Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-07-2017, 01:33   #81
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese ucałowała go i skierowała się w stronę swych komnat. Dwójka żołnierzy jak zwykle stała przed jej drzwiami. Standardowy środek ochronny.
- Którą suknię pani sobie życzy. Według mnie powinna być jakaś kolacyjna - wspomniała Gilla, bowiem wiadomo, balowa miała zbyt szeroki klosz, ale jednocześnie na przyjęcie księżnej należało się ubrać elegancko.
- Nie przesadzajmy z nadmiarem bogactwa. - Agnese przyglądała się zawartosci skrzyń. - Księżna przyjmuje też kapadocjan i nosferatu, przeżyje jakoś suknię, która będzie też wygodna.
Po chwili wydobyła zapakowany strój.
- Co powiesz?


Gilla pokiwała twierdząco.
- Ta suknia jest przepiękna, signora. elegancka oraz bogata, zaś przy tym doskonale się nosi. Jeszcze musi pani założyć jakieś klejnoty oraz dokonam szybko makijażu.
Wampirzyca zrzuciła podomkę i okazało się, że po jej nóżce jeszcze spłynęło kilka strużek soków markiza. Agnese roześmiałą się ciepło.
- Czy mamy jeszcze jakąś gąbeczkę i wodę?
- Wszystko, co tylko potrzeba. I jeszcze więcej. Szybko, zapraszam, signora, za parawan, tam zrobię to co potrzeba, później suknia oraz dokończenie makijażu
.
Wampirzyca poddała się wszystkim ablucjom. Jak zwykle z przyjemnością oddała się w ręce troskliwej Gilli. Miała tyle garderobianych, ale jednak nie ma nic cudowniejszego niż moment, w którym zajmuje się tobą osobą która cię kocha.
- Już lepiej się czujesz? - W jej głosie dało się usłyszeć odrobinę troski.
- Tak, przyznaję, tyłek nie boli mnie, już tak jak przedtem. Doskonale wiem, że każdy kolejny raz będzie zmniejszał nieprzyjemność, zaś dawał na jej miejsce więcej radości, ale nic to. Chyba my, kobiety musimy być na to zawsze przygotowane. Jesteś gotowa, signora - dodała po chwili tak mocno dumna. Gilla niewątpliwie miała oko do zestawów modystycznych umiejąc doskonale połączyć stroje oraz eleganckie dodatki.

Kiedy tak zajmowała się Agnese, nagle rozległo się pukanie.
- Dostojna pani - rozległ się chropowaty głos żołnierza. Agnese rozpoznała któregoś spośród Normanów Kowalskiego - Obserwator wystawiony na murze dał znać, że do bramy zbliża się kareta zaprzężona poczwórnie. Podobno pani wie, kto to. Pan Borso kazał natychmiast przekazać pani tą wiadomość oraz że czeka na panią przy wejściu - cóż, wypadało powitać władczynię Rzymu.
- Już idziemy! Wezwijcie markiza. - Wampirzyca uznała, że będzie dobrze, jak pan domu powita księżną. Pobiegły wraz z Gillą przez korytarze oraz po schodach do bramy, która właśnie się otwierała. Uff, zdążyły na czas. Obok doleciał markiz w eleganckim stroju. Był też Borso, który w razie czego szykował się już do samodzielnego powitania księżnej. Jednak ewidentnie się ucieszył, kiedy jego pani pojawiła się także. Kiedy kareta wjechała miejscowi ustawili się niedaleko przy niej. Była czarna, jak się można było spodziewać. Prowadzona przez stangreta mającego kaptur na głowie, zaś z jej tyłu stało dwóch kolejnych mężczyzn. Niewątpliwie pełnili funkcję ochrony, bowiem rozglądali się wokoło. Kiedy kareta wjechała, jeden spośród nich wyskoczył rozkładając drzwiczki karety i otwierając drzwi. Podał ramię, żeby dostojny gość mógł swobodnie wyjść. Chwilę potem pojawiła się młodsza wersja księżnej, owej blondynki opancerzonej niczym rycerz na jakiejś wyprawie. Tym razem jednak nie miała miecza oni stalowej zbroi, lecz elegancką, złotobrązową suknię z kapturem.


Tuż za nią wysiadła kolejna trójka kobiet, dosyć podobnie ubranych, rozglądających się wokoło nie mniej bacznie, niż żołnierze.


Były naprawdę kimś mającym wyjątkowo twarde spojrzenie, które ostrzegało, by nikt nie wykonał jakiegokolwiek głupiego ruchu. Agnese dygnęła lekko. Wszyscy pozostali także oddali honory.
- Wasza wysokość - skłonił się głeboko markiz - zaszczycasz swoja obecnością moje progi.
- Dziękuję, że szanowny markiz przyjął mnie wraz ze swoją uroczą narzeczoną. Dużo słyszałam o panu.
- Och, mam nadzieję, że nic złego.
- Absolutnie, hoho
- Agnese usłyszała na moment żartobliwy głos siostry Fredegondy. - Czy zaszczycisz mnie, signora, chwilą rozmowy i kielichem dobrego napitku? - spytała. - Wybaczcie, że tak przechodzę do sedna, ale czas jest nieubłagany oraz wszyscy żyjemy pośpiechem - rozłożyła dłonie niby gestem bezsiły.
- Pani, każde inne zachowanie, godziłoby w mą godność. - Agnese wskazała korytarz. - Czy pozwolisz, że poprowadzę?
- Oczywiście, signora
- uśmiechnęła się kobieta - prowadź. Później zaś, będzie mi miło, porozmawiać także z twoim narzeczonym. Wybacz mi, markizie, wiesz, kobiece sprawy. Mężczyźni bywają nimi znudzeni.
- Ależ wasza miłość, doskonale rozumiem potrzebę rozmowy z signorą Contarini. Osobiście także jestem zachwycony za każdym razem, kiedy mogę z nią spotkać się i o czymkolwiek podyskutować.
- Ech, wy młodzi
… - uśmiechnęła się księżna, która jak widać reagowała dyplomatycznie podobnie na wszelkie odezwania. - Pozwól markizie, że później jeszcze poproszę cię na króciutkie spotkanie, choć mam nadzieję, że kiedyś później uda nam się porozmawiać znacznie dłużej.
Colonna odpowiedział ukłonem.
- Proszę prowadzić, signora - zwróciła się do Agnese.
Florentynka ruszyła, obok niej szła księżna, zaś tuż za nimi owe trzy zakapturzone kobiety. Strażnicy oraz stangret pozostali przy wozie obserwowani przez kilku żołnierzy pełniących akurat służbę oraz Borso. Gilla natomiast szła przy tamtej trójce.
Wampirzyca zaprowadziła księżną do jednego ze swoich salonów. Gilla odłączyła się chwilę wcześniej by przynieść wampirzycom napitek. Agnese wskazała księżnej jeden z foteli, a sama zajęła miejsce w drugim.
- Cieszy mnie, że mogłaś się Pani tu pojawić. - Contarini uśmiechnęła się lekko. - Przyznam się, że znalazłam się w dosyć kłopotliwej sytuacji.
Po chwili pojawiła się Gilla niosąc tacę na, której stały dwa kielichy.


Gilla ustawiła kielichy i wycofała się.
- A więc droga córuchno - głos gderliwy lekko Fredegoncy kłócił się z młodym wygladem księżnej Matalesty. Przypuszczalnie lubiła takie połączenie kontrastów, które miało rozmówców nieco denerwować. Przyznać jednak należy, że jak na Tzimisce raczej można było to uznać za łagodne hobby. - jeszcze raz dziękuję za pozwolenie wejścia na twój teren, zaś co do tego kłopociku, słucham, może uda mi się coś zaradzić. Niewątpliwie wiesz, jak jest, my babcie i dziadkowie nie lubimy specjalnie jakichś problemów, których nie znamy. Kiedy przeżyjesz swój pierwszy pięćset lat, sama także zaczniesz sobie cenić nieco większą wygodę oraz pewną spokojność. Dziękuję za poczęstunek - uniosła kielich. - Powodzenia - wychyliła nieco wspaniałego płynu. - Ooo, interesująca odmiana - przyznała. - Jakiś specjał toskański? - spytała podejmując jednocześnie kilka tematów.
- Gilla w specyficzny sposób dobiera mi służbę. - Agnese uśmiechnęła się. - Przyznam się, że pewna familia stara się mi uniemożliwić udanie się na bal, o którym niedawno rozmawiałyśmy.
- Ooo
- zmartwiła się stara wampirzyca - to niedobrze, córuchno, to niedobrze, taaaaaak, bardzo niedobrze. Nie lubią cię, co?
- Uznali, że sprzedaż mojej osoby może być dla nich sporym zyskiem. Nie wątpię mają odrobinę racji, tyle, że ja nie lubię być sprzedawana, nie lubię gdy robi się to bez mojej zgody i gdy przy okazji mi się grozi
. - Wampirzyca mówiła to z uśmiechem na twarzy i lekkim rozbawieniem w głosie.
- Byłaś im coś winna, że pozwolili sobie na taki krok?
- Przedstawiono mi to jako czysta chęć zysku. Do tego drugą osobą na sprzedaż jest czarownica, która stara się mnie zabić. Jak się pewnie domyślasz Pani, może się to skończyć dla Rzymu niewielkimi kłopotami
. - Agnese sięgnęła po kielich i sama upiła łyk. Było pyszne… jak zwykle.
- Ach kłopoty, dobre jedynie dla młodych, nie dla takiej staruszki, jak ja. Opowiedz mi dokładnie, ale tak naprawdę wszystko ze szczegółami, proszę - uśmiechnęła się signora Matakesta.
- Pojawił się u mnie wczoraj kupiec z rodu Giovanni, nijaki Philippo i przedstawił się jako przedstawiciel kantoru Pazzich. Przyznam, że z uwagi na moje pochodzenie nie darzę Pazzich sympatią i o ile mogę zatruwam im życie. Zaoferował mi wkupienie się na licytację za jedyne 100 tysięcy weneckich dukatów, podobną ofertę dostała podobno “czarownica z Anglii”. Jeśli nie stawię się tam naśle na to miejsce zombie. Jeśli się stawię mam wygrać licytację inaczej zostanę zabita. - Agnese opowiadała to wszystko lekko, spokojnie. Przerywając po to by upić łyk wina, raz na jakiś czas. - Pomysłodawcą jest podobno Amrosianinno Giovanni.
Księżna słuchała przygryzając niekiedy jasnym kłem wargi. Widać było, iż jest wściekła.
- Morgan nie ma w Rzymie - powiedziała - pewnie będzie licytować przez pośredników. Czy wiesz cokolwiek jeszcze na ten temat?
- Reszta to tylko domysły
. - Agnese wzruszyła lekko ramionami. - Ostatnio zaatakował mnie ktoś kogo podejrzewam o współpracę z tą czarującą kobietą. Jego śmierć jest dla mnie w równym stopniu korzystna.
Signora na chwilę zamyśliła się wpatrując się w księżną.
- Pani… nie zamierzam się godzić na takie traktowanie, szczególnie gdy przysyła się do mojej “domeny”, bo wybacz ale tak właśnie traktuję te mury, wampira naznaczonego diabolerią.
- Ooo, poważna sprawa, któż to taki?
- Philippo Giovanni, który przyniósł mi te radosne nowiny.
- Ach, Giovanni … dobry napitek, zacny
- nagle stwierdziła wesoło księżna. - I powiedz córuchno, co ty chciałabyś z tym począć?
- Zniszczyć kantor Pazzich, przechwycić złoto Morgan jeśli okazja na to pozwoli, wybić wampiry naznaczone diabolerią zgodnie z zasadami, których kazano mi przestrzegać
. - Agnese mówiła to radośnie. - Jeśli oczywiście księżna nie będzie miała nic przeciwko.
- Hola droga córuchno. Zmodyfikuję nieco twoje plany. Kiedy odbędzie się wspomniana licytacja?
- Jutro i nie uważam, że ma prawo się odbyć, Pani.
- Cóż, licytacja odbędzie się, zaś ty wystawisz mi upoważnienie, żebym reprezentowała cię na niej. Zajmę się tą sprawą
- stwierdziła księżna.
- Pani… - Agnese spoważniała. - Nie mogę narażać cię na koszty, a mimo mego majątku nie jestem w stanie opłacić udziału w tej licytacji.
- Ty nie rozumiesz. Ech młodzi nie są tak domyślni, jak za czasów Babilonu … naprawdę nie planuję dopłacić ani sestercji
- podała nazwę drobnej monety. - Po prostu muszę tam pójść, albo raczej, chcę tam pójść, bowiem nie lubię, gdy ktoś sprowadza na moje miasto kłopoty. Morgan oraz jej wysłannicy to twoja sprawa. Pomogę ci, jeśli mi się to opłaci, ale nikt nie będzie sprzedawał w moim mieście moich gości.
Agnese ukłoniła się nisko nadal siedząc.
- Zaszczytem jest dla mnie, że traktujesz mnie jak swego gościa. - Wyprostowała się i na jej twarzy znów był uśmiech. - Jeśli takie jest twoje życzenie Pani, wystawię upoważnienie. Pozwól jednak, że w okolicy kantoru pojawia się moi ludzie by uzyskać informacje o współpracownikach czarownicy.
- Cóż, co do tego nie ma problemu, chyba że znajdziesz ich wcześniej. Nic mi do tego, czy to wampiry, czy ktokolwiek inny. Jeśli nie rozniesiesz części miasta, rób sobie z nimi, co chcesz, ale Giovannich masz nie ruszać, nie dotykać, nie rozmawiać z nimi i nie zadawać się. Pewne sprawy książęta muszą załatwiać samemu.
- Gillo
.
Do pomieszczenia zajrzała ghulica i skloniła się nisko.
- Przynieś mi proszę przybory do pisania.
Gdy kobieta opuściła pokój Agnese spojrzała na księżną.
- Co tylko sobie życzysz Pani. Byleby nie pojawili się w tym pałacu. Tak jak powiedział traktuję go niczym swoją domenę i od tej pory oni nie mają tu wstępu.
- Oczywiście córuchno, wszyscy tak traktujemy własne domostwo. Jeśli zjawią się tutaj oczywiście możesz się bronić, ale poza nim, wierzę, że wiesz, co chciałam powiedzieć. Cóż, czy jeszcze jakieś kwestie pozostały do wspólnego omówienia?
- Postanowiłam, że udam się na bal z Alessandro jako partnerem, Alessio będzie nam towarzyszył jako sługa
. - Agnese całkowicie zmieniła temat. - Uznaliśmy, że tak najprościej będzie mu uzyskać jak najwięcej informacji.
- Ryzykujecie, jednak macie prawo do własnych decyzji. Na pewno nie będę wam zabraniać, byle misja została odpowiednio wykonana, jeśli oczywiście zajdzie potrzeba wsparcia. Cóż, jeśli tylko tyle, niechaj zobaczę tego twojego narzeczonego. Wydawał się kawałem sympatycznego chłopca
- uśmiechnęła się.
Agnese przytaknęła ruchem głowy. Po chwili pojawiła się Gilla niosąc przybory do pisania. Posłała ją więc po markiza, a sama zabrała się za sporządzenie upoważnienia. Krótka notatka, wskazująca księżną jako osobę, która wystąpi w jej imieniu została szybko nakreślona. Wampirzyca rozcięła dłoń klem i maczając w ranie pióro, podpisała dokument własną krwią, jak to zazwyczaj robiła gdy dochodziło do spraw wampirzej polityki. Szybko zasklepiła ranę i zalakowała pismo. Podniosła się z fotela i podała pergamin księżnej. Do pokoju dotarł w tym czasie Alessandro, ale widząc, że kobiety są czymś zajęte, zatrzymał się przy drzwiach.
- Na twe ręce składam życie swoje, księżno. - Agnese wręczyła wampirzycy pismo i skinęła na markiza, że może do nich dołączyć.
Teraz znów zasiadły w fotelach, a Agnese niby nigdy nic sięgnęła po swój kielich.
- A więc księżno, w końcu mogę przedstawić ci jak należy. - Contarini uśmiechnęła się wskazując podchodzącego do nich mężczyznę. - Markiz Alessandro di Colonna, mój narzeczony.
 
Kelly jest offline  
Stary 07-08-2017, 21:22   #82
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Colonnowie należeli do starej szlachty. Wydali poprzez setki lat całą gromadkę kardynałów, wodzów oraz jednego papieża Marcina V, doskonałego administratora i wyjątkowego dyplomatę, który prowadził chrześcijaństwo bezpośrednio po okresie wielkiej schizmy zachodniej. Oczywiście rozrodzili się, podobnie jak Orsini, tworząc parę potężnych gałęzi, które niekiedy współpracowały ze sobą, czasami jednak rywalizowały. Obecnie większość Colonnów popierała Hiszpanów, jednak byli też tacy, którzy pracowali dla Florencji współdziałającej z monarchą francuskim. Alessandro jednak nie miał się co wstydzić swojego rodu. Kiedy Medyceusze handlowali jeszcze pietruszką na straganach jego przodkowie już kształtowali Italie podczas sporów Gwelfów i Gibelinów, stając zresztą po rozmaitych stronach. Jego sylwetkę, młodego, dumnego szlachcica, lecz ludzkiego pana jednocześnie, męskiego oraz szlachetnego, dodatkowo opromieniało uczucie. Markiz miał w sobie godność połączoną z uśmiechem. Podszedł do księżnej z respektem, ale bez specjalnego strachu. Pewnie uważał Agnese za najpotężniejszą wampirzycę na świecie, więc nie obawiał się innych istot jej gatunku, jeśli towarzyszyła mu.
- Wasza czcigodność - skłonił się przed księżną Rzymu - jestem niezwykle rad, że mogę gościć panią w moim domu. Wyświadczyła mi pani zaszczyt.
- Witaj, witaj markizie - uprzejmie skinęła władczyni. - Odwiedziłam jedynie przyjaciółkę i oczywiście bardzo chciałam poznać jej narzeczonego.
- Wiem, wasza czcigodność, ile zawdzięczam signorze Contarini. Oraz zdaje sobie sprawę, że odwiedziła pani przede wszystkim ją. Ale i tak cieszę się z tego, że mogłem waszą czcigodność poznać. Niewiele wiem o sprawach mojej narzeczonej, ale zdaję sobie sprawę, iż zaszczyt spotkania uczynił mi ktoś rzeczywiście wyjątkowy - markiz był grzeczny, jednak faktycznie wydawał się całkowicie szczery. Wampirzyca uśmiechnęła się ciepło i ten niewielki niuans w rodzaju jej nastroju był łatwo wyczuwalny, szczególnie dla takiej wampirzycy jak ich gość. Agnese do tej pory przedstawiała mu księżną jako kobietę starą, potężną, zdolną do wielu rzeczy, ale rozsądną, oraz teraźniejszą sojuszniczkę. Alessandro widział więc w niej kogoś, kto pomaga signorze Contarini, skoro zaś tak, pomimo pewnej obawy, cieszył się oraz życzył dobrze. Stara wampirzyca nie utrzymałaby się tak długo na stołku, gdyby nie potrafiła wyczuć takich pozytywnych wibracji, dlatego także była zadowolona spoglądając z uśmiechem na rzymskiego szlachcica.

- Och, jaki jest pan uprzejmy - ucieszyła się. - Stare kobiety uwielbiają takie komplementy.
- Proszę wybaczyć, wasza czcigodność, ale jestem przekonany, że użyła pani słowo stare tylko dlatego, ażebym mógł im absolutnie zaprzeczyć - oświadczył szczerze markiz, ponieważ wojownicza wersja księżnej wyglądała na dwadzieścia parę lat. Na pewno poniżej trzydziestki.

Contarini stłumiła lekki śmiech. Może potem uświadomi Alessandra co do wieku,”jego księżnej”
- Agnese, znalazłaś sobie naprawdę słodkiego narzeczonego - roześmiała się wampirzyca. - Markizie, znałam doskonale wielu pańskich przodków, a nawet hrabiów Tusculum.

Mężczyzna wręcz zamarł. Colonnowie bezpośrednio wywodzili się z owego wielkiego rodu. Założyciel rodziny Piotr z Colonny był młodszym synem hrabiego Grzegorza II. Jego brat Grzegorz III został kolejnym hrabią Tusculum, a Piotr założył swój ród określany właśnie jako Colonna. Lecz było to wiele wieków temu. Niby wiedział, chociażby po Agnese, ile może trwać istnienie wampirów, jednak teoretyczna wiedza, to jedno, zaś praktyczna, kompletnie co innego. Spotkanie starej wampirzycy, która znała założycieli jego rodu dobitnie pokazywało, jak bardzo wampiry mogą różnić się od przeciętnych ludzi.
- Proszę wybaczyć, ale … naprawdę wierzę, choć wasza czcigodność stanowczo nie wygląda …
- Hahaha - wampirzyca roześmiała się - chyba właśnie usłyszałam najmilszy komplement od prawdziwie dawna.
- Pani, gdybyś dała się Alessandro poznać pod taką postacią jak mi, myślę, że mogłabyś usłyszeć dużo szersze spektrum komplementów. - Agnese mrugnęła do księżnej. - Z przyjemnością zaprosiłabym cię już Pani, na nasz ślub, jednak nadal nie ustaliliśmy terminu.
- No cóż, myślę, że po konklawe znajdzie się czas na tyle, żeby pomyśleć o ślubie oraz zaproszeniach, zaś postać Fredegondy … pomyślę, pomyślę córciu. Jeśli twój narzeczony woli takie panie, niż względnie ładne blondynki, jak ta moja postać, lub piękne blondynki, jak twoja, to jest zaiste wyjątkowym mężczyzną - uśmiechnęła się leciutko ironicznie księżna.
Agnese wyszczerzyła się.
- Jest ze mną mimo świadomości mego wieku, pani. - Wampirzyca przeniosła rozbawiony wzrok na Alessandra. - Najwyraźniej ma takie skłonności.
- Eee … - markiz pojął, że obydwie panie urządziły sobie leciutkie kpienie z niego, choć pełne sympatii. Spiął się więc w sobie próbując odzyskać pozycję na arenie dyskutantów. - Szlachetne panie, wprawdzie ogólnie uważa się, że mężczyzna zawierający ślub powinien być nieco starszy od swojej wybranki, wszak kobiety dorastają szybciej, jednak przy wielkiej miłości drobne różnice przestają mieć znaczenie. Proszę więc wierzyć mi, że uczynię wszystko, by moja narzeczona była szczęśliwa pomimo tej właśnie odwrotnej niźli zazwyczaj sytuacji. Zaś co do nieznanej mi pani Fredegodny, jeśli pojawiłaby się w tym pałacu z waszą czcigodnością, również zostałaby przyjęta z pełnym honorem - stwierdził.
- Jestem pewna markizie, jestem pewna - księżna chciała chyba znowu parsknąć wesoło, ale powstrzymała się. Jakby bowiem nie było, nie wypada sobie kpić z przyzwoitego gospodarza.
- Muszę go jeszcze troszkę nauczyć. - Wampirzyca uśmiechnęła się, ale po chwili na jej twarz wypłynęła lekka niepewność. - Księżno… będę oczekiwała informacji po jutrzejszej nocy.
- Proszę bardzo, właściwie informacja będzie ogólnodostępna oraz ogłoszona przed każdym wampirem, który chciałby posłuchać. Droga córuchno, jednak tak naprawdę naprawdę, nie będzie ci potrzebna tak czy siak. Kiedy obiecuję bowiem, że rozwiążę jakąś sprawę, to możesz ją uznać za rozwiązaną - odparła księżna tonem chłodnym, niczym alpejskie śniegi.
- Pani, proszę o to tylko z egoistycznych pobudek, jakimi jest spokój mego ducha. - Agnese skłoniła się. - Gdyż mimo wszystko martwię się o twe zdrowie, Pani.
- Czyżby groziło coś mojemu zdrowiu? - stara wampirzyca spojrzała na nią dosyć cierpko.

