Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-05-2017, 07:56   #21
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Jej kuzynka puściła młodszą wampirzycę, pozwalając Olenie na realizację swojego zamiaru. Duża była, powinna dać sobie radę, a jeżeli nie... Cóż. Przynajmniej pozna ważną lekcję. Nie będzie stratna.
Zainteresowała się raczej bardziej całym zamieszaniem, w którym główną rolę grała histeria jakiejś kobieciny lamentującej za swoim dzieckiem (cokolwiek miałoby się mu stać), poruszenie gromadki reszty śmiertelnych chcących pomóc/współczuć/uciec w bezpieczne miejsce od zagrożenia lub po prostu zasycić swoją ciekawość. Może i ten jazgot nie był czymś, czego uśmiechałoby się słuchać, ale Rigó zaczynała się oswajać z myślą, że skoro nie da się po prostu uniknąć takich reakcji, to można skorzystać na tym inaczej.
Nie zmieniając wyrazu zatroskanej niewieściej jednostki, podeszła bliżej kobiety i tego całego kapłana, patrząc na kobietę z wyrazem zaaferowania, w "napięciu" oczekując na jej wyjaśnienie.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 31-05-2017, 12:59   #22
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Cigogne dotarł do kobiety, ale inni go ubiegli. Klecha i dwie krewne, już są strofowały, on więc postanowił rozejrzeć się po dachach i ziemi. Jeżeli to jeden z Trędowatych, to naprawdę chyba nie rozumiał tej całej zasady z "Nie daj poznać śmiertelnikom, że istniejemy". Czekał co odpowie kobieta.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 01-06-2017, 20:05   #23
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Współpraca między Spokrewnionymi wyglądała na zakończoną, zanim się na dobre zaczęła. Każde ruszyło w swoją stronę, nie przywiązując nawet odpowiedniej wagi do słów osoby o autorytecie Ziemowita. Wampir nieszczególnie się tym jednak przejął, z czasem inni zrozumieją. Teraz jednak jego uwaga zwróciła się ku bardziej naglącym kwestiom. W mieście pojawił się ktoś lub coś, mający sobie za nic spokój i równowagę, czyniąc sytuację niekomfortową, a wręcz niebezpieczną. Stary Kainita zaczął się więc rozglądać po tłumie, szukając osobników wyglądających na silnych, w myśl zasady że ciągnie swój do swego powinni się trzymać w choć niewielkiej grupie. Potrzebni mu byli strażnicy. Ziemowit był osobą której ludzie chcieli słuchać, a w połączeniu z jego nadnaturalnymi uzdolnieniami, czuł się pewny swoich umiejętności werbunkowych.
I strażnicy przecież byli właśnie tymi ludźmi którzy tu przy bramie spotkali “diabła” Mężczyźni, zarówno ci poturbowani co ten oszczany, spełniali teoretycznie wszystkie warunki jakie konieczne były by zadowolić starego wampira, przynajmniej na razie. Strażnicy właśnie zbierali się do kupy, a uwaga gawiedzi przeniosła się na rżącego w boleściach konia.
Wprawdzie nie zrobili piorunującego wrażenia w tej konkretnej sytuacji, ale Ziemowit wiedział że odrobina Vitae i odpowiednie zmiany żywieniowe, oraz jego własna dbałość, zrobią z nich pierwszorzędnych gwardianów. Opierając się na lasce dokuśtykał swym kołyszącym się krokiem do rzeczonej grupki, wzmagając jednocześnie swój nadnaturalny urok.
-Panowie raczą wybaczyć, ale czy mógłbym prosić was o poświęcenie mi chwili? - Zwrócił się do nich uprzejmie. Ludzie z punktu widzenia wampirów byli tylko narzędziami i źródłem pożywienia, ale mieli swoje pragnienia i potrzeby, między innymi bycie traktowanym z szacunkiem. Umiejętność dostrzegania i spełniania tych potrzeb znacznie ułatwiała wykorzystywanie bydła dla własnych potrzeb.
Strażnicy popatrzyli po sobie, po czym kiwnęli zgodnie głowami.
