Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-04-2019, 13:48   #21
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Wszyscy przybrali pozycję za osłoną. Rosnący stukot okutych butów, zrobił się wyraźny nie tylko dla żołnierza. Wokół cuchnęło spalonymi włosami i mięsem martwego już Del Jerkova. Aeryn nie mogła skupić myśli, zaczynała zamykać się w sobie prowadzona przez rosnący obłęd, którego już się nie bała. Miała przy sobie kulę, która rozwiąże jej problemy. Była tego pewna. Zresztą jej największy kłopot wyglądał jak grillowany kurczak. Była już, niewolnica skuliła się przy potężnych nogach Rice’a. Ten wyglądał jak rzeźbiona z marmuru maszyna do zabijania. Ani cienia wątpliwości, zabójcza determinacja. To mogło budzić zarazem szacunek jak i strach. Trzymał swój karabin cząsteczkowy, nieznacznie wychylając się zza kolumny. Włączył moc w broni tak, iż błękitny drgający promień energii ożył wzdłuż prześwitów w lufie.

- Co… Co się dzieje? - szepnęła półprzytomnie Sky. Żołnierz jednak nie odpowiedział, skupiony na zbliżającym się wrogu. Chwycił jeden granat hukowy i rzucił nim, kiedy mroczne sylwetki robiły się coraz wyraźniejsze.



Wrodzy Żołnierze

Cylindryczny granat upadł na podłogę, milcząc groźnie, tylko po to by prawie rozsadzić bębenki całej czwórce. Wrogowie nie czekali na odpowiedź. Z tej odległości można, było wreszcie zobaczyć z kim mieli do czynienia. Było to dwanaście zakutych w czarne metalowe, przy tym niedbałe pancerze. Ich hełmy świeciły czerwonym punktem, skąd analizowali otoczenie przez proste, tanie systemy analizy bojowej. Pierwsza trójka została ogłuszona, kurczowo trzymając się za głowy. Reszta odpowiedziała ogniem maszynowym. Był przytłaczający. Pociski leciały gradem, rozbijając kolumny z obu stron. Materiał świątyni czy też grobowca był jednak solidny. Akell nie musiał martwić się, że przebiją ich osłonę. Szturmowiec wychylił się czekając ćwierć sekundy aż, Havoc rozkręci się, by potem dać dłuższą serię. Błękitnie jarzące się pociski, świszczały mknąć prosto do żołnierzy. Ogłuszona trójka zgodnie z zamierzeniami została postrzelona i rzucona na podłoże. Ich rany, przez pancerz nie były śmiertelne, zostali jednak wyłączeni z walki.

Pozostała grupa napastników szybko zajęła bezpieczne pozycje, za pierwszymi kolumnami. Któryś z nich rzucił szybko granat dymny na ich pozycję. Mieli przewagę, bo ich hełmy skanowały otoczenie nawet wobec białego jak mleko, gęstego dymu. Rice stwierdził, że to na pewno nie amatorzy. Na ślepo zaczął strzelać w ostatnie znane pozycje. Plazma pomknęła i chyba kogoś trafiła, bo dało się słyszeć urwany krzyk. W tym samym momencie drużyna usłyszała głos, mogący należeć tylko do diabła. Był nienaturalnie głośny, chłodny i nieludzki.

Android odezwał się zza kłębów dymu.

-Poddajcie się a zostawimy Was żywych. Chcemy tylko artefaktu. Oddacie go a może Dessade Was nie zabiję.


Nie wiedzieli, kim jest Dessade, ale jak się okazało, Sally mogła coś wiedzieć na jego temat, przynajmniej tak ukłuła intuicja Akella.

-Akell. Nie mamy po co walczyć. Oddajmy im kulę… inaczej nie mamy szans… Jest ich jeszcze dziesięciu, z Dessade…- można było wyczuć, że kobieta chciała ugryźć się w język, kiedy wymówiła imię przywódcy wrogiej grupy.

Mimo wszystko Rice nie miał czasu na analizy. Ogień zaporowy zwiększył się, tak że mógł tylko pomarzyć o wychyleniu się za kolumnę. Wiedział, iż przyszła pora na drugi z trzech granatów hukowych. Rzucił go pewnie, celując w miejsce skąd pochodził głos tajemniczej maszyny.




Android Dowodzący Grupą- Dessade

Potem wszystko potoczyło się szybko, niczym koszmar wpleciony w osnowy rzeczywistości. Akell wychylił lekko głowę, patrząc na efekt swojego rzutu i zobaczył jak bardzo wielki popełnił błąd. Niezwykle wysoka i szczupła postać, była skryta cała w czerni nanomateriału. Tylko naga, alabastrowa głowa szczerzyła się w sadystycznym uśmiechu triumfu. Dessade trzymał granet i niesamowicie szybkim ruchem odrzucił go z powrotem do właściciela. Akell wiedział, że ma góra pół sekundy, by ochronić się przed eksplozją.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 01-04-2019 o 13:58.
Pinn jest offline  
Stary 03-04-2019, 17:35   #22
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Jak już się wszystko zesrać, to oczywiście wszystko na raz. Akell zdążył przekląć swoją robotę, samego siebie, przełożonych, pracodawcę, ruiny, cyborga, kulę, niewolnicę i cały Kadras, zanim w przebłysku olśnienia i „inteligencji” nie kopnął w granat, a że typem sportowca to on na pewno nie był, toteż nie liczył na celnego gola.
Coś jednak musiał uczynić, bo wprawdzie pocisk nie był rażeniowy to jednak mógł poparzyć kulącą się w jego nogach niewolnicę, bo to, że oboje ogłuchną było nie do uniknienia.
Szczęście w nieszczęściu, że zabrał ze sobą maczetę z ultradźwiękami, więc być może uda mu się częściowo unieszkodliwić robota, zanim Kostucha nie zapuka przez ich touchpady.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 03-04-2019, 19:27   #23
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


[media]http://www.youtube.com/watch?v=2PPl_nKaA2I&list=RD2PPl_nKaA2I&start_radio =1[/media]

Rice Akell

Akell wiedział, że nie ma czasu na czekanie. Rzadko grał w piłkę, ale jego uda tak czy inaczej wyglądały prawie jak cała Aeryn kuląca się właśnie przy nich. Dziewczyna, ledwo kontaktowała. Kula zdawała się wlepiać w jej ciało dając ciepły, łagodny komfort. Rice wiedział, że jeśli granat wybuchnie koło nich to zrobi im dość mocne poparzenia i najpewniej zafunduje całkowitą głuchotę. Nie miał nawet sekundy by chwycić go w dłoń, więc bokiem prawego buta zadał silne, niskie kopnięcie w cylinder.

Cała akcja trwała ledwie pół sekundy, ale mimo wszystko zabrakło mu czasu. Kopnięty granat wybuchł w blisko pół drogi. Niesamowicie jasny błysk, niczym rażący piorun zesłany przez samego Zeusa uderzył w stojącego nieco poza osłoną szturmowca. Nie widział nic przez dłuższy czas poza biało-czarnymi plamami zmieniającymi się powoli w poszatkowane powidoki zewnętrznego świata. W uszach szumiało mu tak głośno, że miał wrażenie, że stado bizonów wparowało mu pod czaszkę. Czuł, że leży na posadzce świątyni, jednak nie mógł się ruszyć ogłuszony bolesnymi bodźcami.

