Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-02-2019, 19:57   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dark corners of the mind [18+]

Pociąg powoli jechał przez las w Luizjanie, było gorąco. Było dusznie. Bielizna lepiła się do ciała. Powietrze wydawało się smołą otulającą Susan ze wszystkich stron. Była już sama w przedziale. Już dawno skończyła się jej rola wędlinki wciśniętej między dwie buły grubych murzynek, które nie mogły usiąść obok siebie, bo nie rozmawiały ze sobą. Głośno i przerzucając się zarzutami “nie rozmawiały”, a Susan poznała całą ich poronioną rodzinkę na podstawie ich opowieści. Ich wszystkie historie, ich powiązania. Na szczęście obie wysiadły przystanek wcześniej. Tak jak wszyscy pasażerowie. Teraz Susan czuła się jak w kiepskim horrorze. Pusty wagon, popołudniowe słońce, tylko czekać jakiegoś potwora z piłą otwierającego nagle drzwi.
To się jednak nie stało. Zamiast tego pociąg dojechał do małej, smętnej i zapuszczonej stacyjki… gdzieś pośród lasów. To był jej przystanek.
I na nim stała jedna kobieta. Elegancka starsza pani.


W szarym żakiecie i szarej spódniczce do kolan dopasowanej do żakietu. Czarna koszula, czarne pończochy i czarne szpilki. Elegancja wręcz wzorowa i przewidywalna. Jedynie, bransoletka na lewej kostce w kształcie żelaznego łańcuszka z grubych ogniw, psuła ten tradycyjny wygląd bizneswoman.
Susan nie mogła pojąć jak można w taki gorąc ubierać się na czarno, ale może sama się przyzwyczai za jakiś czas. Na razie była umordowana tym gorącem i zastanawiała się dlaczego nie wybrała jakiegoś bardziej umiarkowanego klimatu jak Montana czy Minnesota.
Zarzuciła na ramię jedną ogromną torbę podróżną druga mniejsza i jeszcze pociągnęła za sobą równie wielka walizkę na kółkach. Od cały jej dobytek, przynajmniej był większy niż w dniu narodzin Susan Woods. Wtedy miała tylko jedną torbę podróżną.
Skierowała się do przedstawicielki firmy nieruchomości.
- Pani Eleonore Lerfreve? - Upewniła się Woods.
- Ach miss Woods.- rzekła kobieta podchodząc i podając dłoń Susan.- Udana podróż?
- Trochę długa i nie jestem przyzwyczajona do takich upałów - “Ani do bycia płotkiem między dwoma gniewnymi murzynkami” dodała w myślach podając kobiecie swoją dłoń w formalnym uścisku. - ale oto jestem i chyba to się liczy. - Poprawiła torbę na ramieniu i zaciekawiła się czy kobieta ma może jakiś samochód czy przyjdzie jej iść z tym wszystkim.
- I to czy ma pani pieniądze. - zażartowała Eleonore puszczając dłoń kobiety i uśmiechając się dodała.- Przyznaję, że trudno się do nich przyzwyczaić i przez nie właśnie o tej porze roku miasteczka na południu wydają się senne i wymarłe niemal.
Ruszyła przodem gestem dłoni zapraszając Susan by ta szła za nią.- Wspominała pani w rozmowie, że nie przeszkadza pani staromodne załatwianie formalności? Podpisanie dokumentów i przekazanie gotówki. Żadnych tych wszystkich banków, przelewów i całej tej elektroniki.
Bardzo nie przeszkadzało… był to jeden z głównych powodów, dla których to Susan zainteresowała się sklepikiem w małym mieście, gdzieś w miejscowości “nigdzie”... w Luizjanie.
- Cóż lubię “antyki”, a staroświeckie załatwianie spraw ma swój czar. Chociaż jakby sytuacja tego wymagała przelew elektroniczny byłby możliwością. - Nowoprzybyła starała się zabrzmieć jakby forma zapłaty była w jej przypadku bardzo na miejscu i było to po prostu związane z jej ‘fanaberią’ niż z prawdziwym powodem.
- To dobrze. Umowę mam już przygotowaną na miejscu, gotową do podpisania. Oczywiście mogę dać pani czas na… przemyślenie sprawy. Myślę, że kilka dni mogłaby pani spędzić w nim w ramach przetestowania.- Eleonore szła do różowego buick’a z lat sześćdziesiątych.
- W końcu całego budynku nie można ukraść, prawda? - zapytała retorycznie.
- No na pewno ktoś by mnie zauważył jakbym chciała wyjechać z miasta z paroma tonami cegieł. - Zawtórowała dowcipem Susan, choć wydawało jej się, że zabrzmiał bardziej jako sarkazm. - Myślę, że po zobaczeniu miejsca na żywo będę mogła dać pani już ostateczną odpowiedź. - Susan wiedziała że i tak podpisze te dokumenty dzisiaj, mogłaby to zrobić nawet w samochodzie. Po prostu nie chciała zabrzmieć podejrzanie.
- Doskonal...aaa.. przepraszam.- bo wtedy rozdzwoniła się komórka kobiety. Sięgnęła po nią i sprawdziła kto dzwoni. Zarumieniła się i zbladła natychmiast. Podeszła do samochodu i otworzyła drzwi. Nachylając się do środka odebrała mówiąc.- Tak? Tak. Jest. Oczywiście że mam. Tak. Nie mogłabym inaczej… dobrze wiesz. Jest ze mną. Wkrótce…-
Czegoś szukała, więc Susan nie mogła widzieć jej twarzy, a jedynie pupę.
Na moment oderwała się od rozmowy pytając klientkę. - Mam termos z zimną herbatą. Napije się pani, podczas gdy ja porozmawiam?
- Będzie mi miło, - odpowiedziała nie pokazując jak bardzo ta propozycja ją uratowała - pozwolę sobie schować to do bagażnika. - Dodała przechodząc na tył samochodu chowając swoje rzeczy i udając zaciekawienie wszystkim tylko nie rozmową pośredniczki. Choć tak naprawdę była jej bardzo ciekawa, zawsze była zbyt ciekawa. Pewnie dlatego teraz była tutaj po drugiej stronie Stanów jako Susan Woods.
- Proszę się częstować.- rzekła Eleonore podchodząc do Susan z termosem i podając go jej. Po czym oddaliła się mówiąc.
- Wiesz dobrze, że nie mogę tego powiedzieć… teraz.- do telefonu. Najwyraźniej nie chciała świadków.-Tak… wszystko będzie gotowe. Nigdy jeszcze nie zawiodłam na tym stanowisku, prawda ?Zawsze byłam oddana. I teraz też nie zawiodę… - dalsza część rozmowy umknęła już Susan. Była prowadzona w oddaleniu. Woods mogła za to przyglądać się mimice twarzy przechadzającej się pośredniczki nieruchomości. Jej zawstydzeniu i ekscytacji, jej blednącemu raz obliczu i lekko zaniepokojonemu wyrazowi twarzy, oraz okazjonalnemu przygryzaniu dolnej wargi.
- Mhmm…- mruknęła w zamyśleniu popijając mrożoną herbatę oparta o samochód. “Czyżby kolejna umowa życia? Musi być jej ciężko sprzedając domy w takich wypizdowach. Pewnie tutaj jedno lokum potrafi przewinąć się parę pokoleń rodziny zanim w końcu można je sprzedać. Albo trzeba...co to było lokum po starszym panu który umarł bezdzietnie...tak jej powiedzieli przez telefon.”
Rozmowa w końcu dobiegła końca. Komórka Eleonore wylądowała w jej kieszeni, a ona sama podeszła do Susan. - Przepraszam sprawy służbowe. Na czym to skończ.. a tak, proszę wsiadać.
Po czym sama usiadła za kierownicą swojego samochodu.
- Kolejna dobra inwestycja? - Susan zapytała siadając na miejscu pasażera.
- Inne sprawy. Nie jestem pośredniczką nieruchomości na pół etatu, tylko pracowniczką ratusza. Budynek który pani kupuje należy do miasta, a ja jestem zastępczynią burmistrza.- wyjaśniła uprzejmie Eleonore.- Mogę spytać, co pani planuje robić w naszym mieście? Zakładam, że jakiś handel, skoro sklep?
- Powiedzmy, że na razie się wprowadzę i zrobię mały remont. A na co przeznaczę powierzchnię handlową to ..mhm mam parę pomysłów, ale chce najpierw zobaczyć który najlepiej wypełni niszę. I czy w ogóle jakaś jest. - Susan owszem miała parę pomysłów, ale musiała je dostosować do warunków jakie zastanie na miejscu. Trzeci pub czy kawiarnia w tak małej mieścinie nie ma sensu. Sklep to robienie sobie wrogów w już istniejących zakładach, a sama musiała mieć miejsce, gdzie mogłaby jednak uformalnić trochę jej zasobów, które przyjechały z nią w torbie i tych które były zamrożone w “formalnie nie istniejących” kontach.
- Nie ma tam za dużo powierzchni do wypełnienia, ale miasto pomoże tobie w tym przedsięwzięciu… w Lenvielenfer panuje obecnie lekka stagnacja.- wyjaśniła kobieta prowadząc samochód. Atmosfera w środku była nie lepsza niż pociągu. Lepka, duszna, gorąca… w dodatku perfumy o zapachu piwonii. Na nie Susan nie zwracała uwagi… aż do teraz. Gdy były zamknięte razem, ów zapach perfum Eleonore stawał się intensywniejszy. Wypełniał powietrze, przenikał przez ubrania. Oplatał ciało niczym zapachowe macki.
- Na pewno zgłoszę się po pomoc jak już zdecyduje co będzie pasować. - Powiedziała Susan bardziej optymistycznie. “Pachnie tutaj jak parzonymi kwiatami, sama będę pachniała tymi piwoniami jak już dojedziemy. Piwonie i pot….ech pierwsze co to zobaczę czy prysznic działa.” - Praca w ratuszu, mhm wygląda jakby władzę naprawde troszczyły się o swoich mieszkańców..przynajmniej mam takie pierwsze wrażenie.
- To dość mała społeczność obecnie. Wszyscy się dobrze znają.- odparła z uśmiechem pracownica ratusza. Pochyliła się nieco do przodu, by podrapać paznokciami w okolicy swojej kostki. Tej skutej żelaznym łańcuchem bransolety.- Jesteśmy prawie jak jedna wielka rodzina.-
Na razie przejeżdżały przez bujny las, pełen starych drzew, których kręte korzenie tworzyły plątaninę macek na powierzchni gleby. Minęły żelazną bramę tarasującą boczną, acz szeroką drogę i spomiędzy drzew widać było białe budynki, typowego dla południowych stanów miasteczka.
- Nie macie zbyt wielu nowych osób co chcą się osiedlać...- Susan bardziej stwierdziła zastanawiając się czy nie powinna osiedlić się w większym mieście, gdzieś gdzie lepiej się ukryć w tłumie. - ...ta brama prowadziła do?
- Posiadłość hrabiego Daulmehre.- odparła krótko Eleonore.
- Nie byłam świadoma, że na świecie żyją jeszcze jacyś arystokraci. - odpowiedziała Sue zastanawiając się czy tam naprawdę mieszka jakiś hrabia, czy kobiecie nie chodziło o samą nazwę obiektu.
- To nazwa historyczna. - wyjaśniła zdawkowo Eleonore, a Susan miała wrażenie że kobieta chciała jak najszybciej zmienić temat.- Myślę że spodoba ci się tutaj. Mamy jeden pub co prawda, ale ceny są niższe niż w sąsiednich miasteczkach. Żadnych supermarketów, za to żywność miejscowym sklepiku prosto z natury.

Wjechały do miasta… jedna główna droga przecinała je. Susan dostrzegła na niedalekim wzgórzu kościółek. Widok typowy dla takich małych miejscowości. Zawsze był tam jakiś ośrodek religijny. Ten tutaj był taki jakiś… mały i zaniedbany. Jakby zapomniany?
Nad tym jednak Susan nie miała czasu się zastanawiać nad tym faktem. Dojechały do budynku, wciśniętego między piekarnię, a sklep z narzędziami.
- To on.- rzekła Eleonore zatrzymując samochód.- Jak widzisz, na parterze masz sklepik z przeszkloną wystawą, a z tyłu zaplecze. Była tu kiedyś cukiernia. Smithowie mieszkali na górze. Jest tam przedpokój, pokój, sypialnia… kuchnia i łazienka.
Susan wyszła z samochodu patrząc na wciśnięty w architekturę okolicy mały budyneczek. Był wysokości tych obok, wyglądał na lekko zaniedbany i ponury. Ciemność w środku nie wyglądała zapraszająco. Nie musiał, pewnie zrobi z niego swoją fortecę z czasem. Susan nagle odpłynęła i przez chwile odpłynęła nie patrzyła na zaniedbany stary sklepik ale na odnowiona wypełnioną roślinami kwiaciarnię.
- Mieli piwnicę? - spytała Susan odrywając się od okna i rozpraszając to co widziała. Najwyraźniej dostała udaru słonecznego i z gorąca ma zwidy. Podeszła do bagażnika po swoje bagaże czuła się obserwowana choć na ulicy było pusto. Eleonore otworzyła frontowe drzwiczki i weszła do środka za nią wtachała swoje rzeczy Susan i postawiła obok kontuaru. W środku panował zaduch, najwyraźniej nikt nie przejmował się wywietrzeniem miejsca przed pokazem.
- Och tak… ale… raczej bym się tam nie zapuszczała. Jest w fatalnym stanie, schody spróchniały, elektryka nie działa.- odparła kobieta podchodząc do kontuaru sklepiku i położyła na nim klucze i dokumenty dotyczące umowy sprzedaży.- Więc… zwiedzamy?
- Tak chętnie - Susan przeszła pomieszczenie wyglądało rzeczywiście jak wnętrze cukierni z dużym kontuarem i szklanymi szybkami. Na ścianie wisiały półki z szklanymi słojami zapewne by wypełniać cukierkami. Paru chyba brakowało a w paru mhm wydawało się że jest zajęta przez obcą cywilizację. Staroświecka kasa stała za ladą. Wyglądała antycznie Susan zdziwiła się, że nikt jej zarekwirował i nie sprzedał.
- Chodźmy więc na górę.- zaproponowała Eleonore podążając do drzwi z tyłu salki i po ich otwarciu ruszyła za schodami.
Susan zwróciła uwagę na warstwę kurzu pokrywającą meble była gruba, bardzo gruba. I doskonale było widać gdzie kiedyś stały rzeczy które...znikły. chyba nie będzie pytać o to panią zastępcę Burmistrza znikające rzeczy się zdarzały.
Powoli szły skrzypiącymi schodami, podziwiając wyblakłą tapetę w kwiatki i paskudne zacieki.
- Najpierw sypialnia.- zaproponowała prowadząc Susan do drzwi. Przepuściła ją pierwszą i położywszy dłonie na ramionach Woods szepnęła cicho.- Proszę się nie wstydzić. Świat należy do śmiałych.-
Delikatnie ją popchnęła do owej sypialni. Bardzo ponurego miejsca. Duże ciemne kotary tłumiły światło. Niemniej dało się zauważyć duże ciężkie małżeńskie łoże z wężowymi kolumienkami. Zupełnie nie pasujące do tego miejsca, jak i zabytkowa toaletka. Był też ślad po telewizorze na przeciwległej ścianie, duża szafa na ubrania i drzwi prowadzące do łazienki. Uwagę Susan przykuwały tapety. Również wyblakłe… przypominające tysiące macek wijących się niepokojąco po ścianach… a nie.. to był bluszcz. Tyle że czas zatarł pierwotny wzór. Czas i zacieki.
- Prawdziwie królewskie łoże… wymienić pościel i można się wylegiwać.- Eleonore podkreśliła selling point tego pokoju.
- Wow…- Nowa właścicielka nie umiała w tej chwili wymyślić nic oryginalniejszego. Sypialnia rzeczywiście robiła wrażenie. - Jak oni...ono musiały być wniesione w kawałkach. - Susan weszła do głębiej i przyjrzała się łóżku które aż zapraszało by w nim legnąć...najlepiej na zawsze. Potem podeszła do okna i zobaczyła na co wychodziło. Odciągnięcie kotary odsłoniło olbrzymie imponujące okno. Światło wpadło do środka rozpraszając mroki i na moment oślepiając Susan.
- Przez okno je wniesiono, o ile dobrze pamiętam.- wspomniała Eleonore, podczas gdy Susan podziwiała widoki i domyślała się powodu kotar. Okno wychodziło na ulicę, wprost na przeciwne budynki i jeśli ktoś chciał podglądać Susan, to miał bardzo łatwe zadanie teraz.
“No trzeba będzie pamiętać by nie chodzić nago … chyba że sąsiadów...nie po prostu nie będę chodzić nago albo korzystać z kotar. “ Susan skarciła się w myśli ale widok nie był wcale taki zły budynki były tutaj w miarę niskie i może było nawet widać niebo. Susan skierowała następne kroki do drzwi łazienki. Kiedy je odchyliła zaskrzypiały jak dusza potępieńca. W środku było brudno. Wolno stojąca wanna była brudna (żeliwna ale solidna), kabina prysznicowa też. Znajdowały się tu stara biała toaletka, oddzielna kabina na kibelek… oraz niewielka umywalka, na niej brudne poszarzałe mydło. A nad umywalką rozbite i ubrudzone zaschniętą krwią lustro.
“Krew?! Tak to krew.” Susan w poprzednim życiu chcąc nie chcąc, widywała krew, mnóstwo krwi. Krwi, broni, przemocy...pieniędzy. “Ciekawe czy powstało to po śmierci właściciela...czy w trakcie...” wyszła z łazienki i ruszyła do drugiego pokoju na piętrze, tego z widokiem na uliczkę o mniejszych walorach widokowych.
- Jak z wodą i prądem? Trzeba będzie na nowo podłączyć czy wszystko powinno śmigać? - Zapytała mijając Eleonore.
- Woda na razie odcięta i prąd też, acz zostaną uruchomione wieczorem.- wyjaśniła pani Lerfreve podążając za nią. Obie kobiety przeszły w kierunku drzwi i otworzyły wejście do gabinetu pana domu… znacznie mniejszego niż być powinien. Ale przytulnego. Teraz pozostały po nim meble… biurko i szafa, oraz sofa na tyle wygodna że można się było tu przespać. I znowu ta tapeta w macki… to znaczy bluszcze.
“Jak tylko zostanę sama zedrę tą paskudną tapetę,” Pomyślała Susan wyglądając za okno i pierwszy raz oglądając szarą uliczkę za ciągiem budynków.
Ta była dyskretna… skrywała wszelkie pojazdy nią jadące przed spojrzeniem ciekawskich gapiów z głównej ulicy i prowadziła gdzieś w las. Susan przypuszczała, że do Daulmehre.
- Miałam też spytać o gaz, ale rozumiem że wieczorem jak cała reszta. W tym pubie o którym wspomniałaś można też coś zjeść? - Susan chwilowo nie była głodna ale wiedziała że jeśli wieczorem zrobi się chłodniej to jej organizm sobie o tym przypomni. Woods nie marzyła o niczym innym jak zacząć się normalnie odżywiać, a nie ciągle zimne jedzenie i instant zupki jedzone po hotelach.
- Od biedy można uznać to co tam podają za jedzenie. Acz pub serwuje głównie alkohole.- stwierdziła Eleonore i po namyśle dodała.- Mogę wpaść tu wieczorem z kolacją domowej roboty, jeśli pani to nie przeszkadza. Miło będzie…- zamarła nagle słysząc dźwięk swojej komórki. Sięgnęła do kieszeni i zerknęła, by sprawdzić kto to.
- Proszę się nie krępować - Powiedziała Susan z przyjaznym uśmiechem. - Zejdę na dół żeby nie przeszkadzać i zobaczę kuchnie. - Powiedziała dodając w myślach “Plus głos lepiej się niesie w dół.”
- Tak? Oczywiście… możesz być pewien, że mi się uda…- słyszała wychodząc z pokoju i schodząc po schodach.
- Będą gotowe.... Możesz być pewien... Oczywiście, że pragnę…- rzeczywiście jej głos dobrze nosił się po schodach. -... moje plany… tak… mogę zmienić… jeśli będzie… zgoda… przygotowania…-
Im niżej była, tym trudniej było ją podsłuchać. Mówiła cicho, i zdania zmieniały się w słowa których znaczenia nie była do końca pewna.
“Trochę jak romans albo machlojka finansowa...może oba na raz?” Susan snuła swoje teorie schodząc niżej i zaczepiając po drodze o spiżarnię. Obecnie pustą poza kilkoma zapomnianymi skrzynkami i puszkami. Szczegółów Susan nie zdołała dostrzec, z powodu braku prądu.
“Żadnego trupa w szafie ani szczurów...dzięki za małe przyjemności” pomyślała idąc do kuchni i wypatrując ‘zejścia’ do tej zaniedbanej piwnicy. “Ryba psuje się od głowy a domy od piwnic” przypomniało jej się powiedzonko jej ojca. Ojca którego miała w innym życiu.
Wejście do piwnicy było duże i zamknięte na kłódkę, tuż obok dużej i pustej kuchni godnej restauracji. Z dużym piecem i dużym stołem na przygotowanie posiłków. Dobre dla cukierni, ale zdecydowanie za duże dla jej potrzeb i umiejętności kulinarnych pomieszczenie. Susan przypomniała sobie o kluczach. Te leżały na kontuarze obok umowy zakupu w pomieszczeniu obok kuchni. Wróciła do części sklepowej szukając umowy i kluczy.
Te znalazła szybko, były tam gdzie je Eleonore zostawiła.
Susan wzięła do ręki umowę i zaczęła czytać, nie była prawnikiem ale lata w księgowości … i praniu brudnych pieniędzy nauczyły ją by dwa razy czytać, dokumenty przed podpisaniem. Choć palce świerzbiły ją by wyciągnąć pióro z torebki i podpisać te kartki papieru. Nie znajdowała jednak, żadnego haczyku, żadnego oszustwa, żadnego zaczepienia swoich podejrzeń. Może ktoś lepiej zapoznany z prawem, by coś znalazł ale ona… widziała tylko umowę sprzedaży domu. Może nieco taniej niż zazwyczaj, ale też domy na zadupiu nie kosztują tak dużo jak w bardziej popularnych miejscach.
Susan była zdecydowana położyła dokumenty a z torebki wyjęła pióro, jedyna z niewielu rzeczy przypominających jej że kiedyś nie była Susan. Prezent od rodziców z innego życia. Myśleli, że zostanie pisarką i na osiemnaste urodziny zamówili je u znajomego z Tajwanu. Podobno zawsze miała bujną wyobraźnie. Były to pióra dobrej jakości i starczające na długie lata. Stalówka przesuwała się po papierze zostawiając eleganckie litery i parafki.


