Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-06-2017, 10:52   #31
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyźni pożegnali się z wampirem, kilkukrotnie zapraszając go na kolejną rozgrywkę. Gdy w końcu opuścili pokój gier, zobaczyli tylko plecy Mayhawa. Anna chwyciła go mocno za spodnie i pociągnęła. Oczywiście posłuchał jej zatrzymując się oraz kierując spojrzenie gdzie indziej. Odwrócił się przy tym tak, żeby ghul absolutnie nie mógł dostrzec jego oblicza. Anna pociągnęła go mocniej w stronę drzwi. Skoczył więc właśnie tam za młodo wyglądającą wampirzycą.

Gdy wybiegli zobaczyli Mayhawa wsiadającego do dorożki. Nie minęła sekunda, a obok stanęła ta należąca do Anny, która była już widoczna. Szybko wskoczyła do pojazdu.
- Za tą dorożką! - Gdy ruszyli, nie do ukrycia było, że jest rozradowana. - Prawdziwy pościg! On wie gdzie ona jest, wyczułam to. Jeśli pojedzie do City, to mamy szansę, że jedzie sprawdzić co z nią.
- Wobec tego jedźmy. Ech, ze też nie mam takich wspaniałych dyscyplin, jak ty. Wtedy moglibyśmy stać się niewidoczni, a tak. Niestety, moje umiejętności wzbudzania zaufania okazały się niewypałem – przyznał wściekły na samego siebie. Aczkolwiek szczerze mógł dziękować, że malutka wampirzyca jest przy nim. Swoimi talentami nadrabiała jego potężne braki. - Powiadasz city? Wobec tego trzeba na to liczyć, jak zaś nie, to nie wiem. Możnaby go przycisnąć, ale to chyba nie byłoby polityczne. Książę Peel mógłby chyba nie być zadowolonym – przypuszczał Gaheris zwracając się do sympatycznej wampirzycy.

Dorożka pewnie poruszała się w odpowiednim dystansie za dorożką Mayhawa.
- Masz inne, jesteś Torreadorem. Widziałam co potrafi zrobić Florence. - Anna z zachwytem przyglądała się pojazdowi za którym jechali. - Ah… zupełnie jak za młodu! Skup się na tym co umiesz i nie myśl o tym co umiem ja. Toż to, że wiem co ma w głowie, to nasza wspólna zdolność. Tylko musiałeś być młodziutki gdy cię “uśpili”.
- Przespałem 1300 lat - powiedział głucho. - Jestem zaś tak naprawdę przede wszytskim wojownikiem. Dobrym wojownikiem, albo tak własnie o sobie myślałem - przyznał. - Ale trudno. Wydaje mi się, że jeśli udałoby się odkryć, gdzie jest panna Ashmore mógłbym ją wynieść. Jestem bardzo szybki, ale póki co obserwujemy go. Droga przyjaciółko, cieszę się, że jesteś przy mnie - powiedział bardzo wdzięczny lekko uciskając jej malutką, dziewczęcą rączkę.
- Dobrze! Noszenie to coś co mi baardzo nie wychodzi. - Uśmiechnęła się do niego. - O skręciliśmy we właściwym kierunku! Jestem potwornie głodna, te czary mary mnie sporo kosztują, więc dla dobra Charlotty nie będę po nią szła. - Dodała już trochę ciszej.
- Też jestem głodny - przyznał. - Ale jeszcze sobie radzę. Poczęstujesz mnie później? - spytał, bowiem nocą ciężko dostać króliki. - Wobec tego po prostu póki co, czekamy gdzie pojedzie ghulik.
- Yhym. Ja będę musiała zapolować. - Uśmiechnęła się. - Tobie też polecam. Jesteś dużym samodzielnym wampirkiem. - Poklepała go po udzie.
- Znasz jakieś miłe łowisko? - spytał. - Nie chciałbym wejść nikomu w jakąś paradę. Nie znam tutejszych domen, szczegółowych terenów etc. Wiem tylko, że nie wolno polować na terenie Westminster.
- Twój teren to Soho, podlegający pod twoją starszą. Jeśli chcesz polować to najlepiej tam. - Anna nagle zmarszczyła brwi. - Jakby co możesz spytać Roberta czy mógłbyś polować u nas. Ale wiesz… podryw lub chap, nie ma konkretnych “łowisk”. Chyba się zatrzymują… dziwne.
- Gdzie jesteśmy? - spytał szybko Annę rozglądając się wokoło.
- Obrzeża City… - Dorożka Anny zatrzymała się sporo wcześniej i oba wampiry wyszły.


Z za rogi obserwowali, jak Mayhaw płaci za dorożkę i rusza dalej.
- Ta dzielnica trochę do niego nie pasuję, co? - Wyszeptała i podążyła powolutku za ghulem, dając znak Gaherisowi, by szedł za nią. Oczywiście uczynił to starając się być jak najbardziej skrytym. Starał się jednocześnie rozglądać dookoła używając Nadwrażliwości. Wampir widział trochę więcej niż sięgająca mu do pasa Anna. Szybciej też zauważył, że Mayhaw zatrzymał się i obserwuje jakiś budynek.


Zatrzymał się więc kładąc dłoń na ramieniu wampirzycy. Szybko schował się w zaułku muru pociągając ją. Anna przywarła do niego.
- Co się dzieje? - Szepnęła.
- Zatrzymał się przed tym ciemnym budynkiem - powiedział najcichszym głosem z możliwie cichych. Starając się oczywiście spode łba obserwować dalej ghula.

Ghul wyraźnie coś analizował. Wampir zauważył, że skupia się na bocznych drzwiach, które widać było za załomem zrujnowanego budynku.
- Podsadź mnie. - Odezwała się mała wampirzyca. Natychmiast to zrobił unosząc Annę do góry. Jeśliby potrzeba zaistniała, gotów był posadzić ją sobie na karku. Musiała widzieć, co wyczyniał tamten, bowiem może miało to coś wspólnego z jakimiś dyscyplinami, których nie miał, ona zaś tak.
Anna wyjrzała z zaciekawieniem.

- Chyba ją mamy. - Szepnęła i obejrzała się na Gaherisa. - Dałabym mu odejść i sprawdziła to miejsce. Co ty na to?
- Świetny pomysł - uśmiechnął się Gaheris zadowolony. - Anno, jesteś wspaniała - powiedział do niej dobitnie, chociaż oczywiście bardzo cichutko.


Po dłuższej chwili Mayhaw odszedł. Anna zamerdała nóżkami, by wampir postawił ją na ziemi. Zrobił to. Poczekali jeszcze dosłownie momencik, żeby Mayhew ruszył za róg, żeby po prostu nie widział, iż podchodzą do drzwi. Po czym uśmiechnął się do wampirzycy.
- Ruszajmy.

Anna z uśmiechem ruszyła przodem i podeszła do drzwi. Były zamknięte na kłódkę, jednak nie wyglądały na bardzo wytrzymałe. Anna pociągnęła nosem.
- Tez to czujesz?

Uruchomił swoją Nadwrażliwość wciągając nosem zapach oraz nadstawiając odpowiednio uszy. Wąchać oraz słyszeć, szczególnie wąchać. Właśnie na tym się skupił teraz. Poczuł zapach krwi i na pewno wyczuwał dwie osoby. Zapach krwi, wydawał mu się dziwnie znajomy.
- Nie wejdę tam. - Wyszeptała Anna i lekko zadrżała.
- Rozumiem, ja wejdę - powiedział domyślając się, cóż to za znajomy zapach. Jakby nie było, wampiry są ekspertami pod tym specyficznym względem. Stanął pod drzwiami oraz spróbował otworzyć. Jakaś klamka, czy kłódka przecież nie mogły stanowić przeszkody. Szczególnie, że zawiasy wyglądały tak, jakby były starsze nawet od niego. Dno wodorosty oraz dobry strzał kopniakiem przy zawiasach. Jakby nie było, Potencja jako dyscyplina dobrze działa przy takich przypadkach.. Potem zaś planował uruchomić akcelerację, oczyścić sobie drogę ze wszystkich, którzy staną na przeszkodzie oraz uwolnić Charlie. Drzwi bez większego problemu poddały się kopnięciu, wampir przez chwilę nawet czuł jak jego noga grzęźnie w spróchniałym drewnie, ale rozpadło się gdy tylko rąbnęły o ścianę. Resztki zawisły na kłódce. Zapach krwi zaatakował bardziej. Wampir zauważył schody prowadzące do piwnicy. Anna cofnęła się, a on bez trudu rozpoznał, że to krew Charlie. Na dole usłyszał tupot jakichś kroków. Wbiegł błyskawicznie, nawet jeszcze bardziej, bowiem dopalił się Akceleracją. Tutaj nie było przeproś, ktoś mógł chcieć dorwać się wcześniej do Charlie, musiał więc ową osobę wyprzedzić.

Jednak facet, którego zauważył, ewidentnie nie biegł do kobiety. Ustawił się na dole schodów w spowolnionym tempie i nim Gaheris go dopadł oddał jeden strzał w ramię wampira. A chwilę potem został wypity. Nie całkiem, żeby jeszcze mógł potem ładnie opowiedzieć, na czyje zlecenie pracuje, ale żeby stracił przytomność, zaś wampiry wreszcie odżywił się czymś sensownym. Whrłaaaaaaaa!

Gdy gaheris pił, czuł, że trzyma w rękach ghula. Mężczyzna jeszcze oddał strzał w schody, w dziwnym odruchu, ale w końcu opadł nieprzytomny. Super, czyli to taka zabawa. Ruszył do Charlie, ale rozglądając się wokoło. Czuł tylko dwie istoty, jedną był ghul, drugą ona, ale mogły być jeszcze jakieś pułapki. Nic jednak nie stanęło mu na drodze. Ktokolwiek ją tu zatrzymał, był pewny, że nikt jej nie znajdzie. Zapach doprowadził go do kolejnych drzwi. Tym razem już solidniejszych i znów zamkniętych na kłódkę. Czuć tu było nieprzyjemną wilgoć, wampir był też pewny, że w okolicy kręciły się szczury. Spróbował wywalić je walnięciem z bara. Jeśli nie, sprawa była prosta. Wszak było to mieszkanie, noga od stołu, kawał jakiegoś pręta, tak czy siak liczył, iż kilka prób wystarczy mu na rozwalenie tego. Drzwi oparły się uderzeniu, nie popartym udziałem krwi, a wampirowi wydało się, że usłyszał ciche jęknięcie z pomieszczenia. Rozejrzał się więc, jeśli był jakiś solidny przedmiot, którym mógł przywalić, to planował użyć. Jeśli zaś nie, trzeba było wzmocnić siłę. Dostrzegł krzesło ale sam przed sobą musiał przyznać, że nie wyglądało na specjalnie wytrzymałe. Wobec tego nie było się co chrzanić. Charlie czekała. Tymczasem siła podskoczyła mu, zaś jego bark ponownie zderzył się z drzwiami. Łuuuuuup!

Usłyszał jak pęka zawias. Drzwi poddały się, wypadając z ościeżnicy. W pomieszczeniu panował mrok, ale znalazł ją bez większego problemu. Leżała, pod jedną ze ścian. Jej ubranie było w nieładzie, brudne, porwane. Od razu dostrzegł, że była ranna. Z jej ust wyrwał się kolejny jęk, ale wyraźnie brakowało jej sił, jakby ktoś wypił z niej zbyt wiele krwi. Przyskoczył więc do niej błyskawicznie. Ukłuł kłem własną dłoń oraz przyłożył do jej ust. Szczęśliwie nie była związana jakimiś łańcuchami. Zobaczył jak otwiera oczy. Były przekrwione. Powoli zaczęła ssać krew z jego palca. Gdy była blisko, zobaczył, że przód sukni ma mocno zniszczony, piersi odsłonięte. Piła pomalutku, nie mogąc nawet podnieść dłoni.

- Już wszystko w porządku. Dobrze, że jesteś, że żyjesz - pogłaskał ją po głowie oraz objął mocno. Czekał, póki nie będzie mógł stanąć na nogi. Potem chciał ją wyprowadzić oraz tego ghula wynieść, ażeby dało się przesłuchać drania. Charlotta piła, ale nie zapowiadało się, że się podniesie. Jej ciało było skrajnie wykończone i mimo, że Gaheris widział jak rany na jej ciele goją się, czuł, że drobna dłoń która zacisnęła się na jego surducie jest bardzo słaba. To tego… sam robił się głodny. Dlatego właśnie odsunął od niej dłoń.
- Musisz wytrzymać maleńka, parę chwil- powiedział cicho biorąc ją na ręce i wychodząc. Aż do leżącego ghula. Posadził tam Charlie. Dziewczyna jęknęła z bólu i osunęła się nie mogąc usiedzieć.
- Momencik - złapał mężczyznę wynosząc do Anny. Chyba nie byłby w stanie tak czy siak zająć się nią i ghulem, więc niechaj jego przyjaciółka sobie wypije. Anny jednak nie było w okolicy. Więc mógł uczynić tylko jedno: poczekać na nią. Aczkolwiek pomysłem. To znaczy wyszukał jakieś miejsce niedaleko, gdzie mógł ukryć i Charlie i tego ghula, którego związał niczym prosię choćby kablami jakimiś. Wiedział, że ghule mają wielką siłę, więc uwzględnił to. Było bardzo istotne, żeby dało się go przesłuchać, dlatego musiał tamten żyć. Po tym planował dorwać jakiegoś nocnego przechodnia oraz wypić trochę. Lepiej zaś kilkoro takich. Tyle, że akurat nikogo nie było, Charlie padała, zaś ghul, cóż nie chrzaniąc się zatopił zęby w nim oraz wyczyścił do zera wciągając wszystko. Teraz mógł dalej nakarmić Charlie, ghula zaś porzucił w tamtym zapomnianym domu. Jednak tak czy siak dobrze byłoby gdyby Anna go obejrzała, mogłaby mu pomóc rozpoznać, jeśli zaś nie, to cóż starał się zapamiętać oblicze, żeby ewentualnie jakiś malarz czy rysownik narysował wedle jego wskazówek.


Gdy poił Agnese, Anna pojawiła się ponownie.
- Wybacz, ale zaczynałam szaleć i musiałam coś zjeść. - Odpowiedziała, przykucając obok. - Słabo to wygląda.

Charlotta piła, a jej uścisk nabierał sił. Wampir dostrzegł też lekki rumieniec na jej twarzy. Znał go. Kobieta mimo słabości, lekko się podniecała. Jak zwykle gdy z niego piła.
- Powinniśmy ją nakarmić, co? Wezwę dorożkę. - Zamyśliła się. - Gdzie ten drugi?
- Strzelał do mnie. Kilka razy, raz trafił. Miałem do wyboru, albo ratować ją, albo utłuc jego. Wybrałem to drugie, ale mam prośbę. Skocz zobaczyć, może znasz twarz tamtego ghula. Jeśli tak, będziemy wiedzieć, kto porwał Charlie - zaproponował. - To zajmie ci minutę, jest tam w domu, a potem ruszajmy stąd i wezwijmy dorożkę, ale nie stąd. Wiesz, jakby ktoś go znalazł oraz wezwał waszą gwardię, tych policjantów tego - zaproponował, jednak spoglądając pytająco. Ostatecznie kobieta wampirza znała epokę znacznie lepiej, niżeli on. Dlatego jeśli uznałaby, że można coś uczynić, trzeba było jej słuchać.
- Dorożka stoi tam gdzie wysiadaliśmy. - Odpowiedziała po chwili namysłu. - Zabierz ją tam. Zaraz dołącze.

Anna ruszyła w kierunku schodów i po chwili zniknęła w ciemnościach. Wziął więc Charlie na ręce i ruszył w kierunku dorożki. Trochę to było, ale dla wampira niesienie kobiety na taką odległość na rękach nie stanowiło problemu.

Dorożka stała tam, gdzie z niej wysiedli. Kierowca skinął mu. Gaheris zauważył, że w środku leży jakiś koc. Szybko więc wskoczył do środka układając kobietę, owijając kocem. Doskonale wiedział, że podcza utraty krwi istotne jest zapewnienie ciepła. Akurat takie rzeczy były znane także za czasów króla Logres wspaniałego Artura.
- Poczekamy chwilkę - polecił dorożkarzowi. Musieli wszak zaczekać na dziecięco wyglądająco wampirzycę.

Anna pojawiła się po dłuższej chwili, która czekającemu wampirowi wydawała się trwać wieczność, przetykana parsknięciami i tupotem koni. Charlotta wtulała się w niego, a jej osłabienie powoli przeradzało się w spokojniejszą drzemkę. Ni stąd ni zowąd pojawiła się Anna. Dosłownie zmaterializowała się w dorożce, tuż obok Charlie. Dorożka ruszyła. Po chwili Gaherisowi wydało się, że poczuł ciepło, a gdy się obejrzał na horyzoncie pojawiły się płomienie.
- Na przyszłość, nie spijaj aż tak ludzi, dobrze? - Uśmiechnęła się Anna. - Ciężko to zamaskować.
- Wiem, przepraszam. Oraz dziękuję. Czekałem ile się dało, ale bałem się o Charlottę. Bez mojej krwi mogłoby się jej coś stać, zaś ja byłem już mocno osłabiony. Zresztą dalej jestem - oczywiście był bardzo głodny, jednak rycerz nie ulega bezładnie pierwotnym odruchom. - Mam nadzieję, że będę się mógł napić u Florence oraz jeszcze bardziej wzmocnić Charlottę. Czy kojarzysz jego twarz? Wtedy moglibyśmy wiedzieć, kim on jest, znaczy ten porywacz właśnie. Przy okazji, gdzie jedziemy?
- Nie. Ale wiem czyim ghulem jest Mayhaw. - Odparła z uśmiechem.

Gaheris spojrzał pytająco.
- Podzielisz się tą wielką tajemnicą? - rzeczywiście bowiem prawdopodobnie pryncypał Mayhawa porwał Charlottę, wydał polecenie porwania, lub co najmniej maczał swoje paskudne paluchy.
- Jessie Highmore. Ale nie przejmuj się tym już tej nocy. - Powiedziała gładząc po policzku Charlie. - Odwiozę was do domu, a jutro ktoś się po was zjawi. Postaraj się postawić pannę Ashmore na nogi.
- To oznacza, że będę się musiał wybrać na łowy oraz zostawię ją samą - powiedział o tym z niechęcią. Bowiem obawiał się, iż nieprzyjaciele znają adres zamieszkania Charlie. Ażeby dziewczyna przyszła do siebie, musiał ją dalej karmić krwią, żeby ją karmić, musiał nakarmić sam siebie, żeby to zrobić, musiał udać się na łowy. Nie było innego wyjścia, albo przynajmniej on nie widział, bowiem wszak nocą sklepy z królikami są zamknięte. - Przy okazji, Anno, połowa nagrody jest twoja. Wolisz gotówkę, czy wspólne zakupy w jakimś miłym sklepie, gdzie ja zapłacę za to, co sobie wybierzesz? - spytał naprawdę szalenie wdzięczny. Wprawdzie przypuszczał, że jadą do Florence, ale dom też mógł być, pod warunkiem, że uda mu się cokolwiek złowić. Miał kilka pomysłów oraz szczególnie kiedy zbliżali się do mieszkania, obserwował okolicę. Po pierwsze: dziwki. Plusem było to, że stoją zazwyczaj samotnie, zaś później mogą co najwyżej mieć wrażenie, iż omdlały pod wpływem rozkoszy. Hotele, puby, zajazdy to po drugie. Do nich zawsze przychodzą oraz wychodzą ludzie, czasami pojedynczo. Miejsca pracy, po trzecie, gdzie robi się po nocach, typu garbarnie, piekarnie, czasem sklepy, gdzie się jeszcze pali naftowa lampka oznajmująca, iż właściciel czy subiekt spędza czas nad papierami. Trzeba było się mocno sprężyć.

Wiedział, że sama okolica gdzie mieszkają jest raczej uboga w takie rzeczy, ale wystarczyło, że podejdzie w stronę postoju dorożek, tak jak pierwszego dnia. Tam były nawet z dwa puby.
- Zostawiam to tobie. Jutro panna Ashmore powinna się stawić na radzie. Razem z tobą. - Odparła spokojnie. - To tutaj? - Dorożka zatrzymała się przecznicę wcześniej.
- Jeszcze parędziesiąt metrów, do tamtego miejsca - wskazał kolejną poprzeczną ulicę. Anna nie odpowiedziała na jego pytanie dotyczące pieniędzy, więc nie kontynuował tematu, ale chciał uściślić jeszcze kwestię pojawienia się. - Czyli, jak zrozumiałem, ktoś po nas przyjdzie i dopiero wtedy ruszamy na radę? Przy okazji czy możemy się umówić, że ten ktoś będzie albo znajomym, albo będzie miał jakieś hasło, choćby: Dzień dobry, nocna pogoda jest tak ciepła tego roku, że aż kamienie się nagrzewają. Albo cokolwiek innego. Żebym wiedział, że ten ktoś jest przysłany przez Radę, nie zaś mości Highmore.

Dorożka skręciła w jedną z bocznych uliczek. Anna wyraźnie nie chciała by pojazd był kojarzony przez lokatorów kamienicy Charlie. Gaheris nie miał daleko.
- Powie hasło domena. - Powiedziała po chwili namysłu. - To będzie mój człowiek. Ale nie martwiłabym się Lady Highmore, nie jest głupia. Dasz radę stąd dotrzeć?
- Oczywiście. Pozostawię Charlie pod opieką panny Dosett, tutejszej landlady, która trochę matkuje Charlotcie. Potem ruszam na łowy. Anno, nie wiem co powiedzieć, ale masz we mnie szczerze oddaną osobę. Okazałaś mi wielką życzliwość i wierz mi, nie tylko to doceniam, ale także cieszę się, że spotkałem ciebie. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Dziękuję ci bardzo oraz do kolejnego spotkania.

Anna uśmiechnęła się w odpowiedzi.
- Przypominasz mi Roberta gdy był trochę młodszy. - Wampirzyca machnęła ręką. Cały ten gest wydał mu się bardzo matczyny. - Zbieraj się i uważajcie na siebie.


Chwilę potem Gaheris już szedł z Charlie na rękach. Dotarł do kamienicy, potem wspiął się po schodach do ich wspólnego mieszkania. Ułożył Charlie na znanym łóżku oraz ruszył do panny Dosett. Było późno, ale miał wrażenie, że landlady nie odmówi i poczuwa chwilę nad dziewczyną. Podszedł do drzwi oraz zastukał głośno.
Panna Dosett wyskoczyła niemal natychmiast.
- Oh, to Pan. - Ucieszyła się. - Czy wiadomo coś?
- Tak, wiadomo. Kuzynka leży w pokoju. Jest bardzo osłabiona. Muszę wyskoczyć po lekarstwa. Miałbym wielką prośbę, czy mogłaby pani przy niej chwile posiedzieć, dopóki nie wrócę? - mówił szybko, bowiem spieszyło mu się. Trzeba było podpić kilka osób, żeby bezpiecznie przekazać krew Charlie. Inaczej mógłby wpaść w zdrową furię. Wprawdzie dzięki wychłeptaniu ghula troszeczkę słabiej gniotło go wampirze pragnienie. Jednakże jeśli miałby karmić ją dalej, sytuacja mogłaby powrócić do mocno niestabilnej normy. - Nie trzeba nic robić przy niej, po prostu posiedzieć chwilę. Może położyć kompres na czoło. Przyniosę lekarstwo, będzie dobrze. Jednak obecnie jest zmęczona oraz wymaltretowana trochę. Musi więc odpoczywać.

“Wymaltretowana trochę”, jakież słowa delikatnie oddające to, co banda sukinsynów uczyniła Charlotcie. Jednak póki co, trzeba było postawić dziewczynę na nogi. Konieczne było wysłuchanie jej, jeśli chciałaby mówić.
- Proszę dać mi sekundkę, mam rosół, może wypije. - Panna Dosett wbiegła do swego apartamentu. Przez chwilę słyszał szamotaninę, pocz ym zobaczył jak starsza Pani idzie z wielką tacą. - Proszę iść.

Spojrzał wdzięcznie na kobietę.
- Kiedy wychodziłem, Charlie drzemała. Proszę jej nie budzić, ale jeśli rzeczywiście będzie chciała rosołku … Dziękuję pani, pani Dosett – wampir ruszył na łowy wyszukując samotnych przechodniów, najchętniej w jakichś zaułkach. Okolice wynajmu dorożek były doskonałym terenem łowieckim. Puby stanowiły miejsca, gdzie mnóstwo Londyńczyków spędzało wolny czas, później zaś wychodziło niespecjalnie zwracając uwagę na otoczenie. Gaheris jeszcze dbał, żeby nie zajmować się ludźmi upitymi. Ich krew nie była specjalnie smaczna, ale taki rozbawiony ktoś, kto strzelił sobie jakieś piwko lub whisky oraz szedł do domu wesoły niczym poranny ptaszek, stanowił najlepszą zdobycz. Pierwszego takiego mężczyznę zobaczył skręcając w jedną z bocznych uliczek, przy których, z tego co mówiła Charlie, były puby. Facet nie wydawał się jakoś szczególnie pijany, raczej rozbawiony. Stanął w pobliżu zaułku by odpalić papieros, osłaniając się od wiatru.

Właśnie o takich ludziach myślał. Ważne było, żeby zajść od tyłu, szybko wbić kły oraz wyssać maksymalnie tyle, ile się da, bez szkodzenia człowiekowi. Dokładnie tak, ażeby zemdlał oraz obudził się rankiem. W bocznej uliczce było niewiele światła oraz wcale ludzi. Jednocześnie zaś niedalekie puby hałasowały mocno. Kiedy mężczyzna pochylił się odpalając papierosa to był właśnie ten czas. “Idziesz zwyczajnie, szybko, nikt nie zwraca uwagi. Kiedy zaś podchodzisz szybko chaps, ofiara właściwie nic nie mogła zrobić, zaś rano budziła się mając cudowne wspomnienia.” Dokładnie taką metodę próbował zastosować z owym rozbawionym mężczyzną. Gaheris lubił bardzo pomagać innym, mężczyzna był rozbawiony, dlatego należało mu pomóc zabawić się jeszcze sympatyczniej. Cały trick polegał na tym, żeby nie pokazać swojej twarzy, czyli być ciągle pochylonym. Wtedy raczej wszyscy normalni ludzie uznawali, że coś takiego im się przyśniło, zaś omdlenie było kwestią jakiegoś alkoholu. Dotarł do mężczyzny nim ten odpalił papieros. Nawet nie spojrzał w jego stronę.Dlatego nagłym ruchem wbił w niego kły. Prosto w szyję, przyciągając go. Błyskawicznie chciał spić, ile było można, zalizać ranę oraz ułożyć go gdzieś na boku uliczki, żeby się ocknął potem. Poczuła jak mężczyzna rozpala się z podniecenia, jak jego biodra wykonują charakterystyczny ruch gdy z niego pił. Po czym po upiciu kilku łyków opadł bez sił w jego ramionach.

