Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-01-2017, 01:10   #11
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Zgodnie z poleceniem Wilenna wśliznęła się do środka stając przed Agnese.
- Wzywałaś mnie pani - spojrzała na nią swoimi pięknymi oczyma. - Sprawdziłam te ptaki. Twoje życzenia, co chciałabyś wiedzieć? - spytała, jakby oczekiwała jakiegoś precyzyjnego pytania.

Agnese usiadła wygodnie w rozkładanym fotelu i oparwszy podbródek na rękach obserwowała wojowniczkę. Była piękna. Tak bardzo chciałaby ją mieć dla siebie. Nastrój dodatkowo poprawiało jej pulsowanie świeżej krwi pod skórą. Obserwowała ją dłuższą chwilę z uśmiechem, ale nie na tyle by zacząć ją niepokoić.
- Chciałam się tylko upewnić, że to ptactwo, które widziałaś wcześniej.
- Nie to samo, ale takie samo. Wewnątrz umysłu mają krew, wewnątrz dziobów stal. Te ptaki nie są ptakami. Może kiedyś były, ale już dawno nie są. Niosą ze sobą przekleństwo
- wyjaśniła Wilenna. Dziewczyna wydawała się bardzo spokojna. Spoglądała na wampirzycę śmiało oraz bez jakiegoś specjalnego uwielbienia dla wyższej klasy społecznej, czy typowego podlizywania się dla uzyskania większego zarobku.

Wampirzyca oglądała ją z fascynacją. Naprawdę tak chętnie użyłaby na niej swego uroku, ale taka sytuacja była o tyle zabawniejsza. Trochę przypominała Gillę, nim stała się jej ghulicą. Młoda, dzielna, taka niezależna. Agnese uwielbiała pokazywać na takich charakterach, że każdy jej ulegnie.
- Jak mam rozumieć twoje słowa. Krew w umyśle? Stal w dziobach?
- On nie myślą jak normalne ptaki. Nie ćwierkają o gniazdach, nie marzą o pisklętach, nie interesują się nawet jedzeniem. Jedynie niosą nienawiść. Chcą zabijać, uderzać swoimi dziobami
- odparła Wilenna. - Czy to już wszystko? - spytała.
- Przyznam się, że mnie zaintrygowałaś i o ile nie odrywam cię od obowiązków, zadałbym ci jeszcze kilka pytań. Czy znalazłabyś dla mnie chwilkę? - Agnese uśmiechnęła się.
- Rzekłaś pani. Płacisz nam, więc jeśli chcesz, żebyśmy zamiast pilnowania cię, rozmawiali z tobą, uczynimy to. Przeważnie jednak nasi klienci decydują się na ochronę, ale staramy się zawsze być uprzejmi, jeśli ktoś oczekuje rozmowy - widać było, że dziewczyna jest szalenie dumna. Wyrażała to każdym słowem, gestem, spojrzeniem. Jednakże doskonale wie, kto jej płaci, więc póki chlebodawczyni pragnie dyskusji, nie ma jakiegokolwiek problemu. Widać jednak było, iż stawia wyraźny, chociaż uprzejmy, mur pomiędzy nimi.

Agnese uśmiechnęła się szeroko.
- Naprawdę? Czy coś jeszcze wchodzi w zakres waszych usług, w ramach tej opłaty? - Drażniła się z nią… nie chciała ją rozdrażnić, zbić z pantałyku. Ale czy nie poczułaby wtedy rozczarowania? Kto wie.
- Mogę dla pani … zatańczyć - odparła równie złośliwie Wilenna.
Wampirzyca spoważniała. Mogłaby zażądać więcej… dużo więcej. Jej mina mogła wskazywać na rozczarowanie odpowiedzią. Jednak gdy się odezwała jej głos nadal był ciepły, czuły.
- Może kiedyś się skuszę. - Odwróciła wzrok od Willeny. - Co rozumiesz, mówiąc, że ptaki niosą z sobą przekleństwo? Skąd wiesz co siedzi w głowie tych zwierząt?
- Próbowałam z nimi porozmawiać, ale ich umysły są puste, albo nawet nie tyle puste, co wypełnione ciemnym dymem, wewnątrz którego jest krew oraz zło oraz
- dziewczyna zawahała się - wydaje mi się, że jakby ktoś je trzymał na smyczy. Wrażenie nie musi być prawdziwe, ale wydaje mi się, że właśnie tak jest, jakby były jedynie nadmuchaną pustką.
- Próbowałaś z nimi porozmawiać
? - Wampirzyca ponownie obróciła się w stronę Willenny. Nadal była poważna, skupiona. Nic nie wskazywało, na to iż ma choćby podejrzenie, że dziewczyna żartuje.
- Tak, jak mówiłam. Próbowałam, ale nie dało się - przyznała Wilenna. - Odebrałam jedynie odczucia, które przedstawiłam. Jakieś jeszcze inne życzenia szlachetnej pani? - widać było, że córka Kowalskiego zaczynała mieć dosyć szczegółowego wypytywania.
- Nie odpowiedziałaś na poprzednie. Co to znaczy, że próbowałaś porozmawiać z ptakami? - Agnese pozwoliła by jej głos stał się szorstki, by dziewczyna sama odczułą zniecierpliwienie. - Mam ci dziecko wyjaśnić ilu ludzi rozmawia z ptakami, lub “odbiera ich odczucia” i gdzie zazwyczaj siedzą?
- Dokładnie to, co powiedziałam
- odpowiedź była jednoznacznie silna. Widać było, iż Wilenna nie lubi, kiedy ktoś traktuje ją z góry. Dziewczyna musiała mieć naprawdę twardą wolę niczym kowalski młotek. - Próbowałam z nim porozmawiać, zrozumieć, co czuje oraz co właśnie myśli.
- Ludzie nie rozmawiają z ptakami… jest kilku, którzy tak twierdzą, ale zazwyczaj są eksponatami dla naukowców, a nie wojownikami
. - teraz już wampirzyca powstrzymywała się by nie użyć na niej swojego uroku. To byłoby zbyt łatwe… ta dziewczyna będzie jej, ale inaczej.
- Owszem, zazwyczaj nie rozmawiają, ale wybaczy pani, signora. Mnie interesuje, żeby zadowoleni z tego faktu byli moi bliscy. Jest to dar, którego użyczam również naszym klientom, właśnie dlatego, że staramy się pełnić usługi jak najlepiej. Jeśli jednak sobie pani nie życzy, bym przekazywała owe informacje, przyjmę to do wiadomości oraz będziemy je kontrolować wyłącznie w naszym gronie.

Wampirzyca machnęła ręką przerywając jej.
- Willeno, nie obchodzi mnie co cię interesuje. Od tego na ile to rzeczywiście dar, a na ile twoja bujna wyobraźnia zależy moje życie. Jedyną osobą, która ma być w tej chwili zadowolona jestem ja i myślę, że wyjaśni ci to twój ojciec, który to zawarł ze mną umowę. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Wcześniejsze słowa wypowiedziała spokojnie, kończąc niemal z rozbawieniem. - Widziałam te ptaki i sama ocenię czy mówisz prawdę czy nie. Zamiast więc stroszyć piórka jak panna na wydaniu odpowiadaj na moje pytania konkretnie. Rozumiemy się?
- Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet
- stwierdziła Wilenna. - Odpowiedziałam ci signora, jak najlepiej potrafiłam. Chcesz mi wierzyć, dobrze, n ...
- Ciii
- Wampirzyca położyła palec na ustach - to mnie nie interesuje. Odejdź.

Wilenna skinęła oraz wyszła. Widać było, że porusza się bardzo giętko, tak jakby tańczyła. Miała chyba wielką, naturalną gibkość oraz jakąś dumę. Agnese podniosła się i przeciągnęła. Musi mieć dla siebie to dziecko. Dar… podobno są wampiry rozmawiające ze zwierzętami. Przynajmniej tak twierdził Tomasso. Wampirzyca podeszła do okna, akurat by zobaczyć jak Willena opuszcza karczmę.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 28-01-2017 o 01:40.
Kelly jest offline  
Stary 31-01-2017, 22:37   #12
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
24 sierpnia 1503

Przez kilka następnych dni nic się nie działo. Nawet owe dziwne ptaki zniknęły, jakby spełniły swoją rolę oraz nie musiały już robić za straszaka. Jednak kiedy wjechali w najgorszą część trasy, nieco na północ od Viterbo stało się coś, co można było przewidzieć od dawna. Jechali leśnym szlakiem. Szerokim mniej więcej na trzy metry, gdzie ledwo wozy się mieściły. Konie szły powoli , bowiem szereg dołów wyżłobionych przez wiatr czy wodę straszliwie kiwał wozami. Ostrożność była konieczna. Wokoło rosły drzewa, to gęstsze, to rzadsze oraz krzaki najrozmaitszych odmian. Dziwne nieco. Jakby mnóstwo świetlików dookoła upodobało sobie oświetlać drogę.


Było pusto. Podróżnicy nie tylko nie znaleźli żadnej gospody, lecz w pewnej chwili drogę zagradzała zapora pod postacią zwalonego drzewa. Widać było, że pień jest gruby, sięgający swoją średnicą niemal półtorej metra, oraz stary, bowiem porosły mchem. Chwilę później kolejny trzask wielkiego drzewa zabrzmiał za karawaną. Potem znowu nastała cisza wypełniona jedynie naturalnymi odgłosami, jakby nikogo nie było oraz nic się nie stało.
- Przygotować się – słychać było jeszcze głos Kowalskiego, uczulającego swoich żołnierzy.
- Tato, czuję aromat … - bystrych uszu Agnese dobiegło ciche stwierdzenie Wilenny.
- Aromat? - zdziwił się Kowalski.
- Łagodny dziwnie, od prawej.
- Czuj duch – kusza Kowalskiego skierowała się w tamtą stronę. Doskonale sobie zdawał sprawę, co mogą oznaczać zwalone drzewa na leśnym dukcie.

Minęła bardzo długa chwila chwila, kiedy pomiędzy drzewami pojawiła się spokojnie idąca, pojedyncza sylwetka. Albo właściwie: nie tyle idąca, co płynąca prawie tuż nad trawą. Nie wydawała się mieć jakichś wrogich zamiarów, dlatego nikt z orszaku nie wystrzelił. Czekali oraz obserwowali, gotowi do reakcji, gdyby pojawiło się więcej istot mających niespecjalnie przyjazne chęci. Widać było, iż idącą jest niewysoka, młoda kobieta z ciemnymi, leciutko prześwitującymi skrzydłami. Przy pasie miała zaokrąglony sztylet, zaś na głowie kaptur skrywający nieco młodą, pokrytą tatuażami twarz.


Miała bardzo krótką spódniczkę, której nigdy nie ubrałaby jakakolwiek szanująca się ludzka kobieta oraz skórzany kubraczek, przypominający nieco kirys.

Agnese nie opuściła wozu za to z zaciekawieniem przyglądała się wszystkiemu przez zasłony karoty. Jakoś miała wątpliwości by była to ekscentryczna kurwa przechadzająca się po nocy w lesie. Wyostrzyła zmysły i skupiła się na aurze nowej postaci. Wampirzyca skrzywiła się. Tommaso wspominał jej, że takie aury istnieją… przydałaby się tutaj ta różyczka. Ta baśniowa istota najwyraźniej nie była zadowolona o czym świadczyła czerwień. Jeszcze do tego ten ciemny niebieski. Pozostało mieć nadzieję, że jasna zieleń, srebro, a przede wszystkim biel, zadziałają na ich korzyść.

Tymczasem kobieta zbliżała się płynąc kilka cali nad trawą z niezrównaną gracją, której zazdrościłyby jej najwspanialsze ludzkie tancerki. Bezbłędnie trafiła do powozu, który zajmowała Agnese. Pani Contarini uchyliła drzwi powozu i wyszła do nieznajomej. Momentalnie miejsce obok zajęli Borso i Gilla.
- Wampirzyco - powiedziała obca spokojnie, ale nawet ów spokojny, zwykły ton wydawał się piękny niczym śpiewanie przednich minstreli - trafiłaś tutaj w bardzo zły czas, czas zła oraz nienawiści do mojego ludu ze strony twojego. Jednak my nie jesteśmy tacy, albo raczej, aż tacy, jak wy. Mój pan chce z tobą mówić. Chodź ze mną.
Agnese obserwowała istotę z zaciekawieniem.
- Nigdy nie jest “dobry czas”. - Uśmiechnęła się. - Chcę zabrać z sobą ochronę.
- To nie problem. Możesz wziąć ze sobą człowieka, czy ghula. Jeśli król zdecyduje, że masz przestać istnieć, ochrona ci nie pomoże, jeśli zdecyduje ci się przedstawić jakąś propozycję, ochrona nie będzie miała znaczenia. Także nic nie będzie pamiętać - dodała przybyła utrzymując ciągle identyczną tomację. Widać było, że nie przepada za wampirzycą, ale ogólnie, kto lubi wampiry?

Wampirzyca obróciła się do Borso.
- Znajdźcie miejsce i rozbijcie obóz. Niech konie odpoczną, skoro jest okazja.
Mężczyzna ukłonił jej się i ruszył w kierunku Kowalskiego. Dopiero wtedy Obróciła się do Gilli.
- Pójdziesz ze mną.

