Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-06-2018, 12:02   #141
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Książe ze swoją pozbawioną emocji miną czytał aktualną gazetę. Charlie skłoniła się głęboko już po przekroczeniu progu. Podobnie zresztą Gaheris. Szanował suzerena.
- Wasza wysokość, chciałem osobiście podziękować za przekazanie pod moją opiekę części terenu po Jessie Bingham. Ponadto chciałbym się do pana zwrócić, jako do najdostojniejszego Ventrue. Ponieważ Jessie także należała do Ventrue, chciałbym poprosić o ewentualne informacje o jej dzieciach, może ghulach - spojrzał na londyńskiego księcia.
- Nie wiadomo mi o żadnym potomku Jessie. Podejrzewam, że miała kogoś na oku, ale nie zdradzała się z tym. - Peel odłożył gazetę na stolik i wskazał narzeczonym fotele. Z czego skrzętnie skorzystali.
- Rozumiem. Udało mi się przejąć szóstkę ghuli pracujących w banku Jessie. Cały jednak problem, iż karmiono ich zmieszaną krwią paru wampirów. Jessie, ubitego już wroga, ale prawdopodobnie także iluś innych. Nie wiedzą przez kogo. Zniknęły także przyboczne ghule Jessie - wyjaśniał niepewną sytuację.
- Mildred i Benjamin… tak nie widziałem ich od kiedy pochwyciliście z Anną, Jessie. Wiem, że przeżyli pożar jej rezydencji. - Książe zamyślił się. - Kilku ghuli zgłosiło się do mnie, po tym jak dotarły do nich wieści o śmierci ich Pani. Miałem nadzieję, że ta dwójka uczyni podobnie.
- Nie uczynili tego. Liczę trochę na to, że spróbują się skontaktować ze swoimi bankowymi odpowiednikami. Wtedy tamci mają polecone podtrzymać kontakt oraz natychmiast informować. Jednak nie wiadomo, czy to się uda. Tym bardziej, iż obecnie czasy są bardzo niespokojne …
- przerwał na chwilkę - … czy mógłbym liczyć na wsparcie przez jakiś czas, przy patrolowaniu tego terenu? - spytał, wszak było jasne, że upłynie naprawdę co najmniej parę miesięcy, zanim wszystko ponownie będzie jakoś się działo prawidłowo.
- Wolałbym byś skierował to pytanie do mojej córki. Podjęła się opieki nad częścią, która pozostała naszemu klanowi po Jessie, wobec tego to jej ludzie będą w pobliżu.
- Będę starał się nią spotkać
- tyle że akurat jej nie było, no, jednak nie powiedział oczywistości - czy Wasza Wysokość zna wampira nazwiskiem Beathan?
- Owszem.
- Peel na chwilę oderwał wzrok od ognia płonącego w kominku i spojrzał na Gaherisa. - Pytasz w związku z pojawieniem się jego ghula w Londynie?
- Dokładnie tak. Planuję przesłać mu pismo, ponieważ zaś muszę się także udać do Szkocji zastanawiałem się nad ewentualnym spotkaniem. Znałem go od dawna, więc stanowi jakby część dalekiej przeszłości. Jednak właściwie niewiele wiem na jego temat, szczerze powiedziawszy nic. Dlatego nie chciałbym podejmować takich decyzji bez jakiejkolwiek wiedzy.
- Można powiedzieć, że odrobinę rywalizujemy z Beathanem. Kiedyś był księciem Edynburga, ale zrzekł się tej funkcji na rzecz swego potomka.
- Peel uśmiechnął się lekko. - Jeśli zechce się z tobą spotkać nikt ci nie zabroni. Jakby nie patrzeć to przedstawiciel twojego klanu.
- Najprawdopodobniej to mój brat, pod pewnym względem
- przyznał rycerz. - Dziękuję Waszej Wysokości za spotkanie oraz wyjaśnienia.
Wojownik skłonił się oraz planował wybyć, oraz Charlotta oczywiście, jeśli książę wyrazi zgodę.
- Jeśli potrzebujecie, możecie zostawić wiadomość dla mojej córki.
- Peel sięgnął ponownie po gazetę.
- Dziękujemy.
Kiedy wspaniały Peel wziął gazetę był niewątpliwie to sygnał wyjścia. Dlatego skłaniając się ruszyli do drzwi, zaś później już, na korytarzu, Gaheris spytał Charlottę.
- Właściwie kiedy jesteś umówiona z lady Rebeccą, pojutrze chyba … - próbował sobie przypomnieć jakoś.
- Tak we wtorek. - Charlie spojrzała na niego zaniepokojona. - Wszystko w porządku?
- Skoro tak, zwyczajnie możemy porozmawiać z nią wtedy. Chciałbym jeszcze, żebyśmy odwiedzili Carltona. Jeśli ghule dostrzegą kogoś, muszą pozostawić gdzieś wieści. Pomyślałem sobie, że Carlton byłby niezły. Chyba jednak, że masz jakiś inny sprytny pomysł?
- Jak mówiłam w najbliższych dniach będę w banku więc mogą przekazać mi wieści, ale jeśli wolisz by tego nie czynili… myślę że możemy ich skontaktować z jakimś ghulem w Carltonie.
- Charlie dała się sprowadzić na dół i pomóc sobie wsiąść do oczekującej ich dorożki. - Pytanie, czy gdy w mieście są łowcy nie skierujemy ich tym sposobem do elizjum.
Właściwie co oznaczały jej słowa? Uważa, że się na nią obraził, czy co …
- Charlie, nie wyobrażam sobie, żeby nie przekazywali tobie wszystkiego. Raczej jest kwestia, że skoro planujemy wyjechać do Szkocji oraz czasami bywamy trudno dostępni odwiedzając Boyla, myślałem, iż dobrze byłoby, żeby mogli gdzieś kogoś powiadomić. Pomyślałem, iż spytam naszych przyjaciół, jak to widzą. Jednak skoro uważasz, że mogłoby to sprawić kłopot oraz przeszkodzić bezpieczeństwu, to na razie nie róbmy tego. Może się coś lepszego wykombinuje. Wobec tego jedźmy do Boyla chyba.
- Zupełnie zapomniałam o tym wyjeździe.
- Kobieta chwyciła mocniej jego ramię. - Mówię tylko, że może nie powinni się spotykać z Carltonie. Może jakiś pub? - uśmiechnęła się. - Wpadnijmy do Roberta może będzie mógł nam pomóc, a to nie zajmie długo.
- Doskonale. Ewentualnie jeszcze możemy tak zrobić, że umówimy się w pubie, ale innego dnia. Przed wyjazdem. Jak wolisz
- sam skupił swoje umiejętności starając się wyczuć ewentualnych śledzących. Nadwrażliwość oraz tam inne takie, wszystko uruchomił starając się odebrać zmysłami inne osoby. Wampir wyczuwał, że są obserwowani, jednak nie wiązało się z tym poczucie zagrożenia. Podczas przejazdu udało mu się nawet dostrzec jednego z ghuli Anny, odprowadzającego ich dorożkę wzrokiem. Aż wreszcie dojechali. Gaheris niespecjalnie rozumiał zamysł Charlie. Zapewne chodziło jej o Roberta malkaviańskiego, ale wszak on też był gdzieś w Carlton Klubie. Jednak biorąc pod uwagę jej poprzednią pracę, dziewczyna mogła w sobie wyrobić rodzaj instynktu, co jest bezpieczne, co jest nie. Dlatego akurat przy takich sprawach polegał mocno na jej własnej opinii.

Zatrzymali się jak zazwyczaj na tyłach Carlton Clubu i weszli przeznaczonym dla członków elizjum wejściem. Jednak w przeciwieństwie do jakiegoś mijanego, młodego wampira skierowali swoje kroki na piętro, wprost do gabinetu właściciela klubu. Zastali Roberta, udającego drzemkę na kanapie znajdującej się w pomieszczeniu. Na ich widok usiadł i uśmiechnął się.
- Czyżbyś wpadł w końcu ze mną zagrać, Henry? - Podszedł do narzeczonych i ucałował dłoń Charlotty. - Moje gratulacje.
- Witaj, jednak akurat nie na grę przybyliśmy, niestety. Właściwie to na moment, bowiem skoro Londyn odwiedziło sporo nieproszonych gości, lepiej nie ściągać ich tutaj, choć bardzo starałem się uważać.

Resztę tłumaczenia zostawił Charlotcie, bowiem po pierwsze, nie wiedział, czy ona chce teraz wyciągnąć go do jakiegoś pubu, czy był to pomysł, który nie będzie realizowany. Po drugie jeśli któryś ghul miał przyjść poinformować, to kolejnym krokiem byłoby zawiadomienie, z jednej strony Malkavian, ale z drugiej właśnie Charlotty, albo może jeszcze kogoś?
- Chciałam spytać, czy może masz kogoś z kim mogliby się kontaktować nasi ludzie, podczas naszej nieobecności w Londynie. - Ghulica uśmiechnęła się uroczo do maklaviana. - Niestety wychodzi na to, że będziemy musieli odrobinę uważać na nową domenę Henry’ego i chcielibyśmy być informowani o wszystkim na bieżąco.
- Ktoś może i by się znalazł…
- Robert zamyślił się. - napijecie się czegoś? Henry, to co zwykle? Charlie… herbaty? - Spojrzał na nią lekko zmieszany.
- Dla mnie będzie idealnie. - Kobieta uśmiechnęła się i zajęła miejsce w jednym z foteli. - Czy jest jakieś bezpieczne miejsce, gdzie można by takie spotkania zaaranżować?
- Obecnie jest z tym trudno.
- Robert wezwał kogoś ze służby i zamówił herbatę dla ghulicy, a sam nalał z karafki krew dla siebie i Henry-ego. - Dużo miejsc zostało zniszczonych podczas pożarów.
- Dzięki, wiesz jakie drinki lubię
- odezwał się Gaheris, rzeczywiście pachniało świetnie, jak to przy eleganckim Robercie. - Przypuszczamy właściwie, iż mógłby to być trop do ruszenia za owymi nieodkrytymi wampirami, które chciały narobić kłopotu. Wydaje się to sprawą ważną, która mogłaby rozwiązać wiele problemów. Jednak faktycznie, zdajemy sobie sprawę, że pożary spowodowały wyłomy. Jednak może miałbyś jakiś inny pomysł. Szybkie przekazywanie informacji mogłoby być bardzo przydatne.
- Pytanie kiedy planujecie wyjechać.
- Robert sam rozsiadł się w fotelu. - Można poszukać takiego miejsca, sprawdzić kto w nim przesiaduje i poobserwować przez chwilę okolicę. Jednak to wymaga czasu i kogoś ze specyficznymi talentami. Każde rozwiązanie na szybko będzie zawsze niosło z sobą pewne ryzyko.
- Cóż, jeszcze parę dni planujemy pozostać. Cztery, lub pięć na pewno przed wyjazdem do Szkocji. Czy dałoby radę znaleźć coś w takim właśnie czasie?
- Pewnie tak.
- Robert uśmiechnął się. - Londyn obrósł pubami, a chyba nie ma lepszego miejsca. Pytanie czy byłbyś gotów pomóc.
- W sensie?
- spojrzał niezwykle inteligentnym spojrzeniem zdradzającym kompletny brak zrozumienia.
- Będzie trzeba sprawdzić czy miejscówki nie wybrały sobie inne istoty i czy ludzie którzy tam przebywają nie stanowią dla nas ryzyka. - Robert uśmiechnął się starając się zrobić niewinną minę. - Matka zdradziła, że masz talenta podobne do niej, a boję się, że jeśli poproszę ją przy tym zamieszaniu o pomoc, to albo przyprawi mnie o koszmary, albo ukróci mój wieczny żywot.
- Uwielbiam twoją matkę, ale przy wszystkim muszę potwierdzić, iż lubi nieco przesadzać
- uśmiechnął się pamiętając, jak Malkavianka wpłynęła na nich podczas jazdy powozem. - Powiedziałbym nawet, iż sprawia jej to leciutką przyjemność. Dlatego oczywiście pomogę. Rozumiem, iż chodzi ci o to, żebym odwiedzić niektóre miejsca oraz starał się wywnioskować coś na ich temat podczas niedawnego okresu. Czy byli tam nieproszeni gości, ewentualnie jacy oraz tym podobne?
- Myślę, że uda mi się wytypować dwa lub trzy miejsca. Jednak sporo mogą sprawdzić moje ghule, jednak… nie ocenię czy nie ma tam magów lub wilkołaków. Wiem, że podobno nie ma tych drugich w mieście, ale kto ich tam wie.
- Maklavian machnął ręką. - Może też uda ci się rozpoznać czy ktoś na przykład tam nie poluje? W sensie łowca? - Spytał niepewnie. - Nadwrażliwość nigdy nie była moją mocną stroną. - Westchnął w końcu, przyznając się do słabostki.
- Doskonale przeto. Jeśli podasz mi listę owych miejsc, udam się tam, pospaceruję, posprawdzam. Zobaczymy jak wyjdzie - ucieszył się propozycją Roberta. Mogli sobie wzajemnie pomóc.
- Prześlę ci ją za dwa góra trzy dni. - Maklavian uśmiechnął się. - To co partyjka?
- Dobrze, jednak tylko rozdanie, bowiem musimy ruszać. Przy okazji, pozdrów swoją matkę. Chyba mocno jest zajęta, nie widuję jej.
- Straciliśmy wielu ghuli i teren.. Został mocno naruszony.
- Robert wyprowadził ich z pokoju i poprowadził w kierunku bardziej dostępnej części klubu. - Stara się zapanować nad tym chaosem.

Zeszli schodami dwie kondygnacje niżej i przepuszczeni przez ghula, znaleźli się w pachnącym nowością pokoju karcianym. Gaheris kojarzył, że wcześniej znajdowało się tu elizjum i najwyraźniej pomieszczenie wróciło już do poprzedniej funkcji. Gaheris pojęcia nie miał, czy kobiety grywają w karty. Swego czasu widywał jedynie mężczyzn, chociaż czytał, iż arystokratki chętnie zabawiają się tą właśnie rozrywką.
- Kochanie moje, może chciałabyś dołączyć? - spytał dziewczynę.
- Chyba jestem zbyt zmęczona, ale z przyjemnością popatrzę. - Pogładziła ramię narzeczonego i rozejrzała się po lokalu.
Dla szefa elizjum szybko zwolniono stolik i już po chwili grali w parze, przeciwko dwóm młodszym wampirom. Rozgrywka różniła się o tyle, że na początku pojawiło się zastrzeżenie iż nie wolno używać dyscyplin. Charlie stanęła za nim opierając dłoń na jego ramieniu, a Gaheris mimo iż gra go pochłonęła zauważał skierowane w jej stronę spojrzenia.

Wygrali i choć nie było to trudne, bardzo poprawiło nastrój Robertowi.
- Musimy to niebawem powtórzyć. - Zadowolony z siebie odprowadził ich do dorożki. - A może wybierzemy się razem na polowanie? Powinieneś zażywać rozrywek arystokracji.
- Chętnie, jednak jak sam wspomniałeś, istnieje nieproszone towarzystwo na ulicach Londynu, przeto nawet arystokracja chyba powstrzymuje swoje chętki łowieckie
- Gaheris także był zadowolony bawiąc się przyjemnie dosyć. Jednak musieli ruszać. - Miła zabawa oraz przyjemnie chwilę nie myśleć właściwie na temat tego wszystkiego wokoło. Cóż Robercie, dziękuję ci za pomoc oraz czekam na listę miejsc - podał mu dłoń na do widzenia oraz ujmując Charlottę ruszył do tylnego wyjścia.
- Prześlę ją niebawem. - Maklavian skłonił się lekko i wrócił do klubu, podczas gdy para narzeczonych w dorożce, ruszyła w kierunku rezydencji Boyle'a.

