Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-08-2017, 10:48   #21
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nawet gdy Alexander skończył swą opowieść, Aila siedziała pochylona tak, jakby wciąż słuchała. Dopiero gdy skryba wychylił swój kielich, opróżniając go do końca. Podniosła głowę i podała mu swoje naczynie z winem.

- Dobrze, żeś mi to opowiedział... - powiedziała cicho, powoli, jakby wciąż zbierając myśli - Twoja matka... była wyjątkową kobietą. Ty... jesteś wyjątkowy. Tylko aż mi się nie chce wierzyć, że sire... że Elijah tak cię potraktował. - umilkła - I jeszcze ta Nikolette... - odruchowo spojrzała na srebrną tacę, jakby spodziewając się, że odciętą głowę tam ujrzy - Nie będę taka jak ona. Nie możemy... o wszystko oskarżać sire’a. To że tchnął on w nasze serca dziwną słabość ku sobie... nie znaczy, że przestajemy odpowiadać za swe czyny. Nikolette była zła. Po prostu. Wnioski zostawię jednak na potem. Jestem ci winna opowieść. Nie będzie ona ani tak długa, ani tak tragiczna jak twoja. Dla męża dzielnego pewnie w ogóle nie powinna być ciekawa, a jednak ty... wiedząc, co się z twoją matką działo, może zrozumiesz... - uśmiechnęła się lekko, spuszczając oczy.

Zaczęła swoją historię, nie patrząc nawet na Alexa, który za to patrzył na nią wsłuchując się w jej historię.

- Przyszłam na świat jako jedna z pięciu córek Cristana de Baar, młodszego brata Torina. Byłam jednak tym dzieckiem... najładniejszym, najzdolniejszym... najbardziej ukochanym przez wszystkich. Siostry zazdrościły mi dodatkowych lekcji tańca, gry na harfie, nauczyciela z Paryża... Nie wiedziały... I ja wtedy nie wiedziałam, że to wszystko nie jest podyktowane miłością do mnie rodziców, lecz... cóż, tak jak pięknego konia pasie się czystym owsem, by był jeszcze piękniejszy - by wszyscy go podziwiali, a w efekcie, by drogo go sprzedać. Ja tak miałam wyjść za mąż - ponad stan, co miała zagwarantować moja uroda, wykształcenie i maniery... I byłam dumna z tego zadania. Och, byłam naprawdę dumna i chętnie wywyższałam się nad siostrami. Teraz rozumiesz pewnie, czemu nikt z rodzeństwa do mnie nie pisze.

Umilkła na moment, wciąż wpatrzona w jeden punkt na podłodze. Ubrana w prostą szatę służącej, z niezwiązanymi, skrzącymi się złotem włosami w blasku ogniska Aila wyglądała inaczej niż zazwyczaj.
Pierwszy raz Alex ją taką widział i zdecydowanie taką wolał. Była teraz naturalna, żywa, nie jak zwykle wyniosła nadmuchana księżniczka starająca się udowodnić wszystkim wokół coś… co sama nie do końca chyba wiedziała co.

- Znalazł się książę, młodzik rok ode mnie młodszy nawet, jedenasty syn Fryderyka z... już nawet nie pamiętam skąd. W każdym razie wiadomym było, że ziemi on nie dziedziczy, ale jednak to był książę i Habsburczyk! - Skryba aż uniósł brwi. - Łakomy kąsek dla moich rodziców, którzy planowali zawrócić mu w głowie moją urodą, a jego rodzinę skusić majątkiem, który wniosę w posagu. W tym jednak problem, że tego majątku wiele nie było, nawet jakby dodali doń posagi pozostałych sióstr. I wtedy przypomnieli sobie o wuju. Torin wszak nie posiadał następcy, a wiadomym było, iż skarbów trochę nagromadził podczas krucjat. No i było coś jeszcze... Torin kiedyś nas odwiedził, gdy jeszcze dzieckiem byłam. Całe lato spędził u nas, a ja byłam niczym jego cień. To był wszak pierwszy krewny, który nie traktował mnie jak lalkę, lecz... dziecko zwykłe. Bawił się ze mną, prezentował broń i uczył jak się nią posługiwać. Teraz co prawda myślę, że nie tyle chciał mnie nauczyć, co mnie zająć po prostu i mój podziw wzbudzić, jednak ja... ja zawsze szybko się uczyłam. I nawet po jego wyjeździe ćwiczyłam trochę walki. Miecza oczywiście nikt mi nie dał, ale nóż czy toporek... byłam w stanie podprowadzić, za co potem chłopcy stajenni nieraz burę dostawali. Tak, kolejny raz nie myślałam o innych, jeno o sobie...

Przełknęła ślinę, po czym mówiła dalej:

- Rodzice wiedzieli, że Torin mnie polubił, a ja... ja chciałam znów wuja spotkać. Był moim bohaterem z dziecinnych lat. Był jednym z niewielu, którzy wtedy zobaczyli we mnie coś więcej... Wtedy...

Splotła palce i zacisnęła.

- Przyjazd tutaj jednak mnie rozczarował. Wuj nie był taki sam jak kiedyś... sam wiesz zresztą. Wcale nie chciał się też dzielić majątkiem. Choć to akurat tak bardzo mnie nie martwiło. Liczyłam jednak, że... że przy nim będę wolna jakiś czas. Wiedziałam, że muszę za kogoś wyjść, że muszę urodzić mu dzieci, a w międzyczasie moja wartość na końskim targu znacznie spadnie, dlatego chciałam mieć coś jeszcze. Poprosiłam wuja, by... by znów mnie uczył fechtunku. Tym razem tak naprawdę.

Znów przełknęła ślinę. Alexander podał jej pełny kielich wina, lecz wzięła go bezmyślnie do ręki tylko, znów wyłamując sobie palce.

- Źle trafiłam. To była rocznica śmierci Andrusa, choć ja o tym nie wiedziałam. Torin spił się... spił się paskudnie. Wyśmiał mnie wtedy. Rzekł, iż... taka ładna buzia nie potrzebuje więcej znać się na orężu niż ten, który każdy mężczyzna ma w gaciach. - skrzywiła się, zaciskając palce tak, że pobielały jej kostki - Wybuchłam. Nawet nie wiedziałam jak wiele... jak wiele smutku przez te lata we mnie się kryło. A to, co mi rzekł wuj, czegom się akurat po nim jednym nie spodziewała... to przelało czarę goryczy. Choć mój kielich w porównaniu z twoim jest śmiesznie mały.

Umilkła na chwilę, odstawiając kielich wina i zbierając się do czegoś, a siedzący obok mężczyzna kiwał jedynie głową w milczeniu pokazując, że ją rozumie.

- Elijah mnie uratował. To co zrobiłam... człowiek by tego nie odwrócił. Elijah jednak zlitował się nade mną. - znów urwała - Widzisz ja... ja... pocięłam tę piękną twarz, którą wszyscy tak wielbili. Chciałam... - pociągnęła nosem - Chciałam naznaczyć się paskudnymi bliznami, by patrząc na mnie, ludzie chcieli spojrzeć do wewnątrz, a nie tylko zatrzymywali się na urodziwym licu.

Chwilę potrzebowała, by opanować emocje i wyrównać oddech. W geście uspokojenia skryba położył jej dłoń na ramieniu. Odruchowo (lub nie) pogładziła jego palce.

- Elijah znalazł mnie, choć nie powinien. Wtedy myślałam, że to przeznaczenie było, teraz... zaczynam wierzyć, że to po prostu zapach juchy go zwabił. - Alexander uśmiechnął się lekko na te słowa. - Tak czy inaczej... podał mi swoją krew, a ona... sam wiesz jak działa. Rany zniknęły. Sire zapytał wtedy czego pragnę. Rzekłam mu, że chcę... chcę być kimś więcej niż piękną narzeczoną, potem żoną i matką, której uroda przeminie i o jej wartości będą stanowić jedynie status męża oraz li to, jak udane się pacholęta okazały. Elijah powiedział mi wtedy, że... że godna jestem, by chcieć więcej. I jeśli pozostanę mu wierna, jeśli wolę jego spełniać będę za ludzkiego życia, podaruje mi życie wieczne, gdzie nikt już nie będzie miał prawa za mnie decydować.

Dziewczyna spojrzała na swoje dłonie i powoli rozprostowała udręczone palce. Cały czas jednak wzroku na Alexandra nie podniosła.

- I to tyle. Dlatego... dlatego mu ufam. Choćby żądał ode mnie niemożliwego. - zakończyła opowieść.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 30-08-2017, 16:39   #22
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Mogę nauczyć cię grać walczyć mieczem, jeżeli tego pragniesz - Alexander odezwał się cicho po długim milczeniu obojga.
- Przecież nie wolno ci go ująć w dłoń... - opowiedziała zdziwiona tą propozycją dziewczyna. Teraz też wreszcie spojrzała na swojego rozmówcę jakby ze zdziwieniem, że wciąż tu jest.
- Ale Ty możesz, weź go. Weź w dłonie mój miecz. - Kiwnął głową lekko ku ścianie.
Aila spojrzała na niego z jeszcze większym zdziwieniem. Zmrużyła na moment oczy, jakby spodziewając się, że skryba zaraz wybuchnie śmiechem. Kiedy on jednak nic takiego nie zrobił, podeszła do ściany, na której zawieszona była broń i dotknęła rękojeści z szacunkiem. Pogładziła smukłymi palcami jelec, by przejechać wyżej i zamknąć dłoń na głowicy.
- Jesteś... pewien? - zapytała.

[MEDIA]http://artofswordmaking.com/public/photos/original/albion_scabbard_15th_01-1466684889.jpg[/MEDIA]

Alexander wstał i podszedł do niej.
- Jestem pewien - powiedział przystając obok. - To bastard, inaczej zwany mieczem bękarcim - dodał z humorem i nakrył swą dłonią jej dłoń przesuwając nią powoli wzdłuż rękojeści. - Jak widzisz… jest dłuższa niż normalnych mieczach - mówił jakby pierwszą lekcją była teoria - w zwykłych rękojeść jest zbyt krótka aby użyć obu rąk. Tu jest to możliwe, choć część dłoni wychodzi poza jelec, trzeba chwycić tak. Nie jak przy wielkich dwuręcznych, gdzie rękojeść jeszcze dłuższa. Stąd ten miecz i półtorakiem też jest zwany. Rękojeść na półtora chwytu...
Stojąc za nią wziął wolną ręką drugą dłoń szlachcianki i położył wyżej, częściowo na rękojeści, częściowo na jelcu. Zacisnął jej dłonie sam wszak miecza nie dotykając.
- Cały miecz masywniejszy bo i ostrze dłuższe, grubsze, większej siły trzeba by nim obracać, ale Ty masz ją w sobie dasz radę - mówił cicho. - Na razie zdejmij go z chwytem oburącz i poczuj co mogłabyś uczynić całą swą siłą takim ostrzem. - Powoli zabrał dłonie, ale nie odsunął się wciąż stojąc tuż za nią.

Aila popatrzyła nań jeszcze raz badawczo, ale szybko odwróciła wzrok, całą uwagę skupiając na broni. Powoli, jakby z namaszczeniem zdjęła miecz ze ściany... i omal z nim nie wyrżnęła na podłogę. Jednak w ostatniej chwili udało jej się zablokować chwyt, wpadając jednak przy okazji na Alexandra.
- Wy... wybacz... - powiedziała panna - Ta szata... jest beznadziejna do takich praktyk - wyznała.
- Nie o szatę idzie, przynajmniej nie do końca. Pokażę ci coś. - Obrócił ją ku środkowi komnaty znów stojąc za nią. - Zamachnij się. Po skosie, z góry na dół, jakbyś kogo ciąć chciała.
Dziewczyna przełknęła ślinę, jednak rozstawiła lekko nogi i wykonała polecenie mężczyzny wykonując machnięcie jakby w zwolnionym tempie.
- Tak? - zapytała cicho.
- Tak, ale mocno. Tnij.
- To... twoja komnata -
powiedziała z lekkim uśmiechem, po czym machnęła już znacznie bardziej zdecydowanie, wytężając siłę mięśni by utrzymać ciężką broń, która (jak się można było domyślić) nie zaznajomioną z szermierką dziewczynę przeważyła. Alex złapał ją obejmując w talii aby nie upadła ciągnięta ciężarem ostrza w przód.
- W walce czasem chybi się, wróg się uchyli, ciężki miecz przeważy. - Nie puszczał jej na razie. - Nogi trzeba mieć silne i odpowiednio rozstawić. Szerzej i… - lekko uchwycił jej udo przestawiając prawą nogę Aili tak, że znalazła się z przodu względem drugiej. - Oparcie - powiedział, powoli zabierając rękę. - Od której strony uderzasz, od tej je sobie zapewnij. Jeszcze raz. - Puścił ją w pasie.

Dziewczyna spuściła oczy i szybko się odwróciła, by nie zauważył jak jej twarz czerwienią podeszła. Co on sobie myślał, tak ją dotykać? To że zawarli rozejm, nie znaczy, że mu wolno! Chciała zaprotestować, obsztorcować go, ale... jakoś nie mogła się przemóc. Ten dotyk był taki pewny, ciepły...
Znów przełknęła ślinę. A jeśli to tylko ona czuje to promieniujące na jej ciało ciepło, gdy ich ciała się stykały?
Wyjdzie, że to ona ma brudne myśli.
Spróbowała skupić się na mieczu i wykonała cięcie raz jeszcze. Nie była w stanie jednak skupić się na naukach i znów prawie upadła, gdyby nie silne ramiona skryby.
- Nie przejmuj się nigdy, jeżeli coś nie wyjdzie gdy trenujesz - rzekł, a w głosie jego słychać było, że nie tylko w nią uderzyła i podziałała pewna dwuznaczność tych dotyków. W efekcie choć wciąż ją przytrzymywał to było to trochę nieporadne. Jakby chciał jednocześnie jako nauczyciel kierować jej ciałem, podtrzymać przed upadkiem oraz przy tym ograniczać dotyki. I (cóż za szaleństwo) jakby mimo to do nich dążył.
- Spróbuj raz jeszcze - dodał lekko nieswoim głosem.
Skinęła głową. Powtórzyła cięcie i... tym razem tylko się zachwiała, choć nie obyło się bez kontaktu z ciałem “nauczyciela”. Jako kobieta Aila w ogóle nie była nauczona pracy nóg podczas walki.
- Świetnie - skryba pochwalił ją, ale gdy chciała unieść miecz po ciosie położył jej rękę na przedramieniu blokując ten ruch. - Możesz teraz unieść miecz z drugiej strony. - Skierował jej ręce w górę, jak znów do cięcia, tyle że skosem z lewej. - Ale to wymaga zmiany pozycji… - Znów ręka na udzie, ale jakby delikatniej, bardziej nieśmiało i szybciej kierując nogę do przodu, aby kontakt nie był zbyt długi. I tak musiał przełknąć ślinę. - I znów cios. - Tym razem nie kazał jej zamachnąć się samej, tylko poprowadził uderzenie. - Broń opada na prawo, więc możesz unieść znów od tej strony. Krok… - Odsunał się jakby bał się, że jeszcze raz ją dotknie to nie puści, oraz by pokazać jej, że ufa iż sobie poradzi. - Spróbuj… tak trzech ciosów. Z krokami przed siebie do wyrównania oparcia. Nie bój się że upadniesz, jestem obok.

Wydawała się niezwykle spięta, jednak posłusznie wykonała polecenie, pilnując tym razem bardziej nóg, przez co omal nie upuściła miecza, przy wymachu. Tylko dzięki mocnemu wyrzutowi ciała do przodu, utrzymała broń. Dzięki zaś szybkiej reakcji Alexandra, nie upadła na ziemię.
- Tu... tu jest trochę mało miejsca. Boję się, że coś strącę - powiedziała, nie patrząc mu w oczy.
- Tym się nie przejmuj - uśmiechnął się oddając spojrzenie - jak dla mnie niszczyć tu wszystko możesz, ale peleryna cię blokuje. - Wskazał na jej wierzchnie odzienie zapięte na całej długości. - Nie pozwala ci szerzej stanąć gdy miecz ciężarem ciągnie. Materiał blokuje. Możemy kontynuować wszak jutro, na dziedzińcu, gdy męski strój przydziejesz.
Aila zasępiła się.
- Chyba nie powinni mnie tak widzieć ludzie. Jeszcze w czasie, gdy żałobne szaty winnam nosić. Ale... ale... gdybyśmy się udali do miasteczka... rzeczy jakie zamówić... moglibyśmy gdzie przystanąć po drodze. Tylko nie wiem czemu miałbyś to dla mnie robić. - Obróciła się teraz lekko, opierając o niego bokiem.
- Bo chcę. - Położył jej dłoń na ramieniu. - Poza tym… Nikim byłem, ktoś mi pomógł być kimś. Chcesz być kimś więcej niż żoną i matką, pomogę ci w tym ja.
Chwyciła jego dłoń i wydawało się przez moment, że ją strąci niesiona szlachecką dumą. Jednak po chwili uścisk odrobinę się rozluźnił.
- Nie chcę być twoją dłużniczką - powiedziała, patrząc na niego z uwagą. - Powiedz mi, co byś chciał w zamian. Bez skromności. Jeśli mam przyjąć twój... twoją pomoc, nie chcę się czuć od ciebie zależna. Więc zastanów się i powiedz, co w zamian dla ciebie mogę uczynić - rzekła.
- Bez skromności?
Kiwnęła zdecydowanie głową, a on pochylił się nieco. Wypite wino dodało śmiałości przy jednym wariackim pomyśle.
- Nauczę cię miecza, a jeśli upierasz się, że koniecznie za coś… To uczynię to za jeden pocału… - urwał nagle i spojrzał w dół. O jego nogi otarł się spory biały kocur z zarysowanym inkaustem pentagramem na futerku.
Aila jednak nie widziała kota. Po prostu obróciła głowę i pocałowała Alexa w nagłym przypływie odwagi lub szaleństwa. Co oderwało jego uwagę od zwierzaka i zaskoczył na tyle, że odruchowo oddał pocałunek, który zresztą nie trwał długo. Mimo to skryba musiał przyznać, że takiej namiętności na wargach dawno nie czuł.

