Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Science-Fiction > Archiwum sesji z działu Science-Fiction
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-11-2021, 10:15   #21
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Kehil wyszedł na powierzchnie. Klitka Clave była straszna. Cybernetycny loch, z pulsującym polem magnetycznym przyprawiał Miralukę o zawroty głowy. Skubany haker na pewno o tym wiedział i celowo włączał więcej systemów niż potrzebował. Tak o… dla samej tylko złośliwości.

Była to swego rodzaju gra, bo Kehil z kolei tak długo jak był wewnątrz nie dawał po sobie poznać oszołomienia. Stał wyprostowany z zaciśniętą szczęką. Słuchał rewelacji z uwagą. Cóż, potrzebował tych ludzi. Potrzebował też zrobić rozpoznanie.

- Clave, weź mi sprofiluj tych typów - machnięciem ręki wysłał ze swojego datapada informacje o celu Grulla.
- Masz tu informacje o nich - dane od Grula również poszły do hakera. - Raczej nie powinno być z nimi problemów - Kehil musiał przyznać sam przed sobą, że nie przejrzał tych informacji wcześniej, jednak nie chciał teraz tracić czasu.
- Szykuję im małą szkołę. Gdybyś mi zebrał informacje kiedy przebywają sami, poza obszarem miejskiego monitoringu. Być może uda nam się załatwić tę kwestię samemu z Garusem, wtedy będę mógł odpalić ci coś ekstra. No chyba, że… - Kehil zmienił ton i wyraźnie podpuszczał Clave’a - chyba, że nie możesz ustalić takich miejsc. To oznacza, że są za bardzo chronieni i pieniądze przeznaczone na wywiad elektroniczny będę musiał wydać na dodatkową siłę mięśni.

Liczył na pazerność Kaleeshana. Niestety lubił on przede wszystkim łatwą gotówkę. Normalnie ustaliłby stawkę, i po jej opłaceniu pewnie uznałby, że nie udało się znaleźć takiego miejsca jakiego Kehil szuka. Dlatego detektyw jasno dawał do zrozumienia, że jeżeli nie otrzyma pomocy, to zapłaci za inną pomoc komuś innemu. A że zapłacić musiał… no cóż. Innego wyjścia nie było. Samotni mściciele występowali jedynie w Vidach dla bogaczy. W prawdziwym świecie samotny mściciel najpewniej skończyłby z nożem między żebrami i twarzą w rynsztoku.

Ulica na dolnych poziomach miasta była zatęchła i mroczna. A i tak po wyjściu od Clave Kehil odetchnął z ulgą. Nigdy nie myślał, że Kaleesh mogą do tego stopnia fascynować się elektroniką. Za chwilę Clave popadnie w manię na tle ulepszania swojego ciała by stać się cyborgiem. Bardzo niebezpieczna wizja. Mirluka otrząsnął się.

Zostało mu wybrać się do Garusa. Kehil wezwał taksówkę i przelał należność za podróż do lokalu należącego do Nimo. Mając na koncie już nieco kredytów był spokojniejszy. Nie musiał się martwić, że nie będzie miał za co wrócić do domu.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.
Mi Raaz jest offline  
Stary 30-11-2021, 00:33   #22
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Kartka dotycząca walki o równe prawa obcych ras na Coruscant wprawiła na chwilę Devinę w zamyślenie. Nie mogła powiedzieć, że wcale nie zaznała w życiu rasizmu. Twi’lekanki często spotykały się ze stereotypem, że jedyne, do czego się nadają, to do niewolniczego tańca dla szemranej gawiedzi. Z tym, że akurat w jej przypadku to się trochę sprawdzało. Zastanawiało ją tylko, na ile winą postrzegania kobiet jej rasy było to, że często rzeczywiście trafiały one w pułapkę złej drogi życiowej, w której widzi się dla nich jedynie rolę rozrywkową, a nie dostrzega się innych możliwości. Sama, gdyby nie była tak naiwna w przeszłości, pewnie zupełnie inaczej pokierowałaby swoim życiem. A zaraz miała się spotkać z kolejną twi’lekańską tancerką. U paru innych ras również znalazłoby się krzywdzące stereotypy. Ale podobne losy spotykały także ludzkie dziewczyny. Na Coruscant mało kto miał łatwo.

Po zobaczeniu wiadomości na komunikatorze, że jej znajoma jest w domu, Devina nieco odetchnęła. Nie miała ochoty na kolejne dzisiaj odwiedziny podejrzanego miejsca, a takim zawsze były kluby z tańcem erotycznym. Przepracowanie w takich miejscach kilku lat swojego życia wcale nie poprawiał opinii o nich, powodował wręcz odwrotne wrażenie. Gdy z pewnymi przygodami udało jej się dotrzeć do mieszkania Anthi w obskurnym apartamentowcu, z lekkim uśmiechem wystukała na dzwonku ustalony przez nie kod. Dzięki niemu wzajemnie mogły łatwo zidentyfikować dzwoniącego. Po odczekaniu chwili, drzwi otworzyła zielonoskóra Twi'lekanka. Była w domowych ciuchach, ale nawet w nich widać było kształty koleżanki, których Devina na potrzeby zawodu mogłaby zazdrościć przyjaciółce. Dodatkowo bardzo szybko po ciąży wróciła do formy, ale chcąc utrzymać swoje dziecko, nie miała wyjścia.

- Wiesz pewnie dobrze, że jak się odezwałam, to pewnie mam sprawę - ze szczerością zaczęła Devina. - Ale najpierw powiedz, co u ciebie i młodego?

- Cześć
- odpowiedziała Anthami, ruchem ręki zapraszając koleżankę do środka. - Wchodź, Ilar niedawno poszedł spać, więc lepiej porozmawiajmy po cichu.

Anthami wyglądała na lekko znużoną, ale chyba zaciekawioną odwiedzinami Deviny. Nalała do dwóch kubków napój witaminowy i wskazała, żeby usiadły na kanapie.

- Niewiele się zmieniło - zaczęła Anthi. - Młody rośnie, uczy się coraz nowych rzeczy, a ja staram się balansować między poświęcaniem mu wystarczająco uwagi, a zarabianiem na jego potrzeby.

- Właśnie, zatrudniłaś się w jakimś klubie ostatnio? -
dopytała Devina.

- To tu, to tam - upiła głębszy łyk napoju Anthami. - Wiesz jak to jest. Albo nie płacą, albo klub upada, albo właściciel znika… długo by jeszcze wymieniać. Słyszałam, że sama próbowałaś w Seksownej Nautolance. Nie słyszałam najlepszych opinii, ale może to tylko pogłoski…

- Wiem, co słyszałaś, pewnie o właścicielu oblechu…
- rozmówczyni skinęła jej głową na potwierdzenie. - To mogę potwierdzić samym widokiem typa, ale już sobie radzę z takimi.

- Wiesz, zawsze tak się wydaje, że da się radę. Ale jakby jednak było w porządku, to daj znać. A teraz mów, z czym do mnie przyszłaś. Pojawiasz się tak rzadko ostatnio, że mnie ciekawość zżera, co aż musiało tu cię przygnać.

- Nie przesadzaj -
lekko speszyła się Devina wytknięciem rzadkich odwiedzin. - Ale po prawdzie to… poważna sprawa. Muszę wiedzieć, czy nie wiesz czegoś o jakichś wtykach, czy któraś z dziewczyn nie jest podejrzana o szpiegowanie pod przykrywką?

- Hmmm… -
zastanowiła się chwilę młoda matka. - No tak, to już teraz wiem. Devi bawi się w bycie agentką. Jakiś czas już podejrzewałam, ale skoro o to teraz pytasz, to jestem pewna.

- Skąd wiesz?
- zapytała ponownie zapeszona, obawiając się, że ktoś w środowisku ją o coś podejrzewa.

- Uspokój się, to tylko moje domysły. Znamy się od dawna, a ostatnio dziwniej się zachowywałaś, niż zazwyczaj. Tylko Devi, uważaj na siebie. Ja bym ci odradzała, ja już wolę po staremu, bez żadnych oczekiwań. Dobrze wiesz, jak się skończyło, jak też myślałam, że mogę coś więcej. Skończyłam na samotnym przebieraniu pieluch. Nie mówię, że młody nie daje mi szczęścia, no ale…

- Daj spokój -
odparła Devina, gdy jej koleżanka mocno się zasępiła. - W nic cię nie chcę wciągać, a sama odpowiadam za siebie. Zresztą, moja szansa najprawdopodobniej mi właśnie ucieka. Wiesz coś?

- Nie, raczej nie -
dość długo zastanawiała się Anthami. - Wiesz, to poszło lawinowo po Ziro, cała jego szajka była kolejno wyłapywana albo wykańczała się sama wzajemnie. Zresztą, ja czułam, że tak będzie, więc zmieniłam wtedy na klub w ogóle nie związany z Ziro. Niektórzy próbowali się dowiedzieć, o co chodziło, ale najczęściej to, jak zapuszkowali ich szefa, było ich najmniejszym zmartwieniem. Pozostały na powierzchni jedynie pionki, jak Johtom, czy Teve.

- Johtoma kojarzę, to rzeczywiście nieużyteczny dureń. Ale Teve? Chyba pierwsze słyszę.

- Duros, przejął jeden z lokali po Ziro, bo na papierze on sam był właścicielem
- jakieś dźwięki dobiegły z pokoju, gdzie spał syn Twi’lekanki, ale po chwili się uspokoiła. - Młody musiał zrzucić jakąś zabawkę z łóżka. Słuchaj, ten Teve sam rozpuszcza ploty, że jest taki nieważny, nieistotny, ukrywa się. Ale coś czuję, że on akurat jest dość sprytny. Chodzą ploty, że organizował całą sieć dystrybucji przyprawy dla Ziro. I to na dolnych poziomach. To niebezpieczny typ, Devi. Nie ładuj się w to, o cokolwiek by nie chodziło. Za mądra na to jesteś. Ale pewnie już postanowiłaś.

- Nie, nie wiem
- odpowiedziała szybko Devina. - Sama nie wiem, co robić. Nie chcę cię w to wciągać i mówić, o co chodzi. Obiecaj mi tylko, że nikomu nie powiesz, że cię wypytywałam.

- Obiecuję -
z poważną miną Anhtami spoglądała w stronę pokoju jej syna. - Ale jak masz się teraz kręcić po podejrzanych miejscach, to lepiej już idź. To łatwiej mi będzie o to, żeby nikt się mnie o nic w twojej sprawie nie pytał.

