Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-03-2018, 18:39   #91
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zostali sami gdzieś w wielkim ogrodzie. Jedynym światłem były gwiazdy przebijające się przez listowie. Gdy byli poza miastem okazało się że pogoda jest całkiem przyjemna.
- Stworzył piękny zakątek. Gehry musi mieć niezwykłe umiejętności oraz wyczucie estetyki utrzymując wszystko pod nieobecność swojego milorda. Szkoda prawdziwie, iż praktycznie nikt obcy tego nie widuje. Chciałbym kiedyś, byśmy posiadali podobne włości. Cudowna Charlotto, pospacerujmy jeszcze chwilkę, poszukajmy jakiegoś magicznego miejsca - zaproponował dziewczynie całując ją bardzo namiętnie. Toreador chyba zawsze odczuwał pragnienie postrzegania estetycznej wspaniałości. Bardzo zachwycony chłonął wyjątkową elegancję posiadłości.
- Też chętnie zamieszkałabym w takim miejscu. - Kobieta oddała pocałunek i ruszyła obok wampira. - Boyle musi być bogatym człowiekiem.

Ogród cały zdawał się magiczny. Pomiędzy drzewami poukrywano rzeźby, obsadzone kwiatami altany i ławeczki. Znalazło się nawet miejsce dla niewielkiej sadzawki. Przy niej była kolejna altana, lekko wychodząca nad wodę.
- Niesamowite miejsce. - Charlie aż westchnęła.
- Warto zapamiętać. Szkoda, że przynajmniej nie da się go wynająć na jakiś czas, skoro Boyle bywa tutaj co ćwierć wieku czy rzadziej. Jednak pewnikiem nie zgodziłby się. Warto byłoby więc zapamiętać, co ciekawsze rzeczy, moja kochana - cóż jeśli zdawał sobie sprawę właściwie, bank Charlotty miał wielokroć większe kapitały, zresztą jak każdy sensowny bank.
- Czy… moglibyśmy tu zostać na chwilkę… w sensie… - Nawet mimo ciemności wampir zauważył, że Charlie się rumieni. Cały czas zerkała w stronę altanki, a jej ciało stawało się z każdą chwilą coraz cieplejsze.
- Najukochańsza dziewczyno, taki sens wyjątkowo mi odpowiada - wampir objął ją zaczynając całować. Charlotta chyba była niemal wręcz niewyżytą prawie-nimfomanką, ale akurat ta cecha charakteru wyjątkowo mu wyjątkowo odpowiadała. Bowiem sam miał także na nią ochotę specjalną. Obawiał się jedynie nadejścia świtu, gdyby ich zaskoczył. Bowiem takie lęki są pierwotne wewnątrz wampirzych umysłów. - Cudownie całujesz - szeptał muskając jej mięciutkie wargi, jednocześnie idąc chwiejnie ku wspomnianej altanie. Niełatwo bowiem iść nie przerywając wcale całowania.

Charlie podążała za wampirem całując go gorąco i tuląc się do niego. Widać było jak bardzo brakowało jej bliskości. Co akurat bardzo mu się spodobało, biorąc obawy dotyczące świtu. Chociaż zaskoczyło go nieco, biorąc pod uwagę okazywaną przedtem iście gorączkową namiętność. Ale przytulenie oraz pocałunki były super. Cóż, widać wewnątrz Charlotty kryło się więcej, niżeli przewidywał wampir. Dziewczyna potrafiła zaskoczyć go, zaś właśnie wampir cieszył się tymi zmianami. Ważne wszak, żeby nie było nudno. W pewnym momencie Charlie wyślizgnęła się mu z ramion i przysiadła na ławeczce, tak że za nią roztaczał się widok na sadzawkę i otaczającą ją las. Powoli uniosła suknię, odsłaniając dosyć skąpą bieliznę, inną niż pantalony, które zazwyczaj miała na sobie. Krótki spód ukazywał jej zgrabne nogi na których miała cienkie pończochy.
- Brakowało mi igraszek na świeżym powietrzu od kiedy zrobiliśmy to w bramie… - Widział jak jej rumieniec rozlewa się na twarzy. - .. zaczynam szaleć przez ciebie.
- Najpiękniejsza moja, akurat uczucie takie jest absolutnie podzielane.
Rozejrzał się wokoło oceniając porę nocy, czy zdążą się pokochać, później chroniąc jeszcze przed wzejściem słońca, pięknego dla ludzi, lecz groźnego dla gatunku wampirów.
- Masz piękną bieliznę oraz jeszcze piękniejsze to, co ona właśnie kryje - uklęknął pomiędzy jej nóżkami, doskonale wyczuwając wszystkie bijące od kobiety zapachy.
Jeszcze nic nie zwiastowało świtu, mieli więc pewnie chwilę by zrobić to choć raz.
- Rosa, ghulica Florence pokazała mi sklep… To chyba nie przystoi damie, ale byłam ciekawa czy ci się spodoba. - Charlie zacisnęła piąstki na sukni, ukrywając w ten sposób skrępowanie. - Bielizna, którą noszą dziewczęta Florence… jest taka piękna. Chciałabym ją nosić, ale tylko dla ciebie.
- Bardzo piękna. Przyznaję się, iż nie patrzyłem na nią, kiedy nosiły ją dziewczęta Florence, ale pomimo tego, czy byłby problem, Charlie, gdybym na chwilę pozwolił sobie ją trochę zdjąć? - powiedział namiętnym, pełnym chęci miłosnego spełnienia głosem.
- Oczywiście. - Rozchyliła odrobinę mocniej nóżki.
- Pozwoli pani najpierw, mrrrrrr … iż pocałuję pani piękne nóżki. Wyjątkowo silną ochotę mam na scałowywanie je - uniósł lewą nóżkę siedzącej dziewczyny, założył ją sobie na ramię. Ułożył dłonie na jej łydce, przesunął potem powoli ku górze docierając do gołej skóry na udzie oraz mocowania do pasa do pończoch. Odpiął pończoszkę leciutko ściągając trochę jednak pozostawiając na stópce. Męskie usta wczepiły się mocno scałowując jej cudowną skórę łydki. Charlie przyglądała się mu roziskrzonymi oczami, grzecznie poddając się jego poczynaniom. Widział jak dotyk chłodnego powietrza wywołał gęsią skórkę, która znikała pod dotykiem jego ust. Chwilę potem identycznym pieszczotom poddał jej długą nogę, początkowo łydkę, przechodząc stopniowo na udo. Mogła poczuć, jak podczas pieszczenia jej aksamitna skóra była muskana przez wystające kiełki.
- Uwielbiam pieścić cię - wyszeptał dziewczynie.
- A ja być pieszczoną. - Uśmiechnęła się ciepło. - Cieszę się, że nic ci nie jest.
- Wierz kochanie, podzielam wspomniane przekonanie - powiedział obrazowo sięgając do jej skąpych majteczek. Faktycznie były kompletnie inne niżeli to, co widywał do tej pory. Ponieważ wcześniej odpiął pończoszki zdjęcie dolnej części bielizny poszło błyskawicznie. Cudowny zapach oraz widok uderzył go wręcz swoją cudownością. Jego wargi wyskoczyły do przodu na spotkanie jej intymnych warg. Charlie jęknęła, a jej słodki głos poniósł się po wodzie. Szybko zasłoniła usta. Wampir poczuł jednak, że podnieciła się jeszcze bardziej. Tymczasem jego usta zanurzyły się w meszku jej intymnych włosków, języczek zaś sięgnął ku kobiecej miękkości. Słodki kwiat, który rozchylił przed nim swoje płatki by mógł sięgnąć do wnętrza różowego kielicha. Mięciutka wilgoć, którą właśnie pieściła końcówka jego języczka była niesamowicie wrażliwa, mężczyzna właśnie na niej skoncentrował swój atak podniecającymi pieszczotami. To sprawiło, że Charlotta puściła swoje usta i zanurzyła obie dłonie we włosach wampira, mocno zaciskając je w piąstki. Po wodzie znów poniósł się jej głos i przyspieszony oddech oraz okrzyk gdy jej ciało przeszył orgazm. Kobieta oddychała ciężko, siedząc na ławeczce z nóżkami zarzuconymi na ramiona Gaherisa. Uwielbiał sprawiać przyjemność dziewczynie oraz czuć głębię jej rozkoszy. Oraz kochał całować jej kobiecy kwiat, jako początek pełnego połączenia. Inna kwestia, iż ławeczka niespecjalnie nadawała się do większych wygibasów. Jakby nie było, wszak wykonano ją jako miła ławeczkę do siedzenia, nie zaś szeroką ławę do wszelakiej zabawy. Czekał chwilkę wpatrując się w jej szpareczkę, która była istnym kwiatem pod względem piękna. Pragnął pozwolić jej na wypełnienie się słodką rozkoszą pieszczoty, ażeby chwile później po prostu obrócić ją, ustawić tyłem tak, by pochyliła się opierając dłonie na ławie. Mrrrr kiedy tylko wypięła pupę, zaś dół jej sukni znalazł się na jej plecach ponownie na moment wkroczył ustami. Tylko tyle, żeby utrzymać ciepło pieszczoty oraz móc rozpiąć rozporek własnych spodni. Prężna męskość wyskoczyła od dawna spragniona działania. Wyrywała się, napierała na materiał, wreszcie uwolniona okazała całkowicie swoje pragnące napięcie.
- Kocham cię - wyszeptał unosząc się oraz leciutko rozciągając jej pośladki. Dotknął najpierw jej kwiatu czubkiem swojej męskości, później mocno pchnął.

Charlie krzyknęła gdy jej kwiat wzięty został szturmem przez wampira. Wraz z kolejnymi pchnięciami przeniosła swoje dłonie na barierkę, oddzielającą ich od wody. Oparcie musiało być dużo wygodniejsze bo już po chwili jej biodra wyszły naprzeciw męskości Gaherisa. Wszystko to. Ten krajobraz, słodkie odgłosy brane kobiety przypominały mu dawne czasy. Igraszki z damami dworu na łonie natury. Spotkanie z Panią Jeziora. Tylko gorąc otulający jego męskość powstrzymywał go od zatracenia się we wspomnieniach. Gorąco narastało wzmagając podniecenie. Odczuwał rozkosz, coraz intensywniejszą, cieplejszą oraz gwałtowniejszą. Przyspieszył ruchy, alboli raczej jego biodra uczyniły to całkowicie same. Bowiem przestał nad sobą panować poddając się namiętnej chwili. Coraz mocniej napierające soki wystrzeliły wreszcie, zaś jego dłonie przyciągnęły ją do siebie, jakby naciągając najmocniej jak się da, jakby pragnąć, by poczuł wszystko najgłębiej.
To w tym ekstatycznym amoku, Charlie doszła ponownie. Wampir musiał mocniej przytrzymać biodra kochanki, gdy w jej nogach zabrakło sił. Oddychając ciężko oparła czoło na spoczywających na barierce dłoniach.
- To jakieś szaleństwo najdroższy. - Jej głos był rozpalony. - Ja… chyba chcę więcej.
- Moje kochanie … - powiedział jedynie znowu pochylając się oraz całując jej pupę. Uwielbiał bliskość cudownego kwiatu kobiety. Upływały kolejne chwile, ale chyba jeszcze mogli pozwolić sobie na szybką akcję. Wprawdzie Gaherisowi zabrało jeszcze moment, zanim był zdolny do kolejnego startu. Klepnął na ławkę, dokładniej na jej brzeg, naciągając na siebie urodziwą Charlottę. Kobieta przyklęknęła na ławce okrakiem, tak że jej rozpalony kwiat ocierał się o jego powstającą męskość. Powoli zaczęła się poruszać do przodu i do tyłu czasem zahaczając o wejście do swych słodkich wrót. Mężczyzna znosił tą słodycz moment, wreszcie nie wytrzymując dłużej, naciśnięciem na jej biodra usadził ją na swojej męskości. Charlie zastygła na chwilę, drżąc w jego objęciach.
- Jesteś niecierpliwy. - Pocałowała go i pomału zaczęła się poruszać podnosząc się i opadając. Trochę jakby cieszyła się każdym zdobytym centymetrem.
- Świt powoli się zbliża. Nie chcę, byśmy nie dokończyli - wymruczał poruszając biodrami oraz przyspieszając swoje ruchy. Podniecenie rosło absolutnie cudownie.
Charli tylko mruknęła i przyspieszyła swoje ruchy, biorąc go mocno. Tak gwałtownie, że po chwili doszła ponownie. Łącznie właśnie z nim. Wystrzelił ku jej głębinom gwałtownie drżąc pełną rozkoszą szaleństwa. Przez chwilę po prostu trzymał dziewczynę tak siedzącą, przytulał ją nie mogąc nawet wyrazić, jak się cieszy jej cudowną obecnością. Takie momenty upływają nawet nie wiadomo kiedy, wreszcie człowiek budzi się nie wiedząc, jaka jest pora oraz właśnie ile tak spędził.
- Chyba powinniśmy wracać, jeśli uda mi się udać na drzemkę nieco później, chętnie pokontunuję gdzieś wewnątrz pałacu - spojrzenie mu błyszczało uczuciem.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-03-2018, 12:38   #92
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Powrót do rezydencji nie zajął im długo. Zdążyli przed świtem, a nawet zastali jeszcze Boyla z głównym salonie. Wampir poczęstował ich krwią i winem, po czym zaczął wypytywać jak podobał im się ogród i cała rezydencja. Wydawało się że magik mimo swego samotnego żywota, wyraźnie łaknie towarzystwa, a rezydencja jest mu bardzo bliska.

Tuż przed świtem rozeszli się. Boyle udał się do podziemi, a oni do przydzielonych im komnat. Sypialnia była bogato zdobiona. Jej wystrój odpowiadał raczej wiekowi rezydencji niż czasom współczesnym.


Wampir mimo wszystko nie był jeszcze specjalnie senny. Czyżby było to coś co zostanie już z nim na zawsze? Okazałoby się wtedy, iż powinien być wtedy wdzięczny nieznanemu magikowi za owe cuda. Przynieść miały zło, tymczasem przyniosły dobro. Rozglądał się.
- Niesamowita komnata – mówił tonem pełnym podziwu starając się jak najwięcej zapamiętać. Wyglądała bardzo elegancko, specjalnie oraz doskonale mogła się sprawdzić, jako sypialny pokój. Wielkie łóżko zapraszało. - Hm, chciałbym podobny pałac, może kiedyś … gdzieś tutaj powinna być także łazienka – rozejrzał się.
- To stara rezydencja, Łazienka pewnie będzie w korytarzu. - Charlie także z zaciekawieniem rozglądała się po pomieszczeniu. - Ech.. chciałabym by mnie było stać na taki pałac.
- Biorąc pod uwagę, że masz bank, stać byłoby cię na dziesięć takich pałaców, jak nie dwadzieścia. Kwestia tylko taka, że wymagałoby to ruszenia kapitałów bankowych, które wszak pracują na siebie
- dumny był, iż mocno studiował finanse starając się uzyskać odpowiednie informacje, dzięki którym choć trochę potrafiłby dorosnąć do jej wiedzy oraz stanowiska.
- Te pieniądze to także gwarancja tego, że jestem właścicielem… nie chce ich ruszać, gdy sytuacja jest jaka jest. - Charlie uśmiechnęła się do wampira.
- Oczywiście to są akcje potwierdzające udział. Być może za jakiś czas dywidendy wystarczą na zakup czegoś takiego. Tak czy siak jednak, będziesz potrzebowała czegoś eleganckiego dla celów reprezentacyjnych. Bowiem choćby spotykając kogoś, wyprawiając przyjęcia, będziesz musiała pokazać się odpowiednio wspaniale.
- Dużo się nauczyłeś
. - Kobieta stanęła na palcach i pocałowała go w policzek. - Jeszcze trochę i nie będę ci potrzebna.
- Będziesz mi zawsze potrzebna, natomiast co do banku, to raczej może być na odwrót. Kocham cię oraz pomagam ci bardzo chętnie, ale tylko wtedy, jeśli naprawdę chcesz. Poza tym nie będę wchodził do tego ogródka
- powiedział poważnie. - Znajdę wreszcie coś sobie, czym także będę mógł się pochwalić zawodowo. Póki co niewątpliwie potrzebne ci moje umiejętności raczej wampirze przy kwestii przejmowania kontroli, jednak kiedy będziesz miała już bank całkowicie stabilnie, wspomniana rola będzie mniejsza. Przynajmniej poza jakimiś szczególnymi przypadkami wsparcia negocjacyjnego alboli innego - wyjaśnił jej. - Śliczna moja jednak przecież jesteśmy ze sobą nie dla pracy, stanowczo tylko dla wspólnego uczucia.

Piękna Charlie pocałowała go ponownie. Teraz jednak namiętnie w usta, przywierając do niego całym ciałem. Oddał jej swoją pełną namiętności siłę.
- Hm, to jak, poszukamy łazienki? Jeszcze nie czuję się tak bardzo senny, jednak wolałbym do łóżka ułożyć się czystym, aby móc już swobodnie skoncentrować się na nas? - oglądał się dookoła toreadorskim spojrzeniem.