Aeryn Sky

Kula milczała. Widziała jak olbrzym pada zmieciony granatem ogłuszającym i nie miała wątpliwości jak broń dobrze musiała spełniać swoje powołanie. Chyba szumiało jej w uszach. Wiedziała, że za chwilę jej kompan zostanie postrzępiony przez kule, co w rezultacie również tylko nieco opóźni jej zgon. Modliła się, chyba pierwszy raz w życiu do tajemnego artefaktu, lecz on milczał. Nie wiedziała czy “wykorzystała” wszystkie życzenia, czy może zrobiła coś złego co nie spodobało się temu tajemniczemu przedmiotowi. Jej zmysły były przyćmione niczym w odurzeniu. Artefakt Amenów dawał jej dziwny komfort, przepełniony obojętnością stan bezpieczeństwa. Jeśli tylko będzie trzymała go przy sobie nic się nie stanie. Przeżyje jeśli tylko przyłoży go do piersi niczym dobra, czująca matka.

Wszyscy


-Dessade Ty pierdolony sadysto, zostaw ich! Macie to czego chcieliście. Cholerny artefakt!- krzyczałam głośno próbując przekonać tego durnego syntetyka do ludzkich uczuć.

W uszach szumiało mi gorzej niż wczoraj po tym bimbrze, który załatwił Marcin. Założyłam gogle analizujące na czoło i wychyliłam się zza filara z przodu zupełnie poszatkowanego przez ciągły ogień. Moje nogi zdawały się jak zrobione z gliny, drgały chociaż nie byłam takim tchórzem i nerwusem jak mój współpracownik. Żałowałam, że nie wtajemniczyłam go w mój układ, ale jedyne na co mogłam liczyć to jakieś neurotyczne obiekcje, kierowane naiwnym młodym ukłuciem etyki.

Dessade kazał wstrzymać ostrzał ruchem dłoni. Jego święcące w ciemności blade oczy zmrużyły się. Widziałam w nich niepohamowaną chęć mordu, która wcale nie zniknęła po rozkazie, jakby tylko chowając się głębiej. Kto do diabła stworzył tą cyfrową osobowość był przeklętym, kawałem wielkiego sukinkota. Zresztą znałam odpowiedź. Xenia tego dokonała i wysyłała posłuszną w stu procentach tylko i wyłącznie jej maszynę do odwalania brudnej roboty. Przeklęte Mruki i ich wojująca księżniczka przyprawiała mnie o dreszcze. Siedziałam w mroźnym Freetown dostatecznie długo, by wiedzieć jakim typem człowieka była. Mimo to skusiłam się na te trzysta tysięcy UniDolarów.

-Dzięki draniu. Artefakt ma ta dziewucha za filarem. Obiecaj mi, że nikogo nie skrzywdzisz. Zróbmy to pokojowo.

-Spokojnie Sally. Nikt dziś nie zginie. Z wyjątkiem Ciebie, moja droga…

Zrozumiałam, czemu skurwysyństwo nie spłynęło z mlecznie białej twarzy tej puszki. Żałowałam wielu rzeczy. To tylko przeszło mi przez myśl kiedy złoty piorun z blastera wbił się w mój tors. Czułam dziwne mrowienie… czerń spowiła moje zmysły i w końcu stałam się wolna od tej przeklętej planety z cał nadmiarem nie przynoszących skutków wykopalisk.



ROZDZIAŁ 2- Czy Wolność Jest Wyborem?

DWA DNI PÓŹNIEJ


Aeryn Sky


Zabrali jej kulę. Czuła jakby wyrwali jej potrzebny do życia organ. Mimo tego “ten organ” też ją opuścił. Zostawił w śmierdzącej rdzą i szczynami celi w dość pokaźny transporterze anty-grawitacyjnym. Przez małe okienko jasnym promykiem głaszczącym wszechobeny pył z Kadrasa odliczyła, że od pewnej zdrady Sally i zakatowania Nabuchowskie minęły około dwa dni. Do tej pory słyszała przeraźliwy i nie ludzki jęk młodego studenta kiedy wysuwanym z onyksowego ciała ostrzem Dessade trzymając go jedną ręką za gardło wybebesza mu flaki na zewnątrz. Z szarpiącą powolną precyzją... Nie spotkała jeszcze tak demonicznej maszyny. Co prawda jak każdy słyszała o Erze Buntu Maszyn na Ziemi, jednak nigdy androidy nie wydawały się jej tak wielkim zagrożeniem. Teraz widziała na własne oczy do czego są zdolne syntetyki, a może ludzie, którzy tworzyli im cyfrowy wzór osobowości?

Z rozważań wyrwało ją echo dalekich ciężkich kroków. Znów czuła się jak niewolnica. Na szyi zamontowano jej obrożę porażającą i jeszcze jakąś dziwną obręcz na czole, która wbiła jej się boleśnie w skronie. Do tej pory unikali z nią kontaktów. Wiedziała, że jest na kamerach a obręcz ciągle wysyła jej dane biologiczne jednak brakowało jej żywej osoby, co było nieco ironiczne.

Zobaczyła jednego z wrogich żołnierzy, ciągle w metalowym pancerzu, ale bez hełmu. Okazał się nim ktoś kogo nie widziała wcześniej w świątyni. Był to szczupły, brązowo skóry Zylianerin o typowej dla tej rasy długiej szyi i głowie, która wyglądała bardzo nieproporcjonalnie w porównaniu do ludzkiej. W rękach trzymał karabin blasterowy. Sky zdziwiło, że jest bez eskorty, ale później okazało się, że za wrotami sektora z celami czekało jeszcze dwóch ludzi, również uzbrojonych.

-Ty. Człowiek, ruszając za mną. Dezzsjade chcę Cię widzieć.- ciężko, kulawo zaakcentował Zylianerin.




Rice Akell i Aeryn Sky

Stali na mostku pustynnego transportowca. Duże okno z przodu pokazywało co chwilę zbliżające się skały, między którymi z łatwością manewrował młody pilot i jego pomocnik. Siedzieli za konsolą, udając a może i nie, iż niczego nie słyszą. Krajobraz na zewnątrz zrobi się bardziej górzysty a gdzieniegdzie pojawiały się nieroztopione fragmenty brudnego od piasku pustyni śniegu.

Akell i Aeryn mieli skute kajdankami dłonie. Olbrzym wiedział, że jeśli użyłby maksimum swojej siły rozerwał by nawet twardy stop łańcuchów. Za małe na jego duże nadgarstki obręcze sprawiały, że krwawił co tylko budziło w nim silną, rwącą chęć przemocy. Pamiętał, że roztrzaskał głowę jednemu z ludzi Dessade’a, kiedy tylko prochy jakimi nafaszerowali go w grobowcu nieco zeszły. Potem nie pamiętał prawie nic, bo oczywiście podwoili dawkowanie. Dopiero jakieś dwie lub trzy godziny temu wyrwał się z gęstej, zamulonej katatonii i myśli wracały mu do głowy. Wszystkie mówiły tylko jedną rzecz- przetrwać i jeśli to możliwe ukarać.

