Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-03-2019, 20:20   #1
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
Question Słodka Wolność I Jak Nie Oszaleć


---SŁODKA WOLNOŚĆ I JAK NIE OSZALEĆ---


+18

[media]http://www.youtube.com/watch?v=_fuIMye31Gw[/media]

ROZDZIAŁ 1- Czy niewola jest wyborem?

Aeryn Sky




Delikatny podmuch wiatru wpadał razem z pomarańczowym, łagodnym światłem księżyca Kardas’a do sypialni Aeryn. To było coś nowego. Jej własny pokój, zamiast nory w piwnicy posiadłości. Spojrzała swoimi bursztynowymi oczami przewracając się na bok, rozrzucając lnianą kołdrę i łapiąc dłuższy oddech. Przyjrzała się purpurowym plamą na nadgarstkach, po czym westchnęła. Czy było jej dobrze?

Nie umiała znaleźć odpowiedzi. A może raczej nigdy jej nie zadawała. Jedna część jej serca chciała uciec z posiadłości Marisa Del Jerkova, podczas, gdy drugie oko wpatrywało się w lunę, to łagodną pościel. Cały czas znosiła naprzemienne stany, jak zalęknione dziecko z ciężkiego domu.

Kolekcjoner sztuki. Maris. Tysiąc jeden posągów ułożonych w hali, świeżych i tych zapomnianych jeszcze z Terry. Wykwintne oszczędne pastelowe obrazy impresjo-minimalistów. Arrasy z dalekich światów pod panowaniem teokracji Świętego Cesarstwa, przed zniszczeniem przez plagę Żarłaczy, zjadającą świat po świecie. A potem pijany Maris bijący ją na odlew, wbijający pełen starczej śliny język w jej szyję, włosy, rzucający na łóżko, by potem rozpocząć penetracje. Nie tak powinno być, jednak musiała zmierzyć się z faktami. Tym impulsem nagle przypomniała sobie pewną rzecz. W jego biurze znajdował się sejf. Znała kod. Żadnych innych zabezpieczeń poza czterema cyframi. Cały dom był naszpikowaną elektroniką fortecą, więc zwykły pistolet oraz garść kredytów nie musiał być specjalnie broniony. Zresztą Del Jerkov lubił bardzo dziwne gry, rzeczy, wyszukanie, to wyuzdanie. Czasem miała wrażenia, że kusi ją do tego by nafaszerowała ołowiem jego stu-dwudziesto letnią głowę.

Nagle piknęło coś z ściany. Komputer domowy. Posiadłość miała dość wygodną wirtualną inteligencję pozbawioną imienia. Kolejny z dziwnych faktów o Marisie. Większość ludzi dawała jakieś przydomki swoim cyfrowym “przyjaciołom’’. Za to jej pan nie potrzebował takich rzeczy. Zresztą przez większość czasu, obserwując go starannie swoim naturalnym darem zauważania i łączenia szczegółów Aeryn nie widziała w nim żadnego przywiązania do ludzi, pomimo częstych wystawnych bankietów, kiedy musiała siedzieć “na smyczy” w swoim pokoju. Dochodziły wtedy do niej setki dźwięków, wysokich sopranów wynajętych diw, brzęk kieliszków do szampana, udawany śmiech. Wszystko ją kusiło, a jednak nie mogła wyjść. Czym więc była? Kolejnym okazem sztuki?


-Panno Sky, Pan Maris prosi, by czym prędzej zejść na dół. Wspominał o prezencie, który z pewnością ucieszy panienkę.




Rice Akell

-To nieodwołalne Akell. Wiem, doprawdy wiem, że jesteś urodzonym siepaczem, który kurwa ledwo mieści się w moim gabinecie- mówił cienkim, skrzekliwym głosem Major Thompson, swoimi małymi oczkami latając po oszczędnym, nieco brudnym gabinecie, celowo unikając spojrzenia w dwukolorowe oczy olbrzyma.

-Jednak. Jednak, jednak- odpowiedział idiotycznie Major- Jednak takie są rozkazy z góry. Jutro z rana niejaki ważniak... - przełożony Rice’a rzucił elektroniczną kartkę z podsumowaniem i spojrzał przez staroświeckie okulary, pod którymi mieścił się nieco już siwy wąs- Maris, Maris Del Jerkov. Tak to prawdziwe, kurwa nazwisko. Złamas, ni mniej ni więcej jeśli pytasz mnie o zdanie, ma udać się do Strefy Wydobywczej Nr.5 z naszego pięknego, pogrążonego w zimnej wojnie Solosgradu. Jakieś wykopalisko po nieznanej cywilizacji. I ty masz go chronić. To idzie ode mnie. Masz tego nie zawalić i ja Ci ufam, Akell. Zero porażek, najlepszy z najlepszych. Zaproponował bym Ci brandy, ale wiem, że nie pijesz i jesteś w pracy.

Major Thompson skończył swój wywód i zamarł nalewając sobie drinka. Rice brzydził się niekompetencją tego człowieka, jednak wiedział, że wiele trybów w machinie potężnego Dominium Terry musi umrzeć śmiercią naturalną, a on dostał rozkaz, który musi wypełnić. Nie ważne jak bardzo małym człowiekiem bym Major, który swoim wzrostem sięgał mu do pępka.

Coś też ruszyło się w głowie Akella, kiedy przywołał słowo “pępek”, jednak nie czuł już żadnych sentymentów. Człowieka określały czyny, nie myśli, a jego czyny prawie dały mu Szkarłatną Różę Dominium. Akell spojrzał nieco smutno na Thompsona, a ten uciekł wzrokiem od dwumetrowego żołnierza- Karmazynowego Szturmowca, członka specjalistycznych jednostek szybkiego reagowania Dominium.

-Och, Akell weź datapad z odprawą i zniknij mi z oczu.

Udawana niechęć i pewność siebie zdradzała strach, jednak Rice nie silił się na pogardę. Ona zwyczajnie wisiała w powietrzu, nie trzeba było niczego dodawać.

-Jakieś pytania żołnierzu?- powiedział już w roli wyższego rangą oficera, Thompson- Jeśli nie, masz jutro rano stawić się w rezydencji Jerkova. Pilot promu atmosferycznego będzie czekał. Jakiś dzieciak, ale umie latać.

Rice spojrzał na zablokowany datapad, potem na Thompsona. Jeśli miał się czegoś dowiedzieć wypadało zadać pytanie teraz, choć chciał jak najszybciej uciec od tego żarłocznie pijącego brandy mężczyzny i wejść w swój żywioł. Bo nawet jeśli zadaniem była ochrona jakiegoś ważnego dla dowództwa VIPa to należało zabrać się do tego jak najbardziej poważnie.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 28-03-2019 o 11:48.
Pinn jest offline  
Stary 12-03-2019, 21:20   #2
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
- muzyka -

[MEDIA]http://78.media.tumblr.com/53b78031dca1f7367a06f2d8baf2ecef/tumblr_ok1bqy2EyV1uy5c6vo1_540.jpg[/MEDIA]

Aeryn poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku, kiedy usłyszała komunikat komputera domowego. Przewróciła się na bok, podciągając kolana prawie pod brodę, przyjmując pozycję embrionalną - taką, w której człowiek po prostu czuł się w niewytłumaczalny, acz pierwotny sposób bezpiecznie. Dłoń jednej ręki ścisnęła na kołdrze.
- Nie chcę… - wyszeptała, wpatrując się ślepo przed siebie, po czym zamknęła mocno powieki, a twarz wykrzywił jej grymas, jakby coś ją właśnie mocno zabolało.

Nie chciała wychodzić ze swojego pokoju. Zapragnęła zostać w nim zamkniętą, zupełnie tak mocno, jak marzyła o tym, by móc wydostać się na wolność, dowiedzieć się, jak to jest po prostu żyć. W tamtej chwili jednak nie chciała niczego innego, jak tego, by nie wychodzić ze swoich ciasnych czterech ścian, z miejsca, w którym przelała wiele łez, w którym wylała mnóstwo swojej frustracji, w którym była po prostu bezpieczna. Tam jeszcze ani razu nie została skrzywdzona. To był jej azyl, który wiedziała, że musiała w ciągu kilku następnych chwil opuścić.