Gdy ghulica przytaknęła, Agnese spojrzała na kobietę. - A więc prowadź, do swego pana.
- Idź za mną. Twoja służąca może cię chronić, jak chce. - wewnątrz głosu kobiety zatrzepotały nutki ironicznej wesołości.
 
Aiko jest offline  
Stary 01-02-2017, 12:46   #13
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese zdawała sobie sprawę, że pewnie są obserwowani, pilnowani oraz że jeśli to jest faktycznie las faerie, to właściwie … kompletnie nie wiadomo. Część legend powiadała, że wewnątrz takiej kniei nic nie działa normalnie, że najpotężniejsze moce, zaklęcia, dyscypliny zawodzą przeobrażając się w bezsensowne zabawki. Podobno nic tam nie jest takie, jak wygląda naprawdę i choć krew faerie jest słodka, tylko szaleniec próbowałby wtargnąć do ich lasów. Ale wedle tego, co powiadała kobieta, taki ktoś się jednak znalazł. Szły we trójkę ani długo, ani krótko wśród drzew, które przyglądały im się bacznie i rozsuwały swoje konary, żeby kobiety mogły łatwiej przejść. Gdzieś obok nich jakieś dziwne stworki przyglądały się ciekawie.


Niektóre przypominały ptaki, inne żaby, jeszcze inne zaś po prostu miały nieokreślone, lub prześwitujące kształty. Wszystko stanowiło jakby manifestację niesamowitości i nawet wampirzyca odczuwała przed nimi pewien lęk połączony z ciekawością. Nagle drzewa po prostu odsunęły się, jakby ich wielkie korzenie posiadały umiejętność chodzenia. Błysnęło światło gwiazd, które cudownie oświetliło polanę, obok której drzemało niewielkie leśne jeziorko. Na polanie stał tron, właściwie nawet nie wiadomo z czego zbudowany, a może z samego gwiezdnego promienia, który te istoty potrafiły jakoś splątać tworząc stałą konstrukcję. Na nim zaś siedział mężczyzna. Jego oblicze zdawało się ani młode, ani stare. Gładkość skóry wskazywała na młodość, ale spojrzenie zdradzało starca. Ponadto aura, nie taka badana Nadwrażliwością, ale normalna aura charyzmy przypominała Agnese tylko najstarsze wampiry, z którymi stykała się do tej pory. Mężczyzna musiał być niewątpliwie wspomnianym królem. Kobieta, która prowadziła Agnese podeszła do niego, lekko skłoniła się.
- Panie, wypełniłam twoje polecenie przyprowadzając wampirzycę, tak jak kazałeś. Tak jak przewidziałeś, chciała wziąć ochronę.
Król skinął leciutko, a skrzydlata kobieta odsunęła się natychmiast.


Przyglądał się intensywnie Agnese. Dziwne, bowiem nie otwierał ust, ale wewnątrz jej umysłu układały się jego przekazywane słowa.
- Witaj. To nie był dobry moment, by wampir wkraczał do tych lasów. Gdybyś nie miała w swoim orszaku kogoś z naszej krwi, podzieliłabyś los tych wampirów, które przybyły tutaj dwa dni temu, których nie ma już oraz nie będzie. Ale kiedy dostrzeżono przy tobie dziecko z naszej krwi uznaliśmy, że być może jesteś inna niźli ci, którzy napadli nas księżyc temu i porwali kilka naszych sióstr do miasta zwanego Rzym. Tamta droga wiedzie do Rzymu, ta którą się poruszasz. Chcemy, żebyś odnalazła tam nasze siostry i uwolniła je. Wiem dobrze, że one żyją oraz potrzebują wolności. Czy uczynisz to?

Agnese cmoknęła.
- Jestem wampirem, któremu wszystko jedno kto jest w jego orszaku, tak długo jak mnie chroni. - Uważnie przyglądała się mężczyźnie. Ktoś z ich krwi… och czemu miała tak brzydkie podejrzenie kto. - Bardzo smutno mi z powodu waszych biednych siostrzyczek, ale… - Uśmiechnęła się. - wampiry to paskudne, bardzo interesowne stworzenia. Co będę miała w zamian?
- Prawda, wiemy że twój gatunek nie lubi robić przysług, choć wielu pomyślałoby, że to dobrze mieć sojusznika w rodzie Sithe. Jednak ofiarujemy ci dwie rzeczy. Po pierwsze nieżycie twoje oraz życie całej twojej osady, która podróżowała wraz z tobą. Nie zabijemy was, tak jak waszych poprzedników. Po drugie jednak otrzymasz konkretniejszą zapłatę. Będziesz mogła marzyć. Marzyć tak skutecznie, że twoje marzenie będzie mogło stać się rzeczywistością co do twych odczuć. Jeśli wypijesz wino, poczujesz naprawdę jego smak tak, jakbyś nie miała umysłu martwego na odczucia. Jeśli ktoś dotknie twej skóry, poczujesz smak ekscytacji, a nie tylko pragnienie jego krwi. Nie zmieni to wprawdzie rzeczywistości, ale twoje postrzeganie jej na pewno.
- A co jeśli się nie zgodzę. Zabijecie mnie wraz z całym orszakiem i na co będziecie liczyć? Aż pojawi się kolejna potężna istota z jednym z waszych jako “kompanem”. Zdajesz się być tak dojrzały, a twoje słowa są dziecinne. - Agnese wyszczerzyła się, pozwalając by mężczyzna zobaczył jej kły. - Lubimy przysługi. Bardzo. Tylko nie ma nic cenniejszego niż przysługa od istoty nieśmiertelnej, a ty prosisz o coś co dla mnie najcenniejsze nie dając mi nic.
- Daję ci wiele, nawet jeśli tego nie rozumiesz - głos króla stanowiłby nagrodę samą w sobie dla większości ludzi, gdyby mogli go jedynie posłuchać. Agnese jednak nie była już człowiekiem. Jednak nawet na nią ów cudowny ton wywierał pewne wrażenie, przynajmniej zachęcając do zwrócenia na niego uwagi. - Cóż, wampiry nie słyną z wyobraźni, lecz jedynie inteligencji - kontynuował faerie. - Mam nadzieję, że jesteś inna. Jest wojna, wampiry zaatakowały nas, więc cóż dziwnego, że wkraczających na nasz teren traktujemy tak, jak wrogów. To prawda, że jesteś nam przydatna, lub raczej, że możesz być. Tego jednak nie wiemy i dlatego gotowi jesteśmy zaryzykować, zamiast płacząc na porwanymi zakończyć twoje istnienie i twoich wszystkich. Nie jesteś jedyną drogą do odzyskania naszych sióstr, ale wampiry znane są ze swoich zdolności, więc byłaby to droga ważna. Jeśli jednak to dla ciebie istotne, możemy cię wesprzeć poprzez kogoś od nas.

Agnese wydało się, iż na chwilę zerwał z nią kontakt, kiedy obok na leśnym jeziorku wzburzyła się woda. Jakby zabulgotała, zaśpiewała, jakby mgła się nagle nad nią uniosła pod postacią tysiąca macek, które ponownie zsunęły się w wodę. Zaś taflę jeziora przeciął nagi mężczyzna, który nagle pojawił się na jego środku. Był młody oraz przystojny, dobrze zbudowany i niejednej pannie zawróciłby w dziewczęcej głowie.


Szedł jakby kompletnie nie przejmując się brakiem stroju. Chociaż tacy mężczyźni faktycznie mogli się chełpić każdą czastką swojego ciała, zwłaszcza tą zazwyczaj ukrytą. Mężczyzna stanął obok króla.
- To Asiamanth. Ruszy wraz z tobą i pomoże ci także przy twoich sprawach. Co więc ty na to teraz, wampirza kobieto?
- Kolejna gęba do wykarmienia. - Uśmiechnęła się. - Mam do ciebie pytanie leśny mężczyzno. - Ostatnio słowa wymówiła nie ukrywając ironii. - Postaraj mi się z tym pomóc to jesteśmy umówieni.
- Leśny mężczyzno? - zdziwił się król leciutko ironicznie - Dlaczego uważasz, że ludy faerie mieszkają akurat w lasach? Mieszkamy daleko, w innej rzeczywistości, w Śnieniu, którego nikt poza faerie nie pojmuje. Las stanowi jedynie chwilowy przystanek - uśmiechnął się nie patrząc na jej ironię. Raczej tak, jak dorosły tłumaczy dziecku coś, takiemu niesfornemu dziecku, które chce udowodnić, jakie jest ważne. - Zadaj pytanie jednak, może będę umiał na nie odpowiedzieć.
- Jak dla mnie za plecami masz sporo drzew. - Agnese wzruszyła ramionami. - Może czas raz na jakiś czas spojrzeć za siebie.
Wampirzyca spokojnym krokiem podeszła w stronę jeziorka, jednak zatrzymała się po zaledwie kilku krokach.
- Ptaki, podążają za nami ptaki. Ty za tym stoisz czy mam podejrzewać raczej jednego ze swoich?
- Prosimy czasem ptaki, by pomogły nam kogoś śledzić, jednak tym razem nie wysyłaliśmy je, by szukały ciebie. To było zbędne. Wiedziałem, że nadjeżdżasz, jednak jeśli rzeczywiście śledziły was ptaki, uważaj na siebie. Musisz mieć silnych wrogów, bowiem dotarło do mnie, że jedna spośród waszych frakcji pracuje nad zniewoleniem zwierząt zmieniając je - przerwał na chwilę - zmieniając w latające zombie. Cóż, to tyle. Jeśli nie chcesz, żeby Asiamanth ci towarzyszył, spotkacie się w Rzymie. On cię znajdzie. Jeśli wolisz, pojedzie z tobą.
- Ach, uwielbiam towarzystwo przystojnych mężczyzn. - Agnese mrugnęła do starego faerie. - Ty też jesteś niczego sobie.
 
Kelly jest offline  
Stary 01-02-2017, 23:04   #14
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Signora Contarini skupiła wzrok na Asiamanthu.
- Jak skrócić to imię by cię nie urazić?
- Jak szlachetna pani chce, miałem już tyle rozmaitych imion, że straszliwie pomieszało mi się i nawet nie wiem, czy Asiamanth jest prawdziwe - odpowiedział jej nagi mężczyzna, zaś nagle w tym samym czasie jakby cała łąka na mikrosekundę pokryła się mgłą i wszystko wokoło niej, co widziała, zniknęło. Nie było ani łąki, ani starego-młodego króla, ano faerie, która ja przyprowadziła. Stała tylko Gilla oraz ten nagus, który właśnie był ubrany, niczym szlachcic w elegancki kubrak ze wspaniałym koncerzem za pasem. Jedyne tylko, co jeszcze wampirzyca usłyszała w umyśle, był lekki, królewski śmiech oraz słowa.
- Przystojny mężczyzna … dlaczego uważasz, że jestem mężczyzną? - śmiech starego faerie zabarwił się lekkim kobiecym kontraltem, następnie zniknął. Czy naprawdę był kobietą używającą iluzji? Spotykając faerie wszystko mogło być całkiem inne, niż się to wszystkim wydaje.

Naprawdę byli, po zniknięciu pozostałych faerie, jednak teraz i tutaj we trójkę.
- Pani, kto to jest i co tutaj robimy? - krzyknęła nagle Gilla wyciągając broń.
Wampirzyca nie zważając na swoją ghulicę podeszła do mężczyzny.
- To Alessio, nasz nowy towarzysz. - Agnese poprawiła kubrak mężczyzny i delikatnie poklepała go po ramieniu. Nachyliła się tak jakby przytulała się do kochanka. - Mam na ciebie oko.

Odsunęła się od mężczyzny.
- Zaprowadzisz nas, do naszego orszaku?
- Ależ oczywiście, signora. Sir Alessio Waterspun, Anglik, lecz zakochany w pięknej italskiej ziemi po mamie rodowitej Apulijce, do usług.

Szli szybko, tym razem ani drzewa, ani rośliny, ani nic dziwnego się nie pojawiało. Alessio prowadził pewnie, lecz Gilla spoglądała na niego bardzo ciężko. Ochroniarka Agnese jakby nie mogła, lub nie chciała uwierzyć nowemu towarzyszowi, którego tak nagle jej przedstawiono. Wpijała spojrzenie w jego plecy, jakby chciała je nakłuć ostrzami. Zbliżali się do orszaku. Wozy stały zaś ludzie kręcili się wokoło. Wydawało się wszystko całkowicie normalne. Kiedy wracająca trójka nagle pojawiła się wynurzając spośród głębin borów, kolejny ghul Agnese przyskoczył do niej.
- Wasza miłość, wasza miłość, signora, jeszcze przed chwilą była pani przy karecie … - urwał. ewidentnie stało tu się coś niezrozumiałego, co wynikało z dziwacznej magii faerie, charakterystycznej wyłącznie dla tego gatunku. Ciekawe było także to, że zagradzające dukt drzewa od przodu oraz tyłu zwyczajnie zniknęły. Po prostu nie było ich, wsiąkły niczym alchemiczna kamfora. Ponadto jeszcze jednak kwestia, wampirzyca nagle poczuła, że leśne kwiaty oraz zioła naprawdę ładnie pachną.
- Wybaczcie jakiś czas temu dostałam informację o tym, że dołączy tu do nas mój stary znajomy Alessio Waterspun. - Wampirzyca wskazała na mężczyznę. Jednocześnie zerknęła w stronę Willeny. Była bardzo ciekawa spotkania dwójki krewniaków. - Będzie nam towarzyszył w drodze do Rzymu. Ma tam odebrać swoje dwie kuzynki. - Uśmiechnęła się do faerie - Nic nie mieszam Alessio?
- Ależ nie, no poza liczbą kuzynek, signora. Było ich trzy i wszystkie są wyjątkowe … - urwał wypowiedź i wydawało się, że w jego dowcipnej tonacji głosu, pełnej wielkopańskiej ironii pojawiło się wzruszenie.

