Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2017, 11:47   #71
 
Wisienki's Avatar
 
Reputacja: 1 Wisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputacjęWisienki ma wspaniałą reputację
Jan, Gabriel i Olena



- Te zwłoki mogły nie zostać tam przypadkowo. - zasugerował - Gdybym ruszał na łowy, rzuciłbym przynęte i czekał. - powiedział jakby od niechcenia. - Upewnijcie się, że nie jesteście śledzeni. Oleno a co ty powiesz na wizję współpracy w szpitalu na tych kilku płaszczyznach?

Wampirzyca pokiwała głową w milczeniu potwierdzając niejako możliwość przyszłej współpracy. Inna sprawa, że to co mówił brat Gabriel o pułapce było przynajmniej niepokojące.

Również Janowi słowa starca dały do myślenia.
- Na wszelki wypadek przemieszczając się po mieście miejmy oczy dookoła głowy i wyostrzone zmysły. - zaproponował. - Zwłaszcza teraz, idąc na zebranie. W tą pogodę łatwo kogoś śledzić, lecz łowca może nie być świadom wszystkich naszych mocy. Nawet jeśli w ciemności i deszczu nie dostrzeżemy człowieka to spoglądając głębiej zobaczymy jego aurę.
- Dołącze do was. Muszę zająć się chorymi i porozmawiać z siostrami. Pomyślcie moi drodzy, nad waszą wizją szpitala. Tak by nadać mu nasz blask. Janie po zebraniu możemy zabrać twoje rzeczy i wrócić tutaj. Znajdziemy dla ciebie miejsce. Oleno, ty masz swój dom. W razie kłopotów jesteś jednak nad wyraz mile widzianym gościem. W przeciągu kilku nocy powinienem zabezpieczyć też to miejsce.

Prawdę powiedziawszy to rozwiązanie bardzo się Olenie podobało bo po pierwsze dzięki niemu miałaby dostęp do najzdrowszego stada, po drugie zaś ale nie mniej ważne zapewniłoby jej to dodatkową kryjówkę, a to już nie jednemu uratowało nieżycie.

- Do rychłego zobaczenia zatem - Jan wstał i skinął głową duchownemu. - Wierzę, że nasza wspólna praca prędko przyniesie efekty, a sława tego miejsca, rozniesiona przez uzdrowionych zyska nam darowizny możnych, które umożliwią rozbudowę szpitala a nam zapewnią najpewniejsze schronienie. Po raz pierwszy od dawna patrzę w przyszłość z optymizmem.

Olena pożegnała się milczącym skinieniem głowy po czym wyszli w deszcz.
 
__________________
Wiesz co jest największą tragedią tego świata? (...) Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć. Ruchome obrazki - Terry Pratchett
Wisienki jest offline  
Stary 16-06-2017, 12:04   #72
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Rada
Przybył niezapowiedziany, odziany w szary habit, twarz zasłaniał mu kaptur i cień. Nie wyrzekł ani słowa, lecz skłonił się wolno tym nielicznym którzy już przybyli na spotkanie. Wydawał się nie zwracać uwagi na wodę skapującą z jego szat, czy na cokolwiek innego. Niemal odruchowo przesunął się bliżej cieni, z dala od źródła światła, a Ci którzy odwrócili wzrok choć na chwilę tracili go z oczu. Dopiero po dłuższej chwili postać zakapturzonego ukazywała im się ponownie. Nie, nie krył się jak, lecz był trudny do zauważenia, bardziej przeciętny niż przeciętność, niczym same cienie które skrywały jego twarz.

Cigogne przybył na miejsce spotkania w nienajlepszym humorze, nie dość, że jego próba komunikacji z martwym Lupinem była dość nieowocna, to teraz jeszcze zmókł od tego cholernego deszczu. Zwieńczeniem tego wieczoru był fakt, że z powodu pogody ulice były puste. Teraz zostało tylko, żeby ktoś ogłosił się nowym Księciem i zabronił przebywać w mieście komukolwiek. To by było dobre zakończenie nocy.

Fleur nie lubiła gdy padało, szczególnie gdy padało tak bardzo. Były ku temu dwa powody. Nie lubiła być mokra… nie w ten sposób! I nie lubiła gdy całe jedzenie chowa się po chatach. Cieszyła się, że poprzedniej nocy udało się jej posilić z jakiegoś napalonego młodziana. Miał nawet wszystkie zęby i zapłacił jej za usługę!
Teraz jednak ta cała radość była niczym, gdy siedziała lekko głodna w dusznej izbie. Jej strój oblepił jej ciało, odkrywając przed postronnymi większość atrybutów wampirzycy. Powinna sobie znaleźć jakiś ciepły kącik, z ghulem, który ją ogrzeje w. takie noce. Rozmyślając obserwowała z zainteresowaniem pozostałych zebranych.

Już w momencie, gdy Tzimisce pojawiła się na miejscu spotkania, dało się zauważyć, że Rigó wyraźnie była nieporuszona deszczem. Można wręcz było pokusić się o stwierdzenie, iż te strugi wody lejącej się z nieba były jej miłe. Otrzepała płaszcz bez pedantyzmu, zmniejszając trochę jego wagę i przeczesała dłonią zawilgocone włosy, które po części były wręcz mokre... a przecież Rigó miała kaptur, prawda?
- Piękna pogoda. - powiedziała cicho, a w tych słowach nie dało się wyczuć ni nutki ironii.
Szybko omiotła wzrokiem zebranych, zaś zobaczywszy przemoczoną Fleur podeszła ku niej. Nim jednak dotarła do kobiety w jej oczy rzucił się nieznajomy osobnik, którego zlustrowała nieufnym wzrokiem, ale nie zaniechała pierwszego zamiaru... Na wszystko będzie czas, a skoro już jest tyle osób... tym lepiej, prawda?
- Nie podzielasz mojego zdania co do deszczu, Fleur? - zapytała Rigó, gdy usadowiła się obok wampirzycy, wyżymając pukiel włosów - To takie orzeźwiające doznanie w końcu. - dodała układając płaszcz na skrzyni za nimi.

Fleur uśmiechnęła się do Rigó, widać było po niej, że raczej woli inną pogodę, więc chyba pytanie tej wampirzycy było lekko złośliwe. Trochę przypominało zachowanie zazdrosnych kurew w starym burdelu. Ale Angela zawsze mówiła, że trzeba być dla takich osób po prostu miłym.
- Wolę się orzeźwiać w balii. - Odparła cicho, spoglądając znów na pozostałe wampiry. Bardzo ciekawiła ją zakapturzona postać.

Izba na poddaszu była niewielka, jak to izby w karczmach.
Deszcz bębnił o dach, zaś kilka świec rzucało słabe, migotliwe światło na pomieszczenie.
Cztery proste, nakryte kocami łóżka, tyleż krzeseł i niewielki stół. U szczytu stołu zasiadał Kainita wyglądający na mężczyznę po czterdziestce, odziany w proste, szare szaty. Zarost miał przyprószony siwizną, zaś karnację wciąż bladą, lecz nieco ciemniejszą niż u większości Spokrewnionych, wskazującą na pochodzenie z południa Europy.
Witał kolejnych przybyłych skinieniem głowy.
Większość z nich znała go pod imieniem Jan.
Przed nim na blacie stołu leżało kilka czystych kart papieru, kałamarz z atramentem oraz pióro.
Oraz dziewięć drewnianych kubków i beczka piwa.
- Zamówiłem ją dla niepoznaki - wyjaśnił po polsku z obcym, podobnym nieco do ruskiego akcentem. - Na wstępie proszę wszystkich o nie podnoszenie głosu. Ściany, jak wiadomo, mają uszy. Niechaj też wszyscy kolejno przedstawią się, na użytek tych, których nie znają. Ja jestem Jan, inicjator tego spotkania. Z tej racji, a nie implikowania sobie jakiejkolwiek wyższości, pozwolę sobie objąć przewodnictwo, jeżeli nie macie nic przeciwko.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 16-06-2017 o 13:03.
Googolplex jest offline  
Stary 16-06-2017, 12:45   #73
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
RADA II
Rigó uniosła spojrzenie na Jana, a w jej oczach dało się zauważyć pewne skołowanie tym, co ten powiedział. Olena położyła krewniaczce dłoń na ramieniu i delikatnie kiwnęła głową chcąc dać jej znak, że zna tego wampira i wierzy w jego szczere intencje.
- Po pierwsze- wydaje mi się, że każdy prócz jednej osoby - zerknęła krótko na nieznajomego - zna miano innej osoby. Po drugie... przewodnictwo? Nad czym? Wyjaśnij proszę sens tego stwierdzenia, aby niedomówień nie było.

Cigogne kiwnął głową na słowa Węgierki.
- Dokładnie, jesteśmy już tu dostatecznie długo, aby wiedzieć kto jest kim… nowo przybyłych nie wliczając. I czy trochę nie za wcześnie, aby zaczynać? Nie wydaje mi się, żeby wszyscy jeszcze przybyli.
- Jak sądzę Ziemowit szuka Erebosa...
- dodała Rigó.