Kiedy skończyła wyjrzała przez brudne okna, wydawało jej się że zobaczyła coś na ulicy.
Ktoś wszedł do pubu, który znajdował się dokładnie naprzeciw jej budynku.
“A więc podglądać mnie mogą wszyscy bywalcy pubu...może zamówię sobie drugi zestaw kotar” Pomyślała, choć bliskość piekarni, pubu, sklepu z narzędziami i zapewne rzut beretem do sklepu z jedzeniem miało swoje plusy. Być może nawet takie usługi jak hydraulik czy elektryk będą na czas. Małomiasteczkowe życie zaczynało mieć coraz więcej plusów.
Z torby wyjęła grubą kopertę, jej zapłata za te ‘przystań’. W dzisiejszych czasach mogło się to wydać podejrzane, ale nie w takiej mieścinie jak ta.
Usłyszała głosy obcasów na schodach. Eleonore schodziła po schodach. Pierwsze co dostrzegła Susan to jej nadal dość zgrabne nogi… i owa nietypowa ozdoba na kostce.
- Miss Woods, gdzie pani jest?- Lerfreve zapytała głośno w połowie schodów.
- W sklepie…- Odpowiedziała i poczekała aż ta do niej dołączy. Kiedy przekroczyła próg pomieszczenia. Susan odpowiedziała uśmiechem i przysunęła jej dokumenty i kopertę. - Ponieważ jestem już kompletnie zdecydowana, pozwoliłam sobie domknąć formalności. -
- Doskonale.- uśmiechnęła się Lerfreve przeglądając dokumenty, a potem przeliczając niedbale banknoty. - Chyba wszystko się zgadza.
- Jeśli nie, to teraz przynajmniej wiadomo gdzie można mnie znaleźć. - Dopowiedziała kolejny suchy żart, … to na pewno ta pogoda. - Taaak… rozumiem że wszystkie główne biznesy i sklepy są na głównej ulicy i wystarczy się nią przejść?
- Tak. Ciężko się zgubić w tym mieście.- odparła z uśmiechem Eleonore. Przeczesała włosy dodając.- Wpaść wieczorem z kolacją, czy woli pani zaryzykować z jedzeniem z pubu?
- Jak to pani ujęła “Świat należy do śmiałych” - Zaśmiała się Susan - Spróbuje z nowymi sąsiadami, w końcu powinnam zacząć ich poznawać. Ale kiedy już się ogarnę i może trochę tutaj odświerze, a przynajmniej posprzątam obiecuje zaprosić Panią na kieliszek wina i przedstawić plan, co wymyśliłam zrobić z tego miejsca.
- To jest dobry plan. Powodzenia.- odparła z uśmiechem, spojrzała na kontuar.- Widzę, że klucze pani już wzięła. Jeszcze w czymś mogę pomóc?
- Dziękuję ale czas się pokazać jako duża dziewczynka i się usamodzielnić, więc chyba do zobaczenia tu i tam. - Powiedziała nowa właścicielka domu doprowadzając kobietę do drzwi i na ulicę. Tam znowu poczuła się obserwowana. “Urok małych miasteczek...”
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 21-02-2019, 20:13   #2
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po wyjściu przedstawiciela władzy, Susan wróciła do budynku zamknęła drzwi na klucz i zabrała najpierw wielką torbę na ramię i wniosła ją na piętro.
- Po pierwsze schować skarby…- wymamrotała do siebie, tyle że jak weszła na górę to stwierdziła że nie znalazła żadnego miejsca gdzie mogłaby przeznaczyć na odpowiednie miejsce. Mając jeszcze mnóstwo czasu do zamknięcia sklepów kobieta przeszła jeszcze raz po mieszkaniu głównie górze i schodach. Szukałą luźnych desek, paneli czegokolwiek co by się nadawało. W końcu zwróciła uwagę na kwadratowy kształt w suficie w korytarzu między sypialnią a biure.

- Stryszek? Na razie może być... - powiedziała do siebie, i przynosząc krzesło z biura uniosła i przesunęła panel. Nic z za niego na nią nie wyskoczyło co Susan uznała jako kolejny dar od losu. Torba z pieniędzmi była ciężka ale mieściła się w mniejszej niż ta wielka która robiła za bagaż. W niej były też dwa ręczne pistolety ręczne, większy zostawiła w torbie z pieniędzmi. Mniejszy, ruger, zostawiła przy sobie a przynajmniej na razie załadowany i zabezpieczony Susan zaniosła do sypialni. Sprawdziła materac który o dziwo był w zadziwiająco dobrej kondycji … co wydało się kobiecie dziwne.
“Czyżby dali mi nowy?” Pomyślała chowając zabezpieczony pistolet między materacem a ramą łóżka.

Kolejna była walizka, ciężka ledwo mieszcząca się w szerokości po schodach walizka. Ją Susan po prostu zostawiła koło łóżka. nie było sensu jej otwierać tylko zakurzy rzeczy a nie ma szans na kąpiel...do jutra rana albo do późnych godzin wieczornych kiedy życiodajne dla domu media: prąd, woda, gaz.

Widok zasyfionej łazienki wrócił jej przed oczyma. - Będę potrzebowała mnóstwo wybielacza i gąbek…- Powiedziała do siebie i ruszyła by otworzyć okna w sypialni i gabinecie. Gorące, ale jednak świeże powietrze zaczęło wpływać do domu wypychając te zatęchłe. Susan wzięła większą torbę teraz pustą, swój plecak z pieniędzmi ‘podręcznymi’ i ruszyła na dół a potem na ulicę. Niby po środki czystości, ale chyba bardziej dać się oblukać nowym sąsiadom.

Opuściła dom i rozejrzała się po ulicy. I pierwsze co zwróciło jej uwagę, to szyldy.
“Mason’s Everything” … szyld ten sugerował sklep będący połączenie spożywczaka z wszelkimi innymi towarami. Sklepik najbardziej podobny do supermarketu… w którym sprzedaje się broń, co sugerował malunek rewolweru.
Ruszyła w tamta stronę przy okazji rozglądając się po innych biznesach zamieszczonych po ulicy. Posiadających szyldy lub witryny sklepowe. Na ulicy oprócz niej nie było żywego ducha. W takich miejscach zapewne życie zaczyna się kiedy zaczyna być chłodniej więc pewnie koło 18.00 . Teraz zapewne inni cieszą się sjestą, albo obserwują ją z wnętrza klimatyzowanych pomieszczeń. Susan zastanowiła się, czy już plotki krążą o nieznajomej która przyjechała zamieszkać na ten wypizdówek i zapłaciła gotówką za starą cukiernię.

Przy wejściu zadzwonił dzwonek obwieszczając przybycie Susan, ale sklepikarz zajęty czytaniem gazety nie zwrócił na nią uwagi. Zapewne sądził, że ktoś miejscowy wszedł… weźmie co chce z półek i podejdzie do lady zapłacić. Obecnie Woods nie widziała twarzy ukrytej za stronami gazety.
- Dzień dobry. - rzuciła do gazety. Złapała za koszyk i zaczęła przechadzać się powoli między alejkami, w sklepie...był swojski system segregacji produktów. Niemniej nowa znalazła to co potrzebowała, wybielacze, rękawiczki, gąbki, odkamieniacze, płyny do szyb… a i dorzuciła sobie dwie butelki wody, jajka, masło i małe pudełko jakiejś czarnej herbaty w torebkach. Z wyładowanym do granic możliwości koszykiem wróciła do kasy.
- Dzień dobry…- mężczyzna oderwał się od gazety i przyjrzał kobiecie z wyraźnym zaskoczeniem.

Oparty o ladę niebieskooki i zapuszczający brodę mężczyzna zastanawiał się przez chwilę przyglądając Susan.- Samochód się zepsuł?
- Jeszcze nie zaopatrzyłam się w samochód - powiedziała, ale tknęło ją że właściwie powinna pewnie jakiś sobie sprawić ale może nie teraz dopiero co kupiła dom - ale to dobry pomysł na przyszłość. - powiedziała zaczynając pakować to co sprzedawca za ladą policzył.
- Jeszcze? - zapytał zdziwiony mężczyzna. A po podliczeniu zakupów, podał cenę.
Susan zapłaciła jednym banknotem i czekała na resztę. - Jeszcze. - Potwierdziła, powtarzając za sprzedawcą. - Dobry pomysł jakby się chciało gdzieś pojechać prawda? Nie trzeba żerować na dobroduszności sąsiadów. - było to pytanie retoryczne. Pomysł był oczywiście logiczny, ale sytuacja zaczynała trochę bawić kobietę, więc jeszcze nie ujawniała swojej tożsamości.
- Sąsiadów?- mężczyzna był wyraźnie zakłopotany próbując poukładać przekazywane przez nią informacje. Będąc jednak sprzedawcą i rozmawiając z klientką starał się nie ciągnąć jej za język. Zamiast tego pakował jej zakupy do torby.
- Susan Woods, dzisiaj wprowadziłam się do dawnej cukierni - kobieta postanowiła dłużej się nad sklepikarzem nie znęcać w końcu kiedyś może będzie trzeba dostać coś spod lady.
Te słowa sprawiły, że… zesztywniał, a jego spojrzenie się skupiło na niej. Jak u drapieżnika spoglądającego na ofiarę. Wyraźnie zmieniła się jego postawa… na kilka sekund. A potem rozluźnił się od razu.
- A więc.. jesteś cukierniczką? Przyda się trochę słodyczy atmosferze naszego miasta, nieprawdaż?- zapytał z uśmiechem wodząc spojrzeniem po Susan podziwiając jej urodę, jak… degustator win, wyjątkowo udany rocznik.
“Wow, … nie no nie to żebym nagle poczuła się jak kawałek mięsa u rzeźnika...” pomyślała widząc zmianę w zachowaniu sprzedawcy. - Niestety żaden ze mnie cukiernik…- powiedziała z lekkim zakłopotaniem - ale nie wydaje mi się żeby atmosferze czegoś brakowało...ale jestem dopiero od paru godzin Panie…? - Skutecznie próbowała wyciągnąć z niego informacje.
- Ożywienia. To bardzo senne i nudne miasteczko. - wyjaśnił z zadziornym uśmiechem mężczyzna nachylając się ku niej.- Philip Mason.
- No proszę a ja myślałam że ta pustka na ulicach to przez upał i wieczorem się poprawi - odwzajemniła uśmiech, biorąc torbę. - No dobrze Phil, to pewnie do zobaczenia później po pierwszych chwilach w domu raczej będziemy się widywać częściej. W razie czegoś rozumiem, że można złożyć u ciebie zapotrzebowanie jakbym potrzebowała czegoś w większej ilości?
- Oczywiście. Nawet możesz liczyć na dostawę do domu, pod wieczór oczywiście.- odparł z “uwodzicielskim” uśmiechem Mason.
- Świetnie, w takim razie jak będę miała listę to się do ciebie zgłoszę. - Powiedziała ignorując jego aluzje, a propo wizyt wieczornych. - Do zobaczenia Phil. - Rzuciła zarzucając sobie swoją torbę z zakupami na ramie i kierując się do wyjścia.
- Do widzenia.- rzekł na pożegnanie Mason wodząc spojrzeniem za pupą Susan. Bądź co bądź, był to ciekawszy widok od tych, które mógł znaleźć w swojej gazecie.

“No to czas do domu…” - Do domu…- Powtórzyła na głos, miło było znowu mieć coś co można było tak nazwać. Po drodzę zastanowiła się czy nie wstąpić jeszcze do sklepu z narzędziami, pewnie przydałoby się młotek i łom do poluzowania desek w podłodze, schowek na poddaszu był spoko ale wolała coś pewniejszego.
Po przekroczeniu progu sklepu kolejny dzwonek … no najwyraźniej tradycja, muzyczna.
- Dzień dobry - powiedziała odruchowo i zaczęła rozglądać się po wnętrzu sklepu.
- Słucham?- odezwał się głos spod lady.
- Potrzebuje paru narzędzi, młotek, łom, nóż do ściągnięcia tapety...- Mówiła idąc po sklepie i łapiąc przydatne rzeczy. - ...informacja czy da się wypożyczyć parę sprzętów też byłaby mile widziana…- Mówiła dalej kończąc swoją przebieżkę po sklepie, znalazła młotek i gwoździe, ale łom i nożyki nie rzuciły się jej w oczy.
- Przydałby się fachowiec.- kobieta uniósł się znad lady, krótko obcięte włosy i skośne oczy charakteryzowały tę młodą kobietę ubierającą się niedbale. Przyjrzała się Susan i jej strojowi.- A pani na fachowca nie wygląda.
- To jedna poluzowana deska w podłodze, na fachowca przyjdzie czas jak zacznie się ich pojawiać więcej albo jak po włączeniu mi mediów łazienka stanie w płomieniach. - Powiedziała przyjaźnie Susan i wyciągnęła do przodu rękę w powitaniu. - Susan Woods nowa sąsiadka.
- Sąsiadka.- kobieta zamarła w stuporze.- Już pani tu… może jeszcze da się stąd… może jeszcze pani może cofnąć umowę?
“Dziiiiwneeeee…” Susan przekrzywiła głowę na bok nie kryjąc zdziwienia. - Emmm, no nie do końca reakcja na jaką liczyłam… dlaczego miałabym wypowiedzieć umowę?
- Ach… cóż… to zdzierstwo…- kobieta opuściła głowę starając się unikać spojrzenia Susan.- Na pewno… pani przepłaciła.
Zacisnęła dłonie w pięści. - Nieważne… Niech pani jednak pamięta, by nie wychodzić po zmroku. Tu bywa niebezpiecznie. W lasach są wilki i podchodzą bardzo blisko. Najlepiej się zamknąć i nie patrzeć.
- … - Susan całkowicie nie znalazła powiązania między ‘nie patrzeć’ a ‘podchodzące wilki’ . Postanowiłą to zignorować, na razie. - Emm, … nie znalazłam łomu ani noża. - zmieniła temat kładąc inne przedmioty na ladzie.
- Już zaraz… momencik.- kobieta obróciła się plecami do Woods, by zdjąć z półek wybrane przez nią przedmioty.- Jane Hong.- Dziękuję,....jeśli moja łazienka po podłączeniu mediach jednak stanie w płomieniach i stwierdzę, że jednak bez fachowca się nie obejdzie to czy mogę zgłosić się do ciebie czy jest tu jeszcze inny fachowiec?
- Jest drugi fachowiec. Mój wspólnik. Więc i tak trzeba się zgłosić tu.- Jane położyła przedmioty na ladę przyglądając się Susan. Oddychała ciężko i stukała palcami o ladę.
- … powodzenia…- wydusiła z siebie w końcu.
- Dziękuje? - Odpowiedziała niepewnie zostawiając pieniądze na ladzie i wychodząc ze sklepu. - To było …. dziwne…- powiedziała do siebie i minęła cukiernie kierując się do ostatniego przystanku, piekarni. Chcąc kupić chleb czy jakieś inne pieczywo na śniadanie kolejnego dnia.


Po wejściu do piekarni Susan z zaskoczeniem stwierdziła, że nie było nikogo za ladą. Nikt nie pilnował sklepu.
- Hallo? - odezwała się podchodząc do lady w okolicy wejścia na zaplecze. - Jest tu ktoś?
Posłyszała… ciche stęknięcia i nieco głośniejsze kobiece jęki. Nie była dziewicą, więc potrafiła rozpoznać te tony. Ktoś tu wykorzystywał przerwę na rozrywkę, albo samotnie… albo w towarzystwie.
“Ha ha ha …” Susan uśmiechnęła się i starając się nie wybuchnąć śmiechem spojrzała na półki z pieczywem czy są podpisane cenowo. Wzięła jedną długą bagietkę, uważając że pasuje do sytuacji i zostawiła odliczoną ilość na ladzie. Nieśpiesznie ruszyła do drzwi a zanim wyszła przekręciła szyld z Open na Close. Szybszym krokiem ruszyła do cukierni. Zamykając drzwi za sobą na klucz pobiegła do kuchni. Zostawiła torbę na stole a sama wzięła butelkę wody i zastanowiła się czy w ciągu kwadransa zobaczy przez brudne okno w kuchni kogoś wychodzącego z drzwi które oceniła na te należące do piekarni.


