15-10-2021, 21:19 | #121 |
Reputacja: 1 | [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=o5jlLJa2Zhs[/MEDIA]
|
16-10-2021, 19:26 | #122 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Arvelus : 16-10-2021 o 23:19. |
16-10-2021, 22:38 | #123 |
Reputacja: 1 | - Itan-sha, pusta przestrzeń na zachód od drogi dojazdowej, na wysokości parkingu. Dobre miejsce na Landing Zone - oznajmił spokojny głos nawigatora z Leoparda. - Przyjęłam, kontakt na drogę dojazdową i parking. A także na wieżyczkę, umocnienia i coś, co może być stanowiskiem broni ciężkiej. Zajmę się tym. - Mamy też dane sił powietrznych, niektóre zaczynają podrywać. Przesyłam co mamy. - Dostałam, bez odbioru. Iroshizuku włączyła uzbrojenie i zrobiła ślizg na skrzydło, ustawiając się w linii umocnień wroga. -Na pozycji. Rozpoczynam atak - Gotowi do przyziemienia! Itan-sha pochyliła nos Lightninga. Zielone wskazanie wysokościomierza na HUDzie drgnęło i zaczęło pokazywać zmianę. Kwadrat celownika najechał na linię prowizorycznych umocnień, pilot nacisnęła spust. Laser pulsacyjny przeorał stanowisko z bronią ciężką, gauss uderzył w wieżyczkę strażniczą, lasery średniego zasięgu wypaliły dziury w stertach worków z piaskiem służących za ochronę dla strzelców. Chwilę później Leopard zrobił przyziemienie, waląc nieprzytomnie z laserów burtowych, dziurawiąc jak rzeszoto resztę umocnień. Ziemia zatrzęsła się od uderzeń wyskakujących mechów, które dołączyły się do siania zniszczenia. - Warthog, bombardujemy pasy startowe. Biorę L-3, ten na południe-południowy zachód. Bombarduj pozostałe. - Iroshizuku ustaliła priorytety. -Przyjąłem, bez odbioru - potwierdził bombardier Leosia. W pobliżu hangarów położonych niedaleko trzeciego pasa startowego stały trzy transportowce pionowego startu i lądowania typu Cobra. Pilot zrzuciła z pylonów bomby naprowadzane wiązką lasera, każda zawierała niemal tonę ładunku wybuchowego. Potężne eksplozje zrobiły leje w asfalcie, złożyły hangary jak kartonowe pudełka a Cobry zamieniły we fruwające wokół rozżarzone stalowe szrapnele. W tym samym czasie Leopard zrzucał bomby na klucz ciężkich bombowców Torrent oraz transporter typu Karnow. Niestety, siły New Vermont nie zdążyły zniszczyć wszystkich wrogich maszyn, zanim zostały poderwane w powietrze. Mieli przeciwko sobie Meteora, dwa Defendery oraz potężnie opancerzonego DroSTa IIa model 2470. Meteor wziął na cel Lightninga a Defendery wraz z wrogim DroSTem leciały na Leoparda. Iroshizuku zadziałała niemal instynktownie - poderwała LTN i włączając dopalacze wyrwała w górę, zmuszając ciężkiego i mniej sterownego przeciwnika do niewygodnych manewrów i znacząco ograniczając mu możliwość wejścia w skuteczny zasięg autocannona. Lecąc wybrała rakiety Thunderstrike jako broń a radar przestawiła w tryb namierzania pojedynczego celu. Po osiągnięciu sześciu tysięcy metrów przesunęła przepustnicę w położenie ciągu bojowego i zrobiła półpętlę. Leżąc na plecach kierowała się w stronę ziemi i ścigającego ją Meteora. Zielony kwadrat namierzania celu zogniskował się na wrogim statku powietrznym, palec Draconisjanki nacisnął WEAPON RELEASE. Rakieta uderzyła bezpośrednio w nos przeciwnika, niszcząc owiewkę i zabijając pilota. Sam meteor, dymiąc i wirując w oszalałym korkociągu zaczął lot w kierunku ziemi. Nie było to pierwsze lądowanie tej maszyny, choć z pewnością ostatnie. Ciężkie transportowce krążyły wokół siebie, siekąc z dział laserowych i usiłując przebić pancerz. Wrogi DroST wydawał się być odporny na niebieskie i czerwone smugi energii, jakimi raczył go Leopard. Nie wyglądało to dobrze, zważywszy dwa Defendery, które dodatkowo kąsały Leosia. - Warthog, która burta wroga jest bardziej naruszona? - Prawa! - Przyjęłam - Iroshizuku błyskawicznie zbliżyła się do walczących i wystrzeliła ostatnią rakietę w naruszony prawy pancerz DroSTa. Ku jej zdumieniu, przeciwnik nadal się trzymał. Nie mogła poświęcić mu więcej uwagi, bo trzeba było rozprawić się z Defenderami. Myśliwce zdarły trochę pancerza z Lightninga, zanim Iroshizuku celnymi strzałami strąciła maszyny z nieba. Musiała podjąć ryzyko jakie niosła walka na bliskim dystansie, aby skrócić czas walki i móc przyłączyć się do Warthoga, w zrywaniu pancerza z DroSTa IIa. W końcu i ta potężnie opancerzona maszyna uległa. Poryty prawy bok odsłonił wrażliwe elementy silnika, w który trafiły lasery pulsacyjne i LTN i burtowe Warthoga. Ze zniszczonym napędem wroga maszyna spadła i rozbiła się o ziemię. Po walce o lotnisko skierowali się do Bennington, aby siać zniszczenie na niebronionym odcinku frontu, niszcząc statki i infrastrukturę portową. To nie był jednak koniec zadań, albowiem w WSI pojawiła się informacja o domniemanej trasie przejazdu konwoju „króla” Mwabutsy. To był zdecydowanie dzień dobrych wiadomości. Iroshizuku z zadowoleniem stwierdziła, że odrodzony wywiad wojskowy pracuje na najwyższych obrotach, przekazując konkretne i sprawdzone informacje. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 06-11-2021 o 23:19. |
16-10-2021, 23:02 | #124 |
