Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-10-2020, 10:39   #21
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Usłyszeli dźwięk odpalanego motoru, szybko oddalający się na wschód. Potem nastąpiła cisza, pogłębiona jeszcze bardziej kiedy Dawn zakręciła wodę po swojej kąpieli. Kąpiąc się jako trzecia, miała już tylko letnią. Nikt do nich nie przyszedł, pewnie przylepili łatkę zakażonych. Wszyscy, którzy mogli wyglądać na lekarzy lub pielęgniarki, siedzieli w gabinecie zabiegowym. Z rannym Noahem i nieprzytomną kobietą. Która być może niedługo po wyjeździe Ravera odzyskała przytomność: od tamtej strony dobiegł ich kobiecy krzyk i dźwięk przewracanych metalowych przedmiotów. Szybko dołączyły do niego inne głosy, bardziej zrozumiałe.
- Niech pani nie wstaje!
- Trzymaj ją...
- Cholera, przestań!
- Myślicie że się przemieniła? - Spytała spokojnie Shade wyciągając i zabezpieczając swój pistolet. Jeśli kobieta zamieniła się w zombie, nie było już dla niej ratunku. Jedynie wyzwolenie: Prosty, czysty strzał prosto w głowę.
Zwiadowczyni otworzyła drzwi i wyjrzała na zewnątrz, próbując zorientować się z którego pomieszczenia dochodziły odgłosy. O’Hara poderwał się na nogi szybciej, chwytając Jackhammera. Zdążył założyć spodnie i t-shirt, musiało wystarczyć.
- Nie mój chomik, ale nie za mało czasu minęło? - mruknął niezadowolonym tonem. - Scrap, twój odporny na broń biologiczną kumpel może się przydać - dodał głośniej i od razu ruszył ku odgłosom. Tam był Noah, a jego musieli wydostać. Osobiście miał nadzieję, że baba klasycznie panikowała wybudzona ze śpiączki.
Dawn wybiegła z łazienki owinięta ręcznikiem, który nieprzytrzymywany w obliczu gwałtownych ruchów się zwyczajnie zsunął z ciała. Skupiona na błyskawicznym odłączaniu Boba od ładowarki i włączaniu jego systemów kobieta tego nawet nie zarejestrowała.
- Wystarczy, że otworzycie mu drzwi - wraz z tą deklaracją uruchomił się napęd drona, ożywił się też panel sterowania na nadgarstku Bailey.
Dźwięki dochodziły z gabinetu zabiegowego, bez dwóch zdań. Nie tylko ich przyciągnęły, z głębi korytarza wybiegł mężczyzna w białym kitlu, zatrzymując się na widok uzbrojonych najemników i drona bojowego.
-...szoshtawcie mnhieee…! - zniekształcone kobiece wycie przebijało się przez cienkie ścianki. Słowa, nie bezrozumne wrzaski. Histeryczne, dziwne.
- Trzymaj maskę! - krzyknął ktoś, a po chwili coś ciężkiego łupnęło o drzwi gabinetu, aż zadygotały. Chwilę później znów coś spadło, z metalicznym hukiem uderzając w podłogę.
- Niech to szlag… - wydusił z wysiłkiem jakiś mężczyzna, a potem wydał z siebie krótki okrzyk.
O’Hara poczuł nagłą chęć władowania całego magazynku przez zamknięte drzwi, wybicia ich z buta i dobicia rannych. Powstrzymał ten zew natury i zamiast tego odwrócił broń, trzymając uniesioną do uderzenia kolbę. Nogą nacisnął klamkę i pchnął drzwi, spodziewając się zablokowania przez szamotaninę wewnątrz. Wtedy będzie wytłumaczenie na wejście z półrozpędu, cienkie drzwi nie stanowiły przeszkody dla kogoś takiego jak Kane. Jeden cios w głowę wyjącej baby i odskok. Jak nie zadziała, to mieli na podorędziu skuteczniejsze środki.
Ku pewnemu zaskoczeniu odkrył, że drzwi się uchyliły po naciśnięciu klamki, aż do momentu, w którym obiły się i zatrzymały na nogach leżących na ziemi ludzi. Przez szparę, na tyle dużą, że bez pancerza dało się przecisnąć, najemnicy zobaczyli wnętrze gabinetu, częściowo zdemolowane. Po drugiej stronie od wejścia stała leżanka z nieruchomo leżącym na niej Noahem, jedyną nieruchomą osobą w środku. Na środku leżał przewrócony parawan, stojak z kroplówkami oraz szafka zwykle przeznaczona do trzymania w niej i na niej różnych akcesoriów potrzebnych w takim gabinecie. Teraz próbówki i strzykawki walały się wszędzie, a po nich turlali się ludzie. Obecnie na dole znalazła się wyjąca kobieta, którą trzymał za ręce - sądząc po rozmiarze - mężczyzna. Spanikowana lub pod wpływem jakiegoś środka, rzucała się na wszystkie strony, z ust leciała jej piana. Nie było jak się do niej łatwo dostać, bowiem dwie inne kobiety - znów, sądząc po rozmiarach bo cała trójka miała na sobie foliowe kombinezony ochronne - próbowały przytrzymać ją z boku i jednocześnie dać jej zastrzyk. Bezskutecznie jak na razie, trzymana wykazywała się wyjątkowo dużą siłą, co chwilę odrzucając walczących z nią ludzi.
Valerie stała za Kanem na szpitalnym korytarzu. Niewiele była w stanie zobaczyć z tego co działo się w środku, bo cały widok przesłaniało jej solidne ciało mężczyzny, który nawet bez pancerza nie należał do ułomków:
- Co tam się dzieje w środku? - Zapytała czując się dość dziwnie w tym odwróceniu ról. Zazwyczaj to ona była osobą mówiącą innym o rozwoju sytuacji.
Scrap poniewczasie zorientowała się, że nie tego drona aktywowała. Bob był za duży na szybką akcję w ciasnej przychodni. Mógł rzecz jasna przestrzelić przez wszystkie te ścianki bez problemu, przy czym okazywało się, że nie tędy droga. Ustawiając go więc w pozycji do strzału zza pleców Irlandczyka, Dawn szybko włączyła Tik-Taka, posyłając go również w stronę gabinetu.
O’Hara w pierwszej chwili nie wiedział co zrobić. Nie miał pojęcia czy zabicie tej baby było uzasadnione. Przepchnął się przez szparę, krzycząc.
- Z drogi!
I odpychając bliższą z kobiet w kombinezonach. Miał pewne doświadczenie w walkach na krótki dystans, dlatego liczył, że uda mu się dobrać odpowiednią siłę do uderzenie kolbą w bok głowy, aby ogłuszyć, a nie zabić.
Z kimś takim jak O'Hara to nawet ciężarówka miałaby problem się zmierzyć, a co dopiero drobna pielęgniarka. Gdyby chciał, mógłby ją wyrzucić przez okno. Uderzenie było celne, kobieta nagle zwiotczała i przestała wyć. Zapadła na chwilę brzęcząca w uszach cisza.
- Co… co… - zaczęła jedna z kobiet.
Druga sprawdziła puls leżącej.
- Żyje, ale puls jest bardzo wolny.
- Cholera, przebiła mój kombinezon - syknął mężczyzna, wstając i trzymając dłoń w okolicach szyi.
Ten na zewnątrz ostrożnie podchodził bliżej.
- Co tam się stało? - zadał pytanie. Kane stojący najbliżej może nie był wielkim psychologiem, ale nawet on widział w oczach otaczających go ludzi, że nie znają odpowiedzi na to pytanie. Widział też, że Noah był w trakcie zabiegu, to jego wcześniej zasłaniał parawan. Cały brzuch miał we krwi.
- Lepiej naprawdę dobrze zwiążcie ją pasami. Nie wiadomo czym będzie kiedy ponownie wróci jej przytomność. - Powiedziała zwiadowczyni, która za Kanem zajrzała do pomieszczenia.
- Ratujcie chłopaka! - głośno, rozkazującym tonem O'Hara warknął do ekipy medycznej. - Tą tu się zajmę. W międzyczasie możecie snuć przypuszczenia co jej się stało i czy jest to zaraźliwe.
Najemnik rozejrzał się za ochroną na twarz i ręce, a potem za czymś czym można związać nieprzytomną. W gabinecie zabiegowym powinny być wszystkie te rzeczy, do wiązania nadawały się dobrze na przykład te rurki, którymi spuszczano z ludzi krew.
Widząc jak Irlandczyk lustruje uważnie otoczenie Shade postanowiła przyjść mu z pomocą:
- Macie tu gdzieś nosze do transportu? Takie z pasami bezpieczeństwa? Powinny się dobrze sprawdzić przy unieruchamianiu.
- Lepiej nie podchodzić bez stroju ochronnego - powiedziała Scrap, wychodząc z pomieszczenia, a Boba przesuwając nieco, żeby zablokował korytarz nadchodzącemu mężczyźnie. - Wyniki przydałyby się szybciej niż za dobę, szczególnie dla tych co są teraz w gabinecie.
Mężczyzna zatrzymał się od razu, prawie tak szybko jak jedna z pielęgniarek przypomniała sobie o operowanym zdaje się Noahu, do którego doskoczyła i swoimi plecami zasłoniła widok O'Harze. Druga kobieta była wyraźnie roztrzęsiona, a lekarz - z braku pewniejszych określeń na nieznajomego - najpierw dokładnie zdezynfekował, następnie okleił i spryskał klejem dziury w swoim kombinezonie. To nie była przychodnia bogatej korporacji, ale wyposażenie nie było prowincjonalne - zwłaszcza w kontekście ochrony przed wszelkimi zarazkami. Kane jednakże też znalazł czego potrzebował, nieprzytomna kobieta nie wybudziła się kiedy zaczęli ją wiązać. Całą twarz i sporą część ubrania miała w białawym nalocie, który wcześniej widzieli jak wycieka z jej ust.
- Dostała taką dawkę, że powinna nie budzić się jeszcze przez kilka godzin - zaczął mężczyzna w kombinezonie ochronnym, kiedy już go pozaklejał. Teraz, jak mówił normalnie, poznali w nim tego samego, z którym rozmawiali przy laboratorium. Wrócił do Noaha, zmieniając kobietę i teraz obie zaczęły się dezynfekować. - Nie wiem czym pluła, jeśli była uczulona na środek usypiający, to reakcja powinna być inna. Nie myślała racjonalnie, to był szał. Potrzebujemy wyników badań, aby coś stwierdzić.
- Nie przyspieszę, tu mogę zrobić tylko podstawowe - odezwał się ten z korytarza, zachowując dystans. - Niedługo będą, ale mogą być zakłamane wieloma czynnikami - tłumaczył. - Krew i wydzielinę posłaliśmy do laboratorium, wiedzą, że to pilne - ostatnie słowa były jakby trochę niepewne.
Scrap zorientowała się nagle w jakim stanie jest jej garderoba - a raczej jej brak - i cofnęła się szybko do pomieszczenia, wciągając na siebie ubranie.
- Lepiej do nich zadzwoń i przypomnij im, że jak to coś bardzo zaraźliwego to może skonsumować całą Republikę! - krzyknęła już ze środka do mężczyzny w kitlu.
Wyposażony w namiastkę ochrony O’Hara związał nogi kobiety, następnie obrócił ją na brzuch i to samo zrobił z rękami, krępując je mocno za plecami. Potem dopiero wykorzystał pomysł Shade i przeturlał na nosze, przywiązując do nich ściśle.
- Teraz się nie wyrwie o ile nie otrzymała supermocy - mruknął i wstał. Adrenalina schodziła i wkradał się niepokój. Nie zamierzał czekać bez sensu. - Doślijcie do badań to co z siebie wypluła.
Wyszedł z gabinetu, krzyżując spojrzenie z Valerie.
- Doniesiemy ze trzy leżanki i zostajemy tu czy przenosimy się do jednego z tych pustych budynków? - Lepiej zostańmy na miejscu. - Stwierdziła Shade - Będziemy mieli na oku Noaha i jego siostrę jak już się zjawi. - Adrenalina znowu krążyła w jej ciele. Czuła lekkie mrowienie w końcówkach palców. Zacisnęła dłonie próbując uspokoić bicie serca.
Połowicznie ubrana Scrap zawróciła Boba, sama znów pojawiając się w wejściu. Bezgłośnie zgodziła się z rozumowaniem drugiej kobiety, ostrożnie chwytając ją za dłoń.
- Chodź, poszukamy łóżek. Niech nasz Irlandczyk lepiej ich nie dotyka - uśmiechnęła się łagodnie do Valerie, dostrzegając jej spięcie.
Zwiadowczyni poszła za nią rzucając w kierunku Kane zrezygnowane spojrzenie. Była dziś wyjątkowo niespokojna. Dobrze, że nie musiała teraz polegać na swojej koncentracji. Wspomnienia i skojarzenia uderzały w nią z wyjątkową siłą. Seks mógłby przynieść chwile odprężenia, ale ostatecznie i tak nie pomógłby na jej problemy. Niestety nie tym razem. Dawn odciągnęła ją najpierw do najdalszych drzwi. Zamierzała przejrzeć wszystkie gabinety i poprzeciągać łóżka do jednego, może dwóch. Rozdzielanie się wyglądało z każdą chwilą na gorszy pomysł, wypierała z głowy możliwość zakażenia się przez Kane’a.
- Jak się czujesz? - zapytała cicho swojej towarzyszki, kiedy już były same.
- Paskudnie. - Stwierdziła Shade wzruszając ramionami. - Nienawidze wirusów. Od początku miałam złe przeczucia, kiedy zobaczyłam lokalizację misji. Trzeba było słuchać głosu instynktu.
