Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-08-2020, 23:05   #41
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Dzień 8; 18:00; okolice ładowni 1



- Och i ach, moje kochanie mnie odszukało - Zamruczała Alice, na widok androidki, po czym się do niej wesoło uśmiechnęła przez wizjer skafandru - Wiesz jak mi poprawić humor…
- Nie byłam pewna czy ci nie będę przeszkadzać. - odpowiedziała blondynka ze skromnym uśmiechem.
- No wiesz co… - Inżynier niby się obruszyła, trącając ją lekko dłonią po biodrze, niby jako taki klapsik. Nadal jednak się uśmiechała - To co, idziemy do kanciapy?
- Dobrze. - Chris uśmiechnęła się z lekką ulgą i dała znać głową by koleżanka przejęła rolę przewodniczki, ta więc zaprowadziła ją gdzie trzeba.


A gdy po chwili były już w środku, i można było w końcu ściągnąć hełm, Alice… wyjątkowo szybko znalazła się przy Chris, po czym pocałowała ją lekko w usta.
- Tęskniłam! - Powiedziała wesołym tonem.
- Naprawdę? - Chris uśmiechnęła się równie delikatnie co oddała pocałunek. Sama też zdjęła swój hełm by swobodniej się rozmawiało. Ale jak zwykle gdy chodziło o ludzkie reakcje, relacje i emocje to poruszała się z dużą niepewnością i ostrożnością. Teraz też objęła Alice i przyciągnęła do siebie ale jej słowa i reakcja widocznie sprawiały jej przyjemność. - To cieszę się, że przyszłam. Pomyślałam, że może jesteś głodna albo masz ochotę na coś gorącego. - powiedziała lekko wzrokiem wskazując na hermetyczny pojemnik jaki miała przyczepiony do pasa.
- Jak cię nie ma w pobliżu, to zawsze tęsknię, serio! - Zapewniła ją Alice, po czym wskazała dłonią na holo-Nikky w kanciapie - Widzisz ją? Ładna? Sexy? Słodka? Co o niej sądzisz? - Spytała z nutką tajemniczości w tonie.
- Nikky. - Chris spojrzała na wyginającą się w kocich ruchach dziewczynę. Nieco przezroczystą tam i tu jak to z holo bywało. Ale jednak i tak miss listopada wyglądała bardzo kusząco. Nic tylko sięgnąć i zerwać jak dojrzały do konsumpcji owoc. A imię można było przeczytać bo się pojawiało gdzieś na obrzeżach obrazu. - O tak, jest bardzo ładna i sexy. - blondynka oceniła po chwili przypatrywania się holograficznej ślicznotce. - Podobno jak się wpisze odpowiedni kod to można je przywołać w VR albo nawet w kajucie na holo. - powiedziała mimochodem jako ciekawostkę tematyczną. Przy okazji stanęła bliżej Alice tak, że stały prawie biodro w biodro by mogły swobodniej oglądać show serwowany przez Nikky.
- To teraz Chris powiem ci, że… ty dla mnie jesteś ładniejsza, bardziej sexy, i w ogóle cacy i tak dalej… - Alice stuknęła właśnie swoim biodrem o biodro Chris - Rozumiesz? Jesteś dla mnie kimś więcej niż tylko androidką, i w pewnym sensie i już więcej niż jednym z załogantów. Jesteś moją przyjaciółką… moją... kochanką - Inżynier wypaliła prosto z mostu oczywistą oczywistość(przynajmniej dla niej), po czym objęła ramieniem Chris wokół karku, i przytuliła się policzkiem do policzka.

- Ojej… Naprawdę? - blondynka odwróciła wzrok od Nikky proszącą wdzięcznie by ją wybawić z tarapatów i spojrzała na stojącą tuż obok Alice. Chwilę wpatrywała się z uwagą i fascynacją w jej twarz nim się uśmiechnęła. Objęła inżynier pokładową i przytuliła do siebie. Zgrzytnęły ocierające się o siebie skafandry ale i tak gest przyjaźni był wymowny i czytelny. - To bardzo miłe. Dziękuję. - powiedziała cichutko wprost do ucha Alice na koniec delikatnie je całując.
- Cała po mojej… To siadajmy, zjemy coś - Alice klepnęła ją rękawicą w tyłek, po czym obie usiadły, i androidka wypakowała prowiant. Inżynier zabrała się więc za jedzenie.
- Tak mało mówisz o sobie - Powiedziała w pewnym momencie - Co dzisiaj robiłaś? I… ten… myślisz czasem o mnie? - Alice uśmiechnęła się przelotnie.

- Dobrze. - Chris zgodziła się składnie i pogodnie jak zwykle. Rozejrzała się po niewielkim pomieszczeniu i usiadła na jednym z dwóch składanych krzesełek wmontowanych w ścianę. Do tego rozłożyła podobnie składany blat tworząc mini zestaw stołowy na który postawiła odczepiony z pasa pojemnik. Zaczęła go rozpakowywać z tych termosów i kanapek a przy okazji opowiadać co się działo od obiadu.

- Pewnie, że myślę o tobie. - powiedziała uśmiechając się ponad stołem do swojej rozmówczyni. - No ale mam kłopot z tym zachowaniem, relacjami i resztą. Dlatego jesteście dla mnie tacy tajemniczy. I fascynujący. Lubię z wami przebywać. Rozmawiać i w ogóle. - wyznała rozpakowując kanapki z pudełka i kładąc je na mały talerzyk. Potem przesunęła ten zestaw na stronę po której siedziała Alice. Przez chwilę tak zgrabnymi ruchami przygotowywała tą przekąskę i gdy była gotowa sięgnęła po termos.

- Rozmawiałam dzisiaj z Vicente. - zaczęła po tej chwili milczenia. - Był bardzo miły. Ale rozmowa z nim jakoś mi uzmysłowiła nasze położenie. - przyznała po chwili nieco posępnym tonem.
- Co ci uzmysłowiła? - Zaciekawiła się Alice.
- Że jak czegoś nie wymyślimy to w końcu mogę zostać tu sama. A tego bym bardzo nie chciała. - wyznała po chwili wahania. Popatrzyła na Alice swoimi niebieskimi oczami z zatroskanym spojrzeniem. Nie było tajemnicą, że zwykle póki SP mogły ładować baterie to miały znacznie mniejsze wymogi do przetrwania niż ludzie. A póki nie wystąpiła jakaś krytyczna awaria to i czas funkcjonowania był znacznie dłuższy niż u homo sapiens.

Alice spojrzała w twarz Chris, uśmiechnęła się miło, po czym klepnęła ją lekko w kolano.
- Nie masz się czym przejmować… jak kiedyś, ktoś do kogoś powiedział… “nie bądź głupi, nie myśl tyle”... cieszmy się chwilą, teraz i tu, co ma być, to będzie. A wychodzimy z założenia, że będzie dobrze… i na tym polega chyba całe bycie człowiekiem. Wiara w to, że będzie dobrze, i robienie tego, co należy, właśnie na chwilę obecną.
- Dobrze. - blondynka uśmiechnęła się jakby słowa Alice zdjęły jej jakiś niewidzialny ciężar z barków no albo chociaż znacznie go zmniejszyły. Wróciła do tego co tu i teraz czyli inżynier pokładowej i termosu. - Mam kawę i czekoladę. Na co masz ochotę? - zapytała lekko machając pełnym termosem.
- Domyśl się… - Alice figlarnie przygryzła usteczka, po chwili jednak roześmiała się na głos, i spojrzała na androidkę lekko mrużąc oczka - To jak, domyślasz się?

- Hmm… - blondyna widocznie potraktowała to pytanie jak najbardziej poważnie. Przygryzła wargę i chwilę obserwowała rozmówczynię jakby liczyła na jakaś podpowiedź. Potem spojrzała na ten dwuczęściowy termos. Potem znów na Alice.

- Noo too… - zaczęła ostrożnie jakby jeszcze w ostatniej chwili mogła zmienić zdanie albo druga z załoganek mogła jej jakoś podpowiedzieć. - Na wszystko? - zapytała w końcu decydując się na odpowiedź. Wskazała na obie części termosu jakby mogła je zmieszać i zaserwować Alice wedle życzenia. Alice westchnęła, jakby z odrobiną rezygnacji. Odebrała z dłoni Chris termos, po czym nalała z niego kawy do kubka. Upiła łyk… drugi… i w końcu i zabrała się za czekoladę, ale jedynie… maczając w niej dwa paluszki. Po czym bezczelnie przetarła nimi usta androidki, a nim ta jakkolwiek zdążyła zareagować, ucałowała właśnie te pełne czekolady, słodkie usteczka.

Chris obserwowała jak koleżanka próbuje tej kawy z życzliwym uśmiechem. Ale to smakowanie czekolady na własnych ustach chyba ją zaskoczyło. Ale szybko się odnalazła i inżynier pokładowa mogła wyczuć jak ta druga zaczyna oddawać jej pocałunek.

- Aaa! Na to masz ochotę! - zawołała pilot jakby wreszcie zamiary Alice stały się dla niej jasne i czytelne. Co przyjęła z wdzięcznym i dziewczęcym śmiechem. - Bo nie byłam pewna. - dodała nieco wyjaśniająco. Ale w końcu przesiadła się sadowiąc się na kolanach otulonych dołem skafandra. - A czy masz ochotę na coś takiego? - zapytała gdy już siedziała okrakiem na udach koleżanki i zbliżyła swoje usta do tych drugich ust.
- Baaaaaardzo - Mruknęła Alice, obejmując Chris w pasie - Jak już mówiłam, strasznie tęsknię, gdy nie ma cię w pobliżu… - Dodała, po czym posmakowała głęboko jej ust, powoli i czule się nimi rozkoszując.

- Dobrze. - blondynka mruknęła gdzieś w przerwie na złapanie oddechu trochę nie bardzo było wiadomo do czego to było. Ale ona sama zdawała się już mniej zainteresowana wymianą słów a wymiana pocałunków pochłaniała ją o wiele bardziej. Oddech jej przyspieszył a na twarzy pojawił się rumieniec gdy chciwie wpijała się w usta drugiej załogantki. Dłonie zaczęły jej wodzić przy zapięciu jej skafandra ale wtedy jednak zatrzymały się na chwilę.
- A możemy to tutaj zdjąć? Jest bezpiecznie? - zapytała wskazując kciukiem na drzwi kanciapy za jaką rozciągały się mroczne, chłodne i pozbawione powietrza przestrzenie. W razie rozszczelnienia to sam hełm jeszcze była szansa założyć dość szybko ale ubieranie całego skafandra mogło się okazać dość karkołomne.
Alice… zachichotała. Po czym pogłaskała czule dłonią Chris po głowie.
- Naprawdę byś chciała, tu i teraz? - Spytała, miło się uśmiechając - Czy może… zostawimy to sobie na wieczór? W o wiele lepszych warunkach? - Mrugnęła do niej.
- Tak. A ty nie? - odpowiedź koleżanki nieco skonfundowała blondynkę. Jakby po raz kolejny ludzkie zachowanie było dla niej nie do końca czytelne. Ale skoro Alice tak stawiała sprawę to nie oponowała. - No ale wieczorem to nie wiem czy będę mogła. Obiecałam Zeevie, że ją odwiedzę. - przyznała po chwili wahania.
- Już mam być zazdrosna, czy za chwilę? - Alice zrobiła niby wielce markotną i pełną zwątpienia minkę.
- Zazdrosna? Ojej… - blondynka zrobiła podobnie zmartwioną minę jakby niechcący sprawiła Alice przykrość i teraz jej samej było przykro z tego powodu. Pocieszająco pogłaskała ją czule po policzku i pocałowała w usta. - Tak jakoś gadałyśmy przy obiedzie. No i samo wyszło. - przyznała z zakłopotaniem. - Jakbyś miała ochotę to może przyszłabym później? Jakoś w nocy? Ale jak nie to nie ma sprawy. - Chris spojrzała na twarz wytatuowanej inżynier jakby chciała jej jakoś wynagrodzić ten stracony wieczór.
- No wiesz… bo ja taki nikczemny plan sobie na boku ułożyłam… i chciałam zrobić ci kolejną niespodziankę… - Powiedziała jakby nieco zasmuconym tonem Alice.

- Oojeejj… - Chris jęknęła cichutko i aż nie wiedziała gdzie oczy podziać. - To ci zrobiłam przykrość? - zapytała trochę niepewnym tonem. - Przepraszam Alice. - powiedziała przepraszającym tonem głaszcząc ją po policzku. - Mogę ci to jakoś wynagrodzić? Nie chciałabym byś się na mnie gniewała. Ani by ci było przykro z mojego powodu. - zapytała ze skruszoną miną.
- Przyjdziesz o...hmmm… 23 na VR plażę? - Spytała Inżynier, spoglądając androidce głęboko w oczy.
- O 23? Dzisiaj? - blondynka nieco zmrużyła brwi aby upewnić się czy mówią o tym samym terminie.
- No… tak. Czy to za wcześnie? Bo wiesz… wyspać się też kiedyś trzeba, a trochę na tej plaży posiedzimy? - Alice uśmiechnęła się półgębkiem.

- Na 23? Postaram się. Ale to raczej nie zdążę niczego przygotować jak ostatnio. - blond główka pokiwała twierdząco nabierając otuchy i nieco zmrużyła oczy gdy już chyba kalkulowała co, jak i kiedy może wyjść z tym spotkaniem w VR. Ułożenie odpowiedniej scenerii trwało moment gdy się wiedziało co się chce ułożyć ale zwykle dłużej trwał sam jej dobór.
- Tym razem ja wszystko przygotuję - Powiedziała Alice z tajemniczą miną, po czym pocałowała delikatnie Chris w usta.
- Dobrze! - Chris odetchnęła z ulgą chętnie przyjmując obietnicę i pocałunek. - To jak chcesz to będzie tak jak zechcesz i dzisiaj ja mogę spełniać twoje życzenia. - obiecała radośnie drapiąc delikatnie kark Alice i obdarzając ją kocim spojrzeniem.
- To jesteśmy umówione na taką póóóźną przekąskę na plaży… ale to oprócz stroju kąpielowego wypadałoby i mieć na sobie coś innego? - Inżynier mrugnęła do androidki.
- Oh… Coś jeszcze niż strój kąpielowy? A co? - blond główka pokiwała na zgodę ale pytania o specjalny strój na tą plażę znów ją zafrapowało.
- Coś zwiewnego na wierzch? Jakiś letni ubiór, pasujący do...nocnej, romantycznej kolacji? - Uśmiechnęła się Alice.