- Okej -
Devina wstała, lekko uścisnęła się z przyjaciółką na pożegnanie. - Uściskaj też młodego ode mnie, nie chcę go budzić. Mam nadzieję, że odezwę się niedługo na normalne ploty.

- Też mam taką nadzieję -
powiedziała Anthi, po czym za pomocą lekku wykonała znak pożegnania. Obie, wychowane na Coruscant, nie potrafiły za dobrze porozumiewać się za pomocą swoich twi’lekańskich atrybutów, ale kilka podstawowych zwrotów znały. Devina odpowiedziała tym samym, dodając do tego uśmiech.

- W nic się nie wpakuję - odparła przy wyjściu z drzwi.

Tylko chwilę później już szukała turbowindy, która pozwoli jej dotrzeć na niższe poziomy. Do klubu, którego właścicielem był Teve. Dopóki nie odzywał się Lox, nie miała nic innego do roboty. Z obawy o Ginę i tak nie mogła siedzieć bezczynnie.
 
Jenny jest offline  
Stary 06-12-2021, 19:01   #23
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kilka drinków zmieniło się w kilkanaście. A przynajmniej tak się Garrusowi wydawało, bo po prawdzie stracił rachubę. Przyjemnie szumiało mu już w głowie, gdy trochę wbrew wewnętrznym namowom, rzucił na blat wyliczoną sumę kredytów i powoli ruszył w stronę wyjścia. Raz się lekko zatoczył, potem znowu potknął się o nogę jakiegoś krzesła, które ktoś bez sensu postawił na jego drodze.

Zabrak był jednak trzeźwy... Z grubsza trzeźwy. Na przykład dał radę złapać za niewielką rączkę jakiegoś Chadra-Fana, gdy ta sięgała do tylnej kieszeni spodni łowcy, w której spoczywała sakiewka. Niedoszły złodziej zapiszczał coś w swoim języku, którego jednak Garrus nie znał. Łatwo mógł jednak poznać, że to coś w stylu proszenia o litość. Puścił malca i nawet się za nim nie oglądał, gdy tamten znikał między stolikami.


Członek klanu Kadaar dotarł w końcu do drzwi. Po chwili jego twarz owiał kojący, chłodny wiatr. Miła odmiana po dusznym wnętrzu baru, nawet jeśli znajdował się bliżej dna Galactic City niż jego luksusowej powierzchni.

Rozejrzał się wokół. Było już dobrze po północy, ale ruch na promenadzie nie malał. Osobnicy różnych ras przemieszczali się we wszystkich kierunkach. Jedni weseli, inni wyraźnie czymś przejęci, ktoś śpiewał głośno jakąś pijacką przyśpiewkę. Wzrok Garrusa padł na wejście do gildii łowców. Zauważył nawet potężną sylwetkę Nimo, którego nie można było z nikim pomylić. Rozmawiał z jakimś kolesiem, chyba ludzkiej rasy, ale trudno było powiedzieć, gdyż tamten stał plecami w stronę Zabraka.

Westchnąwszy głośno, "rogacz" ruszył w stronę turbowindy, którą chciał wrócić na swój poziom.


Kehil szybko dotarł na miejsce. Podróż taksówką była naprawdę efektywna, choć jednocześnie dość droga w porównaniu z innymi dostępnymi opcjami. Taksówkarz trafił się bardzo gadatliwy. Niestety nie był droidem, któremu można było po prostu kazać milczeć. Nawet pomimo kilku sugestii ze strony Miraluka, że nie jest zwolennikiem rozmów w podróży, Gran nawijał jak nakręcony. Na szczęście nie przeszkadzało mu zupełnie, że jego pasażer w ogóle nie odpowiadał, więc po jakimś czasie syn Sarena przestał zwracać uwagę na to co tamten mówił.

Detektyw z ulgą opuścił pojazd, który zaraz wzniósł się w powietrze i odleciał ku górze. Najwyraźniej kierowca nie chciał pozostawać tu dłużej niż to konieczne. I trudno go było za to winić. Poziom, na którym znajdowała się gildia łowców, nie mógłby zostać atrakcją turystyczną, nawet gdyby komuś bardzo na tym zależało. Było tu dość posępnie, brudno, a wokół pełno było osób z niezbyt miłym nastawieniem, jak potrafił wyczuć Kehil. I nawet jedna taka stała teraz przed nim.

- Czego tu? - spytał wysoki Twi'lek. Był to bramkarz przy wejściu do lokalu Nimo. - Masz licencję?

- Nie, ale mam to - w ręce Miraluki pojawiło się kilka płytek kredytów. Wiedział doskonale jak działa ten mechanizm. To tutaj zatrudnił niektórych członków swojej ekipy podczas roboty dla Mordino.

- Bez licencji i tak nie wejdziesz - stwierdził Twi'lek zgodnie z przypuszczeniem detektywa.

- Więc zawołaj tu z łaski swojej Nimo, a to za fatygę - wręczył bramkarzowi kredyty. Ten zniknął w wejściu i po chwili wyłonił się z niego, wraz z olbrzymim Hergliciem.

- No no no - powiedział niskim głosem Nimo, jednocześnie gestem każąc Twi'lekowi odejść. - Któż to zawitał na starych śmieciach? Znowu się coś kroi?

Rozmowa trwała chwilę. Kehil wymienił z Nimo kilka uprzejmości, tamten był najwyraźniej zadowolony z obecności Miraluki. Pewnie liczył, że coś mu wpadnie do kieszeni. Tym razem się zawiedzie.

- Szukam Garrusa - powiedział w końcu. - Podobno robi dla ciebie.

- Robił. To dobry chłopak, ale nie ma obycia. Nie wie kiedy powiedzieć nie. Stracił licencję.

Kehil zaklął cicho pod nosem. I co teraz? Los jednak był dla niego łaskawy.

- Ale chyba masz szczęście. Właśnie wychodzi z tamtego baru.


Tym razem podróż turbowindą odbyła się bez przeszkód. Devina dla odmiany podróżowała teraz w dół, na poziom podobny do tych, na których zdarzało jej się pracować, ale wolałaby tam nigdy nie mieszkać. Jeden z tych poziomów, na którym szemranym towarzystwem było to nieszemrane, tak rzadkim było widokiem.

Neony z licznych lokali rozświetlały ulicę lepiej niż lampy. Istot też było całkiem sporo. Wiele z nich wędrowało od jednego klubu do drugiego. Twi'lekanka zauważyła nawet Bitha, którego z jednego lokalu wyrzucili ochroniarze, a on szybko zawędrował do kolejnego.

Wreszcie stanęła przed wejściem przybytku tego całego Teve. I od razu stanęła również przed problemem. Przy wejściu stróżowała dobrze zbudowana para. Quarren i Weequay. Pierwszy z nich od razu wyciągnął rękę i zatrzymał, próbującą wejść do środka Devinę.

- Dokąd to? - spytał.
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col

Col Frost jest offline  
Stary 13-12-2021, 21:13   #24
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Kilkanaście lat wcześniej

Statek Federacji Handlowej


Neimodianie niecierpliwie przebierali długimi palcami, podczas gdy pewien człowiek pocił się niemiłosiernie próbując dokończyć swoją prezentację. Głowa droida protokolarnego mająca “zmienić spojrzenie na szpiegostwo przemysłowe” pozostawała jednak niezmiennie wyłączona. Niefortunnie, ale technologia często zawodziła akurat w kluczowym momencie. Jeszcze bardziej niefortunne gdy od tego momentu zależy reszta twojej zawodowej przyszłości. Tidian Olos, starszy asystent naukowca który dokonał przełomowego odkrycia, stworzył oprogramowanie który potrafiło zmienić macierzysty kod maszyny, której zostanie wgrana i nadpisać nowe “dość destrukcyjne” funkcje. Początkowo odkrycie określono fiaskiem, ale tam gdzie inni czuli porażkę, tam Olos wyczuł interes. Oczywiście podczas prezentacji nie zająknął się słowem o tym, że kod nie był do końca kompletny, ale wierzył że powinien działać wystarczająco dobrze. Chciał sprzedać wynalazek swojego mentora temu kto mógł zapłacić jak najwięcej. Co najmniej za tyle kredytów żeby w razie problemów nie dać się później znaleźć. W tym wypadku, kupcem była słynna Federacja Handlowa, która oficjalnie zajmowała się robieniem interesów, nieoficjalnie prowadzeniem wojen i budowaniem nieuczciwej przewagi nad konkurencją wszelkimi możliwymi sposobami.

-Więc?

Atmosfera była dość gorąca, a potencjalni kupcy wydawali się mało przekonani.

-Już… Już… Zaraz.. Naprawdę nie rozumiem… Wszystko powinno działać…. Jeszcze tylko jedno małe obejście obwodu i…

Tidian odskoczył z piskiem rażony prądem. Głowa droida protokolarnego połączona dziesiątkami małych kabelków którymi płynęła energia elektryczna nagle ożyła. Z ośrodka mowy wydobywały się dwa różne głosy łączące słowa w niekończącej się pętli.

-Zabić i służyć, zabić i służyć, zabić i służyć…

Przerażony naukowiec skoczył na równe nogi chcial wyłączyć maszynę, ale wicekról Nate Gunray powstrzymał go wyciągniętą dłonią. Podrapał się po brodzie i wpatrywał zaciekawiony w nową zabawkę.

-Zabić i służyć…

-Doprawdy fascynujące panie Olos. Masz moją uwagę. Co jeszcze potrafi to “coś”?







Czasy obecne

-Panie Duronie! Panie Duronie! Na słówko jeśli można!

Droid nawet nie wiedział jak bardzo jest irytujący, ale z całą pewnością jego zbyt głośne artykułowanie niektórych głosek i powtarzanie wyrazów mogło doprowadzić do szału. W ciągu ostatnich 24 godzin zagadał każdego z domowników oraz jego gości prawie dosłownie na śmierć, ale widocznie nie zamierzał przestać.

- To nie może zaczekać? - wychodzący z kuchni Duron przetarł oczy. - Muszę jeszcze rozmówić się z Nejjy. No dobrze - westchnął - tylko szybko.

-Przepraszam bardzo Paniczu Duronie! Jako wieloletni, uniżony sługa tego domu, którego zapewniano nieraz o tym, że jest w równym stopniu rodziną co reszta z domowników...

Droid nie dodał, że deklaracje te jeśli już to padały po spożyciu odpowiedniej ilości trunków alkoholowych lub ograniczały się do czegoś w rodzaju “tak, tak, cokolwiek tak powiedziałeś TC-19”.

