Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-10-2020, 01:11   #81
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Ryanem delikatnie szarpnęło, gdy otworzyły się drzwi śluzy na Blackhawku. Ochroniarz wymierzył z wyrzutni i wystrzelił w kierunku kapsuły linę asekuracyjną z mocowaniem magnetycznym. Gdy magnes z głuchym uderzeniem przyczepił się do poszycia, ochroniarz sprawdził mocowanie lonży do skafandra i wpiął się dwoma karabinkami, uważając, aby każdy był skierowany zapięciem w przeciwną stronę. Następnie sięgnął po cztery duże karabinki zamocowane do grubych lin, jakimi miał przyczepić kapsułę do dropshipa. Zwykła linka asekuracyjna to było zdecydowanie za mało. Gdy wszystko sprawdził uruchomił na chwilę odrzut w skafandrze, co nadało mu wystarczającą prędkość, aby dolecieć do kapsuły. Po drodze oglądał się co jakiś czas, mając baczenie czy ciągnięte przez niego solidne liny mocujące się nie plączą. Uśmiechnął się pod nosem, wspominając słowa kapitana: „Łączymy kapsułę z dropshipem”. – Taaaak, my łączymy. Ryan lubił to co robił, ale zawsze bawiło go jak osoby decyzyjne mówią „zrobimy”.
Gdy wylądował na kapsule włączył magnetyczne buty, przytwierdzając się do metalowej powierzchni poszycia i odpiął lonżę od liny asekuracyjnej. Następnie zabrał się za przyczepianie lin mocujących i nadajnika służącego do namierzania obiektów w przestrzeni. Po kilku minutach zameldował o wykonanym zadaniu. Miał trochę czasu do pojawienia się Alice, więc obejrzał ze wszystkich stron kapsułę a nawet udało mu się otworzyć zewnętrzne drzwi. Kiedy dołączyła do niego technik, zamknął drzwi wewnętrzne i otworzył wewnętrzne, dając dostęp do ciasnego wnętrza.
- Temperatura -143 stopnie, atmosfera o wysokim stężeniu dwutlenku węgla – powiadomił mostek o odczytach z czujników skafandra. Zobaczył unoszące się swobodnie ciało a także trzy kolejne przypięte pasami. – Brak oznak życia – dodał.
Ochroniarz podszedł do każdego nieboszczyka, starając się dokładnie skierować kamerę na plakietkę z imieniem i nazwiskiem, aby dane zostały przesłane do pozostałych. Następnie uważnie obejrzał ciała. Tylko jedno miało obrażenia, ale z tego co Ryan wiedział o ranach, raczej nie spowodowało śmierci. To musiał być brak tlenu. Sheaffera interesowały także detale, z których mógłby cos wywnioskować. Stan mundurów i kombinezonu, wygląd podeszew butów, zawartość kieszeni. Niespiesznie analizował każdego pasażera.
Dokładniejsze przeszukiwania kapsuły pozwoliły odnaleźć najbardziej prawdopodobna przyczynę zgonu – słodka śmierć. Złote strzały, które można podać w sytuacji bez wyjścia. Ryan poszukał i dokładnie policzył ile dryfuje pustych ampułek i injektorów. Podejrzewał, że Tobias Lampke podał lek pozostałym a potem sobie. I prawdopodobnie dlatego nie był przypięty pasami.
Ochroniarz obejrzał z zainteresowaniem kriokomory, które okazały się puste, nie było w nich nawet żelu.
Po skończonych oględzinach wyszli przez śluzę.
- Tu Ryan, odbiór. Test nadajnika zamocowanego na kapsule. Macie sygnał?
- Czysty i wyraźny – w komunikatorze dał się słyszeć głos Chris.
- Dobra, to wracamy – odpowiedział, a następnie zwrócił się do Agnes: - Ruszaj, ja odepnę liny i wyciągnę się po linie asekuracyjnej. Lepiej, żeby była na niej jedna osoba naraz. Mniejsze niebezpieczeństwo poplątania tego wszystkiego.
 
Azrael1022 jest offline  
Stary 24-10-2020, 22:28   #82
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 17 - Dzień 11 22:00

Czas: Dzień 11; 16:30
Miejsce: “Aurora”; mostek
Skład: Tony, Alice i Vicente


Tony, Alice, Vicente


Dropship pewnie kierowany przez zawodowego pilota sprawnie ominął chmury szczątków dryfujących razem z kapsułą ratunkową wokół zagubionej w kosmosie stacji. Tym razem różnice orbit mocno wydłużyły im trasę i podróż powrotna się nieco dłużyła. Ale jednak latacz bez kłopotów doleciał i zadokował na swoim miejscu w hangarze frachtowca. I tam trójka pasażerów rozeszła się do swoich zadań albo po prostu na obiad bo się zbliżała taka pora a Chris została w hangarze aby przygotować maszynę do wieczornego lotu.

Po obiedzie spotkali się we trójkę na mostku. Z tym, że za towarzysza tym razem Tony i Alice mieli Vicente zamiast Ryana. Informatyk dość łatwo uporał się ze znalezieniem danych o trójce martwych astronautów znalezionych w kapsule. Gdy wbił ich nazwiska w dane zgrane ze sterówki 12-ki komputer od razu mu wyświetlił adresy zamieszkania całej trójki i podstawowe dane. Facjaty, personalia się zgadzały z tymi co Ryan i Alice znaleźli w kapsule. Chociaż tutaj na zdjęciach służbowych chociaż wyglądali sztywnie, oficjalnie i poważnie jak większość wychodzila na zdjęciach służbowych to i tak barwniej i lepiej niż ochroniarz i inżynier widzieli ich parę godzin temu. Wyglądało, że mieszkali w 12-ce od dwóch do czterech lat, każde gdzie indziej i wiedli żywot typowego korposzczura bo niczym specjalnym nie podpadli obsłudze 12-ki by mieli jakieś notki na ich temat.

Z odczytaniem znalezionego przez Alice holo zeszło trochę dłużej. Głównie dlatego, że jak Vicente go obejrzał to był tak samo martwy jak w kapsule i w trakcie lotu. Ale informatyk nie znalazł jakichś poważnych uszkodzeń. Zostało mu podłączyć go pod ładowanie i mieć nadzieję, że jak jest w porządku to w końcu odżyje. A jak nie to trzeba będzie spróbować czegoś innego. Ale akurat jak wrócili z obiadu na mostek to widocznie podładował się na tyle, że się dało go uruchomić. Co ciekawe miał zdjęte zabezpieczenie jakim zwykle użytkownicy chronili swoją prywatność. Zupełnie jakby komuś zależało by nie utrudniać dostępu do danych.

- Nazywam się Tobias… Tobias Lampke… Inżynier I-ej klasy… Na stacji “Archimedes” z Zeus Corporation… System Korab. - na ekranie pojawiło się odtwarzane z holo nagranie. A na nim zmęczona, zarośnięta twarz mężczyzny. Tego co niedawno znaleźli martwego dryfującego w martwej kapsule ratunkowej. Ale na tym nagraniu jeszcze żył. Chociaż wyglądał dość kiepsko. Znużony, zarośnięty i zmęczony. Ruina człowieka. Widocznie mówił do holofonu siedząc w jakimś fotelu.

- Mamy… Cholera który dzisiaj? - zaczął mówić ale przerwał gdy ze zmęczoną irytacją spojrzał gdzieś w bok. Pewnie aby sprawdzić tą datę. - Niedziela. 17 listopada. 2591-go. - mówił jakby przeczytał tą datę.

- Sytuacja jest beznadziejna… Awarii uległy spż… Klimatyzacja… Nie możemy… Nie mogliśmy tego naprawić. Dusimy się. Schrzaniły się hibernatory. Więc nie mogliśmy ich użyć. Jedziemy… Ja… Ja jadę… Teraz zostałem sam… Jadę na ostatniej rezerwowej butli z tlenem. To koniec. - mówił apatycznym, zmęczonym głosem. Rzeczywiście ciężko i powoli oddychał jakby miał problem z oddychaniem. Ale przy awarii systemu regenracji powietrza to nie było dziwne. Przetarł zmęczoną twarz dłonią. I tak został na parę chwil jakby się zawiesił albo zastanawiał się co jeszcze powiedzieć. W końcu zaczął mówić nie odsłaniając twarzy.

- Dryfujemy tutaj już prawie miesiąc. Chyba zostaliśmy tylko my. Nie jestem pewien. Ta kapsuła ma tylko podstawowe oprzyrządowanie do obserwacji a wokół jest pełno złomu. Wyłączyliśmy wszystko co mogło zdradzić naszą sygnaturę. Może nas nie zauważyli. A może po prostu nas olali. Skończymy tak jak i reszta. Tylko trochę później. - pokręcił smutno głową jakby po raz kolejny wałkował to w głowie szukając rozwiązania ale po raz kolejny wracał do tego samego, beznadziejnego wyniku.

- Nie możemy wrócić na stację. System wciąż działa więc procedury bezpieczeństwa skasują każdego kogo wykryją. Dopiero jak system się wyłączy powinien nastąpić reset. Ale nawet w takim stanie to generator stacji wytrzyma dużo dłużej niż ja. A są jeszcze generatory rezerwowe w każdym segmencie. Można to odkręcić jak się jest wewnątrz. No ale system skasuje cię jak tylko przekroczysz próg. - w końcu odlosnił twarz aby unieść dłonie w geście bezradności. Widocznie uważał, że nie ma wyjścia z tej matni.

- Nie możemy też wezwać pomocy. Nadajnik w kapsule jest za słaby. Zresztą tutaj byliśmy tylko my. A nas przecież rozwalili. Pewnie odlecieli. A nikt nie przylatuje na to zadupie. Przecież właśnie dlatego wybrali to zadupie by mieć święty spokój i nikt się tu nie wpieprzał. - uśmiechnął się ironicznie zmęczonym, apatycznym uśmiechem zdając sobie sprawę, że to co wcześniej było atutem tego miejsca teraz jest zabójcze.

- A no tak… zapomniałem o najważniejszym… - machnął ręką jakby uświadomił sobie, że stracił wątek co miał powiedzieć wcześniej. - To nasi nas rozwalili. Nasi z Zeusa. Zamietli sprawę pod dywan. Żadnych świadków, żadnego ryzyka. Kompletna, totalna kwarantanna. Trochę, żałuję, że nas nie znaleźli i nie rozwalili. Mogliśmy pomachać do nich chorągiewką jak tu byli. Ale wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że się spieprzy. Chcieliśmy przeczekać aż odlecą i wleźć do lodówek. Właściwie to głupie… Co za różnica czy by nas rozwalili jak śpimy czy nie? - znów pokręcił głową gdy dostrzegł ironię w bezsensie swoich ludzkich motywacji.

- Jako naukowiec to chyba nie powinienem mieć żalu. Nie wiem do końca co się u nas spieprzyło. Ale wiem, że wszystko u nas było tajne przez poufne. Zaawansowane technologie i takie tam sprawy. Dlatego to była tak świetna praca i zbudowali nam to cudo. Ale gdy się sypnęło odcięli nas by ratować siebie. I resztę ludzkości. Więc postąpili słusznie. Ekonomicznie. Logicznie. Minimalizowali straty. - mówił zapatrzony gdzieś w dal, poza widoczność kamery holo. Jakby charakter naukowca próbował przekonać go do słuszności takiego postępowania firmy dla jakiej pracował.

