Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2017, 08:26   #21
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nie wiedziała jak długo była chora, ale wydawało jej się, że widziała słońce, a potem znów noc... i znów słońce. Ktoś w nia wmuszał zupę. Nie chciała jej, gardło miała ściśnięte. Jedyne, co była w stanie przełknąć, to krew. Tak, chciała krwi Andre. Dlaczego przestał ją karmić właśnie teraz? Czyżby nie był z niej zadowolony? Jeśli tak, nie miała po co żyć... lepiej było poddać się chorobie. Ktoś obcy jej dotykał... kobieta? Obca kobieta. Kim była? Rozmawiała z kimś... to chyba był Andre! Sophie tak bardzo chciała z nim porozmawiać, lecz powieki były zbyt ciężkie, by je unieść. Znów odpłynęła...

Obudziła się rankiem. Na wyświetlaczu zegarka zobaczyła godzinę 8:46. Była sama w swoim łóżku, ubrana w... o matko, kiedy miała ostatni raz na sobie normalną piżamę? I kto ją w to ubrał?!

[MEDIA]https://www.bielizna-anna.pl/images/products/zoom/PIZAMA-DAMSKA-CANA-120-dlugi-rekaw-2529-3.jpg[/MEDIA]

Czuła się potwornie osłabiona. Mimo, że cały czas, tak naprawdę spała, nie był to wypoczynek. Czuła się beznadziejnie i fizycznie i psychicznie. Mięśnie bolały. Czuła, że wszystkie stawy się zastały. Do tego brakowało jej go. Tego wampira, jego pocałunków, jego krwi. Znała to uczucie. Nie wiedziała jaki jest dzień, gdzie jest. Czuła tylko potworny głód. Delirium. Tak to nazywali gdy odstawiała prochy.

Wiedziała jedno. Obok powinna być szafka nocna, w niej broń. Wystarczy ją przyłożyć do głowy. Jej organizm działał odruchowo. Tak jak wtedy gdy wracała po zabiciu Martina. Czuła jak wspomnienia wracają.

Broń faktycznie była na swoim miejscu. A koło niej liścik, jak po tej nocy, gdy pierwszy raz się kochali. Treść była krótka: “ZDROWIEJ JAK NAJPRĘDZEJ. A.”

Kobieta zamarła z dłonią na broni. Liścik majaczył jej przed oczami. Wypalał dziurę w jej skołatanym mózgu. Puściła pistolet i zaczęła kląć. Na początku cicho, potem coraz głośniej, aż w końcu przeszło to w krzyk.

Litania przekleństw zdawała się ciągnąć w nieskończoność, podczas której Sophie delektowała się rozmaitością słownictwa angielskiego, francuskiego, niemieckiego. Nawet odświeżyła przekleństwa, których uczyli ją Polacy na froncie.

W końcu po obrażeniu chyba wszystkich nacji, wyznań, śmiertelnych, nieśmiertelnych i zmiennokształtnych, skopaniu z siebie pościeli, rzuceniu poduchą. Opadła bez sił na przepocone prześcieradło puszczając w powietrze już bardzo słabe:

- Fuck…- Chwilę oddychała ciężko. Po czym nabrawszy sił przeszła do meritum sprawy. - Chuju przez ciebie nawet nie mogę się zabić! Zasrana pijawko…

Litania ciągnęła się dalej, aż znów opadła wykończona na prześcieradło. Starała się odpocząć, analizując czy da radę doczołgać się pod prysznic. Nim się jednak zorientowała, zapadła w sen.

Obudziła się później, gdy słońce chyliło się ku zachodowi. Ktoś podsunął jej poduszkę pod plecy żeby usiadła. Ktoś kazał otworzyć usta, w które wlała się odrobina jarzynowej zupy. Tym razem jednak przełknięcie wywaru nie stanowiło problemu, było wręcz... przyjemne. Sophie poczuła smak zupy na języku, a wraz z nim uświadomiła sobie jak bardzo jest głodna. Otworzyła oczy, chcąc upomnieć się o więcej.

- O, cześć - powiedział Eliott, siedząc na skraju jej łóżka. W rękach trzymał talerz z zupą.

Sophie zamarła z otwartymi ustami. Patrzyła na mężczyznę nie do końca będąc pewną czy to sen czy jawa.

- Cześć… - Jej głos był zachrypnięty. Pewnie od darcia się przez dłuższą chwilę. Czuła głód… potworny głód. Szybko podsunęła głowie, że chodzi o zupę, a nie krew Andre. Mimo to jej głowa znów zaczęła zataczać kręgi wokół, jej braku, broni w szufladzie, liściku. - Jaki jest dzień?
- Chyba powinnaś spytać o rok
- odpowiedział ze śmiertelną powagą.
Sophie spojrzała na niego zaskoczona.
- Ile już choruję?
- A pamiętasz jak człowiek wylądował po raz pierwszy na Marsie?
- Elliott… planowałam sobie strzelić w łeb, ale obiecuje, że jeśli robisz sobie ze mnie jaja mogę strzelić w łeb tobie.

Mężczyzna zachichotał, ale widac po chwili dotarł do niego sens słów kobiety.
- Co ty gadasz? Strzelić w łeb? Spałaś 2 noce i 3 dni. Jest sobota.
- Mogę?
- Sophie sięgnęła po talerz z zupą. Jej dłonie były osłabione ale jakoś utrzymała naczynie. Powoli zaczęła jeść. - Długo.. Nie sądziłam, że aż tak mnie rozłoży.
- No, masakrycznie się załatwiłaś
- mężczyzna patrzył jak je i tylko co jakiś czas ocierał serwetką zupę z podbródka kobiety - Naprawdę nas nastraszyłaś. Jak mogłaś wracać pieszo w takim stanie? Zresztą... nieważne, nie chcę ci robić wyrzutów. Dobrze, że już wychodzisz z tego.

Po jej ciele przeszedł dreszcz. Wychodzi? Czuła, że to coś dopiero się zaczyna. Zupa wypełniała jej brzuch. Jednak wraz ze znikającym głodem czuła, że to nie tego jej brakuje.
- Szłam na autopilocie. Przepraszam za zamieszanie. - Wypiła resztkę zupy bezpośrednio z talerza, nie przejmując się w tej sekundzie tym czego uczono ją na zajęciach z etykiety. Czegoś brakowało jej w tym smaku… czegoś metalicznego, gęstego. Uśmiechnęła się do mężczyzny by odciągnąć myśli.
- Działo się coś ciekawego? Musiałeś mieć ciężko, nie mając nikogo na zmianę.
- No właśnie... jest dwóch nowych za ciebie.
- powiedział Eliott z niejaki zmieszaniem. - Poza tym... nie mogę więcej mówić. Andre chce z tobą sam pogadać. Sorry.

Ukuło ją… bardzo ją to ukuło. Bezwolnie zerknęła na szufladę, w której była broń. Jej myśli napędzały się same. Zawiodła, zachorowała, była bezużyteczna, nie była mu potrzebna. Starała się to powstrzymać, jednak głód przypominał o pewnym braku.

- Jasne… rozkazy. - Uśmiechnęła się nie patrząc na mężczyznę. - Spróbuję się ogarnąć.
- No, szef pewnie wstanie za godzinę. Ustawię ci od razu spotkanie. Pytanie czy sobie poradzisz... wiesz, trochę głupio, ale nawet jak mam ci nie pomagać, to mogę tu zostać w pokoju. Jakbyś się poślizgnęła czy zasłabła... wiesz.
- Shit…
- Odstawiła talerz i zdjęła z siebie kołdrę. Ostrożnie postawiła nogi na podłogę. Były słabe. Była tak blisko szuflady. Była tam broń… ale też karteczka. - Pomóż mi. - Słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Pochyliła głowę patrząc w podłogę. - Czuję się jak zużyta zabawka.
- Daj spokój. Jeszcze da się ciebie poużywać.
- spróbował zażartować, asekurując Sophie to łazienki. Tam pomógł jej rozłożyć ręczniki i przygotował świeże ubranie wedle jej instrukcji. Kiedy wszystko miała pod ręką tak, że bardziej już nie można, bo by się zmoczyło, zostawił ją samą, siadając pod drzwiami z drugiej strony.

Sophie odprowadziła go wzrokiem. Czy nie powinna Elliottowi dać się dotknąć? Jeśli Andre ją wywali to w sumie więcej się nie spotkają, a toż i tak było jej obojętne co dzieje się z jej ciałem. Jednak nie chciała. Nie chciała robić tego z takich głupich powodów. Zbyt bardzo lubiła Elliotta.
Powoli rozebrała się opierając się o drzwi kabiny i weszła pod prysznic. Musiała użyć całej siły woli by po prostu nie usiąść w brodziku. Obmyła się opierając się jedna ręką o ścianę. Woda przywróciła jej co nieco sił. Opuszczając prysznic już odrobinę pewniej stała na nogach. Wytarła się, jednak gdy tylko spróbowała schylić się by założyć bieliznę, nogom zabrakło sił. Wdzięcznie rąbnęła o kafelki. Odetchnęła ciężko zbierając siły na chłodnej podłodze.

- Wszystko w porządku? - usłyszała od razu głos Eliotta.
- Żyję. - Jej głos wskazywał na to, że bardzo szybko może się to zmienić. Sięgnęła po majtki i zaczęła się ubierać siedząc na podłodze. Przynajmniej nie musiała się starać by ustać na nogach.

Darowała sobie przygotowany przez Elliotta krawat i wsunęła go do kieszeni marynarki. Spróbowała się podnieść, ale szło to bardziej niż opornie. Czuła, że jak tak dalej pójdzie, będzie mogła znowu wziąć prysznic. Długo biła się z myślami co z tym fantem począć, w końcu uznała, że musi wpakować dumę do kieszeni, razem z krawatem.

- Pomożesz mi? - Czuła jak na jej twarz wypływa rumieniec.

Nie odpowiedział. Już myślała, że nie usłyszał, ale po chwili drzwi łazienki otworzyły się. Zachowując pokerową twarz Eliott wszedł do łazienki i pomógł poddźwignąć się kobiecie. Potem uładził jej garderobę i pomógł dokończyć się ubierać. Nawet ją uczesał. Sophie musiała przyznać, że czuł się bardzo pewnie w rękach Eliotta. Mężczyzna dotykał jej pewnie i delikatnie zarazem, nie czułą też by wykonywał więcej ruchów niż było to konieczne. Nie szukał pretekstu by dotykać jej ciała, lecz faktycznie jej pomagał. Po kilku minutach była gotowa.

Już ubrana stanęła oceniając swoje siły. Było lepiej, niż po przebudzeniu, ale nadal nie ufała swemu ciału. Z uśmiechem spojrzała na Elliotta.

-Dziękuję. - upewniła się jak zwykle czy pierścionek jest w kieszonce przy kaburze, nie wyjmując go. - To idziemy?
- Jeśli chcesz, możesz odpocząć. Andre jeszcze nie wstał, nie ma sensu żebyś na niego czekała pod drzwiami...
- powiedział Eliott błądząc gdzieś oczami.
- Może poznałabym którąś z osób, które mnie zastąpią. - Sophie uśmiechnęła się ukrywając jak bardzo to sformułowanie ją zakuło. - Coś się stało?
- Nie, po prostu... chciałem ci tego oszczędzić. Ale skoro sama chcesz...
- podsunął jej ramię, na którym mogła się wesprzeć, wyglądając bardziej na damę niż na kalekę.

Sophie poklepała go po ramieniu.
- Już jest lepiej. - Dziewczyna mrugnęła do niego. - Ale będę wdzięczna jak będziesz mnie łapał jeśli się mylę.

Spokojnym i bardzo ostrożnym krokiem ruszyła w stronę drzwi. Zastanawiała się czy Elliott zachowywał się tak bo ochroniarzem jest znowu jakaś kobieta. Poczuła dziwne dreszcze, a chwilę po nich znów ten głód krwi. Oparła się o framugę drzwi i powstrzymała odruch sięgnięcia do broni.

Ponieważ w saloniku przed gabinetem nikogo jeszcze nie było, skierowali się do mieszkania, gdzie mieściła się sypialnia Andre. Pod drzwiami sypialni zastali mężczyznę o azjatyckich rysach twarzy.

[MEDIA]http://serbian.cri.cn/mmsource/images/2009/02/24/lilianjie02.jpg[/MEDIA]

- Tu nie wolno wchodzić
. - powiedział do nich ozięble. - Pan Burth będzie przyjmować gości najwcześniej za godzinę w swoim gabinecie.
Sophie uśmiechnęła się.
- Jasne. - Wyciągnęła dłoń w stronę mężczyzny. - Sophie, jak na razie jeden z ochroniarzy.
- Chang Hu
. - przedstawił się mężczyzna, nie odwzajemniając gestu - Nie jest pani na służbie, proszę więc opuścić to pomieszczenie.

Eliott spojrzał na Sophie z miną pt. “Ostrzegałem”.
Dziewczyna uśmiechnęła się i opuściła rękę. Profesjonalnie… aż miło. Obróciła się i opuściła pokój. Powoli przeszła do saloniku, pod gabinetem Andre i wykończona spacerem rozsiadła się w jednym z foteli.

- Egzotycznie… kogo jeszcze przyjął?
Mężczyzna podał jej butelkę niegazowanej wody mineralnej i usiadł na kanapie.
- Uzupełniaj płyny. Jest jeszcze dziewczyna - Mia, chyba Włoszka, dawna bokserka. Ona jest bardziej komunikatywna. - Eliott wyglądał jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale nie wiedział czy mu wolno.
- Mam nadzieję, że też ładna bo jeśli wylatuję, będzie pewnie ją zabierał na te imprezy… - Sophie nie chciała naciskać na mężczyznę. Jeśli Andre zabronił jej coś mówić, to nie miała prawa go do tego zmuszać. Upiła wody.

Przymknęła oczy. Była zmęczona. Ostatnie zadanie dla Ankh, ta choroba… głód, niewiedza. Czuła jak ogarnia ją rezygnacja. Potrzebowała kolejnego zadania, czegoś na czym mogłaby się skupić bo inaczej...

- Coś się jeszcze działo ciekawego?
Eliott patrzył na nią z wyrazem rozbicia, w końcu nie odezwał się.
- Andre zostaje w Wiedniu, dostał jakąś robotę koło Rady. No i przeprowadzamy się za 2 dni do jego nowej posiadłości…
- Rozsądnie. Ile można siedzieć w hotelu.
- Sophie wydobyła z kieszonki pierścionek i zaczęła się nim bawić. - Ja jeśli wylatuję osiądę pewnie na chwilę gdzieś w Wiedniu, a potem pewnie na wschód, albo znowu na front. - Bolało ją to co mówiła, ale jakoś udawało się jej utrzymać spokojny głos.

Ochroniarz chciał ją chyba pocieszyć, ale nie znalazł odpowiednich słów. Siedzieli w milczeniu kilka minut, aż w końcu usłyszeli szybkie kroki. Do salonu wszedł Andre w towarzystwie nowego ochroniarza.

- Sophie!
- uśmiechnął się do niej serdecznie - Po co się męczysz? Sam mogłem do ciebie przyjść. No ale skoro jesteś, to zapraszam - otworzył drzwi gabinetu i stanął w nich, by przepuścić kobietę przodem.
Dziewczyna uśmiechnęła się na widok wampira. Powoli podniosła się z fotela opierając się o niego.
- Muszę się rozruszać. - Ostrożnym krokiem przeszła do gabinetu wampira. Jej nogi nabierały siły, wolała jednak uważać by się nie popisać glebą.
- A ty odpocznij - zwrócił się jeszcze do Eliotta, po czym zamknął za sobą i kobietą drzwi. Wskazał jej fotel, po czym zajął swoje miejsce po drugiej stronie biurka.
- Cieszę się, że ci lepiej. Wybrałaś jednak kiepski czas na chorowanie. - uśmiechnął się lekko, czyżby z kpiną? Nie, na pewno to sobie wmawiała.
Sophie zajęła miejsce.
- Nigdy nie ma dobrego czasu na chorowanie. Na szczęście sobie poradziłeś beze mnie. - Spojrzała na wampira. Samą ją dziwiło jak spokojna była. Czuła jednak dziwną bezradność. Chciała się mu rzucić na szyję, ale i tak brakowało jej sił. - Przepraszam za zamieszanie.
- Po prostu musisz być mądrzejsza. Mogłaś wziąć taksówkę.
- powiedział - Twoje chorowanie miało też wpływ na decyzję w sprawie twojego przyjęcia do Ankh. Normalnie byś była przyjęta z marszu, a tak... zaczęli się zastanawiać czy podołasz presji, skoro odstawiasz takie cyrki.
Wampir spojrzał na nią znacząco.
- Nie będę cię jednak dłużej trzymał w niepewności. Przyjęli cię. Pojutrze wyjeżdżasz na stały trening na 10 dni. To już nie będą zabawy z Jamesem.
Nie zamierzała się tłumaczyć. Wiedziała jak jej głowa wtedy działała, a dokładnie, że nie działała i nie miało to nic wspólnego z tym co miała zrobić… co zrobiła.
- Dziękuję, że dałeś mi możliwość spróbować.
- Uśmiechała się mimo, że było jej potwornie smutno. Może trochę mniej… nie wywalał jej. Tyle, że się rozstawali. - Postaram się doprowadzić do stanu używalności.
- To nie koniec nowości.
- przestrzegł ją Andre - Jak już wiesz, zatrudniłem dwoje nowych ochroniarzy. Niemniej wszystko wskazuje na to, że zostanę w Wiedniu na dłużej. Została mi bowiem zaproponowana posada... hmmm jakby to nazwać. Sekretarza przedstawiciela mojego klanu w Radzie Camarilli. Trochę to zawiłe, wiem. Postanowiłem kupić posiadłość, bo nie ukrywam, że mamy już dość hotelowej ciasnoty i co za tym idzie... przeprowadzam się. - znów się uśmiechnął - A ty pewnie myślisz, jaki to wpływ będzie miało na ciebie. Otóż, jako bliski współpracownik Rady również podlegam ochronie Ankh i mam prawo do jednego członka tej organizacji w swojej ochronie. - mrugnął do dziewczyny.

Sophie zrobiło się ciepło. Jednak jej głowa zaczęła pracować w jakiś dziwny sposób.

- Andre… będę zaszczycona mogąc byś dalej twoim ochroniarzem. Jednak widzisz w jakim jestem stanie. Nie wiem jak przetrwam trening choć wiem, że dam z siebie wszystko choćby mnie to miało zabić. - Spoważniała. Miała w głębokim poważaniu jak zareaguje na jej słowa wampir. Skoro tyle się działo chciała być z nim szczera. - Jednak co by się nie działo, nie pozwalam byś został na 10 dni bez ochrony Ankh skoro dołączasz do Rady.
- Do obsługi Rady. Nie dopisuj mi zaszczytów. I nie martw się. To już jest po stronie Ankh. Ja też wiele nie mogę grymasić, po prostu zaproponowałem cię, a że znasz robotę, nie widzę powodu dla którego mieliby moją prośbę odrzucić
. - uśmiechnął się, po czym spoważniał. - Jednak tak jak mówiłem, twoje przyjęcie do Ankh nie było ciepłe. Dlatego jest pewien warunek. Wybrano ci partnera, z którym będziesz pracować. Nie będzie to jednak normalne partnerstwo. Widzisz, czasem Spokrewnieni też pracują dla Ankh i choć nie parzy się na nich przystępnie... przydają się. Twoim partnerem będzie właśnie wampir. Właściwie... znów ja tutaj zamieszałem, bo to będzie mój potomek.
- Stało się jak się stało. Jeśli chcesz by to był twój potomek, mi to odpowiada. Bylebym mogła iść dalej.
- Sophie przeczesała włosy. Były związane inaczej… no tak robił to Elliott. - Nie obchodzi mnie co myśli o mnie Ankh. Chcę być najlepsza i mam nadzieję, że mi to umożliwią.

