Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-06-2018, 00:55   #41
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Błyskawiczny motocyklowy rajd przez miasto zakrawał na cud - starannie przez oboje magów spreparowany, niemniej wciąż dla postronnych wyglądał na cud. W dosłownie minutę przemknęli obok niedostępnego dublińskiego zamku, ominęli zatłoczone uliczki dookoła Trinity College i przeszarżowali przez opustoszałe jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Beggars Bush.

Irishtown było tuż przed nimi.

Wjeżdżając do dzielnicy Seign i Elaine wiedzieli już, że coś się zmieniło. Poprzednio witało ich ogłuszające echo magicznej batalii, a to, co teraz czuli mogło zostać zaklasyfikowane co najwyżej jako szemrzący strumyk.

Nic nie było łaskawe ich zaatakować.

Na niedoszłym placu boju powitali ich Ash i Agnes - oboje lekko sfrustrowania bezowocnym tropieniem śladów które zawiodły ich aż na to nabrzeże. Sherlock po psiemu wąchał coś przy betonowej scenie, na której Seign nie był złożył napastnika w kulkę.

- Sherlock przyniósł waszą wiadomość - Ash, niewysoki murzyn o wiecznie zmrużonych oczach, zapachu torfu i przetrawionej gorzałki, zarzucił sobie na ramię obrzyna - I dzięki za troskę...ale tutaj nikogo nie było. Wychodzi, że to ślepy trop -

Elaine zsiadła z motocykla i rozejrzała się po okolicy.
- Ups - trochę napsociła, choć musiała przyznać, że wolała tą wersję rzeczywistości. Cóż, los zawsze wiedział, co dla niej najlepsze, choć w tej chwili chętnie dowiedziałaby się coś więcej o magu, z którym przyszło im walczyć w alternatywnej rzeczywistości.
- Troszkę napsociłam.
Podeszła do Sherlocka i przykucnęła w miejscu, w którym ostatnio widziała maga.

Kot podreptał za nią i pokornie przysiadł obok. Z mistycznego punktu widzenia o naturze czasu wiedział niewiele, ale jego zakupione kilka lat wstecz limitowane wydanie Quantum Leap pozwalało mu snuć teorie przynajmniej z punktu widzenia popkultury. Toteż jeśli cofnęli się tylko we dwoje, a żadne z nich nie wchodziło w aktywne interakcje z chłopcem w bieli, to chyba należałoby założyć, że coś, co zmienili po powrocie doprowadziło do odmiennego rozwoju obecnie przeżywanych wydarzeń. Coś jak rozmowa z kimś o kimś innym, przechwycenie posłańca, subtelna zmiana w zachowaniu obserwowanych ofiar... kurwać, nadmiar możliwości, grożący kociokwikiem. A nie uwzględnił nawet całej lawiny mistycznych alternatyw związanych z nieznanym sobie Arkanum Czasu. Weeb mógł mieć przecież jakąś temporalną tarczę. Albo skoczyć w przeszłość zaraz po nich i namieszać po swojemu. Albo... ech. Koteł zrezygnował z dalszych
- Może nikogo nie było, bo ów nikt zdał sobie sprawę, że dostaliście cynk o zasadzce. Tak czy siak, wypadałoby jeszcze trochę powęszyć zanim ogłosimy fajrant. Elaine, mogłabyś sprawdzić, czy ten typek gościł tu wcześniej? Ja przeskanuję jeszcze raz teren. Na swój sposób, rzecz jasna - jego sposób zakładał stworzenie sobie w łepetynie przestrzennej mapki taktycznej i zaznaczenie na niej wszystkich istot w promieniu kilometra, z którymi posiadał jakiekolwiek więzi sympatyczne. Jako że zafundował białemu chłopcu pranie mózgu w pierwszym ujęciu niniejszej sceny, powinien on sytuować się na tej liście dość wysoko. Zakładając, że wciąż urzędował gdzieś w pobliżu, oczywiście.

