Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2017, 21:12   #11
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gaheris czyli Henry Ashmore wytarł swoje uda oraz penisa także, tym mokrym ręcznikiem, jednak znalazł jakieś suche kawałki. Potem podciągnął majtki oraz spodnie. Dopiął odpowiednio, teraz już miał jakąś wprawę. Właściwie strój jak strój, szło się przyzwyczaić. Ale co tam ta kobieta wie, smoki były milion razy normalniejsze od pociągu.
- Prowadź Charlie.

Wyszli na korytarzyk.
- Nasz przedział, jest jednym z kilku w wagonie. - Szeptała cichutko, upewniając się, że nikt nie słyszy. - Wagony są połączone ze sobą takimi przejściami. - Wskazała drzwi po obu stronach i poprowadziła go.
- Na razie możesz po prostu wszystkim się lekko kłaniać, o ile nawiążą z tobą kontakt wzrokowy. To będzie znacznie prostsze. - Uśmiechnęła się. - Unosisz wtedy tylko lekko kapelusz nie zdejmując go. Nie dotyczy to obsługi, którą możesz ignorować chyba, że coś od niej chcesz. Mają zawsze symbol brytyjskich kolei. - Pokazała mu jedną z metalowych tarcz ulokowanych w korytarzu.


- Gdy dojdziemy do wagony restauracyjnego. - Szeptała gdy mijali kolejne przedziały, z których większość miała zasłonięte okna. - Poopowiadam ci co nieco o tym co się dzieje ostatnio w Londynie, zamówisz whiskey, a ja wezmę sobie koniak, zapłacisz jednym banknotem. Restauracja to miejsce, w którym można zjeść za pieniądze, trochę karczma ale bardzo ekskluzywna. Powiesz, że napiwku nie trzeba.

Przeprowadziła go przez otwarty wagon przypominający salon. Siedziało w nim zaledwie kilka osób mężczyźni czytający coś z dużych kawałków papieru, wypełnionych literami, oraz dwie szepczące coś do siebie kobiety.

Zlustrowały ich wzrokiem, jakby oceniając każdy kawałek garderoby. Wampir wcześniej usłyszał ich szept. Mówiły o jakiejś uprawiającej stosunek parze w przedziału 43. Charlie przeszła obok obojętnie. Tylko lekko dygnęła widząc ich spojrzenia. W przejściu Charlie szepnęła do niego.
- Odsuniesz mi lekko krzesło, gdy będziemy przy stole i dosuniesz je gdy będę siadać.

Po chwili znaleźli się w kolejnym wagonie. Chyba tym restauracyjnym. Wszędzie stały stoliki. Jedynymi gośćmi była czwórka mężczyzn, którzy chyba w coś grali.


Charlie zatrzymała się przy stoliku.
- Macie karczmy w dyliżansach? - spytał wampir zdumiony. Tym bardziej, że karczma wydawała się bardzo zamożna. Miała nawet obrusy!!! Nawet król Artur rzadko używał obrusów, nie licząc nawet tych świecących coś tam pod sufitem. Lampy, butelki, obrusy i gracze. Za czasów Artura także byli. - Co to z gra? - spytał swoją kompankę. - Wprawdzie nie przepadam za hazardem, ale ci wydają się dosyć zaabsorbowani.

Kobieta wskazała mu na swoje krzesło, przypominając o tym, że miał jej pomóc usiąść. Uśmiechała się do niego czule, a na jej policzkach nadal był lekki rumieniec. Uff, załapał. Właściwie to była oczywistość, także w jego czasach, ale otrzymywał tutaj tak wiele nowych informacji, że po prostu potrafił się zgubić wśród tłumu XIXwiecznych obyczajów.
- Kuzynko - odsunął lekko krzesło, na tyle, by dama mogła usiąść, później zaś samemu przysiadł. Całkiem wygodnie, lepiej niźli na ławach za starych czasów.
- Henry, musiałeś bywać w specyficznych lokalach na tych swoich Orkadach. Teraz tak jest wszędzie. - Szybko ucięła jego zachwyty, najwyraźniej nie chciała by zdradzał się z takimi reakcjami publicznie. Zresztą zauważył, że jeden z grających mężczyzn obejrzał się na niego. - Mogłeś nie rozpoznać ale panowie grają w Wista, idzie to im nad wyraz dobrze, więc mogłeś nie rozpoznać.

Zauważył jak dwóch panów wyprostowało się słysząc pochlebne słowa. Wtedy też podszedł do nich kelner.
- Co mogę państwu podać? - Skłonił się lekko.
- Hm, wybierz kuzynko może ty dla nas obydwojga - uśmiechnął się do kobiety. - Jak wspomniałaś, u nas, na Orkadach nie ma takich cudów, jak pociąg - zwalił wybór na nią, bo on pewnie zamówiłby udziec jakiś oraz pajdę razowca. - Chociaż nie, pozwól mi jednak dokonać owego pierwszego razu. Whisky dla mnie, a dla niej koniak proszę. Napisze pewnie mamie, będzie dumna - zażartował.

Kelner uśmiechnął się lekko, ale widać było, że raczej nie spodziewał się po trzeźwym kliencie takiego tekstu.
- Oczywiście proszę Pana. - Skłonił się - Pani. - Wyprostował się i odszedł.

Gdy wampir powrócił wzrokiem do Charlie, zobaczył jej lekko rozbawione spojrzenie.
- Eee, próbowałem - powiedział cichutko - jednak tego jest tak dużo, że niełatwo spamiętać wszystko. Przy okazji, co to jest co właśnie zamówiliśmy?

Usta kobiety ułożyły się tak jakby mówiłą cicho, a jeden z mezczyzn przy stoliku obejrzał się prawie zaskoczony.
- Mają tu rewelacyjną Whisky mieszaną. - Uśmiechnęła się ciepło i wskazała na mężczyzn dając znak by bardziej się pilnował z pytaniami. - Nie wiem czy już dotarła do was.

Charlie wyjrzała przez okno.
- Jest mieszanką whiskey jęczmiennej z innymi typami - szybko i bardzo cicho dodała słowo - bimber - i jakby dalej kontynuowała. - W ten sposób uzyskuje się dużą ilość aromatów w jednym napoju. Podają ją tutaj “on the rocks” - znów cichutko dodała - z lodem.
- My głównie piliśmy wino oraz piwo. Innych słów nie znam, choć rzeczywiście chłopi tam pewnie pędzili jakieś samogony - wyjaśnił cicho. Później wyszeptał na ucho. - Tamto to jakiś znajomy?
- To oczywiste rzeczy - Szepnęła i gdyby nie wampirzy słuch, pewnie by nie usłyszał. - Co do koniaku, piłam go ostatnio i bardzo bym chciała się dowiedzieć z jakich gatunków winogron produkują ten konkretny i co to za marka, bo był rewelacyjny. - Nagle obróciła głowę. - Może pan mi to zdradzi?

Przy ich stoliku stanął mężczyzna z tacą, mając na niej dwa dziwne naczynia. Jedno z nich postawił przed wampirem drugie, trochę przypominające kielich, acz przezroczyste przez Charlie.
- Tak, bardzo prosimy, moja kuzynka jest ciekawa, z czego robią ka … - ugryzł się w język - … koniak.

Chciałby się coś dowiedzieć na temat whisky, ale nawet nie wiedział o co pytać, więc założył, że będzie udawał omnibusa.

Kelner uśmiechał się mimo jego pomyłek jednak widać było, że obserwuje go coraz uważniej.
- To Philippe the Castaigne, grona pochodzą z Szampani. Bardzo delikatny i rzeczywiście popularny wśród dam. - Mężczyzna skłonił się i odszedł.
Charlie wskazała wampirowi podbródkiem dziwne naczynie i poruszyła noskiem jakby sugerując by powąchał.
- Czuję bez problemu nawet stąd, ba nawet czuję tych mężczyzn oraz mógłbym ich poznać po samym zapachu.

Charlie niby biorąc łyk swojego alkoholu nachyliła się do niego.
- Ten alkohol zazwyczaj się najpierw wącha. - Szepnęła. Po czym już mówiła normalnym głosem. - Nie poznasz Londynu gdy tam dotrzemy, Henry. To miasto rozrosło się niesamowicie.

Wobec tego skupił się na zapachu. Był ostry, znacznie ostrzejszy niżeli to co znał, iście dla wampirzych gardzieli bowiem nie wyobrażał sobie, jak człowiek mógłby znieść taką moc? Przecież to było niemożliwe. Jednak jak leciutko wciągnął zapach koniaku, siła mniej więcej wydawała się podobna do whiskey.
- Charlotte, może lepiej nie pij - szepnął jej. - Straciłaś sporo krwi, a to jest wiele mocniejsze od wina czy piwa.
- Mój drogi to kochane. - Mrugnęła do niego. Zauważył że podczas pierwszego łyku ledwie zamoczyła usta.

On sam ją naśladował. Pił leciutko przyznajac, że to potwornie mocne. Jak ktokolwiek mógł to wytrzymać, choć Charlie wytrzymywała. Stanowczo wolał wino czy piwo.
- Czy tamto znajomy? - wyszeptał ponownie bardzo cichutko.
- Nie, po prostu zachowujesz się dziwnie. - Szepnęła. - Staraj się ograniczać pytania, dobrze? Jak skończę opowiadać połóż banknot i wracamy do siebie. Rozejrzyj się i wymyślaj pytania. - Mrugnęła i już normalnym głosem dodała. - Jak pewnie słyszałeś trzy lata temu otworzyli nam w końcu stację. Jestem w szoku, że tak późno, ale jest piękna. - Jej głos był lekko szczebioczący. Znał podobny ton z dworu. Kobiety często spotykały się w różnych zakamarkach wymieniając plotkami. Nie to żeby ich słuchał, ale ton pamiętał aż nadto dobrze. Czyżby od Charlie oczekiwano, że będzie taka sama? Czy ta cała wiedza, którą mu przekazywała, była nieistotna wśród ludzi XIX wieku? Kobieta z uśmiechem kontynuowała, raz na jakiś czas maczając ledwie wargi w koniaku. - Wysiądziemy na King’s Cross, więc będziesz mógł się przyjrzeć. Ale jest niesamowita podobno łuki mają rozpiętość kilkudziesięciu stóp. Do tego te wielkie okna… a tak w ogóle, nie widziałeś jeszcze pałacu kryształowego? Będziemy musieli się tam koniecznie przejść. Nieopodal jest rewelacyjna restauracja, ah i ten park… - Charlie ewidentnie dawała mu czas na rozejrzenie się po wagonie. W pewnym momencie jakby bawiąc się kieliszkiem wylała jego zawartość do pojemnika z kwiatem stojącego niedaleko. Ruch był tak szybki i wypracowany, że gdyby nie wampirze zmysły nie zwróciłby na niego uwagi. Charlie poklepała się po piersi, w miejscu gdzie miał banknoty, przypominajac mu o tym, że musi zapłacić.

Gdy tylko jej pusty kieliszek znalazł się przy krawędzi stołu, pojawił się ten sluga.
- Czy mogę jeszcze coś państwu podać?

Charlie spojrzała na niego lekko zaszklonymi oczami. Zupełnie jakby była pijana. Jednak chyba nie mogła być...
- Henry, chodźmy już bo zaraz usnę. - Zamarudziła, a jeden z grających mężczyzn obejrzał się z uśmiechem. Grała, czuł i widział, że grała. Udawała, że jest pijana. Zbyt dobrze znał ten roziskrzony wzrok, a jednak, wszyscy wokół dawali się nabrać. W sumie nie znali Charlie. Sam jako wampir często musiał udawać, że jest żywy, bo to w sumie było wygodne i znał te zagrywki. Mimo to Gaheris zaczynał mieć brzydkie podejrzenie, że tego typu talenta nie miały nic wspólnego z pracą kobiety, jako guwe… no… ochmistrzyni.

Jednak zasadniczo była to jej sprawa. Kiedyś sama nazwała się oszustką. Prawdopodobnie więc wspomniane talenta powiązane były ze skrytą pracą na zlecenie tajemniczej kobiety. Czyżby zwyczajnie nie chciała tutaj przebywać? Widać było dwa możliwe rozwiązania.
1. chciała mu tylko pokazać pociągową karczmę, nauczyć zamawiać etc.
2. jednak wyszła kwestia z tym człowiekiem, któremu przekazała jakąś informację, albo przynajmniej z którym wymieniła sygnały.

Jednak tak czy siak, nie mógł znaleźć póki co innego, lepszego przewodnika. Ponadto polubił ją oraz liczył, że wyjaśni mu owo dziwaczne zachowanie. Chciał więc wziąć ją pod ramię i poprowadzić, ale przecież w karczmach się płaci. Podał papier wetknięty mu przez kobietę nazywany banknotem i zrobił zatroskaną minę.
- Dziękujemy, kuzynka chyba słabiej się poczuła – ujął ją ruszając ku ich przedziałowi.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-03-2017, 12:18   #12
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Charlie dała się poprowadzić. Gdy dotarli do swego przedziału, usiadła naprzeciwko niego i uśmiechnęła się do wampira.
- Teraz pytaj. Wybacz, że tak to ukracałam, ale niestety większość twoich pytań była trochę dziwna dla typowego żyjącego w tych czasach człowieka. - Kobieta zdjęła wierzchnie okrycie i ułożyła je obok siebie.
- Hm, jakie błędy popełniłem? - spytał niepewnie, siadając na fotelu przedziału. - Myślałem, że na Orkadach nie ma takich rzeczy jak ten pociąg na przykład. Ponadto widziałem znaki, które wymieniałaś. Tamten mężczyzna oraz ty właśnie Charlie. Znasz go? Pomyślałem, że wycofałaś się właśnie dlatego.
- Nie znam tamtego mężczyzny. Po prostu starałam się zachowywać tak by uznał, że przynajmniej jedno z nas jest normalne. Prawdopodobnie przypadłam mu do gustu dlatego w ogóle zwracał na nas uwagę
. - Uśmiechnęła się. - A błędy… Powstanie kolei w Anglii było wielkim wydarzeniem i wszyscy o niej słyszeli, gdzie tylko dociera brytyjska gazeta. Tak samo jak whiskey, piją ją wszyscy mężczyźni, których tylko na nią stać. A w tym stroju wyglądasz na zamożnego, więc dziwne by było jakbyś o niej nie słyszał.
- Przepraszam, co masz na myśli “gazeta”? To jakiś herold XIXgo wieku zapewne - domyślał się.

Charlie podniosła się i sięgnęła do jednego z bagaży. Po chwili podała wampirowi kawałek papieru, podobny do tego, który czytał mężczyzna w jednym z wagonów.
- To jest gazeta. Można to dosyć tanio kupić i zazwyczaj zawiera bieżące informacje. Czasami jakieś ciekawostki, zapowiedzi jakichś planowanych wydarzeń.
- Taka książka
- wampir obracał w dłoni próbując czytać niektóre wieści. Słowa częściowo były znajome, jednak pojawiały się także, które utrudniały zrozumienie. Jakieś porwanie. To było normalne, ale później zadrażnienia dyplomatyczne pomiędzy jakąś Rosją i hm, Indykiem? Dziwna nazwa dla kraju.
- Turcja. - Charlie przysiadła się obok niego.
- Ciekawe.
Kolejny artykuł opisywał wydarzenia kulturalne z Bath. Zaciekawił go, bowiem znał to miejsce, gdzie osada istniała już od czasów rzymskich.


Czytał powoli.
- Bath Town Council, hm, więc tutaj takie instytucje zajmują się jeszcze czymkolwiek innym poza zbieraniem podatków?
- Och… tak jest ich mnóstwo
. - Charlie oparła się wygodnie. - Są instytucje miejskie, zajmujące się niemal każdą dziedziną jaką możesz sobie wyobrazić.
- Chyba nie ma już kto pracować na tych urzędasów
- widać było, iż nie przepadał za administracją, bowiem rzucił te słowa lekko pogardliwie, jak klasyczny rycerz.
- Z czegoś żyją i to bardzo dobrze. - Zerknęła na niego. - Jestem ciekawa czy wampiry zajmują się polityką.
- Nie taką jak ludzie, ale zarazem identyczną. Wampirami rządzą książęta. Mają swoje dwory, swoich doradców, swoich wasali. Za moich czasów było ich niezbyt wielu, teraz być może jest więcej. Gdzie dwóch ludzi, tam często trzy zdania. Identycznie jest wśród wampirów, aczkolwiek, jeśli książę podejmie decyzje musimy go słuchać, oczywiście przebywając na jego terenie. Dlatego właśnie, kiedy dojedziemy do Londynu, będę się musiał wybrać jakąś nocą na poszukiwanie księcia tego miasta
.
Charlie zamyśliła się.
- Yhym… skoro nikt o was nie wie, to pewnie się dobrze ukrywacie. Nie macie sposobów, na odnalezienie się? - Wyjrzała przez okno. - U ludzi to proste. Jest wielki gmach dowolnego urzędu, ministerstwa… każdej instytucji. Wystarczy tam pójść. Nikt nie da ci się spotkać z królową… ale zawsze jakiś urzędnik z tobą porozmawia, nawet jakby potem miał to zignorować.
- Nie mamy, albo raczej, ja nie mam, bowiem nie wiem, gdzie jest elizjum, czyli takie miejsce wolnych spotkań, gdzie mógłbym się wszystkiego dowiedzieć. Wampiry mające pojęcie, gdzie jest owo miejsca, bez problemu mogłyby odnaleźć księcia. Spróbuję poszukać nocą jakiegoś gatunkowego pobratymca oraz spytam go, przynajmniej będę próbował.
- To może być problematyczne… Londyn to naprawdę duże miasto. Z tego co mi wiadomo liczy teraz ponad 4 miliony mieszkańców
. - Charlie zacisnęła dłonie na sukni. O czymś myślała, ale ciężko było to ocenić gdy patrzyła przez okno.
- Chciałaś powiedzieć cztery tysiące chyba. Właściwie rzeczywiście niemało, ale też nie tak bardzo dużo - stwierdził dumnie z miną omnibusa. - Jakoś dam radę. Przejdę się po ulicach miasta nocą. Może spotkam kogoś odpowiedniego. Jak się czujesz? - spytał troskliwie, bowiem choć pomógł nieco swoimi zdolnościami, kobieta straciła sporo krwi.
- Nie przejęzyczyłam się Gaheris - jego imię zabrzmiało dziwnie słodko, a jej piąstka zacisnęła się bardziej, tak że lekko pobielały jej kłykcie. - 4 miliony. Londyn to jedno z największych miast na świecie. - Zerknęła na niego i wtedy zobaczył lekki rumieniec. Pragnęła go! Tylko znów z jakiegoś powodu nic z tym nie robiła. Bo rozmawiali? Bo nie wypadało powiedzieć? Szybko odwróciła spojrzenie widząc, że jej się przygląda.
- Cztery miliony, cztery miliony – taka liczba wręcz nie mieściła się w głowie Gaherisowi. - Naprawdę czujesz się już dobrze? - kobieta nie odpowiedziała mu na to pytanie, jednak widać było, że wampir niepokoił się. Tym bardziej, że się odwracała. Może było jej słabo, może nie chciała tego okazywać. Wyraźnie zaniepokoił się. Lubił ją oraz był od niej zależny. Każdy spośród tych powodów stanowiłby podstawę do niepokoju jej stanem, co zaś dopiero obydwa.
-Jest dobrze tylko… - szeptała cicho i gdyby nie wampirze zmysły pewnie by jej nie usłyszał. - Pragnę ci… - cała zrobiła się czerwona, a jej słowa stały się niewyraźne.
- To nie mogłaś tak od razu? - uśmiechnął się do niej. Pochylił się całując kobietę. Takie rzeczy chciałbym od ciebie słyszeć bardzo często. Właściwie nawet jeśli namiętność Charlotte zdecydowanie przekraczała przeciętną, absolutnie to mu nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Słodka krew, ostry seks i rycerskie czyny stanowiły podstawowe elementy przyjemności.
- Dama nie powinna prosić o takie rzeczy. - odetchnęła i uśmiechnęła się do niego. Patrząc mu prosto w oczy rozpalonym wzrokiem.
- Ale mężczyzna powinien wyczuć jej pragnienia - ujął jej pierś i całując zaczął lekko uciskać.
- Gaheris błagam… - krew wampira w jej żyłach doprowadzała ją do szaleństwa. - … rozbierz mnie. - szepnęła cicho i przytuliła się do mężczyzny.

Stworzył potwora. Nawet wampiry mają ograniczona ilość przerobu, ale tak czy siak, dobrze że nim był, bowiem mógł zaspokoić swoją przyjaciółkę oraz zarazem samemu spędzić kilka miłych chwil. Baaardzo miłych. Plusem sytuacji było to, że znał już jej strój oraz to, jak się rozbiera, ale nie miał ochoty czekać. Chociaż, musieli uważać, liczba sukni do wymiany nie mogła być nieograniczona. Więc zabrał się szybko za guziczki stroju jednocześnie nie przestając całować. Nie wiedział, że wampirza krew ofiarowana do picia powoduje taka reakcję. Pewne wzmożenie potencji, witalności, owszem, jednak ta kobieta szalała,natomiast on miał ochotę zaszaleć wraz z nią. Rychło sukienka znalazła się obok, nawet gorset i halka wraz z pantalonami. Charlotte miała na sobie jedynie buty i pończochy, kiedy ustawiał ją do przyklęku na pociągowego pieska.

Poddała mu się. Pozwoliła mu poruszać sobą jak marionetką. Czuł jak drży od najlżejszego dotyku. Jak stara się całować go przy każdej nadarzającej się okazji. Gdy ją ustawił, widział krwiste smugi po poprzednich igraszkach, nieopodal jej rozpalonej i już wilgotnej szparki. Widząc takie cuda uśmiechnął się od ucha do ucha. Ten słodki owoc, piękna pomarańcza, do której on szybko dostawił własną końcówkę. Później zaś już ogonek zgłębił się w owoc. Uwielbiał taką pozycję, nie tylko dlatego, że dominował nad swoja partnerką, jednak najzwyczajniej lubił widok kobiecej pupy, takiej cudownie krągłej, znacząco szerszej od talii. Kiedy zaś jego biodra dotykały owego wspaniałego tyłeczka, zaś jego męskość, wślizgiwała się do miękkiej otchłani niewieściego kwiatu, było cudownie.
- Ach - westchnął mocno wchodząc w nią zanurzając się całkowicie głęboko.