[MEDIA]http://3.bp.blogspot.com/_dP1WndGSAYM/SERjtAMonhI/AAAAAAAAAKY/AnO99ilKyTM/w1200-h630-p-k-no-nu/kiss.jpg[/MEDIA]

Młoda kasztelanka miała temperament, tego nie dało się zaprzeczyć, a fakt, że wciąż jeszcze nie wiedziała jak może go ukierunkować, stanowił słodką torturę wizji uczenia jej tego.
Alexander patrzył jej w oczy i jakby chciał coś powiedzieć, lecz nie zdążył bo nagle rozległo się pukanie do komnaty.
- To...on? - w głosie Aili słychać było strach i podniecenie zarazem.
Z głośnym miaukiem przez okno wskoczył drugi kocur. Fakt iż sierściuchom leniwym i rozpieszczanym chciało się skakać po daszkach i przebiegać po występach na murach by wleźć skrybie do komnaty, coś już oznaczał. Jakby wyczuwały, że uwielbiana przez nie istota też tu zmierza.
Może jak Aila pytała to właśnie Elijah pukał?

Alexander spiął się. Mocniej zacisnął dłoń na ramieniu szlachcianki, która wyczuła bijący od niego strach. Na twarzy miał to co i w niej budziło się na samą myśl iż sire jest obok. Uwielbienie, miłość, ale w przypadku skryby rysowała się też nienawiść. Teraz jednak strach zdawał się być najsilniejszy.
Pociągnął ją ze sobą jakby bał się stanąć w otwartych drzwiach sam.
Przekręcił klucz i otworzył drzwi.
Niezwykły widok ukazał się oczom Giselle: szlachcianka z mieczem w ręku, ubrana w pelerynę służby z obnażonym ramieniem, za sprawą uścisku kapelana.
- My... em... - próbowała już tłumaczyć sytuację Aila, lecz dziewka jakby nie zwracała na to uwagi. Patrzyła na nich obojętnie.
Koty smyrgnęły jej między nogami miaucząc i pobiegły gdzieś w głąb korytarza. Widocznie nie szło im o dostanie się do komnaty skryby, choćby i oknem, a dostanie do zamku przez tę komnatę, gdy wyczuły nieumarłego podczas nocnego buszowania na krużgankach.
- Pan czeka... - powiedziała była banitka, obracając twarz w kierunku Alexandra - ... na ciebie.
- Bywaj Ailo - skryba rzekł z jakąś dziwną rezygnacją w głosie. Puścił ramię szlachcianki i wyszedł, a Giselle zamknęła za nimi drzwi zostawiając blondynkę samą.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 31-08-2017, 10:39   #23
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Została sama. Całkiem sama. I to jeszcze po tym, co się przed chwilą wydarzyło między nią a Alexandrem. Po tym co zrobiła. Nigdy nikogo nie pocałowała... no, może w policzek, ale nigdy w taki sposób.
Może mu się nawet nie podobało? A może teraz uzna, że ma nad nią władzę? Może sam sire już tak uznał, skoro wezwał tylko jego?

Zadręczając się pytaniami bez odpowiedzi, Aila odłożyła miecz na miejsce i usiadła na łożu skryby. Czekając na niego, rozglądała się ciekawie, łowiąc wzrokiem każdy szczegół wystroju, zapamiętując każdą ozdobę, każdy przedmiot, który Alex pozostawił na widoku.

Nadeszła północ, a mężczyzna wciąż nie wracał.
Młoda kasztelanka położyła się na skraju jego łoża. Czekała. Pełna nerwów i obaw czekała, aż w końcu nad ranem była tak tym zmęczona, że odgrodziła się od własnych emocji.

Nim zamkowa służba zbudziła się do życia, Aila przemknęła do swojej komnaty. Tutaj też jednak nie zmrużyła oka.
Najgorsze było to, że gdy już ze zmęczenia powoli zaczynała ją możyć senność, pod drzwiami usłyszała jakąś awanturę prowadzoną ściszonym głosem. Wychwyciła jedynie głos Marii kategorycznie uznającej, że nie będzie panny budzić, bo za wcześnie i by Bernard znikał stąd czym prędzej.
Aila jednak wszystko słyszała, toteż podbiegła do drzwi komnaty i otworzyła je gwałtownie ku zaskoczeniu sług.
- Tak? - zapytała.
- Eeee… - Bernard był lekko zmieszany. - No… bo… ksiądz Alexander kazał mi w nocy pomagać w wystawieniu ciała i miałem przyjść do niego o świcie bo chciał mnie z czymś do miasta posłać. Ale nie wiem z czym, a jego nigdzie nie ma…
“I nie będzie”
- Aila poczuła znajomy uścisk gardła, dlatego spróbowała skupić się na konkretach. Podała mężczyźnie listy, które poprzedniego dnia napisała do rodziny o śmierci wuja.
- Wyślij to, a w miasteczku powiedz, co się stało. Niech obwieszczenie zrobią na rynku w południe. I niech powiedzą, że zwłoki są wystawione i mogą przyjść pożegnać starego pana. - przełknęła ślinę - I że pogrzeb będzie, a potem stypa w Święto Plonów. I że wszyscy, co wuja szanowali, są zaproszeni. Rozumiesz?
Kiwnął głową z entuzjazmem i smyrgnął korytarzem aby wypełnić polecenia.

Alexander nie wracał. Ani tego dnia, ani następnego, ani jeszcze następnego. Co ciekawe, wraz z nim zniknął też Pieterzoon, Aila więc podsunęła sugestię, że dzielny skryba ruszył za nim w pogoń. Rozpoczęły się poszukiwania, jednak nikt nic nie znalazł.
Przy tym szlachcianka zauważyła, że zniknęła z zamku jeszcze jedna osoba - grajek Elijah. Co to mogło znaczyć? Nie wiedziała.

Próbowała dowiedzieć się czegoś od Giselle, lecz dziewka nawet nie pamiętała, że wieczorem przyszła do komnaty kapelana. Nie pamiętała też, co widziała - co akurat ucieszyło Ailę. Ciekawym było, że była banitka zdawała się być chyba najmocniej zaniepokojona zniknięciem Alexandra i najmocniej rozpytywała wszystkich czy go nie widzieli.

Czas mijał, a nikt nic nie znalazł - ani wieści, ani trupów, toteż nie mogąc dłużej czekać z pogrzebem, bratanica Torina postanowiła trzeciego dnia posłać po opata i z jego udziałem wyprawić wujowi pogrzeb. Zresztą najwyższy czas to był. Wprawdzie nad katafalkiem rozciągnięto prowizoryczny baldachim, ale ciepły wciąż wrzesień dawał się we znaki… Z miasta już nikt nie przychodził składać hołdu leżącemu trzeci dzień ciału, a i służba jakoś na dziedzińcu starała się nie bywać jeżeli nie musiała. Sprowadzenie opata niemało pannę de Barr kosztowało, jednak w tej chwili nie miała głowy do rachunków. No i uroczystość wyszła całkiem dobrze, choć sama Aila nie wiedziała czy to smutek po stracie zarządcy zamku, czy też niewiadomy los kapelana sprawiał, że nawet podczas stypy ludzie byli jakby przytłoczeni, rozmowy prowadzono cichym głosem, mimo że całkiem tłoczno było na dziedzińcu zamku, gdzie kasztelanka kazała wystawić stoły z jadłem. I tylko jakiś miejski pieśniarz zawodził religijne piosenki. W sumie to całe dwie, które znał po łacinie. Na szczęście, ktoś się ulitował nad słuchaczami i zaprosił go na poczęstunek.

Słońce chowało się za horyzont, gdy opat i jego świta pożegnali się, by wrócić do klasztoru. Być może to skupienie na pogrzebie i wyprawieniu stypy tak zajmowało dziewczynę, że wcześniej nie zauważyła nic w duchownym. Dopiero gdy opat przyszedł się pożegnać zwróciła na niego baczniejszą uwagę, bo widziała go do tej pory jeno dwa razy i to raczej przelotnie. Może to coś co miał w sobie, może fakt iż jego i jego mniszej świty habity wyglądały i skrojone były identycznie jak Alexandra… Czy to możliwe, że to był ten klasztor? Panna de Barr, która teraz nieoficjalnie sprawowała obowiązki rządcy, pożegnała ich, po czym opuściła zamkowych żałobników, by choć na moment zostać samą. Udała się do komnaty Alexandra, gdzie ostatnio nadzwyczaj często przebywała, częściej niż u siebie nawet. Choć nadziei za wiele w jej sercu już nie było na powrót właściciela.
Ułożyła się też teraz na jego łożu, wciąż tak samo zasłanym skórą wilka, na boku z podkulonymi nogami i zamknęła oczy, by dać ciału choć odrobinę odpoczynku. Rządzenie Kocimi łbami, jak się okazało, wcale jej nie bawiło...
W komnacie panował półmrok, więc niewiele było widać, ale usłyszała ciężki krok w korytarzu, w drzwiach stanął ktoś w powłóczystej, chyba mniszej szacie.

Dziewczyna poczuła, jak serce bije jej tak mocno, iż omal z piersi nie wyskoczy. Uniosła się na łokciach gwałtownie i spojrzała na przybysza.
Gdy zbliżył się rozpoznała twarz księdza z Coiville sprawującego opiekę nad tą parafią. W czasie pogrzebu i stypy (przynajmniej dopóki na niej była) wyglądał na trochę urażonego i smutnego, że do pogrzebu wzięła opata klasztoru, a nie jego, ale znał swoje miejsce, wszak w pozycji i niejako hierarchii opat stał wyżej niż parafialny ksiądz.
- Powiedziano mi, że tu znajdę cię moje dziecko - odezwał się. - Porozmawiać z tobą chciałem pani, poświęcisz mi chwilę?
Starając się nie pokazać po sobie zawodu, Aila wstała i uśmiechnęła się smutno.
- Oczywiście. Wybacz ojcze, myślałam o zaginionym kapelanie i... chyba przysnęłam odrobinę.
- Ja o nim właśnie pomówić chciałem. Nadzieje wielkie pokładam, że wróci, nawet gdy jak kto zaginął w okolicy nie wracał nigdy. Ale nawet jak wróci… W Coiville huczy od plotek o testamencie Torina, wszyscy wiedzą już. Jeżeli nie wróci lub sutannę zrzuci by cię pojąć.
- Ksiądz popatrzył na Ailę smutno. - Już teraz z zamku służba do kościoła lata na spowiedzi lub po porady. Jam już stary i tu na wzgórze się do owieczek wyprawiać też nie dam rady. Mogę wysłać tu wikarego, który w posłudze Alexandra zastąpi. Póki ten nie wróci, o ile wróci, mam nadzieję.
- Dziękuję, ojcze, ale myślę, że to za szybka zmiana. Nie chcę, by ludzie myśleli, że pa.
.. - zająknęła się - pana Alexandra tak szybko na straty spisałam. Jeszcze by kto powiedział, że się niedoszłego małżonka pozbyłam, bo mi nie odpowiadał. - uśmiechnęła się krzywo - Poczekajmy do soboty, a jeśli faktycznie wieści nie będzie żadnych... będę wdzięczna ci ojcze za przysłanie wikarego na niedzielne kazanie.
- Dobrze. Tak czy owak jak wróci, to przyjdzie nam nad tym pomyśleć, jeżeli ma stan duchowny opuści…
- urwał na skrzypnięcie drzwi, których nie zamknął wchodząc do komnaty.

W progu stał Alexander rozpoznawalny po potężnej sylwetce, który pewnie zawadził o nie . Był jakby skulony i opierał się o framugę. Ksiądz uniósł kaganek aby przyświecić i aż się wzdrygnął. Kanclerz zamkowy wyglądał strasznie. Kilkudniowy zarost i zapach niemytego ciała, oraz przekrwione oczy były niczym przy twarzy bez żadnego wyrazu. Alex wyglądał jak żywy trup, bezwolne zombie zapatrzone przed siebie nic nie widzącym wzrokiem. Nawet nie cierpienie, po prostu - pustka.
- Ach, to takie zaginięcie… - ksiądz Wilifred pokiwał oczy, ale jakby nie oceniał. Jasnym było w jego spojrzeniu rzucanym to na skrybę, to na szlachciankę, iż uważa “zniknięcie” za alkoholowy cug ukrywany przez Ailę, przyszłą żonę. - No nic, na mnie pora. - Skierował się do wyjścia i odwracając głowę od zapachu, przecisnął obok Alexandra na korytarz.

Aila zmarszczyła brwi, gotowa już obsztorcować bezczelnego duchownego, ale stwierdziła, że szkoda na to czasu. Podeszła prędkim krokiem do Alexa, wyciągnęła do niego rękę, lecz jakby zawahała się.
- Wróciłeś... - szepnęła z uśmiechem, choć przyglądała się mężczyźnie z niepokojem - Każę ci zrobić kąpiel... albo wpierw wolisz coś zjeść? Siadaj... naleję ci wina... właśnie trwa stypa... ja nie mogłam... dłużej czekać... a ten mi tu jeszcze przyszedł gadać... i opata wezwałam... i... - umilkła, orientując się, że swoją nerwowość przykryła paplaniną. Spojrzała niepewnie na Alexa, ale reakcji nie zauważyła żadnej. Jedynie głowa obróciła się ku niej, choć jakby w reakcji na dźwięk jej głosu, a nie ton, czy to co mówiła. Puste spojrzenie nie zmieniło się, tak jak wyraz twarzy. Może tylko w głębi oczu coś jakby się tliło, nędzne resztki zupełnie stłamszonej i rozbitej woli, a może był to tylko poblask świecy?

Alexander wyminął ją w drodze do łoża.
Spojrzała na niego strapiona. Dopiero, gdy zauważyła, że mężczyzna chyba będzie się kładł, podbiegła do niego i nie bacząc na zapach, ściągnęła z niego wierzchnią szatę, rzucając w kąt podłogi. Następnie ściągnęła skórę wilka, by mieć go czym przykryć.
- Połóż się - powiedziała cicho, choć nie liczyła, że ja zrozumie - Zaraz dam ci wina. Jesteś już bezpieczny... - przełknęła ślinę, starając się nie rozpłakać, tak nędzny obraz teraz sobą przedstawiał. I wciąż nie reagował. Kiedy podała mu kielich obojętnie patrzył, ale kiedy przytknęła mu do ust jakby posłusznie zaczął pić opróżniając naczynie. Położył się na wznak i patrzył chwile na ścianę. Zamknął oczy i coś szeptał chyba zasypiając. Okryła go skórą, chwilę mu się przyglądając.

- Co on ci zrobił... - szepnęła, po czym skierowała się do wyjścia z komnaty. W drzwiach zaś minął się z nią jeden z zamkowych kocurów, który jakby nigdy nic wskoczył na łóżko, a potem ułożył się na piersi mężczyzny. Aila przyglądała mu się chwilę, lecz gdy zwierzak zaczął pomrukiwać, wyszła.
Skierowała się do kuchni, by tam ogłosić radosną nowinę... niezbyt radosnym tonem. Nakazała jednak, by przygotować jadło i trunek i zanieść do komnaty skryby. Posłała tez po starego Teodora, który miał czuwać nad snem pana, a gdy ten się zbudzi, zawlec go do kąpieli. Przy tym szlachcianka surowo zakazała by Alexandra o cokolwiek pytać, co robił w trakcie nieobecności, a już tym bardziej o Pieterzoona. Na razie muszą kapelana postawić na nogi - zarządziła.

Choć najchętniej sama czuwałaby przy śpiącym, wiedziała, że jako pani na zamku nie może na to sobie pozwolić i z poczucia obowiązku wróciła na stypę, by tam również ogłosić powrót Alexandra oraz przestrzec, że do niedzielnego kazania nie będzie on pełnił posług kapłańskich, bo musi wpierw do zdrowia wrócić.

Wieści te nie wywołały szmerów ni radości, lub innych żywiołowych reakcji, najwidoczniej ksiądz już puścił plotkę po powrocie na salę.
I chyba nie tylko o tym że wrócił.
- Widno tak strasznie Torina ukochał - mówił jeden z gości, chyba miasteczkowy kowal nie za głośno do burmistrza siedzącego obok. Aila przechodząc jednak usłyszała wymianę zdań. - Tak mocno, że chleje już któryś dzień z żalu.
- Musi być, ale jaka to była miłość, to ja już wiedzieć nie chcę. Że Torin w mężach gustował jeno plotki do tej pory były o Andrusie, teraz to. Tfu zaraza i sromota.

Tego już Aila nie zdzierżyła.
- I co, z Pieterzoonem poszedł spółkować? - zapytała niegłośno, lecz ostro niczym nóż przeszywając swym głosem powietrze, a wszyscy wokół pomilkli - O nim zapomnieliście? O bandycie, co go Alex... wuj mój tutaj przywiódł? Co na cześć moją chciał nastawać? Z nim to waszym zdaniem skryba pił? Całkiem żeście chyba zdurnieli, a ten kto takie plotki rozsiewa patrzeć musi wydać po sobie. - prychnęła i wściekle szeleszcząc długą spódnicą, ruszyła, by swoje miejsce przy stole zająć i też się wreszcie wina napić. Nikt zresztą nie ważył się jej odpowiedzieć, a kilka głów do końca stypy już unikało jej wzroku.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 31-08-2017, 23:18   #24
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Aila wciąż nie była pewna, czy kilka dni temu śniła o sire, czy to była prawda, zamglona mocą wampira jawa, gdy naga wyciągnięta jak struna poddawała się dotykowi nieumarłego, który przybrał oblicze Alexandra. Jeżeli był to sen… jego realność i intensywność sprawiły, iż obudziła się nie dość wypoczęta. Kolejnej nocy (a właściwie w czasie dnia) też nie spała dobrze po powrocie z gór i obozu banitów. “Wrażenia” z polany odcisnęły się na jej wypoczynku. Następnej nocy najlepszy sen, po świcie przerwała jej służba i wieści o Torinie, a kolejne nie były lepsze. Martwiąca się o skrybę późno opuszczała jego komnatę gdy zaglądała przed snem czy aby nie wrócił, rano zaś zrywały ją obowiązki.
Uspokojona powrotem zaginionego, po pochowaniu wuja, zapowiadała się w końcu spokojna noc dla przemęczonej i niedospanej dziewczyny. Wprawdzie położyła się późno, gdy ostatni goście opuścili refektarz zamkowy, ale mogła spać długo.

