba było z tym skończyć i to jak najszybciej.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 26-05-2019, 23:49   #92
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
- Powiedzcie że macie tu gdzieś po kącie pochowane Blue-Rayie, to po robocie otworzymy butelkę na wspominki - krasnolud rzucił tą uwagą patrząc na zupełnie amatorski sprzęt którym dysponowali. Mieli jeden dobry deck, ten w rękach Zawady. Jego własny był przysłowiowym szajsem z Radio Shacka na rogu, tak słabym że nawet nie obłożono go ograniczeniami sprzedaży.

- Dobra, konfiguruję się na defensywę, jeżeli cokolwiek nieprzyjemnego wyskoczy na was w Matrixie, kierujcie się na mnie. Nie mam tutaj dużo mocy, ale przynajmniej to spowolnię na tyle żeby wyjść z sieci -
Charakterystyczna konfiguracja Beboka, bridge cyberdecku z RCC z dodatkowym modułem na Agenta oznaczała że mógł mieć w ruchu więcej programów niż można byłoby oczekiwać po takim #@#$@ decku, ale patrząc na ogrom pracy który mieli tutaj do zrobienia...to i tak nie było za dużo, a wpaść można było na każdym kroku. Stąd Biofeedback Filter razem z Encryption były dobrym początkiem, ale i tak przewidywał że będzie musiał aktywnie bronić towarzyszy.

Przewidywanie stało się faktem kiedy BICE'k ruszył w pościg za Zawadą. Bebok ze swoim agentem obrzucili elfkę wiadrami kodu ochronnego, a moloch jak na złość wybrał jako cel kogo innego. Ledwie w ostatniej chwili zdołał przerzucić filtr na gnoma, zdobywając dla niego "nagrodę" pocieszenia w postaci zostania permanentnym warzywem zamiast zgonu na miejscu. Po zakończeniu zadania i opuszczeniu sieci przez Zawadę (i informacje w jej decku) został z tyłu, pomagając ewakuować się nie do końca stabilnym emocjonalnie amatorom.




- To przy tym nawet MRU wyglądało przyjemnie - krasnolud przesunął lufą swojego ingrama wzdłuż krwawych run na ścianie. Krasnolud osłaniał jeden z boków, ale czuł niedobór wielkokalibrowej amunicji magicznej na wszystko co mogło ich tutaj spotkać. Agent przy RCC skanował jak oszalały, ale na magię i tak niewiele mógł pomóc, tak jak cała wiedza i umiejętności Beboka dotychczas.
- To uczucie jest tu tak na stałe, czy już o nas wiedzą? - dopytał.

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 26-05-2019 o 23:54.
TomBurgle jest offline  
Stary 28-05-2019, 22:00   #93
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur


W leśnej bazie Kocur nie miał wiele do roboty. Zawada od razu zgarnęła miejscowych deckerów do ataku na fortecę. Kocur mógł jedynie czekać. Podobnie jak Zbyszek.

Usmażonego deckera z jeszcze zwisającymi wtyczkami wyniósił już ktoś inny.

Nowe informacje, Kocur powili sobie wszystko dodawał. Mieli szansę rozpierdolenie sowietów na tym obszarze. Tylko że oni mieli takie same. I to co było w MRU było szczytem wszystkiego. Oni nie wchodzili w paszczę lwa, oni już w niej byli.

*

MRU. Kocur ponownie szedł na szpicy grupy, penetrując kolejne tunele. Razem z Wysockim skakali od niszy do odnogi, od pomieszczenia do pomieszczenie, przyciskając się do ścian. Zaraz za nimi szedł mag-menel, w tej sytuacji najlepiej mogący zareagować na te "krasnyje zaklinanie".

Pochowani w zaułkach, przyciskali się do ścian zatykając uszy i otwierając usta. Kilku bardziej ciekawskich klęło że nie zamknęli oczu, kiedy eksplozja podłożonych ładunków wznieciła chmurę kurzu. Dalszą drogę otworzyły kolejne porcje czarów. Kocur z Wysockim oświetlili korytarz.
- O w mordę, to jest chyba to - powiedział, kiedy w wejściu zebrała się cała grupa wypadowa. Zaraz dodał: - Nie zbijać się w grupę, to niebezpiecznie.

Skończmy to, potem wyjdźmy na górę i skupmy tyłki sowietów i rybokratów.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 02-06-2019, 23:46   #94
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Ruszyli korytarzem, ostrożnie, woląc nie władować się w jakąś pułapkę.
Pułapki nie było. A przynajmniej tak się wydawało.
Po przejściu kilkuset metrów dotarli do stróżówki w której nikogo nie było. Były za to ślady walki, jakieś bryzgi krwi, która zdążyła zaschnąć i ślady ciągnięcia ciał w głąb kompleksu. Nie widać było jednak by było to dzieło jakiegoś stworzenia… prędzej człowieka. Za to magowie wyczuli wyraźny “zapach” złych czarów. Ktoś bawił się tutaj krwawą magią i toksycznymi dyscyplinami. Jak na komendę, kiedy przekroczyli próg, wszystkie skanery na podorędziu grupy uderzeniowej wydały z siebie pojedyncze, charakterystyczne terkotnięcie. Raz, przerwa i znów. Radiacja. Delikatna, ale dla urządzeń już wyczuwalna. Twarz druida Kuklickiego przybrała marsowy wyraz. Dawka była niegroźna, ale co ich mogło czekać w głębi kompleksu?

Znaleźli się jednak w końcu w strefie z pomieszczeniami. Gospodarczymi, mieszkalnymi i socjalnymi. Wszystko opustoszałe. Radiacja powoli narastała. Zaczęli znajdować pracownie wraz z laboratoriami. Szybkie oględziny dały mgliste pojęcie, że mogło to być jedno z miejsc w którym produkowano czarci pył. Dużo odpadów po materiałach aktywnych magicznie, urządzenia pomiarowe, osłony… jednak wszystko co powinno mieć tutaj cząstkę magii jej nie miało. W końcu w jednym z większych pomieszczeń natrafili na dowód tego co tutaj robiono.
Zbiorniki czarciego pyłu.
Były ich dziesiątki. Zgromadzony wewnątrz czarny proszek był kierowany rurami do pracowni w której znajdowały się formy oraz urządzenia opatrzone masą magicznych run i rytów. Leżały też egzemplarze gotowych przedmiotów głównie broni, zwykle na wpół rozsypane.

Przetrząsanie tej części zawiodło ich do kolejnej śluzy (do której prowadziły z resztą ślady ciągnięcia ciał), którą udało się tym razem otworzyć bez użycia siły. Właz odsunął się ciężko i schował w bocznej kieszeni odsłaniając ciemny i obszerny korytarz. Z oddali doszły ich uszu monotonna inkantacja wypowiadana w choralnie w jakiejś trudnej do zrozumienia mowie. W powietrzu czuć było smród ozonu, zła i jakiegoś zepsucia, które drażniło zarówno percepcję materialną jak i astralną. Czujniki zaczęły wyraźnie terkotać.
Doszły ich uszu także szybkie kroki i krzyki.
Moment później z bocznego korytarza wypadła trójka ludzi w mundurach Wojska Polskiego. Wyglądali na przerażonych tak że nawet widok powstańców ich nie przystopował. Nim jednak ktokolwiek zdołał coś zrobić dostali po plecach serią z automatów. Żołnierze krzyknęli i padli na ziemię, a za nimi wybiegło kilka postaci w burych habitach uzbrojonych w broń palną i majchry. Jeden dopadł do zabitych i zaczął ich rąbać ostrzem, pozostali widząc Zawadę i jej podwładnych unieśli broń, jeden sięgnął do pasa po jakiś przedmiot. Powstańcy jednak otrząsnęli się po pierwszym zaskoczeniu i “zakonnicy” zostali ścięci nawałą ognia. Ten który sięgnął do pasa padł na kolana, a charakterystyczna “cytrynka” potoczyła się w bok i eksplodowała rozrywając ciała jego i jego kompanów.
Kiedy kurz opadł, a następni nieprzyjaciele się nie pojawili Powstańcy podeszli do zabitych i odkryli coś co przyprawiło ich o dreszcz zgrozy. Z rozszarpanych szrapnelami i pociskami ciał uchodziła krew, jednak nie rozlewała się w kałuże. Czerwona ciecz powoli spływała w kierunku z którego nadbiegła cała ta hałastra. Dopiero po chwili dostrzegli że habiciarze mają paskudnie oszpecone ciała pełne wrzodów i odparzeń. Każdy z nich miał jeszcze opaskę na ramieniu w barwie zieleni przechodzącej w czerwień. Zbrojni ruszyli tropem płynącej krwi nie widząc innego wyjścia. Szef druidów w międzyczasie rzucił jakieś zaklęcie, które promieniejąc od niego osłoniło całą grupę przed zgubnym wpływem zwiększonego promieniowania.