- Ale jednak wkurwia mnie, jako człowieka, że nawet nie spróbowali nas uratować. Przecież mogli zrobić jakąś kwarantannę czy co. Sprawdzić nas. Uratować chociaż niektórych. Ale nie. Od razu zaczęli strzelać. Strzelali bez ostrzeżenia do każdego kogo znaleźli. Rozwalili wszystkich. Stację, statki, szalupy, wszystkich kogo znaleźli. Może gdzieś zostali tacy jak my ale nawet jak mają sprawne szalupy to mają nikłe szanse na przetrwania. Ale mam nadzieję, że ktoś z nas przetrwa. I opowie co tu się stało. I dorwie tych skurwysynów co nas zabili. - widocznie poczucie zemsty było w nim na tyle silne, że ożywiło go na chwilę nawet w tak beznadziejnej chwili. W oczach zapłonął żar tej złości a dłoń zacisnęła się w pięść. Ale na chwilę. Brak tlenu w powietrzu i przygnębienie znów zdobył nad nim przewagę.

- Czas na mnie. Nie będę czekał do końca. Nie mam czym sobie strzelić w łeb, podciąć żył się brzydzę więc wezmę to słodkie cudo. - powiedział po chwili zbliżając twarz do kamery i poazując jeszcze bliżej trzymaną ampułkę. Taką samą jak Ryan znalazł w kapsule. Tylko na filmie była jeszcze pełna.

- Widziałem jak działa. Najpierw daliśmy to Michaelowi. Strasznie cierpiał z tym otwartym złamaniem. A skończyły nam się painkillery. Sam o to prosił. Po prostu zasnął i się nie obudził. Wczoraj skończyła ze sobą Shanna. Zawsze była ode mnie dzielniejsza. Ja nie miałem odwagi. Łudziłem się do końca, że w ostatniej chwili przybędzie kawaleria i mnie uratuje. Ale nie. Więc wezmę to słodkie cudo. I będzie po kłopocie. - rzekł wpatrzony w trzymaną ampułkę. Chwilę się zastanawiał co tu jeszcze powiedzieć.

- Aha, zapisałem na pliku “Statki” listę statków jakie tu były w chwili katastrofy. Nie zdziwię się jeśli będą figurować jako zaginione albo te które uległy katastrofie. Ale pisałem z pamięci to mogłem któryś pominąć. - dopowiedział jeszcze jakby w ostatniej chwili coś mu się jednak przypomniało pomimo częściowego zamroczenia brakiem tlenu.

- No i już. To chyba wszystko. Zmęczony jestem. Nie mam siły. Nie wiem czy ktoś to kiedyś będzie oglądał. Ale mam nadzieję, że będziecie mieli więcej szczęścia niż my. Żegnajcie. I powodzenia. - powiedział na koniec i nawet jakby udało mu się uśmiechnąć. Po czym wyłączył się i nagranie się skończyło.

I na tym jego holo rzeczywiście był plik zatytułowany “Statki”. Mały plik zawierający listę kilkunastu pozycji. Sądząc po danych kilka to były frachtowce podobnej klasy jak “Aurora” zdolne do podróży międzygwiezdnych. Ale większość to były lokalne holowniki i transportery dostosowane do obsługi kosmicznego portu, stacji, stoczni i zdolne co najwyżej do lotu w lokalnym systemie. To nagranie jednak sugerowało, że wszystkie jednostki i ich obsada z tej listy zostały zniszczone.



Czas: Dzień 11; 18:00
Miejsce: “Aurora”; kajuta Alice
Skład: Alice i Chris


Alice i Chris



Rozmyślania inżynier pokładowej przerwał dzwonek u drzwi. Po tym co widziała na mostku zabrała ze sobą logi z kapsuły jakie zdołał odblokować Vicente. Całkiem szybko połapała się co jest co w tej kapsule. System był bardzo przyjazny dla użytkownika, zwłaszcza jak ktoś przeszedł przeszkolenie techniczne jak ona. Więc zrozumiała czym jest ten czerwony komunikat o krytycznej awarii systemu uzdatniania powietrza. To nawet nie była technicznie trudna robota dla kogoś takiego jak ona. Wystarczyło wymienić uszkodzony modół na nowy. Godzina, może dwie roboty. Nic specjalnego. Tylko trzeba było mieć ten moduł. W kapsułach ratunkowych go nie było. Nie było więc jak zastąpić uszkodzonego elementu. Więc z godziny na godzinę, przy każdym przepływie powietrza stężenie szkodliwych substancji powoli rosło a tlenu malało.

Podobnie było z hibernatorami. Było jakieś przebicie czy co przy przewodach i zaworze doprowadzających kriożel i tlen do hibernatorów. W takim trudno dostępnym miejscu że z wnętrza kapsuły trudno było się tam dostać. Ale chyba próbowali. W końcu doszło do wycieku części kriożelu i zanieczyszczeniu pozostałego. A butle z tlenem wymontowano, pewnie by ratować się przed uduszeniem skoro lodówki i tak były bezużyteczne. No ale akurat jak dla jakiejś odmiany usiadła do zrealizowania swojego małego eksperymentu botanicznego to właśnie usłyszała dźwięk dzwonka do swojej kajuty.

- To ja Chris. Prosiłaś bym przyszła. Właśnie skończyłam przegląd dropshipa to jestem. - w małym ekranie panelu przy drzwiach dostrzegła blond głowę pilot stojącej po drugiej stronie drzwi.


Czas: Dzień 11; 20:00
Miejsce: “Aurora”; przedział silnikowy
Skład: Jericho


Jericho



Brunet o orzechowych oczach rozparł się wygodnie w fotelu i wpatrzył się w wyniki widoczne na ekranach przed nim. Analizował je bardzo dokładnie. I nikt mu nie przeszkadzał. Na ten rufowy przedział silnikowy nikt właściwie nie przychodził bo nie było takiej potrzeby. Automaty i komputery radziły sobie wyśmienicie więc jak nic się nie działo to właściwie nie było potrzeba ludzkiej obecności w tym miejscu. Dlatego życie załogi zwykle koncentrowało się w przedziale załogowym.

Tym razem też nic się nie stało, nie było żadnego alarmu ani wezwanie by trzeba było się stawić w przedziale silnikowym. Jericho przyszedł tu sam bo chciał coś sprawdzić. A dokładniej chciał sprawdzić swoją teorię ze zużyciem silników. Teoria zakładała, że po tak długiej i dalekiej podróży powinien zostać ślad w zużyciu materiałów. W końcu dla konstrukcji statku rozpędzenie się do 0,2 czy 0,3 pś to był niezły wysiłek. Dla silników również skoro musiały rozpędzać te setki tysięcy ton masy do tych kosmicznych prędkości. Więc zużycie silników na tak dalekiej trasie powinno być widoczne jak jasna cholera. Nawet pomimo blackout komputerów bo chodziło o fizyczne i namacalne zmęczenie materiału więc czy komputery działały czy nie to nie miało na nie wpływu. Przynajmniej dla oka eksperta. A nie było.

Jericho z pół dnia już tutaj siedział, chodził, sprawdzał, oglądał, porównywał, przeprowadzał symulacje. No ale już któryś raz wyszedł mu ten wynik co widział teraz przed ekranami. Prawie zerowe zużycie silników w porównaniu do stanu gdy wylatywali z Pegasusa. To minimalne zużycie mogło być odpowiednie na samo ustawienie się do bramy i podobne manewry, może początek podróży. To zbyt mało by rozpędzić statek do tych 0,2 pś. A gdyby nawet brama w 100% pokryła energię na wystrzelnie statku to powinien zostać ślad jak cholera z hamowania tak ogromnej masy i prędkości. Zwłaszcza jak statek hamował samodzielnie i nie było bramy docelowej jaka by go wsparła i odciążyła w wysiłku. A w Antaresie przecież nie było bramy więc “Aurora” powinna wyhamować samodzielnie do tych prędkości co już skończył się blackout. No a nie.

Stan silników, ich zużycia był zdumiewająco idealny. Zupełnie jakby ten Pegasus był zaraz za rogiem. A po pokonaniu 250 czy 300 lś, rozpędzeniu się, manewrach i hamowaniu to tutaj powinna być awaria na awarii. System powinien się domagać przeglądu i wymiany zużytych części na nowe. A praktycznie wszystkie wskaźniki działały na zielonych polach. No jakby jeszcze były pręty do reaktora to nic tylko wsiadać, drzwi zamykać i jazda w drogę.

Same pręty też stanowiły zagadkę. Odkrył, że reaktor nie zaliczył ani jednego dodatkowego pręta od czasu tankowania w Pegasusie. W takim razie pomijając jakim cudem statek znalazł się w Antaresie magazyn prętów uranowych powinien być pełen tak samo jak go kończyli ładować w Pegasusie. A nie był. Nie było w nim ani jednego pręta. Co więcej logi nie pokazywały by brama załadowcza była otwierana od czasów Pegasusa. No 100% pewności by było jakby ktoś poleciał od zewnątrz albo wysłał drona aby zobaczyć czy plomby są ruszone. Co prawda przy wyrafinowanym oszustwie można było podrobić takie plomby no ale to już wymagało specowego sprzętu. Tak czy siak pręty zniknęły ale silnik sam w sobie był tip top.



Czas: Dzień 11; 22:00
Miejsce: “Archimedes”; Ramię III
Skład: Ryan, Dragos i Zeeva


Ryan, Dragos i Zeeva



- Jego zostało tak mało, że go właściwie nie ma. - coś w ten deseń powiedziała Chris gdy dolecieli nad “Archimedesa” i krążyli nad oglądając i zastanawiając się gdzie tu zacumować. Tym razem lot też przebiegł bez zakłóceń i trwał niecałą godzinę. Znacznie krócej niż gdy wracali w południe z martwej kapsuły. Ale pilot dość trafnie oceniła stan 10-ki. Cokolwiek spowodawało takie zniszczenia wyrwało prawie cały segment z trzewi stacji. Jakby jakiś wielki potwór złapał ten kompozytowy obważanek w paszczę i wyszarpał cały segment na zewnątrz. W końcu wcześniej Agnes udało się nawet wlecieć tutaj jedną z sond do środka jednej z częściowo rozerwanych sal. Więc z tej 10-ki zostało tak niewiele, że właściwie nie bardzo było co oglądać.

- Poczekam tu na was. Jeśli byście potrzebowali ewakuacji modę podlecieć pod którąś ze śluz. Wyglądają przyzwoicie. - Chris pożegnała trójkę z desantu jaka przymierzała się do opuszczenia ładowni dropshipa. Co prawda na 100% nie było pewne czy te śluzy działają ale wcześniejsze oględziny z kabiny latacza pokazywały, że wyglądają nieźle. Więc gdyby trzeba było Chris mogła spróbować odbić od tego przy jakim zacumowali i spróbować podlecieć pod ten jaki jej wskażą. No a potem Ryan, Dragos i Zeeva ruszyli w te sale i korytarze kosmicznej stacji.

