Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2020, 09:57   #101
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Ledwo wylądował chwytaki capnęły maszynę i zaczęły ściągać na bok. Nie było czasu na pierdoły i wysiadanie. Kolejni już wlatywali. Nie odpinał się i nie otwierał kabiny wiedząc, że w razie trafienia maszyna da mu osłonę przed rozrzucanymi wtedy gratami. Chwytaki obróciły anioła i zobaczył, że obok dziób obok dzioba ustawili Strzygę. Jej anioł był zdrowo poharatany.
Już miał rzucić światłą uwagę, gdy poczuł drżenie pokładu. Skakali. Zapadł się w nicość.

Potrząsnął głową starając się przywrócić ustawienia fabryczne ciała. Ktoś coś mówił, ale jeszcze nie docierało do niego co.
Poczuł chód metalu na głowie, ktoś mu założył jakąś obręcz na głowę? Coś ciężkiego spało mi na ramiona. Coś miękkiego musnęło jego dłoń. Jakieś futro, prawdziwe. Spojrzał w dół, czerwony płaszcz obszyty futrem z gronostaja.

Wzrok mu wrócił, widział lorda szambelana odstępującego na bok, razem z jakimś dworakiem trzymającym oburącz czerwoną poduszkę.
- Niech żyje król! Władca Unii Systemów Solarnych.
- NIECH ŻYJE!
- gromko krzyknęło, na oko z pół tysiąca osób.

Delikata dłoń wsunęła mu się pod ramię, poczuł zapach perfum.
- Mój królu, pozwól się ukoronować swojej królowej.... w sypialni.
Spojrzał w bok, w jadowicie zielone oczy Strzygi.
- Kurwa, wiedziałem, że tu coś nie gra...
Dźwięk i fonia zaczęła się rwać jak w starym filmie. Wrażenie nagłego pędu i stania w miejscu nałożyły się na siebie....

Wycie alarmów, błyski świateł. Gdzieś ktoś wrzeszczał. Ktoś szarpał go za ramię. Wata otulająca zmysły rozwiała się, spojrzał w bok, w jadowicie zielone oczy Strzygi...
- Nie mów, że chcesz usłużyć swojemu królowi - mruknął.
- Co? Skąd...? - zdziwiona przestała próbować wyciągnąć go z kokpitu. Nagle zreflektowała się i dodała - Chyba w snach.
- Może to była prorocza wizja
- zaczął wyłazić na skrzydło przechylonego anioła.
- Chyba końca świata - warknęła Strzyga zeskakując na lądowisko. Odkopnęła wijący się i iskrzący przewód zasilania.
 

Ostatnio edytowane przez Mike : 24-01-2020 o 10:29.
Mike jest offline  
Stary 24-01-2020, 11:00   #102
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
I wszystko zamarło. Zniknęło przyciąganie. Był nieważki.

Hunter otworzył oczy, których wcale nie zamykał. Był w kosmosie. Dokoła widział odległe gwiazdy.
Poczuł ukłucie lęku. Victoria została zniszczona, a on został wyrzucony w przestrzeń.
Nagłym ruchem wprowadził się w ruch obrotowy aby zobaczyć szczątki. Wokół nie było niczego.
Nagle uzmysłowił sobie, że to nie może być prawda. Wtedy poruszałby się, a nie tkwił w jednym punkcie.
- Co jest, kurwa? - powiedział na głos, ale dźwięk nie wydobył się z jego ust.

Wbrew pozorom w kosmosie nie ma mrozu jak pokazują w głupich filmach.
Nie ma tam powietrza, a próżnia to świetny izolator.
Problemem jest wręcz oddawanie ciepła więc statki i stacje wyposaża się w radiatory.
Nagle odkrył, że jest mu nad wyraz dobrze. Wręcz przyjemnie. Błogo.

Największym punktem w polu widzenia była daleka gwiazda. Słońce.
Gdy skupił na nim wzrok, poczuł że zaczyna się poruszać.
Popatrzył na swoje ciało. Na powierzchni skafandra pojawiło się dziwne tęczowe światło.
Rozrzucił ręce na boki i przyspieszył.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=ubqny3shK0E[/media]

Słońce robiło się coraz większe, ale Ian się nie bał. Nigdy nie bał się tego co nieuniknione.
Akceptował to i zastanawiał się co mógł z tym zrobić. Teraz nie mógł zrobić nic więc olał to.
Nie czuł gorąca od gwiazdy więc z ciekawością czekał co stanie się gdy się z nią spotka.

Nie było uderzenia. Zetknięcie ze słońcem spowodowało, że wrócił do rzeczywistości.
Nadal siedział w myśliwcu. Całe ciało miał obolałe. Hangar to było pobojowisko. Część wsporników stropu było połamanych.
Z góry wisiały grube kable, na końcach których przebiegały wyładowania elektryczne.
Światło było przygaszone. Nagle dotarły do niego dźwięki. Nawoływania, krzyki bólu i jęki.

Podporucznik zatęsknił za swoją wizją. Odpiął pasy i sięgnął do skrytki pod fotelem. Butelka była cała.
Schowek był wyściełany grubą pianką aby chronić przed dużymi przeciążeniami.
Pociągnął duży łyk.
- Kurwa - powtórzył gdy przełknął i zaczął powoli gramolić się z kokpitu na płytę hangaru.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 25-01-2020, 00:01   #103
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Po informacji od Jokinena, po raz pierwszy od jej pojmania, poczuła coś na kształt szacunku do głównodowodzących. Na miejscu Waszyngtona, wolałaby tak zakończyć swoja przygodę, niż jako obiekt wnikliwych badań tej nowej rasy jaką napotkali. Bo oni na pewno nie będą mniej dociekliwi co ludzcy naukowcy.

W każdym razie po raz kolejny Fierce powróciła do hangaru w nietkniętej maszynie. Powinni dawać za to jakieś granty. Gładko wylądowała, zajmując przydzielone jej miejsce i w sumie nie wiedziała co dalej. Nie zamierzała wychodzić z Anioła, bo po co, kiedy poza nim było tyle zamieszania.

Wtedy zatrzęsło całą Viktorią, a później dało się wyczuć wibrowanie pokładu.
- O ja pierdolę... - jęknęła Eyre, wiedząc co to oznacza. Odkąd zakończyła rekonwalescencję to nie najlepiej znosiła skoki. Zamknęła oczy i chciała, żeby już mieć to za sobą.

.. :: :: :: ..

[media]http://www.youtube.com/watch?v=eabz_MOhYeA[/media]

Rozbrzmiała muzyka, której nie miała na swojej playliście. Do nozdrzy uderzył ją zapach cygar i alkoholu. Otworzyła oczy i w zdumieniu spostrzegła, że siedzi na wygodnym fotelu w jakimś barze. W palcach trzymała odpalone cygaro, a przed nią, na stoliku stała szklanka z jakimś płynem. Pochyliła się ku niej i powąchała.
- Burbon... - mruknęła z zadowoleniem. Wzięła do ręki i małymi łykami zaczęła się delektować. Smakowała jakby ostatni raz piła ją w poprzednim wcieleniu.
Nie obchodziło jej skąd się tu wzięła, ani nie wnikała czy to sen. Było miło, przyjemnie i miała alkohol.

Rozsiadła się na skórzanym fotelu i przymknęła oczy. Mogłaby tu siedzieć i całą wieczność.

- Dobrze się ustawiłaś - znajomy głos zadziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Wyprostowała się i spojrzała ku osobie, która zaraz usiadła naprzeciw niej.
- Nie mam sobie nic do zarzucenia - prychnęła, patrząc mężczyźnie prosto w oczy i zgasiła końcówkę swojego cygara w popielniczce.
- Żyjesz - powiedział z wyraźną pretensją. - Nie to co my.

Nagle wszyscy goście baru odwrócili się w jej kierunku i dopiero teraz Eyre zauważyła, że ich wszystkich zna. Każda z tych osób była martwa. Czuła na sobie ich spojrzenia. Muzyka zamilkła i atmosfera zrobiła się cholernie duszna.
Powoli odstawiła szklankę i wtedy z obrzydzeniem zauważyła, że zamiast alkoholu jest w niej gęsta ciemna ciecz i wnet poczuła metaliczny posmak w ustach. Splunęła krwią na podłogę. Zemdliło ją.

- Czemu ty? - Mężczyzna wyciągnął pistolet i ponad stołem wycelował w Fierce, jakby chciał ją w ten sposób zachęcić do zwierzeń. - Co ci dali za zdradzenie nas?
Eyre przetarła ramieniem usta i ponownie rozejrzała się po barze. Wszyscy byli uzbrojeni. Tylko nie ona. Przesrane.

Zamiast udzielenia odpowiedzi, kopnęła w stolik i zanurkowała pod niego. Mężczyzna puścił broń, gdy blat go uderzył w pierś. Eyre dobrze wiedziała, że przy nodze trzymał saksa i po niego sięgnęła. Dobyła ostrza i natychmiast wbiła je w podbrzusze napastnika. Krew polała jej się na ręce, krzyk bólu wywołał poruszenie na sali. Fierce puściła rękojeść i doskoczyła do upuszczonego pistoletu.

Rozległy się strzały. Zaklęła, gdy jeden sięgnął ją, boleśnie raniąc lewy bark i ledwo udało jej się skryć za masywną kanapą na której wykrwawiał się ten którego dźgnęła. Wychyliła się i w trzy strzały, zdjęła dwóch ludzi.
- Nie dasz rady nam wszystkim! - rozległ się czyjś gardłowy krzyk. - Poddaj się, a może zabijemy cię.

- Pierdol się, Henk ! - warknęła Fierce i strzeliła do niego, a następnie ostrzelała bar. Butelki z wysokoprocentowym alkoholem rozlały się, zalewając z wolna całą podłogę.
Ktoś próbował dobiec do Eyre, ale ta bez mrugnięcia okiem strzeliła mu prosto w twarz. Sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła zapalniczkę. Odpaliłają i rzuciła w rozlany alkohol.
Ogień rozprzestrzenił się w mgnieniu oka, trawiąc wszystko na swojej drodze. Chaos zapanował na sali i Fierce mogła w końcu rozejrzeć się za drogą ucieczki.