Gaheris widział, na ile sobie może pozwolić. Wypił więc właśnie tyle, później zalizał ranę czując, jak się błyskawicznie zabliźnia. Szybko ułożył go w jakiejś bramie. Mężczyzna pijany nie był, ale coś tam jednak wcześniej łyknął. Dlatego pewnikiem sam uzna, iże coś przesadził podczas popitki, później zaś miał świetny sen. To był jeden, potrzebował drugiego, trzeciego, może i czwartego, jeśli tylko się dałoby znaleźć. Przekąska napełniła go krwią oraz porcja dobrego humoru. Spokojnie ruszył dalej. Widział nocą znacznie lepiej niżeli ludzie. Dlatego obserwował oraz słuchał starając się wychwycić wszelkie szanse kolejnego posiłku. Może jakaś prostytutka oczekująca klienta? Pasowałby kolejny samotny przechodzeń, któryby nie śmierdział kielichem gorzały. Przy dwójce byłyby już kłopot, gdyby potrafił zmieniać pamięć, podobnie jak wampiry mające wyższe umiejętności Dominacji, byłoby super, jednak nie umiał tak robić. Dlatego właśnie musiał się decydować na ataki zaskakujące ofiarę. Bez problemu znalazł jeszcze 3 ofiary. Gro osób było niestety w grupkach, a większość kurtyzan była już zajęta. Jednak znalazł tych kilku nieszczęśników. Po posiłkach czuł się nasycony. Chociaż, kiedy tak właściwie pomyślał, czy byli jakimiś nieszczęśnikami? Wszak nic im nie zrobił. Owszem, pobrał nieco krwi, ale takie ilości, które nie powodowały czegokolwiek złego poza chwilowym osłabieniem oraz utratą przytomności na parę godzin. Jednak dokładnie każdy spośród nich mógł przeżyć orgazm, jakiego jeszcze nie doświadczył. Chyba nie była to marna zapłata za drobne, nie powoduje kłopotów, upuszczenie krwi? Niewątpliwie będą mieli co wspominać, znaczy cudowne uczucie przyjemności. Podczas jego czasów zresztą takie zabiegi upuszczania zalecano na większość dolegliwości. Oczywiście nie wykonywały ich wampiry, ale najnormalniejsi ludzie. Nasycony wytarł się, wyczyścił, wypłukał usta pędząc niczym wiatr do Charlotty.


W mieszkaniu zastał obie kobiety. Charlotta siedziała na sofie okryta kocem i piła z kubka rosół. Obok siedziała Panna Dosett. Jego przyjaciółka była blada, ale uśmiechnęła się widząc że wchodzi.
- Witaj Henry. - Odezwała się słabym głosem.
Panna Dosett obejrzała się na niego i wstała.
- To ja uciekam. Rano przyjdzie lekarz, a do tej pory niech pije dużo zupy. - Powiedziała stanowczo.
- Dziękuję pani bardzo. Jesteśmy niezwykle zobowiązani. Proszę się położyć, będzie spokojnie dobrze – serdecznie uścisnął landlady na do widzenia całując przed wyjściem dłoń. Kobieta skłoniła mu się, wyraźnie spokojniejsza i opuściła pokój.
- Dziękuję Henry. - Charlotta odstawiła kubek, na stojącą obok tacę.
- Wszystko później, Charlie. Wszystko później. Póki co musisz się wzmocnić. Wszystko potem.

Uśmiechnął się do niej, nadgryzł kłem swój nadgarstek oraz podał jej.
- Pomoże ci się odnowić, zwalczyć słabości oraz rany, tak jak podczas drogi pociągiem – powiedział. - Spokojnie pij, będziesz lepiej się czuła, moja urocza kuzynko.

Póki co za ważniejsze uznał doprowadzenie dziewczyny do dobrej kondycji. Opowiadanie oraz wszystko inne mogło poczekać. Bardzo cieszył się, właściwie było widać, jak twarz mu się uśmiecha, nawet jeśli nie wyrażał tego jakimiś specjalnymi słowami.
- Mogę się do ciebie przytulić gdy piję. -Poklepała miejsce obok siebie. - Jest mi potwornie zimno.

Usiadł więc obejmując mocno przywróconą na łono domowe kobietę. Ciepło bliskości próbował jej przekazać tak, jak umiał najlepiej. Chociaż faktycznie wampiry nie są najlepsze akurat przy tym właśnie elemencie. Szczęśliwie jakoś Gaheris pod tym względem bardziej przypominał człowieka niżeli wampira. Karnacja jego była zdecydowanie bardziej rumiana, niżeli blada, jak pozostałych wampirów, zaś temperatura niemal ludzka. Spoglądał pełen czułości. Mówić póki co nie chciał, rozmawiać, dyskutować, wysłuchiwać wszystkiego. Pragnął jedynie, żeby była bezpieczna, żeby odbudowała się oraz żeby odzyskała równowagę. Przytulił serdecznie oraz podał skaleczony nadgarstek do jej ust. Charlotta piła powoli, lizała, całowała jego nadgarstek. Kurczowo trzymała się jego kamizelki. Gaheris widział, że sporo ranek już znikło. Te większe na pewno też znikną, gdy je zaliże. Nie wiedział jeszcze co jest pod suknią. Ale skoro Charlie miała problemy z siedzeniem, ba nawet teraz mocno opierała się o niego, to mogło być nieciekawie. Najpierw najważniejsze były rany wewnętrzne. Dlatego pozwalał jej pić oraz chciał żeby piła wedle potrzeby.

- Charlie, muszę jeszcze sprawdzić twoje rany na ciele oraz zalizać je. Pamiętasz, tak jak podczas jazdy żelaznym stworem – wyjaśnił. Trzeba było być bardzo ostrożnym.
- Pamiętam ale… - Charlie oderwała się od jego nadgarstka całując go czule. - … wiesz… - Widział, że jest speszona, że coś nie chce jej przejść przez gardło. - … bo przychodził tam taki mężczyzna…
- Zajmijmy się teraz ranami, proszę. Wszystko inne kiedy indziej – stanowczo podkreślił. - Nie myśl teraz o czymkolwiek innym – poprosił. - Najpierw rany, później zastanowimy się nad wszystkim innym.
- Ale … mi chodzi o rany. - Charlotta odsłoniła lekko swoje nogi. Wampir zobaczył tam rany im wyżej tym głębsze. Widział, że jego przyjaciółce niemal cisną się łzy do oczu.

Przytulił ją.
- Kochana Charlie, nie będę cię do niczego zmuszał, ale proszę, zaufaj mi. Najlepiej zaciśnij powieki oraz proszę, zgódź się, żebym cię zaleczył. Doskonale wiem, że istnieją rany, które ciężko się goją. Mężczyzna jakikolwiek był, nie ma go już tutaj wcale. Zaciśnij proszę oraz pozwól mi pomóc swoimi talentami.

Hm, mówił spokojnie, starał się ją przekonać używając czego tylko mógł, jeśli byłoby to potrzebne, gotów był użyć nawet Prezencji, jednak nie chciał tego czynić. Obawiał się jednak, że Charlie był bardzo łajdacko potraktowana. Właściwie utłukłby takiego drania oraz takiego wampira wydającego takie łajdackie polecenia. Początkowo jednak schylił się po prostu do nóg zaczynając zalizywać tylko tam, gdzie odsłoniła. Kobieta zgodnie z poleceniem zamknęła oczy i ułożyła się wygodnie na sofie. Jej dłonie zacisnęły się na krawędzi mebla. Gdy Gaheris spojrzał jakby od drugiej strony, zobaczył, że obok ran, są też powoli zanikające dzięki krwi siniaki. Powoli ustawił się oraz zaczął całować jej nogi, zalizywać ranki, siniaki, bardzo wolno, dając jej czas na dojście do siebie. Nie mówił nic, po prostu nie chciał, by bolało ją jeszcze bardziej. Charlie była zawstydzona, widać było, że się źle czuje ze swym stanem. Zgodnie z poleceniem trzymała oczy zamknięte.

Nie miała bielizny, widać musiał ją ktoś jej pozbawić. Wampir widział, że pocięte miała mocno wewnętrzne strony ud, wszystko aż do znanej mu szparki. Draństwo łajdackie, myślał, jednak się nie odzywał, tylko zalizywał, starał się leczyć rany. Jej krew była pyszna, wspaniale znajoma, kusząca. Wampir zaczynał się łapać, że cały proces sprawia mu wielką przyjemność. Przez suknię nie widział Charlotty, jednak czuł że i jej obolałe ciało zaczyna reagować. Ucieszyło go to, przede wszystkim dlatego, iż pozwalało to chociaż troszeczkę ograniczyć dyskomfort Charlotty. Zabrał się więc jeszcze chętniej do jej pociętych ud. Po chwili z jej ust wyrwało się nawet cichutkie jęknięcie, gdy zalizał jakieś wrażliwsze miejsce. Teraz, gdy był tak blisko był pewny, że ktoś ją brał i to brutalnie. Nie widział ran, ale jej płatki były opuchnięte i zaczerwienione. Dlatego tym bardziej trzeba było je zalizać, zaś tego sukinsyna, który skrzywdził Charlie, odpowiednio potraktować. Problem jednak polegał na tym, że ten drań mógł już nie żyć, jeśli był tym ghulem.

Jednak jeszcze zostawała tamta wampirzyca. Chociaż właściwie to Florence nawaliła na całej linii. Obydwie wampirzyce mogły się kłócić, czy cokolwiek, zaś obrywały nie one, ale ich wysłannicy ludzcy. Gaheris był rycerzem, miał inne wpojone przekonania wobec kobiet oraz ogólnie, wobec ludzi. Skoro mieli stanąć przed Radą, czy księciem Peelem jednak wszystko mogło być rozważone inaczej. Jednak jeśli o to chodzi nie zmieniło się to i od jego czasów. Ludzie zawsze wysługiwali się innymi i teraz także miało to miejsce. Król posyłał rycerzy na front, szpiegów do innych królestw i to oni umierali i byli okaleczeni, a nie władca. Charlotta była najwyraźniej takim agentem. Z resztą nawet przez chwilę nie narzekała na swoją pracodawczynię, było jej tylko źle w związku ze stanem w jakim się znalazła. Ssąc jej płatki, czuł jak dziewczyna zaczęła drżeć, znalazł nawet kilka zatarć, których aromat krwi przyjemnie podrażnił jego nozdrza. Jednak nawet jeśli tak było, Gaheris podchodził do tego trochę inaczej. Rozumiał służbę podwładnych, agentów oraz innych, ale nie rozumiał podłości. Takie zaś rzeczy, jakie przydarzyły się Charlie, właśnie uznawał za sukinsyńską podłość.

Jednak póki co zajmował się nie analizą zachowań, tylko jej kobiecym kwiatem. Zalizywał, zasysał oraz sprawiał jej niekłamaną przyjemność. Charlie coraz częściej wydawała z siebie jęknięcia rozkoszy, najwyraźniej większość bólu już zniknęła i teraz po prostu mogła się rozkoszować jego zwinnym języczkiem.
- Ach… Gaheris. - Wymruczała, a jej biodra poruszyły się lekko. Dlatego właśnie teraz mógł przystąpić śmielej do boju. Charlie była zadowolona, coraz bardziej rozgorączkowana przyjemnością. Zresztą on także był bardziej chętny ją właśnie posiąść. Obawiał się jeszcze, że może spowodować ból. Lizał, zasysał, aż wreszcie nie wytrzymał.
- Pragnę cię - powiedział namiętnie.
- Weź mnie, chcę zapomnieć o tamtym facecie. - Charlotta niemal wyjęczała te słowa.

Czyli jeszcze pamiętała, zresztą, jakżeby mogła zapomnieć. Pewnie będzie ją to prześladowało na zawsze, zaś biorąc ghulizm jej pod uwagę, mogło to być naprawdę wiele. Byli teraz na sofie. On jeszcze ubrany, ale już rozpinał sobie guziki rozporka, opuszczał spodnie, kalesonki, napięte już zresztą, spod których wyskoczył gotowy do boju kogut. Stanowczo czekać, ściągać całości nie chciał teraz. Chciał ją mieć.
- Jesteś bardzo piękna - wyszeptał unosząc jej nogi oraz układając się odpowiednio. Pomimo, że pożądał gwałtownie jej ciała, przystępował do rzeczy jakby nieśmiało, jakby powoli, jakby specjalnie delikatnie. Jednak działał. Czubeczek jego penisa chwiał się troszeczkę zbliżając się do jej płatkeczków, leciutko ocierając onie, nieco podrażniając przyjemnie, aż wreszcie powoli zaczął się wgłębiać.

Charlotta jęknęła lekko z bólu, ale nie cofnęła się. Jej dłonie oparły się na jego dłoniach, przytrzymujących uda.
- Mmm… jesteś wspaniały. - Wymruczała wkońcu, gdy pierwszy szok przeszedł. Czuł, że ją to lekko boli, ale jego towarzyszka najwyraźniej potrzebowała teraz jego bliskości. Musiał być tylko delikatny. Dlatego właśnie bardzo się starał. Poruszał powoli wyczuwając, gdzie ją boli oraz omijając owe miejsca. Nie przyspieszał, raczej pieścił swym członkiem wnętrze jej ciała, tak wrażliwe oraz tak obecnie bolące. Próbował ofiarować jej swoje wsparcie oraz otworzyć radosną przyjemność po tamtej traumie. Charlotta pomagała mu wyraźnie sygnalizując co sprawia jej przyjemność i po chwili jej oczy były lekko zamglone z rozkoszy, a twarz rumiana. Z lekko rozchylonych ust wydobywał się słodki pomruk. Ułatwiała mu zadanie. Dlatego właśnie łatwiej mu było skoncentrować się na takich miejscach oraz takich pozycjach, które dawały jej szczególną rozkosz. Leciutko przechylał, unosił jej nóżki, rozszerzał, zwężał, aż wreszcie doszli do tego optimum, kiedy mógł nieco przyspieszyć. Zresztą faktycznie widać było, jak bardzo był już rozgorączkowany. Drobne kropelki krwi, niczym soczek, już pewnie wypadały z czubeczka jego penisa wewnątrz jej słodkiej kobiecości. Widziała jak napięcie w jego kochance narasta, jak stara się powstrzymać ruch własnych bioder by sama nie wywołać bólu.

W pewnym momencie krzyknęła. Widać było że z przyjemności traci kontrolę, poruszała się, wiła, nabijając na niego. Podniecenie rosło, jego oraz jej. Ruchy stawały się coraz szybsze, coraz mocniejsze. Gwałtownie jęknął.
- Charlie - sapnął - - jęcząc wystrzelił porcję krwi ku jej cudownemu wnętrzu.
- Ah… Gaheris. To cudowne. - Wymruczała opadając bez sił na sofę.
Rzeczywiście było cudowne. Kiedy opadła ona, opadł także on na nią przytrzymując się rękami.
- Było wspaniale. Jesteś niesamowita - powiedział prosto do niej. Powoli wydobył swoją męskość z jej pięknego kwiatu.
- Weźmiemy razem kąpiel? Boję się, że usnę w wannie. - Odparła uśmiechnięta.
- Dobrze, ale dosłownie tylko chwilka. Poranek jest oraz muszę kłaść się spać - wyjaśnił. - Jak się czujesz, możesz spokojnie chodzić?
- Jak się o ciebie oprę, powinno być dobrze. - Odparła unosząc się lekko na sofie. Była słaba, ale było stanowczo lepiej.
- Dobrze - podniósł się. - Tylko się rozbiorę. Nie chciałbym myć się w ubraniu.

Niby było dobrze, ale nie całkiem. Liczył na to, że ponownie nakarmi ją później, następnego wieczoru.
- Oraz pomogę tobie się już całkiem rozebrać.
- Będę wdzięczna. - Charlotta, zaczęła na siedząco rozwiązywać suknię. - Cieszę się, że mnie znalazłeś, nie wiem czy przetrwałabym jeszcze jeden dzień w tamtym miejscu.
- Anna mi pomogła, właściwie to ona doprowadziła mnie do ciebie. To pewna wampirzyca, bardzo mała oraz bardzo sympatyczna. Cieszę się, że jesteś. Wieczorem zostaniemy wezwani do samej góry wampirów kierujących Londynem - wyjaśnił. Ujął dziewczynę oraz poprowadził ostrożnie do łazienki mieszkania.
- Będę musiała jej wobec tego podziękować. - Odparła idąc opierając się o wampira.
- Słusznie, zobaczymy co powie także książę wampirów. Jego opinia jest najważniejsza. Oraz Florence, twoja szefowa. Stwierdziła wczoraj, iż zabije mnie, albo raczej, że doprowadzi, iż zostanę zabity, jeśli ciebie nie odnajdę. Trochę wkurzona była - potwierdził Gaheris.
- Heh jak to zwykle ona. - Charlie przysiadła na wannie gdy Gaheris odkręcił wodę. - Moi poprzedni pracodawcy po prostu by mnie skreślili i szukali kogoś nowego.
- Trochę się na nią wkurzyłem, ale możliwe, że niespecjalnie sympatyczne zachowanie wynikało z paskudnej natury Florence oraz jednocześnie pewnej dbałości co do ciebie. Zobaczymy więc, co będzie dalej.

Gaheris napuszczał wody oraz sam wszedł do wanny. Trochę ziewał. Faktycznie, musiał się całkiem mocno śpieszyć.
- Szybciutko - zachęcił rozpoczynając mydlenie.

Charlotta weszła razem z nim do wanny. Niby to on odczuwał zbliżający się świt, ale widział jak oczy kobiety dosłownie kleją się. Poddawała się grzecznie wszystkim zabiegom, więc uwinęli się dosyć szybko, jednak wampir miał spore wątpliwości czy Charlie dojdzie do sypialni. Dlatego właśnie ją doprowadził sam, ułożył, pocałował oraz udał się do swojego pokoiku. Charli zasnęła po chwili,nim jeszcze opuścił pokój.
 
Aiko jest offline  
Stary 26-06-2017, 00:41   #32
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
27 maja 1853


Obudził go lekki rumor w salonie. Ktoś się po nim ewidentnie kręcił. Paliło się też światło. Ruszył tyłek wstając. To nie mógł być lekarz, który wedle pani Dosett miał odwiedzić Charlottę rankiem. Ale może sama Charlie? Dobra byłaby nowina, że po odpoczynku sama może się ruszać. Jeszcze tylko ewentualnie wypadało raz napoić ją krwią i byłoby świetnie. Wciągnął powietrze starając się wyczuć jakikolwiek zapach osoby czyniącej rumor. Szkoda, że nie ma jakiegoś wizjera, uznał mrucząc. Wyczuł tylko aromat swojej znajomej, po chwili usłyszał, też że nuci więc chyba czuła się dobrze. Uff, jak dobrze. Szybko ubrał się oraz radośnie wyszedł do oficjalnego mieszkania, żeby móc uściskać kobietę. Pragnął zdążyć nakarmić ją, jeśli było to potrzebne, zanim przyszedłby wysłaniec jego wampirzej przyjaciółki. Charlotta krążyła po salonie, wyraźnie ogarniając go nieco. Chodziła może jeszcze mało pewnym krokiem, ale rumieniec na twarzy wskazywał na to, że czuje się nieźle. Uśmiechnęła się szeroko, widząc go.
- Oh, wstałeś. Mam dla ciebie królika.
- Och super
- ucieszył się całując dziewczynę na powitanie. Oczywiście królik nie był krwią ludzką, ale nie zawsze wampir może mieć kawior. Przede wszystkim jednak wspomniana radość wynikała z tego, iż pseudo-kuzynka czuła się lepiej. To było widać. - Chętnie skonsumuję królika. Czy jeszcze chciałabyś trochę krwi? - spytał, bowiem dla niej właśnie czerwień patrona stanowiła pomoc.

Charlotta objęła go w pasie i wtuliła się.
- Wiesz, że lubię ją pić. - odparła, przytulając się do wampira. - Ale chyba czuję się już dosyć dobrze.
Objął ją.
- Jeśli będziesz chciała, powiedz proszę, nie krępuj się. Wprawdzie normalnie niezbyt to dobrze, jeśli ghul pije krew zbyt często, lecz teraz, jakbyś się czuła słabiej, pomoże ci. Cieszę się, że już jest lepiej. Idę teraz na królika, potem zaś musimy czekać na odpowiedniego wysłannika. Aha, był może lekarz, co powiedział? - pytał zaniepokojony zdrowiem swojej przyjaciółki.
Charlotta ruszyła za nim do kuchni.
- Ucieszył się, że prawie nic mi się nie stało. Kazał jeść i spać sporo bym odzyskała siły. Wiesz, gdy obudziłam się rano, większość śladów zniknęła.
- Dobrze, bardzo dobrze. Hm, chcesz wyjść
? - spytał kobietę - konsumpcja królika to nie jest zbyt miły widok.
- Nie wierzę, że coś co robisz, może nie być miłym widokiem
. - Odparła nawet bez sekundy zastanowienia. Wampirza krew robiła swoje i kobieta była wyraźnie zauroczona wampirem. Gaheris mógł tylko podejrzewać, co dzieje się w jej głowie.
- Rozumiem - powiedział oraz po prostu zajął się królikiem, starając się to uczynić szybko oraz sprawnie. Zwierzę padło bardzo szybko, zaś mężczyzna uzupełnił swoje zasoby. Inna kwestia, że tak czy siak starał się wypić szybko. Krew zwierzaka była pożywna, jednak paskudna, więc lepiej było szybciej. Później umył twarz, opłukał usta oraz spytał.
- Charlie, czy chcesz opowiedzieć, o co w ogóle chodziło? Florence tylko wspomniała, że miałaś śledzić Mayhewa. Zresztą dokładnie identycznie odnaleźliśmy ciebie.
- Hm… a mógłbyś mi wytłumaczyć jak trafiłeś do “Florence” tak? Wybacz ale ja znam swoją zleceniodawczynię pod innym imieniem. Widzę tylko, że wiesz co mi zleciła
. - Kobieta wyraźnie nie była zrażona widokiem, który zobaczyła. Ba wampir zobaczył jak zaczyna delikatnie gładzić się po szyi. Wykorzystując to Gaheris pocałował ją tam oraz leciutko polizał językiem, dokładniej zaś końcówką języka. Charlotta zadrżała, a wampir poczuł na swym uchu jej gorący oddech.
- Trafiłem na wampiry londyńskie. Pamiętasz wszak, że poszukiwaliśmy ich ... Okazało się, iż znały twoje nazwisko oraz wiedziały, dla kogo pracujesz. Dalej właśnie od nich pojechałem do Florence, takiej wydawałoby się pięknej kobiety mającej świetną urodę oraz paskudny charakter ... Właśnie ona mi powiedziała coś na twój temat, albo dokładniej, na temat twojej misji, ale niewiele ... Wampiry wspomniane przeze mnie przed chwilą, dokładniej zaś jedna, malutka, ale dobra przyjaciółka, której bardzo wiele zawdzięczamy, pomogła mi podczas śledzenia oraz wykonała znaczną część roboty - mówiąc to pocałował jej szyję robiąc czasem krótkie przerwy na wypowiadane słowa.
- Wnioskuję, że Florence też jest wampirem? - Wymruczała, opierając swoje dłonie na jego piersi.
- Potężnym dosyć oraz bardzo wpływowym. Jest głową klanu, do którego należę. Znaczy na miasto Londyn. Jednakże wątpię, żebyśmy się z nią zbyt często spotykali, więc nie ma to wielkiego znaczenia. Wspominała, iż jej bardzo nie lubisz. Nie dziwię ci się - przyznał Charlotcie.
- Irytuje mnie, że wszystko wie. - Odparła. - Ale… - Wyraźnie się nad czymś zastanawiała. - Sama nie wiem czy jej nie lubię. Po prostu to szefowa. Co chcesz wiedzieć?
- Właściwie nic, czego nie chciałabyś sama powiedzieć
- zaprzestał indagacji. Skoro kobieta wstrzymywała się oraz zaczynała plątać, to po prostu widocznie albo nie chciała, albo nie miała ochoty rozmawiać o tym wydarzeniu oraz na temat swojej wampirzej szefowej. - Wobec tego, po prostu poczekajmy na posłańca - uśmiechnął się do niej przestając całować, jednak nie przestając obejmować. - Może poopowiadaj mi trochę na temat banku. Poczytałem już informacje, ale chciałbym wiedzieć więcej.
- Nie ma problemu
. - Charlotta uśmiechnęła się i pocałowała jego policzek. - Też byłam odrobinę ciekawa co porabiałeś gdy mnie nie było. Usiądziemy? Jednak dosyć szybko męczą mi się nogi.