W rezydencji powitał ich jak zwykle Gehry. Teraz gdy już wszystkie wampiry wróciły do swych siedzib, w okolicy znów zapanował spokój. Zniknęły wszechobecne dorożki starszyzny i ich sług. Po okolicy kręcili się jedynie ludzie tremere, którzy nagle okazali się nie być tak liczną służbą. Ghul jak zwykle powitał ich głębokim ukłonem.
- Czy chcieliby państwo się odświeżyć? Lord zaprasza serdecznie do salonu, jednak musi jeszcze przez chwilę oddać się swym obowiązkom.
- Bardzo chętnie
- odpowiedział Gaheris spoglądając pytająco na stojącą obok piękną narzeczoną. Oczywista sprawa, warto było moment odświeżyć się po odbytych spotkaniach.
- Z przyjemnością skorzystamy z takiej możliwości. - Charlie uśmiechnęła się do ghula Boyla, a ten przepuścił ich. Nocowali tu na tyle często, że mieli tu już stałą sypialnię, połączoną z niewielkim salonikiem i łazienką. W rezydencji Boyla znajdowała się też większość ich garderoby jako, że nie mieli jeszcze stałego lokum. Dlatego po prostu umyli się, przebrali oraz oczekiwali na wezwanie. Faktycznie, wspaniała rezydencja w stylu raczej georgiańskim, choć kto wie, ile razy została przebudowana przez wampirzego właściciela, była śliczna. Otaczał ją wspaniały ogród, dalej lasy oraz łąki. Wspaniała rezydencja podmiejska godna iście lorda Boyla. Miło było tutaj powrócić.

Charlie podeszła do wampira i poprawiła mu krawatkę, równając dekoracyjną szpilkę.
- I pomyśleć, że całkiem niedawno musiałam pomagać ci się ubrać. - Uśmiechnęła się w ten swój rozkoszny sposób. - Jestem bardzo dumna z mojego ucznia.
- Dziękuję. Musiałaś się mocno napracować, żeby doprowadzić mnie do jakiego takiego stanu
- przyznał oddając uśmiech. - Powoli jednak nabieram wprawy, choć mam jeszcze spore problemy dotyczące mody, odpowiedniego smaku oraz inne podobne. Wiesz bowiem, kiedy mieszkałem na dworze wszystko było dużo prostsze. Nie mieliśmy dla przykładu … choćby guzików. Wszystko było wiązane, więc choćby to zmieniało mocno podejście do danego stroju.
Wampir miał rację. Guzik jako wynalazek upowszechnił się w Anglii dopiero w XIII-ym i XIV-ym wieku. Wręcz właściwie trudno sobie wyobrazić strój bez tego elementu. Szczególnie oczywiście męski, jednak za czasów króla Artura nikt nawet nie myślał, iż można ubranie spinać guzikiem.
Charlie zaśmiała się cicho.
- To dlatego tak dobrze radzisz sobie z moimi gorsetami. - Delikatnie ucałowała wampira w usta. - Robisz błyskawiczne postępy.
- Wiele takich … powtarzających się ćwiczeń. Przychodzi więc pewna wprawa. Skoro gospodarza jeszcze nie ma, ustalmy plan działania. Jutro: wizyta u księżnej, potem zaś powrót oraz spotkanie Florence oraz Rebeccki?
- chciał się upewnić, bowiem dyskutowali już na ten temat podczas drogi. Kiedy jednak ma się sporo przemyśleń, takie kwestie uciekają. - Kolejna noc to wizyta w pałacu Howardów oraz list. Jeszcze jakieś ...? Sprawa oczywiście, jakie informacje chciałby przekazać nam szanowny Boyle oraz księżna Mondragone.
Charlie odsunęła się i zajęła miejsce w fotelu.
- Jutro wizyta u księżnej, a pojutrze spotkanie z Rebeccą i Florence. Howardów możemy także odwiedzić we wtorek przed wizytą wampirzyc. Jakoś po tym powinniśmy mieć wieści od Roberta, ale chyba zaczniemy od wizyty w banku byś mógł ponownie podać im krew. - Ghulica mówiła z przymkniętymi lekko powiekami odtwarzając wszystko w pamięci.
- Zastanawiam się, co będzie, kiedy wyjedziemy do Szkocji, czy wytrzymają jakiś czas bez krwi.
- Dosett i Sally jakoś sobie radzą od pewnego czasu.
- Mrugnęła do niego. - Chyba… im dłużej i częściej się ją pije tym jest trudniej.
- Pojęcia nie mam. Oraz nie wiem, co możnaby na to jakkolwiek poradzić. Dlatego jakoś będą musieli wytrzymać.
- Z tego co zrozumiałam przy Jessie.. Warto byś ich teraz kilka razy napoił, co by…
- Odrobinę się zmieszała. - .. związali się z tobą. Ech… brakuje mi twoich ugryzień.
Uśmiechnął się.
- Mogę ofiarować pocałunki
- spełnił natychmiast obietnicę. - Hm, czy udając się do księżnej oraz rodziny Amandy powinniśmy cokolwiek wziąć, wiesz, jakiś prezent? - spytał dziewczyny, która zdecydowanie lepiej czuła oraz znała takie elementy wychowania.
- Hm… pewnie jakiś przedni trunek byłby w dobrym guście. - Zamyśliła się. - Spróbuję coś nabyć.
- Ale taki wspólny prezent, czy to dla pana domu, zaś dla pań jakieś kwiaty?
- Kwiaty są dosyć ryzykowne, w takich domach bukiety układa zazwyczaj florystka, a i nie wiadomo czy rodzina nie ma na coś alergii. Mogę kupić dwa trunki.
- Nie wiem, co to alergia, pewnie jakiś proszek aromatyzujący …
- domyślał się. - Będzie księżna, Amanda oraz jej rodzice. Wydaje mi się, że lepiej dobrze z nimi być, skoro będą rodziną oraz będą na naszym ślubie. Ech, będę miał robotę przy manipulowaniu umysłem. Nie przepadam za tym, ale niekiedy chyba trzeba.
- Alergia to takie coś, że ktoś kicha…

Chciała skończyć ale przerwało jej pukanie do drzwi i głos Gehrego.
- Czy są państwo gotowi? Lord juz czeka.
Henry jeszcze był myślami przy tamtym słowie. Odruchowo odpowiedział Gehremu.
- Tak oczywiście - dziwna nazwa, przecież jest katar, jednak wiktoriańskie społeczeństwo lubiło wynajdować kolejne nazwy. Oczywiście, odpowiedź do służącego narzucała się sama, bowiem wszak skracali sobie chwilą rozmowy właśnie oczekiwanie.
 
Aiko jest offline  
Stary 22-06-2018, 23:18   #142
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wspólnie zeszli na dół i gehry zaprowadził ich do salonu. Boyle miał na sobie domowe ubranie, ukryte pod szlafrokiem i jak zwykle pykał fajkę. Na stoliku przy fotelach stała karafka z gęstym rubinowym płynem, oraz herbata i jakieś kanapeczki.
- Wybaczcie zwłokę. - Uśmiechnął się do narzeczonych. - Niby główne kłopoty za nami a pracy nadal wiele.
- Witaj przyjacielu
- podał mu dłoń. - Główne kłopoty, hm, cieszę się twoimi słowami. Choć rzeczywiście, dopiero obecnie nie wiadomo, w co ręce włożyć - przyznał rację Tremere.
- Siadajcie. Częstujcie się. - Boyle zaciągnął się fajką. - Florence powiedziała, że mam pilnować byś dużo jadła. Gehry bardzo się cieszył mogąc poinformować o tym kucharzy.
Charlie zarumieniła się.
- Ja… wcale nie muszę jeść tak dużo. - Mruknęła, ale sięgnęła po jedną z kanapek. Gaheris doskonale pamiętał, że jego narzeczona miała dobry apetyt nawet przed ciążą. Co oczywiście wcale mu nie przeszkadzało. Charlotta wyglądała bardzo ładnie oraz miała smukłe ciało. Przeto widać, iż apetyt jej nie szkodził, lecz podawał energię do wykonywania pracy oraz oczywiście przyjemności.
- Słyszałem, że planujecie wyjazd. Jakieś terminy? - Boyle spojrzał z uśmiechem na zajadającą się ghulicę. - Mój syn powinien tu dotrzeć w przyszłym tygodniu.
- Oczywiście pojmuję, jednak akurat wtedy wyjeżdżamy. Zaplanowaliśmy to, bowiem jeszcze jest parę spraw do zrobienia tutaj, ot choćby kwestia byłych ghuli Jessie. Przejąłem niektórych, tyle iż okazało się, że to nie są tylko jej ghule. Karmiono ich krwią jej, poprzedniego wroga oraz jeszcze innych. Oooo, właśnie, czy kojarzysz może poprzedniego księcia Edynburga? Podobno rywalizowali ze wspaniałym Peelem
- spojrzał pytająco.
- Z tego co mi wiadomo nadal rywalizują. - Boyle wzruszył ramionami. - Kojarzę to duże słowo. Nigdy nie widziałem go na oczy, ale podobno nie jestem w tym odosobniony.
- Rozumiem, cóż wysłał swojego ghula na przeszpiegi do Londynu. Mieszka gdzieś na terenie Szkocji. Wyobraź sobie, iż znam go, albo raczej znałem. Bardzo dawno temu kręcił się przy mojej matce, przy Pani Jeziora. Spotkałem owego ghula Beathana. Zastanawiam się, czy nie przekazać mu jakiegoś listu. Jednak poszukuję wszelkich informacji, dlatego spytałem ciebie
- wyjaśnił Henry.
- Wiem, że odsunął się od władzy jakiś czas temu, ale tak jak wszyscy się spodziewali tylko po to by rządzić z cienia. Jego szpiedzy są wszędzie. Spotkałem jednego nawet w Wiedniu, ale… nie robią nic złego, więc zostawia się ich w spokoju. - Magik wypuścił kółeczko z dymu. - Stary znajomy powiadasz… jak się z nim spotkasz będę cię męczył o jakąś opowieść.
- Chwilowo powiedzieć mogę tyle, że był małym, kędzierzawym chłopcem, przynajmniej kiedyś. Nie wiem, czy będziemy mieli okazję się spotkać, mam bowiem zostawić list u Edwarda Howarda, właśnie owego szpiega należącego do szkockiego odłamu wspomnianej rodziny. Właściwie nie wiem, czy zawiadomić go co do naszego wyjazdu do Szkocji. Wprawdzie miło byłoby się spotkać, ale jednak kwestia bezpieczeństwa jest podobnie istotna.
- Myślę że mimo wszystko byłoby to rozsądne. Jednak prawda jest taka, że opiekuje się tym terenem i to jak pokłonienie się tamtejszemu księciu. A jaka kwestia bezpieczeństwa?
- Cóż, jedziemy razem. Czasami wiesz, skoro słyszy się tutaj, iż są łowcy, dziwne wampiry etc.to jak będzie poza miastem. Niekiedy najbardziej sensowna jest praktyka cichego poruszania, ale masz rację. Jadę w okolice Inverness, pytanie kto tam rządzi?
- Childe Beathana sprawuje teraz władzę. Dlatego wszyscy podejrzewamy, że rządzi tak naprawdę nadal ten stary wyga.
- Pewnie tak. Cóż, może Howard powie.
- Pomyślę… teraz nie pamiętam jak miała na imię jego córka. Jutro dam ci znać.
- Dziękuję, bardzo się przyda. Jakby potrzeba było, spytam także wspomnianego Edwarda. Jeśli wie, powie, jeśli nawet nie powie, nie ma znaczenia, jeśli tylko wie
- wspomniał lekko wojownik. - Jak tam sprawy magików? - spytał, bowiem oczywiście każdego wampira interesowały wspomniane sprawy.
- Powoli
. - Boyke mruknął niechętnie. - Jak ich nie było to teraz się zebrali i chyba planują założyć konsylium. Będę miał z tym roboty.
- Konsylium? Takie jakieś … siedziba, zgromadzenie, coś takiego
.... - wojownik próbował się domyślić. - Cóż, właściwie ciekawi mnie, czy istnieje gdzieś sytuacja sojuszu pomiędzy wampirami oraz magami?
- Tylko jeśli mieliśmy wspólny interes w takim działaniu
. - Boyle zapatrzył się na ogród. - Prawda jest taka, że… mamy niewielkie szanse z magami. Staram się obecnie wypracować nam jakieś pole do współżycia.
- Wypracowanie jakiegoś nie tyle sojuszu, co aktu nieagresji, czyli rozumiem, iż wskazujesz jakieś wspólne interesy, które sprawiałyby, że nie będziemy sobie przeszkadzać. Czyli jeśliby ci się udało, naszym niemiłym przybyszem byliby łowcy?
- Wiem, że zabrzmi to dziwnie z uwagi na moją profesję, ale nie ufałbym magom. Zdradzą nas przy pierwszej lepszej okazji. Potrzebujemy jednak chwili na odbudowanie sił.
- Łowcy interesują się magami? Możeby pokierować obydwiema grupami przeciwko sobie. Możeby zamiast zabijać jednego czy drugiego, przymusowo jakby przekonać go do skierowania się przeciwko magikom
?
Właściwie faktycznie Henry zgadzał się z Boylem pod pewnym względem, istniała jednak inna strona medalu. Magowie póki co także byli słabi, dopiero bowiem przybyli. Jednak politykiem nie był, Boyle owszem, dlatego pozostawało jedynie uwierzyć Tremere.
- Tak. Wszyscy chcemy by w miarę możliwości zajęli się sobą. - Boyle przytaknął i po chwili rozważań uśmiechnął się. - Ale… zaprosiłem was bo przyszła mi do głowa pewna myśl. Czy zamiast zakupu… nie chcielibyście wziąć tej rezydencji w dzierżawę?
Szczerze powiadając, Gaherisowi się ten pomysł nie podobał kompletnie. Nie cierpiał takich sytuacji, nie chciałby wracać do jakiegoś miejsca, gdyby nie czuł, iż jest jego. Wszak dzierżawa to wynajęcie czegoś podczas ustalonego okresu. Przypominało hotel, inaczej czułby się ciągle, niczym obcy. Plus był jeden, mieliby gdzie spać oraz zrobiliby przyjemność Boylowi. Stanowczo pretensji do niego nie miał, wszak pragnął utrzymać swój własny dom. Bardzo normalne! Jednak akurat to była sytuacja, kiedy nie mógł zrealizować pragnienia Tremere. Nie chciał wojak jednak odmawiać wprost, ponadto musiał ustalić to ze swoją panią.
- Wiesz, raczej szukamy czegoś dla siebie, ale nie wiem, porozmawiamy z Charlie … - widać było, iż starał się być oszczędny słowami. - Mogę jednak obiecać jedno, jeśli wyjedziesz, możemy po prostu od czasu do czasu tutaj zerkać. Gehry doskonale poradzi sobie ze wszystkim, niekiedy zaś możemy się tutaj pojawić oraz ewentualnie wspomóc. Wtedy zachowasz swoją rezydencję oraz będziesz wiedział, że nie działa ona sobie bezpańsko. My zaś chętnie, niekiedy tutaj przyjedziemy na jakąś chwilę. Omówimy zresztą jeszcze … - spojrzał pytająco na ukochaną Charlottę.
Wampiry patrzyły jak ghulica rozważa tą opcję zjadając przedostatnią kanapkę, a Gaheris był niemal pewny, że w głowie wykonuje chłodne kalkulacje.
- O jakich warunkach myślałeś? - Spytała podnosząc wzrok na Boyle’a.
- Dzierżawa na 50 lat, nie płacicie mi, ale utrzymujecie majątek. Możecie czerpać korzyści z ziemi. - Tremere mówił ostrożnie, uważnie obserwując Charlottę.
- Jesteś gotów spisać umowę, twój syn się pod nią podpisze? - Ghulica ostrożnie badała grunt. - Zapewnisz nam prawo wykupu?
- W sensie zaproponujecie mi kwotę po tym czasie i mam to rozpatrzeć przed innymi ofertami
? - Boyle też robił się ostrożny.
- Tak a jeśli będziesz chciał ją sprzedać komuś innemu, mamy najpierw prawo do dzierżawy na kolejne 10 lat.
- Niewygodne
… - mruknął magik.
- Owszem, ale będzie tu leże mego męża, będą tu nasze rzeczy… chcę móc na spokojnie się wyprowadzić.
- Dobrze to rozsądne
. - Boyle zaciągnął się dymem.
- Czy pozwolisz nam to omówić na osobności? - Charlotta uśmiechnęła się, a magik po prostu musiał odpowiedzieć tym samym.
- Dobrze. Idę na spacer. - Podniósł się z fotela. - Macie godzinę.

