[SW PBF] Opowieści z Galactic City
|
|
|
|
TC-19 poruszał się powoli, wręcz niezdarnie, ale mimo licznych obowiązków zawsze udawało mu się zdążyć ze wszystkim na czas. Srebrny metal z którego był zbudowany błyszczał się w świetle zachodzącego słońca. Podobnie zresztą jak w świetle księżyca. Mierząc ok. 1,80 metra, był wzrostu dość wysokiego mężczyzny, ważąc przy tym niespełna 80 kg . Reflektory w receptorach wzrokowych mogły zmieniać kolor i natężenie w zależności od potrzeby. Droid samotnie wracający do domu w czasie gdy dzień miał się ku końcowy nie był wcale niezwykłym widokiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że droid wracał do domu często tą samą drogą. Jego dzień był ciężki, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił być użyteczny, lubił być doceniany, było to jednym z pierwotnych celów programowania większości droidów, w tym także tych z serii TC. Mamrotał do siebie jak zwykle, mówiąc o sobie w trzeciej osobie, oraz to co powinien zrobić. -Pan Mordino nie będzie zadowolony jeśli szybko nie wróci do domu. Co to to, to nie! Idę, idę najszybciej jak mogę. Przecież już tak ciemno, trzeba uważać żeby nie wylecieć za barierki. Tego byśmy nie chcieli! Co to to, to nie! Zatrzymał się nagle okręcając swoją głowę o 180 stopni z dość głośnym świstem. Lewitująca taksówka zapaliła swoje światła, a obsługujący ją trójoki Gran pomachał swoją wielką łapą droidowi, ale nie musiał tego robić. Czujniki TC-19 wykryły go już jakiś czas temu, a on sam znał procedury na pamięć. Nie przestając mamrotać wszedł do pojazdu i usiadł ciężko na fotelu. Taksówkarz zleciał na niższe poziomy miasta. Jego troje czarnych oczu mrugało przyglądając się badawczo robotowi. -Złom. Czemu wożę nocami złom. Mam lepsze zajęcia… Podobno w mieście jest nowa Twi’lekanka. Oczywiście tancerka, nie żebym był rasistą, ale każdy musi mieć swoje miejsce w Galaktyce, co nie kupo żelastwa? Widać, że miał o swojej rasie wysokie mniemanie, większość innych - łącznie z maszynami - traktował z pogardą. Droid odpowiedział z wyraźnie wyczuwalną nutą sarkazmu. -Noszę w sobie jedynie szacunek dla wszystkich rozumnych ras. Żeby stwierdzić rasowe predyspozycje do danego zawodu jest to wbrew mojemu... Kierowca wtrącił mu się w zdanie przerywając bezpardonowo. -Mhmm. Taa, a ja jestem Banthą w okresie godowym. Udawaj sobie przed resztą dwuocznych złomie, ja wiem co z ciebie za ziółko. Twarz droida pozostała niewzruszona, przymrużył jedynie lekko światło z receptorów wzrokowych. W jakiej zrobił to intencji? Tego Gran nie mógł już stwierdzić jednak było coś w tych oczach, że zmusiło go do wzdrygnięcia i odpuszczenia tematu. Po chwili dotarli na miejsce, taksówka zaczęła zwalniać i zatrzymała się przy dość słabo oświetlonej platformie. Latarnia migała co jakiś czas, ewidentnie sygnalizując awarię, ale w tym miejscu rzadko naprawiono cokolwiek. Robot wysiadł z taksówki i ukłonił się lekko ze świstem źle naoliwionego zamku. -Dziękuję czcigodny Aak Mak. Ta podróż należała do wysoce przyjemnych. Sarkazm był wyczuwalny, ale Gran jedynie machnął ręką. -Kpisz? Nie używaj mojego imienia publicznie. Załatwiaj to co musisz i wracaj. Nie mam całej nocy. Droid wymamrotał coś w odpowiedzi i kontynuował swoją przechadzkę. Świecące się w ciemnościach oczy były dość upiorne, ale