Szło się dość lekko. Dosłownie. Ciążenie a raczej siła odśrodkowa malały im bliżej do centrum obracającego się koła. W samym centrum powinien więc panować stan nieważkości albo prawie. Konstrukcja była policzona tak by mniej więcej ziemskie ciążenie panowało w głównej części torusa a im coś bardziej wystawało na zewnątrz tym było większe a im bliżej centrum to na odwrót. Więc szło się dość lekko aż wkrótce kroki stopniowo zaczynały się zmieniać w księżycowe podskoki.

Szło się dość lekko także dlatego, że w przeciwieństwie do sąsiedniej 10-ki tutaj zniszczeń prawie nie było. Ryan co z całej trójki jak na razie najwięcej naoglądał się zakamarków tej stacji, zwiedzał już 11-kę i 12-kę musiał przyznać, że ten rejon stacji jest najlepiej zachowany. Wręcz idealnie. Jakby zapalić światło i odkurzyć, trochę posprzątać to te korytarze i sale mogły być gotowe na przyjęcie kolejnych gości.

No ale światła i reszty energii nie było. Te sale i korytarze były martwe i chłodne. Temperatura oscylowała wokół -130*C. Ale była atmosfera. Czujniki skafandrów uznały, że nadaje się do oddychania chociaż przy tak ujemnej temperaturze parę wdechów mogło zamrozić płuca od środka. Czasem natknęli się na zablokowane drzwi których nie dało się otworzyć i trzeba było spróbować innych, czasem były gdzieś osmalenia od małego, dawnego pożaru albo jakieś zacieki. Ale to była drobnica. Na “Aurorze” tam i tu mieli poważniejsze usterki. No ale na swoim statku mieli światło i resztę to było jakoś przytulniej i bardziej swojsko. Tutaj wszystko było nowe, obce i mroczne. Ewentualnie seledynowe w cybersiatkówce Zeevy jaka wzmacniała światła latarek nawet tam gdzie sam promień światła nie sięgał.

W ciągu kilku kwadransów od opuszczenia “Black Hawka” przebyli w ten sposób większość tego ramienia jaki łączył dawną 10-kę z centrum, już zaczynały się te księżycowe hopsy gdy pojawiło się coś nowego. To musiało być już tuż przy centrum, możliwe, że ostatni korytarz przed. Ale jak się w mig zorientował Ryan i Zeeva to nie był taki sobie zwykły korytarz. To był korytarz bezpieczeństwa.

Długi na jakieś 20 kroków. Absolutnie pusty, nie dający żadnej osłony napastnikom. Te zewnętrzne przy jakich stali i zaglądali przez niewielkie okienko były solidne. Bez problemu powinny wytrzymać standardowy granat czy ładunek plastiku jaki mogliby mieć standardowi piechociarze. A te 20 kroków w głąb tego korytarza były bliźniacze drzwi. Chyba. Widać je było tylko w noktowizji bo gdy się świeciło latarkami to odbijane światło zmieniało szybę w lustro. A poza tym przy suficie było widać listwy jakie ciągnęły się wzdłuż rzędu jarzeniówek więc łatwo je było przegapić. Ale to mogły być jakieś emitery. Może miotały gaz, może mikrofale, może hiperdźwięki, może jeszcze coś innego. W tych warunkach trochę trudno było to ocenić gapiąc się przez małą szybkę drzwi. Niby nic w okolicy nie miało zasilania to i w tym korytarzu powinno być podobnie no ale...


Czas: Dzień 11; 22:00
Miejsce: “Aurora”; przedział załogi
Skład: Agnes


Agnes


Agnes miała święty spokój, nikt jej nic nie kazał ani nie zaczepiał. Może poza kotem Seth co jeśli jej nie śledził to przynajmniej kilka razy skrzyżowali ze sobą ścieżki. Miała zamiar ponicnierobić z Zeevą która miała w tym wprawę no ale jak ją spotkała okazało się, że Tony znalazł jej zajęcie. Miała się zabrać razem z chłopakami na nocny lot do “Archimedesa”. Potem widziała jak Jericho gdzieś wybył w swoją stronę ku rufie, jak zwykle zajęty swoimi sprawami Vicente poszedł w przeciwną, na mostek. Już pod wieczór ale jeszcze przed kolacją spotkała Chris jak wracała z hangaru i Seth co miał zamiar popływać w basenie by zająć czymś myśli. Po kolacji cała wyznaczona czwórka zabrała się do hangaru na nocny lot na stację.

No i tak przechodząc wieczorem korytarzem natknęła się na to. Wyglądało jakby ktoś na podłodze ustawił z kawałków słomek od napojów i kawałków sznurka pole do gry w kółko i krzyżyk. Tak mniej więcej dało się odcyfrować 3 pola na 3 pola. I w każdym leżała jakaś nakrętka albo kapsel. Oprócz środkowego. Środkowe było puste. Ale wolna nakrętka leżała kawałek dalej.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 30-10-2020, 10:37   #83
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Mostek
Tony, Vicente, Alice


Vicente cofnął nagranie i puścił jeden z fragmentów raz jeszcze.

Cytat:
Nie możemy wrócić na stację. System wciąż działa więc procedury bezpieczeństwa skasują każdego kogo wykryją. Dopiero jak system się wyłączy powinien nastąpić reset. Ale nawet w takim stanie to generator stacji wytrzyma dużo dłużej niż ja. A są jeszcze generatory rezerwowe w każdym segmencie. Można to odkręcić jak się jest wewnątrz. No ale system skasuje cię jak tylko przekroczysz próg.
A potem jeszcze raz i jeszcze raz

- Hmmm? - spytał.

Tony przez moment spoglądał na ekran.
- System bezpieczeństwa oznacza między innymi roboty, sztuczną inteligencję i tak dalej. Rozpoznawanie typu swój-obcy - powiedział. - W tym przypadku... Jeśli testowali coś bardzo niebezpiecznego... i, zapewne, nielegalnego, to zabezpieczyli się na różne sposoby. Robili to na stacji, z której nikt nie mógł odlecieć. Słowo "kwarantanna" sugeruje eksperymenty biologiczne. A jak coś się wymknęło spod kontroli, to zamietli wszystko pod dywan, pozbywając się nie tylko świadków, ale i całego problemu. Rozwalając Archimedesa, a potem wysyłając go daleko, na koniec świata.
- Ktoś siedział sobie na jakiejś planecie, dowiedział się o problemie i nacisnął guzik, uruchamiając system zniszczenia nie tyle stacji, co jej mieszkańców - dodał.
- Z czym eksperymentowali? - ciągnął. - Tobias nie wiedział, a jako inżynier dbał pewnie tylko o to, by Archimedes funkcjonował jak należy. Wszystkie dane są albo w centrum, albo sektorze ósmym, gdzie wszystko się zaczęło sypać.

- System skasuje cię… - powtórzył informatyk. - To brzmi jakby system traktował ludzi jak intruzów i kasował ich jak zainfekowane pliki. Nie wiemy dokładnie na jakim poziomie technologicznym był Archimedes ale wiemy że Zeus zajmował się SI. Jakiś eksperyment wymknął im się spod kontroli. - Sanchez zabębnił upierścionymi palcami w blat. - W tej sytuacji stanowczo odradzam uruchomienia Centrum Archimedesa! Nie wiemy co możemy obudzić! Powinniśmy skierować się na Antaresa 99. Tam, w jednym z kraterów ktoś mógł przeżyć. Ktoś, kto rzuci światło na...

- System nas nie skasował, to znaczy, że chwilowo nie działa - powiedział Tony. - Poza tym ze słów Tobiasa wynika, że trzeba by po raz kolejny uruchomić procedury bezpieczeństwa. A do tego nie mamy uprawnień. Musimy tam dotrzeć, ale trzeba i tak bardzo uważać.
- Trzeba by raz jeszcze odwiedzić kapsułę i zrobić badania któregoś z tej trójki... - dodał. - Pod względem wirusów, bakterii, nanobotów i nie wiadomo czego jeszcze. To trzeba przedyskutować z Seth.
- Na rozbitków czy uciekinierów z Archimedesa raczej nie ma co liczyć - nawiązał do kolejnej wypowiedzi Vicente. - Stację i tych, co się ewakuowali, rozwalono daleko stąd, w systemie Korab, a dopiero potem wyprawiono aż do Antaresa. Tobias z kolei nie napisał ani słowa o skoku.

- Gówno kurwa wiesz! - zirytował się Sanchez podkreślając swoje słowa uderzeniem ręki w stół. - Nie wiemy jak się tutaj dostali, a gość powiedział, że "nikt nie przylatuje na to zadupie"... Jeśli oni, w kapsule tutaj byli, to równie dobrze ktoś mógł przeżyć i szukać ocalenia na Antaresie. Uruchomienie systemu może obudzić to coś i nas wszystkich wykasować! Dlaczego kurwa nie słuchasz?! - spiorunował wzrokiem kapitana.

- Ło, ło, ło – Alice uniosła dłonie w stopująco-tonizującym geście – Ostatnie - podkreśliła słowo – czego teraz potrzebujemy, to skakanie sobie do gardeł. Jesteśmy wystarczająco umoczeni w tym gównie. Pomyślmy, jak z tego wyjść.
Tony spojrzał na Vicente, jakby obserwował interesujące stworzonko.
- Nie unoś się, człowieku - powiedział. - Nerwy nikomu nie pomogą. Zadupie było tam, gdzie powstał Archimedes. Stąd wzięły się tam stateczki, które nie mogłyby opuścić układu. Jeśli mi jeszcze wyjaśnisz, jak do naszego ocalenia ma się przyczynić paru nieszczęśników, co od dwudziestu lat wegetują na satelicie Antaresa, to z chęcią wysłucham. Możesz przejrzeć wszystko, co znalazły satelity, może ich znajdziesz. A badaniem stacji zajmą się tylko ochotnicy.
- Odpowiedzi na nasze pytania znajdziemy albo w ósemce, z której zostały drzazgi, albo w centrum stacji - dodał.

- Nie słuchasz kurwa! - próba złagodzenia napięcia przez Alice nie odniosła skutku. Pogardliwe spojrzenie Tony'ego jeszcze bardziej rozsierdziło hakera i widać było, że w wycofanym do tej pory mężczyźnie coś pękło. - Masz wszystko i wszystkich w dupie! Po chuj ci będę tłumaczyć skoro i tak nie słuchasz?! Wszystkich nas pozabijasz! - Zacisnął dłonie w pięści i przez chwilę wydawało się, że ich użyje lecz ostatecznie wycedził tylko przez zaciśnięte usta - Niekompetentny skurwysyn! - i poczerwieniały na twarzy udał się w kierunku wyjścia.

Gdyby drzwi były osadzone na zawiasach, pewnie uderzyłyby we framugę. Te jednak tylko z cichym sykiem zamknęły się za informatykiem.

