Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-08-2018, 19:42   #161
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
EGO got defessus sedebat in tot horis. Fateor tamen esset vigilaret teneant. Et eodem modo redire. Idoneam personam ad ducissam praedium quod ei fuerit deliberata. Quod oculus tuus.

Markiz ewidentnie powolutku zaczynał dochodzić do siebie, jednak to tak, jak człowiek po długim śnie, pół obudzony, półdrzemiący jeszcze. Agnese obejrzała go, patrząc czy ich przemiana zaczęła się cofać. Hm, u niej wydawało się, że tak, u markiza, jeszcze nie. Znaczy wyglądała dalej sukkubio, jednak skądś jej ciało wiedziało, że pewne rzeczy zaczynają wracać na swoje miejsce, choć … Wydaje się, że przy zwykłych ludziach wszelkie tego typu czary trwały nieco dłużej.
- Agnese … - wymruczał wreszcie budząc się markiz. Chyba znowu pożądał jej, aczkolwiek teraz wiedziała, że musi się opanować, bowiem jej cipka po prostu nie byłaby mogła przyjąć takiego olbrzyma.
- Chodźmy, Oko posłała już faerie do księżnej i my też powinniśmy wracać. - Podniosła się i wyciągnęła dłoń by pomóc mu wstać. Widać było, jak markiz się powstrzymuje przed ponownym onanizowaniem.
- Myślisz że już powinniśmy? Która właściwie godzina - zaczął się nagle zastanawiać. Jakby właśnie to lekko pozwoliło mu się bardziej opanować. - Wiesz - stwierdził jednak - chyba póki co będę szedł nago, Raczej nie zmieszczę się w tych cętkowanych spodniach - posłał jej słodziutko wspaniałe spojrzenie.
- Obawiam się, że nie zmieścisz się też już we mnie. - Odparła z uśmiechem Agnese - Zaklęcie zaczyna się cofać i coś czuję, że moje wnętrze pierwsze wraca do normy.
Skinął oddychając ciężko, jednak bohatersko uśmiechnął się.
- Oczywiście chodźmy - ruszył jednak jego dłoń nie mogła zejść z dużego penisa, który zaczęła sama podrażniać. Podczas marszu. Agnese obserwowała to z zainteresowaniem, pamiętając jak kiedyś Alessandro wzdrygał się na myśl o masturbacji. Była ciekawa czy ma świadomość tego, że właśnie to robi. Wampirzyca prowadziła ich we wskazanym kierunku. Miała sporą obawę, że mogli u spędzić nawet i dwa dni. Czuła też że jej szparka, mimo że sporo węższa, nadal jest bardzo pobudzona.
- Obawiam się że minęło sporo czasu, mam nadzieję że na górze nie rozpętało się jakieś szaleństwo. - Westchnęła. - Ale tak ciężko było się powstrzymać. - Niemal wyjęczała z rozkoszy na wspomnienie ich igraszek.
- Taaaak - jęknął ponownie markiz.
Agnese wydawało się, iż wraca coraz bardziej do siebie, ale fajny strój jej został. Zauważyła jednak niespodziewanie, że nie ma ogona.
- Wiesz, że gdy tak robisz mogłabym dać ci się nawet rozerwać. - Wymruczała patrząc na igraszki markiza. Zresztą jego penis także chyba się zmniejszył, podobnie jak skrzydła, zaś jego dłoń, nagle zniknęła. Zaś mężczyzna stał trzymając otwarte usta tak, że mogła mu wlecieć mucha.
- Coś się stało, najdroższy? - Spytała z lekką obawą.
- Nie, nie, wszystko, wszystko dobrze. Pięknie wyglądasz - zmienił szybko temat zakładając cętkowane gacie. - chodźmy, chodźmy - dłoń odruchowo ponownie poszybowała mu ku podbrzuszu, jednak zdołał się powstrzymać nakładając mocniejsze tempo marszu. Agnese chwyciła go i pociągnęła do siebie.
- Chcę ci tylko powiedzieć, że to był naprawdę przyjemny widok. - Stanęła na palcach i ucałowała go. Nie chciała by krępował się takich rzeczy, ale przede wszystkim nie chciała by czuł się z tym źle. - I pamiętaj że teraz jesteś Inkubem nie do końca panujesz nad sobą. - Jej dłoń przesunęła się po jego cętkowanych spodenkach. Oczywiście natychmiast wywołując reakcję prawie już normalnego markiza. Właściwie dostrzegała, że pod genialnymi spodenkami już jego męskość jest normalna, czyli tak czy siak bardzo duża, ale jednak normalna. Colonna także chyba poczuł się normalnie, bowiem nagle przyskoczył. Złapał Agnese w pasie, uniósł ją nieco oraz obrócił radośnie dokoła.
Agnese roześmiała się głośno.
- Co robisz wariacie. - Powiedziała rozbawionym tonem, lekko przytrzymując się jego ramion.
- Kocham cię - odpowiedział uradowany. - Idziemy? Choć, eee Agnese, znasz drogę, bowiem niespecjalnie jestem pewny co do swojej pamięci.
- Ja ciebie też.
- Agnese zsunęła się gdy ją opuszczał, ocierając się o jego ciało. Nadal miała na sobie ten skąpy strój. Niemal wyczuwał jej wilgotną szparkę sunącą po jego piersi. - I znam drogę. - Wpatrywała się w niego z zachwytem. Pragnęła go i zdała sobie sprawę, że podświadomie go uwodzi. Nie celowo, jak zwykle, tylko jakby odruchowo, swym uśmiechem, rozpalonym wzrokiem. Colonna zaś temu uwodzeniu się poddawał oraz odruchowo jakoś czynił to samo. Jakieś takie spojrzenia, niby niewinne, ale pełne rozgorączkowania.
- Och, wrócimy później, chcę cię - rzucił wreszcie nie mogąc już utrzymać ani rąk, ani reszty swojego ciała.
- Namówiłeś mnie, ale … - Biła się ze swymi pragnieniami, czując jak do głowy powoli dociera rozsądek. - Tylko raz, dobrze? - Pocałowała jego pierś, czując jak pomalutku wraca do niej znajomy głód na krew. - Ale możesz wybrać pozycję.
- Taka, żebym mógł cały czas obserwować twoją buzię
- powiedział. - Mógł widzieć każde twoje westchnienie, twój uśmiech, drgnięcie - ułożył ją normalnie, na plecach na dużej kępie podziemnego mchu, który zalegał okoliczne miejsca pod wielkimi grzybami. - Pasuje? - spytał narzeczoną.
- Wspaniale. - Wymruczała, rozchylając dla niego nogi. Było jej przyjemnie miękko, a jej szparka i tak domagała się uwagi od dłuższej chwili. Co markiz dostrzegł bez trudu oceniając jak bardzo jest mokra. Szybko zrzucił swój cętkowany strój. Stanowczo nie chciał czekać.
- Pragnę cię bardzo - powiedział pochylając się oraz łapiąc jej kostki. Uniósł je unosząc nóżki oraz biodra tak, że jej słodki kwiat znalazł się na przeciw jego męskości. Potem zaś poczuła jego ruch oraz to, jak pomiędzy jej nogami otwiera się wulkan przyjemności. Wgłebił się w nią tak szybko, przebijając ciasnotę oraz sunąc po wrażliwych ściankach. dobił błyskawicznie do samego końca. Dostrzegała na jego twarzy przyjemność kompletną połączoną z równie kompletnym stanem zakochania.
- Mmmm…. jednak naturalny jesteś najwspanialszy. - Wymruczała wampirzyca, patrząc na swego ukochanego roziskrzonym wzrokiem. - Najcudowniejszy.
Choć czy to było takie naturalne? Kochali się cudownie, podniecali sobą, pragnęli oddawać, lecz kiedy doszło do wytrysku, wampirzyca poczuła, iż nasienie markiza uderzyło jej wewnętrzne ścianki niczym młot, cudowny, wspaniały młot, bardzo ciepły. Akurat ten element bardzo przypominał elementy inkuba. Później zaś jeszcze raz …
- Także ty też, moja piękna, moja kochana, moja … Agneseeeeee - kolejny, jeszcze mocniejszy strzał posłał ich ku otchłani przyjemności.
Agnese czuła jak kolejne wystrzały doprowadzają ją do słodkiego szaleństwa. Dochodziła, czuła kilka ruchów Alessandra i czuła, że może dojść ponownie. Co z resztą robiła. Była ciekawa na ile podchodzi to pod “jeden raz”, ale nie chciała przerywać tej obłędnej rozkoszy. Tymczasem markiz przez długą chwilę jeszcze nie przerywał, znacznie dłużej niż normalnie. Wreszcie jednak po wystrzeleniu kolejnej porcji jego męskość zaczęło powoli, bardzo powoli obniżać swoje loty, na tyle powoli, że jeszcze przez dłuższą chwilę mógł zaspokajać swoją ukochaną oraz siebie.
- Jejku Agnese, jak myślisz, co powinniśmy zrobić po powrocie? - wysapał.
- Zobaczymy co nam zgotują nasi ludzie. - Odparła i lekko zakręciła biodrami, czując jak malejąca męskość pływa w ich wspólnych sokach. - Ale ja najchętniej dałabym ci się brać, aż usnę.
- Ja zaś chciałbym cię móc posiąść raz za razem potem znów jeszcze raz, później zaś od początku
- roześmiał się. Stanowczo mieli identyczne pragnienia. - Hm, jestem cokolwiek głodny - kiedy wyrzekł to, wampirzyca także poczułagłód, może nie jakiś szalony, ale na zasadzie, iż bardzo miło by się coś sympatycznego przekąsiło.
- Cóż, to prawie dwa dni żywienia się tylko seksem. - Uśmiechnęła się. - Ruszamy dalej?
- Właściwie wydawało mi się, że przez te dwa dni nie miałem nic przeciwko, ale co się wtedy pożywiłem, to wypompowałem ciężkim treningiem, choć szalenie przyjemnym. Hm, wiesz, pamiętam, że było świetnie, ale właściwie nie pamiętam niczego konkretnego. Co właściwie robiliśmy?


Colonna jako człowiek mógł być słabszy pod tym względem, ale wampirzyca pamiętała zdecydowaną większość, poza okresami miłosnego odrętwienia, kiedy rozkosz uderzajaca poteżną kaskadą przerastała ją, powalała kompletnie.
- Jakby ci to opisać… - Agnese udała zamyślenie. - Kochaliśmy się i kochaliśmy się, w między czasie, kochaliśmy się. Ogólnie szaleliśmy. Gdy byłeś przez chwilę nieprzytomny odbijało mi na tyle, że zaspokoiłam nawet Oko. - Wampirzyca westchnęła ciężko. Tak bardzo nie panowała wtedy nad sobą.
- Oko? Oko … - przygryzł wargi. - Chyba chyba tak działają te moce tych istot - powiedział wreszcie. - Lepiej nie próbujmy tego powtarzać, ale dziwnie … ciekawe ile czasu upłynęło? - spytał kobietę.
- 14 godzin od kiedy dotarliśmy na spotkanie i kolejne kilka gdy dobraliśmy się do siebie ponownie. Oko mi powiedziała. - Agnese bardzo żałowała, że Alessandro nie mógł jej wtedy brać. To tak bardzo uspokoiłoby jej sumienie. - Oko...Wiesz… powiedziałam ci bo nie chcę by był między nami taki sekret, dobrze?
Skinął.
- Kocham cię, Agnese - powiedział spokojnie.
Rozmawiając oraz idąc dotarli wreszcie do bramy, korytarzy oraz schodów. Wydawało im się, że trwało to parę godzin marszy, zaś wspinaczka była naprawdę niełatwa. Jednak powoli dotarli. Przy schodach czekała jakaś siostra zakonna. dostrzegając nadchodząca parę uniosła powiekę zdziwiona oraz odezwała się:
- Jej Wysokość prosiła, żeby powiadomić ją, kiedy państwo wrócicie. Prosiłabym za mną - powiedziała.
Ruszyli za zakonnicą. Agnese uśmiechała się zbyt bardzo świadoma tego jak jej strój nie pasuje do tego miejsca. Jednak ani skąpe wdzianko, ani cętkowane majtki nie zrobiły na mniszce wrażenia. Chwilkę później podeszli do jakichś drzwi. Mniszka stukupuknęła, potem zaś, choć absolutnie żaden głos nie dotarł ze środka, powiedziała.
- Proszę wejść, Jej Wysokość oczekuje.

Księżna faktycznie siedziała wewnątrz za biurkiem. Uśmeichnęła się do nadchodzącej pary.
- Serdecznie witamy. Cztery dni to długo, zaczynałam się już niepokoić - wezwała służących. - Siadajcie, czy trochę krwi oraz wina? -spytała narzeczonych.
- Przydałoby się coś do jedzenia dla Alessandra, o ile to nie problem Pani. - Agnese uśmiechnęła się lekko niepewnie. - Czyli jednak cztery dni, a nie dwa? Czy… były jakieś wieści z pałacu?
- Był Alessio, pozwoliłam sobie przekazać mu obydwie faerie. Odparł, że dotrzymałaś umowy. Zabrał owe faerie oraz zniknął, jak zwykle on, zaś co do jadła … zatroszczcie się o prośbę państwa - wydała polecenia służbie. Chwile potem przez Agnese stał kielich pełen krwi, zaś przed markizem wino oraz bułeczki plus parę owoców. Smacznych oraz świeżutkich. - Alessio
- dodała księżna - przekazał do zamku, że się spóźnicie.
Wampirzyca była bardzo ciekawa czy spotka jeszcze tego napalonego faerie. W sumie umowa zakończona, nie musiał tu zostawać. Choć musiała przyznać, że chciałaby się z nim chociaż pożegnać.
- Cieszę się, z pewnością uspokoiło to naszych ludzi. Dziękuję za pomoc księżno. - Dodała uśmiechając się już pewniej.
- Proszę bardzo. Hm, będę zajęta najbliższymi dniami, ale daj proszę znać, obydwoje dajcie, kiedy planujecie ślub. Przy okazji, macie ochotę się przejść, czy wolicie karetę. Nocka jest jeszcze młoda - powiedziała księżna. Tymczasem markiz zabrał się ostro za pałaszowanie bułeczek, owoców oraz popijanie winem.
- Gdyby istniałą taka możliwość, skorzystalibyśmy z karety, na pewno czeka na nas wiele obowiązków. Czy są gdzieś może nasze stroje? Te tutaj są trochę… hm…. - Agnese zastanawiała się jak określić te skrawki ubrań, które mieli na sobie. - … niewłaściwe.
- Tak, zaraz będą wam przyniesione
- wyjaśniła księżna.
- Wobec tego by nie nadwyrężać twej gościnności, udamy się do domu. Liczę że niebawem uda nam się spotkać Pani. - Agnese dopiła kielich wina, czując jak choćby cień głodu zostaje zaspokojony.
 
Aiko jest offline  
Stary 31-08-2018, 13:00   #162
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
15 września 1503

Udostępnionym powozem jechali do Palazzio di Venezia. Eleganckim, otwartym, wszak nie mieli się czego kryć. Dziwna sprawa, bowiem chociaż mijali niemało osób, nawet solidnie uzbrojonych, nikt jakby ich nie zauważał. Albo raczej, precyzyjniej zauważał jednak natychmiast się usuwał. Właściwie nie było jeszcze późno, dlatego rzemieślnicy wychodzili zamykając swoje warsztaty, kupcy sklepy, zaś od czasu do czasu inna kareta. Właśnie któraś spośród takich karet pędzących przez plac zatrzymała się nagle obok nich.
- Hej! - krzyknął ktoś z wnętrza. - Witam drogich znajomych, co za miłe spotkanie – z okienka karety wydostały się głowy znajomych, których spotkali podczas wspólnej orgii na arenie podczas pałacowego balu.
Agnese uśmiechnęła się.
- Witamy. - Pozdrowiła ludzi, których potraktowała swoją prezencją. - Cóż za spotkanie.
- Niesamowite
– kareta obcych, prawie obcych, zatrzymała się obok nich. - Wspaniale. Jutro organizujemy spotkanie towarzyskie. Och, parę osób właściwych sfer. Zapraszamy serdecznie, Palazzo Scaglieri – mężczyzna wymienił dość znane miejsce bogatej rodziny hrabiów mających rozległe posiadłości na wschód od Rzymu. Trzymali się zazwyczaj na uboczu, co pozwalało im gromadzić dobra tych, którzy bili się otwarcie.
- Jeśli tylko sił nam starczy pojawimy się z przyjemnością. - Odparła Agnese.
- Wyślę wam jak najszybciej zaproszenie.
- Do Palazzio di Venezzia.
- Aha, wobec tego proszę oczekiwać posłańca.
- Tak tak, będzie wspaniale, pamiętajcie, żeby przybyć. Będziecie wyjątkowo zadowoleni
– uśmiechnęła się dama.

Obydwa powozy wyminęły się pomykając ulicami. Wreszcie przed nimi zamajaczył pałac Colonna. Brama oczywiście się otwarła, zaś tuz za nią stała straż Kowalskiego oraz Sophia, która rzuciła się w ramiona bratu wskakując na wjeżdżający powóz. Wprawdzie było to szalenie niebezpieczne, jednak dziewczyna wydawała się niezwykle zręczną kobietą.
- Gdzie wyście byli? Póki Alessio nie przyniósł wieści nie mogłam spać, wysyłałam ludzi – przytulała się do swojego braciszka. Obok wozu stali także Borso oraz Gilla, potężny słuch wampirzycy sprawił, że usłyszała jeszcze, jak przez mgłę zdanie:
- Poczekaj ślicznotko, muszę jeszcze kogoś powitać, potem wrócimy do naszej zabawy. Przecież nie pozostawiłbym takich słodkich piersiątek.
- Wybaczcie, to trwało dłużej niż planowaliśmy
. - Agnese podeszła do swoich ghuli. - Wszystko w porządku?
- Wcale nie. Bardzo się martwiliśmy wszyscy. Po tym całym napadzie
… - Sophia nie wypuszczała brata. Oczywiście jednak słyszała pytanie wampirzycy.
- Wszystko całkiem dobrze – ocenił Borso, zaś Gilla po prostu skinęła, aczkolwiek spoglądała wyjątkowo podejrzanie intensywnie. Przede wszystkim oczywiście na Agnese, jednak trochę też na markiza Colonna.
- Mamy delikwenta - wspomniała jedynie ghulica.
- Co się stało, że nie dawaliście żadnego znaku od siebie, Alessandro, Agnese – widać było, iż dziewczyna naprawdę się przejęła po napadzie na pałac Colonna.
- Wejdziemy do środka. Mogę zdradzić co nieco, ale wolałabym nie robić tego w progu. - Odparła spokojnie wampirzyca. Widząc podejrzliwy wzrok Gilli uśmiechnęła się do niej zalotnie.
- Oczywiście wchodźmy, signora – rzekła wesoło ghulica, zaś służba zajęła się powozem oraz końmi. - Wszystkie twoje wcześniejsze polecenia zostały wykonane.
- Pójdę na chwilę do siostry
– jeszcze zdołał powiedzieć Colonna uśmiechając się do Agnese przepraszająco. Faktycznie jednak, Sophia złapała go oraz ucieszona powrotem brata chciała się nim nacieszyć.
- Oczywiście mój drogi. - Wampirzyca uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednak w jej uśmiechu pojawiła się ta ponętność, która wskazywała, że signora nie zmieniła swoich planów względem narzeczonego.
- Ponadto jest do pani list, signora. Podpisał go jakiś kapitan Contarini – zapewne jakiś krewny byłego męża Agnese. Contarini miało dwa podstawowe pnie: florencką oraz wenecką, ale pewnie istniało jeszcze parę innych. Akurat Florntynka nie ukrywała swojej obecności. Jeśli ktoś chciał się dowiedzieć, gdzie mieszka, uczyniłby to bez jakiegoś problemu.
- To może gabinet? Zerknę przy okazji na list. - Wampirzyca ruszyła spokojnym krokiem w sronę swoich pokoi.

Gdy już znaleźli się w gabinecie, a ona zajęła swoje ulubione miejsce za biurkiem odezwała się ponownie.
- Więc jaką dokładnie mamy sytuację?
- Sytuacja jest taka: mamy Pazziego oraz pozbyto się odpowiedniej dwójki. Przybył także posłaniec od Eminencji Giulio Medici, chciał panią zaprosić na spotkanie, kiedy będzie pani mogła przybyć.
- Z przyjemnością pojawię się u niego jutro, a zaraz chętnie porozmawiam z Pazzim
. - Odparła spokojnie Agnese. - Mogłabym zobaczyć ten list? Zaraz chętnie wyjaśnię co się działo.
- Oczywiście signora. Wyślę odpowiedniego posłańca oraz obstawę
- wszyscy wiedzieli, że pojedynczy goniec mógłby nie dotrzeć do adresata.

List podany wampirzycy został podpisany przez kapitana Agostina Contariniego. Agnese nie kojarzyła tego osobnika, chociaż może gdzieś jej się obiło o uszy. Otwarła kopertę. Był tam krótki tekst

Szanowna signora Contarini

Droga kuzynko

wprawdzie nie znamy się osobiście, jednak ponieważ przebywam akurat w Rzymie oraz dowiedziałem się o Twoim szacownym pobycie w mieście, pomyślałem, że może warto byłoby odnowić rodzinne powiązania oraz spotkać się. Mieszkam obecnie w gospodzie “Zur Mandarine”
całuję rączki wielce szanownej kuzynki
Agostino Contarini
Wampirzyca doskonale wiedziała, że znaczną część karczem w północnej Italii prowadzili Niemcy. Dlatego niemiecka nazwa rzymskiej gospody była całkowicie normalna.

- Hm… to ciekawe, że znalazł mi się kuzyn w takim momencie. - Agnese zamyśliła się. - Chce się spotkać. - Przekazała informację Gilli. - Napiszę mu odpowiedź, że mam czas za pojutrze i poproszę cię by jutro mu ją przekazano, dobrze?
- Oczywiście signora. Gdzie ma zostać mu dostarczona
? - wszak ghulica nie wiedziała, gdzie kuzynek się zatrzymał.
- Zatrzymał się w Zur Mandarine. - Agnese odłożyła list. - Przepraszam, że tak nagle zniknęłam. Dosłownie umknął mi czas.
- “Zur Mandarine”? Znane miejsce
- stwierdziła ghulica. - Znane oraz wymagające finansowo. Oprócz “Zum Laum” oraz “Zum Elefant” najdroższa gospoda w mieście zajmująca się przede wszystkim obsługą pielgrzymów , którzy mówili po niemiecku. Oczywiście nie tylko, ale znaczna ich część, tych bogatszych kupców, czy zamożnej szlachty mieszka właśnie na terenie tamtej gospody.
- Mam nadzieję, że nie chce by za niego zapłacić
. - Odparła z uśmiechem Agnese, wpatrując się w swoją ghulicę.
- Tego nie wiem, ale mogę spróbować ocenić lub się dowiedzieć. Oczywiście, jeśli pani sobie tego nie życzy, pozostawię całkowicie to pani oraz po prostu zostanie doręczony tylko list - ghulica mogła zawsze spróbować wypytać karczmarza lub służbę.
- Wiesz, to tylko kobieca ciekawość. Tylko jeśli nie będzie to od ciebie wymagało zbyt wiele wysiłku, kochana. - Uśmiechnęła się. - Dostanę całusa na powitanie?
- Tylko całusa
? - wydało się, iż Gilla jest zawiedziona, lecz jej całus był bardzo namiętny. Szalenie namiętny, taki, który wysysa wszelkie soki, który jest bardzo szczególny. - Pani, pragnę cię - jęknęła Gilla pomiędzy drobnymi chwilkami, kiedy usta kobiet odrywały się od siebie.
Agnese poczuła jak błyskawicznie, robi się rozpalona. Czy to już zawsze tak będzie? Chwyciła przez ubranie pierś ghulicy i zaczęła ją miętosić.
- Powinnam, zobaczyć się z Pazzim, ale… - Ugryzła przez tkaninę sutek Gilli. - ...chyba powinnam się przebrać.
Ghulica jęknęła słodko.
- Druga pierś także czeka, signora - widać doskonale było, na co ghulica ma wielką ochotę. - Oczywiście jeśli pani pragnie się przebrać, natychmiast chodźmy. Chcę signora, pomóc ci podczas przebierania.
- Na to liczyłam moja droga
. - Agnese ugryzła jeszcze na zachętę drugi sutek i podniosła się z fotela. - Ale uprzedzam, że będziesz musiała się rozebrać.
- Wypełnię twoje każde polecenie, signora
- skromnie spuściła spojrzenie. Widać było, iż jest gotowa na wszystko.