Nie lubił, kiedy się spóźniała. Nie lubił, kiedy wykazywała się własną wolą. Nie lubił, kiedy z grymasem na twarzy wykonywała jego polecenia. Nie akceptował nieposłuszeństwa. Nie lubił też, kiedy nie była w idealnym stanie.
Aeryn otworzyła oczy i rozluźniła dłoń zaciśniętą na pościeli. Z kącika bursztynowego oka, w którym odbijało się pomarańczowe światło księżyca, spłynęła samotna łza. Dziewczyna otarła ją materiałem pościeli, po czym odetchnęła głęboko i podniosła się z łóżka.

- Komputerze, przekaż panu, że proszę o dziesięć minut, bym mogła się przygotować do spotkania - zwróciła się do sztucznej inteligencji. Ton jej głosu był jakby przygaszony, smutny, trochę nieobecny. Miała dziesięć minut na to, by popracować nad swoim entuzjazmem. Dziesięć minut fałszywej wolności. Chciało jej się płakać, ale nie mogła sobie na to pozwolić.


Czekał na nią na dole. Kiedy stanęła przy schodach, gdzie mieściło się duże, bo aż po sam sufit, lustro, by dokonać ostatnich poprawek, słyszała jak krzątał się po parterze domu. Przez jej ciało przebiegł dreszcz, znowu poczuła ucisk w żołądku. Miała ochotę zawrócić i zwymiotować. Tak niewiele dzieliło ją od niego, zaledwie kilkanaście stopni krętych schodów, ale jeszcze nie wiedział, że ona tam była. Miała szansę się wrócić, zamknąć w pokoju i nie wychodzić. Westchnęła ze smutkiem. Nie mogła tego zrobić, bo tylko by go to rozzłościło i zemściło by się to na niej.

Podeszła bliżej lustra i poprawiła soczyście niebieskie włosy, by żaden z kosmyków nie odstawał. Spojrzała jeszcze raz na swoje nadgarstki i pogładziła je lekko dłońmi. Efekt poprzedniego prezentu od jej właściciela. Czymże to było w porównaniu do warunków innych niewolników, w jakich musieli żyć? Ona pławiła się w luksusach, wszyscy mogli jej zazdrościć - a tak naprawdę to ona żyła w zazdrości innym. Tym, którzy nie byli jak przedmioty.

Powoli zaczęła schodzić w dół po schodach. Gdy ujrzała jego szczupłą, pociągłą twarz, a jego spojrzenie zimniejsze od stali zrównało się z jej wzrokiem, zawahała się na krótką chwilę. Przygryzła dolną wargę, nerwowo zaciskając palce na poręczy. Zaczęła wtedy zastanawiać się czy zdołałaby dostać się do jego biura po broń w sejfie. Wystarczyło, że odepchnęłaby go i zyskałaby na tym kilka cennych chwil. Jeden celny strzał i byłoby po problemie. Mogłaby uciec i zacząć życie na nowo.


Stanęła przed nim, ubrana jedynie w półprzezroczysty szlafrok. Rzadko chciał, by się ubierała w rzeczy, które zakrywały więcej jej ciała. Lubił patrzeć na jej ciało. Podobało mu się jej skrępowanie, które nierzadko odczuwała.
On sam stał półnagi, jedynie w eleganckich spodniach. Gdyby go nie znała, uznałaby go za przystojnego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Wręcz pociągającego. Aeryn jednak znała go zbyt dobrze i wcale nie widziała w nim tego, co widziały przeciętne oczy. Sky widziała w nim to, kim był naprawdę - obleśnym, starym, perwersyjnym dewiantem.

Zauważyła, jak pożerał ją wzrokiem. Czuła się paskudnie. Chciała krzyczeć, uciekać. Zamiast tego jedynie uśmiechnęła się na powitanie. Czuła niepewność, wręcz rosnący w niej strach - co takiego od niej chciał? Co to był za prezent?

- Dzień dobry, panie Del Jerkova - przywitała się miłym dla ucha, melodyjnym głosem. - Prosił pan, bym się zjawiła. W czym mogę służyć?
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 27-03-2019 o 22:26.
Pan Elf jest offline  
Stary 13-03-2019, 14:42   #3
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Szturmowiec wysłuchał jazgotliwych rozkazów i miałkich tłumaczeń podjętych przez kogoś decyzji, jakby go to conajmniej miało interesować. Prawda była taka, że chuj go obchodziło zdanie Majora oraz reszty jego popleczników, był on jednak jego przełożonym i robotę trzeba będzie wykonać. Po co, dlaczego? To nie było ważne. Teraz trzeba było się przygotować, zrobić wywiad, zebrać informacje, prześledzić mapę, uzbroić się…

„Właściwe pytanie brzmi… czy to awans czy może degradacja? Jak myślisz mój bracie?”

Akell zmrużył oczy słysząc swojego bliźniaka. To nie był dobry moment na szykany i wysłuchiwanie kolejnych zarzutów oraz wyrzutów. Musiał skupić się na zadaniu. Poświęcić się sprawie sercem i duszą. Zaparł się w miejscu, jakby szykował się na zderzenie z pociągiem. Wszystkie mięśnie miał napięte, choć stał na baczność z rękoma z tyłu, tak jak większość wojskowych miało w zwyczaju.

„Powiem ci, skoro boisz się mi odpowiedzieć. Chcą się ciebie pozbyć.”

Mężczyzna dałby wiele, by móc uciszyć brata choćby tylko na pięć minut.

”Wysyłają cię jako prywatnego fagasa jakiemuś pedałowi. Rozumiesz? Chcą byś zginął, chroniąc durną kutwę, albo nawet lepiej… chcą byś zawalił. Taaak mój bracie, oni czekają, aż się potkniesz. Wiedzą jak żałosnym jesteś człowiekiem. Nawet rodzona matka cię nigdy nie koch…”

- Tak sir! - Rice wyprostował się, wypinając dumnie pierś, po czym skupił wzrok różnokolorowych tęczówek na Thompsonie.
- By akcja się powiodła chciałbym dostać akta pana Marisa Del Jerkov, z dokładnym wyszczególnieniem czym się zajmuje, oraz jakich ma lub może mieć wrogów. Dodatkowo, chciałbym dokładne mapy terenów przez które będziemy musieli się przeprawić, razem z prognozami pogód na każdy dzień, informacjami na tamat migracji tamtejszych sił wroga, potencjalnymi zasadzkami lub przeszkodami czy to natury przyrodniczej, czy międzyludzkiej.
Jakiego rodzaju jest to wyprawa? Jakimi siłami dysponuję? Iloma środkami? Kiedy i skąd wyruszamy oraz na kiedy mamy przybyć na miejsce…

Pytania płynęły rwistym potokiem. Szturmowiec wiedział, że jeśli choć raz się zająknie, wróci do niego głos brata. Pytał więc o wszystko, nawet o rodzaj i kolor podłoża. Oczywiście odpowiedzi najlepiej by było otrzymać od razu, tak by mieć więcej czasu do dopięcia wszystkiego na ostatni guzik, ale mógł na nie poczekać… a i improwizacja, choć była przejawem niekompetencji, nie była mu obca.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 13-03-2019 o 14:47.
sunellica jest offline  
Stary 13-03-2019, 16:03   #4
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=qajZUn1WWhE[/media]
Aeryn Sky


- Dzień dobry, panie Del Jerkov - odpowiedziała dziewczyna, łagodnym przyjemnym dla ucha tonem.- Poprosił Pan, bym się zjawiła. W czym mogę służyć?

Maris zachował beznamiętną twarz. Nie odwrócił się, patrzył na nią przez odbicie w potężnym naściennym lustrze. Jego jasno-niebieskie tęczówki badały jej bardzo kobiecą, smukłą talię; odrobinę włosów tam na dole (zgodnie z modą i upodobaniem Del Jerkov’a), oraz już niebieskie włosy, której kazał jej pofarbować. Dokładnie dwa tygodnie temu, kiedy był w “pogodnym” nastroju. Milczał, a Aeryn służalczo stała. Jak zawsze każde jego słowo, miało mieć doniosłość Greckiego Herosa, i znaczenie samego Arcyarchonta Dominium. W końcu się odwrócił. Zaskoczył bardzo dziewczynę, wręcz przez chwilę nie mogła uwierzyć co widzi. A widziała lekki, zupełnie nie cyniczny uśmiech i nieco łagodny błysk w oku.

-Załóż mi marynarkę, w kolorze moich spodni.

