lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [SW PBF] Opowieści z Galactic City (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/19621-sw-pbf-opowiesci-z-galactic-city.html)

Col Frost 13-10-2021 18:18

[SW PBF] Opowieści z Galactic City
 
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=_D0ZQPqeJkk[/MEDIA]

Wojna szaleje w galaktyce. Na niezliczonych frontach klony z Wielkiej Armii Republiki, prowadzone przez rycerzy Jedi, stawiają czoła droidom Konfederacji Niezależnych Systemów. Konflikt jest zacięty i nie widać nadziei na jego szybkie zakończenie.

Z dala od terenów walk, na Coruscant, życie zdaje się płynąć własnym tempem, a o dramacie bilionów istnień, które mają nieszczęście cierpieć w wyniku walk bądź okupacji przeciwników, przypominają jedynie liczne komunikatu w Holonecie, a także klony w białych pancerzach, pojawiające się od czasu do czasu na ulicach.

Jednak już wkrótce Holonet obiegnie informacja niezwiązana z wojną, ani nawet wielką polityką. Informacja dotycząca przewodniczącego Myrona Mordino...



TC-19 szedł swoim powolnym chodem po promenadzie. Zewsząd w jego receptory wzrokowe biły jaskrawe kolory neonów, które zdawały się oświetlać drogę lepiej niż miejskie latarnie. Jedne i drugie zapalały się niemal jednocześnie, gdy tylko promienie słońca znikały za fasadą wysokich wież Górnego Miasta.

Rodzina Mordino była za mało zamożna by móc żyć na górnych poziomach Galactic City, ale była na tyle znaczna, że mogła sobie pozwolić na mieszkanie tylko trochę niżej. TC-19 zastanawiał się co czują organiki, które mieszkają tak nisko, że nie mogą widzieć słońca nawet przez chwilę? Jemu to akurat było całkowicie obojętne, ale zauważył, że te dwie słoneczne godziny w ciągu doby były dla tego poziomu najbardziej wyczekiwaną porą rotacji*.

Teraz było już ciemno. TC-19 jak zwykle towarzyszył swemu panu na spotkaniu rady sektora. Droid świetnie spisywał się w roli sekretarza, poza tym nagrywał wszystkie dyskusje, które jego pan odtwarzał sobie w wolnej chwili w domu, by na spokojnie analizować zachowanie innych polityków. I dlatego właśnie droid został wysłany do apartamentu rodziny Mordino, przez co nie mógł towarzyszyć panu Myronowi w jego interesach. Ale też nigdy tego nie robił, zawsze po zebraniu udawał się do domu.

Tam zapewne pani Vicka będzie jak zwykle opalała się w domowym solarium, albo oglądała jakiś prymitywny program w holonecie. Młoda żona Myrona Mordino dobrze wyglądała w obiektywie holokamery, ale to wszystko. Za zamkniętymi drzwiami nie obchodził jej nikt i nic, tylko własne wygody, które spełniała za pieniądze męża.

Panienka Nejjy z kolei całe dnie spędzała zamknięta w swoim pokoju. Była bardzo nieśmiała, ale było to skutkiem porwania, jakie miało miejsce parę lat temu. Pan Myron zapłacił okup i wszystko skończyło się szczęśliwie, ale rany na psychice dziewczyny się nie zagoiły.

Panicza Durona, starszego z dwójki rodzeństwa, droid zapewne nie zastanie. Młody mężczyzna całe dnie spędzał poza domem robiąc, stwórca wie co. Kiepsko dogadywali się z panem Myronem. Właściwie rzadko kiedy rozmawiali, a jeśli już, to nie obywało się bez krzyków.

TC-19 musiał dotrzeć to apartamentu jak najszybciej, zgrać nagrania na dysk i potem jeszcze wziąć się za porządki i przygotowanie kolacji dla pana Myrona. Roboty miał w bród...


Pomieszczenie było ciemne, rozświetlone tylko przez niewielkie, bladoniebieskie hologramy. Każdy z nich przedstawiał jakąś postać. Byli tu przedstawiciele wielu różnych ras, ale Garrus widział u nich jedną wspólną cechę. Wszyscy mieli zakazane gęby. Tak samo zresztą jak osoby lawirujące między nimi i przyglądające im się badawczo.

Zabrak podszedł do hologramu przedstawiającego młodego chłopaka rasy ludzkiej. Przyłożył do podstawki swój chip i oczekiwał, że hologram za chwilę zniknie, pojawi się napis "Nagroda odebrana", a jego konto wzmocni pewna ilość kredytów. Hologram rzeczywiście zniknął, jednakże napis, który się pojawił mówił "Licencja straciła ważność".

- Garrus? A ty czego tutaj szukasz?

Głos, który trudno było pomylić z czymkolwiek innym. Obok Zabraka stał potężny Herglic, przedstawiciel rasy, która śmiało mogła się mierzyć w zapasach z Wookiemi. Sam jego biceps był niemal wielkości korpusu Garrusa. Mężczyzna nazywał się Nimo i był szefem tutejszego oddziału gildii łowców nagród.

- Twoja licencja straciła ważność, wynoś się stąd - kontynuował Nimo. - Tak się kończy robienie interesów z Vulcarami.

Olbrzym miał na myśli zlecenie, jakiego Garrus podjął się w zeszłym tygodniu, gdy na zlecenie jednego z poruczników Vulcarów porwał jakiegoś śmiecia z konkurencyjnego gangu. Niestety nikt mu wcześniej nie powiedział, że śmieć ten miał powiązania i to spore.


Devina nie śmierdziała pieniądzem, toteż musiała znaleźć sobie jakieś zajęcie. Ostatnio fuchy od Giny się skończyły, ale przecież zawsze mogła rzucić (oby!) znalezioną pracę by pomóc w czymś przyjaciółce i przy okazji dobrze zarobić. Póki co zaś postanowiła wrócić do dawnego zawodu.

Przesłuchanie w Seksownej Nautolance poszło jej całkiem nieźle. Jej zdaniem miała poważne szanse by dostać tę pracę. Miała tylko nadzieję, że wstrętny Quarren, który był właścicielem lokalu, nie będzie próbował jej zmuszać do czegoś głupiego. Ale na takie wypadki Gina pokazała jej kilka niezłych "ruchów", które skutecznie gasiły zapał wszystkich samców.

A skoro o niej mowa. Miały się spotkać dzisiaj wieczorem w tej nowej knajpce koło placu Vanera Shana. Przez te wszystkie miesiące polubiły się serdecznie i chętnie spędzały wolne chwile razem. Devina musiała tylko wpaść do mieszkania, wziąć szybki prysznic i przebrać się.


Kehil zamknął dziś wcześniej. I tak nie miał żadnego ruchu w interesie. Spacer po chłodnym powietrzu dobrze mu zrobił, nawet jeśli nie było to zbyt świeże powietrze. Ale o takie na Coruscant było trudno, zwłaszcza na niższych poziomach. Gdy już się nawdychał kojącego gazu, wstąpił do pobliskiego baru.

Akurat leciała transmisja z jakiegoś meczu Nuna-ball. Przedstawiciel rasy Miraluka nie mógł być mniej zainteresowany. Ale dla niego oglądanie czegokolwiek w holonecie, w końcu martwej rzeczy, a sam hologram nie był nawet materią, było bardzo problematyczne. Na szczęście jego ulubiony drink był jak najbardziej materialny, a zmysły, które Kehil posiadał w zupełności wystarczyły by się nim nacieszyć.

- No proszę, kogo ja widzę?

Syn Sarena wyczuł cios z wyprzedzeniem, ale i tak dał się klepnąć w plecy. Tuż obok niego usiadł Yehnes Mon, funkcjonariusz tzw. podziemnej policji. Była to część Coruscańskich Służb Bezpieczeństwa, zajmująca się utrzymywaniem porządku na dolnych poziomach miasta, czyli tam gdzie było najniebezpieczniej, a uliczne gangi były naprawdę silne.

- Nie wiedziałem, że jesteś fanem Nuna-ball - zagadał przyjaźnie.


Yoqsha dosłownie przed chwilą skończyła odsypiać nocny dyżur. Z tego co widziała, wyglądając przez okno, słońce już zniknęło z widocznej dla niej części nieba. Na szczęście tę nockę miała mieć wolną, więc z niczym nie musiała się spieszyć. Nastawiła ekspres do kaffu* i zmierzała powoli do łazienki by wziąć przyjemny, gorący prysznic, gdy zapiszczał jej służbowy komunikator.

Z głośnym westchnięciem podniosła go z nocnej szafki i włączyła, pamiętając jednak by wyłączyć wizję ze swojej strony. Wolała nie pokazywać się szefowi w samej bieliźnie.

- Latyuo - przemówił do niej bladoniebieski hologram potężnie zbudowanego Changrianina. - Wiem że miałaś mieć dziś wolne, ale mamy tu trupa i nie mam kogo do tego przydzielić. Zabieraj się natychmiast do sektora 147, poziom 1371.

- 1371? To nie nasz rewir. Tym powinni się zająć Podziemni.

- Trupa znaleziono w turbowindzie, rozumiesz? - oczywiście rozumiała. Nie było wiadomo na jakim poziomie zginął, więc śledztwo będą chcieli prowadzić zarówno jej biuro jak i tzw. podziemna policja. - Podziemni mogą stanowić problem, dlatego masz być na miejscu jak najszybciej, jasne? To śledztwo ma być nasze i nie obchodzi mnie z iloma Podziemnymi będzie się musiała pokłócić. Aha, to turbowinda 41B - szef wyłączył się. To było z jego strony normalne, nie cierpiał, gdy ktoś zadawał mu pytania.

* * * * *

rotacja - obrót planety wokół własnej osi, po naszemu "doba"
kaffu - kawa

Nami 13-10-2021 21:31

Kobieta miała nadzieję, że nie prześpi całego dnia. Nienawidziła mieć nocek, szczególnie tych intensywnych. Niemal każdej, cholernej nocy musiało się coś odwalać na mieście. Czasami ją to napędzało, dodawało energii do działania, była typem zadaniowca i perfekcjonistki. Bywały jednak dni, kiedy była zwyczajnie w świecie zmęczona. Lubiła wtedy wracać do opowieści prababci o tych dawnych czasach, kiedy rodzina Latyuo było nie do tknięcia. Historie te były bardzo wyniosłe, okraszone honorowymi czynami, spektakularnymi walkami i wplatającą się między nień Mocą, która delikatnie muskała skórę i porywała zwiewne włosy, ciągnąc przepełnioną dumą i spokojem postać ku przeznaczeniu. Tak z grubsza wyglądało to w barwnych opowieściach i choć Yoqsha była naprawdę osobą wierzącą, nie potrafiła traktować ich w pełni poważnie. Mimo to naprawdę napawały ją optymizmem.

Nie można jednak żyć przeszłością.


Kiedy otwierała oczy, od razu wyczuła, że coś jest nie tak. Wyjątkowo miała jakiś epizodyczny koszmar, ale nie potrafiła poskładać go w logiczną całość. Nawet gdy usiadła na łóżku, kładąc już palce stóp na podłodze, miała złe przeczucie. Nadzieja jednak pozostała w niej silna, gdy półnaga zmierzała w stronę ekspresu. Lubiła kawę, głównie dla smaku, rozgrzania, a być może po prostu z przyzwyczajenia, jednak zawsze gdy wstawała, bez względu na porę, potrzebowała jej. Często też tuliła ją do siebie w drodze do pracy. Uśmiechnęła się lekko na samą myśl.

Uśmiech jednak zbladł gdy usłyszała wibrację komunikatora w akompaniamencie jego piszczenia, którego miała w tym tygodniu nieco dość.


