Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-12-2017, 10:35   #111
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Stuk! Puk!
- Signora - rozległ się głos Gilli. - Czy można?
- Tak Gillo
. - Wampirzyca pogładziła ramię mężczyzny i zaczęła wstawać z łóżka.
Drzwi się otwarły i weszła przez nie główna służąca signory.
- Witam signora, witam, szlachetny panie - skłoniła się lekko. - Jak zwykle nago wygląda pan zdecydowanie fantastycznie, bo że signora jest bardzo piękna, to oczywiste. Mogę panią ubrać, signora? Przy okazji powiem, jakież informacje są dzisiaj.
Agnese podeszła do niej i ucałowała ją. Widok Gilli cieszył ją, czuła że ją kocha, jednak nie myślała nigdy by ją spokrewnić. Delikatnie przeczesała jej włosy.
- Doskonały pomysł… widziałam suknię, która wybrałaś.
- Wobec tego także się ubiorę
- stwierdził markiz, zaś Agnese ustawiła się, by Gilla mogła wyczyniać przy niej swoje cuda.
- Nie ma wiele spraw, signora. Raczej dwie istotne. Kardynał Medici będzie dzisiaj twoim gościem. Akurat zdążymy cię przygotować. Przybył także posłaniec od księżnej. Informował, że zjawi się dzisiaj Leoncio, jako posłaniec z informacjami dotyczącymi balu. On ma być nieco później, ale zdążysz spokojnie porozmawiać z kardynałem. Właściwie tyle, no poza tym, że dalej trwają zamieszki w Rzymie. Wcale się nie poprawiło.
- Na zamieszki nic nie poradzę… chyba
. - Agnese zerknęła na stojące obok beczki z dukatami. Czy byłaby w stanie zatrudnić za to armię? Pewnie bez większego problemu. - Jutro jest ten bal, powinniśmy z markizem wybrać sobie właściwe stroje. Powinniśmy też porozmawiać z Alessio kochanie i przyjąć jakąś strategię na to przyjęcie.
- Chyba tak
? - spojrzał na nią ciekawie. - Jakie przyjęcie masz na myśli.
- Bal u pewnego kardynała. Rozmawialiśmy na ten temat 2-3 dni temu
. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do markiza. - Jak sądzisz, powinnam z tej okazji przywdziać purpurę? - Mrugnęła do mężczyzny.
- Niekoniecznie, wiesz kardynałowie preferują purpurę na wyłączność, zakładam bowiem, że nie chcesz podrażnić swojego znajomego. Oczywiście akurat ten kardynał może być wyjątkowym kimś. Hm, Gillo, jak myślisz? - spytał ghulicę, która zaczynała zakładać na panią halkę oraz naciągać pończochy.
- Nie wiem, jak kardynałowie, ale purpurową może lepiej na bal. Przy okazji, signora, dzisiaj wdziewasz pantalony, czy ponownie nie?
- Oczywiście, że nie
. - Agnese uśmiechnęła się do Gilli. - A kardynał jest na pewno wyjątkowy skoro zabawia się u niego córka księżnej.
- Hm
- spojrzała zaciekawiona Gilla nie za bardzo wiedząc, co Agnese ma na myśli. - Czyli purpurową.
- Żartowała, wybierz po prostu coś eleganckiego i coś co przystoi młodej narzeczonej
. - Wampirzyca zaczesała kosmyk włosów za ucho.
- Kochanie, kiedy nie nosisz nic na swojej kształtnej pupci, właściwie myślę przede wszystkim na jej temat.
- Muszę niestety zgodzić się z panem markizem, że ja także, signora.
- Choć wcale nie mam ci tego za złe, wręcz przeciwnie, zaś takie myślenie jest bardzo miłe
- dodał Colonna.
- Ponownie potwierdzam, signora.
- Cóż… lubię jak o mnie myślicie. - Agnese wygładziła materiał sukni.
- Woli pani tą zieloną, czy jasnobeżową? - spytała Gilla wskazując Agnese dwie ładne sukienki, aczkolwiek nie pretendujące do miana eleganckich kreacji balowych. Przynajmniej nie dla Agnese.
- Jasną… wydaje się być skromniejsza. - Agnese zerknęła na markiza. - Dasz radę dobrać coś ze swojej garderoby?


Suknia rzeczywiście wyglądała skromniej, choć miała swoistą elegancję. Uszyto oczywiście ją dla Agnese z najlepszych materii. Miała specjalnie wykwintnie krojone ramiona, ale stan był względnie prosty.
- Oczywiście, że znajdę, suknia raczej jest neutralna kolorystycznie, więc nie będzie problemu - odparł markiz.
- I też nie założysz bielizny? - Mrugnęła do niego. - Może moglibyśmy skorzystać z której z kardynalskich komnat.

Wyjątkowa wampirzyca już ubrana, przysiadła dając się Gilli uczesać.
- Kochanie, będzie mnie ocierać, jednak dla ciebie wszystko - stwierdził markiz i naprawdę zaczął wdziewać uśmiechając się, najprawdopodobniej przemyśliwując na temat owego wspólnego korzystania.

Chwilę potrwały przygotowania, ubieranie, kosmetyki, wreszcie wspólnie wyszli na korytarz.
- Gdzie teraz, signora? - spytała ghulica swoją wspaniałą panią.
- Kardynał już przybył? Jeśli nie to chciałabym spotkać się z Kowalskim. - Wampirzyca odruchowo sięgnęła do dobranego przez Gillę naszyjnika i powolutku zaczęła przesuwać po nim palcem.
Odpowiedział na to sługa, który przybiegł posłany przez Borso.
- Signora - skłonił się - pan Borso informuje, że właśnie zajechała kareta kardynalska, którą chroni tuzin strażników. Ma herb Medyceuszy - piękna florencka wampirzca doskonale wiedziała jaki: pięć czerwonych kul na żółtym polu. Wprawdzie niektórzy śmiali się, że owe kule to tak naprawdę monety zdradzające bankierstwo rodziny, jednak Medyceusze nie przejmowali się tymi przypuszczeniami, rozpowszechnianymi przez zazdrosnych konkurentów. Tutaj taki herb mógł nosić kardynał Medici, jej znajomy oraz współkonspirator. Patrząc na jego obstawę … doskonale widać było, od paru dni sytuacja naprawdę się zaostrzyła. Wszyscy starali się zadbać o ochronę. - Miałem panią spytać, signora, czy pan Borso ma wprowadzić kardynała do tej komnaty, gdzie zwykle się państwo spotykali?
-Tak z przyjemnością ugoszczę Eminencję w bibliotece. Alessandro, na razie chciałabym jeszcze rozmawiać z Medicim na osobności, dobrze
?- Wampirzyca puściła wisior, którym się bawiła i podeszła do markiza, by go ucałować. - Potem spotkamy się u mnie w Gabinecie i porozmawiamy z Kowalskim.
- Oczywiście kochanie, idę wobec tego odwiedzić siostrę oraz kuzynkę. Kiedy zakończysz spotkanie, prześlij mi wiadomość, proszę. Podejdę do twojego gabinetu
.

Właściwie wieczór się zaczął miło, pierwej spotkanie bliskie z uroczym narzeczonym, później przyodzianie się i wystrojenie na przyjście dostojnika. Idealne wykorzystanie wszystkich momentów wedle niezbędnych potrzeb oraz rozkosznej przyjemności. Teraz zaś de Medici odwiedził ją na jej prośbę, pomimo swojej pozycji oraz pomimo, że to właściwie ona powinna mu złożyć uszanowanie. Jednak wydaje się, że szanował jej wkład oraz cenił sojusznika. Ponadto faktycznie ten kardynał był ceniony za dobroduszność oraz sympatię względem innych, nie miał więc problemu odwiedzając signorę. Faktem absolutnym było, iż nie miał jakichkolwiek szans na wybór ze względu na swój młody wiek, jednak kiedyś było to całkowicie prawdopodobne. Warto było więc utrzymywać z nim relacje, tym bardziej, że wydawał się całkiem miły. Także obecnie spotkał się uśmiechając wyraźnie zadowolony. Po standardowych powitaniach, ucałowaniu pierścienia oraz prośbach grzecznościowych ażeby usiąść przystąpili do rozmowy.
- Signora Contarini, chciała się pani ze mną zobaczyć - zagaił kardynał. - Czy mógłbym dowiedzieć się, czemu zawdzięczam tą przyjemność? Chyba że po prostu chciałaś porozmawiać. Wtedy także chętnie służę, bowiem będzie to bardzo odświeżające.
- Prawdą jest, że wielką przyjemność sprawiają mi rozmowy z ludźmi światłymi i z chęcią spotkałabym się z Waszą Eminencją tylko w tym celu
. - Wampirzyca rozsiadła się wygodnie i z uśmiechem przyjrzała kardynałowi. - Miałam okazję spotkać się z kardynałem Colonną.
- Znam oczywiście. Współpracujemy przy konklawe, tak jak właściwie niemal wszyscy kardynałowie zamieszkujący naszą piękną Italię. I jakie wrażenia
? - spytał Medici.
- Przyznam się, że udało się kardynałowi mnie zaintrygować. Przedstawił mi kardynała Rovere. Bardzo ciekawa postać.
- Och tak, człowiek o bardzo wielkich talentach oraz żelaznej woli. Oprócz tego Włoch. Szkoda, że nie ma właściwie szans, by książę Romanii go zaakceptował. Przynajmniej teraz, ale kto wie, może kiedyś uda im się porozumieć. Póki co możemy go raczej podziwiać i doceniać umiejętności, jednak on sam pewnie przede wszystkim bardzo uważa, strzegąc się wszelakiej maści asasynów. Chodzą plotki, że kiedy kardynał della Rovere podążał do Rzymu, Borgia specjalnie wysłał wojsko na półnic, żeby go przechwyciło. Kardynałowi jednak udało się zachować czujność. Chciałbym spytać, signora, co zaś pani wyniosła z tego spotkania, do tej pory bowiem tylko ja mówię. Szanowna pani zaś raczej wyłącznie pyta
- uśmiechnął się zdając sobie sprawę, że Agnese właściwie nie powiedziała do tej pory kompletnie nic.

Wspaniała wampirzyca wzruszyła ramionami.
- Bo przyznam się, że bardzo zaskoczyły mnie bliskie stosunki między Wami. - Uśmiechnęła się ciepło. - By nie powiedzieć, że zbiło mnie to z pantałyku. Zgodziłam się poprzeć interesy kardynała Rovere w bliskiej acz nie najbliższej przyszłości i jestem ciekawa jakie Wasza Eminencja ma do tego podejście.
- Co do kardynała della Rovere, według mnie, gdyby nie opór księcia Romanii, zostałby papieżem. Według mnie byłby dobrym sternikem chrześcijaństwa. Raczej jeśli byłby kandydatem wybieralnym, bardzo mocno zastanowiłbym się nad wsparciem jego kandydatury. Jest Włochem, zaś jak pani wie, większość spośród nas obecnie trzyma się blisko. Właśnie stąd moje relacje z kardynałem Colonną. Zdecydowanie zbyt dużo powiedzieć, że są przyjacielskie, ale na pewno współpracujemy. zresztą nie tylko my, większość kardynałów włoskich podobnie, co jakby nie było, nie jest wielką tajemnicą, bowiem plotki tego typu wędrują przez wszystkie place rzymskiej metropolii. Jednak interesujące jest, że poznała pani della Rovere i obiecała się z nim kiedyś związać. Hm, myślę, że kardynał chciałby skorzystać z pani umiejętności negocjacyjnych w przyszłym konklawe. Ach, przy okazji, czy już znalazła pani kandydata na obsadzenie opactwa San Olivietto Maggiore?
- Przyznam, że jest to karta, którą oszczędzam. Tym bardziej, że z tego co widzę będę musiała niebawem rozegrać partyjki z paroma kardynałami z hiszpańskiego stronnictwa
. - Agnese sięgnęła do wiszącego na jej szyi krzyża. - Czy ma Wasza Eminencja jakieś sugestie?
- Owszem, jeśli interesuje panią pozyskanie wpływowego przyjaciela wśród kardynałów. Oraz osoby ogólnie poważanej, dodajmy, że nie stara się ona o jakieś opactwo dla siebie. Raczej dla siostrzeńca, który jest bardzo wykształconą osobą, jest od trzech lat szambelanem papieskim. Wspomniany kardynał, jego wuj popiera młodziana, zresztą sam łożył na jego edukację. Przypuszczam, że byłby niezwykle wdzięczny za taki prezent w postaci wspaniałego opactwa, które powinno stać się podstawą dalszej kariery.
- O kim mówimy
? - Agnese spoważniała i teraz już z powagą przyglądała się kardynałowi. Jakby nie patrzeć to było jej wynagrodzenie i nie każda przyjaźń była warta rezygnacji z takiej karty.
- Osobą tą jest Oliviero Carafa, zaś jego protegowanym, siostrzeniec Giovanni Pietro Carafa - powiedział spokojnie.

Oliviro Carafa był dość wyjątkowym duchownym, obłędnie bogaty, wydawał fundusze bardzo przyzwoicie na działalność dobroczynną, kulturę, sztukę oraz wynalazki, choćby rozwój druku. Fundował klasztory, szpitale, kościoły. Pochodził z hrabiowskiej rodziny i za młodu, jako duchowny, dowodził papieską flotą odnosząc szereg zwycięstw. Nikt nie zarzucał mu nieobyczajności, za to wielu obdarzało szacunkiem. Sprawował teraz urząd dziekana, czyli prymasa wszystkich kardynałów prowadzącego obrady konklawe. Kardynał Carafa obecnie miał 73 lata, zaś jego protegowany 27, czyli całkiem do przyjęcia. Zdecydowanie był więc to ktoś wyjątkowy.
- Czy ojciec Oliviero nie jest sam sobie w stanie ufundować parafii? - Agnese puściła krzyż i zastukała w stojący obok stoli. - Czy też powinnam spytać, co możemy ugrać w ten sposób? Jaką stronę zajmuje kardynał Carafa w obecnym konklawe?
- Kardynał Carafa oczywiście może ufundować, ale jego siostrzeniec nie przyjąłby wtedy. Cóż mówić, chłopak jest bardzo wykształcony oraz prawdziwie dba o polepszenie choćby poziomu kapłanów chcąc stworzyć specjalny zakon temu poświęcony, ale to pieśń przyszłości. Po prostu takie opactwo byłby to odpowiedni skok dla jego siostrzeńca, dodajmy opactwo bardzo stare, bowiem nowe nie mają takiej pozycji, zaś pani zyskałaby dwójkę przyjaciół. Nikt bowiem nie zarzuci kardynałowi Carafir, że zapomina swoich sojuszników. Zresztą mogłaby sama pani się z nim spotkać oraz porozmawiać. Lipiej po konklawe, kiedy będzie nieco więcej czasu, ale jeśli zależałoby ci, signora, mogę zorganizować spotkanie z zacnym kardynałem.
- Z przyjemnością się spotkam z kardynałem Carafą. Chciałabym jednak skupić się najpierw na najbliższym konklawe. Starałam się dowiedzieć co nieco na temat stronnictwa hiszpańskiego i tego, kto może ewentualnie zagrażać wyborowi Piccolominiego, jednak kardynał di Colonna nie chciał mi na to pytanie odpowiedzieć.
- Bowiem właściwie nic nie zagraża. Hiszpanie zagłosują za nim, bowiem kazał im tam książę Romanii. My zagłosujemy za nim, bo wiemy, że będzie kolejny wybór, zaś Francuzi nawet jak nie zagłosują za nim, mając tylko kilka głosów nic nie zrobią.
- Cieszy mnie ta jednomyślność
. - W głosie wampirzycy dało się wyczuć, że nie do końca jest w to przekonana. Ale jako że nie miała wglądu w obrady konklawe, musiała wierzyć Mediciemu. Pozostawało mieć nadzieję, że grają w tę grę razem. - Prawdopodobnie i tak spotkam się z Hiszpanami na poczet przyszłego konklawe.
- Jednomyślności wcale nie było. Francuzi i Hiszpanie chcieliby swojego, ale zdają sobie sprawę, że nie mają szans. Nas jest najwięcej, ale po prostu nie jesteśmy jakąś osobną frakcją. Raczej pozwalamy konkurentom wybrać kompromisowego kandydata, może być nim tylko Włoch, bowiem Hiszpanie prędzej zjedzą żabę, niźli przystaną na Francuza, oraz oczywiście odwrotnie.
- Kto mógłby być dla nas wsparciem w walce o kandydaturę Rovere? Otrzymałam listy polecające od księcia i chcę z nich skorzystać póki nie wybrano papieża. Potem zapewne stracą na ważności.
- Mogę zaproponować jedynie ostrożność, signora. Spróbuj nawiązać z nimi bliższe relacje, jednak nie zdradzaj się z planami przyszłego konklawe oraz twojego faworyta. Przecież tajemnicą nie jest, jak bardzo kardynał kłócił się z Borgiami. Oni nie zrobią też nic bez pozwolenia księcia Romanii, dlatego zachęcanie teraz do przyszłego poparcia della Rovere będzie niczym pocisk katapulty wrzucony do basenu.
- Jak zwykle skorzystam z twojej porady, Eminencjo
. - Agnese uśmiechnęła się. Za nic nie powiedziałaby komukolwiek o swoich planach, tym bardziej że sama nie wiedziała czy Rovere będzie dla niej wygodny. - Zaskoczył mnie tak długi czas obrad. Obawiałam się, że trwa jakiś spór.
- Droga signora, długi czas? Raczej krótki, biorąc pod uwagę, że wiele konklawe trwało całymi miesiącami. Wtedy były spory, nie teraz. Teraz zwyczajnie niektórzy, którzy się jeszcze szarpią muszą pojąć, że należy przestać się szarpać i to właściwie tyle.
- W handlu decyzje zapadają szybko, bo łatwo stracić szansę
. - Uśmiechnęła się. - Wobec tego ze spokojem zajmę się swoimi sprawami. Wychodzi na to, że pozostanę dłużej w Rzymie i chciałabym poczynić tu pewne inwestycje. - Agnese zerknęła z zainteresowaniem na kardynała. Była ciekawa czy Medici prowadzi tu jeszcze jakieś gry nie licząc rozgrywek podczas konklawe.
- Signora, poczytaj na temat historii konklawe. Jest kilka wspomnień spisanych, choć pewnie jeszcze nie wydrukowanych przez owego sprytnego Germanina. Tutaj może nie mamy szybkości kupców, ale też racji waży się bardzo wiele, często przeciwstawnych. Cieszę się, iż pozostaje pani w Rzymie. Jak wiesz, także tutaj mieszkam od czasu opuszczenia Florencji. Aha, czy mój człowiek przydał ci się?
- Co do historii konklawe, znam ją dosyć dobrze
. - Wampirzyca przeżyła już kilku papieżów i o ile nigdy nie była w trakcie obrad w Rzymie to śledziła wszystko przez swoich wysłanników. Tak samo zresztą jak wszyscy kupcy. - Przyznam się, że nadal korzystam z jego usług. Czy nie będzie problemem jeśli jeszcze przez chwilę poproszę o jego wsparcie?
- Żadnego, chciałem się tylko dowiedzieć, czy jesteś z niego zadowolona. Jakby nie było, zadania specjalne, wspomniany zaś Filibert jest właśnie od takich zadań, należą do tych wyjątkowo żmudnych.
- Jest bardziej niż przydatny staram się go jednak nie zarzucać zbyt wieloma zadaniami by mógł przede wszystkim pracować dla ciebie Eminencjo.
- Chwilowo domyślasz się pewnie, głównie rozmawiam z innymi na temat wyborów. Nie jest więc mi potrzebny, aczkolwiek później, pewnie jak najbardziej. Powiedz, signora, jak tam w starej, pięknej Florencji
- jego głos zdradził tęsknotę. - Wprawdzie nie byłem tam od dzieciństwa, ale te czasy najłatwiej się pamięta oraz najlepiej wspomina.
- Florencja jest piękna
. - W głosie Agnese pojawiło się ciepło. Mówiła o swoim mieście z miłością z jaką można mówić tylko ukochanym. - Coraz większa, wspanialsza. Ubrana w piękne pałace niczym najcudowniejsza z dam. Jeśli tylko będziesz miał chęć Eminencjo, zapraszam do mych włości.
- Jak wiesz, niestety nikt z mojej rodziny nie może powrócić, niestety, póki ten rząd panuje nad Florencją, dotyczy to także ludzi Kościoła. Kiedyś jednak zmieni się, zaś póki co, chciałem po prostu posłuchać. Opowiedz proszę o tym, jak ludzie tam spacerują po ulicach, czy można dalej dostać świeże kawałki ciasta na Piazza della Signoria, gdzie najchętniej się bawią oraz wszystko, co po prostu przypomina ci miasto
.