Jakieś przekleństwo chyba ciążyło nad nią.
Nie było jej dane.

Zbudziło ją pokrzykiwanie strażników szczęk oręża i upiorne wilcze wycie. Stary przykuty w psiarni wilk niedawno był cichszy i rzadziej skowyczał, teraz wobec jakiegoś rozgardiaszu na dziedzińcu i murach radośnie wplótł wycie w te wszystkie odgłosy… Walki? Do tego włączyły się psy myśliwskie szczekając jak opętane.
Aila zerwała się na równe nogi. Pochwyciła jeno luźna podomkę, w której kieszeni nóż ukryła, co jej Alexander przed wyprawą do opactwa podarował, i wypadła na korytarz, starej Marii wyglądając lub jakiegokolwiek służącego.
Piastunka wypadła zza zakrętu dosłownia tuż po tym jak Aila przekroczyła próg.
- O matulu! O na litość boską! Och jak to dobrze, że wszystko dobrze… - Służka oparła się o ścianę ciężko oddychając jakby tu po schodach biegła, co w jej wieku nie było łatwe.
- Co się dzieje? - zapytała jej dziewczyna.
- Złodziej jakowy...? Albo co...? Strażnicy kogoś na murach schwytali... Alem bała się że panience co, jak jeden się zakradł,... Bo to ja wiem czy sam był... - Marii oddech do spokoju nie chciał jeszcze wrócić.
- Sprawdź co u skryby... lub poślij kogo do niego. Ja idę sprawdzić, co to za jeden - powiedziała Aila i wyminęła starą piastunkę, głucha na jej lamenty. Była teraz panią na zamku i czuła się w obowiązku, by wszystkim zarządzać tak jak... jak robił to wcześniej Alexander.

“Schwytali”, nie do końca odpowiadało sytuacji. Aila wychodząc na dziedziniec zobaczyła dwóch wyrwanych ze snu zbrojnych nad jakimś ciałem leżącym u podnóża murów, przy stajni, a kilku kolejnych na murach, wypatrujacych czegoś z blanków. Szarówka zapowiadała świt lada moment.
Dziewczyna podeszła do najbliższego zbrojnego.
- Meldujcie... - poleciła tonem, który pamiętała jeszcze jak wuj był w formie i musztry pilnował.
- Ja nic nie wiem Pani. Jakem na dziedziniec wbiegł na odgłosy to on już tu leżał... - Wskazał na ciało Alojza z zamkowej straży. Chyba już nie żył spadając z muru, sądząc po ranie od sztychu na piersi. Prosto w serce. - ... i nie dychał. W ogóle jakeśmy wbiegli to tylko on tu i Francoise na murach był, o stoi jeszcze. - Wskazał na grupkę na górze.

Nie bacząc na swój niezbyt odpowiedni przyodziewek, w rozchełstanej nieco na piersi koszuli nocnej i luźno zawiązanej na niej szacie, Aila zaczęła się wspinać na blanki zamku. Tam zdecydowanym krokiem podeszła do grupki, gdzie miał być ów Francoise. Spojrzała na żołnierzy znacząco, oczekując wyjaśnień.
- Pani… - Strażnik, tak jak i jego koledzy starał się nie patrzeć niżej jej szyi i chyba tylko dzięki zaaferowaniu jako tako im to szło. - Napad był - powiedział elokwentnie.
- Mówcie więc wszystko, co wiecie - poleciła ostro kasztelanka, starając się okiełznać targane wiatrem, rozpuszczone włosy. Powiew przyniósł też smród gnijących ciał. Dopiero teraz zorientowała się, że są w miejscu, gdzie Alex kazał ku przestrodze ciała bandy powywieszać, jak najdalej od donżonu.
Koniom wszak smród nie przeszkadzał.
- Bo… ja i Alojz wartę mieliśmy. Gdy ostatni z tych co z miasta przybyli, zamek opuścił, tośmy bramy zawarli, sprawdzili wszędzie czy kto pijany nie przysnął. Ze dwie godziny temu, trzy może. Aż tu, no ile...? Zaraz pacierz temu? Widzimy jak kto z kojca wilczura wychodzi. No tamojśmy nie patrzyli, bo przecie by rozszarpał szalony basior każdego kto by się zbliżył. Ale Alojz pomyślał, że może pijany tam się ktoś dokolebał, a pijanego, jak mój tatko mówił, “Panbuk strzeże”. No to zawołalim go, a on jak nie pryśnie na mury, no jak nie pijany i jak nie na kacu. To Alojz z jednej strony na blanki, schodami temi jak panienka weszła, ja z drugiej, drugimi, co by nie uciekł i ganiać się z nim nie trza było. W kleszcze znaczy się. Alojz bliżej miał. A ten niecnota tu dobiegł i zaczął jedną linę rozcinać z ciałem banity. Alojz podbiegł i się zamierzył, ale tamten... oj jakiż szybki pieron, sztychu miecza nawet nie zoczyłem. Alojz spadł, jam się wstrzymał bo sam na takiego czorta lecieć… ? Ten zaś nie na mnie runął, tylko skoczył z murów. Chyba po jednej z lin i innym ciele spełzł, to ze trzy metry najdalej miał od trupa ku ziemi. Kuszym nie miał, wołać zacząłem i walić dla alarmu halabardą w blanki. Tamten trupa po pochyle wzgórza sturlał, gdzie ciało się wstrzymywało to ciągnął aż w lasek tamten wbiegł z truchłem. - Strażnik wskazał wielką kępę drzew. - Nic ja nie rozumiem. Przecie jakby złodziej to nocą w czasie stypy mógł się kręcić gdy służba zajęta, i nakraść. A jeszcze zamiast co to trupa uwędził w ucieczce. Strach pani myśleć po co.

Aila zmarszczyła swoje piękne brwi. To był w sumie dość zabawny widok: mała niewiasta otoczona grupą wysokich żołdaków. Lecz to oni mieli sylwetki jakby przygarbione w pokorze, podczas gdy panna na nich gniewnie okiem łypała.
- Nim Alojzemu wyprawimy pochówek, niech ciało cyrulik obejrzy. Chcę wiedzieć jak najwięcej o ranie, którą mu zadano - powiedziała unosząc dumnie głowę mimo przeszywającego jej ciało chłodu poranka. - Wyślijcie też kogo do lasu, by sprawdził ślady. Tylko pojedynczo nie chodźcie. Skoro wszyscy są na nogach to... czterech niech idzie, a parami po lesie. Jak się czego dowiecie, to od razu mi meldujcie - rzekła, po czym odwróciła się na pięcie. Ja idę sprawdzić co z wilkiem.
Zbrojni kopnęli się rozkazy wykonywać, choć widać było, że czeka ich ciężka wewnętrzna dyskusja kto ma do lasu iść, a kto Alojza nieść cyrulikowi.

Aila schodząc już z murów odruchowo spojrzała ku psiarni. Psy szczekały jeszcze trochę, ale jakby się uspokajały. Wilczur w swej mocnej zagrodzie-klatce już od jakiegoś czasu nie wył, jeno jak często mu się zdarzało leżał z pyskiem między łapami.
Mimo że na blankach dziewczyna przemarzła do szpiku kości i zębami dzwoniła, poświęciła chwilę, by przyjrzeć się kojcowi i jej mieszkańcowi.
- Teraz gdy wuj nie żyje... chyba nie ma po co cię trzymać - rzekła do wilka. - Dałbyś sobie jeszcze radę na wolności, staruszku? - zapytała, nie oczekując jednak odpowiedzi.
Zwierzę oczywiście nie reagowało. Blisko dziesięć lat spędzone tu musiało już chyba do końca wbić zwierze w szaleństwo. Aila też nie miała śmiałości by sama je wypuścić. Rozejrzała się raz jeszcze i postanowiła wrócić do zamku. Tam idąc do swojej komnaty nagle zatrzymała się w połowie schodów.
- Miau? - jeden z zamkowych burasów spojrzał na nią pytająco, choć bez specjalnego zainteresowania.
Dziewczyna chwilę popatrzyła na niego, jakby coś rozważając, po czym zawróciła. Postanowiła sama jeszcze zajrzeć do Alexandra. Zastanawiała się wszak na ile ta dziwna napaść i śmierć wartownika łączyły się z jego powrotem.

Drzwi do pokoju skryby były uchylone, widać przez nie było Teodora piszącego coś przy pulpicie. siedział tam jak mu panienka kazała. Był jednak ktoś jeszcze... Giselle właśnie myła Alexandra leżącego, chyba śpiącego na łóżku, nie zauważyła kasztelanki, bo zwrócona była tyłem. Aila postanowiła więc skorzystać z okazji i czmychnąć chyłkiem. Nie chciała, by ją widzieli. Nie chciała, by wiedzieli, że patrzyła. No i w końcu sama wątpiła, by Alexander życzył sobie, aby oglądała go podczas mycia.

Zziębnięta i przygnieciona kolejnymi troskami, dziewczyna skierowała się do swojej komnaty, gdzie dość szybko udało jej się zapaść w płytki, nerwowy sen.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 01-09-2017 o 06:03.
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-09-2017, 09:02   #25
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Przebijające się przez wąskie okiennice promienie słońca padały na twarz Aili, budząc ją. To było przyjemne uczucie - obudzić się nie przez krzyki, hałasy czy wezwania służących, tylko dzięki słońcu, które musiało być już dość wysoko na niebie.

Aila przeciągnęła się leniwie, lecz czując powracający natłok obowiązków, zerwała się z łóżka. Kiedy myła w misie z wodą twarz, do drzwi zapukała Maria, by pomóc się ubrać panience.
- Wiadomo coś o tym zabójcy, co do lasu uciekł? - zapytała ją Aila, domyślając się, że zamek pewnie huczy od plotek i każdy chce być teraz na bieżąco.
- Nie pani, zwiadowcy nikogo nie znaleźli.
- Mhm... porozmawiam z ich dowódcą po śniadaniu.

Aila zamyśliła się, po czym nagle syknęła.
- Na Boga, Mario, chcesz mnie udusić tym gorsetem?!
- Panienka wybaczy
- stara położyła uszy po sobie - ale pomyślałam, że panienka powinna pięknie wyglądać, gdy skryba się obudzi...
Na tę uwagę dziewczyna prychnęła.
- Chcesz powiedzieć, że nie dość piękna jestem na co dzień?
- Nie, oczywiście, panienka najpięk...
- I czemu miałabym mu się chcieć przypodobać? -
krew w Aili zawrzała, na co Maria aż odskoczyła. Wiedziała, że są stany emocji jej pani, gdy lepiej zawrzeć gębę na kłódkę.
- No... no żeby chciał mnisie szaty porzucić i... się żenić. No i panią na zamku pozostawić przy sobie.
Gdyby nie to, że uwaga starej piastunki wypowiedziana była tonem szczerego życzenia, kasztelanka najpewniej wyrzuciłaby ją za drzwi. I kazała nigdy nie wracać. Teraz jednak strapiła się.
- My też byśmy chcieli. Cała służba teraz jest za panienką po tym, jak panienka sobie poradziła sama ze stypą - zapewniała była piastunka, sądząc, że to dlatego dziewczyna wyraźnie zesmutniała.
- Dobrze, starczy już. Uczeszę się sama. - rzekła Aila, by skończyć temat.

Tym razem nie spieszyła się z odwiedzinami u skryby. Zjadła śniadanie, zajrzała do kuchni, przypilnowała, by dziedziniec po wczorajszej uczcie należycie uprzątnięto, porozmawiała z dowódcą straży zamku i wreszcie, gdy zbliżała się pora obiadowa, a ona już nie miała innych “pilnych” spraw, Aila skierowała się do komnaty Alexandra.


Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to brak Teodora, ale skryba bez opieki nie pozostał, bo Giselle nie poszła sobie najwidoczniej po umyciu mężczyzny. Siedziała na łożu obok niego, i przeglądała jedną z ksiąg. Czytać raczej nie umiała patrząc po jej skrzywionej minie gdy wertując kartki nie mogła znaleźć rycin, których najpewniej szukała.
Co było ciekawe: dłoń śpiącego wciąż Alexa położyła sobie na udzie, ale jakby nie zajmowała się tym wcale.
Uniosła wzrok na skrzypnięcie drzwi i spojrzała na szlachciankę stojąca w progu.

[MEDIA]http://2.bp.blogspot.com/_Pnup_BH-xUQ/Sj65cbSEngI/AAAAAAAACys/ox5BF7RfPW0/w1200-h630-p-k-no-nu/deimante82308_d4_122_166lo.jpg[/MEDIA]


Na jej twarzy wykwitł grymas... nawet nie irytacji, jakby rozczarowania. Szybko zerknęła na śpiącego. Czyżby miała nadzieję na to, że będzie pierwsza twarzą jaką Alexander ujrzy gdy się obudzi?
Wstała szybko odkładając księgę.
- Pa… pani? - spytała niepewnie. Biorąc pod uwagę, ile było na zamku roboty po stypie, chyba nie powinna tu być, choć zawsze mogła bronić się, że głupio tak było zostawić kapelana bez opieki.
Aila spojrzała na nią chłodno, ale bez złości.
- Za taką księgę można wieś kupić. Życia by ci nie starczyło, aby odkupić winy, gdybyś choć kartkę naderwała w niej. - powiedziała cicho - Gdzie Teodor?
- W scriptorium
- odpowiedziała odsuwając się od księgi. - Powiedziałam, że zostanę to uznał, że moja opieka starczy.
- Przyślij go do mnie. A sama idź pomóc w kuchni.
- powiedziała ze spokojem kasztelanka, po czym jej wzrok przesunął się na mężczyznę - Budził się w ogóle?

Pokręciła głową i smyrgnęła wymijając blondynkę, ta zaś wzięła księgę, którą dziewczyna oglądała i przeczytała jej tytuł: “Στρατηγικόν”. Następnie odłożyła książkę na miejsce, a sama nalała sobie kielich wina i usiadła w fotelu. Pociągając łyk czerwonego niby krew napitku, przyglądała się twarzy śpiącego, która wyglądała bardzo spokojnie, nie tak jak w nocy. Tylko zarost pozostał, bo Giselle najwidoczniej wprawiona w goleniu nie była, poza tym skryba miał równy oddech i spał w najlepsze.

Ten właśnie moment wybrał sobie kocur by jak wtedy gdy wychodziła w nocy, ułożyć się na piersi leżącego. Alexander może tym zbudzony zaczął otwierać oczy.
Aila wstrzymała oddech. Nie planowała przecież go budzić. Odstawiła kielich na stolik i czekała aż mężczyzna sam ją dostrzeże... lub znów zaśnie, bo w pierwszej chwili tak wyglądało jakby miał zamiar na powrót przymknąć oczy, ale odruchowo się rozejrzał.
Zobaczył ją.

W jego oczach była już świadomość, ale spojrzenie to było przygaszone, a na widok Aili zobaczyła jak jego rysy tężeją w strachu. Nie była więc miłym gościem. Zacisnęła usta na moment. Ciężko spodziewać się, by jeden wieczór coś zmienił w ich długich bojach. Z pewnością milsze byłoby mu towarzystwo Giselle. Jednakże Aila nie zamierzała uciekać z podkulonym ogonem, w końcu czekała na Teodora.

- Dzień dobry - przywitała się, siląc na oszczędny uśmiech - Nalać ci wina? Jeśli jesteś głodny, zaraz poślę po strawę.
Skulił się i zaczął obracac głową, jakby szukając drogi ucieczki. Lecz jego spojrzenie zamarło gdy zatrzymało się na oknie.
Słońce rozświetlało komnatę.
Powoli obrócił głowę.
- A… Aila? - spytał z nadzieją podszytą obawą.
Ona jednak źle ton jego głosu zinterpretowała.
- No niestety, to ja. - powiedziała, wstając z fotela - Niedługo powinien pojawić się Teodor.
Na twarzy rozlała mu się ulga.
- Ty… nie on. - Jakby się rozluźnił.
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Nie była jednak głupia. Nalała drugi kielich wina i podeszła do łóżka.
- Sire? - zapytała i nie czekając na odpowiedź, dodała - Nie. Nie widziałam go od dawna. Tak jak ciebie... No a poza tym jest dzień. Napijesz się?
- Tak, dziękuję.