Gdy wyszedł Charlie spojrzała na Gaherisa.
- To dobry pomysł. - Westchnęła. - Musimy nabyć coś w Londynie i nie wiem ile będzie kosztować utrzymanie rezydencji w Szkocji… 50 lat to sporo.
- Jeśli masz na myśli sytuację, że ta rezydencja sobie będzie, to może sobie być
- odpowiedział bardzo kwaśno. - Rezydencja na północy powinna dostarczać dochodów, nie je ciągnąć z obydwu ziem. Mamy obecnie ponadto dwa banki, nie jeden. Powiem tak dzierżawa, dla mnie to oznacza, właściwie zdobycie grupy krwiodawców, co rzeczywiście jest bardzo ważne. Dlatego weźmy to, nawet leże byłoby dobre, ale tak czy siak czułbym, że jestem przy hotelowej karczmie, nie zaś na swoim. Ponadto konieczne jest sprawdzenie, ile kosztuje rezydencja, ile zaś przynosi dochodu - wcale nie podobało mu się wydzierżawienie. Chciał się poczuć gdzieś na swoim własnym. Tymczasem dzierżawa, taki najem, była czymś niespecjalnie sympatycznym. Ewentualnie może nie było ich jeszcze stać na swoje, przeto właśnie taka dzierżawa. Oczywiście warunki świetne, jeśli były dochody ponad kosztami, jednak warunki to jedno, oczywiście jednak samopoczucie … - Dobra - przerwał myślenie - porozmawiaj z nim, ale nie gniewaj się, nie chcę brać w tym jakiegokolwiek udziału. Podpiszę co trzeba, czy dam słowo jakie trzeba, ale tylko jednak tyle.
- Co znaczy, że nie będziesz brał w tym udziału
? - Charlotta zmieszała się. - Kochanie na wielu rezydencjach ciążą teraz długi. Zdobywając twój tytuł bierzemy tak zwanego kota w worku. Nie wiemy w jakim stanie jest sytuacja finansowa rodziny hrabiny. Grzebałam w tym, ale po kredytach ciężko coś ocenić. Banki są dwa ale nie możemy od tak wydać tak dużej części ich oszczędności, musimy mieć pokrycie gotówkowe większości transakcji. Siedziba w Londynie nie będzie tania, a nie mam pojęcia kiedy przy tej całej bieganinie i tak uda nam się ją nabyć. Ja… - Poczuł że kobiecie zrobiło się naprawdę smutno. - Staram się zapewnić ci leże jak tylko potrafię. Ale jeśli uważasz, że robię to niewłaściwie, to proszę znajdź sobie kogoś kto lepiej o to zadba. - Ułożyła dłoń na podbrzuszu wyraźnie zdenerwowana. Wampir starał się z całej siły zachować kamienną twarz. Nie miał nic przeciwko Charlotcie, wręcz przeciwnie, po prostu nie czułby się dobrze na wynajętym. Tyle i tylko tyle. Po prostu. Wkurzyło go, iż na miejsce oferty, którą rozważał, podstawiła siebie oraz jego uczucie. Jeśli co, jeśli nie spodoba mu się jakiś surdut to będzie to także “znajdź sobie kogoś innego”? Potrzebował kilku chwil, żeby odetchnąć oraz udawać, że nie widział tego ruchu, jakby dodatkowo kładła na szalę swoją ciążę.
- Charlie, bardzo ciebie kocham oraz cieszę się, że się mną zajmujesz. Nie widzę jakiejkolwiek możliwości oraz potrzeby, aby szukać kogoś innego. Po prostu wolałbym mieć swój dom, malutki nawet, ale swój i tyle. Dlatego można to potraktować jako, przynajmniej mówię o sobie, jako element dochodu, jeśli takowy jest, praca do zrobienia nad utrzymaniem, opieka nad tymi osobami, w zamian za krew oraz właśnie ewentualne dochody. Niechaj nawet będzie jakieś leże, ale wybacz, nie jest to to, do czego dążę. Oraz czego pragnąłbym. Możemy sobie powiedzieć, nie stać nas, więc chwilowo robimy tak czy siak, ale nie chciałbym się przywiązać do nieswojego miejsca. Tylko tyle miałem na myśli oraz naprawdę nie widzę, żeby to było po prostu złe oraz warte takiej kiepskiej sytuacji. Teraz tak, co do księżnej. Właściwie masz rację. Mogę nie chcieć tego tytułu. Po co mi on do szczęścia, skoro jeszcze, choć nie wiemy, może być obciążony długami. Jest to możliwe. Dzięki temu unikniemy wyprawy do Szkocji, co jest istotne oraz unikniemy szeregu kombinacji. Brat przyrodni jak najbardziej, ale chyba tylko tyle.
- Cieszyłeś na ten tytuł
. - Charlie zmieszała się. - Dużo osób zaczęło nad tym pracę… ja po prostu chciałabym być ostrożna przez pierwsze lata. Tak będziemy mogli dokładnie wszystko sprawdzić, dograć wszystkie niejasności. - Uśmiechnęła się. - Odrobinę odchować dziecko. Ale ostateczna decyzja należy do ciebie.
- Wobec tego już zdecydowałem. Choć jednak wolałbym, żebyśmy decydowali wspólnie. Nie będziemy się ładować, skoro uważasz że to nie jest pewne. Sprawa może zostać swobodnie odłożona na jakąś przyszłą wizytę księżnej hrabiny. Nie śpieszy się. Kiedyś tam wrócimy, jeśli zaś nie, to też dobrze jest. Póki co możemy odłożyć wspomniane decyzje.
Charlie uśmiechnęła się
- Wobec tego rozegrajmy to tak by mieć otwarte furtki. - Ghulica przytaknęła. - A na razie poszukamy sobie czegoś małego pod Londynem. Może także uda się znaleźć coś z pięknym ogrodem.
- Myślę raczej Charlie, że pod Londynem nie ma już sensu. Według mnie, jeśli powiedziało się jedno, trzeba powiedzieć drugie. Skoro tutaj idziemy w najem, jesteśmy zaś pod Londynem, po co nam coś kolejnego pod Londynem. Proponuję rzeczywiście szukać, ale w Londynie i nie teraz. Wyobrażam sobie, iż po pożarach będą domy zniszczone, lekko uszkodzone, które będzie można kupić za psie pieniądze, ponieważ właściciela nie będzie stać na odremontowanie. Dzięki temu będziemy mogli nabyć bardzo tanio wspaniałą parcelę oraz nieruchomość. Ponieważ nasze banki śledzą rynek pożyczek na odbudowę, nasi urzędnicy ciągle obserwują sytuację. Posiadamy wobec tego dostęp do informacji, których nie ma nikt inny. Nawet jeśli obecnie kupilibyśmy coś, co chcielibyśmy wyremontować za jakiś czas. Trudno wtedy, trochę wytrzymamy tutaj.
- Dobrze wobec tego skupimy się na Londynie
. - Ghulica wstała i podeszła do wampira siadając mu na kolanach. - Kocham cię i wierzę, że jakoś się ułoży.

Robert wrócił po umówionej godzinie i spojrzał na parę narzeczonych ciekaw ich decyzji.
- Dziękujemy za ofertę, przyjmiemy na ustalonych wcześniej warunkach - powiedział wampir spokojnie.
- Cieszę się. - Robert uśmiechnął się szeroko. - Wybaczcie, że tak namieszałem ale mamy tą rezydencję od wieków i… jest mi bliska.
- Możesz wierzyć przyjacielu, że ja to doskonale rozumiem. Dlatego bez względu na wszystko odwiedzałbym ją oraz pomagał jeśli potrzeba. Ewentualnie może jakoś ty także będziesz bywał częściej tutaj, niż raz na hoho. Wprawdzie wspominałeś na temat swoich skomplikowanych relacji ze wspaniałym księciem, jednak może ta sprawa będzie jakimś przyczynkiem do ich jakiegoś uładzenia. Nie gniewaj się jednak, ale chyba nie chcielibyśmy przeszkadzać, kiedy będzie tutaj także twój czarodziejski potomek
- spojrzał pytająco. - Po wtóre zastanawiamy się nad sensownością wyjazdu do Szkocji. Przyszło jakoś od słowa do słowa, może jeszcze jednak to trochę odłożymy. Przeto nie wiem, czy spełnię obecnie twoją prośbę opowiadając na temat byłego księcia Edynburga.
- Nie przejmuj się. Jeśli kiedyś się czegoś dowiesz chętnie wysłucham
. - machnął dłonią - Wiecie jak mnie znaleźć i jak się ze mną kontaktować.
- Wobec tego dziękujemy za spotkanie
- podał dłoń Tremere spoglądając, czy jeszcze Charlotta chciałaby cokolwiek ponadto dodać. Jeśli nie, zwyczajnie chciał odpocząć oraz przemyśleć te parę spraw, omówić je spokojnie oraz podobne inne.
- Odpocznijcie i nie krępujcie się prosić o wszystko służby. - Tremere uśmiechnął się i opuścił salon.
- Idziemy do sypialni? - Charlie spojrzała na wampira. - A może się przejdziemy?
- Chyba wolałbym spacer, jeśli nie miałabyś nic przeciwko oraz nie jesteś bardzo zmęczona. Taki spacerek, żeby chwilkę odsapnąć, a potem położymy się, obejmę moja ukochaną, ażeby słodko usnęła. Może poczytam nieco jeszcze. Przyznaję, że czuję się dziwnie, jakbym nie wiedział co robić, ale pewnie wynika to właśnie z tego, iż pomimo wszystko nie jestem kimś stąd. Dalej jestem obcy, nie rozumiem wielu sytuacji oraz zachowań. Nie mniej jakoś powoli się normuje
- podał kobiecie ramię.
- Chętnie się przejdę, potem zawsze lepiej mi się śpi. - Charlie ujęła podane ramię i wspólnie wyszli do ogrodu. - Możemy poczytać razem w łóżku. Uważam że bardzo dobrze sobie radzisz tylko wszystko dzieje się w zawrotnym tempie.
 
Kelly jest offline  
Stary 29-06-2018, 20:51   #143
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wiadomo jasne, miała tutaj rację. Szybko, szybko, jeszcze szybciej brzmiało motto wiktoriańskich rządów.
- Właściwie jeśli na tą chwilę rezygnujemy z wyjazdu do Szkocji, to mamy trochę możliwości spędzenia czasu oraz łatwiej będzie wszystko poukładać.
- I będziemy mieli chwilę dla siebie.
- Szepnęła cicho, przytulając się do jego ramienia.
Ruszyli odwiedzając tereny zielone wokoło pałacu.
- Mamy kochanie siebie dla siebie cały czas - powiedział przytulając kobietę, później spojrzał dookoła. Ogród wyglądał stanowczo bardzo ładnie. Wraz z tym jak dni stawały się cieplejsze coraz więcej pojawiało się w nim kwiatów i zwierząt. Do wyczulonych zmysłów wampira docierały setki różnych bodźców, składających się w niesamowicie przyjemną całość. Jeszcze teraz gdy obok niego szła ukochana kobieta i jej słodki, podniecający zapach mieszał się z innymi aromatami, wydawało się że świat jest idealny. Wszystkie troski, zmartwienia znikały wraz z odrobinę odpływającą świadomością. Jedyne co trzymało Gaherisa w marszu, to ciepła dłoń spoczywająca na jego ramieniu, pulsująca w najrozkoszniejszym z rytmów… w tempie bicia serca Charlotty. W tej chwili wyciszenia niemal sam był w stanie usłyszeć bicie innego, bardzo drobnego serduszka.

6 czerwca 1853


Wampira obudził dotyk delikatnej dłoni, gładzącej jego włosy. Zapach zdradził właścicielkę drobnych palców, które zanurzyły się w jego ciemnych pasmach. Charlotta użyła perfum, odrobinę cięższych, ale robiła to zawsze gdy szli na przyjęcie, a dziś czekało ich coś niewiele mniej odświętnego. Gdy uchylił oczy zobaczył nad sobą, swoją narzeczoną już wyszykowaną do wyjścia.
- Dobry wieczór najdroższy, jak samopoczucie? - Nachyliła się i ucałowała go czule.
- Kocham cię - odpowiedział powoli poruszając się po przebudzeniu wieczornym. - Jak minął dzionek? - oddał pocałunek ponownie mobilizując się do powstania. - Muszę się umyć, ubrać, czy słońce już przedtem schowało się?
- Jeszcze jest ponad horyzontem. Możesz na spokojnie wziąć kąpiel.
- Charlie wstała z łóżka i wygładziła bordową suknię. - A dzień, dobrze. Będę miała dla ciebie kilka dokumentów związanych z przejęciem banku do podpisu.
- Oczywiście kochanie
- objął ją, po czym ruszył do łazienki. Jakieś szybkie ablucyjne chwile, utrefnienie włosów oraz tak dalej jeszcze. Później odpowiednio ubrać się, bielizna, koszula, żabot, spodnie oraz cała reszta. Później ruszył, odpowiednio przygotowany do swojej ukochanej panny. Ostatnie chwile do zmroku upłynęły im na czytaniu dokumentów i podpisywaniu ich, po czym już wspólnie zeszli do oczekującej ich dorożki, odmeldowując się po drodze Gehremu.
 
Aiko jest offline  
Stary 06-07-2018, 18:22   #144
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Droga do Londynu jak zwykle zajęła im chwilkę, ale teraz gdy nie gonił ich czas i mogli w spokoju cieszyć się widokami za oknem, było to całkiem przyjemne. Charlotta kupiła dwa trunki dla Pani i Pana domu. Państwo Livingstone rodzice Amandy, byli spokrewnieni z lordami Newburgh. Hrabina powitała ich w drzwiach niewielkiej miejskiej rezydencji, szczerze ucieszona na widok brata.
- Henry! Jesteście w końcu. - Zaprosiła ich do środka i przedstawiła. - Mario, Arturze to para o której wam wspominałam. Henry i Charlotta Ashmore.
- Dzień dobry, miło mi poznać szanowne kuzynostwo
– uśmiechnął się do jednej oraz drugiej osoby częstując ich Zauroczeniem. - Jestem Henry Asmore. Proszę pozwolić, że przedstawię moją narzeczoną, pannę Charlottę Ashmore. Mam nadzieję, iż moja siostra wspomniała o nas tylko dobrze – ucałował dłoń pani domu, uścisnął dłoń pana domu. Oczywiście przekazali także eleganckie buteleczki.