Aeryn nieco zbita z tropu podeszła do garderoby. Na drewnianym wieszaku wisiała idealnie wyprasowana, wykrochmalona marynarka w barwie ciemnego, piaskowego khaki. Czasem zastanawiała się kto to robi, bo nigdy nie prasowała jego odzienia. Pomyślała, że w podziemiach musi mieć jakieś androidy lub robi to ktoś z zewnątrz. Maris miał niesamowitą kolekcję ubrań, wykwintnego odzienia, co czasem skrycie doprowadzała ją do nikłej zazdrości.

Podeszła do rozluźnionego właściciela. Czuła się niepewnie. Czyż naprawdę się uśmiecha? Co do niego wstąpiło? Czy to test? Potem zrobi mi krzywdę? Rozmyślała gorączkowo dziewczyna, nie dając tego po sobie poznać. Najpierw założyła na chudy tors, bawełniany biały bezrękawnik. Potem marynarkę.

-Idealnie.- powiedział chłodno.

-Teraz prezent dla Ciebie.- odparł z taką szybkością i nonszalancją, że można było wziąć to za kpinę. Niemniej po paru sekundach, oszołomiona sytuacją Sky wróciła do rzeczywistości, kiedy tylko ją ponaglił. Pierwszy prezent, “prezent”!

-No śmiało… leży tam przy stoliku.- wskazał przechylając głowę Maris.

Aeryn omiotła ozdobny, niski stolik z lampą z pozłacanym abażurem. Na ziemi spoczywała torba. Torba z Di’Angelosa! Cholerny dom mody z Kopuły Paryskiej. Jako kobieta oczywiście, przecież też miała swoje zainteresowania. Sprowadzenie takich ciuchów musiało kosztować ogrom kredytów. Spojrzała jeszcze raz, potem kolejny. Podeszła delikatnie do torby z ubraniami. Schylając się, czuła żar na polikach piekący ją jak setka ugryzień od komarów. Włożyła rękę, i wyjęła pierwszą rzecz.

-Modny w tym sezonie, beż. Sto procent lnu.

Faktycznie luźna suknia na całe ciało była wręcz kremowo jasna, zdobiona lekkimi złotymi cekinami, o kroju luźnym, lecz podkreślającym jej szczupłą figurę. Był to jej rozmiar. Czuła w nim multi-kulturowość Terry, jak żadnego innego miejsca w galaktyce. Przysięgła, by iż nieco przypomina hinduskie sari, z drugiej strony suknia była urzekająco nowoczesna.

-To na dziś. Chciałem sprawić Ci prezent. Są jeszcze inne ubrania. Na…- Del Jerkov celowo zwolnił wypadające z jego ust słowa.- Do wyprawy. Jutro masz włożyć te bardziej praktyczne rzeczy. Zbadaj je.- powiedział już z minimalną nutą władczości i arogancji, do której była przyzwyczajona Aeryn.

Faktycznie pod suknią mieściły się inne ciuchy. Nie tak ekskluzywne, praktyczne, niemniej dobrze wykonane.

Był to top, na granicy różu i purpury. Dalej- skórzana kurtka; bardzo nowoczesna, z grubymi szyciami, odporna oraz rozciągliwe, wytrzymałe jeansy z mnóstwem kieszeni. Dalej Sky zobaczyła dwa pudełka. Jedno wyglądało na takie od butów, drugie musiało ukrywać jakieś dodatki. Nie wiedziała, czy ma prawo je otwierać, po chwili zrozumiała, iż może to zrobić. Poczuła dziwną lekkość w żołądku, lecz nie taką jaka katowała ją w jej “prywatnym gniazdku”.

Pierwsze pudełko faktycznie mieściło w sobie buty. Czarne wytrzymałe, skórzane trapery za kostkę o dużym, dostosowującym się do podłoża podbiciu. Sky naturalnie się uśmiechnęła, wśród pąsowych policzków. Zostało tylko to mniejsze. Młoda niewolnica wsunęła rękę, jak dziecko na Wigilię, do samego dna torby od Di’Angelosa. Otworzyła małe pudełeczko, i przełknęła ślinę. Było tam coś niezwykłego, nie z racji ceny czy jakości jak poprzednie podarunki. Były to rzeczy mające wielką, wspaniałą obietnicę. Mówiącą “jesteś normalna, wolna, porzuć strach, wypnij pierś… to nie sen”.

-To nadgarstkowy persokom i kompatybilne z nim okulary. Wyświetla holograficzny interfejs prosto z bransoletki. Możesz dopasować wyświetlane rzeczy przez menu, co zobaczysz potem na przeziernikowym ekranie okularów. Jakieś pytania?- powiedział nagle z znanym sobie chłodem, dystansem.- Jeśli nie wypocznij i przygotuj się na jutro. Opuszczamy posiadłość o godzinie piątej rano. Masz być w dobrej formie.

Aeryn chciała coś odpowiedzieć, jednak Marik poprawił kołnierz piaskowej marynarki, włożył nie wiadomo skąd, jak magik żółty kwiat do kieszeni na piersi i wyszedł trzymając dłonie splecione z tyłu. Sky stała pełna nieznanych emocji, stała i patrzyła w swoje odbicie w lustrze.



Rice Akell

Major Thompson na chwilę przerwał wlewanie w siebie brandy. W jego głowie zabrzmiała irytujące pewność- “jak zawsze idealny Per Rice”. Westchnął, poprawił okulary, przysunął do siebie datapad, o łagodnym wyświetlaczu mający udawać klasyczny papier. Przyłożył palec do powierzchni danych i bez wstydu, jakby widział po raz pierwszy te informacje wywiadowcze (dość prawdopodobnie mógł jeszcze ich nie czytać, znając jego brak profesjonalizmu) zaczął się w nie wgłębiać, czytać na głos.

-Maris Del Jerkov. Lat 120, 186 centymetrów wzrostu. Urodzony na Ziemi. Przedawniony wyrok sądowy w związku z podejrzeniami o uprowadzenie żony. Od 70 lat mieszka w okolicach naszego miasta. Żadnych innych partnerów, krewnych, samotnik wyprawiający od czasu do czasu bankiety, na których było kilku naszych informatorów. Dystyngowany, chłodny, bezwzględny, ale nie dający tego po sobie poznać…

Major schylił się jeszcze bardziej prawie muskając pulchnym nosem datapad.

-Majątek szacowany na około trzydzieści milionów UniKredytów. Nie wiadomo ile antyków ma ukrytych, więc ten typ może być jeszcze bogatszy. Mieszka sam, nie widziano nawet autoidów. Rezydencja mieści się poza kopułą, ale daleko od slumsów, około pięć minut drogi promem atmosferycznym. Co do celu misji. Wiemy niestety nie wiele.- Thompson złapał duży, orzeźwiający łyk bursztynowego trunku.- Akcja dzieje się na terenie Kompani Phoenix. Możliwe zagrożenia to partyzanci. Niemniej nie było żadnego wycieku, a wykopaliska w strefie Nr. 5 nie przykuły niczyjej uwagi. Jakieś studenciaki. To cholerny Kadras. Kto tu znajdzie prawdziwych archeologów.- skończył cynicznie.

-Będziesz tylko sam. Jak mówię, nie spodziewamy się kłopotów. Polecisz do jego rezydencji z Lily Bluelin, młodą narwana pilotką, weźmiesz gościa w eskortę, zabierzesz do wykopalisk, pocałujesz jego snobistyczny tyłek, potem odstawisz do willi. Nie powinno to zająć więcej niż góra dwa dni. Jerkov będzie sam, czyli z pilotką jest Was trójka. Prom to nowoczesny model “stealth” więc nie powinna trafić Was żadna artyleria partyzantów… których nie powinieneś się spodziewać. To proste zadanie, nie myśl, że marnujemy Twój potencjał. Widzisz, życie oficera polega czasem na irytujących kompromisach.