Reputacja: 1 | Bitwa o Middlebury i wydarzenia dziejące się w międzyczasie okazały się być przełomowe dla tej wojny. Obydwie strony konfliktu zostały wykrwawione – jeśli osobowo mniej, aniżeli pod Hartford, to na pewno sprzętowo. Wnętrze i obrzeża miasta oraz fragmenty „Autostrady Śmierci” zaścielało grubo ponad dwieście różnorodnych wraków – i to nie byle technicali, a artylerii (w tym cennej samobieżnej), kluczowych pojazdów logistycznych, mnóstwa mechów różnego typu, lotnictwa, a także masy czołgów. Największe siły najemne na planecie straciły blisko połowę parku maszynowego (choć Rycerze już zgarniali wraki Panzerów oraz swoje własne do odbudowy i wykorzystania, bądź na sprzedaż ComStarowi). Rajdy na Bennington były bardzo udane. Potwierdziła się teoria Spencera, że nieprzyjaciel musiał skumulować swoją uwagę i zasoby na Middlebury, zaniedbując inne Ziarna. Zastanawiać mogło co mogli ugrać bijąc po raz kolejny w Stolicę – ale tym razem padło na te odległe miasto. A przyjebali w nie bardzo boleśnie – lotnisko wraz ze zgromadzonymi tam pojazdami wsparcia, logistyki, dowództwa oraz różnistymi samolotami. Starcie było trudne, ale wróg dysponował tylko jednym DroSTem IIa (ostatnim z całej gamy, jaką dysponowali nie tak dawno piraci) i garścią cięższych myśliwców, ale atmosferycznych (po jednym Inseki, Kaiseradler i Steinadler – uzbrojone w łączną sporą ilość rakiet oraz jeden AC/10). Oprócz (poważnych) ubytków w pancerzu i lekkich uszkodzeń struktury, nie było strat po stronie Minutemen, a wróg po raz kolejny utracił ważny ośrodek oraz kupę maszyn. Wraz z zabudową lotniczą, składami paliwa i ubytkami w tarmacu, nieprzyjaciel poniósł także poważne straty w samolotach, których używał m.in. do bombardowania linii frontu oraz ataków na Middlebury: był to zmodyfikowany transportowiec Karnov UR dozbrojony w palety rakietowe, aż trzy Cobra VTOLe (od zubożonej wersji pierwotnej, poprzez pseudo-MASH medevac, aż po bardzo cenną machinę dowódczą), szereg ciężkich bombowców antycznego wzorca Torrent w różnych wariantach (standardowy, tankowiec FC, IC do przenoszenia piechoty z jetpackami do skoków typu HALO, ASW do zwalczania łodzi podwodnych, oraz „bombowiec wodny” straży pożarnej) oraz sterowiec przeciwpożarowy typu Dixon. W sferze naziemnej nieprzyjaciel utracił van dowódczy, trzy ciężkie transportery B1, dwie wywrotki Lesseps i Brunel oraz – niestety (bądź stety) załadowany rannymi i chorymi ciąg wagonów „White Whale” w ramach ciężarówki typu MASH. Nim ktokolwiek się spostrzegł że był to cel niehumanitarny, było już po wszystkim... albo może i spostrzegł się, ale o to nie dbał. Praktycznie wszystkie te samoloty i ciężarówki były po brzegi załadowane towarami, amunicją, paliwem, co tym bardziej musiało boleć. Podobnie, a nawet jeszcze gorzej dla nieprzyjaciela stało się raptem godzinę/dwie później w porcie morskim. Tankowce, frachtowce, mniejsze łodzie, w tym dużo podwodnych – wszystko to poszło na dno. Część to były „cywilne” jednostki potajemnie przetransportowane na planetę i przekazane Bandytom (ani chybi przez 'Benefaktora'), część była statkami przejętymi od NVR w zdobycznych portach. Większość była nieuzbrojona/cywilna – tylko dwie łodzie podwodne miały uzbrojenie (i to tylko do walki w wodzie), kuter kl. Silverfin miał raptem jeden kaem i garść torped, i tylko dwa frachtowce Anastaska Maro (zmodyfikowane pod mobilne HQ i robotę lotniskowca-eskortowca) miały jakąś sensowniejszą, choć wciąż małą i miszmaszową siłę ognia. Mimo upartego oporu, nie miały szans. Wraz z nimi spłonęły hektolitry paliwa oraz dziesiątki ton cargo, z czego część poszła na dno. Do tego w ruinę poszły kluczowe zabudowania portowe. O ile lotnisko być może można było relatywnie szybko i łatwo zreperować (jeśli się miało dostęp do maszyn i materiałów budowlanych stosownych do kładzenia i regeneracji tarmacu), to port pozostawał poza obecnymi możliwościami Barierowców. Część wraków była potężnych gabarytów, blokując port wzdłuż, wszerz i w głąb. W dodatku szalały pożary rozlanego paliwa z tankowców, a i sama woda została skażona od tych węglowodorów (co było największą katastrofą ekologiczną jaka przydarzyła się w całej historii tej planety). Oczyszczenie zatoki i odholowanie tylu wielkich, zagnieżdżonych wraków wymagało potężnych sił i środków. Masowa logistyka morska Bennington została ścięta niczym łeb katowskim mieczem, a lotnicza dostała niewiele słabiej. Pycha kroczy przed upadkiem, bo już niedługo potem WSI oraz sami Minutemen popełnili kosztowną i tragiczną pomyłkę. Przechwycili konwój jadący z Newport do Essex myśląc, że jedzie w nim sam „król” Ernest Kwame Mwabutsa z delegacją do Juliusa Spencera od Workmenów. Atak się powiódł, choć opór 'elity' z „korpusu królewskiej ochrony” był wręcz fanatyczny. Wóz taktyczny Obuzaabaa i transporter kontrolny Sasayaku, działające w tandemie i z dronami typu Gossamer, bez większych problemów wykryły nadlatującego Leoparda jeszcze zanim zrzucił lancę. Zaalarmowani goryle wysypali się z obydwu pojazdów, a także z wielu innych, w tym dwóch ciężarówek wsparcia/użytkowych: ciężkiej Iveco Burro oraz „warczącej” Skody. Mieli broń osobistą a także sporo kaemów, lżejszych granatników i broni wyborowej, a także kilka naramiennych wyrzutni rakiet typu SRM (standardowych i lekkich) i LRM, oraz jeden piechotny laser wsparcia. Cztery czarne SUVy rozjechały się w tyralierę, otworzyły okna i szyberdachy. Mnogość luf pasażerów i kierowcy wypełzła z wewnątrz, podobnie jak wysuwane MiniGuny