Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-09-2020, 18:41   #1
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Lightbulb [Warsztaty DH2ed] Radix Malorum

...Est Cupiditas

Link do komentarzy.



+++

12 Ianuarius, rok 812.M41
Masowiec kl. Universe Pielgrzym Procesjonału
System Hulee
Niska orbita świata-ula Hulee V


Rok osiemset dwunasty czterdziestego pierwszego milenium. Dla zewnętrznej rubieży Segmentum Obscurus, jednego z głównych rejonów składowych Imperium, nie stanowił...

...nic specjalnego.

Owszem, wieloletnia wojna graniczna w dzikiej przestrzeni znajdującej się pomiędzy sektorami Calixis a Scarus wciąż trwała. Ale ona trwała już blisko osiem dekad – nihil novi. Na frontach Obrębu Jericho też wciąż trwały zmagania. Być może bardziej dynamiczne, aniżeli na 'Froncie Skrętu', ale tamtejsza Krucjata też miała kilkadziesiąt lat. A w ekspansji Koronus i samych sektorach Calixis, Scarus oraz Ixaniad i Askellon w zasadzie... nic ciekawego. Oczywiście, nad wieloma z tych rejonów zbierały się potężne czarne chmury, ale to była pieśń przyszłości.

I, oczywiście, Inkwizycja wciąż miała pełne ręce roboty. Na calixjańskich ruinach systemu Gelmiro grasował niejaki Anolian Hesh, wczoraj kardynał, dziś zaprzaniec mrocznych bożków. Śledztwa w sprawie Sabatu Golgennańskiego i Domu Bestii. W Askellon natomiast znalezisko przyprawiające o ból głowy – w stołecznym kopcu planety Desoleum, jednego z najważniejszych światów Procesjonału, „zimny handel”. Czy też raczej „handel bez twarzy”. Trade Sable, vel Czarny Kartel, ogólnosektorowa sitwa poszukiwaczy, szmuglerów i paserów zajmująca się dostarczaniem zakazanych xeno-przedmiotów tym, którzy mają pieniądz, wpadła w trzewiach Desoleum. Świeżo upieczona komórka akolitów inkwizycji przeprowadziła śledztwo w sprawie niebezpiecznych xeno-artefaktów zbierających krwawe żniwo pośród durnych i próżnych i, kolokwialnie mówiąc, „rozbiła bank”. Ordo Xenos dysponowało teraz całkiem obszernym i świeżo pachnącym plikiem danych. Nazwiska, korytarze przerzutowe, meliny, magazyny, nazwy statków, kody, towary. Było tego na tyle dużo, że OX zaprosiło Ordo Hereticus i pomniejsze Ordos do współpracy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pz8vcRmfvAI[/MEDIA]

Od tamtych wydarzeń minęło raptem kilka tygodni. Nastał ów „nudnawy” rok 812. Choć może nie tak nudnawy dla agentów =][=. Agentów takich jak Yoshiko Higashi, astropatka o strzaskanej przeszłości przepełnionej traumą - ale też i mocą. Faustus Scipio, ojciec z Ministorum i gorliwy łowca heretyków. Jayden Diederik, zrehabilitowany szmugler i cwany lis. Vir Magnus, cybernetyczny skrytobójca o dzikich instynktach, produkt Mechanicum. Venris Kramer, były ganger z podkopca, szybki w mowie i w cynglu. Romulus Lamar, lekarz Officio Medicae z wysokiego domu.. Kolejna niedawno sformowana komórka, posłana w stronę jednego z mniej obiecujących tropów – układu Hulee, a dokładnie jego piątej planety, dość typowego świata uli. Informacji było mało. Wiadomo było, że na Hulee V był poważny punkt przerzutowy dla towarów Trade Sable, plus nieco klienteli i współpracowników. Wszystko „utajnione” dla ludzi z Desoleum. Trudniejszy orzech do zgryzienia, ale inkwizytor, znany tylko pod pseudonimem „Mr. X”, przeczuwał, że to właśnie miał być strzał w dychę by wreszcie zamknąć 'beztwarzowy handel' w Askellon.

Komórka została zadekowana incognito jako pielgrzymi pośród dziesiątek tysięcy podobnych im pasażerów na masowcu klasy Universe Pielgrzym Procesjonału. Wkrótce mieli udać się promem do głównego cywilnego lądowiska Kopca Krakex, planetarnej stolicy. Dane z Desoleum mówiły o istnieniu interesów Trade Sable właśnie w Krakex oraz położonym znacznie dalej na południu nieco mniejszym ulu Baishi Lou. Mieli zapewnione cognomeny i fundusze pozwalające na w miarę swobodny transport między różnymi poziomami i dzielnicami kopców oraz niedrogie mieszkanie (po prawdzie to najtańsze, jak śródkopcowy hotel kapsułowy albo ruderę w slamsach).

Do tego czasu mieli wiele dni podróży w Osnowie i realspace aby się zapoznać, przygotować do misji i ułożyć plan. Pan X zapewniał, że inni ludzie zajmowali się resztą planety i całego układu Hulee. Jednocześnie dawał im wolną rękę – mogli utrzymać przykrywkę, zdobyć nową, poprosić o dodatkowe wsparcie (w umiarkowaniu i pod dobrym pretekstem), a nawet zrezygnować z subtelności i otwarcie działać jako agentura Świętych Ordos. Miał tylko jeden warunek: mieli odnieść sukces.

Samych miejsc w Krakex i Baishi Lou od których mogli zacząć było sporo. Z przykrywką byle pielgrzymów (czyli wg niektórych bezdomnych przybłędów i biedaków) mogli mieć trudności aby odwiedzić Iglicę Krakex czy Starówkę Baishilou, ale już analogiczne śródkopce, niskie kopce czy nawet podkopce lub zewnętrza już tak.

Tak czy inaczej, potrzebowali jakiegoś punktu zaczepienia. Kopa na rozpęd. Pomysłu na start. Więc zasiedli na uboczu, w jednym z rzadko odwiedzanych magazynów wypełnionych po brzegi kontenerami z rudami metali. Rozpalili świecę - tylko tyle w ciemnościach, by nie wzbudzać podejrzeń.

Symbolizm sytuacji był namacalny. Pojedyncza świeca w ogromie mroku i zimna.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 19-09-2020 o 20:33.
Micas jest offline  
Stary 20-09-2020, 18:24   #2
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Drobne kobiece dłonie z niezwykłą rewerencją położyły na małym ołtarzyku wytarty, wyblakły i pognieciony od częstego oglądania obrazek przedstawiający jakiegoś młodego mężczyznę, wykonany bardzo archaiczną i osobliwą techniką. Później w zrytualizowany sposób zapaliły wąskie kadzidełko i włożyły je do specjalnego pojemniczka, umieszczonego pomiędzy skromnym, ozdobnym kwieciem. Wątła strużka aromatycznego dymu uniosła ku sklepieniu ciasnej, wręcz spartańskiej kabiny mieszkalnej Pielgrzyma Procesjonału. Żar toczący zapachowy patyczek rozświetlał znikomym blaskiem skrytą w kompletnym mroku komnatę. Wszechobecna ciemność nie wpływała jednak w najmniejszym stopniu na precyzję ruchów rąk.

Po dokonaniu rytuału te same kobiece dłonie złożyły się w znak Aquili, do modlitwy skierowanej ku Najwyższemu Ojcu Ludzkości i stworzycielowi świata, Izanaginamiemu.


Po zakończeniu powtarzanej w myślach litanii mantr do najważniejszego i jedynego kami rozległ się wreszcie głos kobiety. Głęboki, ale cichy, aksamitny i dostojny. Pełen efemerycznego, psychicznego znoju i żeńskiej troski.
Yoshitsune, najukochańszy mężu, i ty Shirō, najdroższy niepowity synu, tyle razy to powtarzałam, ale wciąż chyba nie wiecie, jak was bardzo miłuję. Jak memu sercu do was tęskno. Czasami nawet nie jestem w stanie ująć tego słowami. Jakże język wydaje się wtedy nieprzyjacielem! Krępującym przeklętnikiem... Bowiem nawet słowa wzniosłej poezji wydają się jałowe i mało krystaliczne, nie dość namacalne i dobitne, by wyrazić to, co czuję w głębi swego serca, całą swą duszą...

Kobieta umilkła na moment, a na jej obliczu przelotnie objawiły się niewyraźne emocje, tak jakby chciała się za coś strofować.
Mogłabym tak długo, ale czyż taka egzaltacja nie byłaby oznaką samolubności? Ech, dawno nie rozmawialiśmy, jednak nie zważajcie zanadto na słowa starej wdowy — kontynuowała intymną rozmowę z nieobecnymi zmarłymi, niezwykle adekwatną w swej wymowie do zalegającej wokół niej pustki i mroku — Za nic w świecie nie zabrałabym was stamtąd, gdzie jesteście. Niezmiernie cieszy mnie wasze szczęście, jakiego doznajecie w świętym pałacu-świątyni Izanaginamiego na niebiańskiej Terrze, u boku samego kamiego. Mnie też dane jest czuć tego namiastkę, będąc splecioną duchem z Najwyższym. Mam nadzieję, że wkrótce się spotkamy tam razem i będziemy rozkoszować wiecznością w tym boskim elizjum...