Thompson wstał, odłożył kwadratową szklankę i spojrzał przez szerokie okno w Głównej Cytadeli, wieży, która wystawało ponad poziom kopuły Solosgradu. Odprawa była skończona. Akell mógł jeśli chciał zabrać datapad i czym prędzej wyjść z gabinetu Majora. Jego ostatnie słowa mogły coś sugerować… bliźniak w głowie Akell’a zachichotał demonicznie, aż brązowa tęczówka Rice’a zamknęła się w bólu i bezsilnym gniewie.
 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 15-03-2019 o 10:19.
Pinn jest offline  
Stary 13-03-2019, 17:04   #5
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację
Aeryn Sky. Dziewiętnastoletnia dziewczyna, która większość swojego nieszczęsnego życia spędziła w niewoli. Młoda kobieta, która nie zaznała prawdziwej miłości, jedynie pożądanie cielesne i chęć posiadania na własność. Znała też co to ból, upokorzenie i bezsilność.
Teraz stała przed lustrem i doznawała zupełnie nowych doświadczeń. Była tak zagubiona we własnych myślach, że nie wiedziała tak naprawdę co ma ze sobą zrobić. Co to wszystko oznaczało? Czy to był jakiś test? Kolejna chora zabawa jej właściciela? Znudziło mu się upokarzanie i wykorzystywanie jej?

Aeryn jeszcze raz spojrzała na trzymane w dłoniach ubrania. Były naprawdę piękne. Czy to faktycznie był prawdziwy prezent dla niej? Czy nie kryło się za nim nic więcej? Żadnych ukrytych, perwersyjnych motywów?
Rozejrzała się dookoła siebie. Spodziewała się, że zaraz znienacka pojawi się Maris i z satysfakcją malującą się na twarzy uderzy ją, powalając na zimną posadzkę, po czym dobierze się do jej ciała, pokazując, gdzie tak naprawdę jest jej miejsce.
Nikogo jednak nie dostrzegła. Została sama. Objęła mocniej przedmioty, które otrzymała i powoli osunęła się na kolana. Po policzkach zaczęły spływać jej łzy, ale nie szlochała. Nie śmiała wydać z siebie żadnego dźwięku. Łez jednak nie mogła powstrzymać. Po raz pierwszy spotkało ją coś dobrego, a przed oczami wciąż miała ten niecodzienny widok uśmiechniętej twarzy Marisa i jego łagodne spojrzenie. Nigdy wcześniej takiego go nie widziała. Co się zmieniło? Czy to oznaczało, że nie był w zupełności takim zwyrodnialcem, jakiego w nim widziała? Miał w sobie coś z człowieka?

- Nie - odpowiedziała sama swoim myślom, wciąż klęcząc w holu i ściskając torbę od Di’Angelosa.
Zbyt długo była jego własnością, by dać się nabrać na jego sztuczki. Nie było w nim już nic z człowieka. Był potworem i nic nie mogło tego zmienić, nawet uśmiechy czy prezenty. To była na pewno jego kolejna zagrywka.
Aeryn podniosła się z podłogi i zebrała wszystkie otrzymane przedmioty z powrotem do torby, po czym wspięła się po schodach i zamknęła się w swoim pokoju. Otrzymała jasne zadanie - miała być wypoczęta i gotowa do wyruszenia o piątej rano w podróż. Dokąd?

Nie mogła ukryć swojego podekscytowania. Miała wyruszyć w podróż. Nie było ważne, że w towarzystwie tego potwora, jakim był Maris Del Jerkov. Miała zobaczyć trochę świata, coś poza smutnymi ścianami jego willi. Może pozwoli jej poznać nowych ludzi i choć chwilę z nimi porozmawiać?
Nie potrafiła też przestać zastanawiać się nad tym, czy w Marisie zaszła jakaś zmiana? Czyżby w końcu postanowił zacząć traktować ją jak człowieka, a nie przedmiot? Nie potrafiła w to uwierzyć, ale wciąż takie myśli natrętnie wracały. Nie mogła przecież robić sobie tak głupich nadziei.
Niemniej, nie kryła radości, która ją ogarnęła. W końcu, od dłuższego czasu, tak prawdziwie się uśmiechała.

Niepokojące jednak było to, że Maris nie kontaktował się z nią i nie wołał jej przez cały ten czas. Zupełnie jakby przestała być na każde jego skinięcie palcem. Bała się tego, co to mogło dla niej oznaczać, ale z drugiej strony cieszyła się każdą chwilą, którą mogła poświęcić dla samej siebie.

Pierwszy raz od dawna też mogła zasnąć w spokoju od swojego właściciela. Del Jerkov nie wezwał jej przez całą noc, nie pojawił się też w drzwiach jej pokoju - czego początkowo się obawiała. Spała do godziny czwartej trzydzieści nad ranem, kiedy została przebudzona przez budzik. Miała zaledwie pół godziny, by przygotować się do wyjazdu. Po szybkim prysznicu ubrała się w nowe ubrania. Były nadzwyczaj wygodne i co ciekawe - podkreślały jej typ urody. Ciekawa była czy Maris wybierał je osobiście, czy korzystał z czyjejś pomocy. Pewnie nigdy miała się o tym nie dowiedzieć, ale niemniej - ciekawiło ją to.
Założyła persokom na nadgarstek, a okulary nałożyła na nos, by przetestować funkcje nowego gadżetu. Zbliżała się piąta i właśnie pojawiła się wiadomość od Marisa - pierwsza, odkąd zostawił ją w holu. Znów poczuła skurcz w żołądku, zanim jeszcze odczytała treść.
 
Pan Elf jest offline  
Stary 14-03-2019, 20:07   #6
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
Dłuższe przebywanie w jednym pomieszczeniu z Majorem, który urągiwał wszelkim wartościom Akella, mogło spowodować katastrofę. Szturmowiec oddalił się, kiedy jego kurwica zaczynała sięgać zenitu. Dostał to czego chciał - informacje. Teraz musiał skupić się na celu jakim było wykonanie zadania. Misja, jaka by nie była, musi się powieść.

Akell wrócił do siebie. Można rzec, że do domu…


Jego mały unit miał jednak z domem niewiele wspólnego, ale wystarczająco wiele, by spełnić oczekiwania swojego mieszkańca. Rice nie był wybredny. Miał łóżko, miał radio, komputer wbudowany w ścianę, czystą łazienkę i… nawet okno. Czego chcieć więcej?
Normalni ludzie powiedzieliby, że kuchnię, może ogród, żonę/męża i dzieci… może kota, albo psa, albo jedno i drugie, miłych sąsiadów, bezpieczną okolicę, itd., itp.
Mężczyzna do normalnych nie należał, a może to reszta nie była normalna?
Niemniej nie było czasu na dywagacje. Robota czekała.

Wpierw trzeba było się spakować, przy czym samo pakowanie w większości ograniczało się do uzbrojenia po same zęby. Kilka broni, tuzin amunicji i kopka granatów - tak na wszelki wielki, bo różnie to w podróży bywa. Może trzeba będzie wysadzić szyb w kopalni (jakiej i gdzie - nie ważne) lub wystrzelić jak kaczki terrorystów, zaskoczyć partyzantów, rozbroić złodziejaszków, groźnie wyglądać?
Oczywiście sam Akell nie liczył od wyprawy na zbyt wiele. Był jednak przezornym taktykiem i paranoicznym pedantem, liczącym każdy nabój w magazynku, lub gwiazdę na niebie, bo nigdy nie wiadomo, czy ta wiedza nie przyda mu się do ocalenia, albo pozbycia się, czyjegoś życia.

Wieczorem, po zjedzeniu na mieście, przyszła chwila na przyjemności: czyli trening w siłowni, budynku w którym mieszkał.




Ranek był taki jak wszystkie inne. Różnooki zjadł śniadanie z tubki, którą zgniótł i wyrzucił za siebie. Wziął prysznic i nie czekając na wyschnięcie, ubrał się, a następnie założył zbroję szturmowca, zwieńczoną hełmem. Po uzbrojeniu, zabrał torbę z ubraniami, kosmetyczką, apteczką pierwszej pomocy i paroma duperelami, które mogłyby się nadać do przerobienia lub naprawienia prostego mechanizmu, jak zamek w śluzie, czy antenkę w radiu.
Ostatni raz obejrzał się na swoje mieszkanie, które prawie w ogóle nie nosiło w sobie śladów swojego lokatora. Nie miało duszy. Nie miało historii.
Rice zastanowił się, czy jeszcze tu wróci, po czym ruszył na miejsce spotkania, w posępnym milczeniu słuchając jadowitego śmiechu swojego bliźniaka.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 15-03-2019, 09:58   #7
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację


Rice Akell


Akell wcale nie marudził na tak wczesną pobudkę, ponieważ nie było w niej nic do czego był nieprzyzwyczajony. Wielokrotnie budził się o tej godzinie i jeśli miał tylko czas wolny od obowiązków, wyruszał na przebieżkę w żywym parku, rozkwitającym dzięki mikro-klimatowi kopuły Solusgradu.