Florencja bellissima. No tak… jej też nie powinno tam być. Z uśmiechem zaczęła opowiadać o Florencji. O nowych piekarniach, ciekawych sklepach. O ludziach spacerujących po placach i wąskich uliczkach. Opisała kardynałowi kilka pałaców, starając się jak najlepiej oddać to co sama kochała we Florencji. Prawda była że znała ją tylko z życia nocnego, ale nie raz prosiła swe sługi by opisywały jej miasto, które było jej życiem. Kardynał słuchał spijając słowa jej ust, pewnie nawet, choć nie była pewna, ale pewnie nawet jakaś łezka spłynęła mu, szybko starta pod pozorem poprawienia czapki.
- Wspomnienia dzieciństwa, signora, piękne, dawne oraz odległe, jednak choć teraz także nie jest źle, tęsknimy za nimi. Cóż, szlachetna pani Contarini. Powoli będę wracał do siebie. Jutro ponowny dzień bezsensownych narad oraz jałowych sporów, które robi się jedynie dla zachowania pozorów. Miłego wieczoru - powstał podając swój pierścień do pocałowania. Wampirzyca uniosła się i podeszła do kardynała.
- Cieszę się, że mógł się tu Eminencja pojawić. - Ucałowała pierścień. - Życzę owocnych obrad.

Odprowadziła mężczyznę do drzwi, gdzie już oczekiwał go Borso i ktoś z osobistej ochrony kardynała. Odczekała chwilę i sama opuściła pokój.
Spokojnym krokiem udała się w stronę gabinetu. Gilla podążała za nią krok w krok. Jak tak dalej pójdzie, możliwe, że będzie miała chwilę spokoju. Chyba, że Morgan jeszcze kogoś na nią naśle. Nie pukając wkroczyła do swego gabinetu, gdzie faktycznie czekał na nią spokój, gdyż po prostu nikogo nie było, poza listami, kałamarzem oraz meblami.
- Jakieś polecenia, signora? - pytała ghulica, nie wchodząc jednak.
- Poślij po markiza i Kowalskiego. Chciałabym omówić z nimi temat beczek, znajdujących się w sypialni. - Uśmiechnęła się do kobiety i zajęła miejsce za biurkiem.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-01-2018, 13:48   #112
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zarówno Kowalski, jak markiz, zostali znalezieni przez Gillę bez większych kłopotów. Alessandro wspomniał wcześniej, że chciałby odwiedzić swoją siostrę i tam udała się ghulica zastając ich obydwu. Sprawne więc mogła przekazać polecenie i prośbę signory, zaś oni oczywiście chętnie dostosowali się do życzenia. Kowalski jako podkomendny, zaś markiz, ponieważ wcześniej tak się właśnie umówił. Czarodziej skłonił się wchodząc, markiz uśmiechnął.
- Signora Contarini, wzywałaś mnie na spotkanie – powiedział Kowalski. - Jakieś rozkazy?
- Nie do końca. Usiądźcie. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Wygląda to tak. O ile jestem kupcem i bardzo lubię zagarniać wszystko dla siebie, to spokrewnił mnie pewien wojownik, który wbił mi do głowy trochę inne zasady. .. Wczoraj udało nam się pozyskać łup opiewający na około 150 tys dukatów. W potyczce brali udział ludzie moi, markiza i twoi Kowalski. Wobec tego według wpojonych mi zasad powinna podzielić łup między trzech dowódców. Wychodzi około 50 tys dukatów na głowę. Co ty na to?
- Sporo, ale jeśli mogę, wolałbym te pieniądze zamienić na coś innego, mianowicie dożywotnie prawo korzystania ze źródła w piwnicach pańskiego pałacu, markizie, który, jak rozumiem, będzie wkrótce państwa wspólnym pałacem. Nigdy go nie sprzedacie, a jeśli zechcecie się go pozbyć, po prostu podarujecie mi - dla czarodzieja pewne rzeczy były znacznie cenniejsze, niźli złoto.
- Osobiście nie mam nic przeciwko temu - uznał markiz, chociaż rzeczywiście była to dla niego forma związania, zaś sam pałac pewnie miał koszt może nawet zbliżony do części Kowalskiego, był bowiem nowoczesny oraz piękny. Jednak źródło mocy czyniło go dla czarodzieja szalenie istotnym przy kształtowaniu magyi.
- O dużo prosisz. Może gdybym była śmiertelna. Jednak oczekujesz, że dopuszczę do tego by w mojej domenie cały czas przebywał mag. To warte dużo więcej niż 50 tys. - Zerknęła na markiza. Niby mogli się stąd wyprowadzić, jednak wydawało się jej, że to miejsce jest mu na swój sposób bliskie.
- Hm, wobec tego inaczej - zaproponował czarodziej - 50 lat. Potem albo kupię ten pałac, albo się wyprowadzę. Jednak wybacz signora, wsparcie maga, który mieszka w tym samym miejscu i ci nie wadzi, ale pomaga, jest chyba nieco warte. Wielu powiedziałoby, że bardzo warte.
- Zgadzam się, jednak sam wiesz jak inne wampiry podchodzą do magów. - Uśmiechnęła się. - Prawdą jest też, że chciałabym zabezpieczyć Sophie. Szkól ją. Za 50 lat wiele może się zmienić, może ty będziesz chciał jednak opuścić to miejsce, może ona będzie chciała w nim zostać.
- Zaproponowałem dwa rozwiązania. Żadne nie zostało przyjęte. Skoro tak albo zaproponuj coś sama, signora, bowiem dostrzegam, że tutaj ty masz opory, albo rzeczywiście wezmę trzecią część. Mając takie pieniądze spróbuję się czegoś wywiedzieć o źródłach oraz poszukać czegoś, co będzie dostępne. Żeby było jasne, doceniam twoją propozycję oraz potwierdzam uczciwe podejście. Dziękuję za nie, nie mniej, jak sama stwierdziłaś: magowie i wampiry to inne istoty, niekiedy niechętne sobie. Będę jednak zawsze pamiętał o naszej współpracy, jak była sympatyczna. Dodam, że radzę bardzo uważać na pannę Colonna. Krew magów, nawet potencjalnych magów jest bardzo atrakcyjna dla wielu wampirów - stwierdził signor Kowalski.
- Zgadzam się na drugie rozwiązanie Kowalski - Agnese uśmiechnęła się szerzej.- Proszę tylko byś zaopiekował się Sophie. Wybacz jeśli wyraziłam się niejasno.
- Rozumiem, wobec tego cieszy mnie to, bowiem za pół wieku Sophia powinna mieć już opanowane podstawy. Zbyt mało, żeby o siebie zadbać, ale wystarczająco, żeby czynić kompetentną magię. Natomiast co do dbania o pannę Colonna, także ty signora, będziesz musiała udzielić jej porad. Nikt bowiem, jak wampiry, nie potrafi ukrywać swojego prawdziwego wieku. Na takiego cudzoziemca jak ja, niewielu zwróci uwagę, ale nie na córkę rodu Colonnów.
- Co właściwie masz na myśli? - chciał się dopytać markiz.
- Pańska siostra pod moją opieką zatrzyma swój wiek, jak przypuszczam, na pewnie dwudziestu paru latach. To chyba dobry wiek dla kobiety, pełen dojrzałości oraz piękna jednocześnie. Moje umiejętności swobodnie na to pozwalają, jednak sam pan rozumie, markizie, że pożądana nie jest zbytnia ostentacja wspomnianej sytuacji.
- Rozumiem - markiz wydawał się przytłoczony otrzymaną informacją.
Agnese czule przyjrzała się swemu narzeczonemu.
- Skarbie… pijąc moją krew też przestajesz się starzeć i to dużo szybciej niż Sophie - Florentynka wymawiała imię swojej przyszłej szwagierki nieco z toskańska, lekko inaczej niż Rzymianie. - Zostaliście właśnie wplątani w nasz nieśmiertelny światek - wyjaśniła, zaś Kowalski potwierdzająco skinął.
- Takie rzeczy są normalne w naszej skrytej rzeczywistości, choć jedynie magowie specjaliści w szkole Życia, jak ją nazywamy, potrafią tak przystopować starzenie. Inne szkoły mają jednak inne metody na to samo. Morgan Le Fay byłaby, jako Verbena, najprawdopodobniej znawczynią tej szkoły, gdyby nie poszła inną drogą.
- Rozumiem, że objaśniasz, wszystko pannie di Colonna, Kowalski i dasz mi znać, kiedy będę mogła zacząć ją wdrażać w to jak żyć będąc wiecznie młodym? - Agnese przyglądała się magowi. - Moja wiedza na wasz temat jest… powiedzmy że skąpa, ale i tak nie pokazuję, że wiem cokolwiek wśród wampirów i innych istot.
- Kiedy zechcesz, pani. Obecnie i tak zajmuję jej część czasu na naukę łaciny, greki, aramejskiego, sanskrytu, hieroglifów i jeszcze kilku innych podstawowych języków, bez których przecież ani rusz.

Markiz słysząc to pobladł, Kowalski jednak tłumaczył dalej sytuację.
- Oprócz tego przecież obecnie panna Sophia nie może zostawić swojej kuzynki. Powinna mieć trochę też czasu dla siebie. Dlatego wzmacniam nieco jej ciało, żeby wytrzymało tryb nauki oraz choćby ażeby jej wystarczyło mniej snu. Dlatego jeśli zaczniesz ją przyuczać signora, to po prostu powiedz kiedy, wtedy nieco przeorganizuję zajęcia. Jednak uważam, że póki co panienka Sophia będzie normalnie starzeć się jeszcze trochę lat, więc ma czas, później zaś jeśli ktokolwiek się zdziwi, ponownie upłynie trochę lat. Nie ma więc problemu pośpiechu.
- Dobrze, bo i ja wolałabym się zająć teraz bieżącymi sprawami. - Wampirzyca chwilę patrzyła na markiza. To musiało być dla niego trudne. Czuła to. - Rozumiem, że jesteśmy umówieni Kowalski, czy chcesz bym jakoś przypieczętowała nasz układ?
- Po co? Możesz go zerwać w każdej chwili, ale jak słusznie przypuszczasz, signora, zabezpieczyłem się na ten przypadek. Jednak osobiście jestem bardzo zadowolony z naszej współpracy oraz służby u ciebie. Liczę, że także nie narzekasz, więc chyba taki układ jest najlepszym wspólnym zabezpieczeniem dla każdego. Czy coś jeszcze, signora? Przepraszam, ale mam pracę. Panna Sophia miała opanować na dzisiaj dwa kolejne hieroglify. To ważne, bowiem bez nich choćby nie przejdę do run futharku oraz celtyckich glifów. Wszystko powinno być całkowicie uporządkowane szkoleniowo.
- Myślałam, Ze jesteś osobą, która lubi trochę spontaniczności Kowalski. - Mrugnęła do niego. - Jeśli się zgadzasz, to nie mamy na ten czas nic więcej do omówienia. Jutro zgarnę z dwóch twoich ludzi, jako obstawę karety, jeśli byś mógł ich wytypować by zgłosili się po mundury markiza, byłabym wdzięczna.
- Normanowie. Wkurzają się, że nie mieli porządnej bitki, więc będą mieli urozmaicenie. Wedle tego, co słyszałem, na mieście panuje niezłe burdello, jak powiadają Italczycy. Więc chłopaki pewnie się rozerwą, zaś spontaniczność … oczywiście lubię, ale nie podczas szkolenia, signora. Wyszkolenie maga to praca na miarę arcymistrza zegarmistrzostwa, tylko jeszcze lepiej - Polak skłonił się przed Agnese i markizem, po czym opuscił pokój.

Agnese spojrzała na swego narzeczonego. Podniosła się i podeszła do niego. Chwilę gładziła jego twarz, po czym usiadła mu na kolanach.
- Masz jakieś pytania, skarbie? - Pocałowała go delikatnie w usta.
- Niech to. Myślałem, że ci magowie robią jakieś karciane sztuczki, ale to co rzekł Kowalski … - urwał potrząsając niepewnie, jakby zaczynając pojmować, że ci ludzie tutaj, te istoty raczej, nie rozumują niekiedy ogólnymi kategoriami pozostałego społeczeństwa.
- Magowie to jedna z nielicznych grup, których naprawdę obawiają się wampiry, mój drogi. - Agnese zanurzyła dłoń w jego włosach. - Potrafią znacznie więcej niźli karciane sztuczki.
- Właśnie widzę. Kowalski wydawał mi się zawsze taki normalny. Nawet jak słyszałem coś więcej, chyba do mnie nie docierało. Dopiero teraz … dziwne, aczkolwiek kiedy jestem przy tobie oraz czuję twoją dłoń, jakoś przestaję się tego obawiać - spojrzał czule na swoją ukochaną Agnese.
- Obawa nie jest niczym złym, ważne byś chciał zrozumieć. - Ucałowała jego czoło. - Więc, mamy 150 tysięcy do wydania, mój drogi. - Uśmiechnęła się do mężczyzny.
- Proponuję dobrze się zastanowić, jak zainwestować te pieniądze, bowiem chyba tak właśnie wspominałaś. Zatrudniłbym trochę zbrojnych, jest ich w Rzymie sporo, jednak z drugiej strony obawiam się zdrady. Chyba, żeby mieć ich pod ręką, ale trzymać poza pałacem. Oraz musieliby mieć absolutnie zaufanego dowódcę, typu Borso - widać było, iż markiz pierwej martwi się, ażeby byli bezpieczni, zaś szastanie pieniędzy zostawia na później. - Ponadto skoro chcemy wspierać della Rovere, parę tysięcy gotówką byłoby sensowne. Jeśli zasiądzie na watykańskim stolcu zwróci to po wielokroć niewątpliwie.
- Tak… to dobre pomysły. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Widać było, że ma swoje.
- Dobre czy niedobre, ale choć nie mnie uczyć ciebie, jak postępować skrycie, najważniejsza jest tajność. Gdyby dowiedziano się, iż mamy tutaj takie skarby, już miałabyś szturm na pałac kilkuset spragnionych bogactwa łajdaków.
- Ważne by wyglądało, jakbym sprowadzała tu część swego majątku i sukcesywnie ją wydawała. - Agnese oparła się o niego. - To będzie nawet logiczne z uwagi na nasze zaręczyny.
- Wiesz, może owszem - nie był całkiem przekonany do jej pomysłu, ale skoro tak uważała, miała większe doświadczenie. - Jednak właściwie na co mamy wspomniane fundusze wydawać? Zresztą, może powoli sytuacja się uspokoi nieco, kiedy będzie Ojciec Święty.
- Handel, handel, handel. - Uśmiechnęła się. - Zawsze chciałam mieć filię w Rzymie.
Agnese wstała z jego kolan.
- Moje marzenie to utrzeć nosa także tutaj nosa Pazzim, a do tego muszę mieć wpływy.
- Możesz spróbować przejąć prowadzenie papieskich interesów bankowych. Jest to największy los wygrany dla bankowców. Medyceusze mieli to szczęście. Mając takie pieniądze, jesteś w stanie na bieżąco regulować wypłaty. Aczkolwiek do tego potrzebna byłaby ci odpowiednia instytucja, wyszkoleni kantorzy i tak dalej. To jednak mogłoby cie postawić przeciwko Medicim. Trudna sprawa - uznał markiz dumając jednocześnie nad czymś.

Tymczasem rozległo się pukanie do drzwi.
- Signora - usłyszeli głos służącego - nieznajomy signor przyszedł w odwiedziny. Wspomniał, że pani będzie go znać oraz oczekuje go. Obecnie czeka przy panu Borso przy bramie na pani polecenia, gdzie go pani przyjmie?
- Zależy kto to. Niech się przedstawi, a wtedy zobaczymy czy w ogóle go wpuszczać. - Poleciła wampirzyca, nie ruszając się z miejsca.
- Rozumiem, pani. Idę wobec tego zapytać.
- Czy znasz tego kogoś? - spytał markiz narzeczoną. - Czy ktoś po prostu próbuje się do ciebie wedrzeć?
- Możliwe… ale to trudne czasy. Nawet przyjaciele powinni się przedstawiać. - Chwilę się wahała po czym ruszyła w stronę drzwi. - Chodźmy tam.
- Trudne czasy - powtórzył słowa kobiety. - Chodźmy.

Poszli we troje, nie spotykając po drodze służącego. Kiedy dotarli jednak do bramy stał tak Borso, wysłany sługa, którego głos rozpoznali. Sługa ciągle twierdził, że pani Contarini oczekuje podania imienia, zaś stojący jako trzeci Leoncio odpowiadał, że był umówiony oraz że doskonale wiedzą, kim jest, zaś nie ma zamiaru podawać wszystkim swojego imienia. Oczywiście, gdyby nie zapowiadano go, musiałby się opowiedzieć, jednak tak … Właśnie takie toczono kompletnie bezsensowne dyskusje. Agnese musiała jednak pamiętac, że nawet będąc wkurzona na Leoncia, był on wysłannikiem księżnej, czyli jej wolą oraz myślą.

Wampirzyca pokręciła głową.
- Nie możesz im powiedzieć swego imienia? - Agnese skrzyżowała ręce na piersi. - Tylko Gilla wie kim dokładnie jesteś. Przepuść go Borso.
- Rzekłaś, signora. Proszę przejść, signor Tajemnica.
Także służący odsunął się natychmiast.

Leoncio poprawił lekko strój, po czym skłonił się formalnie przed Agnese, głęboko niezwykle oraz bardzo etykietalnie.
- Witaj, szlachetna pani oraz pan, wasza dostojność, markizie. Czy mógłbym z panią, signora, zamienić kilka słów na osobności, chyba że pan markiz chciałby posłuchać, jeśli pani wyrazi zgodę. Rzeczona osoba, którą pani zna, nie stawiała przeszkód.
- Porozmawiajmy we trójkę. - Uśmiechnęła się. - Znów przerywasz mi igraszki z markizem Leoncio. Za mną.
- Pani, nie jest to moim zamiarem. Mogę jedynie przepraszać za pewien niewłaściwy dobór okresu wizyty - mówił spokojnie, podczas gdy markiz czerwieniał. Niby wiedział, iż Agnese jest praktycznie bezpruderyjna, jednak osobiście się wstydził takiej otwartej postawy.

Agnese poprowadziła ich do jednego z saloników na piętrze. Tam usiedli we troje. Zaś Leoncio, niezwykle dystyngowanie poczekał, aż Agnese rozpocznie.
- Czyżbyś miał dla nas zaproszenia na bal u kardynała? - Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło, zajmując miejsce obok markiza. Ku uldze mężczyzny nie sięgnęła jak zazwyczaj do jego uda.
- Rzekłaś pani - wyjął zza pazuchy zaproszenie, które właściwie wyglądało niczym list. Było pięknie napisane, odpowiednio podbite pieczęcią, na której zaznaczone zostały kardynalskie insygnia oraz jakieś kompletnie nieokreślone bazgroły. Zaproszenie było niezwykle krótkie, ale treściwe, mianowicie brzmiało:

Cytat:
Oddawca niniejszego zaproszenia zostanie wpuszczony na bal dobroczynny Jego eminencji kardynała Luciusa Cyntio w jego pałacu kardynalskim przy Via Fontana dnia 7 września wieczorną porą. Oddawcy może towarzyszyć osoba towarzysząca oraz sługa, za których bierze on całkowitą odpowiedzialność
podpisano
sekretarz kardynalski
baron Mauricio Babbello
Leoncio skinął podając jej.
- Jak signora widzisz, pismo na okaziciela. Wedle naszych informacji wszyscy zaproszeni otrzymali wyłącznie pismo na okaziciela, jakby ktoś obawiał się napisać nazwiska.
- Cóż, to także jest na swój sposób ryzykowne. - Wampirzyca złożyła list i odłożyła go na biurko. - Dziękuję. Zgodnie z obietnicą pojawię się na tym przyjęciu.
- Bardzo proszę uważać, signora. Wydawało mi się, że księżna naprawdę była przejęta całą wspomnianą sprawą.
- Zgodnie z jej zaleceniami, staram się nie postępować pochopnie. - Wampirzyca uśmiechnęła się i jej dłoń w końcu powędrowała do uda markiza, którego mięsień zareagowal drżeniem. - Po za tym będzie ze mną mój narzeczony, więc będę się pilnować jeszcze bardziej.
- Jak pani wie, będzie miała tam pani współpracownika. Cóż, jednak będzie ich dwóch, udało nam się przemycić jeszcze jedną osobę do obsługi. Proszę zobaczyć, to właśnie ona - poruszył lekko dłonią pokazując bardzo lekko oraz wyjątkowo przezroczyście ubraną kobietę.

