Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-02-2018, 21:23   #81
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Uwielbiał wspaniałe uczucie, kiedy jego wyprostowana niczym masz okrętowy męskość prześlizgiwała się po jej wewnętrznych karbkach podrażniając je słodko. Była piękna, wspaniała oraz cudownie seksowna, tak bardzo, iż nawet kiedy wypełnił jej intymność już swoimi soczkami pozostał w jej środku, albo przynajmniej chciał pozostać, dopóki mocno zmniejszony miecz nie zamienił się w scyzoryk wyslizgując się na zewnątrz po jej wilgotnych płateczkach. Nie przestawał jednak jej obejmować oraz ani na moment nie przerwał pieszczenia piersi. Starsza ułożyła się przed Charlottą i zaczęła ją pomału całować. Początkowo badając czy ghulica ma na to ochotę, dopiero gdy ta odpowiedziała na pocałunki, wampirzyca przywarła do nich bardziej. Gaheris pieszcząc teraz piersi swej narzeczonej ocierał się i dłońmi o krągłości Florence. Dłoń starszej wsunęła się pomiędzy kochanków i zaczęła pieścić męskość wampira,, ocierając nią o tylne wrota Charlie.
- Mrrr - zdołał jedynie wymruczeć, niczym zadowolony kociak. Byli teraz we troje zabawiając się oraz czyniąc sobie niekłamaną przyjemność, zaś jego męskosć ponownie gwałtownie stwardniała. Wzdychał ciężko całując Charlie w kark oraz poruszając kłami tak, by czuła na sobie ich dotknięcia. Jednak póki co jeszcze jej nie ugryzł. Zaś Florence … wampirzyca doskonale wiedziała, jak wszytsko urządzić, żeby sprawić wszystkim przyjemność. Końcóweczka jego męskości pieściła otworek jej tyłeczka. Słodki, ponętny, który również uwielbiał odwiedzać. Aż w pewnej chwili nie wytrzymał. Pchnął mocniej biodrami, przytrzymując ją jednocześnie. Jej tylna dziurka, niezwykle nawilgocona już jego pieszczotą gwałtownie ustąpiła przed silnym ruchem męskiego pala. Charlie jęknęła przerywając pocałunek, jednak Florence szybko zagarnęła jej usta z powrotem dla siebie. Dłoń wampirzycy przesunęła się, a sądząc po dreszczu, który przeszył ghulicę, zawędrowała do jej kobiecego kwiatu. Uśmiechał się na to. Charlotta była pieszczona już niemal wszędzie, gdzie tylko mogła. Wchodził mocno w jej pupę dobijajac swoje biodra do jej krągłych pośladków, później wycofywał się, żeby ponownie uderzyć. Jednocześnie całował ją, bawił się piersiami, koncentrując teraz już na słodkich, stwardniałych sutkach, zaś resztą zajmowała się Florence. Mógłby tak wieki, istne wieki, gdyby nie to, iż po chwili poczuł, że będzie dochodził. Cudowne uczucie dla mężczyzny, kiedy docierało do niego, iż właśnie zbiera się coś przy podnóżu jego pala. Leciutki nacisk połączony ze wspaniale narastającą rozkoszą, powodujący że biodra już nie dają się kontrolować, tylko zaczynają chaotycznie ruszać jakimś roztańczonym rytmem. Wreszcie wystrzał, później kolejny, aż do całkowitego opróżnienia.
- Ach! - jęknął, właściwie krzyknął niemal mocno dobijając swoją męskość, która gwałtownie wyrzuciła całą swoją zawartość do wnętrza jej pupy. - Ach ach ach - kolejne ruchy jeszcze bardziej powiększyły owo zalewające jej tyłeczek morze. Wręcz zakręciło mu się od uderzenia przyjemności absolutnie niesamowitej. Czuł jak jego ciało drży, zaś ręka obejmująca pierś dziewczyny ją odruchowo ściska.

Wtedy dotarło do niego, że ręka Charlotty także się delikatnie porusza, pieszcząc coś co znajdowało się przed nią. Florence przerwała pocałunek i teraz przyglądała się ghulicy rozmarzonym wzrokiem. Haha, więc Florence uzyskała to, na co miała ochotę, no przynajmniej częściowo, bowiem chciała być wypieszczona ustami kobiety. Skoro Charlie miała ochotę na taką zabawę, postanowił obydwu paniom to ułatwić. Ale jeszcze chwilka. Jego opadła męskość musiała powrócić do normy. Później planował ułożyć narzeczoną na wznak oraz kochać pozwalając, by Florence usiadła na jej usta. Gdy kobiety pieściły się, pupa Charlotty cały czas ocierała się o jego biodra. Ghulica wyraźnie potrzebowała tego kontaktu, mimo iż jej dłonie, usta, skoncentrowane były teraz na starszej. W pewnym momencie Florence przewróciła się na plecy, a Charlie podążyła za nią. Gaheris mógł teraz widzieć jak jego narzeczona całuje szyję, piersi wampirzycy i pomalutku schodzi niżej, schodząc przy tym z łóżka. STarsza zachęcała ją do tego ruchu napierając na jej ramiona i głowę dłońmi. Wampir widział jak Charlie staje na ziemi i wypina zgrabną pupę, docierając jednocześnie do kwiatu Wampirzycy. Można było i tak. Przez chwilę obserwował umiejscowienie obydwu kobiet i jak jedna zaczyna coraz mocniej dobierać się do drugiej. Obydwie wyglądały na bardzo zaangażowane oraz cudownie emanujące erotyczną poświatą.

Śliczna Charlotta pieściła Florence, tymczasem Henry stanął za nią przytrzymując dlonie na jej pośladkach. Ponieważ dopiero odzyskiwał własną sprawność pochylił się. Dokładnie tak, jak jego narzeczona pieściła Toreadorkę, on zabrał się za jej kwiatek. Końcówka języczka mężczyzny wśliznęła się pomiędzy płateczki. Usta calowały je, zaś wargi leciutko podszczypywały pieszczotliwie. Była mokra, obłędnie mokra oraz pachnąca seksem. Jej soczki oraz to, co w nią już wlał, osiadły kropelkami na jego twarzy. Leciutko rozgarnął paluszkami jej intymność przez momencik spoglądajac na różowiutką szparkę, skąd wypływały gęste płyny. Ten widok podniecił go jeszcze bardziej. Chciał ją wziąć. Natychmiast! Poderwał się do niej, kładąc dłonie na jej biodrach oraz wchodząc mocnym ruchem. Na chwilę CHarlotta przerwała pieszczenie starszej, chyba odrobinę zaskoczona tak gwałtownym szturmem. Jęknęła opierając czoło na łonie wampirzycy, która delikatnie pogładziła jej włosy. Oczy starszej skupiły się,na górującym nad nimi Gaherisie. Uśmiechała się radośnie, ale był w tym cień smutku. Florence nie poprosi Charlotty by ta kontynuowała i on doskonale o tym wiedział. Z jakiegoś powodu wampirzyca postanowiła, że nie będzie tej konkretnej kobiety do niczego zmuszać. Hm, dziwne oraz jakieś nostalgiczne. Chyb awłasnie spojrzenie Florence sprawiło, iż Gaheris zatrzymał się na moment, później zaś zwolnił posuwając się delikatnie. Pobudzał Charlottę, ale owym wolniejszym tempem dawał jej także szanse, ażeby powróciła do pieszczot Toreadorki. Skoro samodzielnie zaczęła, znaczy miała na to ochotę, Henry zaś cieszył się zadowoleniem dziewczyny. Jego dłonie zaczęły także przesuwać się po jej plecach, delikatnie gładząc. Charlie obejrzała się na niego zaskoczona, ale to najwyraźniej wystarczyło by przypomniała sobie o przerwanej czynności. Powoli pocałowała brzych leżącej pod nią Torreadorki i powróciła do przerwanych pieszczot. Jednocześnie jej pupa zaczęła poruszać się, nabijając się na pal mężczyzny.
- Cudownie - wyszeptał. Zgrywał swoje ruchy razem z jej ruchami. Nie śpieszył się wiedząc, iż im dłużej się zabawiają, tym większa będzie wreszcie przyjemność. Ponadto chciał sprawić, żeby Toreadorka doszła pierwsza, bowiem przypuszczał, iż później Charlotta może nie móc kontynuować pieszczot. Dlatego starał się wyrównać z nią ruch, nabijać ją jak najgłębiej, jednocześnie zaś powoli, stopniowo pobudzając rosnące pokłady przyjemności, aż do samego orgazmu. Florence przeniosła wzrok na Charlotte, wyraźnie zachwycona tym co widzi. Wystarczyło jeszcze kilka ruchów języczka ghulicy i starsza doszła wydając z siebie miły dla ucha okrzyk rozkoszy. Wtedy gwałtownie przyśpieszył. Zresztą już sam nie mógł niemal wytrzymać tego powolnego budowania rozkoszy. Pchnął mocniej, dużo szybciej, zaś jego biodra zaczęły wykonywać znacznie prędzej ruch niosący kochankom przyjemność. Dochodził, ponownie dochodził! Czuł, jak się ponownie zbiera wytrysk, mocne skurcze pochwy otaczającej męskość.
- Ach - jęknął - taaaaaak - wypalił w niej, potem zaś ponownie jeszcze. Biodra przez chwilę samodzielnie wręcz, kompletnie pozbawione jakiejkolwiek kontroli uderzały, zaś przed jego spojrzeniem przez moment pojawiła się cudowna mgła obłędnej rozkoszy. Stał za nią oddając się temu uczuciu, porywającym wręcz całe rozgorączkowane ciało. Charlie dochodząc, zgodnie z przewidywaniami, przerwała pieszczoty. Oparła się twarzą o brzuch wampirzycy i ni to mrucząc ni pojękując przeżywała swoje chwile rozkoszy. Stojąc zaś za nią Henry także ledwo trzymał się na nogach, póki wreszcie nie doszedł do siebie jako tako. Chwiejąc się dotarł do łóżka po prostu się na nie zwalając bardzo ciężko. Stanowczo dalej było mu wspaniale, uniesienie zaś jeszcze nie odeszło całkiem. Charlie leżała wygodnie między piersiami wampirzycy, która wyraźnie przysypiała. O dziwo wampir mimo zmęczenia nie czuł charakterystycznej porannej senności. Trochę faktycznie dziwne, ale złożył to na karb podniecenia. Założył, że pewnie zaraz przyśnie tak czy siak, więc spokojnie ułożył się obok, dotykając jednocześnie pleców Charlotty. Ghulica obejrzała się na niego i uśmiechnęła. Wyglądało to uroczo szczególnie, że jej twarz częściowo przesłaniała pewna pełna, zaróżowiona krągłość.
- Co się wydarzyło kochanie… - odezwała się cicho. - Pamiętam dorożkę, a potem… byłam tutaj.
- No perełko, zdarzyło się to, co zwykle u Florence - wyjaśnił. - Jechaliśmy tutaj. Spotkałem się z malarzem, panem Millaisem. Przekazałem mu instrukcje. Poza tym wszyscy kochaliśmy się … jeszcze chwilkę spałaś. Jak pamiętasz, nie jechaliśmy sami. Dobrze sam nie wiem, co dokładnie było, ale nasza mała wampirzyca chętnie ci dokładnie wytłumaczy. Cudownie wyglądasz - przyznał przypatrując się ukochanej dziewczynie oraz jej uwypuklonym atrybutom. Inna kwestia, że Florence, chociaż przysypiała wyglądała równie pięknie, zaś jej pierś stanowiła słodką osłonkę dla kawałeczka charlottowej buzi. Gdy zerknęli na fotel okazało się, że Anna także usnęła zwinięta w kulkę na fotelu.

Charlie patrzyła przez chwilę na malkaviankę, po czym przeniosła wzrok z powrotem na narzeczonego.
- Przypominam sobie jeszcze jak zaczęliśmy w dorożce… - zarumieniła się uroczo. - … przy Annie. Ile razy? Ja czuj się… tam na dole… - Widać było, że jej główka powoli klei fakty. - ...bardzo rozciągnięta.
- Eee, szczerze mówiąc zgubiłem rachubę - przyznał - cudownie było, kochana moja najpiękniejsza dziewczyno. Zaraz - nagle podniósł się na łokciu - popatrz, śpią, dlaczego natomiast ja jeszcze nie śpię - powiedział niby spokojnie, jednak wewnątrz jego słów było ziarenko lekkiego przestrachu.
- Wstałeś przed zmrokiem. - Charlie uniosła się odrobinę, opierając się na piersiach wampirzycy. - Może uśniesz też po świcie?
- Może … właściwie może tak będzie - przyznał. - Ale kochanie moje, czy wszystko w porządku, znaczy nic cię nie boli - chciał się dowiedzieć obawiając się, iż po tajemniczych działaniach Malkavianki mogli lekko przesadzić. Właściwie pamiętał owe chwile bardziej jako ciąg wydarzeń, niźli poszczególne razy, ilością których zainteresowała się piękna Charlotta.
- Trochę pupa mnie boli… - Uśmiechnęła się odrobinę zmieszana. - Ale poza tym jest dobrze. Czuję się… pusta. Bardzo rozciągnięta. - Zobaczył jak na jej twarz wypływa rumieniec. - Brakuje mi ciebie… w środku.
- Co do tyłeczka, wiesz, tam też kochaliśmy się parę razy. Może, może byłem zbyt gwałtowny … Przepraszam perełko, natomiast co do tej drugiej rzeczy, możemy skorzystać, że póki co jeszcze nie śpię. Spróbuj go postawić oraz dosiąść. Masz ochotę? - uśmiechnął się do niej słodko, choć obawiał się, że ponowne ustawienie męskości do pionu chwilę może zabrać Charlotcie, skoro już tyle razy dzisiaj używał owego męskiego instrumentu.

Wyraźnie także miała ochotę na więcej zabawy. Jej oczy zabłyszczały i powoli zsunęła się ze śpiącej wampirzycy. Sięgnęła do jego męskości palcami, pieszcząc ją na początku delikatnie. Dopiero gdy ta zaczęła się podnosić, wzięła ją do ust. W końcu pustka, którą pozostawiła po sobie Florence, przerywając pieszczotę, została wypełniona. Gaheris poczuł jak mocno jego ciało reaguje, na coś na co od dłuższego czasu miało ochotę. Gdy w końcu Charlotta go dosiadła był wyprężony i w pełni gotów do dalszego działania. Kobieta zaczęła się poruszać góra-dół rozpoczynając powoli jazdę, która przerodziła się w szybki galop. Zasypiając widział nad sobą jej piękne ciało i falujące piersi.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-02-2018, 00:26   #82
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
35 maja 1853


Obudził go ruch. Znów czuł, że mógłby pospać chwilę, ale stare dobre odruchy zmusiły go by otworzyć oczy i upewnić się co się dzieje. Nadal był w sypialni Florence. Wampirzyca leżała obok i przytulała się do niej Rosa. Widząc jego otwarte oczy, ghulica uśmiechnęła się, szybko jednak znów wtuliła się w pierś swej pani. Anny nie było w fotelu, za to siedziała w nim Charlotta, czytając gazetę. Musiała być wcześniej na jakimś spotkaniu lub kolacji, bo miała na sobie jedną z tych swoich bogatych sukni.
- Dzień dobry, perełko - uśmiechnął się do niej unosząc się na łokciu obok Florence. Widać było, iż coś robiła. - Jak minął dzień?
Gdy się uniósł okazało się, że starsza nadal śpi, czule przytulana przez swoją ghulicę. Charlie podniosła wzrok znad gazety i uśmiechnęła się.
- Witaj skarbie. Wyspany? - Odłożyła na bok swoją lekturę i wstała z fotela. Spokojnym krokiem podeszła do przygotowanego kielicha i przyniosła go wampirowi.
- Dziękuję, całkiem nieźle - przyznał popijając. - Wszyscy jeszcze śpią … - podsumował sytuację, znaczy widział jedynie Florence, jednak niewątpliwie pozostali również musieli czekać przyjścia świtu. - Uff, mam nadzieję, że moje ubranie już nadaje się do włożenia - wstał podnosząc się oraz dając buziaka narzeczonej.

Piękna Charlie oddała pocałunek odrobinę go pogłębiając. Odsuwając się uśmiechnęła się zalotnie.
- Jeśli poprawi ci to nastrój Strain też nie śpi. - Mrugnęła do niego, po czym wskazała poskładane ubrania leżące na jednym z foteli. - Wygląda na to, że wszystko wyprano i przygotowano.
- Hm, pytanie, co robimy. Muszę się stawić u księcia na drugą część nocy, ale obecnie jeszcze kupa czasu
- rozejrzał się. Skoro Charlotta nie miała ochoty mówić, co robiła, możliwe więc, że stanowiło to jakąś tajemnicę. - Wobec tego ubiorę się - stwierdził.
- Planuję cię porwać i niecnie wykorzystać. - Charlie uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jestem perełko do dyspozycji - skłonił się leciutko zaczynając przywdziewać ubiór. - Podaj plany.
- Dużo ich nie ma. Nie chciałam ryzykować, że coś będzie mogło przeszkadzać w realizacji zadania dla księcia
. - Charlie przyglądała się jak wampir się ubiera. Nie poganiała go ale widać było, że zależy jej na czasie. - Zorganizowałam małą kolacyjkę, dla ludzi z banku.
- Wobec tego daj mi moment
- powiedział wampir ubierając się, acz nie całkiem. - Gdzie mogę skorzystać z łazienki? - spytał leżącą przy Florence kobietę. Planował szybko przemyć się, skorzystać z jakichś perfum, nawet kobiecych, byle tylko miały bardziej uniwersalny wydźwięk oraz ruszyć wraz ze swoją ukochaną. Skoro potrzebowała go, pragnął pomóc.
Rosa oderwała swoje usta od skóry wampirzycy.
- Drzwi na prawo od tych. Korzystaj śmiało. - Ghulica powróciła do przerwanej czynności.
- Dziękuję - ruszył gdzie trzeba oraz po paru szybkich minutach był czysty,pachnący oraz ubrany. Stanąwszy przed lady Ashmore uśmiechnął się podając jej swoje ramię.
- Prowadź proszę.