Agnese też spoważniała. Jej palec zatoczył krąg po krawędzi kieliszka. Jakoś ciężko było jej uwierzyć, że księżna mogła potraktować takie słowa, jako podważenie jej autorytetu, lub wątpliwości dotyczące jej siły. Contarini wiedziała jedno, nie ufała osobom, które ją wykorzystują, a owszem, czuła się wykorzystywana.
- W tym wieku… - Jej głos mimo powagi był nadal spokojny i raczej miły. - cóż, jak Alessandro zauważył dobrze się trzymasz, Pani.

Agnese odwróciła wzrok. Jeśli stara wampirzyca nie chciała jej porad to nie, Jeśli łudziła się, że Alessandro się nie dowie, niech się łudzi dalej.
- Agnese, lubię cię. Jesteś świeżym powiewem w Rzymie, ale nigdy, przenigdy nie staraj się mną sterować. Wierz mi, nikomu się jeszcze nie udało, a wielu nie udało się potem nic innego. Jeśli chciałabyś o coś mnie prosić, doradzić, lub zaproponować, powiedz mi to, a wysłucham cię naprawdę życzliwie. Jesteś tutaj przyjezdną, więc jest to moja rada, ale też jedyna. Poradzę sobie, bez względu czy się do niej zastosujesz, czy nie - powiedziała bardzo poważnie spoglądając na Agnese swoim spojrzeniem, które widziało już wieki.
- Pani, jeśli cię o coś szczerze proszę, to nie by tobą sterować. Ani nie leży to w moim interesie, ani nie widzę takiej potrzeby. Mam swoje małe podwórko, które ledwo udaje mi się opędzić i nie czuje się na siłach by oceniać i ingerować w twoje sprawy. - Wampirzyca spojrzała ponownie na księżną. - Chcę byś tylko wiedziała, że pozbawiasz mnie satysfakcji z zemsty, a zemsta jest czymś ważnym w moim klanie.
- Więc masz dwa wyjścia, Agnese - stwierdziła poważnie księżna - albo posłuchać mnie i wyrzec się zemsty na moim podwórku, wtedy będziesz się dalej cieszyć moją łaską, albo nie posłuchać mnie i wtedy zostaną za tobą ogłoszone krwawe łowy, jak za nimi. Teraz zaś żegnam panią, signora. Proszę dobrze przemyśleć moje słowa. Pana także markizie. Pana przyszła żona jest kobietą wszelkich cnót, może czasem tylko zbyt niecierpliwą. Ale wierzę, że małżeństwo nauczy ją tej niełatwej sztuki - stara wampirzyca podniosła się lekko skinąwszy Agnese oraz znacznie głębiej markizowi. Potem kierując się ku drzwiom wyjściowym.

- Już podjęłam decyzję dając ci to upoważnienie, Pani. - Jej głos był nadal bardzo miły i ciepły. Nawet nie dało się wyczuć, że powstrzymała parsknięcie. - Czy pozwolisz, że cię odprowadzę? - Nie nauczyły ją tego dwa małżeństwa i nie nauczy trzecie. To nie ona jako księżna porywa się na samodzielną walkę jak szczyl. Jej ojciec był mieczem, ona walczyła dla księżnych, nie bez powodu. Życie tych wampirów było zbyt ważne. Nie chciała jej troski mówi się trudno.
- Tak, Agnese, możesz, jeśli żywisz taką ochotę - odparła księżna. Dała całkiem dobitnie Florentynce do zrozumienia, że tutaj ona jest panią i nie życzy sobie wystąpień przeciwko sobie oraz swoim decyzjom. Zaś Agnese, cóż, mogła jedynie się zastanowić, czy lepiej jej utrzymać przyjaźń władczyni Rzymu, czy zaskarbić sobie niechęć. - Będzie mi miło, markizie, jeśli ty także - zwróciła się do Alessandro, który nie odzywał się podczas rozmowy nie całkiem pojmując zawiłości polityki wampirzej. Colonna odkłonił się z potwierdzeniem. Księżna więc powoli ruszyła ku drzwiom.

Słysząc ich kroki Gilla otworzyła drzwi. To już na korytarzu Agnese przejęła prowadzenie, jak to podkreśliła była to jej domena i miała pełne prawo do tego by mieć na oku wszystkich gości. Uśmiechając się lekko odprowadziła księżną do jej karety. Dopiero tutaj skłoniła się nisko.
- Pani, jestem zawsze gotowa na twe rozkazy. - Jej ton był miły i nie było w nim cienia zawahania czy niechęci. Agnese wyprostowała się, cały czas się uśmiechając. - Pozwól sobie życzyć udanej nocy.

Stara wampirzyca poważnie skinęła dziękując.
- Tobie również, Agnese. Jesteś młoda, bardzo młoda, dla mnie urodziłaś się minutę przed swoim narzeczonym, młodzi zaś czasem mówią zbyt dużo. To przywilej młodości, ale też entuzjazm oraz porywanie się na największe szczyty. Pewnie tak już jest i nawet książęta nie mają na to wpływu. Udanej nocy tobie także, tobie zaś markizie oraz twojemu domostwu pokój, radość i prawdziwe szczęście - wsiadła do karety, zaś za nią jej obstawa. Później brama otwarła się oraz księżna ruszyła do swojej siedziby.

Agnese skrzyżowała ręce na piersi i odprowadziła wzrokiem karetę nim nie zamknięto bramy. Dopiero teraz pozwoliła na to by na jej twarzy pojawiła się irytacja. Nie odzywając się obróciła się, zamiatając suknią posadzkę i ruszyła w stronę swoich pokoi. Wiele chciała skomentować, ale księżna najwyraźniej lubiła mieć ostatnie słowo, tak samo jak lubiła pysznić się i mówić głupoty. Ewentualnie głupotą było myślenie, iż to głupoty, kto wie? W każdym razie księżna wyjechała, brama się zamknęła. Dokładnie kiedy usłyszeli trzask przekręcanego klucza wielkości łokcia, do Agnese podszedł Kowalski, który przez całą wizytę księżnej trzymał się daleko.
- Signora, czeka Filibert na panią. Umieściłem go w jednym z pokoi dla służby niedaleko tylnego wyjścia.

Agnese uśmiechnęła się do maga.
- Dobrze, udam się tam teraz. Spotkajmy się za jakieś pół godziny u mnie w gabinecie, dobrze? - Mimo radosnej miny, w jej głosie nadal dało się wyczuć lekką złość.
- Dobrze, już prowadzę - takich pokojów pałac zawierał bowiem sporo. - Zaś za pół godziny, cóż, nie ma innego wyjścia, ale będziemy mieli niewiele czasu do ranka - przypomniał Kowalski, że będą się musieli po prostu streszczać.
- Możecie być tam wcześniej, pojawię się jak tylko skończę tę rozmowę. - Wampirzycy, aż nazbyt dobrze czuła ogarniające ją zmęczenie, w połączeniu z frustracją po rozmowie z księżną miało to zgubne efekty. Najchętniej by wbiła teraz komuś nóż… najlepiej w gardło.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-08-2017, 11:02   #83
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ruszyli przed siebie, zaś zapomniany nieco Alessandro pokręcił głową i po prostu wybył. Aczkolwiek słyszał, że jest narada. Gilla oczywiście towarzyszyła swojej pani. Kowalski prowadził korytarzem na zaplecze dla służby wskazując odpowiedni pokój, gdzie czekał znany już Filibert, czyli specjalista od spraw nietypowych.
- Proszę, jest tutaj. Zawiadomię Borso - powiedział Polak ruszajac. Gilla oczywiście została obok.

Piękna Agnese weszła do środka uśmiechając się.
- Witam, Filibercie. - Jej głos znów był sympatyczny, miły. Nie było w nim cienia złości, na który pozwoliła sobie przy Kowalskim.
Mężczyzna wstał kłaniając się. Właściwie było trochę dziwne, ale wampirzycy przypominał właśnie wampira, choć niewątpliwie był człowiekiem. Posiadał taki dziwny dar dostrzegania prawdy oraz analizowania jej znacznie głębiej, niż inni ludzie. Był po prostu inny, obdarzony niezwykłym talentem.
- Signora - stał dopóki wampirzyca nie podeszła - mam dla pani wieści. Nie wiem, czy zadowalające, ale przynajmniej wnoszące nieco światła.

Słuchając słów Filiberta, lub Filego, jak czasem go nazywano, Agnese spojrzała odruchowo na półki, gdzie stały ułożone duże, gliniane dzbany. Odniosła wrażenie, że jeden, z takimi dwoma uchami oraz wizerunkami wyrytych piersiastych kobiet uśmiechnął się do niej wesoło.
Po wampirzycy nawet nie dało się odczuć, że cokolwiek zauważyła.
- Usiądźmy. - Agnese wskazała stojące w pomieszczeniu ławy. - Każde wieści, które wnoszą cokolwiek do tej sytuacji, są dla mnie zadowalające.
- Te wiesci są i dobre i niedobre. Pan Alessio zlecił mi, bym poszukał obiektu leżącego niedaleko dawnych term tego świrusa cesarza rzymskiego, co to chciał mianować konia senatorem. To teren działania kilku gangów miejskich, aczkolwiek włóczące się tłumy maruderów, dużo wredniejszych niźli miejskie chłopaki, spowodowały, że działalność owych organizacji nieco przycichła. Znalazłem dwa takie dziwne miejsca, które mogą być tymi poszukiwanymi przez panią, signora Contarini. Jedno z nich to po prostu szopa, stary magazyn porośnięty winoroślą. Oczywiście takich magazynów, czy szop jest sporo, ale tego właśnie pilnuje trzydziestu najemników bardzo strzegących się, żeby nikt ich nie zauważył. Powstaje więc naturalne pytanie: cóż takiego przechowuje się w tej szopie cennego. Przecież wynajęci żołdacy nie pilnują tam starych grabi. Przy okazji, wszyscy to Niemcy, lub Szwajcarzy. Rozmawiają wyłącznie po germnańsku. Nie użył żaden także jakiegokolwiek języka podczas mojego śledzenia. Odwiedził ich także jakiś bardzo wyniosły mężczyzna. Nie wiem, kto. Czas, który mogłem poświęcić temu był stanowczo zbyt krótki, żebym mógł się dowiedzieć więcej.
- To brzmi jak dobre wieści, a te niedobre
? - Agnese przez cały czas gdy mężczyzna się wypowiadał, była uśmiechnięta. Starała się przeanalizować czy jej działanie w termach nie zostanie poczytane jako wchodzenie w kompetencje księżnej… będzie musiała teraz tego pilnować skoro staruszka tak się na to irytuje.
- Trzydziestu najemników mających mordy istnych zakapiorów, signora. Drugie zaś meijsce, to położony na odludziu budynek mieszkalny, niby stary, rozpadający się młyn wodny. wprowadził się tam właśnie młynarz ze swoimi pomocnikami. tyle, że pomocników jest zbyt wielu oraz nikt tam nie wydaje się mieć jakiegokolwiek pojęcia na temat mielenia. Lecz zarówno młynarz, jak tuzin pomocników zawsze chodzą pod mieczem lub co najmniej sztyletem. Oczywiście młyn ma też przylegające pomieszczenie, gdzie można wjechać oraz wyjechać, dawniej pewnie ładowało się tam wozy ze zmieloną mąką.
- Hm.. rzeczywiście zapowiada się niebezpiecznie, jeśli będziemy chcieli sprawdzić co może być w tym miejscach
. - Wampirzyca udała zatroskaną.
- Dokładnie, niebezpieczne, szczególnie dlatego, że po prostu w tak krótkim czasie nie dało się nic dokładnego stwierdzić. Może bowiem to po prostu zwykli przemytnicy, może jednak robią coś większego. Pan Alessio nie podał mi szczegółów, więc też obserwowałem jedynie ogólnie dziwne miejsca, które nagle pojawiły się na tamtym terenie właśnie. Podczas dnia planuję zaprowadzić tam pana Alessio, jeśli zechce, żeby po prostu sam zobaczył oraz poznał, gdzie to jest. Biorąc pod uwagę fakt, że nawet do mnie potrafi podejść tak, iż jest praktycznie niedostrzegalny, potrafi również zadbać o to, żeby spośród tamtych się nie domyślono.
- Porozmawiam z nim o tym, ale z tego co widzę nie macie większych problemów z odnalezieniem się
. - Agnese uśmiechnęła się ciepło. - Rozumiem, że musiałeś przerwać poszukiwania tych dziewcząt?
- Nie ma takiej możliwości pani. Oczywiście na dzisiejszy dzień oraz jutro tak, ale moi informatorzy zbierają pewne informacje. Właściwie mam już coś, ale brzmi ona zbyt … powiedzmy mało prawdopodobnie. Chodzą słuchy na temat pewnych istot zamieszkujących katakumby. Jednak wolałbym tą rzecz bardziej potwierdzić, ponieważ wydaje się mało prawdopodobna
- skrzywił się lekko Filibert dumając nad tą właśnie informacją. - Niespecjalnie lubię wieści, które są zbyt dziwaczne - dodał ponadto.
- Jeśli mogę cię prosić, pozwól, że moi ludzie to sprawdzą. Tak się składa, że i tak miałam tam kogoś wysłać. - Agnese nie zmieniła swego uśmiechu.
- Osobiście nie radzę. Nie mogę i nie chcę się wtrącać w sprawy moich klientów, ale mam obowiązek doradzać ostrożność. Wydaje się, że osoby, które tam ruszają, nie wracają. Proszę raczej dać mi trochę czasu na dowiedzenie się więcej. Ale to już jak oczywiście pani sobie życzy - skłonił się poważnie. - Aczkolwiek oczywiście, jeśli zdecyduje się pani na to, wycofam swoich ludzi stamtąd oraz z okolic, które w jakikolwiek sposób uznam za powiązane. Sama pani rozumie. Jestem specjalistą w swoim fachu i przy całym szacunku dla pani, po prostu obawiam się, że nawet najlepsi fachowcy, nie znając Rzymu, mogą spowodować jakieś bolące perturbacje. Przekonaliśmy się już o tym wielokrotnie - jego ton był cały czas pełen szacunku, ale jednocześnie konkretny.
- Jestem wdzięczna za te porady, jednak pozwolę sobie tutaj na pewien kobiecy kaprys, prosząc cię byś nie wpuszczał tam swych ludzi. - Głos Agnese nabrał ciepłego tonu jak zawsze gdy używałą prezencji. - Tak czy owak będę musiała tam kogoś posłać i nie chciałabym by doszło do konfliktu, między naszymi ludźmi.
- Dziękuję pani, że szczerze to wyjaśniłaś. Najgłupsze ze strony pracodawców jest oszukiwanie, a wierz mi pani, takich durniów jest sporo
- przyznał. - Wobec tego wycofuję swoich ludzi życząc powodzenia. Jeśli trafimy gdzie indziej na jakiś ślad, poinformujemy oczywiście. Czy masz jakiekolwiek jeszcze pytania do mnie, szlachetna pani? - spytał.
- Pytanie i prośbę, a tak naprawde dwie prośby. Czy mógłbyś przekazać kardynałowi, że chciałbym się z nim zobaczyć? Oraz czy mógłbyś uzyskać co nieco informacji o przedstawicielu Florencji na Rzym, pochodzącym z dumnego rody Pazzich?
- Pierwsze jest moim obowiązkiem. Oczywiście przekażę. Drugie, jeśli wyrażasz takie życzenie, także. Jego Eminencja polecił bowiem służyć pani, signora, dopóki przebywa pani na terenie Rzymu. Zerkniemy na wspomnianą osobę - potwierdził oraz spojrzał pytająco, czy ma coś jeszcze do niego.
- Wobec tego nie będę cię dłużej zatrzymywać
. - Agnese wstała.

Kardynalski sługa wstał, skłonił się i opuścił pomieszczenie wyprowadzony przez stojącego na korytarzu sługę.
- Ruszamy na naradę? - spytała Gilla.
Agnese skinęła głową.
- Idziesz z nami Alessio czy jesteś gdzieś na górze? - Wampirzyca spojrzała na garnek, na którym widziała oczy faerie.
- Idę, idę - odezwał się garnek - miło jest czasem przybierać taką postać, zwłaszcza, jeśli jest się garnkiem do nalewania wody w kobiecej łaźni.

Mgiełka ogarnęła stojące gliniane naczynie, które gwałtownie się rozprostowało, schudło, wydłużyło, pobladło oraz zaczęło zmieniać kształty. Podstawka przekształciła się w męskie nogi, zaś wielkie uszy w ręce, górne zwężenie natomiast w szyję oraz głowę przykrytą czupryną. Działo się to chwilkę, jakby jakieś niewidzialne ręce lepiły glinę tworząc ze starego garnka postać faerie.
- Dzień prawie dobry - mruknął Alessio.
- Witam, mój drogi. - Agnese uśmiechnęła się. - Czy pozwolisz mi sprawdzić informację o tych katakumbach czy chcesz się sam tam udać? Z tego co mi wiadomo siedzą tam wampiry, a wolałabym nie stracić Filberta.
- A wiesz, jak tam się udać
? - spytał uprzejmie.
- Jedno wejście jest podobno w domu kardynała, który będziemy odwiedzać za klika dni. - Uśmiechnęła się i chwyciła pod ramię faerie. Dając znak by ruszyli w stronę jej gabinetu. - Na pewno jest też inne, główne wejście. Jednak bardzo nie chcę by kręcili się tam ludzie.
- Katakumby rzymskie mają podobno setki mil. Przynajmniej takie krążą legendy. Jednak jeśli rzeczywiście istnieje jakieś wejście pod domem tego kardynała, to warto spróbować. Pewnie zresztą jest także wiele innych. Wampiry hm, to możliwe, to bardzo możliwe, gdzie bowiem miałyby większy komfort niżeli głęboko pod ziemią.
- Akurat, że tam są jestem pewna
. - Agnese mówiła cicho gdy przemierzali korytarze palazzo. - Przewodzi im niejakie Czerwone Oko. Jednak z tego co udało mi się dziś dowiedzieć o księżnej, pewnie wolałaby żebyśmy nie wykonywali żadnych ruchów do balu.
- Wobec tego chyba poczekamy do balu, zaś kiedy będziemy tam, skorzystamy z zamieszania oraz udamy się do niższych kondygnacji. Tylko wiesz, czy naprawdę chcesz tam ciągnąć narzeczonego. Znaczy nie na bal, ale do katakumb
? - spytał poważnie.
- Nie. Nie chcę i tego jestem pewna. - Agnese zamyśliła się. - Mamy jeszcze chwilę, zastanowię się co z tym począć.
- Owszem, jest jeszcze sporo czasu. Kto wie, może wydarzenia kolejne jakoś wykrystalizują stanowisko. Nie chciałbym markiza odwodzić od walki przeciwko ludziom. Mężczyzna musi być odważny, kiedy oczekuje tego jego kobieta, jednak tam na dole … niekonieczne będą normalni ludzie
… - tak rozmawiając dotarli do miejsca narady. Chwilę potem już wszyscy siedzieli w gabinecie. Oprócz standardowego biurka, znalazł się tam także stolid, dookoła teraz wszyscy usiedli. Patrzyli pytająco na signorę Contarini, która miała wydać polecenia. Ponieważ dochodził powoli świt, jednak nie było szans na większą naradę.