- O co się rozchodzi, mości panie?
-Widzicie wszakże dobrzy ludzie, że czasy robią się obecnie groźne dla samotnych ludzi. Tedy chciałbym zadbać o bezpieczeństwo zarówno moje, jak i wasze. - Zaczął przedstawienie oferty od prostej sugestii. - Pragnąłbym waszmościów zatrudnić jako gwardianów, na czym myślę zyskalibyśmy wszyscy. Ja czułbym się bezpieczniej, wy w grupie również mielibyście bezpieczniejsze życie, a wasze sakiewki stałyby się odpowiednio do wykonanej pracy cięższe. - Ziemowit, jak zawsze w relacjach z ludźmi, starał się brzmieć szczerze i przekonująco. Bydło wolało taki sposób komunikacji, w przeciwieństwie do półsłówek i zawoalowanych sugestii preferowanych przez wielu Spokrewnionych.
-Jeśli moja propozycja zainteresowała was w choćby lekkim stopniu, prosiłbym abyście udali się ze mną, by o interesach porozmawiać w bardziej sprzyjających temu warunkach. - Dodał po chwili, czekając na ich reakcję.
Mężczyźni znów popatrzyli po sobie, tym razem nawet z pewną trwogą.
- Panie… my na książęcej służbie, żołd dobry, ciepło.
-Ależ doskonale was rozumiem. Jednakże książę ma na swoich usługach wielu strażników, więc nie ceni ich tak bardzo jak osoba, która bardziej ich potrzebuje. Moja rodzina w ciągu pokoleń dała się poznać jako dbająca o podwładnych. - Odparł z pełnym spokojem, nie do końca rozumiał strach swoich rozmówców, prowadził więc rozmowę tak by nieco ich podbudować, przy okazji starając się lepiej wyczuć co też dzieje się w ich głowach. - Jeśli obawiacie się, że odejście z książęcej służby miałoby dla was negatywne konsekwencje, cóż myślę że mógłbym się rozmówić z przedstawicielami władz, byście takowych uniknęli. Jednakowoż, zanim podjąłbym takie kroki, chciałbym z waszmościami poczynić choć wstępne ustalenia, niekoniecznie kończące się zobowiązaniami.
Mężczyźni wzruszyli ramionami.
- No, porozmawiać zawsze można. - oświadczyli zgodnie.
-Tedy zapraszam do mnie, co byśmy mogli w spokoju pomówić i czegoś się napić, zamiast tu sterczeć gdy robi się coraz zimniej. - To rzekłszy zwrócił się w stronę swojego domu i zaczął iść.
- No.. my na służbie każdego wieczora jeszcze sześć nocy Panie. Jakbyśmy obowiązki zaniedbali cela pod zamkiem pewna… - wytłumaczył jeden z nich.
Ziemowit zatrzymał się w pół kroku, co nieomal sprawiło że się przewrócił. Odwrócił się z powrotem do swoich rozmówców.
-Ależ panowie, noc jest dziś ciemna i jak widzieliśmy niebezpieczna. Chyba nie pozwolicie by szlachcic, na dodatek nie w pełni władz cielesnych - Dla podkreślenia tych słów zastukał laską w chodnik. - wracał sam do domu. Jako strażnicy miejscy powinniście jak mniemam zadbać o zapewnienie mi bezpieczeństwa, czyż nie? - Jak na prostych ludzi, ci potencjalni przyboczni mieli dużo wątpliwości, Ziemowit miał nadzieję że podchwycą rozwiązanie które im podsunął niemal pod nosy.
Mężczyźni chwilę się wahali po czym jeden z nich kiwnął głową.
- Niech będzie Panie, ja was ku domowi odprowadzę. - zgodził się.
Tylko jeden, ale to zawsze było dla Ziemowita lepsze niż nic. Przynajmniej nie pozbawi się zbyt wiele cennej Vitae w ciągu jednej nocy.
-Dziękuję wam dobry człowieku, chodźmy zatem. - To rzekłszy wznowił swój powolny marsz, w którym strażnik mógł bez problemu go doścignąć.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
Stary 02-06-2017, 01:00   #24
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Zaś na rynku kanonicznym...
Obserwował bramę posesji biskupa już od godziny. Jeszcze nikt tego wieczoru stamtąd nie wyszedł, ale to było tylko kwestią czasu. Gdy tylko okute żelazem wrota się uchylą wyśliźnie się do środka i poszuka… okazji.