Dziś jednak sprawa wyglądała inaczej. Zanim wstało cyfrowe słońce, Rice znajdował się już w Cytadeli, wystającej ponad kopułę. Przyglądał się odległej, wstającej się zza horyzontu gwieździe Kadrasa, kiedy jechał windą do hangarów położonych na szczycie iglicy. Przyłożył polizany palec bez rękawiczki do panelu dostępu windy, by z pędem znaleźć się na górnych poziomach. Był już uzbrojony. Jeszcze na dolnych poziomach iglicy, znalazł czas na odwiedziny w zbrojowni, biorąc kilka granatów i swój szybkostrzelny karabin energetyczny. Nic nie poprawiało mu tak humoru jak donośny, skrzekliwy trzask plazmy i rażąca nozdrza woń ozonu. Teraz przyglądał się różnym maszynom latającym. Nie czuł się tu pewnie. W obecnej porze nie było tu praktycznie nikogo. A nawet jeśli kogoś spotkał, witając się skinieniem głowy, byli to nie żołnierze a piloci lub technicy, którzy ospale przeprowadzali rutynowe kontrole.


W końcu lawirując między masą sprzętu i uśpionymi lataczami, zobaczył bardzo niską, młodą kobietę. Mógłby przysiąc, że to wręcz nastolatka, gdyby nie logiczne fakty, wiek dający uprawnienia pilota. Siedziała na skrzyni ze sprzętem, w pozycji pół-lotosu. Widząc Akella pomachała mu energicznie, stukając się w zużyty biały hełm pilota. Nieco dalej, za plecami Lily Bluein mieścił się obiecany prom. Wyglądał na zmodyfikowany model cywilny. Coś co pasowało do bogacza jakiego miał ochraniać. Rice podszedł bliżej, patrząc na pilotkę, zdecydowanym choć niekoniecznie groźnym wzrokiem. Zresztą żołnierz szybko zrozumiał, że groźna mina w zupełności nie sprawdzi się przy Lily.


-Proszę pokazać dokumenty…- z tyłu hełmu wyłaniał się blond kucyk, a wąskie pełne usta skrzywiły się sympatycznie w żartobliwy grymas- Zresztą… nie widziałam jeszcze takiego olbrzyma. To na pewno Ty. Starszy Sieżant Rice Akell, jak się widzi. Muszę przyznać iż, “Blackcrown” nie został stworzony dla tak potężnych… potężnych przystojniaków.

Akell nie wiedział co powiedzieć, więc nawykowo milczał.

-Niemniej muszę zeskanować Twoje ID, żeby uzyskać zgodę do wylotu- dotknęła wyjęty dokument drobnym skanerem, kiedy tylko olbrzym pokazał swoją kartę tożsamości- No, więc, tamta-ramcia lecimy na obrzeża miasta a potem prosto na tereny Kompani. Gotowy?

Pilotka nie czekała na odpowiedź. Weszła pierwsza do Blackcrown’a i totalnie zespolona z maszyną zaczęła wszelkie procedury startowe. Akella zaskoczyło wnętrze promu. Zupełnie nie wojskowe. Zamiast tego ozdobna sztuczna (a może prawdziwa?!) skóra w barwach pomarańczowo-białych i schłodzony szampan. Rice westchnął wyobrażając już sobie z zgrozą VIP’a którego miał chronić.


Aeryn Sky


Aeryn wstała w bardzo dobrym nastroju. Nie wydarzyła, się żadna z jej obaw. Jedyne co teraz ją trapiło, to fakt niepewności za spotykającą ją zmianę losu. Nie była przyzwyczajona do zadowolenia. Na każdym kroku, doświadczała nadużyć oraz cierpienia. Czy teraz mogło być inaczej?

Przyjrzała się swojemu ciału w lustrze. Było naprawdę zgrabne, niemniej pokryte delikatnie ukrytymi, choć trapiącymi śladami przemocy. Nie odczuła jednak tego wstydu, niechęci i żalu, kiedy oglądała siebie w delikatnej poświacie bursztynowego poranku. Tym razem nie założyła ozdobnej bielizny, tylko coś elastycznego, wręcz zdecydowanie sportowego. Sky spojrzała na beżową suknie, uśmiechając się pogodnie do swojego odbicia. Mimo wszystko po paru sekundach ubrała się w praktyczne odzienie również z wczorajszej niespodzianki. Winny top, wytrzymałe jeansy i oczywiście skórzaną kurtkę z mocno zarysowanym kołnierzem. Potem wystarczyło tylko włożyć na nadgarstek, przenośny komputer i okulary. Przyjrzała się sobie, a potem mimowolnie, tylko dla siebie (nie dla Marisa) weszła znów do łazienki robiąc sobie nie wyzywający, lecz wyraźny makijaż. Trochę ciemno-niebieskich cieni do powiek, i kredka wokół oczu. Aeryn przeczesała swoje błękitne włosy, mrugnęła do nowego odbicia, po czym zeszła na dół, prawie nucąc pod nosem.



Wszyscy


Blackcrown musiał zbierać się do lądowania. Silniki jonowe zaczęły ciszej buczeć, a siła ciężkości zmieniła swój ośrodek. Akell spojrzał do kabiny pilota chcąc zapytać się o obecną lokację, ale uznał to ostatecznie za niekonieczne. Lecieli góra pięć minut, więc zapewne wylądowali na posiadłości Del Jerkov’a. I tak faktycznie było. Drzwi na burcie otworzyły się a Lily odrzekła świergotliwie:

-Pierwszy przystanek za nami. Akell przywitaj tego dygnitarza i zabieramy stąd tyłek. Czy może tyłeczek… bo muszę przyznać, że same z Ciebie, dobrze widoczne mieśnie i grube kości- Akell tylko westchnął i schylając się jeszcze bardziej niż wydawało mu się to możliwe zszedł po małych, wysuwanych schodkach.

Pomarańczowe słońce uderzyło jak granat błyskowy w jego dwukolorowe oczy, a gdy osłaniając się ręką, zaczął rozpoznawać inne kolory i kształty zobaczył wielką, opartą jak mu się zdawało o staroświeckie style, posiadłość. Miała mnóstwo okien, była biała jak śnieg, a potężne kolumny otaczały wysunięty ganek. Wokół niego znajdowały się drobne zasadzone kwiaty, żywopłoty i inne ziemskie gatunki drzew. Akell na chwilę oniemiał widząc ogrom wydatków kryjący się za tą uroczą, zaskakującą florą. Samo sprowadzenie Terrańskich odmian musiało kosztować fortunę, a tutaj oprócz dobrego zadbania pojawiał się kolejny fakt- wszystkie kwiaty oraz drzewa musiały przejść modyfikacje genetyczne, tak by wytrzymać dość chłodny, nieprzyjazny klimat planety. Nie bez powodu zamożniejsi obywatele Dominium kryli się pod kopułą. A przecież teraz znajdowali się pod otwartym nieco żółtym niebem.

Kiedy żołnierz skończył podziwiać posiadłość, szybko skierował spojrzenie na dwójkę ludzi, wyraźnie na niego czekających. Akell pomyślał, że przecież w odprawie była mowa tylko o Marisie. Teraz widział również młodą, niebiesko-włosą dziewczynę. Szybko zrozumiał jej przeznaczenie, jednak chłodne, wręcz kamienne serce pozostało niewzruszone.

Del Jerkov podszedł dystyngowanym krokiem do Akella i nie podając ręki odrzekł chłodno, z wielkim dystansem.

-Rice Akell, jak mniemam. Zgodnie z moją prośbą Dominium przysłało mi prawdziwego profesjonalistę. Możemy już wsiadać?