Piękna Florentynka Agnese usiadła w jednym z foteli. Niestety nie udało się jej powstrzymać ziewnięcia.
- Pozwólcie, że troszkę na szybko opiszę swoje dzisiejsze spotkania. Alessio potem, najwyżej uszczegółowi informacje od Filberta. - Wampirzyca położyła dłoń na udzie siedzącego obok markiza. Czuła, że odrobinę pomaga się jej to skupić.
- Księżna zażądała ode mnie bym uczyniła ją swym przedstawicielem na aukcji u Giovannich. Ze swojej strony obiecałam, że nie będzie mnie tam, ani moich ludzi i nie będę wchodzić w to co planuje zrobić. O ile nie pomieszałam, na owe wampirki ogłoszono tym samym krwawe łowy. - Agnese delikatnie ugniatała udo mężczyzny, czując poruszające się mięśnie. Markiz starał się zachować Marsa na obliczu, ale wyraźnie ściskał uda przy każdym ruchu swojej narzeczonej. - Mamy prawo obserwować dom przed samą aukcją w celu uzyskania informacji o tym kto jest agentem Morgan.
- Nieźle, ale osobiście uważam, że wtedy nawet jeśli się dowiemy, może być za późno. wolałbym uderzyć sporo przed aukcją, ale na tyle blisko, żeby było wiadomo, iż mocno pogłaskamy po głowie owego drania
- uznał Kowalski. - Tylko kompletnie nie wiadomo, gdzie szukać.
- Niestety nie ma takiej opcji, bo prawdopodobnie musiałabym wtedy skończyć jak Giovanni
. - Na chwilę zamyśliła się, a jej dłoń powędrowała ku górze uda Alessandro. - Raczej na pewno zostałabym skazana. A co do lokalizacji Filbert podsunął dwie ciekawe propozycje. Jedna to magazyn niedaleko term, a drugi to dawny młyn wodny. Ma wskazać dokładne lokalizacje dla Alessio. Pierwsze miejsce jest strzeżone przez 30 osób, drugie przez około 20-tu… - Wampirzyca ziewnęła… zmęczenie zaczynało ją odrywać od rozmowy. Spojrzała pytająco na faerie, chcąc by ewentualnie coś dodał.
- Przy drugim jest niby-młynarz oraz niby-pomocnicy około tuzina. Trzeba sprawdzić obydwa miejsca. Jeśli Agnese uważa, że możemy zrobić to dopiero po licytacji dla bezpieczeństwa, to tak właśnie uczynimy - stwierdził faerie.
- Tamte miejsca możecie sprawdzić w dowolnym momencie, nie chcę tylko my ktokolwiek zbliżał się do domu aukcyjnego w czasie licytacji. - Wampirzyca zatrzymała dłoń prawie na kroczu markiza, który odkaszlnął, aż spojrzeli wszyscy na niego. Jednak Colonna jedynie zaczerwienił się oraz wskazał coś na gardło, więc zrozumiano, że się jedynie zachłysnął. Ewentualnie poza Gillą, która dziwnie się uśmiechnęła. Piękna Agnese doskonale odczuła drżenie teraz nie tylko ud, ale poruszającej się pod materiałem spodni powiększającej się męskości Alessandro.
- Podejdę tam za dnia - stwierdził Alessio kompletnie nieświadomy akcji pod stołem - Obejrzę wszystkie miejsca. Wolałbym, żeby raczej nikt inny nie szedł, chyba że bardzo nalegacie. Jeśli tam jest nephandi, lepiej być podwójnie ostrożnym.
- Alessio jeśli ktoś jest ci w stanie pomóc i nie będzie utrudniał w podkradaniu się, to zabierz go ze sobą. - Agnese oparła się o ramię markiza. Widać było, że zaczyna przysypiać. - Dla mojego spokoju.
- Wieczorem będziesz miała relację
- uznał Alessio, podczas gdy markiz otoczył narzeczoną swoim ramieniem.
- Myślę, że wszystkie rzeczy zostały powiedziane. wybaczcie, ale może na tą chwilę zakończmy naradę - podsumował markiz przytrzymując Agnese. Właściwie wszyscy widząc, co się dzieje, nie protestowali, zaś signora Contarini jeszcze zdołała uświadomić sobie, że właśnie w powietrze uniosły ją silne, męskie dłonie i niosą w kierunku jej komnat. Jak zwykle cieszyła się, że może czuć jego ciepło zasypiając, nawet jeśli czuła je przez grubą, haftowaną kamizelkę.
- Kocham cię. - Wyszeptała i po chwili już spała.

4 września 1503, wieczór

Kolejny wieczór przyniósł pochmurną pogodę. Wprawdzie pomiędzy warstwami wędrujących po niebiosach kłębów pojawiały się przerwy, przez które nieśmiało zerkały gwiazdy oraz księżyc, ale ogólnie było stosunkowo ciemno. Akurat to bardzo pasowało wampirzycy, która właśnie otworzyła powieki samotna na atłasowej pościeli. Gilla oraz Alessandro siedzieli nieopodal, na krzesłach. Jej narzeczony miał na sobie założony lekki kirys oraz rapier przy boku, zaś Gilla zamiast sukni wdziała spodnie oraz tunikę po kolana, wyciętą mocno na bokach, żeby nie utrudniała chodzenia. Także była uzbrojona. Widać było, iż obydwoje czekają z niecierpliwością na przebudzenie Agnese.
- Gdyby nie wasze zestresowane miny i bojowe nastawienie, mogłabym powiedzieć, że to jeden z piękniejszych widoków na świecie. - Wampirzyca przeciągnęła się, ale wstała szybko z łóżka. Gilla lub Alessandro musieli ją rozebrać, więc teraz nago pomaszerowała w stronę garderoby, zaś ghulica oczywiście za nią. Oprócz rozebrania, została także umyta, więc teraz pozostawało przygotowanie się do walki, albo negocjacji, albo czegokolwiek.
- Alessio posiada nowe informacje - stwierdziła ghulica zaczynając zajmować się swoją panią, zaś mówiąc szczerze markiz, który także się pojawił, najpierw ucałował ją. Wampirzyca oczywiście nie mogła sobie darować przedłużenia pocałunku i przytulenia się do swego narzeczonego. Dopiero po dłuższej chwili wypuściła go oddając się w ręce Gilli, zaś markiz mógł teraz jedynie napawać się widokiem jej nagości. Skoro właściwie nie było czasu na nic, przynajmniej tyle. Agnese uśmiechnęła się do ghulicy.
- Jakie informacje udało mu się uzyskać?
- Podobno mniej więcej wie, co się znajduje na tych dwóch miejscach, do których zaprowadził go Filibert
- odparła Gilla. - Jak zwykle nie powiedział wiele. Uznał, że pani będzie pierwsza, która się dowie. Proponuję dzisiaj coś bardziej takiego luźnego oraz zwyczajnego, signora - dodała.
- Jakbyś dała mi coś pasującego do waszego wyposażenia, będę wdzięczna… - Zamyśliła się na chwilę. - Nie jednak będzie lepsza suknia i to jakaś skromna.

Florencka wampirzyca zmarkotniała. Nagle stanęła jej przed oczami wizja ewentualnego spotkania z kardynałem. Pisania listów do kardynałów hiszpańskich z prośbą o audiencję i wiele innych rzeczy, na które nie miała tej nocy ochoty.
- Gdzie znajdę naszego faerie?
- Czeka na panią gdzieś na korytarzu. Nawet odstawił na bok chwilę przed zmierzchem jakąś służącą, żeby po prostu przekazać informacje
- wyjaśniła ghulica wspominając wielki wysiłek woli Alessio, który nawet zrezygnował ze słodziutkiej niewątpliwie służącej.
Agnese uśmiechnęła się.
- Biedaczek. - Wampirzyca uniosła wzrok, zatrzymując go na kroczy markiza, na dłuższą chwilę. - Pośpieszmy się wobec tego. - Uniosła spojrzenie wyżej i już teraz skupiła je na twarzy swego narzeczonego.
- Kocham cię - powiedział mężczyzna tonem, który zawierał właściwie wszystko. Uczucie, pożądanie, siłę, niezłomność … szykowało się bowiem coś, co niełatwo było przewidzieć. Tymczasem Agnese kontynuowała ubieranie przy pomocy Gilli.
- Czy tej nocy także nie życzy sobie pani pantalonów? - spytała niby zwyczajnie służąca.
- Toż nie zrezygnuję z postanowienia po jednej nocy. - Agnese uśmiechnęła się, a gdy Gilla obróciła się by sięgnąć po suknię, przejechała dłonią po jej szyi i zaczepnie pociągnęła za upięte wysoko włosy. - To cudowne mieć was obok.


Gilla uśmiechnęła się, zaś markiz zarumienił. widać podobało mu się owo postanowienie narzeczonej.
- Cóż, ja dzisiaj mam spodnie, bez pantalonów mogłyby mnie ocierać - stwierdziła ghulica - niestety tam, gdzie wolałabym, żeby mnie dotykano raczej inaczej.
Szybko zaczęły wkładać strój na Agnese. Niewiele upłynęło, jak wampirzyca była przygotowana na swój wypad oraz ewentualną walkę. Gilla z nią, tylko markiz poprosił, że jeszcze przed wyruszeniem chce zobaczyć siostrę.

Przystojny faerie czekał na korytarzu nieopodal drzwi. Zwyczajowo żartował, ale nie teraz. Uśmiechnął się jednak na widok wampirzycy.
- Dobry wieczór, Agnese. Cóż, chyba powinniśmy porozmawiać - powiedział lekkim jednak tonem. Jako jedyny z bezpośrednio powiązanego z nią kółka doradców był ubrany całkiem normalnie. Spodnie, koszula, buty, ale także on miał pendent, na którym wisiał w pochwie prosty, niedługi miecz. Wyglądał całkowicie normalnie, ale jakoś Agnese miała przekonanie, że to nie było zwyczajne ostrze.
- Może gabinet? - Agnese ruszyła w kierunku wymienionego pomieszczenia. Jednak wolała nie rozmawiać przy wszechobecnej służbie. - Słyszałam, że już odmawiasz sobie przeze mnie przyjemności.
- Wszyscy musimy się niekiedy poświęcić dla sprawy oraz rezygnować ze spraw absolutnie priorytetowych - wyjaśnił mając minę istnego męczennika. - Ale nie wiem, czy jest sens na jakąś naradę, po prostu mam parę słów do przekazania, jednak dość ciekawych. Bowiem wszystko zaczyna wskazywać na jedno miejsce. Inna kwestia, ze to drugie też jest ciekawe, choć pod innym względem.
- Też nie myślałam o naradzie, po prostu jeszcze nie zjadłam swojej kolacji
i nie lubię rozmawiać w korytarzu
. - Agnese weszła do gabinetu i zajęła miejsce w jednym z foteli, zamiast przy biurku. Po chwili Gilla przyniosła jej kielich z krwią, z którego wampirzyca z przyjemnością upiła. - Co się dzieje?
- Otóż
- zaczął tyradę faerie. - Zbadałem te dwa miejsca. Czyli szopę oraz młyn. Faktycznie wygląda tak, jakby czegoś strzeżono. W szopie jest wóz wypełniony czymś. Nie wiadomo czym. Pomogła mi tutaj Wilenna. Poprosiła pewnego wróbla. Ptaszek kompletnie wiedział, co jest co, ale wedle tego, co przekazał Wilennie, tam jest wóz wypełniony czymś po brzegi. Jest także strzeżony przez faktycznie mocno uzbrojonych najemników. Tymczasem wspomniany młyn, to inna sprawa. Tam nie ma wozów, ani jakichś beczek, czy czegoś takiego. nie byłoby więc gdzie ukryć złota na licytację. Nie ma czegoś, lecz jest ktoś. Ptaki nazwały ta osobę: taki dosyć mały człowiek, ale nie bardzo mały, mający długie pióra na głowie. Przypuszczam, że to jakaś dziewczynka, którą trzymają nie wypuszczajac na zewnątrz, ale kto to i dlaczego, po prostu nie wiem - streścił szybko swoją wiedzę. - Jeszcze nie widziałem nikogo obcego we młynie, zaś do szopy faktycznie przychodził ktoś, kto wręcz śmierdział swoimi myślami.
Wampirzyca zamyśliła się pijąc krew.
- Dziewczynka… - Co by nie mówić były rzeczy, które działały na wampirzycę jak płachta na byka. - Myślę że możemy sobie pozwolić na zajęcie się jednym i drugim miejscem, szczególnie gdy księżna zajmuje się aukcją. Nie ruszałabym szopy aż do rozpoczęcia aukcji i tak wątpię by przewieźli pieniądze na tą okazję. Ten mężczyzna, którego myśli śmierdzą...
- Według mnie podobnie. Zapewne wylicytują cię, Agnese za jakąś miłą sumkę oraz wtedy przewiozą pieniądze. Inaczej chyba nie miałoby to jakiegokolwiek sensu. Bowiem niby co, podjadą wozem pełnym złota oraz będą dorzucać w zou na stół po sakiewce? Oczywiście ponadto kwestia księżnej. Jednak pytanie, co robimy oraz jak robimy
? - spytał Alessio. tutaj nie było przeproś. Agnese dowodziła, więc brała na siebie wydawanie poleceń.
- Wzięłabym jakąś rzutką ekipę do młyna.. chętnych bo to mój kaprys. Sama wizja tego że gdzieś ktoś przechowuje dzieciaka… - Agnese odstawiła kielich, może odrobinę za mocno, może. - Fakt faktem, chcę się tym zająć, a niestety ostatnio młyny kojarzą się mi z demonami. A co do szopy zaczekamy do momentu rozpoczęcia licytacji, bo rozumiem, że ktoś cały czas obserwuje dom aukcyjny?
- Tak, Borso. Wedle poleceń stoi jednak na tyle daleko, żeby księżna nie mogła żywić jakichkolwiek pretensji. Po prostu obserwuje stale osoby wchodzące oraz wychodzące. Co do młyna, właściwie pewnie zgłoszą się wszyscy. Pytanie tylko, jak to zrobic, bowiem wedle mnie, to najzwyczajniejsi ludzi - odpowiedział faerie.
- Odciągnąć ich uwagę i wejść do środka podczas zamieszania, wyciągając małolatę
. - Agnese uśmiechnęła się. - Powinnam spokojnie dać radę.
- Co jeśli uznają zamieszanie za atak oraz po prostu załatwią dzieciaka?
- Będzie trzeba działać bardzo szybko
… - Wampirzyca zamyśliła się. - Można zawsze spróbować wejść tam tuż przed atakiem. Na przykład podpłynąć. - Mrugnęła do faerie, przypominając o ich wspólnych odwiedzinach na łodzi.
- Hm, dobry pomysł. Proponuje faktycznie spróbować we dwójkę od wody, zaś markiz, bowiem nie wierzę, żeby sobie odpuścił, z Gillą byłby na zewnątrz z kilkoma naszymi. Tak na wszelki wypadek. Co ty na to?
- Już nie mogę się doczekać jego miny, gdy powiem, że zamierzam płynąć nago
. - Wampirzyca przeciągnęła się, uśmiechając się szeroko.
- Właśnie, jak wytłumaczysz to markizowi? Jak przypuszczasz, co powie, kiedy przekażesz mu, że chcesz sobie popływać bez niczego w obecności innego mężczyzny, przy okazji byłego kochanka? - spojrzał trochę zdumiony faerie, bowiem faktycznie reakcja markiza mogła być lekko, właściwie bardziej niżeli lekko, drastyczna. Niewielu mężczyzn lubi, żeby ich kobiety paradowały na golasa przed innymi świecąc swoimi najbardziej intymnymi miejscami.
Agnese przewróciła oczami. Prawda była taka, że nigdy się nie przejmowała tym, kto coś powie, ale w sumie to był Alessandro.
- A jak myślisz zareaguje na to, że ty będziesz płynął obok? - Wampirzyca naburmuszyła się lekko. - Dobrze może znajdę coś co mnie nie utopi i nie będzie prześwitywało.
- Wiesz droga przyjaciółko, ludzie są dziwni. Przypuszczam jednak, że tobie chyba nie podobałoby się, gdyby Alessandro biegał na golasa po ulicach świecąc swoim zadkiem oraz innymi frykasami przed paniami
. - Tutaj na twarz wampirzycy wypłynął uśmiech, który całkowicie zaprzeczył temu co powiedział faerie. - Nawet zaś jeśli ci by to nie przeszkadzało, to ludzie bywają różni, na pewno patrzą inaczej. Dla nich wręcz byłby to dowód braku uczuć, zaś jeśli planujesz naprawdę brać ten dziwny ślub, musisz iść na kompromisy. Ale to już twoja sprawa. Proponuję, żeby Gilla wezwała kilku naszych i tyle. Ilu chcesz wziąć ze sobą?
- Z mojej perspektywy pokazywanie partnera nago jest okazywaniem dumy z tego co się posiada, a Alessandro miałby się czym pochwalić
. - Pomachała ręką, uprzedzając fakt że Alessio chciałby coś powiedzieć. - Ale tak rozumiem twój punkt widzenia i się zgadzam. A co do liczby ludzi, pewnie najwygodniej byłoby mniej więcej by siły były jeden do jednego. Ilu dokładnie mamy tam tych cwaniaczków?
- Niby młynarz plus niby pomocnicy, łącznie tuzin, ale wiesz, to nie jest tak, ze sa wszyscy przy młynie. wychodzą, odchodzą, idą do miasta etc. Mogłem takiego dorwać, ale nie chciałem płoszyć nikogo nie znając jeszcze całkiem dobrze sytuacji
.
Gilla, która przysłuchiwała się towarzysząc rozmowie, odparła.
- Dobrze, wezmę kilku naszych oraz kilku Kowalskiego.
- Doskonały pomysł. Do tego kilka szybkich koni by szybko się z tym uwinąć. - Agnese spojrzała na Gillę
. - Czy znalazłoby się w twojej garderobie jednak coś co mogłabym narzucić do pływania?
- Bez problemu, signora. Wprawdzie bawełna jest dosyć szorstka na gołe ciało, ale to chyba nie będzie problem. Mianowicie mam prawie włosienicę do zadań specjalnych - uśmiechnęła się ghulica. - Ładna, miła, sięgająca kolan oraz nieprześwitująca.
- Moja droga nie przejmuj się takimi rzeczami jak szorstka tkanina, zdarzały mi się gorsze rzeczy. Byleby było lekkie, nienawidzę pływać w ubraniu
. - Agnese odwróciła wzrok na chwilkę. - Do tego mam postanowienie do kontynuowania.
- Lekkie o tyle o ile. Dasz radę, signora. Zaś reszta to wyłącznie sprawy między tobą oraz twoim narzeczonym
- Gilla nieskora była rozwijać tematu. - Udam się po ludzi oraz przyniosę ci, signora, ową koszulę. Przebierzesz się już tam na miejscu - zaproponowała swojej pani.
- Wolałabym tutaj, chowanie sukni będzie niewygodne. - Wampirzyca uśmiechnęła się. - Przyślij Alessandra, to zajmie tylko chwilę, a postaram się udobruchać mego narzeczonego.
- Dobrze signora. Obiecuję, że nie będę podglądać, jak będziesz go udobruchiwać. chociaż właściwie … przecież tak czy siak nie mamy czasu. Ech
- pozwoliła sobie na smutną minkę wychodząc.
Agnese zerknęła na siedzącego obok faerie. Była ciekawa ile domyśla się ten staruch, choć być może właściwszym pytaniem byłoby: ile się nie domyśla? Jednak akurat teraz Alessio zachowywał powagę. Być może po prostu uważał, że walka wcale nie musi być bardzo lekka, lub może przynieść groźbę owej dziewczynce. Któż wie? Albo inaczej, wspominając swoich porwanych myślał intensywnie na temat tego dziecka.
- To co przyjacielu… widzimy się za kwadrans na dole? - Wampirzyca odezwała się ciepłym głosem do faerie. Mężczyzna skinął i wyszedł nie robiąc najmniejszego hałasu na stukotliwej podłodze. Nawet wrażliwe ucho wampirzycy nie wyławiało najmniejszego odgłosu.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-08-2017, 13:51   #84
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wampirzyca musiała chwilę czekać, zanim zjawiła się ghulica z ósemką ludzi oraz markizem, który miał niezwykle zadzierżystą, jednocześnie poważną minę. chyba dla niego był to rodzaj testu wobec samego siebie. Agnese przywitała wszystkich i przejęła przyniesione przez Gillę ubranie.
- Przebiorę się i za chwilę do was dołączę. Gillo czy moglibyście przygotować konie dla mnie i markiza?
- Oczywiście, signora - skinęła ghulica. - Panowie, wychodzimy - wypchała wszystkich za drzwi. Wśród wybranych dostrzegła trójkę walijską Kowalskiego oraz pięciu swoich. Polak, Wilenna oraz inni mieli pewnie pozostać na straży pałacu, zaś Borso obserwował kantor.

Agnese chwyciła Alessandro za rękę i pociągnęła go do garderoby.
- Pomożesz mi się rozebrać? - Stanęła do niego tyłem ułatwiając dostęp do swojej sukni. - Gilla się napracowała i tak muszę się przebrać.
- Bardzo chętnie kochanie, ale skupmy się tylko na przebraniu, bowiem rozumiem, że musisz coś ubrać specjalnego. Przyznam, że jestem trochę zdenerwowany i czuję, że dopiero kiedy coś się zacznie dziać, wrócę do dawnego siebie - powiedział markiz, który niewątpliwie nie brał jeszcze udziału w jakichkolwiek eskapadach, wyprawa ta zas była dla niego dziewiczym starciem. - Przy okazji, Sophia cię pozdrawia, zaś rozmawiałem z sekretarzem kardynała Colonna. Zgodził się nas przyjąć jutro wieczorem - dodał. - Wprawdzie początkowo trochę kręcił nosem, ale kiedy mu wyjaśniłem, że chciałbym pochwalić się piękną narzeczoną, natychmiast zgodził się na spotkanie.

Gdy suknia opadła na ziemię Agnese obróciła się do niego przodem i sama zdjęła halkę. Uśmiechnęła się do Alessandra, stojąc przed nim jedynie w pończochach i bucikach.
- Cieszę się. Nie ma czym się denerwować.

Spoglądał na nią pełen pragnienia oraz miłości.
- Kiedy się to wreszcie zakończy, masz niczym w Banku Medyceuszy, że nie wyjdziemy dłuuuuuuugo z naszego łóżka - widać było, że jak zwykle jej nagość zrobiła na nim niesamowite wrażenie.

Agnese spojrzała na niego zaciekawiona i przysunęła się.
- Tak, a czemu? - Jej piersi oparły się o jego kiris.
- Bo będziemy się kochać niczym szaleni - wyjaśnił poważnie, a następnie objął ją, choć nie mocno, jednak nie chciał, żeby noszony przez niego kirys podrapał jej piękną skórę. - Jakbym już nie mógł, ofiarujesz mi kropelkę swojej krwi - uśmiechnął się.