Alice podeszła do Tonego i połozyła mu rękę na ramieniu.
- Wszyscy są poddenerwowani.. - powiedziała. - Jak kapitan zdałeś egzamin i nie dałeś się sprowokować, ale jako człowiek oblałeś. Vicente potrzebuje poczuć twoją przewagę. To przywróci mu poczucie bezpieczeństwa. Daj mu ochłonąć.. a potem jakoś to rozwiążcie. Bo inaczej problem będzie narastał. Wierz mi, widziałam takie sytuacje nie raz.
Westchnęła.
- Jesteśmy jak stado wilków, Tony. Póki przywódca nie skarci podgryzającego go po tyłku młodziaka, ten będzie się tylko rozochocał. A potem poszuka innych i przepędzą samca alfa.
Obejrzała jeszcze raz nagranie.
- Rozumiem go. Vicente się boi. Ja też, cholernie.
Tony uśmiechnął się. Bez cienia wesołości.
- Mamy do wyboru parę rozwiązań. Jedno z nich to siedzieć na Aurorze i czekać na cud. I, prędzej czy później, rzucić się sobie do gardeł, bo nie będziemy mogli na siebie patrzeć. W wariancie rozbudowanym możemy mieć dzieci lub przedłużać wegetację korzystając z lodówek.
- Nie mamy paliwa, by ruszyć do domu - przeszedł do drugiej możliwości - ani tylu hibernatorów, by przetrwać taką podróż. Jajogłowi z Zeusa pokombinowali coś z czasem i przestrzenią, a my tego nie potrafimy zrobić, więc możesz sobie policzyć, ile czasu zająłby nam powrót w normalny sposób.
- Tu nikt nie przyleci przez najbliższe parę setek lat - dodał. - A jeśli nawet, to pierwsi zjawią się tu przedstawiciele Zeusa, by do końca posprzątać ten bałagan. Albo ocalić resztki eksperymentu. Bez względu na powód świadkowie będą zbędni.
- Może na Antares dziewięć dziewięć faktycznie rozwija się kolonia... Jeśli Vicente ją znajdzie, spróbujemy się z nią skontaktować. Ma do dyspozycji tyle sond, ile mu trzeba. Ale, moim zdaniem, jeśli chcemy przeżyć i wrócić do domu, to musimy rozgryźć sekret Archimedesa.
Alice słuchała, kiwając głową i robiąc się coraz bardziej szara na twarzy. Oparła się ciężko o konsolę.
- Co innego coś przeczuwać, domyślać się a co innego wprost to usłyszeć - powiedziała w końcu. - Czas na kapitanowanie, Tony. Załoga potrzebuje silnego przywódcy. Lidera, który przedstawi fakty, a potem da nadzieje. Zbierz ludzi, powtórz im to samo, co mi powiedziałeś, a potem poproś o pomoc i pomysły.
- Vicente wie swoje i nic go nie przekona - odpowiedział. - Nie jestem samobójcą, ale jakoś nie przemawia do mnie wizja wegetowania na końcu świata. Ale i tak trzeba będzie powiedzieć wszystkim, co może nas spotkać i jakie mamy możliwości wyboru.
- Chcesz tu siedzieć, na Aurorze, i czekać na ratunek? - spytał.
- Nie - pokręciła głową, zdecydowanie. - Chcę działać. I na pewno nie planuję narażać na taką egzystencję moich potencjalnych, nienarodzonych dzieci. - spróbowała zażartować dla rozładowania atmosfery.
Nie poszło jej. Więc dodała: - Mnie nie musisz przekonywać. Ale musisz to załatwić z Vicente. Idźcie na jakiś sparing, załóżcie rękawice, dajcie sobie po gębach... faceci tak rozwiązują spory, prawda?
Przesunęła dłonią po jego ramieniu.
- Poradzisz sobie. Musisz. Bo inaczej możemy od razu przechrzcić tą łajbę na Bounty.
Zastanowiła się przez moment.
- Chcesz to ogarnąć sam, czy wolisz, żebym ja spróbowała dotrzeć do Vicente?
Tony przez moment patrzył na nią.
- Spróbuj - powiedział. - W stosunku do mnie jest uprzedzony. Może ktoś... neutralny... przemówi mu do rozumu. A tę mowę do ludu wygłoszę zanim dropship znów wyruszy na Archimedesa.
Alice uśmiechnęła się. Też bez wesołości, samymi ustami.
- Będzie dobrze, Tony. Kapitanie. Sir.
Zeszła z mostka.

Tony odprowadził ją wzrokiem, a potem jeszcze raz wysłuchał 'testamentu' Tobiasa.
Trzeba było zadbać o to, by każdy obejrzał te filmiki. A przede wszystkim ci, co mieli polecieć badać centrum stacji.
- Zeeva, zapraszam na mostek.
Po chwili takie same komunikaty otrzymali Ryan i Dragos.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-10-2020 o 15:05.
Kerm jest offline  
Stary 30-10-2020, 11:47   #84
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Labolatorium Seth
Vicente, Seth, Agnes

West podniósł mu ciśnienie, które musiał jakoś zbić. Przez chwilę zastanawiał się czy nie wybiegać tej złości i tak by pewnie zrobił w normalnych warunkach, lecz te warunki nie były ani trochę normalne. Nie było czasu na przyjemności.

Vicente wparował do labolatorium nabuzowany, strasząc kota, który zademonstrował swoje niezadowolenie głośnym syczeniem.

- Masz chwilę? - spytał Seth najwidoczniej jednak nie oczekując odpowiedzi. - Wywołałem Agnes przez komunikator. Powinna przyjść.

Nie czekając na odpowiedź uruchomił holo, na który wyświetlił się Antares 99.

Agnes wolno wkroczyła do laboratorium, nieco przymulona.

- Kto śmiał zakłócić mój wypoczynek. Tak dobrze się leżałoo… - otrząsnęła się trochę. - Co ciekawego robimy? Palimy, wybuchamy, analizujemy próbki?

- Jeżeli przeżyłabyś tutaj katastrofę, gdzie byś wylądowała aby przeżyć? - Informatyk wskazał na księżyc ignorując zupełnie słowotok kobiety.

Holo Anteresa 99 powiększyło się i obracało się teraz powoli, pokazując powierzchnię, którą uchwyciły sondy.

- Zależy czym miałabym lądować i co miałabym w ładowni. Jeśli tylko kilka rzeczy, które pozwoliłyby przeżyć najbliższy czas, to nie ma znaczenia, gdzie się wyląduje, bo i tak nie ma czym pracować. Ale gdybym miała zorganizowaną wyprawę kolonizacyjną, to spróbowałabym powiercić, popatrzeć, czy są jakieś ciekawe miejsca na założenie bazy… No i też zależy ile środków na wybudowanie jej, czy taka prowizorka na jakiś czas, czy coś solidnego i nie patrzymy na koszty… Chcesz lecieć? Przejmujemy planetę? - uśmiechnęła się szeroko. - Mi pasuje.

Haker potrząsnął głową. Komentarze i sugestie nawigatorki też go irytowały, szczególnie w tym stanie w jakim był po spotkaniu z kapitanem.

- Nie mieli czasu na badania - stwierdził. - Ani środków. Uciekali. Gdzie? Czy jeśli tam są, sondy będą w stanie coś wykryć?

- Mówisz o tamtych ze stacji? Ja bym obstawiała, że nie ma ich tam. Jeśli faktycznie mieli prowizorkę. Ewentualnie są, ale no… Jak ci w kapsule. Gdyby czymś wylądowali, widzielibyśmy to coś. Ewentualnie mogli rozmontować całość, ale jakoś mało prawdopodobne. Jeszcze mogli wciągnąć do jaskini, jeśli to było małe coś, ale też… No mało prawdopodobne raczej. No jeszcze mogli się rozbić, ale to znajdziemy szczątki wszystkiego tylko. - podrapała się po głowie i wzruszyła ramionami. - Myślisz, że mogą gdzieś tam być?

Vicente westchnął.

- Nie wiem kur… - zmlął w ustach niedopowiedziane przekleństwo. - Kapitan nie chce mnie słuchać. Za wszelką cenę chce iść do centrum Archimedesa. Jeśli uruchomią coś, co zamieniło załogę w gluty… jeśli nie znajdziemy… jeśli nie spróbujemy… - nie znalazł odpowiednich słów. - Musimy spróbować!

- A skąd wiesz, że tych potworów, wirusów nie ma na księżycu? Mogły się przenieść. Ja tam jestem za sprawdzaniem wszystkiego. Jak chcesz, to możesz przejrzeć skany, czy nie ma jakichś podejrzanych elementów, śladów lądowania, czy takich rzeczy. Żeby zrobić coś innego musielibyśmy tam polecieć i spędzić co najmniej rok na sprawdzaniu każdej części. Ale jak nas puszczą, to mi pasuje. Uporządkuję ogródek i będę miała resztę życia na zwiedzanie kosmosu. Nie wiem, czy tak wyobrażałam sobie przyszłość. - Skrzywiła się lekko i na chwilę zamyśliła. - Nieważne, Vicent, myśl, myśl, to się nam przyda. Ja tylko na doczepkę do wycieczki.

Poklepała go po plecach. Odsunął się, jakby dotyk dziewczyny go oparzył.

- Nie wiesz - zrozumiał i wyłączył projekcję Antaresa by puścić nagranie z kapsuły.

Znowu zobaczył twarz Tobiasa, który w ostatnich chwilach swojego życia chciał przekazać wiadomość tym, którzy być może kiedyś ją odsłuchają. Żeby ich ostrzec.

- System ich wykasował - stwierdził dobitnie po skończonej projekcji. - System - podkreślił, - nie wirus. System, który jest na Archimedesie. System, z którym igra Tony.

Agnes ze spokojem wysłuchała, po czym przez chwilę stała jeszcze w ciszy.

- Mówi, że strzelali. I o systemie. I o kwarantannie.Trzy zagrożenia. Ale byliśmy na miejscu i jeszcze nic nas nie zlikwidowało, powinno być bezpiecznie, nie? - włączyła nagranie, żeby je jeszcze raz przeanalizować. - Wiemy, że jakiś atak był, laboratoria? Hm, dziwnie dziwnie.

Przechyliła głowę, zastanawiając się nad czymś.

- Jeśli nawet był wirus - pociągnął temat Vicente, - to równie dobrze można się nim zarazić na kapsule czy Archimedesie. Jeśli jednak aktywowany system Archimedesa może nas wykasować, to nie na księżycu! - Upierał się przy swoim. Spojrzał na medyczkę, znowu nieobecną duchem. - Seth, twoje zdanie na temat wirusa?

- Żadne. - odparł obojętnie Seth wzruszając do tego ramionami. - Wiesz ile jest wirusów? Na tyle miliardów ludzi Federacji każdy mógłby mieć swój wyjątkowy i osobisty zestaw wirusów. A każdy jest inny, inaczej działa, ma inne możliwości. Więc dopóki nie dostanę próbki pod mikroskop to nie mam zdania bo to czysta spekulacja. - odparł nieco rozwijając swoją odpowiedź chociaż ton sugerował, że nie ma zamiaru tracić czas na czcze spekulacje.

- Ej, właśnie, jak sprawdzaliśmy te “plamy”, to nic dziwnego nie było? Normalne, typowe, ludzkie DNA? - wtrąciła szybko.

- I pył z Archimedesa - przypomniał Hiszpan.