Po niecałym kwadransie, ktoś wreszcie wyszedł. Młody, butny i przystojny...wyciągnął papierosa i wsunął w usta szukając zapalniczki. Rozejrzał się dookoła, zapalił i ruszył w kierunku głównej ulicy.
- Pfff ha ha ha …. - Susan w końcu się roześmiała. Najwidoczniej małomiasteczkowi mieli lepsze życie towarzyskie niż wielkie miasta. - No nic czas się zabrać za porządki. - Powiedziała i ruszyła na górę. w sypialni przebrała się w coś co nie szkoda jej było obrócić w szmaty w epickiej walce z brudem o łazienkę. Założyła rękawice i weszła walczyć z łazienką.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 21-02-2019 o 20:31.
Obca jest offline  
Stary 22-02-2019, 18:29   #3
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Susan dość szybko zaczęła się przekonywać, że to nie będzie aż tak łatwe jak jej się wydawało. Przede wszystkim zaś, pracochłonne. Mijały godziny, które spędzała na kolanach czyszcząc wannę i jej okolice, łazienkę, ubikację… długie godziny. Męczące godziny. Gdy już skończyła, był wieczór, ale łazienka była czysta. Woods zdała sobie sprawę przy okazji, że odnowienie całego domu to praca ponad siły dla samotnej kobiety. A już na pewno w tempie jakie sobie tu założyła. Trzeba to rozłożyć na dłuższy okres czasu. Na dziś już skończyła. Co prawda burczało jej w brzuchu, ale nie miała sił, by zebrać się w sobie i pójść do pubu. Woods żałowała teraz, że odmówiła propozycji pani wiceburmistrz (nawet jeśli była to randka, choć w to akurat Susan wątpiła). Kolacja domowej roboty z pewnością by się teraz przydała. Wbrew zapowiedziom Eleonore prądu w tym domu jeszcze nie było, ale sądząc po głuchy dźwiękach dochodzących z rur, przynajmniej woda już była dostępna.
- Może gaz też jest … - Ledwo powiedziała do siebie, w końcu kupiła chleb i jajka i masło wiec spokojnie mogła zrobić sobie jajecznicę. Powlokła się do ciemnej kuchni. Przyświeciła sobie latarką w telefonie i zaczęła przeszukiwać szafki i szuflady. Znalazła parę świec i pudełko zapałek, … a dokładniej pudełko z sześcioma zapałkami. Dwie się złamały, jedna nie zadziałała. Dopiero czwarta zaiskrzyła małym płomyczkiem nadziei który od razu rozmnożył się na dwóch świecach.
Próba wody wywoła po całym domu jęczenie rur jakby cały dom odczuwał niewypowiedziane cierpienie. Na szczęście po paru litrach plucia rudawo-brunatnej cieczy zaczęła lecieć już w miarę czysta. W słabo oświetlonej przez świece odnalazłą kolejne sprżety kuchenne które powędrowały na płukanie do zlewu.
- Czas na próbę ognia…- Powiedziała do ciemności która nie opuszcza jej towarzystwa. Przekręciła pokrętło kuchenki. I zbliżyła płomień świecy do palników, nasłuchując charakterystycznego odgłosu lecącego gazu.
- Jest ! - Krzyknęła uradowana kiedy jeden z palników zapłoną niebieskawym płomieniem, oświetlając bardziej pomieszczenie. Dosyć szybko kuchnia wypełniłą się aromatem smażonej jajecznicy i odgłosem gotującej się wody w czajniku. Pierwsza kolacja w nowym domu i do tego przy świecach.
- Smacznego Susan Woods! - powiedziała do siebie udając, że ktoś jeszcze siedzi z nią w kuchni. - A dziekuje Kuchnio! - Odpowiedziała Susan do kuchni.

Zaspokoiwszy głód i dopijając czarną gorzką herbatę kobieta zbierała siły by wrócić na górę i się położyć. Była zbyt zmęczona by gdziekolwiek jeszcze iść, łazienka wyssała z niej całą siłę. Świece powoli się wypalały odpychając dzielnie mrok mieszkania w zakamarki. Pewnie z zewnątrz wyglądało jakby dom nadal był niezamieszkały.

Gdy dotarła po skrzypiących schodach do sypialni, ta… wypełniona była intensywnym zapachem piwonii. Unoszącym się niemal jak niewidzialna mgiełka. W cieniach rzucanych przez świecę na łóżko Susan dostrzegła ukrytą pod kołdrą sylwetkę.
- Acchh?! - Krzyknęła przestraszona, na widok wypukłości na łóżku a kiedy po chwili się uspokoiła dodała na głos, - Kretynko, zostawiłaś tak rzeczy, - uspokoiła samą siebie i podeszła do wypukłości. Chciała przesunąć swoje ubrania w nogi łóżka. Zastanawiała się dlaczego mimo pozostawienia okien otwartych zapach perfum nadal rezydował w jej pokoju.
Po sprzątnięciu rzeczy i przekonaniu się, że jednak żadne ciało nie kryje się na i pod łóżkiem i pospiesznym wygładzeniu pościeli Susan poczuła, że zaczyna jej brakować powietrza. Zapach piwonii, choć piękny, był coraz bardziej przytłaczający. Ruszyła więc odruchowo do okna odsunęła kotary otwarła, by je przewietrzyć i móc wreszcie odetchnąć głęboko. Nie przejmowała się, że ktoś ją teraz zobaczy… akurat nie było wszak nic ciekawego do zobaczenia. Przynajmniej w jej oknie. Budynek na lewo od pubu, jarzył się światłami na piętrze. Budynek na prawo nie. W samym pubie widać było światło… ale wzrok Susan przyciągnęło okno zaciemnionego budynku. Z niego wychylała się kobieta. O wyjątkowo bujnych kształtach i gęstych włosach koloru… ciemnego. Opadały jej puklami na twarz i na duże nagie piersi obejmowane lubieżnie przez jej dłonie. I wpatrywała się w Woods świecącymi jak u wilka oczami uśmiechając się zmysłowo.
“Wow, nie no trafiłam do mocno wyuzdanej okolicy.” Pomyślała właścicielka byłej cukierni wpatrując się w kobietę po drugiej stronie ulicy. “Ciekawe czy w ciemności kryje się jej kochanek który ją do tego podpuszcza.” Zastanawiała się nie spuszczając wzroku z białego ciała kobiety “Może ten pokaz jest dla kogoś innego a ja się załapałam na formę voyeuryzmu.”
Krótkie zerknięcie na boki, pozwoliło Susan stwierdzić, że nie dostrzegła żadnego innego widza… a i zmysłowa ekshibicjonistka patrzy się prosto na nią, rozkoszując się miękkością własnego biustu. Było coś jednak niepokojącego w tym erotycznym pokazie, coś kryjącego się w jej oczach wydających się nieco nieludzkie, ciele jakby idealnym do grzechu. Jakieś ukryte zagrożenie w jej zmysłowych ruchach palców po jej skórze.
“Ech, to się robi już za dziwne na mój gust, dobranoc dziwaczko.” Pożegnała się w myślach z sąsiadką naprzeciwko i zostawiając otwarte okno po raz kolejny i lekko uchyloną kotarę. Mając nadzieję, że zapach piwoni się w końcu ulotni z mieszkania. Kiedy się odwróciła ‘macki’ na tapecie ...bluszcze na tapecie poruszały się leniwie.
- Spokojnie Susan. - Powiedziała do siebie oddychając głęboko. - To tylko gra świateł i ciemności. A ty!- Zwróciła się do tapety. - Znikasz z tego pokoju jak tylko się obudzę rano!
Po wdrapaniu się na łóżko, Woods zasnęła bez problemu. Nawet nie zauważyła kiedy oczy zamknęły się…

...Zimno, wilgoć, dźwięk łańcuchów. Zima podłoga koi ból obitych pośladków i pleców. Jest ciemno, zapach jest zatęchły i pełen zgnilizny. Ręce wyciągnięte w górę, oplecione były łańcuchami. Zapach piwonii mieszać się zaczął z innymi zapachami, gdy przykuta do ściany i siedząca na podłodze Susan spojrzała na otwierające się drzwi jej celi. Weszła ona.. kobieta dominująca, wadera wilczego stada... naga, lubieżnie poruszająca się z każdym ruchem, bezwstydna. Choć nie dostrzegała jej twarzy Woods doskonale wiedziała kim ona jest. Przesunęła wzrokiem po jej szyi, na piersi i brzuch… w dół… do wijących się między udami...oślizgłych, lepkich…
- Nie... proszę… nie… - pisnęła w przerażeniu ściskając uda.
- Świat należy do śmiałych.-
 
Obca jest offline  
Stary 25-02-2019, 20:17   #4
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 2


Susan obudziła się od swojego krzyku spadając z łóżka na poðłogę była, zlana zimnym potem, dyszała jak po przebiegnięciu maratonu. Objęła się ramionami sprawdzając gdzie jest. Sypialnia, obrzydliwa tapeta, bałagan. Tak była w swoim nowym domu na zadupiu. Sprawdziła godzinę 6:14 AM. No ostatnio właśnie o tej godzinie wstawała.
Stanęła na miękkich nogach. I podeszła do okna rozsunęła kotary wpuszczając do pokoju jasne światło. Po raz kolejny raz otworzyła okno, … czy ona nie zostawiła go otwartego?
Szybko rozejrzała się po ulicy szukając oznak życia. Żadnych nie było.
Skierowała swoje kroki do łazienki, magicznie w końcu gdzieś w nocy włączyli jej prąd.
Ostatni krok, prąd niczym wewnętrzna siła domu w końcu go wypełniłą.
Oświetlona łazienka wyglądała zajebiście. Może jeszcze smugi tu i tam ale Susan była z siebie tak dumna. Żadnego zacieku żadnego brudu … no może rozbitym lustrem którego kobieta nie ruszała.
Włączyła wszystkie trzy krany spuszczając resztki ostałej brunatnej wody. Z walizki wyjęła swoje kosmetyki i pozwoliłą im się rozprzestrzenić po łaziece. Razem z ręcznikami, satynowym szlafrokiem i piżamą jaką miała zamiar kiedyś zacząć nosić. Porządny chłodny prysznic w czasie którego tworzyła listę zakupów.
“ Mięciutkie dywaniki do łazienki...białe, albo niebieskie, kosze na brudne ubranie może jakaś szafeczka koło wanny...”
Pamiętając upał wcześniejszego dnia ubrała się lekko i dając naturalnie wyschnąć włosom zeszła do kuchni. Jajecznica była na kolację, więc rano zrobiła siebie jajka na miękko. Mimo wielkiej ochoty pozbycia się tapety z sypialni stwierdziłą że woli zacząć porządek w kuchni. Zostało jej jeszcze sporo środków czystości a kuchnia nie była tak zaniedbana jak łazienka.
Zaczęła przeglądać i wyjmować wszystko z szafek i … lodówki. Lodówka była przykrą niespodzianką sam fakt że nie była podłączona do prądu i zamknięta powinna zaświecić u Susan czerwone lampki. Nie wspominając o koloniach obcych pleśni z kosmosu. Stara lodówka wypełniona była różnymi rodzajami śmierdzących nalotów. Nowa lodówka też by się przydała.
Kobieta poczuła w sobie pewną złość. “Nie, mam swoje granice, tego sprzątać nie będę.” Poszła otworzyć drzwi na tylną alejkę i zaczęła próby eksmitowania planety obcej. Próby okazały się nieudane co spowodowało że kobieta zacięła się jeszcze bardziej zamknęła lodówkę i namalowała na niej znak zagrożenia biologicznego. Po czym wyszła na tyły nie mogąc teraz patrzeć na ten konkretny sprzęt AGD i zaczęła myć okna od zewnątrz.
Przy piekarni zauważyła tego chłopaka z wczoraj. Młodzik opierał się o niedużą furgonetkę z namalowanym na niej pieczywem. Zapewne był jej kierowcą i miał zamiar odebrać świeże pieczywo. Na widok Susan… na widok jej pupy uśmiechnął się zadziornie i łobuzersko. Zapewne uważał się za jakiegoś Don Juana, zwłaszcza jeśli chodzi o stateczne kobiety.
Susan pomachała mu na powitanie i wróciła do energicznego mycia okien. Z jednej strony nie przepadała za chłopcami. Z drugiej nie lubiła być jedną z wielu, w poprzednim życiu mimo bycia żoną, miała poczucie że jest jedną z wielu. Nie lubiła tego uczucia.
Po skończeniu z tej strony wróciła do środka zrobić to samo z drugiej, zostawiła drzwi otwarte żeby się wietrzyło po otwarciu lodówki.
Chłopak obserwował ją bacznie, więc miała świadomość, że gdy przyjdzie okazja uderzony do niej w konkury… przekonany, że jego uroda urzeknie i Woods. Cóż, czekało go więc nieprzyjemne zderzenie z rzeczywistością. Na razie wszedł do piekarni,by zapewne wziąć wraz z pomocnikami pieczywo i załadować je do vana.
Porządki w kuchni rzeczywiście zajęły mniej niż łazienki i były o wiele przyjemniejsze głœónie z uwagi na pełne wyposażenie jakie zostało jej zostawione...albo nie rozkradzione do tego czasu. Znalazła nawet toster i mały ekspres do kawy. Innymi słowy kuchnia była wyspą skarbów. Susan nawet pomyślała czy może nie spróbować sił z jakimś gotowaniem w końcu miała w końcu na to czas. Do kuchni szybko dołączyła też spiżarnia którą wystarczyło zamieść i wynieść z niej puszki. Po sprawdzeniu daty ważności wszystkie wylądowały w koszu.
Skończyła koło jedenastej i postanowiła wyjść po raz drugi miała już większe pojęcie co musi dokupić. I co zamówić, ale też chciała na spokojnie poznać miasto gdzie co jest. Z czego kto żyje. Pralnia byłaby miłą niespodzianką. I postanowiła, że jednak odwiedzi jeszcze raz sklep z narzędziami i no nie uśmiecha jej się jechanie cały czas na jajkach.