na niższych poziomach Coruscant, po zmroku wychodzili w większości tylko ci którzy umieli o siebie zadbać. Inni szybko przekonywali się, że to nie był ich najlepszy pomysł. Mimo wszystko wieczorny patrol żołnierzy Klonów, który kierowano na niższe poziomy w celu poprawienia bezpieczeństwa przyglądał się mu z zaciekawieniem, czy może bardziej z nudów. TC-19 pozdrowił ich machnięciem ręki, a potem przemówił tonem imitującym rycerza Jedi. -Nie jestem droidem, którego szukacie. Dla podkreślenia swoich słów uniósł mechaniczne ramię i skierował je w ich stronę. Żołnierze spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem kręcąc głowami. Następnie odeszli w swoją stronę poklepując go po plecach. TC-19 nie bardzo wiedział co było w tym śmiesznego, ale takie poczucie humoru wgrał jego obecny właściciel, Myron Mordino. On sam, chociaż posiadał w bazie danych informacje na temat użytkowników mocy to uważał jej istnienie za jedną z niczym niepotwierdzonych legend organików. Rycerze Jedi byli dla niego utalentowanymi wojownikami i sprawnymi mówcami, ale nic poza tym. Być może czasem trzeba zobaczyć żeby uwierzyć. Ufał jednak własnym czujnikom, które nie potwierdzały w nich niczego nienaturalnego. Droid poczekał aż patrol porządkowy zniknął za rogiem i wszedł w ciemną alejkę. Skręcił jeszcze kilka razy i znalazł się przy zamkniętych drzwiach automatycznych. Przy ścianie powitało go “oko wartownika”, czyli droid modelu TT-8L, który pełnił rolę stróża nocnego. -Witam skarżypyto. Doniesiesz swoim panom, że przybył “Srebrny Surfer”? Z wnętrza mechanicznej kuli dobiegły oburzone piski, zupełnie jakby droid poczuł się urażony pozdrowieniem krewniaka. TC-19 pokiwał głową i zaczął uspokajać kuzyna, który już rozpoczął skanowanie. Był z siebie dumny, sam wymyślił swój szpiegowski kryptonim, ale nie wiedzieć czemu większość poznanych osób niezbyt chętnie go używała. Piski wartownika zakończyły się otwarciem drzwi, które droid pewnie przekroczył dziękując TT-8L, któremu wyraźnie się to spodobało. -Druidy są stanowczo bardziej wrażliwe niż ludzie - odrzekł bardziej do siebie wchodząc do środka zadymionego pomieszczenia. Wyglądało na to, że było to boczne wejście do jakiejś lokalnej speluny. Większość gości siedziała jakieś 60-70 metrów od niego zajmując się swoimi interesami i takie właśnie zadanie spełniał bar “Bez Nazwy”. Mimo wszystko serwowano tu piwo i grała muzyka, więc w wypadku nalotu lokalnych sił porządkowych śmiało można było udawać, że jest to jeszcze jedna dziura w której nawet biedniejsi obywatele mogli odstresować się po ciężkim dniu pracy. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xL7brJgJKMg[/MEDIA] Droid zeskanował swoje otoczenie szybko znajdująć to czego szukał, samotnego Bothana siedzącego w rogu. Podszedł wolno do jego stolika i usiadł ciężko. TC-19 nie znał jego prawdziwego imienia, ale wiedział że jest dość wpływowym politykiem, obecnie sympatyzującym z jego pierwotnymi panami. Skoro chciał się spotkać twarzą w twarz to musiało wydarzyć się coś nieoczekiwanego. Droid, nie używał prawie wcale holonetu do komunikowania się z kimś z siatki szpiegowskiej, było to zbyt ryzykowne. Takie rozmowy mogły zostać przechwycone, a jego przykrywka spalona. Do kontaktu najczęściej służyły, więc skrzynki kontaktowe do których podpinał się analogowo. Rozmówcy od razu przeszli na płynny bothański. < -Srebrny… Ekhm Surferze. Dobrze cię widzieć>. Mężczyzna czuł się nieswojo wypowiadając jego kryptonim na głos, najwyraźniej uważając go za niepoważny. < -Bądź pozdrowiony Eurrsk*. Skąd nagła zmiana planów?