Kobiety skierowały się do komnat Agnese. Jakby nie było, właśnie tam mieściła się garderoba Florentynki, obfita bardzo zresztą. Wampirzyca widziała doskonale, jakim roziskrzonym spojrzeniem ogarnia ją podniecona ghulica. Agnese stanęła o dwa kroki od niej i zaczęła się sama rozbierać. Patrzyła na swą kochankę zalotnie, przedłużając ten proces. Poruszała swymi bioderkami, przesuwała dłońmi po własnych piersiach, by na koniec obrócić się do ghulicy tyłem i zsunąć z siebie lekko przejrzystą halkę. Pomalutku, ukazując każdy centymetr zgrabnych nóżek, pupę, biodra, plecy. Już sam ten pokaz i świadomość rozpalonego wzroku Gilli, sprawiły, że jej szparka stała się wilgotna. Glulica wpatrywała się w ten erotyczny pokaz, cudowny, wspaniały, niezwykły oraz straszliwie podniecający. Trzymając spojrzenie na swojej pani sama zaczęła się szybko rozbierać. Stanowczo było jej łatwiej, ponieważ miała znacznie mniej części stroju oraz były mniej skomplikowane podczas zdejmowania. Agnese obróciła się, jednak osłaniała swoje piersi i kobiecy kwiat, trzymaną w dłoniach halką. Gilla widziała jak sterczące sutki odznaczają się na tkaninie.
- Chyba się lekko ubrudziłam moja droga… nie powinnam zakładać w takim stanie świeżego stroju. - Wymruczała.
- Pozwól pani, że zdejmę twoją halkę oraz wyczyszczę ci twoją ubrudzoną, jak stwierdziłaś, szparkę. Języczkiem - dodała chcąc jak najszybciej posiąść signorę, ponieważ mozna się było domyślic, że na pieszczocie języczkiem się nie zakończy wspomniana zabawa.
Agnese puściła halkę, stając przed Gillą w całej okazałości. Jej ciało po przemianie w sukkuba nabrało jeszcze więcej seksowności. Pupa i piersi uniosły się jakby cały czas były lekko napięte.
- Jak mam się ustawić by było ci wygodnie?
- Czy ułożysz się pani na stoliku
? - spytała ghulica prowadząc wampirzycę tak, żeby stanęła twarzą do blatu oraz pochyliła się układając twarz oraz piersi na biurku. Chciała, żeby Agnese pochyliła się, wypięła pośladki oraz odpowiednio rozstawiła nogi dając jej swobodny dostęp do swoich wilgotnych wdzięków. Agnese zrobiła tak jak jej polecono.
- Mmm. Blat jest takich chłodny. - Jęknęła przesuwając piersiami po chłodnej powierzchni.
- Wobec tego, signora, mój język niechaj cię ogrzeje.
Agnese odczuła, jak Gilla zbliża twarz do jej kwiatu i jak nagle wdziera się języczkiem pomiędzy jej intymne wargi. Zaczęła kłuć końcówką języczka, ale przede wszystkim wylizywać, zarówno samą szparkę, jak mokre okolice.Także tylny otworek wampirzycy, który może nie był mokry, ale bardzo wrażliwy.
- Uwielbiam twój języczek Gillo. - Biodra Agnese poruszały się lekko jednak tylko tak by nie przeszkadzać ghulicy.
- Uwielbiam twoją cipkę, pani. Jest bardzo smaczna. Tyłeczek także - wymruczała ghulica przesuwając swoim językiem wzdłuż szparki kobiety, skupiając się na najwrażliwszych miejscach, tam gdzie wampirzyca najmocniej reagowała.
Agnese zaczęła coraz głośniej pojękiwać, a jej biodra coraz mocniej napierały na pieszczące ją usteczka, który rychło zastąpiły dwa paluszki ghulicy. Usta uniosły się wyżej, na tyłeczek, usiłując już pieścić wyłącznie okolice tylnego otworku, zaś smukłe, silne palce palce Gilli wyszły w nią jak najgłębiej potrafiły. Gilla doskonale wiedziała, gdzie ma ułożyć swe opuszki, jak się przemieszczać, jakież wykonywać działania, ażeby sprawić Agnese największą przyjemność. Szukała najdelikatniejszych, najwrażliwszych karbek wewnątrz ciała wampirzycy, koncentrują swoje zabiegi właśnie na nich. Poruszała się najpierw średnio, jednak później, kiedy wyczuła miejsce, coraz mocniej oraz prędzej.
Wampirzyca krzyknęła z rozkoszy i po chwili Gilla poczuła na swej dłoni, zalewające ją fale soczków. Agnese napierała na nią poruszając się na blacie. Czuła jak jej sutki drażnione są przez chłodną powierzchnię blatu.
- Ach Gillo… - Wyjęczała, kręcąc swoją pupą.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-09-2018, 08:31   #163
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ghulica doskonale znała swoją panią. Zaczynała igrać w jej pochwie, aż wampirzycy zakręciło się ze wspaniałej rozkoszy. Jednak zaraz do jednej ręki dołączyła druga. Paluszek wskazujący nacisnął wylizaną, wycałowaną, naślinioną pupę prosto na centralny punkt. Tylny otworek opierał się tylko przez moment poddając zaraz. Palec Gili wszedł w tyłek wampirzycy zagłębiając się od razu mocno. Ghulica tak to zrobiła, że ułożenie palców w pochwie zaczęło współgrać z tym drugim. Wampirzyca uczuła nagle, jak niemal wewnątrz niej się dotykają. Ruchy ghulicy przyspieszyły. Początkowo miała niewielki problem z odpowiednią koordynacją, jednak powoli dała sobie z tym radę.
- Kocham cię, pani. Pragnę cię doprowadzić - powiedziała pełnym uczucia głosem.
- Myhymmm - Agnese odpływała z rozkoszy. Markiz był taki czuły, kochający, pełen wigoru, ale Gilla swym kunsztem potrafiła najprostszymi ruchami doprowadzić ją do szaleństwa. - Powiedz moje imię, piękna. - Wyjęczała.
- Agnese - wyszeptała Gilla jej imię wedle życzenia - pragnę cię doprowadzić - powtórzyła zdanie sprzed chwili. - Pragnę cię pieścić, aż zaczniesz krzyczeć oraz wić się na moich palcach, pragnę, być nie myślała teraz nic, żebyś tylko odbierała moje pieszczoty - ghulica nie przerywała swojej zabawy w jej pupie oraz cipce. Wręcz jeszcze bardziej przyśpieszyła swoje ruchy A ciało Agnese odpowiedziało na jej pieszczoty. Krzyknęła dochodząc po raz kolejny. Zgodnie z prośbą swojej ukochanej nie powstrzymywała naturalnych ruchów ciała, które chciały pogłębić to zbliżenie. Nabijała się na nią, tańczyła na jej paluszkach.
- Gillo.. Gillo - Jęczała czując jak jej ciało szaleje z rozkoszy. Jednak ghulica nie przerywała. Orgazm pięknej signory był na tą chwilę czymś zbyt małym. Chciała go powtórzyć, chciała ażeby Agnese wręcz cały czas długi odlatywała dzięki niej, chciała by jej pani wręcz padła potem uszczęśliwiona przez swoją wierną służkę.
- Jeśli będzie chciała przestać, powiedz dość. Bowiem ja nie przestanę - wyszeptała ghulica.
- Nie chcę byś przerywała, ale… - Agnese nie przerywała ruchów bioder, a Gilla poczułą jak jej szparka błyskawicznie wraca do formy, szybciej niż zazwyczaj. - … ale chciałabym sprawić też tobie przyjemność.
- Wobec tego
- paluszki Gilli zwolniły, aż przestały się ruszać - proszę, wyprostuj się oraz ruszaj do łóżeczka z moimi paluszkami w sobie. Pochylę się odpowiednio - uśmiechnęła się. - Tam bardzo chętnie oddam ci się - wyszeptała do uszka Agnese pochylając się. Wampirzyca podniosła się i dała się poprowadzić, zupełnie jakby była zakuta w dziwne kajdany. Czuła jak do jej głowy napływają kolejne pomysły, jak podręczyć Gillę. Podeszła grzecznie do łóżka, czując że od tego ruchu jej ciało jest gotowe na kolejny orgzam.
- Co teraz moja piękna?
- Teraz
- Gilla wyjęła z niej palce oraz po kolei oblizała je niczym loda, albo nawet więcej. Właściwie każdy paluszek został wylizany oraz cały włożony do jej ust. - Jesteś bardzo smaczna, pani. Jednakże jeśli pytasz, co teraz - usiadła na łożu - jestem twoja i poddam się każdej twojej woli - widać było, iż właśnie to jest największą przyjemnością ghulicy.
- Położysz się wygodnie? - Spytała wampirzyca, wpatrując się w swoją śliczna kochankę.
- Oczywiście pani - Gilla położyła się na plecach rozkładając lekko nogi oraz ręce - Do twoich usług, śliczna pani, najpiękniejsza oraz najbardziej pociągająca pani całej Italii - wyrwało się głośno ghulicy.
Agnese położyła się na niej i zaczęła całować jej twarz.
- Mów moje imię kochana. Lubię jak je mówisz. - Wampirzyca całowała powieki, nosek ghulicy, jej szyjkę, a jedna dłoń zawędrowała do piersi i zaczęła ją pieścić.
- Acz pani Agnese, masz tak piękne imię, jak piersi, tymczasem one naprawdę są arcypiękne. Twa dłoń jest tak cudowna. Uwielbiam chwile, kiedy mnie dotykasz - jęknęła Gilla, której sutki gwałtownie zaczęły powiększać się oraz twardnieć pod wpływem dotyku wampirzycy, zaś ich kolor z jaśniejszego stał się ciemnomalinowy.
Wampirzyca zsuwała się niżej całując pomalutku jej obojczyk, ramiona, aż dotarła do piersi Gilli i postanowiła pozostać przy nich dłuższą chwilę. Całowała je, ssała, gładziła i ściskała były tak cudownie miękkie i ciepłe. Ghulicy się to podobało. Wyprężyła się nieco eksponując swoje wdzięki. Poprzednią kobietą, której ofiarowała przyjemność tego rodzaju, była Oko. Było wtedy super, jednak tam istniało wyłącznie pożądanie, tutaj zaś prawdziwe uczucie.
- Jestem tylko twoja, moja śliczna pani Agnese - jęknęła rozkosznie ghulica, kiedy wrażliwy sutek został jakoś nieco mocniej potraktowany.
Agnese kontynuowała swoja zabawę nie pozwalając rączkom nawet zbliżyć się do kobiecości ghulicy. Powoli, zaczęła nawet kąsać jej piersi, raz na jakiś czas zanurzając w nich kły, ale nie pijąc. Doprowadzała Gillę do cudownej rozkoszy. Każde ukąśnięcie to była fala przyjemności, która przenikała ciało sługi. Kobieta drżała.
- Ach … - jęknęła, zresztą po raz kolejny i kolejny znowu.
Wampirzyca zalizała kolejne ranki i usiadła między nogami ghulicy.
- Odnoszę wrażenie, że jest ci przyjemnie. - Powiedziała, kładąc dłoń na intymnych włoskach Gilli, które niedawno odrosły. Nie były jeszcze normalnie gęste, jak normalnej kobiety nie usuwającej intymnego meszku. Jednak zdecydowanie wyczuwalne.
- Bardzo przyjemnie, tak bardzo przyjemnie - powtórzyła ghulica wiercąc się lekko oraz rozkładając mocniej nogi. - Moja cipka pragnie cię, Agnese, ja cię pragnę - jęknęła.
Agnese uśmiechnęła się i po chwili zrobiła coś odrobinkę szalonego. Poderwała biodra Gilli do góry, tak, że jej pośladki oparły się o obojczyk siedzącej wampirzycy. Jedynie łopatki i głowa ghulicy leżały na pościeli. Agnese ucałowała wyeksponowaną przy tym szparkę. Pozycja nie była dla niej wygodna, ale Agnese była silna. Trzymając je pewnie zaczęła ssać jej płatki.
- Aaa! - krzyknęła zaskoczona ghulica, jednak po chwili jej “aaa” zmieniło tonację stając się jękiem rozkoszy. - Ach Agneeese, mocniej - uwielbiała kiedy wampirzyca się do niej tak dobierała oraz kiedy ssała jej kobiecy kwiat. Agnese poczuła wręcz na swoich wargach, jak ze szparki Gilli zaczyna wypływać coraz więcej kropel niewieściego soczku wskazującego, jak bardzo kobieta jest podniecona. Delikatnie szczypała jej płatki swoimi wargami, raz na jakiś czas tylko delikatnie zamaczając swój języczek w szeroko rozwartym kwiecie. Czuła doskonale, jak Gilla wije się odbierając te pieszczoty, jak porusza biodrami, udami otaczającymi jej głowę, kiedy całowała szpareczkę swojej sługi. Później jednak przestała się tak poruszać, zwyczajnie leżała odbierając rozkosz oraz cicho pojękując od uderzajacej przyjemnosci. Gdy Gilla opadła z sił wampirzyca, zamiast dać jej chwilę odpocząć, wpiła się ustami w jej szparkę i zaczęła ją mocno ssać, zupełnie jakby planowała wypić wszystkie soczki ghulicy. jej nosek przesuwał się po zawiązaniu płateczków.
- Agnese, ach, tak, bierz mnie, śsij - jęknęła Gilla głośniej nagle prężąc się pod wpływem nowej serii pieszczot. Szczególnie mocno reagowała na to miejsce, gdzie spinały się jej intymne wargi, delikatny węzełek, który zaatakowała wampirzyca.
- Dam ci coś lepszego, kochanie. - Wymruczała Agnese wprost w kobiecy kwiat ghulicy, drażniąc go swym oddechem. Nim kobieta zdążyła zareagować wgryzła się w jej pachwinę, ocierając się policzkiem o jej kobiecość. Teraz jednak piła i to piła pomalutku, dając się ghulicy cieszyć tym uczuciem. Gilla zaś swoim zwyczajem krzyknęła opadając na łoże. Pogrążyła się, jak zawsze w nieprzytomną krainę rozkoszy. Pod tym względem straszliwie przeżywała wspaniałe orgazmy. Ciało kobiety drżało, pierś wznosiła się gwałtownie, jednak powieki były opuszczone, choć nawet przez ów stan przebijało się ciche jęczenie erotycznej rozkoszy. Agnese zalizała rany i ucałowała to miejsce. Po chwili zlizała jeszcze soczki ze szparki Gilli i ułożyła ją na pościeli. Dłonią przesuwała po rozpalonym kobiecym ciele.
- Mam nadzieję, że było ci równie przyjemnie, co mi. - Wyszeptała. Ghulica jednak nie odpowiadała. Znając ją, przez jakiś czas nie da rady.

Wampirzyca usiadła na łóżku przez chwilę zastanawiając się, co robić, gdy tymczasem rozległo się pukanie do drzwi.
- Hej, tutaj Sophia i Alessandro, możemy wejść? - głos niewątpliwie należał do jej sympatycznego narzeczonego.
- Właśnie się przebierałam, czy możemy spotkać się w gabinecie, za kilka sekund? - Odpowiedziała, nie przerywając pieszczenia Gilli.
- Ach, rozumiem. dobrze - to już był głos Sophi. - Alessandro, mówiłam, że będzie na pewno zajęta - wampirzyca usłyszała, jak dziewczyna zwraca się jeszcze do brata. - To normalne, ze po tak długiej wyprawie chce chwilę odpocząć. Przecież jest kobietą, a nie jakimś berserkerem.
Agnese nachyliła się nad Gillą i przygryzła jej ucho.
- Idę się z nimi zobaczyć. - Wyszeptała. - Jak poczujesz się lepiej, dołącz do mnie, dobrze.
Podniosła się i przeszła do garderoby. Tam narzuciła na siebie lekki domowy strój i poprawiła włosy i makijaż. Dopiero po tych zabiegach, udała się do gabinetu. Trochę jej to zajęło, ale nie było niczym zdrożnym. Wręcz normalne, że każda wysoko urodzona pani musiała poświęcić trochę czasu na przygotowania. Kiedy szła tak korytarze dopędził ją Borso biegnący z dołu:
- Signora, kolejny list do ciebie. Przybył posłaniec, zostawił pismo oraz wybył. Właściwie nawet nie wiemy jak - wampirzyca zobaczyła, iż podaje jej pismo.

[MEDIA]http://www.thepublicprofessor.com/wp-content/uploads/2016/04/scroll.jpg[/MEDIA]

Właściwie nie wiedziała dlaczego, ale coś jej się w tym wydało, jakby znajome, jakby kiedyś miała z podobnym zapachem do czynienia. Ponadto była przekonana, że zapach na owym liście pozostawił wampir.
- Dziękuję Borso. Zaraz na to spojrzę. - Przesunęła dłonią po ramieniu ghula. - Zobaczę tylko po co szukał mnie mój narzeczony z siostrą.
Agnese weszła do gabinetu nie otwarłszy listu. Siedzieli już tam Sophia i Alessanro.
- Przepraszam, że naprzeszkadzaliśmy ci - zaczęła Sophia - bowiem to trochę moja wina. Mam urodziny za cztery dni. Wiem, że nie można robić obecnie wielkich przyjęć, jeśli nie jest się kardynałem - skrzywiła się. - Jednak pomyślałam, że moglibyśmy zrobić po prostu miły obiad, lub kolację - poprawiła się - w gronie bliskich. Oprócz nas i mojej kuzynki - wspomniała nastolatkę uwolnioną we młynie od łotrów porywaczy - byłby Alessio, Borso, Gilla, Kowalski z córką, ale może masz jakichś znajomych rzymskich, których chciałabyś zaprosić. Niestety, wszystkie moje przyjaciółki wyjechały chwilowo, ale myślę, że i tak będzie przyjemnie. Zaprosimy jakiegoś muzyka, może nawet chwilkę potańczymy - zaproponowała dziewczyna.
Agnese spojrzała na nią lekko zaskoczona, nie mogła sobie przypomnieć kiedy obchodziła swoje urodziny. Pewnie byłaby w stanie odtworzyć kiedy są… może nawet kiedy dokładnie została przemieniona, ale…
- To… bardzo dobry pomysł. - Otrząsnęła się z zamyślenia u uśmiechnęła się. - Jest chyba dosyć ciepło, moglibyśmy urządzić przyjęcie w ogrodzie.
- Świetnie.

- Doskonały pomysł - przyznał Alessandro, zaś w jego spojrzeniu wampirzyca wyczytała nutki zniecierpliwienia poparte miłością oraz pożądaniem.
- Tak, będziemy mieli stoły oraz muzykę. Wprawdzie nie znam muzyków na odpowiednim poziomie, jakichś harfistów, mistrzów mandoliny, albo czegoś podobnego, ale może ktoś wśród służby znałby. Albo może ty, Agnese znasz kogoś takiego przypadkiem?
- Nie przychodzi mi teraz nikt do głowy, ale obiecuję, że będziesz miała najlepszych muzyków. Choć przyznam że wolałabym by zagrali raczej dyskretnie.
- Wampirzyca podeszła do Sophie i w matczynym odruchu poprawiła jej włosy. W jej ruchach nie było śladu zniecierpliwienia. Sophie powolutku stawała się jej “malutką siostrzyczką”. - Poproszę mojego kucharza by przygotowano coś specjalnego, ah i może udałoby mi się zdobyć jakieś przedniejsze wino? Masz jakieś życzenia jeśli chodzi o prezent?
- Och dziękuję, oczywiście, że będą dyskretni, zaś na prezent chciałabym, żeby jeśli pozwolą na to warunki, żebym mogła wyjechać do ciebie do Florencji. Zawsze chciałam odwiedzić florencję. Tyle słyszałam na temat miasta Medyceuszy. chciałabym jakoś je odwiedzić kiedyś, lecz jako kobieta nie mam wielkich szans
- stwierdziła - chociaż Kowalski wspominał, że przez kilkaset lat można obejrzeć solidny kawał Europy nawet się specjalnie nie starając.
- Moja droga, podróż do mych rodzinnych włości mogę ci ofiarować w każdej chwili,
- Agnese uśmiechnęła się cieplej. - ... a może jednak pragnęłabyś czegoś szczególnego? Chciałabym ci dać coś co będzie ci przypominać o mnie… o nas. - Zerknęła na Alessandra.
- Jeśli tak, to chciałabym mieć wasz obraz. Wiem, że po ślubie nowożeńcy przeważnie zajmują się sobą. Wszak mają już siebie, dlatego chciałabym mieć wasz duży obraz, który, nawet jeśli nasze drogi powiodą gdzie indziej, będę miała pamiątkę.
- Myślisz bardziej o nas niż o sobie. Niech tak będzie.
- Agnese pogładziła delikatnie markiza po ramieniu. - To chwilkę zajmie, więc na pewno powstanie po twych urodzinach, ale otrzymasz ten prezent.
- Cudownie.
- Siostro kochan
a - odezwał się markiz - zaś co do mnie, przecież wiesz, że nigdy nie odprawię cię z zamku, ani nie zmuszę do niechcianego małżeństwa. Więc możesz być spokojna oraz sama decydować o swoim losie.
- To dobrze
- przyznała Sophia - wiem Alessandro, że jesteś dla mnie dobry. Nie pragnę odchodzić stąd ani tym bardziej wychodzić za mąż na razie. Kowalski wspomniał, iż przede mną bardzo wiele nauki, więc wolałabym się poświęcić obecnie magii - stwierdziła dziewczyna.
Agnese uważała, że kobieta potrzebuje mężczyzny i na odwrót, ale ugryzła się w język.
- Pozwolicie, że zerknę na list? - Odezwała się pokazując zwój.
Obydwoje skinęli, wampirzyca otwarła list przełamując kompletnie niezrozumiałą pieczęć, tam zaś stało:

Cytat:
Droga córko

słyszałem, że ponownie wychodzisz za mąż. Który to raz? Nieważne. Oczywiście życzę ci jak zawsze wszystkiego dobrego oraz tak dalej. Akurat mam wspaniałą możliwość być na Twoim weselu. Pojawię się więc za jakiś czas tam gdzie obecnie mieszkasz

Twój ojciec.
Agnese uśmiechnęła się ciepło i pogładziła pergamin. Nagle igraszki i wszystko wokół stało się nieistotne.
- Przyjedzie. - Szepnęła cicho, uśmiechając się ciepło do listu. Alessandro i Sophie mogli tego nie znać, ale Agnese kochała swego ojca chyba na każdy możliwy sposób. Łączyła ich dawna namiętność, nigdy nie złamane partnerstwo, więzy krwi i głęboki szacunek. Na tym weselu nie musiała widzieć nikogo innego… może przyjaciół. - Mój ojciec przyjedzie.
- Twój ojciec?
- Alessandro był autentycznie przestraszony. Chyba nasłyszał się, jak ojcowie traktują swoich zięciów, którzy zajmują się ich córkami. Pomimo bowiem, iż Agnese była bardzo dorosła, właśnie taki obraz stanął przed przestraszonym nagle markizem.
- Kochanie, wiesz, czy twój ojciec, znaczy mam nadzieję, że nie ma nic przeciwko twojemu ślubowi. Nie oddałbym cię oczywiście nikomu. Wiesz jednak, chciałbym jak najlepiej wypaść oraz przekonać go do siebie. Powinienem coś zrobić, jakoś się zachować, może lubi coś specjalnego - wypytywał narzeczoną.
- Oczywiście chciałabym podobnie - dołożyła natychmiast Sophia, raczej podniecona poznaniem nowego członka rodziny przyszłej bratowej.
- Nie, nie ma nic przeciwko. Przywykł już do swej niepokornej córki. - Agnese uśmiechnęła się. - Bądźcie sobą, on przede wszystkim nie lubi fałszu… - Wampirzyca przypomniała sobie jednego zabitego, kłamliwego wojaka. - Bardzo nie lubi.
- Oczywiście, rozumiem
- markiz liczył, iż tatko nie będzie niedyskretny pytając, jak tam ich intymne sprawy. Wtedy pewnie nawet jeśliby nie skłamał, to niewątpliwie się przymknął odpowiadając albo ogólniki, albo kompletnie nic.
- Agnese, jak on się nazywa? - pytała Sophia.
- Hm, gdzie mieszka twój ojciec? Wspominałaś, że gdzieś na północy. Czyzby podróżował? - dopytywał się także markiz. Widać rodzeństwo Colonnów ostro wzięło do siebie przyjazd najbliższej rodziny Agnese.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-09-2018, 13:01   #164
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Lorenzo Rosso. Nie przypominam sobie by gdzieś mieszkał dłużej na stałe. - Odparła z uśmiechem. - Ze mną przebywał jedynie 20 lat. Ostatnio podróżował po północy, ale chyba musiał z jakiegoś powodu ruszyć na południe, bo inaczej wiadomość nie dotarłaby tak szybko.
- Pytanie: kiedy się go spodziewać? Wydaje mi się, iż nie przypuszczałaś sama, że twój ojciec pojawi się jednak
– wyraził przypuszczenie markiz przypominając sobie wcześniejsze rozmowy.