- Coś zasysa magiczną energię z głębi kompleksu. - stwierdził Kocięba - Krwawa magia, bez dwóch zdań.

- Thank you, captain obvious! - bąknął cicho Olek.

Kolejny szereg pomieszczeń przypominał skrzyżowanie pracowni szalonego ruskiego naukowca z siedzibą jakiegoś kultu. W każdym z pokoi i sal dało się dostrzec jakieś generatory, aparaturę badawczą ale także nieduże kamienne kręgi i kamienie z wyrytymi symbolami. Przebudzeni dostrzegali także sporo linii geomantycznych. Fakt, że nie czuć było z powierzchni tak wielkiego nagromadzenia magii czy w ogóle takiego ogromu robót dawało do myślenia - Ruscy nieźle zaszaleli z tą inwestycją.
Cieknąca krew prowadziła ich w głąb kompleksu gdzie upiorny kantyk stawał się coraz głośniejszy, a atmosfera coraz bardziej złowroga.

W końcu dotarli tam gdzie zgromadził się cały personel.

Potężna trzypiętrowa sala pogrążona była w półmroku. Na samym środku ustawiono jakąś siermiężną maszynerię otoczoną kręgiem z menhirów. Sama maszyneria zwieńczona była kamiennym ołtarzem na którym spoczywała dziwna pulsująca na zielono sfera, która zachodziła powoli czerwienią. Od megalitów prowadziły na zewnątrz przewody podłączone do dziwnych machin, które wydawały się ustawione bez ładu i składu. Wokół tego wszystkiego zgromadziło się z cztery tuziny ludzi w burych habitach wyśpiewujących inkantacje. W samym kręgu stało kilku rasowych szamanów i czarowników odzianych w bardziej zdobne szaty ozdobione motywem zachodzącej czerwienią zieleni. Tuż przed ołtarzem stał człowiek ubrany w całkowicie czerwony płaszcz. Widać było na odsłoniętej twarzy ślady choroby popromiennej - paskudne oparzenia i blizny. Z jego dłoni wydobywały się czerwone opary sączące się do leżącej na ołtarzu sfery.
Dopiero po chwili dało się dostrzec że wewnątrz kamiennego kręgu znajdowały się jeszcze niewielkie sadzawki z ciemną cieczą, a pomiędzy recytującymi plugawe słowa leżą związani lub skrępowani ludzie w mundurach. Po chwili kilku habiciarzy wzięło swoje ofiary i zatargało je do kręgu. Wyżsi rangą magowie poderżnęli gardła ofiarom, a potem swoim sługusom i wrzucili ich do sadzawek w których tamci po prostu zniknęli.

Więcej! Więcej! - wydarł się facet w czerwieni, po czym odwrócił się wprost na skradających się Powstańców - Więcej ofiar! Więcej mocy!

Habiciarze jak na komendę zaczęli się odwracać i sięgać po broń, którą mieli przy sobie. Powstańcy nie czekali i otworzyli ogień. Alkomanta, Druid i Leśni sypnęli nawałnicą magii - zielonego ognia, eksplodujących grud kamienia i trujących obłoków. Kilku rozpostarło czary ochronne, które zaraz zostały wystawione na próbę - część burych zdołało wystrzelić, a czarodzieje z wnętrza kamiennego kręgu zaczęli rzucać własne czary. Szybko zapanował chaos. Salę rozświetlały eksplozje i sprzężenia zwrotne. Powietrze przedzierały okrzyki, wrzaski i wystrzały. Nie bici w ciemię dowódcy zaczęli walić od razu w magów, jednak tych z fanatycznym poświęceniem zasłaniali ich podwładni, którzy byli gotów nawet dać się zarżnąć w odprawianym rytuale. Tylko człowiek w czerwieni zdawał się zachowywać jakiekolwiek rozeznanie w sytuacji. Przerwał swoje dzieło ciskając w nacierających smugi zielonkawego oparu, który trafiając momentalnie częstował nieszczęśnika taką dawką radiacji, że ten rozpadał się w oczach.

Jednak w brutalnym starciu dwóch dużych grup z dużą ilością magii wygrywa ten kto ma lepsze wsparcie ognia automatycznego i starej dobrej broni konwencjonalnej. Pociski i granaty zebrały swoje żniwo. Wróg nawet napędzany fanatyzmem nie jest w stanie obejść pewnych praw fizyki. Nawet czarodzieje chowajacy się za kamiennymi menhirami nie byli w stanie sprostać atakowi. I choć za ich sprawą padło sporo Powstańców i Leśnych to ostatecznie padli…
Poza jednym. Widząc że sytuacja przybiera zły obrót człowiek w czerwieni zgarnął z ołtarza zielonkawy kamień, rzucił jakieś zaklęcie po czym wskoczył do jednej z sadzawek do której wcześniej wrzucane były ofiary. Kiedy znikł nastąpił potężny wstrząs i zaburzenie mocy. Padający jak muchy fanatycy stracili swoją dotychczasową werwę. Czarodzieje z kręgu próbowali salwować się ucieczką na którą im nie dano szansy.
Potyczka była brutalna i błyskawiczna.
Jednak co się tutaj działo? Czemu poziom radiacji w kompleksie był tak wysoki? Czemu Rosjanie pozwolili na zainstalowanie jakiegoś poronionego kultu w podziemiach gdzie przeprowadzane miały być ich tajne projekty?
Przeżyło tylko kilku żołnierzy, habiciarzy i jeden z czarowników - bez wątpienia tox-szaman, patrząc po sponiewieranej promieniowaniem twarzy i chorobliwym wyglądzie.
No i kim był osobnik w czerwieni?
Trzeba było się tego wszystkiego dowiedzieć czym prędzej. Niestety poziom promieniowania był w tym miejscu wysoki i nie wolno im było zostawać tu zbyt długo.
Zdali sobie też sprawę, że pomimo przerwania rytuału krew z poległych i rannych wciąż płynie i ciecze w kierunku sadzawek ofiarnych w których gromadziła się krew.

Dotarły też do nich informacje z powierzchni. Zdołano się przebić przez wrota wjazdowe i posłać wiadomość przy pomocy magii do Arcydruida.

Dzisiejszy dzień zdawał się być wyjątkowo ciekawy jak na ostatnie czasy...
Na powierzchni działo się coś bardzo niepokojącego. Hakerzy przejęli komunikat o przejęciu Międzyrzecza i z rozpędu zaatakowaniu Skwierzyny… jednak działo się coś jeszcze. Sieć wrzała od komunikatów o tym co działo się na północ od województwa lubuskiego...
 
Stalowy jest offline  
Stary 04-06-2019, 16:45   #95
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb

To, co te sekciarskie przychlasty odwalały w tym bunkrze było nie do przyjęcia. Pojmali własnych "sojuszników" i kroili ich pod rytuał tej swojej obsranej, krwawej magii. Sceny były jak z kiepskiego, amerykańskiego horroru o złoczyńcach z Aztlanu. Najpierw tamta trójka spieprzających, potem te leszcze w brązowych kondomach, jakiś frajerski niezrozumiały bełkot, krew płynąca pod prąd, a potem ta ich kongregacja nad tym bajorem z juchy. Masakra. Dosłownie. I jeszcze te promieniowanie. Skąd ono tutaj?

Widząc to wszystko, w umyśle elfki strach, obrzydzenie i gniew mieszały się nawzajem, tworząc roztrzęsiony, acz bojowy nastrój. Krzyczała, szczekała rozkazami, wrzeszczała przekleństwami, naciskała spust do oporu. Poszło sporo amunicji, ale warto było. Te jebańce obficie korzystały z toksycznej magii. Na szczęście oni mieli lepiej uzbrojonych, wyposażonych i wyszkolonych bojowników oraz własnych magików. Nawet tox-szamanizm, krwawa magia, bycie "u siebie" i fanatyzm ichnich popychadeł nie był w stanie ocalić Czerwonych Druidów. W ostatnich desperackich chwilach próbowali rzucać granatami z góry na dół, osłaniając odwrót szefów - dwa flashbangi i jeden HE - ale dziewczyna w porę je dostrzegła i w konsekwencji ostrzegła swojaków, którzy kryli się i nie ponieśli strat akurat od tej wrażej broni. W zamian poczęstowali tych ostatnich paru skurwieli ołowiem, w gwałtowny sposób powodując u nich śmiertelne zatrucie tym pierwiastkiem.

Walka dobiegła końca. Większość gnojów była martwa, reszta ranna i w niewoli. Martyna kazała ich związać w baleron i zakneblować, a magom i szamanom pogruchotać łapy. Ot tak, dla pewności. Nikomu się ich sztuczki nie przydadzą, a szczególnie Armii Wyzwoleńczej.