Agnese odsunęła się lekko całując go w usta.
- Moja krew jest bardzo cenna, powinieneś uważać by się nie uzależnić. - Mrugnęła do niego i sięgnęła po koszulę. - Ustaliliśmy, że razem z Alessio wejdziemy do młyna od tyłu, przeprawiając się przez wodę, a ty z Gillą poprowadzicie ludzi of frontu odciągając ich uwagę. Co o tym sądzisz?
- Wiem, że to młyn, więc musi być przy rzece. Agnese, ale jak, przez wodę. Nie będzie łatwo przepłynąć, przenieść broń, chociaż z drugiej strony może być to dla nich zaskoczenie. Wiem, jak jesteś silna, ale dasz radę? - widać było, że stara podejść się racjonalnie, jednak oczywiście, że obawia się też o jej własne bezpieczeństwo.
- Pływam całkiem nieźle. - Agnese zrzuciła pantofelki i zdjęła pończochy siedząc w rozpiętej koszuli na jednej ze skrzyń. - Zawsze było mi łatwiej pływać nago.
- Bowiem to najlepszy sposób, jeśli jest się samemu, lub z osobą, którą się kocha, lub wśród swojej płci. Najwygodniej - przyznał. - Jednakże tutaj nie jest to możliwe, hm, to rzeczywiście problem … - zastanowił się.

Agnese obróciła się do niego tyłem i wcisnęła się w skórzane spodnie, nie zakładając bielizny. Wąskie nogawki mocno opięły się na jej pośladkach.
- Przyznam, że nigdy nie miałam takiego problemu, nauczono mnie, że eksponowanie swojego ciała nie jest niczym wstydliwym. - Obróciła się i uśmiechnęła do markiza. - Ale spodziewaliśmy się, że ty raczej miałbyś coś przeciwko, takiemu zachowaniu. - Mrugnęła do niego.
- Spodziewaliśmy się? Niby znaczy z kim się spodziewałaś, zaś co do ciałą, no twoje jest przepiękne, ale wydawało mi się, że we Florencji panują obyczaje podobne do rzymskich, chyba że czegoś nie wiem - spojrzał na nią.
- Z Gillą i Alessio. - Agnese zapięła koszulę i spięła ją pasem. - We Florencji tak, ale część wampirów i ogólnie nieśmiertelnych ma do tego inne podejście. Wiesz… - Wyjęła z jednej ze skrzyń krótkie skórzane buty i sztylet w pochwie. - … mamy wieczne ciała, nic się w nich nie zmienia i albo możemy być z nich dumni, albo zacząć świrować, że nigdy się nie zmienią. A jak jesteś z czegoś dumny chcesz to pokazywać.

Skinął.
- Rozumiem tylko, że ktoś może myśleć inaczej niżeli ja oraz wszyscy ludzie. Tak, czasem jesteś bardzo ludzka, czasem zupełnie nie, ale kocham cię zawsze. Choć nie zawsze rozumiem. Jednak prosiłbym, żebyś raczej swoje ciało, z którego rzeczywiście możesz być dumna, raczej zostawiła dla mnie, dobrze?

Wampirzyca lekko posmutniała. Tak były rzeczy, w których będzie musiała iść na kompromisy. Wsunęła stopy w lekkie skórzane buty i podeszła do Alessandro narzucając na ramię pochwę ze sztyletem.
- Dlatego idę pływać w czymś takim skarbie. - W jej głosie dało się wyczuć odrobinę zawodu, ale uśmiechała się już lekko. - Chodźmy, kochanie.
- Chodźmy, wiesz - nagle zatrzymał się - pomyśl, że gdyby ktoś cię zobaczył nagą oraz rozpoznał, straciłabyś twarz, pozycję, stała się źródłem plotek oraz na pewno zerwano by z tobą kontakty. Mogłabyś mieć problemy realizując swoja misję. Oczywiście uderzyłoby to także we mnie, w Sophię i tak dalej. Tak działa ten świat. Mamy po prostu reguły, mądre albo li głupie, oraz wyśmiewamy się, jako ludzie z tych innych, którzy ich nie przestrzegają. Przecież niewątpliwie musiałaś słyszeć oraz znać takie przypadki.
- Mam to w głębokim poważaniu. - Agnese nie obróciła się do niego. Słychać było że jest jej smutno, że po raz kolejny rezygnuje z czegoś. - Wszystko jest nieistotne w obliczu nieśmiertelności, ludzie, plotki, misje, mój majątek, a szczególnie ludzie którzy tego nie rozumieją. Jeśli coś robię to tylko dlatego, że mogłoby to ugodzić w was. Ruszajmy się już, dobrze?

Zerknęła przez ramię i dostrzegła, że markiz przygryzł wargi tak mocno, aż pojawiła się na nich kropelka krwi.
- Tak, ruszajmy, dziękujemy, że tak się dla nas poświęcasz. Naprawdę wraz z Sophią bardzo cenimy ciebie również - skierował się w stronę drzwi. Chyba właściwie jakoś ta rozmowa nie poszła odpowiednio, pewnie kwestia nerwów.

Wampirzyca już na korytarzu pocałowała go zalizując rankę na jego wardze. Uśmiechnęła się, choć nadal słabo.
- No… nie pobudzaj mojego apetytu przed walką.
- Przepraszam - odparł prosto. - Uważaj na siebie, proszę. Bardzo uważaj, żeby nic ci się nie stało, bardzo nic - powiedział dotykając na chwile jej dłoni mocnym uściskiem. Faktycznie był zdenerwowany, choć starał się mocno opanować.

Agnese przemierzała korytarz spokojnym krokiem jakby wybierała się na spacer.
- Jeśli mogę coś doradzić, obserwuj Gillę, jest niepozorna, ale ma wielkie doświadczenie. - Jej głos był spokojny, a na twarzy miała ten smutny uśmiech. - Jeśli ktoś cię atakuje nie bój się zrobić kroku w tył i zaatakować gdy się odsłoni. To rzezimieszki, oni po prostu chcą zabić.
- Nie będę się pchał na wariata, ale cóż zrobić. Wielu żołnierzy mówiło, że jeśli coś ma cię trafić, po prostu trafi. Prosić się jednak czegoś złego nie planuję - odrzekł.

Agnese uśmiechnęła się szerzej, wychodząc na dziedziniec.
- Nie ma większej satysfakcji niż wyjąć z siebie strzałę i wbić komuś w oko. - Powiedziała to z lekkim rozbawieniem, ale czemu brzmiało jakby kiedyś to już zrobiła. Wampirzyca podeszła do swego konia i wskoczyła na niego bez pomocy. Alessando za nią, już normalnie, reszta ruszyła piechotą. Zresztą pewnie Alessio gdyby chciał, przegoniłby konia bez większego problemu.
- Gdzie to jest? - spytała Gilla.
- Poprowadzę - odparł Alessio. - Niedaleko Term Karakalli, czy na południu dawnego Rzymu opodal murów. Tam jest rzeka, albo raczej jeden z kanałów naturalnych Tybru, przy którym stoi młyn. dookoła są gaje, laski oraz jakieś nie wiem, po prostu pozostałości. Nikt tam nie mieszka, ten młyn stoi niczym samotnik wypięty do góry.
- Ile mniej więcej zajmie droga.
- Pewnie pół godziny. Konie będzie trzeba zostawić pod opieka któregos spośród nas nieco dalej, ażeby nie zdradziły swoim ewentualnym rżeniem tego, że nadchodzimy.

Agnes przysłuchiwała się rozmowie. Po tym, że nie była zadowolona ze swojej dyskusji z narzeczonym nie było ani śladu.
- Jeśli mogę coś zasugerować, rozdzieliłabym się przy ostatnim rozstaju. Konie przywiązała dużo dalej przy rzece i i podbiegła lub podpłynęła. - Poklepała po szyi swego wierzchowca. - To dobre bydle, nikogo innego nie nosi. Z resztą trzeba być specyficznym wierzchowcem by nosić umarlaka. - Dopiero przy tym sformułowaniu dało się wyczuć pewną gorycz. Ale Agnese szybko się poprawiła, uśmiechając się i zabarwiają swój głos ciepłym tonem. - Co wy na to?
- Nic, ty dowodzisz - wzruszył Alessio ramionami. - Tak zrobimy i tyle. Najważniejsze, żebyśmy te konie pozostawili, tutaj zaś wszyscy mamy jedną opinię, zaś gdzie, czy trochę wcześniej, czy później, mniejsza z tym. Zaś co do koni, owszem prawda, mądre, ale niektóre to istne trąby, dokładnie jak ludzie … - odpowiedział faerie nie wyjaśniając, co miał na myśli. Widocznie więcej osób dzisiaj miało średniej jakości humor.
 
Aiko jest offline  
Stary 10-08-2017, 15:21   #85
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Poruszali się dosyć szybko. Jeśli widział ich ktoś, umykał z drogi. Mieszkańcy Italii byli nauczeni, że uzbrojeni ludzie nie przynoszą ze sobą szczęścia, tylko grabież. Jechali Via Appia, później skręcili na bok, potem znowu jeszcze przejeżdżając przez coraz bardziej puste okolice, które za pradawnych lat były całkowicie zaludnione. Wreszcie dotarli do owego rozwidlenia.
- Tamten trakt wiedzie ponownie do Via Appia, zaś tamten do młyna od strony rzeki. Jeśli chce się zajechać od młyna z drugiej strony, trzeba ruszyć tamtędy, oraz po dwustu krokach skręcić przez brzezinę na lewo - wyjaśniał Alessio. - Konie wy bierzecie? - spytał Gilli, bowiem tak zrozumiał polecenie Agnese.
Wampirzyca zeskoczyła z konia i podała wodze Gilli.
- Myślałam by podjechać na nich do rzeki, ale tak będzie lepiej. - Podeszła do markiza i poklepała go po udzie.
- Będziemy jakby co ratować się biegnąc do was, dobrze?
- Dobrze by było
- wtrącił się Alessio - ale małe szanse. Młyn leży nad rzeką, my podejdziemy z jednej strony, oni będą z drugiej. Ale faktycznie, wedle potrzeby nawet wyskoczymy przez okna pędząc do zagajnika, który jest niedaleko. Nocą nie powinni nas trafić.
Agnese wyszczerzyła się do faerie nie puszczając uda Alessandro.
- Ty będziesz biegł, a ja się w końcu najem, jak na wampira przystało. - Powoli i niechętnie puściła nogę narzeczonego. - Ruszajmy się. Jest jeszcze druga bitka zaplanowana na dzisiaj.
- Uważaj na siebie
- usłyszała jeszcze głos markiza, po czym pogrązyła ją ciemność pochmurnej nocy.


Nie było wprawdzie bardzo ciemno, bowiem faktycznie, gdzieniegdzie tworzyły się wyrwy wśród obłoków dające trochę promieni odległych gwiazd oraz Księżyca. Alessio prowadził pewnie. Mijali jakieś posiadłości sprzed setek lat, dawne sady, poniszczone płoty rozpadające się pod wpływem wilgoci. Wprawne ucho kobiety usłyszało wreszcie delikatny szum wody, leciutki szmer rzeki oraz wołanie rozmaitych stworzeń przyrody. Doszli wreszcie do skraju lasku, zaś ich oczom ukazał się młyn.


Wyglądał doskonale, porównując z okolicą. Widocznie został nie zniszczony, ale opuszczony przez właścicieli.
- Widzisz, to ten - pokazał jej Alessio. - Jesteśmy od tego brzegu, gdzie jest młyńskie koło, zaś pozostali nadejdą od przeciwnej. Jakieś pomysły? - zapytał uśmiechając się.
- Podpłynąć, wdrapać się przez najbliższy otwór i znaleźć małą. - Agnese mogła być już teraz pochmurna. Nie zamierzała ukrywać swego nastroju przed Alessio bo i po co. Zdjęła buty i przywiązała je rzemykami do paska.
- A widzisz kraty? - wskazał jej. - Chyba jak je ruszymy, jeśli narobimy hałasu, dziewczynka może oberwać. Tego zaś nie chcemy chyba.
- A widzisz tą drewnianą dobudówkę, nawet jak ma kraty to je wyjmę
. - Agnese nie miała ochoty do droczenia się z faerie. - To nie jest wysoko,a mała jest pewnie na górze.
- Masz na myśli tą nad kołem młyńskim, hm, tam chyba rzeczywiście nie ma. Wysoko może nie, jednak parę ładnych metrów. Po ścianie się nie wespniemy, ale … hm, rzeczywiście, tam nie ma krat. Chcesz się wspinać ryzykując upadek, czy spróbujemy zastosować metodę leniuchowania, czyli liczymy na podwózkę
? - spytał Alessio.
- Koło nie pracuje bo ci debile nie potrafią go obsłużyć, jak ruszy może ich zaalarmować. Możemy się po nim co najwyżej wspiąć, ale ten cholerny grat pewnie będzie trzeszczał jak siedem nieszczęść. - Wampirzyca podeszła do wody. - Chyba że masz jakąś sztuczkę na wyciszenie i nie uruchomienie mechanizmu w środku. Ja nie boję się upadku z kilku metrów.
- Potrafię się sam wspinać tak, że nikt nie usłyszy. Ale masz rację, to idioci, bez podwózki więc się obędzie, ech. Mamy dwie możliwości, albo wejdę tam pierwszy oraz przypilnuję,żeby nikt nie pojawił się na czas twojego wchodzenia, albo wezmę cię na barana. co wolisz? Dodam, że plusem jest to, że nie będziemy się musieli jednak moczyć, wejść tam się da właściwie niemal z brzegu samego.
- Widzę staruszku
… - Agnese odwróciła wzrok w stronę młyna. - To ja chcę się trochę orzeźwić, co by nie zrobić głupoty. Wspinam się zaraz za tobą, też co nieco potrafię. Idziesz czy płyniesz ze mną?
- Idę, niby po co mam się moczyć, żeby potem chlapać wodą na wszystkie strony. Osobiście obmyłbym twarz jedynie na twoim miejscu, ale nie jestem
- faerie ruszył do przodu skulony korzystając z okazji, że akurat nad tym kawałkiem Rzymu chmury przesłoniły czyste niebiosa. Podszedł do brzegu, po czym z precyzją linoskoczka wskoczył na murek przy piaście olbrzymiego koła. Przeskok nad stawidłem byłby niełatwy dla innego, ale nie dla faerie. Bez problemu utrzymał się, po czym sięgnął do piasty, podciągnął się oraz dalej zaczął się wspinać, faktycznie nie wydając najmniejszego odgłosu. chciał ruszyć do przodu, ale nagle jakaś gęba wyjrzała z okna ziewając. Przypadek, być może, bowiem zaraz schowała się, jednak faerie zdążył uciec pomiędzy wielkie drewniane szprychy. Potem wspiął się powoli, bardzo ostrożnie stając na płatach koła oraz zaglądając ostrożnie do środka.

Gdy jeszcze mówił Agnese weszła do wody, tak, że nie słyszała już końcówki jego wypowiedzi. Z ulgą przyjęła chłód wody na całym ciele. Płynęła pod wodą nie musząc oddychać, jej wyostrzony wzrok bez problemu dawał sobie radę mimo ciemności. Dotarła do młyna tuż po Alessio, widząc jeszcze ścieżkę, którą wybrał. Sprawnym ruchem wyskoczyła z wody i poszła w jego ślady. Gdy faerie był już prawie na szczycie koła, Agnese zaczęła także się po nim wspinać. Jej głowa lekko ochłonęła i teraz była w stanie skupić się na ostrożnym chwytaniu się kolejnych elementów. Dostrzegła także, że mężczyzna z góry kiwa uspokajająco głową, po czym macha zachęcająco ręką, wreszcie podnosi się wślizgują do ciemnego pomieszczenia w środku. Wampirzyca szybko dołączyła do niego i sama podciągnęła się wskakując do pomieszczenia. Szybko rozejrzała się po pomieszczeniu i zaciągnęła zapachem młyna, liczyła na swój wampirzy instynkt i lekki głód, który wywołał Alessandro.

Wnętrze było puste, ale czuła, że przed chwilą znajdował się tutaj jakiś człowiek oraz poszedł w drzwi do środka. Czuła go, ale przede wszystkim czuła także starość tego wszystkiego oraz taki duch bezproduktywności. Wszystko bowiem to stało nijakie od lat, powoli rozwalające się, chociaż przecież ktoś kiedyś włożył wielki wysiłek, ażeby to wszystko stworzyć. Deski skrzypiały, daszek przeciekał, zaś wszędzie walały się jakieś śmieci, które wcześniej pewnie do czegoś służyły, obecnie jednak nie dawało się poznać, jakie posiadały przeznaczenie. Oczywiście dostrzegała również obrys wspomnianych wcześniej, starych drzwi. Wampirzyca ruszyła przez środkowe przejście. Ostrożnie wyglądając zza ościeżnicy i upewniając się czy nikogo tam nie ma. Nie było. Za drzwiami korytarz prowadził gdzieś w głąb, niekiedy mając odnogi na lewo oraz na prawo. Stary oraz wzbudzający niepokój nawet potężnej wampirzycy, choć również podniecający w pewnym sensie, bowiem właśnie za drzwiami w lewo jej wrażliwy nos wyczuł krew. Agnese wskazała Alessio przejście, z którego coś wyczuła. Odparł gestem oraz przyłożeniem palca do ust. Ruszył do przodu, absolutnie bezszelestnie. Zaś wampirzyca usłyszała jakiś lekko szumiący dźwięk oraz średnio miły zapaszek. Znała go, kimkolwiek był osobnik poza tymi drzwiami, właśnie robił siku.
Wampirzyca otworzyła drzwi i nim mężczyzna zdążył zareagować, chwyciła go za gardło, uniemożliwiając krzyk i wgryzła się w szyję. Piła przytrzymując swoja ofiarę i gdy już była bezwładna ułożyła ją na podłodze. Zerknęła na stojącego w drzwiach faerie.
- Dobra - wyszeptał Alessio - powie nam teraz, gdzie jest dziewczynka, czy wszystko wypiłaś? - trochę patrzył na nią dziwnie, bowiem mężczyzna leżał w stanie, jak go schwytała, z opuszczonymi majtkami oraz trzymając się za penisa.
- A jest wiórkiem? Wobec tego nie wypiłam wszystkiego. - W głosie wampirzycy nie było śladu rozbawienia. - Wyczuję ją, to będzie jedyna, nie śmierdząca istota w tej całej budzie.

Wampirzyca ruszyła dalej wymijając Alessio. Tak dziś nie była noc na wchodzenie Agnese w drogę. Ostatnie noce doprowadziły ją do stanu, w którym najchętniej rzuciłaby to wszystko i zamknęła się w klasztorze. Skierowała swoje kroki w korytarz i teraz już nienaturalnie wyostrzyła swoje zmysły nadwrażliwością. Jej nozdrza zaatakował zapach moczu, z pomieszczenia, z którego wyszła, zapach starej mąki, kurzu, zdechłego szczura leżącego w rogu pomieszczenia po prawej. Wiedziała czego szuka, smakowitego zapachu dziecka, świeżej krwi. Nie miała zwyczaju pijać z małolatów ale doskonale znała ich zapach.

Ach wspaniały węchu wampirzy, zadziałałeś odpowiednio wsparty Nadwrażliwością. Wampirzyca wdychała powietrze, zaś jej umysł rysował sobie trasę do dziewczynki, której zapach słodziutki dotarł do jej wrażliwych nozdrzy. Tak, ale ona była jeszcze daleko, hm, gdzieś na strychu zapewne, bowiem wyczuła słomę obok oraz ptasie gniazda. Ale nie nad nimi, czyli nie w wieży nad kołem, lecz po drugiej stronie. Pomiędzy nimi było jeszcze jednak sporo śmierdzieli, jak właśnie ten, który wyszedł drapiąc się po jajach oraz ziewając. Stał na korytarzu oraz wytrzeszczał gały niczym kopnięty po jajach hipopotam.


Wampirzyca została niemal ogłuszona przez trzeszczenie podłogi pod jego buciorami. Szybko użyła temporis. Przyspieszyła nieznacznie, ale wystarczająco by błyskawicznie skrócić dystans i wgryźć się prosto w jego gardło. Jej nozdrza zostały zaatakowane przez zapach zjełczałego potu i alkoholu, ale piła, aż stracił przytomność, choć nie był specjalnie smaczny. Wyczuła we krwi sporo starej gorzały. Ułożyła kolejne ciało rozglądając się. Było cicho, ale słyszała gdzieś dalej jakieś kroki oraz kilka chrapiących niedaleko odgłosów, acha, oraz smród szczyn wsparty zapachem tanich trunków.