-... pragnę nadmienić, że po pierwsze czuję olbrzymią pustkę egzystencjalną, którą próbuję wypełnić wirem obowiązków domowych. Po drugie nie mam w tej chwili zapewnienia co dalej się stanie ze mną, czy dalej będę służyć domu Mordino? Rozumiem oczywiście, że strata głównego żywiciela rodziny i tego, który Panicza spłodził może być bolesna, ale nie zapominajmy, że poniekąd także pełniłem funkcję rodzicielską. Może w ramach tej wielkiej i niepowetowanej dla wszystkich straty mógłby Panicz mówić do mnie “Tato”?

Radosne wybrzędzkiwane odgłosy z wnętrza korpusu robota świadczyły, że uważa to za doskonały pomysł, który poprawi wszystkim humor.

Prawa brew Durona powędrowała trochę wyżej.

- Nie, Teesee. Myślę, że zostaniemy przy naszych dotychczasowych relacjach - powiedział spokojnym, może lekko znudzonym tonem. - I nie musisz się martwić. Jako dziedzic ojca nie zamierzam się ciebie pozbywać. Czy coś jeszcze?

-Ohh… Przygotowałem już specjalny tembr głosu na tą dostojną okazję… “DURON JESTEM TWOIM OJCEM” ha ha.

Zaśmiał się sztucznym, metalicznym głosem i niewzruszony brakiem reakcji młodego Mordino, kontynuował swoją przemowę na temat rzeczy “ważnych i ważniejszych”.

-Ależ oczywiście Paniczu! Cała masa rzeczy. Codziennie napływają kondolencje polityków i przyjaciół, żądania zapłaty wierzycieli Pana Myrona, Pani Vicky nalegała na nieplanowane wydatki żeby uśmierzyć swój żal w nowym ośrodku spa, ponoć jej psycholog zaleca to jako konieczne w procesie rekonwalescencji jednak przypominam o pokryciu wszystkich zobowiązań takich jak funkcjonowanie biura i opłacenie różnego rodzaju pracowników… Ponadto…. - TC-19 zaczął wyliczać kolejne wydatki od których mogła rozboleć głowa.

- Litości, Teesee. Będzie na to czas. Jeszcze nawet nie pochowaliśmy ojca.

-Tak, tak jest jeszcze sprawa pogrzebu. Jeśli mogę zasugerować srebrną trumnę. Wydaje mi się, że Pan Myron zawsze lubił przeglądać się w kolorze mojej blachy. Pozwoliłem sobie zacząć organizować ceremonię dla najbliższych 347 osób za zgodą Pani Vicky. Myślałem o wypuszczeniu 30 trantorskich gołębic, oraz salwie honorowej oficerów stacjonujących na Courscant…

Droid mógł tak nawijać godzinami. W swojej ocenie wykonywał tylko pracę, którą mu powierzono. Chciał być użyteczny.

- Wszystko jedno, Teesee. Pozostawiam to Tobie. Wierzę, że wspaniale sobie poradzisz - głos Durona był zmęczony. - Czy coś jeszcze?

-Poza zaleceniem Paniczowi odpowiednich badań psychologicznych i zdrowotnych? Tak. Zapewnia Panicz, że będę mógł służyć domowi Mordino, ale niepokoi mnie śmierć Pana Myrona. Co jeśli innym członkom rodziny także coś grozi? Przed kim odpowiadam po śmierci głowy rody? Paniczem czy Panią Vicky? Co dokładnie po pogrzebie będzie leżało w sferze moich obowiązków? Czy możemy coś zrobić żeby pomóc policji w wykonywaniu ich pracy?


Teesee jak nazywał go Duron, wydawał się rzeczywiście przejęty, o ile przejęta może być maszyna emulująca ludzkie uczucia.

- Odpowiadaj na wszystkie pytania policji zgodnie z prawdą - odpowiedział głosem bez emocji Duron. - I odpowiadasz przede mną, a nie przed kochanką mojego zmarłego ojca, czy to jasne?

-Tak jest Paniczu. Odczuwam dumę na myśl jak bardzo przypomina Panicz ojca w tym momencie. Zrobię co w mojej mocy żeby pomóc policji w toczącym się śledztwie. Może nawet zostanę specjalnym konsultantem? Pierwszy droid z serii TC, który został detektywem. Kto wie!

Najwidoczniej jego nowy pan nie podzielał do końca jego entuzjazmu, ale jednak był grzeczny na tyle, że pozwalał mu "śnić" na jawie.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 13-12-2021 o 23:53.
traveller jest offline  
Stary 13-12-2021, 22:17   #25
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Devina udawała, że wcale jej nie przeszkadza zatrzymująca ją ręka Quarrena. Spojrzała niewinnym wzrokiem najpierw na niego, później na Weequaya i odpowiedziała.

- Do środka, trochę się pobawić - starała się brzmieć przekonująco, ale też nieco naiwnie, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę, co znajdzie w środku. - Chłopaki, chyba mnie wpuścicie mnie, co?

Mężczyźni spojrzeli po sobie.

- Karta członkowska? - spytał Weequay, najwyraźniej ten z mniejszym zasobem słownictwa niż kolega.

- Chyba dacie najpierw przetestować klub? - zapytała słodko. - Co innego, jakbym była jakąś tłustą Gamorreanką, ale chyba nikt nie będzie miał nic przeciwko, abym mu potowarzyszyła w środku? - Devina rozpięła kurtkę, co prawda jej koszulka nie miała zbyt głębokiego dekoltu, ale ciągle w ten sposób prezentowała się okazalej. A nie uśmiechało jej się płacić za wyrobienie karty członkowskiej.

- W sumie pewnie moglibyśmy cię wpuścić - Quarren przejechał palcami po swojej brodzie. - Ale…

- Nie! -
przerwał mu Weequay. - Tylko nie znowu. Ostatni raz cię niczego nie nauczył? - Devinie wydało się, że ton jego głosu nie był zbyt pewny.

- Ktoś wam narobił kłopotów? - zdziwiona zapytała z troską Devina. - Takim fajnym chłopakom? Co się stało?

- Nieważne
- odparł Quarren. - Ale Wiff ma rację, nie możemy cię wpuścić bez karty - wyraźnie nie był zadowolony z tego powodu.

- A co muszę zrobić, żeby dostać tą kartę? - zapytała Devina, lekko już zniecierpliwiona.

Ochroniarze popatrzyli na siebie.

- Musi za ciebie poręczyć ktoś, kto taką kartę ma - powiedział Quarren. - Potem opłata i możesz wchodzić.

- A ty nie poręczysz za mnie? - spojrzała wprost w oczy chętniejszego do wpuszczenia jej Quarrena.

- No wiesz - odpowiedział tamten. - My się właściwie nie znamy, ale gdybyśmy poznali się bliżej…

- Ojej, będę musiała czekać, aż skończysz pracę? -
zasmuciła się, ciągle patrząc na Quarrena, choć wewnętrznie czuła nieco obrzydzenia. - Może poręczysz za mnie od razu, a po twojej pracy się zgadamy na coś?

- No dobra. No co? -
spojrzał na Weequaya. - Przecież zapłaci za kartę, to nie to samo co wtedy.

Quarren zaprowadził ją do środka, gdzie musiała pokazać dowód tożsamości by wyrobili jej kartę. Bramkarz w międzyczasie sięoddalił, obiecując, że będzieczekał przy wejściu. Sama karta nie była zbyt droga. Gość który się tym zajmował oznajmił, że Devina będzie urozmaicała wnętrze. Wreszcie klub stanął przed nią otworem.

Devina weszła do środka, rozglądając się po klubie. Najpierw chciała przejrzeć jego wnętrze, by ocenić, jak wygląda w środku, skupiając się na dwóch głównych rzeczach. Pierwsza, to czy gdzieś nie było widać jakiegoś Durosa, którego pozycja wskazywałaby na bycie właścicielem lokalu. Druga, czy jest jakieś tylne wyjście, aby łatwiej było jej uniknąć ponownego spotkania z Quarrenem.

W klubie panował półmrok, który rozświetlały jedynie światła migające w rytm głośnej muzyki puszczanej przez DJ'a. Uniemożliwiało to zlokalizowanie drugiego wyjścia, o ile jakieś tu było. Może przez zaplecze za barem?

Z tego samego powodu Devina nie odnalazła wzrokiem żadnego Durosa. W ogóle miała problemy z rozpoznawaniem przynależności rasowej bywalców. Z wyjątkiem jednego.

Nagle poczuła czyjeś łapska na swoim tyłku.

- Cześśść, malutka. Zsssatańczyszszsz? - zasyczał jej ktoś do ucha.

Nie mogła się mylić, to był Trandoshanin.

- Odwal się! - nauczona doświadczeniem z przebywania w klubach, stanowczo i pewnie odtrąciła ręce napastnika, nie dając mu się zdominować. Wiedziała jednak, że nie może przesadzać z agresywnością. - Nikt cię nie nauczył kultury, jak się prosi kobietę do tańca?

- Po cssso komu kultura, jeśśśśli ma ssssiłę? -
chwycił mocno nadgarstek Twi’lekanki. Był od niej wyższy o dobre dwie głowy.

Mimowolnie Twi’lekanka rozejrzała się dookoła, czy ktoś nie interesuje się być może jej pomocą, ale od razu zdała sobie sprawę, że wybawca również mógłby czegoś od niej oczekiwać. Zdała sobie sprawę, że najlepiej musi sobie poradzić sama. Szybko zaczęła analizować rozwiązania. Pierwszą opcją była próba oceny, czy w ogóle ma szansę wyswobodzić się z uścisku Trandoshanina. Jeśli tak, to planowała wyślizgnąć się, a następnie szybko ruszyć w stronę wyjścia, gdzie z odsieczą mógł jej pomóc bramkarz Quarren. Jeśli nie miała szans na oswobodzenie się, jedyną opcją było sprawne kopnięcie w krocze, które chociaż na chwilę unieruchomiłoby nieprzyjemnego napastnika.

Trandoshanin zaharczał cicho i zgiął się w pół, gdy noga Deviny wylądowała tam, gdzie żadna noga lądować nie powinna. Puścił rękę kobiety i uwagę skupił na własnym “interesie”.

Niestety, po narobieniu pewnie dość sporego hałasu w klubie, a przede wszystkim prawdopodobną nadchodzącą koniecznością uciekania przed rozwścieczonym Trandoshaninem, Devina udała się w stronę wyjścia. Z nieudawaną wściekłością minęła dwójkę bramkarzy, mówiąc na odchodne do Quarrena, który mógł chcieć ją powstrzymać przed odejściem.