Z głębi promu wydobył się stłumiony śmiech Lily, lecz na twarzy Marisa nie pokazały się żadne oznaki głębszych emocji. Tylko chłodne, wręcz gadzie jasno-niebieskie oczy wibrowały w niewypowiedzianych emocjach. Za to jego partnerka miała zlękniony, lecz przy tym zaskakująco żywy, pobudzony wzrok, choć widocznie się stresowała. Akell poczekał, aż dwójka znajdzie się w środku, po czym zapakował swoją olbrzymią sylwetkę do Blackcrowna.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 15-03-2019 o 10:34.
Pinn jest offline  
Stary 15-03-2019, 14:19   #8
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację

Wszelkiego rodzaju porty, czy to do transportu w przestworzach kosmicznych, czy powietrznych, czy wodnych, napawały żołnierza dziwnym uczuciem niepokoju, związanym z niepewnością swojego stanu. Łatwiej było wyobrazić siebie przechadzającego się po podłożu planety, niźli zamkniętego w małym pudełku, zawieszonym gdzieś w… abstrakcji. Kiedy miał pod stopami ziemię, wiedział, gdzie jest i dokąd zmierza. Był planetarianem na swojej planecie, czyli był częścią czegoś co da się zmierzyć. Na pokładzie promu, tracił swoją przynależność. Nie był już istotą ziemi, ani wody, ani wszelkiej maści gazów. Cienkie ścianki statku chroniły go przed upadkiem i niechybną śmiercią, a on sam stracił kontrolę nad decydowaniem gdzie i jak zmierza. Był zdany na innych, a zdanie to… było przejawem słabości…

Akell miał wrażenie, że nie tylko górował nad małą pilotką, ale również nad jej statkiem, a sam hangar byłby dla niego lepszym mieszkaniem niż wojskowy unit. Niby, po tylu latach, mógłby się przyzwyczaić, że jest inny niż cała reszta. Był ogromny, niezręczny w relacjach oraz ciasnych pomieszczeniach i ogółem źle mu z oczu patrzyło (a przynajmniej tak wnioskował po reakcjach innych ludzi, którzy mu w te oczy patrzyli).
Heterochromia, czyli różnobarwność tęczówki, była może i mało spotykanym zaburzeniem rozwoju, ale zaliczała się do cech dysformicznych… a nie demonicznych. Na szczęście Lily zdawała się być na nią odporna, lub dobrze grała, ukryta w większości pod hełmem. Niemniej mężczyzna odetchnął i poczuł coś na kształt ulgi.

”Och… mój biedny, dyskryminowany bracie…” Zadrwił głos bliźniaka, przypominając o swoim istnieniu.
”Taki ssstraszny losss cię spotkał. Życie. Praca. Dom. Zasługi…”

Szturmowiec poczuł jak strużka zimnego potu spływa mu po plecach w zagłębieniu kręgosłupa i przez ułamek sekundy w jego głowie wyklarowała się myśl: jakiby by był bez brata? Jakie życie by wiódł?
To był błąd.

”Byłbyś nikim… Nie istniałbyś beze mnie…”

Rice podał kobiecie ID, po czym ruszył żołnierskim i profesjonalnym marszem, kogoś bardzo pewnego siebie, do środka małego stateczku. W duchu jednak kulił się pod kolejnymi batami brata, który budził w nim obrzydzenie do świata oraz… chęć mordu. O tak, jeśli spotka na swojej drodze przeciwników, nie okaże litości i zetrze ich na proch.




Przelot okazał się być większym wyzwaniem niż się mężczyzna spodziewał i… nie była to zasługa jego martwego bliźniaka, ani jego tymczasowej utraty przynależności. Ten, wprawdzie nadal szydził i się nad nim znęcał, ale potok inwektyw był niczym w porównaniu z żałosnym i upodlającym miejscem na którym musiał siedzieć, a właściwie się kulić. Kabina statku była malutka i klaustrofobiczna, przy czym trzeba przypomnieć, że Akell nawykł do małych przestrzeni z racji swojego mieszkanka. „Blackcrown” był jednak wyższym poziomem wtajemniczenia i prawdziwym wyzwaniem dla olbrzyma, który nie mogąc się zapiąć na miniaturowej kanapce (nie wiadomo czy to z powodu drobnych rozmiarów mebelka, czy gigantyczności jego osoby, czy może dlatego, że owych pasów kurwa nie było) łapał się czego bądź, starając się nie wybić sobie zębów własnymi kolanami.

Głos w jego głowie wył ze śmiechu niczym cybernetyczny kojot, kiedy szturmowiec z duszą na ramieniu, modlił się o wybudzenie z tego koszmarnego snu. Wstał, przywalając czołem o sufit, i zachwiał się widząc przed oczami całą, mleczną drogę.
JEBAĆ TO WSZYSTKO! Nie da się pokonać jakiemuś gównianemu pudełku po zapałkach ze skrzydełkami! Rice udał się do kokpitu, który znajdował się półtora kroku od niego. Zajrzał do środka, by spytać się, niby od niechcenia, jak długo jeszcze będą lecieć.
Na szczęście już lądowali.
DOMINIUM NIECH BĘDĄ DZIĘKI!



To wszystko… było jakieś takie dziwne.
Światło zupełnie inne, piasek jakiś taki mało piaskowaty, dom mało domowaty, bo i nie przypominał ileś set metrowych i bezkształtnych budowli, jakie można było spotkać w „centrach” większych… miast? Kolonii? Obozów?
Rice pomrugał chwilę, przeczesując stopą ziemię. Czuł się jak nieproszony gość, który swoją osobą psuje komuś przyjęcie, a przecież jeszcze nawet nie spotkał się ze swoim „zleceniodawcą”.

”Oj mój sssłodki bracie, chcesz porozmawiać o swoich uczuciach?”

Bliźniak był nieustępliwy. Akell ruszył więc do willi, by zając się robotą i odciąć od, tnących niczym laser, myśli.
Zajmie się robotą. Zajmie się robotą. Zajmie się robotą.
Robota.
Robota…

Ku jego niezadowoleniu, zamiast jednej, czekały na niego dwie osoby. Co do mężczyzny nie miał wątpliwości, że to był ten buc, którego dupę musiał podcierać przez resztę wyprawy. Natomiast dziewczyna… a raczej niewolnica, była pierwszą przeszkodą w misji.
Pierdolony Major i jego pierdolone zamiłowanie do alkoholu i pochwał za nie swoją robotę. Czy to, aż tak trudno zebrać potrzebne informacje?

”No widzisz? Przez trzy dni będziesz musiał usługiwać bogatemu ruchajle, który nawet nie potrafi odpowiednio zarejestrować swojego bagażu.”

Szturmowiec skinął drętwo głową na powitanie, nie odrywając spojrzenia od dandysowatego szczura przed sobą. Jego oczy błyszczały zimnem i śmiertelną kalkulacją, zdradzając, że nie należał do typu człowieka, który certolił się z robotą, oraz, że jego „wierność do pracodawcy” może równie szybko zniknąć, co się pojawiła. Lewe oko o zielonej tęczówce, zdawało się być bardziej ludzkie, niż to prawe, ciemno brązowe i jawiące jakby się miało zaraz zacząć świecić na czerwono.
Nie padło też żadne słowo. Żadne: Dzień dobry i inne czułostkowe duperele. Rice został wykupiony by zabijać i tej wersji będzie się trzymać.

”Ta mała dziwka to kłopoty… twoje kłopoty mój sssłodki bracie. Pociągnie cie jak kotwica na samiuteńkie dno, taaak… wspomnisz moje słowa gdy nas napadną, a na pewno nas napadną. Będziesz musiał wybierać kogo ratować. Oczywiście wybierzesz Jerkova, ale jak myślisz, jak on zareaguje na utratę swojej pizdeczki?”

Wskazał wejście na pokład „Blackcrown” i wszedł jako ostatni, czujnie się rozglądając, czy nikt ich nie obserwował, po czym wszedł do środka i przeszedł do kokpitu.
- Startujemy, im szybciej wylecimy tym szybciej wrócimy - odparł cicho, nachylając się nad pilotką, tak by tylko ona go usłyszała. Teraz tylko… pozostało mu znaleźć sobie miejsce.
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"
sunellica jest offline  
Stary 18-03-2019, 22:05   #9
 
Pan Elf's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputacjęPan Elf ma wspaniałą reputację

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vNb-8gLcXLs[/MEDIA]

Aeryn czuła dziwne, ale i przyjemne podekscytowanie, kiedy wyszykowana schodziła po schodach na parter willi. Dziwne, ponieważ nigdy wcześniej nie doświadczyła takiego uczucia - nie miała czym się ekscytować w swoim życiu. Pierwszy raz miała szansę poczuć się jak prawdziwy człowiek, jak żyjąca i myśląca istota, a nie jak jeden z eksponatów z kolekcji Del Jerkova - i właśnie dlatego było to takie przyjemne uczucie.
Jednocześnie jednak gdzieś w głębi tliła się nuta niepewności. Obawa przed tym, że czar zaraz pryśnie, że wszystko okaże się nie tyle co snem, a po prostu okrutnym żartem, zagrywką psychologiczną.