Przemierzając miasteczko Susan zauważała tu i tam macki. Wijące się kształty pojawiały się w postaci szczelin w drodze i na ścianach budynków, zaciekach, plamach, bluszczach pnących się ku słońcu… ale Woods mogła zrzucić to na karb wczorajszej nocy.
“ Może dostanę gdzieś jakieś owoce morza...” jednak zwalała to na zachcianki kulinarne.
Nie mogła jednak na tą samą przyczynę zrzucić swojego drugiego odkrycia. Drzwi i okna na parterze domu naprzeciw jej, miały zabite drzwi i okna na parterze. Przemierzając drogę niestety Susan odkryła też brak pralni w mieście. Oraz bibliotekę, budynek jej… był gotycki. Z gargulcami na dachu i wijącymi się wokół drzwi mackami… biblioteka wydawała się bardziej scenografię jakiegoś horroru niż realny obiekt. I nie pomagało to, że tuż obok biblioteki był mniej już gotycki ratusz, a nowoczesny posterunek policji z drugiej strony.
- Kontrastowo - powiedziała do siebie i skierowała się do biblioteki, w niej panował miły chłód najwyraźniej kamienny budynek był dobrym miejscem by się schronić przed gorącem, choć mało kto z niego korzystał. Kobieta po wejściu skierowała się w stronę osoby za biurkiem podziwiając wnętrze budynku.
Wchodząc kamiennym korytarzem słyszała swoje kroki. Podchodząc czuła dziwny przyjemny dreszczyk wspinający się po jej grzbiecie. I kwiatowy zapach. Tym razem fiołki. Elegancka choć subtelna w stroju blondynka siedząca za biurkiem musiała być miłośniczką fiołkowych perfum.
Poprawiła ona okulary i spojrzała na Susan.
- Czym mogę pomóc?
- Dzień dobry nazywam się Susan Woods i chciałam wyrobić sobie kartę biblioteczną. - Jak zwykle miła i przyjazna. Musiała jednak w myślach skomentować. “No jak na małe miasteczko kobiety tutaj lubią dobrze wyglądać.”
- Oczywiście. - kobieta uśmiechnęła się delikatnie i pokazała krzesło przed sobą. - Proszę usiąść i proszę o prawo jazdy lub dowód osobisty.
Susan podała swój doskonale podrobiony dowód osobisty. - Jak coś adres będzie tutejszy. Mieszkam w byłej cukierni.
- Ach… nowa duszyczka w mieście. Jeśli się pani nie spieszy, mogę zrobić kawę dla pani i poplotkować o wrażeniach przy ciastecz…- zaczęła uprzejmie kobieta niespecjalnie przyglądając się dokumentom.
- Aaaaaliceee! Możesz mi tu pomóc?!- jej wypowiedź przerwał męski krzyk. Na co Alice jęknęła cicho.- Eeech… mężczyźni. Niczego można im zostawić do zrobienia tutaj. Przepraszam na moment.
- Już idę! Poczekaj! - krzyknęła i ruszyła w kierunku źródła męskiego krzyku. Jej czarne szpilki uderzały o posadzkę mimowolnie przyciągając wzrok Susan, do jej kostek wystających spod sukni, sięgającej tak nisko… ale nie mogących ukryć żelaznego łańcuszka oplatającego jej lewą kostkę.
“Jak u Eleonor.” Susan po cichu wstała i ruszyła w podobną stronę ale zachowując się bardziej nonszalancko jakby oglądała jakie ‘kolekcje’ posiada biblioteka. Nie omieszkała oczywiście wytężać uszu.
- Jesteś irytujący Roger… dobrze o tym wiesz.- lekko poirytowany głos kobiety niósł się echem po bibliotece. - Po to mnie wzywałeś? Bo kilka książek się zagubiło?
- TYCH książek Alice. Tych…- odpowiadał męski głos.
Cichy jęk bólu i rozkoszy.
- Roger… ty bezużyteczny pasożycie. Jak te książki się mogły zagubić. Nie powinny nawet opuszczać działu. Komu je pożyczyłeś?Kto ich nie zwrócił?
- Nie wiem. Alice. Naprawdę. Myślę, że ktoś je ukradł.-
- Doprawdy? Przecież twoją główną robotą jest ich pilnowanie.
- Alice…- słowa przeszły w cichy szept, którego to podsłuchująca Susan nie dosłyszała.
“Niech to szlag, … kto by chciał kraść książki z biblioteki?” Pomyślała idąc korytarzami szukając działu biblioteki tak nudnego że nawet desperaci tam nie chodzą. Książek prawa finansowego i podatkowego w Luizjanie.
- Szuka pani czegoś? -głos tuż za uchem pojawił się wraz z zapachem fiołków. Alice była niemal przylepiona do jej pleców. Jak ją zaszła ? Kiedy? Jakim cudem? Przecież miała szpilki.. głośne na marmurowej podłodze.
Jej dłoń pochwyciła dłoń Susan.
- Nie powinna pani tu być… przynajmniej do czasu, aż zarejestruję… panią.- szeptała wprost do ucha.. równie zmysłowo co złowieszczo. A zapach fiołków robił się coraz gęstszy.
- He he przepraszam rzeczywiście nietakt z mojej strony. - Susan zrobiła dobrą minę do złej gry i udała zakłopotaną sytuacją. - Jak już się zarejestruje chciałam wypożyczyć materiały z aktualnym prawem finansowo rozliczeniowym dla Luizjany. Nie jestem wprawdzie cukiernikiem … - palce bibliotekarki przylgnęły do jej ust przerywając tą wypowiedź. Przesunęły się po nich, gdy Alice mówiła. - My tutaj bardzo poważnie traktujemy kradzież własności publicznej i stosujemy odpowiednie kary. Nie chciałaby pani sprawić mi kłopotu, prawda? Choć… - spojrzała na dekolt podkoszulka Woods.- .. może by i chciała. Tak czy siak, może zajmiemy się tym po co pani przyszła?
- Taak, chodźmy... - potwierdziła skonfundowana Susan dając się wciągnąć z powrotem do biurka, ale zdecydowanie nie podobało jej się sugestia o byciu tanią złodziejką. Susan nie była Tania!
Znalazły się przed biurkiem. Alice usiadła po jednej stronie, a Susan po drugiej.
- A więc pani Woods. Nadal zainteresowana tą kawą?- dodała już z lekkim czarującym uśmiechem kończąc rejestrację karty bibliotecznej.
- Tak chętnie. - Uśmiechnęła się do bibliotekarki. - Chętnie też wypożyczę te materiały o których wspomniałam. - Dodała w końcu nie chciałaby jej przykrywka szwendania się po bibliotece była zapomniana. W kłamaniu trzeba być konsekwentnym.
- Oczywiście…- rzekła kobieta podając Susan nową kartę biblioteczną. Napisała coś na skrawku papieru.- Roger się tym zajmie. Mam nadzieję, że lubi pani espresso?
-Zawsze uważałam że to nie napój ale towarzystwo się liczy - “Wolę z mlekiem, ale espresso szybciej się pije” Susan powiedziała jedno pomyślała drugiej schowała kartę biblioteczną do torebki.
- Doskonale.- uśmiechnęła się blondynka i poprawiwszy okulary wstała podając dłoń Susan.- Proszę za mną i trzymać się blisko mnie. Ta biblioteka to labirynt. Łatwo się zgubić, gdy nie bywa się tu często.
- Prowadź. - odpowiedziała druga kobieta i ruszyła we wskazanym kierunku bacznie przyglądając się otoczeniu. Przemierzały kolejne dróżki wśród ścian książek. Alice miała rację to był labirynt. Dość szybko straciła orientację w otoczeniu i była zależna, od prowadzącej ją bibliotekarki. Niemal się czuła jak ofiara prowadzona do jaskini smoka… głębiej i głębiej. W bibliotece panował półmrok nawet mimo światła wpadającego przez okna. A gabinet Alice znajdował się w jej centrum. Tam też stał ekspres do kawy i to jeden z tych lepszych. Bibliotekarka ustawiła sobie swój napój i potem spytała Susan o preferencje dotyczące jej napoju.
- Więc… jak się pani podoba w Lenvielenfer? - zapytała.
- Aklimatyzuje się jeszcze, ale miałam dobre pierwsze wrażenia a dom mimo że w dobrym stanie ma dużo do zrobienia więc się nie nudzę. Powoli poznaje mieszkańców.
- To cicha i spokojna miejscowość. Ma swoje uroki, jeśli oczywiście przywyknie się do miejscowych zwyczajów. - stwierdziła łaskawym tonem Alice, gdy Woods wędrowała spojrzeniem po zdobiących ścianę gabinetu portretach. Głównie nagich kobiecych i męskich aktach i bagiennych pejzażach.
- Macie jakieś obowiązkowe zwyczaje świąteczne, których nieprzestrzeganie zrobi ze mnie społecznie trędowatą? - Spytała z niedowierzaniem, łatwo było powiedzieć, że właścicielka cukierni żartuje.
Bibliotekarka usiadła na biurku zakładając nogę na nogę.
- Jeśli jest pani otwarta na nowe doświadczenia i wiedzę… to nie grozi pani nic takiego.- mruknęła z błądzącym na twarzy uśmiechem i przyglądając się spod lekko przymkniętych oczu Susan.
- Uff ulżyło mi. Nie chciałabym zaczynać od narażenia się mieszkańcom za wyrzucanie nie śmieci w nieodpowiedni sposób. - Susan popiła kawy. Smakowała cierpko, nie kwaśnie, nie gorzko, a cierpko. Kobieta musiała się mocno wysilić by nie skrzywić się na ten smak.
Rozmowa pełna była aluzji i półsłówek, Susan znała tą grę. Była sprawdzana, ale nie wiedziała do czego i dlaczego. Choć może tylko jej się wydawało w poprzednim życiu ufanie innym nie wychodziło na dobre. Może to echo z dawnego życia kazało jej się paranoicznie pilnować.
- Pewnie jako pracownik miasta współpracujesz często z Eleonore.- Zarzuciła sieć, by zobaczyć, czy jakieś rybki złapie.
- Oczywiście. W końcu to jest publiczna biblioteka. - potwierdziła Alice popijając swoje espresso.
- W mieście pewnie wszyscy się dobrze znają? - zadumała się Susan.
- Lenvielenfer jest dość małym miasteczkiem, z czasem wszystkie twarze ci się opatrzą i wszystkich poznasz dogłębnie.- stopa Alice unosiła się leniwie tam i z powrotem. Zapach fiołków gęstniał, a Susan mimowolnie schodził spojrzeniem w dół.
“ Jak to by było poczuć pod ustami skórę, musnąć tą kostkę, klęknąć i wodzić językiem. Poddać się jej… woli.” Woods nie wiedział skąd pojawiła się ta szalona myśl, ten przebłysk nie mający wszak nic wspólnego z jej myślami. Może to… to espresso? Niewątpliwie nie tylko fiołkowy zapach gęstniał, także atmosfera robiła się gorąca. I przez to oddech Susan się pogłębił. Rozejrzała się zdziwiona, bowiem to pomieszczenie nie miało klimatyzacji.
- A więc… z pewnością nawiążesz mnóstwo znajomości, jeśli będziesz uczestniczyła, choćby w miejscowych festynach. -
“Rany co się ze mną dzieje?! Nasłuchałam się za dużo teorii spiskowych o małych miejscowościach i ich fetyszach. Tak to na sto procent to.” brunetka próbowała złapać mentalny grunt pod nogami. Dopiła kawę na raz i rozejrzała się niecierpliwie po pokoju szukając czegoś na czym by mogła skupić swoją uwagę.
- Więc jakie są twoje mocne strony. W czym jesteś dobra?- zapytała niby niewinnie Alice, acz Susan nie mogła uciec od jej stopy w czarnej szpilce i jej własnych ustach na niej. Było to tak… szalone i nie pasujące do niej. Nie do końca pasujące. I ten zapach fiołków w gęstniejącej atmosferze, niemal lepiący się do jej ciała.
“Czy oni tutaj nie umieją używać perfum?” Umysł Susan próbował jeszcze się przebić przez mgłę otępienia jaka owijała się wokół kobiety. - Umiem...wyszukiwać ...informacje...i potrafię się świetnie się zmotywować...na głównej sali jest chyba chłodniej?
- Naprawdę… nie zauważyłam. Skąd jesteś? Nie przywykłaś do klimatu jeszcze?- zapytała uprzejmie Alice, podczas gdy Susan walczyła z pokusą przed klęknięciem przed kobietą i oddaniem hołdu jej pięknu.
- Michigan, uciekłam tu przed zimnem. - Mechanicznie powtarzane kłamstwo, tym co się pytali i no dokumenty to potwierdzały. Susan zacisnęła dłonie na krześle trzymając się go jakby była to ostatnia linka ratunkowa przed zrobieniem czegoś głupiego.
- To pewnie ucieszysz się z faktu, że tu bywa bardzo gorąco.- mruknęła Alice nachylając się ku twarzy Susan. Nagle odezwała się komórka.
- Momencik.- sięgnęła do telefonu i spytała.- Słucham?... Ach to ty… oczywiście. Rozumiem.
Oddech Susan był ciężki, koszulka i bielizna lepiły się do ciała, ale pokusa zelżała nieco. Jak i zapach fiołków. Nieco. Nadal istniała, acz teraz Woods lepiej nad sobą panowała.
Kobieta przetarła dłonią czoło, wydawało się lepkie. Susan spróbowała wstać, póki to coś zelżało. - Chyba nie będę ci przeszkadzać dłużej - powiedziała cicho.
- Och… ale nie chcemy byś zabłądziła.- stopa Alice musnęła udo Woods próbując ją powstrzymać przed wyjściem. Ten dotyk przeszedł drżeniem przez całe ciało kobiety. Był to bardzo przyjemny impuls, pogłębiający tylko oddech nowej mieszkanki miasta.
- Jeśli jednak możesz, to poczekaj na zewnątrz… jeśli właśnie tego chcesz.- słodki głos bibliotekarki pełen był erotycznych podtekstów mimo niewinnie brzmiących słów.
-Mhmm… - nie odpowiedziała nie umiała, jej mózg przerodził się w papkę. Pomachała z sztucznym uśmiechem na twarzy i wyszła z gabinetu przytulając się do zimnej kamiennej ściany. “Co się zemną dzieje?! Dostałam udaru czy co? Czy to naprawdę będzie aż tak długo, że mam ochotę rzucić się na wszystko co się rusza?”
Myśli powoli zaczęły się uspokajać, serce waliło coraz z mniejszym tempem. A Susan miała coraz większą świadomość, że to co poczuła nie było udarem. Jej ciało reagowało niemal jak na pieszczoty kochanka. Podświadomie… bała się podsłuchiwać rozmowę Alice. W tej chwili to bowiem sama czuła się jak Alicja, a głos bibliotekarki, jej dotyk… jej zgrabne stopy. Była białym królikiem za którym mogłaby podążyć. I zagłębić się w szaleństwie, ale czy tego chciała? Susan Woods miała mieć spokojne nudne cichutkie życie schowana w środku niczego. Kobieta rozejrzała się po miejscu i zastanowiła się czy udałoby się jej znaleźć wyjście samodzielnie. Niestety jednak przekonała się, że bibliotekarka miała rację. To był labirynt, stworzony po to by nie można było z niego wyjść. Susan była więc uwięziona z kobietą, która budziła w niej dość dziwne uczucia.
Drzwi się otworzyły nagle, Susan niemal pisnęła ze strachu.
- Przepraszam, że tak nagle przerwałam naszą rozmowę. Obawiam się, że nie będziemy mogły do niej wrócić… dzisiaj.- rzekła z ciepłym uśmiechem bibliotekarka.- Ale może jeszcze nadarzy się okazja. Odprowadzę panią do wyjścia i po drodze zabierze pani swoje książki… Co pani na to?
- Och? Naprawdę? - Udawane rozczarowanie, na Susan przeszło z poprzedniego życia. - No trudno, nadrobimy następnym razem. W końcu kiedyś będę musiała je oddać. - “Aż pójdę się pomodlić w podzięce do anioła stróża, ostatnio jakby miał więcej roboty ze mną.”
- Z pewnością… będzie następny raz. - rzekła Alice podążając przodem, a Susan zerkając mimowolnie na jej pupę, mogła się przynajmniej cieszyć, że jej napady żądzy miały przynajmniej dobry gust.
Kiedy wyszła z biblioteki odetchnęła z ulgą. “Trzeba się było jednak przespać z tym gościem z baru parę dni temu. Może bym nie była taka wyposzczona...” Dodała już dla siebie i ruszyła w drogę powrotną z książkami pod pachą, licząc że po tym będzie już z górki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 25-02-2019, 20:21   #5
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Księgarnia była kolejnym przystankiem na trasie, może mniejsze pomieszczenie i kupno książki na własność sprawią że Susan nie będzie ich kojarzyła z kostkami Alice.
Księgarnia była w zasadzie połączona ze sklepem z elektroniką i nośnikami multimedialnymi. Sensowne połączenie, bo przecież w małej społeczności ciężko przeżyć bez książek.
Właścicielem tego sklepiku był młody mężczyzna który wydawał się być jednak miłośnikiem książek, albo wielbicielem bibliotekarki Alice.
- Witam, w czy mogę pomóc? -zapytał przyjaźnie wchodzącą kobietę.
- Dzień dobry, szukam jakiejś książki kucharskiej z prostymi przepisami, i jakby był poradnik z tematyki pracy w drewnie też wezmę. - Susan uśmiechnęła się przyjaźnie do sklepikarza.
- Dziewczyna pracująca, tak?- mruknął łobuzersko księgarz i ruszył ku półką na poszukiwania, od czasu do czasu pochylając się. Wzrok Susan wędrował po jego pośladkach i zgrabnym tyłku. A choć widok był bardzo obiecujący, to… nic… Nie poczuła nawet ułamka pożądania, które poczuła przy Alice.
“Dziwne, trochę za późno by się zorientować że preferuje kobiety. Tyle że ja nie preferuje kobiet...” Myśli wracały do Alice, poprzedniej nocy i zapachów perfum. Przechodząc koło jednego stoiska złapała jeszcze mapę okolicy.
- Proszę oto najlepsze z nich. Trzy książki kucharskie i… kilka dotyczące snycerstwa i obróbki drewna. Oraz jeden ogólny poradnik majsterkowicza.- rzekł z uśmiechem mężczyzna kładąc swoje zdobycze na ladzie.
- Zacznijmy od podstaw. - powiedziała wybierając ogólny poradnik i po przejrzeniu paru przepisów jedną z książek kucharskich - No dobra dolicz jeszcze tę mapę i jestem ustawiona.
- Wszystkie dotyczą podstaw…. wybrałem najlepsze jakie mam dla początkujących. O to się nie martw? - zapytał sugerując podanie imienia. I zabrał się za podliczanie zakupów.
- Susan Woods, przepraszam zazwyczaj się przedstawiam nowym sąsiadom. - Powiedziała zakłopotana.
- Jesteś…- mężczyzna zamarł na moment, ale potem dodał z bladym uśmiechem. - Miło poznać, jestem Clarence… Clarence Henderson. To ty kupiłaś cukiernię?
- Taaak..- Potwierdziła z nieukrywaną podejrzliwością.
- To gratuluję zakupu.- rzekł z uśmiechem i dodał. - I jakby były jakieś… kłopoty, to służę pomocą.
- No cóż szukam nowej lodówki, może być używana. Ktoś się chwalił, że ma do odsprzedania? - Susan skorzystała, że jest w stanie przynajmniej dowiadywać się przydatnych informacji.
- Niestety… trzeba będzie pojechać do następnego miasta i tam kupić. Sama rozumiesz. Nie da się tu specjalnie wyżyć ze sprzedaży lodówek.- rzekł nachylając się ku niej.- Jakoś nikt się nie ekscytuje nowymi modelami. Może gdyby nazwali je iIce i sprzedawali z nadgryzionym jabłuszkiem na drzwiczkach.
- Ilce...ok sory ale to było tak suche, aż żałuję że nie wzięłam ze sobą wody na tę wycieczkę. - Pokręciła głową nie mogąc się zmusić do nawet grzecznościowego śmiechu. - ale dziękuje za info to zostaje mi tylko znalezienie kogoś, kto tam będzie na dniach jechał. - Powiedziała kładąc gotówkę za książki na ladzie.
Zgaszony jej słowami Clarence również ograniczył się do grzecznościowego uśmiechu.
- Pewnie ktoś się trafi wkrótce. - odpowiedział.
- Na pewno. Dziękuje Clarence no i do zobaczenia. - Zgarnęła swoje nowe książki i wypożyczone i resztę. Skierowała się do drzwi posyłając sklepikarzowi przyjazny uśmiech, w końcu kiepski dowcip nie znaczył że Clarence nie był miłym facetem.

Przedostatni przystanek sklep Phila w tej sennej miejscowości oznaczał spotkanie z innymi klientami. Para właśnie wychodziła. Jakiś ranczer z żoną. Minęli oni Susan, ograniczając się do zdawkowego. “Dzień dobry” i ruszyli dalej. Woods odpowiedziała podobnie nie poświęcając im uwagi i weszła do środka.
- Witam w moim sklepiku, jak dziś mogę ci pomóc?- zapytał z uśmiechem Mason przyglądając się Susan i jej strojowi.- Upał daje popalić?
- Powoli się przyzwyczajam. - Odpowiedziała z uśmiechem. - I tak przyszłam zaopatrzyć się w ciut więcej jedzenia którego nie muszę trzymać w lodówce. W mojej odkryłam nowy świat…którego postanowiłam nie podbijać. - Powiedziała biorąc koszyk i ruszając po jakieś makarony karze przeciery w puszkach i słoikach. Dorzuciła jeszcze trochę ścierek i zapalniczkę kuchenną.
- Cóż… początki zawsze są ciężkie, nieprawdaż?- zapytał Phil obserwując jej działania.
- Raczej drobna niedogodność. - odpowiedziała mu kierując się do lady- Wystarczy że w piwnica ocalała przed takim losem i będzie Ok. - Postawiła koszyk, czekając aż zacznie ją liczyć.
- A tak… piwnica. Jeszcze tam nie byłaś? - zapytał biorąc się za podliczanie. - Powinnaś wiedzieć, że piwnice są wykuwane w skale macierzystej pod miastem i… mają szczeliny, przez które się wlewa woda. Zwłaszcza, gdy pada zbyt długo. A mieliśmy takie okresy ostatnio. Chyba nikt tam nie sprzątał.
- Nie mam schodów więc trochę trudno mi to chwilowo sprawdzić ale rzeczywiście jeśli jest zalana to nieciekawie. - Susan dodała ostatni dodatek do zakupów. Śmietankowy rożek lodowy z chłodziarki. - Mogę sobie już go zacząć konsumować? - nie chciała popełnić jakiejś obrazy sklepikarza.
- Weź gratis… w ramach…- wzruszył ramionami Phil.- Dobrosąsiedzkich stosunków?
Przyglądał jej się bacznie i nie ukrywał, że budzi w nim pożądanie. Cóż… jej koszulka nadal lepiła się do biustu.
- Mhm...dzięki. Potraktuje to jako prezent na przeprowadzkę. - Powiedziała odpieczętowując loda i biorąc parę lizów. Phil jakby zwolnił pakowanie a Susan w tym czasie zrobiła szybki rachunek cen i położyła dokładną kwotę zanim mężczyzna skończył. - Poznałam dzisiaj Alice z biblioteki, … bardzo miła kobieta.
- Poznałaś Alice?- to go trochę wyrwało z oceniania jej atutów.- I jak… to znaczy… masz rację. Jest bardzo… miła.
- Mhm, doradziła mi uczęszczanie w miejskich “festynach” aż zaczęło mi się wydawać że macie ich tutaj multum i jest lista obecności.- Susan rzuciła lekko jakby traktowała to jako żart.
- Nie ma listy obecności. Nie martw się tym. Festynów za wiele też nie ma. Są różne… imprezy. Ale nie ma co psuć niespodzianki opowiadając o nich.- odparł wymijająco Mason.
- Aha no cóż mam nadzieję że jednak jakiś info do mnie będzie docierać żebym nie pominęła robiąc remont mojej fortecy. - Zaśmiała się zabierając zakupy. - Lecę. Do zobaczenia Phil. - Powiedziała wkładając na chwilę loda w usta by zwolnić rękę do otworzenia sobie drzwi.
- Do zobaczenia.- usłyszała za sobą mając pewność, że tym razem sama hipnotyzuje kogoś swą pupą, zamiast sama ulegać pokusie.
 