- Nawet jak te wirusy mają ponad trzydzieści lat i umiemy je już leczyć? Mam przynajmniej taką nadzieję, w końcu zatrzymali tę epidemię. Nic nie pamiętam z tamtego okresu, miałam ze dwa lata - Dawn uśmiechnęła się słabo.
Usta Valerie ułożyły się w kpiącym uśmiechu:
- No patrz, nie przypuszczałam, że jesteśmy prawie równolatkami. Ja miałam trzy i niestety pamiętam więcej niż bym chciała. - Wzruszyła ramionami - Nie chodzi o prawdziwą obawę przed wirusem. Tylko o to co siedzi tutaj. - Uderzyła się dłonią w czoło. - Pewnych obrazów, mimo upływu lat nie da się zapomnieć, a takie miejsca sprawiają, że wspomnienia wracają bardzo wyraźnie.
- No i tajemnica mojego wieku się wydała - westchnęła Dawn i roześmiała się cicho. Szybko jednak spoważniała. - Rozumiem cię. Ja ciągle mam nadzieję, że to coś bardziej zwyczajnego. Te wszystkie reakcje mogła spowodować mieszanka różnych chemikaliów w zbyt stężonej formie. Ja się boję czegoś innego: że ta nasza dwójka jest tu właśnie z tego powodu. Szkoda, że nie wiemy, czy ich firmie bardziej zależy na tej dwójce czy na ich notatkach.
- Zawsze możemy ich nie ujawniać. - Stwierdziła zwiadowczyni. - W sumie przecież nawet ich nie mamy. - Wskazała na stojącą w pokoju leżankę. - Chodź, zabieramy ją i szukamy kolejnej.
Część pomieszczeń była zamknięta, ale zdobycie kluczy nie stanowiło problemu. To była tylko zwykła przychodnia, nie kryło się tu nic niezwykłego. Nie było nawet zbyt nowoczesnych sprzętów do badań, wszystko podstawowe i dość biedne - oprócz ochrony przed skażeniem biochemicznym, znalazły nawet schowek gdzie wisiało i leżało mnóstwo starego sprzętu ochronnego. Wyposażenie to musiało pamiętać jeszcze czasy aktywnej działalności Umbrelli w tym regionie. Trzy leżanki także się znalazły, wystarczająco do przekoczowania reszty nocy.
Shade ułożyła się na jednej z nich:
- Jak na polowe warunki całkiem tu wygodnie. Przynajmniej jest ciepło! - Stwierdziła podkładając ręce pod głowę. - Chyba nie pozostaje nam nic innego jak poczekać na powrót Foxa.
- Ciekawe, że akurat jego upatrzyła sobie Nicole - poruszyła mało istotny temat Dawn, który ją z jakiegoś powodu fascynował. - I dlaczego, skoro trzyma się blisko przywódcy.
- Może szuka urozmaiceń. - Shade uśmiechnęła się lekko. - Kane to naturalny przywódca, więc zainteresowała ją ktoś odmienny taki "młody-gniewny".
- Widziała nas bardzo krótko, musiała się kierować pierwszym wrażeniem, aye? - O’Hara włączył się w tą dyskusję sennym głosem. - I nie wybrała nikogo z ekipy szkoleniowej, też tam byli. Może to my ich nie doceniamy, jakiegoś planu, który znają tylko bliźniaki.
- Być może mają jakiś plan. Spróbujmy się więc dowiedzieć. - Zwiadowczyni zamknęła oczy. - Teraz możemy się zdrzemnąć. Dawn, ustaw któregoś ze swoich przyjaciół jako czujkę. Dawn ustawiła Boba tak daleko, jak pozwalała ładowarka, blokując częściowo wejście i ustawiła na tryb czuwania.
- Miejmy nadzieję, że choć u Foxa obędzie się bez dodatkowych przygód.
 
Sekal jest offline  
Stary 12-11-2020, 20:48   #22
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Okazało się, że wjazd do Darrington był jeszcze łatwiejszy niż wyjazd. Kazali Nicole się przedstawić i przepuścili, nie czyniąc żadnych trudności. Biorąc pod uwagę ilość takowych od kiedy otrzymali to zadanie, to była przyjemna odmiana. Kiedy dotarli pod przychodnię, dziewczyna szybko zeskoczyła z motoru, i pobiegła w stronę budynku. Po kilku krokach zatrzymała się, wróciła do Foxa, dała mu całusa w usta i znowu skierowała się do środka. Tam operacja jeszcze trwała, ale panna Maines nie dała się wyprosić. Raverowi pozostało wrócić do grupy, która to już drzemała - budząc się jedynie na chwilę, kiedy ich czujne organizmy wychwyciły warkot motoru. Potrzebowali odpoczynku, a nie wyglądało na to, że tej nocy jeszcze coś się wydarzy.

Nie dane im było się jednakże dobrze wyspać. Jeszcze przed siódmą obudziło ich zamieszanie na zewnątrz. Pod przychodnię podjechały dwa nowe samochody, a dyskusja była dobrze słyszalna w ich gabinecie, w którym przez noc zrobiło się co prawda ciepło, ale też bardzo duszno.
- Mamy polecenie zabrać ich do laboratorium, gdzie będziemy mogli na bieżąco robić badania...
- Przecież on przeszedł ciężką operację, przeniesienie go teraz to ryzyko! - to był głos lekarza, lekko zaspany.
- Nie ma mowy, żebyście eksperymentowali na moim bracie - a to zdecydowanie Nicole. - I na pewno nas nie rozdzielicie.
- Panno Maines, nie powinno tu panny być, to za duże ryzyko.
- I dlatego nikt oprócz pewnego miłego mężczyzny nie poinformował mnie, że mój brat jest ranny?! - głos dziewczyny niebezpiecznie się unosił.
Kilka godzin snu zawsze lepsze od braku snu. Kane poderwał się słysząc głosy, jednym ruchem zsuwając się z leżanki i sięgając po maskę przeciwgazową. Nadal uważał, żeby nikogo nie narażać. Wrażenia z nocy osłabły już, zagrożenie pozostało - tym lepiej kiedy okaże się, że urojone. Wyszedł z gabinetu, próbując rozeznać się w sytuacji bez zbliżania się.
- Nas też zabieracie? - spytał głośno, zwracając na siebie uwagę. - Skoro bierzecie tę dwójkę to i nas. Rozdzielanie wszystkich wystawionych na działanie nie brzmi dobrze, aye?
Shade nie spała zbyt dobrze. Leżanka była niezbyt wygodna i może to uchroniło ją od sennych koszmarów. W każdym razie nadejście nowego dnia przyjęła z wyraźną ulgą. Wyszła za Irlandczykiem ciekawa odpowiedzi na postawione przez nich pytanie. Zastanawiała się czy wizja bycia potencjalnym szczurem laboratoryjnym jest tym na co się zgodziła podpisując umowę na tę robotę.
Fox po swojej nocnej eskapadzie wcale nie zamierzał zrywać się pierwszy. Po powrocie nie było ani czasu, ani ochoty na zdawanie szczegółowej relacji z podróży, więc przed przebraniem się i snem zaraportował tylko towarzyszom w krótkich żołnierskich słowach, że drugi bliźniak jest na miejscu.
- Tylko przyjechała, a już nas budzi, zmuszając do roboty - Anglik mruknął pod nosem, poznając głos Nicole. Chwilowa poranna marudność spowodowana zdecydowanie zbyt krótką ilością snu. Widząc i słysząc, w jaki sposób Kane zwraca na siebie uwagę, w przeciwieństwie do Shade, Fox uznał, że lepiej od razu nie wychodzić za nim. Gadka o rozdzielaniu potencjalnie zakażonych z izolacji ma mniej sensu gdy jeden z nich ledwie kilka godzin wcześniej odbył wielokilometrową podróż. Czy ktoś z przyjezdnych już o tym wiedział, tego nie wiadomo, ale po co Raver miał ułatwiać robotę? Zamiast tego podszedł do zlewu, by opłukać sobie twarz i porządniej się rozbudzić.
Dawn usiadła na łóżku, przecierając oczy. Ziewnęła, po omacku trochę sięgając do stojącego obok plecaka i wyciągając z niego okulary, które założyła na oczy. Teraz dopiero poczuła trudy - fizyczne i emocjonalne - poprzedniego dnia. Wybudziła Bzzta i pchnęła go w stronę korytarza, planując oblecieć całą przychodnię i wybadać jak sprawy się miały po tych kilku godzinach. To chwilowo był szczyt jej możliwości. W pewnym momencie znowu opadła na leżankę, kierując dronem z pozycji leżącej.
Na korytarzu stało trzech obcych mężczyzn w maskach przeciwgazowych. Jeden z nich trzymał nosze, na pierwszy rzut oka nie byli uzbrojeni. Poza nimi była jeszcze Nicole i lekarz, który wcześniej operował Noaha. W gabinecie zabiegowym Scrap odkryła jeszcze pielęgniarkę i leżącego nieruchomo chłopaka, prawdopodobnie w jakiejś farmakologicznej śpiączce. Po szalonej kobiecie nie było śladu.
- Mamy polecenie wziąć tylko tę dwójkę. Nie ma miejsca nawet - odezwał się ten sam, który dyskutował z lekarzem. - Wy czekacie na wyniki, jak będą złe, to zabierzemy i was.
- A ja?! - Nicole nie ustępowała.
- Muszę się skontaktować z panem Norrisem w pani sprawie - przyznał niezbyt zadowolonym tonem nieznajomy.
- To lepiej zrób to od razu, bo nie zamierzam oddalić się od brata! - uporu nie dało się dziewczynie odmówić. To chyba było jednak zwyczajne zachowanie bliźniaczego rodzeństwa, rzadko kiedy łatwo znosili rozdzielenie.
Zwiadowczyni wycofała się z powrotem do pomieszczenia w którym spędzili noc i cicho przez komunikator odezwała się do Kane:
- Nie naciskaj. To mogłoby się wydać podejrzane.
Potem zwróciła się do Scrap:
- Możesz Noahowi doczepić lokalizator? Jeśli siostrze nie uda się ich zatrzymać dobrze by było nie stracić go z radaru.
- Jest po operacji, nagi. Łatwo będzie wykryć, nie mam takich nanolokalizatorów jakie znajdowaliśmy na motorach - odpowiedziala cicho Dawn, wylatując Bzzztem z gabinetu zabiegowego. Skoro nie było tam kobiety, musiano ją gdzieś przenieść. Tak mały dron mógł się zmieścić nawet pod drzwiami, a Bailey uparła się sprawdzić stan wariatki.
- Miejsca nam nie potrzeba, mamy swoje motory. Będziemy się trzymać z dala od innych dopóki nie będzie wyników. Postaw się w naszej sytuacji, ludzie zamieniający się w jakieś bezmózgie gówno to nie takie odległe czasy. Chcemy wiedzieć jak najszybciej i z pierwszej ręki - Kane mimo słów Shade pozwolił sobie na upór. Troska o siebie samych to doskonałe tuszowanie prawdziwego motywu. Mieli tę dwójkę w jednym miejscu, głupio byłoby wypuścić to z rąk.
- Nie mogę was zabrać, takie rozkazy - odpowiedział O'Harze, bez zastanowienia. Ci tu przybyli z konkretną misją i nie zamierzali robić wielkich odstępstw, oprócz może Nicole. - O tobie zaraz pogadam z szefem. Zabierzcie chłopaka - zwrócił się do towarzyszących mu ludzi, którzy od razu ruszyli do gabinetu. - Proszę się nie martwić, w laboratorium mamy wszystko co potrzebne, aby zająć się jego raną i ewentualnym zakażeniem - dodał na użytek lekarza i odszedł kawałek, uruchamiając holo. W tym czasie Bzzt zdążył oblecieć większość przychodni, znajdując nieprzytomną kobietę, wciąż przywiązaną, leżącą w jednym z gabinetów. Wyglądało na to, że zabranie tej tu to będzie akurat ulga dla personelu tej być może kompetentnej, ale na pewno nie przystosowanej do takich przypadków placówki. Noaha sprawnie wsadzano już na nosze, kiedy nieznajomy zakończył krótką rozmowę.
- Dobra mała, możesz jechać z nami, ale szef nie jest zadowolony, że stykałaś się z bratem. Ty będziesz mu się tłumaczyć.
Dziewczyna parsknęła i zrobiła naburmuszoną minę, zaplatając ręce na piersi. Ale nie dyskutowała, częściowo przynajmniej zadowolona z przebiegu zdarzeń. Na O'Harę zerknęła tylko przelotnie.
Scrap pokazała Shade obraz z kamery Bzzta, zerkając wymownie na drugą kobietę i szybko wstając. Zaczęła zakładać buty i jak tylko były na nogach, chwyciła kurtkę.
- Chodź ze mną, odwrócisz uwagę. Podłożymy im coś do samochodu chociaż - szepnęła, uznając ten sposób na trudniejszy do wykrycia.
Zwiadowczyni skinęła głową i też założyła kurtkę.
- Lepsze to niż nic. - Zgodziła się ze słowami drugiej kobiety. - Zawsze zostaje nam jeszcze Fox i jego więź z Nicole. - Dodała spoglądając wymownie na Anglika. - Chodź z nami się pożegnać.
- Jasne - Raver powiedział obojętnym tonem, lecz bez wahania. Wyciągnął ręce do góry, prostując się. - Jeżeli uważacie, że to nam pomoże i nie będzie zwracało uwagi tam, gdzie nie jest to potrzebne. Ci tam będą wszystko raportować, póki co chyba niewiele wiedzą.
Kane pokręcił głową, lecz zgodnie ze wcześniejszą prośbą Shade, nie naciskał. I to pomimo wielkiej chęci uduszenia tych pierdolonych Republikanów, którzy mieli anarchię chyba tylko w głowach. Zmełł przekleństwo zanim wydostało się z ust i zamiast tego powiedział co innego.