Tymczasem pozostali członkowie orszaku Agnese witali się z Alessio. Najpierw służba wampirzycy, potem ludzie Kowalskiego.
- Sir Alessio - wreszcie najemnik doszedł do głosu - to Wilenna, moja córka.

Wampirzycy wydawało się, że Alessio drgnął i podobnie Wilenna. To było takie coś, jak dwójka cudzoziemców spotyka się w kompletnie obcym sobie kraju oraz nagle odkrywają, że są rodakami oraz mogą swobodnie rozmawiać. Agnese nie była najlepsza w formach dyscyplin, które skupiały się na telepatii, więc nie wiedziała, czy chwila milczenia, kiedy Alessio stał trzymając dłoń Wilenny była po prostu zwykłą chwilą zauroczenia czy zaskoczenia, czy też rozmawiali ze sobą. Widać jednak było, że on ma poważną twarz, pozbawioną owego smaczku ironii, zaś ona jest dziwnie niepewna. Usta dziewczyny leciutko drżały, powieki długie oraz piękne trzepotały, jakby kokieteryjnie, ale teraz to nie była próba uwodzenia, lecz wyraz jakiegoś lęku lub podobnego odczucia. Jej piękna wedle męskich norm pierś unosiła się mocno w szybkim oddechu. Szczególnie kiedy pochylił się by ucałować jej dłoń i ten pocałunek trwał naprawdę długo.

Wszystko to przerwał Kowalski, który podszedł do Alessio kładąc mu na barku swoją sękatą dłoń.
- Hola hola, mości panie, nie jestem srogim ojcem, który trzyma swoje kochane dziecko za pazuchą. Ale zwolnij waść trochę, bo ta piękna buźka zapozna się z pewną mniej ładną piąchą
Alessio jakby z niechęcią wypuścił dłoń Wilenny.
- Wybacz pani oraz ty, panie. Uroda oraz wdzięk twojej córki sprawiły, że zapomniałem się na chwilę. To się nie powtórzy, ale nie obiecuję, że nie będę podziwiać owej pięknej panny.
- Podziwiać waść możesz. Ona zasługuje na wszelką miłość oraz wszelki podziw - widać ewidentnie było, iż Kowalski jest wprost rozkochany w swojej córce, lecz nie ma oporów, by ktoś obdarzał ją uczuciem. Widocznie chronił ją przed kaprysami mężczyzn, ale też ufał jej, przeciwnie do wielu innych ojców. Kiedy tak rozmawiali Wilenna nie odzywała się ani słowem. Tymczasem wreszcie po rozmowach oraz prezentacji Alessio podszedł do Agnese.
- Gdzie powinienem usiąść, pani Contarini? Mogę nawet towarzyszyć pani w jej powozie, mi to nie przeszkadza wcale - ponownie lekka ironia wezbrała w jego głosie niczym arystokratyczne dziedzictwo.
- Oh dołączysz do mnie uroczy zalotniku, co byś nie podbijał mi tu serc mojej ochrony. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Mogło się okazać, że będzie miała jednak w drodze odrobinę rozrywki.
- Nim jednak wsiądziesz do powozu, pozwól że przedstawię ci dwie bardzo ważne dla mnie osoby. - Wskazała na parę ghuli, którzy stali po jej lewej i prawej stronie.
- Gilla moja przyboczna i Borso mój szef ochrony. - Wskazała ich, a chwilę potem wyprostowali się i spojrzeli na Alessio. - Ich głos jest moim głosem. Rozumiemy się?
- Ależ oczywiście najpiękniejsza prawie spośród pięknych. Uwielbiam panią, więc część owego uwielbienia przeniosę na pani podwładnych, choć proszę nie mieć mi za złe, że głównie na dzielną Gillę - widać było, że jest nicponiem i świetnie się bawi. - Zaś podbijanie serc ochrony … szlachetna pani, ja podbijam tylko niektóre serca niewieście, po cóż mi cała wspaniała ochrona? - chyba Alessio, samozwańczy sir, chociaż kto go tam wie, miał naturę czarusia oraz klasycznego bawidamka.
- Zaniepokoiło mnie to prawie w twojej wypowiedzi. Wsiadajmy. - Wampirzyca obróciła się do Borse. - Będziemy ruszać. Wydaj polecenia i dołącz do nas w karecie. Porozmawiamy.

Alessio wypełnił jej polecenie bez słowa. Wszedł do karety spoglądając z leciutko ironiczna miną na Agnese, jakby chciał się dowiedzieć, jakiż powóz posiada wampirzyca? Albo może pomyślał o słowie “prawie”. Reakcja wampirzycy była raczej kobieca, niźli wampirza. Borse tymczasem oczywiście robił swoje oraz zgodnie z poleceniem signory również ulokował się we wnętrzu karety. Alessio siedział spoglądając przed siebie, jakby rozluźniony, zaś Borse wpatrywał się w swoją panią czekając na jej niezwykle istotna decyzję, czyli właściwie o czym chciałaby porozmawiać.

Agnese rozsiadła się wygodnie i zaczekała aż powozy ruszą. Momentalnie jej cały dobry humor wyparował. Twarz przybrała poważną maskę.
- Alessio wie o tym, że nie jestem człowiekiem. W jego też interesie leży bym dotarła cało do Rzymu. - Wampirzyca obejrzała się na faerie. - Nie wiem na ile jest zdatny do czegokolwiek, ale możecie prosić go o wsparcie w ochronie mojej osoby, a przede wszystkim w ochronie mojej tożsamości. Trzy kuzynki o których wspomniałam zostały porwane i zobowiązałam się je odbić. Czy jak na razie wszystko jasne?
- Tak pani, ale przypuszczam, że nie tylko Alessio wie. Powiedziałbym - mówił Borse - że Kowalski też. Proszę wybaczyć, ale przecież nie pojawia się pani ani razu za dnia. Każdy spytałby o panią, lub chociażby zainteresował się. Tymczasem ani Kowalski, ani jego ludzie się nie pytają oraz nie dziwią. To nie jest zbyt często spotykane.
- Jeśli Willena ma takie talenty jakich się spodziewam na pewno się zorientowała i wszystko grzecznie przekazała ojcu. - Wampirzyca zamyśliła się na chwilkę. - Może to i lepiej, wiedzą na czym stoją. Jednak prędzej czy później czeka mnie rozmowa z panem Kowalskim.
- Och, nie wiem nic o maestro Kowalskim, ale oczywiście co do mnie, zadbam signora o każdą cząstkę pani uroczego ciała i w drodze i w Rzymie. Dopóki będziemy współpracować jestem do pani prawie wszelkich usług - dodał uśmiechnięty od ucha do ucha Alessio bezczelnie wpatrując się w jej biust, który chyba bardzo mu się spodobał, biorąc pod uwagę błysk pięknego oka.
- Uważałabym na twoim miejscu, mój drogi. Jestem bardzo zaborczą istotką, jeśli chcesz się pobawić w trakcie drogi to musisz podjąć decyzję albo to będę ja albo cała reszta. - Wampirzyca wyszczerzyła się eksponując kły.

- Co wiemy o tych twoich kuzyneczkach?
- Podczas drogi? Ależ pani, to tylko jeszcze ta noc. Jutro staniemy chyba w Rzymie - przypuszczał. - Tej nocy wobec tego jestem do twojej, prawie całej dyspozycji. Wybacz słówko “prawie”, ale sama wiesz, że z takimi istotami, jak ty, warto czynić zastrzeżenia, nawet jeśli jesteś tak piękna, niczym sama gwiazda - czarował Alessio, który chyba lubił urozmaicenia oraz eksperymenta, jednak doszedł do wniosku, że jedną noc jakoś wytrzyma tylko z jedną partnerką, nawet tak niezwykłą, jak wspaniała wampirzyca. - Zaś kuzyneczki. Nawet więcej zrobię, bo pokażę je, aczkolwiek uprzedzam, że kiedy je odnajdziemy, najpewniej nie będą miały skrzydeł. Potrafimy je stworzyć, kiedy chcemy i kiedy jesteśmy bardzo radośni.

Alessio poruszył ręką oraz wyciągnął otwartą dłoń, na której pojawił się obrazek dziewczyny. Miała długie blond włosy oraz straszliwie naiwny wyraz twarzy.
- To Lilianna - wyjaśnił Alessio - jest najmłodsza i ma zaledwie pięćset lat. Nic dziwnego, że doświadczony wampir mógł ją podejść oraz schwytać.


Kolejna kobieta wydawała się bardzo smukła oraz miała taki zadumany wyraz twarzy.
- To Sigia, jest czarodziejką wśród nas, ale niestety wydaje się, że jakiś czas temu utraciła talenty po urodzeniu dziecka. Nie wiemy dlaczego, ona także nie. Uporczywie poszukiwała odpowiedzi, możliwe iż była tak zajęta, że po prostu nie dostrzegła niebezpieczństwa schwytania.


Wreszcie pojawiła się trzecia kobieta.


Pokazując ją Alessio posmutniał.
- To Mati, moja siostra. Cóż, jest bardzo kochliwa i romantyczna. Uwielbia mężczyzn i potrafi się w nich dużyć. Mogła wybrać kogoś nieodpowiedniego, kto wykorzystał jej przypadłość. Kocham ją, chociaż pewnie wpadła w łapy wampirów przez bardzo nierodzinna u mnie cechę. Skąd jej się to wzięło? Ale skądkolwiek naprawdę musimy pomóc i jej i innym porwanym.

Agnese zamyśliła się. Po chwili spojrzała na swoje ghule.
- Gilla, Borso, możecie wrócić do swoich obowiązków.
Oboje skłonili się nisko i po chwili opuścili cały czas jadący powóz. Borso zapewne wsiadł na przywiązanego do powozu konia, a Gilla zajęła miejsce przy woźnicy.
- Skąd pomysł, że to wampiry? - Agnese przejechała po dłoni mężczyzny, na chwile mącąc widoczny na niej obraz. - Szczerze nie widzę przeciwskazań by, któryś z ludzi wykorzystał ich słabości i zaprzągł do pracy w burdelu.
- Porwały je wampiry. Wiemy na pewno. Po pierwsze, schwytaliśmy porywacza. Jednego spośród kilku. Ginął już, jednak udało nam się wedrzeć do jego umysłu.Zdążyliśmy odczytać, że to była robota na zlecenie kogoś z Rzymu, że porwała je koteria zwane “Szpony orłów”. Nie wiemy, co to za koteria, ale podobno wchodzą w jej skład jeszcze trzy wampiry. Nie wiemy jednak, dla kogo pracują. Możliwe, że to zlecenie wydał człowiek, ale jeśli tak, to kim jest człowiek, który wynajmuje wampiry? Musi mieć wpływy, wiedzę oraz niesamowitą siłę. dodajmy jeszcze, że kwestię wampirów potwierdziłą nasza królowa, która jest wróżbitką. Ona także powiedziała, że nasze dziewczęta żyją właśnie w Rzymie. Ale nie wiemy więcej. Nie mamy także tam wpływów, dlatego pomysł współpracy. - wyjaśnił Alessio.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-02-2017, 12:52   #15
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese, cały czas gdy mówił bawiła się jego dłonią. Nie zabrał dłoni, zaś uśmiech malujący się na jego obliczu dowodził, że bardzo mu się podoba to delikatne dotknięcie.
- Jadę tam z ważnym zadaniem, z mojej perspektywy dużo istotniejszym niż życie kogokolwiek z waszego rodu. - wampirzyca zostawiła jego dłoń i wyjrzała przez zasłony karety. - Teraz widzę też, że powinnam była więcej zażądać w zamian za tą przysługę, a przynajmniej powiedzieć te twoje ulubione “prawie”. Twój Pan zażądał jednej z największych rzeczy od wampira, a ja na wasze szczęście należę do tych, którzy dotrzymują słowa niezależnie od tego jaką istotą jest druga strona. Musisz mieć jednak świadomość, że nie zaakceptuje, “prawie” oddania, “prawie” szczerości, “prawie” całej całej twojej dyspozycji.
- Masz bardzo miękki dotyk - powiedział nagle zmieniając temat Alessio. - Zaś słowem prawie nie przejmuj się, po prostu my także mamy swoje granice, co możemy zrobić oraz czego nie możemy. Pomogę ci przy twoich zadaniach, ale nie wykonam każdego polecenia, no takiego na przykład które przyniesie zło, śmierć oraz takie podobne. My bronimy się, zabijamy jednak w bardzo rzadkich przypadkach. Jeśli powiesz mi “skacz”, spytam tylko “jak wysoko”, ale jeśli powiesz mi “zabij”, wybacz piękna Agnese, ale wtedy się zastanowię. Teraz jednak nie chcę się zastanawiać - przybliżył się do niej, niedwuznacznie kierując swe usta w stronę jej. Nieśpiesznie jednak, tak że spokojnie mogła zdecydować, czy pragnie jego pocałunku, pieszczot, wreszcie fizycznej miłości, pomimo że kareta, jak każda kareta, posiadała swoje ograniczenia.