Najbliżej siebie dostrzegła drzwi na zaplecze. Nie mogła być wybredna. Już miała rzucić się do ucieczki, gdy ktoś złapał ją od tyłu. Odwróciła się i...

.. :: :: :: ..

Aż stęknęła, gdy uprząż pasów bezpieczeństwa nie pozwoliła jej wstać. Znów była w kokpicie Anioła. Lewy bark palił ją jak jasna cholera, zupełnie jakby złamała obojczyk. Przetarła ramieniem mokre od potu czoło i opadła na siedzenie.
- Tyle dobrego alkoholu zmarnować... - wzdrygnęła się, choć tak naprawdę to zobaczenie znajomych twarzy, teraz już trupów, nią wstrząsnęło. Zwykle skok wywoływał w niej nerwoból w losowym miejscu na ciele, ale teraz doświadczyła czegoś mocno popapranego i niepokojąco realnego. Wciąż miała w ustach smak krwi, ale ręce miała czyste. Wyciągnęła z kieszeni leki przeciwbólowe i je łyknęła.

Potrzebowała chwili, żeby się pozbierać. Zablokowała od wnętrza dostęp do jej myśliwca. Zaczęła dłonią rozcierać sobie bark. Drugą ręką sięgnęła po kradzione ciastka i zaczęła się nimi zajadać, by pozbyć się nieprzyjemnego smaku z ust.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 27-01-2020, 02:36   #104
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
„Chyba się nie będziemy lubić”
Pomyślał pod adresem dowódcy Huntersów.
„Przecież to samo powiedziałem” Już miał się odezwać ale… w sumie po co? Żeby popyszczyć jak w szkole. Jak musiał mieć ostatnie słowo. Grunt że robił co trzeba. Poza tym poza ich dwoma skrzydłami działy się dużo ciekawsze rzeczy. Victoria w końcu zaczęła pokazywać że jej nazwa nie jest pustym frazesem. Cowboy poczuł ciarki na plecach. Widok był straszny i piękny jednocześnie. Zwłaszcza że na powrocie nie mieli już wpływu na przebieg starcia i pozostało mu jedynie obserwować jak…

- O w dupę… - Wyrwało mu się na kanale ogólnym gdy Newman ostrzelał Waszyngotna. W tej chwili odeszła mu wszelka ochota dowodzenia. Z jednej strony doskonale rozumiał sytuację taktyczną a jednocześnie wiedział że on nie był by zdolny do podobnej. Widok eksplodującego niszczyciela wrył mu się bardziej w pamięć niż śmierć Shortiego.
W końcu dotarli na lądowisko obsługa uwijała się jak w ukropie. Z ich skrzydła posadził anioła jako ostatni. Jak na cowboja przystało dopilnował by całe jego stado dotarło bezpiecznie do zagrody. Nim zdążył wygasić silniki chwytaki magnetyczne zaczęły jego maszynę na stanowisko. W pierwszej chwili zdziwił się że nie było to jego stanowisko. Komputer hangaru rozpoznał maszynę kadeta i odstawił ją na jej pierwotne miejsce.

- Kij diabeł… - mrukną niezadowolony. Jedno spojrzenie na zdjęcie dziewczyny przypomniało mu że jednak zaparkowali myśliwiec na właściwym miejscu. Charakterystyczny szczęk zacisków zabezpieczających podwozie był jak ostatni akord w piosence i działał na niego uspokajająco. Opadł na fotel rozkoszując się chwila spokoju. Kabina anioła tłumiła większość dźwięków chaosu który rozgrywał się poza maszyną.
Nim zdążył cokolwiek zrobić rozległ się komunikat skoku.

- Skoczyli. Cholera tak od razu…

„To było dziwne.”

W nicości która zapadła nie powinien mieć czasu na takie myśli. Po chwili, poza wrażeniem że miał coś ważnego na głowie nie pamiętał nic z tego wydarzyło się jeszcze godzinę temu…
Liczyło się tylko to że dosiadał swojego wierzchowca. Siedział wyprostowany w siodle. Na głowię miał kapelusz który pachniał nowością. Nowa skóra siodła skrzypiała, jeszcze nie zdążyła ułożyć się na grzbiecie. Za jakiś czas będzie idealnie dopasowana do wierzchowca i jeźdźca. Wiatr we włosach, słońce na twarzy. Zapach świeżej wyprawionej skóry…

„Tak musi wyglądać szczęście. Koń, siodło, przestrzeń… ”

Po chwili zaczął widzieć siebie jakby w trzeciej osobie… Kamera odjechała…

„Gdzie jest preria?”

Mknął przez czarną przestrzeń usianą drobnymi światełkami gwiazd. Kamera odjechała jeszcze trochę, mknął jeszcze szybciej. Wierzchowiec niósł go z
nieprawdopodobną prędkością.

„Gdzie ten cholerny koń?”

Siodło było założone na piękną lśniącą nowością rakietę z charakterystycznym opalizującym znakiem głowicy nuklearnej a on siedział na niej okrakiem.

Kamera odjechała jeszcze dalej. Mkną przez kosmos wśród całego stada rakiet. Siedzący okrakiem na rakiecie Cliff zaciągną kapelusz popędził rakietę niczym wierzchowca. Rakieta bryknęła i jeszcze przyśpieszyła. Cliff ze swoim stadem odlecieli w czarną przestrzeń kosmosu. Po chwili obraz przyśpieszył i zaczął się zmieniać. W kilka uderzeń serca zobaczył całą dzisiejszą walkę. Ostatnią sceną był Cliff siedzący w kabinie anioła. Najazd kamery przyśpieszył. Ostatnią myślą był strach że rozmaże się na kabinie anioła. Uderzył i wszystko stało się czarne ...

- AAA!!! – Obudził się drąc na całe gardło w kabinie myśliwca. Światło koło w oczy, alarm świdrował uszy. Czuł się tak, jakby roztrzaskał się razem z kamerą na swojej kabinie. Każdy ruch bolał. Zaczął szukać blistera z tabletkami od Chou. Nim zdążył zażyć zdał sobie sprawę że dzwonienie w uszach to nie alarm radiacyjny.

– Uch, na szczęście to nie to… - odparł z ulgą. Hangar wyglądał jeszcze gorzej niż przed skokiem. Kabina zaczął się otwierać z cichym sykiem pneumatyki. Powoli zaczął się gramolić z kokpitu. Czuł się jakby muł kopną go w głowę.

- Ale rodeo… - sapną gdy postawił nogi na pokładzie i zatoczył opierając o kadłub anioła.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 28-01-2020, 10:50   #105
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Na Victorii zapanował chaos. Zerwany został łańcuch dowodzenia. Wielu oficerów po skoku było w kiepskim stanie. Nawet nie fizycznym, choć odnotowano dość liczne wypadki. To skok był naprawdę ciężki. Wszystko spontengował fakt, że medycy zajmowali się najciężej rannymi, którzy ucierpieli podczas starć z robalami i część oficerów, która powinna być wycofana ze służby wprowadziła jeszcze więcej zamieszania. Najwyższe dowództwo było niedostępne zamknięte na mostku próbowało zapewne znaleźć wyjście z tej szalonej sytuacji, a to, że nie pojawił się jeszcze żaden komunikat budziło jeszcze większy niepokój.

Do wysłania w przestrzeń przygotowano eskadrę Nightsky ale ostatecznie wstrzymano ich start.

Plotki, które krążyły po okręcie nie wróżyły dobrze. Wszyscy wiedzieli, że maszynownia ucierpiała, szczególnie napęd skokowy i elektrownia, komunikaty o tym krążyły w sieci taktycznej ale faktycznie niewiele było wiadomo. Plotki w zależności od miejsca, w którym się ich słuchało mówiły o całkowitym zniszczeniu napędu skokowego i destrukcji sporej sekcji elektrowni, co zmusiło obsługę statku do dryfu i napraw w przestrzeni…Inni twierdzili, że uszkodzenia były ale newralgiczne komponenty nie uległy uszkodzeniu, a większość uszkodzeń została naprawiona jeszcze przed skokiem. Nie ulegało jednak wątpliwości, że statek z jakiegoś powodu przeszedł w dryf minimalizując emisję.

Minęło blisko 8 godzin od rozpoczęcia bitwy z robalami. Taką ksywkę oficjalnie dostały te poczwary. Wszyscy wiedzieli, że nad jednym z tych osobników pastwią się spece w laboratorium. Jednak niewiele można było się stamtąd zobaczyć nikt tam nie mógł wejść ani wyjść. Drogę zastawili Marines w ciężkich pancerzach bojowych MK III.

Ogólnie to właśnie Marines wyglądali na najbardziej wkurwionych. DUżo krzyków, wszędzie pełno broni i nerwowość jaka się im udzieliła skupiała się na reszcie załogi, która musiała dryblasom schodzić z drogi.

Dopiero po 8 godzinach rozległ się głośny komunikat wzywających wszystkich na apel. Wszyscy nie wykonujący aktualnie prac krytycznych mieli pojawić się na 2 pokładzie hangarowym.

Był on niemal opróżniony na tą okoliczność. Jeszcze kilka godzin temu było tu gęsto od maszyn i pilotów. Cała Victoria przepełniona była sprzętem. Teraz niemal cały pokład był opustoszały. Dla pilotów tak pusta przestrzeń hangaru była niczym sól na rany. Tu stały ich maszyny. Maszyny kolegów którzy nie wrócili. Victoria bez myśliwców była jak weteran bez kończyny…

Platforma transportowa była delikatnie podniesiona a na niej stał Kapitan z Pierwszą oficer po prawej stronie i CAG po lewej stronie, większość głównej obsady mostka stała za nim. Mimo to na obszernej platformie było ich tak jakoś mało…

W przestrzeni hangarowej zebrało się blisko 800 osób. Było tłoczno. Część nawet stała na korytarzach.