Kolejna przerwa wynikła, gdy kobieta wysiłkiem woli powstrzymała natrętnie cisnące się do głowy eskapistyczne bajania o idyllicznych zaświatach i sprowadziła się na ziemię.
Ale chyba dość już wam moich emocjonalnych oświadczeń, zatem powiem, co się u mnie ostatnio wydarzyło. Udało się nam, ludziom Ordo Xenos, wreszcie dostać do istotnych informacji na temat od dawna poszukiwanych i tępionych przez nas złoczyńców z Czarnego Kartelu. Dzięki opatrzności wpadła nam w ręce wiedza z pierwszej ręki o ich schronieniach i dokładnej działalności. Jesteśmy już bardzo blisko położenia kresu ich wstrętnym procederom. Każdy z nas otrzymał swój przydział. Mnie tym razem rękami swych sług Izanaginami posyła mnie na planetę zwaną Hulee V. Są tam do zbadania dwa miasta-kopce, wielkie niczym góry i mieszczące, każde z osobna, tyle samo mieszkańców ile żyje na naszym ojczystym Nihoun. Wyobrażacie sobie to sobie? Jakże potężne jest Imperium Izanaginamiego, i jakże nieświadomi byliśmy na naszej małej i bezpiecznej planetce o ogromie wszechświata... Za młodu nie zdawałam sobie nawet w najmniejszym ułamku z tego sprawy. To oczywiste, że tylko bóg mógł zasiedlić niezliczone mrowia takich obiektów pośród nieskończonych gwiazd... Ale wracając do istoty rzeczy, to mam tam razem z wiernymi towarzyszami wytropić tych samych heretyków, tak wielce bratających się z przeklętymi xenos i wplątanych w nielegalne interesy, przynoszących wielkie szkody Świętemu Imperium Ludzkości i jego obywatelom...

Dane zdania musiały wywołać u tajemniczej spowiedniczki jakieś reminiscencje, ponieważ umilkła, jakby sobie o czymś przypomniała.
— Niestety czas nagli i...
Po tych słowach kobieta przez moment chciała już zgasić kadzidło i zakończyć monolog, ale jej dłoń zawahała się i wróciła na swoje miejsce.
Jednak nie, nie tak szybko... Mam nadzieję, że jesteście ze mnie dumni. Ja... nigdy o was nie zapomnę. Wszystko, co robię, czynię dla was i Ojca Ludzkości. Ach, nie chcę odchodzić tak beztrosko. Może tym razem by okazać wam swe oddanie i nieskończoną miłość zagram melodię, którą układam specjalnie dla was? W zasadzie nie jest jeszcze idealna, wymaga pewnego dopracowania. Zatem wybaczcie, ale szczerze, to nie wiem, czy będę jeszcze miała okazję ją dokończyć... Mam jakieś dziwne i niewyraźne przeczucia co do mej zbliżającej się misji... — kobieta wydobyła spośród poły swych szat leciwy drewniany flet — W każdym razie posłuchajcie, najdrożsi.

Następnie przymknęła delikatnie powieki i z natchnionym wyrazem twarzy przytknęła ustnik wysłużonego instrumentu do swych różanych warg. Potem zadęła weń delikatnie i przebierając z wolna, pełnymi gracji ruchami palców po jego dziurkowanym korpusie sprawiła, że z jego nadgryzionej zębem czasu komory dźwiękowej wydobyła się z początku jednostajna, potem delikatnie transformująca refleksyjna melodia. Nie była zbyt skomplikowana, ale niosła w sobie jakąś metafizyczną i ciężką do sprecyzowania tęsknotę. Wnikliwy słuchacz mógłby także wyczuć wpleciony subtelnie pomiędzy nuty utworu żal i cierpienie. Melodia wydawała się być niezwykle poruszającą i wiarygodną ekspresją czegoś, co musiało spoczywać na samym dnie duszy grającej. Taki pieszczący subtelnie zmysły pokaz artystyczny musiał być dość niespotykany w tak wyizolowanym miejscu jakiegoś imperialnego masowca. Publicznością były jednak tylko puste ściany kajuty. Ale to nie przeszkadzało zajętej instrumentem kobiecie, która to z pełną koncentracją wypuszczała kolejne, nienachalne, acz urzekające swym powabem dźwięki. Natchniona melodia wydobywała się z taką pasją, wręcz namacalną i dojmującą mocą, jakby krystalizowała się za udziałem jakiegoś zaklętego instrumentu. Kobieta grała, całkiem niepomna świata wokoło, szczelnie zamknięta w swoim małym, bezpiecznym i prywatnym sanktuarium, zbudowanym wyłącznie z granych przez nią dźwięków i odczuwanych emocji.

Flecistka kontynuowała jeszcze jakiś czas. A gdy jej potrzeba złożenia hołdu ukochanym i uzewnętrznienia się wyczerpała, po prostu odjęła ostrożnie instrument od ust i po chwili przerwy, jakby zbierając myśli, schowała go na swoje miejsce.
Do zobaczenia kochani — powiedziała na koniec, gasząc poślinionym palcem kadzidełko. Potem wzięła ostrożnie wizerunek swego męża i schowała uważnie w głębi swych szat. Następnie wstała, porzucając dotychczasową pozycję smoka. Obróciła się w bok i zdecydowanie pochwyciła swoją starą, wysłużoną laskę. Moment później, po nałożeniu psy-okularu, była w sumie gotowa do wyjścia. W istocie nie miała dużo dobytku. Stanęła przeto przed drzwiami wyjściowymi, a zaraz rozległo się pukanie, specjalnym szyfrem, jaki ustalili zawczasu akolici pana X. Mistyczka odczekała minutę i wyszła na zewnątrz, po czym ruszyła gdzieś ciemnym korytarzem, skrytym głęboko w trzewiach gargantuicznego okrętu. Grupa "pielgrzymów" miała właśnie omówić swoje dalsze kroki w jednym z rzadko odwiedzanych magazynów wypełnionych po brzegi kontenerami z rudami metali. Stukając ślepczą laską po żelaznej, kratowanej podłodze kobieta jednocześnie odmierzała odległość do celu i sygnalizowała, że idzie. Jej Zmysł Spaczni był na tyle rozwinięty, że mimo kalectwa nie potrzebowała jej do pomocy w poruszaniu i nawigacji, ale stwarzanie pozorów zwalniało ją od wielu niepotrzebnych podejrzeń. Nie mówiąc o tym, że stare nawyki również ciężko było jej wyrugować. W każdym razie kobieta wiedziała jak trafić na miejsce i nie gubiła się w przepastnych zakamarkach statku.


W końcu dotarła na miejsce. Tam już, wokół płomyka pojedynczej świecy, zgromadziła się konkretna mieszanka osobliwości. Nie było to jednak niczym nadzwyczajnym. Grupy akolitów Inkwizycji zawsze słynęły z bycia zgrajami wszelkiego autoramentu i temperamentu. Co bywało w istocie korzystne biorąc pod uwagę szeroki wachlarz działań, jakim charakteryzowała się obdarzona najwyższym autorytetem imperialna organizacja. W każdym razie i Yoshiko dołączyła do grona konspiratorów.

Jej sylwetka była drobna i pozornie krucha. Czubek krytej kruczoczarnymi włosami głowy sięgał niespełna 5 stóp. Na pierwszy rzut oka wydawała się beznamiętna, acz piękna, pomimo ubogości szat. Przez moment drobny przeciąg poruszył łachmanami po niegdyś bogatym rodowym kimonie, wiszącymi na niej niczym wodorosty na morskim wraku. Mimo to stała dumnie, tak jak ją wychowano. Była kobietą dojrzałą, koło 34 lat. Jednak jej oblicze było wręcz niewinne i niezwykle urodziwe, sugerujące wiek przynajmniej kilkanaście lat niższy. Jedynie przepełnione doświadczeniem słowa i zmęczone spojrzenie zamglonych, pokrytych bielmem oczu mogły zdradzać dokładną ilość przeżytych lat. Wzrok mistyczki jednak zwyczajowo skryty był pod ciężkim, cybernetycznym okularem, zawierającym przenośny komunikator. Nie miała przy sobie żadnego uzbrojenia, poza ozdobioną imperialnymi symbolami ślepczą laską długości nieco ponad 3 stóp. W zasadzie bardziej przypominała owego "pielgrzyma", którego tożsamość udawała z kompanami, niż agenta najpotężniejszej organizacji w Imperium.


Nie odezwała się pierwsza, ani nie powitała żadnym słowem. Wykonała tylko krótki, grzecznościowy ukłon. Wolała działać niż mówić, a gdy mówiła, czyniła to rzeczowo i zwięźle. Bardziej odpowiadało jej też wykonywanie rozkazów, aniżeli ich opracowywanie. Liczyła więc na większą inicjatywę towarzyszy. Czekała zatem w milczeniu na rozwój wypadków...
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 28-11-2020 o 18:16.
Alex Tyler jest offline  
Stary 22-09-2020, 11:52   #3
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
“Życie jest zaplanowanym ruchem.”
Pierwsze Arkana Uniwersalnych Praw Omnisjasza.