Po chwili zreflektowała się, że powiedziała to głośno. Podniosła wzrok na Andre. Uśmiechnęła się do wampira.

- Dziękuję, za całe wsparcie. Postaram się ci nie zaszkodzić moim brakiem kompetencji.
- Wiem, że ci szkoda tego pisarza
- rzekł jakby ciszej Burth. - Inaczej nie mogło być. Zbyt wiele się o nas dowiedział.
Sophie spojrzała na Burtha zaskoczona. Nie powinni rozmawiać na ten temat.
- Nie zdążyłam się zżyć. Wolałabym go żywym niż martwym ale to tyle. - Odwróciła wzrok. To nie był swój… członek jej oddziału. To swoich się nie zostawia. Chciała mu to powiedzieć, ale nie była pewna czy powinna. Poddała się. Wampir i tak pewnie o tym wie. - Poza tym. Jesteś jedyną istotą, której na pewno nie zabiję gdy przyjdzie rozkaz i są tylko dwie inne, przy których by mnie to zabolało.
Nic nie powiedział, tylko kiwnął głową.
- Chcesz go poznać? Swojego nowego partnera...?
Sophie uśmiechnęła się.
- Chciałabym. Choć nie wiem czy chcę być widziana w tym stanie. Opowiedziałbyś mi coś o nim? O człowieku, którego wybrałeś na swoje childe?
- Może potem.
- powiedział jakoś chłodno Andre, włączając swojego laptopa - Faktycznie, spotkanie wam nie ucieknie, a ty powinnaś odpoczywać. Idź się połóż, Sophie.
Powoli podniosła się, opierając o fotel.
- Odpowiesz mi tylko na jedno pytanie? - Nie czekała aż wampir się zgodzi. Głód zbyt bardzo nie dawał jej spokoju. - Czemu przestałeś mnie poić swoją krwią? Przez Ankh?
- Tak, teraz będziesz dostawać krew od nich. Mieszankę z krwi Najwyższej Rady... żebyś nie była pod wpływem innych wampirów.
- uśmiechnął się, lecz nie było w tym uśmiechu radości - Za kilka tygodni będziesz w stanie rozpoznać jakie są twoje prawdziwe uczucia względem mnie.

Sophie zdjęła marynarkę i powoli z wielkim bólem rozpięła szelki z kaburą. Wyjęła z kieszonki pierścionek i odłożyła broń na biurku. Poczuła się goła.

- Będę musiała zapracować na nową w Ankh. - Uśmiechnęła się do wampira. - Będę wdzięczna jeśli znajdziesz dla mnie chwilę, przed moim wyjazdem. Nie musimy rozmawiać o moim nowym “partnerze”.

Spokojnym już całkiem pewnym krokiem podeszła do drzwi. Było jej trochę lżej. Przynajmniej go nie zawiodła jako ochroniarz. To nie dlatego się rozstają. W to chciała wierzyć.

- Jasne. Może jutro wybierzemy się gdzieś? Oczywiście, bez szaleństw. Jakieś kino lub opera, sama możesz wybrać. - Andre podsunął broń na skaj biurka - Poza tym gdybym cię nie znał, pomyślałbym, że robisz dramy. Wciąż u mnie pracujesz, Lancaster. To, że nie masz dyżurów i dostałaś polecenie kurowania się, nie znaczy, że jesteś zwolniona. Zabieraj mi to stąd i do łóżka. To rozkaz. - mrugnął do niej.
Sophie wróciła się do biurka i chwyciła broń.
- Opera brzmi dobrze. Wiesz Burth… jestem tylko człowiekiem. Nawet ja czasem dramatyzuję. - Wróciła do drzwi. - Już ci nie przeszkadzam.

Nim wampir coś odpowiedział opuściła gabinet. Elliotta już nie było. Sophie zdjęła marynarkę i nałożyła szelki z kaburą. Powoli ubrała się w ogóle nie zwracając uwagi na stojącego pod drzwiami Azjatę.

Była głodna… potwornie głodna. Mogłaby zamówić coś do pokoju ale jeszcze przez chwilę nie chciała tam wracać. Elliott miał czas wolny… wyszła z saloniku i podeszła pod pokój ochroniarza. Dopiero pod nim zawahała się. Nasłuchiwała przez sekundę. Pewnie śpi… wycofała się i poszła w stronę windy. Jest wojskowym! Potrafi sama zjeść posiłek.

Zjadła w restauracji coś lekkiego i wróciła do pokoju wykończona. Położyła w ubraniu owinąwszy się szczelnie kołdrą. W ostatnim przebłysku świadomości sięgnęła po stojące na szafce nocnej leki i zasnęła.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 26-01-2017, 21:10   #22
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Obudziła się koło południa w przepoconym od trawiącej jej ciało gorączki ubraniu. Kiedy z trudem podniosła ciążącą głowę, odkryła, że ktoś był w jej pokoju. Wcześniej nie było tutaj tej fiolki z krwią na stoliku nocnym. Zdecydowanie nie!

Poczuła jak jej ciało pulsuje, jak jej gardło robi się suche. Nie była pewna na ile dreszcze i zawroty głowy to gorączka, a na ile głód. Zwinęła się w kłębek. Kabura przyjemnie uwierała w bok.

Jej głowa pulsowała a wzrok skupiony był na niewielkim przedmiocie. To nie mogła być krew Andre… czyja wobec tego? Krew Rady? Wysunęła dłoń spod kołdre i delikatnie pogładziła fiolkę. Czuła jak jej palce drżą, jak cały organizm woła o tą odrobinkę vitae.
- Jeśli się nie napiję to się nie wyleczę… - Jej zachrypnięty szept zaskoczył ją. Przekonywała siebie jak ćpun, który wmawia sobie że kolejna dawka jest mu potrzebna. - … fuck.

Chwyciła fiolkę i wlałą w siebie jej zawartość. Zrzuciła z siebie kołdrę i opadła wykończona na łóżko. Delektowała się tym smakiem. Skupiła się na tym by puścić tą krew w obieg. Wepchnąć ją do źródła choroby. Nie trwało to nawet 2-uch minut i już była zdrowa. Tak po prostu. Całe pieprzone dni chorowania można było skrócić do 2 minut!

Sophie rozejrzała się wyjątkowo przytomnym wzrokiem. Pod fiolką jeszcze coś było. Karteczka:
To będzie nasz słodki sekret, Alicjo. Twój Kapelusznik”.

Uśmiechnęła się. Kochany trener. Ciekawe czy go spotka? Podniosła się i zrzuciła z siebie przepocone ciuchy. Była ciekawa na ile ta choroba wynikała z rzeczywistego przeziębienia a na ile było to delirium. Wzięła ciepły prysznic i ubrała się ciepło. Wolała jednak nie ryzykować, ponownego przeziębienia się. Szukając ubrań zdała sobie sprawę, że nie ma nic co mogłaby zabrać z sobą na trening w jej rozumieniu tego słowa. A więc dziś zakupy. Zgarnęła jakąś mniejszą torbę bo nie miała nawet plecaka i zeszła na śniadanie. Jadąc windą napisała do Elliotta, że wychodzi na jakiś czas.

Po chwili dostała odpowiedź:
Brawo! Babska natura wygrała z chorobą. Uważaj na siebie.”

Sophie uśmiechnęła się. Wparowała do hotelowej restauracji i zjadła odpowiednik dwóch śniadań. Elliott wydawał się być w dobrym nastroju. Żartował jak za starych czasów… była ciekawa czy kogoś sobie znalazł. Może ta nowa dziewczyna z ochrony?

Siedząc przy posiłku przejrzała internet w poszukiwaniu jakichś sklepów ze sprzętem sportowym. Po chwili namysłu zamówiła taksówkę. Wolałaby wypożyczyć auto, ale nie znała miasta i może nauka go tuż przed wyjazdem na treningi nie była najlepszym pomysłem.

Już jadąc taksówką, sprawdziła swój stan konta i przeżyła lekki szok. Brak wydatków na utrzymanie działał kojąco na stan jej finansów. Nadal nie byłoby pewnie jej stać na suknie i biżuterię, które kupował jej Andre, ale…
Poczuła coś dziwnego. Wyjrzała przez okno taksówki. To było trochę jakby… Potrząsnęła głową. Jeśli uczucie się powtórzy zacznie się martwić. Marzyła o swoich wojskowych ciuchach, jednak nie było opcji by dostała coś takiego tutaj. Wysiadła z taksówki i stanęła przed jednym z lepszych sklepów ze sprzętem. Gdy weszła na jej twarz wypłynął szczery uśmiech.


Była u siebie. Zgarnęła kilkanaście rzeczy i choć nie musiała ich mierzyć wparowała do przymierzalni. Schudła od kiedy ostatni raz robiła takie zakupy… mimo całej pracy u Andre nie odzyskała formy z czasów wojska. Irytowało ją to, a sytuacji nie polepszało to uczucie. Jakby ktoś tam był.

Zła, że nie może się cieszyć wizytą w sklepie, szybko wybrała spodnie, koszulki, bluzy, kurtkę… plecak, buty. Załadowała wszystko do torby i zakupionego plecaka. Ruszyła spacerem w stronę centrum. Tak jak się spodziewała uczucie nie zniknęło. Nie przyspieszyła kroku, ale raz na jakiś czas zmieniała kierunek, wchodziła w tłum, nagle wchodziła do kawiarni i wychodziła z niej drugim wyjściem, tylko po to by za parę sekund skręcić i przysiąść w innej. A to uczucie nadal jej towarzyszyło. Już powinna go zobaczyć. Uczono ją co robić gdy jest się śledzonym… Wkurzona wsiadła do taksówki i wróciła do hotelu.

Przebrała się i poszła na basen. Musiała rozruszać mięśnie, a przeciążenie siłowe mogłoby znów wpędzić ją w chorobę. Od razu wzięła z sobą ubrania i po zrobieniu kilku długości basenu przebrała się i poszła od razu na obiad.

Zerknęła co obecnie grają w operze i o której ewentualnie by wychodzili. O 21-ej była grana Tosca. Miała wobec tego sporo czasu na ogarnięcie się. Cały czas niepokoiło ją to uczucie. Czy powinna wychodzić z Andre? A co jeśli przez nią będzie mu coś zagrażać. Uprzedzi wampira i wtedy się zobaczy.

Przepakowała rzeczy. Poprosi Elliotta by przechował dla niej część. Zerknęła na zegarek. Było koło 16-tej. Wybrała numer ochroniarza.
- No cześć - odezwał się po 3 sygnale nieco zaspanym głosem.
- Hej. Sorki, że budzę. O której mogłabym cię złapać, bo będę miała mała sprawę… prośbę?
- A w sumie o której ci pasuje, dziś wieczorem mam zmianę od 2 do 10, ale pewnie już o 17 będę na nogach.
- To zajrzę do ciebie, jeśli mogę.
- Jasne, możemy nawet skoczyć na kawę do baru. Znaczy ty możesz pić co chcesz.
- Chętnie. To zajdę po ciebie. - Sophie rozłączyła się i zerknęła na zegarek. Miała pół godziny by skończyć to co robi.

Zaczęła się ogarniać około 17-tej. Wzięła prysznic i uznała, że woli najpierw przejść się do Andre i dać mu znać, o tamtym dziwnym uczuciu. Narzuciła koszulę i spodnie i przeszła do saloniku przed gabinetem wampira. Tym razem trafiła na drugą ochroniarkę, niejaką Mię. Kobieta była ubrana w elegancki garnitur, szyty na starą modłę, co dodawało jej szyku i... urody.


Kiedy Sophie weszła do pomieszczenia, uśmiechnęła się do niej lekko.
- Pana Burtha jeszcze nie ma. - poinformowała.

Sophie z uznaniem przyglądała się kobiecie. Nosiłą się dużo lepiej od niej. Cóż… nie to że miała o tym jakiekolwiek pojęcie. Mia przynajmniej rzeczywiście wyglądała jak ochroniarz. Ona, gdy zaczęła tą pracę mogła wyglądać co najwyżej jak ćpun wciśnięty w garniak.
- Chciałam tylko poprosić o możliwość spotkania się z Panem Burthem. - Uśmiechnęła się do kobiety. - Jakbyś mu przekazała, że Sophie chciałaby się z nim zobaczyć, będę wdzięczna.
- Jasne, no problemo. I w ogóle miło cię poznać. Mia jestem, ale pewnie to wiesz. - puściła oko.
- Tak Elliott wspominał. - Wyciągnęła rękę do kobiety. - Sophie.

Mia uścisnęła dłoń i potrząsnęła nią pewnie. Znów się uśmiechnęła.
- Miło cię poznać. Wszyscy tu o tobie mówią i aż mnie zazdrość brała, że tylko ja taka niedoinformowana i nie znam człowieka. - zaśmiała się.

Sophie zmusiła się do uśmiechu. Mia trochę przypominała jej te wszystkie kobiety na balu w operze. Puste gadanie o niczym. Do tego dopasowany kostium. Była ciekawa jak dobrym jest bokserem. Czy gdyby spotkały się na ringu, też mu się tak uśmiechała.

- Jak widać nic specjalnego. Musimy kiedyś potrenować razem. - Starała się by jej głos brzmiał radośnie. Wiedziała, że nie jest przekonywująca, ale też nie zależało jej by Mia uważała ją za kogoś kim nie jest. - Idę dalej ogarniać sprawy. Jakby co Andre ma mój telefon.
- Spoko, paaaa! - Mia pomachała za nią.

Obróciła się i ruszyła stronę pokoju Elliotta. Gdy opuściła salonik wsunęła ręce do kieszeni dżinsów. Rozejrzała się po hotelowym korytarzu. To tak bardzo nie był jej świat. Andre z jakiegoś powodu pracował nad tym by tu pasowała, a ona najchętniej siedziałaby na dachu i pilnowała czy nic mu nie zagraża. Westchnęła ciężko i podeszła do drzwi Elliotta. Znów poczułą się dziwnie, tak jak poprzedniego dnia. Tym razem jednak, zapukała.
Eliott otworzył niemal od razu, na widok Sophie uśmiechnął się lekko. Ona zaś ledwo go poznała bez garnituru.


Mężczyzna ubrany był w dopasowany sweter i jeansy, które jakoś dotychczas w ogóle nie kojarzyły się z ubranym zawsze w klasyczne garnitury ochroniarzem.

Kobieta uśmiechnęła się. To było tak dziwne. Pracowali ze sobą… na pewno ponad pół roku, a widywali się tylko w garniakach.
- Dobrze wyglądasz. Mogę wejść na chwilkę?
- Jasne, chyba że masz ochotę wyskoczyć do baru? - odsunął się na bok, by zostawić jej decyzję.
- Chętnie się przejdę do baru, tylko chciałam chwilkę pogadać na osobności. - Sophie weszła do pokoju i zaczekała, aż mężczyzna zamknie drzwi.
- Chciałam cię poprosić byś przechował, moje rzeczy przez dwa tygodnie. Zabiorę z sobą tylko część. Jak się po nie nie zgłoszę to możesz wywalić. - Podeszła do Elliotta i wyciągnęła na dłoni pierścionek. - Także to.

Długo się nad tym zastanawiała, ale w końcu musiała to zrobić. Skupić się tylko na przyszłości i zapomnieć o przeszłości. Nie mogła cały czas rozpamiętywać zadań, których nie dostała. Czekały ją nowe i będzie musiała im poświęcić całą swoją uwagę. Patrzyła na mężczyznę oczekując jego reakcji.

- To to co myślę? - zapytał, ale szybko się zreflektował - Jasne, przechowam je. Nie ma sprawy.

Sophie podała mu pierścionek.
- Resztę zostawię w pokoju. - Wsunęła ręce do kieszeni. Czuła się dziwnie bez tego drobiazgu. - Tak, to pierścionek zaręczynowy. Można powiedzieć, że odrzuciłam zaręczyny wybierając pracę u Andre.

Uśmiechnęła się do mężczyzny i ruszyła w stronę drzwi.
- Myślę, że możemy iść do tego baru ja staw… - Po chwili o czymś sobie przypomniała. Spoważniała i obróciła się w stronę Elliotta. - … Dziś miałam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Tak, chyba lepiej byś wiedział. - Uśmiechnęła się. - Chodźmy do tego baru.
- Opowiedz mi coś więcej o tym. - powiedział, wychodząc z pokoju. W drodze na dół opowiedziała więc o swoich wrażeniach, których w sumie za wiele nie było i gdyby nie fakt, że w pracy ochroniarza trzeba wszystko brać pod uwagę, pewnie wrzuciłaby sprawę do przegródki z napisem “przewrażliwienie”.

Kiedy rozsiedli się przy barze, Eliott zamówił zwykłą czarną kawę. Co jednak wydało się ciekawe, poprosił do niej też plasterek cytryny.
- Dasz się podpytać o te zaręczyny? - zagaił.
Sophie także wzięła kawę, nie była w pracy, ale jeśli istniała możliwość, że wychodzą z Andre wolała nie pić. Zresztą … nie pamiętała kiedy ostatnio piła alkohol. Pewnie w Paryżu. Wolałaby nie sprawdzać jak na niego zareaguje.
- Które? - Dziewczyna uśmiechnęła się i upiła łyk kawy. - Te od tego pierścionka, nigdy się nie odbyły. Powiedziałam, że musimy się rozstać, zanim zdążył się oświadczyć. - To było dziwne jak po ostatnich wydarzeniach łatwo było jej to wyrzucić z siebie. - Ale zostawił mi pierścionek razem z mieszkaniem.

Raz na jakiś czas zerkała na okno. To był już odruch, którego nie była w stanie powstrzymać. Spoważniała gdy przypomniała sobie o swoim niedoszłym mężu. Jej wzrok na dłuższą chwilę utkwił w jakimś nieznanym punkcie. Na szyi znów poczuła uścisk jego dłoni gdy ją dusił.

- Te pierwsze przerwała wojna. - Powróciła wzrokiem do Elliotta ale jej uśmiech był już inny, smutny i czuła to.
- Wybacz. Nie chciałem przywoływać smutnych wspomnień.
- Niewiele mam innych. - Sophie odchyliła się. Wyparła z głowy wspomnienia i skupiła się na teraźniejszości. - poznałam Miie. Nie uwierzyłabym, że była bokserem.
- Ha, a ja widziałem jej jedną walkę. - Eliott uśmiechnął się popijając kawę - Jest na Youtube. Dobrze się bije mała. A swoim zachowaniem prowokuje przeciwniczki. Przynajmniej ta, z którą walczyła, była wściekła. A Mia się śmiała. Nawet jak jej krew z nosa i łuku kapała. No i wygrała, choć przeciwniczka była znacznie bardziej doświadczona.
- Jestem ciekawa jakby mi poszło. - Sophie dopiła kawę. - Pierwszy raz spotkałam Andre po jednej z walk. - uśmiechnęła się do tego wspomnienia. - Tak bardzo tam nie pasował. Chcesz mi zdradzić gdzie znalazł ciebie?
- Cóż... w pewnym sensie na ulicy. Byłem ochroniarzem pewnego milionera, który zginął na mojej warcie. Nieważne, że dwóch chłopaków też, a ja zostałem ranny. Reputacja zrobiła swoje. Mogłem co najwyżej stać na bramce w dyskotece. - mężczyzna uśmiechnął się znów, ale była w tym gorycz - Wyciągnął mnie z bagna i sprawił, że stałem się jeszcze lepszy w swojej robocie. I dlatego będę przy nim choćby nie wiem jakie gówno odstawiał.