Apel i tak będzie na pewno nadawany przez interkom więc wszyscy i tak będą poinformowani.

Kapitan jeszcze coś uzgadniał ze swoimi podkomendnymi na platformie. W końcu zebrał się w sobie i wystąpił do przodu. Ci stojący najbliżej widzieli malujące się na jego twarzy zmęczenie, tremę, stres i wiele innych uczuć. Ci którzy znali go osobiście wiedzieli, że nienawidzi takich apeli…

- Panie, Panowie, załogo USS Victoria… - zaczął - Stanęliśmy na progu nowej wojny. Jak doskonale wiecie. Zostaliśmy zaatakowani przez wrogie siły. Musieliśmy się jednak wycofać by zminimalizować straty i przekazać zdobytą wiedzę do centralnego dowództwa Unii. Transfer jednak się nie powiódł. Naszym ekspertom nie udało się jednoznacznie określić przyczyny tego zjawiska. Na pewno miał tutaj wpływ jak to określili “Czynnik zewnętrzny”.. Innymi słowy wróg dysponuje technologią, która utrudnia wykonanie skoku. Na podstawie danych z sensorów określili, że formacja wroga była celowa. Utworzona została siatka zakłóceń grawitacyjnych, która wybiła okręt z kursu tachionowego. Według naszych techników skok nie powinien się w ogóle udać w takich warunkach. System nie pozwoliłby na skok. Jednak ze względu na obejścia zarówno w systemach zasilania jak i samego napędu skokowego alarmy zostały zignorowane. To że przetrwaliśmy zawdzięczamy masie naszego lotniskowca, świetnej pracy techników, doskonałej astrogacji i najprawdopodobniej uszkodzeniom wrogich jednostek w ostatniej fazie starcia. To czy skok udał się uszkodzonemu niszczycielowi USS Huston nie wiemy. Najprawdopodobniej przebił się również przez barierę, ale niestety są duże szanse że nie przetrwał samego skoku. Ma na to nie duże szanse. Sam skok był bardzo ciężki dla naszej matki. - Kapitan nabrał powietrza i powiedział to co musiał- Victoria straciła napęd skokowy. Uszkodzenia są krytyczne. Stabilizatory zostały przeciążone i zniszczone… Wszystkie… Gigantyczny pobór mocy uszkodził również zasilanie. Choć uszkodzenia tutaj to raczej wymiana przepalonych obwodów i nie potrwa długo przywrócenie pełnej sprawności. - Newman przerwał i nabrał ponownie powietrza… A to oznaczało tylko jedno... kolejne złe wieści - To nie koniec złych informacji na skutek anomalii grawitacyjnej doszło do zmiany wektora tachionowego co w połączeniu z uszkodzeniem napędu doprowadziło do tego, że zostaliśmy wyrzuceni zupełnie w innym miejscu niż docelowe miejsce skoku. To, że tak długo trwało zanim przekazujemy wam tą informację spowodowane było tym, że chcieliśmy ustalić miejsce, w którym wylądowaliśmy. Nasze mapy nie były w stanie ustalić gdzie się znaleźliśmy. Dopiero zebranie większej ilości informacji pozwoliło na przybliżone ustalenie naszej pozycji…. - Zamarł ponownie, nie zdając sobie sprawy z tego jak potężne napięcie zbudował w załodze, która zamarła słuchając go - Jesteśmy głęboko w przestrzeni Kilrah. Opuściliśmy sektor Qui Go Lean znaleźliśmy się w okolicach pasa oriona nieco powyżej płaszczyzny ekliptyki. Nazwy sektora w języku Kilrah nie wymówię, ale można ją przetłumaczyć jako Krwawe Bezdroża… - Przez tłum przeszły szepty. Ci którzy choć trochę interesowali się tematem wiedzieli, że ten sektor należy do najsilniej bronionych wśród sektorów granicznych. Newman też zamarł widząc jak jego słowa wzbudziły niepokój. Dopiero kuksaniec od Pierwszej oficer wybudził go z otępienia - Proszę o spokój! Sytuacja jest pod kontrolą, podjęliśmy wszelkie działania mające uchronić naszą jednostkę przed wykryciem do czasu odzyskania pełnej sprawności bojowej. Wstrzymane zostały wszelkie loty, naprawiane są wszystkie ocalałe maszyny. Statek pozostaje na niskiej emisji w dryfie. Znajdujemy się niedaleko systemu zwanego Gniazdem Łowców. W dryfie dotrzemy tam za 5 dni. Do tego czasu załoga i sprzęt muszą być w pełnej gotowości. - Zamilkł i nabrał ponownie powietrza… Teraz już wszyscy powtórzyli jego gest - Podczas boju straciliśmy wielu dobrych pilotów, oficerów i marynarzy. Całą załogę USS Waszyngton wraz z załogami kutrów.... Straciliśmy 16 Aniołów, 33 Ważki, 5 Herkulesów i 3 myśliwce klasy Nightsky, a wraz z nimi 52 pilotów… - nastała ponownie cisza - Nie czas jednak teraz na wspominanie bohaterów. Mamy tylko 5 dni na przygotowanie się do wejścia na teren wroga. Musimy więc przeorganizować skrzydła. Mamy rannych pilotów, którzy wymagają jeszcze długiej specjalistycznej terapii. Na pewno nie zdołają wrócić do czynnej służby stąd w trybie wojennym dokonujemy następujących przesunięć. Do skrzydła A zostaje przeniesiony Starszy Pilot Danny Warrington jednocześnie otrzymuje awans na młodszego podporucznika floty USS. Awans czekał na niego w moim biurku już od pewnej chwili. - zawahał się na moment słysząc że wypowiedział na głos myśl, którą wolał zachować dla siebie - Jednak jego postawa podczas ostatniej misji bezapelacyjnie potwierdza, że jest gotowy do objęcia dowództwa. - Rozległy się delikatne owacje, zwłaszcza z żeńskiej strony personelu pokładowego, jednak szybko zostały urwane przez kapitana który podniósł rękę. - Nominacje, ordery i cała reszta przyjemności zostaje przeniesiona na spokojniejsze chwile. Teraz mamy ważniejsze tematy. Rozwiązujemy skrzydło F. Piloci uzupełnią braki w skrzydłach A i B, w dalszym ciągu są to skrzydła uderzeniowe. Podporucznik Adrien Gebbels obejmie dowództwo nad pozostałymi ważkami. Lżej ranni ze skrzydeł od H do J przejdą do Skrzydeł C i D. Do skrzydła D dołączą też piloci z likwidowanego skrzydła N. Maszyny dołącza do skrzydła M. Skrzydło C i D dalej będzie pełnić rolę drugiej linii. Skrzydło R zostanie uzupełnione najlepszymi z kadetów i będzie pełnić rolę wsparcia. Harmonogramy treningów zostały już ustalone, proszę wszystkie eskadry o przestrzeganie harmonogramów. Technicy obiecali, że większość maszyn będzie gotowa. Ewentualne braki uzupełnione zostaną maszynami treningowymi przezbrojonymi w ostry sprzęt. Walka nadszerpnęła nie tylko park maszyn ale również zapasy amunicji szczególnie rakiet. Warsztaty pracują na 100% wydajności, jednak jako priorytet jest postawienie maszyn na nogi oraz naprawa podzespołów. Zdajemy sobie sprawę, że sytuacja jest trudna. Dlatego proszę was o wzmożenie pracy i wysiłku nas wszystkich. Tak byśmy zdążyli przygotować się na nieuchronne. Wszystkie szczegóły odnośnie nowych przydziałów możecie przedyskutować z CAG oraz z działem technicznym.


Macie swobodę opisów co robiliście do czasu apelu, jak odreagowaliście bitwę, skok itp. Możecie wprowadzić lub wykorzystać npc z pliku z bohaterami. Dobrze było by w miarę możliwości ich tam wrzucać. Łatwiej się będzie w tym orientować. Jak ktoś nie ma dostępu niech pisze. Piszcie też co chcecie robić po apelu. Diuk powinien postawić jakiegoś drinka zarówno starej jak i nowej ekipie..
Obowiązuje układ statku zaproponowany przez Diuka. Zbudujcie troszkę tła dla swoich bohaterów. Czas do czwartku rano. Później sytuacja nieco się skomplikuje

 

Ostatnio edytowane przez Fenrir__ : 28-01-2020 o 11:05.
Fenrir__ jest offline  
Stary 29-01-2020, 23:11   #106
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- Eyre, mamy wezwanie do NightSkya - naglący głos Simona wyrwał ją z rozmyślań.

Dopiero teraz zauważyła komunikat. A raczej dotarło do niej że tępo się wpatrywała w ekran.
- Już, nic się nie stanie jak poczekają - odburknęła i zaczęła rozpinać się z uprzęży pasów. Zostawiła puste opakowanie po ciastkach, odblokowała drzwi Anioła o wyszła na hangar.

Pobojowisko jakie tam zastała było bardzo znajomym widokiem. Na pirackich transportowcach taki nieład był codziennym tłem. Można było powiedzieć, że poczuła się jak u siebie.
W tym nieładzie musieli się z Jokinenem dobrze rozglądać, żeby trafić do niewidzialnych myśliwców. Na miejscu spotkali innych szczęśliwców wytypowanych do lotów.

Wstępne założenia misji zakładały lot wokół Viktorii. Ale na razie nie był podany czas wylotu. Lepiej więc było zrobić sprawdzenie maszyny jak najszybciej, bo w takich okolicznościach zwykle oznaczało to kilka minut.
Eyre z Simonem zasiedli na swoich fotelach i czekali w napięciu na sygnał do wylotu.

Co dziwne po dwóch kwadransach nadal nie było rozkazu. Można byłoby na to narzekać, ale Fierce zwyczajnie była już zmęczona. Chyba coś musiało się poważnie spaprać, skoro wciąż nie było aktualizacji statusu położenia w jakim się znaleźli. Kolejny kwadrans minął.

