Dwa słońca piekliły ostro swoim żarem, jak dwa oszczepy uderzające w na szczęście okryte głowy kobiec. Z wyjątkiem tej na skraju śmierci, przywiązanej do pala.
- Nie uratujemy jej, ale możemy jej podać narkotyki, żeby odeszła od przedawkowania - zaproponowała alternatywną opcję, "przyjemniejszą" śmierć. - Może powinnyśmy szukać innego pasera? Ten twój był na tyle ogarnięty, żeby przeżył tych Pyków? - zasępiła się. Z reguły wisielcy na wejściu zwiastują problemy.
Ranna podniosła lekko głowę, jakby cierpienie zbierało się w niej niczym stado robaków wypływających jej przez oczy w których roniły się zaropiałe łzy.
Lyda rozważyła słowa i westchnęła. Wyjęła DL-44 popularny ciężki pistolet blasterowy. Broń miała zamontowany lufowy akcelerator magnetyczny przedłużający zwarty model broni. Dodatkowo Rot zamontowała zbiornik z lewym, skondensowanym gazem tibanna i mikro-repulsorowe silniki kompensujące. Pomijając ten wspaniały model osobistego arnesału- dziura w brzuchu, jaką spowodował błyskawiczny nie mierzony strzał sprawiła, że swąd od pali karnych był jeszcze większy. Nogi oddzielone od torsu opadły na ziemię, wykręcając się w brzydkiej zwiniętej grawitacją posturze, przypominający martwą żabę. Głowa spoczęła więźniarce niemrawo, jakby doznała odkupienia, a z urwanej piersi spadały przysmażone skrawki jelit, czerwone wstążeczki tęskniące za dotknięciem gleby.
-Mamy tylko juan-juane i to mało… przypuszczam, że skoro Syndykat Pike przejął realną władzę w Mos Tetya, przyprawy będzie w każdym możliwym kącie. Nory Oppusowe to paskudne miejsca. Kiedyś pracowałam jako pół-męska dziwka w takim przybytku na Irrium.- Lyda popatrzyła na miasto.
Wokół wielkiego jeziora, który dzięki systemom zaawansowanej hydro-technologii ciągle nie ubywało rosły zielone pola kiełkujących zbóż jakby jezioro Nilos zmieniało naglę zieloną, głęboką barwę w jeszcze jaśniejszy szmaragd. Słońca odbijały się jak od srebrnej tarczy wytwarzając olbrzymi blask. Czerwonowłosa uniosła daszek niżej.
-Nie brałam Opussu, ale w takich dziurach… Można tam zdobyć wiele informacji, wyśledzić cel, zdobyć trochę kredytów wychodząc z piwnicy i wbijając nóż prosto w tętnicę.
-Kurwa Lyda, właśnie kogoś rozczłonkowałaś jednym strzałem i bierze Cię nostalgia!
Przemytniczka nie odpowiedziała, ale widocznie coś w niej siedziało. Wspomnienie kochanka, ciężka niewola u Huttów, dawni kompani z gangu w Mos Tetya? Cokolwiek przychodziło Indygo do głowy, wszystko w Rot wydało się nagle wyjątkowo mroczne.
Zeszły z górki, a statek zamknął trap i wszedł w tryb strażniczy. Lyn dopracowała nieco sensory i program dzięki czemu położone na poszyciu czujniki reagowały z o wiele lepszym wynikiem, czy to w przypadku uniku kosmicznego złomu czy złodziei zbliżających się do pozycji lądowania.
-Dobrze, że wzięłaś karabin. Musimy być czujne. Kiedy ostatnio byłam w Tetyi rządziły zrzeszone jaszczury, ale strażnicy rodu jakoś trzymali porządek. Znasz Syndykat? Znaczy czy miałaś z nim styczność?- schodziły z stromej górki, kamienie i ostry pył rozsypywały się z każdym ruchem.
-Robiłam dla nich czyszczenie kartoteki jeszcze na Corelli.
