Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-12-2019, 19:46   #11
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Większość świateł na mostku okrętu pozostawała wygaszona, według zatwierdzonych przez prezbitera Ramireza rygorystycznych protokołów zarządzania zużyciem energii. Rozległe pomieszczenie tonęło w półmroku rozjaśnianym poświatą nielicznych włączonych holoprojektorów oraz konsolet sterowniczych. Zmniejszona na czas pobytu w stracji szkieletowa obsada mostka dokonywała rutynowych testów większości podzespołów w towarzystwie odzianych na czerwono techadeptów i specjalistycznych serwitorów. W powietrzu unosiły się dźwięki niezrozumiałego mamrotania, popiskiwania aparatury oraz metalicznego szczęku urządzeń serwisowych.

Tytus Garlik siedział na prawym skrzydle mostka, z dala od swego zawieszonego w uprzęży przeciwwstrząsowej fotela sternika. Ukryty w dyskretnym półmroku sali, z daleka sprawiał wrażenie pogrążonego w drzemce, ale pozór ten daleki był od prawdy. Pochylony nad kolorowym ekranem pulpitu sensorycznego, mężczyzna uważnie śledził wzrokiem wyświetlane na szkle symbole i towarzyszące im ciągi znaków alfanumerycznych. Jego oparte o połyskliwą mosiężną klawiaturę palce naciskały co kilkanaście sekund klawisze, inicjując procesy analityczne uwięzionego w sensorach Ducha Maszyny.

Tytus Garlik zasłużenie cieszył się kiepską reputacją człowieka mało zdyscyplinowanego i nie stroniącego od używek, ale wciąż pozostawał profesjonalistą i wysoko opłacanym specjalistą. Nie pierwszy raz od chwili ponownego zadokowania w Port Wander spędzał długie godziny na mostku unieruchomionego przy pirsie okrętu, ciesząc się przyjemną samotnością i realizując jednocześnie krytycznie ważne obowiązki.

Wielopasmowe sensory Błysku pracowały w trybie pasywnym, ale wciąż pobierały mnóstwo istotnych informacji. Przemieszczające się w pobliżu Port Wander jednostki emitowały za pośrednictwem potężnych transponderów swe dane identyfikacyjne, dwadzieścia cztery godziny na terrańską dobę rejestrowane przez czujniki fregaty. Tytus analizował sygnatury energetyczne tych obiektów, skanował je na tyle dyskretnie, aby nie sprowokować niczyich oskarżeń o wejście w kompetencje centrum kontroli przestrzeni Port Wander, a następnie wgrywał do olbrzymich banków danych Błysku. Jednocześnie, powodowany zawodowym zainteresowaniem, śledził na pulpicie sensorów długozasięgowych odbywające się w głębi układu manewry imperialnej marynarki.

Niewielkie obiekty pulsowały na ekranie konsolety ledwie dostrzegalnymi punkcikami, ale ich ułożenie w znajome kształty formacji niezawodnie zdradzało Garlikowi tożsamość sygnałów. Szwadrony obwieszonych rakietami Starhawków powtarzały kilkakrotnie podejście do ćwiczebnego wraku jakiegoś masowca, ubezpieczane przez poruszające się znacznie szybciej i dużo bardziej chaotycznie sygnatury myśliwskich Furii. Odgradzani od przestrzeni komercyjnej kordonem kilku stojących w miejscu niszczycieli, stacjonujący w Port Wander imperialni piloci trenowali każdego dnia, częstokroć obserwowani przez siedzącego za konsoletą Tytusa.

Lecz manewry bombowców i myśliwców stanowiły jedynie pewnego rodzaju rozrywkę dla głównego sternika Coraxów. Jego uwagę zaprzątały przede wszystkim okręty Wolnej Floty, sukcesywnie katalogowane w bankach danych Błysku. Po przeciwnej stronie Paszczy, w pełnej tajemnic przestrzeni Ekspansji Koronusa, od błyskawicznego zidentyfikowania tożsamości innego okrętu mogło zależeć życie dziesiątek tysięcy służbitów Winter. To dlatego Garlik rejestrował sygnatury jednostek latających w barwach dynastii Winterscale, Chorda, Saulów, Armelanów, Sabrehagenów czy Ma’Kao. Każdej okrętowej doby do stacji przybywały kolejne krążowniki i fregaty będące w posiadaniu dziedziców Gwarancji Kupieckich, drugie tyle zaś odlatywało w kierunku punktów skokowych wiodących ku Wielkim Sztormom Osnowy na obrzeżach Starych Gwiazd.

- Większość z nich jest wyposażona w systemy ekranowania podzespołów o znaczeniu strategicznym – powiedziała zawinięta w ciemnoczerwony płaszcz postać, która wyrosła niemal bezszelestnie przy konsolecie Garlika. Sternik przekręcił się nieznacznie w fotelu, podniósł na chwilę głowę odnotowując w myślach znajomy strój i posrebrzaną maskę zakrywającą oblicze techadeptki.

Kalibratorka sensoryczna pierwszej klasy Ithara Ruben nigdy nie zdejmowała swojej maski w obecności innych członków załogi, toteż nikt nie mógł być pewien tego jak wyglądała z odsłoniętą twarzą i dlaczego właściwie ukrywała się pod doskonale wyprofilowanym ceramitem. Tytus słyszał wiele plotek, i o przerażająco szpetnych poparzeniach plazmą i o ślubach czystości wobec mężczyzn i o tuzinie innych powodów, dla których Ithara spoglądała na świat poprzez szklane wizjery maski.

- Nie zamierzam ich skanować aktywnie – machnął ręką Garlik – Sygnatury cieplne są wystarczająco czytelne, by dało się wychwycić indywidualną pulsację napędów. W połączeniu z odczytem sygnału transpondera to wystarczy, by zapisać ich matryce identyfikacyjne w bazie. Ale mogę się z tobą założyć, że dałbym radę przeskanować w trybie aktywnym przynajmniej połowę z nich.

- Nie rób tego – Ithara Ruben słynęła ze śmiertelnie poważnego podejścia do słów innych ludzi – Złamiesz protokoły dyplomatyczne. Poza tym zakład z tobą nie ma dla mnie żadnej korzyści. Nie posiadasz niczego, czego mogłabym chcieć, a moje zasoby materialne są dla ciebie bezużyteczne, o ile nie planujesz poddać swego ciała daleko posuniętym modyfikacjom neuralnym.

Tytus nie odpowiedział w pierwszej chwili, uderzył w klawiaturę wysyłając polecenie wgrania do systemu silnej sygnatury okrętu, który zaczął opuszczać pozycję parkingową emitując na wszystkich pasmach wartości pomiarowe pozwalające na dokładną analizę sensorycznych odczytów.

Sirius, krążownik typu Lunar. Pięciokilometrowy kolos w barwach Floty Calixis o wyporności dwudziestu ośmiu megaton i załodze sięgającej blisko stu tysięcy dusz. Garlik westchnął w duchu próbując sobie wyobrazić imponujący mostek tego olbrzyma, wibracje posadzki w rytmie zwiększających przepływ mocy reaktorów napędowych, niszczycielską moc ukrytą w wieżach laserowych lanc, w bateriach makrodział i torpedowych wyrzutniach.

- Twoja efektywność pracy znacząco spada, kiedy poświęcasz uwagę jednostkom większym od Błysku – zauważyła chłodnym tonem Ithara – Czy jest to powodowane czynnikami emocjonalnymi? Obawiam się, że naruszasz w ten sposób zasady symbiozy z naszym Duchem Okrętu. Duchy Maszyny potrafią wyczuwać brak szacunku emitowany przez sieć twoich neuronów. Chciałabym zająć twoje miejsce. Muszę dokonać kalibracji sygnału namierników na antenach wieży. Mam na realizację tego zadania sto siedemdziesiąt trzy minuty, z czego siedem już zmarnotrawiłam na obserwację twoich poczynań. Jego techminencja prezbiter Ramirez nie będzie zadowolony.



Niewielka scenka obyczajowa z udziałem Tytusa Garlika. Jeśli Lynx Lynx sobie życzy, może pociągnąć specyficzną konwersację z Itharą, ale nie jest to z mojej strony wymagane. Głównym moim zamiarem było pokazanie Wam fragmentu życia na mostku widzianego oczami specjalistów od głębokiej przestrzeni. Jeśli gracz sobie życzy, może rozwinąć tę scenkę - okazać swój autorytet i przegonić natrętną tech-adeptkę albo okazać jej trochę Charmu? Wszystko w rękach BG...



 
Ketharian jest offline  
Stary 30-12-2019, 22:09   #12
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację

11 Martius 816.M41, siedziba Adeptus Mechanicus w Port Wander


Winter zapoznała się z wiadomością od TechKapłana. Właśnie dlatego zabrała go na rozmowy - był ekspertem w swej dziedzinie. To on rozmawiał z duchem Błysku Cieni. Uniosła wzrok na Orrundara:

- Profit to cenna rzecz, to podstawowa wiedza znana w każdym zakątku naszego świata, czcigodny magosie. - wypowiedź Corax okrasiła uśmiechem - Prócz profitu istnieją też inne formy zawierania transakcji. W sytuacji mego rodu, której to oficjum ma niewątpliwie pełną świadomość inaczej nie byłoby mnie tutaj, te inne formy również przedstawiają wartość. Wartość tym cenniejszą im wyższy status instytucji. To również wiedza podstawowa. - kolejny słodki uśmiech dopełnił wypowiedzi brunetki - Reasumując: jestem gotowa przyjąć ofertę jeśli Adaptus Mechanicus zechcą również zrewanżować się rodowi Corax podobnego kalibru wsparciem w przyszłości.

Kolejne pomruki płynące z ust techkapłanów, popiskiwanie wokoderów transmitujących paczki skompresowanych danych, świecące jaskrawo cyberoczy kultystów Omnisjasza. Magos Orrundar wyprostował się z jękiem hydraulicznych podnośników, splótł obie ręce giętkimi mackami mechandrytów.

- Analiza twojej kontrpropozycji jest niejednoznaczna, lady Corax - zatrzeszczał swoim głośnikiem - Czy domagasz się zakontraktowania prawa do tranzytu twoich lenników na pokładach naszych okrętów w zamian za finansową rekompensatę? Przy zachowaniu oryginalnego przelicznika kosztu usługi?

- Nie jest moim zamiarem domaganie się czegokolwiek w bieżącej rozmowie. Proponuję jedynie rozszerzenie wynagrodzenia o mniej przeliczalną formę to jest adnotację o pomocy ze strony Adeptus Mechanikus dla rodu Corax w przyszłości. W prostszych słowach jest to określane jako przysługa.

Winter potoczyła spojrzeniem po zebranych.

Zgromadzeni w pomieszczeniu techkapłani nie komunikowali się w zauważalny dla arystokratki sposób, ale Winter pewna była, że w jakiś sposób się pomiędzy sobą porozumiewali - być może za pomocą cybernetycznych sprzęgów i binarnych łączy. Wywnioskowała to obserwując magosa Orrundara, który wpierw spojrzał przelotnie na dwóch z kilkunastu towarzyszy, a dopiero potem odpowiedział na propozycję kapitan Błysku.

- Mówisz o stworzeniu realnego zobowiązania, lady Corax - oznajmił techminencja - To zaburza równowagę pierwotnej oferty. Jeśli pragniesz otrzymania takiego zobowiązania, musisz wpierw wyświadczyć przysługę Świątyni Omnisjasza, a nie zawrzeć z nami odpłatną umowę. Jeśli chcesz zaciągnąć dług wdzięczności, musisz przewieźć magosa Karrambola i jego ekspedycję bez pobierania za tę przysługę opłaty. Tylko wówczas zachowana zostanie logika twojej kontrpropozycji. Czy na to przystajesz?

Tablet na mechadendrycie Ramireza wyświetlił kolejną wiadomość:
Cytat:
Nie operuj na wartościach niewymiernych. Oni oczekują liczb. Konwertuj liczby na przedmioty. Ulepszenia statku. Prawo pierwokupu sprzętu wysokiej klasy o konkretnej wartości. Operuj wartościami, albo uznają nas za bezwartościowych.
Tym razem eksplorator nie silił się na posługiwanie się sekretnym językiem.