Dziewczyna przysiadła na skraju łoża, by podać mu kielich, a on przez chwile pił w spokoju, lecz oczy miał jak u zaszczutego zwierzęcia. Nie wyglądało to jak zwykły strach, raczej jakby widziała mężczyznę o sile charakteru małego dziecka, które skrzywdzono.
- On wiedział…

Aila spojrzała niepewnie na niego. Widząc jak ręka, w której trzyma kielich, drży, wysunęła swoją dłoń, by podtrzymać naczynie. Ich palce się spotkały. Ciepło skóry trafiło na ciepło.
- O czym wiedział? - zapytała cicho.
- Że opór względem jego woli planuję. - Upił kolejny łyk chłonąc dotyk jej dłoni. - Pierwsze co rzekł o tym świadczyło… I to czyją postać przybrał... Powiedziała: “A więc wracamy do oporu, tak?”.
- Powiedziała?
- Aila popatrzyła na niego ze zdziwieniem, nie odsuwając dłoni.
Kiwnął głową.
- Nicolette. Obiecałem służyć za jej głowę, pamiętasz? Sire usłyszał, że chcę oprzeć się jego woli - Alexander był jakby zrezygnowany. - Dobrze wybrał. Uświadomił mi odstępstwo od przysięgi. Nie wypowiadając nawet jednego słowa.
Aila zmarszczyła brwi. To jednak nie do końca miało dla niej sens.
- Czyli ten testament, to wola Elijahy?
Alexander zamrugał jakby stłamszona i rozbita wola w nim zmuszała się do powrotu w sceny z ubiegłych nocy.
- Ja… - powiedział w końcu. - Ja… nie wiem - w jego głosie zabrzmiało zdziwienie gdy pojął ten fakt. - Nie wiem. Odpowiedziałem, że obiecałem służyć, nie opierać się mu, ale nie łamać cudzą wolę. Sire… sire wtedy zaczął łamać mnie. O testamencie nie rzekł nic.
Im bardziej wchodzili we wspomnienia wydarzeń z nieobecności Alexandra, tym bardziej wydawał się on łamać i cofać do wewnątrz. Ciężko było na to patrzeć. Dziewczyna wzięła pusty kielich i wstała by odstawić go na stolik.
- Teraz jesteś już w domu - powiedziała z naciskiem - O testamencie będziemy musieli porozmawiać, ale to nie dziś. Dziś odpoczywaj... - zawahała się, ale postanowiła nie mówić mu o ataku na wartownika. - Zaraz przyniosą strawę. Czegoś ci jeszcze trzeba?
- Czasu. Z każdym dniem powinno być lepiej
- odezwał się spoglądając przed siebie. - Nie pierwszy raz to… i nie ostatni. Złamał mi wolę, ale nie osiągnął celu. Oparłem się do ostatka, sire poczeka, wezwie mnie ponownie. To tylko kwestia dni.
Aila spojrzała na niego.
- Zajmę się tym. - powiedziała lakonicznie, po czym dodała - Odprawiłam Giselle. Ona... wydaje się bardzo tobą zainteresowana... - szlachcianka odwróciła wzrok, skrępowana własnymi słowami - Jeśli potrzebujesz... zająć czymś innym myśli, mogę po nią posłać.
- Potrzebuję snu. Sire zajmował mi noce, Pieterzoon nie dawał spać we dnie - odpowiedział, a przekrwione oczy z jego twarzy tak widoczne gdy wrócił nocą wskazywały, że ostatnio chyba faktycznie nie pospał.
- Pieterzoon... jest teraz sługą sire’a?
- Jeszcze nie
- skryba odparł grobowym głosem - zabrał go i dał napić się jeno raz, lecząc tym jego rany. Sire jednak wymownie dał mi odczuć, że jak się nie przestanę opierać, to zajdzie tu na Kocich Łbach mała zmiana. Owszem, trzyma mnie w sutannie, przy pergaminach, ale potrzebuje mnie jako obrońcy, na wszelki wypadek. Jak Andrusa.
- I to całe łamanie woli przeze mnie? Przez... nasz ożenek?
- zapytała Aila, stając przy drzwiach. Wydawało się, że jej nieco ulżyło, gdy Alex powiedział, że chce spać, jednak teraz znów była strapiona. - Tak bardzo ci on nie w smak?
- Nie. Tobie. Tu w tej komnacie rzekłaś mi co myślisz o wydawaniu Cię i decydowaniu tobą.

Uśmiechnęła się lekko, ze smutkiem.
- Coż, gdybym miała wybór... nigdy nie wyszłabym za mąż. Jednak... tak jest zbudowany nasz świat, że jeśli nie chcę... nie chcę źle skończyć, muszę się... - westchnęła z jakąś taką nagłą werwą i podeszła do łoża. Usiadła na jego brzegu pochylając się teraz nad skrybą. Koncówki jej włosów łaskotały jego szyję.
- Posłuchaj! Nie chcę byś walczył. - spojrzała mu w oczy - Elijah... bywa okrutny, ale jest mądry. I ja... ja zaczynam to rozumieć. Kiedy zostałam sama... całkiem sama z pogrzebem, z zamkiem, z napadem... byłam tym zupełnie przygnieciona. Wierzyłam jednak... chciałam wierzyć, że wrócisz... że mi pomożesz. Czy nie tak jest w małżeństwie właśnie? - przełknęła ślinę - Nie wiem, co myślisz o tamtym pocałunku, ale... mimo wszystko wolę cię bardziej od Pieterzoona.
Patrzył na nią tym otępiałym lekko wzrokiem.
- Zaiste, “lepszym niż Pieterzoon” - Aila znając już jakiś czas Alexandra mogłaby przysiąc, że na taki “komplement” skryba zareaguje przynajmniej złością. Ale nie w tym stanie co był teraz. Być może dzięki temu, mógł trafić do niego sens słów nie jako obraza. A może nie? Może po prostu był zbyt słaby wolą by zdobyć się na emocje?

- Mniejsze zło - wyszeptał. - Wiem. To samo miałem, zeszłej nocy, gdy sire przyszedł jako … Ty. - Spojrzał na nią. - Wtedym prawie uległ po tym co uczynił. Mniejsze zło.
Aila patrzyła na niego z góry. Delikatnym gestem zgarnęła swoje włosy, by nie łaskotały go w twarz.
- Co on... jako ja ci uczynił? - zapytała niepewnie.
Alexander milczał przymknąwszy oczy.
- Nie złamał mnie w postaci Nikolette i był chyba zły. Nigdym nie opierał się dłużej niż noc nim nie strzaskał mnie do szczętu. Pieterzoon nie dawał spać, w końcu odszedł. Wtedy przyszłaś ty. - Otworzył oczy. - Chciałaś mnie uwolnić, powiedziałaś, że zabierzesz mnie… Za tobą pojawił się nagle Pieterzoon. Krzyczałaś… Był silniejszy, walczyłaś, przemógł Cię i zabrał w drodze zdzierając suknię. Zabrał z celi, mogłem tylko słyszeć jak krzyczysz. Jakże krzyczałaś… Boże. Jak strasznie krzyczałaś… Mniejsze zło. Wrzeszczałem, że dobrze… Że zgadzam się. Bo mniejsze zło…

Słysząc jego opowieść Aila przygryzła wargę. Dopiero po chwili odezwała się.
- Więc to dlatego... spojrzałeś tak na mnie, gdy się obudziłeś?
Westchnęła i pochyliła się bardziej. Oparła czoło o jego czoło.
- Już nie musisz się opierać. Wszystko... wszystko wyjaśnię. - obiecała cicho.
Uniósł rękę i zrobił namiastkę ruchu jakby chciał dotknąć jej ramienia, a może włosów.
W tym stanie nie starczyło mu siły charakteru i woli nawet na taki gest, co było rażące w porównaniu z tym co wyprawiał “ucząc jej fechtunku”. Zabrał dłoń z powrotem. Uśmiechnął się niepewnie jak dziecko.

- Wyjaśnisz, bądź jednak ostrożna. Jest zły.
Chlipnęła cicho, widząc ten uśmiech. Po czym jednak powiedziała z mocą:
- Ja jestem niewiastą. To czyni mnie gorszą od każdego mężczyzny. Nawet sire’a. - uśmiechnęła się lekko. Chciała chyba coś jeszcze zrobić, lecz do drzwi komnaty rozległo się dyskretne pukanie. Aila odskoczyła jak oparzona i gdy Teodor zajrzał do środka, siedziała tylko na brzegu łoża w znacznej odległości od Alexandra. Tylko jej lica były podejrzanie mocniej zaróżowione.
- Pani, wzywałaś? Och, pan się obudził... - rzekł stary sługa radośnie. Jednak nim sam podszedł do łoża, Aila wstała i wracając do swego dawnego stylu powiedziała.
- Tak Teodorze pan się obudził. I mam nadzieję, że w komnacie są wszystkie jego rzeczy. - powiedziała, a gdy mężczyzna spojrzał na nią nie rozumiejąc, dodała - Tobie ufam. Oboje ci ufamy, ale żeby do opieki nad panem wyznaczać dopiero co przyjętą dziewkę, której nikt nie zna tutaj i która z dnia na dzień mogłaby uciec, zabierając jakieś kosztowności... doprawdy, nie podejrzewałam cię o taką krótkowzroczność.
- Wyglądała jakby bardzo opiekowała się panem Alexandrem, z pewnością nie miała złych zamiarów. A cóże tu skraść mogła? Książkę? Po co jej niby, w Coiville przeca nie sprzeda, to gdzie?
- Teodor mimo wszystko zafrasował się.
- Nie wiesz, co w ludziach siedzi, Teodorze. A jakby panu poderżnęła gardło, jakbyś mi się tłumaczył? Że jej dobrze z oczy patrzyło? Do opieki masz wyznaczać jeno tych służących, którym w pełni ufasz. Bo ja wyznaczyłam ciebie i to twojej głowy w razie czego zażądam. - dodała groźnie. Przy tym wszystkim nawet nie zauważyła gdy zaczęła Alexandra panem nazywać. On zresztą chyba też nie, bo leżał tak jak wcześniej i chyba usypiał, co też zauważył Teodor, bo ciszej zaczął mówić:
- Pani… - rozłożył lekko ręce w geście pojednawczym, ale z szacunkiem w całej swej postawie - ja swoje lata mam, wielem przeżył... Ta dziewczyna to nie poderżnąć i nie gardło by chciała. Wierz mi że ocenić potrafię bom wiele widział. I cóże to złego, wszak pan Alexander ze ślubami to wiadomo… - Teodor był jednym z tych co wiedział jaki to z niego kapłan. - A głupi nie jest, omotać się nie da, to niech i poużywa sobie ambitnej dziewczyny co się nasłuchała u służby czegoś.

Aila spojrzała nań takim wzrokiem, że starzec odruchowo się cofnął. Stała jednak spokojnie, patrząc na Teodora w milczeniu. Dopiero po chwili uchyliła na tyle, na ile się dało cicho, drzwi komnaty.
- Odpowiadasz głową. - przypomniała tylko, po czym dodała tak samo beznamiętnym tonem - Posiłek zaraz tu panu wniosą. Masz dopilnować, by co zjadł. - poleciła służącemu - A potem niech śpi. I na razie żadnych pytań, bo widać, że jest wyczerpany.
Spojrzała raz jeszcze na Alexandra, a na jej twarzy odmalował się dziwny smutek. Potem wyszła.

Szła szybkim krokiem do kuchni, by zlecić podanie posiłku. Zatrzymała się jedno na chwilę, przy oknie, gdzie na parapecie rudy kot czyścił swoje futerko.
- Powiedz mu, że proszę go o rozmowę tej nocy. - poleciła zwierzakowi, który zastygł z wyciągniętym częściowo języczkiem i spojrzał na nią zdziwiony.
- To pilne. - dodała Aila i ruszyła dalej, a kocie oczy śledziły jej sylwetkę dopóki nie zniknęła za rogiem.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 01-09-2017, 18:42   #26
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


- Pani? - Ostrożne zapytanie Marii wybudziło Ailę ze snu. - Czas chyba wstawać, kur już dawno zapiał.
Dziewczyna podniosła się z poduszki i usiadła na łóżku. Poczuła, że kręci jej się w głowie.
- Do... dobrze. Daj mi chwilę, bym się mogła rozbudzić.
- Każę przynieść drewna do kominka. Zimno dziś.
Skłoniwszy się, stara piastunka opuściła komnatę. Aila została sama ze wspomnieniami ostatniej nocy. Elijah faktycznie odpowiedział na jej prośbę. Spotkał się z nią w dawnej komnacie Torina, której sprzęty teraz należały tylko do szlachcianki. Nie miała jednak głowy, by zmieniać tam wystrój, więc na łożu leżały nawet te same skóry. Wampir mimo to kazał jej się tam położyć, a potem...
Aila potarła skroń. W przeciwieństwie do tego co mówił Alexander, sire nie był dla niej zły. Nie... nigdy nie był. Wydobywał jednak z niej pragnienia, o których sama wolałaby nie wiedzieć, że takowe posiada, a potem obiecywał ich spełnienie. Nie za darmo oczywiście. Musiała płacić. Wiernością, lojalnością, a teraz też i... własnym ciałem.
Zakryła twarz dłońmi.

Tak też znalazła ją Maria, która zagoniła dyskretnie szlachciankę do jej codziennych czynności. Stara dobra Maria była teraz tym, czego potrzebowała Aila, by wrócić do rzeczywistości.

Kiedy też była całkiem ubrana i gotowa zjeść śniadanie w sali rycerskiej, jak ostatnio miała w zwyczaju, by dać dworzanom szansę spotkania ze sobą i porozmawiania o sprawach zamku w niezobowiązującej atmosferze, coś jeszcze sobie przypomniała z nocnej rozmowy... czy też zabawy z sire. Musiała o tym pomówić z Alexandrem nawet jeśli ciężko będzie jej teraz patrzeć mu w oczy.


Nim więc zeszła na śniadanie, podeszła do komnaty skryby i zastukała delikatnie - na tyle, by usłyszał, jeśli nie śpi oraz by go nie zbudzić, jeżeli wciąż odzyskuje siły.
- Tak? - usłyszała słaby głos Alexandra.
- To ja, Aila... możemy porozmawiać? - zapytała nie otwierając drzwi.
- Tak, wejdź - usłyszała, a gdy otworzyła je w pełni zobaczyła go leżącego jak uprzednio, pod skórami. Teodora znów nie było i (a jakże) Giselle znów wykorzystywała okazję. Przeskoczywszy właśnie na skraj łoża próbowała na szybko zasznurowywać suknię służebną na biuście. Jeżeli Alexandrowi do wydobrzenia potrzeba było okładów z młodych piersi, to świeży nabytek zamkowej służby z determinacją i godnym poświęceniem jak widać leczył zamkowego kanclerza i chyba nie tylko pro bono publico.
Tym razem jednak szlachcianka jakby nie zwróciła na to uwagi. Była jak zwykle, zanim Torin zmarł, zanim ona i Alexander odbyli wieczorną rozmowę - chłodna i wyniosła.
- Jadłeś już? - zapytała mężczyznę.
Kiwnął głową, a Giselle wstała i jakby udając że jej nie ma, pobiegła do wyjścia.
- Giselle... - Aila zatrzymała ją, gdy ta już miała odetchnąć, że udało jej się uniknąć konfrontacji ze szlachcianką.
- Ta... tak pani?
- Idź do psiarni i upewnij się, że nakarmili wilka mego wuja - poleciła spokojnie. - Taki basior nie powinien chodzić głodny. Ty to powinnaś rozumieć...
- Tak pani, już pędzę.


Gdy znów zostali sami, Aila podeszła do łóżka, lecz tym razem nie usiadła obok. Spojrzała jednak z troską na mężczyznę.
- Jak się czujesz?
- Wciąż… jutro powinno być lepiej. Nie przejmuj się Ailo. -
Głos i wyraz twarzy miał jakby żywsze niż wczoraj.
- Mam dobre wieści... chyba - na moment jakby wypadła z roli, a jej oblicze się strapiło, ale już po chwili była dawną Ailą, która z góry patrzyła na mężczyznę w łożu. - Nie musisz się ze mną żenić, jeśli nie chcesz. Sire chce tylko byśmy oboje mieli zapewnione miejsce na zamku i nie opuszczali go... przez najbliższe lata. Jeśli więc uda ci się nas tutaj... osadzić bez zbędnych kontrowersji... ożenek nie jest konieczny - powiedziała.
- Tak rzekł?

Kiwnęła głową.
- Od nas zależy czy wolę Torina spełnimy.
- Ale… Nie rozumiem. -
Opadł głową na poduszkę. - Przecież Torin nie mógł tego spisać.
- Też tak myślę. Elijah nie rzekł mi wprost, że to on, mówił jednak, że wuj i tak umierał... i on tylko sprawił, by odszedł bez bólu i strachu. Wuj wiedział, że to koniec...
- I będąc w stanie w którym był, wmówił sobie, że dysponować może zamkiem, zarządztwem. Jakby był Andrusem. Jak w jego imieniu. -
Alex przymknął oczy. - Tak, gdy wspomnę… tak, to ma sens…
- To już chyba nie istotne -
ucięła krótko Aila. - Wiemy czego chce sire. Teraz jano musimy zrobić tak, by był zadowolony.
- On, a my?