Seksowna Charlie jęknęła i zadrżała pod jego naporem. Zobaczył jak jej dłonie zaciskają się na oparciu, a nogi rozsuwają lekko. Jej plecy zdobiło kilka podłużnych blizn. Nie wyglądały pięknie, ale szczęśliwie były na plecach, tymczasem on dobierał się do jej tyłka. Tak czy siak wskazywały, że Charlie nie była przeciętną kobietą oraz miała niełatwe życie. Ktoś musiał za lat młodzieńczych ją mocno maltretować. Gaheris miał nadzieję, że oddała sukinsynowi z solidną nawiązką. Dawniej wyzwałby go pewnie na pojedynek, ale wątpił, czy szmaciarz bijący kobiety ma zdolność do przyjęcia wyzwania. Tylko myśli tego typu przeleciały mu niczym pędzący rumak, całą zaś resztę wypełniała przyjemność. Kobieta była mokra i tak cudownie ciasna, jednocześnie zaś miękka. Zagłębiał się w nią kolejny raz i za każdym razem było cudownie. Brał jej jamkę, wślizgiwał się w nią, potem wychodził coraz szybciej. Jego dłonie ułożone na biodrach kobiety sterowały prędkością, nasuwały ją na jego męskość. Musiała poczuć, że są coraz szybsze, gwałtowniejsze, bardziej uderzające, pchające, niż takie stateczne.
- Ach, jesteś wyjątkowa, Charlie - wysapał jeszcze czując, że zbliża się do kulminacji.

Kobieta zasłoniła usta swoją dłonią, dławiąc okrzyk, kiedy wystrzelił ku jej wnętrzu. Na szczęście wampir przytrzymywał jej biodra, bo poleciałaby do przodu. Czuł jak jej ciało stara się naprzeć na niego, jak sama próbuje ciągnąć tą rozkosz jak najdłużej.
- Gaheris… - W końcu pozwoliła sobie na odsłonięcie ust i pozwoliła głowie spocząć na oparciu. - ...ty cudowny rycerzyku.
- Ach piękna Charlie, jesteś wspaniała
- wymruczał wampir. Szczerze mówiąc, było mu po prostu niezwykle przyjemnie. Może wampirem był pod względem kulinarnym, jednak był także mężczyzną, ponadto nawet biorąc pod uwagę Rodzinę, należał do Toreadorów, lubił więc ludzi, lubił z nimi przebywać, zaś kobiety stanowiły dla rycerza zawsze pewien punkt odniesienia, jako archetypy piękna i oczywiście seksu. Kiedy przemienił się, to się akurat nie zmieniło, może nawet wzmocniło, biorąc pod uwagę większe możliwości oraz potencję. - Liczę jednak na to, że ma pani ochotę na jeszcze - jego wampirza męskość, odpowiednio potraktowana Potencją nie osłabła, dalej tkwiła w głębi kobiecej głębi. Nawet jeśli było jej dobrze, jeśli jej ciało było po spełnieniu specjalnie wrażliwe, to właśnie te wrażliwe ścianki zostały ponownie poddane męskim działaniom.
-Jeśli tylko masz jeszcze chęć. - Wyszeptała. Jednak czuł, że nawet rozpalonej Charlie zaczyna brakować sił. Jednak straciła sporo krwi.
- Mam, ale jednak odłóżmy to na chwilę - zdecydował. Rzeczywiście planował wziąć ją ponownie, jednak raczej chciałby pełnej sił oraz namiętności kochanki, zaś postrzelona niedawno kobieta raczej wymagała wypoczynku. Jeszcze przed chwilą sama się domagała, ale widocznie była to resztka sił podbudowana wampirzą krwią. Szkoda, ale dobrze, że jednak to wyczuł. Chciał także wszak jej niekłamanej przyjemności, nawet bardziej jej niż własnej. Doskonale wiedział, że przeciwnie niżeli przy normalnych sprawach, podczas seksu właśnie dawanie jest najlepszym sposobem na wzmaganie własnej przyjemności.

Rozejrzał się za jakimś ręcznikiem. No cóż, był tylko ten co znalazł się poprzednio. Jakimś ekwilibrystycznym sposobem nie wychodząc z niej sięgnął po walizkę i po niego, ponownie zabezpieczając wystrzelona krew przed wylaniem, które pobrudziłoby fotele. Trzymając tak ręcznik ułożył kobietę delikatnie.
- Wybacz Gaheris… nie spodziewałam się, że tak osłabłam. - Uśmiechnęła się do wampira.
- Wiesz, jeśli kobieta tak padnie po seksie, jest to raczej komplement dla mężczyzny. Aczkolwiek pewnikiem tutaj większą rolę odegrał postrzał, niżeli moje działanie - uśmiechnął się autoironicznie. - Posiedź chwilkę, aż no wiesz, wszystko wypłynie i powoli ubierzemy cię. Później prześpij się, będę czuwał do rana. Wtedy obudzę cię. Pokaż mi tylko, gdyby ci średnio wyszło owo budzenie, gdzie są skrzynki do których mam się spakować przed porannym świtaniem.
- Nie ma potrzeby bym spała
. - Sięgnęła o niego dłonią i pogładziła jego nogę. - Jak otworzysz siedzisko to w środku jest pościel. Wyjmiemy ją i chyba się zmieścisz. Ja skorzystam z pościeli. - Mrugnęła do niego.
- Dobrze - potwierdził - wampiry są dosyć giętkie, przynajmniej niektóre. Ale najpierw ubierzmy się - sam szybko nałożył majtki oraz spodnie. Dzięki częstemu seksowi niezaprzeczalnie uczył się ich używać, czyli odnosił sympatyczną, dodatkową korzyść. Potem zaś zabrał się za kobietę. Właściwie wszystko, co miało się znaleźć na ręczniku, znalazło się. Aczkolwiek ręcznik nadawał się do wyrzucenia. Charlie pomogła z tymi “trudniejszymi” elementami damskiej garderoby i wkrótce ona również była ubrana, później zaś opróżnili siedzisko z pościeli. Rzeczywiście, ciasne trochę, ale od biedy, gdy się nieco przyhamowało chęć pełnej wygody, jakoś szło dać radę.
- Hm, wytłumacz mi proszę, jak działa ten pociąg, te wielkie karety ciągnięte przez to coś.

Kobieta rozparła się wygodnie na siedzisku.
- Przez lokomotywę… to metalowe coś z przodu do lokomotywa. - Charlie zamyśliła się. - Zastanawiam się do czego to porównać… Dobrze na razie powiem jak to działa a potem postaramy się wypracować porównania Z przodu jest jakby wielki piec który nagrzewa powietrze. Powietrze podgrzewając zwiększa swoją objętość… miejsce jakie zajmuje i rozpycha tłoki. Tłoki napędzają koła, a to kolejne. - Spojrzała na niego niepewnie. - Uprzedzam, że nie jestem inżynierem i nie mam wiedzy specjalistycznej w tym zakresie.
- Wiesz
- uznał przemyślawszy - powietrze rozpychające tłoki, które napędzają koła. Właściwie nawet to wszystko brzmi sensownie, tylko gdzie tam jest jeszcze koń? - sprecyzował.
- A więc… nie ma konia. Tak jak powiedziałam to ma moc wielu koni, ale tylko moc. Nie ma tam żadnego zwierzaka. - Charlie chwyciła wyjętą poduchę i przytuliła ją. Wyglądała trochę jak mała dziewczynka.
- Nie ma konia - dumał Gaheris - wobec tego ci wasi wspomniani inżynierowie muszą być jakimiś czarodziejami. Tymczasem wspominałaś, że XIX wiek nie zna magów. Dziwne. Przecież właściwie to tak, jakby wziąć furę, nie podpiąć do niej konia oraz kazać, żeby jechała. Aha, jeszcze podłączyć czajnik dający parę. Zaiste dziwaczne macie moce tutaj. Spróbuj usnąć - położył na jej ramieniu rękę. - Tak będzie ci łatwiej. Sen zaś przywróci krew. Nawet jeśli nie chcesz, spróbuj usnąć. Musisz jeść dużo krwistego mięsiwa. Słyszałem, że to właśnie pomaga odbudować ilość krwi - uśmiechnął się do kobiety troszkę tatuśkowato.
- Tato to nie moja pierwsza rana postrzałowa. Prześpię się gdy ty będziesz spał, inaczej jutro w nocy byłabym nieprzytomna. - Przytuliła mocniej poduchę. - Zamiast koni jest para, to ona napędza tłoki i popycha lokomotywę do przodu. A inżynierowie to bardziej bardzo dobrzy kowale niż magicy.
- Wykuli metalowego konia … rzeczywiście muszą być dobrzy. Konia na parę
… - trudno mu było uwierzyć. Niby właściwie mógł zaobserwować rozmaite zjawiska, lecz zdecydowanie łatwiej byłoby je tłumaczyć czarami niżeli kowalstwem. Ciekawe, czy takie pociągi miały podkowy? Jednak olbrzymia liczba ludzi zamieszkujących Londyn zwiastowała jeszcze większe cuda XIXego wieku. Czy podoła im? Przecież wygląda to na jakieś szaleństwo dziwaczne.


Dziwaczne widoki, niesamowite koncepcje, pomysły, które trudno było zaakceptować. Wszystkie właśnie otwierały się przed nim, zaś Charlie pełniła rolę Ariadny prowadzącej Tezeusza poprzez Labirynt. Zerknął za okno. Nocne krajobrazy przemieszczały się szybko, niczym dla pędzącego jeźdźca. Wydawały się znajome, takie swojskie. Dla nich millenium nie stanowiło wielkiego skoku. Jednak wydawało się, że to właśnie ludzi zrobili największy postęp.
 
Kelly jest offline  
Stary 31-03-2017, 16:26   #13
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie mimo swoich oporów po chwili drzemała przytulając się do poduszki.
- Dobrze - powiedział cicho wampir oraz ponownie odwrócił spojrzenie ku odległemu krajobrazowi.


Godziny mijały, aż wreszcie na dalekim horyzoncie na wschodzi pojawiła się leciutka szarość zwiastująca nadchodzący dzień. Ziewnął rozdzierająco. Musiał się pospieszyć zanim powstanie spoza widnokręgu jasna kula ogrzewająca dzień.
- Charlie - potrząsnął nią leciutko - Charlie. Budź się. Muszę się wpakować do środka, bowiem już niemal jasno.

Kobieta uchyliła jedno oko.
- Yhym… - Wymruczała. - Pakuj się do środka, zaraz wstanę. - Przeciągnęła się na prowizorycznym łóżku, zrzucając poduchę, którą cały czas przytulała.
- Jasne. Jasnego dnia, pani Charlotte.

Otwarł górę, po czym wlazł do środka. Nadchodził paru godzinny wypoczynek pośród sennych marzeń.
- Udanych snów Gaharis. - Kobieta ziewnęła ale podeszła i zamknęła siedzisko. Po chwili usłyszał, że chyba układa się na jego legowisku. Trochę przypominało mu to psa, który pilnuje swego pana. Przez skrzynię dotarło do niego jeszcze ciche - Dobranoc. - Po czym odpłynął.




21 maja 1853

Obudził się zwinięty niemal w kłębek w ciasnej skrzyni. Marzył by móc w końcu otworzyć oczy leżąc rozprostowanym w wygodnym łóżku, najlepiej obok jakiejś ładnej i ciepłej niewiasty. Na razie pozostawało mu cieszyć się tym, że obudził się w ogóle. Zawszeć to lepiej, niżeli wcale. Właściwie po tak długiej drzemce, 1300 lat, nie planował specjalnie znowu się kłaść na więcej niż trzeba, tylko cieszyć się oraz używać nieżycia. Skoro obudził się, musiała być noc. Lekko podniósł klapę oraz puścił winkla.

- Ciekawe, co zobaczę? - powiedział cichutko do siebie.

Przed nim znajdowały się poły kobiecej sukni, znanej mu kobiecej sukni. Po chwili drobna kobieca dłoń odłożyła na siedzisko obok coś co już znał - gazetę, a jego oczom ukazał się, najpierw osłonięty koronką dekolt, a chwilę potem znajoma twarz Charlie.
- Dobry wieczór. - Uśmiechnęła się. Wyglądała stanowczo lepiej niż wczoraj.
- Dobry wieczór - otwarł przykrycie oraz wydostał się ze skrzyni. Wyglądał nieco pomięty, jednak ogólnie do zniesienia. - Całkiem nieźle. Gdzie jesteśmy oraz jakie plany? - spytał kobietę.
- Za niecałą godzinę powinniśmy się znaleźć na Kings Cross w Londynie. - Charlie podniosła się i sięgnęła po jeden z bagażów. Chyba to w nim znalazł wczoraj ręcznik. - Rozbieraj się, kuzynie.
- Dobra, dobra, ale właściwie dlaczego. Chyba nie ma tutaj w tym podciągu balii, czy studni? - spytał zdziwiony. - Aha, Co to ten Kings Cross?

Charlie wydobyła z walizki coś co było pewnie zmianą jego ubrań
- Jeśli stara Dosett, moja gospodyni, zobaczy cię w tak pomiętych ciuchach, to nie będę miała życia. - Kobieta ostrożnie rozprostowywała koszulę i marynarkę na jednym z siedzisk, wypinając przy tym pupę w stronę wampira. - A co do Kings Cross to stacja pociągu. Taka jak ta w Bristolu, tyle że większa.

Skrzywił się nieco. Czy możliwe, żeby ta katedra dziwności była jeszcze większa. Jednak skoro Charlie tak mówi …
- Jasne już się przebieram - szybko zaczął ściągać strój, zadowolony, że musiał trenować to wielokrotnie. - dobra, jestem gotowy - szybko ściągnął co było trzeba. - Ten zegarek także się zmienia do ubrania? Bowiem jeśli nie, muszę go nakręcić - powiedział jeszcze.

Charlie uśmiechnęła się podając mu świeżą bieliznę.
- Wierzę, że są ludzie, których stać by codziennie zmieniać zegarek, ale ja jeszcze tak dobrze nie mam. Więc tak, musisz go nakręcić.

Przebrał więc szybko bieliznę czekając, aż poda resztę stroju.
- Jak minął czas jasnego dnia?
- Jeśli chodzi o ten jasny dzień… to padało. - Mrugnęła do niego i podawała mu kolejne części garderoby. Nowa kamizelka, nowa chusta. Inne spodnie, a nawet surdut. Chyba nie nabyła mu jedynie jeszcze jednego kapelusza.

Charlie tym razem starała się mu nie pomagać, by sam nauczył się co i jak. Dlatego chwile to potrwało. Spodnie założył bez problemów, nieco gorzej było z górą. Nie trafił guzikami na odpowiednie dziurki, więc się przekrzywiło. Musiał jeszcze raz. Jednak udało się. Potem kamizelka trochę nierówna. Także poprawił, wreszcie hm, jak to nazwać. W jego czasach takich rzeczy nie noszono.
- Jak się nazywa ta część stroju?
- Ascot tie. - Charlie wydobyła z drugiej walizki małe lusterko. Od drugiej strony malowane było w kwiaty. Powoli wampir zaczynał rozumieć dlaczego ten bagaż był taki ciężki


- Przytrzymaj to pokażę ci jak to wiązać, dobrze? - Lekko rozbawiona stanęła tuż przed wampirem. Delikatnie wygładziła jego koszulę i kamizelkę. - Jednak na umięśnionych panach to zawsze wygląda lepiej.
- Skoro tak twierdzisz - uśmiechnął się patrząc w lusterku, co kobieta robi. Ascot tie, zabawna nazwa. Charlie wykonywała wszystkie ruchy bardzo powoli. Najpierw pokazała mu jak zapiąć wąski pasek po czym założyła mu go i dopasowała do szyi. Potem, była ta trudniejsza część z układaniem trzech pozostałych kawałków tkaniny i przepięciem ich czymś w rodzaju szpilki. Nagle zdał sobie sprawę, że poprzedniej nocy Charlie wykonała całą operację w kilka sekund. Na koniec delikatnie poklepała go w pierś, jakby sterowana jakimś dziwnym odruchem.

- I gotowe. Poćwiczysz kilka razy i sam będziesz to robił błyskawicznie. - Odsunęła się, odbierając od niego lusterko. - Trudniejszy jest krawat, ale na szczęście Ascot Tie jest teraz modny.
- Krawat wiem, taki chwyt za szyję. Ale trochę dziwne … jesteście dziwni - uznał, że ludzi XIX wieku trenują na sobie chwyty zapaśnicze. - Pozwól, że spróbuję to rozwiązać oraz zawiążę samodzielnie.

Charlie zerknęła na swój własny zegarek, wydobywając go z ukrytej w połach sukni kieszonki.
- Dobrze, mamy jeszcze chwilę. - Ustawiła się naprzeciwko niego z lusterkiem. - Krawat jest nie tylko chwytem ale także, ozdobą podobną do tej, tylko ma dużo bardziej skomplikowany węzeł.
- Wobec tego pozostawmy go na kiedyś - zabrał się za Ascot Tie. Oczywiście poszło mu fatalnie, ale po któryms razie fatalnie zmieniło się w kiepsko, potem w przeciętnie, aż wreszcie w od biedy. Przerwał, kiedy Charlotte stwierdziła, że jest znośnie, lub nie najgorzej nawet. Wbrew pozoru taka nauka zabrała mu sporo czasu. - Trudne to to - mruknął zafrasowany, chociaż zadowolony, że powoli zaczyna jako tako udawać się.

Kobieta odłożyła lusterko, poprawiła tylko odrobinę węzeł i zaczęła ich pakować.
- Nakręć zegarek i jak chcesz to możesz zerknąć na świeżą gazetę. Niebawem powinniśmy wjechać do Londynu. - Po chwili wydobyła coś z torby. - Zapomniałabym. To są twoje dokumenty. Dostałem kulkę ale było warto. - Podała mu malutką książeczkę i wróciła do pakowania.
- Kulkę, znaczy z takiego gwizdka, jak twój, który nazwałaś pisto … kretem - usiłował sobie przypomnieć. - Dokumenty to rozumiem, te papiery waszej, właściwie naszej, królowej potwierdzające, kim jestem? - zaczął je oglądać dokładniej. Musiał przecież doskonale wiedzieć, co zawierały. I zdał sobie sprawę, że prawie nic. Nie licząc jego imienia nazwiska i kilku szczątkowych informacji o wzrości i wyglądzie, oraz miejscu pochodzenia, nie było tam prawie nic.

- Kulkę, w sensie nabój z tego gwizdka, który jest tak naprawdę pistoletem. - Charlie skończyła ich pakować i opadła na siedzisko naprzeciwko. - Większość obywateli Anglii nie posiada dokumentów, ale przy twoim braku znajomości epoki, może być to przydatne.
- Jeśli rzeczywiście to przydatne, to jest to kolejny powód, żeby ci podziękować, co niniejszym czynię - wykwintnie się skłonił przed nią. - Więc pistolet … stanowczo wolę broń ręczną. Taką co ma rękojeść oraz klingę. Macie coś takiego?
- Nazywamy to bronią białą… ale raczej nikt tego nie nosi. - Charlie wyraźnie zamyśliła się jakby szukając w głowie kiedy ostatnio widziała jakikolwiek miecz w użyciu. - Oczywiście wojsko, ale też mam wrażenie że bardziej dla ozdoby, choć kto ich tam wie. Wiem że jest często używana przy pojedynkach i przez naszą kawalerię, ale jak już wspominałam od jakiegoś czasu mamy spokój.
- Cóż, tempora mutantur - powiedział po łacinie. - Hm, zastanawiam się właściwie, co będę robił. Oczywiście oprócz odnalezienia księcia Londynu. Może wiesz w czym prosty 1300 letni wampir mógłby ci pomóc właściwie?

Charlie usmiechnęła się szeroko.
- Na razie nie wiem w czym jesteś dobry, nie licząc cudownych zdolności w zakresie zaspokajania mnie… - Nagle jakby coś ją tknęło i lekko się zarumieniła. - … mam nadzieję, że też siebie. - Szybko odwróciła wzrok w stronę okna i uśmiechnęła się. - Wjeżdżamy!
 
Aiko jest offline  
Stary 02-04-2017, 23:49   #14
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Natychmiast zapomniał o seksie i tym podobnych przyjemnościach wywalając natychmiast spojrzenie na zewnątrz. Londyn, wielki Londyn, miasto stolica, gdzie królowie wyspy rządzili ćwiercią świata. Patrzył, patrzył, ciągle patrzył …
Wjeżdżali przez przedmieścia, a przynajmniej coś co wydało mi się obrzeżem miasta w jego rozumieniu. Porozrzucane murowane i drewniane budynki, gdzieniegdzie cmentarz.


Jednak dopiero gdy minęli jakiś budynek, trochę przypominający kościół Charlie westchnęła.
- Londyn. - Zupełnie jakby właśnie przekroczyli granicę miasta. Kobieta musiała często pokonywać tą trasę, skoro nawet w ciemnościach rozpoznawała konkretne miejsce.

Budynki zaczęły rosnąć. Na początku głównie z 1-2 piętrami, raz na jakiś czas poprzetykane drewnianą zabudową. Jednak z każdą chwilą, każdym oka mgnieniem stawały się coraz większe, aż nagle nastał dzień po środku nocy. Niemal każda uliczka rozświetlona była czymś w rodzaju małego słońca, silnego kandelabru. Budynki urosły do 5-6 kondygnacji. Raz na jakiś czas przedzielało je coś wyższego. Ulice były szerokie i wypełnione jakby mgłą.


W ciemnościach dostrzegał pojedyncze dyliżanse i przemykające postaci, jakby kryjące się przed światłem latarni.
- Niesamowite, niesamowite. Niektóre są większe niż pałac Camelot. A ten, o rety, tyle lamp. Alb tamto. Nawet oooo tamta droga jest wyłożona kamieniami, ale długa, niczym rzymska - widać było, iż wampir gubi się wśród ogromu, który wywarł na nim odpowiednie wrażenie. - Czy istnieją jeszcze inne miasta, podobne do twojego Londynu? - spytał cicho nie przerywając wpatrywania się. Podniósł także zegarek spoglądając na godzinę. Jako tako pamiętał naukę. Duża godziny, mała minuty. Eee, odwrotnie. Mała godziny, duża minuty, tak tłumaczyła Charlie.

Według zegarka była 9:34. Charlie przyglądała mu się z zachwytem ale też zupełnie tak jakby podobny widok był jej znajomy. Znał to spojrzenie, to trochę jak gdy dziecku pokazuje się znaną wszystkim sztuczkę.
- Są… ale tylko podobne. Paryż, Berlin… - Charlie zapatrzyła się w okno. - Przejazd do mojego mieszkania, kosztuje prawie tyle co przejazd z tamtej wsi do Bristolu. Pozwolę ci zapłacić, ale już wytłumaczę adres by nas nie okradli, jeżdżąc dziwną trasą. Chyba, że bardzo ci zależy. - Odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego. - Jakby co mój adres to York Street 32, chcemy jechać przez Paddigton street i skręcić w High street. Tak unikniemy zatoru na York Place. Ostatnio był tam jakiś remont i wątpię by skończyli.