Pokłady techniczne ogromnego transportera nie były uczęszczane przez nikogo poza serwitorami i techkapłanami. Taka był ich idea. Ludzie źle się czuli w obecności techkapłanów. Sama świadomość, że te istoty miały w sobie więcej z maszyn niż z ludzi napawała dziwnym obrzydzeniem. A jednak Imperium nie mogłoby bez nich funkcjonować. Dlatego wszyscy przywykli do charakterystycznych czerwonych szat. Podobnie jak do wielkich metalowych wysięgników sterczących z ich pleców, ramion, czy pasa. Na ich kompletne odczłowieczenie wpływało prawdopodobnie ukrywanie twarzy. I nie chodziło o wiecznie opuszczone kaptury. Raczej o to co skrywały. Każdy kapłan Marsa, jak zwykło się o nich mówić miał filtr powietrza. Tylko najznamienitsi z nich pozwalali sobie montować go w głębi krtani, czy w okolicy oskrzeli. Pozostawiało to nie zmienioną twarz. Jednak znakomita większość preferowała oddycharki montowane na ustach. Zazwyczaj jednocześnie znajdował się w nich vocoder pozwalający na przekazywanie komunikatów w tak obcych człowiekowi dialektach jak tech-lingua czy binarny.

Vir szedł o krok dalej. On wymienił też podstawowe zmysły. Jego lita stalowa maska poza wylotami powietrza u dołu posiadała zintegrowaną z jego ciałem sieć augerów. Urządzenie, które zwykłemu śmiertelnikowi z pewnością wydawało się magiczne. Tymczasem ten członek Adeptus Mechanicus mógł w razie potrzeby zastąpić analizę fal ze spektrum widzialnego, receptorem podczerwieni, nadfioletu czy wszelkich innych fal. Mógł swój wzrok zastąpić odczytem z sonaru, czy wskazaniami dotyczącymi zmiany temperatury. Siatka rozszerzonej rzeczywistości pozwalała mu funkcjonować w każdym środowisku niezależnie od oświetlenia. Jeśli tylko Omnisjasz pobłogosławi jego wysiłki, to mógł widzieć nawet przez ściany.

Maska była częścią jego ciała. Ktoś nie znający kapłanów Omnisjasza mógł pomyśleć, że maska skrywa jego twarz. Jednak to nie prawda. Maska była jego twarzą. Skrywała pod sobą sieć serwomechanizmów. Nie potrzebował mimiki. Nie to było jego zadaniem. On był tylko trybikiem w machinie wszechświata.

Czerwona szata nikogo nie dziwiła na pokładach technicznych. Serwitory nawet nie odrywały się od swoich zadań. Inni Adeptus Mechanicus również byli zbyt zajęci, żeby wymienić więcej niż zdawkowe pozdrowienie w binarnym.

W korytarzu konserwacyjnym systemów podtrzymywania życia Vir Magnus miał chwile spokoju. Dotychczasowe obserwacje mówiły mu, że ma dokładnie 146 standardowych minut terrańskich przed przelotem czterech diagnostycznych serwoczaszek.

Miał więc chwilę dla siebie. Chwilę na trening. Powłóczyste szaty spiął mocniej w pasie. Odłożył nieporęczny karabin snajperski. Przy biodrze nadal pozostał karabin maszynowy. Niemal bezszelestnie odbił się od ściany trzymetrowego filtra tlenu wywijając salto w powietrzu. W tym czasie oba mechadendryty przywarły ciasno do jego ciała, dłoń zaś wyuczonym ruchem sięgnęła po karabin. Zanim potężne i zaimplementowane ciało wylądowało dłonie szybko zmieniły ustawienia trybu ognia. Palce odciągnęły zamek w chwili gdy stopy dotykały już podłogi okrętu. Celował w filtr gotów do oddania serii niemal z przyłożenia. Mechadendryt, który kapłani Marsa wykorzystują do aplikacji świętego oleju w swych ceremoniach teraz kołysał się zwodniczo niczym wąż, a na jego końcu sterczało szerokie ostrze gotowe do zadania śmiercionośnego ciosu.

“Za wolno”

Pomyślał i opuścił broń. Przysunął się do filtra. Powtórzył salto wraz z wyciągnięciem broni.

I jeszcze raz…


Po dwóch godzinach treningu opadł na kolana. Ułożył przed sobą broń. Mechadendryt zakończony czaszką z układami optycznymi zwijał się nad jego ramieniem i swym czerwonym okiem emitował światło w zakresie podczerwieni. Dla człowieka niewidoczne. Ale systemy w sieci optycznej Vira doskonale odbierały odbitą podczerwień. Oglądał święty mechanizm karabinu. Drugi mechadendryt błyskawicznie schował ostrze i wystawił aplikator świętych olejów, kadzidło oraz zestaw podstawowych narzędzi technicznych. Magos Vir Magnus wyuczonymi ruchami demontował karabin na pojedyncze małe mechanizmy. Robił to z dokładnością chirurgona w trakcie operacji. Delikatnym ruchem wskazującego palca przy intonacji odpowiedniej pieśni ku chwale Boga-Maszyny nałożył dokładnie tyle oleju na zamek ile było potrzebne. Dokładnie tyle, żeby zamek nie wydawał dźwięku gdy broń jest gotowa do strzału. Ofiara mogła go usłyszeć dopiero po naciśnięciu spustu. Wtedy, gdy jej los został już przypieczętowany. I ani nanosekundy wcześniej.


Ruszył na spotkanie. Adeptus Mechanicus uzbrojony po zęby nie dziwił nikogo. Przecież ktoś musi serwisować broń. Strzelby snajperskie i karabiny automatyczne. Vir pozostawał niewidzialny na widoku. Wśród innych kapłanów lekko zgarbiony pod ciężarem implantów. Bez twarzy, jedynie z siecią czujników. Przemierzał pokłady przepastnego transportowca. Niemal czuł myśli tych nielicznych, którzy łaskawie obdarowali go spojrzeniem.

“Jakiś najemnik ze średnich pokładów leci kogoś zabić i oddał broń do przeglądu temu AdMechowi. Wcale mu się nie dziwię, oni robią to najlepiej.”


Cytat:
“Mechanizmy Xenos to wypaczenie Prawdziwej Drogi”
Pierwsze Ostrzeżenie Uniwersalnych Praw Omnisjasza.
Maleńka świeca nie była dlań problemem. Wrócił z treningu w dużo ciemniejszym miejscu. Uklęknął siadając na swoich piętach. Rozszerzył sobie postrzeganie, tak, żeby widzieć sygnatury wszystkich obecnych. Ułożył obok siebie karabin i strzelbę. Czekał na ustalenia. Był narzędziem w rękach świętego Ordo. Trybikiem z łaski Omnisjasza. Czekał, aż ktoś wskaże mu gdzie uderzyć.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 22-09-2020 o 11:55.
Mi Raaz jest offline  
Stary 24-09-2020, 20:52   #4
 
Veynar's Avatar
 
Reputacja: 1 Veynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputacjęVeynar ma wspaniałą reputację
Pierwszy lot jest dla wielu osób wydarzeniem wyjątkowym. Mieszanka niepewności i ekscytacji sprawia, że pamięta się emocje, jednak szczegóły z czasem zwyczajnie się rozmywają. Część populacji mogła zapewne zaliczyć wycieczkę w przestworza jeszcze w czasie dzieciństwa i od tego czasu taka forma podróży stała się dla nich rutynowa.

Nieco inaczej sytuacja wyglądała w przypadku Venrisa, który po krótkim lecz rozdzierającym bębenki wrzasku zwyczajnie zemdlał kiedy statek transportujący go na orbitę dopiero odrywał się od ziemi. Jeszcze kilka lat wcześniej nie spodziewał się by kiedykolwiek udało mu się wyrwać z Underhive. Obecny stan znacząco przewyższył jego najśmielsze oczekiwania – nie dość że wyrwał się z samego kopca, to jeszcze z całej planety. Gdy doszedł do siebie, Juno powoli malała w oknach transportowca. Chwilowa euforia szybko zmieniła się w strach i bezradność gdy uświadomił sobie, że po raz pierwszy w życiu nie odczuwał grawitacji.

Następne dni upłynęły mu na próbach aklimatyzacji. Stopniowo przyzwyczajał się do braku ciążenia jednak wszystko co go otaczało było niezrozumiałe i obce. Ludzie, maszyny, procedury, wymogi – wszystko to dalece odbiegało od czegokolwiek z czym zetknął się przez ostatnie ćwierć standardowego wieku jego życia. Prawdziwy koszmar zaczął się gdy materium na chwile rozerwało się, a Pielgrzym Procesjonału rozpoczął swoją podróż przez Warp. Od tego czasu nawet we śnie nie mógł znaleźć ukojenia. Mimo, że generatory pola Gellara były niesamowitym wynalazkiem, nie były w stanie w pełni zniwelować wpływu Empyrean na umysł. Venrisa dręczyły koszmary tak wyraźne, że zaczął spać z pistoletem przy boku żeby w razie potrzeby wyeliminować zagrożenie… lub samego siebie.