- Dobra, poczekamy tu, ale kurna niech ktoś da nam znać jak tylko będą znane wyniki!
Ich szef pokazał mu tylko kciuk w górze, kiedy jego ludzie opuszczali przychodnię z Noahem na noszach.

Shade i Scrap wyszły tuż po nich, obserwując jak niosą rannego do wojskowej karetki, przystosowanej do wożenia więcej niż jednego pacjenta na raz. Poza tym pojazdem tuż obok stał jeszcze standardowy wóz terenowy Republiki. Jeden mężczyzna opierał się o niego, paląc papierosa - maskę miał przewieszoną przez szyję. Wyglądało na to, że przyjechali tu we czterech, tymi dwoma samochodami.
Kiedy Fox wyszedł z gabinetu, od razu zwrócił uwagę Nicole… która posłała mu nieśmiałe spojrzenie i szybko odwróciła wzrok. Znów wróciło to zachowanie z obozu treningowego, kompletnie nie pasujące do tego, czego najemnik doświadczył w nocy.
Zwiadowczyni spokojnym krokiem ruszyła do opartego o samochód mężczyzny.
- Podzielisz się papierosem? - Zapytała nieco spiętym głosem. - Chciałam rzucić, ale po tym co się wczoraj działo, potrzebuję tego jak nigdy. - Posłała mu pełen nadziei uśmiech.
Scrap korzystając z tej okazji, poszła w nieco innym kierunku, okrążając samochód tak, aby odgradzał ją od zagadywanego mężczyzny. Zbliżyła się, rozejrzała dyskretnie czy nikt inny nie patrzy, a następnie podłożyła nadajnik w nadkolu, niewidoczny dla oka. Obeszła w ten sposób furgonetkę, uśmiechając się do drugiej najemniczki.
- Obyś tylko znów nie zaczęła przy nas tego kopcić!
Valerie odpowiedział uśmiech, choć zagadnięty nieco się zawahał w pierwszym momencie. W końcu nie bez podstaw miał tę maskę. Wyciągnął do niej paczkę, prostując ramię tak, żeby odległość była największa.
- Słyszałem, że niezłe bagno - zagadnął niezobowiązującym, luźnym tonem. Wyglądał zupełnie normalnie, wysportowany facet po trzydziestce. Słysząc głos Scrap parsknął tylko krótkim śmiechem i jak tylko Shade wzięła papierosa, podsunął paczkę także w stronę Dawn. - Do tej pory jednak problemów z wirusami nie mieliśmy, liczę, że i to fałszywy alarm.
Zwiadowczyni przez kilka sekund rolowała palcami cienki papierek wypełniony tytoniem, a potem przejechała nim pod nosem zaciągając się głeboko:
- Nałogi! Pomyśl jakie puste byłoby bez nich życie! - Odpowiedziała na zaczepkę drugiej kobiety. - Potrzebuję jeszcze ognia. - Ponownie uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Ah, to zależy o jakich nałogach teraz myślisz - Scrap obeszła samochód i mężczyznę, nie chcąc naruszyć jego strefy złudnego bezpieczeństwa i całkiem swobodnym gestem objęła Shade w pasie. - Praca nad nanoukładem płyty głównej mojego drona wciąga mnie tak samo mocno jak seks.
Widząc brak zainteresowania papierosem, mężczyzna schował paczkę i wyciągnął zapalniczkę, zapalając ją.
- Wszystko co najlepsze może stać się nałogiem - uśmiechnął się, już swobodniejszy. - Szkoda, że nie ma czasu się lepiej poznać - dodał, obserwując jak drzwi przychodni otwierają się znowu. Nieprzytomna kobieta była wynoszona na noszach, do których ją przywiązano.
Shade odpaliła papierosa, zaciągnęła się głęboko dymem i też popatrzyła na obserwowana przez mężczyznę scenę:
- Kto wie? Może spotkamy się szybciej niż mógłbyś przypuszczać. - Powiedziała poważniejąc.
- Oby nie w takim stanie - westchnęła Dawn. - Ta tu nawdychała się zdecydowanie za dużo.
Podczas gdy najemniczki rozmawiały z gościem przy wozie, Raver zajął się Nicole.
- Tak szybko nas opuszczasz? - odezwał się do niej z uśmiechem. Zmiana zachowania dziewczyny mogła wynikać z różnych powodów, w tym także być spowodowana obecnością tych nowych ludków, dlatego Raver mówił bardzo swobodnie, ale działał ostrożnie. - Będziesz z bratem, wiem, że to dla ciebie ważne. Pamiętaj jednak, że możesz napisać lub zadzwonić, zwłaszcza gdybyście natrafili na jakieś problemy. Ostatnio ich wszędzie dużo, a my jesteśmy dobrzy w ich rozwiązywaniu - mrugnął do niej porozumiewawczo.
Dziewczyna rozejrzała się, zanim odpowiedziała poczekała aż nikogo nie będzie blisko nich. A i tak zniżyła głos do szeptu.
- Zadzwonię, ok? - spytała nieśmiało. - Może pozwolą mi uczestniczyć w badaniach.
Więcej nie zdążyła dodać, słysząc kroki. Dała więc tylko szybkiego całusa w policzek Foxa, mrugnęła do Irlandczyka i chwyciła za swój plecak, szybko wybiegając na zewnątrz.
 
Eleanor jest offline  
Stary 05-12-2020, 17:31   #23
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Kiedy samochody odjechały, znowu zapanowała cisza. Lekarz i pielęgniarki trzymali się od nich z dala, choć najwyraźniej zostali w przychodni - kontakt z zarażonymi sprawiał, że albo dostali takie polecenie, albo sami z siebie woleli nie narażać rodzin. Odjechał tylko jeden, który nie uczestniczył w operacji rannego chłopaka. Przez ponad godzinę nic się nie działo i mieli już brać rzeczy w swoje ręce, kiedy usłyszeli zbliżający się pojazd. Kolejny terenowy symbol Republiki, naprawdę musieli zakupić to hurtem. Wysiadła z niego dwójka ludzi w maskach. Kobietę - Eve - poznali po jej włosach. Wyciągnęła z samochodu duży plecak. Towarzyszący jej mężczyzna wziął drugi i tylko skinął im głową, wchodząc do przychodni i najwyraźniej szukając tutejszych pracowników. Niebieskowłosa zbliżyła się do najemników.
- Zapasy - powiedziała, podając im plecak. - Zgłosiłam się na ochotnika. Szef przekazał mi, że jeśli chcecie, możecie zaadaptować się w… - odwróciła się do wyjścia i przesunęła trochę, wyraźnie czegoś szukając. Wyciągnęła dłoń, wskazując na jeden z piętrowych budynków naprzeciwko - ... tym domu, nie jest przez nikogo używany. Tymczasowa baza wypadowa, zastanawiają się co dalej z wami i ze mną zrobić. Tamtą placówkę mogą nawet spalić.
- Wszystko lepsze niż ta kozetka, w której teraz siedzimy - skomentował Fox. - Ile będziemy czekać na wyniki, zanim stwierdzą, że jesteśmy czyści?
Anglik najwyraźniej nie miał zamiaru marnować czasu i szybko zajął się zbieraniem swoich rzeczy, by przenieść się do tej nowej “bazy”.
- Pewnie tyle ile nam powiedzieli, czyli co najmniej do wieczora - O’Hara odpowiedział Foxowi, wzruszając ramionami. - Nie liczyłbym na więcej. Dlatego chętnie skorzystam z wygodniejszego miejsca. Idziesz z nami, Eve? Będzie ci niewygodnie w tej masce, ale widzę, że szybko ci się zaczęło bez nas nudzić, aye? - wyszczerzył się do kobiety, nie zbliżając się do nikogo.
- Najwyraźniej nie mogę żyć bez adrenaliny, a wy jesteście świetnymi generatorami - nie widzieli jej ust, ale mieli wrażenie, że się szczerzy nie mniej od O'Hary. - W takim razie bierzcie swoje graty. Kiedy będą wasze wyniki nie wiem. Na razie zostaję w mieście, rano to wszystko nie jest już tak przerażające jak w nocy, aye? - przedrzeźniła go z całkiem niezłym akcentem. Wzięła plecak i kręcąc tyłkiem poszła w stronę wskazanego domu.
Budynek był niewielki i zaniedbany. Nie miał garażu, a na piętrze rozszczelniło się okno jakiś czas temu i dwa pokoje tam przez co najmniej kilka sezonów wystawione były na kaprysy przyrody. Parter zachował się nieźle, podobnie jak sprzęty w środku. Był prąd, a Eve obiecała, że załatwi butlę gazową do kuchenki.
- Rozeznam się w sytuacji i wrócę - obiecała.
Nie było to najlepsze miejsce, ostała się tylko kanapa i jedno łóżko, a z rozrywek to co najwyżej naprawa uszkodzeń. Mieli za to chwilę na zaplanowanie dalszych posunięć, o ile nie chcieli tak zwyczajnie pozwolić wydarzeniom się toczyć. Skan nie wykazał podsłuchów, kamer ani żadnych innych elektronicznych niespodzianek.
- No i proszę, trochę posprzątać i można wieść nowe życie! - Kane zaciągnął się świeżym powietrzem, jak Scrap potwierdziła brak podsłuchów. Co nie znaczyło, że nie mogli używać kierunkowych dlatego gestem jeszcze poprosił o zagłuszacz. - Dojechali już do celu? - zapytał specjalistki od elektroniki. - Jak dla mnie to ktoś stara się bardzo trzymać nas z dala. Co myślicie?
- Myślę że są przejęci swoimi nowymi rolami w obliczu nieoczekiwanego rozwoju sytuacji. - Shade wzruszyła ramionami. - Ktoś się tutaj najwyraźniej mocno angażuje. Nie wiadomo czy to jednak chodzi o nasze cele, czy to tylko kwestia osobowości.
Dawn uruchmiła mapę i sprawdziła czy sygnał z nadajnika wciąż się porusza.
- Jak się zatrzyma, to może udałoby mi się przemycić Frugo i przyjrzeć temu miejscu - zasugerowała. - Tak naprawdę jesteśmy tu obcy, za to mam wrażenie, że oni szukają w tych laboratoriach czegoś konkretnego. Trudno tylko powiedzieć, czy jako Republika, czy ktoś ma bardziej osobisty interes. Nie dziwne, że nam do końca nie ufają, nie mówiąc tego wprost.
- Siostrzyczkę wyraźnie ciągnie do udziału w badaniach, wspominała o tym przed odjazdem - powiedział Fox. - Tutejszy szef chciał by oceniała ich nowe odkrycia, ale niczego szczególnie ciekawego nie znaleźli. Brat pracował w Mansford, wcale nie miało go być w Corkindale. Zastanawiała się, czy on czegoś nie znalazł... - Anglik dalej zrelacjonował towarzyszom bardziej szczegółowo przebieg rozmowy z Nicole, która miała miejsce podczas ich nocnej przejażdżki, na co w ostatnich godzinach nie było czasu ani sposobności.
- Co ciekawe, wcale nie wydaje się bezgranicznie zakochana we wszystko co związane z Republiką, jak można by się obawiać po gówniarzach. W szerszym towarzystwie z pewnością zachowuje większą ostrożność. Jeżeli pojechali teraz do labu, może tam przetrzymywane są efekty dotychczasowej pracy bliźniaków, chociaż mam wrażenie, że są potrzebni dlatego, że większość z tego co użyteczne ciągle siedzi w ich głowach. Obecnie na pewno wywiezienie ich stąd wydaje się być łatwiej osiągalne niż lokalizowanie i usuwanie tego, co mogli tutaj ewentualnie pozostawić.
Owo laboratorium, do którego ponoć zabierali Noaha i kobietę, musiało znajdować się o wiele bliżej, niż tamci chcieli przyznać. Nadajnik nie poruszał się już od jakiegoś czasu, bo zatrzymali się zaledwie dziesięć kilometrów na północ od Darrington, przy rzece, w miejscu gdzie teoretycznie nie było nic ciekawego. Czy tam też byli teraz bliźniacy, trudno powiedzieć.
- Daleko nie odjechali - Scrap pokazała wszystkim pozycję samochodu z nadajnikiem. - Lub znaleźli pluskwę, w co wątpię. Mogę wysłać drona, jak chcemy się przyjrzeć dokładniej co tam jest, ale pewnie te tutejsze laboratoria mają wspólną cechę nie wyróżniania się z zewnątrz. Zgadzam się z Foxem, wywiezienie bliźniaków wydaje się o wiele łatwiejsze niż szukanie igły w stogu siana. Aby zacząć, musielibyśmy w pierwszej kolejności wyciągnąć z nich znacznie więcej - westchnęła, nie mając pomysłu jak podejść do drugiej części ich zadania.
- Wyślij drona tylko jak będziesz miała pewność, że uda ci się zrobić to niepostrzeżenie - Kane zwrócił się do Dawn. - Co robimy, ludzie? Teoretycznie możemy czekać, nie wygląda na to, aby mieli nas przejrzeć tak od razu. Skoro Fox mówi, że nie znaleźli jeszcze nic ciekawego, to nie będą chcieli z nami potulnie odjechać ani nam przekazać informacji. Prześpij się z tą Nicole - wyszczerzył się do Ravera. - Z drugiej strony widzę, że nie wszyscy są zadowoleni z dodatkowego ryzyka nie uwzględnionego w kosztach.
Shade usiadła na krześle i położyła nogi na stole.
- Teraz już i tak nie mamy wpływu na to o się stało, ale faktycznie nie mam ochoty biegać po kolejnych laboratoriach. Jeśli jesteście gotowi zrezygnować z części wynagrodzenia i tylko wywieźć bliźniaki jestem zdecydowanie za. Co do metody, mogę zwędzić jakieś środki usypiające z przychodni, ukradniemy karetkę i wywieziemy ich pod pretekstem przewozu nieprzytomnych zakażonych.