Sophie dłuższą chwilę wpatrywała się w mężczyznę. Była ciekawa czy Elliott często pija krew Andre. Czy też po prostu jest mu wierny. Wiedziała jedno. Zawdzięcza Andre życie i nawet jeśli nie będzie czuła do niego tej żądzy… będzie mu wierna.
- Mam nadzieję, że ja też będę mogła być. - Powiedziała to cicho, bardziej do siebie po czym zamyśliła się. Dopiero po jakimś czasie zreflektowała się, że to co powiedział jej mężczyzna mogło być dla niego ważne, a wyznanie trudne. Uśmiechnęła się przepraszająco.
- Wybacz. Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Ostatnio wszystko wywołuje u mnie masę autorefleksji.

Skinął jej głową, po czym sięgnął po plasterek cytryny. Przegryzł go, a następnie wypił resztę kawy.
- Posłuchaj Sophie, to co robimy... jest trudne. Moralnie dziwne, jeśli nie śliskie. Czasem patrzę na siebie w lustro i... nie wiem czy jestem dobrym człowiekiem. A potem przychodzi refleksja, że choć może nie wszystko co robię jest dobre, mam większe szanse zrobić coś więcej, zmienić ten świat niż ludzie, którzy żyją w swoich bezpiecznych norkach. Ciężko mi to wytłumaczyć, ale... myślę, że powinnaś bardziej wierzyć w siebie i przestać przepraszać, że żyjesz.

Sophie nachyliła się nad stołem przybliżając się do Elliotta. Odezwała się szeptem.
- Mam nie przepraszać? Powiedz to osobom, które zabiłam bo taki był rozkaz. Nie Elliott. Ja wiem, że nie jestem dobra i to co robię nigdy nie miało nic wspólnego z moralnością.
- I jest to twój wybór. Dlaczego więc się tym zadręczasz?

Sophie odchyliła się. Czy się zadręcza… nigdy nie patrzyła na to w ten sposób.
- Bo przez tą pracę to się zmienia. Tu nie ma oddziału, jasnego rozkazu. - Uśmiechnęła się. - Przynajmniej tak mi się wydaje. Wiesz... nigdy nie byłam dobra w analizowaniu myśli i swoich, i innych. Wyglądam jakbym się zadręczała?
- Owszem. Nie myśl też, że zapomniałem ten tekst o strzelaniu sobie w łeb. Nawet jeśli żartowałaś, to zdradza twoje myśli, wiesz? I... - zająknął się - Ja też takie mam.
- Andre obudził we mnie emocje, o których dawno zapomniałam. Które sam wcześniej odgonił... - zaczęła bujać się na krześle myśląc. Może dobrze, że o tym gadają. Będzie miała ten czas treningu by to sobie ułożyć. Będzie musiała sobie to ułożyć.
- Ten tekst … byłam na głodzie. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę. W takich chwilach muszę coś robić. Walczyć… inaczej mi się załącza. Tak twierdził tamten facet... - Na wspomnienie terapii po pierwszej próbie samobójczej skrzywiła się. Momentalnie się zirytowała. Chciałaby już wrócić do pracy. Dostać kolejne zadanie.

- Jest jeszcze jeden sposób na odstresowanie. - Eliott rzucił, nie patrząc jednak na Sophie.
- Jest. - Sophie cały czas patrzyła na mężczyznę. Tak, chętnie by odreagowała. Kiedy znów będzie miała okazję? Jak będzie wyglądał ten trening? Tylko spotkanie z Andre… na wspomnienie wampira zrobiło jej się przyjemnie ciepło. - Co on ze mną zrobił…

W odpowiedzi Eliott tylko się uśmiechnął. Położył banknot pod filiżanką i wstał.
- Jakby co, wiesz gdzie mieszkam. - poklepał ją po ramieniu, po czym ruszył w stronę wyjścia z baru.

Sophie westchnęła ciężko. Zerknęła na odchodzącego mężczyznę.
-Elliott!
Gdy obrócił się, uśmiechnęła się do niego. To nie był ten dzień, ta noc. Zarezerwowała ją dla pewnego wampira i nie było istotne czy będzie chciał z tego skorzystać czy nie. Odezwała się dosyć cicho, ale wiedziała, że ochroniarz ją zrozumie.
- Dożyj mego powrotu.- Nie planowała innego pożegnania.
Mężczyzna nie uśmiechnął się ani nic, ale gdy ruszył dalej, uniósł do góry dłoń, jego palce ułożyły się w gest “ok”. Nim jednak zniknął za rogiem, rozległ się dźwięk telefonu Sophie, a właściwie dźwięk wskazujący nadejście wiadomości tekstowej.
“Jestem u siebie” - napisał ktoś z nieznanego wcześniej numeru.
Sama też zostawiła banknot pod filiżanką i powoli zebrała się na górę. Może założyć, że napisał do niej Andre. Powie mu o tym odczuciu niech wampir sam oceni co chce z tym zrobić.

Wsunęła ręce do kieszeni i powoli ruszyła po schodach. A jeśli to nie on… cóż zaczeka. Nie śpiesząc się dotarła do saloniki przed gabinetem wampira.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-01-2017, 19:45   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Szefu jest do twojej dyspozycji - poinformowała ją Mia, mrugając poufnie.
- Dziękuję. - Sophie weszła do gabinetu wampira i zamknęła za sobą drzwi.

Andre stał wyjątkowo przy oknie i przyglądał się miastu. Skinął na dziewczynę, by również podeszła.
- Zdecydowałaś gdzie dziś wyjdziemy, Sophie? - zapytał, kładąc szczególną miękkość na jej imię.

Sophie podeszła i stanęła między nim, a oknem. Odruchowo starając się osłonić wampira. Nie było prostszej metody na zabicie go niż strzelenie mu w takiej chwili w głowę.

- Myślałam o operze, ale cały dzień prześladuje mnie wrażenie, że jestem obserwowana. Nie wiem na ile jakikolwiek wypad jest dla ciebie bezpieczny.
Wampir uśmiechnął się lekko.
- Skoro cały dzień, to zapewne Ankh interesuje się nowym rekrutem. Ty byś się nie interesowała?


Kobieta odwzajemniła uśmiech. Na widok Andre robiło się jej przyjemnie ciepło.

- Cóż… póki nie dostałam piśmiennej informacji o tym, że mnie obserwują, uznaję to za zagrożenie. - Sięgnęła do jego marynarki i ostrożnie poprawiła zagięcie na klapie.

Przyjrzał jej się uważnie i pogładził jej policzek.
- Moja mała, dzielna Sophie... - szepnął, po czym zbliżył usta do jej szyi. Pocałował ją delikatnie... raz za razem muskając skórę.
- Pamiętaj o mnie, Sophie. Teraz będę miał więcej wrogów niż kiedykolwiek - przejechał językiem po jej skórze - Potrzebuję cię…

Sophie zadrżała od pocałunku Andre. Ostrożnie sięgnęła do twarzy wampira by pogładzić jego chłodną skórę.

- To chyba ja powinnam prosić byś o mnie nie zapomniał.
W odpowiedzi wampir zaśmiał się cicho.
- A o czym mam dokładnie pamiętać? O tym pieprzyku? - odsłonił jej ramię i ucałował rzeczony pieprzyk na obojczyku.
- Każda kobieta ma jakiś pieprzyk - odchyliła głowę by wampirowi było wygodniej - odróżniasz je?
- Mógłbym je nawet nazwać... chcesz?
- wodził nosem w zagłębieniu pomiędzy szyją a barkiem. Sophie instynktownie wyczuła jak wampir wysunął kły.

Sophie przytuliła policzek do jego twarzy. Pragnęła go, pragnęła tego by się z niej napił.

- Andre, powinnam być jutro w formie. - Powiedziała to cicho, niechętnie. Ale taka była prawda, musiał być w pełni sił. Już nie mówiąc o tym, że piła krew innych wampirów i nie wiedziała czy Andre to wyczuje… i czy powinien to wyczuć. - Tak bardzo chcę byś się ze mnie napił, ale…
Odsunął się powoli.
- Masz racje. - przyznał, znów patrząc w okno - Cóż, w takim razie spotkamy się na dole. Opera o 21, czyli spotkajmy się kwadrans po 20.

Sophie uśmiechnęła się smutno i skrzyżowała ręce.
- Wolałabym byś nie wyglądał w ten sposób przez okno. Gdybym to ja była snajperem, nawet byś nie poczuł tej kuli w głowie. - Wyminęła wampira. - Widzimy się niebawem.
- I tak bym to przeżył
- odparł z uśmiechem, jednak wrócił do swojego biurka.

Kiedy kobieta wychodziła przez drzwi, rzucił jeszcze:
- Mia, pozwól na chwilę…

Sophie poczuła ukłucie zazdrości, na samą myśl, że Andre napije się z Mii. Będzie musiała z tym żyć, to była jej decyzja. Wróciła do swojego pokoju i upewniła się, że torby, które zostawia Elliottowi są już pozamykane. Była zmęczona, sfrustrowana. Zrzuciła z siebie ubrania i pozostając w bieliźnie już dobranej do sukienki, którą planowała założyć usiadła przed toaletką. Wyglądała dużo lepiej. Przed oczami stanęła jej twarz ze szpitala, po tym jak wróciła do stanów.

Będzie musiała się odsunąć od Andre, to co było między nimi na początku było dużo wygodniejsza dla jej pracy. Tej nocy może się nim jeszcze pocieszyć. Nie spiesząc się zaczęła się malować.


***

Kwadrans po 20-tej pojawiła się na dole.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/19/67/32/196732b730019787253a0266482fd66c.jpg[/MEDIA]

Andre już na nią czekał, przyglądając jej się z uznaniem.
- Pięknie wyglądasz - powiedział, podając jej różę o wyjątkowo dużych płatkach... i sporych kolcach.

[MEDIA]http://maxpixel.freegreatpicture.com/static/photo/1x/Red-Rose-Red-Rose-Bloom-Bloom-Flower-Rose-Blossom-320891.jpg[/MEDIA]

Wampir uchylił drzwi samochodu, przepuszczając przodem Sophie. Na miejscu szofera kobieta zobaczyła znajomego azjatę. Ten jednak nawet na nią nie spojrzał, czekając na dyspozycje.

Sophie chwyciła kwiat ostrożnie.
- Frau Inge zatroszczyła się o moją garderobę. - Z uśmiechem powąchała kwiat. - Jest śliczna, dziękuję.

Dziwnie się czuła wsiadając do auta przed wampirem. Cóż, tym razem nie była na służbie. Zerknęła na azjatę, ale nie odezwała się.

Kiedy wsiedli do środka, a Chang ruszył, Andre wskazał różę a potem włosy Sophie.
- Pozwoli pani? - szepnął z uśmiechem.
- Jeśli tylko chcesz. - Sophie podała wampirowi różę. Była ciekawa czy wampir jest w stanie ją upiąć. Jeszcze ciekawsza czemu wybrał kwiat o długich kolcach, skoro miał plan by wpiąć go jej we włosy.

Musiała przestać o tym myśleć Tej nocy chciała się nim tylko nacieszyć. Cokolwiek planował, ona i tak nie miała przed nim nic do ukrycia.
Burth zaczął ostrożnie zeskubywać kolce, po czym umieścił kwiat we włosach Sophie z wprawą wizażysty. Gdy dzieło wydawało się skończyło, Andre odsunął rękę.

- A jednak jeden przeoczyłem - powiedział, patrząc jak na jego palcu formuje się kropla krwi.

Sophie chwyciła jego dłoń i zlizała z palca kroplę krwi. Znajomy smak sprawił jej wiele przyjemności.

- Nie wiedziałam, że nieśmiertelni mogą coś przeoczyć... - Uśmiechnęła się do wampira.

- Nie jesteśmy doskonali. - powiedział cicho wampir, patrząc z uwagą na usta dziewczyny.

-Nie? - Sophie udała zaskoczenie. Nachyliła się by pocałować wampira. Jednak zatrzymała się nim ich usta nie spotkały. - Co ci siedzi w głowie Andre?

W odpowiedzi tylko ją pocałował, szukając językiem jej języka. Sophie odwzajemniła pocałunek. Ostrożnie chwyciła twarz wampira. Spojrzał jej prosto w oczy.

- Oho, czyżbyś sama zaczęła sięgać po to, czego pragniesz? - szepnął, a jego dłonie przejechały po jej kręgosłupie, by następnie spocząć na pośladkach.

Sophie zadrżała pod jego dotykiem.

- Uczę się. - wsunęła palce w jego włosy. - Chcę się tobą nacieszyć.
- Cóż, będziesz musiała poczekać, mamy już zamówione bilety
- szeptał, zbliżając usta do jej ust, ale jednak nie pozwalając sobie na pocałunek - Mam jednak coś dla ciebie, by umilić czas oczekiwania... - Sophie poczuła jak jedna z dłoni wampira pełznie powolutku wzdłuż jej uda do góry, raz po raz dotykając jej jakimś niewielkim, zimnym przedmiotem.
- Czym znowu chcesz mnie zaskoczyć? - Oparła się czołem o jego czoło.

Poczuła jak chłodna ręka odchyla jej bieliznę, a palec wampira zanurza się w niej, by po chwili umieścić w jej wnętrzu niewielki, obły przedmiot. Druga dłoń wampira sięgnęła do kieszeni marynarki i po chwili kobieta poczuła jak przedmiot delikatnie wibruje. Andre mrugnął do niej zalotnie.

- Od razu zaskoczyć... - powiedział, gdy tymczasem dojechali pod budynek opery.
Tak, zaskoczył ją. Sophie w ostatniej chwili powstrzymała jękniecie gdy wampir włączył wibrator.
- Jak twoim zdaniem, mam się skupić na sztuce? - Uśmiechnęła się, czuła jednak jak na jej policzki zaczyna wypływać lekki rumieniec.
- Oh, po prostu pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć, jeśli będę się nudził. - Burth uśmiechnął się niewinnie, wychodząc z samochodu - Będzie drgało tylko wtedy, więc... wystarczy żebym się nie nudził. - dodał tonem słodkiego, ale rozkapryszonego dzieciaka, podając Sophie dłoń, by też mogła wysiąść.

Sophie przyjęła podaną rękę. Czuła jak robi się jej potwornie mokro, a tak bardzo nie chciała przypominać dziś sobie czasów wojny.

- Coś czuję, że za późno o to pytam…. Lubisz operę?

Mężczyzna objął ją delikatnie w pasie i poprowadził ku wejściu do budynku, gdzie gromadziło się już sporo osób.

- Nie cierpię. - szepnął jej do ucha, a “jajeczko” zawibrowało delikatnie na potwierdzenie tych słów.

Sophie powstrzymała drżenie, ale Andre na pewno wyczuł pod dłonią jak się spięła. Kiedyś bardzo chciała zobaczyć Tosce, ale zaczynała mieć obawy czy rzeczywiście będzie miała czas by ją obejrzeć. Nigdy nie była dobra w zabawianiu ludzi, zerknęła na wampira.

Stanęła lekko na palcach sięgając ustami do jego ucha.

- Szkoda, że nie powiedziałeś wcześniej. - Odsunęła się uśmiechając. - Mogliśmy wybrać się w inne miejsce.
- Ależ nie ma problemu, wydaje mi się, że oboje wyjdziemy usatysfakcjonowani z tego przedstawienia.
- odparł, posyłając jakiemuś znajomemu uśmiech.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 29-01-2017, 23:43   #24
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Jak na osobę nie przypadającą za operą Andre wybrał im bardzo dobre miejsca. Osobiście wolałaby amfiteatr ale ego wampira mogłoby się nie zmieścić w przestrzeni mniejszej niż wynajęty w całości balkon.
Nie spodziewała się po sobie tego ale była nawet odrobinę podekscytowana. Chciała obejrzeć tą sztukę jeszcze za czasów szkolnych, ale nigdy nie wyobrażała sobie, że będzie to miało miejsce w operze Wiedeńskiej. Już nawet zapomniała, że kiedyś interesowały ją takie rzeczy. Na chwilę nawet zapomniała o tkwiącym w niej, niewielkim przedmiocie. Uśmiechając się lekko, zajęła miejsce obok wampira. Już miała dotknąć siedzenia, gdy poczuła silną wibrację w swoim wnętrzu, która za chwilę minęła. Sophie poderwała się i spojrzała na Andre zaskoczona.
- Oh, wybacz, palec mi się obsunął. - wyznał wampir z miną niewiniątka.
Spojrzała na Andre. Miała sprawić by się nie nudził? Niestety doskonale zdawała sobie sprawę, że ludzie dzielą się na tych, którzy lubią operę i tych, którzy jej nienawidzą.
- Czemu nie lubisz opery?
- A w którym momencie powiedziałem, że jej nie lubię?
- Wybacz, mój błąd. - Zajęła miejsce obok wampira. - Czemu nie cierpisz opery?
- Jest dla mnie przerostem formy nad treścią. Nie czerpię z niej przyjemności, bo przekaz informacji jest tak naprawdę bardzo okrojony. Albo tak to sobie wmawiam, a naprawdę jestem gruboskórnym chamem. - uśmiechnął się ciepło.
- Cóż… - Sophie przeniosła wzrok na ukrytą za kurtyną scenę. - Opera zawsze miała być po prostu spektakularna. Najlepsi śpiewacy, największe dekoracje, wykorzystujące najnowszą technologię. To musiało zaowocować przerostem formy nad treścią.

Na chwilę zamyśliła się. Dopiero po jakimś czasie spojrzała na Andre.
- Nie jestem dobra w czytaniu ludzi, ale nigdy bym nie powiedziała, że jesteś gruboskórnym chamem.
- Nawet wtedy na stole? - zapytał cicho, muskając jej ucho wargami.
- Nie wiem czemu niby miało to być chamskie. - Odpowiedziała spokojnie mimo, że czułą jak robi się jej coraz cieplej. - Przyznam, że miałam z tego trochę satysfakcji. Jak każda kobieta lubię gdy mężczyzna traci dla mnie panowanie nad sobą.
- Wiesz, że takie wyznania mogą nie być dla ciebie zbyt... bezpieczne? - ugryzł ją w ucho nagle.
- Czemu? - Teraz to ona zrobiła niewinną minę.
- Dowiesz się. - wyszeptał. - Tak, dowiesz się. Choć dopiero w swoim czasie.

Nie dopytywała. Jeśli Andre nie chciał czegoś powiedzieć to i tak tego nie zrobi. Gdy sztuka rozpoczęła się Sophie delikatnie objęła ramię Andre i nachyliła się do jego ucha.