A może chciał się jej pozbyć? Była to myśl tak samo przerażająca, co podniecająca i niezwykła. Miała szansę na spełnienie marzenia, które tak długo miała za nie do spełnienia. Mogła w końcu poczuć czym jest prawdziwe życie na wolności, jak to jest być jednym z tych wielu ludzi, którzy sami decydowali o kolorze swoich włosów, o ubiorze czy o tym, co mieli zjeść na kolację.
Z drugiej strony, jeśli zostałaby uwolniona albo po prostu zdołałaby zbiec - jak zamierzała sobie poradzić w prawdziwym świecie, poza bezpiecznymi i znanymi granicami willi Marisa? Nie miała niczego, poza ubraniami, które jej podarował. Nie znała nikogo, poza nim samym. Nie wiedziała, jak należy funkcjonować, skąd brać jedzenie, gdzie szukać schronienia. Chciała się tego wszystkiego dowiedzieć, ale jednocześnie bardzo ją to przerażało.

Kiedy stanęła w głównym holu, miała jeszcze kilka minut do wyprawy. Marisa jeszcze nie było, a może czekał już na zewnątrz? Niemniej, jej myśli od razu powędrowały do upchanego w rogu biura Del Jerkova sejfu, w którym krył się pistolet. Dlaczego o tym pomyślała? Dlaczego odczuwała tak ogromną chęć, by szybko się tam zakraść i zabrać broń ze sobą? Nie potrafiła odpowiedzieć na własne pytania, ale nie mogła też oprzeć się wrażeniu, że to była jej ostatnia szansa na to, by to zrobić.

Część Aeryn pragnęła chwycić za zimną stal pistoletu, a nawet nacisnąć na spust, celując w głowę tego obleśnego starucha. Zaś inna część miała wątpliwości, które narodziły się po tym, jak diametralnie zmienił swoje zachowanie poprzedniego dnia. Ta część naiwnie chciała mu dać jeszcze jedną szansę, choć ta druga przekonana była o tym, że to tylko pozory.

Nim się spostrzegła i wyrwała się z własnego zamyślenia, stała nad otwartym sejfem i trzymała w dłoniach pistolet. Serce zabiło jej mocniej. Był cięższy niż się spodziewała. Przełknęła ślinę. “Wezmę w razie czego. Może wcale się nie przyda” przekonywała się w myślach, kiedy chowała broń pod skórzaną kurtką.


Odetchnęła głęboko powietrzem, kiedy silny podmuch wiatru rozwiał jej błękitne włosy. Uniosła twarz ku niebu, przymykając powieki i delektując się każdą chwilą. Czuła się dziwnie lekka, jakby zaraz miała zostać porwana przez wiatr, ku wolności i już nigdy nie wrócić do tej przeklętej posiadłości, do tych ścian, które widziały jak była upokarzana, bita i znieważana.
Kiedy poczuła wiatr we włosach, zapragnęła tej wolności jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Czuła rosnącą w niej ekscytację na samą myśl. Miała wyjątkową szansę, by osiągnąć to, o czym tak długo marzyła, spędzając noce na wpatrywaniu się w rozciągające się widoki za oknem jej sypialni. Wystarczyło sięgnąć po schowany pistolet, wycelować i nacisnąć spust.

Oczami wyobraźni widziała odwróconego plecami do niej Marisa, jak zwykle nie zwracającego na nią większej uwagi. Wyciągała zza pazuchy pistolet, trzymając go oburącz, gdyż był całkiem ciężki. Czuła jak lekko drętwieją jej palce od zimnej stali. Wycelowała. Stała na tyle blisko, by wiedzieć, że nie pudłuje - kula musiała trafić w cel, prosto w potylicę kolekcjonera. Usłyszała ciche kliknięcie i zauważyła drobny ruch ciała Marisa. Musiał usłyszeć, ale zanim zdążył zareagować, nacisnęła spust. Widziała tryskającą krew i opadające bezwiednie ciało, a tym samym wolność.

Nic z tego jednak nie miało możliwości się urzeczywistnić, bo właśnie wylądował przed nimi pojazd - zapewne ten, którym mieli odbyć podróż.
Aeryn wróciła myślami do tu i teraz i posłusznie podeszła bliżej swojego właściciela, obok którego stanęła bez słowa.
Wtedy też zauważyła sylwetkę wychodzącą z pojazdu, która zaczęła zbliżać się ku nim. Z każdym krokiem sylwetka ta nabierała wyraźniejszych kształtów oraz stawała się coraz większa.

Mężczyzna ubrany w pancerz robił ogromne wrażenie samą swoją posturą. Aeryn pozwoliła sobie przyjrzeć mu się z nieukrywaną ciekawością - i nawet kiedy na krótką chwilę ich spojrzenia się skrzyżowały, wcale jej to nie speszyło. Pewnie dlatego, że nie była za bardzo obyta w stosunkach z innymi ludźmi. Niemniej, nie uszedł jej uwadze bardzo ciekawy fakt - a mianowicie kolor oczu przybysza. Do tej pory przyzwyczajona była do chłodnego, pozbawionego uczuć spojrzenia Marisa. U żołnierza natomiast zauważyła coś zupełnie nowego, coś nieznanego. Och, jak bardzo chciała popatrzeć dłużej, zagłębić się w tym spojrzeniu, dowiedzieć się więcej.

Nie było jednak o tym mowy. Nie odezwała się ani słowem, nie mogła. Pomaszerowała cicho i posłusznie za swoim właścicielem, myślami będąc jednak w zupełnie innym świecie.
Kiedy usiedli na wygodnych fotelach, Aeryn miała okazję poznać kolejną osobę. Cóż, poznać to zbyt wydumane słowo, ale jak dla niej to i tak było dużo. Dwie nowe osoby w ciągu kilku minut - to było coś niesamowitego!
Pilotka jawiła się jako serdeczna i radosna postać o żartobliwym usposobieniu. To było dla Aeryn również zupełnie nowe i fascynujące. Uśmiech tej dziewczyny był zaraźliwy i mimowolnie Sky również się uśmiechnęła, na chwilę zupełnie zapominając o tym, że była tylko niewolnicą, nikim więcej.
 

Ostatnio edytowane przez Pan Elf : 27-03-2019 o 22:26.
Pan Elf jest offline  
Stary 19-03-2019, 10:07   #10
 
Pinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputacjęPinn ma wspaniałą reputację
[media]http://www.youtube.com/watch?v=bV-hSgL1R74[/media]

Wszyscy

W kabinie “Blackcrowna” nagle zrobiło się zupełnie ciasno. Maris siedział nad datapadem przeglądając tylko sobie znane informację. Zapewne jakieś profesjonalne drobiazgi, którymi kochał zamęczać, a może odwrotnie- relaksować swoją głowę. Za to Aeryn spoglądała co chwilę na bok do kokpitu patrząc niepewnie na dwumetrowego żołnierza i sto razy mniejszą pilotkę, którzy wymieniali kilka zdań. Po chwili odezwał się głośnik, dało się słyszeć dźwięczny głosik jasnowłosej dziewczyny. Musiała być w podobnym wieku co Sky, co dodawało niewolnicy animuszu oraz zwiększało zapał, w tym nowym środowisku.

-Witam na pokładzie. Tu Wasza pilot, Lily Bluein. Cel, strefa wydobywcza “numer pięć’’. Tereny wrogiej Kompani Phoenix. Proszę przygotować się na manewry wymijające…- powiedziała cicho a potem zaświergotała zaraźliwym śmiechem, dając znać, że to zwiewny żart. Del Jerkov tylko wywrócił oczami, zatapiając się po chwili znów w lekturze danych.