Mimo zwycięstwa... straty były bolesne. Trzeba było policzyć zabitych i rannych, tym drugim ofiarowując jak najszybszą opiekę medyczną. Nie sposób powiedzieć, co mogli załapać paskudnego od tych czerwonych syfiarzy.

Kiedy się uspokoiła (a przyszło to z pewnym trudem - to miejsce nie działało najlepiej na jej skołatane nerwy), czym prędzej zgadała się z Kociębą i Kuklickim. O co tu chodziło? Co to za maszyneria? Jak ją wyłączyć, zniszczyć, a ten cały magiczny syf rozproszyć? Generalnie była za (bezpiecznym) wyjebaniem tego wszystkiego w cholerę, najlepiej w jak najefektowniejszej eksplozji w ciągu całej tej wojny. Ten bunkier i ta wiedza, czymkolwiek były, nie miały miejsca w Wolnej Republice Polskiej.

Trzeba było też załatwić kwestię neutralizacji obrony zewnętrznej i ew. punktów oporu, maruderów. Zajęła się tym zaraz po zostawieniu magików, którzy mieli ogarnąć ten burdel. Plan był taki, że po zabezpieczeniu terenu miała zamiar udać się na zewnątrz i posłać raport do dowództwa...

Ale dopiero po naradzie. Zgarnęła pozostałych ze swojej drużyny, w tym Beboka, Zbycha i Kocura. Przedstawiła swój plan. Chciała upewnić się, że to miejsce i jego sekrety nie przetrwają. W toku walk, uszkodzeń, wybuchów, autodestrukcji etc. Wiedziała, że ktoś po stronie WRP - albo zagranicznych "przyjaciół" - z chęcią by się tym syfem zainteresował. Nie można było dopuścić, by ktoś przejął i badał albo kultywował w inny sposób takie kurewstwo. Trzeba było to spalić. Poza tym, miała pewność, że to właśnie miejsce rozlewało toksynę na astral Puszczy Lubuskiej i mąciło w głowie temu tam Lubuszowi. W ostateczności, jakby wydało się, że podjęła arbitralną decyzję, to sama miała wziąć to na klatę.

W międzyczasie docierały do nich wieści z szerokiego świata. Międzyrzecz padł. To, co miało być tylko rajdem, okazało się być udanym przesunięciem linii frontu. Dzięki wsparciu antyrakietowemu ze Świebodzina oraz dołączeniu sił pod kuratelą Marcina Zawadzkiego, spore odcinki ekspresówki zostały wysprzątane, a wrogowie - głównie siły garnizonowe NWP - zostały wyparte i ogarnęły się dopiero w Skwierzynie, na przedpolu Gorzowa Wielkopolskiego. Przegrupowanie i kolejne pieprznięcie sprawi, że już wkroczą do miasta od tamtej strony... a od południowego zachodu reszta plus Leśni, biorąc miasto w dwa ognie. To były dobre wieści. Jednak sukces bolał: stracili prawie dwudziestu ludzi oraz kilka lekkich pojazdów z ich grupy bojowej. Ale... bilans wyszedł na plus. A przecież "rewolucja wymaga ofiar"...

Były też inne wieści. Bardziej... globalne. Cały Matrix i media wrzały od nich.

Z polskiej strony Wyspy Wolin pomknęło całe dwanaście rakiet 300 mm z mobilnej wyrzutni typu BM-30 Smiercz. Wszystkie wymierzone w terytoria Księstwa Pomoryi, członka Sojuszu Landów Niemieckich. Po trzy głowice padły na cztery lokacje - garnizon sił granicznych oraz obóz internowania/obóz uchodźców uciekających przed wojną domową w Polsce pod miastem Vineta po pomoryańskiej stronie Wolinu oraz na centra miast Greifswald (miasta o największej populacji uchodźców z Polski) i Sassnitz (stolicy księstwa). Każda z dwunastu głowic była wypełniona cyklosarinem. Zanim pomoryańscy magicy i spece od skażeń zneutralizowali zagrożenie, zginęło ponad tysiąc ośmiuset metaludzi, dwa razy tyle zostało zaś rannych. Ledwo pół godziny po wystrzeleniu salwy, pogranicznicy PRN otworzyli ogień do swoich pomoryańskich "kolegów" na Wolinie i w paru innych miejscach. Pomoryanie nie pozostawali dłużni. Kilkadziesiąt osób rannych, kilka zabitych po obu stronach.

Do ataku przyznało się... PRN, a konkretnie wojsko, Narodowe Wojsko Polskie. Niejaki kapitan Tomczak, dowódca garnizonu na Wolinie, zadeklarował, że wszyscy wspierający "gangi bandytów i terrorystów z 'Wrocławistanu' " mają natychmiast poniechać tegoż procederu i zamknąć granice z "tak zwaną Wolną Republiką Polską" - inaczej podobnych "aktów odwetowych" będzie więcej.

Sytuację skomplikowała wiadomość z Warszawy. Rząd i wojsko wyparły się prowodyrów "zamieszania", odżegnując od całego "incydentu", zwalając winę na "sabotażystów z grupy terrorystycznej 'Armia Krajowa' i ich wspólników z Wrocławia". Niemniej jednak mleko już było rozlane. Z całego świata napływały głosy potępienia i oburzenia (ale przede wszystkim "zaniepokojenia", a nawet okazyjnie wsparcia dla "prawowitej władzy w Warszawie, wrabianej przez terrorystów" - głównie z Rosji i jej protektoratów oraz partnerów).

Pomorya odpowiedziała najostrzej, namierzając nieszczęsną wyrzutnię i niszcząc ją w szybkim ataku odwetowym za pomocą nalotu myśliwców. Na wolińską stronę PRN zaczęły spadać pociski moździerzowe, rakietowe i artyleryjskie, uderzyły też helikoptery (w tym transportowe wypchane specjalsami), a na całej długości granicy rozległy się strzały z armat, działek i kaemów. WOP (Wojsko Ochrony Pogranicza, podgrupa NWP) starało się bronić, ale było nieprzygotowane i zdecydowanie gorzej uzbrojone - elitarne oddziały i ciężki sprzęt szły na front walk z AW i na pacyfikacje AK, nie na "spokojne" granice.

Zawrót głowy. Tak wielka tragedia... ale też tak wielki błąd PRN (czy też jakichśtam ichnich ekstremistów) i tak świecąca okazja.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 14-06-2019 o 20:35. Powód: Korekta
Micas jest offline  
Stary 08-06-2019, 13:50   #96
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Sceneria, która przedstawiła się oczom Kowalika, wyglądała jak ze sztampowego horroru. Dekoratorzy wnętrz musieli być wzięci z jednej z mniejszych korporacji, takiej jak „Cienie i Krew” lub coś równie pasującego. Może nawet by się zaśmiał, gdyby nie atmosfera i aura tego miejsca, która ociekała terrorem i złem. Dla jego wyczulonych zmysłów, była niczym kęs zepsutego mięsa, który przyczepił się do podniebienia, albo jakaś plugawa macka, próbująca się wwiercić przez potylicę i sparaliżować cały mózg. Mimo to, trzeba było iść na przód, w nadziei, że da się radę zakończyć ten cały koszmar.


Zbiorniki z przeklętym pyłem, tylko pogłębiły jego niepokój. Zastanawiał się, w jaki sposób mogli budować tutaj fragmenty wozów i je stąd wywozili, ale po chwili doszło do niego, że przecież wystarczyło, że to cholerstwo było dodane do komponentów, albo zrobili z niego część elementów, włazy, powłoki dla elektroniki. Ktoś tutaj miał naprawdę chory umysł. Nie był zresztą całkiem pewien, czy chodziło o kogoś, czy raczej coś. W momencie, kiedy czujniki zaczęły mocniej drgać w reakcji na promieniowanie, zaklął cicho pod nosem.


Niedługo potem rozpoczęło się pandemonium i krwawa jatka. Na dodatek przecząca prawom fizyki. Coś tu było spragnione krwi. - Gdyby dało im się łamać karki z bliska, byłoby bezpieczniej, ale coś mi się wydaje, że straciliśmy tą możliwość. - Sarknął Zbyszek, gdy ruszyli dalej. Starał się nie wdepnąć w strumyki krwi. Potem wcale nie było lepiej, mimo że powinien był się się już nieco przyzwyczaić do niespodzianek w tym miejscu, to ogrom przedsięwzięcia niemalże powalał. Zastanawiał się, tym skrawkiem umysłu, który obserwował wszystko jak zafascynowany widz, oglądający dance macabre, czy nie użyli Lubosza celowo, żeby z jednej strony jego wściekłą aurą zamaskować to miejsce, a jednocześnie wysysać z niego moc, by zasilać cokolwiek tutaj się działo.