- Prawdopodobnie próżne jego poszukiwania - odrzekł Jan - ale to będzie głównym tematem naszej narady i zaczekamy z tym aż przybędą wszyscy. Z przedstawianiem chodziło mi o zwykłą uprzejmość. A co do przewodnictwa, miałem na myśli jeno zwykłą moderację dyskusji. Brałem już udział w podobnych zebraniach i wiem jak łatwo potrafią przerodzić się w zupełny chaos. Nie mam mocy ani zamiaru odbierać nikomu głosu a wręcz przeciwnie, chcę zadbać o to by każdy miał sposobność wypowiedzenia się w jakże ważnych dla nas kwestiach. Tylko tyle.
Cigogne rozejrzał się po zgromadzeniu.
- Więęęęęc, co robimy do czasu, aż się wszyscy zbiorą? Możesz niech nieznajomy się przedstawi?

Chwilę trwało nim zakapturzony wampir zrozumiał, że “nieznajomy” to on, najwyraźniej on tak o nikim z tej gromadki nie myślał.
- Nie… zwykliśmy… się… przedstawiać - słuchy szeleszczący głos, nieco zachrypnięty, wydobył się z mroku habitu - możecie… nas… zwać… Fryderyk. - Dodał po chwili.
Jan świdrował wzrokiem Fryderyka spod zmarszczonych brwi.
- Miło nam cię poznać, Fryderyku - powiedział. - Nim przybędzie reszta możemy rozwiązać dwie kwestie. Primo, rozumiem, że nie lubisz ukazywać swego oblicza, lecz w tym gronie nie ma miejsca na anonimowość. Prosimy cię zatem o odsłonięcie twarzy lub opuszczenie zebrania. Secundo, pytanie na które zobligowany jesteś odpowiedzieć: skąd dowiedziałeś się o naszym spotkaniu? Nie myśl, że nie jesteś mile widziany, lecz względy bezpieczeństwa każą nam to pytanie zadać. Wieści, które później usłyszysz, uświadomią ci, że nasze obawy nie są bezpodstawne.

Spod kaptura dobiegł cichy szeleszczący odgłos, trudny do zidentyfikowania.
- Przybyliśmy… jawnie… uprzejmie - rzekł wampir powoli, mogło się wydawać, że odwykł od używania języka, z takim trudem artykułował kolejne słowa - kaptur… jest… dla… was… uprzejmie… tajemnice… kosztują.
- Nie myśl, że będziemy ci płacić za zdjęcie kaptura - uśmiechnął się nieco drwiąco Jan, lecz w jego głosie pobrzmiewało zrozumienie. - Możesz odsłonić go tylko na chwilę. Jestem medykiem, przyjacielu, nic nie jest w stanie mnie przerazić. Ale jeśli chodzi o pytanie to się nie wymigasz. Twój wybór: odpowiedź lub wyjście.

- My… wiemy… wszystko… o… mieście… obserwujemy… was… od… dawna… - odparł wampir lekko zsuwając kaptur - wiedza… kosztuje… dziś… zapłacisz… koszmarami… - kiedy zsunął kaptur, na chwilę, dosłownie na mgnienie oko, oczom tych którzy patrzyli ukazał się widok iście potworny. Łysa czaszka pokryta była pęcherzami i bliznami, w niektórych miejscach w ogóle brakowało skóry, zaś w świetle świec widok wcale nie był lepszy. - to… wszystko… co… wolno… mi… rzec… przybłędo. - Dodał nasuwając kaptur z powrotem na twarz.

Olena patrzyła z ponurą fascynacją, na nasilenie brzydoty i zapamiętywała, przyda jej się ta inspiracja, gdy za sto lub dwieście lat przyjdzie w końcu ten dzień w którym tworzyć będzie gule strażnicze w swej własnej domenie. Uśmiechnęła się miło i wyciągnęłą do przybysza rękę
- Miło mi poznać kolejnego członka społeczności - powiedziała dygając lekko. Następnie odwróciła się do Jana - myślę, że nie trzeba już wyjaśniać wiedzy naszego krewniaka, to przecież prawda stara jak świat ten kto się nie rzuca w oczy zwykle najwięcej słyszy - to mówiąc uśmiechnęła się do Fryderyka. W odpowiedzi ujrzała powolne skinienie zakapturzonej postaci.

- Zgadzam się - kiwnął głową Jan, uśmiechając się łagodnie, jakby szkaradne oblicze Fryderyka nie zrobiło na nim wrażenia. - I tak, jestem przybłędą, jak większość z tu obecnych, nie poczytuję twych słów za obrazę. Być może byłeś tu przed nami wszystkimi, lecz teraz czasy się zmieniły. Do twego miasta przybyli uchodźcy z mniej spokojnych krain, którzy zamierzają uczynić je swym nowym domem. Dziękujemy, że zjawiłeś się, by nas powitać. Zebraliśmy się tu właśnie po to, by uczynić nasz wspólny dom miejscem, w którym wszyscy będą mogli zgodnie koegzystować.
Zakapturzony milczał, jeśli słowa gospodarza wywarły na nim jakieś wrażenie to nie dał tego po sobie poznać.

Kapadocianin spojrzał na Jana z nie lada rozbawieniem.
- Mości Janie, powinieneś popracować nad etykietą. Właśnie oznajmiłeś Krewnemu, który był tu przed nami wszystkimi, że całe to zgromadzenie - tu gestem ogarnął wszystkich przy stole - przybyło tu, aby przywłaszczyć sobie miasto, do którego do tej pory on miał wyłączność.
Rigó nie odezwała się ani słowem, jedynie krótko zerkając na Olenę, aby po chwili dłużej spojrzeć na nieznajomego z jakimś zaciętym wyrazem twarzy, ukazującym nieufność. Dopiero po chwili powiedziała cicho:
- Zgodnie... - wyszczerzyła się w dziwnym rozbawieniu - Urocze słowa. To by wyjaśniało otwarte ramiona wobec nieznajomego, prawda?
Cigogne zapatrzył się przez chwilę na Fryderyka zanim coś najwyraźniej zaświtało mu w głowie.

- Wybacz Fryderyku, ale zadam pytanie. Jak powiedziałeś, obserwujesz to miasto. Zdradź mi więc. Czy Wilki często parzą się lokalnymi dziewojami? Pytanie czysto pragmatyczne.
Długo nie wydobywał się żaden dźwięk spod kaptura.
- Za… wiedzę… trzeba… płacić… wiedza… to… siła.
Kapadocjanin uśmiechnął się.
- Przypominasz mi moich Weneckich kuzynów… Więc wątpię, byś pragnął monet. Wymiana wiedzy, za wiedzę cię interesuje?
Wampir w kapturze skinął powoli głową, jednak nie odezwał się ani jednym słowem.

- Może więc później… - skinął Cigogne - Czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania? - spojrzał na resztę zgromadzenia.
- Ja uważam, że wbrew powszechnemu mniemaniu szczerość i otwartość popłaca - rzekł Jan. - Czy jeśli Fryderyk powie: “A wynoście się precz z mego grodu, przybłędy!” wszyscy posłusznie ruszycie w dalszą tułaczkę?
- Po pierwsze - rzuciła nagle Rigó z jakimś pomrukiem w głosie - Czy sprawuje tu władzę? Czy każdy z nas byłby na tyle miły, aby kogokolwiek się usłuchać na ładne oczy? - nie zauważała problemu w tym stwierdzeniu - Jeżeliby dowiódł, iż to faktycznie jego domena pozostałyby tylko dwie możliwości. - zerknęła na Fryderyka - Odejść z podkulonym ogonem, jeżeli błaganie o pozwolenie na zamieszkanie nie dałoby rezultatu albo zrobić rzecz konkretniejszą. - skrzywiła się w uśmiechu - Walczyć. - spojrzała Janowi w oczy - Co zaś się tyczy szczerości i otwartości... Mam nadzieję, że porzuciliśmy już wszyscy śmiertelne spojrzenie na świat i jego ludzkie wartości? - wychyliła się w stronę Jana - Jesteśmy kimś innym, na kim nie powinno robić wrażenia takie podejście do sprawy. Czemu miałoby? Wiedza nigdy nie jest darmowa, a ten kto rozdaje ją za nic... sprawia sobie sam krzywdę. - zachichotała cicho... i nie był to przyjemny dźwięk.
Zaś postać w kapturze jedynie milcząco się przyglądała, jak to było w jej zwyczaju.

Gabriel wychwycił przemówienie wampirzycy jednak nic się nie odezwał.
- Pewne sprawy mnie zatrzymały. Witajcie - swobodnie stanął obok Oleny i Jana.
Fleur przysłuchiwała się wampirom. To było dziwne… zerknęła na Fryderyka. Wydawało jej się, że miasto było puste i jakoś nie ufała mu. Ale z założenia nie ufała brzydkim osobom. Często byli zawistni. Lekko odchyliła materiał koszuli, by odlepił się od ciała. Czekała na jakieś decyzje by móc pójść do kata.

Ziemowit niestety przybył spóźniony. Otworzył drzwi do izby i wszedł kuśtykając.
-Państwo wybaczą, nie przewidziałem że deszcz aż tak mnie spowolni. - Odwiesił płaszcz i kołpak na kołku, a potem opierając się na lasce podszedł do wolnego krzesła i z wyraźną ulgą usiadł. Dopiero po chwili zauważył nieznajomego, który jakby specjalnie starał się pozostać niezauważony.

Olena rozejrzała się po sali
- Rozumiem, że wszyscy Spokrewnieni są już obecni na sali? Jeśli tak to nie przedłużajmy niepotrzebnie sprawy. Jak wszyscy wiecie Płock to małe miasto, a dziewięciu krewniaków to wystarczająco wielu aby mogli wchodzić sobie w drogę na tak małej przestrzeni. Jeżeli chcemy tego uniknąć musimy porozmawiać i wspólnie ustalić jakieś zasady które pozwolą nam na uniknięcie przyszłych niesnasek jeśli dobrze zrozumiałam zaproszenie po to właśnie się spotkaliśmy.
- Nie widzę naszego “boga”. - Odezwała się Fleur, rozglądając się po wszystkich. - U kata go raczej nie było.