Seksowna szalenie Charlie przytaknęła i wybrali się na poszukiwania. Salon kąpielowy, bo pomieszczenie ciężko było nazwać łazienką znajdował się kilka drzwi dalej. Podczas kąpieli udało im się zachowywać w miarę przyzwoicie i nie licząc przerw na pocałunki wymyli się sprawnie. Do pokoju za to dotarli nie tylko czyści ale i potwornie podnieceni oglądaniem swoich nagich ciał. Charlie niemal pociągnęła wampira na łóżko zrzucając z siebie to co założyła by przejść z salonu kąpielowego do sypialni. Rycerz zaś wcale nie pozostawał dłużny więc właściwie pędzili podczas mycia, niczym dwa charty, ażeby jak najszybciej wskoczyć do wspaniałego łóżka. Tutaj było bezpiecznie, okiennice zamknięte, zasłony zaciągnięte, wampir przeto nie musiał obawiać się nagłego nadejścia promieni słonecznych. Dlatego skupił się na pięknej Charlotcie, szturmując jej ciało tysiącem pocałunków. Od ust, policzków, szyi, poprzez piersi, talię, aż do najintymniejszych fragmentów. Dziewczyna była smaczna niczym najwspanialszy posiłek. Wampirze kły zaś nie raz leciutko zagłębiały się w jej ciało, nie tyle, żeby pić, ale dostarczyć jej przyjemności. Najważniejsz jednak było, iż przy wspólnym pocałunku nakłół lekko swój język sprawiając, iż mogła całować jednocześnie pijąc jego krew. Gaheris swoje potrzeby uzupełnił kolejnymi kielichami, jednak ją pragnął oraz musiał napoić. Charlie wpiła się mocniej w jego usta i już po chwili wampirza krew zaczęła robić swoje. Ruchy kobiety nabrały drapieżności, a w pomieszczeniu uniósł się zapach kobiecych soków. Ghulica piła łapczywie ocierając się całym ciałem o ciało kochanka. Rycerz podobnie namiętnie oddawał jej pieszczotę, całował, poił krwią, na chwilę zaś uniósł lekko biodra, by móc odwiedzić jej kwiat nie przerywając pocałunków. Ślizgał się początkowo wzdłóż jej intymności pieszcząc swoją końcówką płateczki, aż wreszcie dotarł pod odpowiednim kątem do tajemniczego sezamu kobiecości. Powoli wbił się oraz pozwolił otoczyć swoje biodra jej gorącymi udami. Jednocześnie całował, słodko oraz krwawo, prawdziwie wampirzo. Charlie ssała jego skaleczony język gdy tylko miała taką możliwość, podczas gdy jej nogi zaciskały się na nim, pogłębiając połączenie. Poruszali się rytmicznie, dobrze tylko, iż łóżko doskonale wykonanie nie trzeszczało wcale. Inaczej byłoby całkiem dużo hałasu. Było coraz milej, coraz cudowniej, zaś podniecone ciała falowały na miękkiej pościeli.
- Charlieee - głos wampira nagle podniósł się, podczas kiedy jego biodra wykonały kilka gwałtownych ruchów wyrzucając kolejną porcję wewnątrz jej ciała. Gaheris uwielbiał to, czuł szaleństwo, niesamowitą energię, wspaniałą rozkosz, która rozpływała się po całym ciele powodując, że niemal opadł na leżącą pod nim piękną kobietę.
Charlie opadła bez sił na poduchy. Uśmiechała się rozkosznie tak jak to może robić jedynie usatysfakcjonowana kobieta. Gaheris czuł, że ma jeszcze chwilę nim uśnie. Więc korzystając z tej chwili wbił kły prosto w jej bark popijając bardzo, ale to bardzo leciutko. Delektując się bardziej niźli naprawdę pijąc, jednocześnie wzmacniając oraz przedłużając jej słodkie doznania przed swoją dzienną drzemką. Kobieta wtuliła się w niego mrucząc cicho z rozkoszy. Czuł jak jej ciało pulsuje, jak jej ciepło otula jego męskość. Te doznania ukołysały go do snu.


37 maja 1853


Obudził się obok śpiącej Charlotty, wtulonej w jego pomału rozgrzewające się ciało. Nie był tak zmęczony jak przy poprzednich nocach. Czuł też apetyt na krew, pobudzany przez zarumienione policzki i czerwone, rozchylone wargi leżącej obok narzeczonej. Postanowił jej póki co nie budzić. Ciekawe, jaka była pora. Wciągnął zapachy starając się wyczuć ewentualną krew. Sympatycznie byłoby wypić coś bardziej odpowiedniego. Przygotowany kielich stał na stoliku obok łóżka. Z korytarz dobiegały jakies ciche kroki, zapewne służby. Nie mogło więc być zbyt późno. Niestety z uwagi na okiennice i zasłony nie był w stanie ocenić czy jest już po zmroku. Dlatego sięgnął raczej po kielich delektując się. Właściwie chciałby nawet zerknąć na słońce, dalekie wspomnienie pociągało, jednak obawa przeważała. Postanowił czekać.

Po jakimś czasie u drzwi rozległo się pukanie.
- Czy można? - Bez trudu rozpoznał głos Gehrego.
Okrył szybko Charlottę tak, że była osłonięta po szyję. Natomiast sam usiadł przykrywając się jedynie do pasa.
- Proszę, wejdź, ale staraj się cicho - powiedział półgłosem.
Ghul wsunął się do środka.
- Chciałem poinformować, że Lord Boyle wstał i zaprasza państwa serdecznie na kolację. Polecił też zapytać, czy będą państwo chcieli zabrać się z nim do Londynu, po posiłku. - Głos mężczyzny był spokojny i monotonny, mógł raczej kogoś uśpić niż obudzić.
- Rozumiem, dziękuję, przekaż jego lordowskiej mości, że po przygotowaniu stawimy się.

Kiedy usypiający Gehry wyszedł, rycerz pocałunkiem obudził swoją królewnę. Potem jeszcze paroma kolejnymi.
- Najdroższa, musimy wstawać - wyszeptał pomiędzy całusami.
- Jeszcze chwila. - Charlie przytuliła się do niego mocno, wyraźnie chcąc go zatrzymać w łóżku.
- Bardzo chciałbym, moja najdroższa - wyszeptał całując bez przerwy - ale nie wypada zrobić przykrości gospodarzowi, dlatego - zaczął ją odkrywać, siebie zresztą także, powolnym ruchem ręki. - Cudownie wyglądasz nago - powiedział uśmiechając się - uwielbiam cię tak oglądać.
- Tylko oglądać
? - Charlie uśmiechnęła się zadziornie, a jej dłoń przesunęła się po nagim torsie wampira, powoli zmierzając ku dołowi.
- No dobra, złapałaś mnie, nie tylko - przyznał. - Ale jeszcze kilka takich ruchów, hm - przerwał na moment - chyba że będziemy się bardzo śpieszyć, co ty na to? - leżeli obok siebie, ale on nagle przewrócił ją na plecy znajdując się nad nią, dalej przytulony, lecz jednocześnie opierający się na łokciach, żeby zmniejszyć nacisk swojej wagi.
- Szybki numerek na początek nocy? - Udała zaskoczenie, szybko jednak na jej twarz ponownie wypłynął uśmiech. Delikatnie rozchyliła nogi, wysuwając je spod wampira, tak że teraz miał do niej pełen dostęp. - Nie mogę się doczekać.
- Wobec tego moja piękna, nie będziesz musiała czekać
- szybkim ruchem wszedł w nią, używając przy tym Akceleracji, co sprawiło, iż pojęcie “szybki numerek” nabrało całkiem nowego, wyjątkowego znaczenia. Błyskawicznie przesuwa się wewnątrz niej muskając rozgrzane, wewnętrzne ścianki jej ciała, czując, jak bardzo działa na jego własne odczucia. Imperium szaleńczych zmysłów powiększało swoją powierzchnię, aż wystrzeliło ku górze wraz z gwałtownymi, niekontrolowanymi ruchami bioder. Gaheris czuł szybko narastającą przyjemność. Podnietę nieokiełznaną, której centrum znajdowało się tuż pod trzonem, coraz bardziej mocne, coraz większe, aż wreszcie gwałtowne rozprężenie wyrzuciło ku jej otchłaniom wszystko, co tam się narodziło, zaś ciało przeszył cudowny zamęt obłędnej przyjemności. Już teraz szczerze zaskoczona Charlie, doszła z okrzykiem, wtulając się mocno w swego kochanka. Jej nogi owinęły się wokół bioder mężczyzny, starając się go docisnąć i pogłębić odczucia. Co niewątpliwie jej się udało. Bowiem jej mężczyzna podniecony bardzo kochał ją uderzając kolejnymi wystrzałami pobudzającymi arcywrażliwe ścianki głębiny jej słodkiego kwiatu. Dopiero chwilkę potem jakby zaczął odzyskiwać świadomość, zaś jego zamglone przed chwilą spojrzenie rozjaśniło się.
- Kocham cię moja najcudowniejsza - jego usta popędziły ku jej słodkim wargom całując namiętnie. - Szkoda, że nie mamy teraz możliwości spędzenia ze sobą jeszcze paru chwil, ale pamiętaj - pogroził jej słodko - jak dojedziemy do siebie, już się nie wywiniesz - uśmiechnął się czule podnosząc się nieco. Klęczał teraz nad nią wpatrzony w jej piękną buzię oraz cudowne, nagie ciało.
- A czemu się tak spieszymy? - Charlie uniosła się na łokciach i ucałowała ukochanego. Jej nogi delikatnie poluzowały chwyt, ale nadal ich nie opuszczała.
- Dlatego, iż Boyle na nasz czeka - wyjaśnił jej. - Gehry zawiadomił, że oczekuje przy kolacji, później zaś wziąłby nas do Londynu. Jest gospodarzem, więc nie mogę mu odpowiedzieć, iż wolę się kochać aż do zwariowania zamiast gdzieś jechać, nawet jeśli wolę. Dlatego wstawaj moje kochanie. Musisz być dzielna - uśmiechnął się do niej. Potem pochylił całując słodko. - Chodźmy więc, oczywiście zaraz po założeniu naszych ubrań.
- Myślisz, że dla Boyla przeszkadzałoby gdybym przyszła bez ubrania
? - Charlie zażartowała, jednak grzecznie zabrała się za ubieranie.
- Boylowi pewnie nie, ale mi przeszkadzałoby bardzo, bowiem stanowczo nie potrafiłbym się skupić na jakimkolwiek jedzeniu tylko na twoich wspaniałościach - także zaczął szybko przywdziewać strój. Szybciej niż ona, bowiem jakby nie było, męskie ubrania było praktyczniejsze oraz nie tak bardzo skomplikowane.
- Jakoś wytrzymujesz leżąc cały dzień obok mnie. - Mrugnęła do niego, upinając pończochy.
- Tylko dlatego, że tracę na ten okres świadomość, inaczej zamęczyłbym cię - uśmiechnął się do niej bardzo wesoło.
 
Kelly jest offline  
Stary 22-03-2018, 14:48   #93
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Boyle oczekiwał ich w jadalni. Na stole oczekiwał na Gaherisa kielich, obok którego stała wypełniona karafka, a na Charlottę kolacja. Robert odłożył gazetę i spojrzał na nich uśmiechając się.
- Czy dobrze się spało?
- Dobry wieczór
- przywitał się. - Niewątpliwie wspaniale. Wprawdzie nie pamiętam tego, ale biorąc pod uwagę, iż jestem wypoczęty musiało być doskonale. Jeszcze ponownie pozwolę sobie przekazać podziękowania. Oczywiście za pomoc, ale także za zaproszenie nas do tego uroczego zakątka. Ech, może kiedyś też nabędziemy coś podobnego - usiadł za stołem. - Cudownie musi być tutaj mieszkać oraz cieszę się, iż mogłem to piękne ustronie widzieć.
- A gdzie obecnie mieszkacie? - Boyle upił ze swego kielicha. - Na pewno to także wspaniałe miejsce.
- Wspaniałe o tyle, że tam jest Charlotta. Obecnie przenieśliśmy się do gościnnych pomieszczeń Carltona, póki grasuje tamten mag oraz wspomniany Tarquin. Jednak poza tym mieszkamy w ładnym apartamencie w piętrowej kamienicy - wyjaśnił mu rycerz zawiłości obecnego miejsca zamieszkania.
Charlie wydała się lekko speszona. Upiła wina i w ciszy zabrała się za spożywanie kolacji. Wyglądało na to, że temat jej obecnego lokum był dla niej drażliwy.
- To rozsądne rozwiązanie. - Nie wiadomo było czy Boyle skomentował to gdzie mieszka Charlie czy też to, że na czas niepokoi przenieśli się do Carltona. - Pomyślałem, że skoro i tak wybieram się do Londynu po nowych “pacjentów”, mogę was podwieźć.
Akurat jednak rycerz się nie wstydził, gdzie mieszkają, zaś przeprowadzka chwilowa miała rozsądne podłoże. Stanowiła identyczny środek ostrożności, jak ustawienie przez Peela dodatkowych strażników chroniących przestrzeń wokoło książęcego pałacu.
- Chętnie skorzystamy. Wiemy wszak, że jest jeszcze trzyosobowa paczka mających podobne problemy, choć pytanie, czy wszyscy zechcą skorzystać - powiedział dumając głośno. - Cóż, ja jestem wdzięczny - wampir mówił popijając smaczną czerwień.
- Jeśli nawet nie będą chcieli teraz to skuszą się za kilka dni. - Boyle odpalił fajkę i w pomieszczeniu uniósł się przyjemny zapach tytoniu. - O ile zmiany teraz są całkiem przyjemne, to z czasem zacznie się to pogarszać.
- Przepraszam właściwie, jednak co masz na myśli? - zadrżał wręcz.
- Nie ma zaklęć, które przywracają człowieczeństwo. Za to jest wiele takich, które zabijają. - Boyle spokojnie pykał fajkę. - O ile teraz zmiany mogły być sympatyczne. Bo czemu możliwość zjedzenia czy posiadania potomka nie miałby taka być. To zmęczenie, które czułeś zwiastowało jednak coś więcej. Zaklęcie wysysało siły i zapewne za kilka tygodni zaczęłoby cię zabijać, pomału wykańczając ciało.
- Uffffffffffff - przełknąłem ślinę. - Chyba jestem ci jeszcze więcej zobowiązany, niż myślałem Boyle. Draństwo okropne. Pytanie tylko, czyja to sprawka? Czy cokolwiek już zostało odkryte?
- Chyba nic ponad to czego dowiedzieliśmy się wczoraj. Ale upewnimy się gdy dotrzemy do Londynu.
- Wobec tego, jestem gotowy - rycerz spojrzał na Charlotte. Jeśli ona także mogli ruszać.

Charlie dokończyła kolację i udali się do powozu. Podczas podróży Boyle opowiedział im co nieco o Wiedniu, a gdy pociągnęli go za język także o innych podróżach. Wydawało się, że ciężko go zastać w jednym konkretnym miejscu.
- No dobrze, a gdzie was wysadzić?
- Może przy klubie, albo … kochanie, gdzie wolałabyś? - wampir spytał Charlottę.
- Myślałam czy nie wysiąść w Soho i nie przejść się na teren Jessie. Jeszcze czynne są sklepy więc mielibyśmy wymówkę.
- Właściwie masz rację, nawet całkowitą rację.
Oczywiście dziewczyna miała świetny pomysł. Szkoda nie wykorzystać takiej pięknej nocy na romantyczny spacer.
- Wobec tego Soho.
Boyle przytaknął.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-03-2018, 01:23   #94
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Pół godziny później wysadził ich w Soho. Przecznicę od elizjum, którym opiekowała się Sylvia. Tam mogliby sobie naprawdę pohasać, jednak obowiązek był zdecydowanie istotniejszy. Zwyczajnie, rycerz podał damie ramię i ruszyli spacerem ulicami rozglądając się oraz sprawdzając, jak tam kwestie ich ewentualnego śledzenia. Tak długo jak wędrowali w Soho, wampir nie wyczuwał nic. Gdy już dotarli do granicy domeny Florence był niemal pewny, że nikogo nie spotkają. Szybko też zorientował się co zamierzała oglądać jego narzeczona. Weszli na szeroką ulicę, w której partery były całkowicie wypełnione sklepami. Spora większość z nich prezentowała eleganckie stroje i tkaniny, w tym suknie ślubne.


W sklepach mimo późnej pory dojrzeć można było młode damy omawiające jakieś szczegóły z krawcami. Charlie szła chodnikiem, zaglądając tam z zainteresowaniem i raz na jakiś czas zerkając na wampira czy jakiś kostium zwrócił jego uwagę. Reakcja jego natomiast była, hm, najpierw jakby wydawał się kompletnie zaskoczony. Choć oczywiście przecież rozmawiali na temat ślubu. Później jednak wydał się ucieszony. Gdyby mogła obejrzeć jego myśli, dostrzegłaby szereg obrazów, jak wspólnie wirują na parkiecie podczas wesela przesyłając sobie słodkie spojrzenia miłosnej zabawy.
- Może wstąpimy do któregoś? -zaproponował Charlotcie, która chyba czekała na takie słowa. Zresztą sam również był ciekawy. Wprawdzie podobno pan młody nie powinien oglądać sukni panny młodej przed ceremoniałem, jednak tutaj chodziło o jakiś ogólny styl, natomiast wszak przygotowana całość to już było coś innego. - Choćby tutaj - wskazał na jakiś bardzo elegancki salon.

Nagle twarz Charlotty upodobniła się do twarzy małej dziewczynki, której ktoś dał pysznego cukierka. Gdy uśmiechnęła się szeroko na jej twarz wypłynął uroczy rumieniec. W oczach pojawiły się radosne iskierki. Przytaknęła entuzjastycznie ruchem głowy i pociągnęła go do wskazanego salonu.

Wewnątrz unosił się zapach ustawionych w wielkich wazonach bukietów. Z za jednych drzwi dochodził do nich odgłosy rozmowy. Dawało się wyłapać urywki dotyczące rozmiarów, kroju, terminów przymiarek. Po chwili także do nich podeszła elegancka, starsza dama. Widać było jak ocenia ich stroje i chyba zadowolona była z tego co zobaczyła, bo po chwili uśmiechnęła się do pary.
- Jak mogę państwu pomóc?
Charlotta zarumieniła się jeszcze bardziej. Widać było, że jest lekko speszona całą sytuacją. Gaheris musiał przyznać, że po raz pierwszy widział ją w takim stanie. Wyglądało trochę jakby ślub wzbudzał w niej więcej emocji niż nawet przejęcie banku.
- Dzień dobry. Jestem szczęśliwym mężczyzną, którego przyjęła najwspanialsza kobieta na świecie - wyjaśnił Gaheris. - Planujemy ślub oraz chcielibyśmy prosić o pomoc w sferze dobrania oraz nabycia odpowiedniego stroju. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, iż to chwilkę potrwa przygotowanie odpowiednich kreacji - wyjaśnił Henry za swoją spanikowaną narzeczoną.
- Mieli państwo w głowie jakiś konkretny fason? - Kobieta nadal spoglądała na nich z tym swoim przyklejonym uśmiechem.
- Nie. - Charlie udało się odrobinę otrząsnąć. - Chciałam zobaczyć różne opcje.

Kobieta przytaknęła ruchem głowy i zaczęła oprowadzać ich po salonie. Na manekinach prezentowana były najróżniejsze suknie. Czasem obok stał odpowiedni strój męski, mimo iż w tym miejscu nie były one szyte. Charlotcie wyraźnie podobały się modne obecnie suknie z głębokimi dekoltami i bufiastymi rękawami, cały czas zerkała jednak czy może wampirowi coś przypadło do gustu. To podczas prezentacji kolejne kreacji znów pojawiło się to uczucie. Ta dziwna obecność. Skoro jednak tak, uaktywnił wszelkie zasoby swojej Nadwrażliwości chcąc określić cokolwiek. Pewne było, że miał już z tą obecnością do czynienia. Ba! Wielce prawdopodobne było iż była to ta sama osoba, co na początku jego przygody w Londynie. Nie był jednak czy to wrażenie, nie jest wywołane słowami małej wampirzycy i czy nie dopowiada sobie czegoś. Ktokolwiek to był obserwował ich i był niedaleko. Dlatego spróbował się skupić. Trudno wprawdzie było jednocześnie odpowiadać Charlotcie oraz wyczuwać obserwatora, jednak starał się.
- O to mi się podobałoby - wskazał dziewczynie. - Oraz to, albo tamto. Oczywiście wymagałoby poprawek, ale ten styl lubię - był gotów ponadto przymierzyć także taki męski. W przymierzalni miałby spokojną chwilę skupienia się.

Tymczasem Charlie, której najwyraźniej także podobała się jedna z propozycji wampira, weszła ze sprzedawczynią w omawianie szczegółów. Rozmowa przeszła na koronki, wstążki. Sprzedawczyni delikatnie zaczęła sugerować temat bielizny wymownie spoglądając na Gaherisa.
- Ta Pani chciałaby mi pokazać jeszcze kilka rzeczy, zaczekasz tutaj? - Uśmiechnęła się do niego ciepło.