***

Ereb i Gabryjel

Tymczasem Ereb który z cienia obserwował całe zajście znacznie bardziej niż “diabłem” zainteresowany był “sługą bożym”. Podszedł do leżącego na ziemi kanonika, tracił go butem, a nie widząc żadnej reakcji zostawił na chwilę w spokoju, potrzebował trochę więcej siły by zrobić porządek na ulicy. Lecz oto zaraz obok leżał prezent, jakby specjalnie dla niego przygotowany. Uosobienie nocy nie zwlekał dłużej, rozejrzał się tylko czy nikt nie będzie mu przeszkadza, po czym zarzucił sobie człowieka na ramię, chwilę później to samo zrobił z zakonnikiem, obu zabierając w mrok.

Już w zaułku położył oba ciała i bezceremonialnie osuszył człowieka z krwi. Cóż, i tak by umarł, więc niech jego życie przyda się na coś. Kiedy zaś zakończył posiłek ponownie podniósł ciało krewniaka i zabrał ze sobą do kryjówki jaką planował na tę noc, a być może również na kilka następnych.
Ereb znał swoją drogę między cieniami i rychło dotarł pod dom kata nie niepokojony i nie zauważony przez nikogo.
A przynajmniej tak uważał…

***

Rozpoznał go natychmiast. Nie tylko poprzez oczy ale w zasadzie każdy fragment ciała krzyczał, że to on. Nie było teraz istotne jak i dlaczego, trzeba było się ukryć, ukryć, ukryć…

***

Dom kata był jednym z tych kamiennych i przylegał do miejskich murów. Okute żelazem drzwi były oczywiście zamknięte i to na nieczęsty w mieście - zamek. Idealnie wręcz, takie schronienie było by doskonałe na kilka nocy, do czasu aż zbierze odpowiednie środki by wrócić do panteonu. Ścisnął dłoń w pięść i trzy raz głośno zastukał w drzwi.
Ereb odczekał chwilę.
Potem dwie.
Trzy
I nic się nie stało.
Spróbował jeszcze raz, w końcu nie taszczył swego bagażu na darmo.
Nic jednak nie wskazywało na to, by drzwi ktokolwiek miał otworzyć, Ereb posłyszał jednak idących murem strażników, których nie musiał, ale mógł zainteresować nocny hałas.
Wampir zaklął w duszy siarczyście, lecz nie miał zamiaru poddawać się w tym momencie. W końcu istnieje więcej niż jeden sposób by obedrzeć psa ze skóry. Nie chcieli go wpuścić drzwiami to wlezie inaczej. Zabrał swój ładunek i zaczął obchodzić dom dookoła szukając potencjalnego wejścia, w najgorszym wypadku po prostu wyrwie okiennice, siły miał dość.
Po krótkiej inspekcji, wampir dostrzegł, że okna znajdują się dopiero dobre dwa i pół metra nad jego głową. Dawały możliwość przeciśnięcia się komuś drobnej budowy, oczywiście jeśli okiennice byłyby otwarte.
Ereb był zadowolony, to miejsce spełniało jego oczekiwania, mała twierdza na niespokojne czasy, przyczółek skąd mógł zacząć rozszerzać swe wpływy. Oczywiście nie interesowały go typowo wampirze wpływy i sprawowanie władzy żelazną pięścią, było to jak dla niego zbyt męczące i czasochłonne. Jemu, który narodził się z Chaosu, przeznaczone było być wielbionym i podziwianym. Niestety w tych czasach nie było zbyt wielu którzy pamiętaliby o jego majestacie, ale to da się zmienić.
Napomniał się w duszy, nie pora była by snuć plany, jeszcze nie teraz. Rozejrzał się za czymś twardym i niezbyt dużym po czym cisnął swój pocisk w jedną z okiennic, po chwili w ślad pierwszego poleciał drugi, trzeci i czwarty. Przez chwilę kusiło go by w ślad za kamieniami posłać również kanonika, lecz pokusę tę szybko zwalczył, wszak nie po to ciągnął go taki kawał by teraz zakończyć jego egzystencję w tak banalny sposób.
Kat jednak nie zamierzał chyba się pojawić, nawet przy hałasie który musiał przecież go obudzić.
Jednak ktoś zareagował.
- Ejże! co tam się wyprawia po nocach!? - od muru dobiegał już krzyk zbliżających się strażników.
 