Piękna Florentynka Agnese skrzywiła się, jak tak dalej pójdzie upije się pijąc ich krew. Dała znak Alessio by podszedł. Gdy faerie był blisko przysunęła się do jego ucha, cały czas nasłuchując kroków.
- Mała jest na strychu w sąsiednim budynku. Przemkniesz się tam? Będę sobie powoli torować drogę i wyciągniemy ją razem. - Odsunęła się od Alessio, czekając na jego decyzję.
- Dobrze, spróbuję wejść do niej oraz po prostu utrzymać miejsce. Będziemy tam na ciebie czekać. Daj mi chwilę, zanim za mną ruszysz - następnie uniósł dłoń oraz ruszył w ciemność nocy rozwiewając się niczym dym. Tak naprawdę wampirzyca wiedziała, iż używał iluzji, jednak faktycznie wyglądało to, niczym magiczna sztuczka. Agnese rzeczywiście zatrzymała się na chwilę. Skorzystała z okazji by założyć buty, które przywiązała wcześniej do paska. Cały czas nasłuchiwała tamtych kroków starając się je zlokalizować. Obecnie jednak nie mogła tego uczynić. Po prostu wiedziała, że buty są gdzieś w części budynku, do której poszedł faerie oraz do której kierowała się ona. Po prostu szła kierując się zapachem, który przenikał przez cały młyn, ona zaś chwytała jego najdrobniejsze cząstki. Tutaj jakieś starocie, tutaj rodzina królików, tak kilku śpiących drabów, którzy chrapali głośno … Poruszała się jak najciszej była w stanie. Starając się ostrożnie wyglądać zza kolejnych zakrętów lub zaułków korytarza. Najchętniej przebiegła by się przez to wszystko, ale jak to zauważyła “sama księżna” powinna trenować swoją cierpliwość. W końcu dostrzegła go, siedzącego na schodach mężczyznę popierającego gorzałę, który to pewnie wzbudził jej zainteresowanie drepcząc sobie jak pociągowy koń bo korytarzu. Zdążyła wyszeptać dwa słowa nim czas zwolnił. Dopadła go nim zdążył zareagować i znów wgryzła się w szyję, tym razem jednak przytrzymała ceramiczne naczynie, które trzymał w dłoni by tłukąc się nie rozbiło się o podłogę. Piła nienaturalnie szybko, więc mężczyzna opadł po pierwszym łyku, gdy jego ciało przeżyło szok od błyskawicznej utraty krwi. Wciąż korzystając z temporis ruszyła po schodach. Szła powoli, ale z zewnątrz mogłoby sie zdać że przelatuje po kolejnych stopniach.
- Aaa …! - usłyszała jakiś krzyk, właściwie to dziwny był to dźwięk, niesamowicie niski, straszliwie gardłowy, niespecjalnie dający się odróżnić, wszystko dzięki owej tajemnej dyscyplinie, której podlegało także słowo oraz wszelakie krzyki. Wampirzyca poczuła jakby ktoś uderzył ją z obucha w twarz, szybko przytępiła zmysły, jednak efekt pozostał. Bolesne pulsowanie atakowało jej głowę, a przede wszystkim bębenki. Jednak szła dalej, teraz już dużo szybciej, nie zważając na hałas, który robi. Aż wszystko ponownie spowolniło.Contarini odkryła, że ów niski dźwięk, to po prostu krzyki. Usłyszała jak ktoś wrzeszczy.
- Kurwa! Smarkula się zamknęła tam.
- Wypierdolić kurwa drzwi.
- Sma se pierdolnij, ale w łeb, czym, są jakna pierdolona jedyne porządne w całym tym burdelu
.

Krzyki znacznie ułatwiły wampirzycy pracę, po prostu ruszyła biegiem w ich kierunku, wyciągając sztylet.
- Otwieraj mała! Podpalimy je, najwyżej wyjdziesz hehe, albo nie …
- Wyłaź, głupia pizdo
!
Mężczyźni ewidentnie się gdzieś dobijali wściekli straszliwie.
Wampirzyca wypadła na ostatnie piętro widząc pięciu mężczyzn, celebrujących zamknięte drzwi. Nim zdążyli się obrócić w jej stronę znów użyła temporis. Pierwszego dopadła wbijając sztylet w jego krtań. Drugiemu musiała już przywalić z pięści i na jego nieszczęście złamała mu nos ogłaszając go przy tym. Wgryzła się w szyję trzeciego, nie zważając, że ma tam jakieś parchy, osłaniając się jednocześnie jego ciałem od wyprowadzonego na nią ciosu mieczem. Brzuch mężczyzny przyjął większość impetu, jednak broń drasnęła jej brzuch. Rzuciła martwy ochłap pod nogi, sięgając po jego broń i zamachnęła się na kolejnego. Broń zagłębiła się w ciało. Wampirzyca widziała jak mężczyzna chce krzyknąć w spowolnionym tempie, chwyciła jego broń i używając potencji zamachnęła się na kolejnego. Miecz ciął przez gardło odcinając głowę i wbił się w drewnianą ścianę. Widząc wylewającą się z szyi juchę, zobaczyła jak czas wraca do swego tempa. Była cała skąpana we krwi, ale nawet nie planowała tego zlizywać z twarzy. Podeszła do charczącego mężczyzny, z jej sztyletem w gardle i wyciągnęła go. Rzezimieszek padł martwy.

Spokojnym krokiem podeszła do drzwi i zapukała.
- Alessio, jesteś tam?
- Tak, oczywiście
- rozległ się głos, a do niego doszedł kolejny głos ni to kobiecy ni dziecięcy.
- Sir Alessio, to pani przyjaciółka? Cóż kobieta tutaj robi?
- Ratuje nas, przede wszytkim zaś ciebie, jest wyjątkowa.
- Aha, to dobrze, cieszę się, że kobiety także potrafią rozprawiać się z takimi draniami
.
Agnese przysłuchiwała się wymianie zdań, wyciskając krew z włosów.
- Zawiąż jej oczy i chodźmy. - Głos wampirzycy był spokojny
- Eee, koniecznie? Posiadam jedynie własną koszulę.
- Dziękuje pani wybawicielko
- rozległ się ów głos dziewczęcy - ale czy to naprawdę konieczne? Rozumiem, że coś się tam stało - domyślała się.
Wampirzyca rozejrzała się po rozczłonkowanych zwłokach. Tu głowa tam ręka. Przetarła twarz, ale bez efektu. Zarówno ona jak i dłoń były całe we krwi.
- Tak… i zatkaj jej nos. - Agnese uśmiechnęła się. Miała trochę satysfakcji, ale nie był to widok dla dziecka. - Tors męski nie jest niczym gorszącym.
- Dobrze, widzisz Vittorio, chyba owi dranie mocno oberwali, zbyt mocno na widok dla młodej kobiety, jak właśnie ty.
- Myśli pan?
- Pospieszcie się bo zaraz będzie tu więcej tego nie przystosowanego dla młodych oczu widoku
. - W głosie Agnese nie było nawet śladu zniecierpliwienia. Odkleila przesiąkniętą krwią i wodą koszulę od swych nagich piersi. - Dobrze?
- Cóż, musimy jej słuchać. Lepiej jej nie denerwować. Poczekaj, zdejmę koszulę.
- Och, mam jakąś chusteczkę, pańska koszula jest zbyt elegancka, ja zaś nie powinnam oglądać więcej pańskiego ciała.
- Słusznie, poczekaj
… - chwile potem rozległ się głos alessio - Otwieram, jesteśmy gotowi.

Wampirzyca odsunęła się robiąc im przejście. Drzwi skrzypnęły oraz pojawił się w nich Alessio trzymając na rękach niczym księżniczkę dziewczynę. Była właściwie w tym dziwnym wieku, kiedy przestaje się być już mała dziewczynką, zaś jeszcze nie jest kobietą. Miała jasne włosy oraz strój skromny, lecz wytworny, ot taki przeznaczony dla młodej, bogatej szlachcianki do jakichś wypadów poza zamek lub posiadłość. Wampirzyca uśmiechnęła się do faerie co musiało być odrobinę przerażające.


Alessio miał dziwną minę.
- Przepraszam - odezwała się niesiona dziewczyna - kiedy mam zawiązane oczy, zawsze upadam. Przez to przegrywałam w ciuciubabkę. dlatego poprosiłam sir Alessio o pomoc, on zaś zgodził się mi pomóc, jak prawdziwy grande - uśmiechnęła się słodko. - Czuję krew - powiedziała nagle.
- Tak… jak się komuś dzieje krzywda, wtedy zazwyczaj jest krew. - Głos Agnese był ciepły, niemal hipnotyzujący. - Więc umówmy się, że nie zdejmujesz chusteczki, aż powiem.
- Daję słowo, piękna wybawicielko
- odezwała się dziewczyna.
- Ooo, skąd wiesz, ze jest piękna? - parsknął Alessio.
- Wszystkie wybawicielki są piękne. Gdybyś czytał wiersze doskonale byś wiedział - wyjaśniła mu pełna wyższości.
- Alessio czytuje wiersze. - Agnese ruszyła w dół schodów, nasłuchując nadbiegających posiłków. Wyszczerzyła się i szepnęła cicho. - Nadbiegających … posiłków.
Jednak posiłki nie nadbiegały, poza jednym, który przylazł zaspany, zapijaczony, przecierając oczy.
- Kurwa, co się stało? - mruknął do wampirzycy oraz jej towarzyszy. - Przynieśliście jedzenie?
Agnese podeszła do niego rozbawiona.
- Zależy co masz na myśli. - Uśmiech na zakrwawionej twarzy mógł nie przerazić kogoś zupełnie zalanego.
- Gorzałę - mruknął brodaty, spity przybysz w rozerwanej koszulinie oraz podartych spodniach. - Właściwie nie za bardzo widzę - mruknął - ale poznaję po głosie. Ty jesteś Hans - zwrócił się do wampirzycy czkając tak, że chyba muchy pozabijał latające wokoło.
Agnese chwyciła go za szyję.
- Dla ciebie może być Hans. - Wbiła mu nóż prosto w serce sprawnie wpasowując się między żebrami. Momentalnie zapadła cisza. Wysunęła sztylet i ruszyła dalej. Zaś za nią Alessio niosąc dziewczynę. Tym sposobem wyszli z młyna.
- Czy mogę już zdjąć opaskę, zaś piękna wybawicielka chyba nie ma na imię Hans, lecz jakoś, no nie wiem, jakiś sławnym królewskim imieniem. Hans przecież to głupie imię dla kobiety - stwierdziła dziewczyna.
- Porozmawiacie później - uznał Alessio.
Agnese całkowicie zignorowała małą.
- Idź przodem do reszty, zaraz dołączę. - Wampirzyca ruszyła w stronę wody i nie krępując się wskoczyła do rzeki. Szybko opłukała się, dokładnie wyciskając krew z włosów. Po dłuższej chwili wynurzyła się z wody. Udało się jej prawie umyć, nie licząc koszuli, która już chyba na stałe nabrała czerwonego koloru. Spokojnym krokiem ruszyła za Alessio czując jak stopy chlupoczą jej w trzewikach. Była dużo spokojniejsza i najedzona. Musiała nawet przyznać, że czuła jak lekko szumi jej w głowie. Dobrze, że nie napiła się z ostatniej ofiary, bo by szła zataczając się.
 
Kelly jest offline  
Stary 22-08-2017, 12:26   #86
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zagajnik był miejscem, w którym na nich czekała dziewczyna oraz Alessio. Nikogo oprócz nich. Ona już nie miała przepaski na oczach. Widocznie faerie pozwolił jej zdjąć. Na widok nadchodzącej wampirzycy skłoniła się w absolutnym wdziękiem, który stanowił połączenie talentu oraz wieloletnich szkoleń.
- Piękna wybawicielko. Jestem ci niezwykle wdzięczna za pomoc. Postaram się być jak najbardziej miła, uprzejma oraz posłuszna, dziękując tobie oraz sir Alessio za pomoc. Mam nadzieję, że powiadomić moją rodzinę o uratowaniu mnie - wyraziła przypuszczenie. Chyba liczyła, iż wybawiciele nie są kolejnymi bandziorami.

Agnese dygnęła lekko w odpowiedzi. Bez sukni było to dziwne, ale jeśli mała była z wysokiego rodu i tak rozpoznała jej wprawę.
- Jestem Agnese Contarini i tak… jeśli zdradzisz nam kogo mamy powiadomić, to tak uczynimy. - Podniosła wzrok na Alessio, było w nim widać lekki niepokój. - Gdzie reszta?
- Jestem córką hrabiego Tagliacozzo. Mam na imię Vittoria - przedstawiła się dziewczyna. - Ale nie traćmy proszę czasu, jeśli macie jeszcze kogoś, kto jest dla was ważny, spieszcie mu na pomoc. Ruszę z wami, lub wedle waszej woli, poczekam gdzieś w ukryciu - powiedzieć by można, iż dziewczyna naturalnie przejmuje kierownictwo. Faktycznie należała do wysokiego rodu, ponieważ wychodziło jej to absolutnie zwyczajnie.
- Wolę byś poszła z nami, jak dam ci znak, po prostu się schowasz, dobrze?
- Tak się stanie, signora Contarini. Nie chciałabym być ciężarem dla moich wybawicieli, zaś walczyć po prostu nie potrafię - przyznała. - Choć patrząc na ciebie, chciałabym się kiedyś nauczyć.
Wampirzyca uśmiechnęła się.
- Warto chociaż móc się samemu obronić. Ruszajmy się.


Tym razem szli od drugiej strony rzeki, ale krajobraz był taki sam jak poprzednio. Widać było, iż niegdyś ten obszar należał do gęsto zamieszkanych. Właściwie to było bardzo dziwne tak patrzeć oraz wyobrażać sobie, że kiedyś tysiąc dwieście lat wcześniej, wszystko to wewnątrz murów aureliańskich oraz daleko dookoła zamieszkiwali ludzie. Obecnie dawny środek Rzymu cezarów był obecnym Rzymem. Reszta dawniej miejskiego terenu przypominała połączenie lasów, siół oraz nieużytków. Takim właśnie terenem, zdradzającym niekiedy jakiś fragmentem dawne znaczenie, ale ogólnie niezamieszkałym oraz zaniedbanym. Wśród zmysłów najbardziej wampirzycy przydały się tutaj uszy. Doszedł ją szczęk oręża ze strony, którą właśnie powinni nadejść ich towarzysze. Drgnienie przeleciało przez jej serce, zaś Alessio po prostu ponownie chwycił dziewczynę na ręce i ruszyli biegiem.

Szczęk broni nie był regularny, za to coraz regularniejsze były okrzyki. Rzężenia, chrapanie koni towarzyszyły im niemal non stop.
- Wal ich! Od prawej sukinsynu! - darł się jakiś, mający nos niczym kartofel.
- Schwytaj gnoja, i tą babkę. Ten do okupu, ta do wypierodolenia.
- Mam jednego! Dostał.
- Kurwa, trafili ....
- Zajebać! - wrzeszczał jakiś chrapliwy głos.
- Aaach ....
- Poddajcie się, bo spalimy do cna! - wydzierał się inny zapominając, że podpalenie kamiennych murów jest po prostu niemożliwe. Stanowczo nawet rozniecenie ognia na tak mokrym drewnie, jakie można było uzyskać dokoła, stanowiło wyzwanie. Wszak poprzedniej nocy lało, gdzieniegdzie utworzyły się kałuże, trawy i drzewa nasączone zostały wilgocią. Marne szanse były więc na zrealizowanie takiego głupiego pomysłu.

Ogólnie widok objawiający się przed oczyma Agnese, Alessio oraz Vittorii, kiedy dotarli wreszcie na miejsce, nie wyglądał ciekawie. Budowla nie wydawała się wielka. Był to dawniej pewnie jakiś zajazd, obecnie zrujnowany, ale kamienny. W nim właśnie schronili się markiz Gilla i reszta, a raczej ta część reszty, która przetrwała pierwsze starcie.


Ruiny miały także pozamykane, pozabijane dechami drzwi i okna. Była to jednak słaba zapora, mająca niewątpliwie wiele lat. Obrońcy ustawili się na piętrze, skąd mogli odpierać ataki, zaś napastnicy przez chwilę otaczali zniszczony budynek. Widać było, że napastnicy próbowali zaatakować ot tak szturmem, ale gdy obrońcy siedzą wyżej mając osłony, wbrew pozorom wcale nie tak łatwo jest bez pomyślunku zdobyć coś takiego. Przed budynkiem leżały dwa padnięte konie, na których wcześniej jechali Agnese i markiz. Także kilka ciał, lub ciężko rannych, być może także jej ludzi, albo Kowalskiego. Nie dawało się rozpoznać wszystkich leżących. Ileś ciał miało odcięte łby, które leżały gdzieś na boku. To pewnie robota najemników Kowalskiego walących potężnymi dwuostrzowymi toporami.


Otaczających domostwo było pewnie dwudziestu paru. Przedtem chyba grupa liczyła więcej, lecz leżeli teraz na trawie wśród oparów krwi, który straszliwie działał na wampirzycę, nie licząc nawet niebezpieczeństwa ukochanego, przyjaciółki oraz reszty. Oblegający wydawali się wściekli, zdesperowani oraz pragnący zwyczajnie krwi oraz złota. Nie byli maruderami, raczej miejscowymi gangsterami, którzy zaryzykowali. Prawdopodobnie najpierw spróbowali zastraszyć orszak. Kiedy się nie udało, zrobiło się zamieszanie,ktoś sięgnął za broń, ktoś ruszył do walki. Gilla oraz reszta odparli atak początkowy, potem nie mając innej możliwości, po prostu wycofali się do budynku, bowiem zawsze tak łatwiej się jest bronić przed jakimkolwiek wrogiem.

- Otoczyć sukinsynów. Każdy kto się wychyli, ma dostać strzałą! - wrzasnął któryś wściekle, najpewniej dowódca, bowiem wyglądał najlepiej, zaś bary miał niczym bawół. - Ty, ty, tamten Pinios. Odpowiadacie za to! - niemniej w nocnej porze nie strzelało się z łuków bardzo dobrze, szczególnie takich długich, jak tamci mieli. Ponadto samo ustawienie broni do strzału, naciągnięcie, chwilę trwało. Łucznicy mogli więc co najwyżej blokować obleganym ucieczkę, jednak wziąć szturmem trzeba było piechotą wchodząc do środka oraz wspinając się po schodach. Pewnie właśnie tak planował dowódca.


Wydawało właściwie się, iże on mógł kiedyś być żołnierzem, może nawet oficerem, który zrezygnował z wynajmowania swoich umiejętności na korzyść ograbiania innym.
- Reszta przygotować cokolwiek, stoły, dechy czy co tam, zasłonimy się. Oraz zatłuc skurczybyków, poza dziwką oraz hrabią. Kto pierwszy dostanie się na piętro, będzie miał prawo wyjebać ją bezpośrednio po mnie - dodał zachętę dla swoich ludzi, którzy w większości stali pod zamkniętymi podporą drzwiami.


Wampirzyca spoglądając dostrzegała jakieś czupryny, ledwo wystające zza resztek okna nad tymi drzwiami. Zerknęła na Faerie.
- Schowajcie się i zasłoń jej oczy. Idę po narzeczonego.
- Nie! - odparła dziewczyna starając się mówić cicho. - Jeśli ktoś nas zaatakuje, jak ucieknę bez patrzenia? Nie chce oglądać okropieństw, nie będę patrzyła. Schowam się tam oraz będę cichutko - wskazała na jakieś resztki kurnika. Właściwie nawet miała sporo racji. Istniała nadzieja, że nawet gdyby chołota wygrała, przeszkapiliby kurnik. Była bowiem to po prostu kolejna rozwalona, obrośnięta bluszczem budowla, jak wszystkie inne.
- Skryjemy się tam - wskazał Alessio na tamtą ruderę. - Nie bój się, nie będzie patrzeć - ruszył z dziewczyną ku wspomnianemu kurnikowi.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-09-2017, 13:58   #87
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wampirzyca obróciła osię od nich i wydobyła z pochwy sztylet. Przyjrzała się jakie pozycje zajęli atakujący. Stali raczej bezładnie, czarny dowódca bowiem dopiero zaczynał ich jakoś gromadzić. Trójka łuczników miała niby pokrywać górę, zaś reszta na chama pakować do środka, jak się da. Agnese wyszeptała kilka słów, patrząc jak czas zwalnia. Ruszyła biegiem wpadając między żołnierzy i dobiegając do dowódcy. Była w ich oczach jedynie drgnieniem, dziwną ułudą. Stanęła twarzą w twarz z mężczyzną i cięła. Krótka broń przecięła krtań, ocierając się o kręgosłup ze zgrzytliwym odgłosem. Sięgnęła do jego pasa, nim zdążył paść i wydobyła mały toporek. Widząc jak najbliższy rzezimieszek obraca się w jej stronę zamachnęła się bronią jego szefa w ciemnej skórzni i cięła. Broń zagłębiła się w ciele mężczyzny ale nie zabiła. Poleciało nieco krwi z przeciętej skóry oraz mięśni. Wampirzyca odwinęła się więc drugą ręką,w której miała sztylet. Broń zagłębiła się w ciele między żebrami, sprawdzając, że mężczyzna nagle wybałuszył powoli gały, charknął krwią, która także poleciała w obłędnym zwolnieniu, po czym zwalił się, niczym aktor udający na jarmarcznych scenach.

Ruszyła biegiem w kierunku kolejnego wąsacza i unikając spowolnionego ataku wgryzła się w szyję kolejnego mężczyzny. Wypiła szybko rzucając go sobie pod nogi. Poczuła jak lekko zaczyna ją brać wypity tej nocy alkohol. Chłop musiał wytrąbić pewnie galon jakiegoś świństwa. Pojawił się cios, akurat wtedy gdy sięgała po broń rzezimieszka. Chybiony. Przebił jednak jej ubranie przechodząc dokładnie pod pachą. Przeciwnik w pierwszej chwili myślał, że już ją nawet trafił. Pewnie nawet chciał wydać okrzyk zwycięstwa. Jednak pospieszył się. Wampirzyca odwinęła się wstając i zrobiła zamach tępym mieczem. Broń zmiażdżyła rękę na wysokości łokcia i połamała dwa żebra. Agnese widziała jak jego twarz układa się w bolesny krzyk, gdy ruszyła do kolejnego poczuła też, że jej ofiar musiała popuścić. Wpadła pomiędzy dwóch mężczyzn i chwyciła ich głowy starając się je zderzyć ze sobą używając potencji. Usłyszała spowolniony trzask ich czaszek, który powoli wracał do normy, gdy przestała działać moc wspaniałej dyscypliny. Pobojowisko, tak wyglądało to teraz.

Waleczna Agnese stała po środku bitwy, która powoli zwracała się w jej stronę.
- Gilla! - Krzyknęła, licząc na to, że udało się jej przekrzyczeć rumor i wydało jej się, że ghulica wraz z resztą ruszyli z drugiej strony, zaś Contarini ponownie puściła w obieg krew uruchamiając temporis. Przykucnęła przy świeżych zwłokach i wzięła ich bronie. Jakis toporek oraz krótki miecz, nieco zakrzywiony południowowłoskiego pochodzenia. Czuła jak czas wokół prawie zamarł. ktoś biegł, ktoś zaczynał krzyczeć i nagle wszystko. Rzuciła toporkiem w nadbiegającego mężczyznę, broń powolutku poleciała w jego stronę, gdy tylko opuściła dłoń wampirzycy, ale on ruszał się jeszcze wolniej. Natomiast Agnese przerzuciła miecz do sprawniejszej dłoni i zamachnęła się na bandytę, który stał tuż obok i chyba właśnie próbował się na nią zamachnąć. Czynił to jednak niczym ślimak poruszający się po liściu. Zero szans, niczym staruszek dźwigający dwuręczny miecz. Agnese miałaby czas kopnąć go pod punkt, potem dać po pysku, wreszcie parsknąć śmiechem prosto ku niemytemu, ryżemu pyskowi.