- Przy okazji, jednego cwaniaka ubranego w biały strój BDSM to ja już dzisiaj... dzisiaj? Dzisiaj rano, widziałem. Na Klifach Moheru, po drugiej stronie pieprzonej republiki. Jeśli to ten sam klient, to potrafi przemieszczać się kapkę szybko... - dodał skwaśniałym tonem.

- Chyba, że to bliźniacy korzystający z tego samego krawca. - Elaine wzruszyła ramionami. Jej spojrzenie przesunęło się po okolicy i na chwilę spoczęło na Stolarzu. - Zobaczymy co da się zrobić.

Pozornie dało się zrobić niewiele; niby byli we właściwym miejscu, ale w alternatywnej rzeczywistości. Tyle że nieugruntowanej, wciąż słaniającej się na nogach po ciosie między oczy który otrzymała od Elaine. Porzucony relikt tamtego świata kończył się bezwładnie pod nosem Sherlocka i z każdą chwilą zanikał coraz bardziej. Przepychając się przez coraz bardziej zaciskające się ściany czasu, Elaine wróciła po śladzie do miejsca gdzie biały czarodziej zadecydował inaczej niż poprzednim razem. Z mętliku zdarzeń i opcji który pojawił się w tej linii czasu równo z Elaine i Segnem wyplątała jedną zwycięzką linię. I tutaj szło trudniej, bo do zaciskających się ścian czasu doszło jeszcze ochronne przeciwzaklęcie. Sprawa zaczęła wymykać się spod kontroli, grożąc wyprowadzeniem Elaine na manowce...

Starania Seigna miały bardziej ... stabilne rezultaty. Szybko uzyskał zadowalającą pewność że weeaboo nie czai się pod łóżkiem, pod kolejnym i jeszcze pod kolejnym - a ochotę go dopaść miał wielką, więc sprawdził jeszcze kolejne. Rzecz jasna, wszystko pomiędzy nimi też.
Naraz.

Za to we wskazanym przez chowańca miejscu coś było. Seign widział ulotny, eteryczny zarys trzech-czterech świadomych istot - zależnie jak liczyć samego Sherlocka. Za cienką Zasłoną, zbyt cienką jak na obrzeża mimo wszystko Dublina, anomalnie cienką jak na okolicę. Coś takiego w Londynie czy innej kontynentalnej stolicy wywoływałoby alarm w Konsylium.
Że ktoś był po drugiej stronie było oczywiste. A jako że Ash był z nim tutaj, mogła to być Morgana. I mniej więcej na tym kończyła się lista spodziewanych przyjaznych istot zza Zasłony. Opcji neutralnych jest nie dużo, bo osłabienie Zasłony wydaje się sztuczne i tymczasowe. Opcje wrogie rozpinają się między tym co zaatakowało Konsyliarzy dziś koło południa, pomagierami przemalowanego na biało czarodzieja i zwyczajnym konfliktem interesów między nimi a oportunistycznymi spiritami które chciałyby wyjść, a oni raczej bardzo chcieliby żeby nigdy tego nie robiły.


Tutaj, w Irlandii, ukochanej krainie Fae, było jedynie poszlaką.


... ale każdą poszlakę dało się solidnie uchwycić. Była to umiejętność kluczowa i starannie pielęgnowana przez każdego maga. Elaine nie była wyjątkiem, a jeżeli już, to była prędzej była wyjątkiem wybitnym niż tragicznym. Więc rozpadające się jej w rękach zaklęcie Poznania zostało utrzymane na tyle długo, by uzyskać informację której z rąk wypuścić nie chciała. Miejsce które wybrał uciekający czarodziej miało związek z oceanem. Korespondowało z ludzką ciekawością, z tajemnicami przeszłego czasu. Z potęgą natury. Była tam jakaś niska, podwójna wieża. I było to też ich Konsylium.
A tak się złożyło, że znała jedno takie miejsce. Jedno z mniej znanych wyjść z ich siedziby na Klifach Moheru.



Całe towarzystwo - niedbale rozchełstany Ash, śmiertelnie poważna Agnes, Stolarz ze swoją wiecznie zdziwioną miną i zbyt nieruchomy jak na psa Sherlock - stało dookoła nich, mniej lub bardziej cierpliwie czekając na to co powiedzą. Jaki będzie następny krok.