Usiedli więc obok siebie. Gaheris słuchał, pytał, interesował się sprawami banku oraz innymi.
- Skoro twoje udziały są podstawą innego dużego banku, jeśli dobrze zrozumiałem, być może sensowne byłoby go przejąć, albo uskutecznić zarząd wspólny. Jak wiesz, potrafiłbym niewątpliwie tą osobę nakłonić do odpowiedniej współpracy. Dzięki temu nie trzebaby było budować wszystkiego od nowa. Dysponowałabyś gotową siecią, kantorami, odpowiednio wyszkolona obsługą. Wydaje mi się to lepszym rozwiązaniem, niż powoli wyciągać pieniądze, które osłabią tamten bank, bowiem nie wypłacą ci natychmiast całej sumy, ponieważ zachwiałoby to ich płynnością. Pewnie nawet doprowadziło do nieciekawych zdarzeń. Jak oceniasz propozycję?
- Heh myślałam, że spytasz o moje zlecenie
. - Odparła opierając się lekko o niego ramieniem. - Brzmi dobrze. Wolałabym nie bawić się z zarząd wspólny. Zawsze chciałam mieć ten bank na własność. Ale z tobą się podzielę. - Ucałowała jego policzek. - Myślałam o wykupieniu tamtego banku. A skoro mógłbyś wpłynąć na jego właściciela, to znacznie ułatwiłoby targi co do ceny. Tak naprawdę musiałabym wykupić raptem 40% akcji.
- Tamto chętnie się dowiem, jak wspomniałem, nawte bardzo chętnie, ale skoro zgadało się na temat banku … Jeśli dobrze zrozumiałem, po prostu musimy się spotkać z właścicielem, wyjaśnić, że albo wycofasz pieniądze, albo podwyższysz nimi kapitał stając się wspólnikiem. Zadbam, żebyś była wspólnikiem większościowym. Musisz się z nim jedynie umówić nocą. Wcześniej zaś musimy przygotować umowę. Liczę, że znasz jakiegoś rozsądnego skrybę zajmującego się takimi przepisami.
- Lepiej mój drogi. Wykupimy od niego kolejne 10 procent i zaoferujemy, że może mieć procent z dochodów w zamian, za zbycie się prawa do głosu w prawach banku
. - Charlotta ułożyła mu dłoń na udzie.
- Byłby szaleńcem, gdyby odmówił, bowiem jeśli będziemy mieli większość, tak czy siak nie miałby prawa głosu. Właściwie istotne jest tylko, żebyś posiadała pakiet kontrolny, większość akcji poprzez podniesienie udziału. Dotychczasowy właściciel zachowa oczywiście dywi … dywi … coś tam, tak to się nazywało w tych zestawieniach księgowych. Zachęcę go zaś do odpowiedniego wyznaczenia ceny. Umów się najpierw proszę ze skrybą, który przyszykuje naszą propozycję, później natomiast ze wspomnianym właścicielem. Teraz zaś, właściwie Charlie, co jest grane? - swoją dłonią położył także na jej udo leciutko ugniatając.
- Dywidenda. Nie próżnowałeś gdy mnie nie było. - Charlotta odsunęła się by móc na niego spojrzeć.
- Chciałem, żebyś była ze mnie dumna - uśmiechnął się.
- Jestem. - Kobieta uśmiechnęła się.
- Wobec tego, skoro mamy jeszcze chwilę, opowiedz coś na temat tych relacji oraz zadania. Skoro bowiem może przyjść posłaniec, musimy być przygotowani oraz nie możemy się niestety zajmować czymś niewątpliwie przyjemniejszym. Nadrobimy pewnie później - uśmiechnął się.
- Od razu zaznaczę, że to była standardowa robota dla Florence. Nie wiem co poszło nie tak. - Charlotta zamyśliła się. - Zazwyczaj kazała mi sprawdzić kogoś lub jakieś miejsce. Kiedyś byłam szpiegiem i się w tym specjalizuję. Tutaj jednak, tylko opuściłam miejsce spotkania i mnie zgarnęli. Nawet nie czułam się śledzona, ale najwyraźniej musieli przyjść za mną na spotkanie.
- Florence wspomniała, iż poleciła, byś nie prowadziła sprawy nocą, jeśli właściwie pamiętam. Podobno spokojnie wyszłaś od niej, ruszyłaś do miejsca na skraju SOHO, by zamówić dorożkę. Dokładnie tam zniknęłaś.
- Yhym, to by się zgadzało
. - Odparła spokojnie. - Nawet nie zaczęłam pracy nad tą sprawą. Więc to, że trafiliście do mnie przez Mayhawa to dziwny zbieg okoliczności.
- Tak, jak pamiętasz, byłem zaproszony na wista, gdzie miał być Mayhew. Florence wspomniała, iż miał być twoim celem. Kiedy partyjki przeminęły, śledzony Mayhew doprowadził nas do ciebie. Podszedł pod drzwi, coś rozmawiał oraz ulotnił się. Założyliśmy wtedy, że jesteś właśnie tam.
- Cieszę się, że się udało
. - Charlie w jakimś dziwnym odruchu pocałowała go lekko w usta. - Jak patrzę teraz na swoje zlecenia, wiedząc to co mi powiedziałeś. Wydaje mi się że zazwyczaj Florence zlecała mi śledzenie ghuli, takich jak ja. Jakby pilnowała działań innych wampirów. Sprawdzałam dziwne lokale, ale nigdy nic mi nie zagrażało. Składałam raport i więcej nie pojawiałam się w tych miejscach.
- Widocznie wspomniane zadanie było inne oraz Florence to właśnie wiedziała. Ryzykowałą tobą, zobaczymy. Będzie pewnie także na owym spotkaniu, jednak to tylko moje własne przypuszczenia. Czyli mówisz, że takie niebezpieczeństwo groziło ci pierwszy raz. Wybacz Charlotto, ale chyba tam podczas ucieczki, wiesz, pamiętasz dworzec kolejowy, raczej nie strzelano do ciebie procą
- wyraził powątpiewanie.
- Spotykałam się ze starym znajomym szpiegiem. To on załatwiał ci dokumenty. - Odparła spokojnie. - Niestety wszyscy jesteśmy na celowniku. Mi się udało i się ukryłam, przyjmując to imię i nazwisko, stając się Panną Ashmore. Zajęłam miejsce innej kobiety, która też musiała uciec.
- Czyli naprawdę nazywasz się inaczej
? - spytał patrząc nieco zaskoczony wyznaniem.
- Mówiłam ci pierwszego dnia… pierwszej nocy gdy się poznaliśmy. Tylko prosiłam byś się tak do mnie nie zwracał. Kathrine, to moje dawne imię. - Odparła z uśmiechem. - Inni mówili do mnie po prostu Kate.
- No tak, ale tutaj mówimy na temat nazwiska. Panna Ashmore. Przy okazji, bank jak rozumiem jest tamtej kobiety
? - starał się zagłębić ku aspektom prawnym. Wolałby uprawiać słodki seks, jednak posłaniec mógł nadejść od malutkiej wampirzycy.
- Tak jakby jej. Ale poddała się wiele lat temu. To ja zaczęłam odzyskiwać ten bank, gdy dowiedziałam się, że dawna Charlotta Ashmore zmarła podczas akcji w Afryce. Panna Dosset też jest dawną ukrywającą się agentką. Strzeże prawdy o mnie. Bała się, że to oni mnie dopadli.
- Właściwie dla kogo pracowałaś
? - spytał gubiąc się.
- Dla rządu, potem udawałam że pracuję dla drugiego rządu by wyciągnąć informację.
- Co za dużo, to nie zdrowo
- stwierdził Gaheris. - Rozumiem, że później zrezygnowałaś oraz zaczęłaś zajęcia dla wampirzycy Florence?
- Uciekłam i się ukryłam. Jeśli mamy być precyzyjni. Chciano mnie zabić. Trafiła się okazja tutaj. Po siatce trafiłam do Dosset, a ona obsadziła mnie zamiast dawnej Charlotty
. - Widać było, że Kate/Charlie niechętnie opowiada o tym wszystkim. Jednak coś ją motywowało. - Florence skądś wiedziała o tym co zrobiłam i zaoferowała za moją pracę pomoc przy ukryciu się. Zgodziłam się, miałam dość ciągłego strachu o życie.
Skinął powoli.
- Właściwie wcale się nie dziwię. Ale ciekawi mnie, dlaczego wzięłaś się za taką pracę? Brak środków, pragnienie ekscytacji, patriotyzm … - wymieniał możliwe przyczyny parania się takim właśnie dziwacznym zajęciem.
- Brak innej szansy. Byłam sierotą. Mogłam pracować w fabryce albo walczyć inaczej. - Odparła starając się nie odwrócić wzroku. - Wyszkolili mnie, ubrali. Pozwolili stać się kimś innym.
- Wobec tego się nie dziwię
- przyznał. Także za jego czasów każdy chłopak chciał dokonywać wielkich czynów oraz zostać rycerzem. - Potem zaś co?
- Pracowałam w służbie jej Królewskiej Mości
. - Charlie wzruszyła ramionami. - Musiałam udawać agenta francuskiego, ale ktoś mnie wsypał. Oznaczało to, że dla Anglii jestem skreślona więc musiałam ratować się samodzielnie.
- Wobec tego dobrze, że się wyrwałaś jakoś. Cóż, chyba człowiek, czy ghul, czy wampir się spóźnia
- zastanawiał się. - Jestem nieco zdenerwowany - przyznał - bowiem zwyczajnie nie wiem, co nie zagrało. Wszakże także ty twierdzisz, że nie wiesz, jaki wybuchł problem. Możliwe, że wampiry londyńskie będą wiedzieć.
- Wiem co zrobić by zaraz przyszedł
. - Powiedziała z rozbawieniem i usiadła mu na kolanach. Chwyciła jego twarz swoimi drobnymi dłońmi i zaczęła go całować. Prastary wampir zaś zaczął owe pocałunki oddawać. Było rzeczywiście słodko oraz przyjemnie. Chciałby wziąć tą wspaniałą kobietę, podniecającą, pełną uroku. Jednak głupio byłoby tak przerwać w trakcie, gdyby akurat pojawił się posłaniec. Dlatego pocałunki chętnie, jednakże więcej niestety. W pomieszczeniu zrobiło się przyjemnie gorąco. Jednak gdy ich dłonie zaczęły już wędrować w kierunku zapięć, a na poliki wypłynęły rumieńce, u drzwi rozległo się pukanie.
- Panno Ashmore, ma Pani gościa. - Głos Panny Dosset przebił się przez odgłosy ich pocałunków.
Charlie uśmiechnęła się i wstała z kolan Gaherisa.
- A nie mówiłam? - Mrugnęła do niego. Czuł jaka jest podniecona. Jej krew krążyła w słodkim, szaleńczym tempie w jej drobnych żyłach. Zapach jej wilgoci atakował jego wyostrzony węch. Musiał się mocno powstrzymywać. Skierowała się w stronę drzwi.
- Już, już.
- Chyba faktycznie potrafisz wywołać kogoś. Jednak wiesz, kolejnym razem wolałbym, żeby nam nie przeszkadzano podczas przyjemności
- wypowiadał się póki jeszcze nie otwarła drzwi, później zaś zamilknął. Wiadomo, żeby nie omawiać swoich spraw przy obcych.
- Heh ale to najlepszy sposób. Ludzie uwielbiają przeszkadzać.
Otworzyła drzwi. Stała w nich starsza Pani, a za nią dosyć przeciętny, acz ubrany elegancko mężczyzna.


- Panno Ashmore, to Pan Donovan. Podobno byliście umówieni.
- Zgadza się. Zapraszam do środka
.
 
Kelly jest offline  
Stary 27-06-2017, 21:27   #33
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wampir spojrzał ciekawie na przybysza. Czekali wspólnie na wysłannika wampirzych oficjeli Londynu, właściwie to nie całkiem, ale ten ktoś miał ich tam dostarczyć. Przedtem jednak musiał powiedzieć hasło. Przy okazji spojrzał na landlady. Kobieta była szpiegiem. Wobec tego wiadomo dlaczego wiedziała, iż nie jest kuzynem Charlie. Ponadto Charlotta także przed nim ukrywała nieco spraw. Jednak skoro dotyczyły one szpiegostwa, nic dziwnego, że dziewczyna wolała być szczególnie powściągliwa.
Przede wszystkim rozpoznał na jego palcu pierścień klubu, do którego teraz sam należał. Mężczyzna przyjrzał się im uważnie. Jednak odezwał się dopiero gdy odgłosy kroków ucichły na schodach.
- Rozumiem, że są państwo. Uprzedzono mnie, że mam rzec słowo “domena” i zabrać we wskazane miejsce. Czy mogę rozumieć, że możemy ruszać?

Powiedział prawidłowe hasło, oni zaś wiedzieli, że muszą ruszać. Ujął dłoń Charlotty, swojej ghulicy.
- Proszę prowadzić – rzekł Gaheris do przybysza. - Jedziemy dorożką, czy też przejdziemy się pieszo, jeśli to gdzieś niedaleko? - pytanie było zasadne, bowiem choć niby wiedział, gdzie się spotkał wtedy z ważnymi wampirami Londynu, lecz teraz mogło to być zupełnie inne miejsce.
- Dorożką. - Odparł bez zastanowienia tamten. - Będziemy musieli podjechać kawałek, a i pogoda nie sprzyja spacerom.
Mężczyzna ruszył w stronę wyjścia. Charlotta zamknęła drzwi i podążyli za nim. Gdy wyszli na zewnątrz okazało się, że jest pochmurno i deszcz wisi w powietrzu. Czekał na nich niesamowity pojazd.


Nie miał okien, a nawet niewielkie otworki w drzwiczkach, były zasłonięte okiennicami.
- Zapraszam. - Mężczyzna otworzył im drzwi.
Kareta była dosyć dziwna, ale widocznie specjalnie przystosowana dla wampirów. Rycerz podał Charlotcie dłoń wprowadzając ją do środka. Później sam odpowiednio usadowił się. Zastanawiał się, czy ten wysłannik wampirzycy wsiądzie do wewnątrz, czy też pozostanie na zewnętrznym koźle. Donovan wsiadł do środka, naprzeciwko nich, usadzając się tyłem do kierunku jazdy i pojazd ruszył. Sięgnął po leżące obok złożone tkaniny i podał je Charlotcie i Gaherisowi.
- To płaszcze, będę wdzięczny jeśli je założycie i nasuniecie kaptury na głowę przy wysiadaniu.
Gaheris skinął.
- Wobec tego będę wdzięczny, kiedy po prostu nam pan powie, że mamy założyć.

Przypuszczał, że dałby sobie radę, gdyby miał gdzieś trafić na podstawie słuchu oraz zapachu. Dlatego właśnie na wszelki wypadek mocna nastawiał uszy starając się odbierać wszystkie bodźce. Później zresztą miał zamiar czynić to dalej, właściwie tylko tak na jakiś wszelki wypadek. Po chwili większość odgłosów zagłuszył szum deszczu, który lunął uderzając o sufit karety.
- Te środki bezpieczeństwa są głównie po to by postronni nie wiedzieli kto bierze udział w spotkaniach. - dodał po chwili swym spokojnym głosem Donovan. - Jako że samego wydarzenia nie jesteśmy w stanie ukryć.


Czuli, że nagle zmieniło się podłoże, na mnie równe. W pewnym momencie Donovan dał im znać by ubrali płaszcze i nagle powóz się zatrzymał i po chwili powóz zatrzymał się. Wszyscy nasunęli kaptury i wyruszyli wprost w ulewę. Mężczyzna prowadził ich wzdłuż zniszczonych portowych budynków, starając się wybrać jak najsuchszą drogę.


Gaheris czuł, że są obserwowani, jednak ich przewodnik zdawał się nie zważać na to. W końcu zatrzymali się przed jednym ze zrujnowanych budynków i weszli do środka. Powitała ich zwykła zrujnowana sień, w której minęli leżącego na podłodze, owiniętego szmatami mężczyznę. Przeszli przez kolejne drzwi trafiając do zupełnie innego świata. Prosty, ale czysty i zadbany korytarz wypełniony był krzesłami, na których siedziały uzbrojone ghule. NIkt na nich nie zerknął. Donovan zdjął kaptur i poprowadził ich do kolejnych drzwi.
- Tu muszą Państwo wejść sami. Jesteście oczekiwani za tymi drzwiami. - Odparł spokojnie.

Charlie spojrzała na Gaherisa odrobinę niepewnym wzrokiem. Zsunęła też swój kaptur, uwalniając burzę kasztanowych loków, lekko upiętych z tyłu głowy.
- Chodźmy - uśmiechnął się do niej wampir dodając kobiecie wiary. Oczywiście także ściągnął kaptur oraz trzymając ją pod rękę ruszył ku drzwiom. Wchodząc planował jedynie stać obok, bez trzymania Charlotty, poza sytuacjami kryzysowymi. Bowiem nie chciał, żeby Florence, jeśli tam jest, odebrała to jako wyzwanie lub cokolwiek niechętnego.
Weszli do dosyć ciemnej sali. Pod ścianami stało kilka do kilkunastu wampirów. Bo akurat tego Gaheris był pewny. Na drugim końcu za długim stołem siedziała siódemka wampirów. Bez trudu odnalazł swoją przyjaciółkę i Florence. Na środku siedział Robert. Reszta najwyraźniej też musiała być starszymi. Bez trudu znalazł starszego Nosferatu, siedzącego w lekkim odsunięciu od reszty.

Gdy wyszli bardziej na środek zorientował się, że obok stoi Mayhaw w takim samym jak oni płaszczy, a obok niego piękna blond kobieta, która też była wampirem.


Gaheris wyszeptał Charlotcie:
- Powtarzaj, to co ja.

Przystanął etykietalnie:
- Wasza Wysokość - skłonił się przed księciem. - Panie i panowie - skinął wszystkim wysyłając dyskretny uśmiech, który mógł znaczyć wszystko oraz nic. Liczył jednak, że Anna odbierze to jako specjalne powitanie oraz podziękowanie, jednak bez jakiegokolwiek niewłaściwego zachowania.

Charlotta dygnęła głęboko i Gaheris zobaczył że zrobiła to z dużą wprawą. Jednak co jak co ale to ona uczyła młodzież etykiety. Skłoniła się po kolei jednak chyba nie czuła się na siłach odezwać.

- Witajcie. - Odezwał się spokojnym głosem Robert. - Spotkaliśmy się omówić kilka wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich dniach. Po pierwsze do grona wampirów Londyńskich po zapoznaniu się i akceptacji obowiązujących tu reguł dołączył Henry Ashmore. Uznano mieszkanie Panny Ashmore za jego wyłączne leże.

Gaheris czuł, że wszyscy przysłuchują się słowom księcia z uwagą. Zresztą on czynił to równie uważnie. Każde słowo mogło być naprawdę istotne.

- Po drugie nastąpiło naruszenie własności Pani Florence. Jednak owa sprawa została już rozstrzygnięta między stronami. - Robert Obejrzał się na starszą Torreadorów.
- Potwierdzam, otrzymałam już rekompensatę. - Odparła bez chwili zastanowienia swym ponętnym głosem.

To było dziwne bo był pewny, że chodzi o Charlottę. Nie przypominał sobie by cokolwiek dawał Florence. Ale być może uczyniła to Anna? Musiał spytać swoją przyjaciółkę oraz Florence. Jeśli rzeczywiście starsza Toreadorów uczyniła to bez rekompensaty jakiejś, nie była aż taką podłą świnią.

- Po trzecie sprawa pobicia i porwania, agentki Florence i ghulicy Henryego z obszaru domeny starszej. Co zamierzamy rozstrzygnąć po wysłuchaniu wszystkich stron.

Najpierw historię opowiedziała Florence i brzmiało to mniej więcej tak jak opowiadała to Gaherisowi. Potem poproszono o głos Charlottę i znów znał tę historię. Na razie nie pytano go, bo nie mówiono jeszcze o sprawie odnalezienia. Po tym odezwał się ponownie Robert.

- Jessie czy chciałabyś wypowiedzieć się na ten temat? Prawdą jest, że twój ghul doskonale wiedział gdzie przetrzymywana jest Panna Ashmore.

Gaheris zobaczył jak Charlotta z zaciekawieniem i odrobiną gniewu zerka na Mayhawa. Nie odezwała się jednak nawet słowem.

- Chciałabym zauważyć, że Panna Ashmore miałą śledzić mego ghula. Więc naruszyłaby moją domenę.
- Ale nawet nie zaczęłam! - W końcu Charlie nie wytrzymała. - Ledwo zdążyłam opuścić miejsce spotkania. - Dodała już trochę spokojniej.
Jessie spojrzała na nią z lekką pogardą. Które spojrzenie przechwycił Gaheris posyłając jej wzajemnie słodki uśmieszek, jednocześnie zawierający ostrzeżenie typu: chcesz pokoju, puść to na wiatr. Jeśli nie, to nie wyjdziesz na tym dobrze. Faktycznie, nie chciał z nikim wojny, ale nie mógł sobie pozwolić, żeby obrażano jego ghula. Każdy wampir wyśmiałby go oraz miał go za kpa, nie zaś członka rodziny spokrewnionych.

Dziwną ciszę, która zapadła na chwilę przerwał głos Anny,
- Jessie, dziecko drogie, nie przypominam sobie od kiedy gwałcimy za coś takiego ghule drugiej strony. Zrozumiałabym jakbyś ją przetrzymała i postraszyła, ale widziałam w jakim stanie była po wyciągnięciu z tamtej nory. - Jej głos był jak zwykle głęboki i przyjemny.
- Nie pozwalałam ghulom na robienie czegokolwiek z Panną Ashmore. - Powiedziała wampirzyca i Gaheris czuł, że nie kłamie.
- To jeśli nie panujesz nad swoimi ghulami, nie wysyłaj ich do akcji. - Odparła nadal z uśmiechem Anna.
- Ukarałabym go, ale ktoś go zabił i podpalił jeden z moich lokali. - Głos jessie się lekko zaostrzył.
- Henry zrobił to w samoobronie, jak każdy z nas gdyby do niego strzelano. - Anna wzruszyła ramionami. - A chatę spaliłam ja. Przepraszam.
Zapanowało dziwne napięcie. Ostatnie słowo zawisło w powietrzu. Gaheris widział walkę między wampirzycami.

- Dam ci nową. - Wtrąciła się Florence. - Ale chcę by upewniono się kto zrobił krzywdę mojej Charlie i jeśli nie był to ten ghul by go ukarano.
- Twój podopieczny pałętał się bez zgody po moim terenie. - Prawie warknęła Jessie.
- Na mój rozkaz. - Florence uśmiechnęła się. - Biorę to na siebie.

- Czyli ustalono. - Odezwał się po chwili ciszy Robert. - Panna Ashmore otrzyma rekompensatę za to co ją spotkało, zostanie ona ustalona między Jessie a Florence, która bierze pod opiekę Henryego i jego ghulicę. Florence zajmie się załatwieniem chaty dla Jessie w City, za jej zgodą. Henry do twoich obowiązków należeć będzie wprowadzenie Panny Ashmore w świat mroku. Z tego co mi wiadomo są już chętne by ci w tym pomóc. - Uśmiechy Anny i Florence wyraźnie wskazały kto jest tymi “chętnymi”. - Czy jest to dla Pana jasne Panie Ashmore?
- Oczywiście Wasza Wysokość? Dziękuję za rozstrzygnięcie sprawy oraz dziękuję damom, które chcą mi pomóc przy tym zadaniu. Jestem tym bardziej wdzięczny, iż jestem nowy na terenie Londynu - głęboko skłonił się staromodnym zwyczajem. Przy okazji rozumiał Annę, była przyjaciółką, jednak nie rozumiał Florence. Chyba ocenił ją zbyt pospiesznie. Ewentualnie być może zawsze obudzona zachowywała się tak niemiło, jak zresztą wiele osób.
- Wobec tego proszę by wszyscy poza radą i Jessie opuścili ten budynek. - Zwrócił się do Charlotty. - Potem będę chciał z Panią porozmawiać.
- Oczywiście Wasza Wysokość. - Charlie skłoniła się głęboko.

Wampir zauważył, że inni nieśmiertelni stojący wokół w ciszy, powoli opuszczają pomieszczenie różnymi wyjściami. Skoro polecenie brzmiało wszyscy: oznaczało wszyscy. Także wycofał się pociągając Charlottę, jednocześnie dając szansę księciu, iż jeśli chciałby jeszcze coś powiedzieć, zawsze może ich zatrzymać. Słowo zaś potem oznaczało, iż po prostu będzie się musiała Charlie ponownie umówić z księciem Peelem. Szczerze mówiąc był Gaheris bardzo zadowolony rozstrzygnięciem. Chciał jak najszybciej zejść z pola polityki rodziny oraz zająć się bankiem. Ponadto planował budować własne pole wpływu wśród ludzi. Miał nawet konkretne, bardzo interesujące plany.


Gdy wyszli Charlotta odetchnęła.
- Co za atmosfera. - No tak dla niej mogło być atm dosyć gęsto. Wampir sam czuł presję, ale ludzie czuli to wszystko kilkukrotnie bardziej. Nagle zmartwiła się. - Chyba jestem skreślona jako agentka.
- Zapewne, jednak akurat zarówno Florence, jak Anna, to ta dziewczynka, do której się uśmiechnął - wyjaśnił Charlotcie - zgodziły się wesprzeć twoją edukację. Dobrze zaiste, bowiem muszę także wiele poznać. Ponadto będziesz miała czas, zeby spokojnie przyglądnąć się kwestii banku. Będziesz miała zajęcia po uszy - dodał wesoło, bowiem faktycznie poczuł się lepiej po wysłuchaniu księcia.

Charlie uśmiechnęła się. Gaheris kątem oka dostrzegł że Donovan ruszył w ich kierunku.
- Mam ochotę to uczcić. Wolałbyś w domu, czy gdzieś wyjść? Jeśli też masz ochotę. - Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Chodźmy najpierw na spacer, zaś potem do domu. Nie chciałbym być poza domem bardzo długo, mam bowiem wobec ciebie bardzo rozwiązłe plany, moja droga - oddał uśmiech wesoło. - Może okolice rzeki? - zaproponował przechadzkę wśród plant opodal brzegów.

Widział jak jej oczy zaiskrzyły. Zwróciła się do Danavana, który wyraźnie czekał aż skończą.
- Czy mógłby pan nas zawieść w okolice Caven Sguere?
- To, żaden problem. Czy już możemy wyruszać? - Odparł wciąż z poważną miną.
- Oczywiście, bardzo prosimy - wychodząc pamiętali, żeby założyć kaptury. Chciał dodać, że powinien uważać, żeby ich ktoś nie śledził, jednak nie miało to sensu. Danavan ewidentnie musiał to doskonale wiedzieć. Szkoda, że nie mógł się spotkać z Anną tej nocy ani z Florence, ale przede wszystkim oczywiście małą, sympatyczną wampirzycą. Jednakże postanowił, że spróbuje to zrobić jutro.

Wsiedli do powozu, który stał w innym miejscu. Nadal lekko padało.
- Proszę weźcie płaszcze. Dam wam też parasol, jeśli macie ochotę na spacer. - Odezwał się tym swoim spokojnym tonem. - Pani Anna zaprasza was serdecznie do klubu jutro. Prosiła bym przekazał po radzie. Podobno zjawi się też Lady Rebecca by Panią wprowadzić.
- Dziękujemy bardzo, Przekaż proszę lady Annie moje serdeczne pozdrowienia oraz podziękowania. Będziemy bardzo radzi mogąc ją spotkać. Pozdrów także lady Rebeccę proszę. Oczywiście obydwu paniom chętnie podziękujemy osobiście oraz planujemy się niezawodnie stawić - potwierdził. Rzeczywiście, Rebecca, córka oraz kochanka księcia była także sympatyczną osobą, chociaż jako taka pozostawała całkowicie poza zasięgiem Gaherisa. - Oczywiście płaszcze oraz parasol się przydadzą - brytyjska pogoda wymagała takich akcesoriów niezwykle często.