Wszystko to negatywnie odbiło się na stanie psychicznym wyrzutka, który już od wielu lat nie prezentował się najlepiej. Były ganger całkowicie zamknął się w sobie i gdy tylko było to możliwe, całkowicie unikał kontaktu z innymi ludźmi. Gdy wreszcie przyszedł sygnał o rozpoczęciu działań i planowanym spotkaniu po raz pierwszy od wielu dni odczuł coś na kształt ulgi. Być może było to przysłowiowe światełko w tunelu… a może świeczka w ciemności.

***

Kierując się źródłem światła Venris podszedł do zgromadzonych postaci. Mimo wysiłku jego krok cały czas pozostawał niepewny dlatego stąpał z najwyższą ostrożnością starając się nie wywołać niepotrzebnego hałasu. Plejada nowych współpracowników prezentowała się tak nietypowo, że nawet nie był w stanie ich ocenić. Najprawdopodobniej jednak gdyby spotkał osoby, które wyglądały bardziej „na miejscu”, byłby bardziej zdziwiony.

- No nieźle - skwitował krzyżując ramiona na torsie – To jak będzie z ogarnianiem tego bajzlu? Macie jakiś pomysł gdzie chcielibyście zacząć? Lewe interesy potrzebują Underhive tak jak ogień potrzebuje tlenu. Jeżeli te bogate dupki z góry - niechęć Venrisa do osób zamieszkujących Iglice była wręcz namacalna - nie chcą pobrudzić sobie wymuskanych rączek, muszą korzystać z kontaktów i zasobów z samego dołu. Tam gdzie rządzi przemoc i pieniądz łatwiej jest dojść do pewnych informacji. To będzie mój trop.-
 
__________________
Victory or Death

Ostatnio edytowane przez Veynar : 24-09-2020 o 21:01.
Veynar jest offline  
Stary 25-09-2020, 19:55   #5
 
131313's Avatar
 
Reputacja: 1 131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację
Pater Scipio trwał w zagadkowym półśnie na swej pryczy w klitce jaką była jedna z kajut Pielgrzyma Procesjonału. Miotały nim ledwie dostrzegalne dziwne spazmy i skurcze mięśni gdy wizje ogarniały gradową chmurą jego umysł. Po raz kolejny gdy przymykał na moment powieki przez głowę kaznodziei przelatywały obrazy z początków obranej przez niego drogi. Widział... wiele. Rozszerzone strachem i niedowierzaniem oczy członków rodziny, rozbłysk płomieni odbijający się we własnych źrenicach i rozwrzeszczaną figurę która uderzająco przypominała samego patra Scipio... Jednakże ta karykaturalna wręcz figura płonęła i podskakując nerwowo oraz rzucając się po ścianach komnaty próbowała ugasić ogień... jednakże tego ognia nie można było ugasić. Był to bowiem ogień wiary patra Faustusa Scipio bez Trwogi którego paliwem był sam blask dobiegający z Terry i jedynego który tam zasiadał. Pater Scipio machinalnie, instynktownym gestem dotknął przez sen swojej wzmacnianej kamizelki taktycznej w którą wtopionych było kilka imperialnych pieczęci oraz fragmentów wstęg z litaniami do Imperatora. Wprawne oko dostrzegłoby również że część pieczęci przytwierdza do kamizelki wytrawiony kawałek skóry na której wypisanych było kilka słów częściowo rozmazanym już atramentem. Takowych oczu jednakże w komnacie nie było. Posługa patra Scipio naznaczona była bowiem samotnością i godzinami o świcie gdy był tropiony, tropił i karał w imieniu Pana. Niekoniecznie w takiej kolejności.

***

Jego oczy otworzyły się jakby na rozkaz. Płonęły ogniem wiary i chęci działania. Poweselał za sprawą niedawnych mar nocnych. Nadeszła sądna godzina. Kolejna w jego życiu. Sen był i tak wyłącznie zbytkiem próżnych i obmierzłych, którzy nie dorośli duchowo, aby służyć jego imieniu. Wstał niespiesznie, prostując swą szczupłą, lecz żylastą sylwetkę i wystudiowanym ruchem sprawdził czy ma wszystko przy sobie. Przezroczyste, jakby szklane naczynie z jakimś czarnym proszkiem wsunął w przepastne poły swej szaty uśmiechając się do wspomnień z nim związanych. Na pierwszy rzut oka prezentował się jak prosty pielgrzym czy też pokutnik ubrany w proste, ciemne szaty i płaszcz. Jednakże pod nimi skrywał się komplet taktyczny podobny do tych używanych przez Gwardię Imperialną. Lata na drodze wykuły ze spiżu postać mężczyzny o ostrych rysach, włosach zaczesanych do tyłu i przeszywającym spojrzeniu błękitnych oczu. Na oko przed 50tką... jednak każdy kto ujrzał patra Scipio zaczyna się zastanawiać nad wieloma rzeczami dwa razy. Nie bez przyczyny zresztą. Dlaczego bowiem ktoś mieniący się tytułem dobrotliwego ojca nosi w kaburze przy pasie przenośny miotacz ognia. Cóż... jak powiada błogosławiony prorok Flavion “Powszechna to wada ludzi nie pamiętać o burzy, gdy morze spokojne”.

***

Skierował swe kroki na główny pokład zgromadzeń na masowcu. Postaci ubrane w szare łachmany kręciły się tu bez wyraźnego celu i powodu. Takich zbiorowisk było w galaktyce miliardy. Powód i cel ich życia mógł im dać tylko sam Imperator i pater Scipio kierowany jego myślami niczym batuta kierowana ręką wprawnego dyrygenta. Musiał ułożyć z istnień tych nieszczęśników piękny psalm pochwalny ku czci Pana oraz roztoczyć harmonię wiary zdolną spopielić wszystkich xeno obrazoburców, heretyckie ścierwo chaosu i zmutowanych odszczepieńców. Odchrząknął, wzniósł wyprostowany palec kierując go w stronę sklepienia namaszczonym ruchem i zwrócił się do zgromadzonych silnym głosem który narastał z każdym słowem. Dało się poznać że to jedno z niezliczonych kaznodziejczych kazań które dał na przestrzeni lat. Niedaleko jego głowy unosiła się pożółkła servo czaszka, której palący się czerwienią wizjer zdawał się sondować zebranych. Zazwyczaj wyszczekująca rozkazy, teraz jednak milczała jak zaklęta. Głos patra Scipio był wystarczająco dobitny.
-Nadeszła godzina próby moi drodzy. Zbliżcie się, albowiem ci którzy nie znajdą czasu na gorliwą modlitwę zostaną zepchnięci w przepaść bez światła Jedynego... On bowiem potrafi oddzielić plewy od ziarna i wszystko oczyścić — ziarno zbierze do magazynu, a plewy spali w niegasnącym ogniu. Grzmiał pater Scipio prąc ku nabożnemu crescendo.
Misterium mogło się rozpocząć...

***

Zatracił się totalnie w nabożeństwie. Słyszał głosy zgromadzonej tłuszczy przytakujące gorączkowo słowom jego kazania. Domagające się oczyszczenia układu Hulee, sektora Askellon i całej galaktyki która mogła istnieć jedynie pod świętym przewodnictwem Pana. Jakieś kobiety prosiły o błogosławieństwo dla swych rodzin, mężczyźni rozbieganym wzrokiem spoglądali na innych zgromadzonych którzy stali nie do końca przekonani, nieco dalej od kręgu. Ponaglające, żarliwe głosy zgromadzonych popychały ich do przyłączenia się do rytuału. Niczym ćmy lgnęli do ognia świecy której centrum był pater Scipio. Po długiej, moralizatorskiej przemowie serca ich urosły i pragnęły wyrazić skruchę z powodu zbyt mało gorliwej wiary w Jedynego. Pater Scipio wysłuchiwał przewinień, rozterek - zarówno tych duchowych jak i bardziej przyziemnych i dawał pokutę w formie cielesnej, tudzież moralnej. Obraz sytuacji na Hulee V i w jego kopcach - Krakex oraz Baishi Lou, zaczynał nabierać rumieńców. Wyławiał informacje z paplaniny wiernych, przesączał przesądy, plotki i mniejsze bądź większe kłamstewka. Wszystko to aby dotrzeć do prawdy, bądź też jednej z nich... poprawił się w myślach. Licencję na prawdę nieomylną i nie podważalną ma bowiem tylko On. Ten który był, jest i będzie - na długo po tym gdy wszyscy tu zgromadzeni obrócą się dawno w proch.