Ktokolwiek obserwował wampira nie był do niego przyjaźnie nastawiony. Czuł też, że owego osobnika nie ma w najbliższej okolicy. Prawdopodobnie także używał nadwrażliwości zachowując bezpieczny dystans. Jednak czy oznacza to, iż miał lepsze umiejętności niżeli Gaheris? Postanowił popytać się Florence, która także musiała mieć umiejętności tej właśnie dyscypliny.
- Oczywiście piękna moja, poczekam, zajmij się sobą - nie przerywał obserwacji.

Kobiety oddaliły się, ale dzięki wyostrzonym zmysłom i tak docierała do niego rozmowa o gorsetach, podwiązkach i innych elementach kobiecej bielizny. Po dłuższej chwili był już niemal pewny, z którego kierunku są obserwowani. Świetnie, wobec tego drugim elementem była odległość, przynajmniej mniej więcej wyznaczona. Wtedy możnaby zastanowić się, jaki wampir odpowiada za wspomniany obszar. Gdy podszedł do witryny okna dostrzegł w oddali wieżę jednego z kościołów, tonącą w londyńskiej mgle. Miejsce wydawało się idealne do obserwacji, jeśli tylko ktoś miałby takie zdolności jak Gaheris. Doskonale, ale starał się udawać kompletny brak zainteresowania miejscem. Jednak skoro już je miał, to można było tego kogoś namierzyć. Wątpliwe raczej, żeby obserwował z innego miejsca. Ale jak to możliwe? Czyżby wchodził w Umbrę, czy co? Pomyślał, że ruszy do księcia. Gdyby zastał tam Boyla mógłby się szczegółowo wypytać. Oraz jeszcze potem Florence, która pewnie była specjalistką nie tylko od Prezencji, lub może znała takiego specjalistę. Albo może książę znał? Istotne było co udawanie, iż niczego nie odkrył. Lepiej bowiem, iżby przeciwnik uznawał się za kogoś, kto ma jeszcze czas na cokolwiek tam.
- Chyba już wszystko ustaliłam. - Charlie wróciła do niego po dłuższej chwili. Była niesamowicie radosna. - Idziemy dalej?
- Chodźmy. Dziękujemy pani
- zwrócił się do sprzedawczyni, może właścicielki salonu, ewentualnie osoby zatrudnionej, jednak bardzo fachowej. Cieszył się, iż dała radość pięknej Charlotcie. - Ruszajmy. Hm, spacerem - kiedy wyszli pocałował ją leciutko przy uszku szepcząc. - Jesteśmy obserwowani, ale chyba nie ma niebezpieczeństwa. Ruszajmy do księcia lub Florence. Spacerkiem - skoro Charlie pracowała dla wywiadu takie sprawy pewnie dla niej stanowiły normalność. - Pięknie wyglądałaś - dodał głośno.
Charlie ucałowała go w policzek, ale w jej spojrzeniu coś się zmieniło. Zniknęły radosne iskierki, a pojawiło się skupienie.
- Do Florence mamy bliżej. - Mówiła szeptem, przesuwając wargami po skórze wampira. - Ale pójdziemy inną drogą. - Odsunęła się z uśmiechem. - Zerkniemy też na jakieś stroje dla ciebie. - Chwyciła go pod ramię i poprowadziła w kierunku sklepów.
- Doskonale, podobały mi się mniej więcej takie stylowo, jak te zaprezentowane tutaj - uśmiechnął się do niej. - Prowadź więc.

Jakby bowiem nie było, można było łączyć przyjemne z pożytecznym. Przesuwając się mógł spokojnie potwierdzać, czy odczucia kierunku owego śledzenia zmieniały jakoś się tak, iż potwierdzało to właśnie wieżę. Wraz z mijanymi przecznicami i witrynami nabrał pewności że dobrze wytypował miejsce. Niemal cały czas czuł na sobie spojrzenie. W pewnym momencie Charlotta skręciła w jedną z uliczek wyraźnie zawracając w kierunku Soho. Szli więc, jeśli zaś widzieli jakiś ciekawy sklep, jeszcze otwarty, decydowali czy mają ochotę wstąpić. Nim wampir się zorientował wyszli na terenie domeny Florence. Uczucie obserwacji osłabło, za to co innego przyciągnęło uwagę wampira, po drugiej stronie ruchliwej nawet o tej porze ulicy, szedł mężczyzna, którego widział w swojej wizji.


Mag musiał także korzystać z usług w dzielnicy uciech, bo towarzyszyła mu jedna z ulicznic. Nie była to żadna z ghulic Florence. Spojrzał na niego Widzeniem Aury oraz na nią. Później zaś postanowił sprawdzić, co myślą. Kradzież sekretów wsparta odpowiednią siłą woli. Wyglądało na to, że mężczyzna skupiony był w tej chwili głównie na towarzyszącej mu kobiecie i nie mógł się wręcz doczekać by się do niej dobrać. Było jednak coś jeszcze spieszył się na spotkanie z kimś. Gaheris zobaczył jak chwyta kobietę i zaciąga ją w pusty zaułek. Cudownie, wampir wreszcie miał okazję dorwać gościa.
- To on - wyszeptał Charlie. - Bierzemy go. Zajmij się kobietą.

Wszak zaułek musiał być pusty, magik nie magik, jednak na pewno nie zabawiał się publicznie. Plan był prosty. Magikowi dać po głowie, aż straci przytomność, zaś kobietę potraktować dominacją. Obydwoje zabrać do Florence, potem do księcia. Popędził uruchamiając w zaułku Akcelerację oraz unosząc trzonek parasolki. Później po łbie, ażeby stracił przytomność. Cios spadł na mężczyznę nim ten zdążył się zorientować. Osunął się na ziemię z opuszczonymi spodniami i bielizną. Przerażona ulicznica z obnażonymi piersiami i zadartą kiecą, wpatrywała się przez chwilę w Gaherisa, po czym rzuciła się do ucieczki. Drogę zagrodziła jej stojąca u wylotu z zaułka Charlotta. Gaheris doskoczył do przestraszonej kobiety, odwrócił wysyłając do umysłu polecenie Dominacji.
- Bądź nam posłuszna!

Potem trzeba było wziąć mężczyznę pod ramię, dziwka wzięłaby go pod drugie i jak najszybciej do Florence. Przy okazji non stop zerkanie, czy nie odzyskuje przytomności. Do rezydencji starszej mieli spory kawałek, pewnie można by wziąć dorożkę, ale może należałoby go zanieść do elizjum? Słusznie. Dorożką lepiej.
- Skocz proszę po dorożkę, zaś po drodze kup butelkę whisky - poprosił Charlottę. Magik nie magik, ciężko się rzuca czary mając pół litra w żołądku solidnego alkoholu. Charlie była wyraźnie zaskoczona ale przytaknęła i ruszyła wzdłuż ulicy. Wampir widział tylko jak za jego oddalającą się narzeczoną oglądają się idący ulicą mężczyźni.
- Gdzie jedziemy? - Ulicznica odezwała się, naciągając koszulę na obnażone piersi.
- Do znajomej - wyjaśnił. - Zapłacę ci za stracony czas, tak że nie poniesiesz jakiejkolwiek straty. Podwójna stawka - wyjaśnił uważając, że dominacja wsparta własnymi chęciami powinna przynieść dodatkową chęć współpracy. - Gdzie spotkałaś tego tutaj? Opowiedz o nim. Może odwiedzał cię przedtem?
- Nie to pierwszy raz jak go widzę
. - Kobieta słysząc o zapłacie uśmiechnęła się i od razu stała się skora do współpracy. - Spieszył się gdzieś, szedł z tamtej okolicy. Chyba wcześniej widziałam go krążącego niedaleko “Mamy”. Chłopak jednak chyba się nie nasycił bo bez trudu namówiłam go na szybki numerek.
- Niezupełnie, sama jesteś niezła, więc nic dziwnego, że go skusiłaś. Ja wprawdzie jestem zakochany oraz mam narzeczoną, jednak wcześniej
… - wciskał jej miły kit, jednak podparty obietnicą gotówki oraz Dominacją powinien odpowiednio działać. Czyli mości magik czatował pod burdelem “U Mamy” prowadzony przez seksowną Sylwię. Ufff, dziwna nazwa na dom erotycznych igraszek. Hm, cóż, pewnie Florence decydowała. Gdzie jest Charlotta, zaniepokoił się nieco, choć wiedział, iż dziewczyna ma sporo do zrobienia. Dorożka oraz whisky. Wampir zerkał także na aurę magika, gotowy powtórzyć cios, gdyby tamten zaczynał się jakkolwiek budzić. Wyglądało jednak na to, że faceta porządnie ścięło.

Oboje musieli jednak trochę odczekać. Po kilku minutach podjechała do nich dorożka. Siedząca w środku Charlotta była wyraźnie zirytowana, wyglądała jednak na to że załatwiła także butelkę whiskey.
- Dziękuję - póki co był rzeczywiście trachnięty, jednak whisky była potrzebna. Oblał nieco magika. Jakby co więc, mógł być wzięty za pijanego, którego niosą znajomi. Weszli z Charlottą oraz prostytutką do wnętrza powozu. Szybko wydał polecenie.
- Dom “U Mamy” gnaj ile możesz. Podwójna stawka! - rzucił woźnicy.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-03-2018, 13:16   #95
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Woźnica nie mógł za bardzo gnać, ale widać było że robi co tylko może by jak najszybciej pokonać trasę, nie rozjeżdżając po drodze żadnego z klientów tutejszych lokali. Po chwili znaleźli się pod dobrze znanym Gaherisowi i Charlotcie budynkiem elizjum. Rycerz zapłacił dorożkarzowi, przy okazji na zachętę dał także drobną monetę kobiecie najstarszej profesji, ponownie sprawdziła maga oraz ruszył na gwałt do elizjum szukać Sylwii oraz ewentualnie Florence. Oczywiście Charlotta oraz tamta kobieta szły również. Córkę starszej jak zwykle odnalazł bez trudu. Drogę wskazał mu pierwsza lepsza pracownica lokalu. Sylvia była w swoim gabinecie. Bardzo surowym biorąc pod uwagę jak wyglądała większość pokoi lokalu. Zrobiła szczerze zaskoczoną minę widząc wchodzącą do pomieszczenia grupkę.
- Ekhym… co się stało tym razem?
- Szybko. Potrzebuję po pierwsze kawałka elizjum tylko dla niego, po drugie, gdzie jest Florence, jeśli nie ma, na gwałt trzeba ją ściągnąć. Sylwio, naprawdę, sprawa super ważna. Po trzecie natychmiast gońca do starszej Malkavian, żeby przybyła oraz jeszcze szybciej do księcia. Tam powinien być jeszcze Boyle. Żeby przybywał natychmiast, bowiem mamy kogoś jego profesji. Trzeba szybko oraz cicho - widać było, jak szalenie przejęty jest wbiegający niemal rycerz.
- Kawałka w sensie pokoju? - Sylwia nadal nie do końca rozumiała co się dzieje. Podniosła się jednak od biurka i skupiła wzrok na przyniesionym facecie. - Moja matka jest teraz na przyjęciu, chwilę zajmie nim ją ściągniemy. Podobny problem może być z Anną i księciem.
- Tak, pokoju. Sylwio, choćby tańczyła z samą królową Wiktorią. Natychmiast. Możesz mi wierzyć oraz twierdzić, że to ja wzywam oraz że mam bardziej niżeli istotny powód - rycerz stanowczo nie chciał czekać. - Musimy stanąć na głowie. Ich oraz Wiedeńczyka.
- Rosa! - Sylwia podniosła głos i odwróciła głowę w stronę drzwi.
Do środka zajrzała znana Gaherisowi i Charlie ghulica.
- Tak? - Widać było że czatowała pod drzwiami od kiedy tylko pojawili się goście.
- Niech Maria upewni się czy któryś z bardziej odsuniętych pokoi jest wolny i przyjdzie nam go wskazać. A ty poślij dziewczęta do Westminsteru, Carltona i do naszej Pani. - Sylvia spokojnym głosem wydawała ghulicy polecenia, cały czas zerkając na nieprzytomnego mężczyznę.
- Ale Pani jest…
- Po prostu zrób co ci mówię. Niech przekażą, że Pan Ashmore przyniósł do elizjum coś ciekawego. Niech pojawią się członkowie rady. - Machnęła ręką, a ghulica wybiegła z pomieszczenia.
Rycerz miał słabość do Sylwii. Lubił ją. Jak widać miała dziewczyna także talenty organizowania oraz silną wolę. Florence potrafiła dobrać szefową przybytku.
- Sylwio, dysponujesz jakimś środkiem usypiającym, albo otumaniającym - spytał kobietę.
- Oczywiście że nie, to nielegalne. - Wampirzyca uśmiechnęła się i mrugnęła do Gaherisa. Podeszła do stojącego w pokoju regału i nacisnęła coś co wydawało się być pełną ścianką, a okazało się być całkiem pokaźnej wielkości skrytką. Wydobyła z niej jedna fiolkę i fajkę.
U drzwi rozgległo się pukanie Sylvia zaczekała jednak z odpowiedzią, aż zamknęła skrytkę.
- Tak?
- To ja pani. - Do środka zajrzała niebrzydka dziewczyna, ubrana tak jak większość pracownic burdelu. - Znalazłam wolny pokój.
- Prowadź.

Cała grupa przemaszerowała jednym z korytarzy. Z za drzwi mijanych pokoi wydobywały się odgłosy zabaw. Czasami słychać było jedną kobietę, czasem nawet kilka. W końcu dotarli na prawie sam koniec, a Maria, bo zapewne była to owa kobieta, o którą poprosiła Sylwia, otworzyła im drzwi. Była to niewielka, całkiem przytulnie urządzona sypialnia. Charakterystycznym elementem było tylko to, że na łóżku po za poduchami nie było pościeli, a na zgrabnej toaletce znajdowało sie kilka ciekawych akcesoriów i misa wypełniona wodą. Maria skłoniła się nisko i szybko odbiegła, pozostawiając grupkę wewnątrz. Ulicznica, którą zabrali ze sobą, rozejrzała się z zaciekawieniem.
- Mogłabym tu pracować. - W jej głosie dało się wyczuć zachwyt.
- To już będziesz musiała rozmawiać z panną Sylwią. Na razie po prostu czekaj. Jak wspomniałem, otrzymasz wypłatę obiecaną. Sylwio, ten człowiek dostał po głowie. Dopóki nie przyjdą mocniejsi od nas, musimy go utrzymać nieprzytomnego. Inaczej biada nam. Poważnie. Dlatego prosiłem, no wiesz. Czy mogłabyś go grzecznie uśpić? - spytał dyrektorkę przybytku. - Mamy tutaj dobre whisky, jeśli trzeba wymieszać oraz jakoś doprawić - mówiąc to non stop obserwował magika, normalnie oraz pod kątem ruchów aury, gotowy do natychmiastowego działania.
- Zobaczymy co da się zrobić. Połóżcie go na łóżku, dobrze? - Gdy to zrobili, wampirzyca przysiadła na krawędzi i odpaliła fajkę. Przysuwając ją tak by mężczyzna mógł powdychać dym. Słodkawy zapach rozniósł się po pomieszczeniu. Ulicznica aż się zaciągnęła, natomiast Charlie zasłoniła usta i nos wydobytą z kieszeni chustką.
- Opium. - Cichy głos ghulicy dotarł jedynie do uszu stojącego tuż obok wampira.
Gaheris także się odsunął.Był mocno skupiony na magiku, czy nie będzie musiał błyskawicznie reagować.
- Whisky pomoże dodatkowo? - spytał Sylwię. - Albo wystarczy twój pachnący proszek?
- Trzeba by go lekko wybudzić by go napoić, a wolałabym tego nie robić. - Sylvia podniosła wzrok na stojącą obok nich ulicznicę. - Zaśnij.
Wampir zobaczył jak kobieta osuwa się na ziemię i już po chwili śpi w najlepsze na dywanie.
- Wiesz, gdzie się spotkali? - spytał rycerz Sylwię. - Tutaj obok. Śledził ten przybytek.
- Hm… - Wampirzyca ułożyła odpaloną fajkę na talerzyku, tuż przy nozdrzach magika. - Dziewczęta mi zgłaszały, że ktoś się kręcił po okolicy, ale wiecie jak to jest. Dużo facetów się tu kręci, bo chcieliby się dostać. Pytanie czy tylko go śledził… nie ufam magom. Moglibyście się rozejrzeć?
- Dobrze, Sylwio, rozumiem, że możesz zerkać na jego aurę, jakby co, daj mu po łbie przy najmniejszym przypuszczeniu, że coś się dzieje. Proszę, naprawdę się nie wahaj.- Rozejrzał się.
- Mój drogi, prowadzę dom uciech, nie waham się przy takich rzeczach. Rozejrzyjcie się, a ja ich przypilnuję.
- Wybacz, oczywiście - uśmiechnął się do Sylwii. - Charlie, chcesz się przejść na spacer dookoła? - spytał dając jej buziaka na pięknym policzku. - Kiedy Sylwia będzie się zajmowała delikwentem, rozejrzymy się.
- Bardzo chętnie. - Charlie uśmiechnęła się.
Gdy opuścili pokój i ruszyli korytarzem, natrafili na dwóch kończących swoją przygodę mężczyzn. Obaj skupili wzrok na ghulicy. Charlie zaczynała działać jak magnes na płeć przeciwną i wampir był niemal pewny, że dzieje się to za sprawą spożywanej przez nią krwi. Jak tak dalej pójdzie będzie musiał ją zacząć szkolić z dyscyplin. Szczególnie wydawała się mieć predyspozycje do wspaniałej Prezencji.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-03-2018, 19:36   #96
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyźni nie zaczepiali ich na szczęście i w spokoju opuścili dom uciech.
- To co teraz? - Charlie zerknęła na swego narzeczonego.
- Teraz sobie będziemy patrzeć - odpowiedział ukochanej rozglądając się swoim nadzwyczajnym toreadorskim spojrzeniem, które zarówno czytało aury, jak wychwytywało najdrobniejsze niuanse. Identycznie słuch oraz węch niczym psa myśliwskiego. - Jakbym się zachwiał lub coś, pomóż mi proszę, bowiem skupię się na wrażeniach zmysłów - wyjaśnił Charlotcie. - Także jednak zerkaj, może coś interesującego akurat będzie - dziewczyna miała za sobą służbę dla korony, przeto mogła mieć doświadczenie przy wychwytywaniu drobiazgów. Pozostawało pospacerować sobie oraz chwytać wszelkie impresje.