- Miało być nas dziewięcioro, ten zaś którego brakuje nie żyje, dokonał wczorajszego dnia swego żywota z krzyżem wbitym w serce i strasznymi poparzeniami od słońca. Skąd wiem zapytacie, ano znaleźliśmy dziwne zwłoki na mieście i przeprowadzeniu sekcji zwłok, wraz z obecnym tu mistrzem Janem jednoznacznie ustaliliśmy, iż jeszcze wczorajszej nocy był on jednym z nas. Ponieważ Erebos jest jedynym nieobecnym muszę z przykrością powiedzieć, że ktoś zabił boga.
Rigó spojrzała na Olenę jakby się przesłyszała.
- Znaleźliście trupa, co był martwy jakiś czas, dobrze rozumiem? Minimum od czasu zajścia słońca? Kiedy dokonaliście... odkrycia?
- Kiedy go znaleźliśmy było już dobrze po zachodzie słońca, leżał w zaułku przy ulicy Żydowskiej, oj musiał on komuś nieźle zaleźć za skórę bo nie miał lekkiej śmierci …
- Jak został zniszczony? Przez słońce? - dopytała Tzimisce.
- Nie - odparł Jan. - Słońce niemal go spaliło, ale jeszcze żył i próbował się regenerować gdy ktoś wbił mu krucyfiks w serce. Może faktycznie był Starszym, bo chyba wytrzymał długo. A ktoś kto go zabił nie był pierwszym lepszym śmiertelnikiem. I musiał dysponować sporą siłą, by wbić w pierś Erebosa nieostry przecież kawałek drewna.

- Czyli to było tak, wybaczcie że powtórzę - mruknęła Rigó - Słońce go nie zabiło, ale najwyraźniej to krucyfiks w serce go... ubił? Skoro mówicie, że mógł być Starszym, bo to przetrwał. To wiecie z oględzin ciała. - na moment zamilkła - A teraz. Kto zgłosi się na ochotnika, aby pokazać wam co się stanie z wampirem potraktowanym kołkiem prosto w serce? I on nie mógł być Starszym, ba, sądzę, że byłby bardzo, ale to bardzo młody, jeżeli znaleźliście ciało... nie proch. - spojrzała na Jana i kuzynkę - A co jeszcze wyszło z sekcji?

- Jego organy były dziwne, część wyglądała na świeże i jeszcze niedawno żywe, część zaś była zasuszona i skarlała. Jego wnętrzności były ciepłe od promieni słonecznych. I co najdziwniejsze nie miał w sobie ani kropli krwi, wyglądało to tak jakby wszystko co miał wyczerpał na próby regeneracji ciała. Przed śmiercią musiał być nieskończenie głodny i cierpiący...
- Na pewno więc tuż przed śmiercią musiał poddać się we władanie Bestii, z drewnem w sercu. Jakie organy były zasuszone? Jeżeli zaś nie miał ni kropli krwi... - uśmiechnęła się nieprzyjemnie - To może mamy diabolistę?
-Ofiara diabolizmu ZAWSZE zamienia się w proch, unicestwienie duszy ma bardzo destrukcyjne działanie na ciało. - Ziemowit po raz pierwszy od przybycia zabrał głos, kładąc duży nacisk na słowo “zawsze”. - Co z tego wynika, nie mamy diabolisty. Po krucyfiksie w sercu wnoszę, że jest to coś o wiele gorszego, mianowicie łowca wampirów obdarzony Wiarą. - Zrobił krótką pauzę. - Pytanie brzmi, czy nadal przebywa w mieście, a jeśli tak, czy szuka kolejnych Spokrewnionych. Dopóki się tego nie dowiemy, myślę że nic więcej nie da się w tej materii zrobić.

- Chwileczkę, chwileczkę, lordzie. - przerwała Rigó - Nie uprzedzajmy faktów, proszę. Mówisz prawdę o zmianie w proch, ale... - oparła łokcie na kolanach - ...nie zasugeruję, żeby ktoś, kto ma więcej niż, bo ja wiem, załóżmy nawet że sto lat, choć tyle bym nie dawała, pozwolił się zabić. Potrzeba by było wtedy miotły, przynajmniej po nie tak długim czasie, aby cały się rozpadł, a nie chcę kłopotać nikogo sprzątaniem, jednak oferta kołka wciąż stoi. Może być i prowizoryczny. W celach, nazwijmy to, eksperymentalnych, bardzo pouczających swoją drogą.
- Ja podziękuję - uśmiechnął się Jan. - Nie jestem ekspertem od zabijania Spokrewnionych, lecz moim zdaniem Erebos zginął od krucyfiksu. Serce było zbyt uszkodzone by zdołał je zregenerować, spaliwszy wcześniej całą Vitae. Kto zresztą chce niechaj obejrzy narzędzie zbrodni.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 16-06-2017 o 13:04.
Seachmall jest offline  
Stary 16-06-2017, 12:50   #74
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RADA III
Jan wydobył z torby zawinięty w chustę drewniany krucyfiks i odsłonił, kładąc go na stole.
- Zalecam ostrożność, może być to przedmiot obdarzony mocą Prawdziwej Wiary. Może ktoś z obecnych ma umiejętności pozwalające wyczytać z niego więcej niż widać gołym okiem.
Gabriel podszedł i wziął przedmiot do ręki. Spokrewniony w szatach mnicha mimowolnie się uśmiechał. Nie wyglądał na przejętego sprawą zabójstwa Erabosa.
- Sprawdzę przedmiot, znam się na tym. - powiedział krótko.
- Czyli to jest ten zabójca. - Rigo zerknęła na krucyfiks - Piękny to on nie jest, to mogę potwierdzić, ale na pewno nie takie myśli zajmowały Erebosa, gdy leżał sparaliżowany z tym kołkiem w sercu. Sądzę, że miał lepsze zmartwienia, jak chociażby chciał być w stanie go sobie wyjąć.
- Jego duszy nie było już w ciele, gdy je znaleźliśmy - odrzekł Jan. - Jak dokładnie zginął nie wiem, znam się na ciałach i przyczynach zgonu śmiertelników. Ale leżał w zacienionym miejscu, więc albo sam się tam dowlókł, albo ktoś przeciągnął tam jego zwłoki. Stąd mój wniosek, że raczej nie zginął od słońca. To że zabójca porzucił ciało wskazuje na to, że miał świadomość, że może być mu ciężko dowieść, że nie zabił w makabryczny sposób człowieka gdyby zabrał zwłoki do wojewody lub ratusza. Wolał pozostać anonimowy.

Cigogne w milczeniu słuchał dysputy nim się wypowiedział.
- Wybacz Janie, ale sam jak powiedziałeś, nie znasz się na śmierci Krewnych, więc może pozwól komuś, kto się zna. Jak mówi pani Rigó, kołek jedynie by go sparaliżował. Przyczyny śmierci szukałbym gdzie indziej… mianowicie w waszej "sekcji zwłok". Jeżeli ten kto wbił mu ten krucyfiks w serce nie wykonał innych działań, całkiem możliwe, że nasz drogi krewny zapadł w letarg, a wy jedynie dokończyliście pracę śmiertelnika.
- Wypraszam sobie podobne insynuacje - oburzył się Jan. - Jak już wspomniałem, posiadam dar wejrzenia w duszę. Umiem odróżnić Krewnego w letargu od całkiem martwego.
Cigogne spojrzał na Jana.
- Wybacz impertynencje, nie byłem świadom, że mówiłeś dosłownie z tą duszą. To jednak nie neguje mojego drugiego argumentu. Jeżeli jego ciało ciągle istnieje, to nie jest to starszy wampir, a jakieś pisklę… to oznacza, że wczoraj, ktoś z nas został rodzicem i nie raczył się pochwalić.

- Musicie mi dać wiarę, skoro już widziałam wiele razy co ma w środku żywy i nieumarły. - Rigo zerknęła krótko na Olenę - To widać dość wyraźnie, jak się rozkroi i popatrzy. Do tego po co miałby komukolwiek udowadniać cokolwiek? Wojewoda wie o wampirach w mieście i wyznaczył nagrodę? Byłoby to niepokojące.
- Głupiec-amator mógłby liczyć na nagrodę lub chcieć pokazać wszystkim co ubił - powiedział Jan. - Niestety nie mamy do czynienia z głupcem a jak zasugerował Ziemowit, zapewne z łowcą, świadomym istnienia naszego rodzaju.
-Głupiec-amator, nie zdołałby czegoś takiego dokonać. Wbicie kołka w serce wymaga dużej siły, a jest zaostrzony. Krucyfiks był tępy, na dodatek znacznie łatwiej go złamać. - Zauważył Ziemowit.