Teraz stojąc na mostku widział Aeryn, cholerną przyczynę ich losu, która oprócz kołnierza dla niewolników miała jakieś małe elektrody na czole, tak, że jej już tłuste i brudne teraz błękitne włosy były zaczesane nieco do tyłu.

Dessade stał i lustrował ich wzrokiem. Udając człowieka, chyba tylko z chorego sarkazmu palił cienką, waniliową cygaretkę.

-Witamy na “Nomadzie”. Jak sądzę działacie już tak jakbym chciał. Żywi i kurwa, wypoczęci. Uprzedzając wasze pytania, zmierzamy do Freetown. Co się z wami stanie- nie wiem. Jakiś kaprys kazał mi zostawić was żywych. Dziwne, dziwne algorytmy i linijki kodu. Bo przecież nie jestem człowiekiem… powiedz mi wielgusie- powiedział chłodno, choć przy tym dziwnie żarliwie, jak na androida Dessade- Co teraz myślisz? Takie zwały cielska, bardzo przydałyby się mojej Pani; Wspaniałej Władczyni Północnego Kadrasa, Ukochanej Burmistrz Freetown, Mojej Słodkiej Stwórczyni Wybranej Przez Bogów Najwyższej Xenii. Schowasz dumę i dołączysz do Naszego grona? Bo muszę rzecz w porównaniu do tej niebieskowłosej cipki- spojrzał białymi foto-receptorami na Aeryn jakby tu w ogóle nie stała- Nie jesteś Nam potrzebny.

Rice zbadał całą sytuację. Strażników poza personelem technicznym było dwóch. Wydawali się najtwardszymi przybocznymi. Każdy z nich trzymał strzelbę energetyczną typu “Apostoł”. Ich mógłby spróbować udusić kajdanami. Ku swojemu szczęściu nie znaleziono dostatecznie dużej obroży porażającej więc nie musiał martwić się “nagłą pacyfikacją”. Prochy, którymi go nafaszerowano nadal nieco go osłabiały, jednak z swoją siłą był mimo to zabójczy. Sięgał o ponad półtora głowy od najwyższego przybocznego. Dessade jednak był tylko nieco niższy. Plus trzeba było przyznać, że syntetyka nie da rady się udusić… Akell spojrzał dwubarwnymi tęczówkami prosto w bioniczne oczy maszyny. Nie dało się go zastraszyć. Również jakieś niejasne wspomnienie mówiło, że czarno-biały twór posiada wbudowane z przedramienia ostrza. Nieludzkie cierpienie, którego był świadkiem powoli podnosząc się z podłogi Ameńskiej Świątyni tylko po to by poczuć ukłucie i płyn rozlewający się z tętnicy szyjnej, który zwalił go z nóg.

 
Pinn jest offline  
Stary 03-04-2019, 22:00   #24
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Z niejakim zawodem Rice ocknął się na statku, w małej, o wiele za małej jak na jego rozmiary, celi. Szczerze, to wolałby śmierć podczas walki, niż w niewoli, pomijając fakt, że nie rozumiał po co ktoś zadał sobie tyle trudu by pojmać jednego, szarego szeregowca. Mężczyzna nie należał jednak do typu myśliciela i długo nie rozwodził się nad przyczyną swojego stanu, a i dodatkowo ból głowy (od ogłuszenia i od leków) nie ułatwiał mu sytuacji, więc zamiast rozdrabniać się nad sensem poczynań wroga, skupił się na przetrwaniu i przełączeniu się z trybu zabijania, na tryb przeżycia.

”Hu hu hu… tym razem z tego nie wyjdzieszszsz.”
Głos brata oczywiście zawsze przychodził z otuchą i pomocą. Wojownik starał się go jednak ignorować, wytężając nadwyrężoną jaźń, by spamiętać szczegóły statku i jego pasażerów. Kto kiedy przechodzi pod drzwiami, ile razy spał lub dostał jeść, na jakiej zasadzie działają drzwi, w co są ubrani i uzbrojeni strażnicy lub choćby czy wnętrze statku da mu niejasne pojęcie na temat jego modelu.
Niby kompletne pierdoły, ale mogły się przydać podczas ucieczki.

Oczywiście szybko do Akella dotarło, że nie ma gdzie, ani po co uciekać, no chyba, że chce zamarznąć gdzieś na niezmierzonej pustyni Kadrasu lub sczeznąć z głodu, albo jedno i drugie.
Za wszystkie niepowodzenia, żołnierz najłatwiej mógłby oskarżyć niebieskowłosą niewolnicę, ale dobrze wiedział, że to nie ona zdradziła, a ta niedojebana chlapiąca wara w goglach, oby szmata okazała się martwa, bo jeśli gdzieś była na statku to Rice za siebie nie ręczył.


Wkrótce okazało się, że obojga archeologów nie było na statku. Przynajmniej tyle.
Co się z nimi stało, mężczyzny, ani jego brata, nie obchodziło. Liczyło się to, jak się z tego gówna wykaraskać, toteż udając potulnego dał się zaprowadzić na „spotkanie” i w ciszy wysłuchiwał gadaniny robota, tępo się przy tym wpatrując w ziemię.
Nadgarstki krwawiły od przyciasnych kajdanek, ale olbrzym nie czuł bólu, a jedynie swędzenie. Z dziką przyjemnością rozjebałby te gadzie ryje, ale ponownie… nie widział w tym sensu, bo z cyborgiem nie miał szans… przynajmniej bez broni.

- Co teraz myślisz? Takie zwały cielska, bardzo przydałyby się mojej Pani - ujadał Dessade, a Akell zastanawiał się po raz kolejny… na chuj?
Na chuj on im tam i w czym niby miałby się przydać, skoro ta cała Xenia miała do dyspozycji cyborga, który jak widać sprawdzał się lepiej od niego. Uniósł spojrzenie dwukolorowych oczu i wpatrzył się w „twarz” tego czegoś. Nie zamierzał mu odpowiadać, a może… chciał, ale nie wiedział co powiedzieć?
Dotychczas jego życie składało się ze służby Dominium. Jadł, spał, mordował… wszystko dla Dominium.
Dominium było jego jedynym celem w życiu. Nie potrafił nic innego, jak poświęcić się „sprawie”, która nie bardzo go obchodziła… ale jako jedyna go jako tako akceptowała.

”Ale w końcu udało im się ciebie pozbyć” zadrwił bliźniak sprawiając dotkliwy ból mężczyźnie, bo nawet jeśli te słowa nie były prawdą, to świadomość, że nikt nawet nie pokwapi się, by zastanowić się nad losem jednego, szarego żołnierzyka, nie wspominając o próbie odszukania go, była jasna i klarowna.

”Zapomnij o Dominium… Dominium jest martwe.”