[MEDIA]http://data.whicdn.com/images/16041252/large.jpg[/MEDIA]

Wszyscy chwilę wpatrywali się w pokazany wizerunek.
- Widzicie tutaj kurtyzanę, ghulicę. Jest dobra w tym co robi. Kardynał przygotowuje jakieś inscenizacje, przedstawienia, podobno nawet walki gladiatorskie. Ona będzie tam gdzieś. Słucha wyłącznie barda, ale będzie się starała wspomagać was wszystkich, jeśli zajdzie taka konieczność.
Agnese uśmiechnęła się widząc wizerunek. No to wampirek znalazł sobie atrakcję na ghula.
- Zgodnie z obietnicą nie będę się wtrącać jeśli nie zostanę poproszona. - Delikatnie pogładziła udo Alessandra. - Ładniutka. - Uśmiechnęła się do Leoncio. Sam nie wybierasz się na przyjęcie?
- Nie wyszedłbym cało, signora, gdybym się tam udał. Nie, nie wybieram się, natomiast będę niedaleko z oddziałem szturmowym. Gdyby cokolwiek stało się, co usprawiedliwiłoby wiesz signora, jakieś zamieszki lub cokolwiek, będziemy owych zamieszkowiczów mieli pod ręką, zaś wśród nich oczywiście grupę tęższych graczy. Jednak takie podejście, takie rozwiązanie to kompletnie ostateczność. Księżna uważa, że trzeba raczej tonować zamieszanie, które ostatnio się wydarzyło oraz ciągle przydarza, niźli robić kolejne wojenki. Oczywiście niekiedy nie uda się uniknąć takiego rozwiązania, dlatego jakby co, będziemy gotowi.
- Będę się czuła bezpieczniej. W razie czego pod pałacem zostanie oddział moich ludzi, z Borso na czele. Upewnię się by także zareagował we właściwym momencie. - Zerknęła na markiza.
- Skąd będziesz wiedziała, signora, który to właściwy moment? Jeśli pragniesz, przygotuj ów oddział, ale przypuszczam, że księżna wolałaby, iżby ów oddział zgłosił się wcześniej do mnie. Nie, żebym rozkazywał twoim ludziom, tylko dał znak, iż teraz wolna wola. Ponadto ukryję ich w miejscu bezpiecznym, gdzie nie zostaną dostrzeżeni. Inaczej kardynalscy ludzie mogą dostrzec twoich. Przypuszczam wtedy, że księżna nieco by się poddenerwowała nieudaną akcją. Nie chcę straszyć ciebie signora, po prostu mówię jak jest. To ważna kwestia dla mojej pani. Stanowczo nie chce, ażeby jej cokolwiek przeszkodziło.
- Poznałeś już Borso. Jeśli chcesz by moi ludzie ruszyli w momencie dogodnym też dla ciebie i księżnej ustal z nim sygnał. Ja po prostu przyzwę go gdy będę miała kłopoty. - Uśmiechnęła się odwracając twarz z powrotem w kierunku Leoncio. - Interesy księżnej są dla mnie bardzo ważne, ale musisz zrozumieć, że bezpieczeństwo moje i moich bliskich. - Zacisnęła dłoń na udzie markiza. - Jest troszkę istotniejsze.
- Pani cieszy mnie twa przychylność. By nie było między nami porozumień, szczególnie w tych trudnych dla wszystkich czasach, pozwól, że uczulę cię jeszcze raz. Zrobisz, jak zechcesz, ale jeśli zechcesz w niewłaściwym momencie, może to zostać niewłaściwie odebrane. Księżna wprowadziła cię w swój plan i wierzy w twój osąd, acz z uwagi na ostatnie wydarzenia jest bardzo wyczulona. Wierz mi, to nie groźba, ale doświadczenie. Gdyby książęta postępowali inaczej, nie byliby książętami. Szczerze mogę jedynie radzić, rozumiejąc fakt, że nikt nie chce dla siebie niebezpieczeństwa, żebyś starała się omijać groźne sytuacje. Chociaż zdaję sobie sprawę, iż może się to okazać niemożliwe. Spróbuj po prostu radzić sobie sama, lub po prostu w grupie, którą tam będziecie. Natomiast jeżeli wybuchłby pożar choćby jakiś większy, jakaś większa walka … wtedy oczywiście takie wejście mogłoby być uzasadnione. Oczywiście spotkam się z panem Borso, przekażę mu sygnał, ale uprzedzam, że Jej Wysokość nie będzie zadowolona. Osobiście zaś starałbym się spełniać jej życzenia na jej własnym terenie. Szczególnie dlatego, iż była dla pani wyjątkowo życzliwa.
- Dziękuję za te rady. - Agnese uśmiechnęła się słabo. Trochę obawiała się jaki stosunek ma, po ostatniej rozmowie, do niej księżna. - Dołożę wszelkich starań by nie narazić planów księżnej na szwank.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-01-2018, 22:10   #113
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Leoncio wyszedł eskortowany przez strażnika, który odprowadził go do bramy, zaś Agnese, Gilla i Alessandro zostali sami.
- Kochanie, spodziewasz się jeszcze jakichś odwiedzających? - spytał ją markiz.
- Nic sobie nie przypominam. - Wampirzyca słysząc głos narzeczonego wyraźnie się uspokoiła. Widać, było że markiz ma na nią zbawienne działanie. Po chwili nawet się uśmiechnęła, ale już tym swoim ciepłym uśmiechem. - Masz ochotę kontynuować, igraszki z początku nocy? - Mrugnęła do niego, a jej dłoń powędrowała wyżej.
- Mam oczywiście, ale zanim to nastąpi, chciałbym, żebyśmy poszli na dziedziniec. Co ty na to? Gillo, mógłbym cię prosić, za pozwoleniem Agnese oczywiście, żebyś wezwała moją siostrę oraz najważniejszą część służby na dziedziniec pałacowy?
Agnese podniosła się, puszczając udo mężczyzny i dała znak Gilli by ta wykonała jego polecenie. Chwyciła Alessandro pod ramię i dała się zaprowadzić na dziedziniec.

Dziedziniec zamkowy Palazzo di Venezia był wyjątkowy. Otoczony kolumnadą, zarośnięty palmami, miał jeszcze wspaniałą ozdobę pod postacią fontanny wykonanej przez słynnych mistrzów mediolańskich na wzór tych dawnych, antycznych sprzed wieków. Fontanna została zrobiona później, niż sam pałac, ale doskonale uzupełniała dziedziniec.


Właśnie pod tą fontanną, przy szumiących liściach palm, pod światłem księżyca i gwiazd zebrała się silna grupa pod wezwaniem. Oczywiście, pomimo późnej pory, była panna Sophia di Colonna. Jednak ze względu na to, iż Kowalski wspominał, że wzmacnia jej ciało, nie był to problem. Magik zresztą był także, ponadto Borso, także kilku spośród innych, między innymi ksiądz przyłączonego do pałacu kościoła św. Marka. Co ciekawe, była młoda panna Vittoria, chociaż północ już dawno minęła. Rzecz jasna także Gilla oraz oczywiście Agnese i Alessandro.

Markiz chwileczkę poczekał, aż wszyscy się zbiorą i spojrzał na otoczenie. Zazwyczaj podczas jakichś okazji spotkań oddawał głos najpierw Agnese, jednak teraz on musiał zacząć, więc zaczął.
- Droga Sophio, szlachetni państwo, wierni słudzy. Niedawno temu nadarzyło się spotkanie, które odmieniło mój los. Spojrzałem inaczej na osobę, która odwiedziła komnaty Palazzo di Venezia. Spojrzałem pełnią siebie oraz ujrzałem tam piękno, które nie ma sobie równych na ziemi. Co więcej to piękno przemówiło do mnie, sprawiło, że się zmieniłem, że inaczej spojrzałem na nie i uderzyło mnie ono swoją wspaniałością tak, jak żadne inne na tej ziemi, na całej ziemi. Spotkałem panią Agnese Contarini. Kocham ją. Składam u jej stóp moją przyszłą radość.
Przykląkł przed florencką wampirzycą na prawe kolano.
- Signora Contarini, albo lepiej, moja ukochana Agnese, czy zechcesz przyjąć moją miłość dajac mi także swoją, czy zechcesz dzielić ze mną swoją przyszłość wspólnie przyjmując te rzeczy, które los nam nadąży, czy zechcesz być moją żoną? - wyciągnął ku niej dłoń na której spoczywał klasyczny zaręczynowy pierścionek.


Niewątpliwie klejnot, który długo spoczywał na dłoni kolejnych markiz Colonna i był w rodzie symbolem. Agnese otworzyłą szeroko oczy. Musiała przyznać, że po raz pierwszy zaręczano się jej w ten sposób. Za pierwszym razem ją sprzedano, za drugim sama się sprzedała chcąc wżenić się w rodzinę która powiększy jej wpływy. Teraz jednak… Szybko starła krwawą łzę, która zaczęła się perlić w jej oku. Mimo wszystko była tu też Vittoria i lepiej by nie widziała, takich rzeczy.
- Markizie di Colonna… - Markiz wyczuł że jej głos lekko drży. Ale mogło to być niewyczuwalne dla osób, które znały ją słabiej. Wyglądało na to, że Agnese naprawdę zależało na takich zaręczynach. - ... Alessandro. Jest dla mnie wielkim zaszczytem, ale przede wszystkim wielką radością dać ci odpowiedź twierdzącą. Przyjmując twe zaręczyny i przysięgając, że uczynię wszystko co w mej mocy by w tym małżeństwie więcej było łez szczęścia niźli smutku, dzieląc z Tobą wszystkie chwile dobre i złe.

Markiz powstał. Podszedł do Agnese unosząc jej dłoń i wkładając na odpowiedni palec pierścień czerwony niczym ich miłość oraz ognisty jak ich seks. Pochylił się do jej dłoni calując ją ceremonialnie z ukłonem, a potem nie mogąc się powstrzymać, krzyknął:
- Heeeej! - widać było, jak straszliwie jest uradowany. Objął ją, po prostu mocno objął oraz trzymał w tym objęciu, jakby nie chcąc nigdy puścić. Pewnie zresztą nie chciał. Agnese słyszała jakieś wesoły krzyki, siostra uśmiechnęła się, Vittoria krzyczała, żeby się pocałowali, zaś wszyscy klaskali, nawet ucieszony ksiądz. Agnese objęła go mocno i ucałowała, on zaś serdecznie oddał pocałunek.
- Dziękuję. - Szepnęła cicho. Wciąż miała wrażenie, że był to ceremoniał wynikający z jej kaprysu. Ceremoniał, który sprawił jej wiele radości. Markiz widział, że była wzruszona. Zresztą on także, oraz strasznie dumny, że ma taką wspaniałą narzeczoną. Gdyby znał jej wszystkie myśli, może przeklinałby się, że wśród natłoku kompletnie fantastycznych informacji, całkiem zaręczyny wyleciały mu z pamięci, ale nie potrafił, więc fruwał niczym skowronek.
- Moi drodzy, myślę, że będzie to odpowiednie i wyrażę wam wraz z moją panią wdzięczność, iż byliście świadkami naszych zaręczyn, jeśli zaproszę was na wspólny obiad za parę dni, kiedy, jak wiecie, warunki na mieście się nieco uspokoją. Oczywiście nie wyobrażam sobie, żebyście nie zaszczycili, jeśli będzie to możliwe, naszej ceremonii ślubu - markiz musiał odegrać głowę przyszłej rodziny, ale naprawdę uważał, że to jest drobna rzecz, taki obiad dla wszystkich czy zaproszenie, przekonany, że Agnese nie będzie miała nic przeciwko. Oczywiście oni będą na obiedzie jedynie na początku na moment, wiadomo, Agnese miała ograniczenia pod tym względem. Jednak takie postępowanie było całkowicie wedle etykiety, więc nie obawiał się. - Jeszcze raz bardzo wam dziękujemy.

Wspaniała wampirzyca zerknęła na niego i delikatnie uszczypnęła przez materiał jego stroju. Delikatnie nachyliła się do jego ucha.
- Pragnę ciebie.
- Ja też, pędźmy do ciebie jak najszybciej, bo jeśli nie, wezmę cię gdzieś na ławce, a wolałbym jednak by służba nas przy tym nie obserwowała
- powiedział głosem skrzącym namiętnym pożądaniem.
- Chodźmy do ciebie. - Odsunęła się od mężczyzny i chwyciła go pod ramię.

Słusznie, do niego było wszak kilkanaście metrów bliżej, zaś te kilkanaście metrów stanowiło obecnie potężny dystans. Wampirzyca natomiast, po prostu chciała w końcu zrobić to tutaj. Zaznaczyć swoją obecność w “jego” miejscu. Po prostu pobiegli, zaś Gilla zwyczajnie usuwała im wszystko z drogi, Później zaś otwarła i zamknęła przed nimi i za nimi drzwi. Byli sami, ale markiz po prostu nie chciał nawet czekać na zdjęcie sukni. Po prostu stanęli przy biureczku i markiz nacisnął narzeczoną tak, że góra jej ciała pochyliła się i ułożyła na blacie. Agnese uczuła jak markiz zarzuca jej na plecy dół sukni, usłyszała jakiś szelest, niewątpliwe opuszczanych spodnie i pantalonów, a potem po prostu wdarł się w nią gwałtownie, nie mogąc już znieść słodkiego napięcia.

Piękna wampirzyca chwyciła się krawędzi stołu i jęknęła głośno. Jej pośladki naparły na mężczyznę, jeszcze pogłębiając ten ruch. Była potwornie rozpalona i tak bardzo chciała szybko doświadczyć spełnienia. Na palcu przyjemnie ciążył jej pierścionek zaręczynowy. Wewnątrz zaś szparki rozsadzał oręż narzeczonego, który po prostu był poza opanowaniem. Brał ją dziko, namiętnie, ruszając się, wbijając, nie dbając o nic niemal, poza ta płynącą z intymności ekstazą. Narastającą ekstazą, taką która utwardzała miecz, która sprawiała, że zaczynał jęczeć, zaś na dnie jego korzenia zbierały się coraz bardziej przygotowane do wystrzału krople. Coraz więcej, więcej, aż wreszcie wystrzeliły z potężnym jękiem wydobywającym się z jego ust. Agnese krzyknęła, sama przeszywana przez potężny wstrząs rozkoszy.
- Alessandro - Imię markiza wypełniło przestrzeń jego sypialni.

Przez moment kobieta uleciała, uniosła się ku górze wewnątrz swej jaźni otoczona kokonem przyjemności.


Niesamowicie było, tak bardzo niesamowicie. Zresztą on też to czuł, bowiem nie ruszał się w niej, tylko stał przytulony do jej pośladków i przepływał przez wspólny ocean rozkoszy. Agnese wyprostowała się lekko, napierając przy tym na jego męskość. Delikatnie obróciła się, zerkając przez ramię.
- Chcę byś mnie wziął w swoim łóżku. - W jej głosie było pożądanie i zachłanność. Czuł, że wampirzyca go pragnie i że chce wypełnić całą jego przestrzeń swoją osobą. - Na każdym meblu, który jest w tym pomieszczeniu.
- Kochanie, tutaj jest jednak naprawdę kilkanaście części umeblowania. Nie dam rady na raz, ale jesli tego chcesz, tym intensywniej musimy się za to zabrać
.
Wysunął się z niej.
- Rozbieramy się, moja pani. Na łóżku będzie nam niewygodnie mając na sobie te ciuszki - szybko pocałował ją i zaczął rozpinać z tyłu haftki jej kobiecego, skomplikowanego stroju. Agnese poddała się temu zabiegowi, czując jak materiał na niej jest coraz luźniejszy. Potem zaś całkiem poluzował się, by wreszcie zostać odrzuconym na bok. Rozbierali się. Czasem pomagając wzajemnie, czasem samemu. Uśmiechając, łapiąc pocałunki, aż wreszcie nago położyli obok siebie na szerokim łożu komnaty markiza. Kobieta na wznak, mężczyzna zaś obok na boku. Prawa dłoń markiza spoczywała na jej brzuchu.


Wpatrywali się w siebie.
- Moja kochana chce być wzięta na każdym spośród tutejszych rzecz. Czy do pozycji też ma jakieś dyspozycje? - widać było przekomarzankę wewnątrz głosu.
- A co jak chcę być wzięta na każdy sposób, który przyjdzie mi do głowy? - Agnese była też rozbawiona. Chwyciła jego pościel i zakryła swoje ciało. - Chcę byś myślał o mnie, patrząc na dowolny element tego pokoju. Byś widział mnie nagą, by wszystko pachniało ci mną i seksem ze mną. Byś nie mógł tu zasnąć nie dotykając się wcześniej.
- Ja też tego chcę i nie chcę tu spać bez ciebie. To będzie nasza i tylko nasza wspólna komnata, co ty na to? Zaś co do pozycji, właśnie taki miałem zamiar, może zaczynając od klasycznego, choć chwilkę jeszcze musimy poczekać
- cóż, jako mężczyzna miał spore możliwości, jednak nie aż takie, by nie była mu potrzebna krótka przerwa pomiędzy poszczególnymi zbliżeniami.
- Wiesz… możemy co noc celebrować jakiś inny przedmiot. - Wampirzyca ucałowała jego szyję i przesunęła po niej swoim noskiem.
- Oczywiście kochanie, także uważam, że powinniśmy postępować systematycznie. wobec tego wracamy na stół, czy jednak uznamy tamto za grę wstępną, zaś pierwszym właściwym elementem będzie łóżko? - spytał całkiem poważnie. Chyba wspomniany maraton przypadł mu do gustu.
- Łóżko będzie co noc, byś mógł spać otoczony moim zapachem. - Chwyciła kołdrę i przykryła ich. Położyła się na markizie, całując jego szyję, powolutku przesuwając dłonie po jego ciele.
- Nie chcę sypiać bez ciebie. Zresztą już się przestawiłem na tryb nocny. Przy tobie nie przeszkadza mi to. Mrr, proszę, rób tak dłużej … - wymruczał poddając się jej pieszczocie.
- Powinnam się tu przenieść dopiero po ślubie. - Mrugnęła do niego i po chwili poczuł jej pocałunek na swoim obojczyku. Potem odrobinkę niżej. Jej dłonie sunęły początkowo po jego bokach, by gdy dotarła do jego brzucha, spocząć na klatce piersiowej. Jego miękka męskość na chwilkę znalazła się między jej piersiami. Nie widział jej, gdyż schowana była pod kołdrą. Czuł jej dotyk i miał wrażenie, że przez to że nie może na nią patrzeć, czuje ją mocniej. Bardziej. Agnese ugryzła go lekko, ale tylko zaczepnie.
- Moja Amazonko, czy myślisz że tak łatwo poddam się na tym polu. Mrr nie znasz mnie jeszcze - jego usta okrasił wielki uśmiech, zaś mruczenie wskazywało, jak bardzo jest to przyjemne. Zresztą Agnese poczuła to na sobie, ponieważ jego męskość zaczęła leciutko drgać, jeszcze słaba oraz malutka niczym drobny palec u ręki. Zrozumieć niełatwo, jak taki drobiazg mógł się potem zamienić w taki wielki oręż? Oparła się o jego miecz piersiami. Czuł jakie są rozpalone, jędrne. Całując jego brzuch i klatkę piersiową, poruszała nimi lekko. raz na jakiś czas czuł lekkie ugryzienie albo jak Agnese zasysa jego skórę. Już wiedział, że jego ciało usiane wręcz będzie malinkami. Tyle, że wcale mu to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, dumny był niezwykle, że TAKA kobieta wybrała właśnie jego.
- Hm, wiesz, podoba mi się - wymruczał, bowiem chyba to był jego najłatwiejszy sposób mówienia podczas chwil seksu. - Proszę, dalej, mrrrrrrrrrr.