Zdziwił się.
- Znacz jaki zator? Tak późno jeszcze ludzie jeżdżą? Znaczy tymi pociągami po ulicach - dopytywał się.
- Och… moja okolica jest dość modna. Nowe budynki, dosyć blisko do centrum. - Charlie podniosła i wygładziła jego kapelusz. - Dużo mężczyzn wraca o tej porze z klubów, jeszcze trwają sztuki w operze. W ciągu dnia York place prawie stoi, a w nocy… pewnie byśmy tego nie odczuli, ale gdy droga jest rozkopana, może się pojawić tam zator. - Podała mu nakrycie głowy.
- Co to opera? - wystrzelił natychmiast.
- Wszystkiego byś się chciał dowiedzieć od razu. - Mrugnęła do niego. Chwilę potem zrobiło się jeszcze jaśniej, a pociąg lekko zadudnił. Gwizd lokomotywy, odbił się od czegoś echem. - Witamy na Kings Cross, rycerzyku. - Charlie wyszczerzyła się. - Witamy w Londynie.
- Czyli Londyn … - machnął ręką na tą operę. Pewnie rzeczywiście wszystko mu się pomiesza, jeśli będzie chciał się tak szybko przystosować. Czuł się trochę niczym niemowlę pod opieką matki, która uczy go dopiero wielu rzeczy. - Wobec tego, cokolwiek tak świeci niczym setki pochodni, prowadź Charlie. York Street 32. Zapamiętałem.

Gdy pociąg wyhamował, Charlie odblokowała drzwi i podała mu bagaże. Otworzyła je i oczom wampira ukazała się największa metalowa stodoła jaką widział w życiu… tak większa od tej w Bristolu. Do tego o zgrozo, rozświetlona tysiącami lamp umieszczonych na słupach i wypełniona tłumem, który spokojnie mógłby konkurować z solidnym jarmarkiem. Po chwili do tego tłumu dołączyli ludzie z ich pociągu.


Charlie wyskoczyła na zewnątrz i uśmiechnęła się do wampira, który obładowany bagażami wytoczył się za nią. Och, oczywiście zwinnością przewyższał każdego śmiertelnika niemal, zaś siła większość zdecydowaną, więc niby takie wyjście z wagonu nie powinno mu sprawić pociągu, jednak są chwile takie, że nawet stary wampirzyna się boi. Właśnie to była ta chwila. Chyba najchętniej złapałby Charlie za spódnicę niczym berbeć. Wszystko przerastało go ogromem wykonania. Wielkie stodoły, tłumy, całe masy przewalających się ludzi, których nie pomieściłby żaden, nawet największy pałac oraz wiele smokowatych pociągów powodujących drżenie łydek. Odnalezienie się w tym gąszczu graniczyłoby z niewytłumaczalnym cudem. Dlatego trzymał się pleców Charlotty rozglądając się wokoło oraz licząc, iż nikt nie widzi jego przestrachu. Trochę pomagali mu pasażerowie, którzy niby rozglądali się bardziej z zachwytem, ale ich próby ogarnięcia wszystkiego wzrokiem, odrobinę przypominały jego nerwowe rozglądanie się. Charlie szła pewnie, torując im drogę. Cały czas ktoś wykrzykiwał jakieś nazwy i kwoty. Ogólnie wszyscy tu krzyczeli, niektórzy niemal tak jakby ich ze skóry obdzierano. Jak w tym wszystkim kobieta wyłapała konkretnego mężczyznę? Nie miał bladego pojęcia. Jednak po chwili rozmowy, to on torował im przejście w tłumie, tak długo, aż znaleźli się na zewnątrz, przechodząc po drodze przez wypełnioną ludźmi murowaną, bogato zdobioną przestrzeń. Zdawać się by mogło, że to jakiś pałac, albo nawet kościół. Była tu masa małych drewnianych okienek, w większości zamkniętych, jednak do nielicznych otwartych ustawiały się krótkie ogonki kolejek. Gdzieś tam widział jakieś pachnące jadłem stragany. Mężczyzna przeprowadził ich i przez tą przestrzeń i wskazał konkretną dorożkę, po czym sam zawrócił do środka.
- Tym dostaniemy się do mnie. - Uśmiechnęła się do wampira. Wzdłuż dworca ustawionych stało kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt powozów, tylko czekających na pasażerów.


Powozy jak powozy, przypominały mu te dawne. Oczywiście, miały trochę inne koła, zresztą dwa tylko, zaś woźnica, aby utrudnić sobie prowadzenie siedział na tyle, jak dawni słudzy. Jednak reszta wydawała się całkiem normalna. Może poza szybami, bowiem także rzeczy są strasznie drogie, ale tutaj widocznie były popularne, skoro dorożki pociągowe zwane wagonami także je posiadały. Jakże trudno, naprawdę trudno spojrzeć na tą epokę przestając się dziwić.
- Doskonale - odparł - kuzynko. Kim był tamten mężczyzna? - spytał cicho.
- Nawoływacz. - Odpowiedziała idąc w stronę pojazdu. - Na stacji wykrzykują kierunek i kwotę, do tego jakiś stek bzdur o komforcie. Gdy znajdziesz kogoś kogo oferta ci odpowiada zgłaszasz się do takiego człowieka i on prowadzi cię do właściwej dorożki.

Widząc jak nadchodzą dorożkarz wyskoczył i podbiegł w ich stronę. Od boków docierały do niech głosy innych dorożkarzy, którzy zachwalili swoje usługi i ewidentnie krytykowali usługi świadczone przez tego konkretnego człowieka. Akurat takie zachowania Gaheris znał, aż nadto dobrze. Równie dobrze mógłby być w tej chwili na końskim targu, tylko zasób obraźliwych słów wyraźnie się zmienił.

Charlie uśmiechnęła się do dorożkarza.
- Będziemy jechać na York Street 32, chcemy jechać przez Paddigton street i skręcić w High street. - Powiedziała to prawie odruchowo, jakby podawała tą trasę już wielokrotnie.
- Oczywiście Pani! - Mężczyzna przejął bagaż i zaczął go wkładać do wielkiej skrzyni na tyle dorożki.

Charlie korzystając z pomocy Gaherisa wsiadła do środka. Gdy zajął miejsce, zauważył, że siedzą tak, że widzą przed sobą konia. Trochę przypominało mu to rzymskie rydwany. Dorożkarz zajmował miejsce z tyłu i gdy się usadowili ruszył.


Jechali przez powoli pustoszejące miasto. Mimo to wyostrzone zmysły wampira bez trudu dostrzegały przemykające w ciemnościach cienie. Sądząc po tempie raczej ludzie. Charlie przykryła ich kolana kocem. Dla niego było to całkiem zbędne, ale rzeczywiście kobiecie mogło być całkiem chłodno.
- Ostatnio miasto bardzo rozrasta się na północ. Głównie z uwagi na obecność kolei. Jednak nadal ta okolica, to raczej obrzeża. - Mówiła dosyć cicho, ale bez problemu ją słyszał. Dzięki takiemu wyglądowi pojazdu, mógł bez problemu przyglądać się miastu.

Obrzeża?! Powoli docierało do niego, że może rzeczywiście Londyn może liczyć 4 miliony.
- Niesamowite, absolutnie niesamowite.
Wampir oglądał ulice ciągle się dziwiąc. A to potężne wystawy chronione potężnymi taflami szkła, których to szyb absolutnie nie dałoby się stworzyć takiej wielkości kiedyś. Ulice brukowane na całej długości. Domy wielkości niejednego pałacu, albo nawet zamku. Lampy na ulicach, Przede wszystkim zaś potężna ilość niekończących się, wydawałoby się ulic, które ciągnęły się jedna za drugą, druga za trzecią, setna za sto pierwszą. Niekończąca się ilość ulic wielkiego miasta, które przemierzali.

W pewnym momencie, po czasie który zdawał się Gaherisowi wiecznością, biorąc pod uwagę ilość ciekawostek, które mógł zobaczyć, dorożka zatrzymała się.


- To tutaj kuzynie. - Charlie wskazała na 4 piętrowy budynek, na którego parter prowadziły schody. - Moje mieszkanie jest na samej górze.

Chwilę potem stali już obydwoje na chodniku przed drzwiami, tyle, że on trzymał bagaże.
- Prowadź - powiedział nieco niepewnie. Bowiem kamienica wydała mu się absurdalnie wielka. Oczywiście w Camelot bywały większe budynki, ale zaiste nie za wiele. Kamienny, wysoki oraz mający szyby większe, niż jakiekolwiek w jego rodzimej epoce.

Charlie wydobyła z połów sukni wielki klucz, nim jednak wsunęła go w dziurkę, skrzydło otworzyło się i stanęła w nim ona:


- Panno Ashmore… - Ton kobiety wskazywał na to, że wyraźnie nie była zadowolona z godziny, o której się pojawili. - … widzę, że nie dość, że nie jest Pani w stanie pojawić się o ludzkiej godzinie, to jeszcze sprowadza Pani sobie Dżentelmenów. - Spojrzała na Gaherisa bez skrupułów oceniając jego odzienie.
- Proszę wybaczyć kuzynce, że nie zawiadomiła pani o moim przybyciu. Jestem Henry Ashmore - uśmiechnął się do starszej pani używając Prezencji. Zauważył, że staruszka zatrzepotała niedowierzając rzęsami. - Rodzina zdecydowała, że kuzynka Charlotte zaopiekuje się mną, jako ktoś bliski oraz na którym można polegać, oraz wprowadzi do londyńskiego towarzystwa. Oczywiście - uśmiechnął się ponownie - jeśli osoba tak godna, jak pani, miałaby w tej sprawie jakąś radę, oczywiście chętnie również wysłucham.
- Wejdźcie, robi się chłodno
. - Kobieta wpuściła ich do środka.


Gdy stanęli w środku Charlie miała w końcu okazję poprawnie przedstawić kobietę.
- Henry, pozwól, że przedstawię Panna Anna Dosett. Gospodyni, bez której ten dom nie mógłby funkcjonować.
Wampir widział, że starsza kobieta uśmiecha się do niego ciepło.
- Och komplementy… - Staruszka machnęła ręką. - Pewnie jesteście zmęczeni, podróżą. Pan Henry, będzie spał w twoim wolnym pokoju?
- Ta
… - Charlie była wyraźnie zaniepokojona ta zmiana nastroju gospodyni.
- Cudownie, przygotuję wam jakieś kanapeczki i herbatę.
- Bardzo chętnie, niewątpliwie są smaczne, zaś imię Anna noszą tylko wyjątkowe osoby
- odparł Henry. - Kuzynka musi mi wiele pokazać i wyjaśnić. Nie mam tego szczęścia, jak pani, bycia Londyńczykiem oraz oglądania tego wspaniałego miasta codziennie, rozumienia, jak funkcjonuje.

Staruszka radośnie ruszyła w stronę jednych z drzwi, a Charlie westchnęła ciężko, po czym zerknęła na niego podejrzliwie.
- Chyba jednak przesadzasz - wyszeptał jej do ucha. - Bardzo miła, starsza pani. Wyjątkowo uprzejma - uśmiechnął się wesoło.
- Daj mi słowo honoru, że nie maczałeś w tym paluszków. - Kobieta podeszła do schodów. - Zapraszam na górę kuzynie.
- Słowo honoru, że moje paluszki nie odegrały w tym żadnej roli. Co innego uśmiech rycerza, znaczy gentlemana i tam parę innych drobiazgów
- dodał cichutko, skromniutko idąc za nią.

Na ostatnim piętrze Charlie otworzyła kolejne drzwi. Weszła w ciemność i po chwili rozjaśniła pokój, zapalając dziwny przedmiot. Gaheris znalazł się w wypełnionym różnymi przedmiotami pokoju.


- Witam w moich skromnych progach. - Kobieta zapaliła jeszcze kilka lamp, po czym zdjęła z siebie coś co odrobinkę przypominało ten jego surdut i powiesiła to do dziwnej pionowej skrzyni. - Rozgość się, a ja sprawdzę w jakim stanie jest ten “wolny” pokój.
- Skromne? Królewska komnata, kuzynko. Przy okazji, niespecjalnie potrzebuję kanapek pani Dosett, ale będę musiał pomyśleć o jakiejś krwi. Wprawdzie bez problemu mogę się bez niej obyć parę dni, ale jednak wolimy nie pozostawiać takich rzeczy na ostatnią chwilę
.

Ściągnął surdut i zaczął oglądać wszystkie nieznane mu rzeczy. Właściwie niektóre już spotkał w jej wcześniejszym mieszkaniu nad pubem, choćby obrazki. Początkowo myślał, że to pomalowane, ale Charlie wytłumaczyła mu ideę wydruków doskonale, używając krwi. Jednak część “obrazków” tutaj była inna. Większa, do tego te dziwne małe, czarno-białe obrazki w ramkach poustawiane tu i ówdzie.
- Z krwią ci nie pomogę. Ale proponuję byś dał mi się najpierw oprowadzić po okolicy. - Zapaliła światło w kolejnym pokoju. - To będzie oficjalnie twoja sypialnia.


- Zaraz pomyślimy gdzie będziesz tak naprawdę spał. - Charlie wyszła z pokoju i pokazywała mu kolejne drzwi. - Obok jest moja sypialnia, po drugiej stronie łazienka i niewielka kuchnia.
- Wygląda wspaniale. Ech, chyba jestes znudzona takim słowem, ale ja najczęściej spałem na powietrzu na wyprawie. Jak było trochę słomy już można było się cieszyć. Oczywiście na terenie zamku istniały pościele. Potężne pierzyny wypchane kurzymi chyba piórami. Tutaj obrazki, szafki, świecidła, znaczy lampy. Luksusy, nawet królowa Ginewra miała w pokoju tylko łóżko, stolik, krzesła oraz kilka skrzyń, może jeszcze jakieś uchwyty na pochodnie
- wyjaśnił rozglądając się. - Ponadto na dzień można się spokojnie schować pod łóżkiem. Istna rozpusta luksusu - widać było, iż naprawdę jest niezwykle zadowolony. - Jeśli zaś pytasz, czy chciałbym się przespacerować, poznać nieco Londyn, przyznaję, straszliwie chciałbym. Skoro nocą jest taki ruch, to nie będziemy wzbudzać sensacji. Wiesz, kiedyś właściwie taką porą chodzili jedynie strażnicy królewscy. Teraz jednak aż tyle osób - ciągle nie mógł pojąć wielkości wspaniałego Londynu.
 
Kelly jest offline  
Stary 06-04-2017, 21:36   #15
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlie zerknęła na zegarek.
- Niby nie jest jeszcze bardzo późno… - Zerknęła na wampira. - Dobrze ale ty wymyślasz jakąś wymówkę dla starej Dosett.
- Jaką wymówkę? - spytał, jednak nie zdążyła odpowiedzieć.

Po chwili bowiem do drzwi rozległo się pukanie i do pokoju wkroczyła Panna Dosett. Charlie szybko zgarnęła rzeczy ze stołu, a gospodyni postawiła na nim “kanapeczki i herbatę”.


Charlie bez słowa zajęła miejsce przy stoliku, jakby to był jakiś dziwny obrządek. Wskazała Gaherisowi, drugie krzesło. Teraz wampir zauważył, że na stole znalazła się też gazeta. Zupełnie jakby był to nieodłączny element posiłku. Dopiero gdy zajął miejsce Charlie odezwała się.
- Dziękuję Panno Dosett. Wygląda wspaniale.
- Ach… gdyby mnie Pani uprzedziła, przygotowałabym coś więcej, jednak o tej godzinie… - Pokręciła niechętnie głową, po czym uśmiechnęła się do wampira. - Jak długo planuje Pan z nami zostać Panie Ashmore? Herbatki? - Gaheris musiałby być głuchy by nie zauważyć zmiany w tonie gospodyni, gdy się do niego zwracała. Charlie nadal patrzyła na niego bardzo podejrzliwie. Widać zachowanie starszej kobiety było bardziej niż nietypowe.

- Będzie nam bardzo przyjemnie. Jest pani niezwykle uprzejma, madame - oddał kobiecie uśmiech. Chyba nie przejmował się ową nietypowością zachowania - Może zechce się pani na chwilkę do nas przyłączyć. Wprawdzie jesteśmy zmęczeni, ale dla tak miłej osoby, zawsze chętnie poświęcimy kwadransik. Zaś co do mojego pobytu - Gaheris alias Henry zrobił zafrasowaną m.inę - tutaj mam problem. Zdecydowano, iż mam poznać to miasto, zaś jedyna mieszkająca w stolicy kuzynka ma mnie wprowadzić w towarzystwo oraz pokaże mi samo piękne miasto. Trudno ocenić, ile to zajmie. Myślałem, że raz dwa, tymczasem jadąc z dworca dorożką ciągle się dziwiłem. Na Orkadach nie ma takich budowli. Przyznam, że dla takiego prowincjusza, jak ja, jest to widok niezwykły. Szczęśliwie ludzie są bardzo przyjaźni. Po kuzynce, jest pani drugą osobą, którą poznałem, bardzo ciepłą oraz życzliwą.
- Dziękuję, to miło spotkać kogoś tak uprzejmego. - Gospodyni wymownie spojrzała na Charlie, która tylko wzruszyła ramionami. - Jednak Powinnam rano wstać, tak samo jak Panna Ashmore. Była tu pani Whittock. - Wzrok skierowany w jego znajomą mógłby prawie razić piorunami.

- Cóż, rozumiem, aczkolwiek ja jestem przyzwyczajony do pracy w nocy. Muszę się pani przyznać, iż miałem szczęście rodząc się na północy, gdzie słońca jest znacznie mniej. Po prostu mocne uczulenie na słoneczne promienie. Przynajmniej tak orzekli doktorzy. Stąd raczej preferuję pory wieczorne, lub nocne. Także do pracy. Dlatego już muszę się usprawiedliwić za kuzynkę oraz siebie, gdyż właśnie dlatego od czasu do czasu będziemy musieli wyjść późniejszą porą. Wiem, że to nie jest najwłaściwsza sprawa i trochę się wstydzę mojej choroby. Jednakże wiem także, że taka mądra i dyskretna osoba zrozumie niełatwe położenie z całą swoją wrażliwością oraz prawdziwą życzliwością - kadził jej wiedząc, iż poddana Prezencji kobieta będzie łykać wszystko, co da jej jakiś pretekst do uznania, iż tak jest naprawdę.
- Och… tak… oczywiście. - Gospodyni wydała się być lekko zmieszana. Jednak po chwili, którą pewnie tłumaczyła sobie jego wyjaśnienia dodała. - Oczywiście. Panna Ashmore ma więcej kompletów kluczy.

Charlie prawie parsknęła.
- A co do Pani… - Panna Dosett spojrzała z góry na przewodniczkę wampira. - była tutaj Pani Whittock, pytała czy będzie Pani jutro u niej. Zagwarantowałam, że tak, mimo iż jak zwykle nie raczyła Pani zostawić mi żadnej informacji.
- Będę. - Charlie uśmiechnęła się ciepło. Ewidentnie był to znak, że kobiety mimo wszystko się chyba nawet lubią. - Dziękuję, Panno Dosett.
- Wobec tego zostawiam państwa. Udanego wieczoru. - Gospodyni skłoniła się i odeszła, zabierając tacę.

Kiedy kobieta wyszła spojrzał pytająco na Charlie.
- Pani Whittock?
- Moją pracodawczynię, matka dzielnego Johna, którego uczę rachunków i francuskiego. - Charlie oparła się łokciami na stole tak, że jej podbródek spoczął na dłoniach. Przyglądała się wampirowi zaintrygowana. - Co zrobiłeś starej Dosett rycerzyku? Znam tą kobietę kilka lat i ona po prostu się tak nie zachowuje.
- Wampiry mają słabości, ale też są nadzwyczaj dobrze odbierane przez wielu ludzi. Nasze moce znacznie to ułatwiają, widziałaś choćby po pani Dosett. Zamiast być naszym wrogiem, wścibską, niechętną osoba, jaką pewnie jest, teraz postara się być przyjaciółką chroniąca osoby, które lubi. Pewnie tak bardzo w to uwierzy, że może naprawdę stanie się lepsza także dla innych. Wielokrotnie tak właśnie bywało - wyjaśnił jej. - Hm, dla mnie to początek dnia, ale ty pewnie jesteś zmęczona? - spytał. - Tym bardziej, że musisz się udać do kobiety, gdzie jesteś ochmistrzynią, eee, guwernantką - poprawił słowo.
- Dosett tylko robi takie wrażenie. - Charlie uśmiechnęła się. - Ta kobieta nie raz uratowała mi skórę, dlatego też jej płacę. Mamy tu kilku właścicieli mieszkań. Piętro niżej mieszkają Brewer, małżeństwo z maluchem. Jeszcze niżej są dwa mieszkania wynajmowane przez dwóch kawalerów. Forge i Blair jeśli dobrze pamiętam ten drugi jest chyba lekarzem. Na samym dole swoje pokoje ma Pani Dosett i jest niewielkie mieszkanko, które wynajmuje starsze małżeństwo… chyba… Strain… nie jestem pewna. Widuję głównie Panią, która każe do siebie mówić “po prostu Edith”, przyjaźnią się z Dosett.

Charlie odchyliła się i sięgnęła po jedną z kanapek.
- Daj mi coś przegryźć i możemy się przespacerować. Spałam pod wieczór, a i przechadzka dobrze mi zrobi po tej podróży.
- Dobrze. Zaś co do pani Dosett. Skoro ukrywa tylko dobre serce pod płaszczykiem szorstkości, tym bardziej więc wszystko jest właściwie poukładane. Jak wspomniałem, przechadzka chętnie, zaś kolacja, smacznego - uśmiechnął się do niej. - Właściwie także spróbuję troszeczkę. Wprawdzie nie muszę jeść, zaś większość wampirów nawet nie może, jednak nie zapomniałem smaku dobrej, zwyczajnej potrawy sporządzonej dłonią zręcznej kuchmistrzyni - sięgnął po najmniejszą kanapkę.
- Chcesz herbaty? Mieliście w tamtych czasach herbatę? - Charlie sięgnęła po śmieszne naczynie z długim dzióbkiem i nalała złocisty wywar do naczynek tak cienkich, że światło niemal przez nie przechodziło.
- Tak, nazywała się rumianek, albo mięta, chociaż ta nie ma ani smaku tego ani tego. Jednak przypuszczam, że to jakieś obecnie modne zioło. Pachnie ładnie, chętnie spróbuję - przyznał. Charlie zaczęła od razu nalewać napar do drugiego naczynia. Wykonywała to pewnym, dokładnie wypracowanym ruchem. - Śliczne kubeczki, wręcz niczym szklane.
- Filiżanki z porcelany. - Uśmiechnęła się. - To ceramika, której sposób produkcji wypracowano w Azji. Stamtąd też mamy herbatę. To akurat jest Earl Grey. Nowa mieszanka, która z każdym rokiem nabiera coraz większej popularności.
- Śmiesznie się nazywa. My mieliśmy Białego Rycerza, Czarnego Rycerza, Zielonego Rycerza, Niebieskiego Rycerza, wy zaś macie, znaczy obecnie my, Szarego Hrabiego, którego pijemy.
- Została tak nazwana na cześć Charlesa Greya, który podobno dostał to od jakiegoś kupca, lub coś w tym stylu. Fakt faktem rozpowszechnił ją w Anglii. Teraz żaden dom nie może się bez niej obejść. To jest imbryk. - Odstawiła naczynie i podała mu filiżankę.