marki General Motors. Radiowóz Mao-Heng Charioteer jechał dalej naprzód, pewnie z częścią tych VIPów, zostawiając w tyle jadący za nim samochód pancerny Knox z pojedynczym kaemem, którym też celował w niebo. Trzon obrony stanowił samochód zwiadowczy Kruger (zbieżność nazw z mechem policyjnym przypadkowa), uzbrojony w parę średnich laserów, oraz flankujący zwiadowczy pojazd antygrawitacyjny typu Hipparch z MLaserem, SLaserem i SRM-2. Kiedy Minutemen nadeszli i nadlecieli, całość tych rakiet, laserów i kulomiotów splunęła salwą, doprowadzając do niewielkich ubytków w pancerzu (więcej w przypadku MLaserów), ale riposta była druzgocząca – żaden z pojazdów, ochroniarzy czy egzemplarzy broni wsparcia nie przetrwał. Rzeczywiście konwój był od Mwabutsy, ale nie był to „królewski orszak”, a transfer więźniów-”podarków” dla udzielnego władyki Essex. Wprawdzie także i tym razem nieprzyjaciel nie miał większych szans i został błyskawicznie zmieciony, a zebrane maszyny, oręż i ludzi stracił, to cena okazała się być zbyt wysoka – w konwoju zginęli także prawie wszyscy więźniowie. Przeżyła tylko jedna, policjantka imieniem Linda Howl z formacji SHWAT NPD, tej samej do której należała Sarah Kane. Obita, okaleczona, ledwo żywa. Cud, że wyszła z uderzenia na konwój. I ironia losu, bo inni, lepiej trzymający się więźniowie nie mieli tyle szczęścia. Więźniowie tacy jak Wilford Spencer, ojciec Hadriana i minister rozwoju i infrastruktury w rządzie NVR, wzięty do niewoli przez ACzW w Dniach Masakry. Zginął od friendly fire własnego syna... Nie wiadomo było, czy to nie była przypadkiem chamska pułapka – bo już nazajutrz w mediach okupacyjnych pojawiły się nagrania (częściowo sfałszowane), świadkowie (raczej podstawieni) i oskarżenia Minutemen o „kolejną rzeź, tym razem własnych obywateli i rządzących”. Przeciek ten trafił do wolnych Ziaren i – o ile nie dawano mu przesadnie wiary – to musiał być wodą na młyn malkontentów, sceptyków, szurów i inszej hałastry. Reputacja Minutemen została nadszarpnięta. Niektórzy przestali ich uważać za bohaterów, a raczej za dziką kartę, kowbojów bez nadzoru; ludzi szlachetnych i chcących dobrze, ale popełniających błędy z powodu braku wpięcia w struktury NVDF. Temat został podchwycony przez właśnie te niektóre media. Być może komuś na rękę było położenie łapy na Minutemenach i podsycał ten zalążek „dyskusji” nad ich losem... Najgorsze jednak przyszło w nocy z 7 na 8 listopada, kiedy ostatnie płomienie walk o Middlebury dogasały. Samodzielny/wydzielony pułk pancerny NVDF „Mailed Fist” przeszedł do kontrofensywy wzdłuż Autostrady Śmierci, z łatwością zmiatając ariergardę wycofujących się Bandytów. Wróg próbował jeszcze flankować, ale skrzydłowe lekkie lance Rycerzy mu to uniemożliwiły, zadając kolejne bolesne straty. Wreszcie siły ACzW i Workmenów się rozsypały i rzuciły do bezładnej ucieczki w stronę Newport, ścigane przez pancerniaków. Ale skurwiele mieli jeszcze jeden as w rękawie i w tej chwili próby nie zawahali się go użyć. Zakamuflowany pod osłoną nocy, płomieni, specyfiki Amerigo i wraków Autostrady Śmierci pluton bandyckich straceńców wykorzystał śmiercionośną broń – miotacz głowic z dopalaczami rakietowymi. Broń ta splunęła posiadanym przez nią pociskiem. Chybiła i to dość znacząco z powodu braku doświadczenia strzelców, ale to nie miało takiego znaczenia... bo to była broń atomowa. Pocisk klasy Davy Crockett-I, ground burst, o mocy pół kilotony, gdzieś na lewej flance jadącej kolumny czołgów. Był to „relatywnie słaby, taktyczny pocisk”. Kula ognia miała średnicę 60m, nadciśnienie 20 psi raptem do stu metrów, 5 psi 360m, a skrajne promieniowanie termiczne do 400m od miejsca zero. Śmiertelna dawka promieniowania 500 rem sięgała 750m, natomiast gwałtowny podmuch 1 psi do jednego kilometra. Nie wystarczyło, aby objąć całość rozproszonej kolumny czołgów... dlatego w parę minut potem spadł drugi, znacznie bardziej precyzyjny pocisk, tym razem Davy Crockett-M wystrzelony z jakiegoś Long Toma. Straceńcy robili za dobrych spotterów. Oczywiście Rycory zaraz potem ich dorwały i bezlitośnie zmasakrowały co do jednego, nie dając im nawet zdechnąć tydzień później od śmiertelnego zatrucia promieniowaniem gamma, ale marna to była pociecha. W ciągu kilku minut NVDF utraciło cały pułk, ponad sześćdziesiąt czołgów. Nawet jeśli niektóre maszyny nie zostały z miejsca unicestwione, nie stanęły w płomieniach, nie zagotowała się im amunicja, to załogi były już martwe, elektronika zjarana, a metal mógł służyć za latarnie. Rzeczywiście... Autostrada Śmierci. Dowódcy nakazali odwrót wszystkim siłom na tym odcinku. Rycerze wyszli bez szwanku z tej tragedii (choć musieli przejść kuracje antyradiacyjne, a ich mechy musiały zostać gruntownie obmyte), co zostało ze szpicy NVDF a mogło się cofnąć, też to zrobiło. Wróg nie wyzyskał tego nagłego odwrócenia losów – nie miał kim ani czym na daną chwilę. Bitwa zakończyła się więc w „dziwny” sposób. Następne dni były równie dziwne. W Middlebury spędzano czas na łataniu fortyfikacji, zbieraniu salvage i wynajdowaniu oraz wybijaniu do ostatniego niedobitków napastników w trzewiach miasta. Oprócz patroli nikt nie wyściubiał nosa. Panował owszem gniew na wroga, ale także blady strach. Propagandowe media nieprzyjaciela