Śliczna Agnese ruszyła dalej w dół. Jej piersi zsunęły się z lekko już twardszej męskości i już po kilku pocałunkach na podbrzuszu, poczuł na swoim czubku jej pocałunek. Widział jak jej pupa uniosła się pod kołdrą, tworząc wzorzyste wzgórze. Wampirzyca zakręciła nią zawadiacko i wzięła całą męskość markiza do ust. Uczyła, jak gwałtownie rośnie.
- Ach! - jęknął markiz. - Dobrze, poddaję się twym pragnieniom kochanie. Wszystkim. Stanowczo zbyt mi dobrze, by proponować coś samemu - widać było, że po prostu mężczyznę zaczyna ogarniać słodka poezja miłości. Wampirzyca ssała go mocno, zlizywała wypływające z niego soki. Przerywała tylko na chwilę by zostawić kolejną malinkę na jego podbrzuszu, udach. W pewnym momencie, gdy jego męskość drżała już z podniecenia, miał wrażenie, że w jej najbliższej okolicy nie ma ani jednego nie podrażnionego, zaczerwienionego miejsca. Wtedy Agnese ponownie ułożyła się na nim swymi piersiami i liżąc jego brzuch ruszyła ku górze. Widział jak górka z kołdry znika, czuł jak jego męskość najpierw przesuwa się między jej piersiami, potem po brzuchu, by na chwilę zanurzyć się w jej intymnych włoskach. Język Agnese przesunął się po jego szyi, grdyce, podbródku. Zobaczył jej radosną twarz i poczuł jak szczypie swymi wargami jego wargę. Jego męskość zahaczała o jej rozpalone płatki.
- Naprawdę nie chcesz nic zaproponować? - Wpatrywała się w niego roziskrzonym wzrokiem.
Kobieta potrafiła go chwytać w sytuacjach, w których nie mógł zaprzeczyć. Nie miał nic do powiedzenia, poza jednym.
- Usiądź na nim.

Chciał ją, rozgorączkowane ciało pragnęło tej kobiety oraz chciało jak najszybciej zaspokojenia w jej pięknej intymności. Pocałunek! Tak. Łapał powietrze poddając się jej pocałunkom oraz oddając swoje. Chciał jej ust, chciał spić z nich nektar.
- Agnese, błagam usiądź! - krzyknął niemal.
Wampirzyca podniosła się, odsłaniając przed nim swoje wdzięki. Zobaczył na jej ciele wilgotny ślad, który pozostawił jego penis. Chwilę pozwoliła mu delektować się swoim widokiem i powolutku opadła na niego, biorąc go w siebie. Wszedł gładziutko, pomiędzy rozchylone płatki, wprost w mokrą czeluść.


Przez chwilę czuł, jakby coś cudownego stało się, tak potężna fala od czubka męskości popędziła przez jego ciało. Później zaś było jeszcze cudowniej. Jego dłonie ujęły jej piersi, zaś biodra poruszyły się podskakując, tak właśnie, że znalazła się niczym na rozpędzonym ogierze. Wampirzyca zamiast dostosować się do jego rytmu, przeciwstawiła się mu i ich ciała zderzały się niemal brutalnie w powietrzu. Markiz czuł jak malinki, które zrobiła na jego podbrzuszu i udach lekko bolą przy każdym zetknięciu, jednak przyjemność którą czuł zderzając się z jej tylną ścianką, wynagradzała to aż nadto. Widział jak bardzo jest rozpalona, ba… czuł to, czuł jak każdy najmniejszy mięsień jej wnętrza zaciska się na nim. Wpatrywała się w niego rozpalonym wzrokiem jak w swoją własność. Jej piersi poruszały się przy każdym ruchu, niemal podskakując gdy ich ciała się ze sobą zderzały. Czuł to pod swymi dłońmi. Czuł jak jej twarde sutki zahaczają o każdą nierówność, sztywniejąc przy tym coraz bardziej.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-01-2018, 11:44   #114
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przedziwna naturo, która od lat tysięcy sprawiasz, że mężczyzna pragnie kobiety, ona zaś pragnie jego. Identycznie było tym razem. Piękna Agnese pędziła niczym wiatr na ogierze, galopując, podskakując na przeszkodach, zaś wewnątrz jej cudownego ciała z każdym ruchem, podskokiem, posunięciem, pulsował gruby pal, przesuwający się wzdłuż ścianek jej kobiecości. Pracujący niczym miech kowalski, który wpompowuje kolejne porcje energii, siły, rozgrzewając zarówno siebie, jak jej nasączone wilgocią łono. Markiz jęczał, zrazu cicho, ale potem głośno, niemal krzycząc, gdy galopowała, zaciskała się na nim mocno, ale ani na chwilkę nie przerywała. Bolaly trochę jej ukąśnięcia, ale wobec ogromu wzrastającej rozkoszy to było wręcz mniej niż najmniejsze zero.
- Aaa! - krzyknął ponownie zaciskając nagle mocno jej cycuszki, zaś Agnese uczuła, że wewnątrz jej głębiny uderza porcja kleistych pocisków, potem następna, jeszcze jedna. - Agnese! - krzyknął poprzez jęki.
Wampirzyca odpowiedziała mu swym, krzykiem. Wbiła się w niego dociskając go do pościeli. Czuła jak mężczyzna wije się pod nią, ale nie miał szans z wampirzą siłą. Krzyczała jego imię, czując w sobie jego wystrzały i czując jak z każdym kolejnym przeszywa ją cudowna rozkosz. Po dłuższej chwili gdy mężczyzna osłabł pod nią, sama opadła na jego tors. Zamruczała cicho i ucałowała jego obojczyk. Mężczyzna zaś powoli dochodził do siebie. Wampirzyca wręcz wyssała z niego wszystkie siły seksem nie mniej skutecznie, niżby to uczyniła przy pomocy zębów. Agnese potrafiła się zmienić w seksowną sukkubicę.
- Łóżko, naprawdę Agnese, łóżko to już mi się zawsze będzie kojarzyć z tą chwilą - wyszeptał zaś jego pierś unosiła się ciężkim dechem, wraz z przytuloną do niego kobietą. Objął ją dłonią. - Jesteś niesamowita, niezrównana, najlepsza - szeptał niemal do jej pięknego ucha.
Podciągnęła się lekko ku górze, wysuwając go z siebie. Poczuł jak jego męskość wyślizgnęła się z jej wnętrza, a zaraz za nią spłynęła strużka ich wspólnych soków. Jego wrażliwy czubek zahaczył jeszcze o jej tylny otworek nim opadł na jego brzuch. Wampirzyca oparła się na łokciach po bokach jego szyi i patrzyła na niego radosnym spojrzeniem.
- Wiesz, że mogę taka być tylko dlatego, że ty też jesteś niesamowity, niezrównany, najlepszy? - ucałowała go lekko i dalej przypatrywała się mu z góry.
- Przed tobą nie znałem tego, więc jeśli cokolwiek potrafię, jeśli sprawiam ci przyjemność, to tylko dlatego, że ty we mnie to właśnie obudziłaś.
Mówił jak czuł. Był przy tym zakochany kompletnie, co nie znaczy, że nie dostrzegał trudności wspólnego życia przy wampirzycy, ale zakładał, że razem je pokonają.

- Połóż się obok mnie, proszę - uśmiechnął się do niej mając ochotę po prostu na słodziutkie przytulanki.

Wampirzyca zsunęła się z niego i wtuliła w jego pierś. Jedną rękę oparła o jego ramię, a on czuł na nim chłód od pierścionka, który jej niedawno wręczył.
- Okryjesz nas? - Wyszeptała cicho. - Chciałabym tu dziś zasnąć.
- Kochanie, dla mnie jesteś najważniejszą kobietą na ziemi i równie najważniejsze są twoje pragnienia
- przykrył ją kołderką i siebie. Leżeli przytuleni i tacy bardzo sobie bliscy.
- Ranek będzie bardzo daleko jeszcze, masz ochotę mi coś poopowiadać, czy nie dzisiaj? - spytał próbując odgadnąć jej głębokie pragnienia.
- Bardzo chętnie. Jesteś ciekaw czegoś konkretnego?
- Właściwie tak. Chciałbym usłyszeć czegoś na temat Tzimisce. Wspomniałaś, że księżna wywodzi się z tego rodzaju. Kim właściwie są Tzimisce? Chyba dobrze wiedzieć więcej, skoro tutaj jest właśnie księżną - powiedział przytulając wampirzycę.
- Już co nieco ci napomniałam przy pierwszym wykładzie, co zapamiętałeś. - ucałowała lekko jego pierś.
- Tyle, że mówiłaś mi o jednym zdaniu na temat każdego klanu. Wydaje mi się, iż lepiej będzie jeśli po prostu dowiem się więcej o Tzimisce i powtórzę sobie, zaś potem tak samo każdy kolejny. Oczywiście pamiętam co nieco choćby o Kapadocjanach, którzy nie mają nic wspólnego z Kapadocją oraz Giovannich, lecz po prostu o Tzimisce nie pamiętam, jak ich scharakteryzowałaś, poza tym, że byli nieco, hm, jakby określić, niebezpieczni. Znaczy wszystkie wampiry są, ale oni byli szczególnie.
Wampirzyca ucałowała go w usta.
- Mój ty złakniony wiedzy narzeczony. - ułożyła się na plecach by wygodniej było do niego mówić, jednak cały czas stykała się z jego ciałem ramieniem, biodrem… jest stópka zaczęła wędrować po jego nodze, tak jak jej dłoń znalazła się dziwnie blisko jego uda, opierając o nie. Czuł jak jego mała męskość delikatnie zahacza czubkiem o jej przedramię. - A więc Tzimise… to klan, który zdominował wschodnią część Europy. Słyną ze swego talentu do przekształcania ciał swoich i innych. Do tego potrafią oni panować nad zwierzętami i potrafią bardzo wyostrzyć swoje zmysły. Dyscypliny te nazywamy kolejno: Zniekształceniem, Animalizmem i Nadwrażliwością. Sama władam tą ostatnią - Mrugnęła do mężczyzny. - ich podstawową ułomnością jest to, że są bardzo przywiązani do swojej ziemi. Ziemi, którą znają ze śmiertelnych czasów. Każdy z nich, który chce zasnąć musi mieć przy sobie dwie garści tej ziemi. - Dłoń Agnese powędrowała do męskości markiza i zaczęła się nią bawić. - Nazywamy ich często diabłami - Uśmiechnęła się. - Z uwagi na to, że bardzo często zniekształcają swe ciała na tyle iż wyglądają jak stworzenia z piekła rodem. Oczywiście mogą też uczynić siebie absolutnie pięknymi, tak wspaniałymi, że wydają się przerażający.
- Księżna także? Wydawała się wyglądowo normalna. Uff, to miłe, moja spragniona narzeczono, którą bardzo kocham – jego męskość natychmiast zareagowała. Witalność młodzieńca zregenerowała się widać nieco przez czas rozmowy. Oczywiście jeszcze nie tak całkiem, ale niewątpliwie na tyle, żeby drgnąć po dotknięciu. Kobieta była nienasycona! Szczerze mówiąc, strasznie mu to odpowiadało. Dlatego uśmiechał się zadowolony bardzo. - Mrr, przyjemnie, kiedy tak robisz, wiesz – poddał się jej dotykowi. - Wschodnia Europa tych Tzimisce – wymruczał – pewnie tam, gdzie mieszkał Kowalski. Królestwo Polskie, och … stanowczo jesteś niezrównana. Czy mogłabyś – widać było, że nie wie, jak to powiedzieć oraz że trochę mu głupio, lekko poczerwieniał – popieścić – wydobył wreszcie – kochanie mój woreczek, lubię, kiedy pieścisz no wiesz mojego tego, niekiedy sięgasz tam także troszeczkę właśnie … - nie to że wstydził się jej, ale jednak wychowany dosyć purytańsko miał ewidentne problemy podczas wypowiadania słów opisujących intymność.
- Czyżbyś nadal nie był usatysfakcjonowany? - Wampirzyca położyła się na boku jedna jej ręka powędrowała do jego woreczka, a druga, nadal bawiła się jego męskością. Jej drobne palce były bardzo delikatne, często zaledwie go muskając. Agnese wpatrywała się w niego z uśmiechem.
- Agnese, ach … - czuła drgnięcia jego ciała - to niezwykle miłe.

Wampirzyca miała pod paluszkami wrażliwe części jego ciała. Unoszącą się męskość oraz pomarszczony woreczek, gdzie mogła przez cienką skórę pieścić jego delikatne jajeczka.
- Usatysfakcjonowany, mrr, właściwie co masz na myśli? Pod względem wiedzy, owszem. Choć przyznam, że chciałbym się dużo więcej dowiedzieć na temat tego balu. Jest miłooooo … - wymruczał nagle. - Czy pod względem kochania się … oczywiście usatyfa … kcjono … ach … any, ale wcale nie oznacza to, że nie chce tej satysfakcji jeszcze powiększyć, mrrr.
- Bal jak bal. Wybieramy się do kardynała u którego podobno bywa córka księżnej. - Agnese zaczęła intensywniej bawić się jego męskością, nadal lekko dotykając jego jajeczka. - Idę tylko jako obserwator, albo ewentualne wsparcie. Podobno też z pałacu jest przejście do katakumb gdzie być może przetrzymywana jest znajoma Alessio. Pewnie będzie chciał to sprawdzić. - Pocałowała delikatnie swego narzeczonego.
- Nie przestawaj … - wymruczał straszliwie zadowolony, zaś Agnese poczuła, iż jego męskie atrybuty zaczęły już przypominać to, co niedawno gościło w jej kobiecym gniazdku. Rosły pod wpływem jej pieszczot, zaś całe jego ciało delikatnie poruszało się w powolnym rytmie. Szczególnie biodra.
- Jakby Alessio, no wiesz, poszedł szukać, chyba trzeba mu pomóóóóóc? Ach, jakie to szalenie miłeeeeee - wyjęczał, chyba średnio się nadając do konwersacji.
- Postaramy się, jednak przede wszystkim nie powinnam zagrozić planom księżnej. - Wampirzyca chwyciła go w pięść i zaczęła wykonywać ruch do przodu i do tyłu. Ściskała go mocno. - Cieszę się, że jest ci miło.
- Ale ja także bym chciał, żeby ci było miło, tak jak, ach … mnie, kochana … - spróbował unieść się, ująć ramiona i przewrócić tak, by teraz ona była na plecach, on zaś na niej. Wampirzyca genialnie sprawiła się ustawiając ponownie jego oręż do pionu, ale teraz on chciał pokazać, co jest wart. Pokazać wewnątrz niej.
- Mój drogi uwielbiam cię pieścić i jest to dla mnie bardzo miłe. - Wampirzyca wykonała kilka kolejnych mocnych ruchów. - Dotykałeś się kiedyś w ten sposób?
- Nie, no co ty - zaprotestował przestraszony czymś, co uchodziło według moralności za absolutna okropność. - Jednak kiedy ty to robisz, to uwielbiam.
- A co gdybym chciała popatrzeć? - Agnese patrzyła mu prosto w oczy.
- Nie możesz, chyba że możesz przebić spojrzeniem własne ciało, żeby dostrzec to, co jest wewnątrz ciebie - przysunął się leciutko tak, ze właściwie jeden ruch bioder dzielił ich intymności. - Jeśli bardzo chcesz, tak się stanie - powiedział nagle poważniejąc - ale wolałbym, żebyś jednak o to nie prosiła, jeśli możesz się powstrzymać, chyba że bardzo, bardzo chcesz …
Agnese pokręciła głową.
- To tylko ciekawość. - Miała ciepły miły głos. Widział, że w jej oczach jest pożądanie, że są też tamte ogniki, które chciałyby z nim igrać. - Jeśli masz się z tym czuć źle… myślę że jestem w stanie się obejść bez tego widoku.
- Przepraszam kochanie, nie gniewaj się. Chyba kiepsko bym się z tym czuł. Kocham cię, dla ciebie zrobię, co tylko mogę, ale jednak wolałbym, żebyś wybierała spośród tego mnóstwa jedne rzeczy, inne zaś jakoś troszkę niekoniecznie. Hm, czy pogniewa się pani, signora - zażartował - jeśli zaraz panią posiądę, bowiem nie mogę już wytrzymać.
- Nie gniewam się… to tylko moja ciekawość i chęć poznania cię w każdym kawałeczku. - Uśmiechnęła się. - A co do posiąścia mnie. Cóż… jakoś będę musiała to wytrzymać. - W jej głosie pojawił się żartobliwy ton. Widać chciała trochę złagodzić efekt jaki miała jej wcześniejsza prośba.
- Jest pani nadzwyczaj łaskawa - poczuła jego ruch oraz pierwsze dotknięcie śliską powierzchnią żołędzi jej płateczków. Nacisnął nieco przebijając się przez nie, zaś chwilkę później one objęły ów wyślizgujący się do środka pal szczelnie dookoła. Mężczyzna w kobiecie. Wspólnie razem kochający się.

[MEDIA]http://images.fineartamerica.com/images-medium-large-5/2-games-in-the-dark-stefan-kuhn.jpg[/MEDIA]

Posuwał się powoli, jednak do końca.
- Mam panią, jest pani na mojej łasce - zażartował, ale jego głos bardziej przypominał słodkie mruczenie niźli cokolwiek innego.
Agnese rozciągnęła się na pościeli, układając ręce za sobą. Przez chwilę markizowi mogło się zdać, że była rozczarowana jego zachowaniem ale szybko przykryła to uśmiechem.
- Wobec tego zdaję się na pańską łaskę, markizie. - Jeśli nawet była niezadowolona w jej głosie się to nie pojawiło. Jej szept niósł z sobą tylko pożądanie. Co było dobre, znając go, jak mocno reagował na takie sytuacje. Potem zaś się zaczęło. Jego ruchy przyspieszyły, ale nie jakoś super. Wolniej wyciągał swój pal, tak że niemal widać było na zewnątrz już czerwoną główkę penisa, potem zaś szybko i gwałtownie wbijał. Później ponownie wolno oraz znów szybkie wejście, potem jeszcze kilka razy szybciej, aż przypomniał sobie, jaką pozycję lubi wampirzyca najbardziej. Założył jej piękne nóżki sobie na barki, pochylił się mocno ją wyginając i zaczął znowu poruszać się wewnątrz jej ciała. Kompletnie pod innym kątem tym razem i jeszcze głębiej, właściwie prawie mocno uderzając jej tylną ściankę. Wampirzyca zamruczała z przyjemności. Lubiła gdy markiz brał ją w ten sposób. Wpatrywała się w jego rozpalone spojrzenie, zakochane spojrzenie. Czuła jak jej ciało chce na niego naprzeć, ale powstrzymywała to. Chciał ją mieć na swojej łasce i pozwoliła mu na to. Było jej cudownie gorąco. Każdy jego ruch wywoływał kolejną falę rozkoszy.
- Kocham cię Alessandro. - Wymruczała i sięgnęła jedną dłonią do jego twarzy pieszcząc ja delikatnie, gładząc jego policzek.
- Kocham cię Agnese - odpowiedział to samo, ale zaraz później miał siłę tylko jęknąć. Czuła, jak jej narzeczony napina swoje ciało, jak drży, jak coraz mocniej poruszają się jego biodra, aż wreszcie spełnienie, które uderzyło w jej wnętrze deszczem kleistych kropelek. Colonna nie wiedział o jej pragnieniach, czy wątpliwościach, po prostu cieszył się wspólną miłością. Chwilę potem już wyprostował się klęcząc wciąż, ale widać było, jak drży ogarnięty rozkoszą. Taki bardzo zarumieniony, dyszący, który patrzy na twarz kochanki szepcząc jej jakieś niezrozumiale piękne słowa.
Agnese była wdzięczna swemu ciału. Alessandro potwornie popsuł jej nastrój swym zachowaniem, ale mimo wszystko. Gdy jej wnętrze wypełniło się gorącym nasieniem mężczyzny, od razu poczuła jak sama dochodzi. Krzyknęła gdy impuls przeszył ją, lekko ją przy tym zaskakując.
Jak to dobrze, że ludzie nie znają swoich myśli: Alessandro Agnese i Agnese Allesandro. Któż wie, któż wie, co myślał on o jej prośbie? A tak, obydwoje uważali się po trosze za osoby poświęcające się dla drugiej strony.
 