Śliczna Charlie uśmiechnęła się, ale poprowadziła go do jednego z saloników.
- Chyba wolę nie sprawdzać czy słońce ci nie szkodzi. Zaczekamy jeszcze chwilę. - Podeszła do barku i nalała mu krwi po czym sięgnęła po jakieś stojące na nim przekąski. O dziwo Gaheris poczuł nagle, że sam chętnie by coś przegryzł. - Mam wstępny kontrakt z Hudsonem na warunkach, które zasugerowałeś. Uznałam, że potem spróbuję jakoś rozwiązać sprawę Alberta. - Wróciła do niego i podała mu kielich. - Chyba uda mi się też spotkać z baronem de Mauley. Znajoma jest u niego guwernantką i podobno gdy delikatnie zasugerowała mu kredyt w naszym banku, wydawał się zainteresowany.
- Pytanie czy się uda, jednak jeśli tak, to super. Oczywiście jeśli sobie życzyłabyś, chętnie ci potowarzyszę tam - obiecał sobie, ze przy sprawach banku będzie zawsze stał wewnątrz ciania. To było jej królestwo, nie jego, ani kogokolwiek innego. - Cieszę się, że udało się załatwić z Hudsonem. Skoro mówiłaś, że rzecz może się wymknąć spod kontroli warto mieć zabezpieczenie. Ponadto także nie chciałbym sprawdzać takiej odporności - wziął kielich oraz wychylił. Jedzenie wydało mu się dziwne, ale czegoby nie skosztować. Spróbował jakiś drobiazg.
Charlie spojrzała na niego zaskoczona.
- Oczywiście, że chcę byś tam był. Skąd pomysł, że mogłoby być inaczej?

Gdy zjadł niewielki owoc, poczuł coś dziwnego. Odrobinę przypominało głód krwi, ale… O to nie wołało całe jego jestestwo, każda komórka jego martwego ciała. To pragnienie koncentrowało się wyraźnie w brzuchu. Znał je, ale nie czuł tyle wieków. Łaknienie.
- Hm, dostanę jeszcze trochę soku? - spytał dziewczyny przytulającej się do Florence. Skoro trochę czasu mieli? Jednak obawiał się nieco dziwacznych reperkusji.
Obie z Charlottą spojrzały na niego zaskoczone. Narzeczona obejrzała się na barek.
- Jest jakieś delikatne wino… może być?
Rosa podniosła się na łóżku.
- Jakby co mogę pójść poszukać czegoś innego. - Ghulica starszej najwyraźniej nie spodziewała się takiej prośby od nieśmiertelnego, widać jednak było że chce pomóc.
- Bardzo chętnie - odpowiedział trochę przestraszony. - Przy okazji, jest może Strain? -chciał porównać swoje reakcje oraz właśnie jego.
Charlie podała mu lampkę wina. Było bardzo dobre, lekko słodkie.
- Gdy przyszłam, “zapewniał towarzystwo” jednej z dziewczyn. - Narzeczona uśmiechnęła się odrobinę ironicznie. - Może już skończyli.
- Wobec tego nie chciałbym przeszkadzać. Bowiem jeśli już są po wtedy dobrze, jednak nie przypuszczam, iżby byli zadowoleni, gdybyśmy im jakoś bardziej przeszkodzili. Dobrze wobec tego, poczekamy oraz ruszymy
- lekko nakłuł swoją dłoń kłem oraz czekał, jak wygląda kwestia regeneracji.
Regeneracja stała się wyraźnie wolniejsza. Wampirowi wydało się też, że widok krwi pobudzał w nim mniejszy apetyt niż dotychczas.
- Możemy zejść na dół jeśli nie usłyszymy wszechobecnych jęków prawdopodobnie skończyli. - Charlie wydawała się być w dobrym nastroju. Widać też było że kontakt z Florence wyraźnie zmniejsza jest wstydliwość. - Przy okazji poprosimy kogoś by wezwał nam dorożkę.
- Możemy to uczynić. Charlie
- powiedział. - Jeśli chciałabyś mojego wsparcia wampirzych mocy, musimy się mocno pośpieszyć. Człowieczeję faktycznie, wedle przypuszczeń wiesz czyich - spojrzał poważnie na nią. - Jeszcze wszystko gra, co do pewnych możliwości, jednak kto wie, czy za jakiś czas nie będę kimś kompletnie przeciętnym pod względem dyscyplin.

Kobieta spojrzała na niego już ze szczerą obawą. Podeszła do wampira i objęła go mocno.
- Potrzebuję po prostu twojego wsparcia. - Odchyliła głowę i uśmiechnęła się niepewnie. - Czuję się pewniej gdy jesteś obok.
- Tyle mogę zapewnić ci bez jakichkolwiek problemów, skoro cię kocham przecież perełko droga
- oddał uścisk. Obawiał się też, co będzie dla niej, skoro nie będzie mógł karmić ją swoją krwią. Średnio ciekawie. - Chodźmy poszukać Straina.

Jeśli ocena Charlotty była dobra, Strain najwyraźniej zakończył “dotrzymywanie towarzystwa” bo na parterze panowała cisza. Charlie poprosiła jedną z kręcących się po domu ghulic by wezwała dorożkę i wybrali się na poszukiwanie syna Florence. Znaleźli go o dziwo w kuchni, Ubrany tylko w spodnie, pałaszował coś co wywołało w Gaherisa niewielki ślinotok.


Słodki zapach owocu przypomniał Ashmorowi jak dawno nic nie jadł.
- Oooo, też już wstałeś? - Strain pomachał im zapraszając gestem do stołu, na którym stały jakieś sery, pieczywo i owoce.
- Widzę, iż masz takie same objawy - stwierdził Gaheris korzystając ze szczodrego zaproszenia oraz zabrał się za jedzenie. Wprawdzie niezbyt dużo, ale zawsze. - Próbowałem sprawdzić kwestie regeneracji. Dalej występują, jednak mocno osłabione.
- Sprawdziłem, że działają też dyscypliny
. - Strain najwyraźniej też ciekaw był co właściwie się z nim dzieje. - Dziś będzie ten magik i mam nadzieję, że coś na to poradzi. Nie żebym był wampirem długo, ale.. Jakoś bycie spokrewnianym jeszcze raz wydaje się być niewłaściwe. - Syn Florence, nalał wina i poda kieliszek Charlotcie.
- Owszem właściwie, wszystko byłoby dziwne. Aczkolwiek miło sobie podjeść oraz posmakować niektóre rzeczy. Choćby jabłka.
- Częstujcie się
. - Strain wyrzucił ogryzek i rozejrzał się po pomieszczeniu, w końcu jego wzrok spoczął na zegarze. - Powinienem się ogarnąć nim starsza wstanie.
- Oczywiście
- rozumiał go. Florence była dla niego kimś ważnym. Właściwie powinna dla każdego Toreadora, jednak Gaheris choć poważał ją, jednak biorąc pod uwagę pokolenie należał do starszego grona wampirów. Udowodnił swoją przydatność, dlatego nie podchodził do Florence niczym paź do wyniosłej królowej. Ucieszyła ponadto go informacja dotycząca owego specjalisty wiedeńskiego. Niby wiedział, jednak cieszyło go iż Strain potwierdził przybycie kogoś, kto może powstrzymać proces odwampirzania. Zresztą właściwie pewnie oni także ruszą do przybyłej dorożki.

Strain zostawił ich samych w kuchni, mieli jeszcze chwilę do zmroku, a Charlie zaczęła przejawiać pierwsze objawy zdenerwowania. Delikatnie ugniatała materiał sukni, popijając wino z otrzymanego kielicha.
- Powiedz coś więcej, proszę, na temat osób, które będą na tamtym spotkaniu. Chciałbym wiedzieć, jak się przygotować, zresztą może coś wspólnie pomyślimy - zaproponował tyleż dlatego, żeby poznać wspomniane osoby, trochę jednak też dla wyrwania ukochanej ze zdenerwowania, dosyć widocznego dla czujnego obserwatora.
- Będą wszyscy, których poznałeś na spotkaniu w banku, główni klienci, szefowie oddziałów banku. Wszyscy z osobami towarzyszącymi. - Charlie zdała sobie sprawę, że bawi się swoją suknią i sięgnęła po jabłko. - Najmniej obawiam się pracowników, w większości są to osoby dobrane przeze mnie. Dyrekcja też jest już po naszej stronie. Wszyscy byli oczarowani twoją osobą. Pozostali klienci…
- Pozostali klienci również będą oczarowani, chyba, że nie będą ludźmi. Potrafię stać się, póki co, niezwykle czarujący oraz bardzo kompetentny, oczywiście pod warunkiem, iż nikt nie wejdzie na wyższy poziom dyskusji, jednak wtedy odeślę go do odpowiedniego dyrektora wydziału. Pamiętaj tylko proszę, iż na kolejny kawałek nocy muszę powrócić do księcia Peela.
- To tylko kolacja
. - Charlie wyraźnie poczuła lekką ulgę. - Trzy albo cztery godziny i ludzie zaczną się rozchodzić.
- Wobec tego czekajmy na dorożkę
- stwierdził, bowiem niby cóż więcej mogliby wymyślić.
 
Kelly jest offline  
Stary 02-03-2018, 22:08   #83
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Dorożka podjechała tuż po zmroku i narzeczeni mogli się udać na zaplanowaną przez Charlottę kolację. Ghulica wybrała chyba jeden z elegantszych lokali w Londynie. W środku panował gustowny przepych, a od zapachu dań, nawet Gaherisowi zebrała się ślinka.


Wewnątrz było już sporo osób. Wampir bez trudu rozpoznał ludzi, których widział na spotkaniu z banku. Charlie szybko przedstawiła mu kilku pracowników. Rzeczywiście wydawali się być oni pozytywnie nastawieni do swojej szefowej. W ich zachowaniu nie było tego dystansu co w przypadku dyrekcji. Gaheris bez trudu rozpoznał też klientów banku. Głównie po sposobie w jaki obchodzili się z nimi pracownicy i dyrektorzy. Chcąc pomóc Chalotcie postanowił dostosować się do jej decyzji. Wszak bowiem nie znał, jak planowała kolację. Jeśli zostawiłaby mu wolną rękę, planował dużo rozmawiać, uśmiechać się, pozyskiwać ludzi używając wszelkich możliwych talentów. Wyglądało na to, że na rozmowach miała polegać kolacja. Wszyscy słodzili sobie nawzajem. Czuł jednak kilka nieprzychylnych spojrzeń. Dlatego skoncentrował się właśnie na nich. Wzmacniany wampirzą wolą Zachwyt powinien zadziałać, uśmiechał się słodko oraz mówił miłe słowa powodując dobre wrażenie.

Widział jak kilka osób spojrzało na nich dużo przychylniej. Szczególnie ucieszyło go gdy jedna z kobiet zaczęła przekonywać swego partnera by zaniechał nieuprzejmych komentarzy. W tłumie wyróżniało się kilka par, które go niepokoiły. Pierwszą była ta, której reakcja kobiety pozytywnie go zaskoczyła. Jej mąż wydawał się mieć podobne poglądy co Walter Baring, dotychczasowy właściciel banku. Wyraźnie nie podobało mu się, że właścicielem zostaje kobieta i dawał o tym głośno znać. Dlatego właśnie zaczął od niego. Co z tego, że nie lubił kobiet jako szefów firm. Planował to stanowczo zmienić.
- Witam szanownych państwa - skłonił się przed nimi, ucałował dłoń pani, zaś jemu uścisnął dłoń. - Jestem dyrektorem tego banku. Dyrektorem naczelnym. Współpracujemy ściśle z panną Ashmore. Uważamy, że mężczyzna i kobieta potrafią stworzyć dobrą parę i liczymy na to, że również w przypadku państwa uda nam się spełnić wszelkie oczekiwania - oczywiście oprócz samej wypowiedzi pozwolił sobie wsączyć mu Fałszywą wolę, potwierdzającą, że tak naprawdę jest to niezłe rozwiązanie. Gaheris liczył na to, iż jego żona będzie sojuszniczką.
Mężczyzna wydał się wyraźnie zbity z tropu.
- Ekhym… Bardzo miło Pana poznać Panie Ashmore. Blair, Anthony Blair i moja małżonka Miranda. - Kobieta dygnęła lekko. - Wie Pan… byliśmy bardzo zadowoleni z usług banku, gdy był zarządzany jedynie przez pana Baringa. Wierzę, że gdyby tylko pan zarządzał pan bankiem byłoby to równie skuteczne.
- Pan Baring również dalej będzie pracować dla państwa korzyści, jako bardzo istotna osoba. Proszę go tak łatwo nie skreślać. Wierzę, że dalej będziecie państwo zadowoleni, zaś ja będę się od pana Baringa bardzo dużo uczył. Przecież nie jest niczym złym, kiedy ktoś mniej doświadczony, uczy się od takiej osoby. Proszę się nie obawiać niczego. Pani Blair, panie Blair. Będą państwo dalej obsługiwani na najwyższym poziomie. Gdyby cokolwiek, proszę się zwracać - mówił zmieniając nieco poziom rozmowy, ażeby uspokoić szanownych Baringów.
- Rozumiem, jednak… może nie ma konieczności by… - Widać było, że Pan Blair zastanawia jak ubrać swoją wypowiedź w słowa. - by Pani Ashmore zajmowała się bankiem. Wydaje się Pan być kompetentną osobą i z pewnością poradzi sobie Pan sam. Jednak kobiety powinny zajmować się dużo… delikatniejszymi rzeczami.
- Och, ogólnie owszem jednak są kobiety mające męski umysł, chyba nie chciałby pan tych słów sprzed chwili powiedzieć Jej Królewskiej Mości - wspomniał wesoło, jednak jego spojrzenie mówiło, iż doradza ostrożność. - Panna Ashmore jest właścicielką banku. Decyduje co do pewnych spraw, jednak od kierowania biznesem ma mnie, pana Baringa oraz innych urzędników. Przypuszczam, iż taki układ moglibyście zaakceptować - został potraktowany Wsączaniem fałszywej woli wspartej jeszcze Siłą woli.
- Informacja iż Panna Ashmore pozyskała dla banku nowego klienta, trochę nie pokrywa się z tym co Pan mówi. - Anthony zrobił się odrobinę podejrzliwy.
- Tak jak wspomniałem, że panna Ashmore decyduje na pewne tematy. Jest jednak mądrą kobietą, która słucha swoich doradców, jeśli mają rację. Jeśli doradcy uznają, że właściwe jest, by to panna Ashmore prowadziła wstępne dyskusje na pewne tematy, tak własnie jest. Chyba wszyscy cieszymy się, że bank zyskuje potężnych klientów? - spojrzał na niego. - Chyba dobrze, że są pozyskiwani, nie zaś traceni. Zgadzacie się państwo? Chyba wszak nie chcielibyście mieć swoich funduszy tam, gdzie klienci są gdzieś traceni. Wypijmy więc za nowych klientów, oby nasz wspólny bank rósł w jak największą siłę - usiłował trepowi wytłumaczyć, iż zamiast się cieszyć, jeszcze narzeka.
Wznieśli toast.
- Oczywiście, że się cieszymy. - Mężczyzna wyraźnie nie załapał sugestii. - Ale co to za kontrakt, którego nie pieczętuje męski uścisk dłoni? - Pani Blair prychnęła, ale jej mąż nie zwrócił na to uwagi. - Kobiety powinny zajmować się domem. Mają do tego rękę, skoro są Państwo zaręczeni, na pewno namówi Pan, Panią Ashmore by zajęła się swymi właściwymi obowiązkami.
- Mam wielkie uznanie dla kobiet - powiedział uśmiechając się ukradkiem do pani Blair. Uważał, że może bardziej samotnie nakłoni go do mniej sztywnego spojrzenia. Dziwne, że nie poddawał się jego mocom, chociaż kto wie. Bywają osoby naturalnie odporne. - Natomiast obiecuję, że każdy kontrakt będzie sygnowany ostatecznie uściskiem męskich dłoni. Tymczasem jednak zapraszam do zabawy oraz wspólnej radości. Pani Blair, jest pani wyjątkową osobą tutaj, panie Blair, jest pan osobą, którą niezwykle cieszyłem się, iż mogę poznać oraz zapewnić, że męskie decyzje także są podejmowane tutaj - chciał się wreszcie oddalić do kolejnych osób.
- Pan Ashmore ma rację skarbie. Jak często zdarza ci się rozmawiać z dyrektorem banku? - Pani Blair wbiła mężowi szpilę i Wampir zobaczył jak ten się krzywi. - Z tego co zauważyłam większość kontraktów zatwierdzają dyrektorzy. Tylko te Lukratywne, zatwierdza właściciel.
- Ekhym… to może porozmawiamy z Pańską narzeczoną. - Pan Blair wyraźnie się zmieszał.
- Pana żona to skarb urody oraz mądrości - skłonił się przed kobietą oraz uśmiechnął tak nie zalotnie, tylko doceniająco oraz prawdziwie wdzięcznie. - Oczywiście, zapraszam. Proszę osobiście spotkajcie państwo pannę Ashmore. Bardzo się cieszę oraz dziękuję - przekonany był, iż Charlie dzięki swojej naturalnej prezencji, charyzmie oraz umiejętnosci przyciągania ludzi pozyska Blairów.