***

Od mszy minął jakiś czas. Szedł pewnym krokiem, a odgłos jego podkutych żołnierskich butów rozbrzmiewał echem w pustych teraz korytarzach statku. Te pokłady masowca były przeznaczone na różnorakie magazyny, których większość była zawalona transportowanymi surowcami i towarami. Płomień świecy i mgliste sylwetki zgromadzonych dostrzegł od razu w umówionym miejscu. Zazwyczaj działał sam, nie lubił być obciążony owieczkami prowadzonymi na rzeź, gdy miał wytropić wiedźmę której obraz był drzazgą w oku Pana, bądź też rozbić siatkę mutantów prześladujących małą wspólnotę religijną. Teraz było jednak inaczej. Ufał że Inkwizytor nie mylił się co do tej misji i oddelegował specjalistów z różnych dziedzin. Podszedł powolnym krokiem, bliżej tak że zgromadzeni mogli dostrzec jego twarz która w tym świetle przypominała woskową maskę zastygłą w wyrazie nabożnego skupienia, oczy zaś wypełnione bojaźliwym blaskiem idącym w szranki z siłą płomienia świecy. Te oczy... Zdawały się patrzeć gdzieś w głąb samej galaktyki, nieustannie wyszukując śladów zwątpienia, zawahania, znamion herezji i nasion grzechu. Spoczęły na każdym ze zgromadzonych z osobna. Wypełniona namacalnym wręcz smutkiem zamaskowana kobieta - niczym kwiat wystawiony na działanie sił natury, które rozszarpały jego drobne płatki swą potęgą. Niewidząca, lecz czująca maszyna. Kolejny dowód niezwykłej jakości technologii Pana. Wreszcie mężczyźni z których jeden wyglądał na nieustannie walczącego z brakiem grawitacji, bądź też falami targającymi jego burzliwym życiem. Obie opcje wydawały się być równie prawdopodobne. Drugi prezentował się jak rasowy przestępca i biegły w niejednej podejrzanej sztuce, a ostatni mógł wiedzieć jak zadbać o cielesne naczynie w którym tliła się iskierka Imperatora zasilająca każde z nich. Wystawił niespiesznie ręce w stronę ognia świecy tak że płomień lekko muskał jego palce. Wydawało im się że wręcz słyszą ciche skwierczenie naskórka pod wpływem żaru. Pater Scipio nie wydawał jednakże z siebie żadnego dzwięku. Po dłuższej chwili milczenia zwrócił się do zebranych.
-Chwalmy Pana! Z jego to woli bowiem zebraliśmy się tutaj, aby poderżnąć gardło hydrze dręczącej ten sektor. Z pomocą jego blasku, jam - pokorny jego sługa zwany patrem Scipio, dowiedziałem się nieco o sytuacji na Hulee V. Tak jak wspomniał Venris, wnętrzności underhive wydają się być wręcz przeżarte toczącym je rakiem tajemnic i grzechu. Warto byłoby zacząć od rekonesansu wśród miejscowych kryminalistów. Wielu z nich zapewne jest na usługach bądź też ma jakieś długi wdzięczności u Czarnego Kartelu. Stamtąd możemy piąć się w górę i na poziomach lowhive oraz midhive pozować na grupę pielgrzymów pod moim duchowym przewodnictwem. Łatwo nam będzie prowadzić śledztwo używając religijnych zgromadzeń jako doskonałego narzędzia do uzyskania informacji od okolicznej tłuszczy, pracowników magazynów i przedstawicieli gildii. W późniejszym czasie, gdy będziemy wiedzieć więcej możemy pofatygować się na poziomy Iglicy. Jeśli będzie trzeba, powołam się na swoje szlacheckie pochodzenie aby się tam dostać. Możliwe że będziemy mogli również skorzystać z jakiegoś wsparcia ze strony naszego zwierzchnika, jeśli zajdzie taka potrzeba.-Odczekał chwilę, jakby oczekując na jakiś znak od opatrzności.
-Taki plan został mi objawiony przez Jedynego. Rząda on od nas bezwarunkowego sukcesu, tego jak mniemam jednak się domyślacie...- posłał zgromadzonym uśmiech który większość ludzi mógł przeszyć lodowatym sztyletem strachu bądź też ulgą... w zależności po której stronie jego miotacza ognia było dane im się znaleźć.
 
__________________
All created forces will be concentrated in a new species. It will be infinitely superior to modern man.

Ostatnio edytowane przez Micas : 26-09-2020 o 10:06. Powód: wyjustowanie
131313 jest offline  
Stary 26-09-2020, 00:13   #6
 
Azrael1022's Avatar
 
Reputacja: 1 Azrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputacjęAzrael1022 ma wspaniałą reputację
Jaki był Jayden Diederik ciężko było opisać. Był impulsywny i spokojny, agresywny i pojednawczy, liberalny i konserwatywny, wygadany oraz towarzyski jak i zamknięty w sobie. Był do rany przyłóż a także gburowaty, inteligentny lecz czasem sprawiał wrażenie tępaka. Jego charakter łączył pozornie wykluczające się cechy – nie był to jednak objaw postępującej schizofrenii a wynik pracy w wywiadzie, gdzie agent musi wejść w różne legendy i odgrywać tyle osób, że w końcu ciężko zobaczyć, która osobowość jest właśnie jego - kiedy jest po prostu sobą, a nie podstawioną postacią.
Diederik ubierał się jak pielgrzym. Nie wyróżniał absolutnie niczym spośród ciżby ciągnącej do świętego miejsca. Był tak mało charakterystyczny, że gdy tylko wchodził w tłum, znikał szybciej niż dwie dychy pod monopolowym.
Średni wzrost Jaydena i szczupła, choć wysportowana sylwetka wskazywały na kopcucha. Mimo tego, że nosił ze sobą pistolet automatyczny i piłomiecz, szybko okazywało się, że jego największą bronią był umysł. Spostrzegawczy, diablo bystry agent, którego uwadze rzadko coś uchodziło, potrafił łączyć w koherentną całość pozornie niezwiązane ze sobą fakty. Wystarczały mu detale, aby stwierdzić czym dany człowiek się zajmuje, co lubi robić, gdzie często bywa. Dla niego świat był jedną wielką kopalnią informacji. Inni ludzie patrzyli na dokładnie to samo, ale nic nie widzieli.

- Czarny Kartel musi mieć gdzieś magazyny. Budynki koło lądowisk i przejezdnych dróg, o swobodnym dostępie ale nie na widoku. Zapewne gdzieś w jednym z opuszczonych uli-satelitów w pobliżu głównego miasta. Sądzę że obserwacja/nasłuch w takim miejscu może nam dać dobry punkt zaczepienia do dalszej pracy wywiadowczej. Musimy zlokalizować chociaż jeden magazyn czy dziuplę i namierzyć pojazdy, które będzie można zlokalizować gdzieś w kopcu na podstawie danych ewidencyjnych. Z jednej strony praca w opuszczonym mieście może być długa i żmudna, z drugiej strony – tam nie ma innych pojazdów cywilnych, w które można się wmieszać. Każdy pojazd będzie coś przemycał – Jayden podzielił się spostrzeżeniem z pozostałymi.
- Szukanie po omacku w dzielnicy biedoty czy fabrycznej będzie równie długie lub nawet dłuższe. I kłopotliwe. Nowoprzybyli rozpytujący wprost o Trade Sable i nielegalny handel xenotechem będą wyglądali podejrzanie. Możemy na coś trafić, ale podebranie i pozyskanie źródła, kogoś kto chce podzielić się wiedzą nie będzie proste. A poszukiwanie magazynu w tak wielkim ulu bez żadnych dodatkowych danych to jak szukanie igły w stogu siana.
- Czy ktoś z was potrafi prowadzić pojazdy na tyle dobrze, żeby móc uchodzić za zawodowca? I tak potrzebujemy nowej przykrywki i firma kurierska świadcząca usługi przewozowe, w której nikt nie zadaje pytań o ładunek pozwoliłaby nam się pokazać w pozytywnym świetle. Dla kartelu, który może będzie nawet chciał nas wykorzystać.
- Widzę wszyscy mogą szybko zmienić wygląd i wtopić się w tłum. Z dwoma wyjątkami –
Jayden zerknął na Vira i Yoshiko. – Wam trzeba dorobić inną legendę, coś jak ex-mechanikus, obecnie łowca nagród i telepatka-renegat. Ale to już do ustalenia jak znajdziemy się na miejscu i zapoznamy z miejscowymi realiami.
 

Ostatnio edytowane przez Micas : 26-09-2020 o 10:09. Powód: wyjustowanie & kursywa, korekta
Azrael1022 jest offline  
Stary 26-09-2020, 09:47   #7
 
Hurgrim's Avatar
 
Reputacja: 1 Hurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputację
Kłótnia pomiędzy dwoma profesorami powoli schodziła z początkowo obranego kursu. Każdy kolejny argument miał mniej wspólnego z pierwotnym wątkiem aż w końcu dysputa dwóch światłych umysłów przerodziła się w awanturę rodem z zapyziałej knajpki gdzieś w śmierdzącym podkopcu. Zabawne. Ludzie Iglicy od setek stuleci odgradzali się od motłochu mieszkającego niżej. Ostatecznie jednak zachowywali się dokładnie tak samo, jak dwa szczury kłócące się o kawałek sera. Zimna pogarda dla tego stanu rzeczy rozlała się po twarzy Romulusa. Nie musiał się wzbraniać, nie był w centrum uwagi. Łagodnymi ruchami gładził miniaturowych rozmiarów kocią czaszkę, przymocowaną do jednej z kieszeń niczym chronometr pamiętający zamierzchłe czasy świetności.
- Masz rację Feliksie, dwaj głupcy nic więcej. Prawdziwi ludzie nauki potrafili uargumentować swoje zdanie lub przyznać rację drugiej stronie. Poddawanie się niższym uczuciom takim jak pycha i zazdrość jest wręcz grzechem przeciwko wiedzy zsyłanej nam przez Najwyższego. Nic dziwnego, że utraciliśmy tak wiele z pradawnego dziedzictwa jeśli pozwalamy przejmować ster nauki takim osobnikom. - zimne spojrzenie ukryte za ochronnymi okularami powędrowało w stronę grupki osób. Dwa “światłe” umysły przeszły do rękoczynów a cała reszta rzuciła się aby ich rozdzielić.
- Żałosne. - cichy komentarz wyrwał się z ust opuszczającego pomieszczenie medyka. Miał jeszcze w planach spotkanie z tajemniczym mężczyzną, który był żywo zainteresowany jego pracą. Pewnie kolejny bufon wysokiego rodu, który potrzebuje magicznej substancji na wszystko i nic. Kolejna strata czasu. W duszy obiecał sobie, że zaraz po spotkaniu zamknie się w laboratorium. Trzeba skończyć projekt a próbka siedemset osiemdziesiąt dwa wygląda bardzo obiecująco.