Obca jest offline  
Stary 25-02-2019, 20:39   #6
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Szła już do domu spożywając mleczną, zimną, słodycz jak za czasów dziecięcy, prawie bez trosk. Zjadła całego zanim przekroczyła próg sklepu z narzędziami.
- Dzień dobry Jane. - Odezwała się z progu szukając wzrokiem właścicielki.
- Hej. Dobrze cię widzieć w humorze. Przepraszam za wczoraj… byłam w kiepskim humorze.- rzekła Azjatka porządkując akurat półkę z narzędziami.
- Daj spokój, nie ma sprawy. No i miałaś rację nie poradzę sobie bez specjalisty. - Dodała właścicielka sąsiedniego budynku. - Potrzebuje drabiny by zobaczyć jakie obce cywilizacje czekają na mnie w piwnicy. A potem potrzebowałbym kogoś kto byłby wstanie zbudować do niej schody. Poprzednie się całkowicie zawaliły.
- Jeśli ufasz moim poradom, to… odpuścisz sobie odbudowanie tych schodów.- odparła wyjątkowo cicho Jane podchodząc do Susan. Uśmiechnęła się pytając z nadzieją.- Noc była spokojna i udana?
- Eeee… Jane … tak między nami - zaczęła ściszać mocno głos jakby narzędzia mogły ich podsłuchać i rozgadać to co za chwile powie - Czy mój dom... to tajemne przejście do dziewiątego kręgu piekieł? Bo po reakcjach miejscowych jak wspominam gdzie mieszkam, odnoszę takie wrażenie.
- Och… to nie chodzi o miejsce. Tylko o fakt. Mało kto tu się osiedla.- odparła cicho Jane.- Niewiele osób wierzyło, że Eleonore uda się kogoś sprowadzić do miasta. Parę osób przegrało zakład.
“Gdybym miała wybór wybrałabym Paryż...” Pomyślała gorzko - Ok to wyjaśnia te reakcje...dużo przegrali? -
- Nie wiem… nie prowadzę zakładów. Zapytaj George’a w barze.- odparła wymijająco Jane.- Proponuję coś przegryźć u mnie lub u ciebie i obejrzę co jest do zrobienia, by specjalista wiedział, po co przyjeżdża.
- Uuu, fantastycznie, na pewno zdzieram tapety ze ścian. Powodują u mnie koszmary. - Mimowolnie przyznała się że jej noc w nowym miejscu nie była tak idealna jakby chciała. - Łazienka i kuchnia są w stanie idealnym...poza faktem, że muszę załatwić sobie nową lodówkę. Do piwnicy chciałam wejść bo nigdzie nie widziałam pralki i pomyślałam że będzie w piwnicy, nie chce kupować jednego a potem dowiadywać się że potrzebuje kupić kolejne sprzęty.
- Dobra… rozumiem. Nie chcesz bym zobaczyła czegoś wstydliwego u ciebie.- zaśmiała się Jane i mrugnęła okiem rozumiem.- Niemniej nie sądzę, byś odnawiała pokoje regularnie… więc pewnie będzie musiał poświęcić dzień na ocenę sytuacji.
- Noooo nie właściwie poza prostymi naprawami nie odnawiałem nigdy mieszkania...sama. Niemniej, bardzo szybko się uczę i chętnie cię ugoszczę, ale uprzedzam, że nie umiem gotować...w sensie nic bardziej…- Susan zamilkła i wyciągnęła książkę kucharską niczym kartę ‘nie idziesz do więzienia’ w monopolu. Jej głos przybrał brzmienie panicznego tłumaczenia się - … powiedzmy że nad tym pracuje.
- Nooo… jeśli nie przeszkadza ci kuchnia wietnamska to mogę coś nam ugotować.- odparła z uśmiechem Jane. I spojrzała współczująco na Susan.- Koszmary? Jakie koszmary?
Pomijając temat porażek kulinarnych Susan, przeszły do drugiego wstydliwego tematu.
- Związane, moim zdaniem, z tą obrzydliwą tapetą w pokoju, wygląda jak macki. I właśnie to mi się śniło. - Susan aż wzdrygnęła się na wspomnienie snu. - Aż mam ochotę pójść do pierwszej lepszej knajpy z owocami morza i rozdeptać wszystkie kalmary pod obcasem.
- No tak… macki. To było do przewidzenia. Ale można się przyzwyczaić.- mruknęła pod nosem Jane i dodała.- To wina pobliskich bagien. Nocami nawiewa oparów i człowiekowi śnią się głupoty.
- O!- Woods wydała zdziwiony odgłos. - Te opary mają jakiś konkretny zapach, bo pamiętam że w pewnym momencie zaczęło u mnie pachnieć peoniami. Myślałam że źle wywietrzyłam sypialnie po wizycie Eleonore. Tak trochę przesadza z perfumami… Alice ma podobnie. - Susan odpłynęła w teoriach i spostrzeżeniach.
- Poznałaś Alice, tak? … Ii doszło do czegoś… wstydliwego?- spytała się czerwieniąc Jane.
- … - Susan spojrzała na Hong jakby wyrosła jej druga głowa - Dlaczego pytasz się o coś tak konkretnego?
- Bo znam Alice i wiem jak potrafi być dominująca.- Hong uciekała wzrokiem na boki.
- Aha, nie do niczego wstydliwego nie doszło...chyba. Zaprosiła mnie do gabinetu na kawę rozmawiałyśmy i wtedy jej perfumy zaczęły mnie strasznie drażnić. Było… dziwnie ale nic się nie stało… uznałam, że to ciekawe, że ona i Eleonore noszą takie same bransoletki na nodze.
- No to mi zaimponowałaś. Ja nie miałam tyle siły woli.- odparła Jane pomijając kwestię bransoletek.- Alice jest… ma bardzo silną i charyzmatyczną aurę i… jest ładna. I niełatwo się jej długo opierać. Miejmy nadzieję, że nie zwróciłaś za bardzo jej uwagi.
-...- Susan nawet nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Jane wiedziała o wiele więcej niż mówiła. - Pijesz?
- Co piję?- zapytała nieco pogrążona we własnym rozmyślaniach Hong.
- Czy whisky pasuje do kuchni wietnamskiej? Trzymałam na czas parapetówki...ale wydaje mi się że mam ochotę wypić ją wcześniej.
- Jasne. Mogę się napić.- odparła Jane z ulgą zmieniając temat.
- Pijesz w pracy czy mam przyjść o konkretnej godzinie? - Spytała brunetka nie ustalały kiedy ma być ten posiłek, więc wolała się upewnić.
- Jestem moim własnym szefem. Mogę zamknąć wcześniej.- stwierdziła z uśmiechem Jane.
- To zapraszam w moje skromne...i nadal zabałaganione oprócz kuchni i łazienki progi. - Powiedziała Susan i poczekała aż druga Azjatka zrobi to co ma i pójdą razem. Ta po zamknięciu sklepu i skoczeniu do Phila po produkty żywnościowe udała się do domu Woods. Weszła do środka i rozejrzała dookoła.- No.. jest tu co robić.
Po czym obie udały się do kuchni, a tam Hong zaczęła pokazywać swój talent kulinarny.
Susan zezując na Jane chowała swoje zakupy i raz poleciała do sypialni, schodząc z butelką ...jeśli ktoś nie pił whisky nigdy by nie zauważył jak stara jest butelka… i że zwykły człowiek nigdy by nie miał szans nawet stać w jej okolicy. Kolejny szkielet łączący ją z poprzednim życiem. Sama świadomość jak jej mąż byłby wściekły wiedząc że jego perełka skończyła rozpita przez osoby które tego nigdy nie docenią...Susan uśmiechnęła się do siebie rozlewając płyn do szklanek.
- To wygląda drogo. Jesteś pewna?- zapytała Hong sprawnie pracując w kuchni nad ich przyszłym posiłkiem.
- To moja parapetówka, plus prawie nic nie dałam za tą butelkę więc...zapewne tylko wygląda, - zbyła wątpliwości właścicielki sklepu postawiła koło niej szklankę - Czy powinnam od razu powiedzieć ewentualne plany na przyszłość, byś mogła lepiej określić ile roboty trzeba tutaj?




- To mogłoby pomóc.- stwierdziła z uśmiechem Jane, rozkładając posiłek na talerzach. - Sajgonki, mogą być?
- Tylko mnie nie wyśmiej. - Powiedziała Susan milcząc chwile a potem mówiąc - Kwiaciarnia.
- To śliczny pomysł.- oceniła z uśmiechem Hong. Po chwili namysłu dodała.- Znajdą się klienci.. chyba. Ja na pewno.
- Dzięki. - Susan uśmiechnęła się szczerze, stwierdzenie Jane poprawiło jej humor. Uniosła szklankę w toaście - Za małe biznesy?
- Za małe biznesy. I miłe sny.- odparła z uśmiechem Jane i wypiła trunek. Po chwili oczy otworzyły się jej szeroko i zaczęła kaszleć.- Moooocne.
- Pewnie podrasowali spirytusem… - Powiedziała Susan, ona akurat była to tych smaków przyzwyczajona, 10 lat małżeństwa ją nauczyły. Spróbowała posiłku i jej oczy otworzyły się szeroko. - Te sajgonki to najlepsze co jadłam od jakiegoś czasu.
- Bez przesady…- odparła zawstydzona Jane i zadowolona z tego komplementu.- Musiałaś jeść w życiu lepsze potrawy od moich. Gotuję tylko dla siebie i mojego partnera jeśli akurat jest w mieście.
- Ja umiem zrobić: jajecznicę… inne formy jajek i spaghetti…kiepski ze mnie materiał na partnerkę...- Susan trochę przesadziła z ilością potraw. Umiała robić też sałatki i steki z grilla. Jane nalała sobie trunku i wypiła przyglądając się pani Woods. Wstała i podeszła od tyłu do niej. Chwyciła za jej ramiona i zsunęła koszulę z jej ciała. Odłożyła na stolik i z łobuzerskim uśmiechem dodała.- Podawaj im jajecznicę w takim stroju, a z pewnością będą wielbić twoją kuchnię. -
Susan najpierw popatrzyła zaskoczona a potem wybuchła śmiechem, jej gość również zaczęła się śmiać. Susan polubiła Hong. Kiedy znowu zasiadły przy stole i się trochę uspokoiły, Woods zaczęła ją poznawać. - Twój partner to ten specjalista?
- Tak. Nie przebywa zbyt długo w mieście i nigdy nie zostaje na noc.- wyjaśniła Hong potwierdzając jej podejrzenia.
- Bo koszmary? - Susan zastanowiła się ile osób odczuwa co się dzieje. Ile ma tego świadomość i jak sobie z tym radzą.
- Bo ma… swoje powody. Ja nie pytam. A on i tak mi nie powie, nawet gdybym spytała.- wyjaśniła enigmatycznie Jane.
- Mhm - Susan w poprzednim życiu też nie pytała choć pewnie z innych powodów. - Czy oprócz Alice i Eleonore są inne osoby równie ‘charyzmatyczne’?
Jane przygryzła dolną wargę i skinęła głową.
- W mieście działa Towarzystwo Historyczne. Alice i Eleonore działają w nim. I kilka wpływowych osób w mieście. I… cóż.. on… potomek założyciela miasta. Acz jego możesz nie zobaczyć… bo się tu nie zapuszcza.- wyjaśniła w końcu Hong nie dodając nic więcej.
“Daulmehre” Pojawiło się w głowie Susan. - Jasne elita trzyma ze sobą. Chcesz zobaczyć górę? Chyba najbardziej chce zmienić tam. Nie wiem czy doczekam na was z zdzieraniem tapety. Możliwe że ją zamorduje wcześniej.
- Ok… zobaczmy ją.- odparła z uśmiechem Jane i zażartowała ze śmiechem.- Nie myśl tylko że jestem łatwa, skoro tak łatwo zaciągniesz mnie do swojej sypialni.
- Hej hej, to ta część służbowa wizyty. - Dodała Susan wstając i prowadząc gościa na piętro.
- Będę bardzo służbowo pijana.- odparła ze śmiechem Azjatka podążając za panią Woods. Gdy weszły na górę rozejrzała się po sypialni mówiąc.- No.. prawie jak w jakiejś willi. A tapeta nieźle się trzyma ściany.
- I tak się jej pozbędę jest okropna i sprawia, że źle się z nią czuje. - Dodała uparcie właścicielka patrząc złorzecząc na tapetę. - A potem chce pomalować ściany na jednolity kolor i powiesić parę obrazów. Choć zobaczysz Gabinet on jest… nie do końca poprawny. Wydaje mi się że powinien mieć większy metraż z ułożenia domu.
- Jakich obrazów? Co lubisz oglądać?- zapytała Jane drapiąc paznokciem tapetę.- Hej… tu jest kilka warstw tej tapety.
- Może być ich i miliard i tak zedrę całą - powiedziała z korytarza Woods - A na obrazach lubię oglądać ptaki drapieżne. Jak sowy, pustułki czy jastrzębie, ...no dobra żurawie też są ładne.
- Acha.. ja wolę kwiaty.- odparła z uśmiechem Jane.
- Masz jakieś ulubione? -
- Fiołki afrykańskie. Na szczęście nie pachną. - stwierdziła żartobliwie Hong podążając za Woods do drugiego pokoju.
- Rzeczywiście… brakuje metrażu. - stwierdziła po wejściu do środka.
- Myślisz że poprzedni właściciele mieli ukryty pokój? - Spytała się trochę podekscytowana Woods.
- To możliwe… teoretycznie. - oceniła Jane.
- Słyszałaś coś o poprzednich właścicielach? Powiedzieli mi że dom stoi pusty już paręnaście lat.-
- Małżeństwo… - Jane podeszła do pustych półek solidnej biblioteczki stojącej obok szafy. Cała jedna ściana była zabudowana meblami.- ...on zmarł. Ona… nie wiem. Znikła? Byli kiepskimi cukiernikami, ale prowadzili kawiarenkę na dole. Więc można tam było pogadać przy kawie i ciastkach.
- W łazience mam jeszcze lustro do wymiany...jest pęknięte z śladami krwi…- Powiedziała mimochodem Susan zastanawiając się czy żona właściciela skończyła może jak mąż Yoony. - Myślisz że miał ukryte przejście w szafie? - Spytała zaczynając oglądać dokładnie zabudowaną biblioteczkę. - Toby było takie ekstra!
I znowu macki… tym razem jako ozdoba mebla. W tych macka tkwiły wijące się w ekstazie kobiece i męskie sylwetki? Nie… to tylko wyobraźnia. Nie było nią jednak nieludzkie oko wśród macek.
- Pewnie tam popełnił samobójstwo. - stwierdziła Jane.
- Psujesz mi hype na ukryty pokój o którym wie mało osób. - Powiedziała Susan dotykając oka. - Choć ozdoby mogłyby być mniej mackowe. Choć oko jest jakimś urozmaiceniem. - Spróbowała wcisnąć je do środka. Udało się i biblioteczka uchyliła się nieco… jakby była na zawiasach. Bo pewnie była.
Susan odstąpiła trochę i popatrzyła na Jane z lekkim przestrachem. w telefonie włączyła latareczke i ustawiła się koło wejścia. - Poczekaj. Mój dom to wchodzę pierwsza. Jeśli coś wyskoczy to przynajmniej nie będzie mi głupio, że coś się stało mojemu gościowi w domu. - Wzięła głęboki oddech i otworzyła szerzej biblioteczkę. “Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, Niech nie będzie trupa, ...” powtarza w myślach mantrę jakby miało ją to uchronić przed czymś co ją tam czekało.
Nie było. Za to był duży pokoik, wyciszony. Po prawej tapeta domowej roboty. Wycinki gazet z zaginionymi młodymi kobietami. Dziesiątki wycinków. Po drugiej stronie… łańcuchy ze skórzanymi kajdanami. Kneble. Pejcze i szpicruty. Galeria sześciu zdjęć kobiet, których Susan rozpoznała dwie. Eleonore i Alice.
Podpis pod zdjęciami głosił: Wynoście się z mojej głowy.
- Co znalazłaś? - spytała Jane z drugiego pokoju.
- “Centrum operacyjne śledczego “ albo ”Pokoik teorii spiskowych”... mieliście tutaj zaginięcia młodych kobiet? - Spytała, patrząc na wycinki z gazet. “No. On zdecydowanie wiedział, co się dzieje. Ciekawe czy udało mu się trzymać je z dala od swojej głowy” Zastanowiła się nowa właścicielka mieszkania.
- Nie… w zasadzie nie tak często. A co? - spytała Jane wchodząc i rozglądając się z przerażeniem po pomieszczeniu. Wycinki dotyczyły kobiet głównie z południowych stanów USA. Zaskakująco mało wycinków dotyczyło Luizjany.
“No tak, nie pierze się brudów we własnym ogródku.” Pomyślała do siebie oświetliła zdjęcia. - Znasz kogoś więcej ? - spytała oświetlając podpisane zdjęcia. Skoro te je tak pogrupował znaczy, że reszta kobiet miała...możliwe takie samo działanie na innych jak Alice i Eleonore.
- Rose, Jessica, Camille… i miss Dupont. Elita miasta. - stwierdziła Jane biorąc w dłonie jeden z pejczy i przyglądając się tej “ zabawce”. - Susan, robiłaś to już… z kobietą?
Susan wyrwana z rozmyślań nad zagadką i tajemnicami miasta, popatrzyła na trzymany przez Jane pejcz i spaliła buraka przypominając sobie swój sen i wizytę u Alice.
- Nie.. - Powiedziała cicho. - Właściwie to nawet tego nie rozpatrywałam...przed przyjazdem tutaj i spotkaniu…- nie powiedziała ale stuknęła palcem w zdjęcia spotkanych członków Elity.
- Tak jak ja…- mruczała Hong wodząc pejczykiem po przedramieniu. - ...ale potem się… stało i już.
Podeszła do zdjęć i stuknęła w jedno z nich. - Powinnaś uważać na Rose. Inne… nie są specjalnie zainteresowane. Ale Rose to nimfomanka i nie ma dla niej znaczenia, kogo obejmuje nogami podczas seksu.
- Czy one tak … na wszystkich? Mężczyzn i kobiety…- Sprecyzowała Susan.
- Mhmm… niektórzy się opierają jak ty. Inni nie mają sił. Ale jeśli chcą cię wypróbować, to tylko kwestia czasu… w końcu pękniesz. A wtedy będzie to równie podniecające co poniżające. - wyjaśniła wstydliwie Jane. - A i unikaj posiadłości… za wszelką cenę.-
Susan położyła dłoń na barku Jane, i ścisnęła. Był to mały gest ale niósł ze sobą wiele komfortu i wsparcia, jak również podziekowała za ‘ostrzeżenia’.
- Niech próbują. - W głosie Susan brzmiało wyzwanie i groźba. Susan Woods miała wieść życie wolne od poniżeń. Jej poprzednie wcielenie miało cały bagaż doświadczeń, było też bardzo gniewne i uważało by nie dać się zagonić w kozi róg jak kiedyś. Coś mówiło Susan że jej dawne ja będzie musiało wypełznąć z grobu w jakim zostało pochowane.
Jane nachyliła ku niej twarz i przycisnęła wargi do kącika jej ust. Na krótko, po czym odsunęła się z nieśmiałym uśmiechem.
- No i teraz twój pierwszy pocałunek nie będzie należeć do nich. - dodała i poważniej rzekła. - A serio mówiąc. Unikaj Rose i nie prowokuj reszty. Tak bezpieczniej.-
- Będę ostrożna. Dzięki Jane za pomoc... - “...ale jeśli te wiedźmy myślą, że się ugnę bez walki to czeka je niemiła niespodzianka.”
- A tam… niewiele ta moja pomoc ci dała.- odparła ze śmiechem Jane, podczas gdy Susan wpatrywała się wyzywająco na zdjęcia, jakby chciała pokazać jaka jest silna. Jednak, gdy spoglądała w oczy Alice ze zdjęcia, oddech pani Woods przyspieszył lekko. Wyobraźnia podsuwała wspomnienie owej stoickiej kobiety… jej stopy w czarnej szpilce. Susan oblizała nerwowo usta przez chwilę zastanawiając się co by się stało, gdyby… jej usta…
 