Googolplex jest offline  
Stary 02-06-2017, 10:43   #25
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Fleur natomiast zaczęła się rozglądać szukając dziecka, o którym krzyczała kobieta. Z zaciekawieniem przyglądała się okolicy, której jeszcze nie znała. To miasto było jeszcze takie cudownie żywe! Uśmiechnęła się do siebie i zaczęła krążyć po okolicy.

Kobieta miała oczy pełne łez a jej twarz wyrażała czyste przerażenie. Skupiła rozbiegany wzrok na Gabrielu, chwyciła szaty zakonnika.
- Zabrał! zabrał moje dziecko! - lamentowała. W tym czasie zza jej pleców, na zewnątrz wynurzył się z progu mieszkania półnagi mężczyzna, jego głowa była czerwona od krwi. Po przejściu kilku kroków zachwiał się i upadł na bruk.
- Edward Cukiernik! - jeden z gapiów rozpoznał mężczyznę - to Edward i jego żona, Magda, mają małe dziecko, chłopca.

Fleur zauważyła, jak jakiś cień przeskakuje z dachu na dach, kierując się w stronę kościoła św Bartłomieja. Wampirzyca, chwyciła za rękaw kapłana.
- Diabeł chce zniszczyć kościół. - Wskazała sylwetkę i puściła się biegiem, podążając ulicą w tym samym kierunku co cień.