- Forsę generalnie mamy zakontraktowaną za znalezienie i “uratowanie” celów - wtrącił Raver tonem wręcz merkantylnym. - Jak kojarzę, za sprzątanie jest premia, jeśli wyjdzie, że wiedza się rozprzestrzeniła - Felix zajrzał tutaj do umowy, by znaleźć potwierdzenie dla swoich słów. - Nie wiemy, czy coś się rozprzestrzeniło. Po rozmowie z Nicole - z jej stronym, nie wydaje mi się. Brat to jednak całkowita niewiadoma i cholera wie, kiedy będzie z nim sensowny kontakt, więc nie wiadomo, czy będzie z tego czyszczenia w ogóle jakaś kasa. Proponuję zatem zrobić tak: czekamy na wyniki, zobaczymy gdzie będą chcieli nas rzucić i czy coś wykryje dron. Kombinujemy, by być najbliżej celów i na nich się skupiamy, bo na ten moment tylko w tym jest pewna forsa. Babka ma zadzwonić, ale jak za długo będzie milczeć, to sam się do niej odezwę, choćby dla potwierdzenia, że ciągle jest z bratem. Szopkę możemy sobie robić ile się da, ale nie wierzę, że dotrwa to do końca, więc w środki usypiające warto się zaopatrzyć - Anglik nawiązał tutaj do sugestii Shade.
- Przyjrzę się okolicy, zobaczę czy da się polecieć nisko opłotkami, aby nie było widać jak leci w górę - powiedziała Scrap po chwili zastanowienia i wyciągnęła Tik-Taka, którego puściła na zwiady. Mały pajączek nie rzucał się w oczy za bardzo, a miał większy zasięg od Bzzta. - Jeśli wyniki będą negatywne, jestem za pozostaniem tu na dłużej. Spróbujmy się dowiedzieć, czy bliźniacy zostawili tu dane wyniesione od naszego klienta. Jak się okaże, że tak i później to wyjdzie, to narobi nam marnej reputacji.
Tik-tak wybiegł na zewnątrz budynku, przemieszczając się pośród niskiej roślinności. Cała okolica wyglądała podobnie, będąc niejako doliną otoczoną wysokimi górami z każdej strony.

Poza niską roślinnością, która skutecznie zasłaniała małego drona, nie było tu jednak szczególnych możliwości ukrycia czegoś latającego - szczególnie, gdy widoczność stawała się spora. Frugo był niewielki i całkiem szybki, więc wszystko zależało jak daleko nim odleci i czy ktoś akurat będzie patrzył. Szanse niewielkie, ale zawsze jakieś.
- Dobra - Kane przerwał milczenie, drapiąc się po brodzie. Zdążyła trochę mu urosnąć, trzeba było zgolić. - Czekamy na wyniki nie robiąc nic głupiego. Cokolwiek tam było, nie zamierzam stąd spieprzać zanim się nie dowiem czy mnie nie wzięło. Fox próbuje się skontaktować, Scrap zwiedza, a ja mogę co najwyżej wyciągać za język Eve, która będzie się trzymać na odległość bo jesteśmy skażeni. To prosta część. Potem próbujemy. Jak mocno? Jak nas wyślą daleko od bliźniaków to pierdolimy rozkazy i jedziemy ich porwać?
- Jak mielibyśmy się błąkać gdzieś po dalekich zadupiach, to lepiej skończyć szopkę, dobrać się do tej dwójki i spadać stąd - powiedział krótko Raver.
- Jestem za. Co powiecie, abym skontaktowała się z Alkerem, zdała mu raport? - zaproponowała Scrap, zawracając drona. - On jest w końcu naszym kontaktem z klientem.
- Skontaktuj się. - Zwiadowczyni pokiwała głową. - Jak się ściemni wybiorę się na wycieczkę do przychodni. Starajcie się zająć czymś naszą przyzwoitkę, by nie nabrała podejrzeń.
Czas mijał powoli. Eve dołączała do nich na chwilę, ale widać było, że nie jest wcale taka pewna swojego bezpieczeństwa. Znalazła za to piwo, a jedzenie które przyniosła spokojnie nadało się do przetrwania tych kilku godzin. Kobieta poruszała praktycznie same neutralne wątki, dopytując o życie przed trafieniem do Republiki i dalsze plany. Podejrzewając pułapkę trzeba było na to odpowiadać dyplomatycznie, lecz żadne z nich nie umiało stwierdzić, czy jest zwyczajnie ciekawa czy podpytuje na użytek swojego szefa. Nic się nie działo więcej przez ten czas, jak gdyby świat o nich na chwilę zapomniał i nie szykował nowej niespodzianki spadającej z nieba. Dopiero o drugiej Eve odebrała połączenie, które poderwało ją nagle z fotela. Machając na pożegnanie wybiegła na zewnątrz, kierując się w stronę samochodu zaparkowanego przy przychodni. Nie zdążyła nim odjechać, kiedy odezwało się holo Foxa, a kiedy odebrał, usłyszał cichą, szepczącą Nicole.
- Są wyniki. Żadne z was nie jest zarażone, ale nie wiem czy wam powiedzą od razu. Mój brat i ta kobieta są. To nie wirus x, nie wiedzą co. Umbrella nigdy tego nie ujawniła jak sądzę. Chcą zabrać Noaha i rozdzielić mnie z nim! - w ostatnich słowach zabrzmiała nuta strachu połączonego ze złością. - Nie wiem gdzie, w ogóle wszyscy tu nabrali nagle wody w usta. A mnie Norris chce usadzić w nic nie znaczącym miejscu!
- Dobrze Cię słyszeć i dzięki za cynk - odpowiedział Fox, mówiąc akurat szczerze. Przynajmniej zyskał potwierdzenie, że nikogo z grupy to cholerstwo nie złapało. - Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć... ale cholera, to co mówisz o bracie i dalszych planach nie brzmi dobrze. Gdzie jesteście w ogóle? Mogłabyś przesłać współrzędne, jak ostatnio? Nie chciałbym stracić kontaktu.
Dawn podeszła do sprawy drona bez kombinacji. Wypuściła Frugo w jednym z tych momentów, gdy Eve była gdzieś indziej, przemykając pomiędzy niską roślinnością przez kilkadziesiąt metrów, a następnie kierując go w górę. Jeśli ktoś patrzył, trudno, nikt im nic nie zabraniał, prawda? Od razu ruszyła za nadajnikiem. Do Alkera natomiast napisała wiadomość.
“Jesteśmy w nowym miejscu, nasze dusze szybko się tu odnalazły. W okolicy może panować wirus, nie wiemy jeszcze czy to miejsce dla nas, nie wiemy gdzie szukać mniej fizycznej zguby. Czy jest aż taka ważna?”
Żaden był z niej szpieg, więc wyszło koślawo, lecz nie tak szczegółowo, aby od razu było wszystko wiadomo. Nie sądziła, żeby ktoś w Republice był w stanie przechwytywać wszystkie wiadomości, więc było to dmuchanie na zimne.
- Jestem niedaleko, w pobliskim labie. Podeślę - zaczęła mówić szybciej. - Nie mogę długo rozmawiać, mnie wywiozą pewnie tam gdzie wczoraj, tylko teraz dadzą przyzwoitkę. Jestem otwarta na każdy pomysł, który nie rozdzieli mnie z Noahem. Nie pozwalają mi się z nim zobaczyć!
Trudno powiedzieć, czy więcej w niej było wściekłości czy desperacji. Piękny sen o Republice, o ile Nicole go miała, musiał się chwiać. Frugo w tym czasie zdołał już dolecieć do lokalizacji nadajnika. Na pierwszy rzut oka wyglądało to wszystko bardzo podobnie do tego laboratorium, które narobiło tyle problemów. Kilka zwykłych budynków w pewnym oddaleniu od głównej drogi, trzy samochody. Kamery drona wychwyciły przynajmniej czterech ludzi spacerujących w okolicy w te i wewte.
- Będziemy kombinować, by wam pomóc. Najlepiej jak najszybciej, ale nie wiem, ile to zajmie. Daj znać, jeśli wywiozą brata lub rozdzielą was w inny sposób. Poza tym się nie narażaj - Fox ograniczył komunikaty do minimum, wiedząc, że rozmowa i tak zaraz się zakończy. Wolał zresztą, by Nicole nie zwracała na siebie uwagi bardziej, niż to konieczne, narażając ich linię komunikacyjną.
Po zakończeniu połączenia Raver zwrócił się do swoich towarzyszy:
- Jesteśmy czyści, w przeciwieństwie do brata i tej spanikowanej baby z labu. Żaden wirus X, to coś nowego. Nie wiadomo, kiedy Republikanie nam to wszystko powiedzą. Bliźniaki są w pobliskim labie, zaraz dostanę współrzędne. Republikanie chcą wysłać siostrę z powrotem na te zadupie, gdzie ktoś będzie jej pilnował. Brata też chcą przenieść, ale nie wiadomo gdzie - wszystkie słowa zostały wypowiedziane bardzo szybko, w stylu raportu, bez szans na komentarz, jak to Raver miał w zwyczaju. W końcu spauzował, a gdy odezwał się znowu, mówił już wolniej. - Nie możemy ich zgubić, wtedy wrócimy do punktu wyjścia. Karetka albo inny, odizolowany środek transportu dla brata właśnie stały się niezbędnikiem - Fox wykrzywił się lekko. Zarażony cel to podwójny problem.
- Miałeś ją przelecieć, a nie obiecywać jak tatuś córeczce, że ją pogłaszcze przed snem - Dawn westchnęła z pewnym politowaniem, mrugając do Foxa. - Ona nie tego potrzebuje, jestem pewna. Zresztą, teraz nieważne.
Wyświetliła ekran z kamery Frugo, aby wszyscy mogli przez moment się przyjrzeć, zanim go zamknęła w obawie przed powrotem ich opiekunki.
- Wygląda bardzo podobnie jak tamten lab, wszystko musi być ukryte pod ziemią. Potwierdzimy lokalizację z tym co Nicole wyśle Foxowi, zostawię tam drona, ale nie będę im latać nad głowami. Próbując dotrzeć tam motorami narobimy za dużo hałasu, jeszcze te posterunki na wjazdach. Pieszo będzie za wolno. I świetnie, że jesteśmy czyści! - uśmiechnęła się. - Myślisz, że dałbyś radę przeciągnąć Eve na naszą stronę? - zapytała O’Harę. - Aby nam ułatwiła ruszenie się z tej dziury, jako zbyt nudnej.
- W nocy wybiorę się na spacer do przychodni. - Oznajmiła zwiadowczyni. - Może rzeczy stamtąd się nam nie przydadzą, ale myślę, że warto je mieć.
- No dobra, jakaś dobra wiadomość - mruknął O'Hara i zdjął maskę, biorąc kilka głębokich oddechów. Założył ponownie. - Nie wiem do czego da się przekonać Eve, nie chcę spalić Foxa i jego kontaktu do Nicole. Zobaczymy z czym wróci, jak nam nic nie powiedzą to czekamy do zmroku i działamy. Shade, ty wcześniej. Naciskamy na opiekunkę, że chcemy poznać wyniki i wiemy, że coś się dzieje. Decyzja proszę państwa, stawiamy na jedną kartę czy odpuszczamy kiedy nie wyjdzie? Jak stuknę Eve w głowę to prędzej czy później ktoś ją znajdzie. Jak przejdziemy przez posterunki z buta to siądą nam od razu na ogon. Nie chcę nikogo z tych ludzi zabijać dopóki nie będzie trzeba, to nie im zależy na naszych bliźniakach. Za to tutejszy szef najwyraźniej chce nas wszystkich trzymać porozstawianych w całkiem różnych miejscach.
- Jestem za nie paleniem mostów, gdy coś się nie uda i nie zdążymy, to nam schowają bliźniaki i nigdy ich tu nie znajdziemy - Dawn odpowiedziała na pytanie Irlandczyka po chwili namysłu. - Na jedną kartę możemy stawiać, gdy będziemy mieli ich dwójkę przy nas.
- Brat to według mnie słabe ogniwo, jego łatwo możemy zgubić już teraz - skwitował Fox. - Siostrzyczka jest świadoma, nie ma odciętej linii komunikacyjnej i sama zasugerowała, gdzie w razie czego jej szukać. Brata jak nam wywiozą, to chuj wie gdzie. Sugeruję, by dron obserwował drogę do labu. Nie wiadomo czy Nicole od razu da znać, gdy ich rozdzielą. W razie czego będą musieli gościa wozić w czymś do tego się nadającym. Taki transport zwraca uwagę, możemy go śledzić lub przechwycić.
Eve jak się okazało, nie wróciła. Samochód jej i jej partnera odjechał wkrótce na wschód. Napisała tylko wiadomość.
"Wrócili goście z nocy, każą wszystkim stawić się na polowanie. Wy musicie poczekać."
Niezbyt ładna pogoda zaczynała się jeszcze pogarszać, co sprawiało, że jeszcze szybciej zapadał zmrok. Frugo odkrył jeszcze dwa podjeżdżające samochody, jeep i furgonetka. Wysiadło z nich kilka osób i szybkim krokiem skierowało się w stronę największego z budynków. Fox otrzymał lokalizację Nicole, pokrywającą się obecnie z nadajnikiem Scrap.
 
Lady jest offline  
Stary 21-01-2021, 21:59   #24
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Gdy świat z szarego stał się bardziej szary, Shade założyła swój kombinezon, a na górę kurtkę przeciwdeszczową. W tej części świata, zwłaszcza o tej porze roku, prawdopodobieństwo opadów było tak ogromne, że tego typu strój stawał się praktycznie drugą skórą.