Powąchał. Tak jak myślał wcześniej, ciekawy, łagodny aromat pokręcił się po jego nosie. Przedtem był znacznie słabszy, jednak kiedy ujął filiżankę dłonią, stał się mocniejszy.
- Ładnie pachnie - przyznał. - Sprawdzę, jak smakuje - przyłożył filiżankę do ust wypijając łyczek. Była gorąca, ale do wytrzymania zaś delikatny napar rozlał się po jego języku, wargach, łechcąc swoim smakiem całe wnętrze ust. - Całkiem smaczne, myślę, że polubię tą herbatę. - przyznał.
- Jest jej wiele odmian. - Charlie sama powoli piła ciepły napój unosząc lekko mały palec. - Można ją posłodzić. - Podniosła wieczko jednego z naczynek. - To jest cukier. Jest słodszy od miodu. Produkujemy go z trzciny cukrowej lub buraków cukrowych. - Dała mu się przyjrzeć bielutkim kostkom po czym wskazała na kolejne naczynie. - Jest też śmietanka. Niektórzy pijają kawę z mlekiem, ale ja akurat nie przepadam. Zazwyczaj lejemy wtedy najpierw mleko, a potem dodajemy do niego herbatę.
- Wobec tego spróbujmy - rozpoczął rozmaite kombinacje. Zdecydowanie najbardziej przypadła mu do gustu zwykła, niesłodzona herbata. Cukier był niczym faktycznie najsłodszy miód, ale akurat Gaheris raczej słodkości preferował w dobrych ciastach, niżeli tak po prostu. - No to co, gotowa na przechadzkę? - spytał po jakimś czasie. Widać było naprawdę wciągał go ten XIX wiek, niczym małe dziecko otaczajaca je rozległa rzeczywistość wokoło.

- Już… już. - Charlie chwyciła jeszcze jakieś ciasteczko z górnej półeczki i z nim w ustach podeszła do tej dziwnej skrzyni, w której wcześniej ukryła wierzchnią część ubrania. Widziała jak ubierając się powoli zajada słodki kąsek. Kobieta była chyba nawykła do robienia rzeczy w biegu. Po chwili była ubrana, a ciasto zniknęło. - Chodźmy rycerzyku.


Kobieta chwyciła klucze i podeszła do drzwi.
- Chyba chodźmy kuzynie, lub gentlemanie. Niestety brak wam jakichkolwiek rycerzy - powiedział nostalgicznie. - Chodźmy.

Charlie zeszła na dół i otworzyła im drzwi wejściowe. Po chwili znaleźli się spowrotem na York Street. Kobieta chwyciła go pod ramię i poprowadziła ulicą. Ulica wypełniona była budynkami podobnymi do tego, w którym mieszkanie miała Charlie, w pozostałych zazwyczaj były wielkie okna, na których rozlokowano różne produkty. Część już mu znana, typu kapelusze, stroje podobne to tego, który miał. Był jakiś Barber i była wystawa z dziwnymi przedmiotami.


Stanowczo maszyna do pisania zdziwiła Gaherisa. Skoro kowale zrobili żelaznego konia, przypuszczał, że ta maszyna będzie takim metalowym skrybą. Tymczasem przypominała pudełko mające mnóstwo przycisków.
- Albo ktoś kogoś nabiera, albo to jakieś wielkie odkrycie - uznał przyglądając się jej.
- Dosyć istotne. Bycie maszynistką, czyli panią piszącą na tym urządzeniu, to jeden z kilku zawodów, jakie mogą wykonywać kobiety. Podobno idzie nam lepiej dzięki drobnym paluszkom. - Mówiąc to wykonała ruch, jakby uderzała w dziwne guziczki.


Od głównej ulicy odchodziły mniejsze, a tam dalej wielkie okna i domy. Między samymi budynkami były zaułki. Do wampira dochodził cichy odgłos kroków, na który człowiek by nie zwrócił uwagi, jednak gdy docierali w pobliże uliczek nikogo tam nie było.
Po drodze kobieta wymieniała mu kolejne nazwy ulic, często zaznaczając jaki lokal z danej części jest znany, popularny itp. Spokojnym tempem dotarli do placu.


- A to jest Portman Square. - Tutaj widać było jeszcze kilka kręcących się grupek i jakieś pojedyncze dorożki.
- Dużo ludzi. Masz rację, Londyn musi być duży, skoro nocą, choć jeszcze nie jest późno, ale jednak nocą, aż tyle ludzi kręci się po ulicach.

Przy okazji obserwował, czy nie dojrzy gdzieś jakąś kompletnie samotną istotę, którą można byłoby podpić. Niespecjalnie nalegał na charlie, jednak odruchowo miał ochotę na jakiś lekki posiłek. Ochota jednak nie oznacza konieczności, raczej odruch. Poza tym po prostu obserwował. Szedł obserwując oraz starając się zapamiętać topografię terenu. Akurat ludzie jego otoczenia mieli pamięć wyrobiona, jako że nie zapisywali nic.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-04-2017, 17:28   #16
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Charlie cały czas zerkała na niego. Po chwili westchnęła ciężko i zboczyła w jedną z przecznic. Wykonali kilka kroków i skręcili znowu.


- To tylna uliczka, używamy ich jako zapleczowych, do wywozu śmieci, a także by dowieźć rzeczy do oficyn kamienic. - Mówiła cicho. - Nie wszystkie kamienice mają coś takiego, tylko te bardziej okazałe.
- Dobrze, czy takie ulice są względnie puste, jak teraz. Przepraszam, pytam, bowiem muszę coś jeść. Wprawdzie od biedy potrafię wytrwać na krwi zwierzęcej, jednak to jest ohydztwo
- przyznał.
- Tak pomyślałam widząc jak się rozglądasz i po tym co mi powiedziałeś w domu. - Zerknęła na niego trochę niepewnie. - Jest tu nawet tłoczno przed świtem i tuż po zmroku, gdy jeżdżą tędy powozy dostawcze, oraz te wywożące śmieci. W nocy można natknąć się co najwyżej na pijaków, kurwy i złodziei. - Usłyszeli łomot i po chwili przez ciemną uliczkę przeleciał kot. Wampir poczuł, że Charlie się lekko spięła. - Odchodząc w dowolną boczną uliczkę powinieneś dojść do głównej drogi.
- Rozumiem. Pijacy wiem, złodzieje także, ale kurwy … przepraszam, nie znam słowa. Zapewne jakaś odmiana wspomnianej policji
- domyślał się. - Osobiście najprzyjemniejsza Krew należy do osób czystych, zdrowych i tak dalej, jednak wampirom nie przeszkadza to aż tak bardzo. Hm, pijacy jak rozumiem wychodzą ze swoich domów czy waszych karczem zwanych obecnie pubami?
- No no
… - Jakiś kobiecy głos wszedł mu w słowo. Charlie zamarła i nawet się nie obejrzała. - Pani towarzysz nie wie co to kurwa? - odezwała się jakaś, wedle Gaherisa, okropna brzydula.


Kobieta uśmiechnęła się do wampira.
- Może powinnam pokazać? - Kobieta uniosła lekko kiecę, pokazując, że prawie nie ma nic pod spodem.
- Hm - Gaheris zastanowił się, czy kogoś widać, zaś Charlie zobaczyła, że się rozgląda oraz słodko uśmiecha oblizując. Widziała, że jego towarzyszkę ogarnia lekkie przerażenie.
- No słodziutki, dla ciebie za 10 pensów. - Wyszczerzyła się nieznajoma.
- Chcesz zapłacić mi kobieto za coś 10 pensów? - spytał niespecjalnie rozumiejąc, czego ta osobniczka chce, bowiem on chciał krwi, ale ona?
- Nie słodziutki, ty dasz mi 10 pensów a ja dam ci dostęp do pewnej rozpalonej dziurki, którą będziesz mógł przepchać. - Zadarła sukienkę pokazując, że pod spodem nic nie ma, ale po chwili ją lekko opuściła. - Co ty na to?
- Co ja na co, co ja na co … - rozglądał się uruchamiając Nadwrażliwość, która pozwalała wzmacniać zmysły oraz precyzyjnie czytać aury. Nikogo nie było, ani w oknach, ani w drzwiach, ani gdziekolwiek, zaś ludzka aura kobiety prezentowała wyjątkowo rozbujałą żądzę.
- Przepraszam na chwilę, kuzynko. Będzie wszystko dobrze. Obiecuję.
Charlie przytaknęła ruchem głowy i zasłoniła dłonią usta, troskę jakby zrobiło się jej niedobrze.
- Odwróć się - powiedział nieznajomej używając Dominacji. Nie miał ochoty bawić się gierkami.
Kobieta obróciła się.
- Wolisz od tyłu kochaniutki? - Kobieta zadarła spódnicę ukazując nie do końca czysty tyłek, który jednak niespecjalnie zainteresował Gaherisa. Górą bowiem miała odkrytą w tym szyję. Podszedł do niej i nagle zanurzył w skórze kobiety swoje kły. Dla osoby oglądającej to z zewnątrz mogło się wydawać, że całuje górę jej pleców przy karku, ale on pił. Nawet nie musiał dużo, żeby odzyskać trochę formy, jednak nie zabić wysysanej kobiety. Kurwa osunęła się tracąc przytomność.


Trzymał ją jednak dopóty, dopóki nie zalizał ran. Za sobą usłyszał jakiś zdławiony odgłos. Ale to pewnie Charlie powstrzymała własny głos. Odwrócił się, ale wcześniej ułożył kobietę.
- Żyje, nic jej nie jest, zaś obudzi się niedługo mając cudowne wspomnienia - wyjaśnił sprawdzając, czy to odzywała się Charlie. W uliczce stała tylko jego towarzyszka. Wyraźnie przerażona, tym co zobaczyła. Jednak o ile picie było dla wampira bardzo przyjemne, to dla osób postronnych, nie przyzwyczajonych do widoku, raczej nie było zbyt zachęcające. Szczególnie jak osoba, z której pito padała nieprzytomna. Charlie nie odzywała się jednak ewidentnie przyglądała się całemu zajściu. Tym bardziej, że co mogła widzieć Charlie: plecy i właściwie tyle. Kazał się kobiecie odwrócić. Pił ją od tyłu, więc nawet dla osoby postronnej mogło to wyglądać niczym pocałunek, który spowodował omdlenie. Rany zostały zalizane, kły wciągnięte, buzia wytarta. Dziękujemy. Jeśli jednak nie Charlotta krzyczała, to kto? Pewnie dostrzegła, iż jakaś osoba zemdlała. Dlatego rozejrzał się. W uliczce nikogo nie było. Charlie odetchnęła i odwróciła wzrok.
- Chodźmy stąd, dobrze?
- Dobrze
- ułożył prostytutkę pod ścianą, po rycersku, żeby spokojnie sobie spała i ruszył z Charlie.
- Przykro mi - powiedział po chwili - tak się właśnie żywimy. Ale tej kobiecie nic się nie stało. Obudzi się za jakiś czas przekonana, że doznała czegoś czarownego. Przepraszam, że zmusiłem cię niejako do oglądania tego - powiedział. - Zapomniałem, jak działa nasze pożywianie na ludzi. Nawet, jeśli jest kompletnie nieszkodliwe.
- Yhym
. - Charlie szła krzyżując ręce na piersi, troszkę jakby było jej zimno. Szybko poprowadziła ich w bok i doprowadziła do głównej ulicy, którą szli wcześniej. - Picie czyjejś krwi, nie może być nieszkodliwe. - Dodała cicho.
- Skaleczyłaś się kiedyś w palec? - spytał ją.
- Ach i wypijasz jedynie kropelkę tak? - Zerknęła na niego, odezwała się bardzo cicho. Nie była zła, raczej wystraszona i może zaskoczona tym czego była świadkiem. - Wybacz, ale człowiek nie traci przytomności od utraty kropli krwi, chyba że to jakiś mięczak.
- Więcej niż kropelkę, ale nie tyle, żeby szkodziło. Wampiry naprawdę doszły do tego przez lata, wieki, millenia istnienia i wiemy, co można a co nie. Powiedzieć można, jesteśmy pod tym względem fachowcami doskonałymi. Dla niej to będzie nic, dla mnie coś tam. Ponadto od biedy możemy kosztować zwierząt. Wiesz, wiele wampirów posiada swoje grupy ludzi, którzy po prostu zgadzają się na użyczanie swojej krwi niekiedy. Dla wampirów takie osoby są cenne. Musimy doskonale wiedzieć, ile możemy wypić nie szkodząc innym.
- Wiesz co jest najgorsze
? - Charlie uśmiechnęła się do niego słabo. - Że byłam lekko zazdrosna. - Odwróciła głowę i szybko zmieniła temat. - Wracamy do domu, czy chcesz jeszcze pospacerować?
- Wolałbym jeszcze pochodzić, jeśli nie jesteś zmęczona. Ale wiesz, powiedz proszę, kiedy będziesz chciała się położyć. Dla mnie to normalna pora, ty zaś musisz rankiem wstać.
- Wróćmy wobec tego, myślę że przyda mi się kąpiel
. - Charlie wyprostowała się i wsunęła dłoń pod jego ramię. - Prowadź. Sprawdzimy czy pamiętasz jak wrócić do domu.
Gaheris rozejrzał się.
- Zazdrosna - nagle doszło do niego. Niby dlaczego, że nie ją pije? Przecież ewidentnie nie dałaby rady. Wampir musi spijać krew wielu osób. - Przepraszam, ale chciałbym pić tylko od tych osób, które to lubią i które ja lubię, jednak to jest niemożliwe. Przykro mi droga kuzynko - powiedział ponurym lekko głosem. - Jednak jeśli masz ochotę to kąpiel oraz … wiesz co, ze wspólnie się wykąpiemy - zaproponował. - Tylko jest problem, eee, nie wiem, jak to powiedzieć. Zgubiłem się. Wszystkie ulice są takie same … - przyznał czując się niewymownie głupio, niczym totalny pajac.
- Niestety nad zazdrością nie jestem w stanie zapanować. - Szepnęła cicho.


Seksowna Charlie poprowadziła go do domu, tym razem wskazując jeszcze dodatkowo jakieś charakterystyczne punkty. Po chwili byli z powrotem pod kamienicą. Charlie dała mu klucze by spróbował sam otworzyć drzwi i zapamiętał, który klucz jest od czego.
- Wobec tego … możesz mi kupić kilka królików? - spytał. - Spróbuję trochę ich krwi, choć pewnie da rady wyłącznie skupić się na takim pożywieniu, jednak od biedy można. Charlie, lubię cię i chcę się z tobą kochać. Innych, póki co, chcę jedynie wysyać. Proszę, nie bądź zazdrosna. Bowiem to tak, jakbyś była zazdrosna o kogoś, kto poszedł z kimś na obiad.
- Postaram się
. - Uśmiechnęła się do niego. - A co do królików… - Charlie zdjęła wierzchnie okrycie. - Nie wiem czy jutro będę miała chwilę by udać się na targ.
- Nie ma problemu. Akurat jeśli nie będę robił nic niezwykłego, krew tej upadłej policjantki wystarczy mi też na jutro. Jednak tak czy siak króliki się przydadzą
- mężczyzna był trochę skrzywiony. Jednak widać króliki nie były jego ukochanym daniem. - Naucz mnie teraz proszę posługiwać łazienkę. Gdzie tutaj jest studnia skąd można nabrać wody? - spytał kobietę.

Charlie pomogła mu zdjąć surdut i uśmiechnięta poprowadziła go do łazienki. W pomieszczeniu stała seria dziwnych urządzeń przypominających miski.


- Aha, chyba do kąpieli trzeba się jeszcze rozebrać. Albo może wymyśliliście sposób, żeby się wykąpać w ubraniu? - spytał całkiem poważnie. Wszak bowiem dla niego zrobienie metalowgo konia wcale nie było trudniejsze od sposobu na kąpiel bez rozbierania się. Choć akurat miał ochotę się kochać, więc takie coś będąc ubranym byłoby niełatwe.
- Kąpiemy się nadal nago. Choć raczej samotnie. - Mrugnęła do niego i podeszła do największej z misek. - A teraz powód dla którego wybrałam tą kamienicę. - Sięgnęła do metalowych przedmiotów wystających ze ściany i przekręciła je. Z otworków poleciała woda. Jedna niemal parowała. Charlie zatkała dziurkę w misce i przysiadła na jej krawędzi. Naczynie napełniało się wodą. - To wanna.

Wręcz odskoczył. Balię nazywano wanną, tyle, że balię metalową. To nie było problemu. Jednak ta woda sama leciała!
- Macie służbę na dachu, która nalewa wody do tych rurek? - wpatrywał się niepewnie.
- Nie. - Charlie wyciągnęła do niego dłoń by podszedł. - Mamy system kanałów, którymi jest doprowadzana woda. W niektórych kamienicach są piece, które podgrzewają wodę. Zaufasz mi tak jak z pociągiem i weźmiesz ze mną kąpiel w tym dziwnym przedmiocie?
- Żelazny smok wydawał się groźniejszy, więc oczywiście, eee, macie jakieś witki. Wiesz, żeby się okładać po plecach dla lepszego czyszczenia.
- Mamy gąbki
. - Charlie sięgnęła po dziwny kłębek i zanurzyła go w wodzie. Uniosła go wyżej i wycisnęła. - Ja mam nawet mydło. - Wskazała na lekko różową kostkę leżącą przy wannie. Odłożyła gąbkę i zakręciła wodę. - To dasz się nauczyć, jak kąpiemy się współcześnie.


Kobieta podniosła się i podeszła do niego. Powoli sięgnęła do upięcia na szyi. Widział jej skupione, czułe spojrzenie. Czuł to. Charlie była podatna. Pewnie jeszcze jedno picie jego vitae i stanie się jego ghulicą. Poczuł ulgę na szyi gdy Ascot tie został rozwiązany. Faktycznie eleganckie coś zniknęło z jego szyi. Śliczna dziewczyna, szczególnie nago, zgrabna oraz namiętna, choć na dworze niekiedy wolał kobiety nieco bardziej oddające się męskiej przewadze, takie biedne, niewinne księżniczki. Ale też jako znany uwodziciel, królewicz orkadzki, siostrzeniec króla Artura, częściej spotykał właśnie takie damy. Ponadto lubił odmianę, kobiety niczym barwy rozmaitych kwiatów. Charlotte stanowiła piękną czerwień, ale czyż róż choćby także nie jest śliczny? Ale ghulica … właściwie nie wiedział, czy chce by była jego ghulicą. Polubił Charlie, zaś taka decyzja wiązała się z narzuceniem jej własnej woli. Nie chciał jej tego robić bez jej nie tylko zgody, ale też pełnej świadomości faktu. Póki co jednak, mocno ją ucałował czując ciepło ust oraz pozwalał jej działać tak dokładnie jak tego właśnie chciała. Charlie rozebrała go i odłożyła jego rzeczy na stojące w łazience krzesło.
- Wskakuj do wanny. - Kobieta zaczęła powoli zdejmować własny strój.
Wezwanie damy stanowi rozkaz, jak trzeba to wskoczył, choć mało co się nie pośliznął. Zadudniło uderzenie bosych stóp na metalowym dnie.
- Wskakujesz także? - spytał. - Choć przyznam, że nie rozumiem po co skakać, skoro można normalnie? - spytał trochę dowcipkując.
Woda była przyjemnie ciepła i sięgała wampirowi prawie do kolan. Charli zdjęła gorset i pozostała w samej halce.
- Usiądź, najpierw cię wymyjemy.
- Chętnie
- posłuchał jej wyjątkowo zadowolony. Wanna to świetny wynalazek oraz bardzo dobrze się tam czuł. - Od czego zaczęłabyś mycie?

Kobieta chwyciła gąbkę i zanurzyła ją w wodzie niby wybierając dowolne miejsce w wannie, które dziwnym trafem było blisko jego męskości. Po chwili delikatnie zaczęła oblewać jego ciało. Odchyliła głowę wampira i wycisnęła gąbkę na jego włosy. Wzięła mydło i zaczęła powoli namydlać wystające ponad powierzchnię wody ciało. Widział, że robi to powolutku, uważnie się mu przyglądając. Trochę jakby chciała zapamiętać każdy, nawet najmniejszy skrawek jego ciała.
- Podniesiesz się? - Jej głos był spokojny, widział jednak jak na jej twarzy pojawia się lekki rumieniec.

Gdy wampir wstał namydliła jego nogi, rozprowadzając pieniące się mydło gąbką po ciele. Dłuższy czas omijała okolice jego męskości, by powolutku, wspinając się wzdłuż jego nóg dotrzeć i tam. Jedną ręką namydlała jego pośladki, zataczając na nich duże koła, natomiast drugą ujęła jego męskość. Widział jak obserwuje ją wykonując powolny ruch od podstawy ku czubkowi i tak, aż lekko zaczął twardnieć.
- Zanurz się, opłuczemy cię. - Jej głos był lekko rozpalony, czuł na sobie jej gorący oddech. Słyszał jak jej serce przyspieszyło.
- Cudowna kąpiel, ale mogę się na nią zgodzić tylko w jednym przypadku, że później ja będę mógł umyć ciebie, co ty na to? - spytał Charlotte, która mogła usłyszeć w jego słowach rosnące podniecenie. Widać było, że ten dziwny dla niego moment w wannie, bardzo oryginalny, podoba mu się. Ustawiał się pod jej gąbeczkę, potem zaś pochylił zgodnie z poleceniem kobiety.


Ponętna Charlie powoli opłukiwała mężczyznę.
- Jeśli chcesz. - Uśmiechnęła się, a rumieniec na jej twarzy rozlał się prawie do uszu. - Wymienimy wodę i ja wejdę do wanny, co ty na to?
- Oczywiście, ty tutaj rządzisz. Naprawdę Charlie, aż do chwili, kiedy zacznę cię myć. Wtedy będziesz musiała się poddać mojej gąbce. Uprzedzam panią, że będę ją mył bardzo obszernie. Nie obawia się pani
? - żartował czekając, aż wymieni wodę. Nawet niespecjalnie wiedział, jak to się wszystko robi. Nabiera do wiaderka, wylewa przez okno?
Charlie poczekała, aż wyjdzie, podając mu ręcznik. Odetkała jakiś otworek w wannie i po chwili powstał mały wir i woda zaczęła w nim znikać.
Kobieta zaczekała, aż wszystko spłynie i ponownie odkręciła wodę.
- To kurki. Po lewej jest zimna woda, po prawej ciepła. - odkręciła wodę i znów zatkała otwór w wannie. Naczynie powoli napełniało się wodą, podczas gdy Charlie zdjęła halkę, odsłaniając swoje jędrne piersi. Rozpięła pas trzymający pończochy. Wampir zauważył, że na jej bieliźnie w miejscu gdzie stykała się z jej intymnym kwiatem pojawiła się mokra plamka. Kobieta zakręciła wodę i sama weszła do wanny.
- Zdaję się na twoją łaskę. - Uśmiechnęła się do wampira. Jej sutki sterczały rozkosznie. Uda trzymała złączone, ale on już wiedział że musiała być tam mokra. Nie licząc pojedynczych blizn porozrzucanych po ciele, jej skóra była jedwabiście gładka i biała. Ciemne włosy opadały falami na ramiona i przesłaniały lekko piersi.
- Zabiorę się teraz za ciebie - wziął mydło w dłoń i gąbkę, którą wcześniej był myty. Zaczął od pleców i rąk. Do tego gąbka była świetna. Oczywiście do nóg również, ale wiele części lepiej było myć dłońmi. Choćby piersi. Gaheris mydlił cudownie mięciutkie cycuszki z twardymi końcówkami aż pokrywały się całe bielą. Wspaniałą mydlaną pianą, niezwykle śliską, która czyniła skórę gładka niczym oliwa podczas masażu. Męskie dłonie przemieszczały się po nich, ugniatały je, unosiły, próbowały uchwycić sutki lekko je pociągając. Wszystko to udawało się, ale tylko częściowo. Przypominało więc mycie z pieszczotami i masażem razem wziętym. Tak samo brzuch, pupa i wreszcie jej słodki wzgórek, który zaczął mydlić cudownie pieniąc meszek kobiecych włosków.