Młoda kasztelanka odgarnęła długi warkocz, w który splecione były dzisiaj jej złociste włosy.
- Nie rozumiem. O czym myślisz teraz?
- Myślałem o tym co mówiłaś, wtedy, tamtej nocy. Sama kierować swym istnieniem. Być panią swego losu. Pamiętasz?
- Mhm... ale to jakby nie było, moje pragnienie. Co ty masz do tego? -
zapytała wprost chłodnym tonem, pod którego brzmieniem odwrócił lekko głowę.
- Ja… nic, przepraszam.
Aila wydawała się gotowa na konfrontację, ale gdy ta nie nastąpiła, zmieszała się nieco i zaczęła przyglądać rzeźbieniom jednej ze skrzyń.
- No to tyle w tym temacie. Jak wydobrzejesz... będzie trzeba podjąć jakąś decyzję. Ludzie czekają - przypomniała, jakby chcąc podkreślić, że dla niej samej jest to bez znaczenia. - Jest też... coś jeszcze... - odetchnęła.
- Co takiego? -
Znów obrócił do niej głowę, z ulgą że nie drąży co chciał powiedzieć. Nie miał szans w takiej choćby pseudokonfrontacji.
- Wczoraj kiedy spałeś, jeszcze przed świtem ktoś napadł wartowników. Jeden został zabity. Nic jednak nie zginęło, poza... poza ciałem zbója, co go kazałeś wywiesić ku przestrodze. - Zamilkła, dając skrybie chwilę na przyswojenie informacji.
- Ciałem? - Wyraźnie się zdziwił. Fakt, że widać było po nim takie emocje był dowodem na poprawę. - Po co? Przecież to nie ma… Które ciało?
- To z roztrzaskaną głową. Też mnie zastanawiało to zdarzenie, dlatego powiedziałam o tym Elijahy i... -
zmarszczyła brwi - reakcja sire’a była dziwna. Zaczął mamrotać. Niewiele zrozumiałam, ale... powiedział coś jakby “trupojady” i “znalazł mnie”. Dziwne to było, ale wyglądał na przejętego. Kazał mieć oczy szeroko otwarte i zmarłych głęboko chować lub palić najlepiej.
- Prawda...sire przecież nie wie. -
Alexander zamknął oczy i po raz pierwszy chyba od powrotu uśmiechnął się mocniej.
- Nie wie... o...? - ponagliła go Aila.
Spojrzał na nią jakby nie rozumiał o co jej chodzi.
- No przecież… - Patrzył na nią jakby nic nie rozumiał. Nie rozumiał czemu ona nie widzi tego co on, choć była tego świadkiem.

Zła, że nie rozumie, Aila podeszła do łoża i pochyliła się nad nim.
- Mów! - rzekła rozkazującym tonem. Była pewna, widziała to po nim, że nie chce powiedzieć, ale był zbyt słaby. A z nią walczyć nie chciał.
- Tylko proszę. Nie rzekniesz nic sire…
Przygryzła wargę.
- Nie rzeknę... z własnej woli - Oboje wiedzieli, co miała na myśli.
- Valentino. Jemum obuchem berdysza łeb w drobny mak rozwalił by jego ciało robiło za banitę. Za Giselle. Jeden rozrąbane plecy. Jeden popalony i cięty toporem. Jeden sztylet w twarz. Jeden z rozrąbaną głową. Jeden cięty przez pierś. Tylko Valentino łeb miał rozwalony w pełni. Ktoś tu się zakradł tylko po to by jego ciało zabrać.
- On też mówił, że ktoś nadejdzie... tylko mam wrażenie, że i jemu i sire nie chodziło o tę samą postać. -
Aila strapiła się, kucając koło łoża.
- Ten młodzik, jak mówiłem, za naiwny, za mało sprawny na wampira. Jest i drugi zatem.
Szlachcianka kiwnęła głową.
- Nadchodzą ciężkie czasy dla Kocich Łbów - powiedziała i podniosła się ciężko. - Nic chyba na to nie poradzimy póki co. Idę na śniadanie. Chcesz czegoś? - zapytała, po czym dodała: - Giselle pewnie wróci, jak tylko zauważy, że mnie tu nie ma. - Uśmiechnęła się lekko.
- Sprytna bestyjka. Aleć samaś rzekła, że ja to nie Pieterzoon.

Aila podeszła do drzwi.
- Do później zatem. Odpoczywaj - rzekła jakoś tak krótko.
- Tak uczynię i… mogę mieć prośbę? - Zawahał się jakby jak na jego stan pytanie lub prośba były zbyt śmiałe. W końcu jednak rzekł: - Życie, ciepło, słońce. Nieśmiertelność. Potęga. Wieczna młodość. Ja, rozumiem cię, sam nie wiem co myśleć. Aleś naprawdę pewna tego? Całkiem pewna, że chcesz być jak on?
Zapadła w komnacie cisza. Szlachcianka stała przy drzwiach, patrząc z jakimś nieogadnionym wyrazem twarzy.
- To masz prośbę, czy pytanie? - zapytała, by chyba zyskać na czasie.
- Prośbę byś mi to rzekła, szczerze. To bardzo ważne.
Znów cisza.
- Wiem... wiem czego nie chcę - odpowiedziała w końcu. - Nie chcę, by moje życie było pozbawione sensu. Nie chcę żyć tylko po to, by urodzić dzieci swemu mężowi, a potem bawić ich dzieci... aż umrę, gdy nikt mnie potrzebować nie będzie. - Zmarszczyła brwi, jak to miała w zwyczaju, gdy skupiała na czymś myśli. - Tego jestem pewna skrybo, że nie chcę tak żyć. A to, co niesie żywot wieczny... tego nie znam. Sire wciąż jest dla mnie zagadką. Nie wiem też ile w tym jego własnej natury, a ile... wąpierzej. Czy taka odpowiedź ci wystarczy?
Pokręcił głową.
- A gdybyś miała gwarancje… życia trzymając swój los w pełni. Całkowicie. Czy zdecydowałabyś się przejść w noc?
Aila stała spokojnie, lecz po sposobie w jaki wyłamywała sobie palce, można było poznać, że się denerwuje.
- A kto by mi dał taką gwarancję? - zapytała. - Ty? Dopiero co przez niego złamany? Nie gadaj głupot, jeśli nie wiesz o czym mówisz... - prychnęła.

Usiadł i uniósł skórę by wstać.
Wszak nie na ciele był sponiewierany, jego ruch był sprężysty, ale wstrzymał się. Jego nagi tors… chyba nie był jedyną nagością skrytą pod skórami. Lekko zaczerwieniony zrezygnował z powstania i opadł na poduszkę. Blondwłosa niewiasta zaś nie mogła się nie uśmiechnąć na to zachowanie, choć również jej oczy teraz jakby uciekały przed spojrzeniem Alexandra. A może po prostu nie chciała za bardzo mu się przyglądać?
- To… Starczy mi za odpowiedź - odezwał się. - I Ailo, może to wino, a może… nie wiem. Nie spodziewałem się, ale lepszej zapłaty za naukę szermierki nie dostałbym nigdzie na świecie. Jutro przyjdę po ciebie, wdziej męski strój.
Pokiwała głową, najwyraźniej samej sobie nakazując, by na komplement nie zareagować.
- Z rana raczej czy pod wieczór? - zapytała.
- Z rana. Przyjdę po świcie.
Kiwnęła głową na znak, że rozumie.
- Bywaj zatem - rzekła, otwierając drzwi, lecz jakby sama chciała przedłużyć w czasie tę chwilę, gdy jeszcze za nimi nie zniknęła.
Jakby zauważył to i chciał coś powiedzieć. Otworzył nawet usta…
... ale nie miał w sobie jeszcze dosyć śmiałości w odbudowującym się rozbitym charakterze.
Tak się rozstali.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 01-09-2017, 20:09   #27
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Po dość obfitym śniadaniu i wysłuchaniu kilku najnowszych dworskich ploteczek, jakie zaserwowała Aili Tamara - główna szwaczka na zamku, szlachcianka poprosiła swoją rozmówczynię, by ta bez zbędnego rozgłosu przygotowała jej męskie odzienie, skrojone na jej miarę. Oczywiście, coś takiego było idealnym wprost materiałem dla naczelnej plotkary, jednakże Aila wiedziała jak odwrócić jej uwagę. Jeszcze większa plotka, ot co!

Przy tym kasztelanka musiała przyznać przed samą sobą, że nie myślała nigdy, iż potrafi być tak... kobieco zajadła. Giselle ze swoimi podchodami wydała się jednak idealnym obiektem knowań.

Panna de Barr opowiedziała więc Tamarze zmyśloną historię o tym, jak Giselle umyśliła sobie, że by pan Alexander wyzdrowiał, zabierać go będzie na spacery. A że jakby nie było to prawie narzeczony Aili - ta część z trudem przeszła przez jej gardło - to chciała ona się upewnić, czy jeno na spacery tych dwoje wychodzić będzie. Toteż potrzeba jej przyodziewku, w którym jak najmniej hałasu narobi i jak najmniej rzucać się w oczy będzie.
Zapewniła przy tym, że ufa skrybie, ale... ale w końcu ona też może wybrać się na spacer, prawda? Tak, te pobudki szwaczka zdecydowanie rozumiała. Obiecując panience dyskrecje, zapewniła ją, że wieczorem strój zostanie dostarczony do jej komnaty.

Tak też, gdy miary Tamara pobrała, Aila mogła zrealizować swój kolejny plan - uwolnienie starego basiora. Pełna szlachetnych pobudek ruszyła więc ku stajniom, by tam kilku pachołków do pomocy zabrać. Nie myślała nawet, że stara bestia może wymagać bardziej wprawionej ręki do prowadzenia.
Wilk jakby miał to wszystko głęboko pod ogonem. Leżąc z pyskiem między łapami patrzył na zbite z drewna ogrodzenie ni to zagrody, ni to klatki. To był jeden z jego trzech stanów. Totalna apatia, dzika szalona wściekłość gdy rzucał się na ogrodzenie, lub żałosne wycie. W pierwszym przypadku ignorowano go, w drugim dostarczał rozrywki, w trzecim… prawie wszyscy na zamku chcieli “Pchlarza” (jak go zwano) ubić, bo wycie to wbijało się boleśnie się w głowę niby mizerykordia.

Aktualnie ze stanu apatii korzystały dwa koty. Oba czujne, jakby stan starego basiora miał nagle zmienić się w ‘opcję nr 2’. Jeden, bury z postrzępionym uchem gryzł go w ogon nie uzyskując tym żadnej reakcji, drugi za to tylko siedział i patrzył oddalony dwa kroki od łba dręczonego niewolą zwierzęcia.

Szlachcianka, która kazała przygotować silne powrozy, by bestię schwycić i wyprowadzić z zamku, przyjrzała się wilkowi.
- Twoje winy, jakiekolwiek były, zostały odkupione - rzekła - Dziś wracasz do lasu.
- Ale pani...
- próbował zaprotestować jeden z parobków. Aila jednak uniosła rękę.
- Mówiłam, co macie robić. Załóżcie mu pęta na szyję. Dwa osobne, niech każdy po jednym trzyma. I tak go wyprowadźcie z klatki. - nakazała.

Cóż było robić? Chcąc nie chcąc musieli posłuchać i przygotowali dwie pętle, które na kijach włożyli przez drewniane kraty Koty obserwowały uważnie jak najpierw jedna, potem druga opadają na biały, przybrudzony łeb i chwile trwało zanim Aloise psiarczyk, oraz jeden z pachołków mogli zacisnąć pętle na karku zwierzaka. Ten znosił wszystko bez protestu, wyglądał dokładnie tak jak Alex po powrocie do komnaty.
Jeden ze zbrojnych z partyzaną w ręku zbliżył się, na wszelki wypadek pochylając broń
- Wejdź do niego, zdejmij obrożę - powiedział mu Aloise-psiarczyk.
- Chyba kpisz…
- Trzymamy go przeca

Zbrojny łypnął na niego złym wzrokiem, ale przy szlachciance… Wszedł.
Wilk nie reagował gdy mężczyzna spięty i gotów uskoczyć odpinał mu zamknięcie srebrnej obroży. Zaraz po tym wyskoczył z klatki blady na twarzy i sięgnął po odstawioną uprzednio broń, gdy wyprowadzali wilka z klatki. Aloise i pachołek mocno ciągnęli w swoje strony stojąc po obu bokach zwierzęcia na odległość wyciągniętego kija.
Dopiero teraz można było zobaczyć jak duży to wilk. Wychudzony co prawda, ale wielki. Wrażenie niszczył zwieszony łeb i sztywny krok. Zwierze dławione sznurami wywiesiło różowy jęzor.
Aila podeszła bliżej, przyglądając się zwierzęciu z boku i idąc obok niego w odległości większej jednak niż długość “smyczy” krępujących szyję basiora.
- Poluzujcie trochę. Chcemy go wypuścić, a nie udusić. - powiedziała ostro do pachołków.
- Aale… - zaczął psiarczyk, ale zrezygnowany spełnił polecenie. Wilk zaskomlał i podniósł łeb. Spojrzał na Ailę, a ta zobaczyła w jego oczach szaleństwo. Zamerdał ogonem.
Uśmiechnęła się do niego, odczytując ten gest jako wyraz wdzięczności. Podeszła nieco bliżej.
- Jeszcze trochę staruszku. Za bramą cię puścimy. Tam zaczyna się las. - mówiła do zwierzęcia łagodnie.
Koty z ciekawością drepczące za wilkiem zareagowały pierwsze.
Tak z niczego, nagle.
Oba w jednej chwili kładąc uszy po sobie czmychnęły cwałem w dwie różne strony, dosłownie jedną chwilę zanim zareagował “Pchlarz”.

Normalnie wilki dają znać o chęci rzucenia się do ataku choćby pozą, warkotem dobiegającym z gardzieli, czy też wyprężonym jo tyłu ogonem. Ale nie ten.
Szlachcianka na widok skaczącej na nią bestii odruchowo cofnęła się, przewracając na ziemię, a właściwie siadając na niej ale nie ocaliłoby jej to gdyby nie Aloise i ten drugi wciąż trzymający kije z pętlami. Szczęki zacisnęły się nie dalej niż dwa palce od jej twarzy. Aila krzyknęła przerażona. Wstrzymany w ten sposób basior szarpnął się mocno wyrywając kij z rąk młodego pachołka, który pociągnięty poleciał do przodu. Zbrojny z partyzaną zareagował na szczęście równie szybko pchając ostrzem, które rozorało jedynie futro na grzbiecie. Skowyt jaki wydobył się z gardzieli był pełen raczej szalonej wściekłości, nie bólu. Zwierz rzucił się na halabardnika zatapiając potężne zębiska na jego twarzy i nic sobie nie robiąc, z zaciśniętej na szyi pętli. Zresztą psiarczyk, który wciąż trzymał kij też teraz upadł pod wpływem mocnego szarpnięcia bestii.
Wilk natomiast jednym kłapnięciem szczęk pozbawił halabardnika nosa i górnej wargi. Śmiertelnie zatrwożona tym widokiem blondwłosa szlachcianka znów krzyknęła, starając się odczołgać jakoś. Zresztą nie tylko ona krzyczała, wszyscy co to widzieli na placu, podnieśli wrzask lecz... to ją bestia znała. Wilk widział wszak dziewczynę nieraz w towarzystwie Torina - swego głównego dręczyciela. I ku niej właśnie skierował teraz swoje kroki.



Testament Torina miał swoje uroki.

Wprawdzie młoda szwaczka z Namur (jak przynajmniej twierdziła) jeszcze gdy Torin żył wahała się czy nie zakręcić się wokół ‘drugiego na zamku po zarządcy’, ale po jego śmierci i ogłoszeniu testamentu opory wszelkie już straciła. Służba (a więc i Giselle) relacje Aili i Alexandra znajdowała conajmniej napiętymi. Wszak nikt na zamku nie wiedział o ich niedawnym spotkaniu w tej komnacie, gdy tak bardzo się przed sobą otworzyli i coś między nimi… pękło? Może jeszcze nie runęła, ale zatrzęsła się w posadach bariera, mur stojący między dumną szlachcianką, a skrybą wypranym z sumienia intrygantem. Zobaczyli się w innym świetle, a choćby przelotne dotyki elektryzowały. Przynajmniej Alexa, choć przecież widział jej zachowanie. To działało i w drugą stronę. Do tego Jeremi mówił mu, jak przychodziła co dzień, jak czekała z nadzieją.

Służba nie wiedziała o tych sprawach, służba myślała, że panienka z musu interesuje się losem księdza martwiąc się o własny los. Służba wiedziała, że Aila Alexandrem w pewien sposób gardzi, a on widzi w niej dumną do przesady pusta wydmuszkę.
To samo przez służbę wiedziała Giselle nieświadoma drugiego dna.

Nie była nawet początkującą intrygantką i widać to było jak na dłoni. Do tej pory raz udało jej się z niedorozwiniętym idiotą, a to wszak epicki wyczyn nie był. Mimo to dla niej było to jakieś osiągnięcie i działała tą sama taktyką. Prostą naturalnością pomieszaną z pewnym uporem sprawienia w głowie Alexa, iż może dać mu wiele i być dla niego ważna. W ujęciu innym, można by powiedzieć, że zabierała się trochę jak pies do jeża, a trochę w tym temacie nurkowała jak dzik w żołędzie. I to może średnio działało by na skrybę w pełni sił, ale teraz sprawdzało się nieźle.

Gładząc nagie, kształtne udo odkryte spod podciągniętej sukni służebnej i patrząc na obnażone piersiAlex czuł się naprawde nieźle.
Zaprawdę miał te uroki testament Torina.

giselle uparła się, że słyszała iż babcia matce mówiła, że chłop jak cycki młode zobaczy to się go nie powstrzyma i poleci za nimi choćby na łożu śmierci leżał. Wprawdzie nie pamiętała kiedy i w jakiej sytuacji, ale z półpoważnym tonem upierała się, że terapii spróbować trzeba.
Nażarty, syty Alex napojony winem, leżał w miękkim łożu macając jędrne uda dziewki, która uparła się go uwieść i podziwiał panoramę pięknych widoków. Pytała go o różne księgi, a on reagował leniwie poddając się jej obecności i głosowi. w normalnej kondycji psychicznej taką sytuację mógłby odnajdowadx beznadziejnie infantylną i dziewczyna musiałaby sięgnąć o wiele głębiej do arsenału swych możliwości aby wywołać bezsprzeczne zadowolenie. Ale dziś na skrybę to wystarczało w dwójnasób.

I wtedy wszystko się spieprzyło, a leniwy raj zbudowany przez młoda czarnowłosą dziewkę prysł.