Zabrała wprawdzie pistolet, jednak nie przypuszczała by w przychodni był jej potrzebny. Z tego co zdążyła się zorientować w czasie pobytu tam, personel był raczej niewielki i niezbyt wojowniczy, nie spodziewała się więc wielkich problemów. Wyszła z tymczasowego schronienia i wtopiła się we wszechogarniającą nijakość szarości.
Widząc, że coś się dzieje, Scrap postanowiła nie chować się jeszcze z Frugo, pozwalając mu latać nad celem. Chciała mieć pewność, w którym samochodzie umieszczą Noaha. Rzuciła ekran z kamer na niewidoczną z okien ścianę.
- Będę śledziła Noaha, miejmy nadzieję, że Nicole będzie cię informowała - powiedziała cicho do Foxa.
Póki co nie było tam dodatkowego ruchu oprócz powolnie przemieszczających się strażników. Nie spoglądali w niebo zbyt często. Shade przemknęła bez trudu do przychodni, wchodząc do środka. Panowała cisza, nie licząc szmeru prowadzonej w pomieszczeniu gdzieś na końcu korytarza rozmowy. Lekarz i pielęgniarki najwidoczniej czekali także na wyniki badań, nie chcąc narażać bliskich i znajomych swoim powrotem do domów.
W uruchomionym kamuflażu mogła się poruszać po wnętrzu bez większego problemu. Z poprzedniej wizyty starała się odtworzyć miejsce gdzie znajdowało się pomieszczenie pielęgniarek. Tam zazwyczaj trzymano zamknięta gablotę z lekami. Miała nadzieję, że osoby przebywające w środku znalazły sobie jakieś inne lokum na rozmowę. Wszystko co działo się wcześniej, miało miejsce w gabinecie zabiegowym. Mała przychodnia, umiejscowiona w niewielkiej miejscowości na skraju cywilizacji, nie posiadała wielkich zapasów. Shade podczas swojej wcześniejszej wycieczki nie odkryła żadnych składów z lekami czy czegoś w tym stylu, wszystko kryło się w szafkach gabinetu. Obecnie pustego - i trudno się dziwić, bowiem śmierdziało tu krwią, detergentami i medykamentami. Jedyny w swoim rodzaju smród szpitala. Oprócz sprzętu laboratoryjnego i specjalistycznego, tu znajdowało się wszystko do przeprowadzania zabiegów - i jak pokazała nocna operacja Noaha - nie tylko tych najprostszych. Były szafki z wyposażeniem, lekami i inną chemią, bandażami i nawet przetrwało trochę szkła po szamotaninie z zarażoną kobietą. Najwyraźniej sprzątanie nie było w tym miejscu priorytetem. Zwiadowczyni przyjrzała się dokładnie szafkom, szukając zamkniętej na klucz. W takich bowiem najczęściej przechowywano bardziej niebezpieczne czy uzależniające leki. Potem, za pomocą komórki miała zamiar sprawdzi po nazwach, co z tego co na stanie, najbardziej będzie się nadawać do ich celów. Potencjalny wirus tutejszych pracowników musiał mocno wytrącić z równowagi, Shade nie miała problemu z dostaniem się do szafek. A może to chodziło o tę otwartą społeczność? Tak czy inaczej miała wybór ze sporej ilości praktycznie takich samych opakowań różniących się tylko etykietami. Zdążyła odnaleźć wśród nich środki nasenne i uspokajające, kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwiami w głębi korytarza.
Pospiesznie schowała medykamenty i podeszła do drzwi. Po zgaszeniu światła uchyliła je ostrożnie wyglądając na zewnątrz. Kroki, potem dźwięk otwieranych drzwi z okolic, gdzie jak zapamiętała Shade była łazienka. Ktokolwiek to był, wszedł do środka, dając jej jeszcze kilka chwil, więc na spokojnie sprawdziła informacje o lekach na telefonie. Szukała najsilniejszych z dostępnych. Najlepsze byłyby w sumie domięśniowe, ale robienie zastrzyków, nie należało raczej do kompetencji nikogo w ich zespole. Wyszła na zewnątrz i postanowiła jeszcze rozejrzeć się za ewentualnymi pojazdami, które mogłyby służyć do transportu kogoś nieprzytomnego. Przy przychodni stały trzy - pickup i dwa typowe amerykańskie SUV-y. Pamiętała je jeszcze z nocy, musiały należeć do pielęgniarek i lekarzy. W okolicy nie było innych, Darrington nie należało do gęsto zaludnionych miejsc. Z tymi informacjami bez trudu wróciła też do reszty grupy. Mniej więcej w chwili, kiedy ci na ekranie obserwowali jak silnie zbudowany mężczyzna wyprowadza idącą sztywnie i z wyraźnymi oporami Nicole, prowadząc ją do jednego z samochodów.

- Masz co chciałaś? - Kane zapytał wchodzącej Shade, nie odrywając wzroku od ekranu z kamery drona. - Jak ją przetrzepią to stracimy i ją, ale musimy zaryzykować - skomentował to co widzieli. - Proponuję, abyśmy ruszali na motorach i może zdążymy. Łańcuch dowodzenia skupia się tu na Norrisie, nie może być wszędzie, wykorzystajmy to i mówmy prawdę, że dostaliśmy informacje, że jesteśmy czyści i teraz wracamy się do czegoś przydać. Skoro nie wiemy gdzie jest wróg to obstawimy coś do obrony. Mogę spróbować zastraszyć tych na posterunku, albo dziewczyny pokażą im cycki czy coś. Wielu z nich zachowuje się tak, jakby nie pieprzyli się od wieków albo od tego uzależnili. Jak się pospieszymy to mogłoby się udać przechwycić Nicole, co moim zdaniem jednak jest zbyt dużym ryzykiem. Wystarczy, że zdążą użyć radia. Proponuję w razie spotkania ich zostawić im tylko nadajnik, zatrzymać możemy pod każdym pretekstem. Potem wbijamy w maskach do labu i mówimy, że kazali nam zabrać Noaha do innej placówki. Uwagi, sugestie? Możemy przepuścić dziewczynę i zamiast się spieszyć omówić to dokładnie, ale doświadczenie podpowiada, że dokładne plany sypią się jeszcze szybciej niż improwizacja, aye? - wyszczerzył się.
- Musimy zakładać, że porwanie Noaha spowoduje ukrycie jego siostry. Gdyby nie udało się nam po cichu i bez wszczynania alarmu, to zostajemy z całą Republiką na głowie i tylko jednym bliźniakiem. Łatwiej byłoby odbić Nicole od razu i pójść po brata z marszu. Wtedy na pewno mamy na głowie tutejsze siły, zajęte obecnie spadochroniarzami, ale też naszą parkę. I nie mamy danych - Scrap uśmiechnęła się odrobinę bezradnie. - To trudna decyzja. Wciąż jestem za nie stawianiem wszyskiego na jedną kartę. Zwłaszcza, że ten Norris robi wszystko, żeby trzymać bliźniaków daleko od siebie. Obecnie nie wierzę już całkiem, że to przypadek.
- Jestem za przejęciem dziewczyny. - Powiedziała Shade zerkając na ekran. - Dobrze, że niczego nie rozpakowałam. - Dodała ruszając po worek ze swoimi rzeczami. - Śledź ją dronem. Powinniśmy mieć też jednak na oku sytuacje przy labie. Może ktoś na ochotnika? - Przy tych słowach zerknęła na Dawn, która z tego co zdążyła zauważyć, nie lubiła bezpośrednich, siłowych konfrontacji i rola obserwatora mogła jej pasować najlepiej.
- Nie mogę jej śledzić, bo wtedy możemy zgubić Noaha - zauważyła Scrap. - A lab jest za daleko. Powinniśmy ruszać, jak pojadą w inną stronę to z przejęcia po drodze i tak nici.
W czasie kiedy rozmawiali, mężczyzna wsadził Nicole do jednej z terenówek i wsiadł razem z nią. Chwilę później z budynku wyszedł drugi i usiadł za kierownicę, zawracając samochód i ruszając na południe, drogą która prowadziła również do Darrington.
Shade w ciągu minuty była gotowa do drogi. W tej pracy umiejętność szybkiej reakcji stanowiła kwintesencję przetrwania. Nie nosiło się ze sobą wielu rzeczy i większośc nie była na tyle istotna, by nie można było ich zostawić. Kiedyś miała w zespole człowieka targającego ze soba wielkiego mecha i to była zdecydowanie porażka. Transportowanie tego złomu stanowiło wyzwanie samo w sobie, a ostatecznie więcej było z nim problemów niż było to warte. Na szczęście urządzenia Scrap albo były niewielkie, albo mogły poruszać się samodzielnie.
- Dobra, skoro wiemy, że tutejsi są zajęci, brat jest jeszcze na miejscu, a siostrzyczkę wywożą pierwszą, to zajmijmy się najpierw nią - Felix też nie zwlekał i szybko gotował się do drogi. Namacalną kasę wciąż widział w bliźniakach, a nie w danych, które być może gdzieś pozostawili. Ten element misji był największą niewiadomą, a najemnik obecnie nie widział żadnej szybkiej metody na weryfikację.
- Ryzyka są w każdym wariancie, ale Scrap ma rację. Łatwiej będzie przejąć siostrę, a następnie wpaść do labu niż odwrotnie. - Anglik pominął już za to inną opinię towarzyszki, a konkretnie jej awersję do stawiania wszystkiego na jedną kartę. Wiecznie bawić się tutaj nie będą.
- Zbieramy się - O’Hara już zarzucał plecak na ramię. Nic z niego wcześniej nie wyjął, spodziewając się tak naprawdę podobnego scenariusza. - Nicole jedzie w naszą stronę, przejmujemy ją. Dopóki będziemy w stanie staramy się nie zabijać lokalsów, nie będą nas zawzięcie szukać nie czując potrzeby zemsty. Pierwszy test, posterunek. Scrap gada, trzymamy się prawdy na tyle blisko na ile się da.
Wyszedł raźnym krokiem z budynku, kierując się w stronę zaparkowanych obok motorów. Paskudna pogoda i ciemność nie należały do przyjemnych, za to działały na ich korzyść.
Dawn już od kilku chwil zbierała graty i wyszła zaraz za Irlandczykiem, ładując wszystko na swój motor. Z Bobem jak zawsze było więcej roboty, nie chciała go zostawiać w całości, gdy prędkość mogła okazać się ważniejsza od siły uderzeniowej.
- Miejmy nadzieję, że polubią moje cycki - skomentowała ostatnie słowa. - Albo Shade mi pomoże.
Wyruszyli długo po tym, jak samochód z Nicole zniknął z cybernetycznych oczu drona. Scrap może i była mobilna w porównaniu do operatora mecha bojowego, ale i tak składanie Boba i pakowanie go do kufrów zajmowało swoje. Pozostali byli już dawno gotowi, kiedy usiadła na siodło i odpaliła silnik. Kupione w specyficznym celu motocykle nie należały do cichych ani do terenowych, co wykluczało przejechanie cichcem po lesie. Fox doświadczył tego zeszłej nocy, teraz efekt był jeszcze większy ze względu na ilość maszyn. Wyjechali na drogę, wybierając od razu tę powrotną, na północ, niby to w kierunku laboratorium z zeszłej nocy. Na wyjeździe z Darrington zastali dokładnie to czego się spodziewali - prowizoryczny posterunek w postaci tym razem tylko jednego samochodu terenowego. O ile nie kryli się gdzieś, to wyglądało na to, że Republika do pilnowania tego miejsca mogła obecnie poświęcić wyłącznie dwóch ludzi. Ci byli jednak gotowi, czekając na zbliżających się za zaparkowanym w poprzek jezdni pojeździe.
Przez głowę Bailey przemknęła myśl, żeby stanąć, poczekać aż skierują na nią latarki i pokazać im te cycki. To byłoby chociaż zabawne, a nie takie ściskające żołądek jak zwykle przed wielkim krokiem w przepaść. Zatrzymała motor w pewnym oddaleniu od samochodu, dając szansę Irlandczykowi na bohaterskie zasłonięcie jej wątłej osoby swoim szerokim ciałem.
- Przepuście nas, jedziemy obstawić lab! - im mniej słów tym czasem lepiej, łatwiej pominąć wiele niewygodnych szczegółów.
Nie wyszli zza samochodu, ale jakby odgadując część myśli Scrap, jeden z nich zaczął świecić po nich latarką.
- Kto wam kazał? - usłyszeli okrzyk ledwo przebijający się przez warkot silników. - To wy przyjechaliście tu zeszłej nocy? Słyszeliśmy, że jesteście zarażeni!
Shade zatrzymała motor obok Dawn. Pokazywanie cycków może byłoby zabawne, gdyby nie temperatura na zewnątrz. Z jej punktu widzenia najlepiej było zawsze omijać przeciwnika, albo zachodzić go cichcem od tyłu. Niestety tym razem nie było na to większej szansy. Znając swoje możliwości interpersonalne, zadowoliła się jedynie wspieraniem moralnym towarzyszki podczas tej słownej konfrontacji. O’Hara podjechał najbliżej jak się dało, parkując w poprzek jezdni jak blokujący ją samochód, prawie zahaczając o jego bok. Rozejrzał się w próbie dojrzenia kogoś jeszcze, rzucając niby od niechcenia.
- To masz złe dane, dostaliśmy info prosto z labu, że jesteśmy czyści. Co innego ci co byli tam w środku.
Starał się przy tym nie spuszczać w pełni z oczu broni Republinkanów.
Scrap uśmiechnęła się swobodnie, wzruszając ramionami.