Widział, że Charlie powstrzymuje drżenie, jak zasłania dłonią usta by nie wydobył się z nich cichy jęk. Mydlana piana, mieszała się z wypływającymi z jej szparki sokami. Oczywiście dostrzegł to, ale przez chwilę udawał, że nie rusza go jej kobieca reakcja. Mył oraz mydlił otwartą dłonią jej podbrzusze, ciągle jednak leciutko zahaczając płatki okrywające jej szparkę. Leciutko się drażnił, powoli doprowadzając dłońmi do wrzenia. Przynajmniej tak chciał zrobić, chciał by jej wyobraźnia oraz pragnienia splotły się w jedno oraz zareagowały gwałtownie wybuchem rozkoszy. Powoli spłukał mydło puszczając swój paluszek już pomiędzy płatki kobiecego kwiatu. Była mokra, spragniona, on zaś delikatnie pieścił dłonią szukając palcami najwrażliwszego miejsca. Charlie oparła się dłońmi o jego ramiona. Najwyraźniej jej nogi słabły od jego pieszczot.
- Gaheris… - Dała radę wyszeptać cicho. - … ja zaraz... - Oparła rozgrzane czoło o jego ramię. - … zaraz dojdę.
- Wybacz Charlie, ale to chyba nie problem - uśmiechnął się wesoło wzmagając jeszcze działania swoich paluszków właśnie tam, gdzie poczuł, iż najmocniej odbiera pieszczoty. Zaś jego usta pieściły jej pachnące mydłem ciało. Kobieta jęknęła cicho i już całym ciężarem naparła na wampira. Gaheris poczuł jak zaciska się na jego palcach, a jej paznokcie wbijają się w jego ramię. Ooo, jak to miłe. Cieszył się, iż daje jej tyle przyjemności. Widać było, jak miły jest dla niej dotyk jego palców. Ruch, który pieści jej kobiece wdzięki, który dotyka wszystkich miejsc, mogących dać jej rozkosz. Gaheris, doświadczony dworski kochanek, znał te miejsca, bezbłędnie wyczuwał to, co sprawiało jej przyjemność. Kiedy dochodziła, właśnie tam koncentrował swoje działanie, tylko robił to jeszcze szybciej, nawet jeśli próbowała się na nim zacisnąć. Jego palce były nasączone jej soczkiem. Śliskie, wilgotne, nawet ściśnięte mocno wewnętrznymi mięśniami pochwy poruszały się w niej, zaś jego zęby, wysunięte kły wgłębiły się w jej ciało, nie wysysając, ale dając dodatkową rozkosz. Charlie ugryzła jego ramię powstrzymując okrzyk rozkoszy. Poczuł jak jej ciało zadrżało, a biodra zaczęły, mimo orgazmu którego doświadczyła przed sekundką, napierać na jego palce. Uśmiechnął się. Gdyby potrafił transponować swoje ciało, jego palce, albo nawet cała dłoń zmieniłaby się właśnie w coś, co jeszcze bardziej powiększyłoby jej rozkosz. Ponieważ jednak nie potrafił tego, przeciwnie do niektórych wampirów, zdecydował się użyć Akceleracji. Męska dłoń zaczęła poruszać się w niej szybko, bardzo szybko, znacznie szybciej niżeli potrafiłby osiągnąć najszybszy człowiek.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-04-2017, 09:41   #17
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mocno zwilżona wręcz tryskającym soczkiem w jej łona poruszała się niby po dobrze naoliwionym, lecz nierównym podłożu, pieszcząc je mocniej, niż potrafiłby to uczynić człowiek. Poczuł, że zęby kobiety zaciskają się bardziej na jego ramieniu, czuł jej gorący oddech na swojej skórze. Jako, że i tak już niemal cały jej ciężar spoczywał na jego ramionach, uniosła jedną nogę i oparła ją na jego biodrze. Tylko doskonale ułatwiając mu dostęp, choć już nie dłoni, lecz wreszcie mieczowi, który wraził w jej pochwę. Stał mu już dawno i urósł odpowiednio twardniejąc, ale lubił odwlekać chwile rozkoszy wiedząc, iż będą tym bardziej intensywne. Wypełnił ją swoją wampirzą szybkością, nadzwyczajną, szaloną, rozbudzającą najbardziej spokojne komórki jej ciała. Więcej, przez dłuższy czas nie planował się zatrzymać, nawet jeśli doszłaby, nawet gdyby była pogrążona wewnątrz swojej rozkoszy odlatując. Chciał brać ją, przelecieć tak, żeby nigdy nie zapomniała tej chwili, żeby jęczała ze szczęścia oraz ogarniającego ją coraz mocniej szaleństwa. Charlie uwolniła jego ramię od swoich ząbków i wydała z siebie cichy jęk. Widział zaskoczenie w jej oczach, pomieszane z zachwytem i pożądaniem. Oparła na jego biodrach obie nogi, poddając się jego szalonemu tępu. Mogła odczuć, właściwie musiała, kolejne wytryski prosto w jej głębinę. Charli krzyknęła cicho, a wampir poczuł jak znów się na nim zaciska. Widział jak z jej oczu popłynęly łzy, mimo że twarz była niemal rozanielona, gdy czuła kolejne fale smagające dodatkowymi uderzeniami jej arcywrażliwe ścianki, ale to go nie zatrzymało. Wręcz przeciwnie. Zdjął jedynie jej nogi ze swoich bioder i przestał podgryzać. Obrócił tyłem, pochylił, co nie sprawiło większego problemu, jako że była podatna na każdy jego ruch, nie mogąca się bronić przed tym, co ją dotykało właśnie. Później zaś zaczął ponownie od tyłu. Inna pozycja, inny nacisk, ale szybkość ta sama, obłędna, wampirza iście. Charlie oparła się na wannie, jednak wampir czuł że jej nogi są miękkie i uginają się lekko, przy jego kolejnych uderzeniach. Ciche jęki, które wyraźnie starała się stłumić, niosły się po łazience. Przytrzymywał jej biodra, żeby mogła wogóle stać i nie przejmował się jękami. Miała piękne ciało, niezwykle kobiece, z szerokimi biodrami, wąską talią oraz potrafiła się oddać namiętności. Jeśli przebywaliby w łożu, pewnie wymyśliłby kolejną pozycję, jednak wanna, choć dodawała odrobinę szaleństwa, raczej nie pozwalała zbytnio kombinować. Skupił się więc na tej pozycji, najwyżej leciutko zmieniając ułożenie ciała, by zwiększać nacisk na rozmaite ścianki jej słodkiego wnętrza. Oraz grał na czas, na ten największy czas, ciągle penetrując ją, nie zważając na kolejne wystrzały orgazmu, tylko biorąc ciągle i ciągle wraz z upływającymi chwilami, znacznie dłużej, niż mógłby to uczynić nawet najsilniejszy kochanek ludzki. Widział jak z jej szparki wypływa jego vitae pomieszane z jej sokami. Charlie dłuższą chwilę poddawała się bezwolnie jego atakom, by w końcu samodzielnie naprzeć na jego męskość.

Wypoczęta i najedzona Charlie musiała skrywać więcej sił, niż by to zdradzało smukłe ciałko. Rzeczywiście, dziwne, nawet bardzo dziwne, jednak akurat wtedy się tym nie przejmował, po prostu chciał ją posiąść, przewiercić, przenicować swoim berłem tak, by dać jej rozkoszne szaleństwo, by po prostu stała się kimś, kto doświadcza czegoś absolutnie wyjątkowego, czemu nie może się nie poddać całkowicie. Oczywiście on sam też miał ograniczoną wytrzymałość, choć wiele większą od ludzkiej. Miał oraz dochodził powoli do jej kresu, kiedy wreszcie najpotężniejsze wybuchy wewnątrz ciała kobiety, najmocniejsze uderzenia w jej głębię, najsilniejsze pchnięcia powoli zakończyły zabawę. Czuł się wspaniale oraz chciał, żeby ona także to czuła, właściwie nie, chciał, żeby czuła sto razy więcej, niżeli on, żeby zawsze pamiętała tą właśnie chwilę. Charlie krzyknęła po raz kolejny dochodząc tej nocy. W ekstazie, puściła dłonie spoczywające na śliskiej wannie i poleciała do przodu. Upadłaby, albo uderzyłaby się, gdyby jej nie przytrzymywał za biodra. Wprawdzie zaskoczyła go swoim ruchem pełnym gwałtownego bezwładu, jednak zdołał ją złapać i utrzymać jej drżące ciało. Stał przez chwilę tak razem, potem powoli wypuścił ją ze swoich objęć siadając za nią w wannie. Kiedy tak stała przed nim, skulona, ledno utrzymująca się na nogach, on ze wspaniałą pełnią lubości obejmował, pieścił wejrzeniem jej pupę, łono, uda … Charlie naprawdę była bardzo piękna. Po jej udach spływała jego krew, natomiast kobieta uśmiechała się szeroko oddychając ciężko.

- Jesteś wspaniały, wiesz? - Wyszeptała między kolejnymi zaczerpnięciami powietrza.
- Tylko wtedy, kiedy mam wspaniałą kochankę - wyjaśnił uprzejmie kontemplując jej słodkie miejsca. - podoba mi się i to, co robiliśmy wcześniej i ten widok, który mam teraz. Wiesz - zastanowił się chwilkę zmieniając temat - musisz mieć niespożyte siły, właściwie bardzo mi to pasuje, gdyż możemy przedłużać dowolnie nasze chwile zbliżeń - przyznał. - Bowiem słodką namiętność oraz seksapil stwierdziłem osobiście.
- Nie powiedziałabym by były “niespożyte”, mam wrażenie, że moje nogi zaraz odmówią mi posłuszeństwa. - Charlie uśmiechnęła się do niego ciepło, powoli uspokajając swój oddech. - Ale muszę przyznać, że kondycję mam nie najgorszą. Kiedyś sporo ćwiczyłam, ale już niewiele po tym pozostało.

Po chwili zrobiła zaskoczoną minę i roześmiała się.
- Chyba będę musiała się umyć jeszcze raz… przynajmniej częściowo. - Przesunęła dłonią, po zakrwawionej, wewnętrznej stronie uda. Najwyraźniej wypłynęła z niej kolejna strużka wampirzej vitae.
- Wobec tego myjmy się, zaś potem do łóżka - przyznał - bowiem nie zdołasz się wiele wyspać przed świtaniem.

Trochę dziwne było, ale jakoś mu się wydawało, że dawne ćwiczenia, które już zostały niemal bez wpływu na jej obecną kondycję, nie mogłyby tu wiele pomóc. Dziwne, zaiste bardzo niezwykłe. Zaczynał się powoli zastanawiać, czy kobieta nie ma swoich własnych tajemnic, oczywiście oprócz tych, które mu przedtem przedstawiła.

Charlie weszła do wanny i zaczęła obmywać swoje nogi.
- Musimy ci jeszcze wygospodarować miejsce do spania, przyznam że wybrałam tą kamienicę też dlatego że ma duże widne okna i w ciągu dnia niemal całe wnętrze jest skąpane w świetle. - Kobieta zerknęła na niego opłukując się. Woda w wannie zabarwiła się na czerwono. Widać było, że też w jej głowie toczy się jakaś walka. - Wiesz… kiedyś pracowałam zupełnie inaczej, niż teraz. - Kobieta wyjęła zatyczkę w wannie i przykucnęła w niej obserwując jak woda spływa. - Kiedyś ci opowiem, dobrze?
- Wobec tego kiedyś - stwierdził spokojnie. - Jednak faktycznie, trzeba mi zrobić miejsce pod łóżkiem. Mam nadzieję, iż pani Dosett nie wejdzie tutaj podczas twojej nieobecności - spytał, albo może wyraził przypuszczenie, także obmywając się.
- Oh wejdzie na pewno. - Odkręciła wodę opłukując się już do czysta. - Ale mam pewien pomysł. Chciałabym byś miał w miarę wygodnie, jednak troszkę tu zostaniesz, czyż nie?
- Najprawdopodobniej owszem, jeśli mnie nie wyrzucisz wcześniej. Jesteś wspaniałą towarzyszką oraz nauczycielką, nie chciałbym cię porzucać, aczkolwiek pewnie będę musiał sobie poszukać swojego miejsca na tej dziwnej londyńskim przestrzeni XIXego wieku.

Charlie wyskoczyła z wanny i wydobyła z szafeczki dwa ręczniki, jeden z nich podała wampirowi.
- Z pewnością, powinieneś sobie coś znaleźć, mimo szczerych chęci zatrzymania cię dla siebie, niestety nie będę żyć tak jak ty wiecznie. - Kobieta zaczęła się dokładnie wycierać. Po chwili dodała już troszkę ciszej. - Znając moje szczęście, to mogę zostawić cię nawet szybciej niżbym chciała. Ale nie ma co gdybać, wycieraj się i przygotujemy ci jakieś miejsce do spania.
- Wiesz, powiem tyle, jeśli masz dziwniejsze sprawy na głowie, niż kochanek wampir, to naprawdę zajmujesz się dziwnymi sprawami - przyznał wycierając się ręcznikiem. - Prowadź, jaki masz pomysł?
- Oh.. nie powiedziałabym, że są dziwniejsze. - Charlie przetarła jeszcze ręcznikiem podłogę, w miejscu, gdzie wypływała z niej krew i wrzuciła do dużego, stojącego w kącie kosza. - Stąd Dosett zabiera brudne rzeczy by oddać je do pralni. Dlatego między innymi wchodzi do moich pokoi.


Kobieta wyszła z łazienki i ruszyła do swojej sypialni. Pomieszczenie było większe od tego, które oficjalnie miało służyć mu do spania, było też ewidentnie… kobiece.


Charlie podeszła do łóżka i wzięła z niego coś przypominającego halkę, tylko ewidentnie nie nadającego się do noszenia pod suknią.


Przez materiał prześwitywała jej skóra. Mimo półmroku wampir doskonale widział jej kobiece kształty. Charlie podeszła do jednego ze stojących w pokoju mebli i zaczęła go przeszukiwać.
- Gdzieś tu miałam kluczyk. Wieki tam nie zaglądałam. - Szeptała do siebie wyjmując z szuflady, jakieś papiery, zawieruszone elementy bielizny, kolejne lusterka podobnych do tego, które widział w pociągu.
- Hm, właściwie nie rozumiem. Co to za pokój, o co chodzi, Charlie? - wpatrywał się, bowiem dalej nie zdradziła mu swojego pomysłu. Jakiś pokój oraz meble, co właściwie planowała?
- Jest! - Charlie wydobyła malutki kluczyk.


- To mieszkanie przeznaczone było dla rodziny, więc jest tu malutka kuchnia, której i tak za bardzo nie używam i spiżarka. - Charlie wyszła z sypialni i ruszyła w stronę kuchni, zatrzymała się jednak przed ścianą w korytarzu. - Chyba, nigdy nie używałam tego miejsca. Pomożesz mi przesunąć tą komodę?
- Oczywiście. Rozumiem, że pani Dosett tutaj nie wchodzi? - spytał biorąc się za komodę. - Wypoczniesz do rana? - zmartwił się o nią, bowiem miała ruszac do swojej pracy.
- Najwyżej spróbuje się przespać między lekcjami. - Charlie wydawała się być zadowolona, ze swego pomysłu, jakikolwiek by on nie był.

Gdy wampir przesunął komodę, zobaczył niewielki otworek w ścianie. Charlie wsunęła tam kluczyk i przekręciła go.


Gdy otworzyła drzwiczki, wampir zobaczył płytkie pomieszczonko, miało może 3-4 stopy głębokości, za to było dosyć szerokie, na jakieś 7 stóp.
- Podobno, była tu kiedyś komódka, ale chyba Dosett zagarnęła ją dla siebie. Posprzątamy tutaj, ułożymy ci jakieś koce i chyba powinno być dobrze. - Uśmiechnęła się do wampira, widział na jej twarzy entuzjazm. - Dziurka jest na wylot, więc będziesz mógł zamknąć się od środka, co ty na to?
- Świetny pomysł. Masz więc ukryty pokój wewnątrz swojego mieszkania. Spokojnie się tutaj ułożę oraz obudzę wieczorem. Wampiry zawsze tak się budzą. Planujesz wtedy być już w swoim domu? - spytał szykując się do wygodnego ułożenia. Oczywiście wcześniej trzeba było wytrzeć kurz, którego się nazbierało. - Czy masz jakąś szmatkę?
- W kuchni coś powinno być. Chyba też jest jakieś wiadro. - Widać było, że Charlie nie jest pewna co ma we własnym mieszkaniu. Zupełnie jakby sama była tu gościem. Kuchnia była małym pomieszczeniem z czymś co przypominało piec, jednak było wykonane z żeliwa. Pomieszczenie było czyste, ale widać było, że raczej nie używane. Charli zaczęła przeszukiwać szuflady w poszukiwaniu ścierki.


- Nie nazwałabym tej spiżarki pokojem, to bardziej szafa, ale z uwagi na to, że rzadko się jej używa została ukryta w ścianie. Dosett ma do niej klucz, ale jak zostawisz swój w dziurce, to nie otworzy drzwi. I tak nie powinna tam zaglądać, bo nigdy nie trzymałam tu żadnych zapasów. - Z tryumfem wydobyła ścierkę i zaczęła napełniać wiadro wodą.
- Sprytna jesteś - przyznał pomagając jej wycierać. - Gdybyś mogła mi użyczyć jakiś koc, byłoby miło. Właściwie niewiele czujemy, dobra nic nie czujemy, jednak budząc się czujemy podłoże, dlatego właśnie.
Ponadto mimo wszystko przyjemniej leży się na kocu, tego jednak nie dodał.

- Nic nie czujesz, jak jesteś we mnie? - Spojrzała na niego zaskoczona. Na chwilę zamyśliła się, obserwując jak wampir ściera kurz.
- Gdybym spał w dzień będąc jednocześnie wewnątrz ciebie, pewnie bym się obudził - parsknął śmiechem. - Nie tam, normalnie oczywiście czujemy, ale śpiąc podczas dnia niewiele. Właśnie to miałem na myśli. Jednak wiesz, tak bardzo się samokrytykować, iż nie potrafiłabyś pobudzić moich zmysłów? Możesz mi wierzyć, że czuję wspaniale twoje ciało, zaś ty jesteś świetna. Cóż, układajmy to szybciej, bowiem naprawdę martwię się o ciebie. Jeszcze twoi podopieczni przewrócą cię, kiedy będzie dyskretnie poziewywać - dowcipkował sobie.

Charlie uśmiechnęła się, jednak nadal wydawała się być zamyślona.
- Gdzie ja mam… - Szepnęła po czym nagle pojawił się błysk w jej oku i ruszyła pędem do sypialni. Chyba przypomniała sobie gdzie coś trzyma. Tylko co? Wampir usłyszał rumor w sypialni, potem dźwięk jakby kilka pudełek spadło na ziemię i ciche przekleństwo. Po chwili wróciła niosąc stertę, poduszek, kołder, kocy.


- Niestety mam głównie kobiece pościele, a tych z twojej sypialni wolałabym nie zabierać by Dosett nie nabrała podejrzeń. - Stanęła przez schowkiem ułożyła koc i zaczęła mu robić materac z jednej z pościeli. Klęcząc wypinała się, a jej pośladki prześwitywały przez cienki materiał, przypominając wampirowi o tym jak przed chwilą się kochali. Widział jak układa mu kolejne poduszki, wałki, zwinęła koc by nie dotykał ramieniem pewnie chłodnej ściany. Zaczynał mieć obawy czy zmieści się w ogóle w tej spiżarce, gdy Charlie włoży tam wszystko co przyniosła.
- Panienko Charlotto, proszę nie przynosić mi tutaj całej pościeli. Kocyk przydałby się oraz prześcieradło. Wystarczy. Nie zmarznę tutaj. No dobra, jeszcze ta poduszeczka z różowym wzorkiem, ale już naprawdę wystarczy i ogólnie ma pani piękną pupę - zakończył swoja wypowiedź.
- Panienką nie nazywano mnie od kilku dobrych lat, mój drogi. - Charlie powstrzymała się przed włożeniem kolejnych trzech poduszek, zamiast koca dostał kołdrę. Skinęła zadowolona głową i podniosła się podnosząc rzeczy, które się chyba tam nie zmieściły. - Jesteś moim gościem i masz spać wygodnie.
- Och, mężczyźni zazwyczaj lubią twardość i wolą mieć twardo niż miękko. Dlatego cóż, dziękuję miłej gospodyni, ale naprawdę nie trzeba było aż tak - uśmiechnął się dwuznacznie. - Zaś panienką, hm, czyżbyś miała męża? - spytał zdziwiony.
- Po pierwsze, nie wiem jak jest z tą waszą sympatią do twardości, biorąc pod uwagę waszą słabość do kobiecych piersi. - Uśmiechnęła się. - A po drugie jestem po prostu za stara. Raczej nie wyjdę już za mąż, więc zwracać się do mnie należy per panna.
- Za stara, za stara, za stara? Jak miałabyś połowę tego co ja, mogłabyś tam mówić, tymczasem jak widzisz, ja się nie uważam za starego, tylko za zagubionego wewnątrz strumienia czasu. Zaś słabość do piersi, ach, wiesz, kobiety stanowią wyjątek pod każdym względem. Zresztą nie tylko piersi lubię, żeby było uczciwie powiedziane. Któż wie, Charlotte, może miłość czai się tuż za rogiem … miłej nocki, panno Charlotto. Prosze mi uwierzyć, jest pani bardzo seksowna oraz urodziwa. Gdyby się pani chciało tak bardzo, jak się pani nie chce, nie wątpię, że zakasowałaby pani większość dam. Papa - zaczął układać się do snu.

Charlie podała mu kluczyk.
- Niestety w tych czasach nie liczy się czy mam ochotę i co myślę. - Uśmiechnęła się smutno. - Zamknij się w środku. Dobrych snów Gaheris.


Pomyślał, że naprawdę dziewczynie tego brakuje. Nawet jeśli zgrywała jakiegoś chojraka. Szkoda. Postanowił sobie, że pomoże jej. Może sprezentuje jakiś majątek. Dla wampira zdobycie pieniędzy, czy czegokolwiek tam mogłaby chcieć, lub cokolwiek mogłoby jej pomóc stanowiło błahostkę. Oczywiście wiadomo, pierwej musi poznać ten dziwaczny wiek.