Długowłosy medyk pokładowy pokiwał twierdząco głową patrząc na nawigator. - Przykro mi jeśli was to rozczaruje. Ale nie było tam nic czego nie powinno być w ludzkich szczątkach. Przynajmniej z biochemicznego punktu widzenia. - Rozłożył ramiona na znak, że żadnych rewelacji dla nich nie ma.

- Pomijając fakt, że ludzkie DNA było glutem? - dopytał Vicente. - Przejrzę skany z sond.

Seth popatrzył na informatyka. Potem podszedł do szafki gdzie był kącik do robienia kawy. Wyjął puszkę z kawą, otworzył i z niej wyjął i zademonstrował ziarnko kawy. - To jest ziarnko kawy. - nieco pokręcił tym brązowym ziarenkiem. - Jak je przemielisz będzie wyglądało jak proszek. Ale chemicznie to dalej będzie miało taki sam skład i właściwości jak całe ziarnko kawy. - Zabujał ziarenkiem jeszcze raz po czym z powrotem wrzucił je do puszki. - Z tymi próbkami tak samo. Chemicznie to są szczątki ludzkie. Nie ma w nich żadnych rewelacyjnych wirusów. Sam standard. Więc pewnie w ich bezpośrednim otoczeniu wygląda to podobnie. - lekarz wzruszył swoimi wątłymi ramionami i schował puszkę z powrotem do szafki kończąc tą prezentacje i wyjaśnienia.

- Widzisz? - zwrócił się do Agnes. - Brak wirusów. System ich wykasował.

Po czym wyszedł z laboratorium zostawiając ich samych z tym stwierdzeniem.

--------
Z podziękowaniem dla Kanna, Kerm, BG za fajne scenki
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 30-10-2020, 23:02   #85
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Alice, Vicente - korytarz/kajuta/kajuta

Alice zeszła z mostku.

Tony był w rozsypce, widziała to wyraźnie. Czy przytłaczał go ciężar odpowiedzialności za załogę, czy po prostu nie miał pojęcia, co robić? Miała nadzieję, że to pierwsze… Dobrze, że choć zgodził się opowiedzieć ludziom o sytuacji.

Zlokalizowała VIcente. Stanęła pod ścianą labu, wyłączyła najbliższy czujnik dymu, więc bez problemu mogła spokojnie sobie zapalić. Co prawda jeszcze nie zioło - wyglądało na to, ze jej eksperyment przyrodniczy nieco się opóźni - ale zawsze.
- Hej – powiedziała na widok Vicente.
- Tony cię przysłał? - warknął zbliżając się w jej kierunku i najwidoczniej zamierzając ją minąć nie zatrzymując się. - Sam nie miał odwagi?
Alice przewróciła oczami.
- Nie przyszłam gadać o Tonym - powiedziała, odrywając się od ściany i idąc za mężczyzną. Był wyższy, wkurzony i szedł bardzo szybko. Momentami musiała podbiegać, żeby za nim nadążyć. - Poczekaj! Nie będę cię gonić po całym statku.,

Przystanął. Odwrócił się na pięcie. Spojrzał jej prosto w oczy.
- O czym?
Uśmiechnęła się, wydmuchując dym.
- O tobie, oczywiście - powiedziała. Każdy facet uwielbiał być w centrum zainteresowania, wiedziała coś o tym - zapalisz? To pomaga na wkurzenie. Na strach też.
Spojrzał na papierosa jakby chciała go otruć.
- O mnie? Nie ma o czym. - W tonie jego głosu nie było już agresji. - Nie palę. Nie pomaga kondycji - odparł jakby to miało teraz jakiekolwiek znaczenie. - Wracam do siebie - zawahał się, - mam coś do sprawdzenia.

- Świetnie, pomogę ci – Alice wyciągnęła metalową papierośnicę, zgasiła papierosa i wsunęła ja na powrót do kieszeni szortów. - Mogę być bardzo przydatna, zapewniam cię.
- Nie sądzę
- odparł z rozbrajającą szczerością, jednak bez pogardliwego tonu. - Chodź - dorzucił i nie czekając ruszył przed siebie.

Dotarli do kajuty Vicente, ten wszedł pierwszy, zostawiając za sobą otwarte drzwi. Wskazał niewielką sofę, sam zaś usiadł w wygodnym obrotowym fotelu, który służył mu za stanowisko pracy.

- Coś? - spytał nieskładnie.

Alice usiadła na sofie. Była kurewsko niewygodna. Ale teraz nie był dobry czas na narzekanie.
- Piwo masz? - zapytała. - Zdziwiłabyś się. Mogę być bardzo przydatna. Na teście wstępnym miałam tyle samo punktów z inżynierii co i dowodzenia. Z informatyki niewiele mniej. No, ale nie przyszłam tu gadać o mnie.
Wstała i oparła się o brzeg blatu.
- Czego ty chcesz, Vicente? - zapytała.

Minął ją i z małej lodówki wmontowanej w ścianę wyciągnął puszkę. Podał jej. Nie usiadł już, tylko stanął na przeciwko zachowując dystans.

- Wrócić
- stwierdził krótko.

Pokiwała głową . Otworzyła puszkę. Napiła się,
- No popatrz, to mamy coś wspólnego. I to nie tylko my dwoje. Cała załoga.. myślisz , że oni chcą czegoś innego?

Zacisnął szczękę.

- Traktują tą sytuację jak piknik
- odparł, - albo wycieczkę krajoznawczą. Może ciasteczka? - sparodiował czyjś głos, - albo kawy? A może spacerek do Archimedesa? O… popatrz jakie śliczne gluty! Ciekawe kto to kurwa był?

Wrócił do lodówki i wyciągnął drugą puszkę. Syknął uwolniony gaz.

Kiwała głową w takt jego słów.
- Zygmuś powiedziałby, że to mechanizmy obronne...wyparcie, sublimacja, przeniesienie. I inne pierdoły. - stuknęła swoja puszką o puszkę Vicente. Nie odwzajemnił gestu. A potem spojrzała mu w oczy: - Jesteśmy w czarnej dupie. Jedni już przyjęli ta prawdę, inni się jej domyślają. Ludzie różnie reagują w sytuacji kryzysowej… jedni się wściekają, innych zamraża, niektórzy błaznują, lub udają , że nic się nie stało.. Ja się bzyknęłam z Chris. Ludzie różnie reagują.

Na wzmiankę o syntku spiorunował ją wzrokiem.
- Pierdolę to! - odsunął się krok i pociągnął łyka. - Mogą sobie nawet… - machnął ręką gdy zabrakło mu puenty, - posuwać ekspres do kawy, ale jak ktoś wpierdala nas w sam środek gówna, - wystawił palec wskazujący w dłoni, której trzymał puszkę, - które zaraz może nam eksplodować w twarz, to mi to kurewsko nie leży. Niekompetentny, głuchy chuj!

Piwo chlapnęło na podłogę. Pociągnął kolejne dwa mocniejsze łyki.

Alice westchnęła. Nie skomentowała słów na temat kapitana.
- Masz prawo do swoich osądów - powiedziała. - A ja mam się prawo z nimi nie zgadzać. Ale nie będziemy teraz o tym dyskutować.
- Co byś zrobił, gdybyś to ty był kapitanem? Jaki masz pomysł, na wyciągnięcie nas z tego gówna?


- Nie jestem nim - odparował, - bo się na tym kurwa nie znam, ale skoro pytasz… - odłożył puszkę na stolik i wyliczając zaczął wyłamywać kolejne palce. - Zacząłbym słuchać ludzi, na podstawie ich rekomendacji podejmował decyzje, komunikował im kurwa te decyzje z uzasadnieniem, ewentualnie słuchał zastrzeżeń, sprawdził najpierw bezpieczne opcje nim przeszedłbym do “wpierdalamy się w gówno a potem się zobaczy”. - Cztery wygięte palce, cztery pomysły. - I to tak kurwa na szybko co mi przyszło do głowy. Nie wiemy jaki jest kurwa plan. Skąd ten pomysł? Kto go przemyślał? Mam wrażenie, że każdy sobie robi na co ma akurat ochotę. Nikt tym burdelem nie zarządza! Wcześniej mi to nie przeszkadzało. Nawet odpowiadało, że nikt nie zagląda mi przez plecy… Teraz od jego decyzji zależy moje życie i zaczyna mnie to kurewsko uwierać.

- Czyli chcesz dyskusji, informowania i zbierania opinii zespołu
- podsumowała Alice. Teraz ona pociągnęła łyk piwa. - Oraz większej decyzyjności kapitana. To się da połączyć, ale nie jest łatwe.

Przygryzła palec, myśląc intensywnie. Jej oczy wędrowały po ścianie kajuty Vicente, gdzieś za jego plecami.
- Dobra, powiem coś, ale jeśli komukolwiek powtórzysz, to się wyprę. Na dziś dzień Tony może być do tego nie gotowy. Sytuacja przerasta go, jak nas wszystkich.
- Ale nie mamy innego kapitana. Rozumiesz?
– spojrzała na hakera. – NIE KURWA MAMY. – każde słowo podkreślała waląc dłonią w pulpit.
- Jak masz coś do niego personalnie, załatwcie to jak faceci – dajcie sobie po gębach w gymie, czy co tam. Umiesz oddzielić Tonego od funkcji, którą sprawuje?

- West może być dla mnie tępym chujem jeśliby był dobrym kapitanem. Ale dobrym kapitanem nie będzie przez to, że jest tępym chujem - informatyk wyłożył prostą logikę na stół. Alice skrzywiła się paskudnie, słysząc tą prostą zależność. - Protokół przewiduje zmianę kapitana przy “rażącym zaniedbaniu”. Będziemy musieli kurwa czekać na pierwszego trupa nim dojdziemy do tego momentu? Czego ode mnie chcesz? - spytał patrząc jej prosto w oczy. - Że będę siedzieć cicho dopóki nas nie wpierdoli w gówno? Powinniśmy go zmienić. Teraz. Nim będzie za późno.

Alice słuchała, a na jej twarzy pojawiało się coś na kształt rozbawienia.
- Z jakiegoś powodu zaciągnąłeś się na statek tego tępego chuja - powiedziała. - Do żadnego “rażącego zaniedbania” nie doszło, zresztą - kto obejmie to stanowisko? Ty nie, ja też nie. Seth? - nie mogła się powstrzymać od złośliwości.
Spoważniała.
- Ale dojdzie, jak nie zaczniemy współpracować. Tony.. zaczyna powoli ogarniać sytuację. Jest podatny na sugestie, ale na groźby nie.
- Jak się zaciągałem to mi to odpowiadało, że nie patrzy mi na ręce
- przyznał. - Ale teraz sytuacja się zmieniła. Kto obejmie stanowisko? Nie ja, nie Seth, ale Schaeffer albo ty? Dlaczego nie?

Alice wzruszyła ramionami. - Pogadaj z Schaefferem - powiedziała.
Odstawiła piwo na blat.
- Idę. Przemyśl to, nie raz podejmowałeś rozsądne decyzje, wierzę , że i tym razem tak będzie.
- Niech lepiej Tony zacznie szybciej ogarniać sytuację, nim będzie za późno.
- “Cóż, nie mamy innego środka, by opanować naszą popędliwość, jak tylko inteligencja.” -
zacytowała Alice. - Czasem Zygmuś powie coś pożytecznego.
Stuknęła mężczyznę w ramię.
- Trzymaj się, Vicente.