Bez pukania wszedł do swojego obskurnego gabinetu. Przybysz już na niego czekał. Przyglądał się kolekcji kryształów. Romulus wątpił by był w stanie nazwać choć jeden z nich.
- Bardzo przepraszam za spóźnienie. Dyskurs naukowy był dzisiejszego dnia dość chaotyczny. W czym mogę… - Romulus zamarł. Nieznajomy odwrócił się w jego stronę. Z wewnętrznej kieszeni wyciągnął kopertę sygnowaną elegancką literą I z wprawioną w nią czaszką.
- W imieniu pana X przynoszę propozycje współpracy. Zapewniam, że nie ma się pan czego obawiać. Wiemy, że nie stanowi pan zagrożenia dla Imperium. Sprawdziliśmy. Proszę postępować zgodnie z instrukcjami zawartymi wewnątrz. - nieznajomy niemal wcisnął kopertę w zastygłą rękę Romulusa, po czym niezwłocznie ruszył ku wyjściu.
- Proszę wybaczyć impertynencję, lecz moim zdaniem pański siarczan miedzi jest odrobinę niedoskonały. - rzucona na odchodnym uwaga spowodowała, że wzrok Romulusa powędrował w stronę kryształu o głęboko niebieskiej barwie. W jego wypolerowanej powierzchni zobaczył na swojej twarzy wyraz całkowitego osłupienia.

***

Na spotkanie w magazynie przybył jako ostatni. Przeszkadzały mu stare łachmany jakie na siebie założył, lecz nie miał wyjścia. Gdyby pojawił się na tym statku w szacie chirurgona, adepta Oficcio Medicae natychmiast zostałby otoczony przez rządnych porady lub wręcz natychmiastowej pomocy pielgrzymów. Badawczym spojrzeniem obrzucił każdego z zebranych oceniając ich możliwości i przydatność. Chwała niech będzie Imperatorowi gdyż zaiste zadbał o różnorodność sztuk pielęgnowanych przez członków ich komórki. Jego początkowa ocena została wystawiona na ciężką próbę. Nie mógł odmówić agentom zapału i w jakimś stopniu pomysłowości, lecz brakowało w ich ocenie sytuacji szerszego pola widzenia. Pomysły na pierwszy rzut oka dobre, po krótkiej analizie wydawały się prowizoryczne, prymitywne lub o zgrozo pakujące ich w niezłe tarapaty. Trzeba było wskazać tym ludziom kierunek, wyjaśnić działania i motywy. Nieść kaganek oświaty wśród powszechnej ciemnoty i ślepego zabobonu, ot jego życiowa misja.

- Niestety muszę się z wami nie zgodzić. O ile nie ulega wątpliwości, że będziemy zmuszeni zawitać w niegościnne progi podkopca, wolałbym tego nie czynić na ślepo. Rozpytywanie mieszkańców tamtejszego regionu na pewno nie pozostanie niezauważone. Śmiem wręcz twierdzić, że zanim zrobimy w tym kierunku parę kroków nasza ciekawość zostanie wynagrodzona w najlepszym wypadku szybką i bezbolesną śmiercią w jakimś ciemnym zaułku. Tu potrzeba subtelności i wyrachowania … “bogatych dupków z góry”. - posłał niechętne spojrzenie w kierunku Venrisa. - Z tegoż samego powodu obawiam się, że pomysł szacownego ojca też nie pozwoli nam na dostateczny wachlarz możliwości. Choć jestem daleki od negowania wizji zsyłanych przez Jedynego, to zastanawiam się w jakim celu pokorni pielgrzymi interesowali by się zakazanymi artefaktami. Idąc jeszcze dalej, pomysł podania się za szmuglerów wymagałby od nas zbyt wiele czasu. Konieczność zbudowania wiarygodnej siatki kontaktów, długotrwała obserwacja i na koniec “praca” dla samego kartelu. Dużo trudności i niebezpieczeństw do pokonania i nikła szansa na sukces u kresu. Dodatkowo współpraca z przestępcami ściągnie na nas wzrok lokalnych stróżów prawa, nie wspominając o naszych braciach z Ordo Malleus jeśli stwierdzimy, że w naszej grupie działa psionik-renegat. Marnotrawstwo czasu, którego nie mamy zbyt wiele. Jako agenci Tronu musimy uderzać szybko i precyzyjnie aby zneutralizować lub wręcz wyciąć i spalić w świętym ogniu wszelkie oznaki choroby toczącej tę planetę i cały sektor. Dlatego moja propozycja jest następująca. Przybywamy na Hulee V jako wysłannicy pewnego szacownego i najlepiej szerzej znanego arystokratycznego rodu. Szczegóły są na ten moment nieistotne. Przebrania pielgrzymów mają nam zapewnić anonimowość. Jesteśmy zainteresowani znalezieniem, zbadaniem i ewentualnym zakupem przedmiotu pochodzącego od obcej cywilizacji. Podanie się za prawdopodobnych klientów gangu powinno wstrzymać ich agresję i wzbudzić ciekawość, jeśli nie od razu chciwość. Każdy z nas ma inny zakres specjalizacji, dzięki czemu możemy uchodzić za grupkę prowizorycznych ekspertów mających dokonać oględzin ewentualnego artefaktu. W końcu nikt nie płaci horrendalnych sum za kota w worku. Taka przykrywka pozwoli nam na swobodne poruszanie się po wszystkich poziomach miasta. Według mnie wystarczy szepnąć parę słów tu i ówdzie a odpowiednie osoby same się do nas zgłoszą. Jeśli przystaniecie na ten pomysł postaram się go doprecyzować i uwiarygodnić w miarę moich skromnych możliwości. - zadowolony z siebie Romulus powiódł wzrokiem po zebranych. Miał nadzieję, że swoim logicznym rozumowaniem przekonał resztę.

 

Ostatnio edytowane przez Micas : 26-09-2020 o 10:05. Powód: kursywa & korekta
Hurgrim jest offline  
Stary 27-09-2020, 23:24   #8
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Odprawa - czy też raczej burza mózgów - odbyła się w spokoju. Nikt nie niepokoił niedawno sformowanej komórki akolitów inkwizytora "X". Co nie oznaczało, że była to odprawa szybka i jednoznaczna. Pomijając Vira Magnusa i Yoshiko Higashi, reszta drużyny miała różne pomysły na to, jak zacząć śledztwo na planecie Hulee V.

Po przedstawieniu pomysłów, akolici zrewidowali dostępne im dane. Układ Hulee był położony daleko od ścisłego centrum Sektora Askellon (przynajmniej pod kątem szlaków w Osnowie), nieopodal Enkidu - jednego ze Światów Procesjonału. Dostęp do niego był jednak z grubsza niezagrożony przez Pandaemonium, a podróże, handel i inne kontakty intensywne, toteż nadano mu status członkostwa w grupie Światów Trybutarnych. Był przepełniony planetami, planetoidami, gazowymi olbrzymami i księżycami, oraz asteroidami, kometami i innymi ciałami niebieskimi. Na większości z tych obiektów prowadzono wszelakie prace górnicze, rzadziej badawcze. Hulee V było jedyną planetą o liczącej się populacji, jedyną posiadającą zdatną do życia atmosferę. Wprawdzie jej góry i pokłady oraz wszelakie zasoby biologiczne od dawna były wyeksploatowane, a powierzchnia zamieniona w pustynię, to praca wciąż wrzała w kilku miastach-kopcach różnej wielkości. Wszystkie skupiały większość produkcji na metalurgii. Hulee V było jednym z największych (jeśli nie największym) producentem wszelakich wyrobów metalowych, surówki i prefabrykatów; metalowych materiałów budowlanych czy elementów składowych statków, okrętów i pojazdów. Produkowała też największą ilość wysokogatunkowej plastali. Specyfika przemysłu metalurgicznego zapewniała także pozytywne i negatywne skutki uboczne: nadpodaż energii cieplnej w sam raz do wykorzystania przez populacje kopców... oraz gęste chmury trującego smogu zalegające tu i ówdzie.