grzmiały od gróźb dalszego użycia broni masowego rażenia i przeinaczania Bitwy o Middlebury na swe zwycięstwo. Media i publika Ziaren były zszokowane. Trwały gorączkowe dyskusje i zamęt tak w rządzie, jak i w wojsku, a także i u Rycerzy. Minutemen zostali „uprzejmie poproszeni” o wycofanie się z miasta celem napraw (prawdziwym powodem była obawa o zagładę miasta – a bohaterów Vermontu wraz z nim). Pod Wielką Górą Zieloną byli bezpieczni, ale niewiele mniej rozedrgani i targani sprzecznymi emocjami po takim... czymś. Najszybciej otrząsnęła się Beton; jej mecha zreperowano priorytetowo i ponownie posłano wraz z nią w rejon Lake Varmint. Tamże doszło do odmiany losu. Abased się wycofali, zabierając cały swój szpej i zostawiając ACzW z ręką w nocniku. Rangersi, Ochotnicy i tych paru Rycerzy wraz z Beton przeszli do ofensywy, w parę dni odbijając Camp Varmint i wymiatając główne tamtejsze siły Bandytów z powrotem na Pogranicza (choć obopólna walka partyzancka trwać miała jeszcze miesiącami). WSI wywnioskowało, że Abased przenieśli swoje siły w stronę okupowanych Ziaren (głównie Bennington) z buta, gdyż nie mieli już dostępu do desantowców. W mediach i na liniach komunikacyjnych chaos, zamęt, strach, sprzeczne sygnały. Vermontczycy zostali całkiem zaskoczeni takim obrotem spraw i NVDF nie miało silnych pancernych rezerw aby powtórzyć atak (nawet, jakby chciało) – utrata „Mailed Fist” była cholernie bolesnym ciosem. Rycerze nie byli skorzy do akcji zaczepnych poza rejonem Varmint, preferowali skupić się na odbudowie swych sił z salvage. Workmeni wycofali całość swoich sił do Essex. Panzerowcy nie wyściubiali nosa z Newport, analogicznie 'Poniżeni' z Bennington, a bez nich dalsze ofensywy Bandytów byłyby skazane na porażkę. W powietrzu wisiało niewypowiedziane pytanie. Czy Czerwoni mieli więcej głowic? Jeśli tak, to ile i jak dużych? Kolejny etap wojny. Znów „dziwny”.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |
20-10-2021, 20:14 | #125 |
Reputacja: 1 |
|
22-10-2021, 20:26 | #126 |
Reputacja: 1 | Iroshizuku spędzała kolejny dzień za sterami Lightninga. Latała kilkanaście godzin dziennie, starając się odkryć gdzie wrogowie mogą trzymać głowice nuklearne. O ile mieli jeszcze do jakichś dostęp. Zasobnik nawigacyjny pracował non stop, zbierając dane dla WSI. To właśnie agenci służb informacyjnych mieli za zadanie wyśledzić gdzie są ładunki - czy w jakichś bunkrach, czy w podziemnych sztolniach czy w jaskiniach w górach. Pilot właśnie piła kolejną butelkę izotonika, kiedy na radarze mignęła informacja o potencjalnym zagrożeniu ze strony pojazdu lądowego. Włączyła zasobnik namierzania i skierowała kamerę w tamtą stronę. W kierunku południowo-zachodnim po torach sunął uzbrojony pociąg. Iroshizuku włączyła uzbrojenie i gdy komunikaty MASTER ARMS ON oraz MASTER LASER ON mignęły na wyświetlaczu pochyliła nos myśliwca i przesunęła do przodu przepustnicę, znacznie zwiększając szybkość. Przemieszczając się wzdłuż torów nadleciała na tył pociągu. Chwilę później zawył alarm o opromieniowaniu falą radiolokacyjną i w Lightninga poszły salwy rakiet. Iroshizuku zrobiło się gorąco, gdy zauważyła ich szacowaną liczbę… 90 sztuk pędziło prosto na LTN. Pilot na pełnej szybkości wyrwała w górę i zrobiła tak ciasny zwrot, że aż pociemniało jej w oczach a widoczny na HUDzie indykator przeciążenia wystrzelił w kosmos. Natychmiast odpaliła flary i dipole, zrobiła też dwie szybkie beczki i ślizg na skrzydło aby zmylić pociski. Często rakiety gubiły się, gdy miały do przetworzenia zbyt wiele danych skokowych o położeniu kątowym celu. Następnie przestała się wznosić i kładąc samolot niemal pionowo pomknęła w dół. Kolejny manewr mylący - naprowadzanie mogło zawieść, gdy cel zmienił pozycję w ten sposób, że zamiast na tle nieba nagle pojawiał się na tle ziemi. Gdy była już nisko kolejny raz odpaliła flary i dipole, podniosła nos i wykonała ślizg na skrzydło. Z 90 rakiet tylko kilka uderzyło w Lightninga, reszta poleciała za horyzont. Frontalny atak na pociąg nie miał sensu. Może pojazd był słabo opancerzony i celna salwa z laserów i gaussa mogła spowodować eksplozję przedziału amunicyjnego, ale w tym momencie kolejne 90 rakiet z dużym prawdopodobieństwem zniszczyłoby Lightninga. Trzeba było znaleźć inne rozwiązanie. Lecąc lotem noego - tuż nad powierzchnią - Iroshizuku zniknęła z pola widzenia pociągu i odszukała łagodny zakręt torów w zalesionym terenie. Dwa naloty i z szyn oraz podkładów w jednym miejscu pozostały tylko poskręcane kawałki. Maszyniście ciężko będzie to w porę wypatrzyć. A zatrzymać w porę ważący kilkaset ton pociąg - niemożliwe. Itan-sha zwiększyła pułap do pięciu tysięcy metrów, uważając żeby nie wejść na wysokość w której tworzyły się smugi kondensacyjne. Białe pasy ciągnące się za skrzydłami bardzo ułatwiały lokalizację myśliwca nawet gołym okiem. Obraz z zasobnika nawigacyjnego pokazał nadjeżdżający pociąg. Nawet z dużej wysokości widać było wysiłki maszynisty dążącego do jak najszybszego zatrzymania się, jednak przy prędkości jaką miał w chwili rozpoczęcia hamowania potrzebował jakieś 700 metrów, żeby stanąć. O 300 za dużo niż miał. Lokomotywa wypadła z torów i przewróciła się, spadając z nasypu. Zaraz za nią poleciały wagony, zderzając się z metalicznym hukiem. Iroshizuku rozpoczęła atak. Nalot na pociąg był udany, lasery i gauss uderzyły w wagon z rakietami powodując potężną eksplozję. Niestety, jak się okazało operator rakiet przeżył wykolejenie pociągu i wystrzelił salwy z dwóch zasobników, które mógł skierować w niebo. Gdy pociąg był rozrywany serią wybuchów wtórnych, Iroshizuku ponownie odpalała flary i dipole, aby zmylić pociski. Niestety, z trzydziestu rakiet kilkanaście trafiło, mocno uszkadzając pancerz na skrzydłach i rufie Lightninga. Wyświetlacz wielofunkcyjny błysnął serią ostrzeżeń o zniszczeniach. Trzeba było jak najszybciej wracać do bazy. Ostatnio edytowane przez Azrael1022 : 24-10-2021 o 10:13. |