Wampirzyca przyjęła pocałunek, delikatnie chwytając podbródek mężczyzny. Przez chwilę delektowała się jego ustami by delikatnie go odsunąć.
- Lubisz eksperymenty?
- Uwielbiam - przyznał - jak każdy faerie, bowiem bajki to właśnie eksperymenty, którym się przypadkiem powiodło oraz które pozostały w pamięci ludzkiej - uśmiechnął się wpatrując się swoim tęczowym spojrzeniem prosto w jej źrenice. - Twoje usta mają jeszcze miększy dotyk, niż twoja dłoń. Czy ty także lubisz eksperymenty, czy kochałaś się kiedyś z faerie? - A wampirzyca ze zdziwieniem zakonotowała, że po raz pierwszy od dawna poczuła też jego zapach nie tak zwyczajnie, ale jako coś przyjemnego. Jakby od spotkania z faerie jej zmysły leciutko reagowały inaczej, bardziej pełnie.

Agnese uśmiechnęła się. Czyli jednak możliwe, że dostała całkiem ciekawy prezent. Sięgnęła do kubraka Alessio i rozpięła go.
- To może chcesz jeszcze sprawdzić inne moje “miękkie” miejsca? - Na twarz wampirzycy wypłynął uśmiech, ale teraz nie eksponowała już kłów. - Mogłabym ci pokazać jeszcze coś ciekawego, ale nie wiem na ile obawiasz się moich kłów.
- Miękkie miejsca, jak najchętniej wampirza piękności, pod warunkiem, że ty sprawdzisz moje twarde. Zaś kły, och, nigdy nie patrzyłem na uzębienie pięknych dam. Sam także mam szósty palec u nogi i nikomu to nie przeszkadza. Jeśli jednak chcesz mojej szyi to ja też chcę się dobrać do twojej - pochylił się tak, by mógł ucałować jej delikatną skórę w miejscu, gdzie szyja styka się z tułowiem. Oczy mu skrzyły girlandami kolorów, co zdradzało rosnące podniecenie mężczyzny. Widać było, jak bardzo chce się dobrać do wdzięków Agnese.

Wampirzyca rozpięła jego koszulę i odchyliła kołnierz. Nachyliła się i pocałowała szyję mężczyzny, by po sekundzie zagłębić w niej kły. Nie piła, pozwoliła tylko by mężczyzna, poczuł całą tą przyjemność z faktu bycia gryzionym i po chwili wysunęła je i zalizała rany. Bliskość jego krwi.. dziwnie pachnącej, specyficznej krwi, podniecała ją. Tak, krew faerie była inna, tysiąckroć inna niżeli ludzka. Kiedy gryzła go ta krew dotykała jej zębów wywołując słodki dreszcz. Ona była wampirzycą, wyprzedziła go przy szyi i pierwsza skupiła się na tej cudownej chwili, czując jak jego ciało drgnęło w zachwycie, jak gwałtownie rozsadzająca przyjemność niemal nie pozwala mu nic robić i co najdziwniejsze, to wpłynęło na nią. Jakby dawanie tej przyjemności wywoływało u niej reakcję.
- Jesteś purpurową tęsknotą - wyszeptał, kiedy oderwała usta od jego szyi, zaś jego dłonie zaczęły niezwykle zręcznie rozplątywać haftki jej gorsetu. Nadzwyczaj zręcznie, co wskazywało i na niesamowitą zwinność jego rasy, jak również odpowiednie doświadczenie. Właściwie palce mężczyzny same odnajdywały haftki, zapięcia, sznurki bez problemu oddzielając je od siebie oraz powoli uwalniając ją z kobiecej zbroi.

Wampirzyca poddała się dotykowi mężczyzny, wiedziała, że kobiecy strój nie jest łatwy do rozpracowania, sama z wielką przyjemnością korzystała z usług garderobianych. Obserwowała go uważnie, te jego cudowne tęczowe oczy, aż żałowała, że może się nim cieszyć tylko teraz, potem jej ciało będzie musiało należeć do innych mężczyzn. Bawiła się jego koszulą, rozpinając kolejne troczki jedną ręką. Gdyby tylko chciała, mogłaby w jednej sekundzie zedrzeć z niego to ubranie i ta świadomość sprawiała jej sporo radości. On zaś miał niełatwe zadanie, z którego potrafił się wywiązać i to siedząc na fotelu karety obok niej. Jakby nie było, siedlisko nie stanowiło tak wygodnego miejsca, jak szerokie łoże, jednak radził sobie. Gorset Agnese leżał już na podłodze uwalniąjąc jej piersi, który przybrały naturalny, ponętny kształt, zamiast sztucznego podniesienia. I tak jak ona rozbierała go, tak on zdejmował z niej górną część sukni. Jednocześnie dawał się sam rozbierać i jeszcze całował ją w szyję, tak jak planował wcześniej. Nie miał wampirzych zębów oraz esencji cudowności, ale jego pocałunki po jej skórze, przemieszczające się, pieszczotliwe, to mocniejsze, to słabsze, wzbogacone językiem także były miłe, co wyraźnie odczuwała. Wyraźniej niźli kiedyś. Odsłaniał smukłe ramiona, żeby potem rozsznurować wiązania stanika. Powoli, wraz z kolejnymi pociągnięciami sznurka jedwab obniżał się ukazując coraz większe przestrzenie jej pięknych piersi, aż wreszcie opadł cały odsłaniając, jak była powabna. Agnese doskonale widziała, jak wielkie wrażenie zrobiła na Alessio i jak pieści jej dwa cudowne wzgórki, najpierw spojrzeniem, ale potem ustami, które zaczęły się do nich zbliżać. Wampirzyca wyszczerzyła się. Zabawa z faerie pokazywała jej doznania, o których zapomniała już kilkadziesiąt lat temu. Sama przed sobą przyznawała, że chciała to pospieszyć, poczuć go już w sobie.
- Jesteś w stanie “wyczarować” sobie nowy strój? - kobieta zaparła palce swej dłoni o jego spodnie.
Kiedy zadała to pytanie jego wargi właśnie dotarły do jej piersi, wraz z dłonią. Jedną obejmował dłonią, niby miseczką stanika, zaś drugą pieścił ustami, albo raczej zaczynał …
- Tak, mam ich dużo … - wyszeptał całując malinkę sutka, a potem puszczając, tylko po to, by zacząć pieszczotliwą spiralę wokoło niego.

Agnese pozwoliła by vitae rozpłynęła się po ciele dodając jej sił. Naparła na mężczyznę jednocześnie ciągnąc palcami w dół. Jego pas, bielizna, spodnie, pękały, jakby były wykonane z papieru. Alessio poleciał na drugą stronę karoty, opadając ciężko na znajdującą się po drugiej stronie kanapę. Na jego nogach pozostały tylko strzępy ubrania odsłaniając uniesione przyrodzenie. Wampirzyca zupełnie naga usiadła na nim okrakiem i chwyciła jego twarz w obie dłonie, całując ją namiętnie.

Obydwoje musieli być mistrzami w zrzucaniu swoich strojów. Agnese dostrzegła tylko, że jego rozdarte ubranie jakby rozpłynęło się w powietrzu, ale to ją już niewiele obchodziło. Namiętność wygrywała i taką samą żądzę widziała także przy nim. W jego spojrzeniu kryło się zwierzęce niemal pożądanie, zaś uniesiona, wyprostowana męskość, wpijająca się w powietrze niczym pal tylko dobitnie to potwierdzała. Faerie był piękny, niemal zbyt piękny, żeby go kochać, ale na pewno idealny, aby go pragnąć. Schwytał jej usta oddając gorące pocałunki oraz pędząc na spotkanie swoim językiem, który pragnął się spleść z jej. Leciutki obłok, jakby uniósł się z jego warg, taki gorący, wypełniony pragnieniem. Jego dłonie przez chwilę obejmowały jej plecy, przesuwały się po nich, aż dotarły wreszcie do krągłej pupy. Objęły ją, uniosły, żeby usadzić jej słodki kwiat na żądle jego męskości, które pragnęło się w nią wbić, niczym żądło najgwałtowniejszego owada. Wampirzyca gdy tylko poczuła, ze ich ciała się zbliżają, wbiła go w siebie. Jęknęła głośno, czując jak mężczyzna ją wypełnia. Ich ciała poruszały się przy każdym ruchu karety. Czuła jak jej piersi falują, jak Alessi ociera się od nią od wewnątrz i zdała sobie sprawę, że ostatni raz podobne odczucia miała chyba za życia.

Zapach jego krwi nie otępiał jej zmysłów, czuła głód… potworny głód, ale był do zniesienia. Bowiem faktycznie, dar faerie przypominał jej dawne odczucia, kiedy jeszcze była człowiekiem, ale nie tłumił wampirzej żądzy krwi. Cóż, widać było, że w niektórych chwilach lepiej było być najpierw nakarmionym. Teraz jednak nie było na to ani czasu, ani ochoty na przerwanie tego, co doświadczała. Czuła go, czuła wszystkimi swoimi zmysłami. Dotyk jego ciała, jego męskości, która pulsowała w niej, jego jęku, który wydobył się spomiędzy ust. Aromatu jego skóry, który nagle się zmienił i był jeszcze bardziej intensywny. To wszystko nowe podniecało ją coraz bardziej, zaś on, widziała to już, po prostu nie mógł niemal wytrzymać rozsadzającej rozkoszy. Uniósł głowę mocniej jęcząc ponownie. Jego dłonie na pośladkach kobiety nadawały coraz większy rytm, zresztą sama o to dbała. Ujeżdżała go, zaś pomagał w tym pęd karety, która poruszała się jadąc po nierównym trakcie oraz raz po raz przeskakując, podskakując, poruszając się na boki, czyniąc to wszystko jeszcze bardziej chaotycznym. Agnese czuła, że on już jest gotowy i że lada moment wystrzeli w niej …
- Aaach - jęknął wraz z tą chwilą. Głęboko, zaś jego dłonie jeszcze bardziej przylgnęły, jakby chciały na mikromoment uwięzić ją w tej najgłębszej pozycji. To co poczuła zaskoczyło ją. Ciepło, które wypełniło jej martwe ciało. Poczuła jak także ją przeszywa przyjemny dreszcz, jej ciało zacisnęło się na mężczyźnie, a plecy wygięły się w łuk. Przygryzła swoją wargę, sprawiając, że stróżka vitae spłynęła po brodzie, opadając na śnieżnobiały biust. Jej paznokcie wbiły się w ramiona faerie, delikatnie je przecinając. Karetę wypełnił rozkoszny zapach krwi.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-02-2017, 19:03   #16
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dopiero po dłuższej chwili wyprostowała się i oblizała ze smakiem. Z głodem obserwowała krwawiące ramiona mężczyzny.
- Już żałuję, że nie mogę ciebie sobie zatrzymać.
- Tak - przyznał obserwując ją - tylko na tę noc - powiedział to ciszej, jakby lekko wzdychając, jakby powoli dochodząc do siebie, jakby jeszcze czując … - To było bardzo niezwykłe przeżycie - powiedział jakby wracając do swojej dawnej ironii, ale wpatrywał się w nią dalej ogniście. Jakby nie było, dalej wszak dosiadała go. Nagle zrobił coś kompletnie niespodziewanego.
- Lubię cię - powiedział jakoś bardzo poważnie przechylając szyję trochę na bok - jeśli chcesz, napij się trochę, ale tylko trochę, bo inaczej będę kompletnie bezużyteczny na dalszą część nocy - czyżby dostrzegł jak spoglądała na niego? Całkiem możliwe, bowiem spojrzenie faerie w pewnych sytuacjach przebija nawet wampiry czy wilkołaki.