Szepcząc opowiadała mu o kolejnych wychodzących na scenę śpiewakach. Nie wiedziała, bardzo dużo, raptem tyle ile wyczytała, przygotowując się do wyjścia. Andre słuchał jej z uwagą, choć jego dłoń błądziła po jej udach i talii. Jego dotyk połączony ze świadomością, że ma coś w sobie, sprawiał że raz po raz przechodziły przez nią fale gorąca. Nie powstrzymywała tego. Zamiast jednak skupiać się na pieszczotach spróbowała skupić się na sztuce.


Zaskoczyło ją jak łatwo dokopała się w swoich wspomnieniach do dziejów powstania sztuki.
- Tosca jest chyba najpopularniejszą operą Pucciniego… - Milkła gdy wiedziała, że zbliża się kolejna aria. Przyszła tu by wysłuchać tej opery, czy to się Andre podobało czy nie. Dopiero gdy śpiewak, bądź śpiewaczka milkli, kontynuowała. - … jest też jedną z bardziej dynamicznych sztuk operowych. Puccini zaproponował tu ponad 50 motywów przewodnich, zmieniających się bardzo szybko.

Czuła się dziwnie. Nie mogła sobie przypomnieć kiedy opowiadała o czymś innym niż broń z takim zainteresowaniem. Wszystko też wskazywało na to, że dobrze jej szło. Jajeczko w jej wnętrzu ani razu nie drgnęło. Wampir zaś wpatrywał się w scenę. Nawet przestał pieścić uda kobiety, co w sumie nie wiedziała czy poczytać jako komplement, czy raczej zniewagę.

***
W przerwie opuścili balkon. Sophie już widząc jak Andre wita się z kimś przy wejściu wiedziała, że nie będzie to jej ulubiona część pobytu w operze. Wampir musiał przywitać się ze znajomymi, a ona uśmiechać się, mimo że te spotkania ją absolutnie nie interesowały. Do tego gdy tylko wychodzili między ludzi, zaczynała znów wracać do bycia ochroniarzem. Raz na jakiś czas rozglądała się poszukując potencjalnego zagrożenia. Właśnie w takim momencie, gdy Burth wymieniał jakieś uprzejmości z podstarzałą arystokratką, Sophie poczuła wibrację. Ta też z chwili na chwilę przybierała na sile, drażniąc zmysły i wzniecając pożar w ciele kobiety. Powstrzymywała się by nie zacisnąć nagle ud, między którymi zrobiło się nagle bardzo mokro. Objęła mocniej ramię wampira starając się powstrzymać drżenie rąk. Niestety nic nie mogła zrobić z rumieńcem, który powoli wypływał na jej twarz.

Czując, że zaraz zacznie mruczeć od tych wibracji, nachyliła się do ucha wampira.
- Skarbie, chyba nie czuję się najlepiej. - Czuła jak bardzo jej oddech jest rozpalony. - Czy moglibyśmy się przewietrzyć?
- A co ci dolega? - zapytał z troską i niewinnością w oczach, a drganie przybrało jeszcze bardziej na sile. Kobieta uświadomiła sobie, że bardziej wyczulone ucho mogło nawet usłyszeć cichutkie bzyczenie urządzenia.

Sophie na chwilę zamarła. Wredny, złośliwy wampir.
- Jestem jakoś dziwnie rozpalona. - Wyszeptała mu do ucha. - Zupełnie jakby coś trawiło mnie od środka… może gorączka?
- W takim razie faktycznie świeże powietrze może ci pomóc, moja droga. Prowadź... - powiedział, wyraźnie świetnie się bawiąc jej kosztem.


Chwyciła go pod rękę, jednak zamiast poprowadzić go na zewnątrz zaprowadziła go do ich loży. Dopiero tam pozwoliła by jej ciało przeszły dreszcze.
- Jak cię nudzi rozmowa to jej nie kontynuuj.

Nim się odwróciła, wampir stanął za nią, a jego dłoń znalazła się między jej nogami, gładząc wilgotną od soków bieliznę.
- Mam wrażenie, że im nudniejszą konwersacje odbywam, tym bardziej cię to podnieca. Niegrzeczna dziewczynka. - polizał jej kark.

Tymczasem w otwartych drzwiach loży na korytarzu mignęło im kilka zaciekawionych twarzy. Ludzie, choć nie zwalniali, chętnie zaglądali na cudze balkony... szczególnie tam, gdzie faktycznie “coś” się działo. Sophie mogła więc przypuszczać, że szybko staną się rozpoznawalni.

Sophie naparła pośladkami na wampira. Czuła jak jej głowa zaczyna się wyłączać, przy każdym jego najmniejszym dotyku.
- Andre… - Jakoś powstrzymała drżenie głosu, zmuszając się do szeptu. - … jeśli będziesz kontynuował mogę bardzo zniszczyć opinię o tobie w tych kręgach.
- Skąd wiesz jaka teraz ona jest? - zapytał, pochylając się nad nią i przejeżdżając paznokciami po plecach - nie dość mocno, by rozszarpać materiał, ale wystarczająco, by na ciele powstały czerwone pręgi - Poza tym ja zupełnie nie rozumiem o co ci teraz chodzi... - dodał z uśmiechem.

Kobieta jęknęła głośno, czując na sobie paznokcie wampira. Jej głos poniósł się echem po korytarzu. Na szczęście zginął wśród rozmów i gwaru przerwy,
- Nie wiem… - Już nie powstrzymywała drżenia głosu. Jaka by ta opinia nie była, zaraz ją skoryguje. Zaczynała mieć gdzieś, to że na nich patrzą, to że jest w operze. Chciała by kontynuował. Przygryzła wargę powstrzymując kolejne jęknięcie.
- Czego nie wiesz? - mężczyzna przycisnął się do jej wypiętych posładków tak, że poczuła przez materiał ubioru jego męskość - naprężona i gotową do działania. Nagle wibrujące urządzenie w jej wnętrzu również odżyło, pieszcząc delikatnie od środka, podczas gdy jedna dłoń wampira wciąż gładziła łono kobiety. - Dziwnie się zachowujesz, Sophie. Jesteśmy w operze, a ty masz takie rumieńce, jakby to był bar go-go. - Andre śmiał się cicho.
- W barze go-go pewnie byś się tak nie nudził. - Kobieta rozsunęła nogi ułatwiając mu dostęp do siebie. - Ale z tego co czuję, opera chyba zaczyna ci się podobać.
- Owszem... - powiedział, a właściwie wymruczał do jej ucha, po czym... pociągnął ją w bok, ku balkonowi. Tam zmusił kobietę by oparła się o barierkę, dzięki czemu była doskonale widoczna dla tych, którzy siadali w lożach naprzeciwko. Po chwili jednak zgasły znów światła. Wampir zaś stanął za kobietą i niespiesznie zaczął ściągać jej majtki.
- Może to one cię za bardzo cisną... - wyjaśnił.
- Dziękuję za troskę, ale nie… absolutnie mi nie przeszkadzały. - Sophie chwyciła barierkę, zaciskając na niej mocno ręce. Spojrzała na Andre głodnym wzrokiem. - Za to jest we mnie coś, co bardzo mnie rozprasza.

Kiedy majtki zostały zsunięte aż do kostek i zabrane do kieszeni marynarki, Sophie poczuła w sobie chłodne palce kainity, które chwyciły “jajeczko” i zaczęły poruszać nim, ocierając się o ścianki pochwy.
- O to chodzi? - zapytał, klęcząc u stóp kobiety, podczas gdy w sali zabrzmiały pierwsze głosy muzyki, a na scenie zaczęli pojawiać się śpiewacy.
Sophie powstrzymała jęknięcie, przygryzając sobie wargę. W tej chwili każdy dźwięk byłby słyszalny chyba na całej sali. Poczuła jak po jej brodzie spływa ciepła, gęsta kropla.

Wampir niespiesznie, drażniąc jeszcze kobiecość Sophie wyjął z niej wibrator.
- Och, moja droga, przeciekasz... - szepnął z troską - Czy mam ci pomóc?

Puściła poręcz i zanurzyła dłonie we włosy wampira. Nie odpowiedziała. Wsłuchując się w kolejną arię obserwowała klęczącego przed sobą Andre. Pragnęła go, pragnęła by ją wypełnił, a on doskonale wiedział jak bardzo była rozpalona.
Zlizała spływającą po wardze krew. Jej smak był tak inny od wampirzej vitae. Patrzył teraz na nią zafascynowany, po czym sięgnął językiem wewnętrznej strony jej ud. Scałowując wilgoć to z jednego, to z drugiego uda, powoli przesuwał się ku górze. Jednak jego usta nie sięgały rozpalonego łona. Najwyraźniej wampir czekał na coś…

Sophie nachyliła się do Andre.
-Proszę. Wypełnij mnie Andre. - Cichy szept wypełnił ich lożę. Kobieta była pewna, że sąsiedzi też ją słyszeli. Miała to jednak w głębokim powiązaniu.
Kainita odsunął się z uśmiechem na ustach. Znów oparł Sophie o barierkę.
- Nie chcę żebyś straciła przedstawienie... - szepnął jej do ucha. Znów zaczął drapać jedną ręką jej plecy, drugą manewrując przy pośladkach kobiety. Po chwili poczuła jak jego męskość ociera się o jej uda i dociska, drażniąc wyobraźnię.
-Andre…- Sophie poruszyła biodrami potęgując wrażenia jakie oferował jej wampir. -...jestem tu przede wszystkim by się tobą nacieszyć.

Poczuła jak wsuwa się w nią bez większych oporów, tak bardzo była już wilgotna.
- Czy to cię dostatecznie “cieszy”? - zapytał, przywierając do jej pleców i gryząc delikatnie jej kark, podczas gdy na scenie jakaś artystka dawała pokaz swojej skali wokalnej. Kobieta zadrżała czując go w sobie. Już odruchowo odchyliła głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi. Nagle zdała sobie sprawę, że nie będzie go widzieć przez jakiś czas. Czuć jego dotyku. Czy naprawdę przejdzie jej to? Ot tak, bo przestanie pić jego krew.

- Już sama twoja obecność mnie “cieszy” - zerknęła przez ramię na wampira. - Czy jestem usatysfakcjonowana? - Uśmiechnęła się. - Jeszcze daleko mi do tego.
- Zatem rozkoszuj się widowiskiem, kochana... - szepnął, wchodząc głębiej. Potem zaczął się w niej poruszać - powoli, jakby cały czas drażnił się z nią. Zagłębiał się i na chwilę zastygał, by potem jeszcze raz się poruszyć. Jego usta raz po raz muskały szyję kobiety - były to jednak bardziej zmysłowe pieszczoty niż drapieżne.

Wredny wampir już się najwyraźniej nauczył, że na delikatność reaguje bardziej niż na brutalną siłę. Przygryzła wargę, by swymi jękami nie przeszkadzać innym w oglądaniu opery i sama skupiła się na scenie. Mogła się tylko domyślać, że gdzieś tam ludzie z lornetkami przyglądają się jak jej przytulone do barierki ciało porusza się w dosyć łatwo rozpoznawalnym rytmie.
Wszystko wydawało się jej pokrętnie piękne. Wspaniała muzyka, we wspaniałym miejscu, te wszystkie wspaniałe doznania, które oferował jej mężczyzna, którego ko…

O mały włos nie przeleciała przez barierkę, gdy z szoku puściła poręcz. Szybko chwyciła się, jednak jej tors wylądował całkowicie poza lożą. Z dołu dobiegły do niej ciche szmery.
Dłonie wampira złapały ją pewnie za biodra i przyciągnęły. Andre pozwolił kobiecie się wyprostować, przylegając szczelnie do jej pleców i bynajmniej nie przestając się w niej poruszać.

- Chcesz mi uciec? - wymruczał w zagłębienie jej szyi, kąsając lekko. Jego dłonie sięgnęły teraz piersi kobiety, miętosząc je i drażniąc.
- Nie.. - Sophie czuła, że jej serce zaraz wyrwie się z klatki piersiowej. Czemu taka myśl musiała przyjść jej do głowy właśnie teraz? Czy kiedykolwiek byłby na to dobry moment. Zerknęła na wampira przez ramię i uśmiechnęła się. - Dopiero coś do mnie dotarło.
- Nie obrażasz mnie teraz, prawda? - zachichotał wampir do jej ucha, następnie wysunął się z niej.

Sophie poczuła bolesna pustkę. Powoli obróciła się w jego stronę.
- To zależy. - Przysiadła na balustradzie, czując, że jej kolana są miękkie. Po udach spływała jej własna wilgoć. Chciała by tam wrócił, by znów był w niej.
- Kocham cię Andre. - Wyszczerzyła się zdając sobie sprawę jak głupio musiało to zabrzmieć.

Przez chwilę patrzył na nią bez słowa. Nie wydawał się jednak speszony. Po prostu jej się przyglądał. Po czym usiadł na kanapie w ich loży, w dłoń ujmując swoją męskość.
- To twój wieczór, Sophie. Chodź do mnie i korzystaj z niego. Dziś już nie będzie żadnych niespodzianek, lecz dam ci wszystko to, czego zapragniesz. - szeptał zmysłowo, pieszcząc się przy tym ręką.

Kobieta ruszyła w jego stronę powoli. Zdjęła z siebie sukienkę, rzucając ją pod nogi. Czuła jak jej głowa protestuje. To nie powinno tak wyglądać. Powinna być chłodna wyrachowana. Jest ochroniarzem, zabójcą, wojskowym, a nie... Stanęła nad nim zupełnie naga i chwilę obserwowała jego poruszającą się dłoń. Tak ciężko było jej uwierzyć, że wszystko co czuje, może być wywołane przez jego vitae.

- Lubię twoje niespodzianki. - Przyklęknęła na kanapie w rozkroku, tak by mieć go między nogami. Czuła jak jego męskość ociera się o nią. - Lubię jak przejmujesz nade mną kontrolę.
- Moja mała Sophie... - zamruczał przyciągając jej twarz i całując czule. Jego język dokładnie zbadał fakturę ust, szczególną uwagę poświęcając niedawnemu zranieniu. Wampir obrócił kobietę tyłem do siebie.

- Patrz Sophie... to przedstawienie jest dla ciebie.. - szeptał do jej ucha, jednocześnie zanurzając się w niej. Pozwolił jej patrzeć na operę, usadawiając ją na swoich udach i rżnąc w takt arii, jakby był to dodatkowy sposób na poczucie artystycznej wartości Tosci. Jej głębi.
 
Aiko jest offline  
Stary 31-01-2017, 18:30   #25
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Do ostatniej chwili Sophie właściwie nie wiedziała, gdzie odbędzie się jej trening żołnierza Ankh. Umówionego dnia o umówionej porze po prostu podjechał pod hotel samochód, który zawiózł ją na lotnisko. Dostała dyspozycję, by nie zabierać broni - jedynie przedmioty najbardziej osobiste - bielizna i kosmetyki. Sprzęty, a nawet ubrania miała dostać na miejscu. Gdzie owo miejsce jednak miało się znajdować?

Tajemnica powoli rozwiewała się. Najpierw wsadzono ją do samolotu do Londynu, potem na lotnisku odebrała ją starsza kobieta, która przedstawiła się jako Dorothea Kunic.

[MEDIA]https://news.artnet.com/app/news-upload/2015/06/e60b8704-7dcc-4aad-b670-8fef05b1592f-1236x2040.jpeg[/MEDIA]

Miała ona wygląd typowej, chłodnej angielskiej damy - niezbyt pięknej, ale w jakiś sposób pociągającej. Nawet mimo wieku. Kobieta zabrała Sophię do swojego samochodu i ruszyły w trasę. Szybko opuściły Londyn, a potem też drogi krajowe. Po godzinie krajobraz stawał się coraz bardziej dziewiczy i monotonny. W trakcie jazdy Dorothea bez zająknięcia tłumaczyła Sophii strukturę Ankh oraz opisywała miejsce, do którego zmierzają.

- Obecnie poza ludźmi z obsługi, czyli głównie kierowcami i dyspozytorami, jak ja, jest jakichś 100-110 żołnierzy, 17 oficerów, rada 5 generałów oraz Anna Maria Bankes - szefowa Ankh. To właśnie w rodowej posiadłości Banksów urządzono siedzibę Ankh. Tam też teraz jedziemy. Parter posiadłości to głównie pokoje użytku codziennego, są też ogólnodostępne siłownie, basen, wspólna jadalnia, strzelnica, magazyn. Na pierwszym piętrze mieszczą się kwatery. Oficerowie mają w skrzydle północnym swoje prywatne kwatery, natomiast w południowym znajdują się pokoje, które przydzielamy przebywającym w Bankes Castel żołnierzom, jak ty. Kobiet jest mało, dlatego nie licz na osobną toaletę czy jakieś względy. Dostaniesz też partnera, z którym będziesz dzielić pokój. Czasem, gdy jest większy ścisk, bywa że w jednym pokoju śpi 4 żołnierzy, ale to tylko na zgrupowaniach. Teraz ścisku nie ma. Drugie piętro jest zamknięte tylko dla szefowej i rady, no i ich gości. Podobnie z poziomami piwnicznymi, gdzie mieści się arsenał i laboratorium - wstęp tylko dla upoważnionych. Generalnie to ode mnie będziesz dostawała informację o planie dnia, choć będzie on raczej dostosowany pod szablon..

Kobieta bez patrzenia, wyjęła kartkę ze schowka samochodowego i podała ją Sophie.

Cytat:
8.30 pobudka
9.00 rozgrzewka
9.30 śniadanie
10.00 Trening siłowy (1h)
12.00 Wykład (1h)
13.00 obiad
Potem trochę czasu wolnego
15.00 Trening strzelniczy (1h)
16.00 Wykład (1h)
17.30 Trening kondycyjny (1h)
19.00 Kolacja
20.00 Manewry (4-6h)
- Jak widzisz, plus życia z wampirami jest taki, że nie trzeba zrywać się o świcie. - odezwała się znów Dorothea - Oczywiście, starsi żołnierze i oficerowie nie muszą brać udziału we wszystkich atrakcjach dnia, jednak ty jesteś zobowiązana stawić się na każdym aż do końca treningu lub wyraźnej informacji ode mnie bądź oficera. Generalnie słuchasz tylko ich lub mnie. No i rady oraz szefowej, ale pewnie tych za szybko nie zobaczysz. Aha i za niesubordynacje są kary cielesne. Zwykle baty. Czasem też dyby. Szefowa jest tradycjonalistką. - dodała z lekkim uśmiechem.

Sophie miała na sobie wygodny strój i plecak ze zmianą odzieży. Gdy usłyszała o karach cielesnych, zerknęła na kobietę czy ta nie żartuje. Nie żartowała. Momentalnie zaświerzbiło ją kilka blizn na plecach, ale nie pozwoliła sobie by za tym poszły wspomnienia.