Rice spojrzał na Aeryn, później na pilotów i ochronę pod śluzą.
- To samo co ty - odparł zachrypłym głosem, uśmiechając się krzywo, ale zarazem nieco smutno. - To samo co ty...
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 06-04-2019, 00:25   #25
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Otworzyła oczy. Przespała kolejną godzinę, może dwie. Nie do końca była pewna, ale czuła zmęczenie i okropny ból w karku. Było jej strasznie niewygodnie, ale czego mogła spodziewać się po celi, w której została zamknięta?
Co za ironia losu. Ledwo dziwnym zbiegiem okoliczności pozbyła się swojego właściciela i prześladowcy, tylko po to, by za chwilę znów trafić do niewoli. “Chyba pisany mi jest los niewolnicy. Nigdy nie będę wolna. Nie zasłużyłam…” Natrętne i smutne myśli krążyły po jej głowie, kiedy wpatrywała się w ciemność przed sobą, czekając na nieznane.
Czemu pojmali ją do niewoli? Dlaczego nie pozbyli się tak jak archeolog Sally i studenta Nabuchovsky’ego? Powinna była podzielić ich los - w końcu na co komu była niewolnica? Nie miała zbyt wiele do zaoferowania, straciła nawet tajemniczą kulę, a głos, który wcześniej słyszała w głowie, całkowicie umilkł. Nie była nikim specjalnym. Była zwykłą dziewczyną, która większość swojego życia spędziła w niewoli i wcale nie zapowiadało się na to, by miało się to kiedykolwiek zmienić.

Miała mnóstwo czasu na to, by rozmyślać nad tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło. Wciąż ciekawiło ją, dlaczego martwy już Maris zdecydował się ją zabrać ze sobą. Po co? Na pewno nie spodziewał się, że to ona właśnie uzyska chwilową kontrolę nad tajemniczą kulą, że pozbawi go życia. Nie rozumiała w jakim celu została zabrana. Najgorsze było jednak to, że już nigdy miała się tego nie dowiedzieć, bo Del Jerkov leżał spalony do kości w podziemnej jaskini.
Czy to faktycznie ona spowodowała jego śmierć? To ona doprowadziła do tego, że jego skóra zaczęła płonąć? Jak tego dokonała? Dlaczego po tym wydarzeniu nie usłyszała już głosu w swojej głowie? Czy kula straciła swoją moc? Tak bardzo chciała poznać odpowiedzi na te pytania. Często wsłuchiwała się w ciszę panującą dookoła niej, z nadzieją, że usłyszy w swojej głowie słowa skierowane do niej. Czasami przyłapywała się na tym, że sama wypowiadała te słowa.
- Savin At Mart.
Nikt jej jednak nie odpowiadał. Jedyne co słyszała, to miarowe pikanie, które wydobywało się z obroży na jej szyi. Przez nią czuła się jeszcze gorzej, niż kiedy zamknięta była w willi Del Jerkova. Był to ewidentnie znak, że znowu trafiła do niewoli - i to jeszcze gorszej, niż poprzednio. Zaczęła żałować tego, jak postąpiła. Może nawet trochę zatęskniła za Marisem.
Kiedy zaś próbowała pozbyć się niewygodnej korony z migoczącymi diodami, od razu włączano paraliżującą obrożę, sprawiając jej ogromny ból. Zaprzestała więc po kilku próbach, niczym posłuszny piesek.
- Savin At Mart.
Nikt jednak dalej nie odpowiadał.

Podczas niezbyt przyjemnej audiencji u cyborga imieniem Dessade, Aeryn stała cicho. Nie odezwała się ani słowem, przypatrując się jedynie cyborgowi i wsłuchując się w słowa, które wypowiadał. Nie wiedzieć czemu, ale czuła się nieco bezpieczniej, kiedy okazało się, że nie tylko ona została schwytana i obok niej stał Rice Akell. Choć nie można powiedzieć, że byli najlepszymi przyjaciółmi - w zasadzie nawet nie zamienili ze sobą do tej pory żadnego słowa - to jego obecność sprawiała, że Aeryn czuła się trochę pewniej.
Niemniej, okazało się, że faktycznie trafiła do niewoli, tym razem niejakiej Xenii - kimkolwiek była ta kobieta, o której tak pochlebnie wypowiadał się cyborg. Miała ogromną ochotę coś zrobić. Czuła, jak wzbiera w niej frustracja - była już o krok od uzyskania wolności, kiedy ostatecznie została znowu pojmana. Dlaczego ta cholerna kula nie zadziałała w podobny sposób jak na Marisie, kiedy ich atakował ten przeklęty cyborg? Gdzie teraz się podziewała? Czemu nie słyszała już głosu? Dlaczego znowu została sama? Porzucona na pastwę tej bezdusznej maszyny i jego pani.
Aeryn zacisnęła zęby. Frustracja w niej wzbierała z każdą kolejną myślą. Gdyby tylko mogła, to pewnie rzuciłaby się na cyborga, by go rozszarpać, ale nie mogła. Nie miała zresztą z nim szans. Znowu była nikim.
- Gdzie jest kula? - odezwała się w końcu lekko zachrypniętym głosem. Och, ile by dała, by móc znowu przytulić ją do piersi.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 06-04-2019, 13:22   #26
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


WSZYSCY

Dessade przyglądał się zarówno Aeryn jak i Rice’owi. Kiedy ten odpowiedział mu to samo co zadane przez androida pytanie, na chwilę jego oczy uniosły się do góry a powieki zaczęły intensywnie mrugać, podobnie jak ludzie, którzy pobierali pakiety danych na swój implant mózgowy, jeśli taki posiadali.

Akell uśmiechnął się spode łba. To nie był samoświadomy byt, choć bardzo Dessade próbował nim być. Było to logiczne, bowiem- kimkolwiek była- Xenia, na pewno chciała kogoś, kto trzymał się na jej smyczy. Wynikało z tego, że żyli tylko dzięki jej rozkazom, bo zapewne miała stały monitoring funkcji czarno-białego androida. W tym samym momencie odezwała się Aeryn. Wydawała się bardzo rozbita, wręcz w czarnej rozpaczy. Niemniej kiedy wypuściła słowa z swoich ust w końcu, mimo zaschniętego gardła bił z niej jakiś ogień. Szturmowiec pomyślał, że naprawdę nie zna w ogóle młodej dziewczyny, a akcja z ukrytą bronią pokazywała pewną dozę potencjału ukrytą w drobnym, aczkolwiek naprawdę zgrabnym ciele.

-Gdzie jest kula?- powiedziała Sky, spodziewając się kolejnego ukłucia elektryczności, głęboko wędrującego przez nerwy obwodowe.

Dessade tylko uśmiechnął się przebiegle.

-Zapomnij o niej. Teraz należy tylko i wyłącznie do Xenii. To, że jeszcze żyjesz jest spowodowane pewną więzią, którą chce przebadać Moja Pani.

Aeryn poczuła jak żołądek jej się ściska a pod niewolniczą obręczą zaczynają gromadzić się strużki lodowatego potu. Nie dojść, że znów była w niewoli to prawdopodobnie, Dessade czy może bardziej jakiś piracki eks-naukowiec będą poddawali ją testom. Chciała coś powiedzieć, jednak w gardle całkiem jej zaschło. Akell tylko ucieszył się, że jego teoria o podleganiu androida Xenii jest prawdziwa.

Nagle, zdawało się zupełnie skupiony na zadaniu główny pilot, odpowiedział profesjonalnym, beznamiętnym głosem.

-Dotrzemy do Freetown w przeciągu piętnastu minut. Nadaje wiadomość o przybyciu pod mur.