- Ach, jeszcze jedno... Czy lord Ziemowit posłuchał mojej rady, lub ty Janie, i powiadomiliście Erebosa o spotkaniu? To by dało wgląd w ostatnie jego chwile.
- Mieliśmy to zrobić dzisiejszego wieczora, ale go nie dożył. A co do ostatnich chwil to muszą być świadkowie, skoro działo się to za dnia. Będziemy musieli popytać, pozbierać plotki, sami i przez sługi. Przydałoby się znać choć wygląd naszego łowcy.
- Ekhym… - Fleur pomachała ręką by przerwać im na chwilę. - Nie moglibyście po prostu spytać Georga, z którym się wczoraj zabawiał w domu kata? Jak wczoraj stamtąd wyszliśmy, to obaj byli cali, zdrowi i raczej zadowoleni. Będę dziś w domu kata, mogę sprawdzić czy go tam nie ma, ale wątpię.
- Wychodził z Georgiem? - Rigó rozejrzała się - To nasuwa jeszcze więcej pytań, niestety, o... - westchnęła - Możliwość, że to wcale nie łowca jakiś zawinił. Tak tylko myślę.

- Przedmiot wymaga dalszych badań. Władał nim śmiertelny, aura jest jednak zaburzona. Chciałbym go zatrzymać i przestudiować. - Gabriel schował przedmiot, jednocześnie jednak patrzył czy ktoś nie wnosi protestu.
Rigó przyglądała się wampirowi i krzyżowi, a Gabriel mógł zobaczyć nieufność w jej oczach i może nawet pewne... zniesmaczenie?
-Tyle co do "władającego prawdziwą wiarą"... - skomentował Cigogne - Gdyby tak faktycznie było, Gabriel pewnie nie chciałby dotykać tego kawałka drewna… poza tym kto, kto faktycznie wierzy użyłby "świętego krzyża" jako broni?
- Mylisz się panie. To nie wyklucza tej możliwości. - powiedział powoli Gabriel.
Zakapturzony uniósł dłoń, tak samo szkaradną jak jego oblicze, zaś z cienia pod kapturem dobyło się ciche słowo wypowiedziane tym samym szeleszczącym, suchym głosem.
- Pokój…

- Witam wszystkich! - ogłosił Mongoł wchodząc na zebranie - Wybaczcie spóźnienie. Moja wina - półukłonił się przed resztą, ale kto lepiej znał się na emocjach to widział, że Georga trapi frustracja - Co mnie ominęło?
- Ereb nie żyje, mamy nowego znajomego, najpewniej jest łowca w mieście, a dziecko, które wczoraj uratowaliśmy jest zmiennokształtnym. Tak w skrócie. - streścił Cigogne.
Śmierć Ereba wywarła na Georgu bardzo mieszane emocje. Otworzył już usta aby coś powiedzieć, ale zamknął je.
- W porządku. Kto go zabił? Jedno z nas, czy ten łowca? - zapytał zajmując miejsce
Fleur uśmiechnęła się.
- W sumie, to chyba po prostu mamy zwłoki, a nie mamy Ereba. - Odparła rozglądając się po wampirach. - Myśleliśmy, że może wiesz gdzie on jest.
Rigó jeszcze raz spojrzała na Gabriela nim zwróciła spojrzenie na Georga, ale mimo pierwszych chęci nie odezwała się ni słowem.
- Nie mam pojęcia - rozwiał nadzieje Georg - Rozstaliśmy się wczoraj kilka godzin przed świtem i od tego czasu go nie widziałem. Cóż… gdyby nie to podejrzenie łowcy to zupełnie bym się nie przejął tymi nowinami. I o jakim dziecku mowa? Wybaczcie, ale gdy wy się wczoraj bawiliście na mieście ja siedziałem w karczmie. Nie znam wszystkich wydarzeń wczorajszej nocy.
- A gdzie poszedł? - Spytała Fleur z zainteresowaniem. Też chętnie posiedziałaby w karczmie, w objęciach kogoś cieplejszego niż te martwe zbiegowisko, ale… nie można mieć wszystkiego. - Jaka karczma, dobra?
Jan prychnął i pokręcił głową, jakby nie dowierzając własnym uszom.
Rigó zaś spojrzała na Fleur wzrokiem pełnym dezaprobaty, ale bardziej skupiła uwagę na słowach Cigogne.
- Zmiennokształtnym? - skrzywiła się - Od dawna wiecie? - zerknęła jeszcze na Grega i rzuciła do niego szybko - Wilkołak - jakoś ciężko to słowo jej przez gardło przeszło - porwał wczoraj jakiegoś dzieciaka, spadł z dachu, połamał się, dziecko całe, a pies zdechł. - spojrzała pytająco na Cigogne.

- Dziecko zostanie zabrane z miasta. Unikniemy tym dalszych kłopotów. Żywe by jeszcze bardziej nie komplikować sytuacji. - Gabriel wyjaśniał to pozostałym w odpowiednim świetle.
- Zakładam, że sługa boży zaniesie je na teren Lupinów, prawda? - odparła Rigó.
Cigogne kiwnął głową.
- O ile sądzę, że bezpieczniej będzie, żeby dziecko trafiło do swych, jedyne co możemy zrobić, to nie interweniować następnym razem.
- Sługa boży jest otwarty na sugestie. - odpowiedział Rigo Gabriel.
- My… możemy… zabrać… dziecko… - Słuchy głos włączył się do rozmowy, lecz zamilkł niemal tak szybko jak rozbrzmiał.
- Zabrać i co z nim zrobić? - spytał Jan. - Vitae lupinów jest mocna, lecz to oznaczałoby wypowiedzenie im otwartej wojny.
- Proponujemy… rozwiązanie… uprzejmie… - odparł cień spod kaptura.

- Rozsądnie byłoby zdecydować o losie dziecka wspólnie, bo i wspólnie odczujemy ewentualne konsekwencje. Mam środki i możliwości na każdy scenariusz. Ukrycie i otoczenie dziecka opieką w mieście jak i poza nim. Jak również jego zwrot wilkołakom. Ostatnie rozwiązanie wydaje się rozsądne z punktu widzenia rozejmu. Choć wcale nie jest takie proste do przeprowadzenia.
- Oddać je. Bez dwóch zdań - wyraził swoje zdanie Georg - nie wiemy na czym stoimy nawet między sobą. Zaraz któreś z nas może rozpocząć jakąś wojnę domową. Mamy dość potencjalnych wrogów pośród siebie. Nie potrzebujemy ich jeszcze z zewnątrz.
- Oddać lub po prostu pozwolić im je zabrać - zagłosował Jan.
- Oddać albo przynajmniej im podrzucić- powiedziała Olena - lupiny i tak nas nie lubią i nie ma powodu by pozwolić im się pałętać po mieście.
- Pozwólcie, że podzielę się swoją nowatorską sugestią… nie róbmy nic. Zjawi się kolejny Lupin, aby to dziecko zabrać. Po prostu pozwólmy mu. - Cigogne pokręcił głową - Po co komplikować?
- A jeśli nie pojawi się jeden a wielu? A jeśli nas jakoś wyczują? Nie co ryzykować gdy potencjalnie w pobliżu może być łowca.- zapytała Olena.
- Odwaga stabilna niczym zamek z piasku. - mruknęła jedynie kuzynka Oleny.

- Może powiesz co proponujesz czy myślisz Rigo? Bo w głosie pozostałych słyszę rozsądek, w twoim zaś pychę. - rzekł Gabriel.
- Przykro mówić, ale Pani Rigó ma rację. Tylko wspomniałem, żę Lupiny są zainteresowany czymś w tym mieście, a wy jak jeden mąż o mało nie wpadliście w Czerwoną Panikę. Fakt, że przerzucacie się pomysłami co by tu zrobić, aby było bezpiecznie o tym świadczy. - parsknął Kapadocianin.
- Pychę... - szepnęła Rigó wbijając wzrok w Gabriela - Pychę. - wstała z siedziska - Macie za nic moje rady, moje opinie, drążycie swoje własne niezależnie jak pozbawione sensu, a teraz nagle chcecie moich słów? - wzięła swój płaszcz - Nie będę was więcej kłopotać. - wykonała bardzo sztywny i krótki ukłon, po czym ruszyła do wyjścia.
Jan uniósł dłoń.
- Powstrzymaj gniew, pani - powiedział. - Nie dajmy proszę ponieść się emocjom i nie bierzmy do serc drobnych uszczypliwości. To tylko różnica zdań, jeśli przy każdej będziemy się obrażać i rozchodzić to nie ma najmniejszego sensu. Ja i nie tylko ja chciałbym usłyszeć twą propozycję.
Spod kaptura, z cienia dobiegły wampirzycę słowa:
-Twa… rada… pani… cenimy… ją… wielce…

Gabriel nie rzekł słowa więcej. Reakcja Rigo go rozbawiła. Najpierw zasugerowała, że są tchórzami. Potem uniosła się na słowa… Dodatkowo w zasadzie nic nie wniosła do dyskusji. Czyżby kolejny Erebos?- zagościła niepokojąca myśl w głowie duchownego.
Rigó zatrzymała się w absolutnym bezruchu, patrząc teraz w oczy Jana.
- Pogardzono moją gościną, szlachcic się znalazł! Nie usłuchano rady odnośnie Ereba. Podważano dziś moje słowa, jakkolwiek nie próbowałam ich sensu przekazać, a teraz... - spojrzała na Gabriela - On raczy rzucać we mnie obelgami? - prychnęła - Potrzebujecie mojej rady? Możecie go oddać, ale wpierw przekażcie mi jak brzmi imię tego tragicznego bohatera, co zaniesie dziecko do psów. One nie są nam nieprzychylne. Dla nich jesteśmy czymś paskudnym. - spojrzała jeszcze po zgromadzonych - Nie znamy się tak naprawdę i dopiero się poznajemy. - zatrzymała się przy drzwiach - Wiecie gdzie jest szansa mnie spotkać. - po czym powoli opuściła pomieszczenie. Gdy krewna zbierała się do wyjścia w Olenie walczyła lojalność klanowa z intelektem. Ponieważ zaś w jej ocenie Rigo właśnie zaprzepaściła szansę na objęcie starszeństwa postanowiła pójść za głosem rozsądku i w pierwszej kolejności zadbać o własne interesy. Nie poruszyła się więc nawet o włos.