Wampirzyca nachyliła się i zalizała jego rany. Robiła to bardzo powoli, delikatnie całując ramiona mężczyzny. Zapach krwi coraz bardziej ją podniecał. Jednak czego by nie zrobił z nią pan faeri nadal była wampirem i nie było nic cudowniejszego… niż smak i zapach krwi. Powoli przeciągnęła językiem od obojczyka po ucho mężczyzny, czując jak jego ciało pulsuje pod jej dotykie. Allesio mógł poczuć, że jej ciało znów się na nim zaciska, mimo, że przed chwilą szczytowała.
- Jesteś tego pewny mój piękny chłopcze. - Szepcząc ocierała ustami o jego płatek ucha. - Jest powód dla którego ludzie tak chętnie do nas przychodzą… bycie pitym też jest uzależniające. - Ugryzła jego ucho jednak nie tak by zrobić mu krzywdę.
Odsunęłą się i spojrzała mu prosto w oczy. Jej ciało poruszało się na nim, smukłe palce wędrowały po jego odsłoniętej szyi. Jej liźnięcia chyba przypadły mu do gustu wyjątkowo, bowiem zamruczał przy nich niczym kocurek.
- Nie jest chyba uzależaniające dla nas, ale wiesz - westchnął, ponieważ jej kolejne ruchy zaczęły wywoływać kolejne delikatne fale gorąca rozchodzące się od podbrzusza poprzez całe ciało. Nawet jego zdecydowanie już mniejsza męskość, zareagowała gwałtownym drgnięciem i powoli chciała wrócić do dawnej potęgi. - Ale wiesz - powtórzył - możesz spróbować, lecz słyszałem, że krew faerie w większej ilości może upić, nawet tak wspaniałe wampirzyce, jak ty. Wyobrażasz sobie - jego dłonie ponownie zaczęły chodzić po jej ciele, pieszcząc barki, ramiona, ujmując piersi, talię, a potem znów przemierzając plecy. Więc nie przesadź, bowiem piękna damo, mogłabyś poczuć w sobie zbyt wiele wesołej energii - uśmiechał się, jakby wyobrażając sobie, że Agnese przegięła i na przykład zaczęła śpiewać, jak to się czasem dzieje z ludźmi, którym buzuje w żyłach wiele wina.

Agnese nachyliła się, przywierając do niego swoim ciałem. Czuła jak znów się w niej napina i jakie przyjemne fale dreszczy to w niej wywołuje. Pocałowała mocno jego szyję, zostawiając na niej ślad.
- Nie byłam pijana ponad stu lat… zapowiada się zabawnie. - Wbiła w niego swoje kły i wzięła duży łyk jego krwi. Jej ciało spięło się od samej obecności vitae, które smakowało tak niesamowicie… trochę jak słodkie wino jakim raczyła się będąc dzieckiem.

Piła powoli delektując się każdą kroplą, powoli poruszała się na nim potęgując doznania wywołane przez ruch karety. Dopiero po dłuższej chwili odsunęła się i zalizała ranę. Świat lekko zawirował, czuła jak po całym ciele rozlewa się przyjemny już dawno zapomniany gorąc. Chwyciła twarz mężczyzny i zaczęła go ponownie całować. Przez sekundę w ich ustach czuć było smak, krwi, który błyskawicznie zniknął, gdy Agnese zagarnęła go swoim językiem. Odchyliła się mocno do tyłu, znów przypominając Alessio o swojej sile. Opadli na kanapę po drugiej stronie, a całą kareta, aż zarzuciło. Mężczyzna znalazł się na górze, przyciskając ją do miękkich poduch. Jemu także kręciło się w głowie, czy to od utraty krwi, czy od szalonej przyjemności, którą owo wyssanie wywoływało, czy też dlatego, że cudownie się czuł z wampirzycą na chwilę zapominając o wszystkim innym poza nią. Ach, dominowała i była silniejsza, ale zręcznością jej dorównywał, pożądaniem także.

Rzucany niczym lalka z siedziska na siedzisko dostosowywał się oraz brał ją tak, jakby czynił to zakochany Filon ze swoją Laurą. Oczy jej błyszczały czerwienią, jemu też, kiedy uniósł jej nogi i przytrzymując w górze mocno, znów zaczął poruszać biodrami, najpierw powoli, a potem coraz bardziej gwałtownie, co o mało nie skończyło się fatalnie, kiedy pędząca kareta podskoczyła na wybojach i obydwoje podskoczyli z pół metra na poduszce. Sufit znalazł się tuż koło jego głowy i tylko wampirzyca, która zachowała jeszcze resztkę świadomości zdołała go przytrzymać zapobiegając zderzeniu. A potem ponowni nic nie przeszkodziło im konsumować się, spijać wzajemne pragnienia oraz szaleć przez całą długą noc. Nawet jeśli zwykły mężczyzna dawno nie wytrzymałby owej galopady, faerie wydawał się nieokiełznany, zaś jego rumak gotowy do boju, niczym rasowy ogier.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-02-2017, 12:17   #17
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
25 sierpnia 1503



Na północny zachód od Rzymu leży niewielkie jezioro, u brzegu którego sennie przycupnęła wioska Bracciano. Tutaj już nie było gór, ledwie pagórki ciągnące się milami, przyozdobione cyprysami, niekiedy jakąś chatą wieśniaka, który oddawał się ciężkiej pracy na roli. Lacjum, prastare ziemie Rzymu nie należały do najżyźniejszych, gdzież tam było im do wspaniałych kalabryjskich lub kampanijskich pól, na których winnice, czy oliwkowe gaje rosły niczym ciasto na drożdżach.


Orszak signory Contarini przemierzał właśnie takie piękne okolice sunąc ku Bracciano, która miała być przystankiem bezpośrednio przed Rzymem. Zbliżano się do ludniejszych okolic, zaś pora roku wskazywała, że chłopi powinni spędzać bydło do zagród, czy obchodzić pola. Niektórzy także mogli ruszać szlakiem ku Rzymowi, żeby na wielkich bazarach miejskich sprzedać swoje płody. Na trasie nie pojawiali się także pielgrzymi, których powinno być trochę, choć oczywiście większość z nich wybierała szlak nadbrzeżny. Jednak właściwie nie było nikogo. Kiedy wampirzyca przebudziła się wieczorem jej główna przyboczna poinformowała ją właśnie o tym dziwnym fenomenie.
- Signora, nie podoba mi się ta sytuacja. Dojeżdżamy prawie już do samego Bracciano. Powinniśmy spotkać kogoś, tymczasem pustka.

Wampirzyca spojrzała sama swoim bystrym okiem. Daleko w ciemności wyłaniały się zarysy wioski położone co najmniej pół mili dalej, albo prędzej blisko mili. Przed wsią stał człowiek odwrócony tyłem akurat. Jeden człowiek w długim płaszczu, ale więcej ludzi nie było widać. Ponieważ było stosunkowo ciemno, Gilla nie mogła go z takiej odległości dostrzec.
- Gillo przyślij tu proszę Willenę, jestem ciekawa jej spostrzeżeń.
Gdy ghulica odjechała by wykonać polecenie Agnese uśmiechnęła się do faerie - Alessio zerknąłbyś na to swoim bystrym oczkiem?

Alessio zachowywał się bardzo powściągliwie po poprzedniej, szalonej nocy, a Wilenna po prostu trzymała się ojca. Obecnie jednak przyszli obydwoje na polecenie signory. Ghulica musiała im przekazać już, co mają zrobić, ale to wszystko nie było łatwe. Ani jedno ani drugie nie posiadało tak bystrego wzroku nocą, jak wampirzyca. Raczej starali się przeniknąć ową zasłonę mgielną, którą niektórzy nazywali Śnieniem, a która pokrywała rzeczywistość iluzją przeszkadzającą zwykłym śmiertelnikom widzieć prawdziwą postać rzeczy. Wilenna pokręciła przecząco głową.
- Nie dostrzegam nic, ale kiedy pytałam ptaki nocne, były bardzo podniecone.
- Cokolwiek to znaczy
- uśmiechnął się do niej Alessio, ale tak poważnie, bez flirtu czy ironii. - Niewiele wiem o ptakach, lecz czuję jakby wiele krwi, której odblaski pozostawiły jakieś drobniutkie fragmenty na Śnieniu. Nie wygląda to ciekawie, signora. Tutaj była jakaś walka, wcale nie tak dawno, albo …
- … albo
- powtórzyła Wilenna spoglądając ciekawie na faerie.
- … albo czyste mordowanie - dodał faerie.
Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Żyjemy w czasach przemian, mordy się zdarzają. Mnie intryguje wisielec, ciekawe czy jest ich tam więcej. Chyba pójdę to sprawdzić. - Nim zdążyli odpowiedzieć Agnese wyskoczyła z karety i pomachała Borso. Gdy ten podjechał sięgnęła do jego wodzy.
- Wezmę twojego konia, niech wszyscy tu zaczekają. - Obejrzała się na wyglądających za nią Willenę i Alessiego. - Wy idziecie ze mną.

Wszyscy ruszyli powoli w stronę wioski. Sama drożyna była dobrze ubita, twarda, ale tuż obok niej szły straszliwe wertepy, pełne dziur oraz kamieni. Piechotą powoli dałoby radę przejść, ale konno, wykluczone, zaś wozem, także nie. Wszelkimi środkami transportu jedyne przez wioskę, dokąd właśnie prowadził trakt. Wampirzyca jechała, pozostali szli bacznie obserwując. Oczywiście pierwsza wszystko dostrzegała Agnese, zaś pozostała dwójka później, ale mniej więcej wszyscy odbierali ten sam widok. Wioska wyglądała jak przeciętna wioska, ot, kilkanaście chałupin, przy czym połowę stanowiły chaty mieszkalne, zaś reszta budynki gospodarskie. Na lewo od strony wsi było potężne jezioro, podobni zawierające najsmaczniejsze ryby okolicy. Przed wioską stał mężczyzna, odwrócony, okryty długim płaszczem. Nie wisiał, choć mogło się to tak z daleka wydawać, bowiem stał niedaleko drzewa, ale on stał. Szkoda, że akurat wiatr wiał w stronę wioski, gdyby było odwrotnie wyczułaby bez problemu krew. Ale jednak kierunek powiewu nie sprzyjał im. Wszyscy w trójkę dotarli do stojącego z tyłu człowieka. Faktycznie nie żył, jednak widać było to dopiero z bliska. Wbito go na niewielki pal oraz tak umieszczono, że od tyłu mógł się wydawać żywy. Agnese poczuła się jak w pułapce, bowiem była to właśnie pułapka. Kiedy podjechała i zaczęła się rozglądać rozległ się świst strzał, albo raczej bełtów. Pierwszy trafił w szyję konia Agnese, który kwicząc poderwał się na tylne nogi. Uratował tym samym swoja właścicielkę, bowiem kolejny bełt przyładował go w klatę tam, gdzie przed chwila znajdowała się Agnese. Podwójnie trafiony zachwiał się tańcząc, aż wreszcie lecąc w pył na twardy grunt traktu

Tymczasem kolejny strzał zarobiła Wilenna. Bełt trafił ją w ramię przebijając całkowicie i teraz sterczał z dwóch stron ręki. Dosyć zabawnie, gdyby nie fakt potężnego bólu, którego nagle dziewczyna doznała. Jej twarz zbladła i wrzasnęła aż, potem jednak spięła wargi rzucając się na ziemię, bowiem kolejna porcja bełtów świsnęła nad nią. Tylko Alessi na początku nic nie dostał, ale przyszła kryska na niego.Nie udało mu się uniknąć ostatniego bełtu w tej serii i niczym klaps pocisk wbił mu się prosto w tyłek, może nie głęboko, ale gdzieś na półtorej, dwa cale na pewno. Najpiękniejszy męski zadek świata został okrutnie sponiewierany. Szczęśliwie jeszcze jakimś odruchem.
- Szivak! - krzyknął poruszając dłonią. Niewątpliwie moc faerie, coś, co sprawiło, iż nagle wszyscy we troje zamigotali niczym całe zestawy lamp, utrudniając przeciwnikom trafienie. Przydało się, bowiem biorąc pod uwagę liczbę bełtów było ich co najmniej połowę tuzina.
 
Kelly jest offline  
Stary 09-02-2017, 22:33   #18
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese sprawnie zeskoczyła z padającego konia. Zwierze wierzgnęło uderzając ją. Wampirzyca prawie nie poczuła uderzenia, za to znacznie pomogło to w uniknięciu kolejnego lecącego w jej stronę bełtu. To będzie ich dużo kosztowało… bardzo dużo. Nie zwracając uwagi na swych towarzyszy wampirzyca puściła w obieg krew. Szybko wymówiła kilka słów, słysząc jak pod sam koniec dźwięk zwalnia. Przeciwnicy wystrzelili kolejną salwę, która dla wampirzycy niemal zatrzymała się w locie. Pewnym krokiem ruszyła w stronę kuszników, odpychając po drodze kilka bełtów, które miały trafić w nią bądź w jej towarzyszy. Popełniła błąd, ah tak musiała to przyznać przed sobą, że popełniła błąd. Czuła jak powietrze wokół stawia jej dziwny opór. Puściła w obieg więcej krwi czując jak wpływa w jej mięśnie, suknia napięła się, a z nici wydobył się dziwnie spowolniony dźwięk pękania.


tura 1
rzut na percepcję+ czujność 6,2,1,10 (st -2) - nie wyczuła zagrożenia

tura 2
użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja (3+4) + siła woli po obrażeniu, by się skupić - 1 - 8,8,6,4,4,10,8, (dificulty 7) - 5 sukcesów


Uśmiechnęła się do przeciwników, używając prezencji i zobaczyła jak jeden z mężczyzn powoli wyrusza jej naprzeciw. Gdy spotkali się, do jej uszu dobiegł dźwięk powolnego rżenia konia. Bełty dotarły na miejsce gdzie stała przed użyciem swego niezwykłego daru. Chwyciła mężczyznę, który ruszył jej naprzeciw i jednym ruchem złamała mu kark. Kątem oka widziała jak, reszta zaczyna się obracać w jej stronę. Dopadła dwóch, chwytając ich za gardła. Ze smakiem wbiła kły w jednego z nich. Drugi wił się w jej ręce. Słyszała jego spowolniony krzyk, do jej nozdrzy dotarł zapach jego moczu gdy jego kumpel zawisł martwy w jej ręce. Puściła truchło i wbiła kły w trzymanego w garści mężczyznę, jednocześnie osłaniając się przed kolejnym bełtem z kuszy. Tak chętnie delektowałaby się tą krwią, tak cudownie przepełnioną strachem.

zauroczenie wygląd +empatia (trudność jego siła woli) rzut : 8 kości 2,6,4,6,7,10,5,7, przerzucam 10 - 8, w sumie przy st 7 4 sukcesy - chłopak jest mój na miesiąc


Jeden z mężczyzn zaczął uciekać, drugi patrzył na nią z mieszaniną strachu i fascynacji. Wampirzyca wyminęła go uśmiechając się. Dopadła jego kumpla i wgryzła się mu w szyję. Piła łapczywie czując, że czas wraca do normy. Zalizała rany i wypuściła martwe ciało. Odetchnęła głęboko i obejrzała się na pozostałego przy życiu mężczyznę. Podszedł do niej niemal na czworakach i zaczął obejmować jej suknię. Widziała w jego oczach głód, pożądanie. Uśmiechnęła się.
- Czy jest tu ktoś jeszcze?