Potem już nie było czasu na myślenie, kiedy dotarli do gigantycznej komory z ołtarzem, trzeba było działać, a zdawało się, że dla wielu i tak już dawno się spóźnili. Troll zaczął od serii z kałasza, dodając kilka granatów, przed którymi kultystom ciężko było zasłonić szamanów, a mimo całej nawały stali i ołowiu, jaki wypuścili, jego towarzysze padali jak muchy. Jego skołatane nerwy dobijał jeszcze widok rzeki krwi, płynącej w stronę plugawych sadzawek. Coś tutaj chciało się koniecznie pożywić metaludźmi. Był już pewien, że nie mają do czynienia z kimś, to musiało być coś innego. Kilka razy spróbował skoncentrować ogień na facecie w czerwieni, ale niewiele to dało, co chwila ktoś go zasłaniał, albo musiał skupić się na kimś innym, żeby samemu nie oberwać.


Kiedy rzeź się skończyła ucieczką przywódcy czerwonych, postarał się jeszcze rzucić ostatni zachowany granat w jedną z sadzawek. Skoro tamten typ skoczył w nią, najwyraźniej licząc na to, że uda mu się wyłonić z niej gdzie indziej, to Zbyszek mógł mieć nadzieję, że szrapnele eksplodując po drugiej stronie, narobią nieco szkód. Była to chora, pokręcona nadzieja, ale była też jedyną jaka obecnie mu pozostawała. W tej chwili najważniejsze dla niego było ewakuować się z miejsca największego skupienia promieniowania i najlepiej wyciągnięcia rannych i martwych, poza granice wysysającego krew zaklęcia. Mógł tylko po cichu liczyć na to, że nie okaże się to wszystko pyrrusowym zwycięstwem.


Na naradzie siedział nieco otumaniony, starając się uspokoić burzę emocji, jaka w nim panowała. Wściekłość, mieszała się ze zwierzęcym niemalże przerażeniem, przez jakiś czas miał problemy z jasnym myśleniem. Przez chwilę nawet zgadzał się z pomysłem elfki, ale dość szybko naszły go refleksje, kiedy musiał ogarnąć konkretny problem. - Co z potencjalnym skażeniem gleby pyłem jak to wszystko jebnie? Rozumiem, że trzeba to jakoś pogrzebać, ale dobrze byłoby dogadać się z druidami tutaj, tak, żeby Lubosz sam to wszystko zniszczył jeśli da radę, o ile przestał albo przestanie wariować. Nie jestem pewien, czy ci sekciarze na dole, to na pewno byli metaludzie. Na pewno chcieli pomocy czegoś z astralu, ale ten świr skoczył tam, jakby wracał do domu, a nie rzucał się w paszczę głodnego demona. Jakby wrzucić jego mordę do sieci, może ktoś go rozpozna. Cały pojebany kult nie mógł sobie tak powstać tutaj tak znikąd. Chociaż coś było w odprawie na temat jakiejś płomiennej istoty, która się przebudziła, czy którą mieli czcić. Info było słabe, albo wszystko się pomieszało i popieprzyło. - Zbyszek wyrzucił z siebie i wrócił do przygryzania paznokcia lewego kciuka, jakby iskierka świadomości na chwilę rozpaliła wszystko do płomienia i po krótkim wybuchu ponownie całkiem przygasła.


Kiedy wreszcie doszły go wieści z Pomoryi, zmroziło go. Nie miał pojęcia, czy ktoś to zaplanował jako eskalację konfliktu, niczym rzekomy napad na wieżę radiową przed drugą wojną światową, czy komuś do reszty puściły sprężyny w mózgu, ale równanie było dla Kowalika proste, ucierpieli ludzie, którzy nawet nie mieli jak się bronić. Jego cichy gniew ostatnich godzin, przerodził się we wściekłość, ale chwilowo nie bardzo miał ją na czym obecnie wyładować, chociaż to miało się zmienić wkrótce. Troll był pewien, że do tego czasu gorąca wściekłość, zdąży się zamienić w zimny, kontrolowany gniew, który od dawna podsycała w nim babcia. Gniew, który nie zostawia miejsca na jeńców, a jedynie na czyste, pewne zabijanie. Wiedział doskonale, że daleko mu do przeciętnego metaczłowieka w tym momencie, jego siostra nie poznałaby go nie tylko z powodu wyglądu. Musiał jednak ustawić sobie jakąś granicę, żeby nie skończyć jak psychopatyczni toks-szamani, a babcia Jola, cicho niczym szept na wietrze, całkowicie się z nim zgadzała.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-06-2019, 21:34   #97
 
JohnyTRS's Avatar
 
Reputacja: 1 JohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputacjęJohnyTRS ma wspaniałą reputację
Kocur

I jeszcze kurwa promieniowanie.

Lecieli szybko przez korytarze, omiatając każdy róg. Kocur szedł na szpicy. Minęli zbiorniki z czarcim pyłem, tym syfem, który prawie ich wszystkich zajebał pod Ostrowem. Kocur splunął. I w tej właśnie chwili...

W jednej sekundzie obszarpani Rybokraci, po chwili typy w habitach z majchrami jakimi by się nie powstydzili na ocalałych stadionach w Krakowie. Zakapturzeni walili w swoich! Ktoś strzelił pierwszy, po chwili dołączyli kolejni. Kocur nie zdążył nacisnąć spustu kiedy było już po wszystkim. Splunał po raz kolejny, trafiając w wypływającą krew, które dosłownie cofnęła się do środka pomieszczenia. Co do...

Ruszyli. Od kiedy to Celtowie ustawiali kamienie w betonowych bunkrach? Kocur nie zastanawiał się zbyt wiele, wypalił kilka serii, która zginęła w huku innych. Przyklęknął za kamiennym pulpitem, z wyciosanymi runami.

Potrzebował czegoś specjalnego. I miał to. Wyrwał zawleczkę i rzucił granat fosforowy prosto w epicentrum tej cholernej magii. Po chwili wysyłał kolejne serie, jedna za drugą, jednemu niemalże urwało nogę, drugi dopiero po chwili się zorientował, że nie żyje.

Granat wybuchł, krąg wśród menhirów stanął w płomieniach, drobinki białego fosforu wbiły się w szaty tych popaprańców, natychmiast je zapalając. Widok był przerażający, piekielny widok. Kocur widział to jak na zwolnionym filmie. Podskakiwali jak kukiełki, masa nieskoordynowanych ruchów, widział jak się darli, a kolejne serie rozcinały ich oszpecone ciała. Kolejny upadł, na kolana, kaptur zsuwa się z głowy, ukazując białą skórę pokrytą pęcherzami ropy. Jednego oka mu brakowało. Kolejne seria odrzuciła go w tył, jego mózg ochlał kamienie, które natychmiast go wchłonęły.

Pieprzony Aztlan - Kocur zmienił magazynek. W tym wszystkim śmigała magia, całe pomieszczenie rozświetlone na czerwono, zielono i resztę kolorów. Czegoś takiego jeszcze nie widział. W Bydgoszczy obie strony miały mało magicznych, i to z ograniczonym repertuarem, po tygodniu każdy wiedział, czego się spodziewać.

Sygnałem końca było chyba to, że Alkomanta i jego nowi kumple przestali miotać nad ich głowami. Kocur rozejrzał się. ostatni z habiciarzy osunął się na wylewkę jęcząc. Główny zły przed chwilą dał dyla. Zbyszek zza jego ramienia wysłał zanim granat. Celny, zniknął w tym czymś.

Kocur przeleciał wzrokiem grupę, kiwnął Wysockiemu i przyciskając się do ścian ruszyli naprzód. Za nimi ruszyła reszta drużyny. Zbierając broń i kopniakami sprawdzając, kto żyje, a kto nie. Związali jeńców, żaden z nich nie wyszedł bez obrażeń, każdy zarobił kulkę lub odłamkiem granatu.

- No dobra, pierwsze pytanie - Kocur zabrał głos, skoro na razie nie groziło im bezpośrednie niebezpieczeństwo - zamykamy to coś.. ten portal - wskazał na mieniące się bajorko, w którym zniknął "boss". - I jak to wszystko zneutralizować? Ogniem?

Kamienne ołtarze do czegoś im się jednak przydały. Kładło się na nich dłonie habiciarzy i miażdżyło kolbami. W nosach to sobie już nie podłubią. Szczególnie ten jeden, ale ten to nosa nie miał w ogóle, od magii, promieniowanie musiał mu trochę wcześniej odpaść, zostawiając zwyczajną dziurę. Patrzył się na wszystkich z czystą nienawiścią. Kocur się do niego uśmiechnął. Przypomniał sobie uliczną mądrość i ułożył szybko tłumaczenie na rosyjski:
-Jak ktoś ma pecha, to i palca w dupie złamie - i odszedł, zostawiając tamtego gotującego się ze złości. Ze szczęką też musiał mieć coś nie tak, bo milczał, aż zgrzytały resztki zębów.