 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 04-06-2018 o 01:29.
TomBurgle jest offline  
Stary 15-06-2018, 14:35   #42
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Elaine i Seign na tropie

Białej chłopaczyny co prawda nie znalazł, ale napatoczyła mu się inna ławica leszczy. Może były to duchy desperacko spragnione wtargnąć do świata fizycznego, aby zakosztować jego doznań. Albo przeciwnie, strażnicy ustawieni na granicy dwóch rzeczywistości, mający osłaniać odwrót bladego miecznika po tym, jak zdał sobie sprawę, że na nowej osi czasu szanse zmieniły się na jego niekorzyść. Kota jednak bardziej martwiła świadomość, że metafizyczna bariera stała się równie trwała i stabilna, co mokry papier toaletowy. Dobrze wiedział, że “samo z siebie, to się jeszcze nic nie zrobiło”, toteż swoje przypuszczenia kierował w stronę ingerencji kogoś przychylnego mniej. Mało to było lunatyków pragnących zjednoczyć ze sobą aspekty ducha i ciała raz na zawsze, nie bacząc na konsekwencje? Nie przyjmując do wiadomości, że taki remanent kosztowałby życie miliony istnień?

Złoto kocich oczu zawirowało, a z jego głębin wypłynęła jaskrawa zieleń, która w pełni zalała sobą tęczówki. Kształty majaczące obok pupila Morgany zaczęły zyskiwać na wyrazistości.

Elaine wypuściła z dłoni cienkie czerwone nici losu i odetchnęła. W ciszy obserwowała jak rzeka czasu powraca na swój własny tor, analizując to co zobaczyła. Wrota konsylium… ukryty przełom, zachowanie Blaithin i to całe zamieszanie. Zerknęła na torbę, w której spoczywał grimuar. Do tego Julia. Biedna uśpiona Julia otoczona bielą. Ten dzień tak bardzo się jej nie podobał, a do tego będzie musiała odwołać spotkanie ze swoją mentorką. Nie zważając na stojących jej nad głową magów, wydobyła telefon i napisała smsa.
Cytat:
Mogę być bardzo późno, albo jutro. Co wolisz?
Wysłała go do Blaithin i dopiero podniosła wzrok.
Cytat:
Lepiej późno niż po moim wyjeździe
Sms wrócił zadziwiająco szybko, nawet jak na czarodziejkę która jeszcze przed Przebudzeniem zawodowo oszukiwała upływ czasu.
- Mam podejrzenie gdzie może być nasza zguba i obawiam się, że najszybciej dostaniemy się tam przez konsylium. - Wyprostowała się. - Chcemy go złapać?
Koteł parsknął wisielczym śmiechem w odpowiedzi na to, co zobaczył.
- Złapać, zatłuc - ja się o semantykę sprzeczał nie będę. Przynajmniej nie bez dobrej stawki za godzinę. A tak na marginesie, po drugiej stronie parawanu jest Morgana. Wygląda trochę tak, jakby szykowała się pozować do obrazu Borysa Vallejo - wiater we włosach, majestatyczny rumak, te klimaty. Zechce jej ktoś przekazać, że artysta wziął zdrowotny, czy też ja mam to zrobić? - dopełniając opisu metafizycznego malowidła, wysłał zebranym kolegom i koleżankom umysłową pocztówkę. A co, niech też mają coś z życia.
- Złapać żywcem i przepytać. Tylko wtedy ... - Ash zdecydowanie wtrącił się do rozmowy, chowając za pasek tępą broń. A za jego plecami Agnes rzuciła Seigowi porozumiewawczym wzrokiem. Minę miała taką że mleko w misce kisło. Dowódca Strzał urwał, odbierając przesyłkę Seigna, lekko oszałamiającą scenkę zza Rękawicy. Sam tak jak Morgana był Thyrsusem, ale skupiał się na tej części ścieżki która leżała po stronie normalnych ludzi - .. tylko wtedy upewnimy się że nie miał wspólników - dokończył chwilę później i zadał kluczowe pytanie: - Więc dokąd?
Elaine czując wibracje telefonu wydobyła go z kieszeni. Otworzyła szerzej oczy widząc smsa.
- Co do cholery… - Blaithin miała się zająć tramwajami. Czemu wyjeżdżała już teraz? Przez zachowanie z jej ostatniej wizyty? Zaczęła odpisywać ruszając w kierunku motocyklu Stolarza.
Cytat:
Dotrę, tylko nie uciekaj mi zbyt szybko. Proszę
Wrzuciła telefon do torby, sadowiąc się na tylnym siedzisku.
- Kojarzycie wyjście na Klifach Moheru? - Spojrzała na resztę. - No to tam. Ruszajmy się muszę się jeszcze dziś czymś zająć.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-06-2018, 01:21   #43
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację

Hibernia, Aillte an Mhothair
2 rok po ogłoszeniu przez Cezara triumwiratu, dzień po Idus Martii


Sztorm ciągnący się od wczorajszej wizyty na Reachrainn batożył fort nieustępliwą nawałą strumieni wody i podmuchami od których kilkusetletnia fortyfikacja drżała w posadach.

Burza tysiąclecia, odcinająca całą wyspę od Imperium. Nie dająca wyjść z chat, grzebiąca ludzi żywcem, ciemność, która nie ustępowała w dzień. Gdyby ktoś wierzył w wioskowe gadanie, zemsta Starych Bogów, sprowadzona przez druidów na zajętą przez rzymian wyspę. I nie wierzyłby w to gadanie, gdyby nie ta otępiająca umysł podróż którą właśnie odbył. Gdyby on sam, prosty rybak z Eblany, nie spojrzał własnymi oczyma w dół Aillte an Mhothair.




Nerwowa cisza i szmer przesuwających się od czoła pochodu wiadomości przesunęły się w głąb tunelu, docierając w końcu do samych Konsyliarzy, do których były adresowane.


Kiedy przeciskali się między zgromadzonymi Strzałami i Strażnikami wąskim, nierównym tunelem, rzeczywistość aż trzeszczała w szwach. Jak na blisko dwudziestu Przebudzonych, oblepionych magią by przygotować ich na najgorsza okoliczność, stłoczonych na przekroju mniejszym niż wioskowego autobusu, był to bardzo łaskawy efekt.

Tunel był zablokowany.
Wyjście z Konsylium prowadzące na Klify Moheru było rzadko używane - mało kiedy w tak odległej części kraju działo się coś wymagającego osobistej obecności. Ale dbano o jego sprawność od niepamiętnych czasów, i jak cały kompleks Konsylium, nigdy nie sprawiał problemów. Czasem ktoś nie mógł znaleźć wejścia od zewnątrz, czasem ktoś zgubił się w drodze - ale nigdy nie było to nic poważnego.

A już na pewno nikt nie postawił im cholernego Sfinksa broniącego malutkiego origami, białej łódki z papieru. Łódki, która, jak czuli, była najważniejszą łódką całego świata. Łódki która uciekała zmysłom, która przypadkowo przesuwała się poza obszar zainteresowania, kiedy tylko nie skupili się dość mocno. Która całkiem skutecznie uciekała młodszym magom, bardziej skupionym na lwie z ludzką głową patrzącym na nich jak na śniadanie.