Winter zgadzała się z sugestiami Ramireza. Ale jej wypowiedzi do tej pory miały na celu jedynie utworzenie sytuacji gdy negocjacje zaczynają się na nowo, z innej pozycji.
Teraz zostawało jej określić wartość długu zobowiązania.

- Moja propozycja to obniżenie stawki wypłaty o pięćdziesiąt procent oraz preferencyjne warunki zawierające przeprowadzenie aktualizacji wybranego sprzętu oraz dodatkowo uzyskanie koniecznych materiałów i części do budowy murderservitora. Czy to akceptowalna kontroferta, magosie? - Konkrety. Winter właśnie do nich przeszła.





1. Rzut o Fellowship o pierwsze wrażenie
2. Rzut na Charm w celu wynegocjowania lepszych warunków umowy

 

Ostatnio edytowane przez corax : 31-12-2019 o 17:12.
corax jest offline  
Stary 02-01-2020, 20:43   #13
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, mostek Błysku Cieni

Z upływem lat taka spokojna praca z sensorami stawała się coraz przyjemniejsza dla Tytusa. Zdobywane w ten sposób informacje mogły się przydać i uratować im kiedyś dupę, a też dawała trochę czasu, by spokojnie sobie pomyśleć, a nawet powspominać. Jak obserwował ćwiczącą gwardię przychodziły myśli jak sam za rekruta latał i w podobny sposób trenował podejścia, wspomnienia jak wyuczone ruchy i nawyki sprawdziły się w pierwszym starciu. No może nie była to kosmiczna bitwa, ponieważ korpus przeszedł już wtedy do działań planetarnych, a sama potyczka była już w atmosferze między myśliwcami lokalnych sił bezpieczeństwa, a niewielką eskadrą jeśli tak można ją nazwać orczych złomolotów. Jakoś tam wylądował jako wsparcie z braku pilotów w lokalnych siłach i tak wyszło. Czasem żałował opuszczenia gwardii, a w szczególności kiedy widział wielkie okręty wojenne imperium przykładowo takie pancerniki klasy Pomsta, albo taki krążownik klasy Lunar. Warte są bajońskie sumy, a nawet jakby Coraxów miało kiedykolwiek stać na takie cudeńko to prawo imperialne zabrania posiadania takich statków na użytek prywatnych. Mimo wszystkich niegodności sektor prywatny ma swoje plusy. Zarabia na tyle miło, że wypada za to ładnie się odwdzięczyć, dlatego robił i starał się za bardzo nie marudzić, a kto wie może jak się ród dorobi to kiedyś polata sobie czymś ciekawym. Choć nie da się ukryć ciężko będzie się rozstać z staruszkiem Błyskiem.

Usłyszawszy głos adeptki, tylko stalowe nerwy godne VM sprawiły, że nie drgnął tylko spokojnie na nią spojrzał. Może pewność, że na mostku nic mu nie grozi, a nawet jakby miało to i tak byłby już w takiej dupie, że nawet nie ma co walczyć odbije się czkawką, ale póki to nie nastąpi może poszpanować opanowaniem przed innymi.

Ithara Ruben jak zwykle śmiertelnie poważna nieokazująca ludzkich emocji. Nawet lubił z nią rozmawiać i wiedział, że rozmowa sprowadza się do zakomunikowania Garlikowi, iż ma jakaś robotę zleconą przez Ramireza. Nie pomylił się.

-Jak bym mógł odmówić tak pięknej kobiecie. Proszę siadaj.- mówiąc to zwolnił jej miejsce.
- To zostało Ci jakieś 166 minut. Może jakoś mogę pomóc, a zaoszczędzony czas pozwoli nam skoczyć na małego drinka?
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 02-01-2020, 21:39   #14
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, Solstice Imperialis

Wieść o obietnicy misjonarza rozeszła się błyskawicznie po pokładzie gigantycznego statku, dotarła pośród pełnych nadziei okrzyków do każdego członka kongregacji pielgrzymów z Venerisa. Hyperios i inni przywódcy grupy dali się ponieść długo tłumionym emocjom, nie wzdrygając się przed całowaniem rękawów kapłańskich szat świątobliwego gościa i spryskiwania jego stroju drogocennymi perfumami.

- Niechaj Bóg-Imperator ześle na magnificencję bezlik łask! - wyrzucił z siebie podekscytowany Hyperios - Jeśli jej czcigodność pani Winter zechce nas zaszczycić miejscem na pokładzie jej wspaniałego okrętu, oddamy jej we wieczystą służbę pół setki najlepszych ludzi jakich mamy, klnę się na imię świętego Drususa! A za magnificencję będziemy się modlić do końca naszego życia!

Ciżba ludzkich ciał zagęściła się momentalnie. Coraz więcej osób gromadziło się w rozległej komnacie będącej niegdyś jednym z zapasowych generatoriów liniowca, pełnym korpusów rozmontowanej maszynerii i skorodowanych rur przesyłowych. Gwar rozmodlonych głosów przybrał na sile, uniósł się pod wysokie sklepienie hali.

Ahallion sycił swe zmysły tymi dźwiękami, tymi obrazami ludzi bezgranicznie oddanych wierze w potęgę Złotego Tronu. Tak wyglądała żywa religia, wolna od kieratu konserwatywnych ceremoniałów Ministorum, gotowa do poniesienia płomienia wiary na światy leżące poza błogosławionym światłem Astronomiconu.

Pod powiewający dumnie sztandarem Missionarus Galaxia. Na każde wezwanie dziedziczki rodu Coraxów. Pod rozkazami najwyższego kapłana Błysku Cieni.

Bóg-Imperator decydował o przeznaczeniu każdego swojego wyznawcy, jego czcicielom pozostawało jedynie we właściwym momencie je odkryć. Albo zdać się na innych.

Przeznaczeniem tych ludzi było służyć.

- Nie chcę mitrężyć bezcennego czasu magnificencji - rozradowany Hyperios wziął się w końcu w garść, nakazał reszcie pielgrzymów odstąpić od Ahalliona i uczynić dla niego przejście - Jestem gotów, by wraz z magnificencją udać się przed oblicze szlachetnej lady Corax.

- Niechaj się stanie wedle woli Pana Złotego Tronu - odparł Ahallion.





11 Martius 816.M41, siedziba kultu Omnisjasza w Port Wander

Magos Orrandur porozumiewał się ze swoimi akolitami za pomocą silnie skompresowanych strumieni binarnego wokalu. Prezbiter Błysku rejestrował tę komunikację receptorami binarnej techlingui, aczkolwiek większość danych pozostawała dla niego niezrozumiała z powodu dedykowanych dekompresorów stosowanych przez otoczenie Orrundara. Nusfera emitowana przez magosa i jego świtę również niewiele do dialogu wnosiła ograniczając się do graficznych prezentacji tożsamości oraz skróconych referencji poszczególnych techkapłanów. Ramirez nie wątpił, że Manifold w sali holoprojekcji działał bez zarzutu, ale był zabezpieczony filtrami ograniczającymi do minimum dostęp prezbitera do przepływu binarnych danych.

Potrafił sobie wyobrazić wnętrze pomieszczenia wypełnione świetlistą aurą nusfery, oferującymi niemal nieograniczone zasoby informacyjne w postaci strumieni eterycznego światła, graficznych projekcji i połyskliwych sfer baz danych. Aurą niedostępną dla tych techadeptów, którzy nie należeli do wewnętrznego kręgu akolitów Port Wander.

- Piętnaście tysięcy geltów oraz świadczenia materialne, jednakże nie przekraczające wartości łącznej pozostałych piętnastu tysięcy - Orrandur przeszedł na formę komunikacji zrozumiałą dla Winter, zaczął przemawiać przez wokoder - Akceptujemy tę ofertę. Sugerowane rozpoczęcie załadunku w ciągu następnych dwunastu standardowych godzin terrańskich. W zależności od docelowej lokalizacji kwater ekspedycji na pokładzie okrętu załadunek zajmie cztery koma dwa do sześć koma dwa godziny, jeśli zastosujecie się do planu opracowanego przez moich logisterów. Opuszczenie tego systemu musi nastąpić nie dalej jak za osiem dni, aby zminimalizować czas przestoju jednostki, która oczekuje na przeładunek w miejscu docelowym transferu.

Ramirez skinął głową widząc ciąg pulsujących niebieskich znaków zapalających się w nusferze ponad głową magosa, sięgnął po nie impulsem wyemitowanym przez neuralny sprzęg ładując pakiety danych do organicznych banków informacji wszczepionych w swoją korę mózgową.

- Zgrałem wszystkie niezbędne pliki, również samą umowę - poinformował nieświadomą odbywających się w nusferze transmisji Corax, po raz kolejny nie potrafiąc się oprzeć krępująco ludzkiemu uczuciu współczucia wobec tych, którzy nie doznali technologicznego oświecenia i zmuszeni byli doświadczać otaczającego ich świata jedynie poprzez pięć prymitywnych organicznych zmysłów.

- Wasza wizyta była znacząco satysfakcjonująca - magos Orrandur skłonił się uprzejmie dając gościom do zrozumienia, że spotkanie dobiegło końca - Oczekuję specyfikacji świadczeń materialnych w ciągu doby począwszy od tej chwili. Niechaj Duchy Maszyny wam sprzyjają i wiodą ku chwale Imperium.


Cane, Corax, Mi Raaz - Wasze postacie zakończyły swe spotkania na stacji i są gotowe do powrotu na pokład fregaty. Błysk wciąż pozostaje przycumowany do pirsów Port Wander i pozostanie tam przez następne trzy dni, więc możecie wejść na jego pokład przez śluzy transferowe. Za trzy dni okręt odbije od stacji i przemieści się na wysuniętą pozycję parkingową, a po dwóch dalszych dniach testowania podsystemów opuści definitywnie Port Wander ruszając w stronę dogodnego punktu skokowego na obrzeżach systemu Rubycon II.

Wiem, że Corax i Mi Raaz pracują nad scenką opisującą ich konwersację po opuszczeniu siedziby AdMech. Aiko, Amduat, jeśli chcecie się odnieść do swoich prologów, to dobra chwila, ale jeśli z jakiegoś powodu nie macie na to czasu/pomysłu, dajcie mi znać, a dam te sceny zamknę.


 
Ketharian jest offline  
Stary 03-01-2020, 10:53   #15
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, droga z Mechanicarium Port Wander do doku promów.

Po opuszczeniu hallu Adeptus Mechanicus Winter i Ramireza natychmiast otoczyła dwunastka straży przybocznej lady kapitan.
Dowodzona przez zaprawioną w bojach Amelię de Vries drużyna odziana była w zbroje pokryte rodową czernią ze złotymi insygniami. Amelia była jedyną kobietą w tej części najbliższej świty lady Corax od lat związaną z Winter. Strzegła bezpieczeństwa szlachcianki od czasu jej dzieciństwa i znała jej preferencje i przyzwyczajenia jak swoje własne. Bezpieczeństwo Winter było jej absolutnym konikiem. Dlatego pod jej okiem musztra w oddziale była wyjątkowo wymagająca. Lifeguards maszerowali chroniąc teraz oboje:Winter i TechKapłana Błysku Cieni w równym szyku albo wymuszając przejście samym swym widokiem albo też siłą fizyczną, prowadząc oboje do wahadłowca.

Winter szła obok Ramireza szukając sposobu na podtrzymanie zalążka porozumienia, który pojawił się podczas rozmowy z magosem.

Przeciągającą się ciszę przerwała w końcu:
- Dziękuję za pomoc, panie Ramirez. - doszła do wniosku, że najlepiej zacząć od prostych kwestii.

Za drużyną maszerowała druga, niemal tej samej wielkości. Również w barwach rodziny Corax. Jednak ta składała się wyłącznie z serwitorów, które Ramirez zabrał po to, by wywołać odpowiednie wrażenie w AdMechu. Jedynie dwa z nich poruszały się daleko przed oddziałem de Vreis. Całą dotychczasową drogę dzięki swojemu implantowi przełączał się na widok z oczu każdego z nich oceniajac drogę i szczegóły, które mogły mu umknąć.