Charlie zamknęła drzwi od jego kryjówki i usłyszał jak idzie w stronę swojej sypialni. Jeszcze doszedł do niego odgłos jej ziewnięcia i dźwięk zamykanych drzwi. Nie był jeszcze bardzo śpiący, pewnie miał z godzinę lub dwie do świtu. Mógłby sprawdzić ale zegarek został w łazience, razem z ubraniami. Pościel pachniała lawendą i była świeżutka. Tymczasem Gaheris mruczał sobie na całkiem wygodnym pseudołóżeczku nie robiąc wiele oraz czując się zadowolony, niczym świnia w solidnym błocku. Trochę dumał o tym, czy tamtym, jednak właściwie tak leniwie mijał mu czas aż do poranka, kiedy usnął snem dziennym.
 
Aiko jest offline  
Stary 13-04-2017, 09:22   #18
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
22 maja 1853



Obudziło go ziewanie, jego własne zresztą. Szybko obudził się siadając wesoły, niczym konik polny. Tyle rzeczy czekało na niego ciekawych, tyle wspaniałości XIX wieku oraz tyle seksu, jeśli tylko Charlie miałaby ochotę oraz możliwości. Szkoda tylko, że nie będzie królików, ale nic to. Kolejnym razem, zaś jego zasoby krwi były dosyć spore. Przydałoby się jednak przekąsić jakieś ciasteczko, ale cóż, marne szanse, choć kto wie. Oraz odnaleźć księcia. Właściwie tutaj mógł tylko liczyć na jakiegoś farta. Bowiem jak inaczej to zrobić. Ot, trzeba było się pokręcić po ulicach, znaleźć jakiegoś wampirka oraz spytać. Po drugiej stronie drzwi panowała cisza. Jednak wampir widział wąską smugę światła sączącą się przez otworek od klucza.
- Charlie, to ty, czy nie ty? Jak ty odezwij się, jak nie ty, to nie ma tutaj nikogo - wyjaśnił uprzejmie osobie, która coś tam zapaliła, pewnie pochodnię zwana dziwacznie lampą.

Nikt mu nie odpowiedział. Więc zniecierpliwiony szybko zarzucił coś na siebie, żeby okryć intymne części oraz przekręcił klucz otwierając. W pokoju było dosyć ciemno, nie licząc lampki palącej się na małym stoliku. Charlie, bo tak podejrzewał wampir, leżała na sofie i chyba drzemała, z książką przykrywającą twarz.


Z kuchni dobiegło do niego ciche chrobotanie. Wykonał więc szybko dwie rzeczy: po pierwsze podszedł do teoretycznej Charlie, żeby upewnić się, czy teoria była prawdziwa. Po drugie przeciągnął się, zaś chrobotanie zlekceważył. Nawet bowiem on nie miał ochoty na wyssanie myszy, jeśli akurat zdołałby schwytać. To była jego znajoma. Miała na sobie prostą, szarą suknie, dużo skromniejszą od tych w jakich widział ją do tej pory.


Jednak chyba kobieta należała do tego gatunku istot, które niemal zawsze wyglądają ładnie, czy mają królewską kreację, czy prostą sukmanę. Pewnie kwestia naturalnej budowy ciała, na którą Charlie nie mogła narzekać. Spała, więc była zmęczona. Nie chciał jej budzić, hm, rozejrzał się, czy jest obok jakiś kawałek kartki, kałamarz oraz pióro. Było biurko, bez problemu dostrzegł na nim kartki jednak próżno było szukać piór i kałamarza. Czyli pomysł poszedł się ten tego. Cóż, wobec tego postanowił chwilę poczekać, korzystając zaś z jej snu sięgnął po książki zakładając, że ich lektura trochę pomoże mu rozumieć epokę. Przechodząc przez pokój dostrzegł przygotowane, znane mu już odzienie. Widać jednak Charlie musiała oddać je do praczki czy kogoś, bo było czyste i równe, koszula była ewidentnie nowa. Wobec tego kobieta nie licząc swoich obowiązków dała radę wpaść do jakiegoś kupca i mu ją nabyć. Z kuchni nadal dobiegało to irytujące chrobotanie. Kiedy więc nie mógł już wytrzymać polazł do tej kuchni chcąc odchrobotać mysz. Jednak nie zastał tam myszy. Zamiast tego stała tam niewielka klatka, a w niej inny gryzoń.


Genialna dziewczyna, rozczulił się. Właściwie ludzie jadali królika, on pijał krew, więc nawet później dałoby się go pewnie wykorzystać. Zadowolony złapał zwierzę oraz po prostu wbił w nie swoje kły wysysając wstrętną, zwierzęcą purpurę, do której planował się przyzwyczaić. Nie planował sprawiać bólu zwierzęciu. Zwyczajnie zrobił swoje uważając, żeby nie rozchlapać nawet kropli. Świństwo kiepskie, jednak pożywne, jak smaczniejsze potrawki. Gdy był w kuchni nagle usłyszał rąbnięcie czegoś ciężkiego o ziemię. Szybko zerknął starając się poruszać szybko, lecz dosyć ostrożnie. Pewnie książka spadła, chyba że coś większego? Książka rzeczywiście leżała teraz na podłodze, natomiast Charlie przecierała twarz. Najwyraźniej nawet ją ten łomot obudził. Uśmiechnął się do niej.
- Witaj Charlie – powiedział cichutko, tak żeby jej nie wybijać ze snu, jeśli chciałaby chwilę dłużej podrzemać. Poświęciła mu wszak całą niemal poprzednią nockę.
Charlie opuściła dłonie i spojrzała na niego radośnie.
- Dobry wieczór. - Powoli sięgnęła po książkę. - Musiałam przysnąć.
- Dobrze zrobiłaś. Nie chciałem cię obudzić. Prawdę mówiąc pomyślałem, że wybiorę się sam na spacer, żebyś mogła się przespać. Tylko nie miałem jak napisać, abyś się nie martwiła. Oraz dziękuję za królika, był … pożywny, właściwie muszę się umyć, wybacz na chwilkę. Spokojnie, poleż jeszcze
.

Skoczył do łazienki, choć właściwie poza paroma kroplami krwi nie miał jakichś brudniejszych fragmentów. Jednak dokładnie przemył twarz, wypłukał usta, nawet trochę wyczyścił je palcami. Królika zaś odłożył na jakiś półmisek. Niewątpliwie się przyda. Później ubrał się w przygotowany strój gentlemana oraz znów ruszył do dziewczyny.
Charlie siedziała na sofie. Podczas jego nieobecności zapaliła kilka dodatkowych lamp.
- Pociągnąłbyś za tamten sznur? - Kobieta wskazała na bogato haftowany pas wiszący nieopodal drzwi.


- Obiecałam Dosett, że dam jej znać gdy będzie mogła ci przynieść podwieczorek. - Wampir mógłby przysiąc, że w głosie Charlie pojawiła się lekka ironia.
- Oczywiście – pociągnął elegancki sznureczek. Wiele rzeczy się zmieniło, jednak przywoływanie jedzenia wydawało się identyczne, jak 1300 lat jeszcze temu. W pokoju nie rozległ się żaden dźwięk, jednak wampir mógł usłyszeć cichy dzwoneczek gdzieś na dole. - Chociaż obawiam się, że niekoniecznie zjem to, co przyniesie. Jak wiesz, próbowałem wcześniej. Lubię niektóre potrawy, dlatego spróbuję dania pani Dosett, jednak wątpię, żebym chciał bardzo wiele – wspomniał, bowiem przeciwnie do innych, mógł bez problemu jeść ludzkie jadło oraz czynił to niekiedy dla czystej przyjemności. Nieczęsto jednak coś na tyle mu smakowało, żeby się na to decydował. Powiedzieć by można, że był po prostu degustatorem.
- Cóż… zachwyciłeś starszą panią, to teraz będzie cię dokarmiać. - Charlie podniosła się i podeszła do biurka. Otworzyła jedną ze skrytek i wydobyła z niej, coś co nawet przypominało kałamarz i dziwny podłużny przedmiot.


- To wieczne pióro, jakbyś chciał w przyszłości coś napisać.
- Hm, niezłe. Gdzie należy je namaczać, jakby co
? - spytał przypatrując się ciekawie metalowemu przedmiotowi. Wydawał się ostry, zdolny do pisania. Brakowało jedynie inkaustu.
Charlie sięgnęła po jedną z kartek i sprawnym ruchem się podpisała.
- Obecnie jest załadowane, potem mogę ci pokazać jak się je uzupełnia.

Jak na sygnał u drzwi rozległo się pukanie. Do pokoju wkroczyła panna Dosett. Charlie bez słowa, tak jak poprzedniej nocy ruszyła do stolika.
Dziwne pióro. Jednak właściwie nie zdążył się mu przyjrzeć, kiedy weszła pani Dosett. Gaheris powitał ją uśmiechem. Nie za bardzo orientował się, czy wypada pierwszemu powiedzieć dzień dobry, czy poczekać na powitanie wchodzącej właścicielki kamienicy. Doskonale, że udało mu się umyć po konsumpcji królika.

Charlie wskazała mu, tak jak poprzedniego wieczoru, krzesło naprzeciwko siebie. Panna Dosett widząc go uśmiechnęła się szeroko.
- Och, dobry wieczór. - Wyraźnie ucieszyła się na jego widok. - Przygotowałam dla Państwa jakąś przekąskę. - Powoli starsza Pani odsłaniała półmiski, wampir mógł być pewien jednego, nie wyglądało jak “przekąska”. - Czy udało się Panu jakoś zadomowić Panie Ashmore?
- Dziękuję, szanowna pani Dosett
– skinął uśmiechając się, chociaż trochę było mu głupio, ponieważ landlady starała się właśnie dla niego. Tymczasem wiadomo, mógł smakować wspaniałe potrawy, jednak nie były dla niego specjalnie pożywne. Jednak starania należało docenić. - Proszę pani, ależ to królewska uczta, ja nie wiem, co powiedzieć, jestem pod wrażeniem. Wygląda przepysznie i chętnie spróbuje te wspaniałe pyszności. Zaś jeśli pyta pani o zadomowienie, cóż bardzo powoli. Szczęśliwie mam kuzynkę w Londynie. Wie pani, bez krewnych nie jest prowincjuszowi łatwo.
- Z pewnością tak uroczy młody człowiek jak Pan poradziłby sobie doskonale. Mogłaby się Pani czegoś nauczyć od kuzyna Panno Ashmore
. - Przez chwilę wampir mógł dostrzec zaniepokojenie na twarzy starej Dosett gdy zerknęła na Charlie.
- Uczę się cały czas Panno Dosett. - Ich spojrzenia spotkały się i wydać się mogło, że wymieniły w ten sposób między sobą milion uwag, nie mówiąc nawet słowa.
- Wobec tego nie będę Państwu przeszkadzać. - Gospodyni skłoniła mu się, uśmiechając ciepło i opuściła pokój.
Charlie polała im herbaty i sięgnęła po pierwsze kąski.
- Chciałabym ci pokazać, centrum Londynu. - Widział, że jest zmęczona. - Myślę, że tam będzie ci najłatwiej trafić na innych.
- Masz rację
– przyznał dziewczynie rację. - Wprawdzie u nas w centrum miasta był pałac i wampiry tak zdarzały się stosunkowo rzadko. Jednak skoro twój Londyn jest tak gigantyczny – westchnął przypomniawszy sobie drogę dorożką – całkiem prawdopodobne, że jakkolwiek owo centrum wygląda, będzie tam dużo ludzi oraz może jakieś wampiry. Tylko wiesz, Charlie, trochę mi głupio, właściwie bardzo głupio, że pozbawiam cię godzin wypoczynku – przyznał patrząc na nią z troską. - Jak było dzisiaj, opowiedz proszę? - popatrzył ciepło na Charlotte ujmując delikatnie jej dłoń.
- Dzień jak codzień. Tylko spróbowałam się na chwilę wyrwać między zajęciami, po tego gryzonia. - Charlie uśmiechnęła się, wyraźnie cieszył ją jego dotyk. - John to fajne dziecko, może nieszczególnie bystre, ale chce się uczyć, a to już prawdziwa rzadkość. Wracając zaszłam po koszulę dla ciebie. Powinniśmy zamówić ci tu krawca, by dopasował do ciebie te surduty, a najlepiej uszył coś na miarę, tylko zastanawiam się czy jestem w stanie zaprosić kogoś po zmroku.

Urocza Charlie sięgnęła po kawałek kolejnego dania. Na szczęście miała apetyt za ich dwójkę.
- Smacznego - powiedział widząc, jak wcina smaczne jedzonko. - Dziękuję za gościnę oraz za królika. Właściwie chyba możnaby go już oddać pani Dosett - cóż chyba bowiem Charlie nie gotowała sama. - Jak wygląda centrum miasta, do którego idziemy? - spytał swoją przyjaciółkę, bowiem chyba tak mogli się wspólnie nazywać.
- Jest większe i gęstsze niż to co widzisz tutaj. - Charlie uśmiechnęła się. - A co do Panny Dosett, możesz jej go ofiarować, będzie wniebowzięta. Taki podarek pasuje do tak uroczego człowieka jak ty, Henry.- W jej głosie znów pojawił się sarkazm. Mrugnęła do niego i upiła herbaty.
- Świetnie. Wobec tego wyskoczę teraz. Spokojnie zjedz, potem zaś ruszajmy. Jesteś świetna - ucieszył się pomysłem Charlie tak, że aż pocałował jej policzek. - Gdzie mam iść, gdzie mieszka pani Dosett, znaczy które są jej drzwi?
- Niepokoi mnie twój entuzjazm, czyżbyś lubił starsze panie
? - Sięgnęła po kolejne danie. - jak zejdziesz to po lewej. Drzwi są przeszklone i jest na nich kołatka.
- Lubię - przyznał - przypominają mi mamę oraz dawne lata - westchnął. - Ponadto są nieco bliższe memu wiekowi, wprawdzie wiem, że mężczyzna w związku bywa nieco starszy, jednak 1300 lat to trochę więcej niż 1250, co nie? - zażartował sobie ruszając po królika do kuchni, później zaś do pani Dosett.
Charlie tylko machnęła ręką.
- To i tak mniejsza różnica niż między nami, czyż nie? - Uśmiechnęła się gdy podszedł do drzwi. - Jak wrócisz, zbierzemy się do centrum.
- Jasne, jesteś wyjątkowa, dlatego w twoim przypadku, różnice nie mają znaczenia
- otworzył drzwi ruszając szybkim krokiem. Chciał wręczyć prezent sympatycznej landlady. Później szybko powrócić. Wspólne odwiedziny londyńskiego centrum czekały!
Wampir wychodząc zauważył, że Charlie się zarumieniła. Szybko odwróciła się w stronę okna.

Na korytarzu panowała cisza. Schodząc po schodach zdało mu się, że z mieszkania piętro niżej dotarła do niego kołysanka. No tak… podobno było tam małżeństwo z maluchem. Niżej panowała już absolutna cisza, nie licząc odgłosów dochodzących z pokoi, które miały należeć do Panny Dosett. Były to jedyne drzwi z niewielki przeszkleniem.
- Stuk! Puk! - lekko zastukał do drzwi landlady. - Pani Dosett! - powiedział nieco głośniej, specjalnie tak, ażeby kobieta mogła go usłyszeć.
Usłyszał rumor i po chwili zobaczył jak starsza pani zbliża się do drzwi. Kobieta najwyraźniej coś zmywała, bo idąc wycierała dłonie w fartuch. Była zirytowana, ale jak tylko zobaczyła wampira uśmiechnęła się i otworzyła drzwi.
- Coś się stało? Zabrakło Państwu czegoś? Wystarczyło zadzwonić.
- Proszę wybaczyć. Nie pomyślałem
- jakoś właściwie niespecjalnie rozumiał, co kobieta ma na myśli. Może powinien poprosić Charlie, żeby kupiła jakiś dzwonek, który będzie nosił oraz dzwonił stojąc przed drzwiami? Jednak kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć, pokrył zmieszanie uśmiechem oraz prezentem. - Prosimy, to dla pani, jako podziękowanie za pyszną kolację oraz miłe powitanie. Wybieramy się właśnie z kuzynką do miasta - powiedział chcąc zablokować ewentualne zaproszenie. - Pomyśleliśmy jednak, że z chęcią zajmie się pani tym królikiem.
- Czyżby lubił Pan potrawkę
? - Kobieta przyjęła zwierzę z uśmiechem. Wyglądało na to, że Charlie mimo wszystko nie najgorzej wybrała zająca, bo starsza Pani pokiwała nawet z lekką aprobatą. - Widać, że nie jest Pan mieszczuchem, Panna Ashmore raczej nie wybrałaby takiego zwierzęcia. Dobrze, przygotuję Wam coś na jutro.
- Lubię
- przyznał - aczkolwiek niewiele ogólnie jadam. Nie chcę przytyć - wesoło się uśmiechnął. - Dlatego jeśli pani mogłaby, prosimy o takie dwie niewielkie porcje, zaś resztę proszę wykorzystać dla siebie. Będzie nam miło i mam nadzieję, że nie będzie pani przeszkadzać, jeśli od czasu do czasu coś takiego pani podrzucimy - leciutko skłonił się przed nią w wystudiowaną elegancją, ale nie jakoś tak głęboko, żeby mogła wziąć to za kpinę. - Dobrego wieczoru, pani Dosett - powiedział jeszcze ruszając ponownie do mieszkania Charlie.
Starsza Pani najwyraźniej chciała coś dodać, ale tylko uśmiechnęła się i pokręciła głową. Po chwili usłyszał jak zamykają się za nią drzwi.

Gdy wrócił do mieszkania, Charlie nie było w salonie. Tace były w sporej części opróżnione, a z sypialni kobiety dochodził cichy szelest. Prawdopodobnie przebierała się. Stanowczo nie wypadało pakować się do przebieralni damy. Dlatego tylko powiedział głośno:
- Hej, już wróciłem! - oraz po prostu czekał. Bowiem sam miał już ubrany ten strój od Charlie.
- Pomożesz mi z gorsetem? - Nim zdążył odpowiedzieć, kobieta wyjrzała z sypialni. - Poproszę?
- Oczywiście, pamiętam tą część stroju damy
- podszedł do niej. - Jak wy sobie biedule radzicie nosząc coś takiego - pokręcił zadziwiony. - Już samo przecież zapinanie to koszmarek.
- Ale ta smukła figura
. - W głosie Charlie pojawiła się ironia. Z tego co zauważył kobieta i tak poradziła sobie nieźle, bo gorset był niemal w całości zasznurowany. - Ja na szczęście noszę stroje sznurowane od przodu, więc daję sobie jakoś sama radę, ale łatwiej jak ktoś inny to zaciśnie.
- Prawda oczywista, droga panno Ashmore. Proszę więc unieść ręce do góry, tymczasem uporam się migiem z tymi sznureczkami - szybko zabrał się za robotę, jako że nie tylko był silny, ale przede wszystkim bardzo zręczny, Jego dłonie chodziły precyzyjnie niczym przyrządy do szycia w rękach doświadczonej krawcowej.
- Dobrze ci idzie. - Charlie uśmiechnęła się ciepło. - Często gdy wychodzę gdzieś, pomaga mi Pani Brewer. Dosett marudzi, że powinnam wynająć sobie pomoc, ale jakoś nie chcę tutaj obcych.
- Póki co pomoc masz, przynajmniej nocną, pod postacią męskich dłoni, które chętnie cię ubiorą oraz rozbiorą
- wyjaśnił uprzejmie kończąc sznurowanie. - Mógłbym jeszcze jakoś pomóc, kuzynko?
- Reszta rzeczy jest łatwa do założenia. Po za tym mogłabym się rozmyślić i zamiast na przejażdżkę nalegałabym na przeniesienie mnie do łóżka
. - Mrugnęła do niego. - Daj mi jeszcze chwilkę, dobrze?
- Oczywiście, zaś łóżko bardzo chętnie. Przeniosę cię iście po królewsku po powrocie, jeśli wszystko odbędzie się tak, jak przypuszczam
- wyszedł pozwalając jej dokończyć strojenia się oraz makijażu. Charlie wyszła po kilku minutach. Tak zapamiętał nie malowała się nazbyt, ale rozpuściła ciasny kok, który miała na początku wieczoru i upięła włosy luźniej.
- To ruszajmy.
- Ruszajmy
- poszedł za nią, bowiem dziewczyna miała prowadzić. Tylko ona wiedziała, gdzie iść oraz jak się tam właśnie dostać.
- Przejdziemy się troszeczkę przy Portman Squere powinny być dorożki. - Gdy opuścili kamienicę, chwyciła wampira pod ramię. - Poprowadzisz, czy jeszcze nie czujesz się pewnie?
- Jednak nie wiem, gdzie mam prowadzić, nie wiem, gdzie jest to centrum oraz dorożki
- odpowiedział. - Albo przynajmniej nie pamiętam - przyznał pamiętając swoją poprzednią próbę.
- Pokazywałam ci wczoraj w nocy Portman Squere. - Charlie uśmiechnęła się ale poprowadziła ich wzdłuż ulicy. Rzeczywiście rozpoznawał część sklepów i miejsca, na które zwróciła mu wczoraj uwagę. Starał się je zapamiętać jak najlepiej, najbardziej charakterystyczne miejsca. Przede wszystkim dziwił się jednak ogromowi Londynu. Gdzie są pełne błota ulice, niewielkie chaty, lub nieco większe domy kupców? Nawet największe pałace wydawały się niewielkie przy ogromie kamienic. Ponadto mnóstwo ludzi przechadzało się wieczorna porą. Jeździły także powozy. Ogólnie miasto tętniło cały czas swoim rytmem.

Dokładnie tak jak zapowiedziała Charlie przy znajomym skwerze znaleźli ustawione dorożki. Ktoś rozmawiał z kierowcą jednej z nich, inna właśnie podjechała i ktoś z niej wysiadał. Charlie pewnym krokiem podeszła do wolnego pojazdu.
- Na Westminster.
Zaś wampir starał się zapamiętać tą dziwaczną nazwę.
- Oczywiście, zapraszam do środka. - Woźnica uśmiechnął się. Brakowało mu kilku zębów, ale tak jak pozostali był dość elegancko ubrany.
Charlie uśmiechnęła się i nie odzywając się, wskazała wampirowi drzwiczki od pojazdu. Ten otworzył drzwiczki oraz podał jej dłoń, pozwalając wejść pierwszej, tak jak się to za jego czasów czyniło.
- Kuzynko - odezwał się niby zachęcająco.
Charlie skorzystała i gdy wampir zajął miejsce obok niej, dorożka ruszyła. Jechali w kierunku przeciwnym do tego, z którego przyszli i już po chwili wampir zauważył, że zabudowa rośnie i robi się coraz gęstsza. Mijali kolejne skwery, a drogi były coraz czystsze i coraz lepiej oświetlone.