- Eghm. Dobra - odchrząknął kot, zwracając na siebie uwagę reszty gromady.
- To może małe ostrzeżenie, zanim ktoś zrobi coś, czego wszyscy będziemy potem żałować. Na snuciu nici Przeznaczenia znam się mniej-więcej tak, jak na fizyce rakietowej. Czyli wcale. Mam jednak dość dobre obeznanie w mitologii i wiem, że ten, komu ta Kocilla zabije zagadkowego klina, kończy na talerzu. A potem w mitycznym żołądku. No i to wraca nas bezpośrednio do wcześniej wspomnianego Przeznaczenia. Jakby to ująć... w tych mitologicznych scenariuszach, Sfinx i osoba pytana wchodzą ze sobą w swoisty kontrakt, w słowną umowę. Przysięgę? Oboje otwarcie przyjmują jej warunki, przez co oboje też działają pod wpływem impromptu geasu. Jeśli Kocilla wtopi, los zmusza ją do odstąpienia na bok. Jeżeli zaś wtopi zgadujący, spada na niego klątwa odbierająca siłę, zwinność... no, zmieniająca delikwenta w niewiele więcej niż kawałek fastfooda. Nie wiem, jak wiele te przyśpiewki mają wspólnego z faktycznym stanem rzeczy, ale... można by sprawdzić, czy jest w nich ziarno prawdy. Wiecie, zanim zadeklarujemy naszą chęć zostania zakąskami - tu sugestywnie wlepił złote paciorki w Elaine, żywiąc nadzieję, że dzięki swoim magicznym zmysłom dziewczyna potwierdzi - lub, co preferowane, obali - jego przypuszczenia.
- Ta łódka… to Julia. - Elaine wpatrywała się w misternie poskładaną własnymi palcami karteczkę. Westchnęła ciężko. - Co ona tu robi zamiast tego maga?
Dopiero po chwili dotarło do niej, że kocurek do niej mówił.
- Sfinx do sfinx, mogę go poprosić o zagadkę to sprawdzimy czy zwiąże mnie z sobą losem. - Wzruszyła ramionami, odrywając wzrok od białej łódeczki i przenosząc go na bestię. - Chyba, że kotku masz ochotę pozgadywać, to mogę też sprawdzić to z boku.

- Eh? Ale po co właściwie mamy tak ryzykować? Za ładna jesteś na kotleta, waćpanna. Nie mogłabyś groźnie na niego łypnąć i sprawdzić, czy ten kocur-sterydziarz ma na sobie jakieś z góry ustalone efekty losu? Ewentualnie jakiś losowy rezonans? Wiesz, pozostałości po poprzednich zakładach typu zagadkowego, których mógł się podjąć w przeszłości? Jeśli nie, proponuję wysłać świeżaka z mlekiem pod nosem. Najlepiej... hm. O, jego! - wycelował pazurem w pierwszego lepszego akolitę Misterium, który zdecydował się im towarzyszyć. Chłopak natychmiast zesztywniał od stóp do głów, jakby połknął kij. Seign zebrał za to mało pochlebnym spojrzeniem Morgany, która mało delikatnie odsunęła pechowca na bok i sama ruszyła do przodu. Ale za wolno.
- Wygląda mi na dosyć łykowatego. Przy odrobinie szczęścia, Sfinks się udławi.
- No tak… ciebie by połknął nie gryząc. - Mrugnęła do kocura i już całkowicie skupiła uwagę na Sfinxie, delikatnie dotykając zawieszonej na szyi monety.

- Za dużo ścieżek. - Mruknęła, niechętnie wpatrując się w splątane czerwone nici. Przeniosła wzrok na Sfinxa, który był teraz wielkim supłem możliwości i westchnęła ciężko. Musiała zdążyć na spotkanie z Blaithin. Puściła monetę i dotknęła palcami wiszącego tuż obok zegarka. Jej wzrok odpłynął, zastępując dotychczasowy krajobraz widokiem na szeroką rzekę. Elaine delikatnie poruszyła dłonią wzburzając wodę w Imago zaklęcia, burząc nurt. Chwilę poruszała nią by w końcu odgarnąć ją od Sfinxa. Bestia zaczęła się poruszać w spowolnionym tempie, wyłączona w biegu zdarzeń. Choć w wykonaniu Elaine wyglądało to na prostą sztuczkę, nikt inny w całym Konsylium niczego takiego nie dokonał.

- Załatwmy co trzeba i wracajmy. - Przeszła obok Sfinxa, podnosząc małą łódeczkę. Julia była związana z nimi losem i musiała wyruszyć z nimi dalej. Papier był ciepły, jakby świeżo wyjęty z czyichś dłoni. Dotknięty przez Elaine metamagicznie zadrgał, jakby klocek wskoczył na właściwe miejsce, jakby właściwe słowo zostało wypowiedziane we właściwym momencie.