Kocur odszedł na bok i oblał twarz wodą. Ale to wszystko powalone. Zawada wezwała ich do siebie. Nakreśliła plan, rozwalić to wszystko. Kocur pokiwał głową.
-Na magii się nie znam, ale plastik to dałbym na koniec, żeby zawalić to tunele. Niech się wypowie ktoś od tego, Kocięba? - wskazał na maga-menela. - da się to zneutralizować? Bez kolejnych ofiar?

Inne wieści było wprost świetnie, na powierzchnii spuścili łomot sowietom, wywalając ich z Miedzyrzecza i przyległych terenów. To mu się podobało. Inne informacje było niepokojące, Na północy ostrzelano Mecklemburczyków z Pomoryi, Przyznał się Rybokrata, śnięte ryby z Warszawy zwalają na AK. Kocur spojrzał na trupy żołnierzy Wojska Polskiego.
-Kogoś tam w Moskwie musiało nieźle popierdolić. Jeśli Niemcy z Landów im uwierzą, to mamy przesrane, nikt nie wygrał na dwa fronty.

Jeszcze raz spojrzał na trzy zadźgane trupy. Może mają nieśmiertelniki? przekaże się do wywiadu AK, niech zrobią z nich ofiary sowieckiej magii, z Rybickiego tego złego wysyłającego ludzi na sowiecko-aztlańskie ołtarze... Niezła piąta czy któraś tam kolumna.

Pochylił się nad pierwszym z nich.
 
__________________
Ten użytkownik też ma swoje za uszami.
JohnyTRS jest offline  
Stary 12-06-2019, 06:33   #98
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Początkowa odrobina radiacji nie była niczym nowym dla byłego mieszkańca Krakowa, ale czujniki co jakiś czas wskazywały miejsca gdzie nawet krasnoludy nie powinny wchodzić.

Pierwsze starcie z "gospodarzami" obiektu zakończyło się bezboleśnie dla powstańców, ale rzuciło też nowe światło na to z czym mogli się tutaj mierzyć. Wrogowie byli materialni i śmiertelni, ale też niestety nie rezygnowali z broni palnej i granatów (a, z jakiegoś powodu, Bebok miał nadzieję że druidzi ułatwią im sprawę choć o tyle).

- Mamy coś żeby tą krew skazić i zapaskudziła im cały zbiornik, skoro sama do niego płynie? Jakąś wodę święconą czy coś? - Bebokiem trzepnęło kiedy pierwszy raz zobaczył samodzielnie poruszająca się krew, ale po kilkunastu sekundach rzucił pomysłem


- Wygląda że jesteśmy akuratnie we właściwym miejscu i czasie- mruknął do towarzyszy, upewniając się że w magazynku jest komplet nabojów. Z racji ciężkiego pancerza krasnolud planował ruszyć na przód szturmu, pod osłonę gigantycznych kamulców, i stamtąd ostrzeliwać wrażych kombatantów.
Ze szczególnym uwzględnieniem użytkowników magii, wszak zasady geek the mage first uczyli nawet cywilną ochronę.

Przy nagłym wstrząsie po ucieczce czerwonego typa, przez chwilę wyglądało że zawalony sufit litościwie przykryje cały ten syf. Ale to był przełomowy moment, ustalający wynik walki - zostało jedynie zminimalizować koszt zwycięstwa.



- Wysadzanie tego obiektu trzeba zrobić sprytnie, bo jak nam to wystrzeli w powietrze, to skazimy ćwierć województwa. Ale zlikwidować trzeba, choćby żeby nie wrócili po to rajdem z ciężarówkami. Zasypać wejścia a potem wysadzić zdalnie jako minimum - Bebok pokiwał z aprobatą głową, bo powiedzieli ze Zbyszkiem niemal dokładnie to samo

 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 16-06-2019, 23:16   #99
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Miny naczelnych czarowników tej operacji wskazywały że czeka ich ciężkie zadanie, a decyzja Kapitan Zawady była kategoryczna. Zresztą, ani jeden ani drugi nie miał zamiaru pozostawiać tego przedsionka piekła samopas. Wysłuchali uwag pozostałych, pokiwali głowami i zaczęli coś między sobą radzić. Chwilę się nawet sprzeczali, bo chyba padła jakaś bardziej radykalna propozycja, jednak dość szybko doszli do konsensusu. Ich twarze które jeszcze niedawno wykrzywiał wysiłek związany ze splataniem magicznej energii w tarcze, pociski, klątwy i zaklęcia stały się poważne, wprost kamienne. Spojrzeli na Kapitan. Odezwał się Kuklicki.

- Niech nikt nam nie przeszkadza. - rzucił krótko.

Rannych i jeńców wyprowadzono. Cokolwiek tam wybudowano pomimo utraty swoich nadzorców dalej zasysało krew. Każda rana groziła wykrwawieniem. Magowie poszli pośród jeńców obitych przez Kocura, wzięli jednego w poszarpanym habicie i zaczęli go ciągnąć korytarzem w kierunku hali w której znajdowały się menhiry i ołtarz. Niosły się za nimi niewyraźne protesty targanego człowieka.

***

Ocalałym z potyczki udało się dość szybko odnaleźć pozostałe kieszenie oporu. Byli to ludzie zabarykadowani w pomieszczeniach do których kultyści nie mogli się dostać. Wielu z nich było roztrzęsionych, część spanikowała i otworzyła ogień, przez co konieczne było ich wyeliminowanie. Instynktem samozachowawczym wykazało się kilku rosjan i polaków. Wzięci szybko na spytki zaprzeczali jakoby wiedzieli coś więcej poza tym że szefowali tu magowie. “My tylko tu pilnowaliśmy… a oni przyszli.. przyszli i zaczęli mordować”. Wywiad będzie miał pewnie z tymi ludźmi trochę roboty.

Cokolwiek Kuklicki i Kocięba robili Przebudzeni mogli wyczuć, że wszechobecny odór “zła” powoli… ustępuje. Po korytarzu jednak zaczął nieść się smród spalenizny. Wkrótce czarodzieje pojawili się pośród powstańców, ale obaj wyglądali na wycieńczonych.

- Wygasiliśmy to. - rzekł Kuklicki i dodał - Sporzytkowaliśmy trochę mocy tego plugastwa. Za niecałe dwie godziny strop zostanie przerobiony na piach i wszystko zasypie ziemia. Co do sali i rytuału - ogień wypala to co nie byliśmy w stanie unieszkodliwić. Resztę plugastwa trzeba wysadzić.

***


Drżenie ziemi i dudnienie dało znać powstańcom że eksplozje i gleba pochłonęły kompleks. Zużyto na to wszystkie materiały wybuchowe i magiczne jakie mieli pod ręką, ale to było jedyne wyjście by nie rozprzestrzenić tego cokolwiek tam było na większy obszar. Powstańcy i Leśni oddalili się dość by być bezpiecznymi.

- Dlaczego w ogóle nazywali się Czerwonymi Druidami? - zapytał Wysocki.

- Może od magii krwii? A może… od promieniowania… jak Czerwony Las pod Czarnobylem. - odpowiedział Kuklicki.

- A co to w ogóle było? - dopytał się Olek

- Coś co uzyskasz jak wymieszasz ruski reaktor z ubiegłego wieku, druidzki krąg z celtyckich czasów, azte… aztac… no ten… latynoski ołtarz do magii krwi i cholera wie co jeszcze.
- mruknął Kocięba pocierając czoło - Tak czy tak to było coś co nie powinno istnieć. To przeczy prawom magii, fizyki i wszystkiego. A wiecie co jest najciekawsze?

- Co?

- To że ci wszyscy habiciarze to tylko asystenci tamtych chorych na łeb ludzi. Nieźle musieli im wyprać mózgi, bo nie zrobiła tego żadna istota czy jakiś duch.

- Ekhm… - mruknął Kuklicki - Boję się o to co z tym czymś co lewitowało nad ołtarzem. Człowiek w czerwonej szacie zabrał to, więc pewnie to miało jakieś kluczowe znaczenie w tym rytuale.

- Trzeba przesłuchać jeńców. Może któryś coś będzie wiedział.

***

Ogarnięcie tego co się działo potrwało resztę dnia. Kompleks został zlikwidowany, a to co się w nim mieściło zneutralizowane i zasypane. Czuć było wyraźną ulgę w leśnym ostępie. Na powierzchni las powoli się rozświetlał jakby jakaś zasłona blokująca światło podniosła się. Leśni zajęli się leczeniem rannych, kiedy Powstańcy skontaktowali się z Dowództwem z meldunkiem co się teraz działo.
A działo się niemało.