- Fajny klub, wiesz? Pierwsze co mnie spotyka po wejściu, to obmacywanie przez jakiegoś niewyżytego Trandoshanina! Wielkie dzięki za cudowną zabawę! - Powiedziała wyraźnie oburzona, ale chwilę jeszcze poczekała na odpowiedź bramkarza.

Tamten jednak nie odpowiedział nic, będąc najwyraźniej całkowicie zaskoczonym wybuchem Twi’lekanki. Być może by zabrał głos, ale wtrącił się jego kolega Weequay.

- Więc następnym razem słuchaj jak ci mówią, że nie ma wstępu. Do widzenia.

Nie zamierzała szczególnie długo się żegnać. Przyjęła wręcz metodę swego niedoszłego quarreńskiego partnera i nie mówiła już nic, szybkimi krokami kierując się do turbowind. Jej plan infiltracji klubu Teve sromotnie się nie powiódł, a ona zdawała sobie sprawę, że od początku sknociła sprawę. Nie miała nawet szczególnego planu, poszła tam na hurra, podpalona tym, że być może czegoś się dowie. W walce z Trandoshaninem przypisało jej szczęście, bo przeciwnik był dużo silniejszy od niej. Jakoś czuła, że to było wyjątkowo fartowne uderzenie, którym udało jej się unieszkodliwić napastnika.

Jeśli jednak pojawiła się już w środku, to za szybko uciekła. Może mogła jeszcze coś podrążyć, podsłuchać, podpatrzeć? Wracała znów do punktu wyjścia - trzeba było wszystko lepiej zaplanować. Dałaby wiele, by móc skontaktować się przed taką akcją z Giną, ale to właśnie dla niej starała się zdobyć jakieś info. Druga sprawa, że ta na pewno nie chciałaby, by Twi’lekanka ładowała się w takie kłopoty.

Spojrzała na swój zegarek. Tam, oprócz coraz późniejszej godziny, zauważyła także dość sporą liczbę wykonanych kroków tego dnia. W normalnym dniu, już dużo dla niej stanowiłoby pójście na spotkanie z Giną. Tymczasem oprócz tego odwiedziła Jaydiego, Tressa Jasa, Anthami, a przed chwilą próbowała jeszcze Teve. Jeśli miałaby jutro iść do pracy w roli tancerki, nogami pewnie poruszałaby przy tym jak dwoma balami drzewa wroshyr. Ale również i żołądek zaczynał dawać znać, że mimo później pory, warto jeszcze się posilić, jeśli jutrzejszy dzień miał też być aktywny. Całe szczęście, na parterze swojego bloku mieszkalnego znajdowała się znośna knajpka serwująca burgery z banthy. Nieco pieniędzy straciła na tej karcie do klubu Teve, ale uznała, że po tylu stresach, warto zakończyć dzień jakąś przyjemnością.
 
Jenny jest offline  
Stary 16-12-2021, 23:20   #26
 
Lord Melkor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputacjęLord Melkor ma wspaniałą reputację
Kehil faktycznie miał szczęście. Ruszył za Zabrakiem. Na moment się skrzywił czując unoszący się za nim zapach alkoholu.
- Garrus, zaczekaj.

Jedna z rzeczy, której uczysz się w wojsku, to zaznaczenie swojej obecności odpowiednio wcześnie. Nie chciał tak po prostu podbiec i położyć tamtemu dłoni na ramieniu. W przypadku najemników zbyt często prowadziło to do złamań.

Pechowy łowca nagród obrócił się zaskoczony, odruchowo sprawdzając czy ma pod ręką broń…zawodowe nawyki. Przez kilka sekund wydawał się nieco oszołomiony wlepiając wzrok w przybysza, po czym nagle się uśmiechnął.
-Kehil, kopę lat! - zawołał z nieco przesadnym entuzjazmem.

- Faktycznie. Kopę. Słyszałem, że nie masz ostatnio dobrego czasu, co? - Kehil podszedł i wyciągnął dłoń w geście powitania. - A ja mam dość specyficzną robotę. Podobną do naszego ostatniego sprzątania.

Kehil lubił przechodzić do konkretów. Obaj wybrali taki a nie inny sposób zarabiania na życie. W zasadzie zwrot: “sposób na życie” byłby lepszym określeniem. On sam nie miał kiedy i jak założyć rodziny, a gdyby miał jakąś, to za wszelką cenę trzymałby ją w tajemnicy. Nie wypada wręcz zapytać: jak dzieci? Albo: co u żony? Dla ludzi, którzy żyją pracą rozmowy o pracy stają się rozrywką. No chyba, że mogli wspominać… wcześniejszą pracę.

- W ogóle słyszałeś o sprawie z Mordino? - dodał w końcu detektyw.

Garrus chwycił rękę Kehila nieco zbyt entuzjastycznie. Widać było, że był wcięty, chociaz ogarniał co się dzieje dookoła. Pojawienie się dawnego znajomego i to takiego co miał dla niego interesującą robotę wyraźnie go ożywiło i poprawiło nastrój.
- A słyszałem, jak byłem w barze to nadawali wiadomości o jego śmierci. Wiesz coś więcej? Chcesz gdzieś wejść pogadać?

- Nie wiem nic więcej. Chętnie gdzieś wejdę, ale wolałbym z dala od tej dzielnicy.
Wyciągnął datapada. Urządzenie zmodyfikowane do zmysłów Miraluki miało czarny i matowy ekran, a wokół niego unosiły się na kilka centymetrów fioletowe promienie. Odpady z emisji promieniowania nadfioletowego. Garus nie mógł tam niczego rozczytać, podczas gdy dla Miraluki taki obraz był nieporównywalnie bardziej czytelny niż standardowe wyświetlanie.

- Mam kilka adresów w których można znaleźć typków. Możemy połączyć przyjemne z pożytecznym. Jest tam też kilka knajp na liście

- Zgarniesz kogoś ze starej ekipy? - Zaciekawił się Zabrak.
- No to ruszajmy, a co w ogóle u ciebie, chyba z rok się nie widzieliśmy…mam nadzieję że lepiej niż u mnie. Wiesz, że ten dupek Nimo wyrzucił mnie właśnie z gildii?

- Tak. Clave już ustala mi gdzie ich złapać. I tak, słyszałem o Nimo, ale nie wiem dlaczego. Tymczasem jedziemy w teren. Zrobimy coś pożytecznego.

Kehil ruszył do dokowiska taksówek.
- Czym się naraziłeś Nimo?

Garrus zgrzytnął zębami na wspomnienie dzisiejszego upokorzenia.
- Wziąlem zlecenie od Vulcarów na takiego jednego zbira. Dla Nimo to wystarczyło żeby mnie tak po prostu na zbity pysk wywalić….

- Znaczy co? Zlecenie nielegalne? Czy zbir miał lepsze plecy niż myślałeś?

- Chyba to drugie niestety… miał jakieś kontakty z Czarnym Słońcem….no ale ja tylko trochę stłukłem tego Gamorranina, więc nie rozumiem czemu tak mnie potraktowali - łowca nagród wzruszył ramionami, podchodząc do najbliższej taksówki.

- Czarne Słońce? Hmm. Ciekawe jak głeboko sięgają ich macki na Coruscant.

Nie wiedzieć dlaczego Kehilowi nazwa syndykatu ponownie przywołała na myśl wizję zmarłego senatora.

- No, nie zdzwiłbym się. Więcej tu korupcji niż na Rubieżach....skoro tacy jako Mordino giną to chyba nic się już nie zmieni, zresztą on też więcej obiecywał niż robił. - westchnął Garrus.
 

Ostatnio edytowane przez Lord Melkor : 18-12-2021 o 16:54.
Lord Melkor jest offline  
Stary 17-12-2021, 12:28   #27
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Yoqsha najbardziej obawiała się rozmowy z Duronem. Wciąż czuła jak ogromny żal miał on do niej, jak bardzo nie mógł na nią patrzeć normalnie. Po części bolało ją to dlatego, że nie chciała aby tak ją widział, jak zło konieczne. W drugiej części było jej przykro, bo stracił ojca. Bez względu na to, jakie mieli relacje między sobą, to jednak wciąż była jego rodzina. Może w końcu nawet zaczęłoby się im lepiej układać, zaczęliby się dogadywać i rozumieć, może... Może nawet nie musiałby już mieć pretensji do niego o miniony związek, bo ten by jakoś powrócił?

Mirilianka westchnęła i przybrała neutralny wyraz twarzy. Udawała, że nic nie czuje, jak często zwykła robić w pracy. Nie mogła zresztą opowiadać się po żadnej stronie, nie mogła wybuchać czy dawać się sprowokować, przecież wszystko mogłoby potoczyć się inaczej bez uczuć. Zawsze bez uczuć było łatwiej ...

- Do sprawy twojego ojca przydzielili osobę o nieco wyższych niż przeciętne kwalifikacjach. Myślę, że to pozytywne dla sprawy. Zależy mi aby ją rozwiązać. Przykro mi, że odbierasz to personalnie - Yoq zwróciła się do Durona zachowując spokój. Nie mogła przecież prywatnie na to spoglądać. Choć z przykrością patrzyła na jego reakcję i sposób w jaki odebrał jej obecność.

Droid wysunął się na pierwszy plan. Jako wytrawny dyplomata TC-19 chciał przedstawić ze sobą gości. Nie miał pojęcia, że tych dwoje znały się już wcześniej.

-Pani Latyuo ,oto Pan Duron Mordino najstarszy dziedzic domu Mordino. Panie Duronie, oto detektyw Yoqsha Latyuo. Zajmuje się sprawą wypadku niedawno zmarłego Myrona Mordino, głowy domu Mordino i Pana ojca. Czy mogę zaoferować Państwu ciepłe napoje lub lampkę koleriańskiego wina?

Duron westchnął ciężko i spojrzał raz w lewo, raz w prawo, jak gdyby próbował nie patrzeć na Mirialankę. Z wyraźnie wymuszonym uśmiechem zwrócił się w końcu do funkcjonariuszki:

- Czego się napijesz?

- Piłam już kawę, dziękuję
- odpowiedziała bez chwili namysłu, co dało się usłyszeć ze względu na użycie przestarzałego słowa.

- Jeśli pozwolisz pójdziemy do kuchni, chciałabym zadać ci kilka pytań, jak każdemu - zignorowała droida, też dlatego, że czuła się nieco zmęczona. Choć medytacja pomagała w skupieniu się, nie zmieniła ona faktu przeciążenia pracą.

Duron wskazał tylko ręką w stronę kuchni, zachęcając Yoqshę, by poszła przodem. Odezwał się tylko do droida:

- Teesee, ja z kolei chętnie bym się napił trochę kaffu, gdybyś był tak miły.