I tak się stało. Dessade siadł na obszernym fotelu a dwójka jego zaufanych przybocznych z strzelbami energetycznymi zabrała ich do łazienki, gdzie polecili im się odświeżyć. Zapasy na Nomadzie, były oszczędnie dystrybuowane, więc zamiast ciepłego prysznica jak pod kopułą Solosgradu lub w posiadłości Marisa zostali obrzuceni, kłującym mrozem sprężonej wody. Najpierw prysznic ich namydlił, potem zmył tak, że doprowadzenie się do higieny zajęło im ledwie dwie minuty. Sky ucieszyła się, że znów może poczuć się świeża, jednak obręcz i ograniczniki dobitnie pokazywały jej miejsce.


Godzinę później. Freetown

[media]http://www.youtube.com/watch?v=b_YHE4Sx-08[/media]






Freetown było skupiskiem dawnych obiektów wydobywczych i budynków dla górników. Większość zabudowy wydawała się posiadać równie stalowe dobudówki, tak, iż wszystko wydawało się jak zrodzone z chaosu. Na ulicach widzieli zbirów Mruków i przygnębionych mieszkańców, który wędrowali powoli wśród ulic miasta. Większych wieżowców było co najwyżej kilka; były również otoczone zespawanym murem, na których znajdowały się fortyfikację, kilka ciężkim Kaemów czy wieżyczki blasterowe. Nomad zatrzymał się przed najwyższą wieżą. Hotelem “Roshak”. Przed nią mieścił się duży plac, agora na której stało sporo straganów, handlujących głównie mięsem bokorogów płaskostopych czy większych nosowielkich mamutów, które żyły na chłodnym kole podbiegunowym Kadrasa. Do tego mało-miejskiego krajobrazu dołączały trupy przybite do krzyży. Widocznie Xenia chciała łączyć uczucie wspólnoty mieszkańców na równi z przypomnieniem ich o swojej władzy.

Dessade pierwszy wszedł do wieży, tak, że czekali pod grawitacyjnym transporterem w towarzystwie strażników około piętnastu minut. Nie zobaczyli już androida, co było sporą ulgą dla Aeryn. W tym czasie Rice poznawał całe otoczenie na bystrą, żołnierską modłę. Wszystkie stanowiska obronne, ilość Mruków i ich zorganizowanie, na kamerach kończąc.

Cały czas towarzyszyła im dwójka zbirów z strzelbami, który tylko milczeli, ale najwidoczniej stali się ich nie gasnącym zaszczytem w Freetown. Po pewnym okresie czasu z hełmu jednego z bandytów dobiegł cichy rozkaz na komunikatorze.

-Za mną. Macie, kurwa zaszczyt. Poznacie naszą Panią. Jeden cholerny niewłaściwy ruch i padniecie martwi. To szczególnie do ciebie olbrzymie.- powiedziała ponuro jedna z ich nowych przyzwoitek.

Weszli przez obrotowe drzwi. Dawniej był to hotel dla ważnych szych z Kompanii Phoenix, choć zdecydowanie stracił na gwiazdkach. W obszernych holu przed nimi stały dwie windy i kilka drzwi. Cała podłoga była usłana szkłem z rozbitych butelek i szyb, a niedopałki jak i puste paczki papierosów dopełniały obrazu. Na jednej ścianie zwisał przybity szkielet. W recepcji siedziała młoda dziewczyna z obrożą, taką samą jaki nosiła Sky. Popatrzyła na czwórkę smutnymi, przegranymi i nieco nieobecnymi oczami z jakiegoś powodu, wyglądając na chorą. Aeryn nie znała tego powodu, lecz Akell domyślał się, że musi być głodna od szprycy, którą to piraci dodatkowo kontrolowali swoich niewolników. Coś nagle ukłuło go w sercu, kiedy pomyślał, że podobny los może spotkać niebieskowłosą dziewczynę, która mu przecież towarzyszyła. Brat szybko to skomentował.

“Olej ją. Nie jeesssteś jej nic winny. Ty jesteś w lepszej sytuacji. Z swoją siłą zostaniesz ich siepaczem. Może uciekniesz przy najbliższej okazji, jeśli tylkoo się postarasz. Zostaww tą laskę, będzie Ci tylko przeszkadzać. Chyba nie chcesz wyruchać tej kształtnej dupci po tym co nieco zobaczyłeś pod prysznicem? Czyżby Braciszku?”


Na chwilę Akell zaginął w swojej głowie walcząc z urojeniami, które były przecież tak prawdziwe oraz żywe, iż nie mógł ich pokonać bez nadwyrężania siły woli. Jego największym wrogiem, miał takie wrażenie, były jego wewnętrzne demony. W świecie wewnętrznym nie bał się niczego, nawet w tej sytuacji.

-Możecie wejść. Xenia już czeka.- odparła cicho recepcjonistka, bardziej do dwójki pilnujących ich Mruków.

Po chwili znaleźli się w jednej dość przestronnej windzie cały czas z kajdankami na rękach. Nadgarstki Akella zrobiły się czarne od ucisku i zaschniętej krwi. Dwójka ochroniarzy bacznie ich obserwowała. Zatrzymali się na najwyższym piętrze. Apartamencie prezydenckim, do którego winda zjechała bezpośrednio po przyłożeniu karty do konsoli.

Mruk popchnął Rice’a strzelbą energetyczną i po chwili byli w tak obszernym pomieszczeniu, że Sky od razu skojarzyła, teraz już na zawsze niedostępne pokoje willi Del Jerkova. Z głośników, naprawdę dobrego nagłośnienia leciała równie obszerna muzyka na skrzypce. Poszli trochę do przodu, do wielkiego okna z, którego było widać całe Freetown i dalekie szczyty ośnieżonych, potężnych gór. Plecami do nich stała niska, czarnowłosa postać ubrana w obcisły kombinezon i skórzaną kurtkę pilota. Przy pasie miała dwie kabury; Akell rozpoznał automatyczne obrzyny, chyba GK20. Postać odwróciła się i kazała odejść strażnikom.

-Jest Pani pewna?

-Jeśli coś się stanie padną martwi, a ja nie należę do tchórzy.- odpowiedział silny, stoicki głos zdecydowanie nie znoszący sprzeciwu.

Aeryn szybko zauważyła, kątem oka również Dessade’a. Stał wyłączony na płycie ładującej. Wyglądał teraz jak posąg, podobny do kilku w penthouse’sie. Równie hellenistyczny i martwy, ale budzący respekt nawet pomimo wiecznego, zdawało, by się uśpienia. Xenia nie była tym kim sobie ją wyobrażali. Przynajmniej nie taka jaka majaczyła się Aeryn. Miała zgodnie z buntowniczą modą, czarne spływające na ramiona “zmoczone” sprayem włosy, pełne kuszące usta i głęboko osadzone, duże blado-zielone oczy. Jej prawe ucho, zdobiło kilka drobnym platynowych kolczyków.Wydawała się naprawdę młoda, ale genmodujące serum, takie jakim darzył się Maris potrafiło zniwelować procesy starzenia z niesamowitą mocą.


-Witam w moich włościach.- odparła, krótko, ale bez dumy Xenia, kiedy tylko przyboczni opuścili pomieszczenie, zjeżdżając windą.