- Oczywiście. - Dziewczyna zerknęła na kartkę, zapamiętała i odłożyła. - Mam dwa pytania. Czy mój partner jest już w siedzibie? Oraz jak mam rozumieć słowo niesubordynacja?
- Owszem, pijawka już jest na miejscu. Przyleciał wczoraj w nocy
. - powiedziała Kunic bez śladu sympatii - Byłaś w wojsku, więc chyba powinnaś je rozumieć. Generalnie chodzi o zignorowanie lub celowe działanie wbrew dyspozycja ode mnie lub dowódców. Czy masz jakieś szczególne pomysły na sytuacje?
- Z doświadczenia wiem, że czasem nawet uśmiech potrafi być niesubordynacją.
- Sophie uważnie obserwowała drogę. Nigdy nie była w Anglii. Było tu tak…. chwilę szukała właściwego słowa… sielankowo. - Poza tym... - Dziewczyna zerknęła na prowadzącą auto Dorothe. - ... Ankh to nie wojsko, moja wiedza i doświadczenie będą raczej niewystarczające.
- Jeśli nie zabronię ci się uśmiechać, to szczerz się ile chcesz.
- powiedziała chyba nieco rozbawiona kobieta, nie odrywając wzroku od drogi - Raczej nikt nie marnuje u nas czasu na bezsensowne polecenia. Nasza robota jest zbyt niebezpieczna i precyzyjna, by ktoś sobie pozwolił na niepotrzebne komendy. No i chodzi o zaufanie. Więc jeśli dostaniesz rozkaz, który ci się nie podoba lub budzi twoje wątpliwości... masz go wykonać. Ale potem, w czasie wolnym na przykład zawsze masz prawo zapytać o przyczynę danego polecenia. Nie obiecuję ci, że zawsze ją poznasz, jednakże... masz prawo zapytać. I nikt cię z tego powodu w dyby nie wsadzi.
- W wojsku nie pozwalają pytać.
- Sophie była cały czas poważna. Dorothea nie była osobą, której rozbawienie będzie się jej kiedykolwiek udzielać.

Nie odrywając wzroku od drogi zagłębiła się w swoich myślach. Jak na razie w tym całym Ankh była jedna osoba, która ją odrobinę ciekawiła i której kobieta najwyraźniej nie lubiła - childe Andre.
Chciałaby już zacząć te treningi. Zacząć, skończyć i zabrać się do roboty.

Kwadrans później minęły ogromną bramę wjazdową, która otworzyła się po tym, jak twarz Dorothey została zeskanowana. Przed nimi zza linii drzew wychyliła się posiadłość rodu Bankesów.

Sophie z zainteresowaniem przyglądała się obiektowi, do którego się zbliżali. To był pierwszy raz gdy odwiedzała zamek… nie nie licząc Luwru, ale w sumie to był bardziej pałac. Miała tu na serio mieszkać?

[MEDIA]http://fotoforum.gazeta.pl/photo/4/ra/ge/ipbc/Jr2eb0Zat2JfC2CC5B.jpg[/MEDIA]

- Jesteśmy na miejscu. - powiedziała Kunic, parkując samochód pod schodami i wysiadając z niego. Z budynku wypadł od razu kilkunastoletni rudzilec, który wygłodniałym gestem pochwycił kluczyki.

- Tylko go nie zarysuj przy parkowaniu
- przestrzegła Dorothea, po czym zwróciła się do Sophie - Pokażę ci główne pomieszczenia wspólnego użytku, a potem zaprowadzę cię do pokoju. Z racji tego, że została ci przydzielona pijawka, macie tam dwa pokoje i osobną łazienkę. Luksus jak na żołnierskie kwatery. Później będziemy się kontaktować głównie przez telefon. Jeśli dasz Edgarowi telefon na kwadrans, wgra ci wszystkie potrzebne telefony - do mnie i do służby.

Wysiadła z auta i zerknęła na rudzielca, który wybiegł po kluczyki. Odprowadziła wzrokiem chłopaka, który wsiadł do auta Dorothe. Obróciła się w stronę swojej przewodniczki… szefowej, gdy ta skończyła mówić.

- Dziękuję.
- Dziewczyna poprawiła tylko plecak na ramieniu, gotowa do zwiedzania. - Edgar to mój partner?
- Nie, to ten smarkacz
- wskazała Kunic chłopaka, który już odpalał silnik.
Sophie uśmiechnęła się obserwując odjeżdżającego autem rudzielca.
- Może jakoś uda mi się go złapać. - Spoważniała i spojrzała na Dorothe. - Gdzie idziemy najpierw?

Kobieta pokrótce opisała zabudowę wokół budynku - stajnie, garaże, oranżerię oraz warsztat, następnie wspólnie zwiedziły parter budynku. Przy okazji Dorothea poprosiła kucharkę o przygotowanie obiadu dla Sophie.

- Jest godzina 15.53, więc akurat zjesz, ogarniesz się i zdążysz na trening kondycyjny. Przyda ci się przed nocnymi manewrami. - powiedziała tonem nie poddającym tego planu w wątpliwość.

Następnie kobiety weszły na piętro i tutaj zatrzymały się przed ogromną tablicą z setkami, jeśli nie tysiącami nazwisk.

- To są nazwiska tych, którzy służyli dla Ankh i udało im się przetrwać na służbie więcej niż rok, więc uważani są za zasłużonych. - rzekła Dorothea - Może też kiedyś tu trafisz.

Tymczasem, gdy Sophie przyjrzała się tablicy, zauważyła, że kilkanaście nazwisk jest wygrawerowanych dodatkowo czerwonym kolorem, a kilkadziesiąt podkreślonych czerwonym szlaczkiem.
Rok. Sophie zamyśliła się i powoli przeleciała spojrzeniem po nazwiskach, jakby odruchowo szukając znajomych z frontu.

-Nazwiska wyszczególnione na czerwono, to? - obróciła się w stronę Dorothey.
- Przemienieni w wampiry. Ci z podkreśleniem to pijawki, które już wstępując do Ankh były przemienione. - odpowiedziała kobieta, po czym przeszła kilka kroków dalej i stanęła obok zdjęcia jakiegoś mężczyzny, pod którym wisiała karteczka z liczbami.

[MEDIA]http://vignette2.wikia.nocookie.net/jamescameronsavatar/images/2/28/15yiy53.jpg[/MEDIA]

- Nie będę cię czarować, czynni funkcjonariusze Ankh nie żyją długo. Pojedynczo nie mamy szans ani z pijawkami, ani z wilkołakami. Tylko w grupie, przy zastosowaniu konkretnych strategii jesteśmy w stanie wygrywać... choć straty są niemal zawsze. Zobacz tego tutaj - wskazała portret. - Sławomir Raciborski, to nasz weteran, wciąż na służbie... od 11 lat i 34 dni. Taa, codziennie ktoś zmienia karteczkę, bo ten facet daje wszystkim nadzieję, że... wrócą. - powiedziała z gorzkim uśmiechem - Chodź. Zaprowadzę cię do twojego pokoju, żebyś mogła się ogarnąć. Jedzenie ci przyniosą pewnie za kilkanaście minut.
- Jakiś strój na trening będzie czekał na mnie w pokoju? -
Sophie ruszyła za Dorothe.

W sumie mogłaby ćwiczyć w tym w czym przyjechała bo wolała być gotowa na taką ewentualność. Gdy szły, starała się zapamiętać drogę. - Gdzie odbywa się trening kondycyjny?

- Zbiórki odbywają się zawsze na dole, w sali gimnastycznej. W pokoju czeka na ciebie kilka zestawów ubrań. Gdyby coś nie pasowało, albo się spaprało, zgłaszasz to mi, albo sama idziesz do magazynu na dole żeby ci wymienili.
- Dorothea stanęła przy drzwiach z numerem 113 - To twój apartament. Twój i pijawki. Pijawa jest w zamkniętym pokoju po lewej, twój jest ten główny, po prawej masz łazienkę z prysznicem. Wszystko powinno działać. A tutaj masz kartę dostępu - otwiera wszystkie zamki w pomieszczeniach, do których masz uprawnienia. Nie ma się niepokoju, że wejdziesz gdzieś przez pomyłkę. I nie ma wytłumaczenia. - spojrzała znacząco.
- Dziękuję. - Sophie przyjęła kartę i otworzyła pokój. - Postaram się jak najszybciej załatwić numery telefonów i tym podobne.

Dorothea westchnęła, po czym wymieniła z nią numery telefonu.
- Jestem twoim dyspozytorem, musimy być w kontakcie. - wyjaśniła, po czym odeszła.

Sophie została sama w całkiem sporym pokoju, który nijak nie przywodził na myśl koszar. Poza standardowym wyposażeniem, czyli łóżkiem (choć wyjątkowo dużym!), szafką nocną, szafą i komodą, była tu jeszcze kanapa, biurko, stół i 2 krzesła oraz kilka zabytkowych przedmiotów z czasów świetności zamku.

[MEDIA]http://hoteleluksusowe.pl/image/o/2697/2085.jpg[/MEDIA]

Był też czajnik i niewielka lodówka, w której kobieta znalazła wodę mineralną, kilka napojów energetycznych oraz... 3 torebki z krwią. Wyposażenie apartamentu wydawało się wręcz luksusowe i mogłoby spokojnie pasować do jakiegoś 3 czy 4-ro gwiazdkowego hotelu, gdyby nie brak telewizora, komputera a nawet radia.

Sophie rzuciła plecak na łóżko i zgarnęła z lodówki wodę. Opadła ciężko na kanapę, zdjęła na chwilę buty i położyła telefon na stoliku. Skoro miała czekać na obiad, mogła równie dobrze odpocząć.

Piła wodę uważnie obserwując drzwi, za którymi podobno spał wampir. Podczas pracy u Andre nauczyła się by nie naruszać tej strefy, ale była ciekawa, bardzo. Podczas ostatniej nocy tak skupiła się na tym by wyeksploatować wampira, ze nie spytała go o jego childe. Zrobiło się jej przyjemnie ciepło na to wspomnienie, ale uznała że musi się skupić na czymś innym.

Podeszła do szafy i zajrzała co tam ciekawego wybrało jej Ankh. Na chwilę zawahała się stojąc przed szafą z litego drewna. Przypomniał się jej pierwszy pobyt w koszarach. Jak stała przed metalową szafką by sięgnąć po raz pierwszy po mundur. Sytuacja tak podobna i tak zupełnie inna. Oparła czoło o chłodne drewno. Wtedy była wszystkiego pewna, wszystko było oczywiste, decyzje proste, a teraz?

Otworzyła drzwi szafy, by sobie coś wybrać na pierwszy trening.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-02-2017, 21:10   #26
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Trening kondycyjny okazał się ciężki, ale nie niewykonalny dla Sophie. Oprócz siebie naliczyła sześciu kadetów i 5 żołnierzy. Był też jeszcze oficer, który trening prowadził - czarnoskóry olbrzym - John zwany Morgensternem.


Nie było żadnych kobiet, lecz Sophie nie czułą się szczególnie obserwowana przez resztą żołnierzy. Każdy tutaj robił swoje po prostu. Dziewczyna przyjrzała się wszystkim przy powitaniu, a podczas treningu starała się ocenić skąd mogli się wziąć i jak sobie radzą. Cieszyła się, że może skupić się na treningu i wyrzucić niepotrzebne myśli z głowy. Na wszelki wypadek starała się oszczędzać co nieco sił, gdyż nie wiedziała czego może się spodziewać po manewrach. Ciężko jednak było nadążyć za pozostałymi. Była zdecydowanie jedną ze słabszych, jeśli nie... najsłabszym ogniwem.
Sophie starała się robić wszystko jak najlepiej, ale musiała ocenić swoje siły. Nie wiedziała kiedy dostanie krew i czy będzie w stanie nienaturalnie szybko się zregenerować. Nie wiedziała jak cieżkie będa treningi.

Nie była zdziwiona, że jest najgorsza, liczyło się tylko by na koniec być najlepszym. By dać z siebie wszystko i wygrać. Nie była tylko pewna na czym a Ankh polega dawanie z siebie wszystkiego. W wojsku wiedziała, że musi być najsilniejsza, najzwinniejsza… Ale czy James taki był? Ciężko było jej ocenić.

Wsłuchiwała się w rozkazy Morgensterna, starając się jak najlepiej wykonać polecenia. Czegoś jej jednak brakowało - nikt jej nie oceniał. Nikt nie mówił, że lami, nikt nie czuł potrzeby, by trochę pognębić “kociaka”. Po prostu, gdy oficer odgwizdał koniec ćwiczeń i wytłumaczył, gdzie mają się spotkać na nocne manewry, wszyscy się rozeszli. Nikt nawet nie podszedł, by zagadać Sophie. Każdy wydawał się tu zajęty własnymi sprawami.
Sophie ruszyła w stronę swojego pokoju. Powinna zdążyć wziąć prysznic przed kolacją. Nie była zadowolona z treningu. Z jednej strony super było znów zacząć coś robić, a z drugiej jeśli ktoś nie wytyka jej błędów, skąd ma wiedzieć co robi nie tak. Zirytowana weszła do pokoju, zgarnęła swoje rzeczy i ruszyła do łazienki. Musiała się odświeżyć, ochłonąć i pójść na kolację.
Tymczasem okazało się, że w łazience nie jest sama. Przy lustrze, jedynie odziany w czarne bokserki stał mężczyzna. Ich spojrzenia spotkały się. Sophie znała go!


To był Martin!
Sophie otworzyła oczy szeroko… po chwili szerzej. Co tu się niby działo?
- Ekhym… zajęte? - Uważnie przyjrzała się mężczyźnie szukając charakterystycznej blizny na udzie. To było niemożliwe… Zabiła Martina.
Blizna była tam. Wszystko było tak, jak zapamiętała, choć skóra stała się jakby jaśniejsza. No i ta blond czupryna - teraz jeszcze mokra po prysznicu.
- Cześć. - powiedział z niepewnym uśmiechem - Już wychodzę.
Podszedł bliżej, by ją wyminąć.

Sophie zagrodziłą mu drogę ręką.
- Możesz zostać. - Spojrzała na niego poirytowana. Musiała gdzieś popełnić błąd… gdzieś. Musiała go popełnić w rozumowaniu. - Popraw mnie jeśli się mylę. Przedstawiłeś mi się jako Martin, kochaliśmy się trochę ponad tydzień temu… miałam. - Zamilkła patrząc na mężczyznę. - Zabiłam cię kilka dni temu.
- Tak... to się zgadza. - stanął, górując nad kobietą - Zabiłaś mnie, a Andre mnie przemienił. Taka jest skrócona wersja wydarzeń. I nie musisz dziękować za tę fiolkę krwi, gdy byłaś chora. - uśmiechnął się lekko i dotknął wierzchem chłodnej dłoni jej gorącego policzka.

Zadrżała ale nie odsunęła się od jego dłoni. To nie tak… martwi nie powinni chodzić. Ale… wampiry są martwe. Czemu Andre to zrobił? Jaki miał interes w spokrewnieniu Martina? Delikatnie oparła się o jego dłoń, jakby upewniając się, że on rzeczywiście tu jest.
- Czemu cię … - przygryzła wargę, nie wiedziała czy powinna o to pytać. Ale toż on był w Ankh skoro był jej partnerem. - Czemu cię skazano?
- No cóż, nie powiedziałem ci wszystkiego... Sophie. Tak, wiem teraz, że masz na imię Sophie i ty też wiele przede mną zataiłaś. - uśmiechnął się lekko - Mamy chwilę, bym zaspokoił twoją ciekawość, jednak przyznam, że nie czuję się komfortowo w tym stroju - wskazał bokserki - No chyba, że do mnie dołączysz. - mrugnął do niej.

Sophie opuściła rękę i weszła do łazienki.
- Planowałam wziąć prysznic. - Zdjęła przepoconą koszulkę i rzuciła ją na podłogę.
- Jeśli ci to nie przeszkadza, to chętnie posłucham, bo zgaduję że Andre ci co nieco, o mnie, opowiedział. - Nie czekając na jego odpowiedź zaczęła zrzucać kolejne części garderoby. Martin i tak widział ją już nagą, więc nie zamierzała się tym przejmować.

Wampir faktycznie nie wydawał się tym speszony. Przysiadł na blacie koło zlewu.
- Cóż, powiem tyle, nie okłamałem cię. Po prostu nie mówiłem wszystkiego. Wiedziałem, że ten zabójca, o którym chcę pisać był wampirem. Wiedziałem też że Wiedeń jest ważny dla... dla rodziny. Szukałem więc spokrewnionych. Udało mi się ustalić, że sprzęt, który sprowadzono dla Andre - wiesz, grube kotary, osłona UV na łóżko i takie tam - pasują do wampira. Musiałem tylko ustalić kto z was nim jest. Ty przeszłaś test, bo nie zareagowałaś, gdy się zraniłem. Domyślałem się więc, że to twój szef... tylko brakowało mi dowodów. - zrobił pauzę, przyglądając się Sophie.

Kobieta obejrzała się na wampira. W sumie… chyba nawet cieszyła się, że Martin żyje. O ile bycie pijawką można nazwać życiem. Weszła pod prysznic i odkręciła wodę.
- Hm… też nie powiedziałabym, że cię okłamałam. - Sięgnęła po szampon i zaczęła nakładać go na włosy. - A czemu Ankh?
- Taki był warunek Andre. Wiesz, oni naprawdę chcieli się mnie pozbyć. Teraz rozumiem, nie mogli puścić wolno śmiertelnika, który tyle się dowiedział o Camarilli. Chcieli więc wymazać mi pamięć czy coś, ale ja ich prosiłem żeby przyjęli mnie na służbę, cokolwiek... no i wtedy twój szef powiedział, że mnie przemieni... jeśli odegramy tę scenkę z zabijaniem. A potem się tobą zaopiekuję, gdy on nie będzie mógł. - zakończył Martin.

Sophie spłukała pianę i wyszła spod prysznica. Powoli zaczęła się wycierać uważnie przyglądając się wampirowi. Co Andre sobie myślał? Przydzielił jej opiekunkę do treningów w Ankh. Westchnęła ciężko, owijając się ręcznikiem. Sophie podeszła do niego.
- To urocze, że kazali przechodzić testy znosić te treningi, a ciebie przyjęli bo masz się mną opiekować. - Mówiła spokojnie, lekko oschle.
- Też to przeszedłem. Wola Andre to jedno, ale pewnych rzeczy nie da się ominąć. Po prostu... miałem warunki - spojrzał znacząco na swoje ciało.

Sophie przeszła do pokoju i wydobyła z szafy, jakieś ciuchy na manewry. Rzuciła ręcznik na sofę i podeszła do łóżka by wydobyć ze swojego plecaka bieliznę.
- To co ci powiedziałam nie do końca było kłamstwem. To mój oficjalny życiorys, na który mam papiery. - Mówiła cicho, trochę niezbyt interesując się tym czy Martin jej słucha. Wampir mógł zauważyć, że kobieta w naturalny sposób tworzy wokół siebie nieład. Po dłuższej chwili wydobyła jakieś majtki i sportowy stanik. - Nie wiem ile Andre ci opowiedział, ale zmieniałam tożsamość po wojnie… idiota powinien raczej załatwić kogoś sobie do pilnowania, a nie mi.

Uchwyciła kątem oka ruch, lecz był zbyt szybki, aby zdążyła zareagować. Wampir przyparł ją ciężarem swojego ciała do ściany, nim zdążyła się ubrać.
- W tym jednym się zgadzamy. - powiedział - Andre jest idiotą, że to mnie kazał się tobą opiekować. Ale... rozkaz to rozkaz, zaopiekuję się tobą lepiej niż ktokolwiek - powiedział, wyciskając na ustach Sophie pocałunek. Co gorsza, poczuła, że wampir wcześniej musiał przegryźć sobie język, bo do jej gardła spłynęła słodka, lepka krew z jego ust... przepyszna!
Sophie Resztkami siły woli obróciła głowę. Czuła jak zakrwawiony język przesuwa się po jej policzku. Zapach wampirzej vitae podniecił ją. Cała zadrżała od pragnienia, ale… miała nie pić krwi innych wampirów.
- Po co to robisz, Martin?