Właśnie z tego powodu słowa lady Kapitan nie dotarły do niego od razu. Dopiero po chwili zamrugał, a czerwone światło w oku zgasło. Ciekawym było to, że gdy implant nie był aktywny, to nie powodował żadnej fizycznej zmiany w wyglądzie oka Ramireza.
- Lady Kapitan nie docenia własnych umiejętności. To dzięki jej wystąpieniu udało się zmaksymalizować efektywność tych negocjacji. Rzekłbym, że Gunnar Corax byłby dziś bardziej niż dumny. - Po tych słowach nastąpiło coś dziwnego. Coś, czego zazwyczaj nie widywało się u przedstawicieli AdMech. Kącik ust Ramireza uniósł się lekko w czymś, co u ludzi uchodziło za uśmiech.

Dotychczasowe opanowanie Winter niemal nie prysło. Do tej pory TechKapłan kojarzył się dość… Kontrowersyjnie. Na pewno nie z komplementami ani przyjacielskim uśmiechem.
Nie udało się jej ukryć zdumienia. Szybko pokryła je cichym odchrząknęłam:
- Tak. Cóż… Staram się uczyć od najlepszych. A pana porady zdecydowanie pomogły.

Zamilkła na chwilę by ciągnąć:
- Zastanawia mnie skąd znajomość tajnego języka?
- Chciałbym zatem poznać pani nauczyciela. Pani ojciec nie wyszedłby z tych negocjacji z taką - Ramirez zamilkł szukając odpowiedniego słowa. - Gracją? Owszem, był stanowczy, jednak nieco inaczej. Często wykorzystywał moją pomoc wtedy, gdy ważna była zimna analiza sytuacji. Stąd pojawiła się konieczność posługiwania tymi kilkoma zwrotami znanymi w dość wąskim kręgu. On skupiłby się na kwestiach kontrabandy i nie pełnej legalności ładunku. Swoje prośby podszyłby groźbą. I prawdopodobnie nie uzyskałby takich rezultatów jak pani. AdMech nie lubi, gdy się im grozi. Ja z kolei nie miałem nie miałem okazji w sposób adekwatny podziękować za ten pancerz.
Po tych słowach wielka stalowa rękawica z echem uderzyła o płytę pancerza wspomaganego na klatce kapłana.
- Odniosłem wrażenie, iż pani kapitan nie jest przychylna mej osobie po ostatniej rozmowie w bibliotece. A jednak pancerz ów trafił wprost do mnie. Nie do kogoś z osobistej gwardii.

- Nieprzychylna? Na jakiej podstawie takie wrażenie? - Winter słuchała przemowy towarzysza z uwagą i notowała różnice i informacje - Jest pan TechKapłanem Błysku Cieni. - Spojrzała przelotnie na Ramireza - Jedynego domu jaki mam, panie Ramirez. Domu, którego tajników nie znam, a których strzeże właśnie pan. Dbam o tych, którzy dbają o mnie. To chyba… logiczne?

- To logiczne - powiedział potwierdzając. - Jednak pancerz wspomagany sprawdza się przede wszystkim dla żołnierzy liniowych. Czy mam zatem rozumieć, że w najbliższym czasie przewiduje Pani Kapitan więcej misji, w których oczekuje Pani mego udziału własnie w pierwszej linii? Bądź w pani bezpośredniej bliskości? Wtedy owszem decyzja o moim doposażeniu jest jak najbardziej logiczna - Na moment zamilkł czekając aż Lady-Kapitan przetrawi przekazane informacje, po czym dodał:
- Nieprzychylność wnioskowałem w oparciu o raporty jakie wysłałem z kolejnych spotkań z kobietami. Żaden z siedemnastu raportów nie otrzymał informacji zwrotnej.
Ramirez maszerował równo, choć niespiesznie. Na moment zamilkł. Jakby jego umysł analizował kolejne frazy wypowiedzi Winter Corax.
- Cieszy mnie fakt, że myśli Pani u Błysku jak o domu. Jeżeli tylko zechce Pani poznać więcej jego tajników, to chętnie je omówię. Łącznie z tajemniczym pomieszczeniem naszego seneszala, które generuje wysoki pobór mocy i łączy arterie większości linii monitoringu. - To ostatnie dodał wyraźnie ciszej, tak, żeby nie usłyszał żaden z żołnierzy w ich otoczeniu.

W tym czasie Amelia pomogła obojgu w załadunku na pokład wahadłowca.
Pomogło to Winter w zachowaniu powagi na słowa Ramireza. Czuła się jak małe dziecko rozpakowujące cukierka. Im bardziej otwierała opakowanie tym więcej słodyczy było dostępnej. Czy tak miało być i w przypadku TechKapłana?

- Sugeruję by stawił się pan u mnie w prywatnych kwaterach dzisiaj o osiemnastej. Dokończymy tę rozmowę przy herbacie.

Winter zajęła swoje miejsce.

- Czy mam przybyć w formalnych szatach? - odpowiedział, gdy zajmował miejsce. Ze względu na pancerz wspomagany nie mógł usiąść, lecz zajął stanowisko w stosownej uprzęży blokującej możliwość przemieszczenia w trakcie lotu. Podobne stanowiska zajmowały serwitory. Niestety było to zbyt daleko od Lady Kapitan, żeby móc kontynuować nieskrępowaną rozmowę w trakcie lotu.

Winter pokręciła przecząco głową.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-01-2020, 15:15   #16
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41
Spotkanie Winter, Barcy, Ahalliona - gabinet Lady Kapitan



Winter denerwowała się.

Przekładała papiery z miejsca na miejsce, przeglądała po raz kolejny te same zapiski ojca tak naprawdę mając myśli zaprzątnięte czym innym.
Po raz kolejny łapała się na zabawie końcówkami obciętych włosów. Niezmiennie bawiła ją myśl o tym jak doszło do obyczajowego skrócenia jej długich pukli. Widoczny sygnał zmiany jej statusu. Dzisiaj po raz pierwszy miała je rozpuszczone, opadające grubymi lokami wokół twarzy.

Zapatrzyła się przez chwilę na oprawiony obecnie w szklany, przeźroczysty kubik złoty guzik - prezent od Nawigator. Nie wiedziała jak zareagowałby na to wszystko jej ojciec. Nie znała go w ogóle, a teraz postępowała jego ścieżką. Znalazła też tutaj coś czego nie spodziewała się znaleźć. Jakieś dwa miesiące temu. Czy była w stanie połączyć wszystko? Odzyskanie zasobów, odrodzenie rodu, uzyskanie profitu i zadbanie o coś, kogoś jej bliskiego? Wierzyła, że tak. Nigdy dotąd nie czuła się tak silna, spokojna i cała.

Czekała obecnie na rozmowę z seneszalem by omówić ostatnie negocjacje z Adeptus Mechanicus. Czekała też na koniec tego dnia, bo wieczory stały się jej ulubioną porą dnia.

Seneszal przyszedł punktualnie, zwyczajowo nienagannie ubrany w tradycyjną czerń. Jedyną ozdobą jego stroju była wpięta w kurtkę pozłacana szpila zwieńczona miniaturowym krukiem o rubinowych oczach.

Usiadł na wskazanym mu formalnym gestem krześle, bezbłędnie rozpoznając oficjalny charakter spotkania i nie pozwalając sobie na żadne poufałości. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po włosach kapitan, by spocząć na rozłożonych na biurku dokumentach.

Winter uśmiechnęła się na powitanie Barcy zamykając teczkę z dokumentami.
- Christo - zaczęła z wolna - nim przejdziemy do omówienia wyników rozmów, chciałabym…
Winter zawahała się i złożyła dłonie ze sobą.
-...omówić sprawę prywatną. - kontynuowała po nabraniu oddechu - Liczę przy tym na Twą szczerość i obiektywną poradę. Otóż, ja i Ahallion staliśmy się sobie bliscy. Do tej pory trzymaliśmy tę informację dla siebie, ale ponieważ chciałabym ten fakt upublicznić, informuję o tym Ciebie jako pierwszego.

Urwała zawieszając znacząco ton i dając seneszalowi szansę na reakcję.

Barca nawet nie drgnął, ale przeszywająca go badawczym wzrokiem Winter gotowa była przysiąc, że w oczach mężczyzny błysnęło na ułamek chwili całkowite zdumienie.

-Wybacz, ale nie do końca zrozumiałem twoją deklarację - powiedział po krótkiej chwili milczenia - Bliscy w jakim tego słowa znaczeniu? Emocjonalnym?

W odpowiedzi brew Winter powędrowała do góry.
- Również. - zaskoczyła samą siebie wytrzymując spojrzenie seneszala - Chcemy przeprowadzić rytuał połączenia. Unii.

Tym razem Christo milczał dwa razy dłużej, zanim ponownie zabrał głos.

-Z góry przepraszam za następne pytanie, ale moja ewentualna rada, o ile będzie mile widziana, zależy od tej odpowiedzi. Czy istnieją powody natury biologicznej, które wymagają pośpiechu w kwestii ceremonii?

- Nie. - odpowiedź była niemal natychmiastowa - Kwestię potomstwa, przedłużenia rodu, dziedziczenia też omówiliśmy. Chciałabym jednak by status Ahalliona został oficjalnie uznany. Ponieważ unia nie jest małżeństwem per se, wolałabym uniknąć niepotrzebnych trudności. I, Christo, Twoja rada jest zawsze mile widziana. - Winter dodała nieco bardziej miękko.

Seneszal pochylił się do przodu w krześle, złożył dłonie palcami spoglądając w oczy swej rozmówczyni.

-Jeśli zatem pośpiech nie jest niezbędny, sugerowałbym wstrzymanie się z ceremonią o kilka miesięcy. A przynajmniej do chwili przedostania się do Koronusa. Chciałbym ci przypomnieć, że ledwie otarliśmy się o tutejsze Wielkie Burze. Załoga pokłada w tobie absolutną ufność, ale skok w Paszczę wystawi uczucia ludzi na ciężką próbę. Muszą wiedzieć, że pozostajesz całkowicie skoncentrowana na tym zadaniu, w pełni skupiona, daleka od czynników mogących cię rozproszyć. Nie mogą zwątpić…

Odgłos pukania przerwał słowa seneszala w połowie zdania. Drzwi otworzyły się. Do pomieszczenia wszedł misjonarz. Ale nie do końca taki jakim go ostatnio Christo Barca pamiętał. Nie tylko wyglądał reprezentacyjnie, nowe szaty w kolorach rodu Corax, dodawały mu sporo powagi i chcąc nie chcąc szacunku. Sam duchowny wyglądał inaczej. Zniknęło gdzieś ponure spojrzenie i wiecznie zmarszczone brwi. Zastąpił je lekki uśmiech. Dziwnie pasujący do całości wizerunku kapłana, któremu można powierzyć swoje sekrety.
- Witajcie. Winter. Christo. - misjonarz skinął głową każdemu z obecnych na spotkaniu.
- Muszę z wami porozmawiać. Ale to może poczekać… - nawet jego wypowiedzi były dokładniejsze.

- Ahallionie - Winter poczuła jakby ktoś włączył w niej światło. Poczuła ciepło rozlewające się na widok wchodzącego. Wyprostowała się jednak oficjalnie - O wilku mowa. Usiądź, proszę. Właśnie wprowadzałam seneszala w obecną sytuację i naszą relację. Christo odradza pośpiech w dopełnieniu unii aż do czasu przedostania się do Koronusa by nie dawać załodze powodów do zwątpienia w priorytety.

Winter skierowała spojrzenie na Christo.
- Dostrzegasz jeszcze jakieś ryzyko?

-Chwilowo jedynie takie - Barca oderwał wzrok od kleryka, spojrzał ponownie na Winter - Będziemy też potrzebowali kilku tygodni, by przygotować całą dokumentację niezbędną do usankcjonowania unii. To dla legislatorów Gunnara zupełnie nowe wyzwanie natury prawnej… twój ojciec zwykł opierać swe związki z kobietami na mniej sformalizowanych konkubinatach.

Ahalion przysłuchiwał się rozmówcom. Nie usiadł jednak od razu, tak jak prosiła go lady kapitan. Najpierw nalał wody z karafki do dwóch szklanek. Jedną z nich podał Winter. Uśmiechnął się do niej szerzej gdy złapał jej spojrzenie, gdy przyjmowała podane naczynie. Kapłan usiadł w końcu na sofie?po turecku. Mimo zmian niektóre z jego nawyków nadal pozostały.
- A przypomnijcie mi o jakich priorytetach wie załoga? Nie jest ich priorytetem wypełniać wolę naszej pani kapitan?