Aiko jest offline  
Stary 12-01-2018, 22:36   #115
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Markiz wyszedł z niej po prostu zwalając się na łoże obok wampirzycy. Otworzył usta oraz przeżywał chwile przyjemności. Aczkolwiek dosyć krótko.
- Kocham cię, nawet jeśli nie rozumiem czasami, to bardzo kocham – powiedział uśmiechając się do niej.
- Ja ciebie też mój piękny. - Przytuliła się do niego, wsłuchując się w bicie jego serca.
- Dobrze, że jesteśmy razem – powiedział po chwili. Widać ewidentnie było niepokój na jego leciutko zamyślonej twarzy, - Wiesz, przepraszam, ale ciągle siedzi mi na myśli ten jutrzejszy bal. Jeśli księżna się tym zainteresowała, może być, nie wiem jak, ale no wiesz, czuje, że coś będzie niezwykłego. Przypuszczam bowiem, że polityka wampirza jest bardzo głęboka, takie coś pewnie zaś jest jej istotną częścią.
- Jak już powiedziałam niepokoi ją zachowanie jej córki. Chce bym zerknępa co dokładnie się tam dzieje
. - Agnese zerknęła na markiza. - Czy niepokoi cię coś jeszcze skarbie?
- Nie, po prostu, właściwie nie byłem na żadnym balu od, od zawsze
- wyznał wreszcie straszliwie zawstydzony.
Wampirzyca zerknęła na niego zaskoczona.
-Nawet jako dziecko?
Skinął twierdząco.
- Nasz ojciec nie przepadał za nami. Brał jakąś swoją divę, nikogo poza nią. Później poszedłem do klasztoru, zaś jeszcze później powróciłem. Jednak wtedy raczej ciągle pojawiały się jakieś niepokoje. Ledwo udawało się utrzymać na terenie swojego pałacu, natomiast chodzenie na bale. Cóż bale przypominały często spotkania bardzo swobodne osób, które nie przejmowały się niczym poza swoimi przyjemnościami. Dlatego także staraliśmy się raczej trzymać daleko.
- Umiesz tańczyć, kochanie
? - Spojrzała na niego z zaciekawieniem.
- Średnio - przyznał trochę uciekając spojrzeniem. - Znaczy potrafię jako tako. Uczyłem się nieco za dzieciaka od guwernera oraz potem po powrocie. Wiesz, te wszystkie bazzadanze, saltarello oraz parę innych. Poradzę sobie … chyba - dodał niepewnie. - Ale nie powinno być tak źle. Najbardziej boję się tych wymian pomiędzy tancerzami - widać było, że jego balowe dziewictwo powoduje spore zdenerwowanie. - Niezbyt dobrze się czuję, kiedy są takie tłumy. Wiem, że to niby naturalne, jednak po prostu wiesz, muszę się tego pewnie nauczyć.
Agnese wyskoczyła z łóżka i stanęła na środku pokoju wyciągają do niego dłonie.
- Zatańczymy?- Uśmiechnęła się a markiz zobaczył jak po jej nodze spływa gęsta biała strużka.
- Oj, jeśli potrafię się skupić … - wyznał wpatrując się w nagą kobietę. - Ale spróbujmy.
Naprawdę chciał się nauczyć, lub raczej przypomnieć sobie podstawowe ruchy taneczne. Zaś brak stroju partnerki i własnego troszeczkę mężczyznę rozpraszał. No, ale wampirzyca lubiła takie nietypowe zagrania, dlatego podjął je - wyszedł z łóżka oraz stanął około dwóch metrów naprzeciwko niej. Przynajmniej tak zaczynało się wiele dworskich tańców.
- No to najpierw sprawdźmy co pamiętasz z bazzadanze. - Wampirzyca ustawiła się z jego prawej strony i wyciągnęła do niego lewą rękę. - Już, już… Nie przyglądaj się mi, tylko prowadź markizie. - Mrugnęła do niego.


[MEDIA]https://www.youtube.com/watch?v=SPTJTtg_BaM[/MEDIA]

Basse dance, czyli taniec niski, zwany często bassadanzą szczęśliwie należał do tańców wolnych. Kroczyło się przy nim dostojnie, powoli i nie wymieniało par. Problemem mogły być jedynie kroki, albo raczej ich odmiany, różne na różnych dworach. Tańczący musieli się przy nich dostosować do granej muzyki oraz prowadzącej pary. Niemniej był to niewątpliwie łatwiejszy fragment dworskiej etykiety muzycznej na początek. Markiz podszedł do Agnese z boku, starając się skupić na tym, co teraz powinni robić. Zaczął.
- No to: raz, dwa, trzy - wykonał pierwszy krok ruszając do przodu oraz prowadząc signorę.
Wampirzyca dała się poprowadzić. Poruszała się zgrabnie, zerkając cały czas na markiza by dostosować swój krok do jego. Uśmiechała się szeroko, najwyraźniej dobrze się bawiąc. Widział też, że jej wzrok raz na jakiś czas ucieka w stronę jego poruszającej się męskości. Można było dostrzec, że markiz zna ruchy, ich kolejność, tempo, ale też jednak, że nie są one automatyczne, że nie bawi się tańcem, jednocześnie myśląc non stop: co mam zrobić teraz? Dlatego wychodziło to poprawnie, jednak dosyć sztywno. Oczywiście nie było mowy, by rozluźnił się bez odpowiedniego doświadczenia, czyli tak jak wszystko: wymagało to treningu, wprawy, oraz wielu powtórzeń. Jego zaś deprymował dodatkowo bal oraz mnóstwo dodatkowych osób.
- Pamiętaj skarbie by skupiać się na mnie. - Głos Agnese był bardzo pogodny. Powolutku wykonywała swoje ruchy, a przy każdym uniesieniu jej biust poruszał się znacznie.- Nie myśl o tym, że wokół są ludzie. Myśl o mnie i o tym, że po prostu cieszysz się moim towarzystwem. Potraktuj to jako trening przed ślubem. - Mrugnęła do niego.
- Spróbuję - przyznał - ale jak skupiam się na tobie, to jednocześnie mam problem ze skupieniem się na tańcu, a naprawdę mi na tym zależy, żeby nie wypaść źle, żeby nie skompromitować ciebie, żebyś była ze mnie zadowolona i naprawdę dumna.
- Nie przejmuj się nimi, będziesz miał jedną z piękniejszych, o ile nie najpiękniejszą partnerkę na balu
. - Wampirzyca wyszczerzyła się. Tak, według Agnese skromność, to coś co przydarza się innym. - To wszyscy wokół będą się kompromitować, bo czego by nie potrafili, ich “ozdoby” będą niczym.
Nagle spoważniała i poczuł, że jej chwyt na jego dłoni się lekko wzmocnił.
- Przymknij oczy i się skup, dobrze? - Jej głos stał się lekko hipnotyzujący, pociągający jak wtedy gdy wydawała polecenia. - Sempio… sempio… doppio. - Słyszał jak narzuca równiutkie tempo. - Rozejście, spojrzenie na innych i sempio, sempio... doppio. - Mówiła niemal melodyjnie, zupełnie jakby rzeczywiście w pomieszczeniu grała muzyka. - Zejście, sempio, sempio, pokłon do siebie… no mój piękny toż kochasz mnie i skłonisz mi się dużo piękniej… z gracją. - poprawiała go gdy wykonywali kolejne pokłony.
- Bardzo ciebie kocham, ale nie zawsze nogi chcą słuchać - wyjaśnił zbolały, ale wampirzyca widziała, jak bardzo się starał, jak bardzo próbował jej słuchać oraz skupić na niej. Oczywiście, poruszanie jego własnej męskości oraz woreczka, falowanie jej piersi podczas kroków powodowały, iż nie całkiem udawało mu się owo zogniskowanie uwagi. Jednakże widać było, że bardzo próbuje.
- Nie jest tak źle. - Agnese puściła go i spojrzała z uśmiechem na swego narzeczonego. - To teraz saltarello?
- Dobrze, ale to jest trochę szybsze i trudniejsze
- przyznał. Rzeczywiście bowiem ten rodzaj tańca wśród ruchów zawierał szereg szybkich kroków podskoki oraz różne tam takie. Widać było, iż markiz nieco się takich obawia, choć stanowiły one kanon dworskiej muzyki, której nie można było uniknąć będąc na eleganckim balu.
- Myślałam, że się ucieszysz, bo moje piersi będą bardziej podskakiwać. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Baw się tym mój piękny. Na razie zatańczymy jakby w zwolnionym tempie byś przypomniał sobie ruchy, potem narzucę już właściwe tempo, dobrze?
- Cieszę się, ale no wiesz, jak zaczynam się w nie wpatrywać, tym bardziej uciekają mi wszystkie kroki, zaś myślenie kieruje się zupełnie gdzie indziej
- wyznał czerwieniąc się. Jednak ponieważ bal był jutro, właściwie dzisiaj można powiedzieć, jako że powoli miało zbliżać się rano, chyba lepiej było skupić się na tańcu. - Dobrze, spróbujmy najpierw wolniej, wiem jednak, że podczas tańcu na balu będzie szybsze tempo, więc też musimy je poćwiczyć - zgodził się na jej plan ustawiając obok oraz ujmując dłoń wampirzycy.
- Będziesz miał łatwiej na balu gdy będą cię rozpraszać wszyscy wokół. - Uśmiechnęła się. - A moje piersi dla odmiany będą skrępowane suknią. - Delikatnie chwyciła pierś w prawą dłoń i ja przycisnęła do ciała. - Postaraj się, bo chciałabym znów zasnąć mając cię w środku. - Puściła swój cycuszek, a on opadł delikatnie.

Biedny markiz, jak miałby się skupić w tych warunkach. Czerwieniał, uciekał spojrzeniem gdzieś na bok, jednocześnie nie mogąc się powstrzymać przed zerkaniem na jej piersi oraz w gęstwinę włosków pomiędzy udami kobiety. Nawet jego męskość już zaczęła lekko reagować, co zawstydzało go jeszcze bardziej. Jednak dzielnie próbował. Gryzł wargi oraz mocno mrugał. Ponadto miał jeszcze jeden problem. Czuł, że jeśli zaczną szaleć jeszcze raz, to szczerze mówiąc z owym zaśnięciem tak bardzo blisko już nic nie wyjdzie. Pewnie raz jeszcze dałby radę, ale więcej dość średnio. Dlatego właśnie także, chcąc spełnić jej pragnienie oraz usiłując przypomnieć sobie kroki, starał się, ile sił, powstrzymać swoje chucie.
- Nawet nie wiesz ile radości mi sprawia, że tak reagujesz na moje ciało. - Wampirzyca uśmiechała się. Czuła, że sama jest bardzo mokra i nagle zrobiło się jej dziwnie ciasno między udami. Jej piersi i pupa poruszały się mocno przy każdym co bardziej skocznym ruchu. Była ciekawa ile oboje wytrzymają. Pewnie dlatego, kiedy zakończyli ów powolniejszy rytm, markiz na chwilę przystanął. Zaczął mocno oddychać wpijając spojrzenie w sufit.
- Proszę, Agnese, jeszcze trochę tak, a po prostu nie wytrzymam, będę chciał cię złapać w swojej ramiona i wziąć wręcz podczas tańca - spojrzał na nią przepraszająco.
Agnese zatrzymała się krzyżując ręce na piersi. Dociśnięte zetknęły się tworząc cudowną szczelinkę.
- O co prosisz?
- Pragnę byś usnęła, czując mnie w sobie. Jeśli zrobimy to teraz, czuję, że potem nie dam rady, a bardzo chciałbym spełnić twoje pragnienie, zresztą moim jest ono właściwie także. Nie wiem, jak to jest
- uśmiechnął się bezradnie - ale niemal zawsze, jak cokolwiek robimy, no wiesz, mam myśli na temat twojego ciała, zaś tutaj, kiedy tak słodko poruszasz się, strasznie trudno mi się powstrzymać. Może dla dobra treningu tanecznego oraz wydarzeń, które planujemy nad ranem, jednak próbowalibyśmy mniej skoczne tańce, albo narzucili cokolwiek na siebie? - zaproponował niepewnie, nie wiedząc, czy się kobieta nie wkurzy.
Wampirzyca przyglądała mu się dłuższą chwilę. Po czym westchnęła i podniosła swoją halkę. Nie było wyboru, nie chciała by Alessandro ośmieszył się jutro na balu i chciała mu pomóc. Nałożyła ją przez głowę i zaczęła sznurować tak by ścisnąć swoje krągłości.
- Poćwiczmy jeszcze, to trudny taniec. - Uśmiechnęła się.
- Dziękuję - powiedział wdzięczny markiz czule obejmując kobietę. - Nawet przy tym strasznie mi trudno, zaś bez tego jeszcze chwila, a znalazłbyś się na stole z wypiętym tyłeczkiem - przyznał uczciwie. - Wobec tego zacznijmy - sam zresztą też nałożył pantalony, choć ze względu na unoszącą się nieco męskość, nie było mu łatwo, ale chyba wolał to, niżeli paradować tanecznie z wypinającą się trochę dzidą. Ponownie ustawił się do początku tańca. Wampirzyca tak jak przy Basse mówiąc narzuciła tempo. Nie musiała oddychać, więc kolejne podskoki nie przeszkadzały jej w mówieniu. Halka trochę pomagała, przynajmniej markiz nie widział dokładnie ruchów jej pupy, choć skóra wampirzycy i tak prześwitywała przez cienki materiał. Starała się nie eksponować za bardzo i cały czas robiła mu korekty zmuszając by to na nich się skupił. Więc próbował, ile tylko mógł. Okazało się, że Alessandro jest naturalnie zwinny ruchowo, jednak brak mu doświadczenia. Starał się słuchać uwag swojej mentorki, choć czasami pewnie z bardzo skupiał się na jej krągłościach, co oczywiście bez problemu dostrzegała. Tak czy siak widać było, że powtórka pomagała, początkowo niepewne ruchy markiza stawały się nieco lepsze. Oczywiście tancerzem zawołanym nie był, lecz zapewne na balowej sali się nie zbłaźni. Za każdym razem gdy Agnese widziała jego wzrok na sobie robiła mu co do tego uwagę i szybko wskazywała na czym powinien się skupić wytykając mu jakąś niedokładność. Skończyli dopiero gdy wampirzyca poczułą, że ogarnia ją zmęczenie. Po prostu nagle zatrzymała się i ziewnęła.
- Wybacz. - Zasłoniła usta dłonią i spojrzała na Alessandra zaspanym wzrokiem.
- Wybaczam - uśmiechnął się do niej - moja najsłodsza pani. - Agnese poczuła, że bierze ją na ręce i niesie niczym królewnę na łoże. Była coraz bardziej śpiąca, ale to nie znaczy, że nie czuła słodyczy pocałunków narzeczonego oraz jego dłoni wkradającej się pomiędzy jej nogi. Wampirzyca starała się oddawać pocałunki na tyle na ile pozwalała jej odpływająca główka. Obejmowała mężczyznę ciesząc się jego ciepłem. Powolutku założyła nogi na jego biodra.
- Alessandro… - Wymruczała cicho między pocałunkami.
- Agnese … - odebrała jeszcze jego słowa oraz poczuła, że coś się wślizguje w nią, że narzeczony niejako ustawia jej ciało, coraz bardziej śpiące, tak naprawdę już nie całkiem wiedząc, czy to piękne marzenie, czy też jeszcze jawa. Poczuła słodki, choć powolny ruch mężczyzny, swoją rosnącą przyjemność … później zaś pogrążyła się wewnątrz głębi wampirzego śnienia.
 
Kelly jest offline  
Stary 04-02-2018, 13:11   #116
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
7 września 1503, wieczór

Kolejny wieczór, kolejny uśmiech, kolejne uniesienie powiek, kiedy słońce zaszło za widnokręgiem. Leżała na łóżku sama, jak zwykle elegancko umyta, rozczesana i w ogóle piękna niczym najwspanialsza modelka. Jednak obok niej stał markiz oraz Gilla, z zestawem sukni do wyboru. Alessandro był już przygotowany, przyodziany w strój modny, iście szlachecki. Uśmiechał się do niej i nie tylko, bowiem zaraz poczuła jego usta na swoich.
- Witaj kochanie - pocałował ją bardzo mocno.
- Witaj signora, proszę wstać, a pan markizie niech pozwoli signorze przygotować się do balu. Naprawdę teraz na zabawy nie ma czasu - powiedziała apodyktycznym tonem. - Signora, którą suknię sobie pani życzy?
- Nie wierzę, że niczego nie wybrałaś. - Wyciągnęła dłonie do Gilli. - Chodź tu do mnie kochana. Chyba zasłużyłam chociaż na całusa na pobudkę.
- Oczywiście, że tak i co do całusa też racja - ghulica zblizyła się i pocałowała Agnese w duży palec u nogi. - Więcej będzie, jak pani wstanie i zacznie się szybko przygotowywać. A pan markizie, albo będzie pan spokojny, albo poczeka pan za drzwiami - Gilla umiała rozkazywać.
- Hm… - Wampirzyca przeciągnęła się. - Chyba od tego następnym razem zaczniemy. - Powoli podniosła się i podeszła do ghulicy, która tym razem nie miała oporów składając namiętny pocałunek na jej ustach. Potem odsunęła się na chwilkę.
- Jaśnie pan markiz ma strój bogaty, ale odpowiedni kolorystycznie - zaczęła ghulica. Rzeczywiście strój był elegancki, prawdopodobnie po ojcu, ponieważ bystre oko Agnese dostrzegło delikatne przeróbki.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/56/13/e4/5613e46bbb689f6b4f644439e3258fd0.jpg[/MEDIA]

Potem jakby zerknęła oceniając okiem Agnese.
- Pani powinna mieć coś w żywszych barwach, co będzie współgrało, jednocześnie podkreślając pani kobiecość. Dlatego mam dwie propozycje: niebieskozłotą oraz biel połączoną z piękną czerwienią. Obydwie będą pasowały oraz pięknie podkreślały pani płeć.
- Niech będzie błękitna. - Wampirzyca uśmiechnęła się i przeczesała włosy palcami. - Dawno nie miałam jej na sobie.
- Wiem pani, wyglądasz w niej pięknie.
- Bez sukni też - szybko uzupełnił markiz.
- Też - parsknęła zgadzając się Gilla. - Ale na bale kobiety zwyczajowo przywdziewają suknie. Musi więc pan poczekać na wolną chwilę, zaś przy okazji zdradzę wam, iż mam nowy, ciekawy pomysł - uśmiechnęła się bardzo znacząco. - Oczywiście signora, proszę usiąść, zaraz zacznę panią przygotowywać. Ze względu na pośpiech, zaraz przyjdzie fryzjerka - oczywiście chodziło o jedną ze sług wampirzycy. Dlatego mogła się zdziwić na widok markiza przy przygotowaniu damy, jednak niewątpliwie robiłaby swoje oraz trzymała buzię na kłódkę. Jednak oczywiście decyzja należała do Agnese
- Skarbie zaczekasz na mnie w swoim gabinecie? Wiem.. że to twoja sypialnia, ale… - Spojrzała na mężczyznę pytająco.
- Oczywiście kochanie - ucałował ją mocno i wyszedł. Chwile potem weszła faktycznie fryzjerka z pomocnicą, obie służące u Agnese od lat oraz doskonale jej znane.
Agnese odprowadziła markiza wzrokiem i poddała się zabiegom wszystkich kobiet. Trochę żałowała, że nie mogła znów obudzić się wypełniona swoim narzeczonym, ale cóż… czasem nie można mieć wszystkiego.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/0a/97/a4/0a97a42ea8675a8a7768a73d6ad75ea7.jpg[/MEDIA]

Trzy kobiety zajęły się nią i już po skromnej godzinie piękna Agnese Contarini stała w swojej ślicznej sukni, wypudrowana, wyperfumowana, wyglądająca iście absolutnie nadzwyczaj wspaniale. Tymczasem z ust Gilli dowiedziała się, że jest już przygotowany powóz Colonnów, wypucowany na tą okazję oraz naprawiany od kilku dni, piękne konie oraz tuzin żołnierzy obstawy. Wprawdzie nie mogli oni wejść do wnętrza, ale mogli czuwać nad samym przejazdem oraz bezpośrednio na placu wraz z innymi karetami. Ochroną oczywiście dowodził Borso, zaś wśród strażników znajdowała się także Wilenna oraz sama Gilla. Sam dostęp na pokoje uzyskiwała tylko signora, ponadto Alessandro i Alessio, który udawał służącego.
Wampirzyca dała się odprowadzić do karety, przy sobie miała jedynie zaproszenie od księżnej. Gdy markiz zajął miejsce obok i zamknięto za nimi drzwiczki, wampirzyca jak zwykle ułożyła dłoń na jego nodze. Po chwili jakby zreflektowała się.
- Bardzo ci nie odpowiada ten odruch? - Delikatnie uniosła swoją dłoń. Powoli docierało do niej ile jest rzeczy, które nie odpowiadają mężczyźnie, których się wstydzi itd.
- Och nie - zaprzeczył. - Jest mi bardzo przyjemnie, jedynie rozprasza mnie to - uśmiechnął się zawstydzająco. - Kiedy mnie dotykasz, a nie jesteśmy sami - tym razem byli, gdyż Alessio zdecydował, że pojedzie sobie na górze karety na miejscu lokaja - mam problem z myśleniem o czymś innym, niż ta piękna dłoń. Bardzo się cieszę, kiedy ją tak trzymasz, choćby teraz - wyjaśniał jej.
Agnese z powrotem położyła swoją dłoń.
- Ja właśnie tylko wtedy mogę się skupić, wiedząc, że jesteś bezpieczny obok. - Uśmiechnęła się do swojego narzeczonego.
- Wobec tego trzymaj tam dłoń, kochanie. Miło mi jest naprawdę najdroższa - uśmiechnął się do niej.
Lekko ścisnęła jego udo i wyjrzała przez okno. Widział jak spoważniała. Przez głowę Agnese przelatywały wszystkie informacje jakich udzieliła jej księżna. Opis jej córki i temu podobne.