- Ten skok był dziwaczny - ponownie głos Jokinena zakłócił jej osiągnięcie Zen.
- Czemu? - ignorowanie go nie miało sensu, bo nie działało. Lepiej było udać zainteresowanie. Z resztą co innego mieli do roboty? Równie dobrze mogli pogadać.
- Miałem taki dziwaczny sen. Pierwszy raz coś takiego miałem podczas skoku - przyznał.

"Farciarz" pomyślała Eyre.

- To muszę usłyszeć - powstrzymała się od odpowiedniego na ten moment komentarza.
- Razem ze swoim bratem chodziłem tropiłem potwory i ze strzelbą nabitą solą strzelałem do nich. Popieprzone, nie? - zaśmiał się.
- Ty nie masz rodzeństwa - zauważyła Eyre, wykazując się przy okazji tym, że jednak zdarza jej się słuchać tego co do niej mówi.
- No właśnie - przytaknął. - A ty?

Dobrze nie skończyli tematu, gdy otrzymali komunikat. Lot Night Sky został odwołany a piloci otrzymali czas wolny.

- Dziwne - mruknęła Fierce po przeczytaniu tego. Expiratka wykorzystała to rozproszenie, by nie ciągnąć rozmowy o tym co sama widziała podczas skoku.
- Nie będę narzekał - stwierdził z przekonaniem Simon i zaczął rozpinać pasy.
- Nie to nie, bez łaski... - dodała Eyre idąc w jego ślady. - Marzę wziąć prysznic.
- Ta, ja też - zgodził się z nią.

Wyszli i skierowali się prosto do kajut pilotów. Eyre co chwilę sięgała do barku, próbując rozmasować sobie wciąż trochę bolące miejsce.

.. :: :: :: ..

Zimna woda leciała z prysznica na nagą kobietę. Z zamkniętymi oczami i twarzą pod strumieniem tkwiła tak od dłuższej chwili. W końcu zaczęła dygotać z zimna i wyłączyła natrysk. Sięgnęła po ręcznik i wyszła ze swojej małej prywatnej łazienki. Wytarła się i położyła naga i z wilgotnymi włosami na koi. Podejrzewała, że zainstalowali jej monitoring w kajucie, ale miała na to wywalone. Sięgnęła po tablet i z nudów zaczęła przeglądać dane jakie mieli udostępnione z bitwy.
- Żyjące statki. A myślałam, że to tylko bajki - skomentowała oglądając co wyraźniejsze zdjęcia floty robali. Spędziła nad tym ponad godzinę, aż zgłodniała.

Sprawdziła oficjalne dane na temat sprawności Viktorii i dostępności pomieszczeń na pokładzie. Widząc, że garkuchnia jest czynna wiedziała już co dalej ze sobą zrobi. Ubrała się w świeży komplet odzieży i wyszła z kajuty. Do Jokinena nie miała daleko. Dosłownie drzwi bok. Zapukała.
- Chodź jeść - powiedziała jak tylko pojawiła się jego zaspana gęba.
- Chwila... - warknął i zniknął za zamkniętymi drzwiami. Eyre oparta o ścianę czekała aż się wybierze. Owszem mogła iść tam sama, ale z opiekunką była mniejsza szansa, że będzie musiała się z kimś użerać. A teraz wszyscy na pokładzie zdawali się mieć nerwy w strzępach. A gdy człowiek przeżyje śmierć, potrafi przewidywać jej sztuczki.

.. :: :: :: ..

Komunikat od góry spotkał ich gdy kończyli jeść. Akurat kiedy Simon rozkręcił się z opowiadaniem o swojej "wizji skokowej". Ale musiała mu przyznać, że całkiem wciągające było to o czym opowiadał.
- Chodźmy, im prędzej pójdziemy, tym lepsze miejsca zajmiemy - ponagliła Eyre.

.. :: :: :: ..

Na apelu słuchała uważnie i z miną nie wyrażającą emocji. A byli na terytorium wroga.
- To nas wywaliło ostro z kursu - syknęła. Trochę wiedziała o tym jak to miało tu wyglądać z opowieści swoich niewolnic. Tak, wykupienie niewolników z rąk kogoś kto źle ich traktował i danie im lepszych warunków bytowych dawało lojalnych sługów, chętnych do otworzenia się na nowego pana. Kocice opowiadały jej o swoim dawnym domu, ale to bardziej z potrzeby rozmowy, niż chęci zdradzania informacji o swojej rasie. Ale dla Eyre najbardziej przydatne było nauczenie się języka wroga.

Nie mniej głupio by było teraz trafić do niewoli kotów, ale nie takie rzeczy jej fundował Los. I nie, expiratka nie brała pod uwagę, że zginie, bo ku swojemu nieszczęściu potrafiła przeżyć coś czego nie powinna była.

Plan przedstawiony przez dowództwo był sensowny. Jeśli tylko nie będą mieli jakiegoś durnego niefartu, że jakiś transportowiec się im przypadkiem przyplącze to się mogło udać.
- Podobno na centralnej planecie kotów tego rejonu mają piękne plaże z wielkimi porostami przypominającymi palmy - skomentowała Fierce pochylając się do Jokinena. Ten machnął ręką skupiony na słowach Kapitana.

Fascynujące było natomiast to czego dowiedzieli się o technologii robali.
- Jak nic, chcieli nas złapać, żeby mieć żarełko, złowić nas jak w sieć - skomentowała to.
Simon spojrzał na nią i zrobił ponurą minę. Chyba zgodził się z jej twierdzeniem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 30-01-2020, 09:50   #107
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
St. John rzadko miał do czynienia Nemienkov, ale dobrze wiedział czego się można po niej spodziewać. Uwielbiała wodzić mężczyzn za nos i powodować żeby robili dokładnie to czego czego ona chciała. Jej kombinezon był ewidentnie przerobiony aby lepiej opinać jej ciało, a suwak rozsunięty na tyle, aby nie zostawiać wiele wyobraźni.

Chodziły plotki, że gdyby Nemienkov miała jakaś chorobę weneryczną to miałaby ją tez połowa statku. Hunter osobiście w to nie wierzył. Mógłby co prawda dać jej do zrozumienia, że nie rusza go połączenie jej figury ze sposobem poruszania się, ale po pierwsze byłaby do nieprawda, a po drugie straciłby naprawdę ciekawy widok.

Gdyby nie to, to kroplówka przeciwradiacyjna byłaby nie do zniesienia, a tak nie miał na co narzekać. Jeśli Chou robiła to z pełną świadomością to odwalała świetną robotę jako pielęgniarka.

***

Stojąca obok Huntera Jasmine nagle odezwała się cicho.
- Bez sensu - wymamrotała wpatrzona w kapitana.
- Co mówiłaś? - podporucznik musiał przysunąć się, żeby zrozumieć.
- N-nic - wyraźnie przetraszyła się.
- Kapitan już kilka razy pokazał, że nie jest geniuszem podczas podejmowania decyzji. Jednak są inne osoby, do których można iść. Nawet nieoficjalnie. Oboje wiemy, że po wyjściu ze skoku wygenerowaliśmy błysk tachionowy. A teraz dryfujemy sobie spokojnie w kierunku z jakiego może nadlecieć wróg sprawdzić co to było. Jak chcieliśmy być niewykrywalni to trzeba było od razu zmodyfikować kurs i wygasić systemy - zachęcił swoim wywodem. - Mów - polecił. - Jak już coś zaczynasz gadać to raczej ma to sens.
- Ustalanie położenia nie powinno zajmować tyle czasu. Na pewno nie ze sprzętem Victorii. No chyba, że komputer im szlag trafił podczas skoku - powiedziała najbardziej rzeczowo i zwięźle jak tylko potrafiła.
- Kurwa - powiedział Hunter nadal patrząc na kapitana.
- Ale jeszcze coś mi się skojarzyło - dodała niepewnym głosem.
- No? - zachęcił.
- Ale to tylko takie... - zadukała.
- Jak coś wiesz to mów. Chcesz mieć nas wszystkich na sumieniu? - zapytał i natychmiast pożałował.
- Pierdol się! - usłyszał w odpowiedzi i dziewczyna zaczęła się przepychać w kierunku wyjścia.
- Kurwa - powtórzył gdy dotarło do niego co właśnie powiedział.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 30-01-2020 o 14:24.
Raga jest offline  
Stary 02-02-2020, 10:25   #108
 
harry_p's Avatar
 
Reputacja: 1 harry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputacjęharry_p ma wspaniałą reputację
Z początku Victorią trzęsło i bujało ale po wnikliwej obserwacji pokładu Cliff doszedł do wniosku że to nie lotniskowiec tańczy „chodzonego”. Na szczęście zaczynał dochodzić do siebie. Powoli zaczął się kierować w stronę stanowisk cumowniczych skrzydła A. Pięć pustych stanowiska dobitnie świadczyły o tym jak niewiele brakowało. Kolejne dwa stanowiska trzymały na klamrach jego anioła oraz maszynę Wood’iego. Ekipy na początku starcia pewnie zaczęły wstępny demontaż gdyż maszyny miały częściowo zdemontowane płyty poszycia które teraz walały się po pokładzie. Tylko maszyna Bernarda nie miała świeżych blizn. O dziwo Jego skrzydłowy nadal leżał w kokpicie. Cliff zaniepokojony podbiegł do maszyny wspiął się po uchwytach. Siłowniki z sykiem uniosły osłonę. Haqim wzdrygną się otrząsną jak pies.

- Ale delirka…- Mrukną.
- Buahaha – Przy maszynie stał „Szaman” rechocząc - Kimać w takiej chwili. Temu to dobrze.

Cliff szturchną swojego skrzydłowego i zeskoczył na pokład.