23-10-2021, 13:38 | #127 |
Reputacja: 1 |
|
23-10-2021, 14:08 | #128 |
Reputacja: 1 | Po akcji z konwojem Hadrianna kompletnie odcięło. Diagnoza psychologiczna była wiadomo. Zespół stresu pourazowego od marca zeszłego roku był istną plagą szalejącą w Republice. Prawda taka, że innych diagnoz nie wystawiono, bo na badania i leczenie czasu i środków nie było. Vermont stać było na krótki urlop i garść prochów dla swoich wojaków. Z Middelbury do Wielkiej Zielonej Góry wzięli go wcześniej od reszty Minutmenów uznając iż nie jest chwilowo w stanie do pełnienia służby. Miał trochę czasu, by jakoś dojść do siebie. Wcześniej sobie jakoś radził. Śmierć Marka i początek wojny przebolał oddając się powierzonej misji. Praca, analizowanie i działanie. Tego go w domu nauczyli i prawda taka, że inaczej już postępować nie mógł. Choć stan w jakim się znalazł nie ustępował to jego umysł doszedł do jedynych wniosków jakie mogły to wszystko wytłumaczyć. To była manipulacja! Celowa, bezduszna manipulacja! Ten gówno warty wywiad republiki, który nawet przewrotu szykowanego pod nosem nie dostrzegł aż nie było za późno miałby się dowiedzieć sam z siebie o VIPie?? Nie ma szans. Ktoś musiał im dać na tacy, bo ci idioci własnych butów nie umieją znaleźć. Służby wywiadowcze są celowo, a może i nie niekompetentne i podatne na zewnętrzne wpływy, więc próba współpracy z tą instytucją mija się z celem. Pożądanych odpowiedzi nigdy, by nie dostał. Had wiedział iż sam musi stać się wywiadem. Nie marnując więcej energii na mazanie się wziął się do roboty. Po pierwsze analiza. Czy to był zwykły wypadek? Niewykluczone, ale szanse bardzo małe. Ktoś specjalnie go szczuł tymi doniesieniami na temat Mwabutsa, aby nie było co z konwoju zbierać. Komu to było na rękę? Bandycki król zorganizował, by to wszystko w celu nagrania średniego filmu propagandowego? Jakoś się nie wydaję , by w obliczu klęski pod Middlebury miał czas na coś takiego. Julius? Prawdopodobieństwo bardzo wysokie. Tylko czy stać go było na głupie żarty na tej wojnie i chęć dokopania braciszkowi, aby sobie trochę rączki pobrudził była warta straty dobrego zakładnika? Ciężko stwierdzić co Czarna Owca rodziny ma w głowie, ale tych parę spotkań jakie Had z nim miał i wszystko na co wskazywały jego wcześniejsze działania wskazywały, że ma jakiś plan i bardzo zależy mu na władzy. Ktoś taki nie wywala dobrych figur do śmieci. Wątpliwe też było uniesienie się emocjami w przypadku reprezentanta rodziny Spencerów. Lista osób chcących pozbyć się Wilforda Spencera była długa. Cóż rodzinka ma osoby, które mają bardziej czy mniej uzasadnione urazy, a Ojciec pewnie osobiście tez mógł komuś nadepnąć na odcisk. Prace trwały, aż opcje się Hadrianowi wyczerpały. Zmęczony padł na łóżko zastanawiając co z tym zrobić. Opcji było tak wiele, a nawet nie był pewien czy czegoś, albo kogoś nie pominął. Tak leżąc doznał olśnienia. Choć poprzednich opcji nie należy lekceważyć, a często bywały one też bardziej racjonalne to tej myśli nie może tak sobie odrzucić. Dziadek według własnego rozumienia dobra rodziny nie cofnie się przed niczym. Nawet syna, by poświęcił jeśli uzna to za słuszne i niezbędne dla ochrony rodzinny, a co za tym idzie jej interesów. Julius coś wspominał o torturach. Jeśli Ojciec się złamał i coś powiedział, jeśli poszedł na jakiś rodzaj współpracy. To mogło, by zagrozić ich pozycji w republice. Nie teraz, kiedy gra o władzę nad Vermont miała się rozegrać. Spora część klasy politycznej jest martwa, lub w niewoli. Nadszarpnięcie reputacji w tym momencie mogłoby stanowić problem podczas najbliższych wyborów. Już lepiej zrobić z syna męczennika poległego podczas działań wojennych. Miał też na tyle dużo wpływów, aby zmanipulować przekaz do Minutmenów. Obudził się następnego dnia. Nawet nie wiedział kiedy zasnął. Nie było już czasu do marnowania na rozmyślania i wątpliwości. Jeśli chce poznać prawdę to dojdzie do niej małymi kroczkami. Teraz najważniejsze to wrócić do czynnej służby. Z tym przekonaniem wstał i ruszył przed komputer spisać jakieś swoje sugestie co można zrobić. Taki swoisty powrót do jego działań z początku wojny, kiedy pchał się tam gdzie go nie chcieli. Cóż to powinno przekonać część osób, że Spencer wrócił. Na początku napisał swój plan odbicia wysp Vergennes i Windsor. Choć patrząc na posiadane obecne informacje nic tam specjalnie nie pozostało to jednak brak floty morskiej jak i sił lotniczych wroga daje relatywnie prostą i tanią opcje odbicie tego regionu. Wyzwolenie tych ziem i potencjalne odnalezienie naszych zaginionych miałoby pozytywny wpływ na ogólne morale i poprawiło, by opinię cywili na temat Minutmenów i NVDF. Szczególnie teraz kiedy ostanie wydarzenia trochę je nadwątliły. Dał też swoje preferencje do salvega po bitwie. Dopisał też trochę mniej ważnych rzeczy, aby trochę dopełnić tekst. Po wysłaniu swoich sugestii komu trzeba ruszył jakoś ogarnąć swój wygląd po ostatnich dniach. Z lekka się zaniedbał. Najwyższa pora pokazać, że wszystko gra, a jak sprawa jego niedyspozycyjności ucichnie będzie mógł rozpocząć właściwe działanie. Tylko Czemu dudnienie w głowie nie ustaje. - Cholerny implant.- zaklął pod nosem. Ostatnio edytowane przez Lynx Lynx : 23-10-2021 o 14:10. |