- Oczywiście proszę Pana. Jedna filiżanka kaffu, tak jak lubi Pan Duron tra la la la.

Robot odszedł podśpiewując pod nosem kierując się w stronę kuchni.

Yoqusha poszła przodem i zajęła to samo miejsce co wcześniej. Włączyła nagrywanie, jak przy każdym przesłuchiwanym.
- Skąd wracasz? - zapytała od razu.

Wzrok Durona padł na urządzenie w ręku Yoq. Nie wyglądał na zadowolonego.

- Z pracy
- odpowiedział spokojnym, acz zimnym tonem.

- Skąd dokładnie? I skąd dowiedziales się o śmierci ojca, o której godzinie. - dopytała beznamiętnie. Brzmiała nie lepiej od droida.

- Z Holonetu. Nie patrzyłem na czasomierz, ale pewnie możecie sprawdzić kiedy o tym mówili na kanale czwartym. Pracuję w prywatnym biurze architektonicznym. Czy mogę się dowiedzieć dlaczego o śmierci ojca dowiaduję się z mediów? Jak można było dopuścić do wycieku takiej informacji?

Droid wyłonił się z kuchni mrucząc coś pod nosem podekscytowany.
-Panie Duronie, jedna czy dwie kostki cukru? Pytam gdyż badania wykazują, że ten słodki przysmak zwierząt hodowlanych i dwunożnych przyczynia się do skrócenia życia średnio o 1/14 cyklu rasy, do której moje czujniki Pana kwalifikują.
Najwyraźniej sługa potraktował sprawę bardzo poważnie.

- W takim razie poproszę gorzką - Duron uśmiechnął się lekko w stronę mechanicznego lokaja.

Yoq uniosła nieznacznie brew. Normalnie pewnie by parsknęła, ale wciąż przed oczami miała zamordowanego Myrona. Ten widok nie sprawiał, że miała ochotę na żarty. Nie umiała mieć humoru, musiała chociaż udawać, że nie ma uczuć. Pewnie Duron i tak sądził, że ich nie ma; tak naprawdę.
- Dla dobra śledztwa nie mogę odpowiedzieć na twoje pytanie, jednakże mam swój trop. Wątpię, żebym się myliła, więc to pewnie to, jednakże wspominanie o tym może zaszkodzić śledztwu, także wybacz. - odpowiedziała ze spokojem patrząc na mężczyznę. Coś ściskało ją w środku, ale dusiła to w sobie. Jak wiele rzeczy.
- Czy wiesz lub podejrzewasz, kto był wobec twojego ojca wrogo nastawiony i ewentualnie z jakiego powodu? I czy TC-19 mógłby wyjść gdy już cię uchroni od cukrowej śmierci? - ostatnie pytanie okrasiła milszym tonem. Droid niestety nie powinien być świadkiem przesłuchania, a i tak już coś słyszał. Wolała, aby nikogo tutaj nie było.

- Nie przeszkadza mi jego obecność, ale skoro chcesz. Teesee, wybaczysz nam? Myślę, że dziewczyny też chętnie napiją się czegoś gorącego. Gdybyś mógł im coś przygotować - Duron był dziwnie spokojny w stosunku do droida. Inaczej niż, gdy odnosił się do Yoq. Wówczas był raczej niechętny, a nawet nerwowy. Wyglądał jakby próbował się powstrzymywać. - Ojciec mógł mieć wielu wrogów. Polityczni konkurenci, zawiedzeni wyborcy, przedsiębiorcy, którym nie podobały się jego decyzje. Szczegółów nie znam. Nie interesowałem się jego pracą. Wymyślił mnie sobie na swojego następcę… Po moim trupie.

-Oczywiście Panie Myronie. Znaczy Panie Duronie. Moje najszczersze przeprosiny, już zajmuję się obsługą samic. To znaczy pań! Dyskrecja to moje drugie imię!

Droid był mocno pobudzony. Zapewne chodziło o śmierć jego Pana, które powodowały wewnętrzne rozterki na temat sensu jego dalszego istnienia. “Pognał” niezdarnie w stronę salonu.

- Rozumiem - Latyuo zachowała powagę, starała się nie wchodzić na prywatne grunty. Tym bardziej, że nagrywała. Jasne, wszystko można usunąć, ale… Potem mógłby być problem, że brakuje jakiejś części przesłuchania - Myron ostatnio ci się nie zwierzał z jakichś problemów? Może zachowywał się bardziej nerwowo, niż ostatnio? Kiedy go widziałeś po raz ostatni, wymieniliście ze sobą parę zdań?

- Ostatnio widziałem go wczoraj podczas kolacji, ale nie rozmawialiśmy. Rzadko rozmawiamy odkąd…
- westchnął i ręką wskazał na Yoq, a potem na siebie.

- Zerwałeś z dziewczyną? - dokończyła dla uzupełnienia dialogu. Niedomówienia źle wyglądały na nagraniach.

- Raczej ona ze mną - Duron odpowiedział grobowym głosem.

-Po prostu przechodzę, nic nie słyszę, nic nie słyszę.
TC-19 demonstracyjnie zakrywał swoje uszy kiedy przechodził koślawo przez korytarz w kierunku pokoju Nejjy.

- Mhm - mruknęła na znak, że zrozumiała. Było to neutralne mruknięcie, po prostu nie chciała powtarzać, że “zrozumiała”. Zresztą bała się, że w końcu wyskoczy w nerwach, że ona to gówno rozumie. Choć droid nieco ją bawił, musiała zachować powagę. Zresztą, skutecznie łatwo było mieć neutralny wyraz twarzy, gdy przed oczami wciąż widziała zimną twarz denata - A jak relacje Myrona z resztą domowników?

Duron wzruszył ramionami.

- Z Vicką chyba się dogadywali. Nejjy całe dnie przesiaduje w swoim pokoju od czasu porwania i nie dopuszcza do siebie nikogo. Może czasem mnie.

- Czy w ostatnich dniach Myron zachowywał się bardziej nerwowo? Może zaobserwowałeś jakąś zmianę?

- Nie wydaje mi się, ale nie byliśmy zbyt blisko.


Droid kolejny już raz, bezpardonowo przerwał rozmowę tej dwójce. Najwyraźniej nie zauważał tego zbytnio.
-Panie Duronie. Panienka Nejjy każe przekazać, że chętnie się z Panem zobaczy jak już skończy się Pan cytuję “migdalić ze starą miłością zamiast obchodzić żałobę ojca”. Wydaje mi się, że mogło jej chodzić o Pannę Latyuo jednak jestem pewny tylko w 93,75%.

- Mam nadzieję TC-19, że na moje pytania odpowiadałeś z pewnością minimum 98,99%
- Yoq wymusiła uprzejmy uśmiech. Jej słowa jednak nie brzmiały złośliwie, nawet nie miała takiego zamiaru. Miało to być raczej poklepanie droida po plecach, a przy okazji lekkie zbycie tematu z jej strony.

-Ależ… Oczywiście Pani Latyo. Starałem się odpowiadać tak szczerze jak zezwala na to moje oprogramowanie i interes mojego zmarłego Pana i jego rodziny.
Ukłonił się do połowy dość niezręcznie, widać było że jego ciało nie pozwala mu na zbyt swobodne ruchy.

Duron nie odpowiedział droidowi od razu. Widać było, że uwaga siostry go zabolała. Przymknął na chwilę oczy i odetchnął głęboko. Uwagi Yoqshy nie umknęły też zaciśnięte pięści. Dopiero, gdy się trochę uspokoił, zwrócił się do służącego:

- Dziękuję, Teesee. Przekaż Nejjy, że z nią porozmawiam, gdy tylko będę wolny - ręka, która sięgała po kaffu zadrżała lekko.

-Tak Panie Duronie. Po tamtej rozmowie z chęcią porozmawiałbym też o moich dalszych obowiązkach w stosunku domu Mordino.
Droid, przekazał kubek z Kaffu i skierował się do kuchni, zapewne w celu przygotowania czegoś dla macochy lub/i siostry mężczyzny.

Yoq poczuła delikatny uścisk w gardle i żołądku. Najzwyczajniej w świecie zrobiło jej się żal mężczyzny. W końcu parę lat temu była między nimi więź, tylko… Wydawało jej się, że mu to nie służy. Detektyw wyłączyła nagrywanie. Nie potrzebowała dalszej części do dowodów.
- Przykro mi, Duron, że to wszystko na ciebie spadło. I że poniekąd zmuszam cię teraz do rozmowy. Widzę, jak bardzo próbujesz zachować spokój… Może wolałbyś przełożyć to na później? - zapytała ze spokojem w głosie, nie wykonała jednak żadnego gestu w stronę mężczyzny.

- Nic mi nie jest, możesz kontynuować - młody Mordino odpowiedział z kamienną twarzą.

- Już przerwałam - mruknęła spokojnie przyglądając mu się - Rozumiem, że kompletnie odciąłeś się od ojca i jego spraw? - zadała pytanie chyba odruchowo.

- Gdyby nie Nejjy wyniósłbym się z tego domu w cholerę… - Duron wpatrywał się w ścianę, najwyraźniej wolał unikać wzroku detektyw. - Ale nie mogłem jej samej z nim zostawić. Zresztą nie pozwoliłby mi. Jakby to wyglądało dla wyborców, gdyby wyszło, że żadne z jego dzieci za nim nie przepada?

- To chyba nie jest kwestia przepadania, gdy dorosły mężczyzna się wyprowadza z domu?
- zapytała jakby w eter, bo jakby ją to zastanawiało. Zresztą, gdy była z Duronem to przywiązanie do wszystkiego, co powie ojciec, nieco ją drażniło. Ojciec powinien być z niego dumny, w końcu to była jego krew - I czemu nie mogłeś jej zostawić z nim? Zresztą, nie tylko z nim przecież.

- Dobrze wiesz, że po tym porwaniu Nejjy się zmieniła. Ona potrzebuje pomocy, a ojciec nie chciał się zgodzić na specjalistę, bo to by źle wyglądało. Polityka. W rodzinie kogoś kto się tym zajmuje, wszystko jest polityką, nawet twoje zdrowie. Sama zresztą wiesz…
- Duron miał zapewne na myśli ich rozstanie.

- Jeśli sprawiał pozory, to pewnie nikt nie wiedział o jego wycieczce do Podziemi - powiedziała bardziej do siebie, w zastanowieniu - Informacja łatwa do zmanipulowania w nieodpowiednich rękach, hm. - Yoq po chwili ocknęła się - Nie mniej jednak, jakbyście potrzebowali pomocy lub coś wam się przypomniało, to dajcie znać. Myślę, że na dziś nie będę was już niepokoiła. Szczególnie ciebie, kiedy jednak Nejjy cię potrzebuję… Lepiej pójdę już.