- Chłopy za nim w imię boga! Dziecko trzeba ratować. - wydarł się Gabriel na całe gardło. Wskazując kierunek w którym pobiegła wampirzyca. Sam zakonnik pochylił się nad rannym. Osób do pogoni było aż nadto. Duchowny chciał poświęcić Cukiernikowi krótką chwilę. Upewnić się, że jego życiu nic nie zagraża, powierzchownie opatrzyć i zaniesieść do domu. Jednak, gdy gawiedź ruszyła w stronę kościoła a duchowny pochylił się nad człowiekiem, ciało i umysł wampira wypełniło wielkie zmęczenie i… senność. Czy to była śmierć? Gabriel nie mógł się jednak już nad tym zastanowić, jego świadomość odpłynęła a nogi złożyły się pod ciężarem ciała. Duchowny runął na ziemię, bez życia.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-06-2017, 10:43   #26
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Olena spojrzała przelotnie na starszą kuzynkę szukając w jej wzroku aprobaty, po czym pobiegła w kierunku murów za kościołem. Miała nadzieję, że uda się jej wyprzedzić żywiącego się w sposób niehigieniczny gościa a następnie zagrodzić mu drogę zanim zeskoczy z kościoła i zatrzymać na czas wystarczający do przybycia pozostałych spokrewnionych. Wierzyła w nich jak nigdy - bowiem taki sąsiad dla wszystkich kłopot rodzaju tych który warto wypalać do samej ziemi.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 02-06-2017, 13:28   #27
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Starsza kuzynka Oleny nie okazała krewniaczce niczego, co mogłoby być uznane za aprobatę bądź dezaprobatę, jedynie odprowadzając ją badawczym wzrokiem. Sama Rigó miast kierować się za Fleur, torem jaki ta obrała, ruszyła bardziej jak młoda Olena, acz zależało jej na trzymaniu się murów jako takich. Nie było pewne, w którym miejscu zakończy swą ucieczkę ten możliwy powód cięższej pokuty, jaka najpewniej ją czeka po spowiedzi.
Niech Licho porwie tego psiego syna!
Zmierzając ku temu, jak przeświętemu, miejscu, gdy mijała odsłonięty kawałek gruntu, porwała z podłoża szczyptę ziemi płockiej, którą skryła w zamkniętej dłoni, szepcząc prawie nieme słowa. Kiedy spojrzała w stronę kościoła, jej usta wygięły się w nie do końca przyjemnym, choć wyrażającym jakieś rozbawienie, grymasie. Diabeł chce zniszczyć kościół...
Aż szkoda byłoby go powstrzymywać.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline  
Stary 02-06-2017, 13:29   #28
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Cigogne ruszył za pozostałymi. Wątpił, aby "Diabeł" miał zamiar zniszczyć kościół jak to orzekła Fleur, ale mógł próbować się tam skryć, a to utrudniłoby nieco sprawę. Trzy kobiety i on wbiegający do kościoła twierdzący, że "jest w nim Diabeł". Już widział reakcję kapłanów. Spojrzał na dachy w poszukiwaniu uciekiniera. Jeżeli będzie dostatecznie blisko być może uda mu się zatrzymać go zanim im zwieje.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 02-06-2017, 17:53   #29
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
A gdy spojrzałem znad mego kielicha goryczy
Archanioł Gabriel, łagodny Gabriel
Gabriel Pan Łaski zstąpił do mnie
I archanioł Gabriel powiedział mi:
Synu Adama, synu Ewy
Spójrz, oto łaska Ojca większa jest niż sądzisz
Bo nawet teraz pozostaje otwarta ścieżka, droga Łaski
I będziesz zwał tą drogę Golkonda
I powiesz o niej swoim dzieciom
By podążając nią mogły raz jeszcze ujrzeć Jasność


Dziesięć wersów nadziei.
Tylko i aż tyle.
Niemal nic wobec setek stronic zapisanych obietnicami zbawienia w Biblii śmiertelnych. Lecz nadzieja jest jak płomyk, choć mały, póki się tli może dać początek ognisku.

Jan zdmuchnął świecę i zamknął księgę, odkładając ją do zamykanego na kluczyk pudełka. Najcenniejszy skarb, przekazywany z pokolenia na pokolenie, kompilowany przez wieki z gromadzonych i weryfikowanych fragmentów, okruchów wiedzy.
Nie było jasnych wskazówek, większość szukała drogi po omacku, inni czerpali z nauk starszych. Jej istota jednak była oczywista. Chcąc stać się znów człowiekiem należało zachować w sobie jak najwięcej człowieczeństwa.

***

Bednarz Miłogost miał nalaną twarz upstrzoną dziobami po ospie. Gorzej jednak wyglądały pęcherze na brzuchu i plecach.
- Boli – jęknął. – Robić beczek nie mogę a dziatki jeść muszą.
- Myślałżem już, że to Czarna Śmierć – rzekł po grecku Dimitar, żegnając się znakiem krzyża. – Ale pęcherze byłyby większe i pod pachami.
- Zgadza się – Jan pochwalił ucznia. – To półpasiec, powikłanie po ospie wietrznej. Przygotuj żegadło.
Młodzieniec zanurkował do torby.
– Będziecie żyć – Jan zwrócił się po polsku do bednarza, którego żona i dzieci przycupnęły strwożone po drugiej stronie ich jedynej izby. – Większe pęcherze trzeba będzie przypalić, potem okładać maścią, co ją wam ostawię. Pojutrze będziecie zdrów. Miarkuję jeno, że humory krwi u was nie w równowadze, za dużo melancholijnej czarnej żółci. Coby choroba nie nawróciła trza będzie upuścić.
Zabieg raczej nie pomoże, ale i nie zaszkodzi. W przeciwieństwie do leku oraz dłoni wampira, przez którą przepłynęła uśmierzająca ból moc.
Na pytanie o zapłatę, odrzekł skromnie: „co łaska”.
Prawdziwą zapłatę trzymał w bukłaku, do którego spłynęła upuszczona bednarzowi krew, zabrana „do zbadania”.
Dimitarowi wręczył dziesięć denarów z zarobionych dwóch groszy.
- Masz wolne na dzisiaj, jeno się miarkuj – pouczył młodzieńca. – Szatan na każdym kroku wystawia nas na pokusy, lecz mądry człowiek umie im się oprzeć.
Uczeń skwapliwie przytaknął, lecz z pewnością zaraz pójdzie żłopać piwo a może i na dziwki, oddając się atrakcjom miasta po miesiącach podróży.