Drugim nieciekawym przypadkiem były dwie pary stojące przy długim stole z przekąskami. Mężczyźni uśmiechnęli się do niego gdy spojrzał w tamtym kierunku. Ich partnerki głośno dyskutowały na temat okoliczności zaręczyn państwa Ashmore i były wyraźnie zgorszone faktem, że mieszkają razem. Podszedł także do nich. Jak widać ogólnie te osoby nie miały większych wątów, poza chęcią pogadania sobie. Zajął się przede wszystkim paniami. Skoro mężczyźni już byli zadowoleni.
- Pozwolicie szanowni państwo - przyniósł im lampki najlepszego wina, jakie tylko było przygotowane - za miłą współpracę, ale przede wszystkim za piękne oraz mądre panie, które nam wszystkim towarzyszą - takiego toastu wypić nie można, zaś panie kolejno zostały potraktowane Zauroczeniem, kiedy uśmiechnął się kolejno do nich bardzo słodko. Starał się stworzyć solidarność kobiecą pomiędzy nimi oraz Charlottą. Dlatego włączył je do grona pięknych pań, jakkolwiek wyglądały. Oczywiście panowie mogli być tylko dumni, iż mają za żony piękne kobiety.
Wszyscy oczywiście wznieśli toast. Kobiety spojrzały na niego zauroczone.
- Och to wspaniałe, że teraz ktoś tak szarmancki będzie zarządzał tym bankiem, Pan Baring był bardzo rzeczowy ale potrafił być…
- Gburliwy i niesamowicie nieokrzesany. - Druga kobieta dokończyła za pierwszą. Szybko namierzyła wzrokiem Charlottę rozmawiającą z innym klientem. - Przyznam, że pojawił się Pan otoczony licznymi plotkami. Podobno mieszka Pan ze swoją kuzynką, która okazała się być też pańską narzeczoną. Aż trudno uwierzyć widząc jak kulturalną jest Pan osobą.
- Jesteśmy dalekimi kuzynami, ale jednocześnie wiedzą państwo, na północy bardzo poważnie podchodzimy do kwestii pokrewieństwa. Klany trzymają się wspólnie, jak państwo na pewno słyszeli. Tymczasem zakochaliśmy się. Wiedzą państwo, taka romantyczna historia. Szczęśliwie poziom pokrewieństwa pomiędzy nami jest na tyle daleki, że nie sprawia to jakiegokolwiek problemu. Pani zaś Dosett bardzo dba o to, by nie dochodziło do kwestii niewskazanych - zasugerował istnienie przyzwoitki odwołując się jednocześnie do romansowych afektacji, które panie chyba obydwie przejawiały.
- Och… jest Pan z północy? - Pierwsza rozmówczyni wyraźnie się zainteresowała. - Mam rodzinę mieszkającą nieopodal Yorku.
- Cóż… może na północy to dopuszczalne jednak w Londynie rzeczywiście spotykamy się przed ślubem w towarzystwie przyzwoitki, ale nie mieszkamy razem. - Druga rozmówczyni wyraźnie była dużo bardziej oburzona całą sytuacją. - Dla damy za jaką uważałam Pannę Ashmore oznacza to wykluczenie z towarzystwa. - Powiedziała jakby sama podejmowała decyzje kto dokładnie to towarzystwa przynależy.
- Tak, jestem z północy, natomiast co do towarzystwa. Myślę, iż nikt nie uważa, że panna Ashomore powinna być wykluczona - ucałował dłoń owej kobiety, która tak stwierdziła, ale też tylko dlatego, by błysnąć jej tak wściekłym, dostrzegalnym jedynie dla niej błyskiem, przez który biła cała wampirza potęga. - Nie będzie tak pani robić, prawda? Więcej, jestem stanowczo przekonany, że nikt tak nie spróbuje powiedzieć, bowiem jeśli przypadkiem się dowiem, kto tak robi, będzie miał sam poważne kłopoty, zaś kto będzie przyjacielem, będzie bardzo miło wspierać taką osobę.
- Natomiast York? - uśmiechnął się miło do tej pierwszej kobiety. - Pozwólcie państwo. Wypijmy za York, piękne miasto oraz za naszych bliskich. Może więc kiedyś spotkamy się na pięknej północnej ziemi.

Trójka rozmówców uniosła kielichy jednak zadziorna kobieta nie dała za wygraną.
- Panie Ashmore, organizuję bale, na których spotyka się śmietanka towarzystwa i uważam, że jeśli te plotki, co pan z resztą potwierdza, są prawdą to Panna Ashmore nie powinna się na nich pojawiać. - Kobieta zadarła głowę. - Dama mieszkająca z kimś kto nie jest jej “Najbliższą” rodziną, zachowuje się niewłaściwie.
- Och jako kobieta ma pani prawo do żartów. Ale bardzo proszę tak więcej nie mówić - wnerwiała wampira, jednak jeśli naprawdę organizowała takie bale, trzeba było ją odpowiednio ustawić. - Jeśli będzie pani organizować jakikolwiek bal zaprosi pani pannę Ashmore - poszła Dominacja, dokładniej pierwsza technika zwana Posłuszeństwem wsparta jeszcze Siłą woli. - Panna Ashmore jest osobą nieskazitelnej reputacji oraz powszechnie lubianą - wyjaśnił dodatkowo. - Byłaby ozdobą każdego balu, zaś wiele osób byłoby bardzo zaciekawionych jej osobą. Kto zapraszałby ją, mocno zyskałby towarzysko - wyjaśnił. - Dla tego na pewno więc pani chciałaby ją na taki wspaniały bal zaprosić. Tak jak nas wszystkich - dołączył owych drugich, pozyskanych państwa.

Widział jak coś w spojrzeniu kobiety zmienia się. Jak w jej głowie toczy się wewnętrzna walka.
- Tak… prawdopodobnie ma Pan rację. Niewiele mamy dam zajmujących tak wysokie stanowiska. - Wampir czuł niemal jak jej głowa stara się dostosować do narzuconej woli. - Niebawem organizuję bal. Pozwolę sobie przesłać do Panny Ashmore zaproszenie.
- Dziękuję pani. Najwspanialszą kobietą Anglii jest wszak Jej Królewska Mość - uniósł kielichy - wznieśmy jeszcze toast za jej zdrowie oraz żeby jak najdłużej panowała - toast za władczynię spełnić wszyscy musieli. Pozwalał on odsunąć głupie myśli. Planował później ruszyć do kolejnych osób. Wszyscy wznieśli toast i kobiety płynnie przeszły do omawiania kreacji na bal, umożliwiając wampirowi oddalenie się.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-03-2018, 23:28   #84
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Inny mężczyzna krytykował przede wszystkim Gaherisa, komentując jak niepoważne jest by osoba całkowicie nieznana dla światka będzie zarządzała tak szanowanym bankiem. Wampir szybko rozpoznał, że mężczyźnie chodzi bardziej o to, że sam ma słabość do Charlotty i wyraźnie jest zły na to, że ktoś zajął mu partię. Tutaj był inny przeciwnik. Właściwie wcale nie mógł mu mieć niczego za złe, jednak akurat nie miał ochoty na kogoś podważającego kompetencje jego. Oczywiście wiadomo, tym bardziej, że mężczyzna miał sporo racji. Dlatego właśnie wziął go za ramię.
- Monesieur, można prosić - wziął go na korytarz wykorzystując cały swój autorytet żeby wyprowadzić go, gdzie byli sami. - Monesieur - powiedział, kiedy już stali osobno na korytarzu tak, że ich nikt inny nie mógł zauważyć. - Wyrażał się pan bardzo nieładnie na mój temat. To pozostanie między nami, ale odtąd zaniecha pan takich gadek, będzie się pan dobrze bawił, bowiem inaczej, jak pan myśli, co panu zrobię, gdy pana dorwę - spojrzał na niego owym najbardziej paskudnym spojrzeniem wampira, kiedy skóra nagle się marszczy na twarzy, żyły występują na skronie, stojący zaś człowiek wydaje się niczym karaluch przed słoniem. Dłonie jakby rozczapierzyły się jakby jakieś szpony. - Proszę nigdy tego nie robić, nigdy, rozumie pan - wysyczał facetowi - oraz trzymać się daleko od panny Ashemore.
O ile mężczyzna wyraźnie chciał mu na początku przywalić, to po tym jak oblicze wampira nabrało groźnego wyrazu skulił się w sobie. Mężczyzna przytaknął ruchem głowy, czekając czy wampir pozwoli mu odejść.

Chwilę potrzymał go pod takim gigantycznym ciśnieniem, aż uśmiechnął się.
- Nikomu nie będziemy tego mówić, prawda. Taka męska rozmowa. Proszę iść ze mną, pomogę panu. Warto się przy mnie trzymać, proszę uwierzyć - kolejna moc Prezencji nazwana Zauroczeniem została wykorzystana. Miał go lubić oraz obawiać się. Jeśliby cokolwiek nie wyszło, jeśliby wyczuł jakiś opór, gotów był złamać go dyscypliną dominacji. Zresztą wszelkowypadkowo - Przecież jesteśmy dobrymi znajomymi - dodał wykorzystując Pamięć opoja włączającą nieprawdziwe wspomnienia. Wprawdzie niekoniecznie dokładne, jednak właśnie rycerzowi tak pasowało. Gdzieś jakieś zamglone przekonanie było idealne właśnie.
Mężczyzna stał wyraźnie skołowany, choć widać było, że odczuł ulgę. Nie umrze, to stawiało przyszłość w dużo lepszym świetle.
- Tta.. tak Panie Ashmore.

Sytuacja miała się odwrotnie, w przypadku jednej z eleganckich dam, której wampir wyraźnie wpadł w oko i teraz za wszelką cenę starała się oczernić Charlottę. Polegało to głównie na przedstawianiu zastrzeżeń co do wieku i cnotliwości ghulicy. Kiedy wychodzili ponownie na salę przjęcia spytał.
- Bardzo ładna dziewczyna, nieprawdaż? - spytał pokazując kobietę. Wsączenie fałszywej woli wsparte Siłą woli powinno sprawić, iż uzna, że naprawdę tak jest.
Mężczyzna przytaknął ruchem głowy, wpatrując się we wskazaną kobietę.

Właśnie Gaheris do niej wziął owego zastraszonego, potraktowanego także Zauroczeniem oraz Dominacją tamtego mężczyzny.
- Pani pozwoli, że przedstawię mojego dobrego znajomego. Chciał panią poznać, obiecałem mu to umożliwić - pocałował dłoń dziewczyny wskazując na owego mężczyznę. - Potrafi być wzorem prawdziwego gentlemana - mówił prawdę, bowiem właściwie każdy potrafi. Jednocześnie wsączał jej Fałszywą wolę, także wzmocnioną Siłą woli, która miała objawić się wdzięcznością wobec Gaherisa oraz sympatią do tamtego pana.
- Och… - Kobieta spojrzała na nich zaskoczona, na chwilę uciekając wzrokiem w kierunku Charlotty. - Bardzo mi miło Pana poznać, Panie...?
- Thomas Stanbury
. - Mężczyzna skłonił się i ucałował dłoń ich rozmówczyni.
- Panie Stanbury.
- Wystarczy Thomas. Czy zdradzi Pani swoje imię
? - Stanbury uśmiechnął się. Jego głowa wyprana przez wampira wyraźnie nastawiła się na wybrany przez Gaherisa cel.
- Clara Vinge. - Kobieta odpowiedziała uśmiechem. Widać jednak było, że nadal niechętnie zerka w stronę narzeczonej wampira. Dostrzegając to Gaheris dodatkowo wywarł na nią nacisk Pamięcią opoja sugerując, iż się ona oraz pan Stanbury znają oraz było to miłe wspomnienie.
- Kiedy patrzę na państwa wydaje mi się, że już kiedyś widzieliśmy się - powiedział bardzo ogólnie. - Może jakiś bal, gdzie państwo tańczyli ze sobą? - rzucił jakąś sugestię.
- Och nie wydaje mi się… - Vinge zmieszała się.
- Ale byłby to z pewnością bardzo dobry pomysł. - Stanbury szybko podłapał. - Czy może wybiera się Pani na bal do Pani Sinett? -Gdy kobieta zawahała się zerknął na wampira szukając wsparcia.

Nazwisko to nosiła kobieta, która miała spore wątpliwości co do tego czy Charlotta powinna być w towarzystwie czy nie. Może powinni się tam pojawić?
- Szanowni państwo, bale stanowią duszę Londynu. Wybieramy się z narzeczoną na ów bal. Rozmawiałem przed chwilą z panią Sinett, wspomniała iż prześle zaproszenia. Byłoby wspaniale, gdyby państwo tam się także pojawili. Panno Vinge, proszę nie odmawiać panu Stanbury. Prawdziwa elita dam oraz gentlemanów tam planuje się spotkać i chyba każdy, kto nie odwiedzi tego miejsca, będzie żałował. Bardzo chciałbym, gdybyśmy mogli tam się wspólnie bawić - wsparł Stanburego, który okazał się nie takim ciemniakiem, wręcz właściwie przeciwnie.
- Och.. jeśli Pan tak radzi… - kobieta spojrzała na uśmiechającego do niej Staburego. - Będzie mi bardzo miło przyjąć pańskie zaproszenie, Thomasie.
Mężczyzna był szczerze wdzięczny wampirowi i już po chwili wznosili toast za powodzenie banku.

Chwilę później Gaheris ponownie puścił się pomiędzy gośćmi. Uśmiechał się, kłaniał, całował rączki pań, odpowiadał na pytania, potwierdzał zdobycie klienta oraz wykonywał tysiąc rozmaitych rzeczy poprawiających image banku oraz panny Ashmore. Spoglądał lekko także na Charlottę, czy go nie wzywa, albo czy nie potrzebuje wsparcia. Kiedy spokojnie radziła sobie, wszak była wręcz świetna pod tymi względami, wykonywał swoje. Musiał wesprzeć swą narzeczoną raptem dwa razy, przy innych klientach. Jednak wystarczyła zaledwie odrobina jego uroku by sprostować pewne nieporozumienia.

Problem był gdzie indziej. Był głodny i po zjedzeniu kilku przekąsek zdał sobie sprawę, że nie ma problemów z jedzeniem. Do tego Charlotta… czuł, że jej pragnie. Może to pozostałość poprzedniej nocy, a może kochliwa ludzka krew, ale gdy tylko widział jej rozchylone usta i zaróżowione, lekko odsłonięte piersi, w jego podbrzuszu robiło się ciepło, a niepokorna męskość napierała na spodnie. Faktycznie więc problem numer jeden zaspokoił smakowitościami, których było pełno na okrągłych stołach, jednak problem numer dwa dokuczał. Ciekawe, nagle uświadomił sobie, iż Charlotta, jako człowiek, wykazywała podobny do niego sposób reakcji. Pragnęła oraz bywała znacznie częściej podniecona, niżeli on. Gaheris czerpał przyjemność uprawiając miłość, jednak musiał się nieco zakręcić. Obecnie zaczynał pożądać dziewczynę teraz już właśnie i gdyby nie ci wszyscy goście, pewnie piękna Charlotta zostałaby ułożona na stole a potem szturmem wzięta. Jednak przy tylu gościach było to niemożliwe. Pozostawało więc kursować po drugiej stronie sali, aż wreszcie wszyscy sobie pójdą, starać się na nią nie patrzeć oraz angażować w dyskusje, ażeby ułatwić umysłowi skupienie się na innych kwestiach. Dlatego własnie tym razem wybrał kilku współpracowników, których chwalił, jednocześnie zaś prosząc, by wyjaśnili mu kilka spraw dotyczących banku. Oczywiście nie chodziło o rzeczy mogące pokazać jego dyletanctwo. Ponadto posiadał już względnie przyzwoite umiejętności finansowe wzbogacone wiedzą. Wszak każdy bankowiec nie uczył się jej w szkole, tylko właśnie praktykując. Pytania dotyczyły raczej szczegółów działalności banku, stanowiły więc dla niego źródło wiedzy, zaś dla nich przekaz, że nowy dyrektor interesuje się, że nie jest podstawionym figurantem. Jego strategia zdawała się przynosić korzyści. Widział coraz więcej przychylnych twarzy, zauważył też, że niektórzy sami podchodzą by z nim porozmawiać, wyglądało więc na to, że udało mu się przełamać pewne lody. Po kilku godzinach klienci zaczęli opuszczać kolację, a wśród pracowników banku znacznie wzrosło spożycie alkoholu. Wtedy też Charlotta podeszła do niego. O ile gdy przyjechali do restauracji była mocno zestresowana to teraz uśmiechała się szeroko i wyraźnie powstrzymywała się od rzucenia mu się na szyję.
- Możemy się teraz wymknąć. - Szepnęła nachylając się do jego ucha, przez co wampir mógł dobrze obejrzeć sobie jej dekolt.
- A możemy na chwilę udać się do jakiegokolwiek osobnego pokoju? - wyszeptał mocnym spojrzeniem obmacując jej słodkie wdzięki.
- Wynajęłam na piętrze pokoje do rozmów biznesowych, może być? - Charlie lekko zarumieniła się, szybko orientując się na czym zależy wampirowi.
- Cokolwiek cudowna moja, chodźmy tam biegiem - widać było, jak bardzo podnieca mężczyznę piękność narzeczonej.

Charlie poprowadziła go na piętro, a tam wpuściła do jednego z pokoi. Stanowczo nie było to typowe miejsce schadzek. Pokój był elegancki ale i surowy. Jego centrum zajmował okrągły stół przy którym stały cztery krzesła. Narzeczona zamknęła za nimi drzwi na klucz. Kiedy to uczyniła, poczuła na swoich ustach gorące pocałunki, zaś jego dłonie na swoim zgrabnym tyłeczku. Jeszcze chwilka, ucałowawszy, właściwie nie przestając całować poprowadził dziewczynę do stołu, ułożył przodem na stole, tak że stanęła pochylona wypinając pupę, potem zaś zadarł suknie wrzucając na jej piękne plecy. Stanowczo nie chciał czekać więcej. Widział jak zadrżała od jego działań, a chwilkę później zobaczył też wilgoć na jej bieliźnie. Jednak jeszcze chwilę potem tej bielizny już nie było.

Pragnął Charlottę przeważnie najpierw pocałować tam, wylizać do czysta cudowny soczek, ale chyba jednak nie tym razem. Zrzucił spodnie zsuwając je na dół, tudzież majtki wypuszczając na zewnątrz napęczniały pragnieniem miłości solidny pal. Chwilę później już był wewnątrz niej, gwałtownym ruchem wchodząc do samego końca. Potwornie podniecony, chciał posiąść ją do absolutnego szaleństwa, do wzajemnych krzyków, jęków, westchnień oraz momentu, kiedy świat dookoła staje się cudowną bańką przyjemności. Charlie z pewnością chciała krzyknąć ale szybko zasłoniła usta. Jej kwiat był mokry i przyjął bez oporów męskość wampira. Jednak cały czas byli na tej kolacji i było ryzyko że ktoś z pracowników przejdzie obok drzwi. Chyba jednak Gaheris nie zważał na możliwość nadejścia innych osób. Drzwi zamknięte, sprawa była zbyt odległa, aby się nią obecnie zajmować. Chciał ją, brał ją, kochał ją. Ruchy jego bioder były coraz szybsze, coraz mocniej uderzał jej pośladki swoimi biodrami wchodząc do słodkiego wnętrza. Wreszcie strzelił. Zaiste wszystko działo się zbyt szybko oraz było zbyt szalone, żeby odczuwał cokolwiek więcej oprócz wirującego blasku wspaniałych doznań. Jedynie po lekkim spięciu ciała kobiety zorientował się, że i ona doszła. Charlie oderwała dłoń od ust łapiąc w końcu oddech. Czuł jak cała drży bo tym gwałtownym zbliżeniu.