- Nie znamy tu ludzi za dobrze, normalnie dostajemy polecenia od Norrisa. Eve nas zostawiła pędząc na wezwanie, więc podejrzewam, że wszyscy tam są bardzo zajęci, a nam kazali obstawiać tyły, bo za późno przyszły wyniki - zdawała sobie doskonale sprawę, że nie odpowiedziała na jego pytanie. - Jak się uspokoi to wrócimy, mieszkacie w tym mieście? Może będzie szansa się lepiej poznać…
Fox zatrzymał się za Dawn i starał się nie zwracać na siebie większej uwagi. Był spokojny, zwłaszcza iż wyglądało na to, że zamieszanie związane ze intruzami na terenie Republiki sprzyjało grupie. Dwuosobowy patrol, nawet gdyby okazał się wyjątkowo upierdliwy, raczej nie powinien stanowić zagrożenia, dopóki nie wezwie wsparcia. Raver obserwował tę dwójkę właśnie pod tym kątem, zwracając uwagę na to, jakimi środkami komunikacji dysponują i z jaką intensywnością się nimi posługują. Doceniał swobodę, z jaką przychodziło Scrap gadanie, zwłaszcza że to przecież babka, która niby większość czasu spędza grzebiąc przy jakimś sprzęcie lub patrząc w ekran, a zatem nie na kontaktach z ludźmi. W obecnej sytuacji zagadywanie o miejsce zamieszkania i o okazję do lepszego poznania się wydawało mu się jednak zbyt swawolne. No ale cóż, ostatecznie sam uznawał, że w tej sferze taki z niego ekspert, jak z koziej dupy wentylator, więc może ludzie z patrolu podejdą do tego na luzie, a nie potraktują jako próby zmiany niewygodnego tematu lub szukania wymówek.
Scrap może i nie była wytrawną manipulatorką, nie zawsze wiedziała co powiedzieć i nie posiadała takiej wszechstronności w odnajdywaniu się wśród ludzi jak O'Hara, ale z jakiegoś powodu ludzie ufali jej słowom, dawali się przekonać pięknemu uśmiechowi i delikatnej aparycji. Można rzec, że odwrotnie niż u Shade, która przecież zwykle była o wiele bardziej pożądanym seksualnie obiektem u płci przeciwnej i nie tylko. Latarka jednego z nich skierowana została prosto na twarz Dawn po jej ostatnich słowach.
- Ha, tu nigdy się nie uspokoi, obietnica bez pokrycia - parsknął drugi z nich, wcześniej milczący. Nie agresywnie czy podejrzliwie, lecz też nie ulegle. Ciepłe jesienne ubrania dość mocno niwelowały wpływ ewentualnych cycków, które u obu kobiet były za małe, aby przebić się przez te warstwy tkanin.
- Zgadza się - westchnął ten pierwszy, który pewnie i by chętnie skorzystał z oferty Bailey, w innych jednak okolicznościach. - Potrzebujemy czegoś więcej niż słów. Skoro ktoś z labu dzwonił, to może do niego oddzwonicie i dacie na głośny, co? Dostaliśmy jasne rozkazy, wiecie jak jest - rozłożył na chwilę ręce, jakby zależało mu na pokazaniu, że nic do nich nie ma, ale jednocześnie na ładne słówka przekonać się nie da, bo mu łeb za to urwą.
Nie było tu nikogo więcej, przynajmniej Kane nic nie wypatrzył. Obaj mężczyźni mieli broń długą, główny rozmówca przewieszoną przez ramię i przytrzymywaną jedną ręką, drugi trzymał swoją obiema, z lufą nieco opuszczoną. Był jednak gotowy do natychmiastowej reakcji. Mimo to sprzątnięcie ich obu nie nastręczyłoby doświadczonym najemnikom raczej żadnych kłopotów, gdyby jednak zostali zmuszeni do tego rozwiązania.
- Tutejsze struktury dowodzenia są dla nas niejasne, wszystko na holo albo na gębę - O'Hara pokręcił głową z niedowierzaniem. - Każde działanie, o którym wiemy, jak na razie przechodzi przez Norrisa, ale chyba rozumiecie, że nie chcemy teraz do niego dzwonić. Słyszeliście co się stało? - przesuwał wzrokiem z jednego na drugiego. - Głupio by wyszło dla głupiego przepuszczenia czwórki na motorach. Może któryś z was pojedzie z nami, by się upewnić? - Irlandczyk zaproponował to wyłącznie dlatego, że było pewne, że się nie zgodzą. - Ktoś z labu dzwonił do Foxa, dasz radę oddzwonić czy numer zastrzeżony? - odwrócił się w stronę snajpera.
- A gdzie tam - Felix parsknął. - Jesteśmy czyści i mamy w podskokach ruszać dupy. Pilne, przekazane w dużym pośpiechu. Więcej na miejscu. Nie chcą, byśmy tu dłużej tkwili, zwłaszcza teraz - powiedział z naciskiem na ostatnie dwa słowa, kontynuując bajeczkę O’Hary.
Shade darowała sobie wtrącanie własnych trzech groszy. Zbyt wielka chęć przekonania kogoś do czegoś, też mogła się wydawać podejrzana. Republikanie popatrzyli po sobie. Ten mniej rozmowny wzruszył ramionami, jego kompan westchnął.
- Dobra, zrobimy tak, skoro nie macie możliwości oddzwonienia. Nagracie mi się na holo, że było tak jak mówicie, a mój kolega zadzwoni do naszego szefa, może on ma kontakt do labu. Nie chcemy tu żadnych zarażonych nie wiadomo jakim gównem jeżdżących po okolicy, nogi mi za to z dupy powyrywają.
Wspomniany towarzysz zaczął się cofać przodem do najemników, wybierając przy okazji jakiś numer na holofonie.
- Mogę wam nagrać co chcecie - Kane wzruszył ramionami, jak to ostatnio za często robił. Gadka przedłużała się, mogli już nie zdążyć przeciąć drogi Nicole. - Stanie tu i gadanie nie ma sensu, w jedną albo w drugą. Jak nas nie przepuścicie to nie my się będziemy tłumaczyć, aye? - starał się trzymać ton osoby, której nie zależało. Za plecami dał towarzyszom znak dłonią, żeby się przygotowali. Gdyby szef tych tu się nie zgodził, to będzie trzeba przeszkodę zneutralizować. Ani kroku w tył.
Fox nie dał po sobie poznać, że coś widział, ale gotów był sięgnąć po broń w każdej chwili. Konkretnie, po pistolet z tłumikiem, który miał w pogotowiu i którego w przeciwieństwie do długiej broni nie musiał zdejmować z pleców. Cicha, ale przede wszystkim najszybsza opcja, co w najbliższych chwilach może być kluczowe. Groźniejszy był ten, który nie miał rąk zajętych telefonem, więc w razie potrzeby należy go wyeliminować jako pierwszego. Raver był już przekonany, że ta potrzeba zaraz nadejdzie, nie wierząc, że ci dwaj puszczą ich dalej, skoro do tej pory tego nie zrobili. Scrap nie dodawała nic od siebie, nie myślała też sięgać po broń, w jej przypadku byłoby to zbyt oczywiste. Wypuściła za to Bzzta, aby zbliżył się niepostrzeżenie do tego mającego rozmawiać, z nadzieją, że coś podsłucha.
Nie szło to dobrze, wahanie Republikan widać było jak na dłoni. Bzzt doleciał w zasięg mikrofonu kiedy ten dzwoniący już przedstawił sytuację i Scrap słyszała jedynie "Nie. Tak, cała czwórka. Zrozumiałem. Dobrze".
Skończył szybko i znów zbliżył do samochodu.
- Możecie przejechać, jak włączycie trackery na swoich holofonach i udostępnicie swoją lokalizację oraz nagracie wiadomość o tym, że jesteście czyści - poinformował.
- Nie widzę problemu - Irlandczyk ruszył i zaczął objeżdżać blokujący drogę samochód. - To dla nas póki co nawet lepiej.
Błysnął zębami, zatrzymując się przy jednym z nich i uruchamiając swój holofon. Wierzył, że nawet w razie zabezpieczeń Scrap sobie poradzi z pozbyciem się tego syfu. A jak nie to wyrzucą to w las, też nieduża strata.
- To co mam gadać i gdzie?
Wystarczyło pobrać i zainstalować token, który przekazywał do holo jednego z Republikanów (albo znając życie całej ich grupy) lokalizację GPS każdego z czwórki najemników, a potem nagrać skróconą wersję przekazanych im rozkazów. Kłamstwo goniło kłamstwo i było jasne, że te działanie to był wóz albo przewóz. Teraz nie było powrotu.
Za to przepuszczono ich i ruszyli w dalszą drogę. Chwilę po minięciu blokady Scrap w kamerach Frugo ujrzała jak dwóch ludzi wynosi na noszach rzucającą się mocno, spiętą pasami kobietę.
- Scrap, sprawdź czy to tylko tracker - zaczął Kane przez komunikator, holo trzymając na tyle daleko, aby warkot silników zagłuszał jego słowa. - Trzymamy się planu. Nicole jest mniej istotna, gdy dowie się, że mamy jej brata, sama do nas przyjdzie. Gdy uda się ją przejąć, starajcie się uniknąć zabijania, nie chcemy sobie tu narobić śmiertelnych wrogów. Zgarniamy ich i zwiewamy, musimy drogą więc najlepiej najkrótszą. Chory Noah to problem, ale jakoś nie wierzę, że akurat Republika ma coś co może go wyleczyć.
- Sprawdzę co nam zainstalowali jak tylko się gdzieś na chwilę zatrzymamy - Scrap była dobra w mechanice i elektronice, komputery i ich oprogramowanie wymagało u niej większej koncentracji. - Za to widzę, że wynoszą kobietę, przywiązali ją do noszy. Rzuca się, cokolwiek ją zaraziło, wygląda to tak jak w nocy. Zaraz mogą się wrócić bo Noaha.
- W sumie byłoby prościej odbić go w drodze, niż szukać w laboratorium. - Stwierdziła Shade. - Zostanę z tyłu. Jak dotrzecie do Nicole, wolę zjechać z drogi i mieć możliwość cichego podejścia.
Nie miała ochoty na kolejne podejście w stylu posterunku. Najlepiej się czuła uderzając z ukrycia, kiedy mogła podejść do przeciwników niezauważona.
- Jeżeli nie zdążą go ukryć, to może prościej - powiedział Fox. - Teraz przynajmniej wiemy, gdzie obecnie jest. Tak czy siak mamy szansę złapać obu, zanim lokalsi się dobrze zmobilizują, więc trzeba to wykorzystać. Trochę długo nam się zeszło, pośpieszmy się - po tych słowach Anglik zwiększył prędkość. Kolejność Nicole-Noah wydawała się najlepszą opcją, a zgubienie siostrzyczki mogłoby potencjalnie skomplikować misję. Lepiej zatem do tego nie doprowadzić.
 
Sekal jest offline  
Stary 10-03-2021, 14:28   #25
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Z Darrington na północ prowadziła jedna główna droga. Jeśli wieźli Nicole i planowali przejechać przez miasto, z którego najemnicy wyjechali, spotkanie ich powinno być pewnikiem. Co innego jeśli chcieli przetransportować ją do jakiegoś ukrytego miejsca po drodze, do którego dojeżdżało się polną drogą. Scrap obserwowała w kamerach drona jak kobieta wsadzana jest do wojskowego ambulansu i tam zostawiana. Mężczyźni ruszyli z powrotem w stronę domu. Jeden z patrolujących okolicę zbliżył się za to do samochodu, unosząc broń w pogotowiu. Nie podszedł zbyt blisko.
Po może dwóch minutach jazdy drogą oznaczoną jako State Road 530 NE, zobaczyli przed sobą zbliżające się reflektory samochodu. Nie było większych szans rozpoznać czy to ten z Nicole, ale nie mieli dużo czasu na reakcję. Droga była wąska, jednopasmowa bez pobocza, wokół jedynie ciemność i las.
Zgodnie z tym co zapowiadała, zwiadowczyni pozostała z tyłu. Zatrzymała motor i wprowadziła go na skraj lasu, by nie był widoczny z drogi. Potem włączyła kamuflaż i ruszyła na piechotę za resztą pojazdów.
- Gdyby się nie zatrzymali, przepuszczamy - rzucił do komunikatora Kane, gdy zobaczyli pierwszy blask świateł, jeszcze przez drzewa.. - Scrap postaraj się zostawić im pluskwę.
Rozumował prosto: zatrzymanie pędzącego samochodu bez ranienia Nicole byłoby trudne. Uniknięcie alarmu prawie niemożliwe. Najpierw potrzebowali Noaha. Stanął w poprzek drogi i wyciągnął latarkę, nie gasząc też świateł motoru. Był gotowy do natychmiastowego ruszenia i zjechania z drogi samochodu. Wyciągnął latarkę i kiedy zbliżający się byli na ostatniej prostej, uniósł ją i zaczął migać kierowcy.
Scrap zatrzymała motor kilkanaście metrów przed Irlandczykiem, na własnym pasie. Wyjęła Tik-Taka, jedyną szansę na podłożenie czegokolwiek kiedy tamci postanowią przyspieszyć zamiast się zatrzymać. Wtedy mogła nim rzucić, a magnesy same przylepią się do karoserii. Pojedzie co prawda z nimi, lecz każdy z jej dronów miał lokalizator.
Fox nie usunął się z drogi jak Valerie, ani nie rozdzielił z Irishmanem jak Scrap, tylko bez wyłączania silnika stanął niedaleko za nim, tak by w razie czego bez problemu odczytać sygnał dany ręką, jak ostatnio. Póki co nie zdjął nawet rąk z kierownicy motoru, nie zamierzał bowiem stać na środku, jeśli kierowca samochodu się nie zatrzyma.