- Aaa… - brwi blondynki powędrowały do góry tak samo jak skinęła głową na znak, że teraz już wie o co chodzi. - Tak, to chyba będę miała coś takiego. - uśmiechnęła się pogodnie. - A poza tym jeszcze coś mam przynieść? - dziewczyna dopytała się jeszcze na wszelki wypadek.
- A nie wiem - Inżynier wzruszyła ramionami z rozbawioną miną, wyraźnie się drocząc z Chris - Wymyśl coś… ale jedzenia to raczej nie…

- No dobrze. - Chris cichutko westchnęła jakby nie do końca była pewna czy da radę no ale w końcu uśmiechnęła się. - No to jak już wszystko mamy ustalone no to ja będę lecieć. - powiedziała machając dłonią gdzieś w stronę drzwi na ten zimny i mroczny świat zewnętrzny chociaż wciąż jeszcze nie wypuszczała czarnowłosej z objęć.
- To ja z kolei wracam do roboty… - Alice pocałowała ją miękko w usta - Do zobaczenia na kolacji.
- Dobrze. - blondynka oddała pocałunek, puściła Alice i sięgnęła po swój hełm. Chwilę go zakładała dając czas by inżynier założyła swój po czym ruszyła w stronę drzwi. Tam jeszcze pomachała czarnulce na pożegnanie i zniknęła za zamykającymi się drzwiami.


***

Mostek, 10 minut przed kolacją

- Czego dusza pragnie? - Spytała Alice, zaglądając na mostek, na parę minut przed kolacją. Nadal była w ubraniu roboczym, nie zdążyła się więc jeszcze nawet odświeżyć przed posiłkiem…
- Małe zadanko związane z wycieczką na Archimedesa - odparł Tony. - Coś dla najlepszej inżynier w tej części Wszechświata. - Uśmiechnął się do Alice. - Czy dasz radę przerobić komunikatory, by mogły działać z kablem? To by rozwiązało sprawę łączności zwiadu z dropshipem. Jak się na to zapatrujesz?
- Ummm… - W pierwszym momencie Alice lekko zbaraniała na słowa kapitana, po czym bezgłośnie poruszała przez chwilę ustami, chyba coś licząc...
- Ty wiesz ile takiego kabla potrzeba? Albo raczej "kabli", dla poszczególnych zwiadowców? Nie wiem nawet czy tyle go tu mamy, a już całkiem inną sprawą jest wielkość i ciężar jakiegoś bębna, z którego by był rozciągany… a jak tam nie ma grawitacji, to będzie utrudniać poruszanie, no i to by był wrażliwy punkt owego zwiadu, kabel łatwo przeciąć, albo gdzieś się zapląta, albo jeszcze lepiej, w coś niebezpiecznego się zapląta i wciągnie załoganta w zgubną sytuację, niczym rybkę na wędce... - Zaczęła wyliczać opcje inżynier, i z jej rachunku jak na razie wychodziły same negatywy.
- Jak na razie jeden kabel - powiedział Tony - bo niezbyt mi odpowiada wizja, że wszyscy rozejdą się nie wiadomo dokąd. Będzie grupa zwiadowcza i grupa rezerwowa, przynajmniej jak na razie - dodał. - Kabel pójdzie od włazu, przez który wejdziemy na stację, w stronę centrum Archimedesa. Załogant zaś nie będzie przywiązany do kabla. Albo zdołamy uruchomić sieć łączności na stacji, albo będzie kilka kabelków. Kiedyś.
- Nooo… tak też można - Zająknęła się Alice, z rozbrajającym uśmiechem na ustach - Czyli trzeba zrobić na końcu kabla coś jakby mini-panel łączności… chyba dam radę…
- I jeszcze warto by zabrać robota, który targałby ten zwój kabla - zasugerował Tony. - Nawet cienki kabelek waży swoje.
- Przed chwilą o tym wspomniałam - Alice bezczelnie pokazała kapitanowi na chwilę dziecinnie język, po czym dodała cichym tonem, by Vicente nie słyszał.


- Dziś wieczorem spotkanie?
- Tak - odparł Tony. - Mówiłaś, dlatego też ten robot przyszedł mi do głowy.
- No ale nie Chris, tylko jakiś prymitywniejszy, co? - Spytała.
- Nie nazwałbym Chris robotem - odparł Tony. - Z pewnością znajdziesz coś odpowiedniego.
Alice zbliżyła się do kapitana… o wiele za blisko, niż wypadało, według oficjalnych… procedur? Stała może ledwie 30 cm przed Tonym.
- Bez urazy, ale ty czasem jak coś palniesz, to właśnie tak staromodnie brzmi, więc wolałam się upewnić - Szepnęła, dusząc śmiech na ustach.
- Czuję się urażony - odszepnął z uśmiechem. - Policzymy się bez świadków - obiecał równie cicho.
- Dostanę klapsy? - Alice bezczelnie, choć lekko, dźgnęła kapitana palcem w środek torsu.
- Coś wymyślę - obiecał .
- U ciebie, u mnie, na plaży VR? - Spytała z szelmowskim uśmieszkiem.
- Niech będzie... plaża - odpowiedział. Co prawda plaża stwarzała mniejsze możliwości, a piasek wchodził tu i owdzie... ale wrażenia były.
- Przygotuję parę niespodzianek - Mrugnęła Alice.
- Wierzę w twoją inwencję. - Uśmiechnął się lekko.
- Ale nie licz na wszystko gotowe, co to, to nie… - Pogroziła kapitanowi palcem przed nosem - Też będziesz rzeczy na plażę taszczył - Alice cicho się zaśmiała.
- No cóż... poświęcę się... Czegóż się nie robi w imię przyjaźni - rzucił z poważną miną.





.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 07-08-2020, 23:56   #42
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Pisane wraz z Buką

Robocza część frachtowca

Głuchy stukot magbutow uderzających w plastalową posadzkę korytarza niósł się echem po statku. Ryan co jakiś czas przystawał, sprawdzał wskazania wykrywacza, oświetlał zakamarki, które chciał dokładniej sprawdzić. Póki co, nic podejrzanego się nie działo. Brak promieniowania niebezpiecznego dla człowieka. Właściwie - brak jakiegokolwiek promieniowania. Gdyby ktoś schował gdzieś pręty uranowe, choćby na jakiś czas, napromieniowały by wszystko wokół. To było do wykrycia nawet po pięćdziesięciu latach. Przechodząc do kolejnego korytarza, ochroniarz niespodziewanie natknął się na postać w kombinezonie próżniowym. Zbliżył się i odkrył, że była to Alice.
- Co za spotkanie. Nie spodziewałem się nikogo w tej części statku. Naprawiasz usterki, czy to tylko przegląd? - zapytał.
- O, cześć! - W końcu go inżynier poznała, przestała więc zaciskać łapkę na dużym kluczu naprawczym - Naprawiam, naprawiam. W sumie sporo drobnicy, ale i tym trzeba się zająć, żeby nie zrobiło się coś grubszego…
-Jasne, małe usterki pozostawione same sobie stają się poważnymi. Pomóc ci w czymś? Może bym się nauczył czegoś o maszynerii. - Ryan z zaciekawieniem spojrzał na rozgrzebaną ścianę.
- E tam, nie ma tu nic wielkiego. Instalację chłodzenia trafił szlag, część się dało naprawić samouszczelniaczem, ale resztę trzeba będzie wymienić. Więc mówiąc krótko… naprawa rur i tyle - Zaśmiała się inżynier.
- Ja chodzę z wykrywaczem i sprawdzam gdzie mogły się podziać pręty uranowe. Ale nic ciekawego nie znalazłem. Może szukam nie tam gdzie trzeba? Albo jeszcze nie dotarłem do właściwej części statku.
- Szczerze? Ja uważam, że ich już nie ma… zostały zużyte i tyle. Nie wiemy jeszcze jak i po co i w ogóle wtf… - Zaśmiała się - …ale to jedyne logiczne rozwiązanie. W końcu ponoć śmigaliśmy 50 lat, czy ile tam, więc pewnie poszło na to energii w chu...olerę.
- Z pewnością. Tylko gdybym wiedział jak się ich pozbyto, przez którą śluzę zostały wyrzucone to mógłbym spróbować coś wywnioskować. Albo zebrać dane dla Vicente. A tak to brak punktu zaczepienia. - Ryan podzielił się przemyśleniami.
- Niestety, ale zużyte pręty nie są wyrzucane przez żadne śluzy… za duże ryzyko związane z napromieniowaniem owego miejsca - Wyjaśniła Alice - Wszystko leci na automacie, żeby nikt z załogi nawet przypadkiem się nie nadział na taką "niespodziankę". Więc albo złodziej jest w stanie wcisnąć się w kanał 40cm na 40cm albo… faktycznie je zużyliśmy - Wzruszyła ramionami - Ale czy serio warto aż tyle płakać nad rozlanym mlekiem? Nie ma, to nie ma… bo… no właśnie nie wiemy.
- Hmmm… nie przez śluzy? Powinienem to sprawdzić wcześniej - przyznał ochroniarz. - A czy odpady są gdzieś przechowywane czy wyrzucane do specjalnego zbiornika? Czy też sprawność silnika jest taka dobra, że odpadów nie ma? - zapytał. - Nie znam się na frachtowcach. Zwykle prowadzę działania w mniejszych pojazdach - samochody, ciężarówki, takie tam.
- Wyrzucane na zewnątrz statku, w specjalnym zbiorniku. Choć ze względów czysto humanitarno-logicznych owy zbiornik jest wypuszczany w kierunku jakiegoś czerwonego lub żółtego giganta… teoretycznie - Dodała Alice.
- Czyli jak odpady zostały usunięte według procedur, a nie transportowane po statku przez jakiegoś robota, to nie mam szans znaleźć nic ciekawego. Faktycznie, nie ma to nie ma. Może nie warto drążyć tematu i zająć się czymś pożytecznym, jak wycinanie chwastów lub uszczelnianie systemu chłodzącego - Ryan nie był dumny ze swoich dokonań. - Mam nadzieję, że na Archimedesie znajdziemy jakieś odpowiedzi. Cokolwiek, co pozwoli nam rozwikłać zagadkę kiedy jesteśmy, jak się tu znaleźliśmy oraz jak to się stało, że jest tu stacja zbudowana przez ludzi. Myślisz, że znaleźliśmy się koło tej stacji przypadkowo? - zapytał Ryan, choć podejrzewał, że lepiej nie dyskutować o tym na trzeźwo, gdy umysł miał za dużo czasu i możliwości na przetrawienie wszystkich kosmicznych (dosłownie i w przenośni) problemów, które spadły na załogę.
- Szczerze? Nie mam pojęcia. Czy jesteśmy tu przypadkowo, czy stoi za tym ktoś lub coś innego, nie wiem… ja bym jednak bardziej obstawiała wersję jako przypadek. Ot coś się spierdzieliło no i jesteśmy. A stacja? Mogła tu już być ostatnie 20 lat… może to my jesteśmy jakoś… spoza czasu? - Roześmiała się - Gadam jak Vicente albo Agnes… kosmiczne teorie i spiski!
-Hehe! Ja też nie ma pojęcia. Ale obstawiam jakąś korporację, która wysłała nas jako króliki doświadczalne na to zadupie, żeby sprawdzić co będzie jak ‘task’ zamieni się w ‘iszju’. Taki spisek, aby korposzczury na stanowiskach mogły wyrobić target przed dedlajnem, bo inaczej będą mieli fakap.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 08-08-2020, 11:30   #43
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Buka, Kerm, Pipboy79

Dzień 8, 23:00, plaża VR


Na znanej już (przynajmniej dla Alice i Chris), tropikalnej wysepce powoli nastawał wieczór. słońce zachodziło nad morzem, dając naprawdę piękne widoki, minimalnie wiała leciutka, przyjemna bryza, a gdzieś niby w oddali rozbrzmiewały jakieś spokojne rytmy muzyczne, kojarzące się właśnie z takimi tropikami, z relaksem, i z dziwnymi typami mającymi dziwne włosy, a wiecznie jarającymi jakieś zielsko…

Na plaży stał stolik z przekąskami, talerzyki, a nawet kilka świeczek. Oprócz tego i butelka wina… oraz, co od razu się rzucało w oczy, przy owym stoliku były aż trzy krzesełka, które można było łatwo przerobić na leżaki. Blisko całości zaś, na piasku, rozłożony duży koc.



Alice z daleka już pomachała do Chris, witając androidkę w ich małym, prywatnym raju...choć w sumie właśnie nie już takim “prywatnym”. Gdy z kolei kochanica Inżynier podchodziła coraz bliżej, dało się wyraźnie wyczuć, woń pieczonej rybki.

- Hej hej! Miło cię widzieć kochanie! - Powiedziała wesołym tonem wytatuowana kobieta, i z owego tonu raaaaaczej można było wywnioskować, iż już coś wcześniej piła. Miała na sobie “małą czerwoną”, plus jakieś fikuśne, różowe okularki w kształtach serduszek, i chyba wyśmienity humorek.

- Cześć. - blondynka przeszła klapiąc klapkami po słonecznym, drewnianym pomoście który był dłuższy niż cały VR. Uśmiechnęła się przyjaźnie do Alice i pomachała jej wesoło rączką. Znów miała na sobie jedną z tych kwietnych, luźnych spódnic jakie idealnie nadawały się na takie tropiki i plaże a na górze miała kostium podarowany jej poprzednio przez inżynier pokładową. Dodatkiem była niewielka torba przewieszona przez ramię. Blondynka przeszła po rozgrzanym piachu podchodząc do gospodyni i obejmując ją na przywitanie przy okazji sprzedając jej krótkiego całusa w usta. - Już jestem. - dodała na wszelki wypadek.
- Widzę, widzę… i ładnie wyglądasz - Alice do niej mrugnęła, po czym zerknęła na torbę na ramieniu Chris - A co tam przyniosłaś? No i siadaj, siadaj… lubisz rybę? - Inżynier wskazała dłonią na jedno z TRZECH krzeseł.