Miecz wszedł gruchocząc szyję. Wampirzyca nawet nie raczyła spojrzeć, jak padał. Kątem oka zobaczyła zamachującą się na siebie rękę, chwyciła ją i przyciągając do siebie atakującego wgryzła się w jego ramię. Szybko wypiła duży haust i pchnęła ciało na zamachujacego się rozbójnika. Sama ruszyła do celującego w jej stronę kusznika. Większość rozbójników miała łuki, jednak ten widocznie zdobył gdzieś kuszę. Mijając po drodzę mężczyznę, w którego głowę wbijał się akurat toporek. Chwyciła kuszę, nim zdążył zwolnić spust i uderzyła nią prosto w jego twarz. Twarde drewno połamało mu nos i ogłuszyło powodując, że poleciał na trawę. Oberwał, jednak nie był poważnie ranny, chociaż nos miał pokiereszowany. Agnese chwyciła jego broń poprawiając bełt i strzeliła w kierunku stojącego obok rozbójnika z łukiem. Bełt sunął powoli w powietrzu, podczas gdy ona wyminęła go rzucając kuszę i wydobywając sztylet zza pasa łucznika. Wbiła ostrze w kolejnego podbiegającego mężczyznę, który wyróżniał się zezem oraz krzywa miną. Wampirzyca nie mogła wiedzieć, że nawet właśni kamraci nazywali go Krzywą Mordą. Trafiła bez problemów. Poczym gdy ten powoli opadał na ziemię odwinęła się z kopnięciem na kolejnego. NIestety kopnięcie chybiło, a wampirzyca przetoczyła się bardzo szybko po trawie wśród tłumu przerażonych łajdaków. Jeszcze przed chwilą czuli się panami wyobrażając sobie gwałcenie kobiety, wyrżnięcie mężczyzn oraz okup za magnata. Jednak nagle coś wpadło pomiędzy nich mordując oraz sprawiając, że właśnie pozostała niemal połowa. Straszliwy strach opanowywał ich, bowiem nawet nie wiedzieli, co się dzieje.

Piękna Agnese mordowała, jednak po nieudanym ciosie musiała marnować czas na powstanie, jednak z drugiej strony znalazła się przy tym będzie w innej części pola bitwy. Chwyciła zaskoczonego mężczyzny, przed którym nagle objawiła się kobieta w pociętej koszuli i wgryzła się w jego szyję. Osłoniła się jego ciałem od atak i zabierając mu miecz, puściła go na ziemię, by ciąć atakującego ją wroga. Broń zagłębiła się po samą rękojeść wychodząc po drugiej stronie. Szybko wyszarpnęła broń używając potencji i wyprowadzajac cios na mężczyznę, który powoli zmaterializował się za nią. Tępą broń odcięła głowę. Wampirzyca miała deja vu. Widząc jak głowa odpada czas powoli wracał do normy. Krople krwi lecące z rozprutego ciała, nagle przyspieszały. Nagle dotarł do niej krzyk śmierci łucznika, któremu wbił się bełt w głowę.

Wampirzyca odetchnęła poprawiając uchwyt na broni. Spokojnie przetarła twarz widząc ruszających na nią wojowników, dla których “ta upiorna zjawa” w końcu się zmaterializowała. Dopiero teraz dotarło do nich, że pozostała ich mniej niż trzecia część, zaś z drugiej strony pojawili się oblegani. Kilku, szczególnie pozostali łucznicy, którzy stali na najlepszych pozycjach, wrzasnęli przerażeni.
- Whaaaaaa! - mając gdzieś wszystko spróbowali się rozbiec uciekając w mrok. Inni natomiast stali niczym zaczarowani pokazem. Dwie chwile minęły, kiedy większość ich towarzyszy zginęła niczym wybite króliki.
Agnese szepnęła. Niestety teraz już nie mogła nikogo wypuścić z tej polanki. Minęła oniemiałych mężczyzn i dopadła pierwszego uciekającego. Zamachnęła się zakrwawionym mieczem, który tylko zmiażdżył rękę uciekającego, rzucając nim o drzewo. Zamachnęła się jeszcze raz i teraz już nawet ten tępy chłam, przebił się przez ciało przybijając martwego mężczyznę do pnia. Wyglądał paskudnie, jeszcze powierzgał trochę w spowolnionym tempie zanim stał się kompletnie nieruchomy. Wyminęła opadające ciało, które wreszcie zawisło na wbitym mieczu i dopadła kolejnego uciekiniera, chyba najmłodszego, bo pewnie kilkunastoletniego z pryszczami na karku. Wgryzła się w niego. Poczuła pulsowanie krwi jak zwykle zmieszanej ze sporą dawką alkoholu. Puściła ciało czując jak już na poważnie lekko kręci się jej w głowie. Chwyciła jego miecz i idąc dogoniła kolejnego uciekiniera. Zamachnęła się odcinając mu rękę i wbijając miecz między żebra. Broń zakleszczyła się między kośćmi ale padł martwy.

Opierając się z toporkiem, który zabrała opadającemu ciału, o drzewo rozejrzała się w poszukiwaniu kolejnej potencjalnej ofiary. Ona jednak postanowiła sama do niej przylecieć, niemal wpadając na wampirzycę. Rabuś mający kółko w nosie przybiegł, ale jakże wolno. Chwyciła za jego gardło i użyła potencji, Czuła jak miękkie tkanki ulegają pod naporem jej dłoni. Puściła martwe ciało ze zmiażdżoną krtanią i ruszyła z powrotem na pole bitwy. Alkohol przyjemnie szumiał w żyłach zachęcając do troszkę brutalniejszej zabawy.

Wampirzyca dopadła odwracającego się w jej stronę rabusia i zamachnęła się na jego krocze. Toporek zagłębił się lekko tnąc miękkie tkanki i dochodząc niemal pod żebra. Chwyciła jego miecz i cięła jego sąsiada. Alkohol robił swoje, miecz wbił się w brzuch raniąc śmiertelnie ale nie zabijając. Mężczyzna opadł w konwulsjach na zroszoną już krwią trawę. przebiegła obok szefa bandy i wyjęła swój sztylet. Wymierzyła cios zaciśniętą na rękojeści pięścią rabusiowi, który osunął się obficie krwawiąc z rozwalonego nosa i wbiła sztylet w pierś kolejnego. Ostra broń zagłębiła się gładko. Mężczyzna opadł, sam się z niej zsuwając i czas ponownie wrócił do normy.

Czuła lekkie zmęczenie. Rozejrzała się stojąc spokojnie szukając kolejnych ofiar. Ale ich już nie było, a raczej właśnie ostatnia para zsuwała się z ostrzy Gilli i markiza, którzy wyglądali wręcz unurzani we krwi. Podobnie, jak reszta oddziału. Musieli stoczyź niezła walkę, zanim Agnese przybyła. Gilla miała ostre cięcie na twarzy, z którego skapywała krew, markiz przecięte ucho, rękę, zaś jego kirys wręcz powyginał się ratując wielokroć swojego właściciela. Tylko spojrzenie błyszczało w tym krwistym obrazie. Cała twarz miał schlapaną czerwienią, również włosy. Inni mieli poharatane kończyny, szczególnie pocięte ramiona, rany nóg, któryś nawet zarobił dwie strzały w udo.

Tymczasem śliczna Agnese wyprostowała się wsuwając sztylet w pochwę. Uśmiechnęła się do reszty i wycisnęła z włosów sporą porcję krwi.
- Strasznie długo wam to zajęło. - W jej głosie dało się usłyszeć lekkie drżenie od wysiłku. Jednak taka przebieżka co nieco ją kosztowała i krwi, i sił.
- Chyba masz rację, signora - powiedziała Gilla wyglądająca jak stworzenie wyjęte z czerwonego błota. - Przepraszam.
Zaś markiz po prostu chciał podbiec do niej, jednak widząc, że nie wykonała żadnego gestu w jego kierunku zatrzymał się.
- Dobrze, że nic ci się nie stało - powiedział cicho. - Więc wszystko tak właśnie wygląda? - rozejrzał się wręcz tocząc spojrzeniem człowieka, który po prostu nie wie, co się stało. Właśnie jednak tak wyglądało pobojowisko, straszne nawet dla tych szczęściarzy żyjących. Stanowczo nie trzeba było wampira do takich widoków, szczególnie, kiedy obce mocarstwa oraz kondotierzy znaczyli Italię nowymi miejscami starć. Jednak markiz wcześniej miał szczęście ich nie widzieć. Dla niego takie coś było nowością. Nawet starzy wiarusi musieli się przyzwyczajać, kiedy rozpoczynali swoje wojowanie, młodzieniec więc wychowany wewnątrz klasztoru również musiał. Usiadł prosto w kałuży nie przejmując się niczym oraz ciężko dysząc. Próbował przetrzeć zczerwieniałą od wysiłku, krwi, potu twarz brudnym rękawem.

Tymczasem Agnese podeszła do Gilli i zalizała jej ranę na policzku.
- Niech ktoś pójdzie po Alessio i małą, są w szopie niedaleko. - Wampirzyca wskazała kierunek i podeszła do markiza. Gilla ruszyła w podanym kierunku. Piękna Agnese klęknęła przed Alessandro i otarła krew z jego twarzy, tak naprawdę tylko ją rozmazując.
- Jak się masz mój wojowniku? - W jej głosie było sporo ciepła i mimo zakrzepłej na twarzy krwi widać było, że wampirzyca uśmiecha się.
- Podle - wyszeptał. - Zabiłem chyba dwóch … Gilla mówiła, że musimy wytrzymać … że nie możemy uciekać, bowiem tamci znają teren oraz wyłapią nas, że musimy wytrzymać … wytrzymaliśmy, a potem przyszłaś ty … jak to dobrze, że przyszłaś - oparł się na jej ramieniu. Wydawało jej się, że robi wszystko, żeby nie zapłakać. Więc nie zapłakał.
Agnese pogładziła czule jego głowę. Wolała nie mówić, że ona zabiła przed chwilą… no właśnie… ilu? Nie liczyła.
- Broniliście się dzielnie. - Objęła go mocno. - Bałam się o ciebie, wiesz?
- A ja o ciebie. Gilla mówiła, żebym się nie bał, ale i tak się bałem. Zaś ktoś od Kowalskiego wspomniał, nawet nie mogę uwierzyć, że uczestniczył w dużych, ludzkich, normalnych bitwach oraz uznał, że są wiele gorsze niźli to co tutaj było. Czy to możliwe
?
Wampirzyca odchyliła się i chwyciła jego twarz w swoj dłonie ustawiajac ja na wprost swojej.
- Skarbie… zabiłam przed chwilą ponad 20-tu ludzi. - Patrzyła na niego spokojnie. - Tyle potrafi zabić jedna kula artyleryjska.
- Tak słyszałem
- skinął. - Podczas wojen tych strzałów pada bardzo dużo. Och, ludzie chyba zwariowali - stwierdził ciężko wzdychając. - Ale wiesz co jest najgorsze, że nawet ci co nie zwariowali, muszą się bić, żeby oprzeć się tym drugim.
- Walka na miecze jest wdzięczna… każdemu poświęcasz uwagę, z każdym się mierzysz
. - Agnese nie odrywała od niego wzroku. - Są gorsze rzeczy, są wojny, w których ludzi zabija się masowo. Ci stanęli naprzeciwko i polegli w równej walce… więc to była dobra bitwa.
- Wiesz, myślę sobie, że nie lubię zabijać
- powiedział markiz - jednak wolałbym zabić, niżby tobie, albo Sophi miała stać się krzywda. Nie można inaczej, po prostu nie można - jakby sam sobie udowadniał - tylko potem się tak kiepsko czuje.
Wampirzyca podniosła się i wyciągnęła do niego dłoń by pomóc mu stać.
- Cieszę się, że tak się z tym czujesz… ja… nie zwracam już uwagi. - Była bardzo poważna. - I nie uważam tego za nic dobrego.
- Eee
- nagle jakby jego głos wrócił do wesołości - nie jesteś taka stara. Przynajmniej tak twierdziła tamta księżna. Więc proszę nie odgrywać mi tu babuleńki - chyba jej bliskość przywróciła mu sporo energii. - Udało się wam tam, we młynie? - spytał.
Agnese podciągnęła go i wskazała na idących z lasu Alessio z jednym z żołnierzy. Faerie niósł dziewczynkę, której znów zasłonięto oczy.
- Zaraz - popatrzył na Agnese zdziwiony - kiedy tamci podeszli na tyle blisko, że rozpoznał jej rysy. - Przecież to … Vittoria. Vittoria, to ty? - przyskoczył do trzynastolatki.
- Wujek Alessandro - spytała dziewczyna. Cóż, ładny wujek niewiele starszy, ale zawsze. - To ty?
- Co ty tutaj … Agnese, Alessio, proszę przejdźmy trochę na bok oraz zdecydujmy, dobrze? Tak, to ja.
- O czym mój drogi chcesz decydować
? - Agnese uśmiechnęła się. - Zabierajmy się stąd, mamy rannych.
- Ja o niczym, przecież nie dowodzę, chciałem jedynie, żebyśmy odeszli nieco i tyle
- pokazał na opaskę na oczach dziewczyny.
- Tak, proszę - dodała Vittoria. - Wiem, że tutaj była bitwa oraz dałam słowo, że nie będę protestować, jednak ta opaska jest nieco uciążliwa - przyznała głosem damy. Wiele osób widywało w tym czasie takie rzeczy, również dzieci.

Agnese obejrzała swoje ciało, pociętą koszulę, spodnie. Wszystko przesiąknięte krwią, tak, że można było ją wyciskać. Potarła twarz. Nagle irytacja z początku nocy wróciła. Nagle posmutniała.
- Albo wytrzymasz tak do palazzo, albo jadę oddzielnie. - Wampirzyca odwróciła się i skinęła na Gillę. - Zbierajmy się, czas zająć się rannymi.
Agnese ruszyła w stronę drogi ignorując opiekunki do dziecka.
- Dałam słowo, jak sobie pani życzy - odparła dziewczyna. - Wujku, kto to? To dzielna kobieta, ale ma stanowczo problemy ze sobą. Kiedyś słyszałam jak rozmawiano o jednym takim, który miewał różne nastroje oraz właśnie takich słów użyto.
- Cóż, pewnie po prostu nie ma humoru
- odparł markiz, który chciał, żeby Agnese doszła do siebie, bowiem widocznie, wedle niego, tego właśnie potrzebowała. - Każdy ma lepsze albo gorsze chwile. Powiedzmy, że te są właśnie tymi kiepskimi, ale pamiętaj, jesteś jej winna podziękowanie, my zresztą także.
- Wiem, chciałbym to uczynić, grzecznie dygnąć, ale naprawdę to trudne z zawiązanymi oczyma. Dlaczego mam mieć takie przez całą drogę?
- Bowiem taki jest jej rozkaz, zaś ona była tutaj dowódcą
- mały włos wyrwałoby mu się, co myśli na temat takiego rozkazu, ale ugryzł się w język. Wampirzyca stanowczo miała dzisiaj zmienne nastroje, jak kobieta w ciąży, on zaś po prostu nawet jak się wkurzał, po prostu uznawał, że tak już bywa oraz że gorsze chwile należy po prostu przetrzymać.

Agnese podeszła do Gilli, a ta po krótkiej wymianie zdań. Zbyt cichych by markiz mógł je usłyszeć podała jej pożyczony od jednego z łuczników płaszcz. Mężczyzna jeszcze wiele nie rozumiał. Nie był wojownikiem. Gdy Agnese zakładała płaszcz ukrywając się pod nim dokładnie, dopiero do niego dotarło, że też jest ranna, że też widać po niej zmęczenie. Cóż, chyba kompletnie nie szło im dzisiaj ze sobą. Obydwoje, jak widać, oczekiwali kompletnie czegoś innego oraz pewnie uważali, że partner właśnie nawalił. Cóż, bywa. Kwestia, żeby umieć zakończyć taki durny stan, który nigdy nic dobrego nie przynosi.

Kobiety cały czas coś omawiały. podczas gdy pozostali przy życiu pomogli przygotować jakieś kule i wstępnie opatrzeć rany. Gdy przygotowania do wyruszenia zostały zakończone, a u Agnese widać było tylko dokładnie wytarty dół twarzy, dała sygnał Alessio i ten jakby wiedząc zdjął chustkę z oczu Vittorie.
-Możemy ruszać. - Spokojny głos Agnese poniósł się po polanie. Dając dobry przykład ruszyła powoli przodem.
- Signora, pozwól że zostanę na chwilę, zaraz do was dołączę - Gilla pokazała dłonią, iż chce sprawdzić pobojowisko zajmując się ewentualnie tymi, którzy byli ranni. Mogło bowiem się przytrafić, choćby przy tym mającym połamany nos, że wyszedłby cało oraz zacząłby rozpowszechniać plotki. Ponadto ciała wyssane z krwi.
- Niech ktoś ci pomoże, dobrze? - Agnese ciepło uśmiechnęła się do ghulicy. Chociaż jedna, która się przejmowała.
- Wolę sama, to niezbyt miła robota - skinęła odchodząc. Planowała zostać oraz wziąć się za to, kiedy wszyscy odejdą.
- Masz pół godziny potem wracam się. - w głosie wampirzycy dało się usłyszeć niepokój.
- Tak signora. Nawet tyle nie będzie potrzebne. Jeśli odpowiednio się załatwi, wszyscy uznają to za porachunki pomiędzy gangami. Naprawdę dobrze, że nie ma tam naszych - uznała Gilla.

Ruszyli wszyscy za Agnese, zaś po chwili markiz doszedł do niej dościgając. Wampirzyca mogła dostrzec, że mocno powłóczy lewą nogą, zresztą nie on jeden spośród oddziału.
- Jak było, tam, wiesz, czy czy nic ci nie zrobili? - chyba do tej pory wydawało mu się, że po prostu wampiry potrafią rozwalać ludzi niczym kot myszy. Stu czy tysiąc, co za różnica dla tak potężnej istoty.
- Troszkę mnie pocięli i straciłam sporo krwi… najbardziej niepokoi mnie, że chyba lekko upiłam się ich krwią. - Agnese zerknęła na jego nogę. Miał obwiązaną jakąś szmatą na łydce i udzie. Kiedy poruszał się widać było, jak nasiąkają krwią.
- Pocięli, gdzie - chyba chciał ją złapać za ramiona, ale nagle sobie uświadomił, iż może właśnie tam oberwała, więc złapał za dłonie. - Naprawdę jesteś ranna … jednak myślałem, że wampiry, no … wszystko natychmiast im się leczy, zaś upić krwią … wezmę cię na barana - powiedział nagle - siadaj - nastawił się, bowiem wiedział, iżby na rękach po prostu nie dał rady. Nawet zresztą na barana stanowiło to solidne wyzwanie. - Tyle zrobiłaś dla nas wszystkich, że podziękowań nie starczy, ani niczego, cokolwiek bym powiedział, ale mogę moją ranną oraz pijaną - spojrzał na nią niewiele rozumiejąc, ale skoro tak mówiła - ukochaną zanieść jakoś do domu.
- Leczę się dosyć szybko
. - Agnese uśmiechnęła ciesząc się, że w końcu okazał jej trochę troski. Cóż chyba będzie musiała starać się mówić mu wprost co myśli. - Dam radę iść bo nie skaleczyli mi nogi, w przeciwieństwie do ciebie.
Wampirzyca na chwilę spojrzała na swoją dłoń i po chwili szepnęła.
- Mogę dać ci trochę swojej krwi, to przyspieszy gojenie. - Podniosła rękę gładząc go po zakrwawionym policzku. Widać było po niej, że jest zmartwiona. Markiz sam widział, że rozmowa z księżną miała dziwny charakter, do tego te cale pogadanki o pływaniu i walka. Obserwował przygaszone oczy swojej narzeczonej, rzeczywiście lekko mętne jak u osoby, która trochę wpiła, widząc jednak, że coś gdzieś w głębi się w nich tli. - To wszystko dzieje się za szybko, chciałabym ci na spokojnie wytłumaczyć, bo cały czas mam wrażenie, że nie rozumiesz kim… czym dokładnie jestem. Okaż mi jeszcze odrobinę cierpliwości, dobrze? - Jej uśmiech nabrał ciepła i czułości, które znał. Uniosła się lekko na palcach i ucałowała markiza, starając się jednak nie obciążyć go i jego nogi. - Kocham cię Alessandro, naprawdę cieszę się, że nic ci nie jest.
Oddał namiętnie pocałunek.
- Ja także kocham cię tak, że po prostu nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo. Nawet nie wiem, jak ją okazać - nastoletni markiz, dla którego Agnese była jedyną miłością, uniósł ręce. - Jak mogę cokolwiek, powiedz proszę moja najdroższa

Westchnął głośno kontynuując.
- Zaś nogi, Gilla powiedziała, że drobiazg. Raz strzała przeszła, ale dosłownie tylko skórę ruszyła na górnej części uda. Podobno udało mi się, wiesz, że nie trafiła tego, zaś drugi raz, to trochę moja wina. Chciałem takiego kopnąć wiesz gdzie, jak tam wycofaliśmy się, ale opuścił tarczę. Zamiast więc go po ten tego wiesz, walnąłem w tarczę i jak nie zabolało ... Jednak sam jestem sobie winien, choć czuję to, ale ty pewnie też … mam nadzieję, że szybko wrócisz do zdrowia i Agnese, ja naprawdę cię kocham. Dla mnie … właściwie masz rację, nie całkiem rozumiem, kim jesteś i czuję się czasami zagubiony. Czasem jesteś milion razy bardziej ludzka, niż wszyscy ludzie, choć twierdzisz, że nie jesteś, czasem zaś, jak coś powiesz, kompletnie nie wiem, co robić. Pewnie myślałeś właśnie o takich chwilach, prawda … - stwierdził pytająco. - Doskonale wiem, że to jest nie najważniejsze, ale jestem już taki, że sam mam nastroje i strasznie im podlegam. Przyznaję, że po prostu potrafi mnie zdołować wiele rzeczy. Niestety, to widać nawet jeśli staram się z tym walczyć. Ech … Cierpliwość, Agnese, zawsze cię będę kochał i zawsze okażę cierpliwość, ale proszę, nie gniewaj się, kiedy będę miał trochę kiepściejszy nastrój. Choć bardzo tego nie chcę, ale wiem, że taki jestem, co wcale nie napawa mnie dumą. Ale może urocza małżonka nieco mnie utemperuje oraz sprawi, że będę lepszym człowiekiem - uśmiechnął się do niej. - Bardzo nie chciałbym ci sprawiać przykrości. Zaś krew … jakoś wytrzymam, sama mówiłaś, jeśli dobrze zrozumiałem, że nie powinno się brać jej zbyt często. Tymczasem ja … chciałbym pozostawić sobie te razy na sytuacje, kiedy już nie będę mógł, jak wtedy poprzednio - końcówkę powiedział wampirzycy do ucha wyjątkowo wstydliwym głosem. Chyba odczuwał takie chwile jako splamienie męskiego honoru.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-09-2017, 17:08   #88
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Tymczasem wampirzyca usłyszała, iż do oddziału powróciła Gilla. Coś tam mówiła, żeby uważać na kolejną zasadzkę. Agnese uważnie przyjrzala się swemu narzeczonemu.
- Wiesz skarbie, są sprawy odrobinę ważniejsze niż przeżycie kolejnego orgazmu. - Uśmiechnęła się i ponownie przysunęła bardzo blisko do markiza ich usta prawie się stykały. - Dam ci troszkę swojej krwi, skup się na tym co cię boli, wyobrażając sobie, że się goi, dobrze?
- Agnese, dobrze - odetchnął głęboko, tak z siłą, jakby chciał nastawić odpowiednio swoje mysli, co szczerze mówiąc wyglądało z boku dość zabawnie. Bowiem markiz chcąc wypełnić polecenie przygotowywał się, niczym do podnoszenia ciężarów. - Zaczynajmy, jestem gotowy - poprosił.