Nazwisko Livingstone wskazywało, iż to pan Arthur należał do jakiejś młodszej gałęzi lordów, która nie odziedziczyła tytułu. Księżna hrabina przejęła tytuł para, jednak Livingston stanowiło szanowane nazwisko, które było nazwiskiem rodowym. Panią domu witał względnie szybko, natomiast panu Arturowi potrząsał chwilkę dłonią, przede wszystkim dlatego, iż przekazał mu, wtłaczając do umysłu techniką Pamięć opoja. Informację: księżna wspominała kiedyś, iż ma przyrodniego brata, że jest nim Henry Ashmore oraz że wspomniany krewniak mieszkał na północy, później jednak wyjechał, odkładając rodzinne kontakty. Niestety, poczuł że coś nie zagrało, dlatego postanowił powtórzyć to samo z panią domu. Tamto syf, ale cóż poradzić. Szczęśliwie musieli być już długo małżeństwem, przeto mogło się zdarzyć, iż księżna hrabina mogła sobie wspólnie ponarzekać z panią Livingston na swojego przyrodniego brata. Ponownie złapał spojrzenie pani domu oraz przekazał je wspomniane myśli. Dodając jeszcze, że księżna hrabina nie omawiała takich spraw osobistych, jako że nie było się czym chwalić, jednak kiedy miała chwilę słabości chciała tak wyrzucić frustracje. Rozmawiając zasiedli do stołu w przyjemnej dużej jadalni. Wampira posadzono naprzeciwko Pana domu, obok niego znalazła się Charlotta, dalej Pani domu, a po drugiej stronie Maria i Amanda. Hrabina uraczała wszystkich wspomnieniami jakie ofiarował jej podczas przyjęcia Gaheris do których już wytworzyła nieco nowych, rozwodząc się nad jakimiś wykreowanymi przez jej głowę szczegółami takimi jak szczeniaczek, którego wieźli powozem, czy wspólne zbieranie wrzosów w pobliżu domu jego matki. Piękne łąki, podczas kwitnienia wrzosów, drogie są sercu każdego Szkota. Nie inaczej było przy Gaherisie. Dlatego włączył się w rozmowy ubogacając dyskusję kolejnymi wstawkami. Dołożył zresztą ich trochę wpływając na księżną hrabinę oraz wprowadzając do jej pamięci parę kolejnych drobiazgów.. Potem jednak przeszedł na inny istotny temat.
- Skoro jesteśmy tak wszyscy rodzinnie razem, jest nam przyjemnie zawiadomić, iż niedługo weźmiemy z Charlottą ślub. Oczywiście pozwolimy sobie wszystkim tutaj obecnym przesłać oficjalne zaproszenia, kiedy tylko zadecydujemy, dokładnie kiedy oraz gdzie. Ostatnie wydarzenia londyńskie nieco pokrzyżowały nam plany, zresztą były istotne dla chyba wszystkich mieszkańców. Chcielibyśmy jednak, iżby państwo już wiedzieli, iż będziemy radzi widząc was podczas owego właśnie dnia.
Jego słowa wywołały błyskawiczną reakcję wszystkich Pań. Amanda, Maria a także jej imienniczka Maria Livingstone zapomniały o bożym świecie poświęcając całą uwagę omawianiu planów ślubnych. Jaki krój sukni ślubnej, jakie kwiaty, kto jest florystką. Setki pytań przelatywały ponad stołem, odcinając obu mężczyzn. Artur dał wampirowi znak, że może powinni odejść od stołu i zostawić panie same. Gaheris skinął i wyruszył za prowadzącym go Arturem. Nie znał domu, ale oczywiście był tutaj jedynie wykonawcą idei Livingstona. Dopiero kiedy odsunęli się nieco, odezwał się:
- Miał pan rację, kuzynie, chyba lepiej panie poradzą sobie bez naszego udziału podczas omawiania krojów sukien.
Artur zaprowadził go do niewielkiego saloniku, wychodzącego na typowy miejski ogródek. Podszedł do barku i sięgnął po drewniane pudełeczko.
- Cygaro? - Mężczyzna wydobył jedno i po odcięciu końcówki odpalił. - To babskie sprawy niech się wyszaleją. A ty jak kuzynie przed ślubem? Stres?
- Nie dziękuję
- Gaheris kompletnie nie rozumiał tego smrodliwego palenia. Jednak widać było popularne, zasadniczo jednak nie oznaczało, iż musiał naśladować innych panów. - Natomiast stres, tak, chyba tak - uśmiechnął się. - Chyba trochę tak. Jednak oprócz stresu obydwoje mamy jeszcze sporo obowiązków dotyczących choćby przygotowań oraz kwestii wykonywanej profesji. Przeto szczęśliwie mamy się trochę na czym skupić, ażeby myśleć na jakikolwiek inny temat.
- No tak, to przykre gdy tak zacni przedstawiciele szlacheckich rodów muszą zapracowywać się w ten sposób
. - Artur zaciągnął się. - Maria, w sensie twoja siostra, wspominała iż całymi dniami przebywacie w banku. Stąd taka późna pora tego posiłku.
- Tak, tak już jest. Ale takie już mamy czasy. Nie każdy posiada własny majątek ziemski. Jednak narzekać stanowczo nie planuję wcale. Musimy sobie jakoś radzić, ale rzeczywiście rozważamy nabycie czegoś własnego, lub przynajmniej długoletnią dzierżawę jakiejś majętności pod Londynem
- podrzucił informację, która mogła kiedyś uwiarygodnić kwestię posiadłości Boyla. - Jednak nie rozmawiajmy tylko o nas. Opowiedz proszę, kuzynie, jak tam u ciebie. Poznałem już twoją córkę i rad jestem, że tak ułożona panna jest moją krewniaczką. Pewnie jesteś z niej bardzo dumny.
- Myśleliście już o czymś
? - Artur palił spokojnie wpatrując się w niewielki ogród za oknem. - Tak, miałem mówić o nas. Jesteśmy dumni z Amandy, choć przyznaję, że chciałem syna. Niestety nie będzie mogła odziedziczyć po mnie interesu.
- Wstępnie owszem, oczywiście jeśli rzecz dojdzie do skutku będziecie najmilszymi gośćmi. Zaś Amanda … wybacz że zapytam, jakiż to jest interes, jeśli oczywiście to nie wścibstwo. Jeśli tak, wybacz kuzynie pytanie
- starał się być uprzejmy wobec udawanej rodziny. Interes prowadzony przez Artura musiał być czymś dochodowym względnie, jednocześnie odpowiadającym gentlemanowi. Wszak przedtem wspominał “przedstawicieli szlacheckich rodów”, przeto pewnikiem osobiście preferował godniejsze profesje.
- Handel, dokładnie handel morski. - Mężczyzna wskazał na wiszące w pokoju obrazy przedstawiające współczesne statki. - Mamy kilka okrętów… Nie wypada by kobieta zajmowała się czymś takim.
- Och, nie wypada zapewne, tutaj się zgadzamy, żeby bezpośrednio kierowała statkiem, ale chyba co innego być właścicielem. Pan jako właściciel pewnie także ma osoby, dyrektorów, kierowników, którzy zajmują się wszelkimi szczegółami. Skoro Jej Królewska Mość potrafi nadzorować pracę rządu oraz całe wspaniałe Imperium, przypuszczam, iż panna Amanda, szczególnie przy wsparciu jakiegoś godnego gentlemana, jako swojego męża, potrafiłaby sprawować kontrolę nad handlem morskim
- rzeczywiście, bowiem przecież nikt nie kazałby Amandzie nosić paki po okrętowych ładowniach. Raczej musiałaby sprawować kontrolę biurową. - Porozmawiaj kuzynie ze swoją córką. Kto wie, czy się miło nie rozczarujesz.
Oczywiście jakaś możliwość to pewnie była. Aczkolwiek jeśli Artur uparłby się, jednocześnie zaś chciał, żeby panna Amanda poznała nieco twardszego życia, gotowy był porozmawiać z Charlottą, czy nie potrzebowałaby asystentki, jednak to już były sprawy stanowczo dodatkowe.
- Kobiety nie powinny się zajmować tak ciężkimi pracami. - Artur pokręcił głową. - Są tak delikatne… czasem mam wrażenie, że niektóre obowiązki domowe są dla nich zbyt ciężkie. Mówię ci Henry kobieta powinna leżeć i pachnieć, a nie być przytłoczona męskim światem.
- Szanowny kuzynie, pamiętaj, iż nawet Atena oprócz tkania chwytała czasem za włócznie, zaś Diana za łuk. Kobiecości im zaś nie można odmówić, no, ale nie mnie ci mówić, czego pragniesz dla swojego dziecka. Choć, jeśli miałbyś taką chęć, mógłbym poprosić Charlottę, by pozwoliła Amandzie asystować sobie. Twoja córka poznałaby co nieco trochę trudniejszą rzeczywistość, zaś pełniłaby rolę bardzo kobiecą. Wszak wiele pań mających nieskazitelne pochodzenie jest sekretarkami, także samej królowej naszej wspaniałej Brytanii, albo pełni podobne role
- zastanawiał się, właściwie dlaczego Artur rozpoczął ową dyskusję. Prowadził kierunek rozmowy ku jakiemuś konkretnemu celowi, czy raczej akurat tak po prostu wyszło?
- To… to byłby dobry pomysł… gdyby oczywiście Charlotta się zgodziła. - Wyglądało na to, że wampir trafił w meritum sprawy. - Obawiałbym się gdyby miała praktykować przy mężczyźnie.
- Doskonale rozumiem twoje obawy kuzynie. Jako ojciec wszak to naturalne okazywać troskę o swoje dziecko. Poproszę Charlottę, moja narzeczona rozumie takie sprawy oraz wierzę, iż wyrazi zgodę bez jakiegokolwiek problemu
- właściwie trochę i tak Artur Livingstone był dosyć postępowy. Jakaś część mężczyzn oraz, co ciekawe, kobiet, stanowczo była przeciwna pracy niewieściej płci poza własnym domem. Akurat tutaj Gaheris nie miał problemu. Czasy króla Artura były tak bardzo inne, że przyjął tutaj wykonywanie jakiegoś zawodu przez panie jako kolejną odmienność. Tym bardziej, że przecież do owych niewiast bardzo zajętych należała Charlotta Ashmore.
- Będę twoim dłużnikiem. Chciałbym… chciałbym by nauczyła się jak najwięcej niż przedstawię ją dyrekcji mojej firmy. Rozumiesz… chciałbym by im zaimponowała. - Artur westchnął ciężko. - Maria zdążyła ledwo coś napomknąć teraz przy posiłku i nie wiem czy dobrze zrozumiałem. Będziesz dziedziczył tytuł?
- Jak wiesz, tytuł hrabiego Newburgh jest dziedziczony zarówno po linii męskiej, jak żeńskiej, jeśli nie ma męskiego potomka. Ponieważ ojciec oficjalnie mnie usynowił oraz jestem jej przyrodnim bratem, tytuł należałby do mnie. Wiesz ponadto sam, Izba Lordów niechętnie patrzy na angielskiego para, który jest cudzoziemskim księciem. Maria posiada insygnia książęce, ale choć sercem przywiązana do Anglii odwiedza kraj, jednak jest szczerą Włoszką. Dlatego tutaj prawnie oraz co do samych chęci Parlamentu, nie ma problemu. Jednak nie śpieszy mi się. Podobnie jak Amanda, chciałbym się trochę bardziej wyedukować przed przyjęciem czegokolwiek. Chciałbym również obejrzeć majorat, ustalić jego potencjalne możliwości oraz ewentualne zobowiązania bankowe oraz jakieś inne. Dlatego najchętniej odsunąłbym nieco całą sprawę oraz prosiłbym, żebyś zarówno ty, jak cała rodzina, zachowała dyskrecję. Nie chciałbym wzbudzać jakichkolwiek niepewności, zamieszania, czy czegokolwiek podobnego
.
 
Kelly jest offline  
Stary 23-07-2018, 10:05   #145
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przez chwilę jakby rycerz dumał nad czymś.
- Słowo honoru, możesz być spokojny co do Amandy. Charlotta jest doskonałą nauczycielką. Przy okazji, jeśli przedstawisz mi kiedyś swoich dyrektorów, ot, choćby na jakimś nieoficjalnym obiedzie, jestem bardzo uważnym obserwatorem. Chętnie poznam ich oraz będę wiedział, oczywiście zachowując całkowitą dyskrecję, jak oceniają twoją córkę - okazało się, właściwie świetnie, iż Artur tak naprawdę chciał przekazać biznes swojemu dziecku, ale wahał się. Patrzył z jednej strony na jej delikatną płeć, z drugiej była jego dzieckiem, jedynym oraz niewątpliwie ukochanym. Urodziła się kobietą, jednak pragnął dla niej wzbogacenia charakteru, kilkoma archetypicznie męskimi umiejętnościami, przy zachowaniu jednak kobiecości.
- Grywamy regularnie w karty. Jeśli znajdziesz chwilę by do nas dołączyć… myślę że mógłbyś wtedy ich poznać. - Na moją dyskrecję możesz liczyć… ale te kobiety. - Machnął dłonią w kierunku, z którego dochodził do nich szczebiot dam. Wyczulony słuch wampira bez trudu rozpoznawał słowa i składał w szczegóły dotyczące sukni Charlotty. Cóż, akurat Gaheris nie wiedział, dlaczego szczebioty na temat sukni miałyby być gorsze od grubych rozmów na tematy wyścigów bryczek, albo kart. Zakładał, iż po prostu każdy ma swoje hobby i nic nikomu do tego. Wszak ponadto za jego czasów panie także dyskutowały na temat rozmaitych strojów. Tematyka modowa widać, stanowiła ponadczasowy element zainteresowań większości kobiet.
- Bardzo chętnie spotkam się, co prawda niespecjalny ze mnie gracz, ale jednak od czasu do czasu pozwalam sobie na taką rozrywkę.
Cóż, właściwie grał nawet wczoraj z szacownym Robertem. Jednak oczywiście najistotniejszą grę spędził ze swoja malkaviańską przyjaciółką na kolanach podczas poszukiwań. Dzięki pomocy niewidzialnej Maljavianki ograli ze swoim znajomym - właścicielem sklepu meblowego, przeciwników, najważniejsze zaś, odnaleźli ślady.
- Doskonale. Dam ci znać kiedy będzie najbliższa partyjka. - Mężczyzna wyraźnie się ucieszył. - Podasz mi adres, na który mam przesłać informacje?
Skisiło się. Ale wymyślił, co właściwie powinien zrobić.
- Proszę, przekaż do sekretariatu banku - podał dokładnie adres oraz na kogo powinna być informacja. - Nie mów tego swoim paniom, ale podczas tych pożarów Londynu mieliśmy także problem - wyjaśniał panu Livingstone. - Charlotta właśnie, ja także. Podobnie jak wielu mieszkańców, których domy uległy uszkodzeniu oraz wymagają remontu. Zatrzymaliśmy się na dworze jednego z naszych przyjaciół, tam jest odpowiednie towarzystwo potrafiące zapewnić przyzwoitkę dla Charlotty. Aczkolwiek jednak, wiesz, tyle że nie wiadomo, gdzie będziemy mieszkać, skoro, jak wspomniałem, szukamy czegoś. Dlatego informacja do banku będzie najpewniejsza.
To lekko zaskoczyło Artura.
- Dobrze, to żaden problem. - Szybko opanował zdziwienie. - Wracamy do naszych dam? Pewnie trzeba by im uzupełnić kieliszki.
Rycerz leciutko przygryzł dolną wargę.
- Wobec tego chodźmy - liczył, iż nie powiedział czegoś głupiego. - Witamy ponownie szanowne damy - powiedział głośno zbliżając się do dyskutujących pań. Możemy się przysiąść? - objął wszystkie kobiety uśmiechem. Zastanawiał się, kiedy porozmawiać z Charlie na temat Amandy? Pomyślał, iż lepiej będzie później, podczas drogi. Wszak bowiem nie było jakiejkolwiek sprawy, żeby podjechać ponownie kiedyś później. Wolał zaś, żeby Charlie nie czuła się przymuszona. Chyba żeby ktokolwiek podjął temat, wtedy mógłby pociągnąć kwestię. Niestety nie miał tego szczęścia. Wszyscy wypłynęli na ocean możliwości i tematów związanych ze ślubem. Stroje, stroje druhen, kwiaty, który kościół, gdzie wesele, jakie dania. Wraz ze zwiększającą się ilością alkoholu rosły też ilości możliwości i nim się zorientowali była niemal północ.