- Obawiam się, że Lady Rebeccę spotkają Państwo przede mną. Po upewnieniu się, że dotarliście cało, będę musiał powrócić do swych obowiązków. Obiecuję jednak przekazać pozdrowienia Pannie Annie.
- Dziękujemy, wobec tego jedźmy - rzeczywiście spacer przydałby się, ażeby ochłodzić myśli, nacieszyć się widokiem nocnego, szemrzącego nurtu rzeki, który wywoływał lekką nostalgię, jednak taką właśnie miłą. Nie chciał rozmawiać przy Danavanie oraz w ogóle poza budynkiem na tematy wampirze. Bezpieczeństwo bowiem przede wszystkim.

Mężczyzna wysadził ich w pobliżu skweru, o którym wspomniała . Gaheris otrzymał do Charlotty, krótką instrukcję obsługi urządzenia zwanego parasolem i już po chwili ujmując go pod ramię poprowadziła ich w stronę domu.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-06-2017, 22:36   #34
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Pewnie zrezygnuję z nauczania. Niestety po tych dwóch dniach moja opinia bardzo spadła. - Dodała po chwili marszu.
- Hm, przypuszczam, że nie musisz rezygnować całkowicie. Obiecałaś choćby krawcowi. Co do innych, przypuszczam, że bank będzie generował takie dochody, że to nie dzieci lordów, ale lordowie będą cię odwiedzać, zaś ty łaskawie ich przyjmiesz, lub nie przyjmiesz. Jakby nie było, chyba za każdych czasów wszyscy mogli zadzierać nosa, ale łasili się do pieniądza. Zwłaszcza, jeśli ktoś miał ich odpowiednio wiele. Nie jestem także pewny, czy miałabyś czas na prowadzenie nauki. Przypuszczam, że przy kierowaniu bankiem będzie mnóstwo pracy. Dlatego właśnie przejęcie uważam za sensowny pomysł, bowiem znajdą się od razu odpowiedni fachowcy, którzy przyjmą na siebie część pracy.
- Wspominałam ci kiedyś, że mam takich ludzi i planuję ich obsadzić w banku, bo nie ufam ludziom, którzy tam obecnie pracują i lepiej jak będziemy mieli nad nimi kontrolę
. - Charlie zamyśliła się na chwilę. - Tak… bank zajmie mi sporo czasu, gdy jeszcze próbowałam go prowadzić zajmował mi cały dzień.
- Masz ludzi? Interesujace. Współpracownicy? Wiesz, jeśli nie chcesz, nie mów, ale wydawało mi się, że raczej takie osoby mają wzięcie wśród pracodawców oraz mają swoje życie
- faktycznie zdziwił się, ale trochę nie łapał tego wszystkiego.
- Byli to ludzie, którzy byli gotowi pracować ze mną, mimo że byłam kobietą. Wykupię ich z banków, w których obecnie pracują. - Odparła z uśmiechem. - Zaufanie jest ważne w tej branży.
- Wykupywać, a nie lepiej najpierw porozmawiać z nimi, jeśli zechcą, później zaś z ich pracodawcami, żeby zgodzili się na spokojne odejście tych osób. Doskonale wiesz, iż potrafię nakłonić podczas negocjacji takie osoby. Jeśli więc będzie taki kancelista, czy ktoś tego typu chciał pracować dla ciebie, po prostu ustalimy to z jego własnym szefem
- zrozumiał, jaki miała plan oraz jacy ludzie byli tymi, których chciała. - Rozumiem, zę te osoby obejmą funkcje kontrolne, bowiem przecież wszystkich poprzednich tak czy siak nie zwolnisz? - spytał.
- Oczywiście. Tylko widzisz to około 20 ludzi i ich pracodawcy, czasem pojedyncze osoby, a czasem zarządy. Wiesz ile zajmie nam rozmawianie ze wszystkimi?
- Jeśli chciałabyś ich wykupić, musiałabyś tak czy siak porozmawiać. Zaś za zatrudnienie odpowiada najczęściej jedna chyba osoba, jakiś król bankowy, ktoś taki. Po prostu sporządź listę takich osób, poczynając od najważniejszych. Ich wyłuskamy najpierw, zaś pozostałych później stopniowo. Powiem tak, według mnie nie będzie żadnych negocjacji. Poprosimy, oni zaś się zgodzą natychmiast. Może nie zawsze, ale prawie zawsze. Najważniejsze wiec, zeby najpierw porozmawiać z obecnym właścicielem banku umawiając się na rozmowę oraz z osobami do zatrudnienia, czy byłyby zainteresowane. Dlatego proponuję. Możesz chodzić w dzień. Kiedy troszkę wypoczniesz, po prostu pospotykaj się z nimi i spytaj. Będziemy wiedzieć. Tej nocy kolejnej będziemy umówieni z naszym towarzystwem
- celowo nie nazwał wampirów wampirami. - Ale któregoś nadchodzącego wieczoru trzeba się spotkać z właścicielem banku.

Urodziwa Charlie spojrzała na niego niepewnie. Widział, że nie zgadza się do końca z jego pomysłami. Jednak jako ghulica liczyła się z jego zdaniem. Pytanie czy na tym wampirowi naprawdę zależało i na ile naprawdę wiedział jak to działa.
- Jak uważasz. - Odpowiedział odrobinę niechętnie.
- Jedynie zaproponowałem, nie jestem finansistą, zaś z tej książki, którą mi dałaś, coś można było się nauczyć, ale przecież nie wszystko. Jeśli chciałabys inaczej, zrobimy po twojemu. Na pewno będzie nie tylko lepiej, ale wedle ducha epoki - stwierdził spokojnie. -Pamiętaj tylko, że jeśli będziesz mnie potrzebowała, wesprę cię - bankiem rządziła ona, wszak był jej. Bez względu na bycie ghulem, rycerz szanował wspomnianą autonomię podejmowania decyzji.
- Ja… ja po prostu chcę mieć ich wszystkich. To wspaniali finansiści, skrybowie, doskonali handlowcy. Poznasz ich to na pewno zrozumiesz, że bez nich to niemożliwe
. - Dodała z determinacją. Trochę przypominała zagubioną dziewczynkę w której walczyła chęć sprostania jego życzeniom i pracy zgodnie z pewnymi zasadami.
- Oczywiście, ty kierujesz bankiem i cieszę się, jeśli znajdziesz w tym satysfakcję - właściwie słusznie, on bowiem poszukiwał swojej własnej drogi. Pragnął jej pomagać, lecz jednocześnie nie chciał łamać jej zasad etycznych. Kompletnie nie pojmował, dlaczego akurat wykupienie tych ludzi byłoby dłużej trwało niżeli rozwiązanie umów, jednak może akurat tak właśnie było. - Lubię przyrodę, taką szemrzącą wodę oraz śpiew ptaków - powiedział, bowiem akurat tego oczekiwał nad rzeką.
Charlotta uśmiechnęła się do niego już pewnie i ciepło.
- Spróbuję to wszystko jakoś połączyć. A co do szumu i ptaków… nigdy nie zwracałam na nie uwagi. - Przymknęła na chwilę oczy. - Zawsze było za mało czasu. - Wyszeptała. Jej włosy były lekko wilgotne i opadały teraz ciężko na ramiona. Policzki zarumieniły się od chłodu, a usta zaczerwieniły. - Może kiedyś uda się znaleźć chwilę. - Dodała otwierając swoje wielkie piwne oczy.
- Musisz czuć, że jesteś zadowolona. Inaczej banki czy cokolwiek nie mają sensu. Przynajmniej właśnie tak uważam oraz jeśli będę mógł ci pomóc swoją osobą, swoją obecnością lub umiejętnościami, wystarczy żebyś powiedziała. Szczerze uczynię to bardzo chętnie. Ciekawe, jak to się wszystko toczyło, ooo, jak zareaguje pani Dosett na kolejnego królika do sporządzenia dania.
- Przyznaję się, że część po prostu oddaję biednym
. - W oddali zobaczyli swoją kamienicę. - By nie nabrała podejrzeń.
Charlotta nagle puściła jego ramię i wyskoczyła wprost w strugi deszczu. Miała rozpięty płaszcz, więc jej suknia momentalnie zaczęła przemakać lepiąc się do jej kształtnego ciała. Niesforne loki nie poddawały się tak łatwo. Zupełnie mokra i podniecona, co Gaheris bez trudu mógł wyczuć, wpatrywała się w wampira roziskrzonymi oczami. Jej usta układały się w bezdźwięczne słowa.
- Pragnę ciebie.

Właściwie on ją identycznie. Skoro zaś tak obydwoje na siebie działali … rozejrzał się, szukając jakiegoś ukrytego miejsca. Jeśli zaś nie, dorożki, którą mógłby wezwać i wewnątrz której mogliby dokonać owego aktu. Oczywiście trzeba by nie krzyczeć, uważać, żeby nie wywoływać jakichś dziwnych odgłosów, jednak to stanowiłoby jedynie dodatkowy pieprzyk. Niestety z uwagi na deszcz było dosyć pusto. Mógłby ją wziąć tu i teraz na ulicy, ale… ktoś mógł wyglądać z okien. Mógł też porwać ją do znajdującego się niedaleko domu. Ryzykowne, wnieść ją po schodach, pieszcząc ją… jego myśli zaczynały świrować. Ale chyba była warta ryzyka. Kompletne szaleństwo na ulicy, ale gdzieś na schodach. Jakby bowiem nie było, ludzie w nocy śpią. Pociągnął ją do bramy oraz zaczął mocno całować. Może jakiś schody, wnęka, albo cokolwiek, żeby nie stać tak na otwartej przestrzeni. Później zaś po prostu uchylić jej sukienkę, opuścić reformy dobierając się. W bramie było wejście do znajdujących się w parterze sklepów. Teraz były nieczynne, a drzwi były dosyć głęboko osadzone. Gdyby przycisnął ją do nich, mogliby się ukryć w grubości muru. Charlie oddawała jego pocałunki błądząc dłońmi pod jego płaszczem. Po chwili poczuł jak wsuwa je po plecach, pod jego spodnie, dociskając ich biodra do siebie. Podciągnął jej suknię. Gdzieś tam pobłądziły jego dłonie na dole próbując rozwiązać wstążki pończoch oraz ściągnąć reformy, choćby tylko tyle, ażeby ujawnił się jej słodki kwiat. Docisnął Charlottę do ściany wreszcie ściągając trochę kobiecą bieliznę. Wampirze siły przydawały się. Jeszcze tylko rozpiął rozporek spod którego wydobył się wyciągnięty, stwardniały oręż. Potem pochylił się, złapał ją pod uda unosząc oraz nabijając jej wilgotny kwiat na siebie. Ich usta przywarły do siebie, tak jak najintymniejsze wspaniałości. Dobrze, że ją pocałował. Charlie prawie krzyknęła mu wprost w usta. Była cudownie mokra i gorąca. Jej ciało dzięki krwi, poleczyło się i teraz nawet nie wyczuwał odrobinki bólu gdy brał ją mocno. Pulsowała słodko, szum deszczu zlewał się z biciem jej serduszka, które teraz tak ochoczo grzało Gaherisa. Wspaniałe uczucie bycia razem, cudownego połączenia. Byli razem. Gaheris właściwie nie mógł wiele. Brakowało troszkę łóżka, lub choćby biurka, jednak pożądanie przemagało. Unosił Charlottę oraz opuszczał odczuwając każdy najdrobniejszy nacisk jej wewnętrznych mięśni, każdą najmniejszą karbkę, gdzie przesuwał się jego nastroszony kogut. Chciał jęknąć, krzyknąć głośno, ale tutaj nie mogli. Zabawa właśnie w takim, publicznym miejscu niosła jakiś dodatkowy posmak. Wolał wprawdzie spokojniejsze klimaty, jednak nie mogli się powstrzymać. Rozgorączkowane usta oraz języki łączyły się, gwałtownie spinając się, kiedy nie mogąc już się powstrzymać wystrzelił wewnątrz niej, zaś wysunięty kieł skaleczył język wypełniając ich usta czerwonym smakiem. Charlie piła łapczywie. Widział jak powstrzymuje się od jęków, ale nic nie mogło ukryć jejnorgazmu. Nagle spięła się, a jej biodra mimo trudnej pozycji, próbowały się jeszcze na niego nabić. Nie przerwała jednak picia, poczuł jak jej języczek szuka jego kła i po chwili pili swoją wymieszaną krew. Gwałtowne pchnięcie bioder mężczyzny docisnęło Charlottę do ściany wstrzykując ku jej głębi porcję krwi, która niczym erupcja wulkanu wyskoczyła ze spienionego soczkami czuba. Potem jeszcze ponownie oraz ponownie. Cudownie się czuł trzymając ją wewnątrz objęcia swoich ramion. Kochając się oraz spijając wymieszaną krew. Charlie po dłuższej chwili przerwała pocałunek.
- Mam ochotę kontynuować w sypialni. - Wyszeptała i gdyby nie wampirzy słuch Gaherisa pewnie zagłuszył by te słowa deszcz.

Chwilę byli wspólnie. Później zaś wyszli z bramy korzystając z parasola, aby poszukać powozu oraz ruszyć do domu. Do przejścia mieli zaledwie przecznicę, więc po chwili rozglądania uznali się, że przejdą ten ostatni kawałek. Szybko pokonali schody. Gaheris czuł zapach swej vitae wypływającej z kochanki, widział zresztą, że kobieta ogląda się upewniając się czy nie pozostawia krwawych śladów. Widocznie znała się na szpiegowskiej robocie. Znacznie lepiej od Gaherisa, który prostolinijnie raczej podchodził do wszystkiego, chociaż uczył się. Wspaniała krew plus podniecenie pchały go jak najszybciej do przodu do mieszkania Charlotty. Gdy tylko kobieta zamknęła za nimi drzwi, objęła wampira by znów zacząć całować go namiętnie. Dołączył się do niej Gaheris, tylko, że tym razem pierwszą rzeczą było zdjęcie ubrań. Całując ją, starał się jednocześnie ściągnąć suknię oraz resztę stroju kobiety, swojego zresztą także. Skoro pragnęli pogrążyć się wewnątrz owych chwil przyjemności, nie chcieli, albo przynajmniej on nie chciał, żeby coś tak trywialnego jak ubranie przeszkadzało. Charlotta pomagała mu. Gdy już zrzucili wierzchnie odzienie, zobaczył ślady krwi na jej bieliźnie, jego nozdrza przyjemnie połechtał też zapach własnego vitae pomieszanego z zapachem jej rozgrzanego, podnieconego ciała. Chwycił ją w objęcia, całował gwałtownie, usta w usta, język w język. Ponownie łącząc się pocałunkami oraz krwią. Uniósł kobietę i usadowił ją na biurku. Trochę obok książek. Siedziała przed nim. Stał pomiędzy jej nogami oraz jeszcze gwałtowniej całował obejmując. Obejmowała go mocno, przesuwając udami po jego biodrach. Czuł jak przy każdym takim ruchu z jej rozpalonej szparki dociera do niego więcej zapachu vitae. Zjechał więc ustami po jej ciele. Chciał ją posiąść, lecz najpierw pragnął dobrać się do niej ustami, zasypać ją pocałunkami, zlizać języczkiem ową krew pieszcząc oraz drażniąc słodko jej największe, najwspanialsze, najdelikatniejsze miejsca. Słodycz krwi oraz kobiecego soczki zmieszane doprowadzały jego zmysł smaku do szczytów przyjemności. Czuł jak Charlotta dochodzi od samego dotyku jego ust. Widział jak zasłania usta by nie krzyknąć głośno. Jej rozpalone oczy starały się skupić na nim, jednak widział jak przymyka je by jeszcze mocniej odczuwać przyjemność, którą jej dawał.
- Gaheris… - Jęczała cichutko jego imię.

Podczas takich chwil żałował, iż nie ma umiejętności zmieniania swojego ciała, jak niektóre wampiry. Zdecydowanie wydłużyłby wtedy oraz wzmocnił swój język, ażeby wniknąć wewnątrz jej jamki głębiej oraz pieścić mocniej. Jednakże jeśli nawet nie było specjalnego języka zmienionego wampirzymi mocami, był normalny męski członek, który chciał się już do niej dobrać. Rozgorączkowane usta Gaherisa oderwały się od jej słodkich, intymnych warg. Wampir podniósł się, uniósł nogi kobiety tak, że musiała się rękami oprzeć na biurku. Jej biodra były na skraju blatu, jej szparka była mokra oraz gotowa, ażeby gościć go wewnątrz siebie.
- Jesteś cudowna - westchnął. Biodra mężczyzny poruszyły się do przodu. Purpurowy czubek nacisnął na płatki kielicha jej kwiatu. Rozpychając je, rozciągając na boki wszedł głęboko do środka sunąc powoli po jej wewnętrznych ściankach.
- Yhym… tylko ty tak twierdzisz, więc to raczej twoja zasługa koch… - Zobaczył, że wyraźnie speszyła się słowem, którego planowała użyć. Uśmiechnęła się do niego nieśmiało, zarumieniona.
- Właśnie tak twierdzę. Jesteś cudowna, wyjątkowa, niesamowita - nie podjął jakiegokolwiek wątku z tym “koch …” Uprawiali słodki seks, natomiast kochanie było inną sprawą. Podejście Gaherisa jeszcze nie było ustalone. Bardzo lubił Charlottę, jednak więcej trudno było powiedzieć. Zresztą teraz nie miał ochotę na filozofowanie jakiekolwiek mając swój miecz w jej pochwie. Poruszył nim, coraz szybciej. Początkowo tak, jakby musiał się rozkręcić, jednak coraz szybciej, pragnąc ją wziąć oraz jak najlepiej zaspokoić. Charli też najwyraźniej puściła swój wybryk w niepamięć, bo teraz wpatrywała się już w niego tym pewnym rozpalonym wzrokiem, oddając się mu. Widział jak jej jędrne piersi poruszają się z każdym jego ruchem, czuł jak bardzo jest napięta i gotowa na to by za chwilę dojść ponownie.
- Wampirku, ja zaraz… - Wyszeptała cichutko.
- Ja zaraz też - jęknął gwałtownie strzelając wewnątrz niej. Doszedł faktycznie tym razem błyskawicznie. Szczęśliwie jako wampir mógł bardziej panować nad swoim ciałem, dlatego jego męskość nie oklapła, ale nie przerywając ruchu dalej szalała w niej. Dalej czyniła wszystko, ażeby dziewczyna doszła do czegoś absolutnie niesamowitego!
Charlotta jęknęła głośniej i poczuł jak dochodzi, jak jej mięśnie zaciskają się na nim, jak biodra poruszają się delikatnie na biurku. Zobaczył ognik w jej oczach i po chwili języczek przesunął się spierzchłych wargach.
- Gaheris… czy mogłabym go wylizać. - Wyszeptała. Słyszał głód w jej głosie, potworne pragnienie.
- Moja droga … - uśmiechnął się. Powoli wyjął męskość z niej wpatrując się w jej lica. Stanął krok do tyłu tak, że jeśli chciała się do niego dobrać musiała zejść z biurka oraz przyklęknąć. - Jest twój oraz także ma bardzo na to ochotę.

Ponętna Charlotta zsunęła się z blatu. Zobaczył jak przy tym z jej szparki wypłynęła kropla vitae. Przyklęknęła przed nim i pomalutku zaczęła zlizywać jego vitae, pomieszane ze swymi soczkami. Gaheris mógł tylko podejrzewać, że kobieta nigdy nie robiła takich rzeczy, teraz jednak sam jej apetyt sprawiał, że było to niesamowicie przyjemne. Ssała go całowała, nie pozostawiając nawet najmniejszej kropelki. Nie brała go jednak do buzi, zamiast tego wylizała dokładnie jego włoski i zaczęła ssać jajeczka, na których też zostało co nieco.
- Mrrr … - wymruczał Gaheris poddając się jej zabiegom. Było mu bardzo dobrze, przyjemnie, zaś jego męskość stała twardo poddana jej pieszczocie. Mięśnie podnieconego Gaherisa drgały. Woreczek pieszczony ustami kobiety marszczył się mocno. - Charlie, jest cudownie. Weź, weź go w swoje usta - jęknął. Pragnął wystrzelić w niej, nakarmić ją krwią w tak nietypowy sposób.

Podniecona Charlie posłuchała i wzięła go w swoje usta ssąc łapczywie i spijając każdą kropelkę, która tylko wypłynęła z jego męskości. Chwilę to trwało. Męskie biodra zaczęły się poruszać, zaś jej usta stały się na tą chwilę miejscem wyjątkowej czułości. Chciał tego, chciał, żeby tak się z nim obchodziła oraz podniecało go to szalenie wręcz. Poruszał się coraz szybciej czując jej języczek, podniebienie, odbierając, jak mocno zasysa go, wreszcie jęknął. Wręcz odlot.
- Charlie, taaaaa … - przez chwilkę jego ciało spięło się, zaś napęczniały członek wystrzelił krew prosto w jej gardło oraz usta, zalewając je najsłodszym płynem.
Charlie piła ze smakiem jego vitae. Czuł jak ssie i liże jego męskość by nie pozostawić nawet kropli. Trwało to dłuższą chwilę i w końcu kobieta wypuściła go, oblizując wargi.
- Kuracji ciąg dalszy. - Zażartowała, przesuwając dłonią po jego członku. Była zarumieniona, trochę onieśmielona tym co sama zrobiła, ale wpatrywała się w niego z zachwytem.
- Wiesz Charlie, taka kuracja jest najwspanialsza. Nawet jeśli się nie jest rannym. Wiem doskonale, przecież przed chwilą stosowałem ją na tobie - uśmiechnął się, bowiem faktycznie przed kilkoma momentami na biurku to on się zajmował jej intymnością swoimi ustami pieszcząc ją jak najdokładniej. - Hm, może teraz jednak łóżku. Jakby nie było, to chyba najwygodniejsze miejsce na to, co teraz robimy. Pragnę cię tam posiąść - uśmiechnął się do niej szelmowskim uśmiechem. - Czy oddasz mi się teraz na twoim wspaniałym łożu?
Charlotta wstała, tak że jej ciało otarło się o ciało wampira. Jego męskość przesunęła się między jej jędrnymi piersiami, które po chwili oparły się o jego pierś.
- Gdzie tylko masz ochotę Gaheris. - Pocałowała wampira delikatnie.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-07-2017, 22:52   #35
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mężczyzna oddał jej pocałunek prowadząc do wygodnego łóżka, które już bywało ich poletkiem miłości. Poprowadził powoli, ułożył, ucałował. Zresztą leżąc obok siebie we dwoje zaczęli pocałunkowy taniec. Leżeli na bokach na przeciwko, dopóki Gaheris nie obrócił ją na brzuch oraz nie zaczął całować jej pleców. Wzdłuż środka schodząc po linii ku pośladkom oraz niżej.
- Uwielbiam cię całować - wymruczał przesuwając wargami oraz językiem po jej aksamitnym ciele.
- Cieszę się bo to bardzo przyjemne. - Charlie rozłożyła się wygodnie. Okolice jej szparki, ponownie ubrudzone były jego krwią. Teraz już mógł podejrzewać skąd wzięły się blizny na plecach, jakim sposobem “pani nauczycielka” miała takie wysportowane ciało. Posuwając się ku dołowi uniósł jej biodra, jednocześnie zaś pochylając się oraz naciskając barki. Oblicze dziewczyny wpiło się w kołderkę, zaś pośladki mocno wypięły wyciągnięte do góry. Wampir klęczał za jej pupą. Ujął swój członek zbliżając do jej szparki. Zaczął delikatnie przesuwać jego czubeczek wzdłuż niej, pieszcząc niczym palcami, wsuwając pomiędzy płatki, aż wreszcie mocniej naciskając, kiedy dotarł wreszcie do jej słodkiej jamki. Powoli wszedł w nią docierając do samej końcówki. Tam się zatrzymał na chwilkę, jakby chcąc, by poczuła, iż zespolili się. Jej ciało drżało mocno. Piąstki kobiety zacisnęły się na pościeli. W ten sposób Gaheris sięgał bardzo głęboko i na chwilę nawet zaparło jej dech w piersi. Wypuściła powietrze, wydając z siebie jęk rozkoszy.

- To cudowne, kochanie. - Teraz już nie powstrzymała tego słowa. Jej głowa odpłynęła w świat rozkoszy. Jeszcze pewnie poczuła jego krwisty wytrysk, który tylko powiększył przyjemność, jednak wszystko zlało się wspólnie. Dokładnie identycznie jak w jego przypadku. Brał ją oraz był szalenie podniecony, wręcz ogłupiały rozkoszą. Cudowny widok wypiętej kobiety. Męskość wchodząca szybko oraz ukazująca się. Absolutnie niesamowite. Stanowczo nie przypuszczał, iż ta dziewczyna będzie potrafiła doprowadzić go do takiego szaleństwa. Doszedł powoli jeszcze poruszając się wewnątrz niej, aż wreszcie ułożył pociągając tak, że leżeli niczym dwie łyżeczki on od tyłu, ona od przodu. Czuł, że Charlie bierze głębokie oddechy, że nadal drży z rozkoszy, wtulając się plecami w jego pierś. Przez chwilę wydawało mu się, że kobieta za chwilę uśnie, ale jej ciało pomalutku wracało do formy, pewnie wskutek wypitej, wampirzej krwi.
- Kocham cię wampirku. - Wyszeptała. Czuł jej zawstydzenie, ale znał ją też na tyle, że wiedział iż nie oczekuje odpowiedzi. Delikatnie poruszyła bioderkami i zamruczała. Dlatego też odpowiedzi nie udzielił. Bowiem można było nawet powiedzieć, że też ją kocha, ale czy jako dobrą przyjaciółkę, kuzynkę, wspaniałą kochankę? Kto wie. Może cokolwiek więcej, jednak na takie coś nie był w tej chwili gotowy.
- Chciałbyś spróbować coś nowego? - spytał kładąc jej dłoń na wiercących się troszkę biodrach.
- Mam się zacząć bać? - Zażartowała, zerkając na niego przez ramię.
- Och nie, po prostu miałabyś ochotę, jak to jest spróbować podczas uprawiania naszej zabawy twojego tylnego otworka? - oczywiście do tego musiałby przynieść olejek, jako coś, co odpowiednio nawilży skórę oraz uczyni bardziej śliską. Jednak nie planował nakłaniać, jeśli nie zechciałaby wypróbować.