- Jak tam Eagle. – Zaczął dopytywać Cliff
- Rzyga za rogiem. – Avis wskazał kciukiem sąsiednią maszynę
- Kassim, Grey? – Dalej inwigilował pilota.
- Ledwo co wyłuskali ich z kabin. – zameldował. – A o mnie nie pytasz? – Zapytał z udawaną urazą.
- A co? Braknie ci czegoś?
- Żarcia, ssie mnie jak po dobrym paleniu. – Wyszczerzył białe jak perełki zęby.

Między czasie Haqim wytoczył się ze swojego myśliwca. Zatoczył się tak że Cliff musiał go podtrzymać. Najwidoczniej On, Haqim i Melborn będą musieli odchorować skok za to Szaman bawił się najlepsze.
- A ten czego się rechocze? – zapytał oburzony pilot.
- Zawsze dobrze znosił skoki, ale to cholera przesada.

Cliff i Haqim zostawili uhahanego Szamana i powlekli się w stronę ambulatorium. Clivland musiał sprawdzić co z resztą chłopaków. W miarę sprawnie dotarli do ambulatorium. Szalony doktor już zajmował się Greyem, na nadgarstku miał czerwoną opaskę z kodem kreskowym. Kassim czekał w kolejce, na jego nadgarstku była żółta opaska. W ambulatorium znajdowali się tylko czerwoni pacjenci. Przy drzwiach byli żółci a nieco dalej zieloni. Ibrachim uwijał się przy rannych z taką samą wprawą jak jeszcze niedawno oni z pijawkami. Po nieskazitelnie czystym kombinezonie Chou pozostało tylko wspomnienie. Pielęgniarka pomimo zmęczenia nie straciła pewności ruchów. W końcu na lotniskowiec nie trafia się z przypadku.
- Wróciłeś, cały. – Przywitała go z ulgą. Posyłając mu zmęczony uśmiech.
- Wróciłem ale... - zaciął się
- Tak niewielu pilotów wróciło. Większość tych tu, to marynarze. – Przerwała mu wskazując ambulatorium.
- Przyszedłem zobaczyć co z tobą i z chłopakami. – Odparł wskazując na Greya i Kassima
- Znacie się? – Zapytał Haqim wlepiając się w obcisły kombinezon pielęgniarki.
- Leczyła mnie po rajdzie na rakietach. – Wyjaśnił Cliff
- Leczyła? Acha.– Zapytał uśmiechając się głupio skrzydłowy. Cliff szturchną Haqima. Ten tylko się wyszczerzył jeszcze bardziej.
- Doktor robi co może. Są w dobrych rękach.
- Na pewno. Dobrze że tobie nic się nie stało. – Dukał wpatrzony w pielęgniarkę.
- Podaj mi rękę. – Delikatnie ujęła do za nadgarstek. Nadal miał ambulatoryjna opaskę z kodem kreskowym. Zeskanowała kod. Uśmiechnęła się. – - zagryzła dolną wargę. – Powiedzmy że nie ma tu warunków. – Odznaczyła coś na tablecie. – Załatwione. Za cztery godziny muszą mnie tu zmienić. A ty akurat będziesz potrzebował pielęgniarki… Mam nadzieję że po nią przyjdziesz.
- Przyjdzie, przyjdzie. – Odpowiedział za niego Haqim ciągnąc go do wyjścia bo Ibrachim wskazał pilotów dwóm rosłym sanitariuszom.

Na szczęście skutki skoku mijały dość szybko a pilotów dobierano nie tylko ze względu na urodę ale i na tempo regeneracji. Błyskawicznie zaliczył łaźnie i kantynę biorąc coś na „na drogę”. Już bez skafandra ale za to w kapeluszu dżinsach i flaneli na powrót znalazł się w hangarze. Mechanicy i technicy i pozostała obsługa powoli już ogarniali cały ten bajzel. Szło im powoli bo było huk roboty. Ucierpiały nie tylko myśliwce ale też sama Victoria. Ekipy zgodnie z protokołem zaczęły od celów priorytetowych, czyli samej Victori oraz najmniej uszkodzonych maszyn w myśl zasady „Lepiej w pięć godzin mieć pięć sprawnych maszynę niż po 5 mieć jedną” Więc jego anioł był gdzieś na szarym końcu kolejki. Nie mógł mieć do nich żadnych pretensji. Pogładził czule kadłub.
- Musimy dbać o siebie, co mała. Ty przywiozłaś mnie do domu. Ja poskładam cię do kupy.
Zaczął do uporządkowania kwadratu swojej maszyny. Zgarną złom do kontenera. Potem obejrzał maszynę.
- Zobaczymy co masz pod sukienką mała.
Znalazł kilka odłamków które musiały wbić się w instalację podczas skoku.
- A ty czego tu? – Usłyszał za plecami.
Cliff odwrócił głowę. Za plecami stał młodszy technik, na tabliczce miał napisane T. Jason.
- Stoi tu taka samotna moja panienka to pomyślałem że zadbam o nią. Zajrzę pod kieckę, poklepię po pupci. O drzazgę wyciągnę. - Sykną wyciągając kolejny kawałek żelastwa.
- A więc to ty go tak załatwiłeś. – Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Ta, a teraz przyszedłem się przeprosić. U nas na koloniach musisz umieć to i owo. Całego go nie poskładam ale chociaż pomogę, narzędzia podam…
Mechanik prychną, wzruszył ramionami i poszedł dalej. Nagle zadzwonił komunikator. Chou wkrótce kończy zmianę.
- No nie bądź zazdrosna, wrócę. – Rzekł na odchodne.

Wkrótce znów stał przed ambulatorium wszyscy „czerwoni” już byli opatrzeni. Za to „żółtych” i „zielonych” jakby przybyło. Zaczęli się zgłaszać poszkodowani w wyniku skoku i co lżej ranni po służbie.
- Najchętniej bym cię zatrzymał. Nie wiem, ale jakoś tak dobrze działasz na pacjentów. – Usłyszał głos Doktora Ibrachima.
- Przyszli Deen i Beth, będziemy sobie tylko przeszkadzać. – Broniła się pielęgniarka. Odpowiedziało jej tylko westchnienie. Po chwili Chou wyszła na korytarz niosąc pod pachą kroplówkę.
- Jesteś. – Ucieszyła się. – Niestety do tego – pokazała woreczkiem z żółtawym płynem - musisz się położyć.
Po chwili rozmowy wylądowali w kajucie Clivlanda. Cowboy posłusznie położył się na pryczy, Chou podłączyła kroplówkę i położyła się obok niego. Nim wyszła z ambulatorium zmieniła poplamiony kombinezon. Cliff zaczął powoli rozpinać bluzę.
- O to już dziś widziałem. – Uśmiechnąć się do dziewczyny. Wsuwając dłonie pod ubranie. – Auć… - Sykną gdy rurka kroplówki pociągnęła za weflon.
- Nie tak szybko cowboyu. Znów nabroisz, a ja mam dość widoku krwi na dzisiaj. – Powiedziała tonem od którego topnieją góry lodowe. Chou wtuliła się w jego ramię a on z niecierpliwością w powoli sączącą się kroplówkę...

Obudzili się gdy interkom wezwał personel na apel.
 
__________________
Jak ludzie gadają za twoimi plecami, to puść im bąka.
harry_p jest offline  
Stary 03-02-2020, 14:41   #109
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
- No dobra ludzie. - powiedział Duke, jak już kapitan skończył przemawiać. - Trzeba to opić, zapraszam na kielicha do Mordowni. Starą ekipą i mój nowy zespół. Po dwa kielonki na głowę, bo za trzy godziny jesteśmy wpisani na symulatory. Trzeba się zgrać. Fierce, wiem, że ty ze mną nie pijesz, ale możesz siedzieć cicho w kąciku.
- Z okazji twojego awansu mogę chwilowo zapomnieć o swojej zasadzie
- odparła ex-piratka. W przeciwieństwie do większości zebranych, jej akurat trzymał się dobry nastrój.
- W twoim stanie emocjonalnym nie powinnaś łamać zasad, musisz mieć w życiu coś stałego - odparł jej Duke.
- Tego też naczytałeś się w tym swoim babskim pisemku? - zaśmiała się Fierce.
- Nie wiem czego się spodziewasz, ale Fierce nie umie siedzieć cicho w kąciku - wtrącił się Hunter. - Dobrze o tym wiesz i mimo to ją zapraszasz. Wysyłasz jej sprzeczne sygnały, a ona ma tego świadomość - ostrzegł.
- Możecie wyśmiewać się z babskich pisemek, ale to ja mam najwyższe statystyki - odparł niezrażony Duke zakładając okulary - Czy to w lataniu czy w czasie wolnym.
Przysunął się do Huntera i niby na ucho powiedział:
- A ofiarę trzeba skołować, wytrącić z równowagi. Wtedy wpada w ręce jak dojrzały owoc.

- W te statystyki nie mam zamiaru ci się wtrącać, ja mam na głowie waszą przeżywalność - skontrował podporucznik. - A co do Pearce to powodzenia - klepnął Warringtona w ramię. - Tylko potem sprawdź czy masz wszystkie członki na miejscu.
- Diuke, musisz się bardziej postarać, żeby zasłużyć na dodatkowe zgięcie w ręce
- podsumowała Eyre starania nowego dowódcy skrzydła A. - Ale powiem ci w sekrecie, że jak facet jest we wszystkim pierwszym to to nie zachęca kobiet - wykrzywiła usta w rozbawieniu.
- Wierz mi, że jestem gentlemanem w każdym calu, zawsze staje jak do pokoju wchodzi naga kobieta i zawsze puszczam je przodem. W każdej sytuacji. - powiedział Duke, zdjął okulary i poważnym tonem dodał. - Ale nie licz na to cwaniaro, że tak łatwo dam się złapać. Nie zaproponuje byś mogła to sprawdzić. Jak mówiłem, nie jesteś w moim typie.
St. John przerzucał spojrzeniem między rozmawiającą parą.
- Nie wiem jak wy, ale ja chętnie bym zobaczył co będą robić jak się upiją - powiedział odwracając się do reszty. Jaki by nie był obrót sprawy to morale skrzydeł powinny poszybować w górę.
- Bo gustujesz w desperatkach? - skomentowała z politowaniem Eyre do Warringtona. - To skoro nie jestem w twoim typie to czemu zawdzięczam to, że mnie ciągle napastujesz? - ciągnęła dalej ten temat, bo było przynajmniej zabawnie.
- Ja chętnie się upiję, żeby tego NIE widzieć - odparł Jokinen na słowa dowódcy.
- Na służbie możesz? - zainteresował się podporucznik.
- Napastuję? Ciągle ci powtarzam, że nic z tego nie będzie. Wcześniej przez radio, a teraz prosto w oczy - odparł Duke. - To ty prowokujesz. Wiem że Jokin cię pilnuje, ale żeby aż tak? Chłopie, daj jej trochę luzu, bo mi nie da żyć.