23-10-2021, 20:44 | #129 |
Reputacja: 1 |
|
26-10-2021, 20:43 | #130 |
Reputacja: 1 | Mijał czas od Drugiej Bitwy o Middlebury oraz Trzeciej Bitwy na Orbicie Amerigo i załamania się obydwu ofensyw - tak Armii Czerwonej Wstęgi i Little Richard's Panzer Brigade, jak i kontry NVDF na Autostradzie Śmierci. Dni szybko zamieniały się w tygodnie, a te niedługo i nieubłaganie w miesiące. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=qFWkP-teoMg[/MEDIA] Pomijając żywiołowe i gorączkowe debaty w mediach, polityce i sztabach, praca wrzała na zapleczu pomimo względnego 'zamrożenia' frontów (pomijając czystkę w Middlebury i okolicy oraz kontynuację starć partyzanckich w rejonie Lake Varmint). Odbudowa i wzmacnianie fortyfikacji. Masowe przegrupowania sił zbrojnych. Gorączkowe zgarnianie i ogarnianie salvage z przedpoli Middlebury i orbity Amerigo. Akcje sabotażowe Beton, Wintersa i wspierających ich drużyn dywersantów na południowym Pograniczu aby wreszcie zażegnać niebezpieczeństwo dla rejonu Varmint, Grand Lake, Williston i w konsekwencji Burlington stamtąd. Trwała także wytężona praca całych zastępów mechaników, techników i inżynierów nad naprawami maszyn Rycerzy, Illyrian, NVDF i Minutemen. Tutaj szczególnie odczuwalna była strata mobilnej bazy polowej MFB - bolesny cios "na odchodne" ze strony Panzerowców. Pierwszy raz od początku wojny był surplus mechów u Minutemen. Dzięki umowie z Rycerzami Św. Cameron, z pola bitwy zgarnęli pięć jako tako zachowanych wraków po pojazdach LRPB. Mieli dość zapasów i pieniędzy aby je reperować - tym bardziej, że Almasy się do nich odezwał z dobrą ofertą: kupno zreperowanych RetroTech mechów (SHD-1R Shadow Hawk i EMP-1A Emperor) po wyższej cenie, podobnie eksperymentalnego ZEU-6Y Zeusa od Pandura. Ten ostatni kręcił nosem, choć oferta była kusząca - póki co więc Minutemen jej odmówili, ale retromechy zostały sprzedane na pniu zaraz po reperacjach. Dwanaście milionów C-Bills wpadło do wojennej szkatuły Minutemen... i zaraz potem wyleciało z niej pięć. Udało się bowiem dogadać z Rycerzami, aby ci odsprzedali jeden z pokonanych desantowców kl. Confederate po relatywnie niskiej cenie (reszta hajsu szła na odbudowę oraz zakup i dostarczenie sporej ilości dużych i średnich laserów celem odrestaurowania jego uzbrojenia. Była to skuteczna, sferoidalna machina zdolna przenosić sześć mechów (lub cztery i dwa myśliwce) dowolnego tonażu oraz nieco cargo, a także skutecznie się bronić dzięki tym laserom. Było to dobre zastępstwo za utraconego Manatee. Brakowało "jedynie" kadr, acz w NVR już rozpoczęto przyspieszony proces rekrutacyjno-szkoleniowy dzięki kontaktom w rządzie i wojsku. Pozostałe siedem milionów CB było do rozdysponowania i/lub wrzucenia do zaskórniaka. Część z tych pieniędzy poszła na dalszą rozbudowę sił najemnych - kompania Harcourt's Destructors zgodziła się na kontrakt roczny z możliwością przedłużenia, opierający się na standardowych warunkach i klauzulach. Ponadto udało się rozbudować 'startupy' najemne (dalej składające się głównie z max plutonów lekkiej piechoty i transportu) do dwóch pułków. Siły te trafiały na planetę wraz z kolejnymi konwojami handlarzy pod patronatem MRB/ComStar. Była to formalność, tym bardziej, że wróg stracił całość siły kosmicznej oraz większość powietrznej. W związku z tym ostatnim (i wysokimi stratami) siły eskortowe z Palatynatu Illyriańskiego wycofały się z aktywnego udziału w operacjach, przekierowując resztę flotylli ekspedycyjnej i uzupełnień do osłony konwojów i punktu skokowego zenit. Za pomysłem Juliana, spora część pieniędzy trafiła do WSI i innych kanałów wywiadowczych i została wymierzona przeciwko 'Benefaktorowi' i jego wciąż nieznanym interesom oraz środkom. Miało to za jakiś czas przynieść pewne wymierne, choć wciąż bardzo skąpe rezultaty - ale od czegoś trzeba było zacząć. W trakcie tych tygodni Minutemen nie tylko reperowali swe maszyny i siedzieli w bazie, ale także zajmowali innymi rzeczami. Julian przedstawił oficerom łącznikowym pomysł o urwaniu kanałów medialnych nieprzyjaciela. Wprawdzie rajdy na miasta celem likwidacji centrów telekom były natenczas ryzykowne i nazbyt agresywne (w obliczu groźby użycia broni atomowej), to już odnalezienie i przecięcie linii telegraficznych i kabli przesyłu telekom było formalnością. Pozostawiono jedynie awaryjne łącza rządowo-wojskowe pozostające pod nadzorem Vermontczyków. Nagłe urwanie wrażej propagandy miało jednak początkowo odrobinę negatywny efekt, dolewając paliwa do ognia szurów i psychopacyfoli. Sprawę nieco ułagodziła odezwa, jaką przygotował i wygłosił Manul w przekazie radiowym (TV, choć wiarygodniejsze, było