To co, żaden prysznic, żadna kawa - nic?

Ustawiła komunikator w sposób, który miał uniemożliwić widzenie jej osoby na kamerce. Wysłuchała informacji, spróbowała zanegować polecenie podpierając się proceduralnymi faktami… Nie wyszło. Szef dokończył co miał powiedzieć, ona wysłuchała w ciszy. Odruchowo kiwnęła głową, gdy skończył i choć aktualnie w drodze wyjątku jej nie widział, to mimo to rozłączył się... Jakby było zupełnie inaczej.

- Świetnie… - żachnęła się Yoqsha, gdyż szybko zorientowała się, że podczas rozmowy widoczne było odbicie jej całej postury w szybie okna. Co prawda były to bardziej kontury no i nieco przyciemnione ze względu na półmrok panujący w pokoju, ale teraz przynajmniej wiedziała, czemu szef wiedział, kiedy się rozłączyć. Zdecydowanie widział jej standardowy ruch głową. Zawsze tak robiła, aby przekazać, że przyjęła do wiadomości.


Nie miała ochoty wychodzić, ale musiała. Nie umiała się sprzeciwić, nie umiała mieć w nosie spraw służbowych. Niektórzy mogliby pomyśleć, że jest to swego rodzaju masochizm, ale machnęłaby na to ręką. Czy to ważne? Przygotowała się do wyjścia w ekspresowym tempie, miała już wprawę.

Kobieta średniego wzrostu, mierząca około 170 cm, opuściła swój apartamentowiec, kierując się we wskazane miejsce zbrodni. Była smukłej budowy ciała, wysportowana, z zaokrąglonymi biodrami i niewielkimi piersiami. Jej twarz była smukła pociągła, ozdobiona na obu policzkach długimi tatuażami, przypominającymi broń obuchową z trzema kolcami. Miała również tatuaż na czole w kształcie księżyca i słońca, na brodzie, widniejący jako zmniejszające się kropki oraz na szyi trójkąty wierzchołkiem w dół, jak strzałki. Oczy kobiety przypominały kolorem słodką czekoladę, włosy zaś były proste, kruczoczarne i sięgały do talii; spięte zaś w wysoki kucyk nieco poniżej łopatek. Jej skóra, jak przystało na mirialaninkę, była ciemno oliwkowa, bliżej w odcieniu zieleni.

Yoqsha ubiera się wygodnie, w ciuchy niekrępujące ruchów o stonowanych i ciemnych barwach. Dziś ubrała długie, obcisłe spodnie z elastycznego materiału w kolorze czarnym, wsuwane, skórzane buty sięgające za kostkę, o podeszwie minimalizującej głośność chodu, golfowy, burgundowy sweter oraz materiałową, nieprzemakalną czarną kurtkę zapinaną na guziki, sięgającą do połowy pośladków. Gdyby zrobiło się chłodniej, mogła zawsze założyć czapkę (czapki są spoko).

Śpieszyła się, bo nie było czasu. Nie myślała wiele o sprawie, bo jeszcze jej nie znała. Wykona standardowe procedury, popyskuje trochę, powywyższa się i pokaże, że jest najważniejsza a innych gniecie obcasem. Jakoś to będzie. Póki co ściskała w dłoniach ciepłą kawę, którą zrobiła przed wyjściem.

Jedyne dobro tej nocy.


Jenny 15-10-2021 21:42

Kilka tygodni temu, Devina nawet nie pomyślałaby, że taką satysfakcję sprawi jej to, że wciąż wypada znacznie lepiej od młodziutkich dziewczyn aspirujących do bycia tancerkami. Zdawało jej się, że cała ta branża jest już dla niej przeszłością. Znakiem, że marzenia o przebranżowieniu się trzeba odstawić póki co na bok, była wczorajsza sytuacja, gdy trzeci raz z rzędu musiała tłumaczyć dozorcy, czemu spóźnia się z miesięczną płatnością za czynsz. Nie to, żeby przekonywanie o tymczasowych problemach było dla niej jakimkolwiek problemem, jako samym w sobie. Ale czwarty raz przymilanie się do tego starego dziada nie wchodziło w grę.

Odkąd zamknęli “Ósmy ogon”, nie ćwiczyła zbytnio swoich umiejętności. Zapewne, gdyby to regularnie robiła, z miejsca dostałaby pracę. Również jej pozycja do negocjowania stawki byłaby lepsza, dlatego trochę żałowała. Widziała jednak poziom innych dziewczyn w klubie i miała pewność, że ewentualną niższą bazową stawkę nadrobi napiwkami. Pozostawał jeszcze problem właściciela. Dawna znajoma tancerka powtarzała, że jeśli nazwa klubu zawiera w sobie w jakiś sposób słowo “seks”, to nie warto tam iść, bo właściciel musi być już kompletnym zbokiem. Quarren potwierdzał te słowa. Ale Twi’lekanka nie była tą samą, zagubioną dziewczyną, która zaczynała w branży i przymuszona słuchała wszelkich poleceń przełożonych.

Nie lubiła wracać myślami do swoich początków jako tancerka. Dochodząc już do swojego mieszkania, przekierowała więc swoją uwagę na spotkanie z Giną. Z jednej strony cieszyła się na wspólne wyjście, bo chociaż połączone były przez różne sprawy zawodowe, czuła z nią także przyjacielską więź. Z drugiej strony miała jakiś żal do niej, że sprawa jej stałego zatrudnienia ciągle się przesuwała, zmuszając ją do wznowienia kariery erotycznej tancerki. Może nawet bardziej denerwujące było to, że nie miała sama na to wielkiego wpływu. A znowu żal jej było tych ostatnich kilku miesięcy, gdy dzięki wzajemnemu układowi wiele nauczyła się od Giny z jej fachu. Chciała to wykorzystać w dalszej części życia, niż znów od zera próbować czegoś kompletnie innego.

Mimo wszystko, Devina sięgnęła po datapad i dosłała do rekruterów z “Seksownej Nautolanki” jeszcze kilka nagrań ze swoich tańców, jakie już kiedyś stworzyła do portfolio. Zawsze to zwiększało jej szanse na angaż. Następnie zdjęła swoje obcisłe, czarne legginsy i sznurowany, skórzany top, w których prezentowała swe wdzięki przed obleśnym Quarrenem. Wskoczyła pod prysznic, już zastanawiając się, jak się ubrać na wyjście. Od czasu porzucenia swojego uprawianego przez większość dorosłego życia fachu, mogła wreszcie uzupełnić garderobę o ciuchy, w których dalej mogła czuć się atrakcyjnie, ale też ze zdecydowanie większym gustem i mniej nachalną estetyką.

Postanowiła jednak ubrać dość standardowy komplet. Czarne, syntetyczne, ciasno przylegające do ciała spodnie, przypominających z wyglądu nieco skórzane. Zwykły, jasny t-shirt z niezbyt wielkim wcięciem w dekolcie, aby tym razem nie eksponować przesadnie swojego dość sporego biustu. Na górę założyła ostatnio zakupioną kurtkę - brązową biodrówkę. Do tego założyła solidne skórzane botki, a na głowę twi’lekańską opaskę. Wiele jej nawet dość bliskich znajomych myślało, że są parą z Giną. W poprzedniej pracy było im na rękę, że wiele osób tak myślało. Ostatnio odbierała też pewne niejasne sygnały od przyjaciółki, że również prywatnie jej to odpowiada. Ale Devina nie odwzajemniała tego uczucia i akurat pod tym względem zależało jej, żeby dawać znać drugiej stronie, że są to wspólne wyjścia dwóch bliskich przyjaciółek, a nie randki.

Szybko wyszła z domu, widząc, że jest już nieco spóźniona. W drodze spojrzała na datapad i uśmiechnęła się. Skoro Gina nie wysłała jeszcze dziesiątek wiadomości z niezbyt miło ujętym pospieszaniem do szybkiego przybycia na miejsce, to pewnie sama złapała lekką obsuwę. Twi’lekanka przechodziła przez plac Vanera Shana, już starając się dostrzec, czy jej przyjaciółka też się gdzieś tu nie kręci. Owszem, każdemu innemu człowiekowi trudno byłoby dostrzec nadzwyczaj cicho i nieuchwytnie poruszającą się kobietę, ale Devina znała ją na tyle długo, że potrafiła ją wyłapać nawet w dość sporym tłumie, jaki dzisiaj przesuwał się po placu.

Nie dostrzegała nigdzie przyjaciółki, więc z uśmiechem na ustach weszła do lokalu, by zająć dla nich stolik. To Gina z reguły była pierwsza i zawsze wybrała najbardziej schowane w kącie miejsce, najlepsze pod kątem obserwacji otoczenia. Twi’lekanka nie lubiła tego poczucia, że nawet w chwilach prywatnego rozluźnienia jej towarzyszka zachowuje się, jakby była w pracy. Sama wolała siedzieć na otwartej przestrzeni, pośrodku lokalu. Lubiła poczuć tą atmosferę ciepłej i przytulnej knajpki, będącej przeciwieństwem obskurnych klubów, w których pracowała. Usiadła przy starannie wyselekcjonowanym stoliku, chwilę przeglądała kartę i zamówiła dla Giny jej ulubioną kaffu bez cukru, ale z podwójną śmietanką. Sobie zamówiła aldeerańską herbatę. Nie wiedziała nawet, jak ona smakuje, ale była obecnie w solidnej promocji, akurat na jej ubogą zasobność kredytów. Z zamówieniem jedzenia zamierzała już poczekać na Ginę.

Pojawiła się, zanim jeszcze kelner zdążył przynieść napoje. Przywitały się przyjacielskim przytulasem. Devina spostrzegła, że w zachowaniu Giny jest coś nerwowego. Początkowo myślała, że to wybrany stolik tak bardzo jej nie odpowiada. Gotowa była zaproponować zmianę, ale po chwili towarzyszka wyjawiła, że cały dzień czuje się jakoś nieswojo, jakby coś wisiało w powietrzu. Również Twi’lekance nieco popsuł się humor, bo nie był to dobry moment, aby nieco podpytać koleżankę o sprawy zawodowe. A na dodatek herbata miała dziwny, nieprzyjemny dla niej posmak. Zapowiadało się raczej na dość krótki wieczór. Jedyna nadzieja, że zamówione owocowe desery skuteczniej poprawią humor obu przyjaciółek.

Lord Melkor 19-10-2021 00:21



-Co to do cholery ma być, jaja sobie robisz Nimo!? -Garrus wlepił spojrzenie w muskularnego Herglica z mieszaniną wściekłości i niedowierzania.
Młody łowca nagród sam był całkiem postawny, a ze swoją wytatuowaną i zwieńczoną charakterystycznymi dla jego rasy rogami głową i w kombinezonie bojowym uważał że budził odpowiedni respekt. Jednak szef gildii wyraźnie nad nim górował, a ponadto był na swoim terenie, co naturalnie dawało mu przewagę.

- To teraz nagle nie można przyjmować zleceń od Vulcarów! Co to za łajno Rancora ma być, jak brałem tę robotę to jakoś nikt mi tego nie mówił! Chcesz mnie wyrolować?! - zacisnął pięść. Cichy głos w jego głowie mówił mu, że powinien być bardziej dyplomatyczny, ale czuł że znowu system go zdradził, tak jak wtedy kiedy jego klanowi odebrano kopalnię na Gaavir-5.... jak zawsze mógł ufać tylko sobie i może rodzinie, choć tej ostatniej też wcale nie do końca. W sumie to przez swoją głupią siostrę, która zadawała się z jednym z Vulcarów, znalazł tamto najwyraźniej feralne zlecenie. Tak samo ten cały Mordino, na którego głosował i któremu niegdyś wyświadczył przysługę - gdzie były jego obietnice które miały poprawić los żyjących w biedzie na niższych poziomach imigrantów? Ale najwyraźniej mocny był tylko w gębie, jak to polityk.