> Bothani nader rzadko bywali w takich przybytkach, częściej można było ich spotkać raczej w senackich salach. Wyjaśniało to także czemu jego lwi pysk ukryty był pod naciągniętym na głowę kapturem. Kontakt droida prychnął głośno wprawiając w ruch włosy na pokrytej siwizną brodzie. Sierść na jego odkrytych ramionach także unosiła się subtelnie zdradzając wiele dla wprawnego obserwatora. Była to jednak kontrolowane uwalnianie emocji charakterystyczne dla szpiegów rasy Bothan, język ciała wrendui. Droid protokolarny z całą pewnością mógł odczytać to co chciał przekazać mu rozmówca. < -Rozumiem twoją irytację jednak czy nie narażamy się na zbytnie ryzyko? Nie mam w tej chwili do przekazania bardziej znaczących…> Sierść na skórze “Eurrska” ponownie się uniosła wykrzywiając lekko w prawo, następnie opadła spokojnie jak liście z drzew. Jego rozmówca chciał żeby TC zamilkł, tak więc uczynił. < -Niedługo dowiesz się o śmierci swojego pracodawcy. Tragiczny wypadek. Udawaj zaskoczonego. Współpracuj ze wszystkimi władzami na tyle, na ile będzie to konieczne. Służ w domu Mordino tak długo, aż nie otrzymasz kolejnego przydziału.> Gdzieś w głębi izby słychać było przekleństwa, które lada moment zwiastowały bójkę, ale żaden z tej dwójki wydawał się nie zwracać na to uwagi. < -Czy mógłbym wiedzieć, czy nasi przyjaciele mają coś z tym wspólnego? Żółte, kocie ślepia świdrowały go na wylot. Bothanin nie ufał nikomu, łącznie z droidami którym zaprogramowano posłuszeństwo. Nie rozumiał jak maszyna może być ciekawska. < -Im mniej wiesz, tym lepiej dla naszej misji. Zmień skrzynkę kontaktową dla danych na tą w sektorze C-170. Nie możemy ryzykować.> Sierść futrzaka zaczęła subtelnie kołysać się jak palma na wietrze. Było w tym coś uspokajającego, ale był to też wyraźny znak, że spotkanie zostało zakończone. Droid wstał od stolika i skierował się w stronę wyjścia, pozwalając żeby jego kontakt dokończył niespiesznie swojego drinka. Wciąż miał jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Na szczęście droidy nie potrzebowały snu, nie licząc krótkich okresów na uzupełnienie/oszczędzanie energii. Wyszedł z baru tą samą drogą kierując się już prosto do rezydencji Mordino. *wesołek w języku bothańskim |
|
Podjechał pod nią radiowóz, prowadzony przez droida z serii GU i możliwie szybko zawiózł na miejsce. Okolicę oświetlały już tylko latarnie, liczne neony i mrugające koguty na dachach policyjnych pojazdów. Jej ścigacz wylądował wewnątrz kordonu ustawionego z innych, mniej lub bardziej podobnych do niego pojazdów. Na zewnątrz dostrzegła policjantów z Podziemia, których łatwo mogła rozpoznać dzięki charakterystycznym hełmom, zasłaniającym całą twarz. Pilnowali oni aby żaden z licznie zgromadzonych gapiów nie dostał się na teren śledztwa. standardowa godzina - godzina wg czasu Coruscant, czyli odpowiednik naszej godziny |