Gaheris wysuwając swą męskość zorientował się, że prawie nie ma na niej krwi. Dziwne, to było dziwne, ale teraz myślał jedynie, jak bardzo jest podniecony.
- Kochanie, mamy jeszcze chwilę na jeden raz. Jeszcze chwileczkę - wysapał głośno. Musiał tylko ponownie dojść do męskiej sprawności.
Charlie obróciła się w jego stronę. Jej policzki były zarumienione, podobnie jak widoczne fragmenty piersi. Podskoczyła delikatnie i już siedziała na stole, unosząc dół swej sukni. Wampir widział jak spomiędzy jej rozchylonych nóg wypływają ich wspólne soki.
- Ale teraz chce na ciebie patrzeć, kochanie. - Uśmiechnęła się zalotnie.
- Bardzo chętnie - dziewczyna została ułożona pleckami na gabinetowym stole. Nóżki jej ułożył sobie na swoich barkach czując, jak wigor mu zaczyna wracać. Kiedy obserwował jej piękną buzię oraz cudną szpareczkę otrzymywał wspaniały afrodyzjak. Dłonią pomagając ustawił odpowiednio główkę penisa chwileczkę jeszcze pieszcząc nim jej piękny kwiat. Poruszał się pomiędzy płateczkami do góry oraz do dołu, wreszcie uznając, iż jest odpowiednio twardy, ażeby się ponowni zagłębić. Charlie ponownie zasłoniła usta czując jak mężczyzna w nią wchodzi. Jej oczy cały czas obserwowały wampira zakochanym wzrokiem. Rycerz patrzył zaś na nią, podczas kiedy jego biodra mocno przyspieszały, coraz mocniej uderzając w nią, dopóki kolejny cudowny skurcz nie wyrzucił męskiej zawartości do wewnątrz jej cudownego łona. Ghulica objęła go nogami i mocno docisnęła do siebie, wyginając swoje ciało w łuk. Dopiero po dłuższej chwili pozwoliła sobie na rozluźnienie i wzięcie głębszego oddechu.
- Wyraźnie miałeś na mnie ochotę. - Uśmiechnęła się do niego zadziornie.
- Faktycznie przyznaję się - uśmiechnął się do niej. - Właściwie ponownie mam, jednak musimy się już śpieszyć. Książę zapewne nie chciałby czekać. Przypuszczam zaś, gdybyśmy kontynuowali, potrwałoby jeszcze długo.
- Jesteś okrutny
. - Kobieta uniosła się na dłoniach i ucałowała go, rozplatając przy tym obejmujące go nogi. - Poszukajmy dorożki.
- Wybacz perełko, obiecuję solennie nadrobi
ć - przytulił Charlottę. - Oczywiście poszukamy.
- Wyjedziemy gdzieś
.- Odpowiedziała żartobliwym tonem i zeskoczyła ze stołu. - Wynajmę jakiś domek na wsi i nie wypuszczę cię z łóżka puki nie będę miała satysfakcji. - Powoli sięgnęła po leżącą na krześle bieliznę, a Gaheris zauważył, że po jej nóżce spłynęło trochę jego nasienia. - Tak by nie było nikogo kto mógłby nam przeszkadzać.
- Przypuszczam, że po jakimś czasie prędzej potrzebna będzie jakaś niewielka rezydencja na wsi oraz odpowiedni dom w mieście, gdzie będzie można wydawać przyjęcia, poznawać ludzi oraz zachęcać klientów do przystąpienia do twojego banku.
- Niestety będzie to możliwe dopiero po jakimś czasie, a ja planuję porwać cię dużo szybciej
. - Charlie poprawiła suknię i fryzurę, dając sobie czas by na jej twarzy osłabł rumieniec. Podobnie własnie rycerz, który poprawił bieliznę oraz spodnie. Później musieli zaś ruszyć do siedziby księcia.
Na to, że ktoś zauważył ich nieobecność szanse były znikome. Pracownicy banku z entuzjazmem korzystali z dostępnych trunków. Jednak wyostrzone zmysły wampira wyłapały skupione na nich dwie pary oczu. Używając Nadwrażliwości spojrzał na nich oraz skupił się na określeniu ich własnych aur. Jeden przyglądał się im z pijackim zaciekawieniem. Trzeba było mu pogratulować, że w tym stanie coś wyłapał… może był to niezły materiał na kogoś “swojego" w banku. Drugi natomiast wyraźnie chciał ich znaleźć, był raczej trzeźwy i stanowczo zbyt bardzo zainteresowany. Gaheris podszedł do niego.
- Tak? - spytał mężczyznę.

Charlie zerknęła zaskoczona gdy wampir ruszył w stronę mężczyzny, tamten natomiast zareagował szczerym przerażeniem. Gaheris widział jak facet rozgląda się za jakąś drogą ucieczki, jednak nic nie znalazł.
- Eeee...e? - Mężczyzna wpatrywał się w niego zaskoczonym wzrokiem.
- Dobry wieczór, chyba miałeś jakieś zadanie? - powiedział. - Miałeś coś do nas? Kogo reprezentujesz? - mówił szereg rzeczy, jednak na początku potraktował go Kradzieżą sekretów, starając się odczytać jego myśli. Właśnie dlatego mówił dużo, żeby tamtemu automatycznie przelatywały przez głowę skojarzenia oraz odpowiednie obrazy.
Mężczyzna dostał zlecenie by ich obserwować. Nie znał swego zleceniodawcy, widział jedynie jego sylwetkę. Mieli się spotkać za dwa dni.
- Eee… Nie wiem o czym Pan mówi. - kłamał i to tak, że wampir nawet nie musiał wyostrzać swych zmysłów by to rozpoznać.
- Rozumiem, widocznie się pomyliłem - przyznał wampir prawie że parskając śmiechem. - Ale wobec tego muszę pana prosić o wybaczenie. Dlatego zapraszam pana jutro wieczorem - podał jakiś pub w dzielnicy, niedaleko stosunkowo przybytku Florence. Myślał początkowo wprawdzie, żeby zgarnąć mężczyznę teraz, jednak jeśli był śledzony, przeciwnik wiedziałby, że go zgarnęli właśnie. Dlatego skoro tamten miał się spotkać ze swoim szefem za dwa dni, spokojnie można było poczekać. - Przyjdzie pan, prawda - wsparł słowa Dominacją oraz jeszcze wsączył Fałszywą wolę. Dodatkowe zabezpieczenie dodał.
- T..tak. Z przyjemnością dyrektorze. - Mężczyzna odrobinę się rozluźnił.
- Dziękuję oraz przepraszam, jestem trochę zdenerwowany. Wie pan jak jest. Cóż, dziękuję za wyrozumiałość pańską. Chodźmy kochanie - zwrócił się do Charlotty - jakby nie było, karty nie mogą czekać. Szczególnie przy szlachetnie urodzonym towarzystwie, które może stać się klientelą banku - zmyślał oczywiście. - Niechaj pan zostanie oraz się bawi - zwrócił się ponownie do śledzącego ich człowieka, bowiem nie chciał, żeby wyruszył za nimi - mam nadzieję, iż opowie mi pan jutro, skoro my nie możemy dłużej pozostać tutaj.
- Oczywiście. Udanej partyjki
. - Facet uśmiechnął się i sięgnął po stojące na stole piwo.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-03-2018, 17:14   #85
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Charlotta wyprowadziła ich na zewnątrz i zatrzymała dorożkę. Odezwała się dopiero gdy zajęli miejsca.
- O co właściwie chodziło, kochanie? - Spojrzała na niego zaniepokojona.
Wyjaśnił dziewczynie.
- Dostał polecenie śledzenia nas. Nie wiem, od kogo. On sam także nie wie, ale ma spotkać swojego zleceniodawcę za dwa dni. Ciekawe jednak, czy sprawy bankowe, czy sprawy wiesz jakie. Musimy uważnie sprawdzać, kiedy będziemy jechali, czy nas nie śledzi. Pojedźmy pod jakiś klub, gdzie organizują karty, później ruszymy piechotą.
- Dobrze. - Charlie zastukała w budkę, a gdy dorożka lekko zwolniła, podała adres jakiegoś klubu.

Ruszyli tam więc, natomiast miast rozmawiać Gaheris obserwował, czy ktoś za nimi nie jedzie. Wyglądało na to, że mężczyzna pozostał w lokalu. Gdy wysiedli nie widział nikogo podejrzanego. Pomimo tego przeszli szybko parę ulic obserwując, czy nikt ich nie śledzi. Dopiero kiedy byli pewni, że nikt właśnie ich nie śledzi, ruszyli do siedziby księcia. Jednak nie przerywali obserwacji. Na początku kilka razy zdało im się, że kogoś widzą jednak Charlie wchodziła wtedy w jakąś uliczkę i wrażenie znikało. Do księcia dotarli więc po dłuższym czasie. Gaherisowi od razu rzuciła się w oczy większa ilość straży, a także kilku kręcących się po okolicy cichych dżentelmenów w nietypowych kostiumach. Pomimo tego rycerz trochę niepokoił się. Pomyślał, iż spyta księcia, czy ewentualni śledzący byli jego obstawą. Jeśliby jednak było faktycznie inaczej, chciał zaproponować poszerzenie kręgu obserwacyjnego. Warto było nie tylko pilnować siedzibę księcia, również jej okoliczny teren. Wydawało owszem, mu się, iż wałęsają się tacy, ale albo należałoby zwiększyć ich sieć, albo już była powiększona, zaś te dziwne odczucia to była właśnie dodatkowa siła. Póki co zwyczajnie ruszyli do księcia i właściwie tyle.

Gwardia wpuściła ich do środka. Tu przejął ich jeden z ghuli i poprowadził na piętro. O dziwo przyjęto ich w gabinecie, a nie w tym saloniku co zazwyczaj. Peel siedział za olbrzymim biurkiem, a po pokoju kręcił się młody mężczyzna.

[MEDIA]http://www.sapaviva.com/wp-content/uploads/2017/06/boyle-r.-300x300.jpg[/MEDIA]

Gdy weszli najpierw pokłonił się ale po chwili jego oczy zalśniły i podbiegł do Charlotty.
- Madame, czyżbyś ty może miała być mym przewodnikiem? Jednak nie ma nic wspanialszego nad brytyjskie kobiety. Ta elegancja… ach jakąż Pani ma łabędzią szyję! Aż ciężko uwierzyć by tak piękna istota…
- No to nie wierz Boyle. - Głos Peela przerwał wywód mężczyzny. - Twoim przewodnikiem będzie Henry Ashmore. - Książe wskazał na stojącego w wejściu wampira. - A Charlotta jest jego narzeczoną.
- Ach… - W głosie mężczyzny pojawił się zawód, ale puścił dłoń kobiety i wyciągnął w stronę Gaherisa. - Robert Boyle.
Rycerz oddał uścisk.
- Henry Ashmore, cóż Herr Boyle, nie dziwię się, iż Charlotta zrobiła na panu takie wrażenie - przyznał. - Ale rozumie pan, planujemy właśnie ślub - dał do zrozumienia obcemu, że nie życzy sobie pewnych spraw, jednocześnie załatwił to tak, iż nie ma nic przeciwko podziwianiu ukochanej. Ostatecznie chyba każdy mężczyzna chciałby, żeby jego dama była kimś specjalnym w oczach innych panów. - Jest pan, jak mniemam, owym wiedeńskim specjalistą, którego przybycia, przyznam szczerze, bardzo oczekiwałem. Czy Wasza Książęca Mość wspomniał już panu Boyle, jak wygląda sytuacja, czy powinienem to uczynić sam?
- Co nieco wspomniałem. Uznałem jednak, że będzie lepiej gdy część rzeczy opowiesz na miejscu.
- Zapowiada się ciekawie. - Boyla wyraźnie przepełniał entuzjazm. - I muszę podkreślić, że specjalistą jestem rodzimym, ale nie było mnie tu trochę…
- Ponad wiek Boyle. Wiek spokoju dla tego biednego kraju. - Peel sięgnął po jakiś dokument. - Jeśli pozwolicie wróciłbym do pracy.
- Wasza Wysokość, jeśli pozwolisz, chciałbym zwrócić uwagę, że kiedy dojeżdżaliśmy, odniosłem wrażenie, że jesteśmy obserwowani. Jeśli przypadkiem, to nie ochrona Waszej Wysokości, wydaje mi się, iż warto byłoby rozejrzeć się po ulicach - Gaheris dodał na odchodnym kłaniając się. - Wasza Książęca Mość …

Wyruszając obok Charlotty i Roberta Boyle wspomniał mu.
- Bardzo się cieszę, iż pan przybył. Jeśli dysponuje pan mocą Nadwrażliwości, proszę spojrzeć na mnie. Chyba to wiele wyjaśni na początek - zaproponował Wiedeńczykowi.
- Och, nie musisz mi mówić per Pan. Zaproponowałbym imię, ale jest kłopotliwie zbieżne z imieniem księcia. Wystarczy Boyle. - Mężczyzna rozglądał się z zainteresowaniem po rezydencji księcia. - Obejrzałem sobie was gdy weszliście. Pozwoliłem sobie też skorzystać z naszej pięknej damy jako źródła informacji. O dziwo wszystko pokrywa się z tym co powiedział mi książe!
- Hm, dlaczego miałoby się nie pokrywać? - przeleciało rycerzowi przez myśl, że Wiedeńczycy pogrywają sobie na własnym podwórku intrygując przeciwko własnemu księciu. - Natomiast Boyle, Robert to popularne imię. Osobiście znam nie tylko księcia noszącego to właśnie ładne imię. Skoro jednak obejrzałeś nas oraz wiesz, co jest grane to pytanie zasadnicze: czy da się cokolwiek zrobić?

Dyskutowali idąc korytarzem, jednak Gaheris chciał po drodze jeszcze jednej rzeczy. Wypstrykał się trochę z zasobów krwi. Dlatego właśnie zdecydowanie planował poprosić jakiegoś ghula lub wampira, zanim opuszczą siedzibę Roberta Peela, ażeby mógł skorzystać ze wspaniałych zasobów słodkiego płynu.
- Czasem książęta nie mówią wszystkiego. - Boyle mrugnął do nich. - Zawsze da się coś zrobić, nie ma zaklęć nieodwracalnych. Pytanie jaka będzie cena.
Gaheris dostrzegł jednego z ghuli, którzy przynosili im.niegdyś posiłek.
- Dobry wieczór, mógłbym prosić kielich czegoś odpowiedniego? - spytał ghula witając się uprzejmie. Robertowi zaś odparł. - Owszem Boyle, może racja, jednak byle owa cena ni była zbyt wysoka, bowiem niekiedy skórka nie jest warta wyprawki.
- No, no nie spodziewałem się, że ktoś tak wiekowy jak ty powie coś takiego. - Mężczyzna uśmiechnął się. - Nie martw się, mnie płaci Wiedeń, niestety magia jest jaka jest, zawsze trzeba czymś zrównoważyć zaklęcie.
Ghul przyniósł dwa kielichy, więc Boyle też skorzystał.
- Wobec tego za powodzenia - podniósł kielich obejmując Charlie. - Właściwie wiesz doskonale, iż za owe zrównoważenie właśnie już mocno płacę. Zresztą nie tylko ja. Innych paru także. Zaś wiekowy, hm, czytam dużo gazet - przyznał zadowolony. Artykuły prasowe, mądrzejsze oraz durniejsze sprawiały, że powoli dostosowywał słownictwo. Niekiedy potrafił błysnąć idiomem.
Boyle wypił za toast.
- Płacicie za jego zaklęcie, owszem. Niestety za moje pewnie też będzie jakaś cena. - Odstawił kielich i uśmiechnął się. - Ale nie ma co gdybać. Zobaczmy co tam wyczarowano.
- Wobec tego ruszajmy. Chyba najlepiej będzie powozem. Pewnie właściwie jakiegoś przygotowano oraz przy wyjściu ktoś nas pokieruje - ruszył tam z Charlie, jeśliby zaś środka komunikacji nie było, pewnie ruszyliby po jakiś powóz.
- Tak… czeka tam mój transport. - Boyle wyszedł pierwszy. Rzeczywiście po budynkiem oczekiwała ich dorożka. Miała zamykane nietypowe okiennice, które zapewne umożliwiały by w środku było zupełnie ciemno. Lejce trzymał jeden z nietypowo ubranych mężczyzn. Czyżby przyjechali tu z Boylem? Charlie podała adres i ruszyli. Skoro jednak gotowe to gotowe. Jechali po prostu pod pub, który nie wątpił, iż jest pilnowany przez ludzi księcia.

Boyle przyglądał się miastu z zainteresowaniem.
- Tyle się zmieniło… - Uśmiechnął się do siedzących naprzeciwko narzeczonych. - Jeśli mogę spytać. Nie przeszło ci nigdy przez,myśl by pozostać człowiekiem? Po tyle wiekach móc zjeść. Ba! Zmienić fryzurę.
- Oczywiście, że przyszło. Chyba każdemu przyszło, ale bycie wampirem także ma swoje zalety.Tym bardziej, że widzisz, jestem tolerancyjny oraz nie dyskutuję na temat gustów kulinarnych. Jedni wolą sałatę, inni preferują krew. Właściwie widywałem ludzi, którzy byli znacznie gorsi niżeli bardzo złe, szalejące wampiry. Więc wcale się nie uważam za specjalnie pokrzywdzonego, tym bardziej, iż znalazłem prawdziwą miłość. Prawdziwie nieczęsto bywa wśród naszego rodzaju, jednak niekiedy bywa. Dlatego wcale nie żałuję takiego istnienia. Ponadto widzisz, jestem konserwatystą. Jeszcze nie słyszałem, żeby zaistniał taki właściwie przypadek. Dlatego wolałbym, ażeby wszystko pozostało po staremu. Tym bardziej, że mając tą postać łatwiej mogę bronić tych, których kocham.
- Postaramy się więc ją zachować. - Boyle uśmiechnął się do Charlie. - Rozumiem, że Pani także woli narzeczonego jako nieśmiertelnego?
Kobieta zarumieniła się.
- To bez różnicy. Henry to Henry niezależnie od tego co się dzieje.
- Dokładnie, dziękuję kochanie. Widzisz Boyle, wampir to także człowiek, tyle że wampir. Albo przynajmniej potrafi być człowiekiem będąc przy okazji jeszcze wampirem. Liczę na ciebie, iż uda się zatrzymać ów proces. Jeśli nawet nie przywrócić, to po prostu zatrzymać. Wprawdzie bowiem procesy regeneracyjne spowolniły, jednak istnieją dalej.

Wiedeńczyk uśmiechnął się tylko w odpowiedzi.
 