Charlie przytaknęła i po tym jak chwyciła wampira pod ramię, ruszyli wokół domu uciech. Najgorsze w tej okolicy było to, że naprawdę na każdym rogu działo się coś. Zdawało się, że każdy zaułek może nadawać się na miejsce schadzki. Na zapleczach stały kubły, a i tam kręciły się jakieś ulicznice, niektóre by się wypróżnić, inne by wypełniać swoje usługi. Dla maga, który był w stanie umieścić zaklęcie w cienkiej obręczy na posadzce, ukrycie czegoś w takim miejscu, było aż nadto banalne. Dlatego właśnie tym bardziej trzeba było obserwować wszystko. Niestety wybitnie mu nie szło. Na szczęście Charlotta wypatrzyła coś nietypowego. Kawałek muru pobliskiego budynku został oczyszczony, a w fugę wciśnięto kawałek metalu. Nie podchodził do niego, nie chciał, żeby ponownie musiał mu pomagać Boyle. Ale popatrzył z daleka, czy to to samo, co na terenie pod znanym pubem. Element był wykonany z podobnego materiału, ale był prostokątny a nie w kształcie okręgu jak w,okrągłej sali. Niestety by dowiedzieć się więcej musiałby użyć nadwrażliwości, a co za tym idzie, dotknąć go. Dlatego właśnie postanowił nie ryzykować, ale po prostu popilnować go spokojnie stojąc. Jeśli magik umieścił go tam, nikt go nie weźmie, bowiem niby dlaczego miałby. Jeśli jednak nie magik, wtedy może przyjdzie oraz zobaczy się kto.
- Poczekajmy trochę - proponował dziewczynie - gdyby nikt się nie pojawił, poprosimy Sylwię, żeby przysłała tutaj jakąś dziewczynę do zerkania na ten właśnie przedmiot. Jednak może wcześniej pojawi się Boyle, wtedy określi przeznaczenie owego czegoś.

Mijały minuty, a nic się nie działo. Niestety z tego miejsca nie widzieli też, czy ktoś podjeżdża od frontu burdelu. Oczywiście wampiry mogły zajechać swymi dorożkami od tyłu, gdzie było drugie wejście do elizjum, albo nawet wysiąść kilka przecznic wcześniej i podejść. Powoli para zaczęła przyciągać uwagę otoczenia. Mężczyźni zerkali z zainteresowaniem na Charlottę, a prostytutki zmawiały się na boku jak tu podejścia Gaherisa i zaproponować mu numerek, co doskonale słyszał dzięki swoim wyostrzonym zmysłom.
- Może.. powinniśmy się rozejrzeć? - Charlie odwróciła wzrok zaraz po tym jak znów napotkała spojrzenie jakiegoś faceta.- Może być więcej takich przedmiotów jak ten.
Trafiła oczywiście.
- Dobrze, teraz wiemy już czego szukać, więc powinno być łatwiej - rzeczywiście warto było potwierdzić lub zaprzeczyć takiej właśnie sytuacji.
Charlie uśmiechnęła się wyraźnie czując ulgę, że ruszą się z tego miejsca. Przytaknęła energicznie i chwyciła wampira ponownie pod ramię. Zaczęli dalej się rozglądać, krążąc wokół burdelu. Szczególnie zwracając uwagę na rzeczy podobne do widzianej uprzednio. Po kilkudziesięciu minutach znaleźli jeszcze 4 podobne obiekty. Wydawało się, że dom uciech znajduje się w centrum wyznaczonego przez nie obszaru.
- To co teraz? - Charlie oderwała wzrok od stalowej płytki.
- Jak miło, tym bardziej Boyle będzie się musiał tym zająć - wymruczał rycerz. - Jak myślisz, trzeba się ewakuować oraz czy trzeba ewakuować innych? Wiesz co, chodźmy do wnętrza, chciałbym zerknąć na naszego magika oraz Sylwię jeszcze.
- Nie mam pojęcia.
- Charlie była wyraźnie zaniepokojona. Przytaknęła jednak i razem ruszyli do środka burdelu. Gdy trafili do właściwego pokoju zastali w nim nie tylko Sylvię i magika, ale też Annę, która musiała przybyć jako pierwsza. Widząc ich pomachała radośnie.
- Wypuścić was na ulicę i po chwili znajdujecie chyba wszystko co sprawia kłopoty. - Widać było, że cieszy się z ich znaleziska.
Uścisnął bardzo serdecznie dziecięcą przyjaciółkę.
- Widaj moja droga, gorzej, że ten budynek jest otoczonym czymś dziwnym, wiec nie wiem, czy nie lepiej ewakuować się czym prędzej. Prawdopodobnie robota magika. Najlepiej, żebyś sama zobaczyła - zaproponował jej.
- Ooo… czymś czyli czym? - Spojrzała na niego zaskoczona. - Możemy się przejść, z przyjemnością zerknę.
- Niebawem powinni przybyć Florence i Boyle
. - Sylvia była już w wyraźnie bardziej marudnym nastroju. - Na razie na wszelki wypadek opróżniłam elizjum.
- Wobec tego chodźmy, ktoś jest bardzo niemiły wobec londyńskiej rodziny
- ruszył prowadząc Malkaviankę poprzez wspomniane miejsca.
Anna w przeciwieństwie do Gaherisa bez zawahania dotknęła i sprawdziła wszystkie znalezione elementy.
- Na pewno to on przy tym majstrował i na pewno to jakieś zaklęcie… tylko co gorsza chyba zrobił to “coś” także w innych miejscach. - Mała wampirzyca pokręciła z niedowierzaniem głową. - Wracajmy do środka, trzeba ustalić co dalej.
- Obawiałem się tego ruszyć
- przyznał Gaheris. - Cieszę się, że tutaj jesteś - potwierdził. Szedł przy tym za nią dumając, właściwie co powinni uczynić. Istotne było przesłuchanie magika, jednak do tego niezbędny był właśnie Boyle. Tym razem w pokoju oczekiwała ich także Florence, ubrana w przepiękną kreację wieczorową. Wyraźnie zirytowana wpatrywała się w otumanionego maga. Boyla jeszcze nie było ale w sumie on miał najdalej.
- I to na moim terenie. - W jej słodkim głosie dało się wyczuć gniew. Gniew, którym pomalutku przesiąkało pomieszczenie.
- Nie tylko na twoim i chyba nie tylko w tym miejscu na twoim. - Anna podeszła do nieprzytomnego mężczyzny. - Nie wiem co robią elementy rozlokowane wokół budynku, ale wiem, że zrobili coś podobnego, także w innych miejscach.
- Paskudztwo
. - Florcence przytaknęła ruchem głowy. Najwyraźniej Charlie opowiedziała jej o ich znalezisku. - Trzeba go stąd zabrać. Nie powinien być w elizjum… trzeba będzie go zabić.
- Albo trochę namieszać mu w głowie. - Anna wzruszyła ramionami.
- To on namieszał w głowie tamtym wampirom. - Florence prawie warknęła. - Jakie mamy szanse na jakiekolwiek zmiany w tej jego łepetynie?
- Jeśli masz moja piękna Starsza na myśli, zmiany fizyczne, dałoby się tego dokonać choćby butelką. Natomiast psychiczne wtedy, gdyby go jakoś osłabić. Gwarantuję, iż po wypiciu litra whisky bardzo ciężko opierać się czyjemukolwiek wpływowi. Aczkolwiek najchętniej namieszałbym mu, wypuścił, żeby zrobić ukrytą broń przeciwko Tarquinowi
- zaproponował. - Nie jestem tak dobry przy tym, ale gdyby go przesłuchać, przerobić, wypuścić, żeby przywalił tamtemu, byłoby optymalnie. Jeśli oczywiście to możliwe, bowiem jeśli nie, to już przesłuchać oraz oddać Boylowi do podjęcia decyzji. Może dzięki temu potrafiłby opracować jakieś remedium.
- Pytanie czy Tarquin już nie wie, o tym że go przechwyciliście
. - Florence westchnęła. - Gdzie ten cholerny mag.
- Czyżby o mnie mowa
? - Jak zwykle radosny Boyle wkroczył do pokoju. - Och już miałem nadzieję na jakąś orgię, gdy wezwano mnie do domu uciech, a tu jeden facet na łóżku i wszyscy w ubraniach. - Udał rozczarowanie i podszedł do nieprzytomnego mężczyzny. Widząc go zmarszczył brwi i obejrzał się na Gaherisa, jako że to na jego wezwanie przyjechał. - Co się tutaj wyrabia?
- Sam zobacz drogi przyjacielu
- niewątpliwie mając taki dług był Wiedeńczyk dla Gaherisa przyjacielem. - Ten pan to ów magik, który niestety uległ chwilowemu chciejstwu, dlatego dało się go schwytać znienacka. Dodatkowo wokoło jest ustawiony jakiś zestaw magicznych inkantacji, znaczy dookoła budynku, zaś istnieje jeszcze przypuszczenie, że podobna kwestia może dotyczyć pozostałych miejsc. Doskonale wiec widzisz, ze dla ciebie roboty jest wbród.
- Jakich miejsc
? - Boyle obejrzał się na na resztę wampirów.
- Elizjum poludniowe, Carlton club, domy kilku wampirów… - Anna spokojnie wymieniła to co musiała zobaczyć w swojej wizji.
- Jak wyglądają te “magiczne inkantacje”?
- No nie wiem właściwie, bowiem przypominało kawałek metalu wciśniętego pomiędzy blokami, tam gdzie występuje łącząca fuga. Chodź zresztą zobacz sam te tutaj obok
- wspomniał Gaheris przybyłemu Wiedeńczykowi.
- Jakbyście mogli je wyciągnąć. - Boyle przysiadł na łóżku. - Chciałbym chwilę porozmawiać z tym panem na osobności. Jeśli wyjmiecie te elementy z ich lokalizacji zaklęcie, czymkolwiek jest, powinno przestać działać.
- Jeśli tak, nie ma problemu. Wobec tego miłej rozmowy, zaś ja mogę iść powyjmować to
- skoro Malkavianka spokojnie dotykała owych kawałków metalu, wobec tego on chyba mógł uczynić identycznie. Ponadto pewnikiem Boyle wyglądał pewnie. Oznaczało więc to brak jakiegokolwiek niebezpieczeństwa dotyczącego magii.
Gdy wszyscy poza Boylem opuścili pokój Florence skupiła się na wydawaniu poleceń Sylvi. Z tego co usłyszał wampir, chciała by córka jeszcze tej samej nocy sprawdziła kilka innych lokalizacji. Przerwała tylko na chwilę spoglądając na Gaherisa.
- Jakbyś wykonał prośbę tego magika, byłabym wdzięczna. - Uśmiechnęła się, ale widać było że jest zdenerwowana.
- Oczywiście chętnie - rzeczywiście ruszył wyciągnąwszy wpierw rękę do Charlotty. Lubił przebywać ze swoją ukochaną wszak, ponadto dziewczyna miał naturalna bystrość oraz odpowiednie doświadczenie. Właśnie taka praca, jaką wcześniej miała, musiała nauczyć ghulicę umiejętności obserwacji. Ostatecznie jedynie ona wypatrzyła odpowiednie miejsca. Później planował powiedzieć, iż wie, skąd dokonywano obserwacji.

Piękna Charlie chwyciła podaną dłoń i ruszyła za narzeczonym. Odezwała się dopiero gdy wyszli na zewnątrz.
- Odniosłam wrażenie, że zrobiło się nieprzyjemnie. - Osłoniła pod płaszczem nóż, który dostali z kuchni, by ułatwić sobie wyjmowanie elementów z muru. Jak na hasło Gaheris znów poczuł tą obecność, była bliżej.
- Dziwisz się? Hm, obserwuje nas - dodał cicho. Ponownie się skupił usiłując wyczuć. Znał ją, wiedział czego szukać, ale jakby nie było, takie sprawy nie należały do specjalnie łatwych.

Ktokolwiek tutaj ich obserwował był dużo bliżej. Jednak przy wszechobecnym hałasie i poruszeniu ciężko było mu ocenić gdzie tym razem kryje się obserwator. Gdy podeszli do murku, Charlie podała mu nóż.
- Zajmę się tym, zerkaj proszę, gdyby pojawił się ktoś niezwykły jakoś - jedno pracuje, drugie obserwuje. Normalna kwestia. Wziął narzędzie więc wydłubując metal.
Gdy wydobywał ostatni z elementów, niepokojące odczucie zniknęło, a chwilę po tym od strony elizjum doszedł do nich potężny huk. Przestraszeni obejrzeli się odruchowo. Przynajmniej takim był wampir. Uff. Co się stało. Gaheris skoczył do środka budynku. Gdy wpadli do budynku natrafili na wielki zamęt. Dziewczęta i ich klienci, nieraz prawie nadzy, wybiegali wpadając na starających się dostać do środka Gaherisa i Charlottę. Usłyszeli krzyk i niestety oboje rozpoznali do kogo należał. Gdzieś tam ktoś coś zrobił Boylowi. Przyśpieszył pędząc do elizjum. Jeśli ktokolwiek cokolwiek robił Wiedeńczykowi, będąc zajęty nim wystawiał się na dodatkowy atak. Będąc na korytarzu prowadzącym do pokoju, w którym zostawili obu magów, wampir wyczuł ciepło. Gorąc nieprzyjemnie drażniący drzemiącą w nim bestię. Mógł uczynić więc jedno, gwałtownie przyśpieszył ruchy, żeby maksymalnie skrócić przebywanie przy ogniu, którego obawiał się jak każdy przyzwoity wampir.
Przyspieszając pozostawił Charlie w tyle. Gdzieś za sobą słyszał tylko stukot jej obcasów. Gdy wpadł do pokoju trafił na prawdziwe piekło. Paliły się meble i tapeta. W jednej ze ścian ziała wielka dziura. Na ziemi leżał zakołkowany Boyle jednak nigdzie nie było śladu po schwytanym magu. Póki co nie było jednak czasu na nic. Ogień wywoływał przerażenie. Złapał więc Wiedeńczyka za fraki oraz dopalajac swoją wampirzą siłę wybiegł. Odkołkowanie mogło chwilkę poczekań. Szlag! Wprawdzie magik zwiał, jednak jak nie teraz, może kiedy indziej. Dorwą łajdaka.

Burdel w burdelu. Szaleństwo dymu, oparów i kaszlu. Najwspanialsi gentlemani w fikuśnych majtasach po kolana oraz z parasolkami w ręku, cylindrami na głowach. Wydostawali się na zewnątrz próbując ucieczki. Podobnie dziewczyny. Pół nagie, pół ubrane, poszukujące wyjścia w ciemnej od dymu przestrzeni, którym nikt nie chciał pomóc. Wampiry mogłyby, ale obawiały się dymu. Gdzieś była krew, musiała być skoro mieli elizjum. Potrzebował na gwałt. Dla Boyla najbardziej. Po wykołkowaniu mógł zdeczka oszaleć, więc szybka dawka krwi bardzo pomogłaby. Gdyby tylko znaleźć coś takiego oraz wziąć jakąś butlę czy dwie, choćby do obszernych kieszeni smokingu.

Charltta oraz Gaheris biegli do wyjścia. Jakaś dziewczyna rozkaszlała się omdlewajac. Rycerz wpakował ją pod pachę, bowiem pod drugą niósł Wiedeńczyka. Charlotta pomogła jakieś kolejnej. Gdzieś drzwi były zablokowane. Pewnie wypaczyły się od ciepła, albo po prostu klucz wypadł. Przerażeni ludzie wewnątrz walili niczym opętani. Gaheris wywalił je kopniakiem, ażeby mogli uciec. Potem dalej, szybciej na zewnątrz, aż wreszcie udało się. Teraz odkołkowanie Boyla, ale wcześniej, szybkie rozejrzenie się. Gdzie jest Malkawianka, Florence oraz gdzie są wrogowie oczywiście?

Niestety główna część elizjum znajdowała się w podziemiach i tam pewnie przechowywane były zapasy krwi. Ta myśl uderzyła wampira tak jak wiadro zimnej wody wylane wprost na wychodzących z budynku ludzi. Nigdzie nie było widać Florence, za to jej córka nadzorowała akcję gaszenia pożaru swym wyraźnie wspartym prezencją głosem. Nie widać było żadnych wrogów.
- Gdzie Florence, gdzie reszta? - krzyknął do niej rycerz. Może coś się stało. Szlag! Dali ciała. Jeśli miała kłopoty, musiał pędzić pomóc. Jakby nie było, nie chciał tracić towarzyszki wspólnych trójkątno - czworokątnych igraszek.
- Ktoś podłożył ogień w rezydencji! - Sylvia jakimś sposobem przekrzyczała się przez wszechobecny harmider. - Anna poleciała sprawdzić co z Carlton Club.

Spośród wymienionych przez Malkaviankę domów wampirzych nie było rezydencji księcia. Tam mogli go ożywić bez jakiegoś narażania. Rycerz nie chciał, żeby oszalały Boyle kogoś utłukł, chyba że … niestety akurat, nic nie było otwarte, żaden sklep, gdzie możnaby się zaopatrzyć w jakieś króliki. Skoro rycerz mógł je wcinać, Wiedeńczyk także. Jednak póki co była to bezprzedmiotowa sprawa.
- Charlie, odejdźmy nieco - poprosił. - Idź złapać dorożkę oraz ruszamy do rezydencji księcia, gdzieś, gdzie będziemy mogli wybudzić Boyla.
Piękna Charlie zerknęła na niego. Pomogła jeszcze usiąść wyprowadzonej kobiecie.
- Będziemy musieli gdzieś odejść. Konie nie podejdą tak blisko ognia. - Wskazała w kierunku gdzie musiał się znajdować postój dorożek.
Rycerz uznał bowiem, że dorożkarza się potraktuje dominacją, iż zapomni szczegółów.
- Wybywam - krzyknął do Sylwii, żeby wiedziała, że wszystko dobrze. Mógłby popytać się o krew, ale przy takim zamieszaniu byłoby to istne szaleństwo.

Wampirzyca tylko przytaknęła ruchem głowy i wróciła do wydawania rozkazów. Ruszyli szybko gdzieś na bok. Okrył Wiedeńczyka jakimś płaszczem, żeby nie było widać kołka. Odeszli nieco. Gaheris rozglądał się ciągle badając przestrzeń. Wreszcie poprosił Charlottę, ażeby wezwała dorożkę. Charlie oddaliła się szybkim krokiem. Wokół panowało niezłe zamieszanie. Ludzie biegli z wiadrami w stronę płonącego budynku. Po dłuższej chwili przejechał też wóz, który chyba był do tego przystosowany, zaraz po nim podjechała dorożka z siedzącą w środku Charlottą.
- Znajomy słabo się poczuł. Jedziemy do znajomego lekarza - rzucił jeszcze woźnicy miejsce niedaleko siedziby księcia, aczkolwiek nie pod samą siedzibą oraz wniósł Boyla. - Proszę pędzić, podwójna stawka.