Pożegnali się z gospodarzami oraz księżną Mondragone obiecując rychłe spotkanie i przekazanie zaproszeń. Dopiero więc kiedy wyszli, wojownik poruszył sprawę Amandy.
- Kiedy rozmawiałyście, Artur poprosił mnie o coś, albo raczej zasugerował, ja zaś zgodziłem się poprosić ciebie … - opowiedział jej o całej rozmowie z szanownym Livingstonem. - Dlatego chciałbym zapytać, kochanie jak tą kwestię widzisz? Czy potrzebujesz asystentki, czy chciałabyś Amandę, czy potrzebowałabyś takie wsparcie? - pytał kochaną dziewczynę.
- Raczej nie będzie to problem… tylko chyba będziesz musiał nad nią popracować. - Charlie zamyśliła się. - Gdy będzie blisko mnie, może zauważyć, że coś jest nie tak jeśli chodzi o twoje bywanie w banku.
- Cóż, obecnie kierujemy dwoma bankami. Będzie można wytłumaczyć dziewczynie, iż dyskretnie sprawuję nadzór nad tym drugim oraz pokombinuję cosik. Jednak bardzo ci dziękuję, wydawało mi się, że Artur chciałby, żeby jego córka opanowała trochę podstawy biznesu. Uważa, że jego rodzinne przedsiębiorstwo żeglugowe nie powinno być prowadzone przez kobiety. Jednak chciałby przedstawić córkę dyrektorom swojej formy oraz pragnąłby, ażeby zrobiła na nich odpowiednie wrażenie. Czyli jednak tak naprawdę chciałby, aby dziedziczyła oraz doglądała interesu, ale obawia się reakcji swojej kadry oraz braku doświadczenia córki. Trochę chyba dosyć normalne obawy. Chciałbym mu pomóc oraz Amandzie, jeśli nie sprawiłoby to nie kłopotu oraz jeśli uważasz, że asystentka przydałaby się tobie podczas pracy. Właściwie przy okazji, czy nasza strategia tu połączenie banków w jeden, czy po prostu uczynienie trustu na zasadzie: dwa banki, dwie osobne firmy, ale jeden zarząd pod naszą postacią. Przy jednym banku otwarty, przy kolejnym nieco dyskretniejszy lekko?
- Wolałabym by jawne było, że jesteśmy właścicielami obu instytucji, ale zostawiłabym dwa niezależne zarządy złożone z dyrektorów. - Charlie oparła się mocniej o jego ramię. - Pomogę Amandzie i ucząc zawodu i ucząc walki o swoje.
- Dla mnie nie ma problemu. Trzeba będzie jednak dokładnie przemyśleć, co zrobić, żeby obydwa banki wspomagały się, nie konkurując ze sobą. Żeby ich kredyty uzupełniały swoją ofertę, inwestycje także. Jednak to powoli jakoś się wyklaruje. Powiedz, jak odbierasz rodzinę?
- Sympatyczni ludzie o potwornie sztywnych i tradycyjnych relacjach. Choć cieszy mnie podejście Artura. A ty? - Spytała z zaciekawieniem spoglądając na wampira.
- Arystokracja dosyć często ma takie sztywne tradycje. Jednak Livingstonowie są mili, natomiast Artur stara się wystąpić przeciwko tradycjom, przynajmniej jeśli patrzeć wiesz … Jeśli jednak chciałabyś, możemy naprawdę rzadko ich widywać właściwie … ostatecznie stanowią, jakby to rzec, kwestię przypadku, choć życzę im bardzo dobrze.
- Nie.. nie ma takiej potrzeby. - Charlie uśmiechnęła się szeroko. - Choć spotkania towarzyskie są o tyle trudne, że ciężko mi wykręcać się od alkoholu… a wolałabym nie pić z uwagi na… - Spojrzała w dół na swój nadal płaski brzuch.
- Hm, wybacz, masz rację - przestraszył się wyraźnie - wobec tego może jutro sam odwiedzę Howardów? - widać było, iż nie chciałby powodować czegokolwiek mogącego zaszkodzić jej oraz dziecku.
- Może po prostu ustalimy jakąś historyjkę, bym musiała pić herbatę. - Mrugnęła do niego i ponownie wtuliła się w ramie. - Zajrzymy do banku?
- Oczywiście, może powinienem nakarmić ghule? - zaczął się zastanawiać. Ostatecznie nie miał ich zbyt wielu, jednak szczególnie dyrekcja nowego banku stanowiła cenny finansowo kąsek. - Chyba że masz na myśli twój bank, ale wtedy także chętnie.
Charlie zaśmiała się.
- W sumie myślałam o obu, choć… jeśli chodzi o nasz… chciałam byś poznał tego chłopaka. Mówił że planuje siedzieć dziś dłużej, więc zaproponowałam że jeśli damy radę dotrzeć przejdziemy się do pobliskiego pubu.
- Faktycznie wspominałaś - przypomniał sobie - owego chłopaka. Hm, jak uważasz, jak z nim rozmawiać, co zaproponować. Nie mam doświadczenia w takich sprawach - wyznał. - Wszak ma on być taką jakby prawą ręką. Oczywiście idziemy tam.
- Po prostu porozmawiaj z nim i oceń czy według ciebie nada się na ghula. Według mnie jest odpowiedni, ale nie ja tu jestem z rodziny. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Dobrze kochanie, zaś co do rodziny, doskonale wiesz, że kiedy pojawi się dziecko, tylko od twojej decyzji będzie zależeć pozostanie ghulem lub przynależność do rodziny. Otrzymaliśmy wszyscy od księcia prawo przemienienia, które będzie czekać wyłącznie na to, czy oraz kiedy zechcesz. Natomiast chłopak, hm, wiesz mam jedną wątpliwość - wyznał - otóż gdybym nie był wampirem oraz przekonywanoby kogoś że wampiry istnieją, słyszą wyśmiałabym go. Jeśli jest takim racjonalnym typem, będzie oczekiwał dowodów.
- Chciałam byś w ogóle zobaczył czy ci odpowiada jego charakter i tak dalej. Nie wiem czy są jakieś kryteria w oparciu o które wybiera się ghula. - Powiedziała spokojnie, choć wampir był świadom, że myśli iż i ona musiała te kryteria kiedyś spełnić.
- Nie wiem. Otacza mnie kilka ghuli. Jeden, którego pokochałem oraz - uśmiechnął się przytulając kobietę - absolutnie było to najistotniejsze kryterium, dalej pani Dosett oraz Sally, cóż, wiadomo jak było, zaś panowie bankierzy, ponieważ są panami bankierami. Chyba nie ma takich konkretnych sposobów, kogo się wybiera. Jednak oczywiście wiadomo, chcemy dostrzec kim naprawdę jest. Musi być nie tylko inteligentny, ale także bardzo dobrze ogarniający sprawy, dostrzegający wszelkie niuanse. Czyli podyskutujemy sobie, poanalizuję go, później wspólnie omówimy sprawy. Zastanawiam się jednak, czy jeśli uznam, że warto, warto mu zdradzić tajemnicę istnienia rodziny. Chyba tak, bowiem skoro ty go wybrałaś, swoja opinię masz. Przepraszam cię, że tak kombinuję, jednak nie jestem specjalnie doświadczony podczas takich właśnie dyskusji dotyczących ghula.
Charlie zaśmiała się.
- Ja tym bardziej. Myślę, że warto mu będzie powiedzieć. Potrzebny nam ktoś w banku, kto będzie rozumiał sytuację… szczególnie gdy nadejdzie czas rozwiązania.
- Pytanie, czy powinnaś go jednocześnie awansować? Bowiem albo będzie nielubiany, jako szybko awansujący, albo nie będzie miał konkretnej władzy. Wydaje mi się, iż lepiej być już nielubianym, ale móc konkretnie kierować bankiem, jakby co. Oczywiście może jeszcze nie teraz … myślałem ewentualnie na temat Amandy jeszcze, jeśli sprawdzi się jako twoja asystenta, przypuszczasz, iż byłaby dobrym ghulem?
- Zbyt krótko z nią rozmawiałam by wyrobić sobie na jej temat jakąś opinię. Wydaje mi się być zwykłą dziewczyną.. Uprzejmą ładną, ale… - Charlie zamyśliła się. - Choć gdyby rzeczywiście odziedziczyła majątek ojca za kilka lat, mogłoby to być dla nas bardzo opłacalne.
- Wobec tego śpieszyć się nie będziemy. Poznasz jakoś Amandę, wtedy podejmiemy decyzję, zaś kwestia dziedziczenia, chyba jest jedynaczką, przeto raczej tak będzie właśnie. Miły spacer - powiedział rozglądając się wokoło oraz patrząc na przesuwające się ponad Londynem delikatne chmurki.
- Tak. Ale może podjedziemy kawałek? - Charlie rozejrzała się za jakąś dorożką. - Szczególnie jeśli chcemy odwiedzić oba banki.
- Tak, racja, po prostu kiedy popatrzyłem dookoła, jest naprawdę miło, ale masz rację. Wracamy później do Boyla, czy Florence?
- Chyba wolałabym do Boyle’a. - Charlie zaśmiała się i korzystając z pomocy wampira wsiadła do dorożki. - Jutro widzimy się z Florence, a… myślę że przydałoby mi się nieco odpoczynku. Chyba że masz ochotę to… - Zerknęła niepewnie na wampira.
- Pojedziemy do Boyla - odpowiedział szybko. Skoro Charlotta spodziewająca się dziecka chciała wypocząć, sprawa była oczywista wszak. Inna kwestia, co zrobić, keidy pojawi sie dziecko Boyla? Wtedy chyba nie będą mieli innego wyjścia niźli opieka Florence. - Odpoczynek mojej ukochanej jest najważniejszy. Musisz się położyć, przytulimy się, zaś Florence odłożymy na kolejne spotkanie. Wobec tego do banku - podał woźnicy odpowiedni adres.
Podróż upłynęła im na omawianiu spraw ślubu. Charlotta przedstawiła mu listę gości wstępnie zaproponowaną przez Rebeccę po konsultacji z jego narzeczoną. Zapowiadało się bardzo arystokratyczne przyjęcie.Wyglądało też na to, że problem druhen zaczyna się rozwiązywać. Charlie rozważała swoje podopieczne z balu i Amandę.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-08-2018, 11:25   #146
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Rozmawiając zajechali pod drzwi banku. Odźwierny, szybko wezwał jednego z pracowników, by zajął się nową właścicielką i dyrektorem banku, więc nim dotarli do sali obrad, zapowiedziano, że dyrektorzy niebawem przyjdą i zaproponowano napoje.
- Oczywiście bardzo chętnie.
Po prostu rycerz planował nakarmić ich krwią oraz wysłuchać. Ewentualnie mogli wszak zobaczyć jakiegoś innego ghula, albo kogoś spośród właśnie wampirów. Gdy wszyscy się zebrali, szybko okazało się, że poza napojeniem czeka ich podjęcie wielu decyzji. Ghule przyzwyczajone były do zdawania relacji ze wszystkich ruchów banku i do tego, że Jessie lub jej ghule podejmują wszystkie decyzje. Czyli tak naprawdę byli totalnymi właściwie figurantami. Jednak dlatego, że musieli, czy dlatego, że byli kompletnie niezdolni.
- Panowie dyrektorzy - powiedział kiedy byli już odpowiednio nakarmieni - rozumiem, iż byliście przyzwyczajeni do wykonawania poleceń, które wam przekazywano. Osobiście zakładam, że tak doświadczeni fachowcy na pewno mają jakieś własne przemyślenia, propozycje, pomysły rozwoju wspólnego banku. Zanim określimy odpowiedzi na owe problemy, chcę usłyszeć od każdego z was konkretne propozycje. Jeśli nie, możemy się spotkać powiedzmy za dwa dni taką samą oczywiście porą, jednak wtedy będę oczekiwał bardzo dużych szczegółów. Obecnie chcę wiedzieć, jak planujecie rozwiązać te kwestie, poczynając od … - zaczął odpytywać dyrektorów. Ostatecznie nie potrzebował ghuli durniów, ale ghuli fachowców. Przypuszczał ponadto, iż skoro są na tym miejscu, gdzie są, należą do wybitnych specjalistów, tylko dyrektywne zarządzanie przez poprzednie wampiry sprawiło, iż utracili inicjatywę. Obawiali się chyba cokolwiek przedsięwziąć. Musiał to zmienić. Później chciał ich przepytać co do tego, czy kogoś istotnego widzieli.

Chwilę to zajęło ale w końcu mężczyźnie zaczeli wypluwać z siebie jakieś pomysły i Gaheris musiał przyznać że były one całkiem dobre. Dyrektorzy nie bez powodu zajmowali te stanowisko, byli jednak wyraźnie zastraszeni. Omówienie spraw zajęło im kilka godzin, ale nie były one bezowocne.

Zapytani o jakieś ciekawe spotkania mężczyźni w większości opowiadali głównie o spotkanych klientach banku. Kontaktach ważnych finansowo, ale nie tych o które chodziło wampirowi. Jeden z nich odniósł wrażenie, że minął się z innym ghulem Jessie, jakimś księdzem. Nie pamiętał imienia, ale widział go kiedyś w otoczeniu dawnej pani.
- Interesujące, pamięta pan może gdzie? - spytał owego dyrektora, natomiast ogólnie pochwalił. - Właśnie panowie chodziło mi, żebyście zajęli się sterowaniem banku zgodnie ze swoją wiedzą oraz pomysłami. Obiecujemy, że nie będziemy się wtrącać w sprawy banku bez wyraźnej konieczności. Dlatego spokojnie powinniście podejsć do swoich obowiązków.
Wiadomo była jeszcze kwestia koordynacji obydwu banków, jednakże tutaj powoli będzie się układało jakoś.

Mężczyzna widział ghula niedaleko Charter House. Nawet Gaheris słyszał o bardzo dobrej szkole, która się tam znajduje.
- Wszedł do środka, Panie. - Mężczyzna wyraźnie cieszył się, że mógł pomóc.
- Świetna obserwacja, bardzo pan pomógł, szanowny dyrektorze - starał się zawsze traktować innych odpowiednio. - Zaś za propozycje oraz naradę wszystkich muszę pochwalić. Dobra robota, panowie, bardzo dobra.
Spojrzał pytająco na kobietę. Jeśli miała coś do jeszcze powiedzenia, to wiadomo, mogli kontynuować, jeśli nie, powinni ruszyć dalej. Charlie podniosła się od stołu, a mężczyźni wstali razem z nią.
- Dziękuję wszystkim za spotkanie.

Razem z Gaherisem opuścili pokój i zeszli do głównej sali, gdzie ghulica poprosiła o wezwanie dorożki.
- Niesamowite jak bardzo Jessie ich kontrolowała. - Odezwała się szeptem, tak cichym, że wampir słyszał ją tylko dzięki swoim wyostrzonym zmysłom.
- Bezsensownie, dodajmy. Widać doskonale, iż są to fachowcy pierwszej wody. Potrafią wspaniale poprowadzić biznes, szczególnie jeśli pozwoli im się na wprowadzenie zmian, propozycji etc. Osobiście bardzo się cieszę takimi współpracownikami. Trzeba jeszcze tylko dobrać się do tego wikarego. Wydawał się bardzo uczciwym człowiekiem oraz bardzo przywiązanym do swojej wampirzycy. Chciałbym, żeby podjął współpracę z nami, jeśli zaś przejęli go inni, może udałoby się dotrzeć jakoś dalej. Jedziemy do tej szkoły, jeśli nie jest zbyt późno, czy do twojego banku?
- Szkoła będzie raczej zamknięta o tej porze… chyba że chcemy się włamać
? - Spytała niepewnie zerkając na wampira. - Ja bym pojechała do banku i nie kazała czekać Jackowi. Moglibyśmy z nim porozmawiać…. Choć sprawa wikarego jest dosyć pilna, prawda?
- Jest dosyć pilna
- przyznał - mógłby posiadać jakieś dodatkowe informacje. Kochanie, przepraszam, nie wiem, czy dobrze, żebyś tam szła. Lepiej chyba wysłać jakiegoś ghula choćby Florence, jeśli wyraziłaby zgodę, bowiem wiesz, obawiam się, że ktoś mógłby ciebie potraktować brutalnie - wyraził obawę. - Przemyśl proszę, natomiast faktycznie, idźmy do szanownego Jacka.
- Możemy jadąc odwiedzić rezydencję Florence. Nie nadłożymy wiele drogi
. - Zaproponowała ghulica, ruszając wraz z wampirem w stronę zapowiedzianej dorożki. - Ja… wierzę, że ochronisz mnie przed wszystkim. - Uśmiechnęła się do wampira. Oddał kobiecie taki słodki uśmiech.
- Podczas nocy, wiesz doskonale, jednak nie jestem kimś innym, niźli inni tego właśnie gatunku. Właściwie kiedy tak myślę na temat siedziby Boyla, nawet jeśli to nie to, co chciałbym posiadać, jednak przynajmniej będziemy odpowiednio chronieni. Jednak chyba lepiej podczas wizyty dziecka Boyla mieszkać gdziekolwiek indziej. Pewnie Florence?
- Myślę, że to rozsądne… łatwiej nam będzie obejrzeć jakieś rezydencje w mieście
. - Charlie przyjęła pomocną dłoń przy wsiadaniu i usadowiła się na wyściełanej ławce, robiąc wampirowi miejsce. - Więc… najpierw Florence, potem bank?
- Proponuję odwrotnie. Nie każmy chłopakowi czekać. Niechaj spokojnie się wyśpi. Potem chwilkę Florence, potem Boyle. Co do rezydencji, nie wiem, czy kamienica gdzie mieszkałaś, została zniszczona? Ponadto jeszcze kwestia, do banków docierają informacje na temat problemów ludzi. Korzystając można od kogoś takiego kupić tanio lokum.
- To prawda, możemy poszukać w ten sposób, a nasza kamienica… jest w bardzo złym stanie. Prawdopodobnie zostanie wyburzona, tak jak kilka sąsiadujących
. - Charlie podała dorożkarzowi adres własnego banku i pojazd ruszył w wyznaczonym kierunku. - Myślałam by poszukać czegoś by znajdowało się gdzieś pomiędzy oboma bankami, by z krócić możliwe czas dojazdów.
- Pomysł doskonały, ale skoro będziemy mieli gdzie mieszkać, to śpieszyć się nie trzeba. Szkoda kamienicy, chyba, że jeśli wszystko będzie wyburzone, może wykupić okoliczne parcele, będzie tanio, zaś kiedyś, kiedy będą jakieś pieniądze, powoli postawimy coś?
- Na pewno zapytam. Lubiłam Baker street
. - Charlie uśmiechnęła się. - Zastanawiałam się co zrobić po ślubie. Syn Boyle’a chwile tu będzie, a ja chciałabym gdzieś z tobą zamieszkać i mieć przestrzeń tylko dla siebie.
- Właśnie problem polega na tym, iż nie wiadomo, ile będzie, bowiem nie wiemy, jak długo będą magowie. Możemy więc albo wynająć coś na czas, kiedy byłoby to potrzebne. Być może to lepsza opcja? Oraz tańsza, skoro zdecydowaliśmy się na dzierżawę majątku, możemy dobrać coś powoli, ech nie wiem już
- widać było intensywne myślenie, jednak prowadzące do rozmaitych opcji, niekoniecznie pasujących do siebie. - Po prostu nie wiem. Optymalnie byłoby mieć rezydencję w Londynie służącą do spędzania czasu na terenie miasta, kiedy będziemy tego potrzebować właśnie. Jest też problem tego, żeby nie mieszkać na terenie posiadłości Boyla, póki jest jego syn. Ponadto nie można się ciągle narzucać Florence. Wniosek, czegoś faktycznie potrzebujemy na chwilę przynajmniej. Pytanie tylko czy wynająć, czy raczej kupić takie?
- Zdecydujemy się gdy zobaczę co jest na rynku, co ty na to
? - Charlie pogładziła go po dłoni. - Będę patrzyła na obie opcje.
- Oczywiście piękna moja. Póki zaś co jakoś sobie poradzimy powoli. Przy okazji, dobrze, że Florence będzie wiedziała na temat pastora. Sensowne będzie obserwować szkołę, wszak mogłoby to być jakieś miejsce zgromadzenia tamtych wampirów.
- Nie wiem na ile istotne jest informowanie reszty rodziny z uwagi na tego wampira, który uciekł
. - Charlie westchnęła. - Ale najpierw zajmijmy się tym.