Do końca dnia w Międzyrzeczu pojawił się z niewielkimi posiłkami pewien major z rozkazami od dowództwa. Stanisław Lubomirski, bo tak nazywał się ten oficer, zebrał siły zgromadzone w Międzyrzeczu i uderzył na Skwierzynę natychmiast wykorzystując uspokojenie lasu by lekkimi oddziałami oflankować siły przeciwnika. Pomimo pewnych strat odniósł jednak tym natychmiastowym szturmem zasadniczy sukces i zajął pozycję do ataku na Gorzów. Dokonał tego biorąc ze sobą sporo sił, które były pod dowództwem Kapitana Tworka oraz zgarnął Zawadzkiego wraz z żołnierzami Zawady bezczelnie wymachując im przed nosami rozkazami z Wrocławia. Nim “dzień dobiegł końca” w sieci rozdmuchano to jako decydujący sukces w “kampanii lubuskiej”... co i tak nie było się w stanie przebić przez burzę wywołanym atakiem na Pomoryę i odpowiedzią z Zachodu.

Zawadzie i jej podkomendnym pozostało zająć się przyszykowaniem ataku Leśnych na Gorzów Wielkopolski.

Tymczasem w samym Gorzowie…

***

W ambulatorium na leżankach spoczywało dwóch żołnierzy oddających krew. Co prawda teraz istniało masę substancji które dużo wydajniej działały w przypadku utraty krwi, ale stara dobra transfuzja nadal była w użyciu. No i dzień wolny na jednostce był za dawstwo. Żołnierze Pułkownika Pawulickiego skrzętnie korzystali z tej okazji. Głównie dlatego, że pozwalało to chwilę odetchnąć od szaleństwa które przepełniało Gorzów.

Cholerna magiczna katedra. Anarchiści, gruzowiska, kultyści. Niektórzy jakoś się psychicznie trzymali, inni popadali w otępienie. Sam dowódca był nieźle szurnięty bo prawie codziennie osobiście dowodził ostrzałem kierowanym wobec zbuntowanych dzielnic. Zrównanie jednego bloku mieszkalnego z ziemią miało trzymać krnąbrną populację miasta w ryzach. Wydawał się natomiast w ogóle nie przejmować doniesieniami z południa województwa.
“Jest robota do zrobienia, panowie, i nie ma czasu przejmować się jakimiś pierdołami” zwykł mawiać.

Dlatego żołnierze cieszyli się i korzystali z każdej okazji na odwiedziny w ambulatorium. Szczególnie, że obsługiwały ją młode, całkiem ładne sanitariuszki, a nie jakieś stare, paskudne babsztyle.

Waldek i Mirek spokojnie śledzili ruchy jednej z sanitariuszek która krzątała się po ambulatorium, a przez przewody z ich rąk do pojemników sączył się życiodajny czerwony płyn. Pojemniki poruszały się rytmicznie, a by krew nie zaschła. Obaj młodzi wojacy byli tak pochłonięci wdziękami dziewczyny, że nie zauważyli dziwnego bulgotania płynu w pojemnikach.

Chwilę później przy głośnym trzasku, krwawej eksplozji i wyładowaniu magicznej energii, które zdemolowało wnętrze, wprost z płynu wyskoczył jakiś człowiek w podartych szatach. Cały był we krwi, podobnie jak teraz pomieszczenie i znajdujący się w nim ludzie. Nikt nie zauważył, że we krwi jest też odbezpieczony granat, który moment później eksplodował.

***

Pawulicki spojrzał spokojnie na wydzierającego się na niego po rosyjsku człowieka. Osobnik ten - wysoki szarżą agent służb sowieckich czy kto to tam był przedstawiał naprawdę mizerny i obrzydliwy obrazek. Czerwona szata w którą był odziany, była w strzępach odsłaniając nagie ciało pełne oznak choroby popromiennej, ale i świeżej jasnoróżowej tkanki, jakby na dopiero do zarośniętej ranie. Oczywiście to wszystko podlane krwawym sosem. Z twarzy mag też nie wzbudzał wielkiego zaufania, jednak tylko wysokie opanowanie i obrzydzenie jakie Pawulicki czuł wobec przedstawiciela zaborcy pozwalały mu nie przejmować tym, że formalnie krwawy czarownik miał moc i władzę pozwalającą na grożenie.
Grożenie w jego własnym gabinecie że jeżeli natychmiast nie dostanie bezpiecznego transportu na wschód to każe zbombardować to miejsce.
Kiedy Rosjanin wreszcie raczył zrobić przerwę by pułkownik mógł odpowiedzieć, ten nachylił się. Zdążono mu donieść o sytuacji w ambulatorium, wybuchu i “wyssaniu” rannych z życia w celu uleczenia ran. Pawulicki jakiejkolwiek by nie miał opinii to szanował swoich ludzi. Poza tym… poza tym było coś jeszcze.
Wiedział więcej niż Krwawy Mag, Czerwonawy Druid czy jak mu tam, odnośnie całej tej sytuacji.
Ponadto intuicja podpowiadała mu przyczynę pojawienia się Rosjanina w jego jednostce.

- W porządku. Rozumiem sytuację. - rzekł nienagannym rosyjskim pułkownik - Wszystko zostanie załatwione w tej chwili.

Pawulicki nacisnął pedał pod swoim biurkiem. Mechanizm spustowy zadziałał i mieszczące się we froncie biurka ładunki śrutowe wypaliły z głośnym hukiem, szatkując i rozrywając krwawego czarownika. Ten poleciał nogami, a raczej ochłapami mięsa do tyłu, a na jego twarzy ledwie zdołało pojawić się zaskoczenie. Pawulicki nie czekał. Z rękawa wysunął drobny kilkustrzałowy pistolet i skierował go w kierunku głowy maga.

- Da swiedania, towarisz. - mruknął i jednym strzałem zakończył życie przywódcy Czerwonych Druidów.

Potem poprawił jeszcze dwoma strzałami. Będąc pewnym swojej roboty, wstał, obszedł biurko z którego jeszcze dymiło po odpaleniu śrutowej hekatomby. Pułkownik bez krępacji obrócił trupa i wydobył ze strzępów jego szaty dziwny krystaliczny obiekt o kulistym kształcie i czerwono-zielonym zabarwieniu.
Podszedł do interkomu i przycisnął przycisk.

- Gazdowski. - rzekł spokojnie - Dajcie znać w warsztacie że moje biurko znów wymaga remontu. A i przyślijcie kogoś z mopem. Podłoga jest cała ufajdana.

***

Komunikat od majora Lubomirskiego był bardzo jasny. Będzie atakować od południa od Skwierzyny, a dywersję puści przez Santok od wschodu. Jutro skoro świt. Uwadze Zawady nie uszło to że Lubomirski użyje do tego żołnierzy z jej kompanii i od kapitana Tworka. Nic nie dało się poradzić - major miał wyższą szarżę i rozkazy.
Pozostawało jedynie zorganizować własny atak przy pomocy sił jakimi dysponowała.
A nie były one wcale takie małe.
Wraz z zlikwidowaniem raka który toczył Las w przeciągu jednego dnia cała atmosfera panująca w Puszczy Lubuskiej zmieniła się. Było zdrowiej, przyjemniej… jaśniej. Bardziej związani z Lasem metaludzie odetchnęli z ulgą i znikło gdzieś to wypływające na ich twarze napięcie.
Nie mieli też zamiaru pozostawać dłużnymi.
Zgranie ataku własnego z atakiem Lubomirskiego było koniecznością, aby przyspieszyć całą operację. Leśni obiecali przez noc zgromadzić odpowiednie siły przy dawnym Boleminie i przerzucić ich część do Nowin Wielkich na zachód od Gorzowa, by tam wyprowadzić atak dywersyjny.
W ten sposób miasto zostanie zaatakowane z czterech kierunków co powinno ostro namieszać w obronie wroga. Szczególnie że jej oddziały miały składać się teraz w większości z mieszkańców Lasu, w większości różnego rodzaju Przebudzonych i istot przyprawiających o dreszcze mieszczuchów z głębi megamiast.
Pomoc była znacząca, a obiecano przecież jeszcze więcej! Zaopatrzenie, schronienie i ludzi. Zawada jednak zdawała sobie sprawę, że u niektórych spośród Leśnych informacja jakoby Powstańcy mogli stać za mordowaniem niewinnych ludzi w ramach prowokacji wywołała dodatkową ostrożność względem nowego sojusznika. Tylko od działań Męczenników zależało czy przerodzi się to w podejrzliwość czy jednak pomówienie zostanie zatarte i zniknie jak pył na wietrze.