Ciemność oświetlona jedynie naturalnymi światłami nocy. Oczywiście tutaj nie było nikogo, poza Agnese, dwójką rannych oraz mężczyzną, który radby robić za psa, żeby tylko wampirzyca udzieliła mu swoich łask. Wewnątrz jego oczu czaiło się jedynie zwierzęce pożądanie oraz uwielbienie, choć poza tymi dwoma uczuciami, dalej była jedynie pustka.


Jakby człowiek ów był potwornie prymitywny. Najprawdopodobniej zresztą właśnie była to prawda. Bandzior bowiem na szlaku, cóż więcej mógłby chcieć, jak pić, chędożyć, walić po pysku kułakiem? Teraz jednak mężczyzna opadł na kolana chcąc całować jej pantofelki pochylił się do stóp wampirzycy. Jednak nie, nie pocałować, wylizać! Gębę miał rozdziawioną, zaś z rozwartych ust skapywała mu kroplami ślina. Śmierdział tanim bimbrem, brudem oraz smrodem niemytej od lat skóry. Przed nimi zaś rozciągała się wieś, pozornie pusta, jednak Agnese jakimś podświadomym zmysłem czuła, że coś tam na nią jeszcze czeka, coś wrednego, niebezpiecznego, ale coś stanowiącego jedynie pewną próbę.

Agnese stała dumna, wyprostowana oraz rzucająca dumne słowa w przestrzeń. Oczywiście wredny los natychmiast jej na to wyzwanie odpowiedział. Przed wampirzycą wyłoniło się może dwadzieścia, może dwa tuziny sylwetek w zwykłych chłopskich odzieniach. Pół na pół mężczyzn i kobiet. Starszych, młodszych, ubranych w normalne sukmany oraz spódnice. Zwykłe stroje. Każda jednak osoba trzymała w ręku a to widły, a to tasak, a to nóż kuchenny lub łopatę. Każda miała mord w swoim spojrzeniu zaś twarz wykrzywioną. Wydawało się, że ktoś tam powłóczy nogą, nie zdając sobie sprawy, że jest złamana. Paru innych miało jakąś ranę, któraś spośród kobiet miała dziecko pod sercem, wyglądała wręcz, jakby lada moment nadchodziło rozwiązanie. Jednak nie obchodziło jej to, biegła jak pozostali wieśniacy. Kiedy któryś upadał, potykając się lub będąc popychanym przez innych, podnosił się i kuśtykając ruszał dalej. Wyjąc wszyscy rzucili się na wampirzycę ignorując resztą, jakby stanowiła kiełbasę, oni zaś byli psami. Mieli wprawdzie parędziesiąt metrów do pokonania, ale choć biegli niezgrabnie, to całkiem szybko.

Wampirzyca przeklęła cicho pod nosem.
- Biegnij w stronę wisielca i daj znać moim ludziom by uciekali. - Wampirzyca patrzyła jak mężczyzna rusza biegiem… co tu się działo do kroćset. Skupiła się i ponownie użyła swego daru. Zobaczyła jak tłum zwalnia w nienaturalny sposób. Skupiła się na jednym z ludzi, starając się zobaczyć jego aurę. Gdy tylko zebrała co nieco informacji sama zaczęła biec w stronę w stronę powozów.

użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja (3+4) 3,8,5,2,9,9,2 - 3 sukcesy

widzenie aury st 7 percepcja + empatia 6,10,6,4,7 , przerzucona 10 -7 w sumie 3 sukcesy


Posłuszny wampirzycy mężczyzna ruszył pędem w kierunku dwójki rannych. Wilenna właściwie już się podniosła, widząc, że wszystko w porządku. Przez jej ramię przechodziła na wylot strzała. Lepiej stanowczo, że właśnie tak, niż tkwiłaby w środku, co powodowałoby konieczność cięcia rany. Gorzej jednak było z Alessio. Bełt w tyłku nawet jeśli nie wbity głęboko, to jednak uniemożliwiał chodzenie. Leżał więc na brzuchu oraz mówił takie słowa w języku faerie, że mógłby zawstydzić nawet szewca z przedmieść Subury. Przynajmniej tak się wampirzycy wydawało, bowiem nie znała tego języka, ale gwałtowność oraz nerwy wypowiedzi pozwalały się domyśleć przeklinania.

Wysłany poleceniem Agnese człowiek dobiegł do wisielca i dopiero wtedy, wierny dokładnemu poleceniu powiedział.
- Uciekajcie, kurwa wasza mać, pojebane fiuty. Jaśnie pierdolona kurwa pani każe – oznajmił charkotliwie nieco, jednak dosyć pewnie, barwnym, klasycznym dla swojego obyczaju językiem.

Alessio nie mógł się specjalnie szybko ruszać, ale Wilenna wzięła go pod ramię, podrzucając niczym lalkę. Pomógł jej oczywiście trochę, mógł zresztą oprzeć się na jednej nodze oraz kuśtykać i tak we dwoje ruszyli powolnym krokiem ku odległemu o kilkaset metrów rzędowi powozów. Tamci pozostali kompani nie mieli szans w nocy widzieć, co się stało, ale innego wyjścia, niż zmierzać w ich kierunku, nie było. Natomiast mężczyzna wypełniwszy polecenie pani, po prostu zaczął do niej wracać.

Tymczasem wampirzyca chwilkę przypatrywała się biegnącej hordzie chłopów. Nadwrażliwość pokazywała ich wnętrza, pokręcone szaleństwem. Dominowały wewnątrz jej aury dynamicznie zmieniające się, hipnotyzujące, fraktalowe wzory. Nagle jednak to wszystko było rozrywane, niszczone, przewracane niczym szmata wyrzymana czyjąś ręką, ażeby ponownie się połączyć w ów psychodeliczny wzór, który po chwili ponownie był niszczony kompletnie. Istny chocholi taniec. Dominowała spośród barw czerń, zieleń oraz ciemna purpura przechodząca w jakiś fiolet. Właściwie wszyscy mieli podobne wzory pod względem wyglądu i wszyscy zbliżali się do Agnese, która zdecydowała się na klasyczny odwrót.

Bez problemu mogła wyprzedzić wszystkich. Biegnącego ku niej, będącego pod wpływem Prezencji bandziora oraz dwójkę ranionych podwładnych, którzy poruszali się dosyć wolno.

Wampirzyca dołączyła do rannych. Pozwoliła krwi wzmocnić mięśnie i po prostu podniosła Alessio. Znacznie przyspieszyło to tempo.
- Willenno biegnij uprzedzić pozostałych. A ty - wskazała na rozbójnika. - osłaniaj nas.

użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja (3+4) 10,2,7,3,9,7,10, - 6, 5 - 4 sukcesy


Gdy dziewczyna ruszyła w stronę karawany, ponownie spowolniła czas. Faeri spojrzał na nią przerażony gdy spokojnie maszerując zdawało się, że biegnie szybciej niż najszybszy z ludzi. Objęła go mocno jednak nie opuściła wzroku. Pozostawiła w tyle rozbójnika. Widziała Willenę, która biegnąc poruszała się troszkę wolniej niż oni. Zwolniła tuż przed karawaną i odstawiła mężczyznę. Pozwoliła by kobieta dobiegła pierwsza. W ich stronę wybiegł Borso, by pomóc przy rannym. Łucznicy już przygotowali się do ostrzelania motłochu. Kazała załadować rannych do swojej karocy i gdy tylko zajęli miejsca poczuła jak pojazd rusza. Oceniła, które z nich jest bardziej ranne.

Rozbójnik rzeczywiście biegł z tyłu, ale biegł. Po prostu pędził za nią osłaniając od teoretycznego ataku, którego być jeszcze nie mogło ze względu na odległość, albo od ewentualnych strzał, tyle że nikt z napastników nie posiadał nawet procy. Mogli właściwie co najwyżej obrzucić ich kamieniami i stekiem przekleństw. Wiadomo, biorąc pod uwagę dyscyplinę, której użyła wampirzyca został daleko z tyłu, ale biegł mniej więcej około Wilenny.

Tymczasem rzeczywiście obstawa zauważyła, co się dzieje. Zaczęli strzelać. Oczywiście trafiali, z takiej odległości nie mogli chybiać. Wszyscy wieśniacy powinni uciekać, rozproszyć się, ale nie ci. Ci mając strzały w piersiach, w bebechach, póki żyli, ruszali się, póki mogli, parli do przodu, póki byli w stanie czołgali się w kierunku wampirzycy, jakby nic innego ich nie interesowało. Parli niezważający na strzały, potem zaś na miecze oraz topory, które przekłuwały ich, cięły. Bowiem obstawa, widząc, że pociski nie wystarczają, zeskoczyła z wozów oraz zaczęła ręcznie tłuc. Krew chlapała, konie kwiczały, nawet takie należące do wampirzycy, nieco bardziej przyzwyczajone do zapachu krwi, posiadały jakąś wytrzymałość jednak.

Agnese słyszała za zasłonką karety odgłosy, krzyki, świst broni oraz dziwaczne jęki, które stanowiły dowód, że ktoś zrobił coś tym ludziom z biednej wioski. Bowiem niewątpliwie owi napastnicy to byli wieśniacy z sielskiego Bracciano. Kiedy żołnierze bili się, lub raczej masakrowali oszalałe chłopstwo, wampirzyca zerknęła na dwójkę rannych. Wprawdzie wampirzyca na medycynie oraz tego typu skaleczeniach, ranach etc. znała się tyle, co kura na pieprzu, ale wiedziała po prostu tyle, ile dowolna inna osoba z jakiejś ulicy. Wilenna siedziała blada, ale nad podziw trzymała się. Bełt przeszedł jej ramię, lecz niegłęboko pod skórą, może najwyżej leciutko naruszając mięsień. Kwestia wyciągnięcia go, czyli przedtem ułamania, zaś potem uczynienia czegoś zapobiegającego papraniu się skaleczenia. Inaczej było z faerie. Miał bełt w mięśni wbity, prosto w lewy pośladek na jakieś dwa cale, może dwa i pół. Trzeba było rozciąć mu ubranie, rozciąć ranę oraz wydostać bełt, zanim cokolwiek zaczęło się robić. Później identycznie jak przy Wilennie. Obydwie rany nie były groźne pod warunkiem, że nie będzie powikłań, zaś Alessio, jako faerie, najwyżej ucierpi wyłącznie na dumie. Wilenna była natomiast człowiekiem, czyli ewentualnie istniała większa groźba, że coś nie zagra. Przynajmniej właśnie tak wyglądało na niewprawne oko wampirzej piękności.


Kareta powoli ruszała ku wsi, zaraz potem, jak wycia szaleńców oraz świst oręża ściszył się. Inne drogi nie było, ale czy wioska była pusta, a jeśli tak, czy warto było ją przeszukać, żeby sprawić, co się stało? Było to ryzyko, ale kto wie, mogło dać jakieś odpowiedzi. Jednak może lepiej nic nie robić, spróbować przejechać oraz udawać, że to pospolita banda szaleńców?
- Pani – usłyszała niespokojny głos Kowalskiego, który podbiegł do drzwi karety – jak moja córka? - pytał niespokojny – oraz co mamy zrobić z takim jednym, co przybiegł oraz upiera się, że musi panią osłaniać?