Droga przebiegła bezproblemowo. Karoca przemieszczała się bezpiecznie na tyle, na ile można było zagwarantować to na rzymskich ulicach. Ktoś tam wprawdzie rzucił kamieniem, jednak poza tym wszystkich skutecznie odstraszyło tych tuzin strażników nadzorujących przejazd. Tym bardziej, że im bardziej zbliżali się do pałacu kardynała, tym więcej przybywało w okolicach luksusowych karet. Wiele spośród nich miało emblematy potężnych rodzin szlacheckich. Colonnów więcej nie było, lecz zdarzyło się kilka herbów Orsinich czy potężnych Savellich.

Pałac kardynała od zewnętrznej strony niczym się nie wyróżniał, ot potężne mury, brama i dziedziniec. Prawdopodobnie był to kiedyś zamek szlachecki, który został przebudowany oraz rozbudowany. Przy bramie, wielkiej, wyposażonej w kratownicę, obecnie uniesioną, stało kilku strażników w purpurowych strojach.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/51/33/b4/5133b4916f4a3bfbd50137be0ce90cda.jpg[/MEDIA]

Byli sprawni oraz kompetentni. Zerkali na zaproszenia, później wpuszczali na dziedziniec, kierując karety na lewo lub prawo tak by mogły stanąć i później wyjechać. Można było przypuszczać, że jeśli Leoncio stacjonuje poza murami, niełatwo będzie się mu dostać. Jednak nikt nie zostawał na dziedzińcu. Wszyscy wjeżdżali oraz wyjeżdżali.

[MEDIA]http://www.all-about-portugal.com/wp-content/uploads/2011/11/Guimaraes_Paco_dos_Duques_de_Braganca.jpg[/MEDIA]

Wjeżdżając na dziedziniec wpadało się w tłok ludzi oraz koni. Jedni właśnie podjeżdżali i ci mieli pierwszeństwo, ażeby wysadzić swoich szlachetnych państwa, inni zaś byli wypuszczani. Mnóstwo ludzi, krzyków, przekleństw oraz rżenie koni wraz ze stukaniem kopyt. Także signora, markiz i Alessio dotarli na miejsce, gdzie już czekał służący. Od każdego odbierał on zaproszenie później zaś wprowadzał, przekazywał szambelanowi, który ogłaszał przybycie kolejnego dostojnika.
Agnese przekazała w karecie markizowi zaproszenie, by to on je wręczył. Sama trzymała go pod ramię i rozglądała się szukając znajomych twarzy. Oczywiście, dostrzegła. Wsród tłumu nieznajomych sobie osób dojrzała “sympatycznego” pana Pazzi. Zaraz jednak sługa odebrał od markiza zaproszenie i para narzeczonych została zaprowadzona do potężnego holu. sługa przekazał ich już szambelanowi i odszedł ponownie do kolejnych gości.
- Szlachetny pan markiz di Colonna, szlachetna pani Contarini - powtórzył głosem zdradzającym emocjonalne wypranie. - Szlachetny pan markiz di Colonna, szlachetna pani Contarini - uderzając trzymaną laską podłogę powtórzył kwestię.

Kiedy weszli do głównej sali balowej uderzył ich przepych oraz tłum ludzi. Schodziło się nieco schodami, by trafić na parkiet potężnej sali, która chyba zajmowała dwa piętra całego skrzydła budynku.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/05/c0/c6/05c0c6903889a0f375c9b94aeff78f0d.jpg[/MEDIA]

Sala stanowczo zaprzeczała zewnętrznej surowości. Przepych królował, złoto, lampy olejowe, obrazy, nade wszystko zaś mnóstwo czystej szlachty oraz bogatego kupiectwa. Przekrój elity Lacjum. Na twarz wampirzycy wypłynął uśmiech. Dawna Medici czuła się w takich sytuacjach jakby była u siebie. Mocniej chwyciła ramię markiza.
- Cudowne, czyż nie, skarbie?
- Chyba tak - przyznał nieco trwożnie. - Podoba mi się, jednak wiesz, nie najlepiej radzę sobie z tłumami, tutaj zaś jest tyle bogactwa, tyle ludzi … - widać było, że podoba mu się, że zaskoczyło go tak właściwie pozytywnie, jednak ma jeszcze opory.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-02-2018, 22:06   #117
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Hen daleko, na podwyższeniu siedział człowiek, co ciekawe, mimo balu miał przy sobie niewielki pulpit i obok sekretarza. Jego postawa była pańska, jakby nadzorował całe to potężne widowisko.


Prawdopodobnie był to wspomniany kardynał Lucius Cyntio, organizator balu oraz dziwny dostojnik, który trzymał się zawsze na boku. Wampirzyca rozejrzała się w poszukiwaniu jakichś znajomych. Na razie nie pozostawało im nic innego jak tylko korzystać z przyjęcia.
Zerknęła w stronę kardynała.
- Czy chcemy się przywitać z naszym gospodarzem?
- Tak powinniśmy. Dziwny kardynał
- mruknął. - Poprzedni papież urządzał przyjęcia podobnej wielkości, ale nawet nie wiem, czy to nie przeszło tamtych. Ciekawe, że nie ma innych duchownych - faktyczne, wśród tłumu można było dostrzec przede wszystkim szlachetnie urodzonych, kupców, finansistów takich jak Pazzi oraz wojsko.

Ruszyli bliżej ściany, gdzie na stołach uginały się patery pod ciężarem wspaniałych owoców, na innych stały misy, wazy, cały prosiak trzymający wewnątrz pyska pomarańczę oraz wino, gigantyczne ilości wina. Wręcz całe kadzie do wyboru: cypryjskie, toskańskie, sycylijskie, francuskie, nawet reńskie. Trzeba rzec, że niektórzy goście, szczególnie męscy, już się przysiedli do tych kadzi i nie wylewali bynajmniej za kołnierz. Alkohol zaś rozgrzewał oraz budził śmiałość. Agnese idąc coś usłyszała na temat swoich wspaniałych cycków oraz że może ją ktoś nauczyć, co oznacza prawdziwy mężczyzna. Wampirzyca na te słowa uśmiechała się tylko i naparła mocniej piersią na ramię markiza, uwypuklając ją.
- Cały czas zaskakuje mnie wysublimowanie lokalnej arystokracji. - Powiedziała to dosyć głośno, uśmiechając się do swego narzeczonego. Aczkolwiek lokalna arystokracja, także Colonnowie, uważali się za najważniejszych na świecie. Oczywiście podobnie jak większość cudzoziemskiej szlachty, byli zwykłą bandą buraków. Przechodzili obok takich panów oraz pań, którym bardzo podobały się śmielsze zachowania mężczyzn. Oczywiście niektóre osoby wyglądały tak, jakby pytały same siebie: co ja tutaj robię? Jednakże większość świetnie się bawiła. Wreszcie dotarli do kardynała Cyntio. Przed nimi jeszcze kilka osób wyrażało mu swoje uszanowanie. Dostojnik wyrażał się uprzejmie, mówił pusto oraz okrągło chwaląc tych, którzy do niego podchodzili. Agnese z markizem czekali na swoją kolej i w tym czasie wampirzyca użyła nadwrażliwości chcąc zbadać aurę kardynała. Barwy kardynalskie były właściwie mocno widoczne oraz pomieszane. Przede wszystkim pewne kawałki aury były potraktowane bladością, poza tym dominowała czarna barwa. Poza tym zdarzały się: lawendowy, głęboka czerwień, jasna zieleń, ciemnoniebieski. Poza tym gdzieniegdzie pojawiały się takie dziwaczne, hipnotyczne wzorki. Agnese uśmiechnęła się. Ghul… doskonale znała ten typ aury, przyzwyczajona do swoich sług. Była bardzo ciekawa czego pragnie kardynał i jak można by z tego skorzystać. No i oczywiście czyim jest ghulem? Czekając obejrzała się na salę. Jej wzrok przeleciał po twarzach szukając kogoś bledszego. Znalazła bez większego problemu. Na samym boku sali, wśród czerwono płonących latarni na wspaniałym stolcu siedziała kobieta w diademie złotym. Obok niej dwie służące, których stroje były bogatsze od wielu szlachcianek. Miała w ręku kielich czerwonego wina, przynajmniej tak się pozornie wydawało. Nawet kropelka wina spływała po jej ustach. Jednakże wyglądała niezwykle królewsko. Kobieta miała potężną charyzmę i jakąś dziwną aurę przywództwa, że inni omijali róg, gdzie siedziała, albo przechodzac kłaniali się.


Signora przypomniała sobie, kobieta nazywała się Eusebia Nuccio i była księżną Mediolanu goszczącą na terenie Rzymu. Obok niej nieco z tyłu widziała brunetkę niezwykle bladą, ubraną wspaniale, przynajmniej pod względem gigantycznego dekoltu. Ona też była wampirzycą. Nazywała się Fabinia Cantucci oraz była córką księżnej Rzymu, tą która ponoć prowadzi jakieś ciemne interesy.

Spośród innych dostrzegła miejsce orkiestry. Wspaniale grający muzycy byli podzieleni na niewielkie zespoły po kilku grajków.


Jedynie jej znajomy, supermaetro gry, śpiewu oraz mordowania, czyli Giriolamo di Melferino, siedział sam, wskazując na wyjątkową pozycję swoją oraz swojego talentu. Chwilowo tyle, aczkolwiek ciekawa sprawa. Agnese dostrzegła go, lecz nie zauważyła, żeby jego aura różniła się od ludzkiej. Był jak zwykle wspaniały ze swoim wąsikiem oraz uśmiechem.


Wreszcie dotarli do kardynała, który spojrzenie miał niby skupione, ale jednak wampirzyca wychwyciła jego spojrzenie skierowane w zupełnie inną stronę, niżeli witający go. Agnese jeszcze podchodząc niby przelotem, zerknęła kogo tak bardzo pożądliwie może obserwować mężczyzna.Jego wzrok ewidentnie skierowany był ku dwóm wampirzycom. Contarini była niemal pewna, że córunia księżnej upatrzyła sobie kardynała na ghula.
- Ooo markiz Colonna i signora Contarini. Dziękuję wam, że zechcieliście zaszczycić mój drobny bal - rzucił niby spojrzeniem na Agnese i Alessandro. Znał ich jak widać, co już było lekko niepokojące. - Cieszę się, że przybyliście oraz zapraszam was później na prywatną zabawę, gdzie gości będzie także sporo, lecz jednak nieco mniej. Służący powiadomi was, kiedy - mówił zdawkowo, jakby chciał się od nich opędzić oraz powrócić do obserwacji.
- Wasza Eminencjo - odezwał się markiz - dziękujemy.
- Tak oczywiście, cała przyjemność po mojej stronie
- oddał dosyć obojętnie kardynał.
Agnese dygnęła tylko lekko. Wolała nie babrać w główce ghula Fabinny, gdyż mogłoby to zaszkodzić planom księżnej. Uśmiechnęła się tylko do kardynała swoim ciepłym uśmiechem i dała się markizowi odprowadzić.

Sala bawiła się, aczkolwiek była to dopiero przygrywka do poważnego ucztowania oraz tańczenia.
- Signoras i signores, wszystkich, którzy pragną okazać swą zręczność, Jego Eminencja zaprasza do pavany, która rozpocznie wspaniała uroczystość! - zaintonował szambelan. Pavana była tańcem dostojnym, powolnym, wzorowanym na ruchach pawia. Właśnie dlatego zresztą nazwano go pavaną. Wykonywano kroki do przodu, do tyłu, kiwając się nieco na boki. Właściwie można przyjąć, że był to jeden spośród najłatwiejszych tańców, dlatego akurat mogło być dobre dla Alessandro, że rozpoczynali względnie prostym układem. Wampirzyca zerknęła na swego narzeczonego. Dla niej taniec był o tyle dobry, że mogła przy tej okazji się rozejrzeć, ale to on powinien ją poprowadzić. Zresztą tak robił.
- Piękna damo - skłonił się przed nią - czy wyświadczysz mi ten niezasłużony zaszczyt i pozwolisz się powieść do tańca? - spytał swoją ukochaną. Rzecz jasna zgodziła się bardzo chętnie.

[MEDIA]https://www.youtube.com/watch?v=hVBlFUb0g60[/MEDIA]

Tańczyli spokojnie w parach, czasem nieco podskakując, ale ogólnie ruchy były dosyć wolne bez specjalnych układów, czy wyjątkowych obrotów. Agnese widziała więc, że markiz radzi sobie całkiem dobrze, zaś drobne wejścia nie w tempo, czy lekko zbytnio szerokie, potrafiła zrekompensować własnymi umiejętnościami. Wampirzyca wpatrywała się w niego z uśmiechem i tylko gdy wykonywali obrót pozwalała sobie by swymi wyostrzonymi zmysłami przyjrzeć się pozostałym gościom. Upewniała się gdzie są straże, czy kardynał nadal stoi przy pulpicie. Osobiście wolała szybsze tańce, ale cieszyła się, że Alessandro się przełamuje.
 
Kelly jest offline  
Stary 05-02-2018, 11:36   #118
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Oczywiście po wolnej pavanie nastąpiło zwyczajowe znacznie szybsze sartarello. Szczęśliwe ćwiczyli to podczas ich nagiej sesji. Agnese z przyjemnością dała się poprowadzić. Co prawda w jej głowie nadal pozostawał obraz ich nagich poruszających się ciał, ale jakoś radziła sobie z zapanowaniem nad tą wizją. Pomagało jej w tym mnóstwo ludzi, którzy ich otaczali. Jedni rzecz oczywista tańczyli, jednak mnóstwo jadło, piło, rozmawiało. Po saltarello tańczono zwykle estampie. Taniec był dosyć szybki, ubarwiony przytupami, szczęśliwie wykonywany dla Alessandro w parach. Mógł więc korzystać z doświadczenia Agnese. Jednak najgorsze miało dopiero nadejść, kiedy szambelan ogłosił branle. Wykonywane grupowo oraz składające się z kilku figur.
Wampirzyca oparła się o ramię mężczyzny i bardzo sugestywnie powachlowała się swoją dłonią.
- Skarbie chyba muszę odpocząć. - Jej głos był taki jakby miał za chwilę zasłabnąć. Podziękował jej spojrzeniem prawdziwej wdzięczności.
- Ależ oczywiście kochanie. Państwo pozwolą - ujmując dłoń Agnese wyprowadził ją zręcznie z kręgu tańczących. Dopiero kiedy stanęli parę kroczków dalej, wyszeptał jej do ucha:
- Dziękujęęęęęę!
Bardzo cicho, bowiem dookoła chodziło mnóstwo osób.
- Małżonkowie powinni sobie pomagać. - Szepnęła już całkowicie przytomnym głosem. Wampirzyca dała się na chwilę usadzić na jednym ze stojących w sali foteli typu poltrona. Na skórze wytłoczone zostały herby kardynała. Markiz przysiadł obok i chwycił jej dłoń. Agnese cieszyła się, że przynajmniej nie musi udawać bladej.
Agnese cicho zachwycała się dekoracjami jakie zaprezentował im kardynał. Markiz widział jednak, że robi to głównie pod pretekstem tego by się rozejrzeć. Szukała różnych wyjść z pomieszczenia. Po tym zaczęła komentować kilka co bardziej eleganckich, lub biedniejszych strojów, tym razem przyglądając się uważnie gościom. Raz na jakiś czas pytała Alessandra kim są poszczególne osoby, mając do tego w pełni prawo jako przejezdna osoba. Gdy już uznała, że zobaczyła wystarczająco dużo uśmiechnęła się i nachyliła do ucha markiza.
- Może przejdziemy się coś zjeść. - Jako, że jej twarz była osłonięta przez twarz mężczyzny pozwoliła sobie by jej wargi przesunęły się po jego uchu.
- Chętnie - odparł delikatnie przesuwając dłonią po jej plecach oraz zatrzymując się tuż przy tyłeczku. - Chętnie spróbowałbym tych potraw, szczególnie owoców, których nigdy nie widziałem.
Agnese aż uśmiechnęła się od jego dotyku i pozwoliła sobie na cichy pomruk.


Mnóstwo jedzenia leżało na stołach. Ryby, owoce, mięsiwo, pieczowo oraz wino. Przy nich zaś krzesła dla ludzi, bardzo wygodne, na których siedzieli ci, którzy akurat nie mieli ochoty tańczyć. Można było sobie usiąść, lub postać rozmawiając. Były też loże, osobne stoliki, gdzie zasiadały grupki znajomych, przyjaciół, lub sojuszników politycznych. Siedzące tam osoby wydawały się znacznie swobodniejsze, jakby od głównej sali dzieliło ich jakieś przepierzenie, nie zaś po prostu tylko dwa czy trzy schody.

[MEDIA]http://culture.pl/sites/default/files/images/imported/sztuki%20wizualne/opisy%20dziel/bakalowicz%20%20%20uczta%20renesansowa/bakalowicz%20uczta%20renesansowa%20mnk_1654327.jpg[/MEDIA]

Wampirzyca też z ciekawością przyglądała się daniom, których nie widziała. Niestety próbowanie musiała pozostawić Alessandro. Rozejrzała się czy znalazloby się dla nich jakieś wolne miejsce. Jednak wszystkie loże były zajęte, aczkolwiek w niektórych były miejsca, więc jeśli udałoby się przysiąść do towarzystwa, które zaakcepowałoby ich, mogli znaleźć swoje miejsce w loży. Agnese szukała jakiegoś towarzystwa, które mogłoby ją zainteresować. Jakaś grupa wyglądająca na bogatych kupców. Jeśli takowych znajdzie spróbuje nawiązać z kimś kontakt wzrokowy.

Oczywiście kupcy i szlachta, ogólnie zamożni ludzie tworzyli to środowisko. Samych kupców nie było, ale znalazło się takie, gdzie chyba stanowili większość. Choć trudno było odróżnić jednych od drugich. Niemniej bystry słuch wampirzycy załapał, że rozmawiali na temat kursu złota do srebra, więc chyba kupcy. Oczywiście siedziało także kilka wynudzonych pań, które miałby ochotę zaliczyć jakiś niezobowiązujący romans. Gdy tylko ktoś zerknął w jej stronę, Agnese uśmiechnęła się czarująco, używając prezencji. Jedna z pań pomachała w ich stronę, dając znak by podeszli. Na wampirzycę obejrzało się jeszcze dwóch rozmawiających o biznesie mężczyzn i trzy kolejne kobiety. Agnese lekko zacisnęła dłoń na ramieniu markiza i wskazała lożę.

Alessandro może był lekko zaskoczony ale poprowadził ich w tamtą stronę. Szybko znalazły się dodatkowe krzesła i nakrycie dla nowo przybyłych.
- Witamy, witamy państwa - rozległ się głos jednego, najbardziej rubasznego, który nie przejmując się niczym trzymał swoja dłoń na udach chętnej kobiety. Ciekawe, była żoną, utrzymanką, czy kurtyzaną?
- Zapraszamy do nas. Wino dobre, kobiety i śpiew - uśmiechnął się kolejny.
- Czyżbyśmy wam nie wystarczały - roześmiała się jedna ewidentnie wskazując, kim były owe niewiasty.
- No co ty mówisz, Elisa. Jesteście wspaniałe, ale to prawdziwa dama. Skoro państwo mają ochotę się przysiąść, serdecznie witamy.