- Spierdalaj stąd, rogaty świrze, albo cię wyniesiemy! - Słowa wkurzonego Nimo sprawadziły go na ziemię. Nie był aż taki wściekły, żeby popełnić samobójstwo, bez niego jego rodzina już zupełnie by przepadła. Potrzebował dalej zarabiać, ale w sumie czy nie mógł działać bez tej całej licencji? Łowcy nagród i tak poruszali się na granicy prawa.

- Jeszcze tego będziesz żałować! - rzucił na odchodne, opuszczając gildię. Był wściekły i rozgoryczony, w tym momencie pozostawało mu chyba tylko znaleźć jakiś bar i się napić.


traveller 19-10-2021 08:15

TC-19 poruszał się powoli, wręcz niezdarnie, ale mimo licznych obowiązków zawsze udawało mu się zdążyć ze wszystkim na czas. Srebrny metal z którego był zbudowany błyszczał się w świetle zachodzącego słońca. Podobnie zresztą jak w świetle księżyca. Mierząc ok. 1,80 metra, był wzrostu dość wysokiego mężczyzny, ważąc przy tym niespełna 80 kg . Reflektory w receptorach wzrokowych mogły zmieniać kolor i natężenie w zależności od potrzeby. Droid samotnie wracający do domu w czasie gdy dzień miał się ku końcowy nie był wcale niezwykłym widokiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że droid wracał do domu często tą samą drogą. Jego dzień był ciężki, ale nie przeszkadzało mu to. Lubił być użyteczny, lubił być doceniany, było to jednym z pierwotnych celów programowania większości droidów, w tym także tych z serii TC. Mamrotał do siebie jak zwykle, mówiąc o sobie w trzeciej osobie, oraz to co powinien zrobić.

-Pan Mordino nie będzie zadowolony jeśli szybko nie wróci do domu. Co to to, to nie! Idę, idę najszybciej jak mogę. Przecież już tak ciemno, trzeba uważać żeby nie wylecieć za barierki. Tego byśmy nie chcieli! Co to to, to nie!

Zatrzymał się nagle okręcając swoją głowę o 180 stopni z dość głośnym świstem. Lewitująca taksówka zapaliła swoje światła, a obsługujący ją trójoki Gran pomachał swoją wielką łapą droidowi, ale nie musiał tego robić. Czujniki TC-19 wykryły go już jakiś czas temu, a on sam znał procedury na pamięć. Nie przestając mamrotać wszedł do pojazdu i usiadł ciężko na fotelu. Taksówkarz zleciał na niższe poziomy miasta. Jego troje czarnych oczu mrugało przyglądając się badawczo robotowi.


-Złom. Czemu wożę nocami złom. Mam lepsze zajęcia… Podobno w mieście jest nowa Twi’lekanka. Oczywiście tancerka, nie żebym był rasistą, ale każdy musi mieć swoje miejsce w Galaktyce, co nie kupo żelastwa?

Widać, że miał o swojej rasie wysokie mniemanie, większość innych - łącznie z maszynami - traktował z pogardą. Droid odpowiedział z wyraźnie wyczuwalną nutą sarkazmu.

-Noszę w sobie jedynie szacunek dla wszystkich rozumnych ras. Żeby stwierdzić rasowe predyspozycje do danego zawodu jest to wbrew mojemu...

Kierowca wtrącił mu się w zdanie przerywając bezpardonowo.

-Mhmm. Taa, a ja jestem Banthą w okresie godowym. Udawaj sobie przed resztą dwuocznych złomie, ja wiem co z ciebie za ziółko.

Twarz droida pozostała niewzruszona, przymrużył jedynie lekko światło z receptorów wzrokowych. W jakiej zrobił to intencji? Tego Gran nie mógł już stwierdzić jednak było coś w tych oczach, że zmusiło go do wzdrygnięcia i odpuszczenia tematu. Po chwili dotarli na miejsce, taksówka zaczęła zwalniać i zatrzymała się przy dość słabo oświetlonej platformie. Latarnia migała co jakiś czas, ewidentnie sygnalizując awarię, ale w tym miejscu rzadko naprawiono cokolwiek. Robot wysiadł z taksówki i ukłonił się lekko ze świstem źle naoliwionego zamku.

-Dziękuję czcigodny Aak Mak. Ta podróż należała do wysoce przyjemnych.

Sarkazm był wyczuwalny, ale Gran jedynie machnął ręką.

-Kpisz? Nie używaj mojego imienia publicznie. Załatwiaj to co musisz i wracaj. Nie mam całej nocy.

Droid wymamrotał coś w odpowiedzi i kontynuował swoją przechadzkę.
Świecące się w ciemnościach oczy były dość upiorne, ale na niższych poziomach Coruscant, po zmroku wychodzili w większości tylko ci którzy umieli o siebie zadbać. Inni szybko przekonywali się, że to nie był ich najlepszy pomysł. Mimo wszystko wieczorny patrol żołnierzy Klonów, który kierowano na niższe poziomy w celu poprawienia bezpieczeństwa przyglądał się mu z zaciekawieniem, czy może bardziej z nudów. TC-19 pozdrowił ich machnięciem ręki, a potem przemówił tonem imitującym rycerza Jedi.

-Nie jestem droidem, którego szukacie.

Dla podkreślenia swoich słów uniósł mechaniczne ramię i skierował je w ich stronę. Żołnierze spojrzeli po sobie i wybuchnęli śmiechem kręcąc głowami. Następnie odeszli w swoją stronę poklepując go po plecach. TC-19 nie bardzo wiedział co było w tym śmiesznego, ale takie poczucie humoru wgrał jego obecny właściciel, Myron Mordino. On sam, chociaż posiadał w bazie danych informacje na temat użytkowników mocy to uważał jej istnienie za jedną z niczym niepotwierdzonych legend organików. Rycerze Jedi byli dla niego utalentowanymi wojownikami i sprawnymi mówcami, ale nic poza tym. Być może czasem trzeba zobaczyć żeby uwierzyć. Ufał jednak własnym czujnikom, które nie potwierdzały w nich niczego nienaturalnego. Droid poczekał aż patrol porządkowy zniknął za rogiem i wszedł w ciemną alejkę. Skręcił jeszcze kilka razy i znalazł się przy zamkniętych drzwiach automatycznych. Przy ścianie powitało go “oko wartownika”, czyli droid modelu TT-8L, który pełnił rolę stróża nocnego.


-Witam skarżypyto. Doniesiesz swoim panom, że przybył “Srebrny Surfer”?

Z wnętrza mechanicznej kuli dobiegły oburzone piski, zupełnie jakby droid poczuł się urażony pozdrowieniem krewniaka. TC-19 pokiwał głową i zaczął uspokajać kuzyna, który już rozpoczął skanowanie. Był z siebie dumny, sam wymyślił swój szpiegowski kryptonim, ale nie wiedzieć czemu większość poznanych osób niezbyt chętnie go używała. Piski wartownika zakończyły się otwarciem drzwi, które droid pewnie przekroczył dziękując TT-8L, któremu wyraźnie się to spodobało.

-Druidy są stanowczo bardziej wrażliwe niż ludzie - odrzekł bardziej do siebie wchodząc do środka zadymionego pomieszczenia.

Wyglądało na to, że było to boczne wejście do jakiejś lokalnej speluny. Większość gości siedziała jakieś 60-70 metrów od niego zajmując się swoimi interesami i takie właśnie zadanie spełniał bar “Bez Nazwy”. Mimo wszystko serwowano tu piwo i grała muzyka, więc w wypadku nalotu lokalnych sił porządkowych śmiało można było udawać, że jest to jeszcze jedna dziura w której nawet biedniejsi obywatele mogli odstresować się po ciężkim dniu pracy.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=xL7brJgJKMg[/MEDIA]

Droid zeskanował swoje otoczenie szybko znajdująć to czego szukał, samotnego Bothana siedzącego w rogu. Podszedł wolno do jego stolika i usiadł ciężko. TC-19 nie znał jego prawdziwego imienia, ale wiedział że jest dość wpływowym politykiem, obecnie sympatyzującym z jego pierwotnymi panami. Skoro chciał się spotkać twarzą w twarz to musiało wydarzyć się coś nieoczekiwanego. Droid, nie używał prawie wcale holonetu do komunikowania się z kimś z siatki szpiegowskiej, było to zbyt ryzykowne. Takie rozmowy mogły zostać przechwycone, a jego przykrywka spalona. Do kontaktu najczęściej służyły, więc skrzynki kontaktowe do których podpinał się analogowo. Rozmówcy od razu przeszli na płynny bothański.

< -Srebrny… Ekhm Surferze. Dobrze cię widzieć>.

Mężczyzna czuł się nieswojo wypowiadając jego kryptonim na głos, najwyraźniej uważając go za niepoważny.

< -Bądź pozdrowiony Eurrsk*. Skąd nagła zmiana planów?>

Bothani nader rzadko bywali w takich przybytkach, częściej można było ich spotkać raczej w senackich salach. Wyjaśniało to także czemu jego lwi pysk ukryty był pod naciągniętym na głowę kapturem. Kontakt droida prychnął głośno wprawiając w ruch włosy na pokrytej siwizną brodzie. Sierść na jego odkrytych ramionach także unosiła się subtelnie zdradzając wiele dla wprawnego obserwatora. Była to jednak kontrolowane uwalnianie emocji charakterystyczne dla szpiegów rasy Bothan, język ciała wrendui. Droid protokolarny z całą pewnością mógł odczytać to co chciał przekazać mu rozmówca.

< -Rozumiem twoją irytację jednak czy nie narażamy się na zbytnie ryzyko? Nie mam w tej chwili do przekazania bardziej znaczących…>

Sierść na skórze “Eurrska” ponownie się uniosła wykrzywiając lekko w prawo, następnie opadła spokojnie jak liście z drzew. Jego rozmówca chciał żeby TC zamilkł, tak więc uczynił.

< -Niedługo dowiesz się o śmierci swojego pracodawcy. Tragiczny wypadek. Udawaj zaskoczonego. Współpracuj ze wszystkimi władzami na tyle, na ile będzie to konieczne. Służ w domu Mordino tak długo, aż nie otrzymasz kolejnego przydziału.>

Gdzieś w głębi izby słychać było przekleństwa, które lada moment zwiastowały bójkę, ale żaden z tej dwójki wydawał się nie zwracać na to uwagi.

< -Czy mógłbym wiedzieć, czy nasi przyjaciele mają coś z tym wspólnego?

Żółte, kocie ślepia świdrowały go na wylot. Bothanin nie ufał nikomu, łącznie z droidami którym zaprogramowano posłuszeństwo. Nie rozumiał jak maszyna może być ciekawska.

< -Im mniej wiesz, tym lepiej dla naszej misji. Zmień skrzynkę kontaktową dla danych na tą w sektorze C-170. Nie możemy ryzykować.>

Sierść futrzaka zaczęła subtelnie kołysać się jak palma na wietrze. Było w tym coś uspokajającego, ale był to też wyraźny znak, że spotkanie zostało zakończone. Droid wstał od stolika i skierował się w stronę wyjścia, pozwalając żeby jego kontakt dokończył niespiesznie swojego drinka. Wciąż miał jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Na szczęście droidy nie potrzebowały snu, nie licząc krótkich okresów na uzupełnienie/oszczędzanie energii. Wyszedł z baru tą samą drogą kierując się już prosto do rezydencji Mordino.