Właściwie nie spodziewał się, żeby ulice mogły być szersze, zaś domy większe. Jednak naprawdę były! Chyba wszyscy dworzanie królewscy otworzyliby usta zadziwieni. Co się działo? Jak bardzo ludzie poszli do przodu, ile domów wybudowali, wręcz ciężko było pojąć rycerzowi. Oglądał też panującą modę. Wydaje się, że panowie chodzili podobnie ustrojeni do niego, zaś panie barwniej niżeli mężczyźni, jednak podobnie do kreacji Charlotty. Ponadto lampy, sklepy, pałace, które okazały się nie pałacami, tylko instytucjami, biurami lub urzędami. Przyglądał się temu pełen podziwu szczerego.
 
Kelly jest offline  
Stary 18-04-2017, 19:04   #19
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Jechali długo. Charlie, raz na jakiś czas rzucała mu nazwę ulicy, ewentualnie zwracała uwagę na jakieś konkretne miejsce. Jakiś znany pub lub restaurację. Do tego było zatrzęsienie sklepów. W pewnym momencie usłyszeli głos woźnicy za plecami.
- Jakie konkretnie miejsce?
- New Palace Yard. - Charlie odpowiedziała bez zastanowienia, a dorożka odbiła lekko w lewo. - Przespacerujemy się trochę w stronę domu i pokażę ci kilka ważnych miejsc.
- Bardzo chętnie - po prostu odpowiedział.

Dorożka zatrzymała się na rozległym placu. Opuścili pojazd i Charlie zapłaciła. Tutaj nie kręciło się już tyle osób co w bardziej “rozrywkowych częściach miasta, ale na pewno było więcej ubranych w specyficzne stroje.


- To jesteśmy w politycznym centrum Anglii. - Kobieta uśmiechnęła się i chwyciła wampira pod ramię.


Stanęła tyłem do kierunku z którego przyjechali i wskazywała Gaherisowi kolejne budynki, wystające ponad murem. - To jest Westminster Abbey...
- A co to za dziwaki? - spytał kobietę patrząc na tamtych, fantastycznie ubranych ludzi.
- Ah… ci… ponieważ znajdujemy się niedaleko rezydencji królowej, krąży tu jej ochrona. Pilnują porządku tak samo jak robi to Yard. - Znów w jej głosie pojawiła się ironia, gdy wymieniała nazwę straży, które widział już wcześniej.
- Yard pamiętam, ale ci. Niby mają jakieś dzidy przypominające łopaty, ale wystrojeni są jaskrawo oraz wątpliwe, żeby kogokolwiek mogli ochronić. Winchester Abbey, hm, ważne opactwo? - spytał.
- Podobno, mimo tych kolorowych strojów, to bardzo dobrze wyszkoleni żołnierze. Nie jest łatwo dostać się do służb, jej królewskiej mości. -

Charlie odprowadziła wzrokiem niewielki oddział i zerknęła na wampira.
- Westminster Abbey. West bo na zachodzie. To bardzo ważne opactwo, kiedyś pytałam cię czy znasz Wilhelma Zdobywcę. To pierwszy król Anglii, który został tu koronowany, jakoś w XI wieku.
- Artur był koronowany na pewno nie tutaj - zaprotestował. - Jego ojciec także nie. Rozumiem jednak, że chodzi o waszych, właściwie naszych, królów będących przodkami obecnej monarchini - przypuścił.
- Jej wysokość Wiktoria, jets 50-tym władcą koronowanym w tym opactwie, a co do przodków… powiedzmy, że przez tyle wieków różne osoby zasiadały na tronie Wielkiej Brytanii.
- Artur nie miał dzieci - rzekł smutno. - Przynajmniej oficjalnych. Wcale więc się nie dziwię, że wielu przejmowało tron. Hm, jednak rozumiem, że nie Opactwo stanowi centrum rządu.

Charlie wskazała mu na inny gmach, wokół którego stały rusztowania.
- To jest Pałac Westminsterski. Wciąż trwa remont po pożarze sprzed kilkunastu lat. Tutaj zasiada Parlament Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii.
- Jaki lament? - wtrącił. - Dziwna nazwa.
- Parlament. - Charlie uśmiechnęła się. - Wy mieliście swoich rycerzy okrągłego stołu, którzy doradzali królowi, my mamy Parlament.
- Przecież mówię.
- Oh, mówisz, mówisz… mam kontynuować? - Widział, że kobieta jest w dobrym nastroju. Raz na jakiś czas ktoś zatrzymywał się i im się przysłuchiwał. Jednak po chwili ruszał dalej, jakby takie opowieści w tym miejscu nie były niczym dziwnym. Tymczasem jednak Gaheris spojrzał na nią zastanawiając się, o co jej w ogóle chodzi. Spytał co to ten “lament”. Potwierdziła, więc stwierdził, że przecież mówi to słowo. Jej zaś odechciało się odzywać. Dziwne. Potrzebował jej oraz lubiał, więc postanowił się zamknąć. Może słowo to jest niewłaściwe, kiedy używają go po prostu mężczyźni?

- P-A-R-lament składa się z Izby lordów i Izby Gmin. Rządzi on, wraz z królową, Wielką Brytanią. - Charlie kontynuowała zerkając na niego. Wydawała się być zaciekawiona. - Izba Lordów jak się pewnie spodziewasz składa się z Lordów.
- Lordowie, hm oczywiście znam. Właściwie rzadko, ale niektórzy nazywali tak królewskich urzedników oraz wielkich panów. Gmin też wiem. Chłopstwo oczywiście, jednak co oni robią w izbie?
- Wiesz… to nie do końca jest chłopstwo. - W głosie Charlie pojawiła się ironia. - Powiedzmy, że to ludzie wybierani przez lud, którzy walczą o nasze prawa.
- Aaaaaaaaa - aż się zachłysnął - niby moje prawa także?
- Nie zdziwiłabym się jakbyście wystawiali tam swoich. Cześć z tych typków to prawdziwe sztywniaki. Choć bardziej spodziewałabym się was w Izbie Lordów… banda krwiopijców. - Dodała szeptem.
- Czyli pasują, ale jak rozumiem, to ludzie. Nie wampiry. Rozumiem, że jacyś dranie, skoro tak ich właśnie zowiesz?

- Przejdziemy się? - Rzuciła i od razu pociągnęła go w kierunku, z którego przyjechali. - Nie za bardzo można wypowiadać takie opinie publicznie. W tym kraju ściany mają uszy. Ale jako, że jako kobieta nie mam nic do gadania, ani w polityce, ani w wielu innych sprawach, troszkę marudzę.
- Moja mama by się z tobą nie zgodziła w tych sprawach. Ale skoro mogłoby tutaj być trochę zbyt wiele ciekawskich uszu, lepiej rzeczywiście, pochodźmy sobie, popatrzmy - wampir uruchomił Nadwrażliwość chcąc zerkać na aury osób przechadzających się po ulicy. Charlie prowadziła go najpierw szeroką ulicą, którą wjechali na plac, aż wyszli na rozległy otwarty teren, otoczony reprezentacyjnymi budynkami.


Wampir nie widział za bardzo odczuć istot, które mijali, ale jednego był pewien byli to ludzie. Soczystość ich aur nie pozostawiała wątpliwości. Charlie zatrzymała się dopiero gdy znaleźli się naprzeciwko wielkiej bramy. Gdzieś na horyzoncie majaczył wielki pałac, który wampir widział tylko dzięki wyostrzonym zmysłom. Mimo to Charlie patrzyła w dal, najwyraźniej doskonale wiedząc co się znajduje za tymi wszystkimi ogrodami.
- Tam mieszka królowa i rodzina królewska, gdy przebywają w Londynie. To Buckingham Palace. - Uśmiechnęła się i przez chwilę przypominała rozmarzone dziecko. - Podobno jest niesamowity. Przy nim mój dom wydałby ci się obórką.


- Nie wiem, kiedy będę, zabiorę cię lub przynajmniej opowiem. Gorzej, że jednak nie dostrzegam tutaj żadnego wampira. Masz jakiś pomysł, gdzie jeszcze moglibyśmy pójść?

Charlie posmutniała, ale tylko na sekundkę, gdy powiedział pierwsze zdanie. Po chwili uśmiechała się jak zazwyczaj.
- Przejdziemy się w stronę domu. Znając wasze zwyczaje żywieniowe, zakładam, że bywacie tam gdzie są ludzie. - Pociągnęła go za ramię i ruszyła dalej.
- Wobec tego prowadź kuzynko, bowiem szczerze mówiąc, nie wiem, gdzie jest co. Ponadto chyba będę się chciał skupić na rozglądaniu. Aaa, przypomniałem sobie, pani Dosett planuje przygotować jakąś potrawę z królika. Więc szykuj się na dobrą kolację.
- Oh… na pewno będzie przepyszna, skoro robi ją dla ciebie. - Charlie szła spokojnym krokiem nie rozglądając się jakoś szczególnie, widać było że zna te rejony. - Wierzę, że prędzej czy później znajdziesz swoich. Niby to duże miasto, ale czasem mam wrażenie, że wszyscy się tu znają.
- Wielkie miasto - poprawił kobietę. - Jestem przytłoczony, jak chyba na pierwszym turnieju, który zresztą wygrałem - dodał skromnie. - Och wiesz, to nie tak, że chcę się od ciebie wyprowadzić, ale mając kontakty wampirze jakoś potrafiłbym się bardziej zrewanżować. Ponadto książę mógłby mieć mi za złe, jeśli się nie opowiem oraz nie przedstawię. Teoretycznie każdy mający łeb inteligentniejszy niż koński będzie wiedział, że się staram skontaktować, ale siłą rzeczy jest to bardzo utrudnione. Jednak nie znam tutejszego wampirzego władcy, czy raczej jest rozsądny, czy jednak nie.

- Niestety w tym ci nie pomogę. Nie wiem na tyle dużo by choćby próbować coś sugerować. Ta część miasta żyje nawet w nocy, więc ci ją pokazuję. Są jeszcze doki i kilka mniejszych ośrodków porozrzucanych, po różnych dzielnicach. - Charlie zerknęła na niego. - Nie oczekuję od ciebie żadnego rewanżu, jak już mówiłam miło jest mieć kogoś kto chce posłuchać.
Prowadziła go dalej, aż weszli na bardzo szeroką ulicę, niemal całkowicie wypełnioną sklepami. Część z nich mimo późnej pory była otwarta, a puby wręcz tętniły życiem.


- Witamy na Haymarket street. - Uśmiechnęła się i poprowadziła go w coś co można by nawet nazwać lekkim tłumem.
- Naprawde dziwaczne macie te nazwy ulicy - rozebrał słowo na części. - Ale mnóstwo osób!
- Pewnie kiedyś był to plac, na którym handlowano zbożem i się lekko rozrósł. - Charlie wzruszyła ramionami. - Większość nazw bierze się z takich rzeczy. Ulica Solna i tak dalej. Jest też Oxford Street czyli ulica prowadząca na Oxford. Do tego dodaj lata zmian w języku i masz to co widzisz.
- Szkoda, że nie ma ulicy wampirzej, albo coś podobnego - powiedział trochę melancholijnie, jednak zaraz uznał się za pocieszonego, bowiem naprawdą oglądając tych wszystkich ludzi dowiadywał się wiele, zaś ciekawość gnała go każąc pozyskiwać jak najwięcej informacji na temat XIXego wieku.

- Nie znam nazw wszystkich ulic w Londynie. Przemieszczam się tylko po jego zachodniej części, kiedyś trochę po wybrzeżu… - Zauważył, że Charlie ugryzła się w język. - Ale jest tego tyle, że niektóre ulice mogą nosić nawet fantastyczne, z naszej perspektywy, nazwy.
- Pewnie, biorąc pod uwagę wielkość tego miasta, chyba nikt nie zna tylu ulic. Hm, może poszlibyśmy na jakiś miejscowy bazar? Tam się mogą kręcić wampiry. Albo tam, gdzie są jacyś grajkowie - zaproponował nie patrząc na jej ugryzienie się. Pojęcia nie miał na temat tego nabrzeża, dlatego nawet gdyby mu wyjaśniła, nie pojąłby, jaki to problem, jeżeli jakikolwiek.
- Bazary są zamknięte o tej godzinie. - Charlie ucieszyła się ze zmiany tematu. - Moglibyśmy wejść do jakiegoś większego pubu, ale damy nie powinny się zapuszczać to nich o tak późnej porze. Jak będziesz chciał jutro będziesz mógł się tu wybrać sam i pokręcić bardziej, będziesz mógł wejść do dużo większej ilości miejsc niż ze mną.
- A nie ma jakichś karczem, gdzie panie także mogą chodzić? - spytał rozumiejąc, że oczywiście niektóre rozrywki muszą być wyróżnione, choćby owe puby.

- Nie ma tego dużo. U mnie jest to jeszcze o tyle problem, że jestem guwernantką i lepiej by nie zobaczył mnie żaden z pracodawców. Bo wiesz… panie udają się też do pubów tyle, że nie są to damy z towarzystwa. - Charlie rozejrzała się po okolicy. - U Wiltona powinien być jakiś koncert, możemy tam na chwilę przysiąść, a ja może napiłabym się wina.
- Koncert? Czyli - spojrzał na nią - rozmaitej gamy grajkowie oraz śpiewacy. Ooo, świetne, lubię muzykę, nawet trochę gram na harfie oraz śpiewam. Zawsze pomagało mi to na dworze. Chodźmy, jeśli … wiesz jeśli chcesz, możesz oraz stać cię, bowiem utrzymujesz nas - dodał poważnie.
- Panna Dosett cały czas wypytywała mnie po co mi pieniądze. - Charlie uśmiechnęła się lekko cierpko. - W końcu na coś się przydadzą.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-04-2017, 12:35   #20
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Poprowadziła go w stronę budynku, przy którym zebrał się niewielki tłumek. Jednak gdy podeszli przepuszczono ich do wejścia.
W przedsionku czekał ubrany głównie na czarno mężczyzna.
- Stolik na ile osób.
- Dwie… jeśli mogę prosić, gdzieś niedaleko sceny, kuzyn jest pierwszy raz w Londynie
. - Charlie uśmiechnęła się, jednak mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu. Przytaknął tylko i zajrzał przez drzwi.
- Proszę za mną.


Weszli do wielkiej sali, na której końcu znajdował się podest, trochę kojarzący się Gaherisowi z turniejami. Stali na nim ludzie z różnymi instrumentami. Mężczyzna zaprowadził ich do wolnego stolika, sprawnie odnajdując drogę pomiędzy krzesłami i kręcącymi się ludźmi.


- Czy mogę coś zaproponować? - Skłonił się lekko.
- Proszę - obdarzył go uśmiechem Henry Ashmore, który przelatywał właśnie aury gości. Trzeba wyrzec, iż było ich mnóstwo. Trudna sprawa, nawet dla 1300uletniego wampira.
- Wystarczy coś do picia, jesteśmy po kolacji na Charing Cross. - Charlie uśmiechnęła się, a mężczyzna otworzył szerzej oczy.
- Mamy doskonałe wino z Chateau Palmer i nowe blended Whiskey, które cieszy się dużą popularnością, może pozwolą Państwo sobie zaprezentować?
Charlie tylko się uśmiechnęła, a mężczyzna prężnym krokiem odszedł od stolika. Wampir zobaczył jak po drodze łapie kogoś i wydaje polecenia. Kobieta zapatrzyła się na scenę, na której jakiś mężczyzna grał na wielkiej skrzyni.
- Jak ci się podoba Henry?
- Fascynujące
- przyznał rozglądając się - ludzi więcej, niżeli na królewskich baletach. Zaś tamten - wskazał na grajka - ładna muzyka - potwierdził, choć chyba instrument jest lekko rozregulowany, albo on lekko fałszuje, bowiem powtarzające się akty brzmią lekko inaczej.
- Gdybyś chciał posłuchać bardzo dobrych wykonań, musielibyśmy udać się w inne miejsce. To mimo wszystko głównie restauracja, tyle że oferuje akompaniament muzyczny. Czasem są też spektakle. - Charlie skupiła wzrok na wampirze. Czuła się pewnie w tym miejscu, jakby tu bywała.
Po chwili pojawił się inny mężczyzna, niosąc na tacy dwie butelki, naczynie podobne do tego, z którego pił w pociągu i kielich. Nalał po odrobinie trunków i podał im. Charlie zakręciła kielichem, powąchała i upiła łyk. Robiła to powoli, upewniając się, że wampir ją obserwuje.
- Pyszne, poproszę.

Kelner obserwował Gaherisa wyczekując. Wampir teatralnym ruchem uczynił identyczny gest kręcąc kielichem oraz wąchając. Faktycznie odświeżający zapach, mile łechcący nozdrza. Spróbował leciutko.
- Wspaniały bukiet smakowy - potwierdził, bowiem rzeczywiście trunek wydawał się przedniej marki.
Mężczyzna uśmiechnął się. Charlie odstawiła kieliszek na stół, a gdy wampir zrobił podobnie, tamten nalał im więcej i odszedł.
- Wszyscy rycerze znają się na muzyce? - Charlie zadała pytanie bez skrępowania. Jednak rzeczywiście wśród rozmów i muzyki, nikt nie zwracał na nich uwagi. Ludzie wokół byli ubrani równie dostatnio co oni, a niektórzy chyba byli nawet bogatsi. Przed sporą częścią stały pachnące posiłki. Wampira zaskoczyło, że większość używa lśniących przedmiotów, sprawnie wybierając te właściwe ze stołu i jedząc za ich pomocą. Trochę podobne do łyżek, trochę do noży… niektóre jak trójzęby, ale wszystko w różnych kształtach i wielkościach i jakby służyło do konkretnych celów. Niestety, to był problem. W jego czasach łyżkę stosowało się do zupy. Najczęściej drewniana, lecz on, królewicz orkadzki jadał także srebrnymi. Nożem można było odkroić kawał mięcha z pieczeni, jednak resztą to używało się dłoni. Najczęściej trzymając pajdę chleba lub udziec i wtryniało. Tutaj zaś …
- Charlie, nauczysz mnie - spytał cicho. - Głupio się czuję.


Kobieta podążyła za jego wzrokiem i uśmiechnęła się.
- Tak, obiecywałam ci już to. Spróbujemy poćwiczyć co nieco po powrocie, co byś mógł zachwycić Pannę Dosett. - Charlie upiła łyk wina i się uśmiechnęła. Musiało być rzeczywiście dobre. Wampir nawet czuł jego słodki, owocowy aromat. Jednak widział też, że mężczyźni pili whiskey i tylko to.
- Dziękuję - powiedział uśmiechnięty. - Ci mężczyźni piją coś podobnego, jak tamci w pociągu. Poznaję po zapachu - jego wampirzy nos był wiele lepszy, niżeli ludzki. Dlatego łatwiej było mu rozpoznawać zmysłami docierające aromaty.
- Bo mężczyźni pijają Whiskey. - Charlie rozejrzała się po otaczających ich ludziach, jakby dopiero ich zauważyła. Pewnie mimo drzemki nadal nie była wypoczęta. - Pewnie większość ma ten sam trunek co ty, choć… kilku ewidentnie zamówiło coś tańszego. - Charlie oceniła to ewidentnie nie po zapachu, ale po uważnej obserwacji, strojów mężczyzn.

Wampir obserwując aury widział, że znów otaczają ich ludzie, niemal wszyscy byli podekscytowani. Było to lekko frustrujące, jednak tą frustrację szybko zakłóciło dziwne uczucie, że są obserwowani. Podstawową zasadą w takich chwilach jest to, żeby nie pokazać niczego po sobie, natomiast wykorzystać wszelkie możliwości do obserwacji. Wampir więc niby przeciągnął się lekko, niby poprawił na krześle, niby pochylił do Charlie szepcząc jej do ucha:
- Ktoś nas obserwuje, zachowuj się normalnie.
Oczywiście podczas tych ruchów sprawdzał aury rzucając spojrzeniem na lewo i oczywiście prawo, niby to całkiem naturalnie.
- Nic dziwnego jesteś przystojny kuzynie. - Charlie uśmiechnęła się, ale dostrzegł w jej oczach lekkie zaniepokojenie.
- A ty piękna, kuzynko. Więc może to ty jesteś powodem owej ciekawości - mówił lekko, ale widać było jego skupione spojrzenie starające się omieść salę. Nie wyglądało na to by ktoś ich jakoś szczególnie obserwował, oczywiście ludzie zerkali, ale zerkali na wszystkich wokół oceniając się nawzajem, tak jak i Charlie oceniła przed chwilą kilku mężczyzn po ich strojach. Przyjrzał się aurom kilku osób, które wydały mu się bledsza, lub po prostu bardziej podejrzane. Byli to jednak ludzie. Jakiś mężczyzna, który zerkał na Charlie i wampir bez problemu dostrzegł w jego aurze czerwień świadczącą o pożądaniu. Ktoś zazdrosny o coś i jakaś dama, która najwyraźniej tylko z zaciekawieniem przesunęła po nich wzrokiem, wyczuł w niej podejrzliwość, typową dla plotkar, znanych nawet w jego czasach. Jednak to nie tłumaczyło sytuacji, a wrażenie nie znikało. Wobec tego pozostawało tylko jedno: bacznie lustrować otoczenie udając, że nic się nie dostrzega oraz liczyć, albo na błąd obserwatora, albo na jakiś dogodny przypadek. Warto było też założyć, że kiedy wyjdą, zapewne będą śledzeni, skoro ktoś ich ogląda. Wtedy także istniałaby łatwiejsza możliwość dostrzeżenia wspomnianej osoby.


Piękna Charlie spokojnie sączyła wino, jednak widać było, że jej wzrok raz na jakiś czas prześlizgiwał się po otoczeniu. Tymczasem Henry Ashmore vel sir Gaheris przez nieuwagę strącił na podłogę swój własny cylinder, co dało mu możliwość pochylenia się, obrotu oraz spenetrowania tyłu. Oczywiście całe to strącenie było nie całkiem przypadkowe.
- Charlie, kiedy wypijemy - wyszeptał do niej niby wdzięcząc się do urodziwej dziewczyny - ruszymy na spacer gdzieś w nieco mniej zagęszczone miejsce. Jeśli ktoś ruszy za nami, przynajmniej będę wiedział, że się nie pomyliłem, lub ewentualnie pomyliłem.
- Chętnie się jeszcze przejdę. - Charlie uśmiechnęła się do niego.
Gdy dopiła, zostawiła na stoliku kilka banknotów. Wampir zauważył, że stawka przekroczyła ich przejazd bryczką ze stacji do domu kobiety. Powoli wstała i ruszyli ku wyjściu z lokalu.


Przez dłuższą chwilę szli jeszcze główną ulicą, po czym Charlie odbiła jedna z bocznych uliczek. Wampira nie opuszczało dziwne uczucie. Dlatego właśnie tym bardziej ucieszył się przejściem ku bardziej pustemu miejscu. Nawet jeśli boczne ulice nie były całkowicie puste, to jednak znacznie mniejszy tłok ułatwiał obserwacje. Gaheris sprytnie, przynajmniej wedle swojego mniemania, oglądał wystawy, budynki, drzewa, co pozwalało mu obracać się na wszystkie strony oraz uruchamiać wszelkie możliwe zmysły obserwacyjne, wraz z Nadwrażliwością oczywiście. Jednocześnie uśmiechał się oraz głośno rozmawiał na temat pogody ze swoją uroczą partnerką. Nagle Charlie chwyciła go za rękę i pociągnęła za sobą. Wpadli w jedną z bocznych uliczek.