Zaklęcie było krótkotrwałe, ale trwało dość długo żeby cała grupa zdążyła przemknąć obok bezradnego stworzenia. Można by uznać że i tak nie wyszedł na tym źle; skutki walnego starcia z taką ilością magów, w dodatku w miejscu gdzie nie groził im Paradoks, byłyby znacznie bardziej bolesne. A tak, na razie oszczędzono mu nawet smutku że nikt nie był ciekaw jego zagadki.


To specyficzne wyjście z Konsylium nie było ściśle przyporządkowane miejscu; tunel wydłużał się i skracał wedle potrzeby, tak że w jednej chwili czarodziej przeciskał się przez szczelinę podziemnego tunelu, a za chwilę lądował na czochranych morskim wiatrem krzewinkach. Miało to swój cel - tunel zawsze kończył się tam, gdzie nie zwyczajni ludzie nie patrzyli. Poza ich uwagą.

Tym razem rzecz była prostsza niż zwykle, bo jedyni śmiertelni odjeżdżali spod wieży w raczej szkodliwym dla auta pośpiechu. Z wyciem mordowanego silnika, zupełnie na przełaj oddalali się w panice od punktu widokowego. Całkiem słusznie.

O ile niebo nad Elaine i Seignem było co najwyżej lekko zachmurzone, to kilkaset metrów dalej, dookoła wieży, szalała nawałnica, wyrywająca ławki i wyrzucająca w powietrze luźne kamienie i sążniste bryzgi wody. Elaine i Seign mieli już nieprzyjemność poznać taką anomalię z bliska, choć tamta była zauważalnie mniejsza i - na tyle na ile było widać - mniej intensywna.

Paradoks nie wyciągnał tutaj swoich macek - jeszcze - i jedynie czaiły się na obrzeżach zmysłów magów. Kimkolwiek był wrogi mag, nie uwolnił Paradoksu który niechybnie musiał się pojawić wobec tak ostentacyjnego zaklęcia. Zaklęcia, i ... hordy nieziemskich stworzeń.

Tuż za wieżą, skryte za nawałami deszczu i krawędzią klifu, czaiły się byty które nie należały do tego świata. Będąc bardziej specyficznym - a Seign rozpoznawał część z nich więc mógł być - co najmniej do odrobinę dalszej Umbry. Nabite kłami i pazurami gołe mięśnie które napadły Elaine i Bláithn, więksi koledzy cienistych stworów które otoczyły Sanctum Seigna i inni - słowem, niemal pełny przekrój nieszczęść tego dnia.

Tyle że dwójka Konsyliarzy też nie przybyła sama. Z tunelu wysypywali się Strażnicy Morgany i Adamantowe Strzały prowadzone przez Asha. Byli Agnes i Dante. Był Stolarz. Byli także Zygfryd i inni Proximi, zaprzysiężeni obrońcy Konsylium. W takim kontekście horda pozaświatowych potworów nie była
problemem, była sprzyjającą okolicznoscią do sprzątnięcia całego bałaganu raz i porządnie.

Problemem był czarodziej, który te stworzenia tutaj zgromadził, i Fatum wiszące nad wszystkimi którzy chcieli mu zaszkodzić. I co gorsza, nie było go nigdzie widać, a w poprzednim (o ile można tak mówić o czymś co technicznie rzecz biorąc wydarzyło się kwadrans wcześniej, ale w innej linii czasowej) starciu był wybitnie charakterystycznym elementem.

Skryta w nawałnicy wieża czekała cierpliwie. Magowie i potwory nie aż tak.
A że zanosiło się na największą batalię jaką Hibernia widziała od stuleci, wypadało zadać sobie pytanie: o co tak właściwie walczyli?
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!

Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 23-06-2018 o 23:54.
TomBurgle jest offline  
Stary 23-08-2018, 14:53   #44
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
'Cats don't have names,' it said.
'No?' said Coraline.
'No,' said the cat. 'Now you people have names. That's because you don't know who you are. We know who we are, so we don't need names.”