*wesołek w języku bothańskim

Mi Raaz 19-10-2021 14:45


- … co dowodzi, że nie tylko ostatnia podróż służbowa ale również te odbyte trzy i cztery tygodnie temu były jedynie przykrywką. Adria Newax posiada kartę płatniczą na swoje nazwisko w Coruscant Net-Bank, którą zasila anonimowymi wpłatami dwa lub trzy razy w miesiącu. Kartą ta służy do opłacania taksówek, drinków oraz noclegów na średnich poziomach dystryktu Uscru. Na ten moment szacuje się, że pani Newax spędza tam około dwudziestu do dwudziestu pięciu dni w roku. Śledztwo nie wykazało żadnego stałego partnera pani Newax. Część czasu spędzonego w Uscru poświęca na poszukiwanie partnerów seksualnych. Preferuje rasę Noutolan, choć ich rzadkie występowanie na planecie wielokrotnie prowadziło do poszukiwania substytutów w formie Twi'leków. Ostatnim kochankiem jakiego tożsamość ustalono w toku śledztwa był Alema Bril. Menedżer średniego szczebla w odlewni żeliwa położonej w południowej części dzielnicy The Work. Dane personalne załączam do raportu. Nagranie dźwiękowe z ich spotkania oraz zdjęcia załączam do raportu. Kolejnym załącznikiem jest rachunek za dotychczasowe śledztwo. Do uregulowania przelewem w ciągu siedmiu dni od wystawienia. Czekam również na informacje czy prowadzimy dalszy dozór. W załączniku cennik sugerowanych czynności operacyjnych. Koniec. Wyślij do Newax Roland. Kod autoryzacji 61DXRH3, Kehil Saren.

Miraluka skończył dyktować treść wiadomości asystentowi. Sprawa Newaxów była tym, czego nie znosił. Obydwoje z klasy średniej. On tyrający po dwanaście godzin w korporacji. Ona niby też. A jednak nigdy się nie dorobią. Nigdy nie poprawią swojego statusu. Bo ona na boku przepuszcza ich pieniądze. On zaś targuje się o każdy głupi podsłuch, bo “dzieci na utrzymaniu”. Przecież mógł mieć nagrania wideo, z pełnym 3D z jej przygód z Brillem. Ale Newax poskąpił dwustu kredytów ekstra. Cóż, będzie musiał teraz wyobrażać sobie cóż tam jego żona wyprawiała. Cała ta sprawa była męcząca. Miała w sobie jedynie jedną zaletę. Kehil miał nieprawdopodobnie małą szansę zgarnąć kulkę, czy coś połamać. Dobitnie zatem dowiadywał się, że nuda jest ceną spokoju.

Spojrzał na spory analogowy zegar wiszący na ścianie. Na drzwiach biura widniał szyld sugerujący, że powinien mieć otwarte jeszcze trzy godziny. Ale co może się zdarzyć? Od miesięcy nikt nie przychodził do biura. Znak czasów. Żadnych nielegalnych zleceń. Żaden ze zleceniodawców nie musiał zacierać śladów. Wszyscy tylko pisali wiadomości i łączyli się przez hologramy. Miralukę trafiał szlag. Widział świat inaczej. Nie umiał tego wyjaśnić przedstawicielom innych ras. Nie był niewidomy, ani nic takiego. To trochę jakby próbował tłumaczyć niewidomemu od urodzenia czym są kolory… on wiedział czym są koloro, choć “widział” je inaczej niż ludzie czy Twi’leki. Samemu myślał, że widzi więcej. Choć już do czytania wiadomości używał asystenta głosowego. Różnica w promieniowaniu monitora emitującego różne litery była raczej niewielka i Miraluka chcący coś przeczytać musiał się naprawdę skupić. No i musiał mieć za sobą wielomiesięczny trening. Lepiej pod tym względem wyglądały hologramy. One przez swoje zakłócanie przestrzeni były o niebo wyraźniejsze dla zmysłów Kehila. Choć przy szybkim ruchu i one były problematyczne.

Z drugiej strony Kehil wyczuwał pola siłowe wokół droidów strażniczych, podczas gdy ludzkie oko dostrzegało je dopiero po trafieniu bronią. I koniec końców miał wrażenie, że widzi więcej niż inni. Na ile było to jego ego? Nie mógł tego racjonalnie ocenić.

Odchylił się w fotelu i sięgnął do biurka po butelkę.

Pusta.

Zaklął pod nosem.
Wstał do panelu alarmowego i uruchomił protokół zamknięcia. Podszedł jeszcze do wieszaka. Przyłączył broń do swojego pasa i zarzucił na siebie długi płaszcz. Poprawił włosy i wyszedł. Gruba plastalowa roleta zasłaniała napis: “Kehil Saren - Prywatny Detektyw, otwarte 12:00-21:00”. Budynek jakich wiele mieścił w sobie trzy pokoje agencji detektywistycznej. Poza tym była tam w przybliżeniu około setka innych działalności gospodarczych. Ot, piękno miasta mieszczącego miliardy istnień. Poza pomieszczeniem z biurkiem, w którym przyjmował petentów miał jeszcze zaplecze gdzie przygotowywał się i analizował zebrane materiały, oraz nielegalną sypialnię. W warunkach najmu wyraźnie zaznaczono, że nie może to być lokal mieszkalny. Dlatego sypiał w hotelu kapsułowym sześć poziomów niżej. Jednak czasami zdarzało mu się zostawać w pracy dłużej. Dlatego butelka była kompletnie pusta i zapomniał o tym. W każdym razie zdarzało mu się nocować w pracy. Wewnątrz sypialni znajdowała się kabina toaletowa. Niewielki moduł zastępujący prysznic i WC. Trzeba było jedynie wybrać jaką funkcję ma pełnić przed wejściem do środka. Wygoda za niewielkie pieniądze. I oszczędność miejsca.

Na Coruscant wszędzie oszczędzano miejsce. Kehil pamiętał ze swojej młodości służbę w wojsku. Rozpoznanie. Podróże po obcych planetach były emocjonujące. Te otwarte przestrzenie. Lasy. Morza. Tutaj od czasu do czasu uświadczyło się skwer zieleni. W sensie trzy do czterech karłowatych drzew podłączone do miejskiego systemu nawadniania. Na niskich poziomach były to jedynie karłowate hologramy drzew przerywane co 60 sekund reklamami.

Wyszedł z budynku kierując się na jedno z lądowisk. Musiał się napić.
Wciągnął powietrze w czasie oczekiwania na aerotaksówkę. Nie znał smrodu cywilizacji ktoś, kto nie spędził dnia na Coruscant. Na średnich poziomach nie było aż tak źle. No i jego dzielnica była dzielnicą finansowo usługową. Zapach pochodził głównie od tłumów ludzi. Znacznie gorzej było w The Work, gdzie znajdował się cały ciężki przemysł planety. Każdy kto tam przebywał traktował tutejsze powietrze jako świeże. Taksówka z droidem sterującym przyleciała w ciągu niecałej minuty. Leciał w ciszy atakowany przez hologram proponujący muzykę za dodatkową opłatą. Cały lot trwał niecałe dwie minuty, jednak przebyli kilkadziesiąt pięter w dół i dobry kilometr.

Wszedł do baru, w którym go znano. Zdjął swój długi płaszcz. Był raczej wysoki jak na Miralukę. Przy pasie miał zawieszony wibromiecz, przez co przywodził na myśl oficera wojskowego. Wrażenie dopełniała kamizelka taktyczna z synthwłókna, którą miał pod płaszczem. Odsłaniała jego ramiona, jednak osłaniała korpus. W lokalu nie robiło to na nikim wrażenia. Często przylatywali tu różnego rodzaju najemnicy i łowcy nagród. Choć raczej zawsze stojący po właściwej stronie prawa, bo lokal był też odwiedzany też przez lokalnych policjantów. W zasdzie bez tej kamizelki nie pasowałby do lokalu. Nosił ją bardziej z przyzwyczajenia niż z realnej obawy przed mściwym kochankiem lub niewierną żoną. Jego ciało było utrzymane bardzo dobrze jak na wiek. Nie miał przerośniętych mięśni, ale wyraźnie zarysowane. Był zwinny. Każdy doświadczony wojskowy czy policjant rozpoznawał w jego oszczędności ruchów przyzwyczajenia z oddziałów specjalnych. Przyzwyczajenia sprzed niespełna trzech dekad.

Również każdy wojskowy rozpoznałby matowo czarną protezę lewej ręki od ramienia. Standardowa produkcja Labrax inc. Refundowana dla żołnierzy, którzy oberwali na służbie. Praktycznie bez możliwości modyfikacji, ale skutecznie zastępująca kończynę utraconą w bitwie. Praktycznie niespotykana na rynku cywilnym. Cywilne protezy tej klasy pokrywano sztuczną skórą, żeby nikt nie widział, że bogaty dzieciak stracił rękę. Wojsko nie przejmowało się tym. Wręcz chwaliło się faktem: “urwie ci łapę na służbie, to damy ci nową, nie gorszą. Zobacz!”

Kehil nosił brodę, którą regularnie przycinał, ale wyraźnie zaniedbywał. Była nieco poczochrana i otaczana nieogoloną kilkudniową szczeciną na szyi. Zarówno w brodzie jak i na włosach prześwitywały pasma siwizny. Z każdym tygodniem coraz gęstsze. Zazwyczaj nosił na oczach czerwoną przepaskę. Pasowała do podbicia jego płaszcza. Do tego miał spodnie, które mogły uchodzić za eleganckie wśród klasy średniej. Wszystkiego dopełniały lekkie buty sportowe.

Usiadł przy barze i zweryfikował swoje saldo. Miał nadzieję, że przelew od Newaxa przyjdzie szybko, bo z końcem tygodnia będzie musiał zmienić lokal na coś w Podziemiach. Tym jakże wymownym zwrotem określano najniższe poziomy. I choć faktycznie znajdowały się one nad ziemią, to w praktyce nigdy nie docierało do nich światło lokalnej gwiazdy. Ale drinki były ponad połowę tańsze. Jednak póki co był tu i teraz. Mógł sobie pozwolić nawet na dwie kolejki.

W tle większość emocjonowała się meczem. Kehil zaś sięgnął swoją cybernetyczną dłonią po szklankę i postanowił emocjonować się drinkiem.


Mecz rozgrywał się w najlepsze. Ktoś nawet do baru przyniósł prawdziwego nuna, żeby podkręcić atmosferę. Nawet gdyby oglądał to na żywo nie widziałby powodu do ekscytacji sportem, w którym dwie drużyny robotów gonią za kurą. Z drugiej strony, może zamówi sobie panierowane nóżki nuny?

Kehil jak wielu Miraluka miał ogromną świadomość otoczenia. Podchodzącego z tyłu mężczyznę wyczuł na trzy kroki przed. Odłożył szklankę i przyjął klepnięcie.

- Nie wiedziałem, że jesteś fanem Nuna-ball.

I co było odpowiedzieć? Jestem fanem lokalnych drinków? Nie był. Były najlepsze na jakie go było stać, ale wcale nie czyniło ich to dobrymi. Za to wiedział, dlaczego przychodzą tu gliniarze z podziemnej. W żadnym lokalu niżej nie mogliby się napić bez narażania się na kosę pod żebra.