***

Przemierzyli razem pół Europy.
Dimitar urodził się jako trzeci syn bułgarskiego wieśniaka. W wieku szesnastu lat został wcielony do armii a niedługo potem trafił do bizantyjskiej niewoli. Na targu niewolników w Konstantynopolu kupił go agent wampira z klanu Tzimisce, Andronika Komnena.
Jan już jakiś czas mieszkał na dworze Andronika, w zamach za schronienie pomagając mu w pracy. Tzimisce używali swych mocy do przerabiania sług na straszne bojowe monstra, broniące ich siedzib. Jan chcąc nie chcąc musiał w tym pomagać, starając się zmniejszyć cierpienie tych nieszczęśników i zachować człowieczeństwo. W zamian mógł w wolnych chwilach oddawać się leczeniu ubogich i kontynuować swe studia.
Prędko upatrzył sobie bystrego młodzieńca i uprosił gospodarza o przydzielenie mu go na asystenta, co ocaliło Dimitara od eksperymentów. Bułgar tylko z początku myślał o ucieczce. Uzależniony od wampirzej krwi doszedł ponadto do wniosku, że życie w pałacu jest znacznie wygodniejsze niż w rodzinnej wiosce. Obawiając się zarazy chętnie jednak opuścił Konstantynopol wraz z Janem. Życie wędrownego medyka dawało w miarę bezpieczne źródło utrzymania.
Stanowili zgrany duet.
Dimitar, przeszkolony z podstaw medycyny, badał pacjentów za dnia a w cięższych przypadkach mówił, że musi zajrzeć do ksiąg, zbadać upuszczoną krew lub skonsultować się ze swoim mistrzem, który jednak będzie miał czas dopiero po zmierzchu. Jeśli Jan nie był w stanie wystawić diagnozy na podstawie opisu, odwiedzał pacjenta osobiście.
Bułgar póki co nie narzekał, tym bardziej, że Jan w porównaniu z Andronikiem był łagodnym panem. Być może zbyt łagodnym, bo odkąd zatrzymali się w Płocku Dimitar zaczął korzystać z uroków miejskiego życia w postaci karczem i kobiet lekkich obyczajów.

Mimo to Dimitar był dobrym kompanem i miał zadatki na niezłego medyka.

A teraz był martwy.
W przeciwieństwie do swego pana ostatecznie.

Już brak sygnału zaniepokoił Jana. Co wieczór sługa pukał umówionym kodem w drugie dno krytego powozu, gdzie spędzał dnie Kainita. Wampir zawsze budził się wcześniej, lecz czekał aż uczeń da mu znać, że jest bezpiecznie. Tego wieczora zniecierpliwiony wreszcie sam opuścił schronienie, tylko po to by w karczmie, w której najmowali izbę, usłyszeć złe wieści.