Nie odpowiedział, tylko odsunął się przed jej dotykiem wracając na swój fotel i uruchamiając ekrany. Nie zwrócił już uwagi na to kiedy wyszła.

Alice niespecjalnie poruszyła ostentacyjna niechęć mężczyzny.. Była głęboko przekonana, ze każdy potrzebuje bliskości i kontaktu fizycznego – po prostu nie każdy potrafi się do tego przyznać. Wróciło do swojej kajuty i zagłębiła się w studiowaniu materiałów na temat uprawy marihuany. Potrzebowała ziemi i jakiś doniczek.. w magazynie powinno coś być.
Może pójdzie i przeczyści jakieś cewki plazmowe?

Fizyczna robota zawsze ją relaksowała.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 30-10-2020, 23:51   #86
 
Mads's Avatar
 
Reputacja: 1 Mads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputację
Miejsce: Archimedes, Ramię 3
Uczestnicy: Zeeva, Ryan, Dragos

Ryan przyjrzał się systemom pod sufitem. Obraz w szaro-zielono-czarnych kolorach z noktowizora nie był najlepszej jakości, ale z tego co ochroniarz wiedział o działaniu zabezpieczeń, takie korytarze służyły powstrzymaniu i eliminacji intruzów, więc nie spodziewał się przyjaznego przyjęcia.
- Kilka razy zdarzało mi się testować na sucho takie systemy po serwisowaniu. Jak jest zasilanie, choćby awaryjne i choćby częściowe, to wejście tam jest zbyt ryzykowne. Przydałaby się jakaś sonda.

- Chcesz wpuścić sondę w ten zamknięty korytarz? - Dragos uparcie omiatał snopem światła z latarki wszystkie zakamarki miejsca, w którym się znajdowali, szukając jeszcze jakichś śladów dawnych mieszkańców stacji. - Musielibyśmy najpierw rozwalić te drzwi. Ale skoro mówisz, że to ryzyko…
Zastanowił się, szukając w pamięci obrazów z sond przeglądanych niedawno na mostku. Czy ramię drugie Archimedesa nie było zniszczone na tyle, że mogliby za jego pomocą ominąć felerny korytarz bezpieczeństwa?

- Może jakiś mały robot w kanałach wentylacyjnych? - Tony, obserwujący z mostka działania 'zwiadowców', podsunął nieco inny pomysł.

- Nie mamy żadnego ze sobą, a co do wentylacji… - Dragos lekko odbił się od ziemi, wykorzystując efekt niskiego ciążenia, by poszukać latarką kratki i zgrubnie zbadać jej rozmiary. - Może i wejdzie. Proponowałbym jednak spróbować przy sekcji szóstej, drugim ramieniu. Jest na tyle uszkodzone, że może uda nam się zajrzeć do centrum bez uszkadzania siebie i sprzętu. Ryan, Zeeva, chcielibyście coś jeszcze tu pooglądać, czy zrobimy sobie wycieczkę do tego zniszczonego ramienia? Na zapas, żeby obejrzeć okolicę przed następną wyprawą?

- Jedyna rzecz jaką ja mam ochotę oglądać to wnętrze butelki widziane przez szyjkę. - wyjaśniła weteranka.

- Prześlij jeszcze parę zdjęć i macie moją zgodę na przeniesienie się do szóstki - powiedział Tony. - Tylko uważajcie na skafandry. Żadnego ryzykowania czyjąś skórą.

- Jasne - potwierdziła Zeeva.

- Włączam streaming obrazu z kamery naramiennej. Nagram korytarz i niespodzianki pod sufitem, a potem ruszamy - zgodził się Ryan.

- Skąd ty bierzesz te zapasy? - Negru, uzupełniwszy zdjęcia rejestrowane przez Ryana o obraz ze swojej kamery, pokosił okiem na Zeevę. - Sprawdzałem niedawno w ładowni, tam już prawie nic nie ma.
Zaczekawszy, aż towarzysze zaraportują gotowość, ruszył korytarzem z powrotem ku dropshipowi.

- Na statku takiej wielkości zawsze są jakieś płyny, które nawet jeśli nie odkażają to na pewno sponiewierają. Posiadanie syntetycznej wątroby ma swoje zalety… - wyjaśniła kobieta.

Trójka załogantów z “Aurory” bez większych przeszkód wróciła do czekającego drophipa. Znów najpierw robili te łagodne skoki a w miarę jak pseudo grawitacja robiła się zbliżona do ziemskiej wracali do standardowych kroków. Gdy w końcu już przez drzwi śluzy dało się widzieć czekające wnętrze ładowni “Black Hawka” można się było poczuć swojsko i prawie jak w domu.

- I jak było? -w słuchawkach usłyszeli głos blondynki siedzącej w kabinie pilotów. Chris wysłuchała o pomyśle innego podejścia do sprawy dostania się do centrum i zgodziła się bez zastrzeżeń. Poczekała aż pojawią się znaczki zapiętych pasów i wówczas dropship odcumował od włazu zewnętrznego jednego z ramion stacji po to by powolutku przelecieć na drugi kraniec podwórka. Tutaj znów Chris chwilę krążyła by obejrzeć miejsce podejścia do lądowania.

- Kiepsko to wygląda. Kompletna ruina. Nie mam gdzie przycumować. Będziecie musieli wyskoczyć z rampy. - obwieściła im w końcu po paru kółkach wokół kolejnego ramienia. To nawet gołym okiem widać było, że mocno ucierpiało. O ile Ramię 3 wydawało się w stanie prawie idealnym to 2-ka była w stanie katastrofalnym. Latadełko mogło zniżyć lot i zawisnąć w miejscu ale brakowało miejca by zacumować jak poprzednio. Widać było pogięte, odkształcoe poszycie i wyrwy jakby ktoś próbował zbadać przekrój poprzeczny przez ten rejon stacji.

- Nie martw się tym, Chris. - magazynier nie czuł się komfortowo z myślą o swobodnym locie w przestrzeni. Dlatego też niespiesznie przymocował się linką, do masywu dropshipa, starannie sprawdził jej stabilność i wyjrzał za brzeg rampy.
- Po kolei - rzucił jeszcze, po czym wybił się w przód, ku odsłoniętym pokładom dawnej stacji naukowej. W połowie skoku włączył silnik skafandra na niskim ciągu i powoli, asekuracyjnie wyciągnął przed siebie ramiona i nogi. Serce podeszło mu do gardła. “Za stary na to jestem”, przemknęło przez myśl Rumuna.

Zeeva zamiast przejmować się lotem w przestrzeni zajmowała się rutynoweym sprawdzaniem sprawności sprzętu jaki ze sobą zabrała i który był słuszny jej rzemiosłu. Czy tam zamek w karabinie czy pistolecie się nie zacina. Czy miecz łańcuchowy szybko się uruchamia. I tak w kółko.

Ryan przypiął karabin plazmowy dodatkową klamrą, żeby nie latał bezwładnie i nie przeszkadzał podczas desantu, następnie podobnie jak Negru przypiął uprząż skafandra linką asekuracyjną, podszedł do krawędzi rampy, rozejrzał się aby zaplanować miejsce lądowania i wyskoczył. “Łatwy dzień” - pomyślał włączając silniki kierunkowe w skafandrze.
 
Mads jest offline  
Stary 01-11-2020, 14:00   #87
BG
 
BG's Avatar
 
Reputacja: 1 BG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputacjęBG ma wspaniałą reputację
Agnes sennie snuła się korytarzami. Przez ostatni dzień nie zrobiła absolutnie nic i trochę zaczynało ją to denerwować. Początkowo był ogrom spraw do załatwienia, a teraz pozostało tylko czekanie na nowe informacje. Które zapewne i tak nie pomogą.
Lecieć na Archimedesa? Zwiedzać planety? Westchnęła i usiadła obok prowizorycznie zaznaczonego miejsca z grą. Po chwili przeniosła jedną z zakrętek i umieściła na środku. Ciekawe, kto tutaj grał...
Wstała i ruszyła dalej korytarzami. Brakowało jej ruchu. Spacer dookoła wydał się więc dobrym pomysłem. Agnes przespała większość dnia, więc senność jeszcze się nie pojawiła. Nawigatorka uśmiechnęła się do siebie wobec wizji bycia strażnikiem statku w nocy i dumnym krokiem ruszyła przed siebie.
Po drodze postanowiła zahaczyć o ogród. Środki powinny już wszystko pozmieniać, jedynie temperatura mogła być problemem. Zapewne można było wejść do środka, ocenić sytuację i usunąć zbędne rzeczy.
 
BG jest teraz online  
Stary 01-11-2020, 17:58   #88
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 18 - Dzień 12 07:00

Czas: Dzień 12; 07:00
Miejsce: “Archimedes”; centrum
Skład: Ryan, Dragos, Zeeva

To była długa noc. I ciężka. Trójkę eksploratorów kosmicznego wraku w jaki zmieniła się stacja kosmiczna “Archimedes” czekało sporo bezsennych i frustrujących godzin. Chociaż na pocieszenie mieli napewno piękny widok nad głowami. Przed twarzami. Czy pod nogami. Jak stali w rampie dropshipa czy opuszczali się na tą stację. A gdzie to zależy jaką w danej chwili przybrali pozycję.





Z orbity naturalnego satelity “tuż obok” krązyła w kosmicznej czerni potężna kula gazowego giganta. Różnica odległości od gwiazdy centralnej, wielokrotnie większej od rodzimej gwiazdy kolebki ludzkości sprawiała, że nawet taki gigant wydawał się małą kulką przy swojej planecie. Chociaż to było oczywiście tylko złudzenie perspektywą.

Wewnątrz ruin stacji czekało trójkę astronautów mnóstwo zadań. To pierwsze wrażenie zdezelowania Ramienia 2 jakie oglądali z dropshipa było dość prawdziwe. Że kiepsko to wygląda. No a gdy już przez rozdarte poszycie dostali się do środka to nie zaczęło wyglądać lepiej. Co miało swoje i dobre i złe strony. Dobrą było to, że była nadzieja zdemolowania systemu bezpieczeństwa przez te potęzne i liczne eksplozje. Cokolwiek mieli tu kiedyś zamontowane mogło być tak samo zniszczone jak te służy, włazy, ściany i korytarze jakie tu znaleźli. To była ta dobra strona.

Złą było to, że te wszystkie włazy, ściany i korytarze stanowiły tor przeszkód sam w sobie. Trzeba było w tej zmniejszonej grawitacji podskakiwać od jednej barykady utworzonej z poskręcanego eksplozjami chodnika czy ściany do kolejnej. Po kolei pokonywali tak kawałek po kawałku. Czasem musieli zawróćić. Czasem trzeba było się wspinać jak po jakichś skałkach. Były nawet ze dwa wąskie gardła gdzie musieli odpiąć plecaki i przeciągnąć je za sobą przez ten kawałek bo nie było miejsca na i astronautę i plecak. Ale bez plecaka jeszcze dało się jakoś przecisnąć.