Krzyk Aili pełen przerażenia, wrzaski spanikowanych ludzi na dziedzińcu, jazgot ujadania psów… Nie wróżyło to dobrze. Otępiały skryba spojrzał ku oknu za którym działy się jakieś dantejskie sceny, gdy krzyk powtórzył się.
Aila.
Wspomniał o jej opowieści. O ataku, najpewniej, łowcy wampirów, a któż byłby lepszym celem na początek niż służka nieumarłego?
Zerwał się przewracając giselle na łoże i doskoczył do okna uderzeniem pięści otwierając okiennice.
Na dole wielki stary basior właśnie skoczył na pachołka leżącego twarzą do ziemi i próbującego zbierać się na czworaki, szczęki zatrzasnęły się na karku i chyba wyobraźnia dopowiedziała Alexandrowi ten upiorny trzask jaki usłyszał. W tym harmidrze wszak nie przebiłby się do jego uszu. Zbrojny wył z bólu i strachu trzymając się za twarz i kopiąc nogami po ziemi, a psiarczyk Aloise tyłem, półleżąc wycofywał się oszalały ze strachu. Kilku zbrojnych na murach pędziło ku schodom, ale byli za daleko.
W tym wszystkim Aila jak sparaliżowana półleżała kilkanaście stóp od wściekłego zwierza.
Krzyknęła znowu.

Wyprucie z woli nie miało tu wiele do rzeczy, tu wszak nie było konfrontacji, pojedynku charakterów, spojrzeń… Był tylko krzyk przerażonej kobiety. Jej. I To kim Alex się stał budując swój własny etos wokół duszy której nie złamał ani klasztor, ani wojny, ani Elijah.
Wskoczył na parapet szykując się do skoku w dół.
- Panie!!! Nie!!! - Giselle krzyknęła ze strachu widząc co zamierza.
Chociaż rzecz działa się praktycznie pod oknami skryby, to był jeden zasadniczy problem.
Ot, blisko sześćdziesiąt stóp między oknem, a ziemią. Jeżeli nie śmierć z upadku, to choćby połamanie i zagryzienie przez zwierza już na dole.

Sytuację uratowała Aila… choć raczej nieświadomie.
Nawet nie tyle Aila co jej niedoświadczenie w kierowaniu służbą zamkową.
Pachołkowie, jak wszędzie, byli bardziej niż leniwi i wyznawali zasadę “jak masz coś zrobić dziś, to zrób to pojutrze”. Alexander budził w nich obawy, toteż choć skryba na zarządzaniu zamkiem nie znał się ni w ząb… robili co trzeba by nie oberwać gdy wymownie nakopał w dupy raz, drugi i trzeci za coś co zrobione nie było, a zrobione być powinno, nawet gdy nie wydał nikomu polecenia. Wraz z jego zniknięciem i przejęciem zarządzania tym wszystkim przez kasztelankę, nastąpiło spore rozprzężenie.
Wielki wóz drabiniasty upchany na amen i wysoko sianem dla koni, stał sobie nie ruszony od wczoraj naprzeciw stajni, pod zamkowa ściana i czekał, aż ktoś się nim łaskawie zajmie.
Dokładnie pod oknami komnaty Alexa, który nie tracąc czasu na choćby zastanowienie się czy to mimo wszystko nie za wysoko - skoczył.
Znów kobiecy wrzask rozdarł powietrze, lecz tym razem była to Giselle, która myślała chyba, że skryba oszalał i rzucił się z okna.
Alexander zaś jak przystało na kogoś, kto popisał się heroiczną głupotą, miał wiele szczęścia. Spadł w sam środek wozu, ześlizgując się gładko po sianie i zeskakując na ziemię niby kot. Gdyby to sobie tak zaplanował, to by równie dobrze nie wyszło.
Aila zaś spojrzała na niego zupełnie zdziwiona ze łzami w oczach i ustami rozwartymi jakby wciąż echo krzyku się z nich wydobywało.
Mniejsze wrażenie to jednak zrobiło na wilku, który tylko doskoczył, a widząc nieuzbrojonego człeka, znów skierował się ku upatrzonej ofierze - Aili de Barr.

[MEDIA]http://i.imgur.com/TaY0aUq.jpg[/MEDIA]

Wielki basior spiął się i skoczył prosto na nią w powietrzu zderzając się z Alexandrem, który również skokiem jakby przefrunął ponad szlachcianką. Człowiek i wilk spięli się i zakotłowali na dziedzińcu. Rozwarte szczęki celowały w szyję skryby, ale ten trzymając zwierzę odchylił się i zębiska zatrzasnęły się na jego lewym barku.
Ryk bólu rozdarł powietrze gdy ugryzienie naruszyło ranę po postrzale z kuszy nie do końca zagojoną wampirzą krwią i kilkoma dniami jakie minęły od napadu bandytów. Skryba wylądował na plecach, wilk na nim zaciskając szczęki, które mogłyby zgruchotać bark, gdyby nie szybka reakcja Alexandra. Wyjąc z bólu i spinając wszystkie mięśnie docisnął biały łeb do siebie jakby wbijając bark głębiej w paszczę drapieżnika i utrudniając mu tym zaciśnięcie jej. Wilczur zaczął się dławić i drapać, próbował odskoczyć, ale opasujące go prawe ramię Alexandra utrudniało to. Mężczyznie nabrzmiały żyły na skroni gdy z wysiłkiem przekręcił siebie i basiora zakleszczonego pyskiem na jego barku, aby mieć zwierze pod sobą. Coś jakby trzasnęło, a skryba znów zawył z bólu, mimo to udało mu się zmienić pozycję i przycisnąć ciało wilka do ziemi podczas gdy głowa zwierzęcia wykręciła się przez to pod nienaturalnym kątem. Krew ściekała po ramieniu człowieka i wydawało się, że ten poda się już lub szczęki strzaskają mu cały bark. Jednak to stary wilk odpuścił pierwszy i rozluźniając uścisk cofnął łeb. Prawica skryby docisnęła go za gardło do ziemi .
Basior charczał i wierzgał wszystkimi czterema łapami, ale nie mógł wyzwolić ani łba od zaciśnietej na szyi dłoni, ani ciała spod ciężaru Alexa. Drapał zostawiając gdzieniegdzie pręgi na ciele mężczyzny. W końcu charkot przeszedł w cichy skowyt i znieruchomiał.
Żył jeszcze ciężko dysząc i widać było, że skryba nie musiał już robić tego co zrobił nad półprzytomnym z braku oddechu zwierzem. Na wpół bezwładną lewą ręką pogłaskał lekko, wilczura po głowie. Jak z pieszczota względem starego przyjaciela. I docisnął mocniej prawicę miażdżąc gardło.
Wilk wyprężył się i znieruchomiał.

Aila, która w międzyczasie otrząsnęła się z szoku na tyle, by pochwycić jeden z hyclowatych kijów, stała teraz kilkanaście kroków dalej i patrzyła. Wystarczyła krótka wymiana spojrzeń, by Alexander wiedział, że ona rozumie dlaczego zrobił to, co zrobił.
Dziewczyna pociągnęła nosem, po czym weszła w pański ton.
- A wy co się tak gapicie? - krzyknęła na pachołków - Jużci panu macie pomóc, a nie się obijać. Żadnej z was pomocy. I ty tam - wskazała na jedną z dziewek, które wybiegły z kuchni - Leć po cyrulika, ale to już!
Wydawszy nakazy, sama podeszła wartkim krokiem do rannego mężczyzny.
- Lubisz jak... jak cię podziwiają, co?
- uśmiechnęła się krzywo, choć w oczach wciąż miała łzy. Ze zdziwieniem dostrzegła malujący mu się na twarzy gniew. Coś co było poza jego możliwościami od kiedy wrócił. Iskry gniewu, nawet jak nie był jeszcze do końca sobą. Jakby to co zrobił dodało mu pewności siebie. Nim jednak dał upust temu uczuciu, choćby odcinając się… zdał sobie sprawę, że leży przed nią tak jak wyskoczył z łoża. Nagi jak nowonarodzony i pełen opadającej adrenaliny oraz podniecenia walką.
Z wszelkimi tego konsekwencjami i teraz musiał się zastanowić czy nie o tym Aila właśnie mówiła, bo trzeba przyznać, że... prezentował się. Oj prezentował...
Na szczęście za chwile przybiegli pachołkowie, a jeden z nich pomyślał i płaszcz wziął, by nagość pana skryć. W ruch poszły też materiały koszul, by paskudną ranę na barku zatamować. W obliczu tego zamieszania, Aila cofnęła się kilka kroków, niepewna co robić.
- Co tu się stało? - Aila była pewna, że normalnie dodałby do tego coś choćby na granicy przyzwoitości w jej towarzystwie, ale i tak mocny ton wskazywał pewne zmiany. - Jak on się wydostał?!
Panna de Barr mimo spąsowiałych policzków, spojrzała w oczy Alexowi.
- To moja wina. Jak chcesz krzyczeć, to na mnie. - powiedziała tylko, lecz jej postawę cechowała dawna duma, jakby chciała dodać “jeśli się odważysz”.
Nie odwazył. Tak silny by się z nią mierzyć jeszcze nie był.
- Ale… jak to twoja wina, cóżeś ty uczyniła?
- Pierre, nie żyje - Aloise rzekł rozedrganym głosem. Psy wciąż ujadały, a zbrojny z odgryzioną częścią twarzy wył i zwijał się na ziemi.
Aila stała wyprostowana, choć było widać, że drży na całym ciele, a jej głos brzmiał nosowo, kiedy mówiła:
- Chciałam zwrócić mu wolność. Torin zmarł. Nie było potrzeby go trzymać. Nie myślałam... - zaczęła się sypać.
- Wolność. - Alexander rzekł cicho i zaczął się podnosić z pomocą dwóch ludzi. W końcu ze strasznym grymasem bólu stanął na nogach.
Zaczął iść ku Aili nie zwracając zbytnio uwagi, że pachołek nie zdążył zapiąć mu płaszcz.
Ona również chyba nie o jego nagości teraz myślała. Patrzyła mu w oczy, starając się nie poddać szlochowi, który targał jej piersią. Czekała na to, co chciał jej zrobić.
Stanął tuż przed nią.
- Wolność? Gdzie wolność? - spytał cicho.
Zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc czemu tak bardzo uczepił się tego słowa. Podjęła głupią decyzję, teraz to wiedziała, życie tych dwóch tutaj (bo pewnie halabardnik lada moment wyzionie ducha) nie było warte jej górnolotnych wizji powracającego do pierwostanu basiora.
- Do lasu. - odparła tylko, z trudem wytrzymując jego wzrok.
- Do lasu… - Skryba dostał jakby w łeb. chwile milczał. - Andrus przywlókł go tu na lata zanim przybyłem. Oszalałe zwierzę nie dałoby sobie rady... - Objął ją ramieniem. - Nienawidzący ludzi, ale tylko przy siedliskach mogący znaleźć jakiekolwiek pożywienie. Jest wrzesień, dzieci chodzą do lasu zbierać grzyby… - Objął ją mocniej, na twarzy miał smutek.
- Nie pomyślałam... - powiedziała szeptem, a potem załkała tuląc się do jego ramienia. To był doprawdy przeszywający płacz, jakby wyrażał nie tylko żal po epizodzie z wilkiem, ale znacznie, znacznie więcej.
Przytulił ją i głaszcząc po głowie, pocałował w skroń. Jej włosy moczyła krew z rany rozszarpanego barku, która zaczęła się zasklepiać gdy Alex tak jak przy powozie użył vitae sire w nim krążącą. Była cenna, a nie miał większych nadziei iż Elijah jest jakoś z niego ostatnio specjalnie zadowolony na tyle, żeby dać mu pić z siebie.
Ale tak było trzeba. Pęknięta kość obojczyka zrosła się jeszcze zanim sięgnął ramieniem w dół by złapać szlochającą dziewczynę pod kolana i niosąc na rękach skierować się ku jej komnacie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-09-2017, 13:13   #28
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Początkowo Aila próbowała oponować, by ranny, praktycznie nagi mężczyzna niósł ją na rękach przez cały dziedziniec, hol zamku i potem większą część wschodniego skrzydła. Jednak jedynie co teraz potrafiła, to szlochać bardziej lub mniej przeszywająco. Toteż poddała się i wtuliła w jego szeroką pierś, siąpiąc żałośnie nosem i starając się uspokoić.
Na ich widok stara Maria aż się przeżegnała. Chciała coś rzec, lecz mina skryby skutecznie pozbawiła ją ku temu chęci. Aila nawet na nią nie patrzyła, rozkoszując niespodziewanym ciepłem i pocieszeniem.
Kiedy mężczyzna wniósł ją do komnaty i ułożył na łożu, była już na tyle spokojna, by uśmiechnąć się blado.
- Naprawdę przepraszam. Tak strasznie mi głu... - Zamilkła, orientując się, że płaszcz, który skryba narzucił na siebie jest luźno rozpięty i bynajmniej nie ukrywa najbardziej strategicznych obszarów jego męskiego ciała.
Zamyślony skryba też był tego świadom i chyba dobrze zrozumiał jej reakcję widząc ten zszokowany wyraz twarzy. Przeklął się w myślach, że podszedł do niej zanim zapiął odzienie, które nałożył na niego pachołek. Z drugiej strony zareagował wiedziony impulsem, wypowiedź o wypuszczeniu tego potwora do lasu tam, wtedy na dziedzińcu po prostu uderzyła go szokiem.
- Ailo… - powiedział miękko starając się rozładować lekko jej napięcie wcale zresztą nie dziwne w tej sytuacji. - By zapiąć się, musiałbym Cię upuścić. Podłogi mają to do siebie, że są twarde.
Żart.
Reagował już praktycznie jak normalny człowiek.
- Ja... - zmarszczyła brwi w ten charakterystyczny dla siebie sposób - doceniam poświęcenie, ale teraz możesz się już zapiąć. Starczy ci tego podziwu z mojej strony. - dodała, odwracając wzrok i uśmiechając się jakoś tak tajemniczo pod nosem.
- Podziwu? - Opatulił się płaszczem spinając go na barku.

Nie zdążyła odpowiedzieć, bo do komnaty wpadła Giselle. I to wpadła dosłownie, rzucając się w objęcia Alexandra.
- Ja... ja żech myślała, że pan sobie życie odebrał! Tylem się strachu najadła... a pan jeno na ratunek skakał. Bohatyr prawdziwy! - Oderwała się tylko po to, by spojrzeć na niego z podziwem i chyba go chciała ucałować, ale zmiarkowała się widząc siedzącą na łóżku Ailę.
- Ja... ja... pana przyszłam opatrzeć. - Wskazała przewieszone przez ramię bandaże i jakiś worek, który trzymała w ręce.
- Nie trzeba. Idź prosze zajmij sie Marią, staruszka musiała prawie serce stracić widząc co działo się z Panią. Ja niedługo pewnie przyjdę.
Dziewczyna spojrzała na niego wzrokiem zbitego psa, lecz gdy zdania nie zmienił, odwróciła się i ruszyła ku drzwiom nieszczęśliwa.
- Zaczekaj Giselle - zawołała za nią szlachcianka, a dziewka obróciła się z nadzieją - trzeba pana opatrzeć. Zostaw bandaże i maści. Ja się tym zajmę.

Gdyby wzrok mógł zabijać... albo przynajmniej okaleczać Aila najpewniej nie wyszłaby z tego cało. Na szczęście jednak niedawna oblubienica Pieterzoona miała w sobie dość sprytu i instynktu samozachowawczego, by skinąć głową i bez słowa wykonać polecenie. Po chwili drzwi komnaty zamknęły się za nią.
Kasztelanka uśmiechnęła się lekko na tę reakcję dziewczyny, z pełną świadomością, że pewnie teraz z Marią pod drzwiami warują i próbują co usłyszeć. Zeszła z łoża i nalała do dwóch kielichów wina.
- Nie tak mocne jak twoje, ale chociaż starczy byś gardło oczyścił - powiedziała, po czym z rumieńcem na twarzy dodała. - Rozbierz się... górę w sensie.
Wypił łyk po czym jakby spolegliwie rozchylił płaszcz na piersi, lewą dłonią spinając go… hm, niżej. Że nie była to wygodna pozycja, to usiadł na łóżku nie musząc martwić się o rozchylenie tkaniny w newralgicznych miejscach i sycząc z bólu zdjął górę ubioru, tak że opadła na łoże.

Aila tymczasem przyniosła misę z wodą, która zawsze stała w komnacie i niewielką szmatkę. Starała się zachowywać naturalnie, choć było widać, że każdy mięsień jej ciała jest teraz spięty.
- Muszę najpierw oczyścić rany - powiedziała. - Zresztą pewnie wiesz, jak to się robi. I wiesz, że Giselle zrobiłaby to lepiej - dodała ciszej, dotykając mokrym gałgankiem obrzeży ogromnej rany po ugryzieniu wilka.
- Nie wiem. Wszak nie jestem obeznany z jej wiedzą w tym. Dlaczegóż wolisz sama mi pomóc?
Dłoń, którą zmywała teraz krew z jego świeżo zabliźnionej rany dzięki wampirzemu vitae, zadrżała i zatrzymała się na moment. Po chwili jednak wróciła do przerwanej czynności.
- Chyba chcę ci się odwdzięczyć... choć to mały gest w stosunku do tego, co ty zrobiłeś dla mnie.
- A jakże miałbym inaczej postąpić? Mogłaś zginąć.
- Więc zawdzięczam ci życie -
odparła delikatnie osuszając teraz ranę. Jej palce przesuwały się po jego skórze z tą charakterystyczną kobiecą miękkością, jednocześnie rozluźniając ciało.
- Jak więc tym razem mam spłacić swój dług? - Aila zapytała z uśmiechem.

Powinność przysługi za to, że wyprawił się na bandytów, choć była to powinność Torina.
Odpłata za naukę szermierki.
Uznanie iż ma dług za ocalenie życia.