Tymczasem w drzwi rozległo się pukanie. Weszła Gilla, ubrana w swój domowy strój oraz uśmiechnięta od ucha do ucha. Wypełniła polecenie Agnese. Skłoniła się markizowi i Sophii, uśmiechnęła do wampirzycy. Agnese jednak dostrzegła, iż część uśmiechu obejmowała także markiza. Gilla zaczęła akceptować ich trójkąt, chociaż oczywiście dla niej najważniejszym wierzchołkiem była ukochana signora.
- Miło, że do nas dołączyłaś. Mam dwie nowinki. - Agnese odpowiedziała na uśmiech Gilli swoim uśmiechem. - Po pierwsze będziemy świętować urodziny Sophie, a po drugie, mój ojciec przyjeżdża.
- Sophia, och, gratuluję
- wyrzuciła z siebie Gilla, choć widać było, iż myśli raczej o tym drugim wydarzeniu.
- Dziękuję, ale one dopiero będą - odparła dziewczyna.
- Gratuluję signora, odwiedzin twojego ojca - powiedziała ghulica znacznie bardziej oszczędnie. Stary wampir to stary wampir, szczególnie jeśli jest rodzicem jej pani. Któż wie, jakie zmiany zechce wprowadzić? - Czy wiadomo, kiedy przyjeżdża oraz kiedy będą organizowane urodziny panny Colonna?
- Urodziny jak najbardziej. Za cztery dni, tak
? - Zerknęła na rodzeństwo. - A ojciec… z nim nigdy nic nie wiadomo. Przyjedzie gdy uzna, że to właściwy moment.
- Drodzy państwo, jak chcecie, to sobie tutaj porozmawiajcie, ale ja idę spać
- orzekła Sophia ziewając. Zresztą powstrzymywała ów odruch już od jakiegoś czasu. Nic dziwnego, iż była zmęczona, bowiem po pierwsze dużo poświęcała nauce, po drugie była zdenerwowana zniknięciem brata oraz jego narzeczonej. Dała buziaka w policzek bratu, uściskała Agnese oraz skinęła Gilli, po czym ruszyła ziewając coraz koszmarniej, choć bardzo starała się to ukrywać.
Agnese spojrzała na swoich kochanków.
- To jakie plany teraz moi drodzy? - Powiedziała, uśmiechając się zalotnie.
- Signora, czy możecie mnie wziąć, przelecieć, wychędożyć, czy jakkolwiek to zechcecie nazwać - ghulica wręcz paliła się do tego. Wzdychała, patrzyła to na Agnese, to na Alessandro, choć na Agnese intensywniej. - Chyba, że chcesz się signora pierwsza poddać owemu słodkiemu szaleństwu?
- Możemy jeszcze iść do tajnego pokoju
- podsunął markiz.
- A myślałam, że zaproponujecie spotkanie z Pazzim. Ale w sumie jeśli czeka tu już 2-3 dni może poczekać jeszcze jeden. - Odparła, czując jak jej szparka ponownie robi się wilgotna.
- Pazzi jest związany wewnątrz. Pomiędzy zębami włożono mu deskę, żeby przypadkiem sobie nie odgryzł czegoś. Ponadto jest pojony gorzałą, żeby osłabić jego wolę - wyjaśniała Gilla. - Poczeka - dodała przebierając nóżkami.
- Pazzi, jaki Pazzi? Tamten Pazzi? - nie załapał markiz, który się właśnie dowiedział, że w jego domu przebywa uwięziony kolejny wróg Agnese.
- Wybacz kochanie, myślałam, że uwinę się z nim jak tylko przyjedzie. - Odparła Agnese przepraszającym tonem. - Tym razem moi ludzie byli dyskretni, więc chyba nie było niepokojów.
- Porwaliście tamtego Philippo, aha
- Florentynka niejednokrotnie wspominała, iż jest jej wrogiem po tym, jak wygrażał jej podczas spotkania. - Jak właściwie się to udało?
- Otrzymaliśmy informacje, iż jest pod Rzymem. Kiedy byliście u księżnej, ruszyłam razem z paroma osobami, zaskoczyłam go w karczmie podczas, kiedy zabawiał się z córką karczmarza. Zresztą zabawia się dlatego, iż dodatkowo zapłaciliśmy dziewczynie, żeby go przyjęła, jako specjalnego klienta. Bowiem właśnie tak pracowała właśnie. Wtedy mogliśmy spokojnie zajść Pazziego nie ryzykując problemów
- Gilla wyjaśniając ani razu nie wspomniała o kobiecie, która ich tam zaprowadziła. - Hm, więc tutaj, pokój specjalny, gdzie indziej. Proszę, podejmijcie jakąś decyzję, bo już nie chcę dłużej czekać - ghulica zmieniła temat.
- Alessandro, twoja decyzja, mogę się zająć Pazzim albo teraz albo jutro. - Powiedziała patrząc na swego narzeczonego.
- Pazzi innym razem. Jeśli jest pojony alkoholem, tak czy siak trzeba trochę odczekać - stwierdził, zresztą słusznie. Ciężko przesłuchiwać mocno podchmielonego osobnika, który prędzej bełkocze, niżeli mówi cokolwiek sensownego.
Agnese podniosła się i podeszła do nich. Stanęła i przyciągnęła do siebie, obejmując w pasie.
- Wobec tego jestem na waszej łasce moi kochani.
Markiz spojrzał zdezorientowany, zaś ghulica skonkretyzowała jego pozawerbalne pytanie oraz przypuszczenie:
- Czyli zostajemy tutaj?
- Jeśli macie ochotę wziąć mnie w gabinecie
. - Powiedziała żartobliwie, uśmiechając się do nich zalotnie. - Ja mam tylko ochotę poczuć wasze słodkie usteczka na mojej skórze.
- Właściwie, to ja mam zawsze
- przyznał markiz.
- Właściwie ja też - dodała Gilla.
Obydwoje ruszyli do wampirzycy powoli ją rozbierając. Stanęli po bokach, wargi ich zaczęły całować jej aksamitną skórę szyi, zaś dłonie pracowały ściągając kolejne części garderoby. Poddawała się ich zabiegom, starając się lekko pomagać. Zalotnie ocierała się swoim nagim ciałem, to o jedno, to o drugie.
- Nie ma nic przyjemniejszego niż wasze rozpalone wargi. - Wymruczała.
- Nic przyjemniejszego niż wargi. Może racja, ale może trafi się coś równie przyjemnego - wymruczała Gilla całując dalej szyję, jednak jej lewa dłoń sięgnęła do piersi Agnese ujmując ją oraz leciutko unosząc. Delikatnie uciskała ją, przesuwała tak, żeby drażnić sutek. Natomiast markiz obniżył się. Schodząc ku dołowi opuścił szyję, oraz poprzez ramię dotarł pocałunkami do biodra narzeczonej, którego bokiem mocno się zajął pieszcząc słodko języczkiem.
- Przyznaję, cali jesteście niesamowicie przyjemni. Wasze oddechy, dłonie… - Mruczała, gładząc po głowach obu kochanków. Towarzysze jej zaś zajmowali się nią. Gilla górą, pieszcząc przy okazji jej biust, bowiem po postawieniu pierwszego sutka przyszedł kolej na drugi. Natomiast markiz dalej całował, aczkolwiek jego dłonie przesuwały się po jej pupie, podbrzuszu, smukłych udach. Tak bawili się nią, jednocześnie samemu rozbierając, aż wreszcie powstający Colonna stanął za plecami Agnese zmuszając ją do pochylenia się oraz oparcia o krzesło dłońmi. Chyba markiz lubił pozycję od tyłu, tymczasem zaś ghulica stanęła z boku mocno sięgając do jej zwisających piersi. Chwilę później wampirzyca poczuła, jak wspaniałą męskość markiza napiera na jej płateczki, rozpycha je na boki oraz wciska się powoli ku głębinom jej łona.
- Gillo usiądź na krześle. - Wymruczała wampirzyca, kręcąc biodrami. Ghulica posłuchała siadając.
- Jestem na twoje rozkazy, pani.
Wampirzyca pogłębia swój skłon i zaczęła lizać szparkę Gilli. Jej zwinny języczek wędrował między płatkami powodując jęki ghulicy, zaś jej własne łono wypełniał swoim ptakiem narzeczony. Trzymał ją za biodra, tak, że jego nawet najmocniejsze uderzenia, takie bowiem wreszcie nadeszły, szybkie, do samego końca, docierające do jej końcówki, nie przesuwały ją zbyt mocno. Mogła swobodnie pieścić swoją służkę, która ułożyła się eksponując bardzo szparkę.
- Cudownie pani, jesteś najwspanialsza - jęknęła po jakimś szczególny trafieniu wampirzycy we wrażliwe miejsce.
Agnese znalazła ponownie to wrażliwe miejsce i zaczęła je intensywnie pieścić, czasem nawet przygryzając. Reakcja była natychmiastowa. Mocne westchnienia, ruchy biodrami, wiercenia się. Gilla była coraz mocniej podniecona.
- Dobrze, tak, proszę … - jęczała przepełniona przyjemnością, inna jednak kwestia, że wampirzycy także było coraz trudniej, bowiem jej własna rozkosz wzrastała przy każdym ruchu markiza. Brał ją coraz mocniej, coraz gwałtowniej oraz czuła, że jest już niemal gotowy, że zaraz jego nasienie będzie wewnątrz jej ciała. Zaparła się mocniej dłońmi o krzesło i delikatnie nakłuła to wrażliwe miejsce Gilli swoim kiełkiem.
- Ach! - ghulica krzyknęła, najpierw być może z bólu, jednak zaraz później przeszyta rozkoszą. Ciało ghulicy wypięło się, wygięło łukiem, później zaś opadło bezwładnie niemal, jak to zwykle Gilla. Dokładnie chwilkę później wampirzyca poczuła, jak wewnątrz niej wybucha gorące nasienie markiza. Wampirzyca poczuła jak dochodzi, ale nie krzyknęła by nie skrzywdzić ghulicy. Agnese zalizała ranki i delikatnie całowała już ciało kochanki, która przez chwilę leżała niemal nie reagując. Dopiero chwilę później jakby ghulica ocknęła się, uniosła powieki oraz uśmiechnęła. Równocześnie Agnese poczuła, jak markiz wychodzi z niej, choć raczej jego malutki penis wyślizguje się. Jednak jego dłonie objęły ją w pasie przytulając od tyłu.
- To co powiecie na sypialnię, kochani? - Powiedziała, prostując się i dając się markizowi objąć.
- Bardzo chętnie. Sypialnia twoja czy moja? - spytał markiz.
- Może twoja? - Niemal wymruczała Agnese. - Chcę się do niej przyzwyczaić.
- Wobec tego ruszajmy, ale jeszcze musisz się ubrać. Sporo służby przechadza się po korytarzach
- wyjaśnił markiz.
Agnese narzuciła na siebie jedynie, suknię, którą niedawno zdjęli z niej kochankowie.
- Gotowa. - Powiedziała z uśmiechem i nim zdążyli zareagować, ruszyła na bosaka w stronę drzwi. Cóż służba markiza będzie musiała przywyknąć do ekscentrycznej pani. Wszyscy zresztą się ubrali, później wyszli. Służba mijając ich nie odzywała się trzymając spojrzenia jakoś tak, żeby omijały wesołe towarzystwo. Oni zaś poszli do sypialni markiza, która właściwie była od niedawna miejsce wspólnych zabaw, później zaś czas upływał im stanowczo zbyt szybko na igraszkach, które zawstydziłyby niejednego sybarytę.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-09-2018, 13:01   #165
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
16 września, wieczór

Wampirzyca otworzyła oczy. Czy wampir może być zmęczony seksem? Dziwaczne pytanie. Ona sama z pewnością nie była, jej ciało zaś spokojnie dzięki krwi odtwarzało wszelkie otarcia, czy podobne drobiazgi. Markiz Colonna jednak nie był wampirem. Przespał cały dzień oraz teraz spał dalej, nawet trochę chrapiąc. Gilli przy niej nie było, można jednak było się spodziewać, że pojawi się niosąc kielich smacznej purpury.
Agnese położyła się na markizie i zaczęła całować jego usta, skubiąc je lekko.
- Hmmmm, tch tym ten tego - wymruczał coś oddając buziaki przez sen, potem półsen, później wreszcie się budząc całkiem. - Hłaaaaaaaa - przeciągnął się. - Dobry włieeeczór - wyziewał raczej niźli normalnie powiedział.
- Dobry wieczór. - Agnese pocałowała go mocniej. - Czyżbyś znów przespał cały dzień, najdroższy? - Spytała lekko unosząc brew w udawanym zaskoczeniu.
- Eee, już wieczór, a nie śniadanie? - wyjąkał coś się rozglądając.
- Skarbie, ja nie wstaję na śniadanie. - odpowiedziała żartobliwie

Tymczasem rozległo się pukanie do drzwi, zaś za drzwiami wampirzyca usłyszała spodziewany głos Gilli.
- Czy mogę wejść, pani, ze zwyczajowym kielichem?
- Wejdź kochana. - Odparła Agnese i powróciła spojrzeniem do markiza, nie zeszła z niego. - Powoli przemieniasz się w wampirka mój drogi, przesypiasz ze mną całe dnie. - Ucałowała go czule.
- Dlatego, że jestem mocno zajęty w nocy. Chcę przebywać więcej ze swoją ukochaną, dlatego trochę zmieniłem swój rozkład doby. Trudno, jesteś tego warta oraz wszystkiego, co mógłbym dla ciebie poświęcić.
Tymczasem weszła Gilla. Przyniosła kielich wina.
- Proszę bardzo - podała wampirzycy. - Hm, ma pani gościa. Jakaś kobieta. Poprosiła, żeby mogła z panią rozmawiać oraz że znacie się. Nazywa się Oko.
- Owszem, znamy się. - Odparła Agnese siadając na łóżku obok markiza i sięgając po kielich. - Czy mogłabyś ją umieścić w jakimś salonie i podać trochę krwi? Zaraz się ubiorę… - Wampirzyca rozejrzała się po sypialni w poszukiwaniu jakichś szat. Znalazła. Ktoś przyniósł podczas dnia jakąś jej suknię, przy czym jakąś, znaczyło elegancką, oraz komplet ubiorów.
- Markiz pomoże mi zasznurować gorset i tak już powinien wstać. - Agnese przesunęła dłonią po kroczu mężczyzny. Tymczasem właściwie cóż, owszem po jej przesunięciu coś wstało, ale niekoniecznie markiz, tylko część jego ciała. Owszem dokładnie, wstała błyskawicznie. Widocznie wampirzyca wyjątkowo dobrze na wspomniany fragment cielesności markiza działała. Gilla jednak nie przejęła się.
- Oczywiście, pani - skinęła, postawiła tacę na stoliku oraz wyszła wypełnić polecenia.
Agnese wstała z łóżka, odstawiając pusty kielich na tacy. Przeciągnęła się eksponując swe zgrabne ciało przed narzeczonym.
- Pomożesz mi najdroższy? Jestem bardzo ciekawa czemu zawdzięczamy wizytę Oka.
- Oczywiście
- przeciągnął się markiz podrywając oraz wgapiając na jej ciało. Głaskanie owej części ciała jest miłe, jednak potrzeby to coś konkretnego. Ubrali się po chwili.
- Mam iść z tobą, czy wolisz rozmawiać z nią sama? Jeśli właściwie zrozumiałem sowa Gilli, chciała się spotkać z tobą tylko?
- Umówmy się, że pójdę na razie sama i jakby chciała cię zobaczyć, poproszę kogoś by cię wezwał. Nie chciałabym ci niepotrzebnie zajmować czasu.
- Odpowiedziała, układając włosy przed lustrem. - Pewnie będziesz chciał sprawdzić co się wydarzyło w pałacu przez ten dzień, czyż nie?
- Racja, właściwie bardzo się niepokoję, jak sobie radzą, chociaż wiem, że bardzo dobrze. Mam dobrą służbę oraz jestem bardzo dumny, że są moimi sługami.


Wampirzyca dostała słodkiego całusa, markiz zaś wyszedł zająć się wszystkimi sprawami. Agnese pokręciła głową. Nie była przekonana czy ta duma nie jest odrobinę na wyrost, ale to był cały Alessandro. Skończyła się naprędce ubierać i udała się na poszukiwanie swego gościa. Znalazła go bez problemu. Oko czekała w gabinecie, tylko … kompletnie nie przypominała Oko! Była inna, kompletnie inna, ale jednocześnie wampirzyca wiedziała po pewnych drobiazgach, że to jest ta sama osoba. Potwierdziło się to, kiedy usłyszała głos.

[MEDIA]https://images3.alphacoders.com/118/118685.jpg[/MEDIA]

Kompletnie inna osoba od ciemnowłosej księżnej katakumb, którą poznała przedtem. Co więcej, słyszała bicie jej serca! Kompletnie inna Oko uśmiechnęła się do niej wesoło.
- No, no. - Agnese zajęła miejsce za biurkiem. - Witam w naszych skromnych progach.
- Witam witam, ja znowu po prośbie, ale jak zwykle, doskonale płacę
- uśmiechnęła się Oko. Wampirzyca dostrzegła, iż kobieta nie tknęła krwi przyniesionej przez wierną ghulicę Gillę.
- Nie pijesz w tej formie? - Spytała z zaciekawieniem Agnese. - Mogę poprosić by podano coś innego.
- Ewentualnie jakieś słodkie wino, jeśli łaska. Tymczasem po co przyszłam, mianowicie potrzebowałabym jeszcze raz takiej akcji, jak właśnie poprzednio.
- Marsillo.
- Agnese odezwała się głośniej, a do środka zajrzał czuwający na zewnątrz mężczyzna. - Niech służba przyniesie słodkiego wina, dla Pani.
Ochroniarz skinął i wycofał się na korytarz. Po chwili usłyszały jak wydaje polecenia.
- Wracając do twojej sprawy.
- Wampirzyca oparła się o biurko. - Bardzo chętnie pomagam przyjaciołom, jest jednak jedno ale. Jeszcze nie udało mi się nadgonić spraw, które odłożyłam, przez ostatnie 4 dni nieobecności.
- Nie śpieszę się
- wyjaśniła Oko, spoglądając wnikliwie na florencką wampirzycę - choć wskazany byłby brak wielkiej mitręgi. Chociażby po konklawe oraz uroczystościach wyboru, co ty na to? Jak mówię, dobrze płacę.
- Wolałabym to załatwić przez konklawe, jeśli już.
- odparła z uśmiechem Agnese.
Do pokoju weszła jedna ze służących i ustawiła obok Oka kielich z winem. Wampirzyce milczały dopóki nie wyszła.
- Wracając. Po konklawe planuję urządzić własny ślub i może być krucho z czasem. Ale może powinnam najpierw zadać to trudne pytanie. Czym byś chciała mi zapłacić?
- Dzieckiem
- wyjaśniła uprzejmie Oko.
Agnese otworzyła szerzej oczy.
- W sensie, że chcesz mi jakieś oddać? - Spytała nie będąc do końca pewną o co chodzi wampirzycy.
- Nie dlaczego? Dzieckiem, które byłoby twoje oraz choćby twojego narzeczonego.
- Oko… ja nie mogę mieć dzieci.
- Agnese spojrzała na nią poważnie. - Martwi nie powinni mieć dzieci.
- Wampir nie może, ale przez jakiś czas nie całkiem nie byłaś wampirem, lecz częściowo sukkubem. Wystarczyłoby jakiś czas utrzymać ten stan
- wyjaśniła księżna katakumb.
- Ja… - Agnese odruchowo sięgnęła do swego brzucha. Minął prawie wiek. Już pogodziła się z myślą, że nigdy nie będzie miała potomstwa. Nie takie. Może przybrane, ale childe, ale… - … muszę pomyśleć. Jak myślisz, na jak długo musiałabyś mnie przemienić. Dziewięć miesięcy?
- Być może. Przekonamy się po mnie, mam zamiar bowiem skorzystać. Musiałabyś jakiś czas pewnie po ślubie ogłosić, że wyjeżdżasz gdzieś oraz dokonać owej rzeczy.

Agnese przytaknęła.
- Kiedy muszę ci dać znać, jeśli chodzi o tę pomoc? To jakaś pilna sprawa? - Agnese czuła się dziwnie. To trochę jakby ktoś zburzył fundamenty, na których budowała swój świat.
- Pośpiechu wielkiego nie ma. Spokojnie konklawe może przejść, czyli parę ładnych dni miałabyś. Jednak proszę, żebyś nie zwlekała zbyt długo. Obiecuję, że nie wyciągnę cię na więcej niżeli dobę. Poprzednio nie chciałam ingerować pozostawiając wam wasze przyjemnostki. Obecnie mogłybyśmy się tak umówić, że jednak zaingeruję oraz bez względu na twoje chęci maksymalnie po dobie dostarczę cię tam gdzie trzeba. Zresztą proces przemiany lepiej już opanowałam, więc po prostu uczynię go krótszym. Wystarczyłaby ty sama - dodała. - Alessando nie jest potrzebny nawet.
- Brzmisz jakbyś chciała mnie mieć dla siebie.
- Zażartowała Agnese.
- Zapewne tak, ale akurat tutaj dotyczy to raczej postaci wyłącznie sukkubiej. Rozumiesz, wtedy działasz na wszystkich. Jednak chodzi akurat o to, że po prostu muszę pokazać przynajmniej ciebie, żeby uwierzono, iż rzeczywiście plemię dżinów miłości obiecało mnie wesprzeć swoją potęgą oraz oczywiście umiejętnościami.
- To jest powód dla, którego wolałabym by Alessandro tam był. Pokazy chciałabym robić tylko z nim.
- Problemu nie ma, jeśli chcecie we dwójkę ruszyć. Ostrzegam, że faerie unseelie są istotami, przy których trzeba uważać. Wypytaj swojego kolegę, może powiedzieć ci pewnie nieco. Bywają niekiedy gwałtowni, ale rzeczywiście trzeba być idiotą, żeby spróbować ruszyć sukkuba, dlatego spodziewam się co najwyżej tradycyjnego obwąchiwania
- dodała spokojnie wampirza władczyni.
- Wypytam. Muszę to jednak przemyśleć i omówić z Alessandro. Jak mogę ci przekazać odpowiedź?
- Odwiedzę cię, albo ktoś ode mnie. Przybędę osobiście albo przyślę tego strażnika, którego poskromiłaś
– parsknęła śmiechem. - Spokojnie może się zastanowić, jeśli podejmiesz decyzje, to możesz odłożyć jej realizację nawet dziesiątki lat, czy setki, jednak wtedy twoje ryzyko, że jeszcze się uda po tak wielu latach.
- Oczywiście. Wobec tego daj mi co najmniej dwie noce.
- Agnese uśmiechnęła się.
- Dobrze, za dwie noce odwiedzę cię oczekując decyzji – księżna katakumb podniosła się. - Życzę powodzenia. Będzie potrzebne nam wszystkim, choć chyba najbardziej, wedle tego co słyszałam, księżnej Mataleście – kobieta ruszyła do drzwi.
- Czy wydarzyło się coś? - Spytała nim Oko opuściła gabinet.
- Raczej wydarza. Księżna od wczoraj toczy wojnę oraz chyba przegrywa - wyjaśniła uprzejmie wampirzyca. - Wspomagam ją co nieco, ale chyba nie wygląda to ciekawie.
- Czy mogłabym jakoś pomóc?
- Agnese zaniepokoiła się. Gdy rozmawiała z księżną ta nie zdradziła by był jakikolwiek problem.
- Lepiej nie. Książęta nie lubią, kiedy proponuje im się pomoc, ponieważ uznają to za przekonanie, iż są słabi. Tego książę nie toleruje. Dlatego ewentualnie zmobilizuj się oraz czekaj na wezwanie. Przynajmniej właśnie tak bym zrobiła, jednak uczynisz, jak zechcesz. Do spotkania - powiedziała jeszcze Oko naprawdę wychodząc.
- Do zobaczenia. - Agnese wydała polecenie by ktoś odprowadził jej gościa. Nie martwiła się mobilizacją wojsk. Po ostatnim ataku jej ludzi i tak byli w gotowości jakby to była jakaś wojna. Jednak niepokoiła się.
- Marsillo. - Gdy ochroniarz zajrzał do środka, uśmiechnęła się. - Wezwij to Gillę, proszę.