***

Jan nie tracił czasu. Zaszedł do izby po maskę i ruszył szybkim krokiem ku bramie dobrzyńskiej. Zasłaniający całą twarz charakterystyczny ptasi dziób, wypchany ziołami mającymi zatrzymać morowe powietrze i odór śmierci skutecznie skłaniał przechodniów do schodzenia mu z drogi. Do tego kostur, długa szara szata, rękawice i kaptur. Na ramieniu torba z narzędziami oraz tasak u boku. Strój medyka od zarazy. Czarna śmierć jeszcze tu nie dotarła, lecz docierały wieści a wraz z nimi strach.
Kainita mrużył oczy za szkłami wszytych w maskę okularów, bo choć słońce zniknęło już za horyzontem nie było jeszcze całkiem ciemno. Miał może kwadrans do zamknięcia bram. Na szczęście cmentarz leżał tuż za murami a straże przed zawarciem wrót dęły w rogi, ostrzegając spóźnialskich.
Jan przeszedł przez bramę i sto metrów dalej skręcił między drzewa, gdzie mieszkali zmarli. Kilka kamiennych nagrobków, poza tym setki prostych drewnianych krzyży. Rozglądał się za grabarzem, licząc że Dimitar nie został jeszcze całkiem pogrzebany. W innym przypadku pozostawało rozglądać się za najświeższym grobem, najpewniej na uboczu cmentarza - miejscu dla podróżnych i obcokrajowców.
Tak spotkał Jacka, dumnego, miejscowego przedstawiciela grabarskiego fachu.
- Czego tam po nocy chce? - Jacek zapytał rzeczowo.
- Jestem medykiem - spod maski dobył się przytłumiony głos. - Pogrzebałeś dziś mojego ucznia, młodzieńca o śniadej cerze. Podejrzewam, że został zamordowany. Muszę zobaczyć jego ciało.
- No - kiwnął głową Jacek - zobaczycie se je na sądzie ostatecznym, nie? - wyszczerzył się grabarz po czym oparł się ciężej na trzymanej w dłoniach łopacie. - wasz towarzysz już w grobie spoczywa a i ksiądz pacierze za nim zmówił. - zawyrokował.
Jan wiedział, że tego muru nie przebije a i czasu nie starczyłoby na odkopanie i ponowne pogrzebanie zwłok Dimitara przed zamknięciem bram.
- Jak wyglądał? - zapytał grabarza. - Miał jakie rany?
Grabarz wzruszy ramionami.
- Ja mu tam pod koszulę nie zaglądał, toć ran nie widział. Blady był bidulek, letki.
Kainita dedukował. Dimitar nie był lekki, raczej solidnej postury. Jacek wspomniałby o śladach krwi, gdyby ją widział. Jan szczerze wątpił, by zmarłemu dano czystą koszulę, prędzej okradziono z butów. Bułgara, wychowanego pod piekącym słońcem południa, ten człowiek z północy z pewnością nawet parę godzin po śmierci nie nazwałby bladym. Chyba, że…
- Był jakby… wysuszony?
Jacek podrapał się po głowie.
- A dzietam, w kanale go znaleźli, cały w gównie i szczynach.
Jan skrzywił się pod maską, mimowolnie wyobrażając sobie ten widok.
- Pokaż mi jego grób i chodźmy, bo zamkną bramę - rzekł, zdejmując maskę, dla noszenia której nie było już uzasadnienia. Zaprowadzony nad świeżą bezimienną mogiłę zmówił krótką modlitwę po grecku i ruszył wraz z Jackiem z powrotem do miasta.
- Skąd odebrałeś ciało? Od braci od świętego Ducha? - zapytał. Nawet na tym krańcu cywilizacji musiano wszak oglądać zwłoki i ścigać morderców.
- Wskrzeszać to tam chyba jeszcze ni umiejo, straż przy bramie Dobrzyńskiej nieboszczyka miała. - wyjaśnił.
Jan nie miał pretensji o czarny humor. W tej profesji był metodą na zachowanie zdrowia umysłowego. Jemu też nie był obcy, choć nie śmiał się teraz gdy chodziło o, można by nawet rzec przyjaciela.
- Dzięki, dobry człowieku - kiwnął głową grabarzowi.
Przez bramę Dobrzyńską i tak musiał przejść, trzeba będzie zacząć wypytywanie od początku.