Aiko jest offline  
Stary 03-03-2018, 19:16   #86
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po kilkunastu minutach dojechali do pubu. Boyle dał się zaprowadzić na dół. Widać było że już przekraczając próg spoważniał, mocno zwolnił też krok uważnie się wszystkiemu przyglądając.
- To stare miejsce… bardzo stare. I duże źródło… - Zatrzymał się kilka kroków przed kręgiem. - To tutaj, prawda?
- Owszem
- potwierdził twierdzenia przybysza miejscowy wampir. - Chciałbym spytać, właściwie jakie znaczenie mają słowa “duże źródło”?
- To źródło magii i to na tyle duże, że czułem je zanim zeszliśmy do podziemi
. - Boyle przykucnął obok metalowej linii, nie dotknął jej jednak, ani nie przekroczył. - Na takie miejsca magowie rzucają się jak wygłodniałe psy na mięso… - Wiedeńczyk podniósł głowę i spojrzał na kopulaste sklepienie sali. - Czy ktoś sprawdzał co jest nad nami?
- Pub, albo przynajmniej jest przy wejściu. Jednak jeśli pytasz bezpośrednio nad tym dokładnie miejscem, gdzie jest owo źródło, pojęcia nie mam. Nawet właściwie nie wiedziałem, iż to ważne. Mogę jednak patrząc na kroki odmierzyć odległość. Pierwej na dole, później na górze. Pewnie chyba niezbyt dokładnie może, jednak mniej więcej mógłbym popróbować.
- Będzie trzeba spróbować
. - Boyle wydobył spod płaszcza nóż i podważył jeden z metalowych elementów tworzących okrąg. Wyostrzonym zmysłom Gaherisa nie umknęło, że na spodzie było jakieś pismo. - I będziemy musieli zdemontować cały okrąg. Pomożecie?
- Proszę bardzo
- odpowiedział przybyłemu - wprawdzie nie mam noża, ale zaraz przyniosę dwa z pubu. Przy okazji, jak brzmi tamten napis? - wskazał odkryte słowa.
- To fragment zaklęcia. Przeczytanie go chyba niewiele da. - Wiedeńczyk uśmiechnął się. - Muszę mieć całe, jeśli mam coś z wami zrobić.
- Wobec tego idę
- rycerz ruszył do pubu na górę, planując zgarnąć kilka dobrych ostrzy, które przecież musiały być na wyposażeniu lokalu. Potem trzeba było pomóc Boyle’owi.

Gdy tylko wampir wyszedł z podziemi zdał sobie sprawę, że ktoś był w pubie. Drzwi były niedomknięte, jakby osoba opuściła lokal w pośpiechu. Poza tym jednak nie wyglądało jakby cokolwiek innego było ruszone. Wyskoczył natychmiast przed pub gwałtownie się rozglądając swoimi specjalnymi zmysłami. Jeśli nie, planował po prostu przy pomocy technik dyscypliny Nadwrażliwości dokładnie obejrzeć sobie tą osobę. Skoro wyszła tuż przed, Duchowy dotyk powinien pokazać wiele obrazów na jej temat. Ale to tylko wtedy, gdyby nie zobaczył uciekiniera na ulicy. Na ulicy było trochę osób. Dwie ulicznice. Jedna zagadywana przez jakiegoś faceta. Kilku pijaków. Czyli kompletna trąba, ale trzeba było sprawdzić.
- Wychodził stąd przed chwilą ktoś - wskazał na wyjście z pubu, kiedy podszedł do drugiej ulicznicy - zapłacę jak za numerek, jeśli dostanę opis owej osoby. Dokładny oczywiście - oczywiście planował także sprawdzić Nadwrażliwością, czy kobieta nie zełga dla pozyskania forsy.
- Och ludzie wychodzą i wchodzą… - Kobieta przyjrzała mu się uważnie. - … może jednak masz ochotę na numerek?
- Albo chcesz zarobić, albo nie. Jeśli nie, twoja sprawa
- podszedł do drugiej rozmawiającej z potencjalnym klientem. Stanowczo nie miał nastroju na ględzenie przy idiotce. Mogła ewentualnie zarobić nie tracąc czasu. Nie chciała, jej sprawa. Chyba że nikogo nie widziała, ale to też jej sprawa. - Przepraszam, że przeszkadzam, wybaczy pan - zwrócił się do klienta - nie odbiję panu dziewczyny. Stamtąd przed chwilą ktoś wychodził. Kto? Zapłacę za informację, zaś pani będzie mogła tego pana obsłużyć mając lepszy nastrój - sprawdzał ewentualne kłamstwo.

Kobieta chwile obserwowała go zaskoczona, ale szybko obliczyła zyski i straty.
- Mężczyzna, całkiem elegancko ubrany. Pobiegł tam. - Wskazała uliczkę prowadzącą w głąb Soho.
- Widziałaś jego twarz? - dał jej funta, co stanowiło bardzo solidne wynagrodzenie.
- Byłam zajęta…
- Nadal jest
. - Stojący obok, wyraźnie napalony facet wyraźnie tracił cierpliwość.
- Był dosyć młody i miał wąsa. - Kobieta pociągnęła mężczyznę za kamizelkę, przyciągając go do swych niemal obnażonych piersi. - A teraz pozwól, wracam do pracy.
- Jasne, dziękuję bardzo
- kobieta zarobiła spore pieniądze za nic, on zaś miał jakiekolwiek informacje. Wrócił więc najpierw zajmując się klamką. Ów wąsacz, skoro wszedł do środka, musiał jej wszak dotykać. Skupił się wykorzystując Duchowy dotyk. Jakby nie było, miał już parę poszlak, których nie potrzebował odkrywać, typu płeć osobnika, względną młodość, elegancję oraz wąsy, skupiał się więc na szczegółach uzupełniających ten obraz.
Stojąc tuż przy drzwiach słyszał docierające do środka odgłosy “pracy" ulicznicy. Facet musiał być mocno spragniony, bo głośne i szybkie mlaśnięcia skóry o skórę niosły się po uliczce. Odrobinę przeszkadzało to w skupieniu się na badaniu klamki.

Jednak udało się. Zobaczył twarz mężczyzny, który jako ostatni dotykał tego przedmiotu. Wąs był tak gęsty, że wydawał się być sztuczny. Wbiegł do dorożki, która stała kilka przecznic dalej. Gageris usłyszał dwa charakterystyczne słowa: kings cross.

Wizja rozwiała się, a wampira dotarł znajomy głos.
- ...w porządku? - Charlie stała obok i patrzyła na niego zaniepokojona.
- Niestety nie … - kiedy byliśmy na dole, mieliśmy gościa. Dosyć młody, elegancki, mający bardzo gęsty wąs, całkiem możliwe, że sztuczny. Kazał się wieźć na Kings Cross. Cóż, teraz go nie znajdziemy. Weźmy noże oraz zastanówmy się, co robić. Może jakoś odnajdziemy też owego dorożkarza. Mamy bowiem godzinę odjazdu, mamy miejsce docelowe - mówiąc to szukał po szufladach odpowiednich noży. Później planował ruszyć pomóc Wiedeńczykowi. Ponadto przy okazji zerkał, czy tamten gdzieś nie grzebał, czegoś specjalnego nie szukał. Właściwie dlaczego przyszedł. Wyjmowanie metalowych sztab zajęło im większość pozostałego czasu.
- Będę musiał teraz trochę nad tym popracować. - Boyle ułożył fragmenty okręgu w znalezionej torbie. - Trzeba będzie sprawdzić co znajduje się nad tym miejscem. Mag nadal może się tam zapuszczać.
- Wobec tego odmierzę krokami oraz będę zapisywał na kartce, żeby odtworzyć miejsce tutaj oraz na górze. Pomóż proszę
- uśmiechnął się do Charlotty. Sprawa nie była łatwa, jednak przecież chodziło im nie o trafienie co do cala, tylko wyznaczenie miejsca mniej więcej. Sprawdzając wspólnie mieli większe szanse uniknięcia błędów.
- Oczywiście, ale niezbyt długo. - Charlie chwyciła go pod ramię. - Nie chcemy ryzykować spotkania ze wschodem, prawda?
- Ja udam się do swojego leża i zajmę się tym
. - Boyle mimo drobnej figury bez trudu uniósł torbę. - Spotkajmy się jutro u Peela.
- Słusznie. Tak naprawdę najlepiej, żeby sprawdził to jakiś ghul mający doświadczenie w jakimś miernictwie oraz znający doskonale okolicę. Wiesz co Charlie, faktycznie spróbujemy niezbyt długo, ale mam prośbę, przekaż szczegóły podczas dnia komu trzeba. Właściwie najlepiej, żeby ktoś sprawdził dodatkowo. Oraz oczywiście Boyle, do widzenia oraz do zobaczenia
.
Zwyczajnie ruszyli odmierzając kroki oraz zapisując ruchy w lewo, w prawo oraz ile. Później planowali otworzyć odwrotnie. Dzielnica, po której się poruszali była wyraźnie biedniejsza od Soho. Ale z tego co wampirowi udało się zauważyć, tereny w kierunku dworca dopiero się rozbudowywały i drewniane budownictwo sukcesywnie było wypierane przez pnące się w górę kamienice. Mimo plątaniny uliczek dotarli do miejsca, które mogło być ich celem.


Byli niemal pewni, że to jedna z wyższych kamienic znajdowała się bezpośrednio nad sklepionym kopułą pomieszczeniem. Niestety świt zbliżał się nieubłaganie i pozostawało pytanie czy chcą ryzykować sprawdzanie tych miejsc czy jednak skryć się przed słońcem w bezpiecznym leżu. Jednak to drugie, szczególnie, iż umówili się, że Charlotta przekaże sprawę ghulom, ewentualnie jeszcze się uda coś wspomnieć księciu, Rebecce lub Malkaviance.
- Pędźmy wobec tego.
Do klubu dotarli tuż przed świtem, na drodze spotykali już pierwsze osoby zmierzające do pracy. Gdy wkroczyli do przydzielonej Gaherisowi komnaty był już niemal pewny, że nastał świt. O dziwo Charlotta gdy tylko zamknęli za sobą drzwi zaczęła się rozbierać. Chybaby rycerzowi jakaś bańka spadła na noc, gdyby miał jej w tym przeszkadzać. Sam się rozbierał do snu. Pomyślał, iż może zechce się położyć przy nim. Ewentualnie, jeśli trochę zczłowieczał, mogli mieć okazję jeszcze, ażeby się słodko pokochać.
- Wyglądasz ubrana cudownie, jednak bez stroju, to już całkiem ideał - uśmiechnął się do ukochanej dziewczyny.

Seksowna Charlie zrzuciła suknię i gorset, po chwili także pantalony i podeszła do wampira w samej halce.
- Dasz mi się utulić do snu, kochanie? - Uśmiechnęła się zalotnie niby niechcący przesuwając dłońmi po, osłoniętych cienkim materiałem, piersiach.
- Tak, przecież … nie wyobrażam sobie nikogo, z kim chciałbym bardziej spędzić chwile utulenia - przyznał szczerze. Wpatrywał się w jej biust niczym zahipnotyzowany. Sam także nie odrywając spojrzenia od jej słodkich pagóreczków dopełnił rozbierania się. - Chodźmy, może także chwila snu jeszcze nie nadeszła, identycznie wedle poprzedniej nocki - wyciągnął do niej dłoń, a potem przytulił. Nagle hops! Wziął na ręce i poniósł do wspólnego łóżka. Aby ułożyć, położyć się przy niej oraz mocno przytulić. Przynajmniej na początek, taki bardzo miły.

Piękna Charlie ujęła jego twarz w obie dłonie i pocałowała gorąco, przywierając do nań całym ciałem. Wampir czuła nawet przez materiał halki jak bardzo jest rozpalona. Jej serce biło w szalonym tempie, a uniesione piersi ocierały się o tors mężczyzny.
- Miałam na to ochotę od… od naszych igraszek w restauracji. - Na twarz Charlie wypłynął lekki rumieniec, jakby obawiała się przyznania się do słabości.
- Na kontynuację? - powiedział odpowiadając nie mniej namiętnie. Jego dłoń przyciągała kobietę przesuwając się najpierw na plecach, później na jej tyłeczku. Ugniatał go, obejmował pośladek, zaś usta mocno całowały. - Także - wyszeptał, bowiem także miał ochotę, potwierdzoną reakcją pomiędzy nogami. Charlie mogła wyczuć, jak pieszczoty budzą penisa jej ukochanego mężczyzny. Kobieta zamruczała i przywarła do niego mocniej swym ciałem, ściskając jego męskość między ich brzuchami.
- Czyli możemy kontynuować? - Spytała, przerywając na chwilę pocałunek.
- Hm - odparł, bowiem podczas całowania trudno było mu wyrazić coś konstruktywnego. Stanowczo nie przerwał całowania nawet na momencik, ale powoli poruszali się w kierunku łóżka, ażeby najpierw na nim usiąść, później powoli jego usta obniżały się na jej ciele, żeby wreszcie znaleźć się pomiędzy jej udami. Ona siedziała, on klęczał bawiąc się najsłodszym kwiatem. Czuł na sobie jej spojrzenie, jej dłonie błądzące w jego włosach. Gaheris był pewny, że sprawia jej wiele przyjemności. Rozpoznawał to w każdym jej ruchu, każdym drgnieniu.
- Chciałabym ci jakoś podziękować za dzisiaj… - Jej głos był rozpalony, a oddech przyspieszony. Zupełnie jakby miała za chwilę dojść.
- Dziękujesz mi każdego dnia … - powiedział unosząc się. Ujął jej kostki unosząc zgrabne nóżki. Charlie plecami leżała na skraju łóżka, Henry zaś stał zakładając jej nogi na swoje barki. Chwilę później był już wewnątrz niej, mocnym, spragniony wejściem. Było prawie jak wtedy gdy po raz pierwszy zjawił się w Londynie. Może to nie było łóżko w mieszkaniu Charlotty, a ona jakby… zmieniła się. Krew Torreadorów odmieniała ją z każdym dniem, jakby dodając powabu. Jednak te rozchylone wargi, wpatrzone w niego zakochane oczy i zarumienione policzki… halka zsuwająca się z brzucha i odsłaniająca jędrny biust kusiła tak samo. Tak jak tamtej nocy malinki jej piersi odznaczały się wyraźnie pod cienkim materiałem. Teraz jednak Charlie mogła dojść z krzykiem i z przyjemnością korzystała z tej możliwości. Natomiast partner dziewczyny starał się identycznie, mając identyczną przyjemność, oszałamiającą wręcz. Kiedy nawet doszła, nie przerywał biorąc ją coraz większym tempem, wreszcie strzelając wewnątrz jej ciała oraz jęcząc rozkosznie. Potem ponownie, tylko że już leżąc na łóżku, patrząc na siebie oraz kochając się ponownie. Wolniej nieco, ale wolniejsze ruchy przeszły w długość spotkania zakochanych ciał. Powoli, choć coraz szybciej, aż wreszcie ponownie wraz z krzykiem, tym razem wspólnym, wystrzelili fontanną przyjemności.

Powoli podsypiał, choć jeszcze nie całkiem tak. Wtedy ona przejęła inicjatywę jadąc na jego rumaku oraz sprawiajac, że zapadał ku wampirzej drzemce cały podniecony szczytem rozkoszy. Półświadomej, jednak wcale nie mniej cudownej niżeli poprzednie zbliżenia.*
 
Kelly jest offline  
Stary 14-03-2018, 09:41   #87
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
36 maja 1853


Gdy Gaheris otworzył oczy powitał go uśmiech narzeczonej, leżącej obok na łóżku. Tak jak tuż przed zaśnięciem miała na sobie jedynie halkę.
- Witaj skarbie. Naprawdę wstajesz coraz wcześniej. - Ucałowała go delikatnie, unosząc się lekko na ramieniu. - Mam dla ciebie co nieco krwi i trochę owoców. Jan powiedział, że jeśli będziesz głodny, może zarządzić przygotowanie jakiejś kolacji.
- Mniam. Wszystko chętnie. Hm - ucałował ją - wybacz najdroższa, czy masz jakieś informacje, czy może jacyś ghule sprawdzili tamten obszar? - widać było jego poważne zainteresowanie sprawą, oczywiście jedzeniem podobnie.

Charlie położyła na łóżku tacę z owocami i podała wampirowi kielich.
- Sprawdzały. Według szacunków różnych osób trafiliśmy dobrze, jednak ktokolwiek odwiedza to miejsce, dobrze się maskuje. Jeden z ludzi Boyla wskazał nawet kamienicę, ale będzie musiał się tam wybrać ktoś z rodziny by wypytać i sprawdzić ten budynek. - Przysiadła na łóżku, przyglądając się swemu narzeczonemu.
- Rozumiem, Boyle wspomniał, że mamy się spotkać na terenie księcia. Hm, trzeba ruszać zaraz po myciu, jedzonku, jednak na coś takiego zawsze będzie okazja - mocno przytulił ją oraz ucałował. - Powiedz kochanie, jak tam twoje sprawy? Przy okazji pamiętasz, mamy jeszcze spotkać tego śledzącego nas urzędasa. Chętnie spytałbym Malkavianki, co powinienem robić, albo Florence. Przypuszczam, iż ona potrafiłaby wyciągnąć wszystkie jego sekrety. Właściwie na pewno Florence, bowiem na jej ziemi wyznaczyliśmy spotkanie. Pamiętasz, wewnątrz pubu.
- Tak… zapowiada się pracowita noc. Ale mamy na pewno chwilkę nim się ściemni. - Charlie pocałowała go żartobliwie w czubek nosa. - Jan wspominał, że Anna powinna się pojawić u Roberta na początku nocy. Więc jeśli chcesz z nią coś omówić będzie okazja. Rozmawiałam też z Rosą i Florence powinna być u siebie i załatwiać papierkową robotę, więc będziemy mogli ją tam znaleźć. Jakieś predyspozycje co do kolejności, najdroższy?
- Cóż, przypuszczam, że najpierw pub i pan śledzący nas. Jakby nie było, to możemy załatwić szybko. Najchętniej wziąłbym go do Florence oraz porządnie przesłuchał udając, iż biorę go do przybytku rozkoszy. Załatwiłoby się to szybko. Potem do księcia, bowiem to nie wiem, ile zejdzie - pokiwał smętnie wstając. - Teraz mycie oraz jedzenie - stwierdził smętnie oraz bardzo znacząco, biorąc pod uwagę jego zboczone myśli.
- Coś się stało? - Charlie podniosła się razem z nim. - Czy pomóc ci w kąpieli? - Wydawała się być odrobinę zdezorientowana złym nastrojem wampira. - Ach… i dostaliśmy zaproszenie na bal do Pani Sinett. Przyznaję, że się nie spodziewałam. Jest bardzo konserwatywna i gdy rozeszła się plotka, że mieszkamy razem… - Na chwilę opuściła wzrok, ale szybko otrząsnęła się i uśmiechnęła do Gaherisa. - Powinniśmy ustalić datę ślubu.
- Powinniśmy oczywiście, kochamy się, więc to doskonały pomysł. Zresztą rozmawialiśmy już na ten temat. Tylko pomyśleliśmy, żeby poczekać na chwilę po tym zamieszaniu - mówił ucieszony. - Hm, może warto zapytać się Rebecci, ona chyba ma doświadczenie przy takich imprezach. Ale cię kocham - wykrzyknął obejmując ją. - Ale pozwól że umyję się sam, bowiem gdybyś tam była, niechybnie pospóźnialibyśmy się. Bowiem kiedy jesteś przy mnie, myślę właśnie o tobie oraz na temat uprawiania miłości - ucałował dziewczynę porządnie. Jednak naprawdę chciał jak najszybciej załatwić tamtego faceta oraz dostać się do księcia. Jeśliby potem znalazła się szansa na jakąś igraszkę, oczywiście chętnie skorzystałby.
- Potrafię być też grzeczna w łazience, wiesz? - Mrugnęła do niego. - Idź się myć, ruszymy tuż po zachodzie. Chyba, że chcesz się tam udać sam?
- Bardzo chcę z tobą. Ruszajmy - najpierw było mycie, potem jedzenie, potem wyprawa do umówionego pubu.
 