- A czemu by nie, W końcu każdy pomysł dobry jeżeli jest dobry po kielichu - Skwitował informacje Newmana. Z jednej strony liczył że może posiedzi dłużej na stołku dowódcy. Z drugiej… Znów będzie mógł się cieszyć swobodą latania bez odpowiedzialności. - Tsza się z nowymi obwąchać - Rzucił do do swojego skrzydłowego.
- Nie będzie tak źle skoro zaczyna od kielicha
- Chętnie zapłacę, żeby znalazł się chętny na choćby chwilowe zastępstwo
- odpowiedział Simon Ianowi z nadzieją w głosie.
- Obawiam się, że chętnych nie będzie - rozwiał jego nadzieje podporucznik.
- W zgłoszeniu o molestowanie napiszę "napastuje mnie cytatami z Cosmopolitana" - nie ustępowała Fierce.
- Prędzej ty jako rozwiązła piratka dostaniesz zakaz zbliżania się do mnie jak dowiedzą się, że chodzi o cytaty o niedopasowaniu. Zresztą stan Jonkina to potwierdza, zobaczcie jaki chłopina umęczony. Nic tylko spać mu nie daje. A teraz chce dobrać się do świeżo upieczonego dowódcy skrzydła. Jak nic sąd wojenny cię czeka - wyszczerzył się i założył ponownie okulary.
- Zestawcie dwa stoliki, ja idę zamówić - powiedział, gdy weszli do Mordowni. - Tobie coś bez procentów, bo strach pomyśleć jaka namolna będziesz po wódce.
 
Mike jest offline  
Stary 03-02-2020, 15:31   #110
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
- Tylko spróbuj przynieść coś bez alkoholu - tym razem Fierce nie omieszkała umieścić groźby w tonie swojego głosu. - Jak dobrze, że teraz będzie on waszym problemem - rzuciła w kierunku Clevelanda i popatrzyła w sufit jakby dziękowała stwórcy czy innemu bogu.
- Jak tylko nie każe nam czytać tych babskich gazetek to jakoś damy radę. -odparł mrugając do niej.
Hunter wbił oczy w plecy Duke’a. Widział jaki alkohol jest w mordowni. Wiedział też jaki czeka na niego w kajucie i miał ochotę właśnie tam się udać. Jednak w tym momencie trzeba było się poświęcić dla sprawy. Jedyne co ich trzymało teraz w kupie to solidarność i bliskie relacje. Żadne konflikty teraz nie były nikomu potrzebne.

Fierce wyłowiła spośród tłumu znajomą twarz, a zważywszy na jej niski wzrost nie było to łatwe.
- Zajmij miejsca dla naszych sexlalek - rzuciła do Jokinena i zanim odpowiedział szybko zmieniła kierunek i podeszła do Androidek.

- Nasze skrzydło pije tam - powiedziała z szerokim uśmiechem do Dorothy Malone i spojrzała na milczącą Duvale.

- My podziękujemy odparła Duval i zaczęła się obracać.

Dzwoneczek złapała ją za ramię i powiedziała:
- No chodź!! Pić nie musisz ale przynajmniej na gęby nowego skrzydła popatrzymy.

Duval się zawahała, ale ruszyła za zbierającą się ekipą stronę Mordowni.

Ale expiratka nie zamierzała poprzestawać na spraszaniu dodatkowych gości.
- Dzwoneczek, jak możesz to weź jeszcze zgarnij resztę dawnego F - dodała Fierce. - Trzeba porządnie opić awans nowego dowódcy skrzydła A - w jej uśmiechu był jakiś podtekst.

- Będzie ciężko skrzywiła się. Ale dam im znać.

- Ja będę z małym poślizgiem
- Rzucił Cliff do Diuka i puścił oko do Haqima który w odpowiedzi uniósł brew a potem się uśmiechnął.

Mordownia była dużym lokalem umiejscowionym zaraz za parkiem maszyn na 2 pokładzie. Urządzona była spartańsko. Metalowe blaty stołów, proste krzesła, na stołach żadnych ozdób. Jedynie ściany obwieszone zdjęciami z misji bojowych, w których marines w pełnych pancerzach bojowych rozbijali głowy Kilrah. Zdjęć było mnóstwo. Na niektórych żołnierze tryumfalnie podnosili do góry broń depcząc głowy pokonanych wrogów. Na innych dwójka żołnierzy leżała w jakiś ruinach. Jeden mierzył z długiego karabinu przeciwsprzętowego Gal-3X drugi ze skomplikowanym układem optycznym służył jako spoter. Na kolejnym olbrzymi marines pozbawiony hełmu w grymasem ślepej furii zwarł się w uścisku z potężnym Kilrah. Grzywa wroga opadała złotymi falami na potężne ramiona. Pazury wpijały się w ramiona marines. Ten jednak wyrywał rękę by wbić sztylet bojowy w gardło wroga… Dynamika ujęcia była niesamowita.

Zdjęcia otaczały całą salę aż do długiego zawiającego się na końcu wysokiego blatu. Za którym stał Xavier Lavelle. Potężny czarnoskóry człowiek, którego zdjęcie zdobiło ścianę. Jego aktywna służba dobiegła końca wraz z utratą obu rąk… Teraz zamiast nich miał 2 wojskowe protezy. Metaliczny chwytak zaciskał się na delikatnym szkle szklanki zaś druga ręka trzymająca miękką bawełnianą szmatkę polerowała jej wnętrze.

W środku nie było jeszcze wiele ludzi, ale zaraz za nimi na pewno pojawi się tłum.

- Cześć, dwie kolejki dla naszej gromadki - powiedział Duke. Normalnie nie spouchwalał by się tak z byłym marinsem, ale tu los spłatał figla. Pokazał jaki ten wszechświat mały. Lavell, parę lat temu, jeszcze na służbie, był na przepustce w pewnym raju wypoczynkowym. Oczywiście leżenie na plaży nie było w jego stylu. Znalazł sobie inne zajęcie, bardziej emocjonujące i dochodowe. Wyścigi ścigaczy pomiędzy wyspami archipelagu. Zazwyczaj połowa maszyn kończyła wyścig, reszta zaściela dno. Lavelle obstawił odpowiedniego zawodnika. Zarobił na czysto parę tysięcy. Nie, nie przez cynk od Duka. Duke był tym zawodnikiem.
- Tylko dwie?
- Trzeba uczcić pamięć poległych i opić mój awans
- wyszczerzył się. - A potem czas na gry wideo. Muszę zgrać swoje skrzydło.
- Gratulacje
- sięgnał po kieliszki i zaczął je ustawiać w rządku na tacy. - Specjalność zakładu?
- Nie inaczej.


Gdy Diuk kończył zamawiać do Mordowni wszedł Clivland prowadząc pod ramię urodziwą pielęgniarkę którą niektórzy mogli kojarzyć ambulatorium.
- A dla pani coś lżejszego. - Wtrącił się i gestem wskazał barmanowi aby drinka wpisał na Diuka.
Dziewczyna zobaczyłą towarzystwo mocniej przylgnęła do pilota.
- Wy tu zawsze… - Zapytała nieco niepewnie.
- Diuk zaprasza - wskazał wzrokiem nowo upieczonego dowódcę skrzydła - A skoro góra prosi nie wypada odmówić. - Uśmiechnął się promiennie - Jest tu całe… No są prawie całe dwa skrzydła. Będę wesoło. - Uspokoił ją Cliff

Było ich 15 osób. Jeszcze zanim się goście zebrali dostawili kolejny pobliski stół robiąc przy tym sporo hałasu. Po chwili do pomieszczenia zwaliła się duża grupa osób. Widząc zajęty stół paru barczystych marines zaczęło krzywo patrzyć i coś mamrotać do siebie. Lavelle wyszedł zza baru i wskazał towarzystwu drugi kąt sali.
- Jak chcecie są tam jeszcze wolne miejsca, tutaj mamy uroczystość..
- Jak komuś trzeba będzie obić piniatę to wołajcie - Powiedział jeden z marines z długą szramą na lewym policzku sięgającą od ucha aż do ust.
Drugi nieco niższy wyglądał jednak na groźniejszego dodał
- Tommy nie przejmuj się złamasami pić nie umieją zaraz trzeba będzie pomóc stalowej ręce ich stąd wynieść.
- No recykler jest za rogiem...- dodał ktoś z tyłu
- w sam raz na utylizację gówna…- jeszcze cichszy głos wywołał salwę śmiechu.
Gościu z blizną obrzucił ich jeszcze raz spojrzeniem po czym powiedział:
- Idziemy stąd… piją z plastikami. A to psuje smak alkoholu…

Wtedy zupełnie niespodziewanie rozpychając się łokciami między marines wszedł niewysoki azjata z rozczochraną czupryną ciemnych włosów. Zupełnie przypadkowo nacisnął piętą na stopę marines z blizną i szturchnął go w bok mówiąc głośno.

- P R Z E P R A S Z A M! - powoli artykułował przepychający się - Coś mówiłeś? Mam tu spotkanie chyba.. - Spojrzał przed siebie na stolik wypełniony pilotami i podrapał się po karku.