Krakex było największym, stołecznym miastem-ulem, które oprócz stereotypowego wyglądu przypominającego nieco kopce staroterrańskich termitów, miało również warstwową konstrukcję wszerz, nie tylko wzwyż. Im bliżej rdzenia, czyli jednych z najstarszych sektorów, tym większy porządek, przywiązanie do tradycji i duma z rodowodu - bez znaczenia, czy był to niski kopiec, czy iglica. Im bliżej "skorupy", tym mniejsza powaga, ale i większa dynamika rozwoju. Krakex z racji statusu stolicy mieścił w sobie główne biura organizacji składowych Adeptus Terra, pałac gubernatorski, katedrę oraz główne koszary tutejszych Sił Obrony Planetarnej i centrum dowodzenia floty systemowej. Mieścił także największe kosmoporty, a sam rozmiar miasta i jego populacji bił resztę na głowę.

O Baishi Lou mieli znacznie mniej informacji. Miasto-ul położone było daleko na południe od Krakex, bliżej południowego koła podbiegunowego, w strefie znacznie chłodniejszej. Było dynamicznie rozwijającym się rywalem dla Krakexu, odpowiedzialnym za znaczny procent produkcji eksportowej. "Wieża Białego Lwa" w jednym ze staroterrańskich dialektów, stanowił - być może w przyszłości - pretendenta do tronu. Z racji położenia geograficznego miał kosmoporty (głównie przemysłowe, nie pasażerskie) minimalnie ustępujące Krakexowi. Miał także nieregularną strukturę, niekoniecznie ściśle podlegającą schematowi spire/midhive/lowhive. Należało zaciągnąć więcej informacji po przylocie na planetę - bądź po przybyciu do tego miasta.

Po analizie danych, ekipa zgodziła się, by zacząć "od góry" - wylądować w kosmoporcie iglicy i tam doprecyzować, co dalej. Chirurgon Lamar, poparty w znajomości tematów iglicowo-szlacheckich części ekipy, miał wcisnąć stosowny kit na kontroli. Przygotowali modyfikację przykrywki według pomysłu Romulusa, zakończyli odprawę, rozeszli się i czekali na wezwanie do przelotu na planetę. Nie musieli czekać długo.

Już w hangarze, przekupili gorzałą, szlugami i brzęczącą monetą szefa transportu aby umieścił ich na lądowniku typu Aquila mającym udać się do pasażerskiego kosmoportu w wysokim kopcu Krakex. Wkrótce potem byli już zapięci pasami na fotelach lądownika i mogli podziwiać na monitorze widoki opuszczania przepastnego hangaru olbrzymiego Universe'a, żółtobrunatnej planety mieniącej się po nocnej stronie potężnymi skupiskami złotych świateł megamiast... i walczyć z własnymi żołądkami wykręcanymi najpierw nieważkością i przyspieszeniem, a potem wejściem w atmosferę i niemożebnym telepaniem (co i tak zostałoby przez "próżniaków" - osoby rodzone, wychowane i żyjące na statkach i stacjach kosmicznych - określone mianem luksusowo łagodnego zlotu). Jakieś dwadzieścia, trzydzieści minut (niby cały dzień dla zmaltretowanych ciał szczurów lądowych) później maszyna wyrównała lot, znacznie zmniejszyła prędkość i znów mogli podziwiać - tym razem tutejsze słońce, rzadką pokrywę chmurną... a potem przebili warstwę smogu. Ledwo widzieli potężne zabudowania okopconego ula. Lądownik skierował się do krytego, osłanianego specjalną tarczą energetyczną kosmoportu i wylądował. Steward, zbytek przeznaczony dla promów obsługujących iglicę, dał "pielgrzymom" stosowne napoje mające pomóc zwalczyć efekty choroby lokomocyjnej i osłonić ciała przed efektami gwałtownych zmian (inna bakterioflora, klimat, ciśnienie, etc.). Tego typu preparaty często rozprowadzano po żołnierzach imperialnej gwardii przed kolejnymi deployments.

Wreszcie wytelepali się z lądownika na miękkich nogach i udali się do terminalu.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dcakT4fgF8A[/MEDIA]

Był wczesny poranek czasu lokalnego, z grubsza zbliżonego do standardowego imperialnego (vel terrańskiego). Podróżujących było stosunkowo niewiele. Mogli podziwiać przepastne, surowe, acz utrzymane w perfekcyjnej czystości, porządku i... stylu hale i korytarze. Wszystko było z metalu. Przeróżnego. Za ozdoby służyły grawerunki, ozdoby w stylu "dmuchanym i ciętym", kwasoryty. Ściany pokrywały całe obrazy i płaskorzeźby przedstawiające chlubną historię planety, Askellon, całego Imperium. Tu i ówdzie były innego rodzaju ozdoby, metalowe rzeźby.

Uważnym oczom nie umknęły zabezpieczenia. Grodzie awaryjne, panele skrywające zautomatyzowane działka obronne i wnęki z uśpionymi serwitorami bojowymi. Wartownicy, patrole, stróżówki. Skanery, kamery, fotokomórki.

Nieokrzesanie, zainteresowanie szczegółami i raczej mieszany ubiór zakryty pielgrzymkowymi włosiennicami przykuwał wzrok podróżników - głównie szlachciurów i ich służby - oraz straży. Przy kontroli zostali przemaglowani przez straże, ale jakimś cudem udało im się sprzedać odpowiednią bajeczkę, dostać przepustki do poruszania się po iglicy oraz wskazówki w punkcie dla nowoprzyjezdnych.

Przekroczyli jeden próg. Teraz trzeba było podjąć kolejny krok.


+++

Ars mechanica

Subtlety / Subtelność - podstawy

Mechanika unikatowa dla drugiej edycji Dark Heresy. Jest to współczynnik od 0 do 100, jeden dla całej drużyny, ustalany arbitralnie przez Mistrza Gry przed misją/przygodą. Kiedy sytuacja tego wymaga, MG może testować Subtelność aby ustalić, czy ich działalność / obecność została zauważona czy też nie.

Subtelność może się zwiększyć bądź zmniejszyć w trakcie trwania misji. Przykładowym ubytkiem może być zaangażowanie się w głośny spór w miejscu publicznym i przyciągnięcie gawiedzi, bądź starcie na noże z jakimś gangersem, uwiecznione na monitoringu. Przykładowymi nabytkami mogą być: zmiana przykrywki/ciuchów/maski czy "zapadnięcie się pod ziemię" na pewien czas.

Ważne: Subtelność jest tajna. Gracze/postacie nie wiedzą na pewno, które ich poczynania spowodowały jej spadek (lub rzadki wzrost). Wyniki rzutów na Subtelność są tym samym również niejawne. Jedynym sposobem na to by drużyna poznała swój aktualny (czy też przybliżony) poziom Subtelności to spróbować się tego w jakiś sposób dowiedzieć w świecie gry - np. przebrać się i rozpytać o "takich dziwnych obcych typów" albo "tego gościa, co sprał Janusza po pysku wczoraj w barze". W takiej sytuacji wykonuje się stosowny test. Jego wynik MG może zastrzec jako niejawny - ekipa nigdy nie ma do końca pewności co do tego jak sprawy się mają.
Przykłady określania Subtelności macie w tabeli 8-4 na str. 275 podręcznika głównego EN/PL.

Wysoki bądź niski poziom Subtelności nie przekłada się na metrykę "dobrze - źle". Różne śledztwa pozwalają (bądź wręcz wymagają) różnego podejścia. Ekipa może chcieć skroić sobie Subtelność na maxa by móc zastraszyć populację, zmusić oficjeli do współpracy i sprawić, by oponenci zaczęli wykonywać nerwowe ruchy. I odwrotnie: mogą chcieć mieć wysoką Subtelność aby poruszać się po terenie gry niczym duchy i trzymać heretyków w niewiedzy.

Subtelność ma także wymierny wpływ na mechanikę testów. Można ją przetestować aby otrzymać modyfikator +20 do niektórych testów, przy czym testowana sytuacja jest ściśle powiązana z dychotomią Subtlety/Overtness (vel Subtelność/Otwartość). Próba otwartego nakłonienia urzędasa do respektowania powagi Inkwizycji wymaga nie zdania testu Subtelności aby dostać mod +20 do testu Przekonywania. Próba oszukania typów z Czarnego Kartelu że jest się kontrahentem wymaga zdania testu Subtelności aby dostać mod +20 do testu Blefu. Jeśli w pierwszym przykładzie jednak ekipa zdałaby Subtelność, zostanie narzucona kara -20: urzędas o nich nie słyszał i podejrzewa, że bajerę mu sprzedają, a nie z Inkwizycji są. Analogicznie w drugim przykładzie spieprzony test Subtelności wzbudza podejrzliwość kartelowców i skojarzenia z myszkującymi ostatnio po okolicy szpiclami.

Mechanika Wpływu/Influence ma sporo związku z Subtelnością, ale to omówimy później. Generalnie: nadmiernie, nazbyt skuteczne, a nierzadko w ogóle wykorzystywanie Wpływu przez postacie wiąże się z redukcją Subtelności.