- Teesee odprowadzi cię do drzw
i - Duron nie odniósł się do propozycji pomocy.

- Sama trafię - oznajmiła wstając - Tak jak ostatnio. - dodała nim ugryzła się w język. Już machnęła na to ręką. I tak miała do siebie pretensje, że jest taka oschła. - Jeszcze raz kondolencje, Duronie. Będę chciała jednak porozmawiać z tobą w biurze, przy innej okazji niż ta… Niezbyt przyjemna - Latyuo kiwnęła głową z szacunkiem. Nie wiedziała czy mogła zrobić coś więcej. Miała żal do siebie, że jest dla niego taka zimna. Nie potrafiła jednak wykrzesać z siebie emocji. Jak zwykle.

Kobieta spędziła w domu dość sporo czasu, ale o dziwo nie była zmęczona. Sprawa nieco siadała jej na psychice, szczególnie takie rozmowy z ludźmi, których znała. Na myśl o Duronie łzy cisnęły jej się do oczu. Darzyło go niegdyś wieloma uczuciami, a te wcale się nie wypaliły. Widzieć jak na nią patrzy i jak cała sytuacja na niego wpłynęła, nie było niczym przyjemnym. Nie było nawet czymś obojętnym, a to było właśnie najgorsze. Przerwała przesłuchanie bardziej dla siebie, niż dla niego, po prostu chciała już wyjść, musiała. Informacje które zebrała i tak wystarczą jej na wiele dni pracy. Teraz tylko musiała pojechać do biura i spisać raport, odesłać do Detektywa z Podziemi przesłuchania i przy okazji dowiedzieć się, czy może on też coś ma dla niej. Wolną ręką starła szybko płynąc z oka łzę, póki nikt nie widział. Odetchnęła parokrotnie i opuściła posiadłość Myronów. Chciała wrócić do pracy, aby zająć czymś głowę.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 20-12-2021, 20:15   #28
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację

Rankiem wieść o śmierci Myrona Mordino była już tematem numer jeden w całym Holonecie. Każdy serwis informacyjny trąbił o tym na okrągło, prześcigając się w formułowaniu kolejnych teorii, czy prezentowaniu, oczywiście całkowicie zmyślonych, poszlak i dowodów. Pomimo początkowej wpadki i pozwoleniu informacji o śmierci polityka szybko wypłynąć, w ciągu kolejnych godzin CSF wykazało się kompetencjami w dziedzinie strzeżenia swoich tajemnic i dziennikarze na próżno próbowali znaleźć dojścia do ludzi związanych ze śledztwem.

Sil Tschapaav był całkiem zadowolony, by nie powiedzieć dumny, ze swoich działań prewencyjnych. Co prawda opierał się na podręcznikowych działaniach służb mundurowych w tej dziedzinie, ale bałagan, jaki zastał na miejscu zbrodni, znacznie mu to utrudniał. Ograniczając jednak liczbę ludzi, z dostępem do sprawy, do absolutnego minimum, poważnie zmniejszył ryzyko przecieku.

Osobnym problemem był jego przełożony, kapitan Vigo Sentemor, który miał trochę inne priorytety i naciskał na porucznika. Na popołudnie zwołał konferencję prasową, na której miał wydać oficjalne oświadczenie i wbrew wszelkim kanonom prowadzenia śledztwa, chciał na niej powiedzieć coś więcej niż tylko to, że sprawa się toczy. Tschapaav w pewnym stopniu to nawet rozumiał. Wreszcie to Podziemni mieli się znaleźć na przysłowiowych okładkach, a nie Powierzchniowcy, którzy zawsze działali w błysku fleszy. Sentemor miał ogromne parcie by jego wydział wypadł jak najlepiej.

Być może właśnie dlatego Duros odczuwał drobne wyrzuty sumienia, w związku z tym, co zamierzał za chwilę zrobić. Wyjął komunikator i nacisnął przycisk...




Galactic City było przez wielu nazywane miastem, które nigdy nie śpi. Mówiono tak ze względu na to, że jednocześnie było miastem, nad którym słońce nigdy nie zachodziło. Jednakże nawet w dzielnicach, nad którymi rozpościerało się już czarne, nocne niebo, zawsze ktoś nie spał. Wiele sklepów pozostawało otwartych, wiele firm nadal prowadziło swoje działalności. W klubach grała muzyka, w barach alkohol lał się strumieniami. Taksówkarze wozili swoich klientów. Ale na tych samych zasadach działały również przedsiębiorstwa, które z nocnym życiem miały niewiele wspólnego. A to wszystko dzięki droidom, które mogły pracować na nocnych zmianach.

TC-19 był jedynym mieszkańcem apartamentu rodziny Mordino, który nie zmrużył tej nocy oka. I nie chodziło wyłącznie o to, że nie był do tego fizycznie usposobiony. Miał na swojej mechanicznej głowie wiele obowiązków. Dlatego też Mordinowie mogli we względnym spokoju położyć się do łóżek. Jako pierwsza na spoczynek udała się pani Vicka, która uczyniła to z godzinę po wyjściu pani detektyw. Pan Duron i panienka Nejjy konferowali o czymś w jej pokoju przez kolejną godzinę, aż w końcu mężczyzna stamtąd wyszedł i wydał droidowi polecenia na noc, a następnie udał się do własnej sypialni.

TC-19 oczywiście zabrał się za wypełnianie ich, a także tych, które jakby sam sobie przypisał, a uzyskał na nie wcześniej zgodę młodego pana Mordino. Już teraz na przykład zaczął planować pogrzeb pana Myrona. Przygotował polecenia przelewów, również tych dotyczących biura tragicznie zmarłego przewodniczącego rady sektora. Wystarczyło tylko by pan Duron je zaakceptował jednym przyciśnięciem palca na datapadzie.

Najwięcej czasu droid-lokaj poświęcił jednak na odbieraniu nadchodzących połączeń. Wiele osób chciało złożyć rodzinie, oczywiście całkowicie szczere, w to nie wątpił, kondolencje. Polityczni sojusznicy, ale i przeciwnicy, partnerzy biznesowi, przedstawiciele różnych organizacji społecznych, które Myron Mordino wspierał, a także kilka grubych szych z powierzchni, które go ciągnęły w górę politycznej drabiny. Wiele połączeń było jednak od dziennikarzy, którzy wszelkimi sposobami próbowali wydobyć choć kilka słów od zdruzgotanych członków rodziny. TC-19 działał jednak skutecznie i demaskował ich bez większej trudności. Ponieważ zaś pan Duron nie życzył sobie absolutnie żadnych nocnych połączeń, droid skrzętnie notował nazwiska wszystkich i rano zamierzał przedstawić listę swojemu nowemu panu.

Nie dane mu było tego zrobić, gdyż Duron zbył przy śniadaniu informacje droida machnięciem ręki, a wkrótce po tym wyszedł do pracy. Panienka Nejjy nawet nie opuściła swojego pokoju. TC-19 zostawił jej tacę ze śniadaniem pod drzwiami, a jakiś czas później odebrał puste naczynia. Droid był więc skazany na towarzystwo pani Vicki, która jednak sama opuściła apartament, nie mówiąc nawet lokajowi dokąd się wybiera.

Ten zaś skorzystał z faktu, że cały apartament, prócz pokoju panienki Nejjy, był pusty i zabrał się za sprzątanie. Przebywając w biurze pana Myrona zorientował się, że lampka holoprojektora się świeci. To oznaczało nagraną wiadomość. Nie wiedział jednak kiedy ona przyszła, na pewno nie w nocy, bo wówczas monitorował wszystkie drogi komunikacji.


Devina wracała do domu w nie najlepszym humorze. Przemykała ulicami, próbując nie zwracać na siebie uwagi typków, kryjących się w ciemnych zaułkach. Pewnie wielu z nich chętnie by pobaraszkowało z ponętną Twi'lekanką, a jej mógłby nie wyjść drugi tak celny kop, jak w przypadku Trandoshanina. Z mijanych klubów płynęła głośna muzyka, odgłosy krzyków, śmiechów i ogólnie zabawy. Galactic City zdawało się wcale nie przejąć śmiercią Myrona Mordino.


W mieszkaniu pogrążyła się w czarnych myślach. Przez pół nocy pracowała energicznie, miała masę pomysłów, ale czuła się jakby spotykała się ze ścianą, w którą stronę by się nie odwróciła. Niby czegoś się dowiedziała, ale tak naprawdę niczego. Nie natrafiła na żaden ślad tego, by ktokolwiek wiedział coś o wtyce w organizacji Ziro. Ale to mogło oznaczać, że nikt o takiej po prostu nie wiedział. W każdym razie miała nad czym myśleć.

Spała tylko parę godzin. Zasnęła dość szybko, ale gdy przebudziła się rano, nie potrafiła znów się do tego zmusić. Zjadła jakieś proste śniadanie i przy kubku kaffu przyglądała się wizytówce Kapitana Larca Loxa. Może powinna spróbować znów się z nim skontaktować jeśli on dzisiaj nie spróbuje?

Gdy o tym rozmyślała, lampka na komunikatorze rozbłysła czerwonym światłem. Nadawca nieznany. Twi'lekanka mimo wszystko zdecydowała się odebrać. Nad płaskim dyskiem pojawiła się przezroczysta, bladoniebieska sylwetka Loxa.

- Możesz rozmawiać? - spytał.




Garrus i Kehil chodzili do rana po klubach i barach, które ten ostatni dostał jako miejsca, w których chętnie pojawiali się poszukiwani przez nich młodzieńcy. Szczęście im jednak nie dopisało i nie trafili na nich ani razu. Prócz paru godzin nie stracili jednak niczego, a przecież Miraluka dostał też adresy obydwóch, więc zawsze mogli w przyszłości zaczaić się pod domem któregoś.

Starzy znajomi mieli za to okazję by porozmawiać, dowiedzieć się co się z nimi działo przez te lata, przez które się nie widzieli i odwdzięczyć się tym samym, jeśli tylko zechcą. Garrus, który wypił trochę jeszcze przed spotkaniem z detektywem, upił się zdecydowanie szybciej, ale na szczęście zawsze wiedział kiedy powiedzieć stop, więc znajomy nie musiał go zanosić do domu.