Tyleż okazji by choć spróbować wziąć od niej to czego tak bardzo pragnął, a jednocześnie czające się z tyłu głowy poczucie, że wściekłość i nienawiść eksplodowały by w niej na samą sugestię…
Przez chwilę łudził się, że to ocalenie życia mogło być czymś co mogłaby uznać za warte spełnienia tego czego chciał, ale uznał iż jeszcze nie. Chyba nie była na to gotowa. Jeszcze nie dziś i nie tu, gdy chciwe uszy czaiły się słysząc zapewne co dzieje się w komnacie kasztelanki. Poza tym… nawet gdyby się zgodziła, to dopiero zaczynali sobie ufać, burzyć mur między sobą. Prośba, którą miał na końcu języka na tym etapie między nimi mogłaby wywołać u niej ból, rozpacz, gdyby zdecydowała się ją spełnić. Poza tym nie była zwykłą pierwszą lepszą dziewką aby przyjąć takie życzenie lekko, to kim była utrudniało sprawę. I to wszystko gdy sam jej mówił iż wspierać będzie ją aby sama trzymała swój los i decydowała o sobie. Byłby ostatnim skurwysynem, gdyby tak ważną dla niej rzecz wymagać na drodze przysługi czy odpłaty.
Może jutro (na co bardzo liczył), może pojutrze, może za tydzień ochoczo przystanie na to, lub przynajmniej w burzy sprzecznych emocji zdecyduje się zgodzić. Gdy wewnątrz niej ta zgoda wyniknie po walce z samą sobą. Ale jako własna decyzja, nie cena za coś.
Podniecenie na samą myśl uderzyło w niego tak, że musiał zmienić pozycję pochylając się. Zdradliwy płaszcz dawał marną osłonę dla takich emocji. Miał nadzieję, że wzięła to za reakcję na ból.

Powtarzał sobie że...
Jeszcze nie teraz.
Nie tu.
Ale już wkrótce.

Ledwo dostrzegalnie przejechał językiem po wardze.
- Może kiedyś moje życie będzie w Twoich rękach - powiedział wymijająco też uśmiechając się lekko - będziemy wtedy kwita. Może jutro gdy pojedziemy ćwiczyć twoje opanowanie miecza, wbiegnę w bagno tylko po to byś mogła rzucić mi linę i nie kłopotać się iż jesteś mi coś winna? - zażartował.
Nieświadoma jego wewnętrznych zmagań Aila również się uśmiechnęła, jednocześnie nie odrywając wzroku od jego piersi, którą właśnie owijała bandażem. Alexander musiał przyznać, że choć dłonie dziewczyny faktycznie czasem zdradzały brak doświadczenia, to jednak ich dotyk był bardzo delikatny. Szlachcianka musiała wyjątkowo uważać, by nie urazić jego rany.
- Myślisz, że jak nie będę mieć tego długu u ciebie, to ci tej liny nie rzucę? - odparła przekornie.
- Cóż, nadzieję bym w sobie miał, że jednak byś rzuciła - odrzekł, zaraz jednak zmieniając temat: - Dziękuję ci, za “Białego”, ale sire to się pewnie wścieknie.
- Chciał byśmy tu rządzili... więc rządzimy. Nie może mieć do nas pretensji za niewykonanie poleceń, których nie wydał -
odparła butnie, przyglądając się swojej robocie. - Skończyłam. Mam nadzieję, że nie spadnie po chwili. - Oparła dłoń na jego piersi, sprawdzając palcami naprężenie materiału.
- Dziękuję. - Położył dłoń na jej dłoni. - Zatem czas na mnie? - Ni to rzekł, ni to spytał, ale widać było po nim, że niezbyt kusi go wizja wyjścia. Pochylił się do blondynki, by rzec szeptem. - Trochę boję się, że Giselle znów zacznie kombinować - uśmiechnął się - miłe to, ale przeszkadza we śnie.
- Już i tak mnie za wredne babsko uważa, sam się musisz ratować przed tą waderą -
odrzekła Aila cofając rękę. Nagle też posmutniała wyraźnie, spuszczając wzrok.
- Wiesz, tej nocy... - urwała, bo do komnaty ktoś zapukał. Zdziwiona znów odsunęła się od Alexandra, jakby bojąc się, że siedzą za blisko siebie.
- Tt...tak? - zapytała.
- Pani, szukam pana Alexandra. Czy jest u pani? - oboje rozpoznali głos Bernarda.
- Co się stało? - odezwał się skryba nie mówiąc wszak by chłopak wchodził.

Ten jednak był tylko prostym pachołkiem. Ciekawskim w dodatku. Drzwi otworzył i spojrzał do środka. Natrafiając na spojrzenie Alexandra rzekł:
- Panie... panie... nie wiemy jak to się stało, ale... ciało wilka... znikło. Ni ma go nigdzie. Nikt nic nie wie.
- Już ja wiem jak nikt nic nie wie… -
Na twarzy mężczyzny odmalowała się złość i jakiś żal. - Pół zamku mówiło że kiedyś za to wycie zrobi sobie z jego skóry podnóżek. Nie interesuje mnie kto ma taką chętkę, powiedz, że jak zobaczę gdzie na Kocich Łbach jego skórę, to winny powisi z banitami Pieterzoona.
- Ttttak jest, pani! Tak powiem! -
zdenerwowany chłopak przełknął ślinę. Już miał się chyba wycofać, gdy odezwała się Aila:
- Ale jak to możliwe? Przecie cielsko leżało na dziedzińcu. Nawet jeśli nikt z nim nic nie robił... sam jeden człowiek nie dałby rady go nigdzie zanieść, a co dopiero ukryć...
Na tę uwagę pachołek zrobił się jeszcze bardziej nerwowy. Alexowi zdawało się, że czegoś im jednak nie mówi.
- Bernard? - Głos skryby zdradzał iż to widzi. - O co chodzi?
- Ja...em... nie no, to tylko takie gadanie... jedna baba widziała... a wiadomo jak z babami... - Nagle omal się nie zadławił i zaczął kłaniać w pas. - Panienka wybaczy. Ja oczywiście o takich prostych babach mówię. O praczce Sofii. Ale to nic... nie ma co się przejmować, bo ona sama niepewna...
- Bernard, mów bo nie ręcze za siebie.


Zabrzmiał na tyle groźnie, że nawet Aila zareagowała i delikatnie złożyła dłoń na jego przedramieniu, jakby niemo prosząc, by się pomiarkował.
Chłopak zaś pisnął dziewczęco, lecz po chwili zaczął mówić.
- Ona powiedziała, że widziała takie samo licho, co to trupa ściągnęło z muru, jak do lasu biegło, ciągnąc za sobą wielkie futro. A że to dość daleko od strumyka było, to początkowo myślała, że to jakie zwierze. Ale mówi, że z niczym jej się nie kojarzyło. No i tylne łapy na pewno ciągnęło. Ot, gadanie żeby zamęcić...
- Szczególnie, że przecież to chwile temu było. Nie ma co wierzyć w takie plotki. -
Spojrzał na Ailę. Ona tylko kiwnęła głową i cofnęła rękę.
- No to w sumie tyle panie. Idę do tego siana, co zgniło. Może się co da odratować, bo zimę koniki niewesołą mogą mieć...
Skrybę średnio interesowało gnijące siano, gdy zamknęły się drzwi westchnął ciężko.
- Mam nadzieję, że go nie oskórują - powiedział.
- Ja również - przyznała. Jedno wejście służącego uczyniło ją jednak na powrót sztywną kasztelanką. - Co do siana, to chyba też moja wina. Nie wydałam polecenia by je zebrali, choć na deszcz się zbierało. Będziesz chyba musiał... musiał przyjrzeć się tym moim rządom. Bo przyznam, że do niczego poza pogrzebem głowy nie miałam.
Roześmiał się.
- Ufam, że tyś, jako szlachcianka i wychowana na zamku ojca swego, więcej się na tym znasz niz ja. - Zamyślił się. - Póki ślubu nie ma, nie ma zarządcy. Wcześniej wobec niemocy Torina starałem się jeno by w zastępstwie jego jakoś to w kupie trzymać. Tyś jego bratanicą, rządź.

Dziewczyna przyjrzała mu się, najwyraźniej starając ocenić, czy jest to przytyk z jego strony.
- Po dzisiejszym wydarzeniu? - zapytała cicho. - Jak się dowiedzą, że sama mam władać, to zaczną z zamku uciekać. W trosce o swoje życie - rzekła gorzko. - I w sumie wcale im się nie dziwię. Mnie uczono oceniać wartość koni, wybierać materiały na sukienki i zasłony, wyprawiać przyjęcia... lub pogrzeby. Nikt mi jednak nie mówił, że trzeba siano przed deszczem zebrać, że psy trzeba wybiegać co parę dni, nawet jeśli polowania nikt nie urządza, że pachołków na ryby warto raz na tydzień wysłać... Nikt mi tego nie mówił. I... trochę się tym nie interesowałam dotychczas. - Przełknęła ślinę i odwróciła głowę - Potrzebny mi jesteś...
- Do zarządu zamkiem? - Zerknął na blondynkę z napięciem. Podniosła na niego wzrok, przyglądając mu się teraz tymi niebieskimi jak wody jeziora oczami.
- Tak. I... to zależy, co sam oferujesz - powiedziała.
- Co oferuję… - nie spuszczał spojrzenia z jej oczu, choć przy ledwo odbudowującej się woli było to dla niego strasznie ciężkie. - Chciałbym, abyś tak jak tego chcesz była pełną panią swego losu. Abyś rządziła na Kocich Łbach, ja mogę zaoferować, że będę wtedy przy tobie, że będę pomocą. Czy jako mąż jak chciał Torin, czy rycerz, czy zamkowy skryba.
- Więc... jest ci to obojętne? -
zapytała cicho.
- Nie - odpowiedział odwracając wzrok, to dla niego było już za dużo. - Nie jest.

Aila jednak nie rozumiała procesu odbudowy jego siły woli. Czekała wyraźnie na jakiś ciąg dalszy, a gdy ten nie nastąpił, zrobiła się zła. Jak mała dziewczynka, której obiecano kucyka, lecz nie powiedziano kiedy go dostanie.
- Aha... Dobrze. To może jak raczysz ustalić coś więcej, powiadomisz mnie o tym? - zapytała wyniośle.
Jakże nie cierpiał tej pozy.
- Powiadomię. Życzysz sobie listownie, przez posłańca, czy… - Nie był dostatecznie pewny siebie by dokończyć. Wstał. - Chciałbym cię za żonę, bardziej niż myślisz. ale nie gdy tego nie chcesz..., gdy mnie nie chcesz i nie gdy on w każdej chwili może… - nie dokończył, mówił jej o tym wszak kilka nocy temu.

Wyszedł trzaskając drzwiami.
Nie zatrzymywała go. To też zabolało.

Za to ledwo się obrócił, natrafił na starą Marię. Kobieta patrzyła na niego tak, jak patrzy się na dzieciaka, który został złapany podczas buszowania w kuchni. Choć stara miała już słaby wzrok i słabe ciało, słuch miała niczego sobie.
- Podsłuchiwałaś… - rzekł z lekko zbolałą miną.
- I tak, i nie - odparła kobiecina, wciąż patrząc na niego spode łba. - Nie rzekłeś niczego, co powinieneś.
- A co powinienem?

W odpowiedzi stara podeszła bliżej i wspinając się na palcach, dźgnęła go paluchem w okolicę serca.
- Jak żeś głupi, to cierp. A teraz idź, przespać się musisz - pouczyła go, nijak szacunku nie wykazując. Widać że sporo przebywała z krnąbrną kasztelanką.
Spojrzał na nią spode łba, co nie było proste wobec faktu iż sięgała mu do piersi.
- Kobiety… - Złapał się za głowę odchodząc korytarzem ku skrzydłu gdzie mieściła się jego komnata.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 03-09-2017, 20:05   #29
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację


Obudziwszy się Alexander leżał chwilę patrząc w sufit, po czym powoli i bardzo delikatnie wstał z łoża, aby nie obudzić skulonej obok niego nagiej dziewczyny. Poprzedniego dnia, po zajściu z wilkiem, ochmistrzyni chyba dobrze odczytała mniej lub bardziej bezpośrednie wywalenie Giselle z komnaty Aili i nie miała oporów, lub obaw względem skryby, by byłą banitkę zagnać do prac na cały dzień.
Inna sprawa, że ciemnowłosa oczywiście przyszła wieczorem, z uporem i konsekwentnie chcąc dalej wprowadzać swój plan w życie. Zmęczona strasznie nie próbowała jakichś wymyślnych podchodów, epatujac jedynie zwykłą potrzeba bliskości skrzywdzonego dziewczęcia szukającego oparcia i (na przyszłość) jakiejś ochrony przed tym czego już w życiu zdążyła doświadczyć.
Desperacko i za wszelką cenę.
To na Alexandra ukształtowanego na niesienie opieki tym którzy jej potrzebują, zadziałało o wiele lepiej niż jej wsześniejsze nieporadne intrygi, co zresztą chyba sama zauważyła. Prócz tego Alex nie był jeszcze na tyle silny psychicznie, aby przeprowadzić z Giselle pewną rozmowę jasno określająco co jest, a co będzie i jak to się ma do jej planów.

Złapał się na tym, jak bardzo żałuje iż na widok kolejnych póz i huśtawek nastroju kasztelanki z drzemiąca gdzieś złością zdecydował się ustawić ją do pionu, a w łóżku wylądował z kruczowłosą służką. Nie mniej mocno uderzyło w niego, że chciałby w sumie odwrotnie…
Gdy się ubierał Giselle nie obudziła się. On przespał cały dzień i wieczorem był wypoczęty, a wspominanie tak bardzo dwuznacznego spotkania z Ailą wyzwalało w nim emocje i buzujące pożądanie. W łożu zaś miał młodziutką prześliczną dziewczynę…
Inaczej skończyć to się nie mogło.
Skonana całym dniem Giselle zareagowała na to niemal euforycznie, jawiąc sobie spełnienie planów i póki nie padła jak trup podczas ich igraszek krzesała z siebie ile mogła.
W efekcie Alexander po raptem paru godzinach snu obudził się wypoczęty, a jej pewnie nie przebudziło by nawet szalone wycie “Pchlarza”
Gdyby jeszcze żył.

Wychodząc zastanawiał się, czy ochmistrzyni znów nie będzie wiedziała co począć z kruczowłosą i jak ją traktowac w aspekcie służby. Wszak kto nocą przebywał blisko komnaty skryby tego dosięgały niosące się ‘dowody’ na to gdzie i jak dziewczyna spędziła noc. Przełożona zamkowych służek z pewnością tego świadoma już od świtu.
Zaprząc do robót, czy “materac kanclerski” potraktować ulgowo?
Ot zagwozdka dla biednej starej Honoraty.

Zamykając drzwi Alexander uznał, że ma to głęboko w dupie.



Skoro świt Alexander zapukał do komnaty blondwłosej piękności tak, jak było umówione. Odpowiedziała mu cisza. Nim jednak zwątpił, drzwi uchyliły się, jedno niebieskie oko mu się przyjrzało badawczo, po czym drzwi otwarły się, a skryba dosłownie został wciągnięty do środka.
- Nie wiedziałam czy przyjdziesz - wyznała, po czym dodała z jakimś dziwnym tonem w głosie: - Tamara aż za bardzo się postarała z tym dopasowaniem męskiego stroju.
Dopiero teraz Alex miał okazję ocenić efekty przeróbek szwaczki. I choć sama Aila wydawała się mocno spięta, trzeba było przyznać, iż odzienie pasowało na nią idealnie.

[MEDIA]http://i.imgur.com/eWg6tw6.png[/MEDIA]

Szczególnie skórzane spodnie w swej obcisłości były niby druga skóra szlachcianki.
Ciężko było mu się skupić gdy na to patrzył.
- A dlaczego miałbym nie przyjść, przecież obiecałem? - spytał, po czym dodał ciszej: - Przepraszam za moje wyjście wczoraj. Ja... nie chciałem, wybacz.
Uniosła dłoń, dając znać, że nie ma o czym mówić. Następnie owinęła się szarą opończą, którą zwykli nosić na sobie strażnicy i skryła złociste włosy pod szerokim kapturem.
- Dobrze, że jesteś. Prowadź - powiedziała ze spokojem.
- Zanim wyjdziemy… obmyśliłem małą opowiastkę, by nie myśleli Bóg wie co o naszym wspólnym wyjeździe bez… hm, przyzwoitki. Oczywiście nikt nie pomyślał sam z siebie aby przywieźć powóz z miejsca napadu. Ta banda leniwych łajz czasem mnie dobija... W nocy gdy “Torin nas ocalił”, zabłądziliśmy, ale trafiliśmy na pustelnika żyjącego w górach co pokazał nam drogę. Ja chcę sprawdzić czy jest powóz, ty podziękować demerycie. - Wyciągnął przed siebie wielki kosz z którego pachniał świeżo upieczony chleb. - Możesz zgłodnieć w czasie fechtunku - powiedział szeptem i mrugnął. - Pustelnik się ucieszy. A że nikt oprócz nas nie radzi sobie dobrze konno, to pojedziemy sami.
- Brzmi dobrze - przyznała z tym dziwnym spokojem dziewczyna. - Tylko że to oznacza... tylko jedną lekcję, prawda? Bo przecie nie będziemy starca co tydzień odwiedzać.
- Nie. Mam pewien pomysł, opowiem ci o nim już w lesie.

Skinęła więc tylko głową i bez słowa za nim ruszyła tam gdzie ją prowadził. Nie szli do stajni co zauważyła po tym, że kierował ją ku innej części zamku niż wyjście na dziedziniec.
W końcu stanęli przed masywnymi drzwiami do jakiejś komnaty.
- Spokój tu u nas i bezpiecznie. - Alexander wyciągnął jakieś klucze. - Bo burgundzki ród całe Niderlandy i wiele innych ziem pojednoczył. Nie zawsze tak jednak było. Ot hrabiowie różni wojenki toczyli. Hainaut, Namur, Luksemburczyki, biskup Liege. Oj działo się tu w Ardenach podobno, oj działo... - Drzwi szczęknęły otwierane. - Ród Andrusa musiał trzymać wiele więcej żołnierzy niż ta nasza beznadziejna szajka. - Zapalił kaganek wchodząc pierwszy. - Teraz to nikomu nie potrzebne. I oby już nie było.