W celach szkoleniowych zagram w otwarte karty na tym etapie. Ta drużyna na tych warsztatach wystartowała z Subtelnością = 100. Wieści o wycieku danych w Desoleum nie dotarły jeszcze na Hulee V. Nikt nie mógł się spodziewać przybycia tej ekipy. Nikt jej nie znał, są początkującymi w "interesie". Przykrywki były dające wstępnie pełne incognito. Wskaźnik ten jednak błyskawicznie się obniżył. Modyfikacja przykrywki, dogadanie się z kontrolerem lotów na statku - to obniżyło Subtelność do progu 90. Następnie spacer po kosmoporcie, terminalu, przejście przez kontrolę i uwiecznienie mord na monitoringu oraz gadka z celnikami poskutkowały kolejną obniżką o 10 punktów. Ekipa ma obecnie 80 Subtelności. Są pod przykrywką, operują pod fałszywymi danymi osobowymi i są w stanie zinfiltrować Czarny Kartel i go wysadzić od środka.
Tabela 8-3 na str. 271 pokazuje przykładowe progi Subtelności.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.

Ostatnio edytowane przez Micas : 28-09-2020 o 21:04.
Micas jest offline  
Stary 30-09-2020, 13:44   #9
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Cytat:
Duch jest iskrą życia.
Drugie Arkana Uniwersalnych Praw Omnisjasza.
Vir w ciszy towarzyszył pozostałym. Nie był kimś, kto przejmuje inicjatywę. Nigdy też od niego tego nie wymagano, chyba, że miał wyśledzić cel i go usunąć. Jednak w tej chwili nie mieli żadnego celu, który trzeba by eliminować.

Postanowił decyzje o dalszych działaniach pozostawić innym, bystrzejszym od siebie. Śledczym. Szpiegom. Sepcjalistom w swoich zakresach.

On umiał zabijać. To umiał robić dobrze. Nieco gorzej radził sobie z prowadzeniem pojazdów naziemnych, ale bez wątpienia umiał to robić, co było niespotykane na jego rodzinnej planecie.

Świat w którym dwunastoletni chłopiec musiał umieć tak ostrzyć kije, żeby samodzielnie wykonaną włócznią móc zabić jaszczurkę wielkości konia był zupełnie inny niż ten świat. Był zupełnie inny niż wszystko to co widział w Imperium.

Znaleźli na średnich poziomach hotel modułowy. Budowla składała się z kontenerowych mieszkań. Powstała jako tymczasowy hotel pracowniczy dla budowlańców wznoszących kolejne wierze Iglic. Jak wiele tymczasowych rzeczy w Imperium miała już ponad sto lat. Budowlańców już dawno nie było, a szlacheckie rody z tej budowanej iglicy już zdążyły wyprowadzić się do innej. Oczywiście wyższej. Oczywiście wybudowanej specjalnie dla nich.

Ale świat tak działał. Omnisjasz chciał, żeby to funkcjonowało właśnie tak. Nie był pewien gdzie zostanie zakwaterowany, ani z kim. Zbyt podejrzane było wykupienie oddzielnych segmentów dla każdego z agentów. Ciśnięcie się w sześcioro na kilku metrach pokoju byłoby zaś kłopotliwe. Jednak to nie jego decyzja. Gdy już podjęto decyzję, że właśnie w tym miejscu się zatrzymają i uczynią z niego tymczasową bazę Vir powiadomił resztę, że zorganizuje transport.


Cytat:
Dusza jest sumieniem wrażliwości.
Drugie Ostrzeżenie Uniwersalnych Praw Omnisjasza.
Nie mogli pozwolić sobie na zakup vana. Dlatego musieli go wypożyczyć. Vir nie negocjował. Nie znał się na tym. Oczywistym był fakt, że skoro jakaś cena jest ustalona, to druga strona dyskusji chce taką konkretnie cenę. Było to zupełnie logiczne.

Jedno co ochroniło go przed kompletnym orżnięciem przy sporządzaniu umowy to fakt, że był w pełni wyświęconym członkiem Adeptus Mechanicus. Całe Imperium wiedziało, że gdy AdMech stanie przed wyborem potrącić pieszego, czy ryzykownym manewrem rozbić samochód, to pieszy nie będzie mieć wielkich szans. Wszak duchom maszyn należał się szacunek. Większość elementów wchodzących w skład pojazdów został zaaprobowany na pobliskim świecie kuźni.

Wybór nie był szeroki. Dodatkowo samochody mogące służyć do przewozu towarów, bądź więcej niż czworga ludzi były droższe. Było to potencjalne źródło zarobku. Mając do wyboru dokładnie jedno auto Vir Magnus podpisał umowę najmu podając adres hotelu jako tymczasowy adres zakwaterowania.

Powrót nie był tak łatwy jak przypuszczał. Świat kopca rządzi się swoimi prawami. Również prawami ruchu drogowego. Auto, które otrzymał było sześciokołowym busem z trzema parami drzwi. Poza kierowcą i pasażerem z tyłu znajdowały się dwie odwrócone do siebie kanapy. Wielopasmowe międzypoziomowe drogi były wręcz zatłoczone pojazdami. Zanim AdMech odnalazł drogę powrotną dochodziła już noc. Nie zmieniało to zbyt wiele, bo na średnich poziomach mrok dnia zmienił się w mrok nocy. Na niskich poziomach najpewniej nie zmieniło się nic.

Auto na drodze szybkiego ruchu pokazało swoje wszystkie wady. W zasadzie brak opcji “szybkiego ruchu”. Jednak dostawca zachwalał je, jako świetną opcję na dalekie podróże po pustyni. Vir nie mógł wykluczyć, że przyjdzie im tam właśnie się udać. Aczkolwiek miał cichą nadzieję, że nie będą angażować się w pościgi.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 01-10-2020, 16:01   #10
 
131313's Avatar
 
Reputacja: 1 131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację131313 ma wspaniałą reputację
Pater Scipio dotarł ze wszystkimi na średnie poziomy ula. Czekała tu już na nich ostoja na którą padał blask Imperatora. To on wszak wybrał dla nich ten stary hotel jako idealne maskowanie przed wścibskimi oczami niewiernych. Był o tym przekonany. Takich znaków nie można było w żaden sposób kwestionować, a jedynie za nie dziękować pogrążając się w żarliwej modlitwie do Jedynego. Czymże bowiem jest miałki ludzki umysł w porównaniu do niezmierzonej, wiekuistej mądrości Pana. Osoby znajdujące się dookoła niego nie mogły się domyślać że w czasie lustrowania zatłoczonej powierzchni ula, jego myśli zajmują tematy natury teologicznej. Miał jednak podzielną uwagę, której nie przeszkadzała dwutorowość jego myślenia - rozważania na temat Imperialnych świętych prowadziły do oceny położenia w którym się teraz znaleźli i vice versa.

Hotel prezentował się tak jak można było się spodziewać po dziesięcioleciach, a może i ponad wieku obsługiwania klienteli w takim miejscu. Cóż, sypiał juz w znacznie gorszych warunkach gdy był na tropie wiedźmy czy mutanta w różnorakich zakątkach sektora. Nigdy zresztą nie wybrzydzał. Zbytek, luksus oraz utyskiwanie na swój los to grzechy oddalające nas od światłości bijącej ze Złotego Tronu.

Mała klitka nazywana przez obsługę modułem mogła starczyć dla maksimum trzech osób, dlatego musieli wynająć dwa z tych które były dostępne.
-Będę dzielić jeden moduł z Yoshiko i Venrisem. Trzy osoby powinny wystarczyć do czasu wezwania posiłków, gdybyśmy mieli niespodziewane towarzystwo w środku nocy.-wycedził niskim, konspiracyjnym tonem.
-Najlepiej żebyśmy mieli po jednym komunikatorze na moduł.-dokończył, a serwoczaszka nieco obniżyła pułap na którym dryfowała, skanując okolicę swym wizjerem. Większość ludzi miała wrażenie że kształty jej oczodołów czy kości żuchwy wydają się być przesycone jakąś ukrytą, niezgłębioną mimiką. Jednakże przez te wszystkie lata nie było nikogo kto spytałby się go o pochodzenie czaszki. Widać większość ludzi zadziwiająco jasno zdawała sobie sprawę z takich terminów jak instynkt samozachowawczy czy też konsekwencje wścibstwa.

Był pewien że Vir znajdzie dla nich doskonały środek transportu. Wszakże służyli Jedynemu. On wie co przyda im się w tej ciężkiej chwili próby. Należało mu tylko zaufać. Pater Scipio tymczasem myślał już nad kolejnym krokiem jaki należało wykonać, aby ujarzmić złe nasienie na tej planecie pod obutym butem porządku i sprawiedliwości. Na pewno musieli rozejrzeć się po okolicy i nieco zasięgnąć języka. Gdy już z powrotem zebrali się wszyscy w jednej grupie, wskazał wyciągniętą ręką na ulice ula rozpościerające się w dole pod hotelem.
-Warto będzie zorientować się co trapi miejscowych wiernych nadstawiając uszu na okolicznych placach i zaglądając do większego baru, tudzież innego przybytku gdzie strudzeni oddają się temu co stanowi istotę ich jestestwa czyli plotkom i zazdrości względem bliźniego.-
 
__________________
All created forces will be concentrated in a new species. It will be infinitely superior to modern man.
131313 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172