Aiko jest offline  
Stary 14-03-2018, 09:59   #88
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Mężczyzna czekał na nich pod pubem. Był wyraźnie zaniepokojony. Charlie ujęła wampira pod ramię.
- To Thomas Gedge. Pracuje w banku. - Odezwała się cicho, wprost do jego ucha.
- Witamy, witamy panie Gedge - przywitał go. - To co, do pubu? Wypijemy jakiś drobiazg za naszą znajomość?
- Z przyjemnością Panie Ashmore
. - Mężczyzna spojrzał niepewnie na towarzyszkę wampira. Wyraźnie spodziewał się męskiego wypadu.
- Przepraszam, że nie mogę panu poświęcić tyle czasu, ile pewnie chciałbym. Ogólnie wie pan, planuję lepiej poznać pracowników banku. Sam pan rozumie, ale zapraszam pana na drobne piwko - po prostu nie miał ochoty na pieprzenie się z panem szanownym Gedge. Jego celem było wsączenie Pamięci opoja na zasadzie: Charlotta oraz Henry właściwie nic nie robią, odwiedzają bank oraz kluby, spotykają klientów, chodzą po sklepach etc. Przypuszczał, że ów mężczyzna nie ma zbyt wielkiej siły woli, skoro zdecydował się, pomimo bycia pracownikiem banku, śledzić ich. Przez jakiś czas myślał Gaheris, żeby zaszczepić mu także ciekawość, kim jest rozmówca. Jednak właściwie uznał, iż nie ma co specjalnie ryzykować. Postanowił poprosić Malkaviankę, żeby kogoś za nim jutro posłała śledząc, albo kilku ktosiów. Weszli więc spokojnie do pubu omawiając pierdoły wtedy właśnie Henry zajął się owym wszczepianiem pamięci. Mężczyzna okazał się być niesamowicie oporny. Już po chwili rozmowy wampir zdał sobie sprawę, że rozmawia z agentem, prawdopodobnie kimś kto służy podobnie jak Charlie służyła Florence. Na szczęście po godzince, mocno zakrapianej alkoholem, udało się wpleść informacje w świadomość Thomasa. Pozostawało tylko pytanie dla kogo pracował. Jednak wcześniej stwierdzone było, iż Gedge sam tego nie wie. Widocznie jakiś wampir więc warunkował owego pracownika.
- Cóż, szanowny panie, było miło, ale póki co, życzę powodzenia panu. Pozdrawiam jeszcze - rzucił kilka uwag oraz później wyruszyli on oraz Charlotta do siedziby księcia Peela. Oczywiście nie wprost. Zwyczajowo planowali pokombinować, stwierdzili iż wysiądą trochę dalej, natomiast później podejdą. Cały czas wampir starał się obserwować okolice. Podczas jazdy oraz podczas drogi pieszej. Gdy jechali, znów miał to niepokojące uczucie bycia obserwowanym. Dziwnie znajome. Zniknęło gdy zbliżyli się do Westminsteru. Rzeczywiście niefajne. Pomyślał, iż porozmawia o tym z Malkavianką. Chciał poprosić ją, żeby śledziła tego, kto ich śledził. Prosta sprawa, trzeba było tylko zorganizować pułapkę pod postacią odpowiedniego przejazdu po takim terenie, gdzie śledzący byłby widoczny.

Gdy dotarli do Peela, okazało się, że trwa jakaś narada. Podobno zwołano ją nagle. Przydzielono im jeden z saloników, by mogli zaczekać na jej koniec. Skoro zaś tak, po prostu czekał popijając pucharek zamówiony od książęcego ghula. Właściwie wcale się nie dziwił, byłoby dziwne, gdyby nie zastanawiali się nad wnioskami wyciąganymi przez wiedeńskiego specjalistę. Charlotta wydawała się być dużo bardziej zaniepokojona, kręciła się po saloniku. Nie tknęła nawet wina i przekąski, którą im przyniesiono.
- Coś się stało? - spytał wprost.
- Wszędzie są jacyś agenci, po mieście chodzi jakiś potężny magik i prawdopodobnie jeszcze poteżniejszy wampir, który pewnie będzie chciał cię zabić gdy dowie się że żyjesz. - Kobieta zatrzymała się i spojrzała na Gaherisa. - Martwię się.
- Póki co przewaga jest taka, że nie wie. Jeśli udałoby się gnojka zaskoczyć byłoby doskonale.
- A co jeśli wie
? - Charlie opuściła wzrok. - Gdy cię znalazłam… miałam zapiski o pochówku rycerza. Florence o nich słyszała i kazała mi sprawdzić, czemu interesuje się nimi ktoś… teraz jestem niemal pewna, że inny wampir. Potem było to porwanie i… boję się, że to się powtórzy. Bo jaka jest szansa, że porwano mnie by pozbawić cię przewodnika? Toż zrobiły to wampiry… - Kobieta mówiła coraz szybciej. Gaheris słyszał jak jej głos drży z obawy.
- Wobec tego musimy się bardzo pilnować - stwierdził przemyślawszy - oraz wykombinować coś kompletnie zaskakującego. Jeśli jednak porwano ciebie, żeby pozbawić mnie przewodnika, wiemy kto maczał w tym swoje paluchy. Wiemy przecież, to to właśnie wykonał. Przypuszczasz kochana, że mamy tutaj panią kombinatorkę? - spytał kobietę mającą wszak wiele więcej doświadczenia podczas kombinacyjnych sytuacji.
- Nie wiem… nie wydaje mi się. Ona może stała za porwaniem, ale naprawdę nie wyglądała jakby wiedziała o tym co mi zrobiono. - Wampir niemal widział jak jego narzeczona ścisnęła nogi, na tamto wspomnienie. Cóż doskonale pamiętał z jakiego stanu odratowali Charlottę.
- Wobec tego może porozmawiać z nią. Bowiem oznacza to, że ktoś dobrał się do jej ghuli wydając im polecenia poza plecami. Wątpię jakoś, żeby taka kobieta mogła to znieść oraz nie włoży wszystkich sił, aby załatwić owego przeciwnika.
- Tak się zastanawiałam
… - Charlie podeszła do niego i bez skrupułów usiadła mu na kolanach. Przez chwilę wyglądała jak mała zagubiona dziewczynka. - Bo widziałam jak Anna rozkazuje ghulom Roberta, a książe -sługom Rebecci… A jeśli to Sire tamtej Jessie? Bo chyba też musi jakiegoś mieć, prawda?
- Wobec tego może porozmawiać z księciem, albo ogólnie znajomymi członkami Rady. Naprawdę kompletnie nie łapię takich kombinacyjnych sytuacji
. - faktycznie bowiem widać było, iż polem Gaherisa była normalna walka, tymczasem tutaj raczej wydawało się, że jest jakaś inna płaszczyzna. Kompletnie nie znał jej oraz był przy niej słaby niczym sałata.
- Nie martwisz się? - Charlie spojrzała na niego lekko zaskoczona. Na chwilę odegnało to jej zmartwioną minę. Opuściła wzrok wpatrując się w jego nogi, które obecnie robiły za jej siedzenie. - Pewnie lepiej byś ty porozmawiał z księciem na ten temat. Chyba nie wypada mi sugerować nic przeciwko rodzinie.
- Pewnie moje kochanie, że się martwię. Jednak walczyłem już z nim kiedyś. Gdyby miał wygraną oczywistą, sięgnąłby po nią bez najmniejszej ochyby. Jednak skoro tego nie uczynił, także jest niepewny, także nie wie, także kombinuje solidnie. Księciu oczywiście zaś powiem, najchętniej na osobności lub w towarzystwie najlepszych znajomków
- miał na myśli Rebeccę, Florence oraz Malkaviankę tylko.
- Pewnie masz rację… - Charlie nie podniosła wzroku.
- Tu jesteście! - Boyle wkroczył do salonu i uśmiechnął się widząc ghulicę siedzącą na kolanach narzeczonego. - Narada jeszcze trwa, ale mnie wygonili.
- Dobry wieczór
- przywitał się wskazując fotel. - Jakieś wnioski co do wczorajszych badań?
- Mam pomysł jak to odkręcić, muszę jednak chwilę nad tym popracować
. - Boyle rozsiadł się wygodnie jakby był u siebie. - Mam nadzieję, że narady się szybko skończą i będę mógł usiąść do pracy. Niestety już mam podejrzenia co do kosztów.
- Eee, mam się bać
? - spytał przypuszczając, iż będą wymagane spore nakłady, albo jeszcze nie wiadomo co.
- To zależy. Jeśli chodzi o utrzymanie obecnego stanu, byłbym w stanie wykonać nawet dziś, tylko potrzebowałbym twojej krwi sprzed wejścia do kręgu. - Boyle sięgnął po wypełniony vitae kielich.
- Do przyjęcia - stwierdził ochoczo Gaheris. - Tylko pojęcia nie mam, skąd wziąć taką krew sprzed wejścia.
- Z twojej narzeczonej
. - Głos Boyla zrobił.się odrobinę bezbarwny. - Jest twoim ghulem.
- Czy zgodziłabyś się, Charlotto?
- Oczywiście
. - Charlie uśmiechnęła się. - A co należałoby zrobić by Henry wrócił do poprzedniego stanu?
- Prawdopodobnie należałoby cię zabić
. - Słowa Boyla zawisły w powietrzu.
- Przykro mi, jednak akurat ten element jest niemożliwy do realizacji w żaden dopuszczalny sposób. Jednak słowo prawdopodobnie oznacza, iż istnieją inne rozwiązania, zaś to było może trochę niewłaściwym, wybacz Boyle, bardzo niewłaściwym żartem.
- Niestety to nie był żart
. - Alchemik dopił kielich z krwią. - Poszukam innych opcji, ale nie mogę nic obiecać.
- Jeśli inaczej się nie da, cóż, po prostu pozostawimy, jak się da. Najwyżej poproszę o kolejną przemianę za jakiś czas, choć to stoi de facto na głowie. Jakieś wydaje mi się nienaturalne
- powiedział spokojnie Gaheris będąc właściwie pewnym swojego. Przecież nie poświęci Charlotty. Ufffffffff … - No wiesz, może mógłbym zrobić jakąś prowizorkę, choćby zghulizować królika czy coś, którego by się wykorzystało? - spytał Wiedeńczyka.
- Gdybyś zrobił to przed wejściem w krąg, może nawet dałoby radę. - W głosie Boyla nie pozostał nawet ślad po wczorajszej żartobliwości. - Choć chodzi tu głównie o ilość krwi, która będzie potrzebna do rytuału. Więc musiałbyś zghulizować co najmniej konia.
- Albo stado królików
? - powiedział rycerz składając inną propozycję. - Konia także by się dało, nawet byka. Dlatego proponuję poszukać rozwiązania, które pozostawi Charlottę całkowicie bezpieczną. Mógłbym prosić cię, żebyś przeanalizował możliwość właśnie użycia zwierzęcia ewentualnie nawet kilku? - zwrócił się do specjalisty magii.
- Jak już powiedziałem to byłaby opcja, ale gdybyś zrobił to nim przekroczyłeś krąg i zaczął się cały proces. Potrzebujemy czegoś lub kogoś kto ma w sobie twoją krew. Im więcej tym lepiej.
- Wobec tego na tą chwilę nic nie wymyślimy, chyba, żeby nakarmić trochę krwią Charlotty, jednak jeśli się orientuję, ghul nie może stworzyć ghula pośrednicząc jakoś.
- Nic mi o tym nie wiadomo. To mogłoby być całkiem niebezpieczne
! - Boyle uśmiechnął się. - Skupmy się na zatrzymaniu całego procesu. Peel prosił bym zajął się sprawą maga i póki on tu jest to i ja tu zostaję.
- Boyle, oczywiście, chcę się skupić, jednak nie kosztem Charlotty
- powiedział poważnie. - Jest ghulem niejako przy okazji, przede wszystkim jednak moją kochaną narzeczoną. Natomiast tamtego maga trzeba zatrzymać, pewnie zresztą cała narada właśnie temu jest poświęcona.
- Chodziło mi o to, że póki jestem w Londynie możemy kombinować. Potem niestety będę musiał wrócić do Wiednia
. - Magik podniósł się i podszedł do barku, po czym przyniósł karafkę z krwią i nalał do obu kielichów. - Zatrzymanie procesu będzie wymagało od panny Ashmore oddania krwi, ale gwarantuję, że nie w ilości zagrażającej życiu.
- Hm, Charlotto, zgodziłabyś się
? - spytał pełen nadziei wpatrując się w narzeczoną swoją. Rzeczywiście wolałby pozostać na takim poziomie, jak obecny. Wprawdzie nie maił niektórych wampirzych mocy na takim specjalnym poziomie, jednak za to mógł dłużej nie spać. Czyli coś za coś. Pasowało mu to. Natomiast pewne dyscyplinę wampirze pozostawały. Sprawdził to już, dlatego wszystko grałoby. Ponadto dawało mu szansę na prawdziwe potomstwo. Wszystko idealnie prawie.
- Oczywiście. - Wyglądało to trochę tak jakby Charlotta miała się zgodzić choćby ją miało to zabić.
- Wspaniale! - Boyle podniósł się. - Chodźmy, rada się skończyła.
- Wobec tego chodźmy. Chciałbym prosić, abyśmy się zajęli tym względnie szybko.
- Możemy po radzie udać się do mnie
. - Boyle ruszył korytarzem, prowadząc ich. - Już prawie wszystko przygotowałem.
- Wobec tego uczynimy tak, jeśli tylko Charlotta się zgodzi. Tymczasem chodźmy do członków Rady, skoro ukończyli narady
- wstał podając ramię dziewczynie. Interesujące bardzo, co władza wampirzego Londynu miała do komunikowania poddaństwu.
 
Kelly jest offline  
Stary 18-03-2018, 08:12   #89
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
W sali nie zgromadziła się cała rada. Byli przede wszystkim starsi wampirów, które weszły do kręgu. Czyli Florence, Szeryf i Carl, starszy brujah, którego widział przelotnie podczas pierwszej rady, na którą byli zaproszeni.

[MEDIA]https://i.pinimg.com/236x/88/b4/02/88b402ab68ad5c6bbd02e825b582e01d--men-portrait-s-fashion.jpg[/MEDIA]

Oprócz tego był jeszcze książe, Rebecca i Anna.
- Co cię sprowadza Henry? - Mała wampirzyca, jak zwykle zajmowała fotel i radośnie machała na nim nogami.
- Przyznaję się, że ja. - Boyle uśmiechnął się do członków rady. - Zaprosiłem państwo Ashmore by omówić sprawę zatrzymania tych zmian.
- Chcę zauważyć, że znów traktujesz pałac jak własny. - W głosie Peela pojawiło się lekkie rozgoryczenie, co było dosyć nietypowe jak na księcia. O dziwo Rebecca uśmiechnęła się szerzej słysząc to.
- Udało się nam namierzyć dom, który odwiedzał mag… podobno z jakimś “drugim mężczyzną” - córka księcia skupiła wzrok na Gaherisie. - Mógłbyś nam coś więcej opowiedzieć o Tarquinie?
- Witajcie, Wasza Wysokość, oraz szlachetni członkowie Rady - wiadomo bowiem, rycerz Artura zawsze dbał, żeby etykieta była na głównym miejscu. - Oczywiście opowiem chętnie, ponieważ przyznaję, mam kilka podejrzeń, o których później. Wasza Wysokość, Lady Rebecco, Szalechtni państwo, Tarquin to łajdak, łotr, drań, którego inteligencja jest wystarczająca, ażeby owe łajdactwa realizować. Kiedyś poznałem go, w VI-ym wieku, czyli bardzo dawno, kiedy Anglia była jeszcze młoda. SirTarquin zwany był Czarnym Rycerzem od zbroi, którą nosił, ale też równie czarne były jego postępki. Straszliwy człowiek, atakował wielu nie tyle dla jakiegokolwiek rezultatu, ale dlatego że uwielbiał to robić. Jeśli jakieś zło wybrałoby sobie namiestnika na terenie Anglii, sir Tarquin byłby wśród istotnych kandydatów. Jednak ludzie źli wreszcie trafiają na innych oraz padają pod ich ciosami. Tarquin przetrwał, bowiem został przemieniony. Przypuszczam właściwie, hm jestem pewny, że klan Ventrue przyjął do do swojego dworu. Miał niesamowite zdolności, był potwornie silny, chociaż także popędliwy, lekceważący innych oraz pyszny. Gardził wszystkimi, posiadał jednak także swoich zwolenników, takich przybocznych. Walczyłem z nim, bowiem także w tym okresie zostałem przemieniony przez lady Nimue, nazywanej Panią Jeziora. Nasze starcie niemal ostateczne miało miejsce na terenie pewnego klasztoru oraz wstrząsnęło posadami okolicy. Mówić wstyd, jednak okazał się silniejszy tamtą walką. Musiał jednak sam uciekać, bowiem walące się ściany mogą stanowić pewien problem nawet dla takiego wampira. Myślałem jednak, iż gdzieś odszedł poprzez tyle wieków. Jednak nie! Zdecydowanie rozpoznałem go wizjami dotyczącymi tamtego pomieszczenia, które wszyscy poznaliście. Otrzymaliście ponadto jeszcze jego wizerunek naszkicowany przez malarza dzięki wsparciu Florence - lekko skłonił się przed Toreadorką. Zresztą ogólnie zerkał oraz uśmiechał się wesoło ku znajomym sobie osobom. - Tyle ode mnie.
- Gdzie dokładnie był ten klasztor? - Florence wtrąciła się do dyskusji. Z zaciekawieniem spojrzała na Charlottę.
- W okolicach Glastonbury. - Ghulica wtrąciła się nieśmiało do rozmowy. - Byłam tam na twoje polecenie, zgodnie ze znalezionymi zapiskami.
- Hm… - Starsza torreadorów skupiła wzrok na jakimś trudny do odnalezienia punkcie, wyraźnie zamyślona.
- Nie wiesz może czy wtedy był młodym czy starym wampirem? - Rebecca powróciła do odpytywania Gaherisa. - Czy istnieje ryzyko, że nie spał przez cały ten czas?
- Odpowiadając na drugie pytanie: pojęcia nie mam, jednak takie ryzyko istnieje. Szczęśliwie odpowiedź na pierwsze pytanie brzmi: był młodym wampirem. Wszyscy wtedy znali jego, jako człowieka, także zresztą ja. Walczyli przeciwko niemu oraz po prostu znali. Może nie osobiście, ale spotykaliśmy się na placu boju. Musiał więc zostać przekształcony mniej więcej pod koniec panowania Jego Królewskiej Mości mojego wuja króla Artura - odpowiedział dumnie, chociaż nie jakoś pyszałkowato. Jednak wspomniana więź stanowiła dla Gaherisa coś prawdziwie wyjątkowego.
- To i tak szmat czasu jeśli nie spał… - Rebecca zamyśliła się.