Samochód zbliżał się ze stałą prędkością, przez chwilę nie dając zupełnie informacji odnośnie reakcji. Po chwili, kiedy już Kane szykował się do ruszenia z kopyta, zaczął zwalniać. Nie zatrzymał do końca, lecz toczył powoli. Albo tamci mieli dużo zaufania, albo najemnicy zostali rozpoznani na swoich motorach. Zobaczyli jak otwiera się szyba kierowcy.
- Co jest?! - krzyknął ten ze środka.
Dawn zeszła z motoru jak tylko zbliżający się zaczęli zwalniać. W jednej wyciągniętej wzdłuż tułowia ręce trzymała drona, w drugiej małą pluskwę. Gdyby udało się ich zatrzymać mogła podłożyć tą drugą, gdyby nie, rzucić Tik-Takiem. Bardziej się przydać póki co nie mogła z tej pozycji.
Zwiadowczyni maszerowała szybkim krokiem, by jak najszybciej dotrzeć do reszty pojazdów.
Kane nie ruszył się z miejsca. Najpierw odezwał się cicho do komunikatora.
- Shade, daj znać jak będziesz blisko drzwi pasażera - następnie krzyknął głośno, aby ci w wozie mogli go usłyszeć. - Szef obawia się spalonego kanału komunikacji, mamy dla was nowy cel podróży!
Postanowił zagrać z grubej rury, bo pierdoły mogły nie zatrzymać ich na wystarczająco długi czas - albo wręcz wcale.
Rusht szybko zorientowała się, że będzie musiała zacząć biec. I to szybko.
- To gadaj, mamy się nie zatrzymywać - krzyknął ten ze środka, zaledwie kilka metrów przed motorem Irlandczyka. Pojazd toczył się na jałowym biegu. Fox dostrzegł twarz Nicole w tylnej szybie, ale twarz wyrażała jak dla niego zbyt wiele emocji na raz, aby dało się coś z niej odczytać. Scrap przy tej prędkości samochodu mogła do niego dobiec, zapewne ściągając na siebie uwagę. Wyglądało na to, że jeśli chcieli przez zaskoczenie wziąć tamtych bez walki to musieli się spieszyć i skoordynować działania. Kane widział przygotowany do strzału karabinek w rękach pasażera, jego uwaga podobnie jak kierowcy była skierowana jednakże na blokujących im przejazd najemników.
Zwiadowczyni przyspieszyła gwałtownie. W biegu wyciągnęła pistolet. Zdawała sobie sprawę, że ich komedia właśnie się kończyła. Musiała strzelić gdy tylko znajdzie się w odległości, która pozwoli jej na pewne zdjęcie tego, który celował do Irlandczyka. Scrap przeszła na drugą stronę jezdni i ruszyła biegiem za samochodem, starając się pozostać poza zasięgiem lusterka kierowcy. Resztę ułatawiała ciemność, powinno wystarczyć do zostawienia na samochodzie pluskwy.
- Dziewczyna jest w środku - Raver mruknął pod nosem do komunikatora. Poza tym nawet nie drgnął. Sygnału od Shade nie było, a wykonywanie gwałtownych ruchów mogłoby zostać pochopnie zinterpretowane przez pasażera ze spluwą. W obecnym układzie, gdy był czujny i miał dwóch najemników na widoku, w razie czego pewnie byłby w stanie strzelić szybko. Potencjalnie za szybko, jak na gust Foxa, przynajmniej póki się czymś nie rozproszył. O’Hara ani myślał się odsuwać. Włączył holofon, a potem mapę satelitarną.
- Zatrzymaj się, kurwa! - krzyknął. - Nie wiem jak nazywa się to miejsce, muszę wam pokazać! - i ruszył w stronę okna kierowcy, cicho rzucając przez komunikator. - Shade?
Valerie miała jeszcze kilkanaście metrów do tego, aby zbić szybę pasażera i przystawić mu broń do głowy zamiast zabijać z odległości, kiedy Fox dojrzał jak siedząca z tyłu Nicole odzywa się i po chwili samochód stanął. Dawn podbiegła do niego oczywiście bez najmniejszego teraz trudu, kiedy kierowca machał na O'Harę.
- Dawaj, tylko szybko!
Scrap zatrzymała się za samochodem, teraz z mniejszym pośpiechem. Zamiast przyczepić Tik-Taka, wsunęła go do kieszeni i zamiast tego sięgnęła po pistolet. Skoro stanęli to było mało prawdopodobne, że jeszcze ruszą ponownie.
Kiedy się zatrzymali. Zwiadowczyni zwolniła, by odgłos jej kroków nie zaniepokoił ludzi w samochodzie.
- Już prawie jestem. - Powiedziała cicho do komunikatora. - Zlikwiduję tego z bronią. - Dodała jeszcze.
- Nie strzelaj, daj mu szansę się poddać - syknął Kane do komunikatora. Z jakiegoś powodu nie chciał rozlewu krwi dopóki dało się go uniknąć, pewnie przez tych poznanych najemników. Powiększył mapę i zaznaczył jakiś punkt wzdłuż jednej z dróg, zbliżając się do okna kierowcy.
- Macie jechać tu... - zaczął mu podsuwać hologram bliżej, drugą rękę mając blisko spluwy.
Z O’Harą tak blisko i Shade niemal gotową do akcji, sytuacja tych dwóch pogorszyła się diametralnie, nawet jeśli tego nie wiedzieli. Fox celowo nie uciekał wzrokiem poza front wozu, tak by nie zwracać uwagi gościa ze spluwą na ich flanki i tyły. Sam zaś był gotów do wyciągnięcia i wycelowania w niego pistoletu w każdej chwili.
- Scrap, nie daj się zauważyć zanim zadziała Shade - Anglik powiedział cicho do komunikatora, wiedząc, że najemniczka miała podrzucić tym tutaj pluskwę. - Jeszcze nie wiedzą, że są otoczeni.
Zwiadowczyni stanęła przy oknie od strony pasażera i wycelowała w jego głowę:
- Celuję w niego przez zamknięte okno i w każdej chwili mogę strzelić. Ta szyba raczej nie jest pancerna. Możesz mu to powiedzieć. Mogę też się ujawnić jeśli mamy ich oszczędzać. - Odezwała się cicho do komunikatora.
To było jedno z dziwniejszych zleceń w jakich brała udział. Skoro Kane wolał nie zostawiać trupów po drodze mogła się dostosować, choć według jej szacunków zabić ich byłoby o wiele łatwiej. Z drugiej strony nie wiadomo jak pozwalałoby to na siedzącą z tyłu pannę. Może miał rację. Trudno było to ocenić. Miała jednak przeczucie, że i tak ostatecznie nie obejdzie się bez zabijania.
To był ułamek sekundy. Obaj wyciągnęli szyje ku pokazanemu fragmentowi mapy, a po chwili już kierowca czuł na skroni lufę pistoletu. Podobnie jak większość "sił zbrojnych" Republiki, ci tutaj też musieli być najemnikami. Kiedy okazało się, że są otoczeni, naciśnięcie spustu nie było pierwszą reakcją. Doskonale zdawali sobie sprawę, że motocykliści mogliby ich poszatkować znacznie wcześniej, jeśli tylko to byłoby ich celem. Kane miał swój plan, coś co ostatnio za wszelką cenę mówiło mu, żeby nie zabijać, ale póki co to działało. Nicole krzyknęła, co tu w środku lasu nie miało znaczenia. Kierowca i pasażer unieśli w górę ręce, kiedy dziewczyna otworzyła drzwi i rzuciła się do ucieczki w stronę lasu.
Scrap w tym czasie dostała powiadomienie, Frugo przekazał kolejny obraz. Z budynku wynoszono drugie nosze, na których leżał brat próbującej właśnie za wszelką cenę uciec dziewczyny.
Widząc, że zagrożenie zostało wyeliminowane, a Nicole zwiewa, Fox zadziałał szybko. Przestawił motor obok samochodu, zszedł z niego i podbiegł do dziewczyny.
- Tylko bez paniki - powiedział, łapiąc Nicole i odwracając ją do siebie. Wiedział, że może być spanikowana i się wierzgać, reagować bardziej instynktownie niż racjonalnie. Pewnym ruchem potrząsnął dziewczyną, próbując ją wybić z wstępnego szoku. - Mówiłem, że coś wykombinujemy - najemnik starał się utrzymać kontakt wzrokowy. - Odzyskamy Noah i zwijamy się stąd.
- Wychodzić z wozu, rączki w górze. Bez kombinacji. Chcemy tylko dziewczynę i nie chcemy tu wrogów, aye? - Kane mówił zdecydowanie, wyraźnie, ale spokojnym tonem. Na razie miał szczęście, ale kto wie jak długo to potrwa. Wierzył, że Fox poradzi sobie z dziewczyną. - Scrap chodź tu, zabierz im elektronikę.
Sam zamierzał ich skrępować. Samochód chciał zabrać lub unieszkodliwić, więc bez holofonów i innych możliwości komunikacji, nawet jak dobiegną do innych ludzi, to Republika i tak będzie już dawno powiadomiona. Irlandczyk nie miał złudzeń co do tego.
Jak tylko trzymani na muszce ludzie wyszli z samochodu, Scrap podbiegła i chowając pistolet uruchomiła skaner, pobieżnie przesuwając nim po obu mężczyznach. Skupiała się na dobrze rozpoznawalnych sygnaturach holofonów oraz ewentualnych komunikatorach w uszach. I na broni, przy okazji ich rozbrajając. Wyciągani mężczyźni nie opierali się. Obaj mieli broń i holofony, których najemnicy pozbawili ich szybko. Scrap nie znalazła przy nich nic więcej z interesujących ich rzeczy. Pozwolili też prowizorycznie się skrępować - nikt nie miał bowiem profesjonalnego sprzętu, lecz przecież też nikt nie liczył na to, że to zatrzyma tych tu na wieki. Znacznie więcej problemów miał Fox.
- Kim wy jesteście, czego chcecie?! - krzyknęła mu w twarz, kompletnie ignorując jego "bez paniki". Szarpnęła się zaskakująco mocno i wyrwała z jego uścisku sprawnie, zsuwając w przydrożny rów i wbiegając między pierwsze drzewa. Porzuciła przy okazji swój plecak. - Zostawcie mnie!
Jakoś Raverowi ten podryw kompletnie nie szedł.
Shade pokręciła głową obserwując wyniki działań Ravera. Zawsze kiedy widziała go z kobietą było to co najmniej dziwne:
- Fox zajmij się mężczyznami, ja pobiegnę za dziewczyną. - Powiedziała ruszając dalej w kamuflażu w pościg za uciekinierką. Z doświadczenia wiedziała, że ucieczka przed niewidzialnym wrogiem jest zawsze dużo trudniejsza. Po za tym, w przeciwieństwie do Anglika, nie miała oporów by zastosować skuteczne środki unieruchamiające, jakie, postanowiła zdecydować gdy dopadnie do Nicole.
Dawn zabrała i schowała wszystko co znalazła, nie bawiąc się w dokładniejsze przeszukiwanie. Wiązanie zostawiła Irlandczykowi.
- Bierzemy samochód? - zapytała, pilnując jednego kiedy O’Hara krępował drugiego. I tak musieli poczekać aż Nicole zostanie złapana i przyprowadzona. Scrap uważnie zerkała na kamerę Frugo, planując go posłać za samochodem z Noahem. Nie mówiła o tym głośno, przezorny zawsze ubezpieczony, a nie wiadomo kiedy ci tutaj skomunikują się ze swoimi.
Jeżeli Shade chciała sama dorwać dziewczynę, Raver nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać, tym bardziej że miała zarówno swoją czapkę-niewidkę, jak i "pożyczone" z przychodni środki uspokajające. Fox widział w bliźniakach tylko źródło kasy, nie był agentem-walentynką. Nie mieli też czasu na próby przekonywania spanikowanej Nicole. Najemnik zatrzymał się zatem i zagarnął porzucony przez dziewczynę plecak. Wracając do wozu, sprawdził, co w nim jest.
- Przyda się - odpowiedział na pytanie Scrap. Z Nicole w takim stanie nie widział zresztą innego wyjścia. Nie wydawało się, by wożenie jej na motorze obecnie wchodziło w grę. - Jak tam twoja skrzynka? Puściutko? - zapytał cicho Dawn, podchodząc do niej bliżej. Nie wiadomo jakie możliwości kontaktu miał obecnie Alker, jednak bez zabijania tych dwóch prowizorycznie skrępowanych ludzi i przy wyczerpanym źródełku o nazwie "Nicole", ewentualne uganianie się za wynikami badań, co do którego Fox już wcześniej był bardzo sceptyczny, stawało się kurewsko trudne. Zwłaszcza, że będą musieli jeszcze stąd nawiać.
Kane skrępował mężczyzn tym czym miał pod ręką. Ręce i nogi, zakneblował i przywiązał każdego do innego drzewa. Widoczni z drogi prawie na pewno zostaną całkiem szybko zauważeni. Czy nie robienie sobie wrogów wśród tych ludzi coś zmieni? Trudno powiedzieć, Irlandczyk zamierzał zaryzykować.
- Pomóż Shade ją przynieść! - rzucił do ociągającego się Foxa, samemu będąc ciągle zajętym. - Bierzemy samochód. Najlepiej gdybyś pojechała w nim razem z Foxem, będziesz mogła sprawnie operować dronami będąc w ruchu. Motory uszkodzimy i do rowu. Zawsze też ktoś dodatkowy przyda się do pilnowania dziewczyny.
Uciekająca dziewczyna, po ciemku, pomiędzy drzewami, nie miała szans z niewidoczną i zaopatrzoną w noktowizję najemniczką, pomimo przewagi tej pierwszej. Shade dopadła uciekinierkę i powaliła ją bez większego problemu. Ten pojawił się dopiero kiedy przyszło do przeniesienia szamoczącej się i krzyczącej Nicole do samochodu. Kane za to nie miał problemu z przywiązaniem swoich jeńców, trzymanych na muszce przez Dawn, widzącej jednocześnie jak do ambulansu wkładany jest Noah i wkrótce samochód w asyście jeszcze jednej terenówki rusza, zakręcając i kierując się na północ.