Weszli do dobrze już znanego Gaherisowi holu banku, skierowali się jednak nie w kierunku gabinetu Charlie i pokoju obrad, a w stronę gdzie znajdowały się gabinety dyrektorów. Był tam nawet jeden należący do niego choć wampir nazbyt z niego nie korzystał. Jack Blair był najwyraźniej jednym z czterech zajmujących ten pokój asystentów i jedynym, którego zastali o tak późnej porze. Gdy weszli, zestresowany aż podskoczył.


Był młody, ale Gaheris bez trudu zauważył, że spojrzenie chłopaka jest bystre.
- Państwo Ashmore… Dobry wieczór. - Skłonił się głęboko.
- Witamy pana, proszę usiąść.
Prowadził kobietę do krzesła, odsunął, aby mogła spokojnie usiąść, wreszcie usiadł rycerz obok niej przypatrując się Jackowi Blairowi.
- Proszę pana, panna Ashmore oceniła pana pozytywnie. Był pan, niewątpliwie zdaje pan sobie sprawę będąc człowiekiem inteligentnym, pod czujną obserwacją. Wstępne oceny wypadły dobrze, dlatego właśnie prowadzimy rozmowę. Być może jest pan człowiekiem, którego szukamy, który ma się stać naszym bliskim współpracownikiem na wiele lat, więcej, niźli ktokolwiek mógłby przypuszczać. Czy jest pan zainteresowany taką formą współpracy, która będzie wymagała od pana pracy tutaj, ale też raportowania nam rozmaitych rzeczy, kiedy będziemy poza bankiem, przekazywania poleceń, obserwacji, wprowadzania pewnych dyrektyw, kiedyś zaś osobistego kierowania firmą przez wiele lat, bardzo wiele. Przy czym może się to wiązać z korzyściami, ale też jak to bywa, pewnym ryzykiem dotyczącym spraw pozabankowych, powiązanych z rzeczami, organizacjami, kwestiami, których obecnie pan jeszcze nie miał szansy poznać.
- Ekhym
.. - Jack przyglądał się uważnie wampirowi mimo zdziwienia, które odmalowało się na jego twarzy. - Przyznam, że Panna Ashmore wspominała mi o awansie. - Delikatnie skłonił się siedzącej Charlotcie. - Ale przyznam, że w tym momencie niezbyt jestem pewny natury tego awansu.
- Natura byłaby podwójna. Po pierwsze pod względem stanowiska tutaj. Awansowałby pan na stanowisko kierownicze. Potrzebujemy tutaj kogoś, kto stanie się prawą ręką. Osoby inteligentnej, bystrej, pełnej zapału, dobrej woli, wiedzy, ale też umiejącego trzymać język na kłódkę, jeśli trzeba, potrafiącej negocjować oraz umiejącej poradzić sobie z personelem banku wyciągającej maksimum efektywności ze strony pracowników przy zachowaniu szacunku oczywiście. Widzisz przeto mości panie Blair, takie cechy są standardowo wymagane dla kogoś zarządzającego potężną instytucją. Jednak my oczekujemy czegoś ponadto. Chcemy mieć kogoś, co w zamian za wspomaganie nas oraz ofiarną służbę, będzie chciał się stać może szybszy, może silniejszy, może dużo sprawniejszy na wiele … pięknych stuleci
- wyjął drobną monetę z kieszeni oraz po prostu zgniótł ją niczym maleńki drucik podając Blairowi. - Poszukujemy człowieka, który będzie mógł zrobić może kiedyś tak, jak tutaj monetę. Pytanie jednak, chciałby pan być takim człowiekiem? Gwarantuję, iż nie będzie musiał pan nikogo mordować, ani obrabować Skarbca Anglii - dodał jeszcze, jakby spodziewał się pytania typu “co będę musiał uczynić?”
- Proponuje mi Pan wiele bardzo… nietypowych nagród, ale nadal nie jestem pewien moich obowiązków. Nie licząc tych związanych z obsługą banku, oczywiście.

Wampir przygryzł wargi, nie był dobry przy takich rozmowach, ale cóż, trzeba jakoś właściwie poróbować.
- Dokładnie takie, jak panu przedstawiono. Dotyczące obsługi banku. Następne, których pan się zapewne obawia lub niewątpliwie jest ciekawy, czyli te ukryte, to po prostu posłuszeństwo oraz słuchanie panny Charlotty oraz mnie. Plus pewna konieczność, bez której niestety nie mogę panu przekazać owych dodatkowych drobiazgów. Proszę spokojnie siedzieć, nie planuję panu zrobić krzywdy - powoli otworzył usta wysuwając kły. - Prawdziwe, daję słowo - wyjaśnił powoli. - Jesteśmy z panną Ashmore powiązani z tą rzeczywistością ciemności, którą ludzie zowią po prostu wampirami. Żywimy się krwią, ale nie oznacza to, iż zabijamy innych. Także karmimy krwią swoich podwładnych zwanych ghulami. Ona daje im te wszystkie rzeczy, które wspominałem. Jest się człowiekiem, można mieć potomstwo, rodzinę, pracę, cieszyć się pięknem przyrody, ale przy tym wszystkim należy służyć. Proponuję panu bycie moim ghulem. Byłby pan posłuszny mi oraz pannie Ashmore. Proszę się zastanowić. Jeśli myśli pan, że gdyby pan odmówił, zgonie pan lub coś podobnego, proszę się nie obawiać. Sprawię jedynie, iż zapomni pan niniejszą rozmowę, będzie pan pamiętał wszystko, oprócz szczegółów tego właśnie spotkania. Panna Ashmore ceni pana tak czy siak, więc spokojnie może pan pracować na swoim stanowisku bankowego asystenta.

Mężczyzna jak dotąd stał, teraz opadł na swój fotel o mały włos się nie wywracając.
- Pan… pan jest wampirem… - Spojrzał na Charlottę upewniając się, czy ona też ale ghulica pokręciła głową, więc przeniósł wzrok z powrotem na Gaherisa. - To dlatego bywa pan tutaj tylko po zmroku? Och… i panna Ashmore…
- Też jestem ghulem, jeśli cię to interesuje Jack
. - Kobieta uśmiechnęła się w ten swój rozbrajający sposób.
- Och… Czyli.... Musiałbym pic pańską krew?
- Owszem, co więcej, mogę powiedzieć, że jest to wzajemna usługa. Niekiedy byłbyś moim karmicielem, niekiedy piłbyś moją krew. Dodajmy jednak, iż dla ghula krew wampira jest bardzo smaczna.
- Pan piłby ze mnie
? - Mężczyzna potarł swoją ukrytą pod kołnierzykiem szyję.
- To bardzo przyjemne. - Charlie dorzuciła co nieco uspokajającym tonem.
- Rozumiem, że powinienem teraz podjąć decyzję?
- Niekoniecznie szyja, wystarczy przegub dłoni
- wyjaśnił. - Sam rozumiesz, że tego typu tajemnice nie są rozgłaszane specjalnie. Jeśli nie wyrazisz zgody, wybacz, ale po prostu będę musiał sprawić, że wszystko zapomnisz.
- Ach… rozumiem
. - Jack spoważniał. Podniósł się od biurka i podszedł do okna, dopiero po chwili reflektując się, że postąpił odrobinę niekulturalnie. - Wybaczcie. Czy mogę zastanowić się chwilę?
- Jak najbardziej, doskonale pojmuję, iż właśnie taką propozycję nie otrzymuje się często oraz że waży ona mocno na resztą istnienia. Jeśli jednak ma pan jakieś pytania, proszę spytać.
- Wspominał Pan o… tym że stanę się silniejszy, zwinniejszy… na wiele stuleci, tak
? - Blair obejrzał się na wampira. - Jak mam to rozumieć?
- Urodziłem się w VI-ym wieku, dawno, dawno temu
- powiedział wampir poważnie. - Nasza krew daje siłę nam, naszym ghulom także. Wiele stuleci … Będziesz kimś patrzącym, jak przemijają kolejne epoki - oczywiście nie planował tłumaczyć szczegółów, jednak ogólnie taka była prawda. Ponadto ghul mógł kiedyś dostąpić zaszczytu przemiany. Wprawdzie obecnie miał pozwolenie na jedną taką, która czekała na kiedyś, kiedy będzie miała ochotę Charlotta, jednak książę mógł udzielić też kolejnych przywilejów. Wspaniała malutka Malkavianka wszak wspominała, iż posiada trójkę, gdyby jednak pragnęła, mogłaby mieć więcej potomków swojego gatunku.
Jack przytaknął i ponownie spojrzał w okno. Jego rozmyślania trwały dłuższą chwilę, w końcu obrócił się jednak do narzeczonych.
- Wiem… wiem że pewnie nie ma tutaj możliwości próbowania, ale… chciałbym spróbować być twym sługą.
- Niestety nie ma
- właściwie każdy ghul pała uczuciem do swojego pana, przeto decyzja później jest praktycznie niemożliwa, oczywiście teoretycznie mogłaby mieć jakąś miejsce, jednak nie słyszał takiego wypadku. Wampir nie mógł nakarmić Charlotty, no chyba że dosłownie kropelką, bowiem tak powiadała Florence. Uśmiechnął się do dziewczyny lekko dotykając jej smukłą dłoń. Jednak najpierw postanowił kupić nieco jego krwi. - Podaj mi proszę swój przegub dłoni. Nie obawiaj się, to będzie zdecydowanie przyjemne - zwrócił się do Blaira. - Możesz się nie patrzeć, jeśli nie chcesz, ale to będzie bez jakiegoś nieprzyjemnego widoku tutaj.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-08-2018, 09:29   #147
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyzna podszedł do wampira, odsłaniając swój nadgarstek z rękawa marynarki i mankietu koszuli.
- Chyba… wolę patrzeć. - Powiedział wpatrując się w Gaherisa.
Skinął więc, potem podszedł, wysunął kły.
- Proszę pana … - ukąsił mężczyznę oraz począł ssać.
Wampir czuł strach Jacka gdy jego krwi przebijały skórę, szybko jednak to uczucie zastąpiło coś co dla heteroseksualnego mężczyzny mogło być niekomfortowe. Pragnienie. Gaheris kątem oka zaobserwował wybrzuszenie, które pojawiło się na spodniach, przypominając sobie jak sam reagował na pocałunki Pani Jeziora. Jednak kobieta, bowiem wszak kobietą była Pani Jeziora, to inna sprawa, niźli mężczyzna. Najnormalniej postanowił skupić swoje myśli wyłącznie na piciu krwi. Uczynił to szybko, natomiast potem natychmiast zalizał ranki. Wytarł usta serwetką.
- Przynieś proszę jakieś naczynie, kielich lub coś podobnego - postanowił podać mu trochę krwi poprzez jakieś naczynie.
- D..dobrze. - Mężczyzna szybkim krokiem opuścił pomieszczenie, wyraźnie zszokowany swoją własną reakcją.

Wrócił po dobrych kilku minutach, wyraźnie spokojniejszy. Przyniósł kryształowy kielich i podał go wampirowi.
- Czy to będzie dobre?
- Jak najbardziej
- wampir ugryzł swój przegub. Ukąsił lekko. Następnie wypuścił naciskając ranę słodką wspaniałość do podstawionego kielicha. Wskazał dłonią.
- Pańska kolej.
Mężczyzna przytaknął i powoli wypił krew. Na początku wyraźnie zdenerwowany, kończył już z przekonaniem.
- Ja… czuję się dziwnie.
- To uczucie spełnienia… jakby wszystko nagle znalazło się na swoim miejscu.
- Charlotta uśmiechnęła się.
- Takie właśnie coś, jak wspomniała - wskazał obok. - Będziemy powtarzali to niekiedy właśnie tak. Chyba tyle tego - spoglądnął pytająco. Jego ukochana mogła mieć bowiem jakieś dodatkowe uwagi.
- Na razie pozostawimy wszystko tak jak jest, dobrze? - Uśmiechnęła się do Jacka. - Nie chcę by ktoś wiązał twój awans z tym spotkaniem. Proszę więc o cierpliwość.
- Oczywiście.
- Mężczyzna skłonił się głęboko.
Charlotta wstała z krzesła i podeszła do swojego narzeczonego.
- Odpocznij dzisiaj. Od jutro czeka cię nieco dodatkowej pracy.

Opuścili pokój pozostawiając Blaira w głębokim ukłonie i skierowali się ku schodom prowadzącym do głównej hali. Bank był już w większości opustoszały. Jedynie ochrona i kilka zajmujących się sprzątaniem kobiet, kryło się w cieniach.
- Przypadł ci do gustu?
- Wydaje się inteligentny oraz ambitny, ponadto nie podejmuje decyzji od razu, tylko nawet przy takich sytuacjach lubi mieć chwilę na rozważenie za oraz przeciw. Podoba mi się, będzie dobrym reprezentantem interesów.
-
Uśmiechnął słodko się do ukochanej kobiety, bowiem właśnie ona go wypatrzyła wśród tłumu pracowników banku. - Ech muszę jeszcze napisać pismo do owego szkockiego wampira. Średnio mi się chce, bowiem nie wiem, co napisać, ale ogólnie miło pozdrowię oraz poproszę, bym miał wstęp do Szkocji, ponieważ mam znajomych. Przy okazji, co do papierów, które powinien stworzyć ów znajomek panny Dosett. Czytając dowiedziałem się, iż musi być potwierdzenie ślubu mojej teoretycznej matki oraz mojego teoretycznego ojca przed moim urodzeniem. Tylko dzieci prawego łoża mają prawo do przejmowania tytułów oraz ziem. Póki co jeszcze się wprawdzie nie spieszy, ale warto już przygotowywać grunt. Czyli mości Vincenzo musiał się ożenić z moją matką, choćby na dzień przed urodzeniem dziecka.
- Czyli będzie trzeba jeszcze załatwić akty chrztu… dobrze. Na spokojnie spiszemy listę dokumentów do przygotowania
- Charlie przytaknęła jakby potwierdzając że zapisała to w swojej pamięci. - Jedziemy teraz do Florence?
Skinął.
- Mieliśmy jechać kochanie
- rzeczywiście byli wszak umówieni. Zakładał, że Charlotta porozmawia ze swoimi przyjaciółkami, zaś on spłodzi jakiś list do szkockiego wampira. Ciągle dumał nad tym, właściwie jakie słowa powinien pisać.