-Zastanawiacie się pewnie dlaczego żyjecie. Jak powiedział Wam mój ukochany android- odparła z sarkazmem piratka- Zwykły kaprys. Jednak wszędzie widzę możliwości i potencjał. Dlatego przeklęta Kompania i Dominium, jeszcze nie zabrało mi Freetown. Mojego miasta.

Podeszła do dużej sofy, siadając na niej i zapalając papierosa. Niebieski dym zatańczył gładzony dużym tu słońcem powoli zbierającym się do snu.

-Ty, jesteś… jak zapewne już wiesz, byłym pieskiem Dominium. Dlatego jeszcze żyjesz. Nie myśl, że z powodu postury. Mam w swoich szeregów przeklętych Brutorów, którzy dorównują Ci krzepkością. Nie zostałeś przebity ostrzem, tylko dlatego, że możesz mi się do czegoś przydać, lepiej niż nikt inny.

-Ty za to- odparła Xenia głęboko i jak zdało się, Aeryn nieco melancholijnie- Jesteś wyjątkowa. Może z powodu artefaktu, który wybrał Cię na Savin At Mart. Może dlatego, że miałam podobną przyszłość.- powiedziała szczerze czarnowłosa kobieta, dając jasno do zrozumienia, że nie chcę, jak na razie dalej się zwierzać.

-Przechodząc do sedna. Macie dwie opcję. Albo będziecie pracować dla mnie i zyskacie prawdziwą wolność, albo zawiśnięcie na krzyżu, jakie widzieliście przed moim hotelem. Spokojnie, nie będzie żadnego składania przysięgi. Na razie dostaniecie proste, ale ważne zadanie. Pytanie tylko czy widzicie inną opcję?- dodała sprytnie Xenia i zgasiła niedopałek w złotej, zdobionej popielniczce.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 06-04-2019 o 13:49.
Pinn jest offline  
Stary 09-04-2019, 10:49   #27
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Rice chciał uśmiechnąć się szeroko sam do siebie, kiedy od jego odpowiedzi morderczy robot zaliczył zwiechę, ale uśmiechanie się w takiej chwili, byłoby oznaką słabości, bo oznaczałoby, że zadowala się tym małym „zwycięstwem”. Ograniczył się więc do krótkiego grymasu na półgębku i bez słowa przysłuchiwał się krótkiej wymianie zdań jaka nastąpiła między niewolnicą a Dessade. Co ona miała z tą kulą? Tylko ta kula i kula… w jaskini niemal oszalała, jak ćpunka na odwyku i uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy przyssała się do artefaktu.
Do jego rozmyślań od razu włączył się brat.

”Znam ja takiego jednego nieudacznika, co to ma fioła na punkcie kontroli. Gdyby mógł to łaził by po froncie z metrówką w rękach i ustawiał wszystkich żołnierzy pod linijkę, by wyglądali na profesjonalistów… Ciekawe jak chujowe miał dzieciństwo, że wyrósł na takiego zjeba, który zadrapałby się na śmierć, gdyby podczas czyjejś egzekucji chybił celu o milimetr?”

Z pomocą Akellowi przyszedł pilot, który jednym swoim zdaniem, wprowadził wielką machinę w ruch. Zanim wojownik się obejrzał, był już nagi i zmarźnięty.

”No… bracie… nie powiem, byś wyglądał teraz zbyt chwalebnie, może lepiej zakryj te swoje orzeszki, zanim dziewczyna się zorientuje.”

~ Pierdol się ~ pomyślał gniewnie mężczyzna, dając się spokojnie umyć. W koszarach Dominium było przecież podobnie. Zimna woda, grupowe mycie, proteinowa papka bez smaku jako posiłek i kocenie w dzień i w nocy. W prawdzie Rice kocony był tylko raz na całą swoją służbę, a ci którzy wpadli na tak głupi pomysł by go zaczepić, spędzili tydzień w szpitalu. No… ale ten, jeden, jedyny raz też się liczy, prawda?

”Jasne, jasne.”


Krótki spacer po Freetown, dało byłemu szturmowcowi jasno do wiadomości, że free było tylko w nazwie, a miasto leży pod ciężkim butem jarzma. Na szczęście Rice na polityce się nie znał, etykę miał głęboko w dupie, a ekonomia właściwie była czarną magią. Tylko… czy miałby ochotę spędzić tu resztę życia? W tym szarym, ponurym syfie?

”Jeśli znajdzie się dla nas robota i to nie taka z obrożą na szyi, to czemu nie? Mordowanie wszędzie jest takie samo i ty… mój słodki bracie powinieneś o tym wiedzieć najlepiej...” Skwitował bliźniak, ale tylko głupi miałby nadzieję, że na tym poprzestanie.
W pewnym momencie Akell miał ochotę rzucić się na pierwszego lepszego strażnika i bić się z nim, aż do śmierci, tylko po to, by zagłuszyć jadowite słowa.

Czy był coś winien niebieskowłosej? Oczywiście, że nie. Prędzej to ona jemu była coś winna, ale… teraz to nie miało znaczenia, bo kurwa byli na terenie wroga w pierdolonej niewoli! Więc będzie mu żal i jej i siebie i kurwa chuj!
Brat zaśmiał się triumfująco, sycząc ciche: jesteś żałosnym nędznikiem, po czym drzwi windy otworzyły się i Rice stanął twarzą w twarz z „osławioną” Xenią.

Ta podeszła do dużej sofy, siadając na niej i zapalając papierosa. Niebieski dym zatańczył gładzony, dużym tu, słońcem, powoli zbierającym się do snu.

- Ty, jesteś… jak zapewne już wiesz, byłym pieskiem Dominium. Dlatego jeszcze żyjesz. Nie myśl, że z powodu postury. Mam w swoich szeregów przeklętych Brutorów, którzy dorównują Ci krzepkością. Nie zostałeś przebity ostrzem, tylko dlatego, że możesz mi się do czegoś przydać, lepiej niż nikt inny - odezwała się do niego, lecz z całej tej wypowiedzi, mężczyzna zarejestrował tylko jedno zdanie: jesteś byłym pieskiem Dominium.

Na te słowa, krwawa mgła przesłoniła mu dwukolorowe oczy.
Dominium…
Kurwa. Dominium było dla niego wszystkim. Cała jego jebana egzystencja, kręciła się wokół tego gówna. CO ON MA TERAZ ZE SOBĄ ZROBIĆ?! Był jak cholerna planeta, któremu zabrakło słońca. Wokół czego miał się kręcić?

”Bracie… zapomnij o Dominium.”

Jak?

”Dominium nie istnieje.”