Wampirzyca pocałowała go przecinając swój język i wsuwając go w usta mężczyzny. Z przyjemnością całowała go namiętnie, czując jak powoli zaczyna najpierw zlizywać jej krew by po chwili zacząć ssać jej język. Pozwoliła by trwało to dłuższą chwilę, przytrzymując jego twarz przy swojej, tak że wszyscy, nawet ranni żołnierze ich dogonili. Dopiero wtedy wysunęła powoli język zaleczając ranę.
- Rzeczywiście lepiej - poczuła jego mocniejszy dech. - Jakaż szkoda, że nie mogę się odwdzięczyć identycznie, skoro wiem, że zostałaś ranna. Naprawdę czuję się już lepiej. Bardzo chętnie cię poniosę. Tak bardzo chciałbym coś zrobić …

Wampirzyca chwyciła go pod ramię i dała się poprowadzić dalej.
- Odwdzięczysz mi się potem w sypialni, dobrze? - Słychać było, że się uśmiecha. - Albo w łaźni… mam ochotę się wymyć i zrzucić te zakrwawione łachy.
- Przecież wiesz, że to dla mnie również cudowna przyjemność oraz nagroda - wyczuła namiętność w jego głosie. - Co do tej łaźni, czy do tego czasu nasze rany się zabliźnią? Wiesz, przepraszam jeśli to głupie pytanie, ale mnie uczono, że lepiej uważać przy wszelkich skaleczeniach - wyjaśnił wpatrując się w swoją damę.
- Na pewno po moich nie zostanie więcej niż strupki, a co do twoich ranek… regeneracja nie jest prostą umiejętnością, obejrzę cię dokładnie i zobaczymy jak ci poszło.
- Czekam na to, a czy będę mógł obejrzeć ciebie, wiesz, bo może jesteś ranna gdzieś na plecach, gdzie sama nie możesz spostrzec. To ważne, żeby ciebie również sprawdzono, prawda? - zasugerował takim jakimś dziwnie spragnionym tonem.
- Jak dla mnie możesz skarbie sprawdzić nawet moje wnętrze pod tym względem, z przyjemnością poddam się szczegółowej kontroli. - Wampirzyca przytuliła się mocniej do jego ramienia.
- Agnese, czy … powiedz mi, jak się opanować w takich momentach, jak ta walka? - widać dla niego sprawa była poważna. Przeżywał ją cały czas, zaś obraz starcia był niczym jakiś koc tłumiący jego myśli oraz wprowadzający niepokój. Usiłował poszukać więc pomocy u najdroższej sobie osoby.

- Doprecyzuj, o czym myślisz mówiąc o opanowaniu… - Agnese zrezygnowała z żartobliwego tonu i wyraźnie spoważniała. - ... bo w moim przypadku polega ono na opanowaniu głodu, ale mam przeczucie, że chodzi ci raczej o coś innego.
- Początkowo wszystko było zbyt szybko - zaczął wyjaśniać takim trochę niepewnym tonem. - Właściwie machałem jak szalony mieczem, kompletnie nie wiedząc, co się dzieje. Ale kiedy tam siedzieliśmy na górze, w tym kamiennym domu, niemal nie mogłem się ruszyć. Czułem się, jakby to było jakieś szaleństwo. Strasznie się bałem - przyznał. - Chociaż czułem, że tak nie powinno być. Gilla była niczym skała, inni też wiedzieli, co robić. Tylko ja, wydawało mi się, jestem takim słabszym ogniwem, jednak nie chcę nim być. Nie wiem, co robić, żeby jakoś się opanować przy tym wszystkim …
- Niestety większośc tego opanowania to wprawa. Sam zobaczysz, że do kolejnej walki podejdziesz już inaczej. - Wampirzyca lekko poluzowała uścisk na jego ramieniu i zerknęła na jego twarz, obracając się. - Ale strach jest ważny… trzeba tylko zrozumieć i nauczyć się wykorzystywać. Słuchać się instynktów, które pobudza.
- Wobec tego chyba ja tego jeszcze nie umiem, ale przyznam, że wolałbym być kochającym bohaterem, niż kochającym tchórzem - powiedział cicho.
- Ćwicz, walcz dużo z drugą osobą. Jeśli czujesz, że treningi ze mną nie wypadają markizowi, poproś Borso, lub któregoś z chłopaków Kowalskiego.
- Och nie kochanie, nawet tak nie sugeruj, proszę. Wszystko razem nam wypada, ale raczej niby jak pewnie się domyślasz, po wyjściu z klasztoru ćwiczyłem szermierkę, ale kiedy tam byłem, wszystko wydawało się jednak inne, niż podczas treningu. Ciekawy jestem, czy młodzi chłopcy, którzy biorą pierwszy raz udział w normalnej bitwie w wojsku, reagują taką samą obawą - westchnął. Widać faktycznie chciał być bohaterem niby z rycerskich ksiąg, który dostarcza czynami dumy swojej damie.

Agnese wyszczerzyła się.
- Wymiotują… sporo z nich wymiotuje. - Słychać było, że wampirzyca widziała to nie raz. - Niektórzy dostają paraliżu i nie są w stanie zrobić nic, a jeszcze inni atakują na ślepo, często zamykając oczy i to chyba najbardziej niebezpieczne.
- Wychodzą potem z tego? - spytał z nadzieją w swoim głosie.
- Jak przeżyją to tak.
- Wobec tego mogę mieć jakąś nadzieję w tym zakresie. Muszę być twardszy, żeby cię bronić, jeśli byłaby taka potrzeba - stwierdził bardzo poważnie.

Agnese roześmiała się.
- Skarbie, jesteś silnym człowiekiem, możesz mieć dużo więcej niż nadzieję. Wierz w siebie i pamiętaj zawsze by mieć coś do czego dążysz, coś co nawet w najcięższej sytuacji zmusi cię by zrobić kolejny krok.
- Przy tobie, kiedy to mówisz, wydaje się takie łatwe … Agnese, jak to dobrze, że jesteś … - westchnął, ale jakoś tak pozytywnie. Zresztą widać było, iż jego nogi też zaczęły iść nieco lepiej oraz mniej mu doskwierać po darze jej własnej krwi.


Rozmawiając cicho szli przez zakamarki Rzymu ku centralnej części, która jako jedyna przypominała miasto. Powoli poniszczone chaty oraz nieuporządkowane gaje przekształcały się w coś, co można nazwać by jakimś rodzajem wioski. Gdzieniegdzie stała chałupa, wokoło której było normalne pole wewnątrz murów miejskich. Wszystko to pokazywało, jak bardzo obniżył się prestiż miasta oraz cywilizacji od dawnych czasów. Co do kolejnego ataku, gilla mogła mieć rację. Idąc czuli na sobie niechętne spojrzenia. Jakieś wredne oblicza przypatrywały się im zza płotów. Jednak pomimo ran stanowili dosyć liczną gromadkę, doskonale uzbrojoną, więc niewielkie grupki hołoty uznawały, że ryzyko ataku jest zbyt wielkie.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-09-2017, 19:25   #89
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wreszcie dotarli do centralnej części wielkiej niegdyś metropolii oraz do bram pałacowych. Potężnie okute drzwi otwarły się na wezwanie i pokrwawiona, posiniaczona, pobita, lecz zwycięska grupka dotarła do domu. Niosąc przy okazji nieznajomą dziewczynę mniej więcej koło trzynastu lat. Agnese wydała kilka poleceń tuż po przyjściu i kazała wezwać Kowalskiego, zaś markiz polecił budzić Sophię oraz ze dwie służebne kobiety mające wprawę przy opieką nad młodymi niewiastami. Chwile później polski mag nadszedł pośpiesznie oraz wydał kilka rozporządzeń, co do rannych. Chyba przygotowany był, że ktoś może wrócić skaleczony, więc pokoje, woda, czyste ręczniki, wszystko było już gotowe.

Dopiero widząc, że zajęto się rannymi Agnese podeszła do małej ocalonej.
- Jak tam zniosłaś trasę?
- Całkiem nieźle, dziękuję. Sir Alessio opowiadał mi takie fantastyczne historie, które ponoć wymyśla na poczekaniu
- faerie zrobił w tym czasie dziwną minę. chyba można było przypuszczać, że owe opowieści wcale nie musiały być wymyślone. - Szlachetna wybawicielko. Dałam słowo, że będę cię słuchać. Uczyniłam to i nie zdejmowałam ani razu opaski. Czy mogę ją ściągnąć teraz. Wydaje mi się, że dotarliśmy już do pałacu kuzyna?
- Tak, możesz ją już zdjąć
. - Agnese po drodze zdołała dokładnie oczyścić twarz i lekko pozaleczać rany. Zakrwawione włosy nadal ukryte były pod głębokim kapturem. - Wybacz tę niedogodność.

Dziewczyna postawiona na podłodze przez Alessio zdjęła ową chustę zasłaniającą jej oczy. Stanęła przed Agnese przypatrując się jej. Dygnęła etykietalnie, bardzo głęboko.
- Signora, jestem pani bardzo, ale to bardzo wdzięczna. Tak bardzo, że słowami tego nie można po prostu powiedzieć. Gdyby nie pani, nie wiadomo co by się wydarzyło. Ci ludzie porwali mnie uważając, przynajmniej tak zrozumiałam z wypowiedzi, że mogą zyskać albo okup od ojca, albo pieniądze od jego przeciwników politycznych. Jeszcze raz dziękuję oraz na pani ręce składam podziękowania dla wszystkich, którzy pomogli. tutaj już jestem bezpieczna, choć przyznaję, że widujemy się rzadko z kuzynem, zaś mój ojciec i jego ojciec, byli sobie bardzo niechętni - spojrzała na Agnese no trochę jak dziewczynka na kobietę, która stała się właśnie jej osobistą idolką.
- Cieszę się wobec tego, że nie zrobiono ci żadnej krzywdy. - Agnese uśmiechnęła się ciepło. - Zaraz poślę kogoś do twego ojca, by powiadomić go o tym, że jesteś z nami. Co do niechęci… cóż czasem potrzebne jest kolejne pokolenie by zbudować nowe mosty. - Wampirzyca zerknęła na Alessandro. - Myślę, że mój narzeczony w niczym nie przypomina swego ojca.
- Ooo, pani ma narzeczonego. Gratuluję, to na pewno bardzo szczęśliwy mężczyzna. Może kiedyś go poznam, zaś mój ojciec, problem jest w tym, że jego nie ma w Rzymie. Jest Wielkim Konetablem Królestwa Neapolu i przebywa gdzieś na południu z armią. Mnie porwano z naszego pałacu właśnie tam. Długo mnie wieziono
- przyznała.
- Znasz mego narzeczonego. - Agnese uśmiechnęła się szerzej. - Jestem narzeczoną markiza Alessandro di Colonna.
- Alesssaaandroo, naprawdę? W naszej rodzinie wręcz krążył dowcip o nim, że można postawić własny pałac na to, iż zostanie on zawsze kawalerem
- dziewczyna aż otworzyła buzię ze zdziwienia.
- No, no… to chyba nieeleganckie mówić tak w domu swego gospodarza.
- Tak … tak, nie słyszał chyba
- zerknęła na bok, gdzie markiza akurat pomógł Kowalskiemu przenieść rannego, chociaż co chwila posyłał spojrzenia oraz uśmiechy swojej ukochanej. - Signora, szczerze gratuluję, choć nie wiem, czym uwiódł serce takiej damy, jak pani. Widocznie bardzo się zmienił, zaś wspomniane pogłoski o nim są już mocno nieaktualne. To dobrze - uśmiechnęła się do niej ciepło - mężczyzna potrzebuje kobiety, zaś kobieta mężczyzny - rzekła filozoficznym tonem, jakby miała lat znacznie więcej, niźli ma. - Przynajmniej tak mówi moja babcia - dodała wyjaśniająco. - Czyli - nagle odkryła - jako żona markiza … mogłabym uzyskać od pani pozwolenie oraz nazywać ją kuzynką Agnese? - spytała wpatrując się w signorę Contarini.
- Tak, nie mam nic przeciwko byciu nazywaną kuzynką. - Agnese zerknęła na markiza, czekając aż skończy i będą mogli się oddalić.

Tymczasem nadbiegła Sophia. Ubrana w koszulę nocną, szlafrok oraz papucie, mająca wyraz na zaspanej twarzy zdziwienia, zaskoczenia oraz radości.
- Vittoria! - krzyknęła na widok kuzynki i wpadła w jej ramiona. - Co ty tutaj robisz?
- Ja
… - dziewczyna oddała przytulenie ściskając mocno Sophię i nagle zaczęła płakać, jakby w tej chwili, gdy znalazła się w objęciach kogoś bliskiego wszelkie emocje opadły. Płakała bardzo głośno, zaś Sophia tuliła ją. Nawet więcej niż płakała, bała się okropnie i właśnie to wszystko wyszło z niej nagle, gdy uczuła się w pełni bezpieczna.
- Agnese - wyszeptał nagle do ucha narzeczonej markiz. - Zostawmy je może? Poradzą sobie bez nas, chyba lepiej …
- Też właśnie o tym myślałam
. - Agnese obróciła się i ucałowała go w policzek. - Idziemy do łaźni? Czy może obmyjemy się w mojej sypialni?
- Jeśli nie miałabyś nic przeciwko sypialni … byłoby bliżej do łóżka
- uśmiechnął się do niej. - Chyba że wolisz jednak łaźnie? - oddał pocałunek oraz na momencik spoważniał. - Musiałem pomóc Kowalskiemu, tamten, no wiesz, zasłonił mnie własnym mieczem oraz dostał przy tym w ramię … chodźmy. Nie mogę się już doczekać.
- Sypialnia brzmi dobrze
.

Piękna Agnese chwyciła go pod ramię, zaczepiając po drodzę służącą by przyniesiono do jej pokoi kilka balii z wodą. Tutaj akurat nie było problemu, gdyż znaczna część pałacowych sług obudzono, by pomogli choćby przy rannych, nagotowali jedzenia i tym podobne. Piece były mocno rozpalone, zaś świeża woda dostarczana do pałacu prastarymi akweduktami.
W pokojach wampirzyca zrzuciła płaszcz, odsłaniając mocno zniszczone ubranie i zabrała się za rozpinanie kirisa markiza.
- Musiałam jej zasłonić oczy bo wolałam by Vittoria nie zobaczyła ran, które powinny się goić miesiącami, a jutro nie będzie po nich śladu.

Rzeczywiście pod wielkimi rozcięciami, były widoczne jedynie wąskie linie strupków.
- Także fakt, że wyglądam jakbym się wykąpała w basenie wypełnionym krwią mógł nie najlepiej zadziałać na tą małą. - Mrugnęła do mężczyzny i powoli zdjęła powgniatany pancerz. Dobrze faktycznie spełnił swoja rolę. To było widać po szeregach uszkodzeń po ciosach, które przyjął na siebie. Dobrze, że marki ubrał go, choć oczywiście każda zbroja ograniczała też w pewnym sensie ruchy.
- Vittoria jest bystra oraz ma wyobraźnię. Kto wie, co sobie pomyśli, ale jest w rękach Sophi bezpieczna. Pomyślimy potem, jak zanieść informację jej ojcu. może przez kardynała? - przecież faktycznie następnego wieczora mieli być przyjęci na audiencji. - Ale teraz chciałbym dokładnie obejrzeć twoje rany. dokładnie sprawdzić oraz pocałować, uważam że moje pocałunki przyspieszą gojenie nawet na skórze takiego wampirzego cudu, jak moje najwspanialsze kochanie.

Piękna Agnese zdjęła z jego ramion przeszywalnice i koszulę. Powoli, uśmiechając się przesunęła dłonią po nagim torsie mężczyzny.
- Yhym… tylko obmyjmy mnie wcześniej. Może to głupie ale nie chcę by twoje usta dotykały tej paskudnej krwi. - Uśmiechnęła się do niego troszkę nieśmiało.
- Chcialbym, żeby chwile pomiędzy nami były jak najsłodsze. Jeśli ta krew przeszkadza, obmyjmy ją jak najszybciej. Jak najszybciej, proszę. Pani wskakuje do balii - wskazał drewnianą, wielką michę, którą słudzy przynieśli trochę wcześniej do komnaty wraz z kilkoma dużymi dzbanami wody.
Wampirzyca odsunęła się od markiza i zaczęła powoli rozbierać się. Zrzuciła krótkie skórzane buciki i pas z pochwą i sztyletem. Uśmiechnęła się zadziornie do markiza i zaczęła powolutku zsuwać z siebie wąski skórzane spodnie naznaczone rozcięciami. Luźno wisząca koszula przesłoniła jej kobiecość, jednak mężczyzna szybko przypomniał sobie, że jego narzeczona nie miała nic pod spodniami.
- Umyję najpierw włosy, w oddzielnej balii, dobrze?
- Dobrze, ja zaś będę się rozbierał i przyglądał tobie. Zdradzę ci tajemnicę, uwielbiam
- wyszeptał - oglądać cię od tyłu, kiedy pochylasz się mocno. Znaczy zawsze uwielbiam cię oglądać, ale ten sposób jest taki podniecający … - dodał cichutko.

Piękna Agnese uśmiechnęła się szerzej. Po czym obróciła się do niego plecami i nachyliła nad balią wypinając się w stronę mężczyzny. Koszula zsunęła się lekko odsłaniając dół pupy. Sięgnęła po dzban i polewając powoli swoje włosy wodą zaczęła spłukiwać z nich krew. Markiz mógł zobaczyć, że płynąca na początku strużka jest niemal tak gęsta jak krew wypływająca z ran. Agnese wyraźnie nie spieszyła się z tą czynnością, pozwalając by narzeczony się na nią napatrzył.
- Słyszałam, że tą pozycję bardzo lubią mężczyźni lubiący dominować. - Agnese lekko poruszyła pośladkami i jej już nabrzmiałe od podniecenia płatki poruszyły się zachęcająco. - Czy powinnam się zacząć obawiać, mój piękny. - Markiz usłyszał w jej głosie lekko żartobliwy ton, ale też podniecenie. Wampirzycy najwyraźniej bardzo podobało się gdy mówi na co ma ochotę.
- No znaczy - markizowi chyba to nie przyszło do głowy - ja chyba lubię - przyznał wreszcie - ale ty jesteś taka piękna, taka kobieca i taka kochana. To się jakoś samo … jednak lubię też, kiedy robimy to tak, że to ty jesteś górą - dodał jakby obawiając się, że Agnese nie spodoba się owa dominacja. - Gdyby nie to mycie i krew … - chyba właśnie w wyobraźni dobierał się od tyłu do swojej ukochanej. Floreny przeciwko orzechom można byłoby postawić, iż jego męskość gwałtownie się uniosła. Zresztą kiedy zdjął resztę odzienia, przestała być czymkolwiek ograniczana.