Gilla jak to Gilla. Stawiła się szybko oraz służbiście. Zapukała, wezwana weszła do sali spoglądajac pytająco na swoją panią.
- Twoje polecenia, signora?
- Czy jestem na dziś umówiona z kardynałem, kochana?
- Agnese uśmiechnęła się ciepło do Gilli. Widok kochanki bardzo ją uspokajał.
- Kardynał zapraszał na spotkanie. Oczywiście, kiedy będziesz signora miała czas, bowiem posłaniec od niego przybył podczas twojej nieobecności. Jeśli zdecyduje się pani dzisiaj, przypuszczam, że Jego Eminencja będzie bardzo usatysfakcjonowany. Nie mniej, jeśli powinniśmy odwołać, natychmiast się tym zajmę.
- Udałabym się tam dziś, chciałabym mieć to z głowy.
- Agnese podniosła się i podeszła do Gilli. - Tym bardziej, że jutro odwiedza nas mój kuzyn. - Wampirzyca przesunęła dłonią po wardze ghulicy.
- Wobec tego przygotuję odpowiedni orszak, ochronę oraz karetę. Jedzie pani tam sama? - spytała ghulica.
- Nie wiem jak tam sprawunki Alessandra… na pewno ma sporo spraw do załatwienia po 4 dniach nieobecności. Może chciałabyś pojechać jako moja przyboczna? - Agnese przysunęła się do ghulicy, niemal stykając się z nią ciałem. - Z przyjemnością skorzystam z towarzystwa w karocy. Oraz oczywiście twojej ochrony.
- Oczywiście signora. Czy zawiadomi pani narzeczonego, iż pani wyjeżdża?
- spytała ghulica. - Czy mam też przekazać mu wiadomość?
- Przekaże mu.
- Agnese ucałowała Gillę. - Jakbyś mogła zająć się przygotowaniami do wyjazdu.
- Rzekłaś signora. Będzie przygotowane, kiedy tylko się zdecydujesz. Wezmę kilku naszych oraz paru od Kowalskiego. Lubię, kiedy przyzwyczajają się do współpracy wspólnie.
- Dziękuję.
- Agnese odsunęła się. Uwielbiała jak Gilla przeskakuję z niesamowicie namiętnej kochanki do tego swojego oschłego, rzeczowego charakterku. - Ruszamy?
- Kiedy tylko będzesz gotowa, signora. Chcesz się przebrać, ruszać natychmiast?
- spytała ghulica.
- Tylko poinformuje narzeczonego. - Agnese uśmiechnęła się zalotnie do kobiety, ciekawa czy skruszy ten lód. - Weźmiesz dla mnie jakiś płaszcz?
- Oczywiście, signora
- Gilla skłoniła się ruszając, ażeby przygotować nie tylko płaszcz, ale cały orszak. Wszak wiadomo, iż podczas tak niebezpiecznego okresu wszyscy mogący sobie na to pozwolić, zatrudniali obstawę. Wampirzyca została sama. Ale kiedy ruszyła za markizem, znalazła go na korytarzu rozmawiającego z Kowalskim. Polak tłumaczył Alessandro, iż jego siostra posiada odpowiedni potencjał oraz jej przebudzony awatar manifestuje się mocą. Kiedy Colonna spytał jak, Kowalski odrzekł, iż zdarza jej się latać wewnątrz pokoju. Agnese podeszła do mężczyzn i chwyciła markiza pod ramię.
- Słyszę, jakieś ciekawostki. - Uśmiechnęła się do Kowalskiego.
- Witam panią - mag skinął pełnym szacunku lekkim skłonem, aczkolwiek bez żadnej czołobitności.
- Wyobraź sobie, moja siostra lata.
- Och, nie przesadzajmy
- sprostował Kowalski - niekiedy czasem po prostu lewituje.
- Czyli lata, a nie ma skrzydeł.
- Magowie nie potrzebują skrzydeł.
- Widzisz kochanie, słyszałaś coś tak bardzo dziwnego?
- Kiedyś żyły wampiry, które latały, ale miały skrzydła. Gargulce.
- Agnese uśmiechała się całkowicie nie zrażona. - Dobrze, że ich nie ma, to bardzo niewygodne. Suknie itd. A to musi być wspaniałe zobaczyć świat z góry, czyż nie, skarbie?
- Och nie wiem
- markiz chyba nie miał takich myśli. - Aczkolwiek klasztor, gdzie przebywałem, miał wysoką wieżę, stamtąd rzeczywiście widok bywał wspaniały podczas słonecznej pogody.
- Czy mogłabym ci zająć chwilę najdroższy?
- Spytała, zmieniając temat.
- Oczywiście. Wybaczy pan - skinął Kowalskiemu, zaś polski szlachcic odparł podobnym gestem oraz udał się gdzieś. - Cóż się stało? - spytał kiedy byli już sami na pałacowym korytarzu.
- Udam się do kardynała. Prosił o spotkanie podczas naszej nieobecności. Pomyślałam, że pojadę z Gillą by nie zajmować twojego czasu, pewnie masz masę obowiązków.
- Rozumiem, rzeczywiście muszę zorganizować parę spraw. Jedź spokojnie.

Alessandro zdawał sobie doskonale sprawę, iż Agnese wyruszy mając odpowiednią ochronę.
- Poinformuj mnie tylko proszę, kiedy wrócisz, będę bowiem tęsknił.
- Na pewno każę cię odnaleźć, chciałabym z tobą poważnie porozmawiać.
- W głosie Agnese pojawił się lekki niepokój. Jednak informacja, którą dała jej Oko bardzo zmąciła jej spokój.
- Dobrze - ucałował jej policzek. - Buon viaggio - dodał życząc szczęśliwej podróży.
Agnese stanęła na palcach i pocałowała go w usta.
- Do zobaczenia najdroższy. - Niechętnie puściła jego ramię i swoim spokojnym krokiem, kołysząc biodrami, ruszyła, w kierunku miejsca zbiórki.

Gilla czekała już na nią trzymając płaszcz. Wszystko naturalnie było gotowe. Agnese przyjęła podany płaszcz i wsiadła do karocy, czekając aż Gilla do niej dołączy. Ghulica uczyniła to. Wkrótce konie otoczone gromadą jeźdźców gotowych do obrony ruszyły. Wampirzyca ułożyła się na tylnym siedzeniu opierając głowę na udach Gilli. Uniosła dłoń i zaczęła nią lekko przesuwać, po piersi kobiety. To co usłyszała, niepokoiło ją, burzyło dawno temu ustalony porządek. Ale wierzyła, że Alessandro zasługiwał na to. Na to by dać jej dziecko.
- Mam ochotę nie myśleć moja piękna. - Delikatnie uszczypnęła sutek ghulicy, przez materiał jej sukni.
- Ale pojmuję, iż masz ochotę szczypać moje cycki, signora? - spytała szelmowsko ghulica wciągając głęboko powietrze. - Bowiem powiedziałabym, że także mam pewne chętki.
- Chciałabym, byś wypełniła moją głowę całą sobą.
- Wampirzyca obróciła się na bok i ucałowała materiał sukni Gilli, tak gdzie było jej łono. - W sumie…. możesz wypełnić też moje usta.
- Jestem do usług, signora
- ghulica oddała jej pocałunek oraz zaczęła się rozbierać zdejmując szybko buty, spodnie i reformy. Pozostały jej tylko na dole długie, związywane, płócienne pończochy męskiego kroju. - Jeśli się zajmiesz tym, signora, twe usta będą wypełnione moim najlepszym soczkiem - wyznała wzdychając.
Agnese wzięła jedną z poduch i przyklęknęła na niej przed Gillą. Męskie pończochy, zawsze miały pewien ciekawy element. Wampirzyca rozchyliła rozcięcię, w miejscu, w którym powinien być męski członek, odnajdując tam bardzo kobiecy kwiat, delikatnie zaczęła go gładzić swoimi paluszkami, rozchylając rozpalone płatki.
- Ach pani - jęknęła ghulica przygryzając wargi, żeby hałasem nie powiadomić obstawy, cóż tutaj się właśnie dzieje. - Jeśli tak będziesz robić, zaiste będziesz miała okazję bardzo szybko wypić ów miód - zadrżała, zaś jej delikatne, kobiece intymności poddały się paluszkom wampirzycy okrywając aromatycznymi kropelkami. Póki co jeszcze nie było ich wiele, ale powoli się zbierały, wypływając ze środka podnieconej kobiety.
- Czyż nie na tym nam, zależy moja droga? - Agnese wsunęła dwa paluszki do szparki Gilli i zaczęła delikatnie pieścić jej wnętrze.
- Och tak, ale jesteś, signora, bardzo niecierpliwa - ghulica westchnęła głośno mocno podniecona, starała się ustawić tak, żeby Agnese miała jak najbardziej ułatwiony dostęp.
- Moja piękna, ja po prostu chcę go spić jak najwięcej. - Agnese przysunęła się i podczas gdy jej paluszki powolutku pieściły wnętrze ghulicy ona delikatnie zaczęła całować zawiązanie jej kobiecego kwiatu.
Czuła doskonale, jak ghulica poruszyła biodrami, kiedy jej usta dotknęły kobiecego węzełka.
- Ach proszę … - jęknęła, zaś po dłoni wampirzycy spłynęły kolejne porcje soczku. Zaś mięśnie wewnątrz ciała Gilli zaczęły lekko ściskać jej smukłe paluszki. Kobieta ciężko wzdychała, niewątpliwie było jej bardzo przyjemnie. - Ach! - krzyknęła nagle nie mogąc wytrzymać.
- Czy coś się stało? - spytał głos męski z zewnątrz. Osłaniający powóz wojak zaniepokoił się krzykiem.
Wampirzyca zlizała porcję soczków i z uśmiechem oderwała się od szparki ghulicy.
- Moja przyboczna wbiła sobie drzazgę. - Agnese powróciła do przerwanego zajęcia. Teraz jednak jej nawilżone paluszki powędrowały do tylnego otworka, s język zanurzył się w mokrej szparce. Jeden paluszek chwilę uciskał tylny otworek, po czym wsunął się gładko do środka.
- Taak, drzazgę - jęknęła Gilla. - Tylkoo drzaazgę - spróbowała wypowiadać słowa normalnie, jednak średnio jej wychodziło. Włożyła sobie dłoń do ust, żeby nie krzyczeć, za to jej biodra poruszyły się jeszcze gwałtowniej. Jęczenie wskazywało, że już kobieta dochodzi. Drżała coraz mocniej oraz coraz gwałtowniej poruszała się starając nabić jak najgłębiej paluszki wampirzycy. Agnese w tym czasie ze smakiem spijała owoce ich zabawy, niespiesznie penetrując jej tylny otworek. Czuła pod języczkiem pulsowanie jej rozpalonego ciała, które wreszcie nie wytrzymało. Mięśnie ghulicy pulsowały. Ciało poruszało się bezwiednie niemal drżąc oraz nabijając się głębiej, aż wreszcie wystrzeliło orgazmem.
- Ach … - tylko tyle dało się usłyszeć z ust ghulicy, która dalej przygryzała swoją rękę, ale bardzo silne drżenie oraz napływ soczku doskonale ujawniał, co się stało. Gilla osłabiona oraz poddana rozkosznej fali opadła na siedlisko całym ciałem.
Agnese zlizała ostatnie kropelki soczków Gilli i uwolniła ją wysuwając z niej paluszek. Oparła się o udo ghulicy i przyglądała się jej z zachwytem czując jak bardzo sama jest mokra.
- Jesteś piękna i bardzo smaczna, moja droga.
- Ach signora …
- tylko tyle wydusiła z siebie podniecona Gilla. Kobieta ciągle jeszcze dochodziła do siebie, zaś jej szparka ciągle rosiła się nowymi kropelkami. Wampirzyca ponownie sprawiła ghulicy szaloną przyjemność.
- Zbliżamy się, signora - usłyszała głos strażnika z zewnątrz.
- Wspaniale. - Agnese wstała z klęczek i usiadła obok Gilli, poprawiłam swoją suknię i włosy. - Jak się czujesz moja droga, dasz radę się ogarnąć, czy wolisz zostać tutaj?
- Chyba wolałabym … zostać
– wydusiła z siebie ghulica, która zawsze powoli dochodziła do siebie po takich zabawach. Oczywiście piękna Agnese miała już przykład niejednokrotnie owej przypadłości wiernej sługi, ale nie przeszkadzało jej. Cieszyła się, że kobieta tak silnie reaguje na jej erotyczne pieszczoty. Agnese podała jej koc, leżący w karocy, na wypadek gdyby było zimno i ucałowała Gillę.
- Zostań wobec tego. Niebawem wrócę, dobrze?
Gilla odparła skinieniem.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-09-2018, 11:15   #166
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Kardynał Giuliano Medici mieszkał w dobrze zorganizowanym oraz chronionym klasztorze. Miał tam swoją część wydzieloną, oczywiście bardzo elegancką, gdzie mógł pracować, jednocześnie zaś miał bardzo blisko do kurii, gdzie mógł toczyć odpowiednie narady. Zresztą ogólnie kardynałowie mieli albo swoje własne siedziby doskonale chronione, albo przenosili się właśnie do klasztorów opłacając dodatkową ochronę. Właśnie tak wybrał kardynał Medici. Przyjął on signorę Contarini w towarzystwie młodego, nieznanego jej człowieka w oznakach szambelana papieskiego. Był to mężczyzna mający spory nos, ciemne włosy, wklęsłe oczy, które jednak wyjątkowo bystro spoglądały.


Giuliano wstał na widok Agnese oraz podszedł do niej pozwalając ucałować swój pierścień oraz oddał jej pocałunek w piękne czoło. Wampirzyca ucałowała pierścień i przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że przed chwilą tymi ustami całowała słodki kwiat Gilli. Powstrzymała uśmiechem, skłaniając się Eminencji z szacunkiem.
- Witaj, moja droga, cieszę się, że udało ci się u mnie pojawić. Właściwie to nawet przybywasz idealnie, chciałbym bowiem przedstawić ci Giovanniego Pietro Carafę, siostrzeńca kardynała Oliviero Carafy – młody człowiek podszedł do Agnese kłaniając się. Był duchownym, ale jak wielu duchownych łączył swoim zachowaniem elementy świeckie oraz religijne. Wampirzyca przypomniała sobie, kto ów. Proponowano jej wszak, by przekazała opactwo San Olivietto Maggiore właśnie temu młodemu człowiekowi. Obiecała wtedy, że przemyśli sprawę.
- Bardzo miło mi poznać. - Agnese uśmiechnęła się do młodego duchownego i spojrzała na kardynała. - Dzięki Waszej Eminencji, dane jest mi poznać wiele zacnych osób.
- Ach, dziękuję, ale wzajemnie oni mają szansę poznać twoją szlachetną osobę
.

Tymczasem młody człowiek elegancko się zbliżył, skłonił całując dłoń Agnese świeckim obyczajem. Jednakże nie wpatrywał się w nią lubieżnie, czy coś podobnego. Ot, nabyty odruch pocałunku dłoni damy. Tymczasem kardynał mówił.
- Widzisz Giulio, to zaś signora Contarini. Szlachetna dama florencka, która przybyła do Rzymu. Jest osobą, którą warto poznać.
- Rozumiem, Wasza Eminencjo. Signora
– powiedział poważnie – cieszę się więc tym bardziej, iż mogłem dostąpić zaszczytu spotkania pani.
- Cóż sprowadza ojca do tego opętanego zamieszkami miasta
? - Zwróciła się do młodego Carafy. - Jeśli wolno mi spytać.
- Och, Jego Eminencja wuj wezwał mnie do siebie. Właśnie ze względu na niepewny okres stwierdził, że chciałby mieć krewnego przy sobie. Jakby nie było, teraz decyduje się oblicze chrześcijaństwa po szaleńczych Borgiach
- widać nie lubił poprzedniej rodziny papieskiej, nawet jeśli ofiarowała mu honorowe szambelaństwo.
- Przy okazji, signora - wtrącił kardynał - muszę cię ostrzec. Książę Romanii wrócił do Rzymu, albo raczej pod Rzym, zgodnie z umową, ale oczywiście mamy go na oku, tak jak on nas. Szpiedzy donieśli, że wystosował jakieś listy do hiszpańskich kardynałów, gdzie pojawia się twoje nazwisko. Zainteresowanie Cesare Borgii nie wróży nic dobrego.
- Ponownie Borgia
- młody człowiek ścisnął pięści.
- Pewnie unieważnił moje listy polecające. - Agnese nie wydała się być szczególnie przejęta. Nie ufała Borgii od samego początku. - Czy mogłaby mi Wasza Eminencja zdradzić kto jest “głową” stronnictwa hiszpańskiego?
- Prawdopodobnie kardynał Bernardino López de Carvajal, jedna trudno orzec. Właściwie trzymają się razem. Wiesz, signora, jak Rzymianie zareagowali na to wszystko, co się działo. Podpalali głównie sklepy kupców hiszpańskich, zaś sami Hiszpanie byli bardzo niepewni sytuacji. Właśnie dlatego hiszpańscy kardynałowie postanowili się trzymać wspólnie. Jednak stanowczo przy okazji odradzam lekceważenie księcia Romanii. Wprawdzie niektórzy powiadają, że to nie jest już tamten rzutki młodzieniec, jak kiedyś, jednak warto być ostrożnym.
- Nigdy nikogo nie lekceważę
. - Agnese uśmiechnęła się do kardynała. - Dlatego jeszcze żyję. Choć przyznam, że ostatni atak na pałac markiza przyniósł spore straty.
- Współczuję. Nie wiem, czy orientujesz się, co mówią w tej sprawie na mieście. Stop, raczej nie tyle na mieście, co wśród osób, które coś mają do powiedzenia więcej, niźli tylko zwyczajne plotki. Wspominają, że właśnie książę Romanii wpływa na tłum, niekiedy przez zaprzyjaźnione rodziny, wybierając swoich wrogów. Chyba obiecał ci coś, czego nie ma ochoty dotrzymać
- stwierdził kardynał.
- Nie lubię jak nie dotrzymuję się danych mi obietnic, choć przestrzegano mnie że właśnie tak będzie. - Agnese spoważniała. - Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie dotyka to także Waszej Eminencji.
- Co pani chce przez to powiedzieć
? - zapytał spokojnie kardynał. Cóż, pytanie, czy Agnese chciała go obrazić sugerując, iż Medici sobie pogrywa. Może była to jednak zwykła niezręczność, lub planowała błyskotliwie wyjaśnić, że miała na myśli coś kompletnie innego.
- Czy nie atakowano pańskich dóbr. - Agnese była zaskoczona, Medici musiał nie być dziś w formie. - Pisałam, że zabito sługę, którego wasza eminencja mi użyczył. Obawiałam się, że mogło się wydarzyć coś jeszcze.
- Ach proszę wybaczyć, widocznie coś mi umknęło. Moje dobra zaś tak, były atakowane kilka razy, ale staram się utrzymywać oddział wojska na teranie pałacu. Jednak tak czy siak mieszkam tutaj. Signora Contarini, poprosiłem panią, by pani mnie odwiedziła, ze względu na istotne powody. Signor
- zwrócił się do młodzieńca - czy pozostawisz nas samych?
- Oczywiście Wasza Eminencjo. Dziękuję za spotkanie. Signora
- skłonił się oraz wyszedł. Agnese odkłoniła się.

Kiedy zostali sami, kardynał uśmiechnął się:
- Proszę wybaczyć, signora, kiepski ze mnie gospodarz, proszę siadać. Może dobrego wina?
- Z przyjemnością bym się napiła ale pora już dosyć późna
. - Agnese zajęła wskazane miejsce. - Jaki jest wobec tego powód mojej wizyty?
- Właściwie dwa. Pierwszy, trochę przypadkowy, to kwestia owego opactwa dla Carafy młodszego. Chciałbym wiedzieć, cóż pani zdecydowała. Druga oczywiście dotyczy konklawe. Jak pani wie, wybierzemy odpowiedniego człowieka, jednak później właściwym przywódcą powinien zostać Della Rovere. Obawiamy się jednak, iż planowany jest na niego atak. Jeszcze nie teraz, ale po wyborach. Stąd właśnie pytanie, czy po konklawe kardynał mógłby zamieszkać jakiś czas u pani narzeczonego? Wiadomo, że potrzebna jest jego decyzja, skoro to jego dom. Trochę przypuszczałem, że wspólnie przyjedziecie, ale widać jestem nieco zmęczony tymi wszystkimi dysputami. Dlatego prosta prośba, czy mogłabyś, signora, porozmawiać ze swoim narzeczonym. Oczywiście Della Rovere byłby bardzo wdzięczny, jako zaś przyszły pan Stolicy Piotrowej, potrafiłby się bardzo zrewanżować. Przy czym o taką przysługę zostało poproszone jeszcze paręnaście zaufanych rodzin. Nie wiemy, gdzie Della Rovere się znajdzie. Może w ogóle nie zamieszka tam. Chcielibyśmy jednak wiedzieć, czy gdyby taka sytuacja wystąpiła, nie odmówicie mu gościny.
- Jak słusznie Wasza Eminencja zauważył muszę spytać narzeczonego. Po ataku i w związku z naszą krótką nieobecnością na terenie pałacu, mamy tam sporo spraw do załatwienia, przede wszystkim mam nadzieję, że uda nam się naprawić wszystkie szkody, by kardynał mógł przebywać w godnych warunkach
. - Agnese mówiąc rozważała przede wszystkim czy uda się jej ukryć swój wampiryzm w tym czasie. Na pewno obecność kardynała mogłaby dodać prestiżu i pałacowi i jego gospodarzom. - Na pewno omówię tę sprawę i dam jak najszybciej znać.
Wampirzyca spojrzała na drzwi, którymi wyszedł młody duchowny.
- Jeśli natomiast chodzi o Carafę. Omawiałam ten temat z markizem i wydaje mi się on słusznym kandydatem.
- Czy wobec tego mogę przekazać padre Carafie, iż może już się uważać za opata owego miejsca oraz że jest to tylko kwestia odpowiedniej dokumentacji
? - kardynał lubił sprawę stawiać jasno, oczywiście kiedy mu na tym specjalnie zależało. Wielu uważało go za nieco gnuśnego, acz kulturalnego, obytego oraz nieszkodliwego, lecz nikt nie uznawał go za jakiegoś głupca.
- Tak, będę wdzięczna, za przekazanie mu tej informacji. - Agnese uśmiechnęła się, jednak nie była do końca zadowolona z takiego obrotu sprawy. Po prostu nic nie miała z daru, który otrzymała, poza ewentualną wdzięcznością starego Carafy. - Jest tylko jedna rzecz na, której zależy mi w związku z tym opactwem.
- Proszę
? - Medici uprzejmie spojrzał pytająco na urodziwą Florentynkę. Właściwie nie tyle urodziwą, co bardzo piękną oraz emanującą niezwykłym czarem. Akurat Giuliano pod tym względem nie folgował sobie, jego namiętnością natomiast było nicnierobienie oraz jedzenie, ale gdyby nie to, niewątpliwie nie mógłby oderwać od niej swojego spojrzenia.
- Nic wielkiego. - Agnese uśmiechnęła się, unosząc dłonie w geście, wskazującym na to, że jest bezbronna. - Po prostu po ostatnim ataku, szukam miejsc by moi bliscy mogli się w razie czego skryć. Czy sądzi Wasza Eminencja, że mogłabym prosić Caraf o tego typu przysługę?
- Na terenie opactwa?
- Albo w budynkach gospodarczych należących do opactwa. Rozumiem, że osoby świeckie raczej nie mają wstępu do opactwa. Choć przyznam, że mnie osobiście zdarzyło się raz w jednym kryć.
- Wiesz signora, pomieszczenia gospodarcze jak najbardziej, ale to opactwo męskie, więc sama infirmeria byłaby dla ciebie oficjalnie zabroniona oraz dla towarzyszących ci ewentualnie pań. Natomiast wszelkie pomieszczenia nie będące wyłączone ze swobodnego ruchu, jak najbardziej. Oczywiście opactwo to jest w Toskanii, więc stąd parę ładnych dni drogi poprzez góry.
- Tak ale mój dom, znajduje się we Florencji, a rodzina także w Wenecji, a niestety czuję zagrożenie
. - Agnese spoważniała. - Już kilkukrotnie atakowano mnie w Rzymie, grożono memu pałacowi we Florencji. Może to kobiece przewrażliwienie, ale... wolę mieć takie furtki.
- Wobec tego sprawa załatwiona. Umowa stoi. Pozwól wobec tego, że przy jakiejś okazji spotkamy się oraz poproszę wspomniany dokument
- odparł kardynał.
- Oczywiście. Muszę Waszej Eminencji przekazać jeszcze decyzję mego narzeczonego. - Agnese uśmiechnęła się powtórnie, teraz już tym swoim ciepłym, odrobinę zalotnym uśmiechem.
- Prawda. Postaram się odwiedzić ciebie przy okazji konklawe lub po wyborze, tak, żebyście mieli swobodę naradzenia się. Ewentualnie poproszę, żebyś córko odwiedziła moje medycejskie progi - uśmiechnął się do niej.
- A kiedy możemy spodziewać się wyboru nowego papieża? - Dla wampirzycy było to dosyć ważne bo wiązał się z tym zarówno jej ślub, jak i pojawienie się u nich kardynała.
- Nawet nie tyle spodziewać się, co możemy być niemalże pewni, że wybór dokona się 22-iego miesiąca września 1503e-iego roku - wyjaśnił. - Sprawy właściwie zostały dograne. Francesco Todeschini-Piccolomini za łaskawą aprobatą księcia Romanii przywdzieje tiarę, zaś samemu księciu będzie się wydawało, że mamy problem, dopóki nie zorientuje się, co jest naprawdę grane.