Wszyscy stojący za nim zobaczyli że ma tam charakterystyczną dla androidów wypustkę. Większość androidów jest niemal nieodróżnialnych od ludzi jedyną cechą fizyczną jest brak pępka i właśnie charakterystyczna wypustka na karku. Nowo przybyły zaś kontynuował

- Rzeczywiście piją z plastikami. Ale chyba się do nich dołącze… Zawsze to lepiej niż picie z trepami… Ten smród za rzadko wymienianych skarpet…


Ori ruszył do przodu, a koledzy w ostatniej chwili złapali Marine z blizną zanim się na niego rzucił.

- Już nie żyjesz plastiku! - Wrzeszczał rozwścieczony żołnierz próbując wyrwać się kolegom.

- Nie jesteś pierwszym, który mi to życzy i pewno nie ostatnim, więc ustaw się grzecznie w kolejce oczekujących… - Odpowiedział Android zajmując miejsce przy stole.

- Ty się zamknij - powiedział Duke do Psa stawiając tacę z kieliszkami - a ty się uspokój - rzucił do żołnierza. - Nie lubię sztuczniaków, ale potrafie docenic profesjonalizm. Latają lepiej niż połowa ludzi. A teraz jesteśmy w szambie po szyje. Wszyscy po równo. Więc zluzujcie, ponapierdalamy się po pyskach jak wrócimy do naszej przestrzeni. Teraz każdy jest na wagę złota, czy to pilot czy marine.

- Warrington to potrafi zjednywać sobie otoczenie - zaśmiała się ironicznie Fierce, na starania świeżo upieczonego dowódcy skrzydła A. - Nie ma to jak obrazić swoich podkomendnych na dzień dobry. Swoją skrzydłową masz za śmiecia, bo jest skazańcem? Gdzie cię dyplomacji uczyli? - rzuciła do Diuka.

Pies jako pierwszy sięgnął po kieliszek. Skinął na Fierce wypił jednym haustem i odstawił dnem do góry.
- Pewne rzeczy się nie zmieniają nawet jeśli się dowódca zmieni… - Spojrzał na Duval z niekrytą niechęcią i dodał. - Choć jak to mówi stare przysłowie: “Cieszmy się małymi radościami…” - Skinął do Diuka i powiedział - No to ja się czuje zintegrowany idę popływać w tym szambie… - Powiedziawszy to wstał i odszedł. Na odchodne uśmiechając się w stronę Marines, którzy zaczęli się jednak wycofywać do swojego kąta.

Eyre powiodła spojrzeniem za androidem. Ta aura duszonej wściekłości przykuła jej uwagę i zainteresowała ją. Co jak co, ale gdyby nie wprosiła się w Nightskya to Pies byłby martwy jak reszta plastików. Ombre też.

- Nie ma znaczenia kim jest - odpowiedział spokojnie Duke. - Liczy się to, że umie latać. Nie zamierzam nikomu włazić w dupę, ani się przypodobywać. Kto się poczuł obrażony z mojego skrzydła niech weźmie dupę w troki i pokaże dziś na symulatorach co jest wart. A teraz… - podniósł kieliszek - Uczcijmy pamięć tych, którzy pozostali w próżni. Obyśmy spotkali się z nimi ponownie jak najpóźniej.

Wychylił kieliszek i odstawił go na stół.

Małomówny do tej pory Hunter pochłonął zawartość swojego kieliszka i skrzywił się z obrzydzeniem.
- Duval, Malone - wyciągnął palec dłoni trzymającej pusty kieliszek w kierunku androidek. - Tak z przy okazji i z ciekawości to jak u was z metabolizmem i reakcją na alkohol?

- A Kilrah byś zapytał czy sami sobie wymieniają żwirek w kuwecie, Hunter? - Eyre nie mogła powstrzymać się od komentarza. - Z całym szacunkiem dowódco, ale za takie pytania powinno być przyzwolenie do dania w mordę - dodała z szerokim uśmiechem. Przed nią stała już pusta szklaneczka, nie wiedzieć kiedy ją przechyliła. - Ty chyba tego syfu nie zamierzasz pić? - powiedziała do Jokinena, który z jakimś dylematem przyglądał się swojemu drinkowi.
- A bierz - wzruszył ramionami.

- No, w końcu na służbie nie wypada - powiedziała cicho, gdy się ku niemu pochyliła i nie czekając aż zmieni zdanie, złapała za jego szklankę. Wypiła płyn i nawet trochę się nie skrzywiła.

Clif nie miał za bardzo okazji włączyć się w ogólną wymianę uprzejmości bo Chou wpiła mu w ramię paznokcie i Cliff skupił swoją uwagę na pielęgniarce dyskretnie wyjaśniając jej kto kim jest w tym przemiłym stadzie indywidualności.
- Jak by na koloniach ktoś próbował osadnikom coś wyrwać też by polała się krew. - Cliff wziął stronę androidów i wychylił kielona. Skrzywił się i wyszczerzył. - Taki sam jak u mamy.

Duval odsunęła od siebie kieliszek, kręcąc przecząco głową dodała
- Ja nie piję. I to nie dlatego że nie mogę, ale dlatego że nie muszę! Oficer powinien być trzeźwy - spojrzała krytycznie na huntera. Którego oddech czuła nawet siedząc po przeciwnej stronie stołu.
- A ja i Owszem! - mruknęła Doroty wychylając pierwszy kieliszek. - A skoro Ombre bawi się w abstynentkę to grzech nie skorzystać. - Pochwyciła drugi kieliszek i wypiła duszkiem nawet się nie krzywiąc. Uśmiechnęła się do Huntera i powiedziała. - Możemy pić jak wy metabolizm jest mocno zbliżony. Jak to lubią mawiać spece od plastików… - zmieniła glos na nieco tubalny i w przerysowany sposób starała się naśladować inżyniera - Komponent biologiczny odpowiedzialny za działanie jednostki jest genetyczny niemal równoważny ciału ludzkiemu. Układ trawienny okazał się najwydajniejszą metodą zasilania organizmu. Niesie to jednak ze sobą pewne utrudnienia jak choćby reakcje na alkohol i środki psychotropowe. Komponent elektroniczny reaguje w chaotyczny sposób na zakłócenia w działaniu organizmu po zatruciu. - Nagły atak czkawki urwał jej wypowiedź, a wszyscy przy stole wybuchnęli śmiechem. Doroty zakryła usta czerwieniąc się uroczo. Wszyscy poza Duval, która podsumowała.
- Właśnie dlatego nie piję...Oficer nie powinien robić z siebie takiego pośmiewiska...
- O! Właśnie - Hunter pokiwał głową z uznaniem w stronę Malon. Wziął butelkę i nadał jej kolejną porcję “na syna” - Fierce gówno się znasz na androidach. Ja zresztą też, ale przynajmniej otwarcie się do tego przyznaję i chcę to zmienić. - Skierował twarz w kierunku Ombre. - Duval oczywiście, że nie musisz. My też nie musimy. My chcemy - powiedział zachowując powagę na równi z nią. - Po pierwsze więcej zostanie dla nas, a po drugie faktycznie ktoś musi zostać trzeźwy na posterunku.

- Gówno mnie obchodzi kto na co ma nietolerancje pokarmowe - odpowiedziała Fierce rzeczowo Hunterów. - Diuke, gdzie ta druga kolejka? - krzyknęła niepocieszona ex-piratka. - Podobasz mi się - stwierdziła do Dzwoneczka i zaraz spojrzała na Ombre. - Duval, a może wymienimy się skrzydłowymi? - zaproponowała, nie skrępowany zupełnie tym, że Simon siedzi tuż obok niej.

- Nawet nie masz co o tym marzyć - zgasił jej zapał Jokinen.

- To czym się tak generalnie różnicie? - St. John nie owijając w bawełnę skierował kolejne pytanie do Malone po wychyleniu następnego kieliszka. - Znaczy chodzi mi o codzienne funkcjonowanie, a nie to co każdy wie - doprecyzował.

- Tym, że nie przechodzą przez traumę błędów wychowawczych jaką nam zapewniają rodzice - zaśmiała się Eyre.
- Przecież wyraźnie powiedziałem, że nie pytam o to co każdy wie - skarcił ją Hunter.
- Trafiłam w czuły punkt? - Fierce przekrzywiła głowę w zaciekawieniu.
- Mnie pytasz? Czy je? - Ian skierował na nią spojrzenie. - Nie obchodzi mnie kto, jak, gdzie się urodził i ilu jakiej płci rodziców posiada. Dotyczy to również was - przebiegł wzrokiem po pilotach przy stoliku. - Właśnie dostałem dwie androidki pod opiekę. Chciałbym wiedzieć o nich wszystko co może mi się przydać i za co mogę dostać sztych pod żebra w ciemnym korytarzu.
- Czyli trafiłam - zacmokała Eyre. - Spokojnie Hunter, widać nie było to dzieciństwo tak złe, skoro wyszedłeś na ludzi - mrugnęła do niego.
- Fierce.
- Ian aż odwrócił się na krześle w jej kierunku. - Czy ty masz jakiś problem z tym, że gadam z Malone? Może byś jej dała dojść do głosu zamiast co chwilę dogadywać. Zachowujesz się jakbyś była zazdrosna… - Oczy Huntera otworzyły się szeroko. - O kurwa! Pearce jest zazdrosna! No tak! Przed chwilą chciałaś się zamienić skrzydłowymi.
- Ale to do ciebie mrugam - ex piratka wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu skierowanym do Huntera. - Faceci są tacy niedomyślni - pokręciła bezradnie głową.
- Jak bym uwierzył, że to na serio to już byłabyś w drodze do ambulatorium z rozpoznaniem udaru - wyznał podporucznik. - Do tej pory myślałem że tylko trepy cię kręcą, ale dziewczyny w sumie też pasują do obrazka.
- Ten obrazek zawiera wiele elementów
- Eyre zaśmiała się. Widać było że dobrze się bawi. - Z życia trzeba czerpać pełnymi garściami, podporuczniku - dodała tonem mędrca.
- Ten etap masz już za sobą Fierce, właśnie za to czerpanie garściami tu jesteś - powiedział Duke. - Teraz pozostaje ci tylko utopić smutki w alkoholu - postawił tacę z druga kolejką.
- Malone, nie skończyłem z tobą
- ostrzegł Hunter stawiając jeden kieliszek z tacy przed androidką, a drugi przed sobą.