Zawada zebrała swoich ludzi przed świtem na odprawie. Dostała potwierdzenie że w lesie przy Nowinach już zgromadził się oddział Leśnych pod przywództwem Kuklickiego, którzy czekają na sygnał do ataku. Ona zaś miała pod swoim dowództwem trzy grupy entów, drużynę druidów, dziesięć drużyn lekkiej piechoty (o przeróżnym wyposażeniu, ale każdej posiadającej przynajmniej jednego czarodzieja) oraz sporo różnego rodzaju dzikich bestii przyzwanych i kontrolowanych przez leśnych szamanów. Miała też swoją drużynę - tych którzy przeżyli szturmowanie rosyjskiego kompleksu.

Nadchodził ostatni akt Operacji mającej zapewnić Powstańcom kontrolę nad województwem Lubuskim.

 
Stalowy jest offline  
Stary 24-06-2019, 16:12   #100
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post konsultowany z MG.

Zawada była zadowolona. Wręcz odetchnęła z ulgą. Sprawa tox-magii w Puszczy Lubuskiej była... załatwiona. Efekty rozbicia Czerwonych Druidów, rozproszenia ich rytuałów, zaniechania ich procederów i unicestwienia ich bazy widać było od razu. Nie minęło parę dni, a w całym Lesie czuć było... ulgę. Z pewnością teraz Lubusz i jego poddani odzyskają balans... i będą mogli w pełni wesprzeć Armię Wyzwoleńczą i zemścić się na kacapach i rybokratach. Ona odczuwała też swoją własną ulgę - zniszczenie dzieła tych popaprańców dawało jej pewność, że nikt inny nie powtórzy tej chorej działalności (a przynajmniej nie w ten sam sposób), szczególnie co bardziej szemrane persony z AW czy AK.

Dobrze wiedziała, że nawet po ich sprawiedliwej stronie tego konfliktu zdarzali się zwyrodnialcy bądź ludzie, którzy mogli się przemienić w zwyroli jeśli dać im szansę i narzędzia. Ludzie i metaludzie mieli tą niebywałą cechę, że potrafili usprawiedliwić każdy syf i zbrodnię przed samymi sobą, jeśli cel byłby tego "godny".

Puszcza i okolica były w rękach sojuszu AW/AK/Leśnych. Mimo to, doradziła Kuklickiemu, by Leśni zdwoili patrole w miejscach, gdzie Czekiści i inne mendy mogły operować. Teraz Las był zdrowszy i być może łatwiej będzie zlokalizować wrażych zwiadowców... i pokazać nieprzyjacielowi, że Puszcza była już dla nich zamknięta. W międzyczasie prowadziła wywiady i zbierała dane z Matrixa. Interesował ją ich przyszły cel. Gorzów Wielkopolski. Druga ze stolic województwa lubuskiego i najważniejszy cel w tym rejonie. Jego zdobycie praktycznie równało się zajęciu "prowincji" oraz cholernie ważnego splotu dróg do Niemiec, Szczecina, Zielonej Góry i Poznania. Było tym ważniejsze teraz, po ataku gazowym na Pomoryę. Matrix i media wrzały. Niemcy, szczególnie Pomorya, Brandenburgia i dawna Meklemburgia, chciały zemsty. Już słychać było o mobilizacji Bundeswehry i MET 2000. Z drugiej strony WOP było w pełnej gotowości. Aktywizowało się też AK w Zachodniopomorskiem i Lubuskiem, pragnące pomsty za pomordowanych polskich uchodźców. Były już strzały na granicach. Na razie nic poważnego, ale Martyna strzygła elfimi uszami. Słyszała bębny wojny, rychle zbliżającą się interwencję.

Interwencję, która była mile widziana... do pewnego stopnia. Odepchnięcie WOPu od granic i zmuszenie garnizonu szczecińskiego do kapitulacji, na przykład, było "fajną opcją". Ale już zajście Niemców do "Kolberga" czy zajęcie całości Ziem Odzyskanych rodziło poważne niebezpieczeństwo dla Wolnej Polski. Tym bardziej, że w tej interwencji nie będą brać udziału jej towarzysze z Berlina, tylko rządowi i korporacyjni - a tym na pochybel.

Stąd też uruchomiła swoje kontakty pośród AK, ostatnimi czasy skupione głównie w Lubuskiem. Przedstawiła im swoje obawy i poprosiła o szereg akcji zaczepnych przeciwko siłom WOP w pozostałej części województwa. Miało to służyć dwóm celom (oprócz oczywistego uszczuplania wrażych sił): organizowało AK w siłę mogącą potem oprzeć się "zabezpieczaniu" terenów przez Niemców oraz uniemożliwiało WOPowcom wycofanie się do Gorzowa i wzmocnienie sił Pawulickiego.

Skontaktowała się też z komunami anarchistycznymi (i innymi z lewej strony polityki) "rządzącymi" sporymi połaciami Gorzowa. Powiadomiła ich o zbliżającej się ofensywie AW na miasto i zachęciła do powstania przeciwko kacapom i rybokratom, powołując się na swój niemały autorytet i osiągnięcia. Niech widzą, że byli po tej samej stronie, a w AW służyli tacy sami jak oni. Wszelkie formy oporu były mile widziane - od demonstracji, protestów, wandalizmu, biernego oporu i małego sabotażu aż po opór czynny, zamachy bombowe, snajperstwo czy strzelaniny. Wiedziała, że wielu ziomków może w takich akcjach zginąć albo wylądować w obozach... ale to było wpisane w rejestr.

Rewolucja wymaga ofiar.

Co ją wkurwiło, to zdobycie Skwierzyny przez AW - a tym samym ścisłego przedpola Gorzowa. Nie tyle może samo zajęcie tego terenu i wyparcie nieprzyjaciela, ale fakt, kto to zrobił. Stanisław Lubomirski. Znała tego skurwysyna. Monarchista, tfu! Miała z nim już do czynienia we Wrocławiu, odkąd przeszła z AK do AW. Spierała się z nim w zasadzie o wszystko i nienawidziła z pasją. Był jej antytezą.

Ale nie mogła mu odmówić, że był dobrym dowódcą. Co tylko zwiększało jej poziomy gniewu. Kiepski lider dawno wyleciałby z roboty albo zarobiłby kulkę. A ten frajer się trzymał i podkopywał rewolucję swoją działalnością. Zamiast egalitarnego, anarcho-syndykalistycznego społeczeństwa optował za "restauracją Korony Polskiej". Pewnie z tą koroną na swoim łbie.

Jak się chce restaurować, to niech idzie do knajpy, menda.

Klnęła jak z nut, kiedy nie tylko dowiedziała się o jego obecności i sukcesach ale o tych "rozkazach" i zarekwirowaniu sił Tworka i Zawadzkiego - *jej sił*. Zaraz porwała za słuchawkę i spróbowała odkręcić temat. Z wynikłej kłótni dostała jedynie opierdol od pułkownika i wytargowała tylko (lub aż) Grupę Zenit. Trzy sztuki artylerii samobieżnej - Kraba, Kryla i Raka. Bez łachy. Bez artylerii w dupie miałaby, że kazaliby jej i jej ludziom szturmować Gorzów. Nawet z pomocą lokalsów to byłaby masakra. Skoro chuj Lubomirski zgarnął resztę jej ludzi i sprzętu, to przynajmniej ona podbierze mu artylerię.

Zresztą, i tak był skazany na jej sukces. Jego siły miały atakować od Skwierzyny oraz puścić dywersję ze wschodu na osi Santoka. To było ważne podejście, w zasadzie jedyne by z pozycji AW wprowadzić siły pancerne do miasta. Ale było też dość trudne i niewygodne, a wróg - znając Pawulickiego - miał każdy decymetr obliczony dla swojej artylerii.

Patrzyła na zdjęcia i mapy, słuchała wypowiedzi Gorzowiaków.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=lTHmAA-FQx8[/MEDIA]

Przedyskutowała temat z Kuklickim, zapewniając całkiem sporo Leśnych dla jej planów oraz przekonała go, by zrobił ze swoimi "elitarniakami" dywersję z zachodu od strony Warty. Dobrze wkomponuje się to w tą santocką, rozproszy wraże siły i da im czas by przełamać obronę i wedrzeć się do miasta nim wróg poprawnie zidentyfikuje prawdziwe kierunki natarcia. A przynajmniej da im szansę...