- Zaczekaj - odezwał się Jan, bardziej stanowczym tonem, gdy Rigo już kładła dłoń na klamce. Nie zamierzał mówić przy otwartych drzwiach, więc czekał czy go usłucha czy wyjdzie.
Tzimisce zatrzymała się w progu i spojrzała na Jana, ale nic nie powiedziała.
- Zasadniczo zgadzam się z tobą - powiedział. - Nikt z nas nie zgłosi się na ochotnika, by szukać za miastem lupinów a wysłanie żywych sług też jest złym pomysłem, bo zmiennokształtni mogą wypiąć zady na nasz gest i wytrząsnąć z nich życie wraz z wiedzą o naszych schronieniach. Nie zostawimy zaś niemowlęcia samego na trakcie za murami, licząc że tam czekają. Nie widzę więc rozsądnej możliwości oddania dziecka. Proponuję pójść za radą Cigogne’a i zwyczajnie pozwolić im je zabrać z domu. A jeśli będą szukać wojny dostaną ją. To nasz teren i nie możemy poniżać się prosząc o rozejm, gdyż okazalibyśmy słabość.
- Wasz… teren…? - Padło pytanie spod kaptura. Jan spojrzał na Nosferatu i otworzył usta, lecz pierwszy odezwał się Cigogne.
- Dziękuję za uznanie. - kiwnął głową Kapadocianin, który do tej chwili skrywał usta opierając je o dłoń - Widzę jednak, że wielu z was ma rozdmuchane wyobrażenie co do Lupinów. Oni aktywnie nie wchodzą do miast z zamysłem, zniszczenia każdego potomka Kaina jakiego spotkają, miasto służy im jedynie do rozpłodu. Mają swoje ziemie w lasach, miasta "należą" do nas. Trzymajmy się tego, a będzie spokój.
- Cieszę się, że słyszę jakiś sens. - delikatnie skinęła głową dwóm wampirom - Jednak pozwolicie, że będę robić to, co mogę sama, a w razie czego... - zerknęła na Jana i Cigogne - Można ze mną porozmawiać, jednak na razie pozwolę wam na własne dochodzenie faktów. Może się mylę co do moich słów, ale to się okaże w końcu. Jeżeli będzie chęć usłyszenia ode mnie czegoś. - uśmiechnęła się krzywo - Znajdziecie mnie.
Nie spojrzała już więcej na zgromadzonych, tylko zeszła na dół karczmy kierując się do wyjścia.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.

Ostatnio edytowane przez Zell : 16-06-2017 o 13:07.
Zell jest teraz online  
Stary 16-06-2017, 14:06   #75
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

RADA IV

- Dobrze byłoby - odezwał się Gabriel gdy wampirzyca odeszła. - Ustalić może jakieś zasady. Wiem, że to mało popularne słowo. Jednak jest nas sporo w mieście. To stwarza pewne zagrożenia. - powiedział rzeczowo Gabriel.
- Zasady… ustala… władca… - Przypomniał głos z Cieni.
- Lub zgromadzenie - poprawił go Jan. - Wcześniej milczałeś, gdy pytaliśmy czy rościsz sobie prawa do całego miasta. Czy teraz pragniesz takie roszczenie zgłosić?

Z cienia pod kapturem nie dobył się żaden dźwięk, wampir w habicie nawet się nie poruszył, po prostu obserwował.
- Milczenie poczytujemy za brak takowych roszczeń - rzekł Jan formalnym tonem. - I twą akceptację dla stałej obecności w Płocku wszystkich obecnych tu członków Rodziny.
- Plus Rigo. - wtrącił Cigogne - A teraz na poważnie, co mamy zamiar zrobić w sprawie śmierci Ereba? Chcecie dociekać dalej co i jak go zabiło?
- Co, jak i dlaczego. To rozsądne pytania. Poznać odpowiedzi nie zaszkodzi. Sądzę, że przy odpowiednio długim badaniu odpowiedzi udzieli mi krucyfiks. Dowiemy się kto i kogo zabił. Po pewności, że to Ereb nie mamy.
- Moglibyśmy też… po prostu zapytać Ereba. - dodał nieśmiało Cigogne.
- Jak? - zapytał Jan. - Czy umiesz… komunikować się ze zmarłymi?
- Próbowałem z naszym niedoszłym porywaczem, ale wilk nie był zbyt rozmowny. Nawet się nie odezwał, tylko od razu rzucił. - Cigogne wzruszył ramionami - Załatwcie mi te zwłoki, trochę krwi dla mnie i możemy zrobić seans.
- Szatańskie… sztuczki… - Odezwał się głos spod kaptura, wyraźnie rozzłoszczony, lub może przerażony, czasami trudno to rozróżnić.
- Nie wiele wiesz na temat własnej religii mości Fryderyku. Komunikacja z martwymi istniała w chrześcijaństwie od dawna. Śmiertelnikom po prostu zaczął przeszkadzać zapach i wygląd zwłok. - Kapadocianin spojrzał na Nosferatu - Nawet sobie nie wyobrażasz co najbardziej uduchowieni księża robili we wczesnych etapach nowej religii.
- Dusze… należą… do… boga… nie… wolno… ich… wzywać... - kontynuował swoje.
- Nie zmuszam nikogo, do wzięcia w tym udziału. Oferuję tylko wyjście.- Cigogne uniósł dłonie w obronnym geście.
- Nie… wolno… - Podkreślił zakapturzony.
- Jeżeli ma to przynieść ulgę twojemu sumieniu to nie wyrywam dusz z miejsca ich należytego spoczynku, tylko duchy, które utknęły pomiędzy tym światem, a następnym. - Cigogne ponownie wzruszył ramionami..

Jan przysłuchiwał się zaciekawiony.
- Sądzę, że w przypadku Ereba tak właśnie mogło się stać - powiedział. - Na pewno nie przekroczył bram świętego Piotra, w końcu sam uważał się za boga, tak? W najlepszym razie trafił do piekła… lub swojego Hadesu.
- Nie… wolno… wzywać… potępionych… Szatan… czuwa…- Najwyraźniej zakapturzonego nie przekonały wyjaśnienia.
- Zakładasz, że Hades i Piekło są to różne miejsca. - skomentował Cigogne - A nie są to jedyne miejsca, w których może skończyć dusza. Tak czy inaczej, wybacz Fryderyku, ale twego zezwolenia nie potrzebuję, aby kontynuować swoją pracę. Jedynie oferuję wam ograniczony dostęp do źródła wiedzy i sekretów.
- Ja nie mam obiekcji - rzekł Jan.
-Ja również nie. - Ziemowit słuchał wymiany zdań z niejakim rozbawieniem. Ta banda, bo zgromadzeniem nazwać tego nie było można, przekrzykiwała się jak dzieciaki na placu zabaw. Przy okazji udało mu się wyłapać, co w mniejszym lub większym stopniu go ominęło przez spóźnienie. Obcy, zwany Fryderykiem był Nosferatu, najwidoczniej miejscowym, choć gdy przybył żaden Spokrewniony nie rościł sobie praw do tych ziem. Jednocześnie uważał, że ma prawo im rozkazywać, jakby był ich zwierzchnikiem. Prawdopodobnie lata życia w odosobnieniu rzuciły się zniekształconemu wampirowi na rozum.

-Jednakże… Jak słusznie zauważył wcześniej Gabriel, jeśli nasza mała społeczność ma się w tym mieście rozwijać bez tarć, będzie konieczne ustalenie pewnych zasad. Proponowałbym, byśmy zajęli się tym zanim przejdziemy do kwestii, że tak powiem duchowych. - Ziemowit znał się na ezoteryce, gdyż była ona nieodłączną częścią zarówno Spokrewnionych, jak i otaczającego ich świata, jednakże jego wiedza była czysto teoretyczna, nie brał nigdy udziału w seansach spirytystycznych, ani niczym na podobę. Za to w kwestiach administracyjnych doświadczenia miał mnóstwo, dlatego chętnie skupiał się na tej części zgromadzenia, zwłaszcza że był to w sumie jego podstawowy cel, który chyba umknął gdzieś w tym czymś, co stanowiło parodię debaty. Zapewne dlatego szlachcic przez większość czasu milczał.
- Ustalanie zasad będzie musiało poczekać do następnej nocy, obawiam się. - Cigogne spojrzał na Ziemowita - Chyba, że masz zamiar po raz kolejny urazić Panią Rigó i ustalić jak wszyscy mamy się zachowywać, bez niej. Osobiście uznałbym to za brak taktu, ale najwyraźniej nie jest to twój pierwszy raz z tym przewinieniem.
- Ja zaś obawiam się, że jeżeli za każdym razem poddawać się będziemy cudzym humorom to nigdy nic nie ustalimy, bo zawsze coś komuś nie będzie pasować, albo jeszcze gorzej każdy w zależności od swego aktualnego interesu będzie zrywać spotkania patrząc tylko na własną korzyść. Jeśli mamy rządzić zgromadzeniem nie czyńmy takiego wyłomu. Powiem to teraz z bólem, bo łączy mnie z Rigo krew, ona nie jest naszym księciem i dlatego nie ma prawa by zrywać spotkanie wszystkich spokrewnionym, ona wyszła i w ten sposób sama zdecydowała, że nie będzie brać w nim udziału i to co się teraz wydarzy stanowić będzie prostą konsekwencję jej działań. Zatem pozostaje jej jedno albo zgodzić się z ustaleniami które poczynimy, albo szukać nowego domu. Jeśli zaś uważacie, że jej wola jest ważniejsza niż ośmiorga tu zgromadzonych, to owszem możemy przełożyć spotkanie i uczynić moja krewniaczkę księciem, gdyż to pokaże, że jej wola więcej znaczy niż nasza.