Oczywiście ruszył za kobietą zaskoczony, kompletnie nie wiedząc, co jest grane. Może dostrzegła coś, czego on nie widział? Przy takich sytuacjach należy najpierw biec, potem pytać. Dlatego pozwolił sobie jedynie na właśnie zaciekawione spojrzenie. Na chwilę uczucie znikło, ale szybko powróciło. W alejce nie było nikogo. Ich kroki niosły się echem po krętych uliczkach. W końcu Charlie wpadła w jakiś zaułek i pociągnęła go za sobą.
- Nadal to czujesz?
- Niestety
- potwierdził. - Przez chwilę jakby straciło nas z oczu, jednak szybko złapało trop. Nie wiem, kto to. Może jest niewidzialne - wyraził przypuszczenie nastawiając uszu oraz nosem starając się wyłapać jakiś nietypowy zapach.

W zaułku śmierdziało, moczem, rozlanym alkoholem, wymiotami. Jednak zapachy takich miejsc też niczym nie różniły się aromatów w jego czasach. Charlie wyjrzała z zaułka i skrzywiła się. Wampir spodziewał się, że pewnie niczego nie zobaczy. Jego dużo sprawniejsze zmysły wyłapałyby to w mig. Ktokolwiek ich obserwował, nie chciał być zobaczony i miał ku temu metody.
- Co robimy?
- Ano pobawimy się z nim. Idźmy, hm, popływać po rzece, przejechać się dorożką oraz tym podobne. Przykro mi, ale musimy go zgubić. Nie możemy doprowadzić go do twojego mieszkania - wyszeptał cichutko.
- Niech będzie. - Charlie chwyciła jego dłoń i poprowadziła go zaułkami, aż nagle skręciła i weszła w jedną z bram. Prowadziła go wąską drogą, nad którą nadwieszały się budynki. Widać było, że doskonale zna okolicę i to chyba miejsca po których nie powinna chadzać “dama”. Po kilku zakrętach wyszli na szerszą ulicę, gdzie ruchem dłoni Charlie zatrzymała dorożkę.
- Do Savoy. - Gdy zajęli miejsca, pojazd ruszył. - Jaka jest szansa, że to jeden z twoich?
- Tak, ale niekoniecznie. Istnieją wampiry, które są po prostu niewidzialne, znaczy mają taką zdolność. Nie posiadam jej oraz potrafię przejrzeć, jeśli ktoś nie jest dobry, jednak prawdziwi adepci są poza moim zasięgiem dostrzegania
- przyznał. - Jednak dobrzy magowie, faerie oraz podobni potrafią to samo. Dlatego istnieje możliwość, że to jakiś wampir dostrzegł mnie prędzej, niźli zobaczyłem jego, jednak nie przysiągłbym tego.

Charlie skrzyżowała ręce na piersi. Widać było, że jest lekko zdenerwowana. Uczucie jednak nie znikało.
- Niedobrze. Charlie, masz przy sobie coś specjalnego, co ogniskowałoby naszego obserwatora - spytał cicho po chwili. - Dalej mam to uczucie. Nauczyłem się mu wierzyć.
- A co to niby mogłoby być
? - Charlie prawie odfuknęła. Po chwili dodała szeptem - Zazwyczaj jak ktoś mnie śledzi, jestem w stanie go zlokalizować.
- Nie mam pojęcia, coś takiego, czego nie kupisz w sklepie. Może coś, co dał ci tajemniczy pracodawca, albo co znalazłaś podczas swoich wypraw. Albo jestem durniem. Także możliwe
- przyznał.
- Mam wiele osobistych rzeczy i wiele podarków… - Spojrzała na niego niepewnie, a dorożka zatrzymała się. Kobieta szybko dała banknot woźnicy i poprowadziła wampira w kierunku wybrzeża. Tam podeszli do jednej z zacumowanych łodzi. Obok stał mężczyzna w wytartym stroju.


- Dobry wieczór, czy mógłby Pan nas przewieźć w stronę Westminsteru? - Charlie uśmiechnęła się życzliwie.
Gaheris widział jak lustruje ich nie do końca trzeźwym wzrokiem, jednak po chwili uśmiechnął się, pozbawionym części zębów uśmiechem.
- Jasne gołąbki. Wsiadajcie. - Z jego ust cuchnęło. Jednak w sposobie w jaki wskoczył na łódź widać było doświadczenie i pewność siebie. - Zawsze pomagam parom, które chcą na chwilę umknąć ciekawskim oczom. - Mrugnął do niego.
- Trafił pan idealnie właśnie w taką parę - uśmiechnął się do niego Gaheris. - Wobec tego do działa oraz poczujmy wspólnie czar Tamizy. Kochanie - podał dziewczynie dłoń prowadząc ją na łódź, później sam wkroczył za nią. Oczywiście starając się nie przerywać obserwacji, którą czynił także z samej łodzi.
Mężczyzna odbił od brzegu, a Charlie zajęła miejsce na jednej z ławeczek. Widać było, że sama niepewnie zerka w stronę brzegu.
- Odpłyniemy kawałeczek, bo przy brzegu jest jeszcze spory ruch. W razie czego proszę się nie krępować ja tam nie gadam.
Sprawnie wymijali inne łodzie, aż oczom wampira ukazała się panorama Londynu.


Miasto skąpane było w gęstej mgle i tylko światła lamp przebijały się przez to mleko. Łódź powoli zmierzała w kierunku budynków jakie widział z brzegu. Nie mniej, dalej odczuwał identyczne śledzenie przez jakąś nieokreśloną siłę. Cóż, trzeba było przekonać się, kogo dokładnie śledzono.
- Kiedy staniemy na brzegu - wyszeptał jej do uszka, co pewnie dla owego wilka rzecznego przypominało słodkie zalecanki - na chwilkę rozdzielimy się. Chciałbym sprawdzić, czy nadal to coś będzie koncentrowało się na mnie.
Gdy mówił nagle dostrzegł na brzegu postać.


Mężczyzna, chyba zauważył jego wzrok bo skłonił kapelusz i po chwili odszedł, a wraz z nim dziwne uczucie. Gaheris oddał mu honor lekkim skinięciem. Charlie wyglądała jakby niczego nie zauważyła.
- Jaką szansę miałabym z kimś takim jak ty?
- Ze mną, zależy kiedy. W dzień pewną wygraną, w nocy … odwrotnie raczej
- odpowiedział cicho. - Hej, mości panie, możemy przybić gdzieś tutaj do brzegu? - wskazał na okolicę, gdzie zniknął tamten.
- Jak sobie Pan życzy! - Odkrzyknął mężczyzna i łódź skręciła.
Charlie spojrzała na niego niepewnie.
- Czemu tutaj?
- Tam był ten, kogo szukamy
- wyjaśnił szepcząc. - Mężczyzna, cylinder, parasolka, długi płaszcz. Tylko tyle raczył mi objawić. Bowiem niewątpliwie sam lekko poluzował swoje ukrycie. Charlie, jakby coś, zachowuj się proszę spokojnie. Nie wiem, kto to jest, ale jestem rycerzem oraz nie pozwolę skrzywdzić moją damę.
Charlie uśmiechnęła się do niego.
- Dżentelmenem, Henry. Dżentelmenem. - Nachyliła się i ucałowała go w policzek.


Łódź powoli zbliżała się do brzegu i gdy dobili, nawet najmniejszy ślad po odczuciach wampira zniknął.
- Poczekajmy chwilę - poprosił Gaheris, kiedy już rozliczyli się odpowiednio. - Może zechce porozmawiać, albo może nie zechce - krzywił się lekko.
Charlie stanęła na nabrzeżu i wpatrywała się w odpływającą łódź. Bo po mężczyźnie nie było nawet śladu.
- Taaaaatarata - skrzywił się Gaheris pomrukując. - Cóż, wypadnie przyjść tutaj jutro, zaś dziś … bardzo dużo mi pokazałaś i po prostu wiem, że musisz wypocząć. Chyba że nie masz jutro wizyty? - spytał.
- Mam… w tym tygodniu muszę odrobić moją dwudniową nieobecność. - Charlie chwyciła pod ramię wampira. - To wracamy do domu? Ktoś obiecał mi, że przeniesie mnie do łóżka.
- Prawdziwy rycerz, znaczy gentleman, zawsze dotrzymuje obietnic
- uśmiechnął się do niej wesoło i wspólnie ruszyli … znaczy Gaheris spojrzał pytająco. - Piechota czy dorożna?
- Na piechotę bylibyśmy za prawie dwie godziny, więc wybacz, ale wybieram dorożkę
.

Charlie poprowadziła ich w stronę najbliższego postoju i po kilkudziesięciu minutach byli w kamienicy, w której mieszkali. Gdy jego towarzyszka wchodziła po schodach zauważył, że emocje tej nocy dały się jej we znaki i była już wyraźnie zmęczona. Ujął ją ramieniem i po prostu zaprowadził, niczym małą dziewczynkę. Po drodze jeszcze spytał tylko.
- Czy masz może jakiś dzwonek? Kiedy pukałem do pani Dosett mówiła, że mogłem zadzwonić, chciałbym więc zapytać, czy masz jakiś zapasowy może dzwonek? Nie chcę uchodzić za dziwaka, skoro macie zwyczaj dzwonić miast po prostu zapukać.
- Gdy pociągnąłeś za sznur u mnie w mieszkaniu, u Panny Dosett rozległ się cichy dzwonek, przyporządkowany do mojego mieszkania. Wtedy przyszłaby spytać, w czym może pomóc
. - Charlie podała mu klucze by otworzył drzwi. Uczynił to bez problemu, ostatecznie klucze mieli, choć trochę większe, przeważnie służące do zamykania ważnych bram. Zaś co do sznurka, cóż, mogła mu powiedzieć, zanim go wysłała do pani Dosett z ubitym królikiem. Ale to drobiazg.


Kiedy weszli, pomógł zdjąć jej damski płaszcz, czy jak to się teraz nazywało to, co nosili nowocześni ludzie XIXego wieku i ogólnie chciał się przydać. Nie przeszkadzać, tylko przydać. Dlatego pomagał, odkładał, przekładał etc. Spokojnie chciał pozwolić się umyć i właśnie z łazienki przenieść do łóżka piękną księżniczkę. Sam także planował mycie oraz poczytanie jakichś książek czy gazet, kiedy ona pójdzie spać. Charlie uśmiechnęła się czując pod sobą miękki materac. Wampir zobaczyła jak niemal zapadła się w poduszkach. Wyciągnęła do niego dłonie.
- Utulisz mnie do snu?
- Nie wyobrażam sobie inaczej
- skinął ciepłym uśmiechem podkreślając czułość. Rozebrany oraz umyty położył się obok ujmując ją mocno, ale nie tak, żeby przeszkadzało i raczej ciepło niżeli seksownie. Jego dłoń spoczywała na wysokości jej talii, ani wyżej, ani niżej, choć bardzo miał na to ochotę, ale jeszcze bardziej zależało mu na wypoczynku Charlie.
- Miłej nocy, kuzynko - ucałował kobietę ciepło.
Charlie sięgnęła obiema dłońmi do jego twarzy i pocałowała go, jednak ewidentnie nie tak jak kuzynka powinna całować kuzyna. Czemu bynajmniej Gaheris się nie sprzeciwiał. Plusem bycia wampirem było na przykład to, że kochając się z nią nie mogli spłodzić potomka. Przynajmniej pod tym względem był lepszy od normalnego, ludzkiego kochanka. Bowiem co innego przeważnie w małżeńskim związku. Przynajmniej tak bywało za jego czasów. Oddał pocałunek przytulając ją mocniej.
- Charlie, czy wiesz, co możesz osiągnąć tak postępując, tak całując? - spytał filuternie.
- Co takiego? - Spytała przygryzając lekko jego wargę.
- Ano to, że przynajmniej jeszcze trochę czasu zamiast spędzać na śnie, spędzisz na zaspokajaniu mojej rosnącej chuci oraz potrzeby, ażeby cię posiąść - wyjaśnił słodko całując, zaś jego dłoń delikatnie pieściła jej plecy, przemieszczając się wzdłuż kręgosłupa kobiety.
- A co jeśli mam ochotę być trochę niewyspana? - Charlie uśmiechnęła się, a na jej twarz wypłynął lekki rumieniec.
- Wobec tego szykuj się na ciężkie chwilę, moja droga, przed zaśnięciem - nacisnął ją lekko i tak, że zamiast leżeć na boku obok siebie, ona znalazła się na dole, zaś on na niej siedział mocno się pochylając i całując. Jego nogi obejmowały ją, ale tylko przez chwilkę, bowiem zaraz usiłował je przełożyć tak, by znaleźć się pomiędzy jej udami. Jejku, dziewczyna go oszałamiała, po prostu oszałamiała doprowadzając do takiego gorąca, jak żadna inna przed nią. Czuł doskonale, jak mocno mu już stanęła jego pałka, która wręcz zaczęła domagać się odpowiedniego użytku. Koszula Charlie zsunęła się odsłaniając jej kobiecość i fragment brzucha, zatrzymała się na piersiach, których malinki odstawały teraz, wyraźnie rysując się pod cienkim materiałem. Charlie wpatrywała się w niego z zachwytem, teraz już całkowicie zarumieniona.
- Mrr - uśmiechnął się do niej wrednie przybliżając się nieco tak, że jego oręż przesunął się swoją żołędzią po zakręconych włoskach na jej pagórku. - Piękne miejsce, oraz bardzo przyjemne, ale jeśli chcesz, żeby było jeszcze przyjemniej, musisz go sama nakierować. Własną dłonią … - szeptał ponownie mocno całując arcyseksowną kobietę. Charlie drżącą dłonią sięgnęła do jego torsu i powoli zaczęła ją zsuwać w dół. Czuł jak jej ciało drży, jak biodra delikatnie unoszą się do góry, ocierając jej wzgórkiem o jego męskość. W końcu jej dłoń spoczęła na jego męskości i kobieta aż westchnęła.
- Jest cudowny… - Przesunęła palcami od samego czubka, aż do podstawy, by na końcu delikatnie chwycić go w garść. Wampir poczuł jak zaczyna się nim bawić, poruszając powoli dłonią i czasem puszczając i badając go chudymi paluszkami.
- Ach - aż westchnął. - Cudowne paluszki cudownej dziewczyny - wymruczał, ale nie robił ruchu, przynajmniej nie takiego, żeby wejść w nią.


Drżał podobnie jak ona, ale skoro już tak, czekał, czy sama odpowiednio go ułoży, czy wceluje w siebie, w swoją głębinę tak, by mógł swobodnie wejść.
W końcu Charlie tylko delikatnie naciskając na jego męskość od góry ustawiła ją naprzeciwko siebie. Naparła ostrożnie biodrami, jednocześnie starając się przesunąć go w swoją stronę. Gdy tylko jego czubek dotknął jej spływającej wilgocią szparki, kobieta wydała z siebie cichy jęk. Podobnie jak przyszywany kuzyn. Przesuwanie penisa wzdłuż jej szparki na dół było czymś cudownym. Czuł każdą jej delikatność, każdy płatek, każdą kroplę wilgoci, aż poruszając się ustawiła go idealnie naprzeciw jej słodkiego kwiatu. Poruszył biodrami do przodu. Płatki kobiecej intymności były mokre. Rozwarły się, objęły słodką męskość sobą i powoli przesuwały wzdłuż niego, w miarę, jak powoli wchodził do jej wnętrza. Swoim bystrym wzrokiem doskonale widział, jak jej kwiat się rozwarł, jak otworzył na niego i jak jego męskość wchodzi w nią, niczym miecz zanurzający się w idealnie dobraną pochwę.

Charli wydała z siebie długi, cichy jęk, który powoli przerodził się w pomruk rozkoszy. Widział jak lekko unosi biodra, czuł jak zaciska się by poczuć go mocniej. Jej dłonie spoczęły na jego udach, a paznokcie wbiły w skórę. Lubił to. Czuła doskonale, że to lubił. Może właśnie dlatego nagle przyśpieszył wchodząc mocniej, wręcz uderzając tak, że czubek jego męskości dotknął tylnej ścianki w jej wnętrzu. Chwilkę potrzymał tam głęboko, potem wycofał się wolno, żeby znowu szybko uderzyć. Poczuła jego woreczek przy swoich płatkach. Tam mocno był dociśnięty.
- Pragnę cię - wyszeptał i teraz po prostu jego biodra przestały zmieniać rytm, lecz zaczęły się ruszać szybko, coraz mocniej, coraz silniej. Gaheris uniósł się nieco podpierając dłońmi dla wygody ich obojga. Patrzył na jej rozchylone usta, łapał spojrzenie, spoglądał na falujące, poruszające się gwałtownie pod wpływem każdego pchnięcia piersi tak piękne, że chciałoby się je scałować i zając nimi, gdyby nie to, że robił jeszcze cudniejszą rzecz. Żeby tylko łóżko nie trzeszczało - pomyślał, bowiem stracił panowanie nad sobą i jego wejścia w nią zaczęły być prawdziwie gwałtowne i wprost dzikie.

Łóżko trzeszczało ale cichutko. Charlie lekko uniosła nogi ułatwiając mu wchodzenie w siebie. Widział jak jej spierzchnięte usta otwierają się bardziej przy każdym jego uderzeniu, jak w tych chwilach wyrywa się z nich ciche jęknięcie. Koszula zsunęła się jeszcze trochę odsłaniając miejsce gdzie zaczynały się, teraz już zaróżowione, rozpalone wzgórki. On zaś brał ją, chciał doprowadzić ją do tego stanu, żeby zaczęła wręcz pływać w świecie rozkoszy. Nie raz, nie dwa, ale co najmniej kilka. Wampiry potrafią bardziej sterować swoim ciałem niż ludzie, więc wykorzystywał to dając jej coś cudownego. Brał mocno przyspieszając, ruszając się nieco, atakując pod lekko zmienionym kątem, aby ofiarować nowe wrażenia, nowe odczucia, nowe wspaniałe przyjemności, zaś jemu oczywiście także było wspaniale. Czuł jej zaciskające się mięśnie pochwy na swoim penisie i to było wręcz genialne, coś niesamowitego dla mężczyzny, wprawiającego jego samego w erotyczny obłędny, coraz szybszy taniec. Charlie nagle objęła go nogami, dociskając do siebie, jej paznokcie przebiły skórę Gaherisa, a z ust kobiety wyrwal się cichy krzyk. Zobaczył jak jej ciało niemal wygięło się łuk, całkowicie odsłaniając przy tym nabrzmiałe piersi. Jej ciało zacisnęło się na nim, a penis mocno docisnął do jej górnej ścianki.
- Ach Gaheris.... - Charlie przymknęła oczy. Przyciągnięty zaś taką się mężczyzna na chwilę zamarł w bezruchu, przynajmniej jeśli chodzi o biodra, bowiem jego penis ciągle drżał w niej, dociśnięty do ścianki, zaś usta pochyliły się wpijając w jej usta.
- Jakaś piękna, jakaś niezwykła - szeptał całując ją mocno i lekko kąsając. Siebie zresztą także w swój język, tak że ich usta wypełniły wspólnie mieszające się krople słodkiej krwi. Charlie objęła go mocno, ze smakiem przesuwając swoim języczkiem po jego języku, wargach. Mogło się wydać, że chciałby go zjeść. On zaś jej na to pozwalał i konsumował dokładnie to samo co ona, ich wspólna krew i ich wspólne pożądanie. Całował namiętnie i oddawał się namiętnie.
- Chcę, chcę cię jeszcze - wyszeptał pełen pragnienia.
- A ja chcę być twoja Gaheris. - Charlie odsunęła się lekko, wpatrując się z zachwytem w oczy wampira. - Chciałabym byś się ze mnie napił. - Wyszeptała cicho. Później zaś mogła zobaczyć błysk jego kłów, które nagle pojawiły się przed jej oczyma oraz króciutki ból w barku, gdzie wbił swoje kły. Charlie jęknęła z rozkoszy, teraz wbijając palce w jego plecy. Nie pił dużo, choć była taka smaczna, raczej troszeczkę pamiętając, iż utraciła sporo krwi niedawno podczas postrzału. Jednak kilku kropel nie mógł nie spróbować. Była pyszna tak, że nieomal mogły się od niej zakręcić wampirze zmysły. Kropelka po kropelce, żeby starczyło. Ach, jakże miliard razy wolałby ją, niż spijać króliki, ale królików było wiele, zaś Charlie jedyna. Kobieta wiła się pod nim z rozkoszy. Poruszając biodrami, tak że jego męskość przesuwała się po jej ściankach. Z jej ust co chwila wydobywał się cichy szept, przechodzący w pomruk.
- Gaheris... Gaher… - Czuł, że kobieta odpływa pod nim z rozkoszy.
Wreszcie jego usta oderwały się od jej barku, zaś rana została zalizaną wszędobylskim wampirzym języczkiem, co nie znaczy, że męskość nie pełniła dalej swojej roli wypełniając jej wnętrze, poruszając się w niej, pobudzając ciało. Powoli wspomógł jej ruchy ciała, korzystając, iż podczas orgazmu, obejmującego go nogi lekko poluzowały. Dostosował się do naturalnego rytmu jej bioder powoli przejmując inicjatywę. Kobiece ciało było teraz takie wrażliwe, jednak właśnie to szczególnie delikatne ciało było bombardowane kolejnymi doznaniami. Charlie przymknęła oczy, poddając się jego ruchom. Jej uścisk na jego ramionach osłabł i tylko regularne pomruki zadowolenia zdradzały, że kobieta jeszcze nie usnęła w jego ramionach.
- Nie zostawiaj mnie Gaheris… - Wyszeptała słodkim, namiętnym głosem.
- Nie chcę cię zostawić, Charlie, nie chcę - odparł cicho. Rzeczywiście, doskonale wiedzieli, że obydwoje mają swoje tajemnice, ona chyba nawet więcej, niżeli on. Ktokolwiek mógłby zagwarantować, że to ich nie rozłączy? Ponadto nie kochali się … chyba, ale bardzo lubili oraz pragnęli. Czy mogło to się przerodzić w coś więcej? Któż wie … Właściwie obydwoje nie używali słów “miłość”, “kocham”, ale czuli się ze sobą dobrze, właściwie bardzo dobrze. - Nie zostawię, Charlie - wreszcie odparł. - Nawet jeśli gdzieś zniknę na noc czy dwie, zawsze będziesz mogła liczyć na to, że wreszcie znajdziesz swojego kuzyna, który przytuli cię, ucałuje oraz będzie przy tobie.
Charlie odpowiedziała mu uśmiechem. Objęła go mocniej wyraźnie dając znak, że nigdzie go nie zamierza puścić.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172