Kilkanaście lat wcześniej -Z całym szacunkiem Myronie, ale to chyba jakiś żart. Chcesz mnie zastąpić jakąś stertę kabli w metalowym pudle? Na twarzy Sau’ana, kamerdynera i szef ochrony domu Mordino malował się grymas niezadowolenia, bezwiednie obnażył swoje zęby jeszcze bardziej potęgując groźne wrażenie jakie powodował Utapaun. Blada, pociągłą twarz okraszona podłużnymi liniami, okolice oczodołów zabarwione na czerwono, sposób mówienia przypominający syczenie. Tak, z całą pewnością nawet w najlepszy dzień przedstawiciele tej rasy nie wzbudzali zaufania. Stojąca z boku, małżonka Myrona Mordino Sijes, cofnęła się bezwiednie krok w tył. Zupełnie tak jak roślinożerca cofa się w obecności drapieżnika. Zasłaniała ręką małego chłopca który krzątał się między nogami. Polityk pozostał jednak nieugięty nie okazując najmniejszych śladów strachu. -Nie przesadzaj Sau’anie. Droidy protokolarne to najnowszy krzyk mody na Courscant. Wchodząc w świat wielkiej polityki będę potrzebował sekretarza, który nagra każde moje słowo, przypomni o spotkaniach, zabawi gości… Głośny pomruk, który mógł być zarówno okazaniem zrozumienia jak i dezaprobaty, który wydobył się z ust sługi bynajmniej nie złagodził nastroju panującego w domu. Z całą pewnością jednak, jeden rzut oka wystarczył by ciężko wyobrazić sobie tego, wysokiego, przypominającego wampira mężczyznę zabawiającego gości na przyjęciu. -Dzień dobry. Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie właściwie przedstawieni. Pan Sau’an? To przyjemność pana poznać. Jestem TC-19, specjalista od komunikacji ludzko-robotycznych. Zakończył swoje przedstawienie wyciągając syntetyczną dłoń w geście powitania, który mógłby rozładować emocje. Mordino spojrzał wyczekująco na niezadowolonego szefa ochrony chcąc wymusić na nim jakąś reakcję. Będący pod presją Utapaun zmrużył oczy i przyjął wyciągniętą dłoń pod presją spojrzenia ich wspólnego pana. Uścisk dłoni był mocniejszy niż mógł przypuszczać. Jęknął głośno z bólu i z trudem wyrwał swoją dłoń z mechanicznej pułapki rozmasowując obolałe miejsce. -Zrobił to specjalnie! -Co ty mówisz Sau’anie. To maszyna, odpowiednio zaprogramowana na służenie z wyczyszczoną wcześniej pamięcią to niemo… -Wiem co widziałem! Kosmita przejechał długim paznokciem po metalowym pancerzu na klatce piersiowej druida. -Nie ufam ci gadająca puszko. Będę mieć cię na oku. Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. LuLu, lothalski kot będący zwierzęciem domowym w rodzinie Mordino zamruczał, otarł się ogonem o metalowe nogi droida zostawiając za sobą mokrą plamę moczu. Najwidoczniej przybycie nowego domownika nie podobało się więcej niż jednej istocie. Oczy TC-19 zamigotały, ktoś mógłby przypuszczać że poczuł złość, ale to przecież niemożliwe żeby maszyna odczuwała ludzkie emocje w ten sposób prawda? Kilka miesięcy później -Zatrzymać tego… Tego kosmitę. Myron Mordino z ciężkim sercem rozkazał funkcjonariuszom porządkowym na zatrzymanie swojego szefa ochrony. Targały nim emocje, ale u jego boku stał wierny asystent TC-19. -To szaleństwo! Nic nie zrobiłem, jestem niewinny! Nie bacząc na jego słowa czterech rosłych strażników miejskich złapało go za ramoiona pozbawiając możliwości ruchu. Piąty z nich odczytał mu standardowo zarzuty zanim miano go zabrać i odizolować do aresztu. -Dowody nie kłamią. W twoim pokoju znaleźliśmy ślady krwi, a rany na ciele zmarłęgo zwierzęcia domowego tj. kota lothalskiego, odpowiadają twoim zębom i pazurom. Sau’an