Jadąc zauważyli, że Londyn oszalał. Wokół widać było unoszący się nad dachami dym, niewielkich pożarów. Gaheris mógł tylko przypuszczać, że to inne leża wampirów. Gdy już mieli przekroczyć granicę Westminsteru zatrzymała ich gwardia.
- Nie ma przejazdu.
- Cóż się stało? Muszę się dostać
… - rzucił odpowiednią okolicą. - Można przejść tam pieszo, czy pański dowódca może wydać pozwolenie?
- Palą się budynki izby lordów. Mój dowódca nadzoruje gaszenie
. - Gwardzista niemal odwarknął.
- Dobra! Słusznie - wydał polecenie woźnicy - objeżdżamy kolejnym mostem. Bardzo nieciekawie wyszło.
- Kochanie
… - Charlie była wyraźnie zaniepokojona. - … co jeśli zaatakowali też moje mieszkanie?
- Nic, jesteś tutaj. Kamienicy nie mogli zburzyć, co najwyżej się włamać, stwierdzić, iż nikogo nie ma oraz pójść sobie. Hm, mam pomysł, jeśli pali się także u księcia to ruszymy gdzieś na boczek, kupimy ze 20 królików, zamkniemy je razem z Boylem, od kołkujemy wyskakując na zewnątrz oraz zamykając drzwi. Po jakimś czasie otworzymy. Powinien się pożywić na tyle, że będzie już względnie normalny.
- Obawiam się, że mogli ją podpalić
. - Charlie zerknęła na dym unoszący się nad Londynem. - A panna Dosett? Nie wiem gdzie dostaniemy teraz króliki… jest środek nocy. Może… poprosić kogoś z jego ludzi i zabrać go do pałacu? - Wyraźnie się martwiła.
- Masz głowę. Woźnico, zmieniliśmy plany. Biorąc pod uwagę całe zamieszanie jedziemy pod Londyn. Wiem, że daleko, ale dostaniesz wynagrodzenie odpowiednie. Ruszamy … - podał adres pałacu Boyla. -Natomiast twoje mieszkanie raczej wątpię. Kamienice stanowczo się nie lubią palić. Nawet więc, jeśli próbowali, murów nie ruszą, popala tylko meble. Wiem, że przykre, ale meble się da nabyć, natomiast inne kwestie bywają cenniejsze.
- Ja… obawiam się o coś innego niż meble
. - Uśmiechnęła się słabo do wampira. - Pojadę sprawdzić.
- Dobrze, jedźmy
- skrzywił się bardzo mocno. - Ponowna zmiana - rzucił dorożkarzowi podając adres Charlotty.
- Mogę pojechać sama… - kobieta niemal szepnęła. Obecność wampira wyraźnie dodawała jej otuchy.

Wewnątrz dosyć był zirytowany, propozycja jej zaś kompletnie słaba: niby jakim sposobem powstrzymałaby choćby osoby podpalające, jeśli byłoby ich kilka.
- Jedźmy - powiedział szybko. Zastanawiał się, jak można pomóc Boylowi skoro na razie jeździli wszędzie nie tam, gdzie była jakakolwiek krew. Woźnica mógł znacznie przyspieszyć, ruszając w kierunku innym niż Westminster. Widać centrum polityczne Londynu stanowiło teraz epicentrum kłopotów. Krwi było mimo wszystko sporo. Oszalałe od ognia konie tratowały ludzi, inni starali się im pomóc. Do tego cały czas mijali kogoś biegnącego z wiadrem. Wydać się mogło, że płonie cały Londyn, ale wprawne wampirze oko dostrzegało celowość tych działań. Znał te lokalizacje. Część pokazała im Anna podczas ich wspólnego spaceru. Ktoś atakował londyńskie wampiry i sądząc po ilości dymu, obawy Charlotty mogły być jak najbardziej słuszne. Tyle że do podpalenia takiej ilości siedzib potrzebny był batalion ludzi oraz ślepota policji. Dlatego właśnie uważał rycerz, ze owe podpalenia to raczej polegają na wrzuceniu czegoś oraz ucieczce. Od biedy jeszcze takie coś mogło się udać, bowiem jakby nie było, magik mógł być gdzieś, jednak nie wszędzie. Jednak do odparcia magika potrzebowali własnego magika, którego mieliby, gdyby właśnie nie jechali do mieszkania Charlotty. Oczywiście pewnie niepokoiła się, jak pani Dosett oraz dziewczyna, jednak jeśli było tam źle, to musiałby być potworny pech. Zaś przygotowujący atak musiał mieć nieograniczone środki.

Jednak kiedy wjechali na drogę prowadzącą do kamienicy Gaheris zdał sobie sprawę, że chyba trafił w sedno. Mieli pecha… cholernego pecha. Kamienica, w której mieszkała Charlotta była właśnie gaszona, przez zbiorowisko sąsiadów i różnych służb. Po drugie stronie ulicy, w bezpiecznej odległości stały panna Dosett i Sally. Obie osmalone, trzymały w rękach księgi, które Gaheris bez trudu rozpoznał. Spędził wiele wieczorów studiując ich zawartość gdy przygotowywał się do zarządzania bankiem. Charlie wyskoczyła z dorożki nim ta się zatrzymała i szybko podbiegła do obu kobiet. Widać było, że martwiła się o nie dużo bardziej niż o trzymane przez nie, tak naprawdę, bezcenne papiery. Wtedy też coś przyciągnęło uwagę wampira. Charakterystyczne lśnienie nietypowe raczej dla wypełnienia między cegłami. Nie był pewny ale dałby sobie rękę obciąć, że to identyczny metalowy element jak przy elizjum.
- Pakuj je tutaj - krzyknął do Charlotty Gaheris - wynosimy się - sam planował jeszcze wyskoczyć przed wyjazdem, wyjąć owe kawałki metalu, ażeby mógł je zbadać później Boyle. Powinno być szybko. Pierwszy zresztą nawet poszedł bez problemu. Błyskawicznie ruszył za jakimś kolejnym, mniej więcej gdzie powinien być. Jeśli nie potrafiłby odnaleźć pozostałych naprawdę bardzo prędko, chciał olać oraz spływać stąd. Jednak kolejne dwa udało się znaleźć natychmiast niemal. Mniej więcej pamiętał ich rozkład przed elizjum. Dookoła był wrzask, tumult oraz ogólny rozgardiasz, przeto wszystko trochę trwało. Kolejne dwa chowały się bardziej sprytnie, ale po kwadransie miał wszystkie. Naprawdę chciał stąd spierd …… W tym czasie Charlie pomogła wsiąść do dorożki, wyraźnie zmęczonej pannie Dosett i roztrzęsionej Sally.
- Dobra - Gaheris wpadł wreszcie do środka powozu - jedźmy. Nasz przyjaciel słabo się czuje, nie zwracajcie na niego uwagi - Boyle okryty nie chwalił się na pierwszy rzut ucha swoim kołkiem.

Kobiety chyba nawet nie zauważyły milczącej, przykrytej płaszczem postaci. Panna Dosett gdy tylko Charlie przejęła od niej księgi, niemal się osunęła. Przytrzymała ją Sally i tak starsza pani mogła się chociaż przespać. Widać było, że jest wykończona, prawdopodobnie mógł jej też trochę zaszkodzić dym. Charlie obserwowała ją ze szczerą troską i tak w milczeniu dojechali do rezydencji Boyla.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-04-2018, 16:03   #97
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W pałacu panował spokój. Nie było tu nawet śladu po zawierusze londyńskiej. Gdy jednak przekroczyli bramę wybiegło im naprzeciw kilku uzbrojonych ghuli, a zaraz za nimi z rezydencji wyszedł Gehry.
- Dobry wieczór, Ghery - przywitał ghula - To panna Doset i Sally, proszę, niech ktoś zaprowadzi je do jakiegoś pokoju gościnnego. Bardzo proszę, sytuacja wyjątkowa. Wyjaśnię wszystko - potem zaproponował narzeczonej. - Charlie, jeśli chcesz, potowarzysz obydwu paniom oraz poproś, żeby opowiedziały, co właściwie się działo.
Później znowu zwrócił się do szambelana, czy majordoma.
- Pan Boyle jest ranny, ledwo udało się go wyciągnąć z płonącego pokoju. Przywieźliśmy go. Tutaj istnieją odpowiednie warunki, żeby przyszedł do siebie. Podpalono szereg miejsc w Londynie - wyjaśniał oględnie, póki kobiety stały obok. Kiedy jednak poszły dodał.
- Jakiś sukinsyn potraktował go kołkiem oraz zostawił wewnątrz płonącego pomieszczenia. Ledwo wytargałem go stamtąd. Był atak na szereg miejsc na terenie Londynu, chciałem gdzieś wprowadzić go szybciej, ale tam ulice wszędzie pozamykane, zaś inni zajmują się swoimi sprawami. Przepadły także odpowiednie zapasy krwi, żeby twojego pana bezpiecznie wybudzić. Dlatego przybyliśmy tutaj - mówiąc to odkrył przykrytego płaszczem Boyla. - Tamte dwie osoby, panna Dosett oraz Sally mieszkały razem z nami, ze mną oraz Charlottą. Nie znają szczegółów naszego istnienia, ale nasz dom także podpalono. Ledwo wyszły cało. Pędząc tutaj po prostu wzięliśmy je, bo nic innego nie dało się zrobić. Chcąc pomóc twojemu panu nie chciałem znowu szukać jakiegoś wolnego hotelu.
- Rozumiem. - Gehry skinął na dwóch mężczyzn a ci unieśli Boyla i ruszyli w stronę pałacu. - Czy uda się pan ze mną panie Ashmore? Panienka może zaprowadzić swoje sługi do saloniku herbacianego. Zaraz kogoś tam poślę.
Charlie przytaknęła i razem z Sally poprowadziły pannę Dosett do środka. Natomiast rozglądający się wokoło rycerz ruszył za majordomem Boyla
- Potrzeba krwi, bardzo dużo, inaczej może być kiepsko, chyba zresztą doskonale wiesz.
- To nie problem. - Gehry poprowadził go do drzwi, które ostatnio musieli omijać. Za wielkimi wrotami znajdowała się szeroka, elegancka klatka schodowa. Gdy nią zeszli Gaheris zdał sobie sprawę, że w porównaniu z piwnicami, piętra są ubogie.

Piękno niejedno ma imię. Wchodząc do podziemnej części pałacu Boyla można sobie było przypomnieć to, co za wspaniałość uważano wieleset lat wcześniej. Przede wszystkim architektura wyglądała niczym rodem z jakiegoś średniowiecznego opactwa. Jednak wszystko wykonane było z wyjątkowym smakiem, pietyzmem oraz doskonałą znajomością inżynierii. Choćby korytarze oparte na wachlarzowatych łukach, stworzone na podobieństwo Opactwa Westminster, czy katedry w Winchester oraz wielu innych średniowiecznych budynków.

[MEDIA]https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/6/67/Glouchester_cathedral_cloisters.jpg/220px-Glouchester_cathedral_cloisters.jpg[/MEDIA]

Podobnie ładna wydawała się podłoga, schody, poręcze, wszystko odpowiednio gładzone oraz dostosowane do gustów właściciela. Odpowiednio zdobiony był także łuk portalowy, gdzie szereg płaskorzeźb nawiązywało do krain tworzących Brytanię. Wśród wielu przedstawionych istot wiodły prym takie nawiązujące do legendarnych bohaterów, albo przynajmniej tak mogło się zdarzać. Kilka nakładających się części portalu prezentowało wizerunki jakichś herosów oraz, przedzielających poszczególne osoby, motywów roślinnych ze szczególnym uwzględnieniem pętli celtyckich. Właściwie nie było w tej części ani kawałka powierzchni, która nie stanowiłaby dzieła sztuki.

Jednak największe wrażenie mogła uczynić dalsza część. Również utrzymana wedle klimatu średniowiecznego, lecz jakże innego. Kiedy Gentry otworzył bronzowe drzwi, całe pokryte płaskorzeźbami, niczym wrota do Baptysterium florenckiego, nagle można było dojrzeć kolorystykę. Piękno pierwszego korytarza nosiło symbole surowości, natomiast drugi korytarz ukazywał malarstwo ścienne okresu średniowiecza, które widać było, iż stworzono je przed wiekami. Jednak świetnie niewątpliwie zostało zachowane. Obrazy malowane na ścianach przedstawiały często motywy herbowe, albo ułożone sceny alegorycznie, mające prezentować pojęcia typu: zgoda, wspólne działanie. Inne nawiązywały do scen turniejowych, jeszcze kolejne zaś do elementów kultury dworskiej. Postacie oraz przedmioty były odmalowane bardzo precyzyjnie, wskazując zawsze drobnymi elementami na godność danej przedstawionej osoby. Prawdopodobnie artysta lub artyści rzeczywiście widzieli takie sceny oraz tworzyli wedle własnej obserwacji rzeczywistości.

[MEDIA]http://dghilug.pxd.pl/gallery/pic349/v2018032709584833046544.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://dghilug.pxd.pl/gallery/pic126/v2018032709584821594630.jpg[/MEDIA]

[MEDIA]http://dghilug.pxd.pl/gallery/pic815/v2018032709584852118407.jpg[/MEDIA]

Idąc pięknym korytarzem wpadli na młodego chłopaka.

[MEDIA]https://img-fotki.yandex.ru/get/6404/37629529.77/0_86af6_6a1c9fff_XL.jpg[/MEDIA]

- Co się stało panu? - Był wyraźnie przerażony, tym że Boyle jest nieprzytomny.
- Przynieś proszę misy, Casper. - O dziwo Gehry zwrócił się do ghula jakby byli sobie równi, a nawet z odrobiną szacunku. Najwyraźniej chłopak nie był takim sługą jak inni mieszkańcy pałacu. Casper przytaknął i szybko odbiegł korytarzem.

Gehry zaprowadził ich do całkowicie pustej, ogołoconej z wszelkich ozdób komnaty. Tam polecił by usadzono Boyla na prostym drewnianym krześle.
- Proszę bardzo uważać, chyba warto będzie go przytrzymać.
- Tak uczynimy jak tylko dotrze do nas posiłek dla lorda.
- Gehry przytaknął tym swoim nieznośnie spokojnym głosem.
Gaheris miał też wrażenie, że muszą tutaj mieć doświadczenie z podobnymi sytuacjami. W krawędziach między płytami widać było ślady zaschniętej krwi, której najwyraźniej nie udało się doczyścić.
- Będę potrzebny? - spytał ich niespecjalnie wiedząc, czy chce obserwować cały obrządek odkołkowywania.
- Och myślałem, że chce pan wszystkiego dopilnować. - Gehry delikatnie uniósł jedną brew. - Lord z pewnością będzie chciał z panem porozmawiać, ale jeśli pan sobie życzy nie być przy całym obrzędzie, mogę zaproponować by dołączył pan do panny Ashmore.
- Chyba masz rację - przyznał rycerz. - Odniosłem wrażenie po prostu, że wiesz, co powinieneś robić.
- Oczywiście. - Gehry w skupieniu obserwował swego pana. - Jednak to pan należy do Rodziny. - Ostatniego słowa użył z wielkim szacunkiem.

Po chwili do pokoju wkroczył Casper, prowadząc z sobą dwóch mężczyzn. Wszyscy trzej mieli wielkie misy wypełnione czymś na czego zapach Gaherisowi aż pociekła ślinka. Świeża vitae aż lśniła, w przygaszonym świetle piwnicznego pomieszczenia.
- Piękny zapach - przyznał odsuwając się nieco. Połechtało nos pewnie zbyt bardzo, owszem, właściwie nie był głodny, jednak już samo przebywanie przypominało pobyt zająca odwiedzającego marchewkową grządkę - wyciągnąć kołek? Mógłbym uczynić to bardzo powiedzmy szybko.
- Będzie to dla nas wielka pomoc. - Gehry skłonił się lekko i odsunął pod ścianę z drzwiami. Podobnie uczyniła pozostała trójka mężczyzn, która ustawiła misy przez zakołkowanym Boylem. Natomiast powolnym krokiem Gaheris podszedł do owego wampira. Ujął kołek dłońmi, następnie wsparty Akceleracją wyszarpał go oraz odskoczył pod ścianę, jakby co gotowy dalej interweniować, gdyby zamiast na misy właściciel pałacu rzucił się na kogokolwiek jeszcze.

Przez ułamek sekundy, który wydawał się trwać wieczność nic się nie działo. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu. Nagle oczy Boyla otworzyły się. Ich białka były całkowicie skąpane we krwi. Gaheris był niemal pewny, że magik zaraz zerwie się i rzuci się na nich. On jednak uniósł lekko dłoń z bodramiennika.
- Krwi… - Jego głos był ochrypły jakby jego gardło wyschło na wiór. Casper poderwał się i podniósł jedną z mis. Szybko przyniósł ją do ust swego pana, który łapczywie zaczął pić, zanurzając niemal całą twarz w naczyniu. Czyli nie trzeba było reagować nadzwyczajnie. Tamten mężczyzna miał szaleńczą chyba wolę potrafiąc wytrzymać takie straszliwe, dla wampira, potrzeby krwawego napitku.
Boyle wypił niemal duszkiem wszystkie trzy misy po czym opadł na krzesło. Chwile wpatrywał się w znajdujące się naprzeciwko drzwi podczas gdy czerwień z jego oczy wycofywała się stopniowo. Gdy już wydawać się mogło, że jest po wszystkim chwycił stojącego obok Caspra i wpił się w jego nadgarstek. Pił powoli, wyraźnie się pilnując. Jego mętny wzrok spoczął na Gaherisie i na chwilę na twarzy magika odmalowało się zaskoczenie. Wypuścił nadgarstek ghula, zalizując go i już teraz skupił swój wzrok na obecnych.
- Co się stało do cholery?
- Właściwie liczyłem na to, iż dowiemy się od ciebie. Ogólnie wygląda to tak. Wydałeś polecenie, ażeby zostać samemu. Ja miałem pozbierać owe metalowe coś dookoła budynku elizjum. Uczyniłem to, jednak kiedy byliśmy z Charlottą na zewnątrz nastąpił jakiś wybuch oraz pożar. Ruszylismy do środka. Udało mi się jakoś dotrzeć przez korytarze do pokoju, gdzie znalazłem cię tak, jak przed chwilą wyglądałeś. Przy okazji nieźle się już podpalało, właściwie ledwo co udało mi się opanować jakoś. Wytargałem cię stamtąd. Najpierw planowałem, że pojedziemy do księcia, ale po pierwsze w Londynie zaatakowano wiele siedzib wampirzych. Moja także. Była otoczona podobnym czymś. Dojazd do księcia także był zablokowany, tym razem przez gwardzistów, bowiem podpalono budynek Parlamentu. Izby Lordów bodaj. Nie wiedząc, co można robić innego, udało nam się dowieźć ciebie tutaj, za co powinieneś podziękować Charlotcie, bowiem ten dobry pomysł był jej. Przy okazji, wzięliśmy ze sobą dwie nieświadome osoby, domowników Charlotty. Gentry wysłał je do saloniku tymczasem. Chyba właściwie tyle.