Rozmawiali jeszcze chwilkę niezwykle grzecznościowo, później zaś kardynał został, zaś wampirzyca ruszyła do karety, gdzie zastała śpiącą Gillę. Agnese wsiadła do środka i dała sygnał by karoca ruszyła. Dopiero gdy koła zastukały o kocie łby nachyliła się i ucałowała Gillę.
- Mhr … - wymruczała Gilla unosząc powieki. Ghulica jakimś cudem zdołała się ubrać przed drzemką. - Signora? - wyszeptała pytająco przytulając Agnese.
- Już wracamy moja piękna. - Agnese wpiła się ustami w ghulicę rozgryzając swój język. Jedna dłoń objęła mocno kobietę, podczas gdy druga pochwyciła przez materiał pierś Gilli.

Kobiety nienasycone! Kiedy kareta ruszyła ponownie zostały same oraz ponownie jakiś wojownik należący do obstawy spytał, cóż się dzieje. Ponownie otrzymał też wymijającą wiadomość. Kiedy wreszcie powóz dotarł do Palazzo di Venezia obydwie czuły się znacznie lepiej, zaś ghulica jakoś zdołała uchronić przed drzemką. Wysiadły wspaniale, elegancko zadowolone naprawdę bardzo. Przy bramie zaś czekał na Agnese markiz, która wpadła prosto ku obręczy jego kochających objęć.
- A jednak czekałeś, najdroższy. - Agnese ucałowała Alessandra. - Posłałabym kogoś po ciebie, kochany.
- Czekałem tęskniąc
- przyznał. - Sprawdziłem pałac. Wszystko naprawione po poprzednich wydarzeniach oraz wiesz, muszę pochwalić Borso. Natychmiast zaczął wprowadzać pewne zmiany do wart oraz innych rzeczy, które zdecydowanie poprawią ewentualna obronę. Wspomniał mi wcześniej pytając, czy może. Pozwoliłem, zaś dzisiaj widzę, że twój spec od obrony to prawdziwy fachowiec - zaczął całować narzeczoną.
- Moja świta to sami specjaliści, tak jak mój narzeczony jest pełen samych cnót. - Agnese wtuliła się w niego. - Porozmawiałabym z Pazzim i chciałabym zająć ci chwilę, dobrze najdroższy?
- Wobec tego najpierw do Pazziego, żeby później nic nam nie przeszkadzało
- powiedział markiz. Jednak zanim ruszyli do bramy pałacowej rozległo się walenie do bramy. Któryś spośród strażników przyskoczył do lufcika pozwalającego spojrzeć na zewnątrz.
- Kareta zaprzężona w dwójkę koni, ktoś siedzący na koźle oraz staruszka, która właśnie wyszła - zdziwił się.
- Wpuście. - Powiedziała z niepokojem Agnese. Wampirzyca przywarła mocniej do swojego narzeczonego.

Staruszka okazała się siostrą Fredegondą, czyli starszą wersją księżnej Matalesty, zaś na koźle siedział nie kto inny, tylko Leoncio mający doklejone fantazyjne wąsy oraz pypeć na sztucznie powiększonym nochalu. Rzeczywiście cokolwiek dziwne, chociaż biorąc pod uwagę rewelacje Oka … Fredegonda przytuptała do środka, zaś Leoncio wprowadził karetę. Wampirzyca dostrzegła, że kopyta karych koników są skropione krwią. Ponadto były lekko same okaleczone, lecz poranienia goiły się szybko. Niewątpliwie konie były ghulami Leoncia, bowiem kiedy mężczyzna zeskoczył z kozła podszedł do nich, popieścił po pyskach, koniki zaś polizały jasne dłonie przybocznego księżnej. Oprócz nich nie było nikogo.
- Drogaaa Agnese – wypowiedziała nieco skrzypiącym tonem – szanowny markizie, czy moglibyśmy chwilkę porozmawiać na osobności?
- Zawsze z przyjemnością gościmy strudzonych podróżnych, prawda kochanie
? - Agnese uśmiechnęła się prosząco do narzeczonego.

Agnese poprowadziła gości do jadalni, w której często mieli obrady. Była wygodna, bo była tam duży stół i zgromadzone mapy Rzymu. Poprosiła Gillę by przyniosła gościom po kielichu krwi i wszyscy zajęli miejsca wokół stołu. Wampirzyca czekała, aż księżna wyjaśni powód swego przyjazdu.
- Agnese, panie markizie. Sprawa jest prosta. Potrzebuję miejsca, gdzie byłabym chroniona przez dwie noce oraz dwa dni. Uprzedzam, że może być to bardzo niebezpieczne, ale też będę o tym pamiętać bardziej, niżeli o innych. Ponadto zapłacę tak, jak nikt nie mógłby zapłacić.
Agnese kusiło by powiedzieć, że Palazzo di Venecia jest jak wskazuje nazwa pałacem, a nie skarbcem, ale ugryzła się w język. Wszyscy z jakiegoś dziwnego powodu uznali, że to doskonałe miejsce by się skryć.
- Pani, z wielką przyjemnością, udzielę Ci wszelkiej możliwej pomocy, ale chciałabym uczulić, że pałac nigdy nie był fortyfikacją. - Agnese spojrzała na markiza pytająco. - Ostatnio nie udało nam się utrzymać atakującego poza budynkami, jednak na tyle na ile starczy sił mi i moim ludziom będę cię strzegła.
- Podobnie - potwierdził markiz - przyjaciołom, osobom życzliwym trzeba pomagać.
- Ach markizie
- księżna była chyba lekko zaskoczona - takie słowa rzadko się słyszy wśród ludzi, jeszcze mniej często wśród wampirów. Dlatego dziękuję wam, ale jak wspomniałam, przynoszę nie tylko podziękowania oraz nie tylko obietnice.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-10-2018, 21:29   #167
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Księżna wyciągnęła spod mnisiej sukni malutki flakonik. Podała go Agnese.
- Wobec tego to dla ciebie. Mości panie markizie, mój szlachetny gospodarzu, dla ciebie nie mam takiego flakoniku, ale mam propozycję na przyszłość. Jeśli kiedykolwiek będziesz chciał zostać przemieniony, daj mi znać. Postaram się, żebyś otrzymał to samo pokolenie, co twoja narzeczona. Znacznie lepiej jest moim zdaniem, kiedy tutaj nie zachodzą różnice. Jednak oczywiście tylko, jeśli zdecydujesz. Droga Agnese, natomiast ta krew, to nie jest zwyczajna krew. Flaszeczka zawiera ostatnie krople krwi starszego wampira, które zostały tak magią zamknięte, iż są żywe. Zasadniczo jeśli wypijesz je, to tak, jakbyś dopełniła owego uczynku, tyle że bez jego negatywnych konsekwencji na aurze, jednak ze wszystkimi pozytywnymi elementami.
- Płacisz mi Pani cennym darem, a ja nawet nie jestem w stanie dać ci gwarancji, że uda mi się ciebie tutaj ustrzec.
- Agnese uśmiechnęła się lekko smutno.
- Jeśli nie uda ci się, ta flaszka tak czy siak nie będzie mi więcej potrzebna, zaś tobie może się przydać. Bardzo przydać, jeśli użyjesz jeszcze przed tym, co jak przewiduję za jakiś czas właśnie nastąpi.
Agnese przez chwilę obracała w palcach niewielką fiolkę. Ojciec kazał się jej wystrzegać takich sytuacji, równie dobrze księżna mogła chcieć ją związać, ale w sumie… czemu by niby teraz?
- Tak.. to może pomóc. Pozwolisz jednak Pani, że na razie zajmiemy się przygotowaniem leża dla ciebie i Leoncio? - Contarini uśmiechnęła się już cieplej.
- Jak najbardziej, ale nie wiem, czy będziemy mieli czas. Giovanni się lekko wkurzyli i cóż, za dwie doby powrócą moje siły, moje oddziały. Jednak póki co radzę się szykować na ataki, mogą wśród nich być także zombie.
- Moje garderobiane i tak nie będą walczyć.
- Wampirzyca zerknęła na Alessandra - Kochany, proponuję by księżna skorzystała z moich pokoi, co ty na to?
- Oczywiście moja najmilsza. Wasza wysokość, to naprawdę dobre pokoje. Pozwoli pani tylko, że sprzątniemy je co nieco przenosząc rzeczy Agnese - no cóż, wśród rzeczy było tam kilkaset tysięcy dukatów, wystarczająca wielkość, żeby kupić sobie księstwo oraz jeszcze lody malinowe wielkości alpejskich szczytów.
- Tak, dobrze, poczekam tutaj. Czy możecie mi przysłać Leoncio oraz coś odpowiedniego do picia?
- spytała Fredegonda.
Jakby na zawołanie do drzwi ktoś zapukał, zaś chwilkę potem weszła ghulica niosąc złotą tacę ze wspaniałymi kielichami wykonanymi przez szklarzy weneckich. Obok Gilli zaś wkroczył Leoncio, widocznie poproszony przez ghulicę.
- Jak na zawołanie - uśmiechnęła się księżna. - Wasze zdrowie - wypiła nieco. - Dajcie znać, kiedy pokoje będą gotowe. Muszę przemyśleć nieco spraw.
- Na razie mogę zapewnić, że nikt nie będzie was tu niepokoił. Wystawię swoją ochronę przed drzwiami, gdybyście czegoś potrzebowali.
- Agnese wstała z krzesła. Oczywiście za nią markiz, który trochę nie wiedział, jak się zachować dokładnie przy wampirzej księżnej. Chwilkę potem byli już na korytarzach pałacowych we trójkę.
Agnese powstrzymała stary dobry odruch głębszego odetchnięcia i spojrzała na otrzymaną fiolkę. Wypije ją, bo czemu nie, ale powinna najpierw wydać polecenia.
- Gillo, niech garderobiane zaczną zbierać moje rzeczy z sypialni, położą świeże pościele i przewietrzą pokój. Niech Borso przydzieli kilku silnych chłopa do przeniesienia beczek. Weźcie Jeorge. Do ciebie będę miała prośbę byś zabrała wszystkie “akcesoria” z ukrytej sypialni. - Agnese spojrzała na Markiza. - Chciałabym tam przenieść pieniądze, jeśli wyrazisz zgodę.
- Dobry pomysł
- uznał markiz.
- Oczywiście signora. Przypuszczam, iż wystarczy niektóre poprzesuwać na bok, ale łóżko może spokojnie zostać. Tylko zielony konik oraz stojaki na różne drobiazgi. Zsunę je razem na boku, wtedy wszystko ładnie się pomieści.
- Przede wszystkim nie chcemy wywoływać kolejnych plotek u służby, chciałabym by wyglądało to jak sypialnia. Może znajdą się jakieś tkaniny by to przykryć.
- Agnese uśmiechnęła się.
- Zabroniłem tam służbie wchodzić, wiesz, trochę było mi głupio, kiedy odkryliśmy ten pokój. Dlatego zawsze kiedy wychodziłem, zamykałem go. Owszem trochę kurzu się tam zebrało, trzeba będzie przeczyścić, jednak dla służby nic się nie zmieniło. Kiedy wchodzą sprzątać moją komnatę zostają zamknięte drzwi do kolejnej. Skoro była nieotwierana przez dłuuuuugo, właściwie nic się dla nich nie zmieniło wcale.
- Rozumiem, ale teraz muszą tam wnieść beczki, bo żadne z nas tego robić nie będzie. Więc znajdą.
- Ale eee
- może wniosą do mnie, zaś potem wniesiemy sami - widać było, iż markiz jest straszliwie zakłopotany. Przecież takich rzeczy jak klamry na łóżku czy coś zasłonić się nie da zbytnio jakoś.
- Myślę, że Gilla się postara, ma chwilę nim zostaną uprzątnięte moje rzeczy i Borso przydzieli ludzi. Po za tym wszyscy wiedzą, że nie używałeś tamtego pokoju, który i tak większość uznałaby za salę tortur.
- Agnesa objęła swego narzeczonego. - Masz lepszy pomysł?
- Skoro nie możemy wnieść kilku kroków sami, gdyby zostały położone na podłodze mojej sypialni, to nie mam lepszego pomysłu. Niechaj będzie więc, jak powiadasz. Idę się wziąć do roboty
- widać było, że markiz się nie zgadza z Agnese, ale uznał, że może czegoś nie rozumie lub że nie jest czas na spory. - Aha, jeszcze właściwie co miała na myśli księżna co do tej przemiany oraz twojej flaszki?
- Możemy omówić to gdy będzie spokojniej?
- Wampirzyca ucałowała go. - Najchętniej gdy w końcu położę się z tobą w łóżku.
- Dobrze śliczna moja
- ucałował ukochaną oraz ruszył zająć się specjalną komnatą. Gilla zaś ruszyła wykonać polecenia. Agnese pozostała sama. Wampirzyca spytała jeszcze wcześniej swoją ghulicę, gdzie przetrzymywany jest Pazzi i ruszyła w tamtym kierunku.*

Dawny poseł był umieszczony za dobrze zamkniętymi drzwiami w piwnicy. Gilla wspomniała, że go odpowiednio pojono, jednak ze względu na przesłuchanie poprzedniej nocy przestano. Obecnie przed drzwiami stał strażnik, który oczywiście wyprężył się dostrzegając wampirzycę.
- Pani? - spytał.
- Chcę go zobaczyć. - Odparła spokojnie Agnese, stając naprzeciwko drzwi. BYła pewna jednego nie może mieć w swoim domu wroga. Już raz popełniła ten błąd wypuszczając go w gniewie i to o raz za dużo.
Strażnik skłonił się. Wziął zawieszone na kołku klucze, otworzył drzwi. Zawiasy zgrzytnęły rdzą. Wewnątrz powiązany niczym prosię leżał niewątpliwie Pazzi.
- Zamknij drzwi, porozmawiamy sobie tutaj chwilkę. Pukaj jakby coś się działo. - Wampirzyca odwróciła się od strażnika i podeszła do skrępowanego mężczyzny. Oczywiście zaś strażnik wykonał polecenia. Pazzi nie mógł niczego uczynić, poza wściekłymi błyskawicami miotanymi źrednicą, drugą bowiem zakrywała solidna opuchlizna.
Agnese przykucnęła obok. Nie zabije Pazziego, zrobi coś dużo gorszego. Delikatnie oparła mu dłoń o głowę.
- Dawno się nie widzieliśmy. - Uśmiechnęła się ciepło używając prezencji. - Myślę, że czas odrobinę zmienić nasze relacje, co Pazzi?
Nie odpowiedział, ale spojrzał bardziej jakby zainteresowany. Błysnęła jakaś nadzieja wewnątrz oka. Czujnie gapił się oraz słuchał, co powie mu kobieta, którą nienawidził od chwili poznania, albo jeszcze wcześniej.
- Oboje chcemy dbać o swoje interesy, mieliśmy niewielką kolizję, ale toż liczy się przyszłość, czyż nie?
- Czyli?
- udało mu się wychrapać. Niewątpliwie gardło miał wyschnięte, jako bowiem nie dawano mu wiele do picia.
- Na przykład wypuszczę cię, dam powóz i oddam pieniądze i nigdy więcej nie będziemy wchodzić sobie w drogę. - Agnese powoli sączyła myśli w głowę Pazziego.
- Oczywiście przyjmuję - wychrypiał Pazzi. Chyba obiecałby wszystko oraz niczego oczywiście nie dotrzymał później. Chociaż kto wie … może jego myśli zmieniały się nieco, może nawet bardziej niżeli nieco ...
- Źle zaczęliśmy, wiesz? - Agnese ponownie użyła prezencji, choćby miała tu pasć z głodu, zamierzała mu zrobić z mózgu paćkę. Chyba udawało jej się po uderzeniu Dominacją.
- Źle zaczęliśmy - powtórzył bezwiednie. - Źle zaczęliśmy, bardzo źle.
- Bardzo chciałabym to naprawić, ale rozumiesz, że po ostatnim ataku nie jest to łatwe?
- Wampirzyca podtrzymywała pozytywny, raczej ciepły ton. Nie chciała mu grozić, chciała by poczuł, że także dla niej to trudne.
- Nie jest, ale mógłbym od biedy uznać, że jesteśmy kwita - chrypiał dalej. - Biorąc pod uwagę, że zabrano ci twój pałac …
- Oh… Pałac we Florencji?
- Agnese zdziwiła się. - To byłoby dziwne, nie że go zabrano, ale że nie dotarły do niej informacje handlowe, otrzymała list od Machiavellego. Użyła nadwrażliwości by sprawdzić czy Pazzi nie blefuje. Jednak Pazzi był przekonany, że powiada prawdę. Inna kwestia, czy to była prawda. Wampirzyca poczuła jak po jej plecach przebiega nieprzyjemny dreszcz. Musiała to sprawdzić, nie ufała Pazziemu ani odrobinę, jednak możliwość straty Florencji… - To rzeczywiście byłaby równa wymiana. Zostaniesz wypuszczony jutro, teraz poprosze by podano ci coś do picia, dobrze?
- Dobrze, tak, jutro, bardzo dobrze. Umowa stoi - Pazzi chyba był przekonany, baaa, musiał być, iż zostanie utłuczony, tymczasem się go wypuszcza oraz proponuje wspólne zakończenie scysji. Oczywiście taka wymiana była jak najbardziej do przyjęcia. Tak mu się właśnie zdawało.
- Ktoś się niebawem pojawi. - Agnese podeszła do drzwi i zapukała by ją wypuszczono. Oczywiście strażnik natychmiast wykonał to. Spojrzał pytająco.
- Jakieś szczególne rozkazy, pani?
Agnese uśmiechnęła się.
- Niebawem przyślę trzy butelki wina by go nimi napojono. Na razie tyle. - Wampirzyca ruszyła w kierunku swojej sypialni i po drodze poprosiła by ktoś przyniósł jej butelki zwykłego wina. Trzy butelki, na trzy porcje niezbędne dla zawiązania specjalnych więzi.

Sypialnia Agnese już była pusta. Obecnie tylko kilka sprzątaczek naprędce obudzonych, wszak była noc, pucowało komnatę wampirzycy. Apartament miał być wszak oddany księżnej. Rzeczy wampirzycy już nie było. Musiały zostać przeniesione, czyli wszystko szło tak, jak teoretycznie powinno. Oczywiście któryś ze służących przyniósł jej także koszyczek wypełniony trzema butelkami dobrego wina.
Wampirzyca podziękowała mu. Chwilę jeszcze przyglądała się pracy kobiet. Trochę zmniejszało to jej niepokój. Miała dom… bo czuła się tutaj jak w domu. Jednak sama możliwość utratu Pałacu we Florencji, kuła jej martwe serce.