- To by tłumaczyło, czemu nikt nie mógł mu się przyjrzeć. Macie te swoje sztuczki. - Szeryf podniósł się ze swojego miejsca i po chwili jego postać zafalowała i przemienił się w znaną Gaherisowi z opery kobietę. - Wystawimy z Carlem czujki.
Brujah także się podniósł ze swojego miejsca.
- Im szybciej ich znajdziemy tym lepiej.
- Nie musisz nam tego mówić Carl. - Florence prawie parsknęła.
- Czekamy na informacje co do zatrzymania tego całego cyrku. - Szeryf zmierzył Boyla nieprzychylnym wzrokiem, a ten tylko przytaknął ruchem głowy. Po chwili oba wampiry wyszły.
- Wasza wysokość, Szanowne panie, panie Boyle, ogólnie jest jeszcze taka kwestia,otóż jak wszyscy wiedzą, Toreadorzy mają wśród darów umiejętność bystrego patrzenia, słuchania oraz ogólnie wyczucia zmysłów. Odnoszę wrażenie, iż ktoś nas śledzi. Co więcej, wrażenie to powtarza się. Otóż najpierw wiem, że mamy szpiega w banku, który otrzymał zadanie śledzenia nas. To niejaki Thomas Gedge. Właściwie dawniej uznałbym, że to kwestia konkurencji, ale po pierwsze, kiedy czytałem jego myśli okazało się, iż nie ma pojęcia, kto go wynajął do śledzenia nas. Nawet nie sprawdzania posunięć bankowych, tylko właśnie śledzenia. Dziwne. Druga rzecz, to zbiega się to z tym, iż śledzi ktoś nas, kiedy udajemy się na twój teren, Wasza Wysokość. Gdy zbliżamy się już do twojej siedziby, wrażenie zanika. Ktoś więc ma na nas oko. Dwie sprawy jednocześnie to już doprawdy bardzo dziwne. Byłbym szczerze wdzięczny, jako że nie dysponuję swoją świtą, gdyby ktoś spośród państwa, śledził owego Thomasa, który jutro ma się udać wieczorem na spotkanie ze swoim szefem. Władowałem trochę myśli mu, iż dosłownie nic nie robimy oraz jesteśmy najnudniejszymi istotami Londynu. Nie chciałem nic więcej robić licząc, iż doprowadzi nas do swojego szefa, którym może być ktoś od sir Tarquina. Jest bowiem moim wrogiem od dawna, więc kwestie mogłyby się ewentualnie łączyć, albo przynajmniej warto sprawdzić wspomnianą hipotezę. Druga kwestia, to owo śledzenie, kiedy udajemy się do twojej siedziby książę. Jeśli nie jest to sprawa normalnego nadzoru któregoś spośród państwa tutaj, to może dałoby się nam przyczepić ogon, czyli obserwatora, który obserwowałby, czy ktoś nas nie obserwuje. Aczkolwiek jeśli to robota magika, pewnie nic nie zobaczyłby. Wreszcie kolejna rzecz. Czy rodzic pani Ventrue należącej do rady, mógł bezwiednie wydać polecenie jej ghulowi. Pamiętacie państwo, jak bardzo skrzywdzono moją ukochaną oraz mogło się wydawać, iż sama Ventrue była zaskoczona. Może ktoś więc wydał polecenie za jej plecami. Biorąc zaś pod uwagę, iż sir Tarquin jest Ventrue, wszystko mogłoby się jakoś zazębić - wypowiedź była długa, jednak pełna propozycji oraz konkretów. Sympatycznie się stało, że pozostałe wampiry wyszły pozostawiając jedynie tych, do których miał względne zaufanie.
- Myślę, że moglibyśmy przydzielić temu Thomasowi jakiś ogon. - Rebecca spojrzała na Peela, a ten przytaknął na sugestię. - Wybrałabym kogoś nowego spośród ghuli. Kogoś kogo imię nie figurowało na liście przedstawionej wcześniej przez Henry’ego.
- Dobrze. - Książe odezwał się jak zwykle spokojnym głosem. - Co do obserwacji… rzeczywiście w samym Westminsterze jest sporo agentów, ale twierdzisz że tutaj odczucia zanikają...
- Chyba każdy w obecnej sytuacji wystawił swoich ludzi. - Anna wtrąciła się widząc, że książę chyba nie planuje kontynuować. - Ale nikt raczej nie wędrowałby za wami przez kilka dzielnic… domen.
- Jeśli chodzi o zachowanie tamtego ghula, - Rebecca spojrzała niepewnie na Charlottę. - W niektórych klanach jest tak, że sire poi ghule swego childe swoją krwią. - Słychać było, że uważnie dobiera słowa. Gaheris był niemal pewny, że taka zależność jest m.in. w “rodzinie” księcia. - Wtedy bez trudu można wydać polecenia sługom swego dziecka, a one powinny wykonać je bez wahania.
- Czy wobec tego nie warto by zwrócić uwagę na rodzinę Ventrue?. Dokładniej zaś, żeby być precyzyjnym na pewnego jej przedstawiciela. Bowiem sama taka zasada - zagrał sprytnie - nie stanowi niczego złego, ale wszyscy państwo wiedzą, iż każdą zasadę można do czegoś niewłaściwego jednak wykorzystać. Czy jest możliwe, że właśnie jacyś ukrywający się za mgła tajemnicy Ventrue stoją za wszystkim? Oczywiście, nawet nie wspomniana znajoma Ventrue, jednak wydaje mi się, iż jest duża szansa, że ona coś wie, co uratuje londyńską rodzinę - omijał postać księcia, jak się da, jednak wydaje się, iż dla Peela było logicznym, że któryś spośród innych Ventrue mógł chcieć go cicho obalić. - Oczywiście dziękuję państwu za pomoc w owych kwestia dotyczących obserwacji naszych osób - faktycznie bowiem, osobiście on tego zrobić nie mógł, jednak tutejsze wampiry miały swoją świtę, mogły więc dysponować sługami.
- Pytanie tylko czy to rzeczywiście nasi ludzie, czy też ktoś inny… - Anna zamyśliła się. - Ja nie wydawałam swoim sługom polecenia śledzenia was. Zdarzyła ci się jeszcze taka sytuacja kiedyś?
- Cóż, właściwie nie pamiętam. Obecnie powtórzyło się to kolejny raz kolejnej nocy, dlatego nie przypuszczam, iżby był jednak to przypadek jakiś - starał sobie się przypomnieć jakąś podobną obserwację. - Hm, chociaż nie. Faktycznie, kiedy przybyłem do Londynu. Czułem podobne wrażenie. Ba, kiedyś w ciemności nocy spotkałem nawet kogoś, kto może był wampirem, jednak hm, faktycznie - usiłował sobie przypomnieć. - Rzeczywiście tak było, zaraz po moim przybyciu. Przypominał wtedy kogoś niewidzialnego. Odpłynęliśmy wtedy łódką na spacerze, kiedy przybiliśmy do brzegu Tamizy czekał na nas jakiś mężczyzna, który zniknął we mgle londyńskiej. Był doskonale ubrany, niewątpliwie należał do elity gentlemanów. Oblicza jednak jego nie wiedziałem wtedy. Czyżby był jednak to sir Tarquin? Byłby niesamowicie mocny, gdyby mógł takie przewidywania uczynić.
- Czy mi sie wydaje czy próbowaliśmy go zgubić klucząc przez pół dzielnicy, a potem ratowaliśmy się łodzią? - Charlie zamyśliła się, starając się odtworzyć w głowie tamte wydarzenia.
- Dokładnie wtedy - potwierdził rycerz. - Jednak chyba długo się nie udawało, jakby coś było niewidzialne oraz miało niesamowitą siłę przewidywania.
- Albo bardzo wyostrzone zmysły… - Florence na chwilę wyrwała się z zamyślenia. - Nie wiemy gdzie się podziewa Sire Jessie?
- Stary Miles? - Anna zerknęła na Torreadorkę. - Wydawało mi się, że już jakiś czas temu zapadł w letarg, bo słuch po nim zaginął.
- Miles de Courcy nie zapadł w letarg i ma się dobrze. - beznamiętny głos księcia wdarł się w dyskusję. - Obecnie przebywa w Irlandii.
Tymczasem obok stojący Gaheris jedynie stał przysłuchując się całej rozmowie. Pojęcia wszak nie miał, kim jest ów wspomniany Miles.
- A wiemy kto był jego Sire? - Anna uśmiechnęła się do księcia.
- Patrick de Courcy, wcześniejszy baron Kingsale. - Peel machnął ręką, ta jednak zamarła w locie. - Hm…
- Ojciec Patricka mógł żyć wtedy kiedy Henry, prawda? - Rebecca uważnie przyglądała się swemu Sire. - Byłby wtedy …
- Tak. - Peel uciął wypowiedź swojej córki i spojrzał na Gaherisa. - Istnieje ryzyko, że możemy tu mieć potomków Tarquina. Choć nic mi nie wiadomo o tym by ktoś tak potężny przebywał obecnie w Londynie.
- Trzeba by rozejrzeć się na terenie Jessie. Ciekawe czy ona sama o tym wie. - Anna zamachała entuzjastycznie nogami. - A ja wiem kto może chodzić swobodnie po jej domenie.
Oczy wszystkich zwróciły się na parę narzeczonych.
- Po terenie Jessie … - powtórzył rycerz trochę starając się ułożyć wewnątrz myśli listę spotkanych wampirów. Jessie, blondwłosa, posągowa piękność, choć nie mająca seksapilu Florence. Jednak elegancka, wspaniała, pod pewnymi względami wyjątkowa niewątpliwie. - Oczywiście możemy sobie pospacerować po jej terenie, jeśli możemy. Przepraszam, nie znam jeszcze wszystkich zasad środowiska Londynu. Jeśli jednak tak, czego mielibyśmy poszukiwać, jakiej osoby wypatrywać, czy Jessie się po prostu nie zbulwersuje oraz nie spróbuje ponownie uczynić krzywdy pannie Ashmore niczym właśnie poprzednio? - przedstawiał wątpliwości.
- Właśnie w zamian za tamte wydarzenia, w formie rekompensaty możecie chodzić po jej terenie, a ty nawet polować. - Anna uśmiechnęła się szeroko do wampira. - Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku.
- Aaa, rozumiem. Polować chyba raczej nie planuję, ale spacery. Hm, czy jest tam gdzie pospacerować? - uśmiechnął się rycerz do swojej cudownej damy.
- Mają tam sporo sklepów czynnych nawet po zmroku. To stara dzielnica kupiecka. - Charlie zamyśliła się by po chwili się uśmiechnąć. - Chyba nawet wymyśle coś co mogłabym kupić.
- A pamiętasz tego naszego znajomego meblarza. Nie wiem, czy ma swój sklep tam, ale moglibyśmy go odwiedzić. To taki sympatyczny człowiek, który aspiruje do byciu członkiem Carlton Klubu - wyjaśnił pozostałym osobom na miejscu zebranym. Wszak pewnie nie znali tamtego człowieka. - Właściwie co powinniśmy obserwować?
- Niestety Ainsworth ma sklep całkiem niedaleko. Na terenie domeny Anny, czyli nie w miejscu, które chcemy odwiedzić. Ale rzeczywiście wypadałoby odnowić kontakt. - Charlie uśmiechnęła się ciepło.
- Może znów poczujesz tamtą obecność, albo uda ci się zobaczyć tamtego dżentelmena. - Rebecca spróbowała odpowiedzieć na jego pytanie - To bardzo zawęziło by obszar poszukiwań. Kto wie może spotkasz tego maga?
- Lady Rebecco, obawiam się, że jeśli istnieje taka możliwość ... Powiem ci, iż nie wiem, czy się cieszyć. Obawiam się kogoś mającego takie umiejętności śledzenia. Musi być bardzo mocny, oj bardzo mocny, natomiast mag. Hm, czy jeśli spotkam maga, to będzie na pewno ten mag, czy może być jakiś inny mieszkający na terenie miasta? - rycerz wcale nie był taki wesoły na spotkanie jakiegoś niechętnego człowieka lub wampira.
- Z tego co nam wiadomo w Londynie nie ma więcej magów, tak jak już kiedyś wspominałam. - Rebecca odpowiedziała spokojnie. - Ale prawdą jest, że o tym także nie wiedzieliśmy. Zakładam, że jeśli widziałeś go tak jak Tarquina w wizji, to go rozpoznasz.
- Jeśli rozpoznam, byłoby dobrze, bowiem moglibyśmy stworzyć jego wizerunek. Chyba, że potrafiłby na siebie rzucić jakąś iluzję nawet kryjącą prze spojrzeniem naszego rodzaju. Gorzej, jeśli rozpozna mnie, ale cóż, trzeba to trzeba. Przypuszczam, iż jutro będziemy mogli pomyszkować trochę po terenie Jessie - wspomniał, bowiem przecież po spotkaniu planowali iść do wiedeńskiego specjalisty. Przy okazji, chciał spytać Rebeccę o bal pani Sinett, na który dostali zaproszenie. Zawsze warto cokolwiek wiedzieć, zaś Rebecca niewątpliwie taką wiedzę posiadała, ale to już po całym odpytywaniu dotyczącym rejonu Jessie.
- Na pewno starajcie się nie ryzykować. Warto sprawdzić choć wątpię byście coś znaleźli. Wierzę, że wszyscy jesteśmy obserwowani, tak samo jak i nasze poczynania. - Córka księcia zerknęła na Annę, a ta przytaknęła. - Chcielibyśmy jednak z skorzystać z każdej możliwej okazji do rozejrzenia się. Jednak zarzuty, którymi chcemy obarczyć Jessie są bardzo poważne i im więcej sprawdzimy tym lepiej.
- Rozumiem, wobec tego jakoś sprawdzimy.
- Jeśli już to ustaliliśmy czas wrócić do swoich obowiązków. - Peel przesunął bez pośpiechy wzrokiem po zebranych.

Rycerz leciutko skłonił się, jednak chwilę potem zwrócił już do dziecka księcia. Oczywiście kiedy pozostali zebrani potwierdzili słowa Peela.
- Lady Rebecco, czy mógłbym jeszcze na chwilę? - spytał wspaniałą damę. - Chciałbym cię prosić o opinię przy sprawie towarzyskiej.
Wampirzyca spojrzała na niego lekko zaskoczona, ale przytaknęła.
- Niebawem wrócę. - Skłoniła się lekko ojcu i podeszła do narzeczonych. - Może przejdziemy do saloniku obok?
- A ja odprowadzę miłe panie! - Boyle znów tryskał dobrym nastrojem. Podał ramię Florence, po czym wyciągnął rękę w stronę Anny. Dopiero ująwszy tak dwie wampirzyce spojrzał na Gaherisa. - Zaczekam na was na dole, dobrze?
- Oczywiście, lady Rebecco, niechaj będzie salonik, natomiast - zwrócił się do kolejnej odzywającej się osoby - właśnie chciałem prosić, abyś zaczekał. Przyznaję, że chciałbym to rozwiązać jak najszybciej, choć nie wiem, jak pozostali członkowie rodziny trafieni taką dziwaczną przypadłością - odpowiedział Wiedeńczykowi oraz podał ramię pannie Ashmore. Razem ruszyli za Rebeccą do wspomnianego saloniku.

Wampirzyca zaprowadziła ich do pomieszczenia obok. Już wychodząc Gaheris zauważył, że książe odrazu sięgnął po jakieś dokumenty. Zdawać się niemal mogło, że jedyną rzeczą jaką zajmuje się Peel jest praca. Rebecca weszła pierwsza i rozejrzała się po pomieszczeniu. Trochę jakby upewniała się czy służba dobrze wykonała swoją pracę. Dopiero po tej kontroli spojrzała na towarzyszącą jej parę.
- Jak mogę wam pomóc?
- Widzisz, mamy zaproszenie na bal niejakiej pani Sinett. Podobno owe przyjęcia są bardzo rozpoznawalne oraz dosyć ekskluzywne. Chciałbym prosić o dwie rzeczy. Pierwsza to informacje na temat balu, pani Sinett oraz jej gości, zaś drugą będzie prośba, którą wyrażę po otrzymaniu tych informacji, bowiem właśnie od nich zależy - wyjaśnił Rebecce.
- Przyznaję, że nigdy nie byłam na tych przyjęciach, ale sporo o nich słyszałam. - Wampirzyca zajęła miejsce w jednym z foteli. - Są bardzo popularne wśród bogatych mieszczan, szczególnie magnatów przemysłowych, ale bywa tam też co nieco arystokracji. To jedna z tych imprez na których można sobie znaleźć “właściwego” partnera.