- Tak jak wszystko. - odpowiedziała Chris z dobrodusznym uśmiechem. Usiadła na wskazanym krześle przy okazji stawiając torbę na blacie stołu i ją otwierając. - Wzięłam coś co chyba lubisz. - wyjaśniła wyjmując z torby już dobrze znany Alice termos, butelkę i lody. - A to jeszcze ktoś będzie? - zapytała wskazując wzrokiem na pozostałe dwa krzesła.
- Mam nadzieję, że ta twoja torba i chłodzi? Inaczej lody się roztopią… - Roześmiała się głośno Alice, po czym i sama usiadła u lewego boku Chris. Następnie lekko klepnęła ją po kolanku - Mam taką dodatkową niespodziankę, pomyślałam sobie, że może przydałby się do towarzystwa ktoś jeszcze…

W tym momencie wśród krzewów, stanowiących granicę świata VR, pojawił się Tony, mający zamiar zapomnieć o wszystkich sprawach i problemach związanych z dowodzeniem statkiem. Ubrany był w strój w miarę pasujący do pobytu na tropikalnej plaży - szorty, kolorowa koszulka, sandały. Całość obrazu uzupełniały ciemne okulary.
Zatrzymał się na ułamek chwili, jakby się zastanawiał, czy nie dwoi mu się w oczach, po czym ruszył w stronę dziewczyn.

- O. Cześć Tony. - Blondynka na krzesełku spojrzała w stronę przybysza i sprawiała wrażenie trochę zaskoczonej ale nie na tyle by się nie przywitać. - A torba jest termoizolacyjna to wszystko powinno być świeże. - rzuciła mimochodem do koleżanki zanim Tony do nich podszedł.

- Witaj, Chris - odparł Tony. - Cześć Alice - powitał drugą dziewczynę, do tych powitań dołączając buziaka w policzek.
- Siadaj, siadaj, rybka stygnie… - Uśmiechnęła się Alice, i Tony usiadł po drugiej stronie Chris. Taaak, rybka stygnie, pytanie tylko, która?
- To, Chris, miła taka niespodzianka, czy… - Alice zawiesiła ton, otwierając butelkę wina, aż całym stolikiem zatrzęsło - ...bo wiesz, pomyślałam sobie, że tak dla odmiany, byłoby miło… - W końcu inżynier poradziła sobie z flaszką, po czym zaczęła nalewać procentów do szklaneczek - ...spędzić towarzystwo w nieco większym gronie? - Dokończyła.

- Dobrze. - Chris okazała się zgodna i pogodna jak to miała w zwyczaju. Skinęła blond główką i z ciekawością obserwowała jak Alice radzi sobie z butelką wina. - Macie ochotę na te lody teraz czy trochę później? - zapytała wskazując na hermetyczne pudełko z lodami jakie przyniosła.

- Zapewne jeszcze trochę wytrzymają - wyraził przypuszczenie Tony - więc mogą poczekać. Im dłużej posiedzimy na słońcu, tym bardziej będą nam smakować - dodał, a Alice pokiwała potakująco głową.

- Dobrze. - Chris skinęła głową i odpuściła temat lodów. Podsunęła Alice kubek aby mogła nalać do niego wina.
- To zdrówko i smacznego! - Inżynier energicznie uniosła swój kubek do toastu w górę, rozlewając kilka kropli poza stolikiem… i po "chlapnięciu sobie" zabrała się za pałaszowanie pieczonej rybki w postaci kwadratowego filetu i...frytek. Całość zaś wielce osobiście przyprawiła cytrynką, i na tym się kończył jej popis kulinarny ze źródłem w automacie żywieniowym. Ale… czy należało wybrzydzać? Alice na pewno nie wybrzydzała.
- Mi tam smakuje! - Powiedziała nagle, po czym roześmiała się głośno, zasłaniając nieco usta dłonią.
- Wasze zdrowie. - Tony również uniósł swoją szklaneczkę, ale zdecydowanie nie tak energicznie, jak Alice. Wypił, a potem również zabrał się za rybę.

- Tak, jest bardzo smaczna. Skąd ją wytrzasnęłaś? - Chris chętnie przepiła toast uśmiechając się delikatnie i nałożyła sobie mały kawałek przygotowanej ryby. Właściwie nie musiała jeść standardowego pożywienia bo energii do funkcjonowania dostarczało jej regularne ładowanie. Ale właśnie na takie okazje do socjalizowania się z innymi to jadła i piła razem z nimi.

- To pewnie lata ćwiczeń - zażartował Tony. - Alice jest bardzo zdolna - dodał z poważną miną, a inżynier teatralnie zamrugała oczkami, uśmiechając się.
- Oj tam oj tam… wystarczy dobrze poszukać w automatach… - Pokazała minimalnie obojgu końcówkę języka.

- To chyba jesteś bardziej zdolna w tej materii ode mnie. Mnie to nie przyszło do głowy. - blondynka uśmiechnęła się łagodnie kiwając głową. Znów chyba jak najpoważniej potraktowała czyjeś pytanie.

- No wiesz... Brutalnie niszczysz moje złudzenia - odpowiedział z uśmiechem.

- Wiecie, tak sobie myślę… szkoda że nie można tu popływać… taaak chętnie bym się popluskała dla ochłody… no ale cóż, nie można mieć chyba wszystkiego? - Mrugnęła do Tony'ego.
- Mamy tyle pustej przestrzeni na "Aurorze", a nikt nie pomyślał wcześniej o połączeniu VR z prawdziwym basenem... - Tony pokręcił głową z wyraźnie udawanym rozczarowaniem.

- To już by musiał być naprawdę duży VR by się jeszcze basen zmieścił. Musielibyśmy chyba go zamontować na miejscu jakiegoś magazynu. - Chris potraktowała te rozważania jak problem do rozwiązania, nawet teoretycznego. Ale prawdą było, że chociaż frachtowiec przy ludzkiej skali był olbrzymi to już przedział załogowy był jak najbardziej policzalny i tutaj już trzeba było ostrożniej planować wszelkie przemeblowania.

- Zobaczymy później owe kąpiele - Zaśmiała się Alice, po czym… podstępnie pod stołem pojawiła się nagle jej stopa, na stopie androidki, lekko gładząc.
- To, Tony, jak ci się podoba nasz mały prywatny raj? Chris wszystko stworzyła, można więc śmiało powiedzieć, że to ona jest zdolna…
- Nigdy nie twierdziłem nic innego. - Tony uśmiechnął się do Chris. - Faktycznie, sporo się tu zmieniło od ostatniego razu.

- Oj ja tylko wybrałam program. Resztę robi VR. - Chris szybko pokręciła blond czupryną i sprecyzowała jak to jest z tym wyglądem rajskiej plaży. A na dole, wśród ciepłego piasku Alice czuła pod swoją stopą jej stopę. I po chwili drugą, którą blondynka zaczęła oddawać podobne zaczepki a nad stołem posłała jej filuterne spojrzenie ponad kubkiem z winem.
- Ja już pojadłam, ufff… - Alice odsunęła nieco od siebie talerz na stole, po czym łyknęła wina, i dolała sobie jego na nowo. Po chwili zastanowienia się, wzięła jednak jeszcze jedną frytkę, i skierowała ją do ust Chris…
Tony uśmiechnął się lekko, lecz prawdę mówiąc nie miał pojęcia, po co Alice go zaprosiła. Wyglądało na to, że dziewczynom do szczęścia nic nie brakuje, a już z pewnością nie jest im potrzebny kapitan "Aurory". Mimo wszystko postanowił posiedzieć jeszcze chwilę, wypić kolejnych parę łyków i, być może, dowiedzieć się, czy, a jeśli tak to co, wymyśliła Alice. .

Chris też zostawiła już swój bardziej pusty niż pełny talerz. I zajęła się frytką tak dobrodusznie jej serwowaną przez pokładową inżynier. Przy okazji musnęła ustami jej palce nie tracąc z nią kontaktu wzorkowego co sprawiało całkiem przyjemne i estetyczne wrażenie. Potem uśmiechnęła się ładnie i szybko zjadła tę frytkę po czym popiła winem z jednorazowego kubka.

- A ty Tony co lubisz? - blondynka spojrzała na kapitana bawiąc się swoim już bardziej pustym niż pełnym kubkiem, a Alice korzystając z okazji, iż Chris nie patrzy w jej stronę… uchyliła rąbka sukienki, pokazując mężczyźnie na drobną chwilę swoją pierś.

Mrugnęła przy tym do niego, a następnie niby nic, położyła dłoń na udzie Chris, i powoli zaczęła tam poruszać palcami.

- Masz na myśli sprawy kulinarne, krajobrazy, czy coś innego? - spytał, przenosząc wzrok z wdzięków Alice na jej rękę, a potem na twarz Chris, po drodze zahaczając wzrokiem o biust tej ostatniej. W takim stroju jej jeszcze nie widział.

Blondynka zamyśliła się chwilę nad tym pytaniem dając się spokojnie oglądać.
- Chyba wszystko po trochu. Zastanawiałam się co by można tutaj ułożyć następnym razem jakby się nam ta plaża już znudziła. - machnęła dłonią na tropikalną okolicę pod błękitnym niebem i ciepłym, prawie białym piaskiem. - A kulinarnie co lubisz? - zapytała z zaciekawieniem w głosie i spojrzeniu. A pod stołem Alice mogła poczuć delikatny materiał jakim były osłonięte uda blondynki. Materiał był przyjemny w dotyku i dało się pod nim wyczuć ciepłe, gładkie ciało. Pod dotykiem wytatuowanej ręki te uda nieco się rozchyliły w gościnnym geście.

- Kulinarnie to różne różności. - Tony się uśmiechnął. - Dlatego na każdym ze światów, jakie odwiedzałem, próbowałem kulinarnych specjałów. Owoce morza są niezłe, piersi... z drobiu..., ale odpowiednio przyrządzona baranina też może być. Zwykłymi owocami też nie pogardzę. Jeśli zaś chodzi o krajobrazy... Lepiej żeby nie było zbyt zimno, bo wtedy trzeba by się cieplej ubrać.

- No tak… - Chris rozejrzała się po tych tropikalnych krajobrazach jakby próbowała sobie wyobrazić jak to spotkanie by mogło wyglądać ze śniegiem i resztą zimy. - Chociaż w programie jest górska chata z balkonem. Można mieć zimno na zewnątrz i ciepło w środku. - blond główka pokiwała z przekonaniem wracając spojrzeniem do rozmówcy. Nieco zmieniła pozycję rozsiadając się nieco swobodniej a przy okazji ułatwiając dłoni Alice dostanie się pod materiał spódnicy.

- Jak zjemy lody, to na zewnątrz będzie ciepło, a w środku zimno - odparł żartobliwym tonem.
Stolik był na tyle mały, że Tony bez problemów mógł dostrzec działania Alice i reakcję Chris. Co nie znaczyło, że go to zgorszyło. Najwyżej nieco zaskoczyło.
- A ja lubię zimę! Lubię też śnieg…kieeeedyś nawet jeździłam na snowbordzie. Takie klimaty również by mi odpowiadały! Wszędzie biały puch… - Dłoń Alice przesunęła się po udzie Chris w kierunku majteczek - ... A wieczorkiem tak romantycznie w chatce z ogniem w kominku, na futrze z niedźwiedzia… - Roześmiała się inżynier, kręcąc przecząco głową, po czym znowu łyknęła wolną ręką wina, które nawiasem mówiąc, szybko się kończyło.
- A zabrałabym was tam oboje! - Dodała, na moment figlarnie przygryzając usta.

- Wspólny wyjazd, podwójna przyjemność - zgodził się Tony. - A w takim przypadku potrójna - poprawił się, zastanawiając się nad drugim (i trzecim) dnem tej wypowiedzi.

- Futro niedźwiedzia chyba jest w dodatkach. Więc można je wrzucić wszędzie. - Chris znów zmarszczyła brwi gdy przeszukiwała zasoby swojej pamięci z tymi dodatkami jakimi można było urozmaicić wygenerowaną przez aparaturę VR scenerię. Uniosła się nieco na chwilę by sięgnąć po butelkę wina i uzupełnić poziom płynów w jednorazowych kubeczkach. A przy okazji, prawie od niechcenia, rozsupłała swoją chustę jaką miała na biodrach odsłaniając swoje gładkie uda i dół podarowanego jej przez Alice kostiumu kąpielowego.

- Na snowboardzie nigdy nie jeździłam. Ale kiedyś widziałam śnieg. Chociaż nie z wody. No i w mieście. Zabrałabyś mnie na taki snowboard? - zapytała Alice gdy z butelką doszła do jej uzupełniania poziomu wina w jej kubku.
- Dzięki - Powiedziała Alice odnośnie dolewki - Ale kapitanowi teeeż! Zobacz, on również ma mocne pragnienie… - Zachichotała.
- A co do snowboardu, oczywiście, że tak. I wiele, wiele innych rzeczy również… - Jak w końcu urlop, to urlop, a nie tylko jego symulacja!
- Skóra niedźwiedzia to bardzo praktyczna rzecz - stwierdził Tony. - I przyjemna w dotyku. Jedna z lepszych do wylegiwania się. Nie tylko przed kominkiem. I nie tylko do wylegiwania się.
Spojrzał na Alice, jakby czekając, by i ona pokazała jeszcze większy kawałek swego ciała.

- Właściwie to na powierzchni tego księżyca powinno być mnóstwo śniegu. Chociaż raczej nie z wody. - blondynka dopełniła kubek kapitanowi i na końcu dolała do swojego. Przy okazji wskazała palcem w dół gdzie gdzieś, poza tymi ścianami i pokładami, poza kosmiczną próżnią, wokół gazowego giganta krążył zmrożony glob. Czegoś zmrożonego mogło być na jego powierzchni całkiem sporo. Chris usiadła na swoim miejscu i podniosła kubek do toastu.