odradzane przez WSI ze względu na natychmiastową identyfikację Juliana Jacksona - i jego rodziny). Choć spotkało się z krytyką świrów, to jednak media patriotyczne i neutralne przyjęły je z entuzjazmem, a "prawilni" obywatele organizowali wiece poparcia (oraz sprzeciwu wobec opozycji). W tym czasie Iroshizuku wykonywała setki godzin lotów zwiadowczych nad całymi zachodnimi Ziarnami oraz Pograniczem. Teraz, kiedy wróg stracił większość sił aerospace i konwencjonalnych atmosferycznych, oraz nie posiadał dedykowanego uzbrojenia p.lot. w dużej, rozdystrybuowanej ilości, to te przeloty były bezpieczne... z grubsza. Raz Itan-sha natknęła się na przerobiony pociąg wojskowy zbliżony typem do St. Bernard Express z dawnych czasów. Znacznie skrócony, choć wciąż potężny i dobrze uzbrojony - wagon eskortowy będący z tyłu miał aż sześć wyrzutni LRM-15. Tylko dzięki fortelowi uszkodzenia torowiska i wykolejenia całego pociągu udało się zniszczyć ten wagon, a potem rozprawić się z pasażerskim i lokomotywą. Dopiero później do agentów wywiadu dotarła informacja, że pociąg nie przewoził wojowników, a cywilów - całe rodziny. To była dalsza migracja, z Bennington do Newport. Setki osób poniosły śmierć w wyniku kraksy, ostrzału i eksplozji. I był to paskudny zadzior, bo jakimś cudem przeciek trafił do "stronnictwa gołębi" (czyli pacyfistycznego) i ukazywał Minutemen znów w poniekąd złym świetle - jako nie lepszych od Bandytów, skoro "mordowali cywilów". Głosy wzywające do jakiegoś stopnia integracji Minutemen z wojskiem/władzą jako jednostkę podległą i odpowiedzialną, znalazły wreszcie ujście. Centryści się ku temu postulatowi przechylili, a i część "stronnictwa jastrzębi" (czyli militarystycznego) z chęcią powitałaby możliwość kontroli i wykorzystania Minutemen jako narzędzia. Tutaj Rooikat wybiegła naprzód ich oczekiwaniom, używając swych kontaktów do przedstawienia stosownej propozycji. Rozpoczęły się rozmowy z generałem Jacksonem, głównodowodzącym brygadą Border Patrol, znanym hardlinerem i jastrzębiem, przyrównywanym do historycznego bohatera wojennego, Douglasa MacArthura ze Stanów Zjednoczonych Ameryki, państwa położonego na dawnej Ziemi (a dzisiejszej Terrze). Jackson i jego kadra byli żywo zainteresowani pomysłem wykorzystania Minutemen jako wsparcie i szturm. Układ miał być prosty: utrata autonomii i konieczność wykonywania rozkazów w zamian za wpięcie w system logistyczny wojska (choć tu pojawiły się głosy o wątpliwej wartości tej "zalety"), zrzucenie odpowiedzialności na przełożonych i protekcję stronnictwa jastrzębi. Po całkowitej utracie jednostki "Mailed Fist" NVDF tym bardziej poszukiwało 'czegoś' do załatania dziury w miejscu pancernej pięści. Trwały także inne negocjacje - międzynajemnicze. Panzerowcy przełknęli swą dumę i zacisnęli zęby pomimo goryczy porażki czy żądzy zemsty i odezwali się do Rycerzy. Doszło do rozmów na neutralnym gruncie, pod muszką laserów i autodział. Przebiegły sprawnie i szybko został wypracowany dość kontrowersyjny kompromis. Rycerze mieli oddać część zdobycznego salvage - tak mechów jak i maszyn aerospace - Panzerowcom, a ci w zamian za to wywinęliby się z kontraktu dla ACzW powołując się na pogwałcenie zapisów Konwencji Ares i dobrych praktyk wg MRB. Tak też się stało. Bandyci źle to przyjęli, ale oprócz paru "incydentów" to nie doszło do "bratobójczych" walk - LRPB po prostu opuściło Amerigo wraz z następnymi transportami, już jako strona neutralna. Nie wyszli na tym aż tak bardzo stratni: okazało się bowiem, że... ComStar kupował RetroTech-pojazdy (a raczej ich wraki po Blood Raiders z Vergennes Airport) po cenie zbliżonej do pełnej rynkowej także od nich. Nieźle na tym zarobili i te pieniądze ze sobą zabrali na odbudowę, rekrutację, wypłaty i do szkatuły. O czym Minutemen mogli się dowiedzieć w przyszłych latach, to Panzerowcy spędzili jeszcze nieco czasu na Peryferiach, liżąc rany i przemieszczając się na "północ". Wkrótce później najęli się na długoterminową służbę u Steinerów we Wspólnocie Lyrańskiej, gdzie zarobili znacznie większe sumy i byli w stanie powrócić do pełni sił - a potem kontynuować w następnych dekadach swoją kontrowersyjną historię. Ale była to inna, ich własna opowieść. Niestety nie udało się w podobny sposób urobić Abased. Wstępne rozmowy zakończyły się fiaskiem. Pozycja na liście rankingowej MRB dla tej kompanii z pewnością sfrunęła w dół za opowiadanie się po stronie gwałcącej Konwencje Ares... choć i tak była już niska, o co najwyraźniej ci akurat najmici nie dbali. I wciąż stanowili batalion rzadkich mechów szturmowych i ciężkich z pełnym zapleczem technicznym. Udało się także przez ten czas nawiązać kontakt z parą zaginionych mechwojowników - Sarah Kane i Jake'iem McKinleyem. Okazało się, że po klęsce powstańców na Vergennes i Windsor, część z nich zdołała zbiec z wysp za pomocą łodzi, biorąc ze sobą COM-2D Commando Walkirii. Wylądowali w ruinach bazy morskiej Bandytów, zniszczonej przed miesiącami. Tam doszło do boju spotkaniowego z ekipą bandyckich zbieraczy - Vermontczycy odnieśli zwycięstwo w potyczce i zniszczyli pociąg kołowy wypełniony salvage z bazy. Potem przeszli do działań dywersyjnych na północno-zachodnim i zachodnim Pograniczu oraz wybrzeżu Morza Chłodnego, ale tutaj szło im