-Obowiązkiem nas wszystkich jest wypełnianie woli lady Winter - odrzekł Christo - Lecz nie wszyscy jesteśmy równie silni duchem i wolą. Naszym zadaniem jest wspieranie maluczkich, którzy mogliby zwątpić w krytycznej chwili.

- Konkubinat… - wojownik znał Barce. Unikał problemów jeśli mógł. Albo raczej je eliminował. Samo słowo nie miało znaczenia. Nie dla misjonarza.
- Konkubinat ma sens. Winter?

Brunetka opadła plecami na oparcie fotela rozważając porady seneszala i pytania misjonarza.

- Z opisu unii wynika, że przewiduje rytualny okres zapoznania. Czas dla wstępujących w taki… konkubinat - Winter skinęła Ahallionowi głową w odpowiedzi na jego pytanie - Czy ten okres można uznać za kompromis i zakończyć go w Koronusie? Do tego czasu kwestie prawne powinny być również zakończone, zaś Ahallion może zająć pozycję na mostku jako jeden z doradców. Czy ujawnić informację entourage'owi? Myślę, że jako najbliżsi powinni wiedzieć.

Winter spojrzała również na Barcę:
- To wiąże się również z tematem Twego awansu, Christo. Awansu na XO. Przyjmiesz ten awans, prawda?

-Chcesz mnie uczynić pierwszym oficerem? - tym razem Barca nie zdołał powstrzymać wyrazu zdumienia - To zaszczyt, ale jestem zmuszony odmówić. Tak prominentna funkcja otwarcie kolidowałaby z moimi pozostałymi obowiązkami, Winter. Pomijając już fakt, że złamałbym liczne protokoły przejmując dowodzenie nad kadrą oficerską załogi. Jak powiedziałem, to zaszczyt, którego ciężaru nie zdołałbym udźwignąć. Jeśli wolno mi wysunąć kontrpropozycję, rozważ proszę kandydaturę Amelii de Vries. Pod nieobecność twego kuzyna wydaje się doskonałym pretendentem do stanowiska dowódcy pokładowego garnizonu. Jest bezgranicznie lojalna i kieruje twoją strażą przyboczną bez śladu zastrzeżeń. Maurice jej ufa. Przeniesienie z roli dowódcy straży na stanowisko arcymilitanta byłoby w mej opinii naturalnym biegiem kariery tego człowieka.

Szlachcianka skinęła głową.
- Ma to sens, Christo. Ten awans należy się jej. - Winter pokiwała głową. - Zajmiesz się niezbędnymi szczegółami? Przejdźmy zatem do spraw bieżących. Negocjacje z magosem i zdaje się Ahallion też ma sprawę do omówienia.

Winter spojrzała na misjonarza pytająco.

- Umowy. Podpisy. Słowa. Dużo więcej. Papier z mocą większą niż słowo. Ma znaczyć więcej niż przysięga. Ma przypominać? Zasady. Reguły. - brodacz westchnął ciężko.
- Nie. Może. Pomyślę. - mężczyzna zapatrzył się w szklankę wody. Jedna rzecz jaka się nie zmieniła to uśmiech.
Winter pokiwała głową. Ten temat mogli omówić we dwójkę.

- Dostałem propozycję z Eklezjarchii. Pytanie. Prośbę. - duchowny zmienił temat swoich wypowiedzi.
- Tysiąc pięciuset pielgrzymów szuka okrętu by dostać się do stacji… nie pamiętam. Gdzieś za mostem. Ich pasterz. Opiekun. Przywódca. To Hiperios. Już zgodził się oddać nam pięćdziesięciu ludzi. Choć poprosiłem tylko o dziesięciu. Nie mają pieniędzy. Nic wartościowego. To tylko ludzie pełni wiary. - Wyraz twarzy misjonarza zmienił się odrobinę. Rysy wyostrzyły. Nabrały odrobinę drapieżnego wyglądu.
- Myślę, że to dla nas dar od Imperatora. Co o tym myślicie?

Barca poprawił się w krześle, pokiwał z aprobatą głową.

-Sprawdziłem tych ludzi na tyle, na ile to było możliwe - powiedział - Półtora tysiąca pielgrzymów z Venerisa, którzy chcą dołączyć do zbożnego dzieła ewangelizacji Koronusa. Szukają transportu do Footfall. Ich przewóz nie będzie nas wiele kosztował, a jeśli przydamy tej akcji odpowiedniej oprawy, możemy uzyskać błogosławieństwo arcydiakona Mefistofela. Dobre relacje z Ministorum w Port Wander są zawsze w cenie, Winter.

- Dobrze. Zapewnimy im przewóz i wygodne warunki. Tę pięćdziesiątkę chcecie wcielić do armii? Obsługi? Skoro to pielgrzymi nie wiem czy słusznym byłoby wystawianie ich do walki…

Winter nie widziała przeciwności w udzieleniu pomocy. Wedle jej oceny sami byli w tej chwili na etapie opłacania frycowego. Każda mała koneksja i opcja wsparcia liczyła się tak samo jak pomnażanie profitu.

-Chętnie omówię kryteria selekcji z prezbiterem Ramirezem - powiedział Christo - Być może znajdą się wśród nich ludzie z wykształceniem technicznym. Wyspecjalizowany personel zawsze jest potrzebny. Kilku z doświadczeniem wojskowym można przenieść do oddziałów bezpieczeństwa. Jeśli dasz mi dobę, przygotuję swoje propozycje. Co się zaś tyczy Ramireza, poinformował mnie o efektach waszego spotkania z techkapłanami. Wydzieliliśmy już podpokład dostosowany do potrzeb grupy magosa Karrambola. Zaokrętowanie rozpocznie się w przeciągu następnych dwunastu godzin.

- Jeśli chodzi o pielgrzymów, jest na pokładzie ten… Hipodros. Hiperios. - Poprawił się misjonarz.
- Czeka na decyzję lady kapitan. Chciałbym abyście go poznali i przedstawili mu warunki przewozu… - Ahalion nie był dobrym aktorem. Tak samo Winter jak i Christo doskonale widzieli, że jest tam coś jeszcze.

- Masz jakiś termin na myśli? - Winter wiedziała, że oficjalne spotkania to wyzwanie dla misjonarza - Jakieś konkretne warunki?

- Rozmowy. Negocjacje. Ludzie. To moja słabość. To wasza siła. - kapłan przekręcił głowę w jedna i druga stronę.
- Ale Imperator dał nam dar. I mam zamiar go przyjąć. - duchowny powoli odstawił szklankę. Spojrzał na swych rozmówców bezpośrednio.
- Nie chcę dostarczyć ich na stację. Chcę by zostali z nami. To jest ziarno, które zasiane, pielęgnowane, wyda bogaty owoc. Daj im pracę Christo. Znajdź perły wśród nich. Ja poszukam tam swoich. Przekuję w miecze. W tarcze. - Ahalion sprawiał wrażenie, że było dużo więcej w tych planach niż mówiły jego słowa. Dwójka salonowych rekinów mogła się tylko domyślać, co taki człowiek jak misjonarz, mógł dla nich zgotować.
- Barca, będę potrzebował dziesięciu mieczy łańcuchowych. - kapłan uśmiechnął się szeroko i zaczął śmiać wskazując Winter drzwi. Najwyraźniej negocjacje z pielgrzymami miały rozpocząć się od razu.

 

Ostatnio edytowane przez corax : 03-01-2020 o 15:19.
corax jest offline  
Stary 03-01-2020, 15:23   #17
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, prywatne kwatery Lady Kapitan Winter Corax

Ramirez przybył ubrany w długi płaszcz. Oczywiście w kolorze czerwonym. Ale kolor i wpięta weń złota brosza z Cog Mechanicus były jedynym dowodem na to, że należał on do adeptów Mechanicusa. To i może jeszcze garb jaki odznaczał się na jego plecach. Ukryte mechadendryty. W dłoni niósł małe zielone, zamknięte hermetycznie zawiniątko. Recaf. Mieszankę zebraną z najdalszych zakątków Imperium.

Nie było z nim natomiast Leona. Serowczaszki która niemal nie odstępowała techkapłana o krok. Gdy tylko się zaanonsował przekazał podarek na ręce osobistego sekretarza Winter - Asefa Barata.

Spod rozpiętego płaszcza tym razem można było zobaczyć ubrania Ramireza. Czarne spodnie ze zdecydowanie zbyt dużą ilością kieszeni, żeby uznać je za eleganckie oraz czarną przylegającą do ciała koszulkę.
Asef wprowadził kapłana przez przedsionek do saloniku, który najwyraźniej połączony był z miejscem spoczynku szlachcianki. Pomieszczenie utrzymane było w czystym kolorze bieli z nielicznymi dodatkami czerni i błękitu. Salonik wypełniał niewielki regał z księgozbiorem, obok którego stała biała, skórzana sofa w tej chwili wypełniona poduchami. Obok stał podłużny stolik zaś Naprzeciw sofy stał przepastny fotel, który kompletnie nie pasował do wystroju. Był piątym kołem u wozu i słoniem w składzie porcelany. Najwyraźniej wykonany z jakiegoś rodzaju tkaniny, już miejscami znoszonej, wysiedzianej. Podłogę zdobiły dwa duże mechate i białe dywany. Do części sypialnianej najwyraźniej wchodziło się po schodkach ale faktyczny jej wystrój ukryty był za błękitno białym przepierzeniem. Pachniało kwiatowo, słodko. Winter siedziała właśnie w wielkim fotelu zostawiając rozmówcy szeroką sofę.
Asef wydał polecenie służącej rozlania herbaty a następnie zniknął zostawiając drzwi otwarte.

Winter zaczekała aż kapłan się umości.
- I to tyle. Tajemnic - potoczyła krótko dłonią wokół. - Niewiele zmian od czasu mego ojca.
Ramirez nie zdjął płaszcza. Podrzucił jego poły i usiadł na skraju sofy. Oparł łokcie o kolana. Raczej ciężko było uznać to za umoszczenie się, jednak nie ruszał się więcej.
- Cóż, większość pomieszczeń została zoptymalizowana. Nie widzę nigdzie jego jastrzębia. Przeniosła go Pani do części biurowej? - zapytał spokojnie.

- Nie - uśmiechnęła się Winter, która po pracy odziana była w czarne obcisłe spodnie, krótki gorset przypominający szeroki pas i lejącą się koszulę sprawiającą wrażenie wody lub cieczy przy każdym ruchu. - Chciałby pan go zobaczyć?

- Nie. Nie jest to konieczne. Choć to piękne zwierze - techkapłan użył tego dziwnego określenia dla cybernetycznego orła, a jego reakcja i szybkie zaprzeczenie wyraźnie wskazywały na to, że jednak chciałby zobaczyć ów cud techniki.
- Możemy przejść do tej części rozmowy dla której mnie Pani wezwała - nagle pokręcił głową. - To znaczy zaprosiła - poprawił się w końcu.