- Na zdrowie! - zawołała wesoło stukając się tym jednorazowym kubkiem.
- Zdrowie moich pięknych pań - powiedział Tony, unosząc dłoń w toaście.
- Chluśniem bo uśniem! - Krzyknęła Alice, dołączając do toastu, a palce jej dłoni dotarły w końcu w centralne miejsce majteczek Chris, które zaczęła lekko pocierać…

Chris roześmiała się wesoło na ten udany toast ale gdy dłoń koleżanki wylądowała w zwieńczeniu jej ud sapnęła z zaskoczenia. Ale nie opierała się takim manewrom. Znów się przyjaźnie uśmiechnęła do Alice i zapraszająco rozchyliła szerzej swoje zgrabne uda aby ułatwić jej dostęp. Chwilę patrzyła w swój dół na te harce oddychając coraz szybciej aż w końcu przechyliła się nad krzesłem w kierunku pokładowej inżynier i pocałowała ją w usta. Pełnym, dokładnym pocałunkiem obejmując ją przy okazji… i na kilka chwil Alice zatraciła się w owym pocałunku, po chwili dopiero zezując w stronę kapitana.

Syntki były prawie jak ludzie, a to "prawie" nie robiło na Tonym żadnego wrażenia. I nie dyskryminował syntków nawet w dziedzinie bliższych kontaktów z ludźmi. Chociaż zdecydowanie większe doświadczenie miał w stosunkach z ludzkimi kobietami

- Chris… nie jesteśmy tu same… - Powiedziała Alice, powstrzymując śmiech. A palcami pomasowała na chwilkę mocniej, skrytą pod cieniutkim materiałem stroju kąpielowego, kobiecość androidki, po czym zabrała jednak stamtąd dłoń. Spojrzała najpierw w twarz Chris z uśmiechem, następnie na Tonyego, a potem ponownie na pilotkę dropshipa. Jakby wyczekiwała reakcji, i to obu osób, na zaistniałą sytuację.

Tony całą sytuacją był rozbawiony i chętnie by się dołączył, lecz wolał poczekać na reakcję Chris. Trudno było ocenić, jakie myśli krążą w blond główce - chęć igraszek przy świadkach, czy może ochota na zabawę w trójkę. A jego wtrącenie się mogło zmienić nastawienie Chris.

Blondyna wydawała się być równie rozochocona zabawą jak i czarnulka w czerwonej sukience. I była bardzo wdzięczną partnerką do takich zabaw. Ale gdy Alice zwróciła jej uwagę na trzeciego gościa przy stoliku Chris też spojrzała w jego stronę. - Dobrze. - skinęła swoją blond główką i jeszcze raz pocałowała usta pokładowej inżynier po czym przesiadła się na kapitańskie kolana obejmując jego szyję jednym ramieniem. A dzięki czemu miał on pierwszorzędny widok na cały front blondyny.

- To na co masz ochotę Tony? - pilot dropshipa zapytała go figlarnie wodząc palcem po jego policzku.

Tony zaś miał ochotę na różne rzeczy... i w zasadzie nie chciał tracić czasu na ich wymienianie.
- Na wszystko - powiedział. - Od drobiazgów zaczynając - dodał. Pocałował ją w policzek, równocześnie sięgając do sznurków jej kostiumu.
- Brawo Chris! - Alice aż przyklasnęła w dłonie, po czym głośno się zaśmiała - Potrafisz zaskakiwać, oj tak… prawda Tony? - Inżynier golnęła sobie znowu alkoholu, po czym rozwiązała sznureczki swojej sukni na karku, i wystawiła po chwili piersi na widok, przesuwając materiał w dół. Przeciągnęła się, specjalnie dla obojga towarzyszy tych eskapad, unosząc ręce w górę, i przez chwilkę wyginając się to w jedną, to w drugą, by jeszcze bardziej wyeksponować swoje kobiece walory.
Tony owe walory znał dość dobrze, więc bardziej skupił się na tym, co było bliżej, pod ręką można by rzec. Ale biust Alice również obdarzył uważnym spojrzeniem.

- Masz bardzo ładną sukienkę Alice. Ale bez niej wyglądasz jeszcze ładniej. - Chris też z zaciekawieniem oglądała ten mały popis drugiej załogantki i sądząc z jej pogodnego spojrzenia i uśmiechu musiał jej się on spodobać. - A przyjdziesz tu do nas? - zapytała zachęcając ją do tego słowem i gestem nie puszczając szyi Tony’ego któremu wciąż siedziała na kolanach.
- Popieram - powiedział Tony, dobierając się do biustu Chris.
- Dajcie mi minutkę, i nie przeszkadzajcie sobie - Mrugnęła do obojga Alice, po czym… zapaliła papierosa. Jednocześnie przejechała własną dłonią po swej lewej piersi, miło się uśmiechając. A ze sterczących suteczków można było wywnioskować, iż całość jej się bardzo podobała.
Tony zdecydowanie nie zamierzał 'sobie przeszkadzać' i pozbawiwszy Chris do końca góry od kostiumu pochylił się i polizał lekko czubek prawej piersi dziewczyny.

Blondynka nie przeszkadzała w zdejmowaniu z siebie górnej części kostiumu nawet wydawała się rozbawiona tym procesem. Nie miała też nic przeciwko temu by Tony zbadał zawartość tego kostiumu gdy już się go wspólnym wysiłkiem pozbyli. Jej dłonie zachęcająco przytuliły do własnych piersi głowę mężczyzny, a ponad jego głową Chris puściła całusa w stronę na w pół rozebranej koleżanki. I wyglądało na to, że zabawa na plaży zaczęła się rozkręcać i schodzić na coraz gorętsze tory.


 
Kerm jest offline  
Stary 08-08-2020, 19:02   #44
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 07 - Dzień 09 07:30

Czas: Dzień 08; 07:30
Miejsce: mesa
Skład: wszyscy (9-cioro załogantów)


Wszyscy



W kosmicznej pustce, w zewnętrznych rejonach systemu Antares krążył kosmiczny frachtowiec. W skali systemu czy choćby globów jakie tutaj pędziły w odwiecznej pogoni za nie wiadomo za czym wydawał się niewiele znaczącym okruchem. Ale dla niewielkiej grupki ludzi jaka go zamieszkiwała był całym światem i domem jednocześnie. Poza kadłubem z plaststali roztaczała się bezkresna, złowroga, zimna pustka. Od od wczoraj “Aurora” krążyła po dalekiej orbicie stacjonarnej wokół Antares 99. Nieco dalej niż zdewastowany “Archimedes”.

Stacja nadal nie przejawiała ani żadnej aktywności ani zainteresowania krążącym po sąsiedzku frachtowcem. Jedyną aktywnością jaką wykrywały skanery statku był ten jednostajny pisk responderów stacji. Poza tym nic specjalnego się nie działo. Jak się okazało przy śniadaniu Chris bez skrupułów wykorzystała to, że w przeciwieństwie do ludzkiej załogi nie musiała spać i mogła przeznaczyć ten czas na różną aktywność. Więc przy śniadaniu gdy tak jak zwykle pełniła rolę uśmiechniętej kucharki i kelnerki to przy okazji podzieliła się z nimi tym co porabiała w nocy.

- Przygotowałam dropship do lotu. Jak się zapakujemy to możemy startować. - gdy za którymś razem wróciła z tacą pełną dodatkowych przekąsek i usiadła na swoim miejscu zaczęła opowiadać zerkając na zebrane przy stole twarze. Podobnie jak wieczorem przy kolacji sięgnęła po holoprojektor i wyświetliła schemat promu z zaznaczonym ładunkiem jaki w nocy zapakowała na pokład.

- Tu jest lista co już jest w środku. Ale jak chcecie coś dołożyć czy wymienić to nie ma problemu. - wskazała na listę i wyglądało na to, że jest tam głównie to co wcześniej wymienili Tony i Ryan co się najbardziej udzielali wczoraj w tej materii. Czyli zapasowe kombinezony, plecaki tlenowe, sprzęt do forsowania blokad i podobny ekwipunek o jakim rozmawiali wczoraj. Przy obecnym ładunku w ładowni były jeszcze wolne 4 miejsca dla pasażerów no i jak Chris miała być pilotem to jedno w kabinie. Na razie jednak na schemacie promu były tylko zaznaczone 4, uniwersalnie, bezimienne sylwetki. Oczywiście jak zaznaczyła androidka nie było problemu by zmienić trochę lub całkiem konfigurację ładunku czy pasażerów czy bagażu. To można było zrobić w ciągu godziny czy dwóch potrzebnych na przepakowanie ładowni.

- Próbowałam też znaleźć najlepsze miejsca do podejścia. - Chris jednym ruchem zmniejszyła schemat promu do czegoś o wielkości dłoni który każdy mógł znów powiększyć czy choćby wyświetlić obok. Ale na głównym miejscu znalazł się teraz schemat “Archimedesa”. No nadal wyglądał dość nieciekawie. Jakby jakiś olbrzym podeptał zabawkowy model stacji i tak go potem zostawił.

No i gdy pilot dropshipa omawiała swoim pogodnym i łagodnym tonem te miejsca które wydawały jej się najodpowiedniejsze no to mówiła całkiem jak na odprawie. Stacja obracała się dookoła własnej osi więc w jej zewnętrznych rejonach siła ciążenia działająca jak grawitacja, była bardzo zbliżona do ziemskiej. Ale im bliżej centrum tym bardziej słabła. W samym środku tego wielkiego koła już był pewnie stan nieważkości lub ta siła odśrodkowa miała na wszystko i wszystkich minimalny wpływ.

Pierwszych trzech kandydatów było właściwie w tym samym miejscu. W 12-ym segmencie, który wydawał się jednym z najmniej zniszczonych. Te same gdzie już wcześniej Tony i Agnes oglądali je za pośrednictwem kamer z sond. Jak tłumaczyła pilot włazy wyglądają na całe więc była nadzieja, że się dadzą otworzyć. Jak nie ma energii to ręcznie, jak coś jest zablokowane no to przecinaki i piły termiczne powinny dać sobie radę chociaż to by trochę czasu zajęło. Kołnierz z dropshipa powinien dać się przyczepić do włazu zewnętrznego więc powinien być przyzwoity dostęp także dla załogi i promu.

Całkiem inną alternatywą była duża wyrwa w 2-gim segmencie. Tutaj była jedna z największych wyrw jakie było widać nawet gołym okiem. Właściwie można było nawet widać przekrój poprzeczny przez poszczególne pokłady stacji. Wyrwa była na tyle duża, że Chris sądziła, że mogłaby tam prawdopodobnie wlecieć całym dropshipem. A nawet jak nie to zawisnąć nad wyrwą czy zaczepami wylądować na powierzchni stacji.

Z tym przyziemnieniem na powierzchni stacji i wysadzeniem desantu to też była niezła opcja. Bo jak stwierdziła pilot właściwie od biedy prawdopodobnie dałoby się wylądować na większości powierzchni stacji. Tylko dalej już trzeba by zasuwać na piechotę do jakiejś dziury czy włazu. Więc wydawało się, że są dość spore szanse, że znajdą się gdzieś na samej stacji i jakoś mogą spróbować się dostać do środka. W ten sposób jak wiedzieli i Ryan i Zeeva piechota szturmowała kosmiczne obiekty o ile nie miały nadprogramowych dziur od ostrzału czy innych takich atrakcji.

- No a tu są jeszcze duże wrota. Może hangary a może coś innego. - Chris zaznaczyła na schemacie sektor 6-ty. Tam gdzie grube ramiona “szprych” łączyły się z rdzeniem stacji. Jeśli schemat “Archimedesa” był podobny jak stacji serii “Calisto” to doki powinny być w każdym z sektorów do jakiego przylegały te “szprychy”. W tym wypadku także w 2-gim i 10-tym. Ale te dwa sektory wydawały się jednymi z tych co ucierpiały najbardziej. I co za tymi wrotami w 6-tce było tego ani Chris ani reszta załogi “Aurory” nie miała pojęcia no ale to miejsce wydawało się najwłaściwsze by mieć nadzieję na znalezienie jakiejś “taksówki” podobnej do ich dropshipa.

- A w centrum powinien być reaktor. I hibernatory. - Chris zaznaczyła ramiona odchodzące od centrum do torusu jaki stanowił większą część stacji. W centrum nie tylko w “Calisto” umieszczano sektor reaktora. Uznawano, że to z jednej strony najbezpieczniejsze miejsce, w razie wypadku był z dala od części mieszkalnej i użytkowej jaka zwykle była w torusie no i reaktorowi nie przeszkadzało zmniejszone czy brak ciążenia. No a gdzie był reaktor tam mógł być i magazyn prętów uranowych do niego. A komory hibernacyjne to już bywały różnie rozmieszczone ale często je umieszczano w centrum lub ramionach gdzie codzienny ruch był mniejszy niż w części użytkowej a i panowała opinia, że wewnątrz jest bezpieczniej niż na zewnątrz. Więc była jakaś szansa, że i na “Archimedesie” schemat będzie podobny chociaż w tej chwili twardych dowodów na to nie było. A jak się okazała Chris miała pewien pomysł co do hibernatorów. Chociaż o dość długotrwałych efektach.

- Myślałam o naszej sytuacji. - zaczęła przedstawiać ten pomysł. Perspektywa jaką rysowała z perspektywy lat, dekad i stuleci była niezbyt wesoła. A więc jakby nie żyłować hibernatorów to wątpliwe by wytrwały ten 1 000 czy 1 500 lat. A to oznaczało dość kiepskie rokowania dla załogi na połączenie z resztą ludzkiej cywilizacji. Ale… Ale gdyby mieć inne, zapasowe hibernatory… Wraz z zapasami świeżego żelu i reszty zapasów jakie się zużywały… No i gdyby tak rotacyjnie się wybudzać co kilka dekad jak tego wymagało BHP i tak przeżyć aktywnie kilka tygodni czy miesięcy, rok… No to może… No może… No w każdym razie jakby to się udało spełnić to pojawiało się jakiś mętny, bagienny ognik na końcu tunelu. Nawet gdyby mieli zostać tutaj i liczyć, że jacyś ludzie w końcu kiedyś tu się zjawią. Bo sama skorupa statku mogła wytrzymać wieki. Dużo więcej niż załoga, spż i elektronika. A póki reaktor miałby co jeść no była nadzieja, że dostarczy energii by napędzać to wszystko. Nikt nie projektował statków i innych obiektów na milenia, nawet ludzkość nie buszowała po kosmosie tak długo więc praktyki w tak długim bytowaniu po prostu nie było. Co najwyżej symulacje. No ale jednak takie rozwiązanie dawało jakąś nadzieję na spotkanie z resztą cywilizacji.