niniejszym zostajesz zatrzymany celem wyjaśnienia i sprawdzenia czy stanowisz zagrożenie dla siebie lub innych. Utapaun rozejrzał się po pomieszczeniu widząc na otaczających twarzach determinację, ale też strach i obrzydzenie. Ci ludzie wydali już swój wyrok i to jedynie patrząć na jego wygląd. Znał takie spojrzenie przez całe życie, teraz dał im tylko powód. -Nie miałem nic wspólnego ze śmiercią tego durnego zwierzęcia. Czemu tak na mnie patrzycie? Macie mnie za potwora? Znacie mnie wszyscy! -Wystarczy. Nie mogę uwierzyć, że przyjęliśmy cię pod swój dom, daliśmy cel, zaufaliśmy… a od początku byłeś tylko zwierzęciem. Żebyś nikt jednak nie sądził, że Myron Mordino nie ma serca. Zostaniesz poddany badaniom psychiatrycznym i umieszczony w specjalnym zakładzie gdzie mam nadzieję otrzymasz potrzebną pomoc. Zabrać go… Nie chcę żeby ktoś z mojej rodziny to oglądał. Żona jest w ciąży, nie potrzebuje dodatkowych zmartwień. Odciągany siłą przez grupkę mężczyzn Utapaun próbował wyrwać się i rzucić na TC-19, ale strażnicy na to nie pozwolili. Rzucał za nim różne groźby i wyzwiska, ale one nie mogły zranić ich adresata. -To on, to ten droid, spójrzcie na jego oczy! Szydzi ze mnie. To diabeł, diabeł! Gdyby tylko mógł to TC-19 rzeczywiście by się uśmiechał. Gdzieś w głębi jego procesów myślowych pojawiła się satysfakcja, którą system odebrał jako błąd systemu. Teraźniejszość TC-19 usłyszał przeraźliwy krzyk, który przeszył zwyczajowy spokój domu Mordino. Miał raczej dobre relacje z domownikami. Praktycznie wychował młode dzieci Durona i Nejjy pomagając w lekcjach i ucząc trudnej sztuki dyplomacji podczas gdy ich rodzice byli najczęściej zajęci samymi sobą lub swoimi interesami. Z samicami, które tytułowały się paniami domu było trochę gorzej. Najpierw znosił dramaty związane z załamaniem nerwowym poprzedniej żony Myrona. Później spełniał zachcianki jego kolejnej wybranki, której bardzo odpowiadała wysługiwanie się służbą. -Ojej. Czyżby mleko już się rozlało? - wymamrotał do siebie. Importowane z Naos planety leżącej na rubieżach galaktyki, panierowane “nóżki” nun wciąż nie były dostatecznie wysmażone. Droid odebrał je aż z targowiska mieszczącego się na dolnych poziomach dystryktu Uscru. Czemu organiczni nie mieli za grosz szacunku do jego pracy? Westchnął głośno i uniósł kieliszek koleriańskiego wina, do otworu gębowego określanego przez ludzi jako usta. W miejscu tym miał moduł wobulatora, pozwalający na przemawianiu w ponad sześciu milionów różnych języków. Niewiele brakowało, a wziąłby łyka co zapewne spowodowałoby zwarcie w obwodach i stan, którzy ludzie określali jako kac. Zaśmiał się z własnego roztargnienia. Przebywając między ludźmi, chcąc zrozumieć ich potrzeby i zachowania powielał czasem ich ułomności, ale taka już była rola sługi. <KSF<>0fxzcz> Moduł empatii włączony. Załkał na próbę, co wydawało się raczej odgłosem przesuwanej komody i przyłożył swoją metalową dłoń do czoła naśladując przeciętnego rozpaczającego mężczyznę w dorosłym wieku. Kod emocji, które wyrażali ludzi był dla niego enigmą, ale jako droid odpowiedzialny za kontakty dyplomatyczne musiał przynajmniej próbować ich zrozumieć. Wpadali w szał, zazdrość, radość, ufali, zdradzali, kochali, nienawidzili bez żadnego wyraźnego powodu. Jakby mógł lub musiał szczerze powiedzieć