Widocznie wspaniała Rebecca nie chadzała na imprezy pospolitaków, nawet zamożnych mieszczan. Jednak to nic.
- Skoro bywają tam także arystokraci, czy są tam może jacyś twoi znajomi, którzy miło zajęliby się nami, byśmy mogli spędzić nieco czasu w ich towarzystwie? - wiadomo bowiem było, iż jeśli arystokracja nieczęsto odwiedzała takie bale, ale jednak odwiedzała, stawała się natychmiast centrum zainteresowań. Widoczne oznaki znajomości natychmiast postawiłyby Charlottę oraz Henry’ego na wyższym stopniu towarzystwa. Wprawdzie Henry miał nieco gdzieś taką opinię, jednak uchroniłoby to Charlottę od głupich plotek. Wszystko na zasadzie, jak powiadał pewien książę: “Mówiliby żem wariat, ale żem książę, mówią żem oryginał.” Dokładnie ten efekt chciał osiągnąć przy Charlotcie. Bliskie układy z arystokracją przytłumiłyby kwestię wspólnego mieszkania. Oczywiście najlepiej byłoby, gdyby Rebecca sama odwiedziła taki bal, choćby w ich towarzystwie, jednak chyba była zbyt zajęta ochroną księcia Peela. Dlatego właśnie nawet nie poprosił, ażeby towarzyszyła im.
Wampirzyca zamyśliła się.
- Chyba jest kilka osób. Głównie młode damy szukające sobie partnerów… ale jest jedno małżeństwo, które chyba mogłoby wam potowarzyszyć. - Rebecca uśmiechnęła się. - Muszę się tylko upewnić, że są w Londynie, a nie w swojej rezydencji.Szczerze mówiąc byłbym wdzięczny.
- Nawet moglibyśmy zabrać jakąś młodą damę, ponieważ Charlotta mogłaby być przyzwoitką, szczególnie, jeśli wybrałoby się jeszcze owo wspomniane małżeństwo. Bardzo dziękuję ci, że zechciałaś pomóc
- pochylił się całując jej smukłą dłoń. Cóż, szkoda ze Rebecca nie była Toreadorem
- To nie problem. Jutro poślę do was kogoś z informacją kto mógłby wam potowarzyszyć.
- Jeszcze raz dziękuję oraz miłego wieczoru - ładnie powiedzieli do Widzenia wspaniałej wampirzycy ruszając do oczekującego Wiedeńczyka.
Boyla zastali przy wejściu. Palił fajkę przyglądając się ludziom na ulicy z nietypową jak dla siebie poważną miną. Odrobinę wyglądało to jakby wybierał sobie ofiarę. Gdy tylko ich usłyszał uśmiechnął się. Przypominało to założenie maski. Jego twarz nagle całkowicie zmieniła wyraz.
- Gotowi, na małe czary mary?! - Zaciągnął się fajką, wypuszczając z ust kilka kółek.
- Niecierpliwie gotowi - rzekł Gaheris spoglądając na Charlotte. Wszak bez jej zgody nie mogli niczego kompletnie uczynić.
- Jedźmy. - Charlie wydawała się być zdeterminowana.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-03-2018, 09:30   #90
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Po chwili siedzieli w dorożce Boyla. Wszystkie okna były zasłonięte, przez co nie mogli zobaczyć gdzie zmierza powóz. Jazda trwała sporo czasu, a i sam wiedeńczyk nie wydawał się być nazbyt rozmowny. Przeto również Ashmore, ona i on, nie kontynuowali dyskusji. Gaheris niemal wyczuł, że wyjechali z miasta. Powietrze w powozie stało się inne, zmieniła się też nawierzchnia po której jechali. Gdy w końcu powóz zatrzymał się i otworzono im drzwi roztoczył się przed nimi uroczy angielski krajobraz, na którego pierwszym planie znajdowała się spora rezydencja.


- Witam w moich skromnych progach. - Boyle wyskoczył z powozu i zaczekał na zewnątrz na parę narzeczonych.
- Nie są takie skromne, natomiast są mości Boyle, urocze wręcz - wpadł mu Gaheris w wypowiadane słowo.
- Rzadko tu bywam, ale Gehremu udaje się jakoś zapanować nad tym miejscem. - Poprowadził ich żwirową, starannie wypielęgnowana ścieżką.
- Rozumiem, że to twój zarządca? Świetnie sobie radzi, przyznaję oczywiście - faktycznie rycerz rozglądając się tylko mógł cieszyć spojrzenie uroczym, romantycznym widokiem.

Wokół kręciło się sporo osób w kostiumach podobnych do tych, które zwróciły uwagę Gaherisa w Westminsterze. Prawie wszystkie osoby były tutaj ghulami i sądząc po uzbrojeniu, odpowiadały za bezpieczeństwo wampira.
Boyle wprowadził ich do środka i od razu ruszył w kierunku schodów, prowadzących na piętro.
- Zaproponowałbym jakiś poczęstunek, ale lepiej jak przejdziemy do sedna. Ja nadal sypiam za dnia. - Mrugnął do Gaherisa, po czym otworzył wielkie drewniane wrota. Znaleźli się w obszernym pomieszczeniu. Z podłogi zwinięto dywan i leżał on teraz pod jedną ze ścian. Zamiast niego podłogę zdobił wyrysowany okrąg. Po bliższym przyjrzeniu się, okazywało się, że zbudowany jest on z misternie wykonanych napisów.
- Wobec tego działajmy - wampir trochę drżał nie wiedząc, co spotka jego ukochaną, jednak skoro nie było innej możliwości, zaś Charlotcie nic nie groziło … tak czy siak planował bardzo uważać.
- Rzućcie płaszcze tam. - Boyle wskazał zsunięte pod ścianę bogato rzeźbione krzesła. - Ach Henry.. Ty zdejmij też ubrania do pasa, dobrze?

Magik rzucił swój płaszcz na jedno z krzeseł i podszedł do żarzącego się kominka. Wydobył z niego coś co odrobinę przypominało pochodnię i zaczął odpalać od niej liczne świece ustawione wokół kręgu. Gaheris przyglądał się nie odpowiadając, jednak wykonał polecenie stając bez koszuli z nagą klatą. Czekał spokojnie na dalsze polecenia Wiedeńczyka.

Charlie wydawała się mocno zdenerwowana ale także cierpliwie obserwowała poczynania gospodarza. Ten gdy skończył odłożył pochodnię z powrotem do kominka, po czym stanął przy kręgu jakby upewniając się, że wszystko jest jak należy.
- Dobrze… - Uśmiechnął się do nich. - Prawie wszystko gotowe. Teraz ta trudniejsza część. - Sięgnął po leżące na ziemi pudełko i wydobył z niego dwa identyczne noże. Nawet Henry wyczuł, że są magiczne ich aura niemal pulsowała w tym i tak przesyconym niesamowitą atmosferą pomieszczeniu. - Będziecie musieli mi co nieco zaufać.
- Cóż, potwierdziłem już, że chcę
- Gaheris popatrzył pytająco na Charlottę. - Jeśli zgodzi się, proszę rozpocznij swoje sztuczki.
- No, no tylko nie sztuczki
. - Boyle pogroził mu palcem. O ile cała wypowiedź zabrzmiała żartobliwie w oczach wampira pojawiło się coś co nawet tak staremu wampirowi jak Gaheris lekko ścięło krew w żyłach. Wiedeńczyk podał Charlotcie jeden z noży. - Gdy Henry zajmie miejsce na środku my siądziemy naprzeciwko wyrysowanych okręgów. Będziesz musiała naciąć swoją dłoń i umieścić ją tak by krew wpadała do środka koła, dobrze?
Charlie przytaknęła, uważnie przyglądając się ostrzu. Było piękne, misternie zdobione rzeźbieniami i kilkoma klejnotami. Było też coś co rycerz rozpoznał bez trudu. Ostrze było mimo dekoracyjności bardzo ostre.

Trochę spłoszony Gaheris skinął wykonując polecenia. Boyle faktycznie, chyba pomimo lekko wesołej otoczki, stanowił przykład szczwanego lisa oraz silnego magicznie osobnika. Chyba nikt nie chciałby mieć takiego przeciwnika. Zaś ostrze, ciekawe … istotnie magiczne. Wszyscy zajęli swoje miejsca: Charlotta i Boyle na poduchach, na zewnątrz kręgu, a Gaheris w jego środku. Rycerz widział co robią pozostali, gdyż stał do nich bokiem. Boyle szeptał coś bezgłośnie po czym dał znak i oboje z ghulicą rozcięli swoje dłonie, umieszczając je nad kręgami. O ile do tej pory stojący w centrum wampir nie czuł absolutnie nic, to gdy krople spadły na ziemię świat jakby nagle zawirował. Wszystko przykryła czerwona mgiełka. Przez chwilę miał niemal wrażenie, że budzi się w nim bestia. NIeprzyjemny ból i głód zawładnęły jego ciałem, na szczęście jednak nadal był świadomy. Poczuł coś co do tej pory mu umykało. Coś jakby strumień wypływający z jego ciała. Czuł, że to zaklęcie które rzucono na niego gdy przekroczył krąg. Siły upływały z niego niewidocznym dla oka strumieniem. Teraz widział jednak że pozbawiały go nie tylko wampiryzmu. Wraz z nim odpływało życie. Zaklęcie zabijało acz bardzo powoli. Gdy dotarła do niego ta myśl, nagle pojawiła się blokada, a wraz z nią zniknęła świadomość.

Obudził się leżąc na podłodze. Pod głową miał coś miękkiego… kolana Charlotty. Narzeczona pochylała się nad nim, podobnie jak palący fajkę Boyle. Widząc, że otworzył oczy uniósł kryształowy kielich, z którego przyjemnie zapachniało słodkim, gęstym vitae. Gaheris niemal poczuł ślinkę na języku.
- Hm, czy mogę trochę … - wyszkrzeczał raczej, niżeli wypowiedział. Wydawało się mniamuśne, znacznie bardziej mniamuśne, niżeli jeszcze niedawno. - Pić … - powiedział patrząc coraz przytomniej. Jednak niespecjalnie ruszał się, bowiem kolana Charlotty stanowiły bardzo sympatyczną poduszeczkę. Jednak faktycznie, Boyle doprowadził rytuał, przez chwile wcześniej myślał, iż musi uciec oraz uderzyć Wiedeńczyka przerywając inkantacje. Nie mógł, okazało się dobrze, uff jak dobrze. - Jestem winien ci wielkie podziękowania Boyle - powiedział. - Charlotto, wszystko dobrze? -- spytał narzeczoną.
- Tak. Było mi odrobinę słabo, ale Gehry zrobił mi coś ciepłego do picia. - Charlie uśmiechnęła się i pogładziła włosy wampira. Boyle podał mu kielich.
- Będę musiał się szybko zająć resztą. Mocno cię to trzepnęło. - W powietrze poleciało kolejne białe kółko z fajki.
- Szczerze mówiąc, mało co nie próbowałem stamtąd wyskoczyć. Albo może próbowałem? Tylko nie mogłem. Trudno spamiętać. Jednak udało się, jak wygląda sytuacja, powstrzymane jest? Bowiem wydaje mi się, jakby nastąpił troszkę powrót - wspomniał swoje uczucia smakowe dotyczące pucharku.
- Zrobiłem tyle ile się dało by nie zrobić krzywdy dla Charlie. - Boyle podniósł się z podłogi i otrzepał spodnie mimo iż w pomieszczeniu nie było śladu kurzu. - Zatrzymałem zaklęcie i udało mi się co nieco cofnąć.
- Chyba właściwie … nie, nie chyba, ale na pewno, zyskałeś Boyle dzisiaj kogoś, kto dobrze zapamięta, co uczyniłeś. Możesz mi wierzyć, że nie zapomnę twojej pomocy. Nawet jeśli to bardzo niewampirze oraz niepolityczne, jak mi już kiedyś powiedziano. Naprawdę bardzo dziękuję za twoją pomoc … właściwie która jest godzina?
- Dosyć późna… choć chyba należałoby powiedzieć, że wczesna
. - Wiedeńczyk przeciągnął się.
- Zeszło nam się z tym ze cztery godziny. - Charlie wyraźnie poprawił się nastrój, gdy zobaczyła, że wampir dochodzi do siebie.
- Chyba musimy się zbierać, jeśli moglibyśmy dotrzeć do klubu - popatrzył na Charlottę oraz Wiedeńczyka. Bowiem jeśli byłoby naprawdę późno, mogli jedynie liczyć na jego gościnę.
- Zostańcie. - Boyle uśmiechnął się. - Jeśli oczywiście macie ochotę. Pewnie spokojnie wyrobilibyście się do tego “klubu”, ale będzie mi miło kogoś tu gościć. Poza tym mówiłem Charlie, że powinna zrobić sobie dzień wolny i odpocząć. Co jak co ale był to spory ubytek krwi.
- Jeśli byłoby to możliwe
… - wampir spojrzał na Charlottę. Propozycja Wiedeńczyka była szczodra oraz miła. Byłoby sympatycznie pozostać, wypocząć mając jakiś wspólny pokój. Wypić trochę, podjeść oraz wyluzować się na łonie natury choćby spacerując chwilkę po parku pałacu.
- Gdyby nie było bym nie proponował. Cały czas namawiam Peela i Rebeccę by przyjechali, ale to para pracoholików. - Boyle rozejrzał się po komnacie. Pewnie normalnie była to duża jadalnia, mogąca pomieścić spokojnie dwadzieścia albo i trzydzieści osób. Na ścianach wisiały portrety w tym jeden, bardzo przypominający ich gospodarza, jednak odzianego w strój z innej epoki. - Mogę was odrobinę oprowadzić nim udam się na spoczynek.
- Bardzo chętnie
- rycerz zerwał się na równe nogi podając dłoń Charlotcie. - Tylko mogę najpierw kropelkę czerwieni? - spytał, bowiem po pierwsze ślina mu uciekała, po wtóre musiał karmić krwią ghulicę. Dlatego siłą rzeczy musiał się odpowiednio żywić. - Hm, ładne - wskazał na portrety. Rodzina rzecz bardzo ważna, zaś może kiedyś nawet pracoholicy przyjadą, chociaż wątpię, żeby uczynili to obecnie podczas takiej właśnie nieprzyjemnej sytuacji.

Uśmiechnięty mister Boyle wskazał na podany wampirowi kielich.
- Częstuj się. Zaraz poprosimy Gehry’ego by podał więcej.
Charlie podniosła się i podała narzeczonemu zdjęte części garderoby. Rycerz ubrał się oraz łyknął purpury, później chętnie wypił całość płynu. Poczuł się wzmocniony. Przetarł usta zadowolony.
- Wobec tego chodźmy, jeśli mógłbym prosić, gdyby Gehry podał mi po zwiedzaniu - zaproponował. Ciekawy bowiem był pięknego pałacu oraz oprowadzenia przez czarodzieja wiedeńskiego.
- Dobrze.
Boyle oprowadził ich po piętrze i parterze, informując tylko krótko, że w piwnicach są jego pokoje. Wszystko w jego tonie wskazywało na to, że tam wstępu nie ma. Pokój, który im przydzielono znajdował się na piętrze. Dokładnie dwa pokoje. Salonik z oknami i całkowicie ciemna sypialnia.
Po budynku nie krzątało się zbyt wiele służby. Nie licząc Gehrego było to kilka osób, głównie pokojówki. Niewiele jak na tej wielkości rezydencję. Jednak lokajowi wyraźnie wystarczało to do utrzymania domu w idealnym stanie. Przez obszerny salon wyszli do ogrodu utrzymanego w modnym angielskim stylu. Charlie otworzyła aż z zachwytu szerzej oczy.
- Piękny. - Jej dłonie mocniej zacisnęły się na ramieniu Gaherisa.
- To stary ogród, praktycznie już sam dba o siebie. - W głosie Boyla znów była ta radosna nuta. Był wyraźnie dumny ze swojej rezydencji i jej przyległości.
- Aż szkoda, że tak rzadko ktoś tu jest. - Charlie uśmiechnęła się do gospodarza. - Bo na co dzień mieszkasz w Wiedniu, prawda?
- Tak… ostatnio byłem tu ze trzydzieści lat temu. Ale nie mówcie Peelowi, nie odwiedziłem go wtedy
. - Mrugnął do narzeczonych i ruszył jedną z alejek.
- Rzeczywiście piękny - przyznał Gaheris. - Powinien cieszyć oczy jak największej ilości wampirów oraz ludzi. Aż szkoda, że tak … hm, wydaj bal przed wyjazdem - zaproponował Wiedeńczykowi.
- Nigdy nie miałem głowy do organizacji takich rzeczy. - Boyle machnął ręką. - W ogrodzie poukrywane są niewielkie altanki. - Wskazał na jeden z budynków który spokojnie mógłby robić za domek gdyby nie jego ażurowe ściany. Obecnie pokrywały go pnące się kwiaty, przez co wnętrze było niemal niewidoczne.

Oglądającyogród Gaheris poczuł, że jego narzeczonej zrobiło się odrobinę cieplej. Przesunęła swymi szczupłymi palcami po jego ręce, mocno coś rozważając i wampir był niemal pewny, że nie było to coś “przyzwoitego”. Przez chwilę Gaheris uśmiechał się.
- Świetnie prowadzi twój ogrodnik rośliny dookoła pałacu - przyznał rycerz. Oglądał się wokoło spoglądając na rośliny, domki altan, prowadzące pomiędzy zielenią ładne szlaki.
- Jeśli chcecie możecie się trochę przespacerować. - Boyle uśmiechnął się do nich. - Załatwię jeszcze dwie sprawy i możemy spotkać się w salonie. - Wskazał w kierunku, z którego przyszli.
- Doskonale - spojrzał na Charlottę stanowczo nie wątpiąc, iż będzie miała ochotę. - Wobec tego do zobaczenia oraz wiesz, jeszcze ponownie dziękuję, że pomogłeś oraz że nas tutaj zabrałeś. Mieszkasz Boyle w uroczym bardzo miejscu.
Wiedeńczyk machnął tylko ręką i ruszył w kierunku domu. Dopiero po kilku krokach zatrzymał się.
- Tylko się nie zgubcie. - Pomachał im jeszcze raz i zniknął za zakrętem. Gaheris jeszcze przez chwilę widział jego sylwetkę przesuwającą się między drzewami.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172