― Neil Gaiman, Coraline

Magus znowu bawił się pogodą. Z efektem trochę gorszym niż to, co zafundował im ostatnio. Ale to, że w okolicy było mniej aerodynamicznie niż poprzednio, nie znaczyło, że dookoła wieży koteł dalej nie mógł przypadkiem wzbić się w powietrze. Wiatr wył jak sam skurczysyn, lało jak z cebra, a oswobodzone ze swoich ziemskich więzów elementy tła wirowały w pobliżu chętne i gotowe, żeby zapoznać się z czyjąś potylicą. Ale to zdawało się stanowić najmniejsze zmartwienie członków magicznej krucjaty. Jako większe rysowało się stado pomagierów chłopca w bieli – stworzeń podobnych tym, które cudotwórcy już spotkali na swojej drodze, a niedługo potem zręcznie zamietli pod dywan. Ilość okazów zgromadzonych na klifie była liczna, ale Seign i Elaine również zabrali ze sobą wsparcie. A mając za plecami tak liczną kawalerię, przebicie się przez masę eterycznych kłów i kłaków stanowiło tylko kwestię czasu. Było dopełnieniem uporczywego acz błahego obowiązku przed wypiciem wieczornej kawy.

Czarodziejka fatum rzuciła niepewnie okiem w stronę wrogiej watahy. Niespecjalnie zajmowała się takimi stworami – większe rozeznanie posiadała na temat istot pochodzących z Arkadii - ale bywając towarzysko wśród innych magów, nadziewała się na przeróżne dyskusje dotyczące jeszcze bardziej ezoterycznych bytów. Pamiętała skrawek jednej takiej konwersacji przeprowadzonej między Dantem, Morganą i nią samą. Wymiana zdań luźno nakreśliła jej, jak to istoty duchowe miały tendencję do wpływania sobą na świat rzeczywisty. Że więź między królestwami ducha i ciała cechował charakter dwustronny – silne idee kreowały odpowiednie im istoty, a te, dzięki synergii tematycznej, jeszcze bardziej wzmacniały pasujące do nich koncepty. Podczas konwersacji przewinął się nawet pomysł rozpoczęcia łowów na co bardziej toksyczne duchowe cholerstwa celem usunięcia ich szkodliwych wpływów, co w dłuższej mierze zaowocowałoby upiększeniem metafizycznej fizjonomii miasta. Oczywiście teraz czarokleci nie musieli nawet bawić się w polowanie. Tuż przed ich nosami wykwitała cała gama plugawych stworów, spirytystycznych chwastów i czyraków, którą ciężko było objąć wzrokiem, a co dopiero wyplewić. Nadszedł czas, aby zakasać rękawy i zabrać się do roboty. Preferowanie ignorując i obchodząc szerokim łukiem wrogie zaklęcie przeznaczenia, które wisiało nad głowami przybyłych na klify magów jak jakiś oręż podwędzony wprost z greckiej mitologii. Elaine, czując zew swojej Strażnicy, zdecydowała się jednak na bardziej bezpośrednie podejście. Zamiast się przed nią chować i bezsensownie kluczyć, zamierzała rozwikłać tajemnicę pradawnej magii.

Koteł z kolei miał inną gamę zainteresowań. Swego adwersarza w bieli nie dostrzegł w tłumie szponów i zębisk, ale to nie przeszkodziło mu przeskanować otoczenia raz jeszcze, tym razem przy okazji tego wewnętrznego oka, którym tak bardzo zachwycał się w swoim czasie Szekspir. A, że kocie paciorki umysłu były nader wścibskie, toteż nie tylko zlokalizowały opozycję, ale również odnotowały intensywność jej emocjonalnej aury. Było w niej… cóż. Coś, czego kotowaty nie do końca się spodziewał. Poczucie trwania wiecznie w oblężonej wieży, bycia samotnym, niezrozumianym przez świat obrońcą, którego poświęceń nikt nie doceniał. Oraz nadzieja. Wątła, ale wiecznie zielona nadzieja na odsiecz, rycerza na białym koniu przybywającego w ostatniej chwili, na odmianę losu na lepszy. A gdzie był chłopak? Na przedostatnim piętrze wieży, idealnie na samym środku.