Miał dużo szczęścia, że w ogóle udało mu się wrócić do miasta. Coś musiało wydarzyć się w mieście, gdyż bramę zaczęto opuszczać nawet wcześniej niż zwykle.
Kainita pożegnał się z grabarzem i zaczekał aż straże skończą zawierać wrota. Skoro wojowie już odetchnęli z ulgą otrzepując ręce podszedł do nich i skinął głową.
- Zdarzbóg - przywitał się w tutejszej mowie. W polskim Jana pobrzmiewał wyraźny obcy akcent, trochę podobny do ruskiego. - Jestem Jan, wędrowny medyk. Martwy człek, którego znaleziono dziś w kanale był mym uczniem, ponoć u was leżał, nim go Jacek zabrał grzebać. Sądzę, że go zabito, alem ciała obejrzeć nie zdążył poza grodem będąc. Wiecie od czego zginął?
Jeden z dwóch strażników zmierzył medyka wzrokiem.
- Ejże człowieku uspokój się, jakby tu kto kogo zabił to by znaczyło, że był mord, a jakby był mord, to by musiał być i mordu winny. A jak nie ma… to nie ma, rozumiemy się? Waszego kompana znalazły kurwy, ponoć nieszczędził im wcześniej grosza i może przedobrzył? - mężczyzna uśmiechnął się lekko. - może to i boska kara?
- Może - Jan wzruszył ramionami. - Lecz jeśli zbrodzień w grodzie jest to następnym razem może sobie upatrzyć waszego krewniaka lub żonę. Albo i was - zmierzył strażnika wzrokiem. - Mój uczeń chłystek nie był, samiście go widzieli. I tasakiem, co go u boku nosił machać umiał. Przódy wojem był u cara Bułgarów nim do mnie na praktykę wstąpił. Słuchajcie - zmienił ton na bardziej pojednawczy. - Ja waszemu setnikowi ni wojewodzie złego słowa o was nie pisnę a i piwo po służbie postawię jak wyłożycie mi co wiecie.
Strażnik przewrócił oczami.
- Kurwy go znalazły, wiecie ja tam do nich nic nie mam a i one problemów nie potrzebują. Za kurwy mówi mistrz Kuba a z nim mój przyjacielu… to ja problemów nie szukam i tobie też radzę tego nie robić.
- Za radę dziękuję - odparł Jan. - Bywajcie.
Ruszył przed siebie, nie bardzo wiedząc co czynić. Bez zbadania ciała nie rozwikła zagadki, zaś by to zrobić musiałby spędzić noc poza murami. Może jutro? Jeśli strażnik miał rację i Dimitara ubili ludzie mistrza Kuby to wypytywanie zbrodniarza o zbrodnię nie było najlepszym pomysłem. Domyślał się jakim typem człowieka był ten “mistrz Kuba”, byli tacy i w Konstantynopolu, plaga tego świata. Jak i kurwy. Trochę bawiło Jana to polskie słowo, niezwykle tu popularne. Po łacinie wszak znaczyło “zakręt”.
Najpilniejszą sprawą teraz było przetrwanie. Bez żywego sługi ciężko będzie pozyskiwać klientów a najdalej pojutrze zacznie odczuwać Głód. Również obecne schronienie nie było zbyt pewne. Po krótkim namyśle Jan ruszył do szpitala św. Ducha.
 

Ostatnio edytowane przez Bounty : 02-06-2017 o 18:03.
Bounty jest offline  
Stary 03-06-2017, 10:30   #30
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Fleur biegła dosyc szybkim tempem, druga stroną ulicy tak by obserwować diabła. jak coś tak złego mogło biegać po takim wspaniałym mieście? I do tego biec w stronę kościoła?!

Wszystkie dzieci nocy nawykłe były do oglądania świata w blasku księżyca i gwiazd. Dodatkowo jednak wampirom przychodziło nawet łatwiej dostrzeganie zjawisk nienaturalnych, dziwnych, takich jak sami krwiopijcy.

Dlatego też, gdy cień, który wcześniej dostrzegła na dachu Fleur, wykonał niemożliwy, skok z narożnej kamienicy na oddalony o kilkanaście metrów dach kościoła, nieumarli wiedzieli, że obcy człowiekiem być nie może.


 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 03-06-2017 o 11:23.
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:24.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172