Przeszła do gabinetu. Z wprawą dawnej pani domu, medyceuszy, zdjęła lak z butelek i odkorkowała wino. Naczynia nie były jak zwykle wypełnione po brzegi. Tak wino lepiej leżakowało. Agnese przecięła swoją dłoń i starannie odmierzyła porcję krwi do każdej butelki. Gdy skończyła, poprosiła jedna ze służących by zaniosła je strażnikowi na dole, dając instrukcję, ze wie co powinien z nimi zrobić. Dopiero gdy drzwi za służącą zamknęły się miała chwilę dla siebie. Siedząc w swoim fotelu wpatrywała się we fiolkę. Moc, bez znamion diabolerii… marzenie tylu wampirów i chowa je u siebie księżna Rzymu. W sumie odpowiednia osoba. Fakt, faktem nie miała już wymówek. Niespiesznie odkorkowała fiolkę i powoli wypiła jej zawartość. Wtedy zaś przeżyła prawdopodobnie po raz drugi wampirze narodziny. Może nie aż tak gwałtownie, ale przeszyło ją. Najpierw tam, gdzie zwykle ma się bijące serce. Serce wampirzycy oczywiście nie biło, jednak przez chwilę wydało jej się, że wali niczym szalone. Dłonie zaczęły jej drżeć. Nogi także. Usta wpadały jakoś we wtórną, niekontrolowaną drżączkę. Ponadto przeszył ją niemal piorun gwałtownego pieczenia. Błysnęło światło, uderzyło bolesne, zaś głód krwi sprawił, że niemal oszalała. Zaczęła krzyczeć bez kontroli, albo raczej chciałaby krzyczeć, ale język nie potrafił jej słuchac, stał sparciały niczym szmata. skutkiem krzyku wbiegła jakaś służąca. Agnese rzuciła się na nią ssąc gwałtownie, ale resztka woli trzymająca nad nią władzę kazała kobietę odepchnąć, kiedy żyła, choć straciła przytomność oraz mnóstwo krwi. Krew! Krew! Była obłędnie cudowna, ale jednocześnie przywracała jakieś elementy większej kontroli nad ciałem. widziała przedtem wszystko przez purpurę, obecnie przez zwykły jasnoczerwony róż. Agnese ostatkiem sił woli zalizała rany dziewczyny, co by nie padła z wykrwawienia i sama opadła bez sił z powrotem na fotel. Nie mogła opuścić gabinetu, czuła, że w tym stanie, rzuci się na pierwszą lepszą istotę. Potrzebowała krwi… dużo krwi. Wezwała do siebie Gillę dawno nie używanym sposobem. Ghulica wręcz przybiegła. Nie wiedziała, co się stało. Pewnie przypuszczała, iż Giovanni zaczęli inwazję, ale to nie było to. Agnese leżała, okrwawiona, mając twarz skurczoną bólem, zaś umysł rozsadzany poczuciem olbrzymiej potęgi.
- Potrzebuję krwi. - Niemal wychrypiała, jakby nie piła od tygodnia.
- Tak pani! - wrzasnęła ghulica. Chciała w pierwszej chwili chyba sama oddać swoją, ale zrozumiała, że jej ukochana dama potrzebuje więcej. Wyleciała niczym kamień wystrzelony katapultą. Wampirzyca cierpiała te nieskończoną ilość momentów, aż wreszcie poczuła krew, wspaniałą krew już daleko, zblizajacą się, niesiona przez Gillę. Wreszcie drzwi się otwarły. Potężny dzban krwi, jakiż wspaniały wzywał wampirzycę. Mogłaby utłuc teraz najbliższą osobę, gdyby spróbowała jej odebrać purpurę. Wampirzyca pochwyciła dzban i zaczęła łapczywie pić bezpośrednio z niego. Nie pamiętała kiedy ostatnio czuła taki głód… może gdy tamten demon, prawie oderwał jej pierś? Teraz jednak liczył się głównie smak słodkiej vitae w jej ustach. Wspaniałe naprawdę, cudowne, smaczne, takie, że wychłeptała łapiąc kropelki, usta miała czerwone. Wciągała, piła chaustami niczymże pijaczyna wino. Nie pamiętała, żeby dawno piła tyle jednocześnie krwi. Jednakże wreszcie poczuła zaspokojenie oraz jakąś niezwykłą siłę. Gilla przypatrywała się pełna niepokoju.
Agnese zlizała ostatnie krople ze dzbana, po czym dokładnie oblizała usta.
- Wybacz, kochana. Wypiłam prezent - Wskazała podbródkiem pustą fiolkę, leżącą na ziemi. - i poczułam potworny głód. Będzie się trzeba zająć tą biedulką.
- Czy wszytsko dobrze? Signora, signora
- ghulica wydawała się niespokojna. - Zajmę się nią. Jednak signora, dobrze się czujesz po wypiciu tego?
- Teraz już wspaniale. Zupełnie jakby przemieniono mnie na nowo
. - Agnese wyciągnęła dłoń do Gilli, w zapraszającym geście. Podejdziesz?
- Signora? - Gilla podeszła bezpośrednio stając przy swojej ukohanej damie. - Jakże mogłabym pomóc, co zrobić, czy na pewno wszystko jest tak, jak powinno? - widać było, iż ghulica jest niespokojna.
Agnese przyciągnęła ją do siebie i objęła ją mocno nie wstając z fotela, jej twarz spoczęła tuż pod piersiami ghulicy.
- Teraz jest wspaniale. - Wampirzyca wsłuchiwała się w rozpędzone serce ghulicy. - Mogłabym się jeszcze napić, ale chcę tak chwilę zostać, oswoić się z tą dziwną siłą. - Ucałowała przez materiał brzuch Gilli. - Mogę cię tak niecnie wykorzystać?
- Jestem twoja pani, możesz wykorzystać mnie, ile tylko chcesz oraz jak chcesz
- wyszeptała poddając się jej. Pokrętny umysł Agnese zadziałał po swojemu. Pociągnęła Gillę, tak, że ta musiała usiąść jej na kolanach okrakiem i zaczęła całować jej pulsującą szyję. Czuła, że jest silniejsza, że czuje się pewniej jakby nagle świat mógł wpłynąć na nią mniej i to wszystko było tak wspaniałe.
- Ah Gillo. - Agnese przesunęła językiem po rozpalonej szyi, kochanki.
- Ach, najsłodsza pani kochana. Jestem two …
Nie zdążyła dopowiedzieć, kiedy z hukiem otwarły się drzwi do gabinetu oraz wparował tam markiz. Aż otworzył usta na zakrwawioną totalnie twarz narzeczonej, pokrwawioną suknię, nieprzytomną służącą oraz bliskość Gilli. Właściwie jedynie to było normalne spośród wszystkich spraw. Walnął drzwi zamykając:
- Agnese, kochanie moje - przyskoczył do kobiety. - Co się stało?
- Wypiłam fiolkę i potwornie zgłodniałam. Przyznaję się, że planowałam napić się jeszcze odrobinę z Gilli.
- Agnese odpowiedziała z uśmiechem, poczuła jednak że jej twarz od razu nabrała zalotnego wyrazu, jakby chciała zachęcić Markiza by też jej co nieco oddał. - Troszkę… - Oblizała usta ze smakiem. - … chyba nie do końca nad sobą panuję.
- Wyglądasz rzeczywiście … trochę jakbyś była pobudzona. Właściwie masz rumieńce. Jednak jeśli chcesz, moja kochana zawsze możesz trochę mnie skosztować, byle niezbyt wiele, jeśli liczymy na ewentualną walkę
- dodał chyba nieco niepotrzebnie, bowiem przecież agnese wiedziała. Jednak zwyczajnie wyrwało mu się przy prędkim gadaniu oraz sporym zdenerwowaniu.
Agnese wydała z siebie pomruk zanurzając twarz, między piersiami Gilli. To było szaleństwo. Czuła tak niesamowite spełnienie, że chciałaby całe jej ciało za tym poszło. Powtórzyła sobie kilka razy, że to spuścizna po byciu sukkubem, bo czym całkowicie się temu poddała. Bez wysiłku podniosła Gillę i ułożyła na stole, kładąc się częściowo na niej i wypinając do markiza.
- Weź mnie… błagam. - Niemal wyjęczała między piersi kochanki.
- Pragnę cię wziąć - wyszeptał, zaś Agnese odwracając się na moment dostrzegła omiatające ją spojrzenie. Niezwykle pożądliwe spojrzenie. Podszedł do niej unosząc spódnice sukni oraz narzucając narzeczonej na plecy. Nie miała na sobie reform, które odsłaniałyby jej słodkie cudowności, zaś jedwabne pończochy oraz pantofelki czyniły sytuację jeszcze bardziej podniecającą.
- Kocham cię - opuścił spodnie, reformy unosząc swojego koguta, który zdążył się wyprostować. Wystrzelił raczej, olbrzymi, czerwony, zaczynający wilgotnieć.

Wampirzyca uczuła najpierw jego dłonie, które oparły się na jej biodrach. Potem delikatną końcówkę jego męskości na swoich płateczkach. Przez chwilkę, aż nagle ból. Lekki, kiedy jego penis nacisnął jej szpareczkę zaskakując oraz gwałtownie rozciągając. Płatki zaprotestowały zrazu, ale gwałtownie rozciągnięte napęczniały przyjmując go pomiędzy siebie. Uderzył mocno, głęboko, wariacko, dobijając go samej końcówki. Czy jej się wydawało, czy od czasu inkuba, markiz miał i troszeczkę większego i jakby takiego dającego więcej podniecenia.
Agnese jęknęła wprost między piersi Gilli i zacisnęła na nich swoje dłonie.
- Też cię kocham - wymruczała, próbując uwolnić jedną z piersi kochanki. Gdy tylko zobaczyła śliczną, delikatną skórę, rozgrzaną od swego dotyku, wgryzła się w nią. Długie, chyba dłuższe niżeli zazwyczaj kły wampirzycy wgryzły się w Gillę, zaś męskość markiza wgryzła się w jej głębiny. Czuła szaleństwo. Gorąc spływał po jej zębach oraz równy gorąc prowadził od jej łona. Buchający, wspaniały, przenikający falą rozkoszy całe ciało. Piła oraz była brana, czując, że jej cipka wręcz wybucha coraz większym gorącym, zaś penis markiza staje się czymś niezwykłym.
- Ach, jeszcze trochę! - jęknął za nią markiz, który przyspieszył, zaś Agnese czuła jak jego woreczek dobija do jej ciała opierając się na słodkich, intymnych wargach. Sama była blisko, czuła narastające spełnienie, które doprowadzało ją niemal do szaleństwa, jednak powstrzymywała się by nie napić się z Gilli zbyt dużo. Bardziej sączyła krew, pozwalając pojedynczym kroplom wpływać do swych ust. Gilla jęczała rozdzierająco pełnym rozkoszy jękiem, zaś Agnese, cóż, Agnese czuła, że zaraz też ją ogarnie coś absolutnie niesamowitego. Męskość markiza powoli bardzo pęczniała wewnątrz jej kobiecości. Wiedziała, że zaraz wystrzeli. Słyszała doskonale jak jęczy, czuła, jak mocno wpija w nią swoje palce, aż wreszcie uczuła potężny, gorący strzał, który trafił w najczulsze miejsca jej wewnętrznych ścianek. Czuła potężną rozkosz swojego narzeczonego, który wręcz promieniował nią, strzelając jeszcze parę kolejnych razy. Wampirzyca dochodziłą razem z nim, jednak jej jęki ginęły gdzieś pomiędzy słodkimi piersiami ghulicy. Teraz czuła się doskonale, zupełnie jakby wszystkie elementy, znalazły się na swoim miejscu. Niechętnie wypuściła ze swych ust cycuszek Gilli i zalizała ranki. Narzeczony także wyszedł z niej. Przyklęknął uspokojony. Wydawało mu się, iż Agnese jest jakaś inna, ale obecnie była taka sama, cudownie wspaniała.
Agnese wyprostowała się i oparła o biurko pupą, przesiadając tuż obok Gilli. Jej dłoń spoczęła na udzie kochanki, gładząc je czule.
- Muszę zdradzić księżnej, że nic tak nie pomaga w oswojeniu się z nowymi talentami, jak dobry seks. - Jej roziskrzone spojrzenie skupione było na Alessandrze.
- Wiesz właściwie mi się wydaje, że dobrego nigdy za wiele, nieprawdaż?
- Och tak, pani
- potwierdziła ghulica. - Szkoda, że nie mamy wiele czasu, jednak chciałabym wykorzystać go odpowiednio nawet podczas tak zajętej nocy.
- Może masz jakieś życzenia?
- spytał markiz oraz położył dłoń na własnym penisie, który opadł jedynie troszeczkę. Poruszył ręką ściągając skórkę oraz nasuwając kapturek na część końcówki, później ponownie przesuwając.
- Mmmm… - Wampirzyca przyglądała się dłoniom Alessandra. - Ja mam wiele życzeń, ale chyba powinnam powiedzieć księżnej, że jej pokój jest gotów.
- Wobec tego załatwmy to szybko
- markiz podszedł do niej zdejmując oraz układając tak, by ułożyła się tułowiem na blacie. Oczywiście, jeśli się nie opierała. Rozsądek Agnese wolał, że powinna się zająć czymś innym, jednak jej ciało poddało się dłoniom Alessandra, jakby była marionetką. Jej pupa wypięła się odruchowo, a ciało zadrżało od samego rozpalonego dotyku narzeczonego. Szczególnie, że kiedy jego męskość ponownie wśliznęła się do wewnątrz jej kwiatu, paluszek siedzącej obok Gilli wszedł bezpardonowo do jej pupci oraz zaczął poruszać się do przodu oraz tyłu.

Wampirzyca chwyciła się mocno biurka i poczuła ku swemu zaskoczeniu jak drewno lekko ustępuje, odpuściła więc chwyt, opierając czoło o chłodny blat. Jej głowa odpływała, a ona była całkowicie zdana na igraszki tych dwóch seksownych chochlików. Chochliki zaś szalały zarówno w jej szparce, jak tylnym otworku. Szybko prawdziwie oraz mocno. Słyszała, jak markiz jęczy, jak ponownie dochodzi, jak wewnątrz jej cipki spływającej sokiem czuć, kiedy mijają się penic markiza oraz paluszek ghulicy wywołując najbardziej ekscytujące gejzery wewnątrz jej umysłu. Ponownie się zbliżała, ponownie było wspaniale, ponownie jej wnętrze nagle rozgrzało się gwałtownie pod wpływem wybuchu męskości, który wręcz obezwładniał. Agnese jęczałą już teraz głośno dochodząc. Jej głos przechodził z krzyku w pomruk, by znowu ponieść się echem po całym pokoju. Chyba jeszcze nigdy nie zdarzyło się jej, że ktoś tak cudownie do niej pasował, tak rozkosznie wypełniał, dając spełnienie.
- Kocham was. - Wymruczała w końcu, gdy udało się jej zebrać myśli.
- Kocham cię - rozbrzmiały słowa markiza.
- Kocham cię - usłyszała słowa ghulicy.
Obydwoje jeszcze chwilkę nie wychodzili ze słodkich otworków. Agnese czuła sie teraz wspaniale, zarówno pod względem wampirzej potęgi, jak również nieokiełznanej kobiecej natury.
- Cuda wy moje, jeśli nie zrobimy tu przerwy, obiecuję, że póki nie usnę, nie wypuszczę was z tego gabinetu, naruszając na szwank reputację własną i waszą. - Powiedziała lekko rozbawionym tonem, czując jak podniecenie wcale nie odpuszcza. Ba! Od dotyku chochlików, zaczyna się ponownie rozgrzewać.
- Hm, wiesz kochanie …
Nagle rozległo się stukanie do drzwi, raczej walenie.
- Signora, przed pałacem zbiera się jakaś dziwna grupa! - usłyszała krzyk Borso.
Agnese podniosła się gwałtownie nie zważając na obecne w jej otworkach, cudowności. Oczywiście keidy zerwała się, one samoistnie wyszły.
- Zaraz przyjdę. - Położyła dłoń na udzie, siedzącej obok Gilli. - Pobawimy się później, kochani.
- Idę z tobą!
- Ja też
- dodała Giilla.
Agnese przeszła do znajdującej się tuż obok garderoby i wydobyła sztylety, ofiarowanej jej jakiś czas temu przez Alessio. Czas sprawdzić co tak naprawdę dała jej ta krew. Uzbrojona ruszyła w stronę bramy.
- Zobaczmy z góry, z okna - zaproponował markiz. Wychodząc słyszeli zamieszanie oraz bieganie po korytarzach. Wszyscy mężczyźni pędzili do okien. Kobiety również, ale na najwyższe piętra. Część miała gotować wrzącą wodę i zajmować się rannymi. Wszystko zostało zorganizowane. Wampirzyca poczuła rękę Borso. Agnese obejrzała się na swego ghula.
- Jak sytuacja?
- Pod psem - odparł Borso. - Popatrz tam, pani, zbierają się - wskazał jej odległą część placu, gdzie przy wyjściu na ulicę faktycznie mieszał się rosnący tłumek. Agnese doskonale rozpoznawała go. Częściowo byli to ludzie, parę ghuli oraz, ciekawe bardzo, wiele zombich wyglądających podobnie do ludzi, jednak niewątpliwie zombie.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/39/5b/34/395b3431523845a9a250869f3bedd5f5--fantasy-town-fantasy-art.jpg[/MEDIA]

- Mogę znów spróbować udać się na tyły i wybić ich od pleców. - Powiedziała wampirzyca, wyostrzając zmysły. Ghule, ludzie, nawet zombie, nie byli istotni. Gdzieś musiały być wampiry, które sterują tą bandą. - Utrzymamy pałac?
- Przed tymi?
- popatrzył Borso. - Utrzymamy. Wprowadziliśmy parę nowości - uśmiechnął się wrednie. - Jednak jeżeliby gromadziło się ich więcej, jeśliby pojawiły się jakieś potężniejsze istoty … - przerwał na moment. - Wtedy moglibyśmy mieć jakiś kłopocik. Jednak bądźmy dobrej myśli, signora.
- Znajdźcie mi tego norda do pomocy i pójdziemy się zabawić.
- Agnese uśmiechnęła się szeroko.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-10-2018, 11:00   #168
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po zaledwie kilku minutach dwa wampiry wydostały się na tyłach pałacu i ruszyły na łowy wyglądając pierwszych ofiar. Agnese czuła się silna, bardzo i chciała sprawdzić na ile była to prawda a na ile odczucia. Trafił się pierwszy, całkiem miły, który przypadkiem tam stał chcąc się zająć rabunkiem, kiedy pozostali będą atakować.


Kiedy pojawiły się dwa wampiry wymruczał coś na temat cycków później spróbował uderzyć Agnese, ale miał równą szansę, jak mrówka przeskoczenia słonia. Jednak za nim znalazło się trochę innych podobnej kondycji. Chyba chcieli sobie poigrać.


Agnese wyszeptała kilka słów temporis. Nigdy nie walczyła z zombie i nie licząc wiedzy, że dobry jest na nich ogień nie była pewna jak ich zabić. Wyprowadziła cios długim nożem chcąc odciąć głowę pierwszemu. Spokojnie jej się udało. Mężczyzna kompletnie zaskoczony padł pod ciosem wampirzycy wystrzeliwując fontanną purpury, zaś jego kompani widząc to, najnormalniej uciekli. Obydwa wampiry jednak miały ochotę je dorwać, gdyby nie to, że pojawiły się kolejne grupy przeciwników. Pierwszą stanowiła grupa ghuli prowadzona przez wampirzycę. Kobieta należała do takich, które Agnese wolałaby spotykać w łożu, a nie na polu walki: obfite piersi, pełne usta, wąska talia, krągłe biodra. Przy niej szła prawie dziesiątka ghuli, najprawdopodobniej najemników, potężnie umięśnionych, paskudnie wyglądających oraz swoim wyglądem trochę przypominających jej wampirzego towarzysza. Prawdopodobnie musieli wywodzić się spośród północnych plemion.


Gupa ghuli szła nieco od lewej strony, natomiast od prawej nadchodziła trójka wampirów. Signorze Contarini przypominały te, które ubiła wraz ze wspaniałym faerie na egipskim statku. Czyżby Setyci także maczali więc swoje paskudne paluchy? Jednakże tego jeszcze nie wiedziała.


Skórę mieli brązowawą, zaś miny paskudne.

Obydwie grupy ewidentnie zamierzały zaatakować pałac od tylca, tymczasem same natknęły się na dywersję.
- Którą grupę wolisz signora? - spytał Jeorge Thorgalson.
- Zajmę się wampirami - Powiedziała bardzo powoli, nie przerywając temporis i nie zważając na ghule ruszyłą w kierunku wampirów. Użyła potencji i cięła w błyskawicznym tempie szyję pierwszego wampira. Ten próbował zablokować, ale nie wyrobił się, albo raczej wyrobił, jednak uderzenie wampirzycy było tak mocne, że odcięło rękę wraz z szyją. Jednak pozostałe wampiry nie czekały oraz nie obchodził ich los towarzysza. Musiały uruchomić akcelerację, bowiem poruszyły się nieco szybciej, chociaż wolniej niż signora. Wystrzeliły swoimi językami rozdwojonymi prosto w nią. doskonale pamiętała ten sposób walki. Agnese cięła jeden z poruszających się w lekko zwolnionym tempie języków, jednocześnie tnąc drugą ręką szyję drugiego wampira. Obydwa uderzenia trafiły, ale pierwszy trochę słabiej, zahaczając jedynie o język, który jakoś dziwnie się wygiął przy ciosie. Drugie trafienie było jednak zdecydowanie lepsze, krew bluznęła niczym fontanna. Wspaniały cios rozłożył wampira wręcz natychmiast. Nie miał szans. Został więc jeszcze jeden, któremu Agnese udziabała język. Wściekły niesamowicie, bowiem jego oczy błysnęły czerwienią, zresztą kto by nie był po przycięciu języka? Agnese strzepnęła ze sztyletów śmierdzącą krew i zamierzyła się na ostatniego żywego przeciwnika, ponownie używając potencji. Trafiła go bez mydła dobijając tak, że zwinął się jedynie na jej wspaniałej klindze. Zaś tymczasem Jeorge dalej naparzał się z ghulami. Dwójkę już załatwił na dobre, kilka poranił, ale pozostałe go jednak otaczały oraz ostro nacierały, także owa szybka wampirzyca. Problemem przy okazji była kolejna grupa dziwacznych istot, których było co najmniej kilkadziesiąt.

Podchodzili powoli ku wampirom. dodatkowo słyszała odgłosy walki jakowejś od przodu pałacu. Agnese rzuciła się ku przeciwniczce Jeorge i cięła ją od tyłu. Kobieta jednak zdołała odskoczyć. Contarini przecięła jej jedynie spinkę utrzymującą z tyłu metalowo skórzany biustonosz. Rzeczywiście, przeciwniczka Agnese miała co nieco do noszenia. Odskoczyła na bok pozostawiając ową część zbrojo - garderoby na ziemi.

Wampirzyca przyjrzała się swojej przeciwniczce z uśmiechem i nagle wyraz twarzy Agnese nabrał drapieżnego wyrazu, stała się dziwnie blada i zaczęła bardziej przypominać demona niż człowieka. Rzeczywiście przerażające, okropne, straszne aż tak, że najtwardsze serce mogłoby zadrżeć. Urodziwa oraz hojnie wyposażona przez naturę przeciwniczka Agnese zatrzymała się oraz padła przed nią bijąc wręcz pokłon. Natomiast szóstka pozostałych ghuli w większości wytrzymała, Oczywiście chwila zdziwienia, jednak tylko jeden nie wytrzymał, rzucił topór oraz wrzeszcząc pod nosem coś typu Kurrr … zaczął uciekać. Pozostali trzymając zacięte miny dalej chcieli walki. Jeorge tylko uśmiechnął się do swojej pani pakując topór swój jednemu spośród tych ghuli. Zombie oczywiście szli niczym machiny. Jednak zdecydowanie pozytywnym było, że cały tłum najemników, który stał jeszcze dalej oraz szykował się, zwyczajnie uciekł wrzeszcząc przerażony. Nawet ktoś zaczął krzyczeć, że objawił się nowy papież - kobieta, nawiązując do konklawe.
Agnese podeszła do wampirzycy, rozcinając sobie po drodze rękę, wyciągnęła zakrwawioną dłoń w stronę bijącej pokłon przeciwniczki.
- Możesz walczyć po mojej stronie, albo zginąć. - Powiedziała ciepłym głosem, tak bardzo nie pasującym do jej wizerunku.
Wampirzyca poderwała głowę tak szybko, że aż piersi jej seksownie zadrgały.
- Wspaniała pani. Jestem twoja - polizała jej dłoń ociekającą krwią. - Jestem Analtea. Rozkaż mi, uczynię wszystko.

Przy okazji kątem spojrzenia można było dostrzec, iż Jeorge utłukł kolejnego ghula. Nie mając wampirzycy za przeciwniczkę radził sobie zdecydowanie lepiej, chociaż sam ociekał także krwią.
- Pomóż mi ochronić pałac. - Powiedziała Agnese i pochwyciła pierwszego lepszego ghula i wgryzła się w jego szyję. Piła, aż ten nie padł martwy, regenerując przy tym siły. Tymczasem jej nowa sojusznika imponująca wspaniałymi piersiami dorwała się do drugiego, zaś Jeorge hucząc niczym berserker stuknął trzeciego. Ghule leżały już padnięte, lecz teraz zbliżały się powoli zombie, dużo zombie. Agnese chwyciła długi miecz, jednego z ghuli, chowając sztylety, do pochew, które wzięła z sobą. Zważyła go w ręce i ruszyła na ghuli szepcząc słowa temporis. Czas wrócić do grobu coś co z niego uciekło.

Gdy tylko pierwszy umarlak znalazł się na odległość miecza, cięła przez jego korpus, by już z tego ruchu wyprowadzić kolejny atak. Przy zombie właściwie można spokojnie walić bez większego narażenia. Problem jest jedynie taki, że co z tego, jak rozetniesz kogoś na pół, kiedy każda połowa osobno także próbuje cię rozszarpać. Gangrel oraz Analtea oczywiście rzucili się także na te stwory, lecz wyglądało to tak, iż co rozwalali, to właściwie nie było różnicy. Odcięte łapska chwytały za kostki, odcięte głowy gryzły, odcięte nogi usiłowały podhaczać. Także nawet Contarini zaczęła się pokrywać niewielkimi rankami, ukąśnięciami, ugryzieniami, które rosły.
- Wycofujemy się! - Rzuciła do swych towarzyszy. Puściła w obieg krew by zaleczyć ranki. Wycofała sie spory kawałek, czekając na Jeorge i Analtee. Dwójka ruszyła za nią. Wycofanie się przez zombie to nie problem, bowiem są zwyczajnie okropnie wolne. Więc dla skocznych wampirów to nie problem, tyle, że są uparte niczym osioł. Zwyczajnie idą bo idą. Niczym machiny oblężnicze.
- Musimy dopaść Giovannich, taka walka nie ma sensu. - Agnese zerknęła na Analte. - Gdzie oni są?
- Na pewno nie tutaj
- parsknął Jeorge - sprytnie..
- Nie wiem, moja pani
- odrzekła Analtea. - Byłam swobodną najemniczką na usługach księżnej Neapolu. Po prostu dostałam rozkaz zaatakowania pałacu. Nic nie wiem na temat Giovannich.
- Wyminiemy te zombie bocznymi uliczkami i spróbujemy podejść na tyły oddziałów atakujących front.
- A co jeśli zombie dostaną się do pałacu, przecież pójdą na pałac? Jeśli nie powstrzymamy ich, uderzą od tyłu na naszych
- widać było powagę na twarzy Jeorge Hhorgalsona.
- Jest jeden sposób na zombie, który znam. Trzeba ich spalić. - Agnese rozejrzała się w poszukiwaniu czegoś co pomogłoby jej zrealizować ten plan.
- Hm, kiedy szłam tutaj - stwierdziła Analte przygniatając butem jakąś łapę, która właśnie do niej podpełzła - jest sklep oliwny. Ponadto słomy sporo, jako podkład dla koni, ale przede wszystkim beczki oliwy.
- Ogień jest
… - wydusił Jeorge spięty. Wiadomo bowiem, wampiry boją się ognia.
- Wiem jaki jest dlatego zamierzam je podpalić z dużej odległości, najlepiej dachu. - Agnese rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś łuku. - Jeorge rozsyp słomę na nich i przed nimi. Analte zdobądź oliwę i polej ich solidnie, a ja zajmę się rozpałką. Jak skończycie zwiewajcie na front pałacu i do walki, dobrze?