Wydawało się, że trop mimo wszystko jest dobry. Dotarli do zewnętrznego wzmocnionego włazu korytarza bezpieczeństwa. Jego resztek. I włazu i korytarza. Więc choćby odpadł problem forsowania tej mocnej przeszkody. Eksplozje też mocno przemieliły sam korytarz. Widać było szczeliny, pęknięcia i przestrzeliny odłamków jakie miały tak ogromną moc, że przebiły się przez ściany korytarza więc było przez nie widać czerń kosmiczne próżni. Chociaż były zbyt małe by człowiek, nawet bez skafandra próżniowego dałby radę się przecisnąć.

Eksplozje wyrwały też potężne szczeliny i wyrwy we włazie zewnętrznym. I jak się jakoś przycisnęli przez te wszystkie reszki poskręcanych ścian, dźwigarów, kabli to właściwie znaleźli się w samym centrum stacji. Mogli się tylko modlić by nie trzeba było tą drogą uciekać przed jakimś wybuchem czy stoperem w ręku. Bo mogłoby być kiepsko. Tutaj grawitacja była tak słaba, że ledwo wyczuwalna, każdy krok czy raczej podskok owocował długą chwilą lewitacji nim siła odśrodkowa ściągnęła obiekt na dół. Ale jeszcze była.

Problemem było samo rumowisko. Korytarz, klatka schodowa i cała reszta były zagruzowane tym co się tu wbiło podczas eksplozji. Tu już ktoś na ochotnika musiał wrócić do dropshipa po ciężki, inżynieryjny sprzęt aby wrócić z nim tutaj i wyciąć sobie drogę do wnętrza stacji. I kolejne nocne godziny przypominały karczowanie dżungli maczetą. Tylko te gałęzie to były splątane kable, rury, dźwigary, kawałki ścian i chodników. Na szczęście nie miało to tej odporności jak wzmocniony korytarz, grodzie czy powłoka zewnętrzna bo tego takim ręcznym sprzętem by nie dało się ruszyć. Ale jakoś szło. I tak na trzy pary rok cięli tym przecinakiem albo odsuwali co się dało by zrobić to przejście.

Ryan czuł to wyraźnie. Jeszcze było okey. Ale jednak zdawał sobie sprawę, że przydałaby mu się wkrótce jakaś przerwa. Najlepiej by odespać tą nocnę eskapadę. I trudno było przegapić, że zbliża się standardowa pora śniadania. W skafadnrach niby był system płynów które niby dostarczały wszystkich substancji odżywczych ale jednak co jedzenie na talerzu to jedzenie na talerzu. A tu nie można było nawet zdjąć skafandra. Chyba, żeby wrocić do dropshipa. Zeeva niby czuła się dobrze. Chociaż dopadał ją efekt bezsenności. Koledzy czasem łapali ją jak bezproduktywnie wgapia się gdzieś w dal jakby łapała zawiechę czy spała z otwartymi oczami. Ale niby jej wytrenowane ciało nie czuło jeszcze efektów wysiłku. Podobnie zresztą i Dragos. Na razie było w porządku chociaż zdawał sobie sprawę, że zmęczenie zbliża się nieuchronnie.

Męczył się też sprzęt. Poziom naładowania przecinaka spadł do niebezpiecznie niskiego poziomu. Wypadało wymienić akumulator na nowy jeśli chcieli popracować kolejne kilka godzin. Zauważalnie spadł też poziom tlenu w plecakach kombinezonów. Tlenu mieli jeszcze gdzieś na jakieś 2-3 godziny. Ale niespodziewanie gdy sforsowali kolejne zamknięte drzwi z pewnym zdziwieniem wypłynęli na korytarz. Ciągnął się w lewo i prawo. Ale chociaż tam odpadła jakaś pokrywa, czy lampa, coś zwisało jakieś kable czy rury świadcząc, że siła eksplozji tutaj też odcisnęła swoje piętno. To w porównaniu do tego co zostawili za sobą to właściwie w świetle latarek droga była wolna. Czyżby się w kocu przebili do tych mniej zniszczonych rejonów centrum stacji?

---


Mecha 18

odporność na trudy; Ryan (Siła); 8+1-2=7; rzut: Kostnica 6 > 7-6=1 > remis

odporność na trudy; Dragos (Siła); 7+1-2=6; rzut: Kostnica 2 > 6-2=4 > m.suk

odporność na trudy; Zeeva (Siła); 10+1-2=9; rzut: Kostnica 6 > 9-6=3 > m.suk

---



Czas: Dzień 12; 07:00
Miejsce: “Aurora”; magazyn ogrodniczy
Skład: Alice i Agnes


Inżynier pokładowa właśnie przeszukiwała szafki by znaleźć ziemię i donicę pod swój mały eksperyment z hodowlą zielska. I miała dylemat co to wziąć. Znalazła i ziemię paczkowaną w worki i doniczki różnych rozmiarów. Które powinna wybrać? Dla niej to była nowość. Wczoraj wieczorem po tych wszystkich rozmowach z jednym i drugim adwersarzem musiała się czymś zająć. Umysł i ręce. Zaczęła grzebać przy tych cewkach. Pomogło. Ale też było dość późno i pomogło na tyle, że miała ochotę wrócić do swojej kajuty i odespać to wszystko.

Wstała rano, na tyle rano by przed śniadaniem zobaczyć co tutaj w magazynie ogrodniczym mają. No i odkryła, że mają całkiem sporo. Dylemat było co tu wziąć i wybrać. Albo coś na chybił trafił. Gdy drzwi się otworzyły i do środka weszła nawigatorka. A wiadomo było, że hobby Agnes jest ogród i ona najwięcej spędzała przy nim czasu i wysiłku.

Agnes zaś wstała po kolejnej nocy do kolejnego dnia. Przyszła tutaj przed śniadaniem bo wczorajszy obchód nocnego strażnika “Aurory” pozwolił jej zorientować się w styuacji. Ogród dalej wyglądał kiepsko. Dalej nikt nie zrobił instalacji podłogiwej gdzie była większość tych mechanizmów podających wodę, substancje odżywcze i całą resztę. Bez tego nie było szans na rewitalizację ogrodu. Nie było co liczyć na mechanicznych ogrodników, roboty były do prac ogrodniczych a nie mechanicznych. Raczej to była robota na mechanika. No a na najlepszego mechanika jakiego mieli na pokładzie właśnie niespodziewanie spotkała w magazynie ogrodniczym.

Sam ogród był już oporządzony przez roboty na tyle, że dało się tam przejść. Temperatura też wciąż spadała i wynosiła już “tylko” ok 40*C. Więc nadal jak w saunie no ale teoretycznie już zaczynało być znośnie. Chociaż przebywanie tam lub pracę w takiej saunie musiało być skrajnie trudne dla kogoś bez kombinezonu ochronnego. No ale już zaczynało być możliwe. I ten green killer zrobił swoje. Drobne pędy i liście pousychały i zasnuwały teraz całą podłogę i ogrodu. Z rejestru przy naprawionym panelu ogrodu wyczytała, że pestycyd powinien być odessany dzisiaj w południe. No na upartego to nawet teraz już można było to zrobić w końcu prawie 3 doby właśnie mijały.




Czas: Dzień 12; 07:00
Miejsce: “Aurora”; kajuta Vicente
Skład: Vicente


Nie zawracał sobie głowy by fatygować się do mesy. Miał ważniejsze sprawy do załatwienia. Nie tylko bieganie na bieżni. Siedział w swojej kajucie nad skanami Antaresa 99. Odkrył, że na polecenie Agnes trzy sondy zmapowały powierzchnię naturalnego satelity całkiem dokładnie. Mieli więc dokładną mapę 3d pierwszego zmapowanego z orbity globu w tym systemie. Pewnie było to w ogóle pierwsze mapowanie w tym systemie.

Mapa okazała się dość dokładna. Ale nawet z orbity zdradzała bogatą rzeźbę. Lodowy księżyc był na skraju kosmicznej ekosfery swojej gwiazdy. Wszystko tu było zamarznięte. Niemniej komputer twierdził, że skany wykryły jakieś cząsteczki wody. Co nie było sensacją w samą sobie. Jako jeden z prostych związków chemicznych w kosmosie wody było mnóstwo. No ale ta tutaj była zmrożona co przy temperaturach sporo poniżej -100*C wcale nie było dziwne. A jednak. A jednak komputer obliczał, że tam, pod spodem, ruchy pływowe trzewi księżyca wywołane korelacją z gigantyczną planetą wokół której krązyła mogły ogrzać wnętrze do tego stopnia by stopić wodę do stanu płynnego. Co zawsze jarało xenobiologów i astronomów bo płynna woda dawała możliwości na istnienie życia typu ziemskiego. Czy to ludziom czy czemuś innemu.

Ale jednak nie. Ze skanów wykonanych przez sondy Vicente nie znalał ani śladów ludzi, ich cywilizacji, ani śladów życia typu ziemskiego ani żadnego innego jakie komputer miał w pamięci. Nic na powierzchni. Żadnych sygnałów w eterze, żadnych śladów śmieci, żadnych wraków, żadnych konstrukcji no teren po prostu dziewiczy. No ale jeszcze była możliwość, że gdzieś pod powierzchnią, poza możliwościami sond, możliwe będzie odkrycie czegoś ciekawego.




Czas: Dzień 12; 07:00
Miejsce: “Aurora”; mesa
Skład: Tony, Jericho


Kapitan i spec od załadunku przyszli do mesy trochę wcześniej niż zwykle i prawie jednocześnie. Okazało się, że są pierwsi i nikogo innego jeszcze nie było. Tym razem nie było Chris jaka zwykle zajmowała się tym aby wszyscy mieli na stole co potrzebują więc musieli poradzić sobie bez niej. Z pewną ulgą z dropshipa nie przychodziły w nocy ani teraz żadne alarmujące wiadomości. “Aurora” też nie wzywała do nagłych interwencji.

Tony został wczoraj na mostku po tym jak najpierw w gwałtowny sposób opuścił go informatyk a zaraz potem inżynier co poszła z nim pogadać. Co z tego wyszło czy nie to nie wiedział bo nie spotkał żadnego z nich od tamtej pory. Może przyjdą na śniadanie. Chociaż z Vicente nie wiadomo bo ostatnio nawet jak śmignął przez kuchnię czy mesę to nie jadał z nimi tylko zabierał sobie jedzenie i wychodził.

Jericho zaś zanim uporał się ze swoją robotą w bezludnej, rufowej części frachtowca, wrócił do siebie to była w sam raz pora by sobie odpocząć i odespać. No a jak wstał dziś rano, trochę wcześniej niż zwykle i przyszedł do mesy na śniadanie to okazało się, że Tony miał taki sam pomysł. Ale pewnie poza tymi co polecieli na “Archimedesa” to reszta pewnie też powinna się zaraz zacząć schodzić na śniadanie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline  
Stary 05-11-2020, 15:59   #89
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Dzień 12, godz.7.06; Seth.
Sanchez był rozczarowany wynikami ze skanu sond. Właściwie brakiem tych wyników. Program nie znalazł nic co mogłoby wskazywać, że ocalała część załogi ukryła się na Antaresie 99. NIC. Zupełnie kurwa NIC. Możliwości było kilka. Pierwsza taka, że nie było żadnych ocalałych. Druga, że schowali się gdzieś poza Antaresem. Gdzie? Trzecia, że program po prostu nic nie znalazł. Kurwa!
Wstał i z wściekłości rzucił w ścianę puszką zostawioną przez A.J. na stoliku. Odbiła się z brzękiem. W ślad za nią poleciała puszka Vicente z niedopitym piwem. To zderzenie było bardziej malownicze. Roboty sprzątające wysunęły się spod łóżka, żeby posprzątać bałagan. Sztuczna kurwa inteligencja.