Agnese cały czas obserwowała rannych. Popełniła błąd… duży błąd. Mogła im pomóc. Krew wampirów miała wielką moc. Pozostawało pytanie czy zgodzą się na tą pomoc.
- Niech idzie przy powozie i go osłania. Zajmę się nim później. - Wampirzyca spojrzała na Kowalskiego. - Macie w tej swojej drużynie medyka?
- Tak pani, ja jestem odpowiednio wykwalifikowanym medykiem. - odpowiedział Kowalski. - Zajmę się córką i tym drugim panem, jeśli uważa pani, że nim także powinienem.
- Ojciec jest bardzo dobry przy leczeniu chorób oraz ran. - wyjaśniła coraz bledsza Wilenna. - Pani pozwoli, udam się do niego.
- Proszę zatrzymać. Tylko na moment - odezwał się jeszcze Kowalski.
- Wskakuj. Będziemy jechać dalej. - Wampirzyca otworzyła drzwi. - Zajmij się nimi, a ja rozejrzę się po okolicy.

Nim mężczyzna zdążył zareagować Agnese wyskoczyła z karocy. Po chwili przy jej boku stanęła Gilla.
- Pomóż mu, jeśli będzie tego potrzebował. - Wampirzyca rozejrzała się i skupiła na sobie, zastanawiając się ile ma czasu do świtu. - Chcę rozejrzeć się po tej wsi, a będziecie mnie tylko spowalniać.
- Poradzę sobie sam, zaś tutaj będę potrzebował nieco miejsca. - usłyszała jeszcze głos Kowalskiego, kiedy ruszyła do przodu.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-02-2017, 16:02   #19
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Do wioski faktycznie powozy jechały dosyć powoli, były bowiem solidnymi landarami objuczonymi ludźmi oraz stertą pakunków. Sama dobiegłaby wiele szybciej i tak się zresztą stało. Cisza, totalna cisza panowała we wsi. Chałupy stały obok siebie, stare oraz zmurszałe. Trudno powiedzieć, co to było, ale coś poczuła nie takiego. Zmysły wampirzycy nie kłamały. Pustka. Jednak pośród tej pustki, a może dziwny zapach w powietrzu, a może kompletny brak jakiegokolwiek odgłosu, czuła się nieswojo. Przecież sama była drapieżcą jednym z największych na italskiej ziemi. Jednak tutaj czuła coś innego, niepokojącego niezmiernie, takiego, że nawet potężny wampir zastanowiłby się nad wspomnianym uczuciem. Ewentualnie było to jedynie bezsensowne, nieistotne mrowienie, które wynikało z podniecenia niedawno przebytą walką? Agnese ruszyła przez wieś. Właściwie nie wiadomo czemu, ciągnęło ją do starego młyna na krańcu zabudowań. Może dlatego, że jedynie on się obracał oraz jako jedyny poruszał? Budynek miał zaiste dziwny posmak zła, które mogła wyczuć nawet bez użycia swoich nadzwyczajnych umiejętności charakterystycznych dla jej krwiopijczego gatunku.


Podeszła do furtki młyna od drugiej strony. Była otwarta. Wydostawała się przez nią łuna czerwonego światła. Ruszyła furtkę wchodząc do wnętrza. Wampirzyca wyostrzyła swoje zmysły i po chwili pojawiła się przed jej oczami jedna z dziwniejszych oraz najgroźniejszych aur jakie widziała w swoim nieżyciu. Dominowała w niej czerń, przez którą przemykały purpurowo fioletowy kolor, głęboka czerwień i setki innych podobnych, podobne do pędzącej dzikiej zwierzymy. Zatrzymała się na chwilę. Czuła to. Był tu niedawno inny wampir, niewątpliwie. Pojawił się, a potem zaś opuścił to miejsce. Wolałaby tam nie wchodzić. Szybko jednak dostrzegła, że poza przytłaczającą aurą jest tam coś jeszcze. Ostrożnie wkroczyła do środka. Tak jak się spodziewała pod ścianami stały dzieci. Kilkoro dzieci ubranych w wiejskie stroje. Pewnie z tej wsi. Kilkoro innych leżało już na ziemi. Wszystkie były mocno osłabione, jako wampir szybko zorientowała się dlaczego. Wypito z nich sporo krwi i po prostu mają jej zbyt mało. Wampirzyca rozejrzała się po pomieszczeniu szukając zagrożenia.


Przy dalszej części ściany znajdował się mechanizm wiatrakowy prowadzący ku górze, zaś na środku wymalowany pentagram. Czerwienił się oraz świecił. Właśnie wspomniane świecenie wydzielało ową łunę wychodzącą leciutko za bramkę młyna. Znała takie gierki. Ktoś przywołał tu demona, ktoś spośród spokrewnionych. Uważnie przyglądała się się czerwieniejącym na ziemi symbolom. Przygryzła wargę. Jeśli będzie chciała się tego czegoś pozbyć musi to zniszczyć… nie ma nic prostszego. Żeby chociaż była jak normalny wampir, zimna. Przygryzła wargę i przykucnęła. Dzieci obejrzały się na nią.

charyzma+występy 8,2,7,9,8,4 st 7 - 4 sukcesy
Wspaniały wynik, cała gromadka ogarnięta


Uśmiechnęła się do nich. Mówiła do nich czule, słodko.
- No maleństwa, chodźmy stąd. - Jej głos niósł się po pomieszczeniu. Przytomne dzieci powoli zaczęły się poruszać w stronę wyjścia. Agnese podniosła się i podeszła do pierwszego nieprzytomnego. Czegokolwiek by nie planowała zrobić musiała je stąd wyprowadzić.

Nagle maszyny ruszyły. Huk uderzył w wyczulone uszy wampirzycy. Zasłoniła je dłońmi, starając się przytępić zmysły. Ściany zaczęły jakby pulsować tą czernią i nim zdążyła się z tym oswoić ten dziwny cień zerwał się i zaatakował ją. Grabie, miotły, widły czy cokolwiek spośród narzędzi, które znajdowały się w młynie, zerwały się i ruszyły w jej stronę, starając się przyszpilić ją do ściany. Agnese skuliła się i skupiła. Jeszcze raz użyła swojej ulubionej dyscypliny.

użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja +1 SW (3+4) - st 7 z uwagi na trudne warunki 10,9,5,3,6,5,8,- 8, 4+1 - 5 sukcesów


Gdy tylko poczuła jak czas zwalnia zerwała się i ruszyła by zebrać dzieciaki. Teraz już głośno przeklinała swoje miękki martwe serce. Gdy puściła w obieg więcej krwi by pomóc sobie podnosząc trzecie dziecko, poczuła że niebezpiecznie dużo straciła już tej nocy krwi. Kątem oka widziała jak cienie ze ścian formują setki włóczni, które powoli ruszają w jej kierunku. Szybko wyrzuciła kilka maluchów przez drzwi i zatrzasnęła je by włócznie, które sekundę później wbiły się w drewno nie trafiły w dzieciaki.

Wszystko zaczęło się walić. Wtedy też do jej nozdrzy dotarł niepokojący zapach. Gorąc. A chwilę po nim ogień, potwornie który śmierdzący, trawiący nozdrza niczym choroba. Już sama jego obecność sprawiła, że Agnese zemdliło. Wampirzyca poczuła, że jest na krawędzi. Świat zaczynał nabierać czerwonych barw, kły powoli wysuwały się z dziąseł. Do tego widziała jak powoli formuje się przed nią to coś. Istota z czerni, złożona jakby z fragmentów maszyny oraz worków, groteskowa do szaleństwa oraz szaleńczo niebezpieczna. Chwyciła ostatnią dwójkę dzieciaków i ruszyła w stronę drzwi.

rzut na szał - samokontrola 6,5,4,5 - jeden sukces - udało się jej opanować, choć nie było łatwo


Czuła jak oddalając się nabierał pewności, że bestia w niej się uspokaja. Wypadła na zewnątrz i odrzuciła dzieci prawie za płotem. Obejrzała się na płonący wiatrak.

rzut na szał - samokontrola 6,7,3,10- kolejne 3 sukcesy szał opanowany, tym razem było wiele lepiej


Podbiegła i chwyciła leżące tuż przy młynie nieprzytomne dzieciaki i ruszyła z nimi w stronę płotu. Była głodna. Do tego czas jakby nagle urwał się spod jej kontroli i nagle wszystko wybuchło. Hałas, ciepło. Pod palcami czuła pulsowanie vitae w drobnych ciałkach, które niosła. Bestia pełzła pod jej skórą. Niemal słyszała w uszach bicie drobnych serduszek. Zerknęła tylko jak daleko jest reszta. czy ktokolwiek zobaczył co się dzieje i ruszył w jej stronę.

Ratująca dziatki niewinne wampirzyca mogła jednym istotom jej gatunku wydawać się śmieszna, innym szalona, jednak byli również tacy, którzy potrafiliby jej pogratulować właściwej postawy. Wśród drapieżców spijających krew swoich ofiar byli bowiem rozmaici dranie, ale też całkiem przyzwoici oraz cała masa stanów pośrednich. Agnese jednak nie myślała o filozofii. Pędziła uciekając przez wieś razem z gromadą dzieci, z których część szła, część niosła ona sama, zaś za nią pozostał płonący wiatrak. Wyschnięte drewno, pełne kurzu, błyskawicznie zajmowało się ogniem, ale nie przeszkadzało to widać istocie, która przebywała wewnątrz.

Wampirzyca dotarła z dziećmi na skraj wsi, zaś karawana właśnie do niej podjechała. Jedyna droga wiodła bowiem właśnie przez wioskę. Ochrona osobista Agnese oraz ludzie Kowalskiego wyskoczyli na widok swojej pani oraz płomienia na odległym wiatraku. Czyżby dalsza część pułapki? Całkiem możliwe, bowiem gdyby Agnese odwróciła się, dojrzałaby, jak nagle cały wiatrak uniósł się w powietrze, niczym targnięty szalonym wybuchem, który wręcz rozerwał jego górną część. Ciekawe jednak, że wybuch był bezgłośny, tylko ogień rozprysnął wokoło, zaś spośród resztek wyskoczyła pokraczna istota przypominająca skrzyżowanie żaby oraz hieny. Była czarna niczym smoła, tylko łapy żarzyły jej się niczym płomienie. Skoczyła na dach pierwszej chałupy, najbliższej młynowi. Ten zajął się ogniem, bowiem strzecha bez najmniejszych problemów poddała się żarzącym łapom tajemniczej istoty. Potem skoczyła na kolejny dach oraz kolejny, ciągnąc za sobą szlak nagle rozniecających się ognisk. Pędziła w stronę wampirzycy, która już stała na skraju oczywiście słysząc, co się dzieje oraz wydzielała cuchnący smród.

Cała ochrona zaczęła strzelać. Kusze poszły w ruch. Nawet ranni. Wampirzyca widziała, jak Wilenna unosi do oka broń oraz wypuszcza bełt, potem zaś naciąga niewielką korbką cięciwę, żeby wypuścić kolejną. Alessio, który zdaje się się także poczuł się lepiej coś inkantował oświetlając jasnym światłem złowrogiego stwora. Wspomniane zaklęcie chyba jakoś tamtemu nieco przeszkadzało, bo zwolnił pęd. Inni także strzelali i choć teoretycznie zwykłe bełty nie powinny wiele wyrządzić krzywdy takim istotom, to wampirzycy zdawało się, że jednak po niektórych tamten syczał z potężnego bólu, który mu sprawiały, zaś inne traktował niczym patyki. Jednak nie wiadomo było, czy ten grad pocisków będzie w stanie go powstrzymać.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-02-2017, 18:42   #20
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Agnese widząc płonącą wioskę zaczęła się powoli cofać. Czuła jak świat wokół nabiera krwawych kolorów. Jej kły mimo, iż nie była jeszcze bardzo głodna, zaczęły się wysuwać. Chwyciła kilkoro dzieci i ruszyła w kierunku powozów.

- Biegnijcie!- Jej krzyk podziałał na maluchy, jako, że nadal były pod wpływem jej uroku. Sama odbiła w bok.


Demon ruszył za nią całkowicie nie zważając na wymykające mu się małe istotki, które zgodnie z poleceniem ruszyły przed siebie, prosto w kierunku wozów. Z ulgą zauważyła, że jej ludzie zaczęli strzelać. Zaczęła krążyć pomiędzy jeszcze nie płonącymi domami. Cały czas czuła jednak na plecach ciepło. Ścigał bowiem Agnese, jakby nie widział nikogo innego.

szał - samokontrola 5,7,9,9 - trzy sukcesy - udało się jej opanować

użycie temporis poziom 5 okult + inteligencja +1 SW (3+4) - st 7 z uwagi na trudne warunki 6,4,3,9,4,10,3,- 4, - 2 sukcesy



Chowając się na chwilę za jednym z domów, wyszeptała kilka słów. Usłyszała, jak trzask pękających pod ciężarem demona desek więźb spowalnia. Zwalnia… ale nie wystarczajaco. Była osłabiona, ale czuła, że jej rzeczywistość zwolniła odrobinę. Ruszyła dalej biegiem, wyostrzając zmysły. Zerknęła na demona. Jego ciało naszpikowane było bełtami, wystrzelonymi przez jej ludzi. Z tego co udało się jej zobaczyć większość nie robiła na nim, żadnego wrażenia. Jednak niektóre musiały boleć. Ciemny stwór bowiem po paru trafieniach jakby zatrzymywał się na moment, zaś powietrze przenikało coś na kształt wibrującego, obrzydliwego syczenia, trochę przypominającego węża. Nawet jednak te skuteczniejsze bełty nie potrafiły wyrządzić mu większej krzywdy. To było tak, jakby strzelać w puchową pierzynę. Elastyczne cielsko chłonęło energię strzałów. Zresztą trudno powiedzieć, któż wie bowiem, jakie były jego silne, czy słabe strony. Jednak choć może nie był tak cudownie zręczny, jak Agnese, jednak wydawał się straszliwie wytrzymały. Szczęściem jedynie było, iż nie roztaczał drapieżnej aury strachu, jak niektóre istoty jego rodzaju. Inaczej prawdopodobnie nawet pełna odwagi ochrona signory Contarini mogłaby po prostu poddać się rozpaczy oraz uciec.