co o tym wszystkim myśli to określiłby tą gamę emocji tylko jednym słowem: słabość. Dla niego były tylko ciągiem znaków, które odczytywał jak ktoś uczący się obcego języka. Wino mogło się jeszcze przydać. Zgodnie z wgranym oprogramowaniem człowiek będący w żałobie często rzucał się w mir nałogów, a skoro nie miał działki narkotykowej “przyprawy” to napoje alkoholowe musiały wystarczyć. Położył na tacy pełną karafkę wraz z kieliszkiem i podszedł do salonu skąd dobiegały płacze i wrzaski. -Witam pani Vicky. W czym mogę służyć pomocą w ten piękny, wietrzny wieczór. -TC-19! Myron… Myron.. Oh Myron. Na luksusowej sofie w samym tylko szlafroku leżała młoda kobieta. Była dość seksowna jak na standardy rasy ludzkiej chociaż genetycznie poprawiona przez zabiegi upiększające. Widać było, że mimo tego że rodzino Mordino nie należała do najbogatszych to mąż, nie szczędził nowej żonie najlepszych możliwych wygód i zachcianek. Opróżniona butelka wina świadczyła o tym, że niezależnie od dopiero co otrzymanych wieści, kobieta zaczęła swoją codzienną degustację wyszukanych trunków. -Tak. Pani mąż oraz mój pan nazywa się Myron Mordino -Nie, nie, nie! Nie rozumiesz… Myron… On… On… Udawaj zaskoczenie, to hasło zaświeciło się w procesorze znajdującym się w głowie droida odpowiadającym za procesy myślowe maszyny. -On nie będzie dziś na kolacji? Przygotowałem nóżki nun w sosie wg przepisu mistrza Wu-Chu, mam także wino rocznik 7902 C.R.C prosto z Koreli. Kobieta skrzywiła się na myśl o “bagnistych indykach”, których mięso było zbyt ciężkostrawne na jej delikatny żołądek. Musiała przecież dbać o linię jeśli miała utrzymać zainteresowanie swojego męża lub szybko znaleźć kolejnego. Druga opcja wydawała się, więc o wiele bardziej kusząca... -Wino. Tak, zdecydowanie będę dzisiaj potrzebować wina. Ludzka samica zaczęła się trząść co zapewne zwiastowało kolejny wybuch rozpaczy, więc TC-19 położył przed nią tacę z winem i usiadł na sofie obok pani domu. -Myron nie wróci… On nie żyje TC-19 - wycedziła Vicky między łykami wina. -Już, już - rzekł tonem którym najbardziej artykułował współczucie zgodnie z jego bankiem danych. Następnie poklepał ją delikatnie po odkrytych plecach syntetyczną dłonią z wbudowanymi receptorami dotyku. -Winda? Cholerna winda? Uwierzysz? Jak to w ogóle możliwe żeby zabiła cię winda? Jak ja to powiem dzieciom? Boże dzieci… przecież nie zmarnuję sobie najlepszych lat życia na opiece nad tymi bachorami. Poza tym są praktycznie dorosłe. Muszę zadbać o siebie. Znaleźć patrona, nowego męża który pocieszy atrakcyjną, młodą wdowę. Czyżby jego pani tak szybko przeszła wszystkie 12 stadiów żałoby i była gotowa “iść dalej”? Droid był pod wrażeniem pragmatyzmu i szybkości przetwarzania myśli przez procesor samicy. Oczy robota zaświeciły się przez krótką chwilę, jego procesor analizował możliwość zamieszania tej kobiety w wypadek jej tragicznie zmarłego męża. Wynik analizy był niejednoznaczny, poza tym to nie było jego sprawą. Skupił się na “pocieszaniu”, czyli czymś co robią ludzie gdy robią organiczni gdy chcą się przypodobać tym którzy cierpią od nadmiaru emocji. -Zgodnie z moją bazą danych na temat pani rasy, znajduje się pani w wieku produktywnym wydzielając feromony przyciągające samców, co najmniej kilkunastu cywilizowanych ras zamieszkujących