Oczom Aili ukazała się zamkowa zbrojownia. Nie szopa, gdzie ich nieliczni strażnicy trzymali partyzany, halabardy, kusze i bełty. Tu broni było zdecydowanie więcej. Dla większej zbrojnej zgrai. I lepszy wybór.
- Wybierz miecz, co go będziesz dobrze czuć w dłoni. Nieważne, żeś nie zaznajomiona i nie wprawiona. Poczujesz czy dobrze leży. Mój za ciężki, samaś wtedy to czuła. - Zrobił szeroki gest by coś sobie upatrzyła.
Panna de Barr zaczęła więc przypatrywać się broni, przechadzając z wolna. Czasem brała w dłoń jakiś miecz, czasem się zamachnęła. Nie komentowała jednak swoich wyborów, toteż trwali czas jakiś w milczeniu.
Wreszcie dziewczyna wróciła do miecza, który niemal jako pierwszy wpadł jej w oko. Na tyle lekki, by unieść go potrafiła jedną ręką i na tyle długi, by jako przedłużenie jej dłoni, ziemi sięgał.

- Ten - zdecydowała, po czym spojrzała na mężczyznę. - Sire znów mnie w nocy odwiedził - dodała. - Gości nam zapowiedział niedługo.
- Gości? Jakich gości?
- Alexander ani słowem nie skomentował wyboru broni, jakby w pełni ufał, że dziewczyna wybrała tę jaką dobrze “poczuła. To był zawsze najlepszy wybór.
- Powiedział mi tylko, że zjawi się jego przyjaciółka imieniem Theresa. Z mężem. Mam ich przedstawić jako swoją rodzinę cioteczną - odpowiedziała Aila tym samym obojętnym tonem co wcześniej.
- Nie wiadomo kiedy?
- Może dziś wieczorem... może jutro. W każdym razie wieczorem mają zajechać, żeby wrażliwość na słońce tej Theresy nie wydawała się służbie dziwna. Kazać trzeba jak wrócimy przygotować komnaty... i ciemne zasłony do nich.

Skryba zaklął żałośnie w duchu.
- Pan często cię odwiedza… - powiedział by zmienić temat.
- Może ciebie też by odwiedził, ale zajęty byłeś - odparła krótko.
- Chodźmy. Nie ma co marnować dnia - odpowiedział zrezygnowany kierując się ku wyjściu ze zbrojowni. - Ukryj miecz pod peleryną.
Kiwnęła głową na znak zgody i schowała broń. Następnie bez słowa podążyła za Alexandrem. Miał on jednak wrażenie, że przygląda mu się bardziej niż wcześniej.

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 04-09-2017, 18:10   #30
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Faktycznie skierowali się traktem ku miejscu napaści bandy Pieterzoona, ale sporo przed nim Alex skręcił w jakiś wąwóz wzdłuż którego płynął potok. Dzień był bardzo ciepły, jak na wrzesień wręcz niespotykanie upalny, być może jeden z ostatnich tak ciepłych przed nadejściem prawdziwej chłodów, okolica zaś bardzo urokliwa i była mała szansa, że ktoś ich nakryje w tej odnodze od traktu.

[MEDIA]https://i.imgur.com/0aBfYzh.png[/MEDIA]

Przez całą drogę Alex nie odzywał się jakby pochłonięty własnymi myślami, po wyrazie jego twarzy musiały być co najmniej niemiłe. Aila zerkała na niego od czasu do czasu, lecz też nic nie mówiła. Jej emocje zaś były zupełną zagadką.

W pewnym miejscu wąwóz rozszerzał się tworząc sporą polankę między ograniczającymi ją skałami. Potok rwał z jednej strony obmywając kamień, z drugiej była jedynie trawa ciągnąca się długą na jakieś sześćdziesiąt stóp polaną do przeciwległego skalnego zbocza. Za załomem skalnym dalej coś grzmiało, jakby wodospad.
- Tu nikt nas nie znajdzie - rzekł skryba zsiadając z konia i podchodząc do szlachcianki by jej pomóc.
Wsparłszy się na jego ramionach, pozwoliła się zdjąć z końskiego grzbietu.
- Pięknie tu - powiedziała tylko.
Kiedy on wbijał w ziemię kołki i przywiązywał do nich konie, Aila zdjęła opończę i zaczęła oglądać miecz, który wybrała, ważąc go raz w jednej, raz w drugiej dłoni.

Alexander zdjął z konia wielki kosz i postawił go na ziemi, blisko potoku. Przy nim rozłożył zrolowany koc przygotowując miejsce na odpoczynek. Bo że zmacha się panna w czasie ćwiczeń w to nie wątpił.
- Spróbuj najpierw tego, com pokazał ci tamtej nocy. - Uśmiechnął się prostując. - Ten miecz nie przeważy cię, ale nogę do oparcia stawiać musisz. - Wyjął gliniany gąsior z winem z którego zaraz pociągnął.
Aila skinęła głową, po czym w skupieniu powtórzyła ćwiczenie, które jej pokazał nim... nim sire go zabrał. Tamtego wieczora opowiedzieli sobie swoje historie, zbliżyli się, mimo że wiele złego między nimi wcześniej było. “Jak pies z kotem” zwykła o nich mówić służba, toteż ciężko przypuszczać, że jedna noc mogłaby wszystko zmienić. A jednak wczoraj bez zastanowienia ruszył jej na ratunek, a ona skryła się w jego ramionach, szukając pocieszenia. Czyżby więc pies i kot umieli się jednak dogadać? Trudno było wyrokować, kolejny dzień bowiem mimo zawieszenia broni między nimi wniósł pewną obcość, jakby ścieżki, które wyznaczyli, by się wzajemnie odnaleźć, jednej nocy zarosły chwastami.
- Tak? - zapytała dziewczyna, wykonując kolejne cięcie.
- Tak - przytaknął. - Ale musisz robić to naturalnie, to musi wejść Ci jak odruch, stąd wtedy chciałem kilka ciosów na raz, z krokami do przodu. O pierwszym myślisz, skupiasz się. Przed drugim już się zawahasz, będziesz chciała najpierw pomyśleć co zrobić i dopiero potem to uczynić. - Zbliżył się do niej. - Ćwiczymy póki nie zrobisz co najmniej pięciu kroków z ciosami na skos naprzemiennie. Prawa w lewą, lewa w prawą. Aż będzie to płynne.

Spróbowała, lecz zachwiała się już przy drugim ciosie.
Spróbowała kolejny raz.
- To bez sensu! Po co mi to? - poskarżyła się tonem rozkapryszonej panny, którą bądź co bądź była.
- Chcesz nauczyć się by jeno pięknie z mieczem wyglądać? - spytał przekrzywiając głowę. - Czy może by umieć się bronić… - nie dokończył bo jego dłoń wystrzeliła do przodu, jakby chciał ją uderzyć. Wstrzymał ją oczywiście nim jej choćby dotknął.
Zdziwiona spojrzała na niego.
Nawet nie odskoczyła.
Widać na piękną kasztelankę nikt nigdy ręki nie podniósł.
- Co to miało być? - zapytała.
- Nie masz nawet odruchu obrony Ailo - pokręcił głową. - Nikt nawet nie próbował… może w chwili strachu odruchowo zasłoniła byś się ręką? Odruchowo… - Ujął ją za ramię trzymające miecz i uniósł je. - Musisz opanować broń, aby posługiwać się nią też odruchowo. Kto pójdzie na ciebie z mieczem nie będzie czekał, aż pomyślisz która teraz noga gdzie, i czy miecz wznieść od lewej do prawej. Nawet jak jesteś bystra i jeno moment miałby to być. Musisz nabrać wprawy by robić coś nawet o tym nie myśląc. Rozumiesz? - Spojrzał jej w oczy.
Wciąż dostrzegał na jej twarzy wyraz oburzona tym, że w ogóle ośmielił się udawać iż podnosi na jaśnie panienkę rękę. Po chwili jednak zagryzła zęby i skinęła głową.
- Musisz mnie puścić, jeśli mam kontynuować - zauważyła.
Puścił, jakby dopiero orientując się, że wciąż ją trzyma.
- Eeee… przepraszam. - Kiwnął głowa wskazując, żeby kontynuowała, a sam wziął się za rozkulbaczanie koni.

Czas mijał a Aila ćwiczyła machając mieczem i stawiając kroki oraz... klnąc coraz szpetniej pod nosem. Trzeba jednak przyznać, że była zdeterminowana w nauce, co bardzo ujęło Alexandra i nie szczędził jej pochwał, choć i wskazywał co czyni źle. Po godzinie płynnie wykonywała już trzy, cztery kroki. Dyszała jednak teraz ciężko, a pot lał się z jej czoła. Pojedyncze kosmyki włosów, które wyswobodziły się z jej warkocza, teraz poprzyklejały się do jej lica. Mimo to jednak wciąż była piękna, a obcisły strój, którego kubrak teraz rozpięła, tylko podkreślało jej urodę.

Skryba czuł się… więcej niż dobrze.
W słońcu jakie wzeszło już wyżej i zaczęło grzać, w ślicznym wąwozie, z dzbankiem wina patrzył na dziewczynę tonąca w swym pocie i podziwiał.
Bo było co.
Widząc jej zdyszanie podniósł się i zbliżył z dzbankiem.
- Pij, w gardle ci z pewnością zaschło na wiór.
Nawet na niego nie spojrzała.
- Pięć kroków... pięć kroków miało być - wydyszała, skupiona na celu, który sobie wyznaczyła.
Pokręcił głową.
- Nie mówię o przerwie, do niej jeszcze trochę. Napij się. Ciepło, słońce, Ty zmachana, źle jak kto pragnieniem tknięty. Pij i próbuj dalej, ja patrzę.
Spojrzała na niego z dziwną wściekłością we wzroku.
- Nie! - krzyknęła i znów zaczęła ćwiczenie, a gdy pogubiła się przy czwartym kroku, choć już ledwo ledwo, to wrzasnęła tak, że aż się echo poniosło.

Skryba pociągnął z bukłaka.
- Z zamkniętymi oczyma spróbuj - powiedział gdy przełknął dobre wino.
Znów to nieprzyjazne spojrzenie, ale posłuchała. Zamknęła oczy, wdech głęboki wzięła po czym chyba nieświadomie krew wampirzą spaliła i z niezwykłą szybkością nie pięć, a osiem kroków uczyniła. I może nawet zrobiłaby więcej, gdyby sama nie zatrzymała się. Otworzyła oczy.
Skryba klaskał w dłonie kiwając głową radośnie.
- Jakże dobrze to widzieć. Świetnie! - Zbliżył się do niej. - Jest dobrze. Poruszasz się zwinnie i z gracją młodej pantery. Jakbyś tańczyła. - Spojrzał na nią z bliska i na jego twarzy zobaczyła pewną dumę, podziw? Jakby naprawdę się cieszył, że idzie jej nieźle. - Ale, że my nie na zamku i szczerym mam być jako nauczyciel, to ruchy choć szybsze, choć zręczne i płynniejsze… widać, że wciąż się wahasz, myślisz. Nie przejmuj się tym jednak. To nie na jedno przedpołudnie i nie na dwa, ale szybciej to widać pojmiesz i się nauczysz niż niejeden co ma wizje być pasowanym. - Uśmiechnął się szerzej. - A zatem, że nie o to idzie byś równowagę utrzymała i kroku nie zmyliła, to spróbuj uczynić szybciej to, co właśnie ci wyszło.
Na to polecenie Aila uśmiechnęła się szeroko. Widać lubiła to uczucie, gdy przełamywała ludzkie granice. Kto zresztą nie lubił? Choć nie w szybkości Alexander się specjalizował, musiał to rozumieć.

Dziewczyna z nadludzką szybkością przemknęła kilkanaście kroków, zanim błąd popełniła. Potem znów kilkanaście. I jakby w rozbawieniu zaczęła trasę kroków zmieniać i wokół skryby mieczem wywijać. Aż w końcu zdyszana zatrzymała się przed nim z rozwianym włosem, zaczerwienionymi licami i oczami, które wreszcie się do niego śmiały. Zadrżał wewnątrz gdy tak na nią patrzył.
Za późno złapał się na tym, że czyni ku niej jeden, drugi krok... By nie stanąć jak kretyn tuż przed nią z lekko uniesioną dłonią jaką podnosił do jej policzka, po prostu położył ją na jej dłoni w której dzierżyła miecz, w desperackiej próbie pokazania iż o to właśnie mu szło.
- Przerwę zróbmy - rzekł stojąc pół łokcia od niej. - Zdyszanaś strasznie.
Wyszczerzyła się na to radośnie, po czym skinęła głową ugodowo. Schyliła się, by położyć miecz na ziemi.
- Podobało mi się - przyznała.
- Zastanawiam się co tu robimy. to znaczy czemu ćwiczymy tutaj. - Podprowadził ją do rozłożonego koca, na którym wcześniej położył siodło, także dziewczyna mogła odpocząć półleżąc z głową na nim, lub oprzeć się siadając. - Mówiłaś, że nie chcesz by służba widziała. Czemu? - znów spytał siadając i podając jej gliniany gąsior.
Napiła się zachłannie, aż wąska strużka pociekła jej po brodzie.
- I tak mnie nie lubią - powiedziała, siadając tak, że plecami o siodło się opierała. - Brakuje tylko, by za jaką wiedźmę zaczęli mnie uważać, co to urodę z ich dzieci wysysa. Czy inną bzdurę. Matka zawsze przestrzegała, bym się obyczajami nie narażała za bardzo.
- Niewiasta z igłą szyjąca mężowi spodnie, z brzuchem w trzecim brzemiennym stanie, posłuszna. Czy chłopka czy szlachcianka. To tradycja, obyczaj. Tak ludzie świat widzą i tego oczekują. Chcesz być inna… jesteś inna, plwać ci na to co inni myślą.
- Dopóki nie uznają, że ukarać mnie za to sami mogą. Nie jestem głupia, słyszałam o takich przypadkach -
rzekła, po czym przyjrzała się Alexandrowi. - Muszę mieć męża, jeśli chcę Kocimi Łbami władać. Mogłabym rzec, że mam wybór co do tej osoby, ale to też nieprawda. Po ogłoszeniu testamentu, jeśli wezmę kogokolwiek innego niż ty za męża... ludzie mogą podważyć me prawo do zarządzania zamkiem. Sam wiesz zresztą na jak kruchej podwalinie ono zbudowane - powiedziała.
- Wiem. - Odwrócił wzrok. Temat powrócił... - I czas biegnie, ludzie oczekują, że co jasnym w tej sprawie jak najszybciej będzie. Nie wolałabyś pojąć kogoś przy kim drgnie twe serce z kim chciałabyś żyć jak z mężem przez siebie wybranym? Większość szlachcianek tego nie ma. Nie mają wyboru by być z kimś z kim się chce. Ty odchodząc do Torina, na Kocie Łby sprawiłaś, że możesz wybrać kogo pojąć, bo rodzina nic do gadania tu nie ma. Dla Kocich Łbów chcesz to stracić?

Aila odłożyła gąsior.
Nie wydawała się jednak zaskoczona słowami Alexandra. W ogóle z jej twarzy tchnął spokój, jakby wszystko zdążyła już sobie przemyśleć.
- Ten, za którego bym chciała wyjść, nie może mnie za żonę pojąć i dobrze o tym wiesz. Wobec tego... to bez znaczenia. A ciebie chociaż okłamywać nie muszę, prawda? - Uśmiechnęła się bez wesołości.
Siedząc patrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem. W końcu pochylił się nad nią na przyklęku.
- A jam tu na Tobie się skupiał - powiedział patrząc jej w oczy z goryczą. - Na Twoim smutku, krzywdzie, przymusie… Tak mi to myśli wypełniało, żem ślepy był na co z drugiej strony. Że gdybym cię pojął, to nigdy nawet najmniejszej nadziei mieć nie mogę, że byłbym pierwszym w uczuciu. Zawsze za kimś.
- Takiś mądry? -
Zmarszczyła swoje piękne brwi. - A gdybyś ty miał wybierać na przykład, czy mnie, czy pana naszego ratować... czy wybór nie byłby oczywisty? Mówisz, że z nim walczyć chcesz, lecz tobie również drży serce, na myśl tylko że się zbliża. Sama widziałam. Powinieneś to rozumieć, a nie głupio się obruszać. Szczególnie, że bronić ci innych nie zamierzam. Możesz brać Giselle i inne dziewki do łoża. Dla mnie to... bez znaczenia. - Głos jej zadrżał, wiedział, że kłamała.

Gdyby był w pełni sił..
Gdyby nie odbudowywał dopiero swej woli…
Wtedy z pewnością rzekłby coś innego.

- Ailo de Barr - powiedział w końcu. - Wiesz dobrze kim jestem, bom tego przed tobą nie ukrywał. - Spojrzał jej w oczy. Zobaczyła w nich gorycz, tę samą co w tonie głosu. Jakby odnalazł skarb, który okazywał się popiołem. - Nie mam nic, co tez wiesz. Uczynisz mi ten honor i wyjdziesz za mnie?
Poddał się.
Patrzyła na niego bez słowa. Czegoś szukała... a może czytała z jego oczu to, czego jej nie powiedział. Położyła dłoń na jego policzku, głaszcząc delikatnie skórę.
- Tak, Alexandrze - powiedziała ledwo słyszalnie. - Z radością zostanę twoją żoną.

Tylko gdzie była teraz ta radość?
Oboje czuli się jakby to był pogrzeb, a nie zaręczyny.

 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172