Florence zastali w jej rezydencji. Po krótkich powitaniach Charlie została przechwycona i zabrana przez kilka półnagich ghulic do kuchni, a Gaheris został sam na sam ze starszą.
- Jak tam plany wyjazdowe? - Wampirzyca, zupełnie nago rozsiadła się na jednej z sof dając wampirowi dostęp do swojego biurka i przyborów do pisania.
- Przesunięte najpewniej - wyjaśnił. - Przyczyn wiele, tutaj jest mnóstwo pracy choćby … będzie kiedyś pewnie jakaś okazja. Dlatego choćby do księcia byłego Edynburga napiszę grzecznościowo oraz prosząc ogólnie wstępnie o niestawianie przeszkód, gdybym chciał odwiedzić piękną Szkocję.
- To rozsądne.
- Starsza przyglądała mu się. - Jutrzejsze spotkanie w sprawie ślubu, aktualne?
Wojak pomyślał chwilkę. Ustalali wszak z Charlottą, że tak, dlatego skinął twierdząco.
- Stanowczo, póki co nic się nie zmienia pod tym względem. Jakieś kolejne nowiny dotyczące nieproszonych gości na terenie Londynu? - spytał ciekawy, choć Boyle wspominał parę kwestii,jednak Florence mogła mieć kolejne informacje.
- Nieco świeżynek rozproszonych po obrzeżach, uważających że przy tym całym zamieszaniu ich nie dostrzeżemy. - Florence wzruszyła ramionami, sprawiając, że jej piersi zafalowały. - Nie licząc wspomnianych na radzie magów i łowców… cisza.
- Chciałbym właściwie spytać, ta cisza to dobrze, czy źle? Przy okazji, dawnego ghula pani Ventrue, która wiesz, widziano koło Charter School. Znasz może to miejsce ewentualnie?
- bowiem Florence mogła mieć wiele ciekawych informacji.
- Tak… Jessie coś przy nim kombinowała, ale jako że było to centrum jej domeny ciężko było się dowiedzieć co. - Florence zamyśliła się. - Wysyłałam tam ludzi by to sprawdzili, ale nic nie donieśli.
- Tymczasem istnieje szansa, iż tam gromadzą się przeciwnicy. Oczywiście jest także kolejna szansa, że wspomniany wikary był tam przypadkiem, lub się po prostu ukrywa. Dałabyś jakoś radę wysłać kogoś?
- Na pewno. Może tym razem dokładniej sprawdzą.
- Starsza przytaknęła wampirowi.
- Wobec tego dziękuję - uśmiechnął się do niej. - Biorę się za list do mości byłego księcia Edynburga.
Ostatecznie skoro Charlie wybyła na jakiś czas, lepiej było spokojnie wyredagować pismo. Wszak najlepiej było odwiedzić Howardów jutro wieczorem mając już gotowy przekaz.

Pióra wiktoriańskiej epoki były lepsze od gęsich piór, którymi posługiwał się niegdyś wojownik. Dlatego pisało się nimi szybciej. Przyjemniej było też pozostawiać litery na szeleszczącym papierze, niźli szeleszczącym podczas pisania pergaminie.

Cytat:
- Wasza Wysokość
… - rozpoczął standardowo list do byłego księcia Edynburga. Właściwie miał przeświadczenie, iż byli książęta są bardziej zogniskowani na tytułach niźli rzeczywiści władcy. Dlatego list starał się utrzymać w tonie bardzo eleganckim. Powołał się na znajomość z dawnych lat, acz bez szczegółów, żeby nie wyszło, iże książę kiedyś był smarkaczem mającym krótkie gatki. Wspomniał kilka ogólnych szczegółów, iżby było wiadomo, że rzeczywiście pisze prawdę. Zamieścił gratulacje oraz pozdrowienia. Poprosił oraz wyraził nadzieję, iż potencjalnie możliwe wizyty na szkockiej ziemi spotkają się ze zrozumieniem. Poinformował, iż wizyty wynikają wyłącznie ze spraw dotyczących przeszłości rodzinnej oraz społeczeństwa ludzkiego, nie dotyczą zaś polityki rodziny. Pragnął tym samym poinformować go, że nie jest ani szpiegiem Peela, ani samotnym wilkiem. Oczywiście były książę mógł nie uwierzyć, aleć jakiś kroczek to był we właściwym kierunku. Wreszcie poinformował, że przekazuje list przez pana Howarda, którego przypadkowo spotkał na towarzyskim balu. Dodawszy kupę ozdobników oraz eleganckich wyrażeń list był właściwie gotowy.

Florence przyglądała mu się przez cały czas, jednak widział że jej wzrok jest raczej skupiony na jego twarzy niż na tym co pisze.
- Gotowe? - Spytała, podając mu kielich wypełniony vitae. Gdzieś podczas jego pracy nad listem, zdążyła na siebie narzucić jedwabny szlafrok, którego kolor pokrywał się z odcieniem płynu wypełniającego naczynie.
- Dokładnie gotowe - przyznał. - Bardzo ogólnie oraz grzecznie, czyli tak, jak się powinno pisać listy do osób widzianych dawno. Chyba, że jest inaczej - spojrzał najpierw na Florence, później na drzwi, gdzie zniknęła Charlotta wraz ze swoją obstawą miejscowych dziewcząt.
- Wiesz… w naszym świecie “dawno” ma różne znaczenia. - Wampirzyca uśmiechnęła się i także spojrzała na drzwi. - Rozmawiają o dzieciach.
- Wydaje mi się, że VI-y wiek to jednak jest dosyć dawno. Cóż, niechaj porozmawiają sobie. Czy jest jakiś zwyczaj, by udając się w wizytę do Howardów wziąć coś ze sobą? Pamiętaj, że ten Howard mieszka tylko chwilowo na terenie rezydencji swoich krewnych.
- Raczej nie, szczególnie jeśli nie znasz gospodarzy. Podarki są mile widziane głównie w otoczeniu najbliższej rodziny i przyjaciół. Istnieje spora szansa, że nawet nie będzie cię zapoznawał z gospodarzami a jednak spotkacie się w jednym z mniejszych saloników. Z tego co kojarzę mają sporą rezydencję.
- Wobec tego jeśliby przedstawił mnie, ładniutko się przywitam, jeśli nie, powiem swoje oraz ruszam dalej. Mam pytanie
- przeszedł na temat rodziny - dotyczące pozwolenia księcia na stworzenie potomstwa. Czy takie pozwolenia obowiązują stale, czy tylko jakis okres czasu, czyli czy mogę je sobie zachować, kiedy Charlotta zechce przejść na wampiryzm, czy też za powiedzmy ileś lat może być już przedawnioną dawniej kwestią?
- Tak długo jak nie napsocisz.
- Florence uśmiechnęła się ciepło. - Przyzwolenie jest wieczne, chyba że zrobisz coś by je cofnąć.
- Nie planuję jakoś psocić, znasz mnie pod tym względem. Chyba, że masz na myśli specjalny rodzaj wspomnianych psot. Pod tym względem także mnie znasz
- wyjaśnił słodkim głosem, ale zerkając ku drzwiom. Jakoś byłoby głupio, gdyby zaczęli bez pięknej Charlotty.
- Jest jeszcze jedna opcja… może się zmienić książę, a nowy nie uznać twego prawa do potomka. - Gdy mówiła Gaheris usłyszał nadchodzące kobiety. - Polecam nie zwlekać z tym zbyt bardzo.
- Póki co, sama wiesz, nie możemy. Jednak będę miał to na uwadze
- przyznał wampir. - Chciałbym, żebyśmy ogólnie się urządzili oraz odchowali dziecko. Jakby nie było, prawdziwy rodzic byłby bardzo potrzebny - trochę frasowały Gaherisa słowa cudownej wampirzycy.
- Nie martw się Peel się jeszcze przez pewien czas nigdzie nie wybiera, a i my planujemy pilnować by pełnił funkcję, którą zajmuje.
- Florence mrugnęła do wampira i podobnie jak Gaheris zwróciła się w stronę drzwi, przez które wkroczyły ghulice z Charlottą na czele.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-08-2018, 14:07   #148
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Powstał na równe nogi uśmiechając się do swojej ukochanej oraz podchodząc. Podał jej dłoń oraz doprowadził do fotela obok.
- Właśnie rozmawialiśmy nieco na temat polityki oraz napisałem list - wyjaśnił dziewczynie.
- Wspaniale. - Charlotta uśmiechnęła się szeroko siadając na fotelu. - A ja zostałam brutalnie dokarmiona.
- Oj tam… pałaszował aż jej się uszy trzęsły
. - Zupełnie naga Rosa opadła na łóżko.
- Wobec tego jestem paniom bardzo wdzięczny, że zadbałyście aby moja narzeczona zaspokoiła swoje żywieniowe pragnienia - teatralnie skłonił się wesoło uśmiechając. - Jak się czujesz? - spytał dziewczynę.
- Bardzo dobrze. - Zobaczył jak narzeczona delikatnie zarumieniła się i nagle dotarło do niego, że widok tylu pięknych nagich kobiet, nawet na Charlie mógł działać podniecająco.
- Czy masz ochotę na delikatny masaż? - spytał ją uśmiechając się jednak zerkając także wokoło, jakby chciał zaprosić pozostałe panie do pomocy przy masowaniu ciała Charlie dotykiem oraz słodkimi pocałunkami.
- Tak chętnie. - Ghulica uśmiechnęła się, a leżące na łóżku dziewczyny zrobiły im miejsce. Ale zanim w ogóle podeszli do łóżka zerknął jeszcze na Florence. Jakby nie było, to był jej dom oraz ona miała prawo decydującego powiedzenia tak lub ewentualnie nie. Oczywiście doskonale znając pod tym względem Toreadorkę nie spodziewał się jakiegokolwiek zaprzeczenia.

Dziewczyna siedziała na fotelu. Podszedł do niej, podał dłoń unosząc jej rękę tak, jakby prosił do jakiegoś dworskiego tańca. Kiedy powstała powiedział.
- Momencik piękna moja, wszelkie masaże mają to do siebie, że zdecydowanie lepiej je się realizuje po prostu na ciele. Pozwól więc, że najpierw rozbiorę cię.
Charlie uśmiechnęła się ciepło do swojego narzeczonego i przytaknęła, pozwalając mu na działanie. Powoli bardzo, tak by wszystkie obecne panie mogły obserwować każdy ruch jego palców, każde zsunięcie się kawałka materiału, Gaheris zaczął pozbawiać ją kolejnych części ubrania. Poczynając od sukni, którą nosiła na sobie, a która była spięta całym zestawem haftek oraz przypinek. Widać było, że rozbierając się, sam się podnieca. Spojrzenie świeciło mu namiętnością, zaś kiedy nagle suknia opadła, bystre oko mogło dostrzec, jak jego spodnie nagle mocniej wypychają się czyniąc wzgórek podle strategicznego miejsca.

Ponownie podał ją dłoń, by mogła wyjść z kręgu, który na podłodze utworzyła opadająca sukienka, tym razem już w pięknej, kobiecej bieliźnie, którą powoli zaczął zdejmować również. Począł jednak od pantofelków uwalniając śliczne, jedwabne pończoszki, które były przypięte sznureczkami do dolnej części gorsetu, niczym specjalnego pasa otaczającego jej biodra. Przyklęknął przy niej. Jego oblicze znalazło się blisko jej nogi, maleńkiego fragmentu odkrytej skóry pomiędzy koronkowymi pantalonami oraz górą pończochy. Delikatnie ucałował to miejsce chłonąc zapach kobiecej skóry. Miejsce to zresztą pozwalało mu wyczuć wampirzymi zmysłami także podniecenie ukochanej. Wciągnął nosem powietrze niosące pełną woń jej kobiecej słodkości. Czuł i widział jak Charlotta drży i wiedział, że nie są to dreszcze zimna. Jego narzeczona była rozpalona i wpatrywała się w niego wygłodniałym wzrokiem, grzecznie czekając na ciąg dalszy rozbierania.

Odwiązał wstążeczkę przytrzymującą jedną pończoszkę na nodze oraz zaczął ją powolutku zsuwać, odsłaniając coraz większe kawałeczki smukłej nogi. Wraz ze wspaniałym ciałem, którego coraz większe połacie były pokazywane podążały jego usta, całując jej obnażane ciało coraz mocniej. Począwszy od uda, aż do smukłej stopy, kiedy jej lewa nóżka była całkowicie uwolniona z eleganckiej pończochy.
- Teraz kolej na drugą, piękna moja - wyszeptał namiętnie, zaś dziewczyna poczuła, jak jego dłonie manipulują przy wstążeczce prawej pończochy. Jak wcale się nie spieszą, ale stopniowo rozwiązują kokardkę, by wreszcie uwolnić również tą pończoszkę. Powoli całując zsuwał, ale w przeciwieństwie do poprzedniej, kiedy jego usta przemierzały bok jej nogi, teraz robił to bardziej ogólnie. Czasem bok, czasem od tyłu, czasem od przodu, niekiedy przesuwając wargi nawet po wewnętrznej stronie. Z ust Charlotty coraz częściej wyrywały się ciche jęki, a Gaheris czuł, że wraz nimi na zewnątrz wydostają się jej słodkie soki, pobudzając go i drażniąc jego nozdrza.
- Piękna moja, piękna moja, piękna moja - wyszeptał powtarzając parę razy. Widać było, jak jest zafascynowany tym co robi oraz reakcjami ukochanej.
- Mój piękny. - Wyszeptała w odpowiedzi rozpalonym głosem i delikatnie przeczesała jego starannie ułożone włosy.

Obydwie pończoszki znalazły się na podłodze, zaś smukłe nogi kobiety budziły emocje zarówno dotyczące piękna, jak coraz mocniejszego pragnienia jej cudownego ciała. Mężczyzna powoli podniósł się stając bezpośrednio przed nią. Kobieta miała na sobie jeszcze koszulkę, która między innymi miała nieco ukrywać wewnętrzny gorset pod suknią. Pochylił się delikatnie, rozwiązując na tyle pleców ściągający sznureczek. Nie był zbyt mocno ściągnięty, co ułatwiło rozwiązanie. Uniósł jej dół do góry, aż przełożył spodnią koszulkę przez ręce i głowę. Ciągle dbał o to, by wszystko działo się wolno, by miejsca, które odkrywała koszula ukazywały się powoli oczom oglądającym to widowisko paniom.