Lekkie siły majora Lubomirskiego miały walić z Santoka przez Gralewo, Janczewo, Wawrów i wgłąb miasta do dzielnicy "Manhattan". Te dwa ostatnie były pod kontrolą anarchistów. Zgrzytając zębami, poleciła im wzniecić powstanie i wspierać te natarcie AW. Tym bardziej, że była pewna, że w tym natarciu będzie uczestniczył Zawadzki i reszta towarzyszy z ich grupy bojowej. Reszta "Cedru" i "Wierzby". Nie chciała, by zdechli w jakiejś dywersji, co by ułatwić monarchiście-srakorchiście zgarnąć "bitewną chwałę". Szczególnie chodziło o to, by anarchiści z Wawrowa przywalili w tamtejszy warowny posterunek rybokratów. Straty byłyby duże, ale blitzkrieg grupy Zawadzkiego + blokada wawrowskich sił mogłyby doprowadzić do kapitulacji tego posterunku. Oby. Jak nie, to można by ich ominąć, skoro lokalsi będą ich blokować. Podobne silne posterunki były w Ciecierzycach, Czechowie i Różankach-Szklarni, ale te można byłoby spokojnie ominąć nawet bez wsparcia tubylców. Garnizony mogły się jedynie wycofać do centrum miasta, siedzieć na dupie i skapitulować bądź zdechnąć po zdobyciu Gorzowa, albo spróbować brawurowego ataku na flanki AW. W czterdziestu chłopa, bez ciężkich pojazdów (czy nawet lekkich, to były formacje defensywne). Mogliby co najwyżej napsuć krwi i spowolnić pochód.

Natarcie od południowego wschodu z rejonu Skwierzyny, m.in. dzięki drodze S3, było głównym punktem programu Lubomirskiego. I jak bardzo nie chciałaby, żeby fagasowi się nie udało i by zdechł na tamtejszych bagnach, to jego siły były zbyt liczne, zbyt ciężkie, zbyt kluczowe i zbyt potrzebne do zajęcia Gorzowa. Trzeba było odciążyć je, eliminując artylerię obrońców. Niestety, rejon był kontrolowany twardą ręką przez rybokratów. Wiedzieli, że nie mogli sobie pozwolić na anarchię na tej osi. Nie było jak bezpośrednio wesprzeć natarcia ze Skwierzyny. Mogła liczyć tylko na sabotaż artylerii (jak się do niej dostaną...) i na to, że Lubomirski rzeczywiście "nie był w ciemno bity". Pchając się przez Deszczno w Karnin natknęliby się na fortyfikację "Karnin-S3", ale jeśli nie będą zgnojeni przez armaty Pawulickiego, to rozniosą ją w jednym szturmie.

Miasto było otoczone lichym murem, za to z gęstą siecią wieżyczek obronnych ze sprzężonymi cekaemami, w którą wkomponowane były te czterdziestoosobowe fortyfikacje. Oprócz tych, które przeanalizowała pod kątem natarć z Santoka i Skwierzyny, była też garść innych. Chwalęcice, Kłodawa i będące blisko siebie KSSSE-S3 i Baczyna nie dotyczyły ich natarć, były ze strony północno-zachodniej. Może Kuklicki nadzieje się na Baczynę (dobrze by nawet było, jakby ją nadkruszył), ale jedyne zagrożenie jakie stwarzały, to możliwość wycofania się garnizonów do centrum albo ataki flankowe. Kolejne dwa forty były punktem zainteresowania jej grupy taktycznej - Wieprzyce-S3 i Zakanale-S3. Obydwa były położone obok estakad/skrzyżowań z miejską obwodnicą. To były de facto wrota do miasta. Zakanale musiałoby być zajęte przez Lubomirskiego, jeśli chciałby skorzystać z drogi numer 22 do wepchnięcia się w centrum - inaczej musiałby użyć miejskich ulic. Wieprzycki fort był blisko torów kolejowych i tamtejszego dworca, wprost prowadzącego do silnie umocnionego i obsadzonego stuosobową grupą Dworca Głównego.

Przy Dworcu Głównym stacjonował też pociąg pancerny z bronią ciężką i artyleryjską, był także podziemny tunel łączący Dworzec z Garnizonem Gorzów.

Garnizon Gorzów był potężną fortyfikacją na gorzowskim wzgórzu w centrum miasta, w miejscu dawnego sądu rejonowego i przyległości. Okolica była wyburzona aby obrońcy mieli nad nią kontrolę ogniową a nacierający byli pozbawieni osłon. W środku mogło być nawet pół tysiąca obsady, ciężkie pojazdy, sporo artylerii (w tym ciężkiej) i różne inne sprzęty. Tam siedział Pawulicki, menda. Stamtąd prowadzono ostrzał zbuntowanych dzielnic... i stamtąd (oraz z pociągu) prowadzono by bombardowania natarcia ze strony Skwierzyny.

W uderzeniach na Zakanale-S3 wesprzeć ich mogli tamtejsi anarchiści oraz ich koledzy z Małyszyna, Ustronia. Ci z Osiedli Staszica i Słonecznego oraz dzielnic Piaski, Górczyn i Zacisze mogli odwrócić uwagę Garnizonu - straty byłyby koszmarne, ale taka dywersja w kluczowym momencie mogłaby zminimalizować straty ataku na Karnin i Zakanale. Opanowanie części miasta i przyległości na północy przez anarchistów powodowało także, że każda próba wycofania się rybokratów i kacapów w tamtą stronę byłaby albo niemożliwa, albo wiązałaby się z kolejnymi stratami. Łatwiej też byłoby go okrążyć, jeśli siły z Santoka i Skwierzyny wedrą się do miasta. W takim przypadku coraz bardziej paląca dla Zawady wyglądała kwestia linii kolejowej, dworców i pociągów oraz dzielnicy Wieprzyce.

Na jej oko mieli dwie opcje, atakując z południa - albo poprzez drogę 22 na Zakanale, zajęcie skrzyżowania z S3 i zdobycie tamtejszej fortyfikacji i późniejsze parcie na północ lub na zachód... albo zostawienie Zakanala Lubomirskiemu i zamiana miejsc z grupą dywersyjną Kuklickiego. Jego grupa przywaliłaby wtedy w Zakanale-S3 z pomocą anarcholi, a główne siły Zawady w Wieprzyce z kierunku (lub kierunków) Warta-Jeże-Łupowo. Całymi dostępnymi siłami i wsparciem "Zenitu" przebiliby Kordon Miejski, wysprzątaliby posterunek Wieprzyce-S3 i wspólnie z anarchistami uderzyliby na Dworzec Główny. Tamtejszy garnizon był zbyt silny, a pociąg pancerny zbyt dobrze uzbrojony, by olać temat. Ponadto tunel dawał szansę na szybkie przedostanie się do Garnizonu, uciszenie artylerii, ocalenie żyć AWowców... i zwycięstwo. Zgarnięcie wygranej sprzed nosa monarchisty.

Były też dwa ugrupowania kacapów. Łagr w miejscu przemysłowego kompleksu będącego fragmentem KSSSE (Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej), niedaleko Baczyna. Trzystuosobowa załoga Ruskich, którzy trzymali tam wielu Gorzowiaków celem pracy przymusowej. Wyzwolenie tego miejsca nie było kluczowe dla operacji i mogło znacznie ją opóźnić... ale oznaczało też dostęp do sprzętu, zapasów i ludzi, eliminowało pokaźne siły nieprzyjaciela gotowe wesprzeć obronę Garnizonu lub Dworca, oraz byłoby potężnym zwycięstwem propagandowym, zjednującym sobie Gorzowiaków. Podpytała anarcholi, czy daliby radę coś zrobić choćby w kwestii dywersji / wzniecenia buntu w tym miejscu. Obóz był jednak obstawiony przez dwa posterunki i był blisko kordonu, więc ilość i siła obrońców rosła. W tym miejscu można się było poważnie wykrwawić... ale jego wyzwolenie byłoby kamieniem milowym. Ciężki wybór.

Był też ruchomy konwój Czarnej Kompanii, przezwany przez tubylców "Czarną Wołgą". Sporo pojazdów ciężarowych, patrolowych i terenowych, które poruszały się głównymi drogami Gorzowa (i pewnie okolic), przeprowadzając łapanki. Zgarniali ludzi z ulic i zawozili ich do "ośrodków szkoleniowych" CzK, gdzie przerabiali ich na niewolników-żołnierzy za pomocą narkotyków, prania mózgu, tortur, cybernetyki, tox-magii i innego syfu. Była to siła dość liczna i mobilna, by wesprzeć obronę. Należało ją znaleźć i zlikwidować, najlepiej w zasadzce. Jak da radę, to w realiach walk o Wieprzyce i Dworzec (i/lub KSSSE). Jak nie da rady, to siły z Santoka i/lub Skwierzyny muszą dorwać ten konwój. Nie można było mu pozwolić uciec albo wesprzeć Garnizon, a trzeba było go wybić. Do ostatniego CzeKisty. W imię zasad.

Tak, ten plan wydawał się najlepszy. Niemniej jednak zawezwała pozostałych od siebie i Leśnych, aby go skonsultować i wysłuchać ich pomysłów.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 26-06-2019 o 12:37. Powód: Wzmianka o dzielnicy Manhattan.
Micas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172