Zanim zdążył odpowiedzieć dwóch Gamorreańskich najemników właśnie skakało i zderzało się brzuchami z okrzykami radości. Z niewyraźnego ruchu na hologramie Kehil domyślał się, że nuna właśnie została przerzucona przez bramkę przeciwnika, a ci dwaj obstawiali. Biorąc pod uwagę, że właśnie jeden bardzo radośnie pierdnął, to najpewniej obstawili niemało. W pomieszczeniu falą niósł się okrzyk: Nuuunnaaaaaa!!

- Yehnes, ja jestem fanem lokalnych tancerek. Kolejkę dla kolegi - uniesionym palcem Kehil wezwał barmana. Miał niby odliczone pieniądze, ale z Podziemnymi warto było dobrze żyć. W końcu policja miała dostęp do informacji, a pracą detektywa było pozyskiwanie informacji. Czasem też policja miała związane ręce. Bo nakazy, bo prokuratura, bo pełnomocnictwa, adwokaci i takie tam. W takim momencie funkcjonariusz podsuwający wizytówkę prywatnego detektywa i dodający ściszonym głosem: “ale mogę polecić kolegę z sektora prywatnego, może on pani pomoże zanim prokuratura wyda nakaz” to był prawdziwy skarb. Kehil jednak nigdy nie miał aż tak dobrych układów.

- Powiedz mi Mon, nie słyszałeś o jakiejś robocie? Rzygam już historiami o niewiernych żonach i mężach. Nie macie tam czegoś co potrzebowało by, żebym rzucił na to okiem?

Bardzo rzadko, jednak czasem zdarzało się, że policja płaciła za pracę prywatnych detektywów. Wtedy sprawa musiała naprawdę śmierdzieć. Ale i kasa nie była najgorsza.

Col Frost 20-10-2021 20:42

Podjechał pod nią radiowóz, prowadzony przez droida z serii GU i możliwie szybko zawiózł na miejsce. Okolicę oświetlały już tylko latarnie, liczne neony i mrugające koguty na dachach policyjnych pojazdów. Jej ścigacz wylądował wewnątrz kordonu ustawionego z innych, mniej lub bardziej podobnych do niego pojazdów. Na zewnątrz dostrzegła policjantów z Podziemia, których łatwo mogła rozpoznać dzięki charakterystycznym hełmom, zasłaniającym całą twarz. Pilnowali oni aby żaden z licznie zgromadzonych gapiów nie dostał się na teren śledztwa.

Jej uwadze nie umknęły też liczne holokamery-droidy, które fruwały bezczelnie w górze. Zachowywały sporą odległość, jednakże wszyscy doskonale wiedzieli, że mają możliwość zbliżenia na najdrobniejsze szczegóły. To była jedna z głównych różnic między Centralnym Biurem, a Podziemiem. Na górnych poziomach uniemożliwiono by mediom podpatrywanie miejsca zbrodni, tutaj nikt się tym nie przejmował, a byli też tacy, którzy wręcz chwalili sobie współpracę z dziennikarzami. Tak czy siak niedługo wszystkie programy w holonecie będą trąbić o tym zabójstwie. Yoqshę pocieszał jedynie fakt, że jutro znajdą sobie zapewne inną sensację.

Przedstawiła się dwóm funkcjonariuszom Podziemia, pokazując im swoją odznakę, a ci zaprowadzili ją na miejsce. Drzwi do turbowindy były otwarte, a na podłodze leżało ciało, teraz przykryte białą tkaniną. Koroner właśnie pakował swoją walizeczkę i najwyraźniej szykował się do wywiezienia stąd zamordowanego. Obok niego stał oficer z Podziemia, najwyraźniej prowadzący śledztwo z rozkazu swoich przełożonych. Nie miał hełmu, więc Yonqsha z łatwością rozpoznała w nim Durosa o wielkiej niebieskiej głowie i dużych czerwonych oczach.

- Co najmniej sześć ciosów wibronożem w pierś i brzuch - mówił lekarz. - Śmierć nastąpiła prawdopodobnie przez wykrwawienie, myślę że mniej więcej dwie standardowe godziny* temu. Więcej będę mógł powiedzieć po sekcji.

Duros kiwnął głową i wówczas jego wzrok skierował się na Yonqshę.

- Porucznik Sil Tschapaav - wyciągnął do niej dłoń. - A pani to, jak rozumiem, przedstawicielka góry? - miał oczywiście na myśli Centralne Biuro z górnych poziomów. - Szczerze mówiąc niezbyt widzi mi się to wspólne śledztwo, ale skoro tak być musi, to zapraszam.

Kobieta zajęła w turbowindzie miejsce koronera, który poszedł wezwać droidy z noszami. Porucznik odsłonił głowę i tułów denata.

- Szkoda chłopa - stwierdził trochę znudzonym tonem.

Na podłodze leżał martwy Myron Mordino...


Deser faktycznie nieco poprawił humory Deviny i Giny. Pojawiły się jakieś wspólne wspominki, trochę żartów ze wspólnych znajomych, albo z siebie nawzajem. Knajpka też była bardzo przytulnym miejscem, więc Twi'lekanka nawet nie zauważyła, gdy minęła standardowa godzina*.

Spokój obu kobietom zakłócił nieoczekiwanie postawny mężczyznach o krótko ściętych, czarnych włosach. Był dobrze zbudowany, ale sztywna sylwetka trochę go zdradzała. Ewidentnie musiał mieć coś wspólnego z wojskiem lub inną służbą mundurową. Bezceremonialnie zajął puste krzesło przy ich stoliku.

- Larc, co tu robisz? - Gina wyglądała na zaskoczoną.

Mężczyzna przyglądał się przez chwilę milcząco Devinie, po czym, jak gdyby uznał ją za niezbyt istotny element otoczenia, zwrócił się w kierunku jej przyjaciółki.

- Mordino nie żyje - powiedział. - Niedługo cały holonet będzie o tym huczał, nam cudem udało się dowiedzieć szybciej. Nie wiemy czy ma to coś wspólnego z jego interesami z nami, ale na wszelki wypadek zwijamy siatkę. Musisz zniknąć i to jeszcze tej nocy. Miałaś do niego bezpośredni dostęp, jesteś zagrożona. Zabieram cię do kosmoportu i to zaraz. Masz coś ważnego w mieszkaniu?

- Tylko swoje rzeczy.

- Zostają, nie ma na to czasu. Zbieraj się.

Ku zaskoczeniu Deviny Gina faktycznie podniosła się z krzesła razem z tym całym Larciem.

- Wybacz - niemal wyszeptała w kierunku Deviny. - Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. A czy jej nic nie grozi? - zwróciła się do mężczyzny.

Ten znów zbadał niebieskoskórą kobietę swoim wzrokiem, po czym sięgnął za pazuchę i wyciągnął zza niej niewielki, biały prostokąt. Wręczył go Twi'lekance, po czym powiedział:

- Zapamiętaj i zniszcz - odwrócił się i wziąwszy Ginę pod rękę, wyprowadził ją z lokalu.

Na stoliku leżało trochę kredytów, które najwyraźniej mężczyzna zostawił, Devina nawet nie zauważyła kiedy. Akurat by opłacić rachunek za posiłek. Palan spojrzała na wręczoną jej wizytówkę. Napis na niej brzmiał: KAPITAN LARC LOX, SZTAB GENERALNY FLOTY REPUBLIKI, POKÓJ 811. Pod spodem widniały dane jego komunikatora.


- Powiedz mi Mon, nie słyszałeś o jakiejś robocie? Rzygam już historiami o niewiernych żonach i mężach. Nie macie tam czegoś co potrzebowało by, żebym rzucił na to okiem?

- Może i by się znalazło, zależy jak bardzo lubisz zaszaleć. No i dziesięć procent dla mnie za pośrednictwo - Yahnes podrapał się wymownie po brodzie. - Jest takich dwóch gówniarzy, co to jakiś czas temu skatowało bezbronną dziewczynę, gdy nie chciała im dać dupy po dobroci. Ale gnojki dostały tylko zawiasy. Ojciec dziewczyny jest tym faktem niepocieszony i pewnie chętnie znalazłby kogoś kto dokończy robotę wymiaru sprawiedliwości. Może zwrócić się do jakiegoś gangu, a może... - nie dokończył. - Chcesz do niego namiary?

Obaj siedzieli jeszcze przez chwilę i sączyli swoje drinki. Mecz zakończył się wygraną którejś z drużyn, której nazwy Kehil i tak nie znał i nie uznawał za warte zapamiętywać. Ale Gamorreanie zdawali się być zadowoleni. Po krótkiej przerwie na reklamy rozpoczął się serwis informacyjny. Miralukę zainteresowała już pierwsza wiadomość:

- Dzisiaj w godzinach popołudniowych w jednej z turbowind sektora 147 Służby Bezpieczeństwa odkryły ciało zamordowanego mężczyzny rasy ludzkiej. Według niepotwierdzonych jeszcze pogłosek ofiarą szokującej zbrodni był przewodniczący rady tegoż sektora, pan Myron Mordino. Nie wiemy jak...


Garrus był wściekły.

Robota dla Vulcarów była naprawdę dobrze płatna, ale nie przewidział, nie mógł przewidzieć, że jej konsekwencje będą tak poważne. Bez legalnych zleceń na Coruscant było naprawdę ciężko przeżyć. To nie Nal Hutta, czy inna planeta rządzona przez rodziny Huttów, tutaj trzeba się było liczyć z działaniem policji. A to oznaczało mniej nieoficjalnych zleceń, przynajmniej dla nieznajomych. Co innego, gdy ktoś był sprawdzony, jak na przykład taki Cad Bane, ale Zabrak nie zdążył jeszcze wyrobić sobie nazwiska.

Co prawda długie ramię sprawiedliwości niezbyt energicznie sięgało ku najniższym poziomom, gdzie rządziły gangi, ale przecież Garrus nie zostanie jakimś śmierdzącym gangusem. Co innego brać od nich pojedyncze zlecenia, co innego robić dla nich na stałe. Co jeszcze mu pozostawało? Do kogo mógłby się zwrócić z prośbą o pomoc lub może nawet protekcję?

Łowca nawet nie zauważył, że nogi same zaprowadziły go do pobliskiego baru. Wszedł przez drzwi i pierwszym co usłyszał nie była głośna muzyka czy gwar bywalców. Usłyszał komunikat z serwisu informacyjnego holonetu, bo jeden z głośników wisiał akurat tuż obok drzwi:

- ...niepotwierdzonych jeszcze pogłosek ofiarą szokującej zbrodni był przewodniczący rady tegoż sektora, pan Myron Mordino. Nie wiemy jak zginął polityk, znany przede wszystkim z programu poświęconego tak zwanym rasom obcym. Więcej informacji w serwisie za standardową godzinę.


TC-19 wrócił możliwie szybko do apartamentu. Z miejsca wziął się za porządki i przygotowanie kolacji dla pana Mordino. Nie mógł przecież dać znać innym domownikom, że wie o jego śmierci. Musiał też zadbać o to by nikt nie zauważył, że wrócił do domu później niż powinien. Pamiętał o holokamerach na korytarzach i w przedpokoju.

Zgodnie ze swoimi przewidywaniami panią Vickę zastał przed holoprojektorem, panienka Nejjy siedziała w swoim pokoju, słuchając głośno muzyki, którą TC-19 określał mianem "zbyt nowoczesnej", a panicza Durona nie było nigdzie w pobliżu.

Droid wyciągał właśnie pieczeń z piekarnika, gdy usłyszał krzyk pani Vicki. Bez pudła odgadł o czym właśnie mówili w serwisie informacyjnym, który kobieta oglądała.


standardowa godzina - godzina wg czasu Coruscant, czyli odpowiednik naszej godziny

traveller 26-10-2021 13:10

Kilkanaście lat wcześniej


-Z całym szacunkiem Myronie, ale to chyba jakiś żart. Chcesz mnie zastąpić jakąś stertę kabli w metalowym pudle?