Obca jest offline  
Stary 25-02-2019, 20:45   #7
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Odwróciła twarz od zdjęcia zdając sobie sprawę, że mierzenie się z Alice może być trudniejsze dla niej, niż sądziła.
“Chęci to jedno, ale muszę mieć plan, a żeby mieć plan muszę wiedzieć z czym mam doczynienia...” jej myśli nie były już takie pewne ale przynajmniej miała plan.
- Dobra wyjdźmy stąd. Już się naoglądałam. - Powiedziała i lekko popchnęła Jane do wyjścia. - Przynajmniej wiem co tu jest...chyba sobie to zostawię. Choć tak naprawdę łatwo to znaleźć.
- No niby tak…- odparła z uśmiechem Hong zerkając przez ramię.- Dziwnie się tam czułam, wiesz?
- No był to gabinet osoby która próbowała do czegoś dojść i popełniła samobójstwo...dziwne by było gdybyś się tam dziwnie nie czuła. - pocieszyła ją Susan - No dobra to właściwie wszystko co chciałam pokazać.
- Czyli teraz mnie wyrzucasz i sama wypijasz resztę butelki?- zaśmiała się wesoło Jane zerkając na Susan. Zamyślona przygryzła wargę, zarumieniła się nagle i potrząsnęła głową.- Może to i lepiej. Czuję że alkohol miesza mi w myślach.
- Nieee, nie będę piła. Zostawię na później. Choć powiem ci że sama wolę wina algo kolorowe owocowe drinki z palemkami. - I nie wyrzucam cię tylko poza piwnica do której i tak się nie dostaniemy to widziałaś już wszystko co moim zdaniem wymaga napraw… czyli głównie pozbycie się tej obrzydliwej tapety. - Wyjaśniła swój komentarz Susan.- Mówiąc szczerze jeszcze do końca nie wiem jak zagospodarować dół. Pewnie pozbędę się co drugiej półki na ścianach żeby było miejsce na wazowy, i chyba część kontuaru wypadałoby usunąć albo nie wiem jakoś odłączyć i przerobić. Jak potrzebne to już na raz to mogę jutro naszkicować co miałam na myśli. Choć szczerze wole mieć najpierw uporządkowaną część mieszkalną.
- Ja też bym radziła zacząć od mieszkania. Biznes poczeka. A żywić się możesz u mnie.- odparła z uśmiechem Hong i rozejrzała po gabinecie.- To jak? Kuchnia czy sypialnia? Gdzie będziemy pić i gadać?
- Łóżko sypialni mam wygodniejsze do plotek …- powiedziała i naglę ugryzła się w język, spaliła buraka zdając sobie sprawę jak to musiało zabrzmieć.-... znaczy to nie miała być propozycja czegoś więcej.
- No… wiesz… - odparła również zawstydzona Jane.- Nie przestraszyłabym się, gdyby była. Ja akurat mam doświadczenie.
Przygryzła wargę wodząc spojrzeniem po piersiach Susan i potarła czoło nerwowo czoło dłonią. Odetchnęła głęboko.- To też źle zabrzmiało. Niemniej… nie przestraszyłabym się.
- To dobrze, ja po prostu … poruszane tematy wcześnie… Ok wiesz co po prostu pójdę po nasze szklanki i butelkę bo zaraz zrobi się już za bardzo dziwnie. - Stwierdziła Susan i pobiegła po schodach na dół korzystając z chwili by uspokoić skołatane serce i głowę.
Gdy wróciła na górę, Jane już rozgościła się na łóżku. I zdjęła spodnie. Pomijając zgrabne nogi i majteczki w różowe serduszka Susan zwróciła uwagę na bransoletę - łańcuch na jej kostce. Tyle że nie żelazny, a miedziany.
- Nie chciałam brudzić ci pościeli.- wyjaśniła Hong.- W sklepie dokonuję też prostych napraw. I nie przejmuję się brudem. Więc spodni nie mam czystych.
- Nie ma sprawy i tak muszę ją zmienić na nową. Tyle że jej jeszcze nie kupiłam. - przyznała się Woods okrążając łóżko u siadając z drugiej strony. Szklanki znowu były pełne, przynajmniej taką ilością trunku jaką się podawało. - Ładny łańcuszek…
- Taa…- westchnęła Jane upijając nieco trunku i dodając.- Ja nie miałam tyle siły co ty. Uległam Alice, zaczęłam całować jej stopy, uda.. weszła pod spódnicę, zdarłam zębami majtki i zaczełam lizać jej muszelkę… I wiesz co, byłam strasznie podniecona. Napalona jak nigdy w życiu. Potem ona sprawiła, że doszłam krzycząc z rozkoszy. I wieczorem… pochwyciłam jakiegoś mieszkańca i oddałam mu się w bocznej uliczce… żeby sobie udowodnić, że mam kontrolę nad swoim ciałem.
Musnęła palcami łańcuszek.- Potem spotkałam Rose i kochałyśmy się przez dwie godziny. Potem… uznałam, że nie ma co walczyć. I…- wzruszyła ramionami.- … zanim się obejrzałam, znalazłam się w Towarzystwie Historycznym. To… - trąciła palcem łańcuch.- ,.. najniższy stopień wtajemniczenia.
- Alice miała żelazny… są tylko te czy jeszcze inne stopnie? - Zapytała nie mogąc oprzeć się myśli że łańcuch na nodze ma trochę … niewolniczy podtekst.
- Jest złoty na kostce miss Dupont.- westchnęła ciężko Jane i zerknęła na Susan dodając.- Miejscowa tradycja… wywodząca się z jednej z porąbanych historii powiązanych z tym miastem. Dość upiorna jak dla mnie ta historia.-
Podsunęła pustą szklankę niemal pod nos Susan. - Więc może ty coś radosnego opowiesz?
Susan dolała alkoholu do pustej szklanki i zaczęła - Dawno, dawno temu na północy żyła mądra i ładna…- Używając wyobraźni i wzorując się na klasycznych bajkach, Susan uraczyła Jane opowieścią o niej samej przynajmniej do momentu wyjścia za mąż. Późniejsza historia była już mroczna i było jej daleko do radosnej. Choć Historia Susan nie była prawdziwa wzorowała się na historii Yoony. Tylko szczegóły były inne ‘rycerz’ Susan był detektywem a nie człowiekiem z półświatka i łapał złych ludzi zamiast ich zabijać. -... Koniec … reszta historii nie jest już radosna.
- Moja jest gorsza.- odparła Jane popijając trunek i przyglądając się siedzącej Susan. Odetchnęła głośno.- Nie chcę ci dorzucić paliwa do koszmarów, więc.. wolę ostrzec od razu.
- Widziałam jak ginie mój mąż …- “...z mojej ręki a potem sama rozpuściłam jego zwłoki w kwasie siarkowym ...” - … poradzę sobie z twoją historią, mów. - Dolała jej znowu alkoholu, sama miała nadal wystarczająco.
- To nie jest moja historia.. to jedna z uroczych opowieści dotyczących tego miasta. Działo się to pod koniec wojny secesyjnej. Ówczesny pan i władca tych ziem pojechał na wojnę zostawiając swoje córki do nadzorowania majątku i niewolników. Miłe to one nie były, za to były piękne. I cóż… wojna została przegrana. Niewolnicy się dowiedzieli... wpadli do dworku i urządzili sobie orgię ze zbiorowym gwałtem i torturami owych ślicznotek. A potem zwiali…- westchnęła z ironią w głosie.- ...One ledwo to przeżyły. Ich ojciec wrócił w ostatniej chwili i… porozwieszał na drzewach szczątki tych sprawców, których złapano. Potem umarł… a córki przejęły majątek i wiesz… teraz dopiero zaczyna się najbardziej porąbana część.-
Susan przysunęła się do Jane z jednej strony zafascynowana makabrą z drugiej całkowicie obrzydzona tym, co wydawało się jej że zaraz usłyszy.
- Ten jeden wieczór odbił się na psychice tych dziewcząt. Przez większość roku były normalne… w miarę normalne. Ale w rocznicę swojego pohańbienia sprowadzały kilkunastu mężczyzn, faszerowały ich narkotykami i “odgrywały” tamtą noc z owymi kochankami zredukowanymi do opętanych seksem bestii… i zabijały ich po wszystkim, równie okrutnie jak ojciec pomordował ich oprawców. Urocza miejscowa legenda, co?- Jane upadła na łóżko i uniosła nogę w górę machając swoją stopą… i bransoletką na niej.- Urocza pamiątka tej pokręconej historii.-
- Nie powiedziałabym,...znaczy wiem, że ironizujesz ale jednak… masakra....- Susan aż wzdrygnęła się na myśl o tej historii. - I towarzystwo powstało na jej podwalinach?
- Och.. też. Założyciel miasta był francuskim zboczeńcem lubującym się w orgiach i rytuałach z czarnego lądu i Indii. Towarzystwo bardzo lubi historię… a ta w tym mieście jest pokręcona. - wzdrygnęła się Jane zerkając na Susan. Oblizała usta.- Chcesz wiedzieć jak to było? Gdy wodziłam ustami po stopie Alice? Przestraszona i pobudzona?
Odetchnęła głęboko.- Niesamowicie pokręcone uczucie, ale przynajmniej przyjemniejsze od historii tego przeklętego miasta.
- Wracasz do tego już któryś raz. Za każdym razem brzmisz jakbyś próbowała siebie przekonać do czegoś.- Susan nie wiedziała czy dobrze robi mówiąc to na głos, ale to co zrobiła Alice w gabinecie… nie wydawało jej się ani trochę lepsze od tego z historii. Choć czy można ją było winić za myśli które miała Susan? A jeśli jej myśli to tylko to co robi Susan. Z drugiej strony to co mówiła Jane wydawało się prawdziwe … pokręcone i nieprawdopodobne ale prawdziwe.
- Chciałam bym wierzyć Susan, że to co zrobiła mi Alice i Rose i pozostałe… to spłynęło po mnie jak woda po kaczce.- westchnęła smętnie Jane spoglądając na bransoletkę.- Że nie wpłynęło to na mnie, ale to nieprawda… nie jestem niewinna. Mam myśli i pragnienia. A ty masz alkohol…- podsunęła Woods pustą szklanicę.-... i te pragnienia muszą być kostkami lodu, bo wypływają na powierzchnię.
 