Cigogne uniósł brew.
- Dobrze Oleno, to teraz ty wyjdź, a my w szóstkę ustalimy jak masz się zachować. Tu chodzi o grzeczność wobec wszystkich.
- To nie jest to samo, ona wychodząc sama odebrała sobie prawo, ty mnie wyrzucasz, to nie ja decyduje a ty.
- Ona miała powód i jestem w szoku, że jej nie wsparłaś, jeżeli faktycznie obie jestescie Tzimisce. Ona powiedziała, że wzgardzono jej gościnnością, czymś co dla Tzimisce jest niemal świętością, do tego niektórzy z tu obecnych, wykazali się brakiem taktu i ogłady. Szczerze, gdybym był kimś innym, pewnie też bym wyszedł.
- Jeśli tak było winna przedstawić sprawę zgromadzonym, a nie zachowywać się jak podlotek kierujący się uczuciami jak bydło. Mi nic nie wiadomo o tym ażeby ktoś wzgardził gościnnością Rigo. Ktoś z was nią wzgardził? - rozejrzała się po zgromadzonych.
- Sama nam to powiedziała zanim wyszła. - przypomniał Cigogne - Zastanawiam się co robiłaś, jeżeli nie słuchałaś.
- Powiedzieć można wszystko, czy powiedziała kto wzgardził jej gościną i uchybił jej domowi? Nie więc pytam kto z tu obecnych wzgardził tym co jest najcenniejsze dla mojej krwi. Czy powiedziała czym to się przejawiło? Nie… ja tu widzę emocje nie poparte faktami. Widzę Spokrewnioną zaproszoną na spotkanie w sprawie ustalenia zasad naszego współżycia, która postanawia wyjść, w mej opinii nie sprowokowana. Owszem może powinnam bronić moją krew za wszelką cenę, ale wybaczcie mi to zachowanie było głupie, nierozsądne i dlatego głosuję za kontynuowaniem obrad pod jej nieobecność. Ja nie poddaje się fochom i szantażom, ale jeśli wasza wola mogę przyjść i jutrzejszej nocy czynić ustalenia tylko co jeśli wtedy wyjdzie ktoś inny z tej czy innej przyczyny?

Kapadocianin westchnął.
- Miała dość taktu, aby nie wytykać palcem, kto go nie ma. Po drugie, pierwotnie to spotkanie miało dotyczyć Ereba, a wszelkie ustalenia zachowawcze miały być poboczne. Nikt nie mówi, że Rigó jest Księciem, ale z racji jego braku, kulturalnie będzie, ustalić to ze wszystkimi. Teraz co do głosowania. Nie zgadzam się, żeby teraz ustalać cokolwiek ponieważ przynajmniej jedno z nas jest dziecięciem, które nie powinno jeszcze opuścić swego Rodzica, które nic nie wie o tym co jest istotne i które nie sądzę, aby powinno decydować o czymś tak istotnym, jak prawa i zasady jak powinna działać nasza społeczność.

Olena zamrugała oczami i spojrzała na innych
- Sami widzicie wystarczyło niewiele, ot tylko drobna różnica zdań w dyskusji - powiedziała spokojnym głosem - i już atakują i próbują pozbawić prawa do głosu. Pytanie kto zostanie zaatakowany następnym razem i jaki niedorzeczny pozór będzie wyciągnięty przeciw niemu. Ja osobiście uważam, że spokrewniony może pozbawić się głosu wyłącznie sam ja zaś tego nie czynię.
- Nie obracaj tego przeciwko mnie Oleno. Faktem jest, że jesteś młoda. Zbyt młoda, aby decydować o tak ważnych sprawach. Jest bardzo dobry powód, dla którego młodociani Krewni zostają ze swoimi rodzicami przez stulecie. Nie wiem ile ty masz lat i szczerze mnie to nie interesuje, ale według mnie powinnaś dokładnie przemyśleć swoją pozycję i swoje priorytety. - Cigogne oparł się o krzesło.

Gabriel w milczeniu obserwował wymianę zdań. Postanowił się jednak wtrącić.
- Popieram zdanie Oleny. Rigo mogła zostać, wyszła to ona zachowała się niewłaściwie. To nasze pierwsze spotkanie. Wystarczyło trochę dobrej woli. I my taką możemy wykazać, rozmawiając jutrzejszej nocy.
- Jeżeli wymagasz od swego rozmówcy "dobrej woli" to może powinieneś zaprzestać rozmów. Dialog powinien płynąć naturalnie i bez wymuszeń z żadnej ze stron. Już najwyraźniej któreś z was się z nią spotkało i uraziło. Nie wiem, czemu uważacie to za błahostkę, ale jest to jedna z podstaw dobrego wychowania. - Cigogne spojrzał na zgromadzenie - Ktoś zawinił, uraził dumę klanu, który kiepsko znosi takie zbrodnie, a wy myślicie, że to JEJ wina. Jeżeli chcecie, aby ona się jutro zjawiła to trzeba będzie więcej niż tylko liściku z wezwaniem. Ktoś będzie musiał przeprosić. Kilku ktosi.
- Uwielbiam popadanie w przesadę. - powiedział Gabriel - Nikt najpewniej nie przeprosi Rigo za uchybienia. Ona sama nie należy do mistrzyń dobrego wychowania. W zasadzie zarzuciła nam tchórzostwo. Ktoś wyszedł? Trzasnął drzwiami? Odegrał dramatyczną scenę? Nie, oberwało jej się jedynie uwagą w podobnym tonie.
- Jak dla mnie wy boicie się wszystkiego. - skomentował Cigogne - Ereb zachowuje się nienależycie? Trzeba coś z nim zrobić! Jest łowca w mieście? Również zaczynacie się denerwować. Wilkołaki! W lesie! Łolaboga, co zrobić, żeby tu nie przyszły. Teraz, Gabrielu mam dla ciebie wyzwanie. Jeżeli naprawdę wierzysz, że to Rigó zawiniła, że to ona wykazała się brakiem taktu, że to ona powinna zmienić swoje zachowanie. To pójdź do niej i powiedz jej to w twarz. Przedstaw swoje racje, ona wydawała się inteligentna, jestem pewny, że jeżeli masz rację, to ci ją przyzna. Jeżeli masz rację.
- Gdyby była tu obecna powiedziałabym jej to w twarz.
- To idź. Masz nogi, pójdź do swojej krewnej i powiedz jej, że zachowaniem rzuca cień na klan. Leży to w twoim interesie i honorze.
- Z przyjemnością jej o tym powiem przy najbliższym spotkaniu. Na razie jednak moim zdaniem dalsza rozmowa jest bezcelowa i do niczego nie prowadzi. Jeżeli twoim zdaniem łowca i wilkołaki to nie problem to różnimy się w pojęciu tego co jest problemem a co nie. Jeśli chodzi o Rigo po raz kolejny powtórzę, że ja tylko uważam, że każdy z nas jest równy i powinien ponieść konsekwencje swego zachowania. Jeśli zaś istotnie ktoś obraził mą krewniaczkę powinien zostać ukarany, ale na podstawie jasnych oskarżeń a nie focha damy.
- Cigone przestań żartować. Kpisz z nas sugestiami byśmy teraz zaczęli biegać za Rigo i coś z nią wyjaśniać. Olena jest młoda ale mógłbyś jej tak ostentacyjnie nie lekceważyć. - zasugerował - Wyzwaniem nazywasz czy zachowam się jak sługa czy pachołek? Może powinieneś sam pobiec do niej i zasugerować powrót i wyjaśnienie jej zachowania? Czy rzucania oskarżeniami bez wyjaśnienia. To, że podjęliśmy temat wilkołaków czy łowcy uważam za rozsądne. Ty początek rozmów na ten temat uważasz za strach. Mamy inne poglądy na wiele spraw.

Cigogne pokręcił głową.
- Wilkołaki i łowca są problemem. Jednak nie takim, aby rwać sobie włosy, a kilka kępków widzę na ziemi. Co do Rigó, to nie ja uważam, że jej zachowanie było błędne więc, to nie ja powinienem sprawę wyjaśniać. Co do lekceważenia Oleny… dopóki mój Rodzic mnie nie wypuścił byłem lekceważony przez własny klan, co tu mówić o jakiś innych. Jednak chyba powiedziałem dostatecznie dużo, zrobicie jak uważacie ja się nie wtrącę do waszych decyzji. Najwyżej ich nie zaakceptuje, a na pewno nie spróbuje poprawić jeżeli będą błędne. - z tym słowami zagłębił się w krześle dając znać, że jego udział w rozmowie dobiegł końca.
- Tak sobie myślę - odezwała się Olena - jeżeli nie planujesz stosować się do decyzji rady, aż dziw bierze, że nie pójdziesz śladem Rigo, lecz pozostajesz w naszym towarzystwie.
- Nie muszę akceptować głupich praw. Jeżeli wasze ustalenia będą z sensem, to się zastosuje. Jeżeli natomiast, ktoś wpadnie na pomysł., że w każdą niedzielę idziemy do kościoła, robić pozory dla śmiertelnych, to wybaczcie, ale chyba sobie odpuszczę to "prawo". - Kapadocjanin nie ruszył się nawet na swoim siedzisku.
- To również podważa sens istnienia rady, bo jeżeli ustalamy jakieś prawo to powinno ono dotyczyć wszystkich, inaczej jaki byłby sens w jego ustalaniu jeśli każdy może stwierdzić, że jest delikatnie mówiąc niemądre i uznać że ono go nie obowiązuje… Zresztą nie wierzysz chyba, że ktokolwiek z nas tu obecnych chciałby aby ingerować w jego życie bardziej niż to niezbędne. Musimy np ustalić nasze strefy wpływów, ale do tego trzeba dojrzeć - powiedziała z delikatnym przekąsem.