Charlie spojrzała na niego niepewnie.
- Ja… chciałabym spróbować z tobą wszystkiego.
- Wobec tego najpierw zrobimy tak - ułożył ją na brzuszku. - Unieś troszkę swój słodki tyłeczek, tak troszkę - chciał najpierw sprawić, by poczuła jego palec oraz stwierdziła, czy jej się to bardzo podoba, czy kompletnie nie. Sięgnął palcem do jej łona nabierając tam śluzowatego, śliskiego soczku, zaś później zaczął posuwać się wzdłuż rowku pomiędzy jej pośladkami. Powoli bardzo, przyzwyczajajac ją do tego ruchu, aż dotarł do tylnego otworku, jednak póki co nie wchodził wewnątrz. Jedynie pieścił, dotykał, przesuwał palcem, leciutko naciska, ale nie wchodził jeszcze.

- Jak ci się podoba, moja piękna?
- To troszkę dziwne, ale… ah przyjemne. - Zadrżała gdy jego paluszek naparł trochę mocniej na jej otworek.
- Charlie. To dobrze, teraz spróbujemy troszeczkę głębiej. Przerwij, jeśli nie zechcesz - jego opuszek zagłębił się wewnątrz otworku. Najpierw jedynie na pół cala, dosłownie paznokieć, tak leciuteńko, żeby poczuła, iż coś tam ma. Charlie krzyknęła w poduszkę, chwilę oddychała ciężko, ale się nie cofnęła. Troszeczkę poruszał palcem na boki, później zaś zaczął wsuwać do środka, tak po troszku, pół, może trzy czwarte cala, delikatnie zgłębiając się w niej.
- Ah… Gaheris, on… on wydaje się być taki wielki. - Jęczała cichutko, ale w jej jęku, wampir dostrzegał coraz więcej rozkoszy.
- Jest spory, ale męski oręż jest jeszcze większy - wyszeptał - jeśli zechcesz, żeby tam się znalazł.

Jednak póki co skupiał się na paluszku. Charlie musiała się nauczyć rozluźniać, musiała umieć rozkazać swoim mięśniom, by przyjęły męskość. Jednakże to wymagało chwili szkolenia. Dlatego właśnie palec, który powoli pokazywał kobiecie analną rozkosz. Miała taką śliczną pupę, tak naprężoną, wypiętą, krągłą. Bardzo mu się podobała oraz bardzo jej pragnął, jej niesamowitego ciała. Czuł jak jej mięśnie pomalutku się zaczynają rozluźniać. Ba! Jak powoli zaczyna sama się na niego nasuwać.
- To niesamowite… - Wyjęczała. Zobaczył jak z jej szparki wypływają odrobinki zabarwionych jego krwią soczków. - … Jakbym czuła cię także w szparce.
- Wobec tego - troszeczkę przyśpieszył ruchy, później zaś zwolnił. Jednak do wskazującego palca, który penetrował jej piękną pupę dołożył kolejny, środkowy, razem tworzące nieco większy, nieco szerszy duet, mocniej rozciągający mięśnie tylnego otworu dziewczyny. Ta jęknęła i na chwilę poczuł jak się spina, jednak teraz mięśnie dużo szybciej przyzwyczaiły się do tej nietypowej penetracji. Ponownie robił powolutku podwyższając jakby poziom tego, co znajdowało się wewnątrz niej. Ponadto skoro tak jej się podobało, skoncentrował się właśnie na tym miejscu, które dzieliło z jej pochwą ledwie niewielka błona, malutka część ciała oddzielajaca obydwa miejsca.
- Gaheris, to dziwne… ja… ja zaraz. - Poczuł jak jej mięśnie zacisnęły się na jego paluszkach i zobaczył jak z jej szparki wypłynęła porcja soczków. Charlie jęknęła przy tym głośno i jej biodra już pewnie zaczęły się nabijać na atakujące tylny otworek palce. Którymi mężczyzna poruszył jeszcze mocniej, jeszcze szybciej, właśnie kierując je ku najwrażliwszym częściom jej ciała. Żeby doprowadzić ją, żeby poczuła rozkosz, żeby zagłębiła się wewnątrz przyjemności. Zaś później chciał to już jej zrobić swoją męskością, która wręcz naprężała się czekając na swoją kolej, kiedyż będzie mogła zastąpić palce.
- Ach… - Kobieta doszła, jej ciało po prostu nabiło się jak najgłębiej. Palce wampira zanurzyły się swobodnie aż po same kłykcie. - Gaheris… - Charlie opadła zmęczona luzując chwyt swych paluszków na pościeli. - Czy… czy wsuniesz tam swojego… - Wampiry czuł w jej głosie obawę ale też niesamowite pragnienie.
- Właśnie to planuję - wyszeptał ustawiając się za nią oraz unosząc w odpowiedniej pozycji. Dziewczyna klęczała wypinając pośladki oraz od przodu podpierając się na łokciach. Męskość mocno twarda, akurat pod tym względem wampir nie miał problemów, wstępnie przesunęła się po jej szparce nabierając odpowiedniej wilgoci. Chwilę później była właściwie śliska.

- Twoja pupka jest idealna - wymruczał przykładając swojego koguta do jej tyłeczka. Przesunął czerwoną, napęczniałą żołędzią ku dołowi wzdłuż rowka dochodząc wreszcie do krytycznego miejsca.

- Rozluźnij się - wyszeptał powoli naciskając. Męskość wolno bo wolno ale stale zaczęła rozsuwać mięśnie jej tylnego otworku, coraz bardziej, mocniej, aż wreszcie zmieścił się czub, za którym miała pójść reszta. Dłonie wampira trzymały ją tymczasem za biodra niepozwalajac na jakieś odruchy, choć gdyby krzyknęła, że już nie chce, puściłby dziewczynę.
- Ajć… on jest wielki. - Jęknęła, zaciskając ponownie rączki na pościeli. Czuł jednak, że nawet nie ucieka od niego. Tymczasem on wsuwał go powoli, lecz stale. Kiedy już najszerszy czubek zagłebił się, reszta poszła nieco lżej. Wszedł głęboko, jego biodra dotarły aż do samych pośladków dziewczyny. Zatrzymał się na chwilkę dając jej poczuć dokąd właśnie dotarł. Później zaś ruszył do tyłu do przodu do tyłu do przodu. Coraz szybciej, naciągając trochę jej pośladki na własne ostrze, starając się wyczuć, gdzie odbiera to działanie najlepiej. Przez moment czuł przede wszystkim, że dziewczyna odczuwa głównie ból. Jej pupa była bardzo napięta i nawet lekko zaczerwieniona. Dopiero po kilku ruchach usłyszał w jej głosie znamiona przyjemności. Chyba najbardziej lubiła gdy przesuwał się po ściance łączącej się ze szparką. Dlatego właśnie tam się skoncentrował. Rzeczywiście bowiem, wydawało się wcześniej, kiedy penetrował ją wyłącznie palcami, właśnie tam podobało jej się najbardziej. Uniósł się nieco, żeby ustawić się bardziej ku dołowi. Sięgnął też po jej ramiona lekko podnosząc kobietę do stanu, żeby z podparcia na łokciach teraz podpierała się normalnie na wyprostowanych rękach, jak przy zwyczajnej pozycji na pieska. Podczas tego wszystkiego zdecydowanie nacisk na ową specjalną ściankę się zwiększył.

Czuł, że jej ręce są miękkie, ale jakoś udało się jej utrzymać. Po kilku ruchach Charlie jęczała już z rozkoszy, a jej rozpalona pupa, zaczęła wykonywać nieśmiałe ruchy w jego stronę.
- Mrrr jesteś wspaniała - wymruczał przyspieszając powoli. Jej pośladki były wypełnione nim. Wyciągał coraz szybciej oraz wkładał go ciągle atakując odpowiednią ściankę. KObieta juz pewnie jęczała z rozkoszy, czuł zresztą jak przy każdym uderzeniu jego jajeczka stykają się z coraz bardziej mokrą szparką. Zaczęli się zgrywać, jej ruchy oraz jego, tak żeby jak najmocniej się zbliżyć, jak najgłębiej włożyć. Pozwolił sobie na luz, starał się nie widzieć oraz nie odbierać nic, poza nią. Starał się oddać rozkosznej wyobraźni popartej prawdziwym działaniem. Czuł gwałtownie rosnące podniecenie, więc jeszcze mocniej się sprężył. Jeszcze ruszał, jeszcze trochę, jeszcze ponownie.
- Charlie! - krzyknął tryskając.
Charlotta także krzyknęła, nie była jednak w stanie uformować słów. Kręciła swoją pupą, jeszcze bardziej rozpychając swoje własne mięśnie. Czuł jak drżą. Czuł jak pulsująca w nich krew w miarowym tempie uciska jego męskość, która tym bardziej atakowała, strzelała kolejne porcje uderzające tam, wewnątrz.


Trudno rzec, ile czasu upłynęło. Powoli uspokajał się, zaś jego członek malał. Nie rozciągał już tak mocno jej tylnego otworku. Powoli wyjął go z niej obserwując, jak się wyłania znacznie mniejszy, niżeli wszedł. Niewątpliwie miał wymarzoną kochankę. Wyszedł wreszcie całkiem, ale klęcząc za nią pochylił się, lewą ręką oparł się na łóżku zaś prawą objął seksowną dziewczynę. Jej otworek nadal był szeroko rozwarty i pomalutku wypłynęła z niego stróżka krwi.
- To było niesamowite. - Wymruczała. - Ale chyba muszę opaść na łóżko.
Położyła się więc, zaś za nią mężczyzna. Ponownie udawali przytulone łyżeczki, które cieszą się wzajemną bliskością. Szczerze powiadając, Gaheris nie przypuszczał, ze anal tak się spodoba Charlotcie. Chciał wierzyć, iż to nie jest tylko radość ghula, lecz przyjemność zaspokajanej kobiety.
- Poleżmy trochę, potem zaś cóż, jak oceniasz pomysł wspólnej kąpieli. Trochę więcej czasu mamy tym razem, niżeli poprzedniego dnia.
- Wspólna kąpiel brzmi cudownie i chyba… będę musiała coś przegryźć. Panna Dosett odgrażała się, że zostawi mi kanapki w salonie. - Zerknęła na wampira. - Przewracasz mój świat do góry nogami.
- Cóż trochę to prawda - przyznał - wampiry istnieją wyłącznie nocami. Skoro zaś tak, nasi bliscy mają podobne godziny aktywności. Cóż, chodźmy wobec tego do salonu. Popatrzymy, co wyczarowała madame Dosett - uśmiechnął się do niej wstając z łóżka oraz podając jej dłoń. Chodzenie dosłownie nago po mieszkaniu uważał za całkowicie sympatyczne.


Charlie uniosła się na lekko chwiejnych nogach, ale korzystając z ramienia wampira przeszła spokojnie do dużego pomieszczenia. Rzeczywiście na stoliku przy którym jadali stała ustawiona patera z kanapeczkami. Stał też bulion, który najwyraźniej starsza gospodyni uważała za najlepsze lekarstwo. Prawdopodobnie miała sporo racji. Dobry bulionik stanowił bardzo miłe wzmocnienie. Oczywiście wampir nie jadł ale stanął obok.
- Smacznego. Pozwolisz, że popatrzę, jak jesz, bowiem sama wyglądasz niezwykle apetycznie - przyznał wesoło.

Charlie zaczęła zajadać ze smakiem. Mimo wyraźnego bólu pupy siedziałą wyprostowana i jadła bardzo elegancko, co stanowiło ciekawe połączenie z faktem, że była zupełnie naga. Jej włosy układały się ślicznie na ramieniu. Nalała sobie odrobinę bulionu i zajadała go z apetytem. Pozostawało tylko pytanie, gdzie to wszystko się mieści.
- Pani Dosett dobrze gotuje, może sam spróbuję ociupinkę - zastanowił się sięgając po najmniejszy kawałek. Oczywiście takie jedzenie nie było dla niego pożywne, jednak dalej mogło być smaczne. Niektóre wampiry kultywowały tradycję jedzenia oraz picia dla zachowania maskarady, ale też dla smaku oraz wspomnienia swojego poprzedniego istnienia.
- Zbyt dobrze. Przez to zupełnie zapomniałam jak to się robi. - Charlie uśmiechnęła się. - Bardzo się o mnie troszczy.
- Lubi cię oraz zapewne ma swoje tajemnice. Jednak chyba dobrze, że zajmuje się kuchnią lepiej niż gorzej. Smaczne faktycznie smaczne - przyznał powolutku konsumując kanapkę. - Hm, a może wolisz jedząc usiąść mi na kolanach - zaproponował nie czyniąc jakichkolwiek aluzji, ale jeśli bolał ją tyłeczek męskie uda były znacznie miększe oraz przyjemniejsze niźli krzesło.

Charlie spojrzała na niego zaskoczona, ale po chwili podniosła się i zajęła miejsce na jego kolanach.
- Tak jest bardzo wygodnie tylko….
- Tylko co, moja piękna damo? - spytał ją przewrotnie obejmując, bowiem faktycznie, pod swoim siedzeniem mogła wyczuć drgnięcie jego męskości zaraz po tym, jak właśnie usiadła.
- Tylko nabieram ochoty na coś innego niż jedzenie. - Charlie pocałowała go.
- Wiesz, możesz siedząc na moich nogach, usiąść jeszcze na czymś innym. Wystarczy tylko, że lekko się uniesiesz, oraz odpowiednio wycelujesz moja piękna damo - widać było, iż jest także podniecony oraz nabierający chętkę. Widział w jej oczach niepewność pomieszaną z pragnieniem. Poznał już co nieco ten świat. Kobietom takie coś nie “przystało”. Jednak był też pewny innej rzeczy. Charlotta kochała go, pragnęła go. Podniosła się i obróciła, tak by siedzieć do niego przodem. Dłonią nakierowała jego męskość i powoli opadła, wbijając ją w siebie. Czuł jak zadrżała, jaka była mokra. Widział jak jej wzrok lekko rozmył się z rozkoszy. Otaczające ją dłonie Gaherisa zacisnęły mocniej uścisk przytulając ją do męskiego ciała. Ponownie spojeni czuli się po prostu wspaniale. Przyjemne odczucie narastającej rozkoszy obejmowało lędźwia. Jego biodra lekko poruszały się trzymając takt pasujący do jej uniesień ciała. Robiło się coraz milej, coraz cieplej. Jedzenie landlady, chociaż pyszne, przestało zajmować ich podniecone myśli.

- Cudownie Charlie - sapnął rycerz poddając się mocarnemu uniesieniu.

Charlie ujeżdżała go nieśpiesznie. Czuł jednak, że jest to bardziej wymuszone niewygodną dla niej pozycją, a nie chęciami. Chciała po posiąść i widział to w każdym jej najmniejszym ruchu. Czuł sunące po swym ciele rozpalone piersi. Widział jak tuż przed orgazmem jej ciało zaczęło się poruszać niemal konwulsyjnie.

- Uwielbiam to – wymruczał niczym zadowolony kocurek. Czuł, jak jego męskość wypełnia ją, może nie tak głęboko jak poprzednio, lecz także cudownie, przesuwając się mocniej po jej intymnych ściankach. Była taka piękna oraz teraz to ona zachowywała się aktywnie. Jak to cudownie, że Charlie jest kobietą, pomyślał dziwnie. Poczuł jak kobieta dochodzi. Jęknęła głośno, nabijając się na niego do końca. Przytrzymał ją mocno w tej najgłębszej pozycji oraz sam jęknął, kiedy nagle jego męskość wystrzeliła kropelkami krwi.

- Uwielbiam taki sposób konsumpcji posiłków - wymruczał zadowolony ciągle przytrzymując dziewczynę nabitą na jego sterczący jeszcze pal.
- Tyle, że… jeszcze nie jadłeś. - Odparła Charlie z uśmiechem, a Gaheris zauważył, że instynktownie przechyla głowę by wyeksponować swoją szyję. - Chyba odrobina mi nie zaszkodzi, prawda?
- Wyglądasz moja piękna arcysmakowicie - przyznał. - Troszeczkę rzeczywiście nie powinno - kusicielka Charlie nakłoniła go do owego słodkiego spróbowania. Trzymając ją dalej nabitą na swojego wyprostowanego członka zaczął całować oraz lizać jej szyję pieszcząc owe wrażliwe miejsca. - Jest bardzo seksy oraz rzeczywiście wspaniała - szeptał czyniąc owe delikatne, miłe ruchy, by nagle leciutko przebić jej jasną skórę swoimi kłami. Rzeczywiście, jej krew upajała, musiał niewątpliwie przyznać. Starał się raczej tylko trzymać kły tak, by dostarczyć jej przyjemności, sam zaś wypił troszkę, niczym kieliszek najsmakowitszej whisky. Czuł posmak swojej własnej vitae, która jeszcze krążyła w jej żyłach. Czył jak kobieta napina się by po chwili delikatnie zacząć się poruszać. Czuł jej podniecenie, jak jej ciało wygina się z rozkoszy. Doszła od samego ugryzienia, cicho powtarzając jego imię.
- Ah Gaheris…
- Charlotto - jego biodra także zaczęły się powolutku poruszać tworząc wewnątrz niej dodatkowy bodziec przyjemności. Rozkosz ogarniająca całe ciało kobiety płynęła od szyi oraz od jej łona. Przenikały się,mieszały, potęgowały wywołując gwałtowny szczyt. Zresztą jemu także niewiele brakowało. Jeszcze parę chwil, jeszcze trochę, jeszcze nieco, jeszcze sekundeczka, kiedy jego także ogarnęło spełnienie, zaś cudowny kwiat Charlotty, największą głębię, ponownie zalała fala drobniutkich kropelek krwi.
- Ach… - Zamruczała, opadając na niego. - Nie zgłodniejesz od tego wampirku. - Wyszeptała, sięgając do znikającej w jej wnętrzu męskości i pogładziła ją w tym cudownym miejscu złączenia.
- Takie rzeczy nigdy się nie nudzą moja piękna damo. Mrrr rozkoszna oraz cudowna. Uwielbiam chwile, kiedy jestem wewnątrz ciebie - wymruczał. - Nie schodź jeszcze chwilkę, dobrze? Może nawet spróbuj zjeść w takiej pozycji kanapkę pani Dosett - zaproponował wesoło.

Charlie zabrała paluszki od jego męskości i oblizała je z krwi, po czym sięgnęła po kanapkę.
- Może uda nam się mieć kiedyś noc, że nie będziemy robić nic innego.
- Zapewne tak, choć najbliższe mogą być dosyć zajęte - ocenił Gaheris. - To bardzo miłe, moja droga, tak cię obserwować oraz czuć - wypowiedział uśmiechnięty. - Przyszła noc to odwiedziny u Anny, tej wspomnianej wampirzycy. Ona jest w klubie Carlton, zresztą dowiedziałabyś się tego bez problemu, tylko, chociaż doskonale wiesz, takie rzeczy stanowią tajemnicę ważniejszą niżeli rządu królowej Wiktorii. Musimy także odwiedzić Florence, chociaż nie wiem, czy jutro damy radę.
- Yhym… - Charlie zakołysała się na nim, jedząc kanapkę, która po sekundzie zniknęła w jej zaczerwienionych usteczkach. - Do tego jak uruchomimy bank, pewnie większość spotkań będzie się odbywała pod wieczór, być mógł brać w nich udział.
- Jeśli będę tylko potrzebny, jestem do dyspozycji. Nie chciałbym się za bardzo wtrącać w samo zarządzanie, bowiem uczę się dopiero sztuki finansów. Mógłbym więc przeszkodzić raczej, ale przy negocjacjach, przy kierowaniu ludźmi, nakłanianiu do lojalności moja pomoc byłaby nadzwyczaj użyteczna - czuł jak jego męskość powolutku maleje w niej. Jeszcze nie na tyle, żeby wysmyknąć się z pochwy, lecz jest już wyraźnie mniejsza oraz bardziej wiotka.

Charlie poruszyła biodrami i uśmiechnęła się.
- Jestem tam tak pełna, że czuję jakbyś we mnie pływał. - Powiedziała, rumieniąc się lekko.
- Wobec tego musimy dojść do wanny tak, żeby nie zabrudzić podłogi - powiedział wesoło. Siedziała na nim. Ułożył dłonie po jej pośladkami i powstał unosząc ją tak, że cały czas mogła utrzymać jego przyrodzenie wewnątrz siebie. - Otocz mnie nóżkami i jakoś dojdziemy - widać było, iż się świetnie bawi. Charlie objęła go mocno nogami. Poczuł też że stara się zaciskać na jego męskości swoje mięśnie by jej nie wypuścić.

- Tak dobrze? - Objęła go mocno.
- Doskonale Charlie, idziemy - tak człapiące powoli wreszcie dotarli do łazienki. Samo otwarcie drzwi, zapalenie lampki olejowej, przede wszystkim dostanie się do wanny mogło przypominać cyrkowe akrobacje, były to jednak sztuczki, przy których Gaheris świetnie się bawił odnosząc wrażenie, że Charlotta także. Wreszcie znaleźli się obydwoje w wannie oraz mogli napuścić wodę, zaś dziewczyna mogła się uwolnić od wypełniającej jej łono krwi. Zobaczył jak sięga do swojej szparki i po chwili jej dłoń była cała umorusana w jego vitae.


- Jakie marnotrawstwo. - Zaczęła pomalutku lizać swoją dłoń. Jej ruchy dziwnie przypominały to, co robiła z jego męskością, wcześniej.
- Wobec tego zadbaj, moja piękna pani, żeby się się nie marnowało - przysiadł na boku przypatrując się oraz włączając letnią wodę tak, żeby leciała na dno wanny. Skromniutka Charlie chyba mocno się zmieniła pod względem seksualności w prawdziwą lwicę. Kobieta wylizała dokładnie swoją dłoń i przyklęknęła w wannie. Powoli zbliżyła usta do jego męskości i kontynuowała, oparta o wannę. Faktycznie powiedzieć można, istna lwica. Jeszcze niedawno zawstydzona takimi wspaniałymi pieszczotami kochanków, teraz zaś sama chętnie się dobierała wargami do jego męskości. Podobało się to stareńkiemu wampirowi.

- To bardzo miłe - wymruczał. - Kiedy tak robisz to naprawdę wspaniałe.
Charlotta zaczęła więc intensywniej pracować nad jego męskością, ssąc ją, całując, liżąc. Widział z jakim smakiem spija choćby najmniejszą kroplę vitae. Początkowo penis wampira nie był aż tak prężny, jak podczas zabaw poprzednich, jednak kobieta szybko się załatwiła ze sprawą odpowiedniego podniesienia go. Działania Charlotty sprawiły, że ponownie był gotowy. Oparł się dłonią o ścianę całkowicie oddając jej działaniu. Ponadto lędźwie mężczyzny zaczęły się poruszać leciutko zmagając ruch wewnątrz jej ust. Brał je częściowo tak, jak wcześniej intymny kwiat. Charlie czuła się wyraźnie pewniej robiąc to po raz drugi. Widział nawet jak jej bioderka lekko kręcą się przy tej zabawie. Kolejna rzecz potwierdzająca, iż Charlotta posiadała niekłamany, chociaż skrywany przedtem erotyczny talent. Akurat jemu bardzo to odpowiadało. Jego ruchy były teraz już trochę mocniejsze, trochę głebsze, napędzane dotykiem jej ust, języka.
- Zaraz wystrzelę - jęknął nagle czując, jak zaczyna mu się zbierać płyn wewnątrz jego męskości przy samym pniu, gotowy już niemal do wybuchu. Charlie possała go mocniej na zachętę on zaś jedną dłonią przytrzymywał jej głowę oraz piękne włosy. Chwilę jeszcze poruszał się, trochę szybciej.
- Ach … - jęknął głośno wraz z wybuchem, który zalał krwią usta ghulicy. Końcówka purpurowa penisa napęczniała na momencik wyrzucając ze swojego środka mnóstwo malutkich kropelek. Charlotta piła pomalutku, wyraźnie delektując się jego krwią. Gdy skończyła, opadła, zachwycona, do wypełnionej ciepłą wodą wanny.
- Jak tak dalej pójdzie, będziesz mnie zawsze poił w ten sposób. - Powiedziała.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-07-2017, 14:14   #36
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Chyba dam radę - parsknął wesoło - oczywiście bardzo chętnie moja piękna. Trafiliśmy na siebie, któż wie, może to palec przeznaczenia … - powiedział do siebie jakby lekko filozoficznie. - Chyba musimy się umyć - zaproponował - bowiem inaczej zastanie nas tutaj poranek.
- No to wskakuj do wanny
. - Rzuciła wesoło, rozkładając się w wodzie. Oczywiście wampir dołączył do niej i faktycznie zaczął się myć. Brud, krew, wszystko tworzyło miks mający nieprzyjemną właściwość brudzenia wszystkiego dookoła. Dlatego umycie się było nadzwyczaj wskazane.
- Powiedz, jak się czujesz? - spytał dziewczynę.
- Bardzo dobrze.. To chyba dzięki twojej krwi no i… bulionowi. - Mrugnęła do niego.
- Świetnie, ewidentnie bulion - przyznał. - Wspominałaś mi wprawdzie, ale zapomniałem, gdzie toczą się na terenie Londynu pojedynki?
- Jakie konkretnie
? - Charlie usiadła na nim w wannie i zaczęła myć mu głowę.
- Takie pomiędzy tymi, gentlemanami. A są różne pojedynki? - trochę się zdziwił. - Chciałbym poznać paru takich - stwierdził. - Pomyślałem, że to dobre miejsce.
- Ah, są pojedynki gentlemanów na broń palną lub szable, ale ciężko powiedzieć, że mają one miejsce w jakimś konkretnym miejscu. Zazwyczaj odbywa się to tak, że jeden rzuca drugiemu wyzwanie i jeśli tamten “podniesie rękawicę” umawiają się w konkretnym miejscu, o konkretnym czasie
… - Charlie z uśmiechem masowała mu głowę, rozprowadzając przyjemnie pachnący płyn. Widział jak przy każdym tym ruchu jej piersi unoszą się napinając, po czym opadają. - … są to zazwyczaj miejsca odludne by nikomu postronnemu nie stała się krzywda. Spotykają się o umówionej porze w obecności sekundanta i albo się zabijają albo tchórzą.
- Rozumiem oczywiście. Przypuszczałem jednak, że jest jakieś określone miejsce, jakiś park stanowiący ulubione miejsce. Wobec tego, jeśli takiego nie ma, pomyślę o czymś innym, o jakimś miejscu, gdzie mogą się spotkać dobrze urodzeni oraz porozmawiać. Oczywiście jest takim choćby klub, ale to raczej bardzo szczególne miejsce. Innym byłaby być może jakaś scena dla tych co grają sztuki, albo śpiewają. Może jakieś balety, chociaż wiem, że to kwestia zaproszeń, jak pewnie zawsze.
- Mam bilety dla nas do opery, za dzień-dwa powinniśmy otrzymać twój strój
. - Charlotta zaczęła pomalutku spłukiwać jego włosy polewając je wodą z gąbki. - Tam będziesz miał i muzykę i całą śmietankę towarzyską.
- Aaa, opera, hm, a prawda, mam pieniądze, które pozostawiłaś. Dodałem nawet trochę po grze, kiedy poszukiwałem ciebie. Zaś opera to jest takie miejsce, gdzie się gra?
- Gdzie grają i występują
. - Odparła uśmiechając się do niego szeroko.
- Skąd występują, z opery? - zdziwił się.
- Na scenie. - Położyła paluszek na jego ustach. - Pokażę ci wszystko niebawem, dobrze?
- Dobrze
- powiedział i przymknął się. Widocznie Charlie nie miała ochoty na dyskusje. Oczywiście chciałby się wielu rzeczy dowiedzieć, lecz skoro mieli odwiedzić operę, równie dobrze mogło to nastąpić wtedy.
- Nie rób takiej miny. - Uśmiechnęła się. Ucałowała go lekko w czoło. - Chcę ci zrobić niespodziankę. Mam nadzieję, że ci się spodoba.
- Przepraszam, naprawdę nie narzekam. Jednak myślę, jak wiele jeszcze muszę się dowiedzieć. Trochę jestem zagubiony. Hm, mogłabyś mnie nauczyć tańczyć współczesne tańce?
- Kilka, z pewnością
. - Odparła po czym zaczęła całować jego twarz. - Chcesz teraz?
- Zaraz po kąpieli bardzo chętnie, jeszcze mam chwilkę przed porankiem oraz ułożeniem się do drzemki. Jeśli chcę wejść w towarzystwo, a chcę, muszę znać takie rzeczy. Aczkolwiek istotne jest pytanie, czy ty także jesteś tym zainteresowana, czy wolisz przebywać na boku, daleko od takich rzeczy?
- Wiesz, nie będę mogła za bardzo chodzić z tobą na takie bale, to nie przystoi kuzynkom
. - Odparła już trochę smutniejąc. Ale szybko zamaskowała to uśmiechem. - W operze jakby co, goście nie tańczą, ale mogę cię zaraz czegoś pouczyć!
- Cóż, pomyślimy, może nie jest tak źle, jak przypuszczasz
- stwierdził. -
Jeśli zakotwiczymy odpowiednio, to będziemy wybierać tylko te właściwe bale. Ponadto wiesz, na balach to ty będziesz główną syreną wabiącą kandydatów, nie zaś biedny kuzyn z dalekich Orkadów. Między innymi dlatego właśnie pomyślę nad czymś, może wygram jakąś posiadłość. Moglibyśmy niekiedy miło spędzać czas poza Londynem. Zresztą mając bank, tak czy siak będziesz musiała kupić jakąś rezydencję oraz wynająć służbę.
- Jak na to zarobimy, kto wie
… - Powiedziała z uśmiechem. - Utrzymanie rezydencji nie jest tanie, nawet jeśli ją wygrasz.