Obca jest offline  
Stary 25-02-2019, 20:48   #8
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Susan odruchowo dolała jej porcje, dopiero po dotarło do niej, że pogarsza sytuację. Zrobiło jej się głupio i nieswojo. Choć może Jane padnie po tej ilości jaką wypiła już powinna raczej preferować … poziom niż pion. Może jeszcze dwie porcje i pójdzie po prostu spać.
- Lecz to nieprawda… to miejsce mnie zmieniło.- Jane usiadła i upiła kolejny łyk alkoholu. Przyjrzała się Susan i spytała.- Mogę cię pocałować? Wiesz… całowałam Alice i inne kobiety, ale byłam pod ich wpływem. Nie wiem czy… naprawdę ciągnie mnie do kobiet, czy tylko mi to wmówiły. To mnie dręczy.
- Jane...dużo wypiłaś… jesteś stanie powiedzieć, że w tym stanie rozpoznasz, czy ty tego chcesz czy to już mówi Whiskey? - Woods złapała dłoń Jane pokazując, że nigdzie nie ucieka, ale wolałaby żeby Jane była świadoma co robi.
- Na trzeźwo bym się nie odważyła spytać. I dusiłabym to w sobie. - zaśmiała się nerwowo Jane i pokręciła głową. - Wybacz, że cię próbuję wepchnąć w moje własne problemy.
- Spotkajmy się u ciebie na trzeźwej kawie, jeśli nadal będziesz chciała mnie pocałować to się zgodzę...jeśli nie… to chyba też będziesz miała swoją odpowiedź. - Powiedziała Susan ściskając dłoń June pocieszająco.
- No dobrze.- odparła z uśmiechem Jane spoglądając w twarz Susan.- Niech… ci będzie.
To o czym teraz chcesz poplotkować?
-...obrobić dupy znanym nam osobą...nie moment bo to z mojej pozycji kiepski deal nikogo nie znam… emmm dobra ale mam parę plotek, ciekawostek.. tyle że wszystkie związane z miastem. Wiem że młody chłopak pracujący jako dostawca ma romans z jakąś pracującą tam dziewczyną albo kobietą, nie jestem pewna tylko słyszałam ich na zapleczu. I wiem że okradziono bibliotekę… no dobra moje plotki są beznadziejne.
- Okradziono bibliotekę… kto by chciał...oooch nie…- Jane zbladła wyraźnie i potrząsnęła głową.- Alice będzie zła. Oby Roger jej wystarczył. Pewnie okradli archiwum. Bo tylko to ma sens.
- Co masz na myśli mówiąc, że Roger ma jej wystarczyć...i archiwum nie brzmi...zbyt wartościowo…- Powiedziała ze zdziwieniem Susan.
- W miejskiej bibliotece jest dział zawierający stare woluminy i dokumenty. Tylko ktoś z Towarzystwa Historycznego ma do nich dostęp. Nie wiem co zawiera i szczerze powiedziawszy… nie chcę wiedzieć.- westchnęła kładąc się na pościeli.- Zamierzam też przespać się z tobą… Nie tak wiesz… erotycznie. Po prostu nie chce mi się wracać do mojego łóżka.
- Zrobiło nam się niezłe piżama party...choć za mało gadek o facetach i malowania paznokci jak tak porównuje z ostatnim w jakim brałam udział. - Powiedziała śmiejąc się Susan, zakręciła i odstawiła butelkę. - Mam zapasową piżamę jak chcesz…
- Na pewno chcesz bym się rozbierała? A może wskazówek na temat kto ma tu dużego?- zaśmiała się Jane i dodała.- Clarence jest sympatyczny i delikatny. Przyjemnie się go ujeżdża w łóżku. Godny polecenia.- mruknęła lubieżnie przeciągając się na łóżku.- A to ciasteczko co widziałaś, to pewnie jakiś boy-toy Rose. Jest żoną właściciela piekarni. Lepiej nie kupuj tam bułeczek osobiście.
- Moment… nimfomanka przed którą mnie ostrzegasz mieszka za ścianą... oni mieszkają czy tylko pracują w piekarni. - Susan była zszokowana. - I ostatnio nie kupiłam pieczywa, tamci byli zajęci więc po prostu wzięłam francuskie i zostawiłam pieniądze na ladzie...kurwaaa, ale ja lubię świeży chleb.
- Tak. Mieszkają tam. Masz szczęście.- zaśmiała się Hong i westchnęła głośno.- Kupuj więc pieczywo między dziewiątą, a dziesiątą… wtedy zawsze jest więcej osób w piekarni. Nie uderzy do ciebie, jeśli nie będzie same.
- Albo zawsze mogę wyczuć moment kiedy jej boy-toy się nią zajmuje na zapleczu i pójść na samoobsługę. - Powiedziała łobuzersko zastanawiając się czy kolejny raz nie powinna wziąć pieczywo bez płacenia. - Ok. Nasz właściciel sklepowy Phil który nie zna się na subtelności, jakieś plotki o nim? A Clarenca poznałam dzisiaj, sprzedał mi książkę kucharską i podręcznik do majsterkowania.
- Hmm… Potrafi być miły na randkach. Dobrze całuje. Ale nie zdołał sprawić, bym była mokra więc nie zdam ci raportu z pierwszej ręki, ale.. słyszałam, że jest dość wytrzymały w łóżku.- odparła ze śmiechem Jane i zerknęła na Susan. - A jacy ciebie… rozpalają?*
- Heh, tak wielu ich nie miałam żeby wiedzieć, że mam jakiś typ. - Zaśmiała się brunedka. - Zawsze lubiłam silnych facetów...nie chodzi o muskuły, tylko o pewną aurę jaką roztaczają. Taką że nic złego ci się przy nich nie stanie...to trochę jak... wsiadasz z kimś jako pasażer po raz pierwszy a ta osoba potrafi sprawić że czujesz się spokojnie z nim jeździć nawet jeśli sam pierwszy raz siedzi w samochodzie...plotę trzy po trzy prawda?
- To Phil mógłby ci podpasować.- odparła z uśmiechem Jane.- Albo mój partner… jeśli lubisz duże rozmiary.
- Rany Jane...- Susan schowała buraczaną twarz w dłoniach. -... tutaj naprawdę wszyscy ze wszystkimi?
- No nie. Ja nigdy z Masonem nie poszłam.- zaśmiała się Hong spoglądając na zawstydzoną twarz Susan.- Ale z paroma innymi tak.. by wiesz… kochać się z kimś z własnej woli.
- To skąd wiesz że ma dużego? - Zaczęła zastanawiać się po czym rzuciła oskarżenie. Oczywiście na żarty. -...podglądałaś go w negliżu?
- Mojego partnera czy Phila?- zapytała żartobliwie Jane muskając palcami swoje majteczki.- Phil… cóż… wiem od znajomej. W przypadku mego partnera w interesach…- przygryzła wargi.-... miałam chwile słabości. A on był w pobliżu, uwolniłam go… wzięłam w usta… ledwo się mieścił.
Alkohol niewątpliwie wprawił Jane w bardzo “romantyczny” nastrój.
- Przynajmniej się odwdzięczył? - Spytała, upewniając się, że jej, no chyba już koleżanka na tym etapie, przynajmniej coś z tego miała.
- No… posadził na ladzie… rozchylił nogi i wziął… trzymając za nie. Mocno… aż mi się cycki trzęsły.- pomrukiwała Jane oddając się wspomnieniom i fantazjom. I muśnięciom swoich palców między udami.
- Masz o nim fantazje? - Spytała Susan kończąc swoją szklankę z alkoholem. Jej pytanie było bardziej podyktowane sprawdzeniem czy Jane nie ma pewnych bardziej ”romantycznych uczuć” do kogoś z miasta w końcu czyiś facetów się nie rusza.
- Taak…- przygryzła wargę mocniej rozpalając intymny zakątek palcami.- … z nim… i Alice. Więc nie wiem czy to moja… czy bardziej jej fantazja. On nie jest w moim typie… wolę takiego… Clarence’a. Chodziliśmy nawet… razem… ale czasem potrzebujesz czegoś zwierzęcego… by poczuć, że żyjesz… że nie śnisz. Sny w tym mieście bywają straszne.
- To opowiedz mi o swojej fantazji z Clarenc’em.
- Nie… teraz twoja kolej. Opowiedz o swoich niespełnionych.- odparła wyraźnie podniecona Jane spoglądając szklistym wzrokiem na Susan. Jej dłoń już sięgnęła pod majtki.
Susan zamknęła oczy i zaczęła mówić. - Stoję przed wielkim oknem z widokiem na jezioro. Czuje ciepły oddech na szyi. Nie widzę go, ale wiem że stoi za mną. Czuje jego ciepły dotyk oboje jesteśmy nadzy. Te pieszczoty dotyku trwają trochę ale w końcu chce by we mnie wszedł. “Pragnę cię” , mówię a on przyciska mnie do zimnej szyby i wchodzi we mnie od tyłu. Zaczyna …- głos Susan wydawał się trochę zachrypnięty -... brać mnie, a każdy spacerowicz może nas zobaczyć w tym wielkim oknie. Dochodzimy razem, on chwyta mnie za włosy i gryzie mnie w szyję.
Susan skończyła mówić, we wszystkich jej fantazjach nigdy nie widzi swojego partnera, czuje go i wie jak sprawia, że się czuje, ale go nie widzi. Tak jakby jej intuicja mówiła jej że jeszcze nie spotkała swojego kochanka. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na Jane.
Prosto w jej twarz, będącą obecnie bardzo blisko. Jej oddech zionął alkoholem, a wzrok płonął i niedawnym zaspokojeniem i pożądaniem. Sięgnęła dłonią do piersi Woods i delikatnie objęła.
- Cóż… masz już duże okno.- wymruczała przez chwilę delektując się miękkością biustu koleżanki i upadła na łóżko.- A choć nie ma jeziora, to dla odmiany… mogą być widzowie.
- Tylko kochanka mi brak. - powiedziała padając koło Jane.
- Bo masz duże wymagania.- odparła Hong i zamyśliła się.- Dobrze że mi się nogi plączą, bo ja mogłabym się na ciebie rzucić przy oknie.- i zarechotała głośno ze śmiechu.
- Nie masz odpowiedniego sprzętu...przynajmniej przy sobie...i obiecałaś, że poczekasz aż wytrzeźwiejesz. - powiedziała Susan głaszcząc drugą kobietę po głowie. - Mam bar po drugiej stronie ulicy w końcu muszę kiedyś tam wpaść i dowiedzieć się ile osób przegrało przeze mnie zakład. - Powiedziała zmieniając temat.
- To prawda… nie mam. Ale Clarence sprzedaje i zabawki.- zaśmiała się Jane i mruknęła ziewając.- Chcesz mnie w piżamce? Czy nie przeszkadza ci, że tak pójdę spać?
-Clarence sprzedaje zabawki erotyczne?...-Susan potrząsnęła w niedowierzaniu głową. - Śpij jak ci wygodniej. Ja chyba jeszcze wcześniej wezmę prysznic… Hej a poza no “wiedźmami” kogoś powinnam się jeszcze wystrzegać? - spytała korzystając z ilości alkoholu w organizmie Jane.
- Na przykład Jake’a żyjącego na granicy miasta. Kilka razy próbował zgwałcić kobiety i chyba przesiedział za zabójstwo parę lat. Jego chata jest… w okolicy kościółka. I nie wolno ci zapuszczać się do lasu, do posiadłości i do jaskiń pod miastem. Potwory tam są.- wyjaśniła przymykając oczy.
- Potwory?- Słyszała o wilkach ale potwory to już inna para kaloszy.
- Potwory… różne. Nie wychodź po zmroku z miasta.- mruczała cicho Jane.
- Aha…- “Jasny gwint gdzie ja się wyprowadziłam?!” Susan zostawiła Jane i poszła do łazienki zamknęła drzwi, by szum wody nie przeszkadzał koleżance.
Gorąca woda dobrze robiła na nagie ciało, choć nie mogła uspokoić myśli. W końcu szeptała swoje własne fantazje do jęków dochodzącej Jane. To miejsce tonęło w oparach pożądania i szaleństwa. Było jak ta opowieść o córkach, o obłędzie jaki ich dotknął. Gdzieś w połowie prysznica usłyszała dźwięk… kroki. Obce kroki. Ciężkie buty.
Susan zostawiła włączony prysznic ale z niego wyszła przez szparę w drzwiach spróbowała zorientować się w sytuacji. Z drzwi do łóżka ma pięć kroków i jeden ruch by złapać za pistolet. Może powinna szybko wyciągnąć jeden z fragmentów lustra? “Nie jeszcze całe pójdzie i narobi hałasu.” Nasłuchiwała skryta za drzwiami, naga. Serce zaczynało jej walić, w pierwszej chwili wydawało jej się że została znaleziona.
Kroki się przemieszczały po pomieszczeniu. I po chwili usłyszała cichy jęk bólu… zduszony jęk pijanej Jane. Potem kroki zaczęły się oddalać.
Susan wyszła spod prysznica i spojrzała na koleżankę. - Jane? -
Jane leżała bez życia… te bowiem wyciekało wraz z krwią z poderżniętego gardła.
Yoona wiedziała, że Jane nie może już pomóc. Widziała zbyt wiele razy takie cięcie. Złapała za pistolet ukryty między materacem a ramą łóżka i ostrożnie wyszła z sypialni.
Słyszała ciężkie kroki… dochodzące z gabinetu.
Odbezpieczyła pistolet i ruszyła w tamtą stronę. Przymała go obiema rękami dla większej stabilności zmusiła się do uspokojenia oddechu. Przeszła do gabinetu najciszej jak umiała, przez otwarte drzwi. Szukała mordercy Jane.
Tam również go nie było, gabinet był pusty. Nie słyszała nawet kroków. Za to… biblioteczka była uchylona. Susan trzasnęła drzwiami o przestrzeń za nimi.
Żadnych odgłosów. Cisza. Była sama? Czy może…
Ktoś doskoczył do niej od tyłu, silna ręka pochwyciła ją w pasie dociskając do garnituru.
- Pan Kuon przesyła pozdrowienia.- usłyszała zimny głos i poczuła zimną stal rozcinającą jej krtań z zimną precyzją.
Obudziła się z krzykiem, oblewana zimną wodą z prysznica.
- Jane! Jane! - zaczęła krzyczeć wołając koleżankę i dwa razy wywalając się po drodze do sypialni. Wpadła w panice rozglądając się po pokoju.
- Co? - odparła wstając z łóżka Jane i rozglądając się z niepokojem. Mimowolnie zarumieniła się widząc Susan w negliżu. Nie takiego pewnie widoku się spodziewała po przebudzeniu.- Co się stało?
- Nic ci nie jest. - wyszlochałą Susan widząc Jane całą, zwłaszcza jej gardło. - To był tylko sen. - Dotknęła ręką czoła i osunęła się powoli na podłogę czując jak adrenalina właśnie z niej zeszła. - To tylko koszmar - powtórzyła ciszej.
- Wiesz… po tych wszystkich moich doświadczeniach… powinnam częściej być w takich sytuacjach. Ale zwykle to ja klęczałam przed inną.- mruknęła Hong głaszcząc Jane po włosach.- Jesteś… mokra. Pójdę do łazienki, po ręcznik… dobrze?
Susan potaknęła i dodała - Czar...na piża..ma. - I rzeczywiście koło ręczników leżała sobie czarna zwykła piżamka choć w dotyku był to wysokojakościowy materiał.
Jane poruszała się jeszcze nieco chwiejnie, ale już nieco przeszedł jej alkoholowy rausz. Wróciła wkrótce z zarówno z piżamką jak i ręcznikiem.
- Dasz się osuszyć?- zapytała, a naga kobieta przytaknęła nadal się trzęsąc. “Macki mackami, kobiece zmutowane nimfomanki przynajmniej były wytworem wyobraźni. Ale to było zbyt prawdziwe i prawdopodobne.”
- To musiało być straszne.- mówiła czule Hong wycierając ciało Susan z kropli wody. Najpierw ciało, a potem włosy. - Może położymy się razem do łóżka i przytulimy? Łatwiej będzie ci zasnąć… oby.
- Przepraszam, że cię nie uratowałam…- Powiedziała cicho kiedy Jane pomagała jej się ubrać. Jednocześnie przypominając sobie czy zamknęła drzwi.
- Przecież… - Hong zmarszczyła brwi próbując sobie zapewne przypomnieć, kiedy była w tarapatach.- Nie martw się. Wszystko wybaczone.
Susan nadal przybita, nie pasowała jej świadomość, że ktoś kogo zdążyła polubić mógł zginąć przez powracającą z za grobu przeszłość. - Zaraz przyjdę tylko sprawdzę drzwi. - wstając, i powoli acz pewnie kierując się na dół. Po powrocie weszła do łóżka by mieć broń koło siebie. Jane objęła Susan w pasie i zasypiając muskała ustami szyję pani Woods. I pochrapywała cicho. Ale te dźwięki działały uspokajająco.
Susan zasnęła.
 
Obca jest offline  
Stary 01-03-2019, 20:28   #9
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzień 3

Susan obudziła się pierwsza, bez krzyków, bez kolejnych koszmarów. Otoczona ramionami Jane, być może obecność kogoś jest radą na koszmary. Woods rozejrzała się po pokoju próbując ocenić porę. Poprzedniego dnia położyły się wcześnie, głównie przez alkohol ale jednak. Powoli zaczęła uwalniać się z miłych uścisków Hong, która mruknęła parę razy w niezadowoleniu. Sue podsunęła jej do złapania poduszkę którą ta i złapała jako ciało zastępcze. Gospodyni usiadła na łóżku i przeciągnęła się. Sprawdziła telefon. Była dokładnie 5:54. Było wcześnie. Zapewne boy-toy sąsiadki czekał pod piekarnią za towar. Ostatni wieczór przypominał o sobie lekkim otępieniem, ale to pewnie minie z czasem. Miasteczko jeszcze spało. Podobnie jak Jane.
Wyrwała kartkę z notatnika i napisała. “Poszłam pobiegać będę koło 7 - 8. Jak poczekasz zaserwuje ci jadalną jajecznicę.” Wyciągnęła dres i adidasy, spakowała telefon w opaskę na ramie i wzięła kluczę. Wychodząc przez kuchnię oczywiście minęła palącego boy-toya.
- Hej! - zawołał przyjaźnie chłopak z uśmiechem przyglądając się.- Ćwiczysz dla kondycji czy przygotowujesz się do maratonu jakiegoś?
- Hej. - Odpowiedziała, przeciągając się kiedy ten zadawał pytania. - Dla kondycji, ale jeśli macie tu jakieś maratony pewnie warto wystartować.
- Niestety nie, choć pomysł całkiem całkiem…- odparł młodzian niewątpliwie odnosząc się “całkiem” do jej dresu.
- Ha..- Pokręciła z niedowierzaniem głową - Do zobaczenia młody. - Powiedziała i ruszyła ulicą w stronę dróżki prowadzącej do okoła miasta. ale nie biegnąc główną ulicą a tylnymi terenami zielonymi.
- Jack! Jestem Jack! - krzyknął za nią mężczyzna. Ale ona już tego nie usłyszała biegnąc dalej i dalej. Mijając kolejne budynki i zapoznając się z okolicą, cieszyła się z tej przebieżki pozwalającej poukładać myśli, aż do… szlag.
Zatrzymała się nagle zauważając zgrabną blondynkę w okularach. Ta również szła wcześnie rano uliczką zdejmując wybrudzone rękawiczki i rozglądając się dookoła. Bransoleta na jej kostce połyskiwała ciężkim ogniwami. Alice.
“Kuuurwaaa” Susan przeklnęła swóje “szczęście” i wpadła na pomysł przyspieszyła do sprintu. - Cześć Alice! Pa Alice!- Krzyknęła mijając ją w biegu i nie obracając się po tym po prostu biegła udając że robi kolejną fazę kardio.
- Ty też biegasz?- usłyszała za sobą. “Też”… brzmiało problematycznie. Na szczęście Alice najwyraźniej nie zamierzała jej tym razem ścigać, bo udała się pospiesznie w przeciwną stronę zajęta swoimi sprawami.
“Yay udało się!..ale chyba jednak wypróbuje parę innych tras” pomyślała utrzymała jeszcze to mocne tempo na wszelki wypadek. W końcu chciała też zachować pozory że ćwiczy a nie ucieka przed demoniczną bibliotekarką. Dopiero kiedy płuca zaczęły ją piec zwolniła z powrotem do joggingu.

***

Dobiegła do domu bezpiecznie bez kolejnych przygód. Wpadło do kuchni i natknęła się na Jane w jej spodenkach i koszulce, przy jej kuchence przygotowując proste śniadanie.
- Jak się biegało?- zapytała z uśmiechem Hong.
- Świetnie, ty czasem biegasz? - zapytała nalewając sobie szklankę wody i wypijając ją na raz, po czym nalewając sobie kolejną szklankę to już pijąc wolniej.
- Tak. Czasem biegam, a co?- Jane uśmiechnęła się rozkładając posiłek na talerze.- Kawę też już przygotowałam.
- Łooo… jak to ładnie wygląda! - Susan usiadła przy stole. - Jak coś możemy czasem pobiegać razem. Mhmm..- wydała z siebie pomruk zadowolenia kiedy wzięła do ust kawałek śniadania. - Czym zasłużyłam na takie traktowanie? Czy może przestraszyłaś się moich zerowych skilli i wizja mojej jajecznicy była ponad twoje siły ? - zażartowała Woods.
- Raczej to ostatnie. Zużyłam warzywa, z wczoraj by zrobić orientalny omlet.- odparła z uśmiechem Jane i zadrżała dodając.- A co do biegania… lubię, ale wiesz... Alice też lubi.
- Wiem spotkałam ją, ale weszłam wtedy do sprintu…- Susan mówiła i jadła śniadanie - ..po prostu trzeba znaleźć sobie inną trasę niż ona, a we dwie zawsze bezpieczniej.
- No nie wiem.- zamyśliła się Hong i dodała.- Zadzwoniłam też do mojego człowieka. Henry będzie po południu tutaj.
- Henry Manson, tak? - Upewniła się że dobrze pamięta.
- Philip Mason. Henry jest… nie mam pojęcia jak ma nazwisko. Wiem że mieszka samotnie gdzieś w lesie otaczającym Daulmehre, ale nic poza tym. Nigdy tam nie byłam. Zawsze przed zmrokiem wraca do siebie. Jest małomównym odludkiem. Ale zna się na robocie i tak... to ten od dużego wyposażenia.- wyjaśniła lekko się rumieniąc.
- Pff..khe...khe- Susan aż się zakrztusiła na wspomnienie o przyrodzeniu. Aż musiała popić kawą. - Jane! Zepsułaś mnie tym teraz jak go poznam, będę myśleć tylko o tym!- zaśmiała się Susan kręcąc głową. - Pewnie wykorzystam ten czas by zrobić porządek w sypialni i biurze, … właśnie czy masz może odkurzacz i druga prośba...bo nadal mam zaginioną pralkę … - Nie kończyła ale uśmiechnęła się więc sąsiadka wiedziała o co może chodzić Susan.
- Odkurzacz mogę załatwić, ale za wypranie… hmm… masz mnie czym przekupić?- odparła Hong z wesołym uśmiechem.
- Jeśli znajdziemy kogoś z dużym samochodem zapraszam cię na dzikie zakupy i kawę w jakiej fajnej kawiarni ja stawiam. - Zaproponowała Woods, ale potem dodała - Jeśli masz jakieś inne pomysły zamieniam się w słuch.
- Nie… nie mam żadnych.- odparła nagle wyraźnie spłoszona.- Mogą być zakupy, ale nie licz na ciągle wykorzystywanie mnie w tej kwestii. Gotować przynajmniej lubię.
Susan skończyła posiłek i spojrzała poważnie na Jane. - Czy jak jesteś trzeźwa i wiesz bardziej czego chcesz...nadal chcesz mnie pocałować?
- Tak.- zawstydzona Jane opuściła głowę.- Z ciekawości głównie. By sprawdzić, czy rzeczywiście jestem bi.
Susan wstała i podeszła do siedzącej kobiety. - Uprzedzam, że nigdy nie całowałam kobiety i ...no sama nie wiem co będzie. - Stała i czekała aż Jane wykona pierwszy ruch, w końcu to ona chciała być w kontroli i no to ona chciała sprawdzić co w niej siedzi.
- To nie będzie przyjacielski buziak.- ostrzegła Jane i wstała. Jej dłonie spoczęły na pośladkach Susan… po krótkim namyśle Jane wsunęła dłonie pod spodenki Woods ściskając nagie pośladki. Przybliżona tak ocierała się się biustem o piersi Susan.
- Gotowa?- spytała z zapewne bijącym szybko sercem.
- Tak - odpowiedziała patrząc kobiecie prosto w oczy, nie cofnęła się nie uciekła, czekała na to co Jane chciała jej pokazać. Wargi Jane zbliżyły się do jej ust, piersi naparły na biust Susan. Pocałowała Woods, najpierw delikatnie smakując jej wargi, potem śmielej sięgając językiem… pocałunek robił się coraz odważniejszy i coraz głębszy. A dłonie na pupie Susan zaczynały zaciskać się na jej pośladkach i ugniatać je.
Sama Woods stwierdziła że całowanie kobiety nie różniło się zbytnio od całowania mężczyzny...może brak drapania nieogolonej brody jej o tym przypominał...i piersi. Powoli odpowiadała na zabiegi Jane, aż w końcu ich języki tańczyły ze sobą. To sprawiało, że Jane całowała coraz namiętniej, napierała ciałem na Susan wyraźnie rozkoszując się pocałunkiem. Jak i miękkimi pośladkami pod dłońmi. W końcu przerwała pocałunek i uśmiechnęła się nieśmiało nie puszczając pupy Woods.
- To było miłe. Przyjemnie całować… kobietę, wiedząc że to nie jest jakiś przymus wymuszony jej charyzmą.- mruknęła cicho oblizując wargi po pocałunku.- Chyba jestem biseksualna jednak. Lub się stałam.-
- …- Susan łapała oddech. “Znaczy że ja nie mam według niej charyzmy?!” pomyślała z ukłuciem rozczarowania. - Przyznaje całowanie cię, jest miłe...- W końcu potwierdziłą swoje doświadczenie - ...może z początku tylko trochę dziwne.
- No to ja miałam łatwiej, bo uważam cię za bardzo atrakcyjną kobietę.- odparła nadal przytulona do niej Hong i nadal masowała jej pośladki swoimi dłońmi. Najwyraźniej podobało się jej to co robiła, lub nie zwróciła uwagi na detal jakim był fakt, że były do siebie przytulone… nadal.
- Nigdy nie powiedziałam że nie jesteś atrakcyjna...po prostu nie myślałam o tobie w kategoriach … intymnych. - Powiedział Susan ostrożnie dobierając słowa żeby nie urazić koleżanki, nie zwracała nawet uwagi że użyła czasu przeszłego.
- To całkowicie zrozumiałe… w końcu… wyprosiłam ten pocałunek.- odparła chichocząc Jane, co ocierało ich piersi o siebie. Pieszczona Susan odczuwała te impulsy przyjemności. - Sama też nie bardzo wiedziałam, co się stanie gdy się pocałujemy. Nie żałuję. To było bardzo przyjemne doświadczenie.
- Mhmm, dziękuję że zostałaś na noc - Powiedziała Susan przytulając się do Hong - było mi raźniej.
- Nie ma za co. To był przyjemny wieczór… ten z butelką.- wymruczała i po chwili wahania zaczepnie skubnęła zębami płatek uszny Susan. Sytuacja powoli robiła się coraz bardziej intymna.
- Rozumiem że chcesz iść dalej? - Odezwała się niepewnie Woods zostając w tej pozycji zastanawiając się co to będzie znaczyć? Czy powinna? Czy to dobry pomysł? Czy nie pokomplikuje to znajomości z Jane? W końcu należała do stowarzyszenia...czy Susan może sobie i swoim reakcjom ufać koło niej. Wiedziała już że kołu Alice i wiceburmistrz nie mogła.
- Ja? - speszyła się Hong zerkając na bok, ścisnęła pośladki pochwyconej kobiety.- Trochę tak… jestem ciekawa i pobudzona. Ale nie chcę cię… nie chcę wykorzystywać sytuacji. Zmuszać cię czy… nie obrażę się jeśli przerwiemy. Nie musimy tego robić Susan.
- Jak wspomniałam nigdy tego nie robiłam z kobietą i mam… mnóstwo wątpliwości i obaw… może po prostu ...wolniej? - Zaproponowała na próbę bardziej dla siebie niż Jane, Susan sprawdzała czy nie mówiąc “nie” poczuje ze robi błąd. Nic takiego się nie stało choć wątpliwości nie zniknęły.
- Zgoda.. jeśli tak stawiasz sprawę. Tylko pamiętaj… by powiedzieć stop jak przestanie być przyjemnie.- wyszeptała Jane i znów pocałowała usta Susan, potem szyję… wodziła językiem po skórze leniwie i delikatnie. Była czułą kochanką i drapieżną zarazem, ściskając pośladki Woods dość mocno. Sama Susan czuła się teraz trochę jak nastolatka całująca się z chłopakiem pierwszy raz z groźbą że zostanie przyłapana przez rodziców. Było miło, było ekscytująco, ale to nie było to czego chciała albo przynajmniej nie to co chciała Teraz. Może później.