Sądząc po godzinie na czasomierzu, właśnie świtało, gdy stanęli pośrodku promenady. Sami się o tym nie mogli przekonać, bo musiało minąć jeszcze parę godzin nim słońce będzie na tyle wysoko na niebie, by w ogóle zajrzało na ten poziom. Ich świat wciąż rozświetlały latarnie i neony miejscowych przybytków. Wokół nich zaś krążył tłum postaci, jedni wracali z nocnych hulanek, inni pędzili już do pracy.

I wówczas odezwał się datapad Kehila.

- Mam co chciałeś - brzmiała krótka wiadomość od Clave.


Komisariat wyglądał jak zawsze, tętnił życiem. Funkcjonariusze chodzili w tę i z powrotem, inni pracowali za biurkami, a ci wyżsi rangą w swoich gabinetach. Yoqsha jeszcze się swojego nie dorobiła, więc pozostawało jej biurko, otoczone trzema ściankami z plastalu, które miały jej zapewnić minimum prywatności.

W sali detektywów panował jak zwykle harmider. Ktoś się śmiał, ktoś żywo dyskutował, a gdzieś z oddali dochodził krzyk kapitana, który swoim zwyczajem kogoś opieprzał. Mirialanka siadła za biurkiem i sięgnęła po komunikator, by skontaktować się z porucznikiem Tschapaavem, lecz w tej samej chwili otrzymała połączenie przychodzące. Odebrała natychmiast, gdyż był to rzeczony Duros.

- Dostałem wyniki sekcji - oznajmił bez zbędnych formalności. - Koroner miał rację. Osiem ciosów wibronożem w pierś i brzuch. Wygląda na zbrodnię popełnioną w emocjach. Ten ktoś był amatorem, nie upewnił się nawet, że Mordino nie żyje. Denat wykrwawił się dopiero po jakimś czasie. Kopię raportu przesyłam ci Holonetem. A ty coś masz?
 
__________________
Edge Allcax, Franek Adamski, Fowler
To co myśli moja postać nie musi pokrywać się z tym co myślę ja - Col


Ostatnio edytowane przez Col Frost : 21-12-2021 o 12:00.
Col Frost jest offline  
Stary 08-01-2022, 14:37   #29
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Powrót na komisariat był dla Yoqshy ulgą. Ukojenie przyniosła jej możliwość zajęcia miejsca przy swoim biurku. Cieszyła się głównie dlatego, że swoje stanowisko miała umiejscowione przy szybie i choć widoki dla wielu zapewne nie były powalające, jej przynosiły jakiś spokój. Oparcie fotela zaskrzypiało, gdy oparła się o nie swobodnie. W lewej dłoni trzymała rysik, którym wywijała akrobacje dzięki zgrabnym ruchom palców. Gdyby powiedziała komuś prosto w twarz, że lubi to miejsce, to biurko, krzesło, ten widok zza brudnych szyb… Pewnie w odpowiedzi usłyszałaby pusty śmiech. I nie zdziwiłaby ją taka reakcja. Wpatrywała się w zadymionego, blaszanego kolosa. Na ulicach nie było żadnych barw, prócz tych które puszczały nachalne neony z szyldów lokali. Nawet spacerujący ludzie byli szarzy i nijacy, nie rozpoznałaby w nich nawet własnej matki. A na pewno nie z takiej wysokości. O blasku naturalnego światła mogła co prawda zapomnieć, tak jak i o czystych chmurach, a mimo to coś ją hipnotyzowało. Nie rozumiała tego, ale po prostu czuła silną więź z tym miejscem, zarówno miastem, jak i swoim własnym biurkiem. Tutaj była jej przynależność.

Przeznaczenie?

Mirialanka westchnęła, a akrobacje rysika ślizgającego się między szczupłymi palcami ustały. Jeszcze przed chwilą, nim w ogóle zasiadła, czuła się zmęczona i senna. Nadeszły jednak dzień nieco przywrócił ją do życia, a myślenie o całej zaistniałej sytuacji napędziło ożywienie ducha. Nie mogła jednak powiedzieć, że ją to cieszyło. Wolała, aby to wszystko się nigdy nie zdarzyło, a ona miałaby wolny choć jeden dzień. Teraz jednak zabrała się za pracę. Musiała przenieść do bazy danych swoje przesłuchania, najlepiej wgrać nagrania i dodatkowo przepisać ręcznie do plików. Tak dla pewności.

Zajęło jej to trochę czasu. W wolnej chwili skontaktował się z nią Detektyw z Podziemi, Tschapaav. Mimowolnie uśmiechnęła się.

- Witam Poruczniku, cóż za przeznaczenie nas do siebie ciągnie - rzuciła półżartem myśląc o tym, że sama właśnie miała się z nim skontaktować - 1:0 dla ciebie, właśnie miałam wykonać połączenie, ale byłeś szybszy - dokończyła tłumacząc poprzednią myśl. W sumie i tak spodziewała się niezrozumienia z jego strony, choć po cichu miała nadzieję, że być może, mimo dzielących ich różnic, nadają na tych samych falach.

- Zaraz podeślę przesłuchania z domu Mordinów. Droid, żona, córka i syn. Dziękuję za informacje i do usłyszenia. A w wolnej chwili, może nawet do zobaczenia - Latyuo uśmiechnęła się lekko, choć mógł tego nie zauważyć. Morderstwo w afekcie, czyli kogoś musiał w tej windzie nieźle wkurzyć. Pierwsza osoba, która przemknęła jej przez głowę, był Duron, ale to niemożliwe. Zabiłby własnego ojca? Fakt, nienawidził go, ale… Czy aż tak? Być może Myron nie dotrzymał obietnic jakie złożył Podziemnym, może był to ktoś zupełnie obcy. Yoq musiała przeszukać internet, ostatnie głośne sprawy, niedotrzymane obietnice, skandale. Wiadomości na pewno mówiły o wszystkim.

Kogo wkurzyłeś, Myron?

 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 09-01-2022, 21:06   #30
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
- Tak, mogę - odparła krótko Twi’lekanka, nie będąc pewna, na ile otwarcie będzie mógł rozmawiać Lox, zostawiając jemu inicjatywę dotyczącą dalszego przebiegu rozmowy.

- Znasz lokal Czarne Ostrze? - znała, choć tylko ze słyszenia. - Spotkaj się tam ze mną - po tych słowach kapitan rozłączył się.

Sporo nowej energii wstąpiło w Devinę. Była może nieco zła, że nie usłyszała chociaż słowa o obecnym stanie Giny. Skoro jednak kapitan Larx nie zamierzał nic mówić, znaczyło to pewnie, że musiał być w tym jakiś cel. Przekierowała więc swoje myśli na to, jak dobrze wypaść. Sięgnęła do szafy po swój strój zwiadowczy. Kupiła go na wczesnym etapie znajomości z Giną, gdy chciała jej zaimponować swoim przygotowaniem do potencjalnej nowej pracy. Co prawda przyjaciółka wtedy nieco go wyśmiała, mówiąc, że do infiltracji w klubach z tańcem erotycznym niewiele się przyda, tak później kilka razy jednak znalazł zastosowanie. Nałożyła na niego kurtkę, by nie wyglądać zbyt podejrzanie we wskazanym lokalu. Nałożyła lekki makijaż i upewniając się na datapadzie, że dobrze kojarzy adres, zamówiła taksówkę, aby możliwie szybko dotrzeć do celu.

Lokal nie był przytulnym miejscem. Twi’lekanka szybko przekonała się, że zwabiał głównie dość podejrzanych typów, co więcej, w olbrzymiej większości byli to osobnicy rasy ludzkiej. Blizny na twarzach, paskudne tatuaże na odsłoniętych ramionach, dużo broni, wiszącej na pasach. Tak z grubsza prezentowała się tutejsza klientela. Dziewczyny nie mogło to dziwić, w końcu wiedziała gdzie się udaje. Czarne Ostrze było mandaloriańskim lokalem i to nie dla tych pokojowo usposobionych Mandalorian.

Devina miałaby spory problem z odszukaniem Loxa, gdyby ten nie pomachał do niej ręką. Siedział przy małym stoliku, znakomicie wkomponowując się w otoczenie. Zupełnie nie przypominał samego siebie z ostatniego wieczoru. Jego ubranie było brudne, w ustach trzymał drewnianą wykałaczkę, ręce miał założone za głowę, a nogi skrzyżowane trzymał na stole. Te ostatnie zdjął, gdy Twi’lekanka zajęła miejsce naprzeciw niego. Nachylił się nad blatem i oparł brodę na lewej ręce. Na jego twarzy wykwitł głupi uśmieszek, który wyglądał na uśmiech pijanego mężczyzny, względnie zauroczonego. Jego głos był jednak twardy i spokojny, nie wskazywał na to, by jego właściciel miał kłopoty z kontaktem z rzeczywistością.

- W nocy chciałaś się ze mną skontaktować. Coś się stało?

Kobieta patrzyła na mężczyznę z lekkim niedowierzaniem. Cały czas martwiła się o swoją przyjaciółkę, narażała się próbując zdobyć jakieś informacje w podejrzanych lokalach, a pierwsze wrażenie po zobaczeniu i usłyszeniu rozmówcy miała takie, że spotkanie to będzie strata czasu.

- Chciałam zostawić ci swój kontakt? - odezwała się nieco bezczelnie, w końcu to on zostawił jej swoją wizytówkę. - A co z… nią? Jest bezpieczna? - W porę się powstrzymała nie chcąc na głos mówić imienia Giny.

- Na pewno jest w bezpieczniejszym miejscu niż my - stwierdził Lox, nadal robiąc do niej maślane oczy, co jednak zupełnie nie wynikało z jego głosu. - Cztery standardowe godziny temu opuściła planetę. Szczegółów wolałbym nie zdradzać. A kontakt dostałaś na wypadek, gdybyś potrzebowała pomocy. Czegoś ci trzeba?

- Jeśli wtedy, kiedy się kontaktowałam potrzebowałabym pomocy, to po takim czasie znając Coruscant już nie miałbyś komu pomagać - odpowiedziała nieco rozczarowana, ale nie chcąc wyjść na idiotkę, która wezwała go bez powodu, rozsiadła się wygodniej i dłonią zaczęła zalotnie bawić się końcówką swojego lekku, zerkając nieśmiało w stronę mężczyzny. - Ale sama mogłabym się do czegoś przydać. Chyba właśnie straciłeś na jakiś czas jedną z najlepszych podwładnych, więc może potrzebujesz kogoś w zamian? - Zapytała zwyczajnym tonem.

- Z tą najlepszą bym nie przesadzał, ale była bardzo przydatna. I pracowita - Lox uśmiechnął się delikatnie, jakby z rozmarzeniem. Ciężko było ocenić czy była to tylko gra, czy uśmiech był szczery. - W każdym razie agentów nigdy zbyt wiele. Gina wystawiła ci piękną laurkę, ciekaw jestem czy nie przesadzoną. Ale jesteś pewna, że chcesz się wystawiać na strzał?