Chwilę przyglądała mu się wyraźnie się nad czymś zastanawiając.
- Gaheris… nie powinnam mieć znowu na ciebie ochoty, prawda? - Powiedziała ni to pytając ni to stwierdzając fakt.
- Jeśli mówić na temat rezydencji, to te gazety, które czytałem wspominały, że do takiej rezydencji przynależy przeważnie sporo ziemi, zaś kolejny temat stanowi inną kompletnie sprawę. Odpowiedź na niego brzmi: dlaczegoby nie? Konkretna odpowiedź zależy jedynie od wzajemnych pragnień. Przykładowo choćby: mam na ciebie ochotę oraz nie czuję się jakoś gorzej - odparł prostolinijnie.
- Chciałabym jeszcze pobawić się z tobą w łóżku tej nocy. Czy możemy przełożyć naukę tańca na jutro? - Spytała, lekko się rumieniąc. Najwyraźniej mówienie o tym czego pragnęła wciąż wywoływało w jej wnętrzu małą walkę.
- Oczywiście piękna Charlotto. Wobec tego pozostaje nam jeszcze szybko się umyć, ażeby dostać się do łóżka. Bardzo pragnę cię - powiedział pewnym głosem. - Nauka będzie, kiedy będziesz miała ochotę oraz będziemy mogli się skupić właśnie na nauce tańca - zabrał się szybciej za mycie się.

Ablucję skończyli szybko. Charlie zgarnęła jeszcze jakiś ręcznik, by nie wracać już tej nocy do łazienki. Owinęła się nim, tak naprawdę mniej zasłaniając niż odsłaniając i gdy tylko wampir wyszedł z wanny przywarła do jego ust. Gaheris zaś wziął ją na ręce, niczym księżniczkę, oraz tak niosąc poniósł do łoża, tylko po to, albo aż po to, ażeby ułożyć dziewczynę na pościeli oraz objąć jej ciało tysiącem pocałunków, słodkich, pobudzających, męskich. Później zaś chciał się do niej dobrać oraz kochać niczym najbardziej namiętny kochanek. Pieścili się i kochali niemal do świtu, wypełniając mieszkanie słodkimi odgłosami rozkoszy. Już ziewając Gaheris ucałował usypiającą Charlottę i udał się do swego małego leża.


28 maja 1853

Gdy obudził się poczuł, że coś jest inaczej. Od razu wyczuł przyjemne ciepło na swoim ciele. Chwilę potem, lekki powiew otwartych drzwi i sączące się do środka światło lamp. Potem znajomy zapach, pewnej kochającej istotki. Gdy otworzył oczy, zobaczył tuż przy twarzy burzę kasztanowych loków. Charlie spała spokojnie na jego piersi. Rzeczywiście było inaczej, kompletnie inaczej. Jakoś zaczął sobie wyobrażać bycie razem oraz częste budzenie się przy niej.
- Ciekawe doświadczenie – stwierdził ciepło spoglądając na kobietę. Zaczął delikatnie ją gładzić po włosach, leciutko bardzo dumając nad tym, jak dziwacznie się potoczyły wampirze losy. Kobieta obudziła się po chwili i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Dobry wieczór. - Ucałowała go delikatnie, jednak nie podnosiła się jeszcze.
- Witaj piękna Charlotto - ucałował kobietę delikatnie mężczyzna. - Jak upłynął dzień mojej najdroższej kuzynce? - ciągle uśmiechał się wesoło obejmując Charlie.
- Męczący, ale zaczęłam procedury w sprawie banku i już dogadałam się z dwójką ludzi. Czekają tylko na znak. - Ułożyła się z powrotem na piersi. - Przyszłam tak zmęczona, że zdrzemnęłam się tu przez godzinkę. Jesteś bardzo wygodny, wiesz?
- Właściwie nigdy nie spałem na sobie samym, ale oczywiście cieszę się - uśmiechnął się do niej. - Widzę, że jesteś bardzo zadowolona, więc ja także. Wzięłaś się już do pracy, cóż, ale kawałek nocy będziemy mieli zajęte. Powinniśmy pojechać do Carlton Club. Wyglądasz pięknie nawet niewyspana, śliczna Charlotto - potwierdził rzeczywistość.
- Yhym.. przygotowałam ci strój i małe co nieco. - Charlie podniosła się siadając mu na udach. - Choć pewnie wolałbyś się napić z jakiegoś człowieka, prawda?
- Człowiek jest zdecydowanie smaczniejszy, ale powolutku się przyzwyczaję. Cóż robić. Uwielbiam twoją krew, ale przecież nie mogę tego robić bez przerwy. Polowanie zaś na innych wymaga sporo czasu oraz wiedzy dotyczącej mieszkańców. Także niektóre wampiry mogłyby być niezbyt zadowolone, jeśli naruszyłbym ich domenę. Stanowczo lepiej więc smakować króliki, dopóki się nie dowiem wszystkiego na tematy polowań
.

Piękna Charlie wstała mu z kolan, stając w drzwiach.
- To zbieraj się i ruszamy. - Obróciła się i po chwili zerknęła na niego znowu. - Ach i dostałeś list od tej Anny. - Powiedziała trochę zazdrośnie, widać jednak że się powstrzymywała.
- Super, jestem jej szalenie wdzięczny za pomoc oraz przyznaje, że polubiliśmy się - oświadczył zadowolony. - Całkiem możliwe, iż wskazuje nam termin spotkania - oznajmił wesoło. Wziął się za królika, potem zaś mycie oraz ubieranie. Poczytał list od sympatycznej wampirzycy.

Henry, zapraszam was serdecznie do Klubu zgodnie z tym co przekazał Donovan. Powinnam być w nim całą noc, a i Rebecca powiedziała, że nie ma innych planów. Jakby co podjedźcie od tyłu. Moje ghule was wpuszczą.

Pozdrawiam
Anna



Gdy czytał Charlotta poprawiała włosy po drzemce w swojej sypialni. Wyglądała na radosną i spełnioną kobietę, gdy tak obserwował ją przez otwarte drzwi. Zauważył też, że na łóżku i podłodze leżą liczne dokumenty, które najwyraźniej analizowała w ciągu dnia. Wiele było popisanych jej starannym pismem.
- Miałem rację, jesteśmy zaproszeni do Carlton klubu - podszedł do niej. - Kupa roboty - powiedział pełen uznania. - Szczerze mówiąc, kiedy widzę ciebie, to widać, jak bardzo ci zależy na władaniu bankiem. Bardzo cieszę się widząc ciebie tak bardzo zaangażowaną - przeczytał list od dziewczynkowatej wampirzycy.
Charlie wstała od lustra i zaczęła zbierać kartki.
- Ten bank to trochę jak szansa na inne życie. - Uśmiechnęła się do niego. - To co ruszamy?
- Zdecydowanie tak. Hm, muszę pamiętać, iż jak spotkam panią Dosett, powinienem jej podziękować za dotychczasową pomoc
- ubrał buty, palto oraz podał kobiecie ramię. Jakby bowiem nie było, byli przyszywanym kuzynostwem.
- Z pewnością będzie jej miło. Lubi cię. - Charlotta przyjęła podane ramię. Poszli więc, wpierw spacerem do punktu dorożkarskiego, później jadąc już do Carltona.
 
Kelly jest offline  
Stary 13-07-2017, 11:37   #37
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gaheris polecił dorożce by podjechała od tyłu i poprowadził Charlie w stronę znanego mu wejścia. Wartownik, stojący przy drzwiach, w którym bez trudu rozpoznał ghula, wpuścił ich do środka. Widział, jak Charlotta przygląda się wszystkiemu z zachwytem, wierzył, że gdyby nie jej obycie, podskakiwała by tak jak Anna. Dotarli na piętro i ponieważ nie był pewny gdzie może znaleźć małą wampirzycę, skierowali się do gabinetu Roberta. Wampir jak zwykle ślęczał nad jakimiś papierami. Widząc ich niemal poderwał się od biurka.
- Ah witam! - Ucieszył się i podszedł szybkim krokiem. To był ten drugi Robert, ten bardziej dystyngowany. Gaheris rozpoznał to po tych bardziej wysmakowanych, sztywnych ruchach. Podszedł do Charlotty.

- Witam piękną damę, w moich skromnych progach. Panna Ashmore jak domniemam. - Ucałował kurtuazyjnie podaną dłoń. - Robert Brewer ,wampir, - Mrugnął do niej. - do Pani usług, madame. - Wyprostował się. - Proszę mi mówić Robert.

Charlotta była lekko speszona, ale nie dała po sobie tego poznać.
- Bardzo mi miło, wobec tego też proszę zwracać się do mnie Charlie. - Powiedziała uśmiechając się.

Robert spojrzał na Gaherisa.
- Wybacz Henry, ale musiałem oddać honory tak pięknej damie. - Podał dłoń wampirowi. - Rozumiem, że chcecie bym zaprowadził was, do mojej przeuroczej matki i Lady Rebecci, która zaszczyciła także dziś ten klub swoją cudowną osobą?
- Trafiłeś w sedno, zaś powitanie tej damy, tak wylewne, wybaczam. Zasługuje na nie bez dwóch zdań - odparł Gaheris oddając uścisk dłoni znajomemu. - Uważaj na niego Charlotto, Robert to mistrz męskiego uroku - puścił oko do urodziwej ghulicy.

Charlie uśmiechnęła się do Gaherisa wzrokiem, który mógł mówić tylko jedno: “Przy tobie nie ma szans”. Robert chwilę przyglądał im się i milcząc taktownie.
- Chodźmy wobec tego. - Poprowadził ich do kolejnego salonu. Ten wypełniony był regałami z książkami, podobnie jak gabinet wampira. Przy jednym ze stołów, na którym ustawiono kilka kieliszków i sporą karafkę z czerwonym płynem siedziały dwie wampirzyce. Przy obu stały wypełnione kielichy.


Obie podniosły się widząc gości. Charlie dygnęła głęboko.
- Pani Anno, Lady Rebecco. To przyjemność. - Powiedziała podnosząc się. Robert swoim zwyczajem podszedł do matki i ucałował ją, informując iż wraca do pracy.
- Zajrzę może później, dobrze? - Dodał, lekko kłaniając się Rebecce.
- Tylko nie za późno, co byś mógł poznać lepiej Pannę Ashmore. - Powiedziała Anna z udawanym przekąsem.
- Oh obawiam się, że Charlie jest już zajęta. - Rzucił mrugając do Gaherisa. - Udanej nauki. - Dodał jeszcze wychodząc.
- Szanowne panie - skłonił się przed wampirzycami Gaheris - lady Anno - mrugnął wesoło do dziewczynki - lady Rebecco - uśmiechnął się życzliwie. - Widziałyście już Charlottę Asmore, pozwólcie więc, że wam ją osobiście przedstawię - wskazał na ghulicę. - Charlie, to bardzo życzliwe oraz niezwykle miłe panie, lady Anna i lady Rebecca. Jestem im bardzo wdzięczny zarówno za przyjęcie mnie w Londynie, jak również wsparcie podczas poszukiwań.
- Dziękuję bardzo za pomoc. - Dodała Charlotta uśmiechając się do wampirzyc.
- No już już. - Anna machnęła ręką. - Siadajcie. Henry napijesz się krwi, tobie nie proponuję moja droga, ale pewnie zaraz przyniosą coś odpowiedniego.

Rebecca zajęła swoje miejsce przy stole.
- Ale Anno teraz nie dziwię się zazdrości Florence. Pewnie chciała cię mieć dla siebie Panno Ashmore.
- Wystarczy Charlie, naprawdę. Z tego co zrozumiałam w tym światku pełnię raczej rolę sługi. - Odpowiedziała szybko Charlotta.

Kobiety spojrzały na nią niepewnie.
- To… trochę zależy od wampira, który podał ci vitae. - Odparła Anna.
- Nie wyobrażam sobie, żeby Charlotta była moją służącą. Nasze relacje to pod pewnymi względami partnerstwo - stwierdził spokojnie Gaheris. - Natomiast Florence, cóż, zachowała się chyba jednak bardzo dobrze podczas całej tej sytuacji, biorąc pod uwagę ustalenia rady.
- Stara się, musiała być bardzo zrzyta. Ale co tam, niech sama opowiada. - Anna machnęła ręką.

Rebecca zabrała się za opowiadanie Charlie tego co gaheris sam słyszał kilka dni temu, podczas gdy Anna przesiadła się z kielichem na fotel. Rycerz zaś podszedł do niej mówiąc cicho, tak żeby nie przeszkadzać Rebecce przekazywać informacje:
- Jeszcze raz dziękuję, Anno. Jesteś prawdziwą przyjaciółką. Wierzę, że nie miałaś przez to kłopotów, prawda? - spojrzał bacznie. - Wydawało mi się, że starłaś się podczas spotkania, wiesz przeciwko tamtej wampirzycy.
- Pewnie będę jej winna małą przysługę. - odparła spokojnie. - Ale Florence zachowała się w porządku jako twoja starsza i to ona ponosi większość kosztów.
- Wiesz, ale tak na logikę. Charlie została porwana zaś do mnie strzelali. Więc owa pani, którą ma Mayhawa chyba powinna ponieść owe koszty, nie zaś wy obydwie - spytał niepewnie.
- Wiesz… - Anna ściszyła głos. - .. Charlie miała trochę racji. Ghule to sługi ich wartość jest większa od ludzi, ale jak widziałeś tobie z powodu zabicia ghula nie stało się nic. A nieruchomość to nieruchomość.
- Tyle, że właśnie ghul strzelał najpierw, ale jeszcze zanim strzelił sekwencja zaczęła się od porwania Charlotty. Niezbyt rozumiem podnoszonego przez tamtą wampirzycę zarzutu, że panna Ashmore weszła lub naruszyła, właściwie nawet nie, potencjalnie mogła naruszyć, jej własną dziedzinę.
- Domenę… To takie nasze przepychanki, nikt nie zwróci na to uwagi. Pomarudzimy, ktoś dostanie przysługę, ktoś inny ją straci. To nie istotne. Za zabicie ghula jest większa przysługa i tą cene Florence poniesie, bo nie chciała cię w to wpychać jako nowego. - Anna wzruszyła ramionami. - Henry. Codziennie na ulicach tego miasta giną setki ludzi, ghul to tylko kolejny potężniejszy człowiek i jego wartość zależy tylko od podejścia wampira.
- Jednak właściwie, cóż powinienem uczynić, żeby Florence nie musiała mieć przysługi do wykonania? Ładnie przeprosić, że porwano Charlie oraz uśmiechać się, kiedy tamten strzelał? Przecież wszystkie kwestie poruszone przez radę są wyłącznie konsekwencją postępowania tamtej wampirzycy. Być może oczywiście Florence coś tam mieszkała wcześniej, ale to już jej odpowiedzialność, niczyja inna. Oczywiście jeśli taka w ogóle była - Gaheris usiłował złapać logikę wydarzenia. Przepychanki jakieś, kłótnie stanowiły normę, gorzej, że tobie porywaja ghula, strzelają do ciebie, zaś ty masz jeszcze przez to problemy, pomimo iż wszyscy wiedzą, właściwie co się takiego stało.

Na chwilę przerwał im śmiech siedzących przy stole kobiet. Widać było, że Charlie bez trudu znalazła wspólny język z Rebeccą.
- Już obiecała przysługę, więc ją wypełni. Nie martw się o Florence, to potężny wampir i sobie poradzi. Jeśli chcesz jej pomóc możesz zaproponować swoją pomoc przy tej lub innej przysłudze. - Odparła Anna. Wampir zobaczył jak uśmiechnęła się ciepło widząc kobiety. W takich chwilach naprawde przypominała taką “dobrą mamę”.
- Wiesz, raczej nie tyle chcę pomóc, co nie chcę czuć się zobowiązanym. Pomóc chciałbym tobie, bo lubię cię i uważam za prawdziwą przyjaciółką, zaś przy Florence to po prostu moje poczucie przyzwoitości. Może kiedyś zasłuży na cień sympatii, ale to taki nacisk na kiedyś oraz może - wyjaśnił swoje stanowisko. - Chciałbym się dowiedzieć czegoś od ciebie na temat mojej domeny. Wiesz króliki dadzą trochę energii, jednak niekiedy nawet jarosz chciałby posmakować coś bardziej krwistego.
- Henry, z przyjemnością ci pomagam, ale nigdy nie stanę się twoją starszą. Chcę byś miał to na uwadze. A tobie wybacz też brak wyrachowania byś był w stanie wysadzić z tego stołka Florence. Nie wiem czym zaszła ci za skórę, ale moja dobra rada jest taka byś nie robił z niej wroga. - Powiedziała lekko poważniejąc. - A jeśli chodzi o moją domenę, podałbyś mapę, jest na półce po lewej. - Wskazała regał, na którym szybko zobaczył niewielki zwój.
- Prawdopodobnie źle się wyraziłem. Nie chcę z nikogo robić wroga, bo niby po co? Florence tym bardziej. Jednak nie darzę jej wielką życzliwością, albo lepiej, wielką sympatią. Chcę się wobec niej zachowywać po prostu właściwie oraz nie włazić w paradę - ruszył jednocześnie po wspomniany zwój. - Natomiast co do domeny chodziło mi o to, gdzie po prostu mogę polować.
- No to według mnie powinieneś jej zaoferować pomoc. Według mnie jesteś jej to winny i ja osobiście czułabym się urażona, gdybym była w podobnej sytuacji. - Powróciła do tematu Anna rozkładając przyniesiony zwój, były na nim zaznaczone strefy.
- Oto główne domeny Londynu. - A to, wskazała na kropki. - To małe prywatne domeny.

Gaheris zauważył, że kamienica Charlotty była także zaznaczona.
- Ciekawe, wiesz Anno, gdybym ja wrzucił jakąś osobę w taką sytuację, jak Florence Charlottę, ze wstydu wlazłbym we własne buty, ale widocznie masz rację, że jestem prostolinijny, by nie rzec głupi pod tym właśnie względem. Natomiast właśnie, ooo, tutaj jest dom Charlie - wskazał oznaczenie.

Oznaczenie znajdowało się na sporym zielonym obszarze.
- A to - wskazała mój obszar. - To moja domena. Wiem więc o twoich łowach wczorajszej nocy i pierwszego dnia gdy przybyłeś. - Powiedziała uśmiechając się. - Choć o tamtej kurtyzanie dowiedziałam się niedawno i przypadkiem. Wiem też o waszych igraszkach w bramie. - Mrugnęła do niego. - Ale to też przypadek.

Czyli same przypadki? Jedzie mi to słoń na powiece, chciałoby się powiedzieć. Chyba że faktycznie jakimś sposobem akurat tak się dziwacznie trafiło.
- Przepraszam za naruszenie twojej domeny, co do kurtyzany, po prostu nie wiedziałem, zaś później musiałem ratować Charlie. Gdybym mógł inaczej to zrobić, uczyniłbym. Zresztą pewnie wiesz, że poza tym nie robiłem nic takiego. Oraz proszę, nie wspominaj tamtej bramy - westchnął.

Anna roześmiała się, na chwilę zwracając uwagę kobiet, które po chwili wróciły do swoich rozmów.
- Kazałam Donovanowi dopilnować byście dotarli bezpiecznie do domu, więc poszedł za wami gdy wsiedliście. - Powiedziała rozbawiona. Widać jednak było, że stara się mówić cicho. - Wybacz ale musiałam od niego wyciągnąć tę pikantną opowiastkę. Musisz wyobrazić sobie jak starał się utrzymać tę swoją poważną twarz gdy wyciągałam z niego szczegóły. - Z jej oczka poleciała krwawa łezka radości. - Nie przeszkadza mi, że tu polujesz, póki robisz to rozsądnie. Na razie nie mam zastrzeżeń. Jeśli jednak mogę mieć prośbę, to wystrzegaj się innych punktów. - Wskazała na kilka rozrzuconych kropek. - Bo byłoby to nieuprzejme wobec ich właścicieli.
- Oczywiście, dziękuję za poradę. Ale wobec tego pytanie, gdzie właściwie mam swoją domenę, czy już jest przydzielona?
- Na razie jest to dom Charlotty, by władać obszarem, musisz pełnić funkcję w naszym małym światku. - Powiedziała i wskazała okolice klubu Carlton. - Robert prowadzi Elizjum i ten budynek i najbliższy kwartał to jego domena. Córa Florence ma kilka burdeli, m.in Elizjum w którym byliśmy i obszar zamknięty między nimi i ich kwartały, to jej domena. - Powiedziała pokazując całkiem pokaźnym obszar w soho. - Jednak to nie tak, że dostajesz domenę, to po prostu obszar, którego w stanie jesteś upilnować. Tak jak ja pilnuję tej części Londynu.
- Wobec tego chyba poprzestanę na królikach, niekiedy korzystając tylko z twojego pozwolenia. Raczej nie planuję wielkiej kariery, biorąc pod uwagę wampiryczną hierarchię. Zresztą bardzo wielu rzeczy nie wiem o dziewiętnastowiecznej rzeczywistości. Miewam problemy nawet przy ludziach, co zaś dopiero przy wampirach. Wolę spokojnie siedzieć cicho, zająć się własnymi sprawami, choć oczywiście gotowy także do pomocy. Tobie zawsze, zaś zadeklaruję także Florence, że jestem zobowiązany, jeśli więc coś ma, chętnie się jakoś sensowniej zrewanżuję.
- Jakby co nie mam problemu byś posilił się raz na jakiś czas, ludzi ci tutaj dostatek, tylko tak jak to robiłeś do tej pory, zachowując maskaradę. - Powiedziała z uśmiechem. - A co do siedzenia cicho. - Wskazała podbródkiem Charlie. - Myślisz, że ona usiedzi cicho?