Owszem, gdyby posypać snopem słomy, to jak najbardziej. zombiaki mogłyby się łatwo zająć, ale przecież słoma to nie klej. wręcz przeciwnie, jest śliska. Jednak rozkaz to rozkaz. Obydwoje podwładnych skoczyło do uliczki przy placu, gdzie Analtea widziała sklep wypełniony oliwą. Tam były też kopy słomy. Oczywiście przez ten czas jednak ktoś musiał powstrzymać zombie, bowiem wszystko to całe słomiano - oliwne przygotowanie musiało pewnie potrwać minimum kwadrans albo spokojnie dwa. Wampirzyca ruszyła w kierunku, w którym widziała, że udawała Analtea. Potrzebowała co nieco oliwy by podpalić bełty. No owszem, bez problemu przebiła się przez zombie ryzykujac mocno, że któreś dolezą do pałacu. Jednak ruszyła ku uliczce oraz znalazła nawet nie tak daleko Analteę, która zwyczajnie włamała się do sklepu, kazała stać pod ścianą gospodarzom oraz zabrała się za wytaczanie oliwy beczkami. Handlarze, albo raczej pomocnicy sklepu stali pod ścianą zastraszeni. Aczkolwiek mężczyzna gapił się non stop na cycki wampirzycy.


Było oczywiste, iż beczułki mniej więcej po 50 litrów, czyli całkiem spore, najlepiej przewozić wózkiem.
Agnese zerknęła czy może w okolicy nie stoi coś co mogłoby się przydać do przewiezienia beczek. Rozejrzała się też czy gdzieś nie stoją jacyś gapie. Spojrzała na handlarza.
- Pomóż jej. - Wydała rozkaz.
Oczywiście pomógł, wbrew pozorom był całkiem silny.
- Tylko się nie gap na jej cycki! -wrzasnęła nagle kobieta. - Co, moich ci nie wystarczy? - mężczyzna akurat gramolący beczkę na znaleziony obok wózek, który stał na boku oraz służył właśnie do transportu, nawet nie zwrócił uwagi. Oczywiście jeszcze bardziej rozwścieczyło to pół wystraszoną, pół wkurzoną kobitę.
- Daj mi szmatę i odrobinę oliwy. - Agnese wydała polecenie kobiecie, nie zważając na jej krzyki. Sama chętnie popatrzyłaby na obfite piersi Analte.

Ciekawe jak markiz zareagowałby na takie zapędy. Handlarka coś tam wymruczała, jednak przepojona strachem wykonała wszelkie polecenia. Podała wampirzycy jakieś pakuły oraz dzban oliwy. Podająca owe rzeczy dłoń wyraźnie drgała dygocząc mocno.
- Zabieraj się stąd. - Agnese podarła szmatę i owinęła ją wokół bełtów, po czym namoczyła je w oliwie. Teraz tylko potrzebowała czegoś, od czego będzie w stanie je odpalić. Rozejrzała się za jakąś pochodnią, upewniła się nawet czy w sklepie nie pali się jakaś lampka oliwna, lub świeca. Właśnie paliła się pochodnia na ścianie, włożona do specjalnego dzbana glinianego. Tymczasem kobieta krzycząc zwiała, zaś mąż nawet pełen zapału ładował na wózek beczki. Było tego może ze sześć razem, czyli jakieś 300 litrów oliwy. dużo oraz niedużo zarazem. Można było spokojnie dociągnąć wózek do zombie, aczkolwiek mogły już dojść do pałacu, zresztą tak jak było przypuszczane.
- Ruszajcie, za kilka minut wystrzelę strzałę. Polej po prostu ile możesz, dobrze? - Zwróciła się do Analte i ruszyła w stronę tylnego wejścia do zamku. Mogła go chronić choćby przez chwilę, nim jej towarzysze skończą.

Właściwie zamek potrzebował ochrony, bowiem pierwsze zombiaki już do niego dotarły zaczynając przełamywać drzwi. Było ich dużo, zwyczajnie, tłum, więc sprawa nie wyglądała dobrze. Gdzieś tam za nią podwładna wampirzyca ciągnęła wypełniony wózek, zaś handlarz zdominowany popychał go, coby było szybciej. Agnese ukryła kuszę i bełty za winklem. Ustawiła też pochodnię tak by nie zgasła i sięgnęła po miecz. Odrąbanie im rączek i nóżek stanowczo spowolni forsowanie wejścia. Wyszeptała kilka słów temporis i ruszyła do ataku. Waliła gdzie popadnie, ale nec Hercules contra plures, czyli nawet wampir trąba, kiedy wrogów bomba, albo coś podobnego. Zombiaki wręcz obłapiały wampirzycę. Cięte, rozwalane, rozgniatane rzucały się na nią. Jeszcze wcześniej, czuła, iż byłaby dawno wręcz zasypana tym wszystkim, jednak teraz jakoś się jeszcze wytrzymała, ale krwawiła, zaś jej ubranie już dawno wyglądało niczym strzępy. Bardziej przypominała potwornie zakrwawioną wersję Analtei. W dodatku czuła, że już dłużej nie wytrzyma, bowiem robiła co mogła, czuła swoją potęgę, ale miała zbyt wielu przeciwko sobie. Ponadto co więcej, na niej siedziała dosłownie jedna wielka grupa, zaś druga pomimo jej wysiłków pełzała ku pałacowi jakoś. Coraz bardziej przypominała choinkę oblepiona urwanymi dłońmi, które zaciskały na niej szpony, jakaś odcięta czacha właśnie próbowała odgryźć jej lewą pierś. Słowem masakra, tym bardziej, że kolejne ciągle napierały. Gdzieś tam Analtea targała wózek, ale Jeorge miał większy problem mieć co najmniej wóz siana, więc póki co na niego nie można było liczyć.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-10-2018, 09:04   #169
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Niespodziewanie nagle zrobiło się wampirzycy lżej. Dziwne. Właściwie jeszcze przed momentem wręcz siedziało na niej kilkunasto zombie oraz kilkadziesiąt kawałków, jednak powoli zaczynało jakby ich ubywać. Nagle usłyszała głos:
- Interesujący sposób zabawiania się przed własnym ślubem - doskonale wiedziała, czyj to głos oraz kto to własnie powiedział.
Agnese obejrzała się i w ostatniej chwili powstrzymała się by nie rzucić się wampirowi na szyję.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/564x/f2/2f/05/f22f05fd349dff8d1a4d04967d54047c.jpg[/MEDIA]
- Lorenzo! - Krzyknęła radośnie, widząc starego ojca. - Co ty tu robisz?
- Przyjechałem na Twój ślub, a niby co? Siedziałem w twoim pałacu we Florencji, ba podobno poszła nawet jakaś plotka, że ci go odebrałem, ale mniejsza - oczywiście ojciec opowiadając walił ciągle mieczem oraz deptał butami. Ciekawe, iż jego miecz dziwnie działał na zombie, zwyczajnie rozwalał je, jakby były żywe.
- Mam! - usłyszała wrzask Analtei targającej wózek. Wreszcie przyciągnęła go.
Wampirzyca przyglądała się swemu ojcu. Nie widziała go… chyba będzie coś koło 80 lat. Czekała na Jeorga, sięgając po kuszę i przygotowywując się do oddania strzału. Cały czas kontrolowała czy przy pracy jej ojca, będzie to w ogóle potrzebne. Zasadniczo tutaj nie, aczkolwiek całkiem niezła grupa zombie dostała się już do pałacu, to ta druga grupa oraz mogły tam wyrządzić całkiem potężną jatkę.
Agnese wyostrzyła zmysły i rozejrzała się wokół. Gdzieś tutaj musiał być jakiś cholerny wampir, który sterował tym całym ustrojstwem. Na chwilę ogłuszyły ja odgłosy walki, ale zatkała uszy. Przez sekundę miała wrażenie, że coś jej mignęło w domach w pobliżu, więc ruszyła w tamtym kierunku. Miała chwilę nim jej towarzysze sobie poradzą, upuściła miecz i wydobyła czekające w pochwach sztylety. Wyszeptała słowa temporis i puściła się biegiem by sprawdzić swoje przeczucie jak najszybciej. Cóż, podbiegła do budynków. dookoła zamieszanie, walka. Ojciec zastąpił ją jako strażnik oraz razem z Analteą zaatakowali gromadę zombiaków wdzierającą się do pomieszczenia. Agnese znajdując się tuż przy budynkach, ponownie wyostrzyła zmysły szukajac swojej ofiary. Rzeczywiście miała. Teraz wyczuwała znacznie lepiej niżeli poprzednio, wśród zgiełku oraz smrodu mnóstwa przeciwników. Dokładnie tam, po prawej stronie, gdzieś na górze.

[MEDIA]http://img03.deviantart.net/7861/i/2011/271/2/a/medieval_town_2_by_hetman80-d4b70yb.jpg[/MEDIA]

Miała go, choć oczywiście jeszcze zbyt wcześnie było na radochę. Agnese używając potencji wparowała do budynku, wyważając drzwi. Wydobyła sztylet i rozejrzała się, szukając schodów na piętro. Gdy w końcu udało się jej je zlokalizować, puściła się pędem na górę. Musiała dopaść tego wampira, nim komuś w pałacu stanie się krzywda.

Trudno właściwie było nie słyszeć jej wyłamania drzwi oraz pędzenia na górę, Biegła niczym błyskawica, zaś słodki aromat krwi przeciwnika przenikał ją coraz mocniej. wreszcie wbiegła na strych, tam już na nią czekał. Elegancki, potężny, chyba nawet poznała go, chyba był gdzieś podczas balu, który zaszczycili swoją obecnością. Trzymał wielki miecz patrząc na nią.

[MEDIA]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1ZNDQPpXXXXXNaXXXq6xXFXXX5/Book-Long-Hair-Tooth-font-b-Fantasy-b-font-font-b-Vampire-b-font-Man-Novel.jpg[/MEDIA]

Wrednie spoglądał.
- Jesteś zbyt wolna. Od przodu już nasi przełamali obronę - powiedział włączając akcelerację oraz atakując. Nie był tak szybki, jak wampirzyca, ale precyzyjniejszy.
Agnese nie skupiała się na spowolnionej wypowiedzi wampira. Zamachnęła się sztyletem, dodając sobie sił potencją. Traifła, ale skurczybyk musiał mieć arcywysoką Odporność. Cios bowiem wparował w jego rany, ale jakby nie uczynił mu wielkiej krzywdy. Wampirzyca nie przyglądała się, a wyprowadziła atak drugą ręką, celując w szyję. Oooo, bardziej zabolało. Tamten próbował odskoczyć, ale dostał po grdyce, krew bluznęła nieprzyjemnie, póki rana się nie zabliźniła. Ale teraz on sam wybuchnął swoim wielkim mieczem. Agnese poczuła jak miecz przeciął jej suknię i skórę. Nie cofnęła się jednak tylko wymierzyła dwa kolejne ciosy, podkręcając je potencją. Biorąc pod uwagę fakt, że miecz siedział wewnątrz jej boku oraz wywoływał okropne boleści, to zadanie miała ułatwione. Wampir chcąc nie chcąc musiał najpierw wyciągnąć miecz, potem ponownie się zamierzyć, etc. Tymczasem wampirzyca mogła bezkarnie walić. Agnese zamachnęła się od góry wbijając sztylety tuż przy szyi i ścisnęła, odcinając głowę wampira niemal jak nożycami. Patrzyła jak ciało przed nią rozsypuje się w popiół. Zaleczyła rany po mieczu, który wysunął się z jej boku. Na lekko chwiejnych nogach wycofała się z budynku zobaczyć jak sytuacja.

Uderzenie tamtych zombie się natychmiast zatrzymało. Pędzone magicznie istoty rozleciały się. Jednak słodko nie było, od przodu pałac szturmowała potężna gromada ludzko - ghulowa. Przynajmniej jednak tył chwilowo był zabezpieczony. Ponadto wampirzyca otrzebowała krwi! Doskonale czuła, ile musiała zużyć. Ponadto jej ubranie było już kompletnie porwane. Chyba właśnie to zdecydowało, że stojąca we wnęce prostytutka, która się przyglądała walce oraz miała gdzieś całą pokopaną sytuację rzuciła do niej.
- Ej, spadaj mała, to moje miejsce.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/3d/22/25/3d222546b69bfc15f875091b5249881f.jpg[/MEDIA]

Widać wzięła wampirzycę za konkurencję branżową. Agnese uśmiechnęła się zalotnie i objęła kobietę.
- A co jeśli chcę ciebie? - Wgryzła się w szyję i piła, aż kobieta straciła przytomność. Gdy już zaspokoiła pierwszy głów, ruszyła na front pałacu, wyostrzając zmysły i szukając kolejnych ukrytych wampirów. Po drodze zebrała swoich towarzyszy by strzegli tylnego wejścia. Spytała też ojca jaki ma plan.

Lorenzo planu nie miał.
- Przybyłem ot tak. Pomyślałem, że odwiedzę ciebie, bowiem mieszkam u znajomego. Nie będę przecież siedział ci na głowie. Zaś plan, pilnować tyłu trzeba, bowiem nie wygląda to ciekawie - stwierdził - ale zaatakować tamtych od tyłu …

Jakiś zmysł ostrzegł wampirzycę. Skoczyła na bok mając kupę szczęścia, bowiem kolejna groźba uderzyła znad ich głów. Potężna istota niczym chodząca wieża uderzyła w miejsce, gdzie przed chwilą się znajdowali. Jakieś szaleństwo. Napastnicy łamali wszelkie zasady. Gdyby ktoś widział taką straszliwą istotę, właściwie można sobie wyobrazić tylko reakcję ludzi. Oczywiście wiadomo, gdyby został ubity, pewnikiem rozwiałby się, jednak póki co zaatakował Jeorge. Chciał złapać go pyskiem, tamten odskoczył, jednak nie zdążył. Nie został schwytany, jednak wielki pysk trzasnął go, iz poleciał na ścianę. Rozległ się jakiś chrzęst uderzenia. Agnese wydobyła szybko dwa sztylety i wyszeptała słowa temporis. Doskoczyła do bestii, wbijając w nią sztylety. Obydwa weszły niczym w masło, tak potężny był cios wampirzycy. Lorenzo skoczył zaś od drugiej strony, zaś Analea, no cóż, ona uczyniła coś kompletnie niespodziewanego, jakims sposobem wskoczyła na czterometrowej wysokości grzbiet bestii. Zaczęła kłuć ją tam niczym szalona jednocześnie unikając wściekłego uderzenia pyskiem oraz jeszcze wścieklejszego ogonem. Obydwa brujachy używające dyscyplin biły niczym szalone, ale to nie było łatwe, ponieważ musiały się jednocześnie bronić. Jednak wreszcie przyszedł ten cios, nawet nie wiadomo kogo, który doszedł do ostatecznego celu. Potwór padł, właściwie rozdmuchany na wietrze. Jakby kompletnie nieistniejący. Pozostawił po sobie trójkę poranionych wampirów, poobijanych, pokaleczonych, chociaż względnie trzymających się na nogach oraz Jeorge, który powoli leczył się.

Wampiry rozglądały się, kiedy nagle dał się słyszeć okropny rumor, łoskot. Brama oraz broniąca ją barykada uległa przełamaniu. Przez nią zaczął się wlewać strumień atakujących podwaładnych Giovannich. Agnese cały czas używając temporis wbiegła do pałacu, drzwiami, którymi się z niego wydostali i ruszyła by przywitać gości, od środka. Gdy tylko stanęła na dziedzińcy, wbijając ostrza w dwie istoty, które akurat się jej napatoczyły. Po tym brawurowym ataku, zamarła i ponownie użyła majesty, znów przybierając potworny wygląd. Część przeciwników, dodajmy większa, która spoglądała na nią, przestraszona uciekła. Problem wewnątrz zamku polegał jednak na tym, że walki toczyły się po korytarzach, po komnatach etc. czyli niewiele osób jednocześnie widziało wampirzycę. Dodać należy, że napięcia nie wytrzymało nawet kilku sojuszników, którzy zwiali po ławy, nakryli uszy oraz wyli niczym wilki. Jednak znaczna część ghuli nie zwiała. Wręcz przeciwnie, właśnie zaatakowała wampirzycę, zaś ich miecze zalśniły ogniem. Agnese wyszeptała słowa temporis i ruszyła do ataku. Oni również, chociaż wampirzyca była szybsza, ich było więcej, ale nie tyle więcej, by mogli nadrobić przewagę użycia dyscypliny. Pierwszy podskoczył, albo raczej przybliżył się powooooooooli, zaś wampirzyca po prostu przecięła go natychmiast uderzając tak, że jednym ciosem nabiła dwóch. Później jeszcze kolejnego wirując błyskawicznie. Dostrzegła, że Lorenzo zajął się następnymi, zaś dalej walczyła księżna majaca swoją bojową postać blondwłosej wojowniczki. Także inni, chociaż widziała również zarówno rannych, jak wielu ubitych orężem. Właściwie korytarze brodziły krwią. Wszystko było tym gorsze dla napastników, że przerażeni użyciem majestatu uciekali wpadając na swoich towarzyszy, którzy nie wiedzieli co się dzieje. Blokowali tamtym więc ucieczkę, wtedy zas dopadali ich obrońcy siekąc ostro. Ogólna kotłowanina trwała jeszcze, ale nagle coś pękło. Wampirzycy wydało się, że najpierw pojedynczy osobnicy wycofują się, później zaś jakieś grupy, wreszcie wszyscy wrzeszcząc rzucili się do ucieczki pozostawiając wręcz morze swoich. Wielu więcej niżeli poprzednim razem. Wampirzyca przez chwilę dobijała napastników, po czym zabrała się za przeczesywanie korytarzy, upewniając się czy jej bliscy są cali i zdrowi. Podobnie czynili inni, przynajmniej którzy mogli. Bosso natychmiast zebrał ludzi odbudowując barykadę przy wyłamanej bramie. Księżna oraz Leoncio dokańczali napastników, którzy wparowali do środka, ale nie mieli się już jak wycofać. Próbowali się bronić wewnątrz jakiejś komnaty, ale właśnie nimi zajęła się Matalesta. Contarini zwyczajnie poruszała się, sprawdzała komnaty, pokoje oraz czyściła. Kiedy doszła do komnat Sophi przez wielki tumult przebił się głos Kowalskiego dochodzący z komnaty.
- Wynocha stąd, nie przeszkadzać! Pan też markizie. Pańskiej siostrze nic nie będzie, ale muszę się nią natychmiast zająć.
- Wszyscy wynocha!
- Jej władczy ton przebił się przez ogólny harmider. Nie wiedziała co się dzieje ale Kowalskiemu z pewnością nie należało przeszkadzać. - Zająć się innymi rannymi.
- Agnese? - markiz wyskoczył tuląc narzeczoną. Widać było niepokój na jego skrwawionym obliczu. - Sophia jest ranna. Dostała nożem w ramię. Kowalski mówi, że nic jej nie będzie, ale … - widać było, jak bardzo niepokoi się ranieniem siostry. - Podobno ostrze nie było dobre.
- Kochany, jeśli nie Kowalski, to nikt jej z tego nie wyciągnie.
- Agnese jako, że była cała w krwi, starała się nie umorusać za bardzo Alessandra. - Wierzę, że ją wyleczy.Trzeba mu dać pracować.
- Wierzę, ale …
- widać było, iż jest rozdygotany. Agnese dostrzegła, iż sam był ranny w kilku miejscach, jednak raczej niegroźnie. Właściwie zresztą wszyscy, których widziała, nawet jeśli stali na nogach, byli bardziej lub mniej ranieni. Najlepiej wyszły na tym kobiety oraz dzieci, zamknięte na ostatnich piętrach za solidnymi drzwiami. Sophia musiała wyjść, albo coś, skoro dostała ranę. - Jak ty się czujesz, moja kochana piękna?
Ubranie wampirzycy było całe w strzępach, a ewentualne rany ciężko było zobaczyć z uwagi na wszechobecną krew.
- Troszkę oberwałam, ale się zaleczę. Ojciec mi pomógł… a i zjednałam nam też nową kompankę. - Wampirzyca uśmiechała się i mogła sobie tylko wyobrażać jak ten grymas wyglądał pod zasychającą na twarzy krwią. - Wiesz z jakich ran wyleczył ciebie Kowalski, gdy zostałeś porwany. Mi odbudował niemal całą pierś nim tu przybyliśmy. Poradzi sobie.
- Ojciec, kompanka?
- spojrzał na nią niewiele rozumiejąc, aczkolwiek słowa dziewczyny podbudowały go. Faktycznie bowiem, przemęczenie oraz zdenerwowanie spowodowały zbytnią niewiarę. Czarodziej przecież dysponował świetnymi umiejętnościami. Jednak jaki ojciec oraz jaka kompanka, jakoś umknęło mu chyba coś.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-10-2018, 20:18   #170
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Tak pojawił się mój ojciec. Okazuje się, że mieszka w Rzymie. Przybył nam pomóc i chyba kręci się gdzieś po pałacu. - Agnese ucałowała markiza i czując na ustach posmak krwi, poczuła potworny głód. - Chyba powinnam się rozejrzeć za jakimś posiłkiem.
- Szczerze mówiąc
- markiz rozłożył ręce. Dookoła było bardzo wielu rannych strony przeciwnej, także kilku mocno pokaleczonych ghuli. Właściwie raj dla wampirów. - Przyjdź potem oraz wiesz, przedstawisz mnie ojcu, dobrze Agnese - widać było, że pomimo, iż wampirzyca swego czasu uspokajała narzeczonego, Colonna lekko obawiał się wspomnianego spotkania, chciałby bowiem wywrzeć odpowiednie wrażenie.
- Jak tylko go znajdę. - Wampirzyca ucałowała swego narzeczonego. - Zajmij się proszę swymi ranami, martwię się. - Uśmiechnęła się i ruszyła w stronę swych pokoi. Mogła się łatwo posilić, ale nie wypadało jej chodzić prawie nagiej. Oczywiście, bowiem nagość chyba lepiej było ofiarować jako podarunek specjalny wyłącznie wybranym osobom. Ogólnie wampirzyca najadła się naprawdę wspaniale. Zaspokojony głód jakimś blondynem, śniadym brunetem, nawet Murzynem, do wyboru, do koloru. Niestety po stronie obrońców także były pewne straty, ale głównie rany, ponieważ na pierwszej linii walczyły wampiry wspomagane od boków przez ludzi.