Cigogne powstrzymał prychnięcie.
- Oleno, mnie chodziło o prawa jak przedstawił to mój przykład, głupie. Tak jak powiedziałem, jeżeli wierzysz, że prawa, które chcesz ustalić są sensowne i logiczne, to nie będzie problemu. - Kapadocianin wstał z siedziska - Wybaczcie teraz, noc jeszcze relatywnie młoda, a ja mam kilka istotnych spraw do załatwienia. Zgłaszam cmentarz przy kościele świętego Michała jako swoją domenę. Jeżeli ktoś ma obiekcje proszę przekazać mi je jutrzejszej nocy. - po czym skłonił się i opuścił izbę.

Słysząc te słowa, zakapturzony wstał i skłonił się pozostałym.
- Wybaczcie… obiecaliśmy… wymianę… - Po czym ruszył w ślad za kapadocjaninem.
- Chciałbym porozmawiać Frederyku. Wiesz gdzie szukać Cigogne.

Zakapturzony zatrzymał się i odwrócił powoli, po czym tak samo wolno kiwnął głową.
- Zgoda…
-Imię tego Kapadocjanina jest niesamowicie trafione. - Ziemowit odezwał się w końcu zniesmaczony. Impertynencja Cigogne’a była tak ogromna, że szlachcicowi zwyczajnie zabrakło słów, a to nie zdarzało się często. - On i Rigo są jak dzieci. Jeśli pozwolimy by ich kaprysy kierowały życiem naszej społeczności, jesteśmy skazani na niepowodzenie. - Bocian mówił o dzieciach, wyglądało na to że na kolejnym spotkaniu tej dwójce trzeba będzie nadać taki status i wyznaczyć im opiekunów, by nauczyli się co znaczy być dorosłym Spokrewnionym.

Fleur wstała ze swego siedziska i jeszcze raz otrzepała już całkiem suchą suknię.
- Wszyscy jesteśmy dorośli. - Powiedziała uśmiechając się. - Ja wracam do pracy. Jakbyście potrzebowali pomocy wiecie gdzie mnie szukać. Zgadzam się z decyzją rady tak długo jak burdel jest mój.
- Zatem jeżeli nikt z obecnych nie rości sobie prawa do burdelu to równie dobrze możemy już dziś ustalić, że burdel od dziś po wsze czasy stanowi domenę Fleur. - Olena powiedziała pewnym głosem.
- Kochani prawa rościć sobie możecie, ale to warunek mego pełnego wsparcia. Nie będę przeszkadzać ale i nie będę pomagać. - Powiedziała z uśmiechem. - mój dom zawsze był domem bezpiecznym dla wszystkich. Bo tak lubię. Co wy na to?

Olena uśmiechem dała znać o swoim poparciu.
- W porządku - odezwał się w pewnym momencie Georg. Dotąd był milczącym obserwatorem i jedynie coraz wyżej unosił brwi widząc co się dzieje - Skoro spotkanie dobiegło końca to i ja będę się zbierał. Gabrielu. Potowarzyszysz mi? Mam do ciebie sprawę? - zapytał wampira z naciskiem.
Ten ruszył z Georgem jak tylko skończył rozmowę z Frederykiem. Na odchodne mówiąc coś na ucho Olenie.

Fleur dygnęła przed resztą i opuściła naradę. Już na schodach zaczęła sobie cicho nucić.
Zostało ich troje. Zebranie nie zostało w żaden sposób oficjalnie zakończone, a większość Spokrewnionych rozeszła się, bo tak im się podobało. A dwójka która wyszła pierwsza mówiła o braku szacunku, dzieci…
-Wygląda na to, że dziś już nie uda nam się poczynić żadnych sensownych ustaleń. - Odezwał się szlachcic, do Jana i Oleny. - Zachowajmy więc protokół. Janie, byłeś pomysłodawcą dzisiejszego zebrania, prosiłbym Cię więc byś oficjalnie je zamknął.

Jan, który przysłuchiwał się ostatniej części dyskusji z coraz bardziej zniesmaczoną miną, zamoczył pióro w kałamarzu i dopisał coś na końcu zapisane staranną kursywą karty. Pokazał go Ziemowitowi. Nie było w nim żadnych imion a jedynie skróty złożone z dwóch pierwszych liter, lista obecnych i podstawowe ustalenia dotyczące śledztwa w sprawie śmierci Ereba.
- Zamykam zebranie - oznajmił. - I podobnie jak ty jestem bardzo zawiedziony postawą niektórych. Może do jutra nastroje ostygną i dowiemy się czegoś więcej o zabójcy Erebosa.
-Pora się zatem pożegnać, mam nadzieję, że przestało padać. - Ziemowit wstał, mimo kalectwa wciąż pełen był godności. - Czy panienka Olena życzy sobie by ją odprowadzić? - Młoda Tzimisce w przeciwieństwie do swojej nadpobudliwej kuzynki wykazywała się dojrzałością, zasługując na to by traktować ją z szacunkiem przysługującym damie. Rigo straciła tego wieczoru w jego oczach, choć jeszcze jej nie przekreślał.
- Z przyjemnością - odpowiedziała Olena uśmiechając się do Spokrewnionych.
 
Aiko jest offline  
Stary 18-06-2017, 11:34   #76
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Cigogne przemierzał cmentarz, który zamieszkiwał ostatnie noce. Teraz zostało mu tylko posilić się, ale nie miał ochoty szukać ruchomego celu. Przyglądał się nagrobkom, szukając relatywnie świeże zwłoki.
Takich jednak w tej starej nekropolii nie bylo, cmentarz był przed lokacyjny i dawno już nie używany. Teraz chowano zmarłych za murami, a bramy były już zamknięte.
Kapadocjanin westchnął.
- Będę musiał rozważyć później swe leże… - powiedział, w sumie do nikogo (może poza szczurem czy dwoma) i spojrzał na miasto. No cóż, może spotka jakiegoś rzezimieszka, albo kobietę lekkich obyczajów. Do tej pory noc była… owocna w dostarczaniu rozrywek. Spokojnym krokiem ruszył ulicami, szukając czegoś co zaspokoi jego głód.
Psia jednak była pogoda w tą październikową noc. I nawet ludzie upadli zdawali się pochować w swoich norach.
Tak myślał Cigogne nim przez eter nie rozniósł się jakiś rozpaczliwy wrzask.
- Jeżeli to kolejny Lupin, to opuszczam to miasto… - mruknął do siebie Kainita i ruszył w stronę krzyku. Śmierć krzyczącego, nie ruszała go, nawet martwy będzie w stanie go zaspokoić.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 22-06-2017, 14:38   #77
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
RIGÓ
Po wyjściu ze spotkania
Lało.

Rigó podążała ulicami Płocka, tym razem zakrywszy głowę kapturem. Wiedziała, że spływające po włosach i skórze krople deszczu nie mogły wszak wypłukać tej goryczy złości drażniącej gardło Tzimisce.

Tchórze! Oszczercy! Głupcy!

Obmywana lodem wiatru tej pogody powoli uspokajała się, wyciszała wzburzone myśli. Gdyby tylko głupcy wiedzieli, gdyby wiedzieli! Powinni docenić, iż kobieta opuściła ich nim fala wściekłości zalałaby jej zmysły. Wytrzymała dużo, była cierpliwa i spokojna. Ziemowit miał za nic jej gościnę, za nic opróżnienie na niego ostatniego zapasu Vitae. Zachował się jakby przyszedł do darmowej karczmy, gdzie można wypić, zlekceważyć gospodarza i opuścić miejsce bez słowa wdzięczności.

Radziła obu gościom zaproszenie Erebosa, możliwie Starszego, w ramach czystego pragmatyzmu, bo zrozumienia zawiłości dobrego wychowania nie spodziewała się po nich. Oni jednak odrzucili radę, jaka mogła w wypadku Starszego uratować im istnienia! Dla nich z jakiegoś powodu jej rada, jej sugestia była najwyraźniej nic nie warta.

Ta cała "sekcja" na martwym "Erebosie"? Jedna wielka bzdura. Nie było trzeba się trudzić, aby zobaczyć brak logiki i doświadczenia w ich... badaniach. Olena i Jan nie mieli żadnej wiedzy sądząc po ich słowach, a uważali się za ekspertów? Odrzucali wszelkie słowa Rigó ukazującej gdzie popełniają błąd w swych wnioskach, najwyraźniej uważając, że Tzimisce bredzi.