Charlotta opowiadała coś właśnie Rebecce i wampir odniósł wrażenie, że wampirzyca przysłuchuje jej się z uwagą.
- Zależy co przez to rozumiesz. Charlotta planuje otwarcie swojej działalności, powiedzmy ekonomicznej. Zwyczajna praca, zwyczajne inwestycje, za jej własne pieniądze. Przypuszczam, że skoncentrujemy się głównie na tym właśnie wszystkim. Wiesz Anno, ja jestem zwykłym człowiekiem, a że mam nieco inne gusta kulinarne od części osób, każdy ma jakieś - wyjaśnił swoją postawę.
- Ah Henry, Henry, gdzie są duże pieniądze tam są wampiry. - Powiedziała uśmiechając się. - Jesteś po prostu bardzo dobrą i życzliwą istotą, prostą, ale w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Dlatego cię lubię. Nawet mnie, czasem męczy fałsz, tych czasów.
- Cóż, dziękuję, cieszę się, że możemy porozmawiać swobodnie. Zaś pieniądze mogą być duże, jeszcze nie wiem, zobaczymy. Tak czy siak Charlie chce grać względnie czysto, albo lepiej: bardzo po ludzku, czyli pomysłem, ofertą, własnym wysiłkiem. Jeśliby jakiś wampir usiłował uderzyć w ten biznes, oczywiście pomogę jej się obronić, ale nie planujemy żadnych specjalnych ruchów. Hm, mam pytanie - zawahał się - czy spotkałaś kiedyś moją matkę, wiesz może, gdzie przebywa? Chciałbym złożyć jej należny szacunek oraz po prostu, jest mi bardzo bliska.
- Panią Jeziora? - Spytała.
- Tak, właśnie o niej myślę. Moja prawdziwa matka … wiesz minęło sporo czasu, chociaż była potężną czarownicą, wiedźmą, któż więc właściwie mógłby wiedzieć …
- Widziałam jakieś 3-4 wieki temu, niestety nie wiadomo mi gdzie przebywa obecnie i czy w ogóle przebywa jeszcze. Gdy ją ostatnio widziałam wydawała się być… zmęczona. - Anna się wyraźnie zamyśliła.
- Pojmuję rzeczywiście - posmutniał. - Lecz może jednak … doprawdy, przepraszam. Stanowczo Anno, nie powinienem cię zajmować moimi sprawami rodzinnymi. Powiedz mi, jeśli to nie tajemnica, kim są członkowie rady oraz kim była ta wampirzyca, która ma ghula Mayhewa. Przy okazji, jak powinienem się do niej odnosić, skoro jej ghule tak się zachowali wobec Charlie - gwałtowna zmarszczka przecięła mu na momencik oblicze.
- Jessie jest Ventrue jest właścicielką banku w City. - Na twarz Anny powrócił uśmiech. - Co do niej, raczej nie starałabym się jej znieważać, choć jak najbardziej masz prawo bronić siebie i swoich spraw. Myślę, że raczej nie będziecie się spotykać, bo Jessie rzadko opuszcza swoje terytorium, ma potężną siatkę agentów, której mogłaby jej pozazdrościć nawet Florence i to przez nich kontroluje sytuację.
- Dobrze, jednak jeden z jej ghuli strzelił do mnie. Czy biorąc pod uwagę decyzję rady cała sytuacja jest już wyjaśniona oraz zakończona?
- To go zabij i najwyżej w przyszłości powiesz Jessie, że nie musi ci nic dawać w zamian za to że weszła na teren banku Charlie. - Anna wzruszyła ramionami. - To naprawdę nie są wielkie przysługi, nikt nie każe ci w zamian za coś takiego kogoś zabić, czy okraść. Chyba że to był cenny ghul wtedy na przykład mogą prosić o pomoc przy rozwiązaniu jakiegoś problemu.
Chyba nie całkiem rozumiał, ale po prostu uznał, że wiele rzeczy musi po prostu powoli odkrywać. Wampiry uwielbiały komplikacje, chyba jednak nie był typowym przedstawicielem tego rodzaju ludzi.

- Masz ochotę się niekiedy wybrać znowu na wista? - spytał.
- Oh mój drogi, jestem mistrzynią wista! - Odparła dumnie Anna i nagle trafiło go, że w sumie mogli wygrać nie dzięki jakimś dyscyplinom tylko prostym ludzkim umiejętnościom wampirzycy. - Czasem nawet ogrywam naszego księcia na partyjce.
- Wobec tego, czy mogłabyś mnie nauczyć? - spytał. Lubił wszak z nią przebywać, zaś skoro mógł jeszcze zyskać ogładę karcianą, byłoby całkiem sympatycznie.

- Mogę ci pokazać co nieco, bo nasze towarzyszki chyba weszły w dyskusje polityczne. - Odparła z uśmiechem Anna. - Napełnisz nam kielichy? Skoczę po talię. - Mała wampirzyca zeskoczyła z fotela i ruszyła w kierunku regałów. Podczas gdy Gaheris zatroszczył się o napitek w eleganckich kielichach. Rzeczywiście, chciał się pouczyć grać. Chyba takie umiejętności należały do kanonu prawdziwego Londyńczyka.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-07-2017, 09:34   #38
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Podczas ich dyskusji, jeden ghuli przyniósł dla Charlie wino i coś do jedzenia. Teraz gdy podszedł do stołu by uzupełnić kielichy, usłyszał że kobiety rzeczywiście dyskutują o polityce.
- Lord Manners, rzeczywiście popadł ostatnio w niełaskę u królowej... - Rebecca przerwała widząc jak podchodzi i uśmiechnęła się do niego. Dostrzegł że Charlotta ma radosny, roziskrzony wzrok, oderwała go jednak od wampirzycy by spojrzeć na niego tym swoim ciepłym spojrzeniem. - Jak tam wasza rozmowa?
- Doskonale, dowiedziałem się o kilku kwestiach dotyczących domeny. Teraz zaś Anna ma mi dać lekcję wista. A jak wam idzie i kto to ten Manners?
- Jeden z lordów zasiadających w izbie
. - Powiedziała Rebecca. - Charlie, uczyła kiedyś jego córkę, którą zresztą znam i muszę przyznać, że mała ma spory potencjał.
- Przerwałam dlatego, że zrobiło się u nich krucho jakiś czas temu i woleli nie mieć “obcych” w domu
. - Dorzuciła Charlie.
- Cóż, będę musiał sobie poczytać o tych obecnych lordach oraz rządzie Jej Królewskiej Mości.
- Jeśli zaglądasz do gazet, to myślę, że dowiesz się więcej niż by oni sami chcieli, a bywając na balach nawet dużo za dużo
. - Powiedziała z uśmiechem Rebecca. - A podobno Charlie zdobyła dla was bilety do opery. Pojawimy się na tej sztuce z ojcem, więc może się spotkamy.
- Byłoby wspaniale
- stwierdził. - Może Anna także chciałaby się wybrać? - spytał, bowiem nie wiediał, czy mała wampirzyca lubi takie przedstawienia. Niewidzialną będąc mogła spokojnie ruszyć wraz z nimi do owej opery.
Anna podeszła do nich, niosąc talię kart.
- Wolę prostsze rozrywki. Ale wybierz się, Londyńska opera jest znana. Nic jej do la Scala czy Opery Paryskiej, ale warto. - Powiedziała potrząsając talią, co wywołało charakterystyczny stukot kart. - Gramy?
- Jaka skala
? - nie dosłyszał chyba wampir. - Ale tak, oczywiście, gramy.

Zajęli miejsce przy mniejszym stoliku i Anna rozłożyła karty zostawiając jakby dla przeciwników, odkryte zestawy.
- La Scala to opera Mediolańska, we Włoszech. - Mała wampirzyca studiowała swoje karty. Gaheris zaś swoje, później zaś zaczęły się ruchy kartami, przy czym rycerz był 100 lat za konikami polnymi. Tak mniej więcej, ale jednocześnie dużo się uczył. Zarówno posunięć, które należy wykonywać w określonych sytuacjach, jak taktyki gry. Kiedy zagrywać jaką kartę, ile ryzykować etc.
- Właściwie oprócz wampirów, cóż dawniej rodzina mogła spotkać takze inne niekoniecznie zwyczajne stworzenia. Własciwie jak jest obecnie?
- Wilkołaki nie zapuszczają się do Londynu, to nie ich klimat i bądźmy szczerzy, jesteśmy tutaj dosyć mocno osadzeni. O faerie słyszałam kiedy widziałam twoją matkę, więc wieki temu
. - Powiedziała odrywając się na chwilę od kart. - Magowie bywają i wtedy zazwyczaj zaczynają się kłopoty, choć ostatnio przycichli. Demonów nie widuję ostatnio, chyba że jakiś wampir się pobawi w przyzywanie i trzeba po tym sprzątać. Może co nieco więcej słychać w podziemiach, ale powinieneś pogadać z szeryfem, to jego teren.
- Szeryfem
? - zdziwił się. - Kompletnie nie interesują mnie przyzwania, zresztą nie znam się na tym, ale warto wiedzieć dla bezpieczeństwa, gdzie warto uważać.
- Szeryf, to takie nasze określenie na wampira odpowiedzialnego za egzekwowanie wyroków. WIdziałeś Tego starego Nosferatu na radzie? To on. Henryk.
- Anna wyjaśniła szybko. - W Londynie jedyne co może ci zagrażać to inny wampir, no i Łowca.
- Rozumiem, że londyńskie wampiry podlegają księciu, czy istnieją dzielnice, gdzie lepiej się nie pakować, bowiem tam wampiry bywając raczej przeciwne
? - ugrupowania wampirze stanowiły od dawna ciągły element społeczeństwa. - Ponadto ten Łowca to pomocnik Szeryfa - domyślał się.
- Obrzeża i druga strona Tamizy. Niby tam rządzą Brujah, ale idzie im to średnio. Łowcy niestety nie są po naszej stronie, tylko nas tępią, tak jak resztę “innych” istot.
- Czy ci Łowcy to ktoś inny niżeli Łowca wspomniany wcześniej
? - czy to ta sama osoba. Ttaj nastawił uszu, bowiem to mogło wpłynąć na bezpieczeństwo obydwojga.
- Szeryf, czyli nasz kochany stary Henryk, to miecz Księcia, wampir. Łowcy to ludzie, którzy wiedzą o naszym istnieniu i bardzo im ono przeszkadza.
- Znacie tych ludzi, jak właściwie ich rozpoznać oraz chronić się
? - wypytywał wampirzycę dorzucając karty. Łowcy mogli wszak zaatakować chociażby podczas dnia. Trzeba było się chronić jakoś.
- Gdybyśmy znali, to byśmy ich wybili, jak oni nas. - Odparła bez drgnięcia okiem Anna.
- Jesteś świetna, po prostu świetna. Rzeczywiście wist jest doskonale strategiczny podczas kiedy grasz - powiedział pełen podziwu po kolejnej klapie przeciwko niej. - Wobec tego kolejny raz. Chciałbym się częściej uczyć grania od ciebie, jeśli oczywiście wyrazisz zgodę.
- Na dziś wystarczy
. - Anna mrugnęła do niego. - A pouczyć cię mogę, bardzo chętnie, jeśli tylko będzie jakaś chwila.
Mała wampirzyca zebrała karty i tasując je przyjrzała się rozmawiającym kobietom.
- Czy Pani Jeziora, zdradziła ci kiedyś, czemu cię przemieniła? - Spytała nie odrywając wzroku od Charlotty.
- Nie, aczkolwiek wspominała sytuację. Sam zresztą wspominam ją często. To był dzień, który miał się skończyć śmiercią królowej Ginewry. Została oskarżona, iż zdradziła króla z samym Lancelotem. Trudno powiedzieć, czy to prawda. Spotykali się, rozmawiali często samotnie, ale czy przekroczyli ową barierę zdrady? Tego nikt nie widział, ani nie wiedział. Ale prawu wystarczyły już takie podejrzenia przeciwko kobiecie. Artur zawsze był nim spętany. Kazał zaprowadzić starszemu bratu Gawejnowi królową na szafot. On odmówił, więc kazał nam, mnie oraz młodszemu Garethowi. Nie chcieliśmy tego robić, jednak uznaliśmy rozkaz władcy. Dlatego stwierdziliśmy, iż ruszymy okryci zgrzebnymi szatami, przykrywając twarze kapturami, jako iż jest to przeciwne naszej woli. Właśnie to stało się przyczynkiem do tej całej sprawy przemiany. Lancelot oraz jego drużyna odbili królową ratując. Nie starali się nikogo zabijać, zaś mieczy używali płazem, ale przy takich zamieszaniach, tumultach, kiedy wjeżdża się konno w tłum zawsze są ofiary. Zwłaszcza, iż staliśmy obok królowej, którą Lancelot ratował. Nie poznał nas pod kapturami. Gareth uderzony płazem wpadł pod nogi tłumu, który zadeptał go, ze mną było podobno ciężko i właśnie wtedy wkroczyła Pani Jeziora, moja matka, ofiarując tę szansę - widać było, iż nie mówi tego pełen radości. Wręcz przeciwnie, szczególnie wspominając postać młodszego brata, marszczyło mu się smutkiem jasne czoło. - Dlaczego jednak zdecydowała się na mnie wtedy akurat, tego nie wiem, kiedy zaś pytałem, bardzo zręcznie zawsze omijała pytanie.
- Na pewno miała ważny powód
. - Odparła spokojnie Anna, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. - Podejdziemy do naszych towarzyszek? - Spytała, chowając karty do pudełka.
- Chyba tak, wydaje mi się, że dyskusja zaczęła zamierać - rzeczywiście, chyba panie omówiły już 1000 najważniejszych spraw oraz zaczęło im brakować tematów. Gaheris podał Annie rękę oraz razem podeszli do pięknej Charlie i ślicznej Rebecci.
- Jak tam, panie, wasze rozmowy? - uśmiechnął się do kobiet rycerz.
Gaheris dostrzegł,że rozmowy nie zamierały przez brak tematów, ale zmęczenie Charlie. Rebecca uśmiechnęła się. Jego przyjaciółka, zaczynała pomalutku przysypiać na krześle… nie raczej już przysnęła. Najwyraźniej nie chciały im przeszkadzać w rozgrywce. Robecca podniosła się i podeszła do nich.
- Nie miałam serca jej budzić. - Szepnęła cicho.
- Dziękuję - powiedział wdzięczny ściszając lekko gło. - Dużo pracowała podczas dnia, jak wspomniała. Niechajże odpocznie. Cóż, my jednak nie musimy. Czy macie panie jakąś propozycję na resztę nocy, jakiś pomysł, albo może lepiej muszę udać się do Florence, nawet bez Charlotty? - spytał znajdujące się obok sympatyczne wampirze dziewczęta.
- Może poproszę kogoś by odwiózł ją do domu? - Spytała niepewnie Anna. - Szkoda by tak spała na krześle.
- Pomyślałem, że może uda się ją gdzieś ułożyć tutaj. Nie potrzebuję już tak snu, jak ona, jednak niewiele jest rzeczy gorszych od ruszania człowieka, kiedy przysnął. Co innego ułożyć kogoś gdzieś na kozetce, co innego zaś odwieźć do domu. Oznacza to wybudzenie się oraz później paskudne uczucie, że się chce przysnąć, bowiem człowiek robi się coraz bardziej zmęczony, ale się nie da wcale przedrzemać. Jeszcze dalej do tego pierwszego czynnika dochodzi dołujące zdenerwowanie. Dlatego jeśli mógłbym prosić, byście pozwoliły na ułożenie gdzieś Charlotty tutaj. Chętnie przeniosę
- wyjaśnił kobietom.
Nim Anna zdążyła odpowiedzieć do pokoju wszedł Robert i spojrzał na nich zaskoczony.
- Doskonale, że jesteś. - Ucieszyła się Anna. - Wziąłbyś Charlie do swojej sypialni?
Chwilę wydawał się zbity z tropu.
- Mogę… - Podszedł do nich i zetknął na Gaherisa.
- Wiesz, do sypialni po prostu dlatego, żeby mogła się zdrzemnąć - wyjaśnił mu uprzejmie. - Charlotta Ashmore pracowała cały dzionek. Dlatego zmęczona właśnie - wskazał dziewczynę. - Zapadła nawet w drzemkę siedząc. Dobrze byłoby, gdyby mogła odpocząć, wyspać się. Zaniosę Charlie, jeśli nie masz nic przeciwko - zaproponował Robertowi.
- Może tak będzie lepiej. - Odparł już trochę spokojniej Robert. - Wobec tego zapraszam za mną. - Zerknął na matkę i Rebeccę. - Zaczekacie tu na Henryego?
- Tak, tak
. - Anna machnęła ręką.
Czyżby syn Anny obawiał się kobiet? Albo wnerwionego Gaherisa, gdyby posunął się zbyt daleko. Rycerz popatrzył czul na śpiącą dziewczyn, delikatnie włożył dłonie pod nią oraz uniósł niczym księżniczkę. Delikatnie tak, żeby się nie obudziła. Wampirze mięśnie bywają wyjątkowo przydatne. Unosił Charlottę bez specjalnego wysiłku.
- Prowadź Robercie - poprosił cichym głosem.

Piękna Charlotta się nawet nie obudziła. Oparła się tylko o niego. Dziewczyna musiała być naprawdę wykończona. Nie wyszli na korytarz ale przeszli przez drzwi prowadzące do bocznego przejścia. Weszli piętro wyżej, by znaleźć się na wąskim ale bardzo eleganckim korytarzu. Kręciło się tu co nieco służby. Niektórzy byli ghulami. Dwóch ochroniarzy wpuściło ich do wielkiej sypialni.


- Możesz ją tu ułożyć. - Wskazał swoje łoże.
- Dziękuję - rycerz ułożył niesioną księżniczkę, zdjął jej buty oraz lekko przykrył. - Robercie, co zrobić, kiedy się obudzi. Może dałoby się napisać, może miałbyś jakąś kartkę? Wspomniałbym, że jest w Carlton Klubie oraz żeby kogoś zawołała? - spytał wampira - właściciela sypialni.
- Będę w pokoju obok. - Wskazał jedne z drzwi. Wzrok Roberta skupiony był na śpiącej kobiecie. Jednak jego twarz nie zdradzała, żadnych planów. Gaheris był jednak pewny, że wampir z uwagi na niego się pilnuje. - Muszę co nieco jeszcze popracować.
- Rozumiem, jeszcze raz dziękuję, Robercie. Wracam do twojej matki i Rebecci
- pochylił się nad Charlottą całując jej policzek, potem ruszył znaną sobie trasą do salonu, gdzie czekały kobiety. Pomyślał, że chętnie dowie się czegoś pożytecznego na temat wampirów londyńskich. Już zdobył trochę informacji, jednak im więcej, tym lepiej. Ponadto może zaproponują coś ciekawego jeszcze.
 
Kelly jest offline  
Stary 22-07-2017, 18:23   #39
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zastał kobiety, siedzące przy wypełnionych kielichach.
- Robert nie przyszedł? - Spytała z zaciekawieniem Anna.
- Wspomniał, iż musi popracować. Rozumiem go. Hm, zakładam, że Charlotcie nic nie grozi z jego strony - zaniepokoił się nagle.
- Nie. - Anna machnęła ręką. - Spodobała mu się, ale ten chłopak jest zbyt kurtuazyjny.
- Tak też myślałem. Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skłonił się przed Anną pełen gracji. - Hm, czy jeszcze są jacyś członkowie rodziny, którzy mieszkają na terenie miasta oraz których powinienem znać?
- Szeryfa, starszych. Pewnie powinieneś poznać strukturę swego klanu. - Anna zamyśliła się.
- Najważniejszych widziałeś na radzie. - Dodała z uśmiechem Rebecca.
- Och, ale nie przedstawiali mi się - odpowiedział uśmiechem Gaheris. Rebecca miała bardzo ładny uśmiech, aczkolwiek dla niego niedostępny. - Jednak jeśli znam wszystkich, to może macie jakieś plany. Charlie spokojnie śpi oraz niech się wyśpi bidulka. Tymczasem przyznaję, że niezbyt wiem, co można tutaj robić - stwierdził zażenowany lekko.
- A co robiłeś u siebie? - Spytała Anna i poklepała miejsce obok siebie.
- Oglądałem gwiazdy, zalecałem się do pań, ubijałem potwory, takie tam wiecie, normalne zajęcia dla prawdziwego rycerza - usiadł przy małej wampirzycy. - Przy czym najwięcej było pań, potem potworów, zaś oglądanie gwiazd właściwie przy okazji, kiedy nie było ani tych ani tych - wyjaśnił niby poważnie. - Aha, lubiłem także grać na harfie oraz śpiewać. Jeśli macie taki instrument, mógłbym wypróbować, czy dawne talenty artystyczne pozostały.

Anna roześmiałą się. Rebecca chyba była lekko speszona.
- To jeśli chodzi o Panie, macie z Florence co nieco wspólnego. - Rzuciła małą wampirzyca. - Nam większość nocy zajmują interesy, a chyba większość z nas resztę stara się poświęcać na te cudowne chwile gdy możemy w spokoju napić się ludzkiej krwi. Niektórzy mają kochanków. - Mrugnęła do Rebecci, która nie zarumieniła się chyba tylko dzięki temu, że była wampirem. - Ale głównie biznes i spotkania biznesowe. Nawet do takiej opery wybieramy się by omówić sprawy biznesowe.
- Cóż, kiedy mieszkałem na dworze wuja, biznesem było właśnie przyładowanie jakiemuś smokowi, oczywiście gdyby taki stwór istniał, bowiem nigdy go nie spotkałem. Jednak powiedzmy jakimś dziwacznym stworom wychodzącym spośród odległego lasu. Takie były, niektóre nawet całkiem silne. Pani Jeziora uczyła mnie … - zamilknął na chwilkę. - Cóż, obecnie chyba biznes polega na czym innym - przyznał. - Muszę się tego nauczyć. Cóż, tempora mutantur - westchnął teatralnie, jednak wesoło mrugnął i Annie i Rebecce. - Zaś co do Florence, no wiesz, rzeczywiście pod tym względem mamy wiele wspólnego. Potrafimy docenić kobiece piękno, zarówno ciała, jak ducha.
- I Charlie będzie tą jedyną? - Gaheris zauważył, że wypytując go Anna lekko drażni się z Rebeccą. - To byłoby bardzo w stylu mojego Roberta. Niesamowicie się przywiązuje, aż mi go czasem szkoda.
- Także się przywiązuję, ale wydaje mi się, że znalezienie tej jedynej, to coś wiecej, nizeli przywiązanie. Miłość … osobiście nie zakochuję się szybko, raczej powoli. Lubię Charlie, bardzo lubię. Jest wspaniałą kobietą … naprawdę pod wieloma względami, ale ktoby wiedział, czy jesteśmy dla siebie stworzeni? Może kiedyś tak się okaże, może pójdziemy własnymi drogami. Wiem jednak, iż zawsze będę ją lubił, nawet kochał niczym prawdziwą kuzynkę, lecz nie wiem, czy jako tą jedyną. Może znajdę kogoś innego, ona może także, któż wie. Hm, dlaczego pytałaś - zdziwił się dopiero, kiedy właściwie już odpowiedział na pytanie.

- To dobry materiał na wampira. - Odparła bez zastanowienia Anna.
- Rozmawiałyśmy na jej temat z Anną. - Rebecca uśmiechnęła się sięgając po kielich z krwią. - Ma sporą wiedzę, dobry wiek, brak rodziny.
- Że też Florence chowała ją dla siebie! - Anna odburknęła.
- I nawet nie zghulizowała. - Rebecca zamyśliła się pijąc krew. - Będę musiała ją o to wypytać.
- Osobiście nie mam nic przeciwko, ale Charlie musiałaby chcieć. Tymczasem zapewne potrzebuje trochę czasu, żeby się zająć swoim biznesem podczas dnia. Po wtóre chyba na przeistoczenie książę musi wyrazić swoją zgodę? - spytał. - Zaś co do Florence, zapewne miała jakieś plany, może faktycznie chciała uczynić z niej kiedyś swoją córkę.
- W przypadku starszych to nie problem. Większość z nas ma pozwolenie na childe już od jakiegoś czasu. - Anna wzruszyła ramionami. - Ale gdy wychowa się jedną taką bestyjkę, człowiek nie jest pewny czy chce się ładować w wychowywanie drugiej. Miałam tak po całej trójce dzieci.
- Eee, mam gratulować, współczuć, czy trochę tak, trochę zaś tak? - spojrzał na dziecięcą wampirzycę. - Bowiem sam nigdy nie miałem nikogo, kogo przemieniłbym do tej jeszcze pory. Wydaje jednak mi się, że Pani Jeziora nie przynosiłem wstydu. Kiedy mi coś mówiła, kazała mi dawać słowo honoru, że będę tego przestrzegał. Wtedy chcąc nie chcąc po prostu musiałem.
- Gratulować, wszystko to wspaniali przedstawiciele swego klanu. Mogę na nich marudzić, ale choćby taki Robert, opiekuje się elizjum. - Anna uśmiechnęła się w matczyny sposób.
- Wobec tego gratuluję - powiedział serdecznie. - A ty Rebecco, masz już takie doświadczenia, czy podobnie jak ja, zerowe? - właściwie trochę zastanawiała się, z jakiego klanu jest Anna, a z jakiego Rebecca, może zresztą z tego samego?
- Mam pozwolenie na childe, ale jeszcze nie wybrałam odpowiedniej osoby. Ale ojciec opowiedział mi dużo. - Odstawiła kielich. - Anna też mi sporo opowiada.
- Może kiedyś także wybiorę oraz uzyskam pozwolenie. Może będzie to Charlotta, jeśli zechce. Jednak na pewno nie będę do tego kogokolwiek przymuszał. Cóż, zobaczymy, zaś znając twoich nauczycieli, wybierzesz niewątpliwie Rebecco wspaniałe dziecko - powiedział pełen przekonania.
- Mam nadzieję. Dla ojca to bardzo ważne. - Rebecca zerknęła na Annę.
- Też namawiam Roberta, książę się pewnie zgodzi, ale ten chłopak jest romantykiem. - Anna westchnęła ciężko.
- Jest romantykiem? Doskonale. Mówiłaś przecież, że jesteście tacy zaangażowani w jakieś biznesy. Tymczasem Robert, którego tak chwaliłaś, zresztą słusznie, potrafi łączyć zarówno dobre zajmowanie się tym miejscem, jak również romantyzm. Podoba mi się, takie rycerskie … Faktycznie jeżeli jest zarówno romantyczny, jak praktyczny, wybierze właściwą osobę we właściwym czasie. Chyba nie trzeba go poganiać. Oczywiście nie żebym cokolwiek sugerował. Wydaje mi się po prostu, że Robert dokona właściwego wyboru, właśnie wtedy kiedy będzie miał całkowitą pewność.
- Mam nadzieję. - Anna chwyciła kielich z krwią w obie dłonie i upiła nieco.
- Smacznego - dołączył się do napitku. Krew była dobra, świeża. Wampir czuł że była wyselekcjonowana. Może miałybyście ochotę przespacerować się chwilkę - zaproponował. - Chyba nie pada.
- Możemy się przejść. - Anna przejawiła nawet co nieco entuzjazmu, co innego Rebecca.
- Ja wolałabym nie, ale nie krępujcie się.
- Wobec tego bardzo chętnie. Szkoda, że nie masz ochoty, ale rozumiem – uśmiechnął się do córki księcia. - Może kiedyś … To co Anno, idziemy? - zwrócił się do przyjaciółki. - Jakieś ładne tereny tutaj? - spytał ją, bowiem znała na pewno lepiej okolice.
- Pokażę ci kilka ważnych punktów. - Anna poniosła się. - Rebecco w razie czego nie krępuj się prosić o cokolwiek.
- Pewnie za jakiś czas przejdę się do Roberta, może i Charlotta się obudzi. - Córka księcia uśmiechnęła się i dolała sobie krwi.
- Wobec tego cóż, miłego wieczoru. Innym razem? - spojrzał na sekundę pytająco, ale zmienił temat. - Pozdrów proszę ojca i oczywiście jeśli Charlotta obudziłaby się, wyjaśnij jej proszę, co się stało. Wiesz, może być dosyć niepewna, nawet nie wiedząc, gdzie się znajduje – ponadto zwrócił się do przyjaciółki, która miała go oprowadzać. - Oczywiście bardzo dziękuję za przewodnictwo, chętnie poznam ważniejsze miejsca okolicy.