obecnie planetę. Zgodnie z moim szacunkiem bez problemu pozna pani kolejnego męża rozpoczynając akt seksualny w okresie godowym, następnie płodząc mu potomka, w ciągu następnych 8 lat, 6 miesięcy, 2 tygodni +/- 5 dni. Wdowa objęła droida za jego szyję i przylgnęła do jego metalowego ciała nad wyraz bujną piersią. Miała łzy w oczach, ale wydawała się… wdzięczna? Szczęśliwa? Bank danych odpowiedzialny za emocje u organików był w konflikcie. -Oh TC-19… Wiedziałem, że ty jeden mnie zrozumiesz. Nagle odsunęła się od jego chłodnego srebrnego pancerza na klatce piersiowej i powiedziała bardziej do siebie. -Testament! Co z testamentem? Zdążył go zmienić? Ująć mnie w nim? Obiecywał mi wykreślić tą sukę Sijes i zapisać dom, ale… TC-19 połącz mnie z adwokatem Myrona natych... W drzwiach stała panienka Nejjy trzymając pluszowego ewoka. Była już co prawda dorosłą kobietą, nie tak dużo młodszą od Vicky, ale traumy z dzieciństwa wciąż tkwiły w niej silnie. Nie sposób było stwierdzić ile z tej rozmowy właśnie słyszała, ale jej macocha spoglądała na nią z niemym przerażeniem. Ewidentnie nie była gotowa na tą rozmowę. -Mamo? Co… Co się dzieje? Dziewczynie drżał głos, widać było że mimo wieku zachowała dziecięcą niewinność. Zapewne to dzięki niej łatwiej zaakceptowała nową kobietę u boku ojca. -Nejjy kochanie… Stała się wielka tragedia… Twój ojciec, mój mąż… On… On… Starsza z kobiet najwidoczniej miała problemy z wysłowieniem się. Być może spowodowane to było winem, być może przywdzianiem maski zrozpaczonej wdowy.Droid protokolarny, który pełnił wiele różnych funkcji w domu Mordino, podszedł do zalęknionej córki Myrona do której stopniowo zaczynała dochodzić powaga sytuacji. -Obawiam się młoda panienko, że pani Vicky chce powiedzieć, że twój czcigodny ojciec nie żyje. Odtworzył przez wbudowany głośnik jedną z piosenek zarezerwowanych na chwile kiedy ludzie wyrażali smutek. Wydawało mu się, że było to na miejscu. W oczach innych mógł być karykaturą człowieka, zabawką która chciała być prawdziwym chłopcem, ale robił po prostu to do czego był zaprogramowany. Następnie zrobił krok do przodu łapiąc kruchą dziewczynę zanim ta upadła zemdlona na podłogę. Objął ją metalowym ramieniem i przytulił do siebie. -Już, już - powiedział imitującym emocje zimnym mechanicznym głosem, klepiąc syntetycznymi palcami delikatną skórę jej pleców. Gdzieś w głębi mechanicznej głowy, pojawiła się myśl sprzeczna z jego oprogramowaniem. Jak łatwo byłoby chwycić ją za kark i skrócić jej męki jak słowikowi, który złamał skrzydło i zapewne już nigdy nie poleci. Oszczędziłoby to wszystkim czasu na te sentymentalne rytuały. Była to tylko myśl, linijka kodu w głowie, nieważne jak nietypowa. Droid istniał by służyć swoim panom. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dzNvk80XY9s[/MEDIA] |
Kehil był pierwszy raz tego dnia zadowolony. I nie dlatego, że gliniarz wypijał drinka, który miał być jego drugim. Dlatego, że opłacało się podlewać drzewko jakim był Yahnes Mon. Podrzucał mu już drugie zlecenie w tym cyklu. I do tego łapówka dla niego miała wynosić ledwie 10%. Cóż, powodziło się najwidoczniej Podziemnym. W myśl zasady “Darowanemu Banthcie nie patrzy się do pyska” Kehil podsunął jedynie terminal komunikacyjny. |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0