Frrr! Odrzucona koszulka poleciała na krzesło, Charlotta stała okryta wyłącznie najintymniejszymi częsciami bielizny. Miała na sobie dopasowany gorset, bardzo luźno spięty z tyłu wstążkami i haftkami. Od dołu dodatkowe, dłuższe wstążki umożliwiały przypięcie pończoszek, teraz obydwie te dłuższe wstążki leżały swobodnie. Stanowczo nietrudno było się domyślić, dlaczego wszystko trzymało się ładnie, ale było połączone bardzo lekko, ażeby tylko nie uciskać miejsca, gdzie wzrastał maleńki człowieczek. Mężczyzna stanął za kobietą. Delikatnie ułożył dłonie na jej obnażonych ramionach, po czym złożył kolejny pocałunek na jej karku. Powoli bardzo jego dłonie spłynęły na plecy kobiety, kiedy zaczął rozwiązywać kolejne wstążki poluźniając jeszcze bardziej górną część bielizny, która osłaniała oraz unosiła nico jej piękny biust.
- Kocham ciebie - wyszeptał nawiązując powoli. Co ciekawe, zaczął czynić to od dołu, żeby jej piersi zostały zakryte do samego końca, żeby odsłonięcie tych dwóch nabrzmiewających seksownością wspaniałych atrybutów stanowiło końcowe uderzenie, istne wejście smoka. Wstążeczki odwiązywane, haftki rozpinane, wreszcie trzymały się kompletnie luźno na jednej, malutkiej kokardce na samej górze. Wreszcie jednak ta kokardka także została rozwiązana, zaś górna część bielizny sunąc po jej ciele opadła przy stopach. Mężczyzna ustawił się za nią. Odrzucił marynarkę na bok oraz przytulił ukochaną, teraz już niemal kompletnie nagusieńką. Charlie oparła się o niego. Czuł jak bardzo rozpalona jest jej skóra, doskonale wyczuwał pulsowanie krwi w jej ciele, wołające go o pieszczoty, ale i o wiele więcej.
- Jakaś piękna - szeptał całując jej plecy - jakaś obłędnie piękna - jego pocałunki przemierzały jej tułów od barków ku smukłej talii. Dotarł wreszcie do granicy wyznaczonej wiązanymi pantalonami. Piękne majtki, pokryte koronkami, spięte od przodu specjalnym, ściągającym sznureczkiem. Podszedł ponownie od przodu przyklękując przed nią oraz spoglądając na jej piękną buzię. Jego spojrzenie prześlizgnęło się po jej szyi, pięknych cycuszkach, ozdobionych cudownie podnieconymi malinkami sutek, wreszcie po smukłej ciągle talii. Pochylił się, zaś jego dłonie sięgnęły do sznureczka stanowiącego bastion jej ostatniej części ubrania. Chwilę potem mogła poczuć, jak majtki poluzowują się, jak powoli zaczynają się leciutko zsuwać, jak jeszcze przytrzymują nieco na krągłych, kobiecych biodrach … wreszcie spłynęły na dół, piękna dziewczyna obdarzała ów miłosny krąg swoją urodą całkowicie. Kompletnie naga, śliczna oraz podniecająco seksowna. Mężczyzna czuł, że jeśli zaraz czegoś nie zrobi ze swoim strojem, będzie ona bardzo mokry w środku od jego soków podniecenia. Ściągał swe ubranie rzucając obok oraz patrząc się na nagą, wspaniałą postać cudownej kobiety.
Charlie przyglądała mu się rozpalonym wzrokiem, przesuwając spojrzeniem po kolejnych częściach odsłaniania ciała kochanka. Wtedy podeszła do niej Florence i objęła ją od tyłu.
- Choć piękna… usiądziesz na chwilę. - Poprowadziła ghulicę w stronę łóżka i usadowiła ją na nim, sama zajmując miejsce z tyłu. Potem ku zaskoczeniu Charlotty rozchyliła jej uda, odsłaniając przed zupełnie już nagim wampirem jej mokry kobiecy kwiat. Piękny bardzo, podobnie jak jej cała postać. Początek ciąży nie zmienił jeszcze wyglądu kobiety. Miała ciągle klasyczną sylwetkę, która spodobałaby się artystą tworzącym akty. Podobała się również bardzo wampirowi, który przez chwilę patrzył na nią, napawając się owym pięknym widokiem. Później pochylił się, pierwej do ust. Ślicznych kobiecych ust, całując głębokim, pełnym uczucia pocałunkiem. Bardzo długim. Dłonie narzeczonej wędrowały po jego rmaionach i twarzy, delikatnie pieszcząc skórę wampira. Zachłannie szukały czułości jak całe jej ciało.

Dopiero trochę później wargi Gaherisa ruszyły ku niższym rejonom jej wyjątkowego ciała. Kochał wspaniałą Charlottę oraz kochał kobiecość pięknej dziewczyny. Męskie usta przemierzały szyję, piersi, talię, wreszcie zagłębiając się pomiędzy jej rozsunięte przez Florence uda. Płateczki kobiecego kwiatu rozchylały się leciutko pokazując swoją delikatność oraz odsłaniając różowe wejście do tajemnej jaskini przyjemności. Wargi mężczyzny dotknęły intymnych warg kobiety, po czym zaczęły je delikatnie pieścić pocałunkami. Najpierw leciuteńko, później coraz bardziej intensywnie, pobudzająco, rozkosznie. Uściskiwał je nieco swoimi ustami, całował, ażeby po chwili zająć się kolejnym kawałeczkiem wrażliwego, pięknego ciała. Była taka mokra, wręcz mógł widzieć kolejne kropelki soczku pojawiające się na jej słodkich płatkach. Czuł wspaniały zapach oraz wyczuwał każde drgnięcie jej bioder, słyszał każde jęknięcie … Coraz bardziej podniecony przyśpieszył pocałunki, zaś jego język, względnie dotychczas spokojny, arcynamiętnie dobrał się do wszystkich zakamarków kobiecego wąwozika. Skupiając się najbardziej na miejscach, gdzie była najbardziej wyczulona. Doskonale znał je, tam pieścił najwięcej oraz najmocniej, wreszcie już brał się tylko za nie, doprowadzając ją do stanu rozkosznego szaleństwa. Właśnie czekał na to, kiedy jego usta sprawią, iż narzeczona stanie się kłębkiem wielkiej, splecionej przyjemności, pragnącej jeszcze więcej. I widział jej rozchylone wargi z trudem łapiące oddech, rozmarzony wzrok z trudem skupiający się na nim. Pragnęła go całą sobą i czuł, że gdyby nie przytrzymujące ją delikatnie acz pewnie dłonie Florence, rzuciłaby się na niego. Uniósł się unosząc jej nogi oraz wbijajac swój namiętny miecz.

Charlie jęknęła głośno, a starsza ucałowała jej ramię. Dłonie wampirzycy przewędrowały z ud na krągłe piersi ghulicy i zaczęły je intensywnie pieścić. Charlotta była nieco pochylona do tyłu. Dość mocno zgięta, mająca uniesione nogi oraz kwiat przeszywany męskim żądłem. Wojownik próbował się hamować. Częściowo nawet udawało mu się to, ale mimo wszystko, jego ruchy bioder były gwałtowne, pragnące dojść do jak największej głębi, dobijające samego dna słodkiej komnaty. Patrzył na jej twarz pełną rozkoszy uniesienia, na dłonie Florence, które pieściły jej twarde sutki, aż wreszcie sam nie wytrzymał czując, ze każdy następny raz, każde pchnięcie podbija coraz mocniej poziom szaleńczego pragnienia.
- Charli ... - wyjęczał, wraz zaś właśnie z jęknięciem jego armata wystrzeliła wewnątrz jej ciała swoje krwawe pociski. Tysiące drobniutkich kropelek uderzyło najwrażliwsze ścianki kobiecego ciała.
Ghulica jęknęła głośno dochodząc gdy tylko Gaheris wypełnił jej ciało z trudem łapała oddech, choć wampir bez trudu rozpoznawał charakterystyczne rozanielenie i zadowolenie. Florence nachyliła się do kobiecego ucha i odezwała się przesuwając wargami po delikatnej skórze małżowiny.
- Jaka wygłodniała… chcesz jeszcze, prawda? - Delikatnie pocałowała rozpaloną skórę ściskając przy tym mocniej piersi. - Więcej… - Kolejne ściśnięcie. - I więcej...
- T.. ta
k. - Charlie nie odrywała wzroku od narzeczonego. - Jeszcze raz kochanie.
- Teraz pupa, musimy uważać na twój kwiatuszek, śliczna
. - Wampirzyca pocałowała ponownie ramię, mrugając przy tym do rycerza.
- Tak… skarbie weź mnie.

Florence uwielbiała seks nie tylko, jako bardziej aktywny element układanki, ale także jako osoba wspierająca. Zresztą kochała pieścić Ashmore, czemu trudno zresztą się dziwić. Wampir tymczasem dość szybko przyszedł do siebie po chwili uniesienia. Jak to wampir, mógł regulować przepływy krwi wewnątrz swojego ciała wspierając naturalne odruchy. Pupa! Tak, miał ochotę na tylny otworek narzeczonej. Uwielbiał czuć jego odmienną ciasnotę oraz reakcję dziewczyny, kiedy poruszał się tam oraz gwałtownie dochodził.
- Mrr - wymruczał zgadzając się całkowicie z Florence i przestawiając dziewczynę do pozycji na pieska, eksponując jej słodkie pośladki. Cudownie wypięta, pokazująca swoje słodkości ... ideały męskich marzeń. Podniecała szalenie. Jego miecz był mokry od krwi oraz soczku, przeto nietrudno było wedrzeć się od tylnej strony.
- Jakaś piękna - wyszeptał obejmując jej pośladki oraz odsłaniając tylną dziurkę. Zbliżył się do niej muskając leciutko. Potem przytrzymał odpowiednio dłonią, żeby powoli, bardzo powoli zacząć wkładać czując wręcz, jak tylny otworek naciąga się rostępując przed jego spragnioną męskością. Popychał powoli, ale konkretnie, aż do samego końca, kiedy był bardzo głęboko, zaś ich ciała wręcz przytuliły się do siebie nieruchomiejąc na dłuuuugą chwilę.

Wiele się zmieniło od ich pierwszego razu w ten sposób. Zniknął ból, a Charlie już na pierwszy sztych zareagowała jękiem rozkoszy. Wampir widział jak pozostałe dziewczęta przyłączają się pieszcząc zarówno ghulicę jak i Florence. Obydwu paniom bardzo się to podobało. Widać było jak reagują na dodatkowy dotyk, pocałunki, muśnięcia palcami. Wampir poruszał się coraz szybciej czując, jak napięcie obudzone przy podnóżu jego męskości ponownie daje sygnały pobudzenia. Poruszał się czując jak mocno naciska go jej ciało oraz jak przyjmuje pchnięcia. Ułożył dłonie na biodrach kobiety przyśpieszajac ruch. Obecnie nie tylko uderzał biodrami, ale poruszając dłońmi naciągał dodatkowo ją na siebie jeszcze. Coraz szybciej oraz mocniej, wedle taktu określonego jęknięciami.
- Ach Charlie … - wyjęczał wreszcie przywierając do niej najmocniej, zaś dokładnie w tym momencie wystrzelił swoim krwawym ładunkiem. - Ach - przytrzymał ją, podczas gdy męskość pchnięta pragnieniem wysłała kolejne porcje.

Charlie doszła z głośnym okrzykiem i opadła wprost w ręce pieszczących go kobiet, które z lubością zabrały się za pieszczenie jej ciała. Gaheris poczuł na sobie dłonie innych kobiet delikatnie przesuwające się po jego ciele. Zobaczył jak Florence odkłada łapiącą oddech Charlottę i całując ją wypina się przy tym w jego kierunku. Widząc jej wilgotny kwiat nabrał pewności, że czekała go długa i pracowita noc. Aczkolwiek akurat przeciwko takiej pracy nie miał nic przeciwko, wręcz uwielbiał ją pełnym namiętności uwielbieniem. Ach lady Florence, jakaś ty śliczna ową nieskalaną pięknością, wprawdzie bez żywiołowości Charlotty, jednak pełną eleganckiej doskonałości. Każdą część ciała miała doskonałą, każdy fragmencik nagiej skóry, każdy włosek, każdy słodki otworek. Szczególnie ten śliczny, kobiecy kwiat, który chwilę później przyjął do swojej głębi jego męskie żądło. Florence leżała przeżywając chwile cudowności, jeszcze bardziej powiększanej przez pieszczoty ghulic, tymczasem wampiry dokazywały ze sobą. Akurat bez wzajemnego kąsania, ale tak jak ludzie, łapiąc swoją Nadwrażliwością cudowne bodźce przyjemności. Atakował Florence od tyłu, na pieska. Wampirzyca wyginała się oddajac mu swoje piękno, mężczyzna zaś brał oraz oddawał stokrotnie powiększoną rozkosz. Gwałtowne ruchy przemierzały jej wilgotną pochwę. Końcówka miecza raz po raz dotykała samej tylnej ścianki kobiecej jaskini powodując, iż Florence odlatywała. Nawet jeśli dla wampira nie ma nic tak cudownego, jak konsumowanie krwi, to tutaj zajmował bezapelacyjnie kolejne miejsca. Drżał właśnie on oraz jego męskość. Podczas każdego ruchu. Sprawiając, iż kobieta otrzymywała jeszcze większą przyjemność.
- Floreeence, zaraz dojdę - jęknął przyspieszając ruchy, wręcz uderzając własnymi biodrami jej idealny tyłek. - Dojdę - jęknął jeszcze raz wykrzywiony oraz niepanujący nad sobą kompletnie wcale. - Ach! - krzyknął wręcz strzelając wewnątrz jej łona, później jeszcze ponownie.
Gdy tylko opuścił ciało wampirzycy poczuł na swojej męskości dotyk sprawnych palców, a przy uchu usłyszał szept Silvy.
- To jeszcze nie koniec. - Wymruczała, a Florence, znajdująca się tuż przed nim przesunęła się ku górze, przysuwając swoją kobiecość do ust Charloty i odsłaniając ponownie wilgotny kwiat jego narzeczonej.

Jeśli wyczerpanie miłosne jest najwspanialszym rodzajem wyczerpania, wampir był wręcz padnięty. Ogarnięta namiętnością gromadka wciągnęła go do swojego wiru seksualnych zabaw. Oczywiście absolutnie wszyscy uważali na wygodę Charlotty. Jednak ponadto nie było pozycji tabu. Trójkąty, czworokąty, pary zaspokajających się wzajemnie osób sprawiały, iż była to nocka prawdziwej namiętnej miłości. Gaheris kochał się ponownie ze swoją Charlottą, wziął znowu seksowną Florence, Silvię, także inne ghulice. Brał udział w owych układankach większej ilości ciał, kiedy jedna ghulica dosiadała jego męskości, galopując niczym na dzikim rumaku, zaś kobiecość drugiej przywierała do jego ust tak, ze mógł pieścić ją języczkiem oraz spijać wydzielane przez łono soki upajającego smaku. Obydwie zaś kobiety, poddając się jego działaniom, pieściły jednocześnie siebie wzajemnie. Tak niemal bez przerwy.

Kiedy dochodziło rano wszyscy byli już wręcz upojeni cudownym seksem. Leżeli obok siebie na wielkim łożu lady Florence czując, jak wypełnia ich wspaniała przyjemność.
 
Kelly jest offline  
Stary 08-08-2018, 21:51   #149
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
7 czerwca 1853

Gaheris obudził się czując wtulającą się w niego narzeczoną. Tuż przed tym nim zasnęli Florence zaproponowała by przenieśli się do jednego z pokoi gościnnych, głównie z uwagi na wymagającą odpoczynku Charlottę. Ghulica spała uśmiechając się i trzymając jedną dłoń na brzuchu, w którym rosło ich wspólne dziecko. Spokojna, oddychająca miarowo z włosami rozrzuconymi po miękkiej poduszce. Widok jej rozanielonej twarzy sprawiał, że i na jego twarz wypłynął uśmiech.

Tyle się zmieniło. Niecały miesiąc temu obudził się w zimnej jaskini ze wspomnieniem bólu. Potwornego bólu, który przeszył jego ciało przed wiekami skazując go tym samym na letarg. Świat, w którym się obudził był miejscem obcym, niegościnnym, pełnym rzeczy, których nie rozumiał i których na początku się obawiał. Jednak Charlotta zmieniła to wszystko. Pokazała mu swoje czasy oferując nie tylko czas i pieniądze. Chłodna dłoń wampira przesunęła się po wciąż płaskim brzuchu i przez ułamek sekundy, zdało mu się że wyczuł bicie drobnego serca w łonie kobiety.

Czekał ich pracowity dzień. Odwiedziny u Howardów, potem wyprawa do rezydencji Boyle’a i wielkie spotkanie odnośnie zbliżającej się ceremonii zaślubin i wesela, którym miało po niej nastąpić. Długie godziny spędzone nad omawianiem listy gości, dań których nawet nie tknie… może odrobinkę. Znając Charlottę pewnie nie daruje mu także wizyt w obu bankach i podpisania kilku papierów. Tak. Czekała go długa noc. Pracowita acz spokojna, pozwalająca na długo oczekiwane wytchnienie i umożliwiająca nacieszenie się kobietą, w której przyszlo mu się zakochać.

A po tej nocy? Kolejny tydzień… miesiąc. Wspaniały czas, podczas którego będzie mógł obserwować jak jego potomek wzrasta, jak wszystko to co udało mu się do tej pory wypracować nabiera patyny czasu wrastając grubymi korzeniami w otaczającą go rzeczywistość. Kolejne uderzenie drobnego serduszka sprawiło, że uśmiechnął się szerzej, a Charlotta otworzyła oczy. Widział jak w jej zaspanym spojrzeniu, w przypominających bursztyny oczach, pojawiają się radosne iskierki. Nagle wizja tego, że codziennie będzie go witać podobny widok, sprawiła że nie mógł się doczekać nadchodzących lat.

Koniec
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172