Woda płynąca powoli z włosów Agnese była już niemal idealnie czysta. Wampirzyca odstawiła dzban i oparła się dłońmi o balię rozchylając szerzej nogi.
- Chodź tutaj, stęskniłam się za tobą. - W głosie wampirzycy rzeczywiście pojawił się głód.
Zerwał się niczym lew. Agnese oddała mu cały tył i usłyszała, jak staje za nią tuż tuż, bardzo bliziutko. Najpierw poczuła jego dłoń na swoim pośladku. Przesuwała się lekko po jej pupie, po biodrze, niekiedy leciutko, niekiedy zaś nieco ugniatając. Czasem perwersyjnie ocierała się paluszkami o jej tylną dziurkę, zaś niekiedy, wydawała się istnym wcieleniem cnót unosząc jedynie nad ciałem. Druga dłoń spoczęła na udzie, delikatnie przesuwając się oraz pieszcząc wewnętrzną stronę. Bardzo powoli, niekiedy zahaczając o włoski pokrywające jej łono. Tak leciutko, ale nawet to leciutko drażniło przyjemnie. Chwilę zaś potem uczuła, jak ta dłoń zmierza wyżej, jak dotyka jej intymnego kwiatu. Jak przesuwa się wzdłuż szparki, pieszczotliwie muskając intymne płatki, najpierw od góry, później zaś dostając się do wewnątrz.
- Jesteś szalenie piękna - wymruczał - kocham cię i podziwiam i bardzo pragnę …
- Też ciebie pragnę skarbie
. - Agnese jęknęła gdy jego męskość po raz kolejny otarła się o jej rozpaloną i mokrą szparkę. - Bardzo…
- Wobec tego musimy to pragnienie zaspokoić, och
… - Agnese uczuła jak po jego słowach, penis ukochanego mężczyzny naparł mocniej na jej otwierający się kwiat. Przez chwilkę wiercił się tak po wierzchu, jakby żartobliwie mocując z chroniącymi jej wnętrze płateczkami, ale chyba pokonane jego pieszczotą nagle rozwarły się, wpuszczając go do jej najintymniejszego miejsca. Ciasnego bardzo, głębokiego, mokrego, doskonale dopasowanego do jego ptaka, który nawiedzał jej słodkie gniazdko. Wszedł szybko, mocno, zaś jego dłonie chwyciły kobietę za kształtne biodra, żeby jak najmocniej, najgłębiej naciągnąć ją na siebie.
- Ach - jęknął docierając męskością do końca jej sezamu. - Dobrze mi tam - wyszeptał - bardzo dobrze.

Wspaniała wampirzyca pochyliła się bardziej, prawie dotykając rękami ziemi.
- A ja uwielbiam jak mnie wypełniasz. - Wymruczała cicho i poruszyła się lekko napierając na niego.
- I co jeszcze lubisz? - spytał zaczynając się w niej poruszać powoli. Tak jakby na rozgrzewkę, choć ona także była przyjemnością, zaś kobieta, cudownie eksponującą swój tył wyglądała absolutnie zjawiskowo. Przy okazji dając mu największy dostęp do siebie. Cały jego ptak swobodnie wchodził w jej ciało, zaś woreczek przy najgłębszej penetracji stykał się z jej napęczniałymi intymnymi wargami dodatkowo je podrażniając przyjemnie. Czuł jak kobieta zaczyna drżeć.
- Lubię jak obijasz się o moje najgłębsze ścianki, to jak moje ciało zaciska się na tobie. - Wampirzyca cichutką szeptała, przerywając raz po raz swoją wypowiedź jęknięciami, gdy czuła jak mężczyzna uderza o jej tylną ściankę - Uwielbiam twój dotyk, twoje pocałunki… twój rozpalony głos i te cudowne spojrzenie.
- A ja lubię czuć, każdy twój ruch, każde drgnięęęcie
- jęknął, bo akurat poczuł mocniejszy skurcz jej pochwy na swoim członku - każdą chwilę, którą spędzam z tobą, bo jest dla mnie wyjątkowa. I twoje kochane pocałunki oraz uśmiech i chęć do podejmowania wyzwań i odwagę - pchnął mocniej i znów coraz mocniej nagle dokładając do penetracji kobiecego łona, kolejną dziurkę. Palec, który wcześniej pieścił jej wilgotne płatki zaczął się wkradać w tylny otworek Agnese. Był jeszcze wilgotny po poprzednich zabawach oraz chętny, żeby wejść jak najgłębiej można.

Wampirzyca jęknęła głośno. Jej wzrok skupił się na wypełnionej krwią bali, w której odbijała się jej twarz. Uśmiechnęła się do swego podnieconego oblicza, czując jak zapach krwi lekko drażni jej bestię. Jej ciało spięło się mocno na wchodzącym w nią mężczyźnie.
- Alessandro… weź mnie mocno, proszę.
- Chcę … chcę cię wziąć jak najmocniej. Inaczej oszaleję
- jęknął markiz spinając się gwałtownie. Teraz już nie był to po prostu szybki ruch jego bioder, to były wręcz uderzenia, które czuła w swoim wnętrzu. Jedna dłoń przyciągała jej biodra, jego lędźwie pchały gwałtownie do przodu, zaś palec dobierał się do jej pupy rozciągając ją w rytm coraz mocniejszych ruchów. Stracił ponownie nad sobą i to, co czuła Agnese, to zaczynało być po prostu dzikie, gwałtowne, wypełnione niemal zwierzęcym pożądaniem. Jego ciało spinało się w niej pęczniejąc, drżąc, będąc po prostu za każdym pchnięciem czymś innym. Wampirzyca zaparła się mocno o balię widząc jak w naczyniu pojawiają się fale. Z jej ust co chwilę wyrywał się głośny krzyk, który powoli przerodził się w ciągły jęk, gdy jej zbliżało się do słodkiej ekstazy.
- Ach … ach … ach - każde uderzenie niosło jeszcze mocniejszy ładunek energii oraz siły, która usiłowała niemal rozerwać jej cudowne wnętrze. Czuła, jak narasta natężenie działań, jeśli w ogóle mogła odczuć to resztką świadomości. Stwardnienie czegoś, co już było twarde oraz to poczucie nagłego zbierania się czegoś u podstawy korzenia, powiększania się, rozpychania jej łona, które przyjęło gwałtowną porcję wystrzałów.
- Uwielbiam cię - jęknął. - Kooocham … - słowa utonęły w jęku, zaś ciało w drżeniu ogarniających go fal miłosnej ekstazy.
- Alessandro! - Wampirzyca poczuła jak jej ciało odpowiedziało na jego orgazm, jak samo zacisnęło się niemal boleśnie na jego drżącym rozpalonym członku. Wampirzyca zacisnęła dłonie na bali tak, że aż pobielały jej kłykcie. - Alessandro... jesteś cudowny… - Powoli uspokajała się, drżąc jednak mocno. - … najcudowniejszy
 
Kelly jest offline  
Stary 25-09-2017, 11:53   #90
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pochylona wampirzyca czuła kolejne uderzenia przyjemności, które odchodząc od podbrzusza ogarniały jej ciało. Ciało markiza również, Agnese czuła doskonale, jak mocno drżał, a wraz z nim drżała jego męskość wewnątrz jej kobiecej głębiny, jak jęknął, kiedy zacisnęła się na nim, wyrzucając kolejną porcję nasienia w otchłań jej łona. Czuła cudownie, jak kleiste pociski uderzają w najdalsze części jej ścianki i jak dodatkowo pobudzają rozgrzane, wrażliwe miejsca.
- Jesteś niemożliwie wspaniała – wyjąkał w odpowiedzi Alessandro, który dochodził do siebie chyba nieco wolniej. Wyciągnął palec z jej pupy i obydwie dłoni oparł na cudownie krągłych biodrach kochanki. Jego jednak męskość, jeszcze dosyć twarda, ciągle jej nie opuściła jeszcze. - Kocham cię. Kocham się z tobą kochać.

Wspaniały stan zaspokojenia został zakłócony pukaniem. Agnese poprzez słodkie uniesienia poznała charakterystyczne stukanie Gilli.
- Signora – odezwała się ghulica przez drzwi – signor Leoncio, wysłannik księżnej przyniósł list i od razu opuścił pałac.
Agnese wyprostowała się nie wypuszczając z siebie Alesandra. Mężczyzna mógłby przysiąc, że w tym celu nawet zacisnęła na nim mięśnie. No tak, przy takiej strategii wampirzycy nie mógł nic uczynić, ani nawet właściwie, nie chciał. Chociaż trochę chyba dziwnie się czuł. dobrze, że to Gilla,a nie kogokolwiek inny.
-Wejdź Gillo. - Agnese była zaniepokojona. List… tak wcześnie?
Ghulica weszła i nie zachowała się jak rasowy polityk utrzymując marsową minę. Oczywiście natychmiast starannie zamknęła drzwi za sobą. Po czym podeszła bardzo blisko trzymając w dłoni faktycznie jakieś opieczętowane pismo.
- Signiora chciałaby, żeby jej podać - stała dosłownie tuż przy kochającej się parze - czy mam, ehm, otworzyć i przeczytać? - uśmiechnęła się ładnie. - Masz piękne piersi, signora uwielbiam obserwować, jak jesteś pochylona i się tak cudownie bujają - dodała jeszcze.

Agnese uśmiechnęła się. Oparła się o markiza i wzięła pismo.
- Cieszę się kochana. Jak się czujesz? - delikatnie poruszyła pupą jakby się rozsiadła na biodrach Alessandra i przełamała pieczęć. Oczywiście każdy jej ruch wywoływał nie tylko westchnienia mężczyzny, ale też drżenie tej części ciała, która spoczywała w niej i bezczelnie zaczynała ponownie rosnąć i twardnieć. Przeważnie było tak, że musiała być naprawdę naturalnie mała, ale tym razem, zapewne dzięki podanej wampirzej krwi stało się inaczej. Ciasne łono Agnese ponownie zaczęło się wypełniać wzrastającą twardością.

Wampirzyca jakoś wytrzymywała te nowe bodźce otwierając kopertę. List był krótki.

Cytat:
“Droga córuchno

sprawa Giovannich została rozwiązana. Podobnie jak każdego wampira, informuję, że od jutrzejszej nocy każdy Giovanni podlega na terenie Rzymu krwawym łowom przez najbliższe 10 lat, zaś wszyscy obecnie członkowie kantoru na 250 lat, przy czym w ich przypadku po owym czasie sprawa ma zostać poddana kolejnemu zastanowieniu. Odpowiednie pisma wraz ze szczegółowym wyjaśnieniem poszły do Wenecji. Oczekujemy więc odpowiednich przeprosin od signora Augustusa Giovanni. Co do twoich problemów, potwierdzam naszym książęcym słowem, że nie jesteśmy zainteresowani tą sprawą więcej. Pozwalamy jednak tobie użyć wszelkich metod do swojej obrony oraz zniszczenia twoich wrogów, bez względu na rasę i gatunek

twoja przyjaciółka
księżna Matalesta”
Agnese czytając uśmiechała się i delikatnie kręciła pupą, ciągle czując, jak to działa na markiza.
- No, no… - Oddała list Gilli i przeciągnęła się zakładając splecione ręce na szyję, stojącego za nią markiza, tak że jej ciało było wygięte teraz w łuk, oparty z jednej strony na wbitej w niej jego męskości a z drugiej strony na jego karku.
- Będę musiała odpisać księżnej. Choć najpierw dużo chętniej dobrałabym się do tamtej szopy.
- Ja także, signora, zaś czuję się już dobrze, szczególnie jak was widzę, zaś szlachetny pan to już chyba zupełnie rewelacyjnie - mruknęła. - Brawo, dostojny panie - uśmiechnęła się.
- Trzeba by tam jak najszybciej wyruszyć ale…. chciałabym tu najpierw coś skończyć. - Wampirzyca poruszyła pupą w przód i nabiła się na zupełnie już twardego markiza. - Co sądzisz, skarbie?
- Ach tak! - trzymający jej biodra markiz także pociągnął ją do siebie, kobieta zaś poczuła, jak męskość sunie w jej wnętrzu ocierając najmocniej przednią ściankę, a potem ponownie. - Zróbmy to - poczuła kolejne mocniejsze wejście, zaś z przodu stanęła Gilla i zbliżyła swoją twarz do jej ust. Ucałowała ją, jednocześnie obejmując swymi dłońmi falujące piersi Agnese.

Wampirzyca przełożyła swoje dłonie na Gillę, wypinając się lekko do markiza. Oddała pocałunek ghulicy, pozwalając mężczyźnie się w nią wbijać. Podniecenie narastało, ciało jej drżało rozwierane coraz mocniej potężnym orężem mężczyzny. To było super, być braną i jednocześnie całowana przez Gillę. Agnese poruszała się w rytm pchnięć markiza. Gilla całując chwyciła jej sutki trzymając i ściskając je, zaś Agnese czuła, jak były pociągane.
- Pragnę cię, kocham cię, uwielbiam cię, moja słodka pani. Ruszajmyyyy tam, ale jeszcze zaaaraz - jęknął.
Wampirzyca przytuliła się do Gilli, wiedząc, że właśnie brudzi jej strój swoim zakrwawionym ciałem. Opierając się na wojowniczce zaczęła sama nabijać się na markiza. Coraz mocniej, coraz szybciej. Czując jak jej własne ciało nie jest w stanie utrzymać jakiegokolwiek rytmu. Zsunęła jedną dłon i wsunęła ją pod suknię Gilli, łapiąc ją za pośladek. Ooo, ona również pod suknię nie wdziała pantalonów. Była naga i gorąca.
- Tak cudownie… - Wymruczała wtulając się w szyję ghulicy, która mimo starań poruszała się od siły uderzeń markiza. Jednak stanowczo jej to nie przeszkadzało.
- Ależ pani, to bardzo miłe - wymruczała Gilla. - A pan markiz bardzo zadzierzysty - pozwoliła sobie zamiast ściskania uszczypnąć mocniej sutki swojej pani. Z ust Agnese wyrwał się jęk. - Takie twarde, szkoda że nie mamy teraz możliwości czegoś więcej, jeśli chcemy spróbować tego drugiego, mrrrrrr, wskazanego miejsca.

Trwało coraz dłużej i coraz przyjemniej. Wspaniale, słodko, seksownie, kiedy Agnese czuła się przeszywana tak głęboko, aż nagle nadszedł wybuch. Wampirzyca miała wrażenie, że Alessandro prawie unosi ją, na swej męskości. Jej ciało było mocno na nim zaciśnięte, drżące, rozpalone. Chłonące gorąc jego wypiętej męskości. Gdy uczuła to… to jak znów dochodzi głęboko w niej, krzyknęła z rozkoszy wprost w pierś swej ghulicy.. Strzał, tym razem jeden, ale bardzo mocny, uderzający jej wnętrze oraz rozlewający się i to gwałtownie napęcznienie męskości, która szaleńczo podgrzała jej delikatne ciało. Chciała móc opaść, leżeć bezradnie na łóżku i przeżywać ten rozsadzający jej ciało orgazm, ale markiz mocno trzymał jej biodro, równie mocno, co Gillą jej już niemal bolące od napięcia sutki.
- Ach Agneee … - jęknął mężczyzna i przez chwilę pomimo, że nie miał kolejnego wytrysku ruszał gwałtownie, wbijał się w nią wcale nie słabiej niż wcześniej.
- Ach signora - westchnęła usatysfakcjonowana Gilla, której także trzymanie pupy przez Agnese sprawiało przyjemność.

Z ust wampirzycy wyrywały się kolejne jęki, gdy Alessandro poruszał się w niej. Oparła się swym ciężarem na rękach Gilli, która teraz podtrzymywała ją, obejmując.
- Moi najcudowniejsi… najwspanialsi - Agnese mruczała z przyjemności, wprost w ucho ghulicy, przesuwając po nim swoimi wargami. - … najpiękniejsi.

Gdy poczuła, że markiz się uspokaja, wyprostowała się jeszcze raz całując Gillę.
- Wymyjemy się i zaraz po ciebie poślę…- zerknęła na jej kostium, naznaczony krwawymi smugami. - Pewnie będziesz chciała się przebrać.
- Tak, ale jeśli tam faktycznie jest nephandi, czy nie warto byłoby wziąć Kowalskiego? Choć jeśli szedłby Kowalski musiałby chyba zostać Alessio, zeby pałac także był broniony - spytała signorę ghulica. - Oraz ile osób wezwać do przygotowania?
- Niech Borso naśle na nich tych swoich rabusiów. - Wampirzyca uśmiechnęła się. Chwyciła dłoń markiza spoczywającą na swoim biodrze i ułożyła ją na jednej z piersi, ciesząc się dotykiem narzeczonego. - A co do Alessio i Kowalskiego, to ich decyzja. Uważam, że faerie powinien odpocząć, ale jeśli będzie się upierał nie mogę go do niczego zmuszać.
- Co do rabusiów, to trochę trudno, bowiem zebranie ich jednak zawsze trwa. To nie karny oddział - wyjaśniała Gilla, podczas kiedy markiz dobierał się do cycuszka Agnese.
- Signora lubi, jak podszczypujesz jej sutki - uprzejmie poradziła Gilla Colonnie, który natychmiast skorzystał z jej rady. Wampirzyca jęknęła, czując kolejne uszczypnięcie. Spojrzała na Gillę, rozmarzonym spojrzeniem. - Zaś co do Alessio, chyba chętnie odpocznie, kiedy przeszłam obok pewnego magazynku, słyszałam jego miłe słowa oraz potem jęki jakiejś dziewczyny.
- Niech.. ah… skarbie, bardzo to lubię ale… ja będę musiała tam wyruszyć. - Przytrzymała dłoń markiza na swojej piersi. - Niech pośle tam nawet jedną czy dwie bandy, chodzi o odciągnięcie uwagi od naszych ludzi.
- Dobrze, signora. Tak się stanie. Borso właśnie przyszedł po tej całej sytuacji, natychmiast go zawiadomię, żeby ruszył ponownie.

Agnese poczuła, jak męskość markiza powoli wysuwa się z niej pozostawiając pustkę w jej łonie. Jeszcze moment tylko napęczniałe płateczki ślizgały po twardej męskości, ale wreszcie one także wypuściły część męskiego ciała. Zadrżała i już poczuła, że zaczyna tęsknić za tym jak ją wypełnia, po jej udach spłynęły gęste krople.
- Ja też idę - powiedział markiz uwalniając jej biust ze swojej dłoni, ale po prostu obejmując krótkim, ale mocnym uściskiem. - Może nie byłem najwaleczniejszym wojakiem, ale nie będę się uchylał, gdy moja ukochana rusza - oznajmił, podczas kiedy ghulica wyszła wykonać polecenia.
Agnese obróciła się do niego przodem i pocałowała go namiętnie.
- To skończmy się myć i przygotujmy się na kolejną walkę tej nocy. - Jeszcze raz otarła się o niego swoim nagim ciałem, znacząc jego do tej pory czystą smugę krwawymi smugami i pociągnęła w stronę kolejnej balii, w której nadal była czysta woda.

Faktycznie wiadomo, musieli się skoncentrować na myciu, ponieważ inaczej pewnie ponownie trafiliby na łóżko. Jednak wiedząc, iż ta okazja jest wyjątkowa, sprężyli się szybko myjąc i ruszając.
- Wezmę kolejny kirys - uznał markiz - chyba że masz inny pomysł, jednak pomógł podczas walki.
- Bylebyś czuł się bezpiecznie, kochanie. - Wampirzyca uśmiechnęła się do mężczyzny. Agnese jeszcze zupełnie naga, obserwowała markiza jak narzuca na siebie ubrania. - Ja pewnie wcisnę się w coś obcisłego i lżejszego.

Gdy wyszedł sama wybrała w garderobie, kolejne skórzane spodnie. Nie spodziewała się tego, ale będzie musiała poprosić Gillę o uzupełnienie także tej części strojów. Ciągłe walki skutecznie pozbawiały ją odzienia. Po dłuższej chwili wcisnęła się w lekką koszulę, teraz jednak nie powstrzymywała się przed założeniem kamizeli, która poprzednio mogłaby jej utrudniać pływanie.


Nie krygując się, wydobyła też swój półtorak z jednego z kufrów. Stary miecz był prezentem od jej ojca i wampirzyca wiedziała tyle, jeśli jakieś ostrze miało się skruszyć w walce, to nie było jedno z nich.


- Rewelacja - nie wiadomo, czy markiz patrzył na półtoraręczne ostrze, czy raczej wspaniały strój, kiedy przyszedł sam ubrany. Musiał bowiem wyjść do własnej garderoby, ale chyba takie rzeczy, jak kirys miał przygotowany oraz jednoręczną broń przy pasie. - Widziałem, że stoi Gilla z Kowalskim oraz kilku gotowych ludzi.
- Cudownie. - Agnese narzuciła jeszcze płaszcz i podeszła do mężczyzny. Ucałowała go stając na palcach i delikatnie poklepała kiris. - Chodźmy wobec tego, czas na trochę zabawy.
Skinął.
- Jeśli dobrze zrozumiałem, mamy szansę go zaskoczyć oraz przejąć to, co przygotował na licytację. Wtedy osłabiamy możliwości twojej przeciwniczki, bowiem nie będzie miała za co werbować wrogów.
- Yhym…
- Wampirzyca poprawiła upięcie broni i chwyciła Alessandro pod ramię. - Teraz my będziemy rabusiami.

Przy bramie wyjściowej ponownie była grupa, ale co ciekawe, oprócz Gilli i Kowalskiego stał także Alessio.
- Muszę was prowadzić - mruknął faerie niepocieszony, że zapewne przerwano mu ostry seks.
- Przykro mi staruszku, że oderwaliśmy cię od twego ukochanego zajęcia. - Po wampirzycy było widać, że jest w dobrym nastroju. Wcześniejsza bitka, ale też wyjaśnienie sobie kilku rzeczy z markizem… choć może bardziej seks z markizem, stanowczo poprawiły jej humor.
- Cóż, tak bywa.
- Ja zaś muszę jednak pozostać - stwierdził Kowalski - zajmuje się rannymi, zaś kilku zostało mocniej dziabniętych. Jeśli mają być szybko gotowi, wolę ciągle czuwać nad nimi.
- Rozumiem. Cóż, Alessio będzie musiał poczekać z igraszkami do świtu. - Uśmiechnęła się do Kowalskiego.

Puszczając dłoń markiza, obejrzała się na zgromadzonych na dziedzińcu.
- Zbiórka! Zaraz wymarsz. - Głos wampirzycy poniósł się po dziedzińcu. Chwilę później mury palazzo opuściła kolejna grupa zbrojnych. Agnese nasunęła na głowę kaptur zasłaniając swoją twarz, może jednak lepiej by cały Rzym nie wiedział, że jaśnie pani signora wojuje osobiście.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172