Komnaty jej, albo raczej ich wspólne, gdzie niedawno zostały przeniesione jej rzeczy znajdowały się niedaleko od apartamentów Sophi. Tam mogła się spokojnie przebrać. Agnese obmyła się odrobinę w misie z wodą i narzuciła na siebie jakiś lekki stój. Po tym ruszyła na poszukiwanie księżnej i swego ojca. Znalazła na piętrze wraz z ojcem właśnie księżną. Popijali sobie wspólnie delikwenta, śmiali się oraz gawędzili niczym starzy przyjaciele wspominając pradawne czasy. Hm, jeśli wampirzyca właściwie usłyszała, byli kiedyś bardzo blisko. Contarini uśmiechnęła się i przez chwilę przyglądała się swemu Sire i jakby nie patrzeć swemu dawnemu kochankowi. Kilkadziesiąt lat oduczyło ją tego typu sentymentów, ale i tak miło go było widzieć. Dopiero widząc, że skończyli się posilać, podeszła do nich.
- Ojcze, księżno. - Dygnęła lekko.
- Agnese - skinęła księżna.
- Siadaj moja latorośli - huknął ojciec, mający doskonały nastrój. - Właśnie rozmawiamy z Fredegondą, że sprawa jest już wyczyszczona i ten tego, zaprosiła mnie do siebie, ja zaś przyjąłem zaproszenie. Oczywiście będę cię odwiedzał, zresztą ogólnie postanowiłem się przenieść na południe. Nie chciałbym jednak zbytnio przeszkadzać córeczce.

Piękna Agnese poczuła lekkie ukłucie zazdrości, ale nie zmieniła swego uśmiechu. Dosiadła się do dwóch wampirów.
- Udało się zabić organizatora napaści? - Spytała zerkając to na jedno to na drugie. - W tym zamieszaniu ciężko było mi ocenić, co się dzieje.
- Udało oraz nie udało. Oberwał prowodyr, ale ktoś stoi za nim
- wyjaśniła księżna. - Jednak obecnie jej obsługa jest wytłuczona, zaś moja powróci.
- Nie czarujmy się, moja droga. To ta łajdaczka, ale ona niewątpliwie siedzi od tego daleko oraz przygotowała wszystko tak, iż może się lekko wywinąć
- uznał ojciec pani Agnese Contarini.
- Wiem doskonale, wkurzające. Jednak kiedyś … - wiadomo wszystkim, członkowie rodziny są cierpliwi, mają czas.
- Przy okazji, przedstawisz mi tak bliżej narzeczonego? - spytał ojciec.
- Muszę mu podziękować także - stwierdziła księżna - użyczył mi dom, który teraz jest mocno podniszczony.
- Dlatego po was przyszłam. Alessandro bardzo chciał was zobaczyć
. - Agnese wskazała kierunek, w jakim widziała ostatnio markiza. - Poszukamy mego narzeczonego?

Wszyscy zainteresowani chętnie wyrazili zgodę. Znalezienie pośród tego całego zamieszania markiza nie okazało się trudne. Zajmował się tym, czym gospodarz powinien, czyli organizacją wszystkiego na terenie zamku. Zniszczenia wielkie, straty oraz wszystko inne wymagało bardzo zdecydowanego działania. Alessandro stał, albo raczej biegał wśród służby wydając konkretne polecenia. Dostrzegł idącą ku niemu trójkę, wśród nich Agnese oraz odwrócił się do niej, może nie tyle uśmiechnięty, ale po prostu bardzo ciepły. Chyba zmęczony był zbyt mocno na uśmiech lub wstrząśnięty wydarzeniami. Agnese podeszła i ucałowała go delikatnie.
- Księżną Mataleste już znasz, ale pozwól, że przedstawię ci mego ojca. - Cofnęła się tak by mężczyźni mogli na siebie spojrzeć.
- Ojcze to mój narzeczony markiz Alessandro di Colonna, kochanie przedstawiam ci Lorenza Rosso, mego ojca. - Spojrzała z uśmiechem na jednego, a potem na drugiego. Sama także była zmęczona… i nadal głodna, jednak lata doświadczenia nauczyły ją uśmiechać się z dowolnym momencie.

Jadła miała pod dostatkiem, właściwie tyle, że wystarczyłoby dla tuzina najgłośniejszych wampirów. I planowała jeszcze pojeść przed położeniem się spać. Wszystko wrogowie, którzy leżeli ranni.
- Mój drogi markizie, jeśli moja córka wybrała sobie takiego przyszłego męża, akceptuję go pełen radości oraz już teraz gwarantuję, że przed ślubem spotkamy się oraz porozmawiamy tak wiesz, jak teść oraz zięć oraz dwaj mężczyźni – objął go wysuwając kły, jakby chciał dodatkowo go zdeprymować. Szczęśliwie chyba markiz zwyczajnie nie zauważył tego gestu.
Oddał objęcie.
- Signor Rosso, pańska córka jest najcudowniejszą kobietą na świecie dla mnie.
- Tak trzymać, młodzieży, tak trzymać
– widać obściskiwanie markiza przypadło mości Lorenzo do gustu, jednak wreszcie puścił narzeczonego córeczki. - Przy okazji mam już dla was prezent ślubny, ale dostaniecie go dopiero podczas waszej ceremonii.
- Także coś odpowiedniego przygotuję
– wspomniała księżna. - Muszę pana bardzo przeprosić markizie za stan pańskiego domostwa. Członkowie rodziny bardzo doceniają własne siedziby oraz szanują cudze. Proszę mi wierzyć, nie zapomnę panu niniejszej przysługi.
- Jestem do usług, wie pani, skoro Agnese panią lubi, jak mógłbym odmówić
.
Księżna chyba lekko zdziwiła się, zaś Lorenzo parsknął wesolutkim śmiechem.
- Jakież to ludzkie, moja szanowna przyjaciółko.
- Z przyjemnością ugościmy was gdy już zapanujemy nad tym wszystkim
. - Agnese zatoczyła dłonią łuk wskazując na zniszczenia. - Prawda, kochany?
- Oczywiście najdroższa. Chociaż faktycznie, zanim uprzątnie się ten bałagan oraz przygotuje pałac do normalnego użytkowania minie minimum parę dni
– przyznał rozglądając się, bowiem faktycznie, same ślady walki to jedno, ale zniszczenia wyłamanych drzwi, bramy, framug oraz takich tam wymagały zajęcia się już przez fachowców.
- Markizie – wtrącił się Lorenzo Rosso – proponuję naprawić najpierw główną bramę, zaś póki co, mocno trzymać tam straż lub nawet zrobić barykadę. Bowiem mogłyby spróbować osoby nie mające jakiegokolwiek związku politycznego.
- Uczynię tak
– skinął Colonna.
- Co my możemy zrobić, to chyba nie przeszkadzać – uznał Rosso.
- Tak – przyznała księżna – markizie, opuszczę pański pałac wraz ze swoim starym przyjacielem, ale spotkamy się przecież jeszcze. Jak wspomniałam, nie zapomnę twojej gościnności – podała mu dłoń, którą markiz ucałował.
- Cóż moja kochana – ojczulek przytulił signorę Contarini – lepiej pomóż swojemu kochanemu uporządkować wszystko. Proponuję, żebyś zajęła się bramą oraz pilnowaniem wraz ze woimi ludźmi aż do świtu oraz przeszukaniem całego pałacu.
- Taki miałam plan ojcze. Muszę sprawdzić jakie mam straty w swojej załodze
. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do ojca. - Dziękuję, że przyszedłeś z pomocą.
- Ależ córeczko, któryż rodzić nie przyszedłby pomóc swojej latorośli
– wesoło śmiał się Lorenzo. Widać doskonale, iże chłop uwielbiał żarty. Faktycznie jednak można było się zastanawiać, jedynie jest to poza, alboli prawdziwy charakter? Trudno zaiste stwierdzić, chyba iż ktoś znałby go osobiście bardzo dobrze, tak jak chociażby Agnese.

Słodkie dowiedzenia trwały jeszcze chwilę, później zaś księżna oraz mości Lorenzo zwyczajnie poszli sobie pozostawiając za sobą kwadratowy bajzel. Ogólnie wyglądało to średnio ciekawie.
- Chyba trzeba sobie poradzić jakoś – mruknął markiz.
- Uruchomimy nasze ukryte fundusze, to powinno znacznie przyśpieszyć naprawy, prawda? - Agnese objęła go. - Martwiłam się o ciebie, cieszę się że nic ci nie jest.

Oddał uścisk bardzo ciepło obejmując mocno ukochaną dziewczynę. Właściwie co z tego, że miała 100 lat, czy coś podobnego? Dla niego była zawsze dziewczyną.
- Myślałem o tobie. Inne fundusze zaś się oczywiście przydadzą – przyznał markiz – jednak nie jestem pewien, czy teraz, bowiem sama wiesz, jak obecnie wygląda wszystko. Dopóki nie będzie konklawe oraz ktoś nie weźmie się za szalejące bandy, wszyscy będą bardzo uważać. Powinniśmy zgromadzić grupę rzemieślników, zwłaszcza cieśli oraz murarzy do naprawienia wszystkiego tego. Obawiam się, czy po prostu ściągnę takie osoby. Czy mógłbym prosić, żebyś na dzień użyczyła mi Gillę lub Bosso oraz kilku swoich wojaków? Chciałbym poszukać odpowiednich ludzi – wyjaśnił ukochanej.
- Mój drogi to są tak moi ludzie jak i twoi. Póki ktoś czuwa nad mym leżem możesz nimi dysponować. - Agnese nie puściła go. - Nie potrzebuję armii by mnie doglądała.
- Hm, wiesz chciałbym do jutra uprzątnąć przynajmniej z grubsza. Jakby nie było, zapowiadał się twój krewny, jeśli dobrze pamiętam
– oczywiście obydwoje zdawali sobie sprawę, że owo uprzątnięcie polegać będzie na usunięciu ubitych oraz jakim takim wymyciu plam krwi, których jednak tak czy siak nie da się usunąć bez kompletnego malowania. - Jest pewnie ponad setka mocno ranionych wrogów, która zalega zamek. Niespecjalnie wiem, jakież mam środki podjąć – przyznał Colonna. - Będący lżej ranni uciekli, ale reszta leży. Kowalski opiekuje się naszymi, nie nastarczy na wszystkich wszak – widać było zafrasowanie markiza.
- Masz dwie opcje albo ich dobijesz albo wyrzucisz za bramę, a kuzynem się nie przejmuj. Poproszę o przesunięcie spotkania. - Oparła o niego głowę, była zmęczona.
- Chyba jednak to drugie uczynię. Doskonale, jeśli udałoby ci się załatwić z tamtym kuzynem. Ewentualnie może ty byś go odwiedziła. Słyszałem, że ta karczma, gdzie mieszka, jest całkiem niezła. Odpocznij kochanie - objął ukochaną dziewczynę.
- Chcę ci pomóc, zobaczę może rzeczywiście udam się do tej karczmy, ale jutro chciałabym wesprzeć cię w pracach. Po za tym… - Przysunęła się i szepnęła mu wprost do ucha, przesuwając wargami po jego małżowinie. - … to ja przesypiam całe dnie, czyż nie?
- Dziękuję najukochańsza
– uśmiechnął się, zaś kobieta wyczuła, jak dreszcz przebiega przez męskie ciało, kiedy zajęła się jego uchem. - Wobec tego kogoś trzeba będzie posłać do tamtej karczmy. Przyznam, że tyle teraz jest roboty, iż wręcz nie wiem, za co się zabrać. Może mogłabyś się zająć umocnieniem bramy wejściowej, wybudowaniem tam barykady za przejściem? - spytał ją, bowiem obecnie kilka dni pewnie muszą stanąć na głowie poświęcając się głównie odnowie pałacu. Szalenie było to istotne choćby dla bezpieczeństwa wszystkich.
- Karczmą też się zajmę. - Szeptała dalej, lekko się z nim drażniąc, jej dłonie lekko zsunęły się, opierając się na jego pośladkach. Pocałowała jego szyję w miejscu, w którym lubiła ją gryźć i odsunęła się. - Poproszę Borso by ci przekazał wszystkie ustalenia, na wypadek gdybyśmy się nie spotkali nim usnę, dobrze?
- Dziękuję. Poczekam więc
– odwrócił się całując ją mocno. Dostrzegła wewnątrz jego uśmiechu uczucie, ale także proste zmęczenie. Widać było, iż markiz bardzo zastanawia się, jak nie dopuścić do takich przypadków, oraz powoli ma ich serdecznie dosyć. Aczkolwiek kwestia inna, że dosyć miało tego dziewięciu na dziesięciu Rzymian, którzy spokojnie chcieli mieszkać bez groźby ataku oszalałych maruderów lub miejscowych gangów. Jednak do tego potrzebny był nowy Ojciec Święty, który mógłby się zająć także administracją miasta.
- Nie przemęczaj się, dobrze? - Agnese ucałowała Alessandra. Nie chciała go zostawiać. - Idę zobaczyć jak sobie radzą z bramą.

Ruszyła w kierunku głównego wejścia do Palazzo, mając nadzieję, że trafi po drodze na swoje ghule. Widząc jakiegoś dogorywającego na boku napastnika, najadła się do syta. Rzeczywiście takich znalazła sporo. Wszytsko wskazywało, iż walka była potworną masakrą, która mogła się jednak skończyć nieciekawie także dla obrońców. Widać było, iż niektórzy mieli pochodnie próbując podpalić budynek, jednak Palazzo di Venezia był właściwie cały kamienny. Spośród swoich ludzi pierwszego dostrzegła Borso, który na czele kilku najemników Kowalskiego sprawdzał kolejno pomieszczenie za pomieszczeniem. widać było, iż został raniony podczas walki, cięciem prawego ramienia. Dostrzegając swoją panią zatrzymał się na moment lekko unosząc lewą dłoń na powitanie. Prawą bowiem miał na naprędce wykonanym temblaku.
Agnese podeszła szybko do ghula.
- Barso, coś poważnego. - Zaniepokojona spojrzała na jego rękę.
- Ano średnio wyszło. Wiesz signora, dostałem kawałkiem rohatyny po skórze, jednak powoli przejdzie - Borso lekceważył standardowo swoje rany, jednak wampirzyca wiedziała, iż musiał oberwać bardzo solidnie. - Jakieś rozkazy dla mnie? Próbujemy sprawdzać pomieszczenie po pomieszczeniu, zaś Gilla jest przy bramie. Właściwie signora, jak postępować przy wrogich rannych? - spytał wskazując lewą dłonią wokoło. - Mnóstwo drani leży na podłogach pałacu.
- Powinieneś dbać o siebie. Zgłoś się potem do Kowalskiego, dobrze
? - Agnese była wyraźnie zaniepokojona. - Umierających dobić, rannych wyrzucić za bramy, to nie szpital.
- Dobrze signora, oczywiście zgłoszę, bowiem wcześniej, sama wiesz, wszyscy mieli zajęcia po uszy. Mogę dalej sprawdzać, czy potrzebujesz mnie przy czymś innym
? - spytał Borso. Jeśli potrzebaby było, oczywiście zostawiłby swój oddział wykonując polecenia Agnese. Niewątpliwie ludzie Kowalskiego stanowili zespół profesjonalistów, jednak jak każdy oficer, Borso lubił nadzorować wszystko osobiście, dlatego właśnie dowodził oddziałem sprawdzającym.
- Markiz jutro poprosi cię o pomoc. Na razie skup się na oczyszczeniu pałacu. - Agnese uśmiechnęła się ciepło do swego ghula i ruszyła w stronę bramy.

Kolejno mijała ranionych, zarówno swoich, jak obcych. Widziała, iż Borso szybko organizuje sprawy. Dowódca jej ochrony był doskonałym organizatorem, lepszym niżeli Gilla, która raczej odpowiadała za zapewnienie wygody swojej ukochanej pani. Wyznaczył grupy służących pod ochroną dwóch wojaków, którzy odpowiadali za wynoszenie wszystkich na zewnątrz, wcześniej zaś za przeszukiwanie wspomnianych osobników. Niewątpliwie wśród nich mogli być ludzie, którzy dysponowali jakimiś ciekawymi materiałami, dokumentami, albo czymkolwiek przydatnym. Natomiast Jeorge zajął się usuwaniem tych, którzy musieli zostać właśnie usunięci.

Brama zamkowa była wyłamana, rozbita kompletnie. Pilnowała jej Gilla oraz kilku wojaków. Kilku służących stało obok. Ghulica zastanawiała się z jednym ze służących markiza nad bramą. Służący ów zwany Merkuccio Paboffi był takim złotą rączką pałacu. Prawdopodobnie mógł więc wymyślić coś na temat chwilowego zabezpieczenia. Wampirzyca zbliżając się dosłyszała właśnie, jak rozmawiają nad stworzeniem chwilowej barykady, bowiem nie tylko brama, ale także ościeżnice ich. Agnese podeszła do nich, przyglądając się swojej ghulicy czy i ona nie została ranna. Cieszyła się, że jej ludzie tak szybko zabrali się za pomoc. Gilla jednak wyglądała nieźle. Oczywiście miała sporo drobnych draśnięć oraz zestaw siniaków, właściwie niemal jak prawie wszyscy. Jednak jakoś udało jej się uniknąć poważniejszych obrażeń. dostrzegając podchodzącą agnese, natychmiast przerwała dyskusję oraz leciutko skłoniła się.
- Signora? - spytała. - Jakieś polecenia?
- Patrzę jakie mamy straty
. - Agnese przyjrzała się uszkodzonej bramie. - Co planujecie zrobić z bramą?
- Nie wygląda to dobrze, właściwie wszyscy są ranni, jednak cóż, jak nasz przyjaciel Jeorge dorwał się do napastników
- Gilla okrasiła wypowiedź wesołym uśmiechem. - Brama natomiast, zastanawiamy się.
- Jest problem signora. Potrzebny jest kowal, cieśle oraz murarze. Bramy nie da się naprawić, ale myśleliśmy, żeby zdjąć ze starej bramy zawiasy, albo raczej z tego, co właśnie z niej zostało. Później przymocowalibyśmy do jakichś innych drzwi oraz wzmocnili bramę metalowymi sztabami. Będzie wszystko brzydkie, prymitywne oraz mało skuteczne, ale lepsze od niczego, zaś zrobienie nowej bramy to długi czas
- wyjaśnił Merkuccio Paboffi.
- Na razie najistotniejsze jest by zamknąć to przejście, ale należałoby od razu zamówić bramę. Znajdziecie materiały w pałacu? - Agnese rozejrzała się po okolicy.
- Nie ma na to szans, signora. Będziemy musieli zamówić w ceglarni, najpewniej zaś za dnia zawołać mistrza murarskiego, który określi potrzeby. Od razu zawołamy również kogoś, kto zna się na bramach. Wewnątrz pałacu możemy tylko tworzyć prowizorkę - odparł Merkuccio.
- Prowizorka wystarczy na te kilka dni nim pojawi się coś konkretnego… trzeba by się jeszcze zająć tylną furtą. - Agnese skinęła głową w kierunku tylnego wyjścia, z którego skorzystali razem z Jeorge.
- Akurat mamy tutaj już plan - wyjaśniła Gilla. - Zamurujemy je. Dałoby się to zrobić szybko. Kiedy ponownie wszystko naprawimy, wtedy ponownie się zrobi ową furtę. Inaczej musielibyśmy jej pilnować, zaś pilnować dwóch przejść, byłaby nieco skomplikowana.
- Gillo, możemy chwilę porozmawiać na osobności
? - Agnese skinęła w kierunku jednego z pobliskich pomieszczeń parteru, jednego w wielu, które miały wyważone drzwi.
- Oczywiście pani - skinęła Gilla odpowiadając Agnese, zaś Merkuccio wziął się za mierzenie. Wprawdzie wydawał się nie mieć formalnego wykształcenia, jednak posiadał zmysł umożliwiający wizualizację pewnych projektów wewnątrz pamięci. Rzeczywiście był doskonałym sługą pałacu.
Gdy znalazły się w oddzielnym pomieszczeniu wampirzyca jeszcze raz obeszła Gillę upewniając się, że nic jej nie jest. Sama skrzętnie ukryła pod suknią wszystkie rany, które u śmiertelnika raczej mogłyby nawet zostać wzięte za poważne.
- Dobrze że nic ci nie jest. Będę miała kilka próśb moja droga. - Uśmiechnęła się ciepło do ghulicy. - Alessandro poprosił mnie, czy mógłby skorzystać z waszej pomocy. Chciałabym byście mu jej udzielili w miarę możliwości. Weź też część pieniędzy z beczek i użyj ich by przyspieszyć cały proces napraw w pałacu, szczególnie tych, od których zależy nasza obronność. Chcę by wykonanie naszej bramy stało na pierwszym miejscu przed wszystkimi innymi zleceniami, dobrze?
- Oczywiście signora, jednak tutaj będzie problem taki, że pewnych rzeczy po prostu się nie da przyspieszyć. Przynajmniej tak tłumaczył Merkuccio. Jeśli kładzie się przykładowo cegły, one muszą odleżeć swoje, żeby mocno zewrzeć całą konstrukcję. Podobnie jest przy wytwarzaniu bramy. Każdą robi się pod wymiar, więc to nie jest to, że wystarczy więcej zapłacić, ale trzeba odczekać swoje, choć niewątpliwie dobra premia powinna zachęcić do usilnego wysiłku - zakończyła Gilla. - Cieszę się, że nic ci nie jest signora - wyszeptała głosem niezwykle pełnym uczucia.
- Moja droga trochę się w życiu nabudowałam. - Agnese mrugnęła do Gilli. - Wiem, że niektórych rzeczy nie przyspieszymy. Ale drewno, które czeka na inną bramę, może być nasze. Murarze, którzy pracują gdzie indziej mogą być u nas. - Zerknęła przez otwór drzwiowy i nie widząc tam nikogo, ucałowała ghulicę otrzymując równie mocny pocałunek w zamian.
- Tak się stanie, signora. Udzielę markizowi wszelkiej pomocy.
- Pani Gillo
- usłyszeli głos Merkuccio - czy można prosić chwilkę. Znalazłem po zastanowieniu pewne drzwi piwniczne. Same właściwie nie pasują, ale jakby je trochę przerobić, byłyby na połowę bramy.
- Zaraz ci ją oddam! - Powiedziała żartobliwym tonem Agnese i pomyśleć, że nie mogła mieć nawet chwili ze swoja przyboczną. - Mam jeszcze dwie prośby Gillo. - Wampirzyca pogładziła ją po twarzy. - Chciałabym byś posłała wiadomość do mego kuzyna, że z uwagi na okoliczności odwiedzę go w jego karczmie, dzień później. Myślałam też by mimo wszystko przyprowadzić tutaj Yangelię, gdyby ją przebrać, skrócić włosy i je pomalować, mogłaby nie robić zbyt dużej furory, a mielibyśmy jeszcze jednego silnego wojownika w pałacu. Myślisz, że uda ci się znaleźć czas na to wszystko, kochana?
- Czas znajdę, aczkolwiek obawiałabym się reakcji pani narzeczonego. Niemniej, służę wyłącznie pani, signora, jeśli takie jest twoje polecenie, dokładnie tak się stanie. Jak pani wie, Yangelia jest na terenie Rzymu. Wystarczy po nią pójść
- Gila starała się utrzymać fason wobec głaskania, jednak jakoś słabo jej wychodziło, biorąc pod uwagę miny oraz westchnienia.
- Uprzedzę go, że Yangelia jest teraz po naszej stronie i że wezwałam ją do pałacu, a skoro większość wojowników jest ranna, chciałabym mieć tu kilku sprawnych ludzi. Tylko proszę przebierzcie ją tak by służba się nie poznała, dobrze? - Agnese zsunęła dłoń po jej szyi, uważnie przyglądając się drobnym skaleczeniom.
- Wykonam polecenie, pani. Drobiazgi - powiedziała ghulica, kiedy wampirzyca zajęła się oglądaniem jej skaleczeń. Właściwie miała rację, faktycznie były dla niej stosunkowo niegroźne.
Agnese nachyliła się i zalizała jedną ranek, sprawiając że ta momentalnie się zagoiła.
- Powinnam sprawdzić czy wszystkie to drobiazgi. - Jej języczek przesunął się po kolejnej ranie. - Ale chyba muszę cię oddać Merrkuciemu.
- Przez najbliższy czas
– przyznała Gilla – wątpię, żeby ktokolwiek miał czas choćby moment odpocząć. Szczególnie markiz oraz Sophia, ponieważ mogę sobie tylko wyobrazić, jak bardzo teraz przejmują się niezwykła dla nich sytuacją. Wydaje mi się, że przed naszym przyjazdem raczej mieszkali spokojnie – powiedziała ghulica zadowolona, iż wampirzyca zaleczyła jej skaleczenie oraz ruszyła do bramy.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172