Boyle przyglądał mu się uważnie. Gaheris był pewny, że sprawdza czy rycerz nie kłamie.
- Nie było tam tego magika?
- Gdyby był, wziąłbym go także pod pachę. Wedle mnie, ktoś cię zaszedł od tyłu. Zastanawiam się jedynie, czy to pojawił się ktoś nowy, czy też któryś spośród wampirów doskonale znanych. Nie powiem nic na starszych, lubię obydwie dziewczyny. Jednak były przecież na terenie elizjum także inne wampiry chyba. Osobiście przypuszczam, że parę innych osób także doszło do takich wniosków oraz wszyscy podejrzewają siebie wzajemnie.
- Florence i Anna nie byłyby w stanie zrobić mi krzywdy.
- W głosie Boyla bez trudu dało się wyłapać pewność tego co mówi. - Pamiętam wybuch, potworne ilości kurzu… Nie. Wierzę, że jeśli ktokolwiek chciał się mnie pozbyć, to przyszedł z zewnątrz.
Wampir podniósł się i spojrzał na swoje zniszczone ubranie, po chwili przesunął palcami po świeżo zagojonej ranie.
- Jestem twoim dłużnikiem Henry. - Boyle podniósł wzrok i uśmiechnął się do rycerza.
- Raczej jesteśmy swoimi wzajemnymi, precyzując. Jednak oznacza to, co mówiłeś, iż mieliśmy po prostu durnowatego pecha, że akurat wtedy … nie, to nie był pech. Znaczy częściowo także, ale widzisz, znasz tą wieżę … - rycerz dokładnie opisał owo wrażenie oraz miejsce, skąd go właśnie obserwowano. - Miałem wrażenie, że obserwacji zaniechano, kiedy wjechaliśmy na tereny Florence. Przypuszczałem, że to kwestia odległości, ale może ten ktoś zszedł z wieży oraz obserwował mnie. Może jest dwóch magów, może, nie wiem, ale wiem, że mamy kłopot jak stąd do Szkocji, albo jeszcze dalej.
Boyle machnął ręką i wszystkie ghule opuściły pomieszczenie. Przez chwilę magik wpatrywał się w opróżnione misy.
- Jest późno, powrót do Londynu nie byłby rozsądny… - Powrócił wzrokiem do Gaherisa. - Niestety nie kojarzę co to za wieża. Miasto bardzo się zmieniło od kiedy byłem tu ostatnio. Dwóch magów… w żadnej z dotychczasowych wizji nie pojawia się ktoś taki.
- Wobec tego cóż, pewnie trzeba odpocząć oraz zastanowić się. Ewidentnie jest ostry atak oraz trzeba się szykować na solidną potyczkę. Dodajmy jeszcze, że dalej nie wiemy, jakim cudem ktoś się tam pojawił dokładnie w takim momencie, ale może pomoże ci to - Henry wyjął kawałki metalu, otaczające elizjum oraz otaczające kamienicę. - Gdyby dało się ustalić, jakie było to zaklęcie, jak uruchamiało się, ewentualnie dałoby się wykryć taktykę przeciwników.
- Tak. Tym się zajmę. Poślę też kilku ludzi by upewnili się co z księciem. - Boyle przyglądał się z zaciekawieniem metalowym kawałkom. - Ale najpierw powinienem chyba podziękować Pannie Ashmore. - Uśmiechnął się lekko i wskazał dłonią drzwi w zapraszającym geście.
- Wobec tego chodźmy, jak wspomniałem jest tam także panna Dosett oraz Sally. One nie wiedzą nic, ale, szczególnie pani Dosett, jest nadzwyczaj bystra - ruszyli do wspomnianego saloniku.
- Może wobec tego warto by im powiedzieć. - Boyle wzruszył ramionami. - To nietypowe dla tak starego wampira mieć tak mało ghuli. - Wiedeńczyk prowadził go w kierunku schodów, którymi zeszli do tych niesamowitych podziemi. - Rozumiem, że może być to wygodne. Wiem ile czasu zajmuje mi pojenie moich ghuli, mimo iż nie robię tego codziennie. Jednak zastanów się jak bardzo obciąża to pannę Ashmore. A z tego co widzę chyba ci na niej zależy.
- Chyba na coś takiego należy mieć pozwolenie księcia, żeby stworzyć ghule? - spytał Boyla, bowiem nie wiedział, jak wyglądają prawa dotyczące ghuli.
- Na pewno wypada mu to kiedyś zgłosić, szczególnie jak chcesz bronić swoich ghuli przed innymi wampirami. Ale wyobrażasz sobie by Florence, zgłaszała wszystkie swoje “dziewczęta” księciu? - Boyle uśmiechnął się. - Biedny Peel nie robiłby nic innego.
- Wobec tego faktycznie, jeśli zaaprobują, trzeba im to powiedzieć. Jeśli odmówią, cóż chyba zmienię ich wspomnienia - uznał Gaheris dosyć niechętnie, bowiem nie byłby dumny tak właśnie czyniąc.
Boyle zaśmiał się wchodząc po schodach.
- Nie wiedziałem, że jest ktokolwiek, kto mógłby się oprzeć tak staremu przedstawicielowi klanu róży. - Mrugnął do Gaherisa wyprowadzając go na parter i prowadząc w głąb budynku.
- Jestem wprawdzie Rzemieślnikiem, jednak wątpię, żebym posiadał aż tak wielki wpływ na inne osoby. Chciałbym oczywiście, żeby się zgodziły. Panny Sally nie znam dobrze, chociaż możesz mi wierzyć, że bystra dziewczyna, natomiast panna Dosett jest kimś, kogo warto mieć za swojego przyjaciela - tłumaczył mu.
- Ty je znasz i to ewentualnie będą twoje ghule. - Boyle wzruszył ramionami.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-04-2018, 17:33   #98
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po chwili weszli do niewielkiego saloniku wypełnionego kwiatami. Siedziały tam wszystkie trzy kobiety. Panna Dosett i Sally chyba miały możliwość obmycia się, bo wyglądały dużo lepiej. Wszystkie popijały teraz herbatę. Charlotta poderwała się widząc, że wampiry wchodzą i podobnie uczyniły jej służące.
- Dziękuję bardzo za gościnę. - Uśmiechnęła się do Boyla.
- To ja dziękuję za pomoc. Henry powiedział, że to dzięki tobie znalazłem się w domowych pieleszach. - Magik uśmiechnął się szczerze do ghulicy. - Jestem ci winien przysługę.
- Czy wobec tego możemy tutaj wszyscy zostać dopóki nie znajdę nam nowego lokum
. - Charlie wypaliła od razu prośbę. Widać było, że od jakiegoś czasu zastanawiała się co na taką sugestię odpowiedzieć.
- To… - Boyle zamyślił się, wpatrując się w kobietę. - To będzie przyjemność. Czy problemem będzie jeśli panie zamieszkają w pokojach dla służby?
- Absolutnie nie
. - Charlie uśmiechnęła się.
Cóż, rycerz zakładał, że pokoje służby, które tak czy siak musiały być bardzo wygodne, dotyczą Sally oraz panny Dosett.
- Kochanie moje - zwrócił się do Charlotty - porozmawialiśmy sobie z naszym przemiłym gospodarzem, któremu dodatkowo dziękuję za możność zostania. Jednak właśnie ze względu na pobyt, moje dobre zdanie na temat pani Dosett oraz Sally, wreszcie ze względu na potrzeby, chciałem coś wyjaśnić oraz zaproponować obydwu paniom, pani Dosett oraz Sally, chciałbym wam zaproponować współpracę oraz wzajemną pomoc. Domyślasz się kochanie, o co chodzi, ale taka decyzja powinna być przez nas dokonana wspólnie, więc chciałbym wiedzieć, jaka jest twoja opinia na ten temat - cóż, liczył się bardzo ze zdaniem pięknej Charlie.

Piękna ghulica spojrzała zaskoczona najpierw na swego narzeczonego, a potem na Boyla.
- Ja was zostawię. Powinienem jeszcze coś przegryźć i zająć się pewnymi znaleziskami. - Magik mrugnął do panny Ashmore i odszedł, pozostawiając towarzystwo z ich własnymi problemami.
- Wydaje mi się… - Charlie zerknęła na stojące obok kobiety. - Wydaje mi się, że po tym co się stało należą się im wyjaśnienia, a jeśli jesteś gotów je zwerbować… tak to chyba dobry plan.

Jak zacząć przekonywać kogoś o czymś? Najlepiej sprawić, żeby cię lubił, żeby uznał dane myśli, dane pomysły za swoje. Później, kiedy się do nich przyzwyczai, będzie już wszystko idealnie. Pani Dosett była już swego czasu poddana Zauroczeniu, bardzo udanemu zresztą, Sally jednak nie. Ogólnie rycerzowi wszelkie formy Prezencji znacznie bardziej podobały się, niźli dominacja. Oczywiście Dominacja skutecznie gwarantowała wykonywanie poleceń, ale także obezwładniała daną osobę. Prezencja jedynie nadawała uczucia, ale każdy pozostawał samym sobą. Choćby pani Dosett polubiła go, lecz jednocześnie potrafiła mu wygarnąć wprost, iż wcale nie jest kuzynem Charlie. Dlatego właśnie uśmiechnął się do Sally poddając jej tej samej mocy.

Zwrócił się do nich.
- Siadajcie proszę, właściwie siadajmy – wskazał na fotele.
Westchnął zaczynając mówić, nawet wampirowi niełatwo zebrać myśli, kiedy ma ogłosić: Hej hej jestem wampirem, co wy na to, trala lala?
- Pani Dosett, Sally, lubię was, dlatego właśnie należy się wam prawda oraz chciałbym wam złożyć pewną propozycję. Pracy dla mnie oraz dla Charlotty, przy czym na ten czas pewne sprawy będę wykonywał tylko ja. Charlotta kiedyś, jeśli sama zechce, ja zaś uzyskam pozwolenie. Co to za pozwolenie? O tym później. Podpalenia, jak widziałyście, były skierowane ku wielu miejscom w Londynie. Także na to mieszkanie. Można powiedzieć, iż że na to, to częściowo moja wina. Oczywiście nie ja podpalałem, ale należę do tych, którzy byli celem ataku. Pewien drań nas bardzo nie lubi. Co to za grupa? Pani Dosett, wśród wielu rzeczy, których pani pewnie doświadczyła podczas swojej pracy są takie, których nie potrafiła pani wyjaśnić. Ot, choćby czegoś takiego – wziął twardy srebrny szyling. Podał go pani Dosett, Sally. - Twardy, prawda. Moneta, jak moneta.

Obydwie skinęły chyba trochę zaintrygowane. Pewnie myślały, że to jakaś sztuczka, ale wampir nie robił sztuczki. Wzmocnił swoją siłę. Ułożył monetę na palcu, zaś dwoma obok wygiął ją bez problemu. Podał ponownie.
- Jak widzicie, ta sama moneta. Nie chcę niszczyć naszemu gospodarzowi jakiegoś sprzętu, ale nie byłoby to problemem. Nie byłoby problemem dla mnie podniesienie mniejszego konia.

Uśmiechnął się nagle.
- Przytrzymaj się kochanie - zwrócił się do Charlotty siedzącej na potężnym, wygodnym fotelu. Później uniósł ją razem z tym fotelem przespacerował się nie okazując najmniejszej niepewności oraz ułożył dokładnie w tym samym miejscu. Ghulica prawie roześmiała się na ten nietypowy pokaz siły jednak udało się jej powstrzymać z uwagi na powagę sytuacji.

Kobiety patrzyły na niego trochę, jakby był atletą cyrkowym. Tak to odebrał, aczkolwiek widziały, iż Gaheris jest pod względem budowy najzwyczajniejszym mężczyzną. Musiał mieć więc swoją tajemnicę oraz tą właśnie tajemnicę planował zdradzić.
- Ten pokaz to jedynie początek moich możliwości, bowiem nie jestem człowiekiem, albo raczej jestem, ale nie całkiem. Mam pewną przypadłość. Wstaję jedynie nocą, zaś moim posiłkiem jest głównie krew. Nie kaszanka, tylko krew. Zwierzęca, ale najczęściej ludzka. Jestem bowiem wampirem.

Sally i panna Dosett spojrzały na niego z zaskoczeniem, które szybko przerodziło się w obawę. Gaheris czuł, że obawiają się jednak nie jego natury lecz tego, że obcują właśnie z wariatem. Uśmiechnął się ponownie. Siedział nie ruszając się.
- Głupio brzmi, prawda. Jakbym uległ jakiejś dziwnej przypadłości podczas tego pożaru. Niestety nie. Proszę jednak siądźcie spokojnie oraz wysłuchajcie mojej propozycji – rycerz wysunął powoli kły, które błysnęły odbiciem olejowych lamp nadających pokojowi jasność. - Wolałbym, żeby ich nikt nie dotykał. Głupio się wtedy czuję, ale jeśli któraś pani – spojrzał na Sally oraz panią Dosett – chce się przekonać, czy są prawdziwe, pozwolę dotknąć.

Następnie wziął własną dłoń przeciągając po niej kłem, aż pojawiła się krew. Rana była oczywista.
- Prawdziwa krew, proszę popatrzyć, lub nawet pomacać, poczuć oraz patrzeć – skaleczenie zaczęło się powoli zabliźniać na ich oczach. - Tak, jestem wampirem oraz chcę wam zaproponować pracę ze mną, u mnie dokładniej. Co ofiaruję? Setki lat życia. Siłę, kondycję oraz moc. Nie jako wampiry, choć być może kiedyś, jeśli zechcecie, zaś książę, czyli nasz przywódca, się zgodzi. Ale będzie to wasza wola. Proponuję wam służbę nie naruszającą człowieczeństwa w żadnym stopniu. Będziecie cieszyć się słońcem, jadać szaszłyki, czy robić cokolwiek chcecie, ale jest jedno ale, będziecie musiały mi służyć od czasu do czasu swoją krwią, ja wam zaś swoją. Jak to działa? Kochanie, mogę cię prosić? - zwrócił się do narzeczonej. - Charlie jest moim ghulem, tak nazywamy takie istoty, choć nasz związek oparty jest na miłości oraz wzajemnym oddaniu. Normalnie jednak miłość nie jest wymagana, lecz po prostu współpraca. Czy mogę prosić twoją dłoń – powiedział dziewczynie wysuwając kły. Później wbił jej kły w nadgarstek, niespecjalnie pijąc, jedynie troszeczkę. Wywoływało to cudowne uczucie, jak zwykle. Chciał, żeby kobiety to widziały dobrze. Lekko zaskoczona Charlotta jęknęła z rozkoszy. Wampir zauważył jak jej uda zsunęły się gwałtownie gdy próbowała ukryć drżenie nóg. Wyciągnął kły po czym zalizał ranę, która błyskawicznie zniknęła. Jego usta porywały kropelki czerwieni, które zlizał.
- Widzicie panie, to nie boli, jedynie samo przebicie skóry działa niczym ukłucie szpilką, później już dla człowieka jest szalenie przyjemne. Czy napijesz się nieco? - spytał narzeczoną podając swoją dłoń wcześniej nakłuwszy wierzch. Normalnie wolał karmić ją podczas pocałunku, ale chyba jeszcze nie była na to pora przy obydwu kobietach. Charlie uśmiechnęła się wpatrując się w niego rozpalonym wzrokiem. Delikatnie ucałowała ranę na jego dłoni po czym powoli zaczęła spijając cenne vitae.
- Kocham cię – powiedział spoglądając na swoją narzeczoną.
- A ja ciebie. - Charlie uśmiechnęła się odrywając usta od źródła cennej wampirzej krwi.
- Jak widzicie, nie jest to skomplikowane, ani bolesne. Picie krwi wampira dostarcza wielkiej przyjemności oraz zapewnia to, co mówiłem. Jednocześnie ghule niekiedy użyczają wampirowi swojej krwi trochę. Dokładnie tak to działa oraz dokładni to wam proponuję, bycie moimi ghulami. Wiem, że pewnie macie wiele pytań oraz część was chciałaby najchętniej wyskoczyć przez okno. Nie chcę nikogo zmuszać do niczego. Możecie wierzyć, iż jeśli odmówicie, po prostu wszystko będzie jak dawniej, ale jeśli chcecie otrzymać ten dar, który wam przedstawiłem, musicie odpowiedzieć, że się zgadzacie, że pragniecie odnaleźć się na tej ścieżce wspólnie ze mną oraz Charlottą. Oczywiście odpowiem na wszelkie pytania – dodał jeszcze czekając ewentualnych wątpliwości.

W oczach obu kobiet widać było walkę, która toczyła się w ich głowach. Gaheris wiedział jednak, że prezencja zadziałała. Czuł ich przychylność, a nawet coś więcej. Pożądanie, które tak często było konsekwencją użycia prezencji.
- Dlaczego my? - Panna Dosett spojrzała na niego, a chwilę potem na siedzącą obok ghulicę. - Czemu Charlotta? - Wyraźnie martwiła się o swoją panią… którą jak zwykle traktowała bardziej jak podopieczną.
- Dlaczego Charlotta? - spojrzał na panią Dosett. - Kochamy się, zaś takie uczucie, kiedy wampir i ghul piją nawzajem swoją krew, jest wyjątkowe, dla obydwu stron. Szalenie przyjemne. Jeśli jako dziecko tęskniła pani za najwspanialszym cukierkiem oraz wreszcie mogła go kiedyś wypróbować. Jeśli stanowił dla pani najwspanialszy prezent, coś co się pragnęło, to jeszcze to nie odda opisu owej wymiany krwi. Szczególnie dla ghula to cudowna przyjemność. Kocham Charlottę, więc chyba naturalnie pragnę, żeby było jej jak najlepiej – objął ramieniem swoją narzeczoną. - Kiedyś pewnie, jeśli będzie chciała, zostanie wampirem. Takie sytuacje się zdarzają w Londynie, kiedy wampir przemienia swoją ukochaną, ażeby dzielić wspólnie egzystencję - oczywiście pomyślał: książę Peel oraz Rebecca. - Póki co jednak, jesteśmy ze sobą właśnie tak oraz planujemy ślub.