Winter w zasadzie wykonała jedynie gest a w.salonie pojawił się ponownie Asef.
- Bądź tak łaskaw i przynieś Vindexa. Kapłan chciałby sprawdzić jego stan.
Dopiero po wyjściu sekretarza zwróciła soę ponownie do gościa:
- Wydaje mi się, że to przyjemniejsze warunki do rozmowy. Napije się pan koniaku?
Ramirez skinął głową i powiedział.
- Z największą przyjemnością.
Vindex i koniak podany przez służbę wjechały niemal równocześnie. Jastrząb wydał metaliczny skrzek na widok Winter i sfrunął na zagłówek fotela. Pazury wbiły się bezlitośnie a Kapłan zdał sobie sprawę czemu fotel wygląda tak nieciekawie.
- Wspomniał pan o raportach. Przejrzałam je ale nie bardzo rozumiem, czego pan oczekuje ode mnie?
Głowa Ramireza przechyliła się lekko. Jedno z jego oczu zapaliło się czerwienią. Vindex na moment naprężył się, jakby stawał na baczność. O ile coś takiego było możliwe u cybernetycznego ptaka. Przez moment zdawać mogło się, że nic z tego co mówi Winter do nie docierało do Ramireza
- Vindex - powiedział jakby smakował to słowo, a potem zupełnie zmienionym tonem dodał:
- Zarzuciła mi Pani brak doświadczenia z kobietami. Uzupełniłem więc braki i raportowałem postępy. Oczekiwałem informacji zwrotnej. Wnioski z braku takowej mogą być dwa - czerwone oko zgasło, a cyberjastrząb rozluźnił się znacząco. - Albo nie widzi pani szansy uzyskania przeze mnie stosownych doświadczeń, albo też stałem się ofiarą słownej manipulacji jakiej nie zrozumiałem. A pani z jakiegoś powodu postanowiła nie wyprowadzać mnie z błędu, żebym mógł w dalszym ciągu trwonić zasób jakim jest czas. Pomijając ocenę słuszności jednego czy drugiego wniosku oba one są zgodne co do przyczyny: z jakiegoś powodu jest mi Pani niechętna. Ta logika kompletnie upadła w momencie gdy otrzymałem pancerz wspomagany. Będę wdzięczny za wyjaśnienie tej sytuacji - wyraz twarzy Ramireza był wręcz błogi, a ton głosu wolny od oskarżeń.

Winter uniosła lekko kieliszek w dłoni, ogrzewając go. Wprawiła naczynie w ruch by przebudzić bukiet alkoholu i zapatrzyła w Ramireza:
- W przypadku doświadczenia z kobietami to był przytyk. Dwakroć nalegał pan na coś na co otrzymywał odmowę. Stąd też i przekonanie, że nie obcował pan za często z kobietami. W każdym razie, jeżeli randkowanie to coś co pana interesuje, nie powinnam się w to mieszać. To pana życie prywatne. - Winter zamoczyła w końcu usta w alkoholu - To wszystko nie ma w tym nic więcej. Gdybym była jak pan sugeruje niechętna nie negocjowałabym też możliwości murderservitora.

- Błysk Cienia jest moim życiem prywatnym pani Kapitan. Nie ma nic ponad to. Co do murderservitora to jestem bardzo wdzięczny. Choć nie wiem skąd akurat taki pomysł. Chciałbym w nim powielić schemat z Vindexa właśnie.
Ramirez powoli przeniósł swoje spojrzenie na Winter. Jakby to ona przejęła całą jego uwagę, a techniczne dzieło sztuki poszło w zapomnienie. Choć było tuż przy niej.
- Trzydzieści lat spędziłem na Marsie. W otoczeniu ludzi, którzy wszystko poświęcili dla mechanizmów. Którzy operują mową binarną równie dobrze co kogikatory. Te trzydzieści lat izolacji zbiera teraz swoje żniwo. Nie rozumiem wszystkich pani zamiarów. Zwłaszcza, gdy są to uwagi nie wprost. Bądź zakładają moje społeczne ulokowanie inne niż rzeczywiste.
Ramirez pochylił się jeszcze trochę i złapał szklankę z trunkiem. Zaczął nią powoli obracać w palcach.

- Dziękuję. Zapamiętam tę uwagę. - Winter uśmiechnęła się lekko - Zapewne zdziwi się pan ale wiele osób nie rozumie swych zamiarów. Nie postrzega ich w systemie zero jedynkowym. Więc spodziewam się pewnych… nieporozumień. Co zaś do servitora - sprawdziły się całkiem nieźle podczas walki z piratami na Pobojowisku. Uznałam, że jest to zasób na tyle kosztowny i interesujący do budowy, że sprawi to panu zarówno przyjemność co i wyzwanie. O korzyści dla Błysku Cieni nie wspomnieć. Zgadza się pan?

Ramirez rozejrzał się po pomieszczeniu. Szukał służby.
- Chciałbym, aby to co teraz powiem pozostało absolutną tajemnicą między nami, do czasu zakończenia tego projektu. Czy mogę na Panią liczyć?

Zmrużone lekko oczy świadczyły o zaskoczeniu brunetki:
- Słucham pana - Winter powoli skinęła głową.
Służba ewidentnie była doskonale wyszkolona, bo nie było widać żadnej z pokojówek szlachcianki.

- Vindex jest wspaniałym przykładem - zaczął Ramirez - połączenia umysłu drapieżnika i technologii. Chciałbym, aby servitor jakiego przygotuję do służby na Błysku był podobny. Choć nieporównywalnie bardziej zabójczy. Dlatego w ciągu najbliższych kilku miesięcy chciałbym znaleźć godnego drapieżnika. Myślałem o czymś pokroju Terroraxa albo Szponiastego Diabła. Chciałbym tę bestię pojmać żywcem i przenieść jej umysł do gotowego ciężkiego serwitora. Odpowiednie implanty pozwolą utrzymać nad nią kontrolę. Zupełnie tak, jak ma to miejsce wśród Adebtus Arbitraes, którzy latami szkolą swoje jastrzębie do zabijania, a potem, z pomocą Kapłanów Marsa łączą ich umysły z maszynami. W tych wspaniałych dziełach - podbródek Ramireza powędrował w stronę Jastrzębia.
- Jestem przeszkolonym Techkapłanem. I wie też Pani kapitan, że posiadam szeroką wiedzę z zakresu medycyny. Myślę, że jestem gotów, żeby coś takiego wykonać.

Corax milczała przez dłuższą chwilę.
- Jakie przewiduje pan ryzyka? - spytała zachowując swą standardową chłodną minę.

- Najmniejszym jakie może nas spotkać jest odrzucenie połączenia. Maszyna może odrzucić ciało. Utrata kontroli nad bestią mogłaby nieść większe zagrożenie. Jeżeli uda mi się ją wyposażyć tak, jak chce, to mogłoby to stanowić zagrożenie dla integralności statku. Inne zagrożenia są związane z kolejnymi etapami przedsięwzięcia. Liczne śmierci przy polowaniu na stosowną bestię. Zbytnie zainteresowanie ze strony kontrolujących lokalne rynki gdy zaczniemy skupować konkretną broń. Jeżeli projekt zakończy się powodzeniem, to gotowy produkt będzie rozszarpywał pancerze czołgów z taką łatwością, z jaką Vindex rozcina skórę człowieka. Ta broń będzie niezrównana. Godna rodziny Corax.*

- Jaki procent zagrożenia dla integralności statku? Jakie systemy zabezpieczeń pan przewiduje? Jaki pobór mocy jeśli w ogóle będzie potrzebny przy tworzeniu tej broni? - dopytywała Winter.

- Poza szokpazurami i szokkłami planuję zainstalować mu multimeltę, ciężki bolter i slesz lub wyrzutnię krakiet. Nie mam zamiaru tej broni samemu tworzyć. Sięgnę po dostępne na wolnym rynku modele. Wbrew temu co można by pomyśleć jest to sposób tańszy i szybszy. W przypadku multimelty będzie to nawet do 6% uszkodzenia integralności kadłuba. Dekompresja w kilku segmentach statku. Do tysiąca dwustu zabitych. Prawdopodobnie mniej. Szansa wystąpienia takiego scenariusza to około 0,02%. - Ramirez był bardzo precyzyjny, a wyraz jego twarzy wskazywał absolutną pewność.
- W mózg bestii wszczepię implant korteksowy. Zapewniający całkowita kontrolę przy użyciu systemów Międzymaszynowych Impulsów Umysłowych. Dodatkowo korteks zostanie doposażony ładunkiem, który w przypadku utraty kontroli będzie miał na celu zabicie serwitora. Wtedy konieczne będzie poszukanie innego dawcy mózgu. Nie ukrywam, że liczę tu bardzo na pomoc misjonarza Ahaliona.

- Nie istnieje opcja nabycia gotowego egzemplarza? - wyraz twarzy Winter uległ dyskretnej zmianie. Stałą się neico bardziej ostrożna. - Czy Ahalion nie uzna tego za … herezję?

- Nabycie musiałbym skonsultować z Seneszelem. Co do herezji… - Ramirez patrzył z powagą na Winter Corax. - W Ahalionie cenię… - zaczął z powagą, lecz przerwał natychmiast. Jakby dotarło do niego, że jego wyznanie winy obciąży nie tylko jego. Pokręcił gwałtownie głową. Sięgnął po kieliszek z koniakiem. Popatrzył pytająco na Kapitan. Nie wiedział czy wypada mu samemu wypić, czy też musi czekać na przyzwolenie. A może popełnił Foux pas już samym tym, że wziął koniak w dłoń? Zamarł w bezruchu wyraźnie zmieszany.
Winter uniosła swój kieliszek w górę do ust jakby sygnalizując kapłanowi przyzwolenie.
- Długo zna pan Ahalliona? - spytała nieco mniej lodowym tonem.
Skinął głową i wziął niewielki łyk koniaku. Chwilę wyraźnie delektował się trunkiem.
- Ahalion należał do załogi gdy ja zostałem zrekrutowany. Ja… - kolejne zawahanie - nie chodzę do kaplicy. Dlatego trwało to nieco zanim poznałem Ahaliona. Gdy Gunnar wywyższył mnie do statusu Wizjonera Silnika zacząłem utrzymywać relacje z innymi reprezentantami różnych szarż oficerskich. A Ahalion jest inny niż większość przedstawicieli Eklezjarchii. Znamy się ponad trzy lata i nigdy nie poruszył w rozmowach kwestii Imperatora.
Ramirez z uwagą obserwował reakcję Winter. Zastanawiał się na ile jest wierząca. Barca bardzo dokładnie przestrzegał wszystkich postów i nakazywał ogólnopokładowe modlitwy dla utrzymania morale. Ale jaka była Winter? Aż do tego momentu Ramirez nigdy się nad tym nie zastanawiał.

- Myślę, że warto poruszyć z nim tę kwestię. Na początku jako przypadek hipotetyczny. Wtedy będzie pewność, że nie dojdzie do zbyt wielkiego konfliktu. - Winter mówiła powoli - Załoga Błysku nie może teraz ani w przyszłości być podzielona. Potrzebujemy silnego morale.
Brunetka mówiła w przestrzeń jakby do siebie.
- Ale dobrze. Z mojej strony ma pan zielone światło. Liczę, że plany i schematy servitora przedstawione zostaną mi do wglądu. I jeszcze jedno. Chcę mieć kontrolę nad tym stworzeniem. Jak co-pilot. Rodzaj zabezpieczenia.

- Czy zaakceptuje pani implant wewnątrzczaszkowy? Mogłaby pani kierować urządzeniem swoimi myślami. Co zaś do podzielenia… - Ramirez upił kolejny łyk.
- Jestem uznany za pomniejszego heretyka. Eklezjarchia może wystąpić przeciwko mnie w oparciu o moje wystąpienia sprzed kilkunastu lat. Pozwoliłem sobie głosić pewne tezy jakoby Imperator nie był aż tak wielki jak wszyscy o nim mówią. - Techkapłan patrzył z uwagą na Winter. Nie spodziewał się, że na tym spotkaniu przyzna się jej do herezji.

- Mój ojciec zapewne o tym wiedział zatrudniając pana do opieki nad Błyskiem Cieni opartym o technologie xenos… - Winter odstawiła kieliszek na stolik nie odpuszczając spojrzenia z rozmówcy - Poszłabym nawet o krok dalej i stwierdziła, że to właśnie był powód wyboru pana. Prawda?

Techkapłan wypuścił powietrze.
- Tak. Przenikliwość pani umysłu zasługuje na pochwałę. Krew pani ojca pozostaje żywa. Natomiast nadal pozostaje kwestia pani opinii w tej kwestii. Wszak nie jest pani swym ojcem. Wiele rzeczy załatwia inaczej. A ja składam swój los w pani ręce.