Zaśmiał się i odsunął. Powoli zaczął masować przez materiał bokserek swojego członka, który rósł w oczach.
- Nie zadawałaś takich pytań, gdy przyszłaś do mnie do pokoju hotelowego. - powiedział z uśmiechem - To chyba dobrze, jak między partnerami nawiązuje się więź i można powiedzieć, że nie mają przed sobą tajemnic…

Sophie wytarła policzek. Jego tempo było przerażające. Najpierw ten trening, teraz to. Była zmęczona. Tamta choroba, potem wszystkie te uczucia, którymi nagle obdarzyła Andre. Chciała wrócić do swojego wampira. Osunęła się pod ścianą, patrząc zrezygnowana na dotykającego się Martina. Była ciekawa czy ją zgwałci, tak jak tamci faceci. Poczuła jak całe ciepło znika.
- Jako ghul powinnam pić tylko krew Rady. - Przeczesała dłonią włosy. Czuła, że są jeszcze wilgotne. Odwróciła wzrok od wampira. - Tamten, pokój… tamten seks, to był zupełnie inny świat Martin. Jeśli jesteś czegoś we mnie ciekaw spytaj, jak chcesz nawiązać ze mną więź to ją wypracuj.
- Właśnie pracuję... - pieścił się coraz śmielej, odchylając materiał bokserek. Ten facet był naprawdę wspaniale zbudowany... - A co do twoich słów, sikorko, może to był inny pokój, inny ja, inny świat, jak to ślicznie powiedziałaś, ale... twoja gorąca cipka była ta sama. I oboje o tym wiemy. - Nagle przerwał pieszczoty i jak gdyby nigdy nic skierował się do swojego pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Sophie odetchnęła i oparła się o ścianę. Chwilę patrzyła na drzwi od pokoju wampira.
~Co Andre sobie wyobraża?~

Podniosła się i wróciła do przerwanego ubierania się. Zapowiadał się wspaniały trening. Jest tu chyba najsłabsza. Większość osób ją olewa, a jedyna, która zwraca na nią uwagę będzie się nad nią znęcać. Napisała na karteczce swój prawdziwy numer i zostawiła ją na stole. Po chwili namysłu podeszła do drzwi.
- Idę coś zjeść, na stole leży karteczka z moim numerem, jakbyś mnie szukał, partnerze. - Nie czekając na odpowiedź ruszyła na kolację.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-02-2017, 17:03   #27
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
***


Nie widziała Martina aż do wieczornych manewrów. Gdy wszyscy zaczęli zbierać się na placu, okazało się, że jest ich około dwudziestu paru osób. Były nawet dwie kobiety, z których jedna - Emilia podeszła nawet do Sophie, by się z nią przywitać. Piegowata kobieta o figurze atletki była w parze z wysokim, chudym brodaczem. Mężczyzna imieniem Tom tylko skinął głową powitalnie, najwyraźniej będąc przyzwyczajonym, że to jego partnerka prowadzi większość rozmów. Emilia zapytała Sophie jak się czuje po treningu i chyba chciała coś więcej zagadać, kiedy na ramię dziewczyny opadła ręka Martina.

- Cześć sikorko - zagaił wesoło, ignorując parę, która teraz dyskretnie się odsunęła - Nic się nie martw. Jak sobie nie będziesz radzić, pomogę ci. Będziemy najlepsi! - zaśmiał się.

Sophie grzecznie odpowiadała Emilii, pomachała nawet parce gdy poczuła na ramieniu dłoń Martin, początkowo go ignorując.

- Cześć kanarku. - Obejrzała się na Martina z uśmiechem. Widząc złote włosy wampira i doświadczywszy już jego charakterku momentalnie nasunęło się jej skojarzenie z pewnym trudnym ptakiem z kreskówki.
- Oh z pewnością będziemy najlepsi. Twoje ego po prostu przytłoczy całą resztę. - Nachyliła się do wampira. - Pamiętaj, że partnerstwo polega na współpracy, a nie odwalaniu roboty za kogoś.
- A ty pamiętaj, że partnerstwo zaczyna się tam, gdzie każda ze stron może coś dołożyć do wspólnej puli, a nie gdy jedna jest tylko rozkosznym szczeniaczkiem jakiegoś wysoko postawionego typa.
- wyszeptał jej do ucha, po czym polizał ją po policzku.
- Oboje jesteśmy szczeniakami tego samego wysoko postawionego typa. - W ogóle nie zareagowała na dotyk wampira. Spoważniała i obróciła wzrok. - Dam z siebie wszystko, choć wiem, że pewnie będzie to za mało, ok?
- W porządku
- odparł poważniejąc - Spotkamy się w pokoju po manewrach, liczę na ciebie i twoje zaangażowanie, sikorko!
- Uważaj na siebie.
- Powiedziała to już odruchowo. Bardzo cicho. Co by się nie działo był jej partnerem.

Nagle wszyscy umikli, bo na plac weszła blondyna z długim warkoczem, w pełnym oporządzeniu.

[MEDIA]http://img02.deviantart.net/72b5/i/2014/197/3/7/female_universal_soldier_stock_ii_by_phelandavion-d6oc1u1.jpg[/MEDIA]

- Zbiórka! - krzyknęła.

Sophie zajęła miejsce w szeregu ustawiając się już odruchowo na baczność. Kobieta była trenerem… jednak co nieco było tej płci pięknej w Ankh. SKupiła na niej wzrok, oczekując rozkazów.

- No dobra, ekipa - powiedziała blondyna - Dla tych, którzy mnie nie znają, jestem oficer Sharka. Dziś pobawimy się w wyścigi rzędów... z maczetami. - uśmiechnęła się krzywo, po czym z pomocą dwóch żołnierzy rozwinęła na stole mapę.


- Zostaniecie rozlokowani na terenie leśnym, średnio zarośniętym na planie okręgu w odległości 2,34 km między drużynami. Waszym zadaniem jest dotrzeć do środka okręgu, oddalonego o 4 i pół kilometra w ciągu dwóch godzin od 21.30, kiedy to wystrzałem ogłosimy start. Żeby jednak nie było tak wesoło, co druga drużyna, oznaczona na planie kolorem czerwonym, dostanie do ochrony pijawkę - taką o.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/en/2/29/Count_von_Count_kneeling.png[/MEDIA]

Kobieta podeszła do bagażnika stojącego obok jeepa i wyjęła z niego sporej wielkości pluszową maskotkę. Kilka osób zachichotało. Martin jednak skrzywił się.

- Pozostałe drużyny - te na niebiesko - mają za zadanie pijawki zabijać. Tak, żeby straciła dla was głowę. - Sharka zmarszczyła nos i po chwili z satysfakcją oderwała łeb pluszaka.
- Drużyny, które ochronią swoja pijawkę lub analogicznie - jedną ubiją, dostaną jutro prawo wyboru broni w Mortal Kombat. No... i przy okazji zdradziłam plan na środę. - zaśmiała się, lecz szybko spoważniała. Spojrzała na Sophie i Martina - Nowi, wasza drużyna dostaje kryptonim wywoławczy 11-L. Odnajdźcie się na planie, a potem wsiądźcie na wóz z waszym oznaczeniem. Jakieś pytania?
Sophie zerknęła tylko na mapę czy jej drużyna ma kolor czerwony czy niebieski.
- Brak pytań. - Dziewczyna znalazła swój wóz i ruszyła w jego stronę. Po drodze mrugnęła do Martina.
~Zabawy w podchody z zabójcami, nie mogę się doczekać~

Na pace pickupa dostali wspomniane maczety. W sumie było ich sześcioro. Zespół 12-R tworzyło dwóch mężczyzn - rudzielec o wyglądzie irlandczyka i łysy, podstarzały kulturysta. Kolejny team, oznaczony jako 51-R tworzyli bracia Enrico i Emanuel - obaj cechowali się ciemną karnacją i nieprzeciętną urodą, robiąc tym samym poważną konkurencję Martinowi. Wampir zresztą od początku zachowywał się wobec wszystkich arogancko. Nie było więc mowy o zawieraniu jakichkolwiek przyjaźni. Przy okazji jednak Sophie zauważyła, że mężczyźni z dwóch pozostałych teamów mieli na strojach własne naszywki z numerami własnych zespołów - naszywki 12-R były nieduże i składały się jedynie ze znaków, podczas gdy 51-R mieli swoje logo z głową węża i tułowiem, oplecionym wokół oznaczenia.

Sophie przedstawiła ich. Niepokoiło ją zachowanie wampira. Nie czuła by był to też dobry moment na gadanie o naszywkach. Podejrzewała, że byli dobrzy, Martin będzie brak doświadczenia nadrabiał wampirzymi talentami, a ona… zważyła maczetę w ręce. A ona będzie musiała się bardzo postarać.
Zostali wysadzeni jako ostatni. Do momentu startu, który miał zostać obwieszczony wystrzałem, pozostało niecałe 10 minut. Martin usiadł na pniu i zaczął bawić się pluszakiem, wykręcając mu głowę.
Sophie podeszła do wampira, stając tuż przed nim.

- Jak go zniszczysz, przegrywamy. - Dziewczyna była zaniepokojona tym jak Ankh odnosi się do wampirów, Nie podobało się jej też arogancja Martina. Do tego nie wyglądało, na to że ktoś z bardziej doświadczonych żołnierzy przejmie dowództwo.
- I tak wygram jutrzejszy pojedynek. - powiedział ze znudzeniem Martin - Słaba motywacja. Mogli chociaż dać przepustkę czy coś. Ciekawe w sumie co tu mają w okolicy. Może wyrwiemy się sprawdzić?
- Niestety ja mam sporo do nadrobienia i muszę przyłożyć się do treningów.
- Sophie uśmiechnęła się. - Mógłbyś jednak chociaż spróbować powspółpracować.
- Przekonaj mnie.
- uśmiechnął się szeroko. Był ubrany w czarny, obcisły strój z półgolfem, który w mroku zbliżającej się nocy tym mocniej podkreślał bladość wampira i jego blond czuprynę.
- Będzie mi miło. - Sophie zerknęła na pozostałych, ciekawa tego co robią i czy może, ktoś już zabrał się za planowanie. Cały czas nasłuchiwała sygnału, do startu.

W odpowiedzi Martin tylko prychnął, przekręcając głowę maskotki, kilka szwów trzasnęło.
Sophie spojrzała na niego poirytowana.

- A na co masz ochotę? - Jej głos przeszedł w szept. - Na całusa, seks… - Uśmiechnęła się patrząc na niego z góry. -... bym cię utuliła do snu?
- Zabiłaś mnie. Naprawdę myślisz, że jesteś w stanie mi to zrekompensować swoją cipą?
- mówiąc to Martin powoli, lubując się dźwiękiem każdego pękającego szwu, oderwał głowę maskotki. Ta potoczyła się po ziemi. Jakby dla podkreślenia doniosłości chwili rozległ się huk wystrzału. Grę rozpoczęto - grę, którą team 11-L już zdążył przegrać.

Sophie przeciągnęła się i ruszyła w stronę punktu zbiórki. Po drodze zgarnęła główkę maskotki i zaczęła nią podrzucać. Po kilku krokach zerknęła na wampira.

- Zabiję jeszcze raz jeśli dostanę taki rozkaz i to nie będzie miało nic wspólnego z twoim zachowaniem. - Zatrzymała się. Była zirytowana. Ale zachowanie Martina niczym nie różniła się od zachowań ludzi z wojska. - Witamy w prawdziwym świecie Martin. Czas dorosnąć.

Ruszyła truchtem. Miała dwie godziny by dotrzeć do celu.
Wampir nawet się nie ruszył.
Zatrzymała się i obejrzała na niego.

~Swoich się nie zostawia~ Czemu miała takie głupie myśli. Wpatrywała się w wampira.
- Nie planujesz nawet dotrzeć na miejsce zbiórki? - Troska, czy w jej głosie naprawdę pojawiła się troska? Westchnęła ciężko. - Nie jestem w stanie zrekompensować ci życia i nawet nie planuję próbować. Chcesz mi to wszystko utrudniać, sprawi ci to satysfakcję? Nie ma problemu.
Ziewnął, po czym przeczesał jasną czuprynę. Mrok wokół gęstniał z każdą minutą.
- Skoro nie ma, to po co wracasz? Idź, dziewczynko. Bądź pierwsza, a potem naskarż pani na tego łobuza. Zresztą, sama nie chciałaś bym cię chronił. Zdecyduj się!
- Swoich się nie zostawia.
- Powiedziała to trochę jak mantrę. Nie drgnęła z miejsca. - Nigdy nie powiedziałam, że nie chcę byś mnie chronił.
W odpowiedzi Martin roześmiał się.
- “Swoich się nie zostawia” - przedrzeźnił głos kobiety. Po czym dodał, rozpinając bluzę pod szyją - No to bierz mnie, sikoreczko.

Westchnęła ciężko. Była ciekawa czy dostanie baty czy zakują ją w dyby. Podeszła do wampira stając między jego nogami i wsunęła dłoń pod bluzę, układając ją na szyi wampira. Nie czuła do niego nic. Był przystojny, jego ciało było wspaniałe. Lubiła ironię w jego głosie. Gdzieś tam czuła, że płynie w nim krew, którą już piła. Był jednak nikim. W tej chwili kimś na równi z ludźmi, którzy się nad nią znęcali.

- Takie to było zabawne? Czemu miałabym cię brać? Jesteś moim partnerem bo przydzieliło mi cię Ankh, nie ważne czy po namowach Andre czy nie. - Wsunęła dłoń w jego włosy, jak wtedy gdy się pierwszy raz spotkali. - Chodźmy na miejsce zbiórki.
Przymknął oczy z rozkoszą.
- Mmmm... nie. - spojrzał na nią i uśmiechnął się szelmowsko - Chyba, że wypijesz moją krew. Będziesz moim małym ghulikiem. - zachichotał.
- Czemu chcesz bym była twoim ghulem? - Jej dłoń powędrowała do tyłu jego głowy, masując ją. Przysunęła jego twarz do siebie, tak by spoczęła na jej brzuchu.
- Bo jesteś nikim, moja słodka Sophie. - wymruczał w jej ciało - Służenie nieumarłemu, który jest od ciebie lepszy we wszystkim, to najlepsze co może cię spotkać.

Nawet nie przejęła się jego słowami. Ta istota nie była w stanie powiedzieć jej nic, czego już nie powiedziała sobie w delirium. Nic czego nie wyrzuciłaby sobie podcinając sobie żyły.

- Już służę jednemu nieumarłemu, chcę służyć całej ich radzie.
- Sophie wsunęła dłoń pod jego bluzę, kładąc ją na jego plecach. Pod palcami czuła gładką skórę i kryjące się pod nią mięśnie. To nie był mężczyzna, który ją zaciekawił, który ją bawił. Przemiana wyciągnęła z niego coś dziwnego. - Po co ci ghul tak bardzo powiązany z innymi? Nie wolałbyś mieć kogoś tylko dla siebie?

Spojrzał na nią, przymykając powieki.

- Sprytne. Wyobraź sobie, że mam powód, ale naprawdę myślisz, ze jestem tak głupi, by ci go zdradzić? Żebyś poszła do Andre na skargę? Daruj. Aha i pamiętaj, kopciuszku. Zegar tyka... - mrugnął do niej.
Sophie uśmiechnęła się.
~Pójdzie do Andre na skargę?~

Wysunęła dłoń spod bluzy wampira. Szkoda, to mogła być nawet przyjemna znajomość.

- Cóż… miałam tylko nadzieję, że cię zniechęcę, partnerze. - Kobieta odsunęła się i ruszyła spokojnie w stronę miejsca zbiórki, teraz już naprawdę zostawiając wampira w tyle. Martin miał rację, zegar tykał. Była ciekawa czy ją ukarają, gdy wampir nie dotrze. Nie oglądała się już za siebie. To było bez sensu.

Zacisnęła pięść na główce pluszaka i ruszyła biegiem. Teraz mogła dać już z siebie wszystko. Zużyć resztki wampirzej krwi, które miała w sobie, krwi Martina.

Spokojnie zdążyła na czas. Był co prawda moment, kiedy czuła się obserwowana, ale kimkolwiek byli śledzący, prawdopodobnie odpuścili, widząc samą głowę wampirzego pluszaka.

Jak można się domyślić, drużyny, które miały szansę na powodzenie misji, czekały do ostatniej minuty z pojawieniem w punkcie zbiórki. Przed 23.30 oprócz Sophie pojawili się jeszcze członkowie teamu 12-R i para azjatów z 09-T.

Kilka minut przed czasem 0 na niewielką polanę wjechały terenowce. Sharka spojrzała bez słowa na zgromadzonych, po czym z zegarkiem w ręku oczekiwała momentu, by wystrzałem z pistoletu dać znać wszystkim o zakończeniu gry.

Tym razem użyła racy, która na chwilę rozświetliła nocne niebo. W jej niknących odpryskach Sophie zobaczyła wracających żołnierzy oraz... wychodzącego z lasu Martina. Kainita wyszczerzył się i pomachał do niej, niesionym w ręce wampirkiem - całym.

Sophie pomachała mu trzymaną w ręce główką. Jej drużyna przegrała, jego - wygrała. Zaczynała mieć złe przeczucie, że konkurować będzie nie z innymi tylko z własnym partnerem. Cóż… teraz już przynajmniej wiedziała na czym stoi.

Teraz tylko wrócić do pokoju i wyspać się.

- To nasz pluszak! - warknął jeden z przystojniaków z teamu 12-R - Wiedziałem, że to pijawka go zabrała! Mówiłem ci! - krzyczał do brata, który tymczasem przytomnie podszedł do Sharki.
- Wnoszę o dyskwalifikację zespołu 11-L. Nie wykonali zadania.
- Nie wykonali?
- zdziwił się Martin, stając za nim - Naszym zadaniem było ocalenie gacka. Nikt nie mówił, którego.

Sophie podeszła do nich, w sumie rozmowa jej dotyczyła, ale i tak nie planowała się wypowiadać. Spoglądała na Sharke, ciekawa jej reakcji.
Blondyna podeszła, żując gumę. Nie wydawała się specjalnie przejęta.

- Martin ma rację. Zadaniem teamu było przynieść na miejsce zbiórki nietkniętą maskotkę. Wszystkie maskotki są takie same, więc nie było mowy którą. Pytanie tylko czy wampir działał samowolnie, czy jako część swojego teamu. Co na to partnerka? Którego pluszaka przynieśliście jako drużyna? - wskazała maskotkę, trzymaną przez Martina, a następnie urwaną główkę.

Oczy wszystkich zwróciły się na Sophie.
Sophie zerknęła na wampira.

~Swoich się nie zostawia.~
Szkoda, że tylko ona zamierza się do tego stosować.

- Martin przyniósł pluszaka zespołu 11-L. - Powiedziała to bez zawahania, jakby od początku to było oczywiste.

Wampir tylko uśmiechnął się szerzej a bracia spojrzeli nieprzyjemnie na Sophie. Tylko instruktorka wydawała się zupełnie obojętna.