- No ale to bym prosiła Seth, Alice i Vicente by to sprawdzili od swojej strony. - Chris zakończyła swój wywód patrząc na trójkę wspomnianych ekspertów. Seth odpowiadał za medyczną stronę ekspedycji i był niezastąpiony we wszelkich diagnozach na tym polu, zwłaszcza tak bardzo symulacyjnych i niepewnych jak kwestia przerywanej hibernacji na wiele stuleci i wpływ na ludzkie zdrowie. Chris była niezłym paramedykiem i ekspertem od kriogeniki ale brakowało jej dogłębnej wiedzy medycznej i zdawała sobie z tego sprawę. Alice odpowiadała za wszelkie bebechy statku więc montaż nowych komór hibernacyjnych też by pewnie spadł na nią. Zakładając, że w ogóle by jakieś znaleźli na opuszczonej stacji. I podobnie Vicente parał się oprogramowaniem tego wszystkiego i miał najodpowiedniejsze kwalifikacje to przeprowadzania wszelkich symulacji. No ale jak sama blondynka zaznaczyła to nie była pilna sprawa więc nie trzeba było się tym zajmować od ręki. Ot, miała taki sobie luźny pomysł podczas nocnego układania ładunku w dropshipie.

- Ah, Agnes a ciebie może to zainteresuje. Tak przy okazji sondy zebrały też trochę danych z powierzchni księżyca. - na koniec pilot dropshipa machnęła nowy wykres by brunetka mogła rzucić na niego okiem. Wzór chemiczny dwuwodorotlenku rzuciłby się w oczy każdego biologa. Wyglądało na to, że na tym zmrożonym globie skanery sond wykryły wodę. Tam w głębinach kraterów i kanionów. Sądząc po temperaturze na powierzchni to musiała być tam pod postacią lodu. No i do tego cała czereda prostych związków węgla z metanem i amoniakiem na czele jakie często pojawiały się na różnorodnych globach. Wynik był dość niepewny bo sondy ledwo zahaczały skanerami przy okazji koncentrując się głównie na “Archimedesie”. Dotąd żadna z nich nie zrobiła porządnego skanu choćby fragmentu naturalnego satelity gazowego giganta. Ale kto wie? Może gdzieś pod zmrożoną powierzchnią, w jakichś trzewiach księżyca ruchy pływowe na tyle ogrzały materię, że jak naprawdę była tu woda to mogła tam być i w stanie płynnym.

- A tak w ogóle to dzisiaj pewnie też wam się nic nie śniło co? - Chris z niewinną miną i takimż uśmiechem wróciła do swojego standardowego pytania przy śniadaniu.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 11-08-2020, 21:28   #45
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 09; 06:45; laboratorium, Seth, Vicente

Anubis zeskoczył nagle z fotela i pobiegł do drzwi. Wtedy go zauważyli. Patrzącego z zafascynowaniem na ocierającego się o nogi zwierzaka. Spojrzał na Seth z lekkim rozbawieniem i potrząsnął saszetką z kocimi przysmakami.

- Mogę? - spytał.

Seth siedzieli z głową podpartą dłonią i bez owijania w bawełnę gapili się po prostu zwyczajnie w sufit, nie robiąc absolutnie nic sensownego. Z zadumy wyrwało ich dopiero grzechotanie kocich przysmaków, czemu towarzyszyło potrząśnięcie głową godne psa, który właśnie się obudził po popołudniowej drzemce.

-Tak… jasne. Jasne - odparli mrugając szybko, chyba żeby odzyskać kontakt z rzeczywistością.

Anubis zaczął w tym krótkim czasie oczekiwania na odpowiedź, dopominać się o jedzenie niezwykle… wokalnie. Kolokwialnie mówiąc, darł mordę jak opętany, kręcąc ósemki między nogami Vicente i wlepiając w niego "shrekowe" oczy.

Informatyk wyciągnął kilka przysmaków i rzucił je pod nogi, chyba obawiając się je podać zwierzęciu z ręki. Przez chwilę patrzył jak znikają, by później wysypać pozostałość torebki.

- Śnimy? - spytał nie przerywając obserwacji kota.

- Nie - odparli bez dłuższego zastanowienia, obserwując bezmyślnie Anubisa - Poziomy serotoniny, acetylocholiny, kwasu gamma-aminomasłowego, hipokretyny i wszystkich pozostałych… w normie - wyrecytowali z pamięci - Nic nie wskazuje na to żebyś spał.

- Hmmm…

Wiadomość zasmuciła Vicente, a może tylko wprowadziła w zadumę. Usiadł i rozparł się w wolnym fotelu wpatrując się zamyślony w jakiś odległy, nieistniejący obiekt.

Seth zdawali się wyrywać ze swojego letargu, kiedy Vicente zapadał w swój. Spojrzeli na hakera, a ich brwi zbiegły się ku centralnej części twarzy, tworząc ostatecznie przepiękną mewę - Co się dzieje? - zapytali w końcu, głosem wypełnionym troską i czymś jeszcze, czego na pierwszy "rzut ucha" Vicente nie potrafił zidentyfikować.

- Brak odpowiedzi - odparł przenosząc wzrok ze ściany na lekarza. - Pytania "dlaczego" i "jak" zostają bez odpowiedzi.

Seth zastanowili się chwilę nad odpowiedzią Vicente, po czym skinęli głową ze zrozumieniem. Rozejrzeli się nerwowo po pomieszczeniu, jakby uciekając wzrokiem i rozważając coś - Mogę się czymś z Tobą podzielić? Tylko… Między nami? - zapytali nie patrząc na rozmówcę.

- Ehmmm… - potwierdził.

- Nie wiem co robić… jeśli chodzi o Archimedesa - zaczęli, przesuwając wzrokiem po podłodze by ostatecznie utkwić go w informatyku - Nie chcę tam iść. Boję się… ale nie chcę też zostać tutaj. Sami. Tony… - westchnęli przymykając na chwilę oczy. Vicente mógł już teraz zrozumieć ten drugi ton, który słyszał w ich głosie wcześniej. To było drżenie. Strach. - Tony zachowuje się irracjonalnie. Jego decyzje… nie mają sensu. Jesteśmy na złej orbicie, co chwilę będziemy tracić kontakt z Aurorą… na dodatek kazał tam iść wszystkim z nas, zupełnie bez ładu i składu. Boję się że jego decyzje doprowadzą do tragedii. Nie wiem… nie wiem co robić - oczy Seth zaszkliły się lekko gdy skończyli wyrzucać z siebie wszystkie te przemyślenia. ImNie wyglądało to jednak na wzruszenie tylko objaw bezgranicznej bezsilności.

W oczach Sancheza zapłonął jakiś niebezpieczny ogień. Przez chwilę patrzył się na Seth nim odpowiedział.

- Nie jesteś sama… w obawach.

Zabębnił palcami po oparciu fotela. Spojrzał na Anubisa, który po zjedzeniu zaszył się w kąt i zwinąwszy w kulkę uciął drzemkę.

- Zbyt mało… nas. Bez zbrojnego ramienia przewrotu nie będzie. Róbmy swoje. - Chwilę wahał się czy jeszcze coś dodać po czym zmienił zupełnie temat. - Ogrodnik może pomóc w przywróceniu ogrodu do porządku.

Płynność w zmianie tematów nie należała do mocnych stron Vicente, ale Seth zdążyli się już do tego przyzwyczaić podczas poprzednich rozmów. Co prawda i tak chwilę zajęło im poskładanie myśli do kupy, ale odpowiedzieli dość płynnie - Tak, dzięki za pomoc z tym. Główną część spryskamy z Agnes pestycydem, żeby pozbyć się gęstwiny i dostać do głębszych części po próbki roślin. Problem stanowi instalacja. Potrzebujemy czegoś na tyle małego co może się tam dostać i przynajmniej przebić.

- Hmmm… Mam odpowiednie maszyny. Już pracują. Nie wiem jednak czy poradzą sobie z pnączem.

- Zobaczymy. Najwyżej ja tam wejdę - zaśmiali się, ale po chwili zamknęli usta i znów zmarkotnieli w ciszy.

- Hmmm… - przyznał Vicente. Przez chwilę siedział w milczeniu, po czym niespodziewanie wstał i bez słowa ruszył w kierunku drzwi.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 14-08-2020, 14:52   #46
 
Corpse's Avatar
 
Reputacja: 1 Corpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputacjęCorpse ma wspaniałą reputację
Kolacja przebiegła... jakby nie patrzeć, burzliwie. Seth czuli jak łomocze im w głowie od natłoku informacji i narastających obaw. W przeciwieństwie do Tony'ego i Alice którzy znikali na całe dnie i najwyraźniej świetnie się bawili w tej ich beznadziejnej sytuacji, Seth odczuwali napięcie sytuacji prawie, że fizycznie. Pełzające wszem i wobec po ich ciele owady, larwy wykluwające się w żołądku i zjadające ich od środka oraz te małe, nieznośne bzyczące muchy szalejące w mózgu. Wszystkie te dolegliwości atakowały nie tylko ich psyche, ale też ciało, pogrążając całość w coraz to większym letargu.

Nogi same powiodły ich do laboratorium, gdzie spędzili resztę wieczoru stukrotnie upewniając się że medipaki na wyprawę są w idealnym stanie, a potem pracując nad swoim własnym projektem związanym z siostrą.

Krótko po północy skierowali swoje kroki opustoszałymi korytarzami do ogrodu. Przy wejściu stał ogrodnik Vicente na widok którego Seth uśmiechnęli się krótko do siebie, utożsamiając go z jedną z niewielu osób na statku które w ogóle rozumieli. No, przynajmniej próbowali zrozumieć. Korzystając z panelu przy drzwiach otworzyli je, co spowodowało momentalne uderzenia tropikalnego ciepła. Zawahali się przez chwilę, rozejrzeli po pustym korytarzu i upewniwszy się, że nikogo nie ma, zdjęli z siebie wszystkie ubrania, łącznie z butami i ułożyli w staranną kupkę przy stercie gałęzi zalegającej przy drzwiach.

Weszli do środka, zamykając za sobą drzwi. Ciało Seth momentalnie zaczęło się pocić, ale warunki zbliżone do sauny jak najbardziej były im w tym momencie potrzebne. W środku paliło się tylko nikłe światło z niewielu ocalałych żarówek imitujących warunki nocne, więc bardziej po omacku niż korzystając ze zmysłu wzroku, ruszyli w głąb pomieszczenia.

Stąpali gołymi stopami po gałązkach, liściach i reszcie roślinnych śmieci, przymykając oczy, a dłońmi dotykając bocznych części "żywego korytarza" żeby nie stracić orientacji w przestrzeni. Każdy krok przywoływał kolejne wspomnienia. Dotyk roślin na stopach. Kukurydziane żniwa. Koniec pewnego corocznego etapu i początek kolejnego, dużo gorszego. Moment w którym ich ojciec kończył pracę na swoich polach, a zaczynał pracę nad Seth. Pracę kończącą się niejednokrotnie okaleczeniami, tymi od niego i tymi własnymi. Było w tych wspomnieniach też jednak coś przyjemnego. Każde żniwa oznaczały też przynajmniej dwa tygodnie wzmożonej pracy podczas której nikt się Seth nie interesował. Co prawda później przychodziły tortury, ale ten miesiąc oraz początek upraw były też najlepszymi jakie mieli. Jedyne momenty kiedy oni i Zeeva mogli się skupić na sobie i żyć własnym życiem. Momenty kiedy nikt ich do niczego nie zmuszał.

Dotarłszy do centrum ogrodu otworzyli oczy i wybrali miejsce w samym centrum. Usiedli na podłodze, kuląc się w embrionalnej pozycji i rozglądając wokół. Gdzieś tam w gąszczu po lewej znajdowała się ławka na której siadali czasem nocami z Zeevą, rozmawiając o pierdołach, albo po prostu milcząc. Serce Seth ścisnęło się z bólem na wspomnienie jej wybuchu przy kolacji. Westchnęli, próbując oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych im myśli. Pomedytować, odpocząć, pozbyć się całych tych toksyn i fizycznych i mentalnych.

Wizyta w prowizorycznej saunie zajęła im dobre pół godziny. Było to zdecydowanie za dużo jak na zasady saunowania, więc po wyjściu na zewnątrz dopadł ich ból głowy oraz zmęczenie graniczące z wycieńczeniem. W tej sytuacji jednak, przyjęli je jak zimny okład na rozgrzane do czerwoności ciało. Potrzebowali takiego resetu, żeby poukładać myśli i zaplanować kolejne kroki.

Noc okazała się dla Seth niezwykle krótka. Już przed szóstą znów byli w laboratorium, przeglądając po raz setny wyniki badań i mimowolnie zapadając w nieprzyjemny letarg. Nawet Anubis ich ignorował, najwyraźniej w jakiś cudowny sposób rozumiejąc że nie mają czego dzisiaj szukać u swoich właścicieli.

Chwilę przed siódmą, w laboratorium zjawił się Vicente...
 
__________________
"No matter gay, straight, or bi', lesbian, transgender life
I'm on the right track, baby, I was born to SURVIVE
No matter black, white or beige, chola, or Orient' made
I'm on the right track, baby, I was born to be BRAVE"
Corpse jest offline  
Stary 15-08-2020, 01:08   #47
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Post wspólny. MG i gracze

Dzień 09; 07:30; mesa; wszyscy

- Ciekawe, ciekawe… - mruknęła nawigatorka, skupiając się na dostarczonych skanach. - Na tym Archimedesie musieli mieć jakieś bazy danych, powinniśmy czegoś poszukać, ale jeśli nic nie znajdziemy, to możemy wysłać sondy do zbadania tego wszystkiego.
Wskazała palcem na wykresy, zapewne mając na myśli księżyc, chociaż może i każdy obiekt w zasięgu sond.