Szlachcianka rozważała wypowiedź TechKapłana przez chwilę:
- Jedziemy na tym samym koniu, TechKapłanie - zaczęła nalewając herbaty do filiżanek. Skoro mój ojciec panu ufał na tyle by powierzyć panu statek, nie widzę powodów do … rezygnacji ze współpracy. Niczego nie zyskam a wręcz stracę gdybym chciała rezygnować z obecnego układu. To dlatego negocjował pan przeciwko magosowi? - ostatnie było raczej stwierdzeniem niż pytaniem.
- To pani negocjowała. Ja jedynie podsuwałem argumenty. Jestem eksploratorem. Jest to specyficzny tytul w hierarchi AdMech. Dysponujemy sporą dozą niezależności. Niestety wielu adeptów jest szkolonych w ograniczony sposób. Bardziej cenią posłuszeństwo niż predyspozycje. Jestem temu przeciwny i cieszy mnie fakt, że jestem w zasadzie obok tej struktury. Poza tym jestem lojalny pani. A w pani interesie był jak najkorzystniejszy wynik tych negocjacji. - Ramirez bawił się pustą szklanką. W głowie analizował fakt, że 98 dni wcześniej Winter Corax przybyła na Błysk Cieni z informacją o śmierci Gunnera i cały jego doskonale poukładany świat runął. 98 dni wystarczyło, żeby odzyskał nadzieję.

- Jeszcze odrobinę koniaku? - spytała Winter widząc pusty kieliszek gościa - Mówiąc o eksploracji. Ma pan jakieś sugestie? Specjalne rejony gdzie znaleźć odpowiedniego ...dawcę do nowego projektu?

- Tak poproszę - Ramirez miał na twarzy wyraz jakiejś ulgi. Nietypowego wręcz dla niego rozluźnienia. Wręcz nie pasujący do techkapłana.
- Cóż, tutaj liczę na pomoc Seneszala. Być może zasugeruję zakup stosownego okazu. Nie wiem na ile będę mógł go wdrożyć w ów projekt. Niestety moja wiedza na temat form xsenoorganicznych jest ograniczona. Będę potrzebował wsparcia. W najbliższym czasie skupię się na stworzeniu odpowiedniego szkieletu. Tak, aby zmaksymalizować jego zdolności bojowe. A Ahalion - w końcu odkopał odstawiony na moment wątek - cóż, wiem, że pochodzi on z jednego ze światów z wyjątkowo nieprzyjemną fauną. Dlatego chciałbym z nim skonsultować możliwości.

Później były kolejne kieliszki koniaku. I kolejne rozmowy.
Jednak w pewnym momencie musiała się skończyć. Najwyraźniej Lady Corax była umówiona na wieczór z kimś innym. Techprezbiter ruszył chwiejnym krokiem w stronę maszynowni. Musiał jeszcze zweryfikować egzekucję protokołów logistycznych AdMech. Dziękował za to, że implant logiczny funkcjonował niezależnie od ilości spożytego alkoholu. Współczuł natomiast Lady Kaptan. Ona nie miała takiego wsparcia w swoim kolejnym tej nocy spotkaniu.

 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 03-01-2020 o 17:00. Powód: Winter Corax
Mi Raaz jest offline  
Stary 06-01-2020, 20:17   #18
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, mostek Błysku Cieni

- Spożywanie alkoholu znacząco obniża koncentrację – oznajmiła Ithara Ruben, siadając na zwolnionym przez Garlika miejscu i pochylając się nad konsoletą. Z obszernego rękawa jej czerwono-złotych szat wysunęła się plątanina srebrzystych przewodów, wijąca się na podobieństwo metalicznych węży. Końcówki mechandrytów wpięły się w kilka slotów pulpitu roboczego i adeptka drgnęła konwulsyjnie doświadczając neuralnego sprzęgu. Na ekranie urządzenia pojawiły się natychmiast rzędy zielonych znaków, będące kompletnie dla Tytusa niezrozumiałą mieszaniną liter i cyfr.

- Rozumiem twoje intencje – dodała Ithara przenosząc spojrzenie ukrytych pod maską oczu na górującego ponad nią oficera, bez trudu dzieląc swoją uwagę pomiędzy Garlika oraz wykonywane poprzez pęk mechandrytów operacje diagnostyczne – Przez wzgląd na różnicę płci zamierzasz obniżyć moją percepcję i wolę, aby następnie doprowadzić do krótkotrwałego sprzęgu organicznego pomiędzy naszymi ciałami. Plan ten jest z góry skazany na niepowodzenie, ponieważ wskutek specyficznych przekształceń nie jestem już kompatybilna płciowo z mężczyznami. Co więcej, nie stanowisz dla mnie źródła zainteresowania emocjonalnego. Proponuję, abyś zaprzestał dalszych tego rodzaju prób. Czy wyraziłam się wystarczająco jasno, nadsterniku Garlik?

- Bardzo jasno – odparł Tytus cofając się na wszelki wypadek o krok od techadeptki. Jego nader żywa w pewnych aspektach wyobraźnia zaczęła mężczyźnie podsuwać obrazowe domysły cyborgizacji Ithary, z każdym kolejnym pomysłem bardziej zniechęcające do zawierania bliższej znajomości – Nie zamierzam się narażać na niezadowolenie czcigodnego prezbitera, toteż pozostawię cię teraz w spokoju, abyś optymalnie wykorzystała swoje sto sześćdziesiąt minut.

Ithara Ruben skinęła nieznacznie głową, odwracając się z powrotem ku ekranom konsolety i wchłaniając poprzez neuralny sprzęg ogromne pakiety danych przesyłanych przez czujniki sensorów.







11 Martius 816.M41, Chór Astra Telepathica w Port Wander

Kaspian pochylił się do przodu kiwając z aprobatą głową i Bellitta uśmiechnęła się w duchu dostrzegając ów ruch w rozmazanej aurze mentata.

- Większość konkordialistów przynależy z tytułu dziedzicznych funkcji do naszego Chóru, ale znam kogoś, kto może ci rekomendować usługi wolnego specjalisty, siostro. Chcesz skorzystać jedynie z krótkiego zabiegu czy poszukujesz kogoś do służby?

- Interesuje mnie biegły terapeuta z dobrymi referencjami, na co najmniej dwuletni kontrakt – odparła astropatka Coraxów splatając palcami ukryte w rękawach szaty dłonie – Z odpowiednią wiedzą farmakologiczną.

- Potrzebuję jednego dnia, aby zebrać odpowiednie kandydatury – Kaspian ponownie kiwnął głową – Kiedy twoja kapitan zamierza opuścić stację?

- Za pięć dni – odpowiedziała Bellitta – Pojutrze okręt przejdzie na orbitę parkingową, a po dwóch dalszych dniach opuści zewnętrzne instalacje.

- To wystarczająca ilość czasu – w głosie astropaty dźwięczały przyjazne nuty, toteż Bellitta pozwoliła sobie na chwilę rzadkiego rozluźnienia – Przyślę posłańca w ciągu następnych dwóch dni, z zaproszeniem na spotkanie z kandydatami. Jak mniemam, kwestie wynagrodzenia oraz przynależnej Chórowi prowizji nie będą problemem? W Port Wander wiele się mówi o kapitan Corax i jej spektakularnym sukcesie w pasie asteroidów. Przychylność Saulów z pewnością przełożyła się wydatnie na sytuację finansową rodu.

- Nigdy nie zaprzątałam sobie głowy sytuacją finansową rodu – odparła Bellitta czując ukłucie podejrzliwości. Astropaci nie należeli do kasty społecznej otwarcie rywalizującej z innymi organizacjami o wpływy i majątek, ale kobieta nie wątpiła, że i oni dokładali wielu starań, by pozyskiwać jak najwięcej wartościowych informacji, które następnie mogli spieniężyć bądź wymienić na ekwiwalentne przysługi – Na okręcie są godniejsi ode mnie strażnicy rodowej szkatuły. Co się zaś tyczy stosownych opłat, wniosę je z własnego funduszu. Coraxowie nigdy nie szczędzili geltów na hojne opłacanie swoich służbitów.

- Godna pochwały postawa – Kaspian najwyraźniej wyczuł zmianę nastroju Bellitty, ponieważ przybrał bardziej neutralny ton, być może chcąc jak najszybciej zatrzeć wrażenie nadmiernego zainteresowania finansami dziedziczki Glejtu – Co się zaś tyczy oczekiwanej przez ciebie transmisji, siostro, Chór nadal niczego nie wychwycił w Osnowie.

Bellitta kiwnęła ze stoickim spokojem głową, chociaż wiedziała, że brak wiadomości zmartwi Winter de Corax. Brak informacji mógł oznaczać wiele, a kapitan nie miała żadnego innego sposobu na zweryfikowanie swoich podejrzeń i złych przeczuć. Mogła tylko czekać.

Szept Cieni i podróżujący na jego pokładzie Maurice de Corax przepadli gdzieś w Immaterium w głębi Sektora Calixis.

- Pozostaję na twe wezwanie, bracie – oznajmiła wyciągając dłonie w stronę pary młodych astropatów – Teraz pozwolę sobie cię opuścić. Masz bez wątpienia mnóstwo obowiązków.

Odprowadzona przez Kaspiana do zewnętrznej śluzy Chóru, Bellitta przeszła pod zdobionym heksagramami łukiem i skuliła się uderzona echem setek tysięcy mentalnych szeptów. Kojąca zmysły cisza przerywana jedynie melodyjnymi zaśpiewami psioników pozostała w tyle, po drugiej stronie tłumiących psychoaktywne bodźce ścian.

Czekający na nią przed Chórem żołnierze rodu - noszący czarne karapaksy małomówni mężczyźni o badawczym wzroku i beznamiętnych twarzach - wyprostowali się służbiście, otoczyli astropatkę i jej nowych towarzyszy ciasnym kręgiem przyjmując szyk honorowej eskorty. Bellitta poddała się ich działaniom ze stoicką rezygnacją, pozwalając się odprowadzić w kierunku linii magnetycznej kolejki.







11 Martius 816.M41, konsularium Domu Xan’Tai

Wyraźnie skrępowana słowami konsulariusza Alecto ograniczyła się do kiwnięcia głową, przysiadła na krawędzi wskazanego jej przez Gaspara fotela spoglądając na mężczyznę szeroko otwartymi oczami.

- Mam dla ciebie prezent od Ralmona - powiedział konsulariusz, kiedy już usiadł na swoim fotelu - Nowy komplet map Ekspansji, zaktualizowany w oparciu o dane dostarczone przez Sarrę, Kontyliona i Barrusa. Mam nadzieję, że dobrze je wykorzystasz.

- Nie wątpię - odparła wymijająco Alecto - Dziedziczka Coraxów pragnie rzucić się w gęstwę zatrutego ogrodu Paszczy, chociaż fluktuacja Wstęgi Tancerza Osnowy sugeruje rosnące chwasty.

- Nie wątpię, że podołasz temu wyzwaniu - uśmiechnął się gospodarz - Bóg-Imperator obdarzył cię wyjątkową łaską, wszyscy ujrzeliśmy tego dowód. Złote oczy są znakiem wyjątkowego błogosławieństwa, stanowią odbicie blasku Astronomicanu. Wiesz, że wywołałaś ogromne poruszenie ich widokiem we wszystkich tutejszych rezydenturach Navis Nobilitae? Co więcej, nie tylko w nich. Do dzisiaj otrzymałem już cztery petycje sygnowane przez magosów Adeptus Mechanicus. Trzech z nich uprzejmie prosi, zaś czwarty kategorycznie domaga się możliwości poddania twych oczu medycznym oględzinom w celu zdiagnozowania źródła tej cudownej anomalii. Dwóch zaproponowało również bardzo wysokie sumy za pozwolenie na chirurgiczne usunięcie przynajmniej jednego oka i wykupienie go jako obiektu badań naukowych. Rzecz jasna w każdym z tych przypadków odmówiłem, ale sądzę, że potrzeba jeszcze sporo czasu, aby techkapłani przyjęli to do wiadomości. W międzyczasie sugerowałbym, abyś nie poruszała się po stacji bez uzbrojonej eskorty.

Konsulariusz sięgnął rękami w stronę ustawionego przy kanapie stoliczka, zabrał z niego dwa napełnione importowanym ze Scintilli likierem kieliszki podając jeden z nich wyraźnie wstrząśniętej rozmówczyni.

- Ralmon prosił, abym przekazał ci obiecujące wieści - oznajmił gospodarz, kiedy oboje skosztowali delikatnego w smaku trunku - Oficjalnie to jeszcze ścisła tajemnica, więc będzie dla ciebie zaskoczeniem, ale Novator otrzymał interesującą propozycję względem twej osoby.