Jeśli zaś o w/w rycerza chodziło, to mógł teraz leżeć i wygrzewać się na masce jakiegoś samochodu. Albo smacznie drzemać przy grzejniku elektrycznym rozkoszując się bijącym zeń ciepłem. Ale nie, oczywiście, że nie. On musiał wpieprzyć się na egzystencjalną minę w postaci magicznej krucjaty przeciw bóg wie czemu, za diabli wiedzą co. Podziemne korytarze, cholerstwa wygrzebane z egipskiej mitologii, a na dokładkę cała masa chodzących poronień, które nie zdołały załapać się jako antagoniści tła do Władcy Pierścieni. Tych ostatnich dość miał już serdecznie po osiedlowej przepychance na mentalne szpile. W teorii mógł się owymi maszkarami nie przejmować i skupić na rzeczach ważniejszych - ilość mięsa armatniego sprowadzonego przez Asha gwarantowała mu tę skromną wygodę. W praktyce jednak każde spojrzenie w tamtym kierunku mąciło kotu w żołądku. Strach? Nie, zdegustowanie. Powykręcane, zalane cienistą breją oblicza był najlepszym przykładem na to, że boga nie ma. Lub, co gorsza, że on również jest jakąś spaczoną kreaturą, której pożywkę stanowią smutek oraz cierpienie. Bo przecież tylko sadystyczny, wyzuty z moralności stwórca skazałby człowieka na dzielenie świata z czymś takim. Ot i odsłaniała się najstarsza i najbardziej rażąca luka w ludzkim rozumowaniu - naiwne przeświadczenie, że ktoś (lub przynajmniej coś) czuwa nad tym, aby na końcu tunelu nie zgasło światło nadziei. Ale nikt nie czuwał. Jasność nie sięgała ani na Klify Moheru ani na resztę upadłego świata. Może miała inne priorytety. Może zwyczajnie o nich zapomniała. Jedynym światłem, na jakim mogli polegać, było to, które nosili wewnątrz, w sobie. A on zamierzał użyć swojego, żeby wypalić całe to skurwysyństwo do gołej ziemi.

Zaczął więc wtłaczać swoją wolę w imago mentalnego spirytusu, ale... skrawki informacji, jakie otrzymał z poprzedniego zaklęcia sprawiły, że się zawahał. Żałość, jaka biła od chłopca w bieli, powściągnęła agresywne odruchy sierściucha. Chociaż ową mieszankę izolacji i niesprawiedliwości cechował egocentryzm, była w niej też szczerość - a od tej ostatniej zadziwiająco łatwo można było przejść do empatii. Empatii? Względem faceta, który próbował przerobić kocich konsyliarzy na szaszłyki, a samego kota wysłać ekspresem do Krainy Oz? Względem frajera, który pewnie miał nad łóżkiem plakat Wszechwidzącego Oka Saurona? Najwyraźniej. Na to właśnie wyglądało. Seign był frajerem, jeśli chodziło o głodne kawałki. Jeszcze przed chwilą chciał nafaszerować wrogiego magusa umysłową amunicją kaliber 13mm, a teraz? Teraz zamierzał z nim porozmawiać. Jak jedno krwawiące serce z drugim.
- Ja pierdolę, co ja wyprawiam? - prychnął, kształtując nowe zaklęcie.

Jakby w odpowiedzi na retoryczne pytanie kotła, Elaine wydała z siebie ciche westchnienie. To nie była rozrywka, na która miała ochotę. Delikatnie przesuwała palcami po papierowym statku, zastanawiając się gdzie w tym wszystkim było miejsce Julii. Łączył ich wspólny cel? Dlaczego pojawiła się w przełomie i czy ten mężczyzna też tam był? Czy wrogi mag mógł być Cúchulainnem, o którym wspominała dziewczynka spotkana podczas wizyty w tajemniczym domostwie? Za dużo pytań, a do tego to irytujące zamieszanie wokół! Trzeba było zakończyć fatum.
 
Highlander jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172