Markiz chyba trochę obawiał się towarzystwa, ale za wskazaniem Agnese poprowadził ją. Lekko kłaniając się, zasiedli na przygotowanych krzesłach.
- Dzień dobry, albo raczej dobry wieczór - odezwał się markiz niezbyt wiedząc, jak się zachować.
Wampirzyca bez skrępowania zajęła miejsce przywierając do ręki Alessandra.
- Jak “państwu” się podoba, przyjęcie? - Agnese rozejrzała się po zgromadzonych z zainteresowaniem. Słowo “państwu” podkreśliła, dając znak, że niechętnie używałaby tego tytułu. Tak jak się spodziewała z tego miejsca miała dobry widok na salę i to co się na niej dzieje.
- Ależ jest wspaniałe, odezwał się kolejny. Pani pozwoli, że się przedstawię. Pazzi, Edmundo Pazzi, a to mój brat - wskazał na innego mężczyznę - oraz kuzyni. Jest pani wyjątkowo urodziwa, zaś pani mąż musi być wielkim szczęściarzem.
- Jestem, signor - markiz był nieco sztywny oraz chyba wolał nie zdradzać, że nie są już małżeństwem.
Agnese powstrzymała grymas gdy usłyszała dobrze znane sobie nazwisko. Teraz wysłuchanie rozmów tych mężczyzn wydawało się być jeszcze bardziej kuszące. Wampirzyca z rozbawieniem machnęła dłonią.
- Są panowie wręcz otoczeni urodziwymi damami. - Rozejrzała się po zgromadzonych wokół paniach. Była bardzo ciekawa kim są i czy byłaby w stanie to jakoś wykorzystać. Szukała jakichkolwiek oznak zaręczyn lub małżeństwa. Jednak takich nie było, zaś klejnotów także nie miały, oprócz tanich, sztucznych, niespecjalnie gustownych. Ich stroje też raczej należały do bardziej wyzywających, zaś zachowanie stanowczo zbyt swobodne, jak na stonowane damy. Kurtyzany. Czyżby Pazzi nie byli w stanie pojawić się ze swymi kobietami. Zwróciła się do jednej z kobiet, tej która przywołała ją do stolika.
- Eminencja dał pokaz swoich możliwości, ale przyznam, że goście również. Widziałam tyle pięknych sukien. - Starała się pokazać, że absolutnie nie interesują ją męskie tematy, umożliwiając mężczyznom swobodną rozmowę. - Czy któraś z kreacji przypadła paniom szczególnie do gustu?
- Pani jest piękna - rozmarzyła się jedna.
- Ale ja wolę taką, która ma dużo koronek. Same koronki - zaprotestowała inna.
- Mi wszystko jedno, żeby była bogata oraz żeby można było do niej przywdziać wiele biżuterii - dodawała jeszcze kolejna.
- Ale nam się podobacie - chórem potwierdzili Pazzi.
- Wy nam też, ale signora spytała, czy jakaś suknia nam się podobała. Nieczęsto damy chcą rozmawiać z takimi jak my - kurtyzana nie wstydziła się swojego zawodu.

Agnese roześmiała się cichutko zasłaniają usta dłonią, zdawać by się mogło, że jest lekko podpita.
- Przyznam, że to odrobina ciekawości z mojej strony, też nie miewam okazji do rozmów z przedstawicielkami tego stanu. - Uśmiechnęła się ciepło. Jej wzrok przesuwał się po zebranych w alkowie, jednak Agnese bardziej interesowała się tym co dzieje się na sali. Jeśli mężczyźni nie przejdą do tematów biznesowych pewnie niebawem wyciągnie stąd Alessandra.
- Stan jak stan - mruknęła inna - bywają gorsze. Ale panowie Pazzi są bardzo uprzejmi.
- I hojni - roześmiała się inna.
- I całkiem dobrzy pod rozmaitymi względami.
- Ale ale - przerwał im jeden spośród pazzich - państwo wiedzą, kto my jesteśmy, zaś my nie wiemy, kim państwo są.
- Jestem markiz di Solvio - wystrzelił Alessandro - a to moja żona. - uśmiechnął się. Wampirzyca ucieszyła się, że Alessandro nie podał ich prawdziwego nazwiska, nie wiedziała ile Philippo Pazzi poopowiadał swojej rodzince. Gdy ją przedstawił skłoniła lekko głowę.
- Witamy witamy arystokrację. My także nią jesteśmy, tylko zamiast kul wojujemy pieniądzem. Czy wiecie państwo, jak bardzo zagrożenie Baru zmieniło kurs złota do srebra? Niesamowite!
- Istotnie - odezwał się inny pełen przejęcia. - Aż dwa soldy na setce.
- Czy możecie w to uwierzyć.
- Niełatwo … - następnie rozmowa potoczyła się ku temu kierunkowi ściśle ekonomicznemu.
Agnese szczebiotała z kurtyzanami, niby zaczepnie, ale nieśmiało wydobyć od nich ciekawostki z alkowy. Jednak jej słuch cały czas skupiony był na rozmowie mężczyzn. Niestety wampirzyca szybko zorientowała się, że są po prostu kantorami zajmującymi się wymianą monet odpowiednikiem “kantora walut”, ale żeby im zaszkodzić musiałaby zachwiać całym rynkiem. Nawet przez chwilę rozważała co byłaby w stanie ugrać korzystając z gotówki, która ostatnio znalazła się w jej posiadaniu, uznała jednak, że to nie gra warta świeczki. Ciekawe, że najwyraźniej głównym źródłem dochodów Pazzich w Rzymie była obsługa kantoru. Będzie musiała to potwierdzić, ale jeśli się okaże że ma rację, może jej to znacznie ułatwić ich wycięcie z rynku.
Słysząc zapowiedź jednego z tańców, które wymienił Alessandro, przytuliła się do niego ponownie przerywając rozmowę z kurtyzanami.
- Skarbie … to chyba farandola. - Powiedziała z zachwytem, dając mu znak, że chętnie by zatańczyła.
- Ależ oczywiście najdroższa. Wręcz nie mogę się doczekać, żebyśmy mogli zatańczyć farandolę. Wspaniałe korowody, ach … - markiz podał dłoń Agnese. Skłonił się przed Pazzimi. - Państwo wybaczą, uwielbiamy ten taniec.
- Może my też zatańczymy - zażartowała jakaś kurtyzana.
- Co mówisz? Wolę pić - roześmiał się Edmundo Pazzi. - Miło było was poznać.
Inni też cieszyli się powtarzając, jak są zachwyceni poznaniem pary arystokratów. Wydawali się nawet całkowicie szczerzy. Agnese dała się poprowadzić markizowi, w stronę ustawiających się do tańca ludzi, jednak gdy tylko zbliżyli się, znikając z widoku Pazzim, pociągnęła go w bok, w stronę jednych z dostępnych dla gości schodów prowadzących na, przypominającą emporę, galerię.
- No, no… że to byli akurat Pazzi. - Szepnęła cichutko do siebie, przywierając mocno piersią do markiza.
- Kupcy. Bogaci. Wcale się nie dziwię. Wydawali się jednak całkiem mili - stwierdził markiz.
- Ah… troszkę nimi zmanipulowałam. - Szepnęła tak cicho, że tylko Alessandro mógł ją usłyszeć. Powoli ruszyli po marmurowych schodach, mijając jakąś parę, która postanowiła jednak dołączyć do tańców. Wampirzyca z rozbawieniem przesunęła wzrokiem po lekko wymiętoszonej sukni kobiety. Jednak nie miała zbyt wiele czasu, bowiem podszedł do nich jakiś sługa przystrojony kardynalskimi barwami.
- Signora Contarini i marquis di Colonna. Zgodnie z zaproszeniem kardynała dostałem polecenie, żeby zaprowadzić państwa do części prywatnej.
- Co ty na to najdroższy? - Zerknęła czule na Alessandra. Czuła lekki niepokój związany z tym “prywatnym przyjęciem”.
Zanim Alessandro odpowiedział jakimś cudem znalazł się za plecami sługi Alessio, który skinął głową. Widząc to markiz odpowiedział.
- Wydaje mi się, że kardynałowi nie wypada odmawiać, aczkolwiek najważniejsze, jak się czujesz moja droga? - uśmiechnął się do ukochanej, dając możliwość wycofania się. - Albo może napijmy się jeszcze oraz przyjedziemy za kwadrans?
- Ah… to byłoby cudowne. - Zerknęła na kardynalskiego sługę. - Czy nie będzie to duży problem?
- Ach nie, muszę i tak powiadomić jeszcze sporo osób. Wybaczcie jednak, że spóźnicie się na przygotowane widowiska. Ale skoro państwo chcą jeszcze momencie spędzić czas na sali, odnajdę państwa za kwadrans - sługę wsiąkło w tłumie. Agnese zauważyła jednak po chwili, że gdzieś dalej rozmawia z kolejnymi osobami, które zdecydowały się pójść natychmiast uśmiechnięte. Jakby wiedziały, po co idą.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-02-2018, 21:38   #119
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese poprowadziła Alessandra na galerię i wyjrzała z niej, czy nadal na sali są wampirzyce. Były. Chciała je pokazać mężczyźnie. Zaś sługa Alessio oczywiście poszedł za nimi.
- Chciałbym, żebyście tam poszli. Udało mi się co nieco wywąchać. Możliwe, że tam jest jedna z moich plemienniczek, których poszukujemy.
- Tak zrobimy, tylko chciałam wam kogoś pokazać
. - Agnese stanęła daleko od balustrady, po tym jak upewniła się, że kobiety nadal tam są. - Jeśli się przyjrzycie są tam dwie bogato wystrojone damy. Dama w złotym diademie to księżna Mediolanu, Eusebia Nuccio, obok niej stoi córka księżnej, to ta, której piersi zaraz wypadną z dekoltu… Fabina Contucci.
- Niezła
- przyznał Alessi - ale chyba bym się obawiał takiej kobiety - markiz tylko się skrzywił, jednak właściwie on uznawał Agnese za najpiękniejszą, najseksowniejszą, najzgrabniejszą oraz żadne tam księżne czy ich córki nie robiły na nim jakiegokolwiek wrażenia.
- Chciałam byście byli w stanie je rozpoznać i na nie uważali. - Agnese uśmiechnęła się do swoich towarzyszy. Podeszła bliziutko do nich, jednak tak by nadal nie było jej widać.- Podejrzewam, że kardynał jest ghulem Fabiny. - dodała bardzo cicho.
- Spryciula - uznał Alessio. - To dlatego kardynał siedział tak cicho. Skoro nie wtrącał się chyba do niczego, poddani księżnej także się nim nie interesowali. Obecna zaś uczta to wobec tego rzeczywiście jedynie przykrywka. Pomyśleć, z pół tysiąca sproszonych gości, żeby swobodnie spotkały się dwie wampirzyce. Świat oszalał - uznał.
- Obawiam się, że tak ja je rozpoznałam, one też mogą podejrzewać że jestem tym kim jestem. - Agnese skrzywiła się. - Więc prawdopodobnie będą na nas uważać. Bądź wobec tego ostrożny Alessio, dobrze?
- Mnie nie rozpoznają, ale tak, będę ostrożny. Kiedy ruszycie tam do prywatnych komnat, spróbuję się czegoś dowiedzieć. Właściwie nic nie powinno się tam dziać i nic nie róbcie, nawet jak zobaczylibyście faerie. Jakieś przedstawienie wam pokażą
- stwierdził.
- Czekam na sygnał od człowieka księżnej. - Zerknęła na faerie.
- Ten grajek, który udaje człowieka? - uśmiechnął się Alessio. - Jest niezły. Posiada jakiś przedmiot lub moc, które ukrywają jego wampirzą naturę, jednak widzę go nawet przez te sprytne blokady.
Wampirzyca wyszczerzyła się do faerie.
- Mam nadzieję, że tylko ty. - Agnese mrugnęła do niego i szepnęła wprost do ucha markiza. - To ten pstrokaty brunet, przewodzący obecnie kapeli. Gdzieś powinna się jeszcze kręcić jego ghulica, ale nie widziałam jej.
Ucałowała policzek Alessandra. Najchętniej też dałaby sobie tutaj wymiętosić suknię, ale miała kilka innych obowiązków.
- To co? Idziemy panowie?

Wyruszyli więc, znaczy Alessandro z nią, zaś Alessio,wedle swoich słów, po prostu poszedł myszkować. Ciekawe było, iż jej teoretyczny współpracownik, mianowicie bard assassin Girolamo di Melferino gdzieś zniknął. Czyżby robił już swoją krecią robotę? Dostrzegła też jak Pazzi nie przejmując się ostro dobierają się do wynajętych dziwek, poza tym który właśnie zwalił się pod stół. Widocznie właśnie ostro sobie chlapnął. Tak czy siak para narzeczonych ruszyła. Agnese dostrzegła, że spośród pewnie pół tysiąca bawiących się mniej więcej co dziesiąty szedł wraz z nią. Oczywiście jedni ruszyli trochę szybciej, inni wolniej, jeszcze inni pozostali nieco, tak jak Colonna i Contarini. Tak czy siak wszyscy w rezultacie byli prowadzeni do dyskretnych drzwi z boku. Służący oraz żołnierze przy drzwiach musieli być poinformowani, kto może wejść, kto zaś nie. Zdarzali się bowiem biesiadnicy odsyłani sprawnie, lecz bez najmniejszego zawahania.

Tygrys, tygrys w puszczach nocy
Świeci blaskiem pełnym mocy.
Czyj wzrok, czyja dłoń przelała
Grozę tę w symetrię ciała?

Dalej był już korytarz, przepięknie zdobiony, oświetlony kandelabrami, prowadzący nieco w lewo, potem zaś kolejnymi schodami mocno do dołu. Słuch wampirzycy odbierał, że za kolejnymi drzwiami są jakieś rozmowy, okrzyki podnieconych ludzi, śmiechy oraz jakby prawdopodobnie powarkiwania. Dziwnie. Przynajmniej dopóki nie weszli za owe drzwi. Tam bowiem znaleźli się na arenie, dokładniej zaś na specjalnym otoku dla widzów kilka metrów ponad samą areną. Stanęli tam wraz z grupa widzów, którzy właśnie nadeszli.

Trochę stracili widowiska, bowiem walka się już zaczęła. Na placyku poniżej stała młoda, niemal naga kobieta. Trzymała w dłoni krótką włócznię, w drugiej zaś morgenstern. Przeciwko niej zaś biegały trzy pobudzone tygrysy. Czy można wyobrazić sobie groźniejszy widok? Wampirzyca pewnie widziała niejeden, ale nawet dla niej trzy potężne zwierzęta mogłyby stanowić problem, co dopiero dla człowieka. Jednak wydawało się, że kobieta na arenie nie boi się. Oczywiście, bacznie obserwuje poczynania, lecz raczej na zasadzie przygotowania do własnej walki. Jakby sama była zwierzęciem, bardzo czujnym. Była stosunkowo młoda oraz wydawała się, biorąc pod uwagę jej ruchy, silna, zręczna oraz doświadczona. Jakby ni raz stawała na tym polu walcząc przeciwko stworom.
- Przepraszam państwa, może chcecie postawić na którąś ze stron? - nagle przy nich pojawił się mały, śliski człowieczek mający fałszywy uśmieszek. - Mimi, Lena i Gryzak są twarde. Co państwo na to. Stawka od 10iu dukatów - wymienił potężna kwotę, ale jak było słychać, niektórzy stawiali więcej.

Wampirzyca uważnie przyjrzała się kobiecie sprawdzając czy to nie jedna z faerie. Po chwili wyostrzyła też zmysły by sprawdzić jej aurę. Niewątliwie ghulica, na co wskazywały bledsze fragmenty aury. Jakby chmurki wśród badanego krajobrazu. Ponadto spośród innych barw szło wyróżnić jasny błękit, biel oraz srebro.
- Dziękujemy, nie jesteśmy zainteresowani - zbył tymczasem natrętnego obstawiacza markiz. Szczególnie widząc, iż narzeczona w ogóle na tamtego nie zwraca uwagi.
- Ależ szlachetni państwo, wszyscy szanujący się państwo stawiają. Im więcej, tym bardziej udowadniają swoją szlachetność - wyjaśniał tamten używając argumentu nie do zbicia. Jednak chyba przeholował, gdyż markiz po prostu się wkurzył. Gnojek poddał pod wątpliwość pozycję oraz charakter narzeczonej, zaś on sam także wywodził się w bardzo długiej linii krwi. Stanowczo więc nie życzył sobie durnych sugestii. Stojąc obok Agnese złapał tamtego za wszarz, przyciągnął go do barierki i wkurzony wysyczał.
- Słuchaj, czy ty chcesz patrzeć na te igrzyska, czy chcesz wziąć udział w tych igrzyskach - przyciągnął go tak mocno, że jeden ruch i mógłby go po prostu wywalić przez barierkę na środek areny.
Agnese uśmiechnęła się.
-Spokojnie mój drogi on nie starał się ciebie obrazić… chyba po prostu jest głupi. - Skupiła wzrok na ofierze Alessandra. Wolała troszkę to załagodzić jednak miała tu coś do zrobienia. - 100 dukatów na kobietę i wynoś się.
- A nie na tygrysy
… - chciał jeszcze coś dodać, ale chyba spojrzał na markiza hamując się. - Tak pani, setka na kobietę - wybył do innych. Wampirzyca zresztą dostrzegła, że wśród ludzi przemyka się kilkoro takich jak on kombinatorów.

Tymczasem młoda kobieta stała przygotowana. Jakiś tygrys próbował zajść ją od tyłu, kolejny od przodu, zaś jeszcze następny trzymał się na razie daleko za znajdującym się na środku słupem. Chwilowo nie był niebezpieczny, lecz pozostałe ewidentnie szykowały się.


Kobieta stojąca do tej pory nieruchomo, gwałtownie przystąpiła sama do działania. Błyskawicznie skoczyła do przodu zaskakując zwierzę, które po nieruchomym przeciwniku nie spodziewało się niczego innego. Morgensztern potężnym ciosem zadzwonił po czaszce kocura, zaś włócznia trafiła go prosto w nos czyniąc z niego miazgę. Trzasnęła prosto w najbardziej bolesne dla zwierzęcia miejsce. Gwałtowne ryknięcie bólu, odskok przerażonego zwierzaka, który wyrwał do tyłu i zaczął się tarzać w piasku, podrywając co chwilę oraz co chwilę rzucając na ściany, jakby całkowicie utracił zdolność rozeznania co jest co. Potem znowu padał oraz ryczał głośno. Jednak dziewczyna nie zwlekała. Zaraz po trafieniu przedniego tygrysa, gwałtownie zakręciła morgensternem na całej długości waląc z najmocniejszego obrotu zwierzę po zaskoczonym pysku. Nawet sama siła pędzącego błyskawicznie oręża wystarczyłaby, żeby powalić bawołu, co zaś dopiero tak przygotowanej, przystosowanej do walki broni. Trafiony drapieżnik poleciał na boczną ścianę areny, tam zaś gwałtownie odskoczyła kobieta po prostu ubijając go włócznią. Prosty, szybki, konkretny cios, potem zaś odpowiedni odskok, ażeby nie narazić się na przypadkowe trafienie pazurami. Potem ruszyła spokojnie na pozostała dwójkę, jakby niczym innym nie zajmowała się podczas własnej kariery.

Piękna wampirzyca przypatrywała się wnikliwie. Dziewczyna musiała być nie tylko dobrą wojowniczką, ale też znała słabe strony przeciwników. Wiedziała doskonale, gdzie powinna uderzyć. Miała też siłę, zręczność oraz ładną sylwetkę podkreśloną prawie nagością, bowiem jedynie biodra oraz cekiny na sutkach okrywały jej smukłe ciało. Agnese chwyciła markiza pod ramię i delikatnie gładziła jego dłoń uspokajająco. Przyglądała się walce z zainteresowaniem. Sama zastanawiając się co by zrobiła. Cóż… szkoda że to czyjeś maleństwo, chętnie sama by sobie taką zdobyła, chociaż. Zastanawiała się jak poradziłaby sobie Gilla. Dostrzegała nawet pewne podobieństwo między kobietami, ale ewidentnie jej ghulica była bardziej skrytobójcą. Cieszyła się, że jest to elegancka walka a nie po prostu rzeź na niewinnej dziewczynie.