Alecto Xan'Tai odsunęła od ust kieliszek, spojrzała wyczekująco na swego rozmówcę spodziewając się podświadomie tego, co ten chciał jej przekazać. Od dwóch lat wypełniała lojalnie kontrakt zawarty pomiędzy Domem Xan'Tai i Coraxami, ale śmierć Gunnara i pojawienie się Winter zatrzęsły posadami jej ułożonego kwiecistego świata. Uwięziona w kolczastym gąszczu pokładowych intryg, oczami wyobraźni zaczynała widzieć się na mostku jednego z ciężkich krążowników Marynarki, gdzie Nawigatorzy realizowali jasno sprecyzowane rozkazy i gdzie nikt nie oczekiwał od nich niczego więcej jak tylko skrupulatnego wypełniania swoich obowiązków. Teraz, w obliczu tak niespodziewanego spotkania z Gasparem, zaczynała przeczuwać, że zaproszenie ze strony konsulariusza faktycznie było wstępem do rozmów o nowym, znacznie ambitniejszym przydziale.

- Pojawiły się sugestie nowego kontraktu - następne słowa Gaspara wywołały u Nawigatorki Błysku Cieni leciutki przyjemny dreszczyk - Nie jest to przeniesienie na inny okręt bądź do pracy kancelaryjnej, lecz coś znacznie bardziej odpowiedzialnego. Novator śledzi twe postępy w posługiwaniu się Okiem i bardzo je docenia. Twoje geny nie powinny się zmarnować, stąd pomysł kontraktu małżeńskiego z Domem Cassini. Dzieci poczęte z takiego związku przyniosą ogromne korzyści naszemu rodowi.

Gaspar sięgnął ponownie w stronę stolika, podniósł z niego oprawiony w złoconą ramę obrazek, po czym uśmiechając się delikatnie wręczył go oniemiałej ze zdumienia Alecto.


@Aiko, dzięki premii +10 do testu Fellowship Twoja postać zaliczyła rzut, a w jego efekcie Kaspian dostarczy Ci jeszcze przed wylotem z Port Wander kandydatury kilku konkordialistów.

@Amduat, na wręczonym Alecto obrazku znajduje się podobizna wybranka Twego serca (o dziwo, nawet nie wygląda na mocno zmutowanego). Czy czujesz przyjemną ekscytację na myśl o rychłym spłodzeniu potomka, który wzbogaci pulę genetyczną rodu?


 
Ketharian jest offline  
Stary 06-01-2020, 20:52   #19
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
11 Martius 816.M41, Port Wander

Bellitta szła w milczeniu próbując nie ulec ogłuszającym ją odgłosom gigantycznej stacji. Kaptur nasunęła na czoło na tyle głęboko, aby mijani przechodnie nie mogli dostrzec jej oczu, chociaż wiedziała doskonale, że przez wzgląd na szaty oraz zwieńczoną emblematem Orła adamandytową laskę większość rezydentów Port Wander i tak od razu rozpoznawało w niej astropatkę. Musiała przyznać, że choć niepokoiło ją, że Christo zaproponował powiększenie chóru, nie miała nic przeciwko nowym astropatom na Błysku Cieni. Wsłuchała się w idące za nią postacie, te jednak najwyraźniej postanowiły przemilczeć drogę na statek. Ilu z tych plotek wydostali nim przedstawiono im ich przydział? Jeśli nawet starszy Chóru pozwolił sobie na tak niewybredne uwagi, co też mogło docierać do ich uszu? Bell poczuła delikatną irytację, ale szybko odsunęła od siebie to uczucie. To nie miało znaczenia. Oni wsłuchiwać się mieli w szepty kosmosu, plotki ludzi niech pozostaną dla szlachty.

Weszła na pokład okrętu przez śluzę umieszczoną na wysokości podstawy wieży, jedną z ośmiu usytuowanych w wysięgnikach górnych pirsów doku. Żołnierzy kapitańskiej gwardii pozostawiła zaraz za kordonem bezpieczeństwa, odnotowując w pamięci skrupulatność, z jaką uzbrojeni marynarze kontrolowali tożsamość i kieszenie każdego wracającego na pokład załoganta. Jej samej ani pary nowych astropatów nikt nie poważył się zatrzymywać, kordon uczynił mentatce przejście z szacunkiem zrodzonym z głębokiego lęku. Bellitta nie odpowiedziała na pokłony marynarzy, od razu kierując się w stronę najbliższej szybkobieżnej windy dla oficerów i wysokich rangą dostojników rodu.

- To najkrótsza droga do naszego azylu - rzuciła cicho pod adresem swych towarzyszy - Z tej komunikacji mogą korzystać wyłącznie posiadacze specjalnych kart dostępu.

Przesiadając się z windy do windy w drodze ku sanktuarium chóru, próbowała chociaż z grubsza zobrazować Xarze i Lornowi układ szybów i korytarzy wieży okrętu, ale zdawała sobie sprawę, że młodzi astropaci stracili poczucie położenia po pokonaniu kilku pierwszych podpokładów - Malchediel pokaże wam później te pomieszczenia w bezpośrednim sąsiedztwie sanktuarium, które powinniście znać. Jest tu dłużej niż ja i z pewnością odpowie na wszelkie wasze pytania.

Spokojnym krokiem wprowadziła towarzyszy do wnętrza sanktuarium, za chroniony grawerowanymi w adamandycie heksagramami próg. Główna nawa zajmowała kilka kondygnacji. Jej misternie rzeźbione ściany, wypełnione malowidłami płyciny sklepień i ścian, oraz spływające po filarach gobeliny świadczyły o potędze i majętności rodu Corax. Ze strony niewielkiego prezbiterium dochodziły dźwięki śpiewu. Bell zamarła pozwalając Xarze i Lornowi oswoić się z nowym miejscem i jego podniosłą atmosferą. Sama wciąż czuła się ogłuszona, przytłoczona ilością ludzi, których przyszło jej w ostatnich dniach i godzinach poznać.

Lecz chociaż niczego nie pragnęła bardziej od zamknięcia się we własnym pokoju, nie chciała porzucać nowych towarzyszy na pastwę samotnej asymilacji.

- Chodźmy - poprowadziła towarzyszących jej astropatów na prawo od wejścia i dalej na górę krętymi schodami. Ściany pokrywału misterne rzeźby. Prowadzące od stopni półkolumny zwieńczone były kapitelami ozdobionymi twarzami niewidzących postaci. Płyciny pomiędzy nimi wypełnione były malowidłami przedstawiającymi sceny ze Świętych Ksiąg. Złoto mieniło się w świetle lamp ozdabiając błyskami szaty astropatów i wtedy weszli do przestrzeni chóru. Przez arkady wpadało, do tej znaczącej wielkości auli, światło lamp. Do tego chór miał też swoje oświetlenie, a jednak wykonane z czarnego kamienia kolumny i wymalowane na czarno płyciny, w których mieniły się jedynie złocone gwiazdy, sprawiały że wydawało się iż w pomieszczeniu panuje półmrok. Na ścianach z trudem dostrzec można było dwoje drzwi identycznych do tych, którymi przyszli. Środek pomieszczenia wypełniał długi stół przy którym stały tapicerowane krzesła.

Ciszę, wypełnioną jedynie dochodzącymi ze świątyni modłami przerwało ciche skrzypnięcie drzwi. Stanęła w nich Brenien. Miała na sobie długie proste szaty i opaskę na oczach. Mimo to twarz jej zwróciła się w kierunku Bellitty i jej towarzyszy. W jej wizerunku pojawiła się pogarda

[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/04/6c/1d/046c1d080620489c02c5cf892cff660d.jpg[/MEDIA]

- Brenien to Xara i Lorn. Wyruszą razem z nami. - Bell odezwała się cichym głosem, poniósł się on jednak po pustej komnacie.
Kobieta prychnęła jednak jedynie w odpowiedzi i ruszyła w kierunku przeciwległych drzwi, Bell nie zwróciła na to uwagi.
- Tam jest nasza biblioteka, w której przechowujemy też spisane wiadomości. Tutaj… - Astropatka wskazała na drzwi, za którymi zniknęła Brenien. - Możemy przejść do naszych komnat.

Poprowadziła nieco speszonych nowicjuszy na wąski korytarz. Wyłożony był posadzką podobnej do tej, która znajdowała się w przestrzeni chóru. Kończył się wpadając na typowy korytarz Błysku Cieni.
- Po tej stronie są pokoje Brenien, Saniela i Malchediela. Na końcu… - Wskazała na solidne drzwi. - Są moje kajuty. - Odpowiedziała spokojnie, po czym pokazała na proste drzwi znajdujące się po przeciwnej stronie korytarza. - Tu są cele dla nowicjuszy. Błysk Cieni może pomieścić dziesięciu astropatów.

Bell podeszła do jednych z drzwi i otworzyła je. Tak jak się spodziewała, służba przygotowała dwa pomieszczenia na przybycie nowych członków załogi. W prostej kajucie było już zasłane łóżko. Jedna ściana wypełniona była szafkami i szufladami, a w trzeciej znajdowały sie drzwi do niewielkiej łazienki.
- Możecie wybrać sobie pokoje i zgłoście się do Malch…
- Wzywałaś mnie, pani?
- Bellitta wyjrzała z pokoju. Na korytarzu stał starszy mężczyzna. Malchediel gładził się po brodzie spoglądając. Oczy miał zamknięte, choć skierowane one były w stronę towarzyszących jej nowicjuszy. - Kogóż to nam sprowadziłaś?

[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/ab/c4/60/abc4602d5bce9045cfcf36da05573981--epic-beard-beard-fashion.jpg[/MEDIA]

- Nowicjuszy. Xara i Lorn. - Wskazała kolejno na młodych astropatów. - Powiedziałam, że pokażesz im Błysk Cieni.
- Pozwól więc Pani, że się tym zajmę.
- Mężczyzna podszedł do nowicjuszy i uśmiechnął się do nich. - Saniel czeka na ciebie.
- Och…
- Bell uśmiechnęła się delikatnie. Lubiła spotkania z młodszym nieco od niej astropatą. - Wobec tego… dziękuję.

Kobieta ruszyła spokojnym krokiem w kierunku swych komnat słysząc już za sobą jak Malchediel udziela nowym już swych dobrodusznych pouczeń. Wiedziała, że pozostawia nowicjuszy w dobrych rękach. Tylko… czemu Brenien tak zareagowała? Otwierając drzwi do swych komnat, Bell westchnęła cicho. Już naprawdę wierzyła, że jej podopieczna nieco zapanowała nad swym temperamentem, jednak jej emocje chwilami wciąż brały górę nad samodyscypliną.

Zauważalny brak samokontroli Brenien budził w Bell mieszane uczucia. Przez wzgląd na swą specyficzną rolę astropaci musieli dążyć do perfekcji w panowaniu nad emocjami. Zmuszeni z racji pełnionych obowiązków do penetrowania własnymi umysłami otchłani Immaterium, narażali się na tym większe niebezpieczeństwo opętania, im większą emocjonalną sygnaturę pozostawiali w Morzu Dusz.

W kotle pierwotnego Chaosu dusze rozumnych istot paliły się światłem zauważalnym dla wielu łowców. Zwyczajni ludzie byli zaledwie iskierkami, ustawicznie pojawiającymi się i znikającymi w kipieli mentalnej energii. Ci obdarzeni psionicznym talentem, tak zatrważającym w swej niepojętej naturze dla zindoktrynowanych „ślepaków”, świecili płomieniem znacznie silniejszym, dużo łatwiejszym do zauważenia. Stanowili łakomy kąsek, pożądany łup nienazwanych drapieżców składających się na esencję Osnowy. Umysły mentatów stanowiły bramy, przez które psionicy mogli wysysać z Immaterium dającą im niewyobrażalną moc energię, lecz jeśli czynili to zbyt nieostrożnie, przez bramy te do świata ludzi mogły przechodzić ucieleśnienia ich największych lęków.

Demony, przyobleczone w wynaturzone emocje objawiane nieopacznie przez śmiertelne umysły.