- W alternatywie mam wystawianie się na widok śliniących się, obślizgłych typów w jakimś tanim barze z tańcem erotycznym… - wolała przez chwilę nie patrzeć na Loxa, bo jego obecny wzrok był dość bliski temu, co często widywała w swojej wcześniejszej pracy. - Więc jeśli mam pomóc przyjaciółce, a być może też i sobie, to wchodzę w to bez wahania.

- Żaden z tych obślizgłych typów nie wsadzi ci wibronoża pod żebra, a tutaj… Kto wie? Jeśli chcesz się w to mieszać, nie widzę problemu, ale pamiętaj, że w tej branży nie znają się na żartach. Jeśli się zdecydujesz, to nie ma odwrotu. Nie zrezygnujesz kiedy będziesz chciała, prawdopodobnie już nigdy nie będziesz mogła zrezygnować. Będziesz musiała kłamać, oszukiwać, kraść, być może zabijać, żeby samej nie zostać zabitą. Jesteś na to gotowa? Zastanów się dobrze nim odpowiesz.

Devina, za radą Loxa, zastanowiła się chwilę. Nieprawdą było, że nie można było oberwać od obślizgłych typów. Chociaż sama uniknęła większych obrażeń, tak kilka koleżanek miałoby zdecydowanie więcej do powiedzenia. Jasne, często prowokowały agresorów tym, że obiecywały rzeczy, których później nie mogły lub nie chciały spełnić. To jednak nie tłumaczyło, czemu jeśli ochroniarz nie reagował zbyt szybko, miały one przymusowy urlop od pracy. Natomiast co ją czekało, jeśli nie przyjęłaby oferty nowej pracy? W pewnym wieku zaczęłaby się robić brzydsza, mniej zwinna, w ogóle nie miałaby przyszłości w branży. Kompletna zmiana zawodu? Musiałaby zostać kimś zaczynającym totalnie od zera, a to na Coruscant nie jest dobry pomysł. Wyzyskiwacze, cwaniacy, czy lawiranci, to i tak były dobre scenariusze. Tutaj miała jakieś poczucie, że może trafić do bardziej lojalnego, uczciwego środowiska, mimo zajmowania się tym, czym się zajmują. Poza tym tak długo starała się podążać za Giną, by w ostatniej chwili, gdy w końcu dostała bezpośrednią propozycję, zrezygnować? Przemawiała przez nią desperacja, zdawała sobie z tego sprawę. Coś wewnętrznie podpowiadało jej, że jeśli nie spróbuje, jej życie stanie się drogą donikąd.

- Jestem gotowa - odparła po dłuższym czasie.

Lox ledwie zauważalnie wzruszył ramionami.

- Jak chcesz. Jakie są twoje warunki? Czego chcesz w zamian za twoje… usługi?

- Chyba jakoś godnie wynagradzacie za te niedogodności, które opisałeś - odparła zaskoczona, że musi od razu podawać swoje warunki wynagrodzenia. - Dobrze byłoby możliwie zbliżyć się do tego, co dostaje Gina. W końcu sam powiedziałeś, że nie jest najlepsza, tylko bardzo przydatna. A ja mam nadzieję też taka będę.

- Nie chciałbym cię rozczarowywać, ale wywiad to jednak budżetówka. Kokosów u nas nie zarobisz. No chyba, że wskoczyłabyś do łóżka jakiegoś senatora z senatu Separatystów, albo samego hrabiego Dooku. Spokojnie, tylko żartowałem.

- Coś mocno twoje myśli krążą wokół tego tematu, zwłaszcza biorąc też pod uwagę, jak odgrywasz swoją rolę podczas spotkania… - odpowiedziała na podstawie rzucanych jej zauroczonych spojrzeń, ale dość szybko zdała sobie sprawę, że mogło zrobić się niezręcznie. - A co, sam między innymi przez zarobki odradzałbyś mi pracę z wami?

- Każdy agent pracuje za coś - odparł Lox, nie zmieniając nawet wyrazu twarzy. - Najczęściej są to pieniądze, czasem przekonania polityczne, chęć zemsty, a nawet miłość. Chcę po prostu ustalić czego chcesz ty. Jeśli chcesz pracować za darmo, to ja nie widzę problemu.

- No to jasne, że za pieniądze. Może też trochę, żeby czasem zrobić coś dobrego lub żeby popracować wśród istot inteligentniejszych, niż w moich poprzednich pracach. Jakiś wpływ może mieć też moja przyjaciółka, Gina. Ale wszystko to głównie po to, by mieć na czynsz, żarcie i parę innych potrzeb.

- Dobrze. Jutro wpadnę do ciebie do mieszkania. Napisz swój życiorys i oświadczenie o chęci współpracy, podpiszemy umowę, takie tam formalności. A póki co powiedz mi jakie masz dojścia do byłych pachołków Ziro?

- Znam kilka byłych jego tancerek, w końcu sama u niego tak pracowałam. Oprócz nich ochroniarze, barmani. Wiadomo, z jednymi mam prawie przyjacielski kontakt, z innymi mam chłodne relacje. Raczej tych na wyższych stanowiskach zdążyliście już zamknąć albo sami wzajemnie się usunęli. - Twi’lekanka zamyśliła się na chwilę. - Ale to, że o to pytasz znaczy, że Ziro jest zamieszany w sprawę senatora?

- Tego właśnie próbuję się dowiedzieć. Niby kierownictwo CARSN twierdzi, że robal nie ma możliwości kontaktu z nikim z zewnątrz, ale kto ich tam wie. No, ale mniejsza, spróbujemy inną drogą. Jest taki klub, prowadzi go były wspólnik Ziro. Ich współpraca zakończyła się dość… nieprzyjemnie. Potrzebowałbym dojścia do niego. Myślisz, że mogłabyś wkręcić się tam i nawiązać przyjacielskie stosunki z kierownikiem?

- Chodzi o Teve Cesumbi? - zapytała Devina, chociaż po wczorajszych przejściach, liczyła, że to jeszcze jakiś inny klub.

- Czyli jednak znasz kogoś z kręgów Ziro.

- Nie znam go osobiście, po prostu wiem o nim - odpowiedziała Twi’lekanka, zastanawiając się, czy mówić o swojej wczorajszej próbie. - Po naszym spotkaniu w kawiarni, sama trochę zaczęłam drążyć, czy coś w środowisku mówi się o odkryciu jakiegoś szpiega. Popytałam paru przyjaciół i właściwie głównym tropem był klub Teve. Udało mi się jeszcze zdobyć tam wejściówkę, ale w środku… będąc szczera, pierwszą próbę wejścia tam trochę spaliłam.

- Hmm, ciekawe. Jutro złożysz mi dokładny raport. W każdym razie nie o Teve Cesumbiego tu chodzi. Twoim celem byłby lokal o nazwie “Dziewiątka”.

- Och, tam też wczoraj byłam, pracuje tam mój dobry, znajomy ochroniarz - Devina poczuła lekkie zdenerwowanie względem Jaydiego, że nie wyjawił jej informacji o swoim szefostwie, że ciągle może być powiązane z Ziro. - Nie wskazał mi tego tropu, może przez lojalność, może przez głupotę, bo nie należy on do najbardziej lotnych osób. Ale myślę, że mogłabym przez niego mieć jakieś lepsze dojście do kierownictwa klubu.

- No i świetnie - Lox wstał. - Więc rozejrzyj się tam, a jutro wpadnę do ciebie i powiesz mi jak wygląda sprawa. Nie zapomnij o życiorysie. Jeśli nie masz pytań, to się pożegnam.

- Zdradzisz mi jeszcze tylko jakieś dane tego byłego wspólnika Ziro? Nie to, że na starcie chcę wyjawić, do kogo chcę się dostać, ale dane mogą mi się okazać przydatne.

- Jutro. Na razie spróbuj dostać tam posadę. Gdyby ci się nie powiodło, wyślę kogoś innego, a lepiej żeby jak najmniej osób wiedziało kto jest naszym celem - o dziwo Lox mrugnął przyjaźnie.

- Posadę? - zapytała zdziwiona Devina. - Myślałam, że chodzi o to, że mam… ale w porządku, okej. Spróbuję się tam dostać jako tancerka. - Lekko się zamotała, bo myślała, że chodzi o to, że jako klientka klubu ma spróbować przedostać się jakoś do właścicieli, ale może rozwiązanie Loxa było skuteczniejsze. Skinęła mu głową, wskazując, że zrozumiała.

Lox kiwnął głową i bez słowa skierował się do wyjścia. Trącił umyślnie ramieniem jakiegoś Rodianina, który w pierwszej chwili odwrócił się do niego wściekły, ale gdy tylko zobaczył twarz mężczyzny, natychmiast zrezygnował z okazji do bójki. Oficer wkrótce zniknął za drzwiami.

Devina chwilę po Loxie również ulotniła się z lokalu, woląc zbyt długo w nim nie przebywać. Udała się najpierw do swojego mieszkania, bo na spotkanie z Loxem ubrała swój strój zwiadowczy, który zdecydowanie nie był odpowiedni do starań o pracę w klubie erotycznym. Dodatkowo, musiała działać szybko. Najlepiej było, jeśli jeszcze tego samego dnia dostanie potwierdzenie przyjęcia jej. Wtedy nie dość, że mogłaby od razu wykazać się przed nowym szefem, jak i prędzej mieć możliwość dotarcia do informacji cennych w sprawie Giny.

Wzięła szybki prysznic, lekko się wyperfumowała, po czym przeszła do najmniej lubianej części swojej garderoby, gdzie znajdowały się najbardziej wyzywające stroje na potrzeby zawodowe. Założyła czarne, obcisłe, lateksowe spodnie oraz w tym samym kolorze bardzo skąpy, skórzany top. Ten ostatni mógł najpierw ułatwić jej dostanie rozmowy o pracę, a następnie nadawał się do szybkiego zaprezentowania swoich możliwości tanecznych.

Miała jednak sporą drogę do przebycia do klubu, a paradowanie w tak wiele odkrywającym stroju po ulicach Coruscant nie było dobrym pomysłem, więc założyła na siebie kurtkę. Wezwała taksówkę i wskazała adres klubu "Dziewiątka". Zbliżając się do klubu, wypatrywała, czy na bramce widzi znajomą sylwetkę. Wyszła z taksówki, rozpięła kurtkę i podeszła do chłopaków przy wejściu.
 
Jenny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:54.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172