Na twarzy Sau’ana, kamerdynera i szef ochrony domu Mordino malował się grymas niezadowolenia, bezwiednie obnażył swoje zęby jeszcze bardziej potęgując groźne wrażenie jakie powodował Utapaun. Blada, pociągłą twarz okraszona podłużnymi liniami, okolice oczodołów zabarwione na czerwono, sposób mówienia przypominający syczenie. Tak, z całą pewnością nawet w najlepszy dzień przedstawiciele tej rasy nie wzbudzali zaufania.

Stojąca z boku, małżonka Myrona Mordino Sijes, cofnęła się bezwiednie krok w tył. Zupełnie tak jak roślinożerca cofa się w obecności drapieżnika. Zasłaniała ręką małego chłopca który krzątał się między nogami. Polityk pozostał jednak nieugięty nie okazując najmniejszych śladów strachu.

-Nie przesadzaj Sau’anie. Droidy protokolarne to najnowszy krzyk mody na Courscant. Wchodząc w świat wielkiej polityki będę potrzebował sekretarza, który nagra każde moje słowo, przypomni o spotkaniach, zabawi gości…

Głośny pomruk, który mógł być zarówno okazaniem zrozumienia jak i dezaprobaty, który wydobył się z ust sługi bynajmniej nie złagodził nastroju panującego w domu. Z całą pewnością jednak, jeden rzut oka wystarczył by ciężko wyobrazić sobie tego, wysokiego, przypominającego wampira mężczyznę zabawiającego gości na przyjęciu.

-Dzień dobry. Wydaje mi się, że nie zostaliśmy sobie właściwie przedstawieni. Pan Sau’an? To przyjemność pana poznać. Jestem TC-19, specjalista od komunikacji ludzko-robotycznych.

Zakończył swoje przedstawienie wyciągając syntetyczną dłoń w geście powitania, który mógłby rozładować emocje. Mordino spojrzał wyczekująco na niezadowolonego szefa ochrony chcąc wymusić na nim jakąś reakcję.


Będący pod presją Utapaun zmrużył oczy i przyjął wyciągniętą dłoń pod presją spojrzenia ich wspólnego pana. Uścisk dłoni był mocniejszy niż mógł przypuszczać. Jęknął głośno z bólu i z trudem wyrwał swoją dłoń z mechanicznej pułapki rozmasowując obolałe miejsce.

-Zrobił to specjalnie!

-Co ty mówisz Sau’anie. To maszyna, odpowiednio zaprogramowana na służenie z wyczyszczoną wcześniej pamięcią to niemo…

-Wiem co widziałem!


Kosmita przejechał długim paznokciem po metalowym pancerzu na klatce piersiowej druida.

-Nie ufam ci gadająca puszko. Będę mieć cię na oku.

Następnie odwrócił się na pięcie i wyszedł z pokoju. LuLu, lothalski kot będący zwierzęciem domowym w rodzinie Mordino zamruczał, otarł się ogonem o metalowe nogi droida zostawiając za sobą mokrą plamę moczu. Najwidoczniej przybycie nowego domownika nie podobało się więcej niż jednej istocie. Oczy TC-19 zamigotały, ktoś mógłby przypuszczać że poczuł złość, ale to przecież niemożliwe żeby maszyna odczuwała ludzkie emocje w ten sposób prawda?




Kilka miesięcy później


-Zatrzymać tego… Tego kosmitę.

Myron Mordino z ciężkim sercem rozkazał funkcjonariuszom porządkowym na zatrzymanie swojego szefa ochrony. Targały nim emocje, ale u jego boku stał wierny asystent TC-19.

-To szaleństwo! Nic nie zrobiłem, jestem niewinny!

Nie bacząc na jego słowa czterech rosłych strażników miejskich złapało go za ramoiona pozbawiając możliwości ruchu. Piąty z nich odczytał mu standardowo zarzuty zanim miano go zabrać i odizolować do aresztu.

-Dowody nie kłamią. W twoim pokoju znaleźliśmy ślady krwi, a rany na ciele zmarłęgo zwierzęcia domowego tj. kota lothalskiego, odpowiadają twoim zębom i pazurom. Sau’an niniejszym zostajesz zatrzymany celem wyjaśnienia i sprawdzenia czy stanowisz zagrożenie dla siebie lub innych.

Utapaun rozejrzał się po pomieszczeniu widząc na otaczających twarzach determinację, ale też strach i obrzydzenie. Ci ludzie wydali już swój wyrok i to jedynie patrząć na jego wygląd. Znał takie spojrzenie przez całe życie, teraz dał im tylko powód.

-Nie miałem nic wspólnego ze śmiercią tego durnego zwierzęcia. Czemu tak na mnie patrzycie? Macie mnie za potwora? Znacie mnie wszyscy!

-Wystarczy. Nie mogę uwierzyć, że przyjęliśmy cię pod swój dom, daliśmy cel, zaufaliśmy… a od początku byłeś tylko zwierzęciem. Żebyś nikt jednak nie sądził, że Myron Mordino nie ma serca. Zostaniesz poddany badaniom psychiatrycznym i umieszczony w specjalnym zakładzie gdzie mam nadzieję otrzymasz potrzebną pomoc. Zabrać go… Nie chcę żeby ktoś z mojej rodziny to oglądał. Żona jest w ciąży, nie potrzebuje dodatkowych zmartwień.

Odciągany siłą przez grupkę mężczyzn Utapaun próbował wyrwać się i rzucić na TC-19, ale strażnicy na to nie pozwolili. Rzucał za nim różne groźby i wyzwiska, ale one nie mogły zranić ich adresata.

-To on, to ten droid, spójrzcie na jego oczy! Szydzi ze mnie. To diabeł, diabeł!


Gdyby tylko mógł to TC-19 rzeczywiście by się uśmiechał. Gdzieś w głębi jego procesów myślowych pojawiła się satysfakcja, którą system odebrał jako błąd systemu.



Teraźniejszość


TC-19 usłyszał przeraźliwy krzyk, który przeszył zwyczajowy spokój domu Mordino. Miał raczej dobre relacje z domownikami. Praktycznie wychował młode dzieci Durona i Nejjy pomagając w lekcjach i ucząc trudnej sztuki dyplomacji podczas gdy ich rodzice byli najczęściej zajęci samymi sobą lub swoimi interesami. Z samicami, które tytułowały się paniami domu było trochę gorzej. Najpierw znosił dramaty związane z załamaniem nerwowym poprzedniej żony Myrona. Później spełniał zachcianki jego kolejnej wybranki, której bardzo odpowiadała wysługiwanie się służbą.

-Ojej. Czyżby mleko już się rozlało? - wymamrotał do siebie.
Importowane z Naos planety leżącej na rubieżach galaktyki, panierowane “nóżki” nun wciąż nie były dostatecznie wysmażone. Droid odebrał je aż z targowiska mieszczącego się na dolnych poziomach dystryktu Uscru. Czemu organiczni nie mieli za grosz szacunku do jego pracy? Westchnął głośno i uniósł kieliszek koleriańskiego wina, do otworu gębowego określanego przez ludzi jako usta. W miejscu tym miał moduł wobulatora, pozwalający na przemawianiu w ponad sześciu milionów różnych języków. Niewiele brakowało, a wziąłby łyka co zapewne spowodowałoby zwarcie w obwodach i stan, którzy ludzie określali jako kac. Zaśmiał się z własnego roztargnienia. Przebywając między ludźmi, chcąc zrozumieć ich potrzeby i zachowania powielał czasem ich ułomności, ale taka już była rola sługi.

<KSF<>0fxzcz> Moduł empatii włączony. Załkał na próbę, co wydawało się raczej odgłosem przesuwanej komody i przyłożył swoją metalową dłoń do czoła naśladując przeciętnego rozpaczającego mężczyznę w dorosłym wieku. Kod emocji, które wyrażali ludzi był dla niego enigmą, ale jako droid odpowiedzialny za kontakty dyplomatyczne musiał przynajmniej próbować ich zrozumieć. Wpadali w szał, zazdrość, radość, ufali, zdradzali, kochali, nienawidzili bez żadnego wyraźnego powodu. Jakby mógł lub musiał szczerze powiedzieć co o tym wszystkim myśli to określiłby tą gamę emocji tylko jednym słowem: słabość. Dla niego były tylko ciągiem znaków, które odczytywał jak ktoś uczący się obcego języka.

Wino mogło się jeszcze przydać. Zgodnie z wgranym oprogramowaniem człowiek będący w żałobie często rzucał się w mir nałogów, a skoro nie miał działki narkotykowej “przyprawy” to napoje alkoholowe musiały wystarczyć. Położył na tacy pełną karafkę wraz z kieliszkiem i podszedł do salonu skąd dobiegały płacze i wrzaski.

-Witam pani Vicky. W czym mogę służyć pomocą w ten piękny, wietrzny wieczór.

-TC-19! Myron… Myron.. Oh Myron.




Na luksusowej sofie w samym tylko szlafroku leżała młoda kobieta. Była dość seksowna jak na standardy rasy ludzkiej chociaż genetycznie poprawiona przez zabiegi upiększające. Widać było, że mimo tego że rodzino Mordino nie należała do najbogatszych to mąż, nie szczędził nowej żonie najlepszych możliwych wygód i zachcianek. Opróżniona butelka wina świadczyła o tym, że niezależnie od dopiero co otrzymanych wieści, kobieta zaczęła swoją codzienną degustację wyszukanych trunków.

-Tak. Pani mąż oraz mój pan nazywa się Myron Mordino

-Nie, nie, nie! Nie rozumiesz… Myron… On… On…


Udawaj zaskoczenie, to hasło zaświeciło się w procesorze znajdującym się w głowie droida odpowiadającym za procesy myślowe maszyny.

-On nie będzie dziś na kolacji? Przygotowałem nóżki nun w sosie wg przepisu mistrza Wu-Chu, mam także wino rocznik 7902 C.R.C prosto z Koreli.

Kobieta skrzywiła się na myśl o “bagnistych indykach”, których mięso było zbyt ciężkostrawne na jej delikatny żołądek. Musiała przecież dbać o linię jeśli miała utrzymać zainteresowanie swojego męża lub szybko znaleźć kolejnego. Druga opcja wydawała się, więc o wiele bardziej kusząca...

-Wino. Tak, zdecydowanie będę dzisiaj potrzebować wina.

Ludzka samica zaczęła się trząść co zapewne zwiastowało kolejny wybuch rozpaczy, więc TC-19 położył przed nią tacę z winem i usiadł na sofie obok pani domu.

-Myron nie wróci… On nie żyje TC-19 - wycedziła Vicky między łykami wina.

-Już, już - rzekł tonem którym najbardziej artykułował współczucie zgodnie z jego bankiem danych. Następnie poklepał ją delikatnie po odkrytych plecach syntetyczną dłonią z wbudowanymi receptorami dotyku.

-Winda? Cholerna winda? Uwierzysz? Jak to w ogóle możliwe żeby zabiła cię winda? Jak ja to powiem dzieciom? Boże dzieci… przecież nie zmarnuję sobie najlepszych lat życia na opiece nad tymi bachorami. Poza tym są praktycznie dorosłe. Muszę zadbać o siebie. Znaleźć patrona, nowego męża który pocieszy atrakcyjną, młodą wdowę.