Olbrzym skupił wzrok na palącej. Nie rozumiał o jakiej „prawdziwej” wolności mówiła i szczerze, to wcale go ta wolność nie obchodziła. By żyć i zachować jako takie zdrowe zmysły, musiał mieć cel. Tym celem była praca, a jedyną pracą na jakiej się znał to ta gdzie on zabijał, a inni umierali.
Olbrzym wziął wdech i zasalutował stając na baczność.
- Szturmowiec Rice Akell jest na twoje rozkazy, sir!
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 09-04-2019 o 10:51.
sunellica jest offline  
Stary 11-04-2019, 15:07   #28
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Aeryn bez większego skrępowania rozebrała się do naga, kiedy razem z Ricem mieli wejść pod prysznice. Była już za bardzo przyzwyczajona do przedmiotowego traktowania, by jej nagość miała ją krępować.
Mimo to pozwoliła sobie zawiesić oko na postawnym żołnierzu. Do tej pory miała do czynienia jedynie z Marisem i jego ciałem i to zazwyczaj w niezbyt przyjemnych dla niej okolicznościach. Akell był zupełnie inny pod względem budowy. Trochę toporny, to prawda. Mocno zbudowany. Ciekawiło ją czy każdy żołnierz tak wyglądał?
Nim zdążyła jednak bardziej zainteresować się ciałem stojącego obok niej mężczyzny, chlusnęło w nią zimną, wręcz lodowatą wodą. Woda tak zmroziła jej ciało, że nie zdołała nawet nic krzyknąć w ramach protestu. Miała za to wrażenie, jakby miliony lodowatych, cieniutkich szpikulców zaczęło wbijać się w jej skórę. Wiedziała jednak, że opieranie się nic by nie dało, zresztą całe to nieprzyjemne doświadczenie trwało zaledwie kilka minut. Po chwili stali obok siebie, nadal nadzy, ale już czyści i wysuszeni.

Myśli Aeryn cały czas krążyły wokół kuli, którą jej odebrano. Czy już na zawsze? Niepokoiły ją również jadowite słowa Dessade. Czyżby przez więź, jaka ją połączyła z tajemniczymi głosami, miałaby teraz stać się obiektem jakichś badań? Wzdrygnęła się na samą myśl, wyobrażając sobie siebie przykutą do stołu i wokół samych naukowców, przeprowadzających kolejne, coraz to gorsze eksperymenty. Dlaczego to musiało się przytrafić akurat jej? Dlaczego w momencie, w którym zdążyła uwierzyć, że mogła zyskać wolność? Może właśnie dlatego? Bo uwierzyła, a wcale ta wolność nie była jej pisana? Za co w takim razie ją karano? Co takiego zrobiła, że zasłużyła na taki los?
Nie potrafiła odpowiedzieć na żadne z tych pytań. Pokrzepiała ją jedynie myśl, że nie była w tym wszystkim sama. Był jeszcze Rice Akell…

Kiedy usłyszała jego słowa, jak bez większego zastanowienia, jak jej się wydawało, zgodził się na służbę dla tej kobiety o bezwzględnym spojrzeniu zielonych oczu, Aeryn nie mogła w to uwierzyć. Właściwie nie wiedziała dlaczego, w końcu czego mogła się spodziewać po najemniku - zrobiłby wszystko, byleby tylko uratować własną skórę. Ale czy na pewno tak było? Może po prostu wiedział, co w danej chwili należało zrobić, by przetrwać trochę dłużej? Mimo to nie tak wyobrażała sobie jego reakcję - sądziła, że jak tylko ochroniarze opuszczą pomieszczenie, to rzuci się na Xenię i bez większego wysiłku wyrwie jej głowę z ciała, zachlapie całe pomieszczenie w jej krwi, a następnie… Sky pokręciła głową, próbując pozbyć się dziwnych, sadystycznych myśli. Za bardzo poniosła ją wyobraźnia.

Uniosła wzrok i spojrzała na Xenię. Wyglądała co najmniej niepokojąco. Nie była brzydka, ale też nie należała do typowego ujęcia piękna. Mimo to było w niej coś urzekającego. Może jej wyrachowanie? Może to, jak bardzo jej wygląd nie pasował do reputacji, jaką się zniesławiła?
Na pytanie zadane przez czarnowłosą nie odpowiedziała od razu, tak jak to zrobił w jej oczach Rice. Wybór był tylko pozorny, bo kto stający przed takowym, wybrałby zawiśnięcie na krzyżu? Z drugiej strony Aeryn zastanawiała się czy tak nie byłoby dla niej lepiej. Zawisnąć na krzyżu i umrzeć. Co jej pozostało? Nie miała przecież nic, była zupełnie nikim, tajemniczy głos ją opuścił, a Akell nie wyglądał jej na człowieka, który mógłby w jakikolwiek sposób się nią przejmować.
- Czym jest Savin At Mart i gdzie jest artefakt? - spytała w końcu, trochę bezczelnie, trochę z nadzieją na poznanie choć kilku odpowiedzi.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 12-04-2019, 12:40   #29
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


WSZYSCY


Xenia z pewną dozą rozbawienia patrzyła jak olbrzymi żołnierz, salutuje i składa jej gotowość do działania. Wstała i wyciągnęła się, jak dachowy kot. Pokiwała głową.

-To mi się kurwa podoba, będziesz dobrym żołnierzem w mojej bandzie.- uśmiechnęła się licho. Wtedy odezwała się nieco speszona Aeryn.

- Czym jest Savin At Mart i gdzie jest artefakt? - spytała w końcu niebiesko włosa dziewczyna.

-Ech. Zdecydowanie należą Ci się wyjaśnienia. Nawet ode mnie.- powiedziała mrocznie, twardo przywódczyni Freetown.- Savin At Mart, to inaczej osoba splamiona przeznaczeniem. Wybrana przez artefakty Amenów. Tą kulę, która teraz leży w moim posiadaniu. Gdzie? Nie odpowiem, bo i tak jej nie dostaniesz… jak na razie.

Xenia podeszła do okna, popatrzyła na zachodzące, dalekie bliźniacze gwiazdy i westchnęła, jakby do siebie. Potem odwróciła się i spojrzała bladymi tęczówkami, zgoła jaśniejszymi od “dobrego” oka Rice’a prosto z bursztynowe oczy Aeryn.

-To żadna łaska, żadne kurwa zbawienie. To brzemię. Z tego co mogę Ci powiedzieć, połączyła Cię koszmarna więź. Według mnie i kilku osób z którymi dawno temu to konsultowałam, Ameni wybierając splamioną tak naprawdę znajdowali sobie ofiarę do zabawy. Jakiś chory kaprys.

Aeryn wydało się, iż od Xenii idzie jakaś zaskakująca fala empatii. Może się myliła, w końcu miała na sobie obrożę niewolnicy, jednak mimo wszystko poczuła dziwne uczucie bezpieczeństwa, co nieco irytowało dziewczynę, która szybko upomniała się w głowie o swoją naiwność.

-Aeryn, dostaniesz więcej odpowiedzi w swoim czasie.- potem wróciła się bardziej do Akella.- Przejdźmy do Waszego testu lojalności. Potrzebuje kogoś z Dominium, bo mam do czynienia z szpiegiem. Pierdolonym wywrotowcem, który chce zburzyć ład Freetown od środka. Zwą się po prostu Wybawicielami. Można, by uznać ich za neutralną grupę, przynajmniej jeśli idzie o część powstańców, jednak tak nie jest. Dowodzi nimi Agent Dominium. Nazywają go “Wujkiem”, ale tak naprawdę zwie się Johan Krenick. Nie działa jak jakiś typowy bandyta. Zajmuje się podkopywaniem morali moich ludzi i sabotażem. Jego działania są precyzyjne i przemyślane. Wchodzicie w to, prawda? Możecie już odejść.