[MEDIA]https://i.postimg.cc/hPKH0kcW/Saniel.jpg[/MEDIA]

- Bell - Saniel podniósł się ze znajdującego się w pomieszczeniu fotela. Przedsionek komnat starszej wypełniony był przez cztery fotele i stół. Jedną ścianę zajmowała niemal w całości jej osobista biblioteczka, której szufladki wypełniały nietypowe pamiątki z licznych wypraw. Całość zamykana była na klucz, który Bell zawsze miała przy sobie.

- Witaj San - astropatka uśmiechnęła się i przysiadła do swego podopiecznego, aby wysłuchać jego raportu.

-Jesteśmy przygotowani do drogi, Bell - odparł mentat pocierając kciukami palców przysłaniającą jego puste oczodoły opaskę - Na tyle, na ile to było możliwe. Co nie zmienia faktu, że wszyscy czują się zdenerwowani. Może nawet zalęknieni. Skok na drugą stronę tych Burz będzie wyzwaniem, przed jakim dotąd nie stawaliśmy. Istnieje ogromne ryzyko, że nie wszyscy z nas tę podróż przeżyją.

-Imperator strzeże, San - Bellita uśmiechnęła się wyrozumiale, ujęła dłonie rozmówcy w swe własne - Wierzę, że uchroni nas przed złem Osnowy.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 13-01-2020 o 07:48.
Aiko jest offline  
Stary 09-01-2020, 11:17   #20
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Post pisany z udziałem MG

11 Martius 816.M41, kwatery Winter Corax
Salon sprawiał wrażenie dużo mniejszego po odejściu Ramireza, który z powodu swych augmentacji zdawał się wypełniać go w znacznej mierze.

Wnętrze salonu uprzątnęły pokojówki pod okiem Louise Maede, ochmistrzyni dworu Winter. Louise wraz z Madalene St Germain były również nieco zaskoczone prośbą nie o przygotowanie lady kapitan do snu, lecz do kolejnego spotkania. Tym razem z seneszalem. Stolik kawowy został nakryty, amuse bouche podano na paterach a napar herbaciany Ramireza parzył się w misternie zdobionym czajniczku. Służba gotowa też była do zaserwowania alkoholowych napoi choć Winter czuła, że niebezpiecznie zbliża się do swej granicy. Mimo to chwila odświeżenia i była gotowa na ostatniego gościa tego długiego dnia.

Gdy Madalene wprowadziła do salonu seneszala, który stawił się na spotkanie punktualnie, coś w jego mowie ciała, w lekko rozkojarzonym wzroku zdradziło Winter, że Barca był skrajnie zmęczony. Szlachcianka mogła się jedynie domyślać ogromu obowiązków jakie spoczywały na barkach jej zausznika w ostatnich dniach przed odlotem poza granice Imperium.

A jego zmęczenie było jej tego wieczoru na rękę, bo spotkanie z prezbiterem Błysku obfitowało w drogi alkohol i kapitan czuła pewien problem z koncentracją.

- Winter - Christo skłonił nieznacznie głową, usiadł na wskazanym mu miejscu, a brunetka odpowiedziała lekkim uśmiechem - Dość nietypowa pora na spotkanie, niedługo północ. Czasami odnoszę wrażenie, że jesteś bliżej związana z kultem Omnisjasza niż sądziłem. Posiadasz podskórne akumulatory, które zasilają cię przez całą dobę?

Mężczyzna uśmiechnął się kącikami ust, ale jego oczy przez cały czas krążyły po apartamencie dziedziczki Glejtu.

Salon utrzymany był w nietypowych barwach bo bieli i błękitu, które kojarzyły się odruchowo z imieniem lokatorki. Wygodna, biała sofa i takież fotele zapraszały swą wygodą. Stojący za sofą regał wypełniony był woluminami i bibelotami i tylko chwilowo odwracał uwagę od miękkich, grubych dywanów kuszących do zanurzenia w nich bosych stóp. Światło w salonie było przytulnie przydymione, ale i ono nie potrafiło ukryć jednego kompletnie nieprzystającego mebla w tym pomieszczeniu stojącego obok rzeźbionego, drewnianego stołu kawowego. Był to ogromny fotel, z burgundowym pokryciem świadczącym o dawnym kunszcie tapicerskim, jednak w tej chwili tak wytartym i znoszonym, że ciężko było rozczytać naturę zdobień. To właśnie do tego mebla skierowała się Winter, niemal niknąc i zapadając się w nim. Cienie na jej postaci bo stały się nieco głębsze gdy zagłówki fotela przesłaniały ją. Służba zakrzątnęła się natychmiast wokół seneszala, podsuwając mu łakocie.

- Napijesz się herbaty czy wolisz coś mocniejszego, Christo? - Winter usadowiła się wygodnie, gestem odmawiając przekąsek i ciągnęła - Właściwy wybór może dodać Ci skrzydeł.


- Mam nadzieję, że nie urażę cię odmową - odparł Barca - Miałem dzisiaj sporo na głowie, a bynajmniej nie skończyłem jeszcze pracy. Ostatnie dni przed odlotem wymagają szczególnej skrupulatności w dopełnieniu wszystkich obowiązków.

- Nie czuję się urażona a jedynie zaniepokojona. - Szlachcianka przyglądała się rozmówcy - Że przez swą skromność i perfekcjonizm podejmujesz zbyt wiele obowiązków, Christo. Doprawdy, musisz zadbać o siebie bo nie zdołam podołać dowodzeniu Błyskiem bez Twej pomocy. - Winter uniosła dłoń jakby chciała uciszyć ewentualne protesty - Oddeleguj część spraw. Nalegam.

- Deleguję wszystko, czego nie uważam za krytycznie ważne, Winter - Barca uśmiechnął się ponownie, kolejny raz jedynie kącikami ust - Odlatujemy za pięć dni. Kiedy okręt opuści stację, pozwolę sobie na odpoczynek, daję słowo. Tymczasem muszę dopilnować kilku wciąż otwartych spraw. Na orbitalu nadal przebywają blisko dwa tysiące załogantów z ostatniej zmiany przepustek. Moi ludzie muszą dopilnować ich powrotu. Stu czternastu już nie wróci, zostali aresztowani przez służby porządkowe stacji za wykroczenia uniemożliwiające ich wykup bądź zwyczajnie zniknęli. Dezercje nie są niczym nadzwyczajnym, aczkolwiek mogą budzić w tobie zrozumiałe rozczarowanie. Chcę też dopilnować ostatnich przygotowań pod zaokrętowanie naszych czcigodnych gości ze Świątyni Omnisjasza. Co się zaś tyczy gości, zamierzasz zaszczycić audiencją Hyperiosa jutro z samego rana czy dopiero po ceremonii wyniesienia de Vries do rangi Arcymilitanta?

- Przed, tak by mógł ewentualnie dołączyć do ceremonii i oglądać jej przebieg. Myślę, że to umocni jego przekonanie co do podróży i ewentualnej przyszłej lojalności… Co do dezercji i osób zatrzymanych. Zniknęły całe rodziny czy pojedynczy ludzie obsługi?

- Indywidualne przypadki - seneszal wzruszył ramionami w sposób mający dać rozmówczyni do zrozumienia, że nie powinna się o ów kłopot troskać - Zbadałem wszystkie te sprawy, w sumie to dwadzieścia jeden osób. Podejrzewam, że większość z nich już nie żyje. Są w Port Wander strefy wyjęte spod prawa, istnieją gangi żerujące na przejezdnych. Nie mogę też wykluczyć, że ci nie dość ostrożni padli ofiarą gangów werbunkowych marynarki albo trafili do laboratoriów w enklawie Adeptus Mechanicus. Mimo to zasugerowałem Amelii zaostrzenie kontroli przy wszystkich wejściach na pokład. Chcę zredukować ryzyko infiltracji naszego okrętu przez szpiegów podszywających się pod zaginionych.

Winter zmarszczyła brwi w nagłym zaniepokojeniu i pochyliła się ku seneszalowi.

- Podejrzewasz, że ktoś zamieszany w zabójstwa naszego rodu próbowałby w ten sposób dostać się na pokład?

- Istnieje mnóstwo powodów, dla których ktoś mógłby chcieć wejść na pokład Błysku, a ścigający cię skrytobójcy są jedynie jednym z zagrożeń. Pasażerowie na gapę chcący wydostać się z jakiegoś powodu z Port Wander, najpewniej ścigani przez Arbites. Szpiedzy pracujący dla innych kupieckich dynastii. Heretycy. Przemytnicy. Wierz mi, potencjalna lista jest bardzo długa.

- Rozumiem - Winter opadła z powrotem na fotel - Christo, pomówię z Amelią i Nikosem.
Brunetka zamrugała i przesunęła dłonią po czole:
- Dziękuję, że mi to uzmysłowiłeś. Nadal mam ogrom do nauczenia i w zasadzie to właśnie powód naszego spotkania. Zależałoby mi na ściślejszej współpracy w przyszłości. Chodzi mi szczególnie o wystąpienia czy okazje towarzyskie. Widziałabym Cię u mego boku. Widzisz jakieś przeciwwskazania?

- Przeciwwskazania? - Christo otworzył nieco szerzej oczy, sprawiając wrażenie szczerze zaskoczonego pytaniem - Służba rodowi Coraxów jest dla mnie zaszczytem. Każda twa prośba rozkazem. Musisz tylko powiedzieć, czego ode mnie żądasz.

- Christo… pokazywanie publiczne jako moja eskorta nie będzie niosło żadnych trudności z twej strony? - Winter sondowała dyskretnie.

- Funkcja seneszala ma charakter publiczny, moja droga. Jeśli sobie życzysz, mogę ci towarzyszyć w każdych okolicznościach, aczkolwiek łudzę się nadzieją, że nie zamierzasz oddalić jednocześnie przybocznych Amelii. Potrafię naprawdę wiele, ale sam jeden nie ochronię cię przed wszystkimi zagrożeniami.

Winter spojrzała na Christo i roześmiała cicho:
- Chodziło mi o okoliczności nieco bardziej intymne. Wymagające subtelności i wyczucia. Niestety tam gdzie u ciebie te punkty są siła, u innych są słabością. Przyjęcia, wizyty oficjalne i inne okazje wymagające pewnych konwenansów. Tego rodzaju okoliczności.

- Czegokolwiek sobie zażyczysz - odparł seneszal - Prosiłbym tylko o poinformowanie mnie o potrzebie asysty z kilkugodzinnym wyprzedzeniem. Nie spędzę tych ostatnich pięciu dni tylko i wyłącznie na pokładzie. Chcę odbyć jeszcze kilka spotkań z infobrokerami w Złotej Komnacie i mam nadzieję, że w międzyczasie otrzymamy jakąkolwiek wiadomość od twojego kuzyna. Dopóki możemy korzystać z pomocy orbitalnego Chóru, nasze szanse na pozyskanie czytelnego przekazu są bardzo wysokie. Po drugiej stronie Paszczy będziemy zdani wyłącznie na Bellittę i jej krąg. Nie zrozum mnie źle, wysoko oceniam jej kompetencje, ale znajdzie się na obcych wodach. Na krańcu galaktyki przygasa nawet blask Astronomiconu.

- Jest szansa na uzyskanie dodatkowych zleceń?

- Obawiam się, że przewóz ekspedycji techkapłańskiej to jedyna aktywność, na którą możemy liczyć. Dzięki akcji w pasie asteroidów zyskałaś pięć minut chwały, ale teraz wszyscy cofnęli się o krok i bacznie cię obserwują. Alecto doprowadziła nas jedynie do Pobojowiska, to zaledwie początek drogi przez Paszczę. Poważni gracze w biznesie nie zainwestują w nas, dopóki nie przekonają się, ile jesteśmy warci: ty, twoja nawigatorka oraz sam Błysk. Musimy przedostać się za Wielkie Burze, dotrzeć do Przyczółka i powrócić z dowodem naszej kompetencji. Dopiero wtedy będziemy mogli zostać zaliczeni w poczet znaczących i godnych zaufania sprzymierzeńców.

Winter skinęła lekko z namysłem.
- Chciałabym byś towarzyszył mi przy kolejnych audiencjach oraz powitaniu zespołu Adeptus Mechanicus. Zatem jeśli możesz, zwolnij czas w swym napiętym grafiku. Jeżeli masz też jakieś dodatkowe sugestie dotyczące tych spotkań, zamieniam się w słuch…
 
corax jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172