- No i super, zatem oficjalnie. Wygrywają zespoły: 12-W, 17-P, 07-K, 64-W, 03-L i 11-L. Jutro to wy wybieracie przeciwników na pierwszym etapie oraz macie pierwszeństwo wyboru broni. A teraz pakować tyłki na wozy.

Było widać, że raczej nikt nie chciał wsiadać do tego samego samochodu, co Martin i Sophie, więc w efekcie jechali tylko z jedną parą - 07-K, czyli poznaną wcześniej Emilią i łysolem.

Gdy tylko samochód ruszył, Martin podsunął się bliżej Sophie i objął ją ramieniem.

- Nie ma za co, sikorko.
- Jesteś wspaniały, jak już z jakiegoś powodu zakują mnie w dyby będę miała całe koszary chętnych do obrzucenia mnie czym popadnie.
- Powiedziała to całkowicie nie przejmując się towarzystwem pary. Wszyscy wiedzieli jak to wyglądało i już wyrobili sobie o niej właściwe zdanie.
Sophie przymknęła oczy i odchyliła się. Chciała chwilę odpocząć. Wątpiła by wampir chciał jej dać spokój w pokoju. Trening prawdziwego życia. Uśmiechnęła się do swoich myśli.

Kiedy wrócili do posiadłości, Martin został od razu wezwany na rozmowę z górą. Okazało się więc, że póki co Sophie miała wieczór wolny... czy raczej noc, bowiem na zegarku dochodziła 1 godzina po północy.

Sophie wzięła prysznic i wykończona padła na łóżko. Zasłoniła ręką oczy i próbowała zasnąć. Myśli wykańczały ją. Zapowiadało się ciężko. Była najsłabsza, wylądowała z zabitym przez siebie facetem w sypialni i to jeszcze jak się okazuje mściwym dupkiem. Teraz jeszcze chyba popsuła sobie relacje z wszystkimi w tym przybytku rozkoszy cielesnych i to przez zasady, które obchodzą tylko ją. Okryła się szczelnie kołdrą.

Westchnęła ciężko, powoli wymazując to wszystko z głowy. Powtarzała sobie tradycje, dyscypliny, jak się przed nimi bronić. A mogła być po prostu martwa.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 09-02-2017, 09:30   #28
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kolejne dni, czy raczej noce, nie przyniosły niczego nowego, mimo iż Martin najwyraźniej dostał jakąś reprymendę od góry. Choć nie łamał wprost zasad gier, robił jednak wszystko żeby je naginać - często kosztem innych żołnierzy Ankh. Tym samym Sophie czuła się coraz bardziej wyobcowana. Nawet kiedy sama przychodziła na stołówkę w porze śniadania czy obiadu, zazwyczaj jadała samotnie, podczas gdy członkowie innych zespołów niejednokrotnie łączyli stoliki, umilając sobie czas pogawędkami.

Sophie na tyle na ile mogła starała się hamować zapędy Martina, zazwyczaj uniemożliwiały jej to spontaniczność wampira i to, że nie była w stanie po prostu przewidzieć co planuje. Traktowała to jako szkołę, jak pracować z takimi bestiami i z pokorą znosiła skutki jego zachowania. Co by się nie działo wyznawała zasadę, że swoich się nie zostawia” i trzymała stronę partnera, o ile tylko jego zachowanie nie zagrażało życiu i zdrowiu pozostałych.

Podczas posiłków już po pierwszym dniu nauczyła się siadać z boku, zazwyczaj brała z sobą notatki z wykładów i poświęcała ten czas na to by choć odrobinę się douczyć. Często samotnie, spacerując po zamku miała nadzieję, że gdzieś trafi na coś w stylu “jak zapanować nad wampirem w weekend”.

Czas wolny spędzała podobnie. Ćwicząc, spacerując, czasem wybierając się na, krótkie przebieżki. Jedyną osobą, z która rozmawiała, nie licząc wymiany złośliwości z Martinem, był Edgar - rudzielec wydawał się zawsze chętny do rozmowy. To on wyjaśnił też Sophie, że zespoły same robiły sobie naszywki. Podobno szefowa organizacji miała skrzynkę z tymi, należącymi do członków Ankh, którzy odeszli. A dzięki indywidualnemu charakterowi każdej pary, nawet jeśli potem pojawił się zespół o tym samym numerze - zmieniał wygląd naszywek. To samo w przypadku utraty partnera - wtedy choć kod wywoławczy zespołu pozostawał niezmieniony, jeden z członków przeważnie nosił dwie naszywki - starego typu i nowego. Mimo tych rozmów widziała, jak wszystko co wypracował Andre zanika, jak ponownie zamyka się w sobie.

Co do treningów… dawała z siebie wszystko. Obserwowała innych, patrzyła kto w czym jest najlepszy i starała się zrozumieć czemu. To samo podczas manewrów, to że Martin zatruwał innym życie, nie zabraniało jej obserwować jak inne drużyny sobie radzą i dlaczego rozwiązują tak a nie inaczej problemy. Nawet jeśli pod koniec wywala ją bo fizycznie nikt nie chce z nią pracować, chciała wiedzieć jak najwięcej, rozwinąć się jak najbardziej i choć odrobinę zrozumieć. Wydawało się jednak, że robi postępy - szczególnie, gdy po 3 dniach zaczęto jej podawać fiolki z krwią Rady. Sam Martin podkreślał, że idzie jej lepiej i cały czas proponował swoją krew jako “wzmacniacz”. Na szczęście ograniczał się tylko do propozycji słownych, choć i przy nich potrafił być bardzo sugestywny i czasem odmowa kosztowała Sophie więcej wysiłku niż cały trening.

***

To była sobota - dzień jak co dzień, bo żołnierze Ankh nie mieli w zwyczaju odpoczywać weekendami. Sophie zeszła na śniadanie, niosąc pod pachą notatki na temat bytów, zwanych wróżkami (kto by pomyślał!). Usiadła jak zwykle z boku i zaczęła spokojnie jeść. Miała jednak wrażenie, że coś jest nie tak. Niektórzy żołnierze obserwowali ją ukradkiem. Brakowało też dwóch przystojniaków z 51-R.

Sophie zjadła i odetchnęła ciężko. Odłożyła notatki na bok i podeszła do reszty, wsuwając dłonie do kieszeni.
- Co się wydarzyło? - Spokojnie czekała na odpowiedź. Nie zamierzała się bawić w domysły, przejmować tym co o niej pomyślą. Bo nie myśleli dobrze i o tym już wiedziała. Nie będą chcieli odpowiedzieć mówi się trudno. Byli w wojsku a nie w jakiejś niedzielnej szkółce.

Nikt nie odpowiedział. Zdecydowanie nie czuła się częścią oddziału, nie czuła więzi z tymi ludźmi. A może jednak... Emilia, którą poznała wcześniej jako dość otwartą kobietę, uczyniła gest głową jakby coś wskazywała Sophie. A może gdzieś ją odsyłała?

Sophie zgarnęła swoje rzeczy i dopiła kawę. Powoli ruszyła w stronę tablicy z nazwiskami poległych. Miała podejrzenie, że tam znajdzie drużynę 51-R. Pozostawało jedno pytanie, czemu reszta zerkała na nią, jakby miała na to jakikolwiek wpływ.

A jednak, myliła się, Enrico i Emanuel wciąż byli wśród żywych. O co tu więc chodziło? Nagle usłyszała przeraźliwy krzyk - jakby mieszanina wściekłości i bólu. Dochodził z korytarza, gdzie były pokoje żołnierzy - także jej i Martina.
Sophie rzuciła notatki pod nogi i ruszyła tam biegiem. Starała się rozpoznać osobę, która krzyczała. To jednak nie brzmiało nawet jak człowiek, raczej jak ryk bestii.

Drzwi do apartamentu były otwarte, choć była pewna, że zamykała je na kartę. Sophie wpadła do środka, by zobaczyć, jak spętany łańcuchami Martin wije się w promieniach słońca, które wpadało do jego pokoju przez otwarte okno. Wampir wył opętańczo mimo wepchniętego do gardła knebla, w jego przekrwionych oczach czaiło się szaleństwo. Nic też dziwnego, gdyby nie płowa fryzura, Sophie nie rozpoznałaby go - wijący się, człekokształtny, jakby żywcem obrany ze skóry i teraz śmierdzący spalonym mięsem twór. Aż dziw, że miał w ogóle siłę się poruszać...
Podczas gdy jeden z braci, próbował trzymać wampira nieruchomo, dzięki długiemu prętowi, wbitemu w jego ciało, drugi stał przy otwartym oknie i teraz, widząc Sophie, skierował na nią swoją broń.

- Wycofaj się Lancaster, do ciebie nic nie mamy. - powiedział, celując jednak w jej głowę.
Sophie nie zastanawiała się. Ruszyła na mężczyznę z bronią. Musiała zasłonić to cholerne okno. Enrico nie czekał, wystrzelił, gdy tylko zaczęła się zbliżać z uniesionym pistoletem, choć niecelnie. A może po prostu nie chciał jej zranić? Kula trafiła w udo Sophie, przez co ta zachwiała się. Gdyby nie wampirza krew w organizmie, pewnie by upadło. Tymczasem kobieta chwyciła stolik i rzuciła nim w tego z braci, który celował w nią. Mężczyzna upadł pod naporem przedmiotu.

- Tu wampirza suko! - drugi z braci puścił pręt i sam sięgnął po broń.
Sophie strzeliła celując mu w prawe ramię i nie patrząc na efekt podbiegła do okna i zaciągnęła zasłony. Została tylko niewielka szczelina, przez którą sączyło się światło, którą miała zakryć jednym szarpnięciem materiału, gdy poczuła paraliżujący ból. Mężczyzna, który upadł pod ciężarem stołu, teraz z pełną premedytacja wbił palce w jej ranę postrzałową na nodze. I choć na szczęście z tego co czuła kula przeszła na wylot, ból był obezwładniający. Kobieta upadła głucho na ziemię, choć wciąż trzymała broń w ręce. Sophie puściła w obieg vitae by zaleczyć ranę i kopnęła mężczyznę, którego miała teraz tuż obok zdrowej nogi. Starała się dostać do zasłony i ją zaciągnąć.
Kopniak był celny, ale tylko na tyle, by Enrico oderwał się od nogi i złapał a swój pistolet. Z drugiej strony łóżka Sophie dosłyszała też zdławiony jęk. Mebel całkiem jednak zasłaniał jej widok.

Tak bardzo nie miała ochoty ich zabijać. Oddała kolejny strzał, ponownie celująć w prawą rękę. Przystojniak oberwał i zaklął, jednak on również miał doświadczenie w wykorzystywaniu vitae. Po chwili ujął pistolet w zranioną rękę i wycelował w Sophie. Dziewczyna przetoczyła się, za łóżko, które zasłaniało jej widok i teraz mogło osłonić ją przed strzałem, jednocześnie starając się zobaczyć co dzieje się z Martinem. W trakcie tego ruchu znów oberwała, tym razem w bok. Ból był potworny. Udało jej się schować, ale przed oczami miała ciemne plamy. Nie była też w stanie podnieść się i zobaczyć co dzieje się na łóżku czy z jego drugiego boku. Równie dobrze brat Enrico mógł ją teraz zachodzić z drugiej strony.

Sophie przeklęła cicho, obróciła się i strzeliła na oślep. Czuła jak powoli traci świadomość z powodu upływu krwi. Zmusiła jeszcze swój organizm by zasklepił ranę, ale czuła że jest trochę za późno. Sophie chwyciła leżącą na łóżku pościel i spróbowała się podciągnąć, jednak zabrakło jej sił. Czuła tylko ten zapach krwi. Jej słuch powoli zanikał, aż wszystko rozpłynęło się w czarnej plamie.
 
Aiko jest offline  
Stary 11-02-2017, 17:23   #29
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obudziła się nagle, czując jak cudowny smak vitae wypełnia jej usta. Przełknęła posłusznie, rozkoszując się mocą wampirzej krwi. Chciała jeszcze, lecz nie dostała, dlatego otworzyła oczy. Leżała na kozetce w bogato zdobionym pokoju, czy raczej gabinecie.

[MEDIA]http://www.globtroter.pl/zdjecia/francja/b166925_francja_akwitania_pau.jpg[/MEDIA]

Kątem oka Sophie zarejestrowała ruch. Jakiś mężczyzna przyglądał jej się - zapewne ten sam, który podał jej wampirzą krew. Wciąż odzyskując przytomność, dziewczyna podniosła głowę i ze zdziwieniem stwierdziła, że właściciel eleganckiego garnituru jest kobietą.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/3f/54/9e/3f549ef49bc4e2ee8710e36ca94aac35.jpg[/MEDIA]

Kobieta poprawiła okulary na nosie, po czym ruszyła w stronę biurka, umieszczonego w centrum ogromnego pomieszczenia.

- Opowiedz mi, co się wydarzyło w sypialni, Sophie.
- poleciła, nawet się nie odwracając.

Sophie spróbowała się unieść, ale po sekundzie uznała, że może jednak będzie lepiej jak chwilę poleży.
- Drużyna 51-R, w moim mniemaniu, starała się zabić mego partnera, a ja starałam się go ochronić. Niestety skończyło się strzelaniną. - Dziewczyna uważnie obserwowała oddalającą się kobietę. Gdy już poczuła, że czuje się lepiej podniosła się i usiadła na kozetce.
- Dlaczego chcieli go zabić? - zapytała kobieta, siadając za biurkiem i odpalając cygaro.
- Bo jest upierdliwym dupkiem, który regularnie zatruwał im życie. - Sophie uśmiechnęła się. - Jednak nigdy nie robił im krzywdy, więc nie uważam by był to wystarczający powód.

Czuła, że powinna się podnieść, kimkolwiek była ta kobieta, sądząc po miejscu, w którym ja ugoszczono, była kimś ważnym, a przynajmniej ważniejszym niż Sophie. Dziewczyna wzięła głębszy oddech i wstała.

- A ty? - zapytała okularnica, nawet na nią nie patrząc, tylko śledząc dym z cygara - Co zrobiłaś, by tego uniknąć?

Sophie z poważną miną stanęła naprzeciwko, kobiety. Tak jak ją uczono, stała prawie na baczność, patrząc odrobinę powyżej czubka głowy swojej rozmówczyni.
- Starałam się go powstrzymywać i łagodzić sytuację. - Ukuło ją to co miała powiedzieć, ale ukrywanie tego nie miało sensu. - Nie zrobiłam wystarczająco dużo, by temu zapobiec.
Kobieta podniosła na nią wzrok.
- Zabiłaś Enrico. Ostatni strzał okazał się być śmiertelny. - powiedziała beznamiętnie - Ale ocaliłaś partnera. Dzięki tobie uwolnił się i dosłownie zagryzł drugiego z braci.

Sophie nie drgnęła, jej twarz nie zmieniła się. Nie chciała zabijać żadnego z braci, ale co się stało to się nie odstanie. Nie to że zachowali się właściwie i dali jej wybór. Równie dobrze ona też mogła byś teraz zwłokami. Nie poczuła też szczególnej ulgi z związku z tym, że Martin żyje. Był jej partnerem więc go chroniła, to był jej błąd, że w ogóle do tego doszło.

Powoli opuściła wzrok patrząc kobiecie w oczy, czekała na jej werdykt. Ta jednak zajęła się ponownie paleniem cygara i obserwowaniem kłębów dymu. Dopiero po chwili odezwała się.

- Na co zasługujesz teraz, Sophie? - zapytała.
- Karę, gdyby nie moje zaniedbanie nie doszłoby do tego wszystkiego. - Sophie na chwilę także przeniosła wzrok na dym, ale szybko powróciła nim do kobiety.
- Chcesz powiedzieć, że bierzesz odpowiedzialność za decyzje, którą podjęli bracia, atakując wampira czy że bierzesz odpowiedzialność za zachowanie twojego partnera, który z tego co wiem, wobec ciebie również najmilszy nie był?

Nim Sophie zdążyła odpowiedzieć, do pomieszczenia wszedł bez pytania wysoki, czarnowłosy mężczyzna.

- Pani Mario, helikopter czeka. - powiedział.
- Jeszcze chwileczkę. Kończę cygaro. - machnęła ręka kobieta, a mężczyzna nie oponując, oddalił się. Spojrzenie zza okularów znów spoczęło na Sophie.
- Jedyne za co jestem gotowa wziąć odpowiedzialność, to to, że przez moje niewystarczające działania Ankh straciło dwóch dobrych żołnierzy, a inny został narażony na śmierć. Bracia ponieśli już konsekwencje swego czynu, mój partner także. - Sophie nawet nie obejrzała się na mężczyznę, który zajrzał do pomieszczenia. Jej uwaga była całkowicie poświęcona kobiecie.
- To nie byli dobrzy żołnierze, jeśli z powodu byle awersji postanowili zabić spokrewnionego. - powiedziała okularnica - To też rodzaj testu i zdradzę ci że zawsze dopuszczamy do szkolenia kogoś takiego jak Martin. Bo my nie jesteśmy fanami wampirów. To są często zadufane w sobie, pozbawione moralności dupki. - przerwała na moment, zaciągając się cygarem - Byłaś żołnierzem i ochroniarzem. Jak często lubi się swojego szefa czy przywódcę? Prawie nigdy. A jednak nie strzela się mu za to w łeb. To samo dotyczy pijawek. Nie przepadamy za nimi, ale mamy układ z tymi, które nie chcą żyć naszym kosztem, lecz obok nas. Oni się nami żywią, ale też chronią nas. Bo ludzie są głupi. Nawet nie wiesz ile wojen wampiry zażegnały... Ja też ci nie powiem dokładnie. Dużo. I dlatego weszliśmy we współpracę z tymi, które należą do Camarilli. To taka cholerna symbioza, choć pewnie wielu kainitów uważa nas za swoich sługusów. Bo też dajemy się tak traktować. W imię pokoju, w imię wyższych celów. W imię tego, by rozgrywali swoje konflikty z dala od nas i by nie zabijali nas pożywiając się. Tu nie chodzi o bycie super-żołnierzem i picie wampirzej vitae. Tu chodzi o przetrwanie naszego jebanego gatunku, który Sabbat najchętniej sprowadziłby do roli hodowanego bydła na rzeź. Rozumiesz to, Sophie?
- Rozumiem.
- Sophie uważnie przysłuchiwała się kobiecie. Jej zależało na czymś zgoła innym. Na walce na doskonaleniu się, by zrobić krok w przód, a nie w tył. Nie do końca obchodził ją gatunek, który ją porzucił, zgwałcił, starał się zabić. Musiała jednak przyznać, że rozumie jej argumenty. - Jestem tu by pomóc chronić maskarady, gdyż mam świadomość obopólnych korzyści, które ta z sobą niesie. Jakie ty masz wobec mnie plany, Pani?

Kobieta ostatni raz zaciągnęła się cygarem, po czym wrzuciła niedopałek do popielniczki.

- Dziewczyna wydaje mi się gotowa na pierwszą misję. - rzekła, jakby nie mówiła do niej. - Pytanie czy jej partner też się nadaje. Jak sądzisz, Wilhelmie?
- Nada się. Wystarczy, że poczuje prawdziwe zagrożenie.
- Sophie usłyszała głos od strony gablotki. Po chwili z jej cienia wyłoniła się postać mężczyzny.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/88/9b/ef/889bef4baaea973ed6e50a8805cb2df6.jpg[/MEDIA]

Ubrany w garnitur i czerwone lenonki wampir prawdopodobnie był tam przez całą ich rozmowę.