Anna poprowadziła ich w stronę tylnego wyjścia.
- Rebecca nie może wychodzić. Jest bardzo rozpoznawalna i raczej nie wypada jej “spacerować” bez odpowiedniego towarzystwa.
- Rozpoznawalna? - zdziwił się Gaheris nie bardzo wiedząc o co chodzi. - Jest jakąś słynną artystką, albo zresztą nie wiem … - domyślał się rycerz dosyć zadowolony ze spaceru. Chodzenie nocą po dworze, kiedy czuł świeżość wiatru na obliczu dawała mu wiele przyjemności.
- Jest Lady, żoną lorda i towarzyszką królowej. - Odparła z uśmiechem Anna zeskakując po schodach po dwa stopnie.
- Towarzyszką Jej Wysokości - niemal się zachłysnął. Wprawdzie przy królu Arturze współcześni władcy nie wydawali mu się tacy wielcy, jednak co monarcha to monarcha. Szanował bardzo królewską krew oraz odpowiedzialność. Także miał respekt dla arystokracji, jakby nie było sam wywodził się spośród niej. - Anno, jaka właściwie jest ta królowa Wiktoria? - spytał chcąc wyrobić sobie opinię, na temat jej rządów.
- Dosyć młoda, uwielbiana przez naród, rozsądna. - Anna wymaszerowała na ulicę. Na szczęście nie padało. - Lubi otaczać się rozsądnymi i ciekawymi kobietami, więc i Rebecca często przebywa na dworze.
- Cóż, wobec tego Anglia ma szczęście być rządzoną przez mądrą kobietę. Widywałem już, jak królowie potrafili zniszczyć własny kraj. Wątpię, żebym kiedykolwiek odwiedził królewski dwór, ale to dobrze, że macie, właściwie mamy - poprawił się - kogoś takiego na tronie. Dokąd zmierzamy?
- Jest parę miejsc, które według mnie powinieneś znać, będąc jednym z nas. Pewnie pokaże ci dwa-trzy, ale dobre i to. - Anna wyciągnęła do niego rękę. - Tak będzie wyglądało jakbyś prowadził dziecko.

- Dobrze, chociaż wątpię, żeby ktoś chadzał na spacery prowadząc dzieci późną nocą, ale co tam. Oczywiście droga przyjaciółko, chciałbym poznać owe miejsca - rzeczywiście miał ochotę, głód wiedzy powodował pewną niecierpliwość. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dużo więcej ma do poznania jeszcze, niżeli wie, chociaż poznał już sporo rzeczy.
- Lepiej niż by dziecko prowadziło ciebie. - Anna uśmiechnęła się. - A ja wybacz staram się nie nadużywam swoich talentów, jeśli nie ma takiej potrzeby.
- Również wolę nie przesadzać co do użycia talentów. Przypuszczam, że ludzie się po prostu zdziwią, ale uznają, iż nic im do tego. Lubię przechadzki pod gołym niebem, szczególnie londyńskim, a ty?
- Niezbyt. Lubię swój oderwany, pałacowy świat. Ale wiesz… jestem Panią na włościach, muszę czasem spacerować. - Zażartowała.
- Kiedy byłem dzieckiem mieszkałem w zamku moich rodziców. Któż wie, może po zamku Artura był najbogatszy spośród brytyjskich. Matka miała całe skrzydło do swojej dyspozycji. Bawiła się tam magią. Ojciec zaś nie mniej miejsca. Sale audiencyjne były wysokie, obite najlepszym drewnem, wspaniale rzeźbione. Wiesz, ponadto wiele ozdób, złota oraz innych. Niestety nie było takich pięknych rzeczy jak obrazy. Istniały jednak malunki na ścianach przedstawiające zazwyczaj damy, smoki, wojowników … Później przebywałem na zamku wuja Artura. Jednak przeważnie przemierzaliśmy kraj, jako Rycerze Okrągłego Stołu, gromadząc się najczęściej na sławetne święto Pięćdziesiątnicy. Wtedy polubiłem właśnie takie wędrowanie pod gołym niebem, acz nie przeczę, iż na dworze może być także bardzo przyjemnie. Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną pospacerować. Zawsze milej mieć odpowiednie towarzystwo.

- Tylko dlatego się zgodziłam. - Powiedziała z uśmiechem Anna. - Ja jestem typowym mieszczuchem. Mieszkam w Londynie od czasów gdy była to mała osada handlowa.
- Hoho, ja nie pamiętam, kiedy była to mała osada handlowa. Podobno Londyn prosperował już za czasów rzymskich, zaś za panowania króla Artura stanowił spory ośrodek. Chociaż może mamy inne pojęcie, co to oznacza “mała osada handlowa”. Dziękuję ci, że zechciałaś przejść się ze mną.
- Było to duże miasto, jednak XIV wieczny Londyn w porównaniu z obecnym, można co najwyżej nazwać osadą handlową. - Anna, pociągnęła go w jedną z bocznych uliczek i pewnym krokiem poprowadziła dalej.
- Rzeczywiście prawda, współczesny Londyn jest dla mnie jakimś szaleństwem nieogarnionym. Wielkim zbiorowiskiem,niewyobrażalnym wręcz. Bardzo powoli się przyzwyczajam. Szerokie ulice, kamienice wielkie niczym zamki, kamień wykorzystywany, nie zaś drewniane bale - mówił przejęty.
- Tak, to szaleństwo, ale potrafiące zahipnotyzować i wciągnąć. Nigdy nie mieliśmy równie łatwego dostępu do jedzenia i nie mogliśmy poruszać się tak swobodnie. - Wyraźnie mówiła o wampirach.
- Owszem droga przyjaciółko, też zauważyłem, że właściwie wystarczy nieco poczekać, zaś ktoś sam się jakoś napatoczy. Jednakże trochę to dla mnie duży przeskok oraz niełatwo się przyzwyczaić.

Anna wyminęła, prowadząc go, jakieś większe pole, na którym nic nie było.
- Nie mogę się doczekać przyszłości. Mimo wieku w jakim mnie przemieniono patrzę na to wszystko bardzo optymistycznie. - Odparła cały czas się uśmiechając.
- Wobec tego chciałbym, zeby większość spośród nas miała podobne charaktery. Właściwie, co tutaj jest? - rozglądał się wokoło widząc właściwie nic specjalnego obok.
- Jeden robotnik popełnił tam samobójstwo i jest strasznie napastliwy. - Anna wskazała pusty obszar, który minęli.
- Chyba lepiej także nie dawajmy mu powodu do napastliwości. Wolałbym trzymać się bardziej żywych granic, jakkolwiek może dziwnie zabrzmieć.
- Londyn to jedno wielkie cmentarzysko. - Odparła Anna i skręciła ponownie. - Wszędzie są duchy i ich historie.
- Prawdopodobnie chyba tak jest wszędzie wewnątrz wielkich skupisk, jednak nie wszędzie się one manifestują - odparł uszczegóławiając swoje zdanie.
- Wszędzie. - Powiedziała pewnym głosem Anna. - Londyn jest niesamowicie tłoczny, ale większość po prostu patrzy.
- Wobec tego chyba miałem taki fart, że jakoś niespecjalnie je dostrzegałem.
- Umiesz zobaczyć duchy? - Anna była mocno zdziwiona.
- Och nie, mógłbym poznać ducha, gdybym go dostrzegł, może potrafiłbym wyczuć, ale nie potrafię aż tak bezpośrednio dostrzec. Kiedy wspomniałaś je, wyobraziłem sobie wiesz, ze się tak jakoś bezpośrednio manifestują - odparł tłumacząc szczegółowo..
- Uff… - Anna odetchnęła. - ja widzę duchy od przemiany, czasem wmawiam sobie, że część to tylko moja wyobraźnia. Ale to bardzo nieprzyjemne.
- Współczuję szczerze, istnieją rzeczy, których lepiej nie znać. Chociaż pewnie wielu ludzi tak powiedziałoby mając wiedzę dotyczącą wampirów.
- Cieszy mnie dlatego, że Charlie tak dobrze to znosi. Swoje ghule zazwyczaj wdrażałam, sporo dłużej. - Anna skręciła po raz kolejny i wyszli ponownie na szeroką ulicę.
- Wiesz – zażartował. - Dla ghula związek taki ma pewne plusy. Po pierwsze: jest stały, po drugie, gwarantuje łatwą utratę wagi, po trzecie stulecia doświadczenia, dalej odporny na wszelkie choroby oraz zawsze ma niespożytą energię, ponadto uwielbia szyje, oszczędza na jedzeniu, nie urośnie mu brzuch od nadmiernego picia piwa ani nie będzie czuć od niego czosnkiem. Przyznasz więc sama, ze to niebagatelne wampirze zalety.
- Zapominasz o uzależnieniu, o potwornych więzach. Charlie może ich teraz nie czuć, uważać, że to miłość, ale za 10-20 lat? Do tego ghule się starzeją, powoli, ale zawsze. - Mała wampirzyca prowadziła ich wzdłuż całkiem tłocznej ulicy.
- Co do uzależnienia, masz rację, lecz cóż, będę się starał, żeby była zadowolona. Być może także zechce zostać kiedyś wampirzycą. Wtedy przestanie się tradycyjnie starzeć. Mówiłaś jeszcze przed chwilą, że jesteś optymistką - wspomniał.
- Jestem, ale ten optymizm dotyczy głównie mojej osoby. - Mrugnęła do niego i zatrzymała się. - To tutaj. - Wskazała lokal po drugiej stronie ulicy.


- Circus restaurant, prowadzi jeden z moich ghuli. - Anna uśmiechnęła się. - Przedstawię cię.
- Będzie mi bardzo miło. Wygląda dostojnie. Chyba przechodzimy przez dobrą dzielnicę? - spytał niespecjalnie znając się na współczesnej topografii miasta.
- Dosyć bogatą, ale kupiecką. - Anna poprowadziła go przez drogę. Weszli do zatłoczonego wejścia. Ludzi obejrzeli się dziwnie na wampirzycę, ale błyskawicznie pojawił się przy nich kelner i poprowadził ich dalej. Zapewne wiedział, że wampirzyca to specjalny gość szefa. Pewnie pojęcia nie miał dlaczego, ale otrzymał surowe polecenia, zresztą dziewczynka mogła się tutaj pojawiać niejeden raz. Rycerz zwyczajnie się jedynie jej trzymał rozglądając się tylko ciekawie wokoło, zarówno na lokal, jak na zgromadzonych ludzi.
 
Aiko jest offline  
Stary 29-07-2017, 20:15   #40
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lokal przypominał jedną z tych droższych restauracji, jakie pokazała mu Charlie. Przeprowadzono ich przez pierwszą salę i wpuszczono do drugiej, która wypełniona była głównie alkowami. Tu przejął ich inny kelner i zaprowadził do jednego z ukrytych stolików.
- Jak mogę państwu pomóc?
- Dwa kielichy czegoś zacniejszego i chciałabym zobaczyć się z Benem. - Anna wskoczyła na wysokie krzesło
.
Gaheris zobaczył jak kelner zadrżał, ale skłonił się nisko i poleciał wypełnić polecenie.
- To jedno z nielicznych miejsc, w których możesz napić się krwi za pieniądze, a także przyprowadzić to Charlottę, bo ją także bez problemu tu obsłużą, włącznie z podaniem ci nożyka, gdybyś chciał ją napoić swoim vitae. - Anna wyszczerzyła się do wampira. - Ja często tu przychodzę, ze swymi ghulami, omówić jakieś bardziej “ludzkie” tematy.
- Właściwie Charlotta oraz ja debatujemy wyłącznie na ludzkie tematy
- wyjaśnił uprzejmie nie mówiąc szczegółowo, co ma na myśli, ale właściwie to B&S (Bussiness&Sex). - Ale strasznie ci dziękuję za pokazanie tego miejsca, bowiem rzeczywiście, brakuje takich sal, gdzie swobodnie możnaby się odprężyć. Trochę krwi, może nieco whisky. Lubię takie połączenie - przyznał.
- Wybacz mi, ale moja głowa podpowiada mi jakie to mogą być tematy. - Anna wyszczerzyła się, a wampir poczuł, że chyba jego mała towarzyszka lubi tę odrobinę pikanterii, którą m.in. zafundowali jej z Charlie, ciesząc się sobą na ulicy. Cóż, trafił swój na swego. Oni razem z Charlie robili takie rzeczy, które co poważniejszą wiktoriańską matronę mogłyby doprowadzić do jakichś waporów, omdleń oraz innych globusów, czy jak to się zwie owe udawane choroby bogatych pań.- Jest i nasza zguba!

W ich stronę szedł wysoki mężczyzna, niosąc na tacy dwa kielichy. Na widok Anny uśmiechnął się szeroko.


Wszedł spokojnym krokiem do loży i ustawił przy nich kielichy. Przyklęknął przed krzesłem Anny i ucałował obie jej dłonie.
- Mówili, że przyszedł ktoś ważny, ale nie spodziewałem się ciebie Pani. Jak się czujesz, jak Robert, ah i oczywiście Klara i Anastazja?
- U wszystkich wszystko dobrze. Przyszłam bo chciałam ci kogoś przedstawić. - Mężczyzna podniósł się, a Anna wskazała na Gaherisa
. - Henry poznaj Bena. Ben, Henry jest bliskim mi towarzyszem, liczę, że zapewnisz mu gościnę.
- Ależ oczywiście. - Mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń. - To zaszczyt poznać.
- Dobry wieczór panu
- przywitał go grzecznie rycerz. - Miło poznać szefa tak znakomitego lokalu.

Jednocześnie mówiąc to zastanawiał się, kim są osoby wymienione przez Bena, czyżby owa cała trójka dzieci Anny? Zaciągnął się też zapachem tego, co powinno być wewnątrz kielichów. Była to vitae, z pewnością świeżo upuszczona. Hm, istne smakowitości, nie to jakieś stare coś, bardziej przypominające kaszankę, tylko bez dodatkowej kaszy.
Ben zajął miejsce na wolnym krześle.
- Cieszę się widząc cię Pani, już sporo czasu zleciało od ostatniego razu.
- Mój towarzysz zapewnił mi co nieco rozrywki
. - Anna mrugnęła do wampira. Hm, czyżby odczytała jego myśli? Cóż, jakby nie było, wszystko co ludzkie i wampirze nie jest mi obce, stwierdził filozoficznie rycerz. Tymczasem Anna kontynuowała. - Dziś też nie będę zbyt długo bo chciałam go jeszcze zaprowadzić do Jessie.
- Wobec tego unieśmy kielich za nasze zdrowie oraz naszych przyjaciół
- Gaheris wzniósł. Oczywiście nie zaśpiewał 100 lat, bowiem dla wampira, czy ghula nie byłoby to miłe oraz pozytywne.
Anna uniosła kielich i odezwała się dopiero gdy oboje się napili.
- Nie będę zajmować twojego czasu Ben, wpadnę niebawem i porozmawiamy na spokojnie.
- Oczywiście
. - Mężczyzna wstała i ponownie ucałował dłonie Anny. - Kiedy tylko będziesz miała chwilę, Pani.
Skłonił się lekko Henry’emu.
- Do zobaczenia. - Obrócił się i odszedł do swych obowiązków.
- Bardzo miła atmosfera. Przypuszczam, że imiona, które wymienił, należą do twoich dzieci? Szczerze mówiąc podziwiam was także, ciebie szczególnie. Jesteście dobrze wpasowani do tej rzeczywistości. Czasem czuję się tak, jakbym był dzikusem wpuszczonym na salony.
- Ile dni minęło od twojego przebudzenia? Nie martw się, oswoisz się
. - Anna uśmiechnęła się pijąc krew. - A co do Klary i Anastazji, tak to moje córki.
- Bardzo niewiele dni, bardzo … jednak, dla ciebie pewnie to byłoby zabawne, lecz kiedy pierwszy raz zobaczyłem pociąg, byłem przekonany, że to smok buchający parą. Powoli się nauczę … wiele rzeczy mnie zaskakuje, choćby Londyn. Ludzie mają tyle pomysłów, tyle nowych rzeczy. Tym bardziej więc cieszę się oraz bardzo wdzięczny jestem tobie, Charlotcie, Rebecce, wszystkim którzy spoglądają na mnie pozytywnie. Zaś co do twoich córek, kiedyś chętnie je poznam, po prostu dlatego, żeby im powiedzieć, że mają super matkę.
- Jeśli odwiedzisz Francję i Rosję z pewnością, cię ugoszczą
. - Anna uśmiechnęła się. - Ale uprzedzam, że to specyficzne istotki, zupełnie różne od kurtuazyjnego Roberta.
- Ooo, co przez to rozumiesz? Wybacz, że wypytuję, ale taka odpowiedź zaintrygowała mnie. Robert do elegancki gentleman, bystry jednocześnie kurtuazyjny. Posiada doskonałe maniery oraz wyrafinowany gust. Jednak biorąc pod uwagę ciebie, nie wyobrażam sobie, żeby były … zaraz, eee, Francję i Rosję? - popatrzył na nią niepewnie. - Francja wiem, za Kanałem, ale Rosja - szukał wewnątrz pamięci, coś mu się kołatało gdzieś. Charlotta pokazywała mu wszak atlas. - Chyba także jakiś kraj?
- Tak, na wschód od Europy
. - Anna uśmiechała się wyrozumiale. - Dziewczęta są dużo starsze od Roberta i są odzwierciedleniem mojej… - zamyśliła się na chwilę. - … bardziej wyuzdanej części osobowości.
- Hm, niezbyt rozumiem
- przyznał - ale pozwól sobie powiedzieć, że bardzo pozytywnie oceniam twoją osobowość. Jednak rozumiem, że niegdyś wędrowałaś przez Europę. Także kiedyś odwiedziłem ziemię Franków. Wtedy rządził nią król Claudas, zwany przez niektórych Chlodwigiem. Nauczyłem się mowy jego ludu. Odwiedziłem także Rzym, jednak tylko tam oraz pewnie obecnie owe krainy wcale nie przypominają tych dawnych.
- Nie nigdy nie wyjeżdżałam poza Anglię. Dobrze mi tutaj. Ale moje córki chciały się wyrwać ze szponów matki i wyjechały
. - Anna skończyła pić i odstawiła kielich. - Z tego co mi piszą, te kraje bardzo przypominają Anglię. Ten sam pęd co i tutaj.
- Rzeczywiście, dzieci ludzkie czy wampirze nie różnią się pod większością względów od siebie
– skonstatował filozoficznie. - Ale ale, wspominałaś, że zabrałabyś mnie gdzieś jeszcze? - spytał przypominając sobie rozmowę wampirzycy z właścicielem restauracji.
- Tak. Wypiłeś już? Jeśli tak możemy ruszać dalej.
- Już. Oczywiście. Bardzo chętnie poznam kolejne miejsce. Przy okazji, może to niewłaściwe pytanie, ale ile powinienem zapłacić?
- Za kielich 5 funtów, ale gdy jesteś tu ze mną nie ma takiej potrzeby. Coś się należy pani tego interesu
. - Anna zeskoczyła z krzesła. - Idziemy?
- Wobec tego prowadź
– powstał z krzesła również podając jej dłoń.
Anna wyprowadziła ich na ulicę i poprowadziła dalej. Gaheris czuł, że są obserwowani.
- Jessie to brujah, której pozwoliłam funkcjonować w mojej domenie.
- Hm, lubię brujahów
- przyznał rycerz. - Kiedyś nazywaliśmy ich przeważnie Zelotami. Uważam, że to szlachetni członkowie rodziny, mający honor we krwi. Przynajmniej takich spotykałem. Chętnie poznam więc Jessie. Inna kwestia, że ja ogólnie nie mam niemal nic przeciwko komukolwiek. Poza skończonymi draniami - dodał zastrzegając się.
- Mówisz raczej o starych dobrych Brujah. - Anna pokręciła głową. - Jessie rzeczywiście jest taka, ale reszta. - machnęła wolną dłonią. - Szkoda gadać.
- Szkoda naprawdę. Szlachetne plemię szlachetnych istot. Przynajmniej kiedyś brujahy były właśnie takie. Cieszę się wobec tego, że przynajmniej niektórych nie dotknęła owa zmiana. Wtedy stanowiły wojowniczą elitę mającą przekonania mogące budzić podziw.
- Byli mędrcami… wojowniczymi, ale zawsze mędrcami
. - Anna ponownie skręciła w jedną z uliczek. Wampirzyca poruszała się po tym labiryncie, zwanym londynem bez większego trudu. Tymczasem pogubionemu nieco rycerzowi nie pozostało nic, tylko rozglądać się oraz trzymać przewodniczki.

Anna poprowadziła go ponownie uliczkami Londynu. Pokazała mu po drodze dwa budynki będące domenami jakichś wampirów, aż w końcu trafili do celu.


To był sklep z trumnami! Był też ewidentnie zamknięty, Anna poprowadziła go jednak na tył i bez pukania weszła na podwórze. Przeszli przez całkiem obszerny i zadbany teren. Podeszli do drewnianych drzwi i dopiero tu mała wampirzyca zapukała.
- Wejść! - Dobiegł do nich stanowczy kobiecy głos.
Anna otworzyła drzwi i zobaczyli siedzącą na fotelu, elegancką kobietę. Spojrzała na nich i zrobiła zdziwioną minę.


- Witaj Jessie! - Anna podeszła do wampirzycy, bo Gaheris rozpoznał bez trudu bladą aurę.
- Witaj, witaj. - Jessie podniosła się i ucałowała dłoń Anny. - Jak mogę pomóc? Trochę wcześnie jak na awaryjny nocleg.
- Chciałam ci kogoś przedstawić
. - Mała wampirzyca pokazała na niego. - Jessie do Henry, Henry to nasza wspaniała Jessie.
- Madame Jessie, miło mi poznać
- ucałował jej dłoń, oczywiście nie tak poddanie, jak brujach, jednak dystyngowanie oraz wedle szacunku, jakim pan powinien obdarzać panią. - Jestem nowy, moja przyjaciółka pozwala mi poznać co milszych, sympatyczniejszych oraz bardziej wartościowych przedstawicieli rodziny.
- No, no
. - Jessie uśmiechnęła się i zerknęła na Annę. - Gdzieżeś go znalazła?
- Można by rzecz, że Robert go znalazł
. - Mała wampirzyca zajęła miejsce w jednym z foteli. - Opowiesz mu czym się zajmujesz?
- Jasne, szklaneczkę czegoś dobrego
? - Jessie podeszła do barku i wydobyła z niego zalakowaną butelkę.
- Bardzo chętnie - Gaheris nie odmówił, aczkolwiek zaczął się zastanawiać: krew czy wino, albo może jakaś mieszanka? Trudno byłoby stwierdzić. - Oraz chętnie posłucham o tobie i w ogóle. Jestem przyjezdnym tutaj, można powiedzieć.

Jessie polała im do szklaneczek, czegoś co z pewnością w większości było krwią, jednak do tego dodano czegoś mocnego. Anna upiła z uśmiechem, a gdy zrobił to też wampir, poczuł smak kojarzący mu sie z północnymi bimbrami ziołowymi, którymi poczęstowano go dawno temu. Z resztą Jessie miała typową dla tamtych obszarów, rudawą urodę.
Brujah duszkiem opróżniła szklaneczkę.
- Kiedyś byłam wojem, teraz jednak z uwagi na czasu prowadzę tu leże, trochę na zasadach elizjum, ale przeznaczone jedynie dla wampirów. Do tego uczulam wszystkich, że książe i Anna dowiadują się o tym kto tu sypia za dnia.
- To bardzo ważne dla przyjezdnych, którym nie udało się znaleźć miejsca do snu tak jak tobie
. - Anna uśmiechnęła się do Jessie.
- Albo dla tych, którzy zasiedzieli się w okolicy i nie zdążą wrócić do siebie. - Jessie polała sobie kolejną szklankę. Widocznie cieszyła się z okazji do napicia się. Jednak mimo prostego stylu bycia, Gaheris czuł w niej pewną mądrość. Jej oczy analizowały go uważnie, oceniając.
- Byłaś wojem? Rzadkość, jak na kobietę - powiedział zastanawiając się, kim naprawdę jest owa wampirzyca. Wiadomo, że wśród najemniczych oddziałów zdarzyły się niewiasty, ale niewiasty - wojowniczki, to już, przynajmniej za jego czasów, raczej była domena plemion saskich, przeciwko którym walczono. - Słyszałem wprawdzie, iż istnieją nacje, gdzie zdarza się to niejednokrotnie, ale na naszych terenach zaiste byłaby to prawdziwa rzadkość pani Jessie.
- Przemieniono mnie w czasach, w których musiał walczyć każdy. Mój ojciec odratował mnie podczas III wojny północnej, jak to teraz się ładnie nazywa. I jakby co nie musisz mówić do mnie per Pani. To zarezerwowane jest dla takich jak ta tutaj
. - Jessie wskazała na Anne.
- Wybacz prosze, nie kojarzę takiej wojny - przyznał uczciwie. - A jeśli chcesz, żebym mówił po imieniu - chociaż dla niego to dziwny był obyczaj - oczywiście chętnie. Przyzwyczajam się do tego. Wobec tego mów mi także po imieniu - trochę trudno było mu akceptować rozmaite elementy obyczajowości, jednak jakoś powoli sobie radził. Oraz przypominać sobie musiał, ze tutaj nosi imię Henry.
- Przywykniesz, na tytuł pana lub pani trzeba w tych czasach zasłużyć, a już szczególnie w naszych wampirzych kręgach. - Jessie uśmiechnęła się. - Ale miło widzieć nową twarz w Londynie, środowisko się trochę zastało, co Anno?
- Prawda, że ostatnio nie słyszałam o jakichś specjalnych ruchach, nawet po drugiej stronie
. - Mała wampirzyca przytaknęła.
- Dolewki? - Jessie uniosła w jego stronę butelkę.
- Tak proszę, zaś po drugiej stronie, o co chodzi? - próbował uszczegółowić informację.
- Po drugiej stronie rzeki. - Anna machnęła w kierunku, gdzie prawdopodobnie płynęła Tamiza. A Jessie polała mu więcej drinka.
- Moi “inni “ kuzyni nie do końca radzą sobie z zapanowaniem nad spokrewnionymi. - Powiedziała brujah siadając na swoim miejscu z pełną szklanką. - Więc jest tam małe zamieszanie.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:27.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172