Rice i Aeryn zebrali się już do wyjścia, kiedy nieco przecież chrapliwy, ale zaskakująco kojący głos, Xenii doleciał do uszu dziewczyny.

-Nie przejmuj się obrożą. Jeśli tylko załatwicie Wujka zostanie zdjęta. Na razie to dobra przykrywka. Wszyscy, kurwa zasługują na wolność, ale u mnie trzeba na nią zapracować. Powodzenia.



~Dwa Dni później~


[media]http://www.youtube.com/watch?v=zDCjc0jjgHw[/media]
Nie spieszyło im się, dostali nieco wolnego czasu i dobre wspólne kwatery. W zamierzeniu Xenii, Akell był jej nowym, ale cenionym kapitanem, a Aeryn jego niewolnicą, która miała dotrzymywać mu towarzystwa. Ich mieszkanie mieściło się nieco na obrzeżach Freetown. Mieli dwa łóżka, dobrze wyposażoną łazienkę i kuchnię oraz telewizor z konsolą XStation, co nieco ich zadziwiło. Warto było wspomnieć również o adapterze z kolekcją jazzowych płyt, która mogła świadczyć co nieco o byłym właścicielu kryjówki.

Akell odzyskał karabin Havoc i dostał przyboczny pistolet. Xenia bardzo im zaufała, ale oboje wiedzieli, że jeśli zechcą się zbuntować, zdecydowanie zawisną na krzyżu przy rynku.

Mieli po prostu wypatrywać okazji, by dostać się do grupy Wujka. Wybawiciele podobno sami kontaktowali się z kimś kto okazywał niesubordynację wobec Xenii. Sama piratka obiecała im, że taka sytuacja niedługo zostanie zaaranżowana. Teraz jednak dwójka siedziała w kryjówce. Akell czuł się całkowicie zmieszany bez jasnego celu, jednak Aeryn zupełnie odżyła. Właśnie gotowała spaghetti i rozkoszowała się dźwiękami starej, Ziemskiej muzyki, która bardzo podeszła jej do gustu. Na chwilę, zdawała się szczęśliwa, co było podobne do delikatnego marszu po zamarzniętym jeziorze.

 
Pinn jest offline  
Stary 22-04-2019, 20:16   #30
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Aeryn zacisnęła dłonie w pięści, kiedy tylko usłyszała pierwszą część odpowiedzi na swoje pytanie. Spodziewała się takiej informacji, wcale nie liczyła, że Xenia zaraz wyciągnie kulisty artefakt z ukrycia i wręczy go jej owiniętego kokardą. Jednak to, że usłyszała te słowa na żywo, jakby potwierdziły, że nie otrzyma tej kuli, obdarły ją z ostatniego promyka nadziei, za który była w stanie zabić.
Ale nie w tej sytuacji. Nie, kiedy przeciwnikiem była zapewne wyszkolona morderczyni, której Sky na pewno nie dałaby rady.

"Zdobędę tę kulę. A kiedy tak się stanie, wszyscy wokół będą błagać mnie o litość. Zobaczą jak to jest być niewolnikiem..." Jej umysł pochłonęła dosyć makabryczna wizja, w której to ona dominuje nad wszystkimi wokół, gdzie to wszyscy jej służą, bo inaczej czeka ich dokładnie taki sam los, jaki spotkał Marisa Del Jerkova.

Szybko jednak się opamiętała i wróciła do rzeczywistości, gdzie to ona miała wciąż obręcz na szyi. Czemu przychodziły jej do głowy takie potworne myśli? Czy naprawdę tego pragnęła? A może to wpływ tego artefaktu? Wcale nie różniłaby się od Xenii, gdyby tak właśnie postąpiła - niewoląc ludzi, zmuszając ich do usługiwania sobie pod groźbą śmierci. Nie, Aeryn taka nie była. Prawda?


Miała nie przejmować się obrożą. Tak przynajmniej brzmiały ostatnie słowa Xenii, które dotarły do uszu Aeryn. Czy mogła im zaufać? Bardzo chciała. Spotkało ją już tyle okrucieństwa i niesprawiedliwości w życiu, że złapała się tej myśli jak ostatniej deski ratunku i uwierzyła w słowa bandytki o niepokojąco miłym głosie i usposobieniu. Czy robiła głupio i naiwnie, wierząc i ufając osobie, która porwała ich i poniekąd zniewoliła? Zapewne tak. Aeryn jednak nie miała większych możliwości, by w ogóle móc pozwolić sobie na nie ufanie Xenii - nie była Ricem Akellem, który w razie czego mógł się obronić i być może uciec.

Cieszyła się więc tym, co miała i tym, w co zaczęła wierzyć. Miała prawdziwą szansę na wolność, nawet na pozbycie się tej obroży, która według słów Xenii była jedynie przykrywką - choć wszyscy przez nią patrzyli na nią jak na niewolnicę, nie na człowieka. Może i na takie traktowanie też musiała sobie zasłużyć?

Minęły dwa dni, odkąd odbyli rozmowę z Xenią. Były to wyjątkowo spokojne i mimo wszystko miłe i beztroskie dwa dni - przynajmniej dla Aeryn, której jedynym zmartwieniem było to, że nie bardzo wiedziała o czym ma rozmawiać z Ricem albo jak w ogóle zainicjować rozmowę. I co mieli robić?
Przez te lata, które spędziła w posiadłości Marisa, była wykorzystywana jedynie do gotowania i umilania czasu - jak przedmiot. Choć miała teraz możliwości i sposobność ku temu, by to zmienić, nie za bardzo wiedziała jak.

- Zrobiłam spaghetti - poinformowała swojego współlokatora. - Mój pa... em, to znaczy Maris Del Jerkov bardzo je lubił, więc wnioskuję, że jest dobre - dodała z lekkim zakłopotaniem. - Jeśli nie lubisz, mogę zrobić coś innego, cokolwiek na co masz ochotę.
Wciąż nie do końca potrafiła wyzbyć się nawyków, których nabyła, będąc niewolnicą Del Jerkova.

Po obiedzie, kiedy ona i Akell siedzieli naprzeciwko siebie, Aeryn ponownie spróbowała zainicjować rozmowę. Tym razem tematem, który długo nie dawał jej spokoju.
- Dlaczego wtedy skłamałeś? Czemu po prostu mnie nie wydałeś? W końcu chyba po to w ogóle cała ta akcja z rozbrojeniem.
Spojrzała na niego. Pozwoliła sobie nawet zajrzeć w jego oczy, różnego koloru. Coś w nich było intrygującego, coś co ją przyciągało, coś niebezpiecznego, coś innego. Nie potrafiła tego opisać, ale bardzo chciała dowiedzieć się, co to było.

- W każdym razie... dziękuję. Gdyby nie to, to pewnie leżałabym martwa i zakopana w tym piasku. Chyba jestem twoim dłużnikiem, więc cokolwiek byś chciał, zrobię to dla ciebie... jak niewolnik, którym jestem - powiedziała, a ostatnie słowa wypowiedziała jakby bardziej do siebie i ze smutkiem, spoglądając w inną stronę.
Oczywistym też było to, że oferowała Akellowi swoje ciało, w końcu co innego mogła? Tak przynajmniej wnioskowała po latach niewoli u Marisa, jej ciało było jej jedyną wartością.
 
Pan Elf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172