- A śniły mi się dzisiaj jakieś głupoty. Że znaleźliśmy się na statku, ale wszystko poszło nie tak i zamieniliśmy się w kalosze. A potem tańczyliśmy w kosmosie. - pokręciła głową. - To pewnie przez ten stres, nawet głodna nie jestem.

- W kalosze? To chyba nie jest częsty sen. - blondynka zmrużyła oczy zainteresowana snem koleżanki i chwilę się nad tym zastanawiała. - A tańczyliśmy w kosmosie jako my czy jako te kalosze? - zapytała jak najbardziej poważnie.

Vicente obrócił się do Agnes ciekawy jak wybrnie z pytania.

- Agnes, trzeba obstawić całego satelitę sondami, by mieć stały podgląd na stację i mieć nieprzerwaną łączność z drophipem - powiedział Tony, nie nawiązując do tematu snów, bowiem swojego opowiadać nie zamierzał. - Teoretycznie najważniejsze i najcenniejsze z punktu widzenia mieszkańców stacji rzeczy powinny znajdować się w centrum. Ale... wolałby nie od tego zaczynać odwiedziny na Archimedesie.

- Kalosze. Z nogami i rękami. Ale bez głów. Tańczące w kosmosie. - Agnes zamrugała, starając się przypomnieć sobie detale, po czym zwróciła się do kapitana. - Sieć sond? Jedna przekazywałaby drugiej? Albo po prostu z dropshipa na statek? Mogę pokombinować.

Chris pokiwała głową przyjmując takie wyjaśnienie i zmrużyła oczy starając sobie chyba wyobrazić te tańczące w kosmosie kalosze.

Sanchez wpatrywał się z zainteresowaniem w androida przyswajającego abstrakcyjne informacje.

- Czyli będzie kontakt z Aurorą? - stwierdził bardziej niż spytał.

Seth zerknęli na Vicente znad kubka z czarną kawą. Ciężko było to nazwać porozumiewawczym spojrzeniem, ale najwyraźniej jego pytanie miało dla nich jakąś głębszą wartość.

- Tak, będzie - odparł Tony. - Nie wykryliśmy żadnych zakłóceń w łączności, więc dopóki sondy działają, będzie można się kontaktować w obie strony.

- W takim razie ja nie lecę - rzucili Seth patrząc w przestrzeń gdzieś przed sobą. - Medkity są przygotowane, możecie je zabrać z ambulatorium. Chris wie jak się nimi obsłużyć. Pod waszą nieobecność rozpylę Green Killera w ogrodzie, a resztę zrobią roboty Vicente i zobaczymy co dalej.

Vicente złowił spojrzenie medyczki po czym spojrzał na Tony'ego.

- Kto zatem leci? - spytał. - Gdy będę mieć więcej danych ze środka obiektu, mogę przeprowadzić dokładniejszą analizę. Z tego względu lepiej byłoby zrobić rozpoznanie w strefie uszkodzonej.

- Mógłby chociaż zostać ktoś od łączności. Nie chcemy być tu sami… jakby coś się stało - stwierdzili Seth zerkając na Tony'ego z wyraźnym błaganiem w spojrzeniu.

- Na łączności najlepiej zna się Agnes - odparł Tony, na moment przenosząc wzrok na nawigator. - Z drugiej strony... jeśli odpowiednio zaprogramujemy zapasowe sondy, to największy nawet laik zdoła je wysłać i wznowić łączność. Możemy przekazywać relację ze stacji do każdego miejsca na Aurorze.
- Vicente, mamy tylko jednego dropshipa, więc wolałbym nie ryzykować lotów w pobliżu strefy uszkodzonej - zmienił temat. - Lepiej byłoby tam dotrzeć trochę później, od środka. Moim zdaniem to jednak nie jest najważniejsze. Jeśli chcemy przeżyć, musimy na Archimedesie zdobyć zapasy.

- A wysłanie tam sondy? - naciskał informatyk.

-To poproszę o przyspieszony kurs obsługi tychże sond, żebyśmy w razie czego mogli się z wami skomunikować - odparli, uśmiechając się nieśmiało do Agnes.

- Nie wiem jak będzie z pobraniem próbek, ale dokładne zdjęcia z paru metrów możesz dostać - powiedział Tony

- Agnes - hacker zwrócił się bezpośrednio do nawigator, - jak blisko sonda da radę podlecieć pod uszkodzony sektor?

- Sondy mogą podlecieć blisko, ale nie mamy gwarancji, że wrócą. Proponuję przejść się teraz po śniadaniu na mostek. Zrobię ten szybki kurs obsługi wszystkiego, a przy okazji możemy sobie dokładnie ustawić, które konkretne miejsce najlepiej zbadać i z jakiej odległości będzie to bezpieczne. Część wyrw wygląda ciekawie i można by je też posprawdzać. - odpowiedziała Agnes, odkładając kubek z wodą.

Vicente skinął głową, najwidoczniej zadowolony z odpowiedzi.

- Bierzemy ze sobą broń? Wszyscy? - Odezwała się dotąd milcząca Alice, która wyglądała trochę na niewyspaną.

Vicente uniósł brwi, najwyraźniej zainteresowany nową kwestią.

- W tej chwili w ładowni są 4 miejsca. No i jedno w kabinie. - wspomniała pilot dropshipa zerkając na zebranych przy wspólnym stole twarzach.

- Wszyscy, którzy tam polecą? - Sprecyzowała Alice, cichutko sobie wzdychając pod nosem.

- Tak, wszyscy wezmą broń - powiedział Tony - chociaż nie sądzę, by była tam potrzebna. Niewiele waży, miejsca nie zajmuje. Lepiej się śmiać, że zabraliśmy, niż żałować.

- Hmmm… - przytaknął informatyk z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Tony, zakładasz, że po jakim czasie wrócimy?

- Osiem godzin na stacji - odpowiedział Tony. - Maksymalnie osiem godzin, bez względu na to, co zdziałamy.

- Czy mamy wolną sondę, która w tym czasie zrobi rozpoznanie na Antares 99? - rzucił pytaniem Sanchez. - Jeśli załoga Archimedesa przeżyła, mogła spróbować tam założyć bazę.

- Mamy - odparł kapitan. - Dla mnie to szaleństwo, ale to nie moją stację ktoś próbował zniszczyć.

- Szaleństwo? - spytał Sanchez, nie rozumiejąc najwyraźniej co kapitan miał na myśli. Wysłanie sondy na Antaresa, czy zakładanie tam obozu.

- Nigdy nie zakładałem bazy księżycowej - stwierdził Tony - i prędzej bym się z Aurory przeniósł na Archimedesa, niż na powierzchnię Antaresa dziewięćdziesiąt dziewięć. Chyba że miałbym w ładowni gotową do rozłożenia bazę. Skąd wziąć na to materiał? Wryć się pod powierzchnię i zamieszkać w kanałach? - Spojrzał na Vicente, potem na Alice.

Informatyk wzruszył ramionami. Uznał temat za wyczerpany.

- Gdyby pod powierzchnią były jakieś jaskinie to możliwe, że byłyby tam znośniejsze warunki niż na powierzchni. Gdyby zainstalować tam część spż i jakoś to uszczelnić, zabrać generatory by napędzały to wszystko no to kto wie… Trochę zależy od posiadanych zasobów, czasu, chęci i okoliczności. - Chris chyba zaciekawił temat zakładania bazy na księżycu gazowego giganta albo poczuła się wywołana do odpowiedzi. - No ale to na razie tylko luźna hipoteza. Nie mamy zbyt wielu danych o tym księżycu. - uśmiechnęła się machając ręką na te luźne rozważania. Temat był mocno spekulatywny i można było podstawić różne dane by osiągnąć różne wyniki. Ot choćby od tego co uznać za “bazę” i w jakim przedziale czasu. Widocznie jak blondynka wspomniała o jaskiniach to myślała o tym, że mogłoby to oszczędzić stawianie namiotów na powierzchni czy gotowych modułów mieszkalnych.

- Czy na dropshipie jest wyrzutnia do strzelania liną Special Insertion and Extraction, taka z końcówka magnetyczną, która mogłaby się przyczepić do Archimedesa? Wiesz, do której możemy się podpiąć uprzężami i dostać na poszycie stacji. To jeden z możliwych sposobów dostania się tam. I może być niezbędnym podczas konieczności błyskawicznego opuszczenia Archimedesa - zapytał Ryan.

- Tak, jest coś takiego. Nasz dropship to chyba model z demobilu bo ma takie rzeczy. - pilot owego kosmicznego promu uśmiechnęła się łagodnie zerkając na zawodowego ochroniarza. - Jeśli chcecie mogę zawisnąć nad stacją i zjedziecie po linach. Nie powinno być z tym chyba kłopotów. - dodała zerkając też na innych czy są zainteresowani takim wariantem.

- Tak nie będziemy tam wchodzić, o ile nie będzie to niezbędnie konieczne. Interesuje mnie czy jest taka opcja opuszczenia stacji w razie nieprzewidzianych okoliczności. Zbieram informacje, dotyczące możliwości działania jak zawiedzie podstawowy plan.

- Rozumiem. - Chris pokiwała głową na znak, że wie o co chodzi Ryan’owi.


- Czyli najpierw bliski rekonesans sondami, żeby sprawdzić, czy nie czają się tam jakieś niespodzianki na nieproszonych gości… Bardzo dobry pomysł. - Ryanowi głośno myślał analizując sytuację.
- A co do wejścia na stację, najbezpieczniej posadzić dropshipa przy włazach w segmencie 12. Mogę wtedy wyjść i spróbować otworzyć je ręcznie - powinna być taka możliwość, w razie nieprzewidzianych wypadków. Na przykład, jak obecna sytuacja. Jak nie da się otworzyć ręcznie, bo nie sądzę, żeby automatyka zadziałała, to polećmy do 6. Mniej bezpiecznie, bo stacja trochę oberwała i przy kombinowaniu z ręcznym otwieraniem zawsze istnieje ryzyko rozerwania skafandra o jakiś fragment rozoranego poszycia. Jak i tu się nie uda, wtedy warto rozważyć dwie opcje - albo wypalić drogę przecinakiem plazmowym, albo dokładnie przyjrzeć się wyrwom w segmentach 10 lub 12. Może da się tam znaleźć jakieś w miarę bezpieczne lądowisko i udać się na rekonesans. Ale przy tym stopniu zniszczenia stacji, sporo ryzykujemy. Jak wspomniałem - jest ryzyko rozdarcia kombinezonu o pręty, fragmenty plastalowych ścian, kratownic czy fragmenty poszycia. Żeby podjąć właściwą decyzję, potrzebujemy dobrych nagrań z sond, które podlecą naprawdę blisko do interesujących nas miejsc - zaproponował.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 15-08-2020 o 01:18.
Azrael1022 jest offline  
Stary 15-08-2020, 01:18   #48
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
W obliczu przygotowań do wyruszenia na Archimedesa niewiele było czasu wolnego, toteż ochroniarz zawsze celebrował każdą godzinę, kiedy mógł się zrelaksować prowadząc ćwiczenia na strzelnicy. O pamięć mięśniową należało dbać i nieustannie szlifować umiejętności, jeżeli chciało się pozostać na wysokim poziomie. Po treningu strzelania intuicyjnego Ryan poszedł obejrzeć dropshipa. Wolał wiedzieć jakim środkiem transportu będzie podróżował. Ze szczegółami.

Następnie udał się do swojej kajuty i poszukał w bibliotece informacji o ręcznym otwieraniu włazów na stacjach cywilnych. Czy było to skomplikowane, jakich narzędzi wymagało, ilu osób i ile trwało. Już jutro takie informacje mogły okazać się na wagę złota. Albo raczej uranu.

Sytuacja w jakiej się znaleźli była ciekawa. Z jednej strony - na statku była energia, żywność, można było uprawiać, wodę odzyskiwać,, był też wirtual do rozrywki. Każdy miał gdzie spać i czym się zająć. A jak nie, to można było przehibernować 1000 czy 1500 lat w nadziei, że ktoś załogę Aurory odnajdzie. Tak bardzo liczył się powrót do społeczeństwa. W końcu homo sapiens to stadne zwierzęta terytorialne z dużym pragnieniem akumulacji dóbr doczesnych. A w obecnej sytuacji nie było ani stada, ani nic do zebrania, zrabowania czy pozyskania w inny sposób. I tu rodziło się pragnienie powrotu do społeczeństwa. Aby żyć bezpiecznie, magazynować nikomu niepotrzebne rzeczy i mieć innych ludzi do kontaktów towarzyskich.
W dobie sztucznej inteligencji, lotów międzygwiezdnych i podbijania kosmosu człowiek nadal składał się głównie z atawizmów. Cała nauka i kultura wydawała się być tylko dodatkiem.
Rozmyślając o motywach eksploracji Archimedesa oraz o tym, co zastanie na stacji, ochroniarz zapadł w sen.
 

Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 15-08-2020 o 01:29.
Azrael1022 jest offline  
Stary 15-08-2020, 22:46   #49
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Czas: Dzień 09; 10:45
Miejsce: dropship
Skład: Tony i Chris (kabina); Vicente, Alice i Ryan (ładownia)


Tony, Chris, Vicente, Alice i Ryan







- No to tak to wygląda. - w słuchawkach dał się słyszeć głos Chris. Podobnie jak oni siedziała w swoim skafandrze próżniowym. I podobnie jak oni nie siedząc na miejscu nie miała na sobie plecaka tlenowego. Te spoczywały pod siedzeniem każdego z podróżników. Siedzenie z nimi przez jakąś godzinę lotu było po prostu mocno niewygodne. A jednak trochę czasu spędzili skazani na własne towarzystwo. Przelot od frachtowca do zdewastowanej stacji orbitalnej zajął prawie równą godzinę.