Przerwał wypowiedź dając możliwość kobietom przetrawienia wiadomości.
- Natomiast dlaczego panie? Po pierwsze ze względu na Charlottę, która was bardzo lubi, zaś panią, pani Dosett, uważa wręcz za swoją rodzinę. Prawie szalała obawiając się o was przed chwilą, czy jesteście całe, czy nic wam się nie stało przy tych wydarzeniach ponurych. Po drugie, ja też was polubiłem. Mam wiele szacunku dla pani, pani Dosett. Szczerze podziwiam inteligencję, bystrość, siłę woli oraz chciałbym, żeby udzielała mi pani swoich rad dalej na wielu płaszczyznach egzystencji. Lubię także ciebie, Sally – zwrócił się do najmłodszej dziewczyny. - Uważam, że jesteś bystrą osobą, która potrafi się dostosować do różnych warunków. Podobnie jak pani Dosett byłabyś także karmiona krwią, choć nieco pewnie rzadziej. Powstrzymuje właśnie to starzenie organizmu. Chyba chciałabyś jeszcze lekko dorosnąć, jednak jeśli nie, oczywiście nie będę nalegał absolutnie. Twoje ciało, tylko twoja decyzja. Jeśli jednak już ją podejmiesz, oczekuję lojalności oraz konsekwencji – uśmiechnął się do piętnastolatki łagodząc wypowiedź. Dziewczyna naprawdę była jeszcze młoda. Chociaż oczywiście niewiasta tego wieku była już uważana za zdolną do ślubu oraz normalnego urodzenia potomstwa. Wiele zresztą już rówieśniczek Sally zaczynało zamążpójściem kolejny etap swojego losu.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-04-2018, 10:17   #99
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Powoli spojrzał na kobiety starając się dostarczyć jak najwięcej informacji, które mogłyby przekonać.
- Podsumowując, według mnie możecie mi pomagać, ja zaś mogę wam pomóc osiągnąć coś, czego nie osiągnie niemal właściwie nikt spośród innych. Bycie ghulem właściwie nie zmienia trybu życia, poza tym wspomnianym elementem. Aha, jeszcze kwestia, lord Boyle jest naszym przyjacielem. Także jest wampirem, zaś obecni tutaj ludzie ghulami. Nawet nie pytam, ile mają lat. Znacie także Charlottę, czy uważacie, że jakoś zmieniła się, jako ghul, stała jakaś gorsza? Dla mnie oczywiście jest najwspanialszą kobietą Anglii, jednak dla was … bowiem chyba także nie zauważyliście czegoś innego – nie licząc pragnienia seksu, no jednak on czuł identyczne, więc może to nie kwestia ghulizmu, tylko wspaniałego uczucia.
- Pani Dosett
– spytał poważnie – czy zgodzi się pani, żebym panią leciutko ugryzł w nadgarstek? - spytał. - Chciałaby pani spróbować nakarmić mnie troszkę? Obiecuję, że skosztuję wyłącznie lekko, tak jak skaleczyłaby się pani podczas kuchennych prac. Tak na próbę.
Starsza kobieta spojrzała lekko zszokowana na Charlottę. Widać było że obawia się tego pomysłu. Widać było, że ghulica sama nie była pewna co do tego pomysłu. Ba! Wampir był niemal pewny, że jest odrobinę zazdrosna. W końcu jednak skinęła zachęcająco na gospodynię. Panna Dosett wyciągnęła nadgarstek w stronę Gaherisa, odsłaniając go odrobinę.
- Kocham cię Charlie, ciebie jedyną - wyszeptał do Charlotty Gaheris, później pochylił się, polizał leciutko językiem. Później gwałtownie wbił ząbki, niewiele, ale szybko, oraz zaczął troszkę pić. Niezbyt dużo, jednak zawsze nieco spróbował. Kątem oka widział jak Charlie odwróciła wzrok. Za to pijąc wyczuł, że panna Dosett jest silną kobietą, choć teraz wyraźnie wykończoną. Krew przyspieszyła w jej żyłach, a rycerz wyczuł, że nawet ta starsza kobieta podczas wampirzego potrafi odczuć wielką rozkosz. Przerwał jedna, zalizał ranę. Wytarł usta.
- Bolało bardzo? - spytał poważnie. Czuł wyraźną przykrość sprawiając nieprzyjemność Charlotcie.
- Tylko samo ukłucie… - Panna Dosett zarumieniła się na twarzy. Spojrzała na stojącą obok Charlottę. - Chciałabym pomóc, wiesz o tym.
- Wiem.
- Charlie uśmiechnęła się słabo.
- Henry powinien wiedzieć, Sally jeśli brniemy w to dalej, również. - Gospodyni nie odrywała wzroku od Charlotty.
- Chcę pomóc! - Sally poderwała się z krzesła.
- Sally, pozwól więc - podszedł do dziewczyny, uniósł jej dłoń. Polizał ranę, rycerz wkłuł się oraz wypił troszeczkę. Wyciągnął oraz ponownie zalizał skaleczenie. - Jak wrażenia?
- Przyjemne… - Bo dziewczynie było już mocno widać jakie wrażenie zrobiło na niej pierwsze picie. Wampir wyczuł znajomy zapach kobiecej wilgoci. Niechętnie odsunęła się od mężczyzny zerkając na Charlottę. Widać było, że gdyby nie obecność narzeczonej najchętniej kontynuowałaby tą grę.
- To była pierwsza rzecz - Gaheris, póki Charlotta była niespecjalnie chętna, nie ruszyłby dziewczyny. - Teraz druga. - powiedział spokojnie lekko nakłuwając dłoń kłem. - Sally, spróbuj. Tak jakbyś wysysała własny palec jakoś pokaleczony.
Dziewczyna przytaknęła i nachyliła się do ranki wampira. Jej “ssanie” szybko z całkowicie prostego stało się dosyć lubieżne. Poczuł jej drobny języczek na swoim palcu.
- Wystarczy na razie - wyciągnął palec. - Powolnie oznacza bezpieczniej - uśmiechnął się do niej. - Panno Dosett, proszę, póki się nie zabliźniło - podał kobiecie dłoń.
Gospodyni przytaknęła i przysunęła usta do rany na palcu wampira. Kobiecie dużo lepiej szło panowanie nad swoimi odruchami niż młodej Sally. Spokojnie jednak dał jej łyknąć, później wziął palec.
- Czy to było niesmaczne? Jak się czułyście, jak teraz jest? - spytał obydwu kobiet. - Będziemy musieli to jeszcze powtórzyć parę razy, zanim wypita krew zacznie działać - wyjaśnił. - Czy macie jakieś pytania? Mógłbym odpowiedzieć - usiadł koło Charlotty obejmując dziewczynę.

Poczuł jak narzeczona odrobinę się rozluźnia pod jego dotykiem. Sally już chciała coś powiedzieć, ale panna Dosett powstrzymała ją.
- Myślę, że obie powinnyśmy się z tym przespać. Wierzę że Charlie nam rano jeszcze pewnie co nieco opowie. - Gospodyni uśmiechnęła się do narzeczonej wampira, która odpowiedziała słabym uśmiechem. - A sama powinna jeszcze co nieco tobie wytłumaczyć.
- Wobec tego do zobaczenia oraz spokojnego wypoczynku. Poczekajcie, zaraz zawołam jakiegoś sługę, który poprowadzi was do pomieszczeń. Cieszę się, że się zgłosiliście. Bardzo cieszę - powiedział wesoło. Po czym ruszył do drzwi wyglądając, czy jest tam jakiś ghul Boyla. Po korytarzu kręciła się jakaś służba. Pokojówki ale też uzbrojeni ochroniarze gospodarza.
- Przepraszam cię - poprosił pokojówkę - czy możesz zaprowadzić pannę Dosett i pannę Sally do ich pokoju? - powiedział spokojnie. - Mości lord Boyle pewnie przekazał już informacje?
- Ach.. Pan Gehry mówił, że będziemy miały gości.
- Pokojówka wyraźnie się ucieszyła. - Z przyjemnością zaprowadzę panie do ich pokoi.
- Dziękuję. Panno Dosett, Sally, pani zaprowadzi was do waszego pokoju. Miłego wypoczynku. Dziękuję wam - skinął kobietom, później ruszył do pięknej Charlotty. - Powinniśmy chyba także trochę odpocząć.
- Wystarczy Meggy, żadna ze mnie pani. - Dziewczyna przywitała się z kobietami po czym we trzy oddaliły się w kierunku skrzydła dla służby.

- Tak. - Charlie uśmiechnęła się do niego. Nadal czuła się odrobinę nieswojo, widać było że stara się jakoś nad tym zapanować. - Może kąpiel?
- Bardzo chętnie, czekałem kiedy powiesz coś tak specjalnie przyjemnego
- uśmiechnął się do pięknej kobiety. - Chodźmy kochanie.
Charlie przytaknęła i wstała z fotela. Powoli ruszyli w kierunku pokoju kąpielowego znajdującego się najbliżej przydzielonej im sypialni.
- Powinieneś coś wiedzieć o pannie Dosett. - Odezwała się szeptem tak by tylko wampir mógł to usłyszeć. - Pamiętasz… mówiłam ci, że kiedyś byłam kimś innym. Widzisz nie tylko ja.
- Hm, dałaś do zrozumienia, że współpracowałyście wtedy. Przynajmniej tak mi się wydaje jakoś - powiedział pytającą tonacją.
- Była szefową siatki. Wszystko zaczęło się sypać gdy zniknęła. - Charlie otworzyła pokój kąpielowy i oboje weszli do środka. Kobieta odkręciła wodę przez co pomieszczenie wypełnił przyjemny szum. Gaheris patrzył jak ghulica pochyla się sprawdzając temperaturę wody. - Znalazła nowe tożsamości dla wielu z nas.
- Wobec tego, hm, jak myślisz, czy owi członkowie siatki, byliby zainteresowani współpracą. Wydaje mi się, że mogą posiadać wyjątkowe umiejętności. Jeszcze kwestia, zniknęła?
- Wycofała się. - Charlie przysiadła na krawędzi wanny. - Ale by wycofać się z tej roboty musisz zniknąć, dla rządu, dla innych agentów. Znalazłam ją gdy potrzebowałam pomocy no i dała mi tożsamość panny Ashmore.
- Pojmuję, hm, podała powody? Cóż, mogę to sprawdzić bez pytania, ale nie lubię tego czynić. Dalej pozostaje pytanie, czy inni członkowie siatki chcieliby podjąć współpracę. Wydaje bowiem się, mają specjalne umiejętności.
- Nie wiem ilu dokładnie pomogła. Nie pytałam bo byłoby to dla nich niebezpieczne… wiesz gdyby ktoś mnie złapał i przesłuchał. Wiem że są inni.
- Charlie pomału zaczęła rozwiązywać gorset. - Strzegłam panny Dosett, a ona mnie.
- Wobec tego będziemy ostrożni. Cicho sza wobec tego, pomyślimy później.
Zaczął się rozbierać.
- Powiem szczerze kochanie, jestem padnięty przy tych wszystkich sprawach. Chciałbym się zająć szukaniem jakiejś pracy, wsparciem twojego banku oraz kochaniem się.
- Chciałabym by w końcu było bezpiecznie.
- Charlie zrzuciła gorset a chwilę po nim zsunęła się na ziemię ciężka suknia, odsłaniając, krótszą niż zazwyczaj i dużo bardziej ozdobną halkę. Najwyraźniej kolejny nowy nabytek ghulicy. Lekko zarumieniła się spoglądając na wampira. - Jak bardzo jesteś “padnięty”?
- Psychicznie kochana, tylko ściśle psychicznie. Ponadto przy tobie taki wigor natychmiast odzyskuję - Gahersi przyskoczył do niej mocno całując, męskie dłonie zaś objęły ją na wysokości tyłeczka. - Jejku, jak bardzo się cieszę będąc przy tobie - nie zdążył się jeszcze całkiem rozebrać, czuł więc, że pod spodniami zaczyna mu coś mocno sztywnieć. Charlie sięgnęła do jego spodni oddając pocałunek i po chwili opadły na ziemię. Kobieta przywarła do niego bardziej, tak że jego napierająca na bieliznę męskość, oparła się o jej rozgrzany, okryty jedynie halką brzuch.
- Pragnę cię kochany. - Wyszeptała cicho między pocałunkami.
- Kocham ciebie moja najpiękniejsza damo - oddał pocałunki, zaś jego dłonie dalej tańczyły po jej cudownym ciele. Powoli usta obniżały się, sunąc po jej piękności. Oczywiście obierając najwspanialszy kurs. Widział jak ciało kobiety drży pod jego dotykiem, jak jej piersi uniosły się, a różowe malinki odznaczyły się pod cienkim materiałem. Gdy przyklęknął przed nią i uniósł halkę, okazało się, że nadal ma na sobie pończochy i majtki. Czuł na sobie jej rozpalone spojrzenie, jednak Charlie posłusznie czekała na to co wampir z nią zrobi.Całowanie ukochanej osoby przyjemne jest dla obydwu stron, właśnie temu poświęcił się arturiański wojownik. Charlotta czekała, kochający mężczyzna natomiast pieścił jej skórę, wreszcie jego usta zabawiły się jej cudną kobiecością. Narzeczona delikatnie chwyciła jego głowę, zanurzając palce w ciemnych włosach i docisnęła go do swego łona. Wszystkie ruchy wykonywała bardzo ostrożnie, jednak czuć w nich było pewną władczość. Smak cudowny, zapach podniecający, widok niesamowity, miękkość wspaniała, wszystko sprawiało, iż pragnienie mężczyzny ciągle rosło. Całował ją, pieścił ustami, penetrował języczkiem wszędzie, gdzie tylko mógł szukając znajomych już, najbardziej wrażliwych miejsc. Właśnie tam koncentrując swoje usiłowania namiętności. Chciał ustami ją doprowadzić, potem jeszcze zająć się pełnym zbliżeniem. Chwilowo jednak pozostawiał wsystko ustom oraz wszędobylskiemu językowi. Charlotta smakowała pod każdym dosłownie względem. Nagle dłonie na jego włosach zacisnęły się, a z ust kobiety wyrwał się okrzyk gdy jej ciało przeszył znajomy impuls. Gaheris zauważył jak kolana jego narzeczonej ugięły się lekko, najwyraźniej nie radząc sobie z dreszczami, które zawładnęły ghulicą. Chyba właśnie to był sygnał, żeby wyprostować się, ująć jej pośladki unosząc oraz opierając o ścianę łazienki. Później szybki ruch bioder, ażeby znaleźć się wewnątrz niej poddając się cudownym skurczom niosącym słodką przyjemność. Szczęśliwie wampiry mają większą siłę, niżeli ludzie, dlatego mógł swobodnie unosić kobietę oraz jednocześnie kochać się. Przy każdym kolejnym uderzeniu, plecy Charlie przesuwały się po chłodnych kaflach. Kobieta oparła się przedramionami o ramiona wampira, delikatnie obejmując go w biodrach nogami. Delikatnie przechyliła głowę na bok, eksponując swoją gładką, delikatnie zaróżowioną szyję. To wszystko: jej rozbrajający uśmiech, słodkie pulsowanie jej wnętrza, zaróżowione policzki i rozwarte czerwone wargi; kusiły wampira, pobudzając jego apetyt.
- Chcę być cała twoja, najdroższy. - Rozpalony głos kobiety poniósł się echem po pomieszczeniu, na chwilę przebijając się nawet przez szum lejącej się do wanny wody.
- Wzajemnie kochanie, jesteś zaś cała moja, absolutnie całkowicie - zerknął do wanny, czy woda przypadkiem się nie przelewa, czy zdążą jeszcze zrobić swoje przy ścianie. Charlie chyba przewidziała całą zabawę bo odkręciła niewielki strumień. Chyba tak, skoro eksponowała szyję, pewnie zerknęła także wcześniej do wanny, żeby nie zalać gospodarzowi łazienki. Pchnął mocniej, jednocześnie wpijając kły. Kobieta jęknęła, docisnęła go jednak do siebie nogami. Doszła ponownie, obejmując go mocno.

Powolutku spijał krew, właściwie kroplami tylko samemu ulegając rozkoszy oraz ofiarując jej. Czuł doskonale, jak podwójny orgazm, strzał wewnątrz jej kobiecości oraz spijanie krwi idealnie współzagrały. Przyniosły upajającą przyjemność. Chwile trwało, zanim wyszedł z niej, zalizał ranki oraz wręcz zaniósł na rękach do wanny wyłączając wodę, która niemal zdążyła się przelać. Miała odpowiednią temperaturę, wspaniała kąpiel podsumowująca bardzo nieciekawy dzień, przynajmniej dla wielu spośród wampirów. Charlotta w wannie odzyskała siły. Poczęła znów całować wampira, zachłannie, nie pozwalając mu skupić się na niczym innym. Narzucili na siebie tylko nieco ubrań by nie gorszyć służby i tak Gaheris zaniósł swą narzeczoną do sypialni. Usnął obserwując falujące piersi Charlie i czując jak raz po raz jego męskość tonie w jej rozpalonym wnętrzu.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-04-2018, 15:28   #100
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
38 maja 1853


Obudziło go przyjemne ciepło i zapach świeżej krwi. Gdy tylko wampir otworzył oczy, ujrzał nad sobą Charlottę, zupełnie tak jakby przez cały dzień nie ruszyła się z miejsca.
- Dobry wieczór najdroższy.
- Dobry wieczór
- pocałował ją bardzo namiętnie. - Uwielbiam takie dobry wieczór. Jak minął dzień najdroższa moja? - spytał układając się.
- Dobrze. Obgadałam co nieco z Dosett i Sally. - Charlie przesunęła swymi wilgotnymi płatkami po jego niewielkiej męskości, uśmiechając się przy tym szeroko. - Zapowiada się szalona noc. W dzień przybyło wiele powozów, podobnych do tego którym jeździ Boyle. Z tego co udało mi się wyciągnąć z Gehrego, to chyba powozy rady. Widziałam wnoszone skrzynie. - Ghulica poruszała się przód-tył ocierając o niego, tak że wampir zaczął czuć jak jego vitae zbiera się w jego kroczu, powoli unosząc jego maszt. - Jeszcze nie zaszło słońce więc mamy chwilę. Udało mi się pojechać do miasta i nabyć jakieś ubrania. Wszystko spłonęło… - Kobieta zatrzymała się, a jej uśmiech odrobinę zbladł. Wyraźnie nie chciała obarczać Gaherisa tym problemem.
- Uratowaliśmy jednak to, co było najważniejszę. Resztę spokojnie będziemy powoli odbudowywać. Jak bank? Chyba nie spłonął? Biorąc pod uwagę sytuację warto przygotować specjalną linię kredytową dla osób mających problemy po pożarze Londynu. Dobrze byłoby, gdyby rząd przeprowadził, bowiem na pewno nad tym tematem się zastanawia, nad jakimś wsparciem oraz odbudową. Zanim nie zrobią tego inne banki dobrze byłoby dotrzeć do kogoś, żeby zaproponować współpracę pod tym właśnie względem - cóż, bank to wszak nie pieniądze jako takie, tylko zapisane liczby, dlatego tutaj się nie obawiał specjalnie. Ponadto warto było wykorzystać okazję jednocześnie umiejętnie pomagając oraz zarabiając ponadto. Dodatkowo taka akcja, gdyby udało się przeprowadzić, błyskawicznie narobiłaby im doskonałego image. Natomiast przyjazd członków londyńskiej elity, widocznie pragną jakichś dynamicznych akcji. - Jednak pewnie jeszcze chwilkę mamy na wspaniałą galopadę.
- Yhym… Mamy prawie godzinę
. - Charlie uśmiechnęła się znów radośniej. - Jutro spróbuję przedstawić radzie taki projekt. Starałam się skupić na szukaniu nam jakiegoś lokum. Nie wiem Jak długo Pan Boyle pozwoli nam tu zostać. - Charlie poruszyła się ponownie, delikatnie zahaczając męskością wampira o swoją szparkę. - Gehry powiedział, że spłonęła spora część wampirzych rezydencji. Chyba przyjechali tu by znaleźć schronienie.
- Schronienie owszem, niewątpliwie
- pocałował ją układając dłonie na jej biodrach. - Jednak pewnie będą także obradować, jakie kroki powinni podjąć. Charlie - wyszeptał - usiądź oraz pogalopuj - powiedział nie skrywając podniecenia.
- Jak sobie życzysz. - Kobieta nabiła się na niego szybkim ruchem, tak że pokoju poniósł się odgłos skóry uderzającej o skórę. Zadrżała z rozkoszy i już po chwili zaczęła się poruszać, na początku wolno, ale z każdą chwilą biorąc go coraz szybciej. Dokładnie identycznie Gaheris, który powoli zaczął lekko, rytmicznie unosić biodra.
- Ach, cudownie kochanie - uśmiechnął się do swojej narzeczonej. Rzeczywiście było mu wspaniale absolutnie.
O ile na początku Charlotcie udawało się jakoś zgrywać z jego ruchami, to szybko wypadła z rytmu, biorąc go w siebie gwałtownie, teraz w tych spontanicznych ruchach widać było jak bardzo miała ochotę na wampira. Akurat to mu nie przeszkadzało, musiał jedynie ułożyć dłonie na biodrach, by przytrzymywać ją. Jaki taki sposób, pewnie nie najlepszy, jednak zapewniający względniejszy rytm gonitwy kochanków, powodował szybko rosnącą przyjemność. Przynajmniej jego. Coraz mocniejsze uderzenia ciepłego deszczu przechodziło przez ciało wampira. Czuł doskonale, jak jest coraz bardziej chętny do wystrzału. Jak każde jej najście, nabicie się głębokie na niego powoduje gwałtowną reakcję jego ciała. Wreszcie jęknął.
- Charlieeee … - wystrzelił ku jej wnętrzu kolejną porcję. Dłonie mężczyzny na chwilkę mocno chwciły jej biodra naciągając dziewczynę, jakby chciały, żeby właśnie wtedy była jak najgłebiej nasunięta. Ghulica klapnęła pupą o ciało mężczyzny i lekko zaskoczona sama jęknęła, dochodząc w tym samym momencie co wampir. Szybko łapała powietrze, siedząc na nim i drżąc na całym ciele.