Czyżby jego pani tak szybko przeszła wszystkie 12 stadiów żałoby i była gotowa “iść dalej”? Droid był pod wrażeniem pragmatyzmu i szybkości przetwarzania myśli przez procesor samicy. Oczy robota zaświeciły się przez krótką chwilę, jego procesor analizował możliwość zamieszania tej kobiety w wypadek jej tragicznie zmarłego męża. Wynik analizy był niejednoznaczny, poza tym to nie było jego sprawą. Skupił się na “pocieszaniu”, czyli czymś co robią ludzie gdy robią organiczni gdy chcą się przypodobać tym którzy cierpią od nadmiaru emocji.

-Zgodnie z moją bazą danych na temat pani rasy, znajduje się pani w wieku produktywnym wydzielając feromony przyciągające samców, co najmniej kilkunastu cywilizowanych ras zamieszkujących obecnie planetę. Zgodnie z moim szacunkiem bez problemu pozna pani kolejnego męża rozpoczynając akt seksualny w okresie godowym, następnie płodząc mu potomka, w ciągu następnych 8 lat, 6 miesięcy, 2 tygodni +/- 5 dni.

Wdowa objęła droida za jego szyję i przylgnęła do jego metalowego ciała nad wyraz bujną piersią. Miała łzy w oczach, ale wydawała się… wdzięczna? Szczęśliwa? Bank danych odpowiedzialny za emocje u organików był w konflikcie.

-Oh TC-19… Wiedziałem, że ty jeden mnie zrozumiesz.

Nagle odsunęła się od jego chłodnego srebrnego pancerza na klatce piersiowej i powiedziała bardziej do siebie.

-Testament! Co z testamentem? Zdążył go zmienić? Ująć mnie w nim? Obiecywał mi wykreślić tą sukę Sijes i zapisać dom, ale… TC-19 połącz mnie z adwokatem Myrona natych...

W drzwiach stała panienka Nejjy trzymając pluszowego ewoka. Była już co prawda dorosłą kobietą, nie tak dużo młodszą od Vicky, ale traumy z dzieciństwa wciąż tkwiły w niej silnie. Nie sposób było stwierdzić ile z tej rozmowy właśnie słyszała, ale jej macocha spoglądała na nią z niemym przerażeniem. Ewidentnie nie była gotowa na tą rozmowę.

-Mamo? Co… Co się dzieje?

Dziewczynie drżał głos, widać było że mimo wieku zachowała dziecięcą niewinność. Zapewne to dzięki niej łatwiej zaakceptowała nową kobietę u boku ojca.

-Nejjy kochanie… Stała się wielka tragedia… Twój ojciec, mój mąż… On… On…

Starsza z kobiet najwidoczniej miała problemy z wysłowieniem się. Być może spowodowane to było winem, być może przywdzianiem maski zrozpaczonej wdowy.Droid protokolarny, który pełnił wiele różnych funkcji w domu Mordino, podszedł do zalęknionej córki Myrona do której stopniowo zaczynała dochodzić powaga sytuacji.

-Obawiam się młoda panienko, że pani Vicky chce powiedzieć, że twój czcigodny ojciec nie żyje.

Odtworzył przez wbudowany głośnik jedną z piosenek zarezerwowanych na chwile kiedy ludzie wyrażali smutek. Wydawało mu się, że było to na miejscu. W oczach innych mógł być karykaturą człowieka, zabawką która chciała być prawdziwym chłopcem, ale robił po prostu to do czego był zaprogramowany. Następnie zrobił krok do przodu łapiąc kruchą dziewczynę zanim ta upadła zemdlona na podłogę. Objął ją metalowym ramieniem i przytulił do siebie.

-Już, już - powiedział imitującym emocje zimnym mechanicznym głosem, klepiąc syntetycznymi palcami delikatną skórę jej pleców.

Gdzieś w głębi mechanicznej głowy, pojawiła się myśl sprzeczna z jego oprogramowaniem. Jak łatwo byłoby chwycić ją za kark i skrócić jej męki jak słowikowi, który złamał skrzydło i zapewne już nigdy nie poleci. Oszczędziłoby to wszystkim czasu na te sentymentalne rytuały. Była to tylko myśl, linijka kodu w głowie, nieważne jak nietypowa. Droid istniał by służyć swoim panom.




[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=dzNvk80XY9s[/MEDIA]

Mi Raaz 26-10-2021 13:42

Kehil był pierwszy raz tego dnia zadowolony. I nie dlatego, że gliniarz wypijał drinka, który miał być jego drugim. Dlatego, że opłacało się podlewać drzewko jakim był Yahnes Mon. Podrzucał mu już drugie zlecenie w tym cyklu. I do tego łapówka dla niego miała wynosić ledwie 10%. Cóż, powodziło się najwidoczniej Podziemnym. W myśl zasady “Darowanemu Banthcie nie patrzy się do pyska” Kehil podsunął jedynie terminal komunikacyjny.

- Prześlij mi kontakt. Czy mogę się w kontaktach z nim powołać na ciebie, czy na kogoś innego?

Nikt nie lubił wpadki. I nawet jeżeli było to w dobrej wierze to nikt nie ufał człowiekowi z ulicy, że przybył z pomocą. Zwłaszcza w sytuacji, w której jednocześnie łamano kilkanaście przepisów, a ten dotyczący przyjmowania korzyści majątkowych był najmniejszy. Czasem policjanci w takich sytuacjach posługiwali się przydomkami, żeby w razie czego trudniej było wyśledzić nielegalne operacje. A czasem wszystko było przykrywane przez szyszkę na górze i sam glina dostawał “fundusze operacyjne”, które później były odpowiednio wpisywane w księgi. W tej drugiej opcji można było działać bardziej otwarcie. W tej pierwszej można było lepiej zarobić.

- Jakoś ogarnę sprawę - zakończył Miraluka z twarzą skierowaną na dno szklanki.

A potem usłyszał wiadomości. W pierwszej chwili nie skojarzył nazwiska ofiary. Jednak w miarę kolejnych faktów wszystkie kawałki układanki wpadały na swoje miejsce. Informacja o osieroconej córce była kluczem.

- Wiesz Mon, pójdę już - Miraluka uniósł komunikator jakby sugerując, że musi zadzwonić w sprawie zlecenia. Wyszedł z lokalu na parking latających taksówek. Zastanawiało go komu naraził się Mordino. Czy tym samym ludziom, którym lata temu? Cóż, może ktoś z tamtej ekipy miał jakieś informacje. Może ktoś zadawał za dużo pytań w ostatnim czasie.

Kehil sięgnął po datapad i podłączył się do infonetu. Potrzebował znaleźć informacje o tym kto z ekipy która sprzątała syf po problemach z córką Mordino jest na planecie. W końcu miał dla nich potencjalną robotę. Potrzebował dwóch, maksymalnie trzech ludzi. Ale okazja była dobra, żeby skontaktować się ze wszystkimi.

Nami 28-10-2021 13:51

Złe przeczucie nie opuszczało jej do samego końca. Nawet jak już wiedziała, skąd się pojawiło, to ono wciąż nie zniknęło, a to oznaczało, że będzie tylko gorzej. Choć mężczyzna nie był jej obojętny, nie był też nad wyraz bliski. Mimo to patrzenie na zastygłą w bólu twarz nie sprawiła Yoq frajdy. Nie pozostała jej też obojętna, choć taką właśnie starała się zgrywać. I miała w planach ciągnąć taką grę do końca, póki widownia patrzy.

Kobieta bez oporów uścisnęła wyciągniętą rękę.
- Yoqsha Latyuo, wydział dochodzeniowo-śledczy - przedstawiła się z dumą - Przykro mi, że wam się to trafiło. Nie wydajesz się entuzjastycznie nastawiony do tej sprawy - zagaiła przyglądając się mu badawczo.

Mirialanka zajęła w turbowindzie miejsce koronera, który poszedł wezwać droidy z noszami. Porucznik odsłonił głowę i tułów denata.

- Szkoda chłopa - stwierdził trochę znudzonym tonem.

- Każdego szkoda - przyjęła obojętny ton, choć widok znajomej twarzy mocno ją zakuł w piersi. “Myron… W coś ty się wpakował”, przeszło jej przez myśl. Zmrużyła oczy przyglądając się ciału, nie miała zamiaru go dotykać, ale miała nadzieję wyłapać coś z otoczenia.

- Mam nadzieję, że nie będziemy za bardzo się o siebie potykać, poruczniku. - Yoq uniosła kąciki ust w znikomym uśmiechu, aby pokazać, że choć sprawa jest dla niej poważna tak jak każda, to nie jest wrogo nastawiona - Mam na myśli zbieżność miejsc i osób, które odwiedzimy w najbliższym czasie. No chyba, że niekoniecznie ci spieszno? - dopytała chcąc sprawdzić jak bardzo porucznikowi zależy na tej sprawie. Być może uda jej się go nieco… Spowolnić? Z jego własnej woli, oczywiście.

- Mógłbym powiedzieć to samo - Duros odparł swoim monotonnym tonem, nawet nie zaszczycając Yonqshy spojrzeniem. - Ciosy wibronożem… - mruknął pod nosem jakby się nad czymś zastanawiał. - Turbowinda… Czemu turbowinda? - potem zwrócił się do Mirialanki. - Nie można wykluczyć rabunku, denat nie miał przy sobie kredytów, ani chipów płatniczych, miał za to kieszenie wywrócone na lewą stronę, ale coś mi tu nie pasuje - zrobił efektowną pauzę, jakby czekając na pytanie “co takiego?”, której jednak nie padło, dlatego kontynuował: - Po pierwsze nie wszystkie kieszenie przeszukano. Pomyśl, zabijasz nadzianego gościa, sprawdzasz mu kieszenie, znajdujesz kredyty, może karty, cenny chronometr i co, nagle przestajesz szukać?

- Poza tym ktoś uszkodził holokamerę w kabinie. Może to przypadek i po prostu jakiś chuligan zrobił to wcześniej, ale… W tym fachu nie wierzymy w zbiegi okoliczności, prawda? Nasi technicy spróbują wyśledzić na miejskich holokamerach na którym poziomie wysiadł zabójca. Dobrze by były żeby wasi sprawdzili na którym wsiadł nieboszczyk. Przydałoby się też nagranie z holokamery w windzie, oczywiście sprzed jej uszkodzenia. Siedziba Turbovaters Inc. znajduje się na waszym terenie, więc to zadanie też spada na was. Liczę, że podzielicie się uzyskanymi informacjami, pani detektyw. Aha i nie masz racji. Nie każdego szkoda.

Duros ominął ostrożnie Yonqshę i wyszedł z windy bez słowa. W oddali policjantka widziała już zbliżających się koronera z droidami medycznymi.

- Widocznie znalazł to, czego tak naprawdę szukał - odpowiedziała po czasie. Nie obchodziło ją to, czy jajogłowy detektyw ma zamiar jej wysłuchiwać, czy będzie gadała tylko do siebie - Niektórzy o niskim współczynniku intelektualnym próbują fałszować motyw, poprzez podrzucenie sugestii próby rabunkowej. To by świadczyło o tym, że zabójca był… On bicia, a nie myślenia. Więc ktoś inny tańczył marionetką - wzrok Yoq zdawał się skupiać na denacie, przy którym kucnęła, jednak kątem oka patrzyła, czy porucznik się zatrzyma, czy też potraktuje ją jak powietrze.

- Wspólnie zebrane dane pomogą w znalezieniu odpowiedniego pudełka układanki, jednak puzzle należy układać samodzielnie. Jeśli miałabym materiały, do których legalnie nie mam dostępu, to również potrafiłabym odwdzięczyć się tym samym. Uczciwość to dla mnie kwestia ważna, choć mówią, że podziemiu ufać nie można. Mylą się? - Latyuo zrobiła pauzę zastanowienia. Nie uważała, że to ona powinna się o cokolwiek prosić, bynajmniej - Sprawiedliwa rywalizacja to kwestia honoru. - podkreśliła twardo.