W ładowni nie było za bardzo okien do podziwiania widoków na zewnątrz. Jedynie okienka w bocznych drzwiach coś było widać ale siedząc przy jednej z bocznych ścian nie było zbyt wygodnie przez nie zerkać. Dopiero w kabinie pilotów były większe okna przez jakie można było klasycznie oglądać co się znajduje przed dziobem maszyny. Ale z ładowni znów niewiele z tego docierało.

I właśnie dlatego maszyna miała system komunikacji wewnętrznej. Za pomocą głośników można było się komunikować pomiędzy kabiną a ładownią nawet jeśli ktoś nie miałby komunikatora. A do tego właśnie każdy skafander miał własny zestaw łączności. Ale w suficie była zamontowana aparatura do holoprojekcji więc można było wyświetlać nią różne rzeczy. Czy to jako pomoc do omawiania jakiejś sytuacji czy nawet urządzić wideokonfernecję o ile się miało z kimś łączność spoza jednostki. Tak i teraz pasażerowie ładowni mogli oglądać na tych wyświetlanych monitorach to co z kabiny pilotów można było widzieć bezpośrednio.

No i to wszystko w stanie 0-wej grawitacji. Bowiem ledwo opuścili wrota hangaru frachtowca a przestała na nich działać siła odśrodkowa która całkiem nieźle udawała grawitację. Więc wszystkie luźne przedmioty przez ostatnią godzinę unosiły się w powietrzu. Czy to kosmyki włosów czy łom jaki ku zaskoczeniu załogi też się znalazł. Czy go ktoś niedokładnie umocował czy leżał dotąd gdzieś zagubiony w jakimś kącie ładowni no już nie było pewne poza tym, że właśnie szybował sobie bez pośpiechu pomiędzy ścianami, sufitem, ładunkiem i załogą niczym balonik napełniony helem.

Gdzieś w połowie drogi na miejsce doleciały dodatkowe sondy które Agnes wysłała po śniadaniu. Więc teraz zarówno mieli większą możliwość lustrowania otoczenia jak i były znacznie mniejsze szanse na utratę łączności ze statkiem macierzystym gdy rozdzieli ich tarcza Antares 99. A póki co czy to osobiście czy za pośrednictwem ekranów mogli oglądać z bliska jak to wszystko wygląda.

Już z jakiś kwadrans Chris powoli okrążała różne zakątki okrągłej stacji. Z góry i z dołu, po okręgu ale na razie trzymała rozsądną odległość nie zbliżając się do powierzchni bardziej niż na kilkaset metrów. Ale to podziwiania widoków czy oceny sytuacji to wystarczało w zupełności. A jakby ktoś chciał to były jeszcze do dyspozycji sondy przysłane tu przez Agnes.

Pod względem eksploracji teren zapowiadał się mocno problematyczny. Już samo otoczenie mogło mocno uprzykrzyć bytność na orbicie stacji. Wokół niej krążyły te odwerwane fragmenty. Jedne tak małe, że kwalifikowąłyby się jako mikrometeoryty* niewidoczne gołym okiem ale jednak tworzące chmury pyłu tu i tam. Inne wielkości dłoni, ramienia czy głowy albo całe sztaby. Aż wreszcie pojedyncze fragmenty ścian, instalacji czy pomieszczeń. Największym był któryś z tych zniszczonych segmentów 2-go albo 10-go. Orbitował wokół stacji jak to satelity miały w zwyczaju wokół większego środka masy. I to wszystko stanowiło realne zagrożenie dla oribtującej tutaj jednostki. Drobnica mogła uszkodzić anteny łączności czy skanów, zakłócić sygnały, większe elementy zarysować powłokę dropshipa ale te naprawdę duże już mogły realnie uszkodzić jednostkę.

- Chyba, żebym zacumowała przy samej stacji albo odpowiednio daleko. - Chris zdawała się jednak zdawać z tego sprawę no i znała sposób by zminimalizować takie ryzyko. Te wszystkie kosmiczne śmieci różnego kalibru orbitowały w większości w określonym obszarze o kształcie niewidzialnego torusa. Więc poza nim ryzyko było odpowiednio mniejsze. Alternatywą jaką proponowała pilot było albo przycupnąć gdzieś na powierzchni stacji albo trzymać się z dala od tych śmieci. Pierwsza opcja dawała szybszy czas reakcji przy ewakuacji ze stacji. Ale też jednostka była narażona na to wszystko co może ją spotkać na stacji a i miała ograniczone pole obserwacji. A zewnętrzna orbita dokładnie na odwrót, dla bezpieczeństwa jednostki powinno być to lepsze rozwiązanie ale w krytycznym momencie mógł dropship musiałby dolecieć do miejsca ewakuacji.

No i do tego pozostawała otwarta kwestia czyli jak lądować to gdzie. Nadal mieli te same punkty do wyboru. Chociaż na świeżo przyszły też nagrania z sondy jaką Agnes pokierowała ku wyrwom po 2-gim i 10-tym segmencie stacji. Co pozwalało niejako obejrzeć przekrój poprzeczny stacji. No spora. Przy niej projekt “Calisto” wydawał się ubogim i niedożywionym krewnym. Wydawało się, że chyba powinno dać się wlecieć w tą wyrwę dropshipem. Tak przypuszczała Chris. Chociaż na ekranie widać było spustoszenie jakie dawna eksplozja uczyniła tej konstrukcji. Wygięte blachy plaststali, powyginane dźwigary, zerwane przewody, urwane w połowie korytarze, rozprute pomieszczenia…

Wyglądało jak idealny poligon na ćwiczenia kiedy kto rozerwie swój skafander. Tak jak ostrzegał wcześniej Ryan przed takim zagrożeniem. No w tym rejonie trzeba było realnie liczyć się z takim zagrożeniem. Dropship nie miał też żadnych punktów do zacumowania więc po prostu musieliby użyć lin czy po prostu podlecieć po opuszczeniu ładowni. Niemniej obraz jaki przesłały kamery dawał nadzieję, że przez te pęknięcia i dziury w konstrukcji powinni chyba dać się wlecieć w głąb stacji gdyby inne drogi zawiodły.

- Jeśli mamy trzymać się planu to najpóźniej o 16:00 powinniśmy już pakować się z powrotem na pokład i odlatywać w stronę “Aurory”. - dla formalności Chris przypomniała ile mają czasu do dyspozycji na to myszkowanie po okolicy. Do tej 16-ej mieli jeszcze jakieś 5,5 godziny. Przynajmniej o tlen na promie nie musieli się na razie martwić bo jak się nic nie zmieni powinno go jeszcze starczyć prawie na 3 pełne doby.



Czas: Dzień 09; 10:45
Miejsce: mostek
Skład: Agnes


Po śniadaniu, mimo wahań, Agnes postanowiła mimo wszystko zostać. Po śniadaniu poszła na mostek i tam znalazła sobie zajęcie. Najpierw trzeba było wysłać nowe sondy. Jedną albo nawet dwie na orbitę okołobiegunową wokół “Archimedesa”. Co powinno zapewnić łączność nawet jeśli glob satelity blokowałby bezpośrednią łączność. A przy okazji można było posłać sondy do zmapowania samego księżyca.

Samo zaprogramowanie sond zajęłoby jej pewnie mniej czasu no ale jak zwykle jak już wszystko było gotowe i wystarczyło zatwierdzić polecenie to nie oparła się pokusie by nie sprawdzić wszystkiego jeszcze raz. No ale nie znalazła żadnego błędu. I po jakimś kwadransie sondy puściły swój hangar i poszybowały przez mroźną pustkę w kierunku swojego przeznaczenia. Mimo wszystko uwinęła się z tym zanim jeszcze kosmiczna wycieczka zapakowała się w hangarze do kosmicznego autobusu więc mogła im przekazać te wieści.

No a w międzyczasie nim sondy doleciały na miejsce mogła się czymś zająć. Na przykład podziwianiem nowego kapitana. Był cały czarny, dostojny i patrzył na nią złotymi oczami. O ile już miał na tyle fantazji i finezji by raczyć obdarzyć ją spojrzeniem. Nie miała pojęcia od kiedy Anubis się kręci po mostku bo zauważyła go dopiero jak wskoczył na kapitański fotel. Obwąchał go, sprawdził, pougniatał łapkami i w końcu chyba uznał, że ostatecznie może być taka fucha. Bo rozwalił się ja na własnym tronie i zaczął swoją toaletę czasem tylko poświęcając spojrzenie na sąsiadkę.

Sondy doleciały na miejsce gdy dropship był gdzieś w połowie drogi trochę ponad pół godziny temu. No i od jakiś 10 minut sam dropship krążył wokół stacji. Co widziała zarówno z kamer wysłanych tam sond jak i z pokładowych skanów szelkiej maści. Ale ten obraz z sond był najdokładniejszy. Widziała więc czarną bryłę dropshipa z różnych rzutów i profili gdy właził w kadr jakiejś sondy.

Na zmapowanie całego globy Antaresa 99 musiała poczekać. W końcu sondy musiały oblecieć z góry do dołu cały glob co mogło potrwać kilka godzin. Ale już zaczęły prace i przesyłały na “Aurorę” pierwsze obrazy. Skany w standardowej wizji co wydawały się najbardziej przyjazne dla ludzkiego oka i umysłu. Czarno - białe obrazy termiczne czy radarowo odbita rzeźba terenu albo obrazy z lidaru który mógł wykryć nawet to co nie było skryte zbyt głęboko pod powierzchnią. Mogła oczywiście odpowiednio sprofilować skany sond by w priorytecie miały konkretne zdanie czy obszar ale to wszystko dopiero zaczynało spływać do komputerów frachtowca.

W międzyczasie wzięła się za symulacje gwiezdną. To właściwie było dość proste zadanie. O ile wszystkim zajmował się komputer. Zwłaszcza jeśli chodziło o dziedzinę podprogramów zawodowo używanych przez nawigatora do orientacji w przestrzeni przy sprawdzaniu swojego położenia czy obliczania trasy.





Te gwiezdne mapy były w pełnym 4d. Bo cały wszechświat był w wiecznym ruchu we wszelkich kierunkach a ruch nie istniał bez czasu. Bez czasu był tylko zamrożoną stopklatką przestrzeni. No a ruch,w tym ruch jednostki kosmicznej, potrzebował czasu. Więc Agnes dość łatwo wprowadziła bazowe, pewne dane czyli te jakie mieli z Pegasusa. To był punkt wyjścia do dalszych obliczeń. A kolejny to to co skany wyłapały aktualnie. Powstawały dwie mapy z różnych punktów przestrzeni. Ale chociaż dla ludzkiego umysłu było to bardzo trudne do wizualizacji no to od tego były komputery. Komputer pokładowy naniósł na jedną mapę 3d oba te punkty oddalone od siebie o jakieś 300 lś. Do tego komputer naniósł poprawki w obserwowalnych przesunięciach świec standardowych* i znanych gwiazd. To jak oddaliły się od siebie nawzajem i w przestrzeni galaktyki.

Przesunięcia w tej skali galaktycznej były ledwo do zauważenia. Ale jednak były. I komputer pokładowy obliczał, że jeśli obserwacje są poprawne a w obserwowanych obiektach nie zaszły jakieś spektakularne zmiany w prędkości i kierunku ruchu no to na obserwowalne przesunięcia względem stanu danych z Pegasusa potrzeba było około 50 lat. +/- kilka lat w obie strony.

Co do poprawności danych obserwowalnych to wszystko zależało od skanów frachtowca. Ale komputer nie meldował o jakichś ich awariach i wszystko wskazywało, że funkcjonują poprawnie. Nawet jak nie były najczulszymi sensorami dostępnymi na rynku to jednak coś tak wyraźnego jak świece gwiezdne czy pulsary** powinny odbierać bez problemu. Albo Słońce. A te spektakularne zmiany ruchu i prędkości ruchu prawie się nie zdarzały. O ile jakaś gwiazda nie eksplodowała jako supernowa czy coś podobnego. A to była raczej rzadkość no i jakaś gwiazda mogła zrobić takiego psikusa no ale nie wszystkie jakie wykrywały skany. Więc przedział podróży z Pegasusa do Antaresa musiał wynosić około pół wieku.

---


*świece standardowe - mocno świecące gwiazdy które w przestrzeni działają jak latarnie i pomagają określić kosmiczne odległości a przy okazji orientację przestrzenną. https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%9Awieca_standardowa

**pulsary - obiekt gwiazdopodobny jaki jest silnym źródłem promieniowania radiowego, działa jak precyzyjny nadajnik radiowy co też pozwala traktować go jako punkt odniesienia w przestrzeni podobny do radiolatarni na planecie. https://pl.wikipedia.org/wiki/Pulsar

---



Seth



No to polecieli. Bez niego bo przecież wyraźnie przy śniadaniu powiedział, że nie chce lecieć i reszta załogi uszanowała jego decyzję nie zmuszając go by się pakował w skafander a potem na pokład dropshipa. Więc w salach i korytarzach przedziału załogowego “Aurory” zrobiło się znacznie ciszej i luźniej gdy połowa obsady zniknęła z pokładu. Puściej.

Ale dla tych co zostali na miejscu zrobiło się luźniej. I mieli więcej swobody do działania. Agnes po śniadaniu chyba poszła na mostek, Anubis znów poszedł się gdzieś szwendać a co porabiali Zeeva i Jericho to Seth nawet nie bardzo miał pojęcie.

Miał pojęcie, że miał laboratorium do swojej dyspozycji. A w nim próbki krwi każdego z załogantów zebrane w ciągu ostatnich kilku dni. Z oczywistych względów brakowało próbek białej, syntetycznej krwi Chris. Nawet gdyby oddawała próbki to raczej to był materiał badawczy dla Vicente albo Alice niż dla porządnego lekarza i biologa. A pozostałe próbki nie dawały powodów do niepokojów. Wydawało się, że sytuacja jest stabilna. I wszyscy powoli wracają do normy po tak długim kriośnie. Znów można było zmniejszyć dawki stymulantów o kolejny poziom zgodnie z zaplanowanym harmonogramem.

