|
| Narzędzia wątku | Wygląd |
10-05-2023, 11:24 | #1 |
Reputacja: 1 | [LANCER] Inwazja Neoszogunatu Wieczór pachniał smarem i nagrzanym metalem. Grupy techników uwijały się przy potężnych blisko 5 metrowych maszynach. Potężna broń leżała jeszcze na wózkach transportowych razem z świeżo wydrukowaną amunicją, która właśnie była wytaczana przez “Małego”. Savikas był potężnym mężczyzną górował o głowę nad wszystkimi wokół. Pchał bez wysiłku wózek, do którego potrzeba było by przynajmniej 3 osób. Cały czas prowadził wewnętrzny monolog, tyle że na głos. Wpatrzony w jakiś nieistniejący punkt szedł prosto w kierunku stanowiska, przy którym kończono tankować mechy. Wszystkie wydrukowane na ramach Everest i przebudowane zgodnie z zapotrzebowaniem pilotów. Słońce chyliło się ku zachodowi z wniesienia, na którym się znajdowali widać było puste połacie wyżyny. Upstrzone olbrzymimi odłamkami skalnymi i przeciętej szeroką prostą strugą drogi. Słońce za chwilę zajdzie pogrążając wszystko w chłodnym mroku, który wkrótce przerodzi się w mroźną noc i jeszcze chłodniejszy poranek. Znajdowali się w obszarze po zacienionej stronie olbrzymiego masywu planety, Niemal do południa skryci byli w głębokim chłodnym mroku, słońce było osłonięte skałami przez większą część dnia, dzisiaj dopiero po południu roztopił się szron na maszynach stojących tutaj całą noc. Prowizoryczny kompleks partyzantów po tygodniu udało się wreszcie zorganizować i uporządkować. Chaos pomału przekształcał się w sprawnie działającą maszynę. Wszystko dzięki Major Agnes Carter, której twarda ręka szybko wyleczyła porywcze jednostki z głupich zachowań. Wewnątrz starego kompleksu wydobywczego znaleziono drukarkę. Większość pomieszczeń kompleksu to wydrążone pieczary, na wpół zalane lub zawalone, bez dostępu do prądu czy świeżego powietrza. Mimo to dzięki staraniom Profesora i ekipy techników, która ocalała chyba cudem z ataku NeoSzogunatu udało się uruchomić kompleks i stworzyć pierwsze maszyny bojowe. Wydrukować broń i amunicję. Szogunat na razie trzyma się z daleka od tych niegościnnych obszarów, skupiony na ciągłych niepokojach w świeżo podbitych miastach, ale jest to kwestia czasu, jak ich tutaj odnajdą… Tak przynajmniej wszyscy twierdzą. Głośniki umiejscowione na krawędzi otworu do jaskini zaskrzypiały i zabuczały, nim wydostał się z nich przytłumiony i skrzeczący głos. - Piloci proszeni są o udanie się do sali odpraw. “Sala odpraw” powinna być ujęta w cudzysłów. Jedno z pomieszczeń starej kopalni, które kiedyś mogło być jakimś magazynem albo dużym schowkiem na miotły, stało się jednocześnie kantyną i salą odpraw, mesą i pomieszczeniem rekreacyjnym. Było po prostu jednym z największych klimatyzowanych pomieszczeń w całym kompleksie. Gdy pełniło rolę sali odpraw. Stoły zsuwali pod ścianę i rozkładali krzesełka po środku… Ale zgodnie z obietnicą była to pierwsza bojowa odprawa. Mechy były już gotowe i uzbrojone… Pora ruszać do walki! Ruch oporu miał dzisiaj dać pierwszy odpór wrogowi, zadać dotkliwe użądlenie na tyle by udowodnić ruchowi oporu, że to wszystko ma sens… |
11-05-2023, 10:53 | #2 |
Reputacja: 1 | Amadeus "Quazar" Hort wszedł do sali odpraw. Poruszał się zwinnie mimo zwalistej budowy ciała. Szerokie bary i mięsnie zawdzięczał projektowi super żołnierza. Podobnie jak czerwonawe oczy bez widocznych źrenic, brak włosów i widoczne zaczątki drobnej łuski na głowie i przedramionach. Był pierwszy więc mógł zająć dowolne miejsce. Siadł pod ścianą, nie lubił się pchać w oczy przez swój wygląd. Nie to że się wstydził, po prostu minimalizował ryzyko urażenia swym wyglądam bardziej wrażliwych duszyczek. |