- Ale jeśli panu nie szkoda każdego, kto zginął w niehonorowej walce… - westchnęła teatralnie podnosząc się do pozycji prostej i ustąpiła miejsca koronerowi -...Moim zdaniem tak się nie walczy. A pana? - Yoq nie obdarzyło go już spojrzeniem. Zamiast tego zaczęła rozglądać się po otoczeniu. Choć wiedziała, że dostanie materiały do wglądu, wolała sama spróbować wyłapać jakieś istotne szczegóły.

- Honorowej walce? - oficer prychnął. - Moja pierwsza sprawa w wydziale dotyczyła 13-latki, która broniąc się przed gwałtem zdołała zastrzelić starego Grana jego własnym blasterem. Uważasz, że powinienem go opłakiwać tylko dlatego, że mała nie wyzwała go na pojedynek na udeptanej ziemi? Świat jest skomplikowanym miejscem, a pojęcie honoru zwyczajnie się w nim nie sprawdza. Jak powiedziałem, nie każdego szkoda.

- Czyli jednak nie wiesz, na czym honor polega i jakie niesie ze sobą możliwości. - skwitowała krótko. Sprawa, którą przytoczył, nie miała wiele wspólnego z aktualnym stanem rzeczy. Poza tym, w ramach zemsty, honor przyzwala na zabicie. Ale cóż… Podziemny. Skąd on może wiedzieć takie rzeczy - Holonet pełen jest informacji. Zapraszam do kontaktu, gdy już zrozumiesz głębszy sens istnienia. - Yoq westchnęła z zawodem. Miała bowiem nadzieję, że plotki o Podziemiu, to tylko plotki i istnieją jednostki, które im zaprzeczą.
- Liczyłam na to, że “wyjątek potwierdza regułę” zadziała i wytworzy się między nami nić porozumienia. Ale cóż… Jeśli wiatr zawieje, góra na pewno mu się nie pokłoni - tym akcentem sama stwierdziła, że już nic tu po niej. Była zawiedziona.

- Pff, typowy powierzchniak. Chodzi z wysoko zadartym nosem i ma się za lepszego od innych, ale zamiast zajmować się tym co naprawdę ważne, woli toczyć dysputy filozoficzne i myśli, że to zmieni świat. Nie myśl sobie, że nie wiem po co tu przyjechałaś. Sprawa toczy się na naszym terenie, możesz powiedzieć swojemu szefowi, że może nas cmoknąć w poślady. Sprawa jest nasza. A jeśli nie chcesz pomóc, to tam stoi twój śmigacz z twoim droidem. Droga wolna.

- Źle rozumiesz intencje i unosisz się butą. Rozumiem twoje rozsierdzenie, wrogość, niechęć i próbę pokazania, kto tutaj jest ważny. Nie będę jednak grać twoimi kartami. A śmigacz... - zerknęła na chwilę w jego kierunku i powróciła do Jajogłowego z lekkim uśmiechem na ustach -... póki co jest wolny, mogę pożyczyć - dokończyła z uprzejmością i spokojem.
- Kwiat, który rozkwita w niepogodę jest rzadszy i piękniejszy niż inne. - nie przerywała mówienia. Nie raz jej wytykano, że ciężko ją zrozumieć i wydawało jej się, że zirytowanie rozmówcy wynika właśnie z tego - Mam na myśli to, że mimo złych warunków i niefortunnego początku znajomości, będziemy potrafili stanąć na równi. Być może nawet lepiej niż mógłby ktokolwiek inny. Od samego początku to sugeruję i jeśli teraz tego nie odczytasz, poruczniku, mimo moich wyjaśnień, to nie pozostaje mi nic innego, jak grać solo. Choć zawsze lubiłam Savareeńskiego Wista. Kooperacja jest wynalazkiem bystrych.

Spauzowała na chwilę, tylko po to, aby dodać kolejne ze znanych jej przysłów, które prababcia wbiła jej do głowy
- Jeżeli nie przyznajesz się do błędu, to popełniasz kolejny błąd.

Test na Przekonywanie: 6
Zdany



Sil Tschapaav przymknął na chwilę oczy, po czym powiedział:

- Dobrze, już dobrze. Nie zrozumiałem połowy z tego co powiedziałaś, ale nie zwykłem odtrącać wyciągniętej ręki. Przyznaję, trochę mnie poniosło, ale nie myśl sobie, że wezmę na siebie całą winę - być może Yoqshy się wydawało, ale chyba dostrzegła coś w rodzaju nieśmiałego uśmiechu w kąciku ust Durosa. - Co proponujesz?

- Może najpierw uściśnijmy sobie dłoń - odpowiedziała z lekkim uśmiechem, ściągając skórzaną rękawiczkę i wyciągając rękę w kierunku mężczyzny - Yoqsha Latyuo. - przedstawiła się ponownie - Niefortunne śledztwo, ale musimy grać według rozdania, nikt nam ponownie tej talii nie przetasuje - powiedziała ponownie porównując sytuację do gry w karty.
- A winnych poszukajmy lepiej wśród zbrodniarzy, zamiast dopatrywać się jakiejkolwiek w nas samych. Uprzedzenia zostawmy słabym. I wracajmy do pracy, a potem jakoś to poskładamy. Jestem z rodziny z tradycjami, mamy wysoce zakorzeniony honor, można mi zaufać. Zresztą, pewnie mnie sprawdzisz jak już siądziemy za nasze biurka. - uśmiechnęła się. Nie wiedziała czy to coś zmieni, Sil był narwany. Być może stłamszony, niedoceniany, kto wie; na pewno ona nie musiała.

- Sil Tschapaav - Duros uścisnął wyciągnięta dłoń niezbyt mocnym, ale pewnym chwytem. - Niektórzy nazywają mnie Trik.

- Nie ukrywam, jest to łatwiejsze. Wiąże się z czymś? - dopytała po przyjacielsku, a może z zawodowej dociekliwości?

- Właściwie tak. Na tyle rzadko się uśmiecham, że według niektórych to niezła sztuczka, gdy już to zrobię.

- Idąc przysłowiem mojej prababki: Kto pyta, jest głupcem przez pięć minut. Kto nie pyta wcale, pozostaje głupcem przez całe życie, chciałam się zapytać czy nim przyjechałam zdążyłeś zauważyć lub dowiedzieć się czegoś, czego już nie mam szans znaleźć? Nie ukrywam, miałam mieć dziś wolny dzień i zostałam wyrwana z domu, stąd można się zasugerować, że jestem leniwa i opieszała
- westchnęła potężnie. W ręku wciąż ściskała ciepły napój, choć nie pozostało go dużo, wysunęła rękę z kubkiem nieznacznie w kierunku Durosa - Kaffu?

- Dziękuję, ale nie pijam - Sil starał się odpowiadać grzecznie, ale było widać, że niezbyt to do niego pasuje. - Na miejscu to chyba wszystko. Nie znaleźliśmy narzędzia, świadków jeszcze nawet nie wiemy na którym poziomie szukać, dlatego kwestia nagrań jest istotna. Ale przynajmniej zidentyfikowaliśmy denata. To Myron Mordino, przewodniczący rady sektora. Teraz chyba już wiesz czemu nasi szefowie najchętniej wyrwaliby sobie tę sprawę, co? Polityka… - pokręcił głową.

- Mnie obchodzi rozwiązanie sprawy. To że oni się gryzą jak dzikusy, nie znaczy że i my musimy - westchnęła mrużąc oczy a potem mruknęła pod nosem jakby ze zmęczenia.
- Swoją drogą miałabym prośbę. Wysłałbyś mi też ten odcisk obuwia który widać w windzie? Tylko pięta, ale zawsze coś… - krótko machnęła ręką w kierunku turbowindy i jej podłoża. Wątpiła, aby Sil przeoczył ten szczegół, ale wolala o nim wspomnieć - No i inne rzeczy, które zabezpieczycie. Ja ci odeślę to co znajdę na piętrach do których nie masz dostępu. A może nawet wyduszę coś nietypowego od świadka jakiegoś. Zobaczymy jak wyjdzie.

- Jasne, nie ma sprawy. Tu masz do mnie kontakt
- Duros podał Yoqshy niewielki kartonik z napisem “Sil Tschaapav. Detektyw SCF”. - Jakby było coś ważnego, nie przejmuj się późną lub wczesną porą.

Yoq wygięła wargi że zdziwionym podziwem
- Papier. Lubię takie. Mi zrobili coś takiego - wyjęła z kieszeni pojemnik w którym miała zwinięte w rulonik folijki. Po rozwinięciu sztywniały, ukazując holograficzny napis zmieniający odcień z ciemnego na jasny w zależności od padania kąta światła.
- Twoje lepsze - dodała chowając kartonik starannie do kieszonki przy piersi. Zaczęła się jeszcze rozglądać za otoczeniem aby wychwycić jakieś interesujące szczegóły lub czyjąś nietypowa, podejrzana mimikę.

- Nie popisuj się - odparł Sil raczej żartobliwie niż złośliwie.

- Żartowniś! - uśmiechnęła się jakby z dumą - To lubię i tak trzymaj. Też ci takie skołuję - puściła mu oczko wciąż starając się rozglądać po otoczeniu. Wokół Yoqsha nie spostrzegła niczego nietypowego. Zwykłe miejsce zbrodni, jakich wiele. Plac wokół turbowind, które wyłączono co do jednej, był w dużej części pusty, jeśli nie liczyć funkcjonariuszy i techników, wałęsających się po nim. Głównym i jedynym punktem zainteresowania była jednak turbowinda, skąd koroner wyniósł już ciało Mordino. Wokół placu kordon służb mundurowych pilnował by któryś z gapiów, których chyba stale przybywało, nie zakłócił śledztwa. Tłum stawał się naprawdę spory i Yoqsha miała przez chwilę wrażenie jakby stała na scenie podczas koncertu. Na dodatek w górze latała masa droidów-holokamer, rejestrująca wszystkie policyjne działania.

Yoq stwierdziła, że tyle jej już wystarczy. Obejrzała windę, obejrzała miejsce dookoła, ciało zabrano, Sil zdawał się chcieć kooperować. Będzie miała informacje od Podziemnych, razem łatwiej połączyć fakty.

Pożegnała się z Trickiem uściskiem dłoni. Nie chciała aby myślał, że po prostu go urobiła, a tak naprawdę się go brzydzi, bo był "tym gorszym". Latyuo traktowała innych na równi, nie wywyższała się, choć zbyt często sprawiała zupełnie inne wrażenie. Była po prostu zbyt dumna.

Wsiadła do pojazdu wciąż mając na oku otoczenie.

- Jedź do domu Mordino
- oznajmiła krótko siedzącemu za kółkiem droidowi. Teoretycznie powinna powiadomić rodzinę zamordowanego o zbrodni, ale miała przeczucie, że żona denata doskonale już wie, że została wdową. Choć Yoq zachowywała spokój, powagę i profesjonalizm, śmierć Myrona nieco ją dotknęła. Nie byli w bliskich relacjach, ale zdążyli się polubić. Widok zakrwawionego, martwego ciała znajomego nie należał do najprzyjemniejszych. W dodatku gra rozgrywała się na wysokim szczeblu, nie były to podziemne szachy z gołębiami w spelunie, gdzie każdy tworzy rynsztok. No i jeszcze ewentualne spotkanie z Duronem... Czuła, że to będzie kiepska rotacja.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:56.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172