-Rozumiem. Nie miałam z nimi jeszcze kontaktu. W środowisku mówi się, że ich metody są “skuteczne” i zorganizowane. Nie wiem, tylko jak odnajdzie się w tym Pedro. Jego siatka była płynna, ale kiepsko spojona. Pieprzone układy sił… Zewnętrzne rubieże to ciągły tygiel walki o władzę.
Miasto okazało się skromne i biedne, przynajmniej na chaotycznie zarysowanych obrzeżach. Wejście do położonego nad Nilos miasta, znaczyło się historią i podziałem społecznym. Przechodziły w zadaszone wąskie uliczki, gdzie dzieci grały w kulki lub żuły tytoń tsubako, co było naturalnym zwyczajem, dopuszczonym w tych okolicach. Mężczyźni o ciemnych miedzianych, wysuszonych skórach patrzyli łowczymi oczami w oczekującej badawczości. Wokół rozchodził się zapach gotowanego jedzenia, brudu i ścieków. Healstrom z zadowoleniem uznała, że na Tatooine nie ma żadnych much, co było błogosławieństwem. Po chwili wyszły z ciasnego labiryntu dzielnicy biedoty i znalazły się na głównym trakcie przecinającym miasto. Był niczym linia graniczna. Na wschód rosły, bielone wapnem wielopiętrowe mieszkania, zwarte jak stojące pionki z ogrodami, porośnięte kwiecistymi pnączami. Aleja biegnąc na północ w górę miasta aleja zdawała się być roztropnie zaprojektowany przez Ossemirów na długi bazar i punkt handlowy na środku.
Szybko wtopiły się w tłum wyglądając na turystki, ale tylko pozornie, bo pewny chód przyjaciółek i nie ukrywana broń zapewniały każdego, że to kolejne najemniczki. Lyda włączyła swój instynkt wyniesiony z półświatka. Widziała przynajmniej trzy bandy, z tego przynajmniej jedną sponsorowaną przez Syndykat jako czujki-pionki. Samych Pyków nie było nigdzie. Rot podzieliła się tym z towarzyszką, kiedy mijały ludzi i obcych oraz pędzące riksze prowadzone przez droidy z ruchomą kulą jak napęd.
W głębi bazaru pod baldachimami stał drobny sklep z szyldem
“Pedrowy Lombard”. Znajdował się po bogatszej stronie miasta, ale w centrum handlowym te podziały nieco się zmywały.
-Ech, to tu?- powiedziała nieprzekonana Lyn, patrząc na cudowną nazwę.
-Tak… małe z pozoru może zrobić wiele. Duże może… Ech, zamknięte. Złamas wystawił szyld.
Mała wywieszka jasno wskazywała, że sklep jest nieczynny.
-Chodźmy tylnym wejściem. Pewnie znów chla.
Tylne drzwi były zrobione z lekkiego plastoidu. Były lekko niedomknięte,. Lyda choć oficjalnie nie wyjawiła sekretu swojej płci, złapała palcami w szczelinie i ruszyła je mocno, pokazując niemałą krzepę. Z piskiem wejście stanęło otworem.
W środku było ciemno. Setki instrumentów od gitar po bithowe saksofony altowe. Obrazy. Drobiazgi. Zużyta broń. Uśpione rozpadające się droidy, różnego przeznaczenia. Światło wpadało przez wąskie szybki u góry i po bokach ścian, brudne od pyłu i nieczyszczone, tak, iż środek pokryła świetlista brązowa zasłona mijającego czasu. Miejsce wydawało się wręcz antykwariatem, a nie lombardem.
WESTAR M5- wierny karabin Lyn.
Kiedy stały tak wpatrzone w większości antyki, usłyszały jakieś jęki. Zdecydowanie męskie, długie i stłumione. Dziewczyny spojrzały po sobie, dochodziły z zaplecza i ciężko było jednoznacznie rozpoznać co może być ich przyczyną.