13-05-2023, 11:25 | #3 |
Interlokutor-Degenerat Reputacja: 1 |
|
13-05-2023, 12:47 | #4 |
Reputacja: 1 |
|
16-05-2023, 10:40 | #5 |
Reputacja: 1 | Tłoku nie było… Sala opustoszała na czas brifingu i na krzesłach zasiadło was ledwo 10… Z czego tylko czwórka posiadała mechy. Z samego przodu z nogami rozstawionymi na oparciu krzesła przed sobą i kiwając się na tylnych nogach krzesła, na którym siedział, nieustannie żujący gumę i czujący się jak gwiazda rozparł się Lucky… Tak naprawdę Luke Coldwell cwaniak i pozer. Jego świecący połyskliwym lakierem mech był tego chodzącym dowodem… W sumie była to jedna z niewielu maszyn, która była na chodzie po inwazji… On twierdzi, że to za sprawą jego możliwości, złośliwi że z tchórzostwa, ale prawda bywa okrutna, bo to było szczęście, którego chłopak miał aż w nadmiarze. Pozostali piloci rozsiedli się p kontach i nie rzucali się w oczy ich mechy albo próbowano reanimować, albo dopiero czekały w kolejce na druk. Rozmowy ucichły jak tylko ostatni z techników opuścił salę. Wszyscy wiedzieli, że już dzisiaj ruszą. Cisza nie trwała jednak długo. Drzwi otwarły się i do środka sprężystym krokiem wmaszerowała major Carter. Miała na sobie poobijany pancerz, którego chyba nie ściągała od paru dni. Zmęczona twarz wyrażała determinację. Krótkie blond włosy opadały w nieładzie okalając jej twarz jasną aureolą. Była w średnim wieku, na swój sposób mogła uchodzić za ładną kobietę. Była jednak przedewszystkim żołnierzem i cała reszta schodziła na dalszy plan. Za nią jak zawsze roztrzepany i nieprzygotowany wparował profesorek. Juan wpadł i zaraz wybiegł, by po chwili wrócić trzymając jakiś datapad i gestami próbując się usprawiedliwić. Kombinezon techniczny miał cały w smarze, twarz brudną a brwi, jeszcze rano krzaczaste, teraz poskręcane i przypalone, z czego lewa bardziej od prawej. Carter obdarzyła go niecierpliwym spojrzeniem, po czym zwróciła się do pilotów, z których zaledwie garstka wstała na widok wchodzącego dowódcy. Kobieta spojrzała na Luckiego, który siedział najbliżej i nie przerwał nawet żucia. - Spocznij! - warknęła, po czym skinęła głową w stronę Juana ten coś zaczął przełączać na tabelcie… Holoekran ożył i ukazał się wizerunek jakiejś asteroidy… Juan zaklął, wymienił tablet na jeden z wiszących u pasa i tym razem na ekranie pojawił się obraz młodej kobiety z dwójką dzieci na podwórku przed domem. Wszyscy mieli papierowe spiczaste czapki urodzinowe. Carter obrzuciła naukowaca spojrzeniem nie tyle niecierpliwym co wróżącym w najbliższym czasie ból i cierpienie. Ten jakby zdterminowany znalazł kość pamięci wsunął do pierwszego datapada i na ekranie pojawiło się widok na Bantos, obraz satelitarny błyskawicznie się przybliżył nakierowując się na Los Ricos. Ponad miasto wznosiły się tumany dymu po nieugaszonych jeszcze pożarach.Wszędzie widać było barki desantowe szogunatu. Niegdyś tętniące życiem miasto stało się na wpół wymarłą ruiną, nad którą powiewały proporce szogunatu. Obraz jednak zbliżał się jeszcze bardziej. Nakierowując na wschodnie rubieże miasta. Obraz zamarł ukazując szereg przecznic miasta w prawym górnym rogu znalazł się kilkupiętrowy budynek otoczony sporym placem. Obok znalazł się park i szereg chaotycznych zabudowań charakterystycznych dla Bantos. Płaskie dachy z kolejnymi nadbudówkami, wąskie przejścia między domami, małe zagracone podwórka otoczone wysokimi płotami. Park był w