Wampirzyca odsunęła się większy kawałek by zobaczyć co tak naprawdę robi bestii krzywdę. Demon wyglądał niczym cień, całkowicie czarna masa poruszajaca się w sposób odrobinę przypominający skaczącą żabę. Jego ciało falowało, raz na jakiś czas tworząc dodatkowe elementy, kończyny, ale zawsze na krótko. W końcu udało się jej dojrzeć co sprawiało bestii ból. Gdzie nie gdzie pośród masy śmieci dostrzegłą strzał skrzące się białymi iskrami. Zerknęła w stronę swoich ludzi i szybko zobaczyła komu zawdzięcza odrobinę magii tej nocy. Ludzie Kowalskiego mieli umagicznione bełty.

szał - samokontrola 1,10,6,2 - 9 - jeden sukces - jeszcze jeden i opanuje szał



Ruszyła dalej biegiem, unikając demonicznego ciepła i starając się zastanowić co tak naprawde może zrobić. Na szczęście czuła, że unikając demona jakoś udaje się jej zapanować nad szałem. Z tego co udało się jej dojrzeć, będzie musiała odsłonić mu co nieco tej czarnej brei, bo gdy tylko umagicznione strzały trafiały na jego ciało, zadawały mu poważne rany. Wtedy dostrzegła ja. Ten typowy drewniany element każdej włoskiej wsi. Kapliczkę. Oberwała kawałek sukni, odsłaniając swoje zgrabne nogi, a jednocześnie ułatwiając sobie poruszanie się. Wypadła na otwartą przestrzeń szerokiej drogi, która najwyraźniej musiała służyć lokalnym mieszkańcom do handlu. Agnese dopadła przydrożnej kapliczki i wydobyła z niej metalowy krzyż.

szał - samokontrola 2,9,8,1 - opanowała bestie po raz drugi



Wtedy usłyszała to. Potężne tupnięcie gdy bestia zeskoczyła z dachu i wylądowała na ubitym piachu. Poczuła jak bestia pełza pod jej skórą, czując gorąc demona. Widziała wszystko w odcieniach czerwieni ale panowała nad sobą. Puściła w obieg więcej krwi i poczuła jak mięśnie rozrywają szwy sukni. Wsunęła krzyż za pas i ruszyła na demona, by zewrzeć się na środku drogi. Chwytała kolejne elementy odrywając je od czarnego cielska. Czuła jak ogień rani ją potwornie, użyła jednak całej siły woli by odsłonić okolice serca. Odrzucane przez nią elementy wbijały się z impetem w ściany domów i ziemię, zagłębiając się nie raz na kilkadziesiąt centymetrów. Gdy zobaczyła przed sobą gęstą czarną masę, sięgnęła po krzyż i wbiła go tak głęboko jak tylko była w stanie.

Odskoczyła mając nadzieję, że jej działania cokolwiek zrobiły demonowi. Wtedy rozległ się potworny huk. Czas wrócił do swego normalnego tempa. Wszystko oszalało. Z nieba posypał się grad bełtów i strzał, płomienie demona zatańczyły w szaleńczym, a wampirzyca poczuła jak bestia w niej wyrywa się. Jak uderza w jej martwe serce. Była blisko… robiła się głodna. Jeśli będzie musiała użyć dyscypliny jeszcze raz istniała szansa, że jej ludzie będą musieli walczyć jeszcze z jednym demonem.

szał - samokontrola 7,8,1,8 - dwa sukcesy



Chwilo trwaj! Ale ona trwać nie chciała, wręcz przeciwnie, pędziła gwałtownie wraz z czarną niczym smoła łapą, która zmierzała w stronę jej serca. To był ból! Potworny ból, którego nagle doświadczyła, gdy cztery długie na cal pazury przebiły stanik jej sukni po lewej stronie i niczym krótkie, lecz potwornie ostre sztylety wniknęły w jej mlecznobiałą skórę.
- Aaa! - nawet nie wiedziała, czy krzyknęła sama, czy ktoś obok niej. Alboli był to jedynie wytwór chorej wyobraźni przesiąkniętej rozpaczą., bowiem wiedziała, że ta podła, okrutna łapa zmierza prosto ku jej sercu. Cholera, było martwe, ale całkiem je lubiła. I było jeeeeeej! Jakąś resztką świadomości szarpnęła do tyłu. Albo może nie tyle świadomości, co jakimś odruchem, który każdemu każe się ratować ...

szał - samokontrola 8,10,1,4 -4 - 1 sukces



- Ach! - Contarini krzyknęła jeszcze raz z obłędem niemal w oczach, kiedy nagle łapa wniknęła w nią i próbowała, próbowała złapać, zmiażdżyć jej istnienie, ale w ostatnim momencie, kiedy już miała dotrzeć, schwytać jej serce zamknęła się. Odruchowy odskok wampirzycy sprawił, że potworna kończyna wniknęła zbyt płytko. Przebiła suknię, skórę, zmiażdżyła po drodze dwa żebra, na których zacisnęła się zamiast serca. Czerń oraz otchłań bólu niczym tsunami uderzył Agnese, kiedy nagle w łapie bestii zawisł wyrwany kawałek jej ciała, niby krwawy ochłap mięsa, pogruchotanych kości i skóry. Jej pierś, piękna, jędrna, całowana obłędnie, kąsana, ssana, pieszczona noc wcześniej przez przystojnego faerie była teraz kawałkiem krwawej, oderwanej od jej ciała miazgi.

szał - samokontrola 8,8,8,9
- i posżło jest 5 sukcesów w sumie szału nie ma



Czerń przed oczyma oraz otchłań. Nie był to dla niej cios śmiertelny, jak dla zwykłej kobiety, ale nawet dla wampirzycy stanowił coś straszliwego. Bolesnego oraz uderzającego w samo jądro jej myślenia o swojej płci, jej poczucia własnego piękna … nawet jeśli mogła zregenerować swe ciało wielka ilością krwi. Na szczęście bestia nadal siedziała gdzieś w środku. Powinna puścić w obieg krew, wyleczyć część ran, ale już nie zregeneruje się, nie da rady, ten cios oszołomił ją, choć nie trafił, potem będą kolejne, jeszcze mocniejsze i te dostaną ja na pewno. Jej ludzie padną po niej …

Jednak kolejny cios nie następował. Agnese przez chwile nie robiła nic, nie mogła zrobić nic w morzu bólu, nawet rzucić się na kogoś pijąc krew. Chociaż wiedziała, że za moment taka chwila nastąpi. Głód narastał wraz z upływającą z rany vitae. Słyszała tylko jakieś ruchy, jakieś słowa, okrzyki, szum i nagle poczuła ulgę. Ulgę! Choć wszystko straszliwie piłowało, jednak jakby mniej niż moment. Pierś pozbawiona jednego z dwóch atrybutów kobiecości z wyrwanym cyckiem, z wystającymi kośćmi żeber wyglądała gorzej niż okropnie, czerwono rozpalone oczy Agnese zaczynały odruchowo szukać ofiary, zaś jej smukła dłoń drapała ziemię. Obok siebie widziała przez czerwień ghulicę, która przytrzymywała jej dłoń, mężczyznę spośród zbójów, którego potraktowała Prezencję oraz pochylonego Kowalskiego. Jego dłoń niemal dotykała jej rany. Mężczyzna coś szeptał, zaś z jego palców dobywało się połączone jasno-brązowe światło, które padało na jej ciało.

Agnese zamknęła oczy. Czuła potworne pulsowanie w kłach. Głód. Musiała wytrzymać jednak jeszcze chwilkę. Niech odejdą… zaraz znajdzie sobie pożywienie.
- Kowalski … - Jej głos był zachrypnięty. - .. Jak zaraz się stąd nie zabierzesz to możesz skończyć jako mój posiłek.
Mężczyzna spojrzał na nią przeciągle, ale grzecznie powstał i zrobił trzy kroki do tyłu. Jego dłoń przestała wydzielać leczniczo-twórcze światło, cokolwiek to było. Jednak kłócić się z rannym wampirem to tak, jak iść na randkę z tygrysicą i śmieszno i straszno. Ból mocniejszy powrócił. Agnes poczuła, jak przeszywa jej rozpalony czerwienią umysł.

Wampirzyca wyciągnęła dłoń do mężczyzny którego zauroczyła i gdy ten się nachylił, chwyciła go za szyję, przyciągając ją do swoich ust. Jej kontrola była za słaba. Kark pękł. Piła łapczywie nie zważając na obserwatorów, aż w końcu padła zmęczona obok zwłok mężczyzny. Czuła jak krew regeneruje rany, jak czerwień sprzed oczu znika. Głód nadal był, ale mniej dotkliwy.
- Teraz poproszę o te cudowności, które mi zapewniałeś. - Uśmiechnęła się do polaka szczerząc się. - Chyba, że już nie zasługuję.
- Cazzo signora - widać było, że Kowalski jest zdenerwowany jak jasna kurwa, a może jeszcze gorzej. - Póki mnie wynajmujesz i zachowujesz się przyzwoicie, na pewno nie wypuszczę cię z tego świata, ile mogę coś na to poradzić - mężczyzna ponownie ustawił się nad nią, wyciagnął dłonie i coś mruknął pod nosem. - Po kiego grzyba zachciało ci się tańczyć z tym dziadostwem. Nie mogłaś go jakoś wcześniej - z jego palców ponownie poleciał zestaw promieni, takiego splecionego światła, który omył jej już nie ranę, ta bowiem zaleczyła, ale młodą, brzydką oraz potwornie chropowatą skórę. Pierś już odzyskała i choć nie różniła się wielkoscią czy ksztalłtem od tej nienaruszonej, swoja barwa przypominała koszmar typu kupa połączona z czerwonym keczupem. Jednak pod jego wpływem także ona zaczeła się zmieniać powoli normalniejąc, jeśli to było prawidłowe określenie tego słowa.

Tak, było lepiej, znacznie lepiej, choć Agnese wiedziała, że wewnątrz jej ciała jest dalej sieczka, ale pomimo to, było zdecydowanie lepiej. Dzięki krwi oraz wysiłkom Kowalskiego, który ani zająknął się wcześniej, że jest magiem. Pewnie dzięki jego umiejętnościom Wilenna mogła wziąć aktywny udział podczas walki, zaś teraz pomagał wampirzycy.
- Potrzebujesz jeszcze krwi - mruknął - odbudowuję twoje ciało, ale zużywam część energii, którą masz. Inaczej się nie da … przynajmniej nie potrafię - przerwał proces leczenia oraz podniósł się ciężko dysząc.
- Oh Kowalski, wynagrodziłabym cię dodatkowo z przyjemnością płacąc cenę swoim ciałem, ale może poczekajmy z tym, aż się wygoję. - Mrugnęła do mężczyzny i podniosła się powoli.
- Moja religia zabrania mi zignorować to wyzwanie - uśmiechnął się tęższy mężczyzna pomagając jej powstać, zaś na jego twarzy zagościł filuterny uśmiech. - Ale dopiero wtedy, kiedy będziesz całkiem najedzona - dodał podkręcając wąsa.

Agnese puściła w obieg więcej krwi pozwalając by jej ciało zaczęło się regenerować.
- To trochę zajmie.
Gilla podała jej swój płaszcz, którym wampirzyca zasłoniła nagie odkryte ciało.
- Ruszajmy dalej. Nie chcę oglądać tego miejsca. - Agnese zerknęła na kręcące się przy wozach dzieci. - Zabieramy maluchy z sobą. Będę się martwić co z tym począć w Rzymie.
- Oczywiście, pani - ghulica spojrzała na swoją panią. Skrzywiła się trochę na myśl, że będę musieli jechać przez płonącą częściowo wieś. Nikt nie lubił ognia, konie także nie, nawet jeśli droga wydawała się czysta, ale cóż, jak trzeba to trzeba. - Pani, prawdopodobnie za dnia dojedziemy do Rzymu. Gdzie mamy się kierować, co robić?

Agnese ruszyła w stronę powozów. Mimo, że przed chwilą się posiliła, czuła lekki głód. Starała się nie skupiać wzroku na swojej ochronie.
- Zatrzymamy się w pałacu markiza Alessandro di Colonna. Będę chciała by wyprzedzili nas posłańcy… może Borso? - Wampirzyca uśmiechnęła się do Gilli. - Podeślij mi jakąś garderobianą do powozu i ruszajmy.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172