- Eris, pokaż lokalizacje członków załogi - wywołał podprogram.

Z pulpitu wyskoczyło holo Aurory zaznaczając pozycje obecnych na statku załogantów. Informatyk zanotował położenie każdego z nich i wyszedł na korytarz.

Z Seth prawie zderzył się w drzwiach gdy ten wychodził ze swojej kajuty.
- Masz chwilę? - spytał?

- A co? - długowłosy medyk pokładowy spojrzał pytająco na informatyka.

- Mam kilka… zawodowych pytań. Możemy? - Wskazał głową wnętrze kajuty.

O'Riley nie odpowiedział ani jednym słowem. Wzruszył ramionami, cofnął się do swojej kabiny i dał znak gościowi by wszedł.

- Sen - Sanchez przeszedł od razu do sedna. - Robiłeś badania krwi. Myślałem o tym. Jeśli to sen, to ich wyniki i tak nie mają znaczenia… - Spojrzał na medyka. Był ciekawy jego opinii na ten temat. Nie żeby ta miała cokolwiek zmienić. Zwykła ciekawość.

- Może. - Medyk zastanowił się chwilę, popatrzył gdzieś w kąt nim odpowiedział. - Jestem lekarzem. Badam pacjentów jakich mam pod opieką. Nie znam się na jakichś wyśnionych matrixach. Dla mnie wszystko jest wystarczająco realne by traktować to wszystko jak realny świat - podzielił się z informatykiem swoją opinią na ten temat.

- Jasne…- Hiszpan przygryzł palec.- Załóżmy czysto hipotetycznie - kontynuował, - że dalej jesteśmy w kriokomorze, a to… - objął gestem kajutę Seth, - wszystko jest kriosnem. Czy technicznie jest możliwe tak zsynchronizować nasze fale mózgowe, nie wiem… żebyśmy śnili ten sam sen?

- Nie. Przynajmniej ja nie znam takiej techniki. Więc jak to byłby sen to wtedy to jest mój sen. I ty mi się śnisz, reszta, cała załoga. Albo ja tobie. Albo my komuś innemu. Ale medycyna nie zna czegoś takiego jak wspólne śnienie. I to na tyle osób. - medyk pokręcił swoją czarnowłosą głową by dać znać, że nie ma serca do takiego pomysłu sprzecznego z wiedzą medyczną jaką posiadał.

- Poza tym jeśli to sen to zbyt doskonały - dodał po chwili. - W snach rzeczywistość jest zwykle jakoś zdeformowana. Na jakimś tam poziomie śniący jest świadomy, że śni. Najczęściej. Ale zwykle mózg robi nam psikusa i odtwarza to co się zdarzyło w ciągu ostatniego dnia. Zapętla. I dodaje coraz to nowe wariacje. Aż się robią dziwne rzeczy ale nadal zwykle po przebudzeniu możemy dojść co było bazą danego elementu w śnie. I zapominamy zdecydowaną większość snu. Z 90%. Pamiętamy tylko urywki a jak zaczyna się kolejny dzień zapominamy jeszcze więcej. Tak działają nasze sny. - Seth nawet się trochę rozgadał gdy chodziło o jego specjalizację i wiedzę.

- I na pewno nie śnimy w kriośnie. W kriośnie nie ma snów. Mózg i reszta ciała jest zbyt zmrożony na takie szaleństwa. Śniło ci się kiedyś coś podczas hibernacji? - zapytał swojego kolegi. Raczej retorycznie. Więc ciągnął dalej.

- Nawet jak się coś śni to już na etapie wybudzania. Jak temperatura rośnie i ciało wraz z mózgiem wraca do życia. Ale to są zwykle poszatkowane urywki. Dla ciała i mózgu taki kriosen, to duży wysiłek. Zobacz jak się czujemy po wybudzeniu. Tym razem było gorzej niż zwykle ale i tak wszyscy czujemy się jak po przejściu przez magiel. - Znów pokręcił głową gdy kolejny detal wiedzy medycznej nie pasował do tej teorii o śnieniu.

- A zobacz jak to wygląda. - Podniósł ręce na swoją kajutę. Na siebie i swojego gościa jakby chciał mu to wszystko zademonstrować. - Widzisz coś nie tak? Coś się nie zgadza? Ktoś przechodzi przez ściany, ma niebieskie włosy zamiast czerwonych, biega po suficie albo przebiega setkę metrów jak na przyspieszonym filmie? Bo takie rzeczy zdarzają się jak śnimy. A tu zobacz. Wszystko jest takie jak powinno. Od ciebie czy mnie po klamki i lampy. I ile by trwał ten sen? Już prawie tydzień po wybudzeniu. Możemy odtworzyć sobie każdą minutę aktywnego życia i jakoś nie ma przerw i spacji. Więc nie Vicente. Na moją wiedzę medyczną to nie jest sen. Jest zbyt doskonały, trwa zbyt długo, i obejmuje nas wszystkich. - Wyliczył na palcach główne powody dla jakich nie uważa otaczającej rzeczywistości za senną rzeczywistość.

- I jest jeszcze Chris - dodał jakby wisienkę na torcie. - Syntki nie mają snów. Są aktywne albo nie. Nawet jak założyć jakieś sprzeczne z nauką wspólne śnienie to jej nie powinno tu być bo nie wyśni sama siebie. A jak już to ktoś z nas by musiał sobie wyśnić. Albo wszyscy jesteśmy senną marą tylko jednego z nas. Ale to już abstrakcja. Bardziej by pasowała jakaś sztuczna rzeczywistość. Jak nasz pokój VR tylko w bardziej zaawansowanej wersji. Nawet wtedy jednak brakuje mi tu świadomości poprzedniego życia, momentu podpisania zgody na taki eksperyment, podpinania się pod jakieś kable czy co. I nie znam tak zaawansowanej technologii VR. Jak wchodzimy do naszego VR to wiemy, że wchodzimy do VR no nie? 2 godziny w VR to 2 godziny na reszcie statku. Dalej wiemy kim jesteśmy i co jest za ścianami. Więc nie Vicente ja uważam, że to co nas otacza to nie jest sen. I raczej nie żadne VR. Ale specem od komputerów ty jesteś. - Seth zakończył swój wywód tonem jakby po prostu dyskutował sobie na jakiś temat filozoficzny czy inną hipotetyczną możliwość. Nawet jeśli ciekawą to raczej właśnie ciekawostkę do dyskusji przy śniadaniu a nie coś nad czym warto na poważnie łamać sobie głowę.

Informatyk słuchał z uwagą całego wywodu, nie przerywając, kiwając powoli głową i starając się ogarnąć temat.

- Rozumiem - powiedział na końcu, lecz było widać, że nie jest przekonany i wypowiedział te słowo tylko po to, żeby poczuć jego gorzki, fałszywy smak na języku. - I jest jeszcze Chris... - potwierdził, choć Seth nie mógł być pewien, że chodziło mu o to samo. - Dzięki!

Nie czekając - wyszedł. Seth O'Riley może i był fachowcem w swojej specjalności, ale zdecydowanie nie potrafił myśleć "out of the box".

Widzisz coś nie tak?
Coś się nie zgadza?


Nie kurwa!
Jesteśmy na galaktycznym zadupiu, gdzie technologicznie nie mamy prawa dotrzeć.
Ludzie są przeformatowani w gluty.
System wykasowuje ludzi.
...wykasowuje ludzi.
WY-KASO-KURWA-WUJE! System! Ludzi!
Natykamy się na statek, który będzie wybudowany za kilkadziesiąt lat…
… wspominałem o systemie, który wykasowuje ludzi?
Luz. Wszystko się zgadza! Żadnych odstępstw od normy!

Jak wchodzimy do naszego VR
to wiemy,
że wchodzimy do VR no nie?


No chyba, że nas ktoś wepnie w system bez naszej wiedzy i świadomości, gdy na przykład wybudzamy się z kriosnu. Może dalej leżymy w żelu, zawieszeni między kriosnem a rzeczywistością w wymyślonym VR? W sterowanej przez kogoś symulacji, w której jesteśmy tylko graczami na cybernetycznej przestrzeni?

Ja pierdolę!

Sanchez musiał to przetrawić, przemyśleć. Nie miał nadziei na to, że - zrozumieć, a najlepszym teraz na to miejscem wydawała się bieżnia.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 06-11-2020, 15:53   #90
 
Mads's Avatar
 
Reputacja: 1 Mads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputacjęMads ma wspaniałą reputację
Miejsce akcji: Archimedes
Uczestnicy: Zeeva, Ryan, Dragos, Tony

Widok niemal pustego, wolnego od nagromadzenia przeszkód korytarza kusił możliwością łatwiejszej eksploracji. Zajrzenia za kolejny róg, może w jakieś pomieszczenie, wyrwania dla siebie kolejnego kawałka ponurej zagadki. Ale kończył się czas odmierzany tlenem w noszonych butlach. Nic nie zapowiadało, żeby coś nagle miało ich stąd zabrać, uniemożliwiając dalsze badanie terenu.
Dragos spojrzał na liczniki, raz jeszcze przesuwając spojrzeniem po rozciągającym się przed nimi korytarzu.
- Wracajmy - rzucił do towarzyszy. - Zrobiliśmy miejsce na następną wyprawę.

W tym momencie w słuchawkach rozległ się głos Tony'ego.
- Wracajcie.Cokolwiek robicie, zostawcie to i wracajcie!

W oczach Negru błysnęło coś krótko.
- Oho. Ojczyzna wzywa. Sądząc po tonie, Aurora chyba ma kłopoty. Lecim, kapitanie.
To rzekłszy, odwrócił się, kierując się w stronę, z której przyszli.

Zeeva ziewnęła przez respirator hełmu.
- Może mleko do kawy im się skończyło…

- Brzmiało mniej więcej właśnie tak - odparł Negru, kontynuując żmudną wędrówkę ku dropshipowi. Nie odzywał się więcej. Oszczędzał siły, zgodnie z zasadą zachowania energii na później.

Tym razem poszło im nieco łatwiej, chociaż co ciaśniejsze przejścia w dalszym ciągu prowokowały do słania w lokalny eter mało wybrednych słów na rozgrzewkę. Wreszcie jednak oczom eksploratorów ukazał się widok na wolne przestrzenie kosmosu i zapierającą dech w piersiach panoramę Antares 9.
Cała trójka przeszybowała ku zapraszająco otwartemu przedziałowi desantowemu, korzystając z linek pozostawionych przy dobijaniu do stacji i bez mrożących krew w żyłach przeszkód wróciła na Aurorę.
 
Mads jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172