Fox rzucił plecak Nicole do wozu, a następnie pobiegł pomóc Shade w przeniesieniu dziewczyny. Krzyki i szamotanie się powinny ustąpić po zastosowaniu sprokurowanych przez najemniczkę środków. Zaraz po powrocie Anglik przeniósł swoje pozostałe rzeczy z motoru do samochodu, gotów zasiąść za kółkiem.
- Zgoda - Dawn krótko odpowiedziała Irlandczykowi. - Wzięli Noaha, kierują się na północ. Ambulans i jedna terenówka. Frugo ich śledzi - powiedziała do komunikatora, biegnąc po motor i przyprowadzając go pod samochód. - Pomóż mi przełożyć sakwy! - krzyknęła do O’Hary, gdy już skończył się upewniać, że tamci są dobrze przywiązani.
Zwiadowczyni nie miała zamiaru szamotać się z uciekinierką, tym bardziej, że skoro wcześniej była mężczyzną mogła nadal mieć sporo siły. Dobrze wymierzony cios w głowę powinien spowodować utratę przytomności przynajmniej do czasu, aż zostanie związana. To, że będzie ją potem bolała głowa nie stanowiło większego problemu, a może będzie bardziej skłonna do łykania pigułek, pomyślała w przypływie wisielczego humoru.
Samo noszenie delikwentki pozostawiła natomiast Anglikowi i szybko wróciła do krzątających się przy samochodzie towarzyszy..
- Idę po swój motor i pojadę za wami. Na wszelki wypadek, będę się trzymała nieco z tyłu, gdyby znowu potrzebne było moje niespodziewane pojawienie się przy przeciwnikach. - Powiedziała do Kane'a, a potem odwracając się do drugiej najemniczki dodała:
- Dawn melduj mi o trasie jaką jedziecie i kiedy zobaczycie konwój.
- Ja jadę z przodu, Scrap zdawaj raport z kamer drona na bieżąco. Jedziemy, straciliśmy dość czasu - zdecydował Kane, kiedy po przełożeniu rzeczy Dawn do samochodu podziurawili i zrzucili jej motor do rowu. Wsiadł na swój własny, poprawiając pancerz i upewniając się, że tarcza jest włączona. - Jazda! - warknął i ruszył. Zamierzał wycisnąć trochę z tej maszyny.

Ruszyli z kopyta, z nieprzytomną Nicole na tylnym siedzeniu samochodu. Obok niej musiała usiąść Bailey, w próbie złożenia Boba leżącego na przednim siedzeniu. Tylko tak się wszystko mieściło, a i tak z dużym prawdopodobieństwem będzie musiał rozwalić drzwi, aby wylecieć na zewnątrz. Jechali szybko, ale ci wiozący Noaha również wcale nie oszczędzali silników, mając najwidoczniej gdzieś wygodę przywiązanej do noszy dwójki. Dogonienie ich wydawało się bardzo trudne, przynajmniej dopóki się nie zatrzymają.
Wtedy kamery Frugo uchwyciły pierwszą przeszkodę. Przy Rockport tamci pokonali most i prowizoryczną barykadę z dwóch samochodów bez zatrzymywania się. Te jednak zaraz zamknęły przejazd, a posterunek Republiki sam w sobie wyglądał tu o wiele mniej prowizorycznie niż wcześniej. Kamery naliczyły co najmniej dziesięciu uzbrojonych ludzi i karabin maszynowy na statywie. "Uciekinierzy" skręcili w lewo, kierując się na zachód. Najemnicy musieli znaleźć sposób na pokonanie tej bariery. Lub zawrócić, bowiem według posiadanych przez nich satelitarnych map, ostatni zjazd na mniejszą, prawdopodobnie leśną drogę minęli dosłownie przed chwilą. Prowadziła także na północ, a potem wzdłuż rzeki, z mostem w okolicach Concrete - miejscowości, w której według szefa Republiki, znajdował się najbardziej wysunięty przyczółek tego pseudo państwowego tworu. Bez wątpienia tam też mieli posterunki.
- W Rockport silne posterunki - poinformowała Scrap ze stęknięciem, kiedy w dziwnej pozycji próbowała wcisnąć element Boba na swoje miejsce. - Albo się przebijemy albo zawrócimy albo potrzebujemy wyjątkowo dobrych cycków!
- Nawet najbardziej rewelacyjne cycki raczej nic nie pomogą z nieprzytomna Nicole z tyłu samochodu. - Stwierdziła Shade - Inne miejsca też mogą mieć posterunki i nie wiadomo gdzie nas to zaprowadzi.Ja bym była za likwidacja posterunku, ale może zaczęłabym po cichu?
- Zawracamy - zdecydował Kane po chwili, analizując w głowie mapę. - Ten Concrete to ostatni przyczółek, albo się tam zatrzymają albo pojadą na południe. Rockport nie ma znaczenia, mamy szansę utrzymać efekt zaskoczenia dzięki temu i stracimy mniej czasu.
Stosując się do swojej własnej decyzji zwolnił i zaczął wykręcać na wąskiej drodze. Na motorze nie było z tym wielkiego problemu. Oby tylko ta druga droga nie okazała się nieprzejezdna.
Fox zatrzymał pojazd, a następnie cofnął, wykręcając. Porywanie się na ten posterunek wydawało się ryzykowne, więc jeżeli jest szansa na znalezienie innego wyjścia, to należy z niej skorzystać. Pytanie, czy nie trafią z deszczu pod rynnę. Tego w tej chwili przewidzieć się nie dało, w końcu dron Scrap nie mógł być w każdym miejscu jednocześnie.
Okazało się, że droga na szczęście istniała. Stary asfalt pokruszył się, w kilku miejscach to była wręcz żwirowa ulica, lecz dało się przejechać. Nie tak szybko, nie tak wygodnie, lecz z dala od posterunków. Z jednej strony mieli rzekę, z drugiej las i byli dopiero w połowie trasy, kiedy Scrap zameldowała, że Noah dotarł do Concrete. Samochody zatrzymały się tam przy jakimś większym budynku, niedaleko małego lotniska, gdzie przy pasie stały przynajmniej dwie gotowe do startu spore awionetki oraz helikopter. Nie był to samotny posterunek przy niepozornym domu. W całym miasteczku kręcili się ludzie, w wielu domach świeciło się światło.
Kiedy najemnicy zbliżyli się do jedynego mostu w okolicy, mając po prawej zabudowania tej strony rzeki - w przeciwieństwie do tych w Concrete zupełnie ciemne - ambulans z Noahem i kobietą nie ruszył się z miejsca, lecz Frugo bez trudu wyłapywał przemieszczanie się ludzi. Za dużo, aby wyłowić z tego jakiś sens - może oprócz tych kręcących się po lotnisku. Co więcej, latający wysoko dron Dawn uchwycił też swoich małych kuzynów patrolujących miejscowość i jej okolicę. Przy każdej drodze stały posterunki, jak również barykady. Tak samo było na moście. Na jego początku ustawiono zaporę z drutu kolczastego i czegoś ciężkiego umożliwiającego zatrzymanie nawet rozpędzonego samochodu. Stała tu też budka i dwa samochody, łącznie naliczyli pięciu ludzi. Podobnie było na końcu mostu, choć tu drogę blokowały już tylko ustawione w poprzek terenówki. To była jedyna przeprawa przez rzekę w okolicy i Republika zdecydowanie spodziewała się tu ataków.
- Jak w mrowisku - zameldowała Scrap, gdy zbliżali się już do Concrete. - Ruch też na lotnisku, jeśli to po to tu przyjechali to musimy się spieszyć. Mają też drony, boję się obniżyć lot Frugo. Most obstawiony, jeśli z niego skorzystamy to nie widzę możliwości zrobienia tego po cichu. Już łatwiej przepłynąć rzekę wpław.
- Trzeba było załatwić posterunek w Rockport. - Stwierdziła Shade. - Może przepłynięcie to nie taki zły pomysł. Wróćmy się nieco na wschód. Tam przy rzece jest sporo domów. Tu jest tak mało mostów, bo mieszkańcy często używali wody jako głównego środka transportu. Może ktoś pozostawił coś nadającego się do jej przepłynięcia.
Z każdą chwilą przechwycenie Noaha stawało się trudniejsze. Po meldunku Dawn, Irlandczyk zaklął niewyraźnie pod nosem, następnie odezwał się już głośno.
- Nie sądzę, by wiedzieli już o nas, cały ten pośpiech wygląda na związany z tym atakiem do którego pobiegła Eve. Pomysł z łódkami dobry, ale niech załatwią to drony Scrap. Nawet przy tej pogodzie warkot naszych motorów słychać zajebiście daleko. Gdybyśmy załatwili posterunek W Rockport to prawie na pewno by już o nas wiedzieli. Shade, dasz radę się tam przekraść zanim zrobimy to z Foxem za pomocą łódki? Scrap podjedziesz blisko wody i zostaniesz z Nicole w samochodzie. Zwiążemy ją i zakneblujemy porządnie. Bob poleci z nami. Chyba się kurwa jednak nie obejdzie bez strzelaniny, aye? - w jego głosie zabrzmiał wisielczy humor.
- Muszę dokładnie zobaczyć jak wyglądają zabezpieczenia. - Odpowiedziała zwiadowczyni - Dawn czy twój dron może dokładniej przeskanować most? Jakie mają tam zabezpieczenia z którymi mogłabym mieć problem?
- Skoro tutejsi spodziewają się ataku i miejsce aż kipi od aktywności, to może lepiej od razu się nie rozdzielać? - zasugerował Raver. - Wiemy, że na efekt zaskoczenia nie ma co liczyć, ale nie wiemy, na jaki dokładnie opór trafimy po przeprawie przez rzekę. Samodzielne przekradanie się przez most i posterunki to przede wszystkim ryzyko izolacji, a to by nas osłabiło jako grupę w momencie, gdy wzajemne wsparcie będzie kluczowe.
- Frugo na tej wysokości może zliczyć ludzi, niewiele więcej - przyznała Scrap na pytanie drugiej najemniczki. - Nie wiem jak wrażliwe są sensory ich dronów, w tym momecie nie widzą naszego zwiadowcy, ale jak obniżę lot to może się szybko zmienić.
Na razie wykonała wcześniejsze polecenie O'Hary, kierując drona nad rzekę i wzdłuż niej, szukając czegoś czym dałoby się przekroczyć wodę i przy okazji także nowych zagrożeń. Gdyby tu nie było już dronów, to mogła nawet obniżyć lot. Nie musiała szukać bardzo daleko - tuż za rzeką, na południe od Concrete, znajdowała się dalsza część tej miejscowości. Co prawda wybrzeże wydawało się czyste, podobnie jak nieco dalej w zasięgu kamer drona, ale przy kilku pogrążonych w ciemności budynków widać było kształty przypominające przykryte brezentem łodzie czy motorówki. Jeśli miały silniki, prawie na pewno nie działały, ale skoro mieli tu łodzie to mieli i wiosła. Było tu zbyt blisko ich celu, aby mogła obniżyć lot. A kiedy zrobiła to dalej, okazało się, że niewiele tam ludzkiej bytności nad rzeką. A do Rockport daleko było się wracać.
- Nie wiadomo czy jeszcze pływają, ale przy budynkach Frugo znalazł kilka łódek - poinformowała kompanów Dawn, przypominając sobie, że nie widzą przecież tego co ona. - Jak mnie też tu zostawicie to powinnam mieć doskonały zasięg na wspieranie was. Tylko nie mam pojęcia co zrobić z tymi dronami, na pewno zobaczą łódkę na rzece. Dywersja?
- Jedźmy szukać - Zdecydował O'Hara. - Shade, podjedziemy do pierwszego, potem zostawiamy motory. Robią dużo hałasu, będzie się niósł rzeką. Samochodem bezpieczniej, nie używajcie świateł. - Ruszył pierwszy we wskazanym przez Dawn kierunku. - Jak zauważą łódkę to po ptakach, nie ma szans na wykradnięcie Noaha i powrót tą samą drogą. Najważniejsze to odwrócić uwagę dronów. Scrap, mogłabyś to zrobić? Gdyby je na przykład zacząć strącać po drugiej stronie Concrete to może skierują tam te z naszej strony też.

Okazało się, że efekt zaskoczenia wystarczył. Republika nie spodziewała się ataku tak daleko od wcześniej zgłoszonych problemów i prosta dywersja skierowała całą uwagę na inną stronę miasta. Nie spodziewali się też, że całość akcji skupi się na porwaniu nieprzytomnego, nafaszerowanego lekami chłopaka, którego to Kane mógł sobie przerzucić przez ramię. Niewidzialna Shade zneutralizowała wszystkich, którzy mogliby coś zobaczyć i zanim ktoś zerknął do środka wojskowego ambulansu i wszczął alarm, najemnicy byli już na łódce. Fox mógł zabawić się w strzelanie do kaczek, z jego umiejętnościami standardowe drony Republiki nie miały szans.
A dalej już tylko na zachód. Do najbliższej przystani, gdzie jak się okazało Alker załatwił im już drogę ucieczki.
Misja nie poszła jak należy i nie otrzymali takiej zapłaty, na jaką liczyli przed jej rozpoczęciem. Ale pomimo tego, że byli w Republice krótko, każde z nich nienawidziło tego czasu na swój sposób. Sami nawet, może oprócz Rusht, nie mieli do końca pewności dlaczego tak się stało. Kilka dni później już wymazywali to z pamięci, każde z nich na swój sposób, co zwykle nie znaczyło, że samotnie.

..::Koniec::..
 
Sekal jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172