Akell patrzył się na wyświetlacz pokazujący zewnątrz, czując coś dziwnego. Pot spływał mu po szyi. Czyżby doświadczał lęku w nowej sytuacji? Bliźniak był już gotów oponować, gdy Lily nagle powiedziała “patrz” serwując Rice’owi szeroki, szczery uśmiech. Wcisnęła jeden guzik i holo-wyświetlacz znikł, zastępując wizję rozsuwającym się powoli, prawdziwym widokiem. Przedni iluminator się otworzył, i przez chwilę starszy sierżant przyznał, że jest na co patrzeć. Wokół nich znajdowały się chmury, nasączane żółcią gwiazdy Kadras Alfa a pod nimi szybko przemijały wielkie skały, pustynia o barwie złoto-brązowej, rozmaite wniesienia i niziny, które pojawiały się tak szybko jak znikały. To ciche poruszenie nie umknęło uwadze, spostrzegawczej i bystrej Aeryn. Jakże chciała wstać, odejść od swojego pana i patrzeć na panoramę, dniami i godzinami. Lily widocznie to zauważyła, bo powiedziała zachęcająco:

-Chcesz popatrzeć? Dawaj śmiało, włączyłam już wspomaganie lotu, więc nie mam za wiele obowiązków. Widzisz, leniuch ze mnie. Dzisiejsza pobudka była ciężka… niemniej dostałam rekompensatę. Kocham latać!- prawie wykrzyczała pilotka.

Aeryn zaczęła się zastanawiać, czy przyjąć propozycję, jednak nogi same wstały, wręcz z automatyzmem z miejsca. Przez chwilę bała się o pistolet, który mógł nagle ją ujawnić jednak uspokoiła się, by jak nieco płochliwe, ale ciekawskie dziecko spojrzeć na niesamowity widok. Maris zupełnie ją zignorował, choć widziała na jego twarzy tajemniczy uśmiech. Czy tego chciał? Czy celowo dawał jej wolność?

***

-Za chwilę wylądujemy. Proszę zapiąć uprząż i szykować się do podejścia. Wektor lotu skorygowany, lądowisko zaznaczone. Za minutę poczujecie twardy ląd.

Na słowo “twardy ląd” Rice’owi zrobiło się chłodno w żołądku, mimo to szybko zwalczył to uczucie. Jako jedyny, oczywiście musiał nie mieścić się w pasach bezpieczeństwa (które uprzejmie zapiął Maris i niebiesko-włosa dziewczyna, która cicho, wstydliwie przedstawiła się jako “Aeryn”) więc złapał się podwieszonego uchwytu szykując się na najgorsze. Nagle szybko zmienił się środek ciężkości, niby ich wznosząc i ciągnąc go góry, kiedy silniki jonowe ustawiły się w pozycji pionowej. Trwało to kilka długich sekund, jednak zwieńczeniem tej niemiłej chwili stało się łagodne postawienie na płycie lądowiska.

-No i już. Jesteśmy. Proszę rozpiąć pasy i szykować się do wyjścia.

Del Jerkov pierwszy rozpiął uprząż i rozciągając plecy skierował się do otwartego już włazu. Po nich wyszła Sky, a na końcu uważając na głowę Akell. Zobaczyli, że znajdują się na położonym, górującym nad osadą lądowisku. W dole, w dolinie mieściły się toporne, biednie wyglądające domy i nieliczne sklepy. Nie było tu jakiejś wysokiej zabudowy, z wyjątkiem podniszczonego samotnie stojącego wieżowca, koło głównego placu osady. Maris wyjął cienkiego papierosa i zapalił go ozdobną, złotą zapalniczką.

-No więc jesteśmy. Aeryn, Panie Akell wsiądziemy do taksówki i udamy się na teren wykopalisk. To niecała godzina drogi stąd.

-Nie tak szybko Panie Del Jerkov- odezwała się, wyposażona ciągle w biały hełm Lily- Muszę z nimi porozmawiać, będzie potrzebny Pana podpis.

-Oczywiście. Przeklęta biurokracja.- westchnął Maris patrząc na ubranego w brąz i oranż celnika i maszerującą z nim dwójkę strażników z lekkimi pistoletami maszynowymi. Każdy z nich miał na sobie logo Kompani Phoenix. Feniks otulający skrzętnie ciemniejszy glob.

Akell napiął mięśnie, splótł palce na rękojeści blastera. Ten gest nieco spłoszył gospodarzy. Płonące ciemne oko i gigantyczna postać zawsze, prawie zawsze tak działały. Nawet jeśli nie oddano, by nawet jednego strzału, olbrzymie pięści z łatwością zmiażdżyły, by czaszki gospodarzy o czym byli święcie przekonani. Niemniej sam celnik, zdawał się być pyszałkiem.

-No proszę. Przybysze z terenów Dominium. Witam serdecznie w Strefie Numer Pięć. Proszę okazać dokumenty… och Lily, jak tam?- powiedział szczerząc się brodaty urzędnik. Sytuacja szybko się rozładowała.

-Dobrze Karlien. Bardzo dobrze. To Pan Maris Del Jerkov. Przylatujemy tu w drobnej sprawie.

-Rozumiem.- orzekł konfidencjonalnie Karlien kiwając głową i robiąc szybki wpis na datapadzie, kiedy pilot dołożyła do niego swoją kartę, a Maris złożył podpis.

-Witamy w wspaniałej okolicy.- powiedział mężczyzna.

***

Taksówkę, a w zasadzie przewoźnika znaleźli naprawdę szybko. Były to biedne okolicę, więc widok takiego towarzystwa kazał im wręcz skakać do gardeł przybyszów, błagalnie prosząc o kurs. Lily została na “Blackcrownie”, a reszta drużyny stała właśnie pod upadłym, jedynym wieżowcem. Było dość chłodno, a wiatr z północy wezbrał na sile. Na szczęście pojazd do, którego szybko weszli był szczelny pomimo swojego wieku. Rice nawet się w nim mieścił, bo taksówka była przerobionym vanem. Z głośników pojazdu zaczęły lecieć neo-buddyjskie mantry, na których w pełni skupił się kierowca pędząc przez nadwyrężone drogi, przystosowanymi do takiego terenu kołami. Po godzinie znaleźli się na rozdrożu. Maris rozkazał czekać kierowcy, a hojny napiwek podyktował mu lojalność.

-To już blisko. Dokładnie za tym wzgórzem.

Ruszyli wspinając się po kamiennej drobnej ścieżce, buty Aeryn sprawiały się idealnie. Nawet jej pan włożył trapery, które śmiesznie kontrastowały z garniturem khaki, który wczoraj kazał sobie nałożyć, kiedy byli jeszcze w posiadłości. Teraz Sky czuła rosnącą ekscytacje, otaczało ją tyle nowym rzeczy, iż miała wrażenie, że od tego rozboli ją głowa, która zresztą doznawała już lekkich zawrotów. Kiedy weszli na wzniesienie i minęli wielką skałę, znaleźli się przed wejściem do obszernej jaskini. Uderzał tu chłód, bowiem większość nieba kryły położone wyżej skały. Wokoło był rozłożony obóz. Kilka namiotów, prosta kuchenka gazowa i kilka dziwnym przyrządów, chyba archeologicznych jak można było wywnioskować. Akell widząc brak żywej duszy, złapał mocniej blaster, tylko w razie czego. Zaczął przeczesywać teren, za kiwnięciem głową Marisa. Po chwili z mroku niepewnie wyłoniła się chuda postać- student z nikłym, jeszcze młodzieńczym zarostem oraz burzą kręconych ciemnych włosów.

-Pan Del Jerkov.- szeptał niepewnie, wskazując na olbrzyma.- Może Pan kazać opuścić broń? To ja, Marcin Nabuchowsky. Czekaliśmy na Pana… mamy coś niezłego, zgodnie z tym co pisałem.

-Akell spuść broń. Idziemy.- powiedział władczym tonem Maris, przechodząc na prowadzenie grupy.

Żołnierz i niewolnica, zostali nieco z tyłu przepuszczając archeologa, z racji wiedzy zapewnianej mu przez znajomość okolic. W tym samym czasie stało się coś budzącego niepewność Rice’a. Wielokrotnie widział jak zachowują się uzbrojeni ludzie, którzy nie są dobrze wyszkoleni. A z pewnością można było powiedzieć to o Aeryn. Mimowolnie sprawdziła dłonią kieszeń w skórzanej kurtce, która nabrała przez sekundę kształtu standardowego pistoletu. Dziewczyna posiadała broń, a Akell miał pewność, iż jej Pan nie dał ją jej z własnej woli.

 

Ostatnio edytowane przez Pinn : 20-03-2019 o 00:21.
Pinn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172