Cudownie kochało się z nią, obłędnie wręcz. Czuł się wspaniale, kiedy mogli być przy sobie. Ponadto będąc przy niej myślał jedynie na jej temat, wypoczywał koncentrując się na swojej narzeczonej oraz na wspólnej bliskości.
- Mrrrrrr, jesteś wyjątkowa - wyszeptał po chwili, kiedy wreszcie doszedł do siebie po wspólnym uniesieniu.
- Tylko dzięki tobie. - Charlie ucałowała go prosto w usta. - Sprawiasz, że każda noc jest wyjątkowa.
- Wobec tego cieszę się, że tak mogę dla ciebie kochanie
… - przerwał nagle. - Wiesz co, hm, wydaje mi się, że mógłbym spróbować cię nauczyć pewnych mocy, które posiadam, jednak które możesz posiąść także.
Charlie spojrzała na niego zaskoczona. Wyprostowała się nadal siedząc na nim.
- Jakich mocy? - Poruszyła biodrami, Wampir nie do końca był pewny czy świadomie.
- Wspomniałem przecież, że mam dosyć dużą siłę, że mogę wpływać na rozmaite osoby. Mogłabyś nauczyć się podobnych rzeczy, Mrr, jesteś cudowna … - odpowiedział kiedy dziewczyna poruszyła się.
- Mi nie musiałeś o tym wspominać. - Charlie uśmiechnęła się i zaczęła powolny ruch góra dół uważając by nie wypuścić zmalałej męskości ze swego wnętrza. - Widziałam co potrafisz…. I poczułam. - Mrugnęła do niego. - Jak chciałbyś mnie tego nauczyć?
- Takie rzeczy się bardziej czuje, niżeli uczy. Ogólnie jednak będę twoim przewodnikiem. Powiem na czym się skupiać, jakie wyobrażenia przedstawiać sobie wewnątrz umysłu. Powoli kochanie, bardzo powoli …
- Jak bardzo wooolno
? - Charlie spowolniła swoje ruchy, tak że ostatnie słowo pokryło się dokładnie z tym jak wysuwała z siebie, jego ponownie sztywną męskość. Zatrzymała się trzymając w sobie jedynie końcówkę.
- Idealnie piękna damo, właśnie tak. Powoli proszę. Teraz spróbuj szybciej, dużo szybciej, myśl tylko, żeby usiąść oraz przyspieszyć ruchy, jak najbardziej przyspieszyć - kierował dziewczyną.
Ghulica opadła na niego gwałtownie. Przez chwilę Gaheris zauważył nienaturalność tego ruchu. Był szybszy niż mógłby to zrobić człowiek, jednak wyraźnie nie było to użycie dyscypliny.
- Hm, doskonale, świetnie, spowolnij piękna - powiedział przeciągłym głosem rycerz, któremu ponownie zaczęła narastać cudowna płaszczyzna rozkoszy. - Ponownie powoli oraz patrz na mnie, patrz okiem oraz ciałem, patrz każdym zmysłem, wsłuchaj się, poczuj wszystko. Jesteś kimś nadzwyczajnym, dostrzegasz to, czego inni nie potrafią dostrzec.
Charlie zamarła na chwilę, upewniając się czy wampir nie żartuje, jednak w końcu posłusznie zaczęła go znów ujeżdżać. Widać było że ma skupioną minę, jakby czegoś szukała. Starała się nie odrywać wzroku od Gaherisa, jakby to na nim starała się skupić. Nagle na jej twarz wypłynął wielki rumieniec, a chwilę potem jej ciałem wstrząsnął dreszcz rozkoszy. Jęknęła dochodząc i zacisnęła się mocniej na męskości wampira.

Właściwie niecałkiem to miał na myśli, ale jak nie tak to niechaj będzie tak. Szczególnie dlatego, iż jego ogarnęła słodka przyjemność. Idealnie poszło, idealna dziewczyna, doskonale wybrane. Niekoniecznie potrafiła zogniskować się na dyscyplinie Nadwrażliwości, jednak tutaj na dyscyplinie pobudzania go, była stanowczo najcudowniejsza. Wystrzelił wewnątrz niej. Charlie jeszcze bardziej zaskoczona zasłoniła usta, powstrzymując gwałtowny okrzyk, który chciał je opuścić. Rumieniec zsunął się z policzków, rozkosznie zaróżowiając jej szyję i piersi.
- Ja… czuję więcej. Wszystko. Twój zapach. Każdą nierówność twojego… - Przerwała, wyraźnie nie radząc sobie z tym co chciała powiedzieć.
Jednak poszło … wspaniale, uśmiech ozdobił oblicze wampira. Oczywiście głównie dlatego, iż czuł przyjemność przepływająca poprzez niego, ale jednak również ze względu na odkrycie dziewczyny.
- Doskonale, właśnie tego chciałem cię nauczyć. Patrz tak jak najczęściej, kiedy będziesz miała wolną chwilę. Wyglądaj przez okno oraz zwracaj uwagę na przechodniów. Staraj się posłuchać dźwięków, poczuć dotyk oraz ogólnie wszystko. Takie coś, co wyczułaś, piękna dziewczyno, zwiemy Nadwrażliwością. Wspaniała sprawa, którą nie wszyscy przedstawiciele rodziny londyńskiej posiadają - opowiadał delektując się wspaniałym uczuciem. Posiadała dyscyplinę Nadwrażliwości. Ciekawe, czy także Prezencja? Warto było później sprawdzić, jednak nie przy wampirach oraz ghulach. - Mogłabyś podać mi tamten pucharek? - wskazał Charlotcie naczynie wypełnione przysmakiem.
- Yhym… - Charlie po raz pierwszy tej nocy pozwoliła męskości wampira opuścić jej wnętrze. Po pokoju rozniósł się znajomy zapach vitae, które spłynęło po udzie ghulicy. Sięgnęła po stojący na stoliku puchar, wypinając się zachęcająco w stronę swego kochanka i podała mu naczynie. - Smacznego najdroższy. - Chwilę przypatrywała mu się klęcząc na łóżku i po chwili znów oblała się rumieńcem. - Czy… czy powinnam tego używać podczas… naszych zabaw?
- Jeśli chciałabyś, proszę bardzo, kochanie. Jednak najważniejsze jest podczas relacji ze zwykłymi ludźmi. Pozwoli obserwować ci reakcje dyskutantów, albo jeśli poszukujesz czegoś, doskonała sprawa. Wtedy jest najlepsze. Jeśli będziesz często trenować, wtedy skupienie niezbędne dla tego odbioru bodźców, stanie się łatwe. Inni wręcz mogą niedostrzegać twojego ogniskowania. Najpiękniejsza moja, jednak ostrzegam przed takim czymś: jeśli będziesz skupiona, zbyt głośny dźwięk może wręcz sprawić ci spory ból, dlatego podchodź ostrożnie do posiadanych talentów
.
Charlie przytaknęła przyglądając się wampirowi jak pije.
- Zauważyłam, że coś wróciło do stanu sprzed przemiany. - Powoli przesunęła palcem po udzie, zdejmując z niego odrobinę krwi. Uśmiechnęła się do Gaherisa. - Mam nadzieję, że powiodło nam się podczas poprzednich nocy. - Przyklęknęła na łóżku, opierając się na nim rękami tak że jej pełne piersi zwisały teraz, poruszając się przy każdym ruchu kobiety. Pocałowała wampira delikatnie w usta. - Masz jeszcze na coś ochotę nim zaczniemy się zbierać?
- Ale tylko chwilkę
- nagle szybko przewrócił ją na plecy. - Hahahaha, teraz jestem górą, poddaj się nimfo - specjalnie pogrubił głos, zresztą akurat pasowało to do tego, iż podczas rozmowy pogrubiała się także oraz wydłużała jego męskość. Wampir łatwiej mógł decydować, gdzie powinna popłynąć czerwień, niźli przeciętny mężczyzna. Oznaczało właśnie to większą gotowość.
- Hm… może jednak będę się opierać. - W głosie Charlie pojawił się żartobliwy ton. Szybko, naprawdę całkiem szybko, przewróciła się na brzuch. Nim jednak przez głowę wampira choćby przemknęła myśl o tym iż kobieta mu się opiera, ghulica wypięła swoją zgrabną pupę, delikatnie ocierając ją o jego nabrzmiałą męskość.
- Haha, słusznie, iż ogarnął cię przestrach przed moim męskim pożądaniem - wszedł mocnym ruchem. - Jestem zdobywcą - dotarł energicznym pchnięciem do końca przystając na chwilę oraz składając dłonie na jej zgrabnych szalenie pośladkach. - Uwielbiam cię - powiedział czule, następnie zaczął się poruszać.
Charlie jęknęła gdy mężczyzna zdobył szturmem jej tylne wrota, jednak nie poruszyła się nawet o milimetr. Po pierwszym szoku ciało kobiety ochoczo wyszło mu naprzeciw. Gaheris zaś wykorzystywał to bez skrupułów najmniejszych.
- Ach - jęknął czując mocny ścisk swojej męskości. Jednak nie przestawał poruszać sięgając jak najgłębiej mógł. Uwielbiał pozycję od tyłu, kiedy kobieta była uzależniona od jego ruchów, kiedy oddawała mu się ufnie nie mogąc, siłą rzeczy, dojrzeć jego biorących ruchów. Poruszał się szybko. Wkładał mocno, naciągał dziewczynę na siebie, czując jak zbliża się ponownie spełnienie. Widział że Charlie odbiera go inaczej niż zwykle. Każdy jego najmniejszy ruch wywoływał w niej mocne dreszcze i wyciskał z ust słodkie jęki. Kobieta zaciskała mocno dłonie na pościeli wystawiając się na jego ataki.
- Ach - jęknął ponownie, kiedy nagle jego męskość wystrzeliła kolejną porcję.
- Gaheris… - Jego imię wyrwało się z ust ghulicy, podczas gdy całe jej ciało stężało i zacisnęło się na nim.

Musiała dosyć długa chwila minąć jeszcze, zanim zebrał się na tyle, aby wyjść z niej. Inna kwestia, iż jego męskość była już na tyle mała, że wręcz wyślizgnęła się stamtąd sama.
- Jesteś wspaniała ... - powiedział mężczyzna głosem zdradzającym przebytą rozkosz. Wymruczał raczej, niźli powiedział, przeciągając poszczególne głoski, później zaś wręcz zwalił się na świetną pościel. Przytulił Charlottę mocno.
- Chyba powinniśmy się szybko umyć teraz - zaproponował Gaheris, mając na myśli mycie, nie zaś to co wyczyniali poprzednio.
- Obawiam się, że tak. Gehry proponował by wszyscy goście spotkali się po zmroku w salonie. - Charlie ułożyła się na wampirze wpatrując się wprost w jego oczy. Jej rozpalone ciało przyjemnie grzało. - Pewnie tak zostanie ustalone co robimy dalej. Czy będzie jakaś rada czy nie. Obiecałam, że odrobinę pomogę. Na razie nie chciałam wrzucać jeszcze Dosett i Sally na głęboką wodę.
- Jasne oczywiście. Wobec tego szybko do mycia, potem ubrać się, potem trzeba wypełnić obowiązki. Cieszę się
- przyznał - iż Gehry przyjął twoją pomoc. Zawszeć jest to jakiś rodzaj podziękowania za gościnę Boyle’mu.
Charlie podniosła się z niego niechętnie, ale przytaknęła. Wymyli się grzecznie i ubrali we wciąż pachnące nowością stroje.

Do salonu dotarli jako pierwsi. Nie było to dziwne, z uwagi na porę. Minie jeszcze chwila nim reszta wampirów oporządzi się po pobudce.
- Pójdę poszukać Gehrego, dobrze? - Charlie ucałowała go w policzek i opuściła pokój pozostawiając wampira samego.
Jako pierwsza zjawiła się Rebecca i uśmiechnęła się szczerze na widok Torreadora.
- Jak dobrze… nic wam się nie stało?
Gaheris podszedł do niej całując elegancko dłoń. Także uśmiechnął się do kobiety oraz ucieszył.
- Właściwie przybyliśmy bez przeszkód - wyjaśnił. - Obawiałem się raczej o ciebie oraz resztę bliskich członków rodziny. Po prostu, kiedy udało się wydobyć Boyle’a, najpierw spróbowaliśmy dotrzeć do siedziby księcia, jednak drogi były poblokowane, dlatego właśnie dotarliśmy tutaj.
- Gdy pałac jest zagrożony nigdy nikogo do niego nie dopuszczają
. - Rebecca odrobinę posmutniała. - Z tego co słyszałam ponieśliśmy spore straty.
- Szczerze powiedziawszy, chyba trzeba sprawdzić wszystko oraz wymyślić, jak przekuć skomplikowaną sytuację w konkretny sukces.
- Na razie musimy się zastanowić jak uratować resztki londyńskiej rodziny. Nie możemy wszystkich tu ściągnąć
. - Rebecca westchnęła ciężko, po czym pomachała do wchodzącego do pomieszczenia syna Anny, podobnie rycerz. Najwyraźniej Robert także przybył szukać tu schronienia.
- Witam. Jak tam sytuacja?
- Niestety źle
. - Rebecca uśmiechnęła się słabo.
- Skoro źle, może zrobić coś, czego przeciwnicy się kompletnie nie spodziewają. Zamiast lizać rany spróbować kontrataku. Oczywiście nie wiem jeszcze jak, ale znacie lepiej Londyn. Prowadzone było śledztwo, więc może spróbować odwinąć się. Ewentualnie można udać, że nasze straty są dużo wyższe niźli rzeczywiście, żeby się tamci ujawnili pewni siebie. Bowiem wprawdzie Tarquin silnym przeciwnikiem jest, cierpi jednak na klasyczną manię wielkości.
- Zgadzam się. Lady ile można czekać aż nas wykończą
? - Robert pokiwał energicznie głową, na co Rebecca wyraźnie się zmieszała.
- To decyzja księcia
Gdy rozmawiali do pomieszczenia weszli kolejni: Anna, Florence. Starsza Torreadorów była wyraźnie przygnębiona, jednak jej nastrój był niczym w porównaniu z tym w jakim stanie przyszła Helen. Mimo iż była nosferatu, widać było na jej ciele poważne uszkodzenia, które nie zdążyły się zaleczyć w ciągu jednej nocy.
Anna podbiegła do Gaherisa i rzuciła mu się na szyję niczym mała dziewczynka.
- Jesteś cały! - Uśmiechnęła się. Po czym konspiracyjnie nachyliła się do ucha wampira. - I ptaszki mi donoszą, że nie próżnujecie z Charlott już od wczesnego wieczoru.
- Ptaszki podglądaczki
? - objął ją również oraz kiedy tak się trzymała szyi obrócił się dookoła z nią tworząc karuzelę. Widziała już tyle, iż nie przeszkadzały mu takie dowcipy, choć oczywiście także odpowiedział cichutkim głosem. - Strasznie się cieszę, że jesteś, że jesteście wszyscy. Natomiast książę pewnie zastanawia się nad tym samym. Oraz analizuje pewnie to samo, co my, tylko jeszcze więcej - odniósł się do słów Rebeccki stawiając Malkaviankę na podłogę.
- Zaraz powinien do nas dołączyć. - Córka Peela zajęła miejsce w jednym z foteli.
- Nie jesteśmy “wszyscy” - Helen prawie warknęła.
- Straciliśmy szeryfa i nie tylko. - Anna odrobinę spoważniała. - Słyszałam, że Sylvia została ranna. - Malkavianka spojrzała w stronę starszej torreadorów, która rozsiadła się na kanapie.
- Strain się nią opiekuje. - Florence odwróciłą wzrok w kierunku ogrodu.
- Sylwia ranna? Kiedy wyjeżdżaliśmy, komenderowała obsługą, żeby wszyscy mogli opuścić budynki bezpiecznie - zdziwił się. Sylwia nie wyglądała na ranną, albo przynajmniej tego nie zauważył. Jednak przy tego typu sytuacji, wystarczało, by jakiś kawałek dachówki uderzył ją po seksownym ramieniu. - Współczuję - powiedział smutnym głosem do warczącej Helen. Ciekawe wobec tego, jakie decyzje podejmie Peel.
Książe zjawił się w towarzystwie Boyla i Carla. Nigdzie nie było widać Ariadne, ale równie dobrze mogła zostać w mieście. Coś jednak w minie starego Brujah mówiło Gaherisowi, że nie tak przedstawiała się sytuacja. Gospodarz rozejrzał się po zebranych.
- No to z tego co mi wiadomo są wszyscy. Nikt nikogo nie schował w swojej skrzyni? - Magik pozwolił sobie na żart. Klasnął w dłonie i do pokoju weszło kilka ghuli z Gehrym i Charlie na czele. Była wśród nich także Elisabeth i jedna z ghulic Florence. Wszyscy nieśli tace, na których stały kryształowe kielichy i karafki. - Częstujcie się proszę. Wszyscy muszą być spragnieni po wydarzeniach poprzedniego wieczoru, a i ja mam co nieco do powiedzenia.

Charlie podeszła do Gaherisa i towarzyszących mu Roberta i Anny, podając im kielichy.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172