większości nieużytkiem z zardzewiałymi huśtawkami i od dawna niepodlewanymi roślinami. Los Ricos nie szczególnie miało talent do zarządców i wiele miejsc na obrzeżach było ruiną jeszcze zanim pojawił się Szogunat. Carter nabrała powietrza, co przykuło uwagę wszystkich i powiedziała. - Widzicie nasz pierwszy cel - Na ekranie pojawiła się zielona strzałka wskazująca na duży budynek. - To laboratorium obecnego tutaj profesora. - Doktora… - natychmiast wciął się Juan - Właściwie to…. - nie dokończył bo karcące spojrzenie Carter sprawiło, że cofnął się o krok… - Wracając do tematu! - dodała głośniej Carter przenosząc spojrzenie na zebranych. Coś było w jej oczach, bo nawet Lucky ściągnął nogi z krzesła i się wyprostował. - Budynek to jedno z niewielu laboratoriów na terenie Bantos. W podziemiach budynku znajdują się zapasy i materiały niezbędne do druku zaawansowanej broni i mechów. Szogunat zajął budynek, jednak mamy przekonanie graniczące z pewnością, że nie dostali się do podziemi. Budynek jest jednak obstawiony przez oddziały Szogunatu. - Jakby w odpowiedzi na jej słowa budynek otoczyła czerwona linia. - Zapewne czekają na specjalistów, a zabezpieczonych instalacji w Los Ricos nie brakuje, więc i ich specjaliści mają co robić. Musimy więc uderzyć jak najszybciej by zdobyć kluczowe zapasy. Waszym zadaniem jest zabezpieczenie dojścia do strefy i likwidacja wszystkich jednostek nieprzyjaciela. Na wasz sygnał podjadą transportery z ludźmi, którzy zajmą się załadunkiem i wywozem materiałów. Waszym zadaniem jest powstrzymanie ewentualnych posiłków nieprzyjaciela na czas załadunku oraz osłona konwoju. Ciężarówki nadjadą i wycofają się od południowej strony. Posiłki nieprzyjaciela nadejdą najprawdopodobniej od zachodu. Czy są jakieś pytania? Wymarsz do godziny czasu. Planujemy uderzyć po północy nocy. Widoczność może być ograniczona. Ale systemy pancerzy powinny sobie z tym poradzić. Ma tam nas nie być, zanim słońce zacznie wstawać! |
17-05-2023, 19:29 | #6 |
Reputacja: 1 | Krótkę chwilę, która dzieliła go od zajęcia miejsca do przybycia pani major wykorzystał na przyjrzenie się innym pilotom. Luckiemu nie poświęcił zbytniej uwagi, bo stosunek do podobnych mu jednostek miał wybitnie negatywny. Popisywanie się i inne takie nie robiły na nim wrażenia i specjalnie go nie obchodziły, dopóki nie zaczynały stawiać zagrożenia dla reszty oddziału. Brisbane nie poderwał się z krzesła kiedy do sali odpraw weszła Carter. Nie żeby jej nie szanował, widział ją wszak w akcji, ale już po ułamku sekundy wiedział, że to nie był czas ani miejsce na typowe wojskowe formalności. Rozbawienie, które wywołał u niego profesorek i jego wpadki też skrzętnie ukrył. Na śmieszkowanie też nie była dobra pora. Wysłuchał briefingu uważnie, przyjrzał się też zaprezentowanej mapie. Odczekał chwilę aby dać wypowiedzieć się innym i dopiero po chwili sam zabrał głos. - Kilka pytań. Czy transportery będą miały jeszcze jakąś ochronę piechoty czy tylko nas? Czy wiemy ile czasu minie od sygnału alarmowego do nadejścia posiłków? Ile czasu zajmie ładowanie transporterów i jak długo spodziewamy się odpierać ataki nieprzyjaciela? Na koniec, biorąc pod uwagę rozlokowanie w okolicy, czy spodziewamy się, że pogoń za nami i odbicie tego co uda nam się zabrać będzie dla nich priorytetem czy raczej nie będziemy dla nich zbyt ważnym celem? Nie miał nic przeciwko walce, ale wolał wiedzieć czy to jedna z tych sytuacji kiedy czeka ich krótka i intensywna akcja czy długotrwałe starcie. Między północą, a świtem było wszak kilka godzin. |