- Zatem dobrze. - przytaknęła kobieta, zmierzając w stronę drzwi. Wampir ruszył za nią. - Do jutrzejszego wieczora masz czas wolny, Sophie, wieczorem lecicie na pierwszą misję. Szczegółowe instrukcje dostaniesz od dowódcy.

Sophie skłoniła się wychodzącej parce i odprowadziła ich wzrokiem. Ktoś inny pewnie odprowadzi ją do strefy, w której powinna przebywać. Jej myśli były już gdzie indziej.

Oberwała przez tego cholernego wampira dwie kulki, a teraz powinna go pewnie obejrzeć… Pozwoliła sobie na grymas.

W drzwiach stanął ten sam szczupły, czarnowłosy mężczyzna, którego widziała wcześniej.

- Czy mogę odprowadzić panią do jej pokoju? - zapytał, kłaniając się uprzejmie.
- Oczywiście. - Sophie ruszyła za nim. - Czy wiadomo jak czuje się mój partner?
- Obawiam się, że dobrze
. - powiedział mężczyzna, nie kryjąc uśmiechu, gdy dotarli pod 113 drzwi - Może nie wygląda najpiękniej, ale wigoru z pewnością mu nie brakuje. Prawdopodobnie zastanie go pani w apartamencie.
- Może mu to odrobinę przytemperuje to ego. Dziękuję.


Mężczyzna skłonił się i odszedł. Sophie weszła do swojego pokoju, który... nic się nie zmienił. Było tu wszystko tak, jak zostawiła. Tylko drzwi do pokoju Martina były zamknięte. Sophie sprawdziła zegarek - 20:45. Wampir powinien więc już dawno wstać.

Kobieta podeszła do drzwi i zapukała. Widziała w jakim stanie był wampir gdy go zostawiła. Dla zachwyconego sobą Martina mógł to być lekki cios. Choć kto tam wie co w głowie miała ta pijawka.

- Mogę wejść kanarku?
- Nie.
- padła krótka odpowiedź. Głos Kainity był jakby wysuszony, chrobotliwy.
- Myślę, że widziałam cię dziś w gorszym stanie. - Oparła czoło o drzwi. Nie miała na to chęci, ani sił. Nie była niańką od rozwydrzonych pijawek. Jednak…. To był jej partner. - Jak chcesz, możesz zgasić światło, ale pogadajmy.
- Bo wyglądam jak spalona grzanka? Daj spokój, jutro będę ładniejszy niż ty kiedykolwiek.
- zaśmiał się Martin - Jestem zajęty po prostu. Mów czego chcesz i spadaj.
Westchnęła ciężko.
- Nie ma za co. Jutro mamy misję, przyjęli cię bo nawet takie gówno jak ty nie utrudni mi zadania. - Obróciła się i ruszyła w stronę łazienki. Wciąż miała na sobie podziurawione rzeczy więc zaczęła je zdejmować przy łóżku.

Choć nasłuchiwała jakiejś riposty, ta nie nadeszła.
Zirytowana zrzuciła z siebie wszystko i zgarnęła coś czystego z szafy. Weszła do łazienki zostawiając otwarte drzwi. To było głupie, ale obawiała się że zaraz znów się ktoś pojawi. Tyle, że jeśli wampir był przytomny, powinien sobie z tym poradzić.

Przejrzała się w lustrze. Na udzie i boku świeciły świeże blizny. Wampirza krew sprawiła, że zagoiły się bardzo szybko, jednak… ona nie była wampirem. Kolejne blizny będą się pojawiać. Zirytowana weszła pod prysznic, by spłukać z siebie ten dzień. Czuła jak narasta w niej złość. Ta cholerna pijawka… zero wdzięczności. Nie to, że oczekiwała jej ratując mu dupę, ale… Zła wyszła spod prysznica i owinęła się ręcznikiem. Andre rozpieścił ją. Dał jej pozór tego, że kogoś obchodzi, że komuś na niej zależy. Tak samo Eliott.

Podeszła do drzwi wampira i wyważyła je kopnięciem. Włożyła w to całą frustrację, która się w niej zebrała, tą krew, którą ją napojono. Złość, której nie miała okazji wyładować na braciach bo byli martwi.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 12-02-2017, 17:25   #30
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Drzwi były porządne, dlatego nie rozwaliły się pod mocnym kopniakiem kobiety, lecz jedynie opruszały nieco z fabry i otworzyły się na oścież. W środku było ciemno. Zupełnie. Tylko dzięki oświetleniu z pokoju Sophie do sypialni wampira wpadło nieco światła - na tyle, by rozróżnić kształty kilku mebli. Przy łóżku Martina stał wysoki wieszak. Po chwili dopiero kobieta zrozumiała, że to kroplówka - właściwie cztery naraz. W pomieszczeniu było też wyjątkowo chłodno. A gdzie w tym wszystkim znajdował się Kainita?

- Zero prywatności - usłyszała jego zniesmaczony ton głosu, dochodzący z łóżka, gdzie prowadziła plątanina przewodów z kroplówek.

Sophie nie przejmując się wampirem podeszła do wieszaka z kroplówkami. Chwilę przyglądała się mu przypominając sobie czasy gdy sama była w szpitalu. Kopniak trochę wyładował jej frustrację.

Przysiadła na łóżku.
- To koszary, a nie hotel. Jak chcesz prywatności to poszukaj jej gdzie indziej.
- To weź się chociaż rozbierz, sikorko. Nie będę się czuł osamotniony. - powiedział wampir, nie otwierając oczu. Leżał na plecach z dłońmi i nogami lekko rozstawionymi, w każdą kończyne wbito igłę od kroplówki. Choć było ciemno, Sophie widziała, że jego twarz i skóra przypominają raczej starą pizzę niż człowieczą materią.

- Przed sekundą narzekałeś na brak prywatności, a teraz nagle jesteś osamotniony? - Sophie uśmiechnęła się do wampira.
- Co innego być ze swoim wackiem sam na sam, a co innego jak jakaś sikorka się na niego gapi. Przyszłaś popatrzeż na prażynkę?
- Jakbyś otworzył oczka, zobaczyłbyś że patrzę na twoją twój niewyparzony dzióbek. - Chwilę w milczeniu obserwowała jego spalone ciało i delikatnie sięgnęła do jego twarzy, zatrzymała się trzymając palce tuż przy nim. - Bardzo boli? Wyłeś jak zarzynana świnia.
- Dziękuję, że mi o tym przypomniałaś. - mówił powoli - Nie myślałaś o zmianie zawodu? Nadawałabyś się na siostrę miłosierdzia.
- Oh… naprawdę? - Delikatnie przeczesała jego włosy, których miał teraz zdecydowanie mniej. - To powiem też że wyglądałeś jak bekon, dobrze usmażony bekon i to dlatego, że zachowywałeś się jak najgorsza świnia. Może będę mówić do ciebie warchlaczek?
- Nie krępuj się. - Martin był cały czas opanowany - Masz okazję. Jutro już pewnie będę w pełni sił.
- Mam nadzieję. - Sophie podniosła się i przymknęła drzwi. Owinięta w ręcznik ułożyła się obok wampira.

W jej mniemaniu Martin niczego się nie nauczył… może tylko będzie bardziej nienawidził ludzi. Mogła mieć tylko nadzieję, że jak będą chcieli go zabić to gdzieś daleko od niej…. Nie. I tak byłaby zła, że go nie chroniła. Przymknęła oczy wsłuchując się w ciszę.
- Tylko co wtedy zrobisz? Zabijesz mnie? Jedyną osobę, która w ogóle chce cię chronić.
- Ale sobie słodzisz. I jeszcze przychodzisz tu bez majtek. Świntucha z ciebie, sikorko.
- Kto z kim przestaje… - Na chwile zamyśliła się. - Czemu nazywasz mnie sikorką?
- Naprawdę zamierzasz zakłócać moją regenerację swoimi głupimi pytaniami? Idź kogoś przeruchaj czy coś. Mnie dziś głowa boli…
- Jesteś podobno moim ochroniarzem. Troszkę nieudolnym nie powiem. Ale planuje tu w spokoju zregenerować siły i tak, zamierzam ci przeszkadzać. - Sophie uśmiechnęła się. - To czemu, sikorka?
- Za dużo ćwierkasz. Jak choćby z tym ochroniarzem i tym że mam tylko ciebie. To że Andre coś wymyślił, nie znaczy, że tak musi być, ale twój mały ghuli móżdżek tego nie ogarnie, co? Tak samo jak nie ogarnie tego, że moim zadaniem tutaj jest testować żołnierzy Ankh. Więc wybacz skarbie, ale nie leżę tu i nie użalam się nad sobą, jakbyś chciała. Regeneruję się, bo jutro zapierdalamy na front. I bardzo chciałbym się na tym skupić, ale jakaś durna blond pindzia uwidziała sobie, że musi wspierać biednego wampirka.
- Nie odczuwam by trzeba było cię wspierać. - Sophie uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Tak… byli rewelacyjnymi partnerami. Ciekawe, które chętniej strzeliłoby temu drugiemu w łeb. - Mój ghuli móżdżek nie musi niczego ogarniać. Ja mam tylko wykonywać rozkazy jeszcze mądrzejszych od ciebie kanarku. Jak ci idzie testowanie mnie?

Dziewczyna czuła jak zmęczenie po walce zaczyna do niej docierać.
- Po zapachu wnioskuję, że zrobiłaś się mokra. Lubisz konflikty. Marzy ci się takie proste ruchanie z nienawiści? A może to ty chcesz mnie dosiąść i pokazać jaką amazonką jesteś. Ooo, chyba trafiłem. - wampir sugestywnie poruszył nozdrzami.
- Lubię. Jestem żołnierzem. - Sophie czuła, że zaczyna przysypiać. - Opowiesz mi o tamtej książce?

Wampir nie odezwał się od razu, a gdy to zrobił... był jak zwykle uszczypliwy.
- Nie objęłabyś tego swoim małym móżdżkiem, szkoda kłapania paszczą. Zresztą nie powinienem tego zrobić, jak chcę się zregenerować wokół żuchwy. Za to ty mi możesz coś opowiedzieć, skoro najwyraźniej nie zamierzasz mnie opuścić.
-Yhym. - Sophie ziewnęła. - Obudź mnie przed świtem co bym domknęła drzwi.
- Idź do siebie, głupia. - warknął na nią.
- Dobranoc kanarku.
Okryła się kołdrą wampira i po chwili spała.

Śniła o słonecznym dniu i morzu rozległym. Płynęła w stronę wyspy tak zielonej, że ciężko było dostrzec na niej co innego. Dzień był piękny, a fale spokojne. Kobieta powoli płynęła w stronę brzegu, gdy nagle coś zaczęło ciągnąć ją pod wodę. Zanurzyła głowę, by zobaczyć jak wielka, mięsista macka czepia się jej stopy i ściąga ją w dół.

Sophie próbowała walczyć, lecz macek było coraz więcej, pełzały po jej ciele a ich ruchu, choć przerażające, miały w sobie coś pociągającego, wręcz lubieżnego. Woda wypełniła usta kobiety. Czuła jak się dusi. Chciała krzyczeć, przeciwstawić się, lecz nie była w stanie. Macki pełzały po jej nagim brzuchu, dręczyły piersi, które nagle stały się sterczące i wrażliwe. Sophie z przerażeniem poczuła, że topi się i... zaraz będzie miała orgazm.

Wtedy obudziła się. Otworzyła oczy, by zobaczyć nad sobą blond czupranę. Usta i palce Martina szczypały jej sutki, zaś o jej wilgotne, rozgrzane łono ocierał się wyprężony członek. Choć ciało wampira wciąż było pokryte dziwnymi plamami i wyglądało jak spalona pizza, widać, że zdążył odbudować już swoją muskulaturę, z której teraz wyraźnie czynił użytek, przytrzymując jedną ręką obie dłonie Sophie.
Wpatrywała się w blond czuprynę, nie do końca jeszcze przebudzona. Po co to robił? By ją ukarać?

Musiała przyznać, że było jej nawet przyjemnie, mimo tego jak obrzydliwie wyglądał teraz wampir. Do tego ten sen…. Nie pamiętała kiedy ostatnio śniła. Czy to też była sprawka Martina?
-Jeśli chciałeś mnie obudzić kanarku, wystarczyło mnie tylko szturchnąć. - Odchyliła głowę, patrząc w sufit.
- Jeśli chciałaś spać, sikorko, wystarczyło zostać w swoim pokoju. - przedrzeźniał ją, a jego język sięgnął teraz jej szyi. Wampir ułożył się między jej nogami - Powiedz, że tego chcesz... - szepnął.
- To zależy co masz na myśli kanarku. - Sophie przymknęła oczy. Jej ciało lekko drżało od podniecenia. W tamtym śnie była tak blisko… Podniecenie przywróciło wspomnienia z hotelu. To jak Martin ją wtedy ugryzł… czyli to nie do końca musiał być przypadek. - Możesz puścić moje ręce? Nie zamierzam marnować sił na siłowanie się z tobą, nie będę od ciebie uciekać.

Puścił ją i unosząc się na rękach, zawisł nad nią. Jego twarz była odpychająca, jednak uśmiech... był w jakimś sensie podniecający. W końcu Martin był drapieżnikiem - jego zadaniem było nie tylko polować, ale i przyciągać ofiarę.

Sophie opuściła dłonie i ostrożnie oparła je o ramiona wampira, patrząc czy nie sprawia mu tym bólu.
- To co kanarku? Czego mam chcieć? - Podniecenie, które zawładnęło jej ciałem sprawiło, że nawet lekko się uśmiechnęła do tej potwornej spalonej twarzy.

Chwilę tak wisiał nad nią z roziskrzonym wzrokiem, by wejść w nią powoli, niespiesznie. Choć była już wcześniej wilgotna, wampir początkowo poruszał się w niej bardzo powoli, cierpliwie pokonując kolejne centymetry. A gdy był już w niej cały, zastygł na moment. Nadspodziewanie czułym gestem odgarnął jej włosy i wtulił twarz w jej szyję. Czuła jak spierzchnięte usta muskają jej skórę.
- Sophie... - wyszeptał.
Dziewczyna na chwilę zatrzymała oddech gdy poczuła jak wampir się w nią wsuwa. Nie potrzebowała partnera, a jednak teraz gdy była tak rozpalona to było tak przyjemne. Jęknęła czując, że zanurzył się w niej w całości.
- Martin… - jej głos łamał się lekko. - … pamiętaj, że ja też straciłam sporo krwi.

Wampir tylko zamruczał, trudno powiedzieć czy dotarł do niego sens jej słów... czy w ogóle go to obchodziło. Niespiesznie zaczął poruszać się w kobiecie, za każdym razem nieco szybciej, nieco mocniej, nieco... płynniej. Usta, które cały czas błądziły bo szyi, teraz przesunęły się na ucho. Sophie poczuła jak blondyn kąsa ją i zaczyna ssać te odrobinki krwi, które spływały z jej płatka ucha. To była maleńka rana, a jednak Martinowi zdawała się niezwykle smakować. Kainita coraz żwawiej poruszał biodrami, jednocześnie pieszcząc ciało kobiety dłońmi.
Już samo lekkie ukłucie sprawiło, że dziewczyna jęknęła. Kiedy ostatnio była gryziona? Nagłe wspomnienie Andre, sprawiło, że przytuliła się mocniej do poruszającego się w niej wampira. Zrobiło się jej potwornie gorąco. Twarz “jej” wampira momentalnie stanęła jej przed oczami. Zanurzyła dłoń we włosach wampira i szybko przypomniała sobie ich noc w hotelu. Ostrożnie oparła nogi o biodra Martina, ułatwiając mu penetrowanie jej.
To go nakręciło jeszcze bardziej. Choć musiał odczuwać potworny ból z powodu licznych poparzeń, napierał na ciało Sophie coraz mocniej, coraz bardziej pożądliwie. Kąsał ją w ramię, w szyję. Nawet niewiele z niej pił, tylko zaleczał od razu rany chłodnym językiem, by po chwili znów ją ugryźć. Mruczał przy tym z zadowolenia.
Z ust Sophie przy każdym kąśnięciu wyrywał się cichy jęk. Czuła jak jej ciało w tych chwilach napiera na wampira. Czuła jak przy jej dotyku jego ciało prawie niedostrzegalnie ucieka z bólu. Uniosła nogi tak by nie opierać się o jego poparzenia, dłonie oparła na blond czuprynie.

Nagle jego ręce objęły ją w pasie i szybkim, sprawnym ruchem przeturlali się na łóżku. Martin zatrzymał się na plecach, sadzając na sobie kobietę. Nawet z niej nie wyszedł w trakcie tego zabiegu. Uśmiechnął się teraz nieco demonicznie, wypychając biodra rytmicznie do góry, zmuszając Sophie, by podjęła tempo, jeśli nie chciała zeń spaść.
- Pani generał Sikorko, szeregowy wampir czeka na reprymendę... - zameldował, wiercąc się pod nią.

Sophie spoważniała, patrzyła na wampira z góry poruszając się w ustalonym przez niego rytmie. Jeśli ta cholera się nie doleczy do jutra, to… to co? W sumie to będzie jej wina.
- Zacznijmy od tego, że jeśli już chcesz tytułować mnie stopniem wojskowym, to osiągnęłam tylko stopień starszego sierżanta… - Sophie rozgryzła swój palec, na którym pojawiła się krwawa kropla. Oparła się jedną ręką nad wampirem a drugą, skaleczoną, przysunęła do jego ust. - … szeregowy Kanarek.

Posłusznie zaczął ssać palec kobiety, spoglądając jej prosto w oczy. Jego lędźwie raz po raz wypychały się do góry, a jego członek wypełniał jej wnętrze, ocierając się przy tym przyjemnie.

Dziewczyna zaczęła się na niego mocno nabijąc, pozwalając by jego członek niemal zupełnie się z niej wysuwał. To, że ją ssał sprawiało, że cała drżała z podniecenia. Przesunęła palec zahaczając o jego kieł i jej ciało przeszedł gorący impuls. Wbiła się w niego mocno dociskając jego biodra do pościeli. Wampir jedną ręką miętosił jej pierś, drugą aś przyciągnął zachłannie rękę. Wbił się kłami w jej dłoń pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym. Ssał krew z wyraźną lubością w rytmie, w jakim ją pieprzył.
Sophie oparła się o jego czoło swoim.
- Martin… wystarczy. - Jej głos był słaby, lekko drżał.

Lecz on się nie odrywał. Patrzył na nią tym rozognionym wzrokiem. Cały czas wysysając jej krew, uśmiechnął się. I nie był to miły uśmiech. Dała się podejść. Jego penis wciąż był w niej, a ręka mocno przytrzymywała jej dłoń. Przed oczami Sophie pojawiły się mroczki.

Sophie westchnęła. Chciała skoczyć na proste nogi, całą siłą wyrywając lewą rękę z jego ust. Czuła jak mięsień między kciukiem a palcem pęka. Jednak Martin trzymał ją mocno. Z bólu i upływu krwi kobieta zemdlała. Ostatnie, co usłyszała, to jego syk:
- Głupia sikorka...
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:34.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172