Ex-piratka od razu przywłaszczyła sobie trunek przeznaczony dla Jokinena. Przechyliła ten, który był z przydziału dla niej, a simonowy trzymała w ręce.
- Fakt, nie żałowałam sobie niczego w życiu - przyznała z rozmarzeniem Eyre. - A teraz jestem w tym samym punkcie co i wy wszyscy - roześmiała się. - Z tym, że ja i Strzyga mamy lepsze predyspozycje na przetrwanie tego piekła przez, które właśnie leci Viktoria - dodała już ponurym tonem.
- Predyspozycje być może tak, szanse raczej nie - odparł Duke. - Bez swojej rodziny… skrzydła… każdy inny bez wahania was poświęci. Was tym bardziej - skinął na androidki - Ale teraz świętujmy. Nie ma co się martwić na zapas… chyba, że ktoś coś wie czego nam nie mówią?
Hunter otworzył usta ale tylko wypuścił powietrze na wspomnienie Jasmine. Ona pewnie coś wiedziała, ale i tak by nie powiedziała. Postanowił nie odzywać się i dać szansę innym.
- As dyplomacji przemówił - skomentowała słowa Warringtona rozbawiona Eyre i uniosła drink w geście toastu. - Oby nikt mu noża w plecy nie wbił za przekonania - dodała i wypiła.
Duke też się roześmiał.
- Ty się po prostu boisz. Nie walki… boisz się dołączyć do rodziny. Wszystkich oceniasz miarą ze swojej przeszłości. Ona minęła. Teraz jesteś tutaj. Dołącz do rodziny lub giń. Kto zaryzykuje życie dla wrednej suki? Ale dla siostry prawie każdy pójdzie w ogień. Doceń ludzi… i nieludzi, którzy cię otaczają. Nie zaprzeczaj ani nie przytakuj. Po prostu przemyśl to. - Wstał - Czas do roboty. Muszę przejrzeć wasze akta, a wy w tym czasie nie chlejcie. Widzimy się przy symulatorach.
Ruszył do wyjścia.
Eyre patrzyła na Warringtona ze straszliwie znudzoną miną, gdy ten robił jej wykład wychowania do życia w rodzinie.
- Nareszcie - Fierce ucieszyła się, gdy Duke sobie poszedł. Oparła się łokciami o blat stołu. - Marudy się zmyły i możemy się w końcu bawić! - wykorzystała chwilową nieuwagę Simona, który zagadał się z Eagel Eyem i weszła na stół. - Barman, rzuć jakąś żywą muzykę, towarzystwo musi się wyszumieć!

Lavelle spojrzał na ex-piratkę, która była w Mordowni stałym gościem. Nie raz widywał jak ogrywa Marines w karty, ale później za wygraną stawia wszystkim po piwie. Unika bójek i raczej siedzi cicho. Raz ucięli sobie pogawędkę o walce z Kilrah i pewnie gdyby nie sława Fierce to mogliby się zakumplować. Lavelle dokończył nalewanie piwa do szklanki i podszedł do panelu sterowania nagłośnieniem, by już po chwili popłynęła muzyka zgodna z zamówieniem.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=rZHjxQuf-Tc[/media]

- Nie ma co. Niektórzy to wiedzą jak świętować. - Mruknął zdegustowany. - ale wiesz, oni naprawdę zyskują przy bliższym poznaniu. - Odezwał się do Pielęgniarki. - Na szczęście muzykę potrafią wybrać.*



Diuk opuścił towarzystwo pewny siebie widział, że niektórzy potrzebowali tego bardziej niż on. Skierował się powoli w kierunku wind. Poprawił okulary, był teraz oficerem, co prawda nie odebrał jeszcze nowych pagonów, ale samą swoją obecnością roztaczał autorytet. Na korytarzach zrobiło się pustawo. Ludzie rozeszli się po kajutach. Jak zawsze po tego typu apelach. Okręt teraz nie wyglądał na taki na którym mieszka 1000 osób.


Chou wtuliła się w ramie Clevlanda i czule szepnęła
- Ja mam już ich dość. Jest tu za głośno. Chodźmy do ciebie… Odpocznijmy.. - to ostanie wypowiedziała tak miękko i czule, że Cliff nie czekał ani chwili. Niemal poderwał się z miejsca.

Przeprosił towarzystwo i wyszedł z przypiętą do boku pielęgniarką. Towarzystwo na pożegnanie dodało jakiś jeden czy dwa niewybredne komentarze, ale Cliff skupiony był na czym innym… Na tym zapachu i na uśmiechu z dołeczkiem…

Ruszyli szybko w kierunku wind. Mieli dla siebie przecież tyle czasu, szkoda go marnować na takie błahostki jak spacer.


Diuk wyszedł z windy na 5 pokładzie. Tam gdzie sypialnie miała większość pilotów. Obchodził kwatery gdy coś zwróciło jego uwagę 3 marines stało na końcu korytarza dyskutowali o czymś jeden pchnął drugiego. DIuk jednak nie zamierzał się wdawać w dyskusje z dryblasami ruszył powoli przed siebie. Wchodząc za łuk korytarza.

Zza jego plecami winda obróciła drugi raz i wysiedli z niej chou i Cliff tym się ewidentnie spieszyło. Ruszyli niemal biegiem śmiejąc się do siebie. Minęli pierwszy zakręt korytarza. Gdy nagle coś z boku wyskoczyło. Coś wielkiego i rozpędzonego. Z potężną siła uderzyło w bok pilota posyłając go na ścianę. Uderzenie wybiło mu powietrze z płuc. Osunął się na podłogę niemal tracąc przytomność. Dostrzegł 3 przeciwników. Byli wielcy to musieli być Marines. Jeden zbliżał się do niego był niski i barczysty. Drugi złapał Chou i dociskał ją do ściany jedną ręką zakrywając jej usta. Trzeci stał z tyłu z założonymi rękami.

- Zachciało ci się wyrywać cudze dupy… Chou była moja! - Warknął trep pochylający się nad Clifem i kopnął go w brzuch tak, że pilot skulił się w spazmie bólu.

- Ivan powiedział ślicznotko, że skoro lubisz smakować różnych chłopaków, że chętnie spróbujesz całego naszego oddziału!- warknął drugi marines dociskający do ściany pielęgniarkę.

Cliff próbował się podnieść ale kolejne kopnięcie posłało go na ścianę. Ivan pochylił się nad nim i wycharczał mu do ucha.

- Taaa cały oddział jeden po drugim… a ty pilociku będziesz na to patrzył… aż do zarzygania….

Dłoń klifa opadła na jego bok na rękojeść jego zabytkowego colta… Naładowanego ostrą amunicją….

Nagły hasłas zaalarmował Diuka, zatrzymał się nasłuchując odgłosy rozległy się ponownie. Cofnął się i zobaczył jak trójka marines pastwi się nad cowboyem i pielęgniarką. Właśnie kopnięciem posłał Clifa na ścianę. Uderzenie zdarło kapelusz cowboya, który potoczył się po pokładzie. Dziewczyna się wyrywała ale potężne łapska drugiego marines dociskały ją do ściany. Lubieżne oczka żołnierza oraz bliskość jaką jej narzucał ewidentnie świadczyły o intencjach zbira.

Najdziwniejszy był stojący z tyłu bardzo spokojny wysoki mężczyzna. Stał z założonymi rękami i przyglądał się wszystkiemu z powściągliwą satysfakcją. Diuk rozpoznał obu zbirów. Należeli do jednych z najbardziej problematycznych na pokładzie statku. Ale tego, który zdawał się nimi dowodzić Diuk nie kojarzył.


- Zdrowie szefa - mruknęłą Malone, wypijając ostatni kieliszek i opierając się o krzesło. Po czym czknęła i uśmiechnęła się szeroko przyglądając się Fierce. Wyglądało to przekomicznie. Była naprawdę mikrego wzrostu i jej nogi zdawały się dyndać nie dotykając podłogi. Hunter mimowolnie się uśmiechnął.
Jednak mimo wszystko poczuł się ignorowany. Malone niemal całą jej uwagę skupiała na Fierce totalnie zapominając o jego pytaniu. O pochmurnej Duval już niemal sam zapomniał.

Wtedy komunikator w jego kieszeni rozbrzmiał znaną melodyjką połączenia priorytetowego. Spojrzał na komunikator.

Oficer śledczy Georgia Hudson.

Nie miał z tą osobą chyba jeszcze kontaktu. Mimo to odsunął się od stołu i dał ręką znak barmanowi by lekko przyciszył muzykę.

- Podporucznik Ian St. John?

- Tak… -
odpowiedział Hunter

- Oficer śledcza Georgia Hudson. Jest Pan proszony bezzwłocznie o stawiennictwo w kwaterach mieszkalnych na pokładzie 4.

- W jakiej sprawie?
- zapytał

- Dowie się Pan na miejscu. Proszę jednak o bezzwłoczne stawiennictwo inaczej zostanie Pan doprowadzony.

Hunter zamarł na moment. On sam mieszkał na pokładzie 5. Na 4 mieszkała chyba Żuraw i Grey…

Fierce patrząc na Huntera zamarła w tańcu. Znała już podporucznika od pewnego czasu a taka mina nie wróżyła nic dobrego.


Proszę o kontakt w sprawie szczegółów jakie chcecie jeszcze znać odnośnie sytuacji. Bezpośrednio lub w komentarzach.

 

Ostatnio edytowane przez Fenrir__ : 04-02-2020 o 08:59.
Fenrir__ jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172