18-05-2023, 19:34 | #7 |
Interlokutor-Degenerat Reputacja: 1 |
|
25-05-2023, 10:21 | #8 |
Reputacja: 1 | - I tak, żaden plan nie przetrwa konfrontacji z wrogiem - mruknął Hort - Wiemy najważniejsze, trzeba działać. |
25-05-2023, 12:26 | #9 |
Reputacja: 1 | - Transportery będą miały własną ochronę zajmie się tym jeden z mechów. Zamieszanie wywołane przez resztę wokół placówki powinno wystarczyć, żeby odjechać wystarczająco daleko. Transport się rozproszy i osobnymi trasami będzie kierować się do kryjówek na terenie miasta. Nie zaryzykujemy natychmiastowego powrotu do bazy. Co do alarmu to nie znamy dokładnego czasu. Liczymy, że na miejsce może być wezwane wsparcie w postaci jednostek latających do przeprowadzenia zwiadu, w krótkim okresie czasu, a cięższe oddziały będą musiały się zebrać i dotrzeć na miejsce. Myślimy, że potrwa to około pół godziny. Czyli czas wystarczający do pobrania większości materiałów z magazynu. Być może uda nam się ewakuować, zanim się pojawią.nieprzyjaciela musimy powstrzymać na czas załadunku. Jeśli wróg będzie miał przewagę macie się wycofać, Wasze mechy są pewno więcej warte niż uda się wyciągnąć z magazynu. Pogoń nie jest wykluczona. Waszym zadaniem po zakończeniu akcji będzie wycofanie się i powrót do bazy możliwie bez ogona… - Major na chwile zamarła czekając na dalsze pytania po czym stwierdziła - Lucky zostaje razem z ciężarówkami po osiągnięciu punktu dyslokacji będzie osłaniał ich ewentualny odwrót. Pozostali formują grupę uderzeniową. Cerber, Górnik i Quazar. Liczymy na was… A teraz panowie… DO MECHÓW! - gestem ręki zgasiła ekran. […] Noc zapadła głęboka zasnuwając całą okolicę gęstym całunem. Kroki mechów rozchodziły się drżeniem gdy blisko 5 metrowe maszyny poruszały się sprawnie, długimi susami. Sensory rozświetlały na ekranach kokpitów obraz najbliższego otoczenia w systemie wzmocnionego światła. Zbliżali się już do celu. Gdzieś na niebie kursowały niewielkie duocoptery. Kilkukrotnie zamierali bez ruchu zlewając się z ostaczającymi ich budynkami. Jednak maszyny poruszały się zbyt wysoko i szybko by mogli ich dostrzec. Wszędzie do okoła widać było, że miasto upadło. Na budynkach nawet w takich warunkach widać było skutki ataki Szogunatu. Wszędzie raziły szczerbate otwory okiennic. Ściany budynków usiane szramami i dziurami po ostrzale. Zniszczone wraki pojazdów leżące w gruzach. Kratery na chodnikach i odcinające się czernią w noktowizji plamy krwi. Większość świateł na ulicach było zgaszonych. Ludzi nie było widać. Ci, którzy przetrwali inwazję, kulili się teraz po ciemku w swoich mieszkaniach, nasłuchując. W takich chwilach jak ta cisza brzmi głośniej niż huk wystrzałów, miasto na wpół umarło czekając na ruch okupantów. Poruszali się szybko. Mechy działały bez zarzutu, Długimi sosami pokonali szeroką autostradę… Kiedyś pełną aut o każdej porze dnia i nocy, teraz całkowicie opustoszałą, za wyjątkiem wraków kilku czołgów i rozbitego mecha. Zeskoczyli z wiaduktu i ruszyli już spokojniej. Od celu dzieliło ich jeszcze kilkaset metrów. Minęli granice pierwszych zabudowań tuż przed ich celem i zamarli. Nie trzeba było nawet sensorów, by być przekonanym że coś się działo na miejscu. Łuna sztucznego oświetlenia unosiła się nad pogrążonym w mroku miastem niczym otwarta rana, z której sączyła się krew… |
25-05-2023, 13:43 | #10 |
Reputacja: 1 | Quazar wszedł ostrożnie w ulicę po prawej, kryjąc się w cieniu drzew rosnących na posesji podszedł aż do skrzyżowania i ostrożnie wyjrzał. |
| |