Westar M5 szybko wylądował w rękach Lyn. Ubezpieczała Lydę z tyłu, a czerwonowłosa z pistoletem powoli zakradła się za zaplecze za ladą. Widok okazał się zgodny z tym do czego przyzwyczaił ją Pedro. Siedział dość pijany na dużym fotelu obok biurka z zamkniętymi oczami, zastygłymi w rozkoszy. Młodociana dziewczyna o zlepionych blond włosach ssała mu prącie, a właściciel lombardu trzymał ją za głowę. Wokół walały się butelki po piwie.
-Tak… tak, tatuś to lubi. Mała… mała… och…
-Pobudka zboczeńcu!!!- krzyknęła Kapitan z opuszczonym już blasterem. Pedro przeraził się, zaczął gorączkowo czegoś szukać, jednak był za daleko. Śrutowa strzelba leżała zbyt oddalona, by zapewnić mu bezpieczeństwo w przypadku realnego zagrożenia. Penis stał jak włócznia, cały w ślinie. Dziewczyna wytarła usta, patrząc na gości znużonym wzrokiem z łzami w kącikach oczy, od zbyt głęboko praktykowanej czynności.
-Ty?! Lyda?
-Tak to ja.
-Nie widziałaś, że jestem zajęty? W-Y-W-I-E-S-Z-K-A.
-Oj, przepraszam Pedro. Opierdalanie gały, to zaszczytne zajęcie, ale wróciłam na Tatooine z nadzieją, że robisz jeszcze jako paser.
Pedro podniósł się na nogi, wkładając robotnicze, workowate spodnie i poprawił wielki kołnierzyk luźnej białej koszuli, brudnej od pyłu i potu. Na wyjątkowo chudej, ale grubo ciosanej twarzy w ogóle nie miał wypisanego zakłopotania, raczej irytację. Przez spodnie jeszcze świecił mu wzwód. Podrapał się po połowicznie siwym, niechlujnym zaroście i poprawił srebrny łańcuszek na szyi. Lyn stojąca na zewnątrz biura, zauważyła, że coś w wizerunku playboya przypomina jej niechętnie Porucznika Khalido z Myrro.
-
Katniss zajmij się sklepem i postaraj się, by nie było już żadnych nieproszonych klientów.
Drobna blondynka wstała, i poprawiła szaty wycierając pełne, wąskie usta z rozmazaną szminką. Musiała być pomocnicą w lombardzie, zapewne kupioną w niewoli. Młoda, piękna, pełna anielskiej niewinności zdecydowanie wchodziła w gusta niewyżytego Pedro.
-Tak tato.- powiedziała i prawie uderzając barkiem Lyn siadła za ladą i wyjęła papierosa.
-Proszę, proszę. Zostałeś tatą. Coś nowego.- rzuciła cynicznie Rot.
-Daruj sobie. Co tu robisz? I kim jest ta druga najemniczka?
-Lyn.- Pedro już ruszył, by powitać Indygo z pełnym uśmiechem na twarzy, ale Lyda złapała go za ramiona i pchnęła w głąb pomieszczenia. Zdjęła sportową torbę z ramienia, gdzie były łupy z Corelli.
-Potrzebujemy upłynnić towar. Obligację, moduły kredytowe, sztabki metali. Zdobyte słusznie. Mam nadzieję, że nadal masz sieć kontaktów i parasz się interesem.
-Tak.- powiedział Pedro, ale widać było, że jest jedno lub wiele “ale”.- Chodźmy napić się piwa. Opowiem Wam wszystko. Zapraszam.
Paser był nagle całkiem poważny. Lyda przepuściła go do głównego pomieszczenia lombardu, a on skierował się do lodówki wyjmując trzy piwa.
-Tato, też chcę.- rzuciła dziewczyna.
-Nie jesteś jeszcze pełnoletnia. Nie możesz pić alkoholu.
Lyda i Lyn popatrzyły po sobie, a przemytniczka, tylko skwitowała to wruszeniem ramion.