Walcząca kobieta nie bawiła się i przez to poznać było profesjonalistkę. Starała się podchodzić tak, żeby szalejący, zdezorientowany zwierz odcinał ją od tego trzeciego. Poczekała aż skoczy i odpadnie od ściany odsłaniając swój bok. Dokładnie tam trafiła go ostra włócznia. Ponownie dziewczyna odskoczyła oraz skupiła się już na tym, który pozostał. Zwierzak był przestraszony, wyczuł, że inni osobnicy jego gatunku padli oraz nie wiedział, jak to możliwe. wycofywał się, szukał innego potężnego drapieżnika, ale dostrzegł jedynie człowieka. Ryknął wściekle rzucając się do przodu oraz dokonując gwałtownego susa. Kobieta niespodziewanie uczyniła to samo. Rzuciła się do przodu oraz skoczyła niczym tygrys, tylko poniżej. Mgnienie oka! Kiedy podczas lotu od dołu wbiła mu głęboko włócznię, która już pozostała wewnątrz. Zwierz leciał także, jednak wampirzyca swoim okiem dojrzała, że nagle ze sprężystego stworzenia przez powietrze pędziła jedynie bezwładna kupa mięśni. Kobieta zakończyła przewrotem stając na nogach, zaś tygrys padł prawdopodobnie już całkowicie ubity. Poruszał jeszcze trochę łapami, jednak to było wszystko. Dziewczyna chwileczkę stała, zanim calkiem nie przestał się ruszać. Wtedy dopiero podeszła, wydobyła włócznię, później stając przed publicznością skłoniła się.
- Bravissimo! - krzyknął ktoś.
Inni także głosno wyrażali swoja aprobatę, na arenę poleciały sakiewki i niewielkie precjoza mające stanowić wyraz uwielbienia dla zwycięskiej gladiatorki.
- Ciekawe… - Wampirzyca przyglądała się kobiecie, a gdy ich oczy spotkały się na chwilę uśmiechnęła się, zsunęła z dłoni jeden z ozdobnych pierścieni, które nosiła oprócz sygnetu i pierścionka zaręczynowego i rzuciła go ghulicy.


Dziewczyna kłaniała się, zaś kilka młodych dzieci, hm, jakichś dziesięcio-jedenastoletnich wbiegło na arenę zbierając wszystkie dary do niewielkich koszyków. Były ubrane w białe, krótkie tuniki sięgające połowy ud, zawieszone na lewym ramieniu. Zarówno dziewczynki, jak chłopcy. Widać doskonale było, iż pod nimi nic nie mają. Weszło też kilku potężnie zbudowanych mężczyzn, którzy wiązali za łapy powalone stworzenia oraz wynosili, natomiast zaraz za nimi kolejni czyścili pozostałości walki. Kobieta dalej kłaniała się dumnie, potem zaś wraz z resztą opuściła arenę.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-02-2018, 20:17   #120
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jednak nikt z oglądających nie ruszył się. Głośno komentowali walkę, rozmawiali oraz widać było, iż ma być to dopiero początek starć. Istny antyczny Rzym. Właściwie już nawet na środek, na arenę wyszedł herold, który skłonił się oraz zaczął ogłaszać.
- Szlachetni goście Jego Eminencji, goście specjalni, goście wyjątkowi. Kolejna atrakcją wieczoru będzie walka dwóch wspaniałych wojowników, istnych mistrzów. Przed wami, na scenie, król północy, wspaniały, silny niczym niedźwiedź Guuuuuuunaaaaar! - wykrzyczał, rozległy się brawa, zaś na arenę wszedł potężny, brodaty Wiking.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3a/b6/92/3ab69281ede58e7f7532a3594135325a.jpg[/MEDIA]

Nosił potężny topór, który większość normalnych zjadaczy chleba nie uniosłaby jedną dłonią, lecz musiałaby obydwoma.
- Berserker na widok którego drżą wilki oraz lwy - produkował się dalej herold. - Potężny siłacz, Guuuuuunaaaar! - Wiking uniósł topór, zaryczał prędzej, niźli wrzasnął, zaś na jego nagiej klacie zadrżały zwały mięśni. - Za przeciwnika będzie miał niepokonanego mistrza miecza, króla areny, cudowne Bianchiiiiiiiiiiiiiiii! - znowu zerwały się brawa, zaś po drugiej stronie areny wszedł inny zupełnie mężczyzna. Jeśli Wiking przypominał gwałtowny ogień, ten raczej był oazą spokoju oraz twardości.

[MEDIA]http://ilovehdwallpapers.com/thumbs/fantasy-warrior-t2.jpg[/MEDIA]

Twarz miał pobarwioną, jakby chciał ukryć swoje zamiary, ażeby nie zdradzić ich nawet wyrazem oblicza, włosy ciemne, długie oraz bystre spojrzenie. Nosił skórzaną zbroję, zaś miecz miał krzywy, lecz ostry.
- Panie i panowie, patrzcie na nich oraz stawiajcie, stawiajcie, stawiajcie!
Przez tłum znowu przebiegli obstawiacze, ale znając poprzednią reakcję markiza, żaden nie podchodził, chyba, że przywołany.
Wampirzyca rozejrzała się po widowni szukając wampirzyc. Jeśli ich tu nie było ona też nie była zainteresowana, by brać udział w tych zabawach. Oparła się głową o jego ramię. Oglądając widzów dostrzegła je, obydwie miały swoją loże oraz patrzyły. Ale wydało jej się, że gdzieś tam, w zupełnie innym miejscu mignął jakiś trzeci wampir. Na chwilkę, jakby wyszedł przez jakieś drzwi, zerknął oraz wyszedł. Poza płcią, była to kobieta, ciemnowłosa, właściwie niczego nie dało się stwierdzić.

Wampirzyca zerknęła z ciekawością na jej aurę, ciekawa nastrojów w loży. Osoba, która pojawiła się na momencik, ów trzeci wampir miał jasnozielona barwę poprzecinaną czarnymi błyskawicami. W miedzy czasie badając ją Agnese delikatnie gładziła dłoń Alessandra.
- Jak się czujesz, najdroższy?
- Całkiem dobrze oraz dziwnie - skrzywił się trochę. Widocznie walka rzeczywiście była podniecająca, ale niespecjalnie gustował w takich sprawach, żeby nie powiedzieć wcale. - Wiesz kto, powiedział, że wśród walczących może być wiesz kto - nie chciał podawać imienia Alessio ani używać słowa faerie. - Dlatego chyba musimy pozostać.
Agnese przyjrzała się wojownikom, oceniając ich, po czym rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś miejsca, gdzie mogliby przycupnąć. Takiego jednak miejsca ni było, kilka istniejących lóż było zajętych, zaś prawie wszyscy stali dookoła, tak jak oni przypatrując się. Wiking wydał się Agnese silniejszy, dzikszy, niczym dzikie zwierzę, natomiast tamten był zdecydowanie słabszy, ale taki mocno skupiony oraz jako czempion areny, jak wspomniał herold, musiał być świetny.
Wampirzyca uniosła dłoń, dając znak, że chce zagłosować i obstawiła 20 dukatów na wikinga. Lubiła dzikusów… trochę przypominali jej ojca. Gdy mężczyzna odszedł pozwoliła swemu ciału lekko zawisnąć na ramieniu markiza, trochę jakby było jej ciężko. Nachyliła się przy tym do jego ucha i jeszcze nim zaczęła się walka cichym szeptem, raz na jakiś czas muskając wargami jego ucho, opowiedziała o swoich spostrzeżeniach, dotyczących wojowników z areny. Chciała by Alessandro też uczył się rozpoznawać takie rzeczy.

W tym czasie mężczyźni ustawili się naprzeciwko siebie. Po sali poniósł się ryk wikinga, trochę przypominający ryki tygrysów, które poległy przed chwilą. Trochę zaniepokoiło to wampirzycę. Nie lubiła takich porównań. Podczas gdy Gunar przypominał wielką skałę, która zaraz przetoczy się po przeciwniku, wielką nabuzowaną górę, to Bianchi był ostoją spokoju. Sygnał od sędzi i zaczęło się. tak jak się spodziewał Wiking po prostu zwalił się na wojownika, ten jednak wykonał całkiem sprawną fintę i proste cięcie. Krew Gunara chlusnęła na arenę i pierwsze rzędy widowni. Mężczyzna jednak nie zatoczył się, a jedynie sprawnym ruchem odwinął się tnąc przez nogę Bianchi. Ciął głęboko, przez mięśnie wojownika. Tamten zachwiał się. Jednak wampirzyca aż nadto dobrze wiedziała, że wiking sam jest prawdopodobnie śmiertelnie ranny. Była w szoku, że ta kupa mięśni się jeszcze rusza, ba… że jeszcze walczy. Co ciekawe Gunar nie tylko walczył, ale dopadł krwawiącego, kulejącego Bianchi i w szale ciął wojownika. Mężczyzna desperacko starał się odgrodzić mieczem, jednak ten tylko wszedł w bok Wikinga, nie powstrzymując jego pędu. Topór trafił w szyję i odciął głowę, która odpadła do tułowia. W tłumie rozległy się piski i płacz kobiet. Gunar stał w wbitym w bok mieczem i zaryczał w zwycięskim okrzyku.

Zaskoczona Agnese pokręciła głową z niedowierzaniem. Igrzyska… jednak są tradycje w Rzymie, które nie umierają. Przytuliła się do markiza, udając, że nie chce na to patrzeć i spojrzała w stronę wampirzyc, upewniając się co się tam dzieje.

Wszyscy bawili się rewelacyjnie, na czele z wampirzycami. Agnese doskonale widziała, jak księżna Mediolanu uderzyła dłonią w udo oraz ukradkiem zagłębiła kły w szyję swojej ghulicy. Druga brunetka także wydawała się zadowolona. Inni ludzie jednak na nie nie patrzyli na nie. Wszyscy prawie krzyczeli jak opętani, no poza tymi, co przegrali stawiając na Bianchiego. Ci wcale nie wyglądali na zadowolonych, ale często wrzeszczeli również żeby pokazać, iż strata dla nich dwudziestu czy stu dukatów to nic specjalnego. Chociaż oczywiście łgali.

Ponownie posypały się pieniądze, wbiegły dzieci zbierając je, zaś inni wyciągnęli dotychczasowego czempiona. Gunar stał się nowym władcą areny, chociaż chwiał się, ale trzymał fason. Wydawało się, iż ból go nie potrafi zatrzymać. Wreszcie wydawszy gromki okrzyk powoli opuścił arenę.

Oczywiście na oczyszczoną halę wstąpił ponownie herold.
- Wiem, że państwo czekacie na tą specjalną walkę, wyjątkową, niezwykłą, szaloną, gdzie zmierzy się ktoś, kogo jeszcze większość z was nie widziała ani nie spodziewała się zobaczyć. Ale zachowajcie jeszcze trochę cierpliwości oraz pozwólcie was rozgrzać następnym zawodnikom. To kobiety zgniatają pośladkami orzechy, w łóżku przetrzymają największego zawodnika, zaś na arenie są niczym demonice. Przed wami wspaniała walka gladiatorek, kobiet, które uwielbiają niszczyć oraz skoczą na siebie niczym błyskawice. Jako pierwsza rusza wspaniała Kiiiiiitiaaaanaaa!

Publiczność odpowiedziała gromem braw. widocznie zawodniczka była już znana.

[MEDIA]http://img15.deviantart.net/a2a4/i/2015/064/6/1/gladiator_girl_by_yasumatsuoka-d8kl7hx.jpg[/MEDIA]

Herold zaś dalej się produkował.
- Kochamy ją wszyscy, jej wspaniałą sieć oraz trójząb.

Kobieta raczej koło 30tki była ubrana w przepaskę i stanik. Raczej dla zasady, niż ochrony, choć na miseczkach stanika pojawiało się nieco metalu. Ponadto sama przepaska sznurkowa niewiele zasłaniała podczas przemieszczania się. Inaczej wyglądała sprawa karwaszy i ochrony barków. Wykonane były z twardej skóry i tutaj jakaś ewentualna blokada ciosu wydawała się prawdopodobna dosyć. Główną bronią Kitiany był trójząb trzymany w lewej ręce, zaś w prawej dzierżyła sieć. Agnese czytała gdzieś, że dokładnie identycznym orężem władali gladiatorzy zwani Trakami, chociaż wcale nie musieli wywodzić się z bałkańskiej Tracji. Istotą umiejętności Traka było oplatanie przeciwnika siecią tak, żeby ograniczyć jego ruchy, później zaś dokończyć dzieła trójzębem. Przeciwnikiem Traka podczas starć rzymskich był tak zwany myrmidon, czyli wojownik mocniej opancerzony, posiadający hełm, zbroję, tarczę i miecz. Tutaj jednak nastąpiła niespodzianka.
- Proszę państwa. Cudowna Kitiana jest mistrzynią, ale są też zawodnicy, którzy dopiero zaczynają. W takich przypadkach, jak zwykle, nowicjusz może poprosić o łaskę, jeśli przegra, oczywiście. Prosi o łaskę automatycznie wtedy, gdy straci przytomność. Od państwa zależy, czy mu jej udzielicie. Kto wie, może własnie na arenę wchodzi nowa, wielka mistrzyni Ruda Eka. Przyjmijcie ją brawami.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/1e/a4/24/1ea4246a8a06fdf2185d6d6fe4ccbe6b.jpg[/MEDIA]

Przed widzami zaprezentowala się wojowniczka kolejna. Była wiele młodsza, ale wyglądała na twardą kobietę. Miała miecz oraz sztylet. Była pozbawiona zbroi poza pasem i metalową spódniczką, składającą się kawałków blachy przytwierdzonych do materiału. Miała także mocno opancerzoną prawą rękę od barku do rękawicy. Rozległy się brawa, oklaski orak okrzyki:
- Wypierdoliłbym cię! - oczywiście wygłaszane przez mężczyzn, którzy walką interesowali się wyłącznie wtedy, gdy sami nie walczyli, ponieważ nie mieli pojęcia na ten właśnie temat.

Wampirzyca uniosła dłoń i postawiła na rudą.
Tym razem jednak intuicja zawiodła Agnese. Ruda nie przegrała, ona po prostu została zmiażdżona. Gdy tylko obwieszczono początek walki, rzuciła się na swoją przeciwniczkę. Wampirzyca skrzywiła się już na ten widok. Kitana zarzuciła sieć perfekcyjnie i nawet pomysłowe cięcie Rudej nie mogło jej pomóc. Część sznurków poszła, jednak reszta była wystarczająca by wyrwać jej broń. Nim zdążyła jakoś odnaleźć się w sytuacji Kitana pchnęła trójzębem, sprawnie przebijając bok i ramię. Jednak nie skończyła na tym, szybko wyszarpnęła broń powiększając rany i uderzyła z góry drzewcem, ogłuszając młodą wojowniczkę.
Walka była tak szybka, że na chwilę zapanowała cisza. Jednak po tej krótkiej chwili znów rozległy się okrzyki, powoli poleciały w górę dłonie ze wzniesionymi i opuszczonymi kciukami. Sędzia i pomocnicy zliczali je sprawnie. Wychodziło na to, że będzie pół na pół, gdy Agnese i Alessandro unieśli w górę swoje dłonie. Dwa dodatkowe głosy za życiem wojowniczki, ocaliły jej skórę.

Przeważnie, kiedy zawodnik walczy dobrze, bywa oszczędzany. Tutaj wydawało się, iż po prostu nowicjuszkę zjadł jej brak doświadczenia walki. Któż wie, dlaczego ruszyła na bój, ale chyba lepiej, żeby zajęła się inną pracą, niż arenowe starcia. Skoro jednak widzowie zdecydowali się ofiarować jej kolejną szansę, ktoś przyniósł nosze, ktoś ją na nich połozył, zaś dotychczasowa mistrzyni zgarnęła swoje laury.

Ponownie wyszedł herold.
- Pani i panowie, nadchodzi ten moment, ta chwila, na którą czekacie. Dzięki łasce Jego eminencji poznacie kogoś, kogo nigdy nie zobaczylibyście normalnie. Tak, takie stwory istnieją, takie istoty bywają, takie szaleństwo się zdarza! Jednak najpierw przeciwnik, dzielny rycerz Angelius, przyjmijmy go brawami.

Rozległy się oklaski, zaś zza bramy areny wyszedł młody mężczyzna mający białe niczym śnieg włosy. Ubrany był prosto, po rycersku, zaś oblicze miał poważne, przystojne oraz niewątpliwie szalenie skupione. Uzbrojony był w miecz i tylko w niego.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/e0/03/9a/e0039a479f4aa04aff48c57e8948dc76.jpg[/MEDIA]

Herold krzyknął.
- Nasz wspaniały gość, ochotnik, chętny do walki, rycerz, pogromca wrogów Angeeeeeeeeliuuuuuuuus!
Rozległy się brawa, zaś niektóre panie rzuciły powłóczystymi spojrzeniami.
- Przeciwko niemu wystartuje on. Obiecano mu, że jeśli wygra 10 walk będzie mógł odejść wolno. Zagwarantował sobie prawo do zjedzenia przeciwnika na arenie. Zwycięzca 6iu pojedynków: Ooooooooon! - herold szybko opuścił arenę. Przy jednej ze ścian otwarły się drzwi, a zz niech wyszedł wolno, ale tak, że podłoga niemal dudniła pod jego stopami, brązowy wilkołak.


Chyba Agnese go nawet kojarzyła. Był podobny, acz nie identyczny do tego spotkanego w zamku Orsinich. Wampirzyca, aż z ciekawością spojrzała na aurę Agneliusa. Miała nadzieję, że pośród tych wszystkich aromatów, wilkołak jej nie wyczuje. Cała aura wojownika była blada, jednocześnie zaś wydzielała bardzo silnie jaśniejące złotem halo. Miała fragmenty jasnoniebieskie, oprócz tego żółć oraz biel. Właściwie tyle dało się zobaczyć. Wampirzyca aż cmoknęła. Rycerzyk. Wampirzyca bez wahania postawiła na mężczyznę kolejne 20 dukatów. Po cichu opowiedziała markizowi o swoich spostrzeżeniach.

Oczywiście Alessandro słuchał jej oraz starał się uczyć. Agnese widziała, jak jego dłoń poruszała się, jakby naśladował walczących oraz powtarzał zadane ciosy. Jednakże przerwał, ponieważ stwór ruszył do walki. Dziwne, dlaczego nie wykorzystał swojej potęgi. Może był po prostu zbyt młody oraz słaby., a może zachodziły inne kwestie. Wyczulona doskonale na wszystkie aspekty walki wampirzyca zarejestrowała skupienie walczącego rycerza. Prawdopodobnie najpierw odmówił modlitwę, potem zaś jego ruchy przyspieszyły. Och nie tyle gwałtownie, żeby ktoś powziął podejrzenie, jednak wystarczająco, żeby odskoczyć na bok unikając gwałtownego susa oraz potężnego ciosu wilkołaczej łapy pokrytej pazurami. Świst, znowu ruszył. Ponowne machnięcie.
- Aaa! - rozległ się krzyk.
Jakiś widz zaaferowany walka wychylił się nieco. Albo raczej wychyliła, bo to była kobieta z wachlarzem, chciała coś krzyknąć. Kiedy wilkołak gwałtownie skoczył łapiąc ją za dłoń. Ostre niczym brzytwa pazury przecięły rękę. Bluznęła krew … Dłoń kobiety pokryta pierścieniami została wsadzona do pyska, pomimo ataku rycerza. Kobieta upadła, ktoś się nią zajął.
- Medyka!
Taki się już znalazł, jednak większość to nie obchodziło.
- Tak! Traf go!
- Wal!
- Jesteś cudowny!

Darły się jakieś kobiety, które pewnie uważały się za niezwykle dystyngowane.

Tymczasem na arenie obydwaj walczący gwałtownie przyśpieszyli. Wilkołak atakował, rzucał się, wampir schodził, potem próbował ciąć. Nie wyszło. Świst miecza! Potem jeszcze ponownie. Niektórym wręcz mogło się zdawać, że spoili się oni w jedną, migającą kule, która błyskawicznie przemieszczała się po arenie, pulsowała, lśniła kolorami. Wilkołak ryczał potężnie, jego przeciwnik był milczący. Tamten atakował, ten się tylko bronił. Tamten szalał, rzucał się, ten tylko unikał oraz zadawał ciosy lekkie, ale ciągłe. Oczywiście wilkołaki mają zdolności gojenia, ale nawet nie widać było, czy re rany rzeczywiście leczą się.

STOP! Przeciwnicy stanęli niczym wryci, jakby jakaś potężna siła ich niespodziewanie zatrzymała. Wręcz to było niesamowite po błyskawicznych ruchach, których nieomal nie dawało się dostrzec. Jakby gwałtowny huragan nagle jakimś niewytłumaczalnym sposobem zamilkł. Przeciwnicy stali przypatrując się sobie intensywnie, pokryci obydwaj czerwienią. Piękna wampirzyca jednak zauważyła, jak głowa wilkołaka nagle zaczęła się zsuwać z jego karku. Powoli, ale stale. Później moment, tuż za nią, potężne futrzaste cielsko wstrząsnęło upadając kamienną podłogą areny.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172