Co pocieszające stan siostry też wydawał się nie odbiegać od normy. Jej zaburzenia snu po tak długiej hibernacji nie uległy zmianie. Co u innego pacjenta mogło być powodem do niepokoju bo by pewnie trzeba było zmienić terapię i medykamenty. No ale przy jej schorzeniu zmiany zazwyczaj oznaczały zmiany na gorsze więc brak zmian był u niej pocieszający. Chociaż w dłuższej perspektywie lat i dekad rokowania nadal były dość ponure.

Mimo niesamowitego postępu medycyny w ostatnich stuleciach nadal bazowała ona na dość wadliwym materiale źródłowym - homo sapiens. O ile maszyny można było nieustannie polepszać, wymieniac uszkodzone komponenty na nowe, lepsze, montować nowe materiały to medycyna wciąż pracowała na tym samym materiale ludzkim co przed wiekami. I najbardziej krytycznym punktem był ludzki mózg. Tu mieściła się cała wiedza, doświadczenie i unikalna osobowość każdego człowieka. Tu też mieściły się ośrodki odpowiedzialne za sen. A już wieki temu udowodniono, że zaburzenia snu wpływają na fizyczne i umysłowe możliwości człowieka. A w krytycznych sytuacjach mogą doprowadzić nawet do śmierci. No i właśnie to na co cierpiała Zeeva no to w konsekwencji prowadziło do takiej krytycznej sytuacji tylko było rozłożone na lata czy nawet dekady. Ale czas uciekał z każdym dniem, miesiącem i rokiem. I w przeciwieństwie do reszty załogi oboje zdawali sobie z tego sprawę.





Właściwie rozwiązanie nasuwało się samo. Transhumanizm. Czyli wymienić wadliwy element na nowy. I gdyby chodziło o rękę, oko, serce, płuca to byłaby to kwestia ceny dla nowych organów i prawidłowo przeprowadzonej operacji. Praktycznie formalność. No ale nie można było przeszczepić mózgu. A nawet jakby w jakiś sposób zdobyć nowe ciało dla Zeevy to wraz z mózgiem który miał ten krytyczny defekt nic by się pewnie nie zmieniło pod tym względem. Więc alternatywą był transfer osobowości do sztucznego mózgu i ciała. O’Rilei nie był pewny czy gdzieś choćby testowano takie technologie. Teoretycznie powinno być to możliwe.

Samo fizyczne ciało mogło należeć choćby do jakiegoś syntka, najlepiej “pustego” by przyjąć nową osobowość. No ale jak przeprowadzić transfer to nie było wiadomo jak. Badania tego typu balansowały na pograniczu etyki a w wielu globach Federacji były po prostu zakazane. Ludzki mózg czyli wodnista, natleniona galareta to nie był jakiś czip by zczytać z niego dane i zgrać na drugi czip. Tylko właśnie wodnista galareta kryjąca w sobie unikalną osobowość. Do tego przy znanych technologiach nigdy nie było pewne czy te dane jakie przeniesiono z właściciela pozwoliłyby odtworzyć jego osobowość w każdym calu. Czy nie powstałby jakiś wybrakowany pod emocjonalnym czy umysłowym względem potwór Frankensteina. Czy przeniesione dane pana Smitha oznaczałyby, że ten nowy też będzie dokładnie panem Smithem. A jeśli tak… To co? Wtedy byłoby dwóch panów Smithów? A jeśli by ten pierwszy miał żonę i dzieci to przecież ten drugi też powinien ich pamiętać i odbierać jako swoją rodzinę. Czy można by mu odmówić prawda do takiej rodziny? A majątek i choćby hasła do wi fi czy skrytek bankowych? Też przecież ktoś taki nowy pamiętałby to wszystko. Przynajmniej jakby wszystko poszło cacy.

Dopiero po takim transferze teoretycznie mogłoby być widać większe różnice. Jak dwóch bliźniaków w miarę dosrastania. Nie było też pewne czy taki transfer byłby bezpieczny dla dawcy takiej osobowości. A gdyby coś poszło nie tak? Gdyby tranfer okazał się niepełny czy wadliwy? Jak ocenić czy taki nowy mieszkaniec nowego ciała ma już własną osobowość czy jeszcze nie? Kto by się odważył to osądzić? Co wtedy? Usunąć takie dane z nowego ciała? Nawet elektronicznie osobowości syntków podlegały ochronie prawnej to co dopiero informacja jaka miała być elektronicznym odbiciem osobowości żywego człowieka.

Więc chociaż idea “znaleźć nowe ciało/mózg” dla Zeevy wydawała się oczywista to zrealizowania komplikacja moralna, medyczna i techniczna takiego projektu przytłaczały. N a punktem wyjścia i tak była jego siostra i czy by się zgodziła na taki krok.

Alternatywą były czipy mózgowe. Podobne do tych które korygowały różne rejony mózgu próbując je usprawnić czy obejść uszkodzone obszary. Odpowiednio zaprogramowany czip teoretycznie mógłby wspomóc pracę wadliwego kawałka. To mogłoby wydłużyć czas jaki mieli do dyspozycji z Zeevą. No ale potrzebny był taki czip. I odpowiednie jego umieszczenie podczas operacji. No i farmakologia. Odpowiednie dawkowanie leków, coraz silniejszych leków, które pozwalałyby chemicznie wspomóc odpowiedni rytm snu. A to brak snu był na dłuższą metę najbardziej zabójczy.


---


Modyfikator czasu podróży “Aurora” - “Archimedes”: Kostnica 7 > 60 +5 min = 65 min
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 21-08-2020, 08:29   #50
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dropshipp

- Widać, że nie stać ich na sprzątaczkę - powiedział Tony, obserwując chmary śmieci, krążące wokół stacji. Dropship był dość odporny, ale nie na wszystko, co latało dokoła. - Powinniśmy wylądować na powierzchni, blisko włazu. Żadnego desantu z powietrza, bo odlamki mogą zrobić z nas sitko.


- Którego włazu? - zapytała pilot prosząc o dodatkowe informacje.


- Zaczniemy od tego. - Tony wskazał segment umownie zwany dwunastym. - Trzy włazy dają większe szanse na dostanie się do środka.


Vicente trzymając lapka na kolanach sprawdzał jak sprawuje się system komunikacji z Aurorą poprzez sondy. Dodatkowo rzucał okiem, czy dropshipp nie wychwytuje żadnego dodatkowego sygnału z Archimedesa.


- Chris, - spytał nie odrywając wzroku od monitora. - Poziom promieniowania w normie?


- Trochę podwyższone ale nadal w normie. Skafandry powinny nas zabezpieczyć przed takim promieniowaniem. Może to od tej broni jakiej tu użyto. - pilot odpowiedziała na pytanie informatyka i pewnie chodziło jej o głowice ze zubożonym uranem jakich używano do niszczenia opancerzonych czy po prostu tak masywnych celów jak stacja kosmiczna. A na razie jakoś nie było przerw w łączności wewnętrznej czy zewnętrznej.


- To już mam tam dokować czy chcecie coś jeszcze sprawdzić? - Chris spojrzała na fotel zajmowany przez kapitana by sprawdzić czy to tak już teraz ma tam podlecieć do tych włazów czy jeszcze niekoniecznie.


- Sprawdź jeszcze obraz emisji ewentualnych źródeł ciepła - poprosił informatyk zostawiając finalną decyzję kapitanowi.


- Wszystko zimne. - odpowiedź pilot była szybka i krótka. Spojrzała na wszelki wypadek na ekran monitorujący termowizję ale widać było same szaroście i cienie wychłodzonej przez kosmiczną próżnię bryły.


- Mało optymistyczne - stwierdził Tony. - Chociaż z punktu widzenia bezpieczeństwa nas i dropshipa brak energii to dobry znak. Nic nas nie zaatakuje.


- Hmmm… - mruknął po swojemu informatyk.


- To do dzieła, dokujemy i zaczynamy! - Powiedziała Alice.


- Dobrze. - pilot zgodziła się łagodnie jak to miała w zwyczaju i dało się wyczuć jak zaraz potem maszyna zmienia kurs. A nawet widzieć jak obraz poszycia “Archimedesa” zbliża i powiększa się czy to za szybami kabiny czy na ekranach holo aparatury w ładowni. Prom przyziemił, wyrównał, zwolnił i w końcu została ta seria krótkich manewrów gdy Chris musiała już dobić do wybranego włazu. Ale po tych paru chwilach dał się słyszeć metaliczny szczęk dokowanych zaczepów a już nawet z ładowni bezpośrednio za szybą bocznych drzwi dało się dojrzeć właz stacji. Na razie zamknięty no ale jakoś udało się do niego zacumować.


- No to jesteśmy. Jeśli chcecie wychodzić to lepiej uszczelnijcie skafandry. - Chris najpierw spojrzała na kapitana co siedział obok a potem w ekran komunikatora więc i w ładowni widać było jej spojrzenie. W międzyczasie Vicente jakoś nie doczekał się żadnych nowych sygnałów ze stacji. Skany dropshipa czy sond dalej wyłapywały tylko ten automatyczny sygnał z respondera. Chociaż jak to podczas kolacji mówiła Chris nawet jak ktoś tam był to bez sprawnych czy aktywnych skanów dalej mógł o nich nie wiedzieć. A póki co pilot by sama dać przykład też sięgnęła po swój hełm by integrować się z resztą załogi.


Vicente założył i uszczelnił hełm. Prześledził komunikaty wyświetlane przez HUD.


- Chris, daj znać na Aurorę, że jesteśmy przy włazie - powiedział Tony, zakładając hełm, a potem sprawdzając szczelność. - Alice, ruszasz pierwsza. Mechanika to twoja domena.


- Oj to Alice uważaj na siebie. - blondynka rzuciła życzliwe spojrzenie w postać widoczną jako jedną z trzech w ładowni. Obserwowała chwilę jak załoga ubiera swoje hełmy i sprawdza szczelność kombinezonów. No a potem odwróciła się do swojego puplitu by wykonać polecenie kapitana.


- “Black Hawk” do “Aurory”. Właśnie zadokowaliśmy do 12-go segmentu. Chyba powinniście to mieć na obrazie z sond. Właśnie się szykujemy do otwarcia pierwszego włazu. U nas na razie wszystko w porządku. - nie tylko Tony słyszał jak pilot wysłała w eter wiadomość na ich statek macierzysty. Po chwili Chris znów spojrzała na swojego sąsiada.


- A co ze mną? Mam tu na was czekać czy co? - zapytała nie bardzo wiedząc jakie Tony ma plany wobec niej i dropshipa.


- Chwilowo czekasz. Zorientujemy się, jak wygląda sytuacja - odparł kapitan - i zobaczymy, czy nie będzie trzeba wykupić miejsca na innym parkingu - zażartował. - Alice, trzymam kciuki. - Uśmiechnął się.


Skoro to na pokładową inżynier spadło pełnienie pierwszego załoganta “Aurory” co wejdzie na pokład zdewastowanej stacji to ona pierwsza uniosła dłoń do panelu który otwierał właz dropshipa. Właz się otworzył i ukazał się krótki, elastyczny kołnierz jaki łączył jednostkę ze stacją. A kołnierz kończył się o krok czy dwa dalej, fragmentem zewnętrznego poszycia stacji ale lwią część stanowił jej zewnętrzny właz.


Z bliska to właz nie robił specjalnego wrażenia. Wyglądał na jeden z wielu modeli zgodny ze standardami federacyjnymi. Rzucała się w oczy ciemność. Zarówno ta przez małe okienko we włazie jak i to obok, z panelu sterującego. To już zapowiadało awarię czy podobne kłopoty. Przez to okienko niewiele było widać bo światło z zewnątrz odbijało się od szyby przeszkadzając coś dojrzeć a jak się je zgasiło to wewnątrz panowała ciemność i też niewiele było widać.


Dłoń w rękawicy próbowała skorzystać z panelu ale nic to nie dało. Widocznie zasilanie nawet jak było na stacji to do włazu nie docierało. Alice musiała odsunąć klapkę pod panelem i odsłonić koło ręcznego mechanizmu otwierania włazu. Wyglądał jak mała, metalowa kierownica. Tutaj inżynier miała prawdziwą przeprawę. Musiała nieźle wysilić się by zmusić oporny mechanizm do współpracy. Ale jednak prawie od razu centymetr po centymetrze właz zaczął odsuwać się w bok ściany po kawałku odsłaniając wnętrze.


W końcu właz stanął otworem i Alice jako pierwsza mogła zajrzeć do wnętrza stacji. Reszta towarzyszy w załogi widziała to co się dało zobaczyć ponad jej hełmem i ramieniem. Chociaż widoki nie były zbyt budujące. Ciemność rozświetlana latarkami zdradzało małą przestrzeń śluzy powietrznej. Raczej ostatni fragment korytarza jaki był zamknięty ścianami z drzwiami tworząc ten odcięty od reszty wycinek na śluzę powietrzną. Dlatego już kilka kroków za zewnętrznym włazem ukazał się wewnętrzny. Też zamknięty. No i ciemność. Widocznie nie działału tu zasilanie. I sądząc po kryształkach szadzi na ścianach i właściwie wszystkim to i ogrzewania od dawna tu nie było. Czujniki skafandra wykrywały jednak atmosferę i to nawet zdatną do oddychania. Jednak o temperaturze bliskiej próżni więc oddychanie takim powietrzem mogło zmrozić płuca na kawałki lodu po kilku pierwszych oddechach.


- No i…? - rzucił niezbyt regulaminowo Vicente, próbując dojrzeć cokolwiek zza pleców Alice. - Włącz kamerę i rzuć obraz.


- Chris, nadal nie ma żadnych sygnatur cieplnych? Jeżeli nic nie wykrywamy, to spróbujemy otworzyć wewnętrzne drzwi - zaproponował Ryan.


- Raczej nie da się otworzyć obu równocześnie - powiedział Tony. - Idź z Alice, Ryan, i zamknijcie zewnętrzny właz. Potem spróbujcie otworzyć wewnętrzny. Jeśli się uda, wrócicie po nas i idziemy dalej razem.


- Przyjąłem. Alice, ruszajmy.


Vicente przepuścił ochroniarza, pozostając w ładowni.


- Kamera - przypomniał obu.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172