***

Jane lubiła być w stanie ciągłego podniecenia, ale Susan nie było to potrzebne, albo przynajmniej nie było jej to potrzebne przy Jane.
Przeprosiła ją i dała do zrozumienia, że na dzisiaj jej już wystarczy. Nie czytała w myślach więc trudno jej było powiedzieć jak jej koleżanka na to zareagowała. Natomiast widziała jej reakcję. Jane zaśmiała się od razu puszczając Woods i mówiąc, że nie ma sprawy… i żeby się nie przejmowała. Kolejne minuty spędziły na dojadaniu śniadania i gadaniu o ulubionych potrawach jakby nic się przed chwilą nie stało. Jane zaoferowała się wpaść przed wieczorem po brudne ubrania i swoje spodnie, by je jutro wyprać. A potem ruszyła do siebie, kończąc spotkanie zupełnie przyjacielskim całusem w policzek.
Kolejne godziny Susan zabrała się za porządkowanie sypialni od starcie kurzy przełożenie ubrań z walizki do szafy, kiedy skończyła z szafą i stwierdziła, że dosyć słabo zapełnila wielka szafę i będzie potrzebowała jednak w imię kobiecej próżności wybrać się na jakieś zakupu w niedalekiej przyszłości.
Już chciała zabrać się za przestawianie małej konsoletki bliżej łóżka by zrobić sobie tam medialne centrum operacyjne. Czyli postawić laptop i mieć gdzie wieczorem stawiać sobie kubki gdy usłyszała dźwięk z dołu.
Dzwoneczek przy drzwiach. Ktoś musiał wejść od strony sklepiku.
“Przecież sprawdzałam wczoraj drzwi, były zamknięte...były?” Spytała się sama siebie i ruszyła w dół sprawdzić kogo licho niesie. “Może Henry przyjechał wcześniej?”
Na miejscu okazało się, że do sali weszła uśmiechnięta Eleonore w garsonce łososiowej barwy i białej bluzce z dekoltem. Także spódniczkę miała dość krótką, więc otaczała ją aura dyskretnego seksapilu. Niosła ze sobą jakieś dokumenty i rozglądała się ciekawie.
- Witam panią wiceburmistrz. - powiedziała z doża optymizmy Susan. - wizyta towarzyska czy służbowa? - Wskazała na plik niesionych dokumentów - I może zapraszam do kuchni już ją ogarnęłam i nie ma tam tyle kurzu co tutaj.
- Z przyjemnością. Więc jak ci się tu żyje. Jesteś zadowolona z zakupu?- zapytała kobieta podążając za Susan, która coraz wyraźniej czuła zapach piwonii.
- Jestem zakochana w tym domu. - Powiedziała Susan - Mam w nim wprawdzie mnóstwo do zrobienia ale dzisiaj przyjeżdża znajomy Jane żeby ustalić ze mna jakiś plan remontu. Właściwie to myślałam że to on. - Susan poczuła ten zapach i od razu zaczęła myśleć o różnych makabrycznych rzeczach by odwrócić swoją uwagę od tego co on robił. - Sukcesywnie poznaje sąsiadów, wczoraj byłam w bibliotece. Bardzo imponujący budynek. Chcesz się czegoś napić? Mam dzisiaj zaparzoną kawę poranna i no niestety kranówkę chwilowo żyje sobie bez lodówki.
- Kawa wystarczy.- odparła z uśmiechem Eleonore, której usta przyciągały spojrzenie Woods co chwila. Nieważne jak makabryczne wizje próbowała sobie przypomnieć w swojej głowie Susan, to i tak co chwila pojawiały się myśli dotyczące smaku tych ust w pocałunku. Dobrze chociaż, że owe myśli udawało się trzymać pod kontrolą… choć oddech Susan przyspieszył, a ona sama mimowolnie przygryzała dolną wargę.
- I dobrze że się integrujesz. Miasto potrzebuje nowych obywatelek i obywateli. Przyniosłam umowy dotyczące mediów; gazu, wody i prądu. Petycje dotyczące dofinansowania nowo otwartych interesów. Wspieramy bowiem młodą przedsiębiorczość.- choć Eleonore mówiła neutralnym tonem, to lisi uśmieszek na tych kuszących ustach świadczył, że dobrze wiedziała co się dzieje w głowie Woods.
- O świetnie! - Susan rozlała im kawę do kubków trochę trzęsącą się dłonią. - Wprawdzie najpierw chciałam skończyć remont części mieszkalnej a za projekt zabrać się potem..ale chyba moge ci powiedziec co planuje i tak byś zobaczyła pierwsza w dokumentach. - Susan zniżyła głos, starała się grać i udawać najlepiej jak mogła. Dodatkowo widziala różnice między tym jak oddziaływała na nią Eleonore a Jane. Reakcję na tę pierwszą wydawały jej się jakby przeskakiwały parę kroków. - ...ale mam nadzieje, że jeszcze zachowasz to dla siebie.
- Oczywiście.- mruknęła Eleonore pochylając się i spojrzenie Susan przeskoczyło z jej ust na dekolt. Woods oblizała usta próbując nie myśleć, o tym jak bardzo ją kusiło pocałować skórę biustu kobiety. - Wszystko zostanie między nami.
Każda sylaba wypowiadana przez nią przechodziła przyjemnym dreszczem przez jej ciało. Zapach Piwonii oplatał ją dusząc swoją rozkoszną wonią.
- Kwiaciarnia…- Powiedziała hamując się już ostatkiem siły woli, może jakby ‘odprężała’ się przed tymi spotkaniami byłoby jej łatwiej się opierać.
- To bardzo… uroczy… pomysł.- mruczała zmysłowo kobieta, a Susan… coraz bardziej pragnęła poddać się temu głosowi. Pozwolić Eleonore na wszystko. Jej ciało drżało niemo błagając o tą łaskę. Woods zdawała sobie sprawę, że przeceniła swoje siły.
Dłoń kobiety musnęła dłoń Susan, gdy uśmiechała się zadowolona.- Dokumenty zostawię ci do podpisania… te dotyczące dotacji oddaj kiedy chcesz, ale resztę przejrzyj, podpisz i przynieś do ratusza w ciągu najbliższych kilku dni, ok?-
Kobieta bawiła się pożądaniem Susan, podobało się jej drżenie ciała… i pewnie z tego powodu nie posuwała się dalej. Trzymała ją tym dziwnym erotycznym czyśćcu.
- Mhm..- Azjatka przytaknęła nie ufając swoim ustom w tej chwili. Nie ufała też swojemu ciału, nie przy nich. W głowie miała wielki bilbord, że to co czuje nie jest prawdziwe, ale jej ciało reagowało po swojemu. Choć umysł jeszcze walczył ze wszystkich sił.
- Myślę, że będziesz się czuła w tym mieście jak w domu.- Eleonore wodziła palcami pod dłoni Woods, wypełniając jej płuca gorącym oddechem. Mogło to być fałszywe, jak ten kwiatowy zapach… ale doznania były intensywne, a Susan chciała czuć ten dotyk dłoni wszędzie na sobie.
“ Nie chcę tego. Nie chcę tego. Nie chcę tego.Nie chcę tego…. ” powtarzała w głowie niczym magiczne zaklęcie, co jednak było równie skuteczne jak wszelkie inne jej próby. Głowa Susan mimowolnie przybliżała się do twarzy Eleonore. Pocałuje ją? Zdąży?
Nie… na szczęście wiceburmistrz odsunęła się i dodała z uśmiechem zadowolenia.
- Niestety na mnie już czas. Sama rozumiesz, służba publiczna nie drużba.- rzekła wypuszczając Woods z swoich mentalnych oków. Pożądanie nieco osłabło. - Pewnie jeszcze nieraz się spotkamy pani Woods.
- Pani Lerfreve. - Powiedziała na pożegnanie Susan odprowadzając wiceburmistrz do drzwi i wracając do kuchni oparła się o jedną ze ścian i zsunęła się siadając na ziemi. Przyciągnęła kolana do siebie i oparła głowę o zimną kafelkowa ścianę. “To bez sensu, to nie przynosi żadnego efektu...gdyby chciała, mogłaby mnie na tym stole….”. kobieta nie wiedziała ile czasu tak była, dojście do siebie zajęło zapewne długo. “Nic dziwnego, że Jane potrzebuje poczuć i poprzebywać z kimś przy kim ma kontrolę….matko czuje się zbrukana….”

Kolejny dzwonek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 01-03-2019, 20:32   #10
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Ten usłyszała już dość późno. Mężczyzna który wszedł, był wysoki i pod garniturem.





I choć strój dodawał mu cywilizacyjnego sznytu, to nieco wzburzona fryzura i niedogolona broda niszczyły tą iluzję. No i miał skrzynkę z narzędziami w dłoni.
- Przepraszam za spóźnienie. Ale Jane zadzwoniła z rana dopiero. Mam też swoje plany.- wyjaśnił, gdy tylko Susan się pojawiła.
- He..ej, … - Woods zająknęła się na widok..dość nietypowy, no nie spodziewała się …człowieka w garniturze -... nie ma sprawy. Nie wiem co ci przekazała Jane. - Spojrzała jeszcz raz na garniak. Jeśli wolisz przełożyć to na inny termin to nie ma sprawy…-
- Na razie i tak tylko zobaczę co zrobić dla ciebie. Jane wspomniała o…- sięgnął do kieszeni i wyjął notatnik.- Dwa pokoje do odnowienia. Tapeta do usunięcia. Coś o piwnicy?
- Nie mam schodów więc nie wiem co tam się dzieje… w piwnicy. Trochę mi to utrudnia podejmowanie dalsze planowanie. - Poszła przodem prowadząc go na piętro. - Pokaże ci najpierw te tapety dobra? Myślałam żeby sama zacząć je ściągać, ale jeszcze się za to nie zabrałam, Jane powiedziała, że jest ich parę warstw.
- Pewnie poprzedni właściciele byli leniwi.- stwierdził mężczyzna chowając notatnik. Wyciągnął dłoń ku Susan.- Henry.
- Susan Woods…- Odwróciła się zmieszana i podała mu rękę czerwieniąc się ze wstydu. - Przepraszam zazwyczaj jestem mniej roztrzepana. -
- Nie ma problemu.- uścisnął delikatnie jej dłoń i rzekł.- To może pokaż mi swój pokoik do odnowienia?
- Jasne zapraszam. - Susan po raz drugi podjęła wędrówkę w głąb domu i po schodkach. - To tu, - powiedziała wpuszczając Henrego do swojej sypialni. Trudno jej było nie pomyśleć że jest to pierwszy mężczyzna w jej sypialni od jakiegoś czasu. “ Głupia weź się w garść, to wszystko przez Eleonore i jej sztuczki!” skarciła się stojąc na progu nie wchodząc do sypialni.
Nieświadomy jej rozterek mężczyzna zabrał się za tapetę. Wyjął nóż do tapet i zaczął rozcinać warstwy i zdzierać jej fragment, by zobaczyć co jest pod spodem.
- Pracuję od dziewiątej do osiemnastej, z przerwą obiadową u Jane. Zawsze. Płacisz jej, a ona odlicza swoją działkę i przekazuje pieniądze mi. Zrobię tu bajzel, bo to zajmie więcej niż dzień. Może być?- pytał zajęty oględzinami.
- Co?...Tak jasne. - Susan pogrążona w myślach, właściwie nie wiedziała na co się zgodziła, coś o płaceniu Jane i przerwie obiadowej. Wrócenie myślami do odpowiednich tematów trochę jej zajęło. No przynajmniej ‘trochę’ na standardy myśli. - Będziesz robił dwa pokoje na raz czy jeden po drugim?
- Jeden po drugim. Zedrę tapetę tutaj.- wyjaśnił Henry. - I zrobimy tu to co zechcesz? Bo masz już plany na ten pokój?
- Jak pozbędziemy się tej piekielnej tapety to chce po prostu pomalować ściany, i pozbyć się drewnianego parapetu przy oknie, reszta jest w dobrym stanie więc tylko tutaj tylko to. W drugim pokoju to samo, ...znaczy bez pozbywania się parapetu. Meblami chciałam zająć się sama. - Przyznała Susan, po dzisiejszej wizycie pani burmistrz nie była już taka pewna gruntu pod nogami, ale może spróbować z jednym meblem. Jak nie wyjdzie zawsze może poprosić o pomoc. - Chcesz zacząć od jutra?
- Właściwie to tak. Dziewiąta to nie jest za wcześnie. Nie chciałbym wkroczyć, gdy to będziesz w koszulce nocnej. Byłoby to… niestosowne.- odparł Henry i uśmiechając się dodał.- I nieprofesjonalne. Farbę zamów u Jane, na ten pokój.- rozejrzał się dookoła.- Hmm… z trzy, cztery duże puszki. A meble najlepiej porąbać, niż znosić w całości.
- Zazwyczaj o szóstej jestem już przyzwoicie ogarnięta. - Potwierdziła Susan - … meble chciałam odnawiać na miejscu, właśnie by ich nie przesuwać w te i wewte. - Zrobiła pauzę, na parę myśli. - Może oprócz łóżka te jest w porządku tak jak jest. Jak będziesz jutro możesz przynieść drabinę? Chciałabym w końcu zobaczyć co jest w piwnicy. - Susan nie zdołała się ugryźć w język. Niby ‘specjalista’ nie musiał o tym wiedzieć, ale w sumie jest stąd więc chciała trochę zobaczyć czy jego reakcja będzie taka sama jak reszty.- Z reakcji wszystkich z którymi rozmawiałam wnioskuje, że wejście do któregoś kręgu piekieł...
- Bo piwnica jest… pewnie zalana, brudna i śmierdząca. Piekło nie musi być ogniem.- Henry zdobył się na mały żart.- Ok… będzie drabina. I rzeczywiście… lepiej meble naprawić niż wymienić. To też robię, więc jakby ci nie szło, daj znać Jane.
- Jasne. - podniosła kciuk w górę. Kolejne rozmyślania były wypowiedziane zamyśleniu. - Choć jak zaczniesz mi ogarniać i meble to nic dla mnie zostanie i będę gnić tu z nudy.
- Tylko jeśli ci nie pójdzie to naprawianie. Toooo… coś jeszcze sobie życzysz z mojej strony?- zapytał Henry, chowając nóż do tapet do torby.
“Towarzystwa?...Nie! Susan weź się ogarnij! ” Susan potrząsnęła głową, uśmiechnęła się.
- Nie no na razie to wszystko, ewentualne kryzysy będziemy rozwiązywać na bieżąco.
- Ok.. to zobaczę jeszcze drugi pokój i idę do Jane na obiad.- zdecydował Henry i dodał.- Ty też jesteś zaproszona.
- O! No tak ...wspominała. - Susan wycofała się do drugiego pokoju, Biuro było mniej intymne niż sypialna i mimo, że pokój był mniejszy jakoś nie wprawiało ją w zakłopotanie stanie w nim z Henrym. - Poprzedni właściciel miał tu gabinet. Pewnie go zostawię w tej formie, ale tapeta musi zniknąć.
- Mhmm.. wygląda podobnie. I zmieści się.. łóżko… nie wiem czy będziesz chciała sypiać w sypialni, gdy będę tam pracował.- ocenił sytuację Henry przyglądając się tapecie.
- Nie no jest leżanka więc przeniosę się tutaj na czas remontu a potem się zamienimy. - Zauważyła że, nie skomentował brakującego metrażu, albo nie zauważył albo był człowiekiem który nie wtyka nosa w nieswoje sprawy.
- Sprawdziłaś już czy wygodna? Nie wygląda na taką.- ocenił Henry przyglądając się meblowi.
- Nie. Niemniej będzie musiała wystarczyć. Nie mam zapasowego łóżka. - Wzruszyła ramionami, jakby nie był to wielki problem. W najgorszym wypadku po prostu położy się na ziemi.
- Jane pewnie by miała jakąś.Tak czy siak na dzisiaj już koniec.- spojrzał na zegarek.- Jane już powinna mieć obiad gotowy.
- Idź pierwszy, dojdę tylko się ogarnę. - powiedziała i minęła go kierując się do sypialni. wyjęła z szafy ubranie nie ubabrane kurzem i ziemią. Wskoczyła do łazienki przemyć twarz i się przebrać. Złowieszcze rozbite lustro nadal łypało na nią w niemym ostrzeżeniu.
- Co ty wyprawiasz Susan? - Spytała zniekształcone odbicie. - Powtarzasz błędy Yoony a miałaś dożyć starości jako szczęśliwa szara myszka…
 
Obca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:37.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172