gorzej z powodu braku wsparcia i kurczących się zapasów (Commando wypstrykał się z rakiet SRM i stopniowo tracił pancerz ablatywny, a McKinley stracił mecha podczas masakry powstańców). Los odwrócił się dopiero później, kiedy posłany za nimi "łowca" - piracki SWD-2 Swordsman, a raczej jego pilot - został przyłapany w głupim momencie poza kokpitem, sprzątnięty wraz z obstawą, a mecha przejął Auber. Wkrótce po nawiązaniu kontaktu zorganizowano zrzut zaopatrzenia i wsparcie zwiadu lotniczego. Kiedy dotarli do bliżej położonych rejonów udało się ich ewakuować. Walkiria i Auber wrócili pod Wielką Górę Zieloną ze swymi maszynami, ku uldze i radości wszystkich. A potem gruchnęła szokująca wieść. Zawieszenie broni. Trzynasty grudnia roku 2999 okazał się dniem o tyle zaskakującym, co nieprzyjemnym dla wielu (a zwycięskim dla innych). Wewnętrzne kręgi decydentów zdecydowały się jednak na podjęcie tego kroku. Negocjacje trwały po cichu już od momentu oszacowania skutków detonacji tamtych dwóch głowic "Davy Crockett". Przedstawiciele rządu kryzysowego NVR wyszli do narodu z ciężką przemową, wskazującą na konieczność skupienia się na odbudowie i uniknięciu ryzyka atomowej zagłady kraju. ComStar też był zaangażowany w sprawę jako mediator, gwarant i obserwator "nieużytkowania broni klasy WMD" i demilitaryzacji pasa przygranicznego. Już trzeciego stycznia roku 3000 podpisano bowiem rozejm - gdzie stronami była już nie tylko Armia Czerwonej Wstęgi, ale także... "Ludowa Republika Ziaren" ze stolicą w Newport oraz "Księstwo Essex". Pierwsza była marionetką Mwabutsy, rządzoną przez ex-wiceprezydenta NVR, Normana Osbergera, oraz innych pojmanych polityków. Druga była udzielnym państewkiem "księcia" Juliusa Spencera. Nie było to jednak najgorsze, a... utrata Middlebury. Za obietnicę kontrolowanego rozbrojenia z głowic oraz zamknięcia obozów pracy w całej "Ludowej Republice", miała zostać rozpoczęta akcja humanitarna i anty-epidemiologiczna w zachodnich Ziarnach, a miasto Middlebury miało zostać całkiem zdemilitaryzowane i przyłączone do tego nowego "państwa". I to akurat wtedy, kiedy znaczna część obywateli powróciła by odbudowywać swe domy. Część z nich znów musiała uchodzić, inni zostali, aby widzieć wkraczające do miasta siły Abased i wspierający ich batalion startupów najemniczych (tej samej klasy co pułki służące dla NVR). Wkrótce później miała pojawić się także policja tego nowego tworu politycznego. Stref zdemilitaryzowanych w innych miejscach mieli pilnować najemnicy na garnuszku NVR - Rycerze i pułki startupowe. Ci pierwsi mogli sobie już na to pozwolić, gdyż mieli sporo pieniędzy ze spieniężonego salvage, pożytkując je na reperację własnych wraków i latadeł oraz transport drugiego pułku na Amerigo, gdyż niedawno skończył im się kontrakt w Palatynacie i wynegocjowali dodatkowe, lepsze warunki w rządzie NVR. W mediach i na ulicach wrzało. Stronnictwo gołębi świętowało tryumfy, jastrzębie wyli pod niebiosa. Znów protesty i zamieszki na ulicach, w tym wpierdol jaki sobie nawzajem spuszczali co bardziej fanatyczni wyznawcy opcji politycznych. Policja z początku nie radziła sobie z zamieszaniem, ale twarde rozkazy "z góry" wymusiły czyny mające przywrócić porządek. Doszło też do kryzysu wewnątrz Minutemen. Beton i Winters poparli szukanie protekcji u gen. Jacksona, lecz wkrótce po ogłoszeniu rozejmu zerwali kontakt razem z blackopsami i zniknęli z radaru, przedtem przysięgając kontynuowanie walki - teraz na własny rachunek. Stali się renegatami. "Gołębie" naciskały natomiast na audyt cywilny. Tu naprzeciw wyszli im Kane i McKinley, oferując siebie i swoje mechy - de facto wiążąc sobie ręce, ale też będąc kimś w rodzaju odgromnika politycznego dla reszty ekipy, która mogła kontynuować negocjacje z Jacksonem (w dość niepewnej pozycji obydwu stron stołu) lub podjąć inną decyzję. W tym trudnym czasie, praktycznie w ostatniej chwili dotarły raporty wywiadowcze za pieniądze ze sprzedaży mechów. Rozkodowanie przechwyconego przez Spidera Highborna przekazu z Ambassadora zniszczonego na Magellanie. Większość przekazu była uszkodzona i nie do odzyskania, ale udało się za pomocą technosztuczek ustalić, że adresatem części miał być... ktoś na drugim, większym księżycu - Columbus. Udało się nawet namierzyć bardzo wątłe, ale jednak istniejące sygnały sugerujące istnienie tamże jakiejś aktywnej bazy. Z innej beczki: były także doniesienia o dalszych atakach na Bandytów głęboko na Barierze ze strony nieznanych sprawców. Udało się ustalić, że nie stała za tym grupa renegatów Jane Doe (ci też wykonywali ataki przeciw społecznościom bandyckim, ale na południowym Pograniczu póki co). Wciąż też trwała niskich lotów ciuciubabka w dżunglach nad Lake Varmint (najwyraźniej tamtejsi Bandyci nie otrzymali listu od swojego "króla" lub go olali - albo wręcz odwrotnie...). W powietrzu wisiał silnie stężony niepokój, niepewność jutra. Czy jednak 'gołębie' wygrają także i tu, przejmując bazę Minutemen i de facto internując ich wraz z mechami? Iść w ślady Doe? Zawierzyć Jacksonowi i obniżyć wymagania w negocjacjach, choć to byłaby lekka desperacja? Zastosować inną opcję? Nastały dziwne, trudne czasy - paradoksalnie trudniejsze, aniżeli te wojenne.
__________________ Dorosłość to ściema dla dzieci. |