Ale dopiero ten chrzaniony suczy syn, co szoruje sobą posadzki kościołów przelał czarę poniżeń.

Rozsądek w głosach pozostałych nie znających podstaw nie-życia, a naga duma w jej własnym? On ją chciał doprowadzić do pionu jakby był jej Księciem, jakby posiadał autorytet! A do tego... Do tego...

Problemem nie były te słowa, jakie winny po niej spłynąć. Problemem było to, z czyich ust wyszły.

A Rigó miała dobrą pamięć.



 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest teraz online  
Stary 22-06-2017, 14:53   #78
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Fleur i Cigogne
Fleur po wyjściu z obrad “rady” skierowała swe kroki w stronę domu kata. Miała cichą nadzieję, że uda się jej jeszcze posilić przed samą wizytą, więc szła powoli uważnie obserwując boczne uliczki. Jeszcze nie do końca była pewna jak postąpić z Maciejem. A raczej… będzie dla niego miła i cieplutka tylko. Nie chciała być wybranką kata. To było tak wygodne gdy tą funkcję pełniła jej ghulica. Mogła wtedy jeść z kogo chciała i jak chciała…. teraz jednak liczyło się przede wszystkim to by znaleźć sobie ciepłe i miłe leże. Pogoda była podła i wampirzyca zaczynała się powoli godzić z perspektywą iż już nic przed wizytą u Macieja nie wciągnie. Jednak między domami niedaleko Żydowskiej usłyszała przeraźliwy wrzask.
Możliwe, że ludzki. Nie zastanawiając się ruszyła w tamtym kierunku.
Dwóch mężczyzn biegnących na oślep niemal staranowało poruszającą się w przeciwnym kierunku Fleur, wkrótce po tym, na skrzyżowaniu międzydomowych uliczek, wampirzyca odnalazła pogrzebane po pas świeże zwłoki, z gardłem rozoranym jakimś ostrym narzędziem, zapewne nożem. Krew nieszczęśnika mieszała się z deszczem i błotem. A obok stał Cigogne…
Kapadocjanin uśmiechnął się.
- Nie marnuj, a nie będziesz w potrzebie… - Wampir podszedł do denata, oglądając go dokładnie - Kto cię tak urządził kolego? Jak cię tak urządzi? - zastanawiał się, czy któryś z "magicznych" krewnych, nie byłby odpowiedzialni za tego nieszczęśnika, ale marnowanie jego krwi… nie pasowało Cigogniowi. Po chwili przypomniał mu się obraz miotających kulami ognistymi szaleńców, którzy nie zwracali uwagi na konsekwencje swych czynów… gdyż te konsekwencje nie tyczyły się ich. No cóż, został ten uciekinier w rynsztoku, może on rzuci trochę światła na tą tajemnicę.
- Paskudne marnotrawstwo. - odparła zniesmaczona Fleur. - Jak chcesz sprawdzić kto to?
Cigogne delikatnie podskoczył gdy niespodziewanie usłyszał głos wampirzycy.
- Merda, donna! Zaanonsuj się. - zganił Fleur - Gdybym był Brujah, pewnie bym cię niechcący uderzył… - Kapadocjanin westchnął - W drodze tutaj, widziałem chyba kolegę naszego przyjaciela. - wskazał na denata - Miałem zamiar zadać mu kilka pytań. Zakładam jednak, że jest to robota maga. - nachylił się z zamiarem wyciągnięcia nieboszczyka z ziemi.
Łatwe to być nie mogło, mężczyzna wydawał się solidnie wkopany, ziemia była ubita, zupełnie jakby był w niej od zawsze.
Co oczywiście nie było przecież możliwe.
Cigogne spojrzał na nowoprzybyłą.
- Zakładam, że nie jesteś jedną z tych, której nie przeszkadza się pobrudzić… - zatrzymał swoje myśli na chwilę - Nie wydaję mi się, żebym usłyszał twoje imię. Cigogne, jeżeli to samo tyczy się ciebie. - dokończył odrobinę zakłopotany.
- Fleur. - Wampirzyca zamyśliła się wpatrując się w zakopane ciało. - Normalnie by mi nie przeszkadzało ale idę spotkać się z katem… czemu sądzisz, że to mag?
- No cóż, specjalistą od naszej rodziny nie jestem. - uderzył kilka razy w ziemię oplatającą nogi zmarłego - Jednak jestem pewny, że usłyszałbym, że jedni z nas są w stanie od tak zakopać do połowy kogoś. Do tego to rytualne poderżnięcie gardła. - wskazał na ranę denata - Trochę nie w naszym stylu, co nie?
Fleur wzruszyła ramionami.
- Każdemu może się przekręcić w głowie. Co planujesz z nim zrobić… to był jego krzyk?
Cigogne spróbował kopnąć ziemię, zobaczyć czy jest szansa odłupać ją bez narzędzi.
- Zakładam, że tak. Nie widzę i nie słyszę nikogo innego.
- To znaczy, chyba że zabójca jest niedaleko. - Fleur rozejrzała się, szukając drogi, którą mógłby uciec. Chyba nie wyparował.
- Jeżeli tak, to radzę go na razie zostawić. - chwycił ziemię tam gdzie zaczęłą obejmować denata i szarpnął mocno. - Jeżeli to mag, to najpewniej jest obecnie rozeźlony. Nie zostawia się takiego widowiska, jeżeli myśli się trzeźwo. Więc jest zły, a takich najlepiej omijać. Chyba, że to jeden z nas… Tremere czy coś. - szarpnął ziemię jeszcze raz tym razem mocniej.
Ziemia oddała z oporem oddała wampirowi ciało. Cigogne zaczął oglądać ciało, zobaczyć czy widać coś… dziwnego. Dolne części ciała były pogruchotane, zupełnie jakby mężczyzna spadł z dużej wysokości.
Cigogne przechylił głowę, po czym spojrzał do góry na dachy i niebo..
- No chyba nie… - spojrzał jeszcze raz na nogi denata i na ziemię, z której go wyjął - To by miało większy sens…
Nieszczęśnik musiał by chyba spaść ze szczytu płockiej katedry i to na kamienny bruk, by nabawić się takich złamań.
- Dobrze więc, nasz kolega został zmiażdżony przez grunt, który go objął. Paskudna sytuacja, ale nie to go zabiło. - wskazał na poderżnięte gardło - Tylko to.
- Chyba człowieka powinno to zabić nie? - Spytała Fleur oglądając ciało. - Tamtego wilkołaka zabiło… to człowiek?
- Zakładam. Nie pachnie jak wilkołak… pachnie jak pijak. - westchnął - Poderżnięcie gardła na ogół zabija wszystkich.
- Może to głupie… - Powiedziała niepewnie Fleur. - Ale może nie powinniśmy zgarniać wszystkich zwłok w mieście bo chyba ludzie mogą zacząć coś podejrzewać.
- Wszystkich? To pierwsze, które ja chce zabrać. Czy ktoś już się tym zajmował kiedy nie patrzyłem? - Kapadocjanin upewnił się, że zwłoki nie rozpadną się jak ich dotknie.
- Wydawało mi się, że inni też coś zgarnęli, podobno Erebosa…. Nie ważne. - Fleur pokręciła głową odganiając jakąś myśl. - Poradzisz sobie?
- A tak… nasz ekspert od śmierci żyjących… - Kapadocjanin westchnął, po czym wrzucił zwłoki sobie na plecy - Raczej tak, jeśli nie trafię na straż miejską powinno być dobrze.
- Cieszę się. - Fleur uśmiechnęła się do wampira. - Uważaj na siebie.
Wampirzyca odwróciła i ruszyła dalej w stronę domu kata. Cigogne ruszył w stronę swego leża, miał nadzieję, że znajdzie zastosowanie dla swojego nowego przyjaciela.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline  
Stary 22-06-2017, 17:37   #79
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
U kata

Dom Mistrza macieja jawił się tak samo ponuro i złowróżbnie… jak zawsze. Na prowizorycznych drzwiach wisiał łańcuch, który chował się wewnątrz, świadcząc o tym iż ktoś zamknął się od środka. Fleur podeszła grzecznie i zapukała. W sumie była zaproszona, więc po co miałaby się tam włamywać.
Wampirzyca słyszała odgłos okutych budziorów uderzających o kamienną posadzkę, a następnie klucza obracającego się w zamku. Drzwi otworzyły się, przed Fleur stanął zakapturzony kat.
- Wejdź. - powiedział robiąc kobiecie miejsce.
- Dobry wieczór. - Fleur skłoniła się lekko i weszła do środka, uśmiechając się do Kata.

 
Aiko jest offline  
Stary 22-06-2017, 22:11   #80
 
Eleishar's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputacjęEleishar ma wspaniałą reputację
Ziemowit udał się do własnego domu. Jeszcze dobrze nie zamknął za sobą drzwi, gdy usłyszał pukanie.
Jako że stał tuż przy drzwiach, mógł otworzyć od razu. Jedynie za wczasu przekręcił blokadę przy nasadzie laski, będąc uczulonym na ewentualne zagrożenie.
-Kto tam? - Zapytał, zanim zdecydował czy otworzy, czy nie.
Nikt jednak nie odpowiadał.
-Kto mnie niepokoi o tak późnej porze? - Zapytał, lekko zniecierpliwiony, zmęczony, śpiący… laska wypadła z ręki Ziemowita a on sam potoczył się z hukiem na podłogę własnego domu.
 
__________